text_structure.xml
345 KB
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79
80
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
98
99
100
101
102
103
104
105
106
107
108
109
110
111
112
113
114
115
116
117
118
119
120
121
122
123
124
125
126
127
128
129
130
131
132
133
134
135
136
137
138
139
140
141
142
143
144
145
146
147
148
149
150
151
152
153
154
155
156
157
158
159
160
161
162
163
164
165
166
167
168
169
170
171
172
173
174
175
176
177
178
179
180
181
182
183
184
185
186
187
188
189
190
191
192
193
194
195
196
197
198
199
200
201
202
203
204
205
206
207
208
209
210
211
212
213
214
215
216
217
218
219
220
221
222
223
224
225
226
227
228
229
230
231
232
233
234
235
236
237
238
239
240
241
242
243
244
245
246
247
248
249
250
251
252
253
254
255
256
257
258
259
260
261
262
263
264
265
266
267
268
269
270
271
272
273
274
275
276
277
278
279
280
281
282
283
284
285
286
287
288
289
290
291
292
293
294
295
296
297
298
299
300
301
302
303
304
305
306
307
308
309
310
311
312
313
314
315
316
317
318
319
320
321
322
323
324
325
326
327
328
329
330
331
332
333
334
335
336
337
338
339
340
341
342
343
344
345
346
347
348
349
350
351
352
353
354
355
356
357
358
359
360
361
362
363
364
365
366
367
368
369
370
371
372
373
374
375
376
377
378
379
380
381
382
383
384
385
386
387
388
389
390
391
392
393
394
395
396
397
398
399
400
401
402
403
404
405
406
407
408
409
410
411
412
413
414
415
416
417
418
419
420
421
422
423
424
425
426
427
428
429
430
431
432
433
434
435
436
437
438
439
440
441
442
443
444
445
446
447
448
449
450
451
452
453
454
455
456
457
458
459
460
461
462
463
464
465
466
467
468
469
470
471
472
473
474
475
476
477
478
479
480
481
482
483
484
485
486
487
488
489
490
491
492
493
494
495
496
497
498
499
500
501
502
503
504
505
506
507
508
509
510
511
512
513
514
515
516
517
518
519
520
521
522
523
524
525
526
527
528
529
530
531
532
533
534
535
536
537
538
539
540
541
542
543
544
545
546
547
548
549
550
551
552
553
554
555
556
557
558
559
560
561
562
563
564
565
566
567
568
569
570
571
572
573
574
575
576
577
578
579
580
581
582
583
584
585
586
587
588
589
590
591
592
593
594
595
596
597
598
599
600
601
602
603
604
605
606
607
608
609
610
611
612
613
614
615
616
617
618
619
620
621
622
623
624
625
626
627
628
629
630
631
632
633
634
635
636
637
638
639
640
641
642
643
644
645
646
647
648
<?xml version="1.0" encoding="UTF-8"?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
<xi:include href="PPC_header.xml"/>
<TEI>
<xi:include href="header.xml"/>
<text>
<body>
<div xml:id="div-1">
<u xml:id="u-1.0" who="#komentarz">(Początek posiedzenia o godz. 10.)</u>
<u xml:id="u-1.1" who="#komentarz">(Przewodniczący Marszałek Senatu Aleksander Prystor.)</u>
</div>
<div xml:id="div-2">
<u xml:id="u-2.0" who="#Marszałek">Otwieram posiedzenie.</u>
<u xml:id="u-2.1" who="#Marszałek">Jako sekretarzy zapraszam ss. Jaroszewiczową i Olewińskiego. Protokół i listę mówców prowadzi s. Olewiński.</u>
<u xml:id="u-2.2" who="#Marszałek">Protokół 42 posiedzenia Senatu uważam za przyjęty, gdyż nie wniesiono przeciwko niemu sprzeciwu. Protokół 43 posiedzenia jest do przejrzenia w Biurze Senatu.</u>
<u xml:id="u-2.3" who="#Marszałek">Usprawiedliwił swą nieobecność na 43 posiedzeniu s. Roztworowski.</u>
<u xml:id="u-2.4" who="#Marszałek">Przystępujemy do punktu 1 porządku dziennego: Sprawozdanie Komisji Budżetowej o projekcie ustawy skarbowej z preliminarzem budżetowym na rok 1938/39 (druki senackie nr 300 i 330): rozprawa szczegółowa nad częścią 12 — Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych.</u>
<u xml:id="u-2.5" who="#Marszałek">Głos ma sprawozdawca s. Rdułtowski.</u>
</div>
<div xml:id="div-3">
<u xml:id="u-3.0" who="#SRdułtowski">Wysoki Senacie! Przed kilku laty w dobie szerzącego się kryzysu gospodarczego rzucone było hasło „ziemia nasza musi nas wyżywić i przyodziać”. Brzmi ono w Polsce jako odwieczna, nie ulegająca wątpliwości prawda. Wydaje się zbędnym mówienie o niej w kraju, którego olbrzymia większość mieszkańców trudni się pracą na roli. A jednak żądanie wysunięcia tego hasła na czołowe miejsce w polityce gospodarczej Polski miało poważną rację. Myśl w nim zawarta woła o powiązanie produkcji rolniczej kraju z jego potrzebami konsumcyjnymi; zagadnienie ważne, które dotąd nie było u nas racjonalnie postawione.</u>
<u xml:id="u-3.1" who="#SRdułtowski">Wówczas, gdy inne państwa Europy, jak Niemcy, Francja, Włochy itd., obarczały swych ministrów rolnictwa odpowiedzialnością za wyżywienie kraju, u nas zagadnienie aprowizacyjne, do wąskich ograniczone rozmiarów, właściwie sprowadzało się do administracyjnego regulowania cen na artykuły pierwszej potrzeby, pozostając w ręku Ministra Spraw Wewnętrznych nawet łącznie z Państwowymi Zakładami Przemysłowo-Zbożowymi, którym była powierzona akcja interwencyjno-zbożowa. Teraz dopiero po znanej uchwale Rady Obrony Rzeczypospolitej i dekrecie Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 22 lutego rb. o poruczenia spraw aprowizacyjnych Ministrowi Rolnictwa i Reform Rolnych, ogłoszonym w Dzienniku Ustaw Nr 13 poz. 89, wkraczamy na słuszną drogę, by minister, który ma obowiązek czuwania nad stanem rolnictwa, niósł też odpowiedzialność za jego dostosowanie do potrzeb wyżywienia. Zagadnienie — zdawało by się — wyjątkowo łatwe. Kraj wybitnie rolniczy, poziom spożycia niski, zdolności „zaciskania pasa”, czyli ograniczania nawet najniezbędniejszych norm spożycia — rzadko spotykane. Wówczas, gdy każdy rolnik niemiecki musi przekarmić 3,51 konsumentów miejskich, węgierski — 1,82, czechosłowacki — 1,26, na jednego naszego rolnika przypada tylko 0,65 konsumentów nie rolników. A przy tym, gdy w roku dobrej koniunktury 1927/28 r. typowy budżet robotniczy zawierał wydatki na żywność: w Niemczech na 697 zł i w Czechosłowacji na 560 zł, w Polsce wynosiły one zaledwie 426 zł. Konsumowaliśmy w 5-leciu 1927–1932 r. na głowę ludności rocznie cukru 11,3 kg, gdy Niemcy 28,1 kg, a Czechosłowacja 35,2 kg, masła 4,6 kg, gdy Niemcy 7,5 kg, jaj 50, gdy Niemcy 172, jęczmienia 35,6 kg, gdy w Niemczech 52 kg i w Czechosłowacji 71,6 kg itd. Żywimy się głównie ziemniakami i żytem.</u>
<u xml:id="u-3.2" who="#SRdułtowski">Takich smutnych przykładów można by przytaczać dużo. Mówią one, że pokrycie tak małych potrzeb konsumcji krajowej nie wymaga wysokiego napięcia produkcji rolniczej; mówią jednocześnie, że zbyt małe zapotrzebowanie rynku wewnętrznego musi się ujemnie odbijać na rozwoju tej produkcji. W rzeczy samej mimo tego stanu spożycia stoimy w naszej produkcji rolniczej na ogół zaledwie na granicy samowystarczalności. Objaw ten musi być niepokojącym, zwłaszcza gdy się zważy, że jak to podaje w swej książce płk. Roztworowski, samowystarczalność w czasie wojny zapewnia dopiero produkcja, przekraczająca normalne spożycie o 40%. Staje się on też niepokojącym wobec tego, że produkcja rolna nie podąża za przyrostem ludności.</u>
<u xml:id="u-3.3" who="#SRdułtowski">Jeżeli się weźmie dwa następujące po sobie pięciolecia 1927–1931 r. i 1932–1936 r. obserwuje się spadek wytwórczości na głowę ludności czterech głównych zbóż, buraków cukrowych, koni, bydła i owiec. Jedynie ziemniaki i pogłowie trzody chlewnej utrzymują się na poziomie — mówię tu o głównych produktach. Co gorsza, daje się zauważyć tendencja do absolutnego spadku plonów z hektara, zwłaszcza na zachodzie kraju. Są to skutki kryzysu i jego następstw, skutki niektórych głębiej sięgających warunków naszego kraju, ale również i braku śmiałej, wyraźnej polityki prorolniczej, która z tym większym uporem i konsekwencją winna być prowadzona, im więcej przeciwieństw ma do pokonania.</u>
<u xml:id="u-3.4" who="#SRdułtowski">Słusznie uczynił referent generalny budżetu, s. Roztworowski, ujmując łącznie zagadnienia rolnictwa i przemysłu jako ściśle ze sobą związane i wskazując na wielkie znaczenie gospodarcze tego drobnego pozornie naszego rynku wewnętrznego, na którym rolnik zbywa nadmiar swych produktów, a zaopatruje się w niezbędne wytwory przemysłu. Od skali zapotrzebowania rolnika i od intensywności jego produkcji zależy ożywienie tego rynku, jego obrotów, rozwój życia gospodarczego kraju, wreszcie dopływ środków do Skarbu Państwa. Współzależność tych czynników ze specjalną jaskrawością naświetla porównanie stanu rzeczy w przedkryzysowych latach dobrej koniunktury, w okresie najsilniejszego napięcia kryzysu w rolnictwie oraz dziś, gdyśmy się zaczęli z tego kryzysu dźwigać z powrotem. Niektóre dane, obrazujące to zjawisko, przytoczyłem w sprawozdaniu Komisji Budżetowej, nie będę ich więc tu powtarzał.</u>
<u xml:id="u-3.5" who="#SRdułtowski">Gdy mowa o wpływie rynku wewnętrznego na rozwój życia gospodarczego, trzeba też sobie uświadomić znaczenie, jakie tu muszą mieć gospodarstwa rolne zasobne, produkujące na zbyt i dające możność właścicielowi podnosić poziom życia kulturalnego swego i swojej rodziny, a z drugiej strony gospodarstwa drobne, biedne, zaledwie samowystarczalne albo i niewystarczalne, które ograniczać się muszą li tylko do spożywania tego, co same wyprodukują. Naturalnie są one gospodarczo bierne i jako takie dla rozwoju Państwa szkodliwe. Stąd płyną w kierunku Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych głosy krytyczne i żądania, by w okresie, gdy naturalne drobienie gospodarstw chłopskich na skutek działów rodzinnych przybrało szerokie rozmiary, prowadzona przez Państwo akcja parcelacyjna miała za zadanie temu przeciwdziałać, tworząc większe gospodarstwa kmiece, zasobne i zdolne do rozwoju i intensyfikacji. Doktryna osadzania na roli możliwie największej ilości najbiedniejszych ludzi, wynikająca zapewne z abstrakcyjno-socjalnego punktu widzenia, krańcowo się temu przeciwstawi i w realnym życiu gospodarczym da ujemne rezultaty. Też same względy wymagają oszczędzania przy parcelacji przymusowej ośrodków folwarcznych o wyższej kulturze i wydatniejszej produkcji.</u>
<u xml:id="u-3.6" who="#SRdułtowski">Od paru lat rolnictwo polskie wraz z całym życiem gospodarczym podnosi się z tego niezmiernie niskiego poziomu, na jakim postawił je długi i specjalnie ciężki kryzys. Okoliczność tę Rząd chętnie wysuwa jako objaw pocieszający. Niezawodnie każdy krok naprzód jest zjawiskiem pomyślnym. Ale obraz zmienia się, niestety, jaskrawo, jeżeli się zważy, jak niepomiernie nisko w porównaniu do innych krajów spadliśmy w latach złej koniunktury, jak znacznie później od nich zaczęliśmy z tych lat wychodzić i o ile wolniej ta nasza poprawa postępuje. Rozpiętość między stanem rolnictwa polskiego a innych kulturalnych państw europejskich nie zmniejsza się, a może raczej wzrasta i tu leży niebezpieczeństwo. Jesteśmy wprzęgnięci w splot międzynarodowych interesów politycznych i gospodarczych Europy; inaczej być nie może i nie powinno. By nie utracić właściwej pozycji, by zyskać dogodniejszą, trzeba, by i te nożyce dążyły do zwarcia, a w żadnym razie się nie rozwierały. Więc np. pod względem użycia maszyn i narzędzi rolniczych jesteśmy poważnie zacofani. Gdy wskaźnik użycia nawozów sztucznych w 1928 r. przyjąć za 100, to dla 1936 r. wyraża się on w skali światowej jako 118, w Niemczech — 153, a u nas — 24. Gdy Litwa, coprawda to jest wyjątek, potrafiła w ciągu 10 lat od 1926 r. do 1936 r. podnieść swój eksport nabiału z 74 litrów mleka na każdą krowę do 485 litrów, czyli o 555%, my — zaledwie z 32 litrów do 40. Tak jest i w niektórych innych dziedzinach.</u>
<u xml:id="u-3.7" who="#SRdułtowski">Aktywny udział naszego rolnictwa w międzynarodowym obrocie handlowym jest koniecznością. Eksport rolniczy stanowi stale około 55–60% całego naszego wywozu, jednak wartość jego absolutna w 1936/37 r. stanowiła jeszcze zaledwie 43,5% wartości z 1929/30 r. W ostatnim 1937 r., gdy Polska miała nieurodzaj ziemiopłodów prócz okopowych, wywóz wytworów pochodzenia rolniczego spadł w porównaniu do roku poprzedniego z 14.098.653 q. do 6.310.134 q, czyli o przeszło 55% — mówię tylko o produkcji roślinnej — a saldo dodatnie bilansu handlowego w tym jednym dziale obniżyło się ze 118.709.000 zł do 32.159.000 zł, czyli o 86.550.000 zł. W dziale eksportu przetworów pochodzenia zwierzęcego następuje w ostatnich latach poprawa na skutek otoczenia tego działu specjalną opieką. Również w niektórych innych działach mamy poprawę.</u>
<u xml:id="u-3.8" who="#SRdułtowski">Nieurodzaj zbóż i paszy, który tak źle się odbił na eksporcie w roku ubiegłym, wpłynął jednak zdecydowanie na poprawę cen na rynku wewnętrznym. Jak z tego należy sądzić, poprawa ta nie ma cech stałości. Dobry urodzaj może cały stan rzeczy odwrócić. Nakłada to na Rząd specjalny obowiązek czuwania, by rolnictwo w roku przyszłym nie znalazło się wobec większego spadku cen i rozwarcia się z powrotem nożyc między cenami płaconymi a otrzymywanymi przez rolnika. P. Wicepremier w swym przemówieniu w Sejmie podczas debaty budżetowej dał pod tym względem wiążące zobowiązanie stwierdzając, że w razie potrzeby Rząd zamierza współdziałać czynnie, by do tego nie dopuścić. Koniunktura rolnicza daleka jest od stabilizacji, a jak to tenże p. Wicepremier potwierdził, „znowu w wielu ośrodkach zagranicznych mnożą się objawy zahamowania postępu gospodarczego, a nawet powstają objawy kryzysu”.</u>
<u xml:id="u-3.9" who="#SRdułtowski">Nie wiemy na jak długo wróciła i do nas poprawa, tym bardziej Rząd winien dołożyć wszelkich wysiłków, by ją wykorzystać dla wzmocnienia i podniesienia rolnictwa.</u>
<u xml:id="u-3.10" who="#SRdułtowski">Zasadniczym postulatem jest należyta opłacalność produkcji zależna od cen i kosztów. Te ostatnie winny być utrzymane na możliwie niskim poziomie, łącznie z wszelkimi obciążeniami, by dać możność podźwignięcia się z upadku. spowodowanego kryzysem, nie mówiąc już nawet o trudnej na razie do zrealizowania potrzebie stworzenia choćby najdrobniejszego kapitału obrotowego w gospodarstwach rolnych. Brak kapitałów i ściśle mówiąc brak odpowiedniego dla rolnictwa kredytu hamuje rozwój naszych gospodarstw rolnych, uniemożliwiając ich intensyfikację, mimo dużego wkładu pracy. Akcja oddłużeniowa, prowadzona u nas zbyt ostrożnie, rzec można połowicznie, nie usunęła z rolnictwa ciążących na nim nadmiernych w stosunku do jego sił zobowiązań. Akcja ta winna być zakończona. Nie widzę bowiem korzyści gospodarczych czy innych dla Państwa w tym, by rozwiązanie sprawy leżało w zmianie właścicieli wielu gospodarstw rolnych, którzy nie wniosą chyba ani więcej wiedzy fachowej, ani kapitału od dotychczasowych, a tylko skorzystają z tego, że przy licytacjach część dalszych wierzycieli odpadnie. Sądzę, że gdyśmy już raz weszli na drogę głębokiej ingerencji Państwa w życie gospodarcze, wgląd jego i tutaj winien mieć miejsce. Wydana przez Instytut Naukowy w Puławach praca magistra Brody pod tytułem „Zadłużenie drobnych gospodarstw na dzień 1 lipca 1937 r.” wskazuje, że w r. 1936/37 zadłużenie badanych gospodarstw nie uległo większej zmianie, obniżając się zaledwie o 3%, pomimo że przychody gotówkowe wzrosły w tymże czasie o 19,3%. Jest rzeczą ciekawą, że z liczby prawie tysiąca zbadanych gospodarstw 12% było niezadłużonych, 13,3% miało długu więcej niż 500 zł na ha, a 1,5% więcej niż 1.000 zł. W województwach zachodnich zadłużenie wzrosło w ciągu roku przeciętnie o 13%, co się tłumaczy z jednej strony nieurodzajem, jaki od kilku lat ma tam miejsce, a z drugiej — że rozwinięto na tym terenie słuszną tendencję spłacania rodziny przy działach, by zbytnio nie rozdrabniać gospodarstw. Tu więc następuje wzrost zadłużenia na skutek zaciągnięcia pożyczek na spłaty. W najtrudniejszym położeniu znajdują się osadnicy w tych województwach i obowiązkiem Rządu jest zwrócić na to uwagę. Interesujące oświetlenie sytuacji kredytowej drobnego rolnictwa dają uwagi uczestników ankiety w liczbie przeszło dwustu kilkunastu, umieszczone w tej książce. Zresztą dotyczą one nie tylko tego jednego zagadnienia, dając smutny obraz rzeczywistego stanu naszego rolnictwa. A trzeba pamiętać, że są to głosy najlepszych naszych drobnych gospodarzy.</u>
<u xml:id="u-3.11" who="#SRdułtowski">Na ogół zadłużenie rolnicze nie jest u nas absolutnie biorąc wysokie. Groźniej wygląda ono wobec spadku cen ziemi, którego polityka Ministerstwa jeżeli nie popiera, to w każdym razie mu nie przeciwdziała. Polityka ta, jak to poruszano w dyskusji sejmowej, dogodna dla nabywców ziemi, pomija interesy licznych rzesz jej posiadaczy. P. senator Fudakowski w swoim przemówieniu na Komisji Budżetowej podkreślił, że spadkowi produkcji towarzyszy u nas spadek majątku rolniczego, jego deprecjacja i coraz mniejsza płynność, co stoi w ścisłym związku z opłacalnością rolnictwa. W debatach o rolnictwie, które dotąd w roku bieżącym miały miejsce w Izbach ustawodawczych, zwrócono też uwagę na nasze zaniedbania pod względem melioracyj, użycia nawozów sztucznych, rozpowszechnienia uprawy buraków cukrowych i użycia cukru, co się wiąże razem, zwiększenia produkcji pasz dla inwentarza, co się odbija na niskim stanie przeciętnej mleczności naszego bydła itd. Podkreślano konieczność podnoszenia kultury rolnej i ogólnej na wsi, szerzenia oświaty.</u>
<u xml:id="u-3.12" who="#SRdułtowski">Na czoło jednak wysuwa się zagadnienie ogólne, szerokie właściwej linii polityki gospodarczej, która i w akcji dotyczącej podniesienia produkcji i w zakresie przebudowy ustroju rolnego winna wytykać jednolity, wyraźny kierunek. Referent budżetu Ministerstwa Rolnictwa w Sejmie p. Sobczyk podkreśla, że reforma rolna winna być traktowana jako inwestycja gospodarcza. S. Evert, podkreślając w swym referacie potrzebę stworzenia możliwości emigracji chłopa do miast i zrobienia wszystkiego, co tylko możliwe, by uplasować nadmiar ludności wiejskiej w przemyśle i handlu, stwierdza, że „mamy politykę rolną, która trzyma bezrolnego trwale na wsi, stwarzając pozory polepszenia jego bytu poprzez gospodarcze wiązanie go z ziemią, na której nie może on wskutek swego ubóstwa prowadzić produkcyjnej gospodarki”.</u>
<u xml:id="u-3.13" who="#SRdułtowski">Wysoka Izbo! Przytaczam te głosy, gdyż uważam je osobiście za słuszne. By jednak jako referent komisji nie być posądzonym o brak obiektywizmu, stwierdzam, że część członków Komisji Budżetowej inaczej się zapatruje. S. Lechnicki uważa, że produkcja rolnicza nie jest obecnie mniej doceniana, niż była uprzednio, a że różnica polega tylko na tym, że dziś się stawia na człowieka i rezultaty jego pracy. Niemniej stwierdzić trzeba jako opinię ogólną potrzebę wielkich wysiłków ku podniesieniu i uszlachetnianiu tej produkcji, opartemu na stworzeniu dla niej stałej opłacalności.</u>
<u xml:id="u-3.14" who="#SRdułtowski">Pomimo wysunięcia na czołowe miejsce sprawy obronności Państwa, jego uprzemysłowienia i urbanizacji w programie polityki gospodarczej musi się znaleźć właściwe miejsce dla rolnictwa, którego podniesienie najściślej wiąże się organicznie z wszystkimi zagadnieniami powyższymi. Dziś w Polsce stan rolnictwa decyduje o stanie rynku wewnętrznego. Zagadnienie należytego rozwoju tak niskiej dotąd produkcji rolnej nabiera olbrzymiej doniosłości, zwłaszcza gdy się zważy, że przyrost ludności naszej dalej postępuje i postępować musi, że mamy i musimy dążyć do uprzemysłowienia i urbanizacji, że chcąc utrzymać się w gronie państw kulturalnych świata musimy podnieść dobrobyt szerokich mas, a co za tym idzie wzmóc ich zdolności konsumcyjne, że nasza wieś, nie wyłączając inwentarza żywego, winna skończyć wreszcie z niedojadaniem, że myśl o potrzebach obronności Państwa nie powinna ani na chwilę zanikać. Ministerstwo winno więc wytężyć własne siły dla osiągnięcia tego celu i usiłować zjednoczyć całe rolnictwo w tej dążności, starannie usuwając to wszystko, co prowadzi do rozbicia jednolitości frontu rolniczego. Trzeba mieć nadzieję, że powiązanie zagadnień aprowizacyjnych z produkcją rolniczą będzie tym pomyślnym przyczynkiem, który zmusi naszą politykę rolną do kroczenia zdrowymi, realnymi torami. Dziś, gdy Ministerstwo ma skupiać w swym ręku trzy niegdyś oddzielne resorty — rolnictwa, reform rolnych i aprowizacji, trzeba życzyć, by wreszcie objęło ono te wszystkie trzy zagadnienia jedną wspólną wielką myślą gospodarczą i by unikając szkodliwych odchyleń wiodło nas do stanu, który odpowiada żywotnym potrzebom wewnętrznym i międzynarodowym Polski.</u>
<u xml:id="u-3.15" who="#SRdułtowski">Analizy preliminarza budżetowego Ministerstwa nie będę tu powtarzał. Zna go Wysoka Izba z objaśnień Rządu i ze sprawozdania Komisji Budżetowej, rozdanego w druku. Po stronie dochodów wyraża się on sumą 35.390.400 zł, o 2.345.600 zł mniejszą niż w roku poprzednim, a po stronie wydatków sumą 92.254.000 zł, wyższą niż w roku poprzednim o 14.720.000 zł. Plan finansowo-gospodarczy Funduszu Obrotowego Reformy Rolnej przewiduje 34.060.000 zł dochodu wobec 36.210.000 zł w roku bieżącym oraz 40.100.000 zł wydatków przy 38.210.000 zł w roku bieżącym.</u>
<u xml:id="u-3.16" who="#SRdułtowski">Komisja Budżetowa Senatu przyjęła ten preliminarz w brzmieniu, uchwalonym przez Sejm, bez zmian i przedkłada Wysokiej Izbie wniosek o uchwalenie go w tymże brzmieniu.</u>
<u xml:id="u-3.17" who="#SRdułtowski">Komisja wnosi również o uchwalenie następującej rezolucji: „Senat wzywa Rząd do wzmożenia działalności Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych w kierunku podniesienia produkcji rolnej i zapewnienia opłacalności gospodarstw wiejskich”. Jest ona tak oczywistą, że nie potrzebuje wyjaśnień.</u>
<u xml:id="u-3.18" who="#SRdułtowski">Wobec oświadczenia Ministra Skarbu, że zredukowanie wyrębu drzewa w lasach państwowych w myśl uchwalonej przez Sejm zmiany przedłożonego przez Rząd planu użytkowania na 1938/39 rok odbije się ujemnie na budżecie roku przyszłego i może wywołać dla Skarbu komplikacje, Komisja Budżetowa uchwaliła jednogłośnie przyjąć ten plan i art. 11 ustawy skarbowej w brzmieniu rządowym. Jednocześnie jednak komisja, uznając słuszność żądania Sejmu unormowania ram eksploatacji lasów państwowych, uchwaliła również jednogłośnie rezolucję. Wnoszę w imieniu komisji, by Wysoki Senat zechciał ją przyjąć.</u>
<u xml:id="u-3.19" who="#SRdułtowski">Rezolucja ta brzmi: „Senat wzywa Rząd, by przy układaniu planów użytkowania Lasów Państwowych była stosowana zasada, że wysokość każdorocznych wyrębów nie może przekraczać przeciętnej wysokości wyrębów, uchwalanych w budżetach państwowych za ostatnie pięć lat — z tolerancją 8% — poprzedzających rok obrachunkowy z tym, że w razie konieczności odchyleń Rząd winien wystąpić do Izb ustawodawczych z umotywowanym wnioskiem”. Za przyjęciem tej rezolucji oświadczył się p. Wicepremier Kwiatkowski i p. Minister Rolnictwa i Reform Rolnych Poniatowski. Potwierdza ona zasadniczą słuszność tezy, uchwalonej przez Sejm.</u>
<u xml:id="u-3.20" who="#SRdułtowski">Wpłatę do Skarbu z przedsiębiorstwa Lasy Państwowe w imieniu komisji proszę, by Wysoki Senat zechciał utrzymać w wysokości 58.700.000 zł, z Państwowych Przetwórni Mięsnych — 100.000 zł, zaś dopłatę ze Skarbu do Państwowych Zakładów Przemysłowo - Zbożowych w sumie 5.241.000 zł, tj. w wysokości uchwalonej przez Sejm.</u>
<u xml:id="u-3.21" who="#komentarz">(Oklaski .)</u>
</div>
<div xml:id="div-4">
<u xml:id="u-4.0" who="#Marszałek">Otwieram dyskusję.</u>
<u xml:id="u-4.1" who="#Marszałek">Głos ma s. Maksymilian Malinowski.</u>
</div>
<div xml:id="div-5">
<u xml:id="u-5.0" who="#SMaksymilianMalinowski">Wysoki Senacie! Najzupełniej godzę się na postawioną tutaj przez szanownego referenta tezę, że rolnictwo stanowi u nas w Polsce podstawę siły, mocy, żywotności gospodarczej Państwa Polskiego, że stanowi fundament naszej obronności i jest regulatorem w życiu gospodarczym w ogóle. Rozumiem zarazem, że rozwój rolnictwa, że produkcyjność jego, zwłaszcza drobnego, stanowi tę siłę gospodarczą, która przyczyni się do rozwoju przemysłu i do rozwoju miast.</u>
<u xml:id="u-5.1" who="#SMaksymilianMalinowski">Nie zabierałbym może dziś głosu, gdyby nie okoliczność, że w moim przeświadczeniu należało by zwrócić uwagę na niektóre rzeczy, które istnieć u nas w Polsce dziś nie powinny.</u>
<u xml:id="u-5.2" who="#SMaksymilianMalinowski">Musimy stwierdzić, i niewątpliwie większość tej Izby stwierdzi to, że w ostatnich czasach, w ciągu ostatnich dwóch lat jest nastawienie specjalnie nieprzychylne dla resortu Ministerstwa Rolnictwa, dla jego przedstawiciela w osobie p. Ministra Poniatowskiego. Widzimy ten objaw od dwóch lat mniej więcej. Ja osobiście uważam, że to jest objaw niezdrowy, że ten objaw nie ma żadnej podstawy do tego, ażeby istniał — podstawy rozumnej a obywatelskiej.</u>
<u xml:id="u-5.3" who="#SMaksymilianMalinowski">Że on istnieje, tego dowodzą ostatnie przemówienia, które słyszeliśmy. P. senator Bniński powiedział, że drugim resortem, do którego nie może mieć zaufania, jest Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych, które nie liczy się z życzeniami zorganizowanego rolnictwa. Mówi, że ani on sam, ani ugrupowanie, które reprezentuje p. Bniński, nie jest przeciwne reformie rolnej, ale nie zgadza się z metodami polityki agrarnej Ministra Poniatowskiego, którą uważa za szkodliwą. I p. referent generalny, s. Roztworowski, w innej nieco formie wypowiada to samo zdanie. Muszę tutaj przyznać słuszność s. Lechnickiemu, który tu wczoraj mówił, że nie godzi się i nie uznaje za właściwe, ażeby niektóre rzeczy s. Roztworowski jako referent wypowiadał w imieniu komisji, albowiem na komisji twierdzeniu jego o polityce i działalności p. Ministra Poniatowskiego były głosy przeciwne, a nie było głosowania, które by stwierdziło, że większość jest w tej sprawie po stronie p. referenta.</u>
<u xml:id="u-5.4" who="#SMaksymilianMalinowski">S. Roztworowski wypowiedział się zupełnie w ten sam sposób, tylko innymi słowami w swoim referacie, co i s. Bniński: „Co należało by uważać za największy błąd w obecnej polityce agrarnej? To, że wytwarza się gospodarstwa, które nie mogą wykazać żadnej żywotności i wobec tego nie mają przed sobą żadnej przyszłości”. I dalej mówi: „założeniem polityki obecnego Ministra Rolnictwa jest to, że zdaniem jego, przydzielenie ziemi bezrolnemu samo przez się już stanowi postęp społeczny i gospodarczy i że gdy bezrolny osiądzie na tym kawałku ziemi, niejako automatycznie powstaje dla niego podstawa egzystencji”. A dalej mówi: „Gdy jednak prowadzi się taką politykę rolną, wówczas rynek, a raczej brak rynku zarówno miejskiego na pracę, jak wiejskiego dla produktów przemysłowych, dzieli wieś i miasto, szkodzi miastu i wsi”.</u>
<u xml:id="u-5.5" who="#SMaksymilianMalinowski">Ponieważ, tak się wielu z nas wydaje, nastroje te idą zwłaszcza i prawie wyłącznie z zachodnich dzielnic Polski od tamtejszej większej własności ziemskiej, więc przypuszczamy, że dlatego właśnie p. generalny referent powiedział, że „Polska zachodnia miała do niedawna zdrową strukturę agrarną, była terenem, na którym produktywność rolnika przedstawiała się znakomicie”.</u>
<u xml:id="u-5.6" who="#SMaksymilianMalinowski">Muszę powiedzieć, że kto wejrzy głębiej w historię ostatnich czasów właśnie na ziemiach polskich pod zaborem pruskim, ten musi zmienić tę opinię, którą tu wyraził p. generalny referent, a którą dziś potwierdził s. Rdułtowski i potem i s. Bniński. Można powiedzieć, że jeżeli się wgląda w życie Poznańskiego i całej dzielnicy zachodniej, gdy się czyta tych autorów, którzy pisali o dziejach i rozwoju gospodarczym Poznańskiego i Pomorza w wieku XIX, to musi się stwierdzić, że jednak nieuzasadnioną opinię w referacie swym wypowiedział p. referent. Praca prof. Buzka, a dalej praca Marchlewskiego, wydana już w r. 1903 o dzielnicy pruskiej, stwierdzają to. Marchlewski w pracy „Stosunki społeczno-ekonomiczne pod panowaniem pruskim” mówi, że np. w latach 80-tych w Poznańskim i na Pomorzu było z rolnictwem źle, bardzo źle. Ludność wiejska z Pomorza tysiącami przychodziła wtedy do Kongresówki (w ciechanowskie) na roboty letnie w rolnictwie. Stosunki te poprawiły się dopiero później i to głównie dlatego, że dzielnica zachodnia jako zaplecze miała w tym właśnie okresie po wojnie francusko-pruskiej bardzo uprzemysławiające się Niemcy, które u siebie budowały przemysł, a korzystały z urodzajności gleby Poznańskiego i to właśnie mogło było wysoko podnieść tutejsze rolnictwo. Ale czy tylko to?</u>
<u xml:id="u-5.7" who="#SMaksymilianMalinowski">Czy np. miasta poznańskie lub pomorskie tylko dzięki temu się podnosiły?</u>
<u xml:id="u-5.8" who="#SMaksymilianMalinowski">Mam do dyspozycji naszej bardzo ciekawą książkę, wydaną przez nasze Ministerstwo, ale w r. 1929, kiedy jeszcze nie było p. Poniatowskiego, p. t. „20 lat kolonizacji niemieckiej w zaborze pruskim”. Dzieło to, tłumaczone z niemieckiego, wyraźnie stwierdza, że miasta poznańskie w 80-tych latach były jeszcze nie tylko bardzo ubogie, ale ledwo żyły, że wzmocniły się dopiero w latach 90-tych, kiedy prowadzono kolonizację tak przez Niemców, jak i przez Polaków, o czym jeszcze będę mówił. Ona — ta kolonizacja uczyniła, że odtąd nie sama wielka własność otaczała już miasta, ale drobna własność i ta właśnie ożywiała i dźwigała wzwyż miasta. O tym mówi właśnie ta książka, z której cytuję: „Zupełnie inne warunki rozwoju gospodarczego ma natomiast obecne miasto, otoczone gospodarstwami włościańskimi, Odtąd chłop nie tylko przywozi do miasta wielką ilość produktów rolniczych, lecz ponadto dzięki typowi swej gospodarki, której punktem ciężkości jest hodowla bydła, przeróbka i dalsza sprzedaż tych produktów, zatrudnia wiele rąk miejskich i daje im możność zarobkowania”. Ówczesne sprawozdanie Komisji Kolonizacyjnej i dla dzisiejszych czasów daje ciekawy pogląd. „Ożywiona wymiana dóbr gospodarczych i kulturalnych między miastem a wsią, postęp techniczny i wzrastający dobrobyt — jest wtedy jedynie możliwy, kiedy ludność okoliczna miast w znacznej części składa się z drobnych rolników; jeżeli w rejonach rolniczych (a zapewne i w całym kraju rolniczym?) przeważną część ludności stanowią wielcy właściciele i bezrolni, tj. robotnicy — to wówczas możliwości rozwoju miast (i przemysłu) są ograniczone”. A więc wzmocnienie żywiołu włościańskiego — drobnego rolnictwa w bardzo wysokim stopniu przyczynia się do tego, że miasta i przemysł mogą się rozwijać; miastom i przemysłowi potrzebny jest konsument, jego liczba.</u>
<u xml:id="u-5.9" who="#SMaksymilianMalinowski">Ale przeciwnikom p. Ministra Poniatowskiego najbardziej chodzi o to, że on parceluje i że stwarza gospodarstwa zbyt drobne, zupełnie małe — za małe; nie sposób takie gospodarstwa z pożytkiem dla kraju i nawet dla rodziny rolnika prowadzić; potrzebne są duże gburskie gospodarstwa.</u>
<u xml:id="u-5.10" who="#SMaksymilianMalinowski">Wysoki Senacie! Nad tą sprawą zastanawiało się już wielu w dużym okresie czasu w wieku XIX. Zastanawiał się nad tym nawet Fryderyk Wielki, który tylu Niemców za swego panowania osadził na Pomorzu. Otóż i Fryderyk ten był zdania, że: „Nabycie i posiadanie przez jedną osobę dwu lub więcej gospodarstw, powstałych w drodze kolonizacji, ma być zabronione, ponieważ wynikają stąd złe skutki, bo miejsce rodzin, osadzonych na własnych gruntach, według planu kolonizacyjnego, zajmują wyrobnicy i komornicy i zmniejsza się w ten sposób liczbę rodzin osiadłych, co jest równoznaczne z ubytkiem ludności”. Fryderykowi chodziło o osadzanie ludności niemieckiej po to, aby niemczyć te dzielnice Polski. Rozumował więc, że lepiej jest osadzać Niemców gospodarzy, nie zaś robotników najemnych przy folwarkach.</u>
<u xml:id="u-5.11" who="#SMaksymilianMalinowski">A sama pruska Komisja Kolonizacyjna jakąż miała politykę? Oto czytamy, że Sedlitz i Wittenburg, ci najzajadlejsi politycy Komisji Kolonizacyjnej, którzy na Pomorze i do Wielkopolski najbardziej wprowadzali żywioł niemiecki i którzy mieli nadzieję, że opanują zupełnie wszystkie te ziemie — oni dwaj w wydawanych przez siebie instrukcjach wypowiedzieli takie zdanie: „Zamknięte w sobie żywotne gminy wiejskie — ponieważ tworzono gminy wiejskie i osobne gospodarstwa i tu jest mowa o gminach wiejskich — z kościołem i szkołą na miejscu, wyposażone w majątek gminny i zorganizowane w silne spółdzielnie — są zasadniczą formą nowoczesnej kolonizacji. Konne — (tzn. jednokonne) gospodarstwo chłopskie, oparte na pracy właściciela i jego rodziny, które nie wymaga stałej pomocy obcych sił roboczych — stanowi kręgosłup zdrowej gminy osadniczej”. Komisja Kolonizacyjna początkowo tworzyła przeciętnie gospodarstwa, wynoszące 15,23 ha, a później z biegiem czasu przychodzi do tego przekonania, że lepiej jest tworzyć gospodarstwa mniejsze. I oto przechodzi na tworzenie gospodarstw o wielkości 13,22 ha, a następnie na jeszcze mniejsze — 13,13 ha. Komisja Kolonizacyjna jednakże wprowadza osady półrolnicze, jak się je wtedy nazywało, które przewidywały gospodarstwa 7,7 ha, najwyżej do 7,9 ha. A więc Komisja Kolonizacyjna wprowadzała gospodarstwa o wielkości 13,5–13,2 ha i inne o wielkości 7,9 ha.</u>
<u xml:id="u-5.12" who="#SMaksymilianMalinowski">Muszę tu dla pełności obrazu przytoczyć i inny fakt. W okresie działania Komisji Kolonizacyjnej Wielkopolska i Prusy Zachodnie pokryły się siecią polskich spółek parcelacyjnych, banków ziemskich i biur pośrednictwa sprzedaży gruntów celem osiedlenia na nich drobnych rolników polskich. S. Bniński wie o tych spółkach, bankach i biurach i wie o ich działalności. I nie miał im pewno nic do zarzucenia — przeciwnie, działalność ich zawsze zna jako działalność wysoce naonczas patriotyczną polską. Otóż z urzędowej statystyki obrotu ziemią w prowincjach, objętych działalnością Komisji Kolonizacyjnej w latach 1896 do 1904, owe polskie biura, banki i spółki utworzyły 8378 polsko-chłopskich gospodarstw o łącznej powierzchni 116.000 ha, a zatem o przeciętnym obszarze 13,9 ha. Nie większe to więc były gospodarstwa (przeciętnie) od tych, które dziś stwarza polskie Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych. A zaś — czytamy w wyciągu urzędowej statystyki z lat 1896 do 1904, obok wymienionych dużych gospodarstw banki, spółki i biura polskie owego czasu rozprzedały do rąk chłopów polskich 150.500 ha ziemi, stwarzając z nich aż 35.486 małych gospodarstw, przeciętnie o 4,2 ha obszaru. Nie słyszałem, żeby się kto kiedykolwiek gniewał za to, a tym bardziej potępiał tych, którzy ową polską kolonizację dzisiejszych dzielnic zachodnich wtedy prowadzili. Więc w dzisiejszych aktach potępiania dzisiejszej działalności Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych jest jakaś inna, nie gospodarczej tylko natury myśl przewodnia i... polityka w moim przekonaniu nie odpowiadająca nie tylko duchowi czasu. Bo spojrzyjmy prawdzie w oczy i porównajmy ją z tym, co się w omawianym zakresie czyniło w wymienione wyżej lata i czasy.</u>
<u xml:id="u-5.13" who="#SMaksymilianMalinowski">Nie jestem w stanie osobiście wejrzeć w to, wszystkie gospodarstwa obrachować i wszystkie obejrzeć, ale mam wykaz urzędowy, mam dane urzędowo stwierdzone i niewątpliwie pewne i prawdziwe. Dowiaduję się z nich, że w województwach zachodnich w przeciętnym nowopowstającym z parcelacji ostatnich lat gospodarstwie ilość hektarów wynosi: na Pomorzu 13,4 ha, a w Wielkopolsce 12 ha. A zatem nie jest tak źle i nie jest gorzej od tego, co stwarzała parcelacja Komisji Kolonizacyjnej i za jej panowania parcelacja organizacyj polskich. Więc pytam: Dlaczego się mówi, że jest przerażająco źle? Czy dlatego, że reforma rolna, jak każe ustawa z r. 1925, w ogóle jest wykonywana, nawet nie w najwyższym stopniu, ale jednakże jest wykonywana, albo że wykazy imienne są przywrócone i znowu otwarcie prowadzone i to gniewa pewne grupy?</u>
<u xml:id="u-5.14" who="#SMaksymilianMalinowski">Niemal że uroczyście stwierdzają tu Panowie, że nie są przeciwni reformie rolnej. A więc czemu krytykują to, co jest czynione według ustawy rozważnie i z myślą o przyszłości, z myślą o ustaleniu bytu osadzonych na ziemi polskiej Polaków?</u>
<u xml:id="u-5.15" who="#SMaksymilianMalinowski">Wysoka Izbo! Kiedy chodzi o Państwo i o to, co powinniśmy robić, ażeby w nim umacniać żywioł, który — jak mówimy wszyscy — jest żywiołem fundamentalnym dla Państwa Polskiego jako człowiek, jako pracownik i wytwórca, jako żywiciel i jako siła obronna Państwa, czy nie powinniśmy zrobić wszystkiego, ażeby on w ciężkich swoich warunkach jak najprędzej dochodził do rozwoju, do siły, do mocy i to w warunkach możliwych? W sprawozdaniu generalnego referenta jest mowa o tym, że biedaków się osadza na ubogiej ziemi lub na ledwo uruchamianym gospodarstwie. Zapewne, nie jesteśmy tak bogaci, jak bogatą była Komisja Kolonizacyjna. Wiem ze sprawozdań i z życia, gdyż byłem bliski tych spraw i interesowałem się bardzo nimi, że Komisja Kolonizacyjna budowała wszystko kolonistom — duże murowane domy, murowane stodoły, murowane obory, budowała szosy, a jeżeli któryś z gospodarzy kolonistów miał tyle pieniędzy, że mógł sam budować, to mu zwożono cegłę, dawano furmanki na cegłę. Budowano też kolonistom owym kościoły, budowano karczmy, w których były wielkie sale na rozmaite zebrania i zabawy, budowano sklepiki i spółdzielnie mleczarskie, spółdzielcze gorzelnie.</u>
<u xml:id="u-5.16" who="#SMaksymilianMalinowski">Nas na to nie stać, a Minister stara się tylko, by jak najtańszym sposobem, bo na wszystko brak dostatku pieniądza, budować dach nad głową człowieka i jego dobytku, by się nie gnieździli w ziemiankach. Ileż za te skromne, i moim zdaniem, nie odpowiadające ogólnemu obrazowi Pomorza budynki z pobudki inteligencji, z pobudki elity tych okolic rzucono między lud oszczerstw i doprawdy brzydkich pomawiań! To jest robota budująca?</u>
<u xml:id="u-5.17" who="#SMaksymilianMalinowski">Proszę zapytać tych, którzy na 4 ha na Pomorzu siedzą, że jeszcze potrafią zaoszczędzić tyle, że nie tylko sami się wyżywią, ale jeszcze rodzinę swoją wyposażą i dokupują ziemi. Cała historia nasza w b. zaborze rosyjskim musi stwierdzić, że tak zawsze było. Grabski w swoich książkach, które jeszcze dawniej pisał, podkreśla bardzo wyraźnie, że od r. 1864 do r. 1890 około 1.000.000 hektarów czy morgów — nie pamiętam w tej chwili dokładnie — chłopi sami kupili, bo na małym swoim potrafili oszczędzać i dorobili się do tego, że mogli ziemię dokupywać. Widzimy w ten sam sposób, że dorabiają się powoli i stopniowo nowi nasi osadnicy na Pomorzu. I rozumiem, że Minister dobrze zrobił, że postawił tym ludziom 1.200 bardzo skromnych budynków, by od razu nie byli bez dachu. W r. 1925, kiedyśmy jako komisja sejmowa objeżdżali kolonie Pomorza, widzieliśmy, jak nasi ówcześni osadnicy siedzieli w ziemiankach. Niemcy się z tego wyśmiewali. Tak, nie bogaciśmy, ale lepiej siedzieć pod dachem, choćby w drewnianym budynku. Chłop pracą swoją z biegiem czasu zamieni te budynki na większe i nawet murowane. Lecz nie jest mądrością stanu złorzeczyć i wyśmiewać, kto chroni chłopa bodajby na razie w drewnianym i nawet w za szczupłym budynku.</u>
<u xml:id="u-5.18" who="#SMaksymilianMalinowski">W tych dniach jeden z naszych uczonych, profesor Schmidt z Krakowa, miał odczyt u nas w Kole Rolników i postawił dwie tezy: jedna teza, że najwięcej dochodu społecznego pozostawia ze swej pracy ten nawet najmniejszy rolnik. Jestem tego samego zdania, bo przez wiele lat żywota swojego patrzyłem na to, widziałem tysiączne tego przykłady i musiałem nieraz podziwiać twardy znój, stwarzający narastanie dochodu tego drobnego nieraz gospodarstwa, z którego powstawały później większe i mnożące się w rękach chłopskich. A wielka własność w b. Kongresówce malała najpierw od okresu r. 1864 w ciągu lat osiemdziesiątych, a potem w czasie złej dla siebie koniunktury lat dziewięćdziesiątych i do dziś... Nie polityka tego przyczyną, ale momenty gospodarczej natury. Mądrość też polskiego męża stanu musi prowadzić po linii wspierania tego, co stało się koniecznością dziejową. Dobrze uczyniły Czechy, Łotwa, Litwa, Estonia, że załatwiły się z tą sprawą bezapelacyjnie, szybko i wszechstronnie umocowaniem gospodarczym nowego stanu rzeczy.</u>
<u xml:id="u-5.19" who="#SMaksymilianMalinowski">P. referent generalny, s. Roztworowski, wypowiedział zdanie o potrzebie realizowania podnoszenia produkcyjności polskich gospodarstw rolnych, jako o zadaniu Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych, a s. Leszczyński postawił na komisji rezolucję o potrzebie wzmożenia wytwórczości rolnej. Będziemy uchwalali pewnie tę rezolucję — o potrzebie wzmożenia podnoszenia produkcyjności. Głosowałem za tym na komisji nie myśląc, by to była rezolucja polityczna, bo komuż z nas nie chodzi o to, by wzmóc produkcyjność naszej ziemi do stopnia możliwie najwyższego? Ale muszę powiedzieć, że Ministerstwo już dziś robi bardzo wiele i coraz więcej w granicach swoich możliwości. Widzimy, że postawiło jednak sprawę organizacji produkcji mleczarstwa na bardzo wysokim poziomie i na właściwej drodze. Nikt przeciwko temu nie będzie miał nic. Dwa lata temu, to samo Ministerstwo zrobiło dużą rzecz: uregulowanie handlu jajami, a prawie jednocześnie zorganizowało zbyt żywizny i bekonów. Zorganizowało je w skali międzynarodowej na bardzo wysokim poziomie: wywozimy swoje przetwory mięsne do Anglii, do Stanów Zjednoczonych, nawet gdzieś na południe Azji. Ministerstwo Rolnictwa zrobiło jeszcze inną rzecz: w Gdyni w zeszłym roku wystawiło wielki spichlerz przeładunkowy dla płodów rolnych za granicę kosztem 3 milionów złotych. W Warszawie powstała chłodnia, wystawiona dla rolników z okolic podstołecznych; korzystają oni już z tej chłodni albo z chłodni, którą im specjalnie po myśli Ministerstwa Rolnictwa oddało miasto, w której jabłka swoje przechowują, ażeby nie sprzedawać wtedy, kiedy za byle co musieliby je sprzedać. Nie będę tutaj wyliczał wielu jeszcze rzeczy, innych posunięć i czynów Ministerstwa. Idziemy pod tym względem naprzód dość szybko, jak tylko można. Wiemy, że Ministerstwo Rolnictwa pragnie jak największego rozpowszechnienia po wsiach narzędzi rolniczych. I p. prof. Schmidt jako drugą swoją tezę stawia potrzebę podniesienia mechanizacji rolnictwa razem z podniesieniem zużycia nawozów sztucznych. Co do tej mechanizacji, to dostał p. Minister w tym roku ledwie 250.000 zł na to, ażeby te pługi i narzędzia, które podczas wojny chłopi utracili, i nowoczesną mechanizację rolnictwa wprowadzić. Takimi drobiazgami robimy te rzeczy, bo nas — powiadają — nie stać na więcej, bo rolnictwo wciąż traktujemy jak kopciuszka. Produkcyjności rolnictwa swojego nie możemy podnieść przez wprowadzenie technicznego rozwoju, bo na to chłopi nie mają, a Ministerstwo także nie ma; na przemysł, na rozbudowę miast jest, ile potrzeba, na rolnictwo brak.</u>
<u xml:id="u-5.20" who="#SMaksymilianMalinowski">Przechodzę do nawozów sztucznych. Chłopi na nawozach sztucznych bardzo dużo stracili. Był czas — lata 1928 i 1929, kiedy Bank Rolny propagował na wysoką skalę przez wszystkie organizacje: brać jak najwięcej. I chłopi brali, podpisywali weksle, a później zadłużenie to kością w gardle im stanęło. Teraz się boją, a zresztą nawozy sztuczne nie są do tego stopnia obniżone w swej cenie, by rolnictwo drobne mogło je brać pewne ich opłacalności. Chłopi też nie są jeszcze tak zorganizowani, by nie potrzebowali bać się znowu tego, co tak niedawno przeżyli. Czy krytykujący samo Ministerstwo Rolnictwa nie powinni zwrócić na to wszystko uwagi?</u>
<u xml:id="u-5.21" who="#SMaksymilianMalinowski">Tak jest z rozmaitymi rzeczami. Uważam, że dzisiejsze Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych zrobiło niesłychanie dużo przez możliwie najwyższe oddłużenie. A przecież nie od Ministerstwa Rolnictwa tylko zależy oddłużenie; zależy ono przede wszystkim od Ministerstwa Skarbu. W tej chwili widzimy, jak się z tym Ministerstwem boryka specjalna komisja sejmowa, obradująca nad oddłużeniem rolnictwa. Muszę powiedzieć, że w bardzo wielu rzeczach p. Minister Skarbu sprzyja tendencjom, intencjom, chęciom i programowi p. Ministra Poniatowskiego.</u>
<u xml:id="u-5.22" who="#SMaksymilianMalinowski">Nie chcę czytać długo, ponieważ boję się o te swoje pół godziny.</u>
</div>
<div xml:id="div-6">
<u xml:id="u-6.0" who="#Marszałek">Już tylko 5 minut Pan ma.</u>
<u xml:id="u-6.1" who="#komentarz">(Wesołość.)</u>
</div>
<div xml:id="div-7">
<u xml:id="u-7.0" who="#SMaksymilianMalinowski">Boże kochany, boję się więc... czasu brak, więc powiem tylko, że w ciągu ostatnich dwu lat różnych długów drobnemu rolnictwu umorzono w sumie 249 milionów złotych. Zadłużenie 110.288 dłużników na ogólną kwotę 333,2 milionów złotych zmniejszono z art. 16 ustawy oddłużeniowej z 1934 r. do sumy 191,9 miliona złotych. I tak wiele innych. Dla rolnictwa to już bardzo wiele. Dla Pomorza i Wielkopolski oddłużenie rentowe i inne także wiele uczyni. Nad projektem w tym względzie Ministerstwa Rolnictwa będziemy obradowali w przyszły wtorek. Dlaczegóż więc tych właśnie prac obecnego Ministerstwa nie uwzględniamy?</u>
<u xml:id="u-7.1" who="#SMaksymilianMalinowski">Najważniejszą rzeczą jest stawiać na człowieka, najważniejszą rzeczą jest, aby człowiek podniósł się wzwyż, by swoim własnym rozumem — nie tylko z nastawienia państwowego albo organizacyjnego — ale własnym rozumem, własnym oświeconym umysłem, twórczą myślą swoją mógł działać. Ja przeszedłem te czasy, kiedy obudzenie tej twórczej, samodzielnej myśli dokonywało wielkich rzeczy — cudów po prostu. Muszę powiedzieć, że Ministerstwo Rolnictwa w ostatnie dwa lata uczyniło wiele.</u>
<u xml:id="u-7.2" who="#SMaksymilianMalinowski">Proszę Panów, ś. p. Mikułowski-Pomorski — człowiek dużej miary, rozumiał, czym trzeba podnosić ludność rolniczą, dlatego wprowadził tzw. akcję „przysposobienia rolniczego”. Już w 1933 r. opieką tą, wszelką opieką nad wsią było objętych 3.785 gospodarstw chłopskich, w r. 1934 — 5.370, a w r. 1936 — 13.562 i dalej w r. 1937 już 16.984. To zasługa obecnego Ministerstwa. Na r. 1938 cyfra ta jest znacznie podniesiona. Samo przysposobienie rolnicze w r. 1933 miało zespołów 5.386, w r. 1937 — 7.132, w r. 1938 rozpoczęło już pracę wśród 11.275 zespołów, mających 84.184 uczniów czy uczestników. Całą tą organizacją opiekuje się Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych.</u>
<u xml:id="u-7.3" who="#SMaksymilianMalinowski">Co do instruktorów, których Ministerstwo to przez izby rolnicze bezpośrednio wprowadza, to i ich liczba zwiększa się: w r. 1935 było 102, a w r. 1937 już 197. Zupełnie taki sam stosunek zachodzi z kołami gospodyń wiejskich. W r. 1937 mieliśmy ich 4.241 z ilością członkiń 84.103. Praca więc nad podwyższeniem poziomu intelektualnego i przysposobienia rolniczego wsi ożywia się z każdym rokiem. Same kursa przetwórstwa i rękodzielnictwa wiejskiego w roku ubiegłym odbyły się w kraju w 2.522 zespołach wobec 18.431 uczestniczek.</u>
<u xml:id="u-7.4" who="#SMaksymilianMalinowski">Sama wreszcie znaczna liczba projektów ustawowych, mających regulować stosunki rolnicze w kraju albo ułatwiać rolnictwu życie i rozwój, świadczą, że Ministerstwo Rolnictwa czuwa nad potrzebami tego działu życia gospodarczego Państwa, a tego wszystkiego za metody szkodliwe i za cele szkodliwe polityki p. Ministra uważać nie można.</u>
<u xml:id="u-7.5" who="#SMaksymilianMalinowski">Wysoka Izbo! Na Komisji Budżetowej, nie wiem dlaczego, nie wiem z jakich pobudek, samo ono po swojemu, dla siebie, ze swoich ambicyj czy swoich tendencyj propaguje szkolnictwo, czy swoich tendencyj, propaguje szkolnictwo ogólne, zwłaszcza uniwersytety wiejskie. Mamy 148 szkół drobnego rolnictwa, które zamieniono — nie wiem czemu, nie wiem dla jakich powodów — na „przysposobienie rolnicze”, by młodzież rolniczą, metodą wieku XVIII uczono tylko szczepić drzewka, używać narzędzi swojego zawodu. To przysposobienie rolnicze dzisiejsze, które zainicjował ś. p. Mikułowski — Pomorski, a które, jak to wyżej mówiłem propaguje dziś Ministerstwo Rolnictwa i już kilkadziesiąt tysięcy ludzi sposobi na postępowych rolników, to więcej znaczy niż owe 148 szkół przysposobienia rolniczego, skupiające około 7.000 uczniów. Te szkoły przysposobienia rolniczego trzeba zamienić na uniwersytety wiejskie. Tak jest. Dadzą one wsi polskiej więcej.</u>
<u xml:id="u-7.6" who="#SMaksymilianMalinowski">Dobrze czyni Ministerstwo, gdy zakłada uniwersytety wiejskie. Dowolne nauczanie w takich szkołach dało rolnictwu duńskiemu bardzo wysoki rozwój. I Czesi od wielu lat praktykują u siebie nauczanie ogólne (nie przysposobienie rolnicze) w swoich szkołach rolniczych, a następnie przez tzw. „swobodne uczenia selskie”. Dlaczego my się boimy nauki, wiedzy na wsi? Nie dała ona komunizmu ani Danii, ani Czechom, nie da i nam.</u>
<u xml:id="u-7.7" who="#SMaksymilianMalinowski">Czy we wszystkim powyższym ja staję w obronie p. Ministra Poniatowskiego? Nie! On mojej obrony nie potrzebuje. Występuję w przekonaniu, że te tendencje, które są dzisiaj u nas na terenie Sejmu i Senatu, nie są opinią społeczną, nie są zgodne z tą opinią, która w całym kraju istnieje. Opinię tę trzeba uważać za opinię pewnych polityków.</u>
<u xml:id="u-7.8" who="#SMaksymilianMalinowski">Panowie ci nieraz powtarzają nam o wielkości zmarłego Marszałka. Powinni jednakże szanować i to Jego powiedzenie w 1914 r., które w odezwie swej z dnia 6 sierpnia wypowiedział w Kielcach: „Kadry armii polskiej wkroczyły na ziemię Królestwa Polskiego, zajmując ją na rzecz jej właściwego istotnego jedynego gospodarza — Judu polskiego, który ją swoją krwawicą użyźnił i wzbogacił”. Tak, ów lud jest gospodarzem Polski i o stworzenie jego mocy dbać trzeba.</u>
<u xml:id="u-7.9" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-8">
<u xml:id="u-8.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Hasbach.</u>
</div>
<div xml:id="div-9">
<u xml:id="u-9.0" who="#SHasbach">Wysoki Senacie! Już podczas rozprawy ogólnej niektórzy mówcy poruszyli sprawę rolnictwa, reformy rolnej w szerokich ramach ogólnych życiowych zagadnień Państwa. Dzisiejszy dzień daje nam możność wniknąć głębiej w samo sedno problemu, który niewątpliwie jest problemem państwowym.</u>
<u xml:id="u-9.1" who="#SHasbach">Zapewne w żadnym innym kraju nie rzuca się tak, jak u nas, w oczy fakt, że prawie każdego mieszkańca Polski łączy cośkolwiek ze wsią, z ziemią, która nas nosi. Wiejska ludność Polski wynosi 70% ogólnej ludności całego kraju. Kto w Polsce prowadzi gospodarstwo rolne i w pierwszym rzędzie sam chce się wyżywić, musi przez zamianę swych produktów nabyć wszystko to, co mu jest potrzebne dla utrzymania swego warsztatu pracy i swego gospodarstwa domowego i dopiero nadwyżka, o ile istnieje, może służyć eksportowi i tym samym do uzyskania dewiz dla Państwa. Na czele wszelkich dążeń w rolnictwie winno zatem stać żądanie wzmożonej produkcji ziemiopłodów, bydła wszelkiego rodzaju i drobiu oraz jego uszlachetnionych produktów, jak masło, jaja, mleko i wełna. Regulacja wszystkich tych spraw wchodzi w zakres Ministerstwa Rolnictwa. Ono jest możnym zastępcą wszystkich zagadnień, dotyczących rolnictwa. Tak powinno być. Już nieraz wysuwałem pytanie, czy tak jest istotnie? Zacznę od popierania produkcji ziemiopłodów cerealij i okopowych.</u>
<u xml:id="u-9.2" who="#SHasbach">Nie chcę ulec samozłudzeniu przez oficjalne statystyki, które nam od czasu do czasu dowodzą, że ogólna produkcja wzrosła. Jako zawodowy rolnik twierdzę, że wziąwszy przeciętną naszego kraju co do roli, kultury rolnej, jak i racjonalnego stosowania wszelkich środków pomocniczych, jak nawozy sztuczne, sztuczna pasza — to tkwimy jeszcze głęboko w początkach. Były minister Tadeusz Lechnicki wydał bardzo interesującą książkę o zagadnieniach gospodarczych. Jeden tylko fakt chciałbym tu przytoczyć z tych wywodów: Zużycie sztucznych nawozów w Finlandii np. wzrosło w latach od 1932 do 1935 o przeszło 100%. Dalej czytamy, że chłop finlandzki sprowadza sztuczne nawozy po części z Polski. A teraz najciekawsze: Polskie fabryki sztucznego nawozu sprzedają chłopu polskiemu nawozy sztuczne o 50% drożej, niż chłopu finlandzkiemu. Czy wobec tego nie jest słuszne żądanie natychmiastowego obniżenia cen sztucznego nawozu i to natychmiast w przeciągu najbliższych dni, ażeby chłop polski mógł się zaopatrzyć w sztuczny nawóz tam, gdzie naturalny nawóz nie wystarcza?</u>
<u xml:id="u-9.3" who="#SHasbach">Proszę Panów, mieliśmy częściowo bardzo złe zbiory. Brak słomy jest bardzo wielki i cena wzrosła od 5 do 6 zł za kwintal. To jest cena, którą dawniej się płaciło za siano pierwszego pokosu. W następstwie tych cen nastąpiła zniżka produkcji nawozu zwierzęcego, która się odbije nie tylko w tym roku, ale co najmniej przez 3 lata. I tu winien sztuczny nawóz koniecznie zastąpić brak zwierzęcego. Zapytuję, czy Ministerstwo Rolnictwa coś zarządziło w tym kierunku? Nie potrzebujemy się obawiać, że mając dobre zbiory wyprodukujemy zbyt dużo. Nadwyżka ponad normalne zbiory ma zawsze niskie koszty produkcji, bo koszty uprawy są te same. Ta nadwyżka winna — o ile ceny na rynku światowym utrudniają eksport — być przerobiona przez bydło, nierogaciznę i owce na wysokowartościowe produkty. Konsumcja bekonów się podniosła, eksport również, ale żądamy od p. Ministra Rolnictwa, by dbał o to, ażeby przy fabrykacji bekonów i przy ich eksporcie zysk przypadł w pierwszym rzędzie producentowi, a dopiero potem handlarzowi.</u>
<u xml:id="u-9.4" who="#SHasbach">A teraz kilka słów o hodowli owiec. Urodziłem się na wsi w dawnej Rosji jako syn fabrykanta sukna i przypominam sobie, jaką rolę odgrywała wówczas, przed 40 laty na rynku tzw. polska wełna, tak pod względem jakościowym jak i ilościowym. Gdzie się podziały te ogromne stada owiec, które wtedy dostarczały tysięcy centnarów wełny? Oczywiście wojna dużo zniszczyła, ale gdzie jest odbudowa hodowli owiec w polskich majątkach, co Ministerstwo Rolnictwa uczyniło w tym kierunku? Jeszcze dziś mamy wielkie obszary w kraju, które wprawdzie nie wyżywią bydła, ale nadają się do produkcji wełny owczej i mięsa owczego. Tylko 5% ogólnej ilości wełny przerabianej w fabrykach polskich pochodzi z produkcji krajowej. To jest zastraszający fakt. Co się stanie, jeżeli dziś wybuchnie wojna? Fabryki mają tylko bardzo małe zapasy, a zatem koniecznością jest popieranie hodowli owiec za wszelką cenę. Przyczyniłaby się do tego również znaczniejsza niż dotychczas domieszka do fabrykacji krajowej wełny. Winna nastąpić koncentracja handlu wełną na rynkach. Poznań już zrobił w tym kierunku początek. Eksport baraniny do Francji winien też znaleźć poparcie. Hodowcy winni otrzymywać premie zarówno za produkcję wełny, jak i za produkcję wysoko-wartościowej baraniny eksportowej. Charakterystycznym jest, że starania hodowców owiec spotkały się z pełnym zrozumieniem ze strony Ministerstwa Spraw 'Wojskowych oraz Ministerstwa Przemysłu i Handlu. I tu powtarzam moje pytanie: Co zamierza Pan Minister Rolnictwa uczynić dla poparcia hodowli owiec? Czy gotów jest np. zażądać od Ministra Skarbu funduszów na premie dla obecnie tuczonych owiec eksportowych? Tuczenie owiec jest zajęciem sezonowym i w maju tego roku ten sezon się kończy, dlatego to żądanie jest bardzo ważne.</u>
<u xml:id="u-9.5" who="#SHasbach">Rolnictwo polskie z dumą mówić może o swej hodowli koni. Wyniki jej znane są daleko poza granicami kraju. Wszystkie działy Rządu gotowe są poprzeć hodowlę koni, tylko p. Minister Rolnictwa zapomina, że szlachetna hodowla koni dla kawalerii leży w pierwszym rzędzie w doświadczonych rękach właścicieli większych majątków, którzy jedynie są w stanie ponieść ryzyko, z jakim połączona jest hodowla konia szlachetnego. Postępująca reforma rolna utrudnia coraz bardziej krajową hodowlę koni i to samo dotyczy również hodowli owiec. Doświadczenia wykazały, że przyjęcie owczarza opłaca się dopiero przy 300 owcach rodowych. Oczywiście im większe jest stado, tym bardziej opłaca się hodowla.</u>
<u xml:id="u-9.6" who="#SHasbach">Tempo przeprowadzenia reformy rolnej nie liczy się z tymi dla obrony Państwa tak ważnymi działami rolnictwa, tu winien p. Minister Spraw Wojskowych założyć swoje veto.</u>
<u xml:id="u-9.7" who="#SHasbach">A teraz przechodzę do reformy rolnej. Moje dotychczasowe wywody pokazały Panom, że samowystarczalność Rzeczypospolitej Polskiej w dziedzinie różnych produktów rolniczych możliwa jest dopiero przy zdrowej różnorodności gospodarstw o różnych wielkościach, a zatem i przy obecności wielkich posiadłości. Oczywiście nadmiar ludności wiejskiej winien być ulokowany w jakikolwiek zadowalający sposób. Ale utopią jest mniemanie, jakoby ten cel osiągnięty być mógł jedynie za pomocą osadnictwa, które prowadzić musi do całkowitego rozbicia wielkiej posiadłości. Dlatego każdego szczerego obywatela obecnie stosowana polityka reformy rolnej, która zwłaszcza w ostatnich latach wymaga coraz to większych obszarów od wielkiej posiadłości ziemskiej, ogarnia głęboką troską. Od strony najbardziej miarodajnej, jak i z Ministerstwa Spraw Wojskowych skierowano zarówno pod adresem polskiej opinii publicznej, jak i do p. Ministra Rolnictwa ostrzeżenie, gdyż jest to publiczną tajemnicą, że nawet całkowita likwidacja wielkich majątków ziemskich nie da dostatecznie wiele ziemi osadniczej dla zniesienia przeludnienia wsi. I dlatego uważamy hasło umieszczenia nadmiaru ludności wiejskiej na terenach odebranych wielkiej posiadłości za bardzo niebezpieczne. Hasło to wywołać musi u ludności wiejskiej wrażenie przyrzeczenia, które nigdy nie zostanie spełnione. A niespełnione przyrzeczenia wywołują niezadowolenie i w następstwie anarchię.</u>
<u xml:id="u-9.8" who="#SHasbach">Obok strony gospodarczej i polityczno-populacyjnej reformy rolnej istnieje dla nas Niemców w Polsce jeszcze strona polityczno-narodowa. Już w latach ubiegłych kilkakrotnie miałem okazję do złożenia skargi z powodu stosowania reformy rolnej w dzielnicy zachodniej, szczególnie zaś z powodu niesłychanie silnego obciążenia własności niemieckiej reformą rolną. Mniejszość niemiecka w Polsce i w tym roku z przerażeniem stwierdzić musiała, że się w sposobie stosowania reformy rolnej nic nie zmieniło. Z ogólnego obszaru zażądanego w tym roku na kresach zachodnich przypada 62% na własność niemiecką i tylko 38% na własność polską. Ogółem zaś zażądano od czasu istnienia ustawy o reformie rolnej, tj. od r. 1926, od Niemców 110.000 ha, tj. 66%, a od Polaków tylko 55.700 ha, czyli 34%. Do tych liczb dodać muszę jeszcze dwie inne. Z ogólnego istniejącego zapasu ziemi na Pomorzu i w Poznańskiem znajdowało się w r. 1926 w rękach polskich 412.000 ha, tj. 62%, a w niemieckich tylko 261.000 ha, czyli 38%. Z liczb tych Panowie widzą, że parcelacja nastąpiła wprost w odwrotnym stosunku do podziału posiadłości. Przy sprawiedliwym przeprowadzeniu reformy rolnej Niemcy powinni byli oddać tylko 50.000 ha, a więc zabrano nam 60.000 ha za dużo. Moi polscy koledzy, a poza nimi wielu polskich dziennikarzy i publicystów przeciwstawi liczbom tym twierdzenie, że niemiecka własność ziemska z tego powodu winna oddać więcej ziemi na parcelację, że procentowy stosunek własności, tj. obszaru, znajdującego się w rękach niemieckich, nie odpowiada procentowemu stosunkowi ludności. Nawet s. Jeszke wczoraj w tym sensie przemawiał. A zatem twierdzi się, że ponieważ kresy zachodnie mają tylko 10% ludności niemieckiej, zatem i posiadłość niemiecka nie powinna wynosić więcej niż 10%. Twierdzenie to jest tak samo fałszywe, jak bezsensowne i dowodzi tylko, że wszyscy, którzy je wysuwają, albo nie znają historii rozwoju Niemców w Polsce, albo ją zapomnieli.</u>
<u xml:id="u-9.9" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Kwaśniewski.)</u>
<u xml:id="u-9.10" who="#SHasbach">Pytam Was, proszę Panów, dlaczego mamy dziś na kresach zachodnich tylko jeszcze 10% ludności niemieckiej? Każdy szczery człowiek wie, że odpowiedź brzmi: dlatego, że w latach ubiegłych, kiedy jeszcze stosunek do naszego zachodniego sąsiada był naprężony, wszelkie możliwe środki stosowane były względem Niemców, aby ich udział w ludności kresów zachodnich obniżyć. Dziś na kresach zachodnich nie ma kolejarzy, nie ma urzędników poczty, nie ma urzędników komunalnych, nie ma urzędników administracyjnych, nie ma urzędników i pracowników w półpaństwowych przedsiębiorstwach itd. itd., którzy się przyznają do narodowości niemieckiej. Gdyby nam, Niemcom, dano możność zarobku wszędzie tam, gdzie dziś pracują wyłącznie Polacy, to i dziś jeszcze udział ludności niemieckiej byłby tak duży, że nie można by było nam powiedzieć: Macie za dużo ziemi. Ale najpierw sztucznie obniżono udział ludności niemieckiej, a teraz woła się: Macie za dużo ziemi i jeszcze tej chcecie nas pozbawić.</u>
<u xml:id="u-9.11" who="#SHasbach">Musiałem sprawy te dziś poruszyć, aby tym z moich polskich współobywateli, którzy w swoim szowinistycznym zaślepieniu uważają, iż muszą fakty odwrócić do góry nogami, aby im z tej trybuny senackiej powiedzieć, że nieprawdą jest twierdzenie o zbyt wielkiej posiadłości niemieckiej w Polsce i że my mimo wszystko własności naszej będziemy bronić.</u>
<u xml:id="u-9.12" who="#SHasbach">Oprócz tego jeszcze na jedną ciężką troskę specjalnie niemieckiej mniejszości muszę wskazać. Aczkolwiek własność niemiecka szczególnie dużo ziemi oddała na cele reformy rolnej, skutkiem czego jej teren życiowy doznał poważnego ograniczenia, to na nowopowstałych gospodarstwach chłopskich nie ma prawie ani jednego przedstawiciela tejże mniejszości. Już w przemówieniach moich z lat ubiegłych podkreślałem kilkakrotnie z naciskiem, że nie tylko wieś polska ma nadmiar ludności, ale i nasze wsie wykazują co najmniej te same objawy — twierdzę — w jeszcze większym stopniu, gdyż, jak już powiedziałem, dla synów naszych niemieckich chłopów wszystkie drogi do zawodów państwowych lub półpaństwowych są zamknięte i pozostaje im wyłącznie tylko rolnictwo i rzemiosło. Dotychczasowe stosowanie polityki rolnej pokazało nam, że władze wojewódzkie na Pomorzu i w Poznańskiem nie życzą sobie osadników Niemców.</u>
<u xml:id="u-9.13" who="#komentarz">(S. Sieroszewski: Słusznie.)</u>
<u xml:id="u-9.14" who="#SHasbach">Co zresztą urzędnicy powiatowych urzędów ziemskich często sami zupełnie jawnie i otwarcie oświadczali. Mniejszość niemiecka nie może się zgodzić na takie stosowanie polityki rolnej.</u>
<u xml:id="u-9.15" who="#SHasbach">Jeszcze na jeden objaw polityki agrarnej przy wykupie przymusowym przez urzędy ziemskie muszę się uskarżyć. Ceny, jakie obecnie płacone są za odebrane obszary, są absolutnie niewystarczające i oznaczają całkowitą utratę majątku przez dotkniętego parcelacją. Obecnie płaci się za ha od 300 do 700 zł. Dopiero niedawno dowiedziałem się, że za majątek w powiecie inowrocławskim, który posiada grunt tylko pierwszej i drugiej klasy i który znajduje się w najwyższym stanie kultury, płacono tylko 640 zł za ha. Podział Polski na Polskę A i Polskę B dowodzi, że sam Rząd przyznaje, iż Polska A ma wyższy poziom kulturalny, niż Polska B. P. Minister Poniatowski oświadczył w Sejmie, że podniesienie jednego ha ziemi na kresach wschodnich do poziomu kresów zachodnich spowodowałoby co najmniej 1.000 zł kosztów. Jeżeli jednak, jak już powiedziałem, za jeden ha najlepsze ziemi kujawskiej płacono tylko 640 zł, to wolno mi zapytać uprzejmie, ileż też kosztuje jeden ha ziemi na kresach wschodnich? Opierając się na tym przykładzie energicznie protestuję przeciwko polityce cen przy parcelacji przymusowej na kresach zachodnich i reasumując stwierdzić muszę, że ani Państwu, ani obywatelom dotychczas z reformy rolnej nie powstała żadna korzyść i dlatego głosowania za budżetem Ministra Rolnictwa pogodzić z sumieniem nie mogę.</u>
<u xml:id="u-9.16" who="#SHasbach">Część moich wywodów mogłaby wywołać wrażenie, jakobym chciał w pierwszym rzędzie uratować własność niemiecką przed parcelacją. Tak nie jest. Jako rolnik i obywatel polski, potępiam wszelkie zniszczenie dobrze zagospodarowanego warsztatu rolnego bez względu na to, czy właścicielem jest Niemiec, czy Polak.</u>
<u xml:id="u-9.17" who="#SHasbach">Ponieważ interesy rolnictwa i przeważające socjalne tendencje reformy rolnej z konieczności kolidują, uważam, iż leży w interesie obydwu zagadnień jak i Państwa, ażeby — jak to dawniej miało miejsce — portfel ministra rolnictwa i reform rolnych znajdował się w dwóch oddzielnych rękach. Państwu Polskiemu konieczny jest minister, który by bronił sans phrase interesów rolnictwa.</u>
</div>
<div xml:id="div-10">
<u xml:id="u-10.0" who="#WicemarszałekKwaśniewski">Głos ma s. Plocek.</u>
</div>
<div xml:id="div-11">
<u xml:id="u-11.0" who="#SPlocek">Wysoki Senacie! Wsłuchując się w tegoroczne debaty budżetowe tak w Sejmie, jak i w Senacie i wczytując się w przeróżne na ten temat odgłosy prasy, mimo woli przypominają mi się okresy najbujniejszego sejmowładztwa i rozdrobnienia na przeróżne grupy i grupeczki parlamentarne. Odnosi się wrażenie, że w wielu wypadkach przemówienia naszych kolegów w Sejmie i w Senacie obliczone są na efekt i że wysilają się oni, aby niejednokrotnie nieistotnym przedstawieniem sprawy uderzyć w tego czy innego niemiłego sobie ministra. A najwięcej może mamy przemówień i ataków ze strony niepowołanych opiekunów wsi na politykę Ministra Rolnictwa. Rozumiem, że na to tu siedzimy, aby śmiało wypowiadać się o polityce tego czy innego resortu, ale w tej krytyce obowiązywać nas winna całkowita bezstronność, a nie miła czy niewygodna osoba ministra.</u>
<u xml:id="u-11.1" who="#SPlocek">Jeśli krytykuje się działalność danego ministra, to chciało by się usłyszeć nie tylko to, co źle robi, ale również, jak robić powinien, aby w Polsce było lepiej.</u>
<u xml:id="u-11.2" who="#SPlocek">Wysoki Senacie! Jestem w tej Wysokiej Izbie, zdaje się, jedynym obok kolegów Serożyńskiego i Lachowskiego prawdziwym chłopem od pługa i specjalnie politykiem nigdy nie byłem. To, co chcę powiedzieć, stanowi moje własne zdanie, niepowodowane żadnymi ubocznymi wpływami. Chcę po prostu po chłopsku na podstawie moich własnych spostrzeżeń wypowiedzieć, co myślę i co wieś myśli o polityce Ministra Rolnictwa. Do wypowiedzenia tego uprawnia mnie to, że przebywam stale w środowisku wiejskim i mam ciągły kontakt z rolnikami, a poza tym pracuję w różnych instytucjach rolniczych, jak w zarządzie izby rolniczej, w zarządzie wojewódzkiego Towarzystwa Organizacji i Kółek Rolniczych, w okręgowym Towarzystwie Organizacji i Kółek Rolniczych, w wydziale powiatowym, jak również biorę czynny udział w różnych pracach społecznych na terenie wiejskim. Moich spostrzeżeń nie opieram na papierowej pisaninie o doli i niedoli wiejskiej, a biorę z żywego życia wsi i dlatego twierdzę, że polityka Ministra Rolnictwa wbrew wszystkim zarzutom dla rolnictwa, a specjalnie drobnego jest słuszna, mądra i przewidująca.</u>
<u xml:id="u-11.3" who="#SPlocek">Nie mógłbym nie powiedzieć, że w Polsce, a szczególnie na wsi jest dobrze. Bieda na wsi, a szczególnie w karłowatych gospodarstwach, jak była, tak i jest. Ogólny poziom życia na wsi jest zatrważająco niski. Ale zdać sobie sprawę musi każdy, kto zna stosunki wiejskie, że nawet genialny minister, o ile nie jest cudotwórcą, nie potrafi z dnia na dzień rozwiązać tego, aby na jednym czy dwóch hektarach mogło się znośnie powodzić rolnikowi, obarczonemu do tego przeważnie liczną rodziną. Niejednokrotnie to, co korzystne jest dla rolnika większego, bije rikoszetem w karłowatego. I słusznie zaznaczył p. Wicepremier Kwiatkowski, że wyraźna poprawa w rolnictwie będzie się mogła zaznaczyć dopiero wtedy, kiedy z rolnictwa żyć będzie nie z górą 70%, a 50% ludności. Trzeba jednak stworzyć takie warunki, aby te 20% nadmiaru ludności rolniczej znalazło gdzie indziej zatrudnienie i aby do minimum zredukować na wsi gospodarstwa niesamowystarczalne. Nie można oceny sytuacji w rolnictwie mierzyć gospodarstwami z gruntu chorymi, karłowatymi. Te zagadnienia nie są takie proste i łatwe do rozwiązania z dnia na dzień. Wymagają one odpowiedniego nastawienia całej naszej polityki gospodarczej, a nie tylko jednego Ministerstwa Rolnictwa, na które cała odpowiedzialność za biedę na wsi się zwala. Nie chcę tutaj bynajmniej występować w roli obrońcy Rządu, ale wydaje mi się na mój chłopski rozum, że gdyby rozwiązanie tego zagadnienia było takie łatwe i proste, to niewątpliwie nasi Ministrowie, którym nie możemy odmówić dobrej woli, rozumu i zdolności postaraliby się tak pokierować polityką gospodarczą, aby i u nas i to w krótkim czasie naprawdę wszystkim było lepiej. Zdaje mi się, że nie można powiedzieć, aby w tym kierunku nasza polityka gospodarcza nie zmierzała — chociażby Wskażę na Centralny Okręg Przemysłowy.</u>
<u xml:id="u-11.4" who="#SPlocek">Jeśli chodzi o politykę Ministerstwa Rolnictwa, to zarzuty, jakoby ona była wadliwa i nie zmierzająca do podniesienia rolnictwa — moim zdaniem — są niesłuszne, a raczej nasuwa mi się przeświadczenie, że podyktowane są one jeszcze dziś wąskimi klasowymi interesami. Bo istotnym powodem ataków jest to, że Minister Poniatowski zresztą w ramach obowiązujących ustaw parceluje. Zdaje się, że nie to, że źle parceluje, ale to, że w ogóle odważył się sięgnąć po ziemię folwarczną, wywołuje tyle złej krwi u panów konserwatystów i ich zwolenników. Mówi się dużo o wadliwej kolonizacji na Pomorzu i w Poznańskiem, o za małych, jak na tamtejsze stosunki, działkach, o domach drewnianych i stara się wmówić w opinię publiczną, że to obniży poziom kultury rolnej i tym samym osłabi nasze zdolności aprowizacyjne. Niewątpliwie, że pierwsze lata dla kolonistów bywają trudne i ciężkie, ale chłop, proszę Państwa, szybko tę chorobę przejdzie i jak to poważni ekonomiści nasi, jak np. ś. p. Władysław Grabski, udowadniają, drobny rolnik nie tylko że tyle samo, ale nawet więcej potrafi z tejże morgi wygospodarować, może nie w zbożu, ale w mleku, trzodzie, drobiu, jajach i warzywach.</u>
<u xml:id="u-11.5" who="#SPlocek">Polska jest jedna dla wszystkich Polaków i nie powinno być takich anomalij, by np. w Małopolsce żył chłop na 1 czy 2 ha, a na Pomorzu czy w Poznańskiem koniecznie na 20 czy więcej ha. Roztkliwiają się niektórzy z Panów nad niedolą kolonisty przerzuconego nagle z 1 czy 2 ha na pięciokrotnie nieraz większe gospodarstwo, ale zdaje mi się, że chyba sami koloniści nie czują się pokrzywdzeni i na pewno ze skargami chyba do nikogo nie występowali. Pewnie, że najlepiej i najidealniej by było tak im urządzić kolonie, aby weszli do całkowicie zagospodarowanego warsztatu z pełnym inwentarzem i urządzeniem, tak jak to w swoim czasie robiła pruska komisja kolonizacyjna. Ale pytam się, czy nasz skromny Fundusz Obrotowy Reformy Rolnej na to pozwala? Czy mamy inne na to środki? Ministerstwu Rolnictwa postawiłbym raczej zarzut, że za wolno posuwa się proces przebudowy ustroju rolnego. Dawniej stawiano Ministerstwu Rolnictwa zarzut małej opłacalności lasów państwowych i małych z tego tytułu dochodów Skarbu. Dzisiaj zaś, kiedy lasy poważnymi wpłatami zasilają Skarb Państwa, chce się ich eksploatację ograniczyć. Coś w tym rozumowaniu albo nie było, albo nie jest w porządku.</u>
<u xml:id="u-11.6" who="#SPlocek">Stawiane są również Ministerstwu Rolnictwa zarzuty, że niewiele robi się w kierunku podniesienia opłacalności w rolnictwie, zarzuty moim zdaniem, gołosłowne. Kto, jak nie p. Minister Poniatowski realnie podszedł do tego zagadnienia, przydzielając dogodne kredyty na akcję zagospodarowania łąk i pastwisk i w ogóle podniesienia techniki produkcji? Kto również, jak nie Minister Poniatowski wziął się poważnie do uporządkowania naszej spółdzielczości rolniczej i mleczarskiej, wyprowadzając ją stopniowo z powijaków do form odpowiadających obecnym wymogom czasu? Kto wywalcza kredyty na różnego rodzaju chłodnie, elewatory, przetwórnie? Inna rzecz, że nie zawsze wykonanie wytycznych Ministerstwa Rolnictwa pokrywa się w 100% o z intencjami Ministerstwa, ale to już wina niejednokrotnie samych wykonawców terenowych, niedostatecznie w tę intencję wnikających, albo nie chcących wnikać. I wyraźnie to sobie musimy powiedzieć: nie tylko brak nam w dostatecznej ilości dobrych pracowników agronomii społecznej, ale również brak nam wśród samego społeczeństwa rolniczego odpowiedniej i życzliwej atmosfery, tak niezbędnej do realizacji naszych poczynań nad podniesieniem kulturalnym i gospodarczym wsi. I przyznajmy się szczerze, że jeżeli tempo prac nad podniesieniem gospodarczym Polski nie jest dostateczne, to znaczną część winy przyjąć na siebie musi samo społeczeństwo.</u>
<u xml:id="u-11.7" who="#SPlocek">Zapowiedź p. Ministra Rolnictwa w sprawie reorganizacji Związku Izb i Organizacji Rolniczych i przeniesienia części agend fachowych z Ministerstwa do Związku Izb Rolniczych, zdaniem moim, przyczyni się niewątpliwie do usprawnienia i — że tak się wyrażę — uziemienia prac samorządu rolniczego. Dlatego apeluję do Pana Ministra o rychłe spełnienie zapowiedzi.</u>
<u xml:id="u-11.8" who="#SPlocek">Zarzuca się Ministerstwu Rolnictwa radykalizm i odsuwanie ziemian od prac w samorządach i organizacjach rolniczych. Proszę Państwa, chłop dzisiejszy doceniając swoją rolę w Państwie chce być, jak to już nieraz było mówione, nie tylko kierowany, ale chce również brać udział w kierowaniu. Na to nie potrzeba żadnego nastawienia z góry, to jest naturalna konsekwencja rozbudzenia się świadomości chłopskiej.</u>
<u xml:id="u-11.9" who="#SPlocek">Jakkolwiek wielu mówców tak w Sejmie, jak i w tej Wysokiej Izbie krytycznie oceniając politykę Ministra Poniatowskiego przemawiało rzekomo w imieniu całego rolnictwa, to zdaje mi się, że będę bliższy prawdy, jeśli powiem, że drobne rolnictwo, nawet to znajdujące się w szeregach opozycji ludowej, ma zaufanie do osoby i polityki Ministra Poniatowskiego, bo zna go nie od dzisiaj. I ci z Panów, którzy mają się za opiekunów drobnego rolnictwa, grubo się mylą, jeśli inaczej starają się informować opinię publiczną. Dowodem rzeczywistego ustosunkowania się całości zdrowo myślącego rolnictwa do Ministra Poniatowskiego niech będą słowa uznania, jakie padają na licznych zjazdach samorządów i organizacyj rolniczych dla jego pracy i kierunku nadanego przez niego polityce rolnej.</u>
<u xml:id="u-11.10" who="#SPlocek">Dlatego też uważam, że p. Ministra Poniatowskiego nie powinny zrażać nieraz nawet przykre słowa krytyki, bo rolnictwo, a głównie drobne ma do niego zaufanie, a to, że stał się przedmiotem ataków ze strony ambasadorów wąskich interesów klasowych, jest najlepszym dowodem, że robi, i to robi dobrze dla milionowych rzesz ludowych, a przez to i wzmacnia potęgę Państwa Polskiego.</u>
<u xml:id="u-11.11" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-12">
<u xml:id="u-12.0" who="#WicemarszałekKwaśniewski">Zarządzam przerwę do godz. 12.</u>
<u xml:id="u-12.1" who="#komentarz">(Przerwa od godz. 11 min. 40 do godz. 12 min. 5.)</u>
<u xml:id="u-12.2" who="#WicemarszałekKwaśniewski">Wznawiam posiedzenie.</u>
<u xml:id="u-12.3" who="#WicemarszałekKwaśniewski">Głos ma s. Pawlikowski.</u>
</div>
<div xml:id="div-13">
<u xml:id="u-13.0" who="#SPawlikowski">Wysoka Izbo! Już zeszłego roku, przemawiając w imieniu Ukraińskiej Reprezentacji Parlamentarnej przy budżecie Rolnictwa i Reform Rolnych, miałem sposobność przeprowadzić rzeczową analizę programu prac i zamierzeń tego Ministerstwa.</u>
<u xml:id="u-13.1" who="#SPawlikowski">Analiza moja przeprowadzona była sumiennie i wszechstronnie, bo miałem na uwadze nie tylko interesy ukraińskiego rolnictwa. Afirmując zasadnicze tezy programu, akceptując teoretyczne jego założenia, nie mogłem jednakże nie widzieć, że w świetle rzeczywistości, którą przeżywaliśmy i niestety jeszcze przeżywamy, realizacja tego programu stoi w rażącej sprzeczności z istotną jego treścią i to znowu nie tylko na odcinku rolnictwa ukraińskiego. Słowa bardzo często nie odpowiadały czynom, a metody działalności Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych nie mogły nie budzić poważnych zastrzeżeń w świecie rolniczym. Minął od tego czasu rok! Stanowisko, zajęte przeze mnie, podziela obecnie prawie że bez reszty świat rolniczy.</u>
<u xml:id="u-13.2" who="#SPawlikowski">Prace Ministerstwa Rolnictwa spotkały się w parlamencie w bieżącej sesji z ogólną krytyką. Krytyka ta, jak każdy bezstronny musi przyznać, była krytyką spokojną w formie i głęboką w treści. Taką bywa jedynie krytyka rzeczowa, a więc krytyka twórcza. Taką krytykę uprawiać mogą tylko ci, którzy umieją nie tylko trzeźwo spostrzegać pewne zjawiska, ale też umieją ocenić ich znaczenie i w chwili bieżącej i co więcej — ocenić skutki tych zjawisk w przyszłości. I znów krytyce uległy nie tyle same zasady programowe, ale raczej swoiste tych zasad przeprowadzanie, czyli więc głównie metody działalności Ministerstwa. Oczywiście, że metod swych bronił, jak zwykle, rzeczowo i spokojnie szef resortu. Widać jednak, że jego argumenty nie były zbyt przekonywujące, skoro tylko niewielka garstka parlamentarzystów stanęła po jego stronie. Ale i wśród tej drobnej garstki, zwłaszcza jeżeli chodzi o Izbę poselską, mało widzieliśmy rolników. Nie rolnicy zaś w argumentacji „pro” gubili się nawet w absurdach, do których jeszcze powrócę. Możemy przeto bez przesady stwierdzić, że rolnicze koła parlamentu, które kierują się nie tylko zasadami polityczno-doktrynalnymi, ale i gospodarczymi, wypowiedziały się zdecydowanie przeciw polityce p. Ministra Rolnictwa i Reform Rolnych i to wychodząc nie z wąskiego stanowiska klasowego, ale ze stanowiska ogólnopaństwowego, podyktowanego troską o dobro powszechne. W wyniku takiej oceny działalności Ministra Rolnictwa i Reform Rolnych musi każdy bezstronny badacz dojść do przekonania i stwierdzić, że prace Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych w wielkiej mierze ani nie wypływają z bieżących potrzeb i konieczności rolnictwa, ani też nie są dowodem zharmonizowania wysiłków świata rolniczego ze sterem resortu.</u>
<u xml:id="u-13.3" who="#SPawlikowski">Zarówno sprawozdawca Komisji Budżetowej Sejmu — przedstawiciel małej własności — jak i sprawozdawca Komisji Budżetowej Senatu — przedstawiciel wielkiej własności — nie zapoznając bynajmniej zasadniczych tez bieżącej polityki agrarnej obecnego sternika spraw rolniczych w Państwie, przeciwstawili się metodom działalności Ministerstwa, w którego pieczy pozostaje podstawowa gałąź gospodarstwa narodowego — rolnictwo. Stanowisko ich znalazło silne rzeczowe poparcie wybitnych znawców spraw agrarnych, zasiadających w obydwu Izbach parlamentu. Sprawozdawca sejmowy analizując działalność Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych doszedł do wniosku, że Ministerstwo to cechują zapędy centralistyczne i nastawienie antyspołeczne. Wskutek tego wzrasta w rolnictwie etatyzowanie prac, które mogłoby wykonać samo społeczeństwo rolnicze. Efekt takiej metody, gdyby był dodatni, mógłby częściowo usprawiedliwić samą metodę. Tymczasem efekt jej jest ujemny. Nie osiągnięto na ogół rentowności wkładów i pracy w rolnictwie, zwłaszcza na odcinku produkcji zbożowej. Upada ona w 5-leciu 1932–1936 w porównaniu z minionym 5-leciem 1927–1931, mimo że w tym ostatnim 5-leciu areał upraw zbożowych powiększył się o zwyż 440.000 ha oraz skomasowano ponad 2.000.000 ha. Równocześnie zadłużenie rolnictwa, co jest po części zrozumiałe wobec takich stosunków, nie zmniejszyło się. Na eksperymentalną politykę rolniczą stracono bezskutecznie grube miliony, w tym na akcję przebudowy ustroju rolnego, głównie w dziedzinie kolonizacji, rozpływa się coraz bardziej majątek Funduszu Obrotowego Reformy Rolnej, spadając z pierwotnej sumy ponad 1 miliard zł do połowy.</u>
<u xml:id="u-13.4" who="#SPawlikowski">Sprawozdawca senackiej Komisji Budżetowej przyłączył się na ogół do wniosków sprawozdawcy sejmowego, ilustrujących ujemny efekt działalności Ministerstwa. Jak zwykle jednak poddał p. senator sprawozdawca własnej wszechstronnej i wnikliwej analizie pracę Ministerstwa i zyskał obszerny ilustracyjny materiał chybionych wysiłków Ministerstwa, a zarazem materiał fundamentalny dla swych na ogół negatywnych ocen. W ognisku zainteresowań obu sprawozdawców stało pytanie rentowności gospodarstw rolnych, przy czym sprawozdawca senacki podkreślił wyraźnie, że tu nie chodzi o politykę wysokich cen w rolnictwie, a tylko o taką politykę, aby stosunek między cenami płodów rolnych a cenami zasobów produkcji rolniczej ukształtował się tak, by rolnictwo mogło sprostać nakładom i robiąc te nakłady wyciągnąć należytą rentę z warsztatów rolniczych — osiągnąć opłacalność. Nie bez głębszej racji uważał p. senator sprawozdawca za konieczne jeszcze i w 1938 r. przypomnieć na wstępie swego referatu znaczenie rolnictwa w całokształcie gospodarstwa narodowego w Państwie, podkreślając kluczowe znaczenie rolnictwa w systemie pozytywnych korelacyj jego rozwoju z rozwojem przemysłu, handlu i rzemiosła. Stwierdzeniem tego truizmu p. sprawozdawca dał wyraz swej troski o to, że Rząd, a zwłaszcza sternik resortu rolnictwa za mało poświęca uwagi skutecznej opiece nad produkcją rolniczą, która wewnątrz kraju pada ofiarą niedomykanych przysłowiowych nożyc ze szkodą dla całokształtu gospodarstwa narodowego.</u>
<u xml:id="u-13.5" who="#SPawlikowski">Obaj sprawozdawcy parlamentami podkreślili dysproporcję przyrostu ludności i przyrostu produkcji, wyrażając obawy o zdrowie fizyczne i duchowe narodu. Wiemy z pracy Sturm de Strema „Samowystarczalność Polski pod względem zbożowym”, że przy średnio dobrych żniwach Polska zaledwie może pokryć zapotrzebowanie własnego spożycia rzeczowego i osobistego z produkcji własnej. W świetle tych cyfr eksport rolniczy jest właściwie eksportem głodowym. Wiemy również, jak kształtują się stosunki aprowizacyjne z prac majora St. Śliwy. P. Minister był łaskaw przytoczyć pewne cyfry, które miały jakoby usunąć nasze obawy co do dysproporcji przyrostu ludności i przyrostu produkcji rolniczej. Cyfry te dotyczyły lat 1928–1936. Jednak nie mogą one rozwiać naszych obaw, gdyż pszenica nie jest podstawowym chlebowym zbożem naszym, produkcja żyta natomiast przy 11% przyroście ludności wykazuje wzrost produkcji tylko o 3,5%. Jedynie produkcja kartofli wzrosła poważniej, bo o 20%. Wprawdzie przyrost bydła rogatego wynosi 12%, trzody chlewnej 48%, jest to wzrost bardzo poważny, ale wiemy, że dochód z hodowli to w pierwszym rzędzie kasa rolnika na podatki, na dodatki do podatków, na daniny, na opłaty ubezpieczeniowe i na amortyzację długów. Wobec tego musimy skonstatować, że ludność nasza i nadal zdana będzie na odżywianie się przeważnie kartoflami przy coraz bardziej malejącej racji chleba i to nawet razowego żytniego. Cóż dopiero mówić o zaopatrzeniu Państwa w środki żywnościowe na wypadek wojny, o czym dziś wspominał p. senator sprawozdawca.</u>
<u xml:id="u-13.6" who="#SPawlikowski">Mam to przekonanie, że obecnie, kiedy do steru Ministerstwa Rolnictwa przyłączono troskę o aprowizację kraju w czasie pokoju i wojny, polityka Ministerstwa Rolnictwa musi ulec zasadniczej zmianie, zwłaszcza w dziedzinie ochrony produkcji rolniczej i w dziedzinie doceniania wysiłku samego rolnika i pędu własnych jego sił ku lepszej przyszłości, gdyż energia własna rolnika to jest ta najpewniejsza podstawa zapewnienia rozwoju produkcji rolniczej.</u>
<u xml:id="u-13.7" who="#SPawlikowski">Może się to wydać dziwnym na pierwszy rzut oka, gdy z tej trybuny oświadczę, że Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych, powołane do pieczy nad całością rolnictwa w Państwie, nie dostrzega dotychczas potrzeb i konieczności rolnictwa ukraińskiego, rolnictwa, które stoi na drugim miejscu po rolnictwie polskim. W tym miejscu, pomijając resztki wielkiej własności ukraińskiej, niechże mi będzie wolno zwrócić uwagę na to, że wśród drobnego rolnictwa w Państwie ukraińska mała własność jest reprezentowana przez ponad 1.200.000 gospodarstw skupionych na ziemiach halicko-wołyńskich. Wszystkie te gospodarstwa rozporządzają areałem w wysokości około 6.000.000 ha użytków rolnych, a więc [1/3] gospodarstw drobnej własności rolnej w Państwie rozporządza tylko [1/6] częścią areału uprawnego. Z rolnictwa w narodzie ukraińskim żyje ponad 86%, w gospodarstwach tych zatrudnionych jest ponad 5.000.000 ludności. Już powyższe cyfry, a zwłaszcza ilość gospodarstw w przeciwstawieniu do powierzchni użytkowej mówią, że stosunki agrarne na naszym terytorium są nadzwyczaj zaognione. Odnosi się to w pierwszym rzędzie do południo-wschodu, do Galicji wschodniej, gdzie jest skupionych ponad 800.000 gospodarstw, gdy na północo-wschodzie liczymy ponad 400.000 gospodarstw. Nie możemy zapominać tego, że terytorium nasze, jako teren operacyj wojennych, było najdotkliwiej zniszczone.</u>
<u xml:id="u-13.8" who="#SPawlikowski">Szkody szły w miliardy, jak to obliczył b. prezes krajowego urzędu odbudowy i b. minister polski dr. Aleksander Raczyński. Nie możemy też zapominać, że terytorium nasze periodycznie nawiedzają klęski elementarne, zwłaszcza powodzie przy braku podstawowych melioracyj, które może przeprowadzić jedynie Państwo. Trud i koszt technicznej odbudowy kraju wzięło na siebie i przeprowadziło rolnictwo własnymi siłami, bo przecież przy najdalej posuniętej względności nie możemy uważać tej przeciętnej 183 zł na jedno gospodarstwo, udzielonych przez Państwo, za odbudowę kosztem Skarbu.</u>
<u xml:id="u-13.9" who="#SPawlikowski">Poza tym jednak społeczeństwo ukraińskie rolnicze wykazuje wielkie nasilenie organizacyjne, wielką prężność gospodarczą i społeczną, przejawiającą się we własnych organizacjach rolniczych, a zwłaszcza w organizacjach spółdzielczych. Organizacje te znów wzięły na swe barki trud walki z nędzą i doprowadzenia ludności do dobrobytu. W organizacjach tych wykuwa się nie tylko materialną, ale i duchową kulturę ludności, która o własnych siłach pnie się do światła, żeby drogą samopomocy przeciwstawić się skutkom agrarnego przeludnienia, którego nie zaspokoi parcelacja większej własności. Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych nie wykazuje jednak trosk szczególnych o ten poważny i aktywny odłam rolnictwa w Państwie. Stosunek ten przejawia się zupełnie jasno w samym budżecie nawet na rok 1938,39. Terytorium halicko-wołyńskie prawie nie jest objęte inwestycjami. W szczególności nie znajdujemy w budżecie, mimo naszych starań od lat, odpowiedniej kwoty na przeprowadzenie podstawowych melioracyj. Konieczność tych melioracyj argumentowałem od czasu zjazdu gospodarczego w Prezydium Rady Ministrów pod przewodnictwem Premiera Bartla w 1927 r., w którym to zjeździe brał udział p. Minister Rolnictwa, wówczas członek parlamentu. Sprawa ta była omawiana ostatnio szeroko na naradzie gospodarczej, zwołanej przed dwoma laty w Prezydium Rady Ministrów, ale skutków nie widzimy żadnych. Znaczy to, że Czeremosz, Prut i Łomnica będą nadal hulać na naszych ziemiach i przynosić setki milionów strat i szkód. A przecież na przestrzeni tak długich lat mogły się znaleźć środki na podstawowe melioracje na naszym terytorium.</u>
<u xml:id="u-13.10" who="#SPawlikowski">A dalej co do ziemi. Rolnik ukraiński, który cierpi na głód ziemi, odsądzony jest od prawa nabycia jej przy parcelacji większej własności. Również zgłoszenia nasze na komasację wsi, której towarzyszy upełnorolnienie z wielkich majątków, nie mogą doczekać się zrealizowania. P. Minister oświadcza, że zgodnie z ustawą prowadzi kolonizację naszych ziem. A przecież postanowienia art. 51 ustawy z 28 grudnia 1925 r. o wykonaniu reformy rolnej łącznie z postanowieniami art. 53 tejże samej ustawy mówią, że w pierwszym rzędzie, mając na uwadze stosunki gospodarcze pewnej miejscowości, ziemię powinni dostać ci, którzy na miejscu cierpią głód ziemi. Przeznaczać pewne obszary na kolonizację może p. Minister zgodnie z drugim ustępem art. 51 tylko wtedy, gdy gospodarcze stosunki na miejscu na to pozwalają. Na naszym terytorium nigdzie nie ma wypadku — może poza sporadycznymi gminami — aby gospodarcze stosunki pozwalały na import kolonistów.</u>
<u xml:id="u-13.11" who="#SPawlikowski">Art. 53 podkreśla, że parcelacja na terytorium agrarnie przeludnionym musi być parcelacją sąsiedzką, gdyż nawet specjalnie kwalifikowanych do nabycia ziemi szukać musi Minister nie gdzieś daleko, tylko jeżeli nie ma ich na miejscu, to w sąsiednich wsiach. Mówią, że to jest interpretacja mylna i że można mieć wątpliwości co do takiego stanowiska. Mam wrażenie, że wykładnia prawa nie nasuwa tu żadnych wątpliwości, gdyż ustawa jest jasna, a w końcu myślę, że p. Minister Rolnictwa i Reform Rolnych sam nie może mieć w tym względzie żadnych wątpliwości. Przecież kiedy uchwalono ustawę o wykonaniu reformy rolnej w 1925 r., p. Minister jako szef Stronnictwa Ludowego „Wyzwolenie” razem ze swoimi kolegami właśnie wniósł poprawkę do projektu ustawy o wykonaniu reformy rolnej tej treści, która znalazła się w art. 51 i 53, a więc że tylko gospodarcze względy mogą pozwolić w pewnych wypadkach pewne terytoria przeznaczyć na kolonizację. Natomiast przy parcelacji muszą być w pierwszym rzędzie uwzględnieni miejscowi rolnicy, cierpiący na głód ziemi. W reszcie niedawno byliśmy świadkami odpowiedzi p. Ministra na interpelację posła Hutten - Czapskiego. W odpowiedzi tej p. Minister powiedział wyraźnie, że nie może rozdawać ziemi zgodnie z wymogami interpelacji posła, gdyż w pierwszym rzędzie musi zaspokoić głód ziemi ludności miejscowej.</u>
<u xml:id="u-13.12" who="#SPawlikowski">P. Minister nazywa swoją kolonizację na terenie naszej ojczyzny eufemistycznie „kolonizacją wewnętrzną”. Co należy rozumieć pod tą kolonizacją wewnętrzną? Mam tu na myśli kolonizację tylko trzech województw południowo-wschodnich: województwa stanisławowskiego, tarnopolskiego i lwowskiego. Wiemy, że podział administracyjny tego terytorium był przeprowadzony w r. 1921 we wrześniu — o ile się nie mylę. Wtedy do terytorium tak zwanej Galicji wschodniej przyłączono powierzchni jakieś 2.600 km², obejmujących 6 czy 7 powiatów leżących już na terenie Galicji zachodniej, na terytorium apelacji krakowskiej. Zrobiono to z politycznych względów, gdyż wtedy groził plebiscyt na tych ziemiach, a więc gdy basen naftowy znalazł się na terytorium województwa lwowskiego, trzeba było wzmocnić stan ludności polskiej, wzmocnić ilość głosów za tym, ażeby te ziemie mogły być włączone do Państwa Polskiego na podstawie plebiscytu. Jeżeli więc tak ma być przeprowadzana wewnętrzna kolonizacja, że p. Minister oznacza kolonistów tylko z powiatów leżących na terytorium apelacji krakowskiej, to kolonizacja ta jest kolonizacją faktycznie polską, a nie kolonizacją tak zwaną wewnętrzną, która by odpowiadała zgodnie z ustawą parcelacji sąsiedzkiej.</u>
<u xml:id="u-13.13" who="#komentarz">(S. Barański: Pan zapomina, że to jest w Polsce.)</u>
<u xml:id="u-13.14" who="#SPawlikowski">Ależ nie, bronię właśnie interesów narodu ukraińskiego w Państwie Polskim, bo przecież Konstytucja mówi, że Państwo Polskie jest wspólnym dobrem wszystkich obywateli!</u>
</div>
<div xml:id="div-14">
<u xml:id="u-14.0" who="#WicemarszałekKwaśniewski">Proszę nie dyskutować.</u>
</div>
<div xml:id="div-15">
<u xml:id="u-15.0" who="#SPawlikowski">Spostrzegłem, że występując z tą wewnętrzną kolonizacją, p. Minister nie znalazł w jej obronie odpowiednich argumentów gospodarczych ustawowo usprawiedliwionych i nie znaleźli ich też ci posłowie, którzy z sukursem przyszli p. Ministrowi. Jeden z posłów politykę kolonizacji argumentował „interesem narodowym”. Mam poważną wątpliwość, czy w tym wypadku interes narodowy pokrywa się z interesem ogólnopaństwowym. Drugi z posłów zarzucił Ukraińcom, że oni nie stoją na stanowisku państwowym i dlatego ziemi nie dostają. Słyszymy zawsze, że lud ukraiński jest spokojny, tylko przywódcy nie są spokojni, a każdy z polityków polskich może ponad głowami przywódców z ludem ukraińskim sprawę załatwić. Mam wrażenie, że to także nie jest argument, bo jeżeli temu spokojnemu ludowi odmawia się ziemi, to z nim do zgody dojść nie można, tym bardziej że lud jest świadom swych praw. Trzeci z posłów bez zająknienia wygłosił zasadę, że „za gęste zaludnienie nie może być powodem zahamowania kolonizacji” naszych ziem. Takie ujęcie sprawy stoi w rażącej sprzeczności z obowiązującymi ustawami. To absurdalne stanowisko posła cytuję dosłownie na podstawie diariusza Komisji Budżetowej Sejmu z dnia 20 stycznia 1938 r.</u>
<u xml:id="u-15.1" who="#SPawlikowski">Podkreślam, stojąc na stanowisku obrony naturalnych i gwarantowanych ustawami praw narodu ukraińskiego w Państwie Polskim, że odsądzenie Ukraińców od ziemi do dobra prowadzić nie może. A dzieje się to w dobie propagowania poszanowania obowiązujących praw Państwa i w czasie stwarzania materialnych i moralnych podstaw obronności Państwa.</u>
<u xml:id="u-15.2" who="#SPawlikowski">P. senator Gołuchowski, znany ze swej rozwagi, zaznaczył na Komisji Budżetowej Senatu. „Nie można zabronić polskiej własności sprzedawania ziemi Polakom, ale nie można tej zaprzeczyć rolnikom ukraińskim prawa na upełnorolnienie”. To jego stanowisko w zasadzie pokrywa się ze stanowiskiem ukraińskim. Ukraińcy nie odsądzają od ziemi Polaków, jak to by chcieli stwierdzić niektórzy panowie posłowie, zarzucając szczególnie mnie takie ekskluzywne stanowisko, które rzekomo miałem zająć na naradzie przedstawicieli zorganizowanego życia ukraińskiego we Lwowie w r. 1936. Stwierdzam, że to nie pokrywa się z prawdą. Stoimy na stanowisku, że ziemię na naszych agrarnie przeludnionych terytoriach należy sprzedawać miejscowym rolnikom, którzy cierpią na głód ziemi, którzy od wieków na tej ziemi osiedli, bez względu na ich narodowość i wyznanie. Takie stanowisko zająłem już w r. 1918. Takie stanowisko zająłem też konsekwentnie na naradzie w r. 1936, czego dowodem jest opublikowany referat i rezolucje, uchwalone na tej naradzie.</u>
<u xml:id="u-15.3" who="#SPawlikowski">Sam budżet Ministerstwa Rolnictwa był ostro i słusznie krytykowany z powodu uchybień podstawowym zasadom budżetowania, a więc zasadom powszechności i jawności. Tylko na marginesie zaznaczę, że my, członkowie Ukraińskiej Reprezentacji Parlamentarnej, podzielamy stanowisko tych, którzy stanęli w obronie praw parlamentu jako organu, któremu przysługuje prawo kontroli Rządu w jego gospodarce groszem publicznym.</u>
<u xml:id="u-15.4" who="#SPawlikowski">W tej chwili chodzi mi jednak o coś innego. Stwierdzono bardzo dobitnie dyspozycyjność budżetu i to rażącą dyspozycyjność, skoro przy 90-milionowym budżecie aż 25 milionów zł stoi do dyspozycji p. Ministra. Podkreślono, że ta dyspozycyjność jest instrumentem wygodnym i dogodnym dla polityki p. Ministra. Odczuwamy to bardzo dobrze. Z sum na popieranie rolnictwa tylko 15.000 zł otrzymuje rocznie główna ukraińska korporacja rolnicza „Silskij Hospodar”, która pracuje od 40 lat. Cyfra 15.000 zł w zestawieniu ze znaczeniem ukraińskiego rolnictwa w Państwie chyba nie wymaga żadnych komentarzy. A własne nasze wysiłki na polu organizacji produkcji, zbytu, oświaty czy znajdują należyte docenienie i uznanie? Muszę stwierdzić, że nie, nie uzyskały one nawet poszanowania. Nie możemy np. przypuszczać, ażeby samoistna filia ukraińskiego towarzystwa gospodarczego „Silskij Hospodar” w Łucku była rozwiązana bez wiadomości p. Ministra. Nie możemy też mniemać, by likwidacja akcji samopomocy rolniczej w dziedzinie zapomóg na wypadek padnięcia bydła, zorganizowana przez „Silskij Hospodar” we współpracy z Lwowską Izbą Rolniczą, by likwidacja tej akcji przez organy administracji ogólnej nie była wiadoma Ministerstwu Rolnictwa. Natomiast wiemy doskonale, jak wygląda akcja wprowadzania w życie nowej ustawy mleczarskiej na ziemiach wołyńsko-halickich w stosunku do mleczarstwa ukraińskiego. Wiemy też, że ustawowo nieusprawiedliwione zamykanie mleczarni spółdzielczych na Wołyniu z tego jedynie powodu, że masło swoje dostarczają do Krajowego Związku Mleczarskiego we Lwowie, jest wiadomym Ministerstwu, gdyż nawet delegacja w tej sprawie u p. Ministra się zjawiła. Jawnym świadectwem stanowiska Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych do ukraińskiego mleczarstwa spółdzielczego jest klucz rozdziału kredytów na inwestycje mleczarskie. Na terytorium nasze przeznaczono 2.100.000 zł, z tego na ukraińskie mleczarstwo 300.000 zł i tu zrealizowano dotychczas mimo upływu dwóch lat 79.000 zł. Natomiast stosunek jest taki, że ukraińskie mleczarnie spółdzielcze przerabiają 80.000.000 litrów mleka, a mleczarstwo polskie 42.000.000 litrów mleka.</u>
<u xml:id="u-15.5" who="#SPawlikowski">Nie będę nużył Wysokiej Izby dalszymi przykładami ignorowania potrzeb i konieczności ukraińskiego rolnika i jego własnymi siłami zbudowanych organizacyj przez Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych. Uczynili to na licznych przykładach koledzy moi sejmowi i kolega s. Łucki na Komisji Budżetowej i czynili to nie dla biadania, tylko dla zilustrowania polityki eksterminacyjnej wobec gospodarstwa ukraińskiego. Stawiam sobie jednak pytanie, jak można w czasie propagowania autorytetu prawa, który miał zastąpić autorytet zgasłego Wielkiego Budowniczego Państwa, jak można w czasie cementowania obronności Państwa prowadzić nawet w gospodarczym resorcie eksterminacyjną politykę wobec rolniczych warstw narodu ukraińskiego, osiadłego na wschodnich rubieżach Państwa w potężnej i prężnej masie, która to masa z dobrym wynikiem zdaje egzamin konstruktywnej pracy w rolnictwie, podnosząc to rolnictwo wzwyż? Zadaję sobie pytanie, jak można z uporem wmawiać w siebie i społeczeństwo polskie, że się prowadzi politykę państwową, skoro nie respektuje się ustaw obowiązujących lub wykuwa się specjalne ustawy, uwłaczające pojęciu sprawiedliwości społecznej, lub, co jest równie złe, jeżeli te same ustawy inaczej się stosuje do swoich, a inaczej do obcych.</u>
<u xml:id="u-15.6" who="#SPawlikowski">Wczoraj s. Radziwiłł w przemówieniu swoim zwrócił uwagę, że przed oczyma naszymi stoi codziennie napis: „Salus rei publice suprema lex” i zaznaczył, że maksyma ta, jako moralne prawo, powinna obowiązywać każdego, przy sprawowaniu rządów. Widzimy, jednakowoż że maksymę tę nagina się, że „salus” jest pojmowane naprawdę jako interes, a przecież „salus” to nie równoznacznik interesu — to zdrowie, moralna siła i potęga moralna Państwa. Za „salus rei publicae” natomiast często, zbyt często uważają zasadę, że można każdemu w swoistej interpretacji ustawy naginać prawo do interesu, chociażby interesu politycznego. A więc „salus rei publicae” w takim ujęciu jest jakoby rozgrzeszeniem za łamanie prawa. A przecież ta maksyma nabiera właściwego znaczenia tylko wtedy, kiedy się ją wykonuje równolegle z drugą „od wieczną maksymą: Justycja fundamentum regnorum”.</u>
<u xml:id="u-15.7" who="#komentarz">(Głos: To austriacka maksyma.)</u>
<u xml:id="u-15.8" who="#SPawlikowski">Austriacka? Czy tylko dlatego, że na wiedeńskim Burgu wypisana? Nie austriacka! Ale maksyma narodów cywilizacji chrześcijańskiej!</u>
<u xml:id="u-15.9" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-16">
<u xml:id="u-16.0" who="#WicemarszałekKwaśniewski">Głos ma s. Leszczyński.</u>
</div>
<div xml:id="div-17">
<u xml:id="u-17.0" who="#SLeszczyński">Wysoka Izbo! Warunkiem powodzenia każdej akcji jest trafne założenie i należyte wykonanie. Najlepszy program nie pomoże tam, gdzie wykonanie jest wadliwe. Lecz odwrotnie, jeszcze gorzej przedstawia się sytuacja, gdy dobre wykonanie oparte jest na błędnym założeniu. Jeśli nawet przedsiębiorstwo prywatne musi dla swej kalkulacji mieć pewne podstawy służące dla lepszej orientacji, to tym bardziej działalność gospodarcza Państwa bez norm orientacyjnych nie może być prowadzona. Wszelkie posunięcia będą wtedy połączone z ryzykiem, którego kierownik danego resortu wystrzegać się winien. Świat przeżywa okres, w którym ingerencja Państwa w życie gospodarcze z dniem każdym się wzmaga, normuje i nastawia inicjatywę prywatną, ułatwia lub utrudnia pracę poszczególnym obywatelom, rolnikowi, przemysłowcowi i kupcowi, i jeżeli tak jest — co sądzę, że nie budzi wątpliwości — to działacz państwowy czy kierownik resortu jest odpowiedzialny za wszelkie czyny, dające w rezultacie ujemne lub dodatnie skutki, tak pod względem moralnym jak i pod względem materialnym.</u>
<u xml:id="u-17.1" who="#SLeszczyński">Przy badaniu działalności Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych nasuwa się taka refleksja: a więc prowadzi się np, intensywnie przebudowę ustroju rolnego, a brak do tego takiej podstawy, jak dokładna znajomość norm władania i przestrzeni obiektów, gdyż ostatni spis rolniczy był dokonany w 1921 r. Już wczoraj p. s. sprawozdawca budżetu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych położył nacisk na tę okoliczność oczywiście dlatego, że Urząd Statystyczny wchodzi w skład Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, Niemniej sądzę, że korzystać z niego w ogromnej części powinien p. Minister Rolnictwa i jego resort. Zdaje mi się, że w ciągu tego 3-letniego okresu winna była być uznana ta konieczność i winna była znaleźć miejsce pewna w tym kierunku działalność.</u>
<u xml:id="u-17.2" who="#SLeszczyński">Przy tej sposobności na marginesie zwrócę się do p. s. Malinowskiego, który dla pochwalenia względnie poparcia programu agrarnego powołał się na stanowisko i na pogląd jeszcze Fryderyka Wielkiego. P. s. Malinowski przytaczał dane Komisji Kolonizacyjnej. Sądzę, że to nic byłoby w danym wypadku wskaźnikiem dla reformy rolnej, dla działalności resortu rolniczego. Tu potrzebne są twarde, podstawowe dane i właśnie takie podstawowe dane dałby obecnie sporządzony spis, a więc spis aktualny, obejmujący całość Państwa, gdyż poprzedni spis rolniczy nie obejmował ani Śląska, ani części województwa wileńskiego. Spis ten rzecz prosta ułatwiłby działalność resortu rolniczego. Spis ten byłby pożyteczny nic tylko dla zmiany ustroju, ale byłby również pożyteczny i wskazany dla orientacji przy wytwórczości rolniczej, przy pewnych horoskopach, jakie musi każdy kierownik Ministerstwa Rolnictwa stawiać w każdej rozpoczynającej się kampanii zbożowej.</u>
<u xml:id="u-17.3" who="#SLeszczyński">Obszar naszego Państwa dzieli się na okręgi, które pod względem produkcji rolniczej są różne. I tak mamy 6 województw, które są zawsze aktywne, produkują więcej niż potrzeba, jak Warszawa, Lublin, Wołyń, Pomorze, Poznań i Tarnopol. Druga grupa to województwa o charakterze w stosunku do produkcji zmiennym zależnie od urodzaju. Do tych trzeba zaliczyć Białystok, Nowogródek i Łódź. Wreszcie trzecią grupę stanowi 7 województw, które są faktycznie deficytowe i to można powiedzieć, że prawie stale deficytowe. Do nich zaliczają się: Wilno, Polesie, Śląsk, Kielce, Kraków, Lwów i Stanisławów. Ogólna kwota nadwyżek czy niedoborów w skali państwowej łatwa jest do ustalenia przez rejestrację wywozu czy przywozu na granicy Państwa. Natomiast ustalenie aktywności czy pasywności poszczególnych województw napotyka na większe trudności i w takim wypadku należy się uciec do rejestracji naładunków względnie wyładunków kolejowych, uzupełniając te dane ruchem towarów na drogach wodnych, o ile dany rejon dotyka spławnych arteryj, oraz dodając lub ujmując pewien odsetek na rzecz transportu kołowego. W ten sposób można dojść do pewnych norm. Taką trudną, lecz niezmiernie ważną pracę dokonał major intendentury Stanisław Śliwa i wydał w 1933 r. prace pod tytułem „Okręgi zbożowe”, a następnie pod tytułem „Okręgi hodowlane Polski”.</u>
<u xml:id="u-17.4" who="#SLeszczyński">W danym wypadku chcę skonstatować, jak się przedstawia aprowizacja Centralnego Okręgu Przemysłowego, w skład którego wchodzą trzy województwa pasywne: Kielce, Kraków, Lwów oraz jedno aktywne: Lublin. Z sumowania i odjęcia cyfr przytoczonych przez majora Śliwę za rok najurodzajniejszy dla Polski, jakim był r. 1930, otrzymujemy niedobór czterech zbóż, wynoszący 192.053 ton, zaś w poprzednim — 1929 r. niedobór wynoszący 275.704 ton. Są to niedobory w latach, w których się jeszcze o tworzenie C. O. P. nie myślało, w latach, w których przyrost ludności był normalny, nie zwiększony napływem z zewnątrz, jak to obecnie będzie miało miejsce. Były to warunki, w których bardzo nawet rzadka sieć komunikacyjna mogła wywiązać się z zadania, dowożąc brakujące środki żywności. Obecnie, gdy się w Centralnym Okręgu powołuje do życia tak wielką imprezę, gdy stwarza się z natury rzeczy duże skupienie ludzi, powołanych z zewnątrz, wzmagają się potrzeby aprowizacyjne. Gdy więc powstaną nie normalne zakłady przemysłowe, budowane stopniowo w miarę zapotrzebowania rynku, ale fabryki i wytwórnie pracujące na potrzeby Państwa i to nie tylko na potrzeby normalne, ale może i anormalne, to możliwości aprowizacyjne terenu uzyskają pierwszorzędne znaczenie. Dziś już więc należy zadbać, aby deficytowość województw wchodzących w skład C. O. P. zmalała, aby nie było trudności dowozu spoza terenu mimo przyszłej rozbudowy sieci komunikacyjnej.</u>
<u xml:id="u-17.5" who="#SLeszczyński">Znowu powołując się na pracę mjr Śliwy twierdzę, że poza bliższym Wołyniem, którego produkcja na pokrycie niedoboru w Centralnym Okręgu Przemysłowym nie wystarczy, pozostają odległe źródła dla aprowizacji: województwa poznańskie i pomorskie. Na marginesie wbrew temu, co powiedział p. s. Malinowski, mogę stwierdzić, że w r. 1930 — na podstawie pracy majora Śliwy — wywóz z całej Polski nie o wiele przekraczał nadwyżkę jednego województwa poznańskiego wynoszącą 365.000 ton.</u>
<u xml:id="u-17.6" who="#SLeszczyński">Tymczasem spotykamy się z takim posunięciem Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych: W dniu 15 lutego b. r. został ogłoszony plan parcelacyjny na r. 1939, obejmujący następujące obszary: województwo kieleckie 6.000 ha, krakowskie 1.000 ha, lubelskie 9.000 ha, lwowskie 8.000 ha, razem własności prywatnej 24.000 ha, czyli że 24.000 ha produkujących na zewnątrz na potrzeby rynków wejdą w skład warsztatów, jak się wyraził p. sprawozdawca generalny, o charakterze autarkicznym. Posunięcie to jest tym jaskrawsze, że według Małego Rocznika Statystycznego za 1937 r. na stronicy 63 własność ponad 50 ha zajmuje: w województwie kieleckim 10,7% użytków rolnych, w krakowskim 7,3%, lwowskim 13,5%, w województwie lubelskim 12,9%. A wszakże p. Minister Rolnictwa na konferencji prasowej stwierdził, że własność o przestrzeni przekraczającej 50 ha dostarcza na rynek 52%, a własność o obszarze poniżej 50 ha 48% zbóż i pokrywa w tym stosunku potrzeby krajowej konsumcji. Inż. Władysław Nowicki, uchodzący za autorytet w dziedzinie stosunków agrarnych, stwierdza, że w razie rozparcelowania całej większej własności, np. 3.000.000 ha, zmniejszyłaby się podaż zbóż o 4,5 miliona q. Trzeba więc sobie postawić pytanie, po co w rejonie Centralnego Okręgu Przemysłowego forsować parcelację, skoro jest tak wielkie rozdrobnienie ziemi, a tak niedostateczna produkcja, czyli duże trudności aprowizacyjne.</u>
<u xml:id="u-17.7" who="#SLeszczyński">Zagadnienie produkcji jest problemem ogólnokrajowym, było analizowane z tej trybuny przed chwilą i było bardzo ściśle omawiane w obydwu komisjach Izb i na plenum Sejmu. Nie będę więc zajmował uwagi i czasu Panów Senatorów tą sprawą. Sądzę, że był i będzie omawiany ten problem, zresztą p. referent szczegółowo tę sprawę oświetlił.</u>
<u xml:id="u-17.8" who="#SLeszczyński">Natomiast twierdzę, że finansowanie pracy rolniczej u nas nie jest należycie postawione. Jak to już powiedziałem na Komisji Budżetowej Senatu, popełniono błąd, wydając zbyt późno pozwolenie na wywóz premiowanego jęczmienia, wskutek czego pozostała nadwyżka tego ziarna, wynosząca nie mniej jak 1 milion q, a niektórzy fachowcy twierdzą, że nawet 1½ miliona q, które nie mogły być wywiezione po tych cenach, jakie można było uzyskać, co stanowi dla rolnictwa plus minus 9 milionów zł straty. Obecnie jest tendencja zniżkowa połączona z ogólną stagnacją i brakiem pieniędzy. Kupcy i młyny powstrzymują się od robienia zapasów, a rolnicy, którzy korzystali z kredytów zastawowych i zaliczkowych, znów poniosą straty, jak w ubiegłych latach. Ciągle twierdzę, że w tym wypadku nie ma materiału ułatwiającego kalkulację i być może, że zbyt wcześnie został zamknięty wywóz na wiosnę 1937 r. Być może — sądzę, że nikt się w Polsce dokładnie nie orientuje — być może, że przejdziemy do następnej kampanii z zapasami, które zaciążą niepotrzebnie na przyszłorocznych zbiorach. Już p. Wicepremier przemawiając na komisji, zdaje się, sejmowej czy na plenum wspomniał, że licząc się z ewentualnym kryzysem rolniczym musi się również liczyć z obciążeniem budżetu Państwa niezbędnymi sumami na pomoc dla rolnictwa.</u>
<u xml:id="u-17.9" who="#SLeszczyński">Gdy się mówi o handlu produktami rolnymi, nie podobna nie wspomnieć o instytucji obecnie przez Ministerstwo Rolnictwa do życia powołanej, a służącej do zaopatrywania rolnictwa we wszelkie potrzebne artykuły, jak zboże, pasze, nawozy sztuczne itp., o której w referacie wspomniał również p. sprawozdawca.</u>
<u xml:id="u-17.10" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Marszałek.)</u>
<u xml:id="u-17.11" who="#SLeszczyński">Instytucja ta, nosząca nazwę Związku Gospodarczego Spółdzielni Rolniczo-Handlowych, otrzymała kapitał udziałowy w 70% ze Skarbu, a w 30% od poszczególnych spółdzielni. Działać ma na terenie 9 województw. Chodzi mi tu jednak o to, że instytucja ta została dotowana i uprzywilejowana monopolem w pewnych dziedzinach, a więc w całym handlu clearingowym z tymi państwami, z którymi jesteśmy w tym stosunku, jak również ogromnym kontyngentem importowym i wywozowym, na przykład: 80% importu śruty sojowej, 70% przydziału nasion i traw, 90% nasion do akcji łąkarskiej. Gestorem z ramienia Skarbu są Państwowe Zakłady Przemysłowo-Zbożowe, których funkcjonariusze zarządzają i kierują nowopowstałą instytucją. Każdy monopol jest przywilejem, a wiadomo, że przywileje nie usposabiają do walki, do konkurencji kupieckiej i do zwalczania trudności. Odwrotnie, instytucja handlowa obdarzona takimi prerogatywami i czując za sobą poparcie Skarbu, stanie się tworem etatystycznym, który usunie prywatną inicjatywę i zniszczy prywatne kupiectwo, dając na dłuższą metę wątpliwe korzyści rolnictwu. To jest powód, że do tego przedsiębiorstwa, powołanego przez Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych, zaufania jednak mieć nie można.</u>
<u xml:id="u-17.12" who="#SLeszczyński">Spółdzielczość ma za sobą już wiekową historię. Przez bieżące stulecie wykazała swą dużą żywotność i okazała wielką pomoc dla zrzeszonych członków. Spółdzielczość ta działała bez tych narzuconych czy to ułatwiających teoretycznie, czy krępujących norm. Inż. Howart, który był inicjatorem i kierownikiem pierwszej pionierskiej instytucji — jak Panom wiadomo — założonej przez tkaczy w Rochdale, powiedział, że gdyby był narzucony przymus dla jego członków kupowania tylko w tej spółdzielni, to wolałby skasować spółdzielnię. Jest to prawda ważna, która obecnie, po wiekowej działalności samej zasady spółdzielczości święci triumfy.</u>
</div>
<div xml:id="div-18">
<u xml:id="u-18.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Śliwiński.</u>
</div>
<div xml:id="div-19">
<u xml:id="u-19.0" who="#SŚliwiński">Wysoka Izbo! Po tych przemówieniach, w których poruszano zagadnienia wielkiej i zasadniczej wagi, chcę poruszyć zagadnienie wagi znacznie mniejszej. Chcę mówić o polowaniu. Ale nie o polowaniu w lasach państwowych, które zagłębiają się zazwyczaj członkowie parlamentu, gdy budżet Ministerstwa Rolnictwa wkracza pod obrady. Chcę mówić o polowaniu w ścisłym tego słowa znaczeniu. Chcę uczynić kilka uwag o naszym łowiectwie, które — pozwolę sobie tu przypomnieć — niedawno odniosło wielki triumf na arenie międzynarodowej, albowiem zakasowało wszystkie inne państwa, wybiło się na pierwsze miejsce, zdobyło tyle nagród, że następne z kolei państwo — Anglia nie osiągnęło połowy tych dyplomów i odznaczeń, ile zdobyły eksponaty polskie.</u>
<u xml:id="u-19.1" who="#SŚliwiński">Łowiectwo w niektórych krajach stanowi poważną pozycję dochodu społecznego. Więc np. w Niemczech sama wartość ubitych zwierząt wynosi około 30 milionów marek. Poza tym łowiectwo daje zarobki fabrykom broni i amunicji, kolejom, daje pewne wpłaty do kas państwowych, a przede wszystkim daje zarobki ludności wiejskiej.</u>
<u xml:id="u-19.2" who="#SŚliwiński">Otóż łowiectwo polskie o bardzo pięknych tradycjach, jak świadczy o tym ów sukces na arenie międzynarodowej, ma wszelkie szanse rozwoju. Ale łowiectwo polskie potrzebuje opieki, potrzebne są środki dla hodowli, pielęgnowania i podnoszenia zwierzostanu, potrzebne są środki na stworzenie zwierzostanu tam, gdzie skutkiem działań wojennych został on zniszczony, potrzebne są środki na ochronę zanikających gatunków zwierząt, na walkę z kłusownictwem, sidlarstwem itd. Niestety, tych środków Ministerstwo Rolnictwa nie posiada. Istnieje jednakże rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 3 grudnia 1927 r., a art. 34 tego rozporządzenia powiada, że „opłaty za karty łowieckie wpływają na dochód Ministerstwa Rolnictwa”. Według informacyj, które posiadam — jeżeli są mylne, to p. Minister zechce może sprostować — te opłaty za karty łowieckie, które z natury rzeczy na popieranie łowiectwa są przeznaczone, wpływają do Ministerstwa Skarbu i nie są Ministerstwu Rolnictwa przekazywane. Otóż dlaczego istnieje taki stan rzeczy? Rozporządzenie pod tym względem jest wyraźne. Czy nie można by uczynić jakiegoś kroku, by te opłaty wpływały istotnie do Ministerstwa Rolnictwa? A potem drugie pytanie: czy niezależnie od tej sprawy Ministerstwo nie znalazłoby środków, by łowiectwo nasze otoczyć już jeżeli nie należytą, to przynajmniej większą niż dotychczas opieką?</u>
<u xml:id="u-19.3" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-20">
<u xml:id="u-20.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Siedlecki.</u>
</div>
<div xml:id="div-21">
<u xml:id="u-21.0" who="#SSiedlecki">Wysoka Izbo! Chcę poruszyć dwa zagadnienia bardzo różne co do wagi i wartości. Pierwszym zagadnieniem jest sprawa lasów narodowych. Sprawa to nadzwyczajnej wagi dla Polski jako Państwa i dla poszczególnych obywateli jako jednostek, pragnących żyć normalnie w kraju o normalnych zasobach gospodarczych.</u>
<u xml:id="u-21.1" who="#SSiedlecki">Od kilku lat w naszych ciałach ustawodawczych, w Sejmie i Senacie wiele się mówi o lasach.</u>
<u xml:id="u-21.2" who="#SSiedlecki">Mówi się wprawdzie bardzo jednostronnie, bo tylko o jednym odcinku tego zagadnienia — o lasach państwowych, które stanowią przecież zaledwie około 39% całości bogactwa narodowego leśnego Polski. Jednak to już daje podstawy do zajęcia się całością. Zainteresowanie się bowiem lasami państwowymi nie tylko Izb ustawodawczych, ale w wyniku tego i szerokiej opinii publicznej, o tyle spopularyzowało sprawę lasów jako takich w umysłach Polaków, że z dużym prawdopodobieństwem powodzenia można poruszyć tę opinię nie zainteresowaną rozgrywkami politycznymi — w celu zajęcia się nie tylko lasami państwowymi, znajdującymi się w stanie zadowalającym, ale lasami włościańskimi, nie chronionymi, lasami gminnymi, a nawet niektórymi lasami średniej i większej własności prywatnej, znajdującymi się w stanie obrażającym nie tylko istniejące ustawy i przepisy prawne, ale urągającym zdrowemu rozsądkowi i dobru gospodarstwa narodowego. Trzeba koniecznie, żeby nie tylko Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych, nie tylko Rząd, ale cała Polska, wszyscy jej obywatele, nie zainteresowani w tym, by utrzymać ten rozpaczliwy stan rzeczy, który jest obecnie, porzucili marazm i obojętność w tej dziedzinie. Trzeba bowiem bardzo silnego postanowienia zmiany istniejącego stanu, by zatrzymać proces staczania się naszego po równi pochyłej w kierunku wyniszczenia Polski z lasów. Gdyby zaś Rząd przyszedł z wnioskami i zarządzeniami, zmierzającymi radykalnie i rzeczywiście do zmiany obecnego położenia, potrzebny jest bardzo duży wysiłek i czujność opinii publicznej, która by mogła skutecznie poprzeć jego zarządzenia oraz dopilnować, żeby wykonywane były stale i trwale, ponieważ szeregu lat trzeba, żeby na tym odcinku można było coś skutecznie przeprowadzić.</u>
<u xml:id="u-21.3" who="#SSiedlecki">Jak jest źle z lasami, nie będącymi własnością Państwa, dowodzi fakt, że już od 6 lat Główny Urząd Statystyczny nie wie, wiele ich posiadamy. Wystarczy przejrzeć liczby Małego Rocznika Statystycznego kolejno od r. 1932 do 1937. Otóż w r. 1932 ustalono pewną liczbę na określenie ilości lasów w Polsce, dość zbliżoną do rzeczywistości, mianowicie 8.322.000 ha, i od tego czasu dla wykazania w następnych latach obszaru lasów, otrzymuje się go w ten sposób, że od owej teoretycznej sumy 8.322.000 ha odejmuje się co roku inną wprawdzie, ale ścisłą ilość lasów państwowych, otrzymując ilość lasów niepaństwowych. Wiem to oczywiście nie z jakiegoś przyznania się Urzędu Statystycznego, ale po prostu z dokładnego badania tych jego danych i z poszukiwania danych o lasach prywatnych. Danych ścisłych w ogóle nie ma.</u>
<u xml:id="u-21.4" who="#SSiedlecki">W ten sposób mamy to horrendum statystyczne, że od 6 lat posiadamy urzędowo niezmienną ilość lasów w Polsce, wtedy gdy z drugiej strony wiemy, że ilość ogólna lasów zmniejsza się stale. Obszar ten nie wynosi obecnie więcej niż 8 milionów ha. Międzynarodowy Instytut Agrarny w Rzymie podaje ilość niższą niż 8 milionów, wiemy zaś, że w 1920 r. mieliśmy 10 milionów ha. W ten sposób w ciągu 18 lat samodzielności państwowej straciliśmy 2 miliony ha, tj. 20% ogólnego obszaru. Jeśli tak pójdzie dalej, to w 1956 r. będziemy już posiadali nie 8, ale 6 milionów ha.</u>
<u xml:id="u-21.5" who="#SSiedlecki">A że idziemy w tym kierunku, to każdy z nas widzi, bo widzi, jak w ciągu kilku lat jakaś zalesiona miejscowość, którą zna, przestaje być zalesiona i powstaje cała masa halizn, pól uprawnych lub bagien czy ugorów na miejscu, gdzie przedtem był las. Mówią o tym także nieubłagane liczby. Mianowicie wiadomym jest, że las normalnie prowadzony, to jest dobrze zwarty i pilnowany, daje przeciętnie 3 m³ drzewa z jednego ha rocznego przyrostu. Łatwo obliczyć, że z chwilą, gdy marny 8 milionów ha lasów w Polsce i pod warunkiem, że całe te 8 milionów ha jest to normalnie prowadzony las (a wiemy, że w około 20% całego obszaru tak nie jest), to mielibyśmy prawo wyrębu rocznego masy drzewnej 8 milionów pomnożone przez 3, czyli maximum 24 miliony m³, a właściwie uwzględniając lasy źle prowadzone około 20 milionów m³ drzewa użytkowego i opałowego. Tymczasem wiadomym jest, że z wyrębu już od 10 lat wysyłamy na rynek tak wewnętrzny, jak i zewnętrzny od 27 do 30 milionów drewna rocznie.</u>
<u xml:id="u-21.6" who="#SSiedlecki">Z tego wynikało by, że co rok bierzemy legalnie z naszego przyrostu normalnego 20 do 24 milionów metrów, zaś nielegalnie z kapitału narodowego 7 do 10 milionów metrów. Innymi słowy, jeśli nasze wyręby przeliczyć znów na hektary, to my w roku 1937 tak gospodarujemy, jakbyśmy mieli 10 milionów ha lasów, jak to mieliśmy w 1920 r., kiedy mamy go obecnie niecałe 8 milionów. Podobni jesteśmy do gospodarza, który żyje ciągle na stopie 30.000 zł rocznego dochodu, kiedy dochody jego spadły na 20.000 czy 24.000 zł. Idzie więc on ku ruinie.</u>
<u xml:id="u-21.7" who="#SSiedlecki">Teraz zjawia się pytanie, czy gdybyśmy w Polsce postanowili zerwać radykalnie ze staczaniem się w dół i przerwali nadmierne wyręby lasów, nasze gospodarstwo mogłoby bez wielkich dla siebie perturbacyj zadowolić się mniejszą ilością drzewa do użytku? Czy na tym nie cierpi również nasz wywóz drewna za granicę, wyrób celulozy, podkładów kolejowych itp.? Odpowiedź jest dość łatwa i pozytywna. Oszczędności można zrobić i nikt nie ucierpi na tym, a to z tego powodu, że 15 milionów m³ idzie u nas rocznie na opał i nikomu jeszcze nie przyszło w Polsce do głowy unormować tę sprawę i zaprotestować, by na opał nie szedł nieraz najlepszy materiał budulcowy i w ogóle użytkowy, a nawet stolarski. Tymczasem z tych 15 milionów m³ opału można śmiało wybrać 5 milionów metrów i przenieść je do drzewa użytkowego. Nada się ten materiał doskonale na podkłady kolejowe krajowe, na papierówkę krajową, na kopalniaki oraz jako materiał budowlany i użytkowy dla gospodarstw rolnych drobniejszych. Obecnie drobnego rolnika zmusza się, tak w lasach prywatnych jak szczególniej rządowych, do nabywania materiału wyższej jakości technicznej, a więc o wiele droższego, natomiast materiał jeszcze dobry, ale tańszy tnie się na opał.</u>
<u xml:id="u-21.8" who="#SSiedlecki">Oczywiście, zabierając 5 milionów m³, tj. 1/3 całej ilości drzewa opałowego ludności, przywykłej palić drzewem, trzeba brak ten zastąpić. Dokonać tego nie jest trudno, oczywiście przy dobrej woli i planowym działaniu. Zastąpić drzewo można: 1) odpadkami drzewnymi, które obecnie marnują się w lasach, tworząc zwały suszu, powodującego pożary i rozmnażającego szkodniki leśne, 2) torfem, którego mamy w Polsce wszędzie dużo, należy go tylko spopularyzować, zorganizować prasowanie, brykietowanie i dowóz, 3) węglem kamiennym. Już „Wspólnota Interesów” robiła w roku ubiegłym bardzo ładne próby dotarcia z tanim węglem do ludności wiejskiej. Obecnie ta akcja ustała, prawdopodobnie z powodu sprzeciwu innych kopalni węgla przeciw takim „ekstrawagancjom”. Ale gdy Rząd zapoczątkuje podobną rzecz w imię obrony narodowego posiadania bogactw leśnych, akcja taka łatwo się uda i da duże rezultaty. 4) Pozostaje jeszcze gaz ziemny. Wiemy o tym, że tam, gdzie on dociera, nikt już drzewem ani pod kuchnią, ani w piecach nie pali. Trzeba tylko, by gaz ten docierał jak najdalej i nie miał ceny sztucznie podwyższonej, jak to jest np. we Lwowie, gdzie magistrat ma gaz po 4 grosze, a oddaje konsumentowi za około 30 groszy (zresztą obiecuje ostatnio zmniejszyć tę cenę).</u>
<u xml:id="u-21.9" who="#SSiedlecki">Nie mogę tu z tej trybuny przedstawić szczegółowego programu, który by był — moim zdaniem — koniecznym, by zatrzymać stale pogarszający się stan naszego bogactwa leśnego w Polsce. Rzucę więc tylko dwa postulaty: 1) należało by niezwłocznie zorganizować uproszczoną i tanią, ale powszechnie i skutecznie działającą statystykę lasów nie państwowych: 2) należało by przy kontroli nad wyrębem i eksploatacją lasów podchodzić to tej sprawy z dwóch stron bo nie tylko od strony samego lasu przez kontrolowanie samego właściciela lasu, ale i od strony rynku drzewnego, tak eksportowego, jak i wewnętrznego.</u>
<u xml:id="u-21.10" who="#SSiedlecki">Następnie chciałbym mówić — że tak powiem — pro domo sua, to jest w związku z moim okręgiem. Chodzi o sprawę wywozu drobiu z Polski. Jak wiemy, wywóz ten popierany jest przez Państwo, gdyż po pierwsze chodzi o uzyskanie z wywozu walut zagranicznych, po drugie zaś chodzi o to, by producent, hodowca drobiu, mógł dostać za swój produkt większą cenę, niż gdyby sprzedawał go wyłącznie w kraju. Wiemy również, że wywóz drobiu jest premiowany. W zasadzie wygląda to tak, że eksporter, przedstawiając cenę, uzyskaną za wywiezioną sztukę za granicę, i cenę wypłaconą w kraju, otrzymuje od właściwej instytucji różnicę w postaci premii eksportowej, która pokrywa mu jego straty i zapewnia pewien ustalony zysk. O ile wysokość ceny, uzyskanej przez eksportera za granicą, łatwo jest sprawdzić, o tyle cenę płaconą w kraju normalnie trudno jest skontrolować. Tzw. „czysty eksporter”, to jest handlarz drobiu podaje zawsze cenę oficjalną wyższą, starając się jednocześnie na targach i po wsiach kupować drób za bezcen, ze szkodą oczywiście dla hodowcy. A przecież chodzi nam o to, by zarabiał hodowca-producent.</u>
<u xml:id="u-21.11" who="#SSiedlecki">Otóż izba rolnicza lwowska, która obejmuje swym zasięgiem 3 województwa południowe, zorganizowała w ten sposób kontrolę nad zakupem drobiu na eksport, że jest jej dokładnie wiadomo, co kupiec producentowi płaci, i doprowadziła do tego, że płaci on ceny oficjalne, a więc znacznie wyższe niż te, jakie płacił uprzednio, unikając kontroli i powiększając nielegalnie swój eksportowy zysk. Ale z powodu tej kontroli na terenie izby lwowskiej eksporterzy przenoszą się z zakupami na tereny innych izb rolniczych, gdzie nie ma tej kontroli (np. izby wołyńskiej).</u>
<u xml:id="u-21.12" who="#SSiedlecki">Ogromnie było by ważne i pożądane, by p. Minister Rolnictwa, rozumiejąc konieczność ujednostajnienia taktyki w stosunku do wywozu drobiu dla całej Polski, zrobił nacisk na inne izby rolnicze ewentualnie dopomógł im, by u siebie taką kontrolę zaprowadziły.</u>
<u xml:id="u-21.13" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-22">
<u xml:id="u-22.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Malski.</u>
</div>
<div xml:id="div-23">
<u xml:id="u-23.0" who="#SMalski">Wysoki Senacie! Największy dział naszej gospodarki narodowej, z którym związane jest 2/3 naszej ludności, wywołuje i wywoływać musi refleksje zarówno na temat stanu obecnego, jak również pewne wnioski i tendencje do zmiany tego stanu na lepsze. Usiłowaniem tych, którzy przemawiają w dziedzinie pracy rolniczej, jest zawsze zachowanie momentów gospodarczych i podkreślanie li tylko zadań natury gospodarczej. Skończyły się już czasy polityki, która układała stosunek obywateli i siły wewnętrzne Państwa na podstawie pewnych doktryn ideowych, oderwanych często od zjawisk gospodarczych. Zarówno dziś w świecie, jak i u nas w Polsce zdać sobie sprawę z tego musimy, że polityka obecna to jest konkretny stosunek obywatela i jego pozycja zarówno polityczna, jak i gospodarcza, udział w dochodzie społecznym, jego pozycja w stosunku do całej gospodarki narodowej, jak również i polityczna w sensie tworzenia zdrowej, mocnej struktury wewnętrznej państwa i jego siły politycznej.</u>
<u xml:id="u-23.1" who="#SMalski">Dlatego też, gdyby kto chciał sprowadzić zagadnienie polityki rolnej czy związane z nią zagadnienie reformy agrarnej li tylko do przejawów natury czysto materialnej, popełniłby błąd, bo to, co się dziś dzieje, zjawiska, których jesteśmy świadkami, wyraźnie świadczą o tym, że poza momentami li tylko gospodarczymi uświadomiona, coraz bardziej aktywna warstwa chłopska stawia wyraźnie zagadnienia polityczne, chce mieć wyraźną swą pozycję w rządzeniu państwem i układaniu stosunków wewnątrz państwa. To zmusza nas do pewnych innych ocen aniżeli słyszeliśmy tu z ust referenta p. s. Rdułtowskiego, czy też słyszymy często w dyskusjach. Zapewne działać tu muszą, jak zwykle, przy sprawach gospodarczych, społecznych czy politycznych dwie tendencje: jedna, która idzie na zachowanie swojego stanu posiadania, druga, która idzie na zdobycie i rozszerzenie go. Te dwie tendencje przejawiają się w całej pełni w naszym życiu rolniczym. Na tle tego wszystkiego musi działać czynnik, który poza racją stanu ziemian, czy poza racją stanu chłopów, czy poza racją stanu Niemców, czy Ukraińców, czy innych mniejszości narodowych, korygować musi te zjawiska w duchu racji stanu Państwa Polskiego. Nic dziwnego, że to regulowanie wywołuje tyle wewnętrznych sprzeczności, animozyj, pomawiania się wzajemnego w naszych szeregach rolniczych. W tej sytuacji trudno wymagać, ażeby była pełna zgodność i harmonia czynnika rządowego, który ma pilnować tej racji stanu Państwa Polskiego, jak również tych czynników, które przede wszystkim pilnują bliższej sobie racji stanu swego posiadania czy chęci rozszerzenia swojego stanu posiadania. Zdaję sobie sprawę z tego, że przykro jest dla mnie jako dla Polaka, gdy widzę jednolity front naszego obozu zachowawczego, ziemiańskiego, z tym samym frontem niemieckim i ukraińskim, jeżeli chodzi o stosunek do polityki rolnej Rządu, do szukania i realizacji w polityce państwowej tej racji stanu Państwa naszego. Boleć to mnie musi, bo sądzę, że dokładna analiza czy refleksje tych czynników musiałyby doprowadzić jednakże — przynajmniej obóz zachowawczy ziemiański — do większego, głębszego szukania zbliżenia w zakresie polskiej racji stanu Zapewne nie jest to łatwe, bo wszak majątek osobisty, pozycja osobista tak hamuje człowieka i jego zdolności obiektywnego szukania, że nieraz trudno to osiągnąć. Stwierdzić muszę, że obóz zachowawczy od r. 1926 miał, a poniekąd i ma jeszcze wyjątkową pozycję polityczną, a tym samym wyjątkową odpowiedzialność polityczną. Bo wszak wiemy doskonale, że poza warstwą ziemian, siedzących na swych majątkach, jest pewna mentalność w społeczeństwie naszym, zwłaszcza jeżeli chodzi o urzędy, o starostów, wojewodów, o różne czynniki w Państwie działające, nie wyłączając części wojskowych — tego szlacheckiego podchodzenia do zjawisk życiowych. Nie dziwię się więc, że pułkownik Roztworowski — a przypuszczam, że mógłby to uczynić i szereg innych pułkowników — napisał rozprawę na temat znaczenia większych obszarów dworskich na wypadek wojny. Wielu zaś innych ludzi i urzędników nie potrzebuje pisać, bo przejawiają to często w swojej polityce jako władze ziemskie — starostowie, wojewodowie w swoim stosunku do zagadnień reformy agrarnej czy polityki rolnej. Na to narzekać Panowie nie mogą.</u>
<u xml:id="u-23.2" who="#SMalski">Jeżeli chodzi o czynniki polityczne, to obóz zachowawczy przesunięty został od r. 1933 z czysto politycznego stanowiska Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem na pozycję społeczną i dlatego przy tworzeniu pierwszych naszych izb rolniczych, czy na terenie tzw. organizacyj zunifikowanych — często wbrew i poza wolą czynnika drugiego, tj. elementu drobnego rolnictwa — były wysuwane pod naciskiem często władz administracyjnych osoby z obozu ziemiańskiego. A jednakże to wszystko razem nie doprowadziło do zmian, nie doprowadziło do szukania w samym obozie zachowawczym innej roli w Polsce, do tej pory nie widzimy podkreślenia tej roli obozu zachowawczego w sensie i politycznym i gospodarczym. Bo, moim zdaniem, każdy wpływ za hektar, przechodzący z reformy rolnej do rąk drobnej własności, winien przechodzić do innych dziedzin gospodarki narodowej. A przecież reformy rolnej Panowie z obozu zachowawczego nie kwestionują, tak samo jak uznaje ją Akcja Katolicka, jednakże gdy reforma rolna jest wykonywana, wywołuje to cały szereg zastrzeżeń, które przekreślają jakoś ten deklaratywny pozytywny stosunek do reformy rolnej.</u>
<u xml:id="u-23.3" who="#SMalski">Dla mnie każdy hektar przechodzący do rąk drobnej własności, każdy pieniądz, który wpływa do rąk większej własności stwarza dla niej ogromne możliwości wykonania wielkiego programu naszej gospodarki narodowej, inwestowania w przemyśle czy w urządzeniach handlu naszego, których my nie mamy. Spełnia to wówczas swoją należytą rolę polityczną i gospodarczą czynnika twórczego w życiu Polski, który w niczym nie obniży pozycji społecznej ziemian, a równocześnie daje im możność wykazania swojego rozumnego stanowiska, przechodzenia aktywnego, zdobywczego do tych dziedzin, do których dotąd dojść nie mogliśmy, gdzie panuje dotąd anonimowy, a przeważnie obcy kapitał.</u>
<u xml:id="u-23.4" who="#SMalski">Rozumiem również, że każde działanie musi wywołać reakcję i w tym wypadku zapewne działanie Rządu w dziedzinie polityki rolnej wywołuje reakcję przede wszystkim u tych, którzy utrzymać chcą stan swego posiadania.</u>
<u xml:id="u-23.5" who="#SMalski">Wspomniano tu o wielu momentach. Ale chciałbym, żebyśmy mieli całość przed oczami. Wszak Rząd, prowadząc politykę rolną, musi pamiętać przede wszystkim o tym, że ma do czynienia nie tylko z ziemią, nie tylko ze wzmożeniem jej zdolności produkcyjnych, nie tylko z uszlachetnieniem produkcji, nie tylko z wyżywieniem, ale równocześnie ma na oku podmiot, który tym wszystkim kieruje, a którym jest człowiek. A jeżeli chodzi o ten podmiot, o wieś, o chłopa, to wszyscy wiemy o tym doskonale, jaki to szereg czynników działa na postawę, na żądania, na życie całe. Bo wszak, gdy mówimy o odchodzeniu do rzemiosła, to zdajmy sobie sprawę z tego, że tylko znikomy odsetek dzieci chłopskich ma świadectwo z 7 klas szkoły powszechnej, które jedynie uprawnia do przejścia do rzemiosła. Jeśli zaś chodzi o przejście do handlu, to również nie mamy tych szkół, a w szkołach naszych zawodowych, ogółem Biorąc, jest znikomy odsetek dzieci chłopskich — we wszystkich szkołach zawodowych, nie mówiąc już o rolniczych.</u>
<u xml:id="u-23.6" who="#SMalski">Musimy również wziąć pod uwagę i to, że układ naszego uzbrojenia gospodarczego jest tak różnolity. Musimy pamiętać o tym, że na ziemiach wschodnich na 100 km dróg przypada niecałe 5 km dróg bitych. Więc według obliczeń inżynierów prawie pół miliarda tracimy w naszym obrocie gospodarczym dlatego właśnie, że tych dróg nie mamy. Wszystko to musimy mieć na uwadze i musimy mieć na uwadze również te zjawiska polityczne, które dzisiaj zachodzą u nas i w całym świecie. Kiedy ta wieś jest ścielona trupami, to nie tylko w imię pewnych haseł gospodarczych, ale również w imię pewnych dążeń politycznych. Musimy pamiętać, że ten Minister Rolnictwa, który jest przecież tylko jednym z członków Rządu, nie może dźwignąć rolnictwa, jeśli ma jednocześnie zamknięty odpływ nadmiaru ludności rolniczej do przemysłu, do handlu dla tych względów, o których wspomniałem. Nie może on równocześnie uskutecznić wszystkiego w dostatecznej mierze na skalę naszych maksymalnych żądań, bo musi zmieniać strukturę rolną, musi dbać o opłacalność produkcji rolnej, o ustalenie roli rejonów produkcyjnych, musi dbać o politykę kontyngentową, traktatową i inną oraz musi mieć stale na oku, że bez wzmożenia aktywności podmiotu działania, to jest człowieka — gospodarza, nie osiągnie się nawet najskromniejszych rezultatów.</u>
<u xml:id="u-23.7" who="#SMalski">To wszystko zmusza nas do pewnych refleksyj przy stawianiu naszych maksymalnych żądań, bądź przez tych, którzy mają utrzymać stan posiadania pewnych gospodarstw, bądź też i tych, którzy by za szybko, bez należytego przygotowania chcieli rozszerzyć swój stan posiadania. A przecież musimy przyznać bezstronnie, że Rząd w swoich poczynaniach sporo zdziałał, ażeby, jeżeli nie bezpośrednio, to pośrednio przez obniżenie składowych części kosztów produkcji uczynić ją bardziej opłacalną, czy to w postaci akcji finansowo - rolnej, czy urzędów rozjemczych, czy bonifikacji podatków, czy przez obniżenie oprocentowania kredytów nowych. To są wszystko akcje rządowe, które przecież dają naszym szeregom rolniczym pewien oddech, możność uzyskania choćby w pewnej mierze tej opłacalności, o której mówimy. A przecież ta opłacalność musi przejść przez stadium osiągnięcia płynności gotówkowej, w którym to stadium rzeczywiście teraz jesteśmy. Bo przecież jeżeli weźmiemy prace tylko Biura Badania Ekonomiki Drobnych Gospodarstw, to p. Minister Staniewicz na wstępie pisze: w 1936 r. o 15% spadło zadłużenie w rolnictwie, w 1937 r. o 3%. Tłumaczy się ta rzecz przede wszystkim klęską posuchy. Zmiany zadłużenia w zależności od rozmiarów badanych gospodarstw przedstawiają się w stosunku do 1936 r. w 1937 r. następująco: w grupie do 5 ha zadłużenie spadło o 24 zł na 1 ha, czyli o jakieś 11%, a w grupie od 5 do 10 ha o 12 zł, czyli o 5%.</u>
<u xml:id="u-23.8" who="#SMalski">Widzimy więc, że jednak działają pewne zasadnicze momenty polityki rządowej, a jeżeli nie wszędzie, jeżeli nie w dostatecznej mierze, to jest to często winą bądź biurokratycznego załatwiania sprawy tam w dole, bądź często skutkiem tego, że nie jesteśmy zdolni do korzystania. Wszakże Rząd obecny otworzył kredyty na spłaty rodzinne, wszak Rząd obecny wprowadził kredyty pożyczkowe i zaliczkowe, Rząd obecny wreszcie przeprowadził to, że rolnictwo, które nigdy nie miało dostępu ani do Banku Gospodarstwa Krajowego, ani do żadnych kredytów budowlanych, chociaż w skromnej mierze wreszcie zdobyło tę pozycję i te 5 milionów przynajmniej uzyskało.</u>
<u xml:id="u-23.9" who="#SMalski">Zdawać sobie sprawę musimy, że to, co wchodzi w zakres naszej gospodarczej polityki rolnej, jest związane przeważnie z pieniądzem, wielkością obiegu pieniężnego — kredytem. Zdajemy sobie sprawę z tego, że stoimy nie tyle przed okolicznością załamania ewentualnego koniunktury, która obecnie się zarysowała, ale stoimy przed znalezieniem dla nas i dla narodu polskiego swojej własnej koniunktury, a raczej nie koniunktury, ale tej drogi rozwojowej, po której iść musimy, jeżeli chcemy nie tylko dla naszej gospodarki rolnej, ale i dla całości gospodarki państwowej stworzyć należytą siłę i stanowisko w świecie. Mieli rację ci, którzy pisali, że pieniądz nie może być fetyszem, który by zamykał dla nas drogi rozwojowe.</u>
<u xml:id="u-23.10" who="#SMalski">Zdajemy sobie sprawę również i z tego, że wszyscy na ogół dosyć nerwowo reagujemy w obecnych czasach, gdy widzimy — jak już wspomniałem o tym w debacie ogólnej — te pewne osiągnięcia na zachodzie i południu. Chcielibyśmy tak jednym ruchem, jedną jakąś decyzją, jednym aktem woli uzyskać to, aby od jutra w Polsce wszyscy się pokochali, aby endek pokochał pepesowca, aby pepesowiec się z nami ułożył w jakiś sposób zgodny, aby ludowcy wszystkich nas razem pokochali, aby naprawiacze w ogóle zniknęli z tej Bożej ziemi.</u>
<u xml:id="u-23.11" who="#komentarz">(Głos: Tego nie chcemy. Ogólna wesołość.)</u>
<u xml:id="u-23.12" who="#SMalski">Bardzo dziękuję, bo przynajmniej w ten sposób widzę sympatię, jaką tu Panowie świadczycie dla naprawiaczy. Ale tym niemniej tak się to odbywa, że widzimy doskonale, jak się sprowadza drobiazg nieraz w naszym życiu do zagadnienia potwornej wagi.</u>
<u xml:id="u-23.13" who="#SMalski">Bo jakżeż można pracować w życiu naszym społecznym, gdy po wzmiance drukarskiej o Chinach czy innym kraju, Hiszpanii czy Abisynii, wypisuje się natychmiast wielkie oskarżenie, że Koła Gospodyń Wiejskich służą jakoby propagandzie komunistycznej. Przecież to potworna rzecz, bo wiemy doskonale, że praca Kół Gospodyń Wiejskich przebiega na podłożu religijnego i patriotycznego wychowania dla podniesienia pozycji społecznej i gospodarczej kobiety na wsi. I naprawdę nie wiadomo, czy jest to wynikiem braku zdolności obserwacyjnej, czy braku uczciwości publicystycznej, żeby tak potworne zarzuty czynić kobietom-Polkom.</u>
<u xml:id="u-23.14" who="#komentarz">(S. Radziwiłł: Jakie to pismo?)</u>
<u xml:id="u-23.15" who="#SMalski">Przypuszczam, że Panowie wszyscy czytali, a p. senator Radziwiłł na pewno pierwszy. Jest to „Słowo Wileńskie”.</u>
<u xml:id="u-23.16" who="#SMalski">Wysoki Senacie! Zagadnienie organizacji to jest ten wyraz zewnętrzny zdolności naszego intelektu i umiejętności społecznej do przeprowadzania zadań naszych gospodarczych czy społecznych w sposób określony, zwarty i celowy. Mowa tutaj o stosunku Rządu do organizacyj rolniczych. Wspomniałem już uprzednio, że zagadnienie to nie było proste, bo przy unifikacji organizacyj rolniczych, tworzeniu izb rolniczych moment polityczny odgrywał rolę i odgrywa w dalszym ciągu, choćbyśmy nie wiem jak to nazwali. Bo czy izba wileńska np. będzie taka czy inna, to są zagadnienia nie personalne, tylko zagadnienia dwóch światopoglądów, bo jeszcze dzisiaj stoimy wobec wynajdywania nowych metod. Nie o cel chodzi, nie precyzujemy celu, tylko że ni stąd ni z owąd będziemy mieli debaty nad samą metodą, czy akcja Żeligowskiego, czy powszechność, czy elitaryzm, czy co innego. Zdaje mi się, że w stosunku do zagadnień, jakie ciążą nad rolnictwem, to jest fatalne. Raz powinna być przeprowadzona jedna metoda do końca, nie przerzucać wciąż życie nasze od jednej krańcowości do drugiej. Nikt nie neguje, że w każdej gminie powinien być agronom instruktor, że samorząd terytorialny powinien przejawiać maksymalną aktywność, tak jak nikt nie będzie negował, że wszystkie czynniki gospodarcze, państwowe czy samorządowe, czy dobrowolnych organizacyj powinny razem dążyć do zmiany na lepsze całego naszego życia rolniczego. Każdy z tych czynników ma inne kompetencje i inną rolę. Ale dzisiaj kwestionowanie całego zagadnienia dobrowolnej pracy rolniczej, to byłoby przekreślanie tego naturalnego pędu każdego człowieka Polaka do brania w tej pracy ochotniczego ryzyka na siebie w dziele postępu rolniczego. Jeżeli zaś chodzi o ziemie wschodnie, tam szczególniej odpowiedzialne stanowisko ma element polski i tam na tle tej dobrowolnej pracy ma on możność wykazania swoich wartości kulturalnych, swojej wartości serca i umysłu. Dlatego źle przebiega dyskusja, jeśli się eliminuje jeden czynnik na rzecz drugiego rzekomo ze względu na konieczność powszechności, a faktycznie ze względów politycznych. Przecież my mamy duży dorobek. Każdego roku powstaje szereg nowych spółdzielni, kółek rolniczych, kół gospodyń, kół młodzieży, więc nie uogólniajmy na podstawie jakiegoś wypowiedzenia się takiego czy innego słuchacza uniwersytetu wiejskiego, czy wypowiedzenia się takiej czy innej osoby na tym czy innym zebraniu, że to co robimy jest nic nie warte, że to wszystko jest zgubne i powinno być wyeliminowane z życia naszego.</u>
<u xml:id="u-23.17" who="#SMalski">I znowu na terenie tych naszych organizacyj rolniczych do tej pory nie doszliśmy do należytego powiązania pracy reprezentacyj rolniczych, powiązania pracy organizacyj samorządowych z dobrowolnymi gospodarczymi. Jesteśmy dopiero w trakcie dokonywania tego. Niestety, zbyt wolno to idzie. Bo jeżeli chodzi o zagadnienie naczelnej naszej reprezentacji rolniczej, to do tej pory nie ma ona stanowiska autorytatywnego, nie ma jeszcze tej pełnej powagi i zaufania, że jej stanowisko jest pozytywne, obiektywne i słuszne i że to jest stanowisko całego rolnictwa. A przecież często tam, gdzie są dwa zdania, gdzie są dwa interesy rolnicze drobnej i większej własności, usiłuje się na tym terenie tak to przedstawić, żeby właściwie tam nic nie wyszło. Lepiej, zdaje się, byłoby uzyskać twardy obraz, tak jak on wygląda, że jest jedna sprawa ważna dla drobnego rolnictwa, a inna sprawa jest ważna dla większej własności ziemskiej.</u>
<u xml:id="u-23.18" who="#SMalski">W tych warunkach nie dziwmy się, że Rząd mając do spełnienia wyraźnie określoną swoją rolę, wielki nakaz chwili, podtrzymania i podniesienia poziomu gospodarki rolnej razem z podmiotem, który tą gospodarką dysponuje, do tej roli nowej, którą w Polsce rolnictwo spełnić musi, napewno ingeruje często nie tak, jakby się nam podobało i ingeruje nawet wówczas, gdy uważamy, że ingerować nie powinien. Jeżeli Panowie zbadają stosunki w Niemczech, we Włoszech, a nawet w izbie rolniczej łotewskiej czy innych, to Panowie stwierdzą, że tam jest dużo większa preponderancja czynnika rządowego aniżeli u nas. Życie i rozwój naszego nie tylko samorządu terytorialnego, ale i samorządu gospodarczego, musi iść po linii znalezienia wspólnoty i zbieżności swojej linii rozwojowej w ogólnej polityce państwowej z interesem ogólnym i z całokształtem gospodarki państwowej. I kto ma być tym regulatorem? Napewno gdyby zechciał regulować s. Radziwiłł, czy też gdybym ja zechciał to regulować, to, rzecz jasna, odrazu będą rozbieżne sytuacje. Musi być ten trzeci czynnik, który powie: ja to ureguluję, a tym jedynym, który może to uregulować, nie może być nikt inny, jak Rząd w imię interesów Państwa.</u>
<u xml:id="u-23.19" who="#SMalski">Wysoki Senacie! Jeszcze raz wspomnieć pragnę, że na odcinku wszystkich zjawisk, czy organizacyj rolniczych, czy samorządu gospodarczego, czy administracji państwowej ma obóz zachowawczy ziemiański do tej pory wyjątkową pozycję i nie tylko od elementu wiejskiego zależy, nie tylko od elementu drobnego rolnictwa, ale równocześnie od Panów i od ich stanowiska zależy, czy konflikty w życiu naszym państwowym i gospodarczym, zwłaszcza, jeżeli chodzi o stosunki wiejskie, będą narastać, czy też zostaną złagodzone. Ale, zdaje mi się, że w imię naszego najwyższego interesu, dobra i spokoju, rozwinięcia maximum energii narodowej w twórczej robocie nie pozostaje inna droga jak ta, żeby łagodzić konflikty i dawać naturalnym liniom rozwoju ich naturalny bieg niehamowany. Bo wówczas nie będą rozsadzały te siły naszej Rzeczypospolitej, ale wejdą wszystkie w układ twórczej, rzeczowej roboty. Przez długi czas będziemy musieli uznawać, że regulatorem w naszych stosunkach wewnętrznych będzie czynnik nadrzędny w postaci naszego Rządu i dlatego nie przejmuję się sprawą specjalnej złośliwości w stosunku do polityki rolnej. Nie chcę bronić Ministra Rolnictwa, bo najlepiej sam się on obroni swoją własną pracą.</u>
<u xml:id="u-23.20" who="#SMalski">Ale z drugiej strony, głosując za budżetem, nie będę mógł głosować za rezolucją, wniesioną przez referenta budżetu Ministerstwa Rolnictwa, nie dlatego, jak powiedział s. Malinowski, że jemu jest wszystko jedno, bo każdy chce wzmożenia sił produkcyjnych rolnictwa, ale tak, jak zaznaczyłem, że nie rozumiem i nie uznaję specjalnej celebry stosunku krytycznego Izb ustawodawczych do Rządu, bo to jest niepotrzebne. Na tle uzyskanych efektów, na tle bezstronnego rozważenia tej sprawy ta rezolucja nie wygląda na nic innego, jak tylko na manifestowanie swojego krytycznego stosunku do polityki rolnej Rządu. I dlatego za rezolucją głosować nie będę.</u>
</div>
<div xml:id="div-24">
<u xml:id="u-24.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Wiesner.</u>
</div>
<div xml:id="div-25">
<u xml:id="u-25.0" who="#SWiesner">Wysoka Izbo! Kwestia reformy rolnej i w związku z nią poczynione zarządzenia dotyczą nie tylko rolnictwa, ale zdolne są wywrzeć wybitny wpływ i na całą gospodarkę Państwa. Na całą tę kwestię nie można się więc zapatrywać jedynie z punktu widzenia rolniczego, lecz z punktu widzenia ekonomii politycznej i interesów Państwa. Reforma rolna jest kwestią życiową niemieckiej grupy narodowej, ziemia bowiem jest dla każdego narodu podstawą jego życia, z której czerpiemy naszą siłę, a bez której niemiecka grupa narodowa musi zmarnieć. Jeżeli więc tę reformę zwalczamy wszelkimi środkami prawnymi, stojącymi nam do dyspozycji, to nie tylko z punktu widzenia naszych narodowych interesów, lecz w znacznej mierze i z punktu widzenia dobrze zrozumianych interesów państwowych.</u>
<u xml:id="u-25.1" who="#SWiesner">Corocznie stoi niemiecka grupa narodowa przed, zdaje się, pewnym faktem, że zabierze się nam znowu wielki kawał ziemi celem jej rozparcelowania.</u>
<u xml:id="u-25.2" who="#SWiesner">Zasadniczo stwierdzić musimy, że nie jesteśmy przeciwni zdrowej i sprawiedliwej reformie rolnej, że ją, przeciwnie, uznajemy, gdyż stoimy na stanowisku, że stworzenie nowych warsztatów rolniczych dla młodej i naprzód idącej generacji jest koniecznością. Jesteśmy jednak wrogami takiej reformy rolnej, która, zdaje się, wychodzi z założenia, że stworzenie nowych warsztatów rolniczych da się przeprowadzić z istniejących, wzorowo prowadzonych gospodarstw rolnych, których niszczenie obserwujemy już od lat kilku. Reforma rolna musi w jej skutkach być równomierna dla wszystkich i nie wolno obciążać nią w większej mierze pewnej części ludności ani też wykluczać jej od ewentualnych korzyści. Sposób, w jaki się reformę rolną obecnie przeprowadza, daje niemieckiej grupie narodowej powód do uzasadnionych obaw, gdyż zwraca się ona przede wszystkim przeciw nam, Niemcom, wykluczając naszych synów chłopskich od przydziału ziemi. W odpowiedzi na zarzut p. senatora Jeszkego, który we wczorajszej debacie na plenum Senatu zarzucił nam, że Niemcy nigdy dobrowolnie nie oddają ziemi pod parcelację, jak to się robi ze strony Polaków, możemy spokojnie dać następującą odpowiedź: Niemiecka grupa narodowa oddałaby dobrowolnie ziemię pod parcelację, aby przez to umożliwić stworzenie nowych warsztatów rolniczych, gdyby miała zupełną pewność, że jej niemieccy synowie chłopscy otrzymają przydzieloną ziemię. Niestety, tej pewności nie posiadamy. Dzieje się zupełnie przeciwnie, bo nasi synowie chłopscy nie otrzymują zasadniczo ani skrawka ziemi i usuwa się ich na bok. Jeżeli np. właściciel ziemski na Pomorzu rozparcelował swą posiadłość na 30 parcel i prosił o zezwolenie na sprzedaż dwóch parceli dla chłopów niemieckich, to takiego zezwolenia jednak nie otrzymał. Widać z tego, że uniemożliwia się Niemcom wszelkimi środkami nabywanie ziemi. Dobrowolne oddanie ziemi pod parcelację oznaczałoby wobec tych okoliczności zniszczenie samego siebie.</u>
<u xml:id="u-25.3" who="#SWiesner">Reforma rolna jest równoznaczna z uzyskaniem nowej ziemi, potrzebnej naszemu Państwu do dalszej rozbudowy i do dalszego rozwoju gospodarczego. Uzyskanie nowej ziemi i zagospodarowanie jej służy wyżywieniu ludności w Państwie i dla zabezpieczenia tego wyżywienia. Przyrost naturalny ludności w Polsce wynosi rocznie 400.000 i ta ilość musi być wyżywiona. Jest to możliwe tylko wtenczas, jeżeli stojąca nam do dyspozycji ziemia będzie w zupełności wyzyskana i wszelkie nieużytki zostaną zagospodarowane. Państwo posiada całe połacie ziemi dotychczas nie wyzyskane. Winno się je zamienić na orną ziemię i oddać gospodarce. Byłby to teren dla ducha twórczego, dla rąk chłopskich i byłaby możliwość do rozpoczęcia kolonizacji wewnętrznej, stwarzającej niezmiernie dużo nowych wartości na pożytek Państwa i jego przyszłości. Zamiast tego niszczy się wzorowe i rozwijające się gospodarstwa i proletaryzuje się stan chłopski w sposób zastraszający. Jest rzeczą bardzo łatwą dzielić coś istniejącego, nie dając w zamian za to nic lepszego.</u>
<u xml:id="u-25.4" who="#SWiesner">Poza ziemią i związanymi z nią warsztatami pracy nie posiada niemiecka grupa narodowa nic innego, co by zapewniało jej przyszłość i przyszłość jej młodzieży. Nie posiadamy możliwości zatrudniania naszych rodaków w przedsiębiorstwach państwowych, a przedsiębiorstwa prywatne stoją nam w bardzo ograniczonej mierze do dyspozycji. Pozostaje nam tylko zatrudnianie naszej młodzieży w rolnictwie i w związanych z nim warsztatach pracy. Każde odebranie ziemi oznacza dla nas dotkliwe osłabienie naszej egzystencji gospodarczej i ograniczenie naszej przestrzeni życiowej, bez możliwości stworzenia w zamian za to nowych rekompensat. Zmuszeni jesteśmy wobec reformy rolnej zająć odmowne stanowisko, gdyż oznacza ona dla nas dalsze pozbawianie ludności niemieckiej chleba i pracy. Przeprowadzenie reformy rolnej oznacza dla nas nie tylko stratę i ograniczanie egzystencji, ale i poszkodowanie interesów państwowych. Dopiero, kiedy wszelkie możliwości, jak stworzenie nowej ziemi rolnej, kolonizacja wewnętrzna i zamiana nieużytków na ziemię rolną zostaną wyczerpane, będzie można przystąpić do reformy rolnej istniejących, dobrze rozbudowanych i dobrze prosperujących warsztatów rolniczych. Reforma rolna, idąca w innym kierunku, szkodzi wszystkim obywatelom i uniemożliwia zdrową rozbudowę. Dotychczasowe przeprowadzanie reformy rolnej stoi w rażącym przeciwieństwie do deklaracji o mniejszościach narodowych z dnia 5 listopada 1937 r. Oznacza ona dla nas zniszczenie warsztatów rolniczych, stworzonych z nakładem wielkiej pracy i w pocie czoła. Nie narzekamy więc na istniejące niedomagania, lecz oskarżamy system.</u>
</div>
<div xml:id="div-26">
<u xml:id="u-26.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Ryszka.</u>
</div>
<div xml:id="div-27">
<u xml:id="u-27.0" who="#SRyszka">Wysoki Senacie! Gdy mówi się o rolnictwie, odnosi się zawsze wrażenie, że mamy do czynienia z warstwą ludności, która na obszarze całego Państwa przedstawia się z małymi odchyleniami jednolicie, że wystarczy zmienić granicę administracyjną województwa, a różnice te się pozacierają. Jednak tak nie jest.</u>
<u xml:id="u-27.1" who="#SRyszka">Różny system podchodzenia do spraw rolnictwa rządów zaborczych, warunki gleby i klimatu, odległość od ośrodków przemysłowych wytworzyły odmienne typy rolnika, nie tylko pod względem sposobu gospodarowania, lecz i pod względem mentalności, a także stosunku do Rządu i Państwa. O ile stosunek do Rządu może być różny w różnych dzielnicach, o tyle sprawa poczucia narodowego w całej Polsce prócz kresów wschodnich jest zupełnie wyraźna. Ludność kresów natomiast nie ma jeszcze wyraźnego oblicza narodowego. Zdarza się tam często słyszeć określenie przynależności państwowej wyrazami „ja tutejszy”.</u>
<u xml:id="u-27.2" who="#SRyszka">Podniesienie gospodarcze tych przeważnie ubogich ziem jest najlepszym środkiem związania ich ludności z Państwem i narodem. Nad ogromnym tym obszarem kraju, wyniszczonym straszliwie i zbiedzonym przez wojnę, objęły zaraz po odzyskaniu niepodległości patronactwo różne partie polityczne. Zamiast zachęcić ludność do pracy, dopomóc rzeczowo wysiłkom, łudzono rolnika hojnymi obietnicami, podsuwano nadzieję wzbogacenia się cudzym kosztem. Odciągano go tym od jego zainteresowań gospodarczych, siejąc nienawiść klasową i rozbudzając nieufność do Rządu, a w rozumieniu jego do Państwa; aby to piękniej wyglądało, zakładano spółdzielnie, sprowadzano nawozy sztuczne, robiono pokazy, jednym słowem robiono postęp.</u>
<u xml:id="u-27.3" who="#SRyszka">Nieprzemyślane, powierzchowne, dyletanckie te sposoby, przykrywka demagogicznej roboty politycznej, wydały odpowiednie rezultaty. Partie polityczne się zgrały, spółdzielnie upadły, na nawozach sztucznych wybujały chwasty, zapłacił za wszystko rolnik. Do naprawienia tych opłakanych stosunków znalazł się nowy patronat — biurokracja. Okres jej działalności zbiegł się z największym nasileniem prac komasacyjnych. Prawie wszystkie wsie rozumiały potrzebę scalenia gruntów, lecz dla rolnika przewrót to gospodarczy ogromny, a były to przecież lata kryzysu. I jaką pomoc otrzymało rolnictwo? Scalenie ograniczyło się do połączenia rozrzuconych kawałków ziemi w jedną całość; sprawy melioracji, umiejętna gospodarka takim naturalnym bogactwem jak woda, nie była dostatecznie uwzględniona. Opieka nad nowopowstałymi gospodarstwami była żadna. Toteż warunki bytowania na tych gospodarstwach są najprymitywniejsze. Zabudowania, obejścia wyglądają gorzej niż nędznie. Budynki stawiane są bez planu, niewykończone; inwentarz żywy pomieszczony pod jednym dachem z ludźmi, bo nie stać już było gospodarza na oddzielną oborę. Inwentarz ten nędzny, narzędzia rolnicze prymitywne. Pożywienie ludności — to ziemniaki i chleb czarny ze zboża zmieszanego z pośladami, dzieciom dają suchy, aby go mniej zjadły. Dzieci dostają mleko chude, a masło i jaja gospodyni sprzedaje, by mieć za co kupić sól, naftę i książki szkolne. O inwestycjach jakichkolwiek, o podniesieniu kultury rolnej, czyż można myśleć w takich warunkach? Bieda jest gruntem podatnym na wpływy komunizmu. Rozwija się on zastraszająco, zapuszcza głęboko korzenie w duszę chłopską.</u>
<u xml:id="u-27.4" who="#SRyszka">Wskutek wadliwego systemu, prowadzonego na zasadach biurokratycznych, Ministerstwo nie potrafiło przeszkodzić takiemu stanowi rzeczy. Zamiast realnej pomocy z doktryny i z niezawsze dokładnej statystyki stwarza się receptę na biedę rolniczą. Najlepszą bronią do walki z komunizmem jest podniesienie dobrobytu wsi kresowej, podciągnięcie jej do poziomu gospodarczego województw zachodnich. Do renty gruntowej, która ma być podstawą rozwoju rzemiosła i drobnego handlu, dojdziemy tylko przez stworzenie racjonalnie intensywnego gospodarstwa. Wieś polska dojrzała politycznie przez te 20 lat niepodległości, a organizując się zawodowo, wymaga sztabowej roboty u góry, która by dążyła do powiększenia produkcji rolnej tak, by wieś nie tylko nie głodowała, ale mogła spełnić wielkie zadania rolnictwa, kiedy zajdzie tego potrzeba. Trzeba jej umożliwić zbyt produktów po takiej cenie, by się mogła stać konsumentem produkcji przemysłowej. Organizacjom i samorządom rolniczym musi być pozostawiona swoboda działania. Nie mogą one być terenem rozgrywek personalnych i politycznych, ale punktem oporu dla wywalczenia rolniczej racji stanu.</u>
<u xml:id="u-27.5" who="#SRyszka">Domagamy się dla kresów wschodnich przemysłu rolnego, ułatwienia zbytu produktów rolnych, nowych metod oświaty rolniczej i jej upowszechnienia. Nie potrzebujemy zaś opieki patronackiej, czy biurokratycznej, czy inteligenckiej, która spycha wóz chłopski raz w lewo raz w prawo, bo wszystko nam jedno czy w prawym, czy w lewym rowie będzie leżał. Przestańmy również dzielić rolnictwo na obozy stanowe. Zawód ich jest ten sam — zawód rolnika, czyli żywiciela narodu. Postarajmy się to zrozumieć wszyscy, zanim jakiś kataklizm żywiołowy nie wbije nam tego ostrą łopatą do głowy.</u>
<u xml:id="u-27.6" who="#komentarz">(Głosy: Bardzo słusznie. Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-28">
<u xml:id="u-28.0" who="#Marszałek">Zarządzam przerwę do godziny 16.</u>
<u xml:id="u-28.1" who="#komentarz">(Przerwa od godz. 14 min. 2 do godz. 16.)</u>
<u xml:id="u-28.2" who="#Marszałek">Wznawiam posiedzenie.</u>
<u xml:id="u-28.3" who="#Marszałek">Głos ma s. Serożyński.</u>
</div>
<div xml:id="div-29">
<u xml:id="u-29.0" who="#SSerożyński">Wysoka Izbo! Tak w Sejmie jak i w tej Izbie padło kilka głosów o poprawie sytuacji gospodarczej na wsi. Szczególnie poprawę tę silnie zaakcentował p. Wicepremier Kwiatkowski w swoim expose przy otwarciu sesji sejmowej.</u>
<u xml:id="u-29.1" who="#SSerożyński">Otóż jako rolnik i obywatel pragnę stwierdzić, iż cieszy mnie ta poprawa, która niechybnie nastąpiła w przemyśle i handlu, a także i w rolnictwie na terenie niektórych województw, o ile miała ona istotnie miejsce.</u>
<u xml:id="u-29.2" who="#SSerożyński">Przykro mi jest jednakże stwierdzić, iż niestety, o ile chodzi o rolnictwo Pomorza, tej najbardziej ekspansywnej połaci kraju tak pod względem gospodarczym jak i społeczno-politycznym, to zamiast poprawy okres ubiegły zaznaczył się silnym pogorszeniem ogólnej sytuacji rolnictwa pomorskiego. Wpłynęła na to przede wszystkim seria klęsk żywiołowych, która nawiedziła rolnictwo pomorskie już po raz drugi z rzędu. Dla orientacji pozwolę sobie przypomnieć Wysokiej Izbie, iż według danych wojewódzkiej komisji klęskowej, powołanej przez p. wojewodę pomorskiego dla zbadania klęski nieurodzaju w r. 1936, ubytek zbiorów w roku ubiegłym, tj. 1936/37 wynosił w stosunku do przeciętnej z poprzedniego: przy życie 38%, pszenicy 38%, jęczmieniu 35%, owsie 31,9 i ziemniakach 33%. Był to pierwszy rok klęski, którą obiecywaliśmy sobie, my rolnicy pomorscy, powetować w roku 1937. Niestety, wbrew przewidywaniom rok ten przyniósł nam jeszcze większe straty. Serię klęsk żywiołowych w tymże roku rozpoczęło wymarznięcie ozimin, po którym mieliśmy klęskę posuchy i mszyce, a wreszcie w okresie żniwnym długotrwałe deszcze, które spowodowały porastanie zbóż w snopkach, a nawet w kłosach na pniu, a tym samym niszczenie paszy. Pomyślnie wypadł tylko zbiór ziemniaków. Ten stan rzeczy spowodował, iż rolnictwo pomorskie znajduje się obecnie w sytuacji nader krytycznej i zupełnie wyczerpane ze wszystkich zasobów materialnych odczuwa katastrofalny brak paszy i nie jest w możności zadość uczynić wszystkim zobowiązaniom. Szczególnie trudne jest położenie osadników, którzy oprócz bieżących obciążeń muszą jeszcze przecież corocznie spłacać swą osadę, płacąc roczną ratę na poczet reszty ceny kupna. Do tych wszystkich klęsk, które i tak już zgnębiły osadnika, dołączyła się ostatnio groźba zawleczenia pryszczycy, powodująca wydanie zarządzeń ochronnych, poważnie ograniczających, a niekiedy wręcz uniemożliwiających obrót zwierząt rzeźnych.</u>
<u xml:id="u-29.3" who="#SSerożyński">Otóż nawiązując do wyżej przytoczonych momentów, muszę raz jeszcze stwierdzić, iż rolnictwo pomorskie nie tylko, że poprawy nie odczuło, ale wręcz odwrotnie, doznało poważnego pogorszenia tym bardziej, iż wszelkie zarządzenia i ustawy oddłużeniowe nie odniosły w ich dotychczasowej formie właściwego skutku w rolnictwie pomorskim. Pozwolę sobie tu powołać się na wyniki ankiety oddłużeniowej, przeprowadzonej przez Pomorskie Towarzystwo Rolnicze i wydanej ostatnio drukiem. Ankieta ta potwierdziła w całej rozciągłości twierdzenie organizacyj rolniczych ziem zachodnich, iż dotychczasowe ustawodawstwo oddłużeniowe nie przyniosło pozytywnego rozwiązania w sprawie zadłużenia rolniczego na Pomorzu.</u>
<u xml:id="u-29.4" who="#SSerożyński">Według tejże ankiety zadłużenie warsztatów prywatnych w okresie 4-lecia 1932–1936 wzrosło o circa 5%; zmniejszyło się jedynie zadłużenie osadników na skutek skreśleń poczynionych przez Państwowy Bank Rolny z reszty ceny kupna. Są to wyniki na 1.III. 1936 r. Z uwagi jednak, iż ostatnie dwa lata były latami klęskowymi, stan ten w chwili obecnej raczej uległ pogorszeniu, aniżeli poprawie.</u>
<u xml:id="u-29.5" who="#SSerożyński">To są dane cyfrowe zebrane przez Pomorskie Towarzystwo Rolnicze. Dla skontrolowania tych danych sięgnijmy do cyfr Państwowego Instytutu w Puławach, opracowanych w rozprawie pod tytułem: „Zadłużenia gospodarstw na dzień 1 lipca 1935 r.”. Według tych danych w okresie 4-lecia 1931–1935 zadłużenie spadło w województwach centralnych o 33,4%, w południowych o 38%, wschodnich o 16%, natomiast w województwach zachodnich zadłużenie nie tylko, że nie zmniejszyło się, ale wręcz odwrotni — wzrosło o 7% Jak widzimy, wynik ankiety Pomorskiego Towarzystwa Rolniczego jest podobny do wyników ogłoszonych przez Państwowy Instytut w Puławach.</u>
<u xml:id="u-29.6" who="#SSerożyński">W takim stanie rzeczy zrozumiałym jest, iż rolnictwo pomorskie ze szczególnie poważną troską zwraca się do Rządu, przedstawiając nieodzowną konieczność dalszego oddłużenia, które w dotychczasowej formie nie ziściło pokładanych w nim nadziei, na co wskazuje oprócz przytoczonych już cyfr także fakt, iż ilość dłużników, którzy zalegają z płatnością należnych rat od układów zawartych na Bank Akceptacyjny, dochodzi w poszczególnych instytucjach do 50%. Stawia to pod znakiem zapytania w ogóle całą dotychczasową akcję konwersyjną. W tych warunkach rolnictwo pomorskie oczekuje przychylnego ustosunkowania się Rządu do wniesionych ostatnio poselskich projektów ustaw oddłużeniowych, które załatwią wiele bolączek rolniczych z zakresu oddłużenia.</u>
<u xml:id="u-29.7" who="#SSerożyński">Przechodząc teraz do zagadnień chwili bieżącej, związanych z obecną klęską, która nas gnębi, a mianowicie z groźbą zawleczenia pryszczycy, pragnę zaapelować do Pana Ministra Rolnictwa o przydział dla Pomorza co najmniej kilkunastu nowych etatów lekarzy weterynarii. Przy obecnej bowiem jednoosobowej obsadzie powiatów zagrożonych pryszczycą przez jednego lekarza weterynarii obrót zwierzętami rzeźnymi ulega tak poważnemu ograniczeniu, iż cierpi na tym ograniczeniu ludność rolnicza, a szczególnie drobne warsztaty rolne, przede wszystkim nastawione na hodowlę. Weźmy przykład z mego powiatu lubawskiego. Cały powiat jest uznany jako zagrożony. W poniedziałek w tym tygodniu wyznaczono dwa spędy bekonowe, jeden w Lubawie, drugi w Nowym Mieście. Czyż jest do pomyślenia, aby jeden powiatowy lekarz weterynarii mógł przed spędem objechać cały powiat, zbadać wszystkie sztuki i wystawić pozwolenia na dostarczenie ich na spęd? Do czasu natomiast przydziału nowych lekarzy weterynaryjnych należy upoważnić samorządowych lekarzy weterynaryjni do badania zwierząt na pryszczycę, wyznaczając im odpowiednią zapłatę z funduszów państwowych.</u>
<u xml:id="u-29.8" who="#SSerożyński">Przejdę teraz do innej sprawy. W związku z klęskami żywiołowymi, jakie nawiedziły rolnictwo Pomorza, w szczególnie ciężkiej sytuacji znajdują się osadnicy. Otóż sekcja osadnicza Pomorskiego Towarzystwa Rolniczego wystąpiła w jesieni ub. r. do p. Ministra z wnioskiem o udzielenie pełnomocnictwa Bankowi Rolnemu w Grudziądzu na częściowe umorzenie raty osadniczej poszczególnym osadnikom na indywidualne wnioski, w zależności od wysokości strat, poniesionych przez petentów na skutek klęsk żywiołowych. P. Minister Rolnictwa obiecał przybyłej specjalnie delegacji sprawę tę przychylnie rozpatrzeć i zdecydować. Jak się dowiadywałem w Toruniu, p. wojewoda pomorski ustosunkował się do tego wniosku przychylnie, redukując sumy oznaczone jako potrzebne na ten cel do 900.000 zł. Otóż od września 1937 r. — już prawie 10 miesięcy — sprawa ta leży bez załatwienia w Ministerstwie, gdy tymczasem zbliża się kwiecień, czyli termin płatności wiosennej raty osadniczej. Zwracam się do Pana Ministra z gorącą prośbą o przychylne rozpatrzenie tego projektu i o wydanie możliwie rychłe swej ostatecznej decyzji.</u>
<u xml:id="u-29.9" who="#SSerożyński">W końcu, w związku ze zbliżającym się okresem siewów wiosennych, zwracam się z prośbą do Pana Ministra o jak najszybsze wydanie decyzji w sprawie wiosennych kredytów siewnych. P. Minister Grodyński na Komisji Budżetowej obiecał, iż na ten cel będą kredyty specjalne. Od szeregu lat kredyty siewne z reguły przychodzą zbyt późno. W zeszłym roku były one przydzielone w połowie kwietnia, a nawet w maju. Jest to stanowczo za późno. Kredyty późno przydzielone przyczyniają drobnemu rolnictwu dużo straty. Ustalenie zapotrzebowania na kredyty siewne zostało dokonane w porozumieniu z pomorskimi organizacjami rolniczymi już półtora miesiąca temu, dotychczas jednak żadnej decyzji w tym względzie nie ma. Jest to sprawa szczególnie ważna i pilna. Tak samo pilną jest sprawa przydziału dla rolnictwa pomorskiego nowych kredytów na paszę, gdyż kredyt dotychczasowy został już wyczerpany, a tymczasem potrzeba paszy i kredytów na nie jest bardzo duża z powodu kończących się zapasów paszy wyprodukowanej w gospodarstwie.</u>
<u xml:id="u-29.10" who="#SSerożyński">Te dwie ostatnie sprawy, jako bardzo pilne z uwagi na zbliżający się okres wiosenny, uważam za najpilniejsze na najbliższą przyszłość. W dalszej nieco przyszłości zagadnieniem kapitalnym, którego załatwienia oczekuje całe rolnictwo Pomorza, jest sprawa rozszerzenia ustawodawstwa oddłużeniowego, które również ze specjalnie silnym naciskiem podkreślam.</u>
<u xml:id="u-29.11" who="#SSerożyński">Na końcu kilka słów odpowiedzi p. s. Hasbachowi i p. s. Wiesnerowi. P. s. Hasbach żali się na ucisk obywateli narodowości niemieckiej w granicach Rzeczypospolitej Polskiej. Nie mam zamiaru corocznie na te stale powtarzające się zarzuty odpowiadać. Odpowiedziałem na nie dnia 9 marca ub. r. W stenogramie znajdą Panowie Senatorowie odpowiedź na swoje twierdzenia.</u>
<u xml:id="u-29.12" who="#SSerożyński">P. s. Hasbach żalił się dziś, że do administracji państwowej powołuje się za mało urzędników narodowości niemieckiej. Zapomniał jednak przy tej okazji powiedzieć, ilu Polaków znajdowało się w administracji Rzeszy Niemieckiej w czasach zaborów i ilu znajduje się dziś. Jestem przekonany, że przyniesie nam kartę zupełnie białą i niczym niezapisaną. Nas bardzo boli, Panie Senatorze Hasbach, że rodacy nasi za granicą nie cieszą się taką swobodą, jaką obywatele narodowości niemieckiej mają w granicach Rzeczypospolitej Polskiej.</u>
<u xml:id="u-29.13" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-30">
<u xml:id="u-30.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Dzieduszycki.</u>
</div>
<div xml:id="div-31">
<u xml:id="u-31.0" who="#SDzieduszycki">Wysoka Izbo! Rolnictwo jest zawodem nie tylko dlatego, że nam zwykle zawód przynosi w naszej pracy, ale dlatego, że jest rzeczywiście zawodem i powołaniem większości mieszkańców w Polsce. Jest poza tym gałęzią wiedzy, gałęzią wielu wiedz. Pomimo to o rolnictwie każdy mówi i każdy mówi nawet jako o qantite negligeable. A brak zainteresowania naszym zawodem widać i w tym, że oprócz p. Ministra Rolnictwa i oprócz p. Prezesa Najwyższej Izby Kontroli nawet ławy rządowe tym się nie interesują. Nie, nie wolno nam mieć dumy zawodowej, tak jak wolno każdemu rzemieślnikowi, każdemu szewcowi. Znałem takiego pana, mającego 10 kamienic w Wiedniu, który sam każdemu klientowi zdejmował miarę, albowiem jego duma zawodowa tego wymagała, i nikt mu nie śmiał tego zaprzeczyć.</u>
<u xml:id="u-31.1" who="#SDzieduszycki">Problemy rolnicze są problemami ekonomicznymi i tylko ekonomicznymi i tylko z tego punktu widzenia należy te problemy traktować. Niestety, ekonomiczne pokrzywdzenie rolnictwa jest nie tylko u nas, ale na całym świecie. Stwierdzam to na podstawie dzieła pewnego lekarza amerykańskiego, który w ostatniej swojej publikacji pisząc, że jeden robotnik w Kanadzie czy w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej żył za kilkadziesiąt dolarów rocznie, stwierdza, że nie on miał tak mało, tylko tak mało kosztują płody rolnicze nawet w Ameryce, że można za kilkadziesiąt dolarów wyżyć cały rok. Wynika z tego, że płody rolne w całym świecie są niedopłacane. Tym bardziej nie wolno w kryzysie, który trwa, może w formie dużo łagodniejszej, to trzeba stwierdzić, w rolnictwie, likwidować żadnego warsztatu rolnego, ani małych ani wielkich, zważywszy, że te warsztaty rolne 100 lat przed kryzysem i 100 lat po kryzysie warte były czasem 10-cio, czasem 5-ciokrotnie, w każdym razie stanowiły wielokrotną wartość wartości dzisiejszej.</u>
<u xml:id="u-31.2" who="#SDzieduszycki">Ale zadłużenie rolnictwa załatwiono bez nas, bez rolników, załatwiono w odpowiedzi na nasze postulaty z 13 listopada 1932 r., kiedy to zebranie rolników zarówno wielkich, jak i małych miało taki przebieg burzliwy, iż uczyniono mu zaszczyt skonsygnowania dwóch kompanii policji, ale załatwiono je bez nas. Rolnictwo może płacić 100% swoich wierzytelności, ale musi sposób ściągania tych należności być odpowiedni. Z tego punktu widzenia wychodziliśmy i żądaliśmy wyraźnie, aby nasi wierzyciele, i to właśnie ci, na których nam najwięcej zależało, prywatni wierzyciele, nie byli pokrzywdzeni. Przedkładaliśmy formy, w jakich mogłoby nastąpić oddłużenie. Jednak oddłużenie przebiegło w ten sposób, że z pewnością sam p. Minister Rolnictwa mi to przyzna, bo to było bez niego robione, że nasi wierzyciele zostali pokrzywdzeni, a my nie zyskaliśmy tego, czego po oddłużeniu moglibyśmy się spodziewać. Szczególnie uprzywilejowane są w tym banki. Przytoczę takie przykłady: Jest np. kredyt udzielany rolnikom wielkim i małym, którego udzielał jeszcze Zakład Kredytowy Wojenny Austrii. Było to wpłacane na poczet odszkodowań wojennych. Oczywiście dla bezpieczeństwa było to dane jako pożyczka. Polska jakoś się rozliczyła z państwami zaborczymi i z państwem zaborczym — Austrią. Jednak te pożyczki ściągane są w sposób najbezwzględniejszy. Został stworzony wydział sfuzjowanych banków we Lwowie i ten wydział ściąga te pożyczki. A jeżeli która pożyczka, to właśnie ta winna być odpisana, dlatego, że to była pożyczka wypłacana na poczet odszkodowań wojennych. Dalej banki, a w szczególności Towarzystwo Kredytowe Ziemskie, ściągają przecież niebywałe zaległe procenty — obecnie te procenty są obniżone — ale procenty zaległe, z lat dawniejszych, przed oddłużeniem wynosiły na niektóre okresy po 15–17%. Te rzeczy stworzyły takie obciążenie, że po prostu zapłacić ich nie można.</u>
<u xml:id="u-31.3" who="#SDzieduszycki">Nareszcie tego roku stało się to, co śmiałem przypomnieć w roku zeszłym przy tym samym właśnie budżecie, że Ministerstwo Rolnictwa jest powołane do tego, aby minister rolnictwa był ministrem aprowizacji. Oczywiście nie stało się to na moje słabe słowa. Stało się to na podstawie publikacji Roztworowskiego „Rolnictwo i wojna”, albo też te argumenty, które przytoczyli autorzy rolnicy, znalazły uwzględnienie. Jest to ogromny krok naprzód i jest to jedyne rozwiązanie, które w tym wypadku jest wskazane. Ale trzeba odrazu powiedzieć, że przez to zarówno Ministerstwo Rolnictwa, jak i my wszyscy rolnicy przyjmujemy ogromną odpowiedzialność, albowiem na nas spadłaby w razie jakiegokolwiek niefunkcjonowania aparatu aprowizacyjnego — nie tylko na Ministra Rolnictwa, ale na każdego rolnika — odpowiedzialność, że Państwo nie jest zaaprowidowane.</u>
<u xml:id="u-31.4" who="#SDzieduszycki">Polska może wyżywić doskonale całą swoją ludność, swoje wojsko i może eksportować ogromną ilość zbóż, jedynie sposób rozwinięcia tej produkcji musi być odpowiedni. Jeszcze w roku 1933/34 przedłożyli rolnicy z Małopolskiego Towarzystwa Rolniczego plan bardzo daleko idący, plan ogólnopaństwowego towarzystwa rolniczego. Nie przeczę, że plan ten jest nadzwyczajnie radykalny, że wykorzystuje on doświadczenia nie tylko naszego wschodniego sąsiada — zachodni tej sprawy jeszcze nie przeprowadził — ale całą nowożytną literaturę. Nie przeczę, że to jest pewien totalizm w rolnictwie, ale gdyby się miało po tej linii pójść, czegobym sobie bardzo życzył, musiałbym się zastrzec, żeby to nie było robione bez nas rolników, żeby nie stosować, jak się stosuje dotychczas totalizmu w stosunku do rolnictwa i to tylko do rolnictwa. Plan ten polegał na tym, główną jego zasadą było, żeby podzielić całe państwo na koła produkcyjne, podzielić produkcję, aby mieć najdokładniejszą ewidencję produkcji w całym Państwie, aby produkcja była podzielona na rejony, aby producenci mieli zastępstwo, zastępstwo w tym ogólnopaństwowym towarzystwie rolniczym. Stworzona tam jest nie tylko hierarchia władz i nie tylko zastrzeżone jest dla Państwa, dla wojska miejsce odpowiednie, aby wyraziły swoje zdanie, ale przewidziana jest ogromna organizacja handlowa, która by miała za zadanie załatwianie wszystkich spraw rolnictwa. Oczywiście taki plan ogromny musi znaleźć także i sprzeciwy, nawet w kołach rolników, gdy będzie chodziło o jakieś rzeczowe kwestie. Nie ulega jednak wątpliwości, że globalne załatwienie tego problemu w jakiś sposób jest konieczne, albowiem dziś wojuje się albo totalizmem, albo liberalizmem, ale zapomina się o jednym, że przed wojną te sprawy były zupełnie pogodzone między sobą, że jednak pewne sprawy były załatwiane totalistycznie, w całym państwie jednakowo, a pewne sprawy były pozostawione właśnie rynkowi wolnemu, wolnej woli każdego indywidualnego człowieka. Nie będę o tym dłużej mówił, albowiem sprawy te prowadziłyby zbyt daleko.</u>
<u xml:id="u-31.5" who="#SDzieduszycki">W sprawie reformy rolnej, chciałbym w tym wypadku użyć pewnej gry słów, albowiem każdy z Panów, wchodząc na tę trybunę, odpowiada, jak gdyby postawiono mu pytanie: A co Pan myśli o reformie rolnej? Ja najchętniej powiedziałbym: Uchylam to pytanie.</u>
<u xml:id="u-31.6" who="#komentarz">(Wesołość. S. Pawlikowski: Razem z kolonizacją?)</u>
<u xml:id="u-31.7" who="#SDzieduszycki">Nie, ja wyraziłem się zupełnie dokładnie. O Panu Senatorze będę pamiętał, niech Pan będzie spokojny.</u>
<u xml:id="u-31.8" who="#SDzieduszycki">Otóż uchylam to pytanie, albowiem nic temu nie jestem winien, nie ja uchwalałem. Jest to dzisiaj ustawą i gdyby nie dzisiejszy p. Minister Rolnictwa, ale p. senator Bniński siedział tu dziś jako Minister Rolnictwa, tak samo by ją wykonał i musiałby ją wykonać. To było zupełnie jasno powiedziane i nie trzeba ciągle teraz poruszać, i to nieraz w zupełnie fałszywym świetle, tych wszystkich rzeczy, które były swego czasu tyle razy omawiane.</u>
<u xml:id="u-31.9" who="#SDzieduszycki">Na przykład ten przysłowiowy wynik z 1 ha. Proszę Panów, u każdego rolnika, czy to u małorolnego, czy u wielkorolnego jeden hektar ziemi ogrodowej daje 5 razy tyle, co 1 ha ziemi rolnej, i to jest zależne od uprawy. Co do wyników z 1 ha oświadcza się także pewien autor niemiecki, który to pytanie rozstrzyga nawet dużo bardziej radykalnie, niż p. senator Malinowski. Jest tu właśnie ta książeczka profesora z Berlina Karl Balot, który napisał dzieło w r. 1915 o państwie przyszłości. Książeczka ta nie tylko czerwono jest oprawiona, ale także bardzo czerwona jest jej treść. Jednak właśnie autor ten w przedziwnie logiczny sposób i w przedziwny sposób naukowy udowadnia, że należy wywłaszczyć całkowicie ziemię i potworzyć gospodarstwa po 500 ha, nie chce mniejszych, albowiem tylko w ten sposób można zagwarantować te zwiększone żądania stawiane roli, które on tutaj wysuwa. Nie popełnia nielogiczności i żąda wywłaszczenia nie tylko roli, jest konsekwentny, żąda wywłaszczenia wszystkiego, wywłaszczenia domów, wywłaszczenia kapitałów, albowiem to bezwzględnie do tego prowadzi.</u>
<u xml:id="u-31.10" who="#SDzieduszycki">Ci sami Niemcy jeszcze w XVII wieku dość krytycznie wyrażali się o pojęciu prawnym w słowiańszczyźnie. Niejaki mnich w XVII wieku oświadczył, że to jest jus slavice, dlatego, że Słowianie zawsze odbierają sobie wzajemnie własność i w tym problemie się nie wyznają.</u>
<u xml:id="u-31.11" who="#SDzieduszycki">Nie wiem właściwie jak do tego tematu podejść, dlatego, że s. Malinowski i s. Jaroszewiczowa stawiali tak tę sprawę, jak gdyby każdy indywidualnie miał oświadczyć, że się ogromnie cieszy, że się go wywłaszcza. Jeżeli indywidualnie, to trzeba tę sprawę postawić także indywidualnie. Powiedziałem swoim sąsiadom rolnikom-włościanom zupełnie szczerze: Z chwilą, gdy wam za darmo moją ziemię dają, to ją bierzcie. Uważałbym was za niemądrych, gdybyście jej nie wzięli, dlatego, że gdyby moim sąsiadom dawano za darmo mój majątek, może być, że 90% z nich by wzięło, i by się im bardzo to podobało. Stoję na punkcie widzenia, że każdy z was, gdyby stał się właścicielem roli, nic chciałby jej oddać, tak, jak ja jej oddać nie chcę. A teraz mówmy o problemach, które nas łączą, a nie o tych, które nas rozdzielają.</u>
<u xml:id="u-31.12" who="#SDzieduszycki">Mówiono też o uniwersytetach wiejskich. Nikt nie ma nic przeciw uniwersytetom. Chodzi o to tylko, aby na tych uniwersytetach nie uczono rzeczy, które nic z rolnictwem nie mają wspólnego, a dotyczą wiary i polityki, bardzo zatrącającej o politykę innego państwa.</u>
<u xml:id="u-31.13" who="#SDzieduszycki">Pan senator Malski prześlizgnął się bardzo elegancko po całym problemie i radził, aby ziemianie chwycili się przemysłu. A jak ja mam dziś, Panie Senatorze, jeżeli zostanę wywłaszczony, pomijając kwestię, że dostanę minimalną kwotę pieniędzy, za którą nie będę mógł się dostać do przemysłu, prowadzić fabrykę powideł albo pasty do butów? Zdaje się, że ta fabryka powideł najbardziej byłaby stosowna.</u>
<u xml:id="u-31.14" who="#komentarz">(Wesołość.)</u>
<u xml:id="u-31.15" who="#SDzieduszycki">Tak samo p. s. Plocek bardzo słusznie przedstawił ze swojego punktu widzenia, że małorolny w bliskości miasta może nawet na najmniejszej działce gospodarować, ale tam dalej, gdzie nie ma kolei, gdzie nie ma dostępu i gdzie przez to produkcja kosztuje drożej, gdzie nawozów sztucznych nie można dostarczyć — tam nie może na kilku hektarach gospodarować. Taki małorolny bezwzględnie musi mieć większą działkę.</u>
<u xml:id="u-31.16" who="#SDzieduszycki">Poco ciągle żalić się, jakoby szlachta osiadła na roli, tzw. ziemianie, mieli specjalny żal do p. Ministra Rolnictwa? W tych sprawach są różne zapatrywania i muszę przytoczyć głos pewnego ziemianina, który na zgromadzeniu ziemiańskim powiedział: Nie myślcie panowie, że p. Minister Rolnictwa z nienawiści do ziemian ten albo inny plan w rolnictwie forsuje, ale dlatego forsuje, iż bezwzględnie weń wierzy, a za wiarę nikogo do odpowiedzialności pociągnąć nie można, nawet nie można mu czynić wyrzutów. Można natomiast przeciwstawić się i forsować swój program.</u>
<u xml:id="u-31.17" who="#SDzieduszycki">Proszę Panów, najważniejszą rzeczą jest, ażeby rolnictwo nie było zatruwane polityką. Słyszeliśmy tu wywody s. Pawikowskiego — jednego z najwybitniejszych znawców rolnictwa w Małopolsce wschodniej, którego współpracą się cieszymy, którego współpraca jest bardzo wydatna, ale ogromnie przykro mi było, że mówił jak ambasador obcego państwa, mało jak ambasador — ale jak minister rolnictwa Ukrainy, czego Panu najserdeczniej życzę. Przecież, proszę Pana, to, co Pan mówił o polityce eksterminacyjnej, to jest chyba za daleko idące. Gdzie i kto prowadzi politykę eksterminacyjną? Ani nasz Minister Rolnictwa, ani polski rolnik nie prowadzi polityki eksterminacyjnej wobec Ukraińców, ani wobec rolnictwa ukraińskiego. Każdy mówca ze strony Panów, który wchodzi na trybunę, im bardziej zdaje się być sympatyczny Panom, tym bardziej jego mowa nie jest mową normalizacyjną. Każda następna mowa jest coraz mniej normalizacyjna. Coraz więcej Panowie nam, którzy pragniemy tej normalizacji, wyrywają z rąk ster, tak, że będziemy musieli oddać ster maksymalistom polskim, jeżeli Panowie, którzy nie jesteście niby maksymalistami, ten maksymalizm ciągle reprezentować będziecie. Politykę trzeba z rolnictwa najzupełniej wyplenić.</u>
<u xml:id="u-31.18" who="#komentarz">(P. Pawlikowski: O to nam chodzi.)</u>
<u xml:id="u-31.19" who="#SDzieduszycki">A ciągle Pan mówi w imieniu rolnictwa ukraińskiego. Nie ma rolnictwa ukraińskiego tak jak i ja nie mówię w imieniu rolnictwa polskiego.</u>
<u xml:id="u-31.20" who="#komentarz">(S. Pawlikowski: A dlaczego pomijani są Ukraińcy przy reformie rolnej?)</u>
<u xml:id="u-31.21" who="#SDzieduszycki">Mało Ukraińców kupiło ziemię? Owszem, dlaczego nie. O tym, że teraz nastąpiło zaostrzenie specjalne tych stosunków, mówiłem zeszłym razem, nie będę się powtarzał, bo Marszałek mi nie pozwoli i zupełnie słusznie. Polityka zatruwa całe rolnictwo i na odcinku ukraińskim i na odcinku polskim. Dlatego teraz się utarło, że te strajki rolnicze, które były, to są strajki czysto polityczne, że nie ma śladu strajku rolniczego. Byłem wtedy w tych stronach i podporządkowałem się wtedy temu, strajkowi jako strajkowi rolniczemu, bo uważałem, że w tym wypadku rolnik mały jak i wielki jest obowiązany do solidarności. Ale teraz wygląda to na strajk, który był strajkiem politycznym. Dlatego, jak mnie dzisiaj dochodzą skargi sąsiadów, że nie mogą się użalić, że, co się bardzo często zdarza przy tego rodzaju uspokajaniach, dzieje się im krzywda — było by dobrze, gdyby Wysoki Rząd zlikwidował tę stronę polityczną, żeby te skargi mogły dopłynąć, były tak potraktowane, żeby tę stronę polityczną zdjąć całkowicie z tego strajku rolnego i ażeby on nie miał tego charakteru politycznego.</u>
<u xml:id="u-31.22" who="#SDzieduszycki">Wdzięczny jestem senatorowi Ryszce za postawienie kwestii, że nie masz stanów w naszym domu. Tak jest i chciałbym dodać: vivat semper wolny stan rolniczy od opiekunów nieproszonych, żeby nas nareszcie samych zostawiono, nie wciskano pomiędzy nas klinów. Między kogo? Między tych kilku ziemian, którzy tutaj siedzą, i kilku włościan. Dlaczego my rolnicy nie mamy tej reprezentacji, którąśmy mieć powinni? Czy mamy żądać wzorem Danii parlamentu rolniczego? Nie, my się nie boimy włościan i chcielibyśmy, żeby włościanie załatwiali kwestie rolnicze. My właśnie jesteśmy ludźmi, którzy mają ściśle określony zawód, a właściwie o tym zawodzie nie mamy prawa, nie wolno nam jako o zawodzie mówić. Każdy o nas mówi, każdy o nas postanawia. My mamy w tym najmniejszy głos. Włościan w Sejmie jest mało, w Senacie jeszcze mniej. Tak, że sprawy rolnicze są załatwiane bez nas, bo Minister Rolnictwa nie może przecież każdego z nas wzywać. Nie ma tego ciała i nie ma jeszcze tego samorządu rolniczego, o który się tak dopominamy, a który mógłby wypracowywać te rzeczy, które nas dotyczą. Jesteśmy ze wszystkich zawodów najbiedniejsi. Nie trzeba patrzeć na te rzeczy z punktu widzenia senatorskiego, senatora, który na pierwszego ni z tego ni z owego dostanie wielką sumę pieniędzy, której w rolnictwie nigdy by nic dostał...</u>
<u xml:id="u-31.23" who="#komentarz">(Głos: To nie jest dowcip.)</u>
<u xml:id="u-31.24" who="#SDzieduszycki">...lecz z punktu widzenia życia naszego, z punktu widzenia, jaki mamy w domu. Spędzamy życic nasze w ciągłym niepokoju, związanym z naszym zawodem, dalej ze strony urzędów, jesteśmy bez światła, bez dróg. I skutek, jeżeli rolnictwo dalej będzie tak pokrzywdzone, to ten proces w całym świecie się odbywa, to dojdziemy do tego, co jest we Francji, że i psa kulawego na wsi nie będzie, że ucieknie nie tylko ziemianin, ale i chłop. Dlatego, że rolnictwo nie może być ciągle kopciuszkiem, w stosunku do którego wszyscy mówią „frontem do wsi” itd., ale w gruncie rzeczy ten stosunek nie ma żadnego wpływu na nas. Szczególnie, że nasz sztandar nie ma koloru partyjnego, nasz sztandar bierze kolor od naszych łanów, wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem, albo też od tych kochanych zwierząt, które są naszymi najlepszymi towarzyszami.</u>
<u xml:id="u-31.25" who="#SDzieduszycki">Chciałby, skoro s. Pawlikowski przytoczył tak górne zresztą zdanie austriackie, które właśnie mnie uczyniło patriotą, bo mnie drażniło zawsze, bo tam nie było justycji w tym regnorum i czułem się tym pokrzywdzony, ażeby na naszym domu rolniczym było jedno hasło i jeden napis: rolnictwo samo o sobie i rolnicy rozstrzygać będą.</u>
<u xml:id="u-31.26" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-32">
<u xml:id="u-32.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Wierzbicki.</u>
</div>
<div xml:id="div-33">
<u xml:id="u-33.0" who="#SWierzbicki">Wysoka Izbo! Pragnę zwrócić uwagę Wysokiej Izby na jedno z najaktualniejszych zagadnień, które jest jednak od pewnego czasu, z niezrozumiałych dla mnie powodów zupełnie pomijane na terenie Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych.</u>
<u xml:id="u-33.1" who="#SWierzbicki">Mam na myśli kwestię oddłużenia rolnictwa. Rok bieżący stanowić będzie w zakresie oddłużenia sprawdzian rezultatów dotychczasowej akcji, przynajmniej na pierwszym jej odcinku. Z chwilą bowiem upływu okresu karencyjnego stanie rolnik wobec konieczności nie tylko regulowania odsetek bieżących, ale także spłaty kapitału-długu. Powstaje teraz pytanie, jak dalece przygotowane jest rolnictwo do poniesienia tego ciężaru, to znaczy — o ile spełniło swoje zadanie dotychczasowe ustawodawstwo oddłużeniowe. Nie trzeba jednak czekać z wyciągnięciem wniosków aż do upływu karencji. Dotychczasowe już bowiem doświadczenia są dostatecznym dowodem dla stwierdzenia, że rolnictwo nie podoła spłacie kapitału - długu. Inaczej mówiąc nie zostało jeszcze oddłużone.</u>
<u xml:id="u-33.2" who="#SWierzbicki">Nie chcę być gołosłownym, dam zaraz tego przykłady. Weźmy zadłużenie w kredycie zorganizowanym, uregulowane układami konwersyjnymi na Bank Akceptacyjny. Miały one przynieść dużą ulgę rolnictwu i wyprowadzić go z tej powodzi długów, z której samo o własnych siłach z pewnością by nie wyszło. Jakie są tego rezultaty? Olbrzymi procent dłużników zalega teraz ze spłatą bieżących odsetek mimo, że wobec okresu karencyjnego spłata kapitału jest odroczona. Spotykamy się już z wypadkami rozwiązywania układów, a nie omylę się o wiele, jeżeli powiem, że 80% dłużników żyje pod groźbą rozwiązania układów. Co to pociąga za sobą?</u>
<u xml:id="u-33.3" who="#SWierzbicki">Wymagalność całego długu, a co za tym idzie — wystawienie gospodarstw na licytację, rugowanie rolników z ziemi i powiększenie szeregów proletariatu wiejskiego.</u>
<u xml:id="u-33.4" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Kwaśniewski.)</u>
<u xml:id="u-33.5" who="#SWierzbicki">Z chwilą upływu karencji ilość tych wypadków wzrośnie niepomiernie, bo jeżeli już dziś rolnik zalega ze spłatą samych procentów, to tym bardziej nie podoła spłacie kapitału.</u>
<u xml:id="u-33.6" who="#SWierzbicki">Staniemy więc wobec faktu groźby licytacji wielu tysięcy gospodarstw rolnych i to głównie drobnych warsztatów. Ilość licytacyj powiększy upływ karencji wobec zadłużenia u osób prywatnych, gdzie rolnictwo również nie podoła obowiązkowi spłaty kapitału — długu. Nikt mi nie udowodni, aby to stanowiło dodatni objaw polityki gospodarczej. Pomijając już niedopuszczalność tego rodzaju masowej licytacji z punktu widzenia społecznego, zapytuję, kto nabędzie to gospodarstwo? Bezrolni na wsi są jeszcze ubożsi, aniżeli obecnie posiadający ziemię. W tych warunkach mówić o oddłużeniu rolnictwa wydaje się być albo świadomym wprowadzaniem w błąd, albo nieznajomością stosunków na wsi.</u>
<u xml:id="u-33.7" who="#SWierzbicki">Wysoka Izbo! Ja, a sądzę, że i moi koledzy, pochodzący ze wsi, otrzymujemy stosy listów od naszych rolników. Rzecz charakterystyczna, wszystkie na ten sam temat: zróbcie coś tam w Sejmie, piszą do nas, abyśmy raz nareszcie wyzwolili się z tych długów, które nas do grobu wpędzają, a dzieci nasze na nędzarzy wyprowadzają.</u>
<u xml:id="u-33.8" who="#SWierzbicki">Czy sprawa oddłużenia to jedyna bolączka wsi? Nie, ale dookoła tego zagadnienia krążą niemal wszystkie inne i dopóki ono nie będzie pomyślnie załatwione, o żadnym uzdrowieniu wsi nie może być mowy.</u>
<u xml:id="u-33.9" who="#SWierzbicki">Czytałem wyniki ankiety Pomorskiego Towarzystwa Rolniczego, przeprowadzonej między 2.392 gospodarstwami rolnymi województwa pomorskiego, w tym 2.200 gospodarstw poniżej 50 ha i 192 powyżej tej granicy. Wyniki te ponad wszelką wątpliwość stwierdzają, że mimo paroletniej akcji oddłużeniowej daje się wyraźnie zaobserwować nie obniżkę zadłużenia, ale przeciwnie — jego wzrost.</u>
<u xml:id="u-33.10" who="#SWierzbicki">I tak w porównaniu ze stanem z dnia 1 lipca 1932 r. wzrost ten na dzień 1 lipca 1936 r. wyraża się dla mniejszych gospodarstw cyfrą 9,37%, dla większych 4,97%. Więc już nawet statystycznie udowodnić można, że wieś jeszcze oddłużona nie została. Nie zaprzeczam, że w pewnych wypadkach rezultaty ustaw oddłużeniowych dadzą się już dziś zaobserwować, a mianowicie w zakresie niektórych należności Skarbu Państwa, niektórych kredytów wyrażonych w walutach obcych, niektórych należności Funduszu Obrotowego Reformy Rolnej oraz banków państwowych. Ponadto mogło nastąpić zmniejszenie należności powstałych z tytułu działów rodzinnych, reszty ceny kupna, nadmiernych korzyści wierzycieli oraz nadmiernych kosztów sądowych i adwokackich.</u>
<u xml:id="u-33.11" who="#SWierzbicki">Ale i tak zmniejszenie to nastąpiło w stosunku do ostatecznie wyprowadzonych sum dłużnych, składających się z kapitału długu, zaległych odsetek, kar za zwłokę i wszelkich kosztów. Toteż niejednokrotnie, pomimo zmniejszenia sumy dłużnej, była ona przy końcowym obliczeniu wyższą, aniżeli pierwotny kapitał długu. W takich przypadkach zmniejszenia sum dłużnych nie doprowadziło do celu, a mianowicie do dostosowania zadłużenia do możliwości płatniczych dłużnika. Toteż dziś z całą świadomością powiedzieć można, że rolnictwo oddłużone nie zostało. Czy w takich warunkach można schodzić z obranej drogi w połowie spełnionego zadania? Na cóż w takim razie była dotychczasowa akcja, w której przecież uczestniczył wydatnie Skarb Państwa?</u>
<u xml:id="u-33.12" who="#SWierzbicki">Spotykałem się z twierdzeniem, że każda ustawa oddłużeniowa demoralizuje płatniczo rolnika, przyzwyczajając go do zalegania z regulowaniem swoich zobowiązań i ciągłego oczekiwania to na skreślenie, to na odroczenie płatności długów. Pogląd ten jest w dużym stopniu nie pozbawiony słuszności. Dlatego też odnosić się musimy zawsze do akcji oddłużeniowej jako do konieczności, której inną drogą nie dało się uniknąć. Naturalnie nie może ono stać się stałą formą zabezpieczenia egzystencji wsi, bo wtedy rzeczywiście można by się obawiać, czy nie przyzwyczajamy rolników do oczekiwania stałej pomocy w spłacaniu długów. Jeżeli jednak zdecydowaliśmy się na akcję oddłużeniową, musimy ją doprowadzić do tego momentu, aby dała realne rezultaty.</u>
<u xml:id="u-33.13" who="#SWierzbicki">Drugi najpopularniejszy zarzut przeciwników oddłużenia to jakoby odstraszanie kredytu od wsi ustawami oddłużeniowymi. Jest to moim zdaniem stanowisko zupełnie błędne. Zadłużona wieś i tak żadnego nowego kredytu nie zdobędzie, bo nie znajdzie się żaden bank czy osoba prywatna, które by chciały powiększyć dotychczasowe grono wierzycieli. A tymczasem wieś oddłużona nie odstraszy kredytu. Przeciwnie wpłynie on nową falą, a już zadaniem czynników miarodajnych będzie takie jego uregulowanie, aby w przyszłości nie trzeba było przychodzić z nowym zapasem ustaw oddłużeniowych. Chcę jeszcze raz z całą stanowczością stwierdzić, że rolnictwo nasze dotychczasowymi ustawami nie zostało oddłużone i że zaprzestanie tej akcji może przynieść nieobliczalne szkody.</u>
<u xml:id="u-33.14" who="#SWierzbicki">Trudno mówić o jakiejkolwiek poprawie bytu wsi, dopóki ugina się ona pod ciężarem długów, z którego sama się nie uwolni. Nie będziemy obserwowali żadnej poprawy na wsi, dopóki każda najmniejsza nawet nadwyżka będzie szła na zaspokojenie nigdy nie malejących długów. Każda akcja, zmierzająca do podniesienia produkcji gospodarstw rolnych, rozbija się o nieuregulowaną kwestię zadłużenia. Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych, prowadząc politykę niskich cen rolniczych, musi zwrócić baczną uwagę na wysokość i charakter rozchodów gospodarstwa rolnego. Tylko pewna część tych rozchodów może iść na pokrycie zadłużenia, jeżeli chcemy, żeby rolnik stał się siłą nabywczą dla artykułów przemysłowych.</u>
<u xml:id="u-33.15" who="#SWierzbicki">Są to rzeczy tak jasne, że zbytecznym jest ich udowadnianie. A tymczasem ze strony Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych nie zaobserwowaliśmy żadnej czynności, która by znamionowała, że Ministerstwo zdaje sobie z tego sprawę, że przedsięwzięło kroki w kierunku dalszego prowadzenia akcji oddłużeniowej, aż do rzeczywistego oddłużenia rolnictwa.</u>
<u xml:id="u-33.16" who="#SWierzbicki">Coraz więcej się pisze i mówi o zbliżającej się nowej fali kryzysu na świecie, który i nas też z pewnością nie ominie. Mamy objawy bardzo podobne do tych, jakie poprzedzały kryzys poprzedni, wiele podobieństwa do sytuacji z r. 1927/28. I widać kryzys poprzedni niewiele nas nauczył, bo dziś podchodzimy do tego zagadnienia tak samo nieprzygotowani jak wtedy. Wówczas pod wpływem polityki prokonsumenckiej, taniego chleba, sprowadzaliśmy do Polski pewne ilości zboża, które w rezultacie ogromnie zaciążyło na rynku i utrudniło opanowanie sytuacji w pierwszym roku kryzysu. Dzisiaj tak samo pod wpływem alarmów pochopnie otworzyliśmy granicę na wwóz niektórych zbóż (kukurydzy), a zamknęliśmy wywóz, kasując premie za wyjątkiem jęczmienia, dla którego premia wywozowa zbyt późno zastosowana i w zbyt małych rozmiarach spowodowała, że nie mogąc konkurować na rynkach zagranicznych, zostaliśmy w kraju z nadwyżką około miliona kwintali (korcy). Wątpię, abyśmy obecnie, prawie przy końcu kampanii zbożowej, zwłaszcza wobec dalszego spadku cen jęczmienia na rynkach światowych, potrafili tę ilość wyeksportować i boję się, że ta nadwyżka łącznie z remanentami przewidywanymi innych zbóż zaciąży tak na naszym rynku, że ceny produktów rolniczych znowu staną się deficytowe i spowodują przekreślenie całej akcji oddłużeniowej. Przypuszczam, że słuszniej było by nawet przez wywóz po żniwach spowodować pewien teoretyczny niedobór, a zato odkupić się obecnie po niższych cenach, napewno byłoby to dobrym interesem dla naszej gospodarki narodowej. Boć teraz zeszliśmy z tak ciężko zdobytych rynków zagranicznych, zniszczyliśmy eksporterów własnych, a korzyści z tego dla kraju i rolnictwa żadne.</u>
<u xml:id="u-33.17" who="#SWierzbicki">Przestawianie produkcji naszej na bardziej hodowlaną nie dało też takiego efektu, o jakim się mówiło, boć nie jesteśmy do gospodarki hodowlanej na wielką skalę jeszcze przygotowani, brak nam jeszcze odpowiedniej ilości pasz, jak również aparat zbytu i przetwórstwa jest niedostateczny. Toteż w tym roku nieurodzaj paszy w części kraju spowodował tak gwałtowny spadek cen żywca, że doszedł na jesieni wręcz do katastrofy. Jako przykład: w Warszawie na targowicy oferowano krowy poniżej 20 gr za kg żywej wagi. Toteż nic dziwnego, że w kraju coraz głośniej ludzie przewidujący biją na alarm, ludzie obserwujący koniunkturę zwracają uwagę na anormalność takiego systemu, że z reguły wychodzimy na światowy rynek zbożowy z naszymi nadwyżkami w momencie dekoniunktury. A znowuż, kiedy nadwyżki można by zbyć po lepszych cenach, chwiejność i przesadna obawa oraz brak stałej linii polityki gospodarczej sprawia, że możliwości nie są wyzyskane.</u>
<u xml:id="u-33.18" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-34">
<u xml:id="u-34.0" who="#WicemarszałekKwaśniewski">Głos ma s. Rudowski.</u>
</div>
<div xml:id="div-35">
<u xml:id="u-35.0" who="#SRudowski">Wysoki Senacie! W dzisiejszej dyskusji zjawiły się pewne nowe momenty, których nie zauważyłem dotychczas, jak również pewna może nieścisłość i te dwie rzeczy zniewoliły mnie, że prosiłem o głos. Zresztą dużo czasu nie zajmę.</u>
<u xml:id="u-35.1" who="#SRudowski">W przemówieniu p. s. Malskiego była nuta pewnej nowości, której dotychczas nie obserwowałem. P. s. Malski jest moim kolegą, z którym wspólnie pociliśmy się nad przeprowadzeniem unifikacji organizacyj rolniczych. P. s. Malski wypowiedział dziś pogląd, że rolnictwo drobne i większe to dwie różne strony, różne racje stanu. Niech każda ze stron osobno pracuje, a Minister Rolnictwa będzie rozjemcą, będzie reprezentantem racji stanu Państwa. Muszę skonstatować, że p. Malski odbiegł bardzo w ideologii swojej od tej z przed 9 lat, bowiem przy unifikacji mieliśmy jedną wspólną rację stanu, jedno hasło: dobro całego rolnictwa. Dzisiaj p. s. Malski uważa się za stronę.</u>
<u xml:id="u-35.2" who="#SRudowski">Co się tyczy dalszego ciągu przemówienia, chcę sprostować pewną nieścisłość, która się zakradła do jego przemówienia. Mianowicie mówił: każdy hektar przechodzący do małej własności, każda złotówka w zamian odbierana przez ziemianina poprawia stosunki w Państwie naszym. Chciałbym to sprostować. Twierdzę, że to jest pewna emocjonalność, a nie rzeczywistość, bowiem zachodzą pewne różnice. Uważam bowiem, że tylko taki hektar przyczynić się może istotnie do podniesienia naszych warunków gospodarczych, przechodząc z większej własności do małej, jeżeli hektar ten będzie stanowił część warsztatu nie tylko takiego, który produkuje na utrzymanie swego właściciela, ale produkuje również na eksport i na sprzedaż, bo w moim pojęciu tylko taki warsztat jest zdrowy, twórczy i może stanowić podstawę ustroju gospodarczego zdrowego dla Polski i pomyślnego. Natomiast hektar, który zapewnia tylko życie jego właścicielowi, nie będzie przyczyniał się do podniesienia naszego ogólnego stanu gospodarczego. Zaś co do tej złotówki, która za ziemię parcelowaną przechodzi do kieszeni ziemianina, to sądzę, że nie każda złotówka ale — jak dziś ustalił się pogląd — może co czwarta czy co piąta dopiero spełnia tę rolę. Bowiem, jak dziś się oblicza, za ziemię otrzymywaną przy kupnie z parcelacji nie dostaje się faktycznie więcej, jak czwartą czy piątą część rynkowej wartości, a zatem to niewątpliwie przyczynia się do pewnej deprecjacji ogólnej ceny, do pewnego zmniejszenia majątku gospodarczego. Dlatego ujmuję tak to zagadnienie, że nie od każdej złotówki, ale od każdej czwartej czy piątej. A to jest jednak pewna, dosyć znaczna, nieścisłość.</u>
<u xml:id="u-35.3" who="#SRudowski">Z kolei również pewien nowy moment usłyszałem w przemówieniu p. s. Płocka. P. senator wołał donośnie i wzywał na świadków ss. Serożyńskiego i Lachowskiego: „Zarzucam Ministrowi Rolnictwa, że reforma rolna za wolno idzie” i dalej mówił: „Polska winna być jedna dla wszystkich Polaków, jest to anomalia, by chłop gospodarował w Małopolsce na jednym czy dwóch hektarach, a w Poznańskim na 20 ha”.</u>
<u xml:id="u-35.4" who="#SRudowski">Sądzę, że jeżeli w to powiedzenie wmyślimy się głębiej, a sądzę, że uczynił to autor tych słów, to jeden tylko rezultat może z tego powiedzenia wyniknąć, że gdy rozparcelujemy folwarki, to zaczniemy parcelować chłopskie gospodarstwa 20 hektarowe.</u>
<u xml:id="u-35.5" who="#SRudowski">Wierzę w wielką inteligencję p. Ministra i jestem głęboko przekonany, że niejednokrotnie już myśl ta zasnuła głęboką troską jego czoło. Pytanie: co potem, gdy się już skończy zapas ziemi folwarcznej, a stosunki na wsi nie poprawią się jeszcze i dalej będzie bieda, i dalej będą bezrobotni na wsi. Tu się mieści odpowiedz w tym tragicznym problemie, że należy traktować całe rolnictwo jako jedno, że wspólnie wszyscy pracować musimy i mali, i więksi, i średni nad podniesieniem wsi, jej stanu gospodarczego i kulturalnego. Nie możemy się rozpraszać na walki wzajemne i tarcia. To też było główną ideą przyświecającą przy unifikacji organizacyj rolniczych. Mam wrażenie, że jeżeli nie dość wcześnie uznamy wszyscy tę prawdę, to należy się liczyć z koniecznością, że za lat kilka, kilkanaście będziemy musieli istot nie parcelować gospodarstwa osadnicze i chłopskie, na razie te większe, potem prawdopodobnie i mniejsze. I zdaje mi się, że jednak świadomość tej przyszłości zaczyna już u wielu świtać. Nie dalej, jak dziś właśnie powiedział mi jeden z kolegów sejmowych, specjalnie interesujący się zagadnieniami reformy rolnej: Mam nadzieję, że zdążę podzielić swoje gospodarstwo nim przejdzie projekt p. Bartczaka.</u>
</div>
<div xml:id="div-36">
<u xml:id="u-36.0" who="#WicemarszałekKwaśniewski">Głos ma s. Fudakowski.</u>
</div>
<div xml:id="div-37">
<u xml:id="u-37.0" who="#SFudakowski">Wysoki Senacie! Ani pora spóźniona, ani stan debat nie pozwala mi na to. abym mógł sobie pozwolić na potraktowanie wielkiego problemu rolniczego tak, jak na to zasługuje i dlatego zatrzymam się tylko na kilku jego punktach, które mi się wydają być najważniejsze.</u>
<u xml:id="u-37.1" who="#SFudakowski">Zacznę od tego, aby stwierdzić to, co miałem okazję do powiedzenia na Komisji Budżetowej, że referat p. referenta ujmuje istotnie głęboko i szeroko problem rolniczy tak, jak on nam się przedstawia. Problem ten przedstawia się — z gruba biorąc — w kilku zagadnieniach. Mamy zagadnienie socjalne, mamy zagadnienie organizacyjne i mamy zagadnienie produkcji.</u>
<u xml:id="u-37.2" who="#SFudakowski">Zagadnienie socjalne, które się łączy z zagadnieniem reformy rolnej, było już omawiane stanowi jeden specjalny całkowicie dział sam w sobie — nie poruszam go.</u>
<u xml:id="u-37.3" who="#SFudakowski">Zagadnienie organizacyjne dla tych wtajemniczonych, którzy się tym problemem zajmowali, i, powiedzmy, szmat życia jemu poświęcili, a do nich zaliczam siebie — przedstawia się do pewnego stopnia w pewnych momentach życia jako ten wąż morski, który przewija się przed naszymi oczyma, odmienia się w barwach swoich, coraz to nowych, a końca transformacjom nie widać. Może to i dobrze, może to jest świadectwem, że ewoluuje, że nie jest problemem w samym sobie zesztywniałym, że dopasowuje się do zmiennych warunków, jakie życie wysuwa. Tak jest. Tylko w tej zmienności jednak dobrze w ruchu, w działaniu mieć pewne wytyczne, widzieć drogę, którą się kroczy. I tę drogę mieliśmy przed kilku laty, to jest ta, o której mówił p. Rudowski, trudno mnie tu pominąć samego siebie, albowiem udział i mój na niej dużo miejsca zajmuje. Wiążę to z tym, co p. Malski powiedział, że widzi w tym problemie miejsce na ingerencje Rządu: tam, gdzie są różne poglądy, które są wyrazem przeciwstawnych stanowisk, widzi arbitra — Rząd. Otóż muszę przypomnieć, że właśnie 8 lat temu Rząd jako arbiter wkroczył i kiedyśmy przeprowadzali unifikację, zrobione to było pod presją, wolą Rządu. Tu Rząd wkroczył, on był inicjatorem i wbrew bardzo silnej opozycji i woli społeczeństwa to wtedy przeprowadzono. Więc już wtedy stało się według tego, jak chce p. s. Malski. Może Pan Senator przypisuje zmienność sytuacji temu, że właśnie w oczach naszych ten wąż się przewija, niemniej jednak to nie jest novum, novum, które nie zadowoliło Pana Senatora, Stąd też rodzi się zastrzeżenie, że pomimo całej zmienności, fluktuacji warunków jednakowoż linia wytyczna, na której myśmy stali, która wykracza daleko poza teren rolniczy w ogólnym programie ustosunkowania się do programu społecznego, że ta baza solidaryzmu społecznego, z którego wyszliśmy, była słuszna. Nic nie wskazuje na to, żeby należało z niej schodzić.</u>
<u xml:id="u-37.4" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Marszałek.)</u>
<u xml:id="u-37.5" who="#SFudakowski">Dalej jest trzecie oblicze programu, to, któremu się stara dać wyraz proponowana przez referenta i przyjęta przez komisję rezolucja. Niektórzy z Panów chcą widzieć w niej nie tyle pewien punkt programu, wytyczną, po której wielki dział produkcji rolniczej miałby iść i do której miałby się stosować i być wyrazem tej polityki rolnej, nie, raczej chcieliby w tym widzieć demonstrację polityczną. Tak, można to i tak ująć ale czy to jest istota rzeczy? Sądzę, że nie. Wiele trzeba dobrej woli włożyć w to, żeby widzieć, co jest istotną treścią i wartością tej rezolucji, jej myślą. To jest nie demonstracja polityczna, a chęć wypowiedzenia jasno tego, co stanowi trzon i powinno stanowić trzon naszej polityki rolniczej, to jest jej usiłowania, jej wzmożone usiłowania, należycie uzasadnione i poparte argumentami, z których ja wychodzę tutaj, a które dopominają się w imię interesu państwowego, interesu społecznego, interesu gospodarczego wzmożonej produkcji rolnej. I dlatego też, oczywiście zupełnie wiernie i zgodnie ze stanowiskiem, jakie zajmowałem na Komisji Budżetowej, rezolucję tę będę popierał. Powtarzam, w tej myśli, że walorem jej jest nie walor polityczny, ale walor gospodarczo-programowy.</u>
<u xml:id="u-37.6" who="#SFudakowski">Wreszcie na ostatku chcę parę słów poświęcić przemówieniu kol. s. Siedleckiego, który mówił nam o lasach i powiedział, że w tej części własności leśnej, która nie jest własnością państwową, jest źle. Jako dowód przytoczył nam, że Główny Urząd Statystyczny nie ma dokładnej statystyki prywatnej własności. W logicznym rozumowaniu można powiedzieć, że to jest zarzut, który można postawić Głównemu Urzędowi Statystycznemu, a nie wielkiej własności. Pan Senator w swoim rozumowaniu przerzuca to na własność. Ja się z tym nie mogę pogodzić, wolę przerzucić ten zarzut na organizację Głównego Urzędu Statystycznego. Ale nie dziwię się, Pan Senator zaalarmowany jest wynikiem obliczeń swoich i powiada: Mieliśmy tyle i tyle dziesiątków ha — 2 miliony ha w przeciągu 20 lat znikło. Później otrzymaną cyfrę mnoży przez cyfrę wydajności i dalej powiada: będę śledził. Więc za pozwoleniem, Panie Senatorze, nie, nie 2 miliony ha a 750.000 ha. Daję Panu cyfry, które zostały obliczone nie przeze mnie, lecz autorytatywnie przez połączone organizacje całej własności w Państwowej Radzie Gospodarki Drzewnej. Czy te 750.000 ha — nic 2 miliony ha — poszło na zmarnowanie? Nie. W tym 300.000 ha Doszło na regulację serwitutów, która stanowi chlubę Ministerstwa Rolnictwa; w tym okresie czasu załatwiono jedno z największych zabagnień, które ciążyło. Poszło dalej 300.000 ha na komasację. Z tego zarzutu nie robiono. Raczej robi się zarzut, że za mało się komasuje. Pozostaje więc nie 2 miliony rozpaskudzonych i zmarnowanych ha, tylko te 150.000 ha, a już jest różnica, i nie można na podstawie tego wszczynać alarmu i wołać: Patrzcie, jaka to przestrzeń skonsumowano! Ta przestrzeń 2 milionów, to jest koszt dziejowej reformy, który Polska poniosła. Dziś jest ustabilizowane konsumcja przestrzeni i nawet ta przestrzeń się powiększa. Gdybym mógł Panom tu grafikon przedłożyć — a taki grafikon istnieje — grafikon linii zalesienia i paralelę jego do powiększenia ludności Polski, to Panowie widzieliby bardzo ciekawą rzecz naturalną, normalną we wszystkich państwach tak samo. Napór przy braku emigracji przez cały czas większy jest na tej linii. To zupełnie naturalne zjawisko i bardzo ciekawe na plus rządów naszych, że ta linia stuletnia od 4 lat zaczyna się nie tylko wyrównywać, ale zlekka podnosić w górę. To jest prawda i ten grafikon jest prawdziwy. Nie trzeba się alarmować, jest wiele innych rzeczy, którymi warto się opiekować. Pan Senator alarmuje i powiada, że w tym stanie rzeczy, gdy nasza zdolność produkcyjna wynosi 24 miliony, wyrzucamy na rynek od 27 do 30 milionów m³. Otóż nasza zdolność produkcyjna nie wynosi 24 milionów, ale 21 milionów teoretycznie, to określenie jest w statystyce. Więc niech będzie 21. A produkcja wynosiła 21? Nie. Przed dwoma laty wynosiła 17, a w tym roku 19 milionów, oczywiście według naszych nie aptekarskich obliczeń. Ale nie mogą być prywatne grona, prywatne ośrodki gospodarcze mądrzejsze od Głównego Urzędu Statystycznego, tylko o tyle, na ile je stać! Jeżeli Pan z tego odejmie to, co wynoszą etaty rębne w lasach państwowych — około 8, to pozostanie 10 milionów i to jest granica produkcji. A więc powtarzam, nie 27 do 30 milionów produkcji było, tylko 16 milionów było w przeszłym roku, a 19 milionów w tym roku. I dalej — Pan powiada, że z tego 13 milionów idzie na opał, że idą na to bloki, że tam są nadzwyczajne rzeczy. W rzeczywistości idzie 5–6 milionów. To różnica duża. I w tych 5–6 milionach bloków nie ma, nie ma użytków. Więc nie ma potrzeby alarmu, tak źle nie jest. Nie chcę przez to powiedzieć, że jest doskonale, tylko ja skromnie te rzeczy szacuję i te cyfry nie przedstawiają się tak rozpaczliwie, jak to Pan był łaskaw powiedzieć.</u>
<u xml:id="u-37.7" who="#SFudakowski">Otóż w tym problemie niesłychanie ważnym, dotyczącym tak lasów państwowych jak prywatnych, gdzie niewątpliwie jest naszym obowiązkiem tymi rzeczami się interesować, chciałbym, żebyśmy istotnie opierali się na cyfrach, które nami nie wstrząsają i nie wprowadzają wśród nas paniki.</u>
<u xml:id="u-37.8" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-38">
<u xml:id="u-38.0" who="#Marszałek">Głos ma p. Minister Rolnictwa i Reform Rolnych Poniatowski.</u>
</div>
<div xml:id="div-39">
<u xml:id="u-39.0" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">Wysoka Izbo! Mając na uwadze, że dyskusja dzisiejsza jest ostatnim etapem rozważań Izb ustawodawczych nad budżetem Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych, chcę skoncentrować się na tych paru tematach, które zostały poruszone bądź niedostatecznie, bądź tylko w sposób pobieżny — chociaż mają szczególną wagę.</u>
<u xml:id="u-39.1" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">Do tych spraw zaliczam ocenę sytuacji rolnictwa w województwach zachodnich. Ta dzielnica Polski w produkcji rolniczej zajmuje miejsce przodujące. Zastanawiając się nad perspektywami rozwoju rolnictwa w Polsce, nieraz jako cel konkretny dla całości naszego rolnictwa stawiamy osiągnięcie tego poziomu, jaki już mamy na terenie dzielnicy zachodniej.</u>
<u xml:id="u-39.2" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">Dorobek Polski zachodniej został osiągnięty w warunkach pomyślniejszych niż w zaborach innych pod względem rynku, kapitału, transportu, oświaty. Ale również mamy pełną świadomość tego, że o rozwoju rolnictwa decydują nie tylko te warunki, lecz również i człowiek — rolnik, i że rolnik poznański czy pomorski ma się czym w tym dorobku poszczycić. Rolnictwo ziem zachodnich reprezentuje szereg wartości godnych daleko idącej opieki, posiada poziom, który warto podtrzymać.</u>
<u xml:id="u-39.3" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">W tych warunkach zarzut podnoszony ze strony kilku pp. senatorów, może szczególnie wyraźnie sformułowany przez s. Roztworowskiego, że jesteśmy na złej drodze w gospodarowaniu dzielnicą zachodnią i tym cennym aportem, który wniosła ona do Rzeczypospolitej, stałby się zarzutem szczególnie ważkim, gdyby był zarzutem słusznym.</u>
<u xml:id="u-39.4" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">Dowodem przytaczanym dla tego rodzaju twierdzeń ma być, iż dzielnica zachodnia w produkcji rolniczej wykazuje w szeregu lat ostatnich pod tym względem cofnięcie, a co najmniej rozwija się wolniej niż dzielnice inne. To stwierdzenie odpowiada prawdzie. Istotnie dzielnica zachodnia jest w warunkach trudnych, niełatwo jest jej znaleźć równowagę, trudniej przystosować się do nowych okoliczności. Wyszła ona z bardzo dobrych warunków ogólnych, trudniej jest jej zatem niż innym dzielnicom osiągnąć postęp w warunkach tak zasadniczo różnych. Ale stąd daleko jest do wyciągnięcia wniosków, że ten stan rzeczy wynika z niedoceniania wartości produkcji rolniczej na terenach zachodnich przez naszą politykę gospodarczą. Zawsze musimy o tym pamiętać, że położenie rolnictwa tak samo w dzielnicy zachodniej, jak i w całej Polsce jest nie tylko wypadkową polityki Rządu, ale przede wszystkim i innych obiektywnych warunków. Warunki te uległy pogorszeniu. Zamknięcie się rynków światowych naturalnie odczuła najsilniej ta dzielnica która najbardziej była nastawiona na ekspansję eksportową. Również prowadząc najbardziej kapitalistyczną i nakładową gospodarkę, musiała ta dzielnica odczuć najdotkliwiej trudności kredytowe. Kryzys najgorzej przeszła dzielnica, mająca największy odsetek gospodarstw folwarcznych. Natomiast jest jedno niewątpliwe, że polityka Rządu w pełni świadomości tych trudnych warunków, w jakich się ta dzielnica znalazła, usiłuje wbrew tym niekorzystnym warunkom podtrzymać poziom gospodarczy dzielnic zachodnich.</u>
<u xml:id="u-39.5" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">Można by to nazwać nawet uprzywilejowaniem dzielnic zachodnich. Tak jest, ale z tym, że się nie wkłada w ten wyraz nic z oceny negatywnej. Jest to pełna świadomości czynność, zmierzająca do złagodzenia tego ciężkiego stanu, w jakim te dzielnice się znajdują. Czynimy przeto te zabiegi w przekonaniu, że leży w interesie ogólnym podtrzymanie rejonu przodującego rolniczo. Kilka cyfr przekona niewątpliwie Panów, w jak wysokiej mierze dzielnice zachodnie stoją na czołowym miejscu w tych dziedzinach życia, które są bezpośrednio zależne od polityki Rządu. Przypomnę dla porównania, że ludność wiejska województw Poznańskiego i Pomorskiego stanowi 9% ogółu ludności rolniczej w Polsce. Poza tym województwa te dają 11% użytków rolnych w Polsce, 10% pogłowia zwierząt gospodarskich, plony 4 zbóż stanowią 11% do 20%, ubój bydła na terenie tych dzielnic wynosi 9% ogólnego uboju, ubój trzody chlewnej około 26%. To jest krótki obraz stanu faktycznego.</u>
<u xml:id="u-39.6" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">W tych wszystkich dziedzinach reglamentowanych, które są w ten czy inny sposób wyrazem działania Rządu, czy to w rozdziale kontyngentów, czy w pomocy eksportowej, czy w działaniu kredytowym — Wielkopolska i Pomorze są specjalnie uwzględniane. W uprawie buraków mają one 45%, w gorzelnictwie 44%, w bekonach 46% i w innych przetworach mięsnych od 63%, jak np. szynki w puszkach do 90%. W czasie kiedy stosowaliśmy zwrot ceł na większą skalę, więc biorę rok 1936, udział woj. poznańskiego w eksporcie, a więc i w wypłacanych premiach wynosił trzydzieści parę procent. W innych działach eksportu, korzystających z pomocy Rządu albo szczególnie rentownych ze względu na istniejące układy handlowe jako też transakcje zamienne, napotykamy następujące cyfry ogólnego eksportu: słód 30%, gęsi około 30%, rzepak 40%, masło przeszło 75%, krochmal przeszło 80%, ziemniaki prawie 100%. Oczywiście powyższy stan rzeczy wynika przede wszystkim ze znacznego przygotowania dzielnicy zachodniej do wykonywania tych czynności eksportowych, ale jest on również wynikiem świadomego działania Rządu, który nie chce dokonywać wyrównania w dół. A ileż Panowie słyszeli, ileż się napisało twierdzeń o tym równaniu w dół, które rzekomo Rząd polski stosuje. To jest po prostu dalekie od prawdy.</u>
<u xml:id="u-39.7" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">To, o czym wspominam, dotyczy nie tylko gałęzi produkcji już uprzednio silnie na tym terenie rozwiniętych, ale, co szczególne, dotyczy także już przez Polskę rozwijanych nowych gałęzi produkcji, a więc na przykład przetworów mięsnych. Gdybyśmy hołdowali jednostronnej tezie niwelacyjnej, z dużą łatwością można by znaczną część przetwórstwa mięsnego przerzucić na tereny wschodnie.</u>
<u xml:id="u-39.8" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">Ażeby skończyć z cyframi, wspomnę jeszcze, że podobnie układają się rzeczy w sprawach kredytowych we wszystkich typach kredytu, czy to weźmiemy kredyt rejestrowy, udzielany przy zastawie zbóż, czy długoterminowy, czy specjalny, czy związany z zastawem, wszędzie będziemy mieli znacznie ponad 20, a często ponad 30% całości kredytów, udzielanych rolnictwu w Państwie. Sądzę przeto, że mamy prawo twierdzić, że we wszystkich działach, będących przedmiotem bezpośredniej polityki Rządu, gdzie Państwo przydziela poszczególnym dzielnicom możliwości wytwarzania lub sprzedaży, gdzie przydziela kontyngenty lub daje kredyty, udział Poznańskiego i Pomorza jest znacznie wyższy, niż w produkcji wolnorynkowej, że w tych dziedzinach, które korzystają z pomocy Państwa, cyfry udziału Poznańskiego i Pomorza wykraczają poza stosunkowe cyfry ludności, pogłowia zwierząt i produkcji tych dzielnic.</u>
<u xml:id="u-39.9" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">Dlaczego więc pomimo tej korzystnej dla Poznańskiego i Pomorza polityki nie zawsze widzimy tam pomyślny rozwój, tak jakbyśmy tego pragnęli? Przyczyn jest wiele, ale przedstawiciele wielkiej własności, zwłaszcza niepolskiej, dopatrują się źródła wszelkiego zła w akcji parcelacyjnej. Reforma rolna w ciągu ostatnich paru lat zaledwie kilka procent ziemi przesunęła z rąk większej do rąk mniejszej własności. A przeto w każdym razie, jakkolwiek ocenialibyśmy jej rezultaty, nie mogła ona wywołać zmian poważniejszych. Pomijam to jednak i pragnę się nad tym zastanowić, czy rzeczywiście struktura własności rolnej w województwach zachodnich jest tak korzystna i czy ze zmianą tej struktury, ze wzrostem powierzchni ziemi chłopskiej można łączyć fakt zmniejszającej się produkcyjności. Materiały, które dały się zebrać, mówią o czymś zupełnie odwrotnym. Zarówna w całym okresie niepodległego bytu państwowego, jak szczególnie w czasie trwania kryzysu najszybszy rozwój wykazywały w Polsce te województwa, które miały najwięcej gruntów chłopskich; najpowolniejszy wzrost, a nawet niekiedy cofanie się wykazywały te, które miały tego rodzaju gruntów najmniej. Na przykład: gdy w grupie województw, w których grunta orne wielkiej własności stanowiły mniej niż 10% uprawnej powierzchni, wskaźnik zbiorów czterech zbóż w porównaniu z okresem przedwojennym wynosił 142% dla roku 1936, to wskaźnik ten maleje tym silniej, im odsetek gruntów folwarcznych jest w danym województwie większy, a wreszcie przy przekroczeniu 30% gruntów wielkiej własności wskaźnik ten spada do 78, czyli o 22% poniżej stanu przedwojennego. Podobnie w zakresie zbiorów ziemniaków: wskaźnik 212 dla województw najbardziej chłopskich, daje 89 dla województw mniej chłopskich. Bydło analogicznie: 119 i 95, trzoda — 149 i 121. A przecież do tej grupy województw, w której wielka własność przekracza 30% areału, należą właśnie owe województwa zachodnie. Jest to wyrazem małej odporności gospodarki folwarcznej na wskroś kapitalistycznej na ostrzejsze uderzenia koniunktury i zjawiska kryzysowe. Sądzę przeto, że nie łatwo bronić twierdzenia, że parcelacja gubi produkcję w ogóle, a produkcję dzielnic zachodnich w szczególności, że jedyną drogą utrzymania poziomu rolniczego dzielnic zachodnich było by utrzymanie nietykalności gruntów folwarcznych. Takie twierdzenie nie ma nic wspólnego z materiałem rzeczowym.</u>
<u xml:id="u-39.10" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">Akcję agrarną spotkał ze strony p. sprawozdawcy generalnego, s. Roztworowskiego, zarzut, że tereny po parcelacji nie uczestniczą w obrocie, a zatem, że dopatrywać się można wyraźnej sprzeczności w działaniu Rządu z ogólną tendencją, uważaną za główną dyrektywę pracy — tendencją uprzemysłowienia kraju. Albowiem, jeżeliby się stworzyło typ gospodarstwa, które nie potrzebuje zakupów, to oczywiście nie sprzyjałoby się rozwojowi przemysłu. W tym świetle akcja parcelacyjna byłaby hamulcem dla rozwoju przemysłu. Chciałbym ustalić dwa fakty. Jest rzeczą bezspornie stwierdzoną, potwierdzają to bowiem wszystkie dostępne materiały rachunkowe i statystyczne w tej sprawie, że każdy hektar własności drobnej nie ustępuje w zakupach gospodarstwom folwarcznym, że najczęściej je przewyższa. Nie spotkałem się z ani jedną liczbą wskazującą na inny stan rzeczy.</u>
<u xml:id="u-39.11" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">Twierdzenie drugie polega na tym, że gospodarstwa nowopowstałe z parcelacji, gospodarstwa osadnicze różnią się znacznie od zasobnych gospodarstw włościańskich.</u>
<u xml:id="u-39.12" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">Mam możność stwierdzić, że to również nie polega na żadnym materiale obiektywnym. Wprost przeciwnie. Poważne opracowania prof. Schrama, który badał osadnictwo w zachodniej Polsce, stwierdzają na zasadzie bogatego materiału cyfrowego, że w ciągu 4–5 lat istnienia gospodarstwa tracą swoje cechy wyodrębniające je od innych gospodarstw tak, że należy je uważać po prostu za równe innym.</u>
<u xml:id="u-39.13" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">Do identycznych wniosków prowadzi również materiał wydziału ekonomiki drobnych gospodarstw Instytutu Puławskiego. Wskazuje on, że zarówno wydatki gospodarcze przeliczone na 1 ha. jak i wydatki osobiste właścicieli tych gospodarstw, przeliczone na osobę w gospodarstwach osadniczych wszystkich dzielnic Polski, są nie mniejsze, a w niektórych gospodarstwach większe i to wybitnie większe od gospodarstw dawnych chłopskich, że zatem warsztaty te uczestniczą w obrocie równie dobrze. Pozwolę tu sobie parę liczb przytoczyć: w okręgu poznańsko-pomorskim gospodarstwa osadnicze wykazały wydatki na 1 ha — 93 zł, wszystkie inne gospodarstwa 87,5. Na zwrot długów liczby te wynoszą 37 zł i 41 zł, na oprocentowanie 10,8 zł i 10,4 zł, w całości 144 zł z groszami i 144 zł z groszami. Nie ma więc różnicy.</u>
<u xml:id="u-39.14" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">Rozumiemy doskonale, że w okręgach wschodnich osadnik wnosi wyższą skale życia i wyższą skalę zdolności do pracy i wydobycia z ziemi plonu i że gospodarstwa osadnicze powinny wybitnie się wyróżniać. W okręgu północno-wschodnim stosunek ten wynosi 38,8 zł do 29,3 zł. w spłacie długów 20 zł do 15 zł, a w wydatkach osobistych 96 zł do 60 zł. Podobnie w okręgu poleskim. Ta ostatnia pozycja na dobro gospodarki osadniczej daje 120 zł do 86 zł.</u>
<u xml:id="u-39.15" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">A zatem nie jest do udowodnienia teza, że gospodarstwa drobne na 1 ha produkcji zakupują wyrobów przemysłowych mniej, ani teza, że gospodarstwa osadnicze przez długi czas różnią się pod względem zakupów od gospodarstw innych, również nie jest prawdziwa.</u>
<u xml:id="u-39.16" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">Istnieje w tej materii dostatecznie dokładny cyfrowy materiał, niewątpliwie znany Wysokiej Izbie. Toteż jest dla mnie rzeczą zupełnie oczywistą, że utrzymywanie się pewnych opinii rozbieżnych z tym materiałem nie ma nic wspólnego z obiektywną oceną rzeczywistości.</u>
<u xml:id="u-39.17" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">Przechodzę teraz do najbardziej generalnego zagadnienia, jakie zamierzam dziś poruszyć. Mam na myśli zagadnienie opłacalności w rolnictwie.</u>
<u xml:id="u-39.18" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">Jest to sprawa niewątpliwie centralna. Tym więcej potrzebne jest osiągnięcie pełnej jasności w tym zagadnieniu. Ogół rolników pojmuje opłacalność w sposób słuszny i prosty; za opłacalność uważa taki stan, kiedy produkcja pokrywa koszty i pozostawia nadwyżkę, którą rolnik przeznacza czy to na inwestycje, czy na spożycie własne. Jesteśmy na pewno wszyscy w Polsce zgodni, że w tym rozumieniu opłacalność jest warunkiem koniecznym wprost dla istnienia produkcji i że tylko przez krótki okres czasu, okres kryzysu, produkcja może być nieopłacalna. Tu nie może być dwóch stanowisk, nie można nie być zwolennikiem dobrobytu. Istnieje co prawda szereg szczególnych złożonych zagadnień, związanych z kwestią opłacalności. Np. nikt nie może się kusić, aby zapewniona została opłacalność wszystkim gospodarstwom, a więc również i gospodarstwom prowadzącym produkcję nierozsądnie, ponoszącym nienormalne koszta. To się samo przez się rozumie. W kalkulacji opłacalności z punktu widzenia drobnego rolnika musimy pamiętać o znikomym znaczeniu, jakie on przywiązuje do renty z ziemi. Natomiast najważniejszą dla niego rzeczą jest możliwość szerszego zużycia pracy. Pomijam jednak w tej chwili te i temu podobne zagadnienia, natomiast samo podstawowe zagadnienie potrzeby opłacalności produkcji uważam oczywiście za rzecz niesporną. Ale dlatego właśnie, że jest ona niesporna, nie wydaje mi się słuszne i potrzebne zastanawianie się, czy należy dążyć do opłacalności, natomiast za rzecz istotną uważam, jak opłacalność osiągnąć.</u>
<u xml:id="u-39.19" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">Ponadto chciałbym się nieco szerzej zastanowić, dlaczego w tej chwili na terenie Izb i poza ich terenem tyle się mówi o zagadnieniu opłacalności. Widzę dwa rodzaje przyczyn: przyczyny rzeczowe i przyczyny taktyczne. Te ostatnie istnieją wobec dążności do wykazania, iż polityka Ministerstwa Rolnictwa zaniedbuje troskę o opłacalność i że w ślad za tym spada produkcja; Minister Rolnictwa zapatrzony w reformę rolną nie troszczy się ani o eksport, ani o aprowizacje kraju, ani o dobrobyt rolnictwa. Tak wygląda w uproszczeniu to twierdzenie, które dziś próbuje się utrwalić. Przywiązuję istotnie wielką wagę do prac agrarnych, uważam je za nierozłączny, nie dający się wyjąć element składowy tego szeregu ogniw działania, które w Polsce muszą być prowadzone na to, aby rolnictwo dźwignąć, ale nigdy nie szedłem tak daleko, jak niektórzy z moich oponentów, których w zakresie rolnictwa interesuje tylko reforma rolna, oczywiście tylko pod kątem widzenia, żeby jej nie wykonywać. W toku debat sejmowych miałem możność wykazać, że z wyjątkiem premij zbożowych, dziś zbędnych niecelowych, nie zaniechaliśmy żadnego ze środków działania, dostępnych w Polsce, które zmierzałyby do zapewnienia rolnictwu opłacalności. Miałem też okazję wskazać na to, że nie mamy na szczęście do czynienia z procesem zmniejszania się produkcji zarówno w cyfrach absolutnych, jak w stosunku do ludności, że w poszczególnych działach produkcji mamy mniej lub więcej korzystne tendencje i że jako całość idziemy naprzód. Refleksem tej uprzedniej tendencji, o której mówiłem, jest również dążność do stwierdzenia, jakoby zaniedbywane były cele gospodarcze na rzecz celów społecznych. Odpowiedź jest prosta: w odniesieniu do zagadnień gospodarczych dawałem już wyraz temu poglądowi, że jedyną drogą działania jest droga działań wielostronnych. Zupełnie tak samo w odniesieniu do szerszych zadań sądzę, że polityka gospodarcza Państwa musi mieć na oku i cele społeczne i że od nich się oddzielić nie da. Usiłowałem niejednokrotnie wykazać, że w warunkach wsi polskiej istnieje pewna zbieżność tych celów, że społecznie korzystne są te działania, które dają korzyści gospodarcze, i odwrotnie, że działania o celach społecznych są jednocześnie celowe gospodarczo. Mieliśmy w swojej historii pewien okres nadmiernej pochopności w dążeniu do doraźnych celów społecznych bez liczenia się z naszymi możliwościami gospodarczymi. Być może, że dziś reakcją na ten okres jest swego rodzaju nieufność jaką nieraz zaobserwować można, gdy działanie gospodarcze wiązane jest z działaniem o celach społecznych. Ale poza momentami taktycznymi i psychologicznymi jest inna przyczyna, moim zdaniem, wyjaśniająca, dlaczego zagadnienie opłacalności rolniczej skupia dziś tyle uwagi. Przyczyna ta jest na tyle ważka, iż jestem rad, że to zagadnienie zostało podniesione. Oto ceny rolnicze w Polsce, poczynając od roku 1935, stale zwyżkowały. Teraz przestały rosnąć, a niektóre z nich uległy nawet niewielkiej zniżce. Ugruntowało się przeto mniemanie, że i świat i my jesteśmy już blisko szczytowego punktu w poziomie cen rolniczych. Ten stan rzeczy powinien właściwie rodzić zastanowienie się nad problemem, jak przy tym poziomie cen dość sztywnych, a w Polsce prawie we wszystkich produktach nieco wyższym, niż na świecie, jak można dążyć do zwiększenia dochodowości rolnictwa. Okazuje się, że choć kryzys minął dość dawno, pewien kryzysowy sposób myślenia pozostał.</u>
<u xml:id="u-39.20" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">Tym kryzysowym nałogiem jest pamiętanie tylko o jednym z trzech elementów wpływających na opłacalność. Elementami tymi są ceny sprzedawanego produktu, ilość sprzedawanego produktu i koszty produkcji. Rozważmy, jakie mamy możliwości działania w stosunku do każdego z tych elementów. Chciałbym przy tym podkreślić bynajmniej nie dla polemiki, że sprawa opłacalności jest tak traktowana, jak gdyby była czymś oderwanym od wymienionych wyżej 3 czynników, jak gdyby nie była rezultatem zespołu tych złożonych procesów, lecz jakimś oderwanym procesem, który można uruchomić lub nie uruchomić, zależnie od dobrej woli Rządu. Muszę tak właśnie określić każde stanowisko, które nie zawiera w sobie wyraźnych i dostatecznie pełnych wskazań, jak można tę opłacalność powiększyć.</u>
<u xml:id="u-39.21" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">Jeżeli chodzi o działanie przez zwyżkę cen, to działanie jest zazwyczaj obosieczne. Gdy przy niezmienionej sytuacji rynkowej podnosimy ceny, to zwykle ilość towaru sprzedawanego przez rolnika maleje i dla stosunków polskiego rynku wewnętrznego jest to zjawisko bardzo systematycznie występujące. Mamy szereg produktów, w stosunku do których spokojnie możemy stwierdzić, że gdy cena w danym okresie przekracza taki a taki poziom, natychmiast maleje zdolność odbioru rynku wewnętrznego. Musimy stwierdzić, że to podnoszenie opłaca się rolnictwu tylko o tyle, o ile się odbywa w warunkach rosnącego ilościowego zbytu, a przynajmniej o ile rynki zbytu nie kurczą się. Jeżeli chodzi o rynek zagraniczny, to śmiało można stwierdzić, że już dziś mamy ceny wewnętrzne wyższe od eksportowych i nie łatwo było by te rynki utrzymać przy dalej zwyżkujących cenach.</u>
<u xml:id="u-39.22" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">A rynek wewnętrzny. Zapewne będzie się ciągle rozszerzał w miarę poprawy koniunktury, idącej równorzędnie z zabiegami inwestycyjnymi. Ten narost jest jednak ściśle uzależniony od skali nakładu, od możliwości inwestycyjnych jakie mamy przed sobą.</u>
<u xml:id="u-39.23" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">Jako rezultat wzrostu zatrudnienia w sposób automatyczny przychodzi rozszerzenie rynku wewnętrznego. Polityka gospodarcza wnosi tutaj tylko korelacje i możliwości jej działania są uzależnione od możliwości skarbowych a także od stanu rynku.</u>
<u xml:id="u-39.24" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">Dlatego też, Wysoka Izbo, zagadnienie przychodzenia rolnictwu z pomocą w sprzedaży artykułów rolnych nie jest dla mnie, jak dla niektórych Panów, prostą kwestią premiowania, jest natomiast zespołem wysoce skomplikowanych działań, mających na celu rozszerzenie rynku wewnętrznego i zdobywanie rynku zewnętrznego. Nie tylko zagadnienie zapewnienia producentom wyższych cen jest bardzo poważnym zagadnieniem. Zagadnienie komunikacji, organizacji zbytu oraz przetwórczości stanowi także część składową prac nad podniesieniem opłacalności rolniczej.</u>
<u xml:id="u-39.25" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">O kwestii kosztów produkcji mówiłem obszernie w Sejmie. Wskazywałem, jak liczne są czynniki zależne czy niezależne od polityki Rządu, wchodzące w grę przy kosztach produkcji. Przypomnę tylko, że środkami obniżenia kosztów są obok cen artykułów nabywanych przez rolników, obok zagadnienia potanienia i uporządkowania obrotu, również te wszystkie działania, które pozwalają na tym samym obszarze, przy tym samym nakładzie gotówkowym uzyskać większą produkcję; trzeba zastąpić droższe czynniki produkcji tańszymi, a więc w warunkach polskich drogi kapitał wysiłkiem pracy. Dlatego też do środków obniżających koszty produkcji zaliczam zarówno działania agrarne, jak oświatę rolniczą, jak i to wszystko, co podnosi umiejętność i możność racjonalnego gospodarowania. Za wyraz jednostronności uważam redukowanie sprawy opłacalności do postulatów wysokich premij zbożowych i cen nawozów sztucznych.</u>
<u xml:id="u-39.26" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">Nie mogę pogodzić się z lekceważeniem innych elementów. Opłacalność jest potrzebą życia i dlatego nie może się stawać rozgrywką, pokrywającą partykularne dążenia i partykularny punkt widzenia.</u>
<u xml:id="u-39.27" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">Sądzę, że musimy się troszczyć o to, by korzystne warunki pracy rolniczej i opłacalność zapewnić nie tylko niektórym lepiej sytuowanym warsztatom, lecz możliwie najliczniejszej rzeszy gospodarstw wiejskich.</u>
<u xml:id="u-39.28" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">Niestety, olbrzymia część działań jeszcze przed laty kilku docierała do garstki wybrańców losu.</u>
<u xml:id="u-39.29" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">W oparciu o kredyty aparatu zorganizowanego, a więc aparatu dostarczającego kredytu tańszego i bardziej długoterminowego — bardzo mała, bardzo szczupła liczba gospodarstw pokrywała swoje potrzeby kredytowe.</u>
<u xml:id="u-39.30" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">Tak samo dostęp do lepiej zorganizowanej akcji zbytu, tak samo dostęp do możliwości zdobycia lepszej umiejętności gospodarowania dotyczył i jeszcze dotyczy zbyt szczupłej części zainteresowanych. Dwie tylko dziedziny akcji świadomo rozwijanej obejmują cyfry daleko wykraczające poza te szczupłe liczby. Te dwie dziedziny to jest działanie spółdzielcze i akcja agrarna.</u>
<u xml:id="u-39.31" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">Musimy sobie zdawać sprawę z tego, że około 1/4 gospodarstw, a więc około 1 miliona gospodarstw w Polsce, już to w trybie scalenia, czy przez uregulowanie służebności, czy przez melioracje, czy przez upełnorolnienie, wreszcie przez tworzenie nowych osad — poprawiło swój los. Również nieco ponad 1 milion warsztatów rolnych związany jest z organizacją spółdzielczości i w tej właśnie spółdzielczości upatruje poprawę losu. Żaden inny dział na terenie wsi nie może się poszczycić nawet w przybliżeniu tego rodzaju zasięgiem.</u>
<u xml:id="u-39.32" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">Musimy sobie postawić zagadnienie liczbowego zwiększenia tych grup. Wierzę bowiem głęboko w to i Wysoka Izba niewątpliwie podziela ten pogląd, że zadaniem polityki gospodarczej jest nie tylko zwiększenie samych korzyści, przypadających rolnictwu jako całości, lecz również zapewnienie możliwie szerokim masom rolniczym dostępu do tych korzyści. Gospodarczy i społeczny punkt widzenia są tu w pełni zbieżne. W tym mniej znanym na ogół kierunku działania sądzę, że mogę się wykazać pewnymi osiągnięciami. Jest to nacisk na pewne metody pracy. Zorganizowany zbyt daje oczywiście rolnikom ceny korzystniejsze niż rozproszony. Toteż ze strony Ministerstwa szczególny nacisk w latach kryzysowych położono na organizację zbytu. W ciągu ostatnich lat kontraktowe zakupy trzody chlewnej przez eksporterów stanowią już czwartą część całości naszego eksportu. Rok 1937 wykazuje wzrost kontraktów w porównaniu z rokiem poprzednim o dalsze kilkanaście procent.</u>
<u xml:id="u-39.33" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">Spędy rolnicze trzody chlewnej w tym samym okresie wzrosły mniej więcej o 60% w stosunku do roku zeszłego. Przeprowadziliśmy w roku ubiegłym po raz pierwszy te spędy. Spędy drobiu osiągnęły 1/5 część eksportowanych ilości. Zakupy kontraktowe jaj wzrosły o 30%. Rok bieżący przyniesie na pewno dalszy, coraz bardziej nabierający rozpędu rozwój tych prac. Może najefektowniejsze są w tym zakresie zorganizowane formy obrotu masłem. Centrale mleczarskie w roku 1933 w swoim zbycie przekraczały niewiele ponad 10 milionów kg, w roku 1934 — 14, w r. 1935 — 15%, w roku 1936 — 20½, a w roku 1937 (w roku trudności paszowych) 22½ miliona kg masła, w tym 8 milionów samego eksportu. A zatem od r. 1933 jest to 120% wzrostu obrotów ogólnych, a przeszło 400% obrotów eksportowych.</u>
<u xml:id="u-39.34" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">W zakresie obrotu zbożem tylko na niektórych terenach widzimy tak silny pomyślny rozwój. Równolegle ze wzrostem obrotów dokonanych przez zrzeszonych rolników w spółdzielniach rośnie liczba korzystających z kredytów. Niewątpliwie zrealizowaliśmy w niedostatecznej mierze postulat zapewnienia lepszych warunków zbytu i pracy rolniczej szerokim rzeszom, ale z wszelką pewnością ruszyliśmy z martwego punktu, przeszliśmy od tego punktu nawet dość znaczny szmat drogi.</u>
<u xml:id="u-39.35" who="#MinisterRolnictwaiReformRolnychpPoniatowski">W analizie tego odcinka pracy, który Wysokiej Izbie przedstawiłem, znajduję jedno więcej potwierdzenie tezy, której jestem wyznawcą. Nie ma poprawy położenia rolnictwa polskiego jakimś jednym zręcznym zabiegiem, nie ma tajemniczego klucza, jest tylko twarda rzeczywistość, która zmusza nas do tego, aby poprawa zdobywana była w codziennym i uporczywym wysiłku.</u>
<u xml:id="u-39.36" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-40">
<u xml:id="u-40.0" who="#Marszałek">Głos ma p. sprawozdawca.</u>
</div>
<div xml:id="div-41">
<u xml:id="u-41.0" who="#SRdułtowski">Wysoka Izbo! Obowiązany jestem udzielić paru odpowiedzi. Poruszone zostały zagadnienia dotyczące ustroju rolnego, produkcji rolnej, oświatowe i inne. Postaram się w paru słowach kolejno na te zagadnienia dać odpowiedzi.</u>
<u xml:id="u-41.1" who="#SRdułtowski">P. s. Malinowski był łaskaw krytykować stanowisko referenta generalnego s. Roztworowskiego i moje co do szkodliwości zbytniego rozdrobnienia gospodarstw. Nie chodzi mi o to, że z pewnymi skargami w tym względzie zwracano się do nas na zachodzie, chociażby podczas naszej wycieczki na Pomorze, ani też o to, że nie tylko zachód na to się skarży, bo w Sejmie z ust posła Łazarskiego padły zdania wskazujące, że i województwo białostockie ma pewne powody do skarżenia się na ten sam objaw. Chodzi mi o co innego, chodzi mi o zasadniczy charakter polityki w tym względzie.</u>
<u xml:id="u-41.2" who="#SRdułtowski">Poruszając to zagadnienie jednocześnie będę musiał dotknąć i ostatniego przemówienia p. Ministra. P. Minister jest konsekwentny w swym stanowisku: uważa, iż gospodarstwa drobne są korzystniejsze w dziedzinie gospodarczej od gospodarstw większych. Wypowiedział to już niejednokrotnie. Jeszcze w roku 1937 w swych przemówieniach w Komisji Budżetowej i na plenum Sejmu niejednokrotnie zaznaczył, że uważa, iż gospodarstwo powinno utrzymać rodzinę chłopską na nim osiadłą i możliwie w pełni zatrudnić jej członków, że obszar pojedynczego gospodarstwa winien być wystarczający dla gospodarstwa rodzinnego, ale nie większy. Już w roku 1925 przytoczył jako poseł w debacie sejmowej, że uważa, iż nie ma racji utrzymywanie jednego gospodarstwa 40 ha, jeżeli zamiast niego można stworzyć 8 gospodarstw po 5 ha. I dziś również p. Minister udowadnia, że gospodarstwo drobne w sensie gospodarczym jest korzystniejsze od gospodarstwa większego. Otóż śmiem sądzić, że jednak jest zawsze pewne minimum, którego przekraczać w danych warunkach nie wolno. Jeśli będzie szło o produkcję zbożową, to minimum będzie większe, jeżeli będzie szło o produkcję mleczarską, będzie nieco mniejsze, jeszcze mniejsze będzie, jeśli będzie szło o produkcję mięsną — ale w każdym wypadku jest pewne minimum, poza którym gospodarstwo staje się gospodarstwem produkującym tylko dla siebie, gospodarstwem, które nie jest w stanie zwiększyć swej produkcji dla karmienia miast, dla karmienia przemysłu, dla karmienia armii itd.</u>
<u xml:id="u-41.3" who="#SRdułtowski">To jest zdaje mi się tak zrozumiałe, że nie będę się tu odwoływał do żadnych cyfr, bo wydaje mi się, że żadne cyfry nie mogą temu zaprzeczyć.</u>
<u xml:id="u-41.4" who="#komentarz">(Głos: A któż temu zaprzecza?)</u>
<u xml:id="u-41.5" who="#SRdułtowski">Otóż chodzi mi o te zasady, o ten pewien zasadniczy kierunek. Żałuję, że nie jest tu obecny s. Roztworowski, bo miałem wrażenie słuchając jego przemówienia, że również nie o co innego mu chodziło, jak tylko o to.</u>
<u xml:id="u-41.6" who="#SRdułtowski">Panom Senatorom, którzy przemawiali w sprawie ustroju rolnego z punktu widzenia interesów narodowościowych czy to ukraińskich, czy niemieckich, ja w tej chwili odpowiadać nie będę. Mam wrażenie, że ta kwestia w czasie debaty generalnej i wczoraj podczas dyskusji nad budżetem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych bardzo szeroko była omawiana. Pozwolę sobie zaznaczyć, że osobiście wierzę, iż stanowisko s. Gołuchowskiego, które uznał i s. Pawlikowski, jak to tutaj niedawno zaznaczył, musi w końcu doprowadzić do znalezienia wspólnej platformy, wspólnego porozumienia.</u>
<u xml:id="u-41.7" who="#SRdułtowski">Proszę Wysokiej Izby! Muszę z pewną przykrością w tym miejscu przytoczyć to zdanie, które powiedział s. Malski, mówiąc, że przykro mu jest, gdy widzi jednolity front z Ukraińcami i Niemcami części tej Izby. Ja uważam to tylko za chwyt polemiczny i dlatego nie będę nań odpowiadał gdyż nie traktuje on zagadnienia na szerszej platformie, na rzeczowym gruncie. Osobiście byłbym rad, gdyby doszło w Polsce i to jak najprędzej do tego, by wszystkie narodowości zamieszkujące nasze ziemie znalazły wspólny front pod hasłem: Salus Polonie suprema lex esto. A nie wydaje mi się, abym z tego powodu był gorszym Polakiem niż kto inny.</u>
<u xml:id="u-41.8" who="#SRdułtowski">Przechodzę do zagadnienia produkcji. Otóż s. Malinowski mówił, że Ministerstwo robi, co może. Ja nie chcę tej rzeczy wcale negować, nie chcę poddawać jej w wątpliwość, ale stwierdzam tylko, że na wielu odcinkach nie jest u nas dobrze i chciałbym, ażeby te możliwości Ministerstwa były większe, to znaczy, żeby było rolnictwu polskiemu lepiej. I jeszcze jedno uważam, że kiedy mówimy o budżecie Ministerstwa Rolnictwa, podejście nasze musi być ściśle gospodarcze. Jeśli p. senator Malinowski mówił: Najważniejszą rzeczą jest, aby człowiek się podniósł — to ja się z p. senatorem zgadzam, on musi się podnieść pod każdym względem, i moralnym, i umysłowym, i fizycznym, i gospodarczym również. Cała polityka Państwa i Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, i przede wszystkim Ministerstwo Oświaty, i Ministerstwo Spraw Wojskowych muszą być nastawione na to, żeby podnieść tego człowieka, bo to jest zasadnicze i podstawowe zadanie. Ale każdy resort na innym odcinku, w tym wielkim planie podnoszenia człowieka ma spełnić swoje zadanie. Ministerstwa gospodarcze, do których przede wszystkim należy Ministerstwo Rolnictwa, mają odcinek gospodarczy. Rozumiem, że zagadnienia socjalne, społeczne wiążą się z zagadnieniami gospodarczymi bardzo ściśle i że ich murem chińskim oddzielić nie sposób. Ale z drugiej strony nie uważam za właściwe takie stawianie sprawy, jak to czyni s. Malski, który mówi, że warstwa chłopska ma żądania polityczne, że nie można sprowadzać polityki do spraw natury czysto materialnej — bo przecież z tych słów Pana Senatora nie może wynikać chyba, że Ministerstwo Rolnictwa ma być resortem politycznym. A przecież trzeba sobie zdawać sprawę, że takie zarzuty krążą około Ministerstwa obecnie, że prowadzi ono akcję, uważaną za polityczną sensu stricto. Nie uważam tego za właściwe, sądzę, że każdy resort ma swoje wyraźne i jasne zadanie do wykonywania.</u>
<u xml:id="u-41.9" who="#SRdułtowski">Jeszcze dwa słowa. Nie jestem reprezentantem Obozu Zachowawczego i absolutnie nie jestem upoważniony do odparowywania ataków na ten obóz. Ale Pan Senator powiązał mój referat w jakiś sposób ze stanowiskiem tego obozu. Otóż wobec tego muszę przypomnieć, że nie obóz B. B. W. R. tworzył organizację konserwatywna, a jeżeli chodzi o mnie, to nie obóz B. B. W. R. mnie wprowadzał do izby rolniczej ani do organizacyj społeczno-rolniczych, w których dzięki Bogu 32 lata pracuję. I jeżeli byłem w tych organizacjach społecznych i w izbie rolniczej, to nie dlatego, żeby mnie tam jakiś obóz czy Minister Rolnictwa wprowadził, bo tego rodzaju wprowadzenia nie uważałem za właściwe przyjmować wówczas, gdy ono było zamierzane, lecz dlatego, że to społeczeństwo, z którym 32 lata pracowałem, tam mnie skierowało.</u>
<u xml:id="u-41.10" who="#komentarz">(S. Malski: Czy w Słonimiu tak samo było?)</u>
<u xml:id="u-41.11" who="#SRdułtowski">Nie wiem, co Pan ma na myśli, ja tylko wiem, co było w Wilnie. Ale nie będę tu się zajmował, Wysoka Izbo, szczegółami, które przypuszczam, że ogółu interesować nie będą, a zresztą s. Malski bardzo dobrze zna te szczegóły.</u>
<u xml:id="u-41.12" who="#SRdułtowski">Proszę Panów, jeszcze jedna sprawa. Jeżeli chodzi o rezolucję, o której mówił i przeciw której występował s. Malski, to przede wszystkim muszę sprostować, że to nie jest rezolucja moja. Ja, jako referent, ani jako członek Komisji Budżetowej tej rezolucji osobiście nie wnosiłem. To jest rezolucja przyjęta przez większość komisji, ja zaś tylko jako referent tę rezolucję Panom tu przedstawiłem i proszę o jej przyjęcie.</u>
<u xml:id="u-41.13" who="#SRdułtowski">P. s. Malinowski był łaskaw poruszyć jeszcze zagadnienie oświatowe. Nie wiem, czy dobrze Pana Senatora zrozumiałem — jeżeli ja Pana zrozumiałem, to Pan mnie nie zrozumiał, gdyż ja nie robiłem zarzutów Ministrowi Rolnictwa, jakoby prowadził on uniwersytety ludowe dla swoich jakichś interesów czy celów politycznych.</u>
<u xml:id="u-41.14" who="#komentarz">(Minister Rolnictwa i Reform Rolnych p. Poniatowski: Wcale ich nie prowadzę.)</u>
<u xml:id="u-41.15" who="#SRdułtowski">P. Minister w ogóle nie prowadzi tych uniwersytetów. Ja raczej w swoim referacie podkreśliłem, że uniwersytety nie podlegają żadnemu kierownictwu.</u>
<u xml:id="u-41.16" who="#komentarz">(S. Maksymilian Malinowski: Pan nie mówił tego.)</u>
<u xml:id="u-41.17" who="#SRdułtowski">Zresztą nie rozumiem, o co Panu Senatorowi chodzi i nie mówię dalej o tych rzeczach.</u>
<u xml:id="u-41.18" who="#SRdułtowski">Jeszcze parę słów w sprawach ogólnych, w sprawie zarzutów — że tak powiem — natury politycznej. P. s. Plocek, który zresztą szczęśliwie podkreślił, że nie mówi w obronie Rządu, ani cudzego zdania nie wygłasza, tylko własne, słusznie stwierdza, że na jedno lub dwuhektarowym gospodarstwie gospodarzyć porządnie nie można i że sytuacja w rolnictwie nie jest zbyt dobra, cieszy się jednak, że polityka Ministerstwa jest słuszna, mądra i przewidująca. Otóż ja nie analizując zagadnienia, jaka jest polityka Ministerstwa, chcę sądzić o niej po owocach. Owoce, które widziałem i widzę, dla mnie nie są wystarczające.</u>
<u xml:id="u-41.19" who="#SRdułtowski">P. s. Płocka oburzają niepowołani opiekunowie rolnictwa. Nie wiem, kto to są ci niepowołani opiekunowie rolnictwa, czy i ja zostałem do nich zaliczony. Kto w takim razie jest powołanym opiekunem? Czy jest jakiś monopol udzielony przez Ministra czy kogo innego dla tych powołanych obrońców? Czy tylko ci, którzy podzielają taki lub inny pogląd polityczny, są powołani do tego? Przyznaję, że to jest przez Pana Senatora postawione niewyraźnie i sądzę, że tutaj żadnych opiekunów specjalnych rolników być nie może, tylko że rolnictwo jest to zagadnienie podstawowe Państwa, że każdy z senatorów, tym bardziej każdy z rolników senatorów, który ma w swym sumieniu obowiązek nad najważniejszymi zagadnieniami państwowymi się zastanawiać, musi i powinien mieć dostateczną odwagę do tego, ażeby swoje zdanie, takie jakie ono jest, o tym zagadnieniu wypowiedzieć.</u>
<u xml:id="u-41.20" who="#SRdułtowski">Proszę Panów! Również nie rozumiem, co miał znaczyć ten zwrot Pana Senatora do „ambasadorów wąskich interesów klasowych”. Mogę Pana zapewnić, że ja jestem tylko ambasadorem mego własnego sumienia i więcej niczyim.</u>
<u xml:id="u-41.21" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-42">
<u xml:id="u-42.0" who="#Marszałek">Rozprawa nad budżetem Ministerstwa Rolnictwa została zakończona. Zarządzam przerwę półgodzinną. O godz. 18 min. 45 rozpoczniemy debaty nad budżetem Ministerstwa Komunikacji.</u>
<u xml:id="u-42.1" who="#komentarz">(Przerwa od godz. 18 min. 16 do godz. 18 min. 48)</u>
</div>
<div xml:id="div-43">
<u xml:id="u-43.0" who="#WicemarszałekKwaśniewski">Wznawiam posiedzenie.</u>
<u xml:id="u-43.1" who="#WicemarszałekKwaśniewski">Przystępujemy do rozprawy szczegółowej nad częścią 11 — Ministerstwo Komunikacji.</u>
<u xml:id="u-43.2" who="#WicemarszałekKwaśniewski">Jako sprawozdawca głos ma s. Dobaczewski.</u>
</div>
<div xml:id="div-44">
<u xml:id="u-44.0" who="#SDobaczewski">Wysoka Izbo! W referacie przedstawionym na Komisji Budżetowej i w sprawozdaniu, które Panowie macie przed sobą, starałem się zanalizować na podstawie cyfr działalność Ministerstwa Komunikacji.</u>
<u xml:id="u-44.1" who="#SDobaczewski">Z cyfr, które podałem w sprawozdaniu, można stwierdzić, co w ciągu ostatniego roku zrobiono i co Ministerstwo zamierza dokonać w ciągu przyszłego roku budżetowego. Generalnie można powiedzieć, że we wszystkich dziedzinach widać wysiłek do zwiększenia zakresu pracy i zwiększenia kredytów na te wszystkie działy, które wymagają intensywniejszej opieki, bądź to z sum budżetowych, bądź to z sum inwestycyjnych.</u>
<u xml:id="u-44.2" who="#SDobaczewski">Oczywiście, jeżeli spojrzymy na te cyfry z punktu widzenia naszych potrzeb, to będą one grubo za małe, stwierdzamy bowiem taki ogrom tych potrzeb, marny takie zaległości do wykonania, w porównaniu do naszych sąsiadów z zachodu jesteśmy o tyle zapóźnieni, że trzeba wysiłku wielu lat i wytężonej pracy, abyśmy mogli te zaległości wyrównać.</u>
<u xml:id="u-44.3" who="#SDobaczewski">Debata nad budżetem zwykle jest odbiciem potrzeb, zaś sam budżet jest odbiciem możliwości. Jakżeż przedstawiają się te nasze możliwości?</u>
<u xml:id="u-44.4" who="#SDobaczewski">A więc w zakresie dróg kołowych z sum budżetowych preliminuje się 49.800.000 zł, z sum pozabudżetowych (inwestycyjnych i Funduszu Pracy) kwotę 48.413.000 zł — razem 98.213.000 zł. Do tego dochodzi równowartość robót drogowych, wykonywanych na warunkach kredytowych, oraz równowartość wydatków samorządu na utrzymanie dróg.</u>
<u xml:id="u-44.5" who="#SDobaczewski">Jakkolwiek w dyskusji na komisji Senatu podkreślano, że sumy te nie stoją w żadnym racjonalnym stosunku do potrzeb drogowych i że naszej mizerii drogowej nie pozbędziemy się bez osobnego poważnego wysiłku finansowego, to jednak obiektywnie należy stwierdzić pewną poprawę w tej dziedzinie. Wydatki na drogi wyniosą o 18.000.000 więcej niż w roku ubiegłym. Jeżeli weźmiemy ostatnie 6-lecie, 1932–37 r. i rozdzielimy je na dwa 3-lecia, to stwierdzimy następujące fakty: w drugim 3-leciu wybudowano dróg 13.129 km, w pierwszym 3-leciu 3.224 km; nawierzchni ulepszonych w drugim 3-leciu wykonano 872 km, a w pierwszym — 379 km. Widzimy tu dość znaczny wysiłek Rządu i społeczeństwa, uwieńczony pewnymi rezultatami. W planie i w budżecie przyszłego roku widoczna jest kwota, tak jak mówiłem, o 18 milionów wyższa niż w roku ubiegłym.</u>
<u xml:id="u-44.6" who="#SDobaczewski">W dyskusji, która się toczyła na Komisji Budżetowej, podkreślono konieczność zróżniczkowania taryf handlowych na przewóz kamienia, przeznaczonego na budowę dróg i szos. Jak wiemy, kamieniołomy ograniczają swoją produkcję ze względu na nagromadzone zapasy. Tymczasem wiemy, że Wołyń nie posiada zupełnie kamienia narzutowego i odpowiednio dla rejonu wołyńskiego zastosowana taryfa dałaby możność Wołyniowi, pozbawionemu prawie zupełnie dróg bitych, poprawy tych stosunków. To samo dotyczy kamienia w Zagnańsku i innych. Jest olbrzymie zapotrzebowanie ze strony samorządów społecznych czy gospodarczych, jest materiał — trzeba tylko te rzeczy jakoś skojarzyć.</u>
<u xml:id="u-44.7" who="#SDobaczewski">Podkreślano dalej brak ogólnego planu i systemu naprawy i konserwacji dróg kołowych. Wszystko zależy od polityki danego powiatu. Jeżeli mijamy granice powiatu, to natrafiamy na coraz inny gatunek drogi. Podawano pod tym względem przykłady. Tyle co do dróg kołowych.</u>
<u xml:id="u-44.8" who="#SDobaczewski">Nieco gorzej przedstawia się sprawa dróg wodnych. Jakie są potrzeby nasze w tej dziedzinie, wszyscy zdajemy sobie sprawę. Polska kroczy daleko w tyle w porównaniu z innymi państwami europejskimi. Co więcej, stan, który zastaliśmy po zaborcach, wskutek braku środków finansowych, zaczął pogarszać się z roku na rok. Dopiero lata 1936 i 1937 przynoszą pewien zwrot ku lepszemu, jednakże nie pokrywają całkowicie potrzeb. Pozwoliły jednak Ministerstwu przystąpić do realizacji czteroletniego programu inwestycyjnego. W r. 1937 uruchomiono 25.000.000 zł. Do tego dochodzą roboty na warunkach kredytowych oraz roboty ze środków Funduszu Pracy.</u>
<u xml:id="u-44.9" who="#SDobaczewski">W tegorocznym budżecie przewidziano 11.200.000 zł i z sum pozabudżetowych — 21.345.000 zł, razem 32.745.000 zł. Widzimy więc, że również suma na drogi wodne została powiększona o 7 milionów. Z sum tych 8 milionów przewidziano na drogi wodne wschodnie, pozostałe sumy — na budowę zbiorników w Małopolsce, zabudowę potoków i budowę kanałów i portów.</u>
<u xml:id="u-44.10" who="#SDobaczewski">Jak ważnym czynnikiem w gospodarce narodowej i w dziale obronności są koleje, o tym nie potrzebuję mówić, toteż utrzymanie ich na odpowiednim poziomie i w odpowiedniej sprawności musi być nieustanną troską władz. Tymczasem okres kryzysu, który trwał do 1936 r., wyczerpał finansowo i niejako wygłodził inwestycyjnie nasze 'kolejnictwo. Potworzyły się zaległości w stanie odnowienia taboru kolejowego, jak również utrzymania toru. Zaległość w parowozach oblicza się na 250 sztuk, co w pieniądzach wyniesie 100 milionów złotych. W grupie wagonów osobowych zaległości te szacowane są na 440 sztuk, w pieniądzach 110 milionów. Jeżeli chodzi o wagony towarowe, stan jest nieco lepszy. Wiemy, że wskutek zmniejszonej ilości przewozów w najcięższym czasie rezerwa wynosiła 81.609 wagonów, czyli 52,8%. W roku 1937 w zapasie stało jeszcze 11.516 wagonów. Toteż w ostatnich latach budowano tylko wagony specjalnego przeznaczenia, jak to: do przewozu drobiu, nierogacizny i długie wagony platformy.</u>
<u xml:id="u-44.11" who="#SDobaczewski">W planie finansowo-gospodarczym na rok 1938 kredyty specjalne w dziale służby warsztatowej i drogowej doznały znacznego zwiększenia. Służba warsztatowa przewiduje sumę 161.200.000 zł, a więc o 32 miliony więcej niż w roku 1937. Służba drogowa 145 milionów, czyli o 27 milionów więcej niż w r. 1937. Nadwyżka ta przewidziana jest głównie na konserwację nawierzchni, tj. zamianę szyn i podkładów oraz zamianę podsypki na tłuczniową. Na ten cel przeznaczono sumę 8 milionów zł, to jest o 3 miliony więcej niż w roku ubiegłym.</u>
<u xml:id="u-44.12" who="#SDobaczewski">Rok 1937 był rokiem przełomu, rokiem poprawy dla Polskich Kolei Państwowych. Cały ruch osobowy wzrósł o 8,1%, a ruch towarowy o 20% w stosunku do preliminowanego. Wpływy z eksploatacji wyniosły 958 milionów wobec przewidzianych 883, czyli a 75 milionów więcej. Poprawa ta pozwoliła poprawić kapitał obrotowy P. K. P. Stan pozycji bilansowej, czyli gotówka, wynosił w 1935 r. 12 milionów, po zamknięciu 1936 r. — 20 milionów. Natomiast obecnie jeszcze nie mamy wykonania bilansu, ale według tymczasowych obliczeń należy się spodziewać, że ponad 50 milionów zł. Daje to możność racjonalniejszej gospodarki w przedsiębiorstwie. Do 1937 r. P. K. P. pracowały, jak widzimy z bilansu przytoczonego przed chwilą, prawie bez gotówki obrotowej przy bardzo uszczuplonym zapasie materiałów. Toteż słusznie Ministerstwo uczyniło, przeznaczając wygospodarowane nadwyżki na odbudowę kapitału obrotowego, umożliwiającego wejście na drogę racjonalniejszej eksploatacji i odbudowywania zasobów. Na braki zasobów zwróciła uwagę Najwyższa Izba Kontroli w sprawozdaniu za rok 1936/37.</u>
<u xml:id="u-44.13" who="#SDobaczewski">Jak wynika z oświadczenia Ministra, wymagany stan gotówki obrotowej powinien wynosić kwotę równą wydatkom jednomiesięcznym przedsiębiorstwa, ażeby móc regulować wszelkie zobowiązania terminowe, co w obecnym stanie wynosi około 80 milionów. Stan obecny jest zbliżony do normy, jakkolwiek jeszcze nie osiągnął jej.</u>
<u xml:id="u-44.14" who="#SDobaczewski">Plan finansowo-gospodarczy P. K. P. przewiduje na rok 1938 po stronie wpływów sumę 1.019.270.000, a po stronic rozchodów 957.490.000 zł, nadwyżka 61.780.000 zł, z czego wpłata do Skarbu Państwa 42 miliony złotych i 19.780.000 zł dopłata do Funduszu Inwestycyjnego P. K. P. Jak Panowie wiedzą w Sejmie referent wystąpił z wnioskiem o skreślenie wpłaty do Skarbu Państwa, jednak ze względu na równowagę budżetu Minister Skarbu przeciwstawił się temu wnioskowi. W Komisji Budżetowej Senatu uznano dochody, przewidziane w planie finansowym na rok 1938, za realne i wpłatę 42 milionów do Skarbu Państwa za konieczną.</u>
<u xml:id="u-44.15" who="#SDobaczewski">W dyskusji podniesiono zbyt niskie uposażenia w kolejnictwie szczególnie sił inżynierskich. Pracownicy z wyższym wykształceniem otrzymują po wielu latach pracy niewiele więcej jak 300 zł, wskutek czego przy polepszającej się koniunkturze przemysł zabiera kolejnictwu fachowych inżynierów. P. Minister potwierdził ten stan.</u>
<u xml:id="u-44.16" who="#SDobaczewski">Wyczerpującej dyskusji poddano również zaburzenia w zelektryfikowanym węźle warszawskim, przyniosło to szkody tak materialne jak i moralne, ucierpiał na tym nie tylko autorytet władz kolejowych, ale i autorytet Rządu. Tu p. Minister Ulrych wyjaśnił, że sprawa rozbudowy węzła jest przedmiotem szczególnej troski Ministerstwa Komunikacji. W rozbudowie węzła warszawskiego jesteśmy opóźnieni o lat 14 i nie nadążamy za potrzebami ruchu podmiejskiego. Jest to już zagadnienie natury społecznej i obejmuje swoim zasięgiem ponad 130.000 ludzi śpieszących codziennie do stolicy do swoich zajęć. Ruch podmiejski stale wzrasta. Ilość podróżnych w 1928 r. wynosiła 20 milionów osób, w 1933 — 21 milionów, w 1937 — 45 milionów. W ruchu podmiejskim na średnicy mamy 241 pociągów. W najbliższym czasie, o ile za wysiłkami P. K. P. nie pójdą inne wysiłki, przewiduje się, że ludność osiedli podmiejskich będzie miała sytuację bardzo trudną pod względem przewozowym.</u>
<u xml:id="u-44.17" who="#SDobaczewski">W ruchu podmiejskim na całym świecie, specjalnie zaś w Niemczech, obok wysiłku kolejnictwa idzie wysiłek nieraz i wielkich towarzystw prywatnych. W Polsce kolejom nikt nie pomaga, miasta nie poczuwają się do żadnych obowiązków, inicjatywa prywatna zupełnie nie wykazuje żywotności.</u>
<u xml:id="u-44.18" who="#SDobaczewski">P. Minister uważa, że trzeba powołać do współpracy w zakresie rozbudowy ruchu podmiejskiego społeczeństwo. Jakkolwiek istniejące mankamenty będą usunięte, do tego zobowiązały się firmy angielskie, to jednak dopóki nie będą na średnicy wybudowane 4 tory, a to w najbliższym czasie ze względów technicznych nie da się uskutecznić, to w okresie przejściowym ruch podmiejski będzie narażony na kłopoty. W ostatnim 3-leciu wydano na rozbudowę węzła 51 milionów, podczas kiedy w okresie 17 lat poprzednich wydano 96 milionów, dokonano więc w ostatnim 3-leciu stosunkowo dużej koncentracji kapitałów na rozbudowę tego węzła.</u>
<u xml:id="u-44.19" who="#SDobaczewski">Jednak przyszłość przedstawia się na najbliższy okres czasu ciężko, aczkolwiek będzie lepiej. Do czasu rozbudowy całego węzła nie będą mogły być zaspokojone wszystkie potrzeby ruchu podmiejskiego.</u>
<u xml:id="u-44.20" who="#SDobaczewski">Motoryzacja. W zakresie motoryzacji stwierdzono pewną poprawę. W ciągu roku 1937 ilość samochodów wzrosła o 8.289 sztuk, z czego 4 888 sztuk, czyli 59%, dostarczyły krajowe wytwórnie: P. Z. Inż. i Lilpop. Wytwórczość krajowa nie zaspokaja jednak potrzeb rynku w dostatecznej mierze. Koniecznym staje się zwiększenie wydajności naszej produkcji. Różnorodność potrzeb gospodarczych czyni koniecznym dostarczanie rynkowi również innych typów samochodów niż te, które są produkowane obecnie.</u>
<u xml:id="u-44.21" who="#SDobaczewski">Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że zapotrzebowanie armii na wypadek wojny oprzeć się musi w dużym stopniu na prywatnym taborze samochodowym, musimy stwierdzić konieczność ustalenia programu, według którego byłby zaopatrywany rynek w sprzęt samochodowy. Program taki, obliczony na dłuższy okres czasu, winien posiadać cechy stałości, co zapewni przemysłowi ciągłość produkcji i wpłynie na jej ułatwienie i potanienie. Komisja międzyministerialna dla spraw motoryzacji usiłuje to zagadnienie rozwiązać. Pewne wyniki działalności widzimy, jednak sprawa motoryzacji jest tak ważna, a my jesteśmy tak daleko w tyle za naszymi sąsiadami, że na sprawie tej należy skoncentrować jak najwięcej energii i zapału.</u>
<u xml:id="u-44.22" who="#SDobaczewski">Reasumując to, co powiedziałem, należy stwierdzić, że kryzys, któremu koleje państwowe uległy na równi z innymi dziedzinami gospodarki państwowej, wywarł w dużej mierze ujemny wpływ na stan naszego kolejnictwa, głównie na stan taboru kolejowego, tak że wytworzyły się znaczne zaległości w odnawianiu taboru. Rok 1937 był rokiem poprawy i dzisiaj w pracy renowacyjnej zbliżamy się do normy. Plan roku 1938 przewiduje prawie normalne uzupełnienia z wyjątkiem parowozów i wagonów osobowych. Całkowite usunięcie skutków kryzysu i odrobienie zaległości nie może być dokonane bezzwłocznie. Nadwyżki uzyskane w roku eksploatacyjnym winny być zużyte na uzupełnienie braków.</u>
<u xml:id="u-44.23" who="#SDobaczewski">Komisja Budżetowa rozpatrzyła budżet Ministerstwa Komunikacji i przyjęła go w brzmieniu, uchwalonym przez Sejm, bez zmian.</u>
<u xml:id="u-44.24" who="#SDobaczewski">Wnoszę o przyjęcie budżetu bez zmian.</u>
<u xml:id="u-44.25" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-45">
<u xml:id="u-45.0" who="#WicemarszałekKwaśniewski">Głos ma s. Zarzycki.</u>
</div>
<div xml:id="div-46">
<u xml:id="u-46.0" who="#SZarzycki">Wysoki Senacie! Zdaje mi się, że — jeżeli dobrze liczyłem — po 7 godzinach jesteśmy spragnieni troszkę cyfr, bośmy ich za mało dziś słyszeli.</u>
<u xml:id="u-46.1" who="#komentarz">(Wesołość.)</u>
<u xml:id="u-46.2" who="#SZarzycki">Wobec tego temu pragnieniu może troszkę dam zadośćuczynienie.</u>
<u xml:id="u-46.3" who="#SZarzycki">Chcę na początku zwrócić uwagę na to, że Ministerstwo Komunikacji jest tym ministerstwem, które znajduje się trochę w wyjątkowym położeniu dlatego, że na to Ministerstwo — oprócz kierowania największym w Polsce przedsiębiorstwem, bo tym są rzeczywiście P. K. P., większego niema — zwalono oprócz tego całą administrację drogami kołowymi, drogami wodnymi, dodano do tego także komunikację samochodowa, politykę motoryzacyjną, lotnictwo cywilne itd.</u>
<u xml:id="u-46.4" who="#SZarzycki">Już samo P. K. P. wymaga jako przedsiębiorstwo nieprawdopodobnego wysiłku, który moim zdaniem, tak jak w każdym przedsiębiorstwie, powinien iść przede wszystkim w kierunku handlowego podejścia do sprawy komunikacyjnej. Zarówno Ministerstwo Komunikacji — trzeba to bezstronnie stwierdzić — jak i Rząd robią wysiłki, aby szczególnie w dziedzinie tej narzuconej, dodatkowej a więc dróg kołowych i wodnych, zrobić jaki taki postęp. I trzeba na plus Ministerstwa podkreślić, że w ostatnich latach może się poszczycić pewnym sukcesem. Tylko moim zdaniem nie ma się co łudzić — przynajmniej ja się nie łudzę — że bez jakiegoś specjalnego wysiłku finansowego potrafimy nasz stan dróg kołowych czy wodnych w jakiś przyzwoity sposób polepszyć. Zaryzykuję twierdzenie, że symbolem naszej biedy, oczywiście in minus, jest stan dróg naszych, zarówno kołowych, jak i wodnych. Jest to sprawa tak delikatna, że niestety tymi środkami, którymi Ministerstwo Komunikacji do dziś dysponuje, do wielkich rezultatów w jakimś racjonalnym czasie niepodobna dojść, a to dlatego, że tu nie są potrzebne te parę dziesiątków milionów złotych, tylko trzeba by operować paruset milionami złotych rocznie. Dopiero wtenczas można by rzeczywiście ten stan radykalnie poprawić.</u>
<u xml:id="u-46.5" who="#SZarzycki">Ale jeżeli chodzi o P. K. P., to z przyjemnością słyszeliśmy z ust p. referenta, że rok 1937 jest dla P. K. P. zasadniczym, mianowicie przewekslowano dotychczasowy spadek dochodów na wzrost tych dochodów. Ten wzrost dochodów przeszedł oczekiwania, a w każdym razie przewidywania preliminarza. Tutaj parę cyfr dla ilustracji. Mianowicie jest bardzo ciekawe i charakterystyczne, że gdy wzrost przewożonego tonażu i liczby osób był dość poważny od 1931 r., tj. od roku, który jest uważany jako rok początku wzrostu koniunktury, przynajmniej dla niektórych gałęzi produkcji na świecie i u nas, np. przewóz towarów wzrósł w r. 1936 o 32%, a przewóz pasażerów o 52%, to w tym samym czasie spadek dochodów na P. K. P. do końca 1936 r. za cały rok wyniósł 17%. Oto jest obraz. Podkreślam te szczegóły, bo znowu muszę przypomnieć tę zasadę ekonomiczną, że rezultat działalności to jest przede wszystkim rezultat finansowy, ten bowiem decyduje, ten jest rzeczą decydującą. Jeżeli mówimy o roku 1937, że to jest rok wzrostu, że dochód czysty za 11 miesięcy przekracza znacznie to, co przewidywano jako wpłatę do Skarbu Państwa, to jednakże nie ma się co łudzić i zapominać, że mamy w przedsiębiorstwie tym moc roboty do odrobienia.</u>
<u xml:id="u-46.6" who="#SZarzycki">Cóż to jest? To są dwie dziedziny bardzo proste. Tu nie trzeba zaciemniać tej sprawy, raczej upraszczać, mianowicie z jednej strony pod względem technicznym, z drugiej — pod względem finansowym. Pod względem technicznym cieszymy się, że koleje na ogól dają sobie dosyć dobrze radę. Cieszylibyśmy się, żeby takie rzeczy, jak np. krótkie spięcia na węźle warszawskim nie miały miejsca, ale musimy się liczyć, że na początku musimy się spotykać z dziecinnymi chorobami. Ale trzeba zwrócić uwagę na rzeczy zasadnicze. Na przykład stan naszych bocznych linij przedstawia obraz żałosny. Dalej, brak taboru osobowego, brak wagonów specjalnych, ilość parowozów chorych jest jeszcze bardzo duża, dalej Polskie Koleje Państwowe nie mogą sobie pozwolić na zwiększenie taboru motorowego, dalej poszczególne węzły wykazują bardzo duże braki. Zarazem stwierdzam, że w tym wyścigu szybkości, który się odbywa w ogóle na kolejach na świecie, my bierzemy jeszcze udział bardzo mały. To jest robota do odrobienia.</u>
<u xml:id="u-46.7" who="#SZarzycki">A teraz pod względem finansowym. Nie należy się łudzić, że jeżeli rok 1937 dał duży przyrost, to niemniej stan finansowy przedsiębiorstwa jest dalej poważny, tak poważny, jak żadnego innego przedsiębiorstwa większego w Polsce, a więc zarówno Lasów Państwowych, jak Poczt i Telegrafów, jak połączonych przedsiębiorstw Chorzowa i Moście itd. Na czym ta słabość finansowa P. K. P. polega? To znowu nie są rzeczy, których nie można by łatwo i prosto ująć. A mianowicie obrót spodziewany na rok 1938 wynosi plus minus około miliarda złotych po stronie wpływów i wydatków. Ale nie zapominajmy, że w latach dobrej koniunktury dochody P. K. P. przekraczały bardzo poważnie tę kwotę, bo były prawie o 60% większe, a zatem mamy dziś stan stosunkowo bardzo niski. To jest jedno.</u>
<u xml:id="u-46.8" who="#SZarzycki">A teraz druga rzecz. Brak gotówki, co przede wszystkim P. K. P. w bieżącym życiu muszą odczuwać, bo to mówią zimne cyfry bilansowe, i to brak gotówki obrotowej zarówno we wpływach, jak i w zasobach. Jakże to wygląda? To znowu nie są rzeczy zbyt skomplikowane, ażeby nie można ich prosto zrozumieć. P. K. P. potrzebują miesięcznie na wydatki plus minus 80 milionów zł, to muszą wydatkować. A ile mają na to środków obrotowych w formie gotówkowej? W roku 1937 zrobiły pod tym względem duży postęp, ale niestety, musiało się to skończyć tym, że bez wystawiania weksli P. K. P. nie może się do dziś dnia obyć i niestety w bilansie na koniec 1937 r., przynajmniej tak mi to zostało zakomunikowane, niestety, P. K. P. musi się jeszcze tego środka chwytać, środka niewątpliwie niespotykanego w żadnym innym przedsiębiorstwie państwowym, mianowicie wystawiania weksli. W bilansie na koniec 1937 r. weksle wynosiły jeszcze, według tego co słyszałem, 33 miliony zł, aczkolwiek w ciągu 1937 r. ta kwota spadła z 80 milionów zł.</u>
<u xml:id="u-46.9" who="#SZarzycki">Zadłużenie P. K. P. Zadłużenie P. K. P. jest bardzo wysokie, wynosi około pół miliarda złotych plus minus. Dalej, jest tu jedna bardzo delikatna pozycja, mianowicie obsługa długów, która to pozycja wzrasta dość szybko. W ciągu 11 miesięcy 1936 r. — cyfry te są opublikowane — obsługa długów wzrosła niewątpliwie bardzo poważnie, bowiem wzrost ten wynosi prawic 49%. Jaki byłby stan idealny? Stan idealny byłby ten, jaki był w 1928/29 r., gdzie P. K. P. potrafiły ze swoich własnych dochodów wygospodarzyć ni mniej ni więcej tylko przeszło 200 milionów zł na inwestycje, dziś wygospodarowują też, ale drobną kwotę, mianowicie niecałe 20 milionów zł na inwestycje z bieżących dochodów, bo resztę czerpią z pożyczek. A więc ten stan musi być zregenerowany. Trzeba do tego dążyć, żeby możliwie te inwestycje pokrywać z własnych dochodów, żeby nie potrzebować drenować rynku wewnętrznego, który i tak jest dość skromny.</u>
<u xml:id="u-46.10" who="#SZarzycki">Jeżeli chodzi o inwestycje, to trzeba na plus Ministerstwa Komunikacji podać, że robi te inwestycje w dalszym ciągu, że robi duże wysiłki. Nie jest to wprawdzie 200 z górą milionów z okresu lat dobrej koniunktury, ale jednak na rok 1938/39 przewiduje się 95 milionów zł na inwestycje, pokrytych co prawda w większości z pożyczek i 20 milionów pokrytych z własnych wpływów eksploatacyjnych.</u>
<u xml:id="u-46.11" who="#SZarzycki">Jeżeli mowa o inwestycjach, to niestety muszę tutaj pozwolić sobie na pewną dygresję, co do której spotkam się z pewnymi myślami krytycznymi zarówno w Ministerstwie Komunikacji jak i w Wysokiej Izbie. Muszę to poruszyć i celowo poruszam dlatego, że dotyczy to tego terenu, który był w Wysokiej Izbie przedmiotem bardzo żywej dyskusji. Są to dwa zagadnienia inwestycyjne. Rozmyślnie poruszam je teraz, a nie przy debacie nad ustawą o finansowaniu niektórych inwestycyj z funduszów państwowych, a to dlatego, że właśnie Ministerstwo Komunikacji w zasadzie musi być tą kuchnią, w której przygotowują się plany na dłuższą metę, bo Ministerstwo to przede wszystkim jako czynnik fachowy musi zdawać sobie sprawę z tego, czego pod względem komunikacyjnym potrzebuje kraj.</u>
<u xml:id="u-46.12" who="#SZarzycki">Poruszę dwa zagadnienia i to całkiem świadomie. Rozumiem, że p. Minister stawia sprawę w ten sposób, jak to słyszeliśmy od niego na komisji: Dajcie mi trochę oddechu, muszę doprowadzić do ładu bieżące linie, muszę poprawić węzły, których stan jest rzeczywiście niebardzo wesoły, musze uzupełnić tabor kolejowy, nie mam dostatecznej ilości wagonów osobowych, nie mam dostatecznej ilości specjalnych wagonów towarowych, o które taki krzyk jest ciągle, czeka na przyzwoite rozwiązanie sieć komunikacyjna w Centralnym Okręgu Przemysłowym.</u>
<u xml:id="u-46.13" who="#komentarz">(P. Minister Ulrych: 4 miliony podkładów rocznie wymienić.)</u>
<u xml:id="u-46.14" who="#SZarzycki">To wszystko jest słuszne, temu nie można nic zarzucić. Tych bolączek można by naliczyć bardzo dużo. Ale pozwolę sobie poruszyć sprawę drobną właśnie dlatego, że dotyczy terenu tak delikatnego, jak Małopolska wschodnia i dlatego, że poznałem ten teren dość szczegółowo, sądzę że p. Minister przyjmie ją do łaskawego rozpatrzenia i do uwzględnienia przynajmniej w tym czasie, kiedy to będzie możliwe. Uważam jednak — to jest moje osobiste zdanie — że musiał istnieć prawdopodobnie jakiś złośliwy chochlik, który sprawił, że to miasto, z którym Polska jest tak związana nićmi serdeczności, które ma markę semper fidelis, a mianowicie Lwów, ma najgorsze powiązanie komunikacyjne ze stolicą Państwa. Dlaczego? Trudno to zrozumieć. Dlaczego wszystkie większe miasta polskie, pomijam Poznań, pomijam Kraków, pomijam Wilno, które od stolicy Państwa leży w większej odległości geograficznej niż Lwów, ma łączność, powiązanie komunikacyjne z centrum Państwa o wiele, wiele lepsze aniżeli właśnie ten Lwów. Zdaje mi się, że jednak trzeba tę sprawę wziąć na tapetę prac. Bo co to jest Lwów? Lwów, bezstronnie biorąc, to jest nie tylko stolica tej dzielnicy wyjątkowej pod względem politycznym, ale pozwolę sobie wymienić tu zupełnie obiektywnie, bez żadnego subiektywizmu, niektóre rzeczy. Proszę nie zapominać, że Lwów jest związany z tak wielkim wachlarzem uzdrowisk, stacyj turystycznych, jak żadne inne miasto w Polsce, nawet i Kraków, który cieszy się tak wybitnym poparciem Ministerstwa Komunikacji — zresztą i słusznie. Ale zwróćmy uwagę na stronę gospodarczą. Pozwolę sobie parę słów na ten temat powiedzieć, bo gdy mowa o Lwowie, to nie może być rzeczy, która jest dokuczliwa.</u>
<u xml:id="u-46.15" who="#SZarzycki">A więc cóż to wisi na węźle kolejowym lwowskim? Na węźle kolejowym lwowskim wisi szereg ciekawych rzeczy. A więc jeśli chodzi na przykład o przemysł naftowy, głos przemysłu naftowego jest na węźle kolejowym lwowskim, bo okręg naftowy Drohobyski z Borysławiem — już nie wymieniam innych terenów jak Słoboda czy jakieś tam Perehińsko, bo to są rzeczy bardzo znane. Na tym węźle wiszą największe kopalnie soli potasowej w Kałuszu. Na nim jest jeden z największych zakładów gazowych, który też wymaga oczywiście obsługi. Tego już pewno niektórzy koledzy nie wiedzą, że na węźle lwowskim spoczywa jeden z największych magazynów owoców w Polsce. Może nie wszyscy wiedzą, że z tej stacyjki kolejowej, która jest w haniebnym położeniu, jak Kuty, wysyła się, co sam na miejscu sprawdziłem, 700 wagonów rocznie na zewnątrz owoców i to jakich owoców — takich, które mają szaloną przyszłość przed sobą, bo to jest rejon najlepszych owoców, które według wszystkich orzeczeń speców posiadają właśnie wszystkie warunki. Z tej stacyjki Kuty idzie 700 wagonów, a oprócz tego z Zabłotowa i Kołomyi dochodzi po 200 wagonów — razem 1.100 wagonów owoców. I teraz nie wszyscy wiemy, że ten rejon, to jest rejon najlepszego na świecie orzecha włoskiego. Czytałem opinię speca kanadyjskiego o tym orzechu. Otóż właśnie to wszystko wskazuje na to, że jednak ten rejon trzeba nieco inaczej traktować. A teraz, nie wspomniałem jeszcze o wyjątkowym przemyśle alabastru, o niesłychanie rozwiniętym przemyśle ludowym, który tam istnieje, który w tym rejonie rozwija się jak nigdzie indziej w Polsce. Nie będę wspominał o szeregu innych rzeczy. Jeżeli chodzi o uzdrowiska, to na węźle lwowskim są takie uzdrowiska jak Truskawiec, jak Morszyn, Jaremcze, Worochta, Kosów, Zaleszczyki itd. — kilkadziesiąt tysięcy osób korzysta z tego rejonu. Mnie się zdaje, że musi każdy wyciągnąć ten wniosek, że jeżeli Lwów i Małopolska wschodnia krzyczą o to, żeby zostały połączone z centralą, to mają rację.</u>
<u xml:id="u-46.16" who="#SZarzycki">Zapomniałem jeszcze wymienić inną dziedzinę, mianowicie największy przemysł drzewny. Tam są największe tartaki, największe zgrupowania tartaków, które rosną z roku na rok, a zatem nie wiadomo co to było, skoro i Państwowa Rada Komunikacyjna już dobrych parę lat temu budowę tej linii Warszawa — Lwów, a więc odcinek Warszawa — Bełżec i odcinek Bełżec — Lwów, postawiła na pierwszym miejscu — że tego nie zrealizowano. Nie mogę postawić tej sprawy w ten sposób, że należy zmienić dotychczasowy plan i wstawić te 30.000.000 zł, bo tyle ma kosztować ten odcinek Lublin — Lwów. Takiego wniosku postawić nie mogę, ale niewątpliwie w najbliższym czasie trzeba to wziąć na warsztat i przyzwoicie załatwić, tak jak jest załatwiona sprawa Krakowa czy Poznania. Zdaje się, że to jest słuszne.</u>
<u xml:id="u-46.17" who="#SZarzycki">Teraz druga sprawa, którą dodatkowo poruszę. To jest drobna kwestia; chodzi o linię, która pozwoli się dobrać do tego basenu owocowego, o linię Kołomyja — Kuty. Jest tam zapał do tego, pewne świadczenia sięgające miliona złotych są uchwycone na papierze, tak żywo ta sprawa w terenie jest traktowana. Zdaję sobie sprawę, że jest pewien ersatz, linia kolejowa, idąca przez terytorium rumuńskie Ghica Voda do Śniatynia. Nie lubię mówić na wiatr, opieram się na autopsji. Otóż przy mnie odbyło się takie zamówienie trzech, czterech wagonów. Ten biedny zawiadowca stacji Kuty bez telefonu zamawia wagony i daje drużynie konduktorskiej, by wracając z transportem, oddała zamówienie w Śniatynie. Ponieważ przejazd odbywa się dość długo, bo Rumuni ze specjalną atencją się odnoszą, więc ten transport przez terytorium rumuńskie jest bardzo kosztowny. Dlatego pozwolę sobie i tę drobną sprawę poruszyć w ten sposób, żeby ona w jakimś przyzwoitym czasie znalazła swoje uwzględnienie na warsztacie planu inwestycyjnego.</u>
<u xml:id="u-46.18" who="#SZarzycki">Jak powiedziałem, nie mam żadnych zastrzeżeń co do planu inwestycyjnego na rok 1938, chociażby dlatego, że tam są rzeczy, które p. Minister był łaskaw nam udostępnić z własnego popędu, dając szczegółowy wykaz, co się z poszczególnymi województwami będzie robiło, z czego wynikało by, że te 60 milionów pożyczonych na inwestycje i 20 milionów budżetowych oczywiście idzie na rzeczy zupełnie słuszne. Jeżeli poruszyłem te dwa zagadnienia z Małopolski wschodniej, to tylko dlatego, żeby zostały należycie zrozumiane i w jakimś konkretnym planie postawione.</u>
<u xml:id="u-46.19" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-47">
<u xml:id="u-47.0" who="#WicemarszałekKwaśniewski">Głos ma s. Kleszczyński.</u>
</div>
<div xml:id="div-48">
<u xml:id="u-48.0" who="#SKleszczyński">Wysoka Izbo! Chcę się zająć sprawą jednego działu Ministerstwa Komunikacji, jednej linii komunikacyjnej bardzo zaniedbanej, mianowicie uspławnieniem Wisły. Sprawa ta wlecze się od kilkudziesięciu lat, bo jeszcze wlokła się za czasów zaborczych. Nawet, o ile weźmiemy tę sprawę z punktu widzenia regulacji za czasów zaborczych a za naszych, to więcej postępowała ta sprawa wtedy, niż obecnie. Nie potrzebuję zapewniać, jak ważną arterią komunikacyjną jest Wisła, która przecina całe Państwo Polskie, łączy najważniejsze nasze zagłębie węglowe ze wszystkimi najważniejszymi punktami Państwa naszego. Teraz, kiedy Centralny Okręg został postawiony na pierwszym planie naszej działalności rozbudowy, musi być sprawa Wisły rozstrzygnięta i musi być uspławnienie jej wykończone.</u>
<u xml:id="u-48.1" who="#SKleszczyński">Proszę Wysokiej Izby! O ile weźmiemy sprawę Górnego Śląska za czasów niemieckich, kiedy równocześnie nad Renem powstał również nowy wielki okręg przemysłowy, to Górny Śląsk zaczął się chwiać w swojej dochodowości. Dlaczego? Dlatego właśnie, że Nadrenia miała Ren jako rzekę spławną, a więc wszystkie materiały, o które chodziło, przewoziła rzeką, gdzie możliwości są znacznie większe i tańsze. Dlatego też Nadrenia biła swymi możliwościami Górny Śląsk. I obecnie, kiedy budujemy Centralny Okręg, kiedy musimy połączyć go z naszym okręgiem węglowym, to koniecznym jest połączenie tych dwóch okręgów z Wisłą. Również dla Górnego Śląska jako okręgu przemysłu wielkiego jest ta sprawa koniecznością.</u>
<u xml:id="u-48.2" who="#SKleszczyński">Proszę Panów, jest taki dziwny paradoks, mianowicie że pomimo tego, że spław Wisłą obecnie jest droższy, o ile chodzi o węgiel, niż przewóz koleją, pomimo że Wisła nie jest uregulowana i są bardzo utrudnione przewozy galarami, to jednak wzrasta powoli przewóz Wisłą. A to dlatego, że jednak w okręgach nadwiślańskich, szczególnie o ile chodzi nie o przemysł, a o rolnictwo, które jednak potrzebuje węgla i wobec braku lasów na pewno będzie wzrastała ilość węgla potrzebnego dla rolnictwa. dla opału — przewóz Wisłą tam, gdzie nie ma kolei, opłaca się jednak i w pewnym okresie czasu przewóz węgla korzysta ze spławu Wisłą. Obecnie, jak wspomniałem, kiedy te możliwości i konieczności są znacznie większe, chodzi o rozstrzygnięcie sprawy, jak tę rzecz załatwić. Czy ją załatwić przez budowę kanału, czy przez uspławnienie samej Wisły? Ta rzecz naturalnie nie jest w mojej kompetencji, jednak polegając na pewnych pracach, zdaje mi się, że jednak budowa kanału od Przemszy do Krakowa jest koniecznością, bo o ile byśmy wybudowali śluzy i podnieśli poziom Wisły i uspławnili Wisłę na tym samym odcinku od Przemszy do Krakowa, to przede wszystkim olbrzymią szkodę zrobilibyśmy rolnictwu nad Wisłą. Jak obliczyłem, zatopienie, podmoczenie terenów nadwiślańskich przyniosłoby rocznie szkody około 30 milionów. Dlatego też koniecznością jest wybudowanie trasy kanałowej, która jest już przygotowana, gdzie jest wiele obiektów pobudowanych, gdzie wiele obiektów konserwuje się i buduje i dlatego też ten odcinek musi się rozbudować. Dalszą trasę Wisły od Krakowa w stronę Sandomierza trzeba będzie technicznie rozstrzygnąć w przyszłości. Jest możliwość uspławnienia Wisły i wybudowania kanału Na dalszej części Wisły od Sandomierza do Puław, która jest najgorsza, jeżeli chodzi o spławność, gdzie są największe mielizny piaszczyste, jest tylko potrzebna odpowiednia regulacja, nie trzeba będzie tam kanału budować, tylko odpowiednie wyrzucenie piasku i odpowiednie uregulowanie Wisły jest tam konieczne. Odcinek od Warszawy w stronę dawnej granicy niemieckiej, a więc ten odcinek, który jest nieuregulowany, jest stosunkowo łatwy do uregulowania. Na terenie dawnego zaboru pruskiego odcinek jest uregulowany, ale źle, ponieważ zostały zanadto wyprostowane wszystkie odcinki Wisły, przez to spadki są za wielkie. Wisła ma ten olbrzymi plus, że jest rzeką, która ma mały spadek, i ma ten plus, że można galary w górę Wisły ciągnąć niewielkim kosztem. Weźmy taką rzekę, jak Dunaj. Zdawało by się, że Dunajem można wielkie transporty prowadzić, jednak z powodu wartkości i dużych spadków Dunaj nie nadaje się do tego i nie jest tak spławną rzeką, jak Wisła.</u>
<u xml:id="u-48.3" who="#SKleszczyński">O ile chodzi o dalszą regulację Wisły, o regulację tego odcinka dla nas bardzo ważnego, a który jest szczególnie ważny dla Gdyni, mianowicie budowę kanału od Wisły do Gdyni, to również dla naszych stosunków węglowych, przede wszystkim stosunków z Gdańskiem, jest koniecznością budowa tego odcinka. Naturalnie byłoby to bardzo kosztowne. Jednak o ile całe główne koryto Wisły będzie uregulowane, byłaby to jedna z ostatnich potrzeb, jaką trzeba by wykonać.</u>
<u xml:id="u-48.4" who="#SKleszczyński">Sprawę tę poruszyłem tutaj przede wszystkim ze względu na Okręg Centralny. Z drugiej jednak strony, o ile chodzi o naszych bezrobotnych i zatrudnienie ich w różnych działach pracy w Państwie, to przede wszystkim powinniśmy tu skierować całą energię ludzką, jaką mamy, gdyż regulacja Wisły wymaga olbrzymiej ilości robocizny.</u>
<u xml:id="u-48.5" who="#SKleszczyński">Jak tę sprawę załatwić? Przede wszystkim jeszcze raz powtarzam, co już mówiłem, że trzeba było by scentralizować sprawę regulacji Wisły w jednym ręku, o czym już w roku zeszłym przy budżecie Ministerstwa Rolnictwa wspomniałem. Teraz jest tak szczególnie na terenie woj. krakowskiego i kieleckiego, że jeden wał Wisły należy do Ministerstwa Rolnictwa, do urzędu rolnego w Krakowie, drugi wał należy do urzędu rolnego w Kielcach, a nurt należy do Ministerstwa Komunikacji. I takie są stosunki, iż jest zupełnie niepotrzebnie trzech strażników, gdy mógłby być jeden, a to jest bardzo kosztowna rzecz. Ministerstwo Rolnictwa buduje wał wiślany, a nurt samej rzeki nie jest uregulowany, bo to nie jest uzgodnione między jednym ministerstwem a drugim i dlatego są bardzo często rozbieżności. Ta rzecz musi być uregulowana i moim zdaniem, jeżeli ministerstwa nie mogą uzgodnić się w tej sprawie, to parlament powinien zająć stanowisko i tę rzecz uregulować w przyszłej sesji. Powinien być wniosek, który tę rzecz raz ureguluje, powinna być jedna centralna jakaś władza, która w Ministerstwie Komunikacji powinna się tą rzeczą zająć. Że tak być powinno, mamy tego dowód z dawnych czasów, gdy te sprawy były skoncentrowane w Ministerstwie Robót Publicznych, gdzie były już opracowane plany, które miano przy lepszej koniunkturze, mianowicie w 1928 r. urzeczywistnić. Wszystko jednak upadło, gdy rozdzielono funkcje tego Ministerstwa.</u>
<u xml:id="u-48.6" who="#SKleszczyński">Druga myśl, którą chciałbym rzucić — to jest to, że jednak trzeba by w jakiś sposób sfinansować tę sprawę. Byłbym zdania, że powinno się emitować pożyczkę wewnętrzną na uregulowanie Wisły. Jak już wspomniałem, miałoby to olbrzymi plus, dałoby olbrzymim rzeszom bezrobotnych wzdłuż całej Wisły, we wszystkich miastach nadwiślańskich możność otrzymania zajęcia, pozwoliłoby zatrudnić tysiąc ludzi przy tej pracy. Po drugie — jest to rzecz bardzo popularna i w całym społeczeństwie na pewno miałaby wielki oddźwięk. Trzecia rzecz — jest to bardzo ważne dla całego Państwa i dlatego pozwoliłem sobie tę sprawę podnieść przy budżecie Ministerstwa Komunikacji, ażeby ono może te sprawy powiązało i zrealizowało.</u>
<u xml:id="u-48.7" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-49">
<u xml:id="u-49.0" who="#WicemarszałekKwaśniewski">Głos ma s. Gwiżdż.</u>
</div>
<div xml:id="div-50">
<u xml:id="u-50.0" who="#SGwiżdż">Wysoki Senacie! Pragnę poruszyć sprawę, która wysuwa się z każdym rokiem na czoło zagadnień ziemi krakowskiej, szczególnie regionu, podhalańskiego, która jest zarazem zagadnieniem ogólnopaństwowym.</u>
<u xml:id="u-50.1" who="#SGwiżdż">Z zagadnieniem tym, z zagadnieniem mianowicie turystyki, łączą się ściśle i sprawy uzdrowisk letnisk i zimowisk i sprawy wczasów szerokich rzesz niższych urzędników, rzesz rzemieślniczych i robotniczych, obozów letnich itd. — jednym słowem sprawy zdrowia i tężyzny narodowej. Ziemia krakowska posiada wszystkie przyrodzone warunki, aby być potężnym, przykładowym niejako ośrodkiem rozwoju tego ruchu. Już dziś ruch ten koncentruje się tu najsilniej i stanowi poważną, z każdym rokiem wzrastającą pozycję dochodu ludności miejscowej. I jest tu pełna świadomość, że na tej drodze właśnie należy szukać rozwiązania własnych regionalnych trudności.</u>
<u xml:id="u-50.2" who="#SGwiżdż">Wtłoczona pomiędzy wielkie skupiska przemysłowe Śląska i Centralnego Okręgu Przemysłowego, ziemia krakowska prawie że nieuprzemysłowiona, o słabej, deficytowej produkcji rolnej skazana jest niejako na to, jak to trafnie i wcale nie smętnie określił p. wojewoda krakowski na niedawnym zjeździe powiatów tego województwa — aby „żyć z powietrza”. Toteż na to „życie z powietrza” powinna się nastawić gospodarka tego regionu, a władze centralne, w szczególności Ministerstwo Komunikacji w tym nastawieniu jej winny okazać najdalej idącą pomoc. Jeśli rolnictwo tej ziemi przekształca się zwolna, a proces ten należy przyśpieszać, na gospodarkę ogrodniczo — warzywniczą, by zaspokoić potrzeby tego ruchu, a także rosnących sąsiednich skupisk przemysłowych, to nieodzownym warunkiem rozwoju tej ziemi w tym właśnie kierunku są odpowiednie urządzenia kulturalne, a przede wszystkim komunikacyjne. To „powietrze” powinno być artykułem i rzetelnym i tanim, dostępnym w warunkach kulturalnych dla najszerszych mas pracowniczych z całego Państwa, zwłaszcza też dla rzesz bezrobotnych i urzędniczych z najbliższych centrów przemysłowych. Jako ośrodki skupiające te rzesze wchodzą tu w rachubę nie tylko wielkie uzdrowiska i letniska, ale całe powiaty górskie, najbardziej często zapadłe ich wioski. Trzeba im tylko dać należyte komunikacje. A pod względem dróg jesteśmy na tym terenie ciągle jeszcze w opłakanym stanie. Już nic będę mówił o szosie Kraków — Zakopane, bo mamy nadzieję, że chyba w tym roku wjedziemy na nią, ale przecież do pilnych zagadnień należą drogi, łączące Śląsk, oraz nowoczesne drogi, które winny łączyć Centralny Okręg Przemysłowy z tymi właśnie górskimi powiatami. Pierwsze jaskółki, zwiastujące budowę kolei elektrycznej Kraków — Myślenice — Mszana Dolna — Zakopane oraz wznowienie zabiegów o budowę kolei Nowy Targ — Szczawnica, a następnie Szczawnica — Stary Sącz, ożywiły ponownie na tym terenie nadzieje, że ruch letniskowy i turystyczny obejmie swym wzmocnionym zasięgiem i te okolice, które dotychczas były objęte tylko w małym procencie z powodu braku należytej komunikacji.</u>
<u xml:id="u-50.3" who="#SGwiżdż">Ludność podhalańska wszystkich powiatów górskich wita każdą inwestycję na tym terenie z pełnym uznania zrozumieniem, zdaje sobie bowiem sprawę, że każde uzbrojenie tego terenu jest uzbrojeniem jej do walki o lepszą przyszłość. Zdaje też sobie sprawę, że takie miejscowości, jak Zakopane, Krynica, Szczawnica czy Rabka muszą przodować w urządzeniach kulturalnych — wie, że wszelkie inwestycje w Zakopanem czy Krynicy powodują wzmożony ruch i w okolicznych miejscowościach.</u>
<u xml:id="u-50.4" who="#SGwiżdż">Zakopane i najbliższa jego okolica od lat już jest pierwszorzędnym ośrodkiem turystyki górskiej i sportów zimowych. Nie jest ono, niestety, przygotowane jeszcze w całej pełni na wchłanianie i przepuszczanie do Tatr i z powrotem tych mas turystów, które tu coraz częściej i coraz bardziej planowo ciągną w zbiorowych zespołach z całej Polski. Tak samo Tatry nie są jeszcze należycie urządzone, by te coraz liczniejsze zbiorowe wyprawy turystyczne, zwłaszcza młodzieży robotniczej i chłopskiej ze szkół rolniczych, przepuścić w ustalonych łożyskach możliwie z moralnym pożytkiem dla nich, a bez szkody dla wspaniałej przyrody gór. Co więcej, w pewnych sferach organizuje się stałą i upartą niechęć do wszelkich prób rozumnego i praktycznego uregulowania tych spraw.</u>
<u xml:id="u-50.5" who="#SGwiżdż">Tatry są niewątpliwie własnością całego narodu. Specjalną interesy mają tam Lasy Państwowe, ma je i ludność miejscowa. Ale nad interesami tymi czy innymi dominuje interes ogólny. Godzi się z tym ludność miejscowa i chętnie podporządkowuje się wszelkim zarządzeniom, mającym na celu czy podniesienie gospodarki leśnej, halnej, czy ochrony przyrody. Liczne tego dowody złożyli nie tylko drobni współwłaściciele hal, ale także chłopi-współwłaściciele wielkiego obszaru lasu i hal w Dolinie Chochołowskiej. Niestety od szeregu lat, od chwili, gdy rzucono hasło stworzenia tu Tatrzańskiego Parku Narodowego, zapanował stan stałego podniecenia, podejrzeń i niepokojów. Pogłoski, że coś komuś się zabierze, kogoś się wywłaszczy, komuś się rozbierze szałas czy góralskie schronisko — doprowadzały nawet do zajść ubolewania godnych. Źródłem tych niepokojów jest — moim zdaniem — niczym nie uzasadnione panoszenie się na tym terenie różnych działaczy niektórych organizacyj społecznych, zresztą zasłużonych, dziś niestety zaplątanych w gorączkową agitację parkową. Działacze ci podejmują walkę z każdą uzgodnioną nawet inicjatywą, która nie jest ich inicjatywą, choćby ta inicjatywa służyła wielkiej idei ochrony przyrody. Prowadzili walkę z budową kolejki na Kasprowy Wierch, z budową ścieżek w Tatrach, ścieżek, mających na celu właśnie ujęcie masowego ruchu w stałe łożyska, podjęli przed kilku laty planowe wykupno części chłopskich w halach — i to z zasiłków Funduszu Kultury Narodowej — dla celów parkowych, usiłują dziś przeforsować nieżyciowe, nie uzgodnione ani z zorganizowanym rolnictwem, ani z innymi czynnikami gospodarczymi projekty rozporządzeń parkowych. Ludność miejscowa, niepokojona ciągle różnymi fantastycznymi pomysłami tych działaczy, chciałaby odzyskać spokój co do swych uprawnień w Tatrach i pewność co do swobodnego pełnego ich wygospodarowania także w ruchu turystycznym. Oczekuje więc, że nareszcie Rząd, nie żadne komitety, komisje czy uprzywilejowane osoby, ale Rząd zabierze w tych sprawach głos. Jest najwyższy czas, aby to zrobił, bo przecież i on, a w każdym razie dział gospodarki, o którym mówimy właśnie, jest także atakowany. Atakowane są przez te same czynniki inwestycje turystyczne, robione na o wiele mniejszą skalę, niż po drugiej stronie Tatr, inwestycje niezbędne, pilne, przyciągające przecież nowe masy turystów, a tym samym dające pracę i chleb ludności miejscowej.</u>
<u xml:id="u-50.6" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-51">
<u xml:id="u-51.0" who="#WicemarszałekKwaśniewski">Głos ma s. Fleszarowa.</u>
</div>
<div xml:id="div-52">
<u xml:id="u-52.0" who="#SFleszarowa">Wysoka Izbo! Sprawa, którą chcę przedstawić, obejmuje zagadnienie wykraczające właściwie daleko poza ramy Ministerstwa Komunikacji, ale możliwości jej wykonania są tak ściśle związane i tak całkowicie uzależnione od Ministerstwa Komunikacji, że dlatego przy tym resorcie o tej sprawie mówię.</u>
<u xml:id="u-52.1" who="#SFleszarowa">Prawie powszechnie już został przyjęty 8-godzinny dzień pracy, a co za tym idzie, życie człowieka pracy zostało podzielone na trzy etapy: 8 godzin pracy, 8 godzin snu i 8 godzin czasu wolnego. Jednakże w dość szybkim czasie okazało się, że ten czas wolny zająć odpowiednio potrafi tylko człowiek na pewnym stopniu kultury; ten, który nie posiada tego pewnego stopnia kultury, nie potrafi sobie dać rady z tym czasem. Wynika stąd nuda, a nuda jest matką wszelkich przestępstw.</u>
<u xml:id="u-52.2" who="#SFleszarowa">Wynikła stąd potrzeba zaopiekowania się, zajęcia się tym wolnym czasem, potrzeba zorganizowania, jak my mówimy tutaj, wczasów człowieka pracy. Zagadnienie to, dla przykładu tylko chcę przytoczyć, jest zagadnieniem, którym się szereg państw zajmuje. Pierwszą pod tym względem była Belgia, gdzie w 1919 r. jedna z prowincyj, a w 1935 r. państwo już zorganizowało specjalną radę, a nawet w 1936 r. powołało specjalne biuro państwowe dla zagadnienia wczasów pracowników. Italia prowadzi od r. 1925 podobną instytucję i wreszcie Niemcy — znaną, związaną bardzo silnie z Arbeitsfrontem, również partyjną, jak i we Włoszech, instytucję Kraft durch Freude.</u>
<u xml:id="u-52.3" who="#SFleszarowa">W Polsce sprawa wczasów również nie leży odłogiem. Nie mamy jednak dla tego zagadnienia instytucji państwowej, może zresztą jest to zupełnie dobre, natomiast istnieje szereg organizacyj społecznych, które się zajmują tym zagadnieniem bardzo szeroko i dokładnie.</u>
<u xml:id="u-52.4" who="#SFleszarowa">Zorganizowanie wczasów obejmuje szereg dziedzin i to dziedzin różnorodnych, poczynając od dania człowiekowi możliwości zadośćuczynienia swoim potrzebom czy to kształcenia dalszego, czy chęci pracy z zamiłowania poprzez możliwości świetlicowe, biblioteczne, czytelniane. Dochodzimy jednak do zagadnienia, które właśnie łączy się bezpośrednio z Ministerstwem Komunikacji, o którym w tej chwili mówimy.</u>
<u xml:id="u-52.5" who="#SFleszarowa">Przechodzę do możliwości wędrowania zwykłego niezamożnego człowieka po kraju, tj. do turystyki. Od razu zgóry powiem, że turystyka ma dwa oblicza: jedno jako zagadnienie ekonomiczne, drugie jako zagadnienie o charakterze wychowawczym.</u>
<u xml:id="u-52.6" who="#SFleszarowa">O obliczu turystyki jako zagadnienia wychowawczego mogę mówić śmiało, jestem całkowicie do tego uprawniona. Mogę powiedzieć, że jestem jedną z pionierek tego ruchu, bo brałam udział w pierwszych wycieczkach, kiedy w kilka dziewcząt pierwszy raz pieszo wędrowałyśmy po kraju. I od tej pory stale w tym dziale pracuję, czy to wędrując sama, czy organizując ten dział wycieczkowy w najrozmaitszych warstwach naszego społeczeństwa. I dlatego stawiam niesłychanie wysoko wartość wychowawczą, możliwości bezpośredniego zetknięcia się ze sobą mieszkańców rozmaitych części naszej Ojczyzny, bezpośredniego zobaczenia własnymi oczyma, porozmawiania ze sobą. Wartość cenna pod każdym względem: pod względem moralnym, państwowym czy narodowym.</u>
<u xml:id="u-52.7" who="#SFleszarowa">Ale to zetknięcie wymaga jednak zawsze pewnych warunków, to zetknięcie musi być przygotowane, przynajmniej jedna strona musi być do tego przygotowana. Przypuszczam, że każdy z nas tu obecnych ma w swoim życiu przykłady, które mogą stwierdzić, jak fatalne skutki odnosi takie zetknięcie nieprzygotowane. Jak często słyszało się za czasów, kiedy ludzie więcej wyjeżdżali za granicę nieprzygotowani do tego, jak po powrocie do kraju z głęboką pogardą odnosili się do wszystkiego co się u nas dzieje: wszystko jest nędzne, wszystko jest biedne, a tam gdzieś daleko wszystko jest piękne, dobre i w ogóle godne uznania. Zupełnie to samo działo się nieraz i w stosunku jednej części kraju do drugich. Aby turystyka wypełniła swoje wychowawcze znaczenie, musi być do tego przygotowana.</u>
<u xml:id="u-52.8" who="#SFleszarowa">W moim przekonaniu Ministerstwo Komunikacji, które jest gospodarzem w tym całym dziale turystyki, w tej chwili obejmuje tylko stronę ekonomiczną turystyki i wypełnia ją z wielkim powodzeniem. To trzeba przyznać. Powołany przez Ministerstwo do życia organ, Liga Popierania Turystyki, tworzy bardzo dużo w tej dziedzinie. Rzeczywiście ułatwia przejazdy masowe, wzmaga ruch, który przynosi bardzo duże korzyści praktyczne, pożyteczne bezwzględnie dla wielu instytucyj i dla wielu miejscowości. A więc pozwolę sobie tu przypomnieć czy to organizowanie specjalnych wyjazdów letniskowych w okresach tzw. martwego sezonu, które rzeczywiście muszą odbić się dodatnio na życiu gospodarczym danych punktów, czy — powiedzmy — przewozy masowe, co daje możność tysiącom ludzi brania udziału w wielkich świętach narodowych, czy to Zaduszki w Wilnie, czy Święto Morza w Gdyni, czy uroczystości regionalne, jak winobranie w Zaleszczykach, czy jakieś inne święta, czy — powiedzmy — targi wszelkiego rodzaju, które bezwzględnie zawdzięczają ogromną część zwiedzających je instytucji popularnych pociągów, czy wreszcie dodam, że nawet najzwyklejsze rozrywki są popierane przez L. P. T., np. pociąg popularny dla mieszkańców Warszawy na bal do Zambrowa. Liga Popierania Turystyki również bardzo dużo działa i w zakresie inwestycyj turystycznych, bądź budując sama, bądź ułatwiając budowę. I rzeczywiście dźwignięto szereg schronisk górskich, pobudowano szereg dróg i temu podobnych urządzeń, które dla turystyki bezwzględnie mają bardzo doniosłe i bardzo dodatnie znaczenie. A wszystko to właśnie jest dla mnie działalnością ekonomiczną, nie ma tutaj tej innej działalności, tego drugiego oblicza turystyki i jej zadania kształcącego. I wydaje mi się, że to jest zupełnie słuszne, bo tymi zagadnieniami powinny się zająć organizacje społeczne, tylko aby mogły to zadanie w całej pełni wykonać, muszą się spotkać ze strony Ministerstwa z odpowiednią opieką.</u>
<u xml:id="u-52.9" who="#SFleszarowa">Chciałam uzasadnić w paru słowach, dlaczego masowa turystyka nie może mieć oblicza wychowawczego i dlaczego nie może pokryć zapotrzebowań tych właśnie warstw naszego społeczeństwa, dla których to wędrowanie i poznawanie kraju ma może największe znaczenie. Po prostu dlatego, że warstwa, dla której to ma największe znaczenie, to przede wszystkim ludność wiejska, z drugiej strony ludność robotnicza, to wreszcie z trzeciej strony tak słabo zarabiająca pracująca inteligencja urzędnicza, rzemieślnicza czy handlowa. Otóż te obiekty, które ta ludność zwiedza dla nauczenia się, dla podniesienia własnej swojej kultury i dźwignięcia się na trochę wyższy stopień, to są obiekty, powiedzmy, natury gospodarczej czy kulturalnej, które nie znoszą po prostu masowego zwiedzania, tylko oddziaływują na człowieka wtedy, kiedy zapoznaje się z nimi w nielicznej grupie. Więc nie ma mowy o tym, aby tam mogły dotrzeć pociągi popularne, bo to jest kilkaset osób, które absolutnie żadnej korzyści nie odniosłoby ze zwiedzania w takich warunkach. Z drugiej strony są to przeważnie miejscowości czy punkty, położone w takich warunkach, gdzie nie ma mowy o przenocowaniu, zatrzymaniu się czy wyżywieniu większej ilości osób, jak to ma miejsce przy masowych wyprawach. Wreszcie rezultat pełny takiej pouczającej wycieczki, czyli, jak po polsku mówimy, krajoznawczej wycieczki, otrzyma się dopiero wtedy, kiedy między prowadzącym przewodnikiem a tymi, których oprowadza, jest bezpośredni kontakt, kiedy rzeczywiście można odpowiedzieć na pytania i zagadnienia, które nasuwają się w momencie zwiedzania i oglądania, kiedy można udzielić dodatkowych wyjaśnień komuś, kto się więcej zainteresuje. A więc również jest to praca, którą można wykonać tylko wtedy, kiedy się ma ze stosunkowo niewielką grupą ludzi do czynienia.</u>
<u xml:id="u-52.10" who="#SFleszarowa">Otóż tę pracę mogą, jak powiedziałam już, z powodzeniem wykonywać organizacje społeczne. Pomoc, którą by należało im okazać, polega na zastosowaniu do małych grup wycieczkowych takich ulg, jakie mają wycieczki masowe, a poza tym na umożliwieniu tym wycieczkom zatrzymywania się po drodze. Na przykład, jeżeli jedzie wycieczka z Wilna do Warszawy, niech ma przy okazji możność zwiedzenia Grodna, Białegostoku, bo trudno jest w tych sferach zorganizować powtórnie nową wycieczkę w krótkim czasie. Wyobrażam sobie, że można by te zniżki ograniczyć co do terminu i okresu roku, w którym miałyby mieć miejsce. Tylko oczywiście należałoby by to zrobić w ścisłym porozumieniu z zainteresowanymi czynnikami, a to dlatego, żeby nie wypadły zniżki dla rolników w czasie żniw i sianokosów, a dla robotników czy urzędników wtedy, kiedy urlopów nie mogą dostać. Nieraz zachodzą niedociągnięcia, wynikające, jak myślę, nie ze złej woli. Np. w tej chwili świat turystyczny znajduje się w takiej sytuacji, że zostało zapowiedziane cofnięcie pewnych zniżek, jakie do tej pory istniały, i jeszcze nie ma żadnego ogłoszenia, jak będą wyglądały te nowe, a sezon turystyczny jest za pasem, należy robić plany, układać programy, a w tej nieświadomości stanu rzeczy jest to prawie że niemożliwe do wykonania.</u>
<u xml:id="u-52.11" who="#SFleszarowa">Jak już powiedziałam, tę działalność właśnie mogą prowadzić organizacje społeczne, nie tylko mogą, ale i prowadzą. Zrozumienie potrzeby tego rodzaju działalności w Polsce powstało już bardzo dawno. Mamy organizacje, które, jak Polskie Towarzystwo Tatrzańskie od lat 50, druga trochę mniej, jak Polskie Towarzystwo Krajoznawcze, prowadziły swoją akcję, początkowo wśród inteligencji. Powoli zapotrzebowanie na tę pracę rozszerzyło się i na inne warstwy, co doprowadziło do tego, że od szeregu lat czy to kółka rolnicze, czy to kółka młodzieży wiejskiej, czy organizacje robotnicze na własną rękę próbowały organizować wycieczki. Zapotrzebowanie wzrosło tak dalece, że w ciągu ostatnich dwóch lat powstała stała spółdzielnia turystyczna „Gromada”, łącząca organizacje spółdzielcze i częściowo organizacje robotnicze i wiejskie. Z drugiej strony następuje przekształcenie Zrzeszenia Organizacyj Kulturalno-Oświatowych, które ma na celu ułatwienie i celowe przeprowadzanie wyjazdów i spędzenie czasu w odpowiednich warunkach z pewnym nastawieniem poznania kraju i wyciągnięcia z tego wychowawczych wartości. Jest tu więc szereg czynników, jest dział pracy zupełnie zorganizowany, jest zorganizowana instytucja i porozumienie nie powinno przedstawiać dla Ministerstwa Komunikacji żadnych trudności, ponieważ jest tu pewnego rodzaju centrala w tym zakresie, nie ma tu szeregu drobnych organizacyj.</u>
<u xml:id="u-52.12" who="#SFleszarowa">Z tych moich rozważań wysnuły mi się następujące wnioski:</u>
<u xml:id="u-52.13" who="#SFleszarowa">1) Już w chwili obecnej Liga Popierania Turystyki powinna nawiązać jak najbliższe stosunki z takimi organizacjami, jak: Spółdzielnia Turystyczna „Gromada”, Zrzeszenie Organizacyj Oświatowo - Kulturalnych oraz z organizacjami uprawiającymi turystykę czynną.</u>
<u xml:id="u-52.14" who="#SFleszarowa">2) Powinno się powołać do życia radę turystyczną, która by zajęła się sprawami turystyki czynnej, których nie obejmuje Liga Popierania Turystyki, zgodnie ze swoim statutem.</u>
<u xml:id="u-52.15" who="#SFleszarowa">3) Trzeba udzielić w Radzie Komunikacyjnej, tej, która istnieje, miejsca czynnikowi krajoznawczemu.</u>
<u xml:id="u-52.16" who="#SFleszarowa">Mam nadzieję, że Pan Minister zechce rozważyć moje wnioski.</u>
</div>
<div xml:id="div-53">
<u xml:id="u-53.0" who="#WicemarszałekKwaśniewski">Głos ma s. Modrzewski.</u>
</div>
<div xml:id="div-54">
<u xml:id="u-54.0" who="#SModrzewski">Wysoki Senacie! Istnieje w Polsce Towarzystwo Pomocy Dzieciom i Młodzieży Polskiej w Niemczech. Zadaniem jego jest przede wszystkim okresowa, wakacyjna wymiana dzieci między Polską a Niemcami, gdzie odpowiednie współdziałanie w zagadnieniu tej wymiany pozostaje w rękach towarzystwa pod nazwą „Reichszentrale Landaufentalt für Stadtskinder”.</u>
<u xml:id="u-54.1" who="#SModrzewski">Piękne to zadanie, dążące do utrzymania kontaktu dzieci, obywateli jednego państwa z bliskimi duchem lub krwią obywatelami drugiego państwa przez umożliwienie i ułatwienie wyjazdu dzieciom polskim lub niemieckim z Niemiec na kolonie letnie względnie do rodzin w Polsce oraz dzieciom niemieckim lub polskim z Polski na kolonie letnie względnie do rodzin w Niemczech, służy jedynie celom zdrowotnym i kulturalno - narodowym młodzieży mniejszościowej państw obu.</u>
<u xml:id="u-54.2" who="#SModrzewski">Wymiana ta ma oczywiście charakter zupełnie apolityczny, a czasowy pobyt na terenie sąsiedniego kraju ma dla dziatwy duże wartości pedagogiczno — wychowawcze, przy jednoczesnym zadośćuczynieniu wymogom uczuciowym, tak zwykle gorąco przez młode istoty odczuwanym.</u>
<u xml:id="u-54.3" who="#SModrzewski">Uzasadniać chyba nie potrzebuję, jak dalece godną poparcia jest tego rodzaju akcja.</u>
<u xml:id="u-54.4" who="#SModrzewski">Kontyngent dzieci — tutaj dodać muszę od 9 do 16 lat wieku — przeznaczonych do wymiany ustala corocznie wspólna konferencja wyżej przytoczonych organizacyj przy zachowaniu całkowitej równości i wzajemności stron obu, które spełniają wobec swych rządów rolę rzeczników wymiany, uzyskują pomoce w postaci bezpłatnych paszportów, wiz, ułatwień przejazdowych, ułatwień dewizowych i wszelkich innych pomocy, których potrzebę ustala konferencja.</u>
<u xml:id="u-54.5" who="#SModrzewski">Jak dalece czynną jest ta akcja, przykładowo pozwolę sobie przytoczyć choćby jedną cyfrę z ubiegłego 1937 r., w którym przyjechało do Polski tylko na kolonie letnie 2.941 dzieci polskich z Niemiec. Z poszczególnych terenów Rzeszy Niemieckiej, a więc z Powiśla, Warmii, Mazurów, Pogranicza Złotowskiego i Babimojskiego, Śląska Opolskiego, Saksonii, Turyngii, Berlina i jego okolic, Westfalii i Nadrenii, przyjechały zastępy dzieci polskich na teren niepodległej Polski, aby upieścić się jej swojskimi urokami, aby poprawić, być może, wypaczający się język polski, aby umocnić więź serdeczną, łączącą ich z ojczystą krainą, aby umocnić jej ukochanie.</u>
<u xml:id="u-54.6" who="#SModrzewski">Wysiłki jednak ku przeprowadzeniu tak pięknie zakreślonego programu spotykają się często, wobec niewspółmiernie skromnego budżetu Towarzystwa, bo wynoszącego zaledwie 229.000 złotych z trudnościami finansowymi, którym nie zawsze nasze Towarzystwo może podołać.</u>
<u xml:id="u-54.7" who="#SModrzewski">Na przykład wszystkie dzieci, objęte akcją wymiany, korzystają na terenie Rzeszy Niemieckiej z bezpłatnych przejazdów kolejowych i to — podkreślam tutaj z zazdrością — w bardzo wygodnych, dostatnio zaopatrzonych, prawie że reprezentacyjnych wagonach. Organizacje niemieckie, rzecz prosta, domagają się na zasadzie ustalonej wzajemności, aby wysyłane przez nich dzieci korzystały w równej mierze z bezpłatnego przejazdu na kolejach polskich.</u>
<u xml:id="u-54.8" who="#SModrzewski">Oczywiście Towarzystwo Pomocy Dzieciom zabezpiecza ten bezpłatny przejazd, ale zabezpiecza, dopłacając ze swojego ograniczonego budżetu 25% kosztów przejazdu, wobec przyznawanej mu przez Polskie Koleje Państwowe jedynie 75% zniżki. Koszty przejazdu dzieci obojga narodowości w 1937 r. wyniosły: dzieci polskich 69.228 zł i dzieci narodowości niemieckiej 40.782 zł, co czyni razem 110.011 zł, a więc 50% całego budżetu Towarzystwa, a wszak budżet ten obejmuje nie tylko zagadnienie przewozu, ale również chociażby tylko obmyślenie i zorganizowanie tych kolonij letnich, no i roztaczanie nad dziećmi odpowiedniej na koloniach opieki.</u>
<u xml:id="u-54.9" who="#SModrzewski">Mam wrażenie, że tak wielka dla budżetu Towarzystwa suma, a tak niepomiernie ograniczająca rozszerzenie tej ze wszechmiar godnej poparcia akcji, nie zrobiłaby zbytniego w stosunku do wielowartościowych korzyści społeczno-narodowych uszczerbku w 74½-milionowym budżecie Ministerstwa Komunikacji, wobec czego pozwalam sobie zwrócić się do Pana Ministra z gorącą prośbą, aby dał dowód doceniania wartości omawianej akcji i przyczynił się odnośnymi zarządzeniami do usprawnienia i dalszego rozwoju tych pięknych poczynań przez umożliwienie dzieciom korzystania z bezpłatnego przejazdu na Polskich Kolejach Państwowych.</u>
<u xml:id="u-54.10" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-55">
<u xml:id="u-55.0" who="#WicemarszałekKwaśniewski">Głos ma s. Macieszyna.</u>
</div>
<div xml:id="div-56">
<u xml:id="u-56.0" who="#SMacieszyna">Wysoka Izbo! Pozwoliłam sobie w swoim czasie poruszyć sprawę rozwoju i przyszłości naszego lotnictwa oraz planu tego rozwoju. Zwracałam uwagę, że dynamika rozwojowa naszego lotnictwa cywilnego musi być zwiększona, jeżeli chcemy zdobyć w tej dziedzinie należne nam stanowisko wśród państw europejskich. Mówiłam to, mając przed oczyma projektowane wówczas rozszerzenie naszych linij lotniczych z Warszawy do Budapesztu, Wenecji i Rzymu. Z obecnego planu rozkładu lotów dowiaduję się, że te definitywnie już zdawało by się ustalone projekty rozszerzenia naszych linij lotniczych zostały zaniechane i mamy nadal utrzymywać obecny stan rzeczy. A więc w ciągu ubiegłych 2 lat rozszerzyliśmy zaledwie linie do Aten w 1936 r., do Palestyny w kwietniu 1937 r. i do Helsinek w maju tegoż 1937 r. W ciągu bieżącego roku rezygnujemy z rozwoju niesłychanie skromnego zasięgu naszych linij lotniczych.</u>
<u xml:id="u-56.1" who="#SMacieszyna">Przyznam się, że nie rozumiem takiego stanowiska. Mówi się i słucha aż do znudzenia o wzroście naszej pozycji międzynarodowej, o wzroście naszej ekspansji, a gdy chodzi o czyn, choćby na tym drobnym odcinku, o realizację tych słów — to się cofamy. Choć ten odcinek lotnictwa jest stosunkowo drobny, jest jednak niesłychanie ważny, nic bowiem w dzisiejszych czasach tak sugestywnie nie oddziaływa na opinię publiczną, jak właśnie dzielne lotnictwo. Nic — w dobrym słowa znaczeniu — nie jest szlachetniejszą propagandą, jak rozwój lotnictwa. Mamy wszelkie warunki po temu, mamy znakomitych lotników, mamy wybitnych konstruktorów, mamy zdolnych inżynierów i zdolnych majstrów, mamy wytwórnie, mamy zastępy ludzi przedsiębiorczych, śmiałych i ambitnych. Wiemy wszyscy, jakie znaczenie ma rozwój lotnictwa cywilnego dla kraju i tężyzny narodowej, a jednak rezygnuje się tak łatwo z tych wszystkich korzyści materialnych i duchowych dla bliżej nieznanych powodów. Pozwalam sobie tedy zwrócić uwagę Rządu, a w szczególności p. Ministra Komunikacji, na to niewytłumaczone skrępowanie skrzydeł, rwących się do czynu tak potrzebnego dla Państwa.</u>
<u xml:id="u-56.2" who="#SMacieszyna">Rozbudowa polskiej komunikacji powietrznej jest koniecznym czynnikiem i etapem walki o silną i niezależną Polskę. Nie możemy dopuścić, ażeby Polska, która jeszcze niedawno była na czwartym miejscu w komunikacji lotniczej, sama dobrowolnie dzisiaj się staczała na jedno z ostatnich.</u>
<u xml:id="u-56.3" who="#SMacieszyna">Wobec tego pozwalam sobie złożyć następującą rezolucję: „Senat wzywa Rząd do podjęcia wszelkich wysiłków i kroków celem rozbudowy naszego lotnictwa komunikacyjnego, a w szczególności rozbudowy lotnisk i przyziemi w kraju tudzież szlaków zagranicznych”.</u>
<u xml:id="u-56.4" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Marszałek.)</u>
</div>
<div xml:id="div-57">
<u xml:id="u-57.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Karszo-Siedlewski.</u>
</div>
<div xml:id="div-58">
<u xml:id="u-58.0" who="#SKarszoSiedlewski">Wysoki Senacie! W przebiegu dyskusji nad budżetem Ministerstwa Komunikacji w Sejmie i na komisji Senatu wielu panów posłów i senatorów, przejętych troską o nasze kolejnictwo, wypowiedziało szereg uwag, których zreasumowanie mogłoby wywołać wrażenie, że w naszym kolejnictwie dzieje się bardzo źle. Ponieważ wypowiedzenia te, idąc siłą faktu nie tylko na Polskę, lecz i na cały świat, mogłyby wywołać fałszywy obraz — w imię sprawiedliwości należy sobie zdać sprawę i dać temu wyraz, co zostało zdziałane na tym odcinku gospodarki państwowej.</u>
<u xml:id="u-58.1" who="#SKarszoSiedlewski">Przede wszystkim należy uwzględnić, że Państwo Polskie, przejmując koleje po wojnie polskiej zakończonej o dwa lata później niż w pozostałej Europie — odbierało je z dobrodziejstwem inwentarza, pozostawionego nam przez trzy zaborcze państwa. Nie można pominąć milczeniem, że uzyskany tabor tak niesłychanie przez wojnę zniszczony i tak różnorodny, że zdewastowane, a częstokroć zniesione z powierzchni ziemi budynki stacyjne, zniesione mosty, zjeżdżone zupełnie tory, wreszcie kompletnie odmienne systemy, a z tym łącząca się różnorodność personelu — nie wskazywały na szybkie kształtowanie się linii rozwojowej tego resortu.</u>
<u xml:id="u-58.2" who="#SKarszoSiedlewski">Tymczasem faktem jest, że potrafiliśmy w krótkim czasie skoordynować wszystkie wyżej wspomniane elementy i użyć planowo w eksploatacji.</u>
<u xml:id="u-58.3" who="#SKarszoSiedlewski">Zniszczenia wojenne, które wszyscy jeszcze pamiętamy, objęły: 2400 mostów długości około 40 km, 574 dworców, 506 magazynów, 490 stacyj wodnych i wież ciśnień, 78 parowozowni i warsztatów, 2190 domów mieszkalnych.</u>
<u xml:id="u-58.4" who="#SKarszoSiedlewski">Powyższych strat dotąd nie byliśmy w stanie w całości wyrównać i pomimo, iż od roku 1924, tj. od chwili ustabilizowania naszej waluty, do roku 1936 włącznie wydatkowano na inwestycje i odbudowę P. K. P. złotych 1.372.428.053, dopiero 80% zniszczeń wojennych zostało odbudowane.</u>
<u xml:id="u-58.5" who="#SKarszoSiedlewski">Od roku 1918 wybudowano i oddano do ruchu 1742 km nowych linij kolejowych i ułożono 365 km drugich torów.</u>
<u xml:id="u-58.6" who="#SKarszoSiedlewski">Na przebudowę węzła warszawskiego wydatkowano 147 milionów złotych, na budowę stacji Gdynia 26,2 miln. złotych, na budowę warsztatów w Pruszkowie 13,5 miln. złotych, na różne inne budowy 32,4 miln. złotych.</u>
<u xml:id="u-58.7" who="#SKarszoSiedlewski">W okresie 15 lat zniszczone różnorodne wagony osobowe potrafiliśmy częściowo zastąpić nowym taborem polskiej produkcji, osiągając ogólną cyfrę na 1.I. 1938 r. — 10.343 wagonów, co w porównaniu ze stanem na 1.I. 1922 r. daje wzrost o 1482 wagony. W tym samym okresie rozbudowaliśmy znacznie nasz tabor towarowy, doprowadzając jego liczbę do 150.344 wagonów, czyli powiększyliśmy go o blisko 100%.</u>
<u xml:id="u-58.8" who="#SKarszoSiedlewski">Liczbę parowozów w tym czasie doprowadziliśmy do 5244, a więc przybyło 1100 sztuk, czyli jest to wzrost przeszło o 25%. Nie można pominąć milczeniem, iż ilość poszczególnych seryj parowozów P.K.P., która na początku naszej odrodzonej państwowości wynosiła 165, została obecnie doprowadzona do 89, w tym 8 nowych seryj polskich.</u>
<u xml:id="u-58.9" who="#SKarszoSiedlewski">Wszystko to zostało wykonane przy jednocześnie przeprowadzonej modernizacji zarówno pod względem technicznym, jak i urządzeń wnętrz, pomimo że stan naszych warsztatów reparacyjnych i parowozowni dla braku kredytu na ich renowację stoi bardzo daleko od współczesnych wymogów. Jeżeli osiąga się w tej dziedzinie tak poważne wyniki, to tylko dzięki zastosowaniu najnowszych zdobyczy z dziedziny racjonalizacji pracy.</u>
<u xml:id="u-58.10" who="#SKarszoSiedlewski">Stosownie do uchwał Międzynarodowego Związku Kolejowego, Ministerstwo Komunikacji przystąpiło w końcu roku 1934 do zaopatrywania taboru towarowego w hamulce zespołowe. Hamulce zespołowe w ruchu towarowym, zapewniając większe bezpieczeństwo ruchu, pozwalają jednocześnie na powiększenie szybkości jazdy przy zmniejszonej obsłudze pociągowej. Zalety powyższe mają zatem poważny wpływ na potanienie przewozów i oszczędniejszą gospodarkę osobową i towarową. W ubiegłym miesiącu 95% ilostanu roboczego wagonów towarowych już było przystosowane do hamowania zespolonego. Świadczy to o sprężystości wykonywania planu przez P. K. P.</u>
<u xml:id="u-58.11" who="#SKarszoSiedlewski">Dawny personel odnowiliśmy młodym elementem, wychowanym już w szkole polskiej, która wniosła do szeregów pracowników tego resortu jednolitą, zdyscyplinowaną ideę iście żołnierskiej pracy dla Państwa.</u>
<u xml:id="u-58.12" who="#SKarszoSiedlewski">Nie można pominąć pewnych specyficznych cech, którymi nasze koleje dodatnio się odznaczają i które powszechnie w opinii europejskiej zyskały sobie uznanie. Do tych należą: punktualność, czystość taboru, bezpieczeństwo, wyrażające się względnie małą ilością wypadków, oraz sprawność i dobre wyszkolenie służby.</u>
<u xml:id="u-58.13" who="#SKarszoSiedlewski">Analizując ostatnie lata, które dla kolejnictwa — jako przedsiębiorstwa przede wszystkim transportowego — nie były pomyślne, musiano kierować wysiłki na koncentrację środków obrotowych, bez których żadna racjonalna praca nie może być prowadzona. Ostatni rok przynosi upłynnienie zamrożonych należności niemieckich za tranzyt do Prus Wschodnich, co pozwoliło rozbudować środki obrotowe do 50 milionów, oraz wzrost funduszu zasobów o 16 miln. zł do 118 miln. zł. Fakty te tym bardziej są wartościowe dla Ministerstwa Komunikacji, gdyż Polskie Koleje Państwowe były od dłuższego czasu przedsiębiorstwem deficytowym. Toteż z prawdziwą satysfakcją należy powitać fakt, że rok 1937 przyniósł nadwyżkę, wyrażającą się sumą około 75 milionów zł. Budzi to nadzieję, że w związku z poprawą koniuktury w Polsce przyszły rok powiększy dochody P. K. P., dając możność dalszych inwestycyj tak celowo rozpoczętych w ostatnich latach.</u>
<u xml:id="u-58.14" who="#SKarszoSiedlewski">Zapowiedź p. Ministra, że „Lata najbliższe będą porządkowaniem naszej sieci, okresem wielkich obstalunków na tabor i jeszcze raz na tabor oraz prac nad przelotnością naszych węzłów itd.”, daj gwarancję, że przewidywane dochody racjonalnie i zgodnie z interesami Państwa i społeczeństwa zostaną zużyte.</u>
<u xml:id="u-58.15" who="#SKarszoSiedlewski">Rozpoczęte, a częściowo skończone prace nad budową zapór wodnych w Porąbce, Rożnowie, Czchowie i Solinie, mających kolosalne znaczenie dla regulacji rzek i elektryfikacji kraju, budowa nowych linij kolejowych i mostów — wszystko to świadczy o głębokiej trosce Ministerstwa, starającego się na różnych szczeblach swych możliwości wzmóc postęp cywilizacyjny naszego kraju.</u>
<u xml:id="u-58.16" who="#SKarszoSiedlewski">Zrozumiałym jest, że wiele mamy zaległości w tej dziedzinie. Poruszone w debatach sejmowych zagadnienia: węzła warszawskiego, motoryzacji, dróg bitych, regulacji rzek, czy też nowych linii lotniczych — to wszystko czeka na pełniejsze wykonanie i o ile sytuacja Skarbu Państwa pozwoli na zwolnienie resortu kolei od przekazywania bardzo poważnych sum na rzecz budżetu ogólnopaństwowego, jak to miało miejsce dotychczas, to możemy być pewni, że szereg pilnych robót, o które woła nasze społeczeństwo, będzie szybko i sprawnie wykonany.</u>
<u xml:id="u-58.17" who="#SKarszoSiedlewski">Słusznym jest, że krytyka parlamentarna nie ominęła szeregu niedociągnięć, tym niemniej muszę stwierdzić, że nie zadowalające nas tempo, w jakim na szeregu odcinków postępuje praca, wypływa jedynie z natury układu sił finansowych oraz tych ogromnych potrzeb, których nie sposób równocześnie nasycić, mając za sobą tyle lat wojny i niewoli oraz przez 14 lat obcinane budżety, dostosowywane do powszechnej biedy i zaciskania pasa.</u>
<u xml:id="u-58.18" who="#SKarszoSiedlewski">Dlatego też myślmy jedynie o dostarczeniu pieniędzy na rozbudowę naszych środków komunikacji, a gdy je dostarczymy, będziemy mogli być jeszcze bardziej dumni z pracy naszego kolejnictwa, zasługującego i dziś na nasze szczere uznanie.</u>
<u xml:id="u-58.19" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-59">
<u xml:id="u-59.0" who="#Marszałek">Głos ma p. Minister Komunikacji Ulrych.</u>
</div>
<div xml:id="div-60">
<u xml:id="u-60.0" who="#MinisterKomunikacjipUlrych">Wysoka Izbo! Pragnę przemówienie moje rozpocząć od odpowiedzi p. senatorowi Gwiżdżowi i p. senatorce Fleszarowej, a to na skutek tego, że tematy turystyczne są nadzwyczaj aktualne w naszym kraju i na ten temat w ostatnich czasach, specjalnie w opinii publicznej, został rozszerzony zamęt.</u>
<u xml:id="u-60.1" who="#MinisterKomunikacjipUlrych">Jak to się stało, że oprócz Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego oraz Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych również Ministerstwo Komunikacji w stopniu tak istotnym jest zainteresowane gospodarką w Tatrach? Odpowiedź na to pytanie znajdujemy w rozwoju turystyki, która poddana została pod kierownictwo Ministra Komunikacji i która najściślej związana jest z przejazdami kolejowymi. Ruch turystyczny w chwili obecnej, rosnący z dnia na dzień, stanowi swego rodzaju nawrót do natury, dążenie do poznania kraju przez szerokie masy społeczeństwa. Jest to jedno z najcenniejszych zainteresowań kulturalnych, które ma ogromne znaczenie jako czynnik wychowawczy. Jego rola społeczna jest bezsporna, a gospodarcze znaczenie doceniane coraz powszechniej, wysuwając się na pierwszy plan bilansu płatniczego poszczególnych krajów.</u>
<u xml:id="u-60.2" who="#MinisterKomunikacjipUlrych">Turystyka, ograniczona zrazu do niewielkiego kręgu ludzi zamożnych i żadnych przygód oraz do wielkich wysiłków, nawet wyczynów sportowych, zaczęła obejmować coraz szersze sfery społeczeństwa, przybierać formę ruchu masowego. W orbitę zainteresowań turystycznych wciągnięte zostały wszystkie warstwy społeczne i wszystkie zawody. Struktura turystyki i jej poziom ideowy zmieniły się zupełnie, pozostawiając za sobą niewątpliwie piękne czasy krajoznawstwa i podróżowania indywidualnego. Tereny obdarzone pięknym krajobrazem, szczególnie obrazy górskie, a zwłaszcza tereny gór wysokich, goszczą teraz coraz liczniejszych przybyszów spragnionych piękna, powietrza i słońca. Turystyka daje wielkiej ilości społeczeństwa sposobność odetchnięcia po pracy, a w szczególności daje możność organizowania wczasów, które tu szczegółowo omawiała p. Senatorka.</u>
<u xml:id="u-60.3" who="#MinisterKomunikacjipUlrych">Z tych i wielu innych względów stała się turystyka przedmiotem zainteresowania władz we wszystkich krajach, które uważały za konieczne otoczyć ją swoją opieką i wyzyskać jej walory również dla celów gospodarczych.</u>
<u xml:id="u-60.4" who="#MinisterKomunikacjipUlrych">Stąd masowe formy turystyki popierane przez Państwo, stąd inwestycje turystyczne, stąd spory i walka o Tatry, którą reprezentują z jednej strony postulaty o ochronę przyrody, a z drugiej strony postulaty o rozwój turystyki masowej.</u>
<u xml:id="u-60.5" who="#MinisterKomunikacjipUlrych">Jako charakterystyczny przykład tej walki, która się u nas rozwinęła, warto przytoczyć sprawę budowy obserwatorium meteorologicznego na Kasprowym Wierchu. Obserwatorium to mieści się w budynku P. I. M. — Państwowego Instytutu Meteorologicznego na Kasprowym, stanowiącym własność Ministerstwa Komunikacji. Obserwatorium prowadzi badania nad klimatem górskim i promieniami słonecznymi, jest niewątpliwie zdobyczą nauki polskiej, potrzebnej zwłaszcza dla rozwoju lotnictwa i jako takie zostało przez naukę polską przyjęte. Stałem na stanowisku, że budowa tego obserwatorium jest niejako głębszym uzasadnieniem kolejki linowej, gdyż kolejka ta jest arterią zaopatrującą obserwatorium, bez kolejki trudno jest sobie wyobrazić powstanie tego obserwatorium, a więc kolejka linowa obok usług turystycznych oddaje również usługi placówce naukowej.</u>
<u xml:id="u-60.6" who="#MinisterKomunikacjipUlrych">Niestety, budowa tego obserwatorium stała się przedmiotem daleko idących ataków najrozmaitszych towarzystw i związków, zmobilizowanych do tej akcji, między którymi nie brakło nawet Towarzystwa Ochrony Żubra oraz Ligi Ochrony Zwierząt. W atakach tych nie oszczędzono i mojej osoby, mimo że sprawę obserwatorium, jako resortowy Minister, któremu podlega P. I. M., traktowałem junctim z będącą już w budowie kolejką linową. Przykład ten jako najciekawszy, pomijając wszystkie inne, przytaczam na dowód, że w sprawie gospodarki w Tatrach — jak w wielu innych sprawach w Polsce — nie znaleźliśmy wspólnej płaszczyzny.</u>
<u xml:id="u-60.7" who="#MinisterKomunikacjipUlrych">Kto więc jest gospodarzem Tatr, kto posiada klucze od Tatr? Otóż gospodarzem Tatr — oczywiście w ramach obowiązującego ustawodawstwa oraz uprawnień przysługujących z tytułu prawa własności osobom cywilnym, względnie Skarbowi Państwa — jest Rząd Polski.</u>
<u xml:id="u-60.8" who="#MinisterKomunikacjipUlrych">Ustawa z dn. 10 marca 1934 r. o ochronie przyrody w art. 9 w § 1 mówi: „W okolicach o krajobrazie szczególnie pięknym i bogatym w osobliwości przyrody, gdzie ochrona przyrody nie może się ograniczać do poszczególnych przedmiotów, lecz powinna jednolicie dotyczyć ich skupień na obszarze co najmniej 300 ha, Rada Ministrów może rozporządzeniem utworzyć park narodowy”.</u>
<u xml:id="u-60.9" who="#MinisterKomunikacjipUlrych">Otóż w tym parku narodowym, nad realizacją którego pracuję łącznie z Ministrami Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego oraz Rolnictwa i Reform Rolnych, obok postulatów ochrony przyrody muszą być również uwzględnione postulaty turystyki, dostępnej dla szerokich mas, które mają pełne prawo do korzystania z tego skarbu narodowego, jakim jest piękno gór.</u>
<u xml:id="u-60.10" who="#MinisterKomunikacjipUlrych">Do współpracy w tej dziedzinie trzeba szukać ludzi, którzy będą umieli rozwiązywać trudne zagadnienia, którzy będą szukali rozumnych wyjść, konserwując z jednej strony nie zniszczalne piękno naszych Tatr, a z drugiej umożliwiając do nich dostęp licznym rzeszom turystów.</u>
<u xml:id="u-60.11" who="#MinisterKomunikacjipUlrych">Wysoka Izbo, w zakresie wczasów i w zakresie przejazdów, organizowanych dla szerokich mas, jak to miało miejsce w latach ostatnich — mas włościańskich i robotniczych, jesteśmy ograniczeni jedynie i wyłącznie szczupłością naszego taboru. Dlatego podkreślam tu, że w roku 1938, w roku obecnym akcję tę będziemy kontynuowali. Jestem już w pertraktacjach z szeregiem organizacyj, o których nawet w tej Wysokiej Izbie była mowa. Oczywiście nie chcę rozpętać na ten temat prawdziwej u nas burzy, albowiem dla szczupłości taborów nie moglibyśmy zadaniom sprostać.</u>
<u xml:id="u-60.12" who="#MinisterKomunikacjipUlrych">Jeszcze jest jeden temat: czas. Kiedy to robić? Oczywiście w interesie kolejnictwa leży, ażeby przejazdy grupowe, zespołowe, większe odbywały się możliwie w okresie całego roku, w każdym razie nie tylko w ciągu dwóch, trzech miesięcy letnich, lecz były rozciągnięte na dłuższy okres czasu Skoro jestem przy tym temacie, pozwolę sobie tutaj, ponieważ nie mogłem tego uczynić w Sejmie, bo nie posiadałem odpowiedniego dokumentu, poruszyć sprawę wycieczek do Liskowa. Otóż spółdzielnia turystyczno-wycieczkowa „Gromada”, o której dziś mówiono, pismem z dnia 23 lutego powiadamia mnie, że komitet wystawy „Praca i kultura wsi” w Liskowie zlecił spółdzielni „Gromada” organizację i uruchamianie wycieczek do Liskowa. Pisze „Gromada” dalej, że z inicjatywy Ministerstwa Komunikacji, które nie miało taboru, zgodziła się na przewóz ludzi do Liskowa wagonami towarowymi umeblowanymi i ta decyzja została również zaakceptowana przez komitet wystawy.</u>
<u xml:id="u-60.13" who="#MinisterKomunikacjipUlrych">Dlatego tę sprawę, jako bardzo przykrą dla mego Ministerstwa, pozwalam sobie tutaj Wysokiej Izbie wyjaśnić, ponieważ istotnie byliśmy w kłopotach pod względem taboru. Jak wiadomo, z tych kłopotów potem wyszliśmy, kurtyzując dla wszystkich innych wycieczek składy pociągów tak, że w rezultacie obsłużyliśmy Lisków wagonami osobowymi.</u>
<u xml:id="u-60.14" who="#MinisterKomunikacjipUlrych">P. senator Modrzewski poruszył sprawę przewozu dzieci. Panie Senatorze! Za okres ostatnich 3 czy bodaj 4 lat odpisałem na straty za te właśnie przewozy dzieci 700.000 zł. Oczywiście te przewozy będziemy w dalszym ciągu uskuteczniać i sytuacja jest taka, że jeżeli nawet dajemy zniżki, powiedzmy, 75%, to bardzo często nikt nawet w tej części nam nie płaci. Jak Panu Senatorowi wiadomo, to jest już czysta strata kolei.</u>
<u xml:id="u-60.15" who="#MinisterKomunikacjipUlrych">Kilka słów odpowiedzi p. senatorowi Zarzyckiemu. Małopolska wschodnia, jeżeli chodzi o kolejnictwo, o transport, w szczególności Lwów, jeżeli chodzi o połączenia w Warszawą, jest upośledzony, ale jeżeli chodzi o zaspokojenie potrzeb, to jest zaspokojony całkowicie. Przez cały rok między Lwowem a Warszawą kursują dwie pary pociągów pośpiesznych, w okresie letnim dodatkowe 4 pociągi pośpieszne skomunikowane w Warszawie z pociągami do Gdyni. Przez cały rok dwie pary pociągów osobowych przez Rejowiec — Rawa Ruska, dodatkowo w okresie lata i zimy para pociągów osobowych dla usprawnienia przejazdów do uzdrowisk i środowisk sportowych, jak: Worochta, Sławsko, itd.</u>
<u xml:id="u-60.16" who="#MinisterKomunikacjipUlrych">Dlatego te rzeczy wyjaśniam, że jak miałem zaszczyt mówić na obu komisjach, musimy zmierzać do wzmożenia sprawności sieci istniejących, które wskutek nadmiernych oszczędności na utrzymaniu i odnawianiu domagają się zwrotu poważnych nakładów, szczególnie w zakresie taboru. Widzimy też dlaczego Minister Komunikacji w porozumieniu z Ministrem Skarbu był zmuszony podnieść wpłaty do wysokości 42 milionów, a więc w stosunku do roku ubiegłego o 17½ miliona więcej, albowiem chodziło o równowagę budżetu, lecz pragnę podkreślić — w debatach sejmowych nie było to podkreślone — że suma ta 17½ miliona nie wyszła poza granice naszego Ministerstwa, przeciwnie — Minister Skarbu dołożył 2½miliona. Suma ta pierwszy raz została użyta na konserwację dróg. Skoro mówimy o konserwacji dróg, pragnę zaryzykować twierdzenie, że jeżeli byśmy w kraju nie posiadali pieniędzy na konserwację dróg, to raczej nie budujmy nowych dróg, ponieważ budowa każdej nowej drogi jest organicznie związana z sumami potrzebnymi na konserwację. Inaczej — to jest wprost niszczenie majątku narodowego. Zapewne, przerzucenie tej sumy z budżetu kolejowego jest dotkliwym uszczerbkiem dla Ministerstwa Komunikacji, ale jednocześnie jest początkiem konserwacji wielkiego majątku narodowego w wysokości 3 miliardów, jaki mamy ulokowany w drogach.</u>
<u xml:id="u-60.17" who="#MinisterKomunikacjipUlrych">Jeszcze dwa słowa o radzie turystycznej. Tak jest, Pani Senatorko, rada turystyczna jest na porządku dziennym i prace przygotowawcze do powołania jej do życia są daleko zaawansowane.</u>
<u xml:id="u-60.18" who="#MinisterKomunikacjipUlrych">Jeżeli chodzi o rozwój lotnictwa, dalszy rozwój lotnictwa jest w bardzo dużym procencie związany z układami międzynarodowymi. Te rzeczy są rozpoczęte.</u>
<u xml:id="u-60.19" who="#MinisterKomunikacjipUlrych">Przed zakończeniem pragnę jeszcze stwierdzić, że pracujemy specjalnie nie nad poszczególnymi fragmentami planów komunikacyjnych, lecz pracujemy nad planem koordynującym całokształt problematów komunikacyjnych w Polsce, nad zespoleniem wszystkich środków transportowych w jeden systemat scalony, systemat transportowy. Tam, gdzie nie dociera kolej, chcemy, aby droga dotarła, tam gdzie nie dociera droga, aby dotarła woda. Plan, który w roku przyszłym będę chciał przedstawić Wysokiej Izbie w wykonaniu rezolucji Izby, będzie mówił nie tylko o sieci komunikacji, ale i o sposobie realizacji i środkach, jakie dla realizacji są niezbędne.</u>
<u xml:id="u-60.20" who="#MinisterKomunikacjipUlrych">Na zakończenie dwa słowa, mianowicie na komisji w Sejmie i w Senacie moje Ministerstwo przeszło przez ciężki ogień krytyki z tytułu wydarzeń na zelektryfikowanym węźle warszawskim. Trakcja elektryczna ruszyła 28 lutego. Ani jeden głos nie podjął, że był to olbrzymi wysiłek ze strony całego personelu kolejowego. Wysoka Izba pozwoli, że ja tę rzecz zaakcentuję, jako satysfakcję dla mego personelu kolejowego.</u>
<u xml:id="u-60.21" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-61">
<u xml:id="u-61.0" who="#Marszałek">Debata nad budżetem Ministerstwa Komunikacji została zakończona.</u>
<u xml:id="u-61.1" who="#Marszałek">Udzielam jeszcze głosu s. Zbierskiemu dla oświadczenia w sprawie osobistej.</u>
</div>
<div xml:id="div-62">
<u xml:id="u-62.0" who="#SZbierski">Wysoki Senacie! P. s. Osiński w przemówieniu swoim w dniu 8 marca uczynił przeciwko mnie osobistą wycieczkę, wobec czego zmuszony jestem zabrać głos i oświadczyć co następuje:</u>
<u xml:id="u-62.1" who="#komentarz">(S. Osiński:</u>
<u xml:id="u-62.2" who="#SZbierski">To nie była wycieczka osobista.) 1) W przemówieniu swoim w dniu 4 lutego ani jednym słowem nie dotknąłem emerytów wojskowych. A p. s. Osiński wyłącznie o nich mówił.</u>
<u xml:id="u-62.3" who="#SZbierski">2) Mówiłem jedynie o tych emerytach, którzy w służbie polskiej nie byli, a którzy zgłaszali nieuzasadnione finansowe pretensje do Państwa Polskiego, które miliony złotych musi wypłacać na ich zaspokojenie ze Skarbu, a więc z podatków ściąganych z biednego na ogół społeczeństwa.</u>
<u xml:id="u-62.4" who="#SZbierski">3) Nigdy w życiu nie wyrządziłem nikomu krzywdy. Nie wyrządziłem jej i emerytom. Na wstępie swojego przemówienia wyraźnie podkreśliłem ich ciężkie położenie i wyraziłem swoją dla nich życzliwość.</u>
<u xml:id="u-62.5" who="#SZbierski">P. s. Osiński niesłusznie posądził mnie o wyrządzenie emerytom krzywdy.</u>
<u xml:id="u-62.6" who="#SZbierski">Sprawę uważam ze swej strony za dostatecznie wyjaśnioną.</u>
</div>
<div xml:id="div-63">
<u xml:id="u-63.0" who="#Marszałek">Głos ma również w sprawie oświadczenia osobistego s. Dzieduszycki.</u>
</div>
<div xml:id="div-64">
<u xml:id="u-64.0" who="#SDzieduszycki">Oświadczam, że ustęp mój o poborach senatorów miał oznaczać jedynie niepewność w czasie i nieregularność przychodów z rolnictwa w przeciwieństwie do przychodów, przywiązanych do stałych diet i nie miałem bynajmniej żadnego animum ofendendi.</u>
<u xml:id="u-64.1" who="#SDzieduszycki">Jeżeli p. Wicemarszałek Barański i inni Panowie inaczej to zrozumieli, to ich dobrowolnie najmocniej przepraszam za mimowolną przykrość.</u>
</div>
<div xml:id="div-65">
<u xml:id="u-65.0" who="#Marszałek">Następne posiedzenie odbędzie się jutro o godz. 10 rano. Na porządku dziennym debata szczegółowa nad budżetem Ministerstwa Przemysłu i Handlu oraz Ministerstwa Sprawiedliwości.</u>
<u xml:id="u-65.1" who="#Marszałek">Zamykam posiedzenie.</u>
<u xml:id="u-65.2" who="#komentarz">(Koniec posiedzenia o godz. 20 min. 50.)</u>
</div>
</body>
</text>
</TEI>
</teiCorpus>