text_structure.xml
179 KB
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79
80
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
98
99
100
101
102
103
104
105
106
107
108
109
110
111
112
113
114
115
116
117
118
119
120
121
122
123
124
125
126
127
128
129
130
131
132
133
134
135
136
137
138
139
140
141
142
143
144
145
146
147
148
149
150
151
152
153
154
155
156
157
158
159
160
161
162
163
164
165
166
167
168
169
170
171
172
173
174
175
176
177
178
179
180
181
182
183
184
185
186
187
188
189
190
191
192
193
194
195
196
197
198
199
200
201
202
203
204
205
206
207
208
209
210
211
212
213
214
215
216
217
218
219
220
221
222
223
224
225
226
227
228
229
230
231
232
233
234
235
236
237
238
239
240
241
242
243
244
245
246
247
248
249
250
251
252
253
254
255
256
257
258
259
260
261
262
263
264
265
266
267
268
269
270
271
272
273
274
275
276
277
278
279
280
281
282
283
284
285
286
287
288
289
290
291
292
293
294
295
296
297
298
299
300
301
302
303
304
305
306
307
308
309
310
311
312
313
314
315
<?xml version='1.0' encoding='utf-8'?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
<xi:include href="PPC_header.xml" />
<TEI>
<xi:include href="header.xml" />
<text>
<body>
<div xml:id="div-1">
<u xml:id="u-1.0" who="#komentarz">(Początek posiedzenia o godz. 10 min. 10.)</u>
<u xml:id="u-1.1" who="#komentarz">(Przewodniczący Marszałek Senatu Aleksander Prystor.)</u>
</div>
<div xml:id="div-2">
<u xml:id="u-2.0" who="#AleksanderPrystor">Otwieram posiedzenie.</u>
<u xml:id="u-2.1" who="#AleksanderPrystor">Jako sekretarzy zapraszam ss. Jaroszewiczową i Płocką.</u>
<u xml:id="u-2.2" who="#AleksanderPrystor">Protokół i listę mówców prowadzi s. Jaroszewiczowa.</u>
<u xml:id="u-2.3" who="#AleksanderPrystor">Protokół 22 posiedzenia uważam za przyjęty, gdyż nie wniesiono przeciw niemu zarzutów. Protokół 23 posiedzenia jest do przejrzenia w Biurze Senatu.</u>
<u xml:id="u-2.4" who="#AleksanderPrystor">Usprawiedliwiają swoją nieobecność w Senacie: s. Karszo-Siedlewski na 21 posiedzeniu i s. Staniewicz na 22 posiedzeniu.</u>
<u xml:id="u-2.5" who="#AleksanderPrystor">Zanim przystąpimy do porządku dziennego udzielam głosu Przewodniczącemu Komisji Budżetowej s. Rostworowskiemu dla złożenia oświadczenia.</u>
</div>
<div xml:id="div-3">
<u xml:id="u-3.0" who="#WojciechRostworowski">Wysoka Izbo! Korzystając z obecności na posiedzeniu p. gen. Sławoja Składkowskiego Jako szefa naszego Rządu, pragnę w charakterze przewodniczącego Komisji Budżetowej złożyć następujące oświadczenie:</u>
<u xml:id="u-3.1" who="#WojciechRostworowski">P. Minister Skarbu w dyskusji generalnej nad sprawozdaniem s. Everta zakończył swe przemówienie następującym zwrotem:</u>
<u xml:id="u-3.2" who="#WojciechRostworowski">„Montowanie psychozy beznadziejności, która i tak powstaje obficie poza obrębem Sejmu i Senatu, jest, moim zdaniem, złą przysługą oddawaną Państwu i narodowi polskiemu, i hasłu obrony, i świadomości narodowej, i Wodzowi Naczelnemu z punktu widzenia jego odpowiedzialności, i postulatowi spoistości Państwa, i hasłu konsolidacji”.</u>
<u xml:id="u-3.3" who="#WojciechRostworowski">Jako przewodniczący Komisji Budżetowej, który ponosi odpowiedzialność za całość prac tej komisji i od tej odpowiedzialności nie zamierza się uchylać, pragnę oświadczyć, że na sprawozdaniu referenta generalnego, które stało się przedmiotem przytoczonych wyżej zarzutów p. Ministra Skarbu, położyłem mój podpis, stwierdzając tym podpisem, że sprawozdanie zostało przez komisję przyjęte, a regulamin Senatu wymaga, by to sprawozdanie przed oddaniem do druku uzyskało aprobatę p. Marszałka Senatu. Stwierdzam, że i temu wymaganiu stało się zadość. Muszę więc uważać zarzuty, skierowane w stronę s. Everta, który cieszy się w tej Wysokiej Izbie powszechnym i dobrze zasłużonym szacunkiem, za zarzuty, skierowane przeciwko komisji, której mam zaszczyt przewodniczyć. W pracy tej komisji, wykonanej w warunkach trudnych z mocną wolą podtrzymania p. Ministra Skarbu w jego ciężkiej walce o ugruntowanie osiągniętej równowagi budżetowej, dopatrzył się p. Minister Skarbu szkody wyrządzonej i Państwu, i narodowi, i hasłu obrony, a nawet postulatowi spoistości Państwa. Nie koniec na tym: Senat Rzeczypospolitej przez pracę jednego ze swoich podstawowych organów utrudnia rzekomo Wodzowi Naczelnemu spełnianie wielkich zadań, wynikających z jego odpowiedzialności, a nawet wysiłkom konsolidacyjnym p. pułk. Koca złą wyświadcza usługę.</u>
<u xml:id="u-3.4" who="#WojciechRostworowski">Odpieram z całą stanowczością tego rodzaju zarzuty, postawione przez p. Ministra Skarbu. Godzą one w instytucję, którą nowa Konstytucja postawiła wysoko w hierarchii naczelnych organów Państwa, w instytucję, która niejednokrotnie dowiodła, że stojąc na straży swoich uprawnień i swojej godności pragnie pozytywnej, na lojalności wzajemnej opartej współpracy z Rządem.</u>
<u xml:id="u-3.5" who="#WojciechRostworowski">Oskarżenia p. Ministra Skarbu są tym bardziej nieoczekiwane, że p. Minister brał osobisty udział w debatach komisji nad sprawozdaniem generalnym i że poza szeregiem uwag, które komisja i jej sprawozdawca uznali za słuszne, żaden zarzut natury zasadniczej nie został przez p. Ministra Skarbu na posiedzeniu komisyjnym postawiony. Miałem więc prawo sądzić, że prace komisji, kierowane przeze mnie, były przez przedstawicieli Rządu oceniane pozytywnie i dałem temu przekonaniu wyraz, zamykając obrady budżetowe.</u>
<u xml:id="u-3.6" who="#WojciechRostworowski">Zarzuty p. Ministra Skarbu nie mogą zachwiać naszego głębokiego przekonania, żeśmy nałożonemu na nas przez Konstytucję,...</u>
<u xml:id="u-3.7" who="#komentarz">(Nieczytelne)</u>
<u xml:id="u-3.8" who="#WojciechRostworowski">... naszego ślubowania i przez zaufanie tej Wysokiej Izby obowiązkowi w niczym nie uchybili.</u>
<u xml:id="u-3.9" who="#komentarz">(Huczne oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-4">
<u xml:id="u-4.0" who="#AleksanderPrystor">Przystępujemy do punktu l porządku dziennego: Rozprawa szczegółowa nad częścią 7 — Ministerstwo Spraw Wewnętrznych.</u>
<u xml:id="u-4.1" who="#AleksanderPrystor">Głos ma sprawozdawca s. Gołuchowski.</u>
</div>
<div xml:id="div-5">
<u xml:id="u-5.0" who="#WojciechAgenorGołuchowski">Wysoka Izbo! Ponieważ sprawozdanie Komisji Budżetowej o budżecie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych jest wydrukowane i znajduje się w rękach członków Senatu, ograniczę się tylko do omówienia i podkreślenia pewnych ważniejszych zagadnień, które były tematem dyskusji w komisji.</u>
<u xml:id="u-5.1" who="#WojciechAgenorGołuchowski">Zdaję sobie sprawę, że referat mój, będący wynikiem dyskusji przeprowadzonej w Komisji Budżetowej i teraz z jej mandatu przedłożony Wysokiemu Senatowi, omawia najważniejsze prace Ministerstwa i może nie wyczerpuje tematu w całości. Dyskusja w tej Wysokiej Izbie niewątpliwie jeszcze uzupełni i bliżej naświetli sprawy, które w sprawozdaniu może niedostatecznie zostały uwypuklone.</u>
<u xml:id="u-5.2" who="#WojciechAgenorGołuchowski">Pragnę w moim dzisiejszym przemówieniu podnieść te zagadnienia, które były tematem szczególnego zainteresowania ze strony członków komisji. Na pierwsze miejsce wysunęła się sprawa samorządu terytorialnego, a szczególnie położenie finansowe naszych miast, upadających pod brzemieniem wzrastających rokrocznie obowiązków, a pozbawionych środków do ich wykonania. Większe miasta prowincjonalne bardzo dotkliwie od szeregu lat odczuwają skutki kryzysu i zmniejszających się dochodów, co spowodowane jest nie tylko spadkiem zamożności ich obywateli, ale także odebraniem tym miastom źródeł dochodów, z których uprzednio pokrywały konieczne wydatki. Równowaga budżetowa z trudem jest utrzymywana, ale kosztem skreślenia wydatków na potrzebne inwestycje, na ulepszanie nawierzchni ulic, na rosnące potrzeby opieki społecznej, kanalizację, elektryfikację itd. W mniejszych i małych miastach jest może jeszcze gorzej.</u>
<u xml:id="u-5.3" who="#WojciechAgenorGołuchowski">Stan ten na dłuższą metę nie jest do utrzymania, rychła pomoc i należyte ustalenie trwałych podstaw finansów komunalnych jest koniecznością. Akcję oddłużeniową lat ostatnich nazwać można tylko paliatywem, pomogła ona chwilowo samorządom uregulować uciążliwe zobowiązania, lecz wywołała z drugiej strony trudności, na które skarżą się ci, którzy byli przedmiotem tej akcji, a utrudniła samorządom zdobycie nowych kredytów z powodu zachwiania zaufania. Dalszą bolączką w tej dziedzinie jest nadmiar ustaw i rozporządzeń, krępujących swobodę samorządu terytorialnego, który choć jest konstytucyjnie przedłużeniem ramienia administracji — z samej nazwy swojej w sprawach gospodarczych danego terytorium winien z większą swobodą o swoich zamierzeniach decydować. W zakresie nadzoru nad samorządami z uznaniem należy podnieść troskę Ministerstwa o odciążenie gmin w zakresie spełnianych czynności na wszystkich odcinkach poszczególnych resortów.</u>
<u xml:id="u-5.4" who="#WojciechAgenorGołuchowski">Komisja podkreśliła z uznaniem wysiłki p. Ministra w kierunku zabezpieczenia spokoju i ładu w Państwie. Osobista interwencja i szybka decyzja p. Premiera, jako kierownika tego resortu, przyczyniły się w dużej mierze do pobudzenia czujności i sprawności podległego ma aparatu. Nieustające knowania i niewygasająca działalność elementów wywrotowych, które nieraz występują w niewinnej szacie obrony rzekomo zagrożonych praw człowieka, wymagają tej czujności nieustannie. Lepiej nawet czasem w ostrożności przesadzić, niż nagle stanąć oko w oko z groźnym a złośliwym wrogiem, który w pewnej chwili szatę niewinności odrzuci, podstępnie chwytając za gardło. W tej akcji powinno brać udział czynny uświadomione społeczeństwo, a w szczególności prasa, jako potężny czynnik kierujący opinią publiczną. W referacie moim dla Komisji Budżetowej specjalnie podkreśliłem, że unormowanie stosunków między Rządem a prasą winno nastąpić jak najrychlej przez uchwalenie dobrej ustawy prasowej, Przechodząc do omawiania poszczególnych działów budżetu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, zatrzymam się krótko przy dziale 2 — Województwa i Starostwa. Dochody tego działu wynoszą 5.969.050 zł, wydatki 27.063.090 zł. Wobec olbrzymiej wagi tego działu dotacja jest skromna i niewystarczająca, o ile chodzi o rzeczowe wydatki. Etaty urzędnicze zostały zwiększone o 82, a funkcjonariuszy niższych o 15, głównie w służbie bezpieczeństwa. Praca urzędników administracji ogólnej jest odpowiedzialna, powinna być sprawna, to też w imię tej sprawności należało by ją uprościć, zmniejszając balast niepotrzebny, przez co uniknęło by się konieczności zwiększania etatów na takich odcinkach, gdzie to zwiększanie nie jest absolutną potrzebą. Są bowiem działy pracy, w których dobro obywateli wymaga powiększenia etatów, żeby tylko zacytować dział jeden, tj. bezpieczeństwo publiczne.</u>
<u xml:id="u-5.5" who="#WojciechAgenorGołuchowski">Dział 3 — Służba techniczna obejmuje pozycje budżetowe w dochodach 6.974.330 zł. w rozchodach 14.007.280 zł. Tu należało by podkreślić niemożność należytej konserwacji budynków państwowych w liczbie 5.300 z powodu szczupłości rozporządzalnych środków.</u>
<u xml:id="u-5.6" who="#WojciechAgenorGołuchowski">Dział 4 — Policja Państwowa, to najważniejszy i najpoważniejszy pod względem wydatków dział Ministerstwa. Na nim koncentruje się cały ciężar zabezpieczenia ładu i porządku w Państwie. Dział ten obszernie omówiłem w referacie drukowanym, tu tylko chciałem podkreślić, że Komisja Budżetowa dała wyraz swemu uznaniu dla ciężkiej i odpowiedzialnej służby tego korpusu. I rzeczywiście, sprawność i wyszkolenie policji z roku na rok się ulepszają, a tylko liczebność jej niewystarczająca jest przedmiotem skarg. Poprawienie tego niedomagania jest sprawą zależną od zasobności Skarbu Państwa i nie obciąża policji. W każdym razie posunięcia tegoroczne w ramach rozporządzalnych kredytów umożliwiają w pewnej mierze wyrównanie tych braków. Szczególnie w służbie łączności i lokomocji dokonano dużego wysiłku. Wykazuje to tabela na str. 5 drukowanego sprawozdania. Budżet tego działu wynosi w dochodach 362.190 zł, w wydatkach 97.239.240 zł, a więc 50% wydatków całego resortu. Wydatki te należy rozpatrywać pod kątem widzenia przyrostu ludności i ogromnego wzrostu przestępczości. Posterunkowi są przeciążeni pracą, szerzy się wśród nich gruźlica w wysokim stopniu, tak że ilość lat służby jest ograniczona, powodując wczesne przejście na emeryturę.</u>
<u xml:id="u-5.7" who="#WojciechAgenorGołuchowski">Dział 5. — Korpus Ochrony Pogranicza. Cyfra dochodów wynosi 54.000 zł, a wydatków 35.995.680 zł. O pracy i działalności tego korpusu można się wyrazić tylko z uznaniem. Ktokolwiek zetknął się na kresach z ciężką i odpowiedzialną służbą K. O. P., ten w zupełności powyższe zdanie podzieli. Wobec obowiązku zabezpieczenia 2.335 km naszej granicy liczebność korpusu tego nie jest wystarczająca. Skutkiem tego tym bardziej wytężoną i sprawną musi być jego praca. Sejm wprowadził poprawkę do tego działu preliminarza rządowego i nie zmieniając globalnej sumy zmniejszył w § 10 — Wyżywienie kredyt o 600.000, natomiast zwiększył kredyt w § 1 — Płace o 134.020 zł, w § 3 — Podróże służbowe i przesiedlenia o 17.020, w § 4 — Środki lokomocji o 299.700 zł, w § 5 — Pomieszczenia o 3.240 zł, w § 17 — Łączność o 145.970 zł, czyli ogółem o kwotę 600.000 zł. Zmniejszenie w § 10 nie zmniejszy w niczym samego wyżywienia, lecz tylko cokolwiek inne świadczenia, i to w granicach dopuszczalnych przepisami. Komisja Budżetowa tę zmianę akceptowała.</u>
<u xml:id="u-5.8" who="#WojciechAgenorGołuchowski">Dział 6 — Urząd Statystyczny. Preliminowane dochody wynoszą 790.080 zł, wydatki zwyczajne 1.544.310 zł, nadzwyczajne — według przedłożenia rządowego — 732.640 zł plus dodane przez Sejm 180.000 zł jako nowy paragraf 14 — Koszty opracowania statystyki podatkowej. To zwiększenie należy powitać z zadowoleniem, bowiem opracowanie statystyki podatkowej, lak bardzo potrzebnej, a w ostatnich latach zaniedbanej nieco, jest bardzo ważnym czynnikiem w pracach Ministerstwa Skarbu. Dobrze się też stało, że ta praca powierzona została Głównemu Urzędowi Statystycznemu, jako najbardziej kompetentnej instytucji. Mam nadzieję, że to będzie impulsem do skoncentrowania w Głównym Urzędzie Statystycznym prac statystycznych wszystkich resortów państwowych.</u>
<u xml:id="u-5.9" who="#WojciechAgenorGołuchowski">W dziale 7 są drobne stosunkowo wydatki, mianowicie Urząd Spraw Mniejszości na Śląsku. Cyfra ta w wydatkach wynosi 15.420 zł.</u>
<u xml:id="u-5.10" who="#WojciechAgenorGołuchowski">Poza tym w budżecie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych znajdują się dwa przedsiębiorstwa i zakłady: jedno nieskomercjalizowane w dziale 8 — Gazeta Administracji i Policji Państwowej, której preliminarz w dochodach wynosi 360.100 zł, w wydatkach 356.300 zł, czyli że do Skarbu Państwa wchodzi jeszcze dochód z tego przedsiębiorstwa w kwocie około 4.000 zł. W każdym razie to przedsiębiorstwo, które zaspokaja konieczne potrzeby w dziedzinie administracji państwowej i policji, jest samowystarczalne i dobrze prowadzone. Drugie przedsiębiorstwo skomercjalizowane figuruje w dziale 9 — Państwowe Zakłady Wodociągowe na Górnym Śląsku, z dopłatą ze Skarbu Państwa 250.600 zł. Jest to kwota, która jest przeznaczona na spłatę kosztów oprocentowania i amortyzacji pożyczek inwestycyjnych i hipotecznych.</u>
<u xml:id="u-5.11" who="#WojciechAgenorGołuchowski">Globalna suma budżetu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych według uchwały sejmowej w dochodach wynosi 14.337.650 zł, w wydatkach 195.880.000 zł w tym wydatki zwyczajne — 193.806.720 zł i nadzwyczajne — 2.073.280 zł.</u>
<u xml:id="u-5.12" who="#WojciechAgenorGołuchowski">Stwierdzając oszczędną i celową gospodarkę Ministerstwa, którego pracownicy pod przewodnictwem i nadzorem p. Ministra dokładają wszelkich starań, by przy szczupłych środkach wykonywać zadania sobie powierzone i utrzymać resort na odpowiednim poziomie, Komisja Budżetowa Senatu po rozpatrzeniu na posiedzeniach w dniach 4 i 27 lutego preliminarza budżetowego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych na rok 1937/38 wnosi, by Wysoki Senat zechciał uchwalić ten preliminarz budżetowy w brzmieniu, uchwalonym przez Sejm, bez zmian.</u>
<u xml:id="u-5.13" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-6">
<u xml:id="u-6.0" who="#AleksanderPrystor">Otwieram rozprawę nad budżetem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.</u>
<u xml:id="u-6.1" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Horbaczewski.</u>
</div>
<div xml:id="div-7">
<u xml:id="u-7.0" who="#AntinHorbaczewski">Wysoki Senacie! Zdaje mi się, że żadna sprawa spośród aktualnych zagadnień polskiego życia państwowego nie została tak pobieżnie i nawiasowo potraktowana, jak sprawa mniejszości narodowych, osiadłych na terytorium Państwa Polskiego. Z kompleksu narodowościowego wybija się mocą wielkości elementu etnicznego sprawa ukraińska na plan pierwszy i oczekuje od dłuższego czasu stanowczego rozwiązania. Od lat 2 stoi na porządku dziennym polskiej polityki państwowej sprawa normalizacji polsko - ukraińskich stosunków. Sprawa ta nie postępuje naprzód, a wszelkie zarządzenia i pociągnięcia kierowniczych władz państwowych pozostawiają wrażenie pewnej chwiejności i połowiczności. W sprawach ważnych, doniosłych dla życia i rozwoju ukraińskiego narodu słyszymy od czasu do czasu obiecujące oświadczenia, ale nie widzimy aktu woli państwowej, który by sprawę sprowadził na właściwe stanowisko i rozstrzygnął ją w obopólnym interesie pozytywnie. Jednym słowem — nie widzimy jasnego, wyraźnego programu politycznego kierowniczego czynnika państwowego w stosunku do narodu ukraińskiego. Nie widzimy też koniecznej w tym kierunku inicjatywy, a kapitał wzajemnego zaufania, który stanowił podstawę rozmów dotyczących porozumienia, rozpływa się w wątpliwościach.</u>
<u xml:id="u-7.1" who="#AntinHorbaczewski">Niedociągnięcia polskiej polityki państwowej w stosunku do kwestii ukraińskiej stwierdzają nie tylko czynniki ukraińskie, ale także poważne czynniki społeczeństwa polskiego, które kształtują niezależną opinię publiczną.</u>
<u xml:id="u-7.2" who="#AntinHorbaczewski">Jeden z najwybitniejszych publicystów młodej polskiej inteligencji, skupiającej się około czasopisma „Bunt Młodych” (teraz „Polityka”), p. Adolf Bocheński, ze stanowiska historycznej perspektywy i na podstawie obserwacji obecnych stosunków formułuje swoje zdanie o akcji politycznej na odcinku ukraińskim tymi słowy: „To, co się robi na Rusi Czerwonej od lat szesnastu, to nic innego, jak konsekwentne i logiczne wprowadzanie w życie programu Narodowej Demokracji. Pacyfikacja to skutek właśnie tej polityki narodowo-demokratycznej, nie rzekomej ugody z r. 1927, której nigdy nie było”. Tak ocenia polsko-ukraińską rzeczywistość w numerze z 10 lutego rb. „Buntu Młodych” p. Adolf Bocheński. W tej sprawie zabrał też głos znany polityk p. Piotr Dunin-Borkowski, b. wojewoda lwowski i poznański, który na podstawie swych czynności urzędowych poznał sprawę ukraińską u samego źródła, z własnych spostrzeżeń. P. Dunin-Borkowski podkreślił, iż uważa problem narodowościowy za najważniejszy problem państwowy i pisze, że w interesie racji Państwa stanowcze załatwienie tego problemu uważa za konieczne. Dalej pisze p. Dunin-Borkowski tak: „O ile w chwili obecnej sanacja i stabilizacja ogólnych stosunków politycznych w Państwie wysuwa się na czoło problemów państwowych wraz z potrzebą nadania stabilizacji tej pewnej określonej treści ideowej, to nieodzowną koniecznością jest równoczesne skonkretyzowanie programu polityki narodowościowej. Jeżeli idzie o sprawę ukraińską, to wymaga tego nie tylko dobro stosunków wewnętrznych, lecz i splot zagadnień z dziedziny polityki zagranicznej. W dziele stabilizacji stosunków politycznych w Państwie Ukraińcy odegrać mogą nie tylko rolę bierną, jako przedmiot polityki narodowościowej, ale również i twórczą, przez uzgodnienie własnego interesu narodowego z interesami Państwa”. W oświetleniu cytowanych tutaj głosów bądź co bądź bardzo poważnego odłamu polskiej myśli politycznej, nasze postulaty normalizacyjne nie są bynajmniej w sprzeczności z polskimi interesami państwowymi, ale owszem, pokrywają się w zupełności z polską racją stanu, wbrew głosom rezolucyj, które niedawno zostały przyjęte na zgromadzeniach zwoływanych przez polską Narodową Demokrację, a które odmawiały narodowi ukraińskiemu wszelkiego znaczenia politycznego, owszem, potępiały Ukraińców jako wrogów Państwa.</u>
<u xml:id="u-7.3" who="#AntinHorbaczewski">Ale pytam, co się dzieje w rzeczywistości? Nie chcę przytaczać drobnych szczegółów z tego, co w Izbie poselskiej podniesiono już obecnie w tej kwestii. W Sejmie zabrało głos trzech rzeczników Ukraińskiej Parlamentarnej Reprezentacji, którzy oświetlili sprawę stosunków polsko-ukraińskich nie tylko w dziedzinie państwowej administracji, w ścisłym tego słowa znaczeniu, ale i na terenie terytorialnego samorządu. Oba te odcinki zostały tam należycie oświetlone.</u>
<u xml:id="u-7.4" who="#AntinHorbaczewski">Nie chcę wdawać się w szczegóły, ale pozwolę sobie zaznaczyć, że to, co dzieje się w terenie, nie odpowiada wcale temu obrazowi idealnemu, jaki powinny przedstawiać nasze wzajemne stosunki. Zdaję sobie sprawę z tego, że pewien ferment i zamieszanie w nasze stosunki wnoszą jednostki lub też organizacje nieodpowiedzialne. Ale sprawa nabiera zupełnie innego kolorytu, jeżeli się zważy, że na układ stosunków nie pozostają bez pewnego wpływu również pewne czynniki urzędowe. Takie angażowanie się czynnika urzędowego uważam za rzecz zupełnie niestosowną, która wcale nie może przyczynić się do ugruntowania myśli współżycia i współpracy między Polakami a Ukraińcami.</u>
<u xml:id="u-7.5" who="#AntinHorbaczewski">Stosunkom, panującym u nas w samorządzie terytorialnym, poświęcił swe przemówienie poseł Terszakoweć, który na przykładzie województwa lwowskiego wykazał, że gminy i gromady województwa przeznaczyły milionowe sumy na cele terytorialnego samorządu. No i cóż się okazało? Lwia część tych milionowych sum została pochłonięta przez samą administrację tak, że na cele właściwe samorządu, a mianowicie: na oświatę, szpitalnictwo i komunikację pozostały tylko bardzo drobne, nikłe ułamki, które absolutnie nie są w stanie zaspokoić tych potrzeb.</u>
<u xml:id="u-7.6" who="#AntinHorbaczewski">Ukraiński dziennik „Diło” przynosi w numerze 47 z 4 marca b. r. korespondencję ze Stanisławowa, pióra jednego z poważnych obywateli, działacza samorządowego, o stosunkach w tamtejszym samorządzie powiatowym: „Powiat stanisławowski wykazuje 85% Ukraińców w stosunku do ogółu ludności powiatu. Jednak w warunkach obowiązujących obecnie regulaminów wyborczych zdołali Ukraińcy wprowadzić przy wyborach w 1935 r. do Rady Powiatowej na ogólną liczbę 26 radnych tylko 11 swoich przedstawicieli. Zasada współżycia i współpracy obu narodów przewiduje pewne zbliżenie członków Rady obu narodowości do siebie, jednak polscy członkowie Rady Powiatowej zorganizowani w swoim klubie pod kierownictwem ks. Bosaka z Mariampola zajęli wobec swoich ukraińskich kolegów i ich rzeczowych postulatów negatywne stanowisko, wykluczające wszelkie porozumienie, wskutek czego w dwuletnim odcinku kadencji Rady Powiatowej nie mogli Ukraińcy dosłownie przeprowadzić, ani jednego, chociażby najsłuszniejszego i rzeczowego wniosku. Jedyny raz, w marcu 1936 r., zdarzyło się, że przeszła przypadkowo jedna poprawka strony ukraińskiej, wotująca kwotę 250 złotych na cele stowarzyszenia „Ridna Szkoła”. Jednak pozycja ta została następnie przez województwo skreślona i oczywiście nie była zrealizowana. Gdy chodziło np. o to, ażeby z preliminowanej pozycji na teatr czy oświatę przeznaczyć część na podobny cel dla ukraińskiego społeczeństwa, wspomniany wyżej ks. Bosak oświadczył, że władza stoi na tym stanowisku, że ukraińskiemu towarzystwu żadna subwencja nie może być przyznaną, a gdyby była przyznaną, to pozycję dotyczącą wydział wojewódzki skreśli. To dosłowne prawie oświadczenie prezesa klubu polskiego radzieckiego w Stanisławowie — powiada korespondent — spowodowało, że członkowie Ukraińcy Rady Powiatowej w Stanisławowie stanęli przed pytaniem i zaczęli zastanawiać się, czy pozostawanie ich w tych warunkach w Radzie Powiatowej jest wskazane. Gdy przyszła era normalizacji — pisze korespondent dalej — zbudziły się u pewnych osób nadzieje, że sytuacja Ukraińców w samorządzie polepszy się. Niestety, na terenie samorządowym spostrzegamy wręcz odwrotny skutek, gdyż Polacy wschodnio - galicyjscy dopatrują się w normalizacji jakiegoś urojonego niebezpieczeństwa i zamiast wprowadzić do współpracy element szczerości i tolerancji, prowadzą zupełną negację wszelkiej lojalnej pracy z Ukraińcami. W tych warunkach nie można się dziwić, że Ukraińcy, pisząc o normalizacji, zaopatrują ten wyraz w cudzysłów” Chcę poruszyć jeszcze jedną sprawę, która stoi w związku z działalnością władz administracyjnych. Mam tu na myśli obóz odosobnienia w Berezie Kartuskiej, który urządzono za wzorem innych obozów koncentracyjnych. Biorą one swój początek od wojny angielsko-burskiej między r. 1899 a 1902. Administracja wielkobrytyjska uważała za wskazane urządzić dla ludności cywilnej burskiej taki obóz koncentracyjny. Jednak to trwało tylko przez czas wojny, a po wojnie został ten obóz zlikwidowany. Za przykładem administracji wielkobrytyjskiej poszły wszystkie państwa w czasie wielkiej wojny światowej i tam również operacje wojenne były jedynym motywem do urządzenia obozów koncentracyjnych. W Polsce powstał ten obóz na podstawie rozporządzenia Prezydenta z 17 czerwca 1934 r., które zaznacza, że jest on przeznaczony dla osób zagrażających bezpieczeństwu, pokojowi i porządkowi publicznemu. Obok tej urzędowej nazwy nosi jeszcze nazwę obozu wychowania obywatelskiego. Surowy regulamin tego zakładu, nawet przy zupełnie prawidłowym zastosowaniu, sprowadza bardzo poważne ograniczenia osobiste osób, które tam zostają umieszczone. Ale od czasu do czasu dostają się z poza tego obozu pewne wiadomości, które mówią o niewłaściwościach, nadużyciach czy uchybieniach w tym obozie. Może być, że nie wszystko co mówią odpowiada w 100% rzeczywistości, jednakowoż nie jest wykluczone, że takie rzeczy się dzieją i, moim zdaniem, w interesie dobrej opinii organów państwowych, dobrej opinii administracji jest wskazane, aby nad tym obozem, nad jego administracją rozciągnąć odpowiednią kontrolę i jeżeli są takie nieprawidłowości, żeby je stanowczo zlikwidować. Rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej z 17 czerwca 1934 r. było już niejednokrotnie przedmiotem przemówień, wzmianek, interpelacyj z trybuny parlamentarnej, a nawet jest przedmiotem wniosku, zgłoszonego 19 lutego 1936 r. w Sejmie, żądającego uchylenia tego rozporządzenia. Widocznie musiały zaistnieć pewne warunki rzeczowe, które uzasadniają żądanie zlikwidowania tego obozu. Nie przesądzam losu wniosku, o którym wspomniałem, ale sądzę, że powołane czynniki winny nad tą sprawą bliżej się zastanowić i usunąć wszystko to, co daje powód do zażaleń.</u>
</div>
<div xml:id="div-8">
<u xml:id="u-8.0" who="#AleksanderPrystor">Panie Senatorze, czas Pana upłynął, ma Pan tylko 3 minuty czasu na dokończenie przemówienia.</u>
</div>
<div xml:id="div-9">
<u xml:id="u-9.0" who="#AntinHorbaczewski">Proszę Wysokiej Izby! W sprawie, której pozwoliłem sobie poświęcić pierwszą część mego przemówienia, pozwolę sobie zwrócić się do Pana Premiera z apelem, by niedociągnięcia w tej tak ważnej dla nas, jak i dla państwowej racji sprawie regulowania polsko-ukraińskich stosunków zechciał naprawić i wystąpił z inicjatywą, która by dała możność odczucia ludności ukraińskiej pozytywnej strony wyrazu — normalizacja, tak, żeby tego wyrazu używano bez cudzysłowu.</u>
<u xml:id="u-9.1" who="#komentarz">(Oklaski na ławach ukraińskich.)</u>
</div>
<div xml:id="div-10">
<u xml:id="u-10.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Fleszarowa.</u>
</div>
<div xml:id="div-11">
<u xml:id="u-11.0" who="#ReginaFleszarowa">Wysoki Senacie! Minister Spraw Wewnętrznych jest tym gospodarzem faktycznym, który czuwa, aby obywatele Państwa czuli się bezpiecznie, spokojnie mogli się oddawać swojej pracy, jak również pilnuje, aby wypełniali w stosunku do Państwa swe zasadnicze obowiązki. Właśnie zarządzenia Ministra Spraw Wewnętrznych wywierają najsilniejszy wpływ na samopoczucie obywateli i na ich uczuciowy stosunek do Państwa. On jest przecież szefem cywilnej administracji, która bezpośrednio styka się z najszerszymi warstwami ludności, jak również i armii policyjnej, która jeszcze w wyższym stopniu jest uważana przez ludność za przedstawicielkę władzy. Bezpośrednia działalność tych dwóch czynników, szczególnie na prowincji odgrywa decydującą rolę w życiu ludności, w jej nastrojach i nastawieniu. Od razu też muszę powiedzieć, że stwierdzam, iż obecny p. Minister dokonał wielu bardzo szczęśliwych posunięć, usprawnił wiele dziedzin pracy, przyśpieszył tok spraw, uczynił codziennym zjawiskiem możność bezpośredniego zetknięcia się obywatela nawet z wyższym przedstawicielem władzy. Ale niestety, nic nie ma bez „ale”, i w działalności tego resortu jest „ale”, i to w moim przekonaniu bardzo poważne. Chodzi mi tutaj o cały system ustosunkowania się do obywateli. Zasadą postępowania stał się nakaz i zakaz, czyli system policyjny. W tym tkwi nawet paradoks, który byłby śmieszny, gdyby nie był tragiczny, bo policji mamy właściwie za mało, jak to wykazał sprawozdawca. W Polsce jeden policjant przypada na 1.420 mieszkańców, gdy w Austrii jeden na 413, w Niemczech jeden, zdaje się, na 412. Dziedziny, w których ten system policyjny zaznacza się najbardziej, to teren działalności organizacyj zawodowych i sprawa konfiskat.</u>
<u xml:id="u-11.1" who="#ReginaFleszarowa">Organizacje pracownicze zawsze wykazywały maksimum ofiarności i zrozumienia dla spraw państwowych, dawały wielokrotnie dowody głębokiego patriotyzmu i poświęcenia. Przykładem tego może być choćby wielka ilość wykupywanych pożyczek państwowych, faktycznie dobrowolne i stosunkowo wysokie opodatkowanie się na pomoc zimową. Jakże jednak są traktowane te organizacje wówczas, gdy chcą wyrazić swą opinię w najżywotniejszych dla ogółu pracowników sprawach, gdy chcą zwrócić uwagę czynników miarodajnych na swe najbardziej palące potrzeby? Gdy zarządy związków pracowników samorządu warszawskiego chciały porozumieć się dla zajęcia stanowiska wobec podstawowych dla nich spraw zawodowych, dotyczących ich uposażeń i uprawnień, przyszedł nagle ze strony władz administracyjnych zakaz tego rodzaju zebrania. W ostatniej chwili policja obstawiła wejście do lokalu. A przecież tego rodzaju narada mieści się całkowicie w ramach działalności statutowej tych związków. Jakąż reakcję budzi ze strony zainteresowanych tego rodzaju postępowanie? Zdumienie, które łatwo przeradza się w oburzenie, a w rezultacie wzrost nieufności do czynników administracyjnych. Przykład drugi: Komisja porozumiewawcza, skupiająca na terenie Warszawy pracowników państwowych, samorządowych i prywatnych, zwołuje zgromadzenie członków dla omówienia najżywotniejszych dla nich spraw, tzw. ustaw samorządowych, podatku specjalnego itp.</u>
<u xml:id="u-11.2" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Barański.)</u>
<u xml:id="u-11.3" who="#ReginaFleszarowa">Do rozpatrywania i wysuwania postulatów w tych dziedzinach powołane są właśnie związki zawodowe. Władze administracyjne znów w ostatniej chwili zakazały odbycia zebrania. Niemniej drastyczne formy przybierają represje władz administracyjnych w stosunku do związków zawodowych robotniczych oraz do niektórych organizacyj chłopskich. Jaki cel mają te zakazy? Istniejącego ruchu zawodowego nie zniszczą, to pewne. Walkę z komunizmem? To nie tą metodą i nie na tym terenie, jak również nie na terenie tak namiętnie likwidowanych ostatnio rozmaitych, choć trochę radykalnie nastawionych, organizacyj inteligenckich. Ruch, który doprowadził do powstania tych różnych organizacyj, jest widocznie wielką potrzebą licznych jednostek — tego zniszczyć nie uda się. Co najwyżej można go zmusić do zejścia w podziemia, a przecież w takiej działalności my, Polacy, celujemy. Legiony Piłsudskiego wyszły przecież z tajnych organizacyj. Skutki więc tego rodzaju polityki władz administracyjnych są zapewne w dużej mierze sprzeczne z zamierzeniami: zamiast zespalać najszersze masy pracownicze z Państwem i mobilizować masy do współdziałania w rozwiązywaniu epokowych zadań, które stoją przed nami w dobie obecnej, w okresie pełnym tylu niebezpieczeństw wzmagają nieufności, przyczyniają się do powstania przegrody coraz trudniejszej do przekroczenia nawet dla ludzi dobrej woli.</u>
<u xml:id="u-11.4" who="#ReginaFleszarowa">Do zakresu działania Ministerstwa Spraw Wewnętrznych należą też sprawy prasowe, w jego rękach spoczywa tak silna broń jak konfiskata. W jednym ze swoich przemówień p. Minister powiedział, że uważa za pożyteczne wypowiadanie się opinii publicznej. I rzeczywiście, przez pewien czas konfiskaty dzienników były dość rzadkie. Ale właśnie w ostatnich tygodniach zmieniło się pod tym względem bardzo wiele. Niektóre pisma ulegały prawie codziennej konfiskacie. Znaczna część tych konfiskowanych artykułów odnosiła się do ogłoszonej deklaracji płk. Koca, a zdawało mi się, że właśnie płk. Kocowi chodziło o to, aby najszersze warstwy społeczeństwa wypowiedziały się w sprawie przezeń poruszonej. I gdzież mogły to robić, jak nie na szpaltach czasopism? Wreszcie jeden z dzienników został zupełnie zlikwidowany. Czytywałam go prawie codziennie jak i kilka innych, ze zdziwieniem też przeczytałam, że został zamknięty na skutek swego antypaństwowego nastawienia i dążenia do zmiany panującego ustroju polityczno - społecznego. Ależ do tej zmiany dąży szereg i innych pism tylko o krańcowo innym nastawieniu politycznym, więc im wolno? Panie Ministrze, mnie jako senatora obowiązuje informowanie się możliwie dokładne, i wszechstronne o nastrojach, myślach, poczynaniach całego społeczeństwa. Jakżeż to będę mogła czynić, gdy pozostanie prasa tylko jednostronna? Zamknięcie organów prasowych poszczególnych ugrupowań społecznych nie zmieni faktu, że te ugrupowania istnieją, wzmoże tylko falę plotek, wiadomości zakulisowych, niemożliwych do skonfrontowania.</u>
<u xml:id="u-11.5" who="#ReginaFleszarowa">Po raz drugi muszę też poruszyć sprawę Berezy Kartuskiej. Otrzymałam, tak samo jak wielu innych senatorów, memoriał rodzin zatrzymanych w Berezie. Treść jego mówi o rzeczach tak ciężkich, że nie mam sił do ich powtórzenia. Dowiedziałam się też, że podobnej treści memoriały, tym razem podpisane, były złożone kilku panom ministrom. Dlaczego wreszcie nie postawić tej sprawy, jak to Panowie lubicie nazywać, po męsku? Albo to wszystko, co w swoich memoriałach podają rodziny uwięzionych, jest fałszem, to wtedy zamiast przeprowadzania dochodzeń: kto namawiał, kto kazał podpisywać, zamiast policyjnego fotografowania rodzin — wytoczyć im wszystkim proces o wprowadzanie w błąd opinii publicznej, za co się przecież konfiskuje czasopisma, albo też treść memoriału odpowiada prawdzie, a w takim razie proszę o tym wyraźnie powiedzieć i uzasadnić konieczność stosowania tak strasznego reżimu. W tym wypadku przemilczanie jest stanowczo złą metodą, tym bardziej, gdy zachodzą fakty o charakterze dość specyficznym. Oto niedawno byliśmy świadkami, jak gloryfikowano jednego z byłych więźniów z Berezy, jak tytuł ten drukowano na klepsydrach jako tytuł do chwały narodowej, wieniec cierniowy z mieczem Chrobrego symbolizował koronę cierniową, zdobytą w Berezie — i to wszystko się działo pod okiem czynników rządowych bez żadnego z ich strony protestu. Czyżby obóz odosobnienia miał na celu tworzenie bohaterów? Zdaje mi się, że Bereza daje zupełnie inne rezultaty moralne, niż to było zamierzone. Na posiedzeniu Komisji Budżetowej p. Premier był łaskaw powiedzieć: Tak dużo mówicie o tej Berezie, a nikt nie stawia wniosku o jej zniesienie. Panie Premierze, Konstytucja nie dała nam, Senatorom, prawa inicjatywy ustawodawczej.</u>
<u xml:id="u-11.6" who="#ReginaFleszarowa">We władzy też Ministra Spraw Wewnętrznych znajduje się los osób wysiedlonych przymusowo z miejsca stałego zamieszkania, chodzi nie tylko o obywateli Rzeczypospolitej. Odnośną ustawę uchwaliliśmy w zeszłym roku. Nie mam zamiaru negowania konieczności przymusowego wysiedlania, jest ono zarządzane w myśl interesów Państwa. Wysiedla się z pasa pogranicznego osoby nieodpowiednie, ale co się z nimi dzieje dalej? Czy ma się prawo powiedzieć, że nic to nas nie obchodzi? Nie! Człowiek nieodpowiedni w jednym środowisku może tak samo być nieodpowiednim i w innym, szczególnie, gdy się znalazł tam z musu, bez środków do życia. Wysiedleńcy muszą na własny koszt wyprowadzić się i własnym przemysłem zdobywać utrzymanie w tym obcym miejscu. Że nie jest to łatwo, to każdy z nas wie. Pracodawcy, jeżeli dadzą pracę, to niesłychanie wyzyskują trudną sytuację takiego zesłańca. Wyraźnie mówią o tym listy, które mam przed sobą. Znam fakty, gdzie za całodzienną pracę na roli otrzymują 15 gr dziennie, ponieważ wiadome było pracodawcy, że ten człowiek przyjmie każdą zapłatę, bo musi z czegoś żyć. Szukając zajęcia, muszą brać każde zajęcie — a są to przeważnie rolnicy — jakie się trafi. Skutkiem tego zdarzają są często okaleczenia. Jeden pisze tak: „Jestem teraz na wysiedleniu i pracując, aby zarobić na marne utrzymanie się, literalnie odrąbałem wielki palec (u lewej ręki) po pierwsze zgięcie od paznokcia. Żadnych środków do życia nie mam. Kasa chorych nie leczy, wymawiając się. iż nie byłem zarejestrowany, jako bezrobotny. Pracowałem prywatnie. Rana jest bardzo poważna — szpital nie przyjmuje. Towarzysze wysiedleńcy sami są bezrobotni. Pomocy żadnej mi udzielić nie mogą. Żona sama nie ma środków do życia. Więc proszę Panią, choć o minimalne wsparcie w mej ciężkiej sytuacji życiowej. Na trzeci dzień po wypadku już głoduję”. Dostaję inny list: kaleka z Oszmiany, wysiedleniec, również prosi o pomoc. Co za korzyść ma Państwo z tego, że gdzieś po wsiach i miasteczkach tułają się ludzie prawie wyjęci z pod prawa? Czyż nie leży w interesie Państwa jakieś inne, bardziej humanitarne załatwienie tej sprawy?</u>
<u xml:id="u-11.7" who="#ReginaFleszarowa">Sposób załatwiania tych wszystkich spraw, o których mówiłam, jest wynikiem stosowania w stosunkach ze społeczeństwem tego właśnie systemu policyjnego. Rozpaczliwie bolesny byłby wniosek, że jest to jedyna możliwa metoda rządzenia w Polsce. Wierzę głęboko, że tak nie jest, że jeszcze można i należy z tej drogi zawrócić. Wierzę, że w warunkach zaufania, wolności i demokracji masy chłopskie, robotnicze i inteligencji pracującej wykrzeszą z siebie tkwiące w nich olbrzymie zasoby energii i siły, które są niezbędne dla rozwoju Rzeczypospolitej, dla rzeczywistego dźwignięcia jej wzwyż, dla obrony niepodległości i pokoju; wierzę, że w tych warunkach znajdą one tę naszą polską drogę, wiodącą nas w przyszłość, po której będziemy mogli wszyscy kroczyć zgodnym marszem.</u>
</div>
<div xml:id="div-12">
<u xml:id="u-12.0" who="#JerzyBarański">Głos ma s. Wiesner.</u>
</div>
<div xml:id="div-13">
<u xml:id="u-13.0" who="#RudolfWiesner">Wysoka Izbo! Młodzież niemiecka nie posiada do dnia dzisiejszego żadnej zwartej organizacji, w ramach której mogłaby być wychowania, a która dałaby jej możliwość dalszego rozwoju. Młodzież nasza rośnie bez żadnej opieki, narażona jest na różne niebezpieczeństwa i zachodzi obawa, że ją stracimy, gdyż niemiecka grupa narodowa nie posiada na nią żadnego wpływu wychowawczego. Stanowi ona przyszłość naszej grupy narodowej i z tej racji jest rzeczą zrozumiałą i naturalną, że musimy dołożyć wszelkich sił, aby ją wychować w duchu narodowym i przysposobić ją do pracy nad własnym narodem, do pracy dla dobra Państwa. Obecny stan naszej młodzieży jest tego rodzaju, że grupuje się ona w małych związkach lokalnych, od siebie zupełnie niezależnych, prowadząc życie nieproduktywne, gdyż nie wolno się im łączyć celem wspólnej pracy. Utrwalenie takiego stanu rzeczy jest nie do pomyślenia. Wysiłki nasze idą w tym kierunku, aby młodzież naszą zespolić w jednej, wielkiej i ogólnej organizacji, w ramach której moglibyśmy wychowywać naszą młodzież tak męską jak i żeńską na uczciwych Niemców i świadomych swych obowiązków obywateli Rzeczypospolitej. Naród polski powinien najlepiej zrozumieć nasze dążenia, gdyż i on stara się o zjednoczenie swej młodzieży zagranicznej. Prosimy więc z tego miejsca o zezwolenie stworzenia organizacji młodzieżowej, która by działała na terenie całego Państwa, a która by nam umożliwiła wychowanie naszej młodzieży.</u>
</div>
<div xml:id="div-14">
<u xml:id="u-14.0" who="#JerzyBarański">Głos ma s. Michałowicz.</u>
</div>
<div xml:id="div-15">
<u xml:id="u-15.0" who="#MieczysławMichałowicz">Wysoka Izbo! Występując w roku zeszłym po raz pierwszy na plenum Senatu, uważałem za stosowne przedstawić się; zdeklarowałem się jako „buforowiec”. Zwróciłem uwagę na fakt niezwykłej wagi, że życie w przyrodzie jest regulowane w wielu wypadkach przez buforowanie.</u>
<u xml:id="u-15.1" who="#MieczysławMichałowicz">„W każdej maszynie — mówiłem — istnieją części przeznaczone dla wydobywania brutalnej siły i części dla łagodzenia przejawów tej siły. Bez podkładek azbestowych i gumowych, bez sprężyn, bez amortyzatorów, bez smarów nie podobna wyobrazić sobie działania żadnego aparatu. Buforem jest woda, po której płyną statki, buforem śnieg w zimie dla sań. Klasycznym przykładem zmniejszenia powierzchni tarcia jest koło, kręcące się dookoła osi”.</u>
<u xml:id="u-15.2" who="#MieczysławMichałowicz">Postanowiłem wobec tego być buforowcem, rzucać się pomiędzy wszelkie tarcia. Świadomy jednocześnie jestem niebezpieczeństw dla siebie, jako przedstawiciela mojej tezy. Niebezpieczeństwem zewnętrznym są uderzenia prawicy i lewicy, niebezpieczeństwem wewnętrznym — stoczenie się buforowca po pochyłości oportunizmu. Tak wyobrażam sobie mój udział w życiu społecznym i państwowym.</u>
<u xml:id="u-15.3" who="#MieczysławMichałowicz">Jak wyobrażam sobie p. Ministra Spraw Wewnętrznych kadencji obecnej? Jest dla mnie takim, jakim jest dla całego społeczeństwa, to jest człowiekiem godnym najwyższego szacunku. Ten i ów może się nie zgodzić z tym lub owym zdaniem, wypowiedzianym przez obecnego p. Ministra Spraw Wewnętrznych, tego lub owego nie zadowala to lub inne posunięcie p. Ministra. Ale nawet największy przeciwnik nie może odmówić obecnemu p. Ministrowi męskiej prostolinijności i głębokiego poczucia sprawiedliwości. Jesteśmy świadkami jego trudu i znoju, jego wysiłków, by podciągnąć Polskę wzwyż. Z wielką sympatią odnosi się społeczeństwo do pracy p. Ministra w Państwie, do wyjazdów jego i do okólników rzucanych w teren. Ale poza dobrą wolą jednego człowieka, chociażby obdarzonego w wielkim stopniu możnością przeprowadzania tej woli, są jeszcze prawa fizyki, rządzące światem. Jedno z nich głosi: Jeżeli rzucisz kamień w spokojną wodę, wywołasz falę. Fala z początku wielka, staje się coraz słabsza im dalej od miejsca rzucenia kamienia. Jeszcze mniejszy efekt wywołuje rzucenie kamienia w staw zarośnięty. O kilku takich stawach chcę w tej chwili powiedzieć.</u>
<u xml:id="u-15.4" who="#MieczysławMichałowicz">Muszę przyznać, że czynię to z wielkim wysiłkiem, z wielkim oporem wewnętrznym. Wołałbym mówić o tych rzeczach „wstydliwych” w ciszy gabinetu. Proponowałem nawet, by tematy tego rodzaju poruszać w obecności pp. Ministrów na posiedzeniach Klubu Prac Parlamentarnych. Niestety, tego zwyczaju nie ma. Raz na rok ma możność senator wypowiedzieć się w dyskusji budżetowej. Porządek prac Senatu jest tak ułożony, że innej okazji po temu nie ma i dla tego w tym dniu kondensują się wszelkie dezyderaty. To, co można by było rozłożyć na kilka posiedzeń w roku, wylewa się w barwach zbyt zgęszczonych w ciągu kilkunastominutowego przemówienia. Ale trudno, senatorom też leżą kamienie na sercu, też jeden i drugi chce je zrzucić. W chwili obecnej zrzucam taki kamień.</u>
<u xml:id="u-15.5" who="#MieczysławMichałowicz">A może on padnie obok kamienia p. Premiera? A może fale, które poruszymy wspólnym wysiłkiem, będą większe, głębiej przeorzą nasze polskie stawy?</u>
<u xml:id="u-15.6" who="#MieczysławMichałowicz">Jest taki zakątek ziemi polskiej, gdzie leżą w prostej i otwartej trumnie szczątki wielkiego bohatera, hetmana Stefana Czarnieckiego. Przyszli ludzie dobrej woli, zbudowali mu pomnik — mauzoleum dłuta jednego z najpotężniejszych artystów Polski. Miało być odsłonięcie pomnika; miał być akcent o wielkim rozmachu dla podniesienia ducha narodowego. Tymczasem w jednym z najpoczytniejszych pism ukazała się notatka: „Pomnik za 1000 zł, sekretarz za 6.000 zł”. Poszło natychmiast sprostowanie, że koszta pomnika mauzoleum wyniosły 20.000 zł, a sekretarz nie pobrał ani grosza. Sprostowanie długo się nie ukazywało. Redakcja tłumaczyła się, że otrzymała dane z najwiarygodniejszych źródeł. Wreszcie drobnym maczkiem ukazało się gdzieś sprostowanie z dodatkiem polemicznym. Szczątki wielkiego hetmana leżą nadal w otwartej drewnianej trumnie w podziemiach. Na powierzchni ziemi odbywają się tarcia prestiżowe.</u>
<u xml:id="u-15.7" who="#MieczysławMichałowicz">Istnieje smutny zakątek ziemi polskiej, opisanej rzewnie i pięknie w obrazach autora „ Chłopów”. W tym zakątku do chłopca sieroty, niezbyt zdolnego ucznia klas wyższych, przychodzi wywiadowca i proponuje mu, by podjął się śledzenia swoich kolegów w gimnazjum; za to obiecuje mu maturę bez trudu. Blednie twarz senatorów polskich, gdy o tym słyszą. Na szczęście dowiaduje się o tym ktoś wyższy, inteligentniejszy, ktoś kto z urzędu, z tytułu przysięgi służbowej powinien dbać o duszę ucznia. Rozpoczyna się walka i znów, jak w poprzednim wypadku, wylewa się błoto na głowę tego, kto w myśl przysięgi służbowej odważył się uczciwie i sumiennie spełnić swój obowiązek. Nie miałem zamiaru wywlekać nazwiska tego uczciwego człowieka. Ale nazwisko to jest szargane w prasie pewnego kierunku, odbiło się echem w dyskusjach Sejmu i komisji Senatu i dlatego podnoszę tę sprawę. Jest szereg posłów i senatorów, którzy od lat 20 i wyżej znają tego kuratora i czekają tylko, aż p. Minister zarządzi dochodzenie w tej sprawie i zawezwie ich, aby dali świadectwo prawdzie.</u>
<u xml:id="u-15.8" who="#MieczysławMichałowicz">Jest taki zakątek ziemi polskiej, który stolicą Państwa się zowie. Jest taka ulica w tym grodzie stołecznym, która przez środek miasta przebiega. Jest na niej kamienica nr 74. Na pierwszym piętrze tych drzwi widnieje tablica: „Wydział Opieki Społecznej i Zdrowia Publicznego — Zarządu m. st. Warszawy”. Na drugim piętrze na drzwiach widnieje tabliczka: „Warszawskie Towarzystwo Medycyny Zapobiegawczej”. Prezesem Towarzystwa jest jeden z byłych ministrów. Towarzystwo pracuje w ścisłym, niemal codziennym kontakcie z Wydziałem Opieki Społecznej i Zdrowia Publicznego m. st. Warszawy pod auspicjami p. Prezydenta Miasta; pracuje z Departamentem Służby Zdrowia Ministerstwa Opieki Społecznej pod auspicjami wiceministra tegoż Ministerstwa. Towarzystwo opiekuje się dziećmi gruźliczymi a między innymi czerpie swe dochody z dezynfekowania aparatów telefonicznych. I oto dnia 30 listopada 1936 r. w lokalu Towarzystwa zjawia się, mówiąc łagodnie, „grupa”, mówiąc łagodnie, 40 osób i żąda od dyrektora podpisania deklaracji, że Towarzystwo zaprzestaje wszelkich prac, związanych z dezynfekcją telefonów. Okupowanie lokalu i krępowanie wolności osobistej urzędników Towarzystwa trwa od godziny 14 dnia jednego przez całą noc do godziny 9 dnia drugiego i dopiero na energiczne żądanie telefoniczne p. Wiceministra Opieki Społecznej blokada zostaje zdjęta. Blokujący mieli silnych opiekunów. Blokada została zdjęta, ale jednocześnie zostało odjęte Towarzystwu 17.000 złotych rocznie dochodu za dezynfekowanie telefonów. Wielki wieszcz, pisząc sto lat temu „Pana Tadeusza”, dając mu podtytuł „Ostatni Zajazd na Litwie”, nie przypuszczał, że w sto lat potem będzie jeszcze jeden zajazd i to nie na kresach Litwy, lecz w ośrodku Państwa Polskiego. I nie przypuszczał wieszcz, że bohaterem tego zajazdu będzie także niejaki p. Tadeusz. Przez dyskrecję nie będę poruszał wszelkich drastycznych szczegółów tej sprawy, a także wiadomości lansowanych do prasy. Mogę służyć p. Ministrowi materiałami przy sposobności. Fale, które stara się wywołać w swych najszlachetniejszych intencjach p. Minister Spraw Wewnętrznych, załamują się, jak widać z tego, nie na peryferiach Państwa, ale już o dwa kilometry od miejsca urzędowania p. Ministra.</u>
<u xml:id="u-15.9" who="#MieczysławMichałowicz">Można mi zarzucić, że jestem idealistą, że nie umiem patrzeć trzeźwo. Sam nieraz wyrażam względem siebie tę obawę i dlatego wczoraj sięgnąłem ręką po dzieło najtrzeźwiejszego człowieka w świecie i w dziejach — Macchiavella, do jego książki „La mente un omo di state”. „Z dobrych praw — mówi autor — rodzi się dobre wychowanie, z dobrego wychowania rodzą się dobre przykłady”. Czy z przytoczonych przeze mnie przykładów można wnosić o dobrym wychowaniu i o dobrym wpływie praw?</u>
<u xml:id="u-15.10" who="#MieczysławMichałowicz">Przechodzę do innego zagadnienia, które jak refren powtarza się w moim przemówieniu, do znaczenia prasy. Znaczenie to jest u nas niedoceniane w tym sensie, że mało robimy, ażeby prasę naszą uzdrowić. Dlatego jest jedna tylko rada — stworzenie Izby Dziennikarskiej. Doświadczenia ze stałymi izbami wskazują, że są to instytucje wielce pomocne Państwu w podniesieniu poziomu poszczególnych zawodów. Jest na warsztacie obecnie ustawa o izbach lekarzy dentystów. Ustawa o izbie pracowników prasy jest jeszcze pilniejsza.</u>
<u xml:id="u-15.11" who="#MieczysławMichałowicz">P. Minister Spraw Wewnętrznych raczy mi wybaczyć, że pomnożyłem tak liczny szereg jego trosk. Ale nie tylko ministrowie mają swoje troski, mają je też i senatorowie. Jutro przyjdzie do mnie siwy, poważny człowiek o szlachetnym, zatroskanym czole, jutro przyjdzie młodzieniec o jasnym wzroku. Będę im musiał spojrzeć w oczy. Pierwszym bowiem obowiązkiem senatora Rzeczypospolitej Polskiej jest patrzeć prosto w oczy swoim współobywatelom.</u>
<u xml:id="u-15.12" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-16">
<u xml:id="u-16.0" who="#JerzyBarański">Głos ma s. Trockenheim.</u>
</div>
<div xml:id="div-17">
<u xml:id="u-17.0" who="#JankielTrockenheim">Wysoki Senacie! Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, koncentrując w sobie politykę wewnętrzną Państwa, ma ważną i odpowiedzialną misję do spełnienia, zwłaszcza w Państwie o tak wielkim stosunku liczbowym mniejszości narodowych, jakim jest Polska. Podobnie jak nieodzowną jest czujność Ministerstwa Spraw Wojskowych wobec wrogów zewnętrznych, tak konieczną jest czujność Ministerstwa Spraw Wewnętrznych wobec wrogów wewnętrznych. A najszkodliwszym wrogiem wewnętrznym obok komunistów są ci, którzy sieją nienawiść i stwarzają sztuczne zaognienie między obywatelami różnych narodowości i wyznań, ci, którzy uniemożliwiają spokojne i zgodne współżycie grup narodowościowych. W ten sposób podważa się kardynalne podstawy bytu i potęgi Państwa, to jest ład społeczny i poszanowanie prawa.</u>
<u xml:id="u-17.1" who="#JankielTrockenheim">Już nieraz podnoszono, i p. Premier sam to oświadczył, że ekscesy antyżydowskie prowadzą nieuchronnie do anarchii. Pozwalam sobie też stwierdzić, co jest zresztą rzeczą oczywistą, że my — ludność żydowska — stanowimy w tym wypadku przedmiot innej rozgrywki, rozgrywki o władzę. Bijąc Żydów, celuje się gdzie indziej. celuje się w porządek, ustrój i majestat Państwa. Idzie się po linii najmniejszego oporu, ale pragnie się wygrać w ten sposób wielką stawkę, pragnie się dorwać do upragnionej władzy. Rząd, rozumiejąc działalność wymienionych elementów i uznając ją za szkodliwą i niebezpieczną dla Państwa, potępił ją kategorycznie z trybuny sejmowej. Ale czy Rząd spełnił swoje zadanie wobec mniejszości żydowskiej? Nie będę tu powtarzał naszych postulatów i naszych żalów. Pragnę tylko stwierdzić, że nawet w tym, co jest najprymitywniejszym jego obowiązkiem wobec obywateli — zapewnieniu bezpieczeństwa — Rząd swoje zadanie tylko w niedostatecznej mierze spełnił. Ekscesy powtarzają się masowo, stale lub sporadycznie, a na wyższych uczelniach — nieustannie.</u>
<u xml:id="u-17.2" who="#JankielTrockenheim">A zwykły obywatel nie może w żaden sposób zrozumieć, dlaczego miałaby być zastosowana podwójna miara wobec przestępstwa zależnie od tego, w jakim miejscu zostało ono popełnione. Czy przestępstwo, popełnione w gmachach uniwersyteckich, przestaje nim być? Czy przestaje nim być dlatego, że popełniają je ludzie ze świadectwem dojrzałości i że na skutek chronicznego powtarzania się tego przestępstwa reakcja społeczeństwa, jako też i Rządu została przytępiona? Uważam, że nie jest to tylko sprawa Ministerstwa Oświaty, lecz w nie mniejszej mierze i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Obywatel Państwa ma prawo domagać się bezpieczeństwa życia nawet na terytorium władztwa panów rektorów, część których — muszę to stwierdzić z całym naciskiem — na wysokości zadania, jak dotąd, nie stanęła.</u>
<u xml:id="u-17.3" who="#JankielTrockenheim">Podobnie odbywa się i nadal „walka ekonomiczna” nie drogą uczciwej konkurencji, lecz pięścią i pałką, pikietowaniem sklepów żydowskich, napaściami na Żydów. W niektórych powiatach ludność żydowska żyje w stanie ciągłego niepokoju, pod ustawicznym terrorem. A niecna robotą, podjudzająca przeciw obywatelom — Żydom, wre nadal w całej pełni.</u>
<u xml:id="u-17.4" who="#JankielTrockenheim">Mają odwagę, znani wszystkim panowie, nawoływać wprost do mordów na Żydach i wychwalać publicznie bohaterstwo nożowników, jak to miało miejsce w Radzie Miejskiej w Łodzi, gdyż pewni są oni, iż ujdzie im to bezkarnie, że to, co normalnie kwalifikuje się do więzienia, w stosunku do Żydów jest postępowaniem legalnym. P. Premier na posiedzeniu Komisji Budżetowej Senatu mówił o środkach, jakie Rząd przedsięwziął celem ukrócenia brutalnych napadów na ludność żydowską w pewnych powiatach. Ale te ekscesy nie powstają spontanicznie. Nie są one — jak chcą niektórzy — jakimś żywiołowym odruchem społeczeństwa polskiego, lecz wynikiem systematycznej i niewybrednej agitacji, podburzającej i podjudzającej przeciw Żydom, poniżającej godność narodu żydowskiego i zohydzającej religię żydowską.</u>
<u xml:id="u-17.5" who="#JankielTrockenheim">Muszę tu zwrócić uwagę na nieobliczalną w skutkach agitację, prowadzoną w prasie z pod odpowiedniego znaku. Rozmaite „Dzienniki Narodowe”, „Hasła Podwawelskie” „A. B. C.” i inne „Orędowniki” nie przebierają w środkach, by podjudzać przeciw Żydom, by rzucać na ludność żydowską najgorsze oszczerstwa i potwarze, zniewagi i insynuacje. Wszystkie drogi prowadzą do celu, którym jest wzbudzenie w nieuświadomionych tłumach dzikich instynktów nienawiści i podniecanie ich do brutalnych przeciw Żydom ekscesów. Czytając te produkcje chorych na judofobię, musimy się raczej dziwić, że ten zbrodniczy posiew nie wydaje jeszcze gorszych plonów. Ale agitacja tych pism, napełnionych w 90% artykułami i notatkami, wyssanymi z palca „wiadomościami”, robi swoje. Automatycznie powtarzają się w różnych miejscowościach masowe czy sporadyczne ekscesy antyżydowskie, a jest to właśnie wynikiem niecnej destrukcyjnej roboty tych brukowców, zatruwających dusze jadem nienawiści, deprawujących charaktery kłamstwem i fałszem. P. Premier jako lekarz wie przecież, jak ważną w lecznictwie jest profilaktyka. Należy sięgać do źródeł zła, a nie dość tamować jego ujścia. Trzeba unieszkodliwić te destrukcyjne elementy, które są czynnikiem i powodem wystąpień zaczynających się od Żydów, a prowadzących nieuchronnie — jak p. Premier sam zaznaczył — do anarchii.</u>
<u xml:id="u-17.6" who="#JankielTrockenheim">Wszak podburzanie jednej części ludności przeciw drugiej, zohydzanie wyznania przez Państwo uznanego to są czyny wyraźnie kolidujące z kodeksem karnym. Nie możemy zatem w żaden sposób zrozumieć tej w tym wypadku wyjątkowej pobłażliwości władz cenzorskich. Nie możemy też wytłumaczyć sobie bezczynności powołanych do wkroczenia władz prokuratorskich. Jest to w wyraźnej sprzeczności z wytycznymi i intencjami Rządu, potępiającymi te ekscesy, które jednak są przecież nieuchronnym rezultatem podburzania brukowców antysemickich przeciw Żydom. Jakżeż więc można zaradzić złu, nie sięgając do źródła?</u>
<u xml:id="u-17.7" who="#JankielTrockenheim">Jako jeden z żydowskich parlamentarzystów mam sposobność być w częstym kontakcie z delegacjami Żydów z małych miasteczek, zastraszonych i przybitych okropnymi warunkami życia. Zgłaszają się one do mnie z prośbą o interwencję u centralnych władz administracyjnych. Mam też sposobność naocznie przekonać się o stanie bezpieczeństwa ludności żydowskiej przy wyjazdach w teren. Doszedłem do wniosku, że właściwie trudno mówić o jakiejś akcji prewencyjnej w obronie Żydów w pełnym tego słowa znaczeniu. Wszak w większości miast i miasteczek posterunki policyjne składają się z 2–3 osób, a w wielu, bardzo wielu miejscowościach nie ma policji w ogóle. To wpływa niezmiernie na rozzuchwalenie agitatorów w ich zbrodniczej akcji antyżydowskiej. Kiedy już akcja sięga punktu kulminacyjnego i wybuchają ekscesy, odpowiednia władza, normalnie w osobie starosty, żąda posiłków policyjnych z okolicznych miejscowości, które przybywają już za późno, po to tylko by stwierdzić, że zbrodniczy plan agitatorów udał się w zupełności.</u>
<u xml:id="u-17.8" who="#JankielTrockenheim">Kiedy przysłuchiwałem się referatowi budżetu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych na posiedzeniu senackiej Komisji Budżetowej, nota bene jako wolny słuchacz, zapamiętałem sobie kilka ciekawych cyfr, które pozwolę sobie, jako bardzo pouczające, tutaj przytoczyć. Liczba posterunków policyjnych w Polsce zmalała od roku 1925, kiedy wynosiła 3302, do ilości 2723 w roku 1936. Ubyło więc w ciągu tego okresu aż 579 posterunków policyjnych. Drugie zestawienie jest jeszcze ciekawsze: w Austrii przypada 1 policjant na 413 mieszkańców, na Węgrzech przypada 1 policjant na 420 mieszkańców, w Niemczech przypada 1 policjant na 485 mieszkańców, a w Polsce jeden policjant przypada aż na 1180 mieszkańców. Jeżeli by ta maleńka tabelka miała być dowodem wysokiego uświadomienia i małej przestępczości w Polsce, byłbym z tego niezmiernie dumny i szczęśliwy. Niestety, liczba przestępców w kraju rośnie, jak to stwierdził p. Minister Sprawiedliwości. Rosną też fakty napadów jednej części ludności na drugą. Z tych cyfr należy wyciągnąć jeden logiczny wniosek: powiększyć ilość policji, jak i posterunków, albowiem w naszym teraźniejszym położeniu daleko nie wystarczy 1 policjant na 1180 ludzi dla utrzymania należytego porządku. Wprawdzie koszta utrzymania policji wynoszą około 100 miljonów złotych rocznie, co stanowi około 25% całego budżetu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, jeżeli jednak weźmie się pod uwagę, że walka z wrogiem wewnętrznym jest sprawą niezmiernie ważną, muszą się znaleźć na to odpowiednie fundusze, tak jak musi się je znaleźć dla obrony kraju przed ewentualną napaścią z zewnątrz.</u>
<u xml:id="u-17.9" who="#JankielTrockenheim">Kończąc me przemówienie, muszę jeszcze raz z całym naciskiem podkreślić, iż należy położyć kres żałosnemu położeniu Żydów w Polsce, tak pod względem bezpieczeństwa, jak i możliwości ich bytowania. Jest to obowiązkiem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, w którego resorcie leży polityka i bezpieczeństwo wewnątrz kraju. I tego to bezpieczeństwa oraz uszanowania naszych praw w imieniu trzy i pół milionowej ludności żydowskiej w Polsce domagam się z tej oto wysokiej trybuny.</u>
</div>
<div xml:id="div-18">
<u xml:id="u-18.0" who="#JerzyBarański">Głos ma s. Głowacki.</u>
<u xml:id="u-18.1" who="#JerzyBarański">S. Głowacki; Wysoka Izbo! W roku ubiegłym podczas dyskusji nad budżetem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych poruszyłem zagadnienie samorządów w ogólności, a w szczególności samorządu wojewódzkiego pomorskiego i poznańskiego. W przemówieniu swym wskazałem na rolę i zadania obu tych samorządów oraz na ich sprawy finansowe. W konkluzji swego przemówienia prosiłem między innymi o troskliwą opiekę nad samorządem wojewódzkim w zakresie finansowym, a mianowicie o rychłe uregulowanie zaległości Skarbu Państwa wobec obu samorządów wojewódzkich oraz o podwyższenie ustawowej dotacji. Sytuacja prawna i materialna obu samorządów w porównaniu do ubiegłego roku na ogół nie uległa zmianom. Skarb Państwa zalega wobec samorządów tych w dalszym ciągu z poważną sumą; mimo zapowiedzi kompetentnych czynników rządowych Skarb Państwa zaległości dotąd nie załatwił. Zaległości Skarbu wynoszą w stosunku do poznańskiego samorządu wojewódzkiego w obecnej chwili 1.462.000 zł, a składają się z następujących działów: dotacja państwowa, zwrot 2/3 kosztów wychowania zapobiegawczego, dotacja na drogi państwowe, subwencja dla muzeum wielkopolskiego, za leczenie urzędników państwowych, za nie żebraków i nie włóczęgów internowanych w domu pracy przymusowej w Bojanowie. Wysoka jest cyfra kosztów leczenia urzędników państwowych, bo wynosi 214.355 zł. Jak słyszę, pozycja ta i w innych samorządach, zwłaszcza miast jak Grudziądz, Poznań, także figuruje w poważnej kwocie.</u>
<u xml:id="u-18.2" who="#JerzyBarański">Samorząd wojewódzki, będąc według przepisów Konstytucji również pewnym działem administracji państwowej, wyręcza ją przecież tylko w spełnianiu zadań i winien tym samym być tak wspierany, by spełniać mógł swe obowiązki wobec społeczeństwa. Że apel mój zeszłoroczny o podwyższenie dotacji państwowej, przewidzianej w artykule 35 ustawy o tymczasowym uregulowaniu finansów komunalnych z dnia 11.8. 1923 r., był uzasadniony, dalej, że samorząd wojewódzki poznański bez podwyższenia dotacji nie może spełniać należycie swych zadań ustawowych, świadczy między innymi opinia, zawarta w projekcie planu oddłużenia, sporządzonego przez wojewódzką komisję oszczędnościowo-oddłużeniową, która brzmi między innymi: „Wydatki poznańskiego wojewódzkiego związku komunalnego, które w województwach, gdzie nie istnieje samorząd wojewódzki, ponosi Skarb Państwa, przedstawiają się, jak następuje: administracja ogólna — 150.467,94 zł, spłata długów — 136.923,47 zł, zdrowie publiczne — 243.626 zł, opieką społeczna — 1.416.242 zł, melioracje — 182.000 zł, subwencje dla gmin słabo sytuowanych — 25.000 zł, różne subwencje na opiekę — 17.000 zł. Ogółem — 2.178.259,41 zł. Na to otrzymuje Związek od Skarbu Państwa dotację w sumie zaledwie 600.000 zł; pozostają przeto niepokryte wydatki w sumie 1.528.259 zł. Aby sumę tę utworzyć, musi ludność województwa poznańskiego ponosić większe ciężary od ludności innych województw, co, rzecz prosta, odbija się na jej zdolności płatniczej, a pośrednio przez sytuację finansową poszczególnych samorządów i niemożność ściągnięcia odpowiednio wysokiego podatku krajowego także i na sytuacji finansowej Związku”. Zdaniem przeto wojewódzkiej komisji zasadniczym postulatem uzdrowienia gospodarki budżetowej poznańskiego wojewódzkiego związku komunalnego jest podwyższenie dotacji Skarbu Państwa. Dopiero na drugim planie należy postawić sprawę oddłużenia Związku. Taka jest opinia komisji, czynnika urzędowego, traktującego sprawę obiektywnie, a tę opinię zastosować można zasadniczo także do pomorskiego samorządu wojewódzkiego. Przypominam ponownie, że dotacja wynika z ustawowego obowiązku Skarbu Państwa. Wynosiła ona w roku 1929 2.741.000 zł, w roku 1932/33 1.300.000 zł, a zatem zmniejszono ją o 1.441.000 zł. Ostatnio bez porozumienia się z władzami samorządu wojewódzkiego zredukowano ją dekretem z 3.XII. 1935 r. art. 5 dla Poznańskiego do 600.000 zł, a dla Pomorza do 425.000 zł, wynosi zatem zaledwie 1/4 tego, co było w r. 1929.</u>
<u xml:id="u-18.3" who="#JerzyBarański">Dotację dla samorządu wojewódzkiego spotkał podobny los, co emerytów, którym również dekretem obniżono poważnie ich emerytury, oraz pracowników, na których również dekretem nałożono dotkliwy ciężar w postaci podatku specjalnego. Stała się krzywda, a zabiegi zainteresowanych sfer o naprawienie jej dotąd nie odniosły skutku — dekrety wydane nadal obowiązują. Słusznie podkreślił w swym sprawozdaniu o preliminarzu budżetowym emerytur i zaopatrzeń poseł Ostafin, że Rząd, wydając dekret, przeprowadził na jego mocy operację w budżecie emerytur w wielkiej i nagłej potrzebie Państwa szybko i dlatego może w zbyt ostrej formie, co wywołało silny stan zapalny u emerytów. Podzielam jego zapatrywanie w całej pełni, że operacja ta naruszyła głęboko tkwiące w obywatelach poczucie prawa, podrywając zaufanie pracowników do Państwa.</u>
<u xml:id="u-18.4" who="#JerzyBarański">Dowolne zmienianie ustaw podrywa autorytet władzy i może zachwiać wiarę w Państwo i praworządność. Podobnie ma się rzecz z dekretem, obniżającym nagle i tak poważnie dotację dla poznańskiego i pomorskiego samorządu wojewódzkiego. Mniej było by rozgoryczenia i bólu, gdyby owe 3 sprawy, załatwione w formie dekretu, rozpatrzyły Izby ustawodawcze i o nich zadecydowały na podstawie opinii społeczeństwa, z równoczesnym uwzględnieniem potrzeb państwowych.</u>
<u xml:id="u-18.5" who="#JerzyBarański">Że konieczność zaprowadzenia jak najdalej idącej oszczędności w wydatkach państwowych zaistniała, o tym jest społeczeństwo przekonane. Zastosowanie jej jednakowoż do emerytów. urzędników i dotacyj dla samorządów wojewódzkich nie było wskazane i nie w całej pełni uzasadnione. Oszczędności można było przeprowadzić w stosunku do innych, mniej koniecznych wydatków. Jako przykład przypomnę to, co w ubiegłej sesji Senatu przytoczyłem o zakładzie dla nerwowo wyczerpanych i psychicznie chorych kobiet w Gościejewie (woj. poznańskie). I w tym roku przewidziana jest na zakład ten dopłata w sumie 30.540 zł. Przeciętna ilość pacjentek zaś w ostatnim roku wynosiła 5 osób. Dla tych 5 pacjentek przewidzianych jest 4 lekarzy, względnie urzędników i 11 funkcjonariuszów niższych i służby, tak iż na 1 pacjentkę przypada 3 przecież nie najgorzej opłacanych pracowników. Czy rzeczywiście nie można by zakładu w Gościejewie zlikwidować i wykazać oszczędności? Owych 5 pacjentek przenieść można do innych podobnych zakładów, jak Tworki, Świack, Wilno, Kościan itd., a przez to osiągnęło by się pewną oszczędność.</u>
<u xml:id="u-18.6" who="#JerzyBarański">Zwracam uwagę na istniejącą dwutorowość w administracji dróg państwowych na terenie woj. poznańskiego. Art. 37 ustawy drogowej z r. 1920 ustala jasno, że znajdujące się na terenie b. zaboru pruskiego drogi państwowe przekazuje się wraz z funduszami wojewódzkim związkom samorządowym tej dzielnicy. Wbrew temu przepisowi zajmuje się administracją tych dróg także Wydział Komunikacyjno - Budowlany Poznańskiego Urzędu Wojewódzkiego. Zatem jedną pracą zajmują się dwa czynniki — raz samorząd, drugi raz urząd wojewódzki, lecz koszty utrzymania osobnego wydziału w urzędzie wojewódzkim dla tych samorządowi przydzielonych spraw są zbędne; wydatki te sprzeczne są z ustawą. Ten sam stan rzeczy istnieje na terenie Pomorza.</u>
<u xml:id="u-18.7" who="#JerzyBarański">Powracam do dotacyj. Z szczupłej dotacji 600.000 zł poznański samorząd wojewódzki pokrywać musi nie tylko wydatki, które przytoczyłem wyżej, lecz także znaczne wydatki na utrzymanie dróg samorządowych. Cóż stać się ma z drogami wojewódzkimi na przyszłość, jeżeli dotacja nie będzie odpowiednio podwyższona? Niechby wobec tego do tego pytania zajęły jasne stanowisko właściwe czynniki rządowe. Sytuacja finansowa poznańskiego samorządu wojewódzkiego ulegnie dalszemu pogorszeniu przez odłączenie od województwa poznańskiego aż 4 powiatów oraz 2 miast wydzielonych (Bydgoszcz i Inowrocław), stanowiących dla niego najlepszych płatników podatku wojewódzkiego. Ogólna suma podatku wojewódzkiego z tych 4 powiatów stanowi poważną kwotę w budżecie, wynosi bowiem około 700.000 zł. Zamierzone przyłączenie do województwa poznańskiego 4 powiatów dotychczasowego województwa łódzkiego nie wyrówna ubytku dochodów w podatku wojewódzkim. Te powiaty pod względem dochodowości nawet w przybliżeniu równać się nie mogą z powiatami, które odpaść mają od województwa poznańskiego. Samorząd wojewódzki poznański stanie ponownie przed zagadnieniem szukania źródeł pokrycia, których nie znajdzie poza pomocą Skarbu Państwa, tymi mniej, że p. Minister Spraw Wewnętrznych słusznie nalega, by podatków wojewódzkich nie podwyższać. Także więc i z tych względów konieczne jest znaczne podwyższenie dotacji państwowej. Nie wnikam dziś w kwestię, czy odłączenie aż czterech powiatów, a zwłaszcza inowrocławskiego, od województwa poznańskiego jest uzasadnione i konieczne.</u>
<u xml:id="u-18.8" who="#JerzyBarański">Sytuacja finansowa samorządów wojewódzkich poznańskiego i pomorskiego nie uległa poprawie, przeciwnie wskutek działalności Centralnej Komisji Oszczędnościowo-Oddłużeniowej straciły oba samorządy wojewódzkie poważne sumy, co ujemnie wpłynęło zarówno na budżety jak i też na płynność gotówkową tych samorządów. Komisja Oszczędnościowo-Oddłużeniowa, regulująca stosunki w związkach samorządowych na terenie województwa poznańskiego, ścięła samorządowi wojewódzkiemu przecież aż około 1 miliona złotych. Oddłużyła samorządy kosztem właśnie poznańskiego samorządu wojewódzkiego, atoli wniosek samorządu wojewódzkiego o odpowiednie oddłużenie dotąd pozostał bez rozpatrzenia. Uznaję jednak fakt, że prace Centralnej Komisji Oszczędnościowo-Oddłużeniowej w większej niż dotąd mierze uwydatniły ciężki stan finansowy związków samorządowych, a zwłaszcza niedostateczność źródeł dochodowych miast i gmin wiejskich. To stwierdzenie poczynił w swym sprawozdaniu o preliminarzu budżetowym Ministerstwa Spraw Wewnętrznych także poseł Stroński. Samorządy winny być pod względem finansowym lepiej postawione niż dotąd, jeżeli sprawnie spełniać mają swą administrację. Podkreślam, że wydatki samorządu wojewódzkiego nie zmniejszają się, przeciwnie wzmagają się z roku na rok. Przyczynia się do tego trudne położenie gospodarcze, a zwłaszcza fakt, że samorząd wojewódzki troszczyć się musi o licznych ubogich krajowych i reemigrantów, którzy w ostatnich 2 latach osiedlili się na terenie województwa poznańskiego. W obecnej chwili znajduje się na opiece samorządu wojewódzkiego przeszło 2500 osób ubogich, nie licząc około 1000 młodzieży, znajdujących się w zakładach wychowawczych, w zakładach dla ociemniałych i głuchoniemych. Licząc przeciętny koszt utrzymania 1 ubogiego po 25 zł miesięcznie, wynosi ogólny koszt roczny około 850.000 zł, kwota w stosunku do innych wydatków nadzwyczaj wysoka. Opieka nad ubogimi ciąży przecież zasadniczo na Państwie. Wypłat wstrzymywać nie wolno; i ubogi chce żyć. Jak samorząd wojewódzki wywiązywać się ma z swych obowiązków, jeżeli Skarb Państwa nie płaci tego, do czego jest obowiązany; mam na myśli poważne zaległości Skarbu Państwa, które poprzednio wykazałem, oraz konieczność podwyższenia dotacji.</u>
<u xml:id="u-18.9" who="#JerzyBarański">W konkluzji swego przemówienia proszę, by Pan Premier polecił miarodajnym czynnikom, ażeby samorządy wojewódzkie poznański i pomorski otrzymały swe zaległe należności w całej pełni, by w najkrótszym czasie znacznie podwyższono dotacje i by kwoty, należne samorządom wojewódzkim od Skarbu Państwa względnie od władz państwowych, wpływały punktualnie, tak punktualnie, jak tego wymaga się od podatników. Skarb Państwa pod tym względem dać winien dobry przykład.</u>
<u xml:id="u-18.10" who="#JerzyBarański">Prośba moja dziś jest tym więcej uzasadniona, że dzięki energicznym staraniom Rządu położenie finansowe Państwa się polepszyło i że to będzie miało miejsce także w przyszłym roku i latach następnych, za tym przecież przemawia to wszystko, cośmy w bieżącej sesji Sejmu i Senatu usłyszeli z ust. p. Premiera i jego zastępcy.</u>
<u xml:id="u-18.11" who="#JerzyBarański">Głos ma s. Maslow.</u>
</div>
<div xml:id="div-19">
<u xml:id="u-19.0" who="#MykołaMasłow">Wysoki Senacie! Zabieram głos z tej wysokiej trybuny jako przedstawiciel ukraińskiej ludności Wołynia, aby poinformować Wysoki Senat o najważniejszych sprawach Wołynia.</u>
<u xml:id="u-19.1" who="#MykołaMasłow">Pierwszą taką sprawą pozostaje dotychczas kwestia ukraińska, albowiem sprawa ta na Wołyniu nie tylko nie przestała być aktualną, lecz przeciwnie, im dalej tym większego nabiera znaczenia. Aby móc odpowiednio ocenić znaczenie tej kwestii, należy pamiętać, że Wołyń znajduje się na wschodniej granicy Rzeczypospolitej Polskiej, że z poza tej granicy agenci kominternu starali się zawsze wywrzeć swoje destrukcyjne wpływy na jego ludność, wykorzystując po temu nieustabilizowane jeszcze należycie stosunki między ludnością polską a ukraińską, jak również i ciężkie położenie materialne wsi, osłabionej wojną, kryzysem gospodarczym itp. Tę nadzwyczajną ruchliwość kominternu na Wołyniu śledzimy od kilku lat. Niewątpliwie ukraińska ludność Wołynia na ogół jest bardzo odporna na wszelkiego rodzaju komunistyczną propagandę. W walce z komunizmem wykazała ona wielką ofiarność i odporność, co niejednokrotnie stwierdzone zostało krwią najlepszych jej synów. I nie są to tylko słowa, lecz rzeczywistość, fakty zapisane na kartach historii Wołynia. Jednym z fragmentów tej historii są dane z ostatniego rolniczego strajku, kiedy z 24 zniszczonych przez komunistów gospodarstw — 20 było ukraińskich, a wśród 29 poległych w walce o ład i porządek publiczny z rąk komunistycznych terorystów w latach 1933 — - 1936 Ukraińców było 26. I faktów takich, ilustrujących negatywny stosunek ukraińskiej ludności Wołynia wobec komunizmu, jest niekończący się szereg. Jednakże faktem także zostaje bliskość Wołynia do wschodniego sąsiada i z tym nie można się nie liczyć.</u>
<u xml:id="u-19.2" who="#MykołaMasłow">W takim położeniu ukraińska kwestia nabiera specjalnej wagi, w takiej sytuacji konieczną jest wyraźna i zdecydowana polityka Rządu wobec kwestii ukraińskiej. A jednak trzeba szczerze i otwarcie powiedzieć, że właśnie takiej wyraźnej polityki centrum na razie nie widzimy. Np., gdy polityka Ministerstwa Spraw Wewnętrznych idzie w tym kierunku, by unormować kwestie współżycia ludności polskiej i ukraińskiej, polityka Ministerstwa Komunikacji, Ministerstwa Sprawiedliwości i Oświaty oraz ich agend lokalnych nie docenia tego momentu. Nie jest to rzeczą normalną i my uważamy, że już najwyższy czas zdecydować się na generalną linię polityki ukraińskiej, pamiętając, że należy to uczynić tak w interesie ukraińskiej ludności, jak i w interesie całego Państwa Polskiego. Wierzymy, iż hasło zjednoczenia narodowego, rzucone przez płk. Koca, wytworzy podstawy konsolidacji polskiej myśli politycznej, a więc sprecyzuje i stosunek do zagadnień ukraińskich. Wobec tego witamy poczynania płk. Koca, uważając, że to będzie tak na dobro Rzeczypospolitej Polskiej, jak i na dobro ukraińskiego narodu.</u>
<u xml:id="u-19.3" who="#MykołaMasłow">W związku z kwestią ukraińską wyłania się cały szereg momentów konkretnych, które wymagają załatwienia przez Rząd. Należą tu sprawy cerkiewne, szkolne, reformy rolnej itp. — cały szereg spraw, które wynikają z codziennych a koniecznych potrzeb Wołynia i ukraińskiej jego ludności, jednakże mimo tego, iż wszystkie te sprawy są bardzo poważne i pilne — mimo tego nie poruszam ich dziś. Natomiast zajmę się jedynie jedną kwestią, która w tej chwili jest najwięcej palącą na Wołyniu. Jest to sprawa bezrobocia, w szczególności sprawa bezrobocia ukraińskiej inteligencji. Tę sprawę Ukraińska Parlamentarna Reprezentacja Wołynia poruszała już nie jeden raz i to zarówno z tej wysokiej trybuny, jak i przed przedstawicielami Rządu. Pomimo to sprawa ta dotąd nie została załatwiona. A znaczenie jej wciąż wzrasta, coraz bardziej staje się palącą i niecierpiącą zwłoki. I dlatego uważamy za swój obowiązek przedstawić ją tu w pełnym i całkowicie obiektywnym oświetleniu.</u>
<u xml:id="u-19.4" who="#MykołaMasłow">Należy stwierdzić, że na Wołyniu wciąż postępuje nieubłagany proces pauperyzacji wsi. Obecnie na Wołyniu gospodarstw niżej 2 ha jest 14%; zaś gospodarstw od 2 do 5 ha — 42,5%, Zrozumiałym jest, że przy takim stanie gospodarstwa wiejskiego co roku większa ilość osób nie może znaleźć dla siebie pracy na wsi i staje w szeregach bezrobotnych. Proces ten im dalej, tym się bardziej rozwija. Bezrobocie to nie jest zarejestrowane i tym jest boleśniejsze, że nie może liczyć chociażby na tę minimalną pomoc, jakiej udziela Fundusz Pracy. Sprawa zaczyna się przedstawiać nadzwyczaj poważnie. Konieczne są zdecydowane i szybkie kroki, aby złagodzić tę bolączkę. Szczególnie jaskrawo występuje na tle ogólnego bezrobocia na Wołyniu bezrobocie ukraińskiej inteligencji. Sprawa ta obecnie jest zjawiskiem rzeczywiście straszliwym. Jest ona tragiczną w swej istocie tak dla ukraińskiej ludności, jak i dla całego Państwa. Bo czy nie jest tragedią, że rokrocznie zjawiają się na rynku pracy nowi kwalifikowani ukraińscy pracownicy: agromowie, inżynierowie, lekarze i inni, i że te fachowe siły nie znajdują dla siebie pracy, pozostają niewykorzystane ani przez Państwo, ani przez społeczeństwo i muszą być przez kogoś utrzymywane? I cóż możemy powiedzieć tym młodym Ukraińcom, którzy co dzień przychodzą do nas, by prosić pomóc im znaleźć pracę? Przychodzą i sami wskazują nam te wolne posady, gdzie mogliby oni pracować: są one w urzędach melioracyjnych, pomiarowych, sejmikach, magistratach, izbach rolniczych itp. Mogliby… ale 60% tej inteligencji ukraińskiej na razie nie ma w ogóle żadnej pracy. Nie mając posady, ci kwalifikowani inteligenci zmuszeni są wracać znów na wieś, do swych przeważnie ubogich rodziców i u nich żyć. I proszę Państwa, czy ten fakt nie jest swego rodzaju antypaństwową agitacją? Jest nią, bo cóż wart taki inteligent? Czego mogą nauczyć go dobre lojalne słowa? Czego może nauczyć przykład jego życia?</u>
<u xml:id="u-19.5" who="#MykołaMasłow">I to tak właśnie przedstawia się położenie 60% młodej ukraińskiej inteligencji, reszta zaś po długich staraniach jako tako się urządza. Niektórzy z nich nawet dostają posady, ale w większości wypadków posady te są o charakterze tymczasowym, przeważnie z sum Funduszu Pracy lub pomocy zimowej. Wyjątkowi szczęśliwcy tylko w wyjątkowych wypadkach otrzymują etatowe posady w urzędach państwowych lub samorządowych, ale posady te w większości wypadków są tego rodzaju, że mogłyby być obsadzone ludźmi z o wiele mniejszymi kwalifikacjami. Należy stwierdzić, że na Wołyniu, gdzie jest ponad 70% ukraińskiej ludności, wśród urzędników instytucyj państwowych i samorządowych jest zaledwie od 3 do 5% Ukraińców. Można wymienić całe urzędy, jak np. koleje państwowe, lasy państwowe, sądownictwo, gdzie nie ma prawie ani jednego Ukraińca. W szkolnictwie Ukraińcy zatrudnieni są w minimalnej liczbie. W takiej sytuacji nie odczuwa się wcale równorzędności położenia obydwu narodowości.</u>
<u xml:id="u-19.6" who="#MykołaMasłow">I czyż w tym położeniu można się dziwić, że ukraińska młodzież zaczyna przeżywać pewną psychiczną i moralną tragedię? Czyż nie jest tragedią, że to młode pokolenie, które powołane jest na Wołyniu do wykonania ogromnej państwowo-społecznej i kulturalnej misji, do wychowania ludności, która zawsze znajduje się pod rozmaitymi antyspołecznymi wpływami, pokolenie, które jest powołane do tworzenia życia miejscowego na zasadach uznania państwowości, prawa, europejskiej kultury, że to właśnie pokolenie znajduje się teraz w stanie beznadziejnego pesymizmu, niewiary, mizantropii, moralnego przygnębienia, że w tym pokoleniu coraz bardziej rodzi się poczucie braku równości i sprawiedliwości? Można się dziwić jednemu tylko, że młodzież ta ma dotąd dość sił, by trzymać się i czekać, że młodzież ta dotąd nie zeszła ze swej pozycji lojalności, państwowości, pracy kulturalnej. Poznaliśmy memoriał grupy bezrobotnej inteligencji ukraińskiej. Ci bezrobotni, wśród których są tacy, co czekają na pracę już parę lat, piszą: „Mnóstwo bezrobotnej inteligencji pozostaje poza nawiasem życia społecznego i nie może użyć swych zdolności, młodzieńczej energii, a częściowo i doświadczenia ku dobru Państwa i społeczeństwa”. Czy słowa te nie świadczą o wielkiej sile moralnej, o lojalności w stosunku do Państwa, o entuzjazmie dla pracy społecznej, który młoda ukraińska inteligencja zachowuje dotąd, mimo tych strasznych materialnych i moralnych warunków swego życia? A jest ona dotąd bezrobotna i to właśnie robi ją bezbronną wobec wszelkiego rodzaju antypaństwowej agitacji i staje się już bardzo niebezpiecznym. Poruszając dziś sprawę bezrobocia ukraińskiej inteligencji na Wołyniu, uczyniliśmy to nie z uczuć lokalnego patriotyzmu, lecz w świadomości katastrofalnego stanu rzeczy, również w świadomości swych obowiązków przed Państwem i narodem; i tu podkreślamy jeszcze raz, iż w tej sprawie należy poczynić szybkie kroki; ukraińskiej bezrobotnej inteligencji należy niezwłocznie dać pracę, albowiem tego wymaga tak poczucie sprawiedliwości, jak i racja stanu Państwa Polskiego. I z tym skromnym postulatem teraz zwracamy się do Wysokiego Rządu.</u>
</div>
<div xml:id="div-20">
<u xml:id="u-20.0" who="#JerzyBarański">Głos ma s. Komke.</u>
</div>
<div xml:id="div-21">
<u xml:id="u-21.0" who="#RudolfKornke">Wysoka Izbo! Przeprowadzamy dzisiaj dyskusję nad budżetem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, a zatem tego resortu, który z punktu widzenia państwowego posiada wyjątkowe znaczenie. Jest to bowiem Ministerstwo, które zabezpiecza ład i porządek w Państwie, stwarzając w ten sposób dwie niezbędne przesłanki wszelkiej pracy. Na podstawie zebranych z całego Państwa danych dokonuje się w nim ocena najważniejszych procesów naszego życia zbiorowego, a na podstawie tej oceny dokonuje się nastawienie całego aparatu państwowego w stosunku do pierwszorzędnych zagadnień narodowych i państwowych. Resort ten, tak ważny już z natury swoich czynności, nabiera jeszcze specjalnej wagi gatunkowej w chwili obecnej przez to, że na jego czele stoi sam Premier. I dlatego, że tak jest, chciałbym w tej dyskusji poruszyć pewne problemy ogólne, a łączące się z tymi ideowymi celami, które mają stać się w dzisiejszej rzeczywistości Polski wykładnikiem solidarnego działania wszystkich Polaków.</u>
<u xml:id="u-21.1" who="#RudolfKornke">Kilkanaście dni temu ogłoszona została deklaracja płk. Koca. Na jej podstawie ma się stworzyć Obóz Zjednoczenia Narodowego, mający wykonać wielką pracę organizacyjną w zakresie całego życia polskiego pod hasłami dźwigania Polski wzwyż i wzmocnienia obronności kraju. Nieraz przy rozpatrywaniu tego zagadnienia wysuwa się jako argument zewnętrzno-polityczną sytuację Państwa Polskiego. Wskazuje się na ten fakt, że w bezpośrednim naszym sąsiedztwie istnieją państwa o silnej organizacji wewnętrznej, dobrze rozbudowanym przemyśle wojennym i o tendencjach zaborczych. Na tle tak postawionej argumentacji konkretyzuje się hasło solidaryzmu narodowego. Otóż rzeczą niezmiernie ważną jest, aby w robocie tej nie pójść jednostronnie i aby nie popełniać tych błędów, których podtrzymanie byłoby istotnym zaprzeczeniem samych haseł. Pozostałością wiekowej niewoli jest nie tylko niski poziom naszego życia kulturalnego i materialnego, ale równocześnie z niewoli pochodzące różnice w psychice poszczególnych odłamów narodu polskiego, składające się na t. zw. dzielnicowość myślenia. W interesie Państwa Polskiego i jego spoistości leży, ażeby te różnice dzielnicowe, które nie mają charakteru wartościowego regionalizmu kulturalnego, zostały doszczętnie wytępione. Musimy w Polsce dążyć do stworzenia jednolitego typu obywatela, umiejącego myśleć i działać według wspólnych ideałów narodowych i państwowych, umiejącego łatwo ze współobywatelami się porozumieć. Polska szkoła może dopełnić tego dzieła, o ile wychowawcy nie będą się składali z doktrynerów, ale będą gorącymi wyznawcami tej zasady. Niemniej jednak było by błędem, gdybyśmy zapomnieli o istnieniu tego zagadnienia w stosunku do starszego społeczeństwa.</u>
<u xml:id="u-21.2" who="#RudolfKornke">Już w poprzedniej mojej mowie stwierdziłem, że lekkomyślnie formułowane zarzuty pod adresem t. zw. separatyzmu śląskiego są zupełnie niesłuszne. Kiedy w początkach istnienia obecnego Sejmu i Senatu rzucona została myśl t. zw. skupień regionalnych posłów i senatorów, uważaliśmy to na Śląsku za zupełnie poroniony pomysł, pomysł grupowania posłów i senatorów według poszczególnych dzielnic właśnie wtedy, kiedy Państwo potrzebuje skupienia wszystkich na linii ogólnych interesów narodowych i państwowych. Jesteśmy przekonani, że doprowadziłoby to do rozpatrywania każdego zagadnienia państwowego z punktu widzenia własnego dzielnicowego podwórka. I dlatego odnosiliśmy się do tego pomysłu niechętnie, widząc w nim pogłębienie i tak już szkodliwej dla Polski dzielnicowości. Pragniemy, ażeby konsolidacja narodu stała się rzeczywistością, pragniemy z całej duszy, ażeby Polska jako państwo była z dnia na dzień silniejsza, chcąc jednak tego dokonać, musimy gruntownie z całą świadomością zapoznać się z wszystkimi przejawami i z wszystkimi źródłami tych przejawów na wszystkich odcinkach naszego Państwa, a uzyskując istotny obraz całości z wszystkimi cieniami i z rzeczywistymi czy pozornymi blaskami, będziemy w stanie z pełnym obiektywizmem podejść do zagadnień choćby najtrudniejszych i skutecznie wspólnymi siłami je rozwiązywać. Jeśli o tej rzeczy tu wspominam, to dlatego, by nie powtórzył się ten sam błąd w dziedzinie organizacji nowego obozu. Rzucone zostało hasło zespolenia społeczeństwa. W dziale organizacyjnym podchodzi się jednak do poszczególnych sektorów, zaczynając od miejskiego i działaczy wiejskich, a kończąc gdzieś w przyszłości na sektorze robotniczym i młodzieżowym. Otóż chodzi o to, aby polityczna myśl polska znalazła swój wyraz w jednolitej organizacji, by na jednej platformie znalazł się pracownik umysłowy, robotnik i chłop przy rozpatrywaniu tego wszystkiego, co dotyczy całego Państwa i narodu. Gdyby mieli oni działać na zupełnie odrębnych odcinkach pracy, bez możliwości zetknięcia się i uzgodnienia ogólno - państwowego programu wszystkich grup, to mogło by łatwo dojść do prób narzucenia całemu Państwu interesów poszczególnych grup z zaniedbaniem interesu całości. Rzeczowy podział pracy nie wyklucza wcale jednolitości organizacyjnej. Jeżeli obóz ten ma spełnić swoje zadania, musi oprzeć się na narodzie jako organicznej całości. Tylko tak postawiona robota może zniszczyć w duszy współczesnego pokolenia naloty niewoli, przejawiające się w wiekowych skłonnościach do sobiepaństwa i dzielnicowego wywyższania się. Nie należy zapominać o tym, że na ziemiach Polski żyje znaczny odsetek mniejszości narodowych i że wskutek tego zwartość polskiego obozu nabiera tu tym większego znaczenia. Na taką samą nutę powinien być oczywiście nastawiony i cały aparat państwowej i samorządowej administracji. Oto jeden problem, który obciąłem poruszyć w związku z dzisiejszą dyskusją.</u>
<u xml:id="u-21.3" who="#RudolfKornke">Drugie zagadnienie, które musi być przedmiotem specjalnej troski zarówno Państwa, jak i naturalnego i przyrodzonego gospodarza tej ziemi — narodu polskiego, to zagadnienie odpowiedniej polityki mniejszościowej. Jest tej mniejszości dużo, boć przecież z górą 8 milionów ludzi. Nie może być rzeczą obojętną dla przyszłości Państwa, dla jego siły, jaki jest stosunek tych mniejszości do istotnych interesów Państwa oraz jaką one odgrywają rolę w naszej strukturze społeczno-gospodarczej. Trzeba, by w tym zakresie istniał jasno określony na dalszą metę obliczony program i by program ten był nie defensywny, ale ofensywny (boć nie możemy we własnym Państwie być na jakimkolwiek odcinku w defensywie), a urzeczywistniany zarówno przez Państwo, jak i przez zharmonizowaną z nim pracę polskiego społeczeństwa. Stojąc na gruncie równouprawnienia, wynikającego z Konstytucji, musimy stać niezłomnie na stanowisku asymilacji państwowej mniejszości narodowych, polegającej na lojalnym stosunku do samego Państwa. Szanując odrębność kulturalną naszych współobywateli mniejszościowych, musimy jednakowoż przeciwstawić się ich nieuzasadnionym próbom ekspansji politycznej lub jednostronnemu owładnięciu naszego aparatu gospodarczego.</u>
<u xml:id="u-21.4" who="#RudolfKornke">Pochodzę z ziemi śląskiej. Sprawa mniejszościowa jest tam sprawą dnia codziennego. Spotykaliśmy się tam niejednokrotnie i spotykamy się dzisiaj z podejmowanymi ze strony niemieckiej próbami ataku na pozycje polskie. Chcę stwierdzić, że próby te zostały złamane, a defetyzm, jaki panował na odcinku polskim do roku 1926, należy już do dalekiej przeszłości. Trzymaliśmy się tam jednej zasady: nie chcemy prawdziwych Niemców polonizować, ale nie pozwalamy, by jedna polska dusza, by jedno polskie dziecko mogło być nam zabrane. Pragniemy na zasadzie dumy narodowej, ugruntowanej w świadomości zdobycia wolności własnym wysiłkiem, utrwalić w psychice polskiego społeczeństwa na Śląsku to przeświadczenie, że jest ono bezspornym i pierwszym gospodarzem tej ziemi, i że jego prawa nie mogą być w niczym naruszone. Jeżeli o tych sprawach mówię przykładowo, to z tego powodu, że dochodzą na Śląsk niepokojące wiadomości o tym, że na kresach wschodnich kurczy się polska ziemia, że rzymsko-katolików zapisuje się do cerkwi ruskich, że ofensywa ruskiej spółdzielczości odbiera nam możliwości organizacyjne i że społeczeństwo polskie ogarnia to samo poczucie defetyzmu, które istniało u nas przed rokiem 1926. Doceniamy wielkie znaczenie przyjaznego współżycia między Polakami i Ukraińcami. Stwierdzamy jednak, że nie może to łączyć się ani z żadnymi politycznymi aspiracjami niepodległościowymi Ukraińców Małopolski wschodniej, ani nie może w niczym osłabić uprawnionej ekspansji elementu polskiego. Zagadnienie polskości kresów wschodnich jest dla nas Polaków na zachodzie zagadnieniem równie doniosłym, jak polskość naszej ziemi śląskiej. I dlatego było by rzeczą niezmiernie pilną, aby w tym zakresie postawiony został jasny program i aby jego wykonanie przeszło w ręce ludzi najzdolniejszych w Polsce. Trzeba tu dokładnego zharmonizowania działalności Państwa i społeczeństwa. Ale przecież wszyscy wiemy, że te wszystkie sprawy nie wyczerpują problemu mniejszościowego w Polsce.</u>
<u xml:id="u-21.5" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Marszałek.)</u>
<u xml:id="u-21.6" who="#RudolfKornke">Historyczny rozwój i nasza przysłowiowa skłonność do wyręczania się obcym elementem doprowadziła do tego, że najważniejsze ośrodki naszej dyspozycji gospodarczej w dziedzinie przemysłu i handlu, a częściowo i rzemiosła, spoczywają w rękach narodowo obcego elementu, a mianowicie Żydów. Jesteśmy przeciwnikami stosowania indywidualnego i zbiorowego terroru, musimy jednak domagać się takiej przebudowy struktury społeczno-gospodarczej tej mniejszości, by te ważne dziedziny naszego życia gospodarczego przeszły w ręce polskie. Tu potrzeba zmiany psychicznego nastawienia polskiego społeczeństwa do zawodów gospodarczych, postawienia na odpowiednim poziomie szkolnictwa zawodowego, stworzenia dla polskich kupców i rzemieślników odpowiedniego kredytu, a w dziedzinie wielkiego przemysłu unarodowienia kapitałów. Jest rzeczą całkiem jasną, że społeczeństwo polskie nie może wytrzymać w swych najważniejszych ośrodkach życia gospodarczego tego nacisku elementu żydowskiego, którego świadkami jesteśmy dzisiaj. I dlatego w porozumieniu z Żydami należy stworzyć plan takiej emigracji, która by kwestii żydowskiej dała definitywne rozwiązanie. Zdajemy sobie sprawę z dzisiejszych trudności emigracyjnych, niemniej jednak i dzisiaj programowy wysiłek może w tym zakresie wiele zrobić. Byliśmy przecież nie tak dawno świadkami emigracji polskiej nędzy w setkach tysięcy rocznie z dzisiejszych terenów Państwa Polskiego. Dlaczegóż by taka emigracja miała się w dalszym ciągu dokonywać kosztem żywiołu polskiego? Jesteśmy zdecydowanymi przeciwnikami polskiej emigracji. Polski chłop powinien siedzieć w kraju i jeśli ma mało gruntu, to trzeba mu ten grunt dać z parcelacji wielkich majątków. Hasłem naszym powinno być nie wypuszczać ani jednego polskiego chłopa i robotnika poza teren naszego Państwa. Tu jest ich ziemia, tu mają prawo żyć, tu powinni zostać.</u>
<u xml:id="u-21.7" who="#RudolfKornke">A teraz z kolei przechodzę do trzeciego zagadnienia. Mogę go również traktować najzupełniej spokojnie, dlatego że kierunek administracji, ustalony ha Śląsku przez powstańca śląskiego wojewodę, d-ra Grażyńskiego, jest najzupełniej zgodny z tym co powiem. Jeżeli tak mocno wysuwamy hasło jedności narodowej i jeżeli mamy ambicję, by nasi synowie bez względu na swoje dzielnicowe pochodzenie zajmowali stanowiska wszędzie, stosownie do swych zdolności, to przecież nie można spuszczać z oka, zwłaszcza dzisiaj, kiedy, jeszcze panuje wielkie bezrobocie, tej niewątpliwej prawdy, że dobór ludzi czy to w administracji państwowej, czy w przedsiębiorstwach prywatnych powinien być dokonywany pod kątem widzenia ludności miejscowej. Kiedyś w dziennikach polskich pojawiła się wiadomość, że p. Premier z okazji wizytacji Poznańskiego miał wyrazić zdziwienie, dlaczego tak mało Poznańczyków pełni służbę w administracji publicznej. Otóż nie ulega żadnej wątpliwości, że w interesie Państwa leży dobór ludzi z danego terenu. Rozumieją oni bowiem lepiej psychikę danego środowiska, unika się zaś naturalnego w takim położeniu, w jakim się obecnie znajdujemy, rozgoryczenia. Nie chciałbym, by mnie tu źle zrozumiano. Nie mówię tu wcale wyłącznie z punktu widzenia śląskiego. Chciałbym jednak, by Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, które ma możność obserwowania tego zjawiska na terenie całego Państwa, wpłynęło zwłaszcza na resorty niezespolone w tym kierunku, by wspomniana przeze mnie zasada była istotnie urzeczywistniania.</u>
<u xml:id="u-21.8" who="#RudolfKornke">Hasło konsolidacji narodowej, rzucone przez odpowiedzialnego za obronę Państwa Wodza Armii Marszałka Śmigłego - Rydza, wyda świetne rezultaty tylko wtedy, jeżeli hasłom tym odpowie mądra i z żelazną konsekwencją wykonana praca Narodu i Państwa.</u>
<u xml:id="u-21.9" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-22">
<u xml:id="u-22.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Pulnarowicz.</u>
</div>
<div xml:id="div-23">
<u xml:id="u-23.0" who="#WładysławPulnarowicz">Wysoki Senacie! Przed chwilą p. s. Głowacki oświadczył, że zakład leczniczy w Gościejewie powinien być zlikwidowany, że się on nie kalkuluje i że niesłusznie Rząd dotuje ten zakład jako nie mający racji bytu. Otóż stwierdzam coś wręcz przeciwnego. Mianowicie na podstawie posiadanych informacyj stwierdzam, że w ostatnim półroczu w tym szpitalu było o 1.500 osobo-dni więcej, niż było przewidziane. Średnia liczba chorych wypada nie 4, lecz 24, a w budżecie przewiduje się 20. Koszt leczenia jest o zł 1,50 tańszy, niż w innych szpitalach w tych samych klasach w województwie poznańskim. Również powołuję się w tej sprawie na sprawozdanie Najwyższej Izby Kontroli Państwa, która odnośnie tego szpitala wydała dodatnią opinię. Zatem uważam, że ten zakład leczniczy powinien być utrzymany, a nie zlikwidowany.</u>
</div>
<div xml:id="div-24">
<u xml:id="u-24.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Modrzewski.</u>
</div>
<div xml:id="div-25">
<u xml:id="u-25.0" who="#JanIgnacyModrzewski">Wysoka Izbo! Jedną z wielu trosk Ministerstwa Spraw Wewnętrznych jest usprawnienie samorządu, czemu zresztą Rząd dał wyraz, przedkładając Izbom cztery ustawy samorządowe, z uzasadnieniem, że chodzi: „o uzupełnienie ustawodawstwa samorządowego i osiągnięcie usprawnienia i prawidłowego ustroju samorządów”. Niewątpliwie jest to bardzo ważne i pożądane poczynanie, które jednak przy najszczęśliwszym nawet rozwiązaniu nie usunie prawdopodobnie wszystkich usterek, jakie w życiu dzisiejszym samorządów miejskich obserwujemy.</u>
<u xml:id="u-25.1" who="#JanIgnacyModrzewski">Wszak w całokształcie funkcjonowania samorządów wielką odgrywają rolę i wielkie mają zadania rady miejskie, które w większości wypadków są tylko hamulcem w pracy samorządowej. Nie mam zamiaru demonstrowania przed Wysoką Izbą aż nadto dobrze znanej atmosfery, w jakiej odbywają się przede wszystkim wybory do rad miejskich, a później t. zw. prace funkcjonującej już rady. A więc zamiast np. zbiorowego wysiłku ku wynalezieniu najodpowiedniejszego, wobec oczekujących go zadań, kandydata na przewodniczącego rady i przełożonego gminy miejskiej, rozpoczynają się najwyszukańsze intrygi, gry i targi polityczne, które bardzo często po długotrwałych wysiłkach i niebywałym zaabsorbowaniu czasu wszystkim, włącznie aż do władz administracyjnych, nie doprowadzają do wyboru, a na scenę wkracza komisarz, ta namiastka przedstawiciela społeczeństwa, przeważnie człowiek z poza terenu, który przy najlepszej nawet woli nie może podołać zadaniu orientowania się w ludziach i zagadnieniach miejscowych, podczas gdy grozi mu niebezpieczeństwo dostania się pod wpływy osobników często najnieodpowiedniejszych, a agresywnością swoją umiejących się narzucić. Przyjrzyjmy się teraz pracom ukonstytuowanej już rady i skompletowanego zarządu miasta; w dalszym ciągu nieustający szereg deklaracyj politycznych przemycanych pod pozorem wniosków, nie zawsze mających związek z zagadnieniami miasta, a wygłaszanych jedynie z mównicy jako bardzo wygodnej odskoczni politycznej. Trzeba dużej ilości dyplomatycznego taktu ze strony przewodniczącego, trzeba niezwykle szybkiej orientacji, a twardych i wytrzymałych nerwów, aby w tym chaosie gier i ataków odróżnić dywersję od dobrej woli i uniknąć grożących w każdej chwili scysyj. Jednak najwyższa wytrzymałość nerwów ma swoje granice i w rezultacie przewodniczący, o ile nawet udało mu się uniknąć jaskrawszych nieporozumień, powraca do swojej pracy po zamknięciu posiedzenia z wybitnie wyczerpaną energią i oczywiście zmniejszoną wydajnością pracy.</u>
<u xml:id="u-25.2" who="#JanIgnacyModrzewski">Gdzież tego przyczyna? Dzisiejsza ordynacja wyborcza do rad miejskich wyłuskuje radnego jako przedstawiciela ugrupowania politycznego, nic więc dziwnego, że w konsekwencji jest on przede wszystkim wykładnikiem dyrektyw swego środowiska, traktując jako drugorzędne — zagadnienie gospodarki miejskiej, tę zasadniczą treść samorządu. A więc najwyższy czas na podjęcie hasła usunięcia polityki z rad miejskich.</u>
<u xml:id="u-25.3" who="#JanIgnacyModrzewski">Wysoka Izbo! Zgodnie z brzmieniem ustawy o częściowej zmianie ustroju samorządu terytorialnego, kwestia czynnika zawodowego w zarządach gmin nabiera w ostatnich czasach szczególnego znaczenia, przede wszystkim tam, gdzie chodzi o liczniejsze ośrodki, a więc i odpowiednie zwiększenie się ilości tych lokalnych zagadnień gospodarczych. Krystalizuje się pewnego rodzaju cenzus dla członków organów zarządzających. Mam wrażenie, że analogicznie pewien cenzus posiadać powinna zbiorowa reprezentacja społeczeństwa, jaką jest rada miejska, cenzus stworzony przez skumulowanie w radzie przedstawicieli ugrupowań społecznych i zawodowych danego terenu, przedstawicieli, wysuniętych przez te ugrupowania jako najodpowiedniejszych, przedstawicieli w konsekwencji odpowiedzialnych wobec tych, którzy ich do rady wprowadzili. Wszak opracowanie klucza składu rady, aby była zdolna do rozwiązywania wszelkich nasuwających się w gospodarce miejskiej zadań, nie byłoby tak bardzo skomplikowane, a zbudowana w ten sposób rada byłaby wartościowym dopełnieniem całokształtu budowy samorządu, dopełnieniem warunkującym sprawne jego funkcjonowanie. Mniemam, że poruszone przeze mnie zagadnienie jest podwójnie aktualne w okresie wysiłków Państwa nad mobilizacją naszego życia gospodarczego, kiedy żadna najdrobniejsza komórka nie powinna być ominięta, lecz przeciwnie winna wziąć żywy udział w twórczej współpracy.</u>
</div>
<div xml:id="div-26">
<u xml:id="u-26.0" who="#AleksanderPrystor">Wobec nieobecności senatorów Domaszewicza i Hasbacha uważam listę mówców za wyczerpaną.</u>
<u xml:id="u-26.1" who="#AleksanderPrystor">Z kolei przechodzimy do szczegółowej rozprawy nad częścią 10 — Ministerstwo Przemysłu i Handlu.</u>
<u xml:id="u-26.2" who="#AleksanderPrystor">Głos ma sprawozdawca s. Lechnicki.</u>
</div>
<div xml:id="div-27">
<u xml:id="u-27.0" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Wysoka Izbo! Budżet Ministerstwa Przemysłu i Handlu w swojej globalnej sumie wynosi niewiele więcej niż 50 milionów złotych. Jeśli chodzi o charakterystyczne cechy tego budżetu, to są one następujące: w wydatkach zwyczajnych Ministerstwo pokrywa swój budżet w 80% z własnych dochodów. Zacznijmy od wydatków zwyczajnych. Jeśli powiedziałem, że globalna suma wynosi przeszło 50 milionów złotych i jeżeli w dziale administracyjnym ogromną większość wydatków Ministerstwa Przemysłu i Handlu pokrywa się z własnych dochodów, to dojdziemy do wniosku, że właściwa suma, którą obciąża Skarb Państwa działalność Ministerstwa, wynosi nie więcej, jak 6 milionów złotych. Jest to sprawa najzupełniej zrozumiała.</u>
<u xml:id="u-27.1" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Porównywać prac i działalności Ministerstwa Przemysłu i Handlu do prac Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych, nie mówiąc już o Ministerstwie Oświaty, o Ministerstwie Spraw Wewnętrznych czy wreszcie o Ministerstwie Spraw Wojskowych, nie można. Wszak są to prace niewspółmierne. Zadaniem Ministerstwa Przemysłu i Handlu nie jest bezpośredni czynny udział w życiu gospodarczym naszego Państwa, lecz prowadzenie polityki gospodarczej, przystosowanej nie tylko do potrzeb bieżących, ale do działalności długofalowej. Regulacja warunków rozwoju gospodarczego kraju wymaga nie tyle wielkich nakładów pieniężnych, co znajomości stosunków u nas i za granicą. Dlatego też jest rzeczą zrozumiałą, że wydatki Ministerstwa Przemysłu i Handlu nie są tak duże jak wydatki innych resortów naszego Państwa.</u>
<u xml:id="u-27.2" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Jeśli chodzi o uwagi Najwyższej Izby Kontroli, to zostały one dość szczegółowo omówione w moim referacie. Nadmieniam tylko tutaj, że Najwyższa Izba Kontroli sama określa, że w trybie dokonywanych rewizyj stwierdzono, a przeważnie usunięto tylko stereotypowe uchybienia. Z tego wynika, że właściwie uwagi Najwyższej Izby Kontroli w stosunku do omawianego budżetu są nieliczne i odnoszą się tylko do zagadnień raczej drugorzędnych.</u>
<u xml:id="u-27.3" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Przy omawianiu budżetu Ministerstwa Przemysłu i Handlu Komisja Budżetowa Senatu zwróciła uwagę na działalność Państwowego Instytutu Geologicznego. Zwrócono uwagę, że rozbudowa jego prac nie odpowiada tym wielkim zadaniom, do których jest on powołany, że w okresie kiedy przed nami staje uprzemysłowienie Państwa, w okresie kiedy z ogromnym wysiłkiem rozpoczynamy akcję tworzenia nowego okręgu przemysłowego, było by błędem, gdyby Instytut Geologiczny pozostawiono na tym samym poziomie, na którym był dotychczas. Porównując pracę tego Instytutu z pracami instytucyj analogicznych w innych państwach, widzimy dużo mniejszy zakres działalności i wydatków u nas niż gdzie indziej. Dlatego komisja uważała za słuszne, podkreślając znaczenie prac Państwowego Instytutu Geologicznego, wypowiedzieć się za możliwym rozszerzeniem jego działalności w przyszłości.</u>
<u xml:id="u-27.4" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Zagadnienie Państwowego Instytutu Geologicznego ściśle się łączy ze sprawą polityki surowcowej, która od dłuższego czasu staje się jednym z podstawowych zagadnień gospodarczego życia naszego kraju. Pragnę zaznaczyć, że polityka surowcowa, to nie jest to samo, co polityka autarkiczna. Jeżeli mówimy o racjonalnym postawieniu polityki surowcowej na porządku dziennym w naszym gospodarstwie państwowym, to nie znaczy to, że dążymy do oddzielenia się murem przepisów celnych i do nastawienia autarkicznego wogóle w stosunku do innych organów państwowych. Chodziło by o możliwie jak najdalej idące uniezależnienie się pod względem surowców jako podstawy obecnego i przyszłego rozszerzenia uprzemysłowienia kraju i rodzimej produkcji. Dlatego też, jak powiedziałem, nie jest to zagadnienie autorki, ale chodzi o uniezależnienie gospodarcze w stosunku do innych organizmów. Musimy zawsze mieć na uwadze, że warunki geopolityczne, w jakich się znajdujemy, mogą zawsze spowodować pewną blokadę, czy to gospodarczą, czy polityczną, przez sąsiadujące z nami państwa i trudności zaspokojenia kardynalnych, codziennych potrzeb naszego organizmu gospodarczego.</u>
<u xml:id="u-27.5" who="#FelicjanKajetanLechnicki">W imieniu Komisji Budżetowej proszę Wysoką Izbę o przyjęcie budżetu Ministerstwa Przemysłu i Handlu w brzmieniu uchwalonym przez Sejm.</u>
<u xml:id="u-27.6" who="#komentarz">(Oklaski,)</u>
</div>
<div xml:id="div-28">
<u xml:id="u-28.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Fleszarowa.</u>
</div>
<div xml:id="div-29">
<u xml:id="u-29.0" who="#ReginaFleszarowa">Pozycja, o której mam zamiar mówić, w stosunku do całego budżetu Państwa a nawet Ministerstwa Przemysłu i Handlu jest niewielka, gdyż faktycznie nie przekracza 20 milionów złotych. A gdy przypomnimy sobie, jakie na posiedzeniach Komisji Budżetowej spotykało się trudności w wyszukiwaniu bardzo drobnych sum, nieraz kilkudziesięcio - tysięcznych na pokrycie bardzo ważnych potrzeb, a jedną z największych sum był milion na budownictwo szkolne, którego też nie udało się znaleźć, to wydaje mi się, że warto zastanowić się także i nad tą pozycją.</u>
<u xml:id="u-29.1" who="#ReginaFleszarowa">Mam tutaj na myśli nasz handel zagraniczny w dziedzinie surowców mineralnych oraz wyrobów mineralnych i chemicznych na podstawie mineralnych. Jeśli weźmiemy do ręki rocznik Handlu Zagranicznego, wydawany przez Główny Urząd Statystyczny, to znajdziemy tam pewne pozycje, które, jestem głęboko przekonana, że dla każdego laika wydadzą się dość dziwne. Wzięłam tylko dla przykładu kilkanaście takich pozycyj, uwidocznionych w każdym z tych roczników. A więc np. Polska przywozi z zagranicy kamienie polne, które tak często uniemożliwiają wogóle u nas gospodarkę rolną; Polska przywozi piasek i żwir. Wydaje mi się, że nie przedstawia dla nikogo najmniejszej wątpliwości to, że tych surowców w Polsce posiadamy wielką ilość. Ale mamy tutaj również objaśnienia importerów, dlaczego się je sprowadza, szczególnie te surowce mineralne, wartość których wyraża się w roku 1935 — bo za ten okres mam dane, gdyż za rok 1936 nie brałam jeszcze rocznika — sumą 1.650.000 zł; i to wszystko jest wolne od cła. Otóż tłumaczą importerzy, że nie mamy odpowiedniego gatunku piasku, szczególnie kwarcytowego, odpowiedniego dla naszego hutnictwa szklanego. Na to możemy odpowiedzieć, że chociażby tylko w bardzo niedalekiej stosunkowo odległości od Warszawy, nad Pilicą pod Białą Górą znajdują się bardzo piękne kopalnie akurat tego samego surowca, najwyższej wartości, gdyż próby nie tylko były robione, ale surowiec ten ma już zastosowanie w całym szeregu fabryk. Przy tym co się jeszcze okazało? Żwir jest sprowadzany przeważnie przez Gdańsk, a piasek jest sprowadzany przez kopalnie śląskie z zagranicy, na podstawie konwencji genewskiej — kopalnie, które mają tereny po jednej i drugiej stronie granicy. Drugim produktem, który nam zabrał przeszło 3 miliony złotych w r. 1935, to są gliny. Oczywiście chodzi tu o kaolin. Nieraz było wspominane o poszukiwaniach, jakie na naszych terenach były prowadzone i o bardzo bogatych, pięknych złożach kaolinu, które znajdują się na terenie województwa poleskiego, na tych ubogich połaciach naszego kraju; obecnie mamy je i na terenie województwa wołyńskiego. Mamy tam założoną do tej pory jedną szlamiarnię, która daje czysty produkt już używany w kraju. Badania wszelakie wykazują, że nasz polski surowiec nie ustępuje w niczym najlepszemu surowcowi czeskiemu, tym niemniej tak wysokie sumy idą właśnie za granicę. Sprowadzamy również, zdawało by się, w wystarczającej ilości istniejącą u nas w kraju kredę — zwykłą kredę, co do której importerzy twierdzą, że dlatego ją sprowadzamy, ponieważ nie mamy kredy oczyszczonej, że mamy tylko technicznie oczyszczoną, ale nie oczyszczoną chemicznie. Zdaje mi się, że nic nie stoi na przeszkodzie, ażebyśmy u nas również uruchomili ten dział oczyszczania chemicznego kredy, bo jest to znowu produkt, znajdujący się na terenach wschodnich, cieszący się dużym popytem i mogący być eksportowanym. Stany Zjednoczone importują bardzo dużo kredy, bo jej u siebie nie mają. Dania bardzo wielkie ilości wysyła do Stanów Zjednoczonych i starała się w Polsce o koncesję na założenie szlamiarni i wyłączność wywozu. Na szczęście do skutku to nie doszło. Sprowadza się również z zagranicy alabaster, wapno palone, cementy różne, w czym znowu bardzo poważną rubrykę stanowi Gdańsk. Sprowadzamy sól kuchenną, nie są to wielkie sumy, bo 40 tysięcy złotych, ale z tych sum stosunkowo niewielkich, jak się razem zliczy, to otrzymujemy miliony. Również wyłącznie Gdańsk sprowadza tę sól kuchenną z Niemiec. Sprowadzamy również węgiel kamienny, i to w poważnych ilościach, bo na około 2 miliony złotych i znowuż tutaj lwią część sprowadza Gdańsk na swoje potrzeby. Koks również nam zabiera około 2 milionów złotych, ale tutaj w grę wchodzi ten wysokoprocentowy koks karwiński, z którym sobie dać rady nie możemy. Sprowadzamy również smołę, zwykłą smołę z węgla kamiennego za 800 tysięcy złotych — również sprowadza ją Gdańsk. Następnie sprowadzamy i rudy cynkowe. Polska jest krajem trzecim co do ilości zasobów rud cynkowych. Ruda ołowiana również jest sprowadzana. Sprowadzamy ich za bardzo poważną sumę, bo przeszło 6 milionów złotych. To jest bezwzględnie kwestia konwencji genewskiej, w dalszym ciągu możliwości sprowadzania stamtąd. Muszę powiedzieć, że to jest t. zw. obrót uszlachetniający, bo wywozimy wyroby. Jednak objaśnienie było przy tym, że nie posiadamy tych rud. Posiadamy je, tylko nie eksploatujemy w tej mierze, w jakiej to być powinno. Teraz eksploatacja kopalń olkuskich — Panowie przypominają sobie, iż były wzmianki w prasie o możliwości eksploatacji rud olkuskich — kopalnie te są zalane i jest koniecznością odwodnienie tych kopalń. Kopalnie te są własnością prywatną i dużą trudność stanowi doprowadzenie do porozumienia między ich właścicielami, aby kopalnie mogły być uruchomione. Konwencja genewska wygasa za parę miesięcy — uruchomienie kopalń to możliwość zatrudnienia, zmniejszenie bezrobocia, powiększenie obrotu handlowego.</u>
<u xml:id="u-29.2" who="#ReginaFleszarowa">Dalej sprowadzamy wosk ziemny. To jest produkt, który Polska posiada prawie że jedyna w Europie. Sprowadzamy z Niemiec znowu za bardzo dużą sumę blisko 1 miliona złotych. I okazuje się przy bliższym zbadaniu — wyszukiwano, co by to mogło być — że jest sprowadzany pod nazwą wosku ziemnego wosk otrzymywany z przetwarzania węgla brunatnego w Niemczech, który pod względem składu swego właściwie odpowiada naszemu woskowi ziemnemu. To są pewne kwestie według mnie wynikające z nienależytego zbadania stanu naszych surowców.</u>
<u xml:id="u-29.3" who="#ReginaFleszarowa">Dalej sprowadzamy kamienie szlifierskie, marmury, kamienie budowlane, których import uzasadniany jest tym, że ich w kraju nie ma, albo brakuje dobrych gatunków, albo kolorów. W każdym razie nie ulega dla mnie wątpliwości, że olbrzymią rolę odgrywa tutaj nieświadomość, nieznajomość tego, co posiadamy w kraju, a wskutek tego importujemy, a z drugiej strony jest to kwestia pewnego przyzwyczajenia, pewnych nałogów. Rzecz śmieszna, drobiazg, jeśli chodzi o finanse, ale jedna z aptek w Wielkopolsce, preparująca jakieś lekarstwa dla psów, sprowadza fosforyty z Niemiec, pomimo że fosforytów jest u nas pod dostatkiem. Są to rzeczy drobne, ale jeżeli weźmiemy w sumie te najrozmaitsze pozycje — bo nawet sprowadza się kamienie — to się okaże, że za same te surowce płacimy około 17 milionów złotych w gotówce. Następnie do tego trzeba jeszcze doliczyć pewne wyroby najprostsze, najpospolitsze, zwykłe wyroby ceramiczne, jak cegła, dachówki, jak najzwyklejsze wyroby gliniane, naczynia, które też wynoszą milion złotych. A wreszcie również musimy wziąć pod uwagę i pewne przetwory chemiczne, które opierają się na soli, sodzie, wszelkie pochodne potasu i siarki, których fabrykacja zostaje uruchomiona przy rozkładaniu innych czynników w kopalniach soli potasowych, za które znowu około 3 milionów złotych wywozimy z kraju. Zdaje mi się, że nic nie stoi na przeszkodzie, ażeby uruchomić odpowiednie działy produkcji dodatkowo przy innych przemysłach.</u>
<u xml:id="u-29.4" who="#ReginaFleszarowa">Z tych przykładów, które pozwoliłam sobie przytoczyć, wyłaniają się dla mnie tego rodzaju stwierdzenia i wnioski: pierwszy — istnienie wielkiej dziury gdańskiej, która nam w jednym tylko roku zabiera 3 miliony złotych; drugie — to sprawa konwencji genewskiej, która w r. 1935 zabrała nam z górą 6 milionów złotych w tym jednym dziale, więc chodzi o to, czy są wszelkie posunięcia robione, żeby z chwilą wygaśnięcia tej konwencji można było odpowiednie różne kopalnie, fabryki i wszelkie zakłady uruchomić, ażeby one mogły przejąć tę produkcję i w ten sposób pokryć nasze zapotrzebowanie krajowe; trzecie wreszcie — to brak znajomości nawet wśród fachowców tego, co się w kraju znajduje i produkuje.</u>
<u xml:id="u-29.5" who="#ReginaFleszarowa">Po raz pierwszy z tym brakiem znajomości spotkałam się osobiście na większą skalę w r. 1929 w czasie Powszechnej Wystawy Krajowej. Tam miałam możność niejednokrotnie rozmawiania z całym szeregiem inżynierów budowniczych i drogowych, szczególnie z naszych województw zachodnich, którzy ze zdumieniem oglądali nasze materiały kamieniarskie, dostarczane tam właśnie z naszych terenów wschodnich, podczas gdy my sprowadzamy ze świata granity i inne kamienie, tylko pod tym pretekstem, że nasze kamienie nie nadają się do niczego innego, tylko na tłuczeń. Panowie wiedzą i jeden z pp. senatorów, który zwiedzał wszystkie te nasze kamieniołomy szukając odpowiedniego ciosu na płytę nad sercem Marszałka — jak te rzeczy stoją i jakie mamy prześliczne i wysoko-wartościowe materiały. Jest więc rzeczą wysoce dziwną, że od 1929 r., znajomość materiałów krajowych zrobiła stosunkowo jeszcze tak małe postępy.</u>
<u xml:id="u-29.6" who="#ReginaFleszarowa">Następną kwestią, która się dla mnie wyłania, to jest stanowczo za małe jeszcze zbadanie całego szeregu naszych rodzimych surowców pod względem ich wartości technicznej. To niesłychanie szwankuje i dlatego ten fakt właśnie może powstrzymuje bardzo wielu przemysłowców od posługiwania się materiałami krajowymi, gdyż właściwości ich jeszcze w bardzo wielu wypadkach nie są ustalone.</u>
<u xml:id="u-29.7" who="#ReginaFleszarowa">Wreszcie wysuwa się dla mnie inna rzecz najzupełniej zrozumiała i naturalna, t. j. konieczność poszukiwania jeszcze tych surowców, których w tej chwili nie mamy, ale których obecność nie jest wykluczona na naszym terenie. P. sprawozdawca powiedział tu już kilka słów o instytucji, którą Państwo powołało do życia i która właśnie miała na celu prowadzenie zasadniczych badań, to jest o Państwowym Instytucie Geologicznym. Został on powołany prawie że bezpośrednio po odzyskaniu niepodległości, ale musimy stwierdzić, że placówka ta nie była przez czynniki rządowe wyzyskana w całej rozciągłości. Cały szereg bardzo poważnych prac odbywał się bez oficjalnego udziału Instytutu, że wspomnę tylko o pracach przygotowawczych do melioracji Polesia, bodaj to samo było z budową zbiornika w Rożnowie. Przypuszczam, że teraz — sądząc z pewnych posunięć, które już zostały zrobione — przy wprowadzeniu w życie wielkiego planu inwestycyjnego ta państwowa placówka będzie w pełnej mierze wyzyskana. Ale zdaje mi się również, że nie tylko Państwo powinno się zajmować sprawą badań geologicznych i poszukiwań, że było by rzeczą zupełnie słuszną, aby poważne świadczenia ponosił przemysł i właściciele kopalń. Pod tym względem, zdaje mi się, że współudział przemysłu jest dosyć mały i dlatego nie obawiam się tu wyrazić przekonania, wobec tego, że wchodzą tu w grę żywotne interesy Państwa, żeby zapanował tu nawet pewien przymus i ingerencja Państwa, idąca bardzo daleko — nie zawahałabym się powiedzieć — nawet aż do przejęcia na własność Państwa kopalń szczególnie tych podstawowych surowców, które są potrzebne dla naszych zasadniczych przemysłów, jak węgiel, nafta i rudy, bądź tych produktów mineralnych, które są koniecznością dla życia każdego człowieka, jak sól.</u>
<u xml:id="u-29.8" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-30">
<u xml:id="u-30.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Michałowicz.</u>
</div>
<div xml:id="div-31">
<u xml:id="u-31.0" who="#MieczysławMichałowicz">P. senatorka Fleszarowa znakomicie ułatwiła mi zadanie; na drastycznych przykładach wykazała, jakie ma znaczenie komórka, która się zajmuje poszukiwaniem tych bogactw, które obecnie leżą niewyzyskane w ziemi. Ja bowiem chciałem przemawiać jako członek ciała pedagogicznego wyższej uczelni o warunkach pracy w Instytucie Geologicznym, tym, którego praca była pomijana, a którego praca musi być wyzyskana, wobec tego musi być odpowiednio zorganizowana, co zresztą już następuje. Otóż jeżeli porównamy ilościowo skład pracowników w Państwowym Instytucie Geologicznym z odpowiadającymi mu instytucjami w innych państwach, to otrzymamy liczby następujące: Rosja ma kilkuset specjalistów geologów, Niemcy — 193, Wielka Brytania — 93, dalej idą liczby dla państw, mniej więcej o tym obszarze co Polska — 40, 30 itd. Polska, niestety, i w tym wypadku kroczy na ostatnim miejscu, bo w porównaniu z państwami, które mają geologów 193, Polska ma aż 8. Teraz dalej — jakie są uposażenia? A więc mamy tam starym zwyczajem rozmaite kategorie: jedną czwórkę, jedną piątkę, reszta to są mniejsze rybki o mniejszym wynagrodzeniu. Tymczasem, jeżeli zapytamy, kto musi pracować w Instytucie Geologicznym, to oczywiście, muszą tam pracować siły niższe, młodsze, wyzyskiwane dla pracy w terenie, natomiast te siły muszą być kierowane przez siły fachowe, o wielkiej wadze gatunkowej. W rzeczywistości ludzie, którzy w Instytucie są zatrudnieni na takich, że tak powiem, mizernych pod względem materialnym placówkach, pełnią funkcje profesorów wyższych uczelni, mają po kilkaset prac naukowych drukowanych jako dorobek swojego życia, są wysoce cenieni w innych społeczeństwach, natomiast w Polsce spotyka ich przez kilka lat pewne upokorzenie. A mianowicie taki stary geolog o bardzo wybitnych kwalifikacjach, gdy latem podczas badań zjeżdża codzień do kopalni i nie pracuje tam, gdzie górnik jest zabezpieczony, tylko czołga się na brzuchu do tych najniebezpieczniejszych miejsc, do t. zw. odkrywek, gdzie ciągle jest narażony, codziennie, literalnie codziennie musi podpisywać w stosunku do kopalni deklarację, że jeśli zginie, to w takim razie rodzina jego do kopalni nie będzie miała żadnych pretensji. I leży sobie taki starszy pan — bo musi to być człowiek doświadczony — bije kilofikiem w ścianę i pociesza się myślą, że jak zginie, to kopalnia nie będzie na nic narażona, natomiast wdowa po nim i dzieci będą mieli wypłaconą aż całą trzymiesięczną pensję. Otóż mnie się zdaje, że takie warunki nie są normalne, że trzeba primo powiększyć liczbę personelu w instytucji, która przecie jest źródłem wszystkich bogactw naszej Polski i secundo, że trzeba tym ludziom pod względem ilościowym i jakościowym dać możność spokojnej naukowej pracy dla dobra naszego Państwa.</u>
<u xml:id="u-31.1" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-32">
<u xml:id="u-32.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Algajer.</u>
</div>
<div xml:id="div-33">
<u xml:id="u-33.0" who="#KarolAlgajer">Wysoki Senacie! W związku z tak aktualnym dzisiaj problemem uprzemysłowienia naszego Państwa pozostaje rzemiosło i warsztaty rzemieślnicze, które są jednym z ważniejszych czynników w tym dziele. Niezależny majster, czeladnik stanowi w społeczeństwie element niezmiernie dodatni i moralnie i materialnie. W walce o wolność Polski rzemieślnicy odgrywali niepoślednią rolę. Rok 1795 dał nam bohatera - szewca płk. Kilińskiego, którego wdzięczna stolica uczciła pomnikiem. Lata 1863, 1905 i 1914 dały w szeregi walczących duży zastęp bojowników o wyzwolenie. P. senator Lechnicki w swoim sprawozdaniu był łaskaw mocno podkreślić sprawy rzemiosła. Ze swej strony chciałbym dać kilka charakterystycznych uwag o obecnym położeniu naszego rzemiosła i warsztatów pracy i prosić p. Ministra Przemysłu i Handlu o łaskawe potraktowanie przychylnie w jak najkrótszym czasie koniecznych potrzeb rzemiosła.</u>
<u xml:id="u-33.1" who="#KarolAlgajer">W województwie łódzkim jest około 40.000 warsztatów rzemieślniczych zarejestrowanych i około 8.000 niezarejestrowanych, czyli w masie rzemiosło obejmuje około 192.000 osób, to stanowi blisko 8% mieszkańców. Województwo łódzkie jest ośrodkiem przemysłu chałupniczego, który idzie samopas, nie jest zorganizowany. Tu żerują anonimowi pośrednicy. Chałupnictwo jest groźnym konkurentem rzemiosła, gdyż pracuje poniżej kosztów egzystencji. Duży obrót, mały zysk — rzucił hasło p. Wicepremier Kwiatkowski. Należało przypuszczać, że w pierwszym rzędzie w realizacji tego hasła współdziałać będą instytucje państwowe. Tak nie jest. Ze względu na rozpoczęty eksport wyrobów drzewnych do Anglii, Związek Izb Rzemieślniczych zwrócił się do Dyrekcji Lasów Państwowych o sprzedaż drzewa na wyroby eksportowane po cenach eksportowych. Dyrekcja odmówiła. Przy takim stanowisku Dyrekcji Lasów ogólna gospodarka państwowa ponosi poważne straty. Wysokość bowiem ceny drzewa, podstawowego surowca przy eksporcie wyrobów drzewnych, utrudnia konkurencję na rynku zagranicznym, powodując zbyt wysokie ceny. Charakterystycznym przykładem służyć może wyrób szpulek dla przędzalni, które w kraju przy bardzo oględnej kalkulacji z powodu wysokiej ceny surowca kosztują po 31 gr za sztukę, natomiast te same szpulki wyrabiane w Anglii lub Niemczech z drzewa eksportowanego z Polski kosztują po 24 gr za sztukę. Taryfa przewozowa: przewóz jednej próżnej beczki z Piotrkowa do Gdyni koleją kosztuje 1.20 gr. Natomiast z Gdyni do Buenos-Aires 1.02 gr.</u>
<u xml:id="u-33.2" who="#KarolAlgajer">Bardzo ważne dla rzemiosła sprawy przetargów i dostaw dla wojska, kolei i instytucyj komunalnych wywołują cały szereg słusznych zastrzeżeń. Za wysoce krzywdzącą dla siebie uważają rzemieślnicy centralizację przetargów w Warszawie, która zwiększa miejscowe bezrobocie, tamuje obroty i prace warsztatów prowincjonalnych, podraża cenę wbrew względom gospodarczym. W wielu wypadkach przy przetargach utrzymują się ludzie nie mający nic wspólnego z rzemiosłem ani z przemysłem, zwykli spekulanci, którzy obniżają jakość i wartość produkowanych przedmiotów, pauperyzują zatrudnianych przy tej produkcji rzemieślników z moralną i materialną szkodą dla Państwa.</u>
<u xml:id="u-33.3" who="#KarolAlgajer">Sprawa kredytów jest dla rzemiosła jednym z najważniejszych zagadnień. Kiedy się mówi o działalności organizacyjno-handlowej rzemiosła, o dostosowaniu się rzemiosła do obecnej sytuacji, o dostawach dla instytucji państwowych i samorządowych, o możliwościach eksportowych, to też bez wydatnej pomocy kredytowej rzemiosło tego wszystkiego nie przeprowadzi. Rzemiosło wprawdzie korzysta z kredytów z Banku Gospodarstwa Krajowego, lecz, niestety, bardzo ograniczonych. Kredyty dla województwa łódzkiego wynoszą 500.000 zł na 40 tysięcy warsztatów, czyli na 1 warsztat 12.50 zł. Jeżeliby tylko 50% warsztatów chciało korzystać z kredytu, to mogłoby otrzymać po 25 zł. Kredyt w tej wysokości nie może być nazwany kredytem. Dzisiaj przy wyżej wymienionych możliwościach dostaw koniecznym jest powiększenie kredytów, nie tylko na kapitał obrotowy, lecz również na kapitał inwestycyjny, gdyż bez przeprowadzenia niezbędnych inwestycyj, bez zmechanizowania warsztatów, rzemiosło nie będzie mogło skutecznie konkurować. Obecnie podziałem kredytów zajmują się miejscowe kasy komunalne, których działalność wywołuje szereg zastrzeżeń na zbyt rygorystyczne postępowanie: żądanie podwójnego zabezpieczenia, wyższych procentów, nie liczenie się z opinią komisji opiniodawczych itp. nie sprzyja rozwojowi rzemiosła. Niektóre K. K. O. odmawiają wprost przyjmowania kredytów do rozprowadzania.</u>
<u xml:id="u-33.4" who="#KarolAlgajer">Sprawa nauczania młodzieży rzemiosła czyli „terminatorów”. O ile chodzi o wykształcenie młodego rzemieślnika naprawdę dobrze, aby był dobrym fachowcem, to może to nastąpić tylko u majstra w warsztacie, praktycznie. Na terenie woj. łódzkiego przy budowie dróg i ich konserwacji dał się zauważyć brak fachowców branży kamieniarskiej. By uniknąć tego rodzaju niepożądanych objawów z punktu widzenia rynku pracy, zostały uruchomione z inicjatywy i przy pomocy finansowej Funduszu Pracy dwa kursy obróbki kamienia, z których jeden w Piotrkowie Trybunalskim dla 100 osób był prowadzony przez zarząd miejski i ta impreza kosztowała około 22.500 zł. Kursy powyższe jednak w ostatecznej ocenie dały rezultaty negatywne, ponieważ uczestnicy ich nie uzyskali żadnych uprawnień zawodowych od Izby Rzemieślniczej, a okres trzymiesięcznego szkolenia, jako zbyt krótki, nie dał im istotnych fachowych kwalifikacyj — natomiast sam fakt szkolenia wzbudził w nich z gruntu fałszywe i przecenione ambicje, przykładem czego służy strajk kamieniarzy w Tomaszowie Mazowieckim, ogłoszony przez uczestników kursów z żądaniem traktowania ich jako fachowców zastosowaniem odpowiedniego temu fachowi wynagrodzenia. Gdyby był Fundusz Pracy zwrócił się przez Izbę Rzemieślniczą do majstrów kamieniarskich i te 22.000 zł rozdzielił pomiędzy pewną ilość warsztatów aby majstrowie kształcili tych kamieniarzy, to byłby lepszy rezultat dla Państwa i dla rzemiosła naszego. Obecnie jest talki rezultat, że nie będzie wcale kamieniarzy. Trzeba ustawodawstwo dotyczące terminatorów kamieniarskich przejrzeć i unormować je tak, jak tego wymaga życie.</u>
<u xml:id="u-33.5" who="#KarolAlgajer">Jeszcze jedna sprawa, dotycząca sprzedaży węgla. Przedstawiciele sfer przemysłowych wielokrotnie podkreślali, iż przemysł węglowy jest deficytowy, że kopalnie pracują ze stratami, konsument, który w detalu płaci za tonę węgla około 40 zł zazwyczaj nie wie, że kopalnie sprzedają ten sam węgiel po 11 zł, lub nieco drożej za tonę, i oczywiście mają dlatego straty. Ale przedstawiciele przemysłu skromnie przemilczają fakt, do czyich kieszeni wpływa różnica między tymi 40 zł. Nie mówią tego, że węgiel sprzedaje się po 11 zł za tonę koncernom, które należą do właścicieli kopalń. Owe koncerny odstępują węgiel własnym hurtownikom (regionalnym biurom sprzedaży). W ten sposób węgiel już jest pozornie w trzech rękach, aczkolwiek ciągle jeszcze jest własnością właściciela kopalni, a tymczasem cena węgla wzrasta w szybkim tempie. Koncern sprzedaży odsprzedał hurtowniom własnym węgiel za cenę o 100% wyższą od ceny kopalni (około 23 zł za tonę), zaś własne hurtownie oddają hurtowniom prywatnym tenże węgiel po cenie od 30–35 zł, kiedy więc kopalnie oddają węgiel naprawdę do rąk sprzedawców prywatnych, cena jego jest już o 200% wyższa. Rzecz jasna, że i kopalnia i koncern sprzedaży i regionalne biura sprzedaży stanowią samodzielne spółki akcyjne; nie przeszkadza to jednak władzom koncernu, wśród których spotykamy znanych właścicieli kopalń, osiągać zyski od 60 do 100.000 zł miesięcznie, chociaż przemysł węglowy stale pracuje z deficytem. Ponieważ węgiel jest bardzo ważną gałęzią w przemyśle i rzemiośle dla naszych kowali i w warsztatach mechanicznych, prosiłbym Pana Ministra, żeby handel węglem i sprzedaż węgla nie kosztowała nas tak bardzo drogo.</u>
<u xml:id="u-33.6" who="#KarolAlgajer">Głos ma s. Maciejewski.</u>
<u xml:id="u-33.7" who="#KarolAlgajer">S. Maciejewski; Wysoki Senacie! Polityka przemysłowców węglowych w Polsce wychodzi z błędnego założenia od zarania odzyskania niepodległości Państwa Polskiego. Jednym z największych błędów przemysłowców było i jest zaniedbanie rynku wewnętrznego. Dopóki eksport węgla kalkulował się korzystnie dla właścicieli kopalń, nie troszczono się o zwiększenie konsumcji wewnętrznej. Mimo dużych zysków przemysłowcy przeciwstawiali się żądaniom odpowiedniej poprawy bytu robotników i pracowników, zasłaniając się różnymi argumentami a między innymi rzekomymi, wysokimi i koniecznymi wydatkami na cele inwestycyjne. Te postulaty przemysłowców uznane zostały przez ówczesne rządy i płace górników nie ulegały należytej i uzasadnionej zwyżce. Płace górników polskich pozostały po dzień dzisiejszy najniższymi w porównaniu z płacami górników za granicą, mimo że wydajność górnika polskiego jest najwyższą w Europie. Prace inwestycyjne, którymi swego czasu zasłaniali się przemysłowcy, nie zostały jednak w okresie dobrej koniunktury w odpowiedniej, pożądanej mierze wykonane. Kiedy w Polsce dały się we znaki skutki długotrwałego światowego kryzysu gospodarczego i przemysł węglowy został nim dotknięty w formie trudności i kurczenia się rynku eksportowego, przemysłowcy nadal zaniedbywali wzmożenia konsumcji krajowej. Nie dość na tym, zabiegali i uzyskali od rządu aprobatę na podwyższenie ceny węgla w kraju, a ponadto osiągnęli korzyści w postaci premij eksportowych i obniżek kosztów przewozowych. Przez niezmiernie wysokie ceny węgla nie mogła — rzecz jasna — wzrastać konsumcja wewnętrzna. Celem zabezpieczenia się przed obniżeniem zysków przemysłowcy przystąpili do licznego unieruchomiania kopalń i masowego zwalniania robotników i pracowników umysłowych. W obecnej gospodarce w przemyśle węglowym i jego intratnej organizacji handlowej, istnieją możliwości przeprowadzenia rożnego rodzaju oszczędności. Koszty administracyjne są nadal niewspółmiernie wysokie, aparat administracyjny — zwłaszcza o ile chodzi o stanowiska wyższe — nie został zredukowany w odpowiednim stosunku do zmniejszonych załóg taryfowo opłacanych. Płace i tantiemy dyrektorów i wysokich urzędników są jeszcze nadmiernie wysokie, a tzw. koszty generalne pochłaniają w dalszym ciągu znaczne sumy.</u>
<u xml:id="u-33.8" who="#KarolAlgajer">Członkom Wysokiej Izby znaną jest niezawodnie broszurka, wydana swego czasu przez p. G. J. Brooksa, generalnego dyrektora amerykańskiej grupy kapitalistycznej Harriman Giesche Sp. Akc. Książka ta o tyle jest ciekawa, że daje czytelnikowi możność bliższego poznania poglądów Amerykanów, przybyłych na Śląsk, na zagadnienia przemysłowe. Sądząc z elaboratu, należy przypuszczać, że autorzy uważają Ślązaków, a Polaków w ogóle, za poniekąd niezdolnych do zrozumienia sytuacji kryzysowej i również przenika z myśli przewodniej, że podejrzewają sfery miarodajne o nieorientowanie się w położeniu. Elaborat ten nazwany został zagadnieniem społeczno - gospodarczym, w rzeczywistości zaś zwalcza się w nim zdobycze socjalne polskiego świata pracy, co nas nie dziwi, bo wiemy, że Ameryka Północna nie posiada odpowiedniego ustawodawstwa socjalnego. W rozdziale pierwszym tej książki, traktującym o „kapitale” przytoczono motto Ernesta P. J. Benna: „Jak długo sięga pamięć ludzka, nie zaistniał jeszcze na ziemi ani zysk żaden, ani dochód, ani dobrobyt, jak tylko za sprawą kapitalizmu”.</u>
<u xml:id="u-33.9" who="#KarolAlgajer">W moim przekonaniu kapitał mógłby być błogosławieństwem, gdyby posiadacze jego kierowali się zdrowymi zasadami altruizmu i dobrem Państwa. Jeśli zaś kapitał znajduje się w rękach jednostek zachłannych, niczym nie związanych ze społeczeństwem ani z krajem, wtedy kapitał staje się szkodnikiem. W Polsce kapitał, mianowicie obcy, nie zawsze kierował i kieruje się względami i zrozumieniem interesów państwowych i społecznych, na co mieliśmy i mamy liczne dowody, jak uchylanie się od płacenia należnych Skarbowi Państwa danin oraz podatków, wywożenie i lokowanie kapitałów za granicą, zwalnianie i upośledzanie elementu polskiego, nie przestrzeganie obowiązujących ustaw socjalnych i inne.</u>
<u xml:id="u-33.10" who="#KarolAlgajer">Powracając do polityki przemysłowców odnośnie ceny węgla na rynku wewnętrznym, pragnę zauważyć, ze mimo obniżki ceny węgla pod koniec 1935 r. ceny te są jeszcze zawsze za wysokie. Obniżka ta przyczyniła się niewątpliwie do wzrostu konsumcji wewnętrznej i zdawało by się, że przemysłowcy wyciągną z tego pocieszającego zjawiska należyte wnioski i przystąpią sami od siebie do dalszej obniżki cen węgla, aby tym sposobem zapewnić tak konieczny dla rozwoju naszej gospodarki narodowej dalszy wzrost spożycia węgla w kraju. Kto jednak spodziewał się tego kroku ze strony przemysłowców, pomylił się, albowiem przeciwnie, przemysłowcy domagają się obecnie podniesienia ceny węgla na rynku krajowym o 6%, podkreślając, że jest to nieodzowne dla przeprowadzenia koniecznych robót inwestycyjnych w zakładach górniczych. Nie wchodząc w to, z jakich źródeł względnie funduszów winny być pokryte koszty tych robót inwestycyjnych, uważam żądanie przemysłowców podniesienia ceny węgla za nieuzasadnione i niebezpieczne.</u>
<u xml:id="u-33.11" who="#komentarz">(Głos: Słusznie.)</u>
<u xml:id="u-33.12" who="#KarolAlgajer">W okresie zwyżkującej koniunktury powinno się unikać podwyżki cen, która w skutkach swoich uniemożliwi dalszy wzrost produkcji i konsumcji. Zwyżka cen węgla, który jest jednym z głównych regulatorów naszego życia gospodarczego, wpłynie na dalszy wzrost cen na artykuły pierwszej potrzeby, które już i tak w ostatnim czasie wzrastają, i spowoduje żądanie podwyżek zarobków i płac, a poza tym pociągnąć może łatwo za sobą szkodliwe wstrząsy w postaci strajków.</u>
<u xml:id="u-33.13" who="#KarolAlgajer">Niemniejsze niebezpieczeństwo kryje w sobie notowany ostatnio silny wzrost cen produktów rolnych i przemysłowych. Toteż zwracam się do Pana Ministra o podjęcie energicznych kroków celem zapobieżenia dalszemu wzrostowi cen.</u>
<u xml:id="u-33.14" who="#KarolAlgajer">Mówiąc o naszym przemyśle węglowym nie mogę nie wspomnieć o mnożących się w ostatnich czasach w sposób zastraszający nieszczęśliwych wypadkach. Są one między innymi skutkami niedostatecznie zorganizowanego bezpieczeństwa pracy, prowadzenia gospodarki rabunkowej przy wydobywaniu węgla, braku dozoru, spowodowanego na niektórych kopalniach zredukowaniem podczas przesilenia gospodarczego zbyt wielkiej liczby personelu nadzorczego oraz zbyt gorliwego i nieustannego śrubowania przez niektórych kierowników kopalń już i tak wysokiej, poza granicami Polski nie notowanej, wydajności pracy naszego górnika. Zwracam się do Pana Ministra z prośbą o polecenie zbadania poruszonego stanu rzeczy i jego przyczyn i wydanie zarządzeń, zapewniających w przyszłości zmniejszenie ilości nieszczęśliwych wypadków.</u>
<u xml:id="u-33.15" who="#KarolAlgajer">W dziedzinie wzmożenia konsumcji węgla na rynku wewnętrznym należyte zrozumienie wykazało tylko kierownictwo Wspólnoty Interesów organizując w różnych ośrodkach kraju punkty sprzedaży węgla na wsi. Za tym dobrym przykładem powinny, zdaniem moim, pójść jak najrychlej również inne koncerny przemysłowe, aby tą drogą naprawić swoje dotychczasowe błędy na odcinku konsumcji węgla na rynku wewnętrznym.</u>
<u xml:id="u-33.16" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-33.17" who="#KarolAlgajer">Głos ma s. Lewandowski.</u>
<u xml:id="u-33.18" who="#KarolAlgajer">S. Lewandowski; Wysoki Senacie! Budżet Ministerstwa Przemysłu i Handlu jest bardzo mały. Jego wydatki zwyczajne wynoszą 31 milionów złotych, a łącznie z wydatkami nadzwyczajnymi 50 milionów złotych, wpływy jego jednak wynoszą 25 milionów złotych. Ta ostatnia kwota przy naszym budżecie jest rzeczywiście bardzo niewielka. Zdawało by się, że ponieważ budżet ten tak niewiele pochłania pieniędzy publicznych, to od niego można nic nie żądać. Tymczasem to jest ten dział państwowego organizmu, który winien również stwarzać nowe komórki gospodarcze dlatego, że te nowe komórki gospodarcze przyczynią się do lepszej płatności, to znaczy do przysporzenia podatków.</u>
<u xml:id="u-33.19" who="#KarolAlgajer">Ministerstwo Przemysłu i Handlu najwięcej zazębia się z Ministerstwem Spraw Zagranicznych i z Ministerstwem Skarbu. W swoim referacie p. referent budżetu Ministerstwa Spraw Zagranicznych mówił o tym, że placówki tego Ministerstwa mocno obecnie zajmują się handlem zagranicznym. Jest to słuszne, bo robota tych placówek, to nie jest tylko reprezentacja, ale równocześnie i praca na terenie zagranicznym. Centralne położenie Polski wskazywałoby na to, że nasz handel zagraniczny powinien rozwijać się bardzo mocno. W sprawozdaniu p. referenta Lechnickiego jest powiedziane: „Wreszcie handel zagraniczny w złotych polskich w roku 1935; Dania — 780, Austria — 307, Czechosłowacja — 205, Estonia — 189, Węgry — 148, Litwa — 100, Rumunia — 68, Bułgaria — 66, Polska — 53”. A więc Polska jest za Bułgarią.</u>
<u xml:id="u-33.20" who="#KarolAlgajer">Jednak wszyscy starają się oto, aby ten handel zagraniczny był mocniejszy.</u>
<u xml:id="u-33.21" who="#KarolAlgajer">Stworzywszy tak wielką ilość różnych aparatów, można by przypuszczać, że dziś nasz eksport powinien zabić wszystkie eksporty świata. Tymczasem doprowadziliśmy do tego, że jesteśmy na ostatnim miejscu w wymianie towarów z zagranicą. I jeżeli stworzyliśmy bardzo dużo aparatów nie po to tylko, ażeby hamować przywóz do Polski, ale równocześnie, aby te aparaty forsowały nasz eksport, to w praktyce jednak widzimy, że te aparaty swojego zadania nie spełniają. Nie będę powtarzał nazw tych wszystkich aparatów, które na terenie nie tylko Ministerstwa, ale i na terenie Izb Przemysłowo-Handlowych oraz równocześnie jako towarzystwa prywatne powstały.</u>
<u xml:id="u-33.22" who="#KarolAlgajer">Największy szkopuł stanowią tzw. transakcje wiązane, które stworzono po to, aby popierać nasz eksport i w ten sposób ściągnąć tak cenną walutę do kraju. Transakcje wiązane, to nie jest eksport na stałe, ale to jest dorywcze przeprowadzenie jakichś transakcyj. W tych warunkach nigdy nie dojdziemy do eksportu a la longue, któryby się na rynkach zagranicznych uplasował. Do niedawna nasz eksport zbożowy był premiowany i jest jeszcze częściowo premiowany. Jeżeli nasz eksport musi być premiowany, to stwórzmy taki sam kapitał, jak przy premiowaniu zboża. Niech na ten kapitał składają się importerzy, ale niech nie będzie tego powiązania, jakie jest obecnie.</u>
<u xml:id="u-33.23" who="#KarolAlgajer">Liberalizm nie jest dziś modny i dlatego w handlu i przemyśle jest on zwalczany. Przypatrzmy się wielkim mocarstwom, które ugruntowały swe bogactwa — napewno nie doszły one do tego przez reglamentację, kontyngenty i transakcje wiązane. Restrykcje nasze w stosunku do przywozu i wywozu powinny być zastosowane tam tylko, gdzie w stosunku do nas są przeprowadzane restrykcje, natomiast tam gdzie w stosunku do nas tych restrykcyj nie ma, nie powinno się ich stosować. Zwrócę uwagę na te państwa, z którymi mamy bilans handlowy dodatni — przeciw tym państwom nie mogą być stosowane żadne restrykcje, dlatego że to jest nasz dobry klient. Szanujmy tego klienta.</u>
<u xml:id="u-33.24" who="#KarolAlgajer">Przy Ministerstwie Przemysłu i Handlu, jak już powiedziałem, jest bardzo dużo nadbudówek. Chciałbym, aby p. Minister rozejrzał się w tej sytuacji i zburzył te wszystkie nadbudówki, które mu pracę utrudniają, a powinny ułatwiać.</u>
<u xml:id="u-33.25" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-33.26" who="#KarolAlgajer">Głos ma s. Hasbach.</u>
</div>
<div xml:id="div-34">
<u xml:id="u-34.0" who="#ErwinHasbach">Wysoki Senacie! Już kilkakrotnie poruszyłem w tej Izbie problem ochrony rynku pracy i pracownika. Wołania o pomoc, które dobiegają nas w ostatnich czasach ze Śląska, zmuszają mnie do ponownego poruszenia tej sprawy. Wszyscy wiemy, jak beznadziejne jest położenie górnośląskiego górnika i hutnika, otrzymujemy stamtąd niezliczone opisy biedy i nędzy. Zjazd gwarectwa robotników niemieckich w Chorzowie dał nędzy tej wzruszający wyraz. Z ogólnej nędzy wyróżnia się szczególnie trudne położenie robotnika niemieckiego. Na niezwykle licznym zjeździe tym stwierdzono ponownie, że jak ciężkie nie jest położenie górnośląskiego robotnika w ogóle, to nędza wśród robotników niemieckich jest wprost rozpaczliwa i zupełnie beznadziejna, dlatego że nawet w wypadkach, kiedy stwierdzić można pewne polepszenie w warsztatach pracy i przyjmowani są nowi robotnicy i pracownicy, to świadomie omija się członków mniejszości niemieckiej. Ludzie, którzy całe życie wyróżniali się pracowitością i zdolnością, pozostają na bruku — dlaczego? Tylko dlatego, że są Niemcami i dzieci posyłają do szkoły niemieckiej. Kierownik gwarectwa b. poseł Jankowski stwierdza, że młodzież niemiecka, która legitymuje się świadectwem szkoły mniejszościowej nie otrzymuje pracy — świadectwem szkoły istniejącej za zgodą i pod nadzorem Państwa.</u>
<u xml:id="u-34.1" who="#ErwinHasbach">Apeluję ponownie do Pana Ministra Przemysłu i Handlu i Pana Ministra Spraw Wewnętrznych, aby tych pożałowania godnych robotników niemieckich, cierpiących głód i chłód, wzięli pod swą obronę przeciw samowoli pracodawców i władz miejscowych. Tu władze na Górnym Śląsku stoją przed wysokim zadaniem, tu mogą one wykazać całą swoją energię i siłę. Rozwiązanie problemu pracy i chleba jest ważniejsze, niż aresztowanie Niemców, dlatego że witają się wzajemnie przez podniesienie ręki, tj. obecnym sposobem witania się Niemców na całym świecie. Zaznaczam przy tym, że sądy polskie już zadecydowały, że tego sposobu witania się nie należy uważać za karygodny występek. Z naciskiem stwierdzam, że póki obywatele polscy narodowości niemieckiej witają się tym witaniem, nic nie grozi ani Państwu, ani Rządowi…</u>
</div>
<div xml:id="div-35">
<u xml:id="u-35.0" who="#AleksanderPrystor">Panie Senatorze…</u>
</div>
<div xml:id="div-36">
<u xml:id="u-36.0" who="#ErwinHasbach">…Przed podniesioną pięścią komunisty i bolszewika powinniśmy wszyscy wspólnie mieć się na baczności. Wróg i nieprzyjaciel stoi po lewej stronie, proszę Panów.</u>
</div>
<div xml:id="div-37">
<u xml:id="u-37.0" who="#AleksanderPrystor">Panie Senatorze, zwracam uwagę, że mówił Pan nie do rzeczy, nie o budżecie Ministerstwa Przemysłu i Handlu, ale o czym innym.</u>
<u xml:id="u-37.1" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Schorr.</u>
</div>
<div xml:id="div-38">
<u xml:id="u-38.0" who="#MojżeszSchorr">Wysoki Senacie! W moim przemówieniu podczas dyskusji generalnej nad preliminarzem budżetowym miałem zaszczyt scharakteryzować ogólną sytuację polityczną ludności żydowskiej na tle najważniejszych, a przeważnie kłócących się ze sobą czynników, które na tę sytuację decydujący wpływ wywierają.</u>
<u xml:id="u-38.1" who="#MojżeszSchorr">Zabierając dzisiaj głos w dyskusji nad budżetem Ministerstwa Przemysłu i Handlu, chciałbym skupić uwagę Wysokiej Izby na jednym odcinku zagadnienia żydowskiego, na -odcinku gospodarczym, który niewątpliwie w tym zagadnieniu posiada najistotniejsze znaczenie ze stanowiska całokształtu życia gospodarczego Państwa. Że tak jest, stwierdził p. Premier na senackiej Komisji Budżetowej mówiąc: „Problemy te (kwestia żydowska) nie są oparte na jakiejś nienawiści rasowej czy wyznaniowej, ale wyłącznie i jedynie na sytuacji ekonomicznej”. Te krótkie a nieokreślone słowa znalazły swoje bliższe uzasadnienie w deklaracji p. płk. Adama Koca w słowach o samodzielności gospodarczej narodu jako linii wytycznej w normowaniu także kwestii żydowskiej. A zupełnie już niedwuznaczny komentarz podał gen. Górecki w związku z akcją organizacyjną tworzonego Obozu Zjednoczenia Narodowego na zebraniu Federacji Polskich Związków Obrońców Ojczyzny, na którym oświadczył m. in.: „musimy się zdobyć na samodzielność gospodarczą. Nie zniesie tego żaden naród, aby jego handel i przemysł, finanse i cały obrót towarowy stanowiły monopol jednej tylko grupy ludności. Rozważni przedstawiciele ludności żydowskiej zdają sobie sprawę, że naród polski chce i musi mieć współudział w tych funkcjach gospodarczych, że Polacy chcą właściwie tylko równouprawnienia dla siebie i mieć te same prawa co mniejszość żydowska”.</u>
<u xml:id="u-38.2" who="#MojżeszSchorr">Ale tutaj odrazu nasuwa się skromne pytanie. Czy ludność żydowska stawia, czy ma w ogóle moc stawiania jakichkolwiek przeszkód dla współudziału ludności polskiej w tych funkcjach gospodarczych, w których Żydzi rzekomo wodzą prym? Ale ważniejsze pytanie: czy stworzenie polskiego mieszczaństwa musi koniecznie oznaczać zniszczenie żydowskich placówek gospodarczych? Nie dotykam tutaj strony etycznej i ludzkiej takiego rozwiązania po linii najsłabszego oporu, ale z punktu widzenia ogólnej polityki gospodarczej, czy nie było by raczej wskazane mnożyć placówki gospodarcze zamiast niszczyć już istniejące? Czy zamiast trwonienia sił na wypieranie Żydów z wszelkich dziedzin gospodarczych celem zdobycia miejsca dla rdzennej ludności polskiej, nie należało by raczej myśl skierować na konsolidację zbiorowego wysiłku gospodarczego wszystkich twórczych elementów w organizmie gospodarczym Państwa? Tu onegdaj słyszeliśmy słowa p. Wicemarszałka Makowskiego, że Polska stoi w obliczu realizowania Konstytucji przed dylematem: czy walka klas, czy zespolenie sił, czy współzawodnictwo bezwzględne, czy współpraca. W tym sedno zagadnienia. Musimy stworzyć to społeczeństwo, którego istotą będzie zespolenie, współtwórczość. A chyba dobrze zrozumiałem p. Wicemarszałka, że to zespolenie ma ogarnąć nie tylko klasy socjalne, ale wszystkie odłamy ludności, wszystkich obywateli bez różnicy wyznania i narodowości, każdego, kto w tym procesie gospodarczego dźwignięcia Polski wzwyż chce szczepy brać udział. A więc dla wszystkich może i winno się znaleźć miejsce. Ale tu nasuwa się przeciwko nam zarzut o wadliwej naszej strukturze gospodarczej i o wynikających stąd ciężkich komplikacjach w ogólnym całokształcie życia gospodarczego Państwa. Nie przeczymy tej jednostronności naszej rzeczywistości ekonomicznej, ale pytamy przede wszystkim: czy to nasza wina, czy te przerosty w pewnych dziedzinach i gałęziach zarobkowania, czy to w handlu, czy w rzemiośle, czy też w niektórych zawodach wolnych nie są wynikiem długowiekowego procesu historyczno - gospodarczego i warunków dziejowych od nas niezależnych, które nam właśnie to a nie inne wyznaczyły miejsce i funkcje w ogólnym rozwoju gospodarczym Polski, a przede wszystkim tego, że w innych dziedzinach rządy zaborcze w ciągu XIX wieku stawiały przed nami największe przeszkody i ograniczenia? Jesteśmy w każdej chwili gotowi poddać się procesowi przewarstwowienia gospodarczo - społecznego w harmonii z tendencjami ogólno - gospodarczej struktury i potrzeb ogólnego rozwoju. Jesteśmy gotowi, jak już kol. s. Trockenheim tutaj powiedział, przyjąć wszystkie miejsca w urzędach państwowych, samorządowych, w przedsiębiorstwach państwowych i samorządowych, gdziekolwiek dla nas miejsce się znaleźć może.</u>
<u xml:id="u-38.3" who="#MojżeszSchorr">Ale słuchajmy lepiej, co o tych rzekomych przerostach w handlu mówi najbardziej miarodajny czynnik, to jest p. Minister Przemysłu i Handlu: „Handel w Polsce nie jest wbrew powszechnemu mniemaniu w stosunku do liczby ludności nadmiernie rozbudowany, skoro w Niemczech procent zatrudnionych w handlu wynosi 18, w Stanach Zjednoczonych 21, w Anglii 14, podczas gdy w Polsce handel i ubezpieczenia absorbują nie więcej jak 5%. Najwłaściwszym rozwiązaniem trudności gospodarczych jest szybkie uprzemysłowienie kraju. Przeludnienie istnieje w Polsce właśnie dlatego, że stan naszego uprzemysłowienia jest bardzo niski. Gdyby chcieć w całej pełni zrealizować program inwestycyjny, który jest konieczny dla gospodarczego uzbrojenia kraju, okazało by się, że w Polsce brak rąk do pracy. Uprzemysłowienie Polski jest najważniejszym zagadnieniem gospodarczym”. A więc znowu fałsz konwencjonalny, któremu najwyższy szef tej gałęzi zdziera maskę. Jest więc dosyć miejsca w handlu i dla mieszczaństwa polskiego obok Żydów, i w dziedzinach przemysłowych, dla których plan inwestycyjny na najbliższe lata otwiera wymarzone możliwości rozwoju, i nie ma wcale potrzeby dlatego eliminować z życia gospodarczego całego odłamu ludności, który właśnie w tej dziedzinie tyle posiada doświadczenia i tyle też położył zasług na długim szlaku historycznego rozwoju gospodarczego Polski, tyle od wieków wykazywał inicjatywy i przedsiębiorczości.</u>
<u xml:id="u-38.4" who="#MojżeszSchorr">Tutaj s. Petrażycki jednak przedstawił nam tezę, którą uważa widocznie za tak mocną i niezłomną, że ją dwa razy z tej trybuny powtórzył, a raz także na Komisji Budżetowej Senatu. Postawił mianowicie tezę o tym żelaznym prawie socjologicznym, że nadchodzi pewna chwila, kiedy naród tubylczy przejmuje wszystkie funkcje gospodarcze napływowej ludności w danym kraju. Nie mogę z p. s. Petrażyckim polemizować, ani też nie mogę przedstawić kontrargumentów, dlatego że nie wiem, na jakie to autorytety socjologów p. senator się powoływał, bo chyba — przypuszczam — nie on jest odkrywcą tego rzekomego żelaznego prawa. Ale tu jedno powiem, że przypuściwszy, że takie prawo istnieje w historii gospodarczej, to jednakowoż ono w tym wypadku w stosunku do Żydów absolutnie nie ma zastosowania, dlatego że Żydzi, jak już to miałem zaszczyt udowadniać w poprzednim przemówieniu, nie są napływową ludnością w Polsce,...</u>
<u xml:id="u-38.5" who="#komentarz">(Przerywania.)</u>
<u xml:id="u-38.6" who="#komentarz">(Głosy: Jak to?)</u>
<u xml:id="u-38.7" who="#MojżeszSchorr">bo tu od wieków mieszkają. Napływową jest tylko ta ludność, która przybywa na krótki czas, aby wyssać wszelkie soki tego kraju i potem odejść. My — Żydzi jesteśmy więzami gospodarczymi i moralnymi związani od tysiąca lat z tym krajem.</u>
<u xml:id="u-38.8" who="#komentarz">(Przerywania.)</u>
</div>
<div xml:id="div-39">
<u xml:id="u-39.0" who="#AleksanderPrystor">Proszę Panów Senatorów nie przeszkadzać mówcy.</u>
</div>
<div xml:id="div-40">
<u xml:id="u-40.0" who="#MojżeszSchorr">Wiem, że pp. senatorów mój subiektywny sąd napewno nie przekona, dlatego pozwolę sobie też zacytować kilka sądów historyków polskich, którzy się cieszą wielkim mirem i uznaniem. Oto co powiada znany ekonomista Surowiecki w głośnej pracy: „O upadku miast w Polsce”: „Po zniszczeniu kraju przez różne smutne zdarzenia, po upadku miast i ich mieszkańców, ze zniknieniem kapitału i gotowych pieniędzy, rękodzieła i handel pozbawione zostały wszelkich środków utrzymania się nadal w Polsce. Wyjąwszy kilka znaczniejszych miast wszędzie prawie samym Żydom winna Polska ocalenie handlu i rękodzieł”. Dalej pisze: „…kto bez uprzedzenia patrzy na Żydów, musi przyznać, że zdatność i przemysł ich był dotąd niepospolitym źródłem wzbogacającym Polskę… ale jeśli naród żydowski jest użyteczny krajowi naszemu przez swój przemysł rękodzielniczy, nierównie jeszcze pożyteczniejszym staje się przez handel”.</u>
<u xml:id="u-40.1" who="#MojżeszSchorr">Gdy w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku wzmógł się wśród Żydów w ogromnej mierze ruch w kierunku stworzenia wielkiego handlu, przemysłu, bankowości i kolejnictwa, Żydzi ówcześni robili wszelkie wysiłki, aby skłonić rdzenne sfery polskie — mieszczańskie i szlacheckie — do współpracy, lecz spotkali się nie tylko z odmową, ale i z ostrymi napaściami z tego powodu. „Żydzi nie chcą imać się ciężkiej pracy na roli, wolą zajęcia lekkie” — twierdzili jedni. „Żydzi, wciągając nasze rodziny szlacheckie do handlu, przemysłu itp., przyczyniają się tym do rozkładu najpiękniejszych tradycji szlacheckich” — twierdzili inni. „Nie zyski, procenty, dywidendy, weksle i akcje są ideałem szlachcica”, mówiono. Tylko bardzo nieliczne wyjątki wśród społeczeństwa polskiego rozumiały znaczenie gospodarczego życia dla rozwoju Polski, więcej powiemy, dla jej bytu w ogóle, i że udział w tym życiu w niczym nie czyni ujmy szlacheckiej godności, tak jak nie czyniło to ujmy arystokracji innych narodów. Gdy w roku 1862, Wielopolski, zostawszy dyrektorem Komisji Wyznań i Oświecenia, przyjmował deputację Żydów, przedstawicieli gmin żydowskich (dozorców bóźnicznych, jak te gminy wówczas nazywano) oto jak do nich przemówił: „Nie miejcie Panowie obawy, abym podzielał zdanie tych, którzy wam radzą i za warunek kładą, byście przestali być tym, czym głównie jesteście i schodząc z drogi przemysłu, handlu i połączonych z tym zajęć, zaprzęgli się do pługa. Rolników mamy zawsze pod dostatkiem, naszemu zaś krajowi zbywało na poważnym tak zwanym stanie trzecim, zaród którego przez Opatrzność w was włożony, wskutek nieuznania, marnieje. Wspólnych więc starań dołóżmy, aby ten zaród ożywić i rozwinąć”. Oto jak przemawiał człowiek, którego historia Polski, mimo tragicznych błędów, nazywa jednym z największych umysłów w dziejach Polski. Ale Wielopolski, nawołując ludność żydowską do wytrwania na arenie gospodarczego życia i do nieustępowania wobec napastliwych krytyk, rozumiał, że Żydzi mogą tę rolę spełnić tylko w atmosferze zupełnego równouprawnienia obywatelskiego, i że „wojna domowa”, choćby w najłagodniejszym tego słowa znaczeniu, stworzyć może tylko zgubną anarchię i nic więcej. To też Wielopolski zrobił konsekwentnie krok dalszy i specjalnym wiekopomnym dla Żydów edyktem udzielił im zupełnego równouprawnienia. Jakże wobec wyżej zacytowanych słów Wielopolskiego — a on nie był jedynym, co w ten sposób do Żydów przemawiał — można jeszcze bez taniej demagogii mówić, że Żydzi u nas „opanowali handel i przemysł, że te gałęzie pracy u nas zmonopolizowali”? Apel Wielopolskiego i innych — na tle świeżo udzielonego Żydom równouprawnienia — zdziałał istotnie cuda. Oto nazwiska Żydów, po dziś dzień bodaj wszystkim jeszcze znane, którzy stanęli do apelu: Epstein, Teplitz, Eiger, Fraenkel, Rosen, Rozenblum, Lowenberg, Wawelberg, Juliusz Herman, Natansonowie, Bloch, Markusfeld, Rotwand, Lande, Konicowie, Peretz, Rawicz, Lesserowie, Rajchman, Brauman, Bersonowie, Bergsonowie i cały legion innych, których wyliczenie jest tutaj zgoła niemożliwe. Na czele stanął — przed Wielopolskim jeszcze — geniusz w swoim rodzaju, geniusz pracy i przedsiębiorczości, Leopold Kronenberg. Tak go zowią historycy polscy, nie tylko żydowscy. Dziś jeszcze, po stu latach, nikt w stolicy Państwa naszego nie jest w stanie zrobić kroku, aby się nie natknąć na owoce pracy Kronenberga, na to, co on „opanował” i „zmonopolizował”. Kronenberg stworzył kredyt rolny dla domów zleceń rolników, był inicjatorem, założyciem Banku Handlowego, założył Towarzystwo Kredytowe m. Warszawy, Kasę Przemysłowców, Warszawskie Towarzystwo Ubezpieczeń, Towarzystwo Wzajemnego Kredytu, Warszawskie Towarzystwo Fabryk Cukru, Towarzystwo Kopalń Węgla i Zakładów Górniczych. Kronenberg buduje koleje Terespolską i t. zw. wówczas Nadwiślańską. Obejmuje w administrację kolej Wiedeńską, skąd usuwa żywioły rosyjskie. Reformuje racjonalnie statuty Giełdy Warszawskiej i Urzędu Starszych Kupców. Funduje w r. 1875 pierwszą Szkołę Handlową w Warszawie, której wychowańcy dziś jeszcze z dumą zwą siebie „Kronenberczykami”. Przyczynia się do założenia szpitala dla dzieci. Co zaś najważniejsze, a co chyba nie świadczy o tym, że Kronenberg dążył do opanowania i zmonopolizowania handlu i przemysłu w rękach żydowskich, jest fakt, że „Kronenberg stara się przełamać wstręt szlacheckiego społeczeństwa do przemysłu i handlu”. Mogą to Panowie dosłownie przeczytać sobie w encyklopedii Michalskiego, wydawnictwie dalekim od filosemityzmu. Nie będę mówił o wielkich zasługach, jakie mają Żydzi w dziedzinie dźwignięcia przemysłu polskiego. Żydzi byli pionierami nowoczesnego przemysłu, szczególniej włókienniczego. Z dziejami rozwoju Łodzi wielko-kapitalistycznej są nierozerwalnie związane nazwiska Poznańskiego, Silbersteina, Rozenblatta, Ossera, Jarocińskiego, Barcińskiego, a po wojnie Oskara Kona, Eitingonów. Przyczyniając się do rozwoju techniki, fabrykanci żydowscy zarazem wprowadzili do produkcji łódzkiej specjalizację działów produkcji, a równocześnie byli organizatorami łódzkiej polityki handlowej. I jest rzeczą charakterystyczną, że kierownikami nie tylko w firmach żydowskich, ale i w chrześcijańskich sprzedaży, a często i komiwojażerami byli Żydzi, którzy przyczynili się do zdobycia dla Łodzi wielkich rynków zbytu w Rosji w walce z okręgiem przemysłowym moskiewskim.</u>
<u xml:id="u-40.2" who="#MojżeszSchorr">Tak więc chyba, proszę Panów, te przytoczone tutaj zdania czy to ekonomistów, czy wybitnych mężów stanu w Polsce dowodzą, że rozważania w sprawie żydowskiej, jakie dzisiaj przed naszymi oczyma się roztaczają, naprawdę nie stoją na wyżynie, przeciwnie, że raczej są obliczone tylko na demagogię, że są czynione tylko na usługi walk politycznych o władzę lub też interesy innej natury, bądź też wreszcie są wynikiem nikłej znajomości żydowskiego życia oraz praw podstawowych ekonomii. Zauważył to już przed kilkudziesięciu laty człowiek tak wybitny jak Stanisław Szczepanowski, nie mogący chyba być posądzonym o szczególne sprzyjanie Żydom. Oto co czytamy w jego dziele „Myśli o odrodzeniu narodowym”: „Żyjąc z braku należytego wykształcenia ekonomicznego w świecie ciągłych urojeń i strachów, zrobiliśmy tych Żydów, których mamy przed naszymi oczyma, kozłem ofiarnym wszystkich naszych niepowodzeń i naszego własnego niedołęstwa, a zaledwie przeczuwamy istnienie przyczyn upadku i głębszych i trudniejszych do usunięcia”.</u>
<u xml:id="u-40.3" who="#MojżeszSchorr">Wysoka Izbo! Umyślnie dzisiaj posługuję się cytatami, gdyż chciałbym uniknąć w tej tak ważnej i bolesnej sprawie jak żydowska wszelkiego indywidualnego subiektywizmu, który, wiem to, niestety, mało ma szans przekonawczych. Oto więc jeszcze kilka cytat natury zasadniczej z pod pióra uczonego tak kompetentnego i również od filosemityzmu dalekiego, jak prof. Stanisław Grabski. Oto co pisze prof. Grabski w „Gońcu Warszawskim” z dnia 2 sierpnia roku zeszłego o najbardziej dziś nabrzmiałych momentach sprawy żydowskiej (cytuję dosłownie): „Demagogicznym frazesem jest zapewnienie, że gdy się wyrzuci Żydów z Polski — będzie przez to samo dość pracy u nas dla wszystkich. Zawodowo czynnych Żydów jest u nas co najwyżej 2 miliony. Przybywa nam natomiast w ostatnich 4 latach rocznie po 300.000 bezrobotnych. Więc gdybyśmy mogli dowolną ilość Żydów z Polski wysiedlać i na wszystkie zajmowane przez nich stanowiska wprowadzić bezrobotnych Polaków, dając im dotknięciem różdżki czarodziejskiej potrzebne dla tego wiadomości i kapitały, to po 7 latach już wszystkie możności zarobkowe, wynikające z emigracji Żydów, byłyby wyczerpane. A co wtedy? Kogo byśmy z kolei usuwali poza nasze granice? Sprawa żydowska jest ważna, bardzo ważna. Stałem przez długie lata na czele wyzwalającej handel i kredyt wiejski z rąk żydowskich akcji w kółkach rolniczych. Ale sprawa żydowska nie jest ani jedyną, ani nawet najważniejszą w Polsce, a szczególnie dla wsi naszej. Najważniejszą dla niej sprawą ekonomiczną jest usunięcie przeludnienia rolnictwa przez planową gospodarkę narodową, podnoszącą siły wytwórcze kraju. A najpilniejszą jest naprawdę sprawa reformy rolnej”.</u>
<u xml:id="u-40.4" who="#MojżeszSchorr">Oto konkluzja, do której dochodzi tak znakomity ekonomista i polityk na podstawie wywodów historycznych tutaj przedstawionych i na podstawie własnych rozmyślań. Tak tedy dla wszystkich obywateli musi się znaleźć praca i chleb w kraju ojczystym. Społeczeństwo, które liczy 3,5 miliona dusz, jest w Państwie 32-milionowym czynnikiem, którego jednak nie wolno postawić za nawias całokształtu życia społecznego, nie wolno go doprowadzić do rozpaczy. Żydzi nie tworzą oddzielnego organizmu gospodarczego, gdyż są tysiącami nici powiązani z ogólną gospodarką kraju. Nie wolno, jeżeli zasada równouprawnienia nie ma być konwencjonalnym pustym dźwiękiem, żadnego odłamu ludności usunąć z jej warsztatów pracy i źródeł zarobkowych, nie otwierając jej dostępu do innych gałęzi wytwórczości. Polska, mimo że jest państwem o ludności niejednolitej, nie może być zlepkiem mechanicznym, musi być całością organiczną i strukturalnie sharmonizowaną, gdzie poszczególne elementy mają swoje określone funkcje w organizmie gospodarczym, a w zespoleniu harmonijnym tych wszystkich różnolitych funkcyj leży potęga i rozkwit Państwa na wewnątrz i w tej harmonijnej współpracy wszystkich warstw społecznych leży też podstawowy warunek dla wzmocnienia siły obronnej Państwa na zewnątrz.</u>
<u xml:id="u-40.5" who="#MojżeszSchorr">Pragnąłbym, ażeby ziściły się słowa, które wypowiedział Tadeusz Czacki w swojej pięknej „Rozprawie o Żydach i karaimach”, gdzie przedstawia sielankowy wprost obraz współżycia wszystkich warstw ludności w Polsce za czasów Kazimierza Wielkiego, który zastał Polskę drewnianą, a przekazał potomkom murowaną. Powiada w jednym miejscu o tym okresie: „Kupiec chrześcijański nie sarkał na Izraelitę, a kiedy handel kwitnął pod cieniem wolności, chrześcijanin w kościele, Żyd w szkole, błogosławili niebu za jedną ojczyznę i za równą sprawiedliwość”.</u>
</div>
<div xml:id="div-41">
<u xml:id="u-41.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Petrażycki.</u>
</div>
<div xml:id="div-42">
<u xml:id="u-42.0" who="#TadeuszPetrażycki">Wysoka Izbo! Pragnę poruszyć zagadnienie dość dużej wagi, zagadnienie to jest bowiem związane z naszym morzem, a wszystko co dotyczy morza żywo obchodzi naród polski, bo ukochaniem narodu jest nasze wybrzeże morskie, nasz dostęp do morza, i czujnym jest naród na wszystko, co dotyczy teraźniejszości i przyszłości naszej na morzu. Lecz uczucie nasze do morza nie jest tylko uczuciem poetyckim, pragniemy, aby to uczucie znalazło realny wyraz: pragniemy być silni na morzu. Podstawą tej siły jest mocna flota wojenna i handlowa, a duszą tej siły jest mocny duch załogi floty wojennej i handlowej. O załodze floty handlowej, w szczególności o oficerach floty handlowej pragnę mówić.</u>
<u xml:id="u-42.1" who="#TadeuszPetrażycki">Jaki duch panuje wśród oficerów floty handlowej? Czy zapał i energia, która przenikać będzie na ląd i potęgować w sercach młodzieży miłość do morza i chęć pełnienia służby na morzu? Wysoka Izbo! Z niepokojem na to pytanie muszę odpowiedzieć raczej negatywnie. Oficerowie floty handlowej opuszczają morze, uciekają na ląd. Jeden z oficerów floty handlowej Urban Krzyżanowski w pracy swej pod tytułem: „Warunki pracy oficerów w polskiej marynarce handlowej” podaje następujące dane statystyczne: z rocznika 1927 r. poszło na ląd 41%, z 1928 r. — 62,5%, z 1929 r. — 50%, z 1930 r. — 28%, z 1931 r. — 36%, z 1932 — 28%, z 1933 r. — 14%, z 1935 — 27% . O czym świadczą te cyfry? W okresie przedkryzysowym uciekło na ląd do 62,5% w ciągu roku, w czasie okresu kryzysowego cyfry te spadają, ale już w 1935 r., z chwilą pierwszych objawów poprawy na lądzie, znów zaczyna się zwiększać liczba oficerów floty handlowej, opuszczających morze. Autor tej książki pisze: „Psychoza ciągu na ląd ogarnia coraz więcej pływających, a przy najlżejszej poprawie bytu na lądzie statki mogą zostać bez oficerów”. Co jest przyczyną tego stanu rzeczy? Co jest przyczyną tego, że może być zmarnowany olbrzymi kapitał zapału i entuzjazmu? Autor tego dziełka daje odpowiedź na to pytanie: tą przyczyną są złe warunki egzystencji oficera floty handlowej, spowodowane przestarzałymi przepisami, mianowicie ustawą niemiecką z 1902 r. uzupełnioną rozporządzeniem Ministra Przemysłu i Handlu z 1933 r., i rozporządzeniem Rady Ministrów z 1921 r. Muszę wyrazić zdumienie, że podstawą prawną naszej floty handlowej jest przestarzała ustawa niemiecka, która w Niemczech już nie obowiązuje, została bowiem dostosowaną do nowych wymogów życia, a myśmy zatrzymali się w rozwoju prawodawczym w sprawach dotyczących naszej floty handlowej.</u>
<u xml:id="u-42.2" who="#TadeuszPetrażycki">Czas pracy w marynarce handlowej waha się od 12 do 16 i więcej godzin na dobę. Gdy w całym szeregu państw po przybyciu do portu macierzystego załoga opuszcza okręt i idzie na ląd — u nas załoga wykonuje czynności, które w innych państwach wykonywane są siłami lądowymi, a mianowicie załadowywuje, wyładowywuje i remontuje statek. W konsekwencji częstokroć się zdarza, że załoga nie może opuścić okrętu nawet w porcie macierzystym. Oczywiście, rezultatem tego jest przekreślenie życia rodzinnego. Oficerowie marynarki handlowej mają właściwie nieograniczony czas pracy, mają maksimum 21 dni urlopu, a wypowiedzenie stosunku służbowego może nastąpić w terminie 28-dniowym. „Marynarce handlowej potrzebni są inspektorzy pracy” — woła autor tej broszurki i konkluduje: „Ciężkie warunki pływania w zimie, tysiące nieprzespanych nocy i przepracowanych dni, praca na mrozie lub w temperaturze do 50 stopni, wszystko to sprawia, że, mimo radującej nas rozbudowy marynarki, praca na morzu jest martyrologią”.</u>
<u xml:id="u-42.3" who="#TadeuszPetrażycki">Wysoka Izbo! Wszystko to, co powiedziałem, stało się już własnością prasy, a również oczywiście i społeczeństwa. Nie mogłem ograniczyć się w tak ważnym zagadnieniu jako do źródła informacji jedynie do wyżej wymienionego dziełka, aczkolwiek pisanego przez specjalistę i fachowca, bo oficera floty handlowej, zwróciłem się więc i do innych źródeł, aby sprawdzić, czy istotnie w tak złych warunkach pracują oficerowie floty handlowej. Otóż potwierdzono mi z różnych stron, że to dziełko oficera floty handlowej, mówiące o ich martyrologii, zgodne jest z prawdą. Jeżeli treść mego przemówienia nie odpowiada istotnemu stanowi rzeczy, będę szczęśliwy, jeżeli p. Minister Przemysłu i Handlu to sprostuje, ale jeżeli są niedociągnięcia z naszej strony, to wyrażam również pewność, że p. Minister Przemysłu i Handlu te niedociągnięcia zbada i usunie. Musimy bowiem mieć mocną duchem nie tylko załogę statków wojennych, ale również i statków handlowych. Jeżeli zaś załogi statków handlowych mają obowiązywać przepisy dyscypliny wojskowej ze względu na specjalny charakter ich służby, to obowiązkiem jest otoczyć je taką troską, jaką otoczeni są oficerowie i podoficerowie armii lądowej i armii powietrznej. Budujmy więc dla nich mieszkania w Gdyni tak, by po dumnej walce z żywiołem morskim mogli spokojnie wypocząć, a dla oficerów i podoficerów armii lądowej i powietrznej budujemy przecież mieszkania. Udostępnijmy im korzystanie z kurortów krajowych tak, jak to jest udostępnione dla oficerów i podoficerów armii lądowej i powietrznej, otoczmy ich opieką materialną i moralną.</u>
<u xml:id="u-42.4" who="#TadeuszPetrażycki">P. senator Shorr zmusił mnie i dziś do zabrania głosu w sprawie żydowskiej. Zapytywał mnie p. s. Schorr, na jakie autorytety mogę się powołać, ustalając prawo socjologiczne, o którym mówiłem. Otóż odsyłam p. s. Schorra do stenogramu mego pierwszego w tej sprawie przemówienia, tam wskazałem literaturę i wskazałem autorytet.</u>
<u xml:id="u-42.5" who="#TadeuszPetrażycki">W dalszym ciągu swego przemówienia p. s. Schorr twierdził, że Żydzi w Polsce nie są ludnością napływową, są natomiast autochtonami. Wysoka Izbo! Żaden wywód historyczny p. s. Schorra nie przekreśli tego faktu, że Żydzi posiadali swoją ojczyznę i że mieli to wielkie nieszczęście, iż tę ojczyznę utracili i rozproszyli się po świecie. A skoro się rozproszyli po świecie, to logiczny jest wniosek, iż tam, gdzie przybyli, stali się ludnością napływową. Ale Żydzi, o ile chodzi o zagadnienia żydowskie, tracą zupełnie obiektywizm, oczywiste fakty historyczne przekreślają, zapominają o nich, nadają im specyficzne zabarwienie. Nic nie przekreśli faktu, że nie są oni autochtonami, że są narodem nam obcym i rasowo, i językowo, i pod względem tradycyj kulturalnych, i pod względem religijnym, i że nie ma punktu duchowej styczności między ludnością żydowską a ludnością polską.</u>
<u xml:id="u-42.6" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-43">
<u xml:id="u-43.0" who="#AleksanderPrystor">Czy Pan Sprawozdawca zabierze głos?</u>
<u xml:id="u-43.1" who="#komentarz">(S. Lechnicki: Proszę.)</u>
<u xml:id="u-43.2" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Lechnicki.</u>
</div>
<div xml:id="div-44">
<u xml:id="u-44.0" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Wysoka Izbo! Z dużą satysfakcją muszę stwierdzić, że stanowisko Komisji Budżetowej zostało przemówieniami zarówno p. senatorki Fleszarowej, jak i p. senatora Michałowicza w sprawie Państwowego Instytutu Geologicznego rozwinięte, poparte i pogłębione. Zdaje mi się, że się nie pomylę, jeżeli powiem, że jest to również stanowisko p. Ministra Przemysłu i Handlu. Zatem, reasumując zarówno dyskusję na komisji, jak i dziś na plenum i oświadczenie p. Ministra, pozwalam sobie wyprowadzić wniosek, że sprawa, którą tak zainteresowaliśmy się dziś na plenum, znajdzie swe urzeczywistnienie.</u>
<u xml:id="u-44.1" who="#FelicjanKajetanLechnicki">W odpowiedzi s. Lewandowskiemu, który dowodząc skądinąd słusznie o różnicach czynników dyspozycyjnych w stosunku do naszego handlu zagranicznego, zapytywał jakie jest stanowisko p. Ministra Przemysłu i Handlu, pozwolę sobie odczytać z mego referatu ustęp, w którym cytuję ustęp z przemówienia p. Ministra Przemysłu i Handlu na Komisji Budżetowej Sejmu: „W swoim przemówieniu na Komisji Budżetowej Sejmu, p. Minister Przemysłu i Handlu wypowiedział znamienne słowa w sprawie administracji handlu zagranicznego, a mianowicie, że przyjął jako konieczność centralizację decyzji i decentralizację czynności wykonawczej. Decyzja ta idzie po linii postulatów samorządów gospodarczych”.</u>
<u xml:id="u-44.2" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Pozostaje mi jeszcze zająć stanowisko w sprawie przemówienia s. Schorra. S. Schorr w przemówieniu swoim wyszedł znacznie poza ramy dyskusji nad budżetem Ministerstwa Przemysłu i Handlu. S. Schorr wprowadził dzisiejszą debatę w bardzo szeroko zakreślone zagadnienie sprawy żydowskiej w Polsce. S. Schorr cofnął się pamięcią, nie wiem czy własną, ale pamiętnikarską o 80 lat wstecz, w lata 1860, 1870, rzucił z tej trybuny cały szereg nazwisk Blocha, Natansona i innych, rzeczywiście pionierów przemysłu polskiego na terenie naszego kraju, rzeczywiście pionierów organizacji pieniądza polskiego. Przyjmuję to tak, jak to zacytował s. Schorr. Mógłbym zacytować cały szereg nazwisk wybitnych Żydów, którzy dużą i dodatnią rolę w życiu gospodarczym naszego kraju odegrali. A jeśli ja to przyjmuję do wiadomości, to niech p. senator Schorr raczy przyjąć do wiadomości rzecz, którą ja zacytuję, rzecz bliższą pod względem historycznym. Cofnę się o lat 19 wstecz do momentu zawarcia traktatu w Wersalu:</u>
<u xml:id="u-44.3" who="#FelicjanKajetanLechnicki">„W kilka dni po zawieszeniu broni 11 listopada 1918 r. odwiedził Orłowskiego baron Maurycy de Rotschild, ambitny członek parlamentu, światowo mu znany i nie bez pewnej uroczystości mu oświadczył, że udaje się do niego jako do wybitnego członka Kolonii Polskiej z ostrzeżeniem, które może mieć dla jego, Orłowskiego. Ojczyzny duże znaczenie”. Pominę część ustępu, którego odczytanie zajęłoby dużo czasu i zacytuję kilka zdań następnych. „Otóż teraz występuje casus zupełnie analogiczny. Jeśli na Kongresie oficjalnym przedstawicielem Rzeczypospolitej Polskiej będzie (nie wymieniając nazwiska) ten „były od miasta Warszawy członek Dumy Państwowej rosyjskiej”, który zyskał wszechświatowy rozgłos jako zajadły antysemita, to cały Izrael i p. Rotschild sam będą uważali taką nominację za policzek wymierzony w twarz całego ich narodu i stosownie do tego postąpią. Hrabia Orłowski powinien wiedzieć, że wpływy żydowskie na postanowienia Kongresu Pokojowego są bardzo wielkie. Niechaj wie z góry i uprzedzi, kogo należy, że kiedy Polska będzie oficjalnie reprezentowana przez tego pana, to Izrael zastąpi jej drogę ku wszystkim jej celom, a one są nam znane. Wy nas znajdziecie na drodze do Gdańska, na drodze do Śląska pruskiego i do Cieszyńskiego, na drodze do Lwowa, na drodze do Wilna i na drodze do wszelkich waszych projektów finansowych. Niech pan hrabia to wie i stosownie do tego postąpi”.</u>
<u xml:id="u-44.4" who="#komentarz">(S. Schorr: Kto to napisał?)</u>
<u xml:id="u-44.5" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Pan Senator zna jedną stronę medalu. Niech Pan Senator będzie łaskaw przyjąć do wiadomości drugą stronę medalu. My szukamy drogi wyjścia z jednej i drugiej strony. Niech Pana Senatora to nie dziwi.</u>
<u xml:id="u-44.6" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-45">
<u xml:id="u-45.0" who="#AleksanderPrystor">Debata została zakończona. Porządek dzienny został wyczerpany.</u>
<u xml:id="u-45.1" who="#AleksanderPrystor">Następne posiedzenie odbędzie się jutro o godzinie 10 rano z porządkiem dziennym, który Panom jest znany.</u>
<u xml:id="u-45.2" who="#AleksanderPrystor">Zamykam posiedzenie.</u>
<u xml:id="u-45.3" who="#komentarz">(Koniec posiedzenia o godz. 14. min. 20.)</u>
</div>
</body>
</text>
</TEI>
</teiCorpus>