text_structure.xml
324 KB
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79
80
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
98
99
100
101
102
103
104
105
106
107
108
109
110
111
112
113
114
115
116
117
118
119
120
121
122
123
124
125
126
127
128
129
130
131
132
133
134
135
136
137
138
139
140
141
142
143
144
145
146
147
148
149
150
151
152
153
154
155
156
157
158
159
160
161
162
163
164
165
166
167
168
169
170
171
172
173
174
175
176
177
178
179
180
181
182
183
184
185
186
187
188
189
190
191
192
193
194
195
196
197
198
199
200
201
202
203
204
205
206
207
208
209
210
211
212
213
214
215
216
217
218
219
220
221
222
223
224
225
226
227
228
229
230
231
232
233
234
235
236
237
238
239
240
241
242
243
244
245
246
247
248
249
250
251
252
253
254
255
256
257
258
259
260
261
262
263
264
265
266
267
268
269
270
271
272
273
274
275
276
277
278
279
280
281
282
283
284
285
286
287
288
289
290
291
292
293
294
295
296
297
298
299
300
301
302
303
304
305
306
307
308
309
310
311
312
313
314
315
316
317
318
319
320
321
322
323
324
325
326
327
328
329
330
331
332
333
334
335
336
337
338
339
340
341
342
343
344
345
346
347
348
349
350
351
352
353
354
355
356
357
358
359
360
361
362
363
364
365
366
367
368
369
370
371
372
373
374
375
376
377
378
379
380
381
382
383
384
385
386
387
388
389
390
391
392
393
394
395
396
397
398
399
400
401
402
403
404
405
406
407
408
409
410
411
412
413
414
415
416
417
418
419
420
421
422
423
424
425
426
427
428
429
430
431
432
433
434
435
436
437
438
439
440
441
442
443
444
445
446
447
448
449
450
451
452
453
454
455
456
457
458
459
460
461
462
463
464
465
466
467
468
469
470
471
472
473
474
475
476
477
478
479
480
481
482
483
484
485
486
487
488
489
490
491
492
493
494
495
496
497
498
499
500
501
502
503
504
505
506
507
508
509
510
511
512
513
514
515
516
517
518
519
520
521
522
523
524
525
526
527
528
529
530
531
532
533
534
535
536
537
538
539
540
541
542
543
544
545
546
547
548
549
550
551
552
553
<?xml version='1.0' encoding='utf-8'?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
<xi:include href="PPC_header.xml" />
<TEI>
<xi:include href="header.xml" />
<text>
<body>
<div xml:id="div-1">
<u xml:id="u-1.0" who="#WojciechTrąmpczyński">Otwieram posiedzenie. Protokół 149 posiedzenia uważam za przyjęty, gdyż nie wniesiono przeciw niemu zarzutów. Protokół 150 posiedzenia leży w biurze Senatu do przejrzenia. Jako sekretarze zasiadają senatorowie Glogier i Gruetzmacher. Listę mówców prowadzi s. Gruetzmacher.</u>
<u xml:id="u-1.1" who="#WojciechTrąmpczyński">Przystępujemy do porządku dziennego: Dalsza dyskusja nad budżetem Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Głos ma s. Makarewicz.</u>
</div>
<div xml:id="div-2">
<u xml:id="u-2.0" who="#JuliuszMakarewicz">Wysoki Senacie! Sprawa budżetu Ministerstwa Spraw Zagranicznych wiąże się ściśle z kwestją wielkich linji polityki zagranicznej Państwa. Publiczne omawianie zasad polityki, których ma się trzymać Państwo w stosunkach międzynarodowych, to kwestja bardzo delikatna. Cechą polityki zagranicznej musi być z natury rzeczy pewna oględność, zręczność, ukrywanie dążeń i zamierzeń, których przedwczesne odsłonięcie mogłoby popsuć całą grę dyplomatyczną. Powiadają nawet dyplomaci, lub dyplomatom przynajmniej to się w usta wkłada, że mowa służy do ukrycia myśli. Pewna osobistość, odgrywającą pierwszorzędną rolę w dziejach Państwa Polskiego, przed kilku laty w rozmowie z posłem, akredytowanym przy Państwie Polskiem, użyła zwrotu: la politique c'est un faux jeu — polityka to jest gra fałszywa. Ze względu na warunki, w których użyto tego wyrażenia, ze względu na charakter osoby w stosunku do której mówca tego wyrażenia użył, przypuszczać należy, że chodziło tu właśnie o politykę zagraniczną, o grę dyplomatyczną. Jak długo prowadzi się politykę zagraniczną tylko w ciszy gabinetów, tak długo wszystkie te mniej lub więcej złote myśli mogą mieć pewne uzasadnienie. Czasy jednak się zmieniają. Na miejsce dyplomatów, robiących politykę zagraniczną z polecenia i według wskazówek monarchy — jakiegoś króla-słońca — wstępują w czasach dzisiejszych inni dyplomaci, którzy w polityce zagranicznej stosować się muszą do woli społeczeństwa, przemawiającego przez usta parlamentarnych przedstawicieli. Odsetek gry fałszywej w tych warunkach musi się znacznie zmniejszyć, gdyż w parlamencie mówić trzeba tak, by to, co się mówi, było zrozumiałe dla całego społeczeństwa. Wypływa stąd postulat jasności i szczerości. Równocześnie jednak wola ludu wypowiadana przez parlamentarnych przedstawicieli musi się stać wytyczną dla dyplomacji. Jeżeli dzieje się inaczej, to niema demokracji, lecz jest anarchia albo samowola. Wszak konstytucyjne ustawy państw demokratycznych zastrzegają parlamentom ratyfikację umów międzynarodowych, ratyfikację, bez której umowy, zawarte przez zawodowych dyplomatów, nie są niczem innem, jak projektami ustaw jeszcze nie uchwalonych, nie obowiązujących nikogo. Wszak przedewszystkiem ultima ratio w stosunkach międzynarodowych — wypowiedzenie wojny wymaga zgody parlamentu. Są to wszystko prawdy znane, a jednak w Polsce prawdy te powtarzać należy, by o nich nie zapomniano, tak jak łatwo zapomina się o innych prawdach konstytucyjnych.</u>
<u xml:id="u-2.1" who="#JuliuszMakarewicz">Konstytucja Państwa Polskiego jest antydemokratyczną. Według art. 2 władza zwierzchnia w Państwie należy do narodu, który ją wykonywa przez swoje organy. Przepisy co do ratyfikacji umów międzynarodowych, co do wypowiedzenia wojny również nie pozostawiają nic do życzenia pod względem jasności. W tych warunkach, kiedy przedstawiciele narodu mówić mają jasno i szczerze, a równocześnie przemówieniami swemi dając wyraz woli narodu, wiązać mają dyplomację, przedstawiciele narodu muszą posiadać pełną świadomość swojej odpowiedzialności.</u>
<u xml:id="u-2.2" who="#JuliuszMakarewicz">Stronnictwo Chrześcijańskiej Demokracji, w imieniu którego mam zaszczyt przemawiać, w poczuciu tej odpowiedzialności postanowiło zająć jasne stanowisko wobec pewnych pociągnięć na stole gry dyplomatycznej, pociągnięć, które połączone z pewnemi pogłoskami wywołały zaniepokojenie w szerokich masach ludu pracującego. Mniejsza o to, czy pogłoski, zjawiające się w prasie zagranicznej angielskiej, niemieckiej, włoskiej są wynikami intrygi, czy nie, faktem jest, że są w obiegu, faktem jest, że za pośrednictwem prasy krajowej dostały się do wiadomości ogółu, faktem jest wreszcie, że wywołały zaniepokojenie. Zajęcie jasnego stanowiska wobec tych pogłosek jest podwójnym obowiązkiem przedstawicieli narodu, raz wobec społeczeństwa, które wymaga uspokojenia, drugi raz wobec Rządu i naszej dyplomacji, jako ostrzeżenie na wszelki wypadek. Trzeba w obliczu tych pogłosek powiedzieć jasno, co szerokie masy czują, ażeby nie znaleść się w pewnej chwili w położeniu, z którego już będzie tylko jedno wyjście, a to wyjście będzie tragiczne. Straszną byłaby chwila, w której wyjawienie woli narodu napotkaćby miało na odpowiedź: zapóźno.</u>
<u xml:id="u-2.3" who="#JuliuszMakarewicz">Skąd płyną obawy, na czem opiera się zaniepokojenie? Zbiegają się w naszych oczach dwa zjawiska niezmiernie charakterystyczne. Z jednej strony uwikłanie Wielkiej Brytanji w wewnętrzne walki chińskie, z drugiej strony niezmiernie wyraźna, niedwuznaczna zmiana frontu Anglji w stosunku do Polski w czasach ostatnich. Uwikłanie się w chińską wojnę domową nie byłoby rzeczą wielkiej doniosłości międzynarodowej, mogłoby mieć znaczenie wyłącznie dla polityki eksportowej Anglji, gdyby nie ta okoliczność, że w tej wojnie domowej bierze udział z przeciwnej strony państwo sowieckie. Nie potrzeba przypominać tej ogromnej powierzchni tarcia, jaką ma Anglja z Rosją oddawna. Stosunki wzajemne tych dwóch państw są dziś o wiele gorsze, niż dawniej. Nie chodzi tu o sąsiedztwo Anglji z Sowietami na granicy Indji Wschodnich, nie chodzi tylko o rywalizację tych dwóch państw i społeczeństw na terenie całej Azji, chodzi obecnie o rzecz większą, o zażartą walkę na tle ideologji gospodarczej i na tle wielkich gospodarczych interesów. Wiadomo, że Sowiety, zrobiwszy nieudały eksperyment ze społecznym systemem gospodarczym, szukają dla siebie ratunku przez propagandę komunistyczną, któraby osłabiła wszystkie państwa kuli ziemskiej w tym samym stopniu, w jakim bolszewizm zrujnował państwo rosyjskie.</u>
<u xml:id="u-2.4" who="#JuliuszMakarewicz">W propagandzie bolszewizmu natrafiają sowiety na walną przeszkodę, na świat anglosaski, na ten świat anglosaski, który wytworzył liberalizm ekonomiczny Adama Smitha, Dawida Ricardo i tylu innych, na świat, w którym panuje kult prywatnej własności i prywatnego interesu.</u>
<u xml:id="u-2.5" who="#JuliuszMakarewicz">Straciwszy wszelką nadzieję, żeby udało się zaszczepić komunizm w Stanach Zjednoczonych, gdzie rozumna polityka kapitału rzuciła hasło dobrobytu robotnika, straciwszy nadzieję na zdobycie amerykańskiej części świata anglosaskiego, z tem większą furią rzuciła się ta propaganda na wielko-brytyjskie imperium, przedstawiające w państwowej budowli głębokie rysy. Dwa światy: kapitału i pracy stoją tam wobec siebie w pełnym rynsztunku w linji bojowej. Strajk węglowy był tylko jednem z ogniw łańcucha zatargów tych dwóch światów. Rosja bolszewicka z tego korzysta, podkopuje potęgę Wielkiej Brytanji w jej własnem gnieździe, a także w jej dominiach. Bardzo być może, że obok momentów z dziedziny polityki gospodarczej i społecznej poważną rolę w tej akcji odgrywa odziedziczona jeszcze po Rosji carskiej niechęć rasowa i pragnienie skutecznej rywalizacji w dziedzinie stosunków międzynarodowych. Faktem jest, że Anglję zelektryzowały wypadki ostatniego roku i faktem jest, że subwencjonowanie strajku górników angielskich przez sowiety spowodowało ogromne straty w dochodach społeczeństwa angielskiego.</u>
<u xml:id="u-2.6" who="#JuliuszMakarewicz">Obok tych faktów stwierdzam fakt inny. Oto Anglja, która od początku istnienia państwowości polskiej odgrywała rolę dla Polski niechętną, ta Anglja, której prezydent ministrów Lloyd George nie chciał rozmawiać z przedstawicielami Państwa Polskiego, ta Anglja, która w r. 1920 z zimnym spokojem, a może nawet ze źle ukrywaną radością przypatrywała się biegowi wypadków i potopowi bolszewickiemu, zalewającemu Polskę, ta sama Anglja w ostatnim roku znajduje dla Polski wiele żywego, sympatycznego zainteresowania, a co więcej odczuwa potrzebę finansowego poparcia naszego Państwa. Nie jest to czysty przypadek, jeżeli politycy angielscy w r. 1926 odbywają wielotygodniowe podróże po Polsce, interesują się jej rozwojem, interesują się ustosunkowaniem Polski do Niemiec po traktacie w Locarno i wielu innemi kwestjami, ważnemi dla oceny roli Polski na rynku międzynarodowej polityki.</u>
<u xml:id="u-2.7" who="#JuliuszMakarewicz">Byłoby rzeczą przedwczesną stwierdzać z całą stanowczością dokąd Anglja dąży, byłoby może rzeczą niewłaściwą, wobec wyraźnych zaprzeczeń dyplomacji angielskiej stawiać diagnozę, że Anglja chce podjąć krucjatę antysowiecką, że chce stworzyć wspólny front bojowy, że do tej akcji potrzebuje większych i mniejszych sojuszników. Faktem jest jednak, że dość wyraźnie zaznacza się tendencja dyplomacji angielskiej do łagodzenia zatargów między Państwem Polskiem, a Niemcami, Państwem Polskiem, a Litwą. Faktem jest dalej, że w Anglji okazuje się wielkie zainteresowanie dla pożyczki, którą Polsce wypłacić ma świat anglosaski.</u>
<u xml:id="u-2.8" who="#JuliuszMakarewicz">Oczywiście cieszyć się należy, że zyskujemy nowego przyjaciela. Wszak mimo sojuszu z Francją i Rumunją było nam w Europie dość samotnie. Potrząsanie szablą w Niemczech, sprawa twierdz na granicy Polski, wszystko to napędzało chmurę troski na nasze czoła, zwłaszcza, że zabezpieczeniem dla nas naszej granicy zachodniej, jakoś nikt szczerze zająć się nie chciał. Należy się cieszyć. A więc cieszmy się. Cieszmy się także dlatego, że Anglja, kierując się w polityce międzynarodowej zimnym rozsądkiem, kupiecką kalkulacją, wolna od romantycznych uniesień, po dokonaniu długoletnich dokładnych obserwacji, oceniła nas jako wartość, o którą pokusić się można. Przestaliśmy być w jej oczach jakiemś politycznem non-valeur czy quantité négligeable. Radość naszą psuje tylko reflekcja, że w polityce międzynarodowej mało co dziej się jako akt miłości bliźniego.</u>
<u xml:id="u-2.9" who="#komentarz">(Wesołość.)</u>
<u xml:id="u-2.10" who="#JuliuszMakarewicz">Jeżeli gdzie, to tutaj wysuwa się interes na pierwszy plan. Jaki interes może mieć nasz nowy sojusznik w popieraniu Polski, w wyciąganiu przyjacielskiej dłoni, a co najważniejsza, czego się od nas spodziewa, bo żądać jeszcze niczego nie może, oto jest pytanie. Oto jest pytanie, na które pogłoski dają niepokojącą odpowiedź. W prasie, oddanej obecnemu Rządowi, podnosi się ciężki zarzut, że omawianie tych pogłosek w pismach polskich jest działaniem na szkodę Państwa Polskiego, jest nikczemnością. Dlaczego? Dlatego, że szerzenie takich pogłosek utrudniać ma Rządowi uzyskanie pożyczki zagranicznej: kapitaliści obcy ze strachu przed zamierzonem użyciem pożyczki na cele inne, niż gospodarczego podniesienia, gotowi są zerwać rokowania. Jakiż to objaw potęgi polskiego dziennikarstwa! Kapitaliści obcy nic sobie nie robią z artykułów pism angielskich i niemieckich, lub artykułu „Corriere della Sera” Nr. 51 pod tytułem „Polska w grze”, ale jak się dowiedzą, co napisał jakiś dziennik krakowski, to momentalnie zerwą rokowania. Mimo niezadowolenia, jakie omawianie tej sprawy może gdzieś, u kogoś wywołać, sprawa wymaga jasnego postawienia.</u>
<u xml:id="u-2.11" who="#JuliuszMakarewicz">Jasnem jest, że w ewentualnym planie otoczenia sowietów pierścieniem państw niechętnych, pierwszorzędną rolę odgrywać musiałaby Polska. Jeżeliby chodziło tylko o to, by stworzyć tamę dla szerzenia propagandy komunistycznej, to oczywiście myśli takiej należałoby przyklasnąć, ale zachodzi obawa, czy sąsiedztwo z sowietami nie wytworzy dla nas roli innej, nie tamy, a może bramy wypadowej? Sprawa wikła się także przez fakt, że przyjazne stosunki z Rosją, nie jako z ojczyzną komunistycznej organizacji gospodarstwa społecznego, ale z Rosją jako z rynkiem zbytu, są warunkiem rozwoju ekonomicznego dla Państwa Polskiego. Mamy otrzymać znaczniejszą pożyczkę zagraniczną. Pożyczka ta przyniosłaby Państwu Polskiemu korzyści przedewszystkiem w takim wypadku, jeżeliby kapitał, z pożyczki tej płynący, oddziałał ożywczo na naszą produkcję przemysłową. Wytwórczość jednakowoż sama przez się nie jest jeszcze ekonomicznem zwycięstwem, jest niem dopiero możność korzystnego sprzedania produktów. Dla tych celów potrzebnym nam jest rynek zbytu. Doświadczenie wykazało, że najkorzystniejszym i najnaturalniejszym rynkiem zbytu dla przemysłu polskiego jest Rosja. Zawikłania polityczne (lub, co gorzej, orężne), pozbawiając nas tego rynku zbytu, pozbawić nas mogą korzyści, płynących z pożyczki, która w takich warunkach raczej wyjdzie Państwu Polskiemu na szkodę.</u>
<u xml:id="u-2.12" who="#JuliuszMakarewicz">Niezmiernie pocieszającem zjawiskiem w tej atmosferze domysłów i plotek jest wystąpienie Ministra Spraw Zagranicznych, p. Zaleskiego, w Wiedniu. Minister zatrzymał się tam krótko, a jednak skorzystał ze sposobności, ażeby udzielić wywiadu współpracownikowi znanego dziennika „Neue Freie Presse”, dziennika, który mimo upadku mocarstwowego znaczenia Austrji, zdołał zachować dla siebie stanowisko pisma o szerokich horyzontach i rozległem kole czytelników. P. Minister w wywiadzie tym zaprzeczył jak najbardziej kategorycznie wieściom tak co do zamiarów Anglji tworzenia wspólnego z Polską frontu antysowieckiego, jak i co do zamiarów Anglji wyprowadzenia Polski z jej dotychczasowej platformy polityki bezwzględnie pokojowej, P. Minister zaprzeczał kategorycznie wszelkim zamiarom, o które Anglję się pomawia. Nie wchodźmy w subtelności interpretacji oświadczenia p. Ministra, ograniczmy się do stwierdzenia, że oświadczenie takie złożono. Wypada dać wyraz radości, że w oświadczeniu Rządu mieści się kategoryczne zaprzeczenie niepokojącego sposobu tłumaczenia przyjaźni państwa angielskiego. Obowiązkiem naszym jest tutaj z tej trybuny, przeznaczonej dla swobodnego wypowiadania się przedstawicieli narodu, stwierdzić, że zaprzeczenia p. Ministra Spraw Zagranicznych wywołają w Polskiem społeczeństwie oddźwięk jak najbardziej sympatyczny. W tych warunkach ograniczam się tylko do radosnego powtórzenia, że Anglja, obserwując rozwój Państwa Polskiego przez bardzo bystrych informatorów, stwierdziła konieczność bezinteresownego popierania naszego kraju, że Anglja niczego od nas żądać nie zamyśla, że Anglja nie chce tworzyć wspólnego z nami frontu antysowieckiego. Zdawaćby się mogło, że wobec oświadczenia p. Ministra Spraw Zagranicznych, wydrukowanego w piśmie wiedeńskiem, a podanego do wiadomości Polski przez pisma, do Rządu zbliżone, a także wobec zaprzeczeń dyplomatów angielskich, zbędnem staje się zajmowanie opinji publicznej sprawą wzajemnego stosunku państwa angielskiego do polskiego. Ponieważ jednak debata nad budżetem Ministerstwa Spraw Zagranicznych odbywa się tylko raz do roku, ponieważ wypadki dziejowe przechodzą często nad głowami dyplomatów, ponieważ nikt nie może przewidzieć, co przyniesie jutro, trzeba z całym naciskiem zaznaczyć, że lud pracujący w Polsce nie życzy sobie wogóle żadnych zawikłań wojennych.</u>
<u xml:id="u-2.13" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-2.14" who="#JuliuszMakarewicz">Istnieje podobno teorja, rozpowszechniana w pewnych sferach naszego społeczeństwa, teorja, jakoby wojenne zajęcie ludności było rozwiązaniem problemu bezrobocia. Teorja ta nie trafia do przekonania ani bezrobotnych, ani reszty społeczeństwa. Gdybyśmy nawet przyjęli, że na wojnie nikt nie ginie, że nie zostają wdowy, ani sieroty po uczestnikach walk, że nie powstają szeregi wojennych inwalidów, jako nowy ciężar dla społeczeństwa, to w każdym razie wojna nie wytwarza nowych dóbr, lecz niszczy istniejące, wojna powoduje zamknięcie warsztatów pracy, na których uruchomienie potem trzeba długo czekać.</u>
<u xml:id="u-2.15" who="#JuliuszMakarewicz">Stronnictwo moje, które jest stronnictwem ludzi pracy, nie uznaje dopuszczalności innej wojny, jak tylko wojny obronnej, choćby do ostatniej kropli krwi, ale zawsze tylko obronnej. Wojnę obronną można jednak sprowokować. Wojnę francusko-niemiecką w r. 1870 wypowiedziała Francja, ale sprowokował ją Bismark przez wysłanie sfałszowanej depeszy emskiej. Dlatego z ostrożności stronnictwo moje zastrzega się przeciw takiej polityce Rządu polskiego, któraby formalnie tylko wyznaczała nam rolę obronną.</u>
<u xml:id="u-2.16" who="#JuliuszMakarewicz">Sowiety nie są oczywiście sąsiadem przyjemnym. Manja uszczęśliwiania ludzkości, a zwłaszcza państw ościennych przez propagandę komunizmu wytwarza ciągłą groźbę fermentu wewnętrznego w naszem społeczeństwie. Oczywiście lepiejby było nie posiadać sąsiada, rozwijającego taką propagandę poza własnemi granicami. Mimo to jednak zgóry zaznaczyć wypada, że zatarg wojenny dla zapobieżenia propagandzie tego typu byłby niesłychanym błędem, byłby reklamą dla systemu komunistycznego gospodarki społecznej, gdyż byłby to dowód wielkiej siły tej ideologji, skoro jej środkami normalnemi, dyskusją i argumentacją powalić nie można. Ideologji nie tępi się ogniem i mieczem, dla zwalczania jej usunąć wypada przedewszystkiem warunki korzystne do jej rozszerzania, a nadto ideologji należy przeciwstawić inną ideologję — silniejszą.</u>
<u xml:id="u-2.17" who="#JuliuszMakarewicz">Jakikolwiek byłby wynik wojny z sowietami, wojny podjętej w charakterze krucjaty, propaganda komunistyczna mogłaby na tem tylko zyskać. Gdyby wojna przyniosła porażkę dla sowietów, wytworzyłoby to z przedstawicieli Rosji męczenników idei, pozostałoby wrażenie zgnębienia jakichś szczerych przyjaciół ludu pracującego przez krwiożerczy kapitalizm. Klęska natomiast przeciwników Rosji sowieckiej oznaczałaby rozlanie się zwycięskiego bolszewizmu po ziemiach polskich, a wobec niewiadomego narazie zachowania się innych sąsiadów Polski, może nawet coś gorszego. Korzyści jakichkolwiek kampanja tego rodzaju przynieść nie może nigdy.</u>
<u xml:id="u-2.18" who="#JuliuszMakarewicz">Nasuwać się może jedno przypuszczenie, że poza walką o ideał społecznej gospodarki kryć się może jeszcze ideał inny, przeprowadzenie polityki federalistycznej, czy imperialistycznej. Przypuszczenie to mogłoby znaleść swoje poparcie znowu w pewnych zjawiskach prasowych. Zjawia się w prasie jak duch Banka widmo Ukrainy, Ukrainy niezależnej, która oczywiście węzłami ścisłej przyjaźni, może jakiejś unji personalnej czy realnej, byłaby związana z Państwem Polskiem. Inna prasa, zbliżona do innej części Rządu, przynosi kombi nację przyłączenia do Polski na podobnych zasadach państwa litewskiego.</u>
<u xml:id="u-2.19" who="#JuliuszMakarewicz">Marzeń takich, wypowiadanych nie w ciasnem kółku przy szklance herbaty, ale na łamach pism, zbliżonych do ludzi, o których wiemy, że gotowi są ważyć się na wszystko, nie można pominąć milczeniem. Dla uspokojenia nie wystarczy, jeżeli Rząd wypiera się stosunków z pewnym odłamem prasy, który obdarzony jest, jak doświadczenie wykazało, duchem proroczym w zakresie polityki wewnętrznej, którego komitet redakcyjny dostarcza ministrów Państwu Polskiemu. Nie wystarczy nazywać wystąpień prasy, zbliżonej do innej grupy ministrów, niepoczytalnemi. Wszak obłąkaniec może dom podpalić równie dobrze, jak człowiek normalny. Nie można się w żadnym razie dziwić, jeżeli po ubolewania godnych wypadkach roku ubiegłego każda najpotworniejsza nawet plotka czy pogłoska znajduje wiarę.</u>
<u xml:id="u-2.20" who="#JuliuszMakarewicz">Czyż od listopada 1925 nie krążyły pogłoski o grożącym zamachu stanu? Wówczas ludzie rozważni i poważni zadawali pogłoskom tym kłam, tłumaczyli i wyjaśniali, aż nadszedł dzień, który spełnianie przez nich obywatelskiego obowiązku walki z bezzasadnemi plotkami w dziwnem postawił świetle. Po takich niespodziankach nie należy się dziwić, jeżeli wobec każdej pogłoski społeczeństwo zajmuje odpowiednie stanowisko, nie dając jej wiary, ale licząc się z wszelkiemi możliwościami. Dlatego należy tutaj zaznaczyć z całą stanowczością, że ani krucjata w imię obrony zasady prywatnej własności, ani fantazje federalistyczne nie mogą być dostatecznem uzasadnieniem dla ewentualnych zamiarów naruszenia pokoju, dla sprowadzenia ruiny gospodarczej i dla ryzyka utraty niepodległości Państwa.</u>
<u xml:id="u-2.21" who="#JuliuszMakarewicz">P. Minister Spraw Zagranicznych zapewnia nas, że Anglja nie ma zamiaru wzamian za swe przyjacielskie usługi, które oczywiście b. wysoko sobie cenimy, wyprowadzać nas ze stanowiska polityki pokojowej. Przypuszczać należy, że zdaniem p. Ministra nietylko Anglja, ale wogóle nikt nie ma takiego zamiaru.</u>
<u xml:id="u-2.22" who="#JuliuszMakarewicz">Chcąc p. Ministrowi dodać poparcia na arenie międzynarodowej przez uchwałę ciała parlamentarnego, stronnictwo moje ma zaszczyt postawić wniosek o uchwalenie następującej rezolucji:</u>
<u xml:id="u-2.23" who="#JuliuszMakarewicz">„Ze względu na geograficzne i gospodarcze położenie Polski, Senat wzywa Rząd do przestrzegania polityki bezwzględnie pokojowej”.</u>
<u xml:id="u-2.24" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-3">
<u xml:id="u-3.0" who="#WojciechTrąmpczyński">Głos ma s. Bartoszewicz.</u>
</div>
<div xml:id="div-4">
<u xml:id="u-4.0" who="#JoachimBartoszewicz">Wysoki Senacie! Przy budżecie Ministerstwa Spraw Zagranicznych będę mówił o sytuacji międzynarodowej naszego Państwa i o tych zadaniach, jakie z tej sytuacji wynikają dla naszego Ministra Spraw Zagranicznych, dla Rządu i dla całego narodu.</u>
<u xml:id="u-4.1" who="#JoachimBartoszewicz">Odrazu na wstępie stwierdzam, zgodnie z tem, co wczoraj tu mówił nasz sprawozdawca generalny budżetu, że sytuacja międzynarodowa Polski znajduje się ciągle pod znakiem niebezpieczeństwa, które zagraża Polsce bezpośrednio z dwóch stron: od zachodu i od wschodu, ze strony sąsiadów Niemców i Rosji. Już przed trzema bodaj laty, kiedym miał zaszczyt z tej wysokiej trybuny przemawiać o polityce zagranicznej, podkreśliłem, że na czoło zadań naszej polityki zagranicznej wysuwa się sprawa bezpieczeństwa. Muszę to dziś powtórzyć i nie obawiam się podkreślić tego niebezpieczeństwa dlatego, że rozumiem, że nie może to wywołać u nas ani zniechęcenia, ani trwogi, ale że przeciwnie, jest dla naszego narodu tym momentem, który dopomaga do należytego zebrania sił, skupienia się w sobie i znalezienia środków do odparcia wiszącej nad naszemi głowami groźby. Otóż grożą nam dwa niebezpieczeństwa: każde z nich jest poważne, jednak charakter ich jest różny.</u>
<u xml:id="u-4.2" who="#JoachimBartoszewicz">Zacznę od niebezpieczeństwa niemieckiego. Na czem ono polega, to my wszyscy doskonale czujemy i rozumiemy; wystarczy przypomnieć sobie całą naszą historję od początku prawie istnienia Państwa Polskiego. Jednak nie chcę się cofać do tych odległych czasów, chcę zająć się aktualnością. Chciałbym zadać sobie jedno pytanie: czy w ostatnich latach, czy w ostatnich miesiącach to niebezpieczeństwo niemieckie wzrosło, czy zmniejszyło się? Zdawałoby się, że są momenty takie, któreby mogły wpłynąć na zmniejszenie się tego niebezpieczeństwa. Wszyscy przecież dążą do uspokojenia, do pokoju, twierdzą to również i Niemcy. Mieliśmy akty pacyfizmu światowego i europejskiego pierwszorzędnego znaczenia w ostatnich właśnie latach. Mieliśmy przedewszystkiem protokół genewski, który tyle zachwytów wywołał tutaj u ówczesnego naszego Ministra Spraw Zagranicznych, no i mimo to ten dokument został szybko schowany do archiwum. Mieliśmy drugi dokument, ten już bardziej realny, który wszedł w życie — pakty lokareńskie. Mieliśmy wreszcie trzeci akt bardzo poważnej natury, to jest wejście Niemiec do Ligi Narodów, do tej instytucji, która przecież ma na celu wprowadzenie pokoju trwałego między narodami i państwami przez załatwianie wszystkich sporów możliwie drogą pokojową.</u>
<u xml:id="u-4.3" who="#JoachimBartoszewicz">I oto, mimo rozwijającego się pacyfizmu, mimo tych aktów pacyfistycznych, mimo tego pożądania ogólnego uspokojenia i porozumienia, musimy niestety stwierdzić, że w ostatnich czasach to niebezpieczeństwo niemieckie raczej się zwiększa. Czemu to przypisać? Otóż przypisać to należy przedewszystkiem temu, że Niemcy w znacznej mierze wykonały już swój plan uwolnienia się od więzów, jakie na nich nakładają traktaty powojenne. Plan ten, zrodzony zaraz po katastrofie, prawie nazajutrz po zawieszeniu broni w r. 1918, został przyjęty przez Niemców, jako system i metoda, którą konsekwentnie przeprowadzają od pierwszej chwili i jeszcze mają zamiar dalej prowadzić, aż do osiągnięcia ostatecznego celu. Plan ten polegał na tem, ażeby przedewszystkiem zrzucić z siebie winę za wielką wojnę światową, ażeby uznać, że traktaty powojenne, Traktat Wersalski był niesprawiedliwością, był krzywdą dlatego, że Niemcy nie zostały pokonane przez wojnę, ale że właściwie dały się wziąć w pułapkę przez Wilsonowskie punkty i że je oszukano i zgnieciono wtedy, kiedy miały prawo spodziewać się innego traktowania. Plan ten polegał więc na sabotowaniu postanowień traktatów, na wykręcaniu się od spełniania zobowiązań tam nałożonych i przez Niemców przyjętych formalnie, na podważaniu znaczenia tych traktatów tak, ażeby w ostateczności dojść do ich zupełnego przekreślenia.</u>
<u xml:id="u-4.4" who="#JoachimBartoszewicz">Niemcy nie próbowały nośladować wielkiego czynu Francji po katastrofie z r. 1870 i 1871. Wówczas Francja zdobyła się na wielki wysiłek, na zapłacenie olbrzymiej w ówczesnych czasach, 5-miljardowej, kontrybucji na to, aby jeszcze przed terminem uwolnić swoje terytorja od okupacji nieprzyjacielskiej.</u>
<u xml:id="u-4.5" who="#JoachimBartoszewicz">Niemcy poszły inną drogą, postanowiły nie płacić, tłumacząc, że nie są w stanie zapłacić. Przez tę swoją metodę, grając rolę niewypłacalnego dłużnika, osiągnęli oni to, że ich nieprzyjaciele wojenni, a zwycięzcy dali im pieniądze na to, aby umożliwić otrzymanie należnych im odszkodowań i kontrybucji wojennej. Otworzyli im szeroko kredyt, który płynął do Niemiec wielkiemi strugami ze świata anglo-saskiego, z Ameryki. Doszło do tego, że dziś Niemcy myślą nie tylko o tem, aby samemu skądinąd jeszcze więcej pieniędzy dostać, ale aby finansować innych. Taki jest dotychczasowy rezultat wykonania tego planu. Dodam, iż jednocześnie Niemcy, udając ciągle rozbrojonych i bezbronnych, przygotowują się pokryjomu, ale stale i energicznie do militarnej akcji odwetowej tak, aby zrzuciwszy ostatnie więzy traktatowe, zrealizować plan niemieckiej hegemonii ekonomicznej i politycznej nad Europą. Wiemy doskonale, że pomimo formalnego rozgrzeszenia Niemców w kwestji nakazanego im rozbrojenia, ciągle organizacja ich siły militarnej postępuje wciąż naprzód. Wiemy to choćby z rewelacji „Manchester Guardian” i z mowy Scheidemana w parlamencie niemieckim, z których ujawniła się rola Reichswerę, kierowanej przez ministra Gesslera, ale oczywiście te rzeczy są czynione przez Niemców z dużą ostrożnością i tajemniczością dlatego, żeby ciągle jeszcze pokazywać się światu w stanie bezbronności militarnej dlatego, żeby mógł przyjść ten moment, w którym Niemcy będą twierdziły, że jest rzeczą zupełnie niesłuszną, kiedy dziś stanęły narówni z innemi narodami, aby one jedne były rozbrojone, podczas kiedy cały świat jest uzbrojony. Nie wiem, może wówczas p. Gessler stać będzie jeszcze na czele Reichswehry i wtedy nie zawaha się ujawnić wobec bezbronnej Europy właściwego stanu militarnej siły Niemiec.</u>
<u xml:id="u-4.6" who="#JoachimBartoszewicz">To wszystko, co powiedziałem o dotychczasowem wykonaniu planu niemieckiego sprawia, że dziś Niemcy mają już znacznie wolniejsze ręce, a wskutek tego znacznie większy tupet, że dzisiaj Niemcy mogą sobie pozwolić daleko śmielej na te rzeczy, na które sobie zresztą pozwalali już dawniej, tylko w innej formie. A właśnie dlatego, że uzyskały traktaty lokareńskie i aparat z temi traktatami związany, aparat arbitrażowy i t. zw. Komisję Pojednawczą, właśnie dlatego, że weszły do Ligi Narodów, ta kampanja antypolska stała się dziś daleko bardziej silną, daleko bardziej niebezpieczną, niż dawniej, niż przed kilku nawet laty. Kampanja ta prowadzona jest naturalnie w sensie pokojowym. Chce się pokojowo załatwić te sprawy, które Niemcy mają z nami. Ale ponieważ nikt nie ukrywa w Niemczech, że najważniejszą sprawą, jaką oni mają do nas, jest odebranie nam naszych terytorjów, więc rozumieją Panowie, że cała ta kampanja jest zwrócona przedewszystkiem w tym kierunku, ażeby pokojowo nam te terytorja odebrać.</u>
<u xml:id="u-4.7" who="#JoachimBartoszewicz">Otóż monstrualność tej imprezy polega nie na tem, że jest pożądliwość zabrania cudzego terytorjum, bo to jest przecież rzecz nie nowa, znana już w historji pruskiej, ale monstrualność polega na tem, że się chce wmówić i w świat, a w nas także, że jest rzeczą naturalną, moralną i odpowiadającą idei pokoju uczynienie nam propozycji popełnienia zbrodni zdrady głównej. Bo niczem innem to nie jest, jak zdradą główną, gdybyśmy się zgodzili na jakieś pertraktacje w sensie okrojenia naszego terytorjum państwowego. I ta monstrualność musi być tutaj napiętnowaną.</u>
<u xml:id="u-4.8" who="#JoachimBartoszewicz">Wczoraj p. s. Hasbach powiedział w swej mowie, że gdyby wyszły jakieś kombinacje, z którychby wynikło, że te terytorja, mianowicie Pomorze, mogłyby odpaść od nas, to… i t. d. i t. d. Otóż muszę tu powiedzieć i sądzę, że chyba nikt tu przeciw temu nie zaoponuje, że jedyną kombinacją, która mogłaby doprowadzić do odebrania tych terytorjów od nas, byłaby kombinacja potoków krwi,</u>
<u xml:id="u-4.9" who="#komentarz">(Oklaski)</u>
<u xml:id="u-4.10" who="#JoachimBartoszewicz">... wylanej w walce na śmierć i życie w obronie naszej całości terytorialnej i świętości naszych granic. Innej kombinacji być nie może.</u>
<u xml:id="u-4.11" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-4.12" who="#JoachimBartoszewicz">Chciałbym tutaj jeszcze jedno złudzenie rozwiać. Myliłby się ten, ktoby twierdził, że kampanja przeciwko nam, kampanja o rewizję naszych granic i o oderwanie naszych ziem, jest specjalnością tylko prawicy narodowej, nacjonalistów niemieckich. To jest grube złudzenie. Niewątpliwie, że nacjonaliści niemieccy może najszczerzej, najbrutalniej tę rzecz przedstawiają, niewątpliwie, że tutaj prym trzyma hr. Westarp, ale, proszę Panów, czyż o tem mówi tylko hr. Westarp, czyż mówią tylko nacjonaliści niemieccy, czyż nie słyszeliśmy tych rzeczy od b. kanclerza Niemiec p. Wirtha, który należy przecież do centrum, czyż nie słyszeliśmy tego nawet od odpowiedzialnego kierownika ministerstwa spraw zagranicznych p. Stresemanna? Oczywiście nie w tej formie, jakiej używa hr. Westarp. Jestem przekonany, że niema takiego stronnictwa w Niemczech, któreby w swój swoisty sposób — oczywiście jest wielka różnica między nacjonalistami a socjalistami niemieckimi — ale któreby w swój swoisty sposób nie uważało, że to jest przecież wielka krzywda dla Niemiec, że istnieje korytarz pomorski i ze trzeba tak albo inaczej tę sprawę załatwić, bo tej krzywdy Niemcy znieść nie mogą, że powróciły do Polski ziemie, które jej dawniej odebrano. Otóż to złudzenie chciałbym rozwiać, bo ono jest szkodliwe dla nas. Propaganda niemiecka zasugestjonowała już cały naród niemiecki w tym kierunku, że odebranie nam Pomorza i Śląska jest słusznem naprawieniem krzywdy, wyrządzonej Niemcom przez Traktat Wersalski i decyzję aljantów.</u>
<u xml:id="u-4.13" who="#JoachimBartoszewicz">Rozumieją Panowie, że przy takich nastrojach w Niemczech w ostatnich właśnie czasach, tak trudno było dojść do pozytywnego rezultatu w rokowaniach handlowych. Nie mogę tutaj przedstawiać Panom długiej historji tych mozolnych rokowań, chcę tylko wskazać na istotną przyczynę ich niepowodzenia. Niemcy traktowali i traktują umowę handlową z Polską z punktu widzenia ogólnego ich planu politycznego, dążącego w rezultacie do ekonomicznego ujarzmienia Polski. Myśmy zaś patrzyli na przyszły traktat handlowy z Niemcami, jako na korzystne dla obu stron porozumienie gospodarcze, które w dalszej swojej konsekwencji może doprowadzić do normalizacji sąsiedzkich stosunków między obu państwami. Nasza argumentacja nie trafiała Niemcom do przekonania. Chcieli oni nietylko dostosować traktat handlowy do ogólnego planu ekonomicznego wobec Polski, ale chcieli również przy okazji zawarcia tego traktatu, pousuwać różne swoje bolączki natury politycznej, które są już załatwione powojennemi traktatami. O cóż Niemcom chodziło? O przerwanie likwidacji, niezgodnej z traktatem, o załatwienie sprawy optantów, o nieutrudnianie Niemcom przyjazdu do Polski, podróżowania i przebywania w naszym kraju.</u>
<u xml:id="u-4.14" who="#komentarz">(Głos: I osiedlania się.)</u>
<u xml:id="u-4.15" who="#JoachimBartoszewicz">Tak i osiedlania się. Te postulaty nacechowane są przytem pozorami podejrzliwości.</u>
<u xml:id="u-4.16" who="#JoachimBartoszewicz">Niemcy udają, że to oni są przez nas zagrożeni, że to my chcemy odebrać ziemie niemieckie i dlatego uchwalają miljony na osadnictwo, na wzmocnienie niemieckiego żywiołu nad granicą naszą. W tym kierunku idzie propaganda niemiecka i utrzymuje się opinję niemiecką w tem przeświadczeniu, że Polska atakuje, a Niemcy muszą się tylko bronić. Przy tego rodzaju walce, przy tumanieniu opinji, przekręcaniu faktów, nic dziwnego, że każde przedsięwzięcie, dążące do porozumienia, choćby częściowego, choćby tylko gospodarczego — a przecież takie porozumienie gospodarcze między sąsiadami jest wskazane — musi natrafiać na duże trudności i kończy się często rezultatem negatywnym tak, jak to świeżo miało miejsce przy rokowaniach handlowych.</u>
<u xml:id="u-4.17" who="#JoachimBartoszewicz">Panowie wiedzą, że Niemcy zerwały rokowania, po nieudanej próbie wymuszenia. Czy one się nawiążą, to o tem dowiemy się w Genewie i bardzo byłbym rad, żeby mogły się nawiązać. Myślę, że wreszcie w tym czasie Niemcy zrozumieją, że trzeba trochę inaczej prowadzić rokowania i traktować Polskę na stopie istotnej równorzędności i poszanowania jej suwerenności państwowej. Jeżeli Niemcy to zrozumieją, to przypuszczam, że przecież i oni będą musieli uczynić te rozumne koncesje, które są konieczne na to, aby jakiś akt dwustronny mógł być zawarty.</u>
<u xml:id="u-4.18" who="#JoachimBartoszewicz">Ze spokojem czekać będziemy na propozycje niemieckie. Jesteśmy zawsze gotowi do porozumienia, ale nie damy się sforsować na takie koncesje, które z interesem naszego Państwa się nie godzą. Tyle o niebezpieczeństwie niemieckiem.</u>
<u xml:id="u-4.19" who="#JoachimBartoszewicz">Przechodzę teraz do drugiego niebezpieczeństwa, grożącego nam od wschodu. Powiedziałem, że te dwa niebezpieczeństwa są odmiennej natury. Istotnie tak. Muszę tylko skorygować to o tyle, że są one w pewnym sensie ze sobą skombinowane. Nie będę tego tłumaczył, bo pod tym względem szczegółowo wyjaśnił nam już tę kombinację p. referent s. Buzek. Otóż niebezpieczeństwo, które nam zagraża od wschodu, nie jest specjalnie przeciwko nam wymierzone. Wynika ono z ogólnej tendencji bolszewickiego rządu, a właściwie trzeciej międzynarodówki, do siania wszędzie, gdzie tylko można, ziarna przewrotu społecznego, wywracania istniejących stosunków ekonomicznych i politycznych celem zaprowadzenia takiego czy innego komunizmu. Otóż to niebezpieczeństwo przewrotu komunistycznego, które ma wskutek zdarzeń naszych wewnętrznych znacznie ułatwione szanse, w znacznym stopniu wzrosło w ostatnich czasach. Na jego odparcie musimy być przygotowani. Wchodzi to już w dziedzinę naszej polityki wewnętrznej, a nie zewnętrznej, żeby znaleść sposoby przeciwstawienia się wszelkim próbom przewrotu, płynącym ze strony Moskwy. Ale Moskwa, to nie tylko trzecia międzynarodówka i rząd bolszewicki. Jest jeszcze państwo rosyjskie, jest jeszcze naród rosyjski ze swoją historją, tradycją i aspiracjami. Otóż nie mamy żadnego interesu, ażeby z tą Rosją psuć sobie stosunki sąsiedzkie i zrywać pokój. Chciałem o tym temacie dłużej mówić, ale wyręczył mnie mój przedmówca.</u>
<u xml:id="u-4.20" who="#JoachimBartoszewicz">S. Makarewicz, który bardzo szczegółowo i bardzo trafnie ujmuje tę kwestję i wiążąc z tem sprawę aktualną t. zw. zbliżenia polsko-angielskiego, mogę tylko z całą stanowczością podkreślić ten punkt widzenia, jaki tutaj przed chwilą był wypowiedziany.</u>
<u xml:id="u-4.21" who="#JoachimBartoszewicz">My nie mamy czego szukać w interwencji zbrojnej przeciwko Rosji, a w dzisiejszym momencie, mając za sobą niebezpieczeństwo niemieckie, musimy zawsze pamiętać o tym możliwym, ukrytym sztychu w plecy.</u>
<u xml:id="u-4.22" who="#komentarz">(Brawa)</u>
<u xml:id="u-4.23" who="#JoachimBartoszewicz">I na takie niebezpieczeństwo narażać się w dzisiejszej sytuacji byłoby więcej, niż lekkomyślnością.</u>
<u xml:id="u-4.24" who="#komentarz">(Głosy: Słusznie.)</u>
<u xml:id="u-4.25" who="#JoachimBartoszewicz">To musi opinją nasza doskonałe wiedzieć. Ja także z wielką ulgą przeczytałem wywiad z naszym Ministrem Spraw Zagranicznych, p. Zaleskim. W dzisiejszych dziennikach znajduję wiadomości, że w Genewie p. Chamberlain powiedział przedstawicielowi prasy, który go pytał o stosunki angielsko-rosyjskie, że są one zdecydowanie złe, ale zaprzeczył kategorycznie jakimkolwiek planom angielskim, co do formowania bloku antysowieckiego, i przygotowywania krucjaty, do której moglibyśmy być wciągnięci.</u>
<u xml:id="u-4.26" who="#JoachimBartoszewicz">Otóż to są bardzo pocieszające i uspokajające wieści. Jeżeli mimo to poruszam tę sprawę, którą p. Zaleski słusznie określił jako absurdalną, to czynię to dlatego, że w naszej atmosferze tajemniczości i konspiracji, przy tej ilości ryzykownych genjuszów, w które Polska obfituje — należy się zawsze obawiać jakiejś niespodzianki,</u>
<u xml:id="u-4.27" who="#komentarz">(Głosy: Tak jest)</u>
<u xml:id="u-4.28" who="#JoachimBartoszewicz">... jakiejś ukrytej gdzieś konspiracyjki, która może wywołać niebezpieczeństwo faktu dokonanego i wciągnąć nas tam, gdzie my nie chcemy być wciągnięci. To wszystko sprawia, że należy te rzeczy jasno postawić i powiedzieć sobie i innym, że my dziś, w tych warunkach, w tej dla bytu naszego państwa niebezpiecznej sytuacji, nie pójdziemy na żadną awanturę.</u>
<u xml:id="u-4.29" who="#komentarz">(Brawa.)</u>
<u xml:id="u-4.30" who="#JoachimBartoszewicz">Chcemy pokoju, ale nie chcemy pokoju słabych, bezbronnych, pokoju defetystycznego. Polska chce pokoju, bo ma wtem swój interes i interes wspólny innych narodów, ale chce go mieć w całej pełni swojego rynsztunku moralnego i materjalnego.</u>
<u xml:id="u-4.31" who="#komentarz">(Głosy: Brawo.)</u>
<u xml:id="u-4.32" who="#JoachimBartoszewicz">Tylko taki pokój ma wartość.</u>
<u xml:id="u-4.33" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-4.34" who="#JoachimBartoszewicz">Cóż z tego, jeżeli ktoś słaby i bezbronny krzyczy, że chce pokoju, a każdy wie, że on do tego jest zmuszony? Cóż to za cnota? My rozumiemy, że pokój leży w interesie naszego narodu i Państwa, i że winien być utrzymany chociażbyśmy mieli siłę i możność prowadzenia wojny. Do takiej cnoty się przyznajemy i w dzisiejszym momencie ten pokój musi być dla nas kardynalnym warunkiem naszej polityki zagranicznej.</u>
<u xml:id="u-4.35" who="#JoachimBartoszewicz">Do pokoju dążymy wspólnie z naszymi sprzymierzeńcami: z Francją, z Rumunją. Otóż co do przymierza francusko-polskiego chciałbym tu zaznaczyć, że z wielką przykrością słyszałem wśród naszego społeczeństwa w ostatnich czasach, szczególnie po traktatach lokareńskich, pewne żale, powątpiewania, ubolewania, że jesteśmy opuszczeni, że Francja dziś nie może nam pomóc, że ten sojusz stracił dużo ze swej wartości realnej. Tego rodzaju traktowanie sojuszu z Francją jest naprawdę niegodne i nas i naszych sprzymierzeńców. Przecież czyż nasz byt jedynie tylko od sojuszu z Francją ma zależeć? Czy my naprawdę bez Francji już nie mielibyśmy żadnych warunków egzystencji, ani możliwości obrony? Gdybyśmy tak stawiali kwestję, tobyśmy sobie wydali niesłychane testimonium paupertatis. Każde państwo musi polegać przedewszystkiem na swoich własnych siłach i do tej siły musimy się przygotować i mieć ją.</u>
<u xml:id="u-4.36" who="#JoachimBartoszewicz">Przymierze z Francją ma wzmacniać nasze własne siły i powątpiewanie co do wartości tego wzmocnienia wydaje mi się całkiem niewskazane. Ja nie wierzę, ażeby mogła wyniknąć taka sytuacja, w którejby jakikolwiek rząd francuski mógł nam odmówić tego poparcia, do którego traktatem sojuszniczym się zobowiązał. Naród francuski jest narodem typu rycerskiego, mam to przekonanie, że i my należymy do tego samego typu. Otóż dla narodu rycerskiego słowo coś znaczy, przymierze obowiązuje. Tak samo sprawę sojuszu traktujemy z naszej strony i zawsze gotowi jesteśmy sojuszu naszego dotrzymać. Dlatego chcielibyśmy, ażeby w naszej opinji, w naszem społeczeństwie, w naszej prasie, ustały krytyczne rozpatrywania naszego sojuszu z Francją. Sądzę, że to daleko bardziej przyczyni się do powiększenia naszej powagi w świecie międzynarodowym i uchroni nas od tych ciągłych zarzutów, że jesteśmy jakimś biednym klijentem Francji, który bez niej życia sobie nie wyobraża.</u>
<u xml:id="u-4.37" who="#JoachimBartoszewicz">Tak czy inaczej, razem ze sprzymierzeńcami, czy sami, w dzisiejszej sytuacji chcemy pokoju, pokoju takiego, o jakim Panom mówiłem, pokoju silnych, zdecydowanych i mogących się w odpowiedniej chwili od niebezpieczeństwa uratować. Ale żeby właśnie do takiego pokoju dojść i być pewnymi jego utrzymania, ażeby przeprowadzić plan korzystnego porozumienia z naszymi sąsiadami, — bo nie wykluczam przecież możliwości porozumienia się i z zachodnim sąsiadem, przy takiej sytuacji trzeba rozwiązać problemat siły, który jest decydującym momentem w polityce zagranicznej.</u>
<u xml:id="u-4.38" who="#JoachimBartoszewicz">O tym problemacie siły przy polityce zagranicznej mówić tutaj nie chcę i nie będę, ale powtarzam to jeszcze raz, tak jak to czynię przy każdej okazji, że bez siły i spójności wewnętrznej, bez rozwiązania w wewnętrznej naszej polityce zagadnienia siły narodu i państwa, nie da się poprowadzić ani należytej polityki zagranicznej, ani zdobyć tego stanowiska, które się Polsce w Europie i świecie należy.</u>
<u xml:id="u-4.39" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-5">
<u xml:id="u-5.0" who="#WojciechTrąmpczyński">Głos ma s. ks. Albrecht.</u>
<u xml:id="u-5.1" who="#WojciechTrąmpczyński">S. ks. Albrecht:</u>
<u xml:id="u-5.2" who="#WojciechTrąmpczyński">Proszę Wysokiego Senatu! Komisja Skarbowo-Budżetowa przyszła do wniosku, że w rozdziale 3, „urzędy zagraniczne”, trzeba pewne sumy podwyższyć o 830.000 zł. ze względu na zmianę waluty i ze względu na rozmaite okoliczności, które nam p. referent bardzo szczegółowo uzasadnił. Uważam, że argumenty, które przedstawił nam p. referent, są słuszne, tylko w jednym punkcie są niesłuszne, mianowicie zbyt bogato jest uposażona placówka przy Lidze Narodów. W tej sprawie już stawialiśmy wniosek na komisji i teraz prosimy o zmniejszenie wydatków na tę placówkę o 100.000 zł. czyli zostałaby tam jeszcze suma dwustu kilkunastu tysięcy. Według propozycji Komisji Budżetowej kwota ta stanowi 22.160.157 zł., w imieniu klubu mojego stawiam wniosek, aby zmniejszyć tę kwotę o 100.000 zł., czyli do sumy 22.060.152 zł Marszałek:</u>
<u xml:id="u-5.3" who="#WojciechTrąmpczyński">Głos ma s. Ringel.</u>
</div>
<div xml:id="div-6">
<u xml:id="u-6.0" who="#MichałRingel">Wysoki Senacie! Przy rozpatrywaniu polityki zagranicznej, rozróżniać należy państwa anglosaskie oraz Ligę Narodów i Francję jako blok państw zachodnich, a z drugiej strony sąsiedztwo Polski.</u>
<u xml:id="u-6.1" who="#MichałRingel">Chciałbym zaznaczyć przedewszystkiem, że w kilku punktach pozycja zagraniczna, a specjalnie, o ile chodzi o stosunek do Ligi Narodów, do Anglji i Ameryki, w ostatnich czasach znacznie się poprawiła. Chcę tylko przypomnieć, że co do Ligi Narodów Hiszpanja nie uzyskała tego — mimo groźby, a potem wykonania secesji, co się udało Polsce — mianowicie wejścia do Rady Ligi Narodów. Co do Anglji, zaznaczyć należy, że rzeczywiście istnieje ogromna poprawa w opinji Anglji co do konsolidacji stosunków w Polsce. Mogłem się przekonać, sam również będąc niedawno w Anglji, w rozmowach z różnymi politykami, że rzeczywiście ogromny i korzystny dla Polski zaszedł w tym kierunku zwrot. Tak samo informacje, które z Ameryki otrzymujemy, wskazują na ten wzrost zaufania do polityki, który przemienia się powoli we wzrost zaufania do stosunków finansowych i w związku z tem prowadzi do możności uzyskania kredytu.</u>
<u xml:id="u-6.2" who="#MichałRingel">Jedną z przyczyn, — naturalnie, nie chcę przesadzać, że to jest główna, — ale jedną z ważnych przyczyn tego zwrotu w opinji tak Anglji, jak Ameryki, jest to, że przekonano się tam o pewnym postępie w stosunku specjalnie do pewnej mniejszości, w stosunku do ludności żydowskiej. Zaznaczam, że naprzykład pobyt generała Deedsa, oraz raport, jaki następnie generał Deeds złożył o tym pobycie jest dla Polski nadzwyczaj przychylny. Wskazywał w nim na to, że Rząd i poważna część prasy zajęła stanowisko poprawne, tak wobec sjonizmu, jak wogóle wobec aspiracji ludności żydowskiej i konstatuje, że uspokojenie nastąpiło w stosunku do obu tych czynników w ostatnich czasach. Co do Ameryki, przypominam słowa p. Skrzyńskiego, który mówił o „złotodajnej żyle” przywiązania żydów amerykańskich pochodzenia polskiego do Polski. I rzeczywiście można powiedzieć, że jeżeli w Ameryce jest wielkie uspokojenie, a specjalnie na Wall Street w sferach finansjery amerykańskiej i chęć udzielenia pożyczki Polsce, to w znacznej mierze zawdzięczać to należy nastrojowi przychylnemu, wywołanemu przez prasę żydowską w Ameryce i sfery miarodajne żydowskie w Ameryce.</u>
<u xml:id="u-6.3" who="#komentarz">(Protesty na prawicy)</u>
<u xml:id="u-6.4" who="#MichałRingel">Sądzę, że uśmieszki ironiczne kilku panów z prawicy nie zmienią faktów. Łatwo tutaj być innego zdania i ironizować, ale daleko trudniej być tam na miejscu i wpływać na stosunki. A panowie z prawicy w tym kierunku nie mieli zasług w dawniejszych czasach, o ile chodzi o stosunek do Żydów. Wogóle muszę tu powiedzieć, że barometrem, raczej manometrem dla ciśnienia wewnętrznego, dla skonstatowania konsolidacji stosunków politycznych dla zagranicy, a specjalnie dla zachodu, jest stosunek do mniejszości. Jeżeli ten stosunek jest dobry, wzrasta zaufanie do tego państwa. Wskażę na Czechosłowację, o tem zresztą będą mówił jeszcze. Jeżeli ten stosunek jest tak dziki, jak np. w Rumunji, to niema zaufania do tego państwa i z natury rzeczy odbija się to w wielu innych kierunkach.</u>
<u xml:id="u-6.5" who="#MichałRingel">Zresztą zrozumienie dla spraw mniejszości zaczyna rosnąć także tu w Polsce i to w sferach, które dotychczas ironizowały samo pojęcie mniejszości. Przypominam, że ma się odbyć w krótkim czasie zjazd mniejszości polskich z różnych państw, który ma stworzyć wspólną linję wytyczną i wspólny program dla tych mniejszości rozsianych w państwach sąsiednich jak Niemcy, Litwa i t. d. Chciałbym na przykładzie wskazać — na przykładzie Czechosłowacji, — że jeżeli się konsekwentnie, z pewną odwagą wobec nawet demagogicznych haseł do tego przystępuje, można problem mniejszości rozwiązać, a w każdym razie zbliżyć się do jego rozwiązania. Panowie wiedzą, jak zaostrzone były stosunki między Czechami, a Niemcami w Czechosłowacji, a jednak dzięki konsekwentnej polityce prezydenta republiki Czechosłowackiej Masaryka i rządu, Niemcy wstąpili teraz do rządu, porzucili opozycję i stanowią czynnik współtwórczy w pracy państwowej, a ostatnio wstąpili także Słowacy hlinkowcy, którzy do niedawna nie tylko w obrębie Czechosłowacji, ale i poza jej granicami zwalczali bardzo silnie czechosłowacką politykę. Chciałbym Panom odczytać interview, który się pojawił we wczorajszej „Epoce” z prezydentem Masarykiem właśnie w sprawie mniejszości w Czechosłowacji. Na pytanie: „Pak Pan osądza, Panie Prezydencie, problem mniejszościowy w Polsce i w Czechosłowacji?” Prezydent odpowiedział: „Nie łatwo jest stworzyć prawidło ogólne z wyjątkiem postulatu, iż mniejszości w żadnym wypadku nie powinne być uciemiężane, zaś powinna im być pozostawiona swoboda możności rozwoju kulturalnego”. A na zapytanie co do Niemców, którzy weszli do rządu, odpowiedział: wejście Niemców do rządu jest dalszym etapem i warunkiem konsolidacji naszej republiki. Słowacy brali udział w rządzie od samego początku; teraz znów witam nową politykę ludowców słowackich współpracy z rządem.</u>
<u xml:id="u-6.6" who="#MichałRingel">Zaznaczam, że o ile chodzi o mniejszość, którą mam zaszczyt reprezentować, o ludność żydowską, to już dziś nie trzeba zapewniać, bo zostało stwierdzone przez Polskę bardzo miarodajnie, że zawsze i wszędzie, o ile chodzi o dobro Państwa, lojalnie współpracujemy, współpracujemy tu, i współpracujemy za granicami Państwa. Jest tego jakby miarą, jakby symbolem specjalnie dla Panów z prawicy to, że ten, tak okrzyczany przez Panów poseł Grünbaum udaje się do prezydenta Stanów Zjednoczonych Coolidge'a w towarzystwie posła polskiego i tam wspólnie omawia się sprawy, dotyczące Żydów w Polsce, oraz emigracji z punktu widzenia Państwa Polskiego.</u>
<u xml:id="u-6.7" who="#MichałRingel">Tembardziej przykro mi, Wysoki Senacie, wskazać na ton, na który sobie tutaj w odpowiedzi na moje przemówienie pozwolił sen. Jackowski, ton, który przypominał zamierzchłe czasy, kiedy takim tonem przemawiał właściciel folwarku do tych, którzy byli od niego zależni. Ale nad tem przechodzę do porządku dziennego.</u>
<u xml:id="u-6.8" who="#MichałRingel">Natomiast nie mogę przyjść do porządku nad innym występem. Oto wczoraj przyniosły dzienniki warszawskie przemówienie bardzo wysokiego dostojnika kościelnego w Warszawie, wygłoszone na zjeździe Ligi katolickiej, które wywołuje wrażenie, jakoby zapoczątkowania lub silniejszego zaakcentowania walki przeciw nam. Odnosimy się zawsze z szacunkiem do duchownych innych wyznań, a specjalnie do dostojników kościelnych tych wyznań, a jednak z ust. które winne głosić miłość, padły wczoraj słowa o „przewrotnych zasadach, które żydostwo wszczepia”, padły słowa, które do głębi ranią i obrażają nasze najświętsze uczucia, padły słowa, przeciw którym z tego miejsca muszę najuroczystszy protest założyć.</u>
<u xml:id="u-6.9" who="#komentarz">(Głosy: Nie wolno)</u>
</div>
<div xml:id="div-7">
<u xml:id="u-7.0" who="#WojciechTrąmpczyński">Muszę zwrócić Panu Senatorowi uwagę, że to nie należy do budżetu Ministerstwa Spraw Zagranicznych.</u>
</div>
<div xml:id="div-8">
<u xml:id="u-8.0" who="#MichałRingel">Chciałbym zaznaczyć, Wysoki Senacie, że naród nasz, w czasie swojej kilkutysiącletniej historji dał światu proroków i psalmistów, stworzył podstawy obu religji monoteistycznych, dał filozofów i mężów stanu, z których cała ludzkość jest dumna, a teraz, kiedy się odradza na swojej ziemi daje przykład nacjonalizmu bez szowinizmu i daje przykład ruchu robotniczego, który bez walki klasowej stwarza ewangelię pracy. A znowu tu, w państwie Polskiem, tu, gdzie jesteśmy, lojalnie współpracujemy z państwem. Sądzę więc, że w ten sposób nie powinno się nam tej współpracy utrudniać i przeciw niej występować.</u>
<u xml:id="u-8.1" who="#MichałRingel">Jeżeli teraz mam przejść do dalszych sąsiadów, to muszę wspomnieć o Rumunji. Materjału mam aż nadto. Przedewszystkiem w komisji już zaznaczyłem i muszę tu powtórzyć, że szkody, które Polska ponosi z tego traktatu, szkody nietyle polityczne, ile pod względem handlowym, celnym i taryfowym są tak wielkie, że zysk okazuje się minimalnym. Muszę to zaznaczyć i mówię na podstawie danych faktycznych, że Rumuni uniemożliwiają eksport polski na bliski wschód przez specjalną politykę taryfową, przez najrozmaitsze udogodnienia dla swoich eksporterów i utrudnianie w niemożliwy sposób eksportu polskiego. Przez wprowadzenie wysokich ceł, Rumunja w ostatnich czasach prawie uniemożliwia eksport drzewa polskiego, który się zaczął rozwijać, mianowicie eksport na bliski wschód. Sądzę, że w związku z tem, jeżeli jeszcze powiem o tranzycie ze wschodu, to należy szukać przy pertraktacjach z Sowietami drogi, ażeby Rumunja nie miała monopolu na przystęp Polski do morza Czarnego, ażeby sobie przypomniała, że obok Constanzy jest i Odesa i dawna droga, która szła przez Podwołoczyska w tym kierunku. Naprzykład, by wspomnieć znowu o tranzycie z bliskiego Wschodu do Polski; chciano do Polski sprowadzić tańszy tytoń i kiedy przysłano próbki do Polski, to zatrzymano te próbki tygodniami w Constanzy i potem władze rumuńskie powiedziały, że musi się dać dwóch płatnych konwojentów od Constanzy aż do Polskiej granicy i żąda się takich opłat, które wprost uniemożliwiły wszelkie stosunki w tym kierunku.</u>
<u xml:id="u-8.2" who="#MichałRingel">Następnie Rumunja zarabia ogromne sumy na emigracji Żydów do Palestyny, zarówno zarabiają koleje rumuńskie, jak i linje okrętowe. Tymczasem traktuje się emigrantów, jak więźniów. Od granicy polskiej do Śniatyna aż do Constancy wagony są zapieczętowane, nie wolno wyjść ani na chwilkę, a gdy nareszcie emigranci po długiej, uciążliwej podróży przybędą na miejsce, kordon wojskowy ich otacza, nie wolno zakupić niczego w mieście, tylko muszą iść prosto z wagonu na okręt. W ten sposób uniemożliwia się swobodę ruchów.</u>
<u xml:id="u-8.3" who="#MichałRingel">A jak wogóle zachowują się władze rumuńskie wobec pasażerów, jakie tam panują na polu kolejnictwa wprost szykany wobec polskich kupców i eksporterów, jakie są zwłoki na każdym kroku! Trzeba, ażeby Rząd, który jest poinformowany częściowo o tem, nareszcie energiczne kroki w tym kierunku rozpoczął.</u>
<u xml:id="u-8.4" who="#MichałRingel">Ale jeżeli już mówię o Rumunji, to muszę jeszcze i kilka innych punktów poruszyć. Proszę Panów, nie po raz pierwszy w dziejach Rumunji okazuje się, że nie wypełnia ona swoich zobowiązań międzynarodowych. Począwszy od traktatu berlińskiego z r. 1878, w którym było zagwarantowane równouprawnienie Żydów, aż do ostatnich traktatów i do konstytucji, na każdym kroku umowy nie są dotrzymywane. Sądownictwo i cała polityka rumuńska wobec Żydów wywołuje wielki żal i rozgoryczenie. Jeżeli takiego mordercę jak Totu, który sam z cyniczną dumą przyznał się do morderstwa niewinnego studenta żydowskiego, uwalnia się, a z drugiej strony Żydów, broniących synagogi przed napaścią zasądza się i to 11 studentów Żydów na 26 lat, to może to świadczyć, Wysoki Senacie, o poziomie sądownictwa i poszanowaniu dla traktatów, które tam panuje. Sądzę też, że Rząd powinien na to zwrócić uwagę. Przy sekwestracji zaś szeregu majątków poddanych polskich, mimo naporu władz polskiego konsulatu, nie można absolutnie wydostać należności.</u>
<u xml:id="u-8.5" who="#MichałRingel">Wysoki Senacie, poruszę w związku z tem także kwestję dla nas bardzo ważną, mianowicie obsadzania niektórych konsulatów. Wiadomo, jak ważnym jest dla nas jako punkt ekspansji dla eksportu naszego, bliski Wschód. Otóż tam generalnym konsulem został zamianowany p. Hubicki, który na polu tem dużo zdziałał zwłaszcza przy założeniu polsko-palestyńskiej izby handlowej i wogóle w zakresie zacieśnienia stosunków pomiędzy bliskim Wschodem, bo jest także konsulem dla Egiptu i Syrji, położył wielkie zasługi, jest lubiany przez tamtejszą ludność i sądzę, że to nie powinno być powodem, aby wtedy, kiedy on jest w pełni swej pracy, stamtąd go zabierać.</u>
<u xml:id="u-8.6" who="#MichałRingel">Kończąc, chciałbym zaznaczyć i wyrazić życzenie, iż zgodni jesteśmy, zdaje się wszyscy w tej Izbie, aby linja polityki zagranicznej Polski była linją ściśle pokojową. I my też byliśmy trochę zaniepokojeni pewnemi niedomówieniami, które krążyły po gazetach, specjalnie co do sąsiada wschodniego i dlatego z zadowoleniem powitaliśmy szczere, proste, otwarte i niedyplomatyczne zaprzeczenie p. Zaleskiego wszystkim pogłoskom o froncie antysowieckim i dalszych konsekwencjach z tego wynikających. I wyrażamy życzenie i nadzieję, że jak na polu polityki zagranicznej ta linja pokojowa będzie utrzymana, tak na polu polityki wewnętrznej, która jest dziś podstawą coraz silniejszego zespolenia państwa zwłaszcza, jeżeli chodzi o kwestję mniejszości narodowych, stworzone zostanie nareszcie to „Locarno wewnętrzne”. To słowo Locarno jest chwilowo trochę zdyskredytowane w pewnych sferach,</u>
<u xml:id="u-8.7" who="#komentarz">(Głos: I mocno)</u>
<u xml:id="u-8.8" who="#MichałRingel">... ale mimo to na polu polityki wewnętrznej będziemy starać się, aby stworzyć wewnętrzne Locarno, a to jest może najlepsza podstawa stworzenia potęgi Państwa i nazewnątrz. Za przykład może służyć Czechosłowacja, która nie najgorzej na tem wyszła, że dąży do przeprowadzenia wewnętrznego Locarna na polu polityki wewnętrznej.</u>
<u xml:id="u-8.9" who="#komentarz">(Oklaski na ławach mniejszości)</u>
</div>
<div xml:id="div-9">
<u xml:id="u-9.0" who="#WojciechTrąmpczyński">Głos ma s. Kaniowski.</u>
</div>
<div xml:id="div-10">
<u xml:id="u-10.0" who="#TadeuszKaniowski">Wysoki Senacie! W ubiegłym roku dwukrotnie zajmował się Senat sprawą opieki kulturalnej nad Polakami, mieszkającym za granicami Polski, a to w dniu 1 Iipca 1926 r. w związku ze sprawozdaniem komisji Oświaty i Kultury Senatu o wniosku p. Osińskiego w sprawie szkolnictwa na wychodźtwie, po raz drugi w dniu 28 września w związku ze sprawozdaniem tejże samej komisji o moim wniosku w sprawie zbyt korzystnego dla Niemiec interpretowania konwencji genewskiej w zastosowaniu do szkolnictwa mniejszości na Górnym Śląsku.</u>
<u xml:id="u-10.1" who="#TadeuszKaniowski">Po dyskusji nad pierwszą sprawą, Senat uchwalił następujące rezolucje: Senat wzywa Rząd, żeby 1) bezwzględnie obstawał przy traktatach, zabezpieczających dzieciom naszych wychodźców oświatę w języku ojczystym, 2) zwrócił większą uwagę na zakładanie ochron, przedszkoli oraz oświatę pozaszkolną, 3) otoczył najczulszą opieką te skupienia polskie, w których dała się zauważyć niechęć, lub chociażby obojętność dla oświaty polskiej, zbadał przyczyny tego stanu rzeczy i usiłował stosunki naprawić, 4) Senat wzywa Rząd, żeby Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego przy wyborze personelu przeznaczonego do szkół polskich zagranicą, kierowało się nie tylko zawodowemi kwalifikacjami, ale również wysokim poziomem etycznym kandydatów i już stwierdzonymi w kraju wynikami pracy pedagogicznej.</u>
<u xml:id="u-10.2" who="#TadeuszKaniowski">W drugiej sprawie Senat uchwalił jedną rezolucję, mianowicie: Senat wzywa Rząd, do czynnego i troskliwego zainteresowania się szkolnictwem na Górnym Śląsku, celem naprawy niekorzystnych dla Polski stosunków, mianowicie do poczynienia zarządzeń, mających na celu ochronę polskiego żywiołu szkolnego.</u>
<u xml:id="u-10.3" who="#TadeuszKaniowski">Zarówno na posiedzeniach komisyjnych jak i na plenum Senatu omawiano szczegółowo warunki w jakich żyje i pracuje około 24% ludności polskiej poza granicami Ojczyzny.</u>
<u xml:id="u-10.4" who="#TadeuszKaniowski">Sprawa opieki kulturalnej nad emigracją polską należy do wydziału opieki kulturalnej w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. W sprawach szkolnych porozumiewa się on z Ministerstwem Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Na ten cel w budżecie Ministerstwa Spraw Zagranicznych w r. 1925 przeznaczono 2.728.040 zł. Natomiast w r. 1926 była bardzo drobna suma 561.000. Tego roku suma jest znacznie większa, bo wynosi 1.128.608 zł. Chociaż ta suma jest dwa razy większa niż zeszłoroczna, jednak wobec waluty zagranicznej zupełnie nie wystarcza. Na ten ce! powinno się znaleźć tyle, ile konieczność sama dyktuje, a Rząd powinien znaleźć odpowiednie sposoby, by uczynić zadość potrzebom kulturalnym ludności polskiej, żyjącej poza granicami Polski.</u>
<u xml:id="u-10.5" who="#TadeuszKaniowski">Obok funduszu potrzebny jest i wpływ moralny naszego Rządu, zwłaszcza w tym kierunku, aby zawarte umowy były dotrzymywane.</u>
<u xml:id="u-10.6" who="#TadeuszKaniowski">Niestety, stosunki wśród emigrantów polskich i ludności polskiej za granicą są nadal dość ciężkie. Rząd powinien dbać o to, aby naszych rodaków zagranicą nie wynarodawiano i czuwać nad tem, aby mogli oni swobodnie rozwijać swoje życie duchowe w zależności od kultury polskiej. Np. we Francji dzieci polskich jest 63.053, a w wieku szkolnym 43.600. Naukę pobiera niestety tylko 9.715, a bez nauki języka polskiego pozostaje 24.745. Nauczycieli Polaków jest 88, a brak 183. Wobec tego wychodźtwu naszemu we Francji grozi szybkie wynarodowienie, o ile nie będą przedsięwzięte dość rychło energiczne środki ratunku. Jeżeli tak się dzieje w zaprzyjaźnionej Francji, to cóż dopiero dziać się musi w innych ośrodkach naszego wychodźtwa? W dniu 1 i 2 sierpnia z. r. odbył się w Lille zjazd nauczycielstwa polskiego we Francji i uchwalił szereg rezolucji, z których najważniejsze dotyczą umożliwienia wpływu wychowawczego na dzieci przez stosowanie należytych ram dla nauczania polskich przedmiotów.</u>
<u xml:id="u-10.7" who="#TadeuszKaniowski">Również w ciężkich warunkach egzystencji znajdują się polskie szkoły w Mandżurii, gdzie przebywa około 4.000 Polaków. Pan Prezydent Rzeczypospolitej przyjął dnia 5 sierpnia ub. r. na audiencji delegata instytucji kulturalno-oświatowych w Mandżurii p. Tadeusza Szukiewicza, który przedstawił w dłuższem sprawozdaniu ciężkie położenie szkolnictwa polskiego na dalekim wschodzie, zwłaszcza dwóch szkół powszechnych i gimnazjum Henryka Sienkiewicza w Charbinie. Delegat zaznaczył, że kolonja polska się zwiększa, i utrzymanie szkół polskich ma doniosłe znaczenie nie tylko dla emigrantów polskich, ale i dla tych kupców i przemysłowców, którzy pośpieszą do Mandżurii po zawarciu traktatu handlowego z Chinami. Delegat wręczył p. Prezydentowi memorjał, streszczający potrzeby placówek kulturalno-oświatowych, rozmiar pomocy, która mogłaby uratować je od zagłady i dotychczasowe środki, jakiemi władze centralne reagowały na starania-delegata o ratunek dla tych instytucji. Ciężkie warunki bytowania gimnazjum polskiego w Charbinie odbijają się również na możności pozyskania wykwalifikowanych sił nauczycielskich z Polski. Właścicielowi gimnazujm nie udało się dotąd pozyskać w Polsce wykwalifikowanego polonisty, chociaż jego brak szkoła dotkliwie odczuwa i chociaż Ministerstwo W. R. i O. P. pragnęło kandydatowi zapewnić wszelkie prawa do uposażenia pozyskanego w Polsce.</u>
<u xml:id="u-10.8" who="#TadeuszKaniowski">Pan Prezydent Mościcki wskazał na obecne, z każdym miesiącem lepiej się kształtujące położenie gospodarcze Polski, które niewątpliwie pozwoli wydatniej przyjść z pomocą tej kolonji, zasługującej na bezwzględne poparcie. Mimo to nie uwzględniono postulatów memorjału, w którym była wyrażona prośba wstawienia do budżetu Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego na rok 1927 kwoty 20.000 zł na ratowanie setek dzieci polskich w Mandżurji od wynarodowienia w szkołach sowieckich.</u>
<u xml:id="u-10.9" who="#TadeuszKaniowski">W maju b. r. ma się odbyć w Warszawie zjazd delegatów placówek polskich, rozsianych na obczyźnie, dla ściślejszego zespolenia wychodźtwa polskiego, dla utworzenia organizacji, któraby gorąco wniknęła w potrzeby wychodźtwa i myślała o środkach ratunku. Może po utworzeniu specjalnego związku, który będzie miał za zadanie opiekę nad rzeszami wychodźców, rozsianemi prawie po całym świecie, los niektórych z nich, bardziej oddalonych i mniej znanych ogółowi, ulegnie zmianie na lepsze i położenie instytucji kulturalno-oświatowych, stworzonych dla obrony przeciw wynarodowieniu, będzie w tych kolonjach polskich oparte na pewniejszej podstawie, aniżeli to się dzieje dotychczas. Wyrażamy głębokie przekonanie, że Rząd, a zwłaszcza Ministerstwo Spraw Zagranicznych, dopomoże, by ten zainicjowany zjazd delegatów polskich placówek odbył się jak najlepiej, a zarazem-sądzimy, że Rząd będzie współdziałał w realizowaniu decyzji zapadłych na owym zjeździe.</u>
<u xml:id="u-10.10" who="#TadeuszKaniowski">Zupełnie odrębnem zagadnieniem jest sprawa szkolnictwa na Górnym Śląsku, unormowana konwencją genewską z 15 maja 1922 r., zawartą na lat 15, o czem szczegółowo mówiłem w Senacie dn. 28 września 1926 roku. Podczas gdy Niemcy na naszym polskim Śląsku mają swobodny dostęp do swoich szkół narodowych, to Polacy na Śląsku Opolskim, mieszkający w liczbie ponad 400.000, mają tylko 18 szkół powszechnych i żadnej szkoły średniej. Obecnie na Radzie Ligi Narodów znajduje się sprawa szkolnictwa na Górnym Śląsku. Otóż co do tego istnieje na Górnym Śląsku bardzo silne zaniepokojenie. Sprawa nabrała wielkiego rozgłosu. Według art. 131 konwencji genewskiej nie wolno kwestjonować oświadczenia rodziców. Artykuł ten brzmi. „Dla ustalania języka ojczystego rozstrzygającem będzie wyłącznie oświadczenie pisemne, lub ustne osoby z ustawy powołanej do jego wychowania. Władza szkolna nie będzie prowokowała ani kwestionowała tego oświadczenia”. Drugi ustęp brzmi jak następuje; „Władze szkolne winny również wstrzymać się od wywierania jakiegokolwiek wpływu mającego na celu cofnięcie wniosku o założenie instytucji szkolnych mniejszości”. Otóż na podstawie tego art. 131 unieważnia się zarządzenie rządu, który nie badał deklaracji rodziców, tylko stwierdził, że te deklaracje były zgłoszone przez rodziców polskiej narodowości. Niemcy natomiast domagają się ścisłego traktowania art. 131 i pod tym względem jest pewna sprzeczność. Konwencja genewska mówi o szkolnictwie dla mniejszości narodowych, a mniejszości narodowe, to rozumie się, że na Górnym Śląsku są tylko Niemcy, wskutek tego art. 105 nie może odnosić się do Polaków. W art. 105 w § 2 jest powiedziane: „Potrzebom mniejszości w zakresie polskiego szkolnictwa powszechnego czynić będą zadość instytucje szkolne jak: szkoły powszechne, klasy i kursy, dla których językiem wykładowym będzie język mniejszości”. Z tego wynika, że tylko obywatele, należący do mniejszości językowej, mają czynić starania, względnie przedkładać wnioski o powołanie do życia odpowiedniej instytucji szkolnej.</u>
<u xml:id="u-10.11" who="#TadeuszKaniowski">I tu ciągle jest podkreślana mniejszość językowa. Otóż my tam na Górnym Śląsku nie jesteśmy mniejszością językową, lecz większością etniczną i dlatego mamy słuszne prawo, aby konwencja genewska nie była interpretowana tak mylnie.</u>
<u xml:id="u-10.12" who="#komentarz">(S. Kowalczyk: Bardzo słusznie)</u>
<u xml:id="u-10.13" who="#TadeuszKaniowski">Niemcy założyli przeciw temu protest do Rady Ligi Narodów.</u>
<u xml:id="u-10.14" who="#TadeuszKaniowski">Mam nadzieję, że Rząd nasz nie dopuści do niewłaściwej interpretacji konwencji genewskiej, a zwłaszcza obroni zasadę, że dzieci polskich rodziców mają prawo uczyć się w polskich szkołach w Państwie Polskiem.</u>
<u xml:id="u-10.15" who="#komentarz">(Oklaski)</u>
<u xml:id="u-10.16" who="#TadeuszKaniowski">Zgłaszam jeszcze następującą rezolucję:</u>
<u xml:id="u-10.17" who="#TadeuszKaniowski">„Wzywa się Rząd, aby w przeciągu roku poddał rewizji obecnie obowiązujące rozporządzenie w sprawie ogólnej taryfy opłat konsularnych (Dz. Ust. z dn. 8/VI 1925 r. Nr. 56, poz. 402) w tym duchu, żeby Ministrowi Spraw Zagranicznych w porozumieniu z Ministrem Skarbu przysługiwało prawo zarządzenia pobierania opłat niższych dla pewnych krajów, pewnych kategorji płatników, oraz za pewne czynności konsularne. Wzywa się wymienionych ministrów, aby z uprawnień, o których mowa powyżej, zrobili użytek niezwłocznie po wejściu tych uprawnień w życie”.</u>
</div>
<div xml:id="div-11">
<u xml:id="u-11.0" who="#WojciechTrąmpczyński">Dyskusja nad budżetem Ministerstwa Spraw Zagranicznych wyczerpana, przechodzimy do budżetu Ministerstwa Robót Publicznych. Głos ma sprawozdawca s. Kędzior.</u>
</div>
<div xml:id="div-12">
<u xml:id="u-12.0" who="#AndrzejKędzior">Wysoki Senacie! Ministerstwo Robót Publicznych, jeden z najważniejszych resortów w Polsce, zniszczonej wojną, nie cieszy się popularnością ani uznaniem. Powodem tego są niedostateczne fundusze, przyznawane temu Ministerstwu, — a wiadomo, że roboty publiczne wymagają miljonowych nakładów — długie prowizorja w kierownictwie tego Ministerstwa, bo Ministerstwo Skarbu nie liczyło się z kierownikiem, tak jak z resortowym Ministrem i ignorowało jego żądania, czego wynikiem było, że i społeczeństwo i ciała ustawodawcze nie doceniały ważności tego resortu.</u>
<u xml:id="u-12.1" who="#AndrzejKędzior">Do tego przyczyniła się także okoliczność, że w zaborze rosyjskim, którego ludność stanowi państwa, nie było Ministerstwa Robót Publicznych, jak w innych państwach europejskich i ludności tego zaboru zdawało się, że Ministerstwo Robót Publicznych powołane jest do dostarczania zarobku bezrobotnym, co nie jest jego głównem zadaniem.</u>
<u xml:id="u-12.2" who="#AndrzejKędzior">Doszło do tego, że powołany w roku ubiegłym na Ministra Robót Publicznych profesor metalografii, która z agendami robót publicznych nie ma nic wspólnego, ogłaszał prasie, że jego dążeniem będzie zniesienie tego Ministerstwa, co jeszcze w żadnem państwie na kuli ziemskiej nie wydarzyło się, aby minister swój własny resort nihilizował.</u>
<u xml:id="u-12.3" who="#AndrzejKędzior">Dopiero w roku ubiegłym, kiedy ministrem został zamianowany stary parlamentarzysta inżynier p. Moraczewski, ucichły wieści o zniesieniu i parcelowaniu Ministerstwa Robót Publicznych, a nawet wydatki na roboty publiczne, które w 4 prowizorjach kwartalnych preliminowane były w sumie 74.095.975 zł podniosły się w tym roku do sumy 90.200.000 zł. co należy temu przypisać, że część zapomóg, przeznaczonych na zwalczanie bezrobocia, użyta została na roboty dla dostarczenia zarobku bezrobotnym. Mówi o tem rocznik VIII, zeszyt 4 z r. 1927 tygodnika urzędowego „Przemysł i Handel”.</u>
<u xml:id="u-12.4" who="#AndrzejKędzior">Dochody Ministerstwa Robót Publicznych preliminowane były przez Rząd na rok 1927/28 w sumie 41.892.950 zł, Sejm podwyższył dochody na 42.014.340 zł, to jest o kwotę 1.121.390 zł. Wydatki preliminował Rząd w sumie 91.198.626 zł. Komisja Budżetowa Sejmu podwyższyła je na 92.275.243 zł. Sejm zaś podwyższył ponadto dotację na fundusz melioracyjny o 550.000 i na drogi i mosty samorządowe o 550.000, razem o 1.100.000 zł na 93.375.243 zł to jest ogółem o 2.176.617 zł w porównaniu z preliminarzem Rządu.</u>
<u xml:id="u-12.5" who="#AndrzejKędzior">Wydatki 93.375.243 zł przedstawiają 2,38% wszystkich wydatków brutto w sumie 3.919.419.032 zł — biorę wydatki brutto, bo we wszystkich państwach preliminuje się wydatki brutto — podczas gdy wydatki na roboty publiczne przedstawiają w r. 1927 w republice czeskosłowackiej 3,8%, a we Francji bez kolei i kopalń, bo tam do ministerstwa robót publicznych należą także kopalnie i koleje, 5,7%, a więc w Czechosłowacji półtora raza tyle, a we Francji półtrzecia raza tyle.</u>
<u xml:id="u-12.6" who="#AndrzejKędzior">Ministerstwo Robót Publicznych spełnia swe funkcje za pomocą 4 departamentów i 15 wydziałów w centrali, 14 dyrekcji robót publicznych i 2 dyrekcji dróg wodnych w II instancji, wreszcie służby technicznej na powiatach.</u>
<u xml:id="u-12.7" who="#AndrzejKędzior">Personel liczy w centrali 185 urzędników i 25 niższych funkcjonarjuszy, w dyrekcjach i powiatach 1398 urzędników i 548 niższych funkcjonarjuszy, personel odbudowy 74 urzędników, razem więc 1657 urzędników i 573 niższych funkcjonarjuszy, — ogółem 2230 osób, oprócz niższej służby drogowej w liczbie 2.372 osób.</u>
<u xml:id="u-12.8" who="#AndrzejKędzior">Wydatki Ministerstwa zgrupowano w 4 działach: 1) centrala, 2) roboty publiczne, 3) odbudowa kraju i 4) przedsiębiorstwa, t. j, wodociąg górnośląski. Najważniejszy dział 2: roboty publiczne rozpada się na 7 rozdziałów: 1) administracja, 2) budowle wodne, 3) gmachy państwowe, 4) drogi i mosty, 5) pomiary kraju, 6) elektryfikacja, 7) grobownictwo wojenne. Z tych 7 rozdziałów grobownictwo wojenne nie należy właściwie do Robót Publicznych i mogłoby być przydzielone np. do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.</u>
<u xml:id="u-12.9" who="#AndrzejKędzior">Wydatki na właściwe roboty publiczne w r. 1927/28 wynoszą: budowle wodne 22.997.050 zł, gmachy państwowe 4.474.403 zł., drogi i mosty 37.806.190 zł, razem 65.277.643 zł. Najwięcej na drogi, następnie na budowle wodne, najmniej na gmachy państwowe, — czyli niespełna 11/2 franka złotego na głowę ludności, podczas gdy w republice austrjackiej, która nie była tak zniszczona wojną, jak Polska, wydatek ten wynosi 51/2 franka złotego na głowę.</u>
<u xml:id="u-12.10" who="#AndrzejKędzior">Wielką przeszkodą w podejmowaniu robót publicznych jest brak samorządów wojewódzkich, gdyż wobec zasadniczej konstytucji wojewódzkiej z dnia 26 września 1922 r. uchwalanie ustaw meljoracyjnych, wydawanie przepisów budowlanych, uchwalanie ustaw o budowie i utrzymaniu dróg samorządowych należy do kompetencji sejmików wojewódzkich. To jest również przeszkodą w organizacji służby zdrowia, jak to wczoraj przedstawiciel Ministerstwa Spraw Wewnętrznych podniósł w tej Wysokiej Izbie.</u>
<u xml:id="u-12.11" who="#AndrzejKędzior">Z chwilą powstania Rzeczypospolitej tendencją Ministerstwa Robót Publicznych było scentralizowanie robót publicznych, na czem najgorzej wyszła Małopolska. W maju 1919 r. napisał p. Karpiński Minister Skarbu do Ministra Robót Publicznych inż. Próchnika odezwę, że takich dostarczy funduszów, że odtąd wszystkie przedsiębiorstwa krajowe, drogi, meljoracje i t. d. będą prowadzone wyłącznie na koszt Skarbu Państwa. Minister Próchnik odniósł się do wydziału krajowego, a Marszałek Niezabitowski był bardzo z tego zadowolony i oddał chętnie całe biuro meljoracyjne złożone z przeszło 100 inżynierów, całe biuro drogowe złożone z 66 też inżynierów i wszystkie agendy meljoracyjne i drogowe. Okazało się jednak, że kiedy potem przyszła inflacja i mizerja finansowa, Ministerstwo Robót Publicznych ani swoich robót nie potrafiło należycie utrzymać, ani tem mniej robót krajowych. Opowiadano mi, że kiedy inżynier jeździł na inspekcję dróg i pytał się dyrektora czy ma pojechać, dyrektor machnął ręką i powiedział: po co, mamy jeździć na swoje drogi, to nie potrzebuje pan jeździć na drogi krajowe.</u>
<u xml:id="u-12.12" who="#AndrzejKędzior">Po dwóch latach starań powiodło mi się w r. 1924 wydobyć napowrót zarząd dróg krajowych i publicznych przedsiębiorstw meljoracyjnych od Ministerstwa Robót Publicznych. Jednakże sił technicznych nie zwrócono tak, że wprawdzie dotacje są wyższe, ale niema ludzi. Ten sam brak jest także i w Kongresówce, bo jak słyszę od panów z Ministerstwa Robót Publicznych, wojewodowie z Kresów proszą, ażeby przysłać zwłaszcza inżynierów meljoracyjnych.</u>
<u xml:id="u-12.13" who="#AndrzejKędzior">Przechodząc do poszczególnych działów Ministerstwa Robót Publicznych należy zauważyć co następuje. W dziale budownictwa wodnego widzimy zbyt wysokie wydatki na studja — 607,570 zł. Ministerstwo motywuje ten wydatek potrzebą opracowania projektu kanału Śląsk — Toruń i Warszawa — Pińsk oraz projektu regulacji rzek. Dalej widzimy wysokie wydatki przeszło 4 miljony zł na syzyfową robotę pogłębiania rzek dla utrzymania szlaku wodnego, a natomiast za szczupłą dotację na regulację Wisły 2 milj. zł., na budowę kanałów żeglugowych 344.350 zł. i na budowę zbiornika na Gole w Porąbce 400.870 zł.</u>
<u xml:id="u-12.14" who="#AndrzejKędzior">Co się tyczy budowy dróg wodnych, to Sejm Ustawodawczy 9 Iipca 1919 r. uchwalił ustawę zgodnie z przedłożeniem Ministerstwa Robót Publicznych, w której na pierwszem miejscu postawił Wisłę. Naszą naturalną drogą wodną jest Wisła. Tak jak Niemcy mają Ren, Łabę i Odrę, my mamy naturalną drogę Wisłę i do tej drogi muszą być dostosowane wszystkie inne sztuczne kanały.</u>
<u xml:id="u-12.15" who="#komentarz">(Głos: Słusznie)</u>
<u xml:id="u-12.16" who="#AndrzejKędzior">Tymczasem studja nad projektem regulacji Wisły trwały za długo. Nieboszczyk inżynier Ingarden dopiero w r. 1925 skończył projekt regulacji Wisły, a studja nad budową kanału węglowego z Zagłębia do Warszawy z odgałęzieniami do Łodzi i do Wisły poniżej Bugu nie są jeszcze ukończone, bo właśnie w motywach preliminarza budżetowego na r. 1927/28 czytamy, że ta dotacja ma być między innemi powiększona. Otóż co się teraz pokazało? Studja nad kanałem Śląsk — Warszawa, którą to trasę samowolnie zmieniło Ministerstwo Robót Publicznych na kanał Śląsk — Toruń z pominięciem Warszawy i Łodzi, wykazały, że nie mamy wody na dziale wód między Przemszą a Wartą, a więc studja, które trwały tyle lat są bezowocne i niema celu dalej ich prowadzić. Jak się informowałem w departamencie wodnym, Ministerstwo Robót Publicznych przyszło do przekonania, że trzeba się wziąć najpierw do Wisły. Wisła musi być uregulowana, czy ma służyć jako droga wodna, czy nie, aby zaś dojść do uspławnienia przestrzeni Wisły, musi być wybudowany taki kanał, który jest najkrótszy. Otóż punktem, w którym Wisła ma być uspławniona dla wielkiej żeglugi, jest ujście Sanu, gdzie dorzecze Wisły wynosi przeszło 50.000 km. To samo mamy z Łabą, która jest spławna dla wielkiej żeglugi od granicy czesko-saskiej i ma dorzecze przeszło 50.000 km. Niektórzy panowie są zdania, że może od ujścia Dunajca dałoby się uspławnić Wisłę, ale w takim razie, aby uzyskać odpowiednią głębokość, trzebaby przeprowadzić kanalizację, to znaczy spiętrzyć wodę, a ponieważ brzegi Wisły są niskie, więc spiętrzenie wody zabagniłoby całą okolicę, gdzie kosztem przeszło 100 miljonów wydział krajowy przeprowadził obwałowanie Wisły i niziny nadwiślańskiej.</u>
<u xml:id="u-12.17" who="#AndrzejKędzior">Okazuje się teraz, że jedynym środkiem uzyskania taniej drogi wodnej jest przyspieszonej regulacji Wisły i budowa kanału z zagłębia śląskiego przez Kraków do Wisły przy ujściu Sanu.</u>
<u xml:id="u-12.18" who="#AndrzejKędzior">Budowę kanału Odra — Wisła na terenie Małopolski rozpoczęto przed wojną w r. 1911 staraniem koła polskiego. Wykonanie robót rozpoczętych przed wojną na przestrzeni kanału Zator — Samborek, zostało zaniechane do tego stopnia, że poprzerywano kanałem komunikację i chłop nie może przejechać przez kanał, bo nie zbudowano mostów. Stan jest taki, że istnieje jeden przyczółek mostowy i rampa, a brak drugiego przyczółka, konstrukcje zaś żelazne rdzewieją, co poprostu jest skandaliczne.</u>
<u xml:id="u-12.19" who="#komentarz">(Głos: To wygląda jak z bajki)</u>
<u xml:id="u-12.20" who="#AndrzejKędzior">Obecnie widzimy, że dla wywozu węgla z zagłębia do Bałtyku możliwą jest jedna droga wodna, t. j. Wisła poniżej ujścia Sanu, która w każdym razie musi być uregulowaną i kanał żeglowy łączący zagłębie górnośląskie z Wisłą przy ujściu Sanu. Dlatego konieczną jest budowa kanału: Śląsk — Kraków — Wisła przy ujściu Sanu i kontynuowanie Studjów, tego kanału, które na podstawie ustawy z dnia 9 Iipca 1919 r. dyrekcja dróg wodnych w Krakowie rozpoczęła w r. 1920. W tym roku przywieziono na tę przestrzeń kanału repery, ale kiedy bolszewicy zbliżyli się do Warszawy, dyrekcja się przelękła, chociaż najbliższy punkt, gdzie była główna kwatera naczelnego wodza Płock, był odległy o 70 km. od ujścia Sanu, zabrała repery i od r. 1920 już na tej całej przestrzeni od Krakowa do Sanu nie pokazał się żaden inżynier. Koszta regulacji Wisły obliczyło Ministerstwo Robót Publicznych na 400 miljonów, lecz roboty regulacyjne rozłożone na dłuższy szereg lat wymagać będą większego wydatku, dlatego dodaję jeszcze 100 miljonów, tak iż prawdopodobnie koszty regulacji Wisły wyniosą 500.000.000 zł.</u>
<u xml:id="u-12.21" who="#AndrzejKędzior">Teraz chodzi jeszcze o koszty kanału Śląsk — Wisła przy ujściu Sanu. Otóż wykończenie kanału z zagłębia do Krakowa i budowa kanału na przestrzeni od Krakowa do ujścia Sanu długości 280,8 km. Kosztować będzie 126.492.800 zł tak, że koszt drogi wodnej z zagłębia śląskiego do Bałtyku łącznej długości 942 km., wynosić będzie 626,5 mil. okrągło. Ale tu możemy być pewni, że nam wody nie zabraknie i że ta droga wodna będzie mogła być zużytkowana dla łodzi tysiąctonowych.</u>
<u xml:id="u-12.22" who="#AndrzejKędzior">Czytałem w ostatnich dniach wywody inżynierów o wywozie węgla. W przeszłym roku mieliśmy kłopot, bo transport kolejowy nie wystarczył do przewiezienia węgla do Gdańska. Obecnie jeden z inżynierów twierdzi, że trzeba będzie zbudować drugą kolej żelazną. Inny inżynier znowu mówi, że koleje, które są, wystarczą. Ale co się okazuje? Jak długo był strajk angielski, tośmy wywozili węgiel na cały świat nawet do Palestyny. Teraz, kiedy Anglicy już konkurują z Polską, zawarli umowę ze Szwecją jak p. senator Rottenstreich powiedział, po 21,5 szylinga za tonnę, podczas, gdy nasi producenci ofiarowali 24 szylingi za tonę. Więc oczywista rzecz nie możemy konkurować z Anglją dlatego, że transport kolejowy jest za drogi.</u>
<u xml:id="u-12.23" who="#AndrzejKędzior">Wczoraj prosiłem p. Ministra Romockiego, który mi podał daty, ile wynosiły taryfy kolejowe z zagłębia węglowego do Gdańska. Otóż z początkiem r. 1926 wynosiły 7,5 zł od tony, w czerwcu 1926–9 zł, w grudniu podniesiono je na 12 zł od tony, a od 1 marca r. b. obniżono taryfę na 8,20 zł od jednej tony, podczas gdy własne koszty wynoszą 9,20 do 10 zł, to znaczy, że my możemy eksportować węgiel kolejami tylko wtedy, jeżeli państwo dopłacać będzie do własnych kosztów transportu. Wobec tego nie ulega żadnej kwestji, że jeżeli mamy takie bogactwo węgla, a mieliśmy na Górnym Śląsku przeszłego roku przeszło 25 miljonów ton, przed wojną zaś jeszcze więcej, bo blisko 32 miljony, i jeżeli chcemy ten węgiel zużytkować, to się musimy postarać o drogi wodne. Dwóch inżynierów nie wiedziało tego, tylko mówiło, że trzeba nowe koleje budować, tymczasem doktór filozofji sen. Rotenstreich w referacie budżetu Ministerstwa Przemysłu i Handlu powiedział, że trzeba budować kanały. Ja przyznaję rację doktorowi filozofji. Tylko drogi wodne mogą umożliwić konkurencję naszego węgla z węglem innych krajów.</u>
<u xml:id="u-12.24" who="#AndrzejKędzior">Dalej, co się tyczy departamentu budownictwa wodnego, miałbym do zauważenia jeszcze, że preliminarz funduszu melioracyjnego jest zestawiony niezgodnie z ustawą, bo do tego paragrafu wstawiono dotację na regulację rzek t. zw. kanałowych, która to dotacja powinna figurować w paragrafie na regulację rzek spławnych.</u>
<u xml:id="u-12.25" who="#AndrzejKędzior">Co się tyczy działu architektonicznego, to na ten departament dotychczas było najwięcej narzekań, jak to mieliśmy sposobność słyszeć przy rozprawach nad sprawozdaniem Najwyższej Izby Kontroli Państwa, czy to chodziło o budowę domów urzędniczych na pograniczu, czy też strażnic dla korpusu ochrony pogranicza. I rzeczywiście ten dział pozostawia dużo do życzenia. Chociaż rezolucja Sejmu z 4 lutego 1920 r. wezwała Ministerstwo, ażeby przedłożyło program budowy gmachów państwowych i plan sfinansowania, dotychczas jednak tego departament budowlany nie zrobił. Ale za to silił się zredagować ustawę budowlaną ramową, która należy według konstytucji wojewódzkiej do sejmików wojewódzkich i która powinna być krótka, a jak p. sen. Adelman, który ją studjował, mówił na komisji skarbowo-budżetowej, zawiera 406 artykułów. Proszę, to ma być ustawa ramowa.</u>
<u xml:id="u-12.26" who="#AndrzejKędzior">Ministerstwo Robót Publicznych na moją prośbę przysłało mi program robót architektonicznych, jakie mają być wykonane w najbliższym czasie. Mianowicie wykaz pierwszy obejmuje rozpoczęte budowle państwowe w liczbie 25. W Warszawie budowli 9; Państwowa Szkoła Budowlana, gmach chemji Szkoły Gospodarstwa Wiejskiego, gmach medycyny sądowej, gmach Szkoły Kupieckiej, Instytut Wychowania Fizycznego, pałac Brülowski, kościół garnizonowy, Szkoła Zawodowa Żeńska i Instytut Geologiczny; w Łodzi Szkoła Mickiewicza; w Pabjanicach gimnazjum im. królowej Jadwigi; w Zgierzu seminarjum nauczycielskie. W Dąbrowie Górniczej szkoła sztygarów, w Kielcach 2 gmachy: izba skarbowa i seminarjum nauczycielskie; w Ostrowcu poczta; w Krakowie klinika ginekologiczna i akademja górnicza — ta akademja buduje się już x lat i nie wiadomo, kiedy będzie skończona; w Tarnowie sąd okręgowy — budowa rozpoczęta przed wojną; we Lwowie klinika neurologiczna; w Brzozowie gimnazjum; w Drohobyczu zakład karny — chodzi tylko o wykończenie, bo suma kosztorysu wynosi 400.000 zł, a jest to gmach, który miljony kosztuje; w Poznaniu gmach chemji uniwersytetu i drugi gmach anatomii uniwersytetu; — suma kosztorysowa wynosi 34.758.099 zł, a na wykończenie potrzeba 14.500.000 zł.</u>
<u xml:id="u-12.27" who="#AndrzejKędzior">Drugi wykaz dotyczy projektowanych budowli państwowych, których budowa nie została jeszcze rozpoczęta. W Warszawie 3 gmachy: na pierwszem miejscu Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, koszt budowy 5.500.000 zł, drugi gmach, to dom mieszkalny dla urzędników przy ulicy Topolowej, koszt budowy — 1.280.000 zł, trzeci gmach archiwum państwowe — 7.000.000 zł okrągło. W Łodzi gmach izby skarbowej — 1.807.500 zł., w Łodzi drugi gmach sądu okręgowego, koszt — 4.703.000. W Grudziądzu szkoła techniczna — 300.000zł, w Dąbrowie Górniczej szkoła techniczna — 400.000 zł., w Radomiu szkoła techniczna — 300.000 zł., w Warszawie techniczny instytut elektryczny — 2.833.000 zł., razem 23.823.000 zł.</u>
<u xml:id="u-12.28" who="#AndrzejKędzior">Trzeci wykaz dotyczy starych budowli zabytkowych, które trzeba ratować przed ruiną. Takich budowli jest 11: budynek sądowy w Bóbrce (100.000), zamek w Rydzynie, budynek sądowy w Rudniku nad Sanem, budynek Dyrekcji Poczt i Telegrafów we Lwowie, budynek po Austro-Węgierskim banku w Brodach budynek stary powiatowy w Rawie Mazowieckiej, zamek w Dubnie, zamek w Niepołomicach, zamek w Żółkwi, zamek w Sanoku, zamek w Wieluniu. Na to potrzeba 5 miljonów zł.</u>
<u xml:id="u-12.29" who="#AndrzejKędzior">Otóż to są cyfry, które ogółem wynoszą 63,581.099 zł i muszą być wstawione do budżetów państwowych w latach najbliższych, aby te gmachy wybudować, względnie dokończyć, lub odrestaurować.</u>
<u xml:id="u-12.30" who="#AndrzejKędzior">Co się tyczy departamentu dróg i mostów, to muszę zauważyć, że dotacja na budowę nowych dróg jest za mała, bo tylko 3 miljony zł. Przy tej dotacji budowa 4.237 klm. dróg gruntowych potrwałaby lat 60. Druga uwaga, że w jednym roku rozpoczyna się budowę takich a takich dróg, wybuduje się pół albo półtora kilometra i porzuca się, a w następnym roku zaczyna się budować w innem województwie inne drogi. Dyrektor departamentu, p. Nestorowicz, tłumaczy się tem, że to jest na żądanie wojskowości, ale trzebaby raz dojść do końca, uzgodnić program z wojskowością i budować systematycznie według programu.</u>
<u xml:id="u-12.31" who="#AndrzejKędzior">Departament drogowy opracował program budowy dróg, który ma być przedłożony ciałom ustawodawczym, nie będę go przytaczał, dlatego, że jest wydrukowany w sprawozdaniu Komisji Budżetowej Sejmu, a ja go także w swojem sprawozdaniu umieściłem.</u>
<u xml:id="u-12.32" who="#AndrzejKędzior">Co do pomiarów kraju, to trwają one za długo na granicy czechosłowackiej. Tam przecież granica łatwa do oznaczenia: dział wód, z wyjątkiem Spisza. Orawy i Śląska, gdzie trzeba było wytyczyć nową granicę, tam jest stara granica. Mapy katastralne są po jednej i po drugiej stronie i nie potrzeba tak przeciągać sprawy.</u>
<u xml:id="u-12.33" who="#AndrzejKędzior">Co się tyczy pomiarów kraju, to zauważył p. s. Kalinowski na komisji, że pracami geodezyjnemi zajmuje się kilka ministerstw: Ministerstwo Robót Publicznych, Ministerstwo Spraw Wojskowych, Ministerstwo Przemysłu i Handlu (Urząd Miar), nawet Akademja Umiejętności, czego naturalnie Akademji nie można zabronić. Słusznie podniósł p. s. Kalinowski, że to nie powinno być, lecz ponieważ ustawa z 29 kwietnia 1919 r. o organizacji Ministerstwa Robót Publicznych przydziela wyraźnie te agendy Ministerstwu Robót Publicznych, to powinny być te agendy skoncentrowane w tem Ministerstwie.</u>
<u xml:id="u-12.34" who="#AndrzejKędzior">Wreszcie co do wodociągu górnośląskiego. Wodociąg ten jest samowystarczalny. Obecnie jest zamierzona budowa nowego wodociągu, dla którego ma się pobierać wodę z rzeki Przemszy. Ma być w tym celu zaciągnięta pożyczka w Banku Gospodarstwa Krajowego, a raty anuitetowe mają pokryć konsumenci z opłat za wodę. Wpłynęło jednak do Senatu zażalenie żeglarzy górnośląskich, wychodźców z nad Odry, że z powodu tego wodociągu obniży się poziom wody na Przemszy i na Wiśle. Skąd oni to wyliczyli nie wiem, ale mówią, że w Przemszy obniży się stan wody o 15 ctm., a na Wiśle o 10 ctm. Oni wybudowali łódź 300-tonową i żyją z tego, że transportują węgiel górnośląski Przemszą i Wisłą do Krakowa. Obawiają się, że wskutek tego wodociągu nie będą mogli już spławiać węgla Przemszą i Wisłą. Oprócz tego jeszcze proszą o pożyczkę na wybudowanie drugiej łodzi 300-tonowej.</u>
<u xml:id="u-12.35" who="#AndrzejKędzior">Na Komisji Skarbowo-Budżetowej poruszono sprawę programu robót publicznych; Ponieważ obecnie mamy budżet zrównoważony i finanse poprawiły się, więc było uzasadnionem zajęcie się tym programem, jednakże żadna komisja nie może ustalać programu, bo to może zrobić tylko Ministerstwo Robót Publicznych.</u>
<u xml:id="u-12.36" who="#AndrzejKędzior">Na komisji przedłożyłem wniosek, żeby przedewszystkiem w dziale budowli wodnych, pomijając meljoracje, które muszą być dalej prowadzone z dotychczasowej dotacji, postawić na pierwszem miejscu regulację Wisły i budowę kanału z Zagłębia węglowego do tego punktu, gdzie Wisła może być uspławniona dla wielkiej żeglugi, to jest dla statków 1000-tonowych. Ponieważ koszt regulacji Wisły preliminowano na 500 miljonów, proponuję wstawiać corocznie nie 2 miljony, jak dotychczas, ale 25 miljonów na regulację Wisły, żeby w ciągu lat 20 można było Wisłę uregulować. To jest najpilniejsza rzecz dla Polski, która obfituje w surowe produkty i od tego zależy cała przyszłość gospodarcza Polski. Mamy naturalną, wspaniałą drogę wodną i do tego trzeba było się zabrać przed 6–8 laty, a nie czekać aż dotąd. A po drugie, trzeba opracować projekt kanału żeglownego z zagłębia węglowego na Śląsku do Wisły przy ujściu Sanu, żeby w ten sposób utworzyć jedną drogę wodną z Zagłębia Śląskiego do Bałtyku. Drogą wodną będziemy eksportowali węgiel, a importowali rudę szwedzką i hiszpańską.</u>
<u xml:id="u-12.37" who="#AndrzejKędzior">Co się tyczy architektury, to Sejm Ustawodawczy już wezwał Ministerstwo w roku 1920 do przedłożenia programu, czego jednak Ministerstwo nie wypełniło, więc się obecnie powtarza tę rezolucję z roku 1920. Ministerstwo przedłożyło zresztą obecnie wykaz najważniejszych robót architektonicznych.</u>
<u xml:id="u-12.38" who="#AndrzejKędzior">Wreszcie co się tyczy dróg i mostów, to p. Dyrektor Nestorowicz opracował program, który jest wydrukowany w sprawozdaniu sejmowej Komisji Budżetowej.</u>
<u xml:id="u-12.39" who="#AndrzejKędzior">Wreszcie przechodzę do rezolucji. Pierwsza rezolucja dotyczy wykonania ustawy wodnej. Ustawa wodna obowiązuje od r. 1922, a dotychczas Ministerstwo Robót Publicznych nie wydało rozporządzenia o utworzeniu powiatowych komisji rewizyjnych wodnych. Te komisje są bardzo potrzebne. Już w b. dzielnicy pruskiej Rada Ludowa tworzyła te komisje rewizyjne. W Małopolsce wykonano bardzo dużo robót. Po każdej powodzi i po klęskach ulewnych deszczów Ministerstwo Rolnictwa i Wydział Krajowy udzielały subwencji, za które wykonywano setki, a nawet tysiące rowów osuszających w gminach, na tej podstawie, że rady gminne zobowiązały się utrzymywać te roboty. Przyszła wojna, a z nią przyszło zaniedbanie, okazało się więc teraz koniecznem utworzenie komisji rewizyjnych, któreby dopilnowały utrzymywania tych robót.</u>
<u xml:id="u-12.40" who="#AndrzejKędzior">Druga sprawa. Ministerstwo nie wydało jeszcze rozporządzenia o sporządzaniu projektów, na podstawie których mają być udzielane pozwolenia wodno-prawne. (Ustęp 2 art. 191 ustawy wodnej.) Sprawa jest o tyle aktualna, że dyrekcja okręgowa Robót Publicznych w Krakowie wydała jakiś okólnik, że spółki wodne, które chcą drenować czy osuszać grunty, muszą w 3 egzemplarzach przedkładać wszystkie plany, alegaty, kosztorysy właściwemu starostwu. Dlaczego? Dla księgi wodnej. Tymczasem ustawa wodna wyraźnie mówi, że do ksiąg wodnych mają być zapisywane tylko prawa używania wody. To znaczy, że tylko ten właściciel gruntu, który zamierza piętrzyć wodę i użytkować ją dla wytwarzania siły motorycznej lub dla stawów rybnych i nawodniania, ma przedkładać plany, które następnie mają być przechowane w księdze wodnej, ale nie plany osuszania albo drenowania gruntów, ponieważ przy osuszaniu i drenowaniu gruntów nie chodzi o prawo używania wody, tylko o odprowadzanie wody. W Prusiech spółek wodnych nawet nie zapisywano do ksiąg wodnych, a według naszej ustawy wodnej ma się zapisywać do ksiąg wodnych tylko wykaz członków spółki wodnej i wykaz członków zarządu, względnie wydziału spółki. Z temi planami mamy wielki kłopot, bo obecnie nawet Bank Rolny przy udzielaniu pożyczek żąda przedkładania wszelkich planów drenowania, osuszania, nawodniania w trzech egzemplarzach. Wydział krajowy udzielał pożyczek na drenowanie, ale nigdy nie zatrzymywał projektów ani kosztorysów. Jeżeli chodzi o spółki wodne, to według ustawy wodnej, datki konkurencyjne spółek mają pierwszeństwo przed wszystkiemi innemi wierzytelnościami,</u>
<u xml:id="u-12.41" who="#komentarz">(Głos: To bardzo ważna sprawa)</u>
<u xml:id="u-12.42" who="#AndrzejKędzior">... z wyjątkiem podatków państwowych, a trzyletnie zaległości mają intabulować kasy skarbowe. Jeżeli chodzi o gminy, to raty anuitetowe wstawia się do budżetu, a jeżeli gmina tego zaniedba, to wkracza wydział powiatowy i ten z urzędu wstawia wydatek do budżetu gminnego.</u>
<u xml:id="u-12.43" who="#AndrzejKędzior">Dalszy punkt rezolucji 1 dotyczy rozporządzenia o powoływaniu rzeczoznawców w dziedzinie postępowania wodno-prawnego, mianowicie, jakie kwalifikacje mają mieć ci rzeczoznawcy. 4 punkt dotyczy rozporządzenia w sprawie strzeżenia i zastępowania interesów publicznych w postępowaniu wodno-prawnem. 5 punkt ma na celu pouczenie władz wodnych niższych instancji w sprawie wpisu istniejących praw wodnych do ksiąg wodnych po myśli art. 253 ustawy wodnej, bez wydawania nowego pozwolenia wodno-prawnego, które według ust. 2 art. 45 ustawy wodnej jest zbyteczne.</u>
<u xml:id="u-12.44" who="#AndrzejKędzior">R. 1927 jest krytyczny dla wszystkich właścicieli młynów, stawów i t. d., bo do 27 listopada tego roku wszyscy właściciele praw wodnych mają zapisać swoje prawa w księdze wodnej. Otóż stał się taki wypadek, że starostwo warszawskie wyznaczyło terminy na koniec stycznia 1927 r. właścicielom stawów rybnych w Pruszkowie i w Pęcicach do przedłożenia szczegółowych projektów piętrzenia wody na rzece Utracie, celem przedłużenia prawa piętrzenia wody i to tylko na lat dziesięć, w przeciwnym razie bowiem zarządzone zostanie niezwłoczne rozebranie instalacji piętrzących wodę bez wypłacenia odszkodowania. Właściciel majątku Pęcice, poseł p. Marylski, który był przewodniczącym komisji wodnej w Sejmie Ustawodawczym, a został dotknięty reskryptem starostwa warszawskiego, przychodzi do mnie jako b. referenta ustawy wodnej, i mówi: A to ładnie zrobiliśmy, uchwaliliśmy ustawę wodną, a jakie są teraz konsekwencje! P. Marylski posiada 200 mórg stawów rybnych, które przedstawiają wartość jednego miljona i zaopatruje w karpie Warszawę; a teraz ma być pozbawiony własności. Z tem trzeba zrobić jakiś porządek, bo nie można ludziom odbierać prawa własności. Wiem z doświadczenia, że w Małopolsce wykupywaliśmy dziesiątki starych młynów małej wartości dla celów regulacji rzek, ale bez odszkodowania nie zabieraliśmy, każdemu musieliśmy coś zapłacić, chociaż te młyny istniały bez konsensu. To samo trzeba i tu zastosować, dlatego proponuję tę rezolucję.</u>
<u xml:id="u-12.45" who="#AndrzejKędzior">Druga rezolucja dotyczy także wykonania ustawy wodnej. Mianowicie ustawa wodna utrzymała w mocy austrjacką ustawę o zabudowaniu potoków górskich. Ta austrjacka ustawa jest bardzo ważna dla części cieszyńskiej woj. śląskiego i dla trzech południowych województw Małopolski, mianowicie dla województw krakowskiego, lwowskiego i stanisławowskiego, gdzie mamy góry Karpaty i Tatry i gdzie są potoki górskie, które wyrządzają wielkie szkody. Otóż według tej ustawy była powołana osobna sekcja leśno-techniczna dla zabudowania potoków górskich. Według ustawy z 29 kwietnia 1919 r. o zakresie działania Ministerstwa Robót Publicznych, Zarząd potoków górskich przejęło Ministerstwo Robót Publicznych, ale ta sekcja techniczno-lasowa przestała istnieć. Mamy kilkanaście zabudowań potoków górskich przeprowadzonych w Karpatach i Tatrach, ale niema organu technicznego, któryby się zajął ich konsekwencją, niema organu, któryby przygotował operaty celem zawiązania spółek wodnych dla utrzymania tych zabudowań. Rezolucja więc zmierza do tego, aby Ministerstwo Robót Publicznych reaktywowało w województwach południowych sekcję leśno-techniczną dla zabudowań potoków górskich. Panowie mają do dyspozycji dawnego prezesa generalnej dyrekcji odbudowy kraju, który jest znanym technikiem lasowym i który zajmował się temi sprawami w Małopolsce, więc jest siła do dyspozycji Ministerstwa, która może być użytą do tego, aby sekcję tę zorganizować.</u>
<u xml:id="u-12.46" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek ks. Stychel.)</u>
<u xml:id="u-12.47" who="#AndrzejKędzior">Trzecia rezolucja dotyczy wykonania ustawy drogowej. Według ustawy drogowej, Ministerstwo Robót Publicznych ma wydać przepisy normujące zasady, na jakich mają być udzielane zasiłki i pożyczki ze Skarbu Państwa na budowę i utrzymanie dróg wojewódzkich, powiatowych i gminnych. Taka instrukcja jest potrzebna, aby samorządy wiedziały, kiedy mogą otrzymać subwencję, bo jeżeli niema takiej instrukcji, to panuje dowolność. Referent da zapomogę temu ciału samorządowemu, które ma protekcję, — a jeżeli będzie to unormowane i samorząd uczyni zadość warunkom, to wtedy może mieć słuszną podstawę do uzyskania subwencji. P. Dyrektor Departamentu Drogowego mówi jednak, że nie spieszy się z tem, bo dotacje, t. j. zasiłki na utrzymanie dróg samorządowych są małe, więc jest jeszcze czas na to, Ponieważ jednak Sejm podwyższył w budżecie na r. 1927–8 o 550.000 dotacje na drogi i mosty samorządowe, więc możeby teraz już ta pora nadeszła.</u>
<u xml:id="u-12.48" who="#AndrzejKędzior">Czwarta rezolucja dotyczy wykonania ustawy melioracyjnej. Państwowa ustawa melioracyjna z 26 października 1921 r. pozwala Ministerstwu Robót Publicznych przyznawać zasiłki z funduszu melioracyjnego tylko tym przedsiębiorstwom, podejmowanym przez samorządy, które przedłożą mu projekt, i jeżeli samorząd wojewódzki, t. j. sejmik wojewódzki uchwali ustawę. Ponieważ nie mamy sejmików wojewódzkich, przeto wojewodowie, na podstawie uchwał rad wojewódzkich, wydają w miejsce ustaw — rozporządzenia. To jednak nie jest przestrzegane, jak widzimy w sprawozdaniu Komisji Budżetowej Sejmu, bo jeszcze nie wszystkie projekty są zatwierdzone i rozporządzenia nie są wydane, a oprócz tego, jeszcze ustawa melioracyjna przepisuje, ażeby Rząd przedkładał corocznie preliminarz i zamknięcia rachunkowe funduszu melioracyjnego. Od 3 lat dotowany jest fundusz melioracyjny, a dotychczas nie mamy ani jednego preliminarza tego funduszu, a takich preliminarzy powinno być 3, za r. 1925, 1926, 1927 i przynajmniej jedno zamknięcie rachunkowe za r. 1925.</u>
<u xml:id="u-12.49" who="#AndrzejKędzior">Piąta rezolucja dotyczy programu, o którym już wspomniałem. Rezolucja ta brzmi:</u>
<u xml:id="u-12.50" who="#AndrzejKędzior">Senat wzywa Rząd, ażeby przedłożył Izbom Ustawodawczym program robót publicznych wraz z planem sfinansowania, mianowicie:</u>
<u xml:id="u-12.51" who="#AndrzejKędzior">a) budowy dróg wodnych, a przedewszystkiem regulacji Wisły i kanału żeglugi z zagłębia węglowego przez Kraków do Wisły przy ujściu Sanu, który wraz z Wisłą stanowić będzie najważniejszą drogę dla wywozu węgla i przywozu rudy żelaznej, a to po myśli art. 4 ustawy z dn. 9 Iipca 1919;</u>
<u xml:id="u-12.52" who="#AndrzejKędzior">b) budowy gmachów państwowych w myśl uchwały Sejmu Ustawodawczego z dn. 4 lutego 1924 r.;</u>
<u xml:id="u-12.53" who="#AndrzejKędzior">c) budowy dróg i mostów państwowych (który to program już ma być gotowy).</u>
<u xml:id="u-12.54" who="#AndrzejKędzior">6-ta rezolucja jest ponowieniem uchwalonej przez Wysoki Senat rezolucji w r. 1925. Chodzi o wykonanie ustawy z 21 września 1922 r., dotyczącej tytułu inżyniera. Według tej ustawy, Rząd ma przedłożyć Izbom Ustawodawczym projekt ustawy o wykonywaniu samodzielnej praktyki zawodowej przez inżynierów, co się dotychczas nie stało, mimo upływu przeszło łat czterech.</u>
<u xml:id="u-12.55" who="#AndrzejKędzior">7-ma rezolucja dotyczy skoncentrowania agend, dotyczących budowy gmachów państwowych, w Ministerstwie Robót Publicznych, w myśl obowiązującej ustawy. Sejm Ustawodawczy 4 lutego 1920 r. uchwalił rezolucję, żeby w myśl ustawy o organizacji Ministerstwa Robót Publicznych wszystkie dotacje na gmachy państwowe wstawiane były do budżetu Ministerstwa Robót Publicznych. I tak było w jednym roku. Ale w następnym roku Minister Skarbu dotacje te porozdzielał. Zapytałem p. Ministra, dlaczego to zrobił? Odpowiedział: Mam mało pieniędzy, każdy Minister chce, żeby mu podnieść dotacje, więc porozdzielałem to, co było w poprzednim budżecie Ministerstwa Robót Publicznych, na poszczególne Ministerstwa. Ale ustawa jest ustawą i wszystkie dotacje na gmachy państwowe powinny się koncentrować w Ministerstwie Robót Publicznych, zwłaszcza, że to Ministerstwo odpowiada za budowę w myśl ustawy. A zresztą, jeżeli każde Ministerstwo będzie sobie tworzyło osobne wydziały robót publicznych, czy architektury, to do czego dojdziemy? Im więcej takich urzędów, tem więcej to kosztuje. Jeżeli Ministerstwo Robót Publicznych skoncentruje agendy budowlane i weźmie w swój zarząd wszystkie gmachy państwowe, będzie to mniej kosztowało.</u>
<u xml:id="u-12.56" who="#AndrzejKędzior">Ostatnia rezolucja, 8, dotyczy skoncentrowania prac geodezyjnych w Ministerstwie Robót Publicznych, także w myśl ustawy z 29 kwietnia 1919 r., którą to rezolucję uchwaliła komisja na wniosek senatora Kalinowskiego.</u>
<u xml:id="u-12.57" who="#AndrzejKędzior">Proszę Wysoki Senat o przyjęcie preliminowanych dochodów i wydatków w cyfrach uchwalonych przez Sejm, jak również proponowanych przez komisję rezolucji.</u>
</div>
<div xml:id="div-13">
<u xml:id="u-13.0" who="#AntoniStychel">Głos ma s. Kowalczyk.</u>
</div>
<div xml:id="div-14">
<u xml:id="u-14.0" who="#JanJakubKowalczyk">Wysoki Senacie! Do referatu p. sen. Kędziora chciałbym dorzucić kilka uwag, dotyczących szczególnie budowy i meljoracji dróg wodnych i budownictwa domów mieszkalnych.</u>
<u xml:id="u-14.1" who="#JanJakubKowalczyk">Co do dróg wodnych, to u nas popełniono wiele błędów w ostatnich czasach, mianowicie rozwinięto potężną agitację za budową kanału „Zagłębie Węglowe — Gdańsk” z ogromną szkodą dla rozwoju naszego budownictwa wodnego na naszych rzekach i naszych drogach naturalnych wodnych. Czytałem niedawno studjum o budowie dróg wodnych w Niemczech. Wiadomo Państwu, a conajmniej większej części tej Izby, że Niemcy przed wojną rozpoczęły budować t. zw. Mittellandkanal, kanał, który miał łączyć Ren z Łabą i ewentualnie z Odrą, jednakże Niemcy przekonały się, że budowa takiego kanału jest im niepotrzebna, dlatego, że dziś technika w kolejnictwie posunęła się ogromnie naprzód. Dawniej w Niemczech wagony towarowe największe były 15-tonowe, zwyczajne tylko 10-tonowe, dzisiaj wiemy wszyscy, że Polska pod tym względem, zdaje mi się, nawet przoduje, że budujemy już dziś 30, 40, a nawet 50-tonowe wagony. Tak samo lokomotywy dawniej były to niejako młynki do kawy, jak je nazywano, a dziś mamy bardzo potężne, technicznie doskonale wykończone maszyny, które potrafią uciągnąć za sobą ogromne ciężary; dalej idzie technika przy stosowaniu hamulców, potem przy rozbudowie i wzmacnianiu toru kolejowego. Tak się stało, że faktycznie kanały takie, jak kanał „Zagłębie Węglowe — Gdańsk”, są dla nas absolutnie niepotrzebne. Niemcy doszli do tego, że swój kanał, swój Mittellandkanal, doprowadzili tylko do Hanoweru, a teraz nawet nie wiedzą, czy mają go dalej prowadzić. Więc poco mamy dużo czasu zużywać, ewentualnie jakieś projekty rzucać i pieniądze asygnować na coś, co nam jest absolutnie niepotrzebne. Co zaś p. sen. Kędzior powiedział o budowie kanału „Zagłębie Węglowe — San”, to oczywiście jasne i na to trzeba się zgodzić. Musimy więc całą siłę skierować ku temu, żeby naszą rzekę Wisłę zrobić na całej przestrzeni żeglowną, względnie spławną tak, żebyśmy mogli ją wyzyskać jako naszą naturalną arterję. Pozatem nie potrzebujemy nic więcej. Oczywiście tylko jeszcze z dodatkiem rzek pobocznych, które wpadają do Wisły i które można także wyzyskać dla żeglugi.</u>
<u xml:id="u-14.2" who="#JanJakubKowalczyk">Dlaczego o tem mówię? Dlatego, że obserwowałem w świecie, w różnych krajach wyzyskiwanie wód naturalnych dla bardzo ważnych i najżywotniejszych celów gospodarczych i społecznych. Pozwolę sobie przeto odczytać pewien ustęp z mojej książki, pisanej przed 10 laty, który właśnie dotyczy żeglowności i spławności naszej Wisły i objaśnia, co można na tym terenie zrobić, przyczem równocześnie zwracam uwagę na pewne niebezpieczeństwa, które nam grożą.</u>
<u xml:id="u-14.3" who="#komentarz">(Czyta)</u>
<u xml:id="u-14.4" who="#JanJakubKowalczyk">„Spojrzawszy na mapę ziem polskich, uderzyć każdego musi wspaniałe rozgałęzienie naszego systemu rzecznego. Mamy dziś już gruntownie opracowane przez fachowców rozprawy na temat spławności naszych rzek, ich regulacji, tudzież budowy sieci kanałów, mających łączyć z sobą poszczególne rzeki. Pomijając tu połączenie ziem polskich z morzem Czarnem, przytoczę tylko kilka zdań z wykładu prof. Maksymiljana Majakiewicza, który on w lutym 1917 r. wygłosił w towarzystwie politechnicznem lwowskiem. Prelegent przedstawił warunki spławności 11 wielkich rzek polskich, t. j. Wisty, Sanu, Bugu, Narwi, Pregoły, Niemna, Dniestru, Warty, Noteci, Styru i Prypeci i na podstawie szeregu wywodów doszedł do wniosku, że rozporządzać możemy w przyszłości, po przeprowadzeniu regulacji, siecią wielkich naturalnych dróg wodnych około 3.900 klm. długą, z czego około 600 km. nadawać się może do ruchu statków 600-tonowych, a 2.100 km. dla statków 200 do 300 tonowych. Długość sztucznych dróg wodnych wynosi około 2.100 km. tak, że łącznie z wielkiemi drogami naturalnemi otrzymaćby można sieć około 6.000 km. długą. Koszta regulacji rzek, omawianych przez prelegenta i budowy kanałów wyniosą jego zdaniem około 2 miljardów koron austrjackich. Są to wprawdzie znaczne koszta, lecz drogi te można rozbudowywać stopniowo, więc ogrom ich nie powinien nikogo przerażać.</u>
<u xml:id="u-14.5" who="#JanJakubKowalczyk">„Doświadczenie i zmysł praktyczny mówią nam, że gdzie istnieje połączenie bądź to kolejowe, bądź rzeczne lub kanałowe z innemi miejscowościami, tam wszędzie mogą powstać ogniska przemysłu, a już wprost idealnem jest położenie takich miejscowości, które leżą przy głównych linjach kolejowych, tudzież nad ważniejszemi drogami wodnemi. Takie miejscowości mają wszelkie dane, by stać się siedzibą wszelkiego rodzaju gałęzi przemysłu i handlu. Tak naprzykład w Ameryce, a zwiedziłem ją dość gruntownie, pomijając położony nad morzem i Hudsonem Nowy-Jork, mamy takie ogniska przemysłu i handlu, jak Chicago w stanie Illinois, Buffalo w stanie New-Jork, Pittsburg w stanie Pensylwanja, Detroit w stanie Michigan, St. Louis w stanie Missouri, Minneapolis w Minnesocie, Milwaukee w Wisconsinie i wiele innych metropolji przemysłowo-handlowych, a poza niemi całe setki mniejszych miast — wszystkie one zawdzięczają swój rozkwit dogodnej komunikacji wodnej i kolejowej.</u>
<u xml:id="u-14.6" who="#JanJakubKowalczyk">„Nasza Polska, jak jest wielka i szeroka, będzie mogła stać się drugą taką ojczyzną życia przemysłowego i ruchu handlowego. Położona w samym środku Europy, poprzerzynana siecią rzek, które w dodatku będzie można połączyć kanałami, dzięki Wiśle połączona z morzem, a dla szybkiej komunikacji z krajami sąsiedniemi szeregiem linji kolejowych, będzie mogła istotnie nieomal w każdej swej części gnieździć ogniska przemysłu.</u>
<u xml:id="u-14.7" who="#JanJakubKowalczyk">Nad spławnemi rzekami i nad kanałami będziemy mogli zakładać fabryki, gdyż dowóz węgla dla nich drogą wodną, jakoteż i surowców nie będzie wymagał wielkiego kosztu. Dzięki temu będziemy mogli rozmieścić naszą ludność roboczą na znacznej przestrzeni kraju, mając równocześnie możność zapewnienia jej mieszkania „na wsi”, wśród pachnących pól i cienistych drzew na świeżem i zdrowem powietrzu. Robotnik fabryczny będzie mógł zostać „na łonie przyrody”, zdala od zgiełku i zaduchu wielkomiejskiego, nie przymuszony do spędzania życia w nowoczesnych jamach kamiennych, kamienicami zwanych, dokąd często, jak rok długi, ani jeden nie zajrzy promień słoneczny. W takich norach, chociażby były nawet jak najwykwintniej umeblowane i rzęsistem sztucznem światłem oświetlone, nie może się mieścić zdrowie.</u>
<u xml:id="u-14.8" who="#JanJakubKowalczyk">„W interesie więc naszych przyszłych pokoleń i przyszłego powodzenia naszego narodu musimy zakrzątnąć się jak najprędzej około rozbudowy sieci dróg lądowych i wodnych na naszej ziemi, by bogate jednostki lub firmy nie tworzyły nam niepotrzebnie tak potwornych skupień fabrycznych, jakiem jest np. dzisiejsza Łódź.</u>
<u xml:id="u-14.9" who="#JanJakubKowalczyk">„Nieprawdą jest, jakowy zawsze wszystkie fabryki musiały być skupione razem ze względu na handel, pozostający w związku z wytwarzanemi w tych fabrykach towarami. W rzeczywistości fabryka może być oddalona od miejsca zbytu jej towarów o setki, a nawet tysiące mil. Przykład — maszyny do szycia firmy amerykańskiej Singera, albo maszyny rolnicze International Harvester Company, kasy National Cash Register Company, rozliczne fabryki obuwia, bielizny, pończoch, materjałów na ubrania”.</u>
<u xml:id="u-14.10" who="#JanJakubKowalczyk">(mówi): Dodaj tu jeszcze bajecznie rozwinięte fabryki Forda, który już dziś idzie na wieś nietylko w Detroit i pod Detroit zakładając swoje fabryki, ale pewne części składowe do automobilów wytwarza w miejscowościach o setki mil amerykańskich oddalonych od właściwego ogniska przemysłu. Ford w swej niedawno napisanej książce „The great today, the greater tomorrow” (Wielkie Dziś, większe Jutro) wyraźnie podkreśla, że trzeba się starać o to, żeby wszędzie po całym kraju, w jakiemkolwiek państwie rozrzucać fabryki, żeby się nie skupiały tylko na jednem miejscu.</u>
<u xml:id="u-14.11" who="#JanJakubKowalczyk">Czytam dalej: „Fabryki, gdzie to tylko da się przeprowadzić, powinne być rozmieszczone po całym kraju. Nie powinno istnieć w kraju obciążenie przemysłem jednych jego części, gdy inne leżą zupełnie odłogiem. Rzecz jasna, że nie odnoszą się te zdania do takich gałęzi przemysłu, jak naprzykład górnictwo, ale np. przemysł przędzialniany nie potrzebuje się skupiać w jednej lub najwyżej kilku miejscowościach, jeżeli tylko istnieją warunki taniego dowozu węgla i surowców, może się on rozwijać wszędzie.</u>
<u xml:id="u-14.12" who="#JanJakubKowalczyk">„Prawidłowe rozbudowanie naszych dróg wodnych mieć będzie także ten niezmiernie dodatni dla nas skutek, że Ojczyzna nasza w pewnych jej częściach stanie się krajem tranzytowym dla krajów zachodnio i wschodnio-europejskich. Opłaty z tem połączone mogą stać się jednem z ważnych źródeł dochodów naszego przyszłego państwa” — pisałem to 10 lat temu — „a Warszawa, będąca centralnym punktem tego ruchu, stać się musi z konieczności rzeczy główną siedzibą handlu, trudniącego się wymianą towarów między wschodem a zachodem. Paryż i Londyn na zachodzie, Moskwa, Astrachań i Baku, oraz miasta syberyjskie na wschodzie podadzą sobie ręce w Warszawie. Jak Chicago jest sercem dla wschodniej i zachodniej połaci kontynentu północno-amerykańskiego, taką samą centralą dla swego położenia geograficznego stać się musi Warszawa odnośnie do wschodu i zachodu Europy, a nawet i do części Azji. Zrozumieli to doskonale Niemcy i dlatego czemprędzej narzucili Warszawie pod płaszczykiem polskim swe marki niemieckie”.</u>
<u xml:id="u-14.13" who="#JanJakubKowalczyk">(mówi): Pisałem to wszystko w r. 1917, a jak było wówczas, tak jest jeszcze dziś. Niemcy chcą pod względem handlowym i gospodarczym opanować Polskę i Warszawę zanim my sami się na tem poznamy i zanim inne narody zdołają zdać sobie sprawę z ważności tej przyszłej centrali handlu ogólno-europejskiego.</u>
<u xml:id="u-14.14" who="#JanJakubKowalczyk">Czem Londyn jest dla świata, tem stać się musi Warszawa dla Europy. Jej położenie przeznaczyło jej to stanowisko, które utrwali nasza udzielność i niepodległość państwowa.</u>
<u xml:id="u-14.15" who="#JanJakubKowalczyk">Tu muszę zaznaczyć, że Niemcy znowu obecnie, jak przed 10 laty, gdy zagarnęły całą b. Kongresówkę i nawet całe nasze dzisiejsze Kresy Wschodnie, przy okazji pertraktacji handlowych, które nie rozumiem dlaczego, wprost w niezrozumieniu własnego interesu przerwały, tak samo dążą do zawojowania Polski. To, co pisałem przed 10 laty, to samo tyczy się teraz naszego położenia, gdy chodzi o porozumienie handlowe z Niemcami. Musimy być niesłychanie ostrożni i mogę tylko wyrazić swoją radość, że mamy tam m. in. tak wybitnego znawcę naszych stosunków, jak p. senatora Bartoszewicza, który, jestem pewny, będzie dbał o to, żeby nasz sąsiad zachodni zanadto się nie posunął w kierunku zawojowania Polski.</u>
<u xml:id="u-14.16" who="#JanJakubKowalczyk">Czytam dalej: „Już w czasie przedwojennym handel między rosyjskiemi portami bałtyckiemi a Anglją był znaczniejszy, niż między temi portami, a Niemcami. Naprzykład w 1911 r. przypadało z całego dowozu przez port ryski na Anglję 130, a na Niemcy tylko 102, z wywozu znów na Anglję 145, a na Niemcy tylko 77 miljonów marek. (Patrz: „Wirtschaftszeitung der Zentralmachte” nr. 9 z 2 marca 1917 r. str. 166.) A ileż to towarów szło z Europy zachodniej do Europy wschodniej przez Niemcy i przez Polskę! Niemcy, odciąwszy nasz kraj od morza, zagarnęli dla siebie cały tranzyt, posługując się jako punktem wyjścia dla niego przeważnie Hamburgiem i Bremą, by z niego ciągnęły jak największe korzyści pruskie koleje i kanały.</u>
<u xml:id="u-14.17" who="#JanJakubKowalczyk">„Jeżeli w przyszłości Gdańsk dostanie się do Polski i Wisła zostanie uregulowana, cały ten tranzyt niemiecki odpadnie; miejsce jego musi z konieczności rzeczy zająć nasz polski tranzyt. To też Niemcy nazywają nasze ziemie „mitteleuropӓisches Hinterland”, który im będzie służył za łącznik między Bałtykiem, a morzem Czarnem, oczywiście, jako bierny przedmiot. (Patrz: „Wirtschaftszeitung der Zentralmӓchte” artykuł „Ostsee und Schwarzes Meer”, nr. 9 z dnia 2 marca 1917 r.) „Gdy zważymy z jednej strony te apetyty niemieckie, a z drugiej nasze wspaniałe widoki na przyszłość, powinien nas wprost zelektryzować zapał do czynów: do gromadzenia funduszów i do rozważnej pracy nad rozbudowywaniem naszych przyszłych żelaznych i wodnych sieci komunikacyjnych. Sieci te muszą powstać, bo domaga się ich konieczność życiowa narodów europejskich. Chodzi więc o to, by wobec naszego niedołęstwa nie przyszli do nas ludzie cudzy i nie zrobili za nas tego, co sami zdziałać powinniśmy.</u>
<u xml:id="u-14.18" who="#JanJakubKowalczyk">„Czeka nas tu dwojaka praca: raz uregulowanie rzek i budowa kanałów, powtóre stworzenie wydziału żeglugi wodnej na naszych ziemiach. Nasze statki parowe, berlinki, czyli barki i łodzie powinne kursować po wszystkich naszych rzekach spławnych, a w dodatku powinne się zapuszczać w głąb ziem litewskich, ruskich i rosyjskich, tak, by łączyły Bałtyk z morzami Czarnem i Kaspijskiem, zachodnią Europę z Europą wschodnią i Azją.</u>
<u xml:id="u-14.19" who="#JanJakubKowalczyk">„Mam pod ręką ogłoszenie austrjackiego towarzystwa żeglugi wodnej „Erste K. k. priv. Donau-Dampf-schiffahrts-Geseilschaft”, które istnieje od 1829 r. Obecny jego kapitał zakładowy wynosi 60.480.000 koron, rozporządza ono 47 parowcami osobowemi, 92 statkami parowemi, 852 berlinkami o ogólnej pojemności 480.816 ton; statki te i łodzie kursują na przestrzeni 4.104 km., liczba stacji i przystanków do lądowania i ładowania wynosi 247. (Patrz „Wirtschaftszeitung der Zentralmachte”, nr. 1 z 11 lutego 1916 r. str. 18.) Tych kilka danych i cyfr może nam posłużyć za przykład, jak olbrzymie zadania nas czekają tylko w tej jednej dziedzinie, co pod tym względem możemy stworzyć dla naszego kraju, jaką masę miljonów koron korzystnie ulokować i ilu setkom tysięcy osób zapewnić stałą pracę i doskonałe zarobki. Zaprawdę wielkie czekają nas rzeczy! Oby obcy przedsiębiorcy nie przyszli do nas i nie wyprzedzili nas!” (mówi): Tak pisałem w r. 1917, a dziś pozwolę sobie do tego dodać kilka uwag. Nie będę nic mówił o tem, co p. sen. Kędzior powiedział tak obszernie o budowie naszych dróg wodnych. Stwierdzam tylko, że musimy nasze drogi wodne wyzyskać w interesie 1) Państwa, dla jego obrony, 2) w interesie naszych ogólnych spraw gospodarczych, 3) w interesie naszym prywatnym i to wszystkich bez wyjątku.</u>
<u xml:id="u-14.20" who="#JanJakubKowalczyk">Co do Państwa, mam przedewszystkiem na myśli nasz węgiel, o którym także wspomniał p. sen. Kędzior. Dzisiaj poza Śląskiem, który w roku ubiegłym z ogólnej produkcji 25 milj. ton zużył 5 miljonów, reszta Polski skonsumowała tylko 6,5 milj., kiedy w ubiegłej zimie mieliśmy trochę większy zbyt na węgiel zagranicą, koleje nasze nie były w stanie dostarczyć węgla konsumentom krajowym. Narzuca się tu mimowoli pytanie: a od czego mamy te nasze rzeki? Chociażby się nie budowało odrazu statków, czy łodzi o tak wielkiej pojemności, jak tysiąc ton, możnaby zacząć od budowania barek 200 do 300 tonowych, za przykładem braci Sapoków, którzy, zmuszeni przez Niemców do opuszczenia Odry, przenieśli się nad Przemszę i Wisłę i świecą nam przykładem, jak powinniśmy pracować, by rozwinąć żeglugę na Wiśle i jej dorzeczach. Jeżeli tacy prości flisacy, tacy biedni uchodźcy potrafili sobie zbudować łódź, i to dość wielką, bo pojemności 300 ton, dlaczego nasze miasta i nasze różne komuny nie umiałyby takich środków komunikacyjnych sprokurować sobie i sprowadzać węgiel nie w zimie, gdy ludzie już marzną, lecz w ciągu lata? W ciągu lata trzeba sprowadzać, wtedy, kiedy rzeki są spławne; trzeba je wyzyskiwać i w ten sposób zapobiec wielkiemu potem nawałowi pracy, W ostatnich latach przekonano się, że węgiel to nie żaden skończony towar i produkt, skończony jest on wprawdzie pod pewnym względem, mianowicie, o ile chodzi o jego marnowanie. Uświadomiono sobie jednak, że jest on podstawą rozwoju różnorakich gałęzi przemysłu. Niemcy zaczęli oddawna w tym kierunku pracować. Założywszy fabryki aniliny, na podstawie doświadczeń chemicznych stwierdzili, że przez destylację węgla wydobywa się z niego azot, farby, środki lecznicze i t. d. A ostatnie lata przyniosły nam niesłychanie ważne nowe odkrycie. Mamy mianowicie sposób dr. Bergiusa rozwadniania węgla. Bergius pojechał nawet do Pittsburga, żeby pochwalić się swojem odkryciem przed Amerykanami i zachęcić ich do lokowania swych pieniędzy w nowem przedsiębiorstwie niemieckiem, wytwarzającem z węgla naftę. Mamy dalej system dr. Fischera i t. zw. prażenie węgla. Ostatnio także Anglicy, ale już o własnych siłach, rzucają się na tę nową gałąź przemysłu. Czytam w „Berliner Tageblatt”, że przed kilku dniami zainkorporowano w Berlinie nową spółkę pod nazwą L. a N. Coal Destination, Ltd. Jest to spółka, która z jednej tony węgla produkuje 111 litrów oleju, 160 m. kub. gazu i jeszcze potem dość sporo, zdaje mi się 71 kg. węgla bezdymnego. Na tem bowiem polega ta najnowsza sztuka, żeśmy się przekonali, iż to, co dziś puszczamy w formie dymu w powietrze, jest najcenniejszym składnikiem węgla, gdyż otrzymujemy z niego oleje i gazy. Anglicy oleju lekkiego używają do pędzenia maszyn, motorów, oleju ciężkiego używają do wytwarzania chemikalji i do smarów. Wreszcie bezdymny węgiel w formie rozproszkowanej używany jest do wysokich pieców przy wytwarzaniu żelaza i osiągają znakomite potanienie stali, bo zdołali obniżyć jej cenę na tonie o 2 funty, to zn. o blisko 90 naszych złotych. Ma to dla przemysłu stalowego ogromne znaczenie.</u>
<u xml:id="u-14.21" who="#JanJakubKowalczyk">Słyszeliśmy wczoraj z ust p. sen. Buzka, w jak niebezpiecznem znajduje się Polska pod względem politycznym położeniu. Państwo nasze, jeżeli chce egzystować, musi się zbroić. Si vis pacem, para bellum, przygotujmy się zatem wszystkiemi nowoczesnemi środkami do obrony. Czytaliśmy niedawno temu w „Daily Mail”, było to w listopadzie ub. r., że Niemcy pozakładali w Rosji bolszewikom fabryki aeroplanów, fabryki bomb i wogóle różnych materjałów wybuchowych, oraz fabryki gazów trujących. Na to musimy reagować. Nie wiem, co nasze Ministerstwo Spraw Wojskowych w tym kierunku robi. Mnie się zdaje, że jest świętym obowiązkiem nietylko naszego Ministerstwa Spraw Wojskowych, ale wogóle całego społeczeństwa dbać o to, żebyśmy te nowoczesne zdobycze chemji wyzyskali w obronie naszego Państwa i społeczeństwa. Mogę sobie bardzo łatwo wyobrazić, jak będziemy wyglądali, jeżeli nie będziemy przygotowani pod tym właśnie względem. Na zachodzie i na wschodzie Niemcy i Rosjanie, a raczej Rosjanie pod kierunkiem Niemców budują mnóstwo aeroplanów, budują fabryki materjałów wybuchowych, gazów trujących, a my siedzimy, jak trusia cichutko, nic pod tym względem nie robimy, albo bardzo mało. Zaatakowanie nas może nastąpić w każdej chwili, jak to wczoraj p. s. Buzek udowodnił, przyjdą ptaki powietrzne i zaczną nam znosić swoje bomby, gazami trującemi wytrują nas poprostu, a przedewszystkiem wytrują na naszem pograniczu, w naszych przemysłowych siedliskach. Musimy się pod tym względem bronić i klin klinem wybijać bezwarunkowo. Wzdłuż Wisły, gdzie mamy takie śliczne mniejsca do tworzenia portów, powinniśmy dzięki naszemu węglowi pozakładać ogromną masę fabryk, przetwarzających węgiel. Jeżeli nas wróg najedzie, to nie będzie mógł tych fabryk kilkoma bombami zdruzgotać, bo będzie musiał wędrować po całym kraju, jeżeli zniszczy jedną fabrykę, pozostaną inne, zniszczy 10, pozostanie ich jeszcze sporo.</u>
<u xml:id="u-14.22" who="#JanJakubKowalczyk">Co teraz powiem, nie należy do Ministerstwa Robót Publicznych, ale mimo to powinno się ono tem interesować i według możności wydajnie pomagać. Mam na myśli zakładanie lotnisk i przystanków dla aeroplanów, oraz zakładanie fabryk aeroplanów. Jeżeli nasi wrogowie będą umieli przylecieć do nas, nas truć i nasze zakłady przemysłowe i t. d. wysadzać w powietrze, to my to także musimy umieć. Nasi wrogowie, nasi sąsiedzi muszą się nas bać, wtedy dopiero będą nas respektować. Innego wyjścia tu nie widzę.</u>
<u xml:id="u-14.23" who="#JanJakubKowalczyk">Musi oczywiście powstać, to rzecz jasna, duża flotylla naszych bark na Wiśle. Jeżeli wyjadą w jedną stronę z węgłem, żelazem i stalą, powinne z powrotem przy wozić to, co nam na Śląsku, w naszem obwodzie przemysłowym jest potrzebne. A więc w pierwszym rzędzie, o ile będą docierały do Gdańska i Gdyni, muszą nam przywozić rudę żelazną, żebyśmy mieli taniej.</u>
<u xml:id="u-14.24" who="#JanJakubKowalczyk">Dalej wywozimy w sposób wprost zbrodniczy, inaczej tego nazwać nie mogę, nasze lasy zagranicę, rzekomo po to, żeby zdobyć jak największą ilość obcych walut, dewiz. Czy nam to naprawdę tak potrzebne? Sądzę, że nie. Drzewo możemy w kraju zużyć, kopalniaków trzeba nam dużo w kraju, papierówki, budulca taksamo. Nie wiem więc, czemu się to wszystko wywozi.</u>
<u xml:id="u-14.25" who="#JanJakubKowalczyk">Jeszcze chciałbym o jednej rzeczy wspomnieć, co także jest połączone z rozbudową naszej sieci wodnej. Mówił tu w ogólnej dyskusji s. Buzek i porównywał dochody rolnictwa naszego z dochodami rolników w Danji, Czechosłowacji i t. d. Chciałbym wobec tego zwrócić uwagę na hodowlę lnu, która jest zupełnie zaniedbana. Mówił wprawdzie p. sen. Połczyński, że rzucono się na kresach zachodnich na hodowlę lnu, ale ponieważ sprawa nie była należycie zorganizowana, wobec tego hodowla upadła. Na to śmiem odpowiedzieć, że jeżeli len hoduje się systematycznie, jeżeli się go potem przetwarza na włókno taksamo według nowoczesnej techniki i doświadczeń najnowszych, ma się z jego hodowli ogromne korzyści. Pośrednio bowiem uprawa lnu jako plonu, poprzedzającego uprawę pszenicy, powoduje ogromną wydajność pszenicy, przewyższającą plon zwykły o 80%. W roku ubiegłym obsiano pszenicą 1.100.000 ha. Z jednego ha pszenicy po lnie można dostać 10 q, czyli 10 korcy więcej, niż zwykle. Więc już to samo powinno nas podniecić do tego, ażebyśmy tyle uprawiali lnu, ile uprawiamy pszenicy, bo wtedy dostaniemy zamiast 14 q z jednego ha, nawet 26 q. A znam ludzi, którzy sprzątają nawet 30 q z 1 ha pszenicy. Tu otwierają się przed nami w dziedzinie gospodarczej zupełnie nowe horyzonty. Zwracam uwagę na to, że bawełna drożeje i że przyjść muszą czasy, kiedy będzie trudno ją dostać. Ameryka, np., która pierwotnie przerabiała tylko cząstkę swej bawełny, dziś już zużywa 70% bawełny u siebie wyprodukowanej i przyjdą czasy, kiedy Polska wogóle nie będzie miała surowca do wytwarzania tkanin. Musimy więc z tej racji zwrócić szczególną uwagę na produkcję lnu, który już pośrednio takie korzyści przynosi. Poruszam tę sprawę przy Ministerstwie Robót Publicznych, ponieważ jest z niem pośrednio połączona.</u>
<u xml:id="u-14.26" who="#komentarz">(S. Thullie: Jak połączona, len?)</u>
<u xml:id="u-14.27" who="#JanJakubKowalczyk">Owszem jest połączona, bo muszą być przedewszystkiem drogi, żebyśmy len i te wszystkie towary mogli jak najkorzystniej odstawiać. Dlatego właśnie przy tem Ministerstwie kwestję tę poruszam.</u>
<u xml:id="u-14.28" who="#JanJakubKowalczyk">Żeby nie przemawiać za długo, pozwolę sobie jeszcze zwrócić uwagę na drugą rzecz, o której muszę parę słów powiedzieć mianowicie o budownictwie domów i tu będę mówił krótko tylko o Śląsku. Ludzie, którzy przed wojną budowali domy mieszkalne na Śląsku, zaciągali pożyczki i otrzymywali je od różnych spółek akcyjnych czy też krajowych niemieckich, które dawały hipoteki do pewnej wysokości. Oczywiście były to t. zw. pierwsze hipoteki. Jest we Wrocławiu takie przedsiębiorstwo, które nazywa się Provinzional-Hilfskasse. Jest to kasa pożyczkowa, w której Ślązacy zaciągali pożyczki na budowę domów, zwłaszcza w naszym obwodzie przemysłowym. Z chwilą przejęcia przez Rząd polski Górnego Śląska na mocy różnych rozporządzeń, umów i traktatów te wszystkie hipoteki wrocławskiej Kasy Pomocniczej przeszły na własność Państwa Polskiego. Rząd polski o tych hipotekach, zdaje się, zupełnie zapomniał. Ludzie nie mogą ani pieniędzy spłacać, ani nie mogą hipotek wypowiedzieć, wogóle są skrępowani. Chcieliby np. budować, mają nawet źródła, z których pieniądze mogą zaciągać, ale jak to zrobić, kiedy im przeszkadza ta nieszczęsna hipoteka wrocławska, będąca dzisiaj własnością Rządu polskiego. A Rząd polski nic w tym kierunku nie robi. Te hipoteki należą do kompetencji trzech ministrów: Ministra Spraw Zagranicznych, Ministra Skarbu i Ministra Sprawiedliwości, a jako czwarty przygląda się temu wszystkiemu Minister Robót Publicznych. Chodziłoby mi o to, ażeby tym ludziom dopomóc, by nareszcie Rząd zmiłował się i zrozumiał tę sytuację trudną i przekonał się, że jest to jedna z przyczyn, dla której lud śląski żywi niechęć do naszych władz. Dlatego pozwalam sobie zaproponować rezolucję:</u>
<u xml:id="u-14.29" who="#JanJakubKowalczyk">„Senat wzywa Rząd, by w możliwie najkrótszym czasie uregulował i załatwił sprawę hipoteki istniejącej we Wrocławiu „Provinzial-Hilfskasse”, której prawa i obowiązki po objęciu górnośląskiej części woj. śląskiego przeszły formalnie i materjalnie na Rzeczpospolitą Polską”.</u>
<u xml:id="u-14.30" who="#JanJakubKowalczyk">Ale to jeszcze nie wszystko. Chciałbym jeszcze parę słów powiedzieć o urzędowej rozbudowie na Śląsku. Śląsk, jak wogóle wszystkie ogniska wielkiego przemysłu, ma straszne skupienia i brak mieszkań w pewnych miejscowościach. Tam za wielu ludzi żyje na tem samem miejscu. Niema ani powietrza, ani słońca, o czem zresztą wspominałem w odczytanej tu mojej pracy. Otóż chodziłoby o to, żebyśmy mogli powoli rozbudowywać się gdzie się da, budować domki dla robotników i ewentualnie dla urzędników, a gdzie się to nie da, przynajmniej według nowoczesnych wymagań higjeny domy większe, ale żeby tym robotnikom dać także małe parcelki, by na nich mogli uprawiać jarzyny, hodować kury, króliki i inne drobne zwierzęta domowe, które mogą przyczynić się do ułatwienia im życia, bo robotnik nie powinien być zależny od pracodawcy, lecz winien mieć własny dach nad głowa, oraz okazję i możność do hodowania tych przedmiotów pierwszej potrzeby, które sam wyhodować może. W konkluzji chodziłoby mi o to, by Rząd wyzyskał istniejące dwie ustawy niemieckie, które dziś jeszcze na Śląsku obowiązują. W tej sprawie zwracałem się kilkakrotnie do Ministerstwa Robót Publicznych, bo kompetentnym jest w tej kwestji Minister Robót Publicznych. Zwracałem się swego czasu do kierownika tego Ministerstwa inżyniera p. Rybczyńskiego, zwracałem się do obecnego p. Ministra, jeszcze wtedy, gdy po raz pierwszy piastował ten urząd, prosząc ich by pomyśleli o Śląsku i zaczęli coś robić, celem uśmierzenia wielkiego niezadowolenia. Mamy 9.000 ha ziemi, które można na drobne parcele rozparcelować i w ten sposób zamienić nasz brzydki okręg przemysłowy w piękne miasto ogród. Wszystko to można zrobić, jeżeli tylko zechce p. Minister Robót Publicznych w to wejrzeć i wkroczyć. Mianowicie mamy rozporządzenie niemieckiej rady związkowej z dnia 19 grudnia 1919 r. o zapobieganiu nędzy mieszkaniowej. Mamy następnie rozporządzenie o wieczystem prawie do budowy z 15 stycznia 1919 r. Jeżeli te rozporządzenia skojarzymy z sobą, wtedy Rząd może wszcząć wzmożoną akcję budowlana. A środki na to skąd? Otóż dawniej za czasów niemieckich i jeszcze długo za rządów polskich pobierano od węgla pewien podatek na budowę domów: początkowo za czasów niemieckich jedną markę, potem dwie marki od tonny, a za naszych czasów poszliśmy bardzo daleko, bo nawet 40% wartości węgla nakładaliśmy w formie podatku. Nie chciałbym, żebyśmy do tego doszli, bo toby węgiel podrożyło, ale jeżeliby się wzięło tylko 1 złoty od tonny i to tylko od tego węgla, który w kraju konsumujemy, — bo nazewnątrz nie możemy tego robić, gdyż osłabiłoby to konkurencje naszą wtedy uzyskamy 11–12 milionów zł., za które możnaby budować domy dla robotników w pierwszym rzędzie, a następnie dla inteligencji, urzędników i t. d. Są to bardzo ciekawe rozporządzenia, niestety z powodu upływu czasu nie mogę o nich więcej mówić. W każdym razie proszę przedstawicieli Ministerstwa Robót Publicznych, aby wejrzeli w tę sprawę i nareszcie zaczęli, nie czekając na to, co im ewentualnie władze śląskie powiedzą, samodzielnie od siebie tę sprawę forsować. Wtedy, jeżeli to się stanie, agitacja wroga przeciwko Polsce ustanie, bo ludzie zrozumieją, że Rząd zaczął się interesować tym biednym, uciemiężonym ludem i wzbudzi się w nim zaufanie do naszych władz i miłość do Ojczyzny, która niestety, jest dziś trochę zachwiana, jak to Panowie najlepiej wiedza z rezultatu wyborów komunalnych w listopadzie ubiegłego roku. Ludzie wrócą znów do Polski i będą tę Polskę miłowali. Dziś widzą, że po drugiej stronie granicy rząd niemiecki wysila się, żeby właśnie udogodnić warunki ludności miejscowej, jak tylko może, gdyż tam prowadzi się bardzo usilną akcję budowlaną. U nas, niestety, tak się nie dzieje.</u>
<u xml:id="u-14.31" who="#JanJakubKowalczyk">Proszę jeszcze raz usilnie Rząd, obecnych tu przedstawicieli Ministerstwa Robót Publicznych, żeby pod tym względem zechcieli jak najdalej iść nam na rękę, bo inaczej naprawdę grozi nam niebezpieczeństwo, że ten dobry lud śląski jeszcze bardziej się zniechęci do nas i zapomni o tem, że przecież ma obowiązki moralne także względem swej ojczyzny.</u>
</div>
<div xml:id="div-15">
<u xml:id="u-15.0" who="#AntoniStychel">Zarządzam przerwę i proponuję podjąć dalszą rozprawę o godz. 4 po poł.</u>
<u xml:id="u-15.1" who="#komentarz">(Po przerwie)</u>
</div>
<div xml:id="div-16">
<u xml:id="u-16.0" who="#JanWoźnicki">Wznawiam przerwane posiedzenie. Głos ma s. Kasperowicz.</u>
</div>
<div xml:id="div-17">
<u xml:id="u-17.0" who="#MaciejKasperowicz">Wysoki Senacie! Od r. 1915 okropne działania wojny światowej zniszczyły prawie cały obecny teren Polski. z wyjątkiem może b. dzielnicy pruskiej i częściowo b. Galicji zachodniej. Całe miasta, całe wsie, różne osiedla ludzkie zostały zniesione przez tę trąbę powietrzną, przez ten huragan działań wojennych i zrównane z poziomem ziemi. Kiedy w r. 1918 ewakuowana do Rosji ludność wróciła do kraju, znalazła odłogiem leżącą ziemię, ogromne okopy, spalone wsie, z których czasami nie pozostały nawet i kominy. Rzecz oczywista że Państwo, Rząd i ciała prawodawcze powinne były zająć się sprawą odbudowy tych zniszczonych przez działania wojenne terenów. Najwięcej ucierpiały te dzielnice, które leżały na t. zw. pasie frontowym. Tam oprócz dzikich pól, oprócz okopów i pozostałych kominów, nie było nic, coby można zużytkować.</u>
<u xml:id="u-17.1" who="#MaciejKasperowicz">Kilka lat temu została uchwalona ustawa o daninie leśnej. Zapomocą tej ustawy Rząd powinien był przyjść na pomoc i zacząć odbudowę zniszczonego kraju, zniszczonych dzielnic. Obecnie, jak to wiemy ze sprawozdania Ministerstwa Robót Publicznych, już zdołano odbudować 70% ogólnego zniszczenia. Jednak pozostaje jeszcze około 30%. Panowie pozwolą, że odczytam tu dane, które otrzymałem dziś od Ministerstwa Robót Publicznych, które świadczą, jak ogromne zniszczenia spowodowała wojna, co dotychczas zrobiono i co jeszcze pozostaje do wykonania w latach najbliższych.</u>
<u xml:id="u-17.2" who="#MaciejKasperowicz">Statystyka za r. 1926 jest w opracowaniu. Ministerstwo Robót Publicznych prowadząc akcję odbudowy w myśl ustawy z dnia 18 Iipca 1919 r. i ustawy z dnia 6 maja 1924 r., w głównej mierze interesowało się, zgodnie z postanowieniami ustawy o odbudowie wsi i miast, odbudową tylko sporadyczną. Statystyka robót publicznych była prowadzona nie według zniszczonych wsi j miast, lecz według zniszczonych objektów, ą to dlatego, że na obszarach dotkniętych zniszczeniami wojennemi prawie wszystkie miasta i wsie były w większym lub mniejszym stopniu zniszczone, a akcję odbudowy prowadzono, traktując poszczególnych poszkodowanych indywidualnie, a nie grupami t. j. według wsi i miast. Ogólna liczba zniszczeń zarejestrowanych w okresie od roku 1919 do końca 1925 wynosiła: w województwach wschodnich — Wilno, Nowogródek, Brześć, Łuck — 843.116 budynków, w pozostałych województwach 968.488. Tu powinienem zaznaczyć, że najwięcej z tych pozostałych ucierpiała b. Galicja wschodnia, a więc województwa tarnopolskie, lwowskie i stanisławowskie. Razem 1.810.604 objektów. Odbudowano do końca r. 1925 w województwach wschodnich: Wilno, Brześć, Nowogródek, Łuck 553.962, w pozostałych województwach 764.683, więc razem 1.318.645 objektów. Pozostało do odbudowania na dzień 1 stycznia 1926 r. w województwach: wileńskiem, brzeskiem, nowogródzkiem i łuckiem 289.154 objektów, w pozostałych 203.805, więc razem pozostało 492.959 objektów. W r. 1926 przypuszczalnie odbudowano około 100.000 objektów, przeto do odbudowy na dzień 1. stycznia 1927 r. pozostało około 390.000 objektów, czyli około 30.000 rodzin mieszka w ziemiankach lub prowizorycznie skleconych barakach i komorach. Otóż jeszcze w roku ubiegłym s. Adelman miał możność zwiedzenia okolic Baranowicz i stwierdził, że ta ludność od r. 1918 po powrocie do kraju jeszcze mieszka w tych podziemiach.</u>
<u xml:id="u-17.3" who="#MaciejKasperowicz">Na r. 1927/28 jest preliminowane okrągło 10 miljonów zł na odbudowę. Uważam, że przy takiem asygnowaniu ostateczna odbudowa jeszcze będzie wymagana pewnego czasu. Jednakowoż, jeżeli się zważy, że 12 lat, to termin dość duży i że zdawałoby się, dłużej pozostawiać w takim stanie ludności nie jest pożądane, bo każdy nawet najmniej wymagający człowiek potrzebuje jakiego takiego dachu nad głową, więc uważam, że jest to obowiązek pierwszorzędny i są to roboty pierwszorzędne, które powinne być postawione na czele wszystkich innych, żeby na koniec zabezpieczyć tej ludności która mieszka obecnie pod ziemią, jaki taki dach nad głowa. Wiec pożądane jest, ponieważ dziś nie możemy już zwiększyć tych wydatków na odbudowę na rok obecny, ażeby Ministerstwo Robót Publicznych wzięło pod uwagę tę konieczność i na przyszły 1928/29 rok uwzględniło to niezbędne i konieczne przyspieszenie odbudowy kraju.</u>
<u xml:id="u-17.4" who="#komentarz">(Głos: Słusznie)</u>
<u xml:id="u-17.5" who="#MaciejKasperowicz">Proszę Panów, największemi czynnikami dobrobytu ludności, dobrobytu państwa są: rolnictwo oraz przemysł i handel. Bez tych dwóch czynników, bez ich ogromnego wpływu nie mogę sobie przedstawić dobrobytu jakiegokolwiek państwa. Na obydwa te czynniki ogromny wpływ mają t. zw. drogi komunikacyjne. Tam, gdzie niema dróg komunikacyjnych, nie może być dobrego stanu rolnictwa, nie może być dobrego stanu handlu i przemysłu, nie może więc być i dobrobytu państwa.</u>
<u xml:id="u-17.6" who="#komentarz">(S. ks. Macierewicz: Tak jest)</u>
<u xml:id="u-17.7" who="#MaciejKasperowicz">Wiec pierwsze, na co trzeba zwrócić uwagę w Państwie Polskiem, które po wojnie odziedziczyło objekty komunikacyjne w stanie dość opłakanym, z wykluczeniem objektów w b. dzielnicy pruskiej i niektórych w b. Galicji zachodniej, to objekty komunikacyjne.</u>
<u xml:id="u-17.8" who="#MaciejKasperowicz">Proszę Panów, w początkach XIX stulecia przeważnie ludzie korzystali z dróg gruntowych i bitych. W połowie XIX stulecia dopiero zaczęły się budować pierwsze koleje w Europie i tedy siłą rzeczy ta rola dróg gruntowych i bitych zaczęła schodzić na drugi plan. Jak w początkach XIX stulecia drogi bite były uważane za drogi pierwszorzędne, łączyły jako drogi charakteru magistralnego największe ośrodki życia państwowego, jak stolicę i duże miasta, o tyle od połowy zeszłego stulecia tę rolę zaczęły odgrywać koleje żelazne, drogi zaś bite przybrały charakter dróg dojazdowych. Więc mieliśmy jako drogi dojazdowe przedewszystkiem kolejki wąskotorowe, mieliśmy jako drogi dojazdowe drogi bite i na koniec jako drogi dojazdowe mieliśmy drogi gruntowe. Jednakże z końcem ubiegłego stulecia, mianowicie około 1895 r., kiedy był skonstruowany pierwszy samochód, w dziedzinie komunikacji nastąpiły siłą rzeczy ogromne zmiany. Trzeba powiedzieć, że w w. XIX na czele państw, które najwięcej budowały dróg i utrzymywały je w należytym stanie, stała Francja i Anglja. Rosja, jak to twierdzi p. prof. Nestorowicz, a nawet i Stany Zjednoczone zajmowały jedno z krańcowych miejsc. I to się tłumaczy bardzo prosto, bo wtedy w Ameryce, w tych Stanach Zjednoczonych, była zwrócona uwaga na koleje. Jednakowoż ten nowy środek lokomocji samochód sprawił zupełny przewrót. W Ameryce, która jeszcze w roku 1895 posiadała tylko 4 samochody — jest to bardzo ciekawa statystyka, pozwolą Panowie, że ją tu przytoczę — w roku 1895 zbudowano w Ameryce pierwsze 4 samochody, po 5 latach już Ameryka miała 8.000 samochodów osobowych, ciężarowych jeszcze nie było. W 1904 roku 54.590 samochodów osobowych, 410 samochodów ciężarowych, w 1910 roku 458.500 samochodów osobowych i 10.000 samochodów ciężarowych, w 1915 roku 2.309.666 samochodów osobowych i 215.000 samochodów ciężarowych; rok 1920 przynosi 8.225.859 samochodów osobowych i 1.006.082 ciężarowych. Rok 1925 daje 17.512.638 osobowych samochodów i 2.441.709 ciężarowych. Z tego Panowie widzą, w jaki sposób rozwijał się ruch samochodowy i budowa samochodów w Stanach Zjednoczonych. Muszę Panom powiedzieć, że zajmując jedno z ostatnich miejsc co do dróg bitych w ostatniem stuleciu, Ameryka już w ostatnich latach wybudowała przeszło 500.000 km dróg bitych i to najlepszych. Trzeba tu zaznaczyć, że w Ameryce przeciętnie jeden samochód wypada na 6 mieszkańców. Jeżeli zaś weźmiemy niektóre stany, to tam jeden samochód wypada na 3,5 mieszkańca. Porównajmy te dane z tem, co widzimy w Europie. Francja ma 735.000 samochodów i jeden samochód wypada na 53 osoby. Anglja 815–816.000, jeden na 55. Niemcy 323.000, jeden na 193. Belgja 92.000, jeden na 84. Włochy 114.000, jeden na 346. Czechosłowacja 17.000, jeden na 812. Jugosławia 6.000, jeden na 2.000. Danja 66.000, ta maleńka Danja, ma jeden na 51, w Europie zatem zajmuje pierwsze miejsce. Szwecja ma 80.000, jeden na 75. Norwegja 27.000, jeden na 99. Rumunją ma 13.000, jeden na 1288. Rosja a właściwie Sowdepja, bo Rosji obecnie niema, jeden na 7.502 i na koniec Polska ma 14.618, obecnie ma 18.453, czyli jeden na 1948, a więc blisko 2.000.</u>
<u xml:id="u-17.9" who="#MaciejKasperowicz">Ten rozwój nowej tej lokomocji samochodowej wymaga oczywiście odpowiedniej budowy, przysposobienia dróg bitych. Im będzie intensywniejszy ten ruch, tem wymaga on lepszej nawierzchni dróg bitych. Gdy przy małym ruchu można obejść się nawierzchnią, która była używana jeszcze w czasach przedwojennych, dajmy na to, w b. Kongresówce i w Rosji, to przy podmiejskim ruchu, przy ruchu bardziej intensywnym, jak np. pod Warszawą, według obliczeń prof. Nestorowicza w promieniu 30 km, jest już wymagana zupełnie inna nawierzchnia, tu już jest wymagane przejście do brukowanej nawierzchni, do bruku o dobrej kostce kamiennej, bo przy tym intensywnym ruchu tak osobowym jak i ciężarowym ta nawierzchnia długo wy trzy mać nie może.</u>
<u xml:id="u-17.10" who="#MaciejKasperowicz">Cóż mamy u siebie? Przytoczę tu dane, które pokażą Panom, co odziedziczyła Polska po państwach zaborczych. jakie drogi bite i jakie gruntowe. Otóż weźmy b. zabór pruski. Poznańskie posiada ogólna ilość dróg: państwowych 1.167 km, w tem bitych 1.164 km i gruntowych 3 km; samorządowych bitych 1.762 km. gruntowych 0, a więc razem Poznańskie miało 3 005 km dróg bitych i 1.831 dróg gruntowych. Pomorskie 1.004 km ogólnej ilości dróg, z tych 998 km bitych i 6 km dróg gruntowych państwowych; 588 km bitych i 2.719 gruntowych — to samorządowe. Śląskie: tylko 237 samorządowych bitych.</u>
<u xml:id="u-17.11" who="#MaciejKasperowicz">B. zabór austrjacki. Województwo krakowskie: 1.050 km, w tem państwowych bitych 1.039 km i 11 gruntowych; 1.184 km samorządowych bitych i 9 km gruntowych. Lwowskie, cokolwiek więcej, mianowicie ogólna liczba dróg państwowych wynosi 1.170 km w tem bitych 1.117 km a gruntowych 53 km i samorządowych bitych 869 km, gruntowych 72 km, 1.588 bitych i 1.749 gruntowych. Stanisławowskie, ogólna długość 675, w tem państwowych bitych 675 a samorządowych 571 i 905 bitych, oraz 49 i 218 gruntowych. Tarnopolskie 877 ogólna długość, w tem 896 państwowych bitych i 51 gruntowych oraz samorządowych 498 bitych, 102 gruntowych. Zupełnie inaczej wyglądają duże obszary województw wschodnich. I tak nowogródzkie ma 1.197 km, z nich 475 dróg bitych państwowych i 722 km dróg gruntowych: oprócz tego ma 33 km dróg bitych samorządowych i 386 km dróg gruntowych, razem 1.803 km; woj. poleskie ma 611 km dróg bitych państwowych i 1.096 km. dróg gruntowych: oprócz tego ma 35 km dróg samorządowych bitych i 680 km dróg gruntowych; woj. wołyńskie ma razem 1.348 km, 632 km dróg bitych i 716 km dróg gruntowych rządowych, 147 km dróg bitych samorządowych i 900 km dróg gruntowych; woj. wileńskie ma razem 1351 km w tj liczbie 229 km dróg bitych państwowych, 1122 km dróg gruntowych, 20 km dróg bitych samorządowych i 802 km dróg gruntowych.</u>
<u xml:id="u-17.12" who="#MaciejKasperowicz">Proszę Panów, kto zna te ogromne obszary, które zajmują województwa wołyńskie, poleskie, nowogródzkie, wileńskie, a częściowo białostockie, ten doskonale zrozumie, że ta nikła ilość kilometrów dróg bitych i gruntowych, które są w stanie dość opłakanym, nie może służyć do podniesienia naszego dobrobytu, do podniesienia naszego stanu tak rolnego, jak przemysłowo-handlowego. Trzeba Panom wiedzieć, że jeżeli obecnie wydaje się jakieś żebrackie 1.200 zł, nie w złocie. na konserwację i utrzymanie dróg bitych, to przed wojną wydawało się 4–5 razy więcej. Warunki się nie zmieniły przecież, robocizna bardzo mało w porównaniu z przedwojenną staniała, co się tyczy materiałów, to one nie staniały. Więc takie małe kwoty, które preliminowano na drogi bite, wskazują, że tak być nie może, że coś trzeba zrobić, żeby sprawę drogową postawić. na należytej wysokości...</u>
<u xml:id="u-17.13" who="#komentarz">(Brawa)</u>
<u xml:id="u-17.14" who="#MaciejKasperowicz">... i wtedy można mówić o tem, że można będzie podnieść nasz dobrobyt, rolnictwo, oraz handel i przemysł.</u>
<u xml:id="u-17.15" who="#MaciejKasperowicz">Proszę Panów, jak się odbija zły stan dróg, a właściwie bezdroża, które mamy na kresach wschodnich, pozwolę sobie przytoczyć tu niektóre wywody bardzo cenne p. dyrektora Nestorowicza: „Wskutek złego stanu dróg, rolnictwo ponosi bardzo wielkie straty przy przewożeniu produktów rolnych po drogach od warsztatów rolnych do miejsc odstawy, zbytu czy przeróbki. Bardzo ostrożnie przeprowadzone obliczenie z tendencją zmniejszającą wyniki wykazuje, że straty te są bardzo poważne. Biorąc z r. 1923 ilość ziemiopłodów, przetworów z tych ziemiopłodów, produkcję zwierzęcą i produkcję drzewa, a odtrącając odpowiednią część na miejscowe spożycie, znajdujemy, że rocznie tylko rolnictwo zmuszone jest przewozić po drogach kołowych od warsztatów rolnych do miejsc odstawy, zbytu czy przeróbki około 43 milj. ton. Jeżeli przeciętną odległość przewozu dla naszych stosunków komunikacyjnych, gęstości kolei i odległości przyjmiemy na 16 km i jeżeli obliczymy, co może koń przewieźć po drogach gruntowych, znajdujących się w stanie dzikim lub po zaniedbywanych drogach bitych, i zważymy, że ten koń po drodze gruntowej ulepszonej może przewieźć 2 lub 3 razy większy ładunek, przyjdziemy do wniosku, że nawet tylko ulepszenie dróg komunikacyjnych da możność oszczędzenia aż 75 milj. dniówek końskich z potrzebną obsługą ludzką. Jeżeli przeciętny koszt utrzymania konia wraz z kosztem utrzymania woźnicy, co stanowi 0,6 dniówki woźnicy ze względu, że tylko część furmanek jest jednokonna, oznaczymy tylko na zł dziennie, otrzymamy oszczędność, jaką z łatwością możnaby osiągnąć na przewozie wskutek melioracji dróg, równą 75.000.000 x 5 = 375.000.000 zł rocznie.</u>
<u xml:id="u-17.16" who="#MaciejKasperowicz">Polska traci więc nieprodukcyjnie siłę pociągową o wartości równej prawie czwartej części budżetu państwowego.</u>
<u xml:id="u-17.17" who="#MaciejKasperowicz">Olbrzymia ta wartość gospodarcza rok rocznie wyrzucana jest dosłownie w błoto. Oszczędność w sile pociągowej po ulepszeniu dróg prawdopodobnie wzrosłaby do sumy większej, może do 500 miljonów zł, a może i więcej, gdyby przy przewozie produktów i przetworów rolniczych zastosować nowoczesną trakcję mechaniczną. Oczywiście meljoracja dróg zredukowałaby znacznie ilość sprzężaju w rolnictwie, przez co rolnictwo mniej by „siebie zjadało”, a zużywaną nieprodukcyjnie na przewóz po drogach produktów rolnych siłę pociągową można by użyć na różne produkcyjne cele, w pierwszym rzędzie meljoracje rolne i wodne, któreby wybitnie podniosły produkcję rolną i w wysokim stopniu rozwiązały sprawę reformy rolnej. Niewątpliwie przemysł i handel zainteresowany jest w Polsce w stopniu nie mniejszym, jak rolnictwo, w dobrym stanie dróg. Obliczenie strat, jakie przemysł i handel ponosi z tego tytułu, nie daje się przeprowadzić tak łatwo i dokładnie, jak to można było zrobić dla rolnictwa. Bez przesady można te straty również ocenić na kilkaset miljonów”.</u>
<u xml:id="u-17.18" who="#MaciejKasperowicz">Taki jest stan rzeczy. I cóż widzimy? I na rok bieżący Ministerstwo Robót Publicznych wniosło na wydatki zwyczajne 31.285.660 zł, a na wydatki nadzwyczajne 5.970.530 zł, przytem na utrzymanie dróg państwowych 25.446 zł ale nie w złocie, co daje mniej więcej 1.200 zł na 1 km, czyli 1/4 tego, co się wydawało przed wojną. Na przebudowę dróg państwowych, która z rozwojem przejazdów mechanicznych jest niezbędna, gdyż chodzi o to, aby mogły one wytrzymać samochody, na budowę i przebudowę mostów, która jest również niezbędna, bo prawie na wszystkich drogach szosowych, przynajmniej mogę to powiedzieć o b. zaborze rosyjskim, nie mamy prawie mostów ani żelbetowych ani kamiennych ani żelaznych, były to mosty w 99% drewniane, na to wszystko preliminowano 2.890.000 zł.</u>
<u xml:id="u-17.19" who="#MaciejKasperowicz">Jeżeli przejdziemy do budżetu nadzwyczajnego, to widzimy, że na budowę dróg państwowych preliminowano 3 milj. zł. Co to ma znaczyć, co za te 3 miljony złotych można zrobić? Więc preliminowano budowę 74 km, w tem na woj. białostockie 540.000 zł na 12 km nowej drogi, na woj. krakowskie 1,5 km 70.00 zł, na woj. lubelskie 400.000 zł na 8 km Hrubieszów — Uściług, na woj. łódzkie 180.000 zł na 5 km, na woj. nowogródzkie na budowę Słonim — Lida szosy strategicznej 6 km 210.000 zł, na woj. warszawskie 3 km 75.000 zł, na woj. wileńskie, tam są dwie drogi, 28 km 1.200.000 zł, na woj. wołyńskie 455.000 zł.</u>
<u xml:id="u-17.20" who="#MaciejKasperowicz">Zmuszony jestem oświadczyć, że nie mogę poważnie zapatrywać się na takie kwoty, które są tu preliminowane. To nie jest poważne traktowanie sprawy. Budowa szosy, której długość jest obliczona na 180–200 km, o charakterze strategicznym, budowa rocznie jakich 5–6 km, przecież to nie jest zajęcie się poważne, to zabawa. Wybaczcie Panowie, to tylko gra w budowę, to nie jest poważne traktowanie sprawy. To być nie może, nie może być tam, gdzie ludność czasami nie ma żadnej komunikacji, jak na Polesiu i w Nowogródzkiem, gdzie są takie bezdroża w jesieni i na wiosnę, to nie może pozostać w jakimś dzikim stanie. To nie jest poważne traktowanie sprawy, tak po macoszemu nie powinno się traktować takiej doniosłej sprawy. Powinne być wynalezione na tę rzecz jakieś kredyty, bo te kredyty będą miały bezpośredni wpływ na dobrobyt Państwa i ludności, na rozwój rolnictwa, przemysłu i handlu.</u>
<u xml:id="u-17.21" who="#MaciejKasperowicz">W chwili obecnej, kiedy tak się rozwinął ruch samochodowy, drogi bite już konkurują z kolejami, jak to widzimy w Ameryce, gdzie buduje się drogi długości 6–7 tysięcy km. gdzie drogi bite zaczynają nabierać charakteru pierwszorzędnego i zaczynają robić konkurencję kolejom. My mamy bardzo rzadką sieć kolejową; jakie 16.000 km, to nic, może trochę więcej, niż ma Litwa, czy Łotwa, nie wiem, ale w każdym razie jest to niewystarczające. Zdaje mi się, że ten rozwój ruchu samochodowego wskazuje, że powinien być inny system stosowany przy rozbudowie naszej sieci komunikacyjnej. I może nastał czas, kiedy już nie jest miejsce na budowę kolejek wąskotorowych, bo z niemi doskonale mogą konkurować tak pod względem kosztów bitwy jak i z innych bardzo wielu względów drogi bite. Kiedy przeciętnie koszt 1 km kolejki wąskotorowej z taborem obecnie stanowi 20% kosztów budowy 1 km normalnej kolei, uważając, że przeciętna cena budowy jednego kilometra z taborem kolei normalnej wynosi jakie 50.000 dolarów, więc budowa wąskotorówki będzie wynosić 10.000 dolarów, czyli mniej więcej około 90.000 obecnych naszych złotych. Koszt budowy 1 km dróg bitych, nawet z ulepszoną nawierzchnia, przeciętnie wynosi 30, 33, 36 tysięcy, a może nawet w niektórych miejscowościach i więcej, to będzie zależało od tego, jakie są warunki znalezienia materiału dla nawierzchni. Przytoczył tu p. dyr. Nestorowicz, że np. północne części kresów mają dość dużo kamieni, więc materjał na nawierzchnię jest na miejscu; co się tyczy południowych części, tam tego materjału niema, wiec trzeba go przywozić z daleka, z kamieniołomów, które prawie na granicy się mieszczą i to w znacznym stopniu podraża koszta budowy. Zalet, które przy obecnym stanie naszym, przy rozwoju pojazdów mechanicznych mają drogi bite, nie zawierają kolejki wąskotorowe. Kolejki wąskotorowe buduje się wyłącznie na to. żeby mieć siłę pociągową mechaniczna, drogi bite zaś, służąc do przewozu samochodów, służą tak samo dla przejazdów konnych i dla pieszych, więc mają trzy zalety, gdy tymczasem kolejki wąskotorowe mają jedną zaletę, gdyż służą wyłącznie do przewozu ciężarów. Stąd wynika, że w przyszłości nakreśli się taki plan, że miejsce drogo kosztujących kolejek wąskotorowych powinne zająć drogi bite, dobrze zaprojektowane, z dobrą nawierzchnią. która wytrzyma znaczny ruch samochodowy.</u>
<u xml:id="u-17.22" who="#MaciejKasperowicz">Jak Panowie widzą, na przeszkodzie tego, żeby na leżycie uposażone były nasze dzielnice w drogi bite, stoi brak pieniędzy. Bo nie mogę powiedzieć, żeby te 3 miljony złotych, które w tym roku są preliminowane na te cele, można traktować poważnie. Jednak coś się w tym kierunku robi. Oto, proszę Panów, przewidziana jest ustawa o opodatkowaniu samochodów na rzecz przyszłej budowy szos.</u>
<u xml:id="u-17.23" who="#komentarz">(Głos: Słusznie!)</u>
<u xml:id="u-17.24" who="#MaciejKasperowicz">Projektowana suma mniej więcej może wynieść 10 do 15 miljonów. Otóż jeśli do tych nędznych 3 miljonów zł. które na rok obecny projektuje się na drogi bite, dodać jeszcze 10 do 15 miljonów, to już będzie coś, to już będzie można ustalić jakiś program i ten program powoli wprowadzać w życie.</u>
<u xml:id="u-17.25" who="#MaciejKasperowicz">Co do nowych ustaw samorządowych nie znam ich wprawdzie oprócz tego, co się pisze o nich w gazetach — ale w każdym razie powołają one do życia samorząd; może w niedalekiej przyszłości będą one znowelizowane, może samo życie wskaże zmiany, które powinne uzupełnić te ustawy, ale w każdym razie te ustawy zapoczątkują u nas jakiś samorząd, samorząd gminny, samorząd powiatowy, samorząd wojewódzki. Otóż lwia część wydatków i obowiązków co do budowy i podtrzymania linji komunikacyjnych a przeważnie dróg bitych, będzie obarczała samorządy i jest to rzecz zupełnie naturalna, bo to widzimy i w innych krajach. Obecnie samorządy na ten cel prawie nic nie wydają albo bardzo mało. To jest powód że w ciągu 8 lat w Polsce zbudowano dróg rządowych 127 km, a samorządowych, zdaje się, jeszcze mniej.</u>
<u xml:id="u-17.26" who="#MaciejKasperowicz">35 km. Z tego Panowie mogą wnioskować, czy był ruch budowlany drogowy w Polsce. Uważam, że tego ruchu nie było, że Polska od lat przedwojennych przebywa w stanie letargu pod tym względem i wielki czas, ażeby Państwo z tego letargu się obudziło, jeżeli chcemy mieć, jeżeli chcemy zapoczątkować dobrobyt, który jest taki niezbędny i o którym tak marzymy. Na tem kończę uwagi co do dróg bitych i gruntowych.</u>
<u xml:id="u-17.27" who="#MaciejKasperowicz">Jeszcze kilka słów zmuszony jestem powiedzieć o drogach wodnych. Polska do przedmiotów eksportu zalicza węgiel, drzewo, różne ziemiopłody i bardzo mało wyrobów o charakterze przemysłowym. Przedmioty te są tanie i drogiego przewozu, długiego przewozu nie mogą znieść. Trzeba tu Panom oświadczyć, że najlepsze gatunki drzewa obrobionego dalej, niż na przestrzeni 350 do 400 km, nie mogą być przewożone, bo już się wtedy cena za granicą nie kalkuluje: nie możemy już wtedy konkurować z innemi państwami. A więc rzecz jasna, że nasz przemysł drzewny, ten przemysł, który przeważnie mieści się na Kresach Wschodnich, jest skazany na mniej lub więcej nikłe życie. Jeżeli dalej, niż 300–400 km nie możemy przewozić, to trzeba pomyśleć drogach wodnych.</u>
<u xml:id="u-17.28" who="#MaciejKasperowicz">Pan senator sprawozdawca przytoczył w swoim referacie bardzo ciekawe dane, mianowicie mówiąc o konieczności uregulowania Wisły i Sanu, o konieczności wybudowania kanału żeglownego z Górnego Śląska do Sanu długości 180 km, wskazał, że wydatki na budowę kanału, które wyniosą 126 milj. zł i na doprowadzenie Wisły do należytego stanu będą wynosiły razem 626 milj. zł i że da się to prędko zamortyzować, skoro przewóz 1 tony węgla do miejsca ujścia t. i. do Gdańska koleją wynosi około 10 zł 94 gr. a przewóz drogą wodną wynosi tylko 4 zł z czemś. Więc tu już na każdej tonie węgla, proszę Panów, będzie zaoszczędzone około 6 zł. Proszę wziąć pod uwagę, jaki by ogromny przewrót w naszym eksporcie węglowym, w naszej konkurencji na rynku światowym musiało wywołać to potanienie transportu węglowego.</u>
<u xml:id="u-17.29" who="#MaciejKasperowicz">Więc tu tak samo przedewszystkiem trzeba zwrócić uwagę na uregulowanie naszych rzek żeglownych i spławnych i na zapoczątkowanie już raz budowy sztucznych dróg wodnych. Cóż widzimy, jakie kredyty są preliminowane w roku obecnym na drogi wodne. Przewidziano w wydatkach zwyczajnych 20 milj. zł a w wydatkach nadzwyczajnych 2.310.000 zł. Trudno mi krytykować te cyfry, bo to tak samo są zabawki Nie mogę pod poważnym kątem widzenia tej rzeczy traktować, to zabawki, to tylko łatanie dziur, a nie prowadzenie pewnej polityki komunikacyjnej i tak to dłużej trwać nie może. Na taką rzecz, jak uregulowanie rzek, a przez to ulepszenie naszego eksportu można znaleźć i powinniśmy się starać o kredyty zagraniczne.</u>
<u xml:id="u-17.30" who="#MaciejKasperowicz">Oto wszystko, co chciałem powiedzieć o stanie naszych dróg wodnych i lądowych.</u>
</div>
<div xml:id="div-18">
<u xml:id="u-18.0" who="#JanWoźnicki">Głos ma s. Thullie.</u>
</div>
<div xml:id="div-19">
<u xml:id="u-19.0" who="#MaksymilianThullie">Wysoki Senacie! Chcę się zająć jedną kwestją, mianowicie Instytutem Geodezyjnym względnie Geograficznym. Taki instytut istnieje w każdem cywilizowanem państwie; my dotychczas tego nie mamy i agendy, któreby należały do Instytutu, są rozproszkowane w czterech Ministerstwach: Robót Publicznych, Reform Rolnych, Spraw Wojskowych, no i Koleje, jeżeli potrzebują, to także osobno robią sobie pomiary. Rozumie się, że skutek jest taki, że ponieważ nie mamy tylu wybitnych geodetów, aby w każdem ministerstwie stał jakiś wybitny geodeta na czele, stanowiska te nie mogą być odpowiednio obsadzone, nie mówiąc już o tem, że każde ministerstwo robi, nie pytając się o to, co robi drugie. Konieczne jest, aby te wszystkie sprawy były złączone w jednem ministerstwie. Tem ministerstwem jest Ministerstwo Robót Publicznych.</u>
<u xml:id="u-19.1" who="#MaksymilianThullie">Obecnie np. kwestja zdejmowania pomiarów ziemi nawet przeprowadzania katastru, w innych krajach jest w ten sposób załatwiana, że się robi zdjęcia z aeroplanów. To trzeba zaprowadzić i u nas, ale na to trzeba inicjatywy odpowiedniej i trzeba ludzi, którzy to potrafią zrobić. Tymczasem jak jest wyposażone Ministerstwo Robót Publicznych w odpowiednich działach to wynika to stad, że w sprawie podstawy, bazy trygonometrycznej, o ile mi wiadomo, zwracano się do urzędu miar i wag! Tak mi przynajmniej tłumaczono w urzędzie miar i wag, że musieli zmieniać jakieś instrumenty, któreby się do tego nadawały, ponieważ się Ministerstwo do nich zwróciło.</u>
<u xml:id="u-19.2" who="#MaksymilianThullie">Wiec ja tu tylko krótko wyrażam życzenie, jeżeliby Ministerstwo Spraw Wojskowych z jakiegokolwiek powodu nie chciało się do tego przyłączyć, to przynajmniej żeby te inne ministerstwa cywilne co do tego się złączyły i ażeby powstał taki instytut z odpowiednią siłą jako kierownikiem, żebyśmy nareszcie mogli stanąć na takim poziomie, jak to odpowiada godności Polski.</u>
</div>
<div xml:id="div-20">
<u xml:id="u-20.0" who="#JanWoźnicki">Głos ma s. Kierczyński.</u>
</div>
<div xml:id="div-21">
<u xml:id="u-21.0" who="#JanKierczyński">Wysoki Senacie! Budżet Ministerstwa Robót Publicznych przewiduje na okres od 1. IV. 1927 do 31. III. 1928 w rozchodach zł 87.465.243, a wpływy ma w kwocie 36.104340 a zatem pokrywa się w około 42%. Nie jest to jednak budżet wystarczający, bo jeśli przeliczymy to na walutę pełnowartościową, to otrzymamy niespełna 50 miljonów zł i w porównaniu z budżetem poprzednich lat okazuje się on o wiele mniejszym.</u>
<u xml:id="u-21.1" who="#JanKierczyński">Bezrobocie nadal u nas wzrasta, obecnie dosięga 300.000 bezrobotnych. Stoimy tu przed zagadnieniem, jak tę kwestję rozwiązać. Pomoc rządowa dla złagodzenia tej strasznej kląski okazuje się niedostateczną i nie odpowiada obecnym warunkom. Drogi u nas w kraju są tak zniszczone i do użytku niezdatne, że przy niemożności przewozu produktów rolnych rolnictwo traci rocznie przeszło 400 miljonów zł., przez co podrażamy nasze produkty żywnościowe. Niektóre szosy są tak zrujnowane, iż są nie do użytku, a o naprawę nikt się troszczy. Rzeki nie są uregulowane, zalewają rocznie setki hektarów najżyzniejszej naszej ziemi, niszczą setki osad i przyczyniają się do zubożenia ludności, a powstałe straty przewyższają nawet budżet Ministerstwa Robót Publicznych. Mamy na obszarze Polski, gdzie przeszła wojna światowa, zniszczonych przeszło 20.000 osad. Rodziny te są bez dachu nad głową, mieszkają w niemożliwych warunkach i w norach pod ziemią, błagają Rząd o pomoc, ale tej pomocy doczekać się nie mogą. A tymczasem bezrobocie stale wzrasta, a Ministerstwo żadnych celowych robót publicznych nie przeprowadza.</u>
<u xml:id="u-21.2" who="#JanKierczyński">Zwracam uwagę, że te części kraju, które kryją w sobie niezliczone skarby, są niedostępne, wskutek naszej nieudolnej polityki gospodarczej. Mamy w Polsce kamieniołomy, które nie tylko dla nas, ale i na eksport wystarczą, my zaś sprowadzamy kamienie zzagranicy niepotrzebnie, nie staramy się uruchomić własnych warsztatów pracy w tym przemyśle, któryby mógł zatrudnić tysiące naszych robotników.</u>
<u xml:id="u-21.3" who="#JanKierczyński">Smutnie przedstawia się linja kolejowa Poznań — Strzałków — Kutno. Jest to najkrótsza linia miedzy Warszawa a Poznaniem, ale dotychczas nie uregulowana. Postępu żadnego nie widać, chociaż się tam buduje przeszło 8 lat. Wziąwszy strategiczne względy pod uwagę, jest to punkt bardzo ważny, którym powinien się Rząd koniecznie zaopiekować. Jeszcze gorzej przedstawia się nasz stan strategiczny kraju, 4/5 naszego obszaru graniczy z sąsiadami, którzy przeciw nam są wrogo i wojowniczo usposobieni i czekają tylko na sposobność, aby nas napaść, jak to już moi poprzednicy w tym względzie się wypowiedzieli. Aby te napaść móc odeprzeć, wytężenie całego narodu powinno iść we wskazanym kierunku. Wobec stwierdzonej agresywnej polityki niektórych sąsiadów wobec nas, zachowujemy się zupełnie biernie, pocieszane się, że jakoś to będzie! Temu zapobiec możemy, jeśli nastąpi zrozumienie u Rządu i ciał Ustawodawczych, że musimy najśpieszniej racjonalną odbudowę krain rozpocząć, drogi odbudować rzeki uregulować i dla bezdomnych o dach nad głowa się postarać, a bezrobotnym dać prace, to są zadania nasze dnia codziennego, od których odstąpić nam nie wolno. Zadania te należą do Ministerstwa Robót Publicznych i od niego oczekujemy inicjatywy.</u>
</div>
<div xml:id="div-22">
<u xml:id="u-22.0" who="#JanWoźnicki">Lista mówców do budżetu Ministerstwa Robót Publicznych została wyczerpana.</u>
<u xml:id="u-22.1" who="#JanWoźnicki">Przystępujemy do budżetu Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego (druk Senatu nr. 30). Jako sprawozdawca głos ma s. Thullie.</u>
</div>
<div xml:id="div-23">
<u xml:id="u-23.0" who="#MaksymilianThullie">Wysoki Senacie! Budżet Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego jest w tym roku o 55 miljonów wyższy w wydatkach, niż w roku poprzednim, i wynosi 325.666.000 zł. Częściowo podwyższenie to powstało wskutek podwyższenia poborów nauczycieli i urzędników o 10%. Wynosi ten budżet 16% całego budżetu administracyjnego.</u>
<u xml:id="u-23.1" who="#MaksymilianThullie">Jeżeli najprzód zwrócimy się do dochodów, to w dochodach jest mała różnica z rokiem przeszłym. Te dochody mogłyby być podwyższone, gdyby administracja folwarków, które mają rozmaite szkoły, była trochę racjonalniejsza. Przypatrywałem się, jaki dają czysty dochód te folwarki, okazało się, że zaledwie po parę złotych od hektara. Otóż rozumiem wprawdzie, że pola doświadczalne nie mogą dać wielkich dochodów, ponieważ uprawiane są nie w celu dochodowym, lecz naukowym, ale reszta obszarów ostatecznie w szkołach rolniczych powinna być tak prowadzona, by była wzorem dla gospodarstw wogóle, a zatem powinna także dawać odpowiedni dochód. Szkoły tłumaczą się tem, że trzebaby pewnych wkładów na to, ażeby mogły rzeczywiście gospodarować racjonalnie. Otóż sadzę, że Ministerstwo powinno o tem pamiętać w przyszłych budżetach i takie wkłady rzeczywiście porobić, bo takie np. stosunki, jak w Skierniewicach, gdzie budynki gospodarskie stoją o 2 km od całego obszaru administrowanego, są niedopuszczalne.</u>
<u xml:id="u-23.2" who="#MaksymilianThullie">Tyle co się tyczy dochodów. Jeżeli teraz przystąpię do wydatków, to ponieważ to Ministerstwo składa się z dwóch działów, t. j. wyznań religijnych i oświecenia publicznego, Zacznę od wyznań religijnych.</u>
<u xml:id="u-23.3" who="#MaksymilianThullie">Otóż w wydatkach preliminowano na wyznania religijne 23.680.000 zł. Z tego z natury rzeczy przypada najwięcej, bo 21.380.000 zł na wyznania katolickie, z natury rzeczy tak ze względu na ilość ludności, jak i ze względu na to, że rządy zaborcze pozabierały dobra kościelne i jako część zwrotu zobowiązało się Państwo w Konkordacie do odpowiedniego utrzymania kleru. Tego utrzymania nie można jednak nazwać odpowiedniem, bo jeżeli według Konkordatu proboszcz dostaje 116 zł, wikary 80 zł miesięcznie, a na alumna przeznaczone jest 53 zł, to dozorca stoi lepiej nawet od tych wszystkich funkcjonarjuszy. Ale stoimy na podstawie Konkordatu i musimy to uwzględnić właśnie w budżecie. Rozumie się, że suma na wyznania katolickie jest znaczniejsza, gdyż przy innych wyznaniach takich okoliczności niema. Sumy na inne wyznania, które wynoszą razem 2.300.000 zł, zostały już w stosunku do roku poprzedniego znacznie powiększone, a nawet już w stosunku do preliminarza, który Rząd przedstawił pierwotnie, gdyż w czasie uchwalania preliminarza zostały podwyższone.</u>
<u xml:id="u-23.4" who="#MaksymilianThullie">Jednak suma 21.380.000 zł na wyznanie katolickie, to jeszcze za mało, a to z powodu, że Rząd wstawił tę sumę na podstawie ilości urzędników, duszpasterzy, alumnów i t. d., którzy byli w czasie zawierania Konkordatu. Tymczasem ilość ta się powiększyła: tak jak się powiększyły wszystkie budżety, tak i tu się powiększyło, a zresztą powiększenie dalsze jest bardzo potrzebne, zwłaszcza, że naszych parafji katolickich na Kresach jest nadzwyczaj mało, są bardzo rozległe i nie mogą uczynić zadość potrzebom religijnym katolików. Teraz wytworzył się stan faktyczny taki, że rzeczywiście już obecnie jest więcej proboszczów, więcej kanoników przy kapitułach nowoutworzonych diecezji i alumnów, a tymczasem Rząd daje mniej i to właśnie jest przedmiotem obecnych negocjacji między Rządem a komisją papieską, a to w myśl Konkordatu, który postanawia, że odpowiedni ordynariusz ma przedstawić wykaz, uzgodnić go z Rządem i Rząd ma asygnować W myśl Konkordatu komisja więc żąda podwyższenia tej sumy. To żądanie episkopatu, właściwie komisji papieskiej, już zmniejszone podczas pertraktacji, wymagałoby podwyżki 1.200.000 zł. Rokowania jeszcze nie są ukończone i niewiadomo, jaka suma będzie potrzebna. Z tego powodu w komisji powstał wniosek, aby tymczasowo a conto tej potrzebnej podwyżki wstawić 300.000 zł, a więc część tego, co żąda komisja papieska. Rząd oświadczył się przeciw temu wnioskowi i powiedział, że czeka na zakończenie pertraktacji. Byłaby jednak kwestja, co będzie, gdy pertraktacje będą zakończone, przypuśćmy, za miesiąc i trzeba będzie odrazu pieniędzy. Wprawdzie Rząd twierdzi, że wstawi potrzebne sumy do budżetu na rok przyszły. Zdaje mi się, że jeżeli Rząd uzna potrzebę płacenia, to powinien odrazu zapłacić. Powstała tu różnica zdań między większością a mniejszością. Mniejszość żądała już teraz wstawienia takiej kwoty, którąby Rząd mógł rozporządzać odrazu, większość poszła za zdaniem Rządu i nie uchwaliła żadnego podwyższenia tej pozycji, rozumiejąc, że w razie ukończenia pertraktacji i potrzeby wydania więcej, niż jest w budżecie, Rząd może ostatecznie przyjść z wnioskiem o kredyt dodatkowy. Ta droga jest także możliwa. Przedstawiam więc tu zdanie mniejszości i zdanie większości.</u>
<u xml:id="u-23.5" who="#MaksymilianThullie">Od Rządu oczekujemy także wydania dwóch ustaw: jednej, któraby regulowała w myśl Konkordatu kwestję cmentarzy katolickich w całej Polsce jednakowo drugiej ustawy ponownie się domagamy, bo Senat swego czasu, przed 2 laty jeszcze, uchwalił wezwać Rząd do wniesienia ustawy co do odzyskania napowrót przez katolików kościołów, zabranych przez rządy zaborcze, żeby tę kwestię uregulować ustawowo, bo z początku robiły to władze administracyjne, które nie zawsze mogły to odpowiednio załatwić. Więc byłoby słuszne, ażeby była postawiona pewna zasada, że wtedy a wtedy należy oddać zabrany kościół. Na to potrzebna jest ustawa. Niestety Rząd takiej ustawy dotychczas nie przedłożył pomimo wezwania. Wątpię, żeby nad tą ustawa potrzeba było tak długo pracować. Ustawa ta jest bardzo nagła i pilna, gdyż dopóki takiej ustawy niema, odbieranie własności katolików zupełnie zostało wstrzymane. Tak np. we wsi Wyszogródek w pow. krzemienieckim na Wołyniu istnieje zabrany przez moskali kościół, który został przemieniony na cerkiew, chociaż jest w tej wsi cerkiew, tylko, że jest wysoka, nie chciało im się chodzić tak wysoko.</u>
<u xml:id="u-23.6" who="#MaksymilianThullie">Więc drugą cerkiew chcieli mieć. Katolicy zaś nie maja żadnego kościoła i czekają już ósmy rok od powstania Polski i od Rządu polskiego nie mogą się doczekać, ażeby nareszcie doszli do swojej własności. Otóż to są anormalne stosunki i mam nadzieję, że przecież Rząd zechce raz położyć koniec takim anormalnym stosunkom. Podobno np. w Grodnie nie mogą katolicy odebrać kościoła Bernardynów, zamienionego także na cerkiew. W samej diecezji wileńskiej jest takich kościołów 165. Pod tym względem i prawosławni nie maja ostatecznie nic przeciw temu, zwłaszcza, że jest bardzo dużo tych cerkwi prawosławnych, ponad potrzebę, umyślnie przez rząd rosyjski wystawianych, względnie zabieranych katolikom. Różnica zapatrywań między nami a prawosławnymi jest ta, że oni twierdzą, że cerkwie grecko-katolickie, to nie kościoły katolickie, tylko powinne być prawosławne, ale już sama nazwa grecko-katolickie okazuje, że są to katolickie kościoły, więc albo powinne być oddane obrządkowi grecko-katolickiemu. albo, jeżeli tego obrządku niema, to rozumie się rzymsko-katolickiemu obrządkowi, bo to kościół katolicki.</u>
<u xml:id="u-23.7" who="#MaksymilianThullie">Przy tej sposobności chciałbym jeszcze zwrócić uwagę i pewien apel do Rządu wystosować, ażeby raz wreszcie można doprowadzić do uregulowania i do ujednostajnienia kalendarza. Na wschodzie, wskutek nieujednostajnionego kalendarza, to jest fałszywego wprost kalendarza juliańskiego, którego się trzymają przedewszystkiem greko-katolicy, powstaje stan taki, że ludność świętuje i jedne święta i drugie. Ze strony przemysłowej i ze strony ekonomistów i t. d. podnoszono potrzebę zmniejszenia ilości świąt, że w innych krajach więcej pracują, bo jest mniej świąt i rzeczywiście Kościół rzymsko-katolicki przeprowadził to zmniejszenie, ustawa państwowa ograniczyła ilość świąt, ale to zupełnie nie dotyczy kresów, bo na kresach mamy dwa razy tyle świąt, a nawet więcej, niż dwa razy tyle, bo zniesienie tych świąt katolickich nawet nie tyczy się wiernych kościoła grecko-katolickiego. Rozumie się, że tych rzeczy nie może Rząd sam załatwić, tylko na podstawie rokowań z odpowiedniemi władzami kościelnemi, ale należałoby zapoczątkować te sprawę, która pod względem ekonomicznym szkodzi Polsce.</u>
<u xml:id="u-23.8" who="#MaksymilianThullie">Przechodzę teraz do szkolnictwa. Zacznę od szkolnictwa powszechnego. Ilość dzieci w szkołach powszechnych wynosi obecnie 3.400.000, jednak nie wszystkie dzieci chodzą do szkoły. Około 300 tysięcy dzieci nie uczęszcza wcale do szkoły.</u>
<u xml:id="u-23.9" who="#komentarz">(S. Nowak: 400 tysięcy.)</u>
<u xml:id="u-23.10" who="#MaksymilianThullie">Może trochę więcej. A jeszcze muszę zwrócić uwagę na to, że ilość dzieci obecnie jest mniejsza od normalnej wskutek wypadków wojennych, co teraz dopiero okazuje się w ilości dzieci szkolnych. Jednak to zmniejszenie jest tylko przejściowe, wskutek tego musimy się liczyć z tem, że ilość dzieci, które będą potrzebowały nauki szkolnej, będzie wzrastała i to będzie wzrastała gwałtownie, mianowicie w roku 1932, mamy już wyliczone, będzie wynosiła 4.864.000. Otóż musimy się zastanowić nad tem, w jaki sposób potrafimy uczynić zadość obowiązkom państwowym, dostarczenia tym dzieciom szkół. Gdybyśmy dla tych 300.000 dzieci, które obecnie nie mają szkół, chcieli otworzyć szkoły, toby potrzeba około 6.000 szkół. Jest to rzecz trudna, żebyśmy te 6.000 szkół obecnie założyli. Na otwarcie szkół potrzeba przedewszystkiem nauczycieli i lokali: i pod jednym i pod drugim względem nie potrafimy tego zrobić obecnie. Jednak musimy mieć to przed oczyma, że na przyszłość musimy znacznie powiększyć ilość etatów nauczycielskich i koniecznie musimy popierać więcej, niż dotychczas, budowę szkół, według mego zdania, choćby skromniejszych, ale starać się należy, żeby szkoły były. Jeżeli gminy i Państwo nie stać na budynki idealne, to niechby były mniejsze, ale żeby przynajmniej szkoła była i dzieci nie rosły na analfabetów.</u>
<u xml:id="u-23.11" who="#MaksymilianThullie">Otóż w uwzględnieniu tego Rząd zażądał powiększenia etatów o 500, a Sejm to żądanie Rządu podwyższył dwukrotnie, tak że w budżecie jest już przewidziana ilość etatów na ten rok większa o 1.000, niż dotychczas. Wprawdzie są wnioski mniejszości, domagające się powiększenia jeszcze większego, ale narazie, jak Panowie wiedzą, musimy się liczyć ze względu na dobro Państwa ze zrównoważeniem budżetu. Więc skoro nie pozwala równowaga budżetu na dalsze powiększenie wydatków, trudno nam obecnie to robić. Jednak już obecnie musimy sobie powiedzieć, że powiększenie etatów w następnych budżetach musi być znaczniejsze, bo inaczej ilość dzieci nie chodzących do szkół będzie się ciągle zwiększała, a to byłoby przecież dla Polski fatalne.</u>
<u xml:id="u-23.12" who="#MaksymilianThullie">To samo także co się tyczy budynków szkolnych. Tutaj budżet jest stanowczo za mały. Rząd zażądał na ten cel miljona zł., Sejm powiększył na 2 miljony, a na całe Ministerstwo na 4 miljony, ale mówię o szkolnictwie powszechnem. Otóż jest to kwota, absolutnie nie wystarczająca na potrzeby, a nawet na potrzebę wykończenia szkół zaczętych. Wprawdzie te 50%, które ma budować Rząd, ustawa sanacyjna zniosła, a nowa ustawa jeszcze przez Sejm nie została uchwalona, a więc i tych 50% Rząd jeszcze nie żąda. Podniesiono myśl, żeby Rząd przychodził z pomocą gminom budującym szkoły, także w ten sposób, żeby po cenach jak najniższych dawał z lasów państwowych materjał. Chociaż ilość szkół wogóle jest za mała, opinja zwłaszcza polska została zaniepokojona w ostatnich czasach — nie teraz, nie przez tego p. Ministra, lecz jeszcze za poprzedniego — faktem zwijania szkół polskich na Kresach Wprawdzie to zwijanie było może, trzymając się litery ustawy, uzasadnione, ponieważ brakowało w niektórych szkołach tej przepisanej ilości dzieci — 40. Jednak musimy tu zwrócić na jedno uwagę, że obecna liczba dzieci jest anormalna i że, jak to już mówiłem, należy się spodziewać, że za dwa, za trzy lata ilość będzie większa i wtedy będziemy mieli te 40 dzieci. Wobec tego zwijanie szkół na ten rok. gdy potem za rok, dwa będą one potrzebne i trzeba je będzie na nowo zakładać, jest nieodpowiednie. A potem chodzi o dzieci polskie w otoczeniu większości niepolskiej. Nie chcemy wynaradawiać. jak tu mówił p. s. Pasternak, ale chcemy, żeby Polacy nie zostali wynarodowieni, jak się to stało już w Małopolsce, gdzie mamy około pół miljona Polaków, którzy zostali wynarodowieni i mówią po rusku. To jest naturalny wpływ większości. Więc jeżeli mniejszość w danym razie polska, ma się zachować i obronić przeciw wynarodowieniu, to musi się trzymać razem, musi się wyłączyć z tej większości i dlatego też szkoły polskie są koniecznie potrzebne tam, gdzie już istnieją szkoły ruskie czy Utrakwistyczne. Tutaj, Wysoki Senacie, w tych wypadkach, gdzie pozwijano szkoły polskie, po części poprzydzielano je do szkół także polskich, ale przypuśćmy o 3 km. odległych, albo w niektórych razach do utrakwistycznych. Otóż w tym pierwszym wypadku, jeżeli dzieci chodzą do szkoły o 3 km. odległej, skutek był w wielu razach taki, że dzieci wcale nie chodziły do szkoły, zwłaszcza w zimie te 3 km. dla małych dzieci przy obecnych naszych środkach komunikacyjnych są nieraz taką przeszkodą, że dzieci wcale nie chodzą do szkoły i nawet podobno wyszły wskazówki z Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego do kuratorów, ażeby w takich razach nie nalegali na wykonanie przymusu szkolnego.</u>
<u xml:id="u-23.13" who="#komentarz">(Głos: Niema przymusu szkolnego.)</u>
<u xml:id="u-23.14" who="#MaksymilianThullie">Jest przymus szkolny, chodzi o to, żeby go wykonywać. Więc w tych razach, gdzie pozwijano szkoły polskie, nie wykonywa się tego przymusu, to znaczy innemi słowy, że z tych Polaków chcą zrobić analfabetów. I to miałoby być działanie rządu polskiego, żeby z tej ludności polskiej między większością ruską tworzyć analfabetów? To zaniepokoiło ogromnie opinję publiczną i komisja proponuje rezolucję, żeby Rząd zaprzestał zwijania polskich szkół powszechnych. Wprawdzie Ministerstwo broni się tem, że zwinąwszy te szkoły polskie, ten personel i te etaty przenosi na inne szkoły, które zakłada gdzieś tam na kresach, gdzie jest dużo Polaków i gdzie niema szkół, ale sądzę, że teraz, jeżeli dostaniemy tych tysiąc etatów w tym roku, a na drugi rok spodziewani się, że więcej, niż tysiąc przybędzie, to z tych etatów, które dostanie Ministerstwo, niech tam zakłada te szkoły polskie na kresach, ale niech zostawi te szkoły istniejące, jak są.</u>
<u xml:id="u-23.15" who="#MaksymilianThullie">Jak wiadomo, ostrze ustawy sanacyjnej z roku 1925 zwrócone było w wielkiej części przeciw nauczycielstwu i wtedy może była to konieczność państwowa dla zrównoważenia budżetu, ale obecnie, gdy tej konieczności już ostatecznie niema, Rząd uznał także za stosowne wnieść nowelę do ustawy sanacyjnej, myśmy także ją uchwalili, uchwaliliśmy te wszystkie wydatki, tylko niestety niema tego w budżecie. Jako sprawozdawca nie mogę tu takiego wniosku stawiać, ale jeżeliby był jakiś wniosek postawiony, by rzeczywiście to, co się już uchwaliło, wstawić do budżetu, to jako sprawozdawca, rozumie się, musiałbym temu przyklasnąć. Gdyby to się nie stało, to właściwie cała nasza uchwała i uchwała Sejmu byłaby tylko na papierze.</u>
<u xml:id="u-23.16" who="#MaksymilianThullie">Czeka nas teraz, czeka teraz Ministerstwo wielka praca, mianowicie wydanie ustawy o ustroju szkół powszechnych i średnich. Ze taka ustawa jest potrzebna, tego dowodzić, zdaje się, nie trzeba, już choćby z tego względu, że szkolnictwo wymaga pewnej ciągłości. Szkolnictwo nie może przecież znieść, ażeby robiono na niem eksperymenty, ażeby z każdym ministrem oświaty, a jest już zdaje się 20 minister, ustrój szkoły się zmieniał. To musi być raz na zawsze ustalone. I Rząd zgadza się z tem zdaniem i jeszcze kierownik Ministerstwa p. Bartel i obecny p. Minister Oświaty przyrzekli, że Rząd wniesie taką ustawę do ciał Ustawodawczych. Sama zapowiedź tego zainteresowała ogromnie całe społeczeństwo, nie tylko nauczycielstwo, bo tu chodzi o rodziców i dzieci i powstała nawet agitacja pod tym względem za dwoma sposobami rozwiązania tej kwestji. Jeden sposób żąda jednolitej szkoły i tłumaczy to w ten sposób, że ma być dla wszystkich szkoła powszechna 7-klasowa i dopiero na tej podstawie, po ukończeniu tej szkoły mają iść uczniowie, rozumie się wybrani tylko, nie wszyscy z szkoły powszechnej, tylko lepsi, do szkoły średniej ogólnokształcącej, względnie zawodowej. Po ukończeniu szkoły średniej ogólnokształcącej mają przejść znowu tylko wybrani drogą selekcji do uniwersytetu, po skończeniu zaś szkoły zawodowej, była myśl poruszona, żeby umożebnić tym uczniom także wstęp do uniwersytetu, względnie aby umożebnić im przynajmniej wstęp do szkół wyższych zawodowych. Otóż o tem potem będę mówił.</u>
<u xml:id="u-23.17" who="#MaksymilianThullie">Druga koncepcja wychodzi z innego stanowiska, mianowicie tamta pierwsza koncepcja gruntuje się na zasadach demokratycznych, twierdzi, że w ten sposób każdemu daje się możność ukończenia wszystkich szkół i t. d., zwolennicy zaś drugiej koncepcji, drugiego ustroju, twierdzą, że ich ustrój szkolny jest tak samo demokratyczny, tylko że się liczy więcej z potrzebami wykształcenia dla tych wybranych, którzy idą do szkół średnich i szkół wyższych. Zwolennicy drugiego sposobu uznają potrzebę szkoły powszechnej 7-klasowej, ale twierdzą, że powinna ona dawać zaokrąglone wykształcenie dla ogółu młodzieży, dla wszystkich, łych zaś, którzy są więcej utalentowani, którzy mają iść do szkół średnich, można już nie z klasy 7, ale z klasy 4 kierować na te nowe tory i to będzie daleko skuteczniejsze, bo w wyższych trzech klasach szkoły powszechnej musi być dane to zaokrąglenie wykształcenia ogólnego, gdy tymczasem dla tych, którzy idą do gimnazjum, czy do szkół średnich zawodowych nie trzeba jeszcze tego zakończenia, to zakończenie będzie później dopiero gruntowniej przeprowadzone, tymczasem daje się tylko podstawę do tego gruntowniejszego wykształcenia, jakiem jest szkoła średnia ogólno-kształcąca. Zwraca się także na to uwagę, że szkoła średnia nie jest szkołą powszechną, wskutek tego jest mniej uczniów, a w szkole powszechnej muszą być wszyscy. Tam zaś, gdzie są wszyscy, zdolniejsi i mniej zdolni, trudno nauczyć nawet tych zdolnych, gdy w gimnazjum, w szkole średniej, można już stosować się do zrobionej selekcji. Z tego powodu żądają zatrzymania 8-klasowej szkoły średniej.</u>
<u xml:id="u-23.18" who="#komentarz">(S. Stanisław Nowak: Niektórzy chcą IX klasę wprowadzić.)</u>
<u xml:id="u-23.19" who="#MaksymilianThullie">Być może, nie słyszałem.</u>
<u xml:id="u-23.20" who="#komentarz">(S. Kędzior: Tak jest w Prusiech.)</u>
<u xml:id="u-23.21" who="#MaksymilianThullie">Chodzi teraz o przejście do Studjów wyższych. Faktem jest, że obecna szkoła średnia niedostatecznie przygotowuje do Studjów wyższych, a przynajmniej należy stwierdzić, i to stwierdzają rozmaite ankiety profesorów szkół wyższych, że materjał, który wychodzi po ukończeniu szkoły średniej, w znacznej części nie jest odpowiednio przygotowany. Więc może tu za mało skrupulatnie ocenia się wyniki przy egzaminie dojrzałości. Może być. Część jest dostatecznie wykształconych, reszta niedostatecznie wykształconych. Nie potrzebuję tu przedstawiać przykładów, w jaki sposób np. geografję umieją ci, którzy mają świadectwo dojrzałości, ale opowiadano mi, jak jeden z medyków właśnie uskarżał się, jak to może być, że profesor jest taki dziwny, on napisał mózg przez u, a profesor wzywa wszystkich i powiada: Patrzcie, Panowie, jak to napisane. A ten medyk zdał maturę. Więc faktem jest, że obecny materjał nie jest dostatecznie przygotowany i skutek jest jasny Dlatego widzimy teraz, że szkoły wyższe bronią się przed tym materjałem i wprowadzają egzamina wstępne; jakkolwiek mają świadectwa dojrzałości, które upoważniają do wstąpienia do uniwersytetu, uniwersytet nie chce przyjąć, tylko mówi: zdaj jeszcze egzamin. Otóż coś trzeba tu zrobić. Są zdania tego rodzaju, że należy znieść maturę i przenieść egzamin na uniwersytet, niech uniwersytet egzaminuje, ale przecież uniwersytet nie istnieje na to, żeby pytać uczniów z historji, z arytmetyki, z ułamków i t. d. Nie na to jest uniwersytet, do tego powinne być komisje egzaminacyjne, któreby rozstrzygały o wyniku i pytały z wszystkich przedmiotów, bo zdarza się, że z jednego przedmiotu można nic nie umieć, a przejść i jest się dojrzałym. To nie powinno być i wymaga reorganizacji.</u>
<u xml:id="u-23.22" who="#MaksymilianThullie">Ale jest inna myśl, którą podniósł obecny p. Wiceprezes Rady Ministrów Bartel jeszcze, jak był kierownikiem Ministerstwa W. R. i O. P. Zwrócił on uwagę, że w dziedzinie szkół wyższych jest także jeszcze pewna anomalją. Mamy szkołę wyższą sztuk pięknych w Krakowie, która wymaga, rozumie się, egzaminu dojrzałości, od profesorów wymaga habilitacji i t. d., a podobna szkoła w Warszawie wcale tego nie wymaga i nie jest już szkołą wyższą. Więc tu rzucił p. Bartel myśl, nad którą należałoby się rzeczywiście zastanowić, że należałoby stworzyć szkoły wyższe zawodowe. Bo rzeczywiście, czy takiemu artyście malarzowi, czy snycerzowi koniecznie jest potrzebny egzamin dojrzałości? Zdałoby się mu wykształcenie ogólne, zapewne, ale często talent jest tu główną rzeczą i jeżeli ktoś nie ma egzaminu dojrzałości, a ma talent artystyczny, to w każdym razie nie należałoby go odsuwać od szkoły wyższej, tylko należy tę szkołę nazwać inaczej; powinna być inna organizacja, niż w szkołach akademickich. I nie takie mają też być wymagania co do profesorów w szkołach zawodowych. Otóż pod tym względem nie wiem, czy obecny pan Minister w tym kierunku dalej chce prowadzić studja i czy przyjdzie z jakąś ustawą. To jest myśl zdrowa i należałoby się nad nią zastanowić.</u>
<u xml:id="u-23.23" who="#MaksymilianThullie">Przechodzę do szkół średnich ogólno-kształcących Tych mamy dosyć ostatecznie, mniej mamy, niż trzeba, zawodowych. Dużo jest szkół prywatnych średnich ogólno-kształcących i tu nie mógłbym się zgodzić ze zdaniem, wypowiedzianem przez p. Ministra na komisji, że należy szkołom prywatnym ogólno-kształcącym z językiem wykładowym, przypuśćmy, hebrajskim albo żydowskim, stawiać mniejsze wymagania, niż szkołom polskim. Tu my żądamy urównoprawnienia, my Polacy. Te same wymagania powinne być dla polskich szkół, co i dla hebrajskich, białoruskich, czy innych, jeżeli mamy im dawać pewne prawa. Jeżeli się daje równe prawa, muszą być te same warunki.</u>
<u xml:id="u-23.24" who="#MaksymilianThullie">Muszę tu dodać, że jeszcze na jedno zdanie p. Ministra zasadniczo nie mógłbym się zgodzić. Może źle zrozumiałem wtedy, ale p. Minister zdaje mi się powiedział w komisji, że jeżeli szkoły z językiem wykładowym hebrajskim lub żydowskim będą stały na odpowiedniej wysokości, odpowiedzą wymaganiom, to może nastąpić ich upaństwowienie. Może tu nie chodzi o upaństwowienie, tylko o prawa. Jeżeli chodzi tylko o prawa, to zgadzam się zupełnie, ale gdyby chodziło o upaństwowienie, to jabym sądził, że ani nasza konstytucja, ani traktaty o mniejszościach narodowych nie dają do tego podstawy. Szkoły państwowe w Polsce powinne być polskie. Jestem tego zdania, że nie należy odbierać tych szkół, które mają już inne narodowości, niemiecka, białoruska, czy rusińska, ale nowych takich szkół państwowych zakładać się nie powinno.</u>
<u xml:id="u-23.25" who="#MaksymilianThullie">Co się tyczy szkolnictwa wyższego, to muszę jeszcze wspomnieć, że budżet dla szkolnictwa wyższego jest trochę za mały. Zwłaszcza gdy chodzi o dotacje na katedry, te dotacje są w tym roku o miljon zmniejszone, zamiast 3 miljonów i coś, mamy 2 miljony i coś. Otóż takie dotkliwe obcięcie dotacji pomści się na nauce. Obecny sposób nauki w szkołach wyższych wymaga koniecznie laboratorjów, ćwiczeń i jeżeli np. w laboratorjach chemicznych nie będzie odczynników odpowiednich, to ustaje praca i w takim razie muszą być laboratorja zamknięte. Tu obcinanie kredytów jest zupełnie nieusprawiedliwione. Nie stawiałem na komisji wniosku o podwyższenie tych kredytów tylko ze względu na równowagę finansową, jednak już i w komisji wyraziłem to zdanie i tu je wyrażam i zwracam się do Ministerstwa z prośbą, aby wszelkie oszczędności w szkołach wyższych, czy personalne czy inne, obracano tylko na podwyższenie dotacji, bo te dotacje są dla szkół nervus rerum, bez nich istnieć szkoły wyższe i doskonalić się nie mogą. Postęp w nauce jest wykluczony, jeżeli niema laboratorjów odpowiednio urządzonych. Przypatrzmy się, co się dzieje za granicą, jak tam są uposażone wszystkie szkoły wyższe. Polska nie może iść zawsze tylko za postępem zagranicy, my także jesteśmy jednym z narodów równorzędnych i na polu naukowem musimy współdziałać i musimy także posuwać naukę naprzód, ale na to trzeba dać środki. Środki takie są konieczne i proszę raz jeszcze pana Ministra, żeby w tym roku wszystkie oszczędności na to przeznaczył, a w następnym roku żeby swoim wpływem zrobił to u p. Ministra Skarbu, żeby te dotacje były w odpowiedniej wysokości.</u>
<u xml:id="u-23.26" who="#MaksymilianThullie">Co się tyczy sztuki, to budżet sztuki jest bardzo chudy, wynosi wszystkiego 2.335.000.</u>
<u xml:id="u-23.27" who="#komentarz">(S. ks. Maciejewicz: Artyści nie potrzebują być tłuści!)</u>
<u xml:id="u-23.28" who="#MaksymilianThullie">Artyści mogą żyć powietrzem. Na literaturę, muzykę i teatr razem jest przeznaczone 530.000. Otóż uznaję, że jak niema, to nie możemy dać, ale to jest naprawdę kropla w morzu. Jeżeli już mamy taką małą dotację, to uważam, że ta dotacja może być tylko zużytkowana na teatry kresowe, gdyż tam te teatry spełniają pewne kulturalne zadania narodowe polskie. Rozumie się, i Ministerstwo jest także tego zdania, że ta kwota będzie tylko na teatry kresowe rozdana i to w bardzo małych dawkach, ażeby podtrzymać przynajmniej to, co jest. Przytem należałoby zwrócić uwagę, że teatry kresowe, które mają nieść kulturę polską, jeżeli chcą otrzymać subwencję od Państwa, muszą nieść rzeczywiście kulturę, a nie muzę podkasaną, co właściwie jest dziś już za mało, bo teraz to się powinno nazywać „rozebraną”. Takie teatry powinne się same opłacać i opłacają się, a subwencje przeznaczone są dla tych teatrów, które rzeczywiście niosą kulturę polską na kresy.</u>
<u xml:id="u-23.29" who="#MaksymilianThullie">W budżecie nadzwyczajnym przeznaczono 1.555.631 zł. na budowle państwowe, rekonstrukcję Zamku w Warszawie, Wawelu w Krakowie i pałacu w Spale. Ta suma pojawia się w preliminarzu Ministerstwa W. R. i O. P. dopiero pierwszy raz. Dotychczas była ona w budżecie kancelarji cywilnej Prezydenta Rzeczypospolitej. To przeniesiono obecnie do budżetu Ministerstwa Oświaty. Rozumie się wykonaniem tych robót zajmuje się Ministerstwo Robót Publicznych.</u>
<u xml:id="u-23.30" who="#MaksymilianThullie">Chciałbym tu jeszcze na zakończenie zwrócić się do p. Ministra z żądaniem, żeby Rząd popierał autorytet nauczycieli, bo doniesiono mi o dziwnych wypadkach tu w Warszawie. W jednej szkole żeńskiej wybuchł strajk, w tej szkole rozumie się wskutek tego była komisja dyscyplinarna i grono nauczycielskie przewodniczki tego strajku wydaliło, a Ministerstwo czy tam wyższe władze zniosły to i te uczenice, mimo owego strajku miały dalej w tej szkole zostać.</u>
<u xml:id="u-23.31" who="#komentarz">(S. Kaniowski: W jakiej szkole?)</u>
<u xml:id="u-23.32" who="#MaksymilianThullie">To ks. Albrecht powie, bo on jest obznajomiony z tem dokładnie. A druga rzecz jeszcze gorsza, bo zdarzyła się kradzież, popełniona przez jednego ucznia w szkole tu w Warszawie i grono nauczycielskie wydaliło tego ucznia; żeby przynajmniej był wydalony z tej szkoły i przeszedł do innej, ale nie, władze wyższe zniosły to i on dalej w tej szkole pozostał mimo uchwały grona nauczycielskiego. Takie fakty podrywają autorytet władz szkolnych.</u>
<u xml:id="u-23.33" who="#komentarz">(Minister Oświaty: Gdzie to było?)</u>
<u xml:id="u-23.34" who="#MaksymilianThullie">Szczegóły mogę Panu Ministrowi powiedzieć później. To leży przecież w interesie szkoły, żeby tego nie było, żeby autorytet gron nauczycielskich podtrzymać.</u>
<u xml:id="u-23.35" who="#MaksymilianThullie">Przechodzę teraz do wniosków. Otóż pierwszy wniosek: w wydatkach dział 7 rozdział 1 § 1 „Uposażenie” zwiększyć o 70.000, podnosząc liczbę etatów w Politechnice warszawskiej asystentów starszych o 7, asystentów młodszych o 14. Komisja to uchwaliła jednogłośnie, gdyż stwierdziła, że stan obecny jest tam rozpaczliwy i rozumie się, że tak samo, jak bez środków naukowych i bez dotacji nie mogą istnieć laboratorja, tak samo przy tej ogromnej liczbie młodzieży w Politechnice warszawskiej bez asystentów nauka jest niemożliwa. Sądzę, że p. Minister również podziela to zdanie (Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego: Najzupełniej.) Chodzi tu o zwiększenie o 70.000 tego budżetu.</u>
<u xml:id="u-23.36" who="#MaksymilianThullie">Dalej mamy wnioski pod nr. 2 i 3, te kwoty się znoszą, jest tylko przesunięcie pewnej sumy. Mianowicie na podstawie wniosków posła Sochy zostają zmniejszone w tym punkcie wydatki osobowe o 100.000 zł w dz. 4 rozdz. 2 § 2. Jednak nie da się zmniejszyć o te 100.000 zł. ze względu na to, że są one przeznaczone n. p. dla zastępców nauczycieli chorych, asekurację, kasy chorych i t. d. Wnioskodawca w Sejmie tych 100.000 potrzebował, żeby zaraz w następnym rozdziale podwyższyć rozmaite sumy. Ponieważ jednak to się nie da zmniejszyć, to jest niewykonalne, więc komisja stawia wniosek przywrócenia dawniejszej sumy rządowej, zatem w wydatkach w dziale 4 rozdz. 2 § 2 „Różne wydatki osobowe” zwiększyć o 100.000 zł., to, co było skreślone. Zaś w wydatkach dział 4 rozdz. 3 „Kształcenie nauczycieli” sumę 13.443.297 zł. zmniejszyć o 100.000 zł. z tem, że się to rozrzuci na paragrafy: § 1 70.000 zł., § 2 7.000 zł., § 3 1.000 zł.,§ 5 7.000 zł., § 6 1.000 zł., § 8 750zł., § 9 3.250 zł., § 10 4.000 zł., § 11 6.000 zł. Jest to tylko przywrócenie pierwotnego wniosku rządowego.</u>
<u xml:id="u-23.37" who="#MaksymilianThullie">Wreszcie jest czwarta zmiana, mianowicie aby w wydatkach dział 7 rozdz. 1 zwiększyć o 66.000 zł., dodając w załączniku 16 w ostatniej pozycji 8 asystentów starszych i 2 adiunktów, do dyspozycji Ministerstwa. Tu pierwszy punkt mówi o Politechnice warszawskiej, ale ponieważ w innych szkołach akademickich są także tego rodzaju stosunki, więc ilość tych asystentów starszych należy zwiększyć o 8 i dać do dyspozycji Ministerstwa.</u>
<u xml:id="u-23.38" who="#MaksymilianThullie">To są zmiany, które zostały wniesione do budżetu. Oprócz tego, Wysoki Senacie, są rezolucje, które komisja wnosi:</u>
<u xml:id="u-23.39" who="#MaksymilianThullie">„Senat wzywa Rząd, by zaprzestał zwijania szkół polskich na kresach”. O tem już mówiłem.</u>
<u xml:id="u-23.40" who="#MaksymilianThullie">„Senat wzywa Rząd, by polecił władzom w razie reorganizacji szkół umożliwienie uczniom niższych klas szkół wiejskich korzystania z szkoły w miejscowości, którą zamieszkują, o ile taka szkoła tam istnieje”.</u>
<u xml:id="u-23.41" who="#MaksymilianThullie">Ta rezolucja nie jest łatwo zrozumiała, dlatego muszę ją wyjaśnić. Otóż takie rzeczy się trafiają, że przystąpiono do organizacji wyższych szkół w niektórych kuratorjach w ten sposób, że, przypuśćmy, w wiosce A otwiera się wyżej zorganizowaną szkołę ale tylko klasy wyższe, a klasy niższe w innych wsiach. Wskutek tego dzieci z tej wsi, w której istnieje tylko szkoła o klasach wyższych, muszą chodzić do innej wsi okolicznej, chodzić, albo i nie chodzić, bo gdy 3 km. każą im chodzić, to często nie chodzą. Stanu podobnego nie powinno się ścierpieć. Jeżeli szkoła jest wyżej zorganizowana, to powinna mieć i klasy niższe i wyższe, przynajmniej o tyle, o ile to jest potrzebne dla tej miejscowości. Więc rezolucja ta wzywa Rząd, żeby uznał, że tak być nie powinno. Chodzi tylko o to, ażeby odpowiednie wskazówki dać kuratorom, ażeby takich rzeczy nie robili. To jest ta rezolucja druga.</u>
<u xml:id="u-23.42" who="#MaksymilianThullie">Rezolucja trzecia: „Senat wzywa Rząd do uregulowania sprawy podręczników szkolnych celem usunięcia zbytniego obciążenia rodziców, przyczem należałoby też polecić komisji do badania cen i kosztów produkcji, zbadanie cen i kosztów książek szkolnych”.</u>
<u xml:id="u-23.43" who="#MaksymilianThullie">Pod tym względem jest ogólne narzekanie rodziców, że te podręczniki zmieniają się co roku. Dawniej, gdy rodzice mieli po kilkoro dzieci, podręczniki szkolne z starszego dziecka przechodziły na młodsze. Teraz niema mowy o tem. Nim to młodsze dziecko przyjdzie do szkoły, to już jest inny podręcznik. Więc najpierw trzeba zapobiec temu mnóstwu podręczników. Przy polecaniu tych podręczników powinien być czyniony większy wybór, aby nie było ich tak dużo i aby nie zmieniały się co roku, tylko jeżeli zaprowadzą jaki podręcznik, żeby przynajmniej parę lat już istniał. Przytem co się tyczy polecania podręczników, zwróciłbym się do p. Ministra, iż należałoby skrupulatniej badać, bo zdarzają się podręczniki, o czem mówiłem już w dyskusji ogólnej, które są nieodpowiednie i których nie powinno być w szkołach, przeznaczonych dla dzieci katolickich.</u>
<u xml:id="u-23.44" who="#MaksymilianThullie">Co się tyczy cen podręczników, komisja wnosi, aby polecić komisji do badania cen i kosztów produkcji, by stwierdziła, czy rzeczywiście te ceny muszą być tak wygórowane. W dawnej Austrji ceny podręczników były bardzo niskie, teraz wszystko podrożało, ale możeby jednak dało się te ceny zniżyć.</u>
<u xml:id="u-23.45" who="#MaksymilianThullie">Rezolucja czwarta: „Senat wzywa Rząd do zaprzestania dalszej rozbudowy szkolnictwa specjalnego aż do wykończenia sieci szkół dla dzieci normalnych”.</u>
<u xml:id="u-23.46" who="#MaksymilianThullie">Ta rezolucja zmierza do tego, że wprawdzie potrzebne są szkoły dla anormalnych, ale przedewszystkiem są potrzebne szkoły dla dzieci normalnych i póki ich nie mamy — nie należy urządzać szkół dla anormalnych. Nie mówię, żeby znieść te szkoły, które istnieją, one są potrzebne, ja to rozumiem, ale nie rozbudowywać ich, bo pierwszeństwo mają dzieci normalne, bo z nich będzie miało Państwo większą pociechę, niż z anormalnych.</u>
<u xml:id="u-23.47" who="#MaksymilianThullie">Rezolucja piąta: „Senat wzywa Rząd, żeby zarządził periodyczne wykłady o alkoholizmie i by ze współudziałem Departamentu Zdrowia rozpoczął na wielką skalę walkę z używaniem narkotyków, szkodliwych dla systemu nerwowego, alkoholu, opjum, morfiny i kokainy”.</u>
<u xml:id="u-23.48" who="#MaksymilianThullie">Zdaje mi się, że nie potrzebuję bardzo uzasadniać potrzeby tej rezolucji. Alkoholizm przynosi niepowetowane szkody społeczeństwu i jeżeli niektórzy ze stanowiska fiskalnego cieszą się, że dochody wzrastają, a właściwie na szczęście smucą się, że mniej pije ludność, to ten smutek jest dobrym objawem, bo im ludność będzie mniej piła, tem więcej będzie mogła zrobić, a materjały potrzebne do wyrobu wódki mogą być zużyte na materjały spożywcze. Chodzi też o to, żeby młodzież zaznajomić ze skutkami alkoholizmu. I to jest wymaganie konieczne, aby takie wykłady o alkoholizmie czy to periodyczne, czy może wtrącone w inne wykłady, były prowadzone w szkole średniej, a może dobrzeby było, żeby były także w wyższych oddziałach szkół powszechnych.</u>
<u xml:id="u-23.49" who="#komentarz">(Marszałek obejmuje przewodnictwo.)</u>
<u xml:id="u-23.50" who="#MaksymilianThullie">Niestety my tu postępujemy, bo dotychczas walczyło się tylko z alkoholizmem, ale wiek XX przyniósł nam to, że alkohol nie jest największym szkodnikiem, jest jeszcze większy: teraz kokaina wchodzi w modę, opium, morfina, które są znacznie szkodliwsze od alkoholu, o tem powinna być młodzież uświadamiana.</u>
<u xml:id="u-23.51" who="#MaksymilianThullie">Rezolucja 6: „Senat wzywa Rząd ponownie, by przedstawił projekt ustawy, normującej odebranie kościołów katolickich, zabranych przez rządy zaborcze”.</u>
<u xml:id="u-23.52" who="#MaksymilianThullie">O tem już mówiłem, nie będę się dalej rozwodził.</u>
<u xml:id="u-23.53" who="#MaksymilianThullie">Rezolucja 7: „Senat wzywa Rząd, aby w preliminarzu budżetowym na rok 1928/29 wstawił odpowiednią wydatną sumę na metodyczne dokształcenie nauczycieli szkół średnich”.</u>
<u xml:id="u-23.54" who="#MaksymilianThullie">Zdaje mi się, że tego bliżej uzasadniać nie potrzeba, bo rzecz jest jasna.</u>
<u xml:id="u-23.55" who="#MaksymilianThullie">Rezolucja 8: „Senat wzywa Rząd, aby w należytej mierze udzielił subwencji szkołom powszechnym, prowadzonym w języku hebrajskim lub żydowskim, o ile te szkoły wykazują odpowiednią frekwencję i odpowiadają pedagogicznym wymogom”.</u>
<u xml:id="u-23.56" who="#MaksymilianThullie">Ta rezolucja opiera się na konstytucji i o traktat o mniejszościach narodowych. Tam wyraźnie powiedziano, że Rząd jest obowiązany do subwencjonowania tych szkół, rozumie się, to jest w rezolucji zaznaczone, w należytej mierze, co zależy od Rządu, na rezolucję tę zgodzić się możemy.</u>
<u xml:id="u-23.57" who="#MaksymilianThullie">Rezolucja 9: „Senat wzywa Rząd, aby zorganizował należyty nadzór państwowej władzy szkolnej nad nauką przedmiotów judaistycznych w szkołach i powołał do wykonania tego nadzoru ludzi odpowiednio kwalifikowanych”.</u>
<u xml:id="u-23.58" who="#MaksymilianThullie">Jeżeli istnieją takie wykłady, to już naturalna rzecz, że obowiązkiem Rządu jest mieć nadzór nad temi wykładami, nadzór musi być sprawowany przez ludzi kwalifikowanych, więc trzeba się postarać o takich ludzi.</u>
<u xml:id="u-23.59" who="#MaksymilianThullie">Rezolucja 10: „Senat wzywa Rząd, by nauczanie nauki religji, odbywało się w szkołach tak niższych, jak średnich w języku ojczystym uczniów”.</u>
<u xml:id="u-23.60" who="#MaksymilianThullie">To jest zasada, której się zawsze trzyma Kościół katolicki, a tego, co żądamy dla siebie, żądamy także dla wszystkich innych. Nauka religji powinna być w ojczystym języku wykładana.</u>
<u xml:id="u-23.61" who="#komentarz">(Głos: Tak jest.)</u>
<u xml:id="u-23.62" who="#MaksymilianThullie">Wszędzie tak nie jest. To właśnie żądanie, które postawili żydzi: i gdyby tak było wszędzie, toby w takim razie nie stawiali rezolucji. Proszę o przyjęcie tej rezolucji.</u>
<u xml:id="u-23.63" who="#MaksymilianThullie">Rezolucja 11: „Senat wzywa Rząd, aby przy układaniu budżetu na przyszłość została wydatnie podniesiona dotacja na zakłady uniwersyteckie”.</u>
<u xml:id="u-23.64" who="#MaksymilianThullie">O tem już mówiłem.</u>
<u xml:id="u-23.65" who="#MaksymilianThullie">Rezolucja 12: „Senat wzywa Rząd, by zechciał wydatniej poprzeć dążenia czynnego nauczycielstwa do uzupełnienia swego wykształcenia ogólnego i zawodowego na Państwowych Wyższych Kursach Nauczycielskich, a mianowicie przez udzielanie większej liczby płatnych urlopów, względnie urlopów płatnych za zwrotem kosztów zastępstwa, na dogodnych dla nauczycielstwa warunkach, umożliwających wpłatę tych kosztów w ciągu przynajmniej lat trzech od daty rozpoczęcia urlopu”.</u>
<u xml:id="u-23.66" who="#MaksymilianThullie">Także nie potrzebuję tej rezolucji uzasadniać.</u>
<u xml:id="u-23.67" who="#MaksymilianThullie">Rezolucja 13: „Senat wzywa Rząd do zwiększenia w przyszłym budżecie pozycji na popieranie twórczości naukowej”.</u>
<u xml:id="u-23.68" who="#MaksymilianThullie">O tem nie potrzebuję mówić, bo uzasadniałem to poprzednio.</u>
<u xml:id="u-23.69" who="#MaksymilianThullie">Rezolucja 14: „Senat wzywa Rząd do wprowadzenia wykładów rolniczych w szkołach powszechnych, nauki rolnictwa w seminarjach nauczycielskich i do popierania kursów rolniczych, urządzanych dla nauczycieli ludowych”.</u>
<u xml:id="u-23.70" who="#MaksymilianThullie">Zdaje mi się, że to zupełnie jasne, że w kraju rolniczym, gdzie 70% jest rolników, w szkołach powszechnych musimy uczyć rolnictwa. To życzenie komisji jest zupełnie usprawiedliwione.</u>
<u xml:id="u-23.71" who="#MaksymilianThullie">Wobec tego pozwalam sobie prosić, ażeby Wysoki Senat uchwalił preliminarz budżetowy Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego na rok 1927/28 w brzmieniu, przez Sejm uchwalonem, ze zmianami i rezolucjami, które przedstawiłem.</u>
</div>
<div xml:id="div-24">
<u xml:id="u-24.0" who="#WojciechTrąmpczyński">Głos ma s. Siciński.</u>
</div>
<div xml:id="div-25">
<u xml:id="u-25.0" who="#MichałSiciński">Wysoki Senacie! Sam fakt, że nad budżetem Ministerstwa Oświaty toczyła się tak obszerna i szczegółowa dyskusja na komisji i w plenum Sejmu, a następnie w komisji Senatu, oraz to, że szereg mówców dziś jest zapisanych do głosu nad budżetem oświaty, wskazuje na bardzo doniosłe znaczenie wychowania publicznego nietylko w czasie obecnym, ale także na znaczenie, jakie oświata ma dla naszej przyszłości. Dyskusja nad budżetem Ministerstwa Oświaty obecnie jest jeszcze tem ważniejsza, że stoimy u progu reform ustroju szkolnego, reform, które są już zapowiedziane i stały się koniecznością chwili. Od uchwalenia zasad, jakie będą zastosowane w tejże reformie, niezawodnie i życie gospodarcze będzie w znacznej części zależało. Dlatego też mimo, że niektóre sprawy były omówione dosyć szczegółowo i przez referenta już dzisiaj i przez poszczególnych mówców w czasie dyskusji w Sejmie, pozwolę sobie dla zwrócenia uwagi — podnieść, według mego osobistego przekonania, bardzo ważne momenty, które przy rozwiązaniu tego problemu powinne być uwzględnione.</u>
<u xml:id="u-25.1" who="#MichałSiciński">Są dwa poglądy na budżet Ministerstwa Oświaty: jeden pogląd wskazuje na nieproduktywność wydatków oświatowych w związku z wielkiem obciążeniem skarbu, drugi wskazuje na twórczość tych wydatków w przyszłości. I rzeczywiście, jeżeli przyjrzymy się całemu życiu naszemu, to stwierdzić musimy, że od cyfr budżetu oświaty zależy nietylko podniesienie kultury narodowej, w ścisłem tego słowa znaczeniu, ale także stopień rozwoju gospodarczego i przemysłowego, siła finansowa skarbu — a z tem razem i znaczenie polityczne i mocarstwowe państwa. Stąd też cyfry budżetu oświatowego muszą mieć dla nas bardzo wielkie znaczenie.</u>
<u xml:id="u-25.2" who="#MichałSiciński">Budżet według lat ostatnich wzrasta — i to wzrasta dość znacznie. Kiedy w r. 1925 mieliśmy z uchwalonych kredytów rzeczywistych wydatków okrągło 309.120.000 zł (spadek nastąpił w r. 1926 jedynie z powodu wprowadzenia ustawy t. zw. sanacyjnej), to już w tym roku wydatki na oświatę dziś projektowane wynosić będą 325.803.000 zł. Jest to o 47.586.000 więcej, niż w r. 1926. Wzrost ten mimo dalszego działania ustawy sanacyjnej wynika jedynie z konieczności pokrycia niezbędnych wydatków na rok 1927.</u>
<u xml:id="u-25.3" who="#MichałSiciński">Rozważając poszczególne pozycje wydatków widzimy, że na administrację przypada z tego 31/2%, na szkolnictwo wszystkich typów 85%, na kulturę i sztukę nie całe 4%, na wyznania 7%, na inwestycje około 11/2%.</u>
<u xml:id="u-25.4" who="#MichałSiciński">Widać z tego, że administracja szkolna jest u nas stosunkowo bardzo tania i że podniesienie w najbliższym czasie wydatków i na ten cel, według mego zdania, będzie niezbędne i konieczne.</u>
<u xml:id="u-25.5" who="#MichałSiciński">Jeżeli idzie o porównanie stosunku wydatków budżetu oświatowego do wydatków budżetu ogólnego, określa się on obecnie na 16,41% i możnaby z tego wnioskować o bardzo znacznem obciążeniu skarbu. Wszyscy wiemy jednak, że kwota stąd wynikająca, aczkolwiek jest znaczna, jednakowoż nie odpowiada jeszcze wszystkim potrzebom oświatowym. Biorąc pod uwagę ilość ludności i wydatki czynione w poszczególnych krajach, widzimy, że wydatki na ten cel gdzieindziej są znacznie większe, niż u nas. I tak naprzykład: Czechosłowacja na 13 miljonów ludności wydaje na swój budżet oświatowy 220 miljonów zł., Szwecja z 7 miljonową ludnością wydaje 380 miljonów zł., Prusy ze swoją 37 miljonową ludnością wydają 1.300 miljonów zł. W ten sposób przedstawiony wydatek wskazuje nam dopiero wyraźnie, że 161/2% mniej więcej wydatków naszych w stosunku do ogółu ludności Polski jest bardzo niska i nie może zadość uczynić rzeczywistej potrzebie. Powoływanie się przeto na znaczny procent nie daje dokładnego obrazu, ani zaspokojenia potrzeb oświatowych, ani wysokości świadczeń, jakie byłyby wskazane. Na dowód przytaczam cyfry dr. Paygerta, który na podstawie wydatków, poczynionych w r. 1926 w innych państwach, wykazuje, że Anglja wydaje zaledwie 6,1%, Francja 9%%, Hiszpanja zaledwie 2%, Danja 16%, Czechosłowacja 9,9%, więc prawie całych 10%, Austrja 6,2%, Rumunją 7,7%, Japonja 7,9%. Powoływanie się więc specjalnie na wysokość procentu i porównywanie w ten sposób obciążenia skarbu u nas i w innych krajach nie dawałoby dokładnego obrazu wydatków rzeczywistych, a zarazem miary zaspokojenia naszych potrzeb oświatowych. Porównanie to byłoby nieścisłe, jak przed chwilą wykazałem, powołując się na Czechosłowację, Szwecję i Prusy, które w procentowem zestawieniu mają wydatki znacznie niższe, ale w rzeczywistości te wydatki są bardzo poważne i świadczą o zaspokojeniu potrzeb oświatowych tamtych krajów. Dla ścisłości trzeba zwrócić uwagę także i na to, że ten stosunkowo niski procent ogólnego wydatku na oświatę w innych krajach pochodzi także i z innego rozłożenia podatków między państwo a samorządy. U nas także do tych 161/2%, które skarb państwa na oświatę wydaje, trzeba doliczyć jeszcze wydatki, łożone przez samorządy. Według prawdopodobnych obliczeń, razem dochodzą one do jakich 25% ogólnych wydatków. Ale musimy pamiętać i o tem, że budżety nasze i samorządowe i państwowy są na ogół niskie i że u nas specjalnie kredyty na oświatę powinne być choćby z powodu olbrzymiego zaniedbania, wynikającego z półtorawiekowej niewoli. A zaniedbanie kulturalne jest tem większe, że rządy zaborcze prowadziły we własnych interesie w różnych dzielnicach naszego Państwa politykę utrzymywania mas w zupełnej ciemnocie. Sprawozdawca, senator Thullie, słusznie zaznacza, że wzrost na oświatę będzie się zwiększał u nas bardzo poważnie, z powodu naturalnego przyrostu dzieci i że uchwała, jaką powzięto obecnie w tym roku, zwiększenia etatów nauczycielskich w szkołach powszechnych o 1000, zupełnie nie wystarcza na zaspokojenie tych potrzeb choćby w tym roku, bo już obecnie nie korzysta ze szkoły przeszło 300.000 dzieci. Według statystyki przyrost dzieci, obowiązanych do szkoły będzie z roku na rok się powiększał tak dalece, że już w r. 1932 dojdziemy do 4.864.000, a więc w porównaniu z dzisiejszą ilością dzieci w szkołach różnica będzie bardzo wielka i inż. dziś do wydatków z tem złączonych trzeba się przygotować i wczas obmyśleć środki, zapewniające fundusze dla zaspokojenia najelementarniejszych potrzeb oświatowych.</u>
<u xml:id="u-25.6" who="#MichałSiciński">Ody porównamy między sobą wydatki, jakie mieliśmy na oświatę od roku 1921, to widzimy, że ten wzrost był stosunkowo bardzo znaczny. Bo kiedy w roku 1921 wydaliśmy w stosunku do ogólnych wydatków Państwa na oświatę 5,17%, to w roku 1922 wydaliśmy już 8,7%, w roku 1923 wydatki nasze na oświatę wynosiły 14,7%, w roku 1925–16%, w roku 1926–15%, (rok redukcji nawet najkonieczniejszych wydatków), w roku 1927 mamy już 16%, co wynosi okrągło w złotych, jak wspomniałem na wstępie, 325.803.000.</u>
<u xml:id="u-25.7" who="#MichałSiciński">Przy rozważaniu tych potrzeb, jakie oświata nasza mieć będzie, sprawozdawca sejmowy w r. 1925, poseł Rymar, wykazał, że dla zaspokojenia najniezbędniejszych potrzeb oświatowych potrzeba nam będzie w najbliższych latach około pół miljarda złotych.</u>
<u xml:id="u-25.8" who="#MichałSiciński">Bardzo często powołujemy się na postanowienia Konstytucji naszej, która przewiduje bezpłatność nauki. Bezpłatności właściwie niema, są tylko jej pozory. Ktoś musi pieniądze dać, skądś i czemś muszą być te wydatki pokrywane. Otóż, wiedząc o tem, co nas w najbliższem dziesięcioleciu czeka, wiedząc, jakie są nasze środki i siły finansowe, musimy już z góry obmyśleć pokrycie tych wydatków, które będą bardzo znaczne choćby z uwagi na normalny przyrost ludności, nie mówiąc już o tem, że i podniesienie stanu szkolnictwa musi być wzięte pod rozwagę.</u>
<u xml:id="u-25.9" who="#MichałSiciński">W związku z tem zagadnieniem, budzącem niezawodnie poważne obawy u niektórych naszych skarbowców muszę zaznaczyć, że znajdą się potrzebne fundusze na zaspokojenie nawet bardzo poważnych wydatków oświatowych, jeżeli cała polityka państwowa i zewnętrzna raz wreszcie zostanie ustalona i po chaosie doktryn międzynarodowych wyraźnie i jasno oprze się na racjonalnych zasadach gospodarczych i narodowych. Ten kardynalny warunek musi i Rząd obecny zrozumieć.</u>
<u xml:id="u-25.10" who="#MichałSiciński">P. sprawozdawca mówił dość obszernie i szczegółowo o zmianie ustroju szkolnego; powoływał się na poglądy, jakie się obecnie w tym przedmiocie ścierają i wykazał ze swej strony niebezpieczeństwo, jakie grozić może oświacie naszej przy takiem ustosunkowaniu szkoły powszechnej do szkoły średniej, któreby obniżało liczbę klas w szkołach średnich. Uważam, że tej sprawy w przygodnej dyskusji budżetowej żadną miarą załatwiać się nie powinno, że będzie inna sposobność szczegółowo się tem zająć. Z uwagi jednakowoż na szerzące się obecnie prądy, z uwagi na zapowiedź Rządu, że wniesie ustawę o ustroju szkolnym, należałoby raczej omówić te wszystkie momenty, które w związku z tym budżetem mogłyby nam wskazać czy i gdzie leży niebezpieczeństwo dla szkolnictwa wyższego względnie dla całej oświaty narodowej i w jaki sposób można je zażegnać, ażeby przy reformie ustroju zapewnić należyty rozwój nauki z jednej strony, a z drugiej podnieść kulturę mas przez zastosowanie zasady jednolitości szkolnictwa. Takie omówienie tego zagadnienia jest konieczne nie ze względu na głoszone hasła demokratyczne, ale z uwagi na życie codzienne, które nam wskazuje i mówi co trzeba robić, aby zapewnić siły żywotne Państwa i rozwój jego na przyszłość. Muszę jednak zaznaczyć, że w budżecie obecnym niema wyraźnych cyfr wskazujących, iż ten ustrój szkolny ma być w najbliższym czasie przeprowadzony, iż ta reforma będzie dokonana z rozumnym pośpiechem bez uszczerbku dla dorobku dzisiejszego. Zamierzenia Rządu powinne były znaleźć wyraz w cyfrach tego już budżetu. Z trudem i to bardzo dużym, udało się nam w jednej i w drugiej izbie przeprowadzić częściowe zmiany w ustawie sanacyjnej, która jak miecz Damoklesa zawisła nad rozwojem oświaty naszej. Jakiekolwiek dłuższe trwanie postanowień tej ustawy co do potrzeb szkolnictwa, wstrzymać musi rozwój szkolnictwa, a cóż mówić o racjonalnej zmianie ustroju przy tym stanie rzeczy!</u>
<u xml:id="u-25.11" who="#MichałSiciński">Nie chcę się wdawać w szczegóły ustroju szkolnego, pragnę tylko zaznaczyć, że reforma ustroju może być wtenczas tylko dobrze przeprowadzona, jeżeli będą wzięte pod uwagę wszystkie momenty z tem związane, a więc: naukowe, oświatowe, narodowe, pedagogiczne, ekonomiczne, a nawet polityczne, ponieważ przy tem zagadnieniu i moment polityczny również ma swoje i to wcale niepodrzędne znaczenie. Dążność do reform szkolnych objawia się dziś we wszystkich państwach europejskich, przybiera ona różne formy, w każdym wypadku reformy te zmierzają do przystosowania całego szkolnictwa do zmiennych warunków życiowych ludności danego państwa. Walka obecna, jaka się tam toczy, toczy się nie tyle o zasadę t. zw. jednolitej szkoły, ile raczej o zastosowanie każdego typu szkoły do życia powojennego, co wyraża się w ustosunkowaniu jednego rodzaju szkolnictwa do drugiego. Walka ta rozpoczęła się obecnie i u nas i uważam to za objaw zdrowy.</u>
<u xml:id="u-25.12" who="#MichałSiciński">Uważam za potrzebne podać Panom opinję ministra francuskiego La Moureaux, który na zjeździe Ligi nauczycielskiej w St. Etienne na 42 kongresie wypowiedział taką zasadę: „wszystkie dzieci mają równe prawo do pobierania nauki wszystkich stopni, granicę tego prawa zakreślić może tylko poziom rozwoju umysłowego”. Sądzę, że ta zasada jest tak słuszna i uzasadniona, że sprzeciwu ani u zwolenników ani u przeciwników jednolitej szkoły nie wywoła. Tak samo uznać się musi postulat zespolenia za pomocą szkoły wszystkich warstw narodu w jednolite społeczeństwo, świadome celu i interesu Państwa. Postulat ten może być przeprowadzony na terenie szkolnictwa w różnej formie i stąd pochodzi raczej rozbieżność w poglądach na wartość i znaczenie szkoły jednolitej. U nas ponadto wyłoniła się na nowo kwestja ilości lat nauki w szkole powszechnej i średniej i obowiązek ukończenia 7-klasowej szkoły powszechnej dla wszystkich. Austrja, załatwiając obecnie reformę szkolnictwa na swoim terenie, przeprowadziła zasadę jednolitości szkolnictwa przez użycie ciągłości programu naukowego i metod nauczania, które uzupełniają się w ten sposób, że niema żadnych przeszkód w przechodzeniu uczniów z jednego typu szkoły do drugiego.</u>
<u xml:id="u-25.13" who="#MichałSiciński">Przy omawianiu ustroju szkolnego u nas musimy wziąć przedewszystkiem pod uwagę obecny stan naszych szkół, stan nauczycielstwa, wyposażenie szkół tak powszechnych, jak i średnich, a nadto dotychczasowe wyniki i nasze doświadczenie.</u>
<u xml:id="u-25.14" who="#MichałSiciński">Jeżeli mamy mówić o stanie szkół średnich, to okazuje się, że w klasach od I-ej do III-ej w okresie ostatnim ujawnia się zmniejszenie frekwencji. W r. 1921 i 1922 statystyka wykazuje, że przeciętnie wypadało na klasy te 83,2 uczniów, w 1923/24 było już 81,3, a w 1925/26 r. spadek uczniów w tych klasach był tak poważny, że zagrażał istnieniu niektórym szkołom prywatnym. O tym spadku dość obszernie pisano w prasie codziennej. Należałoby sobie postawić pytanie, jakie są tego dowody. Mógłby ktoś powiedzieć, że powodem tego jest ogólne zubożenie, są znaczne koszty utrzymania ucznia w szkole, ale, proszę Panów, sądzę, że nietylko to jest przyczyną tego obniżenia się frekwencji uczniów w trzech klasach najniższych. Przeświadczenie, że trzy niższe klasy szkoły średniej można zastąpić szkołą powszechną, że ukończywszy nawet szkołę średnią niema dziś możności wykorzystania tej nauki w życiu codziennem, praktycznem, ten powód, moim zdaniem jest przyczyną spadku tej frekwencji. Ogólnie niestety ponadto uciera się zdanie, że wyższe wykształcenie jest zbędne, bo nic realnego nie daje, że nauka wogóle jest niepotrzebna, że im prędzej kto do życia wejdzie, tem łatwiej to życie mu się ułoży i tem prędzej będzie mógł sobie w tem życiu używać. Jest to wprawdzie całkiem mylne, ale liczne przykłady lekceważenia wyższego wykształcenia mogą upoważniać do takiego poglądu. Faktem jest jednak, że szkoła średnia w obecnej swej formie nie odpowiada dzisiejszym warunkom życia. Z drugiej strony dążność do ukończenia szkół wyższych polega raczej na chęci zdobycia pozycji — a u bardzo wielu na niechęci a nawet na pogardzie dla pracy ręcznej.</u>
<u xml:id="u-25.15" who="#MichałSiciński">Ogólna frekwencja w szkołach średnich w roku 1923/24 w województwach centralnych zmniejszyła się o 9.300, zaś w województwach wschodnich zmniejszyła się o 896 uczniów. Stosunek wzajemny szkół, na podstawie wykazów z 1923/24 roku jest taki, że jedna szkoła wyższa wypada u nas na 45 szkół średnich; jedna szkoła średnia wypada u nas na 38 szkół powszechnych, 1 szkoła zawodowa wypada na 32 szkoły powszechne, 1 szkoła średnia wypada na 1 szkołę zawodową. Z tych właśnie cyfr widzimy stosunek anormalny, niezdrowy: nadmiar uniwersytetów i szkół średnich. Biorę pod uwagę szkoły średnie państwowe i szkoły prywatne, których jest również bardzo poważna ilość. Ze statystyki dowiadujemy się, że jeden słuchacz szkoły wyższej przypada na 6 uczniów szkoły średniej, jeden uczeń szkoły średniej przypada na 15 uczniów szkoły powszechnej, jeden uczeń szkoły zawodowej na 39 uczniów szkoły średniej. Naogół jedna szkoła średnia państwowa przypada na 104.186 mieszkańców. Są to daty wzięte z wykazów statystycznych, a pouczają nas one o nienormalnym stosunku szkół jednego typu do szkół drugiego typu i nietyle o małej ilości szkół zawodowych, ile o gonieniu do szkół ogólnokształcących z lekceważeniem nauki w szkołach zawodowych. Stosunek ten również wskazuje na potrzebę zmiany i powinien być wzięty pod rozwagę przy reformie ustroju szkolnego.</u>
<u xml:id="u-25.16" who="#MichałSiciński">W szkolnictwie powszechnem widzimy bardzo poważny postęp. W szczególności zaś rozwój szkół powszechnych pod względem ilościowym jest nadzwyczajny. Niezawodnie jest to zasługa Ministerstwa, ale jest to również wskazówka, że ten ogólny pęd do oświaty w szerokich masach jest bardzo wyraźny. Uważam ten objaw za nadzwyczaj dodatni. I ten objaw powinien znaleźć wyraz w zamierzonym ustroju szkolnym przez umożliwienie jak najszerszym masom zdobycia kultury wyższej i dostępu łatwiejszego do wszystkich rodzajów szkół dla uczniów, mających warunki ku temu.</u>
<u xml:id="u-25.17" who="#MichałSiciński">Muszę także zaznaczyć, że nietylko rozwój ilościowy, ale i jakość szkolnictwa powszechnego postąpiła bardzo znacznie. Mamy jeszcze Coprawda dzisiaj po mniejszych miastach 1-klasowe szkoły w 159, 2-klasowe w 85, 3-klasowe w 68 miejscowościach, a więc w skupieniach bądź co bądź większych, gdzie powinna już była organizacja szkół 1, 2 i 3-klasowych zmienić się na szkoły wyżej zorganizowane, ale mamy już dzisiaj szkoły 4-klasowe, a więc wyżej zorganizowane w 959 wsiach, 5-klasowe w 415 wsiach, 6-klasowe w 260 wsiach, 7-klasowe w 465 wsiach, podczas gdy w roku szkolnym 1921/22 o 7-klasówkach po wsiach mowy jeszcze nie było.</u>
<u xml:id="u-25.18" who="#MichałSiciński">Jeżeli rozpatrywać będziemy stan sił nauczycielskich w szkołach powszechnych, widzimy, że poziom wykształcenia nauczycielstwa bardzo się poprawił. Na przeszło 64.862 sił nauczycielskich, licząc razem ze Śląskiem (w czem 28.685 mężczyzn i 36.117 kobiet), mamy wykwalifikowanego nauczycielstwa około 80%. Według zestawień Głównego Urzędu Statystycznego z 1 grudnia 1925 r. ogółem kwalifikowanych jest 77,7%. Z wyższemi studjami mamy przeciętnie 0,6%, w szczególności jednak w krakowskiem, poznańskiem i lwowskiem województwie jest 1,1% ale tylko 0,2% w woj. pomorskiem i Iubelskiem 0,1% w łódzkiem. Z egzaminem wydziałowym względnie z wyższym kursem naukowym 6,2% w czem atoli okręgi szkolne krakowski i lwowski znów figurują z poważnemi bardzo liczbami, mianowicie: Kraków ma takich nauczycieli 16,7%, Lwów 12,5%, Poznań ma 5,5%, Warszawa stoi niżej, bo ma tylko 3,6%. Nauczycieli z egzaminem kwalifikacyjnym i maturą mamy dziś 24,3%, z samą maturą (siły najmłodsze) mamy 28,4%, z tak zwaną przyznaną kwalifikacją mamy 17% ogółu nauczycieli.</u>
<u xml:id="u-25.19" who="#MichałSiciński">Niekwalifikowanych nauczycieli w szkołach powszechnych mamy jeszcze 12,8%. Wysoki odsetek, jaki był przed 3 względnie przed 4 laty w szkolnictwie powszechnem, zmalał znacznie i to jest dowód, że stan naszego nauczycielstwa pod względem kwalifikacji bardzo się poprawił i na ogół odpowiada już dziś warunkom, jakie w szkolnictwie chcielibyśmy widzieć. Niezawodnie i ta ilość, 12,8% nauczycieli niewykwalifikowanych w tym roku zniknie wskutek usuwania tych wszystkich, którzy w myśl ustawy w terminie do 31 sierpnia nie uzupełnią swoich kwalifikacji zawodowych. Ci muszą odejść, a ich miejsce zajmą siły przygotowane zupełnie normalnie. A nie zapominajmy, że takich kandydatów jest bardzo wielka ilość i tylko z braku etatów posady dostać nie mogli; zresztą świeży zastęp ukończonych seminarzystów — w liczbie około 5.000 będzie znowu do dyspozycji. Pod tym względem stan nauczycielstwa szkół powszechnych naogół jest lepszy niż w szkołach średnich. Moment ten również powinniśmy wziąć pod rozwagę z chwilą, kiedy będzie się decydować o reformie ustroju szkolnego.</u>
<u xml:id="u-25.20" who="#MichałSiciński">Chciałbym jeszcze jedną cyfrę podać do wiadomości szanownych Panów. Na 14 uczniów szkoły średniej w uniwersytecie, jak stwierdza statystyka, jeden tylko odpowiada warunkom. Jest to poważne ostrzeżenie, stwierdzające, że szkoły średnie potrzebują reformy. Mojem zdaniem winy takiego złego wyniku przygotowania uczniów szkoły średniej do uniwersytetu szukać należy niezawodnie w programach szkolnych i w systemie nauczania. To samo można powiedzieć i o ujemnej opinji nauczycieli szkół średnich o uczniach szkoły powszechnej. Prawda — jak powiedziałem — jest w tem, że nie nauczyciele, nie szkoła — ale winien system.</u>
<u xml:id="u-25.21" who="#MichałSiciński">Podkreślam jeszcze raz, że w sprawie zmiany ustroju szkolnego muszą być brane tylko momenty rzeczowe pod rozwagę nie zaś uprzedzenia, choćby pozornie statystyką poparte. A już absolutnie nie wolno załatwiać takiej sprawy drogą wieców i podejmowania uchwał za albo przeciw szkole średniej czy szkole powszechnej.</u>
<u xml:id="u-25.22" who="#komentarz">(Głos na prawicy: Słusznie)</u>
<u xml:id="u-25.23" who="#MichałSiciński">Jeżeliby szło o wiece, to niezawodnie, chociażby już wskutek liczbowej większości nauczycielstwa szkół powszechnych wynik byłby łatwy do przewidzenia, jednak tu nie ilość takich wieców, nie ilość podpisów za albo przeciw szkole powszechnej, ale, jak powiadam, względy rzeczowe i potrzeby życiowe powinne zaważyć na szali przy zmianie ustroju szkolnego, wszystkie zaś inne nie powinne mieć żadnego znaczenia. Mam przekonanie, że Ministerstwo w tej sprawie obrało drogę zupełnie odpowiednią, drogę, która wskazuje, że te wszystkie momenty rzeczowe o których mówiłem, będą rozważone we właściwym czasie i na właściwej platformie, a przedewszystkiem przez właściwe czynniki.</u>
<u xml:id="u-25.24" who="#MichałSiciński">Pragnąłbym tylko zwrócić uwagę na jedną konieczność, mianowicie na potrzebę powołania Rady Wychowania Publicznego, potrzebę podnoszoną zresztą i w poprzednich latach i obecnie tak w uchwałach sejmowych, jak i dziś nawet podniesioną tu przez senatora Thulliego, jako sprawozdawcę budżetu oświatowego, na potrzebę powołania ciała, któreby te wszystkie rozważania wzięło pod decyzję i wydało ostateczną opinję, obowiązującą i Rząd w przygotowaniu projektu ustawy o ustroju szkolnictwa. Do tego czasu rezolucje zgłaszane nie zostały przez Rząd wykonane. Mam nadzieję, że obecnie Ministerstwo z uwagi właśnie na ważność zagadnienia, jakie stanowi problem ustroju szkolnictwa w całości, taką Radę odpowiednio złożoną powoła i to nie po decyzji co do ustroju, ale przed decyzją, abyśmy nie zrobili „rady wyłącznie dla parady”, aby zaraz potem ją zmieniać albo rozwiązywać, jak to powszechnie dzisiaj się dzieje i jak tego jesteśmy świadkami, że tworzy się radę, po miesiącu czy dwóch ta rada okazuje się zupełnie niepotrzebna i rozwiązuje się ją, natomiast w jej miejsce tworzy się jakaś komisja, albo powołuje się znowu inną radę. Z taką robotą trzeba raz skończyć.</u>
<u xml:id="u-25.25" who="#MichałSiciński">Chciałbym, proszę Panów, jeszcze pokrótce wskazać na potrzebę zmiany w naszych dotychczasowych programach naukowych. Kiedy na Komisji Skarbowo-Budżetowej wspominałem o licznych niedomaganiach wynikających z programów naukowych, przedstawiciel Rządu wyraził zdziwienie, że tak surowo oceniam programy dla szkół powszechnych, że programy naukowe nie są tak złe, iżby zachodziła konieczna potrzeba ich zmiany. Jeżeli chodzi o opinję moją jako nauczyciela co do programów szkolnych, to muszę stwierdzić, że one pod względem naukowym i pedagogicznym, pod względem logicznego wykończenia ułożone są poprostu znakomicie i mogą służyć za wzór, jak należy programy naukowe tworzyć i układać. Ułożenie programów naukowych dla naszych szkół musi jednakże uwzględniać wszystkie warunki, w jakich się znajdujemy. Program powinien się liczyć i z wyposażeniem szkoły i z przygotowaniem nauczycieli i nawet z kulturą tego środowiska, dla którego ma służyć. Tymczasem śmiem twierdzić, że te programy do naszych warunków życiowych nie są wcale przystosowane. Stąd słyszymy ciągle narzekania ludności, że szkoła nie odpowiada swojemu zadaniu, że dzieci nie umieją nic, że niczego się nie uczą, że nauczyciele nie uczą i t. p. Jest w tych głosach dużo przesady, ale wiele bardzo jest i słuszności. Wina w tym wypadku, mojem zdaniem, leży w nieracjonalności na szych programów naukowych i to tak dla szkół powszechnych, jak i średnich.</u>
<u xml:id="u-25.26" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Bojko.)</u>
<u xml:id="u-25.27" who="#MichałSiciński">Główny zarzut, jaki mogę postawić właśnie programom naukowym dla szkół powszechnych, to jest przekreślenie zasady: non multa sed multum. Wychodzę z założenia, że nie ilość wiedzy, ale głębia tej wiedzy daje właściwą wartość nauki. Stąd też korzystniejszem jest dla uczniów, mieć mniejszy zakres, ale przyswoić go sobie zupełnie tak, ażeby mogli później z niego korzystać, a szczególniej skorzystać z niego praktycznie. Jeżeli zaś nawet w dużym zakresie uczeń zaznajamia się z danym przedmiotem naukowym a nie potrafi wiadomości tych zastosować, uważam taką naukę za zmarnowanie czasu.</u>
<u xml:id="u-25.28" who="#MichałSiciński">Ujemną cechą programów szkoły średniej — a szczególniej 3 klas najniższych — według mnie jest znowuż zbyt niski poziom wymagań, przeciwnie jak w szkołach powszechnych. Kwestję programów naukowych uważam za bardzo ważną.</u>
<u xml:id="u-25.29" who="#MichałSiciński">Ponieważ o sprawie oświaty i w ogólności szkolnictwa nie zawsze jest dość sposobności w tej Wysokiej Izbie szczegółowiej pomówić, chciałbym, aby Panowie zwrócili uwagę na zasadniczą różnicę, jaka zachodzi pomiędzy programem ułożonym dla szkół średnich a program ułożonym dla szkół powszechnych. Biorę za podstawę porównanie trzech klas najwyższych szkoły powszechnej oraz trzech klas najniższych szkoły średniej. Mam tutaj program i biorę tylko dwa przedmioty pod uwagę, mianowicie język polski i rachunki. Otóż w 5-ym oddziale, to jest piąta klasa w szkole powszechnej, wymagania z tego przedmiotu według programu naukowego, wydanego przez Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego są następujące: Oprócz czytania i ćwiczeń językowych jak w klasie IV-tej — ćwiczenia gramatyczne i stylistyczne mają objąć składnię zdania pojedynczego, części główne i drugorzędne, sposoby oznaczania podmiotu i orzeczenia, dopełnienia i określenia, zdania twierdzące, wykrzyknikowe, zdania niezupełne. Następnie przychodzi odmiana rzeczowników, przymiotników, zaimków i liczebników z wyróżnieniem końcówek. Dalej — przygotowywanie opowiadań ciągłych i opisów bez pomocy nauczyciela, zapisywanie zdarzeń, listy i ćwiczenia ortograficzne.</u>
<u xml:id="u-25.30" who="#MichałSiciński">To jest program z języka polskiego, przeznaczony na klasę piątą. Zobaczmy, jak wygląda program z tegoż przedmiotu w klasie pierwszej szkoły średniej. Program obejmuje: Ćwiczenia w mówieniu na podstawie obserwacji, ćwiczenie pamięciowe, czytanie poprawne, objaśnienia i rozbiór czytanych utworów. Niema tu takiej samodzielności, jak w V-tej klasie szkoły powszechnej, tylko jest praca nauczyciela z uczniami przy czytaniu utworów. Z ćwiczeń gramatycznych: w związku z czytaniem i mówieniem wyróżnianie drogą ćwiczeń znaczenia przysłówków, zaimków, liczebników oraz przyimków, spójników i wykrzykników. Pojęcie o przypadku, rodzaju i stopniu; rozbiór podmiotu rozwiniętego i orzeczenia zasadniczego, oraz t. zw. drugorzędnych członków zdania, pojęcie o zdaniu złożonem. To jest wszystko, co ma być przerobione w pierwszej klasie szkoły średniej — jak widać różnica zakresu bardzo duża.</u>
<u xml:id="u-25.31" who="#MichałSiciński">W klasie VI-tej szkoły powszechnej z tegoż języka mamy: czytanie dłuższych ustępów prozą i wierszem (opowiadania i opisy), zestawianie utworów ze względu na autorów i treść, nauka o zdaniu złożonem; składnia zdania złożonego; sposoby łączenia zdań; różne rodzaje zdań pobocznych; odmiana i budowa czasownika; następnie przychodzą ćwiczenia słownikowe, wyjaśnianie porównań, gwary i języka literackiego, listy, nauka wierszy z podaniem wiadomości o rytmie, rymie i wierszu. Przypominam, że to jest klasa 6 szkoły powszechnej.</u>
<u xml:id="u-25.32" who="#MichałSiciński">Weźmy teraz klasę 2 szkoły średniej, czego się tam wymaga z języka polskiego? Ćwiczenia w mówieniu w dalszym ciągu na podstawie bezpośredniej obserwacji (obrazków, okazów i t. p.), przeżyć własnych, słów nauczyciela, oraz lektury szkolnej i domowej; uczenie się na pamięć wierszy, przysłów, sentencji i krótkich urywków mowy niewiązanej jako rzeczy trudniejszej. Następnie ćwiczenia w poprawnem czytaniu i estetycznem wygłaszaniu, początki lektury domowej, wyszukiwanie i zbiór porównań, uwydatnianie głównych myśli utworu; z gramatyki zaś: powtarzanie poprzedniego materjału, cząstki znaczeniowe wyrazów, cząstki słowotwórcze (pień, przedrostek, przyrostek) i cząstki fleksyjne (temat, końcówka), budowa słowotwórcza wyrazów (wyrazy proste i złożone), przegląd form fleksyjnych, deklinacji rzeczowników, przymiotników, zaimków i liczebników. A więc to, co było już na klasę 5-tą — jest w klasie 2-ej dopiero. Składnia zdania pojedynczego — tam mieliśmy zdanie złożone. To jest na klasę drugą szkoły średniej.</u>
<u xml:id="u-25.33" who="#MichałSiciński">Biorę dla przykładu jeszcze język polski, wyznaczony w programie oddziału 7-go. Otóż tu jest powiedziane: Czytanie w szkole i w domu) odpowiednio dobranych wyjątków i całych utworów literackich w celu zaznajomienia młodzieży z najwybitniejszemi autorami polskiemi z wyjaśnianiem i omawianiem treści. W związku z lekturą podanie kilku obrazów z dziejów kultury polskiej i twórczości literackiej w Polsce od wieku XVI do czasów najnowszych. W uwadze zaznaczono: jest pożądane, aby młodzież poznała utwory następujących pisarzy: Rej, Kochanowski, Skarga — są wymienione dzieła — Pasek, Karpiński, Krasicki, Niemcewicz, Brodziński i t. d. Rezultat nauki, jaki ma być z tego przedmiotu oznacza program następująco: „Po ukończeniu szkoły powszechnej 7-oddziałowej uczeń powinien nietylko mówić i pisać poprawnie, rozumieć treść łatwiejszych utworów, ale i mieć elementarne pojęcie (na podstawie lektury dzieł) o najwybitniejszych autorach polskich i ich dziełach, a zarazem powziąć zamiłowanie do języka i literatury polskiej takie, aby po ukończeniu szkoły chętnie uzupełniał swą wiedzę lekturą odpowiednich książek”. Jest to żądanie bardzo piękne, ale mojem zdaniem, to samo żądanie można postawić uczniowi, który ukończy szkołę średnią.</u>
<u xml:id="u-25.34" who="#MichałSiciński">Jeżeli zaś weźmiemy teraz 3-cią klasę szkoły średniej, to widzimy, że program nakazuje: dalsze ćwiczenia w mówieniu, na podstawie bezpośredniej obserwacji przeżyć własnych, słów nauczyciela, oraz lektury szkolnej i domowej, ćwiczenia w wygłaszaniu estetycznem (jednostkowem i zbiorowem); czytanie poprawne, płynne i wyraziste utworów prozaicznych i poetycznych, lektura domowa, rozróżnianie mowy mówionej i pisanej, język literacki, pierwsze wiadomości o rytmie i wierszu — (wiadomości o rytmie, rymie i wierszu już były w klasie 6-ej, tu są w klasie 3-ej). Z gramatyki mamy: rozbiór form koniugacji polskiej, znaczenie form czasownika, znaczenie form słowa właściwego, opis form czasownika, obraz ogólny koniugacji polskiej, składania zdania złożonego.</u>
<u xml:id="u-25.35" who="#MichałSiciński">Widzimy, że są to znacznie skromniejsze wymagania, stawia się je uczniom w tym samym wieku, tylko w innej szkole. Jeżeli zaś wspomniałem o celu nauki języka polskiego w szkołach powszechnych, to pozwolę sobie podać znowu na podstawie programu cel nauki i tutaj. W szkole średniej w pierwszych trzech klasach ma być: „praktyczne opanowanie języka, swobodne i poprawne wyrażanie się w mowie i w piśmie, wzbudzenie zamiłowania i wyrobienie uzdolnienia do czytania łatwiejszych utworów prozaicznych i poetycznych, rozwijanie i pielęgnowanie uczuć religijnych, moralnych i estetycznych oraz wyrabianie wyobraźni i zdolności samodzielnego myślenia”.</u>
<u xml:id="u-25.36" who="#MichałSiciński">Widzicie Panowie z tego, że wyższe wymagania stawia się uczniom szkoły powszechnej niż uczniom szkoły średniej. Niezawodnie, że to inne wymaganie — nietylko co do zakresu ale i ścisłości systematycznej pochodzi stąd, że inny jest cel szkół powszechnych, a inny cel pierwszych trzech klas szkół średnich. Muszę jednak podkreślić, że programy szkół średnich są bardziej dostosowane do rozwoju umysłowego dziecka, niż to widzimy w zastosowaniu programu dla szkół powszechnych tem bardziej, że niema tu różnicy wieku uczniów.</u>
<u xml:id="u-25.37" who="#MichałSiciński">Jeszcze jaskrawiej różnica ta występuje przy nauce rachunków.</u>
<u xml:id="u-25.38" who="#MichałSiciński">Proszę Panów, nie chciałbym przedłużać swego przemówienia w tej materji, ale uważam za swój obowiązek zaznajomić Wysoki Senat z poważną — mojem zdaniem — przyczyną ogólnego narzekania na szkołę i nauczyciela — i to tak co do szkolnictwa powszechnego jak i średniego — jaką są programy naukowe dla jednych i dla drugich szkół. Podam więc jeszcze zakres wymagań dla ucznia w klasie 5 szkoły powszechnej i dla ucznia w klasie 1 szkoły średniej z nauki rachunków. Otóż szkoła powszechna wymaga w V klasie od ucznia: czterech działań na liczbach całkowitych, czterech działań na ułamkach dziesiętnych, powtórzenia działań ułamkami zwyczajnemi — podkreślam słowo powtórzenie — to znaczy, że już w niższych klasach o tych rzeczach musiała być mowa skoro tu jest powtórzenie, — następnie liczby ogólne i wyrażenia algebraiczne, otrzymane przez uogólnianie znanych już uczniom i przez nich rozwiązywanych zagadnień, powtórzenie zasadniczych własności działań przy użyciu liczb ogólnych, cztery działania zasadnicze w ułamkach zwyczajnych, ogólne prawa działań na ułamkach wyrażonych liczbami ogólnemi, używanie nawiasów, rozszerzenie zakresu wzorów, których wartość liczbową się określa na funkcje ułamkowe.</u>
<u xml:id="u-25.39" who="#MichałSiciński">To są proszę Panów, żądania, stawiane uczniowi w klasie 5 szkoły powszechnej oprócz żądań z zakresu geometrji, którą nie chcę Panów nudzić. Jeżeli zaś wezmę wymagania dla uczniów szkoły średniej w klasie 1, to czytam tam: „rozszerzenie zakresu liczbowego poza tysiąc najprzód, bez przekroczenia dziesięciu tysięcy, następnie poza dziesięć tysięcy; nazywanie i pisanie liczb w systemie pozycyjnym dziesiętnym, znaki matematyczne, liczby jedno, dwu, trój i cztero cyfrowe, t. zw. suma cyfr danej liczby, dodawanie, odejmowanie, dzielenie i mnożenie pamięciowe i piśmienne w rozszerzonym zakresie, ćwiczenia konkretne na liczbach wielorakich, rachunek przybliżony; — t. zw. zadania na „regułę trzech”, ćwiczenia konkretne, zaczerpnięte z życia i nauk przyrodniczych na cztery działania; mierzenie figur płaskich i brył geometrycznych, z podaniem pojęcia figur i brył i ich właściwości, podział odcinka na części, — pojęcie ułamka jako części jedności.</u>
<u xml:id="u-25.40" who="#MichałSiciński">Jeżeli zaś weźmiemy, proszę Panów, klasą 2-gą, to wymagania w szkole średniej z tego przedmiotu są następujące: ułamek jako część jedności; iloraz całkowity, iloraz niedokładny; dzielenie dokładne; przekształcanie ułamków w świetle nowej definicji ułamka; dodawanie i odejmowanie ułamków; ułamki dziesiętne, jako sposób pisania ułamków o mianownikach dziesiętnych: zamiana ułamków zwyczajnych na dziesiętne; mnożenie i dzielenie liczby ułamkowej przez liczbę całkowitą; mnożenie przez ułamek; dzielenie liczb ułamkowych, jako odwrócenie mnożenia; mnożenie i dzielenie ułamków dziesiętnych; ćwiczenia konkretne z uwzględnieniem rozszerzonego zakresu liczb i łączne działania z liczbami całkowitemi, ułamkami zwyczajnemi i dziesiętnemu.</u>
<u xml:id="u-25.41" who="#MichałSiciński">Jeżeli zaś Panowie wezmą klasę 6-tą jako drugi rok nauczania w klasach wyższych szkoły powszechnej, to mamy tu: działania na liczbach ogólnych, diagramy, a mianowicie: diagramy empiryczne, diagramy cen biletów kolejowych, diagramy funkcji; następnie liczby względne (interpretacja geometryczna, materjał diagramów oddziału 6-go), kreślenie diagramów funkcyj x = ky, x = — z rozszerzeniem na wartości ujemne;</u>
<u xml:id="u-25.42" who="#MichałSiciński">dodawanie liczb względnych, dodawanie sum algebraicznych, odejmowanie liczb względnych, odejmowanie sum algabraicznych, mnożenie liczb względnych, mnożenie sum algebraicznych, dzielenie liczb względnych mnożenie sum algebraicznych, dzielenie liczb względnych, dzielenie sum algebraicznych.</u>
<u xml:id="u-25.43" who="#MichałSiciński">Jaka jest szalona różnica między wymaganiami od uczniów w tym samym wieku w różnych tylko typach! Ten wysoki program w szkole powszechnej w znacznej mierze jest niedostosowany do istotnych potrzeb życiowych oraz do warunków, w jakich nasze szkoły się znajdują tak pod względem uposażenia, jak przepełnienia klas, nie mówiąc już o rozwoju umysłowym, co musi wpłynąć na gorsze wyniki, choćby przy najsumienniejszej pracy nauczyciela.</u>
<u xml:id="u-25.44" who="#komentarz">(S. Kaniowski: A rachunki w 7 klasie?)</u>
<u xml:id="u-25.45" who="#MichałSiciński">Nie chcę nudzić szczegółami, powiem tylko ogólnie, gdy o to chodzi, jakie jest ostateczne żądanie w tej klasie z matematyki: najprostsze równania stopnia pierwszego z jedną i więcej niewiadomą i równania stopnia drugiego z jedną niewiadomą, oraz wzory empiryczne z matematyki stosowanej jako materjał do powtórzenia.</u>
<u xml:id="u-25.46" who="#komentarz">(S. Kaniowski: A czy nauczyciele to umieją?)</u>
<u xml:id="u-25.47" who="#MichałSiciński">Jeżeli o nauczycieli chodzi, to nie potrzebuję Panu zapewniać, że nauczycielstwo udzielające tych przedmiotów w 7-klasowych szkołach powszechnych potrzebny zakres wiedzy w zupełności posiada. Nie chodzi mi jednak w tej chwili o nauczycieli, ale o ocenę programów i ich znaczenie dla szkoły jednej i drugiej a zarazem o wyprowadzenie stąd wniosku, jaki sam się z tego narzuca, w sprawie stosunku trzech wyższych klas szkoły powszechnej do niższych klas szkoły średniej.</u>
<u xml:id="u-25.48" who="#MichałSiciński">Muszę jeszcze w związku z oceną programu podnieść jeden moment. Mianowicie, my mamy szkół 1 i 2-klasowych 14.709, 4-klasowych — 5.967 co razem stanowi przeszło 77% ogółu naszych szkół, zaś pełnych 7-klasowych szkół jest 1.869. Z tego wynika jasna wskazówka, że program naukowy raczej powinien być szczegółowiej opracowany dla tych dwóch typów organizacyjnych szkół: 1 i 2-klasowych, tymczasem jest przeciwnie. Bardzo szczegółowo opracowano dla 7-klasowych szkół, znacznie ogólniej dla niżej zorganizowanych szkół. Jest tam odwoływanie się dość częste do zakresu w wyżej zorganizowanej szkole, co ostatecznie może być wskazówką dla nauczycieli, ale nie powinno być miarą wymagań takiego samego wyniku nauczania — jak tego nieraz niedoświadczeni ludzie żądają, twierdząc, że 7 lat nauki w 1-klasowej szkole i 7 lat w 7-klasowej — to nie wielka różnica. Pogląd mylny.</u>
<u xml:id="u-25.49" who="#MichałSiciński">Zająłem się tylko dwoma przedmiotami; językiem polskim i rachunkami. W szkole 7-klasowej przy 7 latach nauki będziemy mieli wyznaczonych 1600 godzin pełnych na język polski, w szkole zaś 1-klasowej będziemy mieli tylko 700 godzin, bo druga część godzin w liczbie 800 będzie t. zw. godzinami nauki cichej. Dla rachunków w pełnej 7-klasowej szkole będziemy mieli 1.080 godzin, a w 1-klasowej szkole tylko 500 godzin, a drugie 500 godzin muszą stanowić naukę cichą. Z samego zestawienia godzin można dobrze ocenić, że zupełnie inne wyniki pracy uzyska się w pełnej 7-klasowej szkole, a inne w 1 czy 2-klasowej szkole. Wprawdzie program naukowy o tem wyraźnie mówi, że zakres naukowy w tamtych szkołach jest wyższy, a w tych niższy, ale niejednokrotnie stawia się tym 1 i 2-klasowym szkołom i nauczycielom w nich zajętym żądania, żeby osiągnęli rezultaty pełnej 7-klasowej szkoły. Może to mówić laik, gorzej, gdy żąda tego władza — a dzieje się to niestety.</u>
<u xml:id="u-25.50" who="#MichałSiciński">W związku z oceną programu muszę zwrócić uwagę na braki, które już dziś w skutkach swoich są dość widoczne, mianowicie pominięcie nauki kaligrafii czyli t. zw. pięknego pisania. Rezultat jest ten, że dziś pisma naszych uczniów naprawdę trudno odcyfrować. Gdybyśmy wprowadzili do szkół maszyny do pisania, to możeby kaligrafia była i zbędna, ale gdy tego jeszcze nie zrobiliśmy, uważam, że nauka kaligrafii jest potrzebna, i jako praktyczna bezwarunkowo w programie naukowym należycie i właściwie powinna być uwzględniona.</u>
<u xml:id="u-25.51" who="#MichałSiciński">Zamierzonym wynikom pracy nauczycielskiej stoi na przeszkodzie ogromne przepełnienie szkół. Stało się ono poprostu klęską — a wzmogło się jeszcze więcej przy obecnym systemie sanacyjnym t. j. łączenia szkół i klas. Wprawdzie organizacja szkół oparta jest na pewnej liczbie uczniów, ale życie i praktyka wykazują nam, że normalna ilość uczniów w takiej 1 czy 2-klasowej szkole od 70 do 100 jest zwyczajnem zjawiskiem. Nawet ta zmiana, jaką przeprowadziliśmy przy nowelizacji ustawy sanacyjnej, nie będzie miała znaczenia, jeżeli na jedną siłę nauczycielską będzie wypadać ta ilość dzieci, jaka jest dzisiaj z reguły w naszych szkołach. To też uważam, że przy rozważaniu zmiany programu szkolnego i ten stan nie powinien być pominięty. Programy należy obniżyć i zastosować do rozwoju umysłowego uczniów, a równocześnie upraktycznić, zastosować je do życia i do potrzeb naszego społeczeństwa.</u>
<u xml:id="u-25.52" who="#MichałSiciński">Jednym z poważnych braków w naszych programach jest niedostateczne uwzględnienie strony wychowawczej. Śmiem twierdzić, że nie wystarczy wiedza nawet bardzo wielka pod względem naukowym. Człowiek musi mieć przy tem odpowiednie wyrobienie duchowe. Programy nasze, pod względem naukowym bardzo obszerne, nie uwypuklają tego ważnego zadania szkoły. Zwracałem już na to niejednokrotnie uwagę i pragnąłbym, ażeby strona wychowawcza, w szczególności w programach dla szkół powszechnych była przy zmianie programów jak najsilniej podkreślona. A jest to, mojem zdaniem, tem więcej uzasadnione, że dziś stosunki rodzinne społeczeństwa naszego zmieniły się pod względem wychowania młodzieży na gorsze i to nietylko w sferach niższych, ale nawet wśród wyższej inteligencji. Dziś stan jest taki, że rodzice dziatwą swoją zająć się nie mogą, a więc nie mogą oddziaływać odpowiednio na jej wychowanie i spełnić to bodaj częściowo musi szkoła, a spełniać to może wtenczas, jeżeli program do tego będzie również dostosowany. Pozatem musimy pamiętać, że wiele wpływów ubocznych, pozaszkolnych, oddziaływa nadzwyczaj ujemnie na wychowanie naszej młodzieży. Dość wskazać na demoralizację, jaką szerzy ulica, na kolportaż uliczny tej literatury pornograficznej, który się bezkarnie bez żadnej przeszkody odbywa, na sprzedaż nocną gazet przez młodzież, na potrzebę oddzielenia młodzieży moralnie zaniedbanej. Wprawdzie to wszystko raczej by podlegało ustawodawstwu niezwiązanemu ściśle z Ministerstwem W. R. i O. P., sądzę jednakże, że inicjatywa i ingerencja Ministerstwa W. R. i O. P. w tym wypadku jest konieczna i niezbędna. Uzgodnienie przepisów w tym względzie z innemi ministerstwami, ażeby zapewnić zdrowie moralne młodzieży i zabezpieczyć ją od znieprawienia, wyda z pewnością dodatnie rezultaty.</u>
<u xml:id="u-25.53" who="#MichałSiciński">Ministerstwo Oświaty podjęło już przeciwdziałanie w tym kierunku, zwracając uwagę na czytelnictwo wśród młodzieży szkolnej. Z uznaniem to podnoszę, oby tylko kuratorja i inspektoraty konsekwentnie przeprowadziły zapoczątkowaną akcję. Ale to jeszcze nie wystarczy, muszą być opracowane i wydane odpowiednie przepisy, ażeby systematycznie przeciwdziałać tym wszystkim ujemnym wpływom, jakie na młodzież wywiera otoczenie i w tym kierunku wpływać powinno Ministerstwo Oświaty także na inne ministerstwa.</u>
<u xml:id="u-25.54" who="#MichałSiciński">W dziedzinie wychowania, w szczególności wychowania fizycznego, jesteśmy świadkami dużych zmian.</u>
<u xml:id="u-25.55" who="#MichałSiciński">I tutaj nie mogę nie wyrazić swojego zdziwienia, że wychowanie fizyczne zostało z pod wpływu Ministerstwa Oświaty usunięte, a przekazane Ministerstwu Wojny. Przez utworzenie Rady wychowania fizycznego i wydzielenie wychowania fizycznego ze szkolnictwa, a oddanie go pod decydujący wpływ czynników wojskowych zatraca się całość systemu wychowawczego. Wychowanie musi obejmować nietylko umysł, ale także i ciało i stanowić jedną całość. Rozdzielenie go między szkołę a wojsko uważam za nieodpowiednie i bardzo szkodliwe. O ile z uznaniem powitać należy zwrócenie uwagi na stan wychowania fizycznego w ogólności, o tyle samo rozdzielenie, jakie zostało dokonane, budzi poważne obawy, czy cel zamierzony zostanie osiągnięty, a nawet czy nie zostanie spaczony. W wydanem rozporządzeniu wychowanie fizyczne obejmuje młodzież od pierwszych lat nauki szkolnej — i słusznie, ale kto ma wychowywać: żołnierz czy nauczyciel? Trudno przypuścić, aby każdy sierżant czy oficer był zarazem pedagogiem. Intencje Ministerstwa Wojskowego lepiej przeprowadziłoby Ministerstwo Oświaty jako fachowa władza wychowawcza, jeżeli na to dostałoby odpowiednie środki. I tu zachodzi kwestja zmiany programów naukowych w kierunku odciążenia młodzieży. Bez tego i ćwiczenia wojskowe w polu niewiele pomogą przeciw charłactwu, spowodowanemu przez szkołę. Fachowość żołnierska bez doświadczonego kierownictwa i nadzoru więcej zaszkodzić może zdrowiu młodzieży, niż to pozornie się zdaje — i to tak pod względem fizycznym, jak i moralnym. Polskiemu dziecku nie militaryzacji potrzeba, ale siły ducha i zdrowia moralnego, a bez tej siły i sprawność wojskowa nie ma znaczenia.</u>
<u xml:id="u-25.56" who="#MichałSiciński">Dla nauczycielstwa potrzeba rozszerzenia t. zw. kursów dokształcających, i to tak w zakresie dalszej nauki, jak również praktycznych wiadomości, jakie nauczycielowi są niezbędne dla spełniania jego obowiązku w tym środowisku, w jakiem pracuje. Obecnie Ministerstwo będzie mogło, mojem zdaniem, racjonalniej i intensywniej to zagadnienie przeprowadzić, z uwagi na to, że kończy się w tym roku t. zw. obowiązek kursów dla nauczycieli niewykwalifikowanych i już w przyszłym roku będzie można zająć się wydatniej organizowaniem wyższych kursów naukowych jednorocznych oraz kursów praktycznych z zakresu wiadomości rolnictwa, ogrodnictwa, sadownictwa, pszczelnictwa, a także ułatwieniem nauczycielstwu przygotowania się do pracy pozaszkolnej.</u>
<u xml:id="u-25.57" who="#MichałSiciński">Ale z tem dokształcaniem i przygotowaniem do pracy i zawodowej i społecznej łączy się sprawa niepotrzebnego obciążenia nauczycielstwa. My wiemy, i niejednokrotnie to już podnoszono tak w Sejmie jak i w Senacie, że należy usunąć cały ten balast biurokratyczny, który obciąża niepotrzebnie i nauczycieli i szkołę, a także i nadzór szkolny, a dać możność nauczycielstwu wykorzystania całego zapasu energji, zdrowia i sił na właściwy mu obowiązek zawodowy, a więc naukę i wychowanie. Tymczasem widzimy, że w dalszym ciągu trwa to obciążenie biurokratyczne w naszych szkołach jak również i w nadzorze szkolnym, czy to weźmiemy inspektoraty szkolne, czy weźmiemy nawet nasze kuratorja, nawet i nasze Ministerstwo jako najwyższą instancję. A jako dowód takiego obciążenia mogą posłużyć różne sprawozdania, wykazy statystyczne i t. p., a także przeróżne elaboraty metodyczne, które nauczycielstwo szkół powszechnych obowiązkowo musi wypisywać na t. zw. konferencji.</u>
<u xml:id="u-25.58" who="#MichałSiciński">Tu muszę dodać, że konferencje rejonowe jako część informacyjno-przygotowawcza w zakresie pracy nauczycielskiej są potrzebne i wskazane, jednakowoż niektórzy inspektorowie przesadzają w tych swoich wymaganiach i w tych swoich żądaniach obciążają niepotrzebnie nauczycielstwo referatami naukowemi i elaboratami metodycznemi nieraz po kilka na miesiąc, tak że odrywają je od właściwego zadania, od właściwej pracy szkolnej.</u>
<u xml:id="u-25.59" who="#MichałSiciński">Chciałbym jeszcze, proszę Panów, poruszyć tu sprawę podręczników szkolnych, o której również p. s. Thullie wspominał, a która znajduje wyraz również w rezolucjach, przedłożonych przez Komisję Skarbowo-Budżetową.</u>
<u xml:id="u-25.60" who="#MichałSiciński">Chcę posłużyć się opinją nie wyłącznie sfer nauczycielskich, ale i sfer miarodajnych, zainteresowanych w wydawaniu książki szkolnej, mianowicie opinją wydawców i księgarzy. Otóż z powodu stosowanego obecnie systemu wydawnictwa i aprobaty książek jest ciągła zmiana podręczników, a stąd i kwestja drożyzny książek. Wytworzył się poprostu chaos i trzeba tę sprawę jak najrychlej zreformować. Zestawiłem sobie wykaz książek ilościowy — o jakości nie będę mówił — książek, przeznaczonych dla czterech klas szkoły powszechnej i wykaz książek, przeznaczonych dla trzech klas szkoły średniej. Okazuje się z tego zestawienia, że i w tym wypadku szkoły powszechne są szczególniej uszczęśliwione różnolitością i ilością tych podręczników. Muszę dodać i to, że w systemie wydawnictw książkowych i aprobowania tych książek przez naszą centralę stosuje się poczwórny stopień aprobowania wartości książek, a mianowicie 1) polecone, przystosowane, 2) polecone, nieprzystosowane, 3) dozwolone, przystosowane, 4) dozwolone nieprzystosowane. Na podstawie tego schematu mamy w klasie I-ej szkoły powszechnej 7 rodzajów podręczników (elementarz z rachunkami) w tym samym przedmiocie, tylko innych autorów, inny sposób ujęcia tego przedmiotu, w klasie 2-ej mamy 7 podręczników, w 3-ej 11, a w klasie 7-ej 10 podręczników z rachunków. Proszę Panów, ta wielka ilość i różnorodność wydawnictw przyczynia się do podrożenia książki, a to utrudnia naturalnie nabycie i korzystanie z książki. Rezultat jest taki, że młodzież najczęściej musi obchodzić się bez książki. Gorzej jest jeszcze z językiem polskim. W szkole powszechnej mamy na I-szą klasę 17 podręczników. Proszę nie zapominać, że gdy chodzi o pierwszą klasę, to tu jest mowa o t. zw. elementarzu. Na drugą klasę mamy 13 podręczników, na 3-cią — 12, na 7-mą jest podręczników mniej już, bo tylko 4. Jeżeli weźmiemy szkoły średnie, to one mają mniejsze obciążanie ilościowe, bo mamy, proszę Panów, z matematyki na klasę I-szą cztery różne podręczniki do wyboru, na klasę II-gą 4) na klasę III — 8. Do języka polskiego jest nieznaczna ilość podręczników, na klasę 1-szą 2, na klasę II-gą — 2, na klasę III tylko 1 podręcznik.</u>
<u xml:id="u-25.61" who="#MichałSiciński">Najgorzej jest ze zbyt częstą zmianą podręczników. Ostatnio historja Nankego może służyć za przykład takiej zmiany. Otóż historja nowożytna Nankego wydanie drugie różni się od wydania I dodaniem tylko dwóch stron — o wypadkach majowych i zmianie prezydenta. To dodanie dwóch stron stanowi o nowem wydaniu. Ponieważ jest utarty zwyczaj, że książka nowa jest lepsza od książki starej, więc tamtą się odrzuca i bierze nową, marnuje się cały nakład poprzedni i to podraża książkę następną, bo wydawca musi się odbić, jak mówią, a to również obciąża niepotrzebnie sprzedawcę, co zaś najważniejsze, obciąża kieszeń rodziców, którzy wskutek tego dla swoich dzieci książki na czas i we właściwym terminie dostarczyć nie mogą.</u>
<u xml:id="u-25.62" who="#MichałSiciński">Pan sprawozdawca zwrócił uwagę na stan naszego szkolnictwa na Kresach i wykazał, że polityka pomajowa Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego doprowadziła nawet do zamykania szkół polskich na Kresach. Tak jest niestety. Ten fakt pragnę oświetlić pewnemi cyframi i dodać pewne momenty.</u>
<u xml:id="u-25.63" who="#MichałSiciński">W myśl ogólnego, mojem zdaniem dobrze pojętego interesu Państwa, wydano ustawy językowe w tym jedynie celu, żeby doprowadzić do unormowania stosunki szkolne na Kresach, a zarazem ułatwić współżycie obu narodowości, zamieszkujących dany obszar, i umożliwić niepolskiej ludności rozwój kulturalny w jej języku ojczystym. To był istotny ceł ustawy. Dając tę ustawę, Polacy zdawali sobie dokładnie sprawę z tego, że czynią to ponad swój obowiązek i że ponieść będą musieli bardzo poważne ofiary na rzecz mniejszości narodowościowych. Tymczasem ustawa ta została wykorzystana przez polityków mniejszościowych do napaści na Polskę i skarg zagranicą na straszne krzywdy tejże mniejszości — a w kraju do agitacji przeciw całości Państwa.</u>
<u xml:id="u-25.64" who="#MichałSiciński">W cyfrach ta rzecz przedstawia się następująco. W roku 1926, w czerwcu było dzieci ruskich naogół obowiązanych do szkół 286.504, z czego 237.227 uczyło się w szkołach ruskich, lub utrakwistycznych, pozostałe 49.227 dzieci rozrzuconych w takich gminach, w których nie można było zorganizować dla nich szkół na podstawie obowiązujących przepisów. W wielu wypadkach ludność ruska czy też białoruska, mając wyżej zorganizowaną polską szkołę w miejscu o 4, 5, 6, 7 klasach, nie chciała korzystać ze szkoły w swoim języku wykładowym, jednak niżej zorganizowanej, jaką jest dajmy na to szkoła l-klasowa, która w danej miejscowości mogła być zorganizowana, gdyby rodzice tej niewielkiej liczby dzieci byli tego żądali. I gdzież tu jest ten gwałt? Ale tych 49.000 dzieci ruskich, które nie mogą mieć własnej szkoły, ma taki sam los, jak i dziatwa polska, bo i dziatwa polska również jako małej liczebności, musi korzystać ze szkoły nie w swoim języku, nawet nie ze szkoły utrakwistycznej, ale jak w Małopolsce ze szkoły ruskiej i musi, jak to słusznie podkreślił p. sprawozdawca, uczyć się w ruskim języku, albo wcale nie korzystać ze szkoły, lub na własny koszt uczyć się prywatnie.</u>
<u xml:id="u-25.65" who="#MichałSiciński">Więc jeżeli jest krzywda — to krzywda nasza, naszych dzieci, a nie ruska czy białoruska. Muszę przypomnieć tym politykom i agitatorom, którzy tak głośno krzyczą o krzywdzie, że gospodarzami w Polsce są Polacy, że przedewszystkiem Polacy muszą stosować taką politykę, która odpowiada interesom państwa. Powoływanie się na jakiekolwiek krzywdy, których w rzeczywistości niema w zakresie szkolnictwa, nie ma żadnego uzasadnienia. Spojrzyjmy na to, co się dzieje na zachodzie. Najbardziej postępowa przecież Ameryka dzisiaj jako zasadę przyjęła tworzenie szkolnictwa wyłącznie z językiem angielskim i nie słyszałem, żeby ktokolwiek podnosił jakieś zarzuty przeciwko temu. Owszem, narodowości w bardzo wielkiej liczbie tam zamieszkałe nie podnoszą żadnych zarzutów, przestrzegają obowiązujących przepisów i z pewnością nie ośmieliłyby się w ten sposób atakować rząd Stanów Zjednoczonych, jak to się dzieje u nas w naszem Państwie.</u>
<u xml:id="u-25.66" who="#MichałSiciński">A jeżeli chodzi o podnoszone zarzuty, to te zarzuty raczej należałoby skierować pod adresem tych mniejszości narodowych u nas, które posiadają własne państwo. Dowodem tego chociażby stosunki szkolne, o których tu już rano była mowa przy Ministerstwie Spraw Zagranicznych — ich szczegóły bardzo bolesne dla nas omawiał s. Kaniowski, a poruszył je także sprawozdawca p. s. Thullie. Działalność agitacyjno-demagogiczna w najgorszej formie za pomocą różnych sztuczek i sztuk na naszym Górnym Śląsku doprowadza do tego, że ludność polska z obawy wprost nie może posyłać dzieci do szkół polskich. Na naszym terenie Górnego Śląska Niemcy korzystają z wszelkich udogodnień, mają ponad potrzebę własne szkoły, podczas gdy na terenie niemieckiego Górnego Śląska Polacy nie mają ani jednej szkoły średniej, a zaledwie kilkanaście szkółek elementarnych i nie mogą korzystać z tych praw, jakie zapewnione są ludności traktatem genewskim, który się odnosi przecież i do Górnego Śląska z tamtej strony granicy polskiej.</u>
<u xml:id="u-25.67" who="#MichałSiciński">Cyfry są wyraźnym tego dowodem. Na 500.000 ludności polskiej na Górnym Śląsku, zaledwie z jednoklasówek, a więc najniżej zorganizowanych szkół korzysta 1337 dzieci, a w polskim Górnym Śląsku na 150.000, korzysta przeszło 20.000 dzieci ze szkół z wykładowym językiem niemieckim. Tak wygląda krzywda na kresach zachodnich. Jeżeli więc można mówić o krzywdzie, jak to przed chwilą wspominałem, to naprawdę tę krzywdę ponosi wyłącznie ludność polska. Wszakże skutkiem mylnie pojmowanej ustawy sanacyjnej a może dla przypodobania się politykom ukraińskim, kazał b. minister Sujkowski zamknąć 88 szkół polskich i to przeważnie w czysto polskich wsiach w Małopolsce i tylko dzięki stanowisku obywatelskiemu kuratora Sobińskiego oraz silnemu oporowi ludności miejscowej, zamknięto z tych 88 szkół, 21, ale nad 67 szkołami wisi w dalszym ciągu miecz Damoklesa, bo Ministerstwo i władze szkolne do tej chwili sprawy nie rozstrzygnęły. A są to, jak słusznie podniósł p. s. Thullie, szkoły zorganizowane i założone własnym kosztem, własną ofiarnością Polaków, jeszcze za czasów zaborczych. To też zamykanie tych szkół absolutnie nie może być żadną miarą cierpiane i nie wątpię, że obecny tu Minister dzisiejszy tych 67 szkół nie zamknie i nie pozwoli na zamknięcie w żadnym wypadku choćby jednej polskiej szkoły, ale owszem postara się, aby uposażenie tych szkół ze względu na szczególnie ważne ich znaczenie państwowe na wschodzie, było lepsze, niż to miało miejsce do tego czasu.</u>
<u xml:id="u-25.68" who="#MichałSiciński">Nie mogę pominąć milczeniem także stosunku Ministerstwa do postulatów i żądań wysuwanych przez mniejszości nasze i to najczęściej w takiej formie, która wyraźnie dowodzi, iż są to postulaty wywołane tylko agitacją przeciwko Państwu. Postulaty te idą tak daleko, że domagają się nawet autonomji terytorialnej rzekomo tylko dla celów szkolnictwa. Chciałbym zwrócić uwagę na to, że jeżelibyśmy tą drogą poszli, byłby to pierwszy krok do niedalekiego oderwania kresów od macierzy, a my absolutnie na tego rodzaju politykę szkolną zgodzić się nie możemy.</u>
<u xml:id="u-25.69" who="#MichałSiciński">Polityka szkolna Rządu musi przedewszystkiem uwzględniać interes państwowy, usuwać wszelkie partyjnictwo i agitację ze szkolnictwa. Tymczasem daje się zauważyć jakoby dążność do załatwienia wszelkich apetytów mniejszościowych, wywoływanych sztucznie i fabrykowanych przez wrogą państwu agitację. Słyszy się ciągle o jakichś projektach, konferencjach mniejszościowych. Pisma codzienne donoszą o przyrzeczeniach wydatnego subwencjonowania szkolnictwa prywatnego dla mniejszości żydowskiej, podczas gdy na szkolnictwo państwowe nie mamy pieniędzy. Toleruje się złe szkoły mniejszościowe, tylko ze względów politycznych jak to zaznaczył Wicepremjer Bartel, a do szkół polskich prywatnych stosuje się rygory wszelkich przepisów, jeżeli chodzi o prawo publiczności. Na donosy agitatorów przenosi się inspektorów i wizytatorów ze szkoda dla szkolnictwa i dla skarbu. Wytwarza to wszystko chaos i zamieszanie i ten brak polityki szkolnej, a właściwie taka polityka mniejszościowa, fatalnie zaciężyć może na interesie państwa.</u>
<u xml:id="u-25.70" who="#MichałSiciński">Obecny Rząd, który tak chętnie podkreśla swoją niezależność i własna siłę, musi pamiętać także i o tem, że za szkolnictwo i przyszłość tego szkolnictwa bierze obecnie na siebie całą odpowiedzialność. Bo jak dotąd opinja i Sejmu i Senatu w bardzo wielu wypadkach jest przez obecny Rząd lekceważona, natomiast daje się posłuch tym różnym żądaniom, które jak wspominałem wysuwają wyłącznie agitatorzy wbrew opinji spokojnej ludności, wbrew interesom państwowym.</u>
<u xml:id="u-25.71" who="#MichałSiciński">W końcu chciałbym, proszę Panów, jeszcze co do rezolucyj, drukowanych w sprawozdaniu generalnem, zaznaczyć, że rezolucja 10), która brzmi: „Senat wzywa Rząd, by nauczanie nauki religji odbywało się w szkołach tak niższych, jak średnich w języku ojczystym uczniów”, nie wiem z jakiego powodu została tu wstawiona. Niema ani jednego przykładu takiego, któryby wskazywał na potrzebę innego stosowania zarządzeń w dziedzinie nauki religji, jak to bywało do tego czasu wszędzie. I tu muszę stwierdzić z całym naciskiem, że nauka religji odbywała się i odbywa się zawsze w języku ojczystym. Stawianie więc rezolucji, wzywającej Rząd, iżby nauka religji odbywała się w języku ojczystym, wskazywałoby na jakąś anomalię u nas panującą, podczas gdy tej anomalji niema, to też i rezolucję tę uważam za zupełnie zbyteczną.</u>
<u xml:id="u-25.72" who="#MichałSiciński">Następnie co do rezolucji 14), która — mojem zdaniem — w pierwszej części nie może być w tej formie przyjęta, muszę zaznaczyć, że wykonanie jej obciążyłoby bezwarunkowo program nauk seminarjów nauczycielskich, a rezultatu zamierzonego by nie dało, tak samo, jak żądania wprowadzenia wykładów nauki rolnictwa w szkolnictwie powszechnem, Chyba, proszę Panów zachodzi tu jakaś niejasność, bo o wykładach takich w szkole powszechnej mówić na serjo nie można. Tam mogą być jakieś objaśnienia, może to być zrobione przez wprowadzenie odpowiednich ustępów z rolnictwa do czytanek, ale wprowadzanie „wykładów” odrębnych o rolnictwie w szkole powszechnej zupełnie celowi nie odpowiada. Natomiast uważam za zupełnie słuszne domaganie się, ażeby nauczycielstwo szkoły powszechnej, w szczególności na wsi, posiąść mogło wiadomości potrzebne dla gospodarstwa wiejskiego. Jest rzeczą bardzo wskazaną i pożądaną również, ażeby Ministerstwo zajęło się organizacją kursów dokształcających z zakresu rolnictwa, a zarazem wprowadziło rozporządzenie, umożliwiające kandydatom na 5-tym, a więc ostatnim roku nauki w seminarjum nabycie wiadomości z zakresu rolnictwa w takiej formie, żeby mogli je odpowiednio wykorzystać w późniejszej pracy nauczycielskiej. Prosiłbym więc o przyjęcie zmiany w tym kierunku przez rozdzielenie rezolucji 14 na 2 części. Część pierwsza wzywająca Rząd do umożliwienia nabycia tych wiadomości rolniczych w szkołach powszechnych przez wprowadzenie do czytanek odpowiednich ustępów, a część druga — do organizowania kursów rolniczych dla nauczycielstwa, praktycznych w tym zakresie, aby nabycie tych wiadomości przyniosło ludności wiejskiej rzeczywiście korzyść.</u>
<u xml:id="u-25.73" who="#MichałSiciński">Ponadto z uwagi na niewykonanie dotąd ustawy językowej zgłaszam rezolucję, odnoszącą się do złączenia gimnazjów do tego czasu nieprawnie istniejących wyłącznie w języku ruskim, połączenia ich z gimnazjami o języku wykładowym polskim, mianowicie: „Wzywa się Rząd o zastosowanie ustawy z 31. VII. 1924 r. Dz. U. Nr. 79 do szkół średnich, a to w celu złączenia od dnia 1 Iipca r. b. gimnazjów polskich z ruskiemi na dwujęzyczne: we Lwowie, Przemyślu, Kołomyi, Stanisławowie i Tarnopolu” — i proszę o uchwalenie jej.</u>
<u xml:id="u-25.74" who="#MichałSiciński">W końcu z uwagi na przyjętą przez Wysoki Senat w toku prac budżetowych ustawę, zgłaszam ze względów na budżet następujący wniosek: „W związku z uchwaloną przez ciała ustawodawcze ustawą, zmieniającą niektóre postanowienia ustawy z dnia 22 grudnia 1925 roku o środkach zapewnienia równowagi budżetowej (Dz. U. R. P. Nr. 129, poz. 918) z ważnością od l kwietnia 1927 roku, wstawia się do budżetu część XIII Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego kredyty dodatkowe, wynikające z powyższej ustawy, a to dział IV rozdział 1 § 1–210.000, dział IV rozdział 2 § 1–995.000 złotych, dział IV, rozdział 3 § 1–225.000 zł., dział V § 1, 430.000 zł., dział VI § 1–422.000 zł., dział VII, rozdział 1, § 1–570.000 zł. — razem w sumie 2.852.000 zł.</u>
<u xml:id="u-25.75" who="#MichałSiciński">Dla wyjaśnienia muszę dodać, że pozycja ta znajduje pokrycie w nadwyżce dochodów budżetu, nie jest to więc wydatek ponad budżet obecnie w mowie będący. Sam wniosek jest wynikiem ustawy, którą jako sprawozdawca Komisji Skarbowo-Budżetowej miałem zaszczyt przedstawić na plenum i dlatego nie widzę potrzeby uzasadniać go obecnie i proszę Wysoki Senat o przyjęcie go, a tem samem o umożliwienie wykonania ustawy, uchwalonej przez obydwa ciała ustawodawcze.</u>
</div>
<div xml:id="div-26">
<u xml:id="u-26.0" who="#JakubBojko">Głos ma s. Wysłouch.</u>
</div>
<div xml:id="div-27">
<u xml:id="u-27.0" who="#BolesławWysłouch">Zamierzając poruszyć niektóre niedomagania naszej polityki szkolnej, pozwolę sobie uwagi szczegółowe poprzedzić jedną uwagą ogólną, tłumaczącą przewlekły, chroniczny charakter wielu niedomagań. W państwach demokratycznych rozwój polityki szkolnej zależy od kierunku zainteresowań społeczeństwa — one są podnietą, albo hamulcem, więc też przy omawianiu naszych stosunków trzeba pamiętać, że nasze społeczeństwo interesuje się poszczególnemi kwestjami wychowania publicznego nader nierównomiernie. Już same memorjały, wpływające do komisji oświatowych Sejmu i Senatu, niemniej jak — skąpe zresztą — wynurzenia najwyższych kierowników szkolnictwa, świadczą, że na pierwszy plan zainteresowań społeczeństwa wysunęła się sprawa reorganizacji szkolnictwa.</u>
<u xml:id="u-27.1" who="#BolesławWysłouch">Jest to wielki problem dni dzisiejszych: jaką ma być organizacja, któraby oparta na fundamencie powszechnej szkoły narodowej podniosła jak najwyżej ogólny poziom oświaty, nie pozwalała marnieć i ginąć uzdolnieniom młodego pokolenia, a równocześnie dla pogłębienia kultury ustaliła odpowiednią koordynację między różnemi stopniami nauczania.</u>
<u xml:id="u-27.2" who="#BolesławWysłouch">Inne zagadnienia z dziedziny wychowania publicznego znalazły się na planie. A jednak czy może być dla przyszłości narodu i Państwa ważniejsze pytanie, aniżeli pytanie, jakie wartości wychowawcze daje dzisiejsza szkoła powszechna, przedewszystkiem zaś szkoły najgęściej po kraju rozsiane, szkoły jednoklasowe, których mamy blisko 15.000, t. j. przeszło 50% ogólnej liczby.</u>
<u xml:id="u-27.3" who="#BolesławWysłouch">Na pytanie, jak te szkoły jednoklasowe przygotowują do życia, czem i o ile przykładają się do umocnienia zwartości narodu i spoistości państwowej — odpowiedź bezpośrednią, niczem niezastąpioną, bo na rozległej obserwacji opartą, daćby mogły sprawozdania inspektorów szkolnych. Niestety leżą one po archiwach kuratorjów czy Ministerstwa i nie dochodzą do wiadomości publicznej, nawet komisje oświatowe, powołane do analizy i klasyfikowania potrzeb oświatowych przy rozluźnionym kontakcie z Ministerstwem Oświecenia Publicznego są pozbawione informacji ze strony przedstawicieli Rządu, co do tego, jakie wyniki daje ta kontrola inspektorska. Pozostaje szukanie odpowiedzi na drogach pośrednich, ubocznych, przez wnioskowanie z rozkładu godzin, z programów zarówno w zakresie nauczania książkowego, jak i w sferze ćwiczeń i zajęć praktycznych, oraz oczywiście z cyfr budżetowych.</u>
<u xml:id="u-27.4" who="#BolesławWysłouch">Wiemy jak wiele pracy wkłada szkoła jednoklasowa w przygotowanie młodzieży do życia indywidualnego i zbiorowego, w usunięcie analfabetyzmu. Przypuśćmy, że czyni to bez zarzutu, że młodzież, opuszczająca ławki szkolne, przyswaja sobie w zupełności naukę czytania i pisania. Otóż jedyną rękojmią, że nie przyjdzie na kraj powrotna fala analfabetyzmu, jest możność posługiwania się nabytym instrumentem wiedzy, jest czytelnictwo. Tymczasem nasze bibljoteki szkolne są w zaniedbaniu. Jakim cudem one powstają, o tem nie mówi wcale preliminarz budżetowy. Ile ich jest i jak się rozwijają, o tem nie mówią żadne ministerjalne publikacje.</u>
<u xml:id="u-27.5" who="#BolesławWysłouch">Interesujący szczegół o liczebnym stanie bibljotek szkolnych podaje na podstawie ankiety sprawozdanie związku młodzieży wiejskiej za r. 1925. Na terenie 447 wsi, posiadających koła młodzieży wiejskiej, tych mianowicie, które nadesłały sprawozdania, w 120 istniały bibljoteki szkolne, z których — jak mówi sprawozdanie — przedewszystkiem korzystała młodzież szkolna, a w wielu wypadkach i wszyscy ci, którzy tylko czytać pragnęli. Więc na dobrym pod względem kulturalnym terenie niewiele więcej, niż wsi posiada bibljoteki szkolne, które wdrażają młodzież szkolną do czytania, promieniują na umysłowość okolicznych mieszkańców i które, mówiąc nawiasem, ułatwiają nauczycielstwu pełnienie zadań, włożonych przez programy ministerjalne.</u>
<u xml:id="u-27.6" who="#BolesławWysłouch">Nielepiej niż z czytelnictwem jest chyba z metodą poglądową. T. zw. pomoce naukowe nie mają w budżecie odrębnej pozycji, jest tylko zbiorowa pozycja; urządzenie lokali szkolnych i pomoce naukowe w sumie 501.000 złotych. Ponieważ szkół powszechnych, licząc z wydziałowemi, mamy 26.855, więc na jedną szkołę na urządzenie lokalu i pomoce naukowe wypada niespełna 20 złotych, co w szkole wieloklasowej daje zupełnie znikomą kwotę na klasę.</u>
<u xml:id="u-27.7" who="#BolesławWysłouch">Ta szczupłość środków pieniężnych tłumaczy rozdźwięk między instrukcjami ministerialnemu a możnością wykonania zaleceń. Instrukcje ministerjalne pełne są np. słusznego zrozumienia doniosłej roli, jaką w nauczaniu odgrywa materjał ilustracyjny. Gdy jednak w programie szkół powszechnych wyszczególnia się takie tematy, jak „Historja Polska w obrazach Matejki” albo „Grottger — malarz powstania styczniowego”, a równocześnie w tym samym programie znajdujemy pouczenie, że „nauczyciel winien gromadzić wszystko, co się do pogadanek historycznych przydać może, a więc karty z wizerunkami różnych polskich bohaterów, reprodukcjami obrazów Matejki, Grottgera i t. p.”, to stwierdzić musimy, że nie świadczy to pouczenie wcale o ujmowaniu rzeczy w skali państwowej, a świadczy jedynie o mizerji w uposażeniu szkół powszechnych w środki pomocy naukowej i o stanie metody poglądowej.</u>
<u xml:id="u-27.8" who="#BolesławWysłouch">Szczupłości środków towarzyszą zawsze także trudności w ich rozdzielaniu. Dla przykładu przytoczę jeden szczegół. Kiedy na Komisji Oświaty i Kultury Senatu przedstawicieli Rządu uzasadniał odmowę prawa publiczności jednej ze średnich szkół ukraińskich na Wołyniu, podniósł między innemi tę okoliczność, że szkoła posiada przestarzałe mapy geograficzne z rosyjskiemi i łacińskiemi napisami, jak gdyby nie leżało w interesie Państwa Polskiego, aby Ministerstwo Oświecenia Publicznego udzieliło owej szkole ukraińskiej mapy Rzeczypospolitej i innych map, czerpiąc potrzebną na to groszową kwotę z funduszów, przeznaczonych na pomoce naukowe.</u>
<u xml:id="u-27.9" who="#BolesławWysłouch">A teraz co do programu nauczania. Obowiązujący program naukowy w szkołach 7-klasowych nie dość się liczy z faktem, że szkoła jednoklasowa z czterema oddziałami, grupującemi 7 roczników, nie będąc równowartościowa z 4 klasami szkoły 4-klasowej, narażoną jest na przypadkowe, mechaniczne redukowanie materjału naukowego. A jednak dominujący typ szkoły winien mieć tak celowo zaokrąglony program, aby 7 lat tam przebytych odwdzięczyły się najskrupulatniej dobranym zasobem podstawowych wiadomości, taką kulturą dobrych, moralnych pierwiastków natury ludzkiej i takiem wdrożeniem do zajęć praktycznych, żeby nawet w razie przerwania dalszej nauki uzdolniały młodzież do życia i pełnienia obowiązków obywatelskich. Sądzę, że patrząc na rzecz pod tym kątem widzenia, możnaby program szkoły 1-klasowej znacznie ulepszyć. Dopóki kraj nie będzie pokryty gęstą siecią szkół wieloklasowych, troska o program szkoły jednoklasowej winna być jak najbardziej intensywną i subtelną.</u>
<u xml:id="u-27.10" who="#BolesławWysłouch">Inną, bardziej złożoną troską w zakresie przystosowania programu do życia jest ustalenie programu dla szkół niepolskich Państwa Polskiego.</u>
<u xml:id="u-27.11" who="#BolesławWysłouch">Nie wchodząc tutaj w całokształt zagadnienia, wyszczególnię jedną poważną lukę literatury szkolnej. Szkoły niepolskie, t. zn. białoruskie, ukraińskie, litewskie, niemieckie, rosyjskie, żydowskie i hebrajskie nie mają dotychczas podręczników, któreby młodocianym niepolskim obywatelom Państwa Polskiego pozwoliły w ich rodowitym języku zaznajomić się z Polską współczesną. A przecież — o ile chodzi nie o wyjątki, lecz o ogół — tylko w tych warunkach możnaby oczekiwać, że wychowańcy szkół niepolskich wchodziliby w życie z przygotowaniem obywatelskiem, odgrywającem rolę wiązadeł państwowych. Jak się troszczą o wiązadła tego rodzaju potężne demokracje zachodu — poucza przykład Ameryki. Powołam się na jedno z jej urządzeń, a powołam się tem chętniej, że wczoraj w dyskusji budżetowej słyszeliśmy wyrazy rozgoryczenia i żalu z powodu utrudnień i ograniczeń przy uzyskiwaniu obywatelstwa polskiego.</u>
<u xml:id="u-27.12" who="#BolesławWysłouch">W Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej istnieje prawo, mocą którego stwierdza się urzędowo przydatność obywatelską każdego, kto się ubiega o nadanie obywatelstwa. Rządowy egzaminator naturalizacyjny wypytuje świadków, towarzyszących aplikantowi, jaki jest jego charakter i jak długo go znają. Aplikantowi zaś zadaje pytanie o rządzie federacyjnym i stanowym, pyta się go o nazwiska najwyższych urzędników, jaka jest ich władza i jak są wybierani. Poza tem zadaje mu kilka łatwych pytań z historji amerykańskiej. Egzaminator chce się w ten sposób przekonać, czy aplikant rozumie najważniejsze podstawy, na których się opiera ustrój amerykański, czy jest zdatny na obywatela amerykańskiego i do głosowania. Po tym wstępnym egzaminie odbywają się ostatnie przesłuchy. Ubiegający się o prawo obywatelstwa, który przyswaja sobie materjał egzaminacyjny, liczący ponad setkę pytań i odpowiedzi, w języku rodowitym i angielskim, składa egzamin przed sędzią na sali sądowej w języku państwowym, t. j. angielskim.</u>
<u xml:id="u-27.13" who="#BolesławWysłouch">Przytaczam te szczegóły, bo mam przekonanie, że tkwiąca w nich myśl państwotwórcza, która się odzwierciedliła w szkolnictwie Stanów Zjednoczonych, winna znaleźć żywszy, niż dotąd wyraz i w szkolnictwie Rzeczypospolitej Polskiej.</u>
<u xml:id="u-27.14" who="#BolesławWysłouch">Dotknę jeszcze jednego niedomagania naszej polityki szkolnej, o którem była już mowa podczas dzisiejszej dyskusji nad budżetem Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Sądzę, że i przy Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego trzeba podkreślić macosze traktowanie oświatowych i kulturalnych interesów ludności polskiej za granicami Państwa Polskiego. Poza szczupłą pomocą przez delegowanie nauczycieli wszelka możność innej pomocy mieści się kątem w skromnej dotacji na ogólne cele oświatowe. Może nareszcie ten pierwszy zjazd przedstawicieli rozsianej po świecie Polonji, który się odbędzie w najbliższą rocznicę Konstytucji 3-go Maja, poruszy umysły i zapoczątkuje usunięcie tej anomalji, że w epoce, w której mniejszości narodowe doznają opieki prawa międzynarodowego, mniejszości polskie zarówno w państwach ościennych, jak i na dalekiem wychodźtwie, nie mają dostatecznego oparcia w ramieniu własnego narodu.</u>
<u xml:id="u-27.15" who="#BolesławWysłouch">Pozwolę sobie na zakończenie podnieść jeszcze jeden szczegół. Wiemy wszyscy, że długą jest wogóle lista niezaspokojonych potrzeb oświaty szkolnej, a jak są palące, wystarczy przypomnieć przeszło 400-tysięczną rzeszę dziatwy, nie mogącej uczęszczać do szkół z powodu braku budynków i nauczycieli.</u>
<u xml:id="u-27.16" who="#BolesławWysłouch">Pragnąc pomnożenia funduszów na cele oświatowe, Komisja Oświaty i Kultury Senatu oświadczyła się za wznowieniem inicjatywy rządowej co do pobierania opłat stemplowych od świadectw szkolnych. Pierwotny preliminarz budżetowy na r. 1926 obliczał dochód z tego źródła na 11.444.000 zł, a choć to kwota duża, obciążenie z tego powodu nie byłoby, jak można sądzić, uciążliwem. Raz dlatego, że stempel państwowy, podnosząc w oczach interesowanej młodzieży i jej rodziców wartość świadectwa jako dokumentu urzędowego, byłby wydatkiem psychologicznie uzasadnionym. Powtóre dałby się on całkowicie wyrównać przez potanienie książek szkolnych: trzeba tylko zerwać ze szkodliwym nałogiem ustawicznej zmiany podręczników szkolnych i trzeba spowodować, aby komisja do badania kosztów produkcji przeprowadziła jak najrychlej rewizję kosztów produkcji książek szkolnych. W Komisji Budżetowej Senatu myśl wprowadzenia opłat stemplowych od świadectw szkolnych nie znalazła większości głosów: znalazłaby niewątpliwie, gdyby potanienie książek szkolnych, mające zneutralizować wydatek z tytułu opłat stemplowych, nie było dopiero zamierzeniem, lecz stało się faktem dokonanym. Od dobrej woli Rządu zależy, aby się zamiar potanienia jak najprędzej urzeczywistnił, otwierając bez uszczerbku dla ludności drogę do nowego źródła dochodów na cele oświaty i kultury.</u>
<u xml:id="u-27.17" who="#BolesławWysłouch">Kończąc tych kilka uwag, oświadczeni w imieniu Klubu Pracy, że będziemy głosowali za budżetem.</u>
</div>
<div xml:id="div-28">
<u xml:id="u-28.0" who="#JakubBojko">Głos ma s. Szebeko.</u>
</div>
<div xml:id="div-29">
<u xml:id="u-29.0" who="#JózefaSzebeko">Wysoki Senacie! W budżecie, który nam przedstawił szanowny senator referent, zwraca uwagę fakt ciągłego powiększania się wydatków naszego Państwa na oświatę. Budżet tegoroczny jest o 55 milj. wyższy od budżetu roku zeszłego. Preliminowane 295 miljonów zostały w Komisji podniesione do 235 miljonów. A jeżeli dodamy do tego sumy wydawane przez samorządy i przez szkolnictwo prywatne, to się okaże, że w Polsce na oświatę wydajemy rocznie 460 miljonów.</u>
<u xml:id="u-29.1" who="#JózefaSzebeko">Jest to suma bardzo duża w stosunku do naszych środków, ale bardzo mała w stosunku do naszych potrzeb oświatowych, zwłaszcza, jeżeli się zważy, że z budżetu 87% idzie na wydatki osobowe, a na inwestycje, pomimo palącej potrzeby budżetów szkolnych, preliminowano tylko 111/2%.</u>
<u xml:id="u-29.2" who="#JózefaSzebeko">Szkolnictwo powszechne pochłania blisko 64% całego budżetu oświatowego, a pomimo to, jak słyszeliśmy z poprzednich mów, stoi jeszcze na bardzo niskim poziomie, skoro z liczby 27.000 szkół 14.500 należy do typu najniższego jednoklasówek, a nie całe 2.000 mamy szkół pełnych 7-klasowych. 300.000 dzieci w Polsce jeszcze znajduje się poza murami szkolnemi z powodu braku lokali. Obliczono, że brak nam do 100.000 izb szkolnych, co będzie wymagało olbrzymiego wysiłku, a niezależnie od tego należy liczyć się także z tem, że postawienie szkolnictwa powszechnego na poziomie wysokim, powiedzmy idealnym, t. j. żeby wszystkie szkoły były 7-kl., wymagałoby sumy przewyższającej całoroczny nasz budżet, to jest przeszło 2.000.000.000 zł. Oczywiście jest to wydatek ponad nasze siły obecne i musimy liczyć się z tem, że postęp w tym kierunku może być tylko stopniowy i bardzo powolny.</u>
<u xml:id="u-29.3" who="#JózefaSzebeko">Otóż wobec powyższego poważne refleksje musi budzić gwałtowny prąd, jaki ujawnia się w ostatnich czasach w kierunku wprowadzenia reformy ustroju szkolnego w duchu utworzenia szkoły jednolitej, zniesienia niższych klas gimnazjalnych i dostosowania programu szkoły powszechnej do programu szkoły średniej.</u>
<u xml:id="u-29.4" who="#JózefaSzebeko">Niema zapewne w Polsce człowieka, któryby przeciwstawiał się 7-klasowej szkole powszechnej, dającej każdemu obywatelowi Państwa całokształt elementarnej nauki, oraz możność dopełnienia jej w różnego typu szkołach zawodowych. Zastrzec się jednak musimy przeciw burzeniu szkoły średniej, która ma zgoła inne zadania i do której chociażby ze względu na tak nikłą ilość szkół 7-klasowych przez bardzo długi czas jeszcze tylko minimalna liczba uczniów mogłaby przejść. Otóż jednostkom wybitnie zdolnym należy wszelkiemi sposobami udostępnić wyższą naukę, udzielić im wszelkiego poparcia, ale dostosowywanie do tych jednostek całego ustroju szkolnego byłoby niewątpliwie ze szkodą dla poziomu nauki i bezcelowem utrudnieniem dla bardzo dużej ilości uczniów.</u>
<u xml:id="u-29.5" who="#JózefaSzebeko">Dziś do szkół średnich wstępują dzieci naogół lepiej przygotowane i wyżej rozwinięte, od przeciętnych dzieci szkół powszechnych, pomimo to w VII klasie zostaje tylko 1/4 tych uczniów, którzy wstąpili do klasy 1-ej, 3/4 odpada w ciągu tego czasu dla różnych przyczyn, a z których jedną z najgłówniejszych jest, że szkoła średnia właściwie nie daje nic, nie przygotowuje do życia, nie ułatwia znalezienia zarobku, a jedynie tym, którzy ją kończą, ułatwia wstęp do wyższych uczelni.</u>
<u xml:id="u-29.6" who="#JózefaSzebeko">Jednym z argumentów często wysuwanym w obronie tezy szkoły jednolitej jest konieczność zdemokratyzowania społeczeństwa. W mojem pojęciu, to jest argument, który nie wytrzymuje krytyki. Drogą automatycznego przechodzenia ze szkoły powszechnej do średniej popiera się tylko bezmyślny prąd, jaki istnieje u nas w kraju do unikania zawodów praktycznych, do lekceważenia pracy ręcznej, do wywyższania się nie realną wartością swojej pracy, ale rodzajem tej pracy.</u>
<u xml:id="u-29.7" who="#komentarz">(Brawo)</u>
<u xml:id="u-29.8" who="#JózefaSzebeko">Zaliczenie do pracowników umysłowych, poniechanie pracy ręcznej jest w pojęciu wielu ludzi podniesieniem się w hierarchji społecznej i środkiem do zdobycia łatwiejszego w ich mniemaniu zarobku.</u>
<u xml:id="u-29.9" who="#JózefaSzebeko">Otóż utrzymanie szerokich mas w tem błędnem mniemaniu bynajmniej nie leży w interesie demokratyzacji społeczeństwa, przeciwnie utrwala jeszcze tak rozpowszechniony w Polsce arystokratyzm, który wcale nie jest monopolem klas wyższych, a który daleko trudniej wykorzenić z umysłów mas.</u>
<u xml:id="u-29.10" who="#JózefaSzebeko">W Polsce dotąd pracy ręcznej nie szanowano, kształcono dzieci nie dlatego, żeby zdobywszy naukę mogły lepiej pracować, ale żeby mniej i lżej pracowały lub wcale nie pracowały, pracy umysłowej wogóle za pracę nie uważano.</u>
<u xml:id="u-29.11" who="#JózefaSzebeko">Jakże różnym od tych poglądów jest szczery demokratyzm amerykański lub duński. Kiedy pewnego razu w Danji byłem gościem zamożnego włościanina, posiadacza 60 ha gospodarstwa i pięknej willi, gdzie mnie podejmował podwieczorkiem przy stole zastawionym srebrną zastawą, zapytałem go, gdzie zamierza dalej kształcić swoją córkę, która ukończyła 6-klasowe liceum. Odpowiedział mi, że ją posyła do sąsiedniej fermy jako służącą, żeby się wykształciła we wszystkich działach gospodarstwa kobiecego. Otóż zamożny arystokratyczny włościanin polski napewnoby swej córki nie oddał na służącą, ale posyłałby ją do gimnazjum i marzyłby o tem, żeby została urzędniczką.</u>
<u xml:id="u-29.12" who="#JózefaSzebeko">Jakże się mylą ci panowie, którzy w Sejmie dowodzili, że szkoła jednolita istnieje we wszystkich zachodnich państwach. Nie istnieje w bardzo wielu z nich: nie istnieje ani w Anglji, ani w Niemczech, ani we Francji, ani we Włoszech. We Francji podobnie jak u nas, w obecnej chwili toczy się o szkołę jednolitą zacięty spór ale tam w obozie demokratycznym i liberalnym bardzo liczne i poważne głosy odzywają się przeciw wprowadzeniu szkoły jednolitej, uważając to za obniżenie poziomu szkoły średniej, która ma być wstępem do uniwersytetu i przygotowaniem elity umysłowej, z której Francja jest tak dumna. Otóż niedawno przed paru tygodniami, czytałem w najpoważniejszym dzienniku paryskim, w „Temps”, w polemicznym na ten temat artykule zdanie, które pozwolę sobie tutaj przytoczyć w dosłownym przekładzie, bo gdybym nie cytowała źródła, napewnoby mnie pomówiono o skrajne wstecznictwo. Otóż „Temps” pisze: „Niema żadnego powodu, by przyszły ślusarz, który, po ukończeniu szkoły powszechnej, napewno do żadnej innej szkoły jak zawodowa nie pójdzie, uczył się tego, co jest potrzebne przyszłemu lekarzowi, filozofowi lub prawnikowi”.</u>
<u xml:id="u-29.13" who="#JózefaSzebeko">We Francji, tak jak i u nas, powiedzmy to otwarcie, walka o szkołę jednolitą nie jest walką o oświatę i o kulturę, o jej postęp, ale jest walką polityczną.</u>
<u xml:id="u-29.14" who="#JózefaSzebeko">Drugiem zagadnieniem, które poruszano zarówno w sejmowej jak w senackiej komisji oświatowej i które znalazło także odgłos na plenum Sejmu, jest sprawa rozporządzenia b. Ministra Bartla o wykonaniu obowiązków religijnych w szkołach. Rozprawa na ten temat była chwilami tak namiętna, że można było przypuszczać, że tu chodzi o istnienie szkoły polskiej, o moralność publiczną, że państwu zagraża jakie niebezpieczeństwo. A chodziło o rozporządzenie, które jedynie dawało sankcję temu, co w szkołach prowadzonych w duchu szczerze katolickim oddawna było przyjętym zwyczajem. Poza obowiązkową spowiedzią wielkanocną dzieci rozpoczynały i kończyły rok szkolny wspólną spowiedzią i komunją.</u>
<u xml:id="u-29.15" who="#JózefaSzebeko">Otóż to rozporządzenie uznano za gwałt, zadany sumieniu dzieci, za akt przemocy względem rodziców wolnomyślicieli, za system szerzący kłamstwo i obłudę. Religja nie ma nic wspólnego z nauką i wychowaniem i należy ją ze szkoły usunąć. Międzynarodówka socjalistyczna państwu nie zagraża, ale Kościół, nazywany rzymską międzynarodówką, — o! ten czyni zamach na suwerenność państwa i ten z państwem należy rozłączyć! Czemże my jesteśmy gorsi od Francuzów? Przecież Francuzi wprowadzili rozdział Kościoła od państwa, księdza ze szkoły usunęli, uczyńmyż i my to samo; przecież ksiądz, jak powiedział p. Czapiński w Sejmie, ksiądz to dogmat, a oświata to wolne badanie. Ksiądz — to jest dwuwładza w szkole, ksiądz powinien być ze szkoły usunięty.</u>
<u xml:id="u-29.16" who="#JózefaSzebeko">I gotowiśmy to uczynić, bo przecież my bardzo lubimy naśladować obce wzory, a jeżeli chodzi o radykalne, nawet je prześcigać.</u>
<u xml:id="u-29.17" who="#JózefaSzebeko">Są jednak w tej samej Francji jeszcze inne wzory, tylko te są mniej reklamowane i dlatego mniej o nich wiemy. Otóż bardzo niedawno szereg najświetniejszych pisarzy i uczonych francuskich, członków akademji i instytutu podpisało memorjał do Rządu z żądaniem przywrócenia nowicjatu niektórych zakonów, bo zakonnicy ci, kierownicy i nauczyciele szkół, oddali ojczyźnie nieocenione usługi, a w krajach zamorskich potrafili wzbudzić cześć i podziw dla samego imienia Francji.</u>
<u xml:id="u-29.18" who="#JózefaSzebeko">To jest także wzór pochodzący z Francji.</u>
<u xml:id="u-29.19" who="#JózefaSzebeko">A może byśmy naśladowali inny kraj bardzo kulturalny, jeden z najkulturalniejszych w Europie — Szwecję, gdzie w programie szkół powszechnych figuruje codzienna godzina religji i gdzie nauka rozpoczyna się odśpiewaniem psalmu. Może w Szwecji niema wolnomyślicieli, nie wiem, ale jeżeli są, to uznają zapewne, że wszczepianie w młodociane umysły zasad etyki chrześcijańskiej nie jest groźne dla państwa. Może zresztą dla Szwecji, dla jej oczywistego wstecznictwa, zdobędziemy się na wyrozumiałość, wszak w szkołach szwedzkich wykładają religję protestancką, a niebezpiecznym jest tylko katolicyzm, tylko dla niego nie mamy tolerancji.</u>
<u xml:id="u-29.20" who="#JózefaSzebeko">Opiekujemy się wszystkiemi innemi wyznaniami, popieramy nawet t. zw. kościół narodowy, który wnosi ferment i rozdwojenie a politycznie jest szkodliwy, nawet marjawityzm, który szerzy zepsucie i zgorszenie i jeszcze inne, najdziwaczniejsze sekty. Tylko z tą religją, która głęboko wrosła w duszę narodu, z religją, której nasze oblicze zachodnie zawdzięczamy i która nas wyratowała od germanizacji i rusyfikacji, z nią jedną chcemy podjąć walkę i od niej oddzielić państwo. Ale to się nie uda. Próżne są te usiłowania. Spełzną one na niczem i tylko utrwalą więzy łączące naród polski z wiarą jego ojców.</u>
<u xml:id="u-29.21" who="#JózefaSzebeko">A przed Ministerstwem Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego leżą wielkie i doniosłe zadania. Za najpilniejsze uważamy utworzenie Rady wychowania narodowego, która powinna być powołana przed reformą ustroju szkolnego i która, jeśli w skład jej wejdą żywioły reprezentujące ideologję znacznej większości narodu, nie pójdzie ślepo za obcemi wzorami, ale nawróci do chlubnych naszych tradycji dziejowych, z których mamy prawo być dumni, bo one wycisnęły na naszem duchowem obliczu piętno zachodniej kultury.</u>
</div>
<div xml:id="div-30">
<u xml:id="u-30.0" who="#JakubBojko">Głos ma s. Rubinstein.</u>
</div>
<div xml:id="div-31">
<u xml:id="u-31.0" who="#IzaakIcekRubinsztein">Wysoka Izbo! Wobec krótkości czasu, pozostałego w mojem rozporządzeniu, pozbawiony jestem niestety możności omówienia w całej rozciągłości doniosłego problemu oświaty z należytą dokładnością i gruntownością. Mogę tylko niektóre części tej sprawy poruszyć. Ponieważ sprawa ta podczas dyskusji Komisji Skarbowo-Budżetowej została przezemnie szczegółowo i dokładnie omówiona, więc nawiązując do wspomnianej debaty, chcę krótko uzasadnić postawione tam wnioski.</u>
<u xml:id="u-31.1" who="#IzaakIcekRubinsztein">Tu bardzo gorąco i z zapałem moja przedmówczyni mówiła o swojej religji, ja też zaczynam od wyznania i od tych żalów, które mamy w dziedzinie pielęgnowania i subsydiowania potrzeb wyznania mojżeszowego. Budżet wyznaniowy w rażący sposób nas krzywdzi, jest więcej niż krzywdą, bo nawet ubliża i poniża, gdyż uwydatnia nierówne traktowanie wyznania żydowskiego z innemi wyznaniami. Na tę nierówność żalimy się oddawna. Żalimy się na nierówność w traktowaniu i szkół naszych. Jednak muszę stwierdzić, że zachodzi wielka różnica między traktowaniem naszych szkół a ustosunkowaniem się do naszego wyznania. Bo jeśli ten stosunek do szkolnictwa żydowskiego — jak słyszymy z tej trybuny rok rocznie tak od przedstawicieli Rządu, jak od naszych kolegów senatorów — tłumaczy się tem, że szkolnictwo nasze jest szkolnictwem prywatnem, a Państwo utrzymuje szkolnictwo państwowe, to pod względem wyznania to usprawiedliwienie nie może mieć żadnego miejsca. W nowoczesnem państwie nie może być i niema religji prywatnej i religji państwowej panującej i tolerowanej. Religja jest sprawą sumienia i nie może być podtrzymywana i popierana przez specjalne prawa. I dlatego traktowanie w ten sposób naszego wyznania, potrzeb naszej religji uważam za jakiś specjalny stosunek do tej religji, jako do religji tolerowanej. Państwo na tę religję nic nie wkłada, żadnych wydatków nic ponosi, ale toleruje: róbcie sobie co chcecie, podczas gdy wszystkie inne religje są przez Państwo prawie w pełnej mierze przez Skarb Państwa utrzymywane.</u>
<u xml:id="u-31.2" who="#komentarz">(S. ks. Maciejewicz: Ale to z naszych własnych kapitałów, myśmy sami je składali)</u>
<u xml:id="u-31.3" who="#IzaakIcekRubinsztein">Mówię nietylko o religji katolickiej, ale mówię o wszystkich innych religjach, a co do kapitału, to ja nie mam możności sprawdzić, ile się Kościołowi od Państwa należy, jednak istnieje w Polsce zasada, że Państwo utrzymuje wszystkie wyznania z wyjątkiem tylko wyznania mojżeszowego.</u>
<u xml:id="u-31.4" who="#IzaakIcekRubinsztein">Obecnie dostajemy 3 gr. na głowę, to jest wielki sukces w porównaniu z tem, co było, Panie Ministrze, trzy, cztery lata temu, bo wtenczas otrzymywaliśmy 0,05% na głowę, w porównaniu z tem co inne wyznania otrzymywały. A teraz podwyższono nam ten datek w ten sposób, że otrzymujemy 3% tego, co nam się należy. My otrzymujemy tak ubliżająco małe subsydjum nietylko w porównaniu z religją większości narodu, większości obywateli polskich, ale nawet w porównaniu z wyznaniem np. mahometańskiem. Czyż takie traktowanie wyznania żydowskiego nie jest znamienne dla wyznawców tej religji, dla charakterystyki wogóle ustosunkowania się do ludności żydowskiej?</u>
<u xml:id="u-31.5" who="#IzaakIcekRubinsztein">Wciąż utrzymuje się i w pewnych kołach pielęgnuje się i propaguje stare rosyjskie pojęcia o religji panującej i o religjach tolerowanych. Taki stosunek do wyznania żydowskiego i żywotnych dla niego kwestji wyczułem, proszę Panów, z odpowiedzi na moje wczorajsze przemówienie mego współobywatela wileńskiego, s. ks. Maciejewicza, który uważa, że zniesienie zakazu handlu w niedzielę z motywów religijnych dla Żydów świętujących w sobotę, byłoby prowokacją, jak on się wyraził, ludności katolickiej. Takie rozumowanie może mieć źródło tylko w średniowiecznem pojęciu religji panującej i tolerowanej, ale w nowoczesnem państwie nie powinno mieć miejsca, bo religje z punktu widzenia państwowego są równouprawnione i równowartościowe.</u>
<u xml:id="u-31.6" who="#komentarz">(S. ks. Maciejewicz: Ale nikt Panom w sobotę nie zabroni świętować, ale Pan chce niedzielę zlekceważyć. To jest inna rzecz)</u>
<u xml:id="u-31.7" who="#IzaakIcekRubinsztein">Jak najbardziej stanowczo odrzucamy takie pojmowanie religji żydowskiej i jej postulatów. Jak wczoraj uzasadniałem, wymagamy dla naszej religji tego samego szacunku i takich samych względów i takiej samej opieki, jak dla religji większości. Religje nie mogą być dzielone na pierwszorzędne i drugorzędne.</u>
<u xml:id="u-31.8" who="#IzaakIcekRubinsztein">Proszę Panów, ja muszę skorzystać z tej sposobności, że stoję przed Panami i odpowiedzieć jeszcze na jedno niewłaściwe wyrażenie, które padło z ust członka tej Wysokiej Izby senatora Jackowskiego. Takie samo przykre wrażenie podziału ludności na pierwszorzędną i drugorzędną pod względem narodowym i obywatelskim odniosłem po bardzo niewłaściwem wystąpieniu p. s. Jackowskiego, który pozwolił sobie w odpowiedzi na nasze żale powiedzieć: Gdy Wam się źle powodzi w Polsce, to wynoście się stąd. Czuję się w obowiązku oświadczyć p. senatorowi, autorowi tego niechlubnego powiedzenia, i jego kolegom, którzy są tego samego zdania, iż my stanowczo odpieramy takie ujęcie praw narodu żydowskiego w Polsce. Niema tu gospodarzy i gości, lecz są równouprawnieni obywatele, mający równe prawa i równe obowiązki. Jesteśmy tu autochtonami. Pamiątki religijne właśnie i pomniki na cmentarzach świadczą, że mieszkamy tu od niepamiętnych czasów.</u>
<u xml:id="u-31.9" who="#komentarz">(S. ks. Maciejewicz: Od Kazimierza Wielkiego, szanowny Panie)</u>
<u xml:id="u-31.10" who="#IzaakIcekRubinsztein">W Wilnie mamy stary cmentarz, liczący około 500 lat, a synagogę zbudowano prawie przed 400 laty, znaczy to, że Żydzi osiedlili się tam jeszcze przed Unją Lubelską. Nie jesteśmy więc gośćmi, lecz jesteśmy tu współobywatelami i współgospodarzami.</u>
<u xml:id="u-31.11" who="#IzaakIcekRubinsztein">Gdy się wychodzi z założenia, że wyznawcy wszystkich religji są równowartościowymi i równouprawnionymi obywatelami, to i wyznania muszą mieć równe prawa i ich potrzeby powinne być uwzględnione w równej mierze.</u>
<u xml:id="u-31.12" who="#IzaakIcekRubinsztein">Wracając do budżetu, podtrzymuję swój wniosek o podwyższenie pozycji dla wyznania żydowskiego do 585.000 zł, ażeby choć w części zmniejszyć wyrządzoną nam krzywdę.</u>
<u xml:id="u-31.13" who="#komentarz">(S. ks. Maciejewicz: Specjalnych podatków na to będzie trzeba. S. Rotenstreich: My płacimy sami)</u>
<u xml:id="u-31.14" who="#IzaakIcekRubinsztein">My mamy prawo o to wnosić, gdyż wszystkie inne wyznania otrzymują więcej z podatków, które my płacimy, a już podatków płacimy więcej niż inni, więc płacimy specjalny podatek na inne religję.</u>
<u xml:id="u-31.15" who="#komentarz">(S. ks. Maciejewicz: My ze swego posagu płacimy)</u>
<u xml:id="u-31.16" who="#IzaakIcekRubinsztein">Podtrzymuję ten wniosek, ażeby choć w części zmniejszono wyrządzoną nam krzywdę.</u>
<u xml:id="u-31.17" who="#IzaakIcekRubinsztein">Narówni z urzeczywistnieniem zasad równouprawnienia w dziedzinie wyznaniowej winno Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego wcielić w życie wytyczne Konstytucji co do pielęgnowania właściwości narodowych i językowych.</u>
<u xml:id="u-31.18" who="#IzaakIcekRubinsztein">Witamy z Zadowoleniem oświadczenie p. Ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, złożone przez niego w komisji senackiej podczas debaty nad budżetem jego resortu, iż uznaje on słuszność naszego wymagania subsydjów i praw dla naszego szkolnictwa, o ile szkoły nasze, prowadzone w języku hebrajskim lub żydowskim, odpowiadają wymaganiom ogólnym Państwa co do programu i sposobu nauczania. Społeczeństwo żydowskie z zadowoleniem przyjęło to oświadczenie p. Ministra jako pierwszą w Polsce zapowiedź rozwiązania kwestji szkolnictwa żydowskiego i niecierpliwie czeka na jego spełnienie.</u>
<u xml:id="u-31.19" who="#IzaakIcekRubinsztein">Chcę kilka słów powiedzieć co do zastrzeżeń, zrobionych przez p. Ministra. Mianowicie p. Minister zastrzegł się, że szkoły te muszą odpowiadać wytycznym Ministerstwa i jego wymaganiom stawianym szkolnictwu państwowemu i żeby w szkołach naszych nie było przeładowania uczniów wygórowaną ilością przedmiotów i lekcji. Podczas, gdy uznajemy słuszność pierwszego zastrzeżenia co do programu i porządku, to co do drugiego zastrzeżenia co do ilości godzin i przedmiotów nauczania, muszę zwrócić uwagę p. Ministra, iż zwiększenie liczby godzin w szkołach żydowskich jest nieuniknione. Tę ofiarę młodzież nasza zawsze przynosiła na ołtarzu swojej religji i narodu, jak i swych obowiązków obywatelskich. Proszę wziąć pod uwagę i tę okoliczność, iż większość dzieci uczęszczających do szkół ogólnych, popołudniu uczęszcza do specjalnych szkół religijnych, co razem daje nie mniejsze obciążenie. Zadośćuczynienie z jednej strony ogólnym wymaganiom Państwa, z drugiej zaś potrzebom wyznaniowym i narodowym żydowskim powoduje zwiększenie liczby godzin szkolnych, co dziecko żydowskie dość łatwo znosi.</u>
<u xml:id="u-31.20" who="#IzaakIcekRubinsztein">Jesteśmy narodem o bardzo starej kulturze religijnej i narodowej. Z krynicy tej kultury zaspakajają swe pragnienia duchowe wszystkie kulturalne narody współczesne. Musimy z dziełami tej 40-wiekowej kultury zapoznać nasze podrastające pokolenie i wpoić w nie jej ducha, i na to muszą nasze dzieci więcej czasu poświęcić. Chcemy w szkole stworzyć syntezę przedmiotów ogólno-kształcących i narodowo-relijgijnych i połączyć je w jedną harmonijną całość.</u>
<u xml:id="u-31.21" who="#IzaakIcekRubinsztein">Natomiast możliwość urzeczywistnienia przyrzeczenia co do subsydjów budzi w nas wielkie wątpliwości. Posiadamy, jak to udowodniłem na Komisji, obszerną sieć szkół wyznaniowych i świeckich z językiem wykładowym hebrajskim lub żydowskim. W szkołach tych uczy się — naszem zdaniem, bo dokładnych danych statystycznych brak — około 200.000 dzieci. Ministerstwo ma do swej dyspozycji w budżecie 200.000 zł na subsydja dla szkolnictwa prywatnego. Gdyby p. Minister całą sumę oddał na szkolnictwo żydowskie, wypadłoby złoty na głowę rocznie. Według danych Ministerstwa z przed 2 lat mamy 200 szkół zarejestrowanych. Wiedząc, że nie uda nam się podwyższyć budżetu w ten sposób, ażeby chociażby w przybliżeniu mogło się stać zadość naszym słusznym prawom, zaproponowałem, ażeby przynajmniej pozycję funduszu dyspozycyjnego p. Ministra w dziale szkolnictwa powszechnego powiększyć do 400.000 zł — t. j. o 200.000 zł. Proszę Wysoki Senat o przyjęcie tego wniosku.</u>
<u xml:id="u-31.22" who="#IzaakIcekRubinsztein">Pan Minister przyznał, że nic nie stoi na przeszkodzie nadaniu praw średnim szkołom żydowskim z językiem wykładowym hebrajskim i żydowskim, o ile stoją one na wysokości zadania. Ostatnie egzaminy w seminarjach i ich wyniki dowiodły, że szkoły prowadzone w tych językach dają swoim uczniom dostateczne przygotowanie. Oczekujemy, że to przyrzeczenie p. Ministra zostanie w niedługim czasie urzeczywistnione.</u>
<u xml:id="u-31.23" who="#IzaakIcekRubinsztein">Mamy całą sieć szkół zawodowych. Wiele mówiłem na komisji o subsydjach dla tych szkół. Żądanie to jest tembardziej słuszne i uzasadnione, że na fundusz utrzymania szkolnictwa zawodowego składa się podatek 25% z patentów przemysłowych, który to podatek w większej części płacą Żydzi. Ministerstwo zarządziło, żeby do szkół zawodowych przyjmowano uczniów ze świadectwem 5-klasowej szkoły powszechnej. Ponieważ do naszych szkół zawodowych przyjmują przeważnie sieroty i najbiedniejsze dzieci, którym nie można odmówić przyjęcia dla braku takiego świadectwa, domagamy się, aby zezwolono takim uczniom składać egzamin wstępny.</u>
<u xml:id="u-31.24" who="#IzaakIcekRubinsztein">Chcę jeszcze poruszyć kwestję kwalifikacji nauczycieli szkół powszechnych. Jak wiadomo w tym roku upływa termin odroczenia złożenia przez nauczycieli egzaminów kwalifikacyjnych. Ale nasi nauczyciele, zatrudnieni w tym zawodzie od szeregu lat, pracując za głodowe pensje, nie mogli tych egzaminów złożyć, zaś nauczycieli mających urzędowe kwalifikacje nie mamy. W ten sposób szkoły nasze zostaną ogołocone ze swoich nauczycieli bez możności zastąpienia ich innymi. Zwróciliśmy się p. Ministra z prośbą o odroczenie tego terminu jeszcze na kilka lat. Szczególnie zasługują na uwzględnienie tego życzenia szkoły na kresach, gdzie wogóle brak wykwalifikowanych nauczycieli i nie było możności wykształcenia nauczycieli. Tymczasem miejscowe władze szkolne żądają zmiany nauczycieli niewykwalifikowanych. Mamy nadzieję, że p. Minister uwzględni tę prośbę nauczycieli i działaczy szkolnych.</u>
<u xml:id="u-31.25" who="#IzaakIcekRubinsztein">Sprawa zaprowadzenia i unormowania wykładania nauki religji w ogólnych szkołach powszechnych, do których uczęszczają dzieci żydowskie, dotychczas jeszcze nie została uregulowana. Nie wypracowano jeszcze programu nauki religji, ani nie ustanowiono kwalifikacji nauczycieli religji. Oczekujemy jaknajrychlejszego załatwienia tej sprawy w porozumieniu z przedstawicielami żydowskimi. Jestem proszony przez miarodajne czynniki żydowskie w Małopolsce, o zwrócenie uwagi Rządu, że w Małopolsce przed wojną istniały dwa seminarja dla przygotowania nauczycieli religji. Teraz niema żadnego seminarjum i szkoły odczuwają brak nauczycieli religji, za kilka lat wogóle nie będzie ani jednego. Dlatego Ministerstwo powinno utworzyć we Lwowie seminarjum dla przygotowania nauczycieli religji, jak to było przed wojną.</u>
<u xml:id="u-31.26" who="#IzaakIcekRubinsztein">Teraz, proszę Panów, muszę poruszyć kwestję drażliwą, bardzo nieprzyjemną, to jest kwestję zajść na uniwersytecie wileńskim.</u>
<u xml:id="u-31.27" who="#komentarz">(S. ks. Maciejewicz: Chcą trupy chrześcijańskie brać, a swoich nie dają)</u>
<u xml:id="u-31.28" who="#IzaakIcekRubinsztein">S. ks. Maciejewicz będzie miał możność mnie odpowiedzieć.</u>
<u xml:id="u-31.29" who="#komentarz">(S. ks. Maciejewicz: Ja z Panem nie rozmawiam, tylko z sąsiadem, może Pan mówić spokojnie)</u>
<u xml:id="u-31.30" who="#IzaakIcekRubinsztein">Otóż studenci polscy widać pozazdrościli w ostatnich czasach, przeważnie w uniwersytecie wileńskim, swoim kolegom rumuńskim ich wawrzynów. Proszę Panów, dwa lata temu z tej wysokiej trybuny mówiłem o panującym wśród młodzieży akademickiej nastroju rozwydrzonego antysemityzmu. Wtedy ten nastrój odpowiadał duchowi polityki władz kierujących. Nacjonalistycznemu kierunkowi ogólnej polityki uprawianemu w wyższych uczelniach przypisywaliśmy powstanie i rozwój tego ruchu antysemickiego wśród studentów. Myliliśmy się srodze, gdy myśleliśmy, iż po objęciu steru nawy państwowej przez inne czynniki ten ruch antysemicki osłabnie. Ostatnie zajścia w uniwersytetach dowodzą, że ten antysemityzm, wynikły i wyhodowany na tle agresywnego nacjonalizmu, nie jest chorobą przejściową, lecz jest chorobą trwałą. Za długo się Rząd obojętnie i bezczynnie przypatrywał temu groźnemu procesowi systematycznego zatruwania duszy młodzieży miazmatami żydożerczej agitacji i objawom szczepienia ślepej nienawiści. W Wilnie zbiera się teraz obfite żniwo z tego długoletniego starannego zasiewu.</u>
<u xml:id="u-31.31" who="#IzaakIcekRubinsztein">W wileńskim uniwersytecie doszło do upokarzających, bolesnych wykroczeń studentów medyków chrześcijan przeciwko ich kolegom żydom na tle hecy trupiej, prowadzonej od pewnego czasu. Władza akademicka nie spełniła swego zadania w celu złagodzenia tej hecy, nie zdobyła się na zajęcie wyraźnego i stanowczego stanowiska, tolerując wybryki dzikiego antysemityzmu. P. rektor, znany uczony o sławie światowej, powszechnie poważany, który niejednokrotnie w publicznych wystąpieniach występował przeciw agresywnemu nacjonalizmowi i rozwydrzonemu antysemityzmowi, p. prof. Marjan Zdziechowski, nie mogąc się solidaryzować ze stanowiskiem kolegów w senacie akademickim w tej sprawie, zrzekł się urzędu. Grono profesorów z wydziału lekarskiego — jak fama głosi — też nie chciało się z tą polityką solidaryzować, skutkiem czego ustąpił dziekan wydziału, który był spiritus movens tego ruchu studentów chrześcijan.</u>
<u xml:id="u-31.32" who="#IzaakIcekRubinsztein">Znamiennym dla charakterystyki senatu akademickiego uniwersytetu wileńskiego jest jego sposób postępowania ze studentami medykami w związku z rozruchami, powstałemi na tem samem tle na początku bieżącego roku akademickiego. Gdy studenci Żydzi, nie dopuszczeni do prac w prosektorium, wnieśli przeciw temu protest, protest przeciw swoim kolegom, którzy ich nie dopuścili, zostali okrutnie ukarani, a mianowicie: dwaj studenci (prezes i sekretarz), którzy osobiście wręczyli ten protest władzy akademickiej, zostali wykluczeni z uniwersytetu, jeden na rok, a drugi na 3 lata. Gdy odwołano się do Senatu o reasumpcję tej srogiej uchwały, Senat zażądał upokarzającego, głośnego cofnięcia tego protestu i wydrukowania tego w gazetach. Charakterystyczne, iż jeden poważny dziennik w Wilnie odmówił wydrukowania tego dokumentu, motywując swoją odmowę tem, że nie chce opublikować takiego haniebnego dokumentu upokorzenia godności studenckiej i ludzkiej.</u>
<u xml:id="u-31.33" who="#IzaakIcekRubinsztein">Teraz, jak czytałem w gazetach, rozruchy te wybuchły z nową siłą. Studenci chrześcijanie według ostatnich wiadomości — wyrzucili w sposób brutalny z prosektorium studentów Żydów. Władza uniwersytecka bezczynnie przypatruje się tym wybrykom i nie wkracza. Czy i tym razem p. Minister Oświaty będzie się powoływał na nietykalność autonomiczną uniwersytetu i to nie civitatis universitatis, lecz swawolnej pajdokracji — czy pozwoli panować anarchji i nie zaprowadzi porządku w tej pajdokracji, która owładnęła uniwersytecką władzą? Oczekujemy, iż p. Minister wkroczy tym razem i zaprowadzi porządek na podstawie ścisłego prawa i przywróci wysuniętej na Kresach placówce kulturalnej jej honor i przeznaczenie — nieść światło i zgodę, a nie anarchję i swawolę.</u>
</div>
<div xml:id="div-32">
<u xml:id="u-32.0" who="#JakubBojko">Wobec spóźnionej pory proponuję zakończyć dzisiejsze posiedzenie.</u>
<u xml:id="u-32.1" who="#JakubBojko">Na porządku dziennym jutrzejszego posiedzenia będzie dalszy ciąg dyskusji nad budżetem Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego i budżet Ministerstwa Poczt i Telegrafów. Posiedzenie jutrzejsze zacznie się o godz. 10 rano. Zamykam posiedzenie.</u>
<u xml:id="u-32.2" who="#komentarz">(Koniec posiedzenia o godz. 8 min. 55 wiecz.)</u>
</div>
</body>
</text>
</TEI>
</teiCorpus>