text_structure.xml 385 KB
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172 173 174 175 176 177 178 179 180 181 182 183 184 185 186 187 188 189 190 191 192 193 194 195 196 197 198 199 200 201 202 203 204 205 206 207 208 209 210 211 212 213 214 215 216 217 218 219 220 221 222 223 224 225 226 227 228 229 230 231 232 233 234 235 236 237 238 239 240 241 242 243 244 245 246 247 248 249 250 251 252 253 254 255 256 257 258 259 260 261 262 263 264 265 266 267 268 269 270 271 272 273 274 275 276 277 278 279 280 281 282 283 284 285 286 287 288 289 290 291 292 293 294 295 296 297 298 299 300 301 302 303 304 305 306 307 308 309 310 311 312 313 314 315 316 317 318 319 320 321 322 323 324 325 326 327 328 329 330 331 332 333 334 335 336 337 338 339 340 341 342 343 344 345 346 347 348 349 350 351 352 353 354 355 356 357 358 359 360 361 362 363 364 365 366 367 368 369 370 371 372 373 374 375 376 377 378 379 380 381 382 383 384 385 386 387 388 389 390 391 392 393 394 395 396 397 398 399 400 401 402 403 404 405 406 407 408 409 410 411 412 413 414 415 416 417 418 419 420 421 422 423 424 425 426 427 428 429 430 431 432 433 434 435 436 437 438 439 440 441 442 443 444 445 446 447 448 449 450 451 452 453 454 455 456 457 458 459 460 461 462 463 464 465 466 467 468 469 470 471 472 473 474 475 476 477 478 479 480 481 482 483 484 485 486 487 488 489 490 491 492 493 494 495 496 497 498 499 500 501 502 503 504 505 506 507 508 509 510 511 512 513 514 515 516 517 518 519 520 521 522 523 524 525 526 527 528 529 530 531 532 533 534 535 536 537 538 539 540 541 542 543 544 545 546 547 548 549 550 551 552 553 554 555 556 557 558 559 560 561 562 563 564 565 566 567 568 569 570 571 572 573 574 575 576 577 578 579 580 581 582 583 584 585 586 587 588 589 590 591 592 593 594 595 596 597 598 599 600 601 602 603 604 605 606 607 608 609 610 611 612 613 614 615 616 617 618 619 620 621 622 623 624 625 626 627 628 629 630 631 632 633 634 635 636 637 638 639 640 641 642 643 644 645 646 647 648 649 650 651 652 653 654 655 656 657 658 659 660 661 662 663 664 665 666 667 668 669 670 671 672 673 674 675 676 677 678 679 680 681 682 683 684 685 686 687 688 689 690 691 692 693 694 695 696 697 698 699 700 701 702 703 704 705 706 707 708 709 710 711 712 713 714 715 716 717 718 719
<?xml version='1.0' encoding='utf-8'?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
  <xi:include href="PPC_header.xml" />
  <TEI>
    <xi:include href="header.xml" />
    <text>
      <body>
        <div xml:id="div-1">
          <u xml:id="u-1.0" who="#komentarz">(Początek posiedzenia o godz. 10 min. 10.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-2">
          <u xml:id="u-2.0" who="#AleksanderPrystor">Otwieram posiedzenie.</u>
          <u xml:id="u-2.1" who="#AleksanderPrystor">Jako sekretarzy zapraszam ss. Olewińskiego i Płocka. Protokół i listę mówców prowadzi s. Olewiński.</u>
          <u xml:id="u-2.2" who="#AleksanderPrystor">Protokół 24 posiedzenia uważam za przyjęty, gdyż nie wniesiono przeciw niemu zarzutów. Protokół 25 posiedzenia jest do przejrzenia w Biurze Senatu.</u>
          <u xml:id="u-2.3" who="#AleksanderPrystor">Przystępujemy do porządku dziennego: Sprawozdanie Komisji Budżetowej o projekcie budżetu na rok 1927, 28 (druk nr 155). Rozprawa szczegółowa nad częścią 13 — Ministerstwo Wyznań Religijjnych i Oświecenia Publicznego.</u>
          <u xml:id="u-2.4" who="#AleksanderPrystor">Głos ma sprawozdawca s. Ehrenkreutz.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-3">
          <u xml:id="u-3.0" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">Wysoki Senacie! Mamy przed sobą druk nr 155 dotyczący części 13 budżetu — Ministerstwo Wyznań Religijjnych i Oświecenia Publicznego. W sprawozdaniu Komisji Budżetowej omówione są szczegółowe pozycje, przeznaczone na poszczególne działy pracy Ministerstwa. Nie będę do nich, oczywiście, tutaj powracał, albowiem są one znane Wysokiemu Senatowi. Zwrócę tylko uwagę na jedno, mianowicie, że budżet Ministerstwa Wyznań Religijjnych i Oświecenia Publicznego co do wysokości wydatków bezpośrednio idzie po Ministerstwie Spraw Wojskowych, a więc obrona Państwa na zewnątrz, a zaraz za nią wewnętrzna postawa obywateli Państwa Polskiego, wychowywanych pod kierownictwem Ministerstwa.</u>
          <u xml:id="u-3.1" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">Zaznaczyć trzeba, że aczkolwiek preliminarz ten obejmuje wydatki przewyższające wydatki we wszystkich innych działach poza Ministerstwem Spraw Wojskowych, jest on jednak zupełnie niewystarczający. We wszystkich dziedzinach mamy braki, właściwie mówiąc, we wszystkich trudności finansowe doprowadzają nieraz do stanu katastrofalnego. Nie będę tutaj powracał do tematu dzieci poza szkołą, do braku izb szkolnych, ale pamiętajmy, że to wszystko czeka na załatwienie. Jeżeli przejdziemy do szkolnictwa zawodowego, wiemy jakie trudności spotyka organizowanie tego szkolnictwa znów z braku funduszów; przejdziemy do szkolnictwa wyższego, wiemy, że tam, właściwie mówiąc, pracownie nieomal że ledwie wegetować mogą. Jeżeli przejdziemy do spraw kultury i sztuki — wiemy, że znowu są tam braki. Wszędzie spotykamy konieczności, które zaspokoić trzeba, a na zaspokojenie ich brak jest funduszów. W takich warunkach Ministerstwo pracuje z wielkimi trudnościami i dlatego też ustosunkowując się do tej pracy, musimy pamiętać, że wedle stawu grobla, bo inaczej wysunie się nam cały szereg niedociągnięć, które właściwie rozgrzeszenia nawet znaleźć nie mogą. To jest jedna strona: braki finansowe.</u>
          <u xml:id="u-3.2" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">Druga strona — to jest kwestia samego wychowania i wykształcenia. Przeżywamy epokę bardzo poważnych zmian w tej dziedzinie, przechodzimy okres reformy szkolnictwa ogólnego, zbliżamy się także do pewnego okresu reformy nauczania w szkołach wyższych i organizacji studiów; zbliżamy się do chwili, kiedy wreszcie z tym wielkim dorobkiem kulturalnym, który posiadamy, musimy coś zrobić, musimy nim gospodarować, musimy go odpowiednio umieścić. We wszystkich tych dziedzinach jest moc pracy i zadań przed Ministerstwem Wyznań Religijjnych i Oświecenia Publicznego.</u>
          <u xml:id="u-3.3" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">Przede wszystkim jednak, gdy chodzi o tę wewnętrzną pracę, musimy pamiętać, że konieczną jest jedna rzecz: ład, porządek i harmonia wewnętrznej pracy. Nie może być wzajemnego zwalczania się wśród tych, którzy obowiązani są wychowywać, chaosu, sprzeczności i zatargów, a przede wszystkim należy myśleć o tym, ażeby praca nad doskonaleniem wychowania i nauczania według wskazówek pochodzących od czynników miarodajnych nie była wynoszona na zewnątrz, nie była, że tak powiem, wulgaryzowana przez czynniki, które swoją pieczeń chcą przy tym upiec i zamieszanie do życia publicznego wprowadzają. Porządek i ład, a obok tego poszanowanie hierarchii, a przede wszystkim powaga, która musi płynąć poprzez wszystkie organa administracji szkolnej, musi panować i w życiu koleżeńskim także. Dziś niejednokrotnie jesteśmy świadkami harców, wyprawianych na polu powagi, tych ludzi, którzy mają nieść kulturę, harców obniżających poziom tej kultury. Czyż nie możemy ze smutkiem patrzeć, gdy na łamach pism czytamy wiadomości o tym, jak się zwalczają ludzie, którzy mają być przykładem dla społeczeństwa, ci, którzy walczą o autonomię w swojej dziedzinie? Ci ludzie, zamiast załatwiać sprawę w gronie swoim, z należytą powagą i rozwagą, szukają załatwienia sprawy swojej po sądach publicznych, stanowiąc żer dla prasy, czasami bardzo niewybrednej, tak jak to się dzieje w szkolnictwie wyższym od czasu do czasu i musi boleć każdego, kto dba o kulturę. To samo dzieje się i w szkolnictwie w ogóle — brak powagi i autorytetu. To cechuje dzisiejszą chwilę, która ma tak wielkie zadania, jak reforma nauczania i wychowania.</u>
          <u xml:id="u-3.4" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">Istnieje konieczność stworzenia autorytetu przez odpowiedni dobór ludzi i przez odpowiednie oddziaływanie na nich, musimy osiągnąć rezultaty, które by wreszcie z nauczyciela-wychowawcy stworzyły czynnik autorytatywny dla tych młodych dusz, które mają być w szkole kształtowane.</u>
          <u xml:id="u-3.5" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">Czasami, co roku właściwie, zdarza mi się jechać pociągiem, do którego wsadzają rekrutów. Kto tego nie przechodził, to nie wie, co się wówczas dzieje. Ma się wrażenie, że to jacyś ludzie oszalali, a co najmniej ludzie, którzy uciekli z domu dla szaleńców. Wchodzą, krzyczą, wrzeszczą, biją się, Bóg wie co robią. Z tego rekruta robi się po pewnym czasie doskonały żołnierz, mający poszanowanie dla swoich przełożonych, umiejący się zachować i umiejący się znaleźć w odpowiednim momencie. Otóż pragnąłbym, żeby w tej dziedzinie wewnętrznej, w dziedzinie dyscypliny duchowej, w dziedzinie kultury osiągnąć i w życiu szkolnym takie same rezultaty. Chciałbym, aby autorytet ludzi, którzy na ten autorytet zasługują, oddziaływał na nasze życie kulturalne.</u>
          <u xml:id="u-3.6" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">To są momenty, które chciałem tutaj na wstępie tej debaty budżetowej poruszyć.</u>
          <u xml:id="u-3.7" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">Streszczam je w dwóch słowach: Stałe i ciągłe dążenie do powiększenia środków potrzebnych dla spełnienia zadań Ministerstwa, a z drugiej strony zadania wychowawcze nie tylko w stosunku do młodzieży, ale i w stosunku do tych czynników, które tę młodzież wychowują.</u>
          <u xml:id="u-3.8" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">Sam preliminarz budżetowy został rozpatrzony przez komisję, w rezultacie komisja przyjęła go, aby przedłożyć tutaj Wysokiemu Senatowi w postaci tej, w jakiej wyszedł z obrad Sejmu. Jedynie tylko dołączone zostały rezolucje do tego działu w sprawie Biblioteki Narodowej Józefa Piłsudskiego. Rezolucje te w swoim czasie zostaną odczytane i poddane pod głosowanie, zresztą znajdują się one w sprawozdaniu Komisji Budżetowej w druku rozdanym Wysokiemu Senatowi.</u>
          <u xml:id="u-3.9" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-4">
          <u xml:id="u-4.0" who="#AleksanderPrystor">Otwieram dyskusję.</u>
          <u xml:id="u-4.1" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Beczkowicz.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-5">
          <u xml:id="u-5.0" who="#ZygmuntBeczkowicz">Wysoka Izbo! W roku ubiegłym, kiedy mówiłem z tej trybuny przy budżecie Ministerstwa Wyznań Religijjnych i Oświecenia Publicznego, pozwoliłem sobie zestawić i porównać wagę zagadnienia oświatowego z zagadnieniem obrony Państwa. Dawałem wtedy wyraz nie tylko swemu subiektywnemu poglądowi na rolę nader ważnej dziedziny oświatowej w życiu Państwa i narodu. Czyniłem to zestawienie wówczas od strony finansowej, budżetowej — dziś chcę to podnieść od strony realizacyjnej, niejako wewnętrznej zagadnienia oświatowego.</u>
          <u xml:id="u-5.1" who="#ZygmuntBeczkowicz">Zestawiając je z życiem i pracą wojska pozwoliłbym sobie do słów, wypowiedzianych wówczas, że „dziedzina oświaty w pierwszej kolejności po armii zajmuje umysły i uwagę społeczeństwa”, dodać słowa: „i otoczona jest również wielką troskliwością i ostrożnością w traktowaniu i osądzaniu”. O ile bowiem wielką odpowiedzialnością przed przełożonym i społeczeństwem jest obarczony wojskowy kierownik wyszkolenia żołnierza na uświadomionego obywatelsko obrońcę wolności i całości swego kraju, nie mniejszą, o ile nie większą odpowiedzialność niesie nauczycieli przed społeczeństwem, do którego w pierwszym rzędzie rodzice dziecka należą, za wychowanie tego dziecka na prawego obywatela kraju. Jeden i drugi mogą pracować owocnie tylko w atmosferze zaufania, spokoju i ustalonej odpowiedzialności. Lecz w tym punkcie analogia się kończy. O ile pierwszy — wojskowy, zawsze taką właśnie atmosferę ma zapewnioną, to drugi — nauczyciel, cywil, często, a ostatnio coraz częściej tej atmosfery jest pozbawiony.</u>
          <u xml:id="u-5.2" who="#ZygmuntBeczkowicz">Rozumiem doskonale, że program oświatowy, zasadnicze wytyczne tego programu mogą i muszą być przedmiotem publicznej dyskusji i uchwał ciał publicznych czy społecznych do tego powołanych. Dalej idę — opinia publiczna nie powinna spuszczać z oka obowiązujących linii wychowania publicznego i zabierać głos, gdy o te zasady chodzi. Lecz jest rzeczą niemożliwą, w skutkach swych nadzwyczaj niebezpieczną, gdy głos opinii publicznej lub ciał do tego nie powołanych zechce regulować życie wewnętrzne bardzo skomplikowanej i nad wyraz trudnej maszynerii szkolnej i wychowawczej, gdy głos opinii będzie usiłował kwalifikować tego lub innego wychowawcę, gdy będzie oskarżał go publicznie, często bardzo gołosłownie i w ten sposób obniżał, a częstokroć przekreślał w oczach uczącej się młodzieży autorytet jej nauczycieli i wychowawcy. Autorytet fachowy, a przede wszystkim moralny jest niezbędnym atrybutem nauczyciela wychowawcy. Kto niebacznie ten autorytet burzy, burzy podstawy wychowania publicznego. Pamiętać należy, że dom rodzinny i szkoła winny w całkowitej harmonii kierować wychowaniem dziecka, że częstokroć wobec socjalnych ciężkich warunków, w jakich znajduje się dziecko, obowiązek wychowania dziecka nieomal wyłącznie na szkole i nauczycielu spoczywa. Czyż zastanowił się, jaką krzywdę czyni ten, kto często bez namysłu lub gorzej — powodowany ubocznymi względami — odziera takie właśnie dziecko z ostatniego autorytetu, jaki mu pozostał? Nie chcę przez to powiedzieć, by przechodzić należało obojętnie wobec faktów nie licujących z godnością nauczyciela. Jednakże formy reakcji winny być szczególnie uważnie obmyślone i nie traktowane na równi z wypadkami, w które obfituje kronika dnia codziennego. Organy władzy przełożonej nauczyciela, zespoły rodzicielskie przy każdej szkole są przede wszystkim najlepszym źródłem informacji, a następnie najwłaściwszym czynnikiem reakcji na niewłaściwy postępek nauczyciela. Robienie użytku w prasie, szczególniej brukowej, z wiadomości nie sprawdzonej wszechstronnie i gruntownie z wyłuszczeniem szczegółów sprawy, czy to w formie zapytania publicznego, czy też w formie jednostronnego przesądzania winy jest tworzeniem przez to samo niezdrowej sensacji, która w pierwszym rzędzie dociera do młodzieży i burzy w jej oczach autorytet nauczyciela. Wszystko to jest wielką przewiną moralną w stosunku do wielkiego dzieła wychowania i cala opinia publiczna winna takie postępowanie surowo potępić, a władze sądowe w wypadkach, gdy są cechy przestępstwa karnego, pociągnąć winnych do odpowiedzialności sądowej. Jednocześnie ta sama opinia winna żądać od władz szkolnych energicznego tępienia wszelkich nadużyć wewnątrz szkoły i karania winnych jak najostrzej.</u>
          <u xml:id="u-5.3" who="#ZygmuntBeczkowicz">Wielkim niebezpieczeństwem dla szkoły jest wkraczanie pomiędzy szkołę i dom czynnika pozaszkolnego, który, nawet powodowany dobrą wolą, stwarza trudności, które się na biegu życia szkolnego ujemnie odbijają. Grono rodzicielskie, zwykle przy szkole skupione, jest tym najbardziej pożądanym czynnikiem pozaszkolnym, którego życzliwa współpraca najzupełniej wystarcza.</u>
          <u xml:id="u-5.4" who="#ZygmuntBeczkowicz">Od tych wszystkich niepożądanych, a szkodliwych dla sprawy wychowania wypadków obronić może i powinna nauczyciela jego władza szkolna z p. Ministrem na czele. Nauczyciel przy obecnym przeciążeniu pracą w szkole i po-za szkołą, przy marnym uposażeniu, winien mieć zapewniony spokój i pewność, że przy sumiennym wypełnianiu swych obowiązków, gdy stanie się obiektem nieusprawiedliwionych posądzeń lub intryg, będzie wzięty w obronę przez swą władzę przełożoną i bez względu na bardziej lub mniej możnych tego świata przeciwników będzie skutecznie obroniony. Tego oczekuje od p. Ministra nie tylko nauczycielstwo, lecz całe społeczeństwo, które docenia potrzebę zdrowej atmosfery w szkole — tak niezbędnej dla istoty wychowania. Zatrzymałem się dłużej nad potrzebą atmosfery, w jakiej znajdować się powinien nauczyciel-wychowawca, gdyż rozumiem, że w dziedzinie wychowania najodpowiedniejszą rolę ma do spełnienia człowiek-nauczyciel, człowiek charakteru, świadomy swego szczytnego powołania i odczuwający dookoła siebie docenianie jego wielkiego twórczego trudu.</u>
          <u xml:id="u-5.5" who="#ZygmuntBeczkowicz">Naturalną jednak podstawą całej pracy oświatowo-wychowawczej jest nowy ustrój szkolny, który da swój pełny efekt, gdy będzie doprowadzony do końca z żelazną wytrwałością i konsekwencją i z głębokim zrozumieniem głównej idei, założonej przez twórców reformy, że szkoła winna być wychowującą w pełnym tego słowa znaczeniu, a nie tylko nauczającą, jak to było dawniej. Obecnie jesteśmy w stadium reorganizacji szkoły średniej i zawodowej, tworzenia liceów różnych typów. Nie odbywa się ten proces tak równo i konsekwentnie, jak to miało miejsce ze szkołą powszechną, a nawet z gimnazjum nowego typu. Opóźnienie jest również duże z wykończeniem programu i przygotowaniem podręczników. Mają miejsce rozmaite próby wykoszlawienia wyraźnej i logicznej struktury reformy w celu nawrotu do starych wzorów i przyzwyczajeń. P. Minister niewątpliwie musi zużyć wiele trudów i wysiłku, aby zapowiedzianą przez siebie konsekwentną realizację rozpoczętej reformy szkolnej doprowadzić do końca. Nie wątpię, że p. Minister i podwładny mu urząd ministerialny, stanowiący jednolitą całość, uporają się pomyślnie z trudnościami, wypracują i wydadzą wskazania i zarządzenia rozwijające logicznie myśli przewodnie ustawy ustrojowej. Gorzej będzie w terenie niedostatecznie przygotowanym na przyjęcie zmian daleko sięgających w ustrój obecnie obowiązujący. Niezbędną jest zatem wielka akcja uświadamiająca w terenie, nie w drodze papierowych instrukcyj i rygorystycznych wizytacyj i kontroli, lecz w drodze już poprzednio wypróbowanej, a obecnie zaniedbanej współpracy koleżeńskiej na gruncie ognisk metodycznych”, wspartych wiedzą i doświadczeniem instruktorów oraz tych wizytatorów, którzy potraktują swoją rolę jako formę współpracy i współdziałania, a nic tylko nadzoru i kontroli.</u>
          <u xml:id="u-5.6" who="#ZygmuntBeczkowicz">W związku z wykonywaniem reformy, a nawet niezależnie od niej, staje się coraz bardziej palącą potrzeba unormowania roli i zadań wychowawców w szkole. Stan obecny, gdy ten obowiązek jest nieopłacany, wykonywany dorywczo przez nauczycieli, w miarę wolnego czasu, którego naprawdę nie mają, jest dalej nie do utrzymania. Szczególniej obecnie, gdy ma miejsce obniżenie moralności wśród młodzieży, gdy różne szkodliwe prądy znajdują między nią posłuch, istnieje pilna konieczność zajęcia się młodzieżą jak najbliżej i w tym rozumieniu rola wychowawcy stałego, mającego czas i możność poznania z bliska młodzieży jako doradca i przyjaciel tej młodzieży — jest palącą koniecznością.</u>
          <u xml:id="u-5.7" who="#ZygmuntBeczkowicz">Jeszcze jedną i ostatnią sprawę pragnę podnieść — sprawę budownictwa szkolnego powszechnego. P. Minister w swych przemówieniach dał wyraz trosce i zaznaczył, że obecny stan budownictwa, przynoszący zaledwie 2,5 tysiąca izb rocznie jest niemożliwy, gdyż rozciągnąłby zaopatrzenie szkoły powszechnej w dobre lub znośne nawet lokale szkolne na 13 z górą lat, gdy tymczasem, dzięki systematycznemu zwiększaniu etatów nauczycielskich, uda się zapewne w ciągu 4–5 lat zlikwidować zupełnie liczbę dzieci pozbawionych szkoły. Jeżeli więc proces zaopatrzenia w lokale szkolne nie nadąży za procesem powiększania etatów szkolnych, stworzy się bardzo nieprzyjemna sytuacja, że będzie nauczyciel, ale nie będzie mógł przystąpić do nauki z braku lokalu szkolnego. Z powyższych powodów p. Minister wysunął konieczność podwojenia co najmniej liczby obecnie budujących się szkół do 5 tysięcy izb rocznie, żeby wyrównać największe nasze braki w tej dziedzinie w ciągu najbliższych 9 lat. Nie wskazał, niestety, p. Minister drogi, któraby mogła dać tak znaczne powiększenie środków na cele budownictwa. Bowiem pomoc Państwa wyczerpywać się będzie sumą 650.000 zł z ustawy inwestycyjnej i z budżetu Ministerstwa, gminy zaś miejskie i wiejskie, na których ciąży obowiązek ustawowy, pomimo wielkiego zrozumienia potrzeby budowy, nie są w stanie podnieść swoich wydatków na ten cel.</u>
          <u xml:id="u-5.8" who="#ZygmuntBeczkowicz">Trzecie źródło — to środki płynące dobrowolnie od społeczeństwa za pośrednictwem Towarzystwa Popierania Budowy Publicznych Szkół Powszechnych. Towarzystwo to, posiadające charakter towarzystwa wyższej użyteczności publicznej, działa od r. 1934 i liczy obecnie około miliona członków i uczestników, zgrupowanych w około 20 tysiącach kół. Czerpie swe fundusze ze składek członkowskich, dorocznego Tygodnia Szkoły Powszechnej, z ofiar, zbiórek i różnych imprez dochodowych. Zasiłki z budżetu Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego są siłą konieczności niewielkie. Towarzystwo do dnia 1 stycznia rb. przeznaczyło z górą 9 milionów złotych na budownictwo szkolne. Fundusze te towarzystwo za pośrednictwem swych komórek organizacyjnych wypłaca samorządom miejskim i wiejskim w postaci pożyczek bezprocentowych długoterminowych — 10-letnich do wysokości 25% kosztów budowy. Dzięki takiemu częściowemu udziałowi w budowie, towarzystwo wyzwala niejako z innych źródeł potrójnie większą kwotę, przeznaczoną na budownictwo. Im większa kwota pieniężna znajduje się w rozporządzeniu towarzystwa, tym większe środki w gotówce oraz w naturze będą uruchomione z różnych źródeł na budownictwo szkolne. Środki Towarzystwa Budowy jako pochodzące z ofiarności społecznej pomimo, że są bardzo poważne, są z natury swej zmienne, co potwierdza rok obecny ze zmniejszonymi wpływami przeważnie z terenu szkolnego. Z tych względów nie należy liczyć na wiele większe wpływy z tego źródła, jak na mające być przewidziane w tegorocznym preliminarzu towarzystwa — 3 miliony złotych. O ile więc budownictwo szkolne powszechne ma być tak daleko posunięte naprzód, jak to projektował p. Minister, winno się bardzo poważ nie zwiększyć pomoc Państwa. Na jaką kwotę i w jakiej formie? Chcę o tym pokrótce powiedzieć, gdyż biorąc bliski udział w pracach Towarzystwa Popierania Budowy znam te sprawy dość dokładnie.</u>
          <u xml:id="u-5.9" who="#ZygmuntBeczkowicz">Pomoc Państwa może być zwiększona w gotowiźnie i w naturze, tj. w budulcu z lasów państwowych. Obliczenia moje przewidują budowę 2/3 szkół drewnianych i tylko 1/3 murowanych. Zapotrzebowanie gmin na drzewo w r. 1936/37 przekroczyło znacznie górną granicę kontyngentu 3 milionów złotych, wyznaczonych przez dyrekcję Lasów Państwowych. Obecnie po zwiększeniu cen drzewa zdwojone zapotrzebowanie obracałoby się w sumie ca 8 milionów złotych. Sprzedaż dokonywana być winna wobec wysokich cen drzewa z ulgą 50%, a nie jak dotąd 33%, bezprocentowo i na spłatę na 7–20 lat, a nie jak obecnie 5 lat. Gotówkowe subsydium musiałoby być zwiększone do 2 milionów złotych. Towarzystwo Popierania Budowy partycypowałoby kwotą 3 milionów złotych. Dla skuteczniejszego prowadzenia akcji musiałoby nastąpić ześrodkowanie wszystkich sum finansowych w Towarzystwie Popierania Budowy Szkół Powszechnych, które wydając 25procentowe zasiłki gminom zniewalałoby je do zebrania reszty środków potrzebnych na projektowaną budowę.</u>
          <u xml:id="u-5.10" who="#ZygmuntBeczkowicz">Oto tak sobie wyobrażam realizację zamierzeń p. Ministra w przedmiocie budowy 5.000 izb szkolnych rocznie.</u>
          <u xml:id="u-5.11" who="#ZygmuntBeczkowicz">Co do wykorzystania wymienionych źródeł, przede wszystkim Skarbu Państwa, to już referent budżetu, s. Ehrenkreutz oraz sprawozdawca generalny, s. Evert apelowali do p. Ministra Skarbu o zwiększenie budżetu oświaty z przeznaczeniem tych sum na budownictwo szkolne. Dołączam się najgoręcej do tego apelu. Co się tyczy innego źródła — Towarzystwa Popierania Budowy Szkół Powszechnych, to mogę w jego imieniu oświadczyć, że dołoży ono wszystkich starań, aby preliminarz swój wykonać i że ma całkowitą pewność, że ofiarność społeczeństwa na cel tak powszechnie rozumiany i doceniany nie zawiedzie.</u>
          <u xml:id="u-5.12" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-6">
          <u xml:id="u-6.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Chrzanowski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-7">
          <u xml:id="u-7.0" who="#BernardChrzanowski">Kilka słów o młodzieży akademickiej i o nauce historii ojczystej. Nie będę mówił długo. Temat bardzo poważny, więc gdzie go poruszać, jak nie w Senacie. Chcę przy tym zrzucić kamień ciążący mi na sercu co do tego tematu.</u>
          <u xml:id="u-7.1" who="#BernardChrzanowski">Mówi się u nas, że cala młodzież jest rozpolitykowana. Może nie jest to bezwzględnie słuszne; rozpolitykowana jest może tylko część tej młodzieży wyzyskująca dla propagandy zręcznie przymus. On rodzi zawsze reakcję, nęci aureolą bohaterstwa, a spokój wytwarza tylko pozorny. Kryje się za nim zawsze gorzkie uczucie poniżenia, powstaje nawet nienawiść. Pamiętamy przecież czasy niewoli; każdy ucisk był nieszczęściem dla jednostek, lecz dla sprawy szczęściem. W ostatnich latach tym przymusem wobec młodzieży było pominięcie zasady „neminem captivabimus”, przymusowe odosobnienie. Wyzyskiwali to agitatorzy wśród uniwersyteckiej młodzieży. Społeczeństwo, przyzwyczajone do opozycji wobec władzy obcej, nie doceniało znaczenia władzy własnej. A cóż dopiero młodzież ze swą wrażliwością! Ona się łatwo poddaje agitatorom. Ją nastawia przeciw każdej władzy wszystko, co ona nie rozumując pierwszym odruchem uważa za krzywdę, chociażby tej i nie było. Obce są jej, niestety, doświadczenia z historii. Przeważna część naszej młodzieży historii swego narodu dostatecznie nie zna i nie poznała dotychczas. Wnoszę o tym nie z odpowiedzi przy egzaminach, lecz z zachowania się naszej młodzieży. Nie zna ona szczególnie wiejącej z tej historii grozy następstw braku posłuchu wobec władzy, istniejącego przecież wiekami. Z wielkich Polaków może przecież jeden jedyny Żółkiewski idealizował posłuch wobec króla. Młodzież z czasów niewoli poznawała tę grozę i łatwiej i lepiej. Uczyła się przecież tej historii w tajnych związkach pod kątem niebezpieczeństwa anarchii i niebezpieczeństwa braku silnego rządu, co jedno z drugim sprowadziło utratę niepodległości. Oto wczoraj wieczorem byłem w gronie członków dawnego tajnego związku młodzieży. Zapewniali mnie oni, że rzeczywiście lepiej tę historię poznali w tajnym związku niż dziś ich dzieci, synowie i córki w szkole. Znalazłem niedawno z owych czasów list przyjaciela, który po ukończeniu gimnazjum w Poznaniu jako 20-letni student uniwersytetu krakowskiego pisał do swego tajnego gimnazjalnego koła imienia Tomasza Zana w r. 1881: „Nauczmy się słuchać, abyśmy rządzić umieli”. Był to późniejszy ekonomista, profesor uniwersytetu, Józef Milewski. Podobnie drugi młody, historyk Teodor Tyc, którego zgon swego czasu opłakiwał uniwersytet w Poznaniu i cała inteligentna młodzież, zapisał mając lat 25, ze względu na sprawozdanie szkoły morskiej w Tczewie w swym prześlicznym pamiętniku takie słowa „Twarda szkoła uczy dwóch rzeczy, o które na polskiej ziemi trudno, a które na polskim morzu są niezbędne, bezwzględnego posłuszeństwa rozkazom i poczucia obowiązku”. Starzy rozumieli to oczywiście doskonale. Przecież wielki Staszic powiedział te bardzo dziwne, nie wszystkim znane słowa, że Kościuszko był za dobry, aby zbawić Polskę, „bo Polski nie zbawi tylko jaki — Sulla.</u>
          <u xml:id="u-7.2" who="#komentarz">(Patrz Berenta — Nurt.)</u>
          <u xml:id="u-7.3" who="#BernardChrzanowski">Przecież dlatego nawet i „Pielgrzym Mickiewicza stawił zasadę, że „trzeba słuchać wszelkiej władzy ustanowionej, choćby uzurpowanej, prócz obcej.</u>
          <u xml:id="u-7.4" who="#komentarz">(Patrz Mickiewicz — Dzieła, wyd. sejmowe.)</u>
          <u xml:id="u-7.5" who="#BernardChrzanowski">Potrącam o struny osobiste. Mnie uczyli lego wielcy historycy-nauczyciele w Krakowie, Szujski i Kobrzyński. Stąd też jedynie, z tej nauki historii pochodzi moje stanowisko w Polsce i wobec władzy i wobec bezwzględnej opozycji, tam przy krytycyzmie pozytywne, tu negatywne. Aby umieć słuchać, trzeba jednak być odpowiednio przygotowanym; dlatego to w harcerstwie uczymy karności.</u>
          <u xml:id="u-7.6" who="#BernardChrzanowski">Młodzieży naszej w czasie odzyskania niepodległości i rozpętania opozycji nie uświadamiano, niestety, dostatecznie o grozie anarchii. Uczono ją przeważnie o wielkiej świetnej Polsce, o czasach jej potęgi, o jej blaskach, lecz — dziwna — jak ciągle słyszę, a także wczoraj wieczorem — bez wzbudzania entuzjazmu, zimno, sucho, bez uczucia mówiono przy tym mało o błędach, nie mówiono o konieczności posłuchu, o konieczności nieraz bezwzględnych dla tego środków, stosowanych i u nas w przeszłości przez rozumnych władców, niestety — za rzadko.</u>
          <u xml:id="u-7.7" who="#BernardChrzanowski">Otóż takie mam odczucie, że gdyby młodzież tę płynącą z historii naukę lepiej znała, nią się przejęła i rozumem i sercem, dawałaby bez wątpienia, chociażby już tylko wobec własnej władzy, więcej posłuchu, i miłując kraj prawdziwie odczuwałaby goręcej troskę o przyszłość Państwa. Przeważna część naszej młodzieży nie zna historii swego narodu również i z innej strony. Także i o tym wnioskuję nie z odpowiedzi przy egzaminach, lecz z zachowania się młodzieży, z tego co głosi. Weźmy np. choćby tylko Kościuszkę i Mickiewicza, ł życiem i słowem głosili oni wielkie hasła — ludzkości, braterstwa, humanitaryzmu. Sławiliśmy ich w niewoli jako symbole naszej kultury. W czasie dzisiejszym, gdy przejęci jesteśmy żywą troską o obronę Państwa i ochronę narodu, mogą być te hasła trudne do zastosowania. Nie można jednak przecież tych wielkich haseł obniżać, a ich głosicielami poniewierać! A tu czytałem w jednym z pism i to może najgorętszej młodzieży narodowej, że hasła — ludzkość, braterstwo, humanitaryzm — cytuję dosłownie — to „ładne i pomysłowe zabawki wyrobu żydowskiego.</u>
          <u xml:id="u-7.8" who="#komentarz">(Głos: Skandal.)</u>
          <u xml:id="u-7.9" who="#BernardChrzanowski">Przecież takie bezgraniczne nieuctwo, taka nieświadomość boli! Można podzielać dzisiejsze stanowisko obronne wobec żywiołu niearyjskiego, lecz nie można idealizmu i kultury duchowej ganić, kazić dusz i sławić brutalność.</u>
          <u xml:id="u-7.10" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-7.11" who="#BernardChrzanowski">Skąd jednak miała nasza młodzież poznać dobrze historię swego kraju? Przecież to, czego mogła się nauczyć w gimnazjum, było już to za szczupłe, podane tylko w łączności z całą historią powszechną, już te były to najważniejsze tylko fakty, lub poglądy za ogólne, a wielkie postacie potraktowane za pobieżnie, bo nie ma czasu na szczegóły. Ja sam odczuwam jakby własną winę jako były kurator okręgu szkolnego, że mało o historię ojczystą dbałem, o ile chodzi o szkoły średnie; zajmowały mnie bowiem przede wszystkim szkoły powszechne. Młodzież sama była przy tym jeszcze na ogół za młoda do prawdziwego zrozumienia historii i przejęcia się nią. Zależy to przy tym tak bardzo także od wykładu nauczyciela. Po takiej niedostatecznej nauce i po nauce o Polsce dzisiejszej w 8 klasie, szła młodzież na uniwersytet i tam uczyła się już tylko wiedzy zawodowej, i tylko jej. Nie ma tam bowiem na uniwersytecie do poznania przeszłości ani ułatwionej sposobności, ani zachęty, ani zwyczaju. Nie ma ułatwionej sposobności. W Niemczech np., pamiętam dobrze, za moich młodych lat były wykłady publiczne, bezpłatne, jeden lub dwa tygodniowo, w stosownym czasie, wykłady najpierwszych historyków i mówców, w wielkich aulach, wykłady o najważniejszych zagadnieniach wybranych z historii Niemiec, a przeznaczonych dla słuchaczy wszystkich wydziałów, nie tylko więc historycy, przyszli literaci, filozofowie czy filologowie, lecz także prawnicy, ekonomiści, a nawet medycy. Kształciła się tam i rozważała przeszłość ojczystą cała doroślejsza młodzież niemiecka jako przyszli obywatele. Pamiętam żywo takie wykłady w Berlinie Henryka Treitschkego o Fryderyku Wielkim przed blisko tysiącem słuchaczy, zasłuchanych, przejętych, oklaskujących. Pamiętam podobne wykłady Drojsena w Berlinie. U nas wykładów tak zorganizowanych, tak licznie uczęszczanych nie ma. A podobne wykłady z naszej historii mogłyby być u nas może i obowiązujące. Naprzykład: Nieposłuch w Polsce; Przyczyny utraty niepodległości; Żółkiewski, Batory i Zygmunt UJ; Hasła Kościuszkowskie, „Ojcze Nasz”, Ciężkowskiego; Wielki społecznik Polski zachodniej Karol Marcinkowski; Bitwa pod Warszawą 1920 r. Nie ma u nas też i zachęty do słuchania takich wykładów, nie ma ich propagandy. Nowe czasy odwracają się od historii. Odwracamy się także i my, chociaż ze wszystkich narodów więcej niż każdy inny naród winniśmy z niej czerpać wiedzę, jak rozumnie miłować kraj, państwo, jak się w nim jako obywatel zachowywać. Niedawno przecież jeden z najwięcej zasłużonych naszych ministrów powiedział, podług gazet, na uroczystym zebraniu: „Nie mamy czasu na to, aby poświęcać dużo wysiłków i zainteresowań wspomnieniom przeszłości. Może starsi go nie mają, lecz winni go mieć młodzi, winni w przeszłości szukać pogłębienia i skontrolowania swych tworzących się przekonań i wyzyskać do tego uniwersytet.</u>
          <u xml:id="u-7.12" who="#BernardChrzanowski">Nie ma też wreszcie u nas zwyczaju, aby przy kształceniu się zawodowym na wyższych szkołach dbać także i o wykształcenie narodowe i ogólne, poznać i własne dzieje i wielkie problemy naukowe. Nie ma tego zwyczaju zupełnie. Jest tylko ciasna praca zawodowa i nic poza nią! Pod tym względem jest, śmiem to zaznaczyć, moim zdaniem nasz system nauczania uniwersytecki może nie zupełnie szczęśliwy. Młodzież nie ma czasu i spokoju na kształcenie się poza przepisanymi naukami zawodowymi. Zabierają jej ten czas i spokój nieustanne kolokwia i egzaminy u jednego, drugiego, trzeciego i czwartego profesora, nieraz w jednym przedmiocie kilkakrotnie, może co kwartał, a może i częściej, przez cały czas pobytu na uniwersytecie. Jest to jak gdyby dalszy ciąg szkoły średniej, dużo tak zwanego kucia, obkuwania pamięciowego, szczegółowego, bez zapału, bez idealizmu, bez szczerego zainteresowania się przedmiotem, a tym mniej wielkimi zagadnieniami. Powie kto, że cechą charakterystyczną szkół wyższych, uniwersytetów jest konieczność pracy naukowej, słyszałem, jak niedawno p. Minister mówił to na jednym z zebrań, ona jest w seminariach. Tu ich kierownicy — profesorowie zadają sobie dużo, może aż za dużo pracy nad młodzieżą, ucząc jej metod naukowych. Chodzi mi jednak nie tylko o uczonych, lecz także o wykształconych obywateli kraju, o ich wychowanie. A tu ogół młodzieży nie ma po za obranym zawodem dla kształcenia się ogólnego zrozumienia i zachęty. Obrońcy dzisiejszego systemu twierdzą, że jest on dla polskiej młodzieży konieczny, że przy systemie dla niej swobodniejszym, można go nazwać niemieckim, przy egzaminach dopiero po ukończeniu uniwersyteckiego studium, naprzykład po trzech czy czterech latach prawa, młodzież rozleniwiłaby się i nie zaczynałaby się uczyć jak dopiero na krótko przed egzaminem. A jednak zaprzecza temu zachód Polski. Przecież jego młodzież kształciła się lat przeszło setkę na uniwersytetach niemieckich przy ich wolnościowym systemie; składała naprzykład na prawie dopiero po trzech latach pobytu na uniwersytecie egzamin i to krótki; pięciu czy sześciu kandydatów egzaminowano wszystkich razem przez pięć godzin! Nie chodziło tam przecież o pamięciowe rzeczy, o szczegóły. Chodziło o to, czy młodzież umie myśleć logicznie, czy zna pojęcia prawne, czy wie, czego i gdzie szukać w prawie. Mimo to młodzież wyszła przecież na ludzi, wyrośli z niej nie tylko uczeni, lecz tysiące obywateli wszystkich zawodów. A może właśnie dlatego wyrośli na dzielnych pracowników, że nie podlegali nieustannej opiece i kontroli profesorów, może właśnie dlatego wyrobiła się w nich rozumna samodzielność i cichy zapał do narodowej pracy.</u>
          <u xml:id="u-7.13" who="#BernardChrzanowski">Czyby więc jednak nie podjąć próby, me położyć większego nacisku w szkole średniej na naukę historii, nie zorganizować dla słuchaczy wszystkich wydziałów wykładów ogólnych bezpłatnych, obowiązkowych z ojczystej historii i literatury, może i z prawa państwowego i z innych gałęzi wiedzy i tchnąć w młodzież zachętę do lepszego poznania i własnego narodu i potrzeb Państwa i wielkich zagadnień nauki.</u>
          <u xml:id="u-7.14" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-8">
          <u xml:id="u-8.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Makowski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-9">
          <u xml:id="u-9.0" who="#WacławMakowski">Wysoka Izbo! Z kolejności, w jakiej zabieram głos, składa się tak, że muszę mówić o tym samym przedmiocie, o którym tak pięknie mówił mój przedmówca. Bardzo wiele z tego, co p. s. Chrzanowski był łaskaw powiedzieć, odpowiada mi również najzupełniej i dlatego cieszę się, że mogę zabrać głos bezpośrednio po nim.</u>
          <u xml:id="u-9.1" who="#WacławMakowski">Chcę mówić o zagadnieniu popularnej obecnie reformy studiów uniwersyteckich w ogóle, studiów prawniczych w szczególności. Niestety, muszę powiedzieć, że jest to zagadnienie, które przerasta daleko zasięg naszych najbliższych możliwości, które obejmuje nie tylko sprawę uniwersytetów polskich, ale uniwersytetów całego świata, i sięga głębiej, aniżeli zdawać by się mogło. Nie można tej sprawy załatwić ani nawrotem do dawnego systemu niemieckiego, ani jakimś maleńkim paliatywem. Leży przede mną wezwanie na kongres, który ma się odbyć w r. b. w Paryżu, kongres, który został zwołany w celu omówienia zagadnienia reformy studiów uniwersyteckich a to z następujących powodów. Przede wszystkim chodzi o to, że studia uniwersyteckie według inicjatorów tego kongresu, którymi są Towarzystwo Wykształcenia Wyższego w Paryżu i Międzynarodowy Instytut Współpracy Intelektualnej, są przede wszystkim głęboko dotknięte przez te zmiany, jakie się dokonują zarówno w nauce współczesnej, w metodach naukowych, jak i we współczesnym życiu społecznym. Chodzi mianowicie o coraz bardziej rosnącą specjalizację w dziedzinie poszczególnych dyscyplin, coraz większe skomplikowanie, jakiego wymaga przygotowanie do wykonywania zawodów współczesnych i wreszcie o olbrzymi wzrost masy studentów, ich potrzeb obecnych i przyszłych po skończeniu studiów. Mamy zatem do czynienia z następującymi 4 momentami, których nie miały do rozwiązania okresy poprzednie: niesłychane skomplikowanie współczesnej nauki, zazębianie się rozmaitych dyscyplin jedna z drugą, specjalizacja, która jest niezbędna w tym stanie rzeczy, dalej wielka masa studentów.</u>
          <u xml:id="u-9.2" who="#WacławMakowski">Niedawno mieliśmy tutaj jednego gościa z uniwersytetu francuskiego, rozmawialiśmy o tej właśnie sytuacji i przypominaliśmy z archiwalnych dociekań, że kiedy zakładano uniwersytet w Bordeau, to cała biblioteka składała się z corpus jurys i pandekty. Więcej nic nie było potrzeba. Czy możemy wyobrazić sobie taką prostotę pomocy bibliotecznych w dzisiejszej nauce? Czy możemy to porównać z tą masą rozmaitych dzieł, książek, pomocy naukowych, z jakimi dziś stale mamy do czynienia? Zatem te metody, które były dobre wówczas w tym jeszcze średniowiecznym systemie traktowania nauki, dziś już są całkiem nieprzydatne. Dalej to wykształcenie ogólne, ten pewnego rodzaju dyletantyzm, to pogłębienie świadomości obywatelskiej jest obecnie rzeczą niewątpliwie konieczną, ale samo przez się nie wystarczy. Ponadto w dzisiejszym stanie rzeczy musi iść bardzo daleko posunięta specjalizacja, musi iść dlatego, że życie i jego zagadnienia stają się coraz bardziej skomplikowane i po to, ażeby móc je należycie oświetlić i należycie się do nich zabrać, trzeba mieć specjalną metodę, z jaką do tego zabierać się należy. Dlatego nie można puścić życia samopas, nie można pozwolić, ażeby to wykształcenie narastało niejako przypadkowo, trzeba je dać planowo. Ale nie chciałbym być tutaj źle zrozumiany. Nie można dawać wiedzy gotowej. Nikt nie będzie mądry tą wiedzą, którą mu się poda spreparowaną w gotowej formie. Tą tylko wiedzą można być mądrym, którą się samemu zdobywa. Uniwersytet winien dawać możność zdobywania wiedzy, nie powinien dawać wiedzy gotowej. To samo dotyczy nie tylko uniwersytetu, ale i szkoły średniej. Muszę powiedzieć na podstawie doświadczeń naszych własnych polskich, że młodzież, która przychodzi do uniwersytetu, jest zupełnie nieprzygotowana do pracy naukowej i do zdobywania wiedzy, prawdopodobnie dlatego, że właśnie metoda szkoły średniej polega na tym, iż się daje rzeczy gotowe, a nie uczy się wiedzy zdobywać. I dlatego jest rzeczą katastrofalną, można powiedzieć, wynik pracy na pierwszym roku prawa chociażby, która to rzecz mi jest szczególnie znana gdzie wzwyż 50% odpada i odpaść musi, gdzie około 30–40% w ogóle nie próbuje przystąpić do egzaminów. Dlaczego? Dlatego, że wszedłszy na teren, na którym trzeba zdobywać wiedzę, sam nie potrafi dać sobie rady, nie umie czytać książek, nie wie co to takiego jest.</u>
          <u xml:id="u-9.3" who="#komentarz">(S. Ehrenkreutz: Metody nie dali.)</u>
          <u xml:id="u-9.4" who="#WacławMakowski">Szkoła średnia nie dała, nie nauczyła czytać książki, nie nauczyła rozumieć tej książki i na tym właśnie polega wielka trudność zrobienia czegoś w uniwersytecie. W uniwersytecie natomiast sprawa wygląda w ten sposób, że nie trzeba się skarżyć na to, o czem przed chwilą pięknie zresztą mówił p. s. Chrzanowski, ale przeciwnie skarżyć się trzeba na odwrotne zjawisko. Weźmy uniwersytet warszawski. Mamy prawie 3.000 studentów, z których prawie półtora tysiąca na pierwszym roku. Trzeba było aż budować specjalną salę, aby można było tę grupę pomieścić, ale i to jest właściwie fikcja, bo 7 tego półtora tysiąca przychodzi na wykład 1/3 maximum, a reszta przeważnie nie mieszka w Warszawie. Tworzy się coś w rodzaju uniwersytetu korespondencyjnego. Mieszkają sobie gdzieś poza Warszawą, bo w Warszawie jest za drogo i nie mają na to pieniędzy, a przyjeżdżają raz na rok na egzaminy i wtedy dopiero naprędce pyta się, na podstawie jakich skryptów, książek, notatek, czy niedostatecznych podręczników się zdaje bo podręczniki są albo za drogie, albo wcale ich nie ma. Coś niecoś się poduczy i wtedy odbywa się egzamin. Proszę sobie wyobrazić egzamin, kiedy jeden profesor musi egzaminować tysiąc ludzi w ciągu jednego miesiąca. Proszę sobie wyobrazić i porównać z tym egzamin, o którym przed chwilą mówił s. Chrzanowski, gdzie 5 ludzi było egzaminowanych przez 5 godzin przez kilku profesorów. Czy to jest metoda studiów uniwersyteckich?</u>
          <u xml:id="u-9.5" who="#WacławMakowski">Przed chwilą powiedziałem, że uczyć się nie umieją. Jest to zagadnienie, które stoi nie tylko przed Polską, ale przed wszystkimi uniwersytetami świata, bo jak zaznaczyłem, to zagadnienie jest przedmiotem dyskusji, która ma się odbyć. Jest to zagadnienie, które musimy rozstrzygnąć. Czy możemy rozstrzygać drogą metod średniowiecza, które jeszcze częściowo utrzymały się w Niemczech? Czy możemy powiedzieć: Uczcie się przez 3 lata, a po 3 latach staniecie do egzaminu. Jest to zupełnie bezowocne. Tej metody trzymaliśmy się przez szereg lat po stworzeniu uniwersytetów i musieliśmy od tego odstąpić, bo to dawało jako rezultat przeładowanie spisów uniwersyteckich, ponieważ przystępowano do egzaminów nie po 3–4, a po 12 latach i przez ten czas tylko zajmowali -spisy uniwersyteckie. Z tym musieliśmy skończyć. Przeszliśmy do innego systemu, ale i ten nie ratuje nas z tej sytuacji, w jakiej jesteśmy. Otóż poza systemem niemieckim, poza systemem francuskim, jest Jeszcze jeden system, który można by powiedzieć, że jest najidealniejszym systemem studiów uniwersyteckich. Jest to system angielski, system, który polega na tym, że wytwarza się pewna grupa studentów, mająca swojego przewodnika duchowego, naukowego w postaci profesora, jego zastępcy lub pomocnika. Wytwarza się to, co można by nazwać zespołową pracą nad rozwiązaniem czy to zagadnień naukowych, czy nad przygotowaniem się do życia. I to jest jedyne rozwiązanie zagadnienia, jedynie skuteczne w danym stanie rzeczy. Trzeba mieć taką ilość sił pomocniczych naukowych, aby przynajmniej 50 studentów mogło mieć swoją pomocniczą siłę naukową, ażeby przynajmniej tych 50 rzeczywiście pracujących ludzi mogło znaleźć tego towarzysza i pomocnika, do którego mogłoby się zwrócić o pomoc w studiach naukowych. Wtedy można by powiedzieć, że tych ludzi do czegoś przygotujemy.</u>
          <u xml:id="u-9.6" who="#WacławMakowski">Ale tu powstaje zagadnienie liczby, wielkiej liczby, wielkich tysięcy. To jest zagadnienie, z którego wyjść nie możemy. Z niego są tylko dwa wyjścia: albo nie przyjmować studentów, co jest tragiczne, albo powiększyć liczbę sił naukowych, co jest nie tragiczne, ale co jest przeciwnie — ze wszech miar wskazane. Liczba sił naukowych pracujących pedagogicznie w uniwersytetach, to znaczy nie tylko profesorów, ale sił pomocniczych jest znikomo mała, tak mała, że poprostu nie ma o czym mówić. Jeżeli mówię o jednym asystencie na 50 studentów, to jest to marzenie ściętej głowy. Na wydziale prawnym nie mamy nawet jednego asystenta na dwustu. Więc nie ma mowy o jakiejkolwiek pracy naukowej, o nauczaniu zawodu, w najlepszym razie student przychodzi na wykład, a wykłady znów według naszej wadliwej metody mają wypełniać profesorowi przynajmniej 5 godzin jego pracy w tygodniu. Proszę sobie wyobrazić profesora, który chce dać w godzinnym wykładzie owoc rzeczywistej pracy naukowej i ma takich 5 godzin w ciągu tygodnia odrobić. Przecież to jest zupełnie niemożliwe; odrabiając 5 godzin w ciągu tygodnia takiej naukowej pracy, musiałby być jakimś geniuszem, odkrywcą itd. i jeszcze nie zdołałby tego zrobić. Musi sobie napisać jakiś skrypt i z roku na rok dosłownie to powtarzać, bo na co innego go nie stać. Wtedy w najlepszym razie wytwarza się sytuacja taka: profesor odczytuje swoje skrypty z roku na rok mniej więcej tej samej treści, słuchacze mniej więcej nudzą się na wykładach, zapamiętają je albo nie zapamiętają i wreszcie przychodzą do wniosku, że nie warto na wykłady przychodzić, a potem tworzy się uniwersytet korespondencyjny, przychodzą na egzamin i zdają go źle lub dobrze. To jest błędne koło, w które wpadamy. Wyjście jest jedno. W znacznym stopniu musi być udoskonalony stosunek wykładających do słuchaczów i musi być wytworzona taka sytuacja, gdzie odbywa się jakaś współpraca, gdzie profesor przychodzi do uniwersytetu, do słuchaczów z czymś, gdzie daje coś, co jest rezultatem jego pracy i gdzie obok niego pomocnicze siły przygotowują do zrozumienia tych rzeczy, gdzie odbywają się właśnie te seminaria pogardzane, które są jedyną formą pracy naukowej i które, jeżeli chodzi o politechnikę, o zakłady naukowe techniczne, dają pozytywne rezultaty. Proszę porównać sposób pracy stosowany w Politechnice Warszawskiej i w Uniwersytecie. To jest niebo i ziemia. Tutaj mają cały dzień zajęty, a tam cały dzień nie mają nic do roboty. Są takie lata na wydziale prawa, gdzie w ciągu dnia ma się 2–3 godziny wykładowe, a poza tym niewiadomo co robić ze sobą. Te rzeczy wymagają gwałtownie przerobienia.</u>
          <u xml:id="u-9.7" who="#WacławMakowski">A jeszcze dodałbym do tego, o czym mówił p. s. Chrzanowski, że to wszystko wymaga objęcia jednym planem; te wykłady historii, o których mówił p. s. Chrzanowski, w Niemczech — a potem i te wykłady nauki o współczesnym życiu, bo samą historią daleko nie pojedzie, bo życie nam mówi, co jest wokoło nas, mówi nam o tych zjawiskach, i o tym musimy wiedzieć. Ta nauka o życiu, o ustroju społecznym, politycznym, o zadaniach obywatela, o tym, co obywatel ma dziś robić, to są dziś także sprawy, o których powinien wiedzieć nie tylko poszczególny student prawa, nie tylko poszczególny student filozofii, ale wszyscy studenci. To wszystko musi być także planowo zorganizowane. Dlatego musi być jakaś przewodnia myśl, przewodnia idea, która to zrobi. I to można zrobić.</u>
          <u xml:id="u-9.8" who="#WacławMakowski">Jeszcze jedna rzecz, o której chciałbym powiedzieć, to jest zastraszający brak młodego narybku wśród sił naukowych. Od 20 lat okrągło mam do czynienia z młodzieżą w uniwersytecie warszawskim, od 20 lat miałem możność zbliżenia się do tej młodzieży nie ze względu na ustrój nauczania w uniwersytecie, ale wbrew temu ustrojowi, wbrew tym przeszkodom, wbrew tym trudnościom, które były. Miałem możność wychowania dużego zastępu ludzi, którzy dziś zajmują odpowiedzialne stanowiska, i to z powodzeniem, w rozmaitych działach zarządu państwowego, w rozmaitych działach życia społecznego. Utrzymuję nadal w dość znacznym stopniu z nimi kontakt. Proszę sobie wyobrazić, że nie znalazłem ani jednego, któryby się poświęcił karierze naukowej, profesorskiej. Owszem, dochodzą do wysokich stanowisk daleko prędzej, ale gdzie indziej, nie w karierze naukowej w uniwersytetach — a w uniwersytetach są nieobsadzone katedry, a uniwersytet pragnie, potrzebuje ludzi, którzyby mogli w nim pracować. Czym się to tłumaczy?</u>
          <u xml:id="u-9.9" who="#komentarz">(S. Śliwiński: Brak środków, ci ludzie głodują.)</u>
          <u xml:id="u-9.10" who="#WacławMakowski">Znowu jeszcze raz, wadliwa konstrukcja tego zagadnienia. A zagadnienie jest niesłychanie trudne. Brak środków — dobrze, ale jeżeli środki są, aby ten człowiek o wielkich zdolnościach i możliwościach mógł zostać — nie będę wymieniał tych stanowisk, nie chcę wymieniać — gdzie ich zabierają, i to odrazu, to dlaczegóż on nie mógłby znaleźć pracy na tej niwie, gdzie jest koniecznie potrzebny i gdzie właśnie potrzebne są siły pomocnicze. Z tymi siłami naukowymi pomocniczymi jest u nas po prostu tragedia; kapie się po kilka osób, tak z łaski, od czasu do czasu, trzeba błagać o każdego asystenta. Nie tu miejsce, żeby skargi wywodzić, ale to są rzeczy zadawnione, które muszą być w jakiś sposób rozstrzygnięte, bo inaczej nie będziemy mieli należycie przygotowanej młodzieży prawniczej, młodzieży uniwersyteckiej, nie będziemy mieli sprawy załatwionej. Będziemy mieli luki, przerwy, które się wypcha jakimiś paliatywami, jakimiś rzeczami niedostatecznymi, i to się odbije na całym życiu naukowym narodu. Otóż musimy na to znaleźć jakąś radę. Metoda reformy studiów, o której się teraz mówi, a któraby polegała na tym, że ten czy inny przedmiot będzie wykładany na pierwszym roku a nie na czwartym, a tamten na czwartym a nie na pierwszym — ta metoda do niczego nie doprowadzi, bo albo ten przedmiot będzie w ogóle dobrze wykładany — to wtedy wszystko jedno, na którym roku, albo będzie wykładany źle — i wtedy można go nie wykładać wcale. Otóż zagadnienie polega na tym, jak ma być ta rzecz zrobiona. W tym kierunku są już wielkie próby, są daleko idące posunięte prace. Realizacja tych prac napewno nie jest tak trudna, jak by się to na pierwszy rzut oka wydawało. Chodzi o to, aby raz wreszcie usystematyzować ta wszystko i doprowadzić do tego, abyśmy sobie zdali sprawę, czy chcemy mieć dobrze pracujące uniwersytety, czy też tylko chcemy zasłonić sobie oczy tym, że tylu a tylu studentów rzekomo zapisało się na uniwersytet i rzekomo na wykłady chodzi, czy też nie chodzi.</u>
          <u xml:id="u-9.11" who="#WacławMakowski">Konkludując to wszystko chcę dojść do wniosku: sytuacja na odcinku studiów uniwersyteckich jest bardzo niebezpieczna. Grozi ona tym, że w najbliższym czasie będzie się obniżał poziom tych, których się z uniwersytetów wypuszcza. Co roku obiecuję sobie, że podniosę poziom wymagań na uniwersytecie, i co roku od tej obietnicy muszę odstępować, bowiem nie ma możności do tego dojść. W ostatnich latach sytuacja się pod tym względem pogarsza zamiast się polepszać, pogarsza się przede wszystkim ze względu na stosunki ekonomiczne. Kiedy się zobaczy przychodzącą na wykład albo na egzamin bladą twarz z podsiniałymi oczyma, kiedy się wie, że prawdopodobnie od dwóch albo trzech dni taki kandydat do egzaminu nie jadł obiadu, to trudno stawiać mu wielkie wymagania i niedostateczną ocenę wiedząc, w jak ciężkich warunkach on studiuje. Ale to nie jest rozwiązanie sprawy. To rozwiązanie przez współczucie dla biedy, nie jest rozwiązaniem sprawy zgodnym z interesem społecznym.</u>
          <u xml:id="u-9.12" who="#komentarz">(Głosy: Słusznie.)</u>
          <u xml:id="u-9.13" who="#WacławMakowski">Zgodne z interesem nauki będzie inne rozwiązanie: dać możność tym, którzy do uniwersytetu przychodzą, chcą rzeczywiście studiować, dać im warunki, w którychby uczyć się mogli i dać taką organizację studiów, w którejby te niedomagania jeżeli nie całkiem zniknęły, to przynajmniej zostały sprowadzone do minimum,</u>
          <u xml:id="u-9.14" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-10">
          <u xml:id="u-10.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Wiesner.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-11">
          <u xml:id="u-11.0" who="#RudolfWiesner">Wysoka Izbo! Zagadnienie szkoły jest równoznaczne z zagadnieniem przyszłości narodu. Szkoła bowiem jest fundamentem, na którym buduje się wychowanie całego narodu, a od jej wewnętrznej wartości i jej rozbudowy zależeć będzie do jakiego stopnia przyszłość narodu zapewniona będzie i do jakiego stopnia szkoła ta z punktu widzenia narodowego może zostać uznaną. Dlatego stara się każdy naród, a tym samym i niemiecka grupa narodowa o rozbudowę swojego szkolnictwa, ażeby wychowanie sprowadzić na tory, gwarantujące przyszłość narodu. Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej gwarantuje wyraźnie swobodny rozwój właściwości narodowych każdej mniejszości narodowej. Zasada, że każde dziecko wychowane być musi w swym języku ojczystym jest zasadą, którą Państwo respektować powinno, a która Państwo zobowiązuje do usunięcia wszelkich przeszkód, przeciwstawiających się jej rozwojowi. Dla nas, Niemców w Polsce, jest zagadnienie dzieci niemieckich zupełnie jasne, stoimy bowiem na stanowisku, że dziecko niemieckie należy do szkoły niemieckiej. Pod nazwę „szkoła niemiecka” nie podciągamy tych szkół, w których dzieci nasze otrzymują kilka godzin nauki języka niemieckiego, albo naukę religiji w języku niemieckim, ani też tych szkół, w których uczą nauczyciele, nie władający wcale, albo też niedostatecznie językiem niemieckim. Jest rzeczą zupełnie zrozumiałą, że z zasadą narodowego wychowania łączy się zasada wychowania dziecka niemieckiego przez nauczyciela niemieckiego. Takie wychowanie umożliwi dopiero zapoznanie się dziecka z jego kulturą narodową, z jego historią i z jego właściwościami narodowymi, krótko mówiąc — z wszystkim tym, co stanowi jego dorobek kulturalny. Opuszczenie tej linii przewodniej w wychowaniu młodzieży pociąga za sobą ten skutek, że młodzież wskutek braku wychowania narodowego nie przedstawia tej wartości pod względem narodowym i obywatelskim, jakiej się Państwo łacno domagać może. Młodzież nie wychowana w duchu narodowym stanowi podatny grunt, na którym rozwijać się mogą różne tendencje koniunkturalne, to znaczy, że młodzież ta będzie chwiejną pod każdym względem.</u>
          <u xml:id="u-11.1" who="#RudolfWiesner">Niestety, musimy stwierdzić, że pod względem wychowania naszych dzieci sprawa przedstawia się jak najgorzej. Niech tylko kilka danych posłuży jako dowód naszego słusznego żądania, wycofania szkoły z walki politycznej, według wygłoszonych przez nas zasad. Grupa narodowa niemiecka posiada mniej więcej koło 90.000 dzieci w wieku szkolnym. Z tej liczby uczęszcza do szkół wyłącznie niemieckich około 30.000, reszta zaś uczęszcza do szkół polskich, względnie do szkół, w których naucza się języka niemieckiego, albo też nauki religiji w języku niemieckim w mierze niewystarczającej.</u>
          <u xml:id="u-11.2" who="#RudolfWiesner">Z 33.900 dzieci niemieckich w województwach poznańskim i pomorskim zmuszone jest 12.800 dzieci uczęszczać do szkół z językiem wykładowym polskim, w których nie naucza się języka niemieckiego, 5.000 zaś dzieci niemieckich uczęszcza do szkół, w których otrzymują od jednej do dwóch godzin tygodniowo nauki języka niemieckiego, a to tylko w klasach wyższych. W województwie śląskim uczęszcza z liczby 16.000 dzieci około 4.000 dzieci do szkół z językiem wykładowym polskim. Tak przedstawiają się stosunki szkolnictwa niemieckiego w dzielnicach zachodnich, o którym się twierdzi, że właśnie ono stoi na szczególnie wysokim poziomie. Podzielamy zdanie p. s. Komikę w mniemaniu, że jego wywody nie są jednostronne i przestrzegają zasady obopólności, jeżeli pan senator żąda, aby dzieci polskie nie były umieszczane w szkołach niemieckich. I my mamy to samo żądanie w stosunku do dzieci niemieckich. Wierzymy, że polski naród nie ma zamiaru odmawiać nam tego, czego żąda dla siebie. Stosunki szkolnictwa niemieckiego obrazują szczególnie jaskrawo cyfry z województw centralnych. Z ogólnej liczby 41.500 dzieci niemieckich otrzymuje 1.400 dzieci naukę w języku niemieckim, 13.500 otrzymuje naukę języka niemieckiego jako przedmiotu, 17.000 zaś uczęszcza wyłącznie do szkół wyłącznie polskich. Liczby te mówią same za siebie i wskazują kierunek, w którym zmierza przyszła nasza generacja, nie z własnej woli, ani z woli rodziców, jeżeli stan ten w przyszłości nie zostanie zmieniony.</u>
          <u xml:id="u-11.3" who="#RudolfWiesner">Stan szkolnictwa niemieckiego w Małopolsce i na Wołyniu przedstawia się nieco korzystniej, ale to tylko dlatego, że dzieci niemieckie uczęszczają prawie wyłącznie do szkół prywatnych. Jaskrawe upośledzenie szkół niemieckich przedstawia się w systematycznym obsadzaniu posad nauczycielskich przy szkołach niemieckich siłami nauczycielskimi polskimi. W województwie śląskim przypada na 41 szkół państwowych z językiem wykładowym niemieckim 157 sił nauczycielskich. Z tej liczby przyznaje się do narodowości niemieckiej 67 nauczycieli, do narodowości polskiej zaś 90 nauczycieli. Na 39 kierowników szkół mniejszościowych przypada tylko 2 kierowników narodowości niemieckiej. Nie inaczej przedstawiają się stosunki szkolnictwa niemieckiego w pozostałych dzielnicach.</u>
          <u xml:id="u-11.4" who="#RudolfWiesner">Specjalnemu omówieniu poświęcić muszę przykrości, z którymi spotyka się grupa narodowa niemiecka przy budowie szkół prywatnych. Nie tylko, że często całymi latami czekać musimy na pozwolenie na budowę, ale i w wypadku zezwolenia na budowę szkoły prywatnej spotykamy takie utrudnienia, że stanowi to wyjątek, jeżeli szkoła oddana być może do użytku szkolnego. Nie przeoczamy faktu, że nowe prawo budowlane stawia wielkie wymogi co do budowy nowych gmachów szkolnych, stoimy jednak na stanowisku, że lepiej będzie, jeżeli dzieci nasze nauczą się czytać i pisać w budynkach szkolnych nie odpowiadających w stu procentach wymogom prawa budowlanego, zamiast powiększać milionową armię analfabetów. Wszystkie budynki szkolne, zbudowane przed rokiem 1932, nie wyłączając szkół państwowych, nie odpowiadają wymogom nowego prawa budowlanego. Często odmawia się zezwolenia na użytkowanie budynku dla celów szkolnych, obojętne czy chodzi o budowę starszego czy nowszego typu, jedynie dla tego, że nie odpowiadają one w niektórych szczegółach podrzędnej natury wymogom prawa budowlanego. Wskutek tego stoją budynki próżne, chociaż nadają się do użytku szkolnego, a dzieci nasze zmuszone są albo chodzić całymi godzinami do szkół sąsiednich, albo też przebywać w godzinach popołudniowych w lokalach szkolnych, w których odbywała się nauka przez cale przedpołudnie. Nie od rzeczy będzie tu wskazać na przykład datujący się z czasów nowszych. W Zofiówce na Polesiu nie pozwoliła władza szkolna na użytkowanie nowego budynku szkolnego, lokal zaś dla nowo otwartej szkoły publicznej znajduje się w zwykłym domu wiejskim.</u>
          <u xml:id="u-11.5" who="#RudolfWiesner">Rozbudowę i utrzymywanie naszych szkół utrudnia fakt, że nauczyciele szkół prywatnych muszą corocznie prosić o pozwolenie na nauczanie. Jesteśmy zdania, że wystarczyłoby jednorazowe zezwolenie, tym bardziej, że władzom szkolnym przysługuje prawo nadzoru umożliwiające im usunąć każdego czasu siłę nauczycielską, która działa w duchu nie odpowiadającym przepisom szkolnym. Do tej samej kategorji przykrości w dziedzinie szkolnictwa należą nieustanne prawie dyslokacje nauczycieli niemieckich do szkół polskich i na odwrót, nauczycieli polskich do szkół niemieckich, motywując je stereotypowym uzasadnieniem: „dla dobra szkoły”.</u>
          <u xml:id="u-11.6" who="#RudolfWiesner">Musimy bezwzględnie wystąpić jeszcze przeciwko jednemu zarządzeniu, datującemu się z okresu przejściowego i zażądać jego ostatecznego zlikwidowania, to jest szkolnej komisji opisowej na Śląsku Cieszyńskim. Jesteśmy wszyscy tego zdania, że jedynie rodzice mogą zdecydować o tym, jakiej narodowości jest ich dziecko. Jest za to niemożliwym, że przynależność narodowościowa może być dowolnie ustalona i urzędowo zdecydowana, do jakiej szkoły dane dziecko ma uczęszczać.</u>
          <u xml:id="u-11.7" who="#RudolfWiesner">Poza tym prosimy Ministra, by chciał na to wpłynąć, żeby polscy nauczyciele historii i geografii w stosunku do dzieci niemieckich unikali wszystkiego, co by obrażało poczucie narodowe naszej młodzieży szkolnej. Postępowanie przeciwne nie da się pogodzić z duchem szkoły, która ma wychowywać nasze dzieci w miłości do własnego i poszanowania innego narodu.</u>
          <u xml:id="u-11.8" who="#RudolfWiesner">Podkreśla się często kulturalne odrębności między Polakami a Niemcami. Nie brak też deklaracyj, podkreślających gotowość poszanowania tych odrębności. Gdy się jednak mówi o niemieckich zagadnieniach kulturalnych, to bierze się najwyżej pod uwagę szkołę, kościół i stowarzyszenia śpiewacze. Ogranicza się na tym samym naszą kulturalną wolę twórczą w sposób nie odpowiadający naszemu pojęciu o niemieckiej kulturze. W obliczu sztuki scenicznej mamy te same zapotrzebowania jak inne kulturalnie wysoko stojące narody. W Państwie Polskim mamy tylko jeden stały teatr zawodowy w Bielsku. Tym więcej ubolewamy nad tym, że nie mamy możności niemieckich artystów w odpowiedniej liczbie zaprosić i zaangażować, którzyby mogli nas zapoznać z obecną sztuką teatralną narodu macierzystego i być nauczycielami dla znikomej liczby własnych sił artystycznych wśród dorastającej młodzieży. Nasze organizacje kulturalne proszą bardzo często bezskutecznie o zezwolenie na przyjazd dla niemieckich uczonych, dla niemieckich poetów i innych przedstawicieli obecnych niemieckich prądów kulturalnych. Znane nam są wypadki, gdzie nawet niemieckim chórom kościelnym czyniono trudności przyjazdowe lub też zabroniono im występów. Budujemy swoje kulturalne życie na Goetem, Schillerze i na klasykach niemieckich, lecz nie możemy przetrwać przy dziewiętnastym stuleciu i nie możemy być zmuszeni pozostać ciągle tylko u podstaw kultury niemieckiej i rościmy prawo korzystania z rezultatów dzisiejszej pracy umysłowej i artystycznej całego narodu niemieckiego. Chcemy żyć i pracować, lecz nie chcemy w żadnym wypadku wegetować jako anachronizmy kulturalne. Prosimy o zniesienie nieuzasadnionych niczym ograniczeń wjazdowych dla niemieckich artystów i uczonych celem umożliwienia im referatów i występów dla niemieckiej grupy narodowej.</u>
          <u xml:id="u-11.9" who="#RudolfWiesner">Z powyższego wynika, że szkolnictwo nasze i praca kulturalna nie mogą być w przyszłości traktowane w sposób dotychczasowy. Wierzymy, że na podstawie zasad, które wygłoszę, wymogi kulturalne niemieckiej grupy narodowej spełnione zostaną w duchu Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej:</u>
          <u xml:id="u-11.10" who="#RudolfWiesner">1) Dziecko niemieckie należy do szkoły niemieckiej.</u>
          <u xml:id="u-11.11" who="#RudolfWiesner">2) Dziecko niemieckie może wychowywać tylko nauczyciel niemiecki.</u>
          <u xml:id="u-11.12" who="#RudolfWiesner">3) Budowa szkół prywatnych niemieckich nie powinna napotykać na trudności, lecz winna być popierana przez władze.</u>
          <u xml:id="u-11.13" who="#RudolfWiesner">4) Uczęszczanie do szkoły niemieckiej nie może pociągać ujemnych skutków dla tych, którzy się przyznają do narodowości niemieckiej.</u>
          <u xml:id="u-11.14" who="#RudolfWiesner">5) W ramach obowiązujących ustaw szkolnych i w ramach wychowania obywatelskiego powinno się dać dziecku niemieckiemu możliwość zapoznania się z jego historią, z jego kulturą narodową, słowem z całym dorobkiem kulturalnym.</u>
          <u xml:id="u-11.15" who="#RudolfWiesner">6) Domagamy się zrozumienia dla naszego kulturalnego przekształcenia, które dotrzymuje kroku duchowi czasu i uwzględnia nowy kształt niemieckiego życia duchowego.</u>
          <u xml:id="u-11.16" who="#RudolfWiesner">Wywody p. Ministra Świętosławskiego, wygłoszone w toku dyskusji sejmowej, a które brzmią w przybliżeniu następująco: „W interesie Rzeczypospolitej, w sensie wspólnych zapotrzebowań wszystkich jej obywateli i w zgodzie z duchem i tradycją historii polskiej, leży konieczność dania możliwości wszystkim obywatelom niepolskiej narodowości do rozwoju ich wartości kulturalnych, z których może cały ogół korzystać, a które mają na celu bezpieczeństwo i rozbudowę Państwa Polskiego” — akceptujemy w zupełności.</u>
          <u xml:id="u-11.17" who="#RudolfWiesner">Myśli zawarte w tych wywodach zgadzają się z naszymi zasadniczymi pojęciami. Prosimy tylko o ich realizację.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-12">
          <u xml:id="u-12.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Michałowicz.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-13">
          <u xml:id="u-13.0" who="#MieczysławMichałowicz">Wysoka Izbo! Trudna jest rola mówcy w dyskusji nad budżetem Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Każdy przemawiający w sprawach budżetu poszczególnych ministerstw wypowiada w tej lub innej formie uwagi, które w sumie składają się na krytykę danego ministerstwa. Tymczasem krytykować działalność Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w tej chwili, krytykować ją w przemówieniu, którego ramy są ograniczone z natury rzeczy pod względem czasu, krytykować i tylko krytykować — byłoby niesłuszne.</u>
          <u xml:id="u-13.1" who="#MieczysławMichałowicz">Dlatego poruszając pewne smutne fakty z życia młodzieży akademickiej, omówiłem je w dyskusji ogólnej, motywując to tym że przyszły one do Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego z zewnątrz, wyrosły ponad granice tego Ministerstwa i stały się zagadnieniem ogólnopaństwowym i dlatego w skali zagadnienia ogólnopaństwowego o nich przemawiałem. Nikogo innego nie czyniłem odpowiedzialnym za te fakty, jak tylko nas samych. Mówiąc o nas samych powiedziałem, że wiele zalet musi sobie przyswoić obywatel Polski w czasie pokoju, bo wszystkie zalety zadecydują o przyszłym zwycięstwie podczas wojny; wiele wad musi wypalić rozpalonym żelazem z duszy swojej, bo wady mogą się stać zarodkiem przyszłych klęsk.</u>
          <u xml:id="u-13.2" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Barański.)</u>
          <u xml:id="u-13.3" who="#MieczysławMichałowicz">I dlatego byłem zdziwiony i zasmucony, że p. s. Petrażycki wyraził żal, że nie oszczędziłem mu wysłuchania pewnych faktów z życia naszych uczelni akademickich w dobie obecnej. Z przyjemnością bym to uczynił, ale przecież nie ja stworzyłem te fakty, ale pewne czynniki przenikające z zewnątrz do naszej młodzieży. Mówiłem bardzo oględnie. Nie zatrzymywałem się na poszczególnych epizodach. Nie wspomniałem np., że 6 lat temu, kiedy jeszcze nie było walk na tle antagonizmów rasowych, kiedy toczyły się walki w łonie samej polskiej młodzieży, byłem jako rektor świadkiem w biały dzień masakry przez kilkunastu uzbrojonych młodzieńców jednego nieuzbrojonego za to, że wypowiedział inne zdanie niż oni. Tym młodzieńcem był Polak z obozu t. zw. prorządowego. Sięgnę jeszcze dalej, kiedy też nie było walk na tle ras, ale kiedy były wybory pierwszego Prezydenta w wolnej Polsce i kiedy w ocenie ich wyników brała udział mało zaszczytny pewna część młodzieży. Walki na tle ras, prowadzone obecnie w ten sposób, to tylko moment przejściowy; poprzedziły go i nastąpią po nim walki między sobą na tle braku wszelkiej równowagi ducha, na tle namiętności nieokiełznanych instynktem sprawiedliwości. Nie stawiałem kropek nad „i”. Ale czyż Pan Senator, jako wojskowy rezerwy wysokiego stopnia, o wysokim poczuciu dyscypliny i jako prawnik o wysokim poczuciu sprawiedliwości, uważa za normalny objaw życia akademickiego, gdy studenci jednego wydziału mówią o profesorach drugiego wydziału piśmiennie, bo w ulotkach rozrzucanych masowo, w wyrazach tak nikczemnych, że ani mnie, ani Panu Senatorowi w tym dostojnym zgromadzeniu te wyrazy przez usta przejść nie mogą?</u>
          <u xml:id="u-13.4" who="#MieczysławMichałowicz">Czyż można uważać za objaw moralny, gdy studenci studiujący prawo, urządzają tak nikczemną parodię sądu nad swymi władzami, że znów ani ja, ani Pan Senator nie odważylibyśmy się mówić w tej Izbie o tych szczegółach?</u>
          <u xml:id="u-13.5" who="#MieczysławMichałowicz">Mówiłem wyraźnie, że liczba wymienionych powyżej typów stanowi nieliczny odsetek wśród kilku dziesiątków tysięcy akademików Polski. Mówiłem wyraźnie, że wierzę, że w chwili obecnej drzemią w młodzieży siły szlachetne i życzyłem, by jak najrychlej ujawniły się one na powierzchni życia. Praca nad organizacją tych sił i właśnie praca nad organizacją tych sił na terenie obronności Państwa jest przy moim udziale prowadzona. Nie dalej, jak kilka tygodni temu, młodzież odłamu, z którym pracuję, zgłosiła się do p. wojewody warszawskiego, ofiarując mu swą pracę dla zalesienia terenów podwarszawskich, świecących obecnie przeraźliwą pustką piasków, odsłaniających stolicę w razie działań wojennych. Młodzież, o której mówię i z którą pracuję, zorganizowała się w Ogólnopolski Komitet Funduszu Obrony Narodowej mniej więcej przed rokiem i o konsolidację na tym terenie zwróciła się do wszystkich ugrupowań akademickich. Niestety, otrzymała odpowiedź odmowną od tych ugrupowań, od których by należało właśnie w pierwszej linii oczekiwać akcesu.</u>
          <u xml:id="u-13.6" who="#MieczysławMichałowicz">Powracam po tym wyjaśnieniu, do którego zostałem zmuszony, do tematu głównego — do przenikania prądów z zewnątrz na teren Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Zaznacza się to przenikanie nie tylko na terenie szkolnictwa wyższego, ale też szkolnictwa średniego i powszechnego i utrudnia w wysokim stopniu pracę personelowi nauczycielskiemu. Nauczyciel musi przede wszystkim nauczać i wychowywać. Praca ta w obecnych warunkach nie jest łatwa. Niezwykłe przepełnienie szkół i brak wszystkim znany odpowiednich warunków utrudniają wypełnienie tych podstawowych obowiązków. Tymczasem od nauczyciela wymaga się jeszcze więcej, żąda się od niego wybitnego udziału w strażach ogniowych, w akcji sadzenia kwiatów i drzew owocowych, udziału w rozmaitych ligach i stowarzyszeniach. Ale i to byłoby jeszcze do zniesienia.</u>
          <u xml:id="u-13.7" who="#MieczysławMichałowicz">Gorszą jest atmosfera, w której pracuje nauczyciel. Cisną się d-o szkoły nieproszeni opiekunowie zewsząd, ideologowie rozmaitego autoramentu i, co gorzej, rozmaitego poziomu umysłowego i moralnego. Ideologia tych łaskawców przysparza nauczycielstwu najwięcej kłopotu, a nieraz pociąga dla niego za sobą ciężkie konsekwencje. Liczba małżeństw nauczycieli rozdzielonych od siebie i rozrzuconych po rozmaitych zakątkach Państwa świadczy wymownie już nie o pewnej surowości, ale, że znów użyję tego wyrazu — sadyzmie. I trzeba było aż grozy podwójnego samobójstwa rozdzielonego od siebie małżeństwa, ażeby zwrócono na to nieludzkie postępowanie uwagę i postarano się je naprawić. Do akcyj dodatnich obecnego p. Ministra należy naprawianie tego stanu rzeczy i łączenie rozerwanych stadeł małżeńskich z powrotem. Jeżeli dodamy o zależności biednego nauczyciela od takich potentatów, jak pisarz gminny, wójt, przodownik, wreszcie od ochotników delatorów, wypisujących niestworzone rzeczy w rozmaitych „Małych dziennikach, to musimy przyznać, że dola nauczyciela jest w wielu wypadkach nie do pozazdroszczenia.</u>
          <u xml:id="u-13.8" who="#MieczysławMichałowicz">Niejednokrotnie przychodziło mi na myśl, czy w tych warunkach nie należało by wprowadzić do seminariów nauczycielskich specjalnej gimnastyki kręgosłupa, aby nauczyć nauczyciela kłaniać się wprzód i wstecz, w lewo i w prawo, zależnie od tego skąd wiatr wie je. Sądzę, że byłoby to nie wskazane. Łatwiej bowiem jest kręgosłup wykrzywić, a nawet złamać, niż go potem wyprostować.</u>
          <u xml:id="u-13.9" who="#MieczysławMichałowicz">Ostatnio Państwowa Rada Nauczania zajmowała się pod przewodnictwem Pana Ministra stworzeniem warunków dla spokojnej, niezależnej pracy naszych nauczycieli. Podkreślam to z wielkim uznaniem i życzę Ministerstwu Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, ażeby na tej drodze osiągnęło jak najlepsze wyniki.</u>
          <u xml:id="u-13.10" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-14">
          <u xml:id="u-14.0" who="#JerzyBarański">Głos ma s. Maksymilian Malinowski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-15">
          <u xml:id="u-15.0" who="#MaksymilianMalinowski">Wysoka Izbo! Z wielką powagą i głęboko wnikając w istotę rzeczy mówili dziś przedmówcy moi o wychowaniu i nauczaniu w szkołach wyższych, o tym co się dzieje z młodzieżą i co czynić, by uregulować te stosunki, aby były one odpowiednie do tego, czego wymaga Polska. W ogóle mówiono dziś o pracach i działaniach Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego.</u>
          <u xml:id="u-15.1" who="#MaksymilianMalinowski">Ja pragnę poruszyć inną, moim zdaniem, najważniejszą sprawę, mianowicie podniesienie wzwyż wsi polskiej w tym zakresie, który należy do Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, podniesienia wzwyż umysłowości tej wsi, uświadomienia jak największego tak, ażeby wieś polska mogła współdziałać z tymi wszystkimi, którzy wzwyż pragną podnieść Polskę i rozumieją, w jaki sposób to należy uczynić. Hasło czy najzupełniej słuszny nakaz koniecznego przez wszystkich podniesienia Polski wzwyż, niczyim chyba tak wybitnie nie odpowiada potrzebom duszy, jak właśnie tych, którzy we wszechstronnym podniesieniu wzwyż rozwoju i uświadomienia ludu polskiego widzą najpewniejszą drogę podniesienia wzwyż całej Polski. Dlatego też zawsze, a zwłaszcza dziś, gdy zostało rzucone mądre hasło — nakaz obowiązku podnoszenia Polski wzwyż, narzuca się rozwadze i przemyśleniu zagadnienie co przede wszystkim, co niezawodnie i skutecznie może podnieść Polskę wzwyż.</u>
          <u xml:id="u-15.2" who="#MaksymilianMalinowski">W rozważaniach nad tym zagadnieniem wszyscy łącznie w podnoszeniu Polski wzwyż widzimy wszystko to, co w najrozmaitszy sposób podnosi technikę produkcyjną, dobrobyt kraju i Państwa, wartość i wydajność pracy społeczeństwa, co wzmaga twórcze i społeczne czynniki pojedyńczych ludzi i ogółu społeczeństwa, co podnosi i utrwala kulturę ogólną kraju, co stwarza i umacnia moralne pierwiastki i nastawienie narodu. Ale zgodzimy się zapewne, że dla urzeczywistnienia tych wszystkich elementów podniesienia Polski wzwyż, jedną z najważniejszych i najbardziej pewną, bodaj jedyną celową drogą jest nie mechaniczna bynajmniej, ale rzeczywiste głębokie podniesienie wzwyż poziomu duchowego, poziomu umysłowego człowieka obywatela i wydobycie jego sił twórczych, samodzielnie mogących działać wszędzie i na każdym miejscu. Idzie zwłaszcza o to, by w takim właśnie stanie uzdolnienia znalazły się te najszersze masy ludowe, o które mi chodzi. O ileż łatwiej będzie podnieść się wzwyż całej Polsce, gdy podniesie się owe 73% ludności, tych właśnie, których potencjonalnie drzemiące siły w większości leżą jeszcze bezczynnie i ani duchowo lub uczuciowo, ani umysłowo nie są wprowadzone w krąg świadomego wspólnego dla określonych celów działania.</u>
          <u xml:id="u-15.3" who="#MaksymilianMalinowski">Szkoła powszechna może wiele, bardzo wiele, ale nie może wszystkiego. Na fundamencie, ułożonym przez szkołę powszechną, musi przyjść dalsze wznoszenie reszty budowy z dachem i nawet z ozdobami, które również są potrzebą. Za najważniejszy, uzupełniający nauczanie szkoły powszechnej czynniki uważam dla rolnictwa wiejskiego — drobnego i średniego szkołę rolniczą. Ona może i musi stać się ośrodkiem rzeczywistego rozwoju człowieka obywatela wsi polskiej. Ona może i musi dać przyszłemu gospodarzowi rolnemu wsi to wszystko, co właśnie w sposób niezawodny obudzi drzemiące twórcze jego wartości umysłowe, które raz należycie obudzone dobudują resztę, a tym samym i zdobycie tych wszystkich drobiazgów praktycznego zawodowego życia i pracy, które są niezbędne w życiu powszednim. Ale samo tylko praktykowanie zawodowe, samo to, co się dziś rozumie pod nazwą przysposobienia rolniczego, w żaden sposób nie przyniesie Polsce rzeczywistego podniesienia jej wzwyż ze strony rolnictwa wiejskiego. Stwierdźmy przede wszystkim, że szkodnictwo rolnicze Polski zaspakaja minimalne potrzeby omawianego zakresu. Niedawno na senackiej Komisji Oświatowej zostało stwierdzone, że na 1.053.100 warsztatów przemysłowych i handlowych korzysta z nauki w szkołach zawodowych przemysłowo rzemieślniczych i handlowych ogółem 94.000 młodych adeptów tych zawodów. A na 3.262.000 warsztatów gospodarstw rolnych o powierzchni od 2 do 50 ha, według ostatniego wydawnictwa Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego do 143 szkół rolniczych uczęszcza ogółem 7.624 młodzieży wiejskiej. Zaledwie 5 7, młodych małżeństw wiejskich kojarzy się z tych młodych ludzi, którzy przeszli bardzo zresztą skromne wyszkolenie rolniczo zawodowe. Jakże wobec tego można mówić o szybkim podniesieniu się wzwyż wsi polskiej, wytwórczości jej, uspołecznienia i kultury, a nade wszystko należytego zorganizowania się jej gospodarczego i społecznego? Pod względem więc szkolnictwa zawodowego rolniczego, kraj w tak wysokim stopniu jak nasz rolniczy, jest do dziś wyposażony niepomiernie skąpo. Na 1.053.000 warsztatów przemysłowych i handlowych mamy 549 szkół zawodowych, a na 3.262.000 warsztatów rolnych Polski ogółem zaledwie 143 szkół zawodowych rolniczych niższych. Tam 94.000 uczniów, tu 7.624.</u>
          <u xml:id="u-15.4" who="#MaksymilianMalinowski">Ale to nie wszystko. Powstaje zagadnienie o wiele większej jeszcze wagi, zagadnienie samego programu rzeczonych szkół, ich akcji wychowawczej, a nade wszystko akcji budzenia w uczniu człowieka świadomego i mogącego celowo, w sposób twórczy spełniać nastręczające mu się zadania tak obywatelskie, jak i zawodowe oraz społeczne. Wszak musimy to sobie uświadomić, że dzisiejszy człowiek obywatel nie może być tylko bodajby najlepiej nawet zawodowo wyćwiczonym oraczem, kopaczem, młockarzem, a nawet umiejącym szczepić, prowadzić hodowlę pszczół, żywić w przepisany sposób bydło lub trzodę, a nawet domowników. Wszystkie te „zawodowe przysposobienia” państwowo, gospodarczo, społecznie, a nawet i kulturalnie mogą mieć znaczenie, ale mogą rzeczywiście podnieść Polskę wzwyż jedynie wówczas, gdy pracom tym przyświecać będzie pełnia umysłowego rozwoju człowieka i przez to właśnie pełnia jego twórczych wartości. Bez używotnienia tych właśnie duchowych i umysłowych wartości, człowiek o zawodowym przysposobieniu będzie zawsze tylko połowicznym człowiekiem i obywatelem, oglądającym się na kogoś z zewnątrz. Nie chcę tu dawać przykładów bardzo nam zresztą bliskich: najbardziej wzorowo przysposobiony rolniczo gospodarz nie potrafił, czy nie potrafi się zdobyć na samodzielnie twórczy czyn. Na zasadzie wieloletnich obserwacyj i doświadczeń we własnym kraju i na zasadzie obserwacyj czynionych przez wiele lat w krajach, w których lud rolny i jego rozwój umysłowy stanowił podstawę nadzwyczajnego rozwoju całego narodu i państwa, jestem przeświadczony: 1) że tylko wielki posiew wiedzy i szeroko pojętej oświaty, że tylko głębokie obudzenie i pobudzenie przez ową wiedzę i oświatę ducha ludu rolnego da dziś narodowi i Państwu szeroką, mocną i trwałą podstawę podniesienia Polski wzwyż i utrzymania jej na tym wysokim poziomie; 2) zaś przy takim jedynie w zasadzie głównym duchowym i umysłowym rozwoju człowieka — ludu wszelkie przysposobienia rolnicze przyjdą z łatwością, jako dodatkowe chętnie i łatwo przyswajane czynności praktyczne. Osobiście obserwowałem to w Dani, gdzie zazwyczaj obok wykładów ogólnokształcących literatury zwykłej lub podaniowej (sagi) albo charakterystyki dzieł danego pisarza, albo po wykładzie historii ogólnej albo ekonomii odbywały się gdzieś na uboczu pokazy robót praktycznych np. dojenia krów, przygotowywania paszy, albo szczepienia drzew owocowych.</u>
          <u xml:id="u-15.5" who="#MaksymilianMalinowski">W Dzienniku Rozporządzeń Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego z dnia 26 grudnia 1936 r. czytamy zarządzenia i statuty państwowych lub publicznych „Szkół Przysposobienia Rolniczego”. „Zadaniem tych szkół jest — cytuję dosłownie — przygotowanie młodzieży wiejskiej do samodzielnej pracy w mniejszych gospodarstwach rolnych oraz wychowanie na zamiłowanych w swoim zawodzie pracowników, a zarazem obywateli świadomych swych obowiązków względem społeczeństwa i Państwa. A do obowiązków Rady Pedagogicznej należy dbać, aby uczeń pogłębiał życie religijne i zdobywał wiedzę i umiejętności potrzebne do pracy w rolnictwie i do życia społecznego w związku ze swoim zawodem”. Rozumiem, że tego właśnie przysposobienia rolniczego dziś jest już o wiele zamało, by obywatel spełniał swe obowiązki wszechstronnego podnoszenia Polski wzwyż, gdy obowiązany i całym życiem zmuszony jest stosować się do ekonomicznego, kulturalnego i umysłowego współdziałania w szalonym tempie nowocześnie rozwijającego się gospodarczego i kulturalnego życia całego świata. Widzimy, że i stojący na bardzo wysokim stopniu ogólnego rozwoju lud duński częstokroć nie może dziś nadążyć w wyścigu o poczesne dla siebie miejsce technicznie i kulturalnie, na wysokim poziomie stawianej dziś przez świat wytwórczości. Biorąc tylko życie materialne łatwo stwierdzimy, że np. nasz przemysł bekoniarski a nawet i mleczarski jest w rękach ludzi najmniej z rolnictwem związanych. I nic dziwnego, rolnik nawet najlepiej umiejący szczepić drzewa, albo przyrządzić paszę, nie jest w stanie umysłem swoim objąć tych kręgów życia, które dziś zazębiają się nieraz z koniecznością subtelnego prowadzenia swych organizacyj w łączności aż z organizacjami światowymi, w ten lub ów sposób współpracującymi z Polską. Według rozporządzenia z dnia 26 grudnia 1936 r. nasze szkoły rolnicze dla drobnego i średniego rolnictwa polskiego mają być tylko „przysposobieniem rolniczym” i mają wychowywać tylko „na zamiłowanych w swoim zawodzie pracowników”, dawać im „wiedzę i umiejętności potrzebne do pracy w rolnictwie”.</u>
          <u xml:id="u-15.6" who="#MaksymilianMalinowski">Określenia czy orzeczenia te dziwnie jednakowo określają zadanie szkolenia chłopa z epoki starej z końca XVII wieku. „W interesie powszechnym — czytamy w „Zbiorze niektórych materii politycznych” ks. A. Popławskiego — leży oświecenie chłopów, lecz tylko o tyle, aby wydoskonalić w nich „najpotrzebniejsze i najpożyteczniejsze rolniczej sztuki instrumenty”. Na wezwanie znanego biskupa Massalskiego co do tego, „jakie nauki należałoby dawać kmiotkom”, w r. 1770 odpowiedział właśnie najwybitniejszy tego czasu ekonomista i pedagog ks. A. Popławski. Odpowiedział, że: „ponieważ cel uszczęśliwienia tych, co się rolnikami urodzili, na tymże rolnictwie ma się kończyć, to nauczanie powinno przysposobić ich do przyrodzonego zawodu i obejmować ma nadto naukę chrześcijańską połączoną z informacją o gusłach i zabobonach, a nadto rachunki”. Takimi były wskazania ekonomisty i pedagoga polskiego w końcu wieku XVII w dziedzinie przysposobienia zawodowego ówczesnego pańszczyźnianego rodnika chłopa.</u>
          <u xml:id="u-15.7" who="#MaksymilianMalinowski">W zeszycie 2 „Rolnictwa” wydawanego z zasiłku Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych p. W. Miśkiewicz, wizytator Ministerstwa Wyznań Religijjnych i Oświecenia Publicznego, podaje taki rozkład zajęć w obecnych szkołach „Przysposobienia Rolniczego”: Zajęcia praktyczne 23 godzin tygodniowo, wykłady klasowe rolnictwa 14 godzin. Zajęcia praktyczne umieszczone są na pierwszym planie. Nauki ogólne: nauka o Polsce, rachunki, higiena, religija i język polski mają dla siebie 11 godzin tygodniowo. „Jako podstawę praktycznego nauczania przyjęto zajęcia praktyczne” — powiada wizytator p. Miśkiewicz i dodaje, że od t. zw. „typu pszczelińskiego” nie dało się dotychczas nic lepszego wymyślić. Nie dawniej jak ubiegłego tygodnia w trakcie obrad tej Wysokiej Izby słyszeliśmy takie hasła, jak że „najważniejszym fundamentem rozwoju państwa jest wiedza i oświata”. Dotyczyło to oczywiście całego narodu, a więc i ludu, który nie tylko jest największym czynnikiem obrony, ale i produkcji. Czy samo tylko przyswojenie sobie pewnych praktycznych zajęć w polu, stolarstwa, koszykarstwa i naprawy narzędzi w domu dziś mogą wystarczyć tym masom i Państwu? Stwierdzam niniejszym, że „typ pszczeliński” w chwili jego zakładania i pierwszych 4 lat prowadzenia, jak następnie Kruszynek, Gołubczyzna, Sokołówka, bynajmniej nie były prototypem dzisiejszych szkół „przysposobienia rolniczego”. Typ pszczeliński” istotnie stworzyło nam życie, ale życie wymagające możliwie szerokiego posiewu możliwie najgłębiej w młodzieży rolniczej nauki, wiedzy i płynącej z nich oświaty dla umysłów, dla dusz, dla uczuć najszlachetniejszych.</u>
          <u xml:id="u-15.8" who="#MaksymilianMalinowski">Pozytywizm powstały na gruncie Szkoły Głównej w drugiej połowie wieku ubiegłego przyniósł krajowi tę wielką rzecz, że krzewił rzeczywistą oświatę i wiedzę. Stąd przyszło, że i działalność oświatowa najlepszych w Polsce ludzi w stosunku do ludu wiejskiego krzewiła wtedy głęboką, rzeczywistą wiedzę. Ta właśnie wiedza nawet bez pokazów i szczególnego przysposobienia praktycznego wprowadzała do wsi polskiej najdoskonalsze metody pracy praktycznej: upraw, siewu, nawożenia, robót pszczelarskich i innych. A o ileż więcej uczyniłaby dziś działalność zapoczątkowanego przez prof. Pomorskiego „przysposobienia rolniczego”, gdyby była oparta o rzeczywistą szeroko pojmowaną wiedzę, dawaną przez szkoły rolnicze. „Typ pszczeliński” zapoczątkował zgodnie z tendencjami wyżej wyrażonymi prócz pokazów i praktyki robót praktycznych główną treść elementów wiedzy, która jedynie oświeca i podnosi człowieka wzwyż: wiedzy przyrodniczej, historycznej, społecznej, gospodarczej, kulturalnej i głęboko utrwalającej moralność. Tą drogą prowadzony był lud rolny i w krajach skandynawskich. Dzisiejszy profesor Uniwersytetu J. P. p. Wójcicki w sposób nadzwyczaj poglądowy wykładał w Pszczelinie botanikę i istotę życia roślin, dzisiejszy profesor tegoż uniwersytetu p. Milobędzki, w sposób bardzo przystępny dawał uczniom Pszczelina pogląd i zrozumienie, czym w rolnictwie są procesy chemiczne. Zasady rolnictwa, ogrodnictwa, hodowli w ten sam sposób były wykładane. Bodajże jedynie pszczeliniacy w okresie tym mieli wykłady „ekonomii rolnictwa i ogrodnictwa” na wykładach szkoły historycznej wzorowane. Historia Polski i wydobywanie przez nią z duszy ludu najgłębszego jej patriotyzmu nie były prowadzone metodą rzemieślniczą. Uśpione w duszach ludu potrzeby ideowego działania w życiu, w jego społecznych doznaniach budzone były przykładami z historii cywilizacji i przykładami ogólnego rozwoju ludzkości. Uniwersytety Dani dawały nam wtedy wzór. Tak samo później prowadzone szkoły — Kruszynek i Gołubczyzna.</u>
          <u xml:id="u-15.9" who="#MaksymilianMalinowski">Dania w ludzie swoim podnosiła kulturę w wykładach o Szekspirze, a obyczajność swej wsi nawet przez wykłady i przytaczanie ustępów z dzieł Marka Twaina. Pobudki do patriotyzmu odtwarzała nie tylko w faktach i nastrojach pisanych dziejów, ale nawet w głębiach podań, sag ludów skandynawskich, rozwój zaś godności narodowej i człowieczeństwa utrwalała przez wykłady o kulturze i sztuce narodów przeszłości i teraźniejszości. Idea współdzielczości wyrosła tam z wykładów o solidaryzmie, mającym swe źródło w rozumie człowieka dojrzałego duchowo i umysłowo, a wspierana była wykładami o tych nowych koniunkturach gospodarczych, jakie w owym czasie (lata 80-te) przeistaczały życie gospodarcze wsi (uprzemysławianie się jej). Życie wsi duńskiej otrzymało wtedy nowy ton, nowe ideały, nowe horyzonty widzenia, tak, że w kraju, że wśród ludu jego nowy wie je powiew. „W tych warunkach — czytamy w opiniach o tych przeobrażeniach — ostatniemu wśród tego ludu powodzi się dobrze i nie życzy on sobie żadnych przewrotów: sam je stopniowo stwarza i państwa swego moc utrwala”.</u>
          <u xml:id="u-15.10" who="#MaksymilianMalinowski">Nie dokona tego w Polsce szkoła przysposobienia rolniczego z 57 godzinami zajęć praktycznych przy 11 godzinach wykładów na poziomie ekonomisty i pedagoga z końca XVII wieku.</u>
          <u xml:id="u-15.11" who="#MaksymilianMalinowski">Na senackiej Komisji Oświatowej p. Minister Świętosławski oznajmił, że jeszcze w roku bieżącym sprawa przebudowy niższych szkół rolniczych — zapewne więc owych szkół „przysposobienia rolniczego” — wejdzie pod obrady Ministerstwa Wyznań Religijjnych i Oświecenia Publicznego w łączności z Ministerstwem Rolnictwa i Reform Rolnych. Uważam tę sprawę za pilną i konieczną. Zapoczątkowane przez ś. p. prof. Pomorskiego i prowadzone, jak są o tym informacje, coraz żywiej właściwe po całym terenie, praktykowane też w Anglii lub w Stanach Zjednoczonych, organizacje „przysposobienia rolniczego” powinny zostać czym są. Ale szkoły rolnicze dla ludności wiejskiej w naszych warunkach krajowych i państwowych nie mogą i nie powinny być tylko „przysposobieniem rolniczym”. Wiedza, głęboko przeobrażająca umysłowość wsi polskiej, jest dziś koniecznością dziejowej naszej rzeczywistości.</u>
          <u xml:id="u-15.12" who="#MaksymilianMalinowski">Stawiam też swoje postulaty:</u>
          <u xml:id="u-15.13" who="#MaksymilianMalinowski">1) Wieś polska, jej rolnictwo musi otrzymać o 2/3 większą liczbę szkół; co najmniej musi być zrównana z ilością szkół zawodowych miast w stosunku do ich warsztatów pracy.</u>
          <u xml:id="u-15.14" who="#MaksymilianMalinowski">2) Szkoły rolnicze niższe winny być tak zorganizowane, ażeby dawały wsi możliwie pełnię, rozbudzającego twórczego ducha ludności wiejskiej, wiedzy, oświaty.</u>
          <u xml:id="u-15.15" who="#MaksymilianMalinowski">3) Wieś, jak to było w latach 90-tych ubiegłego wieku powinna otrzymać obfitość tych wydawnictw, które zapewnią i rozszerzą jej wiedzę ogólną, dawaną przez szkoły rolnicze.</u>
          <u xml:id="u-15.16" who="#MaksymilianMalinowski">Panie Ministrze! Niejednokrotnie myślałem o tych sprawach, które tutaj dziś wyłożyłem i niejednokrotnie myślałem w ostatnich czasach o tym, żeby zwrotem mickiewiczowskim zwrócić się do Pana Ministra, aby „zazierał w dusze masy ludowej” i zwrotem mickiewiczowskim wypowiem, żeby zazierał także do tych intencyj i do tych metod i sposobów, jakimi w latach 90-tych ludzie najlepsi w Polsce starali się oświecać lud. I w to, czym oświecać, jaką wiedzą? Czy tą wiedzą, która bałamuci i do niczego zdrowego nie prowadzi, czy też tą wiedzą, która buduje umysłowość, buduje ducha, i która rozwija w tym ludzie żądzę poznawania wszystkiego, co jest? Wszak w owym czasie myśmy wszyscy i ci działacze, którzy wówczas byli, mieliśmy przed sobą wroga. I powiem jeszcze, że ta głęboka wiedza, którą dawano w tych książkach, które mówiły o gwiazdach, o niebie, o ziemi, o historii i przyrodzie podniosła ten lud na wyżyny tak, że potrafił stanąć przeciw wrogowi. Ale dzisiaj lud ma budować, dziś 70% ludności Państwa ma się przyczynić i może się przyczynić, aby podnieść Polskę wzwyż przez podniesienie siebie wzwyż. Dziś słyszałem osobiście i słyszeliśmy wszyscy, że są, czy mogą być jakieś wpływy na Ministerstwo, żeby w tym lub w owym kierunku prowadziło swą prace. Czy tak jest, ja nie wiem. Słyszałem o tym i to budzi we mnie obawy. Jestem z tego pokolenia, które widziało czym trzeba podnieść lud polski — rzeczywistą prawdziwą wiedzą, którą trzeba dać w szkole rolniczej i dać w wydawnictwach takich, jakimi były wydawnictwa Towarzystwa Oświaty Ludowej w 90-tych latach.</u>
          <u xml:id="u-15.17" who="#MaksymilianMalinowski">W ostatnim czasie, jak widzimy, Ministerstwo przeszło na to, że szkoły rolnicze uczyniło szkołami przysposobienia rolniczego. My się obawiamy, że ta rzecz nie da Polsce tego, czego ona wymaga. I dlatego pozwoliłem sobie na to zwrócić uwagę, tak jak szanowni koledzy senatorowie, moi przedmówcy, zwracali uwagę na rzeczy inne, dotyczące szkół wyższych.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-16">
          <u xml:id="u-16.0" who="#JerzyBarański">Głos ma s. Seib.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-17">
          <u xml:id="u-17.0" who="#TadeuszJózefSeib">Wysoka Izbo! Pragnę poruszyć kilka spraw, których podłożem jest troska o normalny bieg pracy szkolnej, o wyniki tej pracy zarówno wychowawczej, jak i naukowej i wreszcie troska o godność szerokich rzesz naszego nauczycielstwa.</u>
          <u xml:id="u-17.1" who="#TadeuszJózefSeib">Mówiąc zaś o pracy szkolnej i związanych z nią rezultatach, nie mam bynajmniej zamiaru, bo nie po temu miejsce, rozpatrywać tego zagadnienia w pełnej skali czynników, metod czy środków, warunkujących jakość owej pracy. Zdecydowałem się jedynie po uprzednim uprzytomnieniu sobie faktu, że jednym z najważniejszych czynników, składających się na pojęcie szkoły, jest nauczyciel i że od niego właśnie zależne są w dużej mierze więcej lub mniej dodatnie wyniki oddziaływań szkoły, przypomnieć równocześnie, iż walor wysiłków nauczyciela, w którym wszyscy przecież pragniemy widzieć pracownika o zdecydowanym poczuciu odpowiedzialności, miłośnika dusz ludzkich i pełnego radości entuzjastę, zawisły jest nie tylko od wewnętrznych jego wartości, ale w równej mierze także i od warunków zewnętrznych, w jakich on pracuje. I pomijając troski materialne w jakich znajduje się nasze nauczycielstwo — nie wspominając nic o nadmiernym przeciążeniu pracą obowiązkową i nieobowiązkową — nie sposób przejść do porządku nad stosunkiem pewnych sfer odpowiedzialnych i to przynajmniej w tym samym stopniu co i nauczycielstwo za wypełnianie obowiązków i ciążącego na nich posłannictwa, jaki sfery te zajęły wobec nauczycielstwa, a szczególnie tej jego grupy, która z racji ideowych, czy powiedzmy ściśle zawodowych, skupiła się licznie w Związku Nauczycielstwa Polskiego. Od pewnego czasu bowiem jesteśmy świadkami wzmożonych ataków na nauczycielstwo związkowe, przy czym pomawia się je o bezbożnictwo, o komunizm, deprawację dusz dziecięcych, słowem o wszystko, co mogłoby poniżyć jego godność i pomniejszyć jego znaczenie w społeczeństwie.</u>
          <u xml:id="u-17.2" who="#TadeuszJózefSeib">Niewybredne metody i środki, stosowane dla zgnębienia owej organizacji, są wyrazem nie tylko poziomu kulturalnego i uczuciowego inspiratorów i ich usłużnych kondotierów, ale nade wszystko wykładnikiem tendencyj, zmierzających do unicestwienia wpływów szkoły dzisiejszej w ogóle...</u>
          <u xml:id="u-17.3" who="#komentarz">(S. Radziwiłł: Niech Pan wyraźnie powie, o kim Pan mówi w ten sposób „kondotierzy”? Czy to jest duchowieństwo katolickie?)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-18">
          <u xml:id="u-18.0" who="#JerzyBarański">Proszę Panów o spokój i nie przerywanie mówcy.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-19">
          <u xml:id="u-19.0" who="#TadeuszJózefSeib">Proszę Pana, nazwiska niczyjego nie wymieniłem.</u>
          <u xml:id="u-19.1" who="#komentarz">(S. Radziwiłł: Niech Pan wymieni wyraźnie, o kim Pan mówi.)</u>
          <u xml:id="u-19.2" who="#TadeuszJózefSeib">Pozostawiam Panu Senatorowi możność dowolnej interpretacji tego co mówię.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-20">
          <u xml:id="u-20.0" who="#JerzyBarański">Niech Pan będzie łaskaw kontynuować swe przemówienie i nie prowadzić dialogów.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-21">
          <u xml:id="u-21.0" who="#TadeuszJózefSeib">...i oczywiście z myślą zaciążenia nad nią brzemieniem zacofania i nieuctwa.</u>
          <u xml:id="u-21.1" who="#TadeuszJózefSeib">Nie jestem członkiem Związku Nauczycielstwa Polskiego, nie mam również pełnomocnictw do zastępowania tu jego interesów, tym nie mniej jednak nie wolno mi, choćby z pobudek obywatelskich, nie stanąć w obronie pięknej karty, jaką organizacja ta zdobyła w dziejach naszego szkolnictwa ostatnich dziesięcioleci. Nie wolno mi nie stanąć w obronie dorobku kulturalnego i materialnego przysporzonego i przysparzanego przez Związek Nauczycielstwa Polskiego, a nade wszystko zaś w obronie owego żywego, twórczego elementu, który za dewizę wziął sobie rzetelną służbę Rzeczypospolitej przez dążenie do zapewnienia oświacie należytego stanowiska w życiu Państwa, podnoszenie wartości i stanowiska społecznego zawodu nauczycielskiego, rozwój polskiej myśli wychowawczej, udoskonalenie środków i metod wychowania i nauczania. Element ten, to nie garstka ludzi, ale 50-tysięczna armia, stojąca na straży wszelkich wartości narodowych i budująca jutro Polski w milionach serc i umysłów przyszłych obywateli.</u>
          <u xml:id="u-21.2" who="#TadeuszJózefSeib">Przytaczano z tej trybuny już po wielekroć owe złote myśli, wybrane z naszej narodowej ewangelii, cytowano bowiem słowa Marszałka Piłsudskiego o wzniosłych zadaniach szkoły i nauczyciela oraz o wielkim ich prawie do zasługi obok armii.</u>
          <u xml:id="u-21.3" who="#TadeuszJózefSeib">Uznanie to wyrażone przez genialnego Wychowawcę Narodu nie było gestem uprzejmości ani też zwrotem retorycznym na odczepne. Opierało się ono na licznych dowodach rzetelnej i, śmiem rzec, ofiarnej służby dla kraju. A dowodów na to nie potrzeba szukać po lamusach, albowiem tkwią one żywo w pamięci ludzi nieuprzedzonych, gdy idzie o pracę nauczycielstwa i to przede wszystkim nauczycielstwa, zrzeszonego w Związku jeszcze w czasie niewoli, i zaprzątają mocno uwagę, jeśli mowa o chwili obecnej.</u>
          <u xml:id="u-21.4" who="#TadeuszJózefSeib">Skontrolujmy fakty. Oto równolegle z wysiłkami Państwa Związek Nauczycielstwa Polskiego czyni nie mniej pozytywne starania około dokształcania nauczycielstwa i uświadamiania społeczeństwa w rzeczach ustroju i potrzeb szkolnictwa. Odnośnie wspomnianego zaś dokształcania organizuje np. okresowe a nawet stałe kursy o różnych poziomach nauki, wydaje 17 pism naukowych dla użytku szkoły, rozchodzących się co miesiąc w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy, zajmuje się wydawaniem najcelniejszych dzieł tak swoich jak i obcych uczonych z zakresu nauki o wychowaniu i nauczaniu; wreszcie przychodzi nauczycielstwu z pomocą w dostarczaniu tak znakomitych środków naukowych jak „Ilustracja Szkolna” lub czasopisma i lektura dla młodzieży. Zajmując stanowisko naprawdę bezstronne, każdy nieuprzedzony człowiek winien przynajmniej życzliwie odnosić się do działalności Związku jako instytucji.</u>
          <u xml:id="u-21.5" who="#TadeuszJózefSeib">Tymczasem, jak o tym wspomniałem już na początku, prowadzi się przeciw niemu zażartą kampanię. Zaczęto od „Płomyka”. Asumpt zaś do ataku dał jeden jedyny na przestrzeni kilkunastu lat wydawnictwa, powiedzmy, że może nawet niefortunny, numer tego pisma. Nic nie pomogło jednak, że pod naporem opinii nie tylko społeczeństwa, ale samego nauczycielstwa związkowego dokonano szereg zmian osobowych w redakcji „Płomyka” i że spełnia on w dalszym ciągu nienagannie swoje przeznaczenie, rozchodząc się nie mniej i nie więcej, jeno w 400.000 egzemplarzy miesięcznie.</u>
          <u xml:id="u-21.6" who="#komentarz">(S. Radziwiłł: Przymusowo abonowanych.)</u>
          <u xml:id="u-21.7" who="#TadeuszJózefSeib">Inspiruje się zebrania opiek rodzicielskich, zwołuje się często zgromadzenia osób, które ze szkołą nie tylko nie utrzymują żadnego kontaktu, ale które w swoim życiu nie zetknęły się nigdy z treścią tego pisma, a czyni się to wszystko po to, by pod adresem wydawnictwa rzucić szereg obelg i by uchwałami na tych zebraniach podejmowanymi teroryzować po prostu rodziców i oczywiście nauczycieli, którzy z uwagi na wartość „Płomyka” nie przestali w dalszym ciągu posługiwać się nim w nauczaniu. Gdy te metody chybiają, wciąga się w wir walki młodzież szkolną, bo owi nieprzejednani wrogowie „płomykowi” podszeptują dziatwie sposoby rozprawiania się z młodocianymi zwolennikami „Płomyka”.</u>
          <u xml:id="u-21.8" who="#komentarz">(S. Sieroszewski: Hańba.)</u>
          <u xml:id="u-21.9" who="#TadeuszJózefSeib">I cóż wobec podobnego stanu rzeczy dziwnego, że np. w jednej ze szkół toruńskich dziatwa klasy VI, podzielona na dwa obozy zwalczające się, wymyśla sobie nawzajem od komunistów i zacofańców? Jakie efekty wychowawcze przyniesie podobnie nieobliczalna działalność ludzi, pozbawionych zmysłu wychowawczego, pozostawiam to ocenie władz. A przecież, na miły Bóg, najwyższy czas, by wiedziano powszechnie w Polsce, że wśród 70 kilku wydawnictw całego świata, uznanych przez wybitnych ekspertów przy Sekcji Literatury Dziecięcej Międzynarodowego Biura dla Spraw Wychowania, urzędującego w Genewie, za typowo idealne, właśnie nasz „Płomyk” zdobył jedno z poczesnych miejsc, już to ze względu na zespół najlepszych autorów, piszących w „Płomyku”, już to z powodu treści, czy ze względu na wzorowy układ techniczny. Za ów dorobek anonsujący Polskę tak pięknie za granicą, wydawcy, no i z kolei czytelnicy „Płomyka” nie zasługują w oczach pewnej części naszego społeczeństwa na nic lepszego, jak na miano komunistów.</u>
          <u xml:id="u-21.10" who="#komentarz">(S. Sieroszewski: Hańba. S. Radziwiłł: Są na to wyroki sądowe.)</u>
          <u xml:id="u-21.11" who="#TadeuszJózefSeib">Zbyt pochopnie zresztą szafuje się u nas tym przezwiskiem, tak jak zanadto skwapliwie posądza się ludzi o bezbożnictwo. Gdy idzie o nauczycieli, to owa kampania, te napaści, prowadzone zorganizowanie i z premedytacją, nie przynoszą, oczywiście, korzyści ani szkolnictwu ani nauczycielstwu. Żyjąc bowiem w ustawicznym naprężeniu nerwów, w ciągłej rozterce, w przygnębionym nastroju, wyczerpuje się jego energia do pracy zawodowej. I dlatego słuszne jest woła nie, jakie i dziś z tej trybuny słyszeliśmy z ust s. Beczkowicza, wołanie nauczycielstwa o stanowczą obronę ze strony władz...</u>
          <u xml:id="u-21.12" who="#komentarz">(S. Sieroszewski: Brawo.)</u>
          <u xml:id="u-21.13" who="#TadeuszJózefSeib">...które na szczęście posiadają u nas jeszcze wyłączne prawo wkraczania w życie szkoły i korygowania poczynań nauczycieli.</u>
          <u xml:id="u-21.14" who="#TadeuszJózefSeib">Ale wkraczając jeszcze na moment na teren Związku Nauczycielstwa Polskiego, chcę zauważyć, iż niewątpliwie w tak wielkiej organizacji mogą się zdarzyć uchybienia, niedociągnięcia, braki, a nawet błędy. Jestem jednak zdania, że braki te powinny być usuwane przez ogół nauczycielstwa. W każdym razie nie może to być powodem do ataków na całą organizację i do usiłowań zniszczenia wieloletniego dorobku kulturalnego i materialnego olbrzymich rzesz nauczycielstwa polskiego.</u>
          <u xml:id="u-21.15" who="#komentarz">(S. Sieroszewski Hańba.)</u>
          <u xml:id="u-21.16" who="#TadeuszJózefSeib">Nauczycielstwo samo niewątpliwie uporządkuje to, co powinno być uporządkowane. Jego kompetencji tedy należy pozostawić sprawy Związku.</u>
          <u xml:id="u-21.17" who="#TadeuszJózefSeib">Prowadząc do konieczności stworzenia właściwej atmosfery pracy szkolnej, nie mogę jeszcze pominąć sprawy t. zw. anonimowych doniesień do władz, które są bodaj że jednym z dalszych przejawów walki z nauczycielstwem, a które, jak mi wiadomo, stają się plagą dla niektórych kuratoriów i inspektoratów szkolnych. Sens mego zaczepienia o anonimy leży w tym, że władze szkolne zbyt mocno, zbyt, powiedziałbym, rygorystycznie respektują podobne doniesienia. Przeprowadza się dochodzenia, które najczęściej nie potwierdzają oskarżeń, jeno powodują stratę czasu i niepotrzebne wydatki, choć zdaje się, że przecież nikomu nie potrzeba tłumaczyć lub przeprowadzać klasyfikacji indywiduum, posługującego się tego rodzaju oskarżeniami.</u>
          <u xml:id="u-21.18" who="#TadeuszJózefSeib">Wysoka Izbo! Na koniec, jako reprezentant Pomorza z woli czy mimo woli niektórych czynników, pozwolę sobie zwrócić się do Pana Ministra Oświecenia z prośbą o poinformowanie, w jakim stadium znajduje się kwestia przywrócenia kuratorium pomorskiego — w szczególności zaś czy prawdą jest, że rzecz ta będzie załatwiona łącznie ze zmianą granic województwa. Konieczność i motywy, przemawiające za śpiesznym potraktowaniem tej sprawy, przedstawił tu już w czasie ubiegłej sesji budżetowej p. s. Chrzanowski. Ja dodam tylko od siebie, że doświadczenia ostatniego roku mocniej jeszcze podkreśliły słuszność jego wywodów.</u>
          <u xml:id="u-21.19" who="#TadeuszJózefSeib">Ponieważ czas mój już się skończył, pragnę zwrócić się do Pana Marszałka z prośbą, ażeby pozwolił mi odpowiedzieć kilka słów p. s. Wiesnerowi.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-22">
          <u xml:id="u-22.0" who="#JerzyBarański">Proszę bardzo.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-23">
          <u xml:id="u-23.0" who="#TadeuszJózefSeib">Wysoka Izbo! Odnośnie przemówień p. s. Wiesnera i p. s. Hasbacha...</u>
          <u xml:id="u-23.1" who="#komentarz">(S. Hasbach: Przepraszam, jeszcze nie przemawiałem.)</u>
          <u xml:id="u-23.2" who="#TadeuszJózefSeib">Mówiłem, Panie Senatorze, w liczbie mnogiej, „przemówień” — nie mogę rzec nic innego, jak tylko to, że „oni wiecznie głodni”, że stale czują się pokrzywdzeni i nie pomogą na to „ni gościna, ni prośby, ni dary”. Prostowano tu już, rzekłbym, ponad miarę dosadnie, niesłuszność pretensyj obu tych pp. senatorów, oczywiście, w innych ich wystąpieniach. Dziś słyszeliśmy z ust p. s. Wiesnera znowu żale, oczywiście pod adresem resortu oświecenia. Dziwna rzecz, że p. s. Wiesner, żonglując na tej trybunie pojęciami sprawiedliwości, bezstronności, równej miary wszystkim itp., nie potraktuje żadnej sprawy porównawczo ze stosunkami w Niemczech, w odniesieniu do sytuacji, w jakiej znajdują się tam Polacy. A szkoda — możebyśmy się nauczyli czegoś, możebyśmy wreszcie poczęli naśladować tamte wzory względem ludności niemieckiej u nas. Nie wiem tylko, czy Pan Senator byłby wielce z tego zadowolony, czy nie wołałby na świat cały o ratunek i czy nie miałby istotnego prawa mówić wówczas o martyrologii swoich współbraci w Polsce.</u>
          <u xml:id="u-23.3" who="#komentarz">(SS. Hasbach i Wiesner przerywają.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-24">
          <u xml:id="u-24.0" who="#JerzyBarański">Proszę nie przerywać mówcy.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-25">
          <u xml:id="u-25.0" who="#TadeuszJózefSeib">Ale oczywiście Pan Senator nie będzie nam podsuwał wzorów niemieckich, on bowiem zdaje sobie sprawę z tego, że tam każdy ojciec Polak i każda matka Polka, posyłający swe dzieci do polskiej szkoły, żyją w ciągłej trosce o jutro. Wie, że w Polsce, gdzie znajduje się około 700 tysięcy Niemców — 60% dzieci niemieckich uczęszcza do szkół z niemieckim językiem nauczania. Bo oto mniejszość ta na całym terytorium Rzeczypospolitej, jak mi wiadomo, posiada 50 przedszkoli z 1700 dziećmi, 440 szkół powszechnych z 55 tysiącami uczniów, 18 gimnazjów w czym 2 państwowe, 4 szkoły zawodowe, a do niedawna 4 seminaria nauczycielskie, które oczywiście zostały zniesione łącznie ze zlikwidowaniem u nas seminariów w ogóle. W Niemczech natomiast na 1.200.000 Polaków przypada zaledwie 10 publicznych szkół powszechnych, 58 prywatnych oraz 25 ochronek i wreszcie jedno jedyne...</u>
          <u xml:id="u-25.1" who="#komentarz">(S. Sieroszewski: Hańba)</u>
          <u xml:id="u-25.2" who="#TadeuszJózefSeib">...i to ustawicznie szykanowane gimnazjum męskie w Bytomiu.</u>
          <u xml:id="u-25.3" who="#TadeuszJózefSeib">Śmiem twierdzić, że p. sen. Wiesner nie mógłby się powołać na fakt prześladowania w Polsce obywateli narodowości niemieckiej, czy innej mniejszości za posyłanie dziecka do szkoły z niepolskim językiem nauczania, podczas gdy w Niemczech wypadki takie są na porządku dziennym w odniesieniu do Polaków. Oto na Warmii i w ziemi Malborskiej, gdzie istnieje tylko 21 szkół polskich i to utrzymywanych przez Związek Polaków, ludność, posyłająca dziatwę do tych szkól, narażona jest na niesłychane prześladowania. Odmawia się jej pomocy zimowej, pozbawia pracy, nie daje zasiłków dla bezrobotnych itp. Czy Pan Senator nie wie o tym, że na Mazurach, gdzie procentowo jest napewno więcej Polaków aniżeli Niemców na Pomorzu, nie ma ani jednej polskiej szkoły...</u>
          <u xml:id="u-25.4" who="#komentarz">(Głos: Hańba!)</u>
          <u xml:id="u-25.5" who="#TadeuszJózefSeib">...że przed czterema laty była tam wprawdzie jedyna polska szkoła, aliści od pewnego ranka, kiedy to nauczyciela jej Polaka znaleziono w jego mieszkaniu bez życia, skończyło się również krótkie istnienie tej placówki. Kilku godzin, Panie Senatorze, potrzeba by na to, by w odpowiedzi na Pańskie utyskiwania chociaż w części wy liczyć ten ogrom trosk, ten ogrom cierpień, jakie Polacy przechodzą w Niemczech.</u>
          <u xml:id="u-25.6" who="#komentarz">(Huczne oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-26">
          <u xml:id="u-26.0" who="#JerzyBarański">Głos ma s. ks. Łobodycz.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-27">
          <u xml:id="u-27.0" who="#RomanŁobodycz">Wysoka Izbo! Śledząc uważnie za przebiegiem debat nad Ministerstwem wyznań Religijjnych i Oświecenia Publicznego w komisjach i w Sejmie, stwierdzić muszę pewne nasilenie zainteresowania się sprawami oświatowymi ze strony przedstawicieli społeczeństwa, a co za tym idzie ze strony samego społeczeństwa. Uwydatniło się ono w żywych dyskusjach na terenie sejmowym i w prasie, przesiąkniętych prawdziwą trwogą o jutro szkoły. Oświadczenia p. Ministra, jako czynnika miarodajnego w sprawach oświaty, są przepełnione wiarą w pomyślne rozwiązanie w przyszłości wszystkich niepokojących, w szczególności nas Ukraińców, kwestyj. Tymczasem życie płynie wartkim strumieniem, którego ujęcie w określone formy wymaga już czynu. Niebezpieczeństwo tkwi w zwłoce. Słowa, obietnice bez czynów stwarzają momenty wzajemnej nieufności, zadrażnień i oskarżeń. Na pytanie bowiem, czy Ukraińcy mają prawo do rozbudowywania swej własnej kultury w ramach Rzeczypospolitej i zgodnie z jej racją stanu — jedna może i musi być męska odpowiedź — tak! Odpowiedź ta w następstwie winna pociągnąć za sobą stanowczą, niezależną od opinii pewnej grupy obywateli realizację postulatów, treściowo z tą zasadniczą odpowiedzią związanych. Skutkiem niedomówień lub raczej enuncjacyj bez czynu w stosunku do nas jest przede wszystkim widoczne, a konsekwentne spaczenie przez niższe czynniki administracji szkolnej do pewnego stopnia, chcę wierzyć, szczerych intencyj naczelnej władzy szkolnej. Te wiecznie bowiem drażniące skargi o przeniesieniach nauczycieli Ukraińców dla tak zwanego dobra służby, o rozdzielaniu małżeństw nauczycielskich, o przedwczesnych spensjonowaniach tak częstych przed kilku laty, niedostatecznej możności obrony nauczyciela narodowości ukraińskiej — w sprawie udzielanej im często ujemnej kwalifikacji, pozbawienie katechetów i duszpasterzy prawa nauczania religii za błahe przekroczenia lub bez podania przyczyny, jak to miało miejsce w kilku miejscowościach, następstwem czego jest nie udzielanie religii w tych szkołach np. w Kosowie, w Gródku Jagiellońskim, gdzie nie było nauki religii prawie przez cały rok itp., to rzeczy, zdaje się, na pozór drobne, a jednak ich suma wywołuje bezwzględnie wątpliwości w terenie co do pozytywnych intencyj wyższej administracji szkolnej. Przede wszystkim więc osławione lex Grabski! Od lat walczymy przeciw tej ustawie, jako przeciw koszmarowi, który nie tylko że nie „godzi i nie łączy dla zgodnego współżycia ludności narodowo-mieszanych ziem we wzajemnym szacunku ich narodowej właściwości”, ale wręcz przeciwnie, przez obsadzenie w tych szkołach stanowisk nauczycielskich nauczycielami nie znającymi ani kultury, ani języka ukraińskiego, stwarza poczucie głębokiego poniżenia i upośledzenia narodowego u dziatwy już tak wcześnie, bo u progu życia. Z satysfakcją przyznaję, że nawet oficjalne czynniki mają tej ustawy dość (interwiew Kuratora O. S.L. w „Nowych Czasach” 1935 r.). Może wreszcie Wysoki Rząd zdecyduje się usunąć ten conajmniej wątpliwy, a widocznie dla obu stron niewygodny eksperyment. Chcemy wierzyć, że na zasadach sprawiedliwości społecznej wyrośnie wspólnymi siłami wystawiony gmach szkoły, opartej na zrozumieniu istotnych potrzeb i korzyści pełnego rozwoju właściwej kultury narodowej ukraińskiej w przystosowaniu jej do ograniczonych potrzeb Państwa, szkoły odpowiadającej właściwemu obliczu terenu pod względem narodowościowym. W takiej szkole, zbudowanej pod znakiem wzajemnego poszanowania siebie i w duchu zrozumienia łączności wysiłków wszystkich dla zapewnienia dobrobytu i powagi Państwa nie będzie miejsca na walkę narodowościową, lecz tylko na szlachetne współzawodnictwo. W takiej szkole nie będzie uczyć Ukrainiec, który nie potrafi spełnić z zachowaniem swej narodowej godności obowiązku, wynikającego ze złożonej przysięgi służbowej, ale nie będzie też uczyć i nauczyciel Polak, który zamiast antagonizmy koić, chce je pogłębiać, który urągać będzie poczuciu narodowemu tych małych obywateli, wyłudzając od nich obietnicami wyrzekanie się nazwy „Ukrainiec” określanie swej narodowości jako „ruskiej”, lub zasypując usta dzieci papryką rzekomo dla programowych celów wyrabiania smaku, jak to miało miejsce w Radczy, powiat Stanisławów.</u>
          <u xml:id="u-27.1" who="#RomanŁobodycz">I jeśli my, przedstawiciele narodowości ukraińskiej na terenie obu Wysokich Izb kruszymy kopie w obronie szkolnictwa ukraińskiego, to walczymy tylko o sprawiedliwą organizację szkół na terenach, które zwartą masą zamieszkuje naród ukraiński, walczymy o zachowanie jego godności narodowej i wartości kulturalnych przez usunięcie ze szkoły wszelkich eksperymentów natury politycznej. Chcemy, by szkoła była instytucją prawdziwego zaufania dla mas włościańskich, by nauczyciel był ich doradcą, opiekunem, opartym o właściwy i rzeczowy kontakt bezpośredni, a nie o posterunek policyjny.</u>
          <u xml:id="u-27.2" who="#RomanŁobodycz">Jak długo to nie nastąpi — możemy mówić tylko o enuncjacjach, a nie o czynach, o zwodnej nadziei na przyszłość chyba, ale nie o smutnej rzeczywistości obecnej. Poruszę przy tym i drugą kwestię — bardzo doniosłą.</u>
          <u xml:id="u-27.3" who="#RomanŁobodycz">W związku z udostępnieniem zdolniejszym synom wsi nauki w szkołach średnich, a następnie w liceach odnoszę wrażenie, że sprawa ta mimo całej swej doniosłości i szerokiego zakroju nic znajduje odpowiedniego oddźwięku. Bogaty wieśniak, będący w stanie obdzielić swe dzieci odpowiednimi działkami ziemi, nie tak łatwo da się namówić do tego, by wkładając w nauczanie syna kapitał, osiągnął wkońcu, że tak powiem „procent” w formie utrzymywania bezrobotnego, w dodatku jeszcze zmanierowanego wpływem miasta syna. Na koncepcję kształcenia dziecka w szkole średniej, pójdzie chyba biedak, w najlepszym razie średniak, liczący na zniżki w opłatach, poparcie społeczeństwa itd. Normalne jednak opłaty szkolne, mimo ostatniej dziesięcio-złotowej obniżki, przy pełnej rocznej taksie 220 zł są nadto wysokie, ażeby normalny średni wieśniak mógł na dłuższą metę taki wydatek zaryzykować. Wynik tej sytuacji jest taki, że faktycznie szkoły średnie odpowiadają prawie wyłącznic potrzebom kształcenia dzieci urzędników, emerytów, inteligentów i sfer mieszczańskich przy wyeliminowaniu volens nolens narybku wiejskiego, elementu, moim zdaniem, istotnie wartościowego, gdy chodzi o podstawę do pracy i o wartości etyczne i społeczne. I apel p. Premiera w sprawie stwarzania stypendiów gminnych nie dał jeszcze widocznych rezultatów. Gminy są oczywiście jeszcze dostatecznie altruistycznie usposobione lub obawiają się nowego podatku szkolnego, tym razem na szkoły średnic. Próby demokratyzacji szkoły przy obecnych stawkach opłat szkolnych i obecnym stanie ekonomicznym naszej wsi zawiodą. N:e mam zamiaru uderzać w opłaty szkolne, bo rozumiem, że stały się one koniecznością budżetową, ale miałem zamiar wskazać znowu na pewną rozbieżność między słowami i zapowiedziami a rzeczywistością. Jestem wrogiem podobnych niepożądanych złudzeń. W końcu dotknę jeszcze pewnej bolączki w tej mierze. Mówić będę o stanie wychowania teraźniejszej młodzieży, a zahaczając o to zagadnienie, podzielam jako kapłan i jako obywatel tę prawdziwą trwogę, która opanowała sfery kościelne i społeczne bez różnicy narodowości, w związku z zaobserwowanym upadkiem moralności wśród młodzieży. I, moim zdaniem, ani całego szeregu samobójstw uczniowskich, ani wzrostu przestępczości kryminalnej, czy wybryków erotycznych tej młodzieży szkolnej obu płci, czy w końcu ciężkich wykroczeń antypaństwowych na tle agitacji bolszewickiej nie można traktować jako wypadków odrębnych i ze sobą nie związanych. Przeciwnie, cały ten kompleks upadku moralnego młodzieży jest wynikiem wszędzie przesiąkającej i na dużą skalę zorganizowanej rozkładowej akcji pod sztandarem walki z Bogiem i Jego prawami.</u>
          <u xml:id="u-27.4" who="#RomanŁobodycz">Świetne podłoże znajduje ta akcja w rozluźnieniu zasadniczych komórek wychowawczych, jakimi są rodzina, zachęta bierności albo i zły przykład starszych. To prawda. Ale mimo to apelowanie w sprawie dozoru nad młodzieżą do organów policji państwowej, jak o tym wyczytałem w prasie, nie jest moim zdaniem środkiem celowym ani właściwym. Policja może traktować tę sprawę nieco zbyt szablonowo jak dużo innych rzeczy. Triumfować może biurokratyzm i aktomania, a w ślad za tym stwarzać się może typ bohatera w zatargu z policją. Może ta akcja mieć wynik zewnętrzny, ale wewnętrznego, jestem pewny, nigdy. Co więcej, deprecjonuje raz na zawsze w oczach młodzieży wartość i powagę właściwych czynników wychowawczych, które niejako w porażce uciekać się muszą aż do ostatniego i takiego argumentu. Zapobiec złu może jedynie stanowcza, zorganizowana i nasilona akcja przywrócenia właściwego autorytetu nauce Chrystusa we wszystkich dziedzinach zbiorowego życia. Gdy chodzi wyłącznie o szkołę, to jak dziwnie i zatrważająco odbija tam religijny indyferentyzm pewnej części nauczycielstwa...</u>
          <u xml:id="u-27.5" who="#komentarz">(Głosy: Hańba.)</u>
          <u xml:id="u-27.6" who="#RomanŁobodycz">...stwarzanie niewłaściwego przykładu przez zatargi z duchowieństwem, postponowanie obrządku i jego praktyk religijnych. Jak dziwnym jest fakt, że w czytankach, podawanych młodzieży tak znikomo mało wzmianki o Bogu, Chrystusie, Jego nauce, o bohaterstwie tych, którzy ofiarą życia świadczyli o Nim. Lektura szkolna wyczerpuje obficie niemal wszystkie dziedziny życia, zaś religia, zagadnienia moralno-etyczne są na szarym końcu. Wydawnictwa dla szerszej publiczności prześcigają się w podaży książek sensacyjnych, destrukcyjnej wartości moralnej, niskiej erotyki. A przecież te książki są cenzurowane, idą nie tylko w kraj, ale i wpadają w ręce niepowołanych, t. zn. często w ręce młodocianych. I cóż dziwnego, że w takim stanie młodzież nie otoczona należytą opieką domową, często z powodu pogoni rodziców za chlebem, degeneruje się i upada. Naprawy tych stosunków nie należy oczekiwać od żadnych zewnętrznej wartości edyktów, tu sięgnąć trzeba w głąb, a naczelna władza szkolna w planowym wysiłku uczynić wszystko winna, by na swoim odcinku sprawę tę postawić jasno i bezwzględnie ją realizować.</u>
          <u xml:id="u-27.7" who="#komentarz">(Głosy: Słusznie.)</u>
          <u xml:id="u-27.8" who="#RomanŁobodycz">Te moje uwagi w dyskusji nad budżetem Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego uważałem za swój obowiązek Wysokiej Izbie dziś przedstawić.</u>
          <u xml:id="u-27.9" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-28">
          <u xml:id="u-28.0" who="#JerzyBarański">Głos ma s. Hasbach.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-29">
          <u xml:id="u-29.0" who="#ErwinHasbach">Wysoka Izbo! Już w dniu 14 grudnia 1936 r. przemawiałem z tej trybuny w sprawie nowej ustawy o kościele ewangelicko-augsburskim i wręczyłem p. Marszałkowi interpelację do p. Prezesa Rady Ministrów. Wszystkie nasze postulaty zostały bez uwzględnienia, ustawa weszła w życie i wybory delegatów seniorackich odbywają się właśnie teraz. Jest samo przez się zrozumiałym obowiązkiem prasy codziennej by informowała wyborców o wynikających z ustawy prawach i obowiązkach. Natomiast cały szereg numerów pisma codziennego „Freje Presse”, które omawiały sprawy kościelne zostały skonfiskowane, między innymi również nr 23 tej gazety, w którym prezes niemieckiego związku ludowego w Polsce, dowodzi, że prawem i obowiązkiem tego związku jest omawianie wszystkich zagadnień kulturalnych, a za tym i kwestyj kościelnych. Na dzień 20 lutego r. b. niemiecki związek ludowy wyznaczył zamknięte posiedzenie swych członków, a wieczorem tego samego dnia miało się odbyć publiczne zgromadzenie, na którym miały być wygłoszone dwa referaty, jeden z nich przeze mnie. W międzyczasie jednak zachorowałem, tak że referatu swego nie mógłbym wygłosić. Z powodów na razie niezrozumiałych starostwo grodzkie odmówiło zezwolenia na to zebranie publiczne i zagroziło rozwiązaniem przez policję. Potem dowiedzieliśmy się, że zebranie zostało zabronione prawdopodobnie z ingerencji władz kościelnych, aby zapobiec informowaniu uczestników zebrania o nadchodzących wyborach senioralnych do kościoła ewangelicko-augsburskiego przez kierownictwo związku ludowego. Jest całkowicie niezrozumiałe dlaczego niemieckiemu związkowi ludowemu czyni się przeszkody w wykonywaniu jego obowiązków w myśl § 1 statutu, mianowicie w obronie interesów kulturalnych, gospodarczych i politycznych zarówno ogółu jak i poszczególnych członków związku. Przeciw takiemu postępowaniu i stałej konfiskacie pism niemieckich, skoro poruszają sprawy kościelne, wnoszę protest. Jeżeli ustawa, którą myśmy zwalczali i odrzucali, już się stała ustawą prawomocną, to przynajmniej powinniśmy mieć możność udzielania ludności wyjaśnień co do tej ustawy i wytycznych dla wyborów. A może władze kościelne obawiają się o wynik tych wyborów? Mówi się w ostatnim czasie tak dużo o tolerancji. Nie chcemy być tolerowanymi obywatelami, lecz równouprawnionymi, tak jak Konstytucja to gwarantuje.</u>
          <u xml:id="u-29.1" who="#ErwinHasbach">W związku z przyjęciem dzieci niemieckich do szkół niemieckich, ponownie stał się aktualny problem przynależności narodowej. Dziś chciałbym tylko stwierdzić, że kwestię przynależności narodowej może rozstrzygnąć jedynie i wyłącznie tylko dany obywatel sam, u nieletnich prawo to przysługuje, oczywiście, tylko rodzicom. Mówiono, że zdarzały się wypadki, kiedy zbyt gorliwi urzędnicy organizacyj niemieckich starali się nakłonić ludzi, których narodowość nie była ustalona, do przyznawania się do narodowości niemieckiej, celem odbierania tych dzieci ze szkół polskich. W imieniu własnym i w imieniu Niemieckiej Rady Narodowej w Polsce, oświadczam, że odrzucamy takie łapanie dusz, nie zależy nam na tych paru ludziach, którzy ze względu na jakiekolwiek przyrzeczenia przyznają się do tej lub innej narodowości, dla których przyznanie się do swej narodowości nie jest najświętszym obowiązkiem. Wolimy mieć kilkaset Niemców mniej w kraju, ale ci, którzy do nas należą, niech będą szczerymi i wiernymi członkami naszego narodu. Ale również i mnie znane są wypadki, gdzie ze strony polskiej, nawet przez urzędników państwowych, zarówno ze strony władz szkolnych, jak i administracyjnych, starano się „kupić dusze”. Uważam te wypadki za szczególnie godne pożałowania, ponieważ rozchodzi się tu o „przekupstwo” ze strony urzędowej. Mogę na to dać przykłady. Jeżeli osoby urzędowe za wyrzeczenie się swej narodowości przyrzekają obywatelowi korzyści materialne, lub grożą represjami, np. utratą egzystencji, to chyba czas najwyższy, aby Rząd się zajął tą sprawą i urzędników tych usunął.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-30">
          <u xml:id="u-30.0" who="#JerzyBarański">Panie Senatorze. Prosiłbym bardzo, aby Pan Senator nie stawiał tak ciężkich zarzutów bez podania konkretnych faktów.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-31">
          <u xml:id="u-31.0" who="#ErwinHasbach">Jeżeli Pan Marszałek sobie życzy, podam je teraz.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-32">
          <u xml:id="u-32.0" who="#JerzyBarański">Proszę.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-33">
          <u xml:id="u-33.0" who="#ErwinHasbach">Inspektor szkolny w Wejherowie zadzwonił do pewnego lekarza, że jego szofer i ogrodnik posyłają dzieci do szkoły niemieckiej, a zatem powinni być wydaleni natychmiast z pracy. Nazwiska tego lekarza nie mogę podać, ale p. Ministrowi jeszcze je doręczę. Proszę Panów, z takich ludzi, których wspomniane sposoby skłonić mogą do wyrzeczenia się swojej narodowości, Państwo nie będzie miało dużo pociechy i przypuszczam, że Panowie ich tak samo odrzucają, jak my w odwrotnym wypadku. I z Łodzi otrzymujemy skargi, że w dalszym ciągu odbywa się przymusowe przekazywanie dzieci niemieckich do szkół polskich. W państwowych szkołach niemieckich z niemieckim językiem nauczania, język ten coraz bardziej zastępowany jest językiem polskim. Na kierowników szkół niemieckich mianuje się zasadniczo tylko Polaków.</u>
          <u xml:id="u-33.1" who="#ErwinHasbach">Nauczycieli niemieckich zmusza się do przystąpienie do tak zwanego związku „kulturalno gospodarczego”, organizacji, którą ludność niemiecka nie uznaje za swoją. Wytwarza to niedowierzanie i rozłam między rodzicami a nauczycielami, co się bardzo niekorzystnie odbija na wychowaniu młodzieży szkolnej. A rozbudowie niemieckiego szkolnictwa prywatnego stawiane są wprost nieprzezwyciężone trudności. Związkowi Niemieckich Katolików w województwie stanisławowskim czynione są w ostatnich czasach coraz większe przeszkody w wykonywaniu jego działalności kulturalnej, przewidzianej w statucie. Od roku 1934 nauczycielom wędrownym odmawia się wjazdu do różnych powiatów, np. do Stryja. W roku 1936 trudności stały się coraz większe, aż teraz gminy, które przez długie lata doznawały opieki kulturalnej ze strony wspomnianego związku bez żadnych trudności ze strony władz, są teraz całkowicie pozbawione tej opieki. W powiecie Dolina we wsi rusińskiej mieszka 50 rodzin niemieckich; władze zabroniły odwiedzić ich niemiecko-katolickiemu nauczycielowi wędrownemu. Nawet przy towarzyskich zebraniach władze ostatnio robią trudności, ale to już dotyczy p. Ministra Spraw Wewnętrznych, więc przestaję, aby nie ściągnąć na siebie znów gniewu Pana Marszałka.</u>
          <u xml:id="u-33.2" who="#ErwinHasbach">Parę lat temu inspektorzy szkolni zarządzili, aby w szkołach z niemieckim językiem nauczania prowadzono lekcje historii i geografii w języku polskim. Na interwencję rodziców, Ministerstwo wyjaśniło, że takiego zarządzenia nie wydawano, wobec czego to postanowienie inspektorów zostało cofnięte jako „nieporozumienie”. Teraz władze szkolne do tego samego celu dążą innym sposobem. Wizytator stwierdza, że znajomość języka polskiego nie jest jeszcze dostateczną, „radzi” zatem by w tych i innych przedmiotach zaprowadzić język polski. Pyta dzieci również z historii i geografii tylko w języku polskim, aczkolwiek dzieci tych przedmiotów uczą się w języku niemieckim. Wizytator stwierdza wyniki nauki, które oczywiście nie są ścisłe, ponieważ dzieci odpowiadać muszą w innym języku, niż się uczyły. Skoro jednak wizytator określa trzy razy wynik nauki jako niedostateczny, szkoła może być zamknięta. P. Minister w ostatnich swoich rozporządzeniach określił warunki, w jakich szkoły średnie i powszechne otrzymać mogą prawa publiczne. Nasze szkoły prywatne z niemieckim językiem nauczania muszą zastąpić takież szkoły państwowe. Mylne osądzenie wyników nauki przez pytanie w języku polskim, co nawet już w szkole powszechnej się odbywa, pozbawia szkołę praw publicznych a rodziców związanych z tym dobrodziejstw, zmuszając ich do uiszczania np. pełnej taryfy kolejowej, nie mówiąc już o uprawnieniach młodzieży w życiu. Koniecznym jest, żeby wizytator władał językiem nauczania albo conajmniej dzieci powinny móc odpowiadać w języku, w którym się uczą danego przedmiotu. Zupełnym nonsensem jest wymagać od małych dzieci, by wypowiedziały swe wiadomości w języku, którym nie władają jeszcze całkowicie. Dla państwowych szkół obowiązuje przepis, że droga do szkoły nie może być dłuższa jak 3 1/2 kim. Jednak w promieniu 3 1/2 kim nie zawsze znajduje się czterdzieścioro dzieci niemieckich, dla których założono by przy szkole państwowej klasę niemiecką. Wobec tego rodzice przejmują na siebie ciężar utrzymywania szkoły prywatnej. Do tej szkoły, oczywiście, nie można stosować tego samego przepisu o drodze szkolnej nie dłuższej jak 372 km. Szkoły prywatne są z natury rzeczy szkołami zbiorowymi, do których uczęszczają dzieci również z dalszych miejscowości. Obecnie władze szkolne zabraniają dzieciom nawet uczęszczania do szkół prywatnych, skoro odległość wynosi więcej niż 3 1/2 kim, i to nawet w tych wypadkach kiedy dzieci przyjeżdżają końmi do szkoły. Zdaje się, że władze szkolne powinny dbać tylko o regularną naukę i regularne uczęszczanie dzieci do szkoły, a sposób odbycia drogi do szkoły przez dzieci można pozostawić rodzicom, którzy chyba conajmniej tak samo dbają o zdrowie swoich dzieci, jak władze szkolne. Poruszyłem tu tylko szereg zagadnień, związanych z problemem szkolnictwa niemieckiego. Niemiecka Rada Narodowa wypracowała memoriał, który obejmuje całokształt kwestji szkolnej dla mniejszości niemieckiej w Polsce. Memoriał ten będę miał zaszczyt wręczyć p. Ministrowi w dniach najbliższych i już dziś proszę o przychylne jego rozpatrzenie.</u>
          <u xml:id="u-33.3" who="#ErwinHasbach">P. s. Seib polemizował z moją mową, którą ja teraz wygłaszam. Chciałem to tylko skonstatować i dziś już zaznaczam, że p. kolega Wiesner pozwoli sobie przy innej okazji dać p. s. Seibowi odpowiedź.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-34">
          <u xml:id="u-34.0" who="#JerzyBarański">Głos ma S. Zbierski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-35">
          <u xml:id="u-35.0" who="#DominikZbierski">Wysoki Senacie! Jeżeli chcemy podejść do polityki wychowawczej, systemu wychowania i jego kierunku w sposób właściwy, spokojny i rzeczowy, to musimy zbliżyć się do trzech zasadniczych elementów w tej dziedzinie, a mianowicie do nauczycielstwa, do młodzieży i do rodziców jako grupy społecznej. To byłaby pierwsza grupa zagadnień w polityce wychowawczej.</u>
          <u xml:id="u-35.1" who="#DominikZbierski">Drugą grupą będą zasady, na jakich chcemy wychowywać młode pokolenie. I tu na pierwsze miejsce wysuwają się zasady religijne, jako zasady jednolite i niezmienne. Ponieważ podstawę naszej kultury i naszej moralności stanowią zasady religijne, dlatego o nich najpierw mówić należy. Następnie idą zasady społeczne, państwowe i obywatelskie.</u>
          <u xml:id="u-35.2" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Marszałek.)</u>
          <u xml:id="u-35.3" who="#DominikZbierski">Znany jest powszechnie truizm, że bez dobrego nauczyciela nie ma dobrej szkoły, że jaki nauczyciel taka szkoła, że nauczyciel nie może w młodzieży wyrobić tych wartości, jakich sam nie posiada. Toteż rzeczywistość jest taka, że nawet w szkole niedostatecznie uposażonej nauczyciel dobry i twórczy osiąga należyte wyniki, a w szkole nawet dobrze uposażonej nauczyciel słaby lub zgoła zły należytych wyników nie osiąga. Drugą znaną prawdą jest ta, że duszą szkoły jest nauczyciel. To też troska o niego ma decydujące znaczenie. Jest faktem niezbitym, że wszelkie niedomagania szkoły zarówno powszechnej jak i średniej odbijają się ujemnie na moralnej sytuacji nauczycielstwa. A trzeba zwrócić uwagę, że nauczyciel tak nędznie uposażony, żyjący poniżej wszelkiego poziomu, nie może zaspokoić swoich najprostszych potrzeb kulturalnych, a nawet prymitywnych życiowych, często nie ma możności kształcenia swoich własnych dzieci — on nauczyciel, który kształci dzieci cudze. Ogarnia go przy tym nieraz nieszczerość, niepokój, lęk jako reakcja na ustosunkowanie się do niego. Trzeba do tego dodać, w jaki sposób jest wykonywana kontrola nad pracami nauczycielstwa. Powinna ona być dokładna i rzeczowa. Wszak opinii o szkole i nauczycielu nie można opierać na obserwacji dorywczej i przypadkowej. Zresztą trzeba mieć na względzie to nastawienie psychiczne, jakie towarzyszy nauczycielowi podczas wizytacyj. Kontrola winna być rzeczowa, bo justycja est fundamentum, przy czym trzeba głębokiej rozwagi, doświadczenia i wniknięcia w ducha szkoły, ażeby ją ocenić możliwie obiektywnie. Na brakach bowiem dokładności i rzeczowości załamuje się wiele słusznych poczynań i, co najgorsze, wytwarza się atmosfera nieszczerości oraz gaśnie ten zapał i entuzjazm, który winien towarzyszyć pracy pedagoga i szkoły jako całości.</u>
          <u xml:id="u-35.4" who="#DominikZbierski">Drugim zadaniem władz szkolnych, częstokroć ważniejszym, jest współdziałanie ze szkołą. Trzeba wniknąć w możliwości szkoły, pomóc do zrealizowania wymagań a przede wszystkim poznać i zrozumieć jej ducha, uszanować jej dobre tendencje oraz jej godność i godność nauczycieli. Należy wnieść we wzajemne stosunki zaufanie, spokój i szacunek. Takie wzajemne stosunki pozwolą dopiero śmiało, bezkompromisowo tępić zło, a rzeczowo wspierać dobro. P. Minister wniósł w stosunki szkolne spokój, i to jest najważniejsze. Chodzi teraz o zaufanie, szacunek, sprawiedliwą ocenę pracy i uznanie za pracę. Niewątpliwie wchodzimy w okres pewnego uspokojenia i odprężenia. Zmienia się też na korzyść stosunek władz szkolnych do nauczycielstwa. Niewątpliwie zaczęto odbudowywać psychikę nauczyciela. Ale do utworzenia nowego, uspołecznionego, twórczego typu nauczyciela konieczne jest stworzenie odpowiedniej atmosfery na terenie szkoły i dokoła szkoły.</u>
          <u xml:id="u-35.5" who="#DominikZbierski">I właśnie dlatego trzeba się zastrzec jak najkategoryczniej przeciwko tym atakom, jakie wymierzone są przeciwko nauczycielstwu. Wszak ataki te niszczą zaufanie rodziców do nauczycielstwa i podkopują autorytet nauczycieli wśród młodzieży. Niszczą one i zatruwają zdrową, spokojną atmosferę, która jest kardynalnym warunkiem twórczej pracy wychowawczej. Jeżeli zachodzą niedomagania, to jedynie p. Minister upoważniony jest wkraczać i decydować — poza tym nikt więcej. Szukanie środka na niedomagania wśród nauczycielstwa w ściślejszym zespoleniu władz szkolnych z administracją i w uzależnieniu ich od wojewody też nie wydaje mi się ani słuszne ani celowe. Wszak władze oświatowe nie mogą być dalszym ciągiem administracji politycznej, bo to są władze wychowawcze o zadaniach zupełnie odrębnych. O zdrową atmosferę w życiu naszego narodu podczas debaty budżetowej wołał cały szereg ministrów — i p. Minister Skarbu, i p. Minister Przemysłu i Handlu, i p. Minister Rolnictwa i Reform Rolnych, a najsilniej p. Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. I słusznie, bo ta zdrowa atmosfera, jak powietrze do życia, potrzebna jest przede wszystkim w szkole, w pracy wychowawczej. P. Minister Oświecenia wytwarza te warunki, w których może powstać ta pożądana atmosfera.</u>
          <u xml:id="u-35.6" who="#DominikZbierski">Muszę stwierdzić, że te niedole, które spadają na nauczycielstwo, nie wykoleiły go jednak, trwa ono na swoim stanowisku częściej ze swego ideowego poczucia, niż z konieczności; [nieczytelne] i wierzy, że przetrwa, ale tej wiary nie trzeba mu odbierać, ani jej nadużywać, bo bez niej zagaśnie zapał, który musi być w żmudnej i codziennej, a mało efektownej i często lak nie docenianej pracy nauczycielskiej. Tę wiarę nauczycielstwa najlepiej wesprą objawy takiej polityki szkolnej, które ujawnią troskę o niego i o warsztat jego pracy — szkołę. Chodzi o wytworzenie takiej atmosfery, aby uszanowana była jego godność i sprawiedliwie oceniana jego praca i odpowiedzialność. Leży to całkowicie w rękach P. Ministra i sztabu jego współpracowników.</u>
          <u xml:id="u-35.7" who="#DominikZbierski">W dziedzinie wychowawczej przeżywamy obecnie okres wysoce znamienny. Zagadnienia wychowawcze odgrywały zawsze rolę ważną w Ministerstwie Oświecenia. Idea wychowania obywatelsko-państwowego w zasadzie słuszna i piękna, doznała porażki. Mówi się teraz o zmianie pewnych momentów wychowawczych: oparcia wychowania młodzieży o religię i o walce z infiltracją wpływów komunistycznych w dziedzinie kultury polskiej. Zmiana to słuszna i uzasadniona całkowicie. Chodzi jedynie o realizację, o sposób realizacji. Musimy pamiętać, że piękna idea wychowania państwowego została zwichnięta i wypaczona przez sposób jej realizacji. Obawiałbym się zbytniej gorliwości niższych organów wykonawczych władz szkolnych. Rzecz najważniejsza w tym, aby niższe organa wykonawcze nie zrozumiały zbyt dosłownie intencyj i wskazań P. Ministra, aby zbyt gwałtownie nie zabrały się do tępienia tego wszystkiego, co, ich zdaniem, odbiegać będzie od łych zasadniczych wytycznych. Obawiam się, że pod płaszczykiem walki z najróżniejszymi objawami niepożądanymi, będzie się zwalczać wśród naszego nauczycielstwa każdy żywszy, bardziej samodzielny przejaw, każdą śmielszą inicjatywę, każdy swobodniejszy odruch pedagogiczny. Chodzi o to, aby tego nie było.</u>
          <u xml:id="u-35.8" who="#DominikZbierski">Drugim podstawowym elementem polityki wychowawczej jest młodzież. Czy są różnice ideowe wśród młodzieży szkół średnich? Młodzież dzisiejsza nienawidzi owej nędzy i biedy, którą Żeromski nazywał „polską nędzą istnienia”. Natomiast pragnie życia w dostatku, życia na skalę kulturalnego człowieka. To pragnienie jest jedną z największych sił żywotnych młodego pokolenia, jest tarczą przeciwko komunizmowi, o którym młodzi mówią, że niszczy dobrobyt jednostki., a nie daje równocześnie dobrobytu ogółowi. Młodzi piszą, że starszemu pokoleniu wystarcza wolność, młodym nie; im trzeba chleba, siły i potęgi. Pali ich świadomość, że jesteśmy państwem nędzarzy, a oni chcą, żebyśmy byli państwem bogatym i zasobnym. Za pozwoleniem Pana Marszałka odczytam urywek jednego z artykułów; piszą oni tak: „My napewno nie będziemy pozować na pokrzywdzonych męczenników i cierpiących bohaterów, lecz siłą weźmiemy to, co nam do życia i rozwoju będzie konieczne. Nie oddamy kawałka polskiej ziemi nie tylko dlatego, że tak nakazuje patriotyzm, lecz dlatego, że ten kawałek ziemi może być podstawą naszego bogactwa”. Nasz stosunek do Państwa nie jest oparty na mdłym patriotyzmie, lecz na realnych podstawach wzajemnego dobrobytu. Rozumiemy, nie tylko w teorii, że państwo to społeczeństwo, a społeczeństwo to my. I dlatego śmiało mogę powiedzieć, że hasło obrony narodowej znalazło podatny grunt u młodzieży, która według zasady, że najlepszą obroną jest atak, w przygotowaniu do tego ataku gotowa jest ponieść największe trudy”. Trzeba stwierdzić, że wśród młodego pokolenia bije silny nurt ekspansji i prężności narodowej. Wyraźnie mówi się o odebraniu ziem polskich, leżących poza granicami Państwa Polskiego. Okres przyjmowania pacyfizmu często z komunizmem minął bezpowrotnie i młodzież stanęła na płaszczyźnie dobra i honoru Polski. Cała młodzież szkolna staje na gruncie jedności ideowej i wspólnoty zapatrywań, na gruncie zdrowego, podkreślam, nacjonalizmu, jak piszą w swoich wewnętrznych wynurzeniach. Tak czuje cała młodzież, zarówno ta ze Straży Przedniej, jak i zwolennicy Obozu Narodowego. Jednomyślność ta wytwarza atmosferę prawdziwie społeczną, że wszyscy, różnych odcieni stali się bliscy sobie, zrozumieli, że nie ma żadnych różnic ideowych między młodzieżą. Wysiłki władz szkolnych i wychowawców nie poszły na marne, ideologia państwowa nie zbankrutowała, choć organizacje, które miały ją szerzyć, zawiodły. Ktoby się przyjrzał dokładnie umysłowości naszej młodzieży, zauważyłby głęboko zakorzenioną ideologię Marszałka Piłsudskiego. Piszą tak: „bo On, twórca Polski niepodległej, swą indywidualnością, osobowością, siłą twórczą wewnętrzną, bijącą z jego postaci, rzeźbił młode dusze i wpajał w nie pragnienie wielkości Ojczyzny, pragnienie jej siły i potęgi. Świadomie czy podświadomie każdy młody Polak jest dziełem Piłsudskiego, każdy żywi dla Niego kult, jaki czuje się dla ideału, gdyż On jest ideałem największym i najmocarniejszym ideałem realnym w romantyzmie celu i pozytywizmie czynu. I nie ma ucznia Polaka, któryby Go nie cenił, nie kochał za poświęcenie, jakie poniósł dla dobra i honoru Polski”. Dziś wśród młodzieży rozbrzmiewa hasło: „Zwarty jeden naród w potężnym państwie”. A zjawisko tak częste dawniej, zjawisko niewiary, jest rzadkie wśród młodzieży, ale trzeba stwierdzić, że ta wiara jest naogół płytka i polega głównie na spełnianiu praktyk religijnych.</u>
          <u xml:id="u-35.9" who="#DominikZbierski">I tu chcę się krótko zatrzymać na wychowaniu religijnym. Na temat wychowania religijnego w społeczeństwie naszym krąży cały szereg nieporozumień, a przede wszystkim jest w tym bardzo powierzchowna znajomość, brak bezpośredniej i gruntownej znajomości tych zagadnień. Trzeba stwierdzić, że wychowanie religijne nie tylko opiera się — nie chcę tego poruszać — na naszej zasadniczej ustawie konstytucyjnej, nie tylko na odpowiednich artykułach konkordatu, ale że to wychowanie religijne jest należycie zorganizowane, konsekwentnie rozwijane i uprawiane w szkole polskiej. Jeżeli zachodzą jakieś niedociągnięcia, a niewątpliwie zachodzą, w dziedzinie wychowania religijnego, braki i niedomagania, to głównie — jak miałem możność to stwierdzić, a opieram to na własnym bezpośrednio doświadczeniu — pochodzą one stąd, że wśród prefektów szkolnych niezawsze jest odpowiedni dobór ludzi, jak w ogóle wśród nauczycielstwa. Są jednostki bardziej i mniej twórcze. Nie ulega kwestji, muszę to stwierdzić, bo kilka dni temu miałem możność, kiedy w jednej ze szkół warszawskich odbywały się rekolekcje i mój syn brał udział, posłuchać ich. I muszę uczciwie powiedzieć Wysokiej Izbie, że tego rodzaju konferencje dają te głębokie i twórcze przeżycia całej młodzieży, o których mówił tak pięknie na Komisji Budżetowej jej prezes, s. Roztworowski. Więc tutaj, proszę Wysokiej Izby, punkt ciężkości leży w doborze tych prefektów. A muszę stwierdzić, jako kierownik szkoły średniej, że niejednokrotnie prefekci nie stoją na wysokości zadania i nie posiadają odpowiedniej pracowitości i zapału do tej pracy, chociaż są kierownikami wychowania religijnego, I tu należy szukać rozwiązania tej sprawy. Sądzę, że tak postawiwszy to zagadnienie, znajdziemy odpowiedni klucz do usunięcia tych wszystkich nieporozumień, jakie zachodzą na tle wychowania religijnego. Przecież nie ulega wątpliwości, i nikt tego nie będzie twierdził, że trudno sobie wyobrazić wychowanie bez wychowania religijnego, które musi być podstawą wychowawczą. To też koniecznym jest głębsze zrozumienie tych zmian, Jakie zachodzą wśród młodego pokolenia. Koniecznym staje się poznanie bliższe tych przemian przez starsze społeczeństwo, żeby zasypać tę przepaść i konflikt poważny, jaki zachodzi pomiędzy młodszym a starszym pokoleniem, ale podstawową drogą wyjścia z tego niewątpliwie jest to, że do młodzieży należy iść z sercem.</u>
          <u xml:id="u-35.10" who="#DominikZbierski">Dzisiejszy okres, pełen głębokich przemian i przeobrażeń, wymaga szczególnej opieki i troski o młode pokolenie. Młodzież reaguje na zachodzące przemiany ideologiczne w sposób właściwy swojej naturze, w sposób bezpośredni dzięki swojej rozległej skali emocjonalnej i czystemu idealizmowi, nieskażonemu przez życie. Młodzieży nie trzeba potępiać, bo nie jest gorsza od pokolenia starszego. Wszak jest częścią społeczeństwa i wychowuje się w środowisku starszego pokolenia. Jeżeli wśród młodzieży istotnie zachodzą objawy niepokojące, to trzeba zapytać się, skąd to płynie, jakie to wpływy oddziaływują na młodą wrażliwą psychikę. Jeden z naczelników pewnego kuratorium okręgu szkolnego wydał okólnik, w którym zwraca uwagę nauczycielstwa i kierowników szkół na wielki upadek obyczajności wśród młodzieży, na nieodpowiednie zachowanie w miejscach publicznych, na niekarność młodzieży wobec przełożonych. W tym okręgu poczęto zwoływać zebrania rodziców, na których zastanawiano się nad środkami zaradczymi podniesienia karności i usunięcia demoralizacji wśród młodzieży. Okólnik ten był uderzeniem na alarm. Społeczeństwo zostało nim poruszone. Rozpoczęto organizować środki zaradcze. I niewątpliwie każdy z nas ma spostrzeżenia rażącego zachowania się młodzieży. Doszło zresztą tak daleko, że policja została wezwana na pomoc, policja musiała pomagać wychowawcom i zajmować się nieodpowiednim zachowaniem się młodzieży w miejscach publicznych.</u>
          <u xml:id="u-35.11" who="#DominikZbierski">A w uniwersytetach awantury przybierają szerokie rozmiary. Awantury te świadczą o wielkim obniżeniu kultury stosunków społecznych, jakie wszak istnieją wśród młodzieży akademickiej jako grupy społecznej, świadczą, że wychowanie w szkołach średnich poważnie niedomaga, świadczą o czymś jeszcze gorszym: o upadku autorytetu profesorów i rektorów szkół akademickich. To są objawy niepokojące i groźne. Zarzucają niektórzy, że policja brutalnie likwidowała blokadę na uniwersytecie w Warszawie. Ja powiadam tak: jeżeli zawiodły przedtem wszystkie środki wychowawcze, jakie stosował rektor uniwersytetu warszawskiego, jeżeli okazały się bezskutecznymi zarządzenia władz akademickich i wezwano policję, która jest wyrazicielką ładu, porządku i siły wykonawczej, to jasne, że policja ta podczas pełnienia swej ciężkiej służby nie mogła się bawić w pieszczoty wobec rozbrykanych akademików, nie mogła przybyć do nich z pudełkami czekoladek, lecz z instrumentami swojej funkcji. To jest jasne. Tam gdzie już występuje policja, tam nie mówimy o pobłażliwości i tkliwym sentymentalizmie. Zresztą jaka jest najlepsza rada na tych, którzy pozwalali sobie daleko więcej, aniżeli swawolny Dyzio?</u>
          <u xml:id="u-35.12" who="#DominikZbierski">Wszystkie te objawy zachowania młodzieży świadczą, że coś w mechanizmie szkolnym fest w nieporządku. Świadczy to, że w wychowaniu młodzieży jest jakieś poważne niedomaganie. Istotnie tak jest. Trzeba stwierdzić, że zagadnienia wychowawcze nie stanowią głównej treści naszej pracy, że praktyka wychowawcza nie jest ujęta w konkretne, jednolite i zdecydowane formy działania i postępowania. Dzisiaj powinno się wołać o silne charaktery. Należy wołać i domagać się wyrabiania silnych charakterów. Tymczasem jest tak, że szkoła nasza nastawiona jest na nauczanie i kształcenie intelektu. Wychowanie i wyrabianie charakteru stawia się na drugim planie. Wskutek tego nie przemyśleliśmy i nie ustaliliśmy i nie umiemy stosować konkretnych jednolitych form wychowawczych. Trzeba stwierdzić, że w szkole naszej kładzie się większy nacisk na materiał, niż na metody nauczania, które w większym stopniu przyczyniają się do wyrabiania wartościowych cech charakteru. Metody stosowane są na ogół małowartościowe, bierne i aspołeczne, wskutek czego nie wyrabiają charakterów i nie przygotowują do życia społecznego.</u>
          <u xml:id="u-35.13" who="#DominikZbierski">Jako przeciwwagę tego stanu rzeczy wysunięto u nas ostatnio hasło wychowania obywatelskiego, ale i tu nie podkreślono dość wyraźnie wagi wyrabiania charakteru, a nawet zjawiły się błędne interpretacje tego hasła, zwracające główną uwagę na zbiorowisko, a pomijające charakter jednostki.</u>
          <u xml:id="u-35.14" who="#DominikZbierski">W wychowaniu naszej młodzieży za mało kładzie się nacisku na wyrabianie siły charakteru, powodujemy się zbytnio pobłażliwością i swoistym sentymentalizmem. A przecież silne charaktery wyrabiają się w twardej szkole życia lub sprężystej szkole organizacyj ludzkich, w których rolę warunków zewnętrznych odgrywają kierownicy i wychowawcy. Dlatego też przełożeni, wymagający i nakazujący posłuch, lepiej przysługują się swoim podwładnym, niż pobłażliwi i niedbali. W szkolnictwie zaś przełożeni często wyrzekają się egzekutywy i pozostawiają młodzież na pastwę jej własnych kaprysów, popędów i instynktów lub bierności i apatii. Skutki tego są smutne. W atmosferze niekarności, pobłażania, a nawet pajdokracji — nic dziwnego, że młodzież demoralizuje się i nie wyrabia w sobie silnych charakterów.</u>
          <u xml:id="u-35.15" who="#DominikZbierski">Czy wobec tego nie należało by w szkole przywrócić karności? Oczywiście nie wrócimy już do szablonowej, biurokratycznej, mechanicznej karności dawnej szkoły, równocześnie nie możemy zupełnie oprzeć się na karności zewnętrznej, choć i ta jest potrzebna, bo karność zewnętrzna wyrabia pewne nawyki kulturalne i jest jedynym środkiem kierowania masą, ale równocześnie będziemy budzili poczucie karności wewnętrznej. Chodzi o to, żeby ta karność istotnie opierała się o czynniki duchowe, moralne i poczucie hierarchii i odpowiedzialności wobec Boga, sumienia i społeczeństwa, musi się opierać o poczucie szacunku wobec tych, którzy nań zasługują, bo bez autorytetu, karności społecznej nie ma silnego zwartego i odpornego na wszelkie trudy i dolegliwości społeczeństwa. Tu chodzi o wyrobienie takich charakterów mocnych i odpornych, które i podczas wojny, jaka nas czeka, wytrzymają łatwo i zwycięsko napór wszelkich trudów, cierpień i niedomagań.</u>
          <u xml:id="u-35.16" who="#DominikZbierski">Wysoki Senacie! Jasne, że wychowanie jest związane ścisłym węzłem z państwem. Ideał wychowawczy wiąże się ściśle z sytuacją, w jakiej się państwo znajduje. Państwo ma prawo objąć swą wolą wychowawczą całą młodzież i wszystkich swych obywateli. Państwo ma prawo i obowiązek w chwilach dziejowych rozstrzygnięć przejawić swą wolę wychowawczą i jasno postawić żądanie, jakich pragnie mieć obywateli oraz jakie powinny być wyrabiane cnoty moralne, potrzebne teraz i w przyszłości. Nikt nie może państwa w tym przejawie woli wychowawczej wyręczyć, bo nikt nie ma do tego legitymacji moralnej. Polska, jej moc i potęga wywodzi się w prostej linii z wartości moralnych narodu. Tego nie mogą zaciemnić żadne inne interesy grupowe czy partyjne i nikt poza państwem nie ma tu nic do szukania. Państwo wskazuje ideał wychowawczy i wzór obywatela. Ideał ten będzie różny od współczesnego stanu wychowania. Istniejący współcześnie stan rzeczy nic odpowiada potrzebom narodu i państwa. Nie podobna dłużej tolerować istniejącego stanu rzeczy dopuszczającego, aby tkwiące w Polaku wartości kto chciał i nie chciał kształtował i urabiał dla swych celów niejednokrotnie państw wrogich czy szkodliwych. Duchowa strona narodu jest fundamentem państwa. Toteż nikt, pierwszy lepszy nie może mieszać w skarbach duchowych narodu. Państwo w imię najwyższych wartości powinno przejawem swej woli wychowawczej przeciąć jakiekolwiek zamachy na wychowanie. Odrodzenie podstawy moralnej może nastąpić tylko własnym polskim wysiłkiem i twardą pracą opartą o wychowanie państwowe. Odrodzone wychowaniem wchodzące w życie publiczne młode pokolenie stanie się kadrą przodowników naszego życia społecznego, gospodarczego, narodowego i kulturalnego. Musimy wychować takie pokolenie, które przetworzy naród polski i wydobędzie z niego dawną moc i ekspansję. Naród polski musi przestać być przedmiotem ekspansji obcej, a musi się stać podmiotem ekspansji własnej wobec wszystkich innych narodów w Europie środkowej.</u>
          <u xml:id="u-35.17" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-36">
          <u xml:id="u-36.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Bniński.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-37">
          <u xml:id="u-37.0" who="#AdolfBniński">Wysoki Senacie! Obraz kultury i oświaty, który nakreślił p. Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w komisjach budżetowych Sejmu i Senatu, to obraz spustoszenia. Spustoszenie to, według słów p. Ministra, „w niczym nie ustępuje spustoszeniu wywołanemu przez najgroźniejsze klęski żywiołowe”. Społeczeństwo jest wdzięczne p. Ministrowi za to męskie i odważne określenie naszego stanu oświaty. Do podniesienia się z tego upadku jest — według zdania p. Ministra — warunkiem nieodzownym, „aby udział w tej pracy wzięło nie tylko nauczycielstwo, ale i całe społeczeństwo”. Słusznie, bo bez społeczeństwa nie dokona nigdy Ministerstwo Oświaty trudnego dzieła postawienia kultury i oświaty na wyżyny. W myśl chrześcijańskich zasad, wyznawanych przez olbrzymią większość obywateli, winny współdziałać w wychowaniu młodego pokolenia państwo, kościół i dom rodzinny. Tymczasem widzimy, że częstokroć pomiędzy społeczeństwem a szkołą jest przepaść, a szczególnie boleśnie odczuwamy walkę części nauczycielstwa z duchowieństwem, a w dalszej konsekwencji nawet z religią. Wskazywano na to w dyskusji sejmowej i komisji Senatu, powoływano się na wyroki sądów Rzeczypospolitej, na fakty i zdarzenia. Nie podano jednak w tej tak znamiennej dyskusji, według mego zdania, dotąd jeszcze istotnej przyczyny tego zaognienia stosunków między klerem a nauczycielstwem, a przecież od poznania tej istotnej przyczyny zależy leczenie tej choroby rozstrajającej organizm społeczny. Kiedy w ostatnim czasie nieraz słuchałem i czytałem o tych dziś coraz częstszych zatargach między duchowieństwem a nauczycielstwem, kiedy zauważyłem, że zdarzają się one nie w jednym zakątku kraju, ale w różnych miejscowościach, tak na zachodzie, jak i na wschodzie, to analizując to wszystko dochodziłem do przekonania, że musi istnieć jedno zatrute źródło, które w dalszym rozpływie zatruwa atmosferę społeczną. Wydawało mi się wprost niemożliwością, by wypadki te, nacechowane wspólnym znamieniem niechęci a czasem już nienawiści do duchowieństwa i kościoła, były od siebie oderwane. Przypuszczenia moje sprawdziły się.</u>
          <u xml:id="u-37.1" who="#AdolfBniński">Stwierdzić mogę, że hasło bojowe zostało wydane przez Związek Nauczycielstwa Polskiego. Związek ten w swym organie „Przewodnik Pracy Społecznej” w numerze 1/1934 umieścił artykuł „Zadania Związku Nauczycielstwa Polskiego w dziedzinie pracy oświatowej w dobie obecnej”. Nim przejdę do podania wyjątków tego artykułu, podkreślam z całym naciskiem, że artykuł jest umieszczony w organie Związku Nauczycielstwa Polskiego, że autorem jest redaktor tego czasopisma, a równocześnie przewodniczący wydziału pracy społecznej Związku Nauczycielstwa Polskiego. Artykuł rozpoczyna się zdaniem: „Praca społeczno-oświatowa Związki Nauczycielstwa Polskiego ma swoje źródło w poglądzie na istotę wychowania i zawiera w dalszym ciągu takie wytyczne: „Biorąc zatem pod uwagę współczesne tendencje rozwojowe naszego Państwa, musimy określić nasz pogląd jako organizacji nauczycieli i zarazem pracowników społeczno-oświatowych na rolę oświaty pozaszkolnej w Polsce w dobie obecnej... Praca oświatowa w służbie idei przebudowy politycznej naszego Państwa winna... przygotować jednostkę i społeczeństwo do współdziałania z państwem w walce z klerem, który sięgając po władzę polityczną dąży do podporządkowania kultury i oświaty własnym celom, sprzecznym z interesami Państwa”. Widzimy więc, że walka Związku Nauczycielstwa Polskiego z klerem nie jest żadnym gołosłownym zarzutem, ale programowym punktem w dziedzinie pracy społeczno-oświatowej tej organizacji. Zaś poszczególne wypadki wrogiego nastawienia niektórych członków do duchowieństwa nie są wynikiem psychozy, jak to tłumaczyć chciano, lecz raczej zastosowaniem się karnego członka organizacji do wytycznych głoszonych z góry. Przez takie wytyczne wniósł Związek Nauczycielstwa Polskiego w stosunki społeczne ferment, który w konsekwencji dalszej musiał oddziałać szkodliwie i ujemnie na rozwój współpracy społeczeństwa ze szkołą. Ale nie tylko w ten sposób wyrządzono krzywdę naszemu życiu państwowemu. Jest jeszcze krzywda innego rodzaju. Deklaracja ta wmawia w nauczycielstwo, że przygotowując w pracy społeczno-oświatowej jednostkę i społeczeństwo do walki z klerem, pomaga państwu. Mówi przecież wyraźnie „do współdziałania z państwem w walce z klerem”. Czyż można się potem dziwić, że niektórzy nauczyciele tę walkę podjęli? Czynniki państwowe zostały więc w opinii publicznej przedstawione jako walczące z klerem. Prawdą by były te słowa jedynie w Rosji bolszewickiej, bo poza tym krajem w żadnym państwie europejskim czynniki państwowe nie prowadzą oficjalnie walki z klerem. A już w Polsce jest to chyba fałszem, który budzi niepokój mówiąc językiem prawa. Szkoda, że z tego powodu nie został ten numer „Przewodnika Pracy Społecznej” skonfiskowany.</u>
          <u xml:id="u-37.2" who="#AdolfBniński">Dla dalszej charakterystyki stanowiska Związku Nauczycielstwa Polskiego do młodzieżowych organizacyj kościelnych dodam jeszcze, że na zjeździe delegatów tego Związku w roku 1934 zapadła uchwała: „Zjazd delegatów Związku Nauczycielstwa Polskiego wyraża opinię o potrzebie zjednoczenia związków młodzieży wiejskiej, co pozwoli stworzyć jednolity front młodzieży wiejskiej, będący w stanie skutecznie przeciwstawić się wstecznym wpływom na młodzież wiejską organizacyj klerykalnych”. Czyż po tej uchwale może się ktokolwiek dziwić, że niektórzy nauczyciele przeciwstawiają się organizacjom Akcji Katolickiej? Na domiar złego tak się jakoś dziwnie złożyły okoliczności już po tej uchwale, wzywającej do przeciwstawiania się młodzieżowym organizacjom klerykalnym, że kiedy w dniach 28 i 29 maja ub. roku odbywała się konferencja poświęcona kulturze wsi, a zorganizowana przez Ministerstwo Rolnictwa w porozumieniu z Prezydium Rady Ministrów, to właśnie komisji młodzieży wiejskiej przewodniczył p. Kazimierz Maj, przewodniczący wydziału pracy społecznej Związku Nauczycielstwa Polskiego i autor owego artykułu wzywającego do walki z klerem. Musiało to wywołać wrażenie, że wpływy Związku Nauczycielstwa Polskiego są w niektórych ministerstwach wielkie. Istnieje takie przekonanie przede wszystkim, jeżeli chodzi o Ministerstwo Oświaty.</u>
          <u xml:id="u-37.3" who="#AdolfBniński">Prawdopodobieństwo tej opinii jest umotywowane następującymi faktami: 1) Dnia 17 i 18 grudnia 1936 r. odbyła się ministerialna konferencja kierowników oddziałów oświaty pozaszkolnej przy kuratoriach, w której też uczestniczyli reprezentanci Związku Nauczycielstwa Polskiego. Natomiast brak było tam przedstawicieli drugiej organizacji nauczycielstwa, pracującego w imię haseł chrześcijańskich, brakło tam również przedstawicieli wielkich organizacyj społeczno-oświatowych: Polskiej Macierzy Szkolnej, Towarzystwa Czytelni Ludowych i Towarzystwa Szkoły Ludowej oraz przedstawicieli wielkich organizacyj kościelnych, prowadzących pracę w zakresie oświaty pozaszkolnej. 2) Prasa podaje, że większe subwencje z sum, preliminowanych na oświatę pozaszkolną, otrzymują organizacje, zbliżone ideowo do Związku Nauczycielstwa Polskiego. Nie chcę przesądzać sprawy udzielanych subwencyj, bo dotychczas nie miałem w ręku jeszcze zamknięcia rachunków Państwa za rok budżetowy 193536 i nie znam wydatków w roku bieżącym. I dlatego proszę Pana Ministra o wyjaśnienie, które organizacje i w jakiej wysokości korzystały z subwencji Ministerstwa z pozycyj przeznaczonych na oświatę pozaszkolną. Jest to potrzebne dlatego, bo w społeczeństwie ogólne jest mniemanie, że organizacje szerzące oświatę na zasadach religijnych są specjalnie upośledzone, a nawet omijane.</u>
          <u xml:id="u-37.4" who="#AdolfBniński">Opierając się jednak na wymienionych przeze mnie faktach muszę stwierdzić: Ujawniające się coraz częściej zaognienia między częścią nauczycielstwa, zorganizowanego w Związku Nauczycielstwa Polskiego, a duchowieństwem i katolickim społeczeństwem, mają swe źródło w ideologicznych wskazaniach tej organizacji, że w dziedzinie oświaty należy przygotować tak jednostkę jak i społeczeństwo do walki z klerem oraz przeciwstawić się klerykalnym organizacjom. Z powodu wielkich wpływów, jakie ma ta organizacja na różnych stopniach władz szkolnych, prądy antyreligijne i antykościelne przedostają się do oświaty szkolnej i pozaszkolnej i to tym bardziej, że organizacja ta mówi o „współdziałaniu z państwem w walce z klerem”. Wytwarza to wszystko z konieczności w społeczeństwie katolickim atmosferę pełną podejrzeń i uprzedzeń w stosunku do części nauczycielstwa, co się odbija również ujemnie i na szkole i na wychowaniu młodzieży. Usunięcie istotnych przyczyn tej atmosfery nie leży w mocy społeczeństwa, lecz jedynie i wyłącznie w kompetencji Rządu, a w szczególności p. Ministra Oświaty. Pewne zmiany już nastąpiły i przyczyniły się do lekkiego odprężenia w nadziei, że nastąpią dalsze zmiany. Gdyby nie nastąpiły, atmosfera będzie dalej duszna, a nasilenie współpracy społeczeństwa z nauczycielstwem nie będzie wielkie. Społeczeństwo jest zdania, że przy konstytucyjnym zagwarantowaniu religijnego wychowania w naszym Państwie nie powinni mieć urzędowego wpływu na oświatę szkolną czy pozaszkolną ludzie solidaryzujący się z tezą, że zadaniem nauczyciela w dziedzinie pracy oświatowej jest „przygotować jednostkę i społeczeństwo do współdziałania z państwem w walce z klerem”, a więc z reprezentantami organizacyj religijnych. Współpraca z propagatorami takiej idei jest dla społeczeństwa katolickiego niemożliwa. Sądzę, że nie będzie trudno przeprowadzić odpowiednie zmiany w chwili, kiedy Obóz Zjednoczenia Narodowego jako zasadę ideową ogłosił: „Naród polski w olbrzymiej większości katolicki przywiązany jest do swego Kościoła”.</u>
          <u xml:id="u-37.5" who="#AdolfBniński">Zdaje mi się również, że potrzebne są pewne zmiany w gospodarczym użytkowaniu sum, przeznaczonych dla Ministerstwa Oświaty. P. Minister, kreśląc obraz spustoszenia w tym resorcie, podał przerażające cyfry na posiedzeniu Państwowej Rady Oświecenia Publicznego w dniu 24 listopada 1936 roku. 800 tysięcy dzieci pozostaje poza szkołą, brak 45 tysięcy izb szkolnych dla należytej realizacji powszechnego nauczania. Społeczeństwo niesie tu pomoc między innymi przez Polską Macierz Szkolną, ale co jest bardzo przykre, tę pomoc zwalcza także Związek Nauczycielstwa Polskiego. Pojawia się również bardzo przykre zjawisko powrotnego analfabetyzmu wskazujące na to, że nauka w szkole powszechnej nie jest dziś gruntowna, jeżeli były uczeń szkoły powszechnej stając w 20 roku życia do poboru wojskowego już nie umie czytać i pisać. Hasło obronności kraju jako też i ogólna racja stanu wymaga, by Ministerstwo Oświaty spełniło obowiązek podyktowany przez Konstytucję, a więc najwyższą normę w Państwie — obowiązek udostępnienia szkoły powszechnej wszystkim obywatelom i postawienia tej szkoły tak, by zmora powrotnego analfabetyzmu została z naszego życia państwowego raz na zawsze wykreślona. Przed Ministerstwem stoi ogrom zadań należytego zorganizowania szkół średnich, zawodowych, dokształcających i akademickich, które również według oświadczeń p. Ministra wykazują wielkie braki. Dopóki więc Ministerstwo nie może należycie zorganizować oświaty szkolnej wydaje się przedwczesne angażowanie się Ministerstwa, jego środków i sił na terenie oświaty pozaszkolnej. Ministerstwo utrzymuje obecnie 124 instruktorów oświaty pozaszkolnej, którzy są urlopowanymi nauczycielami i to wtedy, kiedy w szkolnictwie powszechnym brak około 30 tysięcy etatów. Również udziela Ministerstwo subwencyj samorządom, zachęcając je przez instruktorów oświaty pozaszkolnej do rozbudowywania placówek w dziedzinie oświaty pozaszkolnej, w której pracują już społeczne organizacje. Zaś to samo Ministerstwo i te same samorządy, nie mogąc spełnić obowiązku konstytucyjnego udostępnienia szkoły powszechnej wszystkim obywatelom, zwracają się do społeczeństwa po ofiary i składki. Czyż nie byłby racjonalniejszy podział pracy i czyż nie byłaby odpowiedniejsza pomoc tego rodzaju, że Ministerstwo rozbudowuje należycie oświatę szkolną, a społeczeństwo niesie pomoc przez organizacje oświaty pozaszkolnej.</u>
          <u xml:id="u-37.6" who="#AdolfBniński">Taki podział przewidywał już w r. 1919 doświadczony i zasłużony działacz oświatowy p. s. Chrzanowski w odczycie: „Organizacje oświatowe a państwo”, wygłoszonym w Warszawie na zjeździe instytucyj oświatowych. Cytuję dosłownie: „Całą zdolność swą organizacyjna, lwią część środków materialnych, co najprzedniejsze siły duchowe winno Państwo skierować ku szkole... pozaszkolna działalność w Polsce powstawać i rozwijać się powinna pod hasłem społecznej samopomocy”. Nic przeczę, że są i w organizacjach społeczno-oświatowych niedomagania podobne tym spustoszeniom, jakie wykazał w swym resorcie p. Minister. Ale organizacje te, jak widzimy z obserwacji i dziś, podobnie jak ongiś pod zaborami, wykazują postęp wielkiego wysiłku, zrodzonego z troski o polską oświatę i kulturę. Trzeba je więc wesprzeć ze strony władz państwowych i zachęcić do dalszej wytężonej pracy. Są one bowiem bardzo pożądaną formą pomocy społeczeństwa w dziedzinie oświaty, o którą woła p. Minister. Zachętę tę dał już p. Minister w Sejmie w słowach: „organizacje społeczne zajmują bardzo poważny odcinek pracy oświatowej pozaszkolnej, a przez mobilizację ochotniczych sił społecznych i nadawanie im odpowiedniego kierunku ideowego spełniają w zakresie tej pracy doniosłą rolę”. Oby te słowa znalazły oddźwięk na wszystkich stopniach władz szkolnych.</u>
          <u xml:id="u-37.7" who="#komentarz">(Oklaski)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-38">
          <u xml:id="u-38.0" who="#AleksanderPrystor">Zarządzam przerwę do godziny 16.</u>
          <u xml:id="u-38.1" who="#komentarz">(Przerwa od godz. 14 min. 2 do godz. 16 min. 6.)</u>
          <u xml:id="u-38.2" who="#AleksanderPrystor">Wznawiam posiedzenie.</u>
          <u xml:id="u-38.3" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Masłów.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-39">
          <u xml:id="u-39.0" who="#MykołaMasłow">Wysoki Senacie! Przy omawianiu budżetu Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego muszę zabrać głos i ja jako senator z Wołynia. Mówimy, że oświata jest podstawą siły moralnej narodu, autorytetu i bogactwa państwa i z wielkim zadowoleniem patrzymy, jak ogromną troską Państwo Polskie otacza oświatę. W budżecie sprawa ta zajmuje drugie miejsce i pochłania z górą 355 milionów złotych. Ale jeśli oświata w ogóle posiada tak duże znaczenie, to na Wołyniu znaczenie jej jest tym większe, że jest to dzielnica Polski, której poziom kulturalny jest niższy od poziomu kulturalnego innych dzielnic. Jest to dzielnica, która znajduje się w ciągłym niebezpieczeństwie wrogich wpływów, która ciągle im musi stawiać opór i dlatego musi ona być duchowo bardziej silną, niż jest teraz. I o tym Ukraińska Parlamentarna Reprezentacja Wołynia mówiła nieraz tak z tej wysokiej trybuny, jak i z trybuny sejmowej.</u>
          <u xml:id="u-39.1" who="#MykołaMasłow">Jeśli teraz zabieram głos w tej sprawie to dlatego, że, niestety, na Wołyniu sprawy oświaty i dotąd czekają na odpowiednie załatwienie. A sprawy te nie przedstawiają się najlepiej. Przede wszystkim ilość szkół powszechnych na Wołyniu jest bardzo niewystarczająca. Poza szkołą pozostaje poważna ilość dzieci (ponad 100 tysięcy). Istniejące po wsiach szkoły powszechne są przeważnie szkołami najniższego stopnia organizacyjnego — pierwszego, czasem drugiego; szkoły trzeciego stopnia organizacyjnego należą w środowisku wiejskim do rzadkości. Po drugie — i to najważniejsze — w naszym szkolnictwie brak zrozumienia znaczenia szkoły ukraińskiej na Wołyniu jako szkoły bliskiej ukraińskiej ludności Wołynia, pomiędzy którą a uczniami istnieje związek moralny, wzajemne zrozumienie, wzajemny szacunek; szkoły, która nie tylko daje młodzieży pewną wiedzę, ale i wychowuje ją w duchu państwowości polskiej oraz świadomości narodowej ukraińskiej.</u>
          <u xml:id="u-39.2" who="#MykołaMasłow">Poza tym poziom nauki na Wołyniu obecnie jest tego rodzaju, że bardzo często w parę lat po ukończeniu nauki w szkole jedno, względnie dwuklasowej, dziecko ponownie wraca do stanu analfabetyzmu. Jedną z głównych przyczyn tego analfabetyzmu jest fakt niedoceniania znaczenia języka ukraińskiego w nauce szkolnej. Nauczanie języka ukraińskiego w szkołach powszechnych, a zatem i nauczanie wszystkich przedmiotów w dwujęzycznych szkołach nie zostało ujęte do tego czasu w programie szkolnym jako obowiązujące. W następstwie tego programowe zadanie z zakresu języka ukraińskiego w różnych miejscowościach różni nauczyciele rozumieją po swojemu i po swojemu je też realizują. W związku zaś z tym w społeczeństwie szerzy się przekonanie, iż robi się to celowo, aby poziom nauczania języka ukraińskiego postawić niżej od poziomu nauczania innych przedmiotów. Nie jesteśmy przeciwnikami utrakwizmu, jednakże uważamy, iż prawdziwy utrakwizm musi opierać się na twardych i racjonalnych zasadach. W praktyce zaś stosuje się następujące zasady:</u>
          <u xml:id="u-39.3" who="#MykołaMasłow">a) w miejscowościach, w których dzieci ukraińskich jest 100%, szkoła jest dwujęzyczna w myśl zasady, iż dziecko ukraińskie powinno wychowywać się w obu kulturach,</u>
          <u xml:id="u-39.4" who="#MykołaMasłow">b) w miejscowościach, w których dziatwa ukraińska stanowi około 50%, szkoła jest z polskim językiem nauczania, a język ukraiński nawet jako przedmiot nauki nie istnieje.</u>
          <u xml:id="u-39.5" who="#MykołaMasłow">Taki stan mówi o niejednakowym traktowaniu obu języków. Na skutek ustawy z 1924 r. istniejące po miastach szkoły powszechne z ukraińskim językiem nauczania zostały zlikwidowane, a na ich miejsce nie stworzono szkół dwujęzykowych. Pozostał jedynie w niektórych szkołach powszechnych miejskich język ukraiński jako przedmiot nadobowiązkowy. Większość więc dzieci miejskich pozbawiona jest możności pobierania nauki w języku ojczystym. Uważamy, że w interesie zarówno społeczeństwa ukraińskiego, jak i potrzeb ogólno-państwowych, byłoby stworzenie w każdym mieście powiatowym przynajmniej jednej szkoły z ukraińskim językiem nauczania.</u>
          <u xml:id="u-39.6" who="#MykołaMasłow">Ażeby wypełnić wytworzoną lukę społeczeństwo ukraińskie dążyło do zakładania prywatnych szkół powszechnych z ukraińskim językiem nauczania. Dotychczas istnieje jedna taka szkoła w Równem, utrzymywana przez towarzystwo „Ukraińska Szkoła”. Szkoła ta znajduje się w bardzo trudnym materialnym położeniu i było by rzeczą pożądaną okazanie jej pomocy przez przydzielenie jej chociażby jednego etatu nauczycielskiego.</u>
          <u xml:id="u-39.7" who="#MykołaMasłow">Nie możemy również ominąć sprawy nauczania religii prawosławnej w szkołach powszechnych. Nauka ta nie zawsze jest udzielana dzieciom w ich języku ojczystym, co na Wołyniu znaczy — w języku ukraińskim; w niektórych szkołach nauka religii prawosławnej prowadzona jest w języku rosyjskim, a czasem i w polskim, i to ze strony rodziców wywołuje słuszne narzekania. Poza tym społeczeństwo ukraińskie zaniepokojone jest obserwowanym zmniejszeniem godzin nauczania religii, albowiem to musi ujemnie odbić się na religijno-moralnym wychowaniu młodzieży. Naturalnie takie położenie nauki religii w szkołach należy uważać za bardzo nienormalne i należy dążyć do uporządkowania tej sprawy.</u>
          <u xml:id="u-39.8" who="#MykołaMasłow">Sprawa personelu nauczycielskiego w szkołach powszechnych na Wołyniu przedstawia się również dosyć smutnie, a mianowicie do pracy nauczycielskiej przyjmowane są w większości wypadków osoby z innych dzielnic Polski, które przeważnie języka ukraińskiego nie znają, nie znają również miejscowych warunków życia, psychologii ludności i dzieci, ich charakteru. Tacy nauczyciele nie będąc przygotowani do pracy na terenie Wołynia nie mogą spełnić roli prawdziwego wychowawcy młodzieży wołyńskiej. Rola ta jest bardzo trudna, a trzeba pamiętać, iż nauczyciel na naszym terenie jest często jedynym inteligentem na wsi, jedynym doradcą we wszystkich jej sprawach, tak politycznych i społecznych, jak i rodzinnych. A jednak cały szereg wychowanków seminariów wołyńskich nie może być z powodu braku wolnych miejsc w szkolnictwie zatrudnionymi. Prawda, kandydaci na posady nauczycielskie na Wołyniu muszą skończyć kursy wakacyjne języka ukraińskiego; ale celem tych kursów jest umożliwienie zdobycia kandydatom kwalifikacyj zawodowych, nie zaś gruntowne przygotowanie do pracy w zakresie nauczania języka ukraińskiego. Przy takim stanie szkoły powszechnej na Wołyniu nawet najlepsze intencje władz szkolnych drugiej instancji nie mogą przyczynić się do uwzględnienia narodowych aspiracyj ukraińskiej ludności Wołynia. Wobec tego jest koniecznym, żeby Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego odpowiednio uregulowało sprawę szkolnictwa powszechnego na Wołyniu.</u>
          <u xml:id="u-39.9" who="#MykołaMasłow">Sprawa szkolnictwa średniego na Wołyniu nie znajduje się w lepszym położeniu. Prawda, ilość szkół średnich ogólnokształcących państwowych jest prawie wystarczająca. Jednakże dla znacznej części ukraińskiej młodzieży, która przeważnie jest młodzieżą wiejską, korzystanie z tych szkół jest za trudne, a to najgłówniej z przyczyn wysokich opłat i innych wydatków, związanych z uczęszczaniem do tych szkół. Wobec tego powstaje konieczność nauki w prywatnych szkołach średnich, których na Wołyniu wysiłkiem społeczeństwa ukraińskiego stworzono trzy: w Łucku, Równem i Krzemieńcu.</u>
          <u xml:id="u-39.10" who="#MykołaMasłow">Co do gimnazjów państwowych, to w nich język ukraiński nie jest odpowiednio postawiony. Przedmiot ten powierza się zwykle osobom niefachowym, brakuje odpowiednich pomocy naukowych, i w ogóle przedmiotu nie traktuje się poważnie. Potęguje zły stan nauki języka ukraińskiego fakt, iż władze szkolne umożliwiają uczniom, którzy otrzymują z języka ukraińskiego oceny niedostateczne, przechodzenie do klas starszych, co wytwarza wśród uczni i społeczeństwa przekonanie, iż język ukraiński jest przedmiotem drugorzędnym i nadobowiązkowym. Co do gimnazjów prywatnych, to na Wołyniu jest ich za mało; wszystkiego trzy. Cała olbrzymia część kraju, a mianowicie powiaty kowelski, włodzimierski i lubomelski pozbawione są gimnazjów z ukraińskim językiem nauczania. Jest to teren bardzo zacofany, a przeto podatny na wszelkiego rodzaju szkodliwe wpływy, a zarazem zbyt biedny, ażeby był w stanie utrzymywać własną szkołę. Wobec tego uważalibyśmy, iż było by wskazanym stworzenie w Kowlu dla tych powiatów gimnazjum państwowego z ukraińskim językiem nauczania. Istniejące na Wołyniu prywatne gimnazja z ukraińskim językiem nauczania są biedne, mieszczą się w nieodpowiednich budynkach. Na skutek dotychczasowej złej koniunktury gospodarczej stało się koniecznym obniżenie wysokości czesnego. Subwencje samorządów ustały prawie całkowicie. Ilość etatów państwowych zmniejsza się. W chwili obecnej przyszłość tych gimnazjów jest poważnie zagrożona. Gimnazjum łuckie pracuje gorliwie nad dobrym wychowaniem ukraińskiej młodzieży. O wysokim poziomie naukowym tego gimnazjum świadczy pokaźna dość absolwentów tego zakładu studiujących na wyższych uczelniach. Jednak stan materialny gimnazjum przedstawia się niepomyślnie. Dotychczas nie spłacono nabytego na własność budynku. Gimnazjum cały czas stoi przed perspektywą możliwości straty tego budynku z powodu niezapłacenia należności w umówionym terminie. Suma pozostałości wynosi około 10 tysięcy złotych. W imieniu społeczeństwa ukraińskiego prosimy Pana Ministra Oświaty o pomoc dla łuckiego gimnazjum ukraińskiego w sprawie wykupu budynku gimnazjalnego. Prywatne gimnazjum ukraińskie w Równem również znajduje się na wysokim poziomie wychowawczym. Jednakże materialny jego stan również nie jest zadowalający. Rówieński samorząd zbudował sześć lat temu dla ukraińskiego gimnazjum budynek. Budynek ten 6 lat stoi w stanie nieukończonym. Aby przyjść z pomocą ukraińskiemu gimnazjum w Równem, prosimy o upaństwowienie tego gimnazjum oraz o oddanie do jego dyspozycji wspomnianego budynku. Gimnazjum ukraińskie w Krzemieńcu w równej mierze współdziała na polu wychowania młodzieży ukraińskiej w duchu uznania zasad współżycia dwóch bratnich narodów. Jednak nie doceniano tego gimnazjum i obecnie znajduje się ono w takim stanie, że nie wiemy, czy będzie nadal istniało, czy zmuszone będzie zlikwidować swą wychowawczą oraz naukową działalność.</u>
          <u xml:id="u-39.11" who="#MykołaMasłow">Poza trzema gimnazjami ukraińskimi na Wołyniu istnieje również państwowe seminarium duchowne w Krzemieńcu, jedyne tego rodzaju seminarium na Wołyniu, które wychowuje przeważnie kandydatów na duchowne stanowiska prawosławnej cerkwi. Obecnie społeczeństwo ukraińskie zaniepokojone jest wieściami o tym, że seminarium to będzie zlikwidowane, a zastępujące go liceum teologiczne będzie znajdowało się w Warszawie. Społeczeństwo nasze uważa, że kandydaci na duchownych, wychowani w Warszawie w oderwaniu od gruntu ojczystego, z którego pochodzą, od swego języka ojczystego i kultury rodzimej, nie będą tak bliscy swego narodu, wśród którego muszą pracować, i że pomiędzy nimi a narodem nie będzie tej bliskości, która ma być pomiędzy ojcem duchownym a narodem. Wobec tego prosimy, ażeby kandydaci na duchownych wyznania prawosławnego byli wychowywani na Wołyniu, a konkretnie mówiąc, prosimy o stworzenie na Wołyniu liceum teologicznego na wzór tego, jak to jest przy niektórych kuriach biskupich w kościele katolickim.</u>
          <u xml:id="u-39.12" who="#MykołaMasłow">Informując o stanie szkolnictwa na Wołyniu w związku z potrzebami ukraińskiej jego ludności, wierzymy, że Rząd rozumie te potrzeby. Dlatego mamy nadzieję, iż p. Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego przyjmie je pod uwagę i wyszuka możliwości dla zrealizowania naszych postulatów.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-40">
          <u xml:id="u-40.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Radziwiłł.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-41">
          <u xml:id="u-41.0" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">Wysoka Izbo! Wczoraj miałem zaszczyt referować w tej Wysokiej Izbie budżet Ministerstwa Sprawiedliwości. Dziś toczą się obrady nad budżetem Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Już ta duża ilość mówców, którzy dziś przewinęli się przez tę trybunę, jest można powiedzieć wymownym dowodem, jak duże znaczenie przypisujemy słusznie temu budżetowi. Jeżeli je myślowo ze sobą łączę, to dlatego, że oba te budżety od wielu lat są dotowane w sposób wyraźnie niedostateczny. Ja, osobiście, słysząc dziś wymowne przemówienie p. profesora Wicemarszałka Makowskiego nie mogłem się oprzeć pewnemu, powiem nawet, wzruszeniu, gdy opisywał stosunki, które panują na naszych wyższych uczelniach. A przecież są to stosunki, które się bardzo ściśle łączą z brakiem pieniędzy. Otóż my powtarzamy te rzeczy niemal co rok i sądzę, że wszyscy mamy uczucie pewnego niezadowolenia w stosunku do samych siebie, iż pomimo, że się z roku na rok przy okazji tych budżetów w Sejmie, w Senacie, w Komisji Budżetowej Sejmu i w Komisji Budżetowej Senatu i w publicystyce zresztą konstatuje te same braki, jednak właściwie z roku na rok postępu w tej dziedzinie nie widać. Sądzę, że właściwie jedynym powodem, dla którego te rzeczy są aż nazbyt często oklepane, powtarzane, jest to, żeby odpowiednim ministrom, dzisiaj naprzykład p. Ministrowi Oświaty dać podstawę moralną do tego, żeby przy układaniu przyszłych budżetów jednak żądać — oczywista rzecz w miarę możliwości — podwyższenia kredytów na tak bardzo palące potrzeby swoich resortów. Ja — muszę powiedzieć — reprezentuję w tej Wysokiej Izbie ten pogląd, że pieniądze na te cele mogą się znaleźć, że Państwo na różne inne cele — z mojego punktu widzenia — nawet zupełnie niepotrzebne, a w każdym razie bezsprzecznie mniej ważne niż cele oświatowe albo cele, związane z potrzebami Ministerstwa Sprawiedliwości, wydaje dużo pieniędzy. Jednym słowem, nie zmieniając globalnej sumy naszego budżetu, nawet w naszych trudnościach finansowych, mimo nadmiernego być może obciążenia podatkowego społeczeństwa, powinny się nawet w naszych warunkach znaleźć pieniądze na te cele, gdyby w innych działach budżetu robiło się pewne oszczędności. Ja zacytuję — naturalnie Panowie będą się z tego śmiali, bo zbyt często są te rzeczy powtarzane, ale dla mnie jest rzeczą niewytłumaczoną, nieuzasadnioną, jeżeli z jednej strony tu utyskujemy stale nad potrzebami i brakiem pieniędzy na oświatę albo na wymiar sprawiedliwości, a jednocześnie na nowe inwestycje wątpliwej wartości — jak twierdzę — w Lasach Państwowych wydajemy sumę 20 milionów złotych.</u>
          <u xml:id="u-41.1" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">Otóż ja chciałbym wiedzieć, co by Pan Minister Oświaty powiedział, gdybyśmy mogli na potrzeby szkolnictwa wyższego, średniego, czy niższego podwyższyć jego budżet o 10 milionów.</u>
          <u xml:id="u-41.2" who="#komentarz">(Głos: Cieszyłby się.)</u>
          <u xml:id="u-41.3" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">No, mybyśmy mogli Panu Ministrowi Oświaty radość tę sprawić, tylko nie mieliśmy dosyć, powiedzmy, woli i konsekwencji na to; przyznaję, że nawet zastanawiałem się nad postawieniem ewentualnego wniosku, a jeżeli go nie postawiłem, to tylko dlatego, że byłem przekonany, iż on nie przejdzie — zastanawiałem się nad postawieniem wniosku, aby z inwestycyj w Lasach Państwowych skreślić 10 milionów i ofiarować je w prezencie obecnemu tu Panu Ministrowi. On by się cieszył i my wszyscy byśmy się cieszyli.</u>
          <u xml:id="u-41.4" who="#komentarz">(S. Evert: Ja chciałem dać tylko 2 miliony złotych.)</u>
          <u xml:id="u-41.5" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">Ale jestem przekonany, że pomimo tej radości Panowie by tego nie uchwalili, bo Panowie by powiedzieli, że może Radziwiłł stawia wniosek dlatego, że chce Panu Poniatowskiemu figla sprawić. W ten sposób rzeczy te są często stawiane i tylko dlatego, aby nie być podejrzewanym, powiedzmy, o niewczesną chęć robienia komuś na złość, ja osobiście tego wniosku nie postawiłem. Mówię o tym w tej chwili dlatego, aby poniekąd zdopingować Pana Ministra Oświaty na rok przyszły, aby potrafił obronić swe potrzeby budżetowe, aby mógł się powoływać, powiedzmy, jeżeli nie na opinię całego Sejmu i Senatu, to przynajmniej, że słyszał takie zdanie w Senacie, że lepiej na szkolnictwo wyższe, średnie czy niższe dodać, a gdzie indziej coś ująć. I dlatego muszę otwarcie powiedzieć, że w obradach komisyjnych i plenarnych mnie to poniekąd razi, że my się dosyć, powiedzmy — nie wiem jak się wyrazić — przypadkowo ustosunkowujemy do poszczególnych budżetów. W dniu omawiania budżetu Ministerstwa Oświaty mamy serce otwarte dla oświaty, a w innym dniu dla Ministra Grabowskiego, a jeszcze w innym dniu nie mamy śmiałości, żeby p. Ministrowi Poniatowskiemu tych parę milionów urwać i dać na cele, które, zdaniem naszym, są ważniejsze. Przepraszam, że w ten sposób ten przedmiot traktuję, ale przyznam się, że dosyć uważnie w przeszłym roku i w tym roku przysłuchiwałem się obradom naszym w Komisji Budżetowej, a także naszym obradom plenarnym. Z tego dwuletniego doświadczenia wynoszę właściwie wrażenie, że plączemy sobie nawzajem w kamizelkę, utyskujemy na te czy inne braki, ale nie potrafimy tych drobnych rzeczy zrobić, które są w granicach naszych obecnych możliwości. Tyle chciałem powiedzieć co do strony materialnej tego budżetu, który dziś omawiamy.</u>
          <u xml:id="u-41.6" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Kwaśniewski.)</u>
          <u xml:id="u-41.7" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">Przed chwilą powoływałem się na przemówienie p. Wicemarszałka prof. Makowskiego. Podkreślam jego atrybucje profesorskie dlatego, że pomijając wytworną formę, w której p. profesor Makowski zawsze przemawia, to poza tym uwagi jego uważać musimy jako opinie człowieka, który ten przedmiot dokładnie i z własnego doświadczenia zna i dlatego ja osobiście, po wysłuchaniu tej mowy, nie śmiałbym do tego przedmiotu wracać i ograniczę się do rzucenia tylko jednej uwagi. Otóż mnie zawsze uderza jedna rzecz, że jak się mówi o naszej młodzieży, to się zawsze mówi w pewnych superlatywach dość krańcowych. Z jednej strony słyszymy, że nasza młodzież jest tak nadzwyczajna, że stoi na tak wysokim poziomie, powiedzmy moralnym, umysłowym etc., że właściwie wszystko trzeba by oddać tej młodzieży i że te dawne generacje, zwłaszcza te, które były wychowane — jest to takim terminem technicznym — w byłych szkołach zaborczych, wszyscy ci, którzy należą do mojej, albo do starszej, albo też do trochę młodszej generacji, to wszystko są ludzie, którzy nie mają zrozumienia dla pięknych czasów nowoczesnych, że właściwie powinniśmy zniknąć z powierzchni życia polskiego i wszystko oddać młodym. To jedna rzecz. A potem słyszy się takie przemówienia, jakie słyszeliśmy z ust tak samo profesora uniwersytetu, który powiedział: Młodzież? Jedni to bandyci, a drudzy do niczego. Otóż mam wrażenie, że prawdopodobnie prawda leży po środku, i że jeżeli stosunki na wyższych uczelniach i w szkołach średnich są bardzo dalekie od ideału — pod tym względem, to wydaje mi się, że jesteśmy mniej więcej wszyscy tego samego zdania — to może nie tylko młodzież temu jest winna; powinniśmy bić się w piersi wszyscy i ja siebie tutaj bynajmniej nie wykluczam. Ja upatruję jednią, jeżeli nie jedyną przyczynę tych stosunków, panujących w szkole, w tym, że całe społeczeństwo starsze, sztucznie może, bardzo często wnosiło do szkoły wyższej, a nawet i do szkoły średniej politykę. I to robili wszyscy. Robiły to stronnictwa antyrządowe, robiły to stronnictwa prorządowe, robiły to stronnictwa prawicowe i robiły to stronnictwa lewicowe nie wyłączając konserwatystów. W miarę ich skromnych możliwości wszyscy chcieli sobie już ten przyszły narybek polityczny, jeżeli się mogę tak trywialnie wyrazić, w szkołach przygotować. I oczywista rzecz, te walki polityczne, dość często używające nawet w starszym społeczeństwie dość niewybrednych metod wzajemnego zwalczania się, przeniesione do szkoły i przeniesione w szeregi generacji młodej nie mogły do niczego innego doprowadzić, jak do tych stosunków, o których nie bez słuszności p. profesor rektor Michałowicz mówił, to jest do tych argumentów, które nazwę, ponieważ stoję w tej chwili na tej trybunie, argumentami ad hominem, ażeby nie inaczej je określić. Tu nie tylko młodzież jest winna, ale powinniśmy wszyscy, it.p. rektor Michałowicz nie stanowi tu wyjątku, bić się w piersi i starać się do tej młodzieży innymi drogami i innymi metodami trafić.</u>
          <u xml:id="u-41.8" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">Kwestia szkolnictwa średniego. O tym temacie parę słów mówiłem w Komisji Budżetowej, nawet cytowałem parę humorystycznych przykładów, które pewnie p. Minister ma jeszcze w pamięci. Nie chciałbym do tego tematu wracać. Jest tu jedna zasadnicza rzecz: przeciążenie naszych programów i wskutek tego przeciążenia niemożność realizowania tych programów w praktyce.</u>
          <u xml:id="u-41.9" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">A teraz po tych ogólnych uwagach, ponieważ jestem prawdopodobnie dwudziestym z rzędu, który dziś z tej trybuny przemawia, nie mogę się oprzeć, żeby nie powiedzieć też kilku słów polemicznych w stosunku do paru moich przedmówców. Muszę powiedzieć, że słuchając p. s. Wiesnera miałem tylko uczucie głębokiego współczucia. P. s. Wiesner mówił wiele rzeczy słusznych i prawdziwych. Jeżeli mówię o współczuciu to dlatego, że sądzę, że p. s. Wiesner sam musiał sobie zdawać sprawę z ciężkiej sytuacji, w jakiej się znajdował, domagając się tych, jak mówię, w wielu wypadkach rzeczy słusznych — wśród których było coś 7 czy 8 postulatów — bo już nie wracając do czasów przedwojennych, które my jeszcze żywo mamy w pamięci, jako ta część społeczeństwa i narodu polskiego, która miała to nieszczęście, że żyła przeszło 100 lat pod reżimem niemieckim — musimy sobie powiedzieć, że to co p. s. Wiesner stawia nam dziś jako ideał, jest jednak bardzo dalekie od tego ideału, który był realizowany przez przedwojenne rządy niemieckie. Ale nawet nie wracając do tych czasów, bo ciągle się mówi, że to są czasy niewspółmierne z czasami nowożytnymi — jak słusznie jeden z moich przedmówców zauważył — niech Pan będzie łaskaw porównać to, co istnieje w Polsce, z tymi teoriami, które są głoszone po drugiej stronie granicy zachodniej i niech Pan przyzna, że jednak tutaj ta mniejszość niemiecka w porównaniu do tych stosunków żyje w warunkach bardzo zbliżonych do ideału.</u>
          <u xml:id="u-41.10" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">A teraz p. s. Seib. Chciałbym — i to jest może moją wadą osobistą — chciałbym mówić o rzeczach wyraźnie i po imieniu, a więc w odróżnieniu od przemówienia p. s. Seiba. Pan senator mówił o jakichś siłach, o wstecznictwie, o jakichś ciemnych siłach, które nie mają prawa mieszać się do szkolnictwa i do stosunków panujących w szkolnictwie, no i to tych ludzi, nazwał ich — w ustach p. Seiba miało to być obrazą — kondotierami. Co do kondotierów, to nie chciałbym wracać do historycznych określeń, czym byli kondotierowie. Byli kondotierzy bardzo wielcy, stawiano im pomniki. Wnioskuję jednak, że w ustach p. s. Seiba to określenie kondotier miało być określeniem ujemnym.</u>
          <u xml:id="u-41.11" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">Otóż mówmy tutaj bez aluzji. Ja zrozumiałem p. s. Seiba, że mówił o duchowieństwie katolickim jako o ciemnej sile, ciemnej, czarnej reakcji, i że mówił o sferach katolickich, o tych, którzy w imieniu katolików przemawiają, jako o tych kondotierach, wysługujących się tym czarnym siłom reakcyjnym. Jeżeli moje przypuszczenie jest niesłuszne, to Pan Senator mi zaprzeczy. Ja tej rzeczy inaczej zrozumieć nie mogę. Chciałbym jasno i wyraźnie tutaj powiedzieć: mamy pod tym względem bardzo silne oparcie w obowiązującej nas Konstytucji, która tę sprawę stawia jasno i niedwuznacznie; mamy układ, konkordat, który również w sposób bardzo jasny określa i obowiązki i prawa duchowieństwa katolickiego w szkolnictwie i wreszcie powiedzmy, last not least, mamy w ostatnich dniach deklarację p. płk. Koca, rozlepioną na wszystkich rogach ulic naszych miast i wsi. Otóż nie wiem, czy p. senator Seib należy do tych, którzy akces złożyli do Obozu Zjednoczenia Narodowego, powstałego na mocy jednak bardzo konkretniej deklaracji.</u>
          <u xml:id="u-41.12" who="#komentarz">(P. Seib: To nie ma nic wspólnego.)</u>
          <u xml:id="u-41.13" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">Nie wiem. Przypuszczam raczej, że tak, W tej deklaracji jest ustęp bardzo wyraźny o opiece nad kościołem katolickim. Powiem tutaj odrazu, że moim zdaniem ten ustęp w tej deklaracji płk. Koca nie jest sformułowany nader szczęśliwie, ale w każdym razie intencja jego jest jasna, intencja jego jest słuszna i dobra. Mówi bowiem, że kościół katolicki reprezentujący wierzenia większości społeczeństwa polskiego ma być otoczony ze strony Państwa życzliwą opieką. My czego innego jako katolicy nie wymagamy. Jeśli chodzi o Związek Nauczycielstwa Polskiego i nauczycielstwo polskie w ogóle, to tutaj p. s. Seib w swoim przemówieniu wyraźnie mija się z prawdą i rzeczywistością, jeżeli twierdzi, że ktoś w Polsce nauczycielstwo jako takie zwalcza, albo chce, jak Pan Senator się wyraził, podważyć podstawy jego materialnego bytu. Otóż to jest nieprawda. Co się zwalcza? Zwalcza się agitację antyreligijną i nic więcej. Ja zacytuję tutaj konkretne przykłady. Nie wiem, czy p. s. Seib zgodzi się z takim zdaniem, które było niedawno wypowiedziane na publicznym — nie wiem czy to było publiczne — ale w każdym razie na posiedzeniu nauczycieli w jednym z miast prowincjonalnych, gdzie jeden z kierowników tego związku wygłosił takie zdanie: „Musimy zwalczać tę kulturę, która idzie z pod znaku krzyża”. Otóż, czy p. Senator zgadza się z tym, czy nie? Ja sądzę, że Pan nie będzie miał odwagi wejść na tę trybunę i powiedzieć, że się z tym zdaniem zgadza. Otóż tu już nie chodzi o katolicyzm, tylko chodzi o chrześcijaństwo w ogóle...</u>
          <u xml:id="u-41.14" who="#komentarz">(S. Seib przerywa.)</u>
          <u xml:id="u-41.15" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">...i my mamy prawo i obowiązek jako rodzice katoliccy...</u>
          <u xml:id="u-41.16" who="#komentarz">(S. Evert: Chrześcijańscy.)</u>
          <u xml:id="u-41.17" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">...którzy powierzają swoje dzieci szkole publicznej polskiej, wymagać, aby takie zdania publicznie nie były wypowiadane.</u>
          <u xml:id="u-41.18" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-41.19" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">Ja bym tego może nie podnosił, gdyby to należało do wyjątków, ale tu przede mną, zdaje się p. s. Bniński z tej trybuny już przemawiał, nie słyszałem jego przemówienia, ale o ile wiem, miał on zamiar cytować z oficjalnego wydawnictwa Związku Nauczycielstwa Polskiego pewne ustępy niesłychanie jasne i niesłychanie wyraziste. Otóż nie będę tej rzeczy powtarzał, ale na miły Bóg, jeżeli my dziś mamy iść za wezwaniem człowieka, dla którego wszyscy mamy szacunek, takiego człowieka, jak płk. Koc, i leżeli my wszyscy — sądzę — zgadzamy się z tymi założeniami, o których mówił, jeżeli chcemy dążyć do pacyfikacji nastrojów w społeczeństwie polskim w imię interesu ogółu, w imię interesów Państwa i jeżeli w deklaracji są pewne wytyczne wypowiedziane, na które i ja się zgadzam i prawdopodobnie p. s. Seib także się zgadza, to dlaczego mamy sztucznie przeinaczać fakty? Ja dbam o to i dlatego między innymi wszedłem na tę trybunę, ażeby bardzo wyraźnie i jasno postawić kropkę nad i.</u>
          <u xml:id="u-41.20" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">Nikt nie chce zwalczać polskiego nauczycielstwa. Mamy wszyscy głęboki szacunek dla tej ofiarnej pracy, wszyscy mamy uznanie dla tego, co nauczycielstwo, w szczególności nauczycielstwo wiejskie od szeregu lat dla Państwa i naszej młodzieży robi.</u>
          <u xml:id="u-41.21" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-41.22" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">A jeżeli co nas różni, to te pewne tendencje części nauczycielstwa, które ona chce infiltrować i narzucać i na tym punkcie żadnej zgody nie będzie i być nie może. Rodzice polscy, katoliccy, chcą i wymagają od wychowawcy, ażeby dzieci ich były wychowywane w duchu narodowym i w duchu katolickim...</u>
          <u xml:id="u-41.23" who="#komentarz">(S. Evert: Chrześcijańskim.)</u>
          <u xml:id="u-41.24" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">...i od tego nie odstąpią.</u>
          <u xml:id="u-41.25" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-42">
          <u xml:id="u-42.0" who="#WicemarszałekKwaśniewski">Głos ma s. Siedlecki.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-43">
          <u xml:id="u-43.0" who="#StanisławSiedlecki">Wysoki Senacie! Chciałbym wypowiedzieć kilka uwag ogólnych. Obóz niepodległościowy ustalił pewną zasadę, a raczej prawdę w stosunku do naszego Państwa, która nas obowiązuje, a którą ja osobiście biorę na serio w stu procentach. Brzmi ona: „Polska może być albo wielkim mocarstwem, albo nie będzie się mogła ostać jako państwo niepodległe”. Jakże mamy tworzyć to mocarstwo? Obszar naszego Państwa nie jest wielki i nie o wielkość obszaru tu przecież chodzi, boć oto Niemcy nie są od nas dużo większe terytorialnie, a są przecież wielkim mocarstwem. Chodzi bowiem o to, by ludność całego Państwa była możliwie jednolicie, celowo i wysoko ucywilizowana i wykształcona, aby mogła stać na najwyższym poziomie intelektualnym jako jednolita masa. Wymaga tego od nas nie jakaś teoretyczna fantazja, ale powszechne dążenie w tym kierunku narodów i państw całego świata; wymaga tego nie tylko tak zwany duch czasu, ale również i nasz instynkt samozachowawczy jako narodu. Nie robiąc tego, jak już wspomniałem, dążymy wyraźnie do zguby.</u>
          <u xml:id="u-43.1" who="#StanisławSiedlecki">Jasnym jest, że szkoła jest w stanie spełnić pierwszą część tego zadania, a mianowicie podnieść poziom intelektualny obywateli Państwa, zwiększyć ich świadomość i zwartość, a więc i moc jako całości. W ten sposób przez szkołę głównie Polska musi się stać w danych warunkach i granicach wielkim mocarstwem. Oczekujemy tedy od Rządu nie tylko zniesienia analfabetyzmu zwykłego i powrotnego, ale również najbardziej nowożytnego i zróżniczkowanego nauczania naszej młodzieży, by się stała zdolną całkowicie do objęcia nowoczesnego życia w Państwie, we wszystkich jego elementach i objawach. Oczekujemy tego nie tylko w zasadzie, to jest w teorii, lub w jakiejś mglistej przyszłości, ale spodziewamy się, że zrobione to będzie jak najszybciej. To powszechne, efektownie zróżniczkowane i prawdziwie nowożytne nauczanie jest konieczne i pilne dlatego, że wchodzimy z całym światem cywilizowanym w nowe życie społeczne i nie możemy wśród narodów, gotowych do tych olbrzymich przemian, być krajem Zulusów czy Botokudów, krajem kulisów i sług, ale nie krajem ludzi wolnych.</u>
          <u xml:id="u-43.2" who="#StanisławSiedlecki">Gdy mówimy o zmianie pojęcia o nauczaniu, to jeśli chodzi o robotnika miejskiego sprawa wykształcenia dlań nie elementarnego, ale specjalnego i to średniego jest już sprawą dojrzałą. Jasnym się staje, że drogiej nowoczesnej precyzyjnej maszyny nie można powierzyć człowiekowi niesystematycznie i niedostatecznie wykształconemu, a ponieważ maszyna wchodzi niepowstrzymanie do wszystkich przejawów życia, zaś weszła całkowicie i masowo do armii, możemy już dziś uważać t. zw. robotników „przyuczonych”, t. j. nie mających za sobą właściwej fachowej szkoły, za anachronizm, przeznaczony do wymarcia. W dalszym rozwoju tego zjawiska nie będzie do pomyślenia robotnik przy maszynie, który nie ma za sobą długoletniej ogólnej i fachowej nauki. Pozostaną jedynie ludzie zatrudnieni przy myciu i sprzątaniu, od których nie będzie się wymagało wykształcenia.</u>
          <u xml:id="u-43.3" who="#StanisławSiedlecki">To samo, co się tyczy życia przemysłowego i miejskiego, to dotyczy również rolnictwa. I tu trudne będzie do pomyślenia dziecko rolnika, które się uczy w szkole wiejskiej, i to kilka lat, wszystkiego z wyjątkiem rolnictwa.</u>
          <u xml:id="u-43.4" who="#StanisławSiedlecki">Jeżeli chodzi o wychowanków szkoły powszechnej, którzy nie idą do dalszej nauki w szkole, muszą oni koniecznie i również powszechnie dostać naukę pozaszkolną. Wszyscy znamy to zjawisko, że najlepiej układa się w głowie dziecka wszystko to, co tam wchodzi w wieku od lat 14–18. W tym wieku też niewątpliwie kształtuje się nie tylko człowiek fizyczny, ale i cała umysłowość, światopogląd i podkład ideowy młodzieńca formują się wtedy i zakładają swe fundamenty na całe życie. Tymczasem w tym najważniejszym okresie przytłaczająca większość polskich dzieci jest pozostawiona w zupełnej pustce, bo przecież powszechnej opieki pozaszkolnej dziecko polskie nie posiada. To powoduje głównie powrotny analfabetyzm, to jednocześnie wywołuje wrażenie, że duży koszt i wysiłek nauki początkowej marnuje się, wisi on, że tak powiem, w powietrzu. To też suma 200.000 zł na naukę pozaszkolną, wstawiona do budżetu Ministerstwa Oświaty, jest poprostu śmieszną.</u>
          <u xml:id="u-43.5" who="#StanisławSiedlecki">Wszystko to, co mówiłem, stopniowo da się przeprowadzić, gdy sprawa celowości w nauczaniu, celowości rozbudowy tego a nie innego typu szkół będzie rzeczą opartą na mocnych i niewzruszonych podstawach z góry ułożonego planu nie tylko teoretycznie pedagogicznego, ale i gospodarczego. Ale czy w tej chwili można mówić w Polsce o takich rzeczach, w tej chwili, kiedy nauka „powszechna”, nauka w szkole powszechnej jest jakimś koszmarnym zaprzeczeniem wszelkiego pojęcia o powszechności i logice nauczania. Bo dopokąd słyszymy, że z braku środków zamiast 5 milionów dzieci chodzi do szkół 3,5 miliona, a chodzi w połowie jedynie dlatego, żeby zamarkować, że jest w Polsce powszechne nauczanie, dopóty nie możemy mówić o odpowiedzialności szkoły polskiej za to, by Polska mogła się stać, jak to za wszelką cenę musi nastąpić przez szkołę przede wszystkim, wielkim mocarstwem. Nie dość na tym! Dopokąd nasze czynniki gospodarcze przy obmyślaniu planu robót inwestycyjnych będą budowę szkół wyłączały z tego planu jako wydatek, opatrzony niepochlebnym epitetem konsumcyjności, nierentowności, czy też innej nieaktualności i podrzędności w hierarchii potrzeb, dopóty nasza nowoczesność jako narodu cywilizowanego musi być postawiona pod znakiem zapytania.</u>
          <u xml:id="u-43.6" who="#StanisławSiedlecki">Przechodząc dalej do samej szkoły, stwierdzam, że traktowana w Polsce tak jak dziś, tj. w ten sposób, by była ona tania, możliwie jak najtańsza, jest tylko i jedynie szkołą kiepską i wcale nie jest tanią, a raczej przeciwnie jest wyjątkowo drogą. Spróbuję to uzasadnić. Obliczają mianowicie, że dla wykształcenia młodzieńca z t. zw. wyższym wykształceniem zużywa się około 25 tysięcy godzin nauki. Mylnym jednak jest twierdzenie, że cały koszt wyłożony na tego człowieka, to te 25 tysięcy godzin. Bowiem tak jak do kosztu wydanej książki muszą być doliczone wszystkie zepsute arkusze w czasie druku, t. zw. makulatura, tak samo jak do kosztu wyprodukowania szklanki czy butelki w hucie szklanej dolicza się wszystkie zepsute i stłuczone szklanki i butelki, tak do kosztów wykształcenia człowieka trzeba doliczyć proporcjonalnie na niego wypadający odsetek wszystkich powrotnych analfabetów i innych niedouczonych młodzieńców, którzy ustali w połowie drogi, albo wogóle z tych czy innych powodów niczego się w szkole nie nauczyli. Jasne jest, że im szkoła jest gorzej zbudowana, gorzej obsadzona, im więcej dziećmi przepełniona, a więc im ona jest tańsza, tym więcej odrzuca na swej drodze niedouków albo poprostu staje się wytwórnią niedouków. W tych warunkach człowiek wykształcony do końca, który — że tak powiem — musi wziąć na swoje barki koszt wypadających nań niedouków, jest człowiekiem niesłychanie drogo wyprodukowanym. Można by obliczyć właściwy koszt wyprodukowania młodzieńca z wyższym wykształceniem, gdybyśmy zliczyli wszystkie godziny nauczania udzielone np. w ciągu ostatnich 10 lat w Polsce, następnie zebrali ilość wszystkich wypuszczonych przez ten czas absolwentów szkół powszechnych, specjalnych, gimnazjów i szkół wyższych, a przyprowadziwszy te różne wielkości do jakiegoś wspólnego mianownika, rozdzielili sumę godzin nauczania przez sumę absolwentów, otrzymalibyśmy dopiera sumę godzin nauczania, spadających swym ciężarem na jednego absolwenta. Wtedy napewno by się okazało, że wykształcenie jednego absolwenta jest rzeczą bardzo kosztowną, zaś u nas w Polsce, jako, że robimy wszystko bardzo tanio, właśnie najkosztowniejsze.</u>
          <u xml:id="u-43.7" who="#StanisławSiedlecki">Ale nie tylko jest tak kosztowne wypuszczenie ze szkoły jakiegokolwiek absolwenta, że szkoła polska jest t. zw. — tania. Chodzi o drugą sprawę, niemniej ważną, o samo podejście do nauczania jako takiego. Bo jeżeli nie upierałbym się przy twierdzeniu, że szkoła polska jest wytwórnią niedouków, to bałbym się określić ją jako wytwórnię absolwentów, nawet zaryzykowałbym twierdzenie, że — poza szkołami wyższymi jedynie — absolwenci nie są głównym produktem tych szkół. To zjawisko wynika między innymi ze swoistego podejścia do sprawy szkolnictwa, podejścia nie od strony wyników, ale od strony samego procesu nauczania jedynie. Robi też wrażenie, że absolwenci są w tym wypadku jakimś poniekąd przypadkowym wynikiem tego procesu nauczania.</u>
          <u xml:id="u-43.8" who="#StanisławSiedlecki">Należy, moim zdaniem, unikać tego podejścia. Należy następnie ustalić kategorycznie zasadę, że szkoły w Polsce, a szczególnie szkoły powszechne, to nie są jakieś tak zwane, o ironio, „świątynie nauki”, ale są to, mówiąc poprostu, „wytwórnie absolwentów” różnych kategoryj i różnego stopnia. Wytwórnie te winny mieć za zadanie wypuszczanie w życie setek tysięcy celowo przygotowanych i wykształconych ludzi, by mogli objąć i należycie prowadzić najprzeróżniejsze funkcje w tak niezmiernie zróżniczkowanym życiu kulturalnym i gospodarczym nowoczesnego państwa. Dla charakterystyki naszych bieżących potrzeb ogólnych przytoczę tu, że dla obrony kraju będziemy potrzebowali w razie wojny około 200.000 robotników wykwalifikowanych, zaś obecnie mamy zaledwie czwartą część tej ilości (ściślej mówiąc 41.000). Zadaniem tedy polskich szkół rzemieślniczych i specjalnych jest przygotowanie 150.000 młodych ludzi tak, byśmy mogli w krótkim czasie w razie potrzeby przetworzyć ich w robotników wykwalifikowanych. Jeśli tak rozumujemy, jak to powyżej wyłożyłem, to przypuszczam, że dobrze będziemy wnioskowali, jeśli będziemy żądali, aby absolwenci wspomnianych szkół w Polsce wychodzili z nich raczej znając mniej przedmiotów, ale znając i umiejąc je dobrze, niż znając ich dużo, a umiejąc je źle.</u>
          <u xml:id="u-43.9" who="#StanisławSiedlecki">Reasumując stwierdzam: Sprawa właściwej, rzeczywistej oświaty dzieci i młodzieży w Polsce musi być jak najszybciej i pozytywnie rozwiązana wysiłkami wspólnymi Państwa i narodu. Zagadnienie to jest tak ważne, że nie można się wahać z podniesieniem dla jego rozwiązania jak największych wysiłków i ofiar. W szczególności uważam, że:</u>
          <u xml:id="u-43.10" who="#StanisławSiedlecki">1) szkoła musi mieć na celu nie proces, ale jedynie rezultat nauczania;</u>
          <u xml:id="u-43.11" who="#StanisławSiedlecki">2) szkoła musi dać każdemu, z wyjątkiem ludzi niedorozwiniętych, nowocześnie zróżniczkowaną wiedzę zgodnie z duchem czasu;</u>
          <u xml:id="u-43.12" who="#StanisławSiedlecki">3) szkoła powszechna nie może być zakończeniem kształcenia dziecka w wieku lat 12–14. Musi każdemu z nich być dana albo dalsza nauka w postaci średniej szkoły, albo nauka pozaszkolna, tak samo obowiązująca i to do wieku lat 18-tu;</u>
          <u xml:id="u-43.13" who="#StanisławSiedlecki">4) zadaniem szkoły we wszystkich postaciach jest celowe przygotowanie i wypuszczenie w świat młodzieży najróżnorodniejszych fachów i to w takim stanie, by mogła być użyta natychmiast do licznych funkcyj, których wymaga i wymagać coraz bardziej będzie zróżniczkowane życie nowoczesnego państwa.</u>
          <u xml:id="u-43.14" who="#StanisławSiedlecki">Wiemy jak wielki wysiłek czyni obecnie p. Minister Świętosławski i panowie Wiceministrowie, by wyprowadzić szkolnictwo polskie z jego smutnego stanu, ale rozumiem to również dobrze, że wysiłki ich nie osiągną dostatecznych rezultatów o ile nie dołączy się do tego największy wysiłek całego Rządu i wszystkich obywateli Państwa, by szczególniej naszą naukę początkową i pozaszkolną wyprowadzić ze stanu rozpaczliwego, w którym tkwi obecnie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-44">
          <u xml:id="u-44.0" who="#WicemarszałekKwaśniewski">Głos ma s. Schorr.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-45">
          <u xml:id="u-45.0" who="#MojżeszSchorr">Wysoki Senacie! W ubiegłym roku miałem zaszczyt w debacie budżetowej przy resorcie Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego roztoczyć na szerokiej płaszczyźnie zagadnienia, wiążące się z wyznaniowymi i kulturalnymi potrzebami żydowstwa. Wskazałem na daleką rozbieżność między tym stanem idealnym w zaspokajaniu naszych potrzeb religijnych i kulturalnych, do których mamy prawo pretendować z mocy Konstytucji, a naszą rzeczywistością na tym odcinku.</u>
          <u xml:id="u-45.1" who="#MojżeszSchorr">Dzisiaj chcę się ograniczyć tylko do kilku zagadnień, które w obecnej chwili są aktualne i domagają się koniecznie rozwiązania, ale nie mogę pominąć jednego momentu ogólnego, który jaskrawo naświetla naszą sytuację wyznaniowo kulturalną w Państwie. Mam na myśli tę sławetną pozycję 182.000 zł w budżecie Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego na religijne potrzeby 3 i pół milionowej ludności żydowskiej w Polsce, z której to pozycji połowa, bo 82.000 zł odpada na utrzymanie państwowego seminarium dla nauczycieli religii mojżeszowej w szkołach powszechnych. Jest to więc cyfra wprost symboliczna, która od szeregu lat jaskrawo oświetla miejsce, jakie my Żydzi zajmujemy w hierarchii, choćby tylko zaspokajania naszych potrzeb religijnych i kulturalnych ze źródeł funduszów publicznych. Jeżeli tę sumę zestawimy z milionowymi pozycjami, przewidzianymi w preliminarzu budżetowym na potrzeby innych wyznań, między nimi i takich grup wyznaniowych, których siła liczebna jest daleką jeszcze do ilości ludności żydowskiej, to ten fakt wystarczy, by zilustrować naocznie krzywdę, jaką wyrządza Skarb Państwa tak poważnemu odłamowi ludnością który wszak na równi ze wszystkimi innymi ponosi wszelkie ciężary podatkowe. A ta krzywda jest tym większa, że spauperyzowane gminy żydowskie walczą dzisiaj rozpaczliwie, by choć w najjaśniejszych ramach móc zadośćuczynić religijnym potrzebom swych członków i postulatom opieki społecznej wobec nich — do czego są powołane.</u>
          <u xml:id="u-45.2" who="#MojżeszSchorr">Po tej ogólnej uwadze chcę przejść do omówienia kilku najpilniejszych zagadnień religijno-wyznaniowych i szkolnych. Zatrzymam się chwilę przy sprawie nauki religii mojżeszowej w szkole powszechnej i średniej. P. Minister z trybuny sejmowej niedawno dopiero oświadczył: „Konstytucja i ustawy, których pilnie przestrzegam, nakazują wyraźnie Ministrowi W. R. i O.</u>
          <u xml:id="u-45.3" who="#MojżeszSchorr">P., aby zapewnił młodzieży wychowanie religijne. Zmuszony też jestem zaprzeczyć kategorycznie temu, aby gdziekolwiek uszczuplone były godziny na naukę religii. Na opłacenie godzin nauki religii zużywa się od 2/3 do 3/5 ogółu rozporządzanych kredytów”. A teraz jak w świetle tych zapewnień p. Ministra przedstawia się w rzeczywistości nauka religii mojżeszowej? Obraz tej nauki w państwowych szkołach powszechnych i średnich chcemy zilustrować na terenie tylko jednego okręgu administracji szkolnej, kuratorium okręgu szkolnego lwowskiego. Otóż 1) w 12 miejscowościach nauka religii wogóle nie jest udzielana. Wśród tych miejscowości są miasteczka o dość pokaźnej ilości dzieci żydowskich, jak np.: Stojan — 140 dzieci, Jaryczów Nowy — 150 dzieci, Radziechów — 342 dzieci, Nawaria — 280 dzieci itd. Razem 1.530 dzieci wyznania mojżeszowego pozbawionych jest nauki religii. 2) Od 1930 r. do listopada 1935 n zwinięto w 27 miejscowościach 36 etatów, które bądź zamieniono na lekcje t. zw. „godzinowe”, płatne od faktycznie odbytych godzin i godziny te zredukowano do minimum, albo ową minimalną ilość godzin oddano jakiemuś nauczycielowi świeckiemu, wliczając mu je do etatu. Nie potrzebuję podkreślać, na jakim poziomie może stać nauka religii mojżeszowej, udzielana przez siłę niekwalifikowaną i nie tylko fachowo nieprzygotowaną do nauczania religii, ale też areligijną a nieraz i antyreligijnie do tego przedmiotu nastawioną. 3) W 26 miejscowościach udzielają nauki religii nauczyciele płatni od godzin. Wśród miejscowości tych figurują miasta jak Żółkiew o 600 dzieciach żydowskich, z liczbą godzin 26, (nie dociągnięto nawet tej ilości do 30 godzin, żeby nauczyciel nie miał, broń Boże, pełnej ilości godzin i nie miał ewentualnie potem prawa do ustabilizowania), Lubaczów o 500 dzieciach żydowskich z liczbą godzin 16, Rozdały o 428 dzieciach żydowskich z liczbą godzin 20, Narol 380 dzieci, godzin 16, Ustrzyki Dolne 353 dzieci, godzin 14. Szczególnie ciekawe jest, że w Stanisławowie liczba dzieci żydowskich w publicznych szkołach powszechnych wynosi przeszło 3 tysiące; przed kilku laty było tam 7 nauczycieli religii, obecnie jest 4, a więc wypada na 1 nauczyciela 750 dzieci. Nic dziwnego, że przy takich warunkach nauczyciele nie znają nawet nazwisk swoich dzieci.</u>
          <u xml:id="u-45.4" who="#MojżeszSchorr">W koniecznej konsekwencji powyższych redukcyj ułożono w szkołach państwowych podział godzin w ten sposób, aby w szczupłych ramach zredukowanej liczby godzin ogarnąć całą ilość uczniów żydowskich danego zakładu. Następstwem tego było, że bądź to zmniejszono liczbę lekcyj nauki religii w każdej klasie z 2 godzin na 1 godzinę tygodniowo, bądź też tam, gdzie ilość godzin tygodniowych na naukę religii przeznaczonych, wynosiła mniej niż liczba klas, poradzono sobie w ten sposób, że po kilka połączono do wspólnej nauki, albo też zastosowano równocześnie oba sposoby. Zaznaczam, że takie podziały godzin wprowadzono nie tylko w tych zakładach, w których liczba uczniów żydowskich jest nieznaczna, ale także w tych, w których stanowi poważny odsetek, czasem nawet i większość, wykazując po 20 i więcej na każdą klasę. Gdy chodzi o szkoły średnie, podam dla ilustracji następujący fakt. W I gimnazjum państwowym we Lwowie, o przeważającej ilości młodzieży żydowskiej, zredukowano liczbę godzin z pełnej ilości do 13 godzin, podczas gdy młodzieży katolickiej, która stanowi mniejszość w tym zakładzie, pozostawiono nadal dotychczasową nie zmienioną ilość godzin. W gimnazjum VI, które liczy około 80 uczniów żydowskich, zredukowano liczbę godzin do 4, a od początku bieżącego roku szkolnego w VI, VI i X gimnazjum religii wogóle się nie udziela.</u>
          <u xml:id="u-45.5" who="#MojżeszSchorr">Jakież są skutki pedagogiczne powyższych zarządzeń? Jedna godzina nauki religii tygodniowo jest stanowczo niewystarczającą, jest fizyczną niemal niemożliwością dla sumiennego nauczyciela ogarnąć materiał przepisany w 1godzinnej lekcji tygodniowej, która dość często w okresie świąt odpada zupełnie. Nauka w tych warunkach musi być dorywczą i pobieżną, a rezultat z takiej nauki jest mniej niż mierny. Łączenie zaś kilku klas razem i tworzenie z sześciu kursów trzech a czasem i dwóch, sprzeciwia się wszelkim zasadom i pojęciom pedagogicznym. Z nauki religii w ten sposób i w tych warunkach udzielanej, nie można się spodziewać żadnych rezultatów na polu wychowania religijnego i moralnego. Uczniowie niczego nauczyć się nie mogą. Nawet wywołanie żywszego zainteresowania się przedmiotem jest w tych warunkach nie do pomyślenia, tym mniej może nauczyciel religii oddziaływać na młode umysły w kierunku religijnym i moralnym. Zachodzi tedy uzasadniona obawa, że religijne wychowanie młodzieży żydowskiej w szkołach państwowych wszelkiego typu upadnie i że młodzież ta zostanie pozbawiona umoralniającego wpływu religii. Jest to tym bardziej groźne w obecnych czasach, w których wywrotowe hasła radykalizmu społecznego idące ze wschodu, mogą tę młodzież, pozbawioną ostoi religijnej, tym łatwiej zbałamucić i wypaczyć.</u>
          <u xml:id="u-45.6" who="#MojżeszSchorr">Przechodzę teraz do innego zagadnienia nauki religii mojżeszowej, mianowicie do kwalifikacyj nauczycieli religii mojżeszowej. Jest to bolączka dla nas Żydów, względnie dla wychowania naszej młodzieży, w której niejednokrotnie już zwracaliśmy się do odnośnych czynników Ministerstwa, do kuratoriów, ale, niestety, jak dotąd bez rezultatów.</u>
          <u xml:id="u-45.7" who="#MojżeszSchorr">Kształcenie nauczycieli religii mojżeszowej w szkołach średnich i w szkołach powszechnych jest zapewnione przez dwie instytucje:</u>
          <u xml:id="u-45.8" who="#MojżeszSchorr">1) Instytut judajstyczny dla szkół średnich i,</u>
          <u xml:id="u-45.9" who="#MojżeszSchorr">2) Państwowe seminarium dla nauczycieli religii mojżeszowej w Warszawie.</u>
          <u xml:id="u-45.10" who="#MojżeszSchorr">Podczas gdy dla szkół średnich istnieje rozporządzenie Ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, określające jasno kwalifikacje do nauczania religii mojżeszowej, nie ma dotychczas rozporządzenia, które by określiło, kto jest uprawniony do nauczania religii mojżeszowej w szkołach powszechnych. Zdarzają się przeto często wypadki, że porucza się naukę religii mojżeszowej kandydatom, nie posiadającym odpowiedniego, a czasem nawet żadnego przygotowania do nauczania tęgo przedmiotu. Przyczynia się to do znacznego obniżenia poziomu nauki religii, która przecież powinna odgrywać pierwszorzędną rolę w wychowaniu dziatwy szkolnej, Aby naukę religii postawić na należytym poziomie, konieczne jest powierzenie nauki tego przedmiotu nauczycielom, którzy posiadają ogólne wykształcenie w zakresie szkoły średniej, należytą wiedzę judajstyczną nabytą w specjalnym zakładzie oraz metodyczne przygotowanie do nauczania religii mojżeszowej w szkołach. Wymogom tym odpowiadają wspomniane we wstępie dwa zakłady.</u>
          <u xml:id="u-45.11" who="#MojżeszSchorr">I dlatego zwracam się z gorącym apelem do Pana Ministra, aby był łaskaw rozciągnąć rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 6 marca 1928 r. o kwalifikacjach zawodowych nauczycieli szkół powszechnych na nauczycieli religii mojżeszowej, a w szczególności takiego unormowania kwalifikacyj nauczycieli religii mojżeszowej w publicznych szkołach powszechnych, które by wymagało od kandydatów naukowego i metodycznego przygotowania w specjalnym zakładzie, jaki przecież istnieje i może zaspokoić te wszystkie potrzeby, tj. w państwowym seminarium dla nauczycieli religii mojżeszowej w Państwie.</u>
          <u xml:id="u-45.12" who="#MojżeszSchorr">Najważniejszy problem, który chciałbym w związku z tym poruszyć, to jest sprawa nadzoru nad nauką religii mojżeszowej w szkole powszechnej i w szkole średniej. Rozporządzeniem Prezydenta z dnia 14 października 1927 r. o uporządkowaniu stanu prawnego w organizacji gmin wyznaniowych żydowskich, na terenie Rzeczypospolitej Polskiej zostało żydowskim gminom wyznaniowym poruczone czuwanie nad religijnym wychowaniem młodzieży (dział 1 § 3) a przez rabinów gminnych nadzór nad nauczycielami religii w obrębie odnośnej gminy (dział 6 art. 45). W myśl tego rozporządzenia wykonywują niektóre gminy wyznaniowe żydowskie prawo prezenty kandydatów na nauczycieli religii mojżeszowej w publicznych szkołach oraz nadzór nad nauczycielami religii mojżeszowej. Z powodu braku rozporządzenia o kwalifikacjach nauczycieli religii mojżeszowej w szkołach powszechnych, żydowskie gminy wyznaniowe prezentują nieraz kandydatów na nauczycieli religii, którzy nie posiadają odpowiednich ku temu kwalifikacyj. Przez unormowanie kwalifikacyj nauczycieli religii mojżeszowej prezenta gminy wyznaniowej zostanie ograniczona do wyboru między kandydatami, którzy posiadają uznaną przez władzę szkolną kwalifikację do nauczania religii mojżeszowej. Ponieważ nie wszystkie gminy wyznaniowe mogą wykonywać nadzór nad nauką religii mojżeszowej w szkołach przez swoich rabinów gminnych, nie posiadających zawsze odpowiedniego ku temu przygotowania, a nadzór nad nauką religii mojżeszowej jest rzeczą konieczną, domagamy się, aby analogicznie do innych przedmiotów, ustanowić przy kuratoriach okręgów szkolnych instruktorów, którzy by czuwali nad wykonaniem programu nauki religii mojżeszowej, a zarazem mogliby wydawać opinię o pracy nauczania i wychowania nauczycieli religii mojżeszowej. Wspomnę tutaj jeden bardzo jaskrawy wypadek, że w jednym z gimnazjów warszawskich uczy religii mojżeszowej kandydat, który przed państwową komisją dla egzaminowania nauczycieli religii mojżeszowej dla szkół średnich padł przed 2 laty na czas nieograniczony. Mam zaszczyt stać na czele tej komisji i uważałbym to za point dhonneur, ażeby złożyć dymisję. Kandydat, który padł na czas nieograniczony, nie może otrzymać prawa do nauczania religii w szkołach średnich! Moja interwencja w kuratorium w tej sprawie dotąd nie odniosła skutku.</u>
          <u xml:id="u-45.13" who="#MojżeszSchorr">Przechodzę teraz do szkolnictwa prywatnego hebrajskiego, utrzymywanego przez organizację oświatowo-kulturalną „Tarbut”. O znaczeniu tego szkolnictwa nie będę tu bliżej się rozwodził, ponieważ przedstawiłem znaczenie tego szkolnictwa w życiu kulturalnym żydowstwa polskiego w moim przemówieniu przed rokiem. Tylko kilka spraw szczególnych chciałbym tu przedstawić. W ostatnich latach zdyskwalifikowały władze szkolne cały szereg budynków szkolnych, nie uznając ich przydatności. Dyskwalifikacja ta jest szczególnie groźna w mniejszych miejscowościach, gdzie nie ma innych budynków a oddziały tego towarzystwa nie mają odpowiednich funduszów do wystawienia własnych budynków szkolnych. Rozporządzeniem z dnia 10 września 1936 r. odroczył wprawdzie p. Minister termin do wykazania wypełnienia warunków do utrzymania prywatnych szkół do czerwca 1938 r. niemniej jednak sprawa ta nie przestaje być aktualna, gdyż w obliczu obecnych stosunków materialnych i wzrastającej pauperyzacji mas żydowskich nie ma żadnych widoków, aby to stowarzyszenie w ciągu przyszłego roku szkolnego mogło bez pomocy władz państwowych wystawić własny odpowiedni budynek szkolny lub wystarać się o inne odpowiedniejsze lokale. Inna sprawa, która się również tyczy tego stowarzyszenia „Tarbut”. W Polsce istnieje dziesięć gimnazjów z hebrajskim językiem wykładowym tego stowarzyszenia „Tarbut”: w Równem. Wilnie. Grodnie, Brześciu, Pińsku, Prużanie, Kowlu, Wołkowysku, Białymstoku i Ostrogu. Jakkolwiek program gimnazjów tych odpowiada w zupełności programowi gimnazjów państwowych, z odchyleniami uwarunkowanymi specyficznym charakterem tych zakładów, a władze szkolne uznają poziom tych gimnazjów za odpowiedni a przeważnie za wybitnie pozytywny, pozbawione są gimnazja te praw publicznych i tylko jedno gimnazjum w Brześciu uzyskało niepełne prawa.</u>
          <u xml:id="u-45.14" who="#MojżeszSchorr">Sytuacja prawna tych gimnazjów pogarsza się jeszcze bardziej w związku z ostatnim rozporządzeniem p. Ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego z dnia 4 grudnia 1936 r. o nadawaniu prywatnym gimnazjom ogólnokształcącym uprawnień gimnazjów państwowych. Rozporządzenie to znosi dawny podział praw publiczności na różne kategorie i wprowadza tylko pojęcie przyznania praw państwowych prywatnym gimnazjom. Wobec tego, że metody nauczania stosowane w gimnazjach hebrajskich odpowiada ją wymogom dydaktycznym nowoczesnej szkoły, że gimnazja te posiadają odpowiednie laboratoria i zaopatrzone są w odpowiednie pomoce 6zkolne, że lokale tych gimnazjów odpowiadają ustalonym wymogom, a niektóre z nich posiadają nawet specjalne dla celów szkolnych wybudowane gmachy, że tak wyniki nauczania jak i poziom pracy wychowawczej w tych zakładach dorównywa poziomowi osiągniętemu w gimnazjach państwowych — należy uznać za wielką krzywdę fakt, że gimnazja te, istniejące przeważnie na kresach, pozbawione są praw publicznych i mimo liczne starania w ciągu ostatnich lat nie przyznano gimnazjom tym praw publicznych. Sądzimy, że żądania nasze, by gimnazjom tym, odpowiadającym wszelkim wymogom ustawowym i potrzebom ludności żydowskie j, przyznano prawa, są słuszne, i zwracam się do Pana Ministra z apelem i prośbą, by zechciał rozpatrzeć ponownie tę sprawę i przyznać prawa publiczne tym zakładom.</u>
          <u xml:id="u-45.15" who="#MojżeszSchorr">Doniosłe znaczenie posiada także sprawa kształcenia nauczycieli dla hebrajskiego szkolnictwa. Celem przygotowania odpowiednich sił nauczycielskich dla dzieci szkół prywatnych, utrzymywanych przez stowarzyszenie „Tarbut”, założyło ono w r. 1921 hebrajskie seminarium nauczycielskie w Grodnie. Przy tych dwóch seminariach organizowane były rok rocznie państwowe komisje egzaminacyjne dla absolwentów piątego roku, a świadectwa egzaminów końcowych uzyskane przez absolwentów tych seminariów uprawniały do nauczania w prywatnych szkołach powszechnych z hebrajskim językiem nauczania. Dzięki tym zakładom otrzymywało szkolnictwo hebrajskie rokrocznie kilkadziesiąt młodych kwalifikowanych sił nauczycielskich dla prywatnych hebrajskich szkół powszechnych. W konsekwencji nowej ustawy o ustroju szkolnictwa, w myśl której kształcenie kandydatów na nauczycieli odbywać się będzie w trzyletnich liceach pedagogicznych i w dwuletnich pedagogiach, zostały stopniowo zlikwidowane pierwsze lata tych seminariów, tak że z końcem roku szkolnego 1935 r. zostało w zupełności zlikwidowane seminarium w Grodnie, a z końcem bieżącego roku szkolnego zostaje zlikwidowane seminarium w Wilnie. Przerwa w przygotowaniu nowych sił nauczycielskich z powodu likwidacji wspomnianych seminariów grozi szkołom powszechnym stowarzyszenia „Tarbut” ciężkimi konsekwencjami i może się fatalnie odbić na organizacji pracy w tych zespołach. Swoisty charakter szkół „Tarbutu”, ich program nauczania wymagają kształcenia nauczycieli w specjalnych zakładach nauczycielskich dla ich przyszłej pracy w hebrajskich szkołach, gdyż siły nauczycielskie zatrudnione w tych szkołach muszą mieć odpowiednie ku temu przygotowanie, a szkolnictwo to cierpi bardzo na brak kwalifikowanych sił nauczycielskich, już to z powodu śmierci starszych nauczycieli, już to z powodu wyjazdu części nauczycieli do Palestyny. Przyszłość hebrajskiego szkolnictwa zależy zatem w znacznej mierze od tego, czy otrzyma stowarzyszenie „Tarbut” zezwolenie na otwarcie kilku trzyletnich liceów pedagogicznych oraz dwuletnich pedagogiów. Uznając tedy wagę i znaczenie tego szkolnictwa w życiu kulturalnym ludności żydowskiej, Ministerstwo winno życzliwie się odnosić i umożliwić otwarcie takich zakładów już z początkiem roku szkolnego 1937/38.</u>
          <u xml:id="u-45.16" who="#MojżeszSchorr">Przechodzę teraz tylko jeszcze na krótką chwilę do szkół wyższych. Jedna sprawa leży mi szczególnie na sercu, Panie Ministrze, sprawa którą już poruszyłem w ostatnim roku tj. sprawa nostryfikacji dyplomów zagranicznych. Jest to ta część młodzieży, która naprawdę nie ze swojej winy dotknięta została wielką krzywdą ze strony Państwa Polskiego, którego przecież są obywatelami. Liczba lekarzy nostryfikantów Żydów w Polsce wynosi około 300. Z ogólnej liczby 5 uniwersytetów w Polsce Uniwersytet Stefana Batorego w Wilnie dopuszcza do przewodu nostryfikacyjnego jedynie kandydatów ze wschodnich województw: wileńskiego, białostockiego, poleskiego i wołyńskiego. Uniwersytet poznański na ogólną liczbę 50–60 podań nostryfikantów Żydów przyjmuje zaledwie kilku rocznie. Uniwersytet Jana Kazimierza we Lwowie oraz uniwersytet Jagielloński w Krakowie zamknęły zupełnie przewód nostryfikacyjny. Uniwersytet Józefa Piłsudskiego w Warszawie wstrzymał przyjmowanie podań nostryfikacyjnych od 1933 do 1936 r. W roku akademickim 1936/37 wpłynęło z całej Polski około 250 podań do Uniwersytetu Józefa Piłsudskiego. Wśród lekarzy nostryfikantów Żydów, którzy złożyli podania w Warszawie, wielu jest takich, którzy czekają już od 3–4 lat na nostryfikację. Zaznaczam, że rozpoczynając studia lekarskie zagranicą otrzymali ci młodzieńcy wszelkie możliwe udogodnienia: a) zezwolenie z Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego na otrzymanie zagranicznego paszportu ulgowego; b) odroczenie służby wojskowej; c) zniżki kolejowe, a kiedy po kilkuletniej tułaczce zagranicą wracają do kraju, napotykają na największe trudności, gdy chodzi o nostryfikację naukowego stopnia, uzyskanego zagranicą.</u>
          <u xml:id="u-45.17" who="#MojżeszSchorr">Dotychczas nie wydano żadnej ustawy, która by regulowała sprawę nostryfikacji zagranicznych dyplomów lekarskich. Wielu spośród lekarzy nostryfikantów Żydów dowiedziało się o ograniczeniach nostryfikacyjnych, będąc już na ostatnim roku studiów. Podkreślam, że przeciętnie w Polsce przypada 1 lekarz na 3.000 mieszkańców, nie może więc być mowy o jakimkolwiek nadmiarze lekarzy w kraju. P. Minister Opieki Społecznej bardzo wymownie przedstawił ten stan, który by raczej wskazywał odnośnym czynnikom drogę do otwierania na oścież wrót uniwersytetów wszystkim, którzy chcą studiować medycynę w Polsce. Powszechnie wiadomym jest, że istnieją całe połacie kraju zupełnie pozbawione pomocy lekarskiej. Leży tedy także w interesie ogólno-społecznym i państwowym, żeby usunąć tę wielką krzywdę, wyrządzoną młodzieży żydowskiej, studiującej, nie z własnej woli, zagranicą, i dopuścić ich po powrocie do kraju jak najrychlej do przewodu nostryfikacyjnego.</u>
          <u xml:id="u-45.18" who="#MojżeszSchorr">Wreszcie ostatni punkt mego przemówienia dotyczy tych pożałowania godnych ekscesów uniwersyteckich, które stały się zjawiskiem chronicznym na różnych uczelniach w kraju. Ekscesy te zostały dosadnie scharakteryzowane i napiętnowane przez p. s. Mariana Malinowskiego w Komisji Budżetowej i przez s. prof. Michałowicza na plenum. Zarzuty s. Petrażyckiego trafiają w próżnię, bo obydwaj ci senatorowie mówili nie o ogóle młodzieży polskiej, lecz o jednym, i to nawet w stosunku do przeszło 10.000 młodzieży studiującej, drobnym odłamie nie przekraczającym 200–300 zbałamuconych jednostek, „warchołów”, którzy wprowadzają zamęt i anarchię w normalny tok nauki uniwersyteckiej, a o grupie tej młodzieży mówił sam p. Minister, że ona zachowaniem swym hańbi dobre imię Polski. Ale tym bardziej zdziwiony jestem, że p. Minister po takich ostrych słowach potępienia nie wyciąga konsekwencji z tego postępowania, aby energicznym czynem raz na zawsze położyć koniec tym ekscesom, na które przecież nie tylko z symptomatycznej ich strony patrzeć muszą czynniki wychowawcze — ale także ze stanowiska spustoszenia moralnego, jakie one wywołują i zostawiają w duszach młodzieży i to nie tylko tej, która w tych ekscesami uczestniczy, ale niemniej w duszach i sercach szerokich warstw polskiej młodzieży szkół średnich, która dzień w dzień czyta w prasie wyrazy uznania i sympatii dla tych patriotycznych wyczynów, które p. Minister określił jako hańbienie dobrego imienia Polski. I dlatego sprawa tych wybryków haniebnych nie jest sprawą żydowskiej, lecz raczej polskiej młodzieży, która w tak wypaczony, chorobliwy sposób pojmuje — jak to w ulotkach się wyraża „służbę dla narodu”. I dlatego wolno mi powiedzieć: Vestra res agitur! Chodzi o duszę młodzieży polskiej, tej młodzieży, która przecież za lat kilka będzie dzierżyła ster życia publicznego w różnych dziedzinach tego życia.</u>
          <u xml:id="u-45.19" who="#MojżeszSchorr">A gdy chodzi o młodzież żydowską, to mogę zapewnić, że ona nigdy nie da się — mimo cierpień moralnych i katuszy, jakie przechodzi — nie da się zepchnąć na miejsca izolowane, nie zgodzi się nigdy pa przyczepienie „żółtej łaty ghettowej”, nigdy nie zaakceptuje tej degradacji symbolicznej „lewych ławek”, tego pomniejszenia praw naszych obywatelskich i ludzkich. Ta godna podstawa naszej młodzieży spotyka się z jednomyślnym uznaniem i sympatią całej opinii żydowskiego społeczeństwa, które przez usta swoich przedstawicieli parlamentarnych składa tej młodzieży za jej obronę dumy i godności narodowej, za jej obronę naszych praw obywatelskich i ludzkich, cześć i hołd.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-46">
          <u xml:id="u-46.0" who="#WicemarszałekKwaśniewski">Głos ma s. Kudelska.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-47">
          <u xml:id="u-47.0" who="#StefaniaKudelska">Wysoki Senacie! Właściwie nie miałam zamiaru zabierać dzisiaj głosu, ale padły tutaj pewne zastrzeżenia co do zużytkowania kredytów przez Ministerstwo Oświaty, ściślej zaś mówiąc, co do roli Ministerstwa Oświaty w zakresie oświaty pozaszkolnej. Jako stała pracowniczka oświaty pozaszkolnej, mając za sobą 23 lata pracy w tym zakresie, uważam za swój obowiązek z tego właśnie tytułu parę słów na ten temat powiedzieć. Padły tutaj słowa, że może jest niecelowym zużytkowanie tak drogich pieniędzy, których tak mało mamy na cele oświatowe w Polsce, właśnie na oświatę pozaszkolną, że może jest pewnym luksusem, kiedy 800 tysięcy dzieci pozostaje poza szkołą, wydawanie na oświatę pozaszkolną całych 200 tysięcy złotych. 127 nauczycieli etatowych, zatrudnionych jest jako instruktorzy obwodowi w oświacie pozaszkolnej. To ma być luksusem!</u>
          <u xml:id="u-47.1" who="#StefaniaKudelska">Czy rzeczywiście jest nim? Proszę Wysokiej Izby, gdybyśmy byli w tej sytuacji, że mielibyśmy jakąś jednolitą organizację oświaty pozaszkolnej w Państwie, która by wzięła na siebie cały ciężar prowadzenia oświaty pozaszkolnej, to mogłabym powiedzieć, że tak. Gdybyśmy byli w tej sytuacji, że moglibyśmy sobie pozwolić na niewalczenie z analfabetyzmem dorosłych, to mogłabym powiedzieć, że tak. Ale stoi przed nami pytanie, czy rzeczywiście tak jest, czy nie. Dla mnie kategorycznie nie. Zacznijmy od drugiego zagadnienia. Mamy 6 milionów analfabetów w wieku powyżej lat 10. Gdy odliczymy 600.000 dzieci w wieku szkolnym, to mamy ponad 5 milionów analfabetów. Czy możemy przechodzić nad tym faktem do porządku dziennego? Czy możemy liczyć na to, że za lat 6 czy 7 zaczną wszystkie te dzieci chodzić do szkoły i analfabetyzm nie będzie narastał? A tych, którzy są dziś analfabetami, możemy przekreślić? Czy to jest czynnik wartościowy, twórczy w życiu Państwa? Zdaje mi się, że nie. I śmiem twierdzić, że to jest nie tylko moje skromne zdanie, ale to jest zdanie oświatowców całego zachodniego świata. Mogę podać przykład jednego z krajów skandynawskich, gdzie te stosunki znam. Państwo takie, jak Szwecja, zamknięte w swoich granicach, spokojne, które nie potrzebuje się troszczyć o takie sprawy, jak bezpieczeństwo, jednak na cele oświaty pozaszkolnej wydaje sumy, które przeliczone na nasze stosunki wynoszą około 30.000.000 zł. 200.000 zł w porównaniu z tym jest bardzo małą sumą. Otóż zdaje mi się, że oświata pozaszkolna nie może być traktowana jako luksus, jest ona jedną z tych czynności, które zapobiegają szerzeniu się właśnie bolszewizmu, działaniu obcych agentur, właśnie tego wszystkiego, co jest defetyzmem, demoralizacją społeczną; zapobiega szerzeniu się alkoholizmu, bandytyzmu, jest tym czynnikiem, który w dźwiganiu Polski wzwyż, jak mówił szanowny kolega Malinowski, odgrywa niepoślednią rolę. Wydaje mi się, że nie ma co żałować tych 127 etatów na pracę oświaty pozaszkolnej, tym bardziej, że nie mamy jednej jakiejś organizacji, która by ogarniała całokształt tej roboty, a mamy ich kilkanaście. I cóż robią ci instruktorzy oświaty pozaszkolnej? Przecież oni sami nie prowadzą świetlic i nie uczą na kursach dla analfabetów. Na przeszło 4.000 kursach dla analfabetów, które na terenie Polski — nie mówię o kursach dla dokształcania przedpoborowych, tylko o innych kursach — uczy nie kto inny, tylko nauczycielstwo, zrzeszone właśnie w Związku Nauczycielstwa Polskiego. Instruktorzy oświaty pozaszkolnej nie uczą, oni koordynują pracę, a że rezultat tej pracy koordynacyjnej jest istotny, że ona posiada jakąś wartość, to podam kilka cyfr — które zresztą panowie senatorowie mieli podane przez referenta na Komisji Budżetowej. Więc tylko przypomnę, że w ciągu 3 lat działania instruktorów oświaty pozaszkolnej ilość świetlic wzrosła z 5 tysięcy na 19 tysięcy, ilość chórów z 2 tysięcy na 6 tysięcy, ilość teatrów ludowych z 2 tysięcy na 9 tysięcy. To jest rezultat działalności tych 127 ludzi; to napewno nie jest zmarnowany grosz. A jeśli idzie o wtrącanie się ich do działalności towarzystw oświatowych, to zdaje mi się, że jak Państwo ma nie tylko obowiązek, ale i prawo kierowania całokształtem polityki szkolnej, tak samo ma nie tylko obowiązek, ale i prawo kierowania polityką oświatową, i nie jest rzeczą dla Państwa obojętną nastawienie ideologiczne i metodyczne pracy takiej czy innej organizacji oświatowej. Państwo ma prawo i ma obowiązek dawać pomoc swoją i. swoje nastawienie ideowe.</u>
          <u xml:id="u-47.2" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Marszałek.)</u>
          <u xml:id="u-47.3" who="#StefaniaKudelska">Tyle było by odnośnie tego zagadnienia. Wspomnę tylko o jeszcze jednym argumencie. Przedpoborowi. Zdaje mi się, że nikt nie będzie twierdził, że dla wojska pożądanym elementem są analfabeci, że żołnierz analfabeta jest lepszym, wartościowszym materiałem dla instruktora, niż żołnierz umiejący czytać i pisać. A właśnie ci instruktorzy oświaty pozaszkolnej zorganizowali w ostatnim roku wielką pracę przeszkolenia kilkudziesięciu tysięcy przedpoborowych, pracę, która dla sprawy obronności Państwa ma znaczenie niepoślednie, czego zresztą nie potrzebuję dowodzić.</u>
          <u xml:id="u-47.4" who="#StefaniaKudelska">Chcę dotknąć jeszcze jednego zagadnienia, które też dziś było poruszone, mianowicie tego w istocie swojej nie tragicznego, ale wyglądającego w pewnych oświetleniach na tragiczny, konfliktu — nie użyję tego wyrażenia — ale nieporozumienia między duchowieństwem a nauczycielstwem. Jeżeli dotykam tego zagadnienia, to muszę przede wszystkim zrobić pewne zastrzeżenie. Sama jestem człowiekiem głęboko religijnym, uważam, że uczucia religijne, że kultura religijna stanowią najpoważniejszą dźwignię życia duchowego ludzkości. Nie ulega to dla mnie żadnej wątpliwości i napewno nie będę tym człowiekiem, który by się podpisał pod zdaniem, że „należy walczyć z kulturą płynącą z pod krzyża”, krzyża, który jest symbolem miłości i ofiary. Miałam zawsze piątkę z religii, ale o ile wiem, nieomylnym jest, według dogmatu kościoła rzymsko-katolickiego, tylko papież, natomiast nikt nieomylności nie przypisuje duchowieństwu jako takiemu. Wydaje mi się, że jeżeli mówimy o nietaktownych, niesłusznych i fałszywych posunięciach ze strony nauczycielstwa, to, niestety, to samo w niejednym wypadku trzeba odnieść i do strony przeciwnej. Dam kilka przykładów. Tak się złożyło, że w ciągu szeregu lat jako działaczka w» zakresie przysposobienia wojskowego kobiet prowadziłam i organizowałam obozy przysposobienia wojskowego. W roku 1927 kochany, naprawdę najczcigodniejszy, umiłowany przez wszystkich, zdaje się, w Polsce ks. biskup Bandurski na obozie naszym żeńskim pod Grodnem chciał odprawić Mszę Św. połową. I cóż? Władze wojskowe zaczęły starania o pozwolenie, ale nie uzyskały go. Dlaczego, nie wiem. O pozwoleniu decydowały władze kościelne. Tymczasem w obozie pod Kościerzyną ks. kapelan Migoń z marynarki wojennej w r. 1927, 1928 i 1929 przez całe lato przyjeżdżał co niedzielę, przebywając godzinę czasu koleją, a 6 km końmi od stacji na to, aby dla grona 300–400 dziewcząt na ganku naszego baraku obozowego odprawić nabożeństwo. To, co było możliwe w jednym miejscu, nie było możliwe w drugim. Czy to jest jednolitość? I drugie zjawisko. Na ten sam obóz w Kościerzynie przyjeżdżał jeden z księży z Towarzystwa Jezusowego, zakonu Jezuitów, na nabożeństwa i mówił do dziewcząt: „Bądźcie dumne, dziewczęta, że nosicie ten mundur przysposobienia wojskowego, że macie zaszczyt nosić ten mundur, który Was stawia w szeregach obrońców Ojczyzny”. A oto w Chorzelach, województwa warszawskiego, zorganizowany zwarty oddział strzelecki, chłopcy i dziewczęta, przychodzi do kościoła. Ksiądz staje w progu i nie wpuszcza ich do kościoła na nabożeństwo dlatego, że „to są bezbożnicy”. Te same mundury, ta sama ideologia. Czy to jest znowu jednolitość?</u>
          <u xml:id="u-47.5" who="#StefaniaKudelska">O co mi chodzi, dlaczego te przykłady przytaczam? Pogódźmy się, proszę Panów. Jeżeli ze strony nauczycielstwa są nietakty, jeżeli w gromadzie nauczycielskiej znajdą się ludzie, którzy są wyraźnie ateistami, może nawet pozostający pod wpływem takiej czy innej obcej kultury, to gódźmy się, że i wśród grona duchowieństwa mogą się tacy sami znaleźć ludzie, którzy idei państwowej, czy idei narodowej nie wzięli w siebie i nic zrozumieli jej do głębi, nie zrozumieli jej treści. Zgódźmy się, że jeśli był ks. Marek, przywódca konfederacji Barskiej, jeżeli był ks. Skorupka, który zginął w okopach pod Warszawą, to mogli być również ludzie, którzy właśnie tej idei w serce nie zdołali wziąć, tej idei, która dla nas wszystkich, jak jesteśmy, jest jedną z największych, najdroższych wartości. Nie generalizujmy tych zjawisk. Dlatego, że jeden z księży powiedział kiedyś do małego harcerzyka, gdy ten mu odpowiedział, że jego hasło: Bóg i Ojczyzna. „Nie, moje dziecko, nie ojczyzna, bo to może drażnić innych — tylko Bóg” — nie będę mówiła, że ten człowiek jest wrogiem państwowości polskiej, nigdybym się na to nie odważyła. Tak samo nie odważyłabym się na tej podstawie powiedzieć, że duchowieństwo katolickie jest wrogiem państwowości polskiej, bobym uważała tego rodzaju powiedzenie za dowód bardzo słabej kultury. Z drugiej strony tak samo nie należy generalizować nietaktów, i, powiedzmy, niedociągnięć ze strony nauczycieli na całe nauczycielstwo. Były w życiu Polski rzeczy gorsze niż numer „Płomyka” i myśmy zdołali to zapomnieć. Były rzeczy, nad którymi Marszałek umiał przejść do porządku dziennego, jak przeszedł do porządku dziennego nad 6 stycznia 1919 roku, nad słynnym zamachem stanu i nie wyciągnął żadnych konsekwencyj w stosunku do tych, którzy brali w nim udział. A my nie możemy zapomnieć jednego numeru pisemka i generalizujemy to, rozciągając na całą warstwę nauczycielską!</u>
          <u xml:id="u-47.6" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-48">
          <u xml:id="u-48.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Kleszczyński.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-49">
          <u xml:id="u-49.0" who="#EdwardKleszczyński">Wysoka Izbo! Chciałbym zwrócić uwagę Wysokiej Izby na sprawę szkolnictwa zawodowego. O ile mówimy o przeludnieniu wsi, o ile mówimy o rozwoju przemysłu, to musimy przede wszystkim zwrócić uwagę na szkolnictwo zawodowe, gdyż ono musi iść w parze z rozwojem miast, z rozwojem kultury i przemysłu naszego.</u>
          <u xml:id="u-49.1" who="#EdwardKleszczyński">Otóż jeżeli chodzi o ten dział, to wprawdzie Ministerstwo Oświaty robi wielkie wysiłki, ale są one niewspółmierne do potrzeb. Szkolnictwo zawodowe, a w szczególności chcę powiedzieć o szkolnictwie rolniczym, odkąd jest pr2fydzielonc do Ministerstwa Oświaty, a odebrane Ministerstwu Rolnictwa, nie żyje życiem wspólnym z rolnictwem. A jednak o ile chodzi o szkolnictwo niższe rolnicze, to ono bez życia bezpośredniego z rolnictwem nie daje zupełnie efektów.</u>
          <u xml:id="u-49.2" who="#komentarz">(Głos: Słusznie.)</u>
          <u xml:id="u-49.3" who="#EdwardKleszczyński">Chcę zwrócić uwagę na inne szkolnictwo rolnicze, które prowadzą izby rolnicze, a mianowicie na przysposobienie rolnicze. W przysposobieniu rolniczym bierze udział około 80 tysięcy młodzieży, w szkołach niższych rolniczych jest parę tysięcy, cyfry dokładnie nie znam, ale zdaje się 5–6 tysięcy uczniów. Więc widać różnicę zachodzącą między tymi cyframi Jednak te dwa, można powiedzieć, przysposobienia do życia rolniczego młodzieży muszą z sobą ściśle współdziałać. Teraz występuje szczególny objaw, że kierownicy szkół niższych rolniczych Widzą, iż program ich szkół jest, mężna powiedzieć, na zbyt niskim poziomie, gdyż już to, co w szkołach niższych rolniczych poprzednio uczono, w dużej części przez przysposobienie rolnicze, przez to życie praktyczne i pewne samotnictwo, zostaje już przez to powszechnie szkolnictwo rolnicze — jakbym je nazwał — zastąpione. Tak, że gdy chodzi o niższe szkoły rolnicze, nie odpowiadają one już swojemu celowi i powtarzają w swych programach jeszcze raz te same rzeczy. Z tego widać, jak potrzebne jest współdziałanie bezpośrednie samorządu rolniczego z nauczaniem rolnictwa w szkołach niższych rolniczych. I dlatego też koniecznością jest, żeby albo Ministerstwo Oświaty nakazało szkołom rolniczym bezpośredni kontakt z izbami rolniczymi, i to nie taki, jak obecnie, to znaczy, że od czasu do czasu robi się jakąś konferencję między kuratorium a izbami rolniczymi, ale musi być kontakt taki, żeby kierownicy i nauczyciele szkół rolniczych niższych bezpośrednio byli do pewnego stopnia w niektórych działach podporządkowani kierownictwu izb rolniczych. Wprawdzie może Ministerstwo Oświaty by się temu przeciwstawiało, wydaje mi się jednak, że o ile chodzi o część pedagogiczną, to Ministerstwo Oświaty może sobie w tym dziale, jako fachowe, dać zupełnie radę, ale jeżeli chodzi o dział rolniczy, to jednak Ministerstwo Oświaty nie ma tego działu tak rozbudowanego, aby mogło kierunek fachowy rolniczy nadawać niższym szkołom rolniczym. To jest kwestia paląca. O ile chodzi o województwa zachodnie, to z powodu oddania szkół rolniczych pod patronat izb rolniczych, rzecz ta jest rozstrzygnięta. Jednak w innych województwach nie jest to dotąd rozstrzygnięte. Jednym z powodów jest to, że izby rolnicze działają dopiero od trzech lat, a więc może rozwój izb rolniczych będzie mógł dopiero w przyszłości tę rzecz ugruntować i ten kontakt w jakiś sposób nawiązać. Chciałem tutaj, Panie Ministrze, zwrócić uwagę i zwrócić się z prośbą do Pana Ministra — to nie jest moje zdanie — mówię jako prezes izby rolniczej, ale i wszyscy prezesi izb rolniczych są tego zdania, którzy współżyją z tym życiem rolniczym bezpośrednio — że ten kontakt jest konieczny, że przy rozwoju przysposobienia rolniczego, które jest najniższym szczeblem nauki rolnictwa i które rozwija się w olbrzymi sposób na wsi, bo to jest jedyny sposób dania nauki młodemu rolnikowi, który idzie na gospodarstwo, współdziałanie niższych szkół rolniczych z izbami rolniczymi jest konieczne.</u>
          <u xml:id="u-49.4" who="#EdwardKleszczyński">O ile chodzi o inne działy zawodowego szkolnictwa, to słyszę skargi od moich kolegów z izb przemysłowo-handlowych i rzemieślniczych, że również jest za mały kontakt z izbami, o ile chodzi o szkoły zawodowe. To współdziałanie jest konieczne. Dam choćby taki przykład: o ile mamy wizytatora szkoły, który ma być omnibusem, który jedzie do szkoły przemysłowej, a równocześnie do szkoły rolniczej — to on nie może i o tej sprawie mieć pojęcia i dlatego może wydawać tylko fałszywe zarządzenia. Dlatego też jest konieczne, aby te zawody, które są zrzeszone w tych izbach, miały bezpośredni kontakt z tymi szkołami i w ten sposób może te straty będą usunięte. Bo naprawdę jest taka sytuacja, jeżeli chodzi o dział rolniczy, że izby rolnicze, że posłowie i senatorowie, którzy są tu w parlamencie, dążą nawet do tego, żeby przywrócić te szkoły Ministerstwu Rolnictwa. Jeżeli ta rzecz będzie nierozstrzygnięta, to napewno będzie to atutem w ręku całego społeczeństwa, że ponieważ z tą sprawą źle się dzieje, należy te szkoły przywrócić Ministerstwu Rolnictwa. A może, jeżeli chodzi o względy pedagogiczne, lepiej było by, żeby były pozostawione przy Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, ale jednak z pewnym związaniem bezpośrednio z życiem rolniczym.</u>
          <u xml:id="u-49.5" who="#EdwardKleszczyński">Zwrócę uwagę na jeden jeszcze szczególny fakt. Mianowicie do trzech kolejnych Ministrów Rolnictwa zwracałem się o sprawę szkoły rolniczej w Czernichowie. Jest to szkoła rolnicza jedna z najstarszych w Polsce. Z tej szkoły powstał wydział rolniczy przy Uniwersytecie Jagiellońskim, ona dawała bardzo wybitnych profesorów na uczelniach rolniczych. Otóż obecnie nie z winy Małopolskiego Towarzystwa Rolniczego, ale z winy Ministerstwa Rolnictwa toczy się od kilku lat proces, bardzo kosztowny, który kosztuje Małopolskie Towarzystwo Rolnicze parę tysięcy złotych, a który wprawdzie Ministerstwo Oświaty dotychczas nic nie kosztuje, bo prowadzi go Prokuratoria Generalna, ale który był już w Sądzie Najwyższym, był wygrany przez Małopolskie Towarzystwo Rolnicze, a który teraz drugi raz. przeszedł przez wszystkie instancje i dochodzi do Sądu Najwyższego.</u>
          <u xml:id="u-49.6" who="#EdwardKleszczyński">Uważam, że takie pieniactwo między tymi dwoma instytucjami nie doprowadzi zupełnie do niczego, bo wiadomo z góry, jaki będzie wynik sądowy. Ale doprowadza to do jednej rzeczy, że Ministerstwo Oświaty jest niepotrzebnie nieufne w stosunku do Towarzystwa Rolniczego i waha się, czy zrobić z tej starej szkoły, która jest szkołą średnią — liceum, czy nie. Jak słyszę, jest możliwość zniesienia tej szkoły jaka liceum, ale to byłoby wielką szkodą, bo tradycja tej szkoły jest tak wielka, że przyjeżdżają do niej uczniowie z dalekich kresów. Urządzenia szkolne, pomoce naukowe i nauczycielstwa stoją na tak wysokim poziomie, że zwinięcie takiej szkoły byłoby z wielką szkodą dla nauki rolniczej. Nie chodzi o spór finansowy w tej sprawie, kto ma być właścicielem tej szkoły w przyszłości, bo Małopolskie Towarzystwo Rolnicze zdaje sobie sprawę, że o ile ze składek swoich członków kupiło ten folwark i założyło szkołę, to musi szanować to, czego członkowie, dając pieniądze, żądali, mianowicie, ażeby była tam szkoła rolnicza. Więc za minimalną sumę będzie ten majątek oddany Ministerstwu Oświaty, ale chodzi o zasadę, czyją własnością jest ta szkoła. Ta zasada została poderwana przez Ministerstwo Oświaty, akt fundacyjny nie był wykonywany i dlatego ten proces wynikł. Prosiłbym Pana Ministra, ażeby tę rzecz rozpatrzył, bo to jest anormalne, ażeby dwie instytucje, instytucja społeczna i państwowa, toczyły spór w takiej sprawie. Zwróciłbym się do Pana Prezesa Najwyższej Izby Kontroli, ażeby zbadał, dlaczego Prokuratoria Generalna naraża na koszty Państwo w procesach zupełnie bezprzedmiotowych.</u>
          <u xml:id="u-49.7" who="#EdwardKleszczyński">Dostałem odpowiedź od jednego z p. Wiceministrów Oświaty, że po to jest Prokuratoria Generalna, żeby prowadziła procesy, bo inaczej: nie byłaby potrzebna. Dlatego prowadzi te procesy. Taki proces naraża na koszt Ministerstwo Oświaty i skończy się na tym, że jak Małopolskie Towarzystwo Rolnicze wygra we wszystkich instancjach, to zażąda zwrotu kosztów, przyznanych przez trybunał, i będzie musiało Ministerstwo zapłacić parę tysięcy złotych zupełnie niepotrzebnie. Przepraszam, że ten incydent jako obraz stosunków zmuszony byłem tu opowiedzieć.</u>
          <u xml:id="u-49.8" who="#EdwardKleszczyński">Jeżeli idzie o sprawę oświaty rolniczej, to jest ona tak ważna, że skoordynowanie wysiłków samorządów w tym kierunku jest konieczne. Wiem, że w referacie p. sprawozdawcy jest o tym wzmianka, ale ta rzecz za wolno idzie w stosunku do potrzeb Państwa, jeżeli chodzi o rozwój szkolnictwa zawodowego.</u>
          <u xml:id="u-49.9" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-50">
          <u xml:id="u-50.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Maciejewski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-51">
          <u xml:id="u-51.0" who="#LudwikMaciejewski">Wysoka Izbo! P. s. Wiesner zacytował w swoim przemówieniu między innymi szereg cyfr, naświetlających rzekomą ilość dzieci niemieckich uczęszczających na Górnym Śląsku do szkół polskich. P. s. Wiesner zapomniał atoli zacytować cyfry, ile tysięcy dzieci polskich na Śląsku Opolskim zmuszonych jest uczęszczać do szkół niemieckich, chociażby dla tej prostej przyczyny, że mimo blisko 1/2 miliona ludności polskiej istnieje tam zaledwie kilka szkół polskich. Znana i głośna jest sprawa olbrzymich trudności, na jakie napotykało i napotyka jedyne w Niemczech gimnazjum polskie z siedzibą w Bytomiu. Obecnie na jeszcze większe trudności napotyka budowa polskiego liceum żeńskiego w Raciborzu.</u>
          <u xml:id="u-51.1" who="#LudwikMaciejewski">P. sen. Wiesner cytował cyfry, którym z całą stanowczością zaprzeczyć muszę, gdyż mijają się one z istotnym stanem rzeczy. P. s. Wiesner oświadczył dalej, że o narodowości dziecka i posyłaniu go do tej czy innej szkoły decydować powinni wyłącznie rodzice dziecka. Zgodzę się w tym wypadku z p. s. Wiesnerem za wyjątkiem wypadków, w których dzieci nie znają i nie władają językiem niemieckim. W tych to wypadkach o posyłaniu dziecka do szkoły niemieckiej mowy być nic może. Zdarzają się bowiem liczne wypadki przekupienia rodziców narodowości polskiej, popadłych w nędzę z powodu bezrobocia, przez agentów i agentki Volksbundu, którzy ofiarowują ojcu danej rodziny albo pracę na Śląsku Opolskim, albo udzielanie stałej miesięcznej zapomogi w wysokości 30–50 zł na każde dziecko od chwili i na okres czasu posyłania go do szkoły niemieckiej.</u>
          <u xml:id="u-51.2" who="#komentarz">(S. Wiesner: Proszę o nazwiska.)</u>
          <u xml:id="u-51.3" who="#LudwikMaciejewski">A może p. s. Wiesner zamierzał temu zaprzeczyć? Jeśli tak, to z góry oświadczam gotowość złożenia odpowiednich dowodów. Miałem niejednokrotnie okazję przekonać się o zbytniej troskliwości i gorliwości niektórych pań z Volksbundu czy innych organizacyj niemieckich, które odwiedzają rodziny bezrobotnych, ofiarowując im na wypadek zapisania dzieci do szkoły niemieckiej albo pracę po stronie Śląska Opolskiego, albo zapomogę pieniężną, o której mówiłem.</u>
          <u xml:id="u-51.4" who="#komentarz">(S. Wiesner: Proszę o nazwiska.)</u>
          <u xml:id="u-51.5" who="#LudwikMaciejewski">Niech Pan będzie cierpliwy.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-52">
          <u xml:id="u-52.0" who="#AleksanderPrystor">Proszę nie dyskutować z mówcą.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-53">
          <u xml:id="u-53.0" who="#LudwikMaciejewski">P. s. Wiesner zapomniał także ogłosić z tej trybuny cyfry porównawcze, jaką siłę liczebną przedstawia mniejszość polska w Niemczech i ile posiada tam szkół powszechnych i średnich, a dalej jaką siłę liczebną przedstawia mniejszość niemiecka w Polsce i ile takich szkół ona u nas posiada. Cyfry te będą niewątpliwie ciekawe i znakomicie naświetlą narzekania p. s. Wiesnera na rzekomą krzywdę mniejszości niemieckiej w Polsce w dziedzinie szkolnictwa, a ponadto przedstawią smutny obraz warunków mniejszości polskiej w Niemczech w tej samej dziedzinie.</u>
          <u xml:id="u-53.1" who="#LudwikMaciejewski">Oczywiście, że gdy p. s. Wiesner, czego się spodziewam, te cyfry porównawcze przedstawi Wysokiej Izbie dla umotywowania wyrażonych przez niego postulatów, pozwolę sobie do nich dodać cyfry, ile to dzieci polskich na skutek troskliwości i gorliwości pań z Volksbundu, o których działalności wspomniałem, zapisanych zostało na Górnym Śląsku do szkół niemieckich. Poza tym pozwolę sobie dodać również cyfry, ile dzieci polskich na Śląsku Opolskim zapisanych zostało pod różnego rodzaju naciskiem do szkół niemieckich.</u>
          <u xml:id="u-53.2" who="#LudwikMaciejewski">P. s. Wiesner wspomniał w swoim przemówieniu o potrzebach kulturalnych Niemców w Polsce, nie wspominając o potrzebach kulturalnych ludności polskiej w Niemczech. Jak wygląda możliwość zaspokojenia tych potrzeb dla Polaków na Śląsku Opolskim, naświetla fakt, który się zdarzył przed kilkoma dniami w Mikulczycach. Za zezwoleniem władz niemieckich przybył tam zespół artystów teatru polskiego z Katowic, który mimo zezwolenia i przepełnionej ludnością polską sali teatralnej nie mógł dać przedstawienia, gdyż bojówki niemieckie podjęły zorganizowany napad i uniemożliwiły ten zamiar brutalnym i wysoce niekulturalnym postępowaniem.</u>
          <u xml:id="u-53.3" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-54">
          <u xml:id="u-54.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma p. s. Jastrzębowski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-55">
          <u xml:id="u-55.0" who="#WojciechJastrzębowski">Wysoki Senacie! Kierownicy ruchu artystycznego w Polsce, a przede wszystkim artyści, zaangażowani w pracy społeczno-kulturalnej, stwierdzają jednogłośnie, że warunki pracy zmierzającej do rozwoju sztuki w Polsce z roku na rok się pogarszają, że praca ich w wielu wypadkach staje się bezprzedmiotowa, działalność ma charakter sporadycznych ewenementów, a osiągnięte zdobycze marnieją bez nadziei na ciągłość.</u>
          <u xml:id="u-55.1" who="#WojciechJastrzębowski">Ta opinia zgadza się w zupełności z opinią p. Ministra Świętosławskiego, który w swoim przemówieniu na komisji stwierdził, że kryzys finansowy i gospodarczy poczynił w dziale sztuki spustoszenia katastrofalne. Lecz nie tylko kryzys wytworzył ten stan katastrofalny, a wytworzyło go również niedocenianie roli, jaką sztuka powinna odegrać w życiu społeczeństwa i Państwa, a przede wszystkim wytworzył go brak ustalenia wytycznych jednolitej polityki w akcji, dotyczącej opieki Państwa nad sztuką.</u>
          <u xml:id="u-55.2" who="#WojciechJastrzębowski">Bardzo szczupłe a rozdrobnione w wielu ministerstwach i instytucjach państwowych sumy, przeznaczone na cele sztuki, dziś odgrywają rolę indywidualnych mecenasów, działających bez porozumienia i dorywczo. Tylko bardzo zamożne państwa na tego rodzaju luksus mogą sobie pozwolić, luksus, który może tylko tam być tolerowany, gdzie zasadnicze podstawy i elementy kultury plastycznej są już dostatecznie w społeczeństwie zorganizowane, rozbudowane i ugruntowane.</u>
          <u xml:id="u-55.3" who="#WojciechJastrzębowski">Zasadą nie wymagającą dziś motywacji musi być zrozumienie, że sztuka jest wartością niezbędną, niezbędną dla zdrowego i silnego Państwa, że przez sztukę podnosimy godność narodową, rozwijamy miłość Ojczyzny i budujemy narówni z nauką, wojskiem, polityką i ekonomią te wartości, które tworzą siły obronności i niezawisłości Państwa. Artystów w Polsce nie zbraknie, lecz artyści, usunięci poza nurt życia społecznego, odegrać swej roli nie zdołają, zasklepiając się w indywidualnych dociekaniach, eksperymentach, lub emigrując z kraju, szukając dla rozwoju swych talentów i umiejętności odpowiedniejszego klimatu.</u>
          <u xml:id="u-55.4" who="#WojciechJastrzębowski">Senat nie jest miejscem do wygłaszania długich i wyczerpujących referatów, dlatego też dziś ograniczyć pragnę swe przemówienie do zwrócenia uwagi na jedną z bardzo wielu, lecz jakże zasadniczą kwestię, a tak ściśle związaną z dziedziną wychowania i kształtowania kultury naszej młodzieży. Sprawą tą jest nauczanie t. zw. rysunków w szkołach średnich i zawodowych. Zabieram głos głównie dlatego, że nauka rysunków w gimnazjach jest nauką nadobowiązkową, a więc nieobowiązkową. Zważywszy, że:</u>
          <u xml:id="u-55.5" who="#WojciechJastrzębowski">1) nauka rysunków w szkołach ogólnokształcących jest nauką umiejętności spostrzegania, pamięci wzrokowej i wyobraźni przestrzennej,</u>
          <u xml:id="u-55.6" who="#WojciechJastrzębowski">2) umiejętne kształcenie zmysłu wzroku milionowych rzesz młodzieży przyczynia się do podniesienia poziomu kultury plastycznej społeczeństwa,</u>
          <u xml:id="u-55.7" who="#WojciechJastrzębowski">3) rozwijanie poczucia piękna plastycznego przyczynia się do wychowywania i pomnażania jakościowo i ilościowo konsumentów tego dobra powszechnego, jakim jest sztuka,</u>
          <u xml:id="u-55.8" who="#WojciechJastrzębowski">4) liczne rzesze duchowych i materialnych odbiorców dóbr kulturalnych przyczyniają się do wiązania sztuki z życiem — należy:</u>
          <u xml:id="u-55.9" who="#WojciechJastrzębowski">a) naukę rysunków w szkołach średnich ogólnokształcących zaliczyć do liczby przedmiotów obowiązkowych, w przeciwnym razie korzyści z nauki rysunków w szkołach licealnych mogą się okazać złudne. W szkole powszechnej II stopnia nauka rysunków w ciągu sześciu lat podawana jest w zakresie minimalnym. W szkole średniej ogólnokształcącej przedmiot rysunku jest nieobowiązkowy. Znaczna więc część młodzieży przyjdzie do liceum po czteroletniej przerwie, która nastąpiła po sześcioletniej, słabo prowadzonej nauce rysunków. Czy po takim przygotowaniu nauka rysunków rozpoczęta w liceum i prowadzona nawet przez nader uzdolnionego nauczyciela, może przynieść pożądane rezultaty?</u>
          <u xml:id="u-55.10" who="#WojciechJastrzębowski">b) przez skorygowanie programów nauczania rysunków w szkołach ogólnokształcących podnieść poziom kształcenia wyobraźni przestrzennej i umożliwić młodzieży zdobywanie różnych gałęzi wiedzy, które bez elementarnej umiejętności rysowania są trudne do opanowania (architektura, inżynieria wojenna lądowa i wodna, mechanika, miernictwo, nauki przyrodniczo matematyczne, medycyna, weterynaria, humanistyka itd.),</u>
          <u xml:id="u-55.11" who="#WojciechJastrzębowski">c) dążyć do tego, aby w szkołach powszechnych wysoko zorganizowanych (II stopnia) nauczali rysunków nauczyciele odpowiednio do pracy tej przygotowani,</u>
          <u xml:id="u-55.12" who="#WojciechJastrzębowski">d) do opracowywania metod nauczania dla milionów młodzieży korzystającej z nauki rysunków tak, jak przyjęto dla innych nauk, należało by powołać wybitnego fachowca i pedagoga. Pedagog taki, również jako wizytator, byłby opiekunem i rzecznikiem tego przedmiotu na terenie Ministerstwa. Również pożądane są stanowiska fachowych instruktorów do nauki omawianego przedmiotu przy kuratoriach,</u>
          <u xml:id="u-55.13" who="#WojciechJastrzębowski">e) oprócz nauki rysunków w szkołach średnich ogólnokształcących, licealnych i zawodowych wprowadzić dodatkową godzinę, przeznaczoną na naukę „Wiedzy o Sztuce”.</u>
          <u xml:id="u-55.14" who="#WojciechJastrzębowski">W zakresie nauczania plastyki w szkołach zawodowych. Zważywszy,</u>
          <u xml:id="u-55.15" who="#WojciechJastrzębowski">1) że nauka rysunków w szkole zawodowej jest przedmiotem, ogniskującym dużo zagadnień, związanych z materiałem, narzędziem i konstrukcją;</u>
          <u xml:id="u-55.16" who="#WojciechJastrzębowski">2) że dobrze prowadzone szkoły zawodowe mogą się wielce przyczynić do podniesienia rodzimego rzemiosła, a tym samym do wzrostu dobrobytu licznych rzesz rękodzielniczych, należy:</u>
          <u xml:id="u-55.17" who="#WojciechJastrzębowski">a) przy istniejących już instytucjach kształcenia nauczycieli zorganizować szereg pracowni doświadczalnych, w których praca techniczna i artystyczna w różnych materiałach przyczyni się do rozwoju rzemiosł;</u>
          <u xml:id="u-55.18" who="#WojciechJastrzębowski">b) w pracowniach należycie zaopatrzonych szkolić do szkół zawodowych i ogólnokształcących dostateczną ilość dobrze przygotowanych nauczycieli plastyków, samodzielnych artystów rękodzielników oraz kierowników większych zakładów o charakterze przemysłowo-artystycznym.</u>
          <u xml:id="u-55.19" who="#WojciechJastrzębowski">Rozwój rzemiosł niewątpliwie zwiększy popyt na wytwory rękodzieł i przyczyni się do przenikania naszych rękodzieł poza granice Rzeczypospolitej.</u>
          <u xml:id="u-55.20" who="#WojciechJastrzębowski">Poza tym pragnę poruszyć dwie sprawy:</u>
          <u xml:id="u-55.21" who="#WojciechJastrzębowski">1) sprawa organizowania wystaw bezpłatnych. Zważywszy, że sztuki plastyczne uszlachetniają człowieka, kształcą emocjonalne podejście do zagadnień własnej kultury, jako też uzasadniają rozumowo i uczuciowo potrzebę jej obrony, głębsze wnikanie w zagadnienia kultury powinno być uprzystępnione wszystkim chcącym korzystać z tego nieśmiertelnego źródła wiecznie odradzającej się duszy. Należy więc organizować bezpłatne wystawy po mniejszych i większych miastach, na kresach, w garnizonach, w strażnicach K. O. P. itp.</u>
          <u xml:id="u-55.22" who="#WojciechJastrzębowski">2) Sprawa sztuki ludowej i przemysłu ludowego. Zważywszy, że przeludniona i zbiedniała ludność wsi nie jest w stanie zaopatrzyć się w potrzebny surowiec dla swych rękodzieł, jak również nie potrafi wyszukać dla swych wyrobów odpowiednich rynków zbytu — należy zaopiekować się przyjaźnie, nader subtelnie i umiejętnie sztuką ludu tam, gdzie jeszcze ona istnieje, organizować w terenie spółdzielnie dla zaopatrywania ludowych twórców w surowce i dla zbytu wykonanych rękodzieł.</u>
          <u xml:id="u-55.23" who="#WojciechJastrzębowski">Powołując się na powyższe zwracam się do Pana Ministra z prośbą o zwrócenie uwagi na te postulaty.</u>
          <u xml:id="u-55.24" who="#WojciechJastrzębowski">Poziom naszej kultury obniża się, sztuka staje się luksusem dostępnym dla małej garstki wybranych, ilość duchowych konsumentów tego dobra powszechnego stopniowo maleje. Do pogorszenia stanu rzeczy przyczynia się to, że prawie dwieście tysięcy uczniów w szkołach średnich ogólnokształcących pozbawionych jest systematycznej nauki rysunków. Ta wielotysięczna rzesza w niedalekiej już przyszłości tworzyć będzie wartości materialne i duchowe naszego społeczeństwa, przystosowane do jej poziomu intelektualnego i stanu psychicznego.</u>
          <u xml:id="u-55.25" who="#WojciechJastrzębowski">Nieprzebrane bogactwa, jakie Państwo posiada, mając w swym naradzie wielu wybitnych o wszechświatowej sławie artystów, szereg instytucji, utworzonych dla kształcenia artystów, oraz instytucyj dla szerzenia w społeczeństwie kultury plastycznej, wymagają zasadniczej zmiany systemu i sposobów gospodarki tymi bogactwami.</u>
          <u xml:id="u-55.26" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-56">
          <u xml:id="u-56.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Petrażycki.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-57">
          <u xml:id="u-57.0" who="#TadeuszPetrażycki">Wysoka Izbo! P. s. Seib w niesłychanie ostry sposób zaatakował tych wszystkich, którzy krytykują działalność Związku Nauczycielstwa Polskiego. Atak ten więc przede wszystkim został skierowany pod adresem duchowieństwa katolickiego. Na ostrość ataku nie odpowiem taką samą ostrością i dziwię się, że p. s. Seib takie metody walki wprowadza do tej Izby.</u>
          <u xml:id="u-57.1" who="#TadeuszPetrażycki">Na wstępie pragnę jak najkategoryczniej, jak najbardziej stanowczo stwierdzić, że nikt i nigdy nie atakował 50-tysięcznej rzeszy nauczycieli.</u>
          <u xml:id="u-57.2" who="#komentarz">(Głosy: Słusznie.)</u>
          <u xml:id="u-57.3" who="#TadeuszPetrażycki">Atakowani byli, są i będą tylko niektórzy działacze Związku Nauczycielstwa Polskiego, którzy szerzą bezbożnictwo i rozsiewają komunizm. A taka działalność jest niestety przeprowadzana. Zarząd Główny Związku Nauczycielstwa Polskiego w dniu 1 października r. ub. wydał okólnik, mocą którego związkowcom nie wolno współpracować z Akcją Katolicką, ze Stowarzyszeniami Młodzieży Katolickiej, z Macierzą Szkolną. Na marginesie zaznaczę, że niektórzy szkodnicy z tego związku zabraniają związkowcom pracować z tak wybitnie dla polskości zasłużoną organizacją, jaką była i jest Macierz Szkolna. Władze szkolne pozwalają nauczycielstwu pracować z tymi organizacjami, lecz zarząd Związku Nauczycielstwa zabrania. Pytam — kto sieje anarchię w szkolnictwie? Jakim prawem zarząd Związku Nauczycielstwa przeciwstawia się i postanowieniom Konstytucji i decyzjom władz szkolnych? Lecz na tym nie koniec. Niektórzy działacze Związku Nauczycielstwa Polskiego w Kozienicach, w Gniewosze wie i w kieleckim wysyłają do pewnej organizacji wyrazy gorącego uznania za to, iż dobrze ona zasłużyła się w sprawie niezawisłości oświaty w Polsce i walki z reakcją, obskurantyzmem, z ciemnotą. I cóż to jest za organizacja, której taki hołd składają niektórzy członkowie Związku Nauczycielstwa Polskiego? Wysoka Izbo, jest to „Wolnomyśliciel Polski” i „Organizacja wolnomyślicieli polskich”. Jest to organizacja, która została rozwiązana za działalność już nie komunizującą, lecz wybitnie bolszewicką i komunistyczną, za działalność, która zmierza w konsekwencji do likwidacji niepodległości Państwa Polskiego. Pragnie się, aby duchowieństwo katolickie, abyśmy my, katolicy, biernie przypatrywali się szkodliwej akcji tych panów i dlatego, że prowadzimy tę walkę, nazywa się nas kondotierami. A jak nazwie się tych, którzy godzą w niepodległość Państwa Polskiego, a taka działalność w konsekwencji prowadzi przecież do likwidacji niepodległości? Takich można nazwać zdrajcami.</u>
          <u xml:id="u-57.4" who="#TadeuszPetrażycki">Te fakty, które przytoczyłem, wymownie świadczą o zupełnym braku obiektywizmu ze strony p. s. Seiba. Lecz czy można wymagać obiektywizmu, skoro jeszcze do dnia dzisiejszego p. s. Seib pomimo wyroków sądów polskich, ma wątpliwości, czy omawiany numer „Płomyka” był fortunny, czy nie był fortunny.</u>
          <u xml:id="u-57.5" who="#komentarz">(S. Seib przerywa.)</u>
          <u xml:id="u-57.6" who="#TadeuszPetrażycki">Co leży u źródła tej nienawiści, tej żywiołowej nienawiści do duchowieństwa katolickiego?</u>
          <u xml:id="u-57.7" who="#TadeuszPetrażycki">Tak zwana lewica, tak zwane fronty ludowe występują do walki z duchowieństwem katolickim za jego energiczne przeciwstawianie się tej ideologii, której awangardą jest bezbożnictwo. Czyż dziwić się mamy tej walce duchowieństwa? Przecież zorganizowane bezbożnictwo, przecież t. z w. lewica prędzej czy później, a świadczą o tym niezaprzeczalne fakty, uderzy w Kościół. Bo taka jest logika faktów, że zaczyna się od ataków na duchowieństwo katolickie, a kończy się na martyrologii fizycznej i moralnej duchowieństwa katolickiego, paleniu i burzeniu kościołów, zwalczaniu idei Kościoła. Tak było i jest w Rosji, tak było i jest w Hiszpanii, talk było i jest w Meksyku. Są to niezaprzeczalne fakty. W tych warunkach duchowieństwo katolickie nie spełniłoby swojego elementarnego obowiązku, gdyby z całą energią nie przeciwstawiało się tym partiom politycznym, których ideologia prędzej czy później uderzy w Kościół.</u>
          <u xml:id="u-57.8" who="#TadeuszPetrażycki">Tak zwana lewica bardzo często głosi tezę, by duchowieństwo nie wtrącało się do polityki. Żąda więc ona od duchowieństwa bierności, żąda tej wschodniej psychologii nie przeciwstawiania się złu. Lecz na szczęście dla kultury chrześcijańskiej duchowieństwo katolickie posiada psychologię łacińską, psychologię czynną, aktywną, posiada zdolność do ofiar i nawet do męczeństwa, jak świadczą o tym niezaprzeczalne fakty i z tej doby, w której my żyjemy.</u>
          <u xml:id="u-57.9" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-58">
          <u xml:id="u-58.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Evert.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-59">
          <u xml:id="u-59.0" who="#LudwikJózefEvert">Wysoka Izbo! Lista mówców przy rozpatrywaniu budżetu Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego pobiła rekord. Widzę w tym dowód wielkiego zainteresowania się Wysokiego Senatu sprawami oświaty w Polsce. Oby tak zawsze było.</u>
          <u xml:id="u-59.1" who="#LudwikJózefEvert">Ja bym też nie zabierał głosu i nie powiększał tej długiej listy, gdyby nie stenogram przemówienia p. s. Hasbacha, który mam przed oczyma. Nie chciałbym, ażeby Panowie Senatorowie pozostawali pod wrażeniem tego przemówienia, którego treść można sprowadzić do tego, że p. s. Hasbach identyfikuje ewangelicyzm z niemczyzną. Ja przeciwko temu protestuję.</u>
          <u xml:id="u-59.2" who="#komentarz">(Głosy: Słusznie.)</u>
          <u xml:id="u-59.3" who="#LudwikJózefEvert">Protestantyzm w Polsce ma piękną tradycję. Protestantyzm w Polsce w XVI wieku oddał Polsce wielkie usługi i gdybyśmy chcieli przejść nad tym do porządku dziennego, to byśmy musieli przekreślić piękną kartę i cały legion — począwszy od Mikołaja Reja — ewangelików, którzy służyli polskiej nauce, polskiej sztuce i polskiej kulturze.</u>
          <u xml:id="u-59.4" who="#LudwikJózefEvert">My Polacy-ewangelicy słuchamy zawsze z niesłychanym rozrzewnieniem polskiego hymnu i gdy słyszymy słowa: „Marsz, marsz Dąbrowski z ziemi włoskiej do polskiej”, to odczuwamy drżenie serca, bo Henryk Dąbrowski był ewangelikiem.</u>
          <u xml:id="u-59.5" who="#LudwikJózefEvert">My, Panie Senatorze, nie chcemy nikogo polscyć w naszym kościele ewangelickim, ale mamy dość siły na to, ażeby nie pozwolić, by kościół ewangelicki był orężem germanizacji, jak tego Panowie pragniecie.</u>
          <u xml:id="u-59.6" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-59.7" who="#LudwikJózefEvert">Pan z tej trybuny wytaczał skargi, dotyczące ustawy kościelnej. Ale Pan wytaczał gorsze skargi, Pan wytaczał skargi przeciwko naszym władzom kościelnym. Pan powinien rozumieć, że nie tu droga i nie tu miejsce na tego rodzaju skargi. Jest inna droga, mianowicie bezpośrednia do naszych władz kościelnych. Zresztą mam już dane odnośnie wyborów senioralnych i mogę stwierdzić, że te wybory odbyły się z niesłychanym liberalizmem dla Niemców; że te wybory odbyły się w szeregu zborów, gdzie na listach wyborczych były nazwiska ludzi, którzy nigdy nie byli członkami zboru. Przyznaję, że w szeregu zborów zwyciężyli Panowie. To niczego nie dowodzi, poczekajmy końca.</u>
          <u xml:id="u-59.8" who="#LudwikJózefEvert">Ustawa, o której p. s. Hasbach mówił, o stosunku Państwa do kościoła ewangelickiego budziła co do niektórych punktów i wśród nas wątpliwości, ale w drodze rozmów punkty te zostały złagodzone albo usunięte. Uznajemy to jako prawo i chcemy to prawo szanować. Mamy to przekonanie i zaufanie do Rządu Polskiego, że prawo o stosunku Państwa do kościoła ewangelickiego będzie stosowane z odpowiednią miarą, z odpowiednią sprawiedliwością i tutaj — oświadczam, że nie mam żadnych co do tego wątpliwości.</u>
          <u xml:id="u-59.9" who="#komentarz">(Brawa.)</u>
          <u xml:id="u-59.10" who="#LudwikJózefEvert">Chcielibyśmy jak dotąd służyć Ojczyźnie naszej wszystkimi wartościami, które nam daje nasze wyznanie. Jak powiedziałem, nie chcemy Panów polscyć, ale nie chcemy, aby kościół ewangelicki germanizował nas, Polaków.</u>
          <u xml:id="u-59.11" who="#komentarz">(Oklaski)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-60">
          <u xml:id="u-60.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Dzieduszycki.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-61">
          <u xml:id="u-61.0" who="#KonstantyDzieduszycki">Wysoka Izbo! A teraz tylko jeszcze 5 minut dla zdrowia irytujących się senatorów wyznania mojżeszowego.</u>
          <u xml:id="u-61.1" who="#komentarz">(Wesołość.)</u>
          <u xml:id="u-61.2" who="#KonstantyDzieduszycki">Byłem bardzo zadowolony, że nie będę musiał całkiem przemawiać po dłuższych wywodach p. s. Schorra odnośnie do czysto wyznaniowych i czysto rzeczowych punktów jego przemówienia, ale po kilku minutach przemówił on z taką nienawiścią o polskiej młodzieży, że muszę także bardzo krótko w tej sprawie głos zabrać. Nie ma tutaj, proszę Panów, żadnych antysemitów, ale jeżeli Panowie będą dalej tak przemawiać, to ręczę Wam, że Wasze mowy są najlepszym środkiem agitacyjnym dla antysemityzmu.</u>
          <u xml:id="u-61.3" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-61.4" who="#KonstantyDzieduszycki">I gdybym ja był endekiem, to Wasze przemówienia rozgłosiłbym na całą Polskę, bo byłaby to najlepsza propaganda.</u>
          <u xml:id="u-61.5" who="#komentarz">(S. Schorr przerywa.)</u>
          <u xml:id="u-61.6" who="#KonstantyDzieduszycki">Pan mówił, ale w ostatnim przemówieniu mówił Pan z nienawiścią o młodzieży. Tak samo są winni ci Żydzi, którzy biją katolików, jak i ci chrześcijanie, którzy biją Żydów. Tych jest minimalna ilość. O co idzie spór? O dzieciństwo, o ławki. Przecież znaną jest rzeczą, że i na uniwersytetach zagranicznych były ławki polskie, czeskie itd. Każdy siadał na swych ławkach i nikt się o to nie sprzeczał. Gdybym był Żydem, powiedziałbym sobie: jestem takim arystokratą, że chcę osobno siedzieć i z wami siedzieć nie będę.</u>
          <u xml:id="u-61.7" who="#komentarz">(Wesołość.)</u>
          <u xml:id="u-61.8" who="#KonstantyDzieduszycki">Nie ma się o co kłócić, Panie Senatorze, to są dzieciństwa, a te dzieciństwa nie mogą wpływać na to, aby wszystkie uniwersytety w Polsce były zamknięte. Czy Pan Senator życzy sobie, aby Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego relegowało wszystkich studentów polskich z uniwersytetów?</u>
          <u xml:id="u-61.9" who="#komentarz">(S. Schorr: Nie, tylko warchołów.)</u>
          <u xml:id="u-61.10" who="#KonstantyDzieduszycki">Przecież to nie jest możliwe i tego nie będzie z pewnością. Młodzież jest jak młodzież, są tacy i owacy, ale powiem tylko jedno: starzy ludzie mają swoje bardzo liczne dobre strony, ale młodzież umie wykonywać pewne rzeczy, których starzy nie potrafią.</u>
          <u xml:id="u-61.11" who="#komentarz">(Ogólna wesołość.)</u>
          <u xml:id="u-61.12" who="#KonstantyDzieduszycki">Przepraszam, nie ma się czego śmiać, bo gdybyśmy nie byli młodzi, to bylibyśmy Lwowa nie obronili, bo starzy nom mówili, że to jest szaleństwo...</u>
          <u xml:id="u-61.13" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-61.14" who="#KonstantyDzieduszycki">...a myśmy na to powiedzieli, że nam to jest zupełnie obojętne i nad tym się nie zastanawialiśmy. Otóż młodzież się nigdy nie zastanawia, ale w jej ręce będziemy musieli niezadługo oddać Polskę, a więc musimy się do niej odpowiednio odnosić.</u>
          <u xml:id="u-61.15" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-62">
          <u xml:id="u-62.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Dobaczewski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-63">
          <u xml:id="u-63.0" who="#EugeniuszDobaczewski">Wysoka Izbo! Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego obejmuje taką mnogość zagadnień, iż nic dziwnego, że tylu Panów Senatorów, zabierając głos, poruszało tyle zagadnień, oświetlając je 7 różnych punktów widzenia.</u>
          <u xml:id="u-63.1" who="#EugeniuszDobaczewski">Ja chcę poruszyć jedną tylko sprawę, dotyczącą kultury i sztuki, sprawę upowszechnienia dóbr kulturalnych, jakie sztuka, literatura i nauka polska wytwarza. Jeżeli ośmielam się zabrać głos w obecności przedstawicieli naszych najwyższych instytucyj nauki i sztuki, to znajduję upoważnienie do tego w dwóch czynnikach. Jeden to ten, że jako długoletni konsument wytworów ducha polskiego, przebywający na prowincji, znam potrzeby rozsianych po tej prowincji miast, miasteczek i wsi. Drugi czynnik, to deklaracja pułk. Koca. Punkt 8-my tej deklaracji mówi: „Nauka, literatura i sztuka, będąc źródłem duchowych i materialnych wartości narodu, winny być przez Państwo otoczone gorliwą opieką”. Z góry oświadczam, że nie mani żadnego mandatu od twórców tego programu, ale ponieważ myśli, wypowiedziane w tej deklaracji, są zsynchronizowane z pewnymi odczuciami, które nurtowały mnie od dawna, sądzę, że nie będzie mi to wzięte za złe, jeżeli, poruszając zagadnienia kultury, powołam się na tę deklarację. Pobyt na prowincji, a szczególniej gdzieś dalej w mniejszych miasteczkach, uważany jest przez naszą inteligencję za rodzaj wygnania. Z jednej strony w centrach istnieje nadmiar młodzieży, kończącej wyższe zakłady naukowe, a z drugiej strony prowincja nasza, miasteczka i wsie odczuwają wybitny brak inteligencji, młodych lekarzy, młodych prawników i w ogóle młodej inteligencji. Znam kłopoty p. Wiceministra Zdrowia Piestrzyńskiego, który nie może znaleźć kandydatów na wyjazd dla obsadzenia placówek wiejskich. Sądzę, że grają tutaj rolę nie tylko czynniki materialne, ale i ta pewna beznadziejność, pewna pustka kulturalna, jaką spodziewają się spotkać na prowincji.</u>
          <u xml:id="u-63.2" who="#EugeniuszDobaczewski">Jeśli tak jest choć w pewnym stopniu, zapytuję, czy w wytwarzaniu tego nastroju jesteśmy zupełnie bez winy? Stolica energicznie, chciwie, powiedzmy, zazdrośnie ściąga ku sobie wszystko, co w kraju bardziej wartościowe, bardziej przedsiębiorcze. Przenoszono instytucje, ściągano ludzi. Wytworzyło się powszechnie zasugestionowane przeświadczenie, że wartość kulturalną ma to tylko, co nosi na sobie markę stołeczną, a prowincja w ogóle nie ma nic do gadania. Niech patrzy i podziwia z daleka: to wystarczy. Ale czy starano się dotrzeć do tej prowincji? Czy starano się kulturalnie ją nasycić? A jest to zagadnienie niezmiernej i doniosłej wagi. Trzeba upowszechnić dobra kulturalne. Nie będę się powoływał na naszych najbliższych sąsiadów. Powołam się natomiast na przykład Szwecji. Muzeum Narodowe w Sztokholmie organizuje po całym kraju wystawy. W tym samym czasie do danej miejscowości zjeżdżają całe ekipy prelegentów, artystów. Organizowane są koncerty. Jednym słowem miejscowość dana zostaje na pewien czas nasycona kulturalnie, jak akumulator naładowany elektrycznością. U nas poszczególne ośrodki prowincjonalne czyniły w tym kierunku próby. W Wilnie powstaje Rada Wileńskich Zrzeszeń Artystycznych, która czyni pewne próby i dochodzi, co prawda w wąskim zakresie, do pewnych osiągnięć. Dalej organizuje się Poznań, Lwów, Toruń, Lublin. Ale wysiłki te nie były i nie są skoordynowane. Na swój sposób usiłował niektórym potrzebom głodu kulturalnego zadość uczynić Zrąb, pewne luki wypełniają teatry objazdowe, i jeżeli są one na wysokim poziomie, wiemy, jak życzliwie i z jakim zapałem są przyjmowane na prowincji. Zapuszczoną glebę muzyczną stara się przeorać Ormuz, i w poszczególnych wypadkach może się pochwalić dodatnimi wynikami, ale to wszystko jest jak kropla w morzu.</u>
          <u xml:id="u-63.3" who="#EugeniuszDobaczewski">Trzeba jakiegoś planu generalnego, jakiegoś programu systematycznego. Może to zrobić Ministerstwo Oświecenia Publicznego, a zrealizowanie tego planu oprzeć o większe środowiska, czy to uniwersyteckie, czy też posiadające zgrupowania artystyczne. Program ten, oczywiście, musi być zróżnicowany dla poszczególnych dzielnic. Nie wymaga on wielkich sum pieniężnych, wymaga jasnej sprecyzowanej myśli i wytyczenia linii kierunkowej. Wiem, że wysiłki poszczególne spotykały się z odporem i niezrozumieniem wśród niektórych środowisk świata artystycznego. Wielki np. gwałt podniesiono w części prasy przy próbach, podjętych w środowisku wileńskim, gdzie powstał projekt izb kultury. Wyrażano obawę, aby izby te nie spaczyły zasady wolności w dziedzinie twórczości kulturalnej.</u>
          <u xml:id="u-63.4" who="#EugeniuszDobaczewski">A deklaracja płk. Koca mówi: „Literatura i sztuka mogą wypełnić swe wysokie posłannictwo tylko w oparciu o właściwości i potrzeby ducha polskiego. Wyrastając z rodzimego podłoża i kierując się jego potrzebami, zachowują one swą odrębność kulturalną, cechującą wszystkie nieśmiertelne dzieła w tej dziedzinie”. Po raz pierwszy obóz polityczny pomieścił sprawę kultury w swoim programie. Jeżeli mowa o udostępnieniu u nas kultury szerokim masom, zaległości są tak ogromne, że bez planowego podejścia odrobić ich nie będzie można. Ile może zrobić pewna inicjatywa, niech posłuży za przykład Muzeum Narodowe, które w tej chwili odwiedzają dziennie tysiące i dziesiątki tysięcy osób.</u>
          <u xml:id="u-63.5" who="#komentarz">(Głos. Dziennie?)</u>
          <u xml:id="u-63.6" who="#EugeniuszDobaczewski">Dziennie. Nie będę wyliczał wszystkich środków, jakimi można by dojść do wyższych osiągnięć, wspomnę tylko pobieżnie: biblioteki gminne, teatry objazdowe, wystawy ruchome, odpowiednio prowadzone radio itp.</u>
          <u xml:id="u-63.7" who="#EugeniuszDobaczewski">W całej Europie coraz częściej odzywają się głosy myślicieli o powrotnej fali barbarzyństwa, o zmierzchu cywilizacji zachodniej. A rozejrzyjmy się w naszych stosunkach i zastanówmy się, czy nam nie grozi fala barbarzyńskiego zalewu, ba, są pewne oznaki na ziemi i niebie. Już dzisiaj czcigodny p. s. Chrzanowski wskazał na niektóre objawy zdziczenia i cofania się naszej kultury.</u>
          <u xml:id="u-63.8" who="#EugeniuszDobaczewski">Czy nasza literatura spełnia swoje zadanie? Nie będę rozwiązywał tego zagadnienia, jednak chcę zwrócić uwagę na pewien odrębny szczegół, ale charakterystyczny. Kiedy przed kilku tygodniami w jednym z pism lewicowych ukazał się wiersz, w którym znalazł się refren: „Rżnij karabinem w bruk ulicy” — słuszne oburzenie i odpór społeczeństwa były należytą reakcją. Przed kilku tygodniami wpadł mi do ręki numer pisma „bardzo narodowego”, rzekomo wyrażającego ducha polskiego. I cóż tam widzimy? Pisze autor (to mu zresztą wolno): „Od znawców milszy nam sąd warszawskich krawców, ślusarzy, zdunów, prostych bab” — bardzo to pochlebne dla naszych bab, ale co dalej mówi w części zatytułowanej „Antyfona”, a więc niejako części modlitewnej, jakie tendencje i myśli infiltruje właśnie w te sfery, na których sąd pragnie się powoływać? Wzywa w jakimś transie delirycznym „na tych co biorą wodę w usta, na czytelników wuja Prousta — ześlij, zepchnij, aniele Boży, Noc Długich Noży”. Czy to nie jest zalew barbarzyństwa? I drukuje to na pierwszej stronicy pismo, które chce uchodzić za wyraz ducha narodowego! O czym marzą wydawcy takich pism? Myślę, że takim tendencjom przeciwstawi się całe zdrowe społeczeństwo polskie, przeciwstawi się duch narodu polskiego.</u>
          <u xml:id="u-63.9" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-64">
          <u xml:id="u-64.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Schorr.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-65">
          <u xml:id="u-65.0" who="#MojżeszSchorr">Wysoki Senacie! Muszę najkategoryczniej zaprotestować przeciwko interpretacji mego przemówienia w ustępie, dotyczącym wybryków na wyższych uczelniach. Ani w treści, ani w tonie mego przemówienia nikt chyba z Panów Senatorów, poza p. s. Dzieduszyckim, nie mógł się dopatrzeć ani cienia nienawiści do ogółu młodzieży polskiej. Mówiłem o drobnym odsetku, o tym samym, który i p. Minister napiętnował, który atakowali s. Michałowicz i s. Malinowski, a który nie przekracza 10% ogółu młodzieży polskiej. Jestem profesorem uniwersytetu polskiego, przez całe życie pracowałem w nauce polskiej, piastuję godność członka Polskiej Akademi Umiejętności i zarzut p. s. Dzieduszyckiego uważam za dotkliwą obrazę, za ujmę i za krzywdę bolesną. Nie mogę pozwolić na to, aby ktoś mógł posądzać mnie o nienawiść do polskiej młodzieży akademickiej.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-66">
          <u xml:id="u-66.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma p. s. Miklaszewski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-67">
          <u xml:id="u-67.0" who="#BolesławMiklaszewski">W paru słowach chciałbym poruszyć sprawę młodzieży. Były o tym dziś przemówienia bardzo cenne, chciałbym jednak jako zawodowiec pewne światło rzucić na to zagadnienie.</u>
          <u xml:id="u-67.1" who="#BolesławMiklaszewski">Czym jest nasza młodzież? Czy warunki jej wychowania są gorsze obecnie, w czasach niepodległości Państwa Polskiego, niż to było za czasów, kiedyśmy byli w niewoli? One są stanowczo lepsze, a to dla tej przyczyny, że dom rodzinny się nie zmienił, szkoła zaś stała się lepsza — jest to szkoła polska. Państwo i jego ingerencja w życie szkolne jest celowa. Następnie organizacja szkolnictwa i praca nad tym szkolnictwem jest pod znakiem nadzwyczaj wytężonej pracy zarówno nauczycielstwa, jak rodziny i władz wszelkiego rodzaju. Praca ta trwa od chwili odzyskania niepodległości nie z mniejszym, ale właśnie z coraz większym napięciem. Wszystkiego odrazu odrobić nie jesteśmy w stanie, jest to rzeczą niemożliwą. Na to, żeby Polska posiadała taki sam poziom kulturalny i oświatowy jak Szwajcaria, Szwecja, Norwegia, albo inne kraje, na to potrzeba było by, aby działalność Komisji Edukacji Narodowej nie uległa wiekowej przerwie. Jestem tego mniemania, że praca dokonana dotychczas była pracą celową i owocną. W jakich warunkach znajduje się nasza młodzież? W lepszych, niż to miało miejsce poprzednio. Dlaczego istnieją dzisiaj utyskiwania na tę młodzież? Bo ona jest inna, niż myśmy byli. I nie może być taką samą. Jeżeli ja, będąc w 6 klasie, zajmowałem się zagadnieniami politycznymi, to dlatego, że dostałem to w tradycji rodzinnej. Polska wówczas była podległa i ja myślałem o jej niepodległości. Dziś jest wolną i mamy niepodległość. Czy obecnie, kiedy mamy Państwo niepodległe, uczeń 6 klasy albo dziewczyna mają prowadzić walkę polityczną? Do tego są odpowiednie organizacje. Ta młodzież jest obecnie młodzieżą niepodległego Państwa, jest ona dziecinna bardziej niż my — chwała Bogu. Ja studia wyższe odbyłem w Szwajcarii i Belgi. Moi koledzy Szwajcarzy i Belgowie — byłem w bardzo bliskich z nimi stosunkach, z niektórymi utrzymuję je do dziś — właśnie byli tacy dziecinni, ale oni byli produkcyjni znacznie wcześniej, niż myśmy byli. Taki kolega Szwajcar do życia politycznego przychodził w 26, w 28 roku życia, ale każdy miał za sobą ukończoną szkołę realną, albo inną, politechnikę lub uniwersytet w 22, w 23 roku życia. Jeżeli wchodził do życia politycznego, to dlatego, że miał do tego usposobienie i wyrobienie i dojrzałą myśl polityczną. Otóż, proszę Panów, myśmy powinni zrozumieć, jako szkoła, jako społeczeństwo i Państwo, że kryteria, stosowane do naszej młodzieży, muszą być kryteriami Państwa niepodległego wobec młodzieży, która jest dziecinną.</u>
          <u xml:id="u-67.2" who="#BolesławMiklaszewski">Ale proszę Panów, jakie są warunki pracy tej młodzieży, jeżeli ona wchodzi do szkół akademickich? Oto parę cyfr. Weźmy wydział prawny, o którym tu p. Marszałek Makowski tak fachowo i dokładnie mówił. Jak się ta sprawa przedstawia na wydziale prawniczym, obejmującym mniej więcej jedną czwartą część naszej młodzieży akademickiej? Jak ta sprawa wygląda przy pracy? Proszę Panów, w Warszawie na jednego profesora przypada 368 studentów, we Lwowie 307, w Poznaniu 104, w Krakowie 155, w Wilnie 144–218 przeciętnie na jednego profesora. A jak się ta sprawa przedstawia wtedy, jeżeli weźmiemy pod uwagę wszystkie siły pomocnicze i weźmiemy na jednostkę, na siłę pedagogiczną? W Warszawie jedna siła pedagogiczna przypada na 86 studentów, we Lwowie na 55, w Poznaniu na 5 (tam jest wyjątkowo dużo tych sił pomocniczych), w Krakowie na 114 i w Wilnie na 33 — przeciętnie 59. Jak ta sprawa się ma na zachodzie? Jedna siła pomocnicza przypada mniej więcej na 15 studentów. Wydział prawny więc z punktu widzenia obciążenia profesora jest dla niego ciężkimi robotami. Tu p. Minister Sprawiedliwości, a następnie wielu pp. senatorów bardzo fachowo mówiło o tym, w jakim stanie znajduje się prawnictwo w Polsce.</u>
          <u xml:id="u-67.3" who="#BolesławMiklaszewski">Nie jestem prawnikiem, wypadkowo życie popchnęło mnie do tego, że się zajmuję zagadnieniami teoretycznymi i stosowanymi w dziedzinie nauk gospodarczych. Jak ta sprawa się przedstawia na wydziałach prawnych, jak są reprezentowane przy wydziałach prawnych nauki gospodarcze? W Warszawie jeden profesor ekonomista przypada na 916 studentów, we Lwowie 1 na 1250, w Poznaniu 1 na 300, w Krakowie 1 na 650, w Wilnie 1 na 648. Proszę Panów, niech Panowie sądzą o programie nauczana na prawie i o metodach nauczania, jak Panowie zechcą, nie jest to moja specjalność, ale rozumiem, że to prawo, które w obecnych czasach powojennych ulega codziennej ewolucji i codziennej rewolucji, w zastosowaniu do Państwa Polskiego musi się opierać o metody współczesnego nauczania. Jeżeli te metody współczesnego nauczania mają tu być zastosowane, to musi to być nauczanie tego rodzaju, żeby student osobiście pracował. Nauki matematyczno-przyrodnicze zmuszają studenta do tego, żeby on pracował, bo jeżeli on w kreślarni nie odrobi pewnej ilości robót, w laboratorium pewnej ilości zadań, to on w ogóle do egzaminu nie może przystąpić. Otóż, w moim przekonaniu, nauka prawa musi ulec przede wszystkim reformie w kierunku umożliwienia studentom indywidualnej pracy drogą odpowiedniej reorganizacji działów.</u>
          <u xml:id="u-67.4" who="#BolesławMiklaszewski">Proszę Panów, mówi się ciągle, że prawnicy nie mają co jeść. Jeżeli u nas jest 1 1/2% młodzieży akademickiej, a w państwach zachodnich ten stosunek nie dochodzi 1%, to powstaje zagadnienie, czy nie za dużo jest tej młodzieży. Ale pytanie, kto ma chodzić do szkoły, a kto nie ma chodzić? Ten, kto ma odpowiednie zdolności. Ale jak. wydział prawny ma zakwalifikować, czy ten student ma czy nie ma odpowiedniego uzdolnienia, jeżeli na pierwszym roku prawa profesor ma 1.500 studentów? I ci profesorowie jeszcze żyją! Ja, jako stary, wytrawny nauczyciel podziwiam ich zdrowie. Przeegzaminowanie 1.500 chłopaków, którzy zeszli się z całego Państwa i są dopiero na pierwszym roku studiów, to jest męka. Przypuśćmy, że 80 czy tylko 60% przejdzie, to na drugi rok pozostaje jeszcze 1.000 studentów, a na trzeci do 800, a na czwarty — 600. To jest nie do zniesienia. 9 profesorów wydziału prawniczego Uniwersytetu Warszawskiego nie jest w stanie znaleźć wśród nich uczonego, ani nawet zdolnego chłopca. Musi być mechanizm. Nie wiem, jakie należy zastosować środki, ale w każdym razie ten stan, który istnieje, wywołuje stan zapalny nauki i nauczania.</u>
          <u xml:id="u-67.5" who="#komentarz">(Przerywania.)</u>
          <u xml:id="u-67.6" who="#BolesławMiklaszewski">Tu powiedzieli Panowie: i politykę. Kto bierze udział w polityce? Przede wszystkim prawnicy. Dlaczego? Bo oni są bezrobotni w szkołach akademickich.</u>
          <u xml:id="u-67.7" who="#komentarz">(Wesołość.)</u>
          <u xml:id="u-67.8" who="#BolesławMiklaszewski">I ta sprawa nic się nie zmieniła W roku 1899 byłem asystentem politechniki lwowskiej, a więc 37 lat temu, wtedy na wydziale prawnym uniwersytetu lwowskiego było 1800 studentów, a 30 chodziło. Wtedy wprawdzie istniał Wydział Krajowy, który dostawał pewne kontyngenty gotówki na to, aby młodzież rozsadzać po prowincji. I miałem takiego przyjaciela, który pracował w biurze, pytam się: Co robisz? — Żydów liczę. — Ilu naliczyłeś? — Trzech. — A co jutro będziesz robił? — Będę znów liczył, bo dwóch tylko znalazłem, trzeciego się nie doliczyłem. Za to dostawał guldena na dzień i w ten sposób żył. Takich najrozmaitszych guldenowych studentów było 1770. Jasna sprawa, że te warunki uposażenia i życia nie mogły dać tego, co by należało mieć, to jest myśli konkretnej i zdolności do życia i pracy.</u>
          <u xml:id="u-67.9" who="#BolesławMiklaszewski">Ten obraz, który opieram o te gołe cyfry, który popiera poglądy senatora prof. Makowskiego, inaczej wygląda tam, gdzie nauka jest inaczej zorganizowana.</u>
          <u xml:id="u-67.10" who="#BolesławMiklaszewski">Na wydziałach lekarskich przypada: w Warszawie 54 studentów na 1 profesora, na 1 silę pomocniczą 7, we Lwowie na 1 profesora 38, na 1 siłę pomocniczą 4, w Poznaniu 41 na 1 profesora i 24 na 1 siłę, w Krakowie 30 i 5, a w Wilnie 44 i 5, przeciętnie na wszystkich wydziałach Lekarskich na 1 profesora — 42, na 1 siłę pomocniczą — 9, gdy na wydziałach prawniczych 218 i 59. Dlaczego jest tak dużo tych sił pomocniczych lekarskich? Bo każdy praktykujący lekarz, który chce się utrzymać na poziomie, chce mieć dostęp do klinik i jak zbierze sobie 40 nowych faktów określonej kategorji, może o nich napisać pracę, to jest powodem, dla którego wydziały lekarskie mają dostateczną ilość tych sił pomocniczych, co idzie na korzyść studentów, jak i leczenia w ogóle.</u>
          <u xml:id="u-67.11" who="#BolesławMiklaszewski">Jak się przedstawia ta sprawa na matematyce? 66 i 5. Na uniwersytetach przypada: w Warszawie na 1 profesora 65 studentów, na 1 siłę pomocniczą 12, we Lwowie 42 i 8, w Poznaniu 40 i 29, w Krakowie 72 i 31, w Wilnie 36 i 6: przeciętnie 50 i 13. Jak się przedstawia ta sprawa na wydziałach przyrodniczo matematycznych w politechnikach? W Politechnice Warszawskiej, na wydziale mechanicznym 1 profesor przypada na 73 studentów, ale jedna siła pomocnicza przypada na 9, we Lwowie 51 i 7, przeciętnie 62 i 8, a na wydziałach chemicznych 29 i 4, 34 i 7, przeciętnie 32 i 5.</u>
          <u xml:id="u-67.12" who="#BolesławMiklaszewski">Otóż proszę Panów, co z tego za wnioski można wyciągnąć. Od chwili powstania Państwa Polskiego szkoły oparte o nauki fizyko-matematyczne, wymagające pracy indywidualnej, osiągnęły poziom nie gorszy od zachodnio-europejskich, a w wielu wypadkach lepszy. Jest jednak inna strona tego życia, mianowicie jest wada organizacji naszego ustroju, polegająca nie tylko na nadmiarze studentów na wydziale prawa, którzy nie są w stanie douczyć się, ale i na tym, że studia nie są zorganizowane odpowiednio z państwowego punktu widzenia. Dlaczego? W zeszłym roku w moim przemówieniu mówiłem, ile kosztuje 1 student takiego a takiego wydziału, to zależy od ilości lat studiów i od kosztów utrzymania. Państwo dokłada 28 milionów zł rocznie do szkolnictwa wyższego. Otóż pytanie, ile czasu student musi studiować? Weźmy prawnika. Prawnik ma być 4 lata na studiach; kończy on dosyć dobrze, 40% mniej więcej kończy w terminie. Ale później musi aplikować sądowo, musi być aplikantem adwokackim i kawałek chleba ma dopiero od wstąpienia do szkoły po 9–10 latach. To trzeba doliczyć społecznie. Ten człowiek, jak skończy prawo mając 22 lata, a 5 albo 7 lat aplikantury, to zaczyna zarabiać na kawałek chleba dopiero mając lat 27. To jest jednak za późno. Jeżeli spojrzymy na społeczeństwa zachodnio-europejskie, to tam w ogóle takich, którzy tak późno wchodzą do życia, jest bardzo mało. I to jest wada.</u>
          <u xml:id="u-67.13" who="#BolesławMiklaszewski">Jeżeli weźmiemy studia politechniczne — jestem inżynierem, nawet jakiś czas na politechnice wykładałem i wykładam ten przedmiot — politechnikę można w Polsce najkrócej skończyć w ciągu 5 lat. Znam jednego takiego chłopca, który skończył politechnikę w piątym roku, ale liczby statystyczne wskazują, że trzeba 7, 8, 9 i 10 lat. Dlaczego tak jest? W politechnikach właśnie tych sił pomocniczych jest bardzo dużo. Co jest wadą tego ustroju? Wadą tego ustroju jest to, że się za dużo materiału wymaga. Moim zdaniem, szkoła akademicka nie daje żadnego specjalisty. Gdybym miał chorować, to wolę umrzeć, niż żeby mnie miał operować medyk, który dopiero co medycynę skończył; on nie jest żadnym lekarzem i jest słuszne, że musi on rok praktykować, zanim go do chorego dopuszczą. Moim zdaniem, szkoła akademicka da ja tylko metodę pracy i metodę myślenia, nie daje żadnego specjalisty i studium powinno być na to skierowane, powinno być objęte ściśle w 4 lata, ale nie teoretyczny program, tylko praktyczne wykonanie. Mniej materiału; dwa pierwsze lata wyrównanie braków szkoły średniej i danie przygotowania ogólnego, dwa drugie lata przeznaczone na studia szczegółowe, nie na specjalizację, na studia szczegółowe jakiegokolwiek działu techniki, albo nauki, ale nie na to, żeby zrobić chirurga, tylko na to, żeby ten człowiek wszedł w istotę zagadnienia. Musi on posiąść metodę pracy i metodę myślenia. Jeżeli całość szkolnictwa zostanie ujęta z tego punktu widzenia, to wyniki, wymagane przez Państwo, będą daleko łatwiej osiągnięte.</u>
          <u xml:id="u-67.14" who="#BolesławMiklaszewski">Ale cóż to ma wszystko wspólnego z oceną młodzieży? Moim zdaniem, wychowanie młodzieży to nie jest prawienie morałów, albo takie lub inne zarządzenia, tylko to jest wyrobienie przyzwyczajeń do punktualności, wyrobienie charakteru, wyrobienie umiejętności dawania jasnych, krótkich odpowiedzi na postawione tezy, jest to danie metody pracy i metody myślenia i wyrobienia obywatelskiego. W moim przekonaniu, kluby angielskie są właśnie politycznie tym elementem wychowania, który pozwala na najlepsze wyrobienie człowieka, dlatego, że wiąże się ludzi nie na podstawie wspólnej ideologii, tylko na podstawie wspólnego intelektu, wspólnej przyzwoitości, wspólnej umiejętności samowychowania. Jeżeli Panowie sobie wyobrażają, że na to, aby zaprowadzić system wychowania indywidualnego i nauczania w grupach, że na to potrzeba pieniędzy, jakimi dysponują Oksford i Cambridge, to Panowie się mylą, bo tam jest drogo nie tylko dla tego, że trzeba dużo płacić, tylko dlatego, że to jest szkoła po prostu dla bogatych ludzi. Na to, aby być w internacie Oksfordu lub Cambridge trzeba mieć przynajmniej tysiąc do dwóch tysięcy funtów szterlingów rocznie. Jeżeli taki pan przyjdzie na obiad za późno, to obiadu nie dostanie, ale płaci zań trzykrotnie; jeżeli wyjdzie w wieczór na ulicę, to musi iść w berecie i todze, a jeżeli zachowuje się nieodpowiednio, to policjant spisuje protokół i odpowiednia władza pakuje go do kozy.</u>
          <u xml:id="u-67.15" who="#BolesławMiklaszewski">Proszę Panów, co innego jest zupełna dyscyplina życia i dyscyplina nauki, a co innego jest kwestia poglądów politycznych. Jeżeli idzie o mój pogląd starego nauczyciela na młodzież polską, a ja przez ostatnich 5 lat przeglądałem wszystkie matury tych, których przyjmowałem, to było 600 do 700 matur, nim wydałem decyzję o przyjęciu, a teraz w tym miesiącu, przeegzaminowałem 100 studentów — to proszę Panów, nie mamy się czego martwić. Nasza młodzież jest zdolna, ma temperament, ma zdolność czynu. Jeżeli przyjdzie hasło: do broni, to ona pójdzie, jak jeden mąż.</u>
          <u xml:id="u-67.16" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-67.17" who="#BolesławMiklaszewski">Tylko jedna jest rzecz, na którą trzeba zwrócić uwagę: nie można młodzieży nadużywać do celów, do których nie jest powołana. Wszystkie czynniki, które wprowadzają politykę na ławy szkolne, są wrogami rozwoju i postępu Państwa Polskiego.</u>
          <u xml:id="u-67.18" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-68">
          <u xml:id="u-68.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma p. Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-69">
          <u xml:id="u-69.0" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Wysoki Senacie! Początkowo miałem zamiar udzielić szczegółowej odpowiedzi na cały szereg zagadnień, poruszonych przez licznych mówców. Jednakże w ostatniej chwili zdecydowałem, że po tak długiej i wyczerpującej dyskusji, w której poszczególni Panowie Senatorowie wszechstronnie wyjaśnili omawiane sprawy, udzielając często sobie wzajemnie odpowiedzi i wyjaśnień, szczegółowa moja odpowiedź byłaby zbyteczna. Chcę więc tylko nawiązać do przeżywanego momentu podjętej obecnie konsolidacji narodowej i w związku z tym powrócić raz jeszcze do zagadnienia, poruszonego w głębokim i subtelnym przemówieniu przez p. s. Chrzanowskiego.</u>
          <u xml:id="u-69.1" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Jest rzeczą jasną, że rozmaite wady nasze tkwią w nas jeszcze głęboko i trzeba z nimi walczyć przez odpowiednie wychowanie woli i charakteru nas samych i naszej młodzieży. Byłoby to rzeczą bardzo ważną, aby każdy obywatel Polski nauczył się spoglądać na mapę Polski, dostrzegając od razu wszystkie osobliwości poszczególnych ziem Rzeczypospolitej, i aby umiał wyciągnąć z tej analizy odpowiednie wnioski. Musimy już dzisiaj przewidywać przyszły rozwój każdego z poszczególnych obszarów Polski a zarazem rozumować, że ten rozwój zależy od rozumienia roli, jaką każda z ziem polskich odegrać musi w całości. Jednocześnie powinien mieć w swojej pamięci dzieje lat ostatnich przed rozbiorem Polski, aby rozumieć jasno, czego ma unikać i w jaki sposób ma postępować, aby ugruntować byt niepodległy naszej Ojczyzny.</u>
          <u xml:id="u-69.2" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Toteż jeżeli to tu, to tam spotkamy się czasami z przejawami zamętu lub anarchii, powinniśmy sobie zdawać sprawę, że te działania skierowuje się przeciwko zdrowemu rozwojowi naszej Ojczyzny. Dlatego też w przemówieniu s. Chrzanowskiego nawołującego do poznania ojczystej historii, upatruję głęboką myśl i troskę, aby nowe pokolenia nie powtarzały błędów dawnych. Poznanie przeszłości i wpatrywanie się w przyszłość da zdrowe podstawy budowania potężnego Państwa Polskiego.</u>
          <u xml:id="u-69.3" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Na skromnym odcinku kierownika resortu oświaty mogę oświadczyć, że uczynię wszystko, co jest możliwe, aby się przyczynić do przygotowania młodzieży do szczytnych zadań, które ją czekają. Wszyscy też moi współtowarzysze pracy, ożywieni tą samą myślą, z całym oddaniem w tym dopomagać mi będą.</u>
          <u xml:id="u-69.4" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-70">
          <u xml:id="u-70.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. sprawozdawca.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-71">
          <u xml:id="u-71.0" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">S. Radziwiłł poruszył kwestię dotacji na szkolnictwo powszechne, średnie, wyższe, zresztą co kto woli. Oczywiście wywoła! zadowolenie przede wszystkim p. Ministra, który z przyjemnością przyjąłby, jak oświadczył p. s. Radziwiłł, te 10 milionów złotych. Oczywiście i ja, jako sprawozdawca komisji, również bym 10 milionów chętnie zaofiarował P. Ministrowi...</u>
          <u xml:id="u-71.1" who="#komentarz">(Głos: Dwadzieścia.)</u>
          <u xml:id="u-71.2" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">...nawet 20.</u>
          <u xml:id="u-71.3" who="#komentarz">(Głos: Trzydzieści.)</u>
          <u xml:id="u-71.4" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">Widzę, że licytujemy się szybko. Tylko nie zawsze, nawet bardzo często, nie opieramy się na żadnych realnych możliwościach i podstawach. A więc dla tego nie mogę się przyznać do żadnych wyrzutów sumienia, że tych 10 milionów złotych z lasów nie uszczknąłem, albowiem uważam, że w komisji pracuje się wspólnie, każdy w swoim zakresie powinien zrobić to, na co mu jego możliwości pozwalają dla dobra między innymi, a może w większej mierze w stosunku do budżetu Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, ze względu właśnie na potrzeby tego resortu. Zwracaliśmy się do pp. referentów prosząc, żeby się o to w skromnym zakresie, bo choć o 2 miliony złotych wystarali. Do ostatniej chwili mieliśmy nadzieję, żeśmy się wystarali, ale czyśmy się wystarali, to czas pokaże. Stąd nie kwestia grymasów czy nie grymasów stanęła na przeszkodzie, tylko właściwie mówiąc, trudne warunki, w jakich Państwo się znajduje. A istotą rzeczy jest to, że mamy obronę zewnętrzną i przygotowanie do obrony wewnętrznej kraju. Te dwie rzeczy muszą być ze sobą uzgadniane, a czasami musi jedna drugiej coś ustąpić. Stąd ta troska o oświatę, przypuszczam, że wszystkich jednoczy, tylko może czasami projekty nasze nie mogą być uwzględniane przez Rząd, do którego się o to zwracamy.</u>
          <u xml:id="u-71.5" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">Była tu dalej poruszana kwestia młodzieży i kwestia studiów na wydziale prawnym. Otóż, jako stary, doświadczony profesor mogę powiedzieć jedno, że musimy zdecydować się na ten pierwszy krok: czy chcemy mieć prawników wykształconych, czy chcemy mieć studentów, studiujących prawo, którzy po dłuższym biedowaniu po różnych urzędach, głodzeniu się itd. otrzymują dyplomy. Zależnie od tego, na co się chcemy zdecydować, czy na jedno, czy na drugie — będziemy mieli taką czy inną liczbę słuchaczy. Jesteśmy w momencie zastanawiania się nad kwestią reformy studiów. Każda reforma pociąga za sobą pewne koszty. Będziemy musieli zwrócić się o to do Ministerstwa, ale przypuszczam, że uchwalając globalną sumę na różne cele, nie będziemy mogli określić, ile będzie asystentów na prawie.</u>
          <u xml:id="u-71.6" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">Wreszcie trzecia sprawa — najboleśniejsza. Dziś dwukrotnie odwoływano się do deklaracji pułkownika Koca. W obu wypadkach odwoływano się do tego samego ustępu. Niestety, muszę powiedzieć, że ta deklaracja nie jest dość — że tak powiem — wyczerpująco widocznie rozpatrywana, skoro tylko na ten moment zwrócono uwagę, bo tam są inne rzeczy, tam jest mowa o konsolidacji społeczeństwa. Jestem przekonany, że jeżeli skwapliwie tak wszyscy idziemy na tę konsolidację, to nie dojdziemy do tego tą drogą, jeżeli zamiast urabiania sobie pewnego światopoglądu i reprezentowania wyraźnego poglądu będziemy z jednej czy z drugiej strony wychwytywali wypowiedzenia lub zwroty pewne w piśmie i w słowie i na nich opierali ataki na całe zrzeszenia. Nie będę wchodził w to, czy to z jednej strony, czy to z drugiej strony. W każdym razie pamiętajmy, jeżeli powołujemy się na Konstytucję i konkordat, że wszystko to, co poza Konstytucję i konkordat wychodzi, to już może czasem być niezgodne z ideą, która przyświecała przy pisaniu Konstytucji i przy zawieraniu konkordatu. Stąd rozumiem, że pozytywne i wyraźnie określone światopoglądy powinny znajdować wyraz także z tej trybuny parlamentarnej, ale opieranie się często na zbyt słabych przesłankach dla charakterystyki całego ruchu i — że tak powiem — odsądzanie niemal od czci i wiary całych zrzeszeń ludzi, które jednak mają się czymś wylegitymować, nie odpowiada duchowi tej deklaracji, na którą się tutaj powoływano.</u>
          <u xml:id="u-71.7" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-71.8" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">Zakończyliśmy dyskusję nad budżetem Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego.</u>
          <u xml:id="u-71.9" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">Przechodzimy do rozprawy szczegółowej nad częścią 11 — Ministerstwo Komunikacji.</u>
          <u xml:id="u-71.10" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">Jako sprawozdawca głos ma s. Zarzycki.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-72">
          <u xml:id="u-72.0" who="#FerdynandZarzycki">Wysoki Senacie! Właściwie po tak niewątpliwie obfitej uczcie, w której braliśmy udział, i to uczcie oświatowej, trwającej blisko 8 godzin, powinniśmy wsiąść na jakiś wehikuł P. K. P. i odbyć mały spacer rekreacyjny.</u>
          <u xml:id="u-72.1" who="#FerdynandZarzycki">Nie wiem, czy mnie się to uda, jako referentowi, czyli pseudo maszyniście.</u>
          <u xml:id="u-72.2" who="#FerdynandZarzycki">Jako sprawozdawca budżetu Ministerstwa Komunikacji mam zaszczyt podać do wiadomości, że Komisja Budżetowa Senatu rozpatrzyła preliminarz Ministerstwa Komunikacji na najbliższy okres budżetowy na dwóch posiedzeniach i pewien efekt tego rozpatrywania podany jest w drukowanym sprawozdaniu komisji. Nie mam oczywiście zamiaru powtarzać zawartych tam w dużej ilości szczegółów, natomiast skoncentruję się tylko na niektórych ważniejszych zagadnieniach.</u>
          <u xml:id="u-72.3" who="#FerdynandZarzycki">Ministerstwo Komunikacji nie tylko bezpośrednio kieruje największym w Polsce przedsiębiorstwem, jakim jest P. K. P., ale oprócz tego ma w swoim zakresie działania drogi wodne i drogi kołowe oraz prowadzi obecnie politykę motoryzacyjną. W ramach P, K. P, znajduje się jeszcze komunikacja samochodowa oraz lotnictwo cywilne. Jest to niewątpliwie duży wachlarz zagadnień, z których część, a mianowicie roboty publiczne były skoncentrowane w osobnym, dziś nieistniejącym, Ministerstwie Robót Publicznych, którego restytuowanie nie wydaje się dziś konieczne ze względu choćby na zbyt małe kwoty przeznaczone na roboty publiczne. Zanim jednak przejdziemy do rozpatrzenia poszczególnych zagadnień, muszę stwierdzić, że zarówno w budżecie Ministerstwa Komunikacji jak i w planie finansowo-gospodarczym przedsiębiorstwa P. K. P nie znajdujemy wydatków i zamierzeń inwestycyjnych. Jak wiadomo, zostały one wydzielone z budżetu do osobnego załatwienia w oddzielnym tytule prawnym. Nie podobna jednak przy rozpatrywaniu budżetu nie uwzględnić zamierzeń inwestycyjnych, jeżeli się chce ocenić całokształt działalności resortu komunikacji. W ustawie o inwestycjach państwowych w r. 1937 przewidziano ogółem 121 milionów złotych dla Ministerstwa Komunikacji, a to 56 milionów złotych na inwestycje kolejowe, 50 milionów złotych na budowę i utrzymanie dróg i mostów oraz 15 milionów złotych na budowle wodne śródlądowe. Ponieważ w kwocie przeznaczonej na inwestycje w dziale dróg kołowych znalazły się też wydatki na konserwację tych dróg, przeto Komisja Budżetowa stanęła na stanowisku, że wydatki na konserwację dróg kołowych winny się znaleźć w budżecie normalnym. Drugi wniosek referenta dotyczący umieszczenia inwestycyj kolejowych, drogowych i wodnych w samym preliminarzu budżetowym względnie w planie finansowo-gospodarczym P. K. P., wniosek rozszerzony później przy debacie generalnej nad budżetem do wszystkich inwestycyj państwowych a zatem do wszystkich resortów, jak wiadomo, nie uzyskał większości i został odrzucony. Rząd wyraził zgodę jedynie na rezolucję dotyczącą kwoty na konserwację dróg kołowych, a sprzeciwił się wnioskowi drugiemu.</u>
          <u xml:id="u-72.4" who="#FerdynandZarzycki">Wracając do P. K. P. niewątpliwie dobrze jest zdać sobie sprawę, jakiego rodzaju przedsiębiorstwem są P. K. P. Otóż przede wszystkim jest ono największym przedsiębiorstwem i to zarówno ze względu na przeszło 8 miliardów złotych majątku ruchomego i nieruchomego w dyspozycji przedsiębiorstwa, jak i ze względu na blisko 900 milionów złotych obrotu rocznego. Drugie co do wielkości przedsiębiorstwo państwowe tj. Lasy Państwowe, którego majątek wynosi według ostatniego bilansu tylko ćwierć miliarda złotych, według publikacji Ministerstwa Skarbu łącznie z drzewostanem według stanu na l.V 1927 r. przeszło 2 i pół miliarda złotych, i mając obrót roczny przeszło 200 milionów złotych, jest już znacznie mniejsze. Wreszcie trzecie — Polska Poczta, Telegraf i Telefon ma majątku około 367 milionów złotych, a obrotu rocznego około 190 milionów złotych. Odrzucając w Lasach Państwowych wartość drzewostanu jako kapitał narosły z natury, a nie włożony w przedsiębiorstwo, zaobserwować możemy, że kapitał włożony w Pocztę obraca się w ciągu dwu lat, w Lasach Państwowych w ciągu trzech lat, a na kolejach w ciągu blisko 10 lat. Widać z tego, ile jest na kolejach martwego kapitału, uwięzionego w inwestycje bardzo słabo wykorzystane w eksploatacji, Dotyczy to oczywiście nie tylko inwestycyj robionych z punktu widzenia obrony, ale także tych często wielkich szlaków kolejowych szczególnie na wschodzie, których tam bardzo słabo pulsujące życie gospodarcze nie wykorzystuje, a których eksploatacja musi być stale deficytowa.</u>
          <u xml:id="u-72.5" who="#FerdynandZarzycki">A jak wyglądają rachunki strat i zysków tych oto trzech przedsiębiorstw państwowych, a specjalnie rachunek strat i zysków kolei? Niestety, nie mamy jeszcze bilansu naszego przedsiębiorstwa pocztowo telegraficznego, ale możemy go wydedukować z grubsza z ogłaszanych planów finansowo gospodarczych. Oto Poczta nie tylko pokrywa z wpływów normalnych przedsiębiorstwa wszystkie swoje bieżące wydatki, ale wygospodarowuje z tych wpływów wszystkie lub prawie wszystkie wydatki inwestycyjne i daje jeszcze nadwyżkę jako wpłatę do Skarbu Państwa; wpłata ta wyniosła w r. 1935/36 przeszło 22 milionów złotych, w r. 1936/37 przewidziana ona jest w wysokości przeszło 40 milionów złotych, a w r. 1937/38 ma wpłynąć w kwocie 24 milionów złotych. Lasy Państwowe też nie tylko pokrywają wszystkie swe koszty eksploatacyjne, łącznie z podatkami, stosunkowo wysokimi, bo wynoszącymi za r. 1935/36 kwotę około 6 milionów złotych, ale jeszcze dokonują stosunkowo wysokich odpisów za r. 1935/36 — przeszło 10 milionów złotych, oraz oprócz tego dają czysty zysk, który za r. 1935/36 wyniósł kwotę blisko 48 milionów złotych, z której blisko 38 milionów złotych poszło do Skarbu Państwa, a 10 milionów złotych na inwestycje. Natomiast P. K. P. wprawdzie pokrywają swe wydatki eksploatacyjne i do niedawna wygospodarowywały nawet kwoty potrzebne na najpilniejsze inwestycje, wprawdzie pokrywały nawet niedobór lotnictwa cywilnego oraz dawały i dają pewną wpłatę do Skarbu Państwa, ale obecnie nie może być mowy o amortyzacji kapitału nawet w formie odpisów na inwestycje. Na inwestycje muszą się P. K. P. poważnie zadłużać.</u>
          <u xml:id="u-72.6" who="#FerdynandZarzycki">A jak wygląda zadłużenie tych trzech przedsiębiorstw państwowych? Polska Poczta, Telegraf i Telefon wprawdzie nie ogłosiła jeszcze odnośnych cyfr, ale według prowizorycznych danych, zadłużenie Poczty nie przekracza 13 milionów złotych, Lasy Państwowe w bilansie za rok 1935/36 wykazują przeszło 11 milionów złotych zadłużenia, co zarówno w stosunku do majątku, jak i w stosunku do obrotu i do wyników eksploatacyjnych jest kwotą minimalną. P. K. P. natomiast wykazały w bilansie za rok 1935 swe zobowiązanie w wysokości blisko 412 milionów złotych, co jest kwotą poważną, szczególniej w stosunku do obrotu rocznego.</u>
          <u xml:id="u-72.7" who="#FerdynandZarzycki">A wreszcie pogotowie kasowe w wymienionych trzech przedsiębiorstwach wygląda w ten sposób, że Poczta dysponuje gotówką około 5 milionów złotych, to jest co najmniej o połowę za mało w stosunku do miesięcznych wydatków w wysokości 14 milionów złotych. Lasy Państwowe dysponują gotówką płynną około 20 milionów złotych, co przy miesięcznych wydatkach brutto około 15 milionów złotych wynosi zapas gotówki na blisko P/2 miesiąca. Natomiast P. K. P. wykazały w bilansie za 1935 r. zapas gotówki w wysokości 12.685.000 złotych, co w stosunku do kwoty 64 milionów złotych przeciętnych miesięcznych wydatków eksploatacyjnych wynosi zaledwie 1/5 potrzebnej gotówki. Jasno chyba z tego wszystkiego wynika, że stan przedsiębiorstwa P. K. P. jest gorszy od przedsiębiorstwa Polska Poczta, Telegraf i Telefon, a niepomiernie gorszy w porównaniu z Lasami Państwowymi.</u>
          <u xml:id="u-72.8" who="#FerdynandZarzycki">A jak wygląda ogólna organizacja przedsiębiorstwa P. K. P. w porównaniu z dwoma innymi przedsiębiorstwami?</u>
          <u xml:id="u-72.9" who="#FerdynandZarzycki">Dekretem Prezydenta Rzplitej z 24 IKs.26 utworzono przedsiębiorstwo „Polskie Koleje Państwowe”, które według art. 1 ma być prowadzone „według zasad handlowych, z szczególnym uwzględnieniem potrzeb Państwa i interesów gospodarstwa społecznego”. Majątek przedsiębiorstwa wydzielono z ogólnego majątku Skarbu Państwa. Dano przedsiębiorstwu większą swobodę ruchów, ale zarząd bezpośredni przedsiębiorstwa ma sprawować Minister Komunikacji. Nie stworzono tedy osobnej Naczelnej Dyrekcji, a jej funkcje łącznie z nadzorem przedsiębiorstwa pozostają w rękach Ministra Komunikacji. Roczne sprawozdanie z bilansu oraz budżet i plan finansowy przedsiębiorstwa zatwierdza Rada Ministrów. Czynności rewizyjne ma spełniać Naczelna Izba Kontroli. Nie jest to zatem komercjalizacja w ścisłym tego słowa znaczeniu. Zatrzymano się jakby w pół drogi, jakby się obawiano zbytniego odsunięcia przedsiębiorstwa od Ministerstwa. W podobny sposób zorganizowane jest drugie przedsiębiorstwo tj. „Polska Poczta, Telegraf i Telefon”, chociaż to przedsiębiorstwo jeszcze nie ma bilansu otwarcia, bo ten jest dopiero w przygotowaniu. Zarząd przedsiębiorstwa pocztowego jest też w rękach Ministerstwa. Zupełnie co innego jest w Lasach Państwowych, które ani w myśl dekretu z r. 1930, ani w myśl ostatniego dekretu z września 1936 r. nie są formalnie pomyślane jako przedsiębiorstwo, ale jako państwowe gospodarstwo leśne, kierowane przez naczelnego dyrektora i posiadające dużą samodzielność. Nie ma tu rady nadzorczej, a kontrolę i nadzór sprawują z jednej strony Minister Rolnictwa, a z drugiej Naczelna Izba Kontroli. Nie ulega wątpliwości, że większa swoboda komercyjna przedsiębiorstwa Polskich Kolei Państwowych byłaby nie doprowadziła do takiego wycieńczenia przedsiębiorstwa, w jakim się ono znalazło po paru latach kryzysu. Wydaje się wskazane, by proces prawdziwej komercjalizacji postępował dalej.</u>
          <u xml:id="u-72.10" who="#FerdynandZarzycki">Przechodząc do wyników eksploatacyjnych z r. 1936, to ogłoszone dopiero za 11 miesięcy 1936 r. wydatki i dochody przedsiębiorstwa P. K. P. wykazują z jednej strony pomyślny objaw zmniejszenia się wydatków eksploatacyjnych o przeszło 22 miliony złotych w porównaniu z analogicznymi miesiącami 1935 r. i to nawet w pozycji emerytur i zaopatrzenia, które zmalały blisko o 5 milionów złotych. Ale z drugiej strony widzimy dość poważny spadek dochodów, bo o przeszło 62 miliony złotych. Jeżeli do tego dodamy, że długi wzrosły w tym okresie o przeszło 8 milionów złotych, a wydatki Funduszu Inwestycyjnego o blisko 10 milionów złotych, to, ogółem biorąc, położenie finansowe przedsiębiorstwa pogorszyło się o 59 milionów złotych. Nie uwzględniam lotnictwa cywilnego i komunikacji samochodowej, bo te działy razem biorąc mniej więcej pozostają na poziomie 1935 r. Na to pogorszenie wpłynął decydująco spadek wpływów z przewozu towarów, który wyniósł za 11 miesięcy poważną kwotę 66.834.000 złotych, czyli przeszło 12%. Wpływy z przewozu osób spadły nieznacznie, bo tylko o 2.639.000 zł, czyli o niecałe 172%. W samym listopadzie 1936 r., tj. w ostatnim znanym ściśle miesiącu, dochody z przewozu towarów spadły o blisko 20% w porównaniu z listopadem 1935 r.</u>
          <u xml:id="u-72.11" who="#FerdynandZarzycki">Z tej pobieżnej analizy wynikają jasno dwie konsekwencje:</u>
          <u xml:id="u-72.12" who="#FerdynandZarzycki">1) P. K. P. nie były w stanie wpłacić do Skarbu Państwa przewidzianej w budżecie kwoty 76 milionów złotych, a wpłaciły jedynie dziesiątą część tego, to jest 7,6 milionów złotych, bo w tym stosunku pogorszyły się wyniki eksploatacyjne kolei;</u>
          <u xml:id="u-72.13" who="#FerdynandZarzycki">2) przeprowadzona obniżka taryfy z końcem grudnia 1935 r. i z początkiem 1936 r. nie dała spodziewanych zwiększonych obrotów i nie skompensowała wartości dokonanych obniżek.</u>
          <u xml:id="u-72.14" who="#FerdynandZarzycki">Globalnie biorąc tonaż przewozowy towarów wzrósł za 11 miesięcy 1936 r. w porównaniu z rokiem 1935 zaledwie o 1%. O małym przyroście tonażu zadecydował spadek w przewozie węgla oraz szczególnie w przewozie kamieni (30%), a tylko te dwie pozycje stanowią już blisko 40% przewozów. Natomiast wzrost o 12% wykazuje trzecia wielka pozycja, to jest przewóz drewna i wyrobów z drzewa.</u>
          <u xml:id="u-72.15" who="#FerdynandZarzycki">Ale w r. 1937 nie należy się spodziewać dalszego spadku wpływów przewozowych. Przeciwnie, skoro nie jest obecnie przewidywana jakaś operacja, zniżająca taryfy, i skoro koniunktura pójdzie niewątpliwie w dalszym ciągu w górę, należy ocenić sześcioprocentową zwyżkę przewozów jako realną, a nawet za ostrożnie skalkulowaną. Przewidywaną na r. 1937 wpłatę do Skarbu Państwa z wysokości 24,5 miliona złotych należy uważać w świetle powyższych cyfr za realną. Za 11 miesięcy r. 1936 nadwyżka eksploatacyjna wynosi około 30 milionów złotych, a za cały 1936 r. wedle prowizorycznych obliczeń około 27 milionów złotych. A rok 1937 już chyba gorszy nie będzie, raczej będzie lepszy.</u>
          <u xml:id="u-72.16" who="#FerdynandZarzycki">Zagadnienie taryfowe. Wysokość taryfy przewozowej szczególnie na towary posiada decydujące znaczenie dla wyników eksploatacyjnych kolei, oraz wywiera poważny wpływ na życie gospodarcze kraju. Źle skonstruowane taryfy mogą nie tylko nie dać dochodu kolei, ale i utrudnić należyty rozwój gospodarstwa narodowego. Dlatego ta gałąź służby winna być szczególną otoczona opieką. Tu winna się odbywać bardzo skrupulatna obserwacja każdej dziedziny życia gospodarczego a więc produkcji rolniczej, przemysłowej i rzemieślniczej, handlu krajowego i zagranicznego. A cóż tu obserwujemy? Oto w taryfie osobowej wszelkiego rodzaju ulgi stały się u nas regułą a nie wyjątkiem, jak to powinno być normalnie. Niewątpliwie zastosowanie generalne t. zw. biletów okresowych, i to tak nisko pomyślanych, że te bilety są znacznie tańsze od okresowych biletów tramwajowych, wymaga pewnego zracjonalizowania taryfowego. Niewątpliwie w dawaniu wszelkiego rodzaju ulg poszło się za daleko. Wszystko to teraz trzeba przyprowadzić do stanu normalnego. Nie będzie to łatwe, bo wśród rzesz pracowniczych, głównie korzystających z ulg, poprawy koniunktury nie widać i chyba jeszcze nie prędko będzie widać. W taryfie towarowej, ostatnia obniżka nie była szczęśliwie przeprowadzona pomimo poważnych ostrzeżeń, a obecnie indywidualizacja rewizyjna musi być bardzo daleko posunięta, bo gdy np. w drzewie nie ma poważniejszych przeszkód do podwyżki taryfy, to już w takich artykułach jak węgiel lub rudy zagraniczne, albo żelazo czy złom trzeba postępować niesłychanie ostrożnie, bo np. w złomie zagranicznym przy ustabilizowanej cenie żelaza krajowego raczej winna nastąpić obniżka taryfy.</u>
          <u xml:id="u-72.17" who="#FerdynandZarzycki">Jeżeli chodzi o stan techniczny, to stan przedsiębiorstwa, niestety, nie przedstawia się zbyt różowo. Skutkiem ograniczonych wpływów nie była możliwa normalna renowacja i uzupełnienie podkładów, szyn, parowozów, wagonów osobowych i nawet towarowych, nie mówiąc już o poważniejszym postępie technicznym. Odnośne dane znajdują się w pisemnym referacie, który wykazuje, że przedsiębiorstwo P. K. P. czeka duży wysiłek, ażeby uzupełnić kryzysowe wyczerpanie. Szwankuje także techniczne zabezpieczenie ruchu w formie prymitywnych bloków stacyjnych, zapór drogowych itp. Usunięcie tych braków staje się bardzo pilnym zadaniem zarządu kolejowego.</u>
          <u xml:id="u-72.18" who="#FerdynandZarzycki">Specjalny posmak ma zagadnienie uzupełnienia parowozów. Posiadamy bowiem w tej chwili 2 pięknie rozbudowane i wysoko technicznie stojące fabryki parowozów Cegielskiego w Poznaniu i Pierwszą fabrykę lokomotyw w Chrzanowie, które cierpią chronicznie na brak zamówień kolejowych, były rozbudowane za podnietą i na wyraźne żądanie zarządu kolei, a czeka je znowuż bardzo poważne ograniczenie produkcji i zatrudnienia, o ile nie będzie im dane jakieś dodatkowe zatrudnienie. Pominąć już trzeba fakt, że trzecią taką fabrykę parowozów trzeba było parę lat temu zlikwidować z dużymi zresztą trudnościami natury socjalnej. Mogę jednak zapewnić Wysoki Senat, że p. Minister rozumie doskonale ten przykry stan i będzie starał się zaradzić złemu.</u>
          <u xml:id="u-72.19" who="#FerdynandZarzycki">Jako piękną inwestycję trzeba określić elektryfikację węzła warszawskiego, która jest konieczna ze względu na coraz bardziej wzmagający się ruch podmiejski, oraz ze względu na konieczność najekonomiczniejszego wykorzystania tunelu. W ciągu 1937 r. chyba ukończony zostanie pierwszy etap tej elektryfikacji, to jest zelektryfikowanie linii do Żyrardowa i Otwocka oraz Mińska Mazowieckiego czyli razem 108 kim. Piękna ta inwestycja zbliżająca nas do zachodu jest jednak bardzo droga. Ale mimo to trzeba będzie myśleć o dalszej elektryfikacji i innych podwarszawskich odcinków oraz może i odcinków podgórskich. Powoli postępuje też i motoryzacja ruchu osobowego. Ale tu właściwie jesteśmy w fazie prób zarówno co do motorów jak i samego sprzętu. A nie da się jeszcze ściśle przewidzieć, co te próby ostatecznie wyłonią jako normalny kolejowy sprzęt motorowy. Stąd też duża różnorodność typów sprawiająca oczywiście także i duże kłopoty.</u>
          <u xml:id="u-72.20" who="#FerdynandZarzycki">W pisemnym sprawozdaniu Komisji Budżetowej zwrócono uwagę na pogorszenie się punktualności naszego ruchu kolejowego, z której jeszcze nie tak dawno byliśmy dumni, oraz na warunki bezpieczeństwa naszego ruchu kolejowego. Niewątpliwie reglamentacja dewiz oraz rozbudowa niektórych główniejszych węzłów utrudniła punktualność ruchu kolejowego, ale niemniej w tej materii można było i zrobiło się już dużo, ażeby ten niewątpliwie anormalny stan rzeczy poprawić. W dziedzinie wypadków kolejowych, jesteśmy, niestety, bliżej górnej niż dolnej granicy w koncercie różnych kolei na świecie. P. Minister Komunikacji jest w trakcie usuwania tych przykrych braków. Życzymy z całego serca, ażeby mu się udało przywrócenie lepszego pod tym względem stanu i by Polskie Koleje Państwowe zbliżyły się w bezpieczeństwie ruchu wydatnie ku górnej granicy, którą widać w pisemnym referacie.</u>
          <u xml:id="u-72.21" who="#FerdynandZarzycki">Niepodobna teraz nie zwrócić także uwagi na postępujące dość szybko zadłużenie przedsiębiorstwa, a szczególnie obsługi tego zadłużenia. Wspomniałem już, że zadłużenie ogólne Kolei dosięga przeszło połowy rocznych wpływów brutto, co nie jest jeszcze złe, ale dynamika dalszego zadłużania jest duża i stoi w diametralnie innym stosunku do tego, co obserwujemy na Poczcie i w Lasach Państwowych. Obsługa długów wzrasta już w niepokojącym stosunku. Oto za 11 miesięcy 1936 r. mamy przyrost obsługi długów o 32%, bo z 26.483.000 zł do 35.085.000 zł. Na rok 1937 przewiduje się wzrost obsługi długów aż o 66%, bo z 40.104.000 zł do kwoty 66.757.000 zł. Wzrost dotyczy pożyczki hamulcowej (plus 15 milionów złotych), następnie wzrost obsługi pożyczki elektryfikacyjnej (plus 3 miliony złotych), dalej wzrost obsługi pożyczek inwestycyjnych z r. 1936 (o 3 miliony złotych) itp.</u>
          <u xml:id="u-72.22" who="#FerdynandZarzycki">Skoro przedsiębiorstwo P. K. P. nie odrzuca amortyzacji, z której mogłoby pokryć inwestycje, jest jasne, że winno dążyć do wygospodarowania inwestycyj tak, jak to robią Lasy Państwowe, które — jak wiadomo — odrzucają i amortyzację i wygospodarowują kwoty potrzebne na inwestycje, albo też jak Poczta, która w lwiej części wygospodarowywuje potrzebne kwoty na inwestycje z bieżących dochodów przedsiębiorstwa. Dążenie do wygospodarowania z własnych dochodów wydatków potrzebnych na inwestycje jest dążeniem zdrowym, tak jak to właśnie miało miejsce bardzo niedawno temu.</u>
          <u xml:id="u-72.23" who="#FerdynandZarzycki">Istniejąca w ramach P. K. P. państwowa komunikacja samochodowa jako rodzaj przedsiębiorstwa zbliża się do samowystarczalności. Oto gdy za 11 mieś, w 1935 r. deficyt wynosił 445 tys. zł, czyli blisko 12%, to za 11 miesięcy w r. 1936 mamy deficyt ten zredukowany prawie do zera, bo wynosi on zaledwie 48 tys. zł. a na rok 1937 przewidziano już zbilansowanie na zero, co uważać należy za zupełnie realne. Państwowa komunikacja samochodowa obejmuje swym wpływem zaledwie 14% linii autobusowych w Polsce, ograniczając się zaledwie do województwa białostockiego, warszawskiego, kieleckiego, krakowskiego i stanisławowskiego. Ministerstwo Komunikacji nie ma zamiaru rozszerzać zasięgu państwowej komunikacji samochodowej i to mimo dużego naporu szczególnie ze strony związków samorządowych. Sądzę natomiast, że Ministerstwo Komunikacji jest obowiązane ingerować tam, gdzie warunki prywatnej komunikacji samochodowej są zbyt rażące i poprostu niebezpieczne dla życia i zdrowia pasażerów. Ale nie widzę też przeszkód, ażeby przy udzielaniu koncesyj nie wysłuchiwać opinii zainteresowanych sfer gospodarczych.</u>
          <u xml:id="u-72.24" who="#FerdynandZarzycki">Lotnictwo cywilne. Jeżeli chodzi o lotnictwo cywilne, to wszyscy doskonale wiemy, że pod skrzydłami opiekuńczymi P. K. P. rozwija się ono bardzo pomyślnie. Nie tylko nasze lotnictwo jest znane za granicą z bardzo wysokiej regularności lotów, wielkiego bezpieczeństwa, z doskonałych i wygodnych aparatów, ale także z tego, że polskie lotnictwo rozszerza coraz dalej swój zasięg. Oto z wiosną uruchomi się linię do Palestyny oraz do Finlandii. Zamierza się też uruchomienie pierwszej nocnej linii do Berlina oraz nowej dalekiej linii polskiej do Rzymu. Szkoda tylko, że ten doskonały środek lokomocji jest tak słabo u nas wykorzystywany.</u>
          <u xml:id="u-72.25" who="#FerdynandZarzycki">W referacie pisemnym zwrócono uwagę na fakt, że wydatki na lotnictwo cywilne, przeważnie charakteru subwencyjnego, obarczają przedsiębiorstwo P. K. P., co nie jest ani naturalne ani konieczne, oraz że ten stan winien być poddany rewizji, ażeby oczyścić plan finansowo-gospodarczy P. K. P. od niekoniecznych naleciałości, które niewątpliwie zaciemniają zdrowy obraz gospodarki P. K. P. Oczywiście, na ewentualnym wydzieleniu lotnictwa cywilnego z planu finansowo gospodarczego P. K. P. lotnictwo nie powinno ponieść żadnego uszczerbku, bowiem w interesie Państwa jako takiego, a nie samego P. K. P., leży troska o rozwój lotnictwa cywilnego.</u>
          <u xml:id="u-72.26" who="#FerdynandZarzycki">Drogi wodne. Ministerstwo Komunikacji ma w swoim zakresie działania także troskę o nasze drogi wodne oraz drogi kołowe. Jeżeli chodzi o nasze drogi wodne, to właściwie znajdują się one w takim zaniedbaniu, że nie tylko nie wchodzą w grę jako poważny środek transportowy, ale nie mogą być nawet należycie konserwowane. Kwoty bowiem przeznaczone na regulację i konserwację są tak minimalne w stosunku do potrzeb, że w naszej żegludze wodnej raczej się cofamy. Na pewno ten środek transportowy jest bardzo tani i tańszy od kolei, ale na urządzenie są potrzebne tak poważne kwoty inwestycyjne, że o nich na razie nie może być mowy. W r. 1936 ostatecznie zakończono budowę zbiornika w Porąbce. Budowa ta ciągnęła się kilkanaście lat znacznie podrażając koszty. Ruszono też bardzo naprzód budowę wielkiej zapory wodnej w Rożnowie. Ale zarówno Porąbka, jak i Rożnów to przede wszystkim obrona przed stratami powodziowymi. Dopóki nie uregulujemy naszej głównej arterii wodnej, tj. dopóki nie zrobimy z Wisły rzeki prawdziwie żeglownej i ochronionej wałami i dopóki nie zbudujemy kanału spławnego Prypeć — Bug — Wisła i dopóki nie zabudujemy potoków górskich, dopóty nie może być mowy o poważniejszym wysiłku w rozbudowie naszych dróg wodnych. Ale na te cele potrzebne są bardzo poważne kwoty sięgające w setki milionów złotych. A tymczasem w budżecie inwestycyjnym mamy zaledwie 15 milionów złotych na roboty wodne śródlądowe, z czego 6 milionów złotych na zbiorniki wodne i zakłady wodno-elektryczne, 5,7 milionów na zabudowanie górskich potoków, roboty portowe i kanałowe, a 3,3 miliony złotych na regulację rzek. Są to kwoty tak niskie, że o poważniejszej poprawie istniejącego stanu rzeczy nie może być mowy.</u>
          <u xml:id="u-72.27" who="#FerdynandZarzycki">Drogi kołowe. Stan naszych dróg jest aż nadto dobrze znany, ażeby potrzeba było przypominać, że pod tym względem ustępujemy, niestety, w bardzo wysokim stopniu naszym zachodnim i południowym sąsiadom, bliższym i dalszym. Przede wszystkim na konserwację naszych dróg trzeba by rocznie około 40 milionów złotych, obecnie zaś przeznaczamy na ten cel 12 milionów złotych, a w dodatku poumieszczamy tę konserwacyjną kwotę w planie inwestycyjnym. Komisja Budżetowa stanęła tu na stanowisku, że wydatki konserwacyjne na drogi kołowe winny się znajdować w budżecie normalnym i uchwaliła odnośną rezolucję, przedstawioną już przez referenta generalnego budżetu. Rezolucja ta nie spotkała się ze sprzeciwem przedstawicieli Rządu. Zauważyć trzeba, że wydatki na drogi kołowe idą dwiema drogami, a mianowicie drogą wpływów i rozchodów Państwowego Funduszu Drogowego oraz drogą ustawy o państwowych inwestycjach. W samym budżecie dochody Państwowego Funduszu Drogowego, preliminowane na rok 1937/38 w wysokości 18,3 milionów złotych, nie wystarczają już nawet na obsługę zobowiązań tego Funduszu. Spłata tych zobowiązań preliminowana jest bowiem w wysokości 20.650.000 zł., przekracza zatem normalne wpływy tegoż Funduszu o przeszło 2 miliony złotych. W ten sposób Państwowy Fundusz Drogowy nie dostarcza już dość środków na budowę i rozbudowę dróg, a daje tylko podstawę prawną do ściągania specjalnych opłat oraz częściowo pokrywa zaciągnięte zobowiązania. W ustawie o inwestycjach państwowych na rok 1937 przewidziano 50 milionów złotych na drogi kołowe, z czego 12 milionów złotych na konserwację, 24 miliony złotych na przebudowę i ulepszenie nawierzchni, 5,5 miliona złotych na nowe drogi oraz 8,5 miliona na mosty. Jest to kwota, niestety, minimalna w stosunku do szalonych wprost naszych potrzeb drogowych, a zarazem mniejsza niż w roku 1936/37. A przecież zarówno w gęstości jak i dobroci naszej sieci drogowej jesteśmy także blisko końca wśród państw europejskich.</u>
          <u xml:id="u-72.28" who="#FerdynandZarzycki">Trzeba ta stwierdzić, pomimo niezaprzeczalnego faktu, żeśmy w ostatnich dwóch latach zrobili specjalny wysiłek drogowy, bośmy zbudowali blisko 500 km dróg państwowych, a blisko 2 tysiące km dróg samorządowych, a razem blisko 2500 km dróg bitych, z czego 745 km dróg o nawierzchni nowoczesnej, ulepszonej.</u>
          <u xml:id="u-72.29" who="#FerdynandZarzycki">Zarówno w inwestycjach wodnych jak i kołowych o należytej poprawie będzie mowa dopiero wtedy, gdy zdobędziemy się na specjalny wysiłek finansowy, o który dziś jest bardzo trudno.</u>
          <u xml:id="u-72.30" who="#FerdynandZarzycki">Wreszcie na zakończenie niech mi wolno będzie zauważyć, że skoro jesteśmy już w fazie wzrastającej koniunktury, jest konieczne, ażeby nastąpiła regeneracja mocno nadwątlonych sił przedsiębiorstwa P. K. P. Musi rozpocząć się faza zwiększenia dochodowości po to, ażeby można było przeprowadzić normalną renowację taboru, szyn i podkładów, następnie by można było nadążać z postępem technicznym, by można było zwiększyć bezpieczeństwo ruchu i by wreszcie polepszyć warunki higieniczne naszego taboru. Trzeba koniecznie zrzucić z siebie te poważne ilości weksli, puszczanych przez P. K. P. Dodaję, że weksli takich nie wypuszczają ani Poczta, ani Lasy Państwowe. Trzeba regenerować zapasy oraz dążyć do uzyskania przynajmniej jednomiesięcznego zapasu gotówki, bez czego nie ma mowy o racjonalnej gospodarce. Trzeba także znacznie zwiększyć nadzór i kontrolę, by zdusić zdarzające się jeszcze ciągle nadużycia i by powiększyć dochodowość przedsiębiorstwa, zwłaszcza, że pod tym względem nie podobna nie przyznać racji uwagom Najwyższej Izby Kontroli Państwa. Najgorsze czasy ma już kolej za sobą, a przedsiębiorstwo nie jest jednak tak wyczerpane kryzysem, kryzysowymi naciskami na taryfy, by nie mogło dźwignąć się i rozpocząć normalniejszego życia.</u>
          <u xml:id="u-72.31" who="#FerdynandZarzycki">Sejm uchwalił preliminarz budżetowy Ministerstwa Komunikacji w myśl przedłożenia rządowego z jedną niewielką zmianą, a mianowicie: przenosząc kwotę 100 tysięcy złotych z § 1 Płace, rozdziału 4, działu 4 do § 1 Płace, rozdziału 1, tego samego 4 działu, oraz skutkiem tego powiększając odpowiednio etaty funkcjonariuszów niższych w administracji robót publicznych, których nie można było przesunąć na etat Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.</u>
          <u xml:id="u-72.32" who="#FerdynandZarzycki">Komisja Budżetowa Senatu rozpatrzyła budżet Ministerstwa Komunikacji na posiedzeniach 11 i 27 lutego bieżącego roku i przyjęła go w brzmieniu, uchwalonym przez Sejm, oraz uchwaliła wspomniane już rezolucje o umieszczeniu na przyszłość wydatków na konserwację dróg kołowych w budżecie normalnym Ministerstwa Komunikacji.</u>
          <u xml:id="u-72.33" who="#FerdynandZarzycki">Imieniem Komisji Budżetowej mam zaszczyt prosić Wysoki Senat, ażeby zechciał podzielić stanowisko Komisji Budżetowej oraz przyjąć preliminowany budżet Ministerstwa Komunikacji w brzmieniu uchwalonym przez Sejm bez zmiany, a jedynie z rezolucją o wydatkach konserwacyjnych na drogi kołowe.</u>
          <u xml:id="u-72.34" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-73">
          <u xml:id="u-73.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Beczkowicz.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-74">
          <u xml:id="u-74.0" who="#ZygmuntBeczkowicz">Wysoka Izbo! Jest sprawą powszechnie wiadomą, że kraj nie może się rozwijać gospodarczo, nie może rosnąć jego potęga i obronność, jeżeli nie będzie rozbudowywać swej sieci komunikacyjnej. Tak było w przeszłości, nawet zamierzchłej, tak jest i obecnie.</u>
          <u xml:id="u-74.1" who="#ZygmuntBeczkowicz">Polska, zajmując na nowo miejsce wśród państw niepodległych, musiała odrobić zaległości w wielu dziedzinach, naturalnie i w dziedzinie komunikacyjnej. Niestety, pomimo dużego wysiłku dotychczasowego stan jeszcze jest niezadowalający. Referat p. sprawozdawcy mówi o tym wyraźnie. Nie może nam wystarczyć świadomość, że w spuściźnie po okupantach otrzymaliśmy stan komunikacyjny bardzo zły. Nie może nas zadowolić również, żeśmy wiele odbudowali, że organizacja naszego kolejnictwa stanęła na wysokości zadania i że kolejarz polski w ciągu krótkiego czasu ma już za sobą szczytny dorobek służby dla Państwa, zarówno w czasie pokoju, jak i w zwycięskich walkach z najeźdźcą. Wciąż jeszcze Polska jest w dziedzinie komunikacji na szarym końcu pośród innych państw. Wciąż jeszcze mamy sieć komunikacyjną nie tylko za małą, lecz i wadliwie rozbudowaną, częstokroć pod kątem interesów dawnych zaborców, pod kątem innego układu politycznego, innej struktury gospodarczej. Zdając sobie dokładnie sprawę z obciążeń naszej przeszłości, nie możemy i nie chcemy wyzbyć się szlachetnej ambicji szybkiego wyrównania naszych braków w drodze konsekwentnej polityki komunikacyjnej, opartej na zdrowych zasadach, polityki wybiegającej śmiało w przyszłość.</u>
          <u xml:id="u-74.2" who="#ZygmuntBeczkowicz">Podstawą polityki komunikacyjnej są: harmonijny rozwój wszystkich rodzaj komunikacji kolejowej, drogowej i wodnej oraz zdrowa, gospodarczo uzasadniona polityka taryfowa. Wszyscy zdajemy sobie dokładnie sprawę, że jedną z kardynalnych przyczyn, hamujących nasz rozwój ogólny, a w szczególności gospodarczy, jest zły stan arterii komunikacyjnych, ich niedostateczność, złe rozmieszczenie i brak wzajemnego powiązania. Nie potrzebuję dodawać, że braki komunikacyjne stanowią wielkie niebezpieczeństwo dla naszej obronności, a brak dróg kołowych największą przeszkodą dla rozwoju motoryzacji w Polsce. Znane są dane cyfrowe, dotyczące szczupłości naszej sieci kolejowej, gorszy jest niedorozwój sieci drogowej i wodnej. Lecz wszystkie te braki są największe na ziemiach północno-wschodnich i na Wołyniu. Wystarczy przypomnieć, że dróg bitych jest tam dziesięciokrotnie mniej, niż w niektórych innych częściach kraju. I pomimo, że się już nieraz mówiło o tym z tego wysokiego miejsca, dzisiaj przy rozważaniu budżetu Ministerstwa Komunikacji uważam za swój obowiązek o tym przypomnieć i z całym naciskiem zaznaczyć, że sprawa komunikacji jest dla ziem wschodnich jednym z głównych powodów ich zacofania, ich bierności gospodarczej, z której muszą jak najprędzej wyjść w imię dobra całości Rzeczypospolitej, w imię jej rozwoju państwowego.</u>
          <u xml:id="u-74.3" who="#ZygmuntBeczkowicz">Hasło aktywizacji ziem wschodnich jest szczególnie ważne obecnie, gdy kierownicy życia gospodarczego, zarówno członkowie Rządu, jak również przedstawiciele życia gospodarczego prywatnego, kładą szczególny nacisk, wobec osłabienia międzynarodowej wymiany, na rozszerzenie wewnętrznego rynku zbytu oraz na stopniowe, lecz coraz szybsze uniezależnianie się od uciążliwego importu surowców zagranicznych. Rzeczą bowiem jest bezsporną, że potencjalna chłonność rynku ziem wschodnich jest olbrzymia; zrozumiałym jest dla każdego, że całe wzmożone zapotrzebowanie tego rynku zwrócone będzie do uprzemysłowionych dzielnic kraju, które odczują natychmiast na sobie dobroczynne skutki aktywizacji ziem wschodnich. Lecz rola ziem wschodnich nie ogranicza się do zwiększonych funkcyj konsumenta, mają one wielkie możliwości produkcyjne, przede wszystkim rolnicze. Już obecnie te ziemie są głównym producentem surowców włóknistych i oleistych, wzrasta udział tych ziem w obsłudze rynku wewnętrznego i zagranicznego produktami swej produkcji, głównie rolniczej. Te możliwości produkcyjne wielokrotnie wzrosną w miarę rozszerzenia się areału użytków rolnych i łąkowych dzięki pracom melioracyjnym.</u>
          <u xml:id="u-74.4" who="#ZygmuntBeczkowicz">Wszystkie wyżej wymienione możliwości rozwojowe ziem wschodnich uzależnione są od przeprowadzenia na tych terenach podstawowych inwestycyj, z których najważniejszymi są inwestycje komunikacyjne. A więc: 1-o rozbudowa sieci dróg kolejowych, w szczególności łączących ziemie wschodnie z głównymi ośrodkami produkcji oraz portami morskimi (kolej Ostrołęka-Mlawa) jako też stworzenie sieci połączeń głównych centrów życia gospodarczego na wschodzie Polski; 2-o zagęszczenie sieci dróg bitych z uwzględnieniem dojazdowych; 3-o zagospodarowanie dróg wodnych zarówno dla celów żeglugi jak i spławu. Oto najpilniejsze tych ziem dezyderaty.</u>
          <u xml:id="u-74.5" who="#ZygmuntBeczkowicz">Jak wygląda rzeczywistość wobec powyższych dezyderatów? Gorzej, jak opłakanie. W dziedzinie kolejowej. W całym czteroletnim planie inwestycyjnym np. nie znalazło się miejsca dla tak ważnej dla ziem wschodnich kolei Ostrołęka-Mława długości 93 km za cenę ca 20 milionów złotych, która skraca połączenie Wileńszczyzny i Nowogródczyzny z portami morskimi o 100 km. W r. 1937/38 nic się na ziemiach wschodnich nie będzie budowało. Forsuje się natomiast budowę potrzebnego, przyznaję, lecz bardzo kosztownego dworca centralnego i zachodniego w Warszawie, uruchamia się trakcję elektryczną na ograniczonym odcinku bez wyraźnej perspektywy możności szybkiego rozwijania nowoczesnej, lecz drogiej, jak na nasze finansowe stosunki, trakcji motorowej. W dziedzinie budowy dróg bitych. Rok budżetowy 1937/38 zapowiada się niedobrze w całej Polsce, a jeszcze gorzej na ziemiach wschodnich. Gdy bowiem w r. 1935/36 wydatki państwowe na drogi w całym kraju wyniosły 112 milionów złotych, w r. 1936/37 — 74 miliony złotych, to w r. 1937/38 — 50 milionów złotych, w tej liczbie tylko 5,5 miliona złotych na nowe drogi o twardej nawierzchni wobec 24 milionów złotych na drogi o ulepszonej nawierzchni. W ten sposób ziemie wschodnie mogą liczyć jedynie na udział w 5,5 miliona złotych, co odpowiada ca 110 km nowych dróg; w 24 milionach złotych na ulepszone drogi nie partycypują zupełnie. Plan powyższy zaważy wyjątkowo niekorzystnie na ziemiach wschodnich, tym bardziej że w przyszłym roku budżetowym nie będą one w stanie czerpać z Funduszu Pracy, który w ciągu ostatnich dwóch lat intensywnie i planowo akcję budowy dróg zasilił. W miarę powiększenia środków Funduszu Pracy, co niewątpliwie nastąpi, będzie rzeczą konieczną uwzględnić starania ziem północno-wschodnich o przydział sum z przeznaczeniem na budowę dróg.</u>
          <u xml:id="u-74.6" who="#ZygmuntBeczkowicz">Przy rozważaniach na temat budowy dróg nasuwa się refleksja, czy nie stwarzamy przerostów droższych dróg komunikacyjnych przy niedorozwoju tańszych, bowiem w ostatnich dwóch latach zbudowaliśmy 382 km nowych dróg o twardej nawierzchni, a dróg o ulepszonej nawierzchni 607 km, czyli o 225 km więcej. Tu trochę się różnię pod względem ilości wymienionych od p. sprawozdawcy, ale jednak stosunek został zachowany ten sam. Doceniając wielkie znaczenie dróg o ulepszonej nawierzchni, szczególniej w sąsiedztwie wielkich miast o dużym nasileniu ruchu kołowego, jednak winni jesteśmy wystrzegać się popełniania dawnych błędów, gdyśmy przy ograniczonych funduszach wznosili drogie, reprezentacyjne, a przez to nieliczne gmachy publiczne (szkoły) zamiast tańszych, a za to liczniejszych.</u>
          <u xml:id="u-74.7" who="#ZygmuntBeczkowicz">Przechodzę do drugiej ważnej podstawy polityki komunikacyjnej — do taryf kolejowych.</u>
          <u xml:id="u-74.8" who="#ZygmuntBeczkowicz">Polityka taryfowa polska od razu stanęła przed trudnym zadaniem złagodzenia wad w strukturze gospodarczej Państwa, powstałego z trzech b. zaborów. Zadanie tej polityki szło dalej — stać się jednym z motorów kształtowania się nowej struktury gospodarczej, struktury własnej, ułatwiającej oszczędniejsze i pełniejsze zaspokajanie potrzeb ludności. Aparat taryf przy swej elastyczności winien jak najmniej ciążyć na życiu gospodarczym, raczej to życie wspomagać. Taryfy nasze idą zasadniczo po linii wyżej wymienionych zasad, są zróżniczkowane w odniesieniu do poszczególnych towarów, odległości i kierunków przewozu.</u>
          <u xml:id="u-74.9" who="#ZygmuntBeczkowicz">Zatrzymam się dłużej nad uzależnieniem taryfy od odległości, gdyż ten czynnik ma wagę dla całej Polski, gdzie rozmieszczenie ośrodków przemysłu różnią się bardzo często z potrzebami organizmu gospodarczego. Szczególniejsze ma to znaczenie dla ziem wschodnich jako odległych od przemysłowych ośrodków Polski. Odpowiednio przystosowana taryfa ma dla tych ziem znaczenie gospodarcze podwójne; udostępnia dotarcie do tych ziem towarów z okręgów przemysłowych ziem wschodnich i centralnych oraz ułatwia zbyt po opłacalnych cenach wyprodukowanych produktów. Jest to najprostsza droga de osiągnięcia ważkiego celu, który sobie polska polityka gospodarcza stawia — rozszerzenia wewnętrznego rynku zbytu, szczególnie tego rynku, który na dobrą sprawę dopiero trzeba stworzyć, tj. rynku na ziemiach wschodnich.</u>
          <u xml:id="u-74.10" who="#ZygmuntBeczkowicz">Niestety, poprzednie taryfy nie uwzględniały w dostatecznym stopniu tego ważnego momentu. Dopiero taryfa ostatnia z dnia 15 marca r. ub. była krokiem naprzód, za którym przyjść powinny następne. Ku wielkiemu żalowi w ostatnich miesiącach zaznaczyła się tendencja odwrotna: podniesiona została taryfa na materiały iglaste o 17%, a taryfa t. zw. W. R. I. dla przewozów wewnątrz ziem wschodnich została ostatnio skomentowana wybitnie ograniczająco. Co się tyczy zróżniczkowania taryfy pod względem jakości towarów, to na dalszych przestrzeniach zniżka bardzo wyraźna dotyczyła artykułów skartelizowanych, np. węgla, bez porównania zaś mniej nieskartelizowanych, jak drzewa, artykułów rolniczych, które akurat mają największe znaczenie dla ziem wschodnich, jako stanowiące gros artykułów wywozu tych ziem. Sprawa ta wymaga zbadania i szerszego uwzględnienia interesów gospodarczych ziem wschodnich. Rząd, potwierdzając podczas debaty inwestycyjnej ustami p. Wiceministra Kwiatkowskiego wielką wagę ziem wschodnich dla całokształtu rozwoju Państwa jako całości, nie mógł przy podziale funduszów inwestycyjnych na r. 1937/33 zaopatrzyć ziem wschodnich w odpowiednią ilość kapitału publicznego dla ich zainwestowania, lecz zobowiązał się na drodze ulg i przywilejów gospodarczych współdziałać nad rozwojem tych ziem. Na tej zasadzie zwracam się do Pana Ministra, by w swoim resorcie, przede wszystkim w dziedzinie taryf kolejowych, zechciał nie tylko nie zmniejszać ulg, posiadanych przez ziemie wschodnie, lecz je wydatnie zwiększać.</u>
          <u xml:id="u-74.11" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-75">
          <u xml:id="u-75.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Kleszczyński.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-76">
          <u xml:id="u-76.0" who="#EdwardKleszczyński">Wysoka Izbo! Kadencja ostatniej Rady Komunikacyjnej, która wygasła parę miesięcy temu, będzie na nowo reaktywowana i Rada w pewnym zmienionym składzie będzie działać. Otóż o ile chodzi o Radę Komunikacyjną, której członkiem byłem, zauważyłem tam pewne błędy, które chciałbym tutaj przedstawić. Mianowicie w Radzie Komunikacyjnej przede wszystkim chodzi o kierownictwo poszczególnych działów, które tam później są tworzone. Chodzi o to, by postawić na czele działów ludzi, którzy o ile chodzi o kierunek działalności byliby sprężyną tej działalności, a nie hamowali jej rozwoju. Gdy się mówi o taryfie kolejowej, nie można polegać na samej biurokracji kolejowej. Jednym z głównych zadań Rady Komunikacyjnej jest wpływ na taryfy komunikacyjne i dlatego trzeba powitać powołanie na nowo Rady Komunikacyjnej z wielkim uznaniem dla p. Ministra Komunikacji, w czasie bowiem, kiedy są projektowane zmiany taryf kolejowych, ta rada będzie miała, a w każdym razie powinna mieć w tym względzie wielkie zdanie. O ile chodzi szczególnie o rolnictwo, to dotychczasowy stan taryf niezupełnie dał te rezultaty, jakich się spodziewano; kiedy się jednak bierze cały okres działalności obrotu rolniczego, który wynosi rok albo i więcej, to nie można brać tych paru miesięcy, w których te taryfy działają, za miarodajne. Musi być brany pod uwagę okres dłuższy. Dlatego przy ewentualnym zwiększeniu taryf kolejowych, jeśli chodzi o płody rolnicze, które są masowym przewozem, musi się brać pod uwagę dłuższy okres doświadczenia i działalności tych taryf. I w tym względzie Rada Komunikacyjna będzie miała do wypowiedzenia swoje zdanie. I tu zwracam się jednak do Ministerstwa Komunikacji: o ile zwyżki taryf kolejowych w jakimś dziale płodów rolniczych będą uwzględniane, to muszą być one traktowane bardzo ostrożnie, gdyż czasowa zwyżka zbóż obecna — czasowa dlatego, gdyż nie wiem, jak przyjdzie jesienny zbiór, czy te ceny się utrzymają, a raczej można to z góry powiedzieć, że się nie utrzymają — nie daje zupełnie miary tego, jak można taryfy kolejowe podwyższać w obecnym stanie.</u>
          <u xml:id="u-76.1" who="#EdwardKleszczyński">O ile chodzi o sprawę budowy linij kolejowych, to zdaje mi się, że robi 6ię w Polsce zasadniczy błąd. Chciano z funduszów państwowych budować wszystkie linie i eksploatować je przez Państwo. Nigdzie, jeśli chodzi o rozwój kolejnictwa, państwa same, a szczególnie takie jak nasze, ubogie w kapitały, nie budowały same linij kolejowych. Pierwszą rzeczą była linia kolejowa Górny Śląsk — Gdynia, ale mamy jeszcze dużo takich linij, które można by wybudować i które na pewno opłacałyby się i przyciągnęły kapitały zagraniczne. Dlatego, moim zdaniem, Ministerstwo Komunikacji powinno pod tym względem rozejrzeć się w krajach, które są typowe pod względem kapitału kolejowego, jak Belgia i Holandia, które mogłyby nam dać pomoc, jeśliby się im wykazało korzyści, jakie mogłyby z tych linij osiągnąć. Dlatego też, o ile chodzi o linie kolejowe, które są w projekcie i których budowę odsuwa się na całe okresy czasu bardzo długie, to gdyby się jednak tego kapitału poszukało, to można by wybudować chociażby linię Kielce — Mędrzechów lub linię elektryczną Kraków — Zakopane, do której się przygotowuje projekty, czy też zaczętą budowę linii na małych odcinkach jak Bukowna — Szczakowa, gdzie nasypy zostały wybudowane, a tylko chodzi o nawierzchnię, którą całą trzeba by dopiero ułożyć. Otóż te pewne zaniedbania możnaby usunąć.</u>
          <u xml:id="u-76.2" who="#EdwardKleszczyński">Szczególną uwagę zwracam na budowę odcinka 11 kilometrowego na linii Szczakowa — Bukowna, który został z Funduszu Pracy wybudowany i teraz leży zupełnie bezproduktywnie, gdy niewielkim wysiłkiem można by go wykończyć. A byłoby to wielkim plusem dla Górnego Śląska, gdyż o ile Panowie słyszeli, na Górnym Śląsku mieliśmy ostatnio duże wstrząsy tektoniczne, które prawdopodobnie spowodowane zostały złą eksploatacją, to znaczy niewypełnieniem podbitką miejsca wyjętego węgla z kopalń, gdyż nie ma czym zasypywać miejsca po węglu. Otóż, o ile chodzi o tę linię, ona dostarczyłaby w ogromnej ilości piasku, który można by użyć do tego celu z powiatu olkuskiego. Dlatego ta linia jest bardzo ważna dla całego kopalnictwa węglowego. Na pewno dałaby zysk przy przewożeniu tego materiału, a równocześnie byłaby rozwiązaniem węzła, który obecnie z różnych względów bardzo utrudnia komunikację Jeżeli chodzi o sprawy drogowe, to ustawa, o której będziemy jeszcze zresztą w Senacie mówić, a która oddaje drogi państwowe w dużej części, bo prawie w połowie, samorządom nie wskazując im właściwie albo wskazując w bardzo małym stopniu środki — nie poprawi tych dróg. Taka ustawa nie da żadnych rezultatów...</u>
        </div>
        <div xml:id="div-77">
          <u xml:id="u-77.0" who="#AleksanderPrystor">Panie Senatorze, o tej ustawie będzie Pan może mówił w odpowiednim czasie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-78">
          <u xml:id="u-78.0" who="#EdwardKleszczyński">Tak jest, ale dla ogólnego obrazu naszych dróg jest konieczne wspomnieć o tym. Otóż o ile chodzi o budowę dróg, to jednak nie ma dotychczas opracowanego należycie planu. Ten plan przede wszystkim powinien być zrobiony na podstawie ośrodków produkcji kamienia. Otóż ta rzecz nie jest zorganizowana, gdyż każdy powiat na swoją rękę robi kombinacje różne ze swojego kamienia, który bardzo często jest nieodpowiedni do budowy dróg. Ministerstwo Komunikacji powinno taryf owo tę rzecz uwzględnić, a jeżeli chodzi o niektóre powiaty, w których w fatalnym stanie drogi się znajdują, jak powiaty nadwiślańskie, to powinna tu być uwzględniona komunikacja Wisłą. Jeżeli chodzi o powiaty, które mają największe złoża kamienia porfirowego, to mogłyby one aż Warszawę Wisłą zaopatrywać w kostkę. To jest problem, którym Ministerstwo powinno się zająć.</u>
          <u xml:id="u-78.1" who="#EdwardKleszczyński">Ważną jest sprawa wykonawców, tj. sprawa inżynierów drogowych. Inżynierowie drogowi nie idą z postępem w budowie dróg, jak to mamy na zachodzie, i wielkim zadaniem Ministerstwa Komunikacji jest przeszkolenie inżynierów drogowych powiatowych, na których zwala się w dużej części obecnie budowę dróg, a którzy nie mają dostatecznego przygotowania technicznego.</u>
          <u xml:id="u-78.2" who="#EdwardKleszczyński">Plan budowy dróg w Państwie powinien być sprecyzowany przez Ministerstwo Komunikacji, gdyż wyrywanie tych działów przez powiaty czy województwa nie wystarcza zupełnie. Jest to, moim zdaniem, jedna z głównych bolączek nieodpowiedniej rozbudowy dróg i w ogóle naszej komunikacji drogowej. Jest to błąd, który bezwzględnie Ministerstwo Komunikacji powinno wziąć pod uwagę.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-79">
          <u xml:id="u-79.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Dworak owsiki.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-80">
          <u xml:id="u-80.0" who="#TadeuszMichałDworakowski">Wysoka Izbo! Niewątpliwie Polska po odzyskaniu niepodległości może się poszczycić dorobkiem nie w jednej dziedzinie. Najsmutniej jednak chyba przedstawia się dorobek w dziedzinie sieci komunikacyjnej, nie bacząc na to, że zdawało by się jest to zagadnienie hierarchicznie bodaj że najważniejsze, bo chodzi tu o wytworzenie organicznej sieci nadawczo-odbiorczej, która pozwala traktować teren danego państwa jako całość gospodarczą, gdzie poszczególne regiony mogą się wzajemnie uzupełniać. Polska, niestety, jest antytezą tego pojęcia. Odziedziczyliśmy po zaborcach sieci komunikacyjne o tendencjach wybitnie odśrodkowych i nie zrobiliśmy nic prawie dla wytworzenia jakiejś organicznej całości. Szczególniej to uwydatnia się na kresach. Gdyby ktoś zadał sobie trud sporządzić mapę Polski, gdzie odległości nie opiewałyby w kilometrach, lecz w pewnych jednostkach czasu jazdy samochodem, to otrzymalibyśmy Polskę o konturach na zachodzie identycznych prawie z normalnym odtworzeniem geograficznym, na wschodzie zaś o fantastycznych kształtach i egzotycznych odległościach, gdzie, powiedzmy, Korzec czy Rokitno znajdowałyby się gdzieś pod Uralem. Ale życiowo, a więc faktycznie, Panie Ministrze, taka mapa jest jedynie prawdziwą i realną mapą i nie wiem czy my na kresach możemy się spodziewać, że w najbliższej przyszłości chociaż o kilka kilometrów będziemy zbliżeni do centrum Państwa.</u>
          <u xml:id="u-80.1" who="#TadeuszMichałDworakowski">Dla całej Polski przeciętna gęstość dróg na 100 kilometrów kwadratowych i 10 tysięcy mieszkańców wynosi 16,2, dla Wołynia na przykład ta przeciętna wynosi 4,8, co jest wydatnie niższym, niż przeciętna dla Albanii, a prawie ośmiokrotnie niżej niż dla Pomorza. Poza tym ta szczupła ilość dróg bitych na Wołyniu budowana była przez dawny rząd rosyjski ze względów jedynie strategicznych i właściwego znaczenia ekonomicznego część z nich nie posiada zupełnie. Np. można to powiedzieć szczególnie o szosie kobryńskiej na jej odcinku wołyńskim, o szosie Równe — Ber es teczko, która dla życia ekonomicznego nie ma zupełnie żadnego znaczenia, bo to była tylko szosa wojskowa rosyjska. I gdyby te drogi, nie posiadające faktycznego znaczenia dla życia ekonomicznego, wyeliminować, to ten procent właściwej sieci komunikacyjnej spadnie prawie że do 3%, a wtedy wyjdziemy właściwie poza ramy Europy i tego procentu trzeba będzie szukać niewątpliwie w innych, częściach świata. Nota bene sieć komunikacyj wołyńskich nie jest zupełnie połączona z siecią dróg b. Kongresówki. Klasycznym przykładem tego jest brak połączenia szosowego Chełm — Kowel, co nawet pod względem strategicznym ma wybitne znaczenie, bośmy wszyscy, tamtejsi mieszkańcy, widzieli na własne oczy przewalające się w czasie wielkiej wojny wszelkie możliwe armie i widzieliśmy lasy, które ginęły pod Siekierami, gdy w sposób najprymitywniejszy na tych bagnach układano nawierzchnię dla przejazdu artylerii czy taborów.</u>
          <u xml:id="u-80.2" who="#TadeuszMichałDworakowski">Jeśli chodzi o połączenie kolejowe, to jeszcze może więcej krzyczącym przykładem jest nieszczęsny wyrostek robaczkowy Włodzimierz Wojnica, który w ciągu 12 lat, od kiedy się wciąż mówi o tym w Ministerstwie Komunikacji, nie może być w żaden sposób połączony z Łuckiem, a jest to przecież kwestia tylko 45 km i te 45 km uczyniłyby z deficytowego martwego odcinka kolejowego niewątpliwie rentowną i pierwszorzędną linię komunikacyjną. Nie mówię już o dalej idącym projekcie, o przedłużeniu tej linii do Katowic, co niewątpliwie miałoby nadzwyczajne znaczenie gospodarcze zarówno dla Śląska jak i dla Wołynia, ale my jesteśmy całkowicie skromni w tych nadziejach po całym szeregu zawodów w tym kierunku. Kwestia nawierzchni niektórych linij kolejowych na Wołyniu i w związku z tym niemożności puszczenia pociągów pośpiesznych jest nawet już kwestią prestiżową dla naszego Państwa ze względu na komunikację z Sowietami.</u>
          <u xml:id="u-80.3" who="#TadeuszMichałDworakowski">Dziś prowadzi się wielką propagandę turystyczną i reklamuje się jeziora Lubomelskie, złoża bazaltowe w Janowej Dolinie, pola azaliowe w Bereznem, kiedy, naprawdę, dla mieszkańca stolicy łatwiej i wygodniej zrobić wycieczkę do jezior fińskich czy pól różanych w Kazanłyku. Mówią nam, że na to nie ma pieniędzy. Ale przecież to są inwestycje kalkulujące się na olbrzymi naprawdę lichwiarski procent, bo z jednej strony podwyższa się siłę podatkową ludności, a z drugiej strony powiększa się chłonność rynku przemysłowego. W hierarchii więc potrzeb inwestycyjnych Państwa należy się im pierwsze miejsce. Całkowicie potwierdzam tezę, którą tu rzucił mój przedmówca p. s. Beczkowicz, że naprawdę w hierarchii potrzeb komunikacyjnych w Polsce chyba niewątpliwie należy się bliższe miejsce dla tych arcyważnych potrzeb komunikacyjnych, powiedzmy Wołynia — mówię o kresach, ale specjalnie o Wołyniu dlatego, że jestem Wołyniakiem i dobrze znam tę sprawę — niż, powiedzmy, kwestji dworca centralnego czy elektryfikacji. W hierarchii tych potrzeb to jest zawsze pewnego rodzaju luksusem w porównaniu z najprymitywniejszymi potrzebami ziem wschodnich.</u>
          <u xml:id="u-80.4" who="#TadeuszMichałDworakowski">Poza tym pozostaje jeszcze, proszę Wysokiej Izby, jeden czynnik niezmiernie ważny tj. czynnik polityczny, bo przecież to wszystko się wiąże w jedną całość. Wszyscy wiemy dobrze, że ekspansja zarówno ekonomiczna jak i kulturalna idzie zawsze wzdłuż linij komunikacyjnych, czy naturalnych, czy sztucznych. Jeżeli mamy wolę być silnym państwem, to te linie komunikacyjne znaleźć się muszą i bez tych linij komunikacyjnych nie ma mowy o organicznym zrośnięciu się kresów z Rzecząpospolitą.</u>
          <u xml:id="u-80.5" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-81">
          <u xml:id="u-81.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Rudowski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-82">
          <u xml:id="u-82.0" who="#JanRudowski">Wysoki Senat rok temu dosyć wielkie zainteresowanie okazał dla sprawy lotnictwa cywilnego i w tej materii uchwalił jednomyślnie rezolucję. Uprawnia mnie to w wielkim stopniu do zajęcia kilku minut obserwacjami z odcinka lotnictwa cywilnego ostatniego roku. Ograniczę się do trzech momentów:</u>
          <u xml:id="u-82.1" who="#JanRudowski">1) do przemysłu lotniczego,</u>
          <u xml:id="u-82.2" who="#JanRudowski">2) do organizacji władz lotnictwa cywilnego i,</u>
          <u xml:id="u-82.3" who="#JanRudowski">3) do stosunku społeczeństwa do zjawisk życia lotniczego.</u>
          <u xml:id="u-82.4" who="#JanRudowski">Jeśli chodzi o odcinek przemysłu lotniczego, to właśnie odnośnie tej materii Senat uchwalił rezolucję, która brzmi następująco: „Senat wzywa Rząd do oparcia cywilnego lotnictwa na surowcach i konstrukcjach krajowych”. Jaki to znalazło wyraz w realizacji? Świeża wiadomość z prasy podaje, że linie „Lot” zakupują nową serię duralowych płatowców komunikacyjnych za granicą. Równocześnie stwierdzić trzeba fakt, że na naszych liniach komunikacyjnych nie kursuje ani jeden samolot polskiej konstrukcji. Jakże to pogodzić z niezapomnianymi jeszcze wielkimi triumfami polskich konstrukcyj lotniczych? Wprawdzie fabryki państwowe wydatkowały miliony złotych na ten cel i wydatkują obecnie w dalszym ciągu, jednak wyniku pozytywnego do dzisiejszego dnia nie osiągnęły. Równocześnie stwierdzam, że prywatny przemysł lotniczy, pracujący nad rozwiązaniem problemu polskiej maszyny komunikacyjnej, mówię o Doświadczalnych Warsztatach Lotniczych, mimo że nie otrzymał żadnych na ten cel pomocy państwowych ani obstalunków, osiągnął w tej materii rezultaty, które Państwowy Instytut Badań Lotniczych nazwał (cytuję dosłownie) „zdecydowanie dodatnimi”. Nieodparcie nasuwa się tutaj myśl, że czynniki za ten stan odpowiedzialne nie umieją wyzyskać należycie własnych, krajowych możliwości stojących do ich dyspozycji.</u>
          <u xml:id="u-82.5" who="#JanRudowski">Nie mniej ważną sprawą, a groźniejszą może jeszcze w konsekwencji jest fakt, że przemysł nasz w dalszym ciągu w coraz większym stopniu uzależnia się od surowców zagranicznych, w kraju nie posiadanych. W sprawie tej zasięgałem informacyj u fachowców, brzmią one następująco: Jak ważnym zagadnieniem jest kwestia surowców, możemy wnioskować chociażby z tego, że, jak pisma francuskie techniczne podają, rozważana była we Francji sprawa zastąpienia w konstrukcji płatowcowej stopów lekkich przez inne materiały, jak na przykład drzewo i stal, gdyż istnieje obawa, że surowców potrzebnych do stopów lekkich w razie znacznego zwiększenia produkcji może zabraknąć. Należy tu stwierdzić, że przemysł lotniczy polski opiera się właśnie w znacznym stopniu na surowcach (stopach lekkich) sprowadzanych z zagranicy. Z powyższego widzimy, jak bardzo ważną jest polityka surowcowa, jak również kwestia wyboru konstrukcji, ażeby w razie niemożności sprowadzenia surowców z zagranicy produkcja pewnych typów płatowców, budowanych obecnie z duralu, nie uległa zupełnemu zatrzymaniu. I druga opinia w tej sprawie: Polska prowadząca politykę prototypów, wykonywanych z duralu, musi liczyć się z tym, że w razie znacznego zwiększenia produkcji i odcięcia od zagranicy natrafi na trudności nie do pokonania, gdy nie będzie mogła tych surowców otrzymać. Trudności te mogłyby się nieco zmniejszyć gdyby zastosowano specjalną politykę premiową, która by premiowała import sprzętów z aluminium (garnki, meble, drobne części konstrukcyjne itp.), które w razie potrzeby mogłyby być przetopione. Jest to znana metoda, którą państwo niemieckie stosowało jeszcze przed wojną. Wolno mi w tym miejscu wyciągnąć wniosek, że Wysoki Senat nie uchylił się, a przeciwnie dat wyraz daleko idącemu zrozumieniu sprawy lotnictwa cywilnego uchwalając jednomyślnie rezolucję. Należało by życzyć sobie, ażeby Wysoki Rząd zechciał wziąć ją pod uwagę.</u>
          <u xml:id="u-82.6" who="#JanRudowski">Przechodzę do drugiej kwestji, do kwestji władz lotnictwa cywilnego. Niewątpliwie ten nienormalny stan przemysłu lotniczego przypisać należy w dużym stopniu nieodpowiedniej organizacji naszych władz lotniczych. Momentu tego dotknął również referent, wysuwając dezyderat utworzenia osobnego ministerstwa lotnictwa. Nie wyraził tego w swoim ustnym przemówieniu, ale w egzemplarzu drukowanym jest to wyraźnie zupełnie podkreślone. I słusznie zupełnie, bowiem w dzisiejszych czasach konstrukcja Ministerstwa Komunikacji wygląda paradoksalnie. Można ją porównać do wozu, który posiada wprawdzie piąte koło, ale nie ma czwartego. Pozornie jest wszystko logiczne i w porządku: koleje to jedno koło, trasa drogowa, to drugie, trasa wodna trzecie, trasa powietrzna to czwarte. Cóż kiedy to czwarte ma swoje ścieżki, uniezależnione od woli woźnicy, a że równocześnie kosztuje Ministra 10 milionów złotych, więc jest niewątpliwie tym piątym kołem wstrzymującym pęd całego wozu. Pomijając to, że moje porównanie jest więcej lub mniej trafnem, to jednak pozostanie faktem ponad wszelką wątpliwość pewnym, że Minister Komunikacji pomimo wysiłku ze swej strony nie jest w stanie doprowadzić do uzgodnienia poglądów w sprawach przemysłu lotniczego. Tej sytuacji nie mogę określić jako pomyślną dla rozwoju naszego lotnictwa cywilnego. Uposażenie Ministra Komunikacji jako obecnego szefa lotnictwa cywilnego w odpowiednią możność decydowania i rozstrzygania spraw lotniczych, jest tym koniecznym minimum, jakiego lotnictwo potrzebuje. Całkowitym załatwieniem sprawy byłoby powołanie ministerstwa lotnictwa jak tego domaga się referent.</u>
          <u xml:id="u-82.7" who="#JanRudowski">Przechodzę do momentu trzeciego. Najbardziej pomyślnym objawem na odcinku lotniczym ostatniego roku jest coraz szerzej i głębiej budzące się zainteresowanie społeczeństwa. Koncentruje się ono w potężniejącej stale Lidze Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej. Wola uczynienia lotnictwa naszego potężnym i ofiarność dla niego są niebywałe, jak na nasze skromne możliwości. W r. 1934 fundowało społeczeństwo za pośrednictwem L. O. P. P. pojedyńcze sztuki samolotów, w 1935 r. dziesiątki, w ostatnim roku wchodzą w rachubę setki. Bywają wypadki, że fundusze długich lat życia, supłane i ciułane ze złotówek, przekazywane są prezesowi L. O. P. P. na ufundowanie kompletnego samolotu. L. O. P. P. odpowiada zaufaniu społeczeństwa, zjawiająca się w rozmaitych ośrodkach i punktach inicjatywa nie marnuje się. L. O. P. P. ją realizuje, tworząc coraz nowe kola szkoleniowe i treningowe dla pilotów samolotowych, szybowcowych i balonowych. Powołanie do życia nowego u nas sportu spadochronowego jest wyłączną L. O. P. P. zasługą. Te organizacje lotnicze powołane przez L. O. P. P. do życia mają być w najbliższym czasie podporządkowane tworzącemu się obecnie Polskiemu Związkowi Sportu Lotniczego. Aczkolwiek słusznym jest postulat, by wszelkie poczynania lotnicze, jako tak ważne dla Państwa, były od jednej myśli i jednego planu uzależnione, to jednak słyszy się poważne zastrzeżenia, że to podporządkowanie L. O. P. P., jego inicjatywy i rozmachu, nie może nastąpić wcześniej, zanim Minister Komunikacji nie wzmoże swoich prerogatyw, względnie zanim nie zostanie powołane do życia ministerstwo lotnictwa.</u>
          <u xml:id="u-82.8" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-83">
          <u xml:id="u-83.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Maciejewski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-84">
          <u xml:id="u-84.0" who="#LudwikMaciejewski">Wysoki Senacie! Na podstawie uchwały Rady Ministrów z dnia 28 maja 1934 r. Ministerstwo Komunikacji uruchomiło w czerwcu 1934 r. dział komunikacji samochodowej na rachunek i ryzyko przedsiębiorstwa Polskie Koleje Państwowe. Oddziały komunikacji samochodowej utworzone zostały w Warszawie, w Krakowie, w Białymstoku i w Kołomyi.</u>
          <u xml:id="u-84.1" who="#LudwikMaciejewski">W Wiadomościach Statystycznych zostały ogłoszone wyniki eksploatacji działu komunikacji samochodowej Polskich Kolei Państwowych. Wyniki te są niekorzystne, a mianowicie w r. 1934 wpływy eksploatacyjne wynosiły 2.068.000 zł, wydatki eksploatacyjne 1.816.000 zł. Dochód wynosił 252.000 zł. Jednak poza wydatkami eksploatacyjnymi wydatkowano na cele inwestycyjne, jak zakup taboru itp. 331.000 zł. W r. 1935 preliminowano dochody w wysokości 8.070.000 zł, wpływy eksploatacyjne wynosiły zaledwie 46% preliminowanej sumy, to jest 3.638.000 zł, wydatki eksploatacyjne wynosiły również 3.638.000 zł. Do sum tych nie wliczono wydatków nadzwyczajnych — inwestycyjnych, wobec czego niedobór przedstawia się w kwocie 848.580 zł. Stwierdza to sprawozdanie Najwyższej Izby Kontroli. Według wyniku finansowego za 10 miesięcy r. 1936, opublikowanego w Wiadomościach Statystycznych z dnia 5 lutego 1937 r., wpływy eksploatacyjne wynosiły 3.445.000 zł, wydatki eksploatacyjne 3.525.000 zł, wobec czego w tym okresie czasu niedobór wynosił 80.000 zł. Poza tym wydatki nadzwyczajne — inwestycyjne wynosiły 339.000 zł. Zaznaczam, że dochody preliminowane na r. 1936 przewidziane były w sumie 6.710.000 zł, a w 10 miesiącach dały tylko 3.445.000 zł, to jest zaledwie 52% sumy preliminowanej.</u>
          <u xml:id="u-84.2" who="#LudwikMaciejewski">Jak z cytowanych cyfr się okazuje, wyniki finansowe działu samochodowego Polskich Kolei Państwowych przedstawiały się w r. 1934 i 1935 niekorzystnie, mimo że w tym okresie czasu przedsiębiorstwo to było zaopatrzone w nowy tabor. W r. 1936, w którym po upływie 10 miesięcy przedsiębiorstwo wykazało znowu deficyt, koszty naprawy taboru były prawdopodobnie większe i odtąd będą one siłą rzeczy stale wzrastały. Koszty zakupu samochodów sprowadzanych z Szwajcarii były bardzo wysokie, wynosiły bowiem za 1 samochód 108.000 zł. Życie samochodu oblicza się normalnie na lat 5. Nie jest mi wiadomem, czy i jak wysokie kwoty przedsiębiorstwo komunikacji samochodowej Polskich Kolei Państwowych odpisywało na amortyzację taboru i urządzeń, a przecież tabor ten winien być w 5 latach zamortyzowany. Według sprawozdania Najwyższej Izby Kontroli do niedoboru przyczyniły się między innymi wysokie koszty administracyjne. W r. 1935 preliminowano zatrudnienie 502 osób, a zatrudniono faktycznie 598 osób. Poza tym przyczyniły się do niedoboru wysokie koszty utrzymania i naprawy taboru, które w roku 1935 wynosiły średnio 22,6 gr na 1 samochodowy kilometr i były dwukrotnie większe od takichże kosztów z r. 1934. Gospodarka w warsztatach samochodowych wykazała duże braki i niedociągnięcia.</u>
          <u xml:id="u-84.3" who="#LudwikMaciejewski">Należało by się więc zastanowić nad całokształtem gospodarki działu komunikacji samochodowej Polskich Kolei Państwowych, a to tym więcej, że na przeszkodzie osiągnięcia lepszych wyników eksploatacyjnych nie stoi konkurencja przedsiębiorstw prywatnych, poza tym dział komunikacji samochodowej P. K. P korzysta z ulg i przywilejów, z których nie korzystają tego rodzaju prywatne przedsiębiorstwa. O ileby po dokładnym zbadaniu obecnego stanu rzeczy okazało się, że nie ma widoków na osiągnięcie korzystniejszych wyników eksploatacyjnych, należało by ewentualnie wziąć pod uwagę oddanie tego działu w ręce prywatne. W rękach prywatnych gospodarka może się okazać więcej rentowną, albowiem przedsiębiorstwa prywatne pracują zwykle tańszym kosztem administracyjnym i stosują inne systemy organizacyjne, a w dodatku wpłacają do Skarbu Państwa podatki, jak dochodowy, drogowy i obrotowy.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-85">
          <u xml:id="u-85.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Ryszka.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-86">
          <u xml:id="u-86.0" who="#JózefMarekRyszka">Wysoka Izbo! Na Komisji Budżetowej w zeszłym roku, tak w Sejmie jak i w Senacie przedstawiciele ziemi białostockiej zwracali uwagę na niebezpieczeństwo, jakie zagraża życiu i zdrowiu pasażerów podróżujących ze stacji w Białymstoku. Jest to stacja węzłowa, gdzie ruch osobowy jest bardzo duży, ale nie daje dostatecznego bezpieczeństwa podróżującym. Apel do Rządu przedstawicieli ludności w tej Wysokiej Izbie pozostaje tylko pobożnym życzeniem. Skutki niewzięcia pod uwagę przez władze tego słusznego żądania nie dały długo na siebie czekać.</u>
          <u xml:id="u-86.1" who="#JózefMarekRyszka">Parę dni temu pociąg pośpieszny z Warszawy wjechał na grupę ludzi, a rezultat: jeden zabity i kilku rannych. Można by było tego uniknąć, gdyby przeprowadzono tunel pod torami, jak ludność słusznie tego się domagała. Miałem nieraz możność widzieć, jak na stacji węzłowej podróżni byli zmuszeni manewrować pomiędzy torami, aby dostać się do pociągu.</u>
          <u xml:id="u-86.2" who="#komentarz">(Głos: We Lwowie jest to samo.)</u>
          <u xml:id="u-86.3" who="#JózefMarekRyszka">Obywatel ma prawo żądać, ażeby zabezpieczono jego życie, gdzie to niebezpieczeństwo jest widoczne.</u>
          <u xml:id="u-86.4" who="#JózefMarekRyszka">Zwracam się z prośbą do Wysokiego Rządu, ażeby sprawy tunelu na stacji w Białymstoku nie odkładał na później, ale jak tylko będzie można rozpoczął i wykonał jako rzecz niecierpiącą zwłoki.</u>
          <u xml:id="u-86.5" who="#JózefMarekRyszka">Pozwolę sobie zwrócić uwagę na jeszcze jedną sprawę. Ludność kresowa nie mogąc doczekać się budowy dróg, sama ma chęć do pracy, daje kamień, lecz będąc biedna nie jest sama w stanie tego wykonać, gdyż kamień potrzebny do budowy dróg o twardej nawierzchni wymaga obróbki. Niewielka pomoc ze strony Państwa może dać poważne rezultaty. Przez połączenie czynnika społecznego z pomocą Państwa przyśpieszylibyśmy budowę dróg i te drogi „krzyżowe” stałyby się naprawdę drogami, przyczyniłyby się do podniesienia kultury wsi kresowej i stałyby się dostępnymi środkami lokomocji dla każdego obywatela Państwa.</u>
          <u xml:id="u-86.6" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-87">
          <u xml:id="u-87.0" who="#AleksanderPrystor">Dyskusja nad częścią 11 — Ministerstwo Komunikacji — została wyczerpana.</u>
          <u xml:id="u-87.1" who="#AleksanderPrystor">Wpłynęła interpelacja s. Hasbacha. Proszę Pana Sekretarza o odczytanie jej.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-88">
          <u xml:id="u-88.0" who="#FranciszekPlocek">Interpelacja s. Erwina Hasbacha do p. Ministra Spraw Wewnętrznych w sprawie zamknięcia biur, utrzymywanych przez s. Hasbacha w Poznaniu i w Bydgoszczy.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-89">
          <u xml:id="u-89.0" who="#AleksanderPrystor">Interpelację tę prześlę p. Prezesowi Rady Ministrów.</u>
          <u xml:id="u-89.1" who="#AleksanderPrystor">Następne posiedzenie wyznaczam na piątek o godzinie 10 z porządkiem dziennym, który został Panom rozdany.</u>
          <u xml:id="u-89.2" who="#AleksanderPrystor">Zamykam posiedzenie.</u>
          <u xml:id="u-89.3" who="#komentarz">(Koniec posiedzenia o godz. 20 min. 40)</u>
        </div>
      </body>
    </text>
  </TEI>
</teiCorpus>