text_structure.xml 246 KB
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172 173 174 175 176 177 178 179 180 181 182 183 184 185 186 187 188 189 190 191 192 193 194 195 196 197 198 199 200 201 202 203 204 205 206 207 208 209 210 211 212 213 214 215 216 217 218 219 220 221 222 223 224 225 226 227 228 229 230 231 232 233 234 235 236 237 238 239 240 241 242 243 244 245 246 247 248 249 250 251 252 253 254 255 256 257 258 259 260 261 262 263 264 265 266 267 268 269 270 271 272 273 274 275 276 277 278 279 280 281 282 283 284 285 286 287 288 289 290 291 292 293 294 295 296 297 298 299 300 301 302 303 304 305 306 307 308 309 310 311 312 313 314 315 316 317 318 319 320 321 322 323 324 325 326 327 328 329 330 331 332 333 334 335 336 337 338 339 340 341 342 343 344 345 346 347 348 349 350 351 352 353 354 355 356 357 358 359 360 361 362 363 364 365 366 367 368 369 370 371 372 373 374 375 376 377 378 379 380 381 382 383 384 385 386 387 388 389 390 391 392 393 394 395 396 397 398 399 400 401 402 403 404 405 406 407 408 409 410 411
<?xml version='1.0' encoding='utf-8'?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
  <xi:include href="PPC_header.xml" />
  <TEI>
    <xi:include href="header.xml" />
    <text>
      <body>
        <div xml:id="div-1">
          <u xml:id="u-1.0" who="#JanWoźnicki">Otwieram posiedzenie. Protokół 146 posiedzenia uważam za przyjęty, gdyż nie wniesiono przeciw niemu zarzutów. Protokół 147 posiedzenia leży w biurze Senatu do przejrzenia. Jako sekretarze zasiadają senatorowie Kopciński i Gruetzmacher. Listę mówców prowadzi s. Gruetzmacher.</u>
          <u xml:id="u-1.1" who="#JanWoźnicki">Przystępujemy do porządku dziennego. Dalsza rozprawa nad budżetem Ministerstwa Skarbu.</u>
          <u xml:id="u-1.2" who="#JanWoźnicki">Głos ma s. Hammerling.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-2">
          <u xml:id="u-2.0" who="#LudwikHammerling">Wysoki Senacie! Chcę przemówić kilka słów o budżecie na czas od 1 kwietnia 1927 do 31 marca 1928 r. w sprawie, którą uważam za najważniejszą w naszem Państwie, to jest o naszej bankowości. Powracając z zagranicy, miałem sposobność mówić z ludźmi, którzy są dziś o 100 proc. lepiej usposobieni do naszego Państwa, niż to było w marcu 1926 r., kiedy byłem również w Ameryce. Zaufanie się wzbudziło nie tylko między Polakami w Ameryce, czy to są katolicy czy żydzi, ale między sferami największych kapitalistów, przemysłowców, bankowców, i t. d. Wierzą oni, że Polska jest wielką potęgą, wielkim krajem, wrogowie Polski wyczerpali wszystkie swoje środki, któremi mogli Polsce szkodzić i wreszcie się zblamowali, a Polska dziś w Ameryce ma takie samo miejsce — nie chciałbym przesadzić — może lepsze niż Niemcy, które tak duże pożyczki w Ameryce dostali. Na szczęście mogę teraz to powiedzieć, czego nigdy przedtem mówić nie mogłem, że te wielkie pożyczki, które rząd czy przemysłowcy niemieccy dostali — dostali nie na wiarę, lecz dlatego, że pieniądze, które rząd amerykański zatrzymał od czasu wojny, są podkładem dla tych pożyczek.</u>
          <u xml:id="u-2.1" who="#LudwikHammerling">Co do pożyczki dla Polski rozumie się żadnej interwencji, ani interesów z tem nie miałem, tylko będąc tam wychowany, miałem możność z różnymi ludźmi o tem mówić. Więc co się tyczy nas, to najgorszymi naszymi wrogami jesteśmy my sami, bo nasze banki skompromitowały nas w Ameryce. Jest w Ameryce bank polski, — czysto polski, chociaż na czele tego banku stoi żyd, ale to jest Polak, nawet tygodnik polski wydaje — 1 do tego banku należy 75.000 robotników. Ci robotnicy wysłali 60.000 dolarów do banku akcyjnego w Polsce. Gdy ten bank został zwinięty, ci robotnicy stracili swoje pieniądze. Udali się oni w tym roku do przedstawiciela Rządu Polskiego w Waszyngtonie, który powiedział im, że Rząd nie ma z tem nic wspólnego. Ci robotnicy polscy, tak samo jak i 4 miljony innych Polaków, którzy są w Ameryce, zostali pokrzywdzeni i to się rozeszło po całej Ameryce. Jaka to jest sprawiedliwość? To nam szkodzi. Dlaczego? Bo przecież pożyczka, której potrzebujemy nie pochodzi od jednego człowieka, czy od jednego banku, bo niema w Ameryce takiego człowieka, któryby mógł dać taką sumę, na to się składają miljony ludzi, więc te banki, jeżeli chcą udzielić pożyczki, radzą się tych ludzi, oni mają Głos. Dziś, po wojnie, są w Ameryce banki, które należą do rad robotniczych, które zabierają głos razem z p. Morganem i innemi czynnikami, one mają głos, więc z niemi trzeba się liczyć. Polacy, czy wierzą w prawą, ozy w lewą stronę tej Izby, czy kochają Polskę w języku polskim, czy w innym, Polacy na to nie pójdą. Polacy żądają, aby nasze banki były prowadzone dla dobra kraju i zaufania świata, to znaczy, że bank prywatny akcyjny, powinien mieć akcje imienne. Rada Nadzorcza powinna być odpowiedzialną nietylko moralnie, ale całym majątkiem osobistym, dyrektor banku tak samo i Rząd powinien co miesiąc ogłaszać w dzienniku miejscowym o stanie banku. Wtenczas dopiero będzie zaufanie do banku i te majątki w dolarach i funtach, które są w rękach Polaków rozproszonych po świecie, którzyby chętnie Ojczyźnie swojej dali je w depozyt, będą powierzone i nie potrzeba żadnej gwarancji, bo będziemy mieli swoje kapitały od swoich obywateli.</u>
          <u xml:id="u-2.2" who="#LudwikHammerling">Co do wydajności różnych naszych fabryk, to pod względem techniki naszych fabryk w Polsce w porównaniu z kilkoma krajami różnica jest następującą. Gdy 300 robotników pracuje w danej fabryce w Polsce, to przypuśćmy, że kosztuje 300 złotych robocizna, a technika, razem z płacami dyrektorów też kosztuje 300 zł. W innych krajach jest inaczej. Gdy kosztuje 300 robotników 300 zł., to technika kosztuje 30 zł. Dlaczego? Bo obowiązek dyrektora i rady nadzorczej jest wspólny dla dobra Państwa, a tutaj jest dla dobra tego, kto prowadzi fabrykę, bo on potrzebuje automobilu, on przychodzi do biura o godzinę czy dwie później, niż robotnik, co wywołuje złe wrażenie. Ten, kto prowadzi fabrykę, czy to jest właściciel, czy dyrektor, powinien być, jak jest na całym świecie, pierwszy w biurze, czy fabryce i wychodzić ostatni.</u>
          <u xml:id="u-2.3" who="#LudwikHammerling">Zgodnie z zaufaniem, jakie świat zewnętrzny i wewnętrzny ma do dzisiejszego Rządu, oświadczam, że będę głosował za budżetem.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-3">
          <u xml:id="u-3.0" who="#JanWoźnicki">Głos ma s. Wurzel.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-4">
          <u xml:id="u-4.0" who="#JuliuszArturWurzel">Wysoka Izbo! Pragnę poruszyć przedewszystkiem jedną kwestję, należącą zarówno do resortu Ministerstwa Skarbu, jak i do resortu Ministerstwa Przemysłu i Handlu, a. mianowicie sprawę ceł ochronnych i reglamentacji przywozu i wywozu. Ponieważ rzecz tę traktuje się u nas przeważnie pod kątem widzenia stabilizacji naszej waluty, przeto sądzę, że należy ją omówić przy dyskusji nad budżetem Ministerstwa Skarbu.</u>
          <u xml:id="u-4.1" who="#JuliuszArturWurzel">Kiedy w lecie r. 1925 nastąpiło owo pamiętne załamanie się naszej waluty, którego jedną z przyczyn był niewątpliwie nasz bierny bilans handlowy, rząd ówczesny, za zgodą niemal wszystkich stronnictw i sfer gospodarczych, postawił sobie zadanie zrównoważenia za wszelką cenę naszego bilansu handlowego, wychodząc ze słusznego założenia, że nasz bilans handlowy jest jedną z głównych części składowych naszego bilansu płatniczego. Wydany został w pośpiechu szereg zarządzeń regulujących przywóz, a równocześnie w związku z tem poruszono jeszcze inne myśli, mianowicie postanowiono zaopiekować się także naszym przemysłem krajowym i dopomóc mu do rozwoju przez zabezpieczenie go przed konkurencją zagraniczną za pomocą podwyższenia ceł. Myśl ta została później odpowiednio zrealizowana przez podwyższenie taryfy celnej, co na; stąpiło w listopadzie 1925 r. W ten sposób wkroczyła Polska całkiem otwarcie na drogę polityki protekcjonistycznej. Niema dwóch zdań co do tego, że przy takim układzie stosunków gospodarczych świata, Polska wszelkiemi siłami starać się musi o to, ażeby jej bilans płatni; czy był aktywny, lub przynajmniej zrównoważony. Zrozumiałem jest też, że tendencja ta wyrażała się przedewszystkiem w opiece nad naszym bilansem handlowym, gdyż jest on główną częścią naszego bilansu płatniczego.</u>
          <u xml:id="u-4.2" who="#JuliuszArturWurzel">Muszę sobie odmówić przyjemności obszerniejszego zareagowania na wczorajsze wywody p. s. Szarskiego, który z tej trybuny poruszył ten problem i stanął w obronie poglądu, że kwestja aktywności naszego bilansu handlowego jest dla naszej waluty zupełnie obojętna. Teorja ta, proszę Panów, z punktu widzenia naukowego jest zupełnie słuszna. Pod kątem widzenia czysto naukowym jest całkiem słuszne zapatrywanie, że jeżeli kraj jakiś sprowadza za wiele towarów z zagranicy i wskutek tego ma bilans handlowy bierny, wtedy chcąc płacić swoje długi za granicą, musi za wszelką cenę i we wszelki sposób o te pieniądze postarać się przez sprzedaż jakichś artykułów swoich za granicą, i że w ten sposób automatycznie, jak słusznie zauważył pan s. Szarski, bilans handlowy musi się wyrównać. Zaznaczyłem już jednak, że teorję tę uważam za słuszną jedynie z punktu widzenia naukowego. Z punktu widzenia praktycznego życia gospodarczego, niestety, wydaje mi się ona błędną. Wydaje mi się błędną z tej przyczyny, ponieważ nie uwzględnia wcale procesu, który się przejść musi od chwili zadłużenia się naszego, to znaczy od chwili powstania pasywności naszego bilansu handlowego do chwili jego wyrównania.</u>
          <u xml:id="u-4.3" who="#JuliuszArturWurzel">Pozwolę sobie to zilustrować na drobnem przykładzie. Za pomocą teorji naukowej można wykazać, że jeżeli jakieś ciało zostaje wyrzucone z szybkością 10 km. na sekundę, to za 10 sekund osiągnie odległość 100 km. i tam padnie. To jest naukowo zupełnie słuszne, ale proszę Panów, jeżeli tem ciałem wyrzuconem na odległość 100 km. będzie człowiek, to w tym człowieku zajdą w ciągu tych 10 sekund pewne bardzo niemiłe zmiany. Tak samo jest zupełnie słusznem, że bilans handlowy automatycznie musi się z czasem wyrównać, ale jakim kosztem on się wyrówna, jaki proces będzie mu; siało przejść gospodarstwo społeczne, żeby uzyskać te pieniądze, które byłoby dłużne zagranicy — o tem pan s. Szarski nie mówił. Obawiam się. że gdybyśmy czekali na automatyczne wyrównanie naszego bilansu handlowego, to sprzedaż musiałaby się odbywać w sposób tak gorączkowy i po tak niskich cenach, że gospodarstwo narodowe tegoby nie zniosło. Nie przyszłoby może do ostatecznej katastrofy, życie wogóle nie zna katastrof ostatecznych, w życiu każda rzecz znajduje swoje rozwiązanie, ale byłby to proces tak ciężki, tak trudny i tak bolesny, że zdaje mi się, że budować tylko na tej teorji i nie starać się wskutek tego o aktywność bilansu handlowego byłoby wielkim błędem.</u>
          <u xml:id="u-4.4" who="#JuliuszArturWurzel">Wracając do tematu, powtarzam, że uznaję zupełnie punkt wyjścia Rządu z r. 1925, który postanowił przez wprowadzenie wysokich ceł i zakazu przywozu zrównoważyć nasz bilans handlowy i w ten sposób zabezpieczyć naszą walutę. Sądzę jednak, że dziś po półtorarocznem doświadczeniu na tej drodze warto sobie już postawić pytanie, czy i w jakim stopniu sprawdziły się nadzieje i oczekiwania, z jakiemi wkroczyliśmy na tę nową drogę polityki gospodarczej, t. j. na drogę reglamentacji handlu zagranicznego i protekcjonizmu.</u>
          <u xml:id="u-4.5" who="#JuliuszArturWurzel">Dwie drogi prowadziły do zrównoważenia naszego bilansu handlowego: zmniejszenie przywozu i zwiększenie wywozu. Ceł pierwszy osiągnięty został w zupełności. Gdy bowiem przywóz w roku 1925 wynosił przeszło 1.600.000.000, to w roku 1926 spadł do niespełna 900.000.000, czyli o przeszło 43%. Jest to skok olbrzymi, świadczący, iż zastosowane środki reglamentacji podziałały skutecznie i doraźnie. Całkiem inaczej jednak przedstawia się rzecz po stronie wywozu, bo wywóz mający w roku 1925 wartość 1272 miljonów złotych, wzrósł w roku 1926 zaledwie do kwoty 1306 miljonów, czyli pozostał niemal tym samym. Sytuacja po tej stronie bilansu handlowego, to znaczy po stronie wywozu, przedstawia się jednak o wiele gorzej, jeśli się przy; patrzymy bliżej kwotom, z jakich się ten wywóz składa. Oto z wyjątkiem płodów rolniczych i produktów przemysłu rolniczego, których wywóz zdołał w roku 1926 utrzymać się cyfrowo na tym samym poziomie, co w roku 1925, — wynosi on około 490.000.000 zł. — wszystkie inne kwoty naszego wywozu, a w szczególności kwota wywozu wyrobów przemysłowych okazują niepokojący spadek, a ratuje sytuację jedynie zwiększona znacznie kwota wywozu surowców kopalnianych, w szczególności węgla, co, jak wiadomo, nastąpiło tylko dzięki przypadkowej konjunkturze, wywołanej strajkiem w kopalniach angielskich. Tylko nieliczne gałęzie naszej produkcji przemysłowej zdołały w roku 1926 zwiększyć nieco swój wywóz i to przeważnie tego rodzaju gałęzie, które operują kwotami bardzo małemi. Odnosi się to do fabrykacji cementu, szkła i nawozów sztucznych, które uzyskały w roku 1926 pewną małą zwyżkę eksportu w stosunku do roku 1925. Natomiast wszystkie inne gałęzie naszego przemysłu wykazują w r. 1926 niepokojący spadek naszej siły ekspansywnej nazewnątrz.</u>
          <u xml:id="u-4.6" who="#JuliuszArturWurzel">Uwydatnia się to przedewszystkiem przy najważniejszym naszym przemyśle włókienniczym, którego eksport w r. 1926 wynosił zaledwie 77.982.000 zł., podczas gdy w r. 1925 wynosił blisko 142 miljony zł., a zatem niemal 2 razy tyle, a w r. 1924 około 168 miljonów złotych, a zatem jeszcze więcej. Podobny spadek zaobserwować się daje także w innych gałęziach wytwórczości przemysłowej, a w szczególności przy wyrobach drzewnych, maszynach i aparatach, papierze, środkach komunikacji, wyrobach galanteryjnych i t. d. Wszystkie te gałęzie wykazały w r. 1926 zniżkę swego eksportu. Najjaskrawiej zarysowuje się jednak ten spadek eksportu w przemyśle włókienniczym i to zwłaszcza przy fabrykatach wykończonych. Tak np. wywieziono z Polski w r. 1926 gotowych tkanin bawełnianych zaledwie za 24 miljony zł., podczas gdy w 1925 wywieziono ich za około 56 miljonów złotych, a zatem 2 razy tyle, zaś w r. 1924 za przeszło 60 miljonów zł. Odzieży i konfekcji wywieziono w r. 1926 zaledwie za 3,8 miljonów zł., podczas gdy w r. 1925 za 7,5 miljonów zł., zaś w r. 1924 za 8,6 miljonów zł.</u>
          <u xml:id="u-4.7" who="#JuliuszArturWurzel">Czemu przypisać ten spadek wywozu? Jak pogodzić ten spadek wywozu z nadziejami, jakie nawet z tej wysokiej trybuny osobistości bardzo miarodajne wypowiadały jeszcze w listopadzie 1925 r.? Pozwolę sobie przy? pomnieć tutaj owe nadzieje, jakie ówczesny p. Minister Skarbu Zdziechowski przywiązywał do zniżki kursu złotego, kiedy to przepowiadał nam, że ta zniżka i usta? lenie złotego na tak nazwanym przez niego parytecie gospodarczym, przy równoczesnem niedopuszczeniu do znacznego wzrostu kosztów robocizny, stworzy dla naszego przemysłu naturalną premję eksportową, która pozwoli mu skutecznie konkurować z cenami na targach zagranicznych, pomoże do ekspansji nazewnątrz i do zmniejszenia przywozu. Tymczasem udało się ustabilizować złotego na tym żądanym parytecie, udało się nie dopuścić do poważnego wzrostu cen robocizny, bo w rzeczywistości ceny robocizny w r. 1926 nie wzrosły o tyle, o ile spadła wartość złotego, wzrosły zaledwie o 25–50 proc. i to o 50 proc. tylko w niektórych gałęziach przemysłu, szczególności naprzykład zdaje mi się, przy przemyśle drukarskim. Otóż nie dopuszczono do wzrostu wynagrodzeń za najemną pracę, a jednak nietylko wywóz artykułów przemysłowych się nie zwiększył, ale przeciwnie, o blisko połowę się zmniejszył w porównaniu z poprzednim przywozem, kiedy to złoty równał się złotemu frankowi. Mojem zdaniem, należy szukać odpowiedzi na to pytanie i to nawet gorączkowo szukać, ponieważ wykazują te liczby, że w naszych obliczeniach i kalkulacjach tkwił jakiś błąd i ten błąd może doprowadzić do bardzo przykrych konsekwencji.</u>
          <u xml:id="u-4.8" who="#JuliuszArturWurzel">Dlaczego nasz przemysł zmniejszył się w r. 1926? Jako pierwsza odpowiedź na to pytanie nasuwa się przypuszczenie, że nastąpiło to może dlatego, ponieważ wskutek zamknięcia granic naszych zzewnątrz ustał dowóz towarów zagranicznych i wobec tego nasz rynek wewnętrzny zbytu krajowego zwiększył swoją pojemność dla przemysłu krajowego. W rzeczywistości bowiem stwierdzić można, że nasza produkcja przemysłowa krajowa nie tylko w r. 1926 się nie zmniejszyła, ale przeciwnie, bardzo poważnie się zwiększyła, co wynika już z samego porównania ilości osób zatrudnionych w przemyśle. Naprzykład w przemyśle włókienniczym zatrudnionych było z początkiem r. 1926 tylko 88.060 robotników, podczas gdy w październiku r. 1926 już zatrudnionych było przeszło 136.000 robotników i to przeważnie przez cały tydzień, podczas gdy w poprzednim okresie pracowano tylko przez kilka dni w tygodniu. Ogółem bezrobocie zmniejszyło się w ciągu roku 1926 wydatnie. Dowodzi to, że naogół produkcja naszych wytwórni krajowych, nietylko nie zmniejszyła się, ale owszem poważnie się zwiększyła, co jest objawem bardzo pocieszającym.</u>
          <u xml:id="u-4.9" who="#JuliuszArturWurzel">Otóż jest rzeczą naturalną, że rynki krajowe wchłaniały w roku 1926 o wiele więcej produktów przemysłu krajowego, aniżeli poprzednio, bo granice były zamknięte. Ta jednak okoliczność tylko w tym jednym wypadku mogłaby usprawiedliwić zmniejszenie się wywozu, gdyby zostało równocześnie udowodnione, że przemysł nasz w roku 1926 osiągnął maximum napięcia swej wytwórczości, i że poprostu nie mógł więcej wytwarzać tak, iż po zaspokojeniu potrzeb rynku wewnętrznego nie pozostało mu już, więcej na wywóz, aniżeli tyle, ile właśnie wywieziono. Tymczasem okazuje się, że tak nie było w istocie. W żadnej gałęzi naszego przemysłu jeszcze nie osiągnęliśmy tego maximum napięcia, a w szczególności nie osiągnęliśmy tego w najważniejszym naszym przemyśle, t. zn. w przemyśle włókienniczym, który bynajmniej nie wyczerpał swych możliwości produkcyjnych. Przedewszystkiem wskazuje na to fakt, że z końcem roku 1926 mieliśmy jeszcze przeszło 200.000 bezrobotnych, — w samej np. Łodzi, t. j. w centrum przemysłu włókienniczego było ich przeszło 40.000. W grudniu 1926 r. mieliśmy w przemyśle włókienniczym samych zawodowców nie? zatrudnionych 24.000, w przemyśle metalowym przeszło 21.000, w innych przemysłach przeszło 17.000. Że nie osiągnęliśmy najwyższego napięcia naszego przemysłu, tego dowodzi także fakt, że znaczna część przedsiębiorstw przemysłowych do dziś pracuje tylko przez niecały tydzień i korzysta tylko z ułamku czasu pracy swych robotników. W przemyśle włókienniczym pracowało w listopadzie 1926 r. przeszło 22.000 robotników tylko przez 4–5 dni, zaś 1.500 robotników przez 1–3 dni w tygodniu. Wreszcie wskazuje na to także fakt, że stan zamówień w naszym przemyśle był średni, a nawet częściowo zły. Tak np. w październiku 1926 r. wykazują urzędowe wiadomości statystyczne, że stan zamówień w przemyśle włókienniczym tylko w 12 proc. przedsiębiorstw był dobry, w 58 proc. przedsiębiorstw był średni, a w 30 proc. przedsiębiorstw był wogóle zły. Z tego wynika niezbicie, że nasz przemysł mógłby jeszcze więcej wytwarzać i mógłby wytwarzać także dla eksportu, nie z tej przyczyny zatem nie eksportował, że brakowało mu możliwości technicznych.</u>
          <u xml:id="u-4.10" who="#JuliuszArturWurzel">Nasuwa się tu druga odpowiedź, którą się zazwyczaj przytacza, mianowicie, że nasz przemysł nie mógł wywozić, ponieważ urządzenia techniczne naszych fabryk nie stoją na takim samym wysokim poziomie, jak urządzenia fabryk zagranicznych i z tego powodu produkcja nasza jest gorsza i droższa. To jest prawda, że urządzenia naszych fabryk są gorsze, ale argument ten byłby tylko w tym wypadku słusznym, gdyby chodziło o usprawiedliwienie faktu, iż eksport nasz się nie zwiększył, a i w tym wypadku także tylko z pewnemi zastrzeżeniami, a to dlatego, że jeżeli przy tych samych urządzenia naszych fabryk są gorsze, ale argument ten nasz mógł wywieźć tyle a tyle, to dlaczego nie mógł wywieźć w r. 1926 przynajmniej tyleż samo, skoro warunki były znacznie lepsze, gdyż waluta nasza wskutek spadku dała mu pewnego rodzaju premję eksportową. Otóż, tak często przytaczana, techniczna niedoskonałość naszego przemysłu, nie usprawiedliwia zmniejszenie się wywozu.</u>
          <u xml:id="u-4.11" who="#JuliuszArturWurzel">Odpowiedź logiczna na to pytanie może być tylko jedna, a mianowicie, że przemysłowi naszemu w r. 1926 wywóz już nie opłacał się tak, jak opłacał mu się w r. 1924 i 1925 i dlatego przemysł wołał w znacznej części z tego wywozu zrezygnować. Gdyby wywóz mu się opłacał, z pewnością byłby wywoził więcej nawet, niż w latach poprzednich.</u>
          <u xml:id="u-4.12" who="#JuliuszArturWurzel">I ta odpowiedź jednak nie całkowicie jeszcze wyjaśnia sprawę, ponieważ wyjaśnienie zależy od tego, czy znajdziemy odpowiedź na pytanie, dlaczego naszemu przemysłowi nie opłaca się wywóz? Ponieważ warunki naszej produkcji się nie pogorszyły, nasuwa się przypuszczenie, że wywóz nie opłacał się dlatego, że za granicą warunki produkcji się polepszyły, i że zagranica konkurowała z nami skuteczniej w 1926 r., aniżeli w latach poprzednich. Istotnie nasi przemysłowcy powołują się na to, że nie mogli konkurować z zagranicą z tego powodu, ponieważ ceny za granicą spadły. Ale należy sobie zadać pytanie, dlaczego ceny za granicą spadły, co się stało za granicą, że ceny tam spadły, a w Polsce nie spadły. Czy tam manna spadła z nieba, czy jakiś cud się stał, który Polskę ominął, czy zagranica zrobiła jakiś wielki wynalazek, który ułatwił produkcję, a tego wynalazku nie wprowadzono w Polsce? Daremnie będziemy szukali tego cudownego wyjaśnienia. Jest przyczyna tylko jedna naturalna, a mianowicie, ogólne wahanie się światowych cen surowców, które powinno się było odbić na rynku polskim tak samo, jak się odbiło na rynku zagranicznym. Jeżeli bawełna spadla w cenie z powodu hyperprodukcji w roku przeszłym, to nietylko dla Niemiec, dla Anglji, dla Ameryki, ale także dla Polski. Dlaczego to się nie odbiło w równiej mierze na targu polskim i na cenach, naszych produktów przemysłowych, odpowiedzi na to pozostają nam dotychczas nasi przemysłowcy dłużni. Spadek cen za granicą nie usprawiedliwia zmniejszenia wywozu. Logicznie absolutnie to się uzasadnić nie da. Jest to tylko zwrot, frazes, który na pierwszy rzut oka olśniewa, ale który jednocześnie, jeżeli mu się bliżej przypatrzymy, pozbawiony jest wszelkiej treści.</u>
          <u xml:id="u-4.13" who="#JuliuszArturWurzel">Pozostaje zatem tylko jedna logicznie możliwa i jedynie prawdziwa odpowiedź na pytanie, dlaczego nie opłacał się naszemu przemysłowi wywóz. Nie opłacało mu się forsowanie wywozu dlatego, że miał w roku 1926 znacznie korzystniejsze warunki zbytu w kraju. Zysk z eksportu stał mu się poprostu za mały w porównaniu do zysku, osiąganego w kraju. Zadecydowała tu okoliczność, która zawsze w stosunkach konkurencyjnych pierwszą gra rolę, mianowicie cena towarów. Ten logiczny wniosek znajduje też oparcie w bezpośredniej obserwacji cen. Możemy stwierdzić, że ceny fabryczne towarów przemysłowych w Polsce są w bardzo wielu wypadkach znacznie wyższe od cen takich samych towarów za granicą, droższe są nasze wyroby bawełniane i wełniane, nasz papier, nasza porcelana, nasza konfekcja i t. d. i że ten stosunek bez żadnych uzasadnionych przyczyn na niekorzyść Polski się pogorszył. W jaki sposób nasz Główny Urząd Statystyczny w swych urzędowych wykazach dochodzi do rezultatu, że w grudniu 1926 r. wskaźnik cen hurtowych dla artykułów przemysłowych wynosił w Polsce 92,2%, zaś w Anglji 144,7% w stosunku do cen przedwojennych, jest istotnie zagadką, za której rozwiązania moglibyśmy być wdzięczni.</u>
          <u xml:id="u-4.14" who="#komentarz">(S. Buzek: To jest w porównaniu z rokiem 1925)</u>
          <u xml:id="u-4.15" who="#JuliuszArturWurzel">Nie, Panie Prezesie, Pan się myli, to nie jest porównanie z rokiem 1925, lecz z r. 1914. Skontrolowałem tę rzecz bardzo ściśle i wiem, że w Wiadomościach Statystycznych są osobno podawane dane statystyczne i zestawienia porównawcze dla roku 1925, a osobno dla roku 1914. Cyfry, które ja przytaczam, odnoszą się całkiem stanowczo do porównań z cenami z roku 1914. Otóż wykazane jest w Wiadomościach Statystycznych w grudniu, że wskaźnik cen hurtowych wynosił w Polsce w złotych w złocie 92,2%, zaś w Anglji 144,7% w stosunku do cen przedwojennych. Faktem jest, o którym się można z łatwością przekonać, że ceny naszych wszystkich towarów, w szczególności naszych towarów bawełnianych są droższe niż za granicą, że nasz papier rotacyjny jest droższy od identycznego papieru rotacyjnego w Austrji, że nasze mniej wartościowe dywany są droższe od jakościowo lepszych dywanów zagranicznych.</u>
          <u xml:id="u-4.16" who="#JuliuszArturWurzel">A teraz rzecz najważniejsza. W grudniu roku 1924 cena bawełny, a zatem artykułu, który się przecież w Polsce nic rodzi, który ma cenę światową, który jest do nas tylko importowany zzewnątrz, była notowana u nas, w Polsce, w Łodzi o 22% wyżej, niż w Niemczech, a każdy z nas przyzna, że cena transport tu do Polski zamiast do Niemiec, nie zwiększa ceny bawełny o 22%.</u>
          <u xml:id="u-4.17" who="#komentarz">(Głos: Kredyt u nas jest droższy.)</u>
          <u xml:id="u-4.18" who="#JuliuszArturWurzel">Tu nie chodzi tylko o kredyt, w każdym razie 22 proc. różnicy jest wręcz niezrozumiałe. Według informacji, jakie otrzymałem z kół handlowych, które się zajmują hurtowym handlem towarów włókienniczych, spadły ceny bawełny na rynkach światowych od czerwca 1926 roku do stycznia 1927 r. o niespełna 40 proc. Ale podczas gdy fabryki zagraniczne w miarę tego, jak ceny bawełny spadały, prawie równolegle ze spadkiem ceny bawełny zniżały ceny artykułów przemysłowych wyrabiany z bawełny, tak że zniżka ta za granicą osiągnęła przy wyrobach bawełnianych 25 do 30 proc., w Polsce fabryki w ciągu tego samego czasu zniżyły ceny wyrobów bawełnianych około 12–18%.</u>
          <u xml:id="u-4.19" who="#komentarz">(S. Szereszowski: Więcej nie potrzeba.)</u>
          <u xml:id="u-4.20" who="#JuliuszArturWurzel">Więcej naturalnie nie było potrzeba, bo mamy cła ochronne! Skutkiem tego teraz mimo naszych wysokich ceł ochronnych, powstała taka konjunktura, że nasz handel hurtowy wyrobami bawełnianemi może już dziś przy tych wysokich cłach ochronnych sprowadzać niektóre artykuły bawełniane z zagranicy i dlatego słyszymy z niektórych sfer przemysłu wołania o wzmocnienie barjery celnej, bo ta barjera stała się już teraz za niską.</u>
          <u xml:id="u-4.21" who="#JuliuszArturWurzel">Z przykrością stwierdzić muszę znowu przy tej sposobności, że obliczenia Głównego Urzędu Statystycznego, ogłaszane w „Wiadomościach Statystycznych” co do cen są z punktu widzenia logiki w wielu kierunkach wprost niezrozumiałe i wywołuje zamęt. I tak np. w numerze z dn. 5 lutego 1927 r. podaną jest w ustępie „Przegląd Międzynarodowy” jako wskaźnik złoty grudniowy dla cen hurtowych artykułów przemysłowych liczba 92,2% w stosunku do roku 1914. W tym samym numerze z dn. 5 lutego w ustępie pod nazwą „Wskaźnik kosztów utrzymania”, naturalnie odnosi się do cen detalicznych, z tej różnicy zdaję sobie sprawę i do tej różnicy powrócę jeszcze podane jest, że wskaźnik złoty na materjały odzieżowe i obuwie w grudniu 1926 r. w porównaniu do cen z 1914 r. wynosił 148,1 proc. Więc 92 proc. na ceny hurtowe i 148 proc. na ceny detaliczne wyrobów odzieżowych i obuwia! Ponieważ materjały odzieżowe i obuwie są przecież dla szerokich warstw ludności najważniejszym artykułem przemysłowym, bardzo ciekawe byłoby stwierdzenie, przy pomocy jakich to danych doszło się do tej ogromnej rozpiętości 92 proc. i 148 proc. w stosunku do cen przedwojennych. Obecnie w jednym z ostatnich numerów wyczytałem, że wskaźnik cen hurtowych na 73 artykuły wynosi już 106 proc., co znaczyłoby, że ceny hurtowe podskoczyły o 14 proc. Nie czuliśmy tego jednak w handlu. Zdaje się, że jakiś błąd tkwi gdzieś w obliczeniach Urzędu Statystycznego. Uważam, że to jest logicznie zupełnie nie do pomyślenia, ażeby istniała taka rozpiętość między cenami detalicznemi a cenami hurtowemi, zwłaszcza, że wiemy, iż nasi detaliści bankrutują dzisiaj jeden po drugim, a przemysł ma się dosyć dobrze. Przecież musieliby się wzbogacić ci detaliści, gdyby pobierali o 50 proc. więcej w stosunku do zysku r. 1914, niż hurtownicy.</u>
          <u xml:id="u-4.22" who="#JuliuszArturWurzel">Zwracam uwagę, celem uniknięcia nieporozumień, że nie wolno tutaj uwzględniać przy tym zysku detalistów, bo jeżeli porównywamy ceny hurtowe r. 1926 z cenami hurtowemi r. 1914 i ceny detaliczne z 1926 z cenami detalicznemi r. 1914, to w tem porównaniu są uwzględnione także zyski detalistów w r. 1914. W r. 1914 detalista także zarabiał 15 czy 30 proc. na swoich towarach. My już porównywamy z tym kosztem, który zawierał także i zysk detalisty w r. 1914.</u>
          <u xml:id="u-4.23" who="#JuliuszArturWurzel">Dlatego zysk detalisty przy tem porównaniu w grę nie wchodzi, a rozpiętość między 92 względnie 106 a 148 odnosi się tylko do różnicy ogólnych cen już przy uwzględnieniu zysku. Otóż oczywiście tkwi w tych wykazach statystycznych jakiś błąd. Nie wiem, gdzie jest ten błąd, czy w sposobie obliczania przeciętnych, czy też w sposobie zbierania informacji. Oczywiście ten błąd odnosi się do cen hurtowych, bo ceny detaliczne kontroluje z nas każdy i każdy z nas wie, ile płaci za towary, ceny detaliczne dają się daleko łatwiej kontrolować, aniżeli ceny hurtowe. Jako jednostka, nie dysponująca żadnym aparatem, nie mam możności poddać ścisłej kontroli i rewizji tych wszystkich cyfr, które wykazuje Urząd Statystyczny. Jestem daleki od tego, aby wypowiadać jakiekolwiek podejrzenia albo imputować komukolwiek złą wolę, jednak uważam za swój obowiązek podzielić się z Wysoką Izbą temi spostrzeżeniami i prosić kompetentne czynniki, aby raczyły nam wyjaśnić tę dyferencję. Jest to tem ważniejsze, że przecież wykazy Urzędu Statystycznego stanowią główną podstawę dla wszelkich rządowych decyzji w sprawach polityki gospodarczej.</u>
          <u xml:id="u-4.24" who="#JuliuszArturWurzel">A teraz powracam do sprawy wywozu i reasumuję, że wszystko wskazuje na to, iż wywóz nasz zmniejszył się z tego powodu, ponieważ się nie opłacał naszym przemysłowcom, a nie opłacał się dlatego, ponieważ zysk z eksportu towarów, nadających się do wywozu, w porównaniu z zyskiem ze sprzedaży na rynku krajowym był w r. 1926 zbyt niski. Niski zaś ten zysk był dlatego, że nasze zarządzenia gospodarcze, a w szczególności podwyższenie ceł umożliwiły naszym przemysłowcom sztuczne utrzymanie cen na poziomie, nic odpowiadającym kosztom produkcji. Inaczej było by wprost niezrozumiale, dlaczego nasz przemysł wywiózł w roku 1926 mniej, niż w roku 1925 i 1924, chociaż wskutek spadku naszej waluty płaci za robociznę w zlocie znacznie mniej niż dawniej, chociaż w roku 1926 korzystał już z bardzo poważnego i taniego kredytu i chociaż za surowiec nie płacił więcej niż zagranica.</u>
          <u xml:id="u-4.25" who="#JuliuszArturWurzel">O tym kredycie pozwolą Panowie, że epizodycznie parę słów powiem. Skarżą się u nas dość często panowie przemysłowcy, że mają kredytu za mało, że gdyby mieli więcej kredytu, mogliby więcej produkować, a inni się skarżą, że cały kredyt, jakiego Bank Polski udziela, wpada do kieszeni i kasy papów przemysłowców. Mam tu numer czasopisma „Przemysł i Handel” z 5 lutego, wydawanego przez Ministerstwo Przemysłu i Handlu w porozumieniu z Ministerstwem Skarbu. W jednym artykule prezes Banku Polskiego p. Karpiński daje nam krótki przegląd działalności tego banku. Czytamy w tym artykule, że kredyt Banku Polskiego nie został w zupełności wyczerpany w 1926 r., wyczerpano zaledwie 71 proc. tych sum, które Bank Polski stawiał do dyspozycji naszemu przemysłowi, handlowi i wogóle naszemu życiu gospodarczemu. A zatem na to, że nie było możności uzyskania kredytów, przemysł skarżyć się nie może. Ale godną uwagi jest rzecz jeszcze jedna. P. prezes Karpiński stara się wyjaśnić w swoim artykule, że zarzuty, jakoby głównie otrzymywał przemysł, a handel i rolnictwo były upośledzone, są niesłuszne i dochodzi do rezultatów, że przemysł otrzymał tylko 31 proc., rolnictwo 25 proc., a handel przeszło 40 proc. sum, wydawanych przez Bank Polski. Do tego rezultatu dochodzi Bank Polski, względnie p. Prezes Stanisław Karpiński, za pomocą statystyki bardzo dowcipnej, statystyki, która zasługuje na opatentowanie.</u>
          <u xml:id="u-4.26" who="#JuliuszArturWurzel">Mianowicie proszę Panów, dnia 15 grudnia 1926 r. zarządzony został przez Bank Polski spis wszystkich weksli, znajdujących się w portfelu Banku Polskiego według nazwisk akceptantów, względnie wystawców własnych weksli. Przy pomocy tego spisu doszło do rezultatu, że tych akceptantów na wekslach jest tylu, że z tego wynikałoby iż handel dostał kredytu 40 proc., a rolnictwo 25 proc. Tymczasem w tym samym numerze czasopisma „Przemysł i Handel” o kilka stron dalej znajdujemy inne cyfry, które trochę jaśniej ilustrują nam tę całą rzecz. Czytamy tam, że Bank Polski W r. 1926 udzielił przemysłowi bezpośrednio kredytów następujących: gorzelniom 5,4 miljona, cukrowniom 25,5 milj., przemysłowi węglowemu 21,6 milj., przemysłowi naftowemu 5,3 milj., przemysłowi górniczemu i metalowemu i t. d. udzielono również, ale nie będę Panów nużył wyliczeniami. Razem Bank Polski dal przemysłowi bezpośrednio przeszło 182 miljony z ogólnej sumy kredytu, która wynosiła 321 miljonów. Oprócz tego za pośrednictwem banków, które dostały osobno 110 miljonów, przemysł otrzymał z pewnością więcej aniżeli połowę tego kredytu, tak, że można liczyć, iż z ogólnych kredytów Banku Polskiego, które wynosiły 321 miljonów, przemysł otrzymał 230 miljonów czyli około trzy czwarte wszystkich sum.</u>
          <u xml:id="u-4.27" who="#JuliuszArturWurzel">A zatem nie jest słuszne twierdzenie, że przemysł otrzymał 30%, a handel 40%. To jest tylko bardzo dowcipne wyjaśnienie, jeżeli się kredyt ten dzieli według podpisów akceptantów. Jeżeli przemysłowiec sprzedaje swój towar kupcowi, grosiście, a grosista sprzedaje detaliście, detalista wystawia weksel temu grosiście, a przemysłowiec eskontuje ten weksel w Banku Polskim, — otóż rzecz naturalna, że na tym wekslu figuruje podpis ostatniego akceptanta, to jest tego małeego drobnego kupca, który mieszka gdzieś w Peczeniżynie, ale przecież nie on cieszy się tym tanim kredytem, za który płaci się 9 proc., tylko przemysłowiec, on musi temu przemysłowcowi płacić za udzielenie tego kredytu jako nadwyżkę ponad cenę gotówkową jakie 20–30 proc. Dlatego błędną jest zupełnie statystyka, która opiera się na podpisie akceptanta. Kredyt otrzymuje ten, kto bezpośrednio pieniądze otrzymuje.</u>
          <u xml:id="u-4.28" who="#JuliuszArturWurzel">Względy słuszności każą mi przyznać, że zarówno jak handel pokrzywdzone jest i rolnictwo, bo handel według cyfr ostatnich, wykazanych przez Bank Polski, otrzymał kredytu tego 17 miljonów, a zatem około 5 proc, ogólnych kredytów, rolnictwo zaś 10 miljonów, a zatem trochę więcej niż 3 proc.</u>
          <u xml:id="u-4.29" who="#JuliuszArturWurzel">Otóż wracając do rzeczy, wydaje mi się, że po tem wszystkiem możemy postawić pod adresem panów przemysłowców pytanie, co właściwie robili w roku 1926, ażeby zwiększyć wywóz a zmniejszyć przywóz, jak mogli panowie przemysłowcy, mimo lepszych warunków eksportu w takiej chwili, nietylko go nie zwiększyć, ale nawet zmniejszyć, i przez to dopuścić do tego, że na rynkach, które już przedtem zdobyliśmy dla siebie za granicą, usadowili się dzisiaj nasi konkurenci. Nic podnoszę przeciwko przemysłowi i przeciwko przemysłowcom żadnego zarzutu, nie chciałbym być mylnie rozumiany, bo dobrze rozumiem, że w interesach decyduje naturalnie, czy też niestety — ale ostatecznie tylko interes. Nie mogę oskarżać o to nikogo. W naszym ustroju gospodarczym jest prawem każdego człowieka tak kalkulować, jak tego wymaga jego interes, ale wobec tych wszystkich rzeczy możemy my, t. j. społeczeństwo i Państwo, postawić sobie pytanie, czyśmy przy wydawaniu tych wszystkich zarządzeń kierowali się także interesem, czy też może jakimś trochę nierealnym sentymentem.</u>
          <u xml:id="u-4.30" who="#JuliuszArturWurzel">Nie występuję wcale w obronie wolnego handlu i otwartych granic, uznaję, że istnieje potrzeba zrównoważenia naszego bilansu handlowego, ale to zrównoważenie może nastąpić za pomocą różnych metod, możemy zrównoważyć ten bilans za pomocą zakazów przywozu lub przez uzależnienie od specjalnych zezwoleń a także za pomocą odpowiedniej polityki celnej. U nas wybrano metodę kombinowaną: zakaz przywozu, kontyngenty i cła. Postawiliśmy sobie jednak przy tem cel podwójny, mianowicie: zrównoważenie bilansu i ochronę naszego przemysłu. A teraz po półtorarocznem doświadczeniu stwierdzić możemy, że nie uzyskaliśmy żadnych zwiększonych zdolności konkurencyjnych naszego przemysłu, nie doprowadziliśmy naszą polityką do jego uzdrowienia, a cała satysfakcja, jakąśmy przez tę politykę osiągnęli, polega na tem, że kupowaliśmy wyrób krajowy. Podczas gdy Państwo i społeczeństwo traktowało tę rzecz wyłącznie z punktu widzenia patrjotycznego, przemysł nasz pojął tę całą akcję jako dobrą konjunkturę i zrealizował ją bez sentymentu, zwiększając swoje zyski. Jeśli uwzględnimy dotychczasowy bieg wypadków, stoi sprawa tak, że gdybyśmy tę naszą politykę kontynuowali przez lat 10 lub 20, będziemy za lat 10 lub 20 stali na tem samem miejscu, co dziś, nie będziemy mieli wcale silniejszego przemysłu, zdolnego do konkurencji, tylko bogatszych przemysłowców. Społeczeństwo natomiast będzie uboższe o te wszystkie nadwyżki, które płacić musi za towary krajowe ponad ceny, jakie za te same towary płaci się za granicą.</u>
          <u xml:id="u-4.31" who="#JuliuszArturWurzel">Z doświadczeń ostatnich 20 miesięcy wynika jasno, że problem reglamentacji przywozu i wywozu potraktowany został u nas zbyt szablonowo i że bez wewnętrznej konieczności pomieszano go również szablonowo z problemem ochrony rodzimego przemysłu. Z punktu widzenia państwowego ochrona przemysłu uzasadniona jest tylko o tyle, o ile przyczynia się do rozwoju i wzmocnienia zdolności konkurencyjnej przemysłu, co nic jest bynajmniej identyczne z wzbogaceniem przemysłowców. Oczekiwano, że otoczony opieką przemysł zrewanżuje się Państwu przez zwiększenie eksportu i ułatwi nam przez to zadanie zrównoważenia bilansu handlowego. Tymczasem stało się coś wręcz przeciwnego, gdyż otoczony opieką przemysł właśnie zmniejszył wywóz, czyli jeszcze bardziej utrudnił Państwu osiągnięcie aktywnego bilansu handlowego i nie ulega wątpliwości, że dziać się to będzie tak długo, jak długo trwać będzie cieplarniana atmosfera, zabezpieczająca nasz przemysł przed potrzebą jakiegokolwiek wysiłku.</u>
          <u xml:id="u-4.32" who="#JuliuszArturWurzel">Nie twierdzę bynajmniej, że należy nasz przemysł zupełnie pozbawić wszelkiej ochrony i wydać na pastwę konkurencji zagranicznej. Zdaję sobie sprawę z tego, że musimy się liczyć z mniejszą techniczną doskonałością wielu gałęzi naszego przemysłu i z tego powodu musimy ponosić pewne ofiary przynajmniej dla ważniejszych gałęzi. Atoli sądzę, że sprzeciwia się interesowi Państwa wydawanie takich zarządzeń i przepisów, które zamiast wzmocnić, paraliżują istniejącą energję kinetyczną naszego przemysłu i demoralizują go. A to właśnie się stało.</u>
          <u xml:id="u-4.33" who="#JuliuszArturWurzel">Błąd da się naprawić przez odpowiednią politykę celną i odpowiednią reglamentację przywozu. Chodzi przytem tylko o to, aby nasz przemysł z powrotem postawić w takich warunkach, by mu się wywóz opłacał przynajmniej tak samo, jak mu się opłacał w r. 1925. Osiągnąć zaś to się da przez odpowiednie dopuszczenie konkurencji zagranicznej i zmuszenie naszego przemysłu, by kontentował się mniejszym zyskiem. Nie występuję bynajmniej z żądaniem zupełnego otwarcia granic dla importu, ale nie ulega wątpliwości, że gdybyśmy dopuścili na targ krajowy pewną, choćby niezbyt wielką ilość odpowiednich towarów zagranicznych bez wygórowanego podwyższania ich cen za pomocą ceł, wówczas nasz przemysł odnalazłby z powrotem interes w eksporcie, a zarazem zmniejszyćby musiał swe wygórowane ceny na rynku krajowym. Społeczeństwo płaciłoby za towar niższe ceny. Państwo miałoby zwiększony eksport, przemysł rozwijałby się na zdrowych podstawach, a zmniejszyłby się tylko nieco zysk przemysłowców.</u>
          <u xml:id="u-4.34" who="#JuliuszArturWurzel">A teraz niechaj mi wolno będzie w kilka słowach poruszyć jeszcze jedną sprawę, która jakkolwiek może nie tak ważna, jednak w każdym razie zasługuje na uwagę, a mianowicie sprawę przepisów dewizowych. Od lat kilku obowiązuje już u nas zakaz wywozu, względnie przekazywania pieniędzy za granicę bez uzasadnionej gospodarczej przyczyny, a w związku z tym zakazem wydano szereg przepisów, mających na celu dokładną kontrolę wszystkich przekazów zagranicznych. Jakkolwiek przepisy te utrudniają znacznie normalny rozwój stosunków handlowych z zagranicą, możnaby się z niemi pogodzić, gdyby przynajmniej służyły temu celowi, to jest gdyby wstrzymywały istotnie zbyteczny wywóz pieniędzy z kraju, a tem samem zwiększały jego zapas i zarazem nie wywoływały następstw ujemnych. W rzeczywistości jednak rzecz ma się zupełnie przeciwnie. Ludzie stojący w bliskim kontakcie z tą dziedziną życia gospodarczego, do której odnoszą się przepisy dewizowe, w szczególności kierownicy poważnych instytucyj bankowych potwierdzić mogą i potwierdzają zgodnie, że nie było jeszcze wypadku, w którym by osoba, która powzięła zamiar wysłania jakiejś sumy za granicę, odstąpiła od tego zamiaru z powodu niemożności zrealizowania go wobec istniejącego zakazu. Wykonywa ona naturalnie swój zamiar, choć nie za pośrednictwem banków. Zmyślność ludzka wyżłobiła sobie dokoła przeszkód, imponujących swemi ogromnemi rygorami, drogi i ścieżki, za pomocą których można kapitały bardzo wielkie bez żadnego ryzyka przekazywać za granicę. Nie mam tu nawet na myśli przemytnictwa. W tak prostacki sposób pieniędzy nie wysyła się za granicę. Są na to delikatniejsze sposoby. Zwrócę uwagę na jedną możliwość. Otóż niema żadnej kontroli, czy eksporter, który wpłaca do Banku Polskiego waluty, składa te same dewizy, czy waluty, które zainkasował za granicą. Wystarczy wsunąć między eksportera a Bank Polski dwa lub trzy ogniwa, nazewnątrz zupełnie niewidoczne i zupełnie nieuchwytne, i oto otrzymuje się aparat do wywozu pieniędzy, znakomicie funkcjonujący.</u>
          <u xml:id="u-4.35" who="#JuliuszArturWurzel">Przepisy dewizowe nie utrudniają wywozu pieniędzy, ale mają inne następstwa ujemne. Za pomysł, wygodę i fatygę ludzie naturalnie każą sobie płacić. Stąd pochodzi niewiadomy może nawet p. Ministrowi Skarbu fakt, bo nie jest notowany nigdzie na żadnej giełdzie, że istnieje dyferencja między wartością walut obcych w kraju i wartością ich za granicą, która dochodzi czasem do 2%.</u>
          <u xml:id="u-4.36" who="#JuliuszArturWurzel">Konsekwencje tego są jasne, ale bardzo smutne. Po pierwsze, każdy, kto posiada jakieś pieniądze za granicą, a nie musi sprowadzić ich do kraju, pozostawia je za granicą. Trudno jest ująć to statystycznie, ale to sumy są z pewnością bardzo poważne i mogłyby doskonale przyczynić się do ożywienia naszego życia gospodarczego.</u>
          <u xml:id="u-4.37" who="#JuliuszArturWurzel">Po drugie, wielu wierzycieli zagranicznych, posiadających pretensje handlowe do polskich dłużników, wielu wierzycieli takich, którzyby chętnie, przynajmniej na czas jakiś, pozostawili zainkasowane kwoty na swoich rachunkach bieżących w bankach polskich, nie czyni tego, lecz stara się każdą, choćby najdrobniejszą kwotę natychmiast ściągnąć do siebie, bo odstrasza ich fakt, iż rachunkami swojemi nic wolno im całkiem swobodnie dysponować.</u>
          <u xml:id="u-4.38" who="#JuliuszArturWurzel">Trzecią konsekwencją jest demoralizacja jako następstwo niemożności stosowania się zawsze i wszędzie do nieelastycznych przepisów dewizowych.</u>
          <u xml:id="u-4.39" who="#JuliuszArturWurzel">Nasze przepisy dewizowe są, jeśli nie główną, to jednak bardzo ważną przyczyną, odstraszającą wogóle kapitał zagraniczny. Kapitał ten lubi swobodę i dyskrecję, tymczasem nasze przepisy dewizowe krępują go i kontrolują.</u>
          <u xml:id="u-4.40" who="#JuliuszArturWurzel">Prawda, że Czechosłowacja także utrzymuje jeszcze u siebie w mocy przepisy dewizowe, ale to nie dowodzi bynajmniej, że one Czechom pomogły. Można co najwyżej twierdzić, że nie potrafiły one Czechom zaszkodzić. Ale też położenie Czech jest zupełnie inne. Czechosłowacja wytwarza u siebie bardzo wiele kapitału i nie jest w takim stopniu, jak my, zależna od dopływu kapitału zzewnątrz. Jej organizm może strawić i znieść te przepisy, choć i tam one z pewnością są raczej szkodliwe, niż pożyteczne.</u>
          <u xml:id="u-4.41" who="#JuliuszArturWurzel">Nie udało się jeszcze nikomu przy pomocy administracyjnych zakazów i nakazów osiągnąć sukcesu przeciw naturalnym tendencjom życia gospodarczego. Przeżyliśmy już w tej mierze wiele pouczających doświadczeń z rozmaitemi cennikami i sztucznemi kursami. Naturalną tendencją życia gospodarczego jest to, że pieniądz garnie się tam, gdzie się czuje bezpieczny i swobodny, a ucieka z miejsc, gdzie mu coś grozi i gdzie go się krępuje. Nasze przepisy dewizowe są z daleka widocznym znakiem ostrzegawczym, że w Polsce kapitał zagraniczny znajduje się pod kuratelą i że każdy funt szterling i każdy dolar, który przekroczy granicę polską, już traci przez to swobodę ruchu. Dlatego sądzę, że należy przepisy dewizowe bezwzględnie znieść. Może tylko pozostać w mocy jeszcze czas jakiś przepis, że eksporterzy obowiązani są waluty, ściągane z eksportu, odprowadzać do Banku Polskiego, ale same przepisy dewizowe, zdaniem mojem, straciły zupełnie rację bytu.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-5">
          <u xml:id="u-5.0" who="#JanWoźnicki">Głos ma s. Szułdrzyński.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-6">
          <u xml:id="u-6.0" who="#TadeuszSzułdrzyński">Wysoki Senacie! Z tej trybuny niejednokrotnie słyszeli Panowie krytyki naszego systemu podatkowego, przyczem były wygłaszane i cytowane rozmaite teorje ekonomiczne, cytowane były zdania znanych ekonomii stów, powag na tem polu. Nie będę się opierał na żadnych teorjach naukowych, chcę zwrócić uwagę Panów na to, jak nasz system podatkowy dotychczasowy wygląda w życiu.</u>
          <u xml:id="u-6.1" who="#TadeuszSzułdrzyński">Proszę Panów, w jednym z powiatów wielkopolskich została przeprowadzona statystyka podług poszczególnych grup, płatniczych, ile one zapłaciły. Podzieleni zostali płatnicy na 6 grup: 1) własność większa ponad 250 ha, 2) własność mniejsza i średnia — więc reszta, 3) przemysł i handel, 4) urzędnicy, 5) robotnicy fachowi i wykwalifikowani, 6) robotnicy zwyczajni. Otóż teraz Panom przedstawię, ile każda z tych poszczególnych grup zapłaciła podatków, przyczem nadmieniam, że są tu objęte podatki wszystkie: państwowe, komunalne, inclusive kościelne i szkolne, jedynie danina leśna jest tu wyłączona, albowiem tu chodzi tylko o przekonanie się, ile z ziemi rolnej płaci się wszystkich podatków. Otóż w tym powiecie — (nasze powiaty są małe) — płatnicy zapłacili podatków razem wziąwszy 1.603.263 zł. Z tego przypada na pierwszą grupę, a więc na większą własność,</u>
          <u xml:id="u-6.2" who="#komentarz">(Głos: Obszarników)</u>
          <u xml:id="u-6.3" who="#TadeuszSzułdrzyński">... tak, obszarników, jak się ich tu nazywa, którzy posiadają ponad 250 ha roli, 1.032.755, to jest mniej więcej 2/3. Na następną grupę — średnią i mniejszą własność — wypada 184.433. Naturalnie, zapytać się każdy może, a ile ziemi ma ta pierwsza i druga klasa. Otóż na to zaraz odpowiem. Większa własność ponad 250 ha ma w powiecie 28.626 ha, średnia i mniejsza własność 31.800, czyli o 3.174 ha więcej od tej pierwszej kategorji.</u>
          <u xml:id="u-6.4" who="#TadeuszSzułdrzyński">Przechodzę do trzeciej kategorji, to jest do przemysłu i handlu. Tu muszę zaznaczyć, że ten powiat jak na nasze warunki jest bardzo uprzemysłowiony, jest tam bardzo dużo fabryk. Ta grupa wszystkich podatków zapłaciła 362.188.</u>
          <u xml:id="u-6.5" who="#TadeuszSzułdrzyński">Czwarta grupa, to są urzędnicy państwowi, komunalni i prywatni, zapłacili oni 15.836, potem przychodzą robotnicy fachowi, którzy zapłacili 5.034, następnie inni robotnicy, którzy zapłacili 3.017.</u>
          <u xml:id="u-6.6" who="#TadeuszSzułdrzyński">Panowie pozwolą, że parę uwag powiem o poszczególnych klasach. Panowie słyszeli, że pierwsza grupa, a więc ci właściciele ponad 250 ha ziemi ornej zapłacili mniej więcej dwie trzecie wszystkiego, mianowicie 1.032.000. Proszę Panów! Przerachowane to na zboże w ówczesnej wartości, bo dziś trochę się na korzyść zmieniło, daje podatków wszystkich razem z hektara niespełna 3 i 1/2 metra żyta. Otóż śmiem twierdzić, że tego rodzaju obciążenie podatkowe, które równa się prawie tenucie dzierżawnej, bo to są średnie, przeciętne ziemie i każdy, kto zna nasze warunki, musi przyznać, że to jednak jest bardzo ciężkie i zbyt wysokie obciążenie podatkowe.</u>
          <u xml:id="u-6.7" who="#TadeuszSzułdrzyński">Jeżeli szukać tu powodów, to sprowadzają się one do dwóch momentów. Przedewszystkiem odgrywa tu rolę progresja przy podatku gruntowym, zupełnie nieuzasadniona, a może także i zbyt szybka progresja przy podatku dochodowym. Ja zwrócę uwagę na skutki tego.</u>
          <u xml:id="u-6.8" who="#TadeuszSzułdrzyński">Proszę Panów! Jeżeli kto musi zapłacić takie podatki z hektara, to oczywiście będzie się starał w tem gospodarstwie oszczędzać, a jak miałem zaszczyt zakomunikować, kiedy w swoim czasie mówiłem o budżecie Ministerstwa Rolnictwa, na warsztacie rolnym można bardzo dobrze, bez absolutnego zniszczenia tego warsztatu, w ciągu roku albo dwóch robić oszczędności. Nie potrzebuję przecież kupować nawozów sztucznych, nie potrzebuję przekładać dachów dachówkowych albo smarować papowych, kupować maszyn i t. d., a to się robi, jest jednak ta oszczędność zrobiona jakim kosztem? Kosztem pomniejszenia produkcji, bo gdy oszczędzę na sztucznych nawozach i zapłacę podatki, to nie kupię tych nawozów i w następnym roku będzie mniejszy sprzęt. Ta oszczędność wychodzi także i na niekorzyść sfer pracujących. Ile razy się zdarzało, sam na to patrzyłem, jak dekarz, szukając zajęcia mówił o dachu, naturalnie twardym, dachówkowym, i proponował właścicielowi: panie, u pana dach na stodole wodą zacieka, trzeba go reparować. Tamten powiada: bardzo chętnie tobym zrobił, ale naprzód muszę zapłacie podatki, a dach naprawię może za rok, może za dwa.</u>
          <u xml:id="u-6.9" who="#komentarz">(Marszałek obejmuje przewodnictwo)</u>
          <u xml:id="u-6.10" who="#TadeuszSzułdrzyński">Tego rodzaju oszczędności oczywiście odbijają się na tem, że nietylko produkcja jest mniejsza, ale i nie ma pracy ten rzemieślnik, nie ma pracy robotnik, gdy się oszczędza także w nakładach pracy, w obróbce i t. d. Więc tu bym śmiał zauważyć, że jednak, jeżeli mamy mówić o reorganizacji naszego systemu podatkowego, to ten wzgląd bezwarunkowo trzeba wziąć pod uwagę.</u>
          <u xml:id="u-6.11" who="#TadeuszSzułdrzyński">Przechodzę do drugiej kategorji. Proszę Panów, jeżeli porównamy tę pierwszą kategorję z drugą, no to jest wprost straszna różnica, albowiem z hektara płaci ten właściciel 250 ha. 30 zł., natomiast reszta płaci 5,79 zł., mniej więcej jedną szóstą. Ale tutaj trzeba być sprawiedliwym, tu nie można dokładnie obliczyć, czy obciążenie jest za wielkie czy za małe, ponieważ istnieje ten przepis, mojem zdaniem, zupełnie błędny, że podatku dochodowego nie płacą właściciele niżej 15 ha. Tego rodzaju teza jest z punktu widzenia gospodarczego zupełnie mylna. Przecież ziemia ziemi nie jest równa. Gospodarz, który ma 10 ha dobrej buraczanej ziemi w bliskości cukrowni, ma napewno o wiele więcej dochodu niż inny, który ma 20 ha lekkiej ziemi, piasku.</u>
          <u xml:id="u-6.12" who="#komentarz">(Głos: Tak jest.)</u>
          <u xml:id="u-6.13" who="#TadeuszSzułdrzyński">O ile jest słusznem zupełnie, że wyłączeni są od tego podatku dochodowego gospodarze mający nawet 15 ha i więcej, którzy gospodarują na piaskach, gdzie przymrozki i t. d. dużo mogą popsuć…</u>
          <u xml:id="u-6.14" who="#komentarz">(S. Średniawski: To w ustawie, ale w praktyce płacą i 5 hektarowi.)</u>
          <u xml:id="u-6.15" who="#TadeuszSzułdrzyński">Przepraszam, ale tak jest. Panie Prezesie, ja wiem o tem. A natomiast śmiało można, mojem zdaniem, pociągnąć do podatku dochodowego gospodarzy, którzy mają ziemi dobrej, co się zowie. 10 ha, a nawet i mniej. Ja nawet śmiem tutaj twierdzić, że to jest powód wielkiego niezadowolenia wśród samych rolników, bo jeżeli ja widzę, że mój sąsiad, który ma właśnie o ten mórg mniej ode mnie, dlatego już nie potrzebuje płacić, to uważam, że to jest rzecz przypadku, a prócz tego ci, którzy mają lekką ziemię, muszą płacie i z zazdrością patrzą na gospodarzy na dobrej ziemi, którzy mają bezwarunkowo większy dochód, a nie potrzebują płacić, bo mają mniej ziemi. Ta rzecz powinna być zmieniona.</u>
          <u xml:id="u-6.16" who="#komentarz">(S. Błyskosz przerywa.)</u>
          <u xml:id="u-6.17" who="#TadeuszSzułdrzyński">Ja mówię narazie o obywatelach Państwa, którzy w miarę możności powinni płacić swoje podatki dla Państwa. Więc naturalnie drobny rolnik, który nie wygospodaruje więcej, niż minimum egzystencji, nie potrzebuje płacić, podatku,</u>
          <u xml:id="u-6.18" who="#komentarz">(S. Błyskosz: On i tak płaci.)</u>
          <u xml:id="u-6.19" who="#TadeuszSzułdrzyński">... ale są tacy, którzy mogą płacić. Ja się opieram na cytrach.</u>
          <u xml:id="u-6.20" who="#TadeuszSzułdrzyński">Co do trzeciej grupy. mianowicie do przemysłu i handlu, to już lepsi znawcy tych stosunków odemnie swoje zdanie wypowiedzieli, ja bym tylko chciał zwrócić na jedną rzecz uwagę, mianowicie na ten podatek obrotowy, który, mojem zdaniem, jest jednak wielkiem utrudnieniem życia gospodarczego w tym dziale. Sąsiednie państwa poszły już w tym kierunku, żeby obniżyć podatek od obrotu, a ja Panom powiem, że i u nas są przykłady bardzo krytycznie usposabiające do tego podatku. Wiem o takim wypadku, że towarzystwo akcyjne „Młyn”, które musi zapłacie miesięcznie 17.000 zł. podatku obrotowego, z powodu tego podatku nic wygospodarowuje tyle, ażeby wogóle akcjonarjuszom chociażby najmniejsze dywidendy zapłacić. Ja znowu zastrzegam się, że nie bronię tu jakichś bogatych ludzi, ale wśród tych akcjonarjuszów są także ludzi średniej zamożności, i mam dowody na to, że przynajmniej w naszej dzielnicy nawet i robotnicy się interesowali akcjami, więc może i oni są właścicielami akcji, dlaczego ich krzywdzić?</u>
          <u xml:id="u-6.21" who="#TadeuszSzułdrzyński">Teraz, co się tyczy czwartej grupy, to jest urzędników, — otóż tu śmiał bym zauważyć, że nie jest właściwe, ażeby obowiązek opłacania podatków przez prywatnych urzędników spoczywał na pracodawcach. W b. zaborze pruskim urzędnicy prywatni oczywiście musieli swoje pasje składać tak, jak inni ludzie i to było o wiele właściwsze, ponieważ gdy chodzi nie o zapłacenie gotówki przez pracodawcę, ale o ordynarję, mieszkanie, to trudno jest obliczyć, bo potem mogą być zmiany. To jest rzeczą urzędów skarbowych, ażeby te dochody urzędników prywatnych oznaczały i otaksowały.</u>
          <u xml:id="u-6.22" who="#TadeuszSzułdrzyński">Przechodzę teraz do ostatniej grupy: robotniczej. Za zmaczam, że w tym powiecie oczywiście robotnicy byli pociągani tylko do podatków kościelnych i szkolnych a nawet według ostatniego rozporządzenia Ministerstwa Oświaty zostali zwolnieni od świadczeń na szkoły. Mam nadzieję, że nikt nie będzie mnie pomawiał o to, że przemawiam za opodatkowaniem robotnika na rzecz Państwa i komun, jednak pozwolę sobie zwrócić uwagę na to, że w interesie robotnika, w interesie jego po. wagi jako obywatela kraju, w interesie jego moralnego wychowania jest, żeby choć odrobinę dla tego Państwa zapłacił. Coprawda w dzisiejszych trudnych dla robotnika czasach — bezrobocie i t. d. nie można od niego żądać świadczeń na rzecz Państwa, ale że to jest moment wychowawczy, że ten robotnik z większą śmiałością i dumą będzie się czuł obywatelem tego Państwa, gdy będzie mógł powiedzieć: ja tam także kontrybuuję chociaż bagatelkę, to Panowie chyba mi przyznają. Po wołam się jako na przykład na b. zabór pruski, tam robotnicy t. zw. fachowi byli pociągani do podatków na rzecz Państwa i komun, płacili drobne sumy, ale płacili. Mojem zdaniem, gdy tylko warunki będą po temu, to w interesie samego robotnika będzie, żeby choć trochę płacił.</u>
          <u xml:id="u-6.23" who="#TadeuszSzułdrzyński">Proszę Panów, miałbym jeszcze wiele uwag do zrobienia, mianowicie przypominam, że np. w dawnem prawie o podatku dochodowym, które obowiązywało w b. zaborze pruskim, nic opierano się na jednorocznym dochodzie rolnika, ale na przeciętnym z trzech lat, mam również uwagi co do składu komisji.</u>
          <u xml:id="u-6.24" who="#TadeuszSzułdrzyński">Nie chciałbym jednak Panom dużo czasu zabierać, rezerwuję sobie prawo ewentualnego złożenia ministerstwu memorjału.</u>
          <u xml:id="u-6.25" who="#TadeuszSzułdrzyński">Kończąc, pozwolę sobie postawić następujące trzy tezy, które mojem zdaniem przy reformie systemu podatkowego powinno być uwzględnione:</u>
          <u xml:id="u-6.26" who="#TadeuszSzułdrzyński">1) Żeby rozszerzyć podatek dochodowy na większą ilość płatników chociażby minimalnie.</u>
          <u xml:id="u-6.27" who="#TadeuszSzułdrzyński">2) Zniesienie progresji i degresji przy podatku gruntowym.</u>
          <u xml:id="u-6.28" who="#TadeuszSzułdrzyński">3) Obniżenie podatku obrotowego.</u>
          <u xml:id="u-6.29" who="#TadeuszSzułdrzyński">Jeżeli te tezy stawiam, to z dwóch powodów. Przedewszystkiem chodzi mi o to, żeby jak wykazałem, produkcja większych warsztatów nie była zagrożona; słyszeliśmy od s. Buzka, czem jest dla Polski zwiększenie produkcji, — mówię o produkcji rolnej, — jest ona koniecznością, ale wierzcie mi Panowie, że niesprawiedliwy rozdział zbyt wielkich podatków tę produkcję hamuje.</u>
          <u xml:id="u-6.30" who="#TadeuszSzułdrzyński">Następnie naszemu pokoleniu przypadło zaszczytne, ale trudne zadanie budowania gmachu naszej państwowości polskiej. Ze spełnienia tego zadania zdamy sprawę przed przyszłością. Do tego dzieła jesteśmy wszyscy powołani, wszystkie stany bez wyjątku, a do współpracy przy tem dziele jest potrzebna harmonja i zaufanie. Tego zaufania i tej harmonji nie będzie, jeżeli niektóre warstwy będą się czuły pokrzywdzone przez właśnie tego rodzaju zbytnią niechęć, uwidocznioną przy nałożeniu zbyt wielkich ciężarów. Stoję na tem stanowisku, że sfery majętniejsze są obowiązane w wyższym stopniu kontrybuować w podatkach państwowych, ale wszystko ma swoje granice — nigdzie nie trzeba przesadzać.</u>
          <u xml:id="u-6.31" who="#TadeuszSzułdrzyński">To są motywy, dla których pozwoliłem sobie te tezy postawić. Rezolucji nie stawiam dlatego, że zawarte są one w dotychczasowych rezolucjach.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-7">
          <u xml:id="u-7.0" who="#WojciechTrąmpczyński">Dyskusja wyczerpana, głos ma jeszcze p. sprawozdawca.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-8">
          <u xml:id="u-8.0" who="#AleksanderAdelman">Wysoki Senacie! W referacie swoim nie omówiłem jeszcze sprawy Prokuratorji Generalnej. Stosunki są tam bardzo niedobre. Z powodu żądania wysokich kwalifikacji, a niskiego stosunkowo uposażenia. Prokuratorja Generalna posiada coraz mniej urzędników. W budżecie nie jest przewidziane podwyższenie etatów, lecz dane są kredyty tylko na trzy etaty, potrzebne delegaturze katowickiej. To komisja uwzględniła, i mam nadzieję, że Wysoki Senat także przyzna.</u>
          <u xml:id="u-8.1" who="#AleksanderAdelman">Pozwalam sobie wnieść rezolucję: „Senat wzywa Rząd do poprawienia warunków materjalnych urzędników Prokuratorji Generalnej przez przyznawanie wyższych stopni służbowych, aby zapewnić dopływ najlepiej ukwalifikowanych sił i w ten sposób usprawnić urzędowanie tej instytucji”.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-9">
          <u xml:id="u-9.0" who="#WojciechTrąmpczyński">Przystępujemy do sprawozdania Komisji Skarbowo Budżetowej o preliminarzu budżetowym na rok 1927/28: Część 17 — Emerytury, część 18 — Renty inwalidzkie i pensje i część 19 — Długi państwowe. Jako sprawozdawca do wszystkich trzech części głos ma s. Buzek.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-10">
          <u xml:id="u-10.0" who="#JózefBuzek">Wysoki Senacie! Wydatki na emerytury, pensje inwalidzkie i długi państwowe należą do najpoważniejszych w naszym budżecie. W ub. r. 1926 wynosiły wydatki faktyczne na emerytury kwotę 77.000.000 zł., na renty inwalidzkie — 111.000.000 zł., a wydatki na Oprocentowanie i amortyzację długów państwowych 145.000.000 zł., razem więc 333.000.000 zł., to zn. 18% wydatków naszego budżetu.</u>
          <u xml:id="u-10.1" who="#JózefBuzek">Na r. 1927/28 preliminuje się w części Emerytur o 5.000.000 zł. więcej, mianowicie kwotę 82.000.000 zł., natomiast preliminuje się mniej na renty inwalidzkie o 10.000.000 zł., to zn. kwotę 102.000.000 zł., ponieważ zmniejszyła się liczba uprawnionych do pobierania rent inwalidzkich, względnie wdów i sierot, oraz dlatego, ponieważ tu nie stosowano tej 10% podwyżki, którą otrzymali urzędnicy państwowi i emeryci.</u>
          <u xml:id="u-10.2" who="#JózefBuzek">Co się tyczy długów państwowych, to wydatek preliminowany na rok 1927/28 jest zupełnie taki sam, jaki był faktycznie w roku zeszłym, mianowicie 145 miljonów. W ten sposób wydatek na te trzy cele wynosić ma w r. 1927/28 kwotę 329 miljonów, co stanowi dokładnie 1/6 wszystkich naszych wydatków państwowych. Przytem jest rzeczą jasną, iż wydatek ten będzie w rzeczywistości uskuteczniony. Tutaj oczywiście niema mowy o kompresji tego wydatku wskutek stosowania budżetów miesięcznych. Mojem zdaniem zachodzi nawet niebezpieczeństwo, iż wydatek na emerytury jest preliminowany trochę za nisko, mianowicie faktyczny wydatek w r. 1926 wynosił 77 miljonów zł. Do tego trzeba doliczyć 10% dodatek na zwiększenie emerytur i wtedy otrzyma się kwotę conajmniej 84 do 85 miljonów, wówczas, gdy preliminuje się 82 miljony. Z tego wynika, że, ażeby utrzymać się w ramach preliminowanych 82 miljonów, postępowanie przy emerytowaniu urzędników nowych będzie musiało być nadzwyczaj ostrożne.</u>
          <u xml:id="u-10.3" who="#JózefBuzek">W części „Emerytury” nie są jednak objęte wszystkie emerytury. Cały wydatek państwowy na emerytury nie jest wykazany w tych kwotach, które mamy uchwalić. Mianowicie pewne emerytury nie są wypłacane z tego ogólnego tytułu, ale z tytułów specjalnych. Dotyczy to zwłaszcza emerytur kolejarzy. Emerytury kolejarzy są płacone z budżetu przedsiębiorstwa kolei państwowych, a podobnie emerytury robotników i pracowników monopolu tytoniowego są płacone z dochodów monopolu tytoniowego i Panowie znajdziecie te wydatki na emerytury kolejarzy w budżecie przedsiębiorstwa kolejowego, a na emerytury pracowników monopolu tytoniowego, w budżecie monopolu tytoniowego. Wydatki te są bardzo znaczne, mianowicie wynoszą przeszło 46 milj. zł. Emerytury dla kolejarzy wynoszą równo 40 milj. zł. Do tego trzeba jednak dodać udział przedsiębiorstwa kolejowego w kosztach kas emerytalnych dla robotników kolejowych, t. j. 5 milj. zł., a wreszcie emerytury i zaopatrzenia w monopolu tytoniowym preliminowane są na 1.200.000 zł. Jeżeli więc dodam te 46.200.000 zł. do 82 milj., to okaże się, że rzeczywisty wydatek Państwa na emerytury wynosi we wszystkich tych częściach naszego budżetu kwotę 128.200.000 zł. Fakt, że wydatek na emerytury jest rozrzucony po różnych budżetach, utrudnia uzyskanie dokładnego obrazu, z drugiej zaś strony fakt, że przyznawanie emerytur, naczelny nadzór nad niemi nie jest skoncentrowany w jednem ministerstwie, oczywiście może powodować wielkie rozbieżności przy przyznawaniu emerytur. Z tych względów komisja uchwaliła do części 17-ej rezolucję treści następującej:</u>
          <u xml:id="u-10.4" who="#JózefBuzek">„Senat wzywa Rząd, by wszystkie sprawy, dotyczące emerytur, rent i pensji ześrodkował w departamencie dla emerytur w Ministerstwie Skarbu”.</u>
          <u xml:id="u-10.5" who="#JózefBuzek">Komisja Skarbowo-Budżetowa prosi Wysoki Senat o przyjęcie tej rezolucji.</u>
          <u xml:id="u-10.6" who="#JózefBuzek">Co się tyczy ogólnej liczby emerytów i tendencji, jaka się ujawnia co do jej rozwoju ogólnego, to emerytów płatnych z tej części budżetu, o której mówię, jest preliminowanych na r. 1927/28 47.000. Z tego przypada na emerytury cywilne 42.372, a na emerytury wojskowe 4.955. Panowie z tego widzą, że największa część, bo blisko 90% przypada na emerytury cywilne, na emerytury zaś wojskowe przypada trochę więcej, niż 10% ogólnej cyfry.</u>
          <u xml:id="u-10.7" who="#JózefBuzek">Jaki jest rozwój liczby emerytów cywilnych? Otóż trzeba tutaj rozróżniać emerytów ze służby polskiej i emerytów ze służby zaborczej. Do emerytów wliczyć należy także wdowy i sieroty, które pobierają zaopatrzenie z tych funduszów emerytalnych. Otóż emerytów ze służby polskiej dnia 1 kwietnia 1925 r. było 14.600, 1 stycznia 1926 r. liczba ta wzrosła do okrągło 18.000, a na r. 1927/28 preliminuje się 21.300. Z tego widzimy, że tendencja wzrostu jest silna. Mianowicie od 1 kwietnia 1925 r. wzrost ten wynosi 6.700 osób, oczywiście emerytów, wdowy i sieroty po urzędnikach państwowych wszystko razem licząc.</u>
          <u xml:id="u-10.8" who="#JózefBuzek">Co się tyczy emerytów, wdów i sierot po urzędnikach państwowych ze służby zaborczej, to tendencja rozwojowa jest oczywiście inna. Tu liczba ich musi stopniowo topnieć. Mianowicie nowi nie przybywają, a przecież część ich wymiera. Dnia 1 kwietnia 1925 r. było tych emerytów ze służby zaborczej 23.570, a obecnie na r. 1927/28 jest przewidziana liczba 20.070, a więc zmniejszenie o 3.500.</u>
          <u xml:id="u-10.9" who="#JózefBuzek">Do emerytów, którzy pobierają zaopatrzenie z tej części emerytur, trzeba nam jeszcze dodać emerytów kolejowych. Emerytów kolejowych ze służby polskiej wraz z wdowami i sierotami jest 13.000, a ze służby w państwach zaborczych blisko 16.000, w całości więc emerytów kolejowych jest 29.000. Ogólna liczba osób pobierających emerytury w Państwie Polskiem wynosi 77.000, z tego 37.000 ze służby polskiej, a 40.000 ze służby jeszcze zaborczej.</u>
          <u xml:id="u-10.10" who="#JózefBuzek">Daleko większa jest liczba tych osób, które pobierają zaopatrzenie ze Skarbu Państwa tytułem rent inwalidzkich. W tej części dotyczącej rent inwalidzkich i pensji mamy bardzo różne pozycje. Oprócz pensji kawalerów orderu Virtuti Militari, na które jest preliminowane 4 miljony, są preliminowane przedewszystkiem renty inwalidów wojennych, renty inwalidów przedwojennych i pensje weteranów powstań narodowych. Otóż w dziale inwalidów wojennych naszych mamy wraz z wdowami i sierotami osób 211.000, w dziale inwalidów przedwojennych osób 26.000, mianowicie samych inwalidów przedwojennych 10.000, t. zw. weteranów 10.000, a wdów i sierot 67.000. W dziale weteranów powstań narodowych mamy wraz z wdowami obecnie osób 2.600, 1.100 samych weteranów a wdów 1.500. Otóż, jeżeli to zliczymy, okazuje się, iż zaopatrzenia Skarbu Państwa tytułem rent inwalidzkich i pensji pobiera 239.000 osób, nie licząc oczywiście pensji kawalerów Virtuti Militari, to jest pensja tak minimalna, że jako zaopatrzenie nie może wchodzić w rachubę. Do tego mamy 77.000 osób, które pobierają zaopatrzenia z emerytur, i otrzymujemy 316.000 osób, które pobierają zaopatrzenia albo z tytułu emerytur, albo z tytułu rent inwalidzkich. Więc liczba ta jest bardzo pokaźna.</u>
          <u xml:id="u-10.11" who="#JózefBuzek">Przechodząc teraz do części 19, t. j. do długów państwowych, muszę przedewszystkiem zaznaczyć, że nie wszystkie długi państwowe są tu objęte, przewidziane jest oprocentowanie i amortyzacja tylko największej masy długów państwowych, ale niektóre długi państwowe są tam zupełnie pominięte. Przedewszystkiem nic są objęte te długi, które z mocy obowiązujących ustaw mają być spłacane przez przedsiębiorstwo kolei państwowych. Panowie wiedzą, iż koleje państwowe zaciągnęły na mocy osobnej ustawy z r. 1924 osobną pożyczkę kolejową 10-potową. Stan tej pożyczki wynosił z końcem 1926 r. 403 milj. zł. w złocie. Na jej spłatę i oprocentowanie przewidziana jest w budżecie przedsiębiorstwa kolei państwowych kwota 22.268.000 zł., w czem się już zawiera amortyzacja i oprocentowanie części pożyczki Dillonowskiej.</u>
          <u xml:id="u-10.12" who="#JózefBuzek">Dalej jest objęty częścią 19 budżetu dług państwowy, zaciągnięty na monopol tytoniowy. Chodzi tu o dług zaciągnięty we Włoszech w lirach włoskich, t. zw. pożyczka Toeplitzowska 7%, której stan wynosił z końcem 1926 r. 380 miljonów lirów, czyli 88 milj. zł. w złocie. Otóż kwota potrzebna na amortyzację i oprocentowanie pożyczki Toeplitzowskiej wynosi 13.300.000 zł. i jest przewidziana w wydatkach monopolu tytoniowego, a jeżeli teraz do tej kwoty 145 milj. zł., która jest przewidziana na amortyzację i oprocentowanie długów państwowych, doliczę jeszcze te kwoty, które na ten sam cel są przewidziane w budżecie przedsiębiorstwa kolejowego i w budżecie monopolu tytoniowego, to otrzymamy razem kwotę 181 milj. zł. i to jest ta właśnie kwota, której Państwo będzie potrzebowało w ciągu następnego roku na oprocentowanie i amortyzację długów państwowych.</u>
          <u xml:id="u-10.13" who="#JózefBuzek">Oprócz tego jednak jeszcze nawet ta kwota nie jest zupełna, bo pozostaje poza budżetem jeszcze dług Skarbu Państwa w Banku Polskim. Panowie wiedzą, że na mocy statutu Banku Polskiego, ma Bank Polski obowiązek dać Państwu bezprocentowy kredyt na każde zawołanie, aż do wysokości 50 milj. zł. Otóż w 1925 r. Skarb Państwa kredyt ten w zupełności wyczerpał. Korzystając ze znacznego wpływu podatków w IV kwartale 1926 r., Rząd spłacił część tego kredytu, mianowicie z kwoty 50 milj. zł. zapłacił 25 milj. zł. tak, że teraz stan tego dług z końcem 1926 r. wynosił tylko 25 milj. zł. Otóż, jeżeliby nastąpiła spłata tego długu, to nastąpiłaby poza budżetem. Że to nie jest preliminowane w budżecie, nie uważałbym tego za jakiś crimen, z tej prostej przyczyny, że ta kwota 50.000.000 zł. jest właściwie na mocy statutu Banku Polskiego pozostawiona do dyspozycji Ministra Skarbu na wypadek, gdyby w pewnym miesiącu miał wydatki większe, aniżeli dochód, jest to coś takiego, jak gdyby zapas kasowy; jest to własność Banku Polskiego, ale Rząd dysponuje tą kwotą 50.000.000 zł. zupełnie w ten sam sposób, jakby to był jego własny zapas kasowy. Powinno być zasadą, żeby z tego źródła nie korzystać, nie powinien Skarb Państwa mieć tutaj żadnego długu i ten dług powinien być spłacony. Tylko wtenczas może Skarb Państwa korzystać z tej kwoty, jeżeli chwilowo nie ma pokrycia, jeżeli w jakimś miesiącu, jak to już zaznaczyłem, ma wydatki większe niż dochód, ale jeżeli w następnych miesiącach dochód jest większy od wydatków, dług powinien być natychmiast spłacony.</u>
          <u xml:id="u-10.14" who="#JózefBuzek">Jest jednak drugi dług tego rodzaju, który już nie ma podobnego charakteru, mianowicie dług w Banku Gospodarstwa Krajowego. Tam dług Skarbu Państwa wynosił pod koniec 1926 r. 24.000.000 zł. w złocie. Oczywiście spłacenie tego długu, chociaż jest zaciągnięty we własnem przedsiębiorstwie, powinno być w budżecie przewidziane.</u>
          <u xml:id="u-10.15" who="#JózefBuzek">Panowie zapytają, jakie jest wogóle nasze zadłużenie, jak wielki stan długów i jak się ten stan długów w ciągu r. 1926 zmienił. Otóż z końcem r. 1925 wynosiło zadłużenie Państwa naszego kwotę 1.877.000.000 złotych w złocie, a w ciągu r. 1926 wzrosło to zadłużenie o 10%, mianowicie o 189 miljonów, tak, iż z końcem grudnia w 1926 r. całość naszego zadłużenia państwowego wynosiła kwotę 2.066 miljonów złotych. Otóż należy zaznaczyć, iż w ciągu r. 1926 długi wewnętrzne Państwa zmniejszyły się, natomiast wzrosły długi zagraniczne. Pierwsze zmniejszyły się o 24 miljony złotych; te długi wewnętrzne nic są duże, właśnie wskutek dewaluacji, a waloryzacja zdewaluowanych pożyczek państwowych była tylko częściowa. Długi nasze państwowe wewnętrzne wynosiły z końcem 1925 r. 201 miljonów, a z końcem r. 1926–177 miljonów. A więc obniżyły się długi wewnętrzne o 24 miljony. To obniżenie dotyczy następujących dwóch pozycji: Pierwsza to jest dług w Banku Polskim na 25.000.000 złotych obiegowych, czyli okrągłe 14 miljonów złotych w złocie. Drugim długiem wewnętrznym, który się zmniejszył, to są bilety skarbowe 6, 7 i 8%. Stan tych biletów skarbowych z końcem 1925 roku wynosił 66 miljonów złotych obiegowych, a z końcem 1926 r. — 41 miljonów złotych obiegowych. Jeżeli przeliczymy to na złote w złocie, to okaże się, że nasze długi państwowe z tytułu tych biletów skarbowych zmniejszyły się o kwotę 14 miljonów złotych w złocie.</u>
          <u xml:id="u-10.16" who="#JózefBuzek">To są pozycje długów, które się zmniejszyły. Natomiast zwiększyło się zadłużenie zagraniczne o kwotę 213 miljonów zł. Długi zagraniczne z końcem 1925 r. wynosiły 1.676 miljonów, a z końcem roku 1926 — wynosiły 1.889 miljonów, zwiększyły się więc o 213 miljonów zł., co należy przypisać następującym okolicznościom.</u>
          <u xml:id="u-10.17" who="#JózefBuzek">Przedewszystkiem nastąpiło zwiększenie naszych długów państwowych wskutek wykonywania protokółu innsbruckiego. Protokół innsbrucki dzieli długi przedwojenne, do roku 1918 austriackie i węgierskie, i z tych długów po Austrji i po Węgrzech na nas przypadła kwota okrągło 190 miljonów złotych w złocie. Te długi przyjęliśmy do oprocentowania i zamortyzowania, jako długi swoje. O tę kwotę też wzrosło nasze zadłużenie w r. 1926. Oprócz tego wzrosła także pożyczka zaciągnięta od rządu francuskiego. Stan tej pożyczki z końcem r. 1925 wynosił 967 miljonów franków francuskich, a z końcem 1926 r. 1.045 miljonów franków fr. Uwzględniając różnicę kursu franka francuskiego w stosunku do franka w złocie z końcem r. 1925 i z końcem r. 1926, okazuje się, że wzrosło nasze zobowiązanie wobec państwa francuskiego w ciągu r. 1926 o kwotę 30 miljonów złotych w złocie.</u>
          <u xml:id="u-10.18" who="#JózefBuzek">Bardzo ważną pod względem gospodarczym rzeczą jest, iż na oprocentowanie i amortyzację naszych długów zagranicznych potrzebujemy obecnie kwoty 82 miljonów franków złotych, złotych w złocie rocznie, to znaczy 16 miljonów dolarów. 16 miljonów dolarów — to jest ta kwota, którą nasz Skarb Państwa musi wydawać corocznie, ażeby oprocentować i zamortyzować swoje pożyczki zagraniczne. Na spłatę kapitału liczy się rocznie 34 miljony franków złotych, a na zapłatę odsetek 48 miljonów franków złotych. Otóż nie można powiedzieć, żeby to Obdłużenie nasze zagranicą było zbyt wielkie. Mimo to już ta kwota, potrzebna na amortyzację i na oprocentowanie, jest poważna. I dlatego należy w interesie naszego bilansu handlowego baczyć zawsze na to, żeby pożyczki zagraniczne były używane na cele produkcyjne, to znaczy, ażeby po zużyciu tej pożyczki można było spodziewać się, że efekt jej będzie sam w stanie opłacić procenty i amortyzację. Więc trzebaby baczyć na to, ażeby pożyczki nasze zagraniczne były w kraju używane przedewszystkiem na takie gałęzie produkcji, które mają warunki eksportu, bo jeśli się można po otrzymaniu pożyczki spodziewać wzmocnienia naszego eksportu zagranicznego, to oczywiście zaciągnięcie jej nie może mieć żadnych stron ujemnych, ma tylko strony pod każdym względem dodatnie.</u>
          <u xml:id="u-10.19" who="#JózefBuzek">I pod tym względem pozwoliłbym sobie wyrazić tu moje przekonanie, że im więcej by się pożyczki zagranicznej otrzymało, tem dla naszego rozwoju gospodarczego jest lepiej. Wprawdzie wyraził się tu jeden z mówców, że się obejdziemy bez pożyczki zagranicznej — oczywiście, że się obejdziemy, tylko zachodzi kwestja jak; jaki będzie nasz stan bez pożyczki, a jaki będzie stan po pożyczce, jaki będzie rozwój gospodarczy, jeżeli pożyczki nie będzie, a jaki będzie, jeżeli pożyczka zostanie zaciągnięta i w odpowiedni sposób zużyta. Z tego więc powodu nic uważałbym za rzecz wskazaną powtarzanie ciągle tej opinji, którą od kilku lat słyszymy, że właściwie bez pożyczki zagranicznej damy sobie radę.</u>
          <u xml:id="u-10.20" who="#JózefBuzek">Oczywiście co się tyczy pożyczki gwarantowanej przez Ligę Narodów, to stosunki się radykalnie zmieniły w ciągu ostatnich lat. Od czasu, gdy Niemcy są w Radzie Ligi Narodów, nie możnaby się spodziewać, żebyśmy mogli otrzymać pożyczkę z tego tytułu na warunkach dla Polski znośnych, i tę myśl należy, według mojego zdania, zupełnie pogrzebać. Lat temu 4 lub 3, gdy Niemców nie było w Radzie Ligi Narodów, kwestję tę można było jeszcze dyskutować, ale obecnie już nie nadaje się ona do dyskusji i przyłączam się do tych szanownych mówców, którzy powiedzieli, że o pożyczce gwarantowanej przez Ligę Narodów już u nas mowy być nie może, ale tylko z tego powodu, że oczywiście trzeba się obawiać wpływu tego czynnika, który przybył, a którego jednak lat temu 4 jeszcze w Radzie Ligi Narodów nie. było.</u>
          <u xml:id="u-10.21" who="#JózefBuzek">Mam zaszczyt w imieniu Komisji Skarbowo-Budżetowej oświadczyć, co następuje: Wszystkie trzy części przyjęła. Komisja Skarbowo-Budżetowa bez zmiany, w tej formie, w jakiej je Sejm uchwalił. Zresztą i Sejm zmienił przedłożenie rządowe tylko w części, dotyczącej emerytur, a kwotę na pensje inwalidzkie i kwotę na długi państwowe przyjął zupełnie według przedłożenia rządowego. Więc prosiłbym w imieniu Komisji Skarbowo-Budżetowej, żeby Wysoki Senat raczył przyjąć te trzy części, będące przedmiotem dyskusji, bez zmian w tej formie, w jakiej zostały przez Sejm uchwalone.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-11">
          <u xml:id="u-11.0" who="#WojciechTrąmpczyński">Otwieram dyskusję nad temi częściami: „Emerytury, renty inwalidzkie i pensje oraz długi państwowe”. Głos ma s. Thullie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-12">
          <u xml:id="u-12.0" who="#MaksymilianThullie">Wysoki Senacie! Chciałbym tutaj dotknąć pewnej bolączki w ustawie emerytalnej, która dotychczas jeszcze nie została zagojona. Mianowicie, chodzi tutaj o emerytów państw zaborczych, którzy dostali tylko 75% emerytur, jakie dostali emeryci Państwa Polskiego. Ustawa ostatecznie wychodzi z tego stanowiska, że ci emeryci państw zaborczych to byli ludzie przeważnie obcy, nie Polacy. Jednak nie tyczy się to emerytów państwa austrjackiego, gdyż jak wiadomo, w państwie austrjackiem, a więc w dawnej Galicji, administracja cała była polska i w administracji służyli przeważnie Polacy. I dlatego ten motyw, który usprawiedliwiał zmniejszenie emerytur do 75%, tutaj właściwie odpada. Prawda, że Rząd ma możność na mocy ustawy pewnym kategorjom urzędników państw zaborczych, a także pewnym jednostkom, zasłużonym w sprawie polskiej, podnosić emerytury te do 100%. Jednak Rząd korzysta dosyć rzadko z tego upoważnienia i tylko na rzecz jednostek a nie kategorji.</u>
          <u xml:id="u-12.1" who="#MaksymilianThullie">Wysoki Senacie! Musimy tutaj zwrócić uwagę na to, że ci emeryci państwa austrjackiego, pracujący w dawnej Galicji, pracowali przeważnie dla społeczeństwa polskiego, dla przyszłej Polski. Byli to Polacy, którzy zawsze mieli ideał Niepodległej Polski przed sobą i dlatego czują oni wielki żal do Polski, że chociaż służyli przez wiele lat społeczeństwu polskiemu, teraz obcina się im emerytury. Emerytury wogóle nie są wielkie, tak, że to obcięcie o 25% jest bardzo dotkliwe dla emerytów, a zwłaszcza dla wdów i sierot po nich. Otóż Rząd ma już na mocy ustawy możność złagodzenia tych stosunków. W ustawie jest przecież powiedziane, że dla pewnych kategorji może Rząd przyznać 100%. Sądzę, że przy uchwalaniu tej ustawy właśnie miano na oku emerytów austrjackich, którzy mieli zupełnie inną rolę niż emeryci państwa rosyjskiego i pruskiego.</u>
          <u xml:id="u-12.2" who="#MaksymilianThullie">Z tego powodu apeluję do Rządu, ażeby zechciał uwzględnić ten odmienny stosunek emerytów Polaków, emerytów państwa austrjackiego, i przynajmniej w części usunął te krzywdy, jakie ustawa emerytalna względem nich popełniła. Przytem muszę zwrócić uwagę, że ci emeryci państwa austrjackiego wpłacali przecież przez cały czas swojej służby wkładki do funduszu emerytalnego, że część tego funduszu emerytalnego, która była ulokowana w budynkach, przeszła na własność Państwa Polskiego, tak, że to nie jest darowizną, lecz po części zwrotem tego, co Państwo Polskie otrzymało. A zresztą wogóle emerytury państw zaborczych podlegają rozrachowianiu z Austrją i kiedy to rozrachowanie będzie skończone, to w każdym razie te kwoty, które Państwo Polskie wypłaca, zostaną wliczone do tego rachunku, więc krzywdzenie dalsze tych emerytów, według mego zdania, jest nieuzasadnione.</u>
          <u xml:id="u-12.3" who="#MaksymilianThullie">Byłyby tutaj dwie drogi, albo nowelizacja ustawy, albo, jeżeli Rząd nie chce wnieść takiej noweli, to przynajmniej korzystanie z dotychczasowej ustawy w szerszej mierze niż to było dotąd. I jeżeli się nie chce pewnych kategorji urzędniczych wprost uwzględniać, to przynajmniej przy podaniach indywidualnych prosimy, żeby Rząd był jak najhojniejszy w przyznawaniu tych 100 procentowych emerytur.</u>
          <u xml:id="u-12.4" who="#MaksymilianThullie">Mam nadzieję, że Rząd nareszcie zrozumie te stosunki, jakie panują, zrozumie to rozgoryczenie, panujące wśród emerytów i zechce moją prośbę wysłuchać.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-13">
          <u xml:id="u-13.0" who="#WojciechTrąmpczyński">Głos ma s. Kaniowski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-14">
          <u xml:id="u-14.0" who="#TadeuszKaniowski">Wysoki Senacie! Zupełnie słusznie podniósł s. Thullie kwestję emerytur. Tę sprawę już w roku 1924, zdaje mi się, przy omawianiu budżetu państwowego podnosiłem z tej trybuny i zwracałem uwagę wysokiego rządu, że nieuregulowanie kwestji emerytów państw zaborczych może grozić pewnemi konsekwencjami, albowiem emeryci mają zamiar odnieść się do Ligi Narodów o obronę swoich praw, jakie traktaty międzynarodowe im zagwarantowały.</u>
          <u xml:id="u-14.1" who="#TadeuszKaniowski">Nie zapatrywałbym się może tak różowo na wzrost wydatków emerytalnych u nas w Państwie, jak to przedstawił p. sprawozdawca s. Buzek, który twierdził, iż podniesienie kwoty budżetu emerytalnego jest skutkiem tylko tej 10% zwyżki, uchwalonej dla urzędników państwowych i emerytów. Ja jednak chciałbym zwrócić uwagę na jeden jeszcze moment. Wedle preliminarza budżetowego mamy na rok obecny emerytów 42.392 cywilnych i 4.845 wojskowych. Jednakże w ostatnim czasie jesteśmy świadkami masowego przenoszenia w stan pozasłużbowy, w stan emerytalny urzędników cywilnych i wojskowych. Naturalnie tych ludzi nie pomieszczono w dziale emerytalnym, ale przeszedłszy do działu emerytalnego, spowodować oni muszą znaczne obciążenie tegoż działu wydatków państwowych. Jabym przestrzegał Rząd przed takiem gwałtownem wysyłaniem ludzi młodych na emerytury, bo to grozi ostatecznie zwichnięciem równowagi budżetowej.</u>
          <u xml:id="u-14.2" who="#TadeuszKaniowski">Do działu emerytalnego pozwolę sobie postawić dwie rezolucje:</u>
          <u xml:id="u-14.3" who="#TadeuszKaniowski">Pierwsza rezolucja: „Senat wzywa Rząd do wydania emerytom legitymacji kolejowych”. Zeszłego roku, kiedy zapanował talki wszechwładny prąd sanacyjny, skrupiło się to także i na biednych emerytach. Rząd myślał, że przez odebranie tych legitymacji kolejowych zyska wielkie fundusze. Emeryt rzadko jeździ, dawniej urzędnicy emeryci jeździli II kl., płacąc bidet III kl. Warunki nie sprzyjają temu, żeby taki emeryt mógł jechać w III kl. Ciżba jest w III kl. duża, to też podróżowanie starszego człowieka, zmuszonego do korzystania z III kl., jest szkodliwem dla jego zdrowia. Państwo nic na tem nie zyskuje, bo gdyby on zapłacił III kl. i miał prawo jechania II kl., to z pewnością byłby wdzięczny Rządowi za to zarządzenie. Dlatego ośmielam się prosić Rząd o cofnięcie tego zarządzenia z zeszłego roku i zwrócenie emerytom legitymacji kolejowych.</u>
          <u xml:id="u-14.4" who="#TadeuszKaniowski">Druga rezolucja: „Senat wzywa Rząd do wniesienia noweli do ustawy emerytalnej w tym duchu, by nauczycielom szkół powszechnych, którzy mają egzamin zawodowy, wymagany do ustalenia w zawodzie za dyspensą od matury seminarjalnej, zaliczono do emerytury wszystkie lata służby nauczycielskiej, policzonej im już do wysługi lat, o ile służbę przed uzyskaniem egzaminu pełniła w zakładach publicznych w pełnym wymiarze godzin”. Z tego dobrodziejstwa korzystałoby wedle obliczeń może co najwięcej 200 osób. Są to osoby stanu nauczycielskiego w b. zaborze austrjackim na terenie b. Galicji, gdzie nauczyciele bez matury otrzymywali prawo zdawania egzaminu kwalifikacyjnego i służyli w zawodzie nauczycielskim, pełniąc ciężką i żmudną pracę nauczycielską. Jeżeli dolicza się różne służby zawodowe do służby obecnie pełnionej, to myślę, że jest rzeczą ludzkości, ażeby i tym ludziom doliczyć tę służbę zawodową do praw emerytalnych.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-15">
          <u xml:id="u-15.0" who="#WojciechTrąmpczyński">Głos ma s. Szereszowski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-16">
          <u xml:id="u-16.0" who="#RafałSzereszowski">Wysoki Senacie! Preliminarz wydatków na spłatę procentów i amortyzację, który referował s. Buzek, nie obejmuje jednego wydatku, który Skarb Państwa w roku bieżącym uczynić musi. Chodzi o to, że w r. b. przypada termin płatności pożyczki konwersyjnej t. zw. pożyczki Jastrzębskiego, wynoszącej 9.480.000 zł. Kwota ta w budżecie nie figuruje. Figuruje ona wprawdzie na marginesie w objaśnieniach mniej więcej w ten sposób: wykup 8% pożyczki złotej konwersyjnej w sumie 9.480.000 przewiduje się z wpływów emisji pożyczek państwowych za rok 1927. Zdaniem mojem, Skarb będzie tę sumę musiał wypłacić, bo jest termin, a w sprawozdaniu za wykonanie budżetu ta suma również figurować musi, bo pieniądze wychodzą ze Skarbu Państwa, tymczasem uprawnienia na to od Izb Ustawodawczych Rząd nie uzyskał. Z tego powodu zachodzi tu pewna nieprawidłowość i chciałbym usłyszeć od Rządu, w jaki sposób zamierza on jednak uzyskać odpowiednie uprawnienie na dokonanie tego wydatku.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-17">
          <u xml:id="u-17.0" who="#WojciechTrąmpczyński">Dyskusja wyczerpana. Przechodzimy do następnego punktu porządku dziennego: Ministerstwo Rolnictwa. Głos ma sprawozdawca s. Połczyński.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-18">
          <u xml:id="u-18.0" who="#LeonJantaPołczyński">Wysoki Senacie! Już p. referent generalny wskazywał na ogromne znaczenie postępu produkcji rolniczej dla przyszłości kraju. Według jego obliczeń, popartych kolumnami cyfr, już w niedalekim czasie, wobec postępu naturalnego rozrostu ludności, staniemy wobec ewentualności, że cały dotychczasowy eksport rolniczy będzie pochłaniany przez konsumcję krajową i że budżet handlowy nieuniknienie, jeżeli nie nastąpi poprawa, stanie wobec deficytu i wszystkich jego następstw.</u>
          <u xml:id="u-18.1" who="#LeonJantaPołczyński">P. referent generalny na drugiem miejscu podkreślił, jak nikłe jest wyposażenie Ministerstwa Rolnictwa w Polsce, w porównaniu do niesłychanie ważnych zadań, jakie rolnictwo ma dla całokształtu naszej gospodarki spełnić.</u>
          <u xml:id="u-18.2" who="#LeonJantaPołczyński">Prowadząc dalej jego myśl, pragnąłbym wskazać na to, że choćby uposażenie Ministerstwa Rolnictwa było znacznie bogatsze niż na to budżet pozwala, jednak nie stanowiłoby to bynajmniej o treści i o losie rolnictwa, ani o jego dobrobycie.</u>
          <u xml:id="u-18.3" who="#LeonJantaPołczyński">Bez porównania ważniejszem od uposażenia Ministerstwa Rolnictwa jest prawodawstwo, t. zn. wpływ prawodawstwa na konjunktury zbytu, na konjunktury cen. Pod tym względem prawodawstwo od samego początku odrodzenia Polski było skierowane przeciwko rolnictwu. Rolnictwo w roku 1919 stanęło wobec koniunktury, jaka drugi raz dziejach świata się nie powtórzy. Państwa centralne pobite, były do ostateczności wygłodzone. Konkurent najważniejszy, to jest Ameryka, wobec zniszczenia flot handlowych i podrożenia przewozów, nie konkurował, a drugi konkurent dla Europy Zachodniej, to jest południowa Rosja, także był sparaliżowany, to znaczy, że konjunktura była mniej więcej taka, jak węglowa konjunktura tego lata. Gospodarze odpowiedzialni za ówczesną gospodarkę kraju nie poznali się na tej konjunkturze, nie wyzyskali jej, gorzej — wszelkiemi sposobami prawodawczemi tej konjunkturze się przeciwstawili. Mieliśmy sekwestry, kontyngenty, zakazy wywozu i t. p. najróżniejsze sposoby sznurowania cen, które oczywiście miały odpowiednie skutki. Pamiętam, że w Poznaniu wskazywano z dumą, że ceny sprzedażne na produkty rolnicze są w Poznaniu o połowę niższe niż w Berlinie i że upatrywano w tem dowód sprawności polskiej gospodarki, że Poznańskie jest najtańszym krajem na kuli, ziemskiej. Już wtenczas zagraniczne komisje, przyjeżdżające tutaj, zwracały nam uwagę, że za granicą idzie się we wręcz odwrotnym kierunku, że jest taka polityka, iż zachęca się nawet właścicieli balkonów, ażeby w swoich doniczkach sadzili pomidory i fasolę zamiast kwiatów.</u>
          <u xml:id="u-18.4" who="#LeonJantaPołczyński">Proszę Panów, ta wielka konjunktura, której wyzyskanie byłoby się niesłychanie przyczyniło i do odbudowy kraju i postawienia dobrobytu krajowego na nogi, została samochcąc zniszczona.</u>
          <u xml:id="u-18.5" who="#LeonJantaPołczyński">Przypatrzmy się, jak dziś wygląda konjunktura. Ona nic jest już taką, jaką była w początkach istnienia Państwa Polskiego, a mimo to jeszcze trwa. Mimochodem pragnąłbym wskazać na to, że to trwanie konjunktury nie jest bynajmniej zapewnione. Mimo to dziś jeszcze konjunktura trwa. Jeszcze Rosja południowa nie zalewa rynków naszych swoim produktem, ani Ameryka poważnie narazie jeszcze konkurować z nami nie może. Jak długo konjunktura potrwa — zobaczymy, mimo to nasze prawodawstwo w dalszym ciągu nie sprzyja rolnictwu. Od dwóch lat weszło w modę, że następujący po sobie ministrowie skarbu a nawet premjerowie oświadczają z trybuny wręcz w solennych słowach, do jakiego stopnia oceniają ważność produkcji rolniczej dla całokształtu gospodarstwa krajowego.</u>
          <u xml:id="u-18.6" who="#LeonJantaPołczyński">Czyny wszakże nie odpowiadają tym poważnym słowom. Nawet przemysł nasz od dwóch lat przez usta powołanych swoich przedstawicieli uznaje, że pauperyzacja rolnictwa bardzo ujemnie odbiła się także na konjunkturze przemysłowej, dlatego, że odebrała mu najbliższego i oczywistego odbiorcę, to jest te 20 miljonów rolników.</u>
          <u xml:id="u-18.7" who="#LeonJantaPołczyński">Ale jak wygląda prawodawstwo? Proszę Panów i po dziś dzień mamy ochronę celną dla wytworów przemysłowych. Ta ochrona celna oznacza — znów powołuję się na cyfry p. generalnego sprawozdawcy — podrożenie towarów przemysłowych o 1/2 miljarda zł. Jaki udział bierze rolnictwo w tym haraczu, płaconym na korzyść przemysłu? Jeżeli powiem — połowę, to będzie to z pewnością b. mała tylko część. Rolnictwo może słusznie uważać za krzywdzące dla siebie to opodatkowanie ciche, niewidoczne, a bardzo skuteczne i skarżyć się, że analogicznej ochrony dla swoich produktów nie ma.</u>
          <u xml:id="u-18.8" who="#LeonJantaPołczyński">Proszę Panów, jeżeli mowa o cłach, to jakże się dziś Rząd odnosi do tego zasadniczego zagadnienia? Przecież znowu jest zamiar wprowadzenia ceł wywozowych, t. zn. strangulacji cen wewnętrznych. P. Minister odpowiada na to i słusznie, że wywóz produktów rolniczych jest obecnie tak minimalny, że cła wywozowe nie odbiją się tak bardzo na rolnictwie. Tymczasem nie chodzi bynajmniej o tę stawkę celną, ale chodzi o to, że cła wywozowe wogóle obniżają ceny wewnątrz kraju. I zwrócę tutaj uwagę, że obniżenie cen wewnątrz kraju choćby tylko o 5% stanowi dla rolnictwa 200 milj. podatku. Jeżeli jednem pociągnięciem pióra można rolnictwu taki lub inny cios zadać, to cóż znaczy, że się Ministerstwo Rolnictwa wyposażyło o kilka, czy nawet kilkanaście miljonów więcej! Nie będę wskazywał na opodatkowanie rolnictwa, dlatego, że już była o tem mowa, nie będę wskazywał na to, że np. rolnictwo Pomorza jest obarczone 40 zł. z 1 ha podatków i świadczeń społecznych. Jest to stawka, którą rolnictwo ponosić może tylko w bardzo intensywnych gospodarstwach i na dobrych ziemiach, a która np. na lekkich ziemiach, jakie mamy na Kaszubach, jest zupełnie rujnująca i tylko obecna dewaluacja przyniosła na tem polu pewną ulgę.</u>
          <u xml:id="u-18.9" who="#LeonJantaPołczyński">Ale zwracam jeszcze uwagę Panów na to, że koszty wojny celnej z Niemcami ponosi znowu rolnictwo, a specjalnie województwa zachodnie. Dla jednych to jest bohaterstwem bardzo taniem — my płacimy. Proszę mnie nie rozumieć tak, jakobym był za tem, ażeby jakiemkolwiek ustępstwem politycznem okupić zakończenie tej wojny, lecz trzeba sobie zdawać sprawę, że nie kto inny, tylko my rolnicy płacimy koszty tej wojny. Że te wszystkie zarządzenia Rządu, które trwają pomimo wszystkich pięknych frazesów, najbardziej odbijają się na ziemiach zachodnich, to jest oczywiste, dlatego, że ziemie te przed wojną miały przywilej pozytywny, rolnictwo tamtejsze cieszyło się specjalną ochroną w polityce państwa niemieckiego, dzisiaj zaś podlega, jak Panowie widzicie, przywilejom negatywnym i te wyrażają się bardzo wyraźnie w cenach ziemi.</u>
          <u xml:id="u-18.10" who="#LeonJantaPołczyński">Pomimo wszystko, co tu powiedziałem, ceny ziemi w b. Królestwie Polskiem podniosły się znacznie. Np. w Kieleckiem są trzykrotne w porównaniu do cen przedwojennych, a na Pomorzu wynoszą jeszcze tylko 30% cen przedwojennych. To jest wskaźnikiem, jak postępuje niwelacja różnych dzielnic Polski, niwelacja z jednej strony pożądana, lecz z drugiej strony zgubna, gdyż województwa zachodnie, które były powołane do tego, ażeby przodować kulturze całej Polski, najgorzej wychodzą na obecnem prawodawstwie.</u>
          <u xml:id="u-18.11" who="#LeonJantaPołczyński">Prawodawstwo i konjunktury nie wymagają na razie w Polsce jeszcze ceł ochronnych. Panowie wiedzą, że w końcu przeszłego wieku w Niemczech rolnictwo, nie mogąc już wytrzymać naporu konkurencji zagranicznej, zdołało się o tyle politycznie zorganizować, że przeforsowało otoczenie rolnictwa opieką i ochroną celną, która w pewne karby ujęła konkurencję zagraniczną. Narazie rolnictwo polskie tego się nie domaga, domaga się tylko, ażeby prawodawstwo nie zwracało się przeciwko niemu, ażeby, że tak powiem trywjalnie, pozwoliło mu żyć i dało mu pokój.</u>
          <u xml:id="u-18.12" who="#LeonJantaPołczyński">Pan referent generalny wskazywał dalej na sprawę kredytów rolniczych i oświadczył, że nie widzi innej rady dla załatwienia tej kwestji, jak pożyczkę zagraniczną. I ja przychylam się do tego zdania, że zasadniczego załatwienia własnemi siłami nie uzyskamy. Jakie jest zapotrzebowanie kredytów rolniczych? Co do tego pozwolę sobie Panom przeczytać liczby, które mi przedłożono w Ministerstwie Rolnictwa. Zaznaczam zgóry, że będę czytał tylko sumy końcowe, które pamięci Panów tak bardzo nie obarczą: Dział I: zagospodarowanie nieużytków i meljoracje — 4.000.000.000. Dział II: kredyty na uprawy specjalne — 29 miljonów. Dział III: inwestycje na przetwórstwo i ulepszenie transportu — 144 miljony. Dział IV: kredyty na środki produkcji rolniczej i inwestycje w zakresie wytwórczości nawozów sztucznych — 540 miljonów. Razem 5.381.000.000. Z tego najpilniejszych potrzeb około 1/2 miljarda. Że takim astronomicznym sumom nie zaradzi się budżetowemi środkami, to jest oczywiste. Nie wiem nawet, czy znajdzie się sposób, żeby im zaradzić przez pożyczkę zagraniczną.</u>
          <u xml:id="u-18.13" who="#LeonJantaPołczyński">Ale pragnę wskazać na to, jak szybko odradza się kapitał, a zatem kredyt, byleby rolnictwo miało konjunkturę. Wskażę na to, że w Niemczech, gdzie blisko na tę sprawę patrzyłem, w r. 1900 nastąpiła korzystna zmiana konjunktury rolniczej, po zupełnem załamaniu się rolnictwa. Efekt był taki, że kapitał nasz polski, złożony w kasach oszczędnościowych polskich, tak nagłemi skokami począł wzrastać, że w przeciągu 10 lat, dziesięciokrotnie się powiększył. Ja sam prowadziłem bank ludowy, który przez 40 lat zaledwie dyszał i wykazywał 50.000 depozytów, a wtedy w przeciągu 10 lat podniósł swój” kapitał na 3 miljony. A przecież składanie depozytów nastąpiło dopiero po saturacji własnych potrzeb i podniesieniu własnego warsztatu rolniczego. Oszczędności te powstawały dopiero z tego, co po zapotrzebowaniu własnego warsztatu można było odłożyć.</u>
          <u xml:id="u-18.14" who="#LeonJantaPołczyński">Więc sądzę, że i u nas odbudowa kapitału mogłaby nastąpić bardzo szybko, byle się stworzyło konjunkturę dla rolnictwa. Za konjunkturą i za spowodowanym przez nią napływem kapitału w Niemczech — myśmy wszyscy na to patrzyli — poszła cała reszta. Ta w oczy bijąca wyższość wyglądu kulturalnego kraju datuje się dopiero od początku tego stulecia; te wszystkie szosy, kolejki podjazdowe, nawet sieć kolejowa, te pałace szkolne i pałace starościńskie, to wszystko nie jest dawniejsze, niż od początku tego wieku. Ja sam doskonale pamiętam, jak np. Kujawy, które przed wojną przedstawiały kwitnący obraz kultury, kiedyś były w podobnym stanie jak dziś którakolwiek wiosczyna wschodnio polska. Chaty garbate, wrastające w ziemię, nieprzebyte drogi, żórawiane studnie, a w chatach czarna nędza, a w dworach troska o zapłacenie raty towarzystwu, która wynosiła swoją drogą 3 1/2%, i oszczędność taka, o jakiej dziś często robotnik, który ma zajęcie, ani myśli. To wszystko, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zmieniło się w przeciągu lat 15.</u>
          <u xml:id="u-18.15" who="#LeonJantaPołczyński">Trzecim kamieniem węgielnym każdego zawodu jest wiedza fachowa. Będziemy jeszcze o tem mówili przy budżecie, że Państwo dokłada wszelkich starań, żeby zadość uczynić swemu obowiązkowi zorganizowania szkolnictwa rolniczego. Lecz już dziś zauważa się, że to szkolnictwo, które jest, przerasta elementarną potrzebę ludności, że ludność nie wyzyskuje nawet tych szkół, które są. Jest to bardzo zrozumiałe, bo nie trzeba sądzić że nauka tworzy produkcję, tylko znowu konjunktura tworzy produkcję, konjunktura tworzy naukę. Dopiero kiedy konjunktura pokrywa ryzyko nakładu i ryzyko nauki, dopiero wtedy budzi się elementarne zapotrzebowanie nauki.</u>
          <u xml:id="u-18.16" who="#LeonJantaPołczyński">Dam Panom znowu przykład z mego życia. Przez lat 40 na Pomorzu istniały kołka rolnicze, było ich dwadzieścia kilka. Prowadziły one żywot suchotniczy, uchodziły za placówki raczej narodowe, od czasu do czasu zbierano się, żeby dać znak życia narodowego. Z chwilą gdy zmieniła się konjunktura, kółka te w bardzo szybkim czasie z 20 osiągnęły liczbę 300 i zawrzała w nich odrazu praca. Przemówień quasi polityczno-narodowych nie chciano, zaczęto bardzo poważnie domagać się pozytywnej, prawdziwej nauki i dopiero wtenczas zaczęło się prawdziwe wyzyskiwanie nauki. Tak samo w wyższych uczelniach. Wyższe uczelnie światowe podczas kryzysu byty prawie że opustoszone. Byty takie czasy, kiedy rolnik, posyłając swojego syna do wyższych uczelni, kazał mu studjować prawo, filozofję, filologję, każdy inny fakultet, byle nic rolnictwo, ponieważ się przewidywało, że rolnictwo nie da tym dzieciom chleba. Dopiero za czasów zaistnienia konjunktury zaroiły się uczelnie niższe i wyższe. To znaczy, że i nauka, którą się u nas kultywuje w przypuszczeniu, że nauką można stworzyć produkcję, jest dopiero pochodnem zjawiskiem konjunktury. Byleby była konjunktura, to każdy gospodarz będzie się garnął do polepszenia swego gospodarstwa.</u>
          <u xml:id="u-18.17" who="#LeonJantaPołczyński">Jest jeszcze czwarty, że tak powiem, kamień węgielny każdego zawodu, to jest opanowanie własnego handlu swojemi własnemi produktami. Rolnictwo jest w tem położeniu, że jego produktami handluje giełda i spekuluje po części, a tyle dobrego, że są przynajmniej giełdowe produkty, reszta nie jest wogóle zorganizowana. Kooperatywy starają się temu zaradzić. Sądzę nawet, że kooperatywa jest formą przyszłości, chociaż ona nigdy nie wyprze zdrowego handlu prywatnego, ponieważ handel prywatny zawsze się będzie odznaczał większą ruchliwością, większą pomysłowością, inicjatywą, niż ociężała maszyna kooperatywna. Ale i kooperatywa nie może istnieć, jeżeli nie ma uregulowanych, ustabilizowanych konjunktur rolniczych. Wielkie skoki w cenach, jakie przeżywamy — skok taki może nastąpić przez pierwszy lepszy zakaz, od zielonego stolika wydany — mogą i muszą automatycznie każdą kooperatywę obalić.</u>
          <u xml:id="u-18.18" who="#LeonJantaPołczyński">Mamy ciągle to doświadczenie, że kooperatywy nasze nie wychodzą ze stadjum organizowania się, z wielką dla rolnictwa szkodą. Nawołuje się u nas ciągle do produkcji, sadownictwa, drobiarstwa, mleczarstwa, do hodowli królików, lnu, jedwabnictwa, nie gwarantując równocześnie zbytu. Jest to wręcz niebezpieczne nawoływać ludzi mało kalkulujących do eksperymentów, które się zawsze smutnie kończą. Ja pamiętam, że u nas nagle powstał owczy pęd do produkcji lnu. Tysiące hektarów objęto pod plantacje lnu i powstało kilkanaście fabryk na samem Pomorzu. To trwało lat dwa i załamało się, bo w końcu cena lnu stała się niższa od ceny słomy. To znaczy, że ważniejsze jest zorganizowanie zbytu, niż zorganizowanie produkcji i że znowu produkcja będzie dopiero pochodnem zjawiskiem, jeżeli się zorganizuje zbyt. To wszystko zależy od konjunktury.</u>
          <u xml:id="u-18.19" who="#LeonJantaPołczyński">Proszę Panów! Wskazałem na cztery elementarne podstawy zawodu rolniczego i dopiero na piątem miejscu dochodzę do ministerstwa. Minister nic może załatwić tych kwestyj. U nas woła się ministra przy każdej okazji. Tymczasem on nie jest od tego, i nigdzie w Europie od niego się nic żąda tego, czego się u nas żąda. U nas rolnictwo nic wydało z siebie żadnej siły politycznej zwartej w obronie warsztatów rolniczych i dlatego jest skazane na skargi, na biadania, na wypominki, czasem nawet w bardzo ostrej formie.</u>
          <u xml:id="u-18.20" who="#komentarz">(Głos: Związek Ziemian, Towarzystwo Rolnicze)</u>
          <u xml:id="u-18.21" who="#LeonJantaPołczyński">Ale wszystkie te skargi nie będą miały efektu dlatego, że rolnictwo przedstawia politycznie najmniejszy opór, jak to zresztą powiedział nawet sam Rząd. Wobec tego woła się do ministra, jak słyszeliśmy w Sejmie: czy on nie wic o tem, że my potrzebujemy kredytów, czy on nic wie o ważności i powadze meljoracji, czy minister nie stara się o sztuczne nawozy, nie stara się o kredyty na te sztuczne nawozy? Wszystko ma załatwić minister w ramach zupełnie żebraczego budżetu i w dodatku nie poparty, nie niesiony przez wielką siłę, którą mogłoby być rolnictwo, gdyby umiało wyłonić z siebie jakąś zwartą siłę, nie polityczną, ale chociażby zawodową w obronie swoich warsztatów.</u>
          <u xml:id="u-18.22" who="#LeonJantaPołczyński">Proszę Panów. Przechodząc do samego budżetu, nie wchodząc w szczegóły, będę Panom to tylko referował, co Sejm w przedłożeniu rządowem zmienił, albo co uzupełniła jeszcze komisja senacka. W dochodach Sejm dokonał tylko drobnych przesunięć, które się same tłumaczą i nie będę się nad niemi szerzej rozwodził. W rozchodach zasadniczo podwyższył wszystkie pozycje, które zawierają pobory urzędnicze, dlatego, że jak Panowie wiecie, stanęło porozumienie między Rządem a Izbami co do podwyższenia poborów urzędniczych o 10%. Wszystkie zatem sumy odnośne automatycznie się podnoszą. Przejdę do tych najważniejszych punktów budżetu, to jest do §§ 10, 11 i 12, które zawierają wstawione przez Sejm w r. 1925 pozycje dotacji dla poszczególnych zadań ministerstwa.</u>
          <u xml:id="u-18.23" who="#LeonJantaPołczyński">§ 10 przewiduje 3.600.000 na poparcie rolnictwa i leśnictwa. Paragraf ten bywa przedmiotem bardzo daleko idącej krytyki. W sejmowej komisji powoływano się na rzekome przyznanie b. ministra Raczyńskiego, jakoby 2/3 tego funduszu szły na personalja najróżniejszych organizacji, jakoby z tych dotacji rządowych najróżniejsze organizacje utrzymywały swoje sekretarjaty bez korzyści dla rolnictwa, a bardzo często nawet ze szkodą dla rolnictwa. Wytworzyły się bowiem takie stosunki, że w niejednej miejscowości dwie organizacje konkurują ze sobą, zakłada się dwa kółka rolnicze, które wydzierają sobie wzajemnie członków i naturalnie żadnej korzyści efektywnej rolnictwu nic przysparzają. Dziś podobno tworzy się nawet trzecia Kondygnacja organizacji, tak że już trzy organizacje z sobą konkurują niektórych częściach Polski i wydzierają sobie wzajemnie kółkowca. Minister Janicki rzekomo nawet przyznał, że zachodzą wypadki jaskrawej korupcji w tych dotacjach.</u>
          <u xml:id="u-18.24" who="#LeonJantaPołczyński">Przeglądając wykaz dotacyj, zauważa się, że ministerstwo nie kierowało się żadnym określonym planem w rozdawaniu zapomóg. Jeżeli ma się do dyspozycji kwotę tak nikłą, jak 3.600.000 zł. na całą Polskę, można stworzyć coś tylko wtedy, gdy się zupełnie ściśle te sumy kieruje w jednym określonym kierunku. Naprzykład pamiętam taką akcję, że premjami cale prowincje w Niemczech zmeljorowały gnojownie i z cuchnących topielisk zamieniły je w skarbony gospodarstwa. Na wschodzie naszym, naprzykład na lekkich, podmokłych ziemiach, mało jest znaną uprawa łubinu i seradeli, a mogłaby ona tam przynieść ogromne korzyści dla kraju. Oczywiście nie polecam specjalnie tych środków, ale sądzę, że Ministerstwo musi wyznaczyć sobie zupełnie określony cel, jeżeli taką dotacją, jak 3.600.000 zł. chce rzeczywiście jakiś efektywny cel osiągnąć.</u>
          <u xml:id="u-18.25" who="#LeonJantaPołczyński">Dziś Ministerstwo odstąpiło od dotychczasowych praktyk, to jest rozdawnictwa bezplanowego i obrało sobie inny sposób szafowania dotacjami, mianowicie stawia jako warunek określone materjalne korzyści dla rolnictwa. Więc nie będą to już ściśle personalne zapomogi, ale raczej rzeczowe premjowanie pewnych określonych celów. Jest to oczywiście do pewnego stopnia sanacja, ale z przedłożenia tegorocznego jeszcze nie wynika, żeby ona była efektywna. Ministerstwo poparło 47 organizacji dla 27 różnych celów. Mogą Panowie sobie wyobrazić, jak się akcja rozpryskuje i że niektóre zapomogi rzeczywiście robią wrażenie nagrody za natręctwo petenta, a w Niemczech byłyby wręcz nazwane „Sauf-stipendien”, bo są tak nikłe, że raczej na przepicie wystarczyłyby.</u>
          <u xml:id="u-18.26" who="#LeonJantaPołczyński">Drugim niesłychanie ważnym celem, wyrażonym w § 11, jest hodowla. Na podniesienie hodowli przeznacza się w tym roku 5 miljonów złotych. Jest to oczywiście suma nikła, lecz zdaje mi się — to oczywiście są tylko wrażenia — że repartycja sum w tym paragrafie jest systematyczniejsza. Ministerstwo postawiło sobie tutaj cele bardzo słuszne, to jest podniesienie mleczarstwa i podniesienie bekoniarstwa. Są to cele dobrze wybrane, gdzie zbyt jest zapewniony i gdzie przy pewnej organizacji z całą pewnością można będzie oddać rolnictwu duże korzyści. Można mówić oczywiście o tem, czy sprawa popierania takich typów, jak mleczarnie z ręcznym rozpędem, nadaje się do dzisiejszych czasów, czy nie. Można mówić wogóle o szczegółach, ale nie chcę Panów uwagi tem zaprzątać. W każdym razie trzeba uznać, że Ministerstwo ma plan hodowli, opracowany na całą Polskę, zastosowany do klimatu, do warunków produkcji i że według tego planu postępuje. Można pod tym względem nadzwyczaj dużo zrobić i trzeba bardzo dużo zrobić. Jest bowiem złudzeniem, jakoby nasz gospodarz był hodowcą. Polak nie jest hodowcą i trzeba go tego dopiero nauczyć. W przeciwstawieniu do Niemca, który jest urodzonym hodowcą, Polak jest zawsze raczej rolnikiem polnym i zawsze łatwiej go pozyskać do postępu w uprawie pola, niż do postępu w hodowli.</u>
          <u xml:id="u-18.27" who="#LeonJantaPołczyński">Największym błędem włościanina, z którego trzeba go wyleczyć, to jest iluzja, jakoby wielka ilość lichego inwentarza była bogactwem gospodarstwa. Zupełnie przeciwnie: wielka ilość lichego inwentarza rujnuje gospodarstwo. Trzeba do tego doprowadzić, żeby to zrozumiał i nasz włościanin. A po drugie trzeba go nauczyć tego, że kultura i uszlachetnienie hodowli pociąga za sobą ogromne obowiązki, bo uszlachetnione bydlę jest bez porównania wrażliwsze, niż krajowe i nie zniesie chłopskiej zimy i głodówki i tych warunków, na które niejednokrotnie bydło naszego włościanina jest narażone.</u>
          <u xml:id="u-18.28" who="#LeonJantaPołczyński">Trzecią ważną pozycję zawiera § 12, to są meljorację. Meljoracje są wyposażone dziś 7 miljonami złotych wobec 400 miljonów, których meljoracja kraju wymaga. Nie będę Panom mówił, bo dość się o tem mówiło, ile mamy jeszcze niezmeljorowanych gruntów i jak nadzwyczajnemi są skutki melioracji. Gdyby nam się udało podnieść produkcję tylko o 1 q z hektara, to już to znaczyłoby 10.000.000 kwintali, t. j. 400 miljonów złotych, a gdyby się udało grunta reszty Polski podnieść choćby tylko do przeciętnej wydajności Poznańskiego, to znaczyłoby cztery razy tyle. Ale tutaj trzeba znowu legendę rozbić, jakoby Poznańskie było już zupełnie zmeljorowane. I w Poznańskiem meljoracja obejmuje dość nikły procent ogółu areału. Tak samo na Pomorzu. Pomorze i Poznańskie wykazują tylko 1.6 proc. zdrenowanych gruntów, Małopolska 2 proc., województwa centralne 0,6 proc., województwa wschodnie — 0,2 proc. Razem mamy zmeliorowanych około miljona ha gruntów wobec 18 miljonów, które tego zmeljorowania wymagają. Ale chociaż meljoracja w Poznańskiem i na Pomorzu wynosi tylko 16 proc., jednak jest taka olbrzymia różnica pomiędzy produkcją tamtych województw a produkcją reszty Polski, i z tego widzicie Panowie, jak kolosalne korzyści daje meljoracja. Naturalnie, chociażbyśmy tutaj wstawić mogli ze źródeł budżetowych jakie 2, 6, 10 a nawet więcej miljonów, zawsze byłaby to tylko kropla w morzu i oczywiście do sanacji by nie doprowadziła. Ale następstwa meljoracji są tak szybkie, że każdy miljon w krótkim czasie się wróci.</u>
          <u xml:id="u-18.29" who="#LeonJantaPołczyński">Pragnąłbym tutaj wskazać na jeden wielki defekt organizacyjny, to jest, że kwestja meljoracji podlega dwóm ministrom, to jest Ministerstwu Rolnictwa — meljorację rolne i Ministerstwu Robót Publicznych — meljorację rzek.</u>
          <u xml:id="u-18.30" who="#komentarz">(S. Kędzior: I Ministerstwu Reform Rolnych! Trzem opiekunom podlega.)</u>
          <u xml:id="u-18.31" who="#LeonJantaPołczyński">W kraju tak płaskim jak nasz, jest konieczna jednolitość planów całej meljoracji, ponieważ meljoracja rolna pozostaje w ścisłym związku z meljoracją rzeczną i gdyby nie było jednolitego planu, to mogłoby się okazać po pewnym czasie, że meljoracja określonego objektu jest zupełnie błędna, ponieważ późniejsza meljoracja rzeki zupełnie zmieni przyjęty system. Wobec tego przedkładam Panom rezolucję, do której zresztą zakradły się błędy drukarskie, mianowicie, że Rząd musi dbać o to, żeby uzgodnić system meljoracji rolnych i wodnych w tych dwóch ministerstwach dla całej Polski jednolicie.</u>
          <u xml:id="u-18.32" who="#LeonJantaPołczyński">Nie będę wskazywał na szczegóły, np. na bardzo poważną kwestję, żeby dbać o dobre plany. Mamy wprawdzie towarzystwo melioracyjne, które nad tem czuwa, mimo to nie z towarzystwa meljoracyjnego, ale z innego źródła państwowem wiem, do jakiego stopnia bywają bałamutne plany, wypracowane nawet przez geometrów rządowych. Miałem np. plan gospodarstwa leśnego, dostarczony mi z oficjalnego źródła, a tak lekkomyślnie wypracowany, że był zupełnie nie do użycia. Bardzo ważnym jest dobry plan, ale równie ważne jest dotrzymanie planu. Głównie przy włościańskich towarzystwach drenarskich wymaga to zupełnie specjalnej opieki i na te dwie sprawy oczywiście trzeba będzie specjalnie uważać.</u>
          <u xml:id="u-18.33" who="#LeonJantaPołczyński">Proszę Panów, to są te trzy paragrafy, które tworzą całą treść i rdzeń zadań pozaadministracyjnych Ministerstwa.</u>
          <u xml:id="u-18.34" who="#LeonJantaPołczyński">Komisja senacka proponuje Panom dwie podwyżki do tych trzech paragrafów. Po pierwsze 500.000 zł. na zmeljorowanie, chociażby tylko t. zw. „ośrodków kultury”, które są przewidziane w naszem ustawodawstwie, wychodząc z założenia, że jeżeli one mają być ośrodkami kultury i promieniować nazewnątrz, to muszą być przedewszystkiem drenowane. Druga dotacja, to jest znowu 500.000 zł. na zalesienie nieużytków. Ktokolwiek przyjeżdża do Warszawy, widzi już wzdłuż toru kolejowego straszne rozłogi i piaski niezalesione. Są one w przeważnej części w posiadaniu mniejszej własności, która nie ma środków ani doświadczenia, żeby je zalesić. Takich nieużytków jest 1.000.000 ha i dlatego komisja senacka zgodziła się, żeby na wykup albo przynajmniej na premjowanie zalesienia tych nieużytków przeznaczyć osobno 500.000.</u>
          <u xml:id="u-18.35" who="#komentarz">(S. Średniawski: Na stokach Karpat jest to samo.)</u>
          <u xml:id="u-18.36" who="#LeonJantaPołczyński">Przechodzę do bardzo ważnego działu, to jest do sprawy hodowli koni. Otóż przedkładam tu Panom rezolucję, by Ministerstwo Spraw Wojskowych remonty zakupywało w kraju. Zapotrzebowanie ich jest niewielkie. Jest potrzeba tylko 6.000, ale Ministerstwo wyznacza cenę, stawiając z drugiej strony bardzo trudne warunki, tylko 850 złotych. Cena ta nie odpowiada warunkom targowym, ani kosztom wychowu. Nigdzie w świecie nie można dostać konia remontowego za 92 dolary i ta sama komisja remontowa, która u nas wyznacza 92 dolary, gdy pójdzie za granicę kupić konia, da za niego i 150 i 200 dolarów. Przed wojną koń remontowy kosztował na terenach polskich, okupowanych przez rząd zaborczy, mniej więcej 1200 złotych pełnowartościowych. Do tego mniej więcej trzeba będzie powrócić.</u>
          <u xml:id="u-18.37" who="#LeonJantaPołczyński">Ja osobiście przedłożyłem komisji jeszcze drugi wniosek, dotyczący wstawienia około 200.000 na premjowanie chowu ogierów. Nie mamy dostatecznej ilości ogierów. Gdy większa własność się kurczy, a mniejsza własność niema doświadczenia w wychowaniu ogierów, to bez premjowania nie dochowamy się ogierów. Prosiłem na ten cel o 200.000. Nie udało się. Odrzucono to ze względów budżetowych. Ale może być, że jednak Panowie na przyszły rok o tem pomyślą. Kwestja wychowu koni jest bardzo ważna. Myśmy wywieźli w ostatnim roku 50.000 koni. Bardzo humorystyczny jest błąd w naszym wykazie statystycznym, że za te 50.000 koni uzyskano 5 milj. zł., to znaczy po 100 zł. za konia. Chociaż my bardzo tanio wywozimy, to jednak niepodobna za taką cenę wywieźć. Wiem mniej więcej, za jaką cenę się wywozi. Otóż konia użytkowego nie wywozi się za granicę niżej jak za 500 zł. Tłumaczono mi ten błąd w wykazie statystycznym tem, że statystyka opiera się na certyfikatach wywozowych. To jest właśnie dowodem, ile są warte certyfikaty wywozowe. Wywóz koni był wart minimalnie 20 milj., a wykazano 5 milj. zł. W każdym razie to jest kwestia, którą potrzeba się poważnie zająć i w którą trzeba włożyć pewne pieniądze. 200 000 zł., które proponowałem, jest zupełnie minimalną sumą.</u>
          <u xml:id="u-18.38" who="#LeonJantaPołczyński">A teraz proponuję drugie 200. 000 zł. na cel, który mojemu sercu jest specjalnie bliski. Otóż Ministerstwu Rolnictwa przypadkowo podlega rybołóstwo morskie. My wydajemy na przywóz śledzi do Polski 30, a jak Ministerstwo twierdzi, 50 miljonów zł. rocznie. W tych 50 miljonach jest kosztów rzeczowych — i to jednorazowego nakładu — tylko około 10 miljonów złotych, bo potrzeba tylko zakupić 5 dryfterów, to jest odpowiednich parostatków, żeby zorganizować całe rybołóstwo na morzu, gdyż śledź na morzu podlega każdemu okupantowi i jest bezwartościowy. Cała reszta jest pracą ludzką. Można sobie zdać sprawę, ile my ludzi, żeglarzy, marynarzy, ilu solarzy i bednarzy zagranicznych utrzymujemy za 50 miljonów, które wydajemy na import śledzi. Oczywiście, że za 200.000, które ja proponowałem, nie możnaby zorganizować całego połowu, ale miałby to być początek choćby wyszkolenia odpowiednich ludzi, konieczny, żeby te ważną część naszego gospodarstwa wziąć we własne ręce. I tu komisja nie dopisała i ze względów budżetowych odrzuciła tę małą pozycje, którą ja osobiście się interesuję, bo mieszkam na Pomorzu i rybactwo kaszubskie na wybrzeżu jest mi specjalnie bliskie.</u>
          <u xml:id="u-18.39" who="#LeonJantaPołczyński">Nie będę Panów zaprzątał drobniejszemi sprawami i przechodzę odrazu do szkolnictwa. Szkolnictwo nasze rolnicze nie podlega, niestety, Ministerstwu Rolnictwa. Ministerstwu Rolnictwa podlega tylko najniższa jego część, t. j. szkoły ludowe, a na resztę, nawet na programy, nie ma Ministerstwo Rolnictwa żadnego wpływu. Jest to, jak mi się zdaje, niesłuszne, dlatego, że każde szkolnictwo zawodowe musi być — i to jest cała jego wartość — ujęte od góry do dołu w ścisły system. Przy każdym uniwersytecie mamy wydział rolniczy, a po części nawet fakultet rolniczy. Mamy zatem 5 wysokich Studjów rolniczych, mamy 7 gimnazjów rolniczych i od? razu — tylko ludowe szkolnictwo. Programy wysokich uczelni są, mojem zdaniem, tak prześrubowane pod względem naukowym, że niewiadomo jaki typ rolnika chce się przez nie wykształcić, bo nie będzie to rolnik praktyczny. W przyszłości większa własność ma obejmować maksymalnie 180 ha. Zatem, któryż chociażby większy rolnik może poświęcić 4 lata na niesłychanie oderwane naukowe studja? A zapotrzebowanie nauczy? cieli dla szkół ludowych jest przecież także ściśle określone. Po pierwszej saturacji, która jeszcze nie jest dokonana, jestem przekonany, że nie będziemy wiedzieli, co robić z tą produkcją naukowców rolników, którą się dziś wytwarza.</u>
          <u xml:id="u-18.40" who="#LeonJantaPołczyński">System jest tego rodzaju, że niesłychanie quasi-naukowo ujmuje odrazu program, że przez dwa lata przyszły rolnik nie słyszy wcale o rolnictwie, tylko mówi mu się o geologii, petrologji, astronomji i t. d. i dopiero w trzecim roku zaczyna mu się coś mówić o organizacji rolnictwa. Jabym sądził, że choćby odwrócenie te? go programu mogłoby wydać bardzo dobre rezultaty. Niechby pierwsze dwa lata były praktyczne i ktoby chciał, toby mógł z półdyplomem opuścić uczelnie, a dopiero następne dwa lata możnaby przeznaczyć dla naukowego pogłębienia dla specjalistów. Muszę zaznaczyć, że wobec błędności programu procent absolwentów w naszych szkołach wyższych gospodarstwa rolnego jest bardzo nikły.</u>
          <u xml:id="u-18.41" who="#LeonJantaPołczyński">Mnie się specjalnie podobała zasada Ministerstwa, że zanim ustanowi nauczyciela, choćby przy szkole ludowej, to żąda od niego, aby przeszedł trzyletnią praktykę rolniczą w większych i mniejszych gospodarstwach, aby tam te teorję, które słyszał, przepuścił przez alembik praktyczny i wielką część ich zapomniał.</u>
          <u xml:id="u-18.42" who="#LeonJantaPołczyński">Szkolnictwo ludowe posuwa się według ściśle opracowanego programu systematycznie naprzód. Nie idzie to odrazu. Mamy, jak wiadomo, ustawę, która przewiduje dla każdego powiatu jedną szkołę powiatową dla mężczyzn i jedna dla dziewcząt. Wykonanie tej ustawy może naturalnie iść tylko w miarę możliwości najpierw finansowych, a potem też w miarę przygotowania personelu naukowego, które wcale nie jest tak łatwe. Dotychczas na Zachodzie naturalnym nauczycielem mniejszej własności była większa własność. Ponieważ w niedalekim czasie może tego nauczyciela zabraknąć. więc tembardziej chodzi o to. żeby nauczyciel szkoły ludowej był pierwszorzędną siłą pod względem praktycznym, żeby nie wykładał chłopcom tylko jakichś oderwanych teorji, ale praktycznie uczył, jak podnieść gospodarstwo. Otóż wobec tego mnie się nawet wręcz podoba, że postęp jest powolny.</u>
          <u xml:id="u-18.43" who="#LeonJantaPołczyński">Mamy dotychczas wszystkiego razem siedemdziesiąt kilka szkół. Oczywiście, jeszcze ich potrzeba około 200. Podnoszę na tem miejscu także troskę tego działu Ministerstwa o Kresy Wschodnie. Jest zamierzone w tym roku 6 nowych szkół w województwie nowogródzkiem, a 6 w innem województwie kresowem. Zdaje mi się, że posuwanie się nauki i praktycznej rady na Wschód jest najlepszym propagatorem politycznym. Bardzo dlatego podnoszę tu ten fakt.</u>
          <u xml:id="u-18.44" who="#LeonJantaPołczyński">Oczywiście, że typ szkolnictwa niższego jeszcze nie jest ustalony. Ministerstwo jest w stadjum eksperymentowania i komisja zwraca uwagę na to w rezolucji przedłożonej Panom, do jakiego stopnia trzeba baczyć przy organizowaniu szkolnictwa na jego cel ostateczny, t. j. na kształcenie prawdziwe rolników. Dzisiaj się często zdarza, jak niektórzy twierdzą, na podstawie statystyki, że połowa uczniów szkół rolniczych przechodzi do innych zawodów. Tam dużo jest stypendjów, dużo pomocy, więc przechodzą uczniowie te szkoły bez zamiaru, ażeby wrócić na zagon ojcowski i prawdziwie na nim pracować. Rezolucja więc, którą Panowie zapewne poprą, wzywa do tego, ażeby ściśle zastosować program do prawdziwie praktycznej pracy na roli swojej własnej.</u>
          <u xml:id="u-18.45" who="#LeonJantaPołczyński">Nie będę Panom mówił o Instytucie Naukowym Gospodarstwa Wiejskiego w Puławach. W obecnem jego stadjum możnaby tylko wyrazić życzenie, by jego pożyteczność odpowiadała wysokim stopniom służbowym jego urzędników. 10 etatów IV st., 12 — V st. — to jest więcej niż ministerstwo. Ma się prawo i można się spodziewać dużo po takiej instytucji.</u>
          <u xml:id="u-18.46" who="#LeonJantaPołczyński">Instytut Meteorologiczny, przyłączony do Ministerstwa Rolnictwa, jest wyposażony tak, że nie może się stać prawdziwie naukowa placówką, ale jest on przyłączony do Ministerstwa Rolnictwa nie dla swej naukowej wartości, tylko na to, żeby rolnictwo miało prognozy przez instytut. Narazie nie jest on ani naukowy, ani praktyczny dla rolnictwa, nie znalazł drogi, żeby praktycznie uprzystępnić rolnikom swoje obserwacje.</u>
          <u xml:id="u-18.47" who="#LeonJantaPołczyński">Na tem kończę Ministerstwo Rolnictwa i przechodzę do Zarządu Lasów Państwowych.</u>
          <u xml:id="u-18.48" who="#LeonJantaPołczyński">Zarząd Lasów Państwowych to jest pewnego rodzaju béte noire wszystkich naszych powołanych i niepowołanych krytyków. Krytykuje się niedostateczność dochodów. W tym roku dochód, który wykazuje Zarząd Lasów Państwowych, jest nad wszelkie spodziewanie nawet wysoki, dlatego, że dał około 20 miljonów więcej, niż było preliminowane. Wartości lasów nie można ani w przybliżeniu określić, bo jeżeli kto ją przyjmuje na jakie półtora miljarda, to można z tą samą słusznością twierdzić, że wynosi ona 2 miljardy albo 3 miljardy, nikt tego narazie nie określi i jest to zupełnie dowolne. Tak samo dochodowości normalnej lasów nikt nie określił, bo wielka część naszych lasów jeszcze nie jest ujęta w plan gospodarczy, tak, że nawet nie można określić, ile będzie wynosi! poręb roczny. Ale nawet nie od porębu zależy dochodowość leśna. Bez porównania ważniejszą jest konjunktura, która jest w tym roku zupełnie nadzwyczajna. Po strajku angielskim nastaje nadzwyczajne zapotrzebowanie kopalniaków, a z drugiej strony Niemcy, nie wiedząc, co robić z pieniędzmi, pakują tak olbrzymie sumy w budownictwo, że odrazu ruszyła się niebywała konjunktura na budulec. Temu zawdzięcza się to, że budżet tegoroczny wykazuje bardzo poważne nadwyżki.</u>
          <u xml:id="u-18.49" who="#LeonJantaPołczyński">Wreszcie zaważył trzeci moment, to jest klęska sówki-chojnówki, która doprowadziła do tego, że mniej więcej 100.000 ha, t. j. 5 proc. całego obszaru leśnego polskiego trzeba będzie wyciąć. Są nadleśnictwa, które 13, 14, 16, nawet 20 etatów w jednym roku muszą wyciąć. Nie mamy powodu cieszyć się z dochodów, wykazanych tą klęską.</u>
          <u xml:id="u-18.50" who="#LeonJantaPołczyński">Jeżeli będę mimo to krytykował pewne defekty administracyjne, to nie dlatego, żeby dochód był niewystarczający, owszem dochód jest nadzwyczajnie wysoki, przekracza wszelkie oczekiwania. Zdajemy sobie jednak sprawę z tego, że leśnictwo, to nie jest przedsiębiorstwo dochodowe, leśnictwo jest zawsze raczej przedsięwzięciem kulturalnem i we wszystkich krajach zachodu jako takie jest traktowane. Nigdzie na świecie, np. w tak okrzyczanej gospodarce niemieckiej, nie dawało leśnictwo więcej niż 3 proc. od zakładowego kapitału, ponieważ zalesianie nieużytków, walka z klęskami zawsze ten dochód czysty obniżyła. Dla leśnictwa trzeba amatorstwa. Mimo to trzeba jednak wykazać niektóre defekty naszej administracji leśnej.</u>
          <u xml:id="u-18.51" who="#LeonJantaPołczyński">Najgłówniejszym defektem jest niesłychanie żebracze uposażenie służby leśnej. Komisja senacka w porozumieniu z Ministrem Skarbu i w porozumieniu z Ministrem Rolnictwa zgodziła się już na to, żeby podnieść pobory o te 10 proc., od których było leśnictwo dotychczas wykluczone. Ale i tak, jeżeli się zważy, że nadleśniczy, któremu podlega 6.000 ha lasu, pobiera 385 zł miesięcznie, przepuszczając przez swoje ręce czasem 6. czasem 10 miljonów złotych, to jednak trzeba uznać, że jest to anomalją. W kolejnictwie uposaża się konduktora mniej więcej tą samą sumą, a w każdym pociągu jedzie trzech konduktorów, z których każdy pobiera 380 złotych, zatem każdy z tych konduktorów pobiera tyle, co nadleśniczy. Tłomaczono się przy tej pozycji pensji dla konduktorów, że jeżeli żąda się uczciwości, to trzeba urzędnika tak postawić, żeby nie miał pokus. Jakież jest porównanie między konduktorem a nadleśniczym? Znam takich nadleśniczych, którzy sami konie swoje uprzątają, a żona kartofle kopie, a w naszych demokratycznych czasach publiczność tego wcale nie szanuje i nie ceni. Przeciwnie, powaga i jego i powaga Państwa cierpi na tem.</u>
          <u xml:id="u-18.52" who="#LeonJantaPołczyński">Proszę Panów! Byłem za tem, żeby oprócz wzmiankowanych 10 proc. dodać nadleśniczym jeszcze dostateczne odszkodowanie za utrzymanie ich służbowych koni. Dziś nadleśniczy na utrzymanie 3 służbowych koni dostaje 75 zł miesięcznie, to znaczy 25 zł na utrzymanie jednego konia, razem z amortyzacją i razem z całem ryzykiem. Do jakich konsekwencji musi to prowadzić? Uważam, że przedsiębiorstwa, do pewnego stopnia przynajmniej handlowego, nie można prowadzić w taki sposób, aby urzędnik był niedostatecznie opłacany.</u>
          <u xml:id="u-18.53" who="#LeonJantaPołczyński">Ale tu Skarb wniósł sprzeciw i nic udało mi się przeprowadzić tego podwyższenia.</u>
          <u xml:id="u-18.54" who="#LeonJantaPołczyński">Natomiast w dyrekcjach, mojem zdaniem, jest wydatkowanie na zbyt szeroką skalę. Rak, który toczy całą naszą administrację, i tu się w straszliwy sposób zaznacza, to jest: papier. Jest to spadek po nieboszczce Austrji — ta papierowa kontrola, te papierowe wykazy. Dość powiedzieć, że jedna dyrekcja wydaje 50.000 zł na papier, to znaczy, że. fala papieru ciągle z dyrekcji płynie do nadleśnictwa. Mogę Panom zupełne humoreski opowiedzieć o tem, czem się interesują dyrekcje, np. wykazy, jakie zachodzą wiewiórki: czerwone, białe czy kratkowane i ile ich jest; jakie zachodzą króliki, czy to są króliki tubylcze, czy wędrowne i jeżeli wędrowne, to skąd przywędrowały; o jemiole, na jakich drzewach występuje, czy figuruje w pieśni ludowej, czy figuruje w micie ludowym i t. p. zainteresowania, które tak absorbują nadleśniczych, że po cztery dni nie opuszczają biura. A przecież mieszkaniem nadleśniczego jest las — taki był aksjomat niemiecki — on nie powinien siedzieć w domu, a tymczasem często po cztery dni nie opuszcza biura, tak jest zawalony pracą piśmienną.</u>
          <u xml:id="u-18.55" who="#LeonJantaPołczyński">Otóż, proszę Panów, czyby zamiast tych statystyk, któremi wszystkie urzędy są bardzo obarczone, raczej nie wprowadzić do leśnictwa elementu handlowego trochę więcej, niż dotychczas? Narazie handel leśny jest prowadzony zupełnie sposobem szablonowym, administracyjnym i biurokratycznym, a są to wszystko przymiotniki przeciwne samej istocie handlu i z handlem nie mające nic wspólnego. Wiemy doskonale, że leśnictwo zrobiło bardzo złe doświadczenia z „genjalnymi” handlowcami; zwykle kończyło się to bardzo nieprzyjemnemi doświadczeniami, ale mimo to uważam, że niepodobna handlu prowadzić bez handlowca. Towar musi szukać zbytu, nie może czekać, aby ten zbyt przyszedł do niego. Pod tym względem musi wykazać leśnictwo większą ruchliwość, inicjatywę i przedsiębiorczość. Ale przyznaję, że z tak licho płatnymi urzędnikami nie można handlu prowadzić.</u>
          <u xml:id="u-18.56" who="#LeonJantaPołczyński">Komisja przedkłada Panom rezolucję w tym kierunku, żeby najróżniejsze administracje leśne, które podlegają dzisiaj różnym ministerstwom, przeszły organizacyjnie do Ministerstwa Rolnictwa i Dóbr Państwowych. I tak Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie ma 1.700 ha, szkoła średnia w Żyrowicach 97 ha, dalej liceum krzemienieckie 36.000 ha; Ministerstwo Przemysłu i Handlu połowę lasów na Helu, (pytam się dlaczego połowę?) t. j. 1.500 ha, a co najważniejsze Ministerstwo Spraw Wojskowych weszło od pewnego czasu na drogę rekwirowania ogromnych przestrzeni leśnych na place ćwiczebne. Dotychczas przekazano 29.000 ha. a w toku przekazania jest dalsze 26.000 ha.</u>
          <u xml:id="u-18.57" who="#komentarz">(Głos: Cała Polska)</u>
          <u xml:id="u-18.58" who="#LeonJantaPołczyński">— to jest 55.000 ha przestrzeni leśnej. Więc przedkładam Panom rezolucję, żeby chociaż zarząd wszystkich tych objektów był utrzymany jednolicie w jednym ręku, t. j. w ręku Ministerstwa Rolnictwa.</u>
          <u xml:id="u-18.59" who="#LeonJantaPołczyński">Na tem pragnąłbym zakończyć. Może być, że przeoczyłem niektóre drobnostki, które dyskusja jeszcze wykaże. Pragnąłbym teraz powrócić do przemówienia pana generalnego referenta, to jest wskazać na to, do jakiego stopnia pierwiastek gospodarczy w naszem życiu politycznem jest niedostatecznie uwzględniany. Jest taka hypertrofja zagadnień i doktryn politycznych, że zagadnienia gospodarcze schodzą na drugi plan. Proszę Panów, nad Europą już. od połowy przeszłego stulecia ciąży straszliwe widmo, to jest widmo przeludnienia. Różne kraje, różne narody w różny sposób na to reagowały. Francja przez świadome obniżenie rozrostu naturalnego ludności, Anglja w inny sposób, mianowicie przez zarżnięcie rolnictwa na korzyść uprzemysłowienia kraju. W połowie przeszłego wieku nastąpiła straszna operacja świadomego poświęcenia rolnictwa na korzyść uprzemysłowienia kraju i trzeba przyznać, że gdy rolnictwo mogło utrzymywać 15 miljonów mieszkańców, to przemysł utrzymywał 45 miljonów.</u>
          <u xml:id="u-18.60" who="#LeonJantaPołczyński">Ale za przemysłem wszędzie idą nieuniknione dwa następstwa. Po pierwsze przemysł musi walczyć o rynki zbytu. I jeżeli my dziś widzimy Anglję, uwikłaną na całym świecie, na bliskim i dalekim Wschodzie, w najróżniejsze, bardzo krytyczne kwestje, to trzeba zrozumieć, że to jest walka o zbyt dla swojego produktu, który ona musi w określonej ilości sprzedać, żeby móc wyżywić swoją ludność. Drugie nieuniknione następstwo przemysłu, to jest ostra kwestja robotnicza. Przemysł musi skupiać w pewnych miejscach robotników, a podlega on tym dziwnym prawom natury, że żaden przemysł nic rozwija się systematycznie, lecz postępuje wahadłowo, zawsze idą po sobie faza konjunktury produkcji, potem nadprodukcja i kryzys. Cały przemysł europejski ciągle obraca się w orbicie tych wahań. Każdy kryzys przemysłowy pociąga za sobą, oczywiście, albo bezrobocie, albo bardzo silne zaostrzenie kwestji robotniczej.</u>
          <u xml:id="u-18.61" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek ks. Stychel)</u>
          <u xml:id="u-18.62" who="#LeonJantaPołczyński">Kryzys rolniczy wygląda inaczej. Rolnik nie tak odrazu popada w bezrobocie, on popada w powolną pauperyzację, w powolną proletaryzację, będzie czasem jeszcze przez całe generacje trzymał się swojej chaty, swojego zagonu, bo ma zamało, żeby żyć, ale jeszcze zadużo, żeby z głodu umrzeć. Nam się zdaje, że nędza rolnicza, to jest specjalność polska. Nieprawda. Ja z bardzo bliska znam te okrzyczane ze swojej kultury kraje zachodnie i wiem, jak one wyglądają, oczywiście nie tam, gdzie się prowadzi gości zagranicznych, tylko trochę za kulisami. Nędza rolnicza jest nietylko w Polsce, ale i w Anglji, Szkocji, Holandji, Belgji, Francji. Wszędzie spotkać można tę samą chatę walącą się, czarną, wrastającą w ziemię, stojącą w błocie, co i u nas.</u>
          <u xml:id="u-18.63" who="#LeonJantaPołczyński">Widmo przeludnienia zbliża się do nas niesłychanie szybkim krokiem. Pan referent generalny obliczył, że niedalekie są lata, kiedy nasza nadprodukcja produktów rolniczych będzie pochłonięta przez naturalny przyrost ludności. Wobec tego cała myśl naszych ekonomistów powinna się motać naokoło tej osi, jak wyżywić w nie; dalekim czasie naszą ludność. Ale czyż tylko ekonomistów, — sądzę, że także i mężów stanu i polityków.</u>
          <u xml:id="u-18.64" who="#LeonJantaPołczyński">W XIX w. jeszcze można było postawić taki aksjomat: róbcie dobrą politykę, a będzie dobre gospodarstwo. Ja sądzę, że wchodzimy w okres, kiedy trzeba będzie Odwrócić ten aksjomat i będzie trzeba sobie powiedzieć: róbcie dobrą gospodarkę, a będzie dobra polityka.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-19">
          <u xml:id="u-19.0" who="#AntoniStychel">Głos ma s. Pułaski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-20">
          <u xml:id="u-20.0" who="#LudomiłPułaski">Wysoki Senacie! Nie będę się długo rozwodził, że najpilniejszą troską Państwa Polskiego jest rolnictwo. Temat ten został dostatecznie uzasadniony przez naszego generalnego referenta s. Buzka, oraz przez mego przedmówcę. Stwierdzam, że właśnie o rolnictwie, my tutaj w Senacie pierwsi zaczęliśmy mówić, pierwsze debaty w Senacie nad rolnictwem zostały zapoczątkowane rok temu, wówczas jeszcze, gdy w Sejmie czy to Ustawodawczym, czy obecnym o rolnictwie właściwie nie mówiono.</u>
          <u xml:id="u-20.1" who="#LudomiłPułaski">Tezy postawione przez generalnego sprawozdawcę s. Buzka są bardzo przekonywujące. Dowiódł on, że jeżeli to rolnictwo nie zostanie u nas odpowiednio podstawione, to za 10, 15 lat możemy stanąć w obliczu głodu względnie w obliczu niesamowystarczalności w czasie wojny; że Czechosłowacja, która jest o tyle mniejsza, wydaje czterokrotnie więcej na rolnictwo, aniżeli my, że przecież nasz bilans handlowy w znacznej mierze od powiększenia wywozu produktów rolnych zależy. Nikogo nie trzeba przekonywać, że największą troską Państwa powinno być podniesienie rolnictwa. Nastąpiła dziś świadomość rzeczywistości, ale musimy przejść od słów do czynów i nie zatrzymywać się w połowie drogi, jak to niestety ciągle się dzieje w naszej polityce. Rolnictwo wstrząsów nie znosi, rolnictwo wymaga linji wytycznej, rolnictwo jest bardzo czułe na wszelką chwiejność, a rolnik, który uprawia swój zagon, który walczy z warunkami atmosferycznemi, musi mieć świadomość pomocy Państwa, od którego zależy wytworzenie właśnie tej pomyślnej konjunktury, o której mówił tak dużo mój przedmówca, żeby mógł spokojnie na swoim zagonie pracować.</u>
          <u xml:id="u-20.2" who="#LudomiłPułaski">Dlatego mówić będę tylko o czterech najpilniejszych sprawach, dotyczących podniesienia rolnictwa, a należących do resortu Ministerstwa Rolnictwa. Pierwsza, to sprawa meljoracji rolnych, druga — zużytkowanie tych dotacji, które zostały wstawione do budżetu Ministerstwa na podniesienie rolnictwa. Trzeci punkt — to. podniesienie i poparcie przemysłu rolnego, wreszcie — stanowisko Ministerstwa Rolnictwa w sprawie obciążenia rolnictwa, w sprawie kredytów rolnictwu potrzebnych, i w sprawie ustaw socjalnych.</u>
          <u xml:id="u-20.3" who="#LudomiłPułaski">Przystąpię do pierwszego punktu, mianowicie do meljoracji rolnych.</u>
          <u xml:id="u-20.4" who="#LudomiłPułaski">Jeżeli spojrzymy na mapę Polski, to przyznacie Panowie, że rzeczywiście prawdziwą kulturę widzimy tylko mniej więcej w jednej trzeciej części Państwa Polskiego, do której zaliczam Pomorze, Poznańskie, część Królestwa i część Galicji, reszta, można powiedzieć, że jest dopiero w zapoczątkowaniu rolnictwa. Jeżeli jesteśmy świadkami ciągłych klęsk żywiołowych, tych t. zw. kredytów siewnych, z któremi się tu spotykamy, to są to właśnie skutki tego, że przeważna część Państwa Polskiego jest nieodpowiednio zmeljorowana. Tylko tam, gdzie są grunta zdrenowane, gdzie są łąki zmeljorowane, gdzie są ogniotrwałe budynki, gdzie panuje ubezpieczenie budynków od pożaru, gdzie są warsztaty rolne zabezpieczone od klęsk żywiołowych, jak grad — tylko tam jest pewność urodzaju. I to jest mniej więcej pewną rzeczą, że właśnie gdzie są te warunki, o których mówiłem, tam o klęskach żywiołowych nigdy mowy niema. Jest urodzaj przeciętnie lepszy, przeciętnie gorszy, ale żeby była klęska żywiołowa — do tego nigdy nie dochodzi. A zachodzi klęska tam, gdzie tej meljoracji niema. Ważną jest meljoracja na Kresach jeszcze i z tego powodu, że jeżeli chodzi o scementowanie tych Kresów z metropolją, to właśnie podniesienie ich kultury jest kamieniem węgielnym polityki gospodarczej Polski. I mam przekonanie, że gdybyśmy rzeczywiście prowadzili inną politykę, politykę jak najprędszego zmeljorowania naszych kresów, to „hurtki” nie byłyby niebezpieczne, nie byłyby organizacją polityczną, ale może zachowałyby ten charakter, jaki był w ich założeniu: czysto oświatowo-kulturalny.</u>
          <u xml:id="u-20.5" who="#LudomiłPułaski">W budżecie przeznaczono na meljorację użytków rolnych i łąk sumę 7 milj. zł. Jest to suma, jak przyznał p. s. Połczyński, zupełnie niewystarczająca. Śmiem jednak twierdzić, że i za tę sumę można wiele uczynić, ale na przyszły rok powinna być ona powiększona, bo to są bądź co bądź pieniądze zwrotne, to nie są pieniądze wydane au fond perdu, i czy one dostaną się w ręce większych właścicieli, czy w ręce spółek meljoracyjnych, to zawsze wrócą z powrotem do kasy państwowej, więc faktycznie trzeba je traktować jako pożyczkę. Oczywiście mówimy tu o meljoracji gruntów, dziś będących użytkami rolnemi. Mamy jednak w Państwie Polskiem około 4 milj. ha t. zw. nieużytków rolnych, któreby potrzeba zagospodarować.</u>
          <u xml:id="u-20.6" who="#LudomiłPułaski">Proszę Panów, obliczył prof. Ludkiewicz, zdaje się b. minister Reform Rolnych, że gdyby te 4 miljony ha nieużytków rolnych zmeljorować, to licząc, że 1 ha użytków rolnych przynosi 250 złotych w złocie, osiągnęlibyśmy w ten sposób rozwój produkcji rolniczej w ciągu roku o wartości miljarda złotych w złocic więcej. Jest to więc zadanie nadzwyczaj poważne. Tenże sam prof. Ludkiewicz pisze rzecz nadzwyczaj ciekawą, postaram się niektóre ustępy odczytać, mianowicie:</u>
          <u xml:id="u-20.7" who="#LudomiłPułaski">„Korzyści, płynące z pozyskania nowych terenów pod uprawę i podniesienia produkcji rolnej byłyby olbrzymie. Eksport nasz zwiększyłby się znakomicie. Podniosłaby się pojemność wewnętrznego rynku zbytu, co spowodowałoby z kolei rozwój przemysłu, handlu, miast i wogóle wszelkich działów życia gospodarczego, kulturalnego itd. Wzrosłyby także podatki, gromadziłyby się nowe kapitały oszczędnościowe, zatrudnilibyśmy masę małorolnych i bezrolnych. Najważniejszą zaś korzyścią w naszych warunkach byłoby to, że zagospodarowanie tych terenów pozwoliłoby na utworzenie około 200.000 nowych samodzielnych gospodarstw włościańskich, zaś miejscowa ludność małorolna dostałaby także dostateczną ilość ziemi na upełnorolnienie. Kwestja przeludnienia województw południowych w znacznym stopniu byłaby złagodzona, kwestja bezrobocia przestałaby nas nękać itd. Wystarczy wspomnieć, że ustawa grudniowa z roku 1925 o wykonaniu reformy rolnej przeznacza na cele parcelacji 21/2 miljona hektarów, gdyż więcej ustawodawca nie znalazł w Polsce. Przeoczył on jednakże fakt, że mamy półtora raza większą ilość ziemi wcale jeszcze nie zagospodarowanej”.</u>
          <u xml:id="u-20.8" who="#LudomiłPułaski">Otóż proszę Panów, to zagospodarowanie tych wiek kich przestrzeni, do których należy Polesie i nieużytki na Kresach, jest rzeczą naturalnie dalekiej przyszłości. Rozumiemy doskonale, że na to potrzebne są kapitały, może nietylko miejscowe, ale przedewszystkiem zagraniczne, ale do tego przyjść musi i ta praca powinna być jak najszybciej zapoczątkowana. Komisja senacka, jak to już mówił p. s. Połczyński, w skromnych rozmiarach wstawiła 500.000 zł na zalesienie nieużytków. Gorąco popieram ten wniosek. Przedewszystkiem chodzi o premjowanie tych zalesianych przestrzeni nieużytków mniejszej własności, o dostarczanie mniejszej własności sadzonek z lasów państwowych. Wreszcie nie skończenie ważnym momentem przy komasacji jest nieraz to, że często nie możemy przeprowadzać dobrowolnej komasacji z tego powodu, że są pewnego rodzaju przestrzenie, t. zw. nieużytki, do których żaden z komasujących się włościan nie chce się przypisać. Utrudnia to komasację, to też, jeżeli się znajdzie pewien fundusz dyspozycyjny w wojewódzkich oddziałach, któryby mógł takie przestrzenie gospodarstw skupić i w ten sposób ułatwiać komasację, przenosić tych gospodarzy na lepszą rolę, to będzie to rzeczą bardzo korzystną, a przedewszystkiem zmieni fizjonomję kraju, jeżeli na miejscu tych pustkowi będą rosły porządne lasy państwowe. I dlatego bardzo gorąco popieram tę poprawkę i prosiłbym Wysoki Senat, żeby ją był łaskaw również w swojem głosowaniu poprzeć.</u>
          <u xml:id="u-20.9" who="#LudomiłPułaski">Obecny p. Minister Rolnictwa na jednej z Komisji sejmowych słusznie podniósł doniosłość wiedzy rolniczej, stawiając ją na pierwszem miejscu. Wychodząc z tego założenia, zaproponowałem Komisji Budżetowej wstawienie pół miljona złotych na meljoracje ognisk kultury rolniczej. Ponieważ jestem przy meljoracjach, o tej sprawie parę słów powiedzieć pragnę. Jeżeli wogóle demonstracja racjonalnej uprawy ziemi, stosowania nawozów sztucznych, prowadzenia hodowli inwentarza, racjonalnego prowadzenia sadownictwa ma wielkie znaczenie, to śmiem twierdzić, że sprawa ognisk kultury rolniczej musi stać na pierwszem miejscu. Ogniska kultury rolniczej powstały nie tak dawno, mianowicie, gdy majątki państwowe zostały posegregowane, to znaczy niektóre przeznaczone na użytek publiczny, w każdym niemal powiecie powstały t. zw. ogniska kultury rolniczej, niektóre pod zarządem towarzystw rolniczych, inne pod zarządem samorządów, a inne wreszcie szkół. Otóż te majątki państwowe najczęściej są w sranie niezmeljorowanym. Trudno wymagać, żeby dana organizacja, czy samorząd na to. pieniądze łożyły. A jeżeli to rzeczywiście mają być ogniska kultury rolniczej, jeżeli mają one promieniować, to powinne pokazywać ludności, jak powinno się gospodarować.</u>
          <u xml:id="u-20.10" who="#LudomiłPułaski">Mając ciągłą styczność z takiemi ogniskami kultury rolniczej, uważam tę sprawę za rzecz bardzo wielkiej wagi. Dziś, gdy nie posiadamy jeszcze odpowiedniej ilości szkół rolniczych, gdy można powiedzieć, że ludność nasza nie garnie się do książki, szczególnie do szkół zawodowych, taka subwencja jest nieodzowna.</u>
          <u xml:id="u-20.11" who="#komentarz">(Przerywania)</u>
          <u xml:id="u-20.12" who="#LudomiłPułaski">Właśnie proszę Panów, jestem zdania, że w tym wypadku demonstrowanie tego żywego przykładu jest nieskończenie ważniejszą rzeczą, niż nawet szkoły rolnicze.</u>
          <u xml:id="u-20.13" who="#komentarz">(Przerywania)</u>
          <u xml:id="u-20.14" who="#LudomiłPułaski">Szkoła rolnicza jest dla młodszych, a tutaj chodzi o tych, którzy dziś prowadzą gospodarstwo. Weźcie Panowie pod uwagę, że dziś jednakowoż przy reformie rolnej powstaje szereg nowych gospodarstw wiejskich i ci ludzie muszą nauczyć się pracować. Takie ogniska kultury rolniczej — śmiem twierdzić — są ważniejsze w dzisiejszych warunkach, niż powstawanie szkół rolniczych. I takich ognisk kultury rolniczej powinno być w kraju jak najwięcej. Dla mnie sprawa ognisk kultury rolniczej jest rzeczą ogromnej wagi i proszę Wysoki Senat o poparcie.</u>
          <u xml:id="u-20.15" who="#LudomiłPułaski">Drugiem zadaniem Ministerstwa Rolnictwa jest dobre zużycie tych dotacyj, które są wstawione do jego budżetu. Mówię tu o sumie 3.600.000 na zasiłki rolnicze, o których mówił p. s. Połczyński, mówię o 5 miljonach na hodowlę, na szkolnictwo 3.800.000, wreszcie na zakłady doświadczalne naukowe, razem 13.960.900 zł. W tej sprawie mogę tylko poprzeć zdanie p. sprawozdawcy, że to są nadzwyczaj drobne sumy, i że chodzi o to, by były odpowiednio użyte, żeby w rozdziale tej sumy nie było partyjnej polityki, a przedewszystkiem by były dawane pieniądze tam, gdzie będzie wykazany efektywny pożytek. Te rzeczy smutne, o których mówił przedmówca, że dawniej dawano pieniądze, z których 40, a nawet 60% nie szło na cele właściwe, lecz szły na personalja, na t. zw. podróże służbowe — są niestety faktem. To się musi zmienić. Domagamy się, aby były wspomagane instytucje, które prowadzą rzeczową pracę, a nie politykę w rolnictwie.</u>
          <u xml:id="u-20.16" who="#LudomiłPułaski">Trzecim momentem podniesienia rolnictwa jest niezaprzeczenie troska Ministerstwa o rozwój przemysłu rolniczego. Będę tu mówił o gorzelnictwie i cukrownictwie. Gorzelnictwo, szczególnie w kraju naszym, gdzie na wielkich przestrzeniach niema odpowiedniej komunikacji, dłuższy czas jeszcze będzie ostoją rolnictwa. Otóż, proszę Panów, przy wprowadzaniu monopolu państwowego, można powiedzieć, przemysł gorzelniczy został zupełnie zrujnowany. Przedewszystkiem bardzo mały t. zw. kontyngent zakupu został na poszczególne gorzelnie wyznaczony. Przy tych kontyngentach faktycznie nie opłaca się koszt utrzymania, gorzelanego, koszt amortyzacji budowli, koszt amortyzacji całej instalacji dotychczasowej. Skoro nie ulega kwestji, że niema możności sprzedania tego spirytusu poza granicami kraju po odpowiedniej cenie, ponieważ wogóle w całej Europie jest nadprodukcja spirytusu, zachodzi konieczność zużytkowania spirytusu na cele techniczne i na cele oświetlenia. Otóż w tym kierunku Ministerstwo Skarbu, o ile mi wiadomo, bardzo mało zrobiło i chciałbym prosić obecnego tu p. Ministra, aby tę sprawę jak najgoręcej wziął do serca, aby ona mogła wejść na inne tory, bo gorzelnictwo rozwijać się musi, jeszcze więcej tych gorzelń powstanie, a Ministerstwo nie będzie w stanie przeciwstawić się temu, aby nowe gorzelnie nie powstawały, i one faktycznie powinne powstawać, bo mają bardzo ważne kulturalne znaczenie dla gospodarstwa i musi być możność sprzedaży tego spirytusu.</u>
          <u xml:id="u-20.17" who="#LudomiłPułaski">Zwracam jeszcze uwagę na to, że przy dzisiejszem gospodarowaniu — jak to się okazuje z książki prof. Burmestra, który propaguje orkę motorową ze względu na szybkość pracy, — motory będą prawdopodobnie wchodziły w coraz większe zastosowanie dla rolnictwa. Otóż samo rolnictwo będzie wtedy wielką ilość tego spirytusu zużywało — naturalnie, że musi on być zdenaturowany i dozwolony do zakupu.</u>
          <u xml:id="u-20.18" who="#LudomiłPułaski">Teraz zwrócę uwagę na jedną jeszcze rzecz co do gorzelnictwa. W przeszłym roku ustanowiono cenę na spirytus w październiku w tym czasie gdy dolar stał 6, a pieniądze za wyprodukowany spirytus otrzymaliśmy jako gorzelnicy w lutym i marcu przy stanie dolara 9, 10 i 11, ceny nie zostały absolutnie podwyższone — możecie Panowie sobie wyobrazić, jak te gorzelnie wyglądały w zeszłym roku.</u>
          <u xml:id="u-20.19" who="#LudomiłPułaski">Poruszam jeszcze sprawę zaliczek na spirytus. Zaliczki na spirytus w Niemczech i w monopolach rosyjskich były wydawane jesienią. Bezprocentowo dawały je dawne rządy zaborcze w stosunku 10% wartości spirytusu dla każdej gorzelni. Były one rzeczywiście bardzo ważne, chodzi bowiem o wykopanie kartofli, o remont gorzelni, o zapłacenie patentów akcyzowych. Nasze Ministerstwo Skarbu dopiero w tym roku w styczniu i w lutym pomyślało o zaliczkach i to w formie takiej, że każdy z nas na to, żeby otrzymać zaliczkę, musi otrzymać jeszcze gwarancję od jakiegoś znanego banku, co uniemożliwiło branie zaliczek.</u>
          <u xml:id="u-20.20" who="#LudomiłPułaski">Przechodzę teraz do cukrownictwa. Nie będę tej sprawy głębiej motywował, ponieważ szanownym Panom jest rzeczą dostatecznie znaną, jak ważnym czynnikiem dla podniesienia rolnictwa jest produkcja buraka cukrowego i jak ta sprawa jest związana z przemysłem cukrowniczym. Otóż tyle się o tej sprawie mówiło, tyle argumentów się stawiało, aby cenę tego cukru wewnątrz podnieść, bo niema innego sposobu wobec konkurencji cukru trzcinowego. Jednakowoż ta Sprawa ciągnie się od komisji do komisji, przechodziła przez mnóstwo instancyj i zdaje się, że ministerstwo dotychczas jej ostatecznie nie załatwiło. To jednak zostało udowodnione, że podwyższenie o 10 zł. na 100 kg. cukru wynosi dla przeciętnego obywatela, o ile pamiętam, do 60–90 gr rocznie, licząc na konsumpcję 6–9 kg rocznie, czyli stanowić to może tyle, ile zwykły obywatel wydaje na zapałki co miesiąc. Przetrzymywanie rolnictwa w niepewności przez tak długi czas, czy ma plantować buraki, czy plantowanie wogóle się opłaci, jest rzeczą bezwarunkowo niedopuszczalną.</u>
          <u xml:id="u-20.21" who="#LudomiłPułaski">Jeszcze na jeden moment zwrócę uwagę, a i tu cukrownictwo może słusznie narzekać i mieć pretensję do Rządu. Wskażę np. na taki mały drastyczny przykład. Jest cukrownia na Kujawach, która powstała samorzutnie przy pomocy kapitałów plantatorów średnich, — plantatorowie byli akcjonarjuszami. Na to, aby rozszerzyć produkcję buraków, zbudowano przed wojną kolejkę, kosztem mniej więcej 2 miljonów złotych. Rzecz prosta, gdy przyszła wojna, kolejka została przez rządy zaborcze zarekwirowana i następnie przeszła na rzecz rządu polskiego. Myślicie Panowie, że rząd polski tę sprawę załatwił do tego czasu z tą cukrownią? Bynajmniej nie załatwił, ani nie zapłacił, a frachty cukrownia musi opłacać przez szereg lat tej kolejce, którą sama z własnych pieniędzy pobudowała. Rezultatem tego jest fakt, że ta cukrownia stara się, zdaje się, o kapitalistów zagranicznych i przejdzie w obce ręce. To są skutki bezwarunkowo nieopatrznej polityki rządowej.</u>
          <u xml:id="u-20.22" who="#LudomiłPułaski">Wreszcie przechodzę, proszę Panów, do tej czwartej troski, mianowicie do dostarczenia rolnikowi długoterminowego kredytu na inwestycje, na utworzenie kapitału obrotowego, który został przez podatek majątkowy zupełnie zniszczony. Mówił o tem wczoraj szeroko p. s. Zdanowski, jako o fakcie, który przyjdzie, gdy te 95.000.000 zostaną ściągnięte. A ja stwierdzam, że ten stan już dziś nastąpił, ponieważ na zapłacenie dotychczasowych rat podatku majątkowego musieliśmy zaciągać długoterminową pożyczkę dolarową i płacić te raty amortyzacyjne, które są bardzo uciążliwe, bo braliśmy pożyczkę przy stanie dolara 5.18, a dzisiaj musi? my płacić przy kursie 8.90 czy 9.</u>
          <u xml:id="u-20.23" who="#LudomiłPułaski">Bez kredytu długoterminowego na nawozy sztuczne o rozwinięciu produkcji nie może być mowy.</u>
          <u xml:id="u-20.24" who="#LudomiłPułaski">Również należy pomyśleć o systemie podatkowym. Już p. s. Szułdrzyński o tem mówił, nie będę się nad tem rozwodził. Uważam, że każda piędź ziemi musi opłacać podatki w stosunku do swej wartości, bez względu na to, kto ją posiada. Wszystkie krzywdzące dzisiaj podziały na degresję i progresję muszą ulec zmianie i nowelizacji. Nie może być obywateli pierwszej i drugiej klasy pod względem płacenia danin państwowych. Musi również nastąpić radykalna zmiana obowiązującego dzisiaj ustawodawstwa socjalnego, zupełnie nieżyciowego, a pochłaniającego nieprodukcyjnie fundusze płatników. O tem Ministerstwo Rolnictwa bezwarunkowo pomyśleć musi.</u>
          <u xml:id="u-20.25" who="#LudomiłPułaski">By jednak wszystkim tym wymienionym celom sprostać i zapewnić powodzenie akcji na polu podniesienia rolnictwa w Polsce, praca ta musi być ześrodkowana w jednem ministerstwie. Dzisiaj sprawy rolne koncentrują się w Ministerstwie Reform Rolnych i Ministerstwie Rolnictwa, a niektóre nawet należą do Ministerstwa Robót Publicznych. Naprzykład regulacja rzek większych należy, jak tu już zaznaczono, do Departamentu Dróg Wodnych, regulacja mniejszych należy do Okręgowych Dyrekcyj Robót Publicznych, meljoracje do Ministerstwa Rolnictwa, parcelacja i kolonizacja do Ministerstwa Reform Rolnych, sprawa pozwoleń na karczowanie wyrębów do ochrony lasów należy do Ministerstwa Rolnictwa. Czy możemy sobie wyobrazić, że polityka może iść po normalnych torach, skoro tyle ministerstw zajmuje się sprawami zupełnie podobnemi? Najlepszy tego dowód widzimy, gdy przejeżdżamy przez tak kulturalną część kraju jak powiat sochaczewski. Ten powiat został zdrenowany, ale dreny nie funkcjonują, ponieważ rzeka Utrata, która jest głównym dopływem dla drenów, jest nieuregulowana i skutek ten, że dreny nie dają tych rezultatów, jakie mogłyby dać, gdyby rzeczywiście Utrata była uregulowana. Gdyby cała ta praca była skoncentrowana w jednem ministerstwie, to niewątpliwie najpierw pomyślanoby o uregulowaniu rzeki, a dopiero później o drenach.</u>
          <u xml:id="u-20.26" who="#LudomiłPułaski">Jakie od różnych resortów przychodzą często rozporządzenia, o których Ministerstwo Rolnictwa może nawet nie wie, na to przytoczę Panom jeden przykład. Niedawno odbył się zjazd przemysłowców, kupców drzewnych. Zjazd ten, poparty wydatnie przez Rząd, miał na celu omówienie wszystkich aktualnych spraw z dziedziny polityki drzewnej Państwa, nadto zadaniem jego było doprowadzenie do silniejszego niż dotychczas, skonsolidowania wewnętrznego polskiego przemysłu i handlu drzewnego. Otóż sekcja transportowa tego zjazdu pod przewodnictwem d-ra Doermana uznała za niemożliwe dalsze podnoszenie taryf kolejowych na drewno, zażądała ustabilizowania polityki taryfowej i t. d. Cóż się stało? Niedawno wprowadzono podwyższenie o 25 proc. taryfy na kopalniaki i na papierówkę. Jak się dowiedziałem od przedstawiciela leśnictwa, zabija to zupełnie eksport własny kopalniaków i papierówki, których w Państwie Polskiem mamy nadmiar i które bezwarunkowo mamy możność spieniężać zagranicą.</u>
          <u xml:id="u-20.27" who="#LudomiłPułaski">Jednem słowem jestem za tem, że koniecznością ministerstw jest unifikacja. Były wprawdzie momenty w dziejach państwowości naszej, kiedy ministerstwo było potrzebne dla zaspokojenia partji, licytujących się o wpływy na swych wyborców i dziś też niestety powtórzyło się to, że sformowano ministerstwo dla jednostki. To musi nareszcie ustać. Jeszcze dwa lata temu, gdy na posiedzeniu Komisji Budżetowej wykazywałem szkodliwość istnienia dwóch równomiernych ministerstw: reform rolnych i rolnictwa, proponowałem unifikację, jednak byłem w swem zdaniu odosobniony — dziś głos ten nareszcie zyskuje coraz więcej adherentów i sam minister reform rolnych na posiedzeniu Komisji Skarbowo-Budżetowej Senatu do tego się przychylił i uznał potrzebę złączenia tych dwóch ministerstw.</u>
          <u xml:id="u-20.28" who="#LudomiłPułaski">Osiem lat naszej państwowości, to osiem lat polityki pod znakiem demagogji w rolnictwie. Rolnictwo takiej polityki nie znosi, bo w ten sposób wprowadza się czynnik rozkładu i nieobliczalności, która musi budzić niewiarę do naszej państwowości. Żyliśmy w atmosferze przepojonej hasłami radykalizmu, szumne hasła stały na pierwszym plamie, bo zdobywały łatwy poklask wśród nieuświadomionych mas, lekceważono szlachetne twórcze wysiłki, bo padły w Sejmie nawet pamiętne słowa, że Polska jest tak bogata, iż nie potrzebuje pracować, a padły te słowa wówczas, gdy z przeciwnego obozu nawoływano do pracy, rozwoju, intensywnej produkcji i poszanowania własności.</u>
          <u xml:id="u-20.29" who="#LudomiłPułaski">I musiała przyjść katastrofa ekonomiczna rolnictwa w roku 1924/25, a z nią katastrofa gospodarcza w całej Polsce. Lata eksperymentów, prób, nic z życiem wspólnego nie mających, już przebrzmiały, bo przyszło zrozumienie, uświadomienie nawet u najciemniejszych warstw społecznych. Ten moment trzeba umiejętnie wyzyskać i dziś Ministerstwo Rolnictwa ma wdzięczne pole i nie powinno i nie może ulegać dalej, jak to powiedział p. Minister Rolnictwa, tym, co więcej i głośniej krzyczą, a nie mają racji, lecz iść po linji rzeczowej, konsekwentnej, życiowej i produkcyjnej pracy w rolnictwie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-21">
          <u xml:id="u-21.0" who="#AntoniStychel">Proponuję obecnie przerwę w obradach. Wznowimy debatę po południu o godz. 4 m. 15 punktualnie.</u>
          <u xml:id="u-21.1" who="#komentarz">(Po przerwie.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-22">
          <u xml:id="u-22.0" who="#JanWoźnicki">Wznawiam posiedzenie. Głos ma s. Karnicka.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-23">
          <u xml:id="u-23.0" who="#AleksandraKarnicka">Wysoka Izbo! Jak dalece słuszną nam się wydawała łączność, która zachodzi pomiędzy Ministerstwem Rolnictwa, a Ministerstwem Reform Rolnych, pokazuje się w tem, że zupełnie zgodnie postanowiliśmy z s. Woźnickim, nie naradzając się, zdanie klubu o tych dwóch ministerstwach wypowiedzieć w jednem przemówieniu łącznem. Mianowicie zdaje się nam, że Ministerstwo Rolnictwa prawidłowo działać nie może bez Ministerstwa Reform Rolnych i tylko przy bardzo ścisłym kontakcie z niem może prawidłowo prowadzić swoją gospodarkę. Wynika to z tego, że decydować o gospodarce można tylko znając dobrze warsztat, na którym będzie się gospodarować. A wiemy, że w chwili obecnej w Polsce właśnie warsztat rolny przechodzi wielkie przeobrażenia, mianowicie musi być dokonana i parcelacja większej własności i komasacja małej i średniej własności i gruntowne meljorację. Wszystko, to razem pozwoli nam na większą produkcję, gdyż mamy ludność równą co do gęstości ludności Danji, a warsztaty rolne są w bardzo wielkiem zaniedbaniu.</u>
          <u xml:id="u-23.1" who="#AleksandraKarnicka">Ażeby zrobić pewne kroki we wszystkich kierunkach, czy to w kierunku gospodarczym, czy w kierunku meljoracyjnym, konieczny jest wyraźny stosunek właściciela do swego warsztatu. I dlatego pozwolę sobie poruszyć konieczność zaprowadzenia hipoteki. Szczególnie trapi to drobną własność i istniejącą i powstającą, dlatego, że bez wyraźnej hipoteki nie może być mowy o kredycie, bo przecież kredyt długoterminowy bez oparcia o warsztat, o hipotekę nie może być pomyślany. Teraz widzimy, że choć mówi się o rewolucyjności umysłów, przypuśćmy drobnej własności, mówi się o tych nowych formach władania, które często niebezpiecznie podniecają te umysły, jednak zawsze we wszystkich czasach, nawet jak sobie przypominam czasy bolszewizmu, włościanin chciał mieć wyraźny dowód, że warsztat wyłącznie do niego należy. Ten sam niepokój istnieje obecnie. Czy to osadnik, czy drobny rolnik, który nie ma dokumentu, pragnie bardzo dostać legalizację swego warsztatu rolnego. Wiemy, że to dość drogo Obecnie kosztuje: legalizacja jest w rękach prywatnych rejentów i przeprowadzenie jej zwykle uważa się za rzecz rentowną i bardzo drogo kosztuje takiego kupującego czy nadzielonego obywatela. Ministerstwo Reform Rolnych powinno doprowadzić te rzeczy do porządku, bo rujnowanie drobnej własności nie leży w interesie podniesienia gospodarki rolnej.</u>
          <u xml:id="u-23.2" who="#AleksandraKarnicka">Weźmy część: dochody w Ministerstwie Rolnictwa, a zobaczymy, że majątki państwowe są nieszczególnie administrowane. Przyczyna tkwi tu oczywiście również w niepewności tych warsztatów, które trzeba co prędzej albo rozparcelować, albo lepiej prowadzić. Przytem powinno się zostawić pewne ośrodki kultury rolnej, które są ogromnie ważnym czynnikiem gruntującym nowe ulepszenia. Wiemy, że np. u nas na Kresach wszystkie nowe kultury krzewiły się tak, jakgdyby majątki lepiej gospodarujące zarażały sąsiednie drobne gospodarstwa wyższą kulturą rolną, zawsze brano przykład z lepszych, kulturalniejszych gospodarstw. Tak samo te ośrodki rolne będą rozsiewały kulturę naokoło siebie i będą odgrywały rolę żywych szkół pracy, żywego przykładu gospodarczego dla dorosłe? go rolnika, któremu trudno oddalić się od własnego warsztatu, aby nauczyć się, jak zacząć lepiej gospodarować. Naturalnie gospodarze inteligentniejsi już dziś sami zwracają się do Ministerstwa Rolnictwa, skąd otrzymują pewne wiadomości i orjentują się co do tych ulepszeń, któreby mogli w swojej gospodarce wprowadzić. Tymczasem ten drobniejszy gospodarz cierpi obecnie z powodu braku kontaktu z takim insrtruktorem — referentem rolnym.</u>
          <u xml:id="u-23.3" who="#AleksandraKarnicka">Na naszych terenach przed wojną wtedy, kiedy zaprowadziło się t. zw. hutory, t. j. indywidualną formę gospodarowania, zwykle jeden z takich gospodarzy był wybierany na kierownika takiego wzorowego hutoru i miał ściślejszy kontakt z referentem rolnym, który często do niego przyjeżdżał i sam pobudzał do kulturalnego, indywidualnego myślenia, a czasem dawał wskazówki i to odgrywało ogromną rolę przy podwyższeniu ogólnego poziomu gospodarki w danej miejscowości. Naturalnie im większe będą kredyty, tem więcej uda się nam otrzymać sum obrotowych w rolnictwie, tem łagodniej i prawidłowiej pójdzie przebudowa samego warsztatu rolnego, tem racjonalniejszą uda się nam nadać jej formę. Oczywista rzecz, kredyty te muszą być przeważnie długoterminowe, oczywiście także pewien średni kredyt jest konieczny dla rolnika. Wszelka forma kredytu, z wyjątkiem krótkiego, na wsi jest pożądana, bo pozwala rozplanowywać w spokoju cały program gospodarowania bądź na większym, bądź na mniejszym warsztacie.</u>
          <u xml:id="u-23.4" who="#AleksandraKarnicka">Jeżeli większa własność uskarża się, że przy wydawaniu kredytów często żąda się jakiejś gwarancji większej — każda gwarancja kosztuje — to proszę sobie wyobrazić drobnego rolnika, który potrzebuje tego kredytu. Bank, nawet Bank Rolny nie zna go wcale. On zwraca się do miejscowej organizacji, kooperatywy lub kasy. Tu również bardzo często nie bardzo go znają, ponieważ kooperacja u nas na Kresach nie jest dostatecznie rozwinięta. Ażeby trafić do takiej instytucji, trzeba samemu odpowiadać pod względem materialnym, stanowić solidną gwarancję dla banku, ale nie każdy zajmował się przedtem sprawami społecznemi. W dodatku ta forma kooperacji jest tam jeszcze mało znana i bywają takie rzeczy np., że kiedy rolnik zwraca się o pomoc siewną, natychmiast robi się go czynnym członkiem kooperatywy i ściąga się udział. O ile to równa się 25 proc. zapomogi, to jeszcze da się znieść, to jest słona zapłata za naukę na przyszłość, ale gdy to jest kwestja 50 zł, gdy bierze się 50 proc. zapomogi, to reszta zapomogi staje się tak nikłą, iż koszta uzyskanego kredytu są nadmierne dla poszukującego. Te rzeczy działy się w zeszłym roku na wiosnę z pożyczkami siewnemi, od których potrącano udział w kooperatywie i t. zw. komicznie przez naszych włościan „poj”, który miał coś wspólnego i z piciem, bo poręczyciela trzeba było napoić. Ale w tym roku prawdopodobnie będzie się działo lepiej, bo te same udziały zostają, nie zawsze dają się wycofać po spłaceniu długu, natomiast biedniejsi będą musieli w tym roku powtórzyć wniesienie udziału.</u>
          <u xml:id="u-23.5" who="#AleksandraKarnicka">Teraz co do nawozów sztucznych. My na Kresach mamy warunki gospodarowania napewno jeszcze prymitywniejsze, niż są we wszystkich innych połaciach kraju. Ale oczywista rzecz, że dobra wieść o tem, że nawozy sztuczne dobre dają rezultaty, i do nas dotarła i widzi się dużo osób, które nabywają te nawozy, lecz nie mając bliskiego kontaktu z instruktorami, stosują je nieumiejętnie. Więc mnie się zdaje, że będzie wiele zawodu, bo ci ludzie nie wiedzą o tem, że warunki samej roli są tam tak prymitywne, że trzeba przedtem wiele innych zabiegów, zanim się zastosuje te nawozy sztuczne.</u>
          <u xml:id="u-23.6" who="#AleksandraKarnicka">Wydatki na administrację w Ministerstwie Rolnictwa nie są znaczne i nie odczuwamy tam jakiegoś zbytniego biurokratyzmu, więc powiem, że kontakt z tem ministerstwem zwykle zostawia dodatnie wrażenie. Chcielibyśmy, aby ministerstwo przy kontakcie z wsią zwróciło obecnie większą uwagę na wskazówki pod względem hodowli inwentarza. Ta hodowla po wojnie bardzo się rozwinęła i tu właśnie mogą być konflikty, ponieważ większe warsztaty przez dłuższy czas były niezupełnie zagospodarowane i wskutek tego była łatwość otrzymania paszy, łatwość poddzierżawiania, koszenia części łąk. Obecnie większe warsztaty po trochu zaczynają się uruchamiać i właśnie hodowcy, którymi są przeważnie włościanie, będą mieli trudności w uzyskaniu, w wyszukiwaniu paszy, karmu dla swego inwentarza. Więc, aby nie wytwarzać konfliktów na tym tle, możeby Ministerstwo Rolnictwa zgóry im zapobiegło. Nic zawsze dobrze jest karać, zawsze lepiej jest naprzód pomyśleć, jak zapobiec temu nasuwającemu się złu.</u>
          <u xml:id="u-23.7" who="#AleksandraKarnicka">Teraz przechodząc do meljoracji, powiem, że oczywista rzecz, melioracje muszą być zrobione, to nie ulega najmniejszej wątpliwości. Ale pozwolę sobie przypomnieć konflikt, który miał s. Kalinowski na komisji, konflikt uczonego z inżynierem, a ja chciałabym, by właśnie w życiu przy meljoracji w Polsce nie zachodził konflikt pomiędzy technikiem a uczonym. Zdaje mi się, że Polska jest tak dużym warsztatem i tak obliczona, mocno w to wierzę, na wieczne czasy, że plany meljoracji rolnej powinno się obmyślać właśnie pod tym kątem widzenia. Polskę trzeba meljorować na wieczne czasy. Wiemy, że naród technicznie tak wysoko stojący, jak Niemcy, przeprowadzając u siebie przed kilku dziesięciu laty meljorację, popełniał błędy. My ich popełniać nie potrzebujemy i dlatego pozwólmy naprzód uczonym wypowiedzieć się, jaką meljorację trzeba zrobić, a potem oddać sprawę bardzo dobremu inżynierowi, bardzo wysoko pod względem technicznym wyposażonemu.</u>
          <u xml:id="u-23.8" who="#AleksandraKarnicka">Jeżeli słusznie tu się mówi, że jest pewnym dyshonorem, pewnem ubliżeniem, gdy część ludności traktuje się jako niegodną płacenia podatków na rzecz Państwa, to my bezwarunkowo musimy podnieść to jako słuszny zarzut. Ale to nie jest winą niechęci u tej części ludności do płacenia podatków, to jest niemożliwość, bo przecież nie żyjemy w pierwotnych warunkach, kiedy ludzie sami sobie stwarzali możliwości, niema tej równości w obejmowaniu warsztatów pracy, nawet niema wzajemnej rywalizacji, zupełnie sprawiedliwej, — są pewne warunki państwowe, cywilizacyjne i te warunki obowiązują. I jeżeli pewne warstwy drobnych rolników nie są w stanie ponosić zaszczytu płacenia podatków, świadczeń na rzecz Państwa, to właśnie może dzięki meljoracji, dzięki opiece Ministerstwa Rolnictwa, dzięki nauce można będzie podciągnąć ich do wyższych kategorji i dać im możność, żeby się stali równouprawnionymi pod tym względem.</u>
          <u xml:id="u-23.9" who="#AleksandraKarnicka">Jeżeli przejdziemy do gospodarki leśnej, to zobaczymy, że ochrona lasów z powodu obawy o budżet była niedość pieczołowita; obecnie przyszła jeszcze klęska sówki-chojnówki, — też dowód powierzchownego technicznego załatwienia sprawy, a nie naukowego, bo zdaje się, że wskutek wadliwego posadzenia tych lasów przez Niemców najtrudniej zatrzymać tę klęskę — tak przynajmniej słyszałam. Dla ochrony lasów należałoby obudzić w ludności miłość, przywiązanie do lasów, może za pomocą jakich świąt sadzenia drzew lub rozdawania pewnych kultur, szczególniej, że przechodzenie z typu wsi do typu indywidualnych gospodarstw szalenie zmniejsza ilość lasów. Więc trzebaby pomyśleć o jakiejś kompensacie, bo inaczej szybko dojdziemy do zupełnego wyłysienia naszego kraju.</u>
          <u xml:id="u-23.10" who="#AleksandraKarnicka">Widzimy, że chociaż dostał się nam najlepszy kawałek brzegu podobno najbardziej rybny, jednak wwozimy jeszcze masę ryb. Mówiono narazie, że w Polsce nie są ludzie przyzwyczajeni do konsumowania ryb, ale widzimy, że do dobrych rzeczy ludzie się dość łatwo przyzwyczajają i dlatego obecnie dużo tych ryb u nas się konsumuje, tylko niepotrzebnie się je wywozi: część kraju, leżąca bliżej Gdańska wywozi ryby do Gdańska, gdzie się je konsumuje na miejscu, przeto za mało idzie wgłąb kraju. Przytem brak jest wagonów-chłodni, brak urządzeń; odpowiednich. Gdyby można było oszczędniej, uważniej zużytkować budżet w tym dziale, możnaby osiągnąć lepsze rezultaty.</u>
          <u xml:id="u-23.11" who="#AleksandraKarnicka">Chciałabym też zwrócić uwagę Ministerstwa Rolnictwa na dział weterynarji. Weterynarja grzeszy w sposób odwrotny, niż medycyna. Medycyna zawsze zajmowała się raczej poszczególnemi wypadkami, a u nas weterynarja zajmuje się zanadto całokształtem. Nie leczy niczego, ale chętnie przewiduje zarazy, tępi inwentarz i przez to niedość idzie na rękę ludności niedość radzi jej, jak indywidualnie ratować te zwierzęta, tylko tępi je i widzi swoje posłannictwo w tem, żeby przewidywać wielkie bardzo klęski, to też narazie robi wrażenie jakiegoś wroga hodowcy, zamiast, żeby być jego pierwszorzędnym przyjacielem. Leczyć zwierzę u weterynarza bardzo trudno, natomiast mieć wizytę weterynarza, wytępiającego pewną ilość inwentarza, jest rzeczą nieuniknioną. Oczywiście, zupełnie rozumiem jedne i drugie motywy, tylko sądzę, że przy braku przygotowania u ludności, należałoby z nią wejść w trochę ściślejszy kontakt, więcej informować, przysyłać większą ilość szczepionek. Niechby ta profilaktyka była przyjaźniejsza dla tych zwierząt, ale nic, żeby praca polegała na tępieniu. — Nie wchodzę tu już w subtelniejsze uczucia, które u dzieci czy u ludzi kulturalnych są bardzo częste, jak przywiązanie do psów lub kotów, — ale fakt jest, że się tępi te zwierzęta i że weterynarze nie pozwalają szczepić wścieklizny, podobno ze względu na to, że u nas w Polsce ludzie jeszcze czasem ulegają wściekliźnie. Więc chciałoby się, aby wszystkie agendy oświaty i kultury, nawiązywały przyjazny stosunek z ludnością, żeby nie zostawało u ludu wrażenie praw jakichś drakońskich, które są może słuszne, ale bardzo ciężkie do zniesienia.</u>
          <u xml:id="u-23.12" who="#AleksandraKarnicka">Jednym z bardzo ciekawych działów w rolnictwie są szkoły. Oczywiście, przedstawicieli naszych klubów winny najwięcej interesować nasze szkoły rolnicze, bo ludność masowo do nich się garnie, młody człowiek, niejednokrotnie już nawet w wieku dorosłym kończy taką szkołę, potem żonę swoją do niej przyśle, bo chęć do oświaty jest wielka. Te szkoły są najlepszym terenem zżywania się ludzi różnych szczepów i narodowości. Nigdy nie ośmielę się powiedzieć, że za pomocą dobrobytu i szkoły można, przypuśćmy, wytępić pewne aspiracje, odrębności zapatrywań politycznych, albo dążenie do swobód narodowych i t. d. Nie. Ale w każdym razie można umożliwić współżycie i wyraźnie ludziom wytłumaczyć, że jednak w takiem współżyciu z Polską jest możliwość osiągnięcia pewnych dóbr kulturalnych dla swego narodu, to jest wywołać pewne przywiązanie do naszej kultury. Jestem przekonana, że to jest zupełnie możliwe, i to się widzi. Widzi się to w tych powiatach, gdzie nietylko szkoły rolnicze, ale nawet szkoła czysto oświatowa, która nastręcza może więcej drastycznych momentów i rozdźwięków duchowych, na tle, przypuśćmy, patrjotyzmu, gdy jednak jest prowadzona przez nauczycieli o dostatecznym humanitarnym nastroju, to odgrywa swoją rolę atrakcyjną. Ludzie rozumieją, że tam, gdzie nie każe im się zmieniać swojego oblicza, natomiast ukazuje im się kulturę w pewnem oświetleniu i z pewnym humanitarnym dla wszystkich bezwzględnie macierzyńskim odcieniem, to ta kultura, wszystko jedno w jakim jest podana języku czy narzeczu, podnosi człowieka, każe mu cenić pewne dobra duchowe, a nietylko materjalne. I ten rodzaj kultury należy obecnie szerzyć, gdyż wczesne zetknięcie się wszystkich warstw, a szczególnie młodzieży z twardą rzeczywistością absolutnieby wypleniło idealizm z umysłów młodzieży. Jeżeli w tych czasach szukamy idealizmu, to najczęściej znajdzie się go u ludzi w wieku średnim, starszym, bo młodzież daje nam czasem rażące przykłady zbyt dużego doświadczenia. Ja nie myślę, żeby to jej zostało na zawsze, to są wspomnienia, reminiscencje zbyt wczesnego udziału w życiu. To stopniowo ustąpi, oni staną się idealistami w takim stopniu, jak my stawaliśmy się doświadczeni.</u>
          <u xml:id="u-23.13" who="#AleksandraKarnicka">Ale w tej chwili rzeczywiście wrażenie jest przygnębiające. Dlatego mnie się zdaje, że nie należy formułować tak ściśle, jak to uczynił p. s. Bielawski, że nietylko wiedza kształci, nietylko szkoła kształci, ale kształci także religja. Ja bym powiedziała, że to jest za ciasne ujęcie rzeczy. Kształcić trzeba wszelkie aspiracje niematerjalne. Mnie osobiście wszystko jedno, jeżeli się do mnie zwraca, przypuśćmy, włościanin i zapytuje o pewne teorje albo o pewne osobistości, do których on ma pewne idealistyczne zaciekawienie, jeżeli pyta o coś amaterjalnego, czy to będzie z dziedziny monarchistycznej, czy z jakiejś innej, jeżeli to jest bezinteresowna aspiracja, to zawsze uważałabym za pedagogiczne powiedzieć mu o tem, żeby mu pomóc kultywować te jego wartości abstrakcyjne, do których okazuje pewną tęsknotę, żeby ten światopogląd materjalistyczny nie zupełnie wykreślił z umysłów potrzebę pewnych ideałów.</u>
          <u xml:id="u-23.14" who="#AleksandraKarnicka">Oświata w szkołach powinna w rozmaity sposób oddziaływać, i tak: szkoły wyższe powinne budzić inicjatywę, umożliwiać twórczą stronę pracy, szkoły średnic naturalnie wzięłyby wcześniejszy zakres tej pracy, szkoły niższe natomiast pomagałyby do sprawnego, racjonalnego i rozumnego eksploatowania warsztatów.</u>
          <u xml:id="u-23.15" who="#AleksandraKarnicka">Dziś cenione są zjawiska bardzo wielkiej inicjatywy, natomiast skromna jakaś indywidualność raczej przeszkadza, niż pomaga w życiu. Widzimy, że naród gospodarujący obok nas, Niemcy, robią czasem bardzo nieciekawe wrażenie jako jednostki, natomiast wyjątkowa ich zdolność wzajemnego dostrajania się daje bardzo dodatnie wyniki. A ponieważ obecnie, co trzeba może stwierdzić z pewnym smutkiem, kończą się czasy wysubtelnienia indywidualnego, a nastaje epoka rozwijania się jakiejś duszy narodowej, jakichś cech ogólnonarodowych, to zdaje mi się, że takie masowe wyrobienie dodatnich jednostek, umiejących zgodnie, solidarnie współpracować i wywoływać efekty solidarności narodowej, da się osiągnąć właśnie drogą powszechnego rozwoju przez szkołę, drogą zainteresowania wszystkich sprawami kooperacyjnemi i współpracy przy samorządach.</u>
          <u xml:id="u-23.16" who="#AleksandraKarnicka">Na tem tle tu wypowiedziano różne obawy z tego powodu, że w niektórych organizacjach rolniczych daje się wyczuć pewne zabarwienie polityczne. Uważam, że jeżeli ma się do czynienia z ludźmi dorosłymi, to apolityczne ujmowanie spraw jest prawie niemożliwe. Co to znaczy? Sami byśmy się w błąd wprowadzali. Człowiek nie może rozumować bez czasu i przestrzeni, a czy czemś się interesować może bez nawiązania do dnia dzisiejszego? To chyba można robić w odosobnionych gabinetach uczonych, można to robić w jakiejś abstrakcyjnej atmosferze, ale jeżeli ci ludzie, pracujący cały dzień, przychodzą po 6 dniach na jeden dzień do jakiegoś kółka, to wykluczyć z ich zainteresowań czynnik polityczny jest niemożliwe. I ten czynnik nie jest niebezpieczny, bo w gruncie rzeczy szerokie masy są bardzo realne i potrafią wyłuskać z wielu odcieni istotną treść i istotną korzyść.</u>
          <u xml:id="u-23.17" who="#AleksandraKarnicka">Niewątpliwie Ministerstwo Rolnictwa powinno nadzwyczaj dbać o naukową stronę w samem rolnictwie, powinno brać czynny udział we wszystkich zjazdach, imprezach, gdzieby właśnie samą treść rolnictwa poruszano gruntownie, powinno tworzyć wszelkie doświadczalnie i opiekować się różnemi warsztatami rolnemi, bo przecież niewątpliwie wszelkie typy warsztatów będą istniały w Polsce, ale wskazówki muszą być udzielane już indywidualnie. Sposób udzielania tych Wskazówek musi być różny. Większe warsztaty same pozostawione sobie potrafią znaleźć tę linję, która w ich gospodarce jest potrzebna, zresztą twarda konieczność życiowa do tego je zmusi, bo jeżeli się nie zorjentują, to nie będą w stanie istnieć. Mają one przed sobą konieczność wytworzenia takich nowych form bytu, które, może drogą uprzemysłowienia, ułatwią im przetrwanie. Znowu co do mniejszych warsztatów to trzeba, żeby Ministerstwo je odszukiwało, nawiązało z niemi kontakt, bo ci ludzie, oczywista rzecz, nic są przyzwyczajeni do korzystania z takich wskazówek, które może im są potrzebne, zresztą utrudnia im je niemożność nawiązania stosunków.</u>
          <u xml:id="u-23.18" who="#AleksandraKarnicka">Jeżeli przejdziemy teraz do eksploatacji lasów państwowych, to powiemy, że ta dziedzina specjalnie nas nie interesuje, raczej może niepokoi, pod względem ilości dostarczonego materjału i zużytkowania tego lasu na miejscu. Smutne okoliczności zmuszają nas do tej eksploatacji. We znaki daje się gwałtowna zmiana taryf, ona może w tym roku tak nie zaszkodzi, bo jest wyjątkowa konjunktura na wywóz drzewa, natomiast niewątpliwie wpłynie ujemnie przy zawieraniu kontraktów na rok przyszły, dadzą nam niższe ceny, gdyż będzie brana niepewność sytuacji zgóry pod uwagę.</u>
          <u xml:id="u-23.19" who="#AleksandraKarnicka">Potem słyszałam często, że zarówno robotnicy, jak i kupcy utyskują na trudności uporządkowania eksploatacji lasów. Wiadomo, że prace w lesie są zwykle sezonowe, a podatki oblicza się tak, jak od przedsiębiorstwa stałego, więc zwrócenie uwagi na to innych ministerstw byłoby noże też na miejscu. To są rzeczy, które czasem mogą słabszych finansowo eksploatatorów zupełnie rujnować, a bezpośrednio są powodem do obniżania płacy zarobkowej robotników. Jeżeli kupiec eksploatujący las jest zaskoczony niespodziewanie wielkim podatkiem, niezupełnie uzasadnionym ustawowo, bo wymierza się go za całoroczną eksploatację, a on jest sezonowym pasażerem, to poszukuje wyrównania tych strat na robotnikach.</u>
          <u xml:id="u-23.20" who="#AleksandraKarnicka">Las powinien być ogólną instytucją aprowizacyjną, powinien dostarczać opalu dla całej ludności. U nas zaś w tym kierunku robi się bardzo mało. Widzimy, że ludność sama się ratuje i na kresach, po miasteczkach, nie śmiem powiedzieć chatach, ale w każdym razie gdzieś blisko kuźni, widzi się węgiel śląski. To znaczy, że ta ludność nie ma zasadniczo skłonności zawsze do kradzenia tego opalu. Natomiast zamiast tego wszystkiego mamy tylko prawo karzące wykroczenie tej ludności, nawet z pewną tendencją, niby liberalną, bo pierwszy raz takiemu pasażerowi darowuje się kradzież leśną, natomiast drugi raz jest już odrazu obostrzenie stosowane. Najpierw jednak trzebaby zobaczyć, czy nie było konieczności. Ja śmiem twierdzić, mimo całego zrozumienia niemoralności kradzieży, że są przecież okoliczności, kiedy ten chłop przy jakimś sporze o serwitut chce zaznaczyć swoje prawo korzystania z tego serwitutu, albo na miejscu nie ma możności zdobycia drzewa. Wiem, że jest niedogodnie puszczać takiego drobnego włościanina z siekierą do lasu, bo tam szkód narobi, trudno go pilnować, ale przy ogólnej polityce leśnej należy jednak to przewidzieć i umożliwić rozdawnictwo węgla czy drzewa, w każdym razie zmusić do tego, żeby tym ludziom dogodniej było być uczciwymi, niż popełniać wielokrotnie defraudację.</u>
          <u xml:id="u-23.21" who="#AleksandraKarnicka">Jeżeli mamy taki szczupły budżet Ministerstwa Rolnictwa, to tembardziej musimy przestrzegać nadzwyczajnie umiejętnego i racjonalnego sposobu użytkowania rozchodów. Pewno, że chciałoby się je zwiększyć, ale trzeba się liczyć z możliwościami. Zresztą ten warsztat jest tak pewny, że z czasem muszą się wytworzyć środki na zwiększenie budżetu, co wywrze dobroczynny wpływ na stanie całego Państwa. Oczywista rzecz, że dobre Ministerstwo Rolnictwa, to jest dobry bilans w Polsce.</u>
          <u xml:id="u-23.22" who="#AleksandraKarnicka">A teraz, wracając do tych nadziei, które do tego przykładamy, to muszę w imieniu mojego klubu wyrazić wątpliwość, czy przy obecnych konjunkturach Rządu, nasze aspiracje w tym kierunku mogą być oparte na bardzo pewnych postulatach. Widzimy, że portfele Ministra Rolnictwa i Ministra Sprawiedliwości są w ręku takich ludzi, którzy wprawdzie deklarowali swoją lojalność względem tego, co się obecnie dzieje, ale tylko lojalność. My uważamy, że Senat jest tą starszą instytucją, gdzie ludzie mogą ocenić pewne trudności psychologiczne, konieczne do przezwyciężenia, ale jeżeli widzimy, że jeden z ministrów jest demokratą przez lojalność, a drugi jest ideologiem popierania drobnego rolnictwa także tylko przez poczucie lojalności, to konstatujemy, iż jest to dla ministra bardzo krucha podstawa, to jest minimum takie, jakiego się wymaga od posłów mniejszości narodowych. Ale minister musi być albo wybitnym fachowcem, którego nauka przekonała o konieczności, czy to zrobienia pewnej rekonstrukcji, czy pewnego posunięcia w kierunku demokratyzacji Państwa, lub wreszcie pewnej transfiguracji warsztatu rolnego, albo musi być przekonanym ideologiem, bo od ministra jest wymagana rola czynna, natomiast ci panowie zadeklarowali nam coś biernego tak, że w żadnym wypadku dobrych rezultatów nie możemy się spodziewać. I tylko wyjątkowa wytrzymałość warsztatu rolnego i wyjątkowa psychologja obywatelska, która winna cechować każdego rolnika, pozwala nam nie tracić nadziei, ho uważam, że bardzo często bez względu na wielkość warsztatu rolnego przestaje on już funkcjonować dobrze dlatego chociażby, że jego właściciel zaczyna traktować go tylko w materjalny sposób. Trzeba pamiętać, iż słowo obywatel było prawdopodobnie pierwszym przywilejem równości uspołecznienia, którą nadawał ten warsztat rolny w Polsce. Jeżeli przy gospodarowaniu czy to mały, czy większy właściciel zapomniał, że on jest obywatelem kraju, to nietylko, że warsztat nie rentował, ale to sprowadzało zanik tego warsztatu. Trzeba u wszystkich rolników kultywować cechy społeczności, bo tylko przy takiem traktowaniu ziemi ma ona cechę bardziej stałego warsztatu, lepiej znoszącego wszelki kryzys.</u>
          <u xml:id="u-23.23" who="#AleksandraKarnicka">Będziemy głosować za poprawkami do budżetu, dlatego, że to jest podstawa całego państwa rolniczego, które w takim roku, kiedy były wyjątkowe konjunktury przemysłowe, jednak czyniło wrażenie, że pomimo wszelkich pozorów jest jednak państwem rolniczem.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-24">
          <u xml:id="u-24.0" who="#JanWoźnicki">Głos ma s. Kędzior.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-25">
          <u xml:id="u-25.0" who="#AndrzejKędzior">Wysoki Senacie! Ponieważ Polska jest krajem przeważnie rolniczym i ludności żyje z ziemi, zdawałoby się, że Rząd odrodzonej Polski powinien przedewszystkiem popierać rolnictwo. Tymczasem przez pierwsze 7 lat istnienia Państwa rząd Rzeczypospolitej gnębił rolnictwo, aż do jesieni roku 1925. Dopiero pierwszy minister skarbu p. Zdziechowski uznał to, że Państwo powinno popierać przedewszystkiem rolnictwo. Za nim poszedł p. minister Klamer, p. minister Czechowicz, a premjer p. dr. Bartel na posiedzeniu dnia 19 Iipca 1926 r. w swojem exposé powiedział, że popieranie produkcji rolnej stanowi kamień węgielny programu gospodarczego Rządu.</u>
          <u xml:id="u-25.1" who="#komentarz">(S. Makarewicz: Pięknie powiedział. S. Błyskosz: To są słowa)</u>
          <u xml:id="u-25.2" who="#AndrzejKędzior">Tymczasem jak się przedstawia budżet Ministerstwa Rolnictwa? Budżet, ułożony jeszcze przez p. Grabskiego, preliminuje w wydatkach na rok 1926 na rolnictwo 32.949.756 zł. A preliminarz nowego Rządu, który uważa popieranie rolnictwa za kamień węgielny swego programu, preliminuje 32.866.998 zł., to jest o 82.758 zł. mniej. W tym preliminarzu Ministerstwa Rolnictwa nie widzę zrealizowania programu rządowego, bo preliminuje mniej, niż poprzedni.</u>
          <u xml:id="u-25.3" who="#AndrzejKędzior">Ile łożą inne państwa na rolnictwo, to w swoim znakomitym referacie przedstawił generalny referent i ja tego powtarzać nie będę, cyfry bowiem były bardzo szczegółowo podane. Ograniczę się przedewszystkiem do jednego działu, to jest do popierania meljoracji, a to z następujących powodów. Najpierw dlatego, że roboty meljoracyjne zajmują bezrobotnych w Państwie i nie potrzeba wyrzucać pieniędzy na zapomogi, — po drugie, że przez meljorację powiększa się wartość kraju, jest to wydatek wysoce produktywny, gdyż podnosi się bogactwo kraju, a po trzecie produkcja rolna się powiększa. Jak widzieliśmy w ostatnim roku, produkcja rolna umożliwiła to, że obecnie mamy czynny bilans handlowy. Więc z tych trzech powodów uważam za najważniejsze popieranie meljoracji.</u>
          <u xml:id="u-25.4" who="#AndrzejKędzior">We wszystkich innych państwach meljoracja należy do jednego resortu, do ministra rolnictwa. W Polsce natomiast mamy trzech opiekunów rolnictwa: Ministra Robót Publicznych, który prowadzi meljoracje publiczne, Ministra Rolnictwa, który popiera drobne meljoracje czy, jak się to nazywa w Warszawie, meljoracje szczegółowe, osuszanie gruntów rowami i drenami, nawodnianie, kulturę torfową, — a trzecim opiekunem jest p. Minister Reform Rolnych, który udziela subwencji na wykonywanie meljoracji szczegółowych przy komasacji gruntów. Jak na tem rolnictwo wychodzi, to widzimy z porównania z budżetami innych państw. Na publiczne meljoracje wydają daleko więcej, niż my.</u>
          <u xml:id="u-25.5" who="#AndrzejKędzior">Dopiero w roku 1925 wstawiono do budżetu jakąś dotację na meljoracje publiczne, ale co do meljoracji szczegółowych, drobnych, to wogóle w Ministerstwie Rolnictwa panuje zapatrywanie, że takich rzeczy nie potrzeba popierać, niech to każdy sam robi. Gdybyśmy mieli kredyt tani, długoterminowy, możnaby przytaczać takie argumenty, ale jeżeli tego kredytu niema, to trzeba pomagać, a przedewszystkiem pomagać ludności i zachęcać do tego rodzaju robót. Weźmy zabór rosyjski, a szczególnie Kresy Wschodnie. Tam przecież żadnych meljoracyjnych robót się nie prowadzi. Trzeba więc koniecznie, tak jak w innych państwach robiono, zachęcać ludzi przez subwencjonowanie robót spółek wodnych i gmin przy wykonywaniu meljoracyj. O ile chodzi o Małopolskę, to tam akcję na większą skalę rozpoczęto już w r. 1879 i 1884, to znaczy łat temu przeszło 40. Przeprowadzało się większe roboty meljoracyjne na podstawie ustaw krajowych. Ta sama ustawa obowiązuje w Rzeczypospolitej, mianowicie ustawa z 26 października 1921 r., która tworzy fundusz meljoracyjny państwowy i przyznaje zasiłki na rozmaite rodzaje meljoracji, w miarę jak się do tego przyczyniają fundusze wojewódzkie.</u>
          <u xml:id="u-25.6" who="#AndrzejKędzior">Niestety Rząd i parlament Rzeczypospolitej nie zdobył się dotychczas na uchwalenie konstytucji wojewódzkiej. Nie mamy sejmików wojewódzkich, które nie mogą uchwalać ustaw, nie mogą uchwalać subwencji i nie mają żadnych środków na to. Dopiero w r. 1925 wydano nowelę do ustawy melioracyjnej, według której ustawę zastąpić ma surogat. Zamiast sejmików wojewódzkich mają w b. zaborze rosyjskim rady wojewódzkie uchwalać zamiast ustawy projekt rozporządzenia, który wojewoda przedkłada czterem ministrom i potem ogłasza jako rozporządzenie zastępujące ustawę. W b. zaborze pruskim sejmiki wojewódzkie w Toruniu i w Poznaniu uchwalają statuty, a w b. zaborze austrjackim Tymczasowy Wydział Samorządowy wydaje rozporządzenia tak samo zatwierdzone przez 4 ministerstwa.</u>
          <u xml:id="u-25.7" who="#AndrzejKędzior">O ile chodzi o meljoracje drobne, szczegółowe, to austrjackie ministerstwo rolnictwa subwencjonowało te roboty w wysokości jednej trzeciej, kraj dawał jedną trzecią część, a sejm galicyjski ustanowił osobny fundusz pożyczkowe, z którego udzielał 3 procentowych pożyczek zwrotnych w latach 30 spółkom wodnym i gminom, tak, że tego rodzaju drobne roboty meljoracyjne przeprowadzano z łatwością. O ile chodzi o większych właścicieli tabularnych, to sejm galicyjski uchwalił osobny fundusz pożyczkowy. Mianowicie udzielał pożyczek Wydział Krajowy w formie obligacyj komunalnych Banku Krajowego, który teraz nazywa się Bankiem Gospodarstwa Krajowego, a zabrany został za darmo krajowi przez p. Grabskiego, dyferencję zaś między pari a kursem obligacji komunalnych opłacał fundusz krajowy, podczas gdy austrjackie ministerstwo rolnictwa opłacało procenty od obligacji komunalnych. W ten sposób każdy właściciel dóbr, których nazywają obszarnikami, otrzymywał bezprocentową pożyczkę z Wydziału Krajowego zwrotną w latach 10. Sprawa meljoracji w zaborze austrjackim była postawiona odpowiednio tak, że nawet inżynierowie, którzy byli wysłani przez pruskie i węgierskie ministerstwa rolnictwa, po zbadaniu tej akcji w kraju powiedzieli, że „nasi sąsiedzi idą przed nami”, to znaczy, że Polacy w Galicji dają przykład nawet Prusakom i Węgrom.</u>
          <u xml:id="u-25.8" who="#AndrzejKędzior">Co się dzieje w odrodzonej Polsce? Wszelkie subwencje upadły. Właściciele obszarów dworskich nie dostają żadnych bezprocentowych pożyczek. Zdobyło się tylko polskie Ministerstwo Rolnictwa na to, ażeby udzielać subwencji w wysokości jednej trzeciej kosztów tym spółkom wodnym i gminom, którym austrjackie ministerstwo rolnictwa przyrzekło te subwencje, a z których nie mogły skorzystać gminy i spółki wodne, ponieważ wybuchła wojna. Jak teraz ta sprawa wygląda? Chłopi patrzą — rządy zaborcze przyznawały subwencje, rząd polski przyznaje tylko tym, którzy mieli promessę rządu austrjackiego, a nowe spółki i nowe gminy nie dostają od rządu polskiego żadnych subwencji.</u>
          <u xml:id="u-25.9" who="#AndrzejKędzior">Wydział Samorządowy przedstawiał kilkakrotnie tę sprawę Ministerstwu Rolnictwa, ale właśnie 19-go Iipca 1926 r. w tym dniu, kiedy p. premjer dr. Bartel ogłosił, że będzie popierał rolnictwo, że popieranie rolnictwa będzie kamieniem węgielnym jego programu gospodarczego, Wydział Samorządowy otrzymał od Ministerstwa Rolnictwa pismo datowane 19 Iipca 1926 r. nr. 452 R. V., (to pewno będzie Departament Rolniczy), w którem ono pisze, że nie może udzielić żadnych subwencji. Po rozmaitych przedstawieniach ostatecznie 31 grudnia 1926 roku Ministerstwo Rolnictwa odpisało, że udzielanie subwencji ze Skarbu Państwa dla wzbogacenia obywateli narusza poczucie słuszności, czy sprawiedliwości.</u>
          <u xml:id="u-25.10" who="#komentarz">(Głos: Ciekawe)</u>
          <u xml:id="u-25.11" who="#AndrzejKędzior">A ponieważ uchwalono pożyczkę 5 proc. w r. 1925, której Bank Rolny nie przyznaje nawet do wysokości sumy kosztorysu, tę więc pomoc uważa Ministerstwo za dostateczną.</u>
          <u xml:id="u-25.12" who="#AndrzejKędzior">Rzeczywiście było tak, ale tylko w jednem państwie, gdzie meljorację przeprowadzano za pomocą pożyczek, było to w Anglji, Szkocji i Irlandja, gdzie ziemia znajduje się w rękach lordów. Tam przed stu laty rząd angielski z urzędu wykonał najpierw pierwszorzędną meljorację, t. j. regulację odpływu wód, regulację potoków, główne kanały odwodniające, które dopiero umożliwiają drenowanie, nawodnianie etc. Te roboty przeprowadził rząd angielski z urzędu przez królewskich komisarzy robót publicznych, przy pomocy zaliczek ze Skarbu Państwa, ustanawiając rentę na gruntach właścicieli i wydając na tej podstawie 3,5-procentowe bony skarbowe. Po przeprowadzeniu tej meljoracji pierwszorzędnej osobnemi ustawami rząd angielski ułatwiał kredyty meljoracyjne, przyznając im pierwszeństwo hipoteczne. W ten sposób w Anglji przeprowadzono meljorację. U nas niema lordów, ziemia polska nie znajduje się w rękach lordów, jak w Anglji miljonerów i dlatego tam, gdzie ziemia nie jest w rękach lordów wszystkie inne państwa, jak: Francja, Niemcy, Austrja i jej państwa sukcesyjne popierają meljoracje nietylko pierwszorzędne, ale i te drobne, szczegółowe meljoracje.</u>
          <u xml:id="u-25.13" who="#AndrzejKędzior">Pozwolę sobie przytoczyć daty. W budżecie na r. 1927 mała republika austrjacką, której ludności jest 4,5 razy mniej niż ludność Polski, ma w swoim budżecie tegorocznym na osuszanie i nawodnienie gruntów 1.745.000 szylingów, na wodociągi gminne 340.000 szylingów, razem 2.085.000 szylingów, czyli 1.528.000 franków szwajcarskich. A trzeba wiedzieć, że przecież w Austrji 100 lat przeprowadza się meljorację, popiera się roboty podejmowane przez spółki wodne i gminy. I ta mała republika austrjacka, zniszczona wojną, zdobyła się na 1.528.000 franków złotych w budżecie na rok 1927.</u>
          <u xml:id="u-25.14" who="#AndrzejKędzior">Czechosłowacja, o połowę mniejsza od Polski, ma w swoim budżecie na rok 1927, 11 miljonów koron czeskich na drobne meljoracje, przy obecnym kursie — 1.694.000 franków szwajcarskich.</u>
          <u xml:id="u-25.15" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Bojko.)</u>
          <u xml:id="u-25.16" who="#AndrzejKędzior">Francja, gdzie już od 100 lat przeprowadza się meljoracje, ma w swoim budżecie na rok 1927–65.654.740 franków, czyli przy obecnym kursie 20 fr. 40 cent. szw. za 100 franków francuskich: 13.394.000 fr. szw. na tego rodzaju drobne meljoracje, z czego przeprowadza nawodnienie, drenowanie, osuszanie bagien gminnych i elektryfikację wsi.</u>
          <u xml:id="u-25.17" who="#AndrzejKędzior">Galicja przed wojną wydawała na drobne meljoracje netto 551.346 koron, czyli 578.913 fr. szw. na drobne meljoracje.</u>
          <u xml:id="u-25.18" who="#AndrzejKędzior">W budżecie Ministerstwa Robót Publicznych było w roku 1926 na popieranie małopolskich spółek wodnych, które Austrja przyrzekła subwencjonować, 60.000 zł., na rok 1927 wstawiono 1.060.000, czyli 614.800 fr. szw. Uważam jednak, że między temi spółkami, którym przyznało subwencję ministerstwo austryjackie, a nowemi spółkami nie można robić różnicy i przyznawać spółkom wodnym w Małopolsce, a nie przyznawać spółkom wodnym w b. zaborze rosyjskim i pruskim. Wszystkie spółki wodne i gminy powinny być jednakowo traktowane.</u>
          <u xml:id="u-25.19" who="#AndrzejKędzior">Co się tyczy tej sprawy, to w ustawie meljoracyjnej z dnia 26 października 1921 r. w art. 12 przewidziane jest subwencjonowanie mniejszych meljoracji. A Sejm Ustawodawczy na posiedzeniu tego samego dnia, kiedy uchwalił ustawę, wezwał Rząd, ażeby w jak najkrótszym czasie przedłożył Sejmowi projekt ustawy o popieraniu mniejszych robót meljoracyjnych. Ponieważ po upływie przeszło lat 5 ustawa ta dotychczas nie została przedłożona ciałom ustawodawczym, pozwolę sobie przedłożyć wniosek o uchwalenie rezolucji takiej samej, jaką uchwalił Sejm Ustawodawczy dnia 26 października 1921 r.</u>
          <u xml:id="u-25.20" who="#AndrzejKędzior">Teraz jeszcze słowo o udzielaniu pożyczek meljoracyjnych przez Bank Rolny. Sprawa załatwiania podań o pożyczki przez Bank Rolny zanadto się przeciąga. Naprzykład w roku 1925 ani jedna spółka wodna, and jedna gmina nie otrzymała pożyczki, — natomiast słyszę, że prywatne towarzystwa meljoracyjne w Warszawie są protegowane przez Bank Rolny i one dostawały kredyt, chociaż to nie jest właściwe, bo tylko spółki wodne i gminy bezpośrednio, względnie właściciele gruntów mogą się starać o pożyczki i nie wolno tych pożyczek dawać pośrednikom, towarzystwom meljoracyjnym.</u>
          <u xml:id="u-25.21" who="#AndrzejKędzior">Obecnie podobno przyznano dotychczas dla spółek wodnych i gmin w Małopolsce około ćwierć miljona zł., podczas gdy 6 miljonów przyznano dla spółek protegowanych przez te towarzystwa meljoracyjne, a osobno udzielono kredytu około miljona także tym prywatnym towarzystwom meljoracyjnym. Ponadto obecnie, kiedy tak trudno o kredyt, Bank Rolny udziela pożyczek tylko do wysokości 70% sumy kosztorysowej. Z tego wynika, że tylko 70% powierzchni objętej projektem osuszy się, wydrenuje, czy nawodni, a skąd właściciele, czy spółki wodne i gminy wezmą resztę pieniędzy, tj. 30% potrzebnych, aby robotę wykończyć, kiedy teraz tak bardzo trudno o kredyt?</u>
          <u xml:id="u-25.22" who="#AndrzejKędzior">Przy tej sposobności pozwolę sobie poruszyć jeszcze dwie sprawy, mianowicie sprawę niższych szkół rolniczych i sprawę instruktorów rolniczych. Otóż w Małopolsce wydziały powiatowe nie zajmowały się zakładaniem niższych szkół rolniczych, tj. ludowych szkół rolniczych, chociaż to przewiduje polska ustawa z 1920 r., lecz zajmował się tem Wydział Krajowy i podczas, gdy w Kongresówce powstało kilkadziesiąt szkól, na terytorjum Małopolski ubyły dwie takie szkoły. Dlaczego? Bo Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego zabrało Akademję Rolniczą w Dublanach i folwark dublański i nie reaktywowało niższej szkoły rolniczej, jaka tam istniała. To była jedna szkoła. Następnie szkoła w Horodence spalona podczas wojny nie mogła być odbudowana, bo jak wczoraj wspomniałem. Tymczasowy Wydział Samorządowy, któremu niefortunną ustawą o finansach komunalnych przyznano sumę dochodów w wysokości miljona kilkakroć sto tysięcy złotych, względnie dwóch miljonów kosztuje 10 milj., nie miał na to środków. Uzyskano wprawdzie pożyczkę w Ministerstwie Robót Publicznych na odbudowę tej szkoły, lecz pożyczki tej nie wypłacił dotychczas w całości Bank Rolny, a Ministerstwo Rolnictwa nie było łaskawe udzielić żadnej zapomogi, aczkolwiek ustawa o ludowych szkołach rolniczych z r. 1920 mówi, że Państwo udziela 25% subwencji, a 50% pożyczki na budowę niższych szkół robotniczych.</u>
          <u xml:id="u-25.23" who="#AndrzejKędzior">Na zjeździe samorządów w Warszawie atakowali delegaci samorządów z Kongresówki, że Małopolska nic nie robi, że wydziały powiatowe nie zakładają ludowych szkół rolniczych, podczas gdy wydziały powiatowe w Kongresówce założyły kilkadziesiąt. Zarzut niesłuszny, bo wydziały powiatowe w Małopolsce nie mają na to środków, zresztą one zajmowały się przed wojną tylko szkołami żeńskiemu, zakładały powiatowe szkoły gospodyń wiejskich. Wogóle jest powszechne narzekanie, że nasza polska administracja rolnictwa bardzo wiele rzeczy zaniedbała tak, że to, co samorząd krajowy galicyjski uzyskał dla rolnictwa, teraz zostało zaprzepaszczone. Np. licencjonowanie buhajów. Mieliśmy ustawę krajową, przeprowadzało się licencjonowanie buhajów, a to jest conditio sine qua non racjonalnej hodowli bydła. Tymczasem parlament polski uchwalił ustawę osobną, ale taką ustawę, która znihilizowała ustawę krajową o licencjonowaniu buhajów. Ministerstwo Rolnictwa zakazało bowiem lincencjonować, dopóki nie wyda osobnego rozporządzenia, a rozporządzenie wyda wtedy, gdy ten ciemny chłop we wsi powie, że tego potrzebuje. Trudno znaleźć chłopa, któryby się tego domagał. Ponieważ niema tego domagania się, ustawa krajowa przestała w Małopolsce obowiązywać, chociaż wydziały powiatowe tego się domagały jeszcze w przeszłym roku.</u>
          <u xml:id="u-25.24" who="#AndrzejKędzior">Wreszcie, co się tyczy instruktorów rolnictwa dla włościan, to galicyjski sejm krajowy przeznaczał osobne stypendja dla słuchaczy akademji rolniczej w Dublanach, którzy po ukończeniu studjów agronomicznych mieli iść na powiat i zajmować się nauczaniem włościan, mieli być instruktorami włościan. Wykształciliśmy już dość takich agronomów, ale przyszła wojna. Przed wojną 10.000 koron uchwalał sejm rocznie na stypendja, a po 2.000 koron powiatom na utrzymanie instruktorów rolnictwa, powiaty zaś dawały drugie tyle. Oprócz tego sejm, dawał zapomogi na zakładanie i utrzymywanie szkól gospodyń wiejskich, które to zapomogi wynosiły rocznie 54.000 koron, na kształcenie nauczycieli dla szkól rolniczych 8.000 zł. rocznie, na tworzenie i popieranie działalności powiatowych zakładów rolniczych i kursów zimowych dla włościan 100.000 koron. Okazało się bowiem, że trzyletnie szkoły rolnicze właściwie nie kształciły gospodarzy wiejskich, po ukończeniu ich uczniowie szli albo na ekonomów do większych majątków albo na konduktorów kolejowych i t. p. i mało który wraca na rolę, — więc o wiele korzystniej było urządzać kursy zimowe, bo taki uczeń wraca później na swoje gospodarstwo. Podobnie postępowały Czechy, które miały przed wojną 800 szkół zimowych. Na cele oświatowe i organizacyjne wydawał sejm krajowy 244.000, a oprócz tego subwencjonował towarzystwa rolnicze. Otóż te wydatki wynosiły przeszło 1 miljon złotych rocznie. Z chwilą, kiedy został zniesiony sejm krajowy i Wydział Krajowy i utworzono surogat, Tymczasowy Wydział Samorządowy, zapewniono mu wprawdzie ustawą z 30 stycznia 1920 r. dostateczne źródła dochodowe, ale odebrano je ustawą o finansach komunalnych z dnia 11 sierpnia 1923 r. o czem wczoraj mówiłem, tak, iż cały ten dorobek został zmarnowany. Zatem rząd polski nie tylko nie popierał rolnictwa, ale nawet pozbawił samorząd krajowy środków, któremi mógłby kontynuować akcję, jaką prowadził sejm krajowy i Wydział Krajowy.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-26">
          <u xml:id="u-26.0" who="#JakubBojko">Głos ma s. Hasbach.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-27">
          <u xml:id="u-27.0" who="#ErwinHasbach">W żadnem państwie Europy rolnictwo nic ma tak wielkiego znaczenia dla całego życia gospodarczego, jak w Polsce. A pomimo to nigdzie rolnictwo nie jest tak traktowane po macoszemu, jak właśnie u nas.</u>
          <u xml:id="u-27.1" who="#ErwinHasbach">Od p. referenta s. Buzka słyszeliśmy, jak nieznaczne sumy przeznaczone są dla rolnictwa w Polsce w porównaniu do innych krajów. Ogromne przestrzenie, zwłaszcza na wschodzie Państwa, niezmierne błotniska mogłyby przy odpowiednich środkach na uprawę ziemi dać tysiącom ludzi pracę i chleb i służyć jako odpowiedni teren do celowej polityki osadniczej.</u>
          <u xml:id="u-27.2" who="#ErwinHasbach">Panowie powiedzą, że mamy przecież ustawę, o reformie rolnej, która służy do urzeczywistnienia tych celów i zadań. Jednak ustawa ta, jak jeszcze dowiodę na innem miejscu, służy przeważnie do innych celów. Jeżeli gdzie kredyt państwowy może być skutecznie i zupełnie bezpiecznie ulokowany, to w meljoracjach rolnych. Pozatem Państwo w znacznej mierze powinno popierać istniejące przedsiębiorstwa, stale jeszcze cierpiące pod skutkami wojny, przez udzielanie im tanich kredytów. Kredyt ten powinien być przedewszystkiem bardzo tani, gdyż rolnik obraca swoim kapitałem tylko raz do roku. Dla rolnika niema kilku sezonów, jak w przemyśle, który w każdej chwili zastosować się może do konjunktury. Nawóz sztuczny, zużyty na jesieni, dopiero w przyszłej jesieni drogą zbiorów zwraca włożone pieniądze. Nowonarodzone źrebię lub cielę dopiero po kilku latach przynosi wynagrodzenie hodowcy za wszelkie koszty i pracę.</u>
          <u xml:id="u-27.3" who="#ErwinHasbach">Ceny remontowe są tak niskie, że muszą do tego prowadzić, iż Polska w razie wojny nie będzie w stanie zapewnić swej kawalerji koniecznej ilości koni. Ceny te muszą być wyznaczone conajmniej na 1.500 zł., jeżeli mają one pokryć choć w przybliżeniu wszystkie koszty.</u>
          <u xml:id="u-27.4" who="#ErwinHasbach">Hodowla owiec w Polsce upada w zatrważający sposób, tak, że Ministerstwo Spraw Wojskowych obawia się o dostawę surowców na sukno wojskowe. Przyczyny togo upadku hodowli owiec szukać należy w zbyt małej konjunkturze dla baraniny, jako środka odżywczego dla ludności. Jest rzeczą znamienną, że konsument polski używa tylko bardzo małe ilości tego mięsa. Nawet wojsko niechętnie spożywa baraninę, chociaż istnieje zarządzenie p. Ministra Spraw Wojskowych, według którego intendentury zużywać mają pewne ilości baraniny. Liczne doniesienia o niestosowaniu się do tego zarządzenia tylko przejściowo były skuteczne. Za tłustego barana dziś rolnik u nas w Polsce otrzymuje zaledwie połowę tego, co rolnik n. p. w Niemczech. O braku wełny w Państwie nie potrzebuję dużo mówić, wiemy wszyscy, jak kolosalne sumy przemysł nasz w Łodzi i w innych miastach musi wydawać na przywóz wełny z zagranicy.</u>
          <u xml:id="u-27.5" who="#ErwinHasbach">Polityka podatkowa ostatnich lat jest wprost wrogą dla rolnictwa. P. Grabski podatkiem majątkowym ogołocił zupełnie wszystkie przedsiębiorstwa rolnicze z kapitału obrotowego.</u>
          <u xml:id="u-27.6" who="#ErwinHasbach">Z podatków nałożonych na rolników najbardziej potrzebuje reformy podatek gruntowy. Podatek ten nie uwzględnia wcale dochodu i wypłacalności podatnika, i w gruncie rzeczy jest podatkiem dochodowym powtarzającym się rok rocznie. Dziś Państwo pobiera 100%, gminy też 100%, a dawniej podatek ten w czasie pokoju był tylko fikcyjnym. Jako podłoże dla tego podatku służy kataster z połowy ubiegłego stulecia, który teraz wcale nie odpowiada rzeczywistemu stanowi rzeczy. Skala progresyjna wymierza większym majątkom ziemskim dwa razy tyle, co mniejszym. Sposób wymiaru podatku gruntowego, to jest mnożenie przez 20.000 i dzielenie przez 11.369, pozostał jeszcze z czasów inflacyjnych i dziś jest całkiem przestarzały. Tu p. Minister Rolnictwa ująć się musi za powierzonymi jego opiece u p. Ministra Skarbu, gdyż szybka pomoc jest konieczna.</u>
          <u xml:id="u-27.7" who="#ErwinHasbach">Panowie pozwolą, że powiem też kilka słów o ochronie lasów. Przemysł drzewa rozporowego — to są fabryki dyktów w Polsce — który jest bardzo ważnym działem naszego przemysłu, gdyż bierze surowce z kraju, a produkty wywozi prawie całkowicie za granicę, zagrożony jest w swem istnieniu, gdyż zapasy drzewa olszowego w Polsce stale maleją. Wskutek panującego w całej Europie braku drzewa olszowego zagranica sprowadza surowce dla swoich fabryk dyktów z Polski, i tak wysyłamy rok rocznie wielkie ilości drzewa użytkowego olszowego. Jako dowód ogólnego braku tego drzewa olszowego służyć może fakt, że Rosja sowiecka już przed dłuższym czasem zabroniła wywozu tego gatunku drzewa. Porównanie zapasu, który jest w Rosji, z tym, który mamy w Polsce, także na naszą niekorzyść wypada. W interesie naszego przemysłu drzewa rozporowego konieczny jest natychmiastowy zakaz wywozu surowego drzewa użytkowego olszowego.</u>
          <u xml:id="u-27.8" who="#ErwinHasbach">Pierwszym obowiązkiem rolnictwa jest zabezpieczenie w żywność najpierw własnego narodu, a pozatem dostarczenie krajowi walut obcych zapomocą wywozu zbędnych artykułów żywnościowych. Dotychczasowa produkcja ma tak błędną organizację, że nawet w latach dobrych zbiorów z powodu zbyt wielkiego wywozu na wiosnę następował brak zboża w kraju, ceny podnosiły się strasznie, a nawet trzeba było sprowadzać zboże z zagranicy. Oświadczam z całym naciskiem, że taka zwyżka cen nie leży wcale w interesie rolnictwa, i że rolnicy zwalczać ją powinni na równi z konsumentami. Zakaz wywozu i inne tego rodzaju środki są zawsze błędne. W wolnym handlu powinny być ustalone ceny, gwarantujące producentom należyty zarobek i ochraniające konsumenta od lichwy zbożowej.</u>
          <u xml:id="u-27.9" who="#ErwinHasbach">Prowadzi do tego, według mego zdania, następująca drogą, na którą chciałbym zwrócić uwagę tej Wysokiej Izby i Rządu.</u>
          <u xml:id="u-27.10" who="#ErwinHasbach">Wyżej wspomniana niezdrowa zwyżka ceń objaśnia się w sposób następujący: Na jesieni rolnik potrzebuje gotówki, więc większą część swych zbiorów wysyła na sprzedaż i tem samem przyczynia się do zniżki cen. Już po Nowym Roku ceny się podnoszą, gdyż podaż maleje. A na wiosnę, gdy spichrze rolnika są puste, otwierają się składy handlowe, które wtedy dyktują konsumentom ceny.</u>
          <u xml:id="u-27.11" who="#ErwinHasbach">Ponieważ płace robotników w rolnictwie obliczają się według ceny zboża, przeto rolnik znajduje się w katastrofalnem dla siebie położeniu, że na wiosnę, kiedy musi liczbę swych robotników znacznie powiększyć i konto płac ogromnie wzrasta, wtedy wszystkie płace obliczane są podług największej stopy ceny zboża, chociaż on sam już nic nie może sprzedać, bo nie ma nic do sprzedania.</u>
          <u xml:id="u-27.12" who="#ErwinHasbach">Taki stan rzeczy szkodliwy zarówno dla producenta jak i dla konsumenta możnaby usunąć według mego zdania w sposób następujący. Niezbędny kontyngent zbożowy dla konsumpcji wewnętrznej na rok bieżący mogłaby ustalić władza państwowa. Kontyngent ten możnaby zagwarantować dla ludności przez udzielenie producentom na poczet tegoż kontyngentu tanich kredytów, najwyżej o 1% więcej nóż każdorazowy dyskont Banku Polskiego, kredyt ten otrzymują producenci na złożone podanie, np. najpierw w wysokości 50% wartości zboża. Producent ma prawo sam oznaczyć termin sprzedaży swego zboża, natomiast obowiązany jest zaofiarować, zboże to przedewszystkiem Państwu, które mu udziela kredytu i które zależnie od zaopatrzenia ludności w kraju zboże to kupuje lub też zrzeka się swego prawa. Jeżeli Państwo kupuje zboże, na które udzielało pożyczki całkowicie lub częściowo, to płaci każdorazowe ceny rynkowe. W ten sposób i u nas podaż zboża rozłożona będzie na cały rok, gdyż rolnik nie będzie już musiał zalewać rynku wszystkiem swem zbożem w pewnym okresie. Tani kredyt umożliwi mu stopniowo zrealizowanie zbiorów. Ponieważ zaś Rząd zabezpieczył zaopatrzenie ludności w żywność, więc wywóz zboża będzie mógł nastąpić już na jesieni. Cena zboża przybliża się do cen rynku światowego. Producent będzie miał zagwarantowany zarobek, a konsument będzie zabezpieczony od lichwy zbożowej. Rozumie się, niezależnie od tego handel będzie zupełnie wolny i, o ile zabezpieczy potrzeby ludności. Państwo nie będzie musiało używać swego prawa, wynikającego z lombardowania zboża. Takie udzielanie tanich kredytów na szeroką skalę da się technicznie przeprowadzić zapomocą bardzo prostego aparatu. Gdzie tylko jest dobra wola, tam łatwo się znajdzie i droga.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-28">
          <u xml:id="u-28.0" who="#JakubBojko">Głos ma s. Krzyżanowski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-29">
          <u xml:id="u-29.0" who="#BronisławKrzyżanowski">Proszę Wysokiej Izby! P. Premjer Bartel powiedział w swojem pierwszem expose, że popieranie polityki rolnej stanowi kamień węgielny polityki Rządu. Ja chcę zwrócić uwagę obecnego tu p. Ministra na niektóre okoliczności związane z Kresami Północno-Wschodniemi, okoliczności, których lekceważenie może doprowadzić i niechybnie doprowadzi te słowa do poziomu słów pustych i zupełnie nic nie znaczących.</u>
          <u xml:id="u-29.1" who="#BronisławKrzyżanowski">Chcę mówić o stanie i potrzebach rolnictwa w tych właśnie województwach północno-wschodnich i chcę zwrócić uwagę Wysokiej Izby i tu obecnego Ministra na to, w jakiej sytuacji my po wojnie się znaleźliśmy.</u>
          <u xml:id="u-29.2" who="#BronisławKrzyżanowski">Przed wojną te województwa wchodziły w zakres dużego państwa i leżały daleko od granicy, leżały nie pośrodku, ale bądź co bądź bardzo daleko od peryferji. Teraz myśmy się znaleźli na peryferji Państwa Polskiego, czyli w sytuacji zgoła nowej, zgoła innej. To jest jedno.</u>
          <u xml:id="u-29.3" who="#BronisławKrzyżanowski">Następnie, proszę Wysokiej Izby, oprócz tego staliśmy się teraz zależni od zupełnie innych centrów miejskich i centrów przemysłowych. Czyli, że znaleźliśmy się znowu w sytuacji innej, zostaliśmy odcięci od linji komunikacyjnych, od wielkich dróg, takich, jak droga na Libawę i droga na Królewiec przez Wierzbołowo. Togo dziś nie imamy. Wszystko to razem tworzy sytuację, która nazywa się sytuacją w worku. Jeżeli Panowie spojrzą na mapę, to widzą, że jesteśmy w worku zupełnie. Do tej sytuacji dochodzi stan rzeczy, uniemożliwiający emigrację na Litwę obecną, na Łotwę obecną i do Rosji sowieckiej. Czyli że jesteśmy w tym worku całkowicie zamknięci.</u>
          <u xml:id="u-29.4" who="#BronisławKrzyżanowski">Z tego zamknięcia wynika zjawisko, jakiego przedtem wcale nic znaliśmy: ludność w wielkim stopniu rolnicza popadła w przeludnienie. Kraj nasz staje się przeludnionym, czego przedtem, jak powiadam, nigdy nic było, bośmy mieli ujście do Rosji, do Petersburga. do Rygi, do Litwy, do Libawy. Dziś to wszystko jest zamknięte, więc pozostaje jedyna możność oddania części swojej ludności; jest nią reszta Polski. Ale ta możność jest kompletną niemożnością. Polska nie jest w takiej sytuacji, żeby ten zbytek naszej ludności bo i Ameryka jest też zamknięta mogła przyjąć. Ponieważ. jak powiedziałem, ludność jest rolnicza, więc punkt ciężkości przechodzi na rolnictwo. I twierdzę, że na to, aby sytuację uratować i żeby słowa p. Bartla nie stały się słowami pustemi, zupełnie próżnemi, wewnątrz drążonemi, trzeba przedsięwziąć różne akcje. Twierdzę, że te wszystkie akcje — wszystkie niemal bez wyjątku — są tego rodzaju, że może je pełnić tylko państwo jako takie, tylko rząd, w bardzo małym stopniu zaś samo nasze społeczeństwo może się przyczynić do zaspokojenia tych potrzeb rolniczych. Wiemy o tem, że te potrzeby i te akcje przerastają zakres resortu, jakim jest Ministerstwo Rolnictwa, ale niestety nie można o nich nie mówić.</u>
          <u xml:id="u-29.5" who="#BronisławKrzyżanowski">Przedewszystkiem chodzi o intensyfikację produkcji. W tym celu potrzebujemy przedewszystkiem kredytu dogodnego, długoterminowego i przystosowanego do lokalnych warunków, następnie potrzebujemy wkładów na roboty, których wykonanie przechodzi zakres możności miejscowych czynników gospodarczych, głównie zaś potrzebujemy budowy i naprawy dróg. Zwracam uwagę nie po raz pierwszy już w tej Izbie zwracałem uwagę na to, że mamy w niektórych powiatach naszych województw ślicznie urządzone sady owocowe, znam takie, które się rozciągają na przestrzeni 10 dziesięcin, czyli 11 ha i te sady owocują ślicznie, gatunki pierwszorzędne, i albo nie są zupełnie wydzierżawiane, albo — znam taki wypadek w tym roku, że 10-dziesięcinowy ogród-sad został wydzierżawiony za 100 złotych, pomimo dobrego urodzaju. Oglądałem sady np. we wrześniu i widziałem, że ani porzeczki, ani maliny, ani czereśnie, ani wiśnie, ani agrest nie były jeszcze zerwane, a nie były zerwane i potem, bo nie opłacało się zbierać tych owoców z powodu najfatalniejszych dróg. Więc jeżeli rolnictwo ma być podniesione, to oprócz kredytów trzeba zrobić duże nakłady na jak najprędszą naprawę i budowę dróg. Nie wiem, w jaki sposób o tem mówić, gdzie o tem w Polsce krzyczeć, aby ostatecznie władze do togo przystąpiły. Zwracałem się do Ministerstwa i do rozmaitych władz w województwach, ale napróżno.</u>
          <u xml:id="u-29.6" who="#BronisławKrzyżanowski">Państwo musi tworzyć konjunktury, przy których rolnictwo będzie się rozwijało. Nie mogą się rozwijać na szerszą skalę inne gałęzie produkcji dlatego, że kraj jest przedewszystkiem rolniczy. Jeżeli Państwo tego wszystkiego zaniecha, to sytuacja będzie coraz gorsza, będziemy się cofali wstecz i ten stan przyczyni się do niepokoju wewnętrznego. Panowie wiedzą, że i teraz są nie bardzo dobre objawy. Ja w miarę możności, gdy przemawiam z tej trybuny, pokazuję właśnie te czynniki, nie zawsze widoczne dla oka, które się składają na ten niepożądany stan rzeczy. Bo to są województwa biedne, o glebie nie bardzo urodzajnej. Jeżeli tam będziemy mieli przeludnienie, to skutki muszą się zawsze okazać fatalne, jeżeli ta ludność nie będzie miała zarobków, jeżeli ta ziemia nie będzie intensywniej produkować.</u>
          <u xml:id="u-29.7" who="#BronisławKrzyżanowski">Społeczeństwo w tych warunkach powinno zmontować sprawnie działające organizacje rolnicze, i to jest złe, że te organizacje obecnie nie są zmontowane, nie są zszyte w jedną organizację. Jeżeli ta strona rzeczy będzie załatwiona, jeżeli organizacje rolnicze nie będą się zajmowały polityką, to odegrają dobroczynną rolę, a to mianowicie w kierunku pracy propagandowej, w dziedzinie technicznego podniesienia produkcji.</u>
          <u xml:id="u-29.8" who="#BronisławKrzyżanowski">Ja zastrzegam się wcale nie należę do etatystów, do tych, którzyby chcieli wszystko robić tylko zapomocą organów państwowych, ale silą rzeczy dziś w tej dziedzinie jest taki stan, że obowiązek naprawy sytuacji ciąży przedewszystkiem na Państwie i na Rządzie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-30">
          <u xml:id="u-30.0" who="#JakubBojko">Głos ma s. Biały.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-31">
          <u xml:id="u-31.0" who="#StanisławBiały">Wysoki Senacie! Większość szanownych panów, przemawiających w tej Izbie, żaliła się na to, że zarówno ciała ustawodawcze, jak i większość rządów nietylko nie uwzględniały należycie interesów rolniczych, lecz przeciwnie, w wielu wypadkach występowały przeciw nim i działały na ich szkodę. Ja muszę to samo stwierdzić, ale zadam sobie pytanie, co właściwie jest powodem tego, że rolnictwo, do którego należy większość obywateli, rolnictwo, które jest podstawą gospodarczego bytu Państwa, jest przez Rząd zaniedbane.</u>
          <u xml:id="u-31.1" who="#StanisławBiały">Proszę Szanownych Panów, powodem tego jest głównie to, że rolnicy nie są związani w żadną organizację,</u>
          <u xml:id="u-31.2" who="#komentarz">(Głos: Ot to!)</u>
          <u xml:id="u-31.3" who="#StanisławBiały">... w jedna organizację, że rolnicy, rozproszeni po rozmaitych stronnictwach politycznych, nie przedstawiają siły politycznej takiej, z którąby zarówno ciała ustawodawcze jak i rządy musiały się liczyć w równej mierze, jak z innemi zawodami w państwie. Gdyby rolnictwo nasze zorganizowane było tak, jak wielki przemysł w „Lewjatanie”.</u>
          <u xml:id="u-31.4" who="#komentarz">(S. Połczyński: Słusznie, racja!)</u>
          <u xml:id="u-31.5" who="#StanisławBiały">Gdyby rolnictwo nasze zorganizowane było w związkach zawodowych i w partjach politycznych, jak zorganizowani są robotnicy i gdyby przedstawiało taką siłę polityczną, jak tamte dwa stany, niewątpliwie miałoby także wpływ odpowiedni, i z jego interesami zarówno parlamenty, jak i rządy liczyćby się musiały. To też, proszę Szanownych Panów, o ile uważam za konieczne i za wskazane przedstawić z tej Wysokiej Trybuny postulaty rolnicze i zaapelować do Rządu, aby je uwzględnił, to z drugiej strony muszę się zwrócić do rolników, aby się zorganizowali, żeby utworzyli tę siłę polityczną, jaka ich liczbie się należy, a w takim razie ich postulaty będą szanowane i uwzględnione.</u>
          <u xml:id="u-31.6" who="#StanisławBiały">Przedmówcy moi jako środki zaradcze dla podniesienia rolnictwa wskazywali następujące: rozsądne przeprowadzenie reformy rolnej, długoterminowy kredyt, meljoracje rolne, powiększenie i potanienie wytwórczości nawozów sztucznych, dostosowanie cen wyrobów przemysłowych potrzebnych rolnikom do cen artykułów rolniczych, wreszcie podniesienie oświaty rolniczej i gospodarczej.</u>
          <u xml:id="u-31.7" who="#StanisławBiały">Chcę dzisiaj mówić tylko o tej ostatniej, albowiem poprzednie już dosyć należycie oświetlone zostały zarówno w Sejmie, jak i w Senacie. A pomówić chcę o tem także i dlatego, ponieważ zarówno pod względem ważności, jak i co do kolejności w zastosowaniu oświaty gospodarczej, uważam jej podniesienie za rzecz pierwszą. Do zabrania głosu w tej sprawie zmusiło mnie wreszcie przemówienie szanownego referenta o szkołach rolniczych i oświacie rolniczej — zresztą na cały referat zgadzam się z wyjątkiem tego jednego punktu. Otóż powiedział on, że nauka gospodarcza jest pochodnem zjawiskiem konjunktury i żeby tylko konjunktura rolnicza była wytworzona dobra, to każdy gospodarz będzie popierał swój warsztat pracy i dostosowywał się do konjunktury. Naturalną konsekwencją tego zapatrywania było zakończenie przy omawianiu szkół rolniczych, iż tempo tworzenia szkól rolniczych jest zupełnie odpowiednie. Ja jestem zupełnie innego zdania. Mylnem jest twierdzenie, że nauka gospodarcza jest pochodnem zjawiskiem konjunktury, bo przeciwnie, konjunktura jest pochodnem zjawiskiem nauki gospodarczej, ta bowiem ma dobro konjunktury wyrobić, a przez podniesienie i potanienie wytwórczości przygotować rolników do należytego wyzyskania konjunktury.</u>
          <u xml:id="u-31.8" who="#StanisławBiały">Że oświata gospodarcza jest potrzebna, że ilość szkól rolniczych jest za mała, stwierdza to stan kultury gospodarczej poszczególnych części Państwa, tudzież ilości szkól rolniczych. Kultura gospodarcza Polski stoi na zachodzie bardzo wysoko, a w wielu punktach nietylko dorównywa, ale nawet przewyższa kulturę zachodnią: im dalej idzie na wschód, zmniejsza się coraz więcej, a na samym wschodzie dochodzi się do stosunków gospodarczych pierwotnych, prawie że do gospodarstwa wymiennego. W tym samym stosunku idzie wytwórczość gospodarcza, bo podczas gdy na zachodzie dochodzi do 16 centnarów metr, zboża twardego z 1 ha, to spada na wschodzie do 6 mtr., t. j. zaledwie do 1/3 części tego, co się produkuje na zachodzie, chociaż ziemia na wschodzie nie jest gorsza, a w wielu miejscach nawet lepsza niż na zachodzie.</u>
          <u xml:id="u-31.9" who="#StanisławBiały">A przyjrzyjmy się, jak wygląda stan szkolnictwa na zachodzie i wschodzie. Otóż proszę Wysokiej Izby, w zachodnich województwach, t. zn. w pomorskiem, poznańskiem i śląskiem jest 5 szkół średnich rolniczych, zaś szkół niższych rolniczych 31, podczas gdy na wschodzie np. w woj. poleskiem niema ani jednej szkoły średniej, ani jednej niższej szkoły rolniczej. To samo dowodzi, że za oświatą rolną idzie wydajność ziemi. Również cyfry, na które p. referent się powołał, cytując je z przemówienia generalnego sprawozdawcy, świadczą o prawdziwości mojego twierdzenia. Otóż powiada p. referent, że gdybyśmy wytwórczość ziemi potrafili podnieść tylko o 1 kwintal z hektara, to otrzymalibyśmy produkcję w roku o 120 milj. dol. większą, aniżeli mamy dzisiaj. Gdybyśmy zaś wydajność ziemi w całem Państwie podnieśli do stopnia wytwórczości w województwach zachodnich, to wartość produktów rolnych zwiększyłaby się o 540 miljonów dolarów rocznic, czyli o przeszło 4 miljardy marek, to jest o podwójny roczny budżet naszego Państwa. To już wskazuje, jak dalece ważną jest oświata i kultura rolna i gospodarcza i to wskazuje, że szerzenie tej kultury i oświaty jest pierwszym środkiem do podniesienia rolnictwa. Zauważam przytem, że do wartości wzmożonej przez oświatę produkcji rolnej należy dodać wartość zwiększonej produkcji hodowlanej i produkcji wiejskiego gospodarstwa domowego (nabiał), która będzie również pokaźną. Podniesienie zaś dobrobytu wsi podniesie na wsi stopę życiową, większe zapotrzebowanie wyrobów przemysłowych, a tem samem podniesie dobrobyt całego Państwa; słusznie bowiem mówi stare przysłowie niemieckie: „gdy chłop ma pieniądze, to ma je cały świat”.</u>
          <u xml:id="u-31.10" who="#StanisławBiały">Twierdzę, że krzewienie oświaty rolniczej jest pilniejszem od innych środków zdążających do podniesienia rolnictwa, na początku mego przemówienia podanych, bo z tych środków rolnik korzystać będzie tylko wtenczas, gdy będzie miał potrzebną oświatę, gdy zrozumie potrzebę użycia tych środków i potrafi je zastosować.</u>
          <u xml:id="u-31.11" who="#StanisławBiały">Oświata gospodarcza udzielana być powinna nietylko w szkołach rolniczych i gospodarczych, ale już w szkołach powszechnych. Do tego celu powinne być dostosowane podręczniki i książki szkolne, w których należy umieścić ustępy, omawiające pracę na roli i w gospodarstwie domowem. Oświata gospodarcza powinna być udzielana w szkołach 7 klasowych powszechnych. w ostatnich dwuch latach, jako nauka dopełniająca zarówno dla chłopców jak i dla dziewcząt. Dlatego należałoby przekształcić naukę i programy w seminarjach w tym kierunku, by zamiast zanadto przeładowywać seminarja nauczycielskie teoretycznemi wiadomościami, wprowadzić pewną ilość nauki gospodarstwa, tak, żeby zarówno nauczyciele, jak i nauczycielki na ostatnich dwuch latach tych nauk mogli udzielać. Rzecz naturalna, że to może się stać dopiero przez przekształcenie programów w seminarjach nauczycielskich. Żeby zaś już wcześniej naukę w szkołach dopełniającą wprowadzić można było, należałoby wprowadzić dla nauczycieli kursy dokształcające wakacyjne, względnie roczne kursy dokształcające w kierunku gospodarczym. Konieczność wprowadzenia nauki gospodarstwa w szkołach powszechnych powinna spowodować rewizję planów budowy szkół, w których należy uwzględnić odpowiednie ubikacje, zwłaszcza kuchnie.</u>
          <u xml:id="u-31.12" who="#StanisławBiały">Nauka rolnicza i gospodarstwa domowego udzielana w szkołach powszechnych powinna być pogłębiona i praktycznie prowadzona w szkołach rolniczych.</u>
          <u xml:id="u-31.13" who="#StanisławBiały">Mamy trzy stopnie szkół rolniczych i gospodarczych, a to: szkoły wyższe, średnic i ludowe szkoły rolnicze.</u>
          <u xml:id="u-31.14" who="#StanisławBiały">Szkoły wyższe rolnicze są następujące: Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie, uniwersytet im. Batorego w Wilnie, uniwersytet w Poznaniu, uniwersytet Jagielloński w Krakowie i politechnika we Lwowie. Daty co do szkół rolniczych mam z roku szkolnego 1925 26, a z tego roku jeszcze nie zdołałem wszystkich zebrać, zaś co do szkół niższych ludowych rolniczych to mam daty z roku 1924/25.</u>
          <u xml:id="u-31.15" who="#StanisławBiały">W 5 uniwersytetach jest 1717 uczniów. Podzielam zupełnie spostrzeżenie p. referenta, że ilość szkół wyższych w stosunku do zapotrzebowania jest za wielka. Gdy u nas reforma rolna będzie wprowadzona, gdy więc majątki wielkie znikną, to proszę mi powiedzieć, gdzie znajdzie ta wielka liczba uczniów potem miejsce i chleb — napewno nie w rolnictwie. Te folwarki, które pozostaną, nie będą w stanic przyjmować uczniów z ukończonem wyższem wykształceniem, bo nie będą w stanie ich opłacić. Pozostaną oni tylko jako rezerwa profesorów dla szkół rolniczych, a na to jest ich stanowczo za dużo. Pozatem muszę zaznaczyć, że utrzymanie tych szkół wyższych bardzo dużo kosztuje. Np. na takim uniwersytecie w Wilnie jest tylko 76 uczniów i dla tych 76 uczniów ponosi się koszta utrzymania całego studjum rolniczego.</u>
          <u xml:id="u-31.16" who="#komentarz">(Przerywania.)</u>
          <u xml:id="u-31.17" who="#StanisławBiały">Obstaję przy mem twierdzeniu, bo zapytuję, co będziemy robić z nadmiarem uczniów, kończących wyższe szkoły rolnicze? Podzielam zatem zapatrywanie, że szkół wyższych rolniczych jest za dużo, że należałoby raczej zmniejszyć liczbę tych szkól.</u>
          <u xml:id="u-31.18" who="#StanisławBiały">Go do szkół średnich, to mamy ach 14, a z togo w województwach zachodnich 5. Liczba szkół średnich nie jest za duża i szkody te są potrzebne, albowiem dostarczać będą rządców i kwalifikowanych pracowników folwarcznych. Ale trzeba zdać sobie sprawę, że szkoły średnie nie są odpowiednie dla włościan. Jak dotychczasowe doświadczenie liczy, żaden z włościan, który ukończył szkołę średnią, nie wraca na gospodarstwo własne, lecz szuka chleba gdzieindziej. Szkoły te mają być rezerwuarem administratorów folwarków, rezerwuarem Instruktorów dla niższych szkół rolniczych. Z tem zastrzeżeniem szkoły te są potrzebne.</u>
          <u xml:id="u-31.19" who="#StanisławBiały">Szkoły, które mają nieść oświatę rolniczo-gospodarczą w masy chłopskie, to niższe szkoły rolnicze. Istnieje ustawa z 1922 roku, która przewiduje, że do roku 1940 mają być utworzone w każdym powiecie dwie niższe szkoły rolnicze, męska i żeńska. Rzecz naturalna, że w ciągu 13 lat będzie niemożliwem zaprowadzić dwie szkoły w każdym powiecie, ale dotychczasowe tempo wprowadzenia tych szkól jest jednak niezmiernie małe i niewystarczające. W roku 1924/1925 było tych szkół 90, obecnie jest 115, a z tego było w województwach zachodnich 31 szkół, zaś w województwach na terenie Małopolski 15. Uczniów wszystkich razem było 2831, w województwach zachodnich 1367, a więc w tych trzech województwach prawie połowa. Jedne z nich wykazują frekwencję należytą, ale są i tak 1717 z ilością uczniów w najniższej szkole ludowej 2831, to zobaczymy odrazu nieproporcjonalność między ilością uczniów, w jednych szkołach a drugich. Frekwencja niższych szkól rolniczych jest niejednolita. Jedna z nich wykazuje frekwencję należytą, ale są i takie, które mają bardzo małą frekwencję, nie stojącą w żadnym stosunku do kosztów urządzenia i kosztów utrzymania odnośnej szkoły.</u>
          <u xml:id="u-31.20" who="#StanisławBiały">Opowiadano mi o rolniczych szkołach w Zwoleniu pod Sandomierzem i w Łowiczu, tam pobudowano dla szkół istne pałace, a frekwencja ich jest bardzo mała, w Zwoleniu podobno tylko 7 uczniów. Jeżeli zaś szkoły nie mają odpowiedniej frekwencji, to musi być w nich jakaś wada, albo organizacyjna, albo wada w typie tej szkoły, i ja śmiem twierdzić, że dotychczasowe niższe szkoły rolnicze nie odpowiadają swemu zadaniu dlatego, że typ obrany dla nich jest nieodpowiedni, i tu jest powód, że te szkoły są mało uczęszczane. Dlaczego? Oto buduje się pałace kosztem przeszło 300.000 na jedną szkołę. a w niektórych miejscach kosztem znacznie wyższym, bo 500 i 800.000 zł. Daje się tym uczniom i uczennicom nadzwyczajne urządzenia domu, maszyny, urządzenia stajni takie, jakich nigdy u siebie mieć nie będą. Daje się coś takiego, co jest dla nich niedostępne, i to jest niewłaściwe. Szkoły te bowiem powinne być typem wzorowego wiejskiego gospodarstwa, urządzenia i maszyny w takiej szkole powinne być tylko takie, jakie każdy uczeń, względnie uczennica po powrocie do swego gospodarstwa może mieć u siebie. Wtenczas dopiero z takiej szkoły prawdziwa korzyść. Ale jeżeli np. w niektórych szkołach żeńskich, co sam widziałem, jest żelazko elektryczne do prasowania, najpierwszorzędniejsze maszyny do prania, maszyny rolnicze, których one nie będą mogły nigdy kupić, to przecież te uczennice nigdy u siebie takich przyrządów w zastosowaniu mieć nic będą, zdaniem mojem nawet używanie światła elektrycznego i centralnego ogrzewania jest w szkołach rolniczych, zwłaszcza żeńskich, zupełnie nieodpowiednie, bo przecież te dziewczyny należy nauczyć, jak one mają ekonomicznie palić, jak mają się z tem paliwem obchodzić, jak mają lampy należycie oczyszczać, jak mają się ze światłem obchodzić, aby nafta nie eksplodowała i t. d. Jeżeli zaś kiedyś będzie światło elektryczne w domu zaprowadzone, to ona łatwo nauczy się z niem obchodzić, i niema potrzeby uczyć tego teraz w szkole.</u>
          <u xml:id="u-31.21" who="#StanisławBiały">Otóż organizacja i typ szkól rolniczych jest nieodpowiedni, ponieważ szkoły stawia na najwyższym szczycie rozwoju, który może będzie u nas osiągalny i dobry za jakie lat 50, ale nic w dzisiejszych naszych stosunkach. Obecnie szkoła powinna być urządzona jako wzór gospodarstwa małorolnego i tylko temi rzeczami operować, jakie ten gospodarz i ta gospodyni w swojem gospodarstwie mieć będą.</u>
          <u xml:id="u-31.22" who="#StanisławBiały">Druga rzecz, proszę Panów, to czas trwania tej nauki. W naszych stosunkach czas trwania nauki roczny bezwarunkowo jest za długi. Gospodarz nie jest w stanic trzymać swego dziecka przez jeden rok w szkole i pozbywać się siły roboczej. Gospodarz małorolny nic jest w stanic opłacać za niego przez cały rok opłaty. Niewątpliwie należy dążyć do tego, żeby to roczne maximum czasu trwania nauki kiedyś było osiągnięte, ale należy iść powoli od krótszego okresu czasu i dopiero w drodze ewolucji dojść do najwyższego, do rocznego okresu czasu nauki. I w tym kierunku mamy pewne doświadczenie w szkołach w Małopolsce; mamy tam szkołę dla chłopców w Gródku Jagiellońskim i w Dulczówce, gdzie jest zaprowadzony 5-niesięczny kurs zimowy, względnie dwa kursy zimowe, w ten sposób urządzone, że każdy z kursów stanowi całość i chłopiec po skończeniu jednego kursu ma pewien całokształt wiedzy. Jeżeli chce, może iść na drugi kurs, ażeby wiedzę swoją pogłębić, ale jeżeli warunki mu na to nie pozwalają, to nawet po ukończeniu jednego kursu ma pewien całokształt wiedzy. Szkoły te są przepełnione i nic mogą przyjmować wszystkich zgłaszających się uczniów.</u>
          <u xml:id="u-31.23" who="#StanisławBiały">Również i w szkołach żeńskich jednoroczny czas nauki jako zasada jest nieodpowiedni. Mojem zdaniem, należałoby rozpocząć od trzymiesięcznych kursów internatowych — o ile są w odnośnym powiecie odpowiednie budynki; jeżeli zaś budynków niema, należy urządzać w gminach powiatu trzymiesięczne kursa wędrowne dla dochodzących dziewcząt gminy. Kursa te, zwłaszcza internatowe, należy stopniowo przedłużać do 5 miesięcy. Kursa takie powinne być w każdym powiecie. Wreszcie z biegiem czasu pewną ilość szkól w odnośnem województwie będzie można przemienić w szkoły roczne, pewna jednak ilość powinna zatrzymać pięciomiesięczny czas nauki, bo i w przyszłości nawet, gdyby dobrobyt się podniósł, nic wszyscy będą w stanic oddać swe dzieci na rok do szkoły, i dlatego należy pozostawić tę możność tym, którzy tylko przez krótszy czas mogą się kształcić.</u>
          <u xml:id="u-31.24" who="#StanisławBiały">Warunkiem pomyślnego rozwoju szkół gospodarczych, zwłaszcza żeńskich, jest należyty dobór personelu nauczycielskiego, który dla krótkich kursów musi być szczególnie troskliwie dobierany i odpowiednio wynagradzany, bo trudno będzie znaleźć doborowe kandydatki na życie koczownicze, jakie nauczycielki szkół wędrownych muszą prowadzić.</u>
          <u xml:id="u-31.25" who="#StanisławBiały">Mają być dwa typy szkół, szkoła męska i żeńska. Należałoby traktować obie te szkoły równomiernie, bo obie są ważne. Jeżeliby jednak należało wybierać, czy najpierw dać szkolę męską, czy żeńską, to, mojem zdaniem, należy dać pierwszeństwo szkole gospodyń, szkole żeńskiej, dlatego, że przedewszystkiem kultura i oświata dziewcząt, córek gospodarczych, na wsi jest bardzo mała. Dziewczyna, która ukończyła szkołę powszechną, wraca do domu i tam za nauczycielkę gospodarczą ma swoją matkę, która stoi na tym poziomie kultury gospodarczej, jaki przejęła od swej matki, czyli, że nasza kultura gospodarcza na wsi pochodzi jeszcze z przed pół wieku. Dziewczyna na wsi nie ma możności zobaczenia tej kultury, bo córki gospodarskie nie idą na służbę do miasta. Biedniejsze idą na służbę, tam zobaczą i tam się czegoś nauczą, ale córki gospodarskie, na których właśnie to gospodarstwo wiejskie polegać powinno, do miasta nie idą i mają te wiadomości gospodarcze, tę kulturę gospodarczą, jaką im matki dają, a te mogły im przekazać tylko kulturę bardzo niską.</u>
          <u xml:id="u-31.26" who="#StanisławBiały">Otóż podniesienie tej kultury gospodyń jest niezmiennie ważne, przedewszystkiem dlatego, że w gospodarstwie domowem ważniejszą jest rola gospodyni, już w normalnych warunkach, a cóż dopiero podczas wojny, gdy mężczyźni idą na front, a całe gospodarstwo rolne i domowe spoczywa na barkach kobiet. Ponadto jest ważnem i dlatego, że gospodyni jest zarazem wychowawczynią dzieci, a zatem potrzeba, żeby miała większą oświatę i kulturę. Mężczyźni idą do wojska — a prawie każdy iść musi — widzą tam więcej świata i nauczą się więcej rzeczy, bo dziś wojsko nie jest tem, czem było za czasów zaborczych, kiedy była nauka tylko rzeczy ściśle wojskowych, tylko musztry, dziś wojsko jest zarazem szkołą obywatelską, gdzie uczy się obowiązków, a także rzeczy gospodarczych. A więc chłopiec ma możność się tych rzeczy nauczyć gdzieindziej, nie tylko w domu i w szkole wiejskiej. I dlatego pierwszeństwo należałoby dać szkołom gospodyń, zwłaszcza, że kobieta dziś i w życiu publicznem jest powołaną do odegrania bardzo poważnej roli.</u>
          <u xml:id="u-31.27" who="#StanisławBiały">Co do szkół męskich, to jestem zdania, że należałoby w każdym powiecie zamianować instruktora rolnego, któryby miał obowiązek na krótkich kursach 1-miesięcznych lub 2 czy 3-miesięcznych, uczyć rolnictwa po wsiach, i dopiero w miarę możności przekształcałoby się te instruktoraty na niższe szkoły rolnicze, a zimowe kursy rolnicze dopiero z biegiem czasu na roczne szkoły rolnicze.</u>
          <u xml:id="u-31.28" who="#komentarz">(Głos: Słusznie.)</u>
          <u xml:id="u-31.29" who="#StanisławBiały">Według mojego zdania, kultura i oświata rolnicza jest pierwszym warunkiem podniesienia wytwórczości rolniczej, a tem samem dobrobytu Państwa i dlatego też pozwolę sobie postawić odpowiedni wniosek.</u>
          <u xml:id="u-31.30" who="#StanisławBiały">Chcę jeszcze nadmienić, że dotychczasowe fundusze na rolniczą oświatę ludową są za małe i należy je powiększyć.</u>
          <u xml:id="u-31.31" who="#StanisławBiały">Stosując się jednak do zasady, żeby budżetu nie zwiększać ponad normy już przez komisję uchwalone, stawiam wniosek, aby: I) skreślić §§ 15 i 16, w dziale 2, rozdział 4 (majątki państwowe) części 12-ej tego budżetu; II) wstawić w dziale 1 (zarząd centralny), części 12 budżetu, nowy § 16, treści następującej: „zalesienie nieużytków… 500.000 zł”; III) w dziale 3, rozdział 1 (ludowe szkoły rolnicze), zwiększyć kredyty w § 12, oświata pozaszkolna o 100.000 zł; kredyty § 13, szkoły samorządowe — 400.000 zł.</u>
          <u xml:id="u-31.32" who="#StanisławBiały">Zaproponowane przezemnie skreślenie dotyczy meljoracji ośrodków kultury rolniczej, na co wstawiono 500.000 zł. Rzecz sama w sobie dobra, lecz to, co skreślono, należy oddać szkołom rolniczym.</u>
          <u xml:id="u-31.33" who="#StanisławBiały">Drugie skreślenie dotyczy kwoty również 500.000, wstawionej na zakup przez Państwo nieużytków i zalesienie ich. Proponuję tę samą kwotę wstawić w 1 dziale, części 12 budżetu, na zalesienie nieużytków wogóle. Mamy bowiem przestrzenie nieużytków, których Państwo dla siebie nie będzie mogło zakupić, ponieważ są za małe, i administrowanie niemi byłoby absolutnie niemożliwe. Ponadto nie widzę przyczyny, dlaczegoby wogóle nie przyjść z akcją zalesienia nieużytków, nietylko tych, które są w ręku Państwa, ale i tych, które są w rękach prywatnych. Przecież widzimy na wschodzie błota i bajora, któreby dały się zalesić czarną olchą. Widzimy także w okolicach Warszawy piaski, które dadzą się również zalesić, a przestrzenie nad rzekami zasadzić można wikliną. Tak samo, jeżeli nie zalesimy pustych stoków na górach, to przy obecnem tempie wycinania lasów będziemy mieli za lat kilkanaście to, czem jest Dalmacja i części południowe Alp. Zalesienie zatem nieużytków, będących nietylko w ręku Państwa, ale i osób prywatnych, uważam za bardzo wskazane i dlatego proszę o przyjęcie tych rezolucji.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-32">
          <u xml:id="u-32.0" who="#JakubBojko">Ponieważ referent następnego referatu z powodów od niego niezależnych nie może być obecnym, dlatego proponuję posiedzenie zakończyć. Następne posiedzenie naznaczam na poniedziałek 7 b. m. o godz. 10 rano, z następującym porządkiem dziennym:</u>
          <u xml:id="u-32.1" who="#JakubBojko">Budżet Ministerstwa Reform Rolnych, Ministerstwa Komunikacji i Ministerstwa Przemysłu i Handlu oraz Służby Zdrowia.</u>
          <u xml:id="u-32.2" who="#JakubBojko">Nie słyszę sprzeciwu, porządek dzienny uważam za przyjęty. Zamykam posiedzenie.</u>
          <u xml:id="u-32.3" who="#komentarz">(Koniec posiedzenia o godz. 6 min. 35 wiecz.)</u>
        </div>
      </body>
    </text>
  </TEI>
</teiCorpus>