text_structure.xml 340 KB
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172 173 174 175 176 177 178 179 180 181 182 183 184 185 186 187 188 189 190 191 192 193 194 195 196 197 198 199 200 201 202 203 204 205 206 207 208 209 210 211 212 213 214 215 216 217 218 219 220 221 222 223 224 225 226 227 228 229 230 231 232 233 234 235 236 237 238 239 240 241 242 243 244 245 246 247 248 249 250 251 252 253 254 255 256 257 258 259 260 261 262 263 264 265 266 267 268 269 270 271 272 273 274 275 276 277 278 279 280 281 282 283 284 285 286 287 288 289 290 291 292 293 294 295 296 297 298 299 300 301 302 303 304 305 306 307 308 309 310 311 312 313 314 315 316 317 318 319 320 321 322 323 324 325 326 327 328 329 330 331 332 333 334 335 336 337 338 339 340 341 342 343 344 345 346 347 348 349 350 351 352 353 354 355 356 357 358 359 360 361 362 363 364 365 366 367 368 369 370 371 372 373 374 375 376 377 378 379 380 381 382 383 384 385 386 387 388 389 390 391 392 393 394 395 396 397 398 399 400 401 402 403 404 405 406 407 408 409 410 411 412 413 414 415 416 417 418 419 420 421 422 423 424 425 426 427 428 429 430 431 432 433 434 435 436 437 438 439 440 441 442 443 444 445 446 447 448 449 450 451 452 453 454 455 456 457 458 459 460 461 462 463 464 465 466 467 468 469 470 471 472 473 474 475 476 477 478 479 480 481 482 483 484 485 486 487 488 489 490 491 492 493 494 495 496 497 498 499 500 501 502 503 504 505 506 507 508 509 510 511 512 513 514 515 516 517 518 519 520 521 522 523 524 525 526 527 528 529 530 531 532 533 534 535 536 537 538 539 540 541 542 543 544 545 546 547 548 549 550 551 552 553 554 555 556 557 558 559 560 561 562 563 564 565 566 567 568 569 570 571 572 573 574 575 576 577 578 579 580 581 582 583 584 585 586 587 588 589 590 591 592 593 594 595 596 597 598 599 600 601 602
<?xml version='1.0' encoding='utf-8'?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
  <xi:include href="PPC_header.xml" />
  <TEI>
    <xi:include href="header.xml" />
    <text>
      <body>
        <div xml:id="div-1">
          <u xml:id="u-1.0" who="#komentarz">(Początek posiedzenia o godz. 10 min. 12.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-2">
          <u xml:id="u-2.0" who="#AleksanderPrystor">Otwieram posiedzenie.</u>
          <u xml:id="u-2.1" who="#AleksanderPrystor">Jako sekretarzy zapraszam panów senatorów: Dąbkowskiego i Olewińskiego.</u>
          <u xml:id="u-2.2" who="#AleksanderPrystor">Protokół i listę mówców prowadzi senator Dąbkowski.</u>
          <u xml:id="u-2.3" who="#AleksanderPrystor">Protokół 20 posiedzenia Senatu uważam za przyjęty, gdyż nie wniesiono przeciw niemu zarzutów. Protokół 21 posiedzenia Senatu jest do przejrzenia w Biurze Senatu.</u>
          <u xml:id="u-2.4" who="#AleksanderPrystor">Prosi Izbę o przedłużenie urlopu z powodu choroby do dnia 1 kwietnia b. r. s. Mańkowski. Ponieważ nie słyszę sprzeciwu, uważam, że Izba zgodziła się na przedłużenie tego urlopu.</u>
          <u xml:id="u-2.5" who="#AleksanderPrystor">Przed przystąpieniem do porządku dziennego podaję do wiadomości Wysokiej Izby, iż rozprawa nad poszczególnymi częściami projektu budżetu na rok 1937/38 odbywać się będzie w następujących dniach, a mianowicie:</u>
          <u xml:id="u-2.6" who="#AleksanderPrystor">Dnia 6 marca (sobota): Cz. 1 — Prezydent Rzeczypospolitej, cz. 2a — Sejm, 2b — Senat, cz. 3 — Kontrola Państwowa, cz. 4 — Prezydium Rady Ministrów, cz. 5 — Ministerstwo Spraw Zagranicznych, cz. 6 — Ministerstwo Spraw Wojskowych, cz. 14 — Ministerstwo Opieki Społecznej (A i B), cz. 14 (D) — Fundusz Pracy, cz. 15 — Ministerstwo Poczt i Telegrafów.</u>
          <u xml:id="u-2.7" who="#AleksanderPrystor">Dnia 8 marca (poniedziałek): Cz. 7 — Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, cz. 10 — Ministerstwo Przemysłu i Handlu.</u>
          <u xml:id="u-2.8" who="#AleksanderPrystor">Dnia 9 marca (wtorek): Cz. 12 — Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych, cz. 9 — Ministerstwo Sprawiedliwości, Dnia 10 marca (środa): Cz. 13 — Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, cz. 11 — Ministerstwo Komunikacji.</u>
          <u xml:id="u-2.9" who="#AleksanderPrystor">Dnia 12 marca (piątek): Cz. 18 — Długi Państwowe, cz. 16 — Emerytury i Zaopatrzenia, cz. 17 — Renty Inwalidzkie i pensje, cz. 8 (C) — Monopole, cz. 8 (A i B) — Ministerstwo Skarbu, ustawa skarbowa. W tymże dniu odbędzie się głosowanie.</u>
          <u xml:id="u-2.10" who="#AleksanderPrystor">Przystępujemy do porządku dziennego: Sprawozdanie Komisji Budżetowej o projekcie ustawy skarbowej z preliminarzem budżetowym na rok 1937/38 (druki senackie nr 150 i 155).</u>
          <u xml:id="u-2.11" who="#AleksanderPrystor">Głos ma sprawozdawca generalny s. Evert.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-3">
          <u xml:id="u-3.0" who="#LudwikJózefEvert">Wysoka Izbo! Zanim przejdę do analizy preliminarza budżetowego na okres od 1 kwietnia 1937 do 31 marca 1938, chciałbym w paru zdaniach scharakteryzować przebieg prac Komisji Budżetowej Senatu. Trwały one kilkanaście dni przy niewątpliwie dużym nakładzie pracy pp. senatorów referentów i przy pomocy sprawnie i sprężyście prowadzonego Biura Senatu. Głosowanie odbyło się dnia 27 lutego i jeszcze nie minął tydzień, a cały materiał sprawozdawczy został przejrzany i wydrukowany.</u>
          <u xml:id="u-3.1" who="#LudwikJózefEvert">Dyskusja w Komisji Budżetowej ma to do siebie, że porusza i ujawnia wszystkie słabe strony poszczególnego resortu, wszystkie dolegliwości i bolączki życia państwowego. Tegoroczna praca nasza w Komisji Budżetowej odznaczała się w dyskusji otwartością i prawdą w ujawnianiu zjawisk i objawów i szukaniu drogi naprawy i drogi wyjścia z tego stanu zaniedbania i zacofania na całej linii, w którym ciągle jeszcze tkwimy w porównaniu z państwami zachodnimi, pomimo, że w okresie 18 lat odrodzenia państwowości polskiej dokonano wielu rzeczy wielkich i wielkiego znaczenia. Tworzyliśmy Państwo od podstaw, wznosiliśmy budynek od fundamentów z ruin wojny światowej i naszych zmagań w r. 1920 i 1921, gdy tam na zachodzie ulepszano i pomnażano to, co już trwało nieprzerwanie od wielu lat. Sztuka tworzenia maszyny i organizacji państwowej kosztowała nas niedoświadczonych bardzo dużo sił, energii i ofiar pieniężnych z majątku narodowego. Społeczeństwo polskie dało dowody dużej ofiarności i wytrzymałości i to daje otuchę, że pokonamy stojące jeszcze na naszej drodze trudności w podniesieniu się na wyższy szczebel ogólnego dobrobytu i powszechnej kultury, by wyrównać dystans, dystans bardzo poważny, dzielący nas od państw zachodnich.</u>
          <u xml:id="u-3.2" who="#LudwikJózefEvert">Wspomnę o zaletach szczerości i prawdy, jakimi przepojone były prace poszczególnych referentów, jak również i tych pp. senatorów, którzy zabierali głos w dyskusji. Ale to samo i w tej samej mierze trzeba odnotować odnośnie przemówień i wyjaśnień pp. przedstawicieli Rządu i p. Ministra Skarbu, gdy ujawniał nam trudności finansowe uniemożliwiające zadośćuczynienie wielu naglącym potrzebom; i p. Ministra Sprawiedliwości, gdy przed oczyma naszymi uwypuklał trudności swego resortu w związku z kryzysem i nawet z niemożnością znalezienia kredytu na tak konieczną kodyfikację ustaw; i p. Ministra Oświaty, gdy z wielką ufnością i optymizmem rysował nam program prac na najbliższą przyszłość; i p. Ministra Komunikacji, gdy ujawniał nam braki w taborze kolejowym, w drogach lądowych i wodnych — słowem wszyscy pp. Ministrowie otwarcie ujawniali bolączki naszego państwowego organizmu. W tym zdawaniu sobie sprawy z rzeczywistej naszej rzeczywistości dopatruję się widoków, że po umiejętnej diagnozie powinna nastąpić i umiejętna kuracja.</u>
          <u xml:id="u-3.3" who="#LudwikJózefEvert">Nie można i nie należy bowiem wszystkiego tłumaczyć kryzysem gospodarczym. Ja śmiem twierdzić, że Polska od bardzo a bardzo wielu lat jest w stałym kryzysie gospodarczym i tylko napięcie tego kryzysu bywa różne. Następuje jego natężenie albo osłabienie, może bieda głównie w tym, że i z okresu osłabienia i z okresu natężenia nie potrafimy w pełni wyciągnąć odpowiednich konsekwencji i wskazań. Jakżeż często słyszy się porównanie z tak zwanym okresem przedkryzysowym, a więc okresem prosperity. Jaka więc była zamożność i jaki dochód społeczny w Polsce był przed latami kryzysu? Ścisłe obliczenie dochodu społecznego jest utrudnione. Jednak niezależnie od ścisłości porównanie choć przybliżonego dochodu społecznego rozmaitych państw daje obraz naszej sytuacji i naszego miejsca w ich gronie.</u>
          <u xml:id="u-3.4" who="#LudwikJózefEvert">Zajmowaliśmy wówczas przed kryzysem wśród 21 państw miejsce trzecie od końca. Po nas stała tylko Litwa i Bułgaria. Przytoczę dane co do niektórych tylko państw: Stany Zjednoczone — na głowę przypada 6.537 zł, Holandia — 3.326, Anglia — 3.210, Szwecja — 3.093, Norwegia — 2.870, po tym idzie Dania, Szwajcaria, Niemcy — 2.261, Francja, Czechosłowacja — 1.323. To są cyfry z czasów przedkryzysowych. Wreszcie Austria, Włochy, Estonia, Łotwa — 831, Jugosławia — 720, i oto Polska na 19 miejscu — 665.</u>
          <u xml:id="u-3.5" who="#LudwikJózefEvert">A więc Polska w tym szeregu państw zajmuje miejsce na szarym końcu, nieodpowiednie ani ze względu na bogactwa naturalne zamieszkałego terytorium, ani ze względu na przeszłość wielkiego narodu naszego, ani nawet ze względu na jego uzdolnienie i na aspiracje.</u>
          <u xml:id="u-3.6" who="#LudwikJózefEvert">A jak się przedstawia majątek narodowy na głowę ludności w czasach przed kryzysem? Stany Zjednoczone — 27.315, Anglia — 23.526, Francja 20.664, Niemcy 12.105, po tym szereg innych państw, a na ostatnim miejscu Polska — złotych 4.563. Przed nami nawet Łotwa z 5.211.</u>
          <u xml:id="u-3.7" who="#LudwikJózefEvert">Zauważmy, że tajemnica wysokiego majątku narodów bogatych nie leży w odziedziczonych wartościach, lecz w nieustannej pracy i gospodarczości obywateli kraju. Jakkolwiek kryzys sprowadził wszędzie zmiany, to jednak cyfry te, które przytoczyłem, dają obraz orientacyjny i porównawczy.</u>
          <u xml:id="u-3.8" who="#LudwikJózefEvert">Wysoka Izbo, wielokrotnie w naszej dyskusji mówiliśmy: Polska A i Polska B. Sądzę, że ściślej byłoby powiedzieć: Polska A, Polska B, Polska C i Polska D — województwa zachodnie, centralne, południowe i wreszcie wschodnie. Zachodzą bowiem takie różnice, że gdy majątek narodowy na jednego mieszkańca wynosił w województwach zachodnich 6.757, w centralnych — 4.814, w południowych — 3.930, to we wschodnich — 3.251. To też zrozumiałe mi są w pełni postulaty pp. senatorów, przedstawicieli naszych kresów wschodnich, zgłaszane w Komisji Budżetowej, żeby w akcji inwestycyjnej uwzględniona była szeroko ta część naszej Rzeczypospolitej.</u>
          <u xml:id="u-3.9" who="#LudwikJózefEvert">Z przytoczonego zestawienia wynika, że Polska i przed okresem kryzysu była krajem biednym, a niestety ten niepomyślny stan uległ tylko znacznemu pogorszeniu w okresie lat kryzysowych. Ta nasza bieda jest też przyczyną większości naszych niedomagań nie tylko pod względem zagospodarowania i kultury. Jest naszą rzeczywistością, winniśmy pamiętać, że jesteśmy w kraju biednym. Należy to mieć stale na pamięci, gdy się podchodzi do zagadnień budżetowych i należy stale zachowywać hierarchię potrzeb przy wszelkich wydatkach bez względu na to, jaką tym wydatkom nadamy nazwę. A dla uniknięcia niedomówień zaznaczę, że potrzeby związane z obronnością Państwa w tej hierarchii stawiane być muszą i stawiane były na Komisji Budżetowej na miejscu pierwszym.</u>
          <u xml:id="u-3.10" who="#LudwikJózefEvert">Stwierdzając to jednak, zaznaczamy, że obronność kraju to nie jest rzecz, którą można izolować z całokształtu życia zbiorowego, że w dzisiejszych czasach wynika ona z gospodarczej mocy społeczeństwa i że aby uodpornić Polskę na niebezpieczeństwa zewnętrzne, musimy ją podciągnąć wzwyż, musimy podciągnąć nasze gospodarstwo narodowe. W moim drukowanym sprawozdaniu, które leży przed Panami, poruszony został szereg zagadnień i zacytowano szereg uwag, poczynionych na Komisji Budżetowej przy rozpatrywaniu budżetów poszczególnych resortów. Uważam za zbyteczne powtarzanie tych rzeczy i pozwolę sobie zatrzymać uwagę członków tej Wysokiej Izby jedynie na paru zagadnieniach, które nie mają dostatecznego oświetlenia w drukowanym sprawozdaniu.</u>
          <u xml:id="u-3.11" who="#LudwikJózefEvert">Preliminarz budżetowy na r. 1937/38, wniesiony przez Rząd, przewidywał ogółem dochody na 2.293.742.702 zł, wydatki — na 2.293.429.624 zł, a zatem przewidywał nadwyżkę na 318.078 zł. Projekt budżetu uchwalony przez Sejm dnia 25 lutego ustala ogółem dochody na 2.316.747.702, wydatki zaś na 2.316.658.479, a więc w ten sposób daje nadwyżkę dochodów nad wydatkami 89.223. Różnica między sumą dochodów przewidzianych w preliminarzu rządowym a sumą uchwaloną przez Sejm wynosi 23.000.000 zł i powstała ze zwiększenia wpływów: z podatku gruntowego o 500.000 zł, z ceł o 15.000.000 zł, z wpłaty Lasów Państwowych o 7.500.000 zł.</u>
          <u xml:id="u-3.12" who="#LudwikJózefEvert">Różnica między sumą wydatków przewidzianych w preliminarzu rządowym a sumą tychże wydatków uchwaloną przez Sejm wynosi 23.228.855 zł i powstała ze zwiększenia etatów sędziowskich Najwyższego Trybunału o 80.012 zł, na koszty opracowania statystyki podatkowej o 180.000 zł, na klasyfikację gruntów o 500.000 zł, na Fundusz Obrotowy Reformy Rolnej o 2.000.000 zł, na pożyczki na inwestycje związane z usprawnieniem obrotu produktami rolnymi o 5.000.000 zł, na budowę i urządzenie Zakładu Weterynaryjnego Naukowo-Badawczego o 500.000 zł, na wyznanie prawosławne w związku ze zwołaniem Soboru Generalnego o 137.280 zł, na obsługę ostatnio zaciągniętej pożyczki francuskiej 8.751.563 zł, na obsługę długów wewnętrznych o 6 milionów zł, na kontrolę skarbową o 80.000 zł.</u>
          <u xml:id="u-3.13" who="#LudwikJózefEvert">Z powodu zatem ogólnego zwiększenia wydatków o 23.228.855 zł, a dochodów o 23 miliony zł powstała różnica w wysokości 228.855 zł, o którą to zmniejsza się przewidywana w przedłożeniu rządowym nadwyżka dochodów, jak już wspomniałem, suma względnie nikła — 89.223 zł.</u>
          <u xml:id="u-3.14" who="#LudwikJózefEvert">W roku budżetowym 1937/38 przewidziane są inwestycje z funduszów państwowych pozabudżetowych na 486 milionów, a mianowicie: Fundusz Obrony Narodowej 200 milionów, budowa kolei Śląsk — Gdynia 22 miliony, plan inwestycyjny 264 miliony, razem na 486 milionów.</u>
          <u xml:id="u-3.15" who="#LudwikJózefEvert">Powyższe wydatki mają pokrycie następujące: 40 milionów z wpływów Funduszu Pracy, 10 milionów z Banku Gospodarstwa Krajowego, zaś reszta sfinansowana będzie kredytami, z których 150 milionów wzięte będzie z rynku sztywnego, 150 milionów z biletów skarbowych i 136 milionów z Pożyczki Francuskiej. To są inwestycje pozabudżetowe. Ponadto są inwestycje w samym budżecie. P. Minister Skarbu ocenia je na 175.000.000.</u>
          <u xml:id="u-3.16" who="#LudwikJózefEvert">W budżecie na rok 1935/1936 ogół wydatków wynosił 2.168.000.000 bez funduszów, które zostały włączone do budżetu administracji na rok 1936/37. W budżecie na rok 1936/37 wszystkie wydatki wynosiły 2.221.000.000. W budżetach tych, jak zresztą również w budżetach lat dawniejszych, figurowały również wydatki inwestycyjne. Na rok 1937/38 preliminuje się na wydatki inwestycyjne 264.000.000 poza budżetem. Aby zatem mieć pojęcie o całości wydatków Państwa na ten okres, należy do kwoty preliminarza uchwalonej przez Sejm dodać kwotę pozabudżetowych inwestycyj. Otrzymamy wówczas, że globalna suma wydatków na 1937/38 wyniesie 2.581.000.000. Przede wszystkim konstatujemy tendencję wzrostu wydatków Państwa w wymienionym trzechleciu.</u>
          <u xml:id="u-3.17" who="#LudwikJózefEvert">Interesujący obraz powstają, gdy się weźmie pod uwagę sumę wydatków budżetowych i wskaźnik cen hurtowych. Naprzykład w r. 1927/28 wydatki Państwa wynosiły 2.553 miliony, ogólny wskaźnik cen hurtowych według Głównego Urzędu Statystycznego wynosił wówczas 100. Dziś ten wskaźnik wynosi 55. Równowaga budżetowa nie może być traktowana w sposób czysto formalny, jest ona zjawiskiem gospodarczym. Ciężar równowagi budżetowej w życiu gospodarczym zależy od siły nabywczej pieniądza. Wysoka Izba orientuje się doskonale, że dzisiejsza globalna suma wydatków 2.581 milionów daje zupełnie inny wpływ na życie gospodarcze niż ta sama suma mniejwięcej przed 8 laty.</u>
          <u xml:id="u-3.18" who="#LudwikJózefEvert">A czy kwota wydatków przewidzianych na rok 1937/38 nie jest za duża? Jeżeli zastosować tu kryterium potrzeb, należy dojść do wniosku, że jest raczej skromna. Staje się to zwłaszcza jasne wówczas, gdy z tej globalnej sumy wydatków wyłączymy budżet Ministerstwa Spraw Wojskowych, zamykający się sumą 768 milionów. Wówczas na pokrycie wszystkich, literalnie wszystkich pozostałych potrzeb Państwa zostaje 1.813 milionów zł. Jest to oczywiście kwota mała, jak na ogromne potrzeby istniejące w naszym niezmiernie zacofanym pod względem gospodarczym kraju.</u>
          <u xml:id="u-3.19" who="#LudwikJózefEvert">Jak już wspomniałem, dochody preliminowane są na 2.316.747.702 zł. Mówię o sumie, która figuruje w preliminarzu budżetowym uchwalonym przez Sejm.</u>
          <u xml:id="u-3.20" who="#LudwikJózefEvert">Chciałbym zauważyć, że w sumie tej mieści się suma wpłat do Skarbu z monopoli 631.400.000 zł i tak: z Monopolu Solnego 44.000.000 zł, z Monopolu Tytoniowego 324.500.000 zł, z Monopolu Spirytusowego 227.400.000 zł, z Loterii 22.250.000 zł i z Monopolu Zapałczanego 13.250.000 zł.</u>
          <u xml:id="u-3.21" who="#LudwikJózefEvert">Wreszcie mieści się w niej wpłata z przedsiębiorstw i zakładów państwowych w sumie 96.306.800 zł. W tej sumie 96.306.800 zł mieszczą się przewidziane wpłaty z przedsiębiorstwa Lasy Państwowe 43.700.000 zł z przedsiębiorstwa Polska Poczta, Telegraf i Telefon 24.000.000 zł i z przedsiębiorstwa Polskie Koleje Państwowe — 24.500.000 zł.</u>
          <u xml:id="u-3.22" who="#LudwikJózefEvert">Oświetlenie zagadnienia przedsiębiorstw państwowych Panowie Senatorowie znajdą w drukowanym sprawozdaniu. Tutaj chcę tylko zaznaczyć, że wpłatę do Skarbu Państwa ze strony monopoli — jeszcze raz przypomnę tutaj sumę 631.400.000 zł — uważać należy za zupełnie realną, bo bezspornie lepsza sytuacja gospodarcza, wyższy wskaźnik produkcji, a więc i zatrudnienia, większa dochodowość ludności wiejskiej i u pracowników miejskich będą miały niewątpliwie wpływ na konsumcję tytoniu, soli i spirytusu.</u>
          <u xml:id="u-3.23" who="#LudwikJózefEvert">To samo odnosi się do wpływów z dochodów zwyczajnych i nadzwyczajnych, przewidzianych w części 8 budżetu — Ministerstwo Skarbu.</u>
          <u xml:id="u-3.24" who="#LudwikJózefEvert">Jak się jednak przedstawia realność wpłaty 24.500.000 zł przez Koleje Państwowe? Wyczerpujący referat o preliminarzu budżetowym Ministerstwa Komunikacji p. sen. Zarzyckiego i wszechstronna dyskusja na Komisji Budżetowej w Senacie oświetliły dostatecznie gospodarkę Ministerstwa, zwłaszcza gospodarkę Polskich Kolei Państwowych, których sytuacja jest istotnie trudna. Wpłata przedsiębiorstwa Polskie Koleje Państwowe do Skarbu Państwa w preliminarzu na rok 1937/38 jest stosunkowo niska, jak na przedsiębiorstwo, którego majątek przedstawiał według bilansu na dzień 1 stycznia 1936 r. wartość przeszło 8 miliardów zł. Nie można jednakowoż mierzyć rozmiaru świadczeń przedsiębiorstwa kolejowego na rzecz gospodarki ogólno-państwowej wyłącznie wysokością jego wpłaty do Skarbu Państwa. Kolej bowiem ze względów ogólno-państwowych obciążona jest licznymi serwitutami, że wymienię tylko pokrywanie z jej budżetu kosztów utrzymania lotnictwa cywilnego, poza tym ulgi przejazdowe funkcjonariuszów państwowych itp. Prócz tego polityka taryfowa aparatu przewozowego tak potężnego jak kolej nie może być prowadzona wyłącznie pod kątem widzenia dochodowości, lecz musi częstokroć podporządkowywać się ogólnej polityce gospodarczej kraju i musi służyć jako jeden z ważnych instrumentów do regulowania i popierania życia gospodarczego kraju. Przykład tego mieliśmy na przełomie lat 1935–1936, kiedy to w ramach polityki deflacyjnej Rządu została przeprowadzona prawie generalna obniżka taryf kolejowych, której efekt ujemny dla przedsiębiorstwa kolejowego wyraził się sumą olbrzymią blisko 70 milionów złotych w stosunku rocznym. Należy zaznaczyć, że od czasu zatwierdzenia przez Radę Ministrów planu finansowo-gospodarczego kolei państwowych zaszły zmiany, które będą miały ujemny wpływ na wykonanie tego planu. Inaczej mówiąc, jest tu obawa czy kolej będzie w możności przewidywanej wpłaty dokonać, z czego wcale nie wynika, abym był zwolennikiem podwyższania taryf przewozowych bezwłocznie już teraz, gdy obie gałęzie naszego życia gospodarczego — rolnictwo i przemysł — nie osiągnęły jeszcze realnych korzyści z poprawy sytuacji gospodarczej. Szczególnie odnosi się to do rolnictwa, którego straty w okresie kryzysu oceniane były przez znawcę tych rzeczy s. Fudakowskiego na wprost astronomiczną na nasze stosunki sumę 25 miliardów strat w produkcji, w budynkach i wreszcie w kulturze rolnej. Rolnictwo jest wyczerpane w inwentarzach i sądzę, że mimo niezłych cen dzisiaj na główne płody rolne należało by dać mu nieco czasu na wyleczenie tych ran.</u>
          <u xml:id="u-3.25" who="#LudwikJózefEvert">Gdy się zważy, że nadwyżka dochodów nad wydatkami wynosi wszystkiego 89.223 zł, pytanie, czy będzie wobec tego zachowana równowaga budżetowa, napawa niepokojem. Należy stwierdzić, że p. Minister Skarbu słusznie stoi na stanowisku, że równowaga budżetowa jest postulatem pierwszorzędnej wagi. To też podzielając to przekonanie Komisja Budżetowa wyraża pogląd, że stała czujność nad wydatkami preliminowanych budżetów oraz ewentualne kompresje wydatków są koniecznością, jeżeli nie mamy mieć konieczności pójścia głębiej w las. Muszę też jako referent generalny zarejestrować, że Komisja Budżetowa z ciężkim sercem akceptowała po stronie dochodów specjalny podatek od urzędników państwowych.</u>
          <u xml:id="u-3.26" who="#LudwikJózefEvert">W sprawozdaniu drukowanym poruszyłem zagadnienie drenażu rynku pieniężnego na potrzeby Skarbu, zagadnienie nadmiernej interwencji urzędów państwowych w dziedzinie przedsiębiorczości prywatnej i zagadnienie wytworzenia w kraju nastroju ufności w stosunku do polityczno-gospodarczych poczynań Rządu To ostatnie zagadnienie z uwagi na jego ważność postawić by należało na pierwszym miejscu, niestety, zaufanie otrzymało ostatnio poważny cios. Mam tu na myśli sprawę konwersji pożyczki stabilizacyjnej.</u>
          <u xml:id="u-3.27" who="#LudwikJózefEvert">Na Komisji Budżetowej słyszeliśmy głosy, że dochodowość przedsiębiorstw prywatnych wykazuje znaczną poprawę. Nie zamierzam polemizować z tym twierdzeniem, ale chciałbym podkreślić, że jesteśmy dopiero w pierwszych dniach marca i że bilanse spółek akcyjnych i banków za rok 1936 nie są jeszcze ogłoszone. Jako ilustrację sytuacji jednak dużej i poważnej gałęzi naszego przemysłu przytoczę dziś tylko to, co czytałem przed paru dniami w jednym z poważniejszych pism stołecznych. Są tam mianowicie przytoczone cyfry, zaczerpnięte z bilansów 30 firm polskiego przemysłu bawełnianego. Zestawione są pozycje majątkowe w tych bilansach na 31 grudnia 1928 r. i 31 grudnia 1934 r. Z porównania tych pozycyj wynika, że kapitały płynne tych 30 przedsiębiorstw uległy w okresie tych 6 lat zmniejszeniu o zł 125.000.000, tj. o 38,5% kapitału, kapitały zapasowe o 70.000.000 zł, tj. o 77%. Kredyty zmniejszyły się w tym okresie czasu z 333.600.000 do 247.800.000, tj. o 28%, przy czym amortyzacja w tym okresie wyniosła zamiast 10% tylko 2%.</u>
          <u xml:id="u-3.28" who="#LudwikJózefEvert">Dziennik, z którego czerpię te dane, kończy swój artykuł następującą uwagą: „Z nielicznymi wyjątkami sytuacja we wszystkich innych gałęziach przemysłu przedstawia się identycznie”.</u>
          <u xml:id="u-3.29" who="#LudwikJózefEvert">Chcę w końcu zaznaczyć, że zasady budżetowania były na Komisji Budżetowej tematem bardzo ożywionej dyskusji. Przy omawianiu preliminarza budżetowego Ministerstwa Komunikacji p. senator referent stwierdził, że inwestycje kolejowe zostały zupełnie wyłączone i są budżetowo załatwione w ogólno-państwowym planie inwestycyjnym, natomiast inwestycje samochodowe i inwestycje lotnicze nie zostały wydzielone do osobnego planu i figurują w planie finansowo-gospodarczym Polskich Kolei Państwowych. Podkreślano również i to, że do kardynalnych zasad budżetowania powinno należeć, aby wydatki konserwacyjne nie były zaliczane do wydatków inwestycyjnych. Tu już nie tylko chodzi o sprawę konstrukcji i przejrzystości budżetu, która to przejrzystość pozostawia bardzo dużo do życzenia, ale poprostu o jego ścisłość. Komisja Budżetowa wysuwa też postulat, ażeby konstrukcja naszych budżetów stała się możliwie przejrzysta. W ogóle sprawa technicznego uporządkowania rachunkowości państwowej, a także ułożenia kanonów budżetowania jest sprawą nie tylko ważną, ale i pilną.</u>
          <u xml:id="u-3.30" who="#LudwikJózefEvert">Chciałbym już zakończyć to moje dzisiejsze sprawozdanie, ale chcę zakończyć jedną uwagą. Przeczytałem wszystkie zeszyty Najwyższej Izby Kontroli. Bardzo to ciekawa i bardzo pouczająca lektura. Sądzę, że będę wyrazicielem opinii wszystkich członków tej Wysokiej Izby, jeżeli powiem, że jest ona tak ciekawa i pouczająca nie tylko dla nas, ale również i dla czynników rządowych.</u>
          <u xml:id="u-3.31" who="#LudwikJózefEvert">Z obowiązku sprawozdawcy muszę również zaznaczyć, że w Komisji Budżetowej były głosy, iż budżet Państwa powinien obejmować wszystkie bez wyjątku wydatki państwowe i że wydatki na inwestycje, przyjęte w osobnej ustawie, winny wejść jako oddzielna pozycja do ustawy skarbowej. Odpowiedni wniosek nie uzyskał jednak w komisji większości głosów. Osobiście nie nadaję temu znaczenia, bowiem ustawa specjalna o inwestycjach przeszła przez parlament, a o to głównie chodziło.</u>
          <u xml:id="u-3.32" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-4">
          <u xml:id="u-4.0" who="#AleksanderPrystor">Zapytuję, czy który z Panów Senatorów ma jakieś krótkie zapytanie do p. referenta? Nikt się nie zgłasza, wobec tego otwieram ogólną debatę budżetową.</u>
          <u xml:id="u-4.1" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Marian Malinowski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-5">
          <u xml:id="u-5.0" who="#MaksymilianMalinowski">Wysoki Senacie! Rozpatrując przedłożony Wysokiej Izbie preliminarz budżetowy na rok 1937/38, stwierdzić należy, że Rząd konsekwentnie w myśl swoich zeszłorocznych oświadczeń dąży nie tylko do zrównoważenia budżetu pod względem dochodów i wydatków, ale i do usprawnienia i uporządkowania aparatu administracji gospodarki państwowej. Jest to bezsprzeczną zasługą Rządu, że nie odstępuje na krok od swoich planów, bowiem w ten sposób w krótkim czasie społeczeństwo doczeka się zupełnej stabilizacji gospodarki państwowej, co znów jest konieczne dla stabilizacji wartości złotego. Jednakże przy rozpatrywaniu finansowej strony budżetu nie można pominąć pewnych zjawisk i zagadnień, które pośrednio lub bezpośrednio będą miały wpływ na wydatne zwiększenie dochodów, a co za tym idzie umożliwią dokonanie gospodarczo celowych wydatków w budżecie roku przyszłego na większą skalę.</u>
          <u xml:id="u-5.1" who="#MaksymilianMalinowski">Jedną z podstaw powiększenia dochodów są bezsprzecznie przedsiębiorstwa państwowe, których dochodowość powinna się stale podnosić. Ale tu nasuwa się między innymi do rozstrzygnięcia zagadnienie ustalenia stosunku Państwa jako pracodawcy do obywatela Państwa jako pracownika, zatrudnionego w takich czy innych przedsiębiorstwach państwowych. Trzeba ustalić, że obywatel Państwa, pracujący w zakładach państwowych, nie może być uważany za najemnika, który pracuje w prywatnej fabryce dla zwiększenia tylko zysków osobistych prywatnego kapitalisty. Pracownik obywatel pracujący w zakładach państwowych nie jest najemnikiem, jest on współpracownikiem Państwa, gdyż wypracowany przez niego zysk przedsiębiorstwa idzie na potrzeby Państwa i społeczeństwa, a więc na rzecz dobra zbiorowego. To też w zakładach wytwórczości państwowej wszyscy pracujący w niej, począwszy od kierownika, a skończywszy na dozorcy, muszą pamiętać, że są współpracownikami Państwa, że spada na nich odpowiedzialność wobec Państwa i społeczeństwa za ilość i jakość wykonanej pracy, że obowiązki muszą spełniać jak najlepiej. Państwo zaś powinno rozumieć, że obywatel współpracownik w zakładach państwowych nie może być gorzej traktowany niż najemny pracownik w zakładach prywatnych, że nie może być obłożony podwójnym nadzwyczajnym ciężarem podatkowym, jak to ma dziś miejsce w niektórych zakładach państwowych — podatkiem, od którego najemni pracownicy zakładów prywatnych są wolni. Należało by życzyć sobie, aby Państwo jak najprędzej tę niesprawiedliwość w stosunku do swoich współpracowników obywateli Państwa zlikwidowało.</u>
          <u xml:id="u-5.2" who="#MaksymilianMalinowski">Również zwrócić należy uwagę na zatrudnienie współpracowników Państwa t. zw. urzędników w godzinach pozabiurowych bez odszkodowania. Jeżeli ustawowo zabezpieczamy pracowników prywatnych przed wszelkiego rodzaju wyzyskiem, to jakże Państwo może inny sposób postępowania stosować do swoich współpracowników umysłowych? Mam tu na myśli warunki pracy w skarbowości. Taka nierozważna eksploatacja sił ludzkich doprowadza do tego, że pracownik coraz mniej intensywnie pracuje, a w końcu obojętnieje na interes instytucji — bez inicjatywy, bez myśli stając się coraz wolniej pracującą maszyną. Aby zapobiec temu gospodarczo złemu stanowi rzeczy, należy w dalszym ciągu intensywnie upraszczać pracę biurową, a głównie zwrócić uwagę na celowość pisanych papierów. Zagadnienie celowości i uproszczenia biurowości jest również bardzo ważne, jeśli chodzi o szybkie i dokładne załatwianie obywateli Państwa.</u>
          <u xml:id="u-5.3" who="#MaksymilianMalinowski">Podczas dyskusji w Komisji Budżetowej bardzo często rzucane były słowa o konieczności powstrzymania dalszego rozwoju tzw. etatyzmu, czyli zahamowania przedsiębiorczości państwowej na rzecz gospodarki kapitalistyczno-prywatnej.</u>
          <u xml:id="u-5.4" who="#MaksymilianMalinowski">Sądzę, że wiele osób w Polsce, nawet więcej wykształconych, nie zdaje sobie absolutnie sprawy, że żyjemy na przełomie dwóch epok, że ustrój kapitalistyczny wskutek własnego rozwoju doszedł do kryzysu, do załamania się, że zagadnieniem wytwórczości przemysłowej na rzecz obronności Państwa do niedawna nie zajmowano się, że stały techniczny rozwój wytwórczości, a jednocześnie zagadnienie konsumcji nabrały dziś znaczenia ogólno-państwowego i społecznego.</u>
          <u xml:id="u-5.5" who="#MaksymilianMalinowski">Nic też dziwnego, że mimo narzekań na tzw. etatyzm, mimo przeszkadzania Państwu w montowaniu takich lub innych przedsiębiorstw państwowych, życie samo zmusza i zmuszać będzie Państwo do zakładania własnych obiektów wytwórczych. Czyż nie lepiej zamiast bezcelowego utyskiwania i trzymania się kurczowo tego, co było wczoraj — co przebrzmiałe i co kończy się — spokojnie spojrzeć rzeczywistości w oczy i z rozwojem nowego życia, nowych warunków iść w przyszłość.</u>
          <u xml:id="u-5.6" who="#MaksymilianMalinowski">Jestem przekonany, że Rząd polski, mając tyle kłopotów do załatwienia, tyle zadań do rozwiązania i wykonania, nie bardzo pali się do tego, żeby być przemysłowcem tylko dla udręczenia prywatnych kapitalistów, lub tzw. „wolnej gospodarki”; ale są okoliczności chociażby — powiem — natury obronnej, czy zagadnienia o charakterze ogólno-gospodarczym i społecznym, które sprawiają, że Rząd chce czy nie chce, będzie musiał w zakresie przedsiębiorstw państwowych taką czy inną produkcję prowadzić; inaczej może nawet spowodować poważniejsze gospodarcze wstrząsy, a wtedy mielibyśmy do niego pretensję, że to i owo przeoczył, że obowiązków swych nie spełnił. Tak samo sprawa reformy rolnej nie jest dziś zagadnieniem, sprowadzającym się tylko do tego, że jakiś chłopoman chce niszczyć obszarników, odbierając im na rzecz chłopów ziemię. Stały i spory przyrost ludności wsi, niemożność ulokowania tego przyrostu w miastach, brak terenów własnych dla emigracji zmuszają Państwo do szybkiego przeprowadzenia reformy rolnej nie tylko jako przesunięcia ziemi z rąk posiadaczy wielkiej własności do rąk chłopskich. Przed Rządem staje dziś zagadnienie jeszcze ważniejsze, bo ustalenie rolnego planu gospodarczego, planu produkcji rolnej, konsumcji, eksportu. Mieszkańcy miast, pracownicy fizyczni i umysłowi, bardzo są zainteresowani w taniości produktów rolnych, zaś włościanie muszą produkować tak, aby im się to opłacało. To też przygotowanie wielkiego planu produkcji — że tak powiem — uprzemysłowienia warsztatów rolnych, racjonalnej wytwórczości i zbytu uważam za wielkie zagadnienie, do którego Rząd polski będzie musiał jak najprędzej przystąpić, albowiem zagadnienie to jest pierwszorzędnego znaczenia pod względem ogólnopaństwowym, gospodarczym i społecznym.</u>
          <u xml:id="u-5.7" who="#MaksymilianMalinowski">Bardzo ważnym zagadnieniem jest tak zwane rozładowanie bezrobocia. Dzięki wysiłkom Rządu i uchwalonej przez Wysokie Izby ustawie inwestycyjnej zaczniemy w r. 1937/38 naprawdę likwidować bezrobocie. Likwidując bezrobocie trzeba pamiętać o rozwiązaniu dwóch zadań: pierwsze, aby bezrobotny mógł wypracować jak największą ilość dni w roku, a drugie, by zarobek jego nie był zarobkiem głodowym. Jeżeli chodzi o zagadnienie jak najdłuższego zatrudnienia bezrobotnych, to choć pisze się w gazetach o zbliżającym się wczesnym rozpoczęciu robót publicznych w bieżącym sezonie, większość zatrudnionych nie będzie w stanie przepracować nawet 200 dni w roku. Zależne to jest od wczesnego i takiego przygotowania planów robót i materiałów budowlanych, aby jak największa ilość bezrobotnych jak najwcześniej mogła zacząć pracować. Wtedy dopiero będzie nadzieja, że bezrobotny 200 dni w roku przepracuje. Zatrudnienie bezrobotnych na tzw. robotach publicznych nie może być traktowane jak jakaś filantropia, czy plasterek przyłożony na ranę społeczną — zatrudnienie bezrobotnych powinno być traktowane pod kątem podniesienia bezrobotnego gospodarczo wzwyż, uczynienia z niego konsumenta i dlatego zarobki robotników na robotach finansowanych czy to przez Fundusz Pracy, czy prowadzonych przez oddzielne ministerstwa powinny być równe stawkom zawartym w umowach zbiorowych odnośnych kategoryj robotników sezonowych.</u>
          <u xml:id="u-5.8" who="#MaksymilianMalinowski">Statystyka zarobków robotników pracujących na robotach finansowanych przez Fundusz Pracy za rok 1935/36 wykazuje, że 16% robotników zarabiało od 1 do 2 złotych dziennie, 33% od 2 do 3 złotych dziennie, 28% od 3 do 4 złotych, 14% od 4 do 5 złotych i dopiero 6% od 5 do 10 złotych dziennie, tak zwani wykwalifikowani. Widzimy więc, że 50% pracujących zarabia od 1 do 3 złotych dziennie. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że w wielu wypadkach roboty były prowadzone turnusami, to stwierdzić musimy, że takie zarobki nie dają się wcale gospodarczo usprawiedliwić, gdyż wyniszczają szybko resztę fizycznych sił byłego bezrobotnego, nie mówiąc już o jego rodzinie. A przecież ten bezrobotny, jako obywatel Państwa, jest częścią ogólnej siły i sprawności Państwa.</u>
          <u xml:id="u-5.9" who="#MaksymilianMalinowski">Wreszcie pragnę zwrócić uwagę Wysokiego Senatu i Rządu na jedno jeszcze zagadnienie. Deklaracja płk. Adama Koca, propagująca nowy obóz, sprowadza tak zwaną walkę klas do jednego stołu, głosząc: „Pracodawcy i pracownicy muszą się nauczyć zasiadać przy jednym stole i ułożyć współżycie i współpracę w rzetelnych ramach realnych możliwości itd.”.</u>
          <u xml:id="u-5.10" who="#MaksymilianMalinowski">Nie chciałbym tu poruszać zagadnienia i przyczyn walki klas, nie będę mówił o egoizmie i chciwości ludzkiej, które przede wszystkim powodują walkę klas. Lekko tylko nadmienię o tym, że zasadniczym motorem w przyrodzie jest walka o byt, co też powoduje walkę klas. Pragnę zwrócić tylko uwagę na jeden szczegół, że aby mogły strony siąść przy jednym stoliku, najpierw trzeba im dać prawo, przy pomocy którego będą uzgadniać swoje sprzeczne, a drażliwe interesy. Uważam przeto, że za ustawą o umowach zbiorowych, która już jest na ukończeniu w Izbach, trzeba natychmiast przystąpić do uchwalenia ustaw o rozjemstwie i radach zakładowych czyli delegatach robotniczych.</u>
          <u xml:id="u-5.11" who="#MaksymilianMalinowski">Na ostatku powiem jeszcze słów kilka w odpowiedzi p. senatorowi Evertowi, generalnemu sprawozdawcy budżetu.</u>
          <u xml:id="u-5.12" who="#MaksymilianMalinowski">P. senator mówiąc o „Ustroju Gospodarczym” — str. 3 drukowanego sprawozdania — na krótki dystans patrzy w przyszłość, a rozumując, nie bierze wcale pod uwagę głębokich, a wielkich przemian, które przeorały już bardzo i jeszcze przeorywać będą stary gospodarczy kapitalistyczny porządek. Cywilizowana ludzkość dziś na całym świecie zrzuca z siebie starą znoszoną szatę i szykuje sobie nowe, lepsze, wygodniejsze odzienie — i na to nie ma rady, bo tak jest.</u>
          <u xml:id="u-5.13" who="#MaksymilianMalinowski">P. senator twierdzi: albo prywatny kapitalizm albo komunizm. Kapitalizm prywatny w starej formie kończy się, a więc boję się, że senatorowi Evertowi wypadnie jeszcze zostać komunistą — idąc po linii rozumowania senatora sprawozdawcy.</u>
          <u xml:id="u-5.14" who="#komentarz">(Wesołość.)</u>
          <u xml:id="u-5.15" who="#MaksymilianMalinowski">Całe szczęście, że rzeczywistość wskazuje właśnie na co innego; komunizm jako przyszły — nowej epoki — ustrój gospodarczy i społeczny nie zdał do tej pory egzaminu, ma bowiem nie mniejsze choć inne luki życiowe, jak ustrój tak zwany burżuazyjno-kapitalistyczny. Sądzę, Panie Senatorze Sprawozdawco, że wszystkie modele czy to na wschodzie, czy na zachodzie są formami przejściowymi i że ludzkość ustabilizuje się na czymś zupełnie innym, ale w żadnym razie nie na podstawach indywidualistyczno-kapitalistycznych.</u>
          <u xml:id="u-5.16" who="#MaksymilianMalinowski">Państwo coraz więcej zabiera głos. Dlatego z tą częścią sprawozdania p. senatora Everta nie zgadzam się zupełnie, uważając takie rozwiązanie zagadnienia przyszłego ustroju Polski z gruntu za mylne i dla przyszłości Polski wielce szkodliwe.</u>
          <u xml:id="u-5.17" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-6">
          <u xml:id="u-6.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Makowski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-7">
          <u xml:id="u-7.0" who="#WacławMakowski">Wysoki Senacie! Przed kilkoma tygodniami miałem wizytę cudzoziemskiego gościa. Był to podsekretarz stanu z prezydium rady ministrów jednego z państw, które jest w przededniu zmiany konstytucji. Szukając wskazań i wzorów, zwrócono się także i w naszym kierunku i jeden z przedstawicieli rządu który się interesował tym, jak wygląda Konstytucja w Polsce, postawił mi pytanie: Jeżeli byście teraz, dziś mieli napisać Konstytucję, czy byście ją napisali tak samo, jak przed dwoma laty, czy też zmienilibyście co w niej i co mianowicie? Muszę powiedzieć, że pytanie było dość drażliwe, przypierające do muru. Odpowiedziałem na nie: „Nie zmienilibyśmy nic; bo przecież jeszcześmy jej nie zrealizowali, bo przecież nie czas zmieniać wtedy, kiedy cały wysiłek trzeba zwrócić na realizację Konstytucji. Dopiero wtedy, jak się ją zrealizuje, zobaczymy, czy i co w niej trzeba będzie zmienić”.</u>
          <u xml:id="u-7.1" who="#WacławMakowski">A realizacja nie jest tak łatwa. Realizacja naszej Konstytucji sięga głęboko w nasze życie.</u>
          <u xml:id="u-7.2" who="#WacławMakowski">Mówi się — czasem niesłusznie — w ten sposób — i nawet przed chwilą o tym była mowa: albo kapitalizm albo komunizm. P. sen. Malinowski powiedział przed chwilą: Ponieważ kapitalizm prywatny się skończył, więc czy ma pozostać tylko komunizm? A tymczasem nasza Konstytucja doskonale to rozumiała, myśmy sobie zdawali doskonale sprawę z tego, że przeżywamy wielki okres przemiany społecznej, tylko to nie jest dokładne przeciwstawienie: albo kapitalizm albo komunizm, ta sprawa jest daleko głębsza. Dotyczy ona nie tylko tego, kto będzie właścicielem powszechnego mienia, czy prywatny przedsiębiorca, czy jakaś fikcyjna zbiorowość; dotyczy ona w ogóle stosunku człowieka do mienia, w ogóle pobudek działania ludzkiego, w ogóle zasady tego, czy walka klas czy walka jednostek, czy współzawodnictwo bezwzględne, czy chciwość i egoizm mają być podstawą życia człowieka, czy człowiek zawsze będzie walczącym z innymi zwierzęciem, czy też będzie umiał wykrzesać z siebie coś wyższego, jakieś wyższe wartości, które podniosą go od współzawodnictwa do współpracy.</u>
          <u xml:id="u-7.3" who="#WacławMakowski">Na tym polega różnica i tu tkwi zagadnienie: czy będziemy oscylowali pomiędzy jednym właścicielem, czy wieloma właścicielami, czy też znajdziemy inną formę, inny sposób przystąpienia do zagadnienia. I nie chodzi o „środkową drogę”, o jakąś „media via”, o jakiś kompromis; chodzi o wielki, głęboki przełom pojęć, który musimy przejść, o nowe formy państwowej twórczości społecznej, którą musimy podjąć i wykonać. U tym musimy pamiętać zawsze — albo wyjdziemy z przełomu zwycięsko i poprowadzimy za sobą innych w nową epokę życia, albo nic nie zrobimy i będziemy wówczas naprawdę wciśnięci między kapitalizm i komunizm.</u>
          <u xml:id="u-7.4" who="#WacławMakowski">Chodzi o dwie przeciwstawne zasady, zasadę starą, którą można było widzieć zarówno w ekonomii jak w prawie: „Niech się bogaci kto może i jak może”, i zasadę nową: — Twórzmy wspólną pracą wspólne dobro”. „ Kto potrafi najwięcej wziąć, kto potrafi najwięcej zagarnąć” — to jest ta zasada stara i „kto potrafi najwięcej dać, kto potrafi najwięcej stworzyć” — to jest ta zasada nowa. I oto jest treść istotna naszej Konstytucji. Dawną zasadą w życiu politycznym była walka partii i walka klas, walka zawodów, walka grup politycznych, mafii i jednostek. Naszą nową zasadą jest konsolidowanie zbiorowego wysiłku, skupienie i sharmonizowanie pracy konstruktywnej jednostek i zbiorowości. Dawniej zbiorowość — to był wróg, państwo było pilnującym prywatnego bogactwa żandarmem, społeczeństwo się państwu przeciwstawiało. A teraz zbiorowość to jest zespolenie współdziałających ludzi, a państwo to jest organizacja tego zespołu, a państwo to jest organ powołany do służby społeczeństwu. Widzimy, jaka jest kolosalna różnica i te właśnie formy musimy zrealizować. Kiedy mnie pytał ten cudzoziemski gość, czy chcemy coś zmienić w naszej Konstytucji, powiedziałem: nie. Myśmy nie poszli jeszcze tak daleko, żebyśmy ją mieli zrealizowaną. Robimy dopiero w tym kierunku wysiłki, dążymy do jej zrealizowania; tworzymy i musimy stworzyć społeczeństwo zorganizowane, które istotnie będzie zdążało do harmonii wewnętrznej, do współpracy, do zbiorowego tworzenia ludzkich wartości i ludzkiego dobra.</u>
          <u xml:id="u-7.5" who="#WacławMakowski">Na jesieni mówiłem z tego miejsca o konsolidacji społecznych wysiłków wszystkich i twierdziłem, że od niej zależy przyszłość i byt naszego Państwa. Obecnie jesteśmy świadkami próby w tym kierunku podjętej. Akcja podjęta przez płk. Koca nie jest zakładaniem nowego stronnictwa politycznego. Akcja ta nie należy do starych form walk politycznych. W jej założeniu tkwi właśnie konsolidacja pracy, a nie rozproszkowanie walki. Tę właśnie odrębność charakteru podjętej akcji trzeba dobrze zrozumieć, dlatego by należycie się do niej ustosunkować. Dla tej właśnie pracy, dla tej konsolidacji wewnętrznej jest tak wiele w Polsce do zrobienia.</u>
          <u xml:id="u-7.6" who="#WacławMakowski">Wszyscy jesteśmy przekonani i wiemy doskonale, że dochód społeczny jest podzielony wadliwie. Tej wadliwości podziału dochodu społecznego nikt nie zaprzeczy, a nawet każdy o niej chętnie mówi. Ale musimy pamiętać jeszcze i o tym, że dochód społeczny jest w ogóle za mały, że jeszcze nie zrobiliśmy dosyć, aby ten dochód podnieść, aby go podnieść na taki poziom przynajmniej, żeby było co dzielić. Dziś on jest przeraźliwie mały, a poziom naszego życia jest przeraźliwie niski.</u>
          <u xml:id="u-7.7" who="#WacławMakowski">Do dobrego tonu poniekąd należy rozczulać się i litować nad naszymi sąsiadami. Ile to atramentu, ile to czułości, ile to skądinąd złośliwej radości wylano z tego powodu, że w Niemczech rzekomo brakuje masła; ile artykułów gazeciarskich na ten temat napisano, ile w kawiarniach odbyto „politycznych” rozmów, jak już jest źle z porządkiem na Zachodzie, bo w Niemczech brakuje masła, bo wszystko masło poszło na armaty. A przecież wystarczy jedną chwilę się zastanowić i porównać statystykę pogłowia inwentarza, wydajności krów, konsumcji masła na głowę ludności w Niemczech i u nas. A przecież Niemcy są krajem przemysłowym, Niemcy oprócz tego, co wytwarzają, a co jest wielokrotnie większe aniżeli u nas, sprowadzają jeszcze masło, a my wytwarzamy mniej i wywozimy. Gdyby nasz obywatel jadł — nie teraz, ale przez szereg lat, w stanie rozkwitu — tyle masła, ile je obecnie Niemiec w okresie, kiedy my tu lejemy nad nim łzy, to byłbym szczęśliwy.</u>
          <u xml:id="u-7.8" who="#komentarz">(Głosy: Słusznie.)</u>
          <u xml:id="u-7.9" who="#WacławMakowski">Bowiem sytuacja jest taka, że nasz poziom życia o wiele jeszcze pozostał w tyle za poziomem życia naszych sąsiadów i wyrównać ten poziom to jest nasze najpilniejsze zadanie.</u>
          <u xml:id="u-7.10" who="#komentarz">(Głosy: Słusznie.)</u>
          <u xml:id="u-7.11" who="#WacławMakowski">Jeśli już płakać koniecznie, to nad niskością naszego poziomu życia. Ale to nie jest temat do płaczu, tylko do pracy. Będę uważał za wielką zdobycz narodową, jeżeli potrafimy posunąć się na tej drodze o taki krok naprzód, który by pozwolił nam zbliżyć się do zachodniego poziomu. W życiu politycznym, w znaczeniu, jakie mamy w polityce międzynarodowej, w formach ustrojowych idziemy szybko naprzód, mogę powiedzieć śmiało, dajemy wzór, ale w zasobie bogactwa społecznego, w poziomie życia naszych obywateli mamy tak wielkie braki, tak wielkie zadania, że trudno je nawet ogarnąć myślą.</u>
          <u xml:id="u-7.12" who="#WacławMakowski">Ale to się samo nie zrobi, nie zrobi się także walką klas, walką partii. Wprawdzie walka o byt kieruje życiem przyrody, ale dlatego człowiek ma dane także inne wyższe wartości, tym się właśnie wyróżnia, że może i powinien zdobyć się na inne czyny, na inne społeczne rozwiązanie zagadnień swego życia. Czas najwyższy, żebyśmy już tę pracę podjęli. W tym rozumieniu konieczny jest skonsolidowany wysiłek wszystkich i wielkiej wagi jest próba podjęta przez pułkownika Koca. Jest ona zarazem próbą realizacji zasad, zawartych w naszej Konstytucji. Skoro nazwaliśmy Rzeczpospolitą Polską wspólnym naszym dobrem, skoro włożyliśmy obowiązek na każde pokolenie, aby pomno żyło i podniosło potęgę Rzeczypospolitej, to trzeba zrobić wysiłek organizacyjny, który by umożliwił naszemu pokoleniu spełnienie włożonego na nie zadania.</u>
          <u xml:id="u-7.13" who="#WacławMakowski">Ale do tego zadania dąży nie tylko społeczeństwo własną organizacją, do spełnienia tego zadania dąży również i Państwo. W tej oto książeczce, w tej oto ustawie konstytucyjnej powiedziano, co ma robić Państwo, jak ma dążyć do harmonijnego zespolenia obywateli we współpracy, jak ma tworzyć ramy, w których by się swobodnie życie społeczne rozwijało, powiedziano również, co mają robić organa państwowe, jak mają służyć Rzeczypospolitej. Czy sposobem działania organów państwowych będzie stara metoda walki, czy nowa metoda współdziałania? Technika dawnego parlamentu partyjnego była techniką walki, walki mniejszości z większością o władzę. Dwa obozy walczące „prawem” i „lewem”, jak się da, jakimikolwiek sposobami. To były utarczki. Jeżeli chodzi o stosunek parlamentu do rządu, to napięcie było jeszcze silniejsze, bo przecież rząd, to była ta część większości, która już piastowała władzę, trzymała się jej wszelkimi siłami, a o tę władzę toczyło się boje. Kiedy przychodził minister w tym dawnym systemie do parlamentu, to drżał, czy czasami nie będzie obalony.</u>
          <u xml:id="u-7.14" who="#komentarz">(P. Premier Sławoj Składkowski: Teraz też drży.)</u>
          <u xml:id="u-7.15" who="#WacławMakowski">Teraz nie powinien drżeć. Wiem, że to są pańskie słowa, Panie Premierze, i dlatego to powiedziałem. Teraz, kiedy minister przychodzi do sali sejmowej czy senackiej, nie powinien drżeć.</u>
          <u xml:id="u-7.16" who="#komentarz">(Głos: Ale drży. Wesołość.)</u>
          <u xml:id="u-7.17" who="#WacławMakowski">Powinien wiedzieć, że nie toczy się walka o jego władzę. Bo przedtem wszystko się traktowało pod kątem widzenia walki: czy trzeba będzie ustąpić, czy nie? A dziś Panowie doskonale wiedzą, że głosowanie, które nie jest po myśli ministra, nie pociąga jego ustąpienia. I nie ma dla nikogo żadnej niespodzianki, żadnej krzywdy, bowiem celem działania zarówno rządu jak i parlamentu nie jest zagadnienie objęcia władzy przez większość, ad hoc powstałą większość, ale jest zagadnienie najlepszego rozwiązania tego problematu, który jest przedmiotem obrad. Chodzi o to, w jaki sposób do tego najlepszego rozwiązania dojść.</u>
          <u xml:id="u-7.18" who="#WacławMakowski">I jeżeli już trzeba drżeć, to tylko o to, ażeby móc rozwiązać problemat tak, aby było dla samej rzeczy najlepiej. O te właśnie uczucia, o tę atmosferę, o ten charakter nowych stosunków chodzi mi tutaj, kiedy mówię o konieczności realizacji nowej Konstytucji w pracy parlamentu i rządu. Dzisiaj stosunek walki byłby zupełnie wadliwy. Stosunek pomiędzy rządem a parlamentem musi się opierać na współdziałaniu obydwóch stron. Różnica zdań pomiędzy parlamentem a rządem to nie votum nieufności, to merytoryczna różnica poglądów, którą można i trzeba wyrównać i trzeba włożyć w to wyrównanie możliwie największy wysiłek.</u>
          <u xml:id="u-7.19" who="#WacławMakowski">Parlament nie podzielony na kluby, to przyznaję szczerze, jest terenem o wiele trudniejszym. Nie jest dość ministrowi mieć poparcie klubu, musi on przekonać większość posłów i senatorów, a każdy z nich chodzi osobno. Nie dość jest porozumieć się z przywódcą klubu i dać jakąś polityczną obietnicę, ażeby pozyskać poparcie i większość. Trzeba merytorycznie znaleźć sposób, ażeby każdego z osobna posła i wszystkich razem dla zasady, dla idei, dla treści, dla merytorycznego zagadnienia pozyskać i przekonać. To też w tym sporze jedna i druga strona powinna być przekonana, a nie powinna być nigdy pokonana.</u>
          <u xml:id="u-7.20" who="#WacławMakowski">Jeszcze mamy wiele nawyków dawnej epoki. Boczymy się i gniewamy się wzajem na siebie. Nie widzimy, że to są sposoby niemodne, staroświeckie, coś jakby stara krynolina na tle dzisiejszych strojów współczesnych.</u>
          <u xml:id="u-7.21" who="#komentarz">(Wesołość.)</u>
          <u xml:id="u-7.22" who="#WacławMakowski">Parlament ma trzy zadania: budżet, kontrola i ustawodawstwo. Na budżet jest przewidziany czas, na kontrolę także, ale na ustawodawstwo? Na marginesie budżetu kontroli załatwia się szereg zagadnień pierwszorzędnej wagi w dziedzinie ustawodawczej. Trzeba powiedzieć, że to nie wystarcza. Fizycznie poprostu nie ma możności spełnić obowiązku ustawodawczego, a to jest obowiązek. Na tym również polega zmiana ustroju. Nie chodzi o podmiotowe prawo, ale chodzi o przedmiotowy obowiązek, o obowiązek, który musi być dobrze wykonany. Skarżymy się słusznie na stan naszego ustawodawstwa, to też musimy podjąć znowu zbiorowy wysiłek, ażeby udoskonalić to ustawodawstwo. Nie możemy tego w najmniejszej mierze lekceważyć, bo ustawa to jest miara nie tylko ładu, ale to jest miara poziomu moralnego społeczeństwa. Od tego, czy ustawa jest należyta, od tego zależy czy jest wykonywana i szanowana. Wielki stos rozmaitych przepisów prawnych, których nikt nie zna i nie uznaje, to droga do demoralizacji społecznej. Stare nawyki walki przeciw parlamentowi jeszcze trwają. Przyzwyczajono się widzieć w parlamencie zapaśnika z ringu walki wolno - amerykańskiej: Chwyć jak się da. W nowym ustroju parlament nie jest takim zapaśnikiem. Jest on pozytywnym współpracownikiem obok wszystkich innych organów Państwa, związanych w jedną całość pod zwierzchnictwem Prezydenta Rzeczypospolitej. Musimy starać się o to, ażeby kształtowanie nowych form współpracy oparło się właśnie na tej zasadzie Konstytucji.</u>
          <u xml:id="u-7.23" who="#WacławMakowski">To też na pytanie, czy zmienić coś w naszej Konstytucji, odpowiedziałem: jak dotąd nic, chcemy tylko wprowadzić ją w życie; chcemy, żeby organa państwowe rzetelnie współpracowały z sobą dla dobra Rzeczypospolitej, ażeby Państwo zespoliło obywateli w harmonijnej współpracy i ażeby nasze pokolenie spełniło swój obowiązek — podniosło Polskę wyżej.</u>
          <u xml:id="u-7.24" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-8">
          <u xml:id="u-8.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Śliwiński.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-9">
          <u xml:id="u-9.0" who="#ArturŚliwiński">Wysoka Izbo! W ostatnim czasie ukazała się książka, która narobiła wielkiego hałasu w szerokim świecie, a której tendencje wymierzone są przeciw najżywotniejszym interesom Polski. Mam na myśli książkę p. Jana Szeby...</u>
          <u xml:id="u-9.1" who="#komentarz">(Głosy: Wstyd, hańba!)</u>
          <u xml:id="u-9.2" who="#ArturŚliwiński">... znanego dyplomaty czechosłowackiego, do niedawna jeszcze ministra pełnomocnego w Bukareszcie. Ponieważ o tej książce szeroko rozpisywano się w prasie, poprzestanę na zaznaczeniu, iż w wielkim tomie, liczącym z górą 600 stron druku, autor zajmuje nienawistne stanowisko w stosunku do wszystkiego co polskie, a posuwa się tak daleko, iż uważa, że wschodnią granicę nasza powinna stanowić linia Curzona, gdyż Czechosłowacja graniczyłaby wtedy ze Związkiem Sowieckim.</u>
          <u xml:id="u-9.3" who="#komentarz">(Głosy: Hańba! Skandal!)</u>
          <u xml:id="u-9.4" who="#ArturŚliwiński">Szczególny posmak tej książce nadają dwie okoliczności. Poprzedza ją przedmowa ministra spraw zagranicznych Czesłowacji p. Krofty, a rekomenduje ją społeczeństwu czechosłowackiemu nagroda literacka miasta Pragi. W tych warunkach trudno uważać, by była ona wyłącznie wyrazem indywidualnych poglądów autora.</u>
          <u xml:id="u-9.5" who="#ArturŚliwiński">Kilka dni temu p. premier Hodża oświadczył publicznie, że minister spraw zagranicznych czechosłowacki, pisząc tę przedmowę, nie znał treści książki we wszystkich szczegółach.</u>
          <u xml:id="u-9.6" who="#komentarz">(Wesołość.)</u>
          <u xml:id="u-9.7" who="#ArturŚliwiński">Przyjmujemy z całą dobrą wiarą oświadczenie p. premiera Hodży, można sobie bowiem wyobrazić, że znalazł się pisarz, który napisał przedmowę do nieczytanej lub nienależycie przeczytanej książki. Ale kwestia postawiona w ten sposób jest tylko kwestią sumienności pisarskiej, a więc kwestia, nad którą nie ma powodu rozwodzić się szerzej. Natomiast niepodobna przypuścić, by p. Krofta, nie jako pisarz, ale p. Krofta jako minister spraw zagranicznych nie znał poglądów podwładnego mu dyplomaty, by firmował swoim nazwiskiem pracę, która by później dla niego samego stała się rewelacją.</u>
          <u xml:id="u-9.8" who="#komentarz">(Głos: Jakiego tam dyplomaty!)</u>
          <u xml:id="u-9.9" who="#ArturŚliwiński">Książka p. Szeby i przedmowa do niej poruszyły do żywego opinię publiczną w Polsce i Rumunii.</u>
          <u xml:id="u-9.10" who="#ArturŚliwiński">Społeczeństwo nasze nie manifestuje swych uczuć słowianofilskich, nie rozpływa się w deklamacjach nad braterstwem Słowian, a jednak niejednokrotnie złożyło dowody, że dążąc do zgodnego współżycia ze wszystkimi sąsiadami i z Państwem Czechosłowackim pragnie pozostawać w dobrych stosunkach. Jeżeli te stosunki coraz bardziej się mącą, nie po stronie polskiej winy szukać należy. Bo książka p. Szeby nie jest, niestety, wyjątkowym przykładem, świadczącym o usposobieniu Czechów w stosunku do Polaków. Czeski wiatr słowianofilski zawsze wieje w jednym i tym samym kierunku, a jeżeli chodzi o Polaków, to coraz częściej wieje im w oczy.</u>
          <u xml:id="u-9.11" who="#komentarz">(Głos: A dywizja syberyjska!)</u>
          <u xml:id="u-9.12" who="#ArturŚliwiński">Co szczególnie uderza w mentalności polityków pokroju p. Szeby, to ich niesłychane krótkowidztwo, to ich mania wielkości, która jak dym przesłania horyzont i deformuje pole widzenia. Ci politycy przypominają owych ludzi, co w zaślepieniu gotowi są rozwalić ściany sąsiedzkiego domu, nie zdając sobie sprawy, że gdyby uderzenia te mogły mieć odpowiednią siłę, ich własny dom zadrżałby w swych posadach i rozleciał się w gruzy.</u>
          <u xml:id="u-9.13" who="#ArturŚliwiński">Nie jest to żadna przenośnia, istnieje bowiem najściślejszy związek pomiędzy wskrzeszeniem Polski i krajów, które po światowej wojnie razem z nami rozpoczęły swój żywot niepodległy. Wprawdzie wysiłki tych krajów związane są niemal całkowicie z okresem światowej wojny, gdy wysiłki Polski — to długa i krwawa epopeja, którą zaczyna Kościuszko, a skończył Piłsudski. Inna była w przeszłości rola dziejowa Polski, innymi drogami musiał kroczyć nasz Naród, aby odzyskać swój byt niepodległy. Ale trzeba być pozbawionym poczucia rzeczywistości, trzeba być doszczętnie pozbawionym zmysłu historycznego, aby nie widzieć, że kardynalnym i nieodzownym warunkiem powstania państw nowych było przede wszystkim wskrzeszenie Rzeczypospolitej, tak jak ich dalsza niepodległa egzystencja uwarunkowana jest egzystencją niepodległej Polski!</u>
          <u xml:id="u-9.14" who="#ArturŚliwiński">Bez przesady powiedzieć można, że krwią polską przelaną w walkach o wolność przesycone są fundamenty państw, co jednocześnie z nami po wielkiej wojnie rozpoczęły wolne życie wśród wolnych narodów świata.</u>
          <u xml:id="u-9.15" who="#komentarz">(Głos: Tak jest!)</u>
          <u xml:id="u-9.16" who="#ArturŚliwiński">I nie jest to bynajmniej nasza zasługa. To jest rola historyczna Polski. Świadomość tej roli niekiedy przenika nawet do umysłowości polityków zagranicznych, którzy nie bacząc na interes swojej ojczyzny, przeciw Polsce podnoszą swe pięści. Mogą nam grozić! Nie zmieni to i zmienić nie może faktu, że ów związek pomiędzy egzystencją tych państw a egzystencją naszą leży w żelaznej logice dziejów i w przeznaczeniu dziejowym, jakie Polsce przypadło w udziale.</u>
          <u xml:id="u-9.17" who="#ArturŚliwiński">Dlatego też powiedzieć można, że błądzą i na manowce wkraczają politycy, którzy zabiegając w przyszłość, zapominają o przeszłości, co ukształtowała ich teraźniejszość. Oczywiście nie naszą jest rzeczą prostowanie dróg, jakimi kroczą dyplomaci czescy. Polityka zagraniczna Polski od początku istnienia Państwa Polskiego odznaczała się zawsze wielkim umiarem. Ktokolwiek szczerze i rzetelnie pragnie z nami zgody, napewno nie zawiedzie się na nas. Dotyczy to wszystkich państw, dotyczy i Czechosłowacji. Ale przecież powiedzieć trzeba, że całe społeczeństwo nasze ma dość uzasadnionych wyrzekań i skarg, które dochodzą nas od naszych rodaków z za Olzy. A dyplomata zagraniczny, który tęskni do zmiany naszych granic i tęsknocie tej publicznie daje wyraz, rozpoczyna grę wielce niebezpieczną. W ocenie tej gry cały nasz naród ma pogląd jednolity.</u>
          <u xml:id="u-9.18" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-9.19" who="#ArturŚliwiński">Niechże o tym poglądzie wszystkich warstw naszego społeczeństwa wie pan Szeba i jego współwyznawcy!</u>
          <u xml:id="u-9.20" who="#komentarz">(Długotrwałe oklaski. Głosy: Precz z Szebą!)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-10">
          <u xml:id="u-10.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Fudakowski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-11">
          <u xml:id="u-11.0" who="#KazimierzFudakowski">Wysoki Senacie! Uchwalenie budżetu państwowego daje ciałom ustawodawczym możność oceny działalności Rządu i wszystkich organów państwowych. Ograniczony czas nie pozwala mi objąć całej tej obszernej dziedziny, dlatego też zmuszony jestem ograniczyć się do kilku myśli, które postaram się wyłożyć jako miernik oceny tej działalności. Jasnym jest bowiem, że w zależności od tego, jaką się miarę przykłada do czynu, ten sam czyn może być dobrym, złym, korzystnym lub niekorzystnym dla Państwa.</u>
          <u xml:id="u-11.1" who="#KazimierzFudakowski">Niepodległy byt państwowy jest najdoskonalszą formą życia narodu, którą on sobie sam wywalczył, zachowuje, rozwija i za jej istnienie ponosi odpowiedzialność. I w tym rozumieniu walka o niepodległy byt i jego zachowanie nie jest czynem jednorazowym, chociażby to był czyn heroiczny i najwspanialszy w sobie, po którym, jak po każdej zwycięsko rozegranej walce, następuje błogosławiony stan pokoju, spokoju i chleb dobrze zasłużony, ale jest stanem stałym, a w każdym razie rozłożonym na liczne pokolenia.</u>
          <u xml:id="u-11.2" who="#KazimierzFudakowski">Ta stała walka o zachowanie, rozwój i pełnię niepodległego bytu jest ciężka i o wiele trudniejsza od jednorazowej heroicznej, albowiem składają się na nią w bezustannym zmaganiu z przeciwnościami wysiłki całego narodu, skierowane ku przysparzaniu dóbr moralnych i materialnych. W tym zmaganiu panować musi z nieubłaganą koniecznością gotowość do ofiar. Jeżeli z jednej strony każdemu obywatelowi powinno być coraz lepiej w ramach praw, które mu byt i dobrobyt zapewniają, to z drugiej ponad zdobyte prawa i przywileje górować musi obowiązek wobec Państwa.</u>
          <u xml:id="u-11.3" who="#KazimierzFudakowski">Polska bowiem nie może być ani klasową, ani robotniczą, ani chłopską, ani też pańską, w której istotę bytowania stanowiłaby walka wszystkich przeciw wszystkim, oparta o nienawiść. A Państwo Polskie nie może być czymś w rodzaju spółki handlowej z ograniczoną odpowiedzialnością, w której każdy odpowiada za całość tylko do wysokości swego wkładu i udziału, spółki, w której się płaci za spełnienie najelementarniejszego obowiązku wobec Państwa, gdzie każdy może powiedzieć: Ja płacę, ja wymagam, albo też może grozić gniewem związków międzynarodowych, jeśli wola jego nie jest realizowana. Naród polski przez wieki Polskę w jej pełni bytu tworzył, tworzy i tworzyć będzie. On jeden za nią odpowiedzialność ponosił, ponosi i ponosić będzie i z tego tytułu nikt z niego odpowiedzialności nie zdejmował, nie zdejmuje i zdejmować nie będzie.</u>
          <u xml:id="u-11.4" who="#KazimierzFudakowski">Jedną z więzi, umacniających nasz byt państwowy, jest ład prawny, a więc takie ustawy począwszy od zasadniczej, konstytucyjnej do opartych na niej szczegółowych, które by były zgodne z duchem narodu i obyczajem jego i w takiej ilości, ażeby mnogością swoją zapewniły ład, a nie tworzyły bezładu. Dlatego wcielenie w życie naszej Konstytucji, chociażby była ona niedoskonałą — tak jak to przed chwilą powiedział kolega Marszałek Makowski — jest częstokroć lepsze od działania poza nią, lub w nieustającej walce z nią. Nie znam lepszej drogi do udoskonalenia ustaw, jak ich wykonywanie. Jeśli ważną i niezmiennie obowiązującą wszystkich obywateli Państwa jest stara zasada prawna, że nikt nie może tłumaczyć swojego czynu nieznajomością ustaw, jeśli nieznajomość ta nie chroni go przed sankcjami i konsekwencjami, które ustawy przewidują, to o ileż bardziej zasada ta obowiązywać musi administrację państwową. Chwila, w której członek tej administracji powie, tłumacząc swe postępowanie, że w dziedzinie prawa jest laikiem i że nie zna się na nim, jest groźna, bo zachęca zwykłego obywatela kraju do lekceważenia prawa. Wtedy byt Państwa i jego bezpieczeństwo gwarantuje nie posłuch prawu, ale posłuch sile.</u>
          <u xml:id="u-11.5" who="#KazimierzFudakowski">Wszelako poza pisanym prawem istnieje jeszcze i konstytucja niepisana, ujęta w normy dobrych obyczajów, będąca skarbem którym naród żyje. Tymi skarbami są religia i na niej oparte prawa moralne i etyczne, rodzina, prawo jednostki do pełnego rozwoju duchowego i materialnego. Tym skarbem jest również cała przeszłość historyczna narodu, pomnażana i przekazywana z pokolenia w pokolenie.</u>
          <u xml:id="u-11.6" who="#KazimierzFudakowski">Jeżeli normy tej niepisanej konstytucji giną, pisane i oparte na niej ustawy zawisają w powietrzu. To też zachodzi pytanie: czy nam od tej strony coś grozi? Nie waham się powiedzieć, że tak, i to od strony komunizmu, którego cel jest podwójny: doszczętne zniszczenie podstaw moralnych, prawnych i materialnych, na których od wieków oparliśmy nasz byt narodowy i państwowy, i utworzenie na tych gruzach domniemanej szczęśliwości ludzkiej.</u>
          <u xml:id="u-11.7" who="#KazimierzFudakowski">W oparciu o nienawiść i walkę klas, o dogmat panowania jednej klasy społecznej nad innymi, stara się wprowadzić komunizm nowy ład. Nie tylko podporządkowuje jednostkę klasie, ale ją tępi i niszczy, doprowadzając do stanu zupełnej bierności i jałowości. Rezultaty są nam wszystkim znane, w zdziczeniu moralnym degraduje komunizm człowieka do stanu jaskiniowego, gdzie walka o kość ogryzaną musiała być życiem przypłacona, co uchodzi za cnotę, w dziedzinie zaś materialnej cofa ludzi do pierwotnego stanu niewolnictwa. W tym znaczeniu nie znam czarniejszej formy reakcji w pochodzie ludzkości ku postępowi moralnemu i materialnemu. Światoburczy w założeniu komunizm jest największym agresorem atakującym państwo od wewnątrz. Atakuje więc i Polskę, stosując znaną nam metodę walki nie jawnej pod własną flagą ideową, lecz przez przenikanie wszystkich komórek zbiorowego życia.</u>
          <u xml:id="u-11.8" who="#KazimierzFudakowski">Czy świadomość tego niebezpieczeństwa przeniknęła Rząd i czy znalazła swój odpowiedni wyraz w działaniu? Niewątpliwie tak, lecz w mierze niedostatecznej, szczególnie jeśli chodzi o działanie. Bo jakkolwiek podnieść trzeba z uznaniem stanowczość decyzji i działania Rządu, a w szczególności p. Premiera, to sądzę, że skuteczniejszym byłoby działanie prewencyjne. zapobiegające chorobie, niż represyjne, które przejawy choroby tłumi, nie lecząc jej. O tym najlepiej świadczyć może przebieg i rozwój zeszłorocznych wypadków w południowej Lubelszczyźnie, gdzie władza administracyjna nie mogła się uskarżać na brak informacyj, wskazujących na symptomy choroby, przedkładała jednak działanie represyjne nad prewencyjne.</u>
          <u xml:id="u-11.9" who="#KazimierzFudakowski">W okresie ubiegłych 18 miesięcy kolejne rządy uznawały za koniecznie dla normalnego życia państwowego skupienie żywych sił narodu. Myśl ta była przyjęta z aplauzem. Ale rzecz szczególna. W miarę tego, jak coraz wymowniejszy i jaskrawszy wyraz znajdowała w oficjalnych wystąpieniach Rządu, tym częstsze i głośniejsze stawały się utyskiwania na bezwład myśli publicznej, na jej dekompozycję, na brak lepiszcza ideowego, które by zespolić mogło myśli narodu i zmobilizować do stałego wysiłku i walki o wspólny cel. Sceptycy nawet posuwali się do przypuszczenia, że zachodzi atrofia myśli i uczuć w narodzie. Ale ci popełniali zasadniczy błąd, zapoznawali prawdę. Bo prawdą jest, żeśmy jako naród młodzi i silni, że niewyczerpana jest moc przywiązania do ziemi i związanej z nią przeszłości naszej, do tego, co pracą ducha i ramienia polskiego minione pokolenia stworzyły i zdobyły i z tych uczuć rodzi się i tkwi w nas patriotyzm czynny, i to absolutnie we wszystkich bez różnicy warstwach narodu. Chodzi tylko o to, żeby nie był wyrywkowy i heroiczny, ale żeby był wysiłkiem codziennym i ciągłym, żeby nam słowa nie zasłaniały treści, a ludzie — rzeczy, żeby nas nie dzieliły słowa, z których treść już dawno wyciekła, a czyn żeby był uznawany za dobry lub zły w zależności od jego wartości, a nie w zależności od tego, kto go wykonał.</u>
          <u xml:id="u-11.10" who="#KazimierzFudakowski">Zapewne obowiązek takiego zespolenia sił ciąży na samym społeczeństwie, ale ciąży i na Rządzie i na całym aparacie państwowym. To zespolenie sił aparat państwowy może wzmóc lub zahamować, może się na nim oprzeć, powołując do współpracy, lub też odepchnąć, przekładając posłuch rozkazom władzy nad współpracę obywateli. W ostatnich latach władza państwowa przedkładała jednak mechaniczny posłuch, wyzwalając ze społeczeństwa to wszystko, co było w wielu wypadkach słabizną charakteru, nad to, co było jego mocą. Dało się to odczuć w samorządzie, a w szczególności w gminnym samorządzie wiejskim.</u>
          <u xml:id="u-11.11" who="#KazimierzFudakowski">Ze wszystkich form naszego życia zbiorowego bodajże najstarszą i najbardziej zrozumiałą, bo zespoloną z odwiecznym obyczajem jest samorząd wiejski. Tam, w gromadzie znaleść można żywe zrozumienie interesu publicznego, stworzone nie przez zmienne ustawy, lecz przez odwieczne tradycje.</u>
          <u xml:id="u-11.12" who="#KazimierzFudakowski">W umysłach, wdrożonych do naginania interesu do nakazów interesu publicznego i posiadających w tym względzie odwieczną dyscyplinę, łatwo jest rozwinąć i uzasadnić interes państwa, jako najszerzej pojętej zbiorowości. Ten zmysł życia publicznego w ludności wiejskiej stanowi bezcenny kapitał. Dlatego błędem i stratą było zadanie gwałtu temu życiu przez ingerencję władzy administracyjnej w wyborach władz gminnych i przez nacisk kładziony na wybór ludzi dogodnych i posłusznych władzy, a nie wsi. Odtąd życie gminne na wsi albo zamarło, albo zostało spaczone, a urząd gminny stał się li tylko komórką administracji państwowej. W tym, sądzę, leży jedna z głębszych przeszkód w tak pożądanym zespoleniu żywych sił narodu, bo zrodzona z nieufności.</u>
          <u xml:id="u-11.13" who="#KazimierzFudakowski">Miniony rok budżetowy rozpoczęliśmy pod hasłem równowagi budżetowej, którą Rząd zwycięsko przeprowadza. Obecnie, chociaż hasło to w niczym na sile nie straciło i w nowym okresie budżetowym obowiązywać nas musi, to jednak nie może nam przesłaniać oczu na położenie gospodarcze kraju, z którym budżet Państwa tak ściśle jest związany.</u>
          <u xml:id="u-11.14" who="#KazimierzFudakowski">Nasze życie gospodarcze układa się pod naporem kilku nakazów: równowagi budżetu państwowego, podniesienia dochodu społecznego, zaspokojenia palących a zaniedbanych potrzeb państwowych i obronności kraju. Jest jeszcze piąty nakaz — krótkiego okresu czasu, w którym musimy wypełnić zaległości, aby dotrzymać kroku w pracy otaczającemu nas światu. Sprostanie tym nakazom przekracza siły jednego pokolenia, co niejednego napawa pesymizmem, ale pesymizm taki byłby naprawdę nieuzasadniony. Naród polski, który w okresie 17 lat zdołał Państwo własne zorganizować i dać mu siłę i podstawę trwałości, wywalczając sobie posłuch i poszanowanie w rodzinie narodów, dał miarę swej siły, żywotności, patriotyzmu i wykazał, że zdolny jest brać się za bary z trudnościami. I to nam pozwala mówić z poczuciem własnej siły o naszych słabościach.</u>
          <u xml:id="u-11.15" who="#KazimierzFudakowski">Jesteśmy krajem biednym, o niezwykle niskim poziomie dochodu i spożycia, a potrzeby państwowe musimy pokrywać, za wyjątkiem rzadkiego dopływu obcych kapitałów, z własnych środków. Stąd nagląca potrzeba wzmożenia dochodu społecznego, opartego o wzrost opłacalnej produkcji.</u>
          <u xml:id="u-11.16" who="#KazimierzFudakowski">Dysproporcja pomiędzy przyrostem ludności, a więc cennym i niewyczerpanym kapitałem mózgów i rąk ludzkich, a gromadzonym kapitałem w postaci wszelkiego rodzaju dóbr i wytworów zniknąć musi. Jednocześnie nakazem staje się dla Polski znalezienie należytej harmonii pomiędzy poszczególnymi gałęziami wytwórczości, a w szczególności pomiędzy rolnictwem a przemysłem. Tylko krótkowzroczność może przeciwstawić przemysł rolnictwu. Zastój w rozwoju przemysłu naszego, zacofanie i brak jego dochodowości oraz zaniedbania techniczne muszą się odbić i odbijają się fatalnie na stanie rolnictwa. Jak rozwój rynku wewnętrznego dla wytworów przemysłowych zawisł od opłacalnych cen na płody rolnicze, tak zbyt płodów rolniczych i zatrudnienie nadmiaru ludności rolniczej zawisły od rozwoju i opłacalności przemysłu naszego.</u>
          <u xml:id="u-11.17" who="#KazimierzFudakowski">Gdy mowa o rolnictwie, uważam za konieczne rozwiać pewne szkodliwe złudy albo i fałsz, szerzony w związku z niedawną zwyżką cen rolniczych. Słyszy się coraz częściej głosy, że trwająca od kilku miesięcy poprawa cen rolniczych przekreśla skutki już minionego kryzysu, co rodzi w niektórych ośrodkach chęć podniesienia opłat, jeżeli nie państwowych, to samorządowych.</u>
          <u xml:id="u-11.18" who="#KazimierzFudakowski">Otóż prawda jest następująca: jesteśmy w obliczu poprawy cen artykułów pochodzenia roślinnego, poprawiły się ceny świń, natomiast nie uległy zmianie ceny nabiału, płacone producentom; mało zwyżkowały jaja, a ceny żywca bydlęcego w ostatnich czasach spadły.</u>
          <u xml:id="u-11.19" who="#KazimierzFudakowski">Ale nawet gdyby było inaczej, to pamiętać trzeba, że osiem lat kryzysowych były nie przemijającą falą, lecz katastrofą, która dotknęła organizm rolniczy jeszcze nie wyleczony po klęskach wojny i ciosach, jakie mu zadała powojenna prokonsumencka polityka naszego Państwa. Pieniężne rozmiary tej klęski nie są jeszcze podsumowane, ale z pewnością sięgają paru dziesiątków miliardów. Wieś od ośmiu lat nie dojadała, nie budowała się pomimo przyrostu ludności, nie naprawiała i nie dokupywała nowych narzędzi. Wieś popadła w taki stan zadłużenia przy sztywnym poziomie niektórych kosztów produkcji, że tylko długie lata opłacalnych cen i skrupulatne wykonywanie przyznanych jej ulg mogą umorzyć skutki katastrofy wywołanej przez kryzys.</u>
          <u xml:id="u-11.20" who="#KazimierzFudakowski">I drugą nieprawdą, drugim błędem szerzonym jest alarmistyczne twierdzenie, że rolnictwo dąży, zaślepione swoim interesem, do nieograniczonej zwyżki cen, bowiem istotnie świadome jest tego, że tylko do granic opłacalnych cen iść może, granic, po za którymi może być katastrofa, bowiem nieuregulowana i rozpętana zwyżka mogłaby spowodować katastrofę odwrotną.</u>
          <u xml:id="u-11.21" who="#KazimierzFudakowski">Przed kilku laty, w dążeniu do krótkiego ujęcia celów naszej polityki rolniczej, wypowiedziałem zdanie i żądanie powiększenia naszej produkcji rolniczej w Polsce w okresie najbliższych 5 lat o wartość jednego metra żyta z morgi w warunkach zapewnionej opłacalności. Wówczas ściągnęło to na mnie liczne i nieżyczliwe krytyki, przeciwstawiano mi utyskiwania na klęskę urodzaju. Otóż dziś podtrzymuję z uporem moje poprzednie twierdzenie. Istotną klęską może być dla nas tylko brak środków żywności a nie urodzaj i nadmierne ceny na artykuły, których możemy nie mieć na sprzedaż. Dlatego z niepokojem i troską stwierdzić wypada, że w minionych latach produkcyjność rolnictwa i wzrost tej produkcyjności nie nadążał za wzrostem ludności.</u>
          <u xml:id="u-11.22" who="#KazimierzFudakowski">W ścisłym związku z programem gospodarczym stoi wielki plan inwestycyjny, przedłożony ciałom ustawodawczym w oddzielnej ustawie. Jego braki natury formalnej i rzeczowej, podnoszone w dyskusji na Komisji Budżetowej i w dyskusjach na posiedzeniach plenarnych, nie mogą zasłonić w oczach naszych istotnego jego znaczenia, które polega na tym, że jest on pierwszą próbą skoordynowania akcji Państwa w dziedzinie inwestycyjnej. Myśl tego planu jest zdrowa i śmiała, zakrojona nie na miarę przelotnej improwizacji, lecz na miarę poważnego ujęcia i zrozumienia interesu państwowego. Daje on pole do skupienia i potęgowania sił narodu i życzyć tylko wypada, by przewidziane na jego realizację środki nie zawiodły. Zapewne towarzyszy tym życzeniom troska o to, czy nie zdrenuje to i tak już słabego rynku pieniężnego i nie zatamuje normalnego rozwoju przedsiębiorczości. Sądzę, że tak być może, ale nie musi i że cała sztuka rządzenia na tym właśnie polega, aby tej ewentualności uniknąć. Mam nadzieję, że tej sztuki rządy nasze dokonają i w każdym razie w dużej mierze ona im się uda.</u>
          <u xml:id="u-11.23" who="#KazimierzFudakowski">Sądzę dalej, że po to, by wyzwolić zdrowe siły wytwórcze, tkwiące w narodzie, nie trzeba stosować osobliwych warunków cieplarnianych, lecz zapewnić im na stałe opłacalność nakładu pracy i kapitału, a nade wszystko wytworzyć atmosferę życzliwości, szczególniej w aparacie państwowym, i skończyć z poglądem, że zysk przedsiębiorcy jest czymś nagannym lub tolerowanym, gdy jednocześnie lokata pieniędzy w papierach wartościowych, przynoszących bez trudu i ryzyka kilkanaście procent, zyskuje miaro czynu patriotycznego.</u>
          <u xml:id="u-11.24" who="#KazimierzFudakowski">Ale spośród wymienionych nakazów, pod wpływem których musi się rozwijać nasze życie gospodarcze, na czoło wysuwa się obronność kraju. Wysuwa ją rozum, wysuwa patriotyzm, ale również najzdrowszy instynkt samozachowawczy narodu, który we wzmożonej sile obronnej Państwa widzi najlepszą gwarancję swego bytu niepodległego. Ta obronność wymaga dziś, gdy do obrony stawać muszą zmobilizowane narody, największego napięcia sił wytwórczych kraju, a nade wszystko takiej ciągłości ich rozwoju, która by bez załamania i bez przerwy zapewniała maksimum zasobów.</u>
          <u xml:id="u-11.25" who="#KazimierzFudakowski">Tymi myślami przejęty odnosiłem się i odnoszę w tej chwili do przedłożonego nam budżetu państwowego, w nich szukam miary w ocenie działalności Rządu, którą budżet odzwierciedla; z myśli tych jedno tylko wypływa, czy są one krytyczne, czy pozytywne: wspólna nam wszystkim troska, by z wysiłku tego, który reprezentuje budżet, pomnożona została siła i potęga Rzeczypospolitej Polskiej.</u>
          <u xml:id="u-11.26" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-12">
          <u xml:id="u-12.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Heiman-Jarecki.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-13">
          <u xml:id="u-13.0" who="#AleksanderHeimanJarecki">Wysoka Izbo! P. sprawozdawca i p. Marszałek Makowski w swoich przemówieniach podkreślali wagę i konieczność wzrostu dochodu społecznego. Stało się to już prawdą ogólnie przyjętą, bodaj że banalną, iż najważniejsze nasze zagadnienia i państwowe i społeczne mogą być rozwiązane tylko drogą powiększenia tego dochodu.</u>
          <u xml:id="u-13.1" who="#AleksanderHeimanJarecki">Jak wiemy wszyscy, mamy 8 milionów bezrobotnych na wsi, nie ma sposobu zatrudnienia ich, nie ma sposobu dania im zatrudnienia, żadna reforma rolna nie jest w stanie tym ludziom dać warsztatów pracy, trzeba sięgnąć do uprzemysłowienia, do wzmożenia wymiany. Co do tego jest zgodność opinii kompletna. Pewne różnice zarysowują się dopiero wtedy, kiedy zaczynamy się zastanawiać, jaką drogą te cele osiągnąć.</u>
          <u xml:id="u-13.2" who="#AleksanderHeimanJarecki">Otóż oczywiście istnieje cały splot zagadnień, który warunkuje dojście do tego rezultatu. Jest to zagadnienie kapitału, jest to zagadnienie drenażu kapitału przez Państwo, jest to stosunek psychiczny społeczeństwa do przemysłu i handlu, ale bodajże centralnym zagadnieniem, które leży w naszej mocy rozwiązać, jest kwestia — jak to p. Marszałek Makowski ujął w swoim przemówieniu — ram, w których ma się swobodnie rozwijać działalność społeczeństwa. Co do tego właśnie zachodzą różnice. To ogólnie ujęte zdanie p. Marszałka transponuje się zwykle w codziennych rozmowach na zagadnienie interwencjonizmu państwowego. To jest równoznaczne.</u>
          <u xml:id="u-13.3" who="#AleksanderHeimanJarecki">Interwencjonizm państwowy wykreśla ramy działalności swobodnej społeczeństwa. Otóż żeby rozwiązać to centralne i najważniejsze zagadnienie wzmożenia potencjału gospodarczego i wszystkiego co za tym idzie, powinny być ramy interwencjonizmu państwowego ściśle zakreślone. Rozumiemy, że interwencjonizm nie wynika z jakiejś doktryny, że rozwija się z dnia na dzień w miarę trudności, które się nasuwają, trudności gospodarczych, którymi całe nasze życie, jak zresztą i całego świata, jest w dzisiejszych czasach przetkane. Ale jak p. senator referent słusznie podkreślił w przemówieniu wygłoszonym na Komisji Budżetowej, powinniśmy prowadzić gospodarkę strukturalną, a nie dorywczą od wypadku do wypadku. Otóż zdaje mi się, że powinien być stosowany przy interwencjonizmie pewien miernik. Nawet w razie, gdyby poszczególne trudności można było drogą rozporządzenia usunąć, o ile by w konsekwencji nastąpiło rozszerzenie zakresu interwencjonizmu, powinno być tego rodzaju działanie kontrolowane i hamowane pod strukturalnym kątem widzenia.</u>
          <u xml:id="u-13.4" who="#AleksanderHeimanJarecki">Jakżeż interwencjonizm obecny oddziaływuje na istniejące jednostki gospodarcze, na komórki i na potencjalne jednostki gospodarcze, które w ludności się kryją, które powstać mogą? Otóż sytuacja jest dzisiaj tego rodzaju, że interwencjonizm wprowadza do warunków — i tak pełnych różnych ryzyk — jeszcze jedno ryzyko dodatkowe, ryzyko właściwie nieobliczalne. Każdy przedsiębiorca, który zakład chce stworzyć albo rozszerzyć, musi kalkulować, musi liczyć, przewidywać, co te inwestycje mogą mu dać. Przy dzisiejszej strukturze takie obliczenie jest prawie niewykonalne. Skoro czynniki nadrzędne decydują o tym, czy jakiś zakład ma być czynny w pełni, skoro często decydują o tym, po jakich cenach ma sprzedawać, skąd i za jaką cenę ma kupować, to właściwie wszystkie decyzje przechodzą na administrację, a w gruncie rzeczy ryzyko pozostaje na barkach przedsiębiorcy. Utrudnia to niezmiernie powstawanie nowych i rozszerzanie starych przedsiębiorstw i w moim przeświadczeniu do pewnego stopnia uniemożliwia to, co jest nam dzisiaj koniecznie potrzebne, to jest zaktywizowanie inwestycji.</u>
          <u xml:id="u-13.5" who="#AleksanderHeimanJarecki">W dyskusji budżetowej dużo debatowaliśmy na temat etatyzmu. Jestem przekonany, że nasz etatyzm — oczywiście poza przedsiębiorstwami pracującymi dla uzbrojenia Państwa, gdyż te wykluczam, jako będące poza dyskusją — wynika właściwie znowu nie z jakiejś doktryny, nie z tego jakoby Państwo chciało zagarnąć poszczególne dziedziny działalności gospodarczej. Nic podobnego; jest to pewien przymus, który wynika z nastawienia interwencjonistycznego. Jak starałem się wyjaśnić, interwencjonizm tłumi i stępia przedsiębiorczość. Wynikają wskutek tego dla Państwa niezaspokojone potrzeby, potrzeby pilne, potrzeby nagłe. W takiej sytuacji nie pozostaje Państwu nic innego, nie ma żadnego innego rozwiązania, jak przejęcie tych czynności przez przedsiębiorczość państwową. I taką drogą toczymy się powoli, bez uprzytomniania sobie właściwie celu, bez jakiegoś wytkniętego kierunku do coraz większego kapitalizmu państwowego.</u>
          <u xml:id="u-13.6" who="#AleksanderHeimanJarecki">Nie przystępuję do tego zagadnienia z jakimś doktrynerstwem. Nie uważam, że wszelki interwencjonizm państwowy jest zasadniczo zły. Zresztą nigdy takich epok nie było, żeby nie było interwencji państwa. Jest ona konieczna, a w wielu wypadkach niezbędna. Chodzi o to, jak doskonale określił prof. Tennenbaum, cytuję: „i wcale nie o to idzie, żebyśmy jeszcze więcej planowali, tylko o to, żebyśmy wiedzieli, co należy planowo ujmować, a co pozostawić wolnej grze przeciwstawności gospodarczej”.</u>
          <u xml:id="u-13.7" who="#AleksanderHeimanJarecki">Uważam, że ta linia niezmiernie ważna jest u nas zamazana i bardzo często przekraczana. Weźmy taką dziedzinę jak eksport. Eksport, jak wiemy, jest oczkiem w głowie Rządu i każdy z nas doskonale zdaje sobie sprawę, jak ważną jest rzeczą wzmożenie eksportu i każdy z nas pracujący w dziedzinie gospodarczej stara się w miarę swoich sił eksport podnieść, zresztą we własnym dobrze zrozumianym interesie.</u>
          <u xml:id="u-13.8" who="#AleksanderHeimanJarecki">Otóż czynności eksportowe obrosły u nas taką masą przepisów, rozporządzeń i paragrafów, że rzeczywiście ilość energii, którą trzeba włożyć w eksport, jest niezmiernie wielka. Może być, że wiążą się te przepisy z szeregiem innych rozporządzeń, ale zdaje mi się, że tu można by osiągnąć kolosalne uproszczenia i ułatwienia i tym niewątpliwie zwiększyć efekt, bo każdy najmniejszy hamulec musi wyładować się w zmniejszeniu efektu, który ma być osiągnięty.</u>
          <u xml:id="u-13.9" who="#AleksanderHeimanJarecki">Jeżeli w dziedzinie, którą Rząd z całą siłą popiera i gdzie widzimy wielkie wysiłki, mamy ten sam klimat utrudnień i rozporządzeń, całej masy przepisów biurokratycznych do przebrnięcia, to jest zrozumiałe, że w innych dziedzinach jest znacznie gorzej.</u>
          <u xml:id="u-13.10" who="#AleksanderHeimanJarecki">Ale jeszcze jedno szczególne zjawisko obserwujemy. Mamy ogromne przerosty interwencjonizmu, ale mamy i niedorosty. A więc np. dziedzina taka, co do której i przed wojną państwo również intensywnie interweniowało — mam na myśli kartele. Jestem zdania, że tu byłby interwencjonizm niezmiernie pożądany, gdyby przystąpić do likwidacji karteli, no a także zaniechać tworzenia karteli przymusowych. Nie będę mówił o wpływie karteli na ceny. Są to tematy omówione, wszystkim znane, nie ma co ich powtarzać. Chcę zwrócić uwagę tylko na wpływ, który kartele wywierają w zupełnie innej dziedzinie, mianowicie w dziedzinie nastawienia u przedsiębiorców. Wtedy, kiedy jest pewien ustalony kontyngent, kiedy jest ustalona cena, kiedy jest zamknięte koło przetwórców, kiedy są kontyngenty, to oczywiście przedsiębiorczość, aktywność, pomysłowość, chęć ponoszenia ryzyka u przedsiębiorców zanika. Jedno zjawisko pociąga za sobą drugie. Niestety muszę przyznać sam, jako przedsiębiorca i przemysłowiec, że to zjawisko u nas występuje bardzo silnie i póki będziemy tworzyli dla przemysłu środowisko, gdzie nie gra roli przeciwstawność, gdzie konkurencja jest zahamowana, gdzie jest pewna zamknięta formacja feudalna, to we możemy się spodziewać, aby tam element ludzki, który jest w gruncie rzeczy we wszystkich wypadkach przecież decydujący, odnowił się, aby się uaktywnił, aby stał się twórcą nowych komórek i pomnożycielem już istniejących. Łącz nie z tym obserwuje się też bardzo ważne zjawisko zahamowania dopływu nowych sił i talentów, które niewątpliwie istnieją w naszym społeczeństwie. Nie ma drogi do wybicia się. Skoro jest koło pewnych uprzywilejowanych feudałów zamknięte, to oczywiście nie można się spodziewać, aby te talenty, które tkwią w społeczeństwie, chciały akurat w tym kierunku pójść i swoje zdolności i ambicje przejawiać.</u>
          <u xml:id="u-13.11" who="#AleksanderHeimanJarecki">Proszę Panów, jest błędnym przypuszczenie, że jedynym motywem działania przedsiębiorcy jest chęć zysku, jak pan Marszałek Makowski się wyraził: „najwięcej zagarnąć, najmniej dać”. Nie jest tak i mam wrażenie, że nigdy tak nie było, przeciwnie, jednym z głównych motorów działalności każdego przedsiębiorcy jest ambicja, jest emulacja, chęć wykazania swoich zdolności. Jestem przekonany i obserwując te sfery i koła widzę to dokładnie, że ten element jest przynajmniej tak samo ważny jak chęć zdobycia pieniędzy. Oczywiście chęć zdobycia pieniędzy musi być, bo jakżeż rozwinąć aktywność, jak osiągnąć rezultaty, o ile warsztat nie będzie zysków odrzucał, o ile nie będzie dawał przedsiębiorcy, człowiekowi, który stoi na czele przedsiębiorstwa, możności rozwoju jeszcze szerszego, tworzenia jeszcze dalszego jakiegoś warsztatu i dalszej możliwości pracy. Łączy się z tym oczywiście pewna chęć wyżycia się, chęć rządzenia na pewnym małym odcinku. To są elementy niesłychanie ważne, które również mocno działają jak chęć zdobycia pieniędzy. I w tym kierunku interwencjonizm, moim zdaniem, zamyka możliwości rozwoju, zamyka możliwości wydobycia tych najtęższych ludzi na wierzch, a wydobycie się najtęższych ludzi na wierzch jest oczywiście połączone z zamieraniem innych jednostek. W czasie kryzysu była stosowana polityka taka, żeby ratować wszystkie przedsiębiorstwa. To się prawdopodobnie w dużej mierze udało, ale prężność i sprawność, i możność rozrostu najlepszych została tą drogą zahamowana. Jesteśmy obecnie w fazie koniunktury. I pierwsza już faza okazała, jak słabym jest nasz przemysł, jak mała jest jego dynamika. Pomimo wzrostu cen, pomimo wielkiego zapotrzebowania w zakresie inwestycji, niestety nie obserwujemy wielkiego ruchu. Nie widzimy, żeby ten okres koniunktury wyczekiwany przez tyle lat dał nam te efekty, których się wszyscy spodziewaliśmy.</u>
          <u xml:id="u-13.12" who="#komentarz">(S. Evert: A za co robić te efekty?)</u>
          <u xml:id="u-13.13" who="#AleksanderHeimanJarecki">Kwestia „za co” jest także w dużej mierze złączona z ludźmi. Nie podzielam tego poglądu, że kapitału zupełnie nie mamy, że o ile chcemy coś robić, kapitał może przyjść tylko z zagranicy. Kapitał z zagranicy przechodzi do jednostek, które zarabiają, nie przyjdzie natomiast do przedsiębiorstw, które nie zarabiają, ale uważam, że jeżeli, jak Pan Senator powiedział, strukturalnie trzeba przebudować gospodarstwo, to strukturalna przebudowa wyrazi się w akumulacji kapitału. Oczywiście nie można na przełaj, jakąś drogą skróconą, dojść do tego, to wymaga czasu i to wymaga pewnego trwałego działania tych strukturalnych sił, o których Pan Senator mówił.</u>
          <u xml:id="u-13.14" who="#AleksanderHeimanJarecki">Ale powracam do koniunktury. Jesteśmy w jej pierwszej fazie, niestety, z dużym opóźnieniem w stosunku do zagranicy. Wzrost koniunktury oczywiście ułatwia wszystkie pociągnięcia gospodarcze, ułatwia sytuację Skarbowi, ułatwia przemysłowi, ułatwia rolnictwu. Ale musimy pamiętać, że koniunktura nie jest wieczna, doświadczyliśmy tego boleśnie na sobie. Uważam, że ten okres koniunktury, który, daj Boże, aby trwał jak najdłużej, powinniśmy zużyć dla przebudowania tej części — raczej nie części, a tego okresu interwencjonizmu, który przerasta konieczne potrzeby, ażeby dać możliwości życiu gospodarczemu odżycia i rozwinięcia nagromadzonych funduszów i nagromadzonych zapasów dla przetrwania następnego okresu kryzysu.</u>
          <u xml:id="u-13.15" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-14">
          <u xml:id="u-14.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Michałowicz.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-15">
          <u xml:id="u-15.0" who="#MieczysławMichałowicz">Wysoka Izbo! Obronność Państwa, jak juz mówili moi przedmówcy, jest zasadniczym celem chwili obecnej. Komórką mózgu główną, która o obronę Państwa w czasie pokoju i w czasie wojny dba, jest aparat specjalny Ministerstwa Spraw Wojskowych; komórkami wspierającymi pracę komórki głównej są wszyscy obywatele, którym jest drogie ich Państwo.</u>
          <u xml:id="u-15.1" who="#MieczysławMichałowicz">Zwłaszcza w czasach obecnych, gdy obrona Państwa przestała być wyłącznym obowiązkiem armii, gdy walka o utrzymanie Państwa na należytym poziomie stała się obowiązkiem całego społeczeństwa, gdy we wszystkich państwach zostało rzucone hasło wojny totalnej, nie od rzeczy będzie, by członkowie Rządu poznali myśli członków społeczeństwa w tej, tak ważnej dla nas wszystkich, sprawie.</u>
          <u xml:id="u-15.2" who="#MieczysławMichałowicz">Czoło wielu członków społeczeństwa polskiego spowijają ciężkie chmury. Stawiamy sobie pytanie, czyśmy wszystko zrobili i czy wszystko robimy, by w chwili decydującej wesprzeć armię czynną mocnym ramieniem i mocnym duchem armii rezerwowej. Społeczeństwo zdaje bowiem sobie dokładnie sprawę, że armia wojskowych czynnych odgrywa we wszystkich państwach rolę kręgosłupa i jego sprawność wzmagają liczne formacje rezerwistów, wojskowych-cywilów. I dlatego uczciwy członek społeczeństwa pyta siebie w trosce o wielkie jutro, jakich cywilów, o jakim poziomie chowa społeczeństwo polskie dla swej przyszłej armii.</u>
          <u xml:id="u-15.3" who="#MieczysławMichałowicz">Ciężkie i wielostronne zadanie oczekuje nas wszystkich w tym egzaminie dziejów. Wiele zalet musi przyswoić sobie obywatel Polski w czasie pokoju, bo wszystkie zalety zdecydują o przyszłym zwycięstwie; wiele wad musi wypalić rozpalonym żelazem z duszy swojej, bo wady mogą stać się zarodkiem przyszłych klęsk. I dlatego każdy z nas musi pilnie rozejrzeć się w swym środowisku i podzielić się myślami, które mu jego środowisko nastręcza. Jako pedagog przychodzę ze środowiska młodzieży, owej, jak przyjęto mówić, „przyszłości narodu”.</u>
          <u xml:id="u-15.4" who="#MieczysławMichałowicz">Dwa są zbiorniki młodzieży. Jeden z nich da rezerwistę oficera, drugi rezerwistę żołnierza.</u>
          <u xml:id="u-15.5" who="#MieczysławMichałowicz">Głównym zbiornikiem przyszłych oficerów rezerwistów są uczelnie wyższe. Liczba studentów w nich wynosi mniej więcej 40.000 osób. Corocznie pewna część młodzieży wstępuje w progi uczelni, druga opuszcza je i idzie w życie. W ten sposób liczba 40.000 uwielokrotnią się i wzrasta w setki tysięcy. Przyjrzyjmy się owej młodzieży pod kątem przyszłości, pod kątem zadań, jakie postawi jej Państwo w chwili decydującej.</u>
          <u xml:id="u-15.6" who="#MieczysławMichałowicz">Pierwszą cechą oficera rezerwy, cechą podniesioną do potęgi cnoty jest dyscyplina, oparta na poczuciu praworządności. Gdzież jest to poczucie praworządności, gdzież jest to poczucie dyscypliny wśród szeregu ugrupowań młodzieży akademickiej lat ostatnich? Fakty godne pożałowania są znane wszystkim. Można by było mówić o nich w dyskusji nad budżetem Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Ale przyszły one do tego Ministerstwa z zewnątrz, wyrosły ponad granice tego Ministerstwa i stały się zagadnieniem ogólno-państwowym. I dlatego przy dyskusji ogólnej, w skali zagadnienia ogólno-państwowego o nich przemawiam.</u>
          <u xml:id="u-15.7" who="#MieczysławMichałowicz">Z powodzi faktów zacytuję tylko jeden. Na kilka dni przed wyborem rektora wszechnicy stołecznej ukazały się ulotki zapowiadające, że młodzież pewnego odłamu nie zgodzi się na wybór takich, a takich kandydatów. Przy tej sposobności szereg profesorów był nazwany, nie powiem jak, by nie obrazić tych murów. A w parę kwadransów po wyborze nowego rektora na dziedzińcu przed rektoratem uniwersytetu grupa młodzieży przebrana w togi i kaptury odbyła „sąd” nad przyszłym rektorem i nad czynnym prorektorem. Oskarżeni figurowali jako obecni odmalowani w postaciach nieprzystojnych na wielkich plakatach. Pomijam już brak poczucia „obiektywności” u ludzi, których szkoła średnia wypuściła ze świadectwem dojrzałości i którzy studiują „prawo” na wyższej uczelni. Ubolewam nad tym, że ci młodzieńcy pozbawieni zasadniczego poczucia prawa będą z czasem oficerami rezerwy, a więc przełożonymi szarego żołnierza, będą rozstrzygali jego sprawy, że ci młodzi nie mający wyczucia honoru, bo nie można uznać za honorowe postępowania owych zakapturzonych młodzieńców, będą nosili mundur oficerski, mundur, z którym właśnie poczucie honoru jest tak silnie związane.</u>
          <u xml:id="u-15.8" who="#MieczysławMichałowicz">Jeszcze smutniejsze refleksje nasuwają mi wypadki miesięcy ostatnich. Jako biolog rozumiem antagonizmy rasowe, jako biolog rozumiem nawet wylewanie się owych antagonizmów w walkach prowadzonych za pomocą siły fizycznej. Jako człowiek, usiłujący stanąć na pewnym poziomie etycznym, rozumiem, gdy jeden rzuca się na dwudziestu, natomiast jako człowiek, na pewnym poziomie moralnym stojący, nie rozumiem nigdy, że można rzucać się w dwudziestu na jednego, zwłaszcza, gdy tym jednym jest kobieta, W pierwszym wypadku mogę uważać to za przejaw odwagi, w drugim — za bezsporny wyraz tchórzostwa i, co gorsze, sadyzmu. Bo inaczej jak tchórzostwem skojarzonym z sadyzmem i sadyzmem skojarzonym z tchórzostwem tego rodzaju wyczynów nazwać nie mogę. Nie sądzę, aby materiał, o którym mówię, był dobrym nabytkiem dla korpusu przyszłych oficerów rezerwy.</u>
          <u xml:id="u-15.9" who="#MieczysławMichałowicz">Pragnąc być obiektywnym, muszę wprowadzić do powyższego rozumowania pewną korektę, muszę przyznać, że liczba wymienionych powyżej typów stanowi nieliczny odsetek wśród kilku dziesiątków tysięcy akademików polskich. Ale niewielka z tego pociecha, bo oto naprzeciw tej garstki stoi wielka masa młodzieży pozbawionej temperamentu, ludzi niezdolnych do jakiegokolwiek odruchu. Stać ich na szeptanie po kątach, nie stać ich na nic więcej. Jeżeli ujemnie oceniam pierwszą grupę, to nie mogę także ocenić dodatnio tej drugiej grupy, grupy podobnej do środowiska ślimaków. A i oni też przecież będą przyszłymi oficerami rezerwy. A i od nich też będzie się wymagało entuzjazmu w pewnej chwili. A czy oni, którzy teraz boją się nabić małego guza, będą zdolni poświęcić się, by nabić sobie guza wielkiego?</u>
          <u xml:id="u-15.10" who="#MieczysławMichałowicz">Chcę przerwać tę serię smutnych refleksyj. Jako przyrodnik znam prawo seryj, prawo wyżów i niżów. Młodzież polska akademicka miała swoje wzloty. Wierzę, że i w chwili obecnej drzemią w niej siły szlachetne. Życzę im, by jak najrychlej ukazały się na powierzchni życia.</u>
          <u xml:id="u-15.11" who="#MieczysławMichałowicz">Przechodzę teraz do drugiego zbiornika, zbiornika przyszłego żołnierza rezerwy. Żołnierz rezerwy — to nie produkt cudu, to nie produkt, powstający w chwili wezwania go do szeregów. To przetwór długich lat pracy całego społeczeństwa nad sobą podczas pokoju.</u>
          <u xml:id="u-15.12" who="#MieczysławMichałowicz">Przyglądam się od wielu lat pracy czynników wojskowych i podziwiam jej tempo; jestem z całym uznaniem dla ciągłości i gruntowności tej pracy. Ale jest to praca, powtarzam, czynników wojskowych i z wielkim niepokojem zapytuję siebie, co czynimy, my czynniki cywilne, czy pracujemy nad sobą, czy pracujemy nad naszymi współobywatelami? I znów szereg chmur gromadzi się dokoła mego czoła.</u>
          <u xml:id="u-15.13" who="#MieczysławMichałowicz">Masa, z której wychodzi szary żołnierz, wynosi ponad 80% ludności polskiej. Żyje ona, jak wiadomo, w bardzo ciężkich warunkach; znosi je z podziwu godnym stoicyzmem. W stosunku do młodzieży ze sfer inteligencji wypowiedziałem uprzednio szereg zastrzeżeń; w tym miejscu muszę z głębokim uznaniem podkreślić niezwykłą wytrwałość i bezgraniczne samozaparcie mas pracujących. Mają one poza tym piękną tradycję wypełnionych przez siebie obowiązków względem Państwa. Świadczy o tym walka na polach Racławic, na ulicach Starego Miasta w Warszawie, pod arsenałem w nocy Listopadowej. Długie są spisy ofiar rzemieślników polskich z r. 1863, oraz ludu w Poznańskim i na Śląsku w chwili zmartwychwstania Polski. Słyszeliśmy niedawno z ust autorytatywnych, bo samego p. Wicemarszałka Sejmu, że gdy w 1920 r. Ojczyzna znalazła się w niebezpieczeństwie, liczba samych członków P. P. S., zgłaszających się do armii przewyższyła liczbę karabinów w magazynach wojska.</u>
          <u xml:id="u-15.14" who="#MieczysławMichałowicz">Wysoko musimy cenić sobie rozsądek masy chłopa i robotnika polskiego. Wiele lat kryzysu, bezrobocia i nędzy nie zaprowadziły jej na brzegi anarchii. Ale wszystko ma swoje granice; może ją mieć i cierpliwość ludzi. Zorganizowanie życia gospodarczego, stworzenie znośnych warunków dla szerokich warstw, to zadanie wymagające długich lat pracy. Zanim uda się zorganizować życie gospodarcze kraju, zanim każdy otrzyma swój warsztat pracy, upłynie dużo wody. Nie mogąc dać masom dóbr materialnych, dajmy im narazie przynajmniej dobre słowo. Tu nasuwa mi się porównanie z pewnymi hasłami naszego sąsiada. „Siła przez radość życia” mówi sąsiad, „siła przez dobre słowo, gdy radości życia narazie dać nie możemy” — powiedziałbym zamiast tego. Tymczasem dobrego słowa tak często brakuje. Rozpanoszył się w Polsce suchy biurokratyzm, często sucha forma paragrafów zastępuje istotną treść.</u>
          <u xml:id="u-15.15" who="#MieczysławMichałowicz">Mamy 17 województw. Wyraz „wojewoda” oznaczał, jak mówią, człowieka, co woje wodzi. W obecnej organizacji wojny wojewodowie wojów wodzić nie będą ze swych województw, uczynią to jednostki do tego przeznaczone. Działalność wojewody jest więc związana więcej z okresem pokoju. „Si vis bellum, fingas pacem parare”, głosi znana sentencja. Czy nie warto by było wziąć to przysłowie poważniej i zamienić wyraz „fingas” wyrazem „para”? Spokój obywateli w państwie w okresie pokoju, to też jeden z warunków godnej postawy tego obywatela podczas zawieruchy wojennej i dlatego pragnąłbym, jak to powiedział swego czasu p. Premier, aby w czasie pokoju mniej było słychać odgłosu strzałów z poszczególnych województw.</u>
          <u xml:id="u-15.16" who="#MieczysławMichałowicz">Jestem człowiekiem staromodnym. Ale niektóre stare mody były dobre. Tak naprzykład moda na wojewodów i starostów dobrych gospodarzy dzielnic im powierzonych, na wojewodów i starostów opiekunów ludu. Nie mogę w tej chwili określić, ilu takich wojewodów dobrych gospodarzy i dobrych opiekunów Państwo Polskie w tej chwili posiada. Pragnąłbym, by liczba ich była jak największa, bo praca takich wojewodów i takich starostów wyda jak najlepsze owoce w chwili obrony Państwa.</u>
          <u xml:id="u-15.17" who="#MieczysławMichałowicz">Państwo, to nie wyraz od święta. Wyraz „państwo” ma swój trwały sens dnia codziennego. Wyraz państwo ma swoją treść, tą treścią — lud pracujący.</u>
          <u xml:id="u-15.18" who="#MieczysławMichałowicz">Był wielki człowiek w Polsce, który zrozumiał, że podejmując walkę o utrzymanie Państwa, trzeba ją oprzeć na chłopie. Był drugi jeszcze większy, który podejmując walkę o wskrzeszenie Państwa, rozpoczął ją od przygotowań dusz w halach fabrycznych. Panów generałów czeka w przyszłości poważne zadanie. Rozwiążą je, gdy wzorem obu wielkich mężów zarzucą na szlify generalskie gestem szczerym, gestem z czystego serca płynącym — sukmanę Bartosza i bluzę Okrzei w dzień walnej rozprawy.</u>
          <u xml:id="u-15.19" who="#komentarz">(Oklaski,)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-16">
          <u xml:id="u-16.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Wiesner.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-17">
          <u xml:id="u-17.0" who="#RudolfWiesner">Wysoka Izbo! Gdy dzisiaj jako przedstawiciel niemieckiej grupy narodowej zabieram głos w ogólnej rozprawie nad budżetem na rok 1937/38, nie czynię tego — muszę to zaznaczyć z góry — celem zajęcia stanowiska w stosunku do budżetu tylko jako krytyk, lecz w gorącym usiłowaniu, by moim przemówieniem i naszą pracą ukazać drogę, mogącą doprowadzić do złagodzenia stosunków w obrębie naszej grupy narodowej i harmonijnej współpracy z Narodem Polskim.</u>
          <u xml:id="u-17.1" who="#RudolfWiesner">Rozprawa ogólna nad budżetem daje nam sposobność wygłoszenia wytycznych naszej grupy narodowej. Rozprawa ta daje nam możność scharakteryzowania przed ciałem ustawodawczym stosunków, w których żyje niemiecka grupa narodowa i ukazania środków, którymi te stosunki mogą ulec polepszeniu i doprowadzić do rozwinięcia twórczych sił naszej grupy narodowej dla obopólnego dobra.</u>
          <u xml:id="u-17.2" who="#RudolfWiesner">Dnia 21 ub. m. p. pułkownik Koc wygłosił programową deklarację i nakreślił podstawowe wytyczne dla ustosunkowania się narodu państwowego do mniejszości. Wytyczne te brzmią jak następuje:</u>
          <u xml:id="u-17.3" who="#RudolfWiesner">„Wytyczną naszą w stosunku do mniejszości narodowych jest chęć bratniego współżycia obywatelskiego na tej ziemi, za którą w ciągu wieków przelewaliśmy krew, zakładając ogniska cywilizacji i broniąc ich przed zalewem barbarzyństwa. W historycznych procesach splotły się nasze losy. Zdajemy sobie sprawę z odrębności, stanowiących różnicę między nimi a nami. Uznajemy te odrębności jak długo nie godzą w interesy Państwa i o ile nie są rozmyślnie wyzyskiwane dla wznoszenia między nami muru chińskiego i gruntowania nienawiści”.</u>
          <u xml:id="u-17.4" who="#RudolfWiesner">Akceptujemy ideowo-polityczną deklarację p. pułkownika Koca nie tylko w jej części o mniejszościach, lecz w całości. Kto w ostatnich latach, a w ostatnich miesiącach w szczególności, dokładnie i sumiennie badał nasze dążenia, ten musi dojść do przekonania, że między naszymi dążeniami i deklaracją nie ma zasadniczych różnic — przeciwnie, nasze dążenia i wytyczne deklaracji się pokrywają. Nie domagaliśmy się nigdy przywilejów, lecz opieraliśmy się stale na Konstytucji i dążyliśmy namiętnie do urzeczywistnienia jej w praktyce i umożliwienia naszej grupie narodowej współpracy nad rozbudową Państwa a tym samym do pracy nad jej własną przyszłością.</u>
          <u xml:id="u-17.5" who="#RudolfWiesner">Gdy w ostatnich miesiącach nawoływaliśmy niemiecką grupę narodową do zajęcia stanowiska wobec naszych życzeń, to stało się to celem zadokumentowania przed ogółem, że niemiecka grupa narodowa przejęła nasze wytyczne i zwartym frontem dąży do ich urzeczywistnienia.</u>
          <u xml:id="u-17.6" who="#RudolfWiesner">Naszym przekonaniem ideowo - polityczna deklaracja p. pułkownika Koca zapowiada nową erę tak w życiu Państwa i Narodu Polskiego, jak i niemieckiej grupy narodowej.</u>
          <u xml:id="u-17.7" who="#RudolfWiesner">Państwo Polskie dąży dzisiaj do nowych form organizacyjnych i zamierza dać sobie oblicze polityczne, odpowiadające właściwościom narodowym narodu polskiego. Podkreślamy i objaśniamy nie po raz pierwszy, że dążenie to uważamy za najnaturalniejsze prawo narodu polskiego.</u>
          <u xml:id="u-17.8" who="#RudolfWiesner">Można było by nam zarzucić nieuczciwość i skrytość z naszej strony, gdybyśmy na tym miejscu chcieli złożyć deklarację, że niemiecka grupa narodowa zadowolona jest z obecnego położenia i nie ma powodów do narzekania, że niemiecka grupa narodowa uważa swój byt za zapewniony.</u>
          <u xml:id="u-17.9" who="#RudolfWiesner">Uważam za swój obowiązek dążyć do uchylenia panujących nieporozumień, do przekreślenia przeszłości i rozpoczęcia nowego życia. Rozpoczęcie nowego życia jest jednak uwarunkowane uznaniem zasad, dających niemieckiej grupie narodowej możność ukształtowania swego życia również według potrzeb narodowych i możność pracy nad własną rozbudową.</u>
          <u xml:id="u-17.10" who="#RudolfWiesner">Niemiecka grupa narodowa związana jest dwoma kręgami obowiązków. Podlega ona obowiązkom w stosunku do Państwa i do własnego narodu. Również obowiązki narodowe jak i obowiązki w stosunku do Państwa są nienaruszalne i święte. Na nich opiera się nasze życie państwowe i narodowe. Obowiązki te są nierozerwalne. Od spełnienia ich zależy harmonijna i owocna współpraca. Tak jak z własnego przekonania musimy dochować Państwu wierności, tak samo obowiązuje nas wierność dla narodu i żąda od nas spełnienia obowiązków w stosunku do narodu.</u>
          <u xml:id="u-17.11" who="#RudolfWiesner">Praca dla dobra Państwa i grupy narodowej niemieckiej będzie wtenczas owocna i korzystna, jeżeli wyjdzie ze stanowiska, że grupa narodowa tworzy na terenie całego Państwa nierozerwalną całość i że nie można jej traktować według poszczególnych dzielnic. Tak Państwo jak i naród polski muszą dojść do przekonania, że nasza grupa narodowa uważaną być musi jako rzeczywistość, dana przez Boga, której nie można w żaden sposób wyeliminować z życia publicznego. Zapatrywanie, nurtujące jeszcze w pewnych kołach, że grupę narodową niemiecką trzeba wynarodowić i podciąć jej podstawy życiowe, jest nie do zniesienia i szkodzi nie tylko nam, ale i Państwu. Trzeba się wreszcie pogodzić z myślą, że takie postępowanie trafi na zdecydowany opór całej grupy narodowej i scali ją w jedną zdecydowaną całość. Wiemy, że w kołach miarodajnych Państwa istnieje wola podciągnięcia wszystkich faktorów pod jeden mianownik — dla dobra ogółu, ale równocześnie wiemy, że praca ta paraliżowana jest w wielu wypadkach przez pewne organa państwowe i ich przedstawicieli.</u>
          <u xml:id="u-17.12" who="#RudolfWiesner">W toku dzisiejszej dyskusji generalnej nie będziemy opisywali nędzy, panującej na poszczególnych odcinkach wśród niemieckiej grupy narodowej. Wspomnę tylko krótko o dotychczas nie załatwionej kwestii strasznego bezrobocia, panującego w niemieckiej grupie narodowej, o uszczupleniu naszej platformy życiowej przez parcelację niemieckich posiadłości ziemskich, o upośledzeniu szkolnictwa niemieckiego, o niemożliwości wychowywania tysięcy dzieci niemieckich w mowie ojczystej. Sprawy te omówimy specjalnie na obradach, przeznaczonych dla tych spraw. Wszystkie te, dotychczas niezałatwione kwestie życiowe niemieckiej grupy narodowej, wykazują konieczność uregulowania naszego stosunku do Państwa i wskazują korzyści, wypływające z takiego uregulowania nie tylko dla nas, ale i dla Państwa, jeśli siły nasze nie będą krępowane, lecz w miarę naszych zdolności wykorzystane do rozbudowy Państwa.</u>
          <u xml:id="u-17.13" who="#RudolfWiesner">Wysiłki nasze w tym kierunku zostały często źle zrozumiane i dały powód do interpretacyj, idących na przekór naszym intencjom. Aby więc nie dopuścić do dalszych nieporozumień, wygłoszę z tego miejsca jeszcze raz nasze wytyczne, na podstawie których chcemy uregulować nasz stosunek do Państwa:</u>
          <u xml:id="u-17.14" who="#RudolfWiesner">1) przyznajemy się do zasady, że naród polski jest narodem państwowym i jako taki posiada wyłączne prawo stanowienia o własnym Państwie według własnych potrzeb;</u>
          <u xml:id="u-17.15" who="#RudolfWiesner">2) oświadczamy, że wytycznymi dla naszego życia narodowego będą tylko zasady narodowe i nasz światopogląd;</u>
          <u xml:id="u-17.16" who="#RudolfWiesner">3) jako uczciwi i rzetelni obywatele Państwa jesteśmy gotowi dołożyć wszelkich sił i starań do rozbudowy Państwa;</u>
          <u xml:id="u-17.17" who="#RudolfWiesner">4) oświadczamy, że chcemy zachować wierność Państwu jak i własnemu narodowi, wierność bowiem wobec Państwa nie tylko że nie wyklucza wierności wobec własnego narodu, lecz jej żąda;</u>
          <u xml:id="u-17.18" who="#RudolfWiesner">5) nasza praca opiera się na prawach i przepisach obowiązujących w Państwie, politycznie jesteśmy zupełnie niezawiśli od czynników pozapaństwowych, a życie nasze kształtować chcemy w ramach możliwości Państwa Polskiego;</u>
          <u xml:id="u-17.19" who="#RudolfWiesner">6) Jako Niemcy za granicą jesteśmy częścią całego narodu niemieckiego.</u>
          <u xml:id="u-17.20" who="#RudolfWiesner">Jesteśmy przekonani, że przyjęcie wygłoszonych zasad za podstawę umożliwi w Państwie spokojne współżycie wszystkich i da nam okazję do współpracy nad rozbudową Państwa, nie zostawiając nas na boku. Nadszedł czas, aby urzeczywistnić porozumienie. Wszyscy powinniśmy się starać, aby usunąć wszelkie istniejące nieporozumienia i opory i aby wreszcie nasze dążenia stały się rzeczywistością. Chodzi o życie dwóch narodów. Chodzi o to, czy i w przyszłości nieufność i nienawiść dalej dyktować będą normy działania, czy też zrozumienie i zaufanie staną się spójnią między narodem polskim a niemiecką grupą narodową. Jesteśmy mocno przekonani i posiadamy niezachwianą wiarę w możliwość urzeczywistnienia naszych dążeń i dołożymy wszelkich sił, aby cel ten został osiągnięty. Wszystkim tym, którzy są tej samej woli, podajemy rękę, a zaufanie to gruntujemy na niezmiernej miłości własnego narodu i poważaniu i należytym docenianiu każdego innego narodu.</u>
          <u xml:id="u-17.21" who="#RudolfWiesner">W wierze, że osiągniemy wyżej wskazane cele, będę głosował za przyjęciem budżetu.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-18">
          <u xml:id="u-18.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Hasbach.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-19">
          <u xml:id="u-19.0" who="#ErwinHasbach">Wysoka Izbo! Jako przedstawiciel mniejszości narodowej niemieckiej składam następujące oświadczenie.</u>
          <u xml:id="u-19.1" who="#ErwinHasbach">Niemiecka Rada Narodowa w Polsce jako przedstawicielka należących do niej organizacyj narodowościowych ze wszystkich dzielnic kraju na ostatnim swym zjeździe w Warszawie w dniu 2 marca r. b. sprecyzowała swoje stanowisko wobec ostatnich wydarzeń politycznych. Zrozumienie obecnej sytuacji obowiązuje zjednoczoną w Radzie niemiecką grupę narodowościową do uroczystego powoływania się na prawa zagwarantowane jej przez Konstytucję Rzeczypospolitej i do pracy wszelkimi dozwolonymi środkami nad przestrzeganiem tych praw, których ludność niemiecka trzyma się uporczywie i zdecydowanie. Rada powołuje się przy tym na historyczne prawo swojszczyzny niemieckiej grupy narodowościowej, oparte na pracy i dorobku pokoleń niemieckich na ziemi polskiej. Niemcy w Polsce od dawien dawna współpracowali pozytywnie w życiu publicznym, o ile Państwo im współpracę taką umożliwiło. Współpraca ta jest sama przez się zrozumiałą, tak samo jak zachowanie i przestrzeganie naszych żywotnych praw bytu narodowego. To zasadnicze ujęcie sprawy Niemcy w Polsce zgodnie podzielają nie tylko od dziś lub wczoraj, lecz od samego początku państwowości polskiej. Nie wymaga ono nowej proklamacji z naszej strony, gdyż jest głęboko zakorzenione w sercu i sumieniu obywateli polskich narodowości niemieckiej. Nie domagamy się również nowego ustalania praw, zagwarantowanych nam przez Konstytucję, ale żądamy tylko wykonania tych praw.</u>
          <u xml:id="u-19.2" who="#ErwinHasbach">Wychodząc z tego założenia Niemiecka Rada Narodowa w Polsce omówiła również deklarację Obozu Zjednoczenia Narodowego, wygłoszoną przez p. pułkownika Koca. Niemcy tak długo nie określą swego stanowiska wobec wygłoszonego programu, póki nowy Obóz Zjednoczenia Narodowego nie wypowie wyraźnie swej tendencji względem Niemców w Polsce. Ludność niemiecka w Polsce żywi nadzieję, że Obóz Zjednoczenia Narodowego, który program swój świadomie opiera na Konstytucji Rzeczypospolitej, ochronę wypływającą z tej Konstytucji zastosuje również i do niemieckiej grupy narodowościowej w Polsce. Rada opiera swoją nadzieję również i na potwierdzeniu ochrony konstytucyjnej przez miarodajne czynniki Wysokiego Rządu, więc przede wszystkim na oświadczeniu p. Premiera Sławoj Składkowskiego, że żadnemu obywatelowi Polski nie powinna się stać krzywda, poza tym na uroczystej proklamacji p. Ministra Spraw Zagranicznych Józefa Becka, że wszelka międzynarodowa ochrona mniejszości jest zbyteczna, gdyż Polska sama umie przestrzegać praw swych niepolskich obywateli.</u>
          <u xml:id="u-19.3" who="#ErwinHasbach">Obóz Zjednoczenia Narodowego chce Rzeczypospolitej Polskiej i narodowi polskiemu przysporzyć nowej świetności i nadać większego jeszcze znaczenia w świecie. Nie może zatem ominąć starego postulatu Unii Lubelskiej, że przy pełnym uwzględnieniu danych okoliczności wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, a zatem i Niemcy w Polsce, żyć mogą jako równi z równymi, jako wolni z wolnymi.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-20">
          <u xml:id="u-20.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Trockenheim.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-21">
          <u xml:id="u-21.0" who="#JankielTrockenheim">Wysoka Izbo! Zabierając głos w dzisiejszej generalnej debacie budżetowej, przypominam sobie fakt, który miał miejsce w tej Izbie w zeszłorocznej dyskusji. Po zakończeniu jednego z posiedzeń zeszłorocznych, na którym przedstawiciele społeczeństwa żydowskiego w Senacie zabrali głos i zobrazowali niezmiernie ciężkie położenie Żydów w Polsce, zwróciło nam uwagę kilku starszych senatorów, że częste przemówienia parlamentarzystów-Żydów w sprawie żydowskiej powoduje u części senatorów reakcję w formie wrogiego nastawienia w stosunku do sprawy żydowskiej. Dano nam do zrozumienia tym samym, że zdrowie'; dla sprawy było by ograniczyć ilość przemówień w sprawie żydowskiej.</u>
          <u xml:id="u-21.1" who="#JankielTrockenheim">Dyskusja, która rozwinęła się podczas obecnej debaty w Komisji Budżetowej Senatu, wykazała, że teza ta jest błędna. Tak bowiem w roku ubiegłym, jak i w roku bieżącym w Komisji Budżetowej Senatu nie zasiadają przedstawiciele żydowscy. Wysoka Izba uważała za rzecz zbędną dać w tej komisji, debatującej nad najważniejszymi i najżywotniejszymi zagadnieniami Państwa, mandat przedstawicielowi 3 i półmilionowej ludności żydowskiej. Jest to niewątpliwie wielka krzywda dla ludności żydowskiej, tam bowiem jest właściwe miejsce dla szczegółowego omawiania wszelkich żywotnych zagadnień. Wobec tezy wysuniętej przez wspomnianych uprzednio senatorów, że Żydzi wywołują debatę w sprawie żydowskiej, zdawało by się, że w obecnej Komisji Budżetowej Senatu winna być ta sprawa pominięta z powodu braku tych, którzy ją rzekomo wywołują. Mimo to sprawa ta została poruszona i szeroko debatowana na terenie komisji. Odbywał się tam formalny sąd nad Żydami, znalazł się prokurator, znalazł się obrońca i znalazł się książęcy świadek, który drogą pośrednią, bo przez swego przyjaciela jadącego tramwajem przez Nalewki, odnalazł właściwą przyczynę antysemityzmu, a mianowicie… zapach czosnku. Zabrakło jedynie na tej sprawie oskarżonego, gdyż widocznie uważano za stosowne, by przewód sądowy był zaoczny.</u>
          <u xml:id="u-21.2" who="#JankielTrockenheim">Będzie przeto rzeczą zrozumiałą dla Wysokiej Izby, że w obecnej generalnej debacie, kiedy my, przedstawiciele społeczeństwa żydowskiego, mamy możność przemawiania, będziemy mówić o sprawie żydowskiej i o sytuacji, w jakiej się obecnie Żydzi w Polsce znajdują.</u>
          <u xml:id="u-21.3" who="#JankielTrockenheim">Gwoździem wszelkich wystąpień z wszelkich trybun na terenie całej Polski jest kwestia rzekomego zmonopolizowania handlu przez Żydów, przez co umniejsza się zarobki ludności chrześcijańskiej i uniemożliwia się ekspansję wsi w kierunku miast. Istnieje więc jedna gałąź gospodarcza, w której Żydzi są reprezentowani ponad ich procentową ilość w Polsce i szuka się na to rady. Endecy znajdują punkt wyjścia w ekscesach antyżydowskich, rozbijaniu sklepów i straganów żydowskich, bojówkach i pikietowaniu przedsiębiorstw oraz rozbijaniu głów tym, którzy ich ideologii nie chcą się podporządkować.</u>
          <u xml:id="u-21.4" who="#JankielTrockenheim">P. Premier potępia ekscesy, uważa jednak, że walka ekonomiczna jest dopuszczalna. P. Minister Spraw Zagranicznych znajduje wyjście w emigracji części Żydów z Polski. P. płk. Koc, twórca Obozu Zjednoczenia Narodowego, w swej ideowo-politycznej deklaracji mówi w ustępie, poświęconym Żydom, co następuje: „Naturalną jest dążność społeczeństwa polskiego do samodzielności gospodarczej, tym bardziej jest zrozumiała w okresie przez nas przeżywanym, w okresie wstrząsów ekonomicznych i finansowych, gdy jedynie głębokie poczucie obywatelskie, ofiarność w stosunku do Państwa i bezkompromisowe związanie z Państwem swego życia i mienia mogą nam umożliwić wyjście z tych wstrząsów w stanie nieosłabionym”, a więc ideologicznie uzasadniony nakaz, by wyjąć z rąk żydowskich placówki ekonomiczne. Przeoczył widocznie p. płk. Koc słowa, wypowiedziane w expose rządowym w r. 1926, a więc słowa pierwszego Rządu po „przewrocie majowym”, w którym zasiadał Marszałek Piłsudski i którego był duszą i drogowskazem, brzmiały one w sposób następujący: „Rząd nie pozwoli, aby słuszne prawa obywateli narodowości niepolskiej na szwank były narażone, mniema bowiem, że zwalczanie jakiejkolwiek kategorii obywateli za ich język lub wiarę sprzeczne jest z duchem Polski. Rząd zmierzać będzie do łagodzenia tarć na gruncie narodowościowym i wyznaniowym i do wytworzenia harmonijnych warunków współżycia ludności różnych narodowości i kultur.</u>
          <u xml:id="u-21.5" who="#JankielTrockenheim">Wychodząc z założenia, że antysemityzm gospodarczy jest szkodliwy dla Państwa, Rząd uważa za konieczne przestrzeganie w zakresie swego działania zasady bezstronności i słuszności, bacząc, aby zwłaszcza w zakresie podatkowym i kredytowym, a także w zakresie kredytów produkcyjnych, kierowano się wyłącznie względami rzeczowymi, nie zaś względami narodowościowymi i wyznaniowymi”.</u>
          <u xml:id="u-21.6" who="#JankielTrockenheim">Konstytucje polskie, włącznie aż do ostatniej Konstytucji kwietniowej, będącej wyrazem ostatniej woli Marszałka Piłsudskiego, uznają pełne równouprawnienie wszystkich obywateli bez względu na język i wiarę.</u>
          <u xml:id="u-21.7" who="#JankielTrockenheim">Jak się przedstawia w rzeczywistości równouprawnienie Żydów w składzie personalnym pracowników urzędów i przedsiębiorstw państwowych? Jak się przedstawia w rzeczywistości równouprawnienie Żydów w urzędach i przedsiębiorstwach komunalnych? Jak się przedstawia równouprawnienie Żydów na kolejach państwowych, w tramwajach, elektrowniach, gazowniach, kopalniach i ciężkim przemyśle? Jak się przedstawia równouprawnienie Żydów w sądownictwie i na stanowiskach lekarzy ubezpieczalni społecznych? Mógłbym tego rodzaju pytania stawiać bez liku w stosunku do wszelkich oficjalnych placówek. Udział Żydów w tych wszystkich przeze mnie przytoczonych instytucjach nie wynosi nawet ułamka procentu, podczas gdy ludność żydowska stanowi 10% ogólnej ludności Państwa Polskiego.</u>
          <u xml:id="u-21.8" who="#JankielTrockenheim">Zarzuca się Żydom, że zagarnęli 80% handlu polskiego, podczas gdy ludność żydowska stanowi 10% ogółu ludności Państwa Polskiego. Mam przed sobą tabelę porównawczą wykupionych w roku 1933 świadectw przemysłowych dla przedsiębiorstw handlowych i stosunek przedsiębiorstw żydowskich do ogólnej cyfry.</u>
          <u xml:id="u-21.9" who="#JankielTrockenheim">W roku 1933 wykupiono w Polsce ogółem świadectw przemysłowych 395.335. Na tę ilość Żydzi wykupili 207.536, a więc nie 80%, lecz 52,5% . Panowie uważacie, że stosunek ten jest za duży. Mam na to radę. Liczba urzędników państwowych w Polsce wynosi 600.000. Dajcie nam możność zatrudnienia 60.000 Żydów w urzędach państwowych, co by odpowiadało stosunkowi ludności żydowskiej w Polsce do ogółu ludności, a natychmiast spadnie liczba kupców żydowskich.</u>
          <u xml:id="u-21.10" who="#JankielTrockenheim">Dajcie możność pracy Żydom w urzędach komunalnych, w przedsiębiorstwach państwowych i samorządowych, kolejnictwie, w ciężkim przemyśle, w ubezpieczalniach społecznych, a zmniejszy się w dalszym ciągu ilość kupców żydowskich o dalsze 100.000. W ten sposób pozostanie na ogólną liczbę około 400.000 wykupionych świadectw — 40.000 żydowskich placówek handlowych, a to przecież zadowoli wszystkich tych, którzy narzekają na przerost żydowskiego handlu, albowiem wynosić on wówczas będzie 10% ogólnej ilości świadectw, co odpowiada stosunkowi Żydów do ogólnej liczby ludności. Każdy kupiec żydowski z chęcią opuści swój sklep lub stragan dla uzyskania zatrudnienia w wyżej przytoczonych placówkach.</u>
          <u xml:id="u-21.11" who="#JankielTrockenheim">Dąży się do wypchnięcia Żydów z handlu, gdzie rzekomo jest przerost Żydów. Ale jak się przedstawia sytuacja w rolnictwie, gdzie tego przerostu nie ma? W województwie lwowskim i tarnopolskim wynoszą posiadłości ziemskie żydowskie 6% ogólnej ilości majątków ziemskich. Proszę zajrzeć, Wysoka Izbo, do Dziennika Ustaw nr 10 z dnia 15 lutego b. r. Znajdujemy tam spis majątków podlegających przymusowe mu wywłaszczeniu na cele parcelacyjne. Na ogólną ilość podlegających wywłaszczeniu w obydwóch województwach 26 majątków o powierzchni 8.246 ha, zostaje rozparcelowanych 16 majątków żydowskich o powierzchni 5.674 ha,...</u>
          <u xml:id="u-21.12" who="#komentarz">(Głos: Za mało)</u>
          <u xml:id="u-21.13" who="#JankielTrockenheim">...to znaczy 68% ogólnej liczby majątków podlegających parcelacji. A więc i w tej gałęzi, gdzie nikt zarzucić nie może, że jest nadmiar Żydów, prowadzi się politykę eksterminacyjną.</u>
          <u xml:id="u-21.14" who="#JankielTrockenheim">Na terenie więc parcelacji i przymusowego wywłaszczenia mają Żydzi ten wielki przywilej, że na 6% ogólnej własności ziemskiej są w tak znakomite j większości — 68%.</u>
          <u xml:id="u-21.15" who="#JankielTrockenheim">Pan Premier niejednokrotnie zapewniał z tej wysokiej trybuny, że nie pozwoli na ekscesy antyżydowskie. Na posiedzeniu senackiej Komisji Budżetowej przy rozpatrywaniu budżetu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych opowiedział P. Premier z wszelkimi szczegółami, jak osobiście udał się do Wysokiego Mazowieckiego i osobiście zajął się likwidowaniem tamtejszych wystąpień antyżydowskich, tak że nie grozi na razie ludności żydowskiej w tamtejszych okolicach żadne niebezpieczeństwo.</u>
          <u xml:id="u-21.16" who="#JankielTrockenheim">Ale zagraża życiu człowieka nie tylko rozbój i gwałt w formie, jaka tam miała miejsce. Jeśli nie dopuszcza się Żydów do tych licznych zawodów, do których ma dostęp cała ludność Państwa, jeśli dąży się do wyrugowania Żydów z tych nielicznych placówek, które im jeszcze pozostały, czyż nie jest to również pozbawieniem życia przez uniemożliwienie bytowania?</u>
          <u xml:id="u-21.17" who="#JankielTrockenheim">Istnieje kraj, w którym ilość Żydów przewyższa ich ilość w Polsce. Są to Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. A jednak nie ma tam kwestii żydowskiej. Nie istnieje ona dlatego, że obywatel nie jest rejestrowany według jego wyznania. Żydzi korzystają tam z faktycznego równouprawnienia. Nie zostali oni wpędzeni w gospodarcze,„ghetto”, są zatrudniani we wszystkich możliwych gałęziach handlu, przemysłu i instytucyj państwowych. Dość przytoczyć, że tak wysokie stanowisko jak stanowisko gubernatora stanu New-Yorku zajmuje Żyd Lechman.</u>
          <u xml:id="u-21.18" who="#JankielTrockenheim">A wszak jest rzeczą znaną, że wielka część Żydów amerykańskich pochodzi z Polski. Więc ci sami Żydzi polscy nie dają tam powodu do powstawania kwestii żydowskiej, a to tylko dlatego, że dano im normalne warunki życia.</u>
          <u xml:id="u-21.19" who="#JankielTrockenheim">Szereg mężów stanu i parlamentarzystów wypowiada się ostatnio, że należy szukać rozwiązania kwestii żydowskiej w Polsce. Ale Wysoka Izbo, jest rzeczą nie do pomyślenia, by rozwiązanie tej kwestii nastąpiło przez wypchnięcie Żydów z ich nielicznych placówek gospodarczych i doprowadzenie do nędzy milionów ludzi. P. Wicemarszałek Miedziński powiedział przed kilkoma tygodniami na posiedzeniu Klubu Dyskusyjnego Posłów i Senatorów te słowa:</u>
          <u xml:id="u-21.20" who="#JankielTrockenheim">„Prowadzone są rozmowy z rozsądnymi sferami żydowskimi, które doskonale sytuację rozumieją. Żydzi przybyli do Polski w okresie prześladowań w innych krajach Europy, a obecnie musi nastąpić odpływ Żydów z Polski”. Jeżeli p. Marszałek Miedziński, mówiąc o rozsądnych sferach żydowskich, miał na myśli tych Żydów, którzy oferowali hurtową transakcję emigracyjną, sięgającą miliona Żydów, to niestety na rozsądnych Żydów nie natrafił. Pomijając już praktyczną stronę tego fantastycznego i nierealnego projektu, gdyż w obecnym czasie nie ma krajów imigracyjnych i nie ma też potrzebnych na to kapitałów, muszę wskazać na niesprawiedliwe postawienie sprawy. My, Żydzi, żyjemy na polskiej ziemi przeszło 800 lat. Przelewaliśmy krew za wolność i odrodzenie Polski, ponosimy wszelkie ciężary państwowe w niemniejszym niż inni obywatele stopniu. Prawa nasze w Polsce są prawami nabytymi i w dodatku konstytucyjnie zawarowanymi.</u>
          <u xml:id="u-21.21" who="#JankielTrockenheim">Prawdziwie rozsądni Żydzi uważają, że rozwiązanie sprawy żydowskiej w Polsce jest możliwe jedynie przez zupełne, faktyczne, a nie papierowe równouprawnienie Żydów, dopuszczenie ich do wszelkich zajęć i urzędów, nie wpędzanie ich w gospodarcze „ghetto”, stworzenie warunków bytu, przy których mogliby wyzyskać swe zdolności dla siebie i dla dobra Państwa.</u>
          <u xml:id="u-21.22" who="#JankielTrockenheim">Takiego rozwiązania problemu żydowskiego, faktycznego równouprawnienia na wszystkich odcinkach życia domagamy się od Rządu i Wysokiej Izby.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-22">
          <u xml:id="u-22.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Kornke.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-23">
          <u xml:id="u-23.0" who="#RudolfKornke">Wysoka Izbo! Jednym z najważniejszych zagadnień w tej chwili w Polsce dyskutowanych jest sprawa przebudowy ustroju gospodarczo-społecznego przez uprzemysłowienie kraju. Realizacja tego hasła ma z jednej strony stworzyć tak bardzo potrzebną podbudowę dla obronności kraju, z drugiej strony wchłonąć bezrobotnych, a nawet zabrać nadwyżkę ludności wiejskiej. Jestem tego zdania, że plan ten da się urzeczywistnić tylko w tym wypadku, jeżeli rozpalimy dlań entuzjazm wśród całej ludności, a równocześnie jeżeli potrafimy zharmonizować prywatne inicjatywy z mądrą i przemyślaną akcją Państwa. P. Minister Kwiatkowski w ostatnich swoich przemówieniach rzucił plan wielkich robót inwestycyjnych, a na ich tle zasugerował opinię publiczną w kraju planem stworzenia wielkiego centrum przemysłowego w okręgu sandomierskim. Inicjatywie tej można tylko przyklasnąć. Spotkała się ona z uznaniem całego społeczeństwa, chodzi tylko o to, aby została dobrze i szybko przeprowadzona. I w tym miejscu nasuwają mi się pewne uwagi, które jakkolwiek łączą się ze Śląskiem, mają jednak znaczenie zasadnicze i to z punktu widzenia interesu całego planu państwowego. Nie ulega dla mnie najmniejszej wątpliwości, że kluczowe pozycje polskiego życia gospodarczego tworzy z jednej strony węgiel, a z drugiej żelazo. Wiemy o tym doskonale, że w dzisiejszych warunkach te dwa przemysły koncentrują się w przygniatającej większości właśnie w województwie śląskim. Jeżeli zatem chcemy urzeczywistniać budowę drugiego centrum przemysłowego w sandomierskim, oraz jeżeli chcemy dźwigać polski przemysł we wszystkich dzielnicach, w miarę istnienia warunków naturalnych, to przede wszystkim sama podstawa tego planu musi być solidnie ugruntowana i nie budzić żadnych wątpliwości z punktu widzenia swego technicznego i organizacyjnego przygotowania.</u>
          <u xml:id="u-23.1" who="#RudolfKornke">W tym miejscu przechodzę do rzeczy bardzo doniosłej wagi. Nasz przemysł żelazny w okresie wielkiego kryzysu doznał poważnych dewastacyj, które trzeba jak najrychlej wyrównać. Już ta koniunktura, która w tej chwili powstała w przemyśle żelaznym i która — jak przypuszczam — jeszcze się wzmocni, zaabsorbowała prawie w całości techniczną sprawność naszych warsztatów hutniczych. Licząc się zatem ze wzrostem zbytu w latach następnych, musimy sprawę nowych inwestycji w przemyśle hutniczym postawić jako zagadnienie bardzo pilne, tym więcej, że sytuacja z dnia na dzień komplikuje się jeszcze z innej przyczyny. Polskie hutnictwo pracuje przeważnie na surowcach zagranicznych, o które jest trudno i których cena w ostatnim czasie szalenie wzrosła. Postulat obrony Państwa wymaga, aby huty nasze przeszły na surowiec krajowy, co oczywiście łączy się znowu z zagadnieniem nowych robót inwestycyjnych w samym przemyśle żelaznym oraz rozbudowy kopalń rud. Wzrastające w ostatnim czasie ceny złomu i rud wysokowartościowych, spowodowane wyścigiem zbrojeń i popytem na żelazo, przewróciły całą kalkulację finansową hut. Według mego zdania nie może być mowy o utrzymaniu obecnych cen żelaza w Polsce, jeżeli ceny na surowiec pójdą dalej w górę. Potanienie kosztów produkcji jest jedną z naczelnych konieczności naszej gospodarki przemysłowej. Rentowność naszych zakładów hutniczych musi być z żelazną konsekwencją doprowadzona do pozytywnego wyniku, inaczej nie może być mowy o dostosowaniu naszego przemysłu hutniczego do nowych wymogów i warunków, jakie niewątpliwie powstaną, nie może być mowy o nadwyżkach, które powinny być zużyte na odnowienie i modernizację przestarzałych technicznych urządzeń.</u>
          <u xml:id="u-23.2" who="#RudolfKornke">Niezależnie od wysokich cen surowca, powodujących stały wzrost kosztów produkcji, mamy do zanotowania jeszcze jeden bardzo ważny objaw, który w równej mierze wpływa bardzo ujemnie na rentowność naszych zakładów hutniczych. Mam tu na myśli przerost administracji w naszym przemyśle żelaznym. Żadnymi praktycznymi względami nieuzasadniona nadmierna liczba dyrektorów i innych wysoko płatnych, najczęściej zbędnych, „sił” niesłychanie obciąża budżety przedsiębiorstw i zjada możliwe do osiągnięcia nadwyżki. Jakkolwiek od wypadku do wypadku przeprowadza się w celach oszczędności redukcje personelu administracyjnego, to jednak stosuje się je zawsze do średnich lub niższych pracowników, natomiast ilość wysoko opłacanych stanowisk stale rośnie i stosunki te pomimo ciągłych protestów ze strony krytycznie nastawionego społeczeństwa nie uległy zmianie na lepsze, gdyż rozwielmożniona u nas protekcja, uprawiana często nawet przez czynniki wysoko stojące, nie dopuszcza do usunięcia tego zła.</u>
          <u xml:id="u-23.3" who="#RudolfKornke">Byłby najwyższy czas, aby dygnitarze nasi przestali się zajmować protekcją, nie nadużywali swojego wpływu i nie przysyłali na Śląsk coraz więcej darmozjadów i jednostek tam niepotrzebnych.</u>
          <u xml:id="u-23.4" who="#RudolfKornke">Mogę o tych rzeczach mówić ze względu na to, że przecież 75% całego hutnictwa znajduje się w rękach Państwa i że władze mają w każdej chwili możność zbadania tych stosunków. Dlatego zwracam się z gorącym apelem do Pana Wicepremiera i Pana Ministra Przemysłu i Handlu, ażeby sprawę naszego hutnictwa wzięli jak najrychlej pod uwagę i w tym zakresie poczynili jak najszybsze kroki, warunki bowiem obiektywne, w których nasze huty pracują, zmieniają się na gorsze z dnia na dzień. Chcę przy tej sposobności stwierdzić, że radosnym echem odbiło się na Śląsku przejęcie Wspólnoty Interesów w ręce Państwa. W ten sposób bowiem uzyskaliśmy możność swobodnej dyspozycji w zakresie polityki żelaznej oraz wzmocniliśmy bardzo znacznie pozycję polskiego kapitału w dziedzinie drugiego niezmiernie ważnego surowca, a mianowicie węgla.</u>
          <u xml:id="u-23.5" who="#RudolfKornke">Jeżeli na podstawie czysto rzeczowych przesłanek poruszyłem sprawę żelaza, to na podstawie takich samych obserwacyj pragnę zwrócić uwagę Rządu na zagadnienie węgla. W okresie największego napięcia kryzysu dokonała się znaczna koncentracja przedsiębiorstw. Zarówno produkcja węgla jak i ilość zatrudnionych robotników spadła o połowę. Nadto załoga pracująca dotknięta została świętówkami i turnusami. W związku z ogólnym ożywieniem życia gospodarczego należy spodziewać się na tym odcinku znacznej poprawy. Już porównanie dwóch ostatnich lat wykazuje wzrost zbytu o 1.300.000 ton. Wzrost zbytu dokonał się na rynku wewnętrznym, natomiast eksport spadł.</u>
          <u xml:id="u-23.6" who="#RudolfKornke">Nie wchodząc w szczegółową analizę przyczyn spadku eksportu, stwierdzam ogólnie, że należało by dążyć z jednej strony do uporządkowania systemu zbytu na rynkach zagranicznych, z drugiej strony wpłynąć na zmianę klauzuli polsko-angielskiej celem uzyskania większej swobody eksportowej.</u>
          <u xml:id="u-23.7" who="#RudolfKornke">Jeżeli chodzi o rynek wewnętrzny, to opinia publiczna na Śląsku, zgodna zresztą z zapatrywaniami naszych władz wojewódzkich, domaga się zniesienia koncernów węglowych, a natomiast utworzenia jednego biura sprzedaży, które by mogło według racjonalnych zasad i zróżnicowanych cen rozbudować rynek polski. Doskonałą sposobność do załatwienia tej sprawy nasuwa termin kończącej się konwencji węglowej. Jesteśmy zwolennikami jak największego zbliżenia warsztatów produkcyjnych do konsumenta z wyeliminowaniem zbędnych i kosztownych pośrednictw.</u>
          <u xml:id="u-23.8" who="#RudolfKornke">Poza tym przyświeca nam jeszcze jeden cel: handel węglem i żelazem w Polsce powinien w sposób logiczny urzeczywistnić nasz program przesunięcia dyspozycyj w dziedzinie handlu w ręce elementu polskiego. Jest rzeczą bardzo ważną, aby handel węglem i żelazem był wykonywany przez polskiego kupca, aby sprzedaż tego artykułu mogła podtrzymać finansowo polskie spółdzielnie i polski handel. Już sama kombinacja węgla, żelaza i związków azotowych wystarczyłaby, moim zdaniem, do urealnienia tak bardzo pożytecznej działalności naszych spółdzielni rolniczych. Otóż zniesienie koncernów handlowych i wprowadzenie jednego biura sprzedaży umożliwiłoby planowe przepracowanie tego zagadnienia w stosunku do całego Państwa.</u>
          <u xml:id="u-23.9" who="#RudolfKornke">Na tym odcinku wyłaniają się jednak jeszcze inne potrzeby. Trzeba podnieść energię przemysłu, mianowicie w tym kierunku, aby w miarę narastającej koniunktury uruchomił kopalnie zamknięte, a mogące produkować miliony ton, węgla, oraz by zajął się rozbudową koksowni, które w tym roku z największym wysiłkiem, po uruchomieniu dodatkowych bateryj, będą w stanie zaspokoić potrzeby rynku. Na to zagadnienie zwracam uwagę Wysokiego Rządu, ponieważ niepokoi ono nas wszystkich na Śląsku. Jeżeli już rozpatruję te dwie dziedziny przemysłu śląskiego, to muszę zwrócić uwagę jeszcze na moment socjalny, łączący się z tym przemysłem. Kryzys pociągnął za sobą ogromne usprawnienie naszej pracy i racjonalizację metod. Górnik śląski wydobywa już dzisiaj z górą 2 tony węgla dziennie. Jest to bodaj najwyższa wydajność w całej zachodniej Europie. Tendencja krańcowych oszczędności, jaką stosuje przemysł, doprowadziła do tego, że mimo polepszającej się koniunktury wzrost załóg zaznacza się bardzo słabo, a w przemyśle węglowym nawet wcale nie ma miejsca. Otóż ten stan rzeczy nie może być dalej tolerowany. Na tle wielkiego i długie lata trwającego bezrobocia związki górnicze wysunęły postulat skrócenia czasu pracy. P. Premier zajął w tej sprawie stanowisko i na skutek tego znajduje się projekt rządowy w Izbach ustawodawczych. Chcę zaznaczyć, że cała opinia publiczna bardzo żywo interesuje się losem tej ustawy. Skrócenie czasu pracy w górnictwie powinno nastąpić jak najrychlej, a na podstawie ustawy Rząd powinien w najkrótszym czasie przystąpić do urzeczywistnienia tego słusznego postulatu robotniczego. Polska pod tym względem nie będzie wyjątkiem, takie same bowiem ustawy przeprowadzono już w praktyce gdzie indziej. Mogę się tu w szczególności powołać na Włochy, które przy 40 godzinnej pracy w przemyśle potrafiły nie tylko ostać się w walce konkurencyjnej, ale nawet wygrać wojnę z Abisynią.</u>
          <u xml:id="u-23.10" who="#RudolfKornke">Śląsk w pojęciu obywateli, którzy mieszkają poza jego granicami, uchodzi za krainę płynącą mlekiem i miodem. Tymczasem opinia ta jest w pewnych okresach czasu najzupełniej błędna. Szalejący od lat kryzys odbił się może najbardziej na Śląsku, co znalazło wyraz nie tylko w olbrzymiej koncentracji przemysłu, ale także w wielkim bezrobociu, które w punkcie najwyższym wykazywało z góra 140.000 zarejestrowanych bezrobotnych. I dzisiaj mamy tam olbrzymią armię 105.000 bezrobotnych. Fundusze, asygnowane ze źródeł publicznych na pomoc dla bezrobotnych, ogromnie zmalały, a akcja społeczna, chociaż bardzo dobrze jest zorganizowana na Śląsku, absolutnie nie wystarcza. Budżet Śląski jest za szczupły, by mógł na te cele asygnować większe sumy pieniężne. W dziale pomocy dla bezrobotnych ogromną rolę odgrywają roboty publiczne, uruchamiane co roku przez Fundusz Pracy. Powodują one poważne odprężenie na rynku bezrobocia. Otóż według informacyj, które dochodzą na Śląsk, kwota pierwotnie przewidziana na te cele przez Fundusz Pracy, a wynosząca 10 milionów zł, została zredukowana do 2.500.000 zł. Gdyby ta suma się utrzymała w Funduszu Pracy, oznaczałoby to katastrofalne załamanie się tych robót, które od kilku lał w dziale regulacji rzek, budowy dróg i linij kolejowych były prowadzone pod kątem widzenia zatrudnienia jak największej ilości bezrobotnych. Gdybyśmy nawet stanęli na tym stanowisku, że Śląsk jest lepiej zainwestowany niż inne tereny, to argument ten nie może wytrzymać krytyki wobec oczywistego najzupełniej faktu, że tu na Śląsku mamy z górą 100.000 bezrobotnych i że w interesie narodowym i państwowym leży ich zatrudnienie przy pożytecznych pracach publicznych.</u>
          <u xml:id="u-23.11" who="#RudolfKornke">Z tej przyczyny zwracam się do Pana Ministra Opieki Społecznej z prośbą, aby przewidziane na roboty publiczne na Śląsku kwoty podnieść do wysokości kwot zeszłorocznych.</u>
          <u xml:id="u-23.12" who="#RudolfKornke">W dyskusji na Komisji Budżetowej jeden z pp. senatorów postawił wniosek o zniesienie podatku specjalnego i zastąpienie go sumą wyjętą z budżetu śląskiego. Odpowiedział już na to wprawdzie p. senator Pawelec, ja jednak chcę tutaj jeszcze raz do tej kwestii wrócić. Należy pamiętać o tym, że z tych 70 milionów zł, które w budżecie śląskim są zawarte, samo szkolnictwo pochłania około 40%. Poza tym w tym budżecie mieści się kwota kilkunastu milionów na utrzymanie policji. Nadto na skarbie śląskim ciążą obowiązki pokrywania kosztów aparatu państwowego, wydatki na renty inwalidzkie, na służbę sanitarną, na opiekę społeczną, na utrzymanie szpitali, zaś wydatki inwestycyjne na drogi publiczne, regulację rzek i linie kolejowe są pokrywane również z budżetu śląskiego. Jestem przekonany, że gdyby województwo śląskie było przejęte przez Skarb Państwa, suma kwot przewidzianych na tę prowincję, musiałaby być znacznie wyższa. O zastąpieniu zatem podatku specjalnego kwotami zaczerpniętymi z budżetu śląskiego nie może oczywiście być mowy.</u>
          <u xml:id="u-23.13" who="#RudolfKornke">Przy tej sposobności chciałbym jednak poruszyć kwestię natury zasadniczej. Często mówi się o Ślązakach, jako o separatystach. Tymczasem wcale tak nie jest. Sam jestem Ślązakiem i mogę oświadczyć w imieniu tych wszystkich, którzy walczyli o wyzwolenie Śląska, że jesteśmy najgorętszymi zwolennikami wewnętrznego zespolenia Śląska z Macierzą.</u>
          <u xml:id="u-23.14" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-23.15" who="#RudolfKornke">Co więcej, że ożywia nas ambicja żywego współudziału w tworzeniu ogólnopolskich wartości narodowych i państwowych. Zdajemy sobie doskonale sprawę z tego, że bardzo ważnym elementem siły Państwa jest naród, zorganizowany na jednych zasadach, odczuwający swoją jedność psychiczną i działający za pośrednictwem dobrze zorganizowanego Państwa. Jeżeli cenimy sobie jakiś regionalizm, to tylko ten, który łączy się z pewnymi odrębnościami kulturalnymi poszczególnych dzielnic, odrębnościami, tworzącymi zawsze ożywcze źródło kultury ogólno polskiej. Autonomii śląskiej nie traktujemy wcale pod kątem widzenia materialnych korzyści, które ona rzekomo daje. Wręcz przeciwnie, sądzimy, że w interesie narodu polskiego leży, ażeby poziom kulturalny i gospodarczy Śląska Polskiego nie obniżał się, ale dotrzymywał kroku postępowi na Śląsku oddzielonym od nas kordonem.</u>
          <u xml:id="u-23.16" who="#RudolfKornke">Nasz wojewódzki samorząd daje nam te możliwości i stwarza dla nas platformę pozytywnej gospodarki i postępu kulturalnego. Samorząd bowiem uważamy za szkołę obywateli, za tę cząstkę wyodrębnionej władzy państwowej, która pozwala praktycznie współdziałać obywatelowi z władzami w dziedzinie spraw publicznych. I dlatego chociaż mamy szeroko rozbudowany samorząd na Śląsku, z tych właśnie przyczyn, my jako przedstawiciele Śląska będziemy popierać każdą inicjatywę zmierzającą do stworzenia samorządów w Polsce.</u>
          <u xml:id="u-23.17" who="#RudolfKornke">Co więcej, na podstawie naszych własnych doświadczeń jesteśmy przeciwnikami dawnych granic zaborczych, zachowanych do tej pory wbrew wszelkiej racji państwowej w administracyjnym podziale Państwa. Uważamy, że nowy podział administracyjny, wyprowadzony z całokształtu stosunków geograficznych, gospodarczych, socjalnych, kulturalnych i narodowościowych, jest problemem niesłychanie pilnym i ważnym. W razie podjęcia takiej akcji województwo śląskie powinno objąć całe zagłębie węglowe.</u>
          <u xml:id="u-23.18" who="#RudolfKornke">Zabierając głos w dyskusji budżetowej Senatu, chciałem zwrócić uwagę wszystkich na te problemy, które chociaż ilustrowane były materiałem śląskim, mają jednak swą wagę i znaczenie ogólnopaństwowe.</u>
          <u xml:id="u-23.19" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-24">
          <u xml:id="u-24.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Grajek.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-25">
          <u xml:id="u-25.0" who="#MichałGrajek">Wysoka Izbo! Kryzys i depresja gospodarcza przyczyniły się bardzo do wyjaśnienia naszej sytuacji gospodarczej. Zrozumieliśmy, jakie są przyczyny niedomagań. Upowszechniło się przekonanie, że ten cały kryzys nie miał i nie ma wyłącznego źródła w wahaniach koniunktury od nas niezależnych, lecz ma także i wewnętrzne przyczyny, które można i należy usunąć. Ale równocześnie wskazywano na to, że ostra depresja gospodarcza nie pozwala na gruntowniejsze reformy, że trzeba czekać lepszych czasów.</u>
          <u xml:id="u-25.1" who="#MichałGrajek">Jeżeli te lepsze w pewnym stopniu czasy nadeszły, należy uzdrowić naszą gospodarkę, by poprawić naszą budowę społeczną, by wyleczyć się z najbardziej jaskrawych błędów. Mówiło się, że w dobie depresji trudno ruszać system podatkowy, bo jego zmiana wywoła dalszy jeszcze spadek dochodów, że trudno przeprowadzać oszczędności w gospodarce państwowej, gdyż wtedy bezpośrednio zwiększy się bezrobocie. A wreszcie stwierdzono, że w dobie depresji Państwo nie może likwidować etatyzmu, gdyż musi pomagać gospodarstwu.</u>
          <u xml:id="u-25.2" who="#MichałGrajek">O reformie podatkowej było dużo mowy przed paru laty. Władze skarbowe zawsze uznawały jej potrzebę, ale w dobie kryzysu ograniczyły się do wprowadzenia różnych dodatków „kryzysowych'. Dodatki te zostały teraz, albo też zastąpiono je wyższymi stawkami podatkowymi, jednakże to wszystko nie posunęło naprzód sprawy reformy podatkowej. Studia, komisje to są rzeczy bardzo pożyteczne, ale czas na wynik tych studiów i obrad komisyjnych.</u>
          <u xml:id="u-25.3" who="#MichałGrajek">Nikt nie zaprzeczy temu, że nasz podatek dochodowy wymaga naprawy. Wiadomo powszechnie, że w naszym systemie podatkowym jest wiele niesprawiedliwości, że nie uwzględnia on dostatecznie potrzeb życia gospodarczego. Jeżeli mają być wprowadzone zmiany, to oczywiście najlepiej je przeprowadzać w atmosferze poprawy gospodarczej, bo wtedy uporządkowanie stawek podatkowych, nawet ich zniżki, nie Zachwieją wpływami skarbowymi, a pobudzą gospodarstwo do bujniejszego życia. Nie można z tym zwlekać.</u>
          <u xml:id="u-25.4" who="#MichałGrajek">A oszczędności w gospodarstwie publicznym? W wielu dziedzinach mamy przerost biurokracji. Biurokracja, pochłaniająca zbyt wiele sił, szerzy się w administracji państwowej, w samorządach, w ubezpieczeniach społecznych. Jeżeli Państwo chce bezboleśnie zmniejszyć swój personel, może ograniczyć zatrudnienie nowych sił właśnie w okresie poprawy, bo one wtedy gdzie indziej znajdą zatrudnienie. O ile więc naprawdę jest poprawa, o ile naprawdę zwiększa się stan zatrudnienia, można już teraz przywracać równowagę między liczbą tych, których utrzymanie płynie z podatków, a liczbą tych, którzy te podatki w przygniatającej mierze płacą.</u>
          <u xml:id="u-25.5" who="#MichałGrajek">Tymczasem nowy budżet przynosi liczby, dowodzące, że ilość pracowników państwowych wzrasta i to dość silnie; równocześnie wzrasta ilość emerytów.</u>
          <u xml:id="u-25.6" who="#MichałGrajek">Zajmowano się dawniej także z oficjalnej strony sprawą zbędnych przedsiębiorstw państwowych. Powołana została komisja, poświęcona badaniom tych przedsiębiorstw. Nie ogłosiła ona dotychczas wyników swej pracy. Widocznie badania te idą bardzo ciężko. Równocześnie Państwo coraz bardziej rozszerza swą przedsiębiorczość, a coraz mniej jest kontroli nad tą całą etatystyczną gospodarką.</u>
          <u xml:id="u-25.7" who="#MichałGrajek">Znamy liczne przykłady z przeszłości, które dowodzą, że świadomość niebezpieczeństwa budziła się u nas dopiero w ostatniej chwili i że wtedy największy nawet wysiłek nie zawsze był skuteczny. Podobne objawy można stwierdzić także i w dziedzinie ekonomiczno-przemysłowej. Kiedy tylko odczuje się jakąś ulgę, wówczas słabnie nasza energia i zapomina się o wielkich planach i zapowiedziach reform. Obecna sytuacja nie uprawnia do zbyt nadmiernego optymizmu. Tym bardziej trzeba się zdobyć na wielkie wysiłki, aby naprawić nasze gospodarstwo. Szczególnie powinniśmy walczyć przeciwko nadmiernym pensjom i kumulacji posad.</u>
          <u xml:id="u-25.8" who="#MichałGrajek">Wśród szeregu wniosków poselskich, zgłoszonych na sesję bieżącą, na pierwszy plan wysuwa się projekt ustawy o najwyższej normie wynagrodzeń, wypłacanych z funduszów publicznych. Projekt przewiduje, że pełne uposażenie funkcjonariusza publicznego łącznie ze wszystkimi dodatkami nie może przekraczać zł 1.500. Najwyższa norma wynagrodzenia urzędnika, piastującego stanowisko kierownicze, uznane za równorzędne ze stanowiskiem ministra, wynosić winna 2 tysiące zł. Odprawa lub odszkodowanie w razie rozwiązania umowy z funkcjonariuszem, pobierającym uposażenie w wysokości 1.000 złotych lub więcej, nie może przekroczyć 6-cio miesięcznego ostatnio pobieranego uposażenia zasadniczego. Wniosek dotyczy nie tylko urzędników administracyjnych, ale wszystkich osób, pobierających wynagrodzenia z funduszów publicznych, a więc wszelkiego rodzaju dyrektorów przedsiębiorstw państwowych i samorządowych, monopolów, zakładów użyteczności publicznej itp. Wniosek uznać należy jako wyraz opinii całego społeczeństwa z wyjątkiem garstki uprzywilejowanych, których interesów dotyczy bezpośrednio.</u>
          <u xml:id="u-25.9" who="#MichałGrajek">Zrównoważenie budżetu wymagało od społeczeństwa wielkich ofiar. Czasu do namysłu było niewiele, bo jak sobie przypominamy z zeszłorocznego expose budżetowego, wszelkie rezerwy skarbowe w chwili obejmowania teki ministra skarbu przez p. Wicepremiera Kwiatkowskiego były kompletnie wyczerpane. Zdecydowano się wówczas na środki doraźne, dające rezultaty natychmiastowe. Wprowadzono podatek specjalny od poborów urzędniczych, obniżono tzw. minimum egzystencji przy płacach pracowników prywatnych z 2.500 zł na 1.200 i podwyższono stawki w dziale II podatku dochodowego (uposażenia). Ciężar tych dodatkowych obciążeń odczuli najsilniej pracownicy najbiedniejsi, najgorzej wynagradzani, zwłaszcza że w drugim półroczu roku ubiegłego indeks cen i kosztów utrzymania wykazuje tendencję zwyżkową. Tym właśnie najbiedniejszym należy się w imię poczucia sprawiedliwości społecznej rekompensata. Trzeba stanowczo zmniejszyć wydatki Skarbu o tyle, by nie powstała przewidywana przez Wicepremiera konieczność przedłużenia podatku specjalnego. Wiemy, że pensje urzędników ściśle administracyjnych tylko w nielicznych wypadkach przekraczają zawarte we wniosku poselskim normy maksymalne. Jednakże w rozmaitych bankach państwowych, dyrekcjach monopolów, należących do Skarbu Państwa przedsiębiorstwach przemysłowych, handlowych i transportowych, wreszcie w przedsiębiorstwach miejskich wprowadzenie podanej we wniosku granicy uposażeń dałoby oszczędności naprawdę poważne. Zmniejszenie kosztów stałych tych zakładów w formie ograniczenia wydatków personalnych, znalazłoby wyraz w większych wpłatach do Skarbu Państwa względnie w redukcji dopłat skarbowych do tych przedsiębiorstw. Oszczędności te z kolei uczyniłyby rzeczą zbyteczną przedłużenie ponad uchwalony okres dwuletni poboru podatku specjalnego i tym samym polepszyłyby ciężkie położenie materialne najszerszych warstw urzędniczych.</u>
          <u xml:id="u-25.10" who="#MichałGrajek">Efekt moralny byłby ogromny. Najszersze warstwy przekonałyby się naocznie, że Rząd stara się skutki kryzysu rozdzielać równomiernie na wszystkich obywateli, że nie istnieje sztuczny podział na tych, którzy płacą i tych, których się renumeruje. Co więcej, Rząd miałby doskonały atut w ręku, by dążyć do obniżenia nadmiernych pensyj dyrektorskich w przemyśle prywatnym. Dziś, skoro pensje dygnitarzy w przedsiębiorstwach państwowych są na poziomie pensyj dyrektorów w prywatnych spółkach, trudno o jakąkolwiek presję w tym kierunku.</u>
          <u xml:id="u-25.11" who="#MichałGrajek">Jest jeszcze jedno palące zagadnienie, które pokutuje u nas od szeregu lat, to sprawa kumulacji posad. Morze atramentu wylano na ten temat. Jednakże zawsze potrafiły się znaleźć siły, umiejące sparaliżować wszelką w tym kierunku akcję. Znane powszechnie są fakty, iż jedna osoba piastuje równocześnie kilka dobrze płatnych stanowisk. W obecnych czasach masowego bezrobocia wśród inteligencji, gdy uniwersytety nasze wypuszczają co roku parę tysięcy absolwentów garnących się do pracy, ale kołatających napróżno do wszystkich drzwi, kumulowanie posad jest bezwzględnie niedopuszczalne, jest po prostu klęską społeczną, prowadzącą do deklasowania się wielu zdolnych jednostek spośród inteligencji zawodowej i do szerzenia się teoryj wywrotowych wśród poszukującej pracy młodzieży.</u>
          <u xml:id="u-25.12" who="#MichałGrajek">Od lat paru obserwujemy wzmożoną propagandę antypaństwową, obliczoną właśnie na sfery inteligencji. Rozmaite tygodniki o wyraźnym zabarwieniu polityczno-społecznym, rodzące się jak grzyby po deszczu są symptomem, który wiele może dać do myślenia. Wszelkie jałowe wywody, zapewnienia i argumentacje nic tu nic pomogą. Propaganda szerzy się dzięki sprzyjającym dla niej warunkom, powstającym na tle braku pracy. Jedynym skutecznym środkiem jej zwalczania, może być tylko stopniowa likwidacja tych warunków.</u>
          <u xml:id="u-25.13" who="#MichałGrajek">A pierwszym krokiem na tej drodze winien być zakaz kumulacji posad.</u>
          <u xml:id="u-25.14" who="#MichałGrajek">Pod koniec pozwolę sobie zwrócić uwagę na ciężkie warunki warstw pracujących oraz bezrobotnych. Jeden z naszych polskich ekonomistów, p. Stanisław Grabski, określił Polskę w swym odczycie jaki niedawno wygłosił w Warszawie, jako kraj postępującej biedy. P. Grabski wskazał na wielką ilość popełnianych dawniej i niestety dziś jeszcze błędów, oczywiście nie z winy pp. Premiera i Wicepremiera, jakie w naszej gospodarce narodowej popełniamy i dochodzi do przekonania, że musimy skupić wszystkie siły narodowo-twórcze. ażeby nie znaleźć się w obrębie nędzy sowieckiej.</u>
          <u xml:id="u-25.15" who="#MichałGrajek">Ażeby jednak dowieść, że wynurzenia p. Grabskiego nie należą wcale do rzędu „sfingowanego czarnomalarstwa” i świadomego przekręcania polskiej rzeczywistości, trzeba tylko wyjść do miejskich dzielnic tam, gdzie mieszkają robotnicy, albo do naszych wiosek, a wnet się przekonamy, że to, co mówi ekonomista, to nie burzenie w celach potęgowania opozycji, to nie produkt zbyt czarnej wyobraźni, ale wiemy obraz dnia dzisiejszego w Polsce. Aby ten obraz wiernie sobie przedstawić, nie potrzeba nawet iść do miejskich centrów robotniczych albo do zbiedzonych wiosek, gdzie spotkać można głodne i — jak stwierdzają statystyki — zagrożone gruźlicą w 60 procentach dzieci polskich robotników, obdarte, z krzywicą kości, ale wziąć choćby najmniejszą gazetkę i wczytać się już nie w artykuły, ale małą kronikę, po której przeczytaniu będziemy mieli w przybliżeniu obraz polskiej nędzy. Nie ma ani jednego dnia, aby kroniki nie przynosiły, że w tym albo innym mieście padł na ulicy człowiek z wycieńczenia, albo że bezrobotny odebrał sobie życie. Tego rodzaju wypadków mógłbym podać dziesiątki i setki, gdyż one prawie codziennie się zdarzają w Polsce i wiernie odzwierciedlają naszą dzisiejszą rzeczywistość.</u>
          <u xml:id="u-25.16" who="#MichałGrajek">Wśród tych nieszczęśliwych mamy wysoki procent ludzi, którzy w walkach wyzwoleńczych brali udział, a którzy ani pracy, ani wystarczającego zasiłku nie otrzymują. W wielu wypadkach stali się ofiarami brutalnych pracodawców, którzy nie bacząc na zasługi położone wobec Ojczyzny, wyrzucili ich na bruk. Biada nam i Polsce, jeżeli ten obraz nędzy nie zdoła wstrząsnąć sumieniem narodu.</u>
          <u xml:id="u-25.17" who="#MichałGrajek">Nas stać na to, aby Polskę sprowadzić z tej „drogi postępowej biedy i nędzy”. Nas stać na to, aby w Polsce dać chleb i pracę wszystkim obywatelom, aby w tej Polsce wyśnionej, wymarzonej, żadne dziecko, żadna matka z głodu nic zapłakały. Ale tego dokonać może cały naród wtenczas, kiedy wstrząśnie nim sumienie.</u>
          <u xml:id="u-25.18" who="#MichałGrajek">Przepędzić trzeba różne hieny kapitalistyczne, kartelowe, zgnieść czarny wyzysk gospodarczy, a utorować drogę sprawiedliwości społecznej. Rząd, który tę misję wykona, zasłuży się nie tylko Polsce, ale tym milionom obywateli polskich, których uchroni od ssącego polipa kapitalistycznego, który na nędzy ludu robi złote interesy. Droga, którą kroczy Polska, musi doprowadzić do potęgi i dobrobytu, trzeba zmienić tylko pochód, aby nie wpaść w bagno, z którego nie ma powrotu.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-26">
          <u xml:id="u-26.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Malski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-27">
          <u xml:id="u-27.0" who="#SMalski">Wysoki Senacie! Wchodzimy w końcowy okres naszych prac nad budżetem, tj. rozważenie go i przyjęcie na plenarnych naszych obradach.</u>
          <u xml:id="u-27.1" who="#SMalski">Gdy patrzę na te kolumny cyfr, ich zestawienia, na preliminarz jako wyraz naszych dzisiejszych zamierzeń — mam wciąż przed oczami szereg obrazów naszej rzeczywistości: zestawienie tej skromnej racji żywności, wydzielanej przez komitety pomocy bezrobotnym, którzy marzą o pracy, miski niesolonych często ziemniaków w licznych rodzinach chłopskich w przeludnionych wsiach, patrzących bezradnie na otaczający je coraz szerzej krąg biedy, te dni tak często opłakane łzami żon i matek robotników i inteligencji pracującej, stroskanych jak wyżywić, odziać swe rodziny, za co kształcić dzieci — i tych, którzy mają tyle, że nie tylko używają, ale często nadużywają swych bogactw; w dziedzinie wychowania i kształcenia, zestawienie tych dzieci, które nie mają szkół i należytej opieki wychowawczej — głodu elementarnej oświaty — z oderwanymi często od życia lub nie nadążającymi za nim pracami i kierunkami na naszych wyższych uczelniach.</u>
          <u xml:id="u-27.2" who="#SMalski">Nie uruchomiliśmy w pełni naszych podstawowych wartości, tj. pracy i ziemi — wychowanie i szkolenie nie dało jeszcze odrodzenia się człowieka i tego głębokiego ruchu umysłowego, któryby wywołał poważne zmiany i oderwał nas od starych błędów i przyzwyczajeń.</u>
          <u xml:id="u-27.3" who="#SMalski">Prawdziwa wielkość, na którą jesteśmy skazani pod grozę zagłady każe nam stale mieć przed oczami to wszystko, co stanowi codzienną wielkość i małość obywateli, co jest wartością codziennego życia.</u>
          <u xml:id="u-27.4" who="#SMalski">Rachunek ten stawia przed nami wyraźny imperatyw wyjścia z obecnego stanu, nakazuje to nam nasza sytuacja gospodarcza i polityczna, należny mam udział w życiu narodów i państw. Rachunek pozytywów, które posiadamy, to własne niepodległe Państwo, własny Rząd, własna armia, własna szkoła i własny kapitał pracy — to wszystko pozwala nam na rozwinięcie na tej szerokiej podstawie wszystkich sił narodu w marszu ku lepszemu jutru, ku lepszej przyszłości.</u>
          <u xml:id="u-27.5" who="#SMalski">Na ruchu naszym wzwyż ciąży jednak nie tylko wspomniany niedawno przez p. Wicepremiera Kwiatkowskiego ołów milionowych rzesz nie konsumujących i szukających zajęcia dla swych rąk, ale też bezwład naszych dotychczasowych przyzwyczajeń — szkoły myślenia, nieżyciowych doktryn, wygód jednostkowych czy grupowych oraz braku umiejętności przewidywań i odwagi stawiania wielkich celów i wielkiej konsekwencji ich realizacji.</u>
          <u xml:id="u-27.6" who="#SMalski">Na tle tej rzeczywistości działalność władz Państwa, której ilościowe raczej ujęcie daje preliminarz budżetowy, musi być zewnętrznym wyrazem świadomości celu, który zamierzamy osiągnąć oraz umiejętności operowania wszelkimi wartościami materialnymi i duchowymi obywateli. Budżet nasz, to ciągle jeszcze budżet wegetacyjny, to obraz naszych przyzwyczajeń do biadających prowizoriów i gospodarki łatania dziur i konieczności bieżących.</u>
          <u xml:id="u-27.7" who="#SMalski">Plan inwestycyjny i plan reformy rolnej uznaję jako pierwsze oznaki gospodarki profilaktycznej czyli zapobiegania dziurom w miejsce dotychczasowej łataniny. To jednak nie wystarczy, albowiem analiza naszej sytuacji nakazuje mobilizację wszystkich naszych wartości duchowych i materialnych dla osiągnięcia jakby jednym skokiem potencjału narodowego, odpowiadającego rzeczywistym siłom Polski.</u>
          <u xml:id="u-27.8" who="#SMalski">Plan gospodarki konstruktywnej daje nam obraz pozytywnych przewidywań, i podciągania liberalnych tendencyj na szczebel istotnych naszych możliwości i potrzeb. Jedynie z góry planowana gospodarka konstruktywna może opłacić koszty mobilizacji energii narodowej. Żadne półśrodki poprzez uwzględnianie partykularnych interesów grup społecznych lub egoizmów jednostek bezmyślnie chciwych i ambitnych — nie powstrzymają dążenia świadomych sił narodu do zorganizowania gospodarki państwowej według planów, które uruchomią wszystkie zdolne do pracy siły oraz środki materialne narodu.</u>
          <u xml:id="u-27.9" who="#SMalski">Obrona Państwa jest dziś nie do pomyślenia drogą magazynów mob, zasilanych importem. Dlatego niepodległość gospodarcza musi stać się fundamentem wszelkiej akcji, związanej z obroną Państwa, która nie ma być pustym dźwiękiem, lub co gorsza, zasłoną dymową dla egoizmów grupowo-społecznych, lub chciwości jednostek.</u>
          <u xml:id="u-27.10" who="#SMalski">Nakaz Naczelnego Wodza hasłem: „Przede wszystkim obrona Państwa”, przestawił zwrotnicę naszego myślenia wegetatywnego na myśl o gospodarce konstruktywnej. Uwzględnia ona w pierwszym etapie te elementy, które uruchomiają lub wzmagają warsztaty pracy, związane z obroną Państwa.</u>
          <u xml:id="u-27.11" who="#SMalski">Należą do niej w równej mierze gospodarka rolna, jako podstawowy warsztat wytwarzania żywności, oraz gospodarka przemysłowa, jako warsztat przetwórczy surowców na broń, lemiesz, lub inne narzędzia pracy.</u>
          <u xml:id="u-27.12" who="#SMalski">Nakazy Naczelnego Wodza i konieczność przez niego wskazana zmuszają nas do pełnego obudzenia twórczego instynktu życia.</u>
          <u xml:id="u-27.13" who="#SMalski">Im bujniej celowo ujęta i wyposażona przejawi się nasza siła życia, tym skuteczniej i umiejętniej obronimy się przed niebezpieczeństwami.</u>
          <u xml:id="u-27.14" who="#SMalski">Dlatego musimy integralnie związać życie narodu z zadaniami Państwa. Życie wszystkich warstw społecznych musi tętnić w jednym organizmie narodowym.</u>
          <u xml:id="u-27.15" who="#SMalski">Wspólnoty narodowej nie da się zrealizować na mechanicznym zestawieniu w imię solidaryzmów nienaturalnych, np. masy głodnych z kilkunastu tysiącami przesyconych, milionów biednych — z tysiącami bogatych, łaknących oświaty — z tymi, którzy ten głód zaspokoić mogą, tęsknoty do moralności w życiu publicznym — z nieuczciwością, obłudą i serwilizmem.</u>
          <u xml:id="u-27.16" who="#SMalski">Każdy chyba z nas zdaje sobie sprawę z tego, że równocześnie na tle tych procesów społeczno-gospodarczych budzić się musi i umacniać świadomość narodowa tych warstw społecznych, które historia nasza przedrozbiorowa eliminowała ze współudziału w pracy i odpowiedzialności za losy Państwa, a które rządy zaborcze wszelkimi środkami starały się wypaczać.</u>
          <u xml:id="u-27.17" who="#SMalski">Niema dziś chyba żadnego rozbudzonego Polaka, któryby nie marzył o wielkim wspólnym wysiłku całego narodu w marszu ku wielkości duchowej i materialnej Polski.</u>
          <u xml:id="u-27.18" who="#SMalski">Musimy w czynach, a nie tylko w słowach wyrzucić na zasłużony śmietnik wszelkie linie podziału, produkowane zwykle przez megalomańskie grupy, okopujące się solidarnie na zyskownych pozycjach. Natomiast chcemy wprowadzić podział według przydziałów pracy, która musi być i będzie wykonana.</u>
          <u xml:id="u-27.19" who="#SMalski">Przy tym podziale przydzielimy pracę wszystkim zdolnym do jej wykonania nie ze względów charytatywnych, nawet nie dlatego, że naszym następcom chcemy przekazać prócz długów również odpowiadający im przyrost wartości gospodarczych, lecz przede wszystkim dlatego, że ilość niezbędnej do wykonania pracy, związanej choćby tylko z obroną Państwa, jest tak olbrzymia, że wszyscy muszą otrzymać przydziały, a nawet na najbliższe lata potrzeba wydatnie wzmóc tempo tej pracy, aby wyrównać dotychczasowe niedociągnięcia i zaniedbania. Dopiero wówczas będzie można realnie mówić o potędze i mocarstwowości Polski. Dopiero wówczas śmieszna dziś nieraz i przesadna fanfaronada pseudopatriotyczna znajdzie wyraz w męskim stanowisku i twardym ostrzeżeniu na zewnątrz.</u>
          <u xml:id="u-27.20" who="#SMalski">W imię praw naszego własnego niezależne go życia, wstrzymanego przez niewolę w swym normalnym rozwoju — naśladownictwo koszarowego zdyscyplinowania sąsiadujących z nami organizmów państwowych — nie odpowiada naszej naturze. Jednak we współzawodnictwie konkretnych osiągnięć wykazać musimy zdolność zdyscyplinowanego działania, wzmocnionego rzetelnością stosunku do Państwa.</u>
          <u xml:id="u-27.21" who="#SMalski">Obecnie rozpoczęta akcja konsolidacji narodowej nie powoduje zmiany ani postawy zasadniczej, ani pracy tych kolumn, które maszerując we właściwym kierunku, wyprzedzały pozostałe.</u>
          <u xml:id="u-27.22" who="#SMalski">Reasumując, stwierdzam, że w związku z pracami parlamentarnymi i w zainteresowaniach społeczeństwa zostały ruszone z martwego punktu dwa zagadnienia o znaczeniu kapitalnym z punktu widzenia interesów obrony Państwa. Są to zagadnienia reformy rolnej oraz inwestycyj, tj. sprawy warsztatów produkcji rolnej oraz przemysłowej. Jakkolwiek oba zagadnienia zostały omówione i rozstrzygnięte ciągle jeszcze według starych recept, tzn. w zupełnej dysproporcji do konieczności państwowych, a nawet naszych istotnych możliwości, to jednak na tle narastającego zrozumienia jedności i rzeczywistych sił narodu będziemy je traktować jako wstęp do pojmowania interesów Państwa nadrzędnego względem egoizmów jednostkowych, lub grupowo-społecznych. Dlatego do nadzoru nad wykonaniem powinni być powołani ludzie uczciwi, fachowo przygotowani, bezinteresowni i bezkompromisowi w ocenie faktów; ludzie, dla których warsztat pracy będzie treścią ich życia, a celem — osiągnięcie pozytywnych rezultatów dla całości.</u>
          <u xml:id="u-27.23" who="#SMalski">Oceniając te sprawy na poziomie czasów, w których żyć i działać musimy, chcemy podtrzymywać nadzieje, że ingerencja Państwa do wszystkich dziedzin życia, zwłaszcza gospodarczego, zapewni przy najbliższym planowaniu i budżetowaniu zupełnie inny stosunek uwzględnionych potrzeb narodu do uwzględnionych interesów egoistycznych grup i jednostek. Tymczasem zwracać będziemy najbaczniejszą uwagę na wykonanie budżetu i planów nie tylko dlatego, że dobre wykonanie nawet skromnego zamiaru jest lepsze od złego wykonania zamiarów najlepszych, ale głównie dlatego, że najwyższy już czas dla nas zastosować w praktyce zasadę: podstawą powodzenia zamiaru jest dobre wykonanie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-28">
          <u xml:id="u-28.0" who="#AleksanderPrystor">Zarządzam przerwę do godz. 16.</u>
          <u xml:id="u-28.1" who="#komentarz">(Przerwa od godz. 14 min. 3 do godz. 16 min. 12.)</u>
          <u xml:id="u-28.2" who="#AleksanderPrystor">Wznawiam posiedzenie. Głos ma s. Schorr.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-29">
          <u xml:id="u-29.0" who="#MojżeszSchorr">Wysoki Senacie! Dostąpiłem zaszczytu zasiadania w tej Wysokiej Izbie z mocy ustawy kwietniowej i aktu nominacyjnego Głowy Państwa jako obywatel Rzeczypospolitej na równi z innymi obywatelami wyposażony w prawa i tymi samymi obarczony obowiązkami. Po upływie niespełna dwóch lat sytuacja moja gruntownie się zmieniła. Czuję się postawiony jakby poza nawias Państwa, poza granicą ogólnego porządku prawnego. Jestem w sytuacji prawnej, którą prawnicy nazywają stanem ex lex.</u>
          <u xml:id="u-29.1" who="#MojżeszSchorr">Doniosłe i w naszych warunkach politycznych miarodajne oświadczenie wyobcowało mnie wraz z 3 milionami mnie podobnych z grupy ludności polskiej, ba — nawet z podgrupy mniejszości narodowych. Postawieni zostaliśmy poza nawiasem czynnika ludnościowego w Państwie jako 3-milionowa grupa kandydatów na emigrantów.</u>
          <u xml:id="u-29.2" who="#MojżeszSchorr">W ciągu dość krótkiego czasu w niezmienionym ustroju konstytucyjnym, w tym samym pod względem prawnym i gospodarczym Państwie, z obywatela reprezentującego dążenia i potrzeby wielkiego odłamu obywateli Państwa, zdegradowany zostałem do rzędu emigranta in Sie, reprezentującego jakąś obcą, efemeryczną, przejściową grupę żydowskich przybyszów. Przyznaję, że tej metamorfozy nie mogłem przewidzieć ani dotąd nie umiem związać z obowiązującą Konstytucją, ani wysnuć z aktu nominacyjnego. Nic dziwnego, skoro przełom ten, jest dziełem faktów, które mało na ogół liczą się z normami prawnymi i aktami urzędowymi.</u>
          <u xml:id="u-29.3" who="#MojżeszSchorr">Wysoka Izbo! W kwestii stosunku do Żydów przemawia się dzisiaj szeregiem języków tak, że szukamy daremnie ścieżki, by z tego labiryntu poglądów i zapatrywań znaleźć wyjście, straciliśmy poprostu orientację.</u>
          <u xml:id="u-29.4" who="#MojżeszSchorr">A więc przede wszystkim przemawia się do nas najgórniejszym językiem — językiem konstytucyjnym. Tam opieka Państwa obejmuje wszystkich bez względu obywateli Rzeczypospolitej, wszystkich do jednakowych pociąga obowiązków i wszystkim jednakowe przyznaje prawa, żadnych różnic, żadnych dyskryminacyj, żadnych ograniczeń, żadnych przywilejów. Tam w punkcie 7 tzw. dekalogu wyryte są słowa: „Wartością wysiłku i zasług obywatela na rzecz dobra powszechnego mierzone będą jego uprawnienia do wpływania na sprawy publiczne”. A dalej: „Ani pochodzenie, ani wyznanie, ani płeć, ani narodowość, nie mogą być powodem ograniczenia tych uprawnień. Tamże: „Państwo dąży do zespolenia wszystkich obywateli w harmonijnym spółdziałaniu na rzecz dobra zbiorowego”, albowiem w myśl zasady naczelnej „Państwo Polskie jest wspólnym dobrem wszystkich obywateli”. Czy można było jaśniej, dobitniej, lapidarniej ująć fundamentalną zasadę Konstytucji o równouprawnieniu wszystkich obywateli, którego korelatem naturalnym, logicznie jak moralnie koniecznym, jest też wspólna odpowiedzialność za losy Państwa i wspólne dążenie do wzmożenia mocarstwowej potęgi Państwa i jego rozkwitu wewnętrznego. I zdawało się, że na tak mocnych fundamentach prawa ustrojowego winno i może się normalnie i harmonijnie kształtować życie społeczeństwa, współżycie i współpraca wszystkich odłamów ludności na rzecz dobra powszechnego — pod opieką i osłoną Rządu, który w tym życiu ma tylko wskazać, zgodnie z powyższymi zasadami, kierunek jednolity i warunki tego swobodnego rozwoju społeczeństwa normować (art. 4). Tak by się zdawać mogło, życie jednak okazuje, że jesteśmy równie daleko od tych nowych fundamentalnych norm konstytucyjnych, jak daleko odbiegła pomajowa rzeczywistość od dawnej, porzuconej Konstytucji marcowej. Konstytucja kwietniowa stała się drogocennym wprawdzie, ale archiwalnym dokumentem, który tylko na szczególnie uroczyste chwile wydobywa się z sanktuarium skarbca narodowych i państwowych ideałów, by w tym zwierciadle móc się napawać widokiem magnae chartae libertatum i szczycić się nią na zewnątrz.</u>
          <u xml:id="u-29.5" who="#MojżeszSchorr">W szarzyźnie życia jednak powstał na marginesie przepisów Konstytucji ustrój nowy, który w niejednym względzie odbiega od jej zasad, zaś na odcinku kwestii żydowskiej niewiele się już różni od koncepcyj totalistycznych i rasowych.</u>
          <u xml:id="u-29.6" who="#MojżeszSchorr">Jest drugi język, którym się do nas, ale również tylko w wyjątkowych chwilach, przemawia, to język dyplomatyczny. W tym języku p. Minister Spraw Zagranicznych wypowiada na forum Ligi Narodów tzw. mały traktat wersalski oświadczeniem złożonym w dniu 13 września 1934 r., a stwierdzającym, że Konstytucja Państwa Polskiego sama strzeże dostatecznie praw i interesów mniejszości narodowych: „Te interesy — zakończył wówczas swe przemówienie p. Minister Beck — są i będą chronione przez Konstytucję i inne podstawowe ustawy polskie, które gwarantują mniejszościom rasowym, językowym i religijnym pełną swobodę ich rozwoju kulturalnego i równość traktowania.</u>
          <u xml:id="u-29.7" who="#komentarz">(Według relacji PAT-a)</u>
          <u xml:id="u-29.8" who="#MojżeszSchorr">Niedawno znowu w wywiadzie udzielonym korespondentowi „New-York Times” w Genewie oświadczył p. Minister Beck: „Polska nie jest antysemicka. Klucz problemu żydowskiego, to zagadnienie ekonomiczne i społeczne, a nie polityczne. Stałą zasadą polskiej polityki jest raczej zapobiegać, niż leczyć, raczej ukrócać namiętności, niż je później zwalczać”. Innym razem na Komisji Budżetowej Sejmu stwierdza p. Minister, że nie ma kwestii emigracji żydowskiej, jest kwestia ogólnego przeludnienia, co się odnosi zarówno do ludności włościańskiej jak i żydowskiej. A zatem w tym języku dyplomatycznym na zewnątrz kierowanym stanowisko polityczno-prawne ludności żydowskiej ma swoje szersze oparcie w Konstytucji i żadnym nie podlega zastrzeżeniom. Polska nie kieruje się pobudkami niechęci wobec Żydów, a zagadnienie żydowskie jest zagadnieniem wewnętrzno-gospodarczym.</u>
          <u xml:id="u-29.9" who="#MojżeszSchorr">O wiele bledszy jest trzeci język, język, którym do nas Rząd w kraju przemawia. W tym języku najkrócej, lapidarnie i z właściwą sobie szczerością wypowiedział się p. Premier już w swoim programowym expost, w swoim słynnym już dziś: „walka ekonomiczna — owszem”, a następnie w przemówieniu swoim w grudniu ubiegłego roku na temat „sprawiedliwości społecznej” w słowach: „Zgodnie z moimi zapowiedziami i zgodnie z chęcią utrzymania w jednakowych prawach wszystkich obywateli, baczymy pilnie, aby nie było ekscesów antyżydowskich. Wszystkie wypadki ekscesów są surowo karane i wszystkie wypadki ekscesów posiadają swoje konsekwencje”. To tępienie ekscesów antyżydowskich p. Premier widocznie uważa za naczelne, a może i jedyne zadanie Rządu wobec ludności żydowskiej, bo do tego samego tematu wraca dwukrotnie w ostatnich tygodniach na posiedzeniach Komisji Budżetowej tak na terenie Sejmu jak Senatu. Jest to też wdzięczny temat dla p. Ministra Oświaty, który zamiast wykonywać w spokojnej atmosferze swoje obowiązki i czuwać nad normalnym tokiem nauki na wyższych uczelniach, musi z powodu ekscesów wkraczać często w kompetencje Ministra Spraw Wewnętrznych a nawet Ministra Sprawiedliwości; w słowach uroczystych kilkakrotnie potępił on z trybuny sejmowej i w Komisji Senatu ekscesy antysemickie na wyższych uczelniach, choć za tymi słowami nie szedł żaden stanowczy czyn.</u>
          <u xml:id="u-29.10" who="#MojżeszSchorr">W tym świetle sytuacja nasza wygląda tak, że problem żydowski w Polsce z aspektu Rządu obraca się jedynie około ochrony nagiego życia i mienia od gwałtów, bicia, rabunków i że ze strony Rządu możemy się spodziewać tylko ochrony z mocy przepisów kodeksu karnego, które — okazuje się — zachowują moc nawet wtedy, kiedy pokrzywdzony przez przestępstwo będzie Żyd. Na tym odcinku może się też Rząd niewątpliwie poszczycić pewnymi sukcesami, bo jak p. Premier na komisji sejmowej stwierdził, miał na jednym tylko sektorze województwa białostockiego zadanie do spełnienia tej ochrony nie mniej jak w 348 wypadkach, zadanie naprawdę niełatwe do wykonania.</u>
          <u xml:id="u-29.11" who="#MojżeszSchorr">Ale nawet w ramach kodeksu karnego, mającego dla Żydów zastąpić Konstytucję i zasadę równości obywatelskiej, położenie nasze dalekie jest od litery prawa. Że wymienię tylko psychozę procesów o obrazę narodu polskiego, których nie było wcale w ciągu szeregu lat, a które nagle rozmnożyły się setkami. Że wspomnę tylko szeroką praktykę platonicznych wyroków w sprawach o ekscesy przeciwko Żydom, wyroków, które przez zawieszenie kary niweczą swoje znaczenie praktyczne i wszelki skutek. Że napomknę krótko o tych licznych przypadkach wystąpień antyżydowskich, kończących się stereotypową wzmianką o nieujawnieniu sprawców lub stwierdzeniu braku dowodów. Ale poza tą ochroną, prymitywnym zresztą obowiązkiem Rządu wobec każdego obywatela, cała reszta kwestii żydowskiej sprowadza się w języku urzędowym do hasła walki ekonomicznej z Żydami z pominięciem jedynie drogi przestępstwa. Jakie formy ta walka ma przyjmować, to już nie należy do kompetencji władz urzędowych, to zostawia Rząd innym czynnikom, tu otwierają się też przestronne horyzonty dla partyj politycznych, organizacyj społecznych i zarazem czynników społecznych, które tę walkę mają przekuć w czynu stal. W stanowisku języka urzędowego uderza nas nadmierne zacieśnienie zagadnień życia Żydów do ram kodeksu karnego i równocześnie nadmierna swoboda udzielona czynnikom społecznym pod niebezpiecznym i wątpliwym w państwie praworządnym hasłem walki ekonomicznej.</u>
          <u xml:id="u-29.12" who="#MojżeszSchorr">I oto najwymowniejszy i najbardziej miarodajny język, którym kwestia żydowska do nas przemawia, to język rzeczywistości. W tym języku kwestia żydowska urasta w przeciwieństwie do poglądu Rządu, który jej poza ekscesami w ogóle nie widzi, do najważniejszego zagadnienia Polski obecnej doby, staje się alfą i omegą całego życia wewnętrznego Państwa. Tutaj krystalizuje się już to tak dziwnie nieokreślone i wieloznaczne hasło „walka ekonomiczna — owszem” w zupełnie konkretnych programach bojkotu i eksterminacji gospodarczej aż do zupełnej zagłady i jedynej jeszcze możliwości rozwiązania: emigracji Żydów z Polski. Zupełnie jasno i niedwuznacznie określił ten program i jego cel ostateczny naczelny organ endecji pisząc: „Jedynym sposobem przekonania ludności żydowskiej o konieczności emigracji jest stworzenie jej takich warunków życia w Polsce, by emigracja stała się dla niej jedynym wyjściem. Jeżeli Żydzi nie będą mieli w Państwie Polskim praw politycznych, jeżeli nie będą mieli możności zarobkowania, jeśli atmosfera życia moralnego stanie się dla nich nieznośną — wówczas dojdą do wniosku, że emigracja jest rzeczą konieczną, dobrą, a nawet doskonałą”. Ten pogląd endecji, pragnącej za wszelką cenę pod tym hasłem wyrwać władzę z rąk obozu rządowego, zaczyna niestety przesączać się powoli do niektórych grup rządowych upatrujących w nim pociągające dla tłumów hasło polityczne.</u>
          <u xml:id="u-29.13" who="#MojżeszSchorr">Nowy to i niezmiernie smutny dla nas fakt, fakt o tyle zadziwiający, że nieznany życiu państwowemu Polski w ciągu całego dziesięciolecia rządów Marszałka Piłsudskiego, o tyle nagły, że przed rokiem jeszcze potępiany przez ówczesnego ministra Raczkiewicza i scharakteryzowany przez niego jako dywersja antyrządowa.</u>
          <u xml:id="u-29.14" who="#MojżeszSchorr">Dzisiaj jesteśmy już nawet świadkami sporu o własność antysemityzmu, niektórzy — w przewidywaniu ewentualnych korzyści politycznych — zgłaszają już pretensje choćby do współwłasności. W Izbie tej wszczęto spór ten przez usta jednego z jej członków, który powiedział: „Antysemityzm nie jest własnością narodowej demokracji. Dzisiaj antysemityzm zatacza coraz szersze kręgi w Polsce”.</u>
          <u xml:id="u-29.15" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Kwaśniewski.)</u>
          <u xml:id="u-29.16" who="#MojżeszSchorr">A więc w czym różnica? Chyba tylko w metodzie. Jedni chcą rozprawić się z nami szybko i wulgarnie — rzekłbym metodą uboju mechanicznego. Drudzy powoli, etapami, a przede wszystkim w sposób t. zw. kulturalny, a więc powiedzmy ubojem humanitarnym. Przyznaję, że nie przykładam wielkiej wagi do tych subtelnych różnic, do tych delikatnych odcieni oddzielających eksterminację dziką od kulturalnej. Ta ostatnia Wydaje mi się bardziej niebezpieczna, bo zrobiona jest na zimno, w sposób planowy i zorganizowany, nawet wyrafinowany i dlatego bardziej jeszcze naganny i odrazę budzący, że stosuje pojęcie kultury do tego rodzaju celów. W rezultacie nie ma różnicy między systemem dzikiego zgładzania a powolnym wygłodzeniem, przynajmniej ze stanowiska przyszłej ofiary.</u>
          <u xml:id="u-29.17" who="#MojżeszSchorr">Do tych metod rzekomo kulturalnych należy też stwarzanie specjalnych pseudonaukowych teoryj ekonomiczno-historycznych, socjologicznych czy mistyczno narodowych ad usum delphini. Nie będę się zajmował tymi teoriami, które się tworzy nie dla znalezienia prawdy, lecz dla usprawiedliwienia swych poczynań i planów politycznych. Liche to teorie, w samym założeniu z fałszu poczęte i omanieniu tłumów służące. Poziom ich upada czasem do takich nizin, że za metodologię biorą nos teoretyka, a za kryterium węch. Bo i taka węchowa teoria antysemityzmu powstała już i krąży zwłaszcza wśród ludzi, którzy w bardzo różnych konstelariach politycznych nauczyli się cenić wartość nosa i korzyść dobrego węchu. Jedna wszakże z tych doktryn ze względu na częste i uparte jej ponawianie wymaga bliższego omówienia. Jest to teza o napływowym charakterze ludności żydowskiej w Polsce, będąca punktem wyjścia szeregu wniosków praktycznych. Czuję się do tej analizy tym bardziej uprawniony, że dziejom Żydów w Polsce poświęciłem lata badań źródłowych i szereg publikacyj. Przypomnieć więc pragnę przede wszystkim, że już w najstarszych kronikach polskich z XI wieku posiadamy wzmianki o pobycie Żydów w zachodnich ośrodkach ówczesnej Polski i że w tym samym czasie na wschodnich rubieżach, które później wcielone zostały do Państwa Polskiego, były osady żydowskie; że dalej w ciągu XIII do końca XV wieku szła masowa zrazu imigracja, a później kolonizacja Żydów z zachodu, równocześnie i łącznie z kolonizacją niemiecką, która miała odbudować spustoszone przez nawałnicę tatarską miasta i wsie. Ci Żydzi otrzymują od Bolesława Kaliskiego (w r. 1264) szerokie prawa handlowe, rozszerzone jeszcze w ciągu pięciu wieków przez następnych królów, potwierdzone przez każdego nowego króla, a ujęte wreszcie i pieczęcią królewską zatwierdzone przez ostatniego króla Stanisława Augusta w t. zw. „Sumariuszu przywilejów generalnych”, mieszczącym w sobie prawa Żydów nadane im przez władców Polski od Bolesława Kaliskiego począwszy aż do ostatniego króla dawnej Rzeczypospolitej. Ten najważniejszy dokument historyczny żydostwa polskiego stanowi dziś drogocenny klejnot w archiwum najstarszej gminy stołecznego grodu Jagiellonów — Krakowa. Ten doniosły dokument — to protest prawdy historycznej przeciw wszelkim próbom fałszowania dziejów naszych na ziemiach polskich i kwestionowania naszych, od wieków na tych ziemiach nabytych, praw.</u>
          <u xml:id="u-29.18" who="#MojżeszSchorr">Nie mieszkamy w Polsce na prawach obcych, na prawach gości. Od niepamiętnych czasów wiąże się nasze życie organiczne z życiem narodu polskiego. Od wieków uczestniczymy w doli i niedoli narodu, od wieków składamy ojczyźnie ofiary mienia i krwi, broniliśmy miast polskich z warowni naszych synagog na równi z mieszczaństwem w okresie buntów kozackich i wojen szwedzkich; od wieków w ziemi polskiej spoczywają prochy naszych ojców, tutaj też przechowały się zabytki i pomniki trwałe naszej kultury. Nie wiem już doprawdy, jak długi okres historyczny przekształca przybysza w obywatela, ile jeszcze wieków upłynąć musi, aby zdjęto z nas przymiot elementu napływowego, nie autochtonicznego, aby przestano nas traktować jako czynnik obcy i nie dość do kraju przywiązany. Dajmy więc pokój tym płochym i niepoważnym teoryjkom i nie czyńmy z poważnej nauki dziejów ojczystych służki przemijających celów politycznych i podnóżka taktyki partyjnej. Ale zostawmy wszelkie teorie historyczne i zejdźmy na realny teren rzeczywistości, wśród której żyjemy.</u>
          <u xml:id="u-29.19" who="#MojżeszSchorr">Pytam się, czy przez taką politykę wobec Żydów, politykę bezwzględnej eksterminacji, stosowanej wobec 3.5 miliona obywateli zwiększy się obronność Państwa, a chyba istotnym elementem tej obronności jest obok armat i karabinów maszynowych także i moralne uzbrojenie, którego wykładnikiem jest przede wszystkim szczere przywiązanie obywatela do ziemi, której ma bronić. Czy taka polityka leży w interesie Państwa, czy ona się da pogodzić z racją stanu, tym najwyższym kryterium dla wszelkich poczynań państwowych?</u>
          <u xml:id="u-29.20" who="#MojżeszSchorr">To są pytania godne rozważenia w chwili, kiedy zagadnienie obronności Państwa jest naczelnym zagadnieniem dnia. Odpowiedź na te pytanie nie leży w mojej mocy.</u>
          <u xml:id="u-29.21" who="#MojżeszSchorr">Wysoki Senacie! Punktem wyjścia mojego przemówienia dzisiejszego była dezorientacja zupełna, w jakiej my, Żydzi, dzisiaj się znajdujemy jako obywatele Rzeczypospolitej. Czterema — wywodziłem — przemawia się do nas językami: inaczej do nas odnosi się Konstytucja, inaczej język dyplomatyczny na forum zewnętrznym, odbiega od niego język Rządu na wewnątrz, a już w najdalszej z Konstytucją rozbieżności brzmi język rzeczywistości. Echem tego języka rozbrzmiewa dziś, dzień w dzień, tysiącami narzeczy i odcieni antysemityzmu prasa, której harmonijnym akordem wtóruje nieraz trybuna sejmowa.</u>
          <u xml:id="u-29.22" who="#MojżeszSchorr">I oto w ostatnich dniach w uroczystym manifestacyjnym akcie t. zw. „deklaracji płk. Adama Koca” rozległ się nowy głos, który ma wyzwolić najwyższą siłę moralną dla dobra Państwa; zjednoczoną wolę narodu całego pod jednolitym kierownictwem tego Męża, który jest dziś żywym symbolem idei Pierwszego Marszałka Polski i wykonawcą Jego testamentu ideowego. I oto jakim językiem przemawia do ogółu obywateli w ogóle, a do nas Żydów w szczególności ta znamienita deklaracja polityczna? Mam wrażenie, że przemawia ona wszystkimi wyżej wspomnianymi językami, przynajmniej, gdy o fragment nam poświęcony chodzi.</u>
          <u xml:id="u-29.23" who="#MojżeszSchorr">Oddaje ona hołd Konstytucji bez zastrzeżeń, dyplomatycznie unika zagadnienia emigracji, stwierdza, że nie aprobuje „aktów samowoli, uchybiającej godności i powadze wielkiego narodu” i brutalnych odruchów antyżydowskich, a więc przemawia też językiem Rządu, ale najwyraźniej jest ta deklaracja przypieczętowaniem rzeczywistości naszej, wyłączając nas nietylko z ogółu narodu, ale stawiając nas nawet poza krąg mniejszości narodowych, mówiąc w stosunku do nas, tylko do nas o konieczności samoobrony kulturalnej i dążności społeczeństwa polskiego do samodzielności gospodarczej i podając wreszcie w wątpliwość nawet nasze głębokie poczucie obywatelskie, naszą zdolność do ofiarności. Jest ta deklaracja w stosunku do kwestii żydowskiej jakby syntezą wszystkich tych języków, którymi się dziś do nas przemawia.</u>
          <u xml:id="u-29.24" who="#MojżeszSchorr">Wysoka Izbo! Znamieniem naszych czasów jest zasadnicza przeciwstawność ustrojów politycznych państwa. Skupiają się one bądź dokoła autokracji, bądź też systemu demokratycznego, hołdują bądź dyktaturze, bądź też systemowi parlamentaryzmu. Konstytucja kwietniowa przyjmuje w zasadzie za podstawę zasady parlamentaryzmu i demokracji, wzmacniając jedynie powagę i wpływ Głowy Państwa oraz Rządu. Przez długie lata, gdy obóz pomajowy walczył o nowe formy ustroju konstytucyjnego, zapewniano opinię kraju, że nie chodzi o usunięcie parlamentaryzmu, lecz o jego racjonalną reformę, że nie chodzi o zniweczenie demokracji, lecz o jej uzdrowienie. Powtarzano powielokroć słowa najbardziej wówczas autorytatywne, a głoszące konieczność przedstawicielstwa narodowego, potrzebę związania Rządu z szerokimi rzeszami obywateli. Takim był duch, z którego narodziła się Konstytucja kwietniowa, taka jest treść, jaką zawarli w niej jej twórcy.</u>
          <u xml:id="u-29.25" who="#MojżeszSchorr">Cóż z tego gmachu, z takim trudem wzniesionego, ostało się w ciągu tak krótkiego jego istnienia? Jakie przybudówki i nadbudówki, obce jego konstrukcji i założeniom myślowym, zdołano już doń przystawić? Ile instytucyj jest tylko pozornych, a ile nowych, nieznanych jej, stało się punktem ciężkości rozstrzygnięć państwowych? Jak pogodzić naszą rzeczywistość i nowe deklaracje ideowo-polityczne z niekwestionowaną dotąd w żadnym akcie ustawodawczym i przez cały 10-letni okres rządów Marszałka Piłsudskiego zasadą równości obywatelskiej?</u>
          <u xml:id="u-29.26" who="#MojżeszSchorr">Oto pytania fundamentalne, od których rozstrzygnięcia zależy przyszłość Polski i wszystkich jej obywateli. Rząd unika jakby bezpośrednich odpowiedzi, pośrednio jednak pozwala się domniemywać opinii, że aprobuje plany, zmierzające do pchnięcia przyszłości Polski na drogę totalizmu i wodzostwa, na drogę eksterminacji gospodarczej i separatyzmu kulturalnego w stosunku do ludności żydowskiej. Drogi te — wyznajmy to głośno i otwarcie — są nam obce, prowadzą one do oddalenia obywateli od państwa, do szkody dla Państwa, do krzywdy milionów obywateli. Staliśmy i stać będziemy na gruncie demokracji i parlamentaryzmu, nie ustaniemy w walce o zachowanie i realizację praw obywatelskich, zagwarantowanych nam Konstytucją, tym bardziej w okresie finansowo-ekonomicznych wstrząsów, gdy — -cytuję słowa deklaracji — „jedynie głębokie poczucie obywatelskie, ofiarność w stosunku do Państwa i bezkompromisowe związanie z Państwem swego życia i mienia mogą mu umożliwić wyjście z tych wstrząsów w stanie nieosłabionym”.</u>
          <u xml:id="u-29.27" who="#MojżeszSchorr">Gdyby dla tych zasadniczych postulatów naszych, 3,5 milionowej ludności żydowskiej, usunięte zostały w obecnej strukturze państwowej wszelkie podstawy i nadzieje realizacji, wówczas staniemy wobec sytuacji, która zmusi nas do zasadniczej rewizji naszej dotychczasowej postawy politycznej. Jako wyraz zaś protestu doraźnego przeciwko nierespektowaniu zasadniczych praw Rzeczypospolitej i stosunkowi faktycznemu do ludności żydowskiej — głosować będę zgodnie z deklaracją Żydowskiego Koła Parlamentarnego przeciwko budżetowi, wyjątek czyniąc jedynie dla budżetu wojskowego jako apolitycznego z natury i ponad sprawy dnia wyrastającego.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-30">
          <u xml:id="u-30.0" who="#WicemarszałekKwaśniewski">Głos ma s. Petrażycki.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-31">
          <u xml:id="u-31.0" who="#TadeuszPetrażycki">Wysoki Senacie! Nie miałem zamiaru przemawiać dziś, lecz wobec treści wystąpień niektórych przedmówców uznałem za celowe zabrać głos. Mam na myśli wystąpienie pp. senatorów Trockenheima, Schorra i Michałowicza.</u>
          <u xml:id="u-31.1" who="#TadeuszPetrażycki">P. s. Trockenheim obszernie mówił, jak bardzo dobrze jest Żydom w Ameryce, a jak bardzo źle jest im w Polsce. Nie ułatwię sobie zadania wyciągnięciem wniosku, który by się sam przez się napraszał: a więc wędrujcie do Ameryki! Albowiem wiem, że Ameryka nie przyjęłaby Żydów polskich nawet z dobrodziejstwem inwentarza. Nie pragnę, powtarzam jeszcze raz, ułatwiać sobie zadania, bo do zagadnienia żydowskiego podchodzę z całą powagą, bo zdaję sobie sprawę, jak trudnym jest do rozwiązania to zagadnienie. A jednak rozwiązać można zagadnienie żydowskie i będzie ono rozwiązane w płaszczyźnie międzynarodowej, w szczególności w związku z zagadnieniem kolonialnym.</u>
          <u xml:id="u-31.2" who="#TadeuszPetrażycki">I dalej p. s. Trockenheim wysunął dwa tabu, mianowicie miał żal do Komisji Budżetowej, że omawiała sprawę żydowską w czasie nieobecności Żydów. Zapomniał p. s. Trockenheim, iż obowiązkiem konstytucyjnym członków Komisji Budżetowej jest omawianie spraw, które mają znaczenie państwowe, niezależnie od obecności czy nieobecności Żydów. A drugie tabu — ziemia, która należy do Żydów. P. s. Trockenheim przytoczył nam obliczenia statystyczne, które mają świadczyć o tym, iż wywłaszczenie przy wykonywaniu reformy rolnej dotyczy ziem należących do Żydów w większym stopniu aniżeli ziem, należących do Polaków. P. s. Trockenheim i w danym wypadku zapomniał o jednej rzeczy, która wymaganą jest przy obliczeniach statystycznych, mianowicie zapomniał obliczyć, ile ziemi zostało wywłaszczonej od ziemian polskich od czasu, gdy wprowadzoną została reforma rolna, a ile ziemi zostało wywłaszczonej od Żydów; gdyby pamiętał dokonać tego obliczenia, którego wymagał jednakże obiektywizm, o ile z obiektywizmem podchodzi się do zagadnienia, to otrzymałby zupełnie inny obraz.</u>
          <u xml:id="u-31.3" who="#TadeuszPetrażycki">Mówiłem niejednokrotnie i z tej trybuny i na Komisji Budżetowej, że na linii rozwojowej dziejów Polski leży żelazna konieczność zajęcia przez małorolnego chłopa, bezrolnego chłopa, przez bezrobotnego robotnika, przez bezrobotnego inteligenta tych placówek w miastach polskich, które dziś zajmują Żydzi. Jest to żelazne prawo rozwojowe. Temu procesowi żadna moc nie potrafi się przeciwstawić i przemówienie p. s. Trockenheima jest tylko żywą ilustracją, jak dalece Żydzi nie orientują się w sytuacji, jak dalece Żydzi są w błędzie, wyobrażają sobie bowiem, że mogą zahamować bieg historii. Lecz nie przytoczy mi nikt ani jednego przykładu z historii, by jakiemukolwiek mocarzowi to się udało. Nie uda się to i Żydom.</u>
          <u xml:id="u-31.4" who="#TadeuszPetrażycki">Dalej p. s. Trockenheim mówił obszernie, powtórzył potem to samo p. s. Schorr, że Żydzi są równouprawnieni na papierze, ale nie w życiu. Otóż słyszeliśmy już głosy wołające pod adresem naszego Rządu, ażeby dać Polakom równouprawnienie z Żydami, aby Polacy w dziedzinie kredytu, w dziedzinie rzemiosła, w dziedzinie przemysłu, w dziedzinie handlu mogli odgrywać taką rolę, jaką w tych dziedzinach odgrywają Żydzi. Zresztą przytoczę jeden drobny, ale wymowny przykład dotyczący zagadnienia, czy istotnie przepisy Konstytucji o równouprawnieniu Żydów są tylko na papierze? Żydzi mieli prawo przeprowadzić w czasie wyborów swoich przedstawicieli do Senatu. Nie przeprowadzili ich, a jednak P. Prezydent mianował przedstawicieli narodu żydowskiego do Senatu, aczkolwiek żaden przepis prawa tego nie wymagał. Czy jest to równouprawnienie na papierze?</u>
          <u xml:id="u-31.5" who="#TadeuszPetrażycki">P. s. Schorr mówił, że panuje psychoza zniewag narodu polskiego ze strony Żydów. Czy istotnie tylko psychoza? Z poglądem p. s. Schorra są w sprzeczności wyroki sądowe, które stwierdzają, że nie jest to jedynie i wyłącznie psychoza.</u>
          <u xml:id="u-31.6" who="#TadeuszPetrażycki">Kiedyś, gdy miałem zaszczyt przemawiania z tej trybuny, mówiłem o prawie socjologicznym, które brzmi, że gdy naród tubylczy dojrzeje do prężności, do inicjatywy, do dzielności ekonomicznej, naród napływowy musi ustąpić. Gdy ustaliłem to prawo, uważałem za swój obowiązek uzasadnić je i przytoczyłem bieg historii od czasów starożytnych. Mówiłem o roli Fenicjan wśród Greków; mówiłem o roli z kolei Greków wśród Rzymian i o losie Fenicjan i Greków, gdy Rzymianie i Grecy dojrzeli do dzielności ekonomicznej; mówiłem o wiekach średnich i mówiłem o czasach nowożytnych. I tylko w streszczeniu wspomnę czasy ostatnie. Przecież, gdy Europejczycy wkroczyli do bezradnych ekonomicznie krajów kolonialnych, wydawało się, że wiecznie w tych krajach będą panować. Lecz, gdy te ludy dotychczas bezradne ekonomicznie zaczęły dojrzewać do samodzielności ekonomicznej, Europejczycy zaczęli być systematycznie usuwani i ich rola jest systematycznie, nieuniknienie, z żelazną konsekwencją przekreślana. Dlaczego? Bo działa to żelazne prawo socjologiczne, o którym mówiłem. I nic nie uratuje losu Europejczyków i muszą oni stracić to znaczenie, tę władzę i potęgę, którą jeszcze posiadają. To samo prawo żelazne dotknęło Żydów w Polsce i nikt na to nie poradzi. To nie jest kwestia ani nienawiści, ani sympatii, ani przyjaźni, bo polityk tymi uczuciami nie powinien się kierować, polityk powinien szukać przede wszystkim oświetlenia zagadnienia w nauce. I jeżeli tam znajdzie oświetlenie zagadnienia, według wskazań nauki powinien prowadzić politykę. Tak mówiłem. A cóż dziś usłyszałem od p. s. Schorra? Aczkolwiek — stwierdzić to można w stenogramie, stwierdzić to można w diariuszu — apelowałem, aby Żydzi wystąpili z krytyką tego prawa socjologicznego, bo to byłoby dla nich, gdyby się okazało, że się mylę, drogą wyjścia i drogą ratunku — i dziś oczekiwałem, że p. s. Schorr wystąpi z kontrargumentami natury naukowej,...</u>
          <u xml:id="u-31.7" who="#komentarz">(S. Schorr: Założenie Pańskie jest fałszywe.)</u>
          <u xml:id="u-31.8" who="#TadeuszPetrażycki">... usłyszałem…</u>
          <u xml:id="u-31.9" who="#komentarz">(S. Schorr przerywa.)</u>
          <u xml:id="u-31.10" who="#TadeuszPetrażycki">Panie Senatorze, ja cierpliwie słuchałem jak Pan przemawiał. Cóż usłyszałem? Fałszywe teorie naukowe, powiada p. s. Schorr, pseudo naukowe, z fałszywych założeń poczęte itp. epitety. Ani słowa obiektywnej krytyki, ani jednego argumentu o wartości obiektywnej.</u>
          <u xml:id="u-31.11" who="#TadeuszPetrażycki">Proszę Wysokiej Izby, obelgi, zdaniem moim, czy to pod adresem człowieka, czy to pod adresem teorii naukowej, rzuca się wówczas, gdy się nie posiada albo kultury osobistej, albo gdy się zostało wyprowadzonym z równowagi poczuciem bezsilności: albo wobec człowieka, albo wobec teorii naukowej. W tym wypadku przypuszczam, że zachodzi ta druga okoliczność.</u>
          <u xml:id="u-31.12" who="#TadeuszPetrażycki">Przechodzę do przemówienia p. s. Michałowicza. Muszę powiedzieć, że z dużym zdumieniem słuchałem go i zadawałem sobie pytanie, czy słuch mnie nie myli. Bo cóż mówił nam p. s. Michałowicz. Podjął się wdzięcznego zadania charakterystyki młodzieży polskiej. I jakże ta charakterystyka wypadła? Powiada p. s. Michałowicz o młodzieży: pozbawieni są poczucia prawa, pozbawieni są poczucia honoru, tchórze, sadyści — to jedna grupa młodzieży, a druga grupa młodzieży: brak temperamentu, chowają się po kątach, ślimaki. I martwi się p. s. Michałowicz, jakimi oficerami będą ci młodzi ludzie. Szkoda, że p. s. Michałowicz, zanim wyszedł na trybunę z tą swoją charakterystyką młodzieży, nie zwrócił się do władz wojskowych, do tych czynników jedynie miarodajnych w danym wypadku — bo pod kątem widzenia obrony mówił p. s. Michałowicz — usłyszałby wówczas od władz wojskowych, że młodzież nasza jest pełna poczucia honoru...</u>
          <u xml:id="u-31.13" who="#komentarz">(Głosy: Tak jest.)</u>
          <u xml:id="u-31.14" who="#TadeuszPetrażycki">... i pełna poczucia dumy narodowej...</u>
          <u xml:id="u-31.15" who="#komentarz">(Oklaski i brawa.)</u>
          <u xml:id="u-31.16" who="#TadeuszPetrażycki">... i oszczędziłby nam p. s. Michałowicz wysłuchiwania takiej charakterystyki młodzieży, jaką nam dał.</u>
          <u xml:id="u-31.17" who="#komentarz">(Brawa i oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-32">
          <u xml:id="u-32.0" who="#WicemarszałekKwaśniewski">Głos ma s. Łucki.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-33">
          <u xml:id="u-33.0" who="#OstapŁucki">Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, jak wielkie znaczenie ma preliminarz budżetowy względnie zrównoważenie preliminowanych wydatków i dochodów w budżecie Państwa — i w każdym zresztą gospodarstwie. Nie ulega jednak wątpliwości, że budżet Państwa nie jest celem samym w sobie, że jest tylko dobrym zebraniem środków dla przeprowadzenia pewnej polityki gospodarczej i polityki sensu stricto. To, co według naszej obserwacji jest groźne i dla dobrej polityki gospodarczej i dla dobrej polityki sensu stricto, to przejaw, że życie całe w Państwie wymagałoby jak największej aktywności całego społeczeństwa i że tej aktywności właśnie nie spostrzegamy przynajmniej w tej mierze, która wystarczyłaby, aby wiekowe niedomagania życia jak najprędzej usunąć.</u>
          <u xml:id="u-33.1" who="#OstapŁucki">Czy ta pasywność społeczna, czy Len zanik planowej energii społecznej jest przyczyną, czy też skutkiem warunków, w jakich żyjemy? Myślę, że jest to skutek, skutek złej polityki gospodarczej i złej polityki ogólnej.</u>
          <u xml:id="u-33.2" who="#OstapŁucki">Składa się na to wiele momentów. A więc przede wszystkim nie ulega wątpliwości, że społeczeństwo jest obciążone ponad miarę daninami i opłatami na rzecz budżetu Państwa, samorządu i instytucyj publiczno-prawnych. Można się sprzeczać, jak wielki jest odsetek tych danin wobec dochodu społecznego, ale nie ulega żadnej wątpliwości — obserwacja życia normalnego przekonywa nas o tym — że obciążenie, w jakim żyje społeczeństwo, jest absolutnie nadmierne. Zbyt długie trwanie takich warunków życia przyczynia się do tego, że aktywizm społeczny zanika. Za mało krwi kapitałowej już ma to społeczeństwo do rozporządzenia, aby mogło realizować swoją energię. Siła kapitału idzie tylko w instrument życia publicznego, które normuje Państwo, samorząd itd., a społeczna energia już nie może się wyżyć.</u>
          <u xml:id="u-33.3" who="#OstapŁucki">Następną przyczyną jest bezwarunkowo przebiurokratyzowanie aparatu państwowego i samorządowego. Właśnie nadmierne zbiurokratyzowanie wymaga nadmiernych środków, zbyt wysoki procent wydatków we wszystkich budżetach i rządowych i samorządowych idzie właśnie na utrzymanie, według naszego przekonania, nadmiernej ilości osób zajętych w tych aparatach. Uważamy, że to jest niezdrowe. Wiemy, że i z jednej trudności i z drugiej — z tego nadmiernego obciążenia dochodu społecznego daninami na rzecz Państwa i z tego nadmiernego zbiurokratyzowania aparatu państwowego i samorządowego nie łatwo wyjść. Ale jednak musimy sobie uświadomić, że właśnie to musi być celem, musi być gwiazdą przewodnią w prowadzeniu polityki państwowej. A tymczasem widzimy, że tej linii nie zachowuje się, że nawet w obecnych pierwszych miesiącach nieco lepszej koniunktury już odrazu mnożą się wnioski na nowe podatki i na nowe ciężary, które się nakłada na społeczeństwo, i nie widzimy niczego, co by powstrzymywało przynajmniej dalsze nadmierne nagromadzanie osób w aparatach państwowym i samorządowym. Na odwrót, mam wrażenie, że czasami wymyśla się nowe działy pracy, ażeby dać tylko nowe biurokratyczne zajęcie dla ludzi, których praca może bardziej by się przydała dla ruszenia z miejsca energii samego społeczeństwa.</u>
          <u xml:id="u-33.4" who="#OstapŁucki">Jedną z dalszych przyczyn zaniku energii społecznej jest także nadmiar obowiązków, jakie bierze na siebie Państwo. Poza dyskusją stoi tu sprawa t. zw. ingerencji Państwa. Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że ingerencja Państwa w życie np. gospodarcze w takich czasach, jakie przeżywa teraz świat, jest konieczna, że nawet musi być większa niż zwykle, ale ten kierunek prowadzenia życia państwowego i gospodarczego, ta ingerencja z roku na rok wzrasta, już wyszła poza ramy nawet bardzo daleko posuniętej ingerencji i rzeczywiście przeistacza się w kapitalizm państwowy i w t. zw. etatyzm. Ten przejaw życia naszego znowu jest jedną z wielkich przyczyn, które prowadzą do pasywności coraz większej społeczeństwa i do zaniku energii społecznej w narodzie. W naszym świecie gospodarczym, który charakteryzuje ów wzmagający się etatyzm, który charakteryzują kartel i monopol, same przez się powstają warunki, wśród których nie może się należycie przejawiać energia społeczna. Tu już nie idzie tylko o to, że fabryki państwowe czy inne przedsiębiorstwa państwowe żyją w cieplarnianych warunkach, z którymi trudno jest konkurować, nie idzie już o różnicę w całej polityce kredytowej, podatkowej i innej, idzie o to, że jeżeliby również jakieś organizacje społeczne, jakieś zespoły społeczne chciały realizować budowę życia gospodarczego nie na zasadach kapitalistycznych, nie na zasadzie tylko jednostkowej przedsiębiorczości, prowadzonej pod kątem mnożenia jak najwyższych zysków personalnych, ale właśnie jeśliby chciały one organizować życie w kierunku uspołecznienia go, bo to jest właściwą cechą obecnych czasów, to i taki zamiar właściwie w obecnych warunkach nie może być zrealizowany. I w takim wypadku całe ryzyko pozostaje po stronie tej grupy społecznej, która by chciała tak właśnie społeczne życie gospodarcze rozbudować, ale wszystkie elementy kalkulacyjne są poza tą grupą, poza ośrodkiem, który by się chciał konstruktywnie przejawić, bo nikt na przykład nie może wiedzieć, czy się dostanie kontyngenty importowe na konieczne surowce, czy będzie się mogło eksportować. To wszystko jest zależne od aparatu administracji państwowej, a w tych warunkach absolutnie w życiu gospodarczym nie można niczego przeprowadzić. Możliwości są bardzo wielkie, ale jednakowoż nikt nie może się odważyć na jakiekolwiek przedsiębiorstwo, bo w tych warunkach jest się związanym przez ośrodki dyspozycyjne w ręku państwa pozostające; Społeczeństwo coraz bardziej utrwala się w swym pasywizmie. Jakikolwiek odcinek życia weźmiemy, czy to gospodarczy, czy polityczny, widzimy, że nie wykorzystuje się niczego, co by mogło pobudzić energię społeczną. Samorząd terytorialny z natury rzeczy mógłby być pierwszą szkołą wyszkolenia społecznego, mógłby wiele zdziałać dla wychowania energii społecznej i puszczenia jej w ruch. Faktem jest, że samorząd w naszych warunkach tej roli nie odgrywa. I wszystko, co się właściwie dzieje, idzie w tym kierunku, aby dalej utrwalać pasywność społeczeństwa.</u>
          <u xml:id="u-33.5" who="#OstapŁucki">Byłem niedawno na półoficjalnym zjeździe, który radził w tak ważnych zresztą sprawach, jak zdrowie wsi. I tam ta sama mentalność już się przejawia w ten sposób: dobrze, zdrowie wsi, ale jak to realizować? Powszechność — oczywiście natychmiast i nowe podatki. A wykona to samorząd, który, jak wiemy, w naszych warunkach jest tylko jednym z instrumentów administracji państwowej.</u>
          <u xml:id="u-33.6" who="#OstapŁucki">Tu ze względu na obecność p. Ministra Opieki Społecznej prosiłbym bardzo o rzecz następującą: Obserwujemy teraz, że społeczeństwo sprawę organizacji zdrowia na wsi samo chce wziąć w swoje ręce. Wyrastają u nas spółdzielnie zdrowia, co jest znowu przejawem, że energia społeczna chce mieć jakieś miejsce, aby się przejawić. Niech Pan Minister uszanuje tę wolę społeczeństwa i niech ona przynajmniej w takich dziedzinach jeszcze się przejawia, bo to, co zrobi społeczeństwo samo dla siebie, to ma większą wartość ponad wszystko to, co ktokolwiek by dla społeczeństwa zrobił.</u>
          <u xml:id="u-33.7" who="#OstapŁucki">Doszło już w tych warunkach do tego, że samo społeczeństwo polskie po odzyskaniu Państwa Polskiego zbyt dużo chciało zrzucić z siebie ciężarów i obowiązków na Państwo i jego aparat, a zbyt mało swych spraw bierze na siebie. To mści się na wszystkich. Albo i taka rzecz na przykład, jak zamierzone teraz odebranie społeczeństwu sądów przysięgłych. Zdawało by się, że to sprawa teoretyczna. Dla nas jednak ma to swoje duże znaczenie, że i w tej dziedzinie, gdzie społeczeństwo było czynnie związane z pewnym wymiarem sprawiedliwości — rzecz która się absolutnie w Europie utrwaliła i swoje prawo udowodniła — w atmosferze obecnej społeczeństwo ma ustąpić. Społeczeństwo staje się coraz bardziej przedmiotem. Warunki, w których społeczeństwo żyje, są coraz cięższe dla przeprowadzenia i uruchomienia energii społecznej dla dobra publicznego.</u>
          <u xml:id="u-33.8" who="#OstapŁucki">Ten przejaw, że społeczeństwo coraz bardziej staje się przedmiotem, ma złe skutki, nie tylko gospodarcze, ale społeczne i moralne. Pasywizm społeczeństwa doprowadza do tego, że elementy rabskie utrwalają się w człowieku. Żaden tyran nie wytworzył tylu niewolników, ilu tyranów wytwarza niewolnicze społeczeństwo. Ta droga wychowania gospodarczego, społecznego i państwowego jest bardzo niebezpieczna.</u>
          <u xml:id="u-33.9" who="#OstapŁucki">Sprawy czysto polityczne miałem zaszczyt omówić w przemówieniu na początku sesji w dyskusji nad expose p. Premiera. Tam przedstawiłem cały światopogląd nas Ukraińców, tam określiłem, jakie są cele naszej polityki, jakie jest stanowisko nasze wobec Państwa, jak my oceniamy życie polityczne bieżące. Mam wrażenie, że postawiłem wówczas kropki nad każdym i. Dlatego obecnie nie uważam za potrzebne, ażeby te same sprawy jeszcze raz powtarzać.</u>
          <u xml:id="u-33.10" who="#OstapŁucki">Ograniczę się tylko do tego: Pozytywny stosunek nas Ukraińców do Państwa wypływa nie z takiej czy innej koniunktury wewnętrznej czy zewnętrznej, tylko z głęboko przemyślanej przez nas racji ukraińskiej. Nam trzeba, ażebyśmy w Państwie Polskim mogli tworzyć materialne i moralne wartości, potrzebne nam jako narodowi, który ma swoje aspiracje, narodowi dojrzałemu. Jeżeli w Państwie Polskim te warunki mieć będziemy, jeżeli tutaj oceniać się nas będzie jako organizm narodowy, tworzący całość i mający prawo do życia, to wtenczas oświadczymy to głośno na wszystkich ulicach naszych i z trybuny parlamentarnej, że silne Państwo Polskie jest nam potrzebne, nie z niewolniczej racji obywatela polskiego, ale także z tej racji, iż jesteśmy Ukraińcami.</u>
          <u xml:id="u-33.11" who="#OstapŁucki">W przemówieniu moim ówczesnym nakreśliłem program pierwszego etapu prac, który by prowadził do znormalizowania stosunków na naszym terytorium i w życiu tych narodów, które to terytorium zamieszkują. Nie wdając się w szczegóły, chcę tylko stwierdzić, że to, czego teraz przede wszystkim żądamy, dałoby się ująć w następującą formułę: Ukraińcy stawiają dziś postulat szkoły narodowej, a więc postulat, który już mieli osiągnięty przed wojną i nie chcą w tej sprawie niczego innego, jak to, co od czasu wojny stracili. Jesteśmy przekonani, że ten wielki postulat naszego życia narodowego mieści się stuprocentowo w racji państwowej, narodu i Państwa Polskiego. Jest błędne według naszego najgłębszego przekonania to zamiłowanie, że Polska ma być ogródkiem z jednym tylko, bardzo pięknym wprawdzie, ale jednym tylko biało-czerwonym kwiatem. Jesteśmy przekonani, że większy wybór kwiatów w tym ogrodzie podnosi tylko jego piękno i wartość. Na odcinku walki o szkołę narodową, niestety, nawet najniższego typu, o odzyskanie szkolnictwa wyższego, które mieliśmy, o kreowanie uniwersytetu ukraińskiego w Polsce, o czym mówi nawet ustawa polska dotychczas nie wykonana — to jest to minimum ukraińskich postulatów kulturalnych, które musi zrozumieć każdy spokojny i odpowiedzialny Polak, bo w tej sprawie mają Polacy zbyt jeszcze bliska i zbyt ciężką tradycję swoich walk. Jakkolwiek ten nasz postulat nie znajduje jeszcze zrozumienia i nie realizuje się, to jednak nie tracimy nadziei, że przecież będzie zrealizowany.</u>
          <u xml:id="u-33.12" who="#OstapŁucki">Sprawa jeszcze ważniejsza dla nas i tak żywa obecnie — to sprawa ziemi, jako podstawy życia naszego narodu. Dookoła tej sprawy nagromadziło się już tyle chmur i tyle różnych legend, że w interesie publicznym leży bezwzględne wyjaśnienie tej sprawy. Czego chcą Ukraińcy? Ukraińcy chcą, ażeby przebudowa ustroju rolnego w Polsce była przeprowadzona wszędzie w ten sposób, ażeby jak największą ilość gospodarstw niesamoistnych, karłowatych, uzupełnić, ażeby one mogły dać podstawę naszym rodzinom włościańskim, które na tej ziemi pracują, do prymitywnego, ale przecie życia. Jestem przekonany, że ten postulat jest nie tylko naszym postulatem narodowym, ale również koniecznością państwową.</u>
          <u xml:id="u-33.13" who="#OstapŁucki">Przeciw temu wysuwa się fakt, że zapas ziemi na naszym terytorium, który by musiał służyć dla przepracowania tej wielkiej idei, tej według nas konieczności naszego ludu i Państwa, jest w rękach właścicieli narodowości polskiej, a więc, że ta ziemia jest polska i nie może przejść w inne ręce, jak tylko w polskie.</u>
          <u xml:id="u-33.14" who="#OstapŁucki">Czy Ukraińcy stawiają tezę, że ta ziemia ma przejść tylko w ręce ukraińskie? Nie. Jesteśmy zbyt dobrymi realistami, ażebyśmy takie hasła wysuwali. Naszym hasłem jest: miejscowe gospodarstwa mają być upełnorolnione, ażeby nie doprowadzać do chaosu i nie bałkanizować naszego kraju, który leży na samej granicy bolszewickiej. Miejscowa ludność, to tak samo ludność ukraińska, jak i ludność polska. Panowie przecież znacie statystykę naszych ziem. A więc maksymalizmu nacjonalistycznego w naszym postulacie nie ma. Jest ten maksymalizm w innej tezie, w tej mianowicie, że ziemia polska ma przejść w ręce tylko polskie i że jeżeli polskich rąk na miejscu nie ma, to mają być tam sprowadzone.</u>
          <u xml:id="u-33.15" who="#OstapŁucki">Można by oczywiście z naszego stanowiska wysunąć rozmaite argumenty kwestionujące podstawową tezę społeczeństwa polskiego, iż ta ziemia jest tak rzeczywiście absolutnie polska z tego tytułu, że znajduje się obecnie w rękach ludzi narodowości polskiej. Teoretycznie rzecz biorąc, tej tezy absolutnie przyznać nie możemy. Jeżeli na przykład, jak tu już w dzisiejszej dyskusji podnoszono, obecnie do przymusowej parcelacji na terytorium naszym przychodzą te przede wszystkim majątki, które pozostają w rękach właścicieli żydowskich, to mam pewne wątpliwości, czy można tę ziemię nazwać z tego tytułu ziemią żydowską. Mam wątpliwości, czy też ktokolwiek z Panów nazwałby ziemię na terytoriach bezsprzecznie i etnograficznie, i historycznie polskich w posiadaniu na przykład Niemców pozostającą — ziemią niemiecką. Czy charakter narodowy człowieka, który w danym momencie posiada ziemię, przechodzi i na samą ziemię — jest jeszcze conajmniej niepewne. Przy tym zważyć trzeba i to, że 50% rodów ziemiańskich na naszym terytorium, które obecnie są polskie, to są właśnie najstarsze nasze ukraińskie rody. Historia tak życie nasze prowadziła, że ludzie ci z biegiem wieków zmienili wyznanie, za wyznaniem poszła narodowość. To jest przejaw historyczny, który znowu podważa aksjomat, że ziemia w ich posiadaniu będąca jest ziemią odwiecznie polską.</u>
          <u xml:id="u-33.16" who="#OstapŁucki">Ale odłóżmy te dyskusyjne sprawy na bok. Czy można jednak wyłączyć przy rozwiązywaniu tak ciężkiego węzła gordyjskiego, jak przebudowa ustroju rolnego w naszych warunkach, tych ludzi, którzy tylko tą ziemią mogą być jeszcze doprowadzeni do prymitywnej przynamniej wystarczalności gospodarczej i którzy od wieków na tej ziemi pracowali? Cechą czasów, które przeżywamy, w całym świecie jest to, że życie się coraz bardziej uspołecznia. Sprawiedliwość społeczna, państwo społeczne, oto są hasła, które w całym świecie teraz rozbrzmiewają. To społeczne nastawienie współczesnej mentalności europejskiej na nowo przewartościowuje stare pojęcia własności i pracy i absolutnie ukraca prerogatywy własności na rzecz prerogatyw pracy. Jesteśmy w zgodzie z całą tendencją, jaką przeżywa obecnie mentalność europejska, że moment odwiecznej pracy naszego ludu na ziemiach, do których obecnie nie ma mieć dostępu, nie może być przy wykonywaniu ustawy rolnej wykreślony z rzeczywistości. Przeludnienie na naszym terytorium jest, jak wiedzą Panowie, ogromne. Zamknięcie naszym ludziom bez względu na ich narodowość, ale tym właśnie jedynym, którzy od wieków na tych ziemiach pracowali, dostępu do tej ziemi, musi wytworzyć warunki, które nie tylko uniemożliwią nam przeprowadzenie polityki normalizacyjnej, ale i na dalszą przyszłość całe życie na tym terytorium jak najgroźniej skomplikują. Mogą wytworzyć się u nas tak niemożliwe warunki współżycia, że my jako Ukraińcy i jako obywatele Państwa musimy na to publicznie zwrócić Panom uwagę. Nagle wysunięto przeciw nam argument statystyczny, że parcelacja dotychczasowa dała takie wyniki, iż 70 czy 80% ziemi z zapasów własności większej przeszło w ręce drobnych rolników Ukraińców. Ten argument wytoczono w tej sprawie w ostatniej chwili. Nie jestem w możności skorygować go czy takim czy innym procentem, ale z całym odczuciem sumienia naszego jako obserwatorów życia na naszym terytorium musimy stwierdzić, że nie ma nikogo w społeczeństwie ukraińskim, który by w tę statystykę uwierzył.</u>
          <u xml:id="u-33.17" who="#OstapŁucki">Nie przypisuję złej woli na przykład p. Ministrowi Rolnictwa, który ten argument także wysunął. Tylko twierdzę, że statystyka w sprawach rolnych jest w ogóle bardzo niepewna.</u>
          <u xml:id="u-33.18" who="#komentarz">(Minister rolnictwa i Reform Rolnych p. Poniatowski: Ja nie podawałem tego.)</u>
          <u xml:id="u-33.19" who="#OstapŁucki">Może Pan nie podawał, ale inni podają tę statystykę, nie przypisuję im również złej woli a priori, nie twierdzę, że to ich powiedzmy machinacja, żeby przeprowadzić swą politykę parcelacyjną. Ale to jest błąd i to wierutny błąd, który stoi w przeciwieństwie do codziennej obserwacji życia na naszym terytorium. Tego statystycznego argumentu przyznać nie możemy.</u>
          <u xml:id="u-33.20" who="#OstapŁucki">Sprawa kolonizacji wywołała ogromne zaognienie na naszym terytorium. Z jednej strony w społeczeństwie polskim obserwujemy fakty, których nie obserwowaliśmy oddawna. Kilkadziesiąt instytucyj polskich we Lwowie uchwala, że ziemia polska może przejść tylko do rąk polskich. Odbywają się wiece z takimi samymi rezolucjami. Rezolucje idą daleko dalej, twierdzą, że każda mniejszość polska na naszym terytorium musi być źródłem prawa, że tylko jej wola ma decydować o tym, jak ma u nas wyglądać rzeczywistość życia całego. W tych rezolucjach potępia się każde porozumienie Rządu i narodu ukraińskiego, każdą konferencję Rządu z Ukraińcami. Jednym słowem obserwujemy obecnie w miejscowym społeczeństwie polskim takie przejawy, których już rzeczywiście dawno nie było, które już są jakąś patologią. Wszystko to wyrasta właśnie z problemu ziemi. Tak samo i w świecie ukraińskim. Chłop ukraiński żyje w warunkach bardzo ciężkich, a równocześnie prawie że ze skóry wyskakuje, ażeby samopomocą spółdzielczą doprowadzić swoje gospodarstwo do jak największej intensywności. Jeżeli mu teraz w związku z projektowaną ustawą o niepodzielności skolonizowanej ziemi raz na zawsze znika z oczu pańska ziemia w jego wsi, jeśli on teraz widzi, iż traci egzystencję ludzką, to oczywiście podnosi to jego gorączkę. Miarą, termometrem tej gorączki niechaj będzie fakt, że wielki nasz patriota biskup Chomyszyn, o którym Panowie wszyscy wiecie, że on jeden z pierwszych propagował normalizację życia polsko-ukraińskiego, dziś zwraca się publicznie w swoim organie do nas: Panowie posłowie i senatorowie, jak mogliście wotować budżet Państwa, które przeprowadza kolonizację, które zamyka drogę życia przed olbrzymią masą naszego narodu! Proszę Panów, to jest ciężka sprawa. Ta sprawa doprowadziła nas do wielkiego konfliktu z p. Ministrem Rolnictwa nie ze złośliwości ani z żadnych rozgrywek politycznych. Ziemia to podstawowa sprawa życia naszego narodu. Wszyscy razem musimy dbać o to, ażeby i w tej sprawie uzgodnić interesy narodu ukraińskiego z istotnym interesem Państwa Polskiego, ażeby przez kolonizację nie wytworzono niczego, co nam przekreśli wielkie próby na wielką miarę przez nas zamierzone, jak to już nieraz było w historii naszych narodów.</u>
          <u xml:id="u-33.21" who="#OstapŁucki">Na jedno jeszcze chcę zwrócić Panom uwagę. W mentalności społeczeństwa polskiego, w prasie polskiej i w opinii publicznej polskiej raz po raz powtarza się i przy tej sposobności ze szczególnym naciskiem, że kwestia obronności Państwa wymaga na terytorium województw naszych forytowania elementu polskiego, i że tylko element polski na naszych terytoriach jest gwarantem bezpieczeństwa Państwa. Tę tezę zwalczamy jak najenergiczniej. Źle było by, było by tragedią, gdyby sprawę bezpieczeństwa Państwa kłaść trzeba było tylko na barki elementu polskiego na naszych terytoriach, które przecie zajmują ogromne przestrzenie i gdzie nas Ukraińców ani wytłuc ani powywieszać nie można. Żyjemy w czasach zbyt skomplikowanych, ażeby gwarantem i nadzieją bezpieczeństwa Państwa na tym terytorium mogła być tylko ludność polska. Tak nie jest. W roku 1920, gdy cały polski aparat państwowy i wojsko wycofywały się, w momencie tragicznym, gdy bolszewicy zbliżali się do naszego terytorium, a wszystko co polskie było spakowane, wtedy my Ukraińcy zjawiliśmy się we Lwowie u pp. Gałeckiego i Lamezana i powiedzieliśmy im: w takim razie my tu będziemy bronić nasz kraj przed inwazją komunizmu. I nieraz już to powtarzaliśmy, że interes i racja polityczna narodowa i państwowa ukraińska wymaga tego, ażebyśmy się przeciwstawili każdemu nadrywaniu naszego terytorium na korzyść wspólnego realnego wroga, jakim jest bolszewizm. I dlatego żadna rezolucja tak nas nie boli, jak ta właśnie, że tylko element polski decyduje i gwarantuje bezpieczeństwo. Tak źle nie jest. Ale zła polityka może do tego doprowadzić i nie chcąc, ażeby do tego doszło, donośnie krzyczymy: Panowie, najwyższy czas na inną politykę w Państwie.</u>
          <u xml:id="u-33.22" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-34">
          <u xml:id="u-34.0" who="#WicemarszałekKwaśniewski">Głos ma s. Siudowski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-35">
          <u xml:id="u-35.0" who="#KonradSiudowski">Wysoka Izbo! Jednym z ważniejszych zagadnień wewnętrznego życia Polski jest niewątpliwie zagadnienie mniejszości niemieckiej. Problem ten ma swoją szczególną wymowę na ziemiach zachodnich, a w szczególności na Pomorzu z uwagi na eksponowane stanowisko tej ziemi oraz posłannictwo dziejowe, jakie spełnia w dążeniu Polski do potęgi mocarstwowej.</u>
          <u xml:id="u-35.1" who="#KonradSiudowski">Ten wyjątkowy charakter Pomorza wymaga wyjątkowej czujności społeczeństwa polskiego i wyjątkowej opieki Państwa. Dążeniem obu tych czynników powinno być należyte na tej ziemi ugruntowanie polskości i to we wszystkich dziedzinach. Tymczasem pewne przejawy życia gospodarczego i politycznego elementu niemieckiego niepokoją opinię polską Pomorza, wzbudzając co do przerostów i ich ujawnianych tendencyj poważne zastrzeżenia. Już sam udział mniejszości niemieckiej w posiadaniu ziemi, w tym źródle siły gospodarczej, rzuca charakterystyczne światło na całe to zagadnienie. O ile w 1914 r. w posiadaniu niemieckim znajdowało się 34, 8% całego obszaru pomorskiego, to w r. 1933 po dzień dzisiejszy 22,3%. Stosunek ten jest zbyt rażący, jeżeli weźmiemy pod uwagę liczebność ludności niemieckiej. Obserwując bowiem proces ruchu ludnościowego na Pomorzu, trzeba stwierdzić, że jeżeli w 1910 r. Niemcy reprezentowali 43,4% ogółu ludności Pomorza, to dziś stanowią oni tylko 10%'. Wagę zagadnienia znacznie powiększa fakt, że w gospodarstwach większych, powyżej 180 ha, Niemcy posiadają 55% własności. Podobnie anormalne stosunki spotykamy także i w Wielkopolsce. Wydaje mi się, że daleko idące korektury pod tym względem byłyby z punktu widzenia polskości pożądane, tym więcej, że własność niemiecka grupuje się na ogół na Pomorzu dwoma pasami: koło południowej granicy gdańskiej przez najwęższą część Pomorza oraz przez dolinę Noteci, powiaty: sępoliński, świecki, chełmiński i grudziądzki. Pasy te pomyślane za czasów kolonizacji pruskiej jako mur utworzony dla kulturalnego odcięcia Pomorza od reszty Polski, niestety, do dziś nie są zlikwidowane i w pewnej mierze spełniają swą antypolską rolę.</u>
          <u xml:id="u-35.2" who="#KonradSiudowski">Podobną sytuację spotykamy w dziedzinie przemysłu. Przemysł jest opanowany w 37% przez Niemców. Przemysł ten, absorbując przeważną część kredytów banków niemieckich, nie odczuł w taki sposób jak polski kryzysu gospodarczego i rozwija się na ogół dobrze. Tym niemniej lojalność jego w stosunku do żywiołu polskiego jest bardzo wątpliwa. Obserwujemy albowiem, że kierownictwo przemysłu, ulegając naciskowi organizacyj politycznych, zatrudnia tylko Niemców tak w personelu biurowym jak i technicznym. Wprawdzie zauważyć można w ostatnim czasie pewien odwrót od tej linii, jednakże jest tutaj więcej dbałości o rozwój interesów danego zakładu, niż objawu lojalności wobec żywiołu polskiego.</u>
          <u xml:id="u-35.3" who="#KonradSiudowski">Wprost zatrważające stosunki wytworzyły się na odcinku spółdzielczości. Spółdzielczość niemiecka, która jest głównym instrumentem uzależnienia polskiego życia gospodarczego, wykazuje od 1929 r. wyraźną i stałą tendencję rozwojową i dziś reprezentuje siłę, która kilkakrotnie przewyższa liczebność elementu niemieckiego. Wziąwszy pod uwagę teren zachodniej Polski, spółdzielnie niemieckie reprezentowały w stosunku do polskich w 1929 r. — 72,8%, w 1931 r. — 78,7%, w 1933 r. — 77,5%. W odrodzonej Polsce spółdzielczość polska i niemiecka rozwijała się w warunkach nierównych w zależności od wpływów zewnętrznych. Inflacja przyniosła całej spółdzielczości duże straty przez stopienie kapitałów własnych oraz naraziła, chociaż niesłusznie, jej dobrą dotąd opinię u ludności, która straciła swoje oszczędności prawie całkowicie. Po stabilizacji waluty, w latach 1925–1929, w okresie t. zw. inflancji kredytowej, która miała na celu zwiększenie produkcji, przede wszystkim rolniczej, polskie spółdzielnie kredytowe i rolniczo-handlowe brały żywy udział w rozprowadzaniu kredytu, który miał być krótkoterminowy, jednak już wówczas przeważnie nie miał tego charakteru z uwagi na to, że z braku kredytu długoterminowego używano go do finansowania inwestycyj tak w rolnictwie, jak i w przemyśle. Pracując w tych warunkach, znalazły się polskie spółdzielnie kredytowe i rolniczo-handlowe z chwilą załamania się koniunktury gospodarczej w Polsce w położeniu bardzo trudnym. Tylko te spółdzielnie, które pracowały przede wszystkim w oparciu o kapitały miejscowego pochodzenia i nie nadużywały kredytów bankowych, nie odczuwały większych wstrząsów. Pozostałe spółdzielnie, a tych, niestety, była większość, spłacały wypowiedziane kredyty bankowe przeważnie kosztem własnego pogotowia płatniczego, co w konsekwencji doprowadziło do niemożności wypłaty wkładu w wielu spółdzielniach kredytowych, a w spółdzielniach rolniczo-handlowych do pozbawienia kapitału obrotowego z dalszymi konsekwencjami, jak zaniechanie działalności handlowej, wzrost strat itp. Toteż nic dziwnego, że dziś po kilku latach kryzysu rola polskich spółdzielni została zredukowana prawie o połowę, bo drobnych i średnich spółdzielni kredytowych mamy zaledwie kilkadziesiąt o sumie bilansowej ca 15 milionów złotych, a spółdzielni rolniczo-handlowych pozostało czynnych 12, wykazujących łącznie ca 7 milionów złotych obrotów towarowych rocznie. Natomiast w niemieckich spółdzielniach jest stan odwrotny, bo suma bilansowa czynnych spółdzielni kredytowych wzrosła i dochodzi do 40 milionów złotych, a obroty spółdzielni rolniczych przekraczają 20 milionów złotych.</u>
          <u xml:id="u-35.4" who="#KonradSiudowski">Narzuca się więc pytanie, dlaczego w niemieckich spółdzielniach jest lepiej? Otóż w okresie 1925–1929 niemieckie spółdzielnie korzystały również z kredytów bankowych, ale w znacznie mniejszym stopniu. Niemniej ich sytuacja w r. 1930 nie była wiele lepsza, zwłaszcza spółdzielni rolniczo - handlowych, które udzielały znacznych kredytów. Jednak już w r. 1931 i 1932 następuje zupełnie widoczna poprawa w ich aktywności głównie wskutek tego, że zamrożone kredyty zostały spłacone przez dłużników, którzy mieli możność uzyskania kredytów i to kredytów niewiadomego pochodzenia. W tych właśnie „tajemniczych” kredytach tkwi cała tajemnica większej obecnie aktywności spółdzielni niemieckich na Pomorzu. Czynniki niemieckie, doceniając znaczenie gospodarcze i polityczne spółdzielczości, przystąpiły do jej usprawnienia w momencie, kiedy polska spółdzielczość przeważnie bezskutecznie boryka się z trudnościami, których pokonać nie może bez pomocy zewnętrznej. Nic więc dziwnego, że niemieckie placówki kredytowe, wykorzystując tę sytuację, mogły swą akcję kredytowa rozszerzając ją przede wszystkim na Polaków. Nie ulega dla nas żadnej wątpliwości, że akcja ta jest planowa i może zmierzać do postawienia polskich placówek w obliczu widma ruiny przez wypowiedzenie kredytów w odpowiednim momencie. Poza tym akcja ta jest niewątpliwie obliczona na oddziaływanie na psychikę polską. Jest przecież rzeczą zrozumiałą, że Polacy pozostający w zależności kredytowej od Niemców mogą się stać elementem mniej wartościowym, nie udzielają się w życiu społecznym i nie reprezentują siły, która mogłaby podjąć konsekwentną walkę z pozostałościami po zaborcy. O dynamice rozwojowej i większej aktywności spółdzielni niemieckich niechaj świadczą następujące cyfry: Jeżeli przyjmiemy za 100 działalność wszystkich instytucyj bankowych na Pomorzu w 1935 r., to otrzymamy następujący udział spółdzielni polskich i niemieckich: Stan wkładów w spółdzielniach polskich wynosił 6,1%, w niemieckich — 15,9%; stan kredytów w spółdzielniach polskich wynosił 15,5%, w niemieckich — 26,5%, Nowe kredyty udzielone w 1935 r. w polskich spółdzielniach wynosiły 700 tysięcy zł — ca 5% , w spółdzielniach niemieckich — ca 6,5 miliona, czyli około 55%. Widzimy tu niewspółmierną przewagę spółdzielni niemieckich nad polskimi.</u>
          <u xml:id="u-35.5" who="#KonradSiudowski">Na specjalne uwzględnienie zasługuje spółdzielczość mleczarska, która na Pomorzu posiada duże znaczenie gospodarcze przerabiając ponad 120 milionów litrów mleka rocznie. Polskie spółdzielnie mleczarskie powstały dopiero w odrodzonej Polsce, niemieckie zaś prawie wszystkie w okresie przedwojennym i były traktowane nie tylko jako instytucje gospodarcze, ale w dużej mierze polityczne, mające na celu utrzymanie wpływów niemieckich na Pomorzu. Skuteczność ich działania w odrodzone, Polsce bynajmniej nie zmalała, bo nadal obejmują one tysiące dostawców, a wśród nich dużą ilość Polaków. Mamy obecnie na Pomorzu 55 niemieckich mleczarni spółdzielczych, przerabiających ponad 80 milionów litrów mleka i 32 polskie mleczarnie spółdzielcze o rocznym przerobie ponad 40 milionów litrów, czyli, że w polskich przerabia się tylko 33% ogólnej ilości mleka przerabianej w spółdzielniach. Powyższy, wprost nieprawdopodobny, stosunek niemieckich mleczarni spółdzielczych do polskich utrzymał się jedynie dlatego, że Niemcy nadużywają formy spółdzielczej do celów politycznych. Na ogólną ilość 6 tysięcy dostawców do mleczarń niemieckich jest Polaków ca 4 tysiące, czyli ponad 70%, ale członków jest tylko bardzo mały procent, bo niemieckie zarządy Polaków na członków nie przyjmują albo stawiają bardzo trudne warunki (wysokie udziały, wpisowe, odpowiedzialność wysoka, minimum krów itp.). Zachodzą u nas na Pomorzu takie wypadki, że członkami spółdzielni jest kilkunastu Niemców, ale polskich dostawców jest w niej ponad 200 i to przeważnie polskich osadników z polskiej parcelacji rządowej. Taki stan rzeczy ma nie tylko znaczenie polityczne, ale również i gospodarcze, bo nie członkowie, a więc Polacy, nie mają wglądu w gospodarkę spółdzielni, muszą płacić podatki i otrzymują niższą wypłatę za mleko.</u>
          <u xml:id="u-35.6" who="#KonradSiudowski">Wysoka Izbo! W pobieżnym tylko szkicu pozwoliłem sobie naświetlić obraz siły gospodarczej elementu niemieckiego na Pomorzu, siły, która nie stojąc w żadnym stosunku do jego liczebności, wyzyskiwana jest jako instrument walki społeczno-politycznej. Taki stan rzeczy uważać należy za niepokojący, tym więcej, że działalność niemieckich organizacyj gospodarczych i politycznych jest ściśle ze sobą powiązana.</u>
          <u xml:id="u-35.7" who="#KonradSiudowski">Co do samego życia politycznego, to trzeba stwierdzić, że jeżeli przed przewrotem hitlerowskim obóz niemiecki na Pomorzu i w Wielkopolsce nie wykazywał nadzwyczajnej aktywności, to dziś dynamika jego działania politycznego jest niezwykle intensywną i wykracza na pewnych terenach poza dozwolone formy działania. Czołowa organizacja polityczna Deutsche Vereinigung, która przede wszystkim odznacza się niezwykłą ruchliwością w pracach organizacyjnych, nie zadowala się już pozyskiwaniem Niemców na członków, ale próbuje nawet wciągać element polski w orbitę swego działania, w myśl zresztą zapowiedzi jednego z przywódców organizacji Deutsche Vereinigung na zjeździe w Bydgoszczy w r. 1935, kiedy to tenże oświadczył, że Deutsche Vereinigung zastrzega sobie możność przyjmowania w swe szeregi każdego, kto gotów jest walczyć i ponosić ofiary razem z Niemcami, kto się dobrowolnie przyznaje do narodowości niemieckiej i fakt ten potwierdza przez czyny i ofiary.</u>
          <u xml:id="u-35.8" who="#KonradSiudowski">Wiemy na Pomorzu dobrze, jak to dobrowolne przyznanie się do narodowości niemieckiej wygląda. Wiemy, że na tego rodzaju cele zużywa się bogate, posiadane przez element niemiecki środki, co wydaje się dziwne i nawet podejrzane. Wiemy też, że niejednokrotnie stosowano pewnego rodzaju przymus. Nierzadkie albowiem były wypadki, że pracodawcy Niemcy wykorzystując ciężką sytuację wywołaną ogólnym bezrobociem uzależniali przyjmowanie robotników polskich do pracy od uiszczenia przez nich składek na ręce organizacji niemieckich. Postępowanie takie należy napiętnować z punktu widzenia narodowego.</u>
          <u xml:id="u-35.9" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Marszałek.)</u>
          <u xml:id="u-35.10" who="#KonradSiudowski">Wreszcie pragnę zwrócić uwagę na jeszcze jeden szczegół świadczący o tym, w jak nieprzychylnym dla państwowości polskiej duchu urabia się młodzież niemiecką w wieku 14–20 lat. Czynniki kierownicze organizacji Deutsche Vereinigung w obawie, że młodzież niemiecka, kończąca w większości szkołę polską, po wyjściu ze szkoły ulega wpływom środowiska polskiego, rozpoczęły organizować przy Landbundzie, najsilniejszej organizacji gospodarczej na Pomorzu, koła młodzieżowe. Na tych zebraniach przeprowadza się pogadanki i wykłady, mamiące między innymi na celu wpojenie w młodzież kultu dla bohaterów niemieckich, a przede wszystkim ożywienie jej duchem kolonizatorskim i zdobywczym, jaki cechował ojców, którzy zakładali osiedla niemieckie na Pomorzu. Znamiennym jest, że podstawową lekturą na tych zebraniach jest znane dzieło „Mein Kampf”.</u>
          <u xml:id="u-35.11" who="#KonradSiudowski">Wysoka Izbo! Jak z tych moich wywodów wynika, dotychczasowa działalność niemieckich organizacyj na Pomorzu nie zdołała wytworzyć takiej atmosfery, takich warunków, w których by normalne współżycie mniejszości niemieckiej z narodem polskim kształtować się mogło. Przeciwnie, w tym centralistycznie ujętym kierownictwie całej pracy gospodarczej i politycznej upatruję jedną z przyczyn, jeden z głównych czynników oporu w procesie asymilacyjnym kultury polskiej. Stąd też niezrozumiałym jest zbyt częste wołanie niektórych przedstawicieli mniejszości niemieckich o współpracę. Wydaje mi się, że współpraca jest tylko wtenczas możliwa, jeżeli współżycie mniejszości niemieckiej nacechowane będzie bezwzględnie szczerą i uczciwą lojalnością względem Państwa naszego. Przy tym lojalność ta nie może się ograniczaj tylko do deklaracyj, składanych z okazji oficjalnych wystąpień, nie może ona ograniczać się tylko do wznoszenia okrzyków na cześć naszych dostojników państwowych. Ale chcielibyśmy i mamy prawo tego żądać, aby wytworzyło się istotne współżycie mniejszości niemieckiej z narodem polskim. Tylko w takich warunkach może być mowa o współpracy. Jak długo natomiast będziemy świadkami rozbieżności między głoszonymi przez mniejszość niemiecką w Polsce zapewnieniami lojalności wobec Państwa Polskiego a prowadzoną przez nią akcją na Pomorzu i w Wielkopolsce, tak długo czujność nasza narodowa musi być podwojona. Tym większy musi być wysiłek tak całego zorganizowanego społeczeństwa polskiego, jak też aparatu państwowego zmierzający do tego, aby doprowadzić wpływy niemieckie na Pomorzu i w Wielkopolsce do granic zupełnej nieszkodliwości dla polskiej racji stanu.</u>
          <u xml:id="u-35.12" who="#KonradSiudowski">Zajmując takie stanowisko chciałbym się zastrzec, że dalecy jesteśmy od tego, aby uszczuplać prawa konstytucyjnie mniejszości niemieckiej zastrzeżone. Chcemy uszanować ich odrębności narodowe, o ile one nie kolidują z nadrzędnym interesem Państwa. Chcemy też żyć w zgodzie i harmonii z naszymi współobywatelami Niemcami. Przyjmujemy z zadowoleniem dzisiejsze oświadczenie p. s. Wiesnera i jego życzliwe ustosunkowanie się do ostatnich wydarzeń politycznych w kraju. Ale przeciwstawimy się i będziemy się z całą bezwzględnością przeciwstawiać wszelkim objawom nielojalności, wszelkim próbom infiltracji wpływów obcych.</u>
          <u xml:id="u-35.13" who="#KonradSiudowski">Tego wymaga od nas interes Państwa Polskiego, tego wymaga od nas polska racja stanu na Pomorzu.</u>
          <u xml:id="u-35.14" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-36">
          <u xml:id="u-36.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Siedlecki.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-37">
          <u xml:id="u-37.0" who="#StanisławSiedlecki">Wysoki Senacie! Jestem zwolennikiem jak największej samodzielności politycznej i samowystarczalności gospodarczej Polski jako państwa, a to głównie i przede wszystkim ze względu na sprawę obrony jego wolności i niepodległości.</u>
          <u xml:id="u-37.1" who="#StanisławSiedlecki">Z tych założeń wychodząc, chcę jednak wyraźnie zaznaczyć, że uważam łączność wszystkich Polaków, zamieszkałych nie tylko w granicach Państwa, ale i w licznych krajach całego świata, za sprawę niezwykłej wagi, za sprawę zasadniczą. Łączność ta musi być stale zacieśniana i możliwie rozszerzana na wszystkie dziedziny życia, a więc nie tylko kulturalne i duchowe, ale i materialno-gospodarcze. Należy między innymi wyraźnie i mocno potraktować wszystkich Polaków, zamieszkałych poza granicami Polski, w dziedzinie prac gospodarczych jako przedstawicieli, propagatorów i czynnych pomocników naszej polskiej ekspansji gospodarczej na rynkach zagranicznych. Jest to tym bardziej ważne i coraz ważniejsze z dniem każdym się staje, że obecnie towar idzie za granicę jedynie prawie na podstawie wymiany kompensacyjnej. Toteż dziś nie dość jest, by wyroby polskie były na rynku zagranicznym przyjmowane, trzeba, by były one poszukiwane i żądane. Jestem pewny, że przy postawieniu należycie organizacji Polaków za granicą i oczywiście przy konkurencyjności cen i jakości naszych wyrobów, zjawisko poszukiwania towaru polskiego na rynku obcym jest zupełnie do osiągnięcia. Jesteśmy w tym wypadku w specjalnie korzystnych warunkach, jeśli chodzi o możność stworzenia aparatu propagandowego. Bo oto wyobraźmy sobie, że nie Polska, mająca liczną emigrację zagraniczną, ale młode państwo powojenne, mające emigrację zupełnie nikłą, postanowiłoby sobie zapewnić zagraniczne rynki dla zbytu własnych towarów. By to zrobić na wielką skalę i popierać swe wyroby bezpośrednio, musiałoby ono dobrać sobie i nakładem wielkich kosztów osadzić w różnych państwach swych agentów, następnie finansować ich prace przygotowawcze przez szereg lat, zanim zdołaliby wyrobić sobie odpowiednie stosunki, poznali rynek i dopiero po przejściu tego okresu mogłoby kupiectwo kraju zacząć sprzedawać towar w większych ilościach i ciągnąć z tego zyski.</u>
          <u xml:id="u-37.2" who="#StanisławSiedlecki">Polska ma zadanie niezwykle ułatwione. Nie ma poprostu kraju na zachodzie Europy i w obu Amerykach, gdziebyśmy nie mieli licznych kolonij Polaków, kolonij, które nie tylko nie kosztują nic Rządu Polskiego, ale przeciwnie emigranci przez przesyłanie dość często swym krewnym do Polski walut zagranicznych przyczyniają się walnie do polepszenia naszego bilansu płatniczego. Tych rodaków naszych jest dużo, są oddawna zasiedziali na miejscu i znają miejscowe stosunki, są też już staraniem Polski częściowo zorganizowani i zespoleni. Trzeba też jak najszybciej i to kosztem należytych wysiłków wybrać między nimi rzetelnych i fachowych ludzi, którzy by mogli być przedstawicielami i agentami naszej ekspansji gospodarczej w poszczególnych krajach. Zwracam uwagę, że nasi rodacy nie tylko będą mieli to trudne zadanie propagowania naszych wyrobów wśród obcych społeczeństw, ale będą mogli znacznie łatwiej i zupełnie doraźnie zaagitować członków kolonij polskich do nabywania towarów polskich. W ten sposób przy odpowiednim ujęciu i usilnej pracy moglibyśmy stworzyć warunki, by towar polski, zanim dostałby się w ręce przedstawicieli narodu obcego, mógł być spopularyzowany i odpowiednio przedstawiony przez własnych naszych rodaków, kupujących ten towar i zachwalających go.</u>
          <u xml:id="u-37.3" who="#StanisławSiedlecki">Ale powiedzą nam — to jest trudne, bo właśnie Polacy zagraniczni najmniej może są przekonani choć i niesłusznie o dobroci i konkurencyjności naszych wyrobów. Tak jest. Ale dlaczego tak jest? Dlaczego Polacy źle myślą o polskich wyrobach, dlaczego uważają, że sama Polska jest to coś niższego i gorszego od innych krajów, dlaczego uważają nawet siebie jako Polaków za ludzi gorszych, słabszych, mniej wartościowych? Czy to jest słuszne? Czy to jest słuszne już nie ze względu na nasz interes narodowy, ale na prawdę objektywną? Jest to błąd, błąd wielki, rzecz szkodliwa pod każdym względem. Toteż tein błąd należy naprawić. Należy wzbudzić w narodzie polskim przekonanie, nie to połowiczne i bojaźliwe, że jesteśmy nie gorsi od innych, ale śmiałe i mocne, że jesteśmy lepsi i mocniejsi, silniejsi i odważniejsi, że bardziej kochamy swój kraj rodzinny niż ktokolwiek na świecie. I tak jak każde dziecko, co kocha swoją matkę, jest najświęciej przekonane, że jest ona nie tylko najlepsza i najmądrzejsza, ale i najpiękniejsza ze wszystkich kobiet — tak i my, Polacy, musimy wpoić sobie tę prawdę w dusze i serca, że nasza Ojczyzna jest najlepszą i najpiękniejszą ojczyzną na świecie. Bez mocnego i szczerego aktu wiary, że tak jest a nie inaczej, nie możemy się kusić o ugruntowanie naszego Państwa na wieki, jako kraju niepodległego.</u>
          <u xml:id="u-37.4" who="#StanisławSiedlecki">Ale jeśli tak jest, to musimy natychmiast wysunąć tezę prostą i jasną, której nie dość jest powtarzać sto razy, tezę, którą postawił przed niewielu dniami pułkownik Adam Koc. Powtórzę ją swoimi słowami — wszystkie wysiłki Polaków mogą i muszą ześrodkować się w jednym dążeniu, w dążeniu do obrony Państwa. A jeśli tak mówimy, jeśli obrona Państwa „suprema lex esto”, jeśli to hasło jest naczelnym nakazem, i jeśli to hasło nie ma być frazesem, ale bodźcem naszym realnym, jeśli tego Państwa mamy bronić nie słowem, lecz czynem, nie artykułami w książkach i gazetach, ale pracą rzetelną życia całego, a w potrzebie krwią i orężem, to jak możemy mówić o „fikcji hasła samowystarczalności gospodarczej Państwa”?</u>
          <u xml:id="u-37.5" who="#StanisławSiedlecki">Cóż za dziwne zaślepienie może podsuwać komuś z Polaków myśl, że „autarkia jest mrzonką i że my nie powinniśmy jej hołdować”.</u>
          <u xml:id="u-37.6" who="#StanisławSiedlecki">Nie, proszę Panów, tu nie ma wyboru. Jeśli chcemy bronić naszego kraju przed każdym nieprzyjacielem, jakkolwiek byłby wielki i silny, jeśli chcemy bronić swej wolności do ostatniego tchu i ostatniej kropli krwi, to musimy wiedzieć czego bronimy! Musimy wiedzieć, że kraj nasz nie jest jakąś ekspozyturą nieokreślonych i nieznanych potęg międzynarodowych, że kraj nasz to organizm zbudowany harmonijnie i skończenie. Musimy wierzyć w to, co jest przecież faktem, że dla nas Polaków Polska leży w samym środku świata, że wszystek nasz polski dorobek i gospodarczy, i kulturalny jest to największe dobro na świecie, którego bronić winniśmy, z którego dumni być możemy i musimy, i że nasza ziemia, nasza Ojczyzna jest dla nas najlepszą i najpiękniejszą Matką!</u>
          <u xml:id="u-37.7" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-38">
          <u xml:id="u-38.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Gołuchowski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-39">
          <u xml:id="u-39.0" who="#WojciechAgenorGołuchowski">Wysoka Izbo! Pracując w Komisji Budżetowej i słuchając pilnie, jak przemawiali mówcy na tematy ogólne naszej rzeczywistości polskiej, zastanowić mi się wypada nad tym, dlaczego nasze stosunki gospodarcze i materialne w Polsce są jeszcze tak złe, dlaczego jesteśmy tak słabi? Wszyscy prawie mówcy bez wyjątku w swojej krytyce podnosili te niedomagania i trudności, jakie się napotyka codziennie w naszym życiu, podnosili to ubóstwo naszej wsi, która znajduje się rzeczywiście na bardzo niskim stopniu kultury i zamożności. Kto przejedzie z Polski A dalej na wschód do Polski, którą dziś przyzwyczailiśmy się nazywać Polską B, a nawet, jak p. s. Evert powiedział — Polską D, to nieraz z przykrością musimy stwierdzić, że po tej wsi polskiej spaceruje pod rękę bieda z nędzą. Kto z nas ma sposobność wieczorami przejeżdżać przez nasze wsie, ten naprawdę z bólem serca musi stwierdzić, że w tych chatach w długie wieczory zimowe nie pali się światło, a nie pali się dlatego, że chłop nie ma za co kupić sobie nafty. A wiemy też, my, którzy żyjemy blisko tej wsi, że nieraz w niejednym z tych domów brakuje soli, mąki i tego wszystkiego, czego potrzeba człowiekowi, aby mógł przeżyć z dnia na dzień. Tu trzeba postawić pytanie, dlaczego tak jest. Czegoś u nas brak, gdzieś leży jakaś przeszkoda, bo jednak w niektórych miejscowościach jest lepiej. Możemy stwierdzić, że są takie wsie i takie miejscowości, w których praca czy to jednego człowieka, czy zespołu kilku ludzi stworzyła z biegiem lat dobrobyt tej wsi, dała taki poziom, że poprostu te miejscowości stają się niejako osobliwością turystyczną, tam ludzie zjeżdżają, aby zobaczyć, jak właściwie należy postępować, by takie rzeczy były możliwe. Nie będę nazywał po imieniu tych miejscowości, ale nie dawno czytając o tym i widząc, nie bezpośrednio a z fotografii, jak wygląda taka wieś, zastanowiłem się dlaczego to nie jest możliwe, może nie w takim stopniu, ale w mniejszym, tam, gdzie dziś jest naprawdę bardzo smutno i gdzie ten stan musi każdego z nas najgłębszą troską napełniać. Zdaje mi się, że trzeba szukać tej poprawy w nas samych, w jakimś bardziej ogólnym ujęciu tych zagadnień, nie w tym nastawieniu czy przeciwstawieniu pewnych tez i doktryn, nie w zarzucaniu sobie nawzajem, czy to grupom społecznym, czy stanom, czy klasom jakichś niedomogów, które są rzekomo jedynie winne, że stan rzeczy jest taki jaki jest. Mnie się zdaje, że tak całkiem nie jest. I jeżeli jest taki wynik, to wina rozkłada się na wszystkich nas, że nie umiemy znaleść tego wspólnego języka, który by potrafił naprawdę w krótkim czasie podnieść Polskę wzwyż. Mówię „w krótkim czasie”, bo zdaje mi się, że na zegarze dziejów Europy jest może pięć minut, a może nawet minuta przed dwunastą, że trzeba z jednej strony silnej armii i zbrojeń, dlatego że naokoło nas stoją ludy, stoją państwa uzbrojone po zęby, ale trzeba także dzisiaj pięć minut czy minutę przed dwunastą wzmóc życie gospodarcze Polski, podciągnąć ją w górę i starać się z niej wykrzesać to wszystko, co w niej drzemie. Bo wierzę, że Polska może być bogata, że Polska czeka na swoich synów, którzy by ją wyzwolili gospodarczo i wyprowadzili wzwyż. Tego szukajmy, a nie szukajmy winy nawzajem w nieporozumieniach klasowych i zarzucaniu sobie nawzajem złej woli, czy jakiejś niezaradności, która ma być rzekomo winną wszystkiemu.</u>
          <u xml:id="u-39.1" who="#WojciechAgenorGołuchowski">Oczywiście, Polska jest krajem, który nie jest tak jednolitym narodowościowo, jak inne państwa. Jest niejednolitą i to może jest dużą przeszkodą, bo zdaje mi się, że Francja zamieszkała w 100% przez Francuzów, czy Niemcy, mające bardzo mały odsetek mniejszości narodowych, czy Włochy, czy inne państwa, które są jednolite narodowościowo, mają zadania może łatwiejsze. U nas w Polsce trudności jeszcze przybywa wskutek tego, że zamieszkują ją dosyć liczne i dosyć silne mniejszości etniczne i wyznaniowe. W tych tarciach także szukać należy powodu, dla którego nieraz więcej mamy trudności w istniejących kłopotach, niż gdybyśmy byli narodowościowo jednolici.</u>
          <u xml:id="u-39.2" who="#WojciechAgenorGołuchowski">Szukamy na dzień dzisiejszy nowych paliatywna, przyklejamy plasterki na rany. Dziś w polityce agrarnej szukamy rozwiązania bardzo jednostronnego, uważając, że w danej chwili nic innego zrobić nie można, jak przeprowadzić reformę rolną. Tak jest. Słusznie, Nie przeciwstawiam się reformie rolnej, chociaż pochodzę właśnie z tej warstwy społecznej, która jest przedmiotem tej reformy. Uważam, że sprawiedliwy podział ziemi musi nastąpić, musi być przeprowadzony, chociaż uważałbym, że powinien być przeprowadzany ewolucyjnie, powoli i z dużym zastanowieniem, aby przypadkiem znowu poziom gospodarczy i siła obronna Państwa nie obniżyły się na jakiś czas przynajmniej. Ale zdanie, które słyszałem zeszłego roku, wygłoszone z bardzo poważnego miejsca, gdzie powiedziano, że tylko w ten sposób w danej chwili można zaradzić przeludnieniu i ubóstwu wsi, ponieważ Polski nie stać na inny wysiłek materialny, wydaje mi się niedostatecznie przekonywające. Mam wrażenie, że obok przeprowadzenia rozumnej reformy rolnej trzeba równocześnie pracować nad tym, aby tej wsi dać także i gdzie indziej możliwości podniesienia swojej dochodowości. Dlaczego? Dlatego, że zapas ziemi jest znikomy, jest za mały, ażeby wystarczył nie tylko na upełnorolnienie karłowatych gospodarstw, ale nie wystarcza go nawet na stworzenie chociażby tylko części gospodarstw mniejszych a silnych. Jeśli dziś nie wystarcza tego zapasu ziemi dla wszystkich, ta go tym mniej wystarcza na tym obszarze, z którego pochodzę, a więc w województwach południowo-wschodnich. P. Minister Rolnictwa na komisjach był łaskaw nam przedstawić wykresy i mapy, które wykazują zagęszczenia zaludnienia właśnie tam, w tych województwach południowo-wschodnich, i równocześnie zapas ziemi rozporządzalnej na cele reformy rolnej. Zapas ten jest jeszcze względnie duży, ale w stosunku do tej gęstości zaludnienia jest on za mały. Dlaczego o tym mówię, o czym mówili już nieraz tu bardziej do tego powołani? Mówię o tym dlatego, że już o tę skórę niedźwiedzią znów toczy się spór na naszym terenie, kto ma dostać tę ziemię. Spór się toczy dlatego, że nie jesteśmy narodowościowo jednolici, a więc do spadku po tej większej własności zgłaszają się oczywiście obie narodowości. I tutaj szermuje się różnymi argumentami. Jeżeli mówię „tutaj”, to nie w tej Wysokiej Izbie, ale tam pomiędzy społeczeństwem polskim a ukraińskim. I echa tych przemówień i sporów tam toczonych odbijają się także i tutaj z tej trybuny. Przed chwilą wysłuchaliśmy bardzo wymownego przemówienia wielce szanownego p. s. Łuckiego. P. s. Łucki niewątpliwie wie, jak bardzo go cenię jako człowieka i jako pracownika na niwie naszego samorządu rolniczego i na niwie spółdzielczości, którą z wielką kompetencją prowadzi. Powiadam to dlatego, ażeby postawić naszą dyskusję odrazu na płaszczyźnie nie osobistych jakichś animozyj, ale na płaszczyźnie dyskusji nad sprawami ogólnymi i publicznymi. Otóż echa tych rozważań, jakie się toczą na terenie Małopolski wschodniej, dotarły i na tę trybunę i z ust p. s. Łuckiego słyszeliśmy zarzut, że społeczeństwo polskie żąda, aby ta ziemia, która dziś jest bezsprzecznie w rękach polskich, dostała się także wyłącznie w ręce polskie. Wydaje mi się, że ten zarzut nie jest całkiem słuszny, jeżeli go rozpatrywać z punktu widzenia pewnej sprawiedliwości i pewnych zdarzeń, jakie miały miejsce w niedalekiej przeszłości. Przecież nikt nie może zabronić dziś właścicielowi ziemskiemu Polakowi, by, jak długo nie jest postawiony w przymusowe położenie, a więc ustawą rolną nie jest do tego zmuszony, lecz w tym terminie, kiedy jeszcze wolno mu sprzedawać tę ziemię z wolnej ręki i za zgodą oczywiście nadzoru nad parcelacją, by tę ziemię sprzedał temu, komu chce. I jeżeli ma przekonanie, że ta ziemia, którą dotychczas posiada, jest polską, nie może go spotkać jakikolwiek zarzut, jeżeli pragnie, aby ta ziemia nadal w ręku polskim została. Zaznaczam tu, że nie twierdzę, iż ta ziemia jest polska, bo tak tego nie można określać. Byłoby to nawet, nie bardzo odpowiednie w stosunku do powagi Państwa, gdyby ktoś chciał według miedzy powiedzieć: to jest polska ziemia, a to jest ziemia ukraińska. Nie. To jest Państwo Polskie, a tę ziemię, którą ktoś prawem własności włada, można uznać jako będącą w ręku polskim, albo w ręku ukraińskim. Otóż nikt nie może zabronić i nikt nie może uważać, że jest to czyn niegodny, jeżeli właściciel ziemi Polak, chce tę ziemię oddać w liczniejsze ręce polskie. Nie przeczę, że ten sam głód ziemi panuje wśród włościaństwa ukraińskiego. Ja przecież z nimi współżyję, jestem ich bliskim sąsiadem, ich dobrobyt, ich stan bardzo blisko mnie obchodzi, bo w naszej wsi są i ci i tamci. Procentowość się waha, czy jest 50 czy 80% po tej czy po tamtej stronie, to jest inne zagadnienie, chcę podkreślić tylko, że ten włościanin to mój sąsiad najbliższy i jego dola mnie obchodzi. Ale nigdy nie uznawałbym tego, aby ktoś śmiał mi powiedzieć, że gdy sprzedaję swoją ziemię w ręce polskie, to czynię rzecz, która jest złą społecznie czy politycznie na dziś lub na dalszą metę.</u>
          <u xml:id="u-39.3" who="#WojciechAgenorGołuchowski">I p. s. Łucki powiada: mam inne wątpliwości specjalnie odnośnie ostatniego wykazu imiennego. Rzeczywiście, na pewnych obszarach naszych południowo - wschodnich województw znaczniejsza liczba osób wymienionych w tym wykazie jest narodowości czy wyznania mojżeszowego, a więc Żydów. Pan senator poddaje w wątpliwość czy i ta, jak powiada, ziemia żydowska jest też polska. Mój Boże, cofnijmy się do lat mojego dzieciństwa, a więc 40 lat wstecz, może i więcej jeszcze. Przecież wiemy wszyscy doskonale, że ta ziemia, która jest teraz przypadkiem we władaniu żydowskim, była we władaniu polskiej szlachty i tylko dzięki lekkomyślności tej szlachty, lekkomyślności tych, którzy dziś się nazywają obszarnikami, przeszła w te ręce. Przecież to jest fakt zupełnie historycznie stwierdzony. A więc czy i tutaj można mieć wątpliwość, że ta ziemia jest jednak i była długi czas w posiadaniu i w rękach polskich, że została urobiona i że na niej powstały wartości czy to w budynkach, czy w ulepszeniu gruntów właśnie dzięki rękom polskim? Tak jest, pracowała tam ludność miejscowa ukraińska i przyczyniała się także do tego, ale przede wszystkim pracował tam mózg polski nad jej ulepszeniem i podniesieniem. A dochodzenie tego, czy ta ziemia przed tysiącem lat należała historycznie do takiego czy innego organizmu państwowego, to mi się Wydaje już zbyt dalekim rozważaniem tej sprawy, bo i tu może byśmy znaleźli momenty, usprawiedliwiające nasze dążenia do zatrzymania tej ziemi w rękach polskich.</u>
          <u xml:id="u-39.4" who="#WojciechAgenorGołuchowski">Ale, proszę Panów, wracając do tego, że ten zapas ziemi jest tak mały, czyż to jest wystarczający powód, ażeby tutaj już przedstawiać to jako moment wstrząsający tak świeżą i niedawną normalizacją stosunków i naruszający dobre współżycie między ludnością ukraińską a polską? To jest tylko jeden ze szczegółów. P. s. Łucki krytycznie się odnosi do argumentu, jakoby 75% zapasu ziemi dotychczas przeszło w ręce ukraińskie. Ja tu nie będę twierdził stanowczo, że wysokość tego procentu jest taka czy inna, czy to jest 70 czy 80%. To jest statystyka zbyt uciążliwa i w danej chwili bardzo trudna do udowodnienia, ale przejeżdżając przez te nasze ziemie i mając z tymi sprawami do czynienia, raczej bym się do tego twierdzenia przychylił, że rzeczywiście w dużym procencie ta ziemia, ongiś będąca we władaniu i w rękach polskich, przeszła w ręce ukraińskie. To się stało i temu zaprzeczyć nie można. Ja nawet nie wiem, czy to jest taki kamień obrazy, aby ze strony ukraińskiej podawać te cyfry w wątpliwość. Tak jest, ludność ukraińska w dużym stopniu partycypowała dotychczas w parcelacji, w przejściu ziemi z rąk większej własności do własności mniejszej. To jest najzupełniejszy pewnik. Co więcej — ona dalej partycypuje jeszcze w tej chwili w przechodzeniu ziemi z rąk polskich kolonistów w ręce miejscowych ukraińskich włościan. I to jest także prawda. Więc, proszę Panów, czyż nie wolno Polakom w danej chwili jednak się zastanowić, że małym już jest rozporządzalny zapas ziemi, a władanie ziemią tam u nas jest synonimem także pewnej wartości politycznej, wartości kulturalnej, jest to podkreśleniem tubylczości. Nie twierdzę, że cała Małopolska wschodnia jest polska. Nie, ja twierdzę, że tam autochtonami tak samo jesteśmy my, jak i Ukraińcy.</u>
          <u xml:id="u-39.5" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-39.6" who="#WojciechAgenorGołuchowski">Zawsze do tego się przyznawałem i tego się nie wstydzę — to jest Państwo Polskie, ale autochtonami tam jesteśmy my i wy.</u>
          <u xml:id="u-39.7" who="#komentarz">(Głosy: Słusznie.)</u>
          <u xml:id="u-39.8" who="#WojciechAgenorGołuchowski">Ale jeśli dziś widzę kurczący się zapas ziemi, będącej w rękach większej własności polskiej, i jeśli jest moim przekonaniem, że ludność polska jest tam tak samo tubylczą jak ukraińska, i jeśli twierdzę, że tubylczość gruntuje się najmocniej posiadaniem ziemi, to w takim razie słusznym jest moje zdanie, że nikt nam, polskim posiadaczom większej własności, nie może nic zarzucić, jeżeli się staramy i starać się będziemy, by ziemia, będąca we władaniu naszym — polskim, w najwyższym przynajmniej procencie przeszła w ręce polskie go wieśniaka.</u>
          <u xml:id="u-39.9" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-39.10" who="#WojciechAgenorGołuchowski">Nie jest to z mojej strony żaden nacjonalizm zoologiczny. Ja dla ukraińskiego narodu, który rzeczywiście dokonał w ostatnich 50 latach bardzo dużego wysiłku, i dla jego pracy jestem z pełnym szacunkiem i tego z tej trybuny także nie wstydzę się powiedzieć, chociaż jestem Polakiem z tamtych stron. Tak jest, naród ukraiński ma dużą prężność i wiele wartości w sobie. To nie jest szczep. Ja takiemu określeniu zawsze się przeciwstawiałem. Uważam, że Ukraińcy mają prawo nazywać się narodem i to narodem nie najmniejszym. Jednakże na punkcie prawa do gruntowania i wzmocnienia polskości na tych obszarach również jestem nieprzejednany. Nie mogę się zgodzić z tym zapatrywaniem, które oczywiście nie jest zapatrywaniem wielce szanownych przedstawicieli narodu ukraińskiego w tej Wysokiej Izbie, ale które spotyka się w terenie bardzo często, że kamieniem obrazy jest, jeżeli my, Polacy, czy to jako właściciele folwarków, ery też jako gospodarze mniejsi, czy jako członkowie różnych wolnych zawodów, staramy się tam o wzmocnienie polskości w ten sposób, że stawiamy kaplice i kościoły, że staramy się zakładać spółdzielnie, czy też pracujemy nad tym, ażeby te nędzne, walące się jednoizbowe szkoły polskie przemienić w takie szkoły, w których te dzieci jak ludzie będą siedzieć, a nie jak… — nie chcę tego powiedzieć w tej Wysokiej Izbie. To kamieniem obrazy być nie powinno.</u>
          <u xml:id="u-39.11" who="#WojciechAgenorGołuchowski">Normalizacja stosunków — owszem, ona jest potrzebna i nikt bardziej może, jak ci, którzy od lat boleją nad rozłamem między tymi narodowościami, nikt nie cieszy się bardziej niż my z tej normalizacji. Ale czyż można się dziwić, że jeszcze zawsze jest nieufność wzajemna. Przecież tu się nagromadziła tak ogromna ilość goryczy, zawiści, tyle było krzywdy, tyle strasznych rzeczy na tym terenie, że tak odrazu tego zmazać nie można i trzeba mieć dla tego wyrozumienie. Jeżeli dziś doszliśmy do tego szczęśliwego momentu, że jest normalizacja i z tej trybuny padają słowa takie, jakie słyszeliśmy w pierwszym zdaniu wypowiedzianym przez p. s. Łuckiego, a które uważam za niesłychanie ważne oświadczenie, to jednak czyż my możemy tak łatwo nawet naszym działaniem jak najbardziej dla tego przychylnym tak odrazu wszystko wymazać? Czy my możemy tak w tej chwili zadowolić wszystkie żądania, wszystkie pragnienia narodu ukraińskiego? My to znaczy — my wszyscy tu. Jest to rzeczą niemożliwą. Ta normalizacja musi swoje lata przebyć, musimy na tej platformie, i to nie tylko my, ale i ta następna, po nas przychodząca, generacja, to współżycie ugruntować i z tego współżycia dopiero powoli wyłonią się te rzeczy, które będą twórcze w stosunkach wzajemnych obu narodowości. P. s. Łucki i dzisiaj i poprzednio w swoim przemówieniu wskazywał jeszcze na te wszystkie braki, na to czekanie ze strony narodu ukraińskiego na unormowanie szkolnictwa, na stworzenie uniwersytetu, na te wszystkie rzeczy, które tak piekące są dla narodu ukraińskiego. Tak jest, ale tego nie da się zrobić tak odrazu, to jest rzecz, która w moim pojęciu tylko z latami przyjść może, co innego są sprawy, które dzień dzisiejszy przynosi, a więc to, o czym mówił p. s. Łucki odnośnie do władania ziemią i na co już wyraziłem swój pogląd. Ale czyż, proszę Panów, tak z ręką na sercu, Ukraińcy, mający dobrą wolę i którzy bezstronnie będą się na to zapatrywać, mogą się dziwić, że Państwo Polskie pragnie wzmocnienia polskości i utrzymania jej tam na naszych kresach, gdzie to jest postulatem obrony Państwa? Jeszcze jest za wcześnie, abyśmy mogli oświadczyć, że my dzisiaj obronę Państwa możemy rozłożyć na wszystkich, którzy tam mieszkają. Chciałbym, aby tak było. Jedynym wielkim moim pragnieniem, jako tego, który tyle lat tam przebywa, jest to, by zobaczyć, że obok Polaka stoi Ukrainiec tam nad Zbruczem i patrzy się w tamtą stronę wschodnią (Oklasku) z tą niezłomną wolą, że tak samo jeden jak drugi nie dopuści, ażeby stamtąd czerwona zaraza i cokolwiek przeszło ponad tę rzekę graniczną.</u>
          <u xml:id="u-39.12" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-39.13" who="#WojciechAgenorGołuchowski">Ja wiem, że Panowie z tym walczycie, ale jeszcze cały naród nie całkiem jest tym przepojony i życzę bardzo szczerze, ażeby ta praca Panów odniosła jak najlepsze wyniki. Chciałbym, aby Państwo Polskie w granicach swoich możliwości mogło z biegiem tych miesięcy czy lat pomóc Wam w tej pracy w ten sposób, aby kulturalnie, materialnie i społecznie podnieść naród ukraiński wzwyż, przyznając rację Waszej, Panowie, myśli politycznej i by naród Wasz się zespolił z narodem polskim, jako odrębność etniczna, ale jako całość państwowa.</u>
          <u xml:id="u-39.14" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-39.15" who="#WojciechAgenorGołuchowski">I dlatego, proszę Panów, nie podnośmy tu za wiele żalów, jeżeli przychodzi do reformy stosunków agrarnych, bo te stosunki się ułożą. Życie jest silniejsze aniżeli wykazy imienne. Ale podejdźmy do tej sprawy z poczuciem słuszności. Jeżeli my powiadamy, że chcemy w jak największym procencie nasze ziemie, będące w rękach polskich, utrzymać dalej w rękach polskich, to nic innego nie robimy, Panowie, jak to, co wyście robili przy parcelacji i sprzedawaniu gruntów cerkiewnych. Ani jeden Polak nie kupił ani jednego morga z tych gruntów. Dlaczego? Bo wyście uważali, że to było we władaniu ukraińskiego narodu czy ukraińskiego kościoła i ta ziemia należy się Ukraińcom. I nikt z naszej strony według moich wiadomości nie protestował. A tak było, proszę Panów. Nie psujmy zatem tej wielkiej rzeczy, jaką jest normalizacja stosunków. Musimy nadal, mimo tych trudności, jakie tam są, i których nie zapoznaję, pracować mad tą normalizacją, za którą dopiero wielką falą, Wisłą i Dniestrem popłynie w świat wielkość Państwa Polskiego, którą tak samo tworzy Polak jak i Ukrainiec.</u>
          <u xml:id="u-39.16" who="#komentarz">(Huczne oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-40">
          <u xml:id="u-40.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Domaszewicz.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-41">
          <u xml:id="u-41.0" who="#AleksanderDomaszewicz">Wysoka Izbo! Dyskusja generalna nad budżetem daje możność raz do roku oceny ogólnej sytuacji w Państwie Polskim. Dziś bardziej niż kiedykolwiek jest „tempus loquendi”. Z wielu stron i warstw społeczeństwa polskiego bez względu na różnicę przekonań i więzy organizacyjne odzywają się szczere odgłosy, nawołujące do t. zw. konsolidacji, do zbiorowego wysiłku, do zharmonizowanej pracy nad podniesieniem Polski wzwyż. Jakże długo trzeba było czekać na tego rodzaju przejaw zbiorowej woli, wznoszącej się ponad opary, przykrywające małe, drobne pożądania, interesy, waśnie i spory rzekomo zasadnicze i ideowe, a w istocie będące obroną własnego podwórza i spraw, nie mających nic wspólnego z dobrem najwyższym, jakim jest naród i własne Państwo. Widocznie takie już było Polski przeznaczenie i tak się rozwijać musiały dzieje wyzwolenia narodu, który nie mógł się zdobyć na konsolidowanie politycznego myślenia i chadzał błędnymi drogami polityki partyjnej, która zdrowy instynkt narodu wynaturzyła, który jednak wbrew tym wszystkim siłom dąży do rozbudowy silnego Państwa jako swojej najwyższej władzy, czuwającej nad jego całością i dobrem.</u>
          <u xml:id="u-41.1" who="#AleksanderDomaszewicz">Ciężkie warunki polityczno-gospodarcze, w jakich znalazła się Polska po odzyskaniu niepodległego bytu państwowego, nakazują jak najszybszą organizację i konsolidację społeczeństwa dla wzmocnienia niepodległego bytu i dla zdobycia znaczenia i powagi w całej Europie. Uderzmy się więc w piersi, przyznajmy się, że traciliśmy dużo czasu na najnieproduktywniejsze spory i waśnie, że nie umieliśmy zespolić wysiłków twórczych narodu dla najwyższego celu, jakim jest silne i swobodną wolą kierowane Państwo. Wskutek tego stanu nie bylibyśmy dziś tym, czym jesteśmy, gdyby nie niezłomna wola i genialny umysł polityczny i wojskowy Józefa Piłsudskiego, dążącego wytrwale wbrew oporom partyjnym i klasowym interesom rozbitego społeczeństwa do takiego ustroju Polski, który by jej zapewnił ład i bezpieczeństwo na zewnątrz. Konstytucja kwietniowa położyła pod gmach Państwa Polskiego mocne i nowe fundamenty, dała nowy ustrój z silną władzą i upoważnieniem Prezydenta Rzeczypospolitej do zasadniczych rozstrzygnięć. Te podstawowe zasadnicze zmiany pozwalają po śmierci Marszałka Piłsudskiego na tworzenie nowego życia w Polsce przy rządach niezależnych od kapryśnych nastrojów politycznych, w atmosferze pewności i stabilizacji.</u>
          <u xml:id="u-41.2" who="#AleksanderDomaszewicz">Z radością i z uznaniem witamy dlatego zapowiedź płk. Koca, że wreszcie przystępujemy do pracy realnej, opartej o twórcze siły narodu, w ramach deklaracji, która jest godną wielkich zadań i aspiracyj narodu polskiego i Państwa. Nikt z nas chyba się nie łudzi, że w naszym obozie znajdą się wszyscy Polacy. Tak absolutnej jednomyślności jeszcze nigdy nikt nie uzyskał; nawet w ustrojach totalnych zjawiają się przeciwnicy i opozycjoniści, jak to widzimy nawet w Rosji sowieckiej. Ale do pracy w nowym Obozie Zjednoczenia Narodowego staną wszyscy, którym zależy na zespoleniu sił i wysiłków dla podniesienia Polski wzwyż, dla stworzenia nowej przyszłości Polski, której warunki wymagają sprawnej i szybkiej organizacji społeczeństwa, w łączności z własnym rządem i parlamentem, jeśli mamy się ostać wszystkim przeciwieństwom i burzom, które wiszą nad horyzontem Europy.</u>
          <u xml:id="u-41.3" who="#AleksanderDomaszewicz">Jesteśmy u wstępu organizowania nowego obozu, którego zapoczątkowanie znalazło jednak szeroki oddźwięk w społeczeństwie, we wszystkich warstwach świadomych i myślących. Obowiązkiem naszym zatem dziś jest mówić o tym szczerze, bez osłonek, czego od tego obozu się spodziewamy i jak sobie wyobrażamy jego organizację. Ograniczę się tylko do wysunięcia dwóch kardynalnych postulatów — pierwszy: jeśli chcemy osiągnąć rzeczywiste zjednoczenie wszystkich twórczych żywiołów narodu polskiego, to musimy w realizacji haseł programowych obozu wysunąć przede wszystkim te hasła, które zdolne są pobudzić szeroko wyobraźnię społeczeństwa i zorganizować silną wolę do czynu. Takim hasłem w pierwszym rzędzie jest hasło sprawiedliwości społecznej, budowa nowego ustroju społecznego w ramach Konstytucji kwietniowej. Dokładnie zdajemy sobie przy tym sprawę, że żyjemy jeszcze na wielkim przełomie dziejowym, który przede wszystkim zaznacza się przez to, że przeżywamy kryzys ustroju kapitalistycznego, opierającego się na indywidualnych zyskach, nie respektujących najczęściej interesów wyższych, interesów państwowych. Ciągle jeszcze pokutują u nas stare pojęcia i wyobrażenia o Państwie. W Polsce jednak kształtują się formy życia i urządzeń w sposób swoisty, zgodny z tradycją i charakterem narodu polskiego, nie wzorując się na naszych najbliższych sąsiadach, gdzie ustrój totalny ingeruje w każdą dziedzinę, w każdą komórkę życia zbiorowego i indywidualnego. Ale ustrój państwowy Polski musi stać na straży dobra całości i sprawiedliwości społecznej, jest obowiązany czuwać nad całokształtem granic, nad całością Rzeczypospolitej przy pomocy odpowiednio uzbrojonej armii, ingerować w te dziedziny życia, które są związane z najżywotniejszymi sprawami dla całości i dobra Państwa. Mimo to, proszę Panów, zjawiają się u nas i obecnie głosy poddające w wątpliwość te podstawowe zasady. Klasycznym przykładem takiego wypaczenia pojęć o zadaniach Państwa Polskiego jest wczorajszy bodajże artykuł jednego z dzienników, alarmujący o postępach socjalizmu, w którym z rozpaczą i lękiem o partykularne z pewnością interesy woła się: „ustrój społeczno-gospodarczy, oparty na prywatnej własności, inicjatywie i przedsiębiorczości staje się z roku na rok wątlejszy, a miejsce jego zajmuje powoli, ale nieustannie socjalizm państwowy”. Czy nie jest to naprawdę zupełnie nieodpowiednie, nie na czasie i zdradzające zupełny brak poczucia biegu wypadków i biegu dziejów? Do realizowania państwa społecznego nie jest konieczny ustrój totalny i monopartia, czego ciągle wielu ludzi się obawia. Kierowany interesem społecznym kompromis i konsolidacja pojęć w zakresie zasadniczych postulatów narodowych i państwowych rozwiąże niewątpliwie stopniowo wielkie nierówności społeczne, stworzy warunki dla zdrowego rozwoju miasta i wsi i przemysłu, kierowanego przede wszystkim potrzebami ogółu i obronności Państwa.</u>
          <u xml:id="u-41.4" who="#AleksanderDomaszewicz">Po drugie: Nowy obóz winni organizować ludzie z wielkim charakterem i doświadczeniem. Nie wolno popełniać błędów przeszłości, które popełnialiśmy. Nie może być miejsca w tym Obozie dla wszelkiego rodzaju karierowiczów, orientujących się wedle prywatnych interesów, ludzi bez kręgosłupa i charakteru. Jeżeli ośmieliłem się w krótkości nakreślić sytuację, w jakiej się znajdujemy, to dlatego, że w ramach deklaracji płk. Koca jest miejsce dla wszystkich, którym leży na sercu dobro i przyszłość Polski i którzy chcą dźwigać Polskę wzwyż.</u>
          <u xml:id="u-41.5" who="#AleksanderDomaszewicz">Jeżeli chodzi o inne odcinki i inne elementy tej pracy społecznej, a przede wszystkim o odcinek mniejszości narodowych, to również i ten stosunek w tej deklaracji płk. Koca jest określony zupełnie zgodnie z tradycjami narodu polskiego i interesami Państwa.</u>
          <u xml:id="u-41.6" who="#AleksanderDomaszewicz">Już w tej Wysokiej Izbie miałem zaszczyt poruszyć sprawę mniejszości narodowych na terenie ziem południowo-wschodnich i wyraźnie podkreślić, jak to już mój przedmówca p. s. Gołuchowski tak pięknie stwierdził, że społeczeństwo polskie na ziemiach południowo-wschodnich zajęło zdecydowane stanowisko w stosunku do t zw. normalizacji stosunków polsko - ukraińskich. Jednak, proszę Panów, ta normalizacja nie postępuje tak, jak myśmy tego sobie życzyli i jak wynikało z jej zasadniczych założeń. Trzeba podkreślić, jak to podniósł już p. s. Gołuchowski, że stanowisko posłów i senatorów ukraińskich jest rzeczywiście godne i zasługuje na pełne uznanie i że z ich strony spotykamy się z najwyższymi i najlepszymi chęciami do współpracy. Jednak w praktyce to, że się stanęło na stanowisku uznawania dwóch nacjonalizmów ze sobą rywalizujących stwarza te trudności i rzuca ciężkie kłody pod realizację tej normalizacji. Bo nie jest obojętne dla interesów narodu polskiego i Państwa, że została załamana równowaga w stanie posiadania tych dwóch nacjonalizmów i że w prężności swojej nacjonalizm ukraiński sięgnął po odwieczne dobra polskie, że stara się wyprzeć element polski z różnych środowisk i placówek, będących odwiecznie w jego posiadaniu. Nie możemy przejść do porządku, jak to niestety, muszę zauważyć, zrobił p. s. Łucki, nad cyframi, które są dowodem realnym, rzeczywistym i które rzucają rzeczywiste światło właśnie na te stosunki pod względem parcelacyjnym, które wywołały takie zadrażnienia i takie utrudnienia w normalizacji polsko-ukraińskiej.</u>
          <u xml:id="u-41.7" who="#AleksanderDomaszewicz">Otóż, niestety, cyfry te są takie, jak tu były podane. Mam przed sobą dokładną statystykę, określającą ilość ziemi rozparcelowanej od 1919 do 1934 r. W tym czasie rozparcelowano około 310 tys. ha ziemi, przeważnie polskiej, z tego Ukraińcy otrzymali 220.000 ha, Polacy 90.000 ha. Więc, proszę Panów, te rzeczy jednak są faktem, tym cyfrom zaprzeczyć nie można.</u>
          <u xml:id="u-41.8" who="#AleksanderDomaszewicz">Jednak stosunki muszą się ułożyć, mimo tych zastrzeżeń, w sposób umożliwiający nam współżycie. I dlatego to, co już powiedział p. s. Gołuchowski, jest jedynie racjonalne i słuszne: ziemia polska bez względu na to, czy była polską przed setkami czy tysiącami lat, musi pozostać w rękach polskich. Ten głód ziemi także ze strony małorolnych ukraińskich mieszkańców ziem południowo wschodnich, jak i polskich nie zostanie zaspokojony nawet tą całą ilością ziemi, majdającą się w rękach obszarników polskich. Muszą być takie warunki, w których odpływ bezrolnych jak i małorolnych, tak Polaków jak i Ukraińców będzie miał miejsce do miast i miasteczek, do przemysłu i innych zajęć, względnie warunki emigracyjne pozwolą na odciążenie tych ludzi pragnących ziemi i żądnych powiększenia swych gospodarstw. To są sprawy, które się rozwikłają i niewątpliwie rozwikłać muszą, ale z obu stron musi być utrzymany spokój i zarzuty, któreśmy tutaj słyszeli, nie ułatwiają tych zadań, ale je utrudniają. Co do tego zebrania i wiecu organizacyj polskich, o którym wspomniał p. s. Łucki, a który miał uchwalić wszelkie negowanie kontaktu i porozumienia ze społeczeństwem ukraińskim, to te rzeczy tak się nie miały. Zebranie to uchwaliło tylko nie sprzedawania ziemi polskiej do rąk obcych, poza tym żadnych innych rezolucyj w tych uchwałach znaleźć nie można i ich nie byłe.</u>
          <u xml:id="u-41.9" who="#AleksanderDomaszewicz">Wreszcie, kończąc swoje przemówienie, dotyczące spraw mniejszościowych na terenie Małopolski wschodniej, pragnę jeszcze raz podkreślić, że dla normalizacji stosunków polsko-ukraińskich musi być spełniony następujący postulat. We wszystkich dziedzinach życia na terenie Małopolski wschodniej, na której się spotykają oba społeczeństwa, musi być współzawodnictwo, ale nie współzawodnictwo nacjonalistyczne, narodowe, gdyż ono będzie zawsze prowadziło do zadrażnień. Musi być współzawodnictwo, dążące do pracy dla wspólnych celów obywateli, zamieszkujących tę ziemię, współzawodnictwo, które by wyszło na dobro całości Polski, a także i ziem naszych, ziem południowo-wschodnich.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-42">
          <u xml:id="u-42.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Rdułtowski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-43">
          <u xml:id="u-43.0" who="#KonstantyRdułtowski">Wysoka Izbo! Dążenie do pomyślnego rozwoju państwa, musi się opierać w swojej realizacji na generalnym podstawowym planie, zawierającym główne zasadnicze wytyczne polityki państwowej. Wykonywanie takiego planu uzależnione od splotu różnych zmiennych warunków niezawodnie może, a nawet musi nieraz ulegać zmianom, ułatwiającym w danych okolicznościach osiągnięcie zakreślonego celu. Mogą więc i muszą zmieniać się środki, zawsze jednak dość oględnie, by sam cel na tym nie ucierpiał, a tym bardziej, by nie stracić go z oczu, nie zaciemnić orjentacji, Co jest celem polityki Państwa, a co jest tylko środkiem dla jego osiągnięcia. Każda zmiana podstawowego kierunku, każde wahanie lub niezgodność z nim w poszczególnych posunięciach musi niweczyć jakąś część uprzednio osiągniętych zdobyczy, marnować włożone siły i czas, opóźniać w wyścigu współzawodnictwa z innymi państwami. Dezorientuje on własne społeczeństwo, podrywa w nim wiarę i zaufanie i ostudza zapał do pracy, wysiłków, poświęcenia. Toteż plan podstawowy polityki ogólnej i gospodarczej Państwa musi być ustalony na dłuższy okres czasu i konsekwentnie wykonywany. Bez takiego planu trudno sobie wyobrazić działalność rządów silnych, których potrzebę w Polsce głęboko docenia nasza myśl państwowa i szerokie rzesze społeczeństwa. Na spokoju pracy i nastrojach tego społeczeństwa zawsze odbijać się muszą ujemnie częste zmiany, wahania i niespodziane zaskakiwania w polityce państwowej. Państwa totalne szczególnie mocno i wyraźnie wytknęły linie swej polityki i zdecydowanie ją przeprowadzają, mając w samej swej strukturze ułatwione ku temu warunki. Widzimy to na przykładzie naszego sąsiada — Niemiec. Nie mniej wszystkie państwa, dążące do potęgi, a zwłaszcza te, których rozwój opóźniła historia, muszą kroczyć prosto i wyraźnie wytkniętymi drogami pomnąc, że każde zboczenie niechybnie je od celu oddala.</u>
          <u xml:id="u-43.1" who="#KonstantyRdułtowski">Jakże jest u nas? Czyśmy przez 18 lat niepodległości politycznej pracując dla rozwoju Polski wytworzyli już jakiś wielki program, na dalszą obliczony metę, ustalili jego poszczególne fragmenty i sprzęgli zgodnie wszystkie elementy maszyny państwowej, wszystkie możliwe wysiłki społeczeństwa do jego zrealizowania? Nad tym chcę się dziś nieco zastanowić, bo dużo, bardzo dużo jeszcze zdaje się mówić, że wciąż jesteśmy tylko co najwyżej w okresie krystalizacji takiego planu, dokonaniu której różne siły stają na przeszkodzie. Może to są następstwa tego przejściowego okresu, który przeżywa świat, a o którym mówił dziś z tej trybuny p. Wicemarszałek Makowski. Prócz tego są niezawodnie i całkiem inne powody. Dość rzucić okiem na pewien okres czasu poza siebie, by zauważyć tyle wahań, niekonsekwencji, rozbieżności, tyle nieuzgodnień w postępowaniu poszczególnych czynników, że mimowoli nasuwać się muszą i poważne obawy i troska, byśmy najprędzej wyjść mogli z tego etapu szkodliwego dla Państwa. Przejdę do przykładów na poszczególnych odcinkach.</u>
          <u xml:id="u-43.2" who="#KonstantyRdułtowski">Naród nasz w olbrzymiej większości jest katolicki, wierzący, przywiązany do kościoła swych ojców. Zasady etyki chrześcijańskiej uznajemy powszechnie za podstawy naszego życia prywatnego i zbiorowego. S. Fudakowski nazwał je skarbem narodu. Rządy nasze też — o ile wiem — zdają sobie z tego sprawę. A mimo to, czy odpowiedni kierunek jest przestrzegany? Czy uwidocznia się on dostatecznie przy kształceniu przyszłych wychowawców i nauczycieli młodzieży, instruktorów oświaty pozaszkolnej, przysposobienia rolniczego, kółek rolniczych i innych instytucyj i organizacyj? Ilu mamy dotąd różnych dyrektorów, wychowawców, nauczycieli czy instruktorów, ustosunkowujących się zgoła inaczej do religii i kościoła, których wpływy w ten lub inny sposób sączą się dalej, wywołując uzasadnione zaniepokojenie w społeczeństwie?</u>
          <u xml:id="u-43.3" who="#KonstantyRdułtowski">Nie mam zamiaru poruszać tu tych przykrych wypadków na tle życia szkolnego, które wywołały tyle rozgłosu w społeczeństwie i prasie i znalazły żywy oddźwięk w Sejmie, a na które reagował już p. Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Mogę tylko przytoczyć, że w ostatnich dniach pisma przyniosły znowu informacje o wystąpieniach przeciw kościołowi na zebraniu nauczycielskim w Pińsku w dniu 14 lutego 1936 r. oraz o negatywnym stanowisku występującego tam prelegenta do tak zwanych sfer prorządowych i akcji płk. Koca. Te wszystkie zdarzenia charakteryzuje jeden wspólny kierunek, jeden system. Jeśli wierzyć prasie, to w Pińsku ów prelegent niejaki p. Polkowski twierdził jakoby, „że Związek Nauczycielstwa Polskiego pójdzie wytrwale po linii raz przez siebie obranej, z której nie zdoła go zepchnąć nikt i nic”. Czy w takim razie nie mają racji ci, co wołają, że jest to „państwo w państwie”? To nie są w moim głębokim przekonaniu rzeczy błahe. Jakież bowiem te zajścia rzucają światło na nastroje, panujące choćby we władzach tak dotąd wpływowego Związku Nauczycielstwa Polskiego? A ile poza tymi kilku jaskrawymi zajściami dałoby się zauważyć przy pilnej obserwacji życia codziennego innych, mniej jaskrawych i szerzej nie znanych, ale za to bardziej powszechnych? Nie o wypadki poszczególne mi teraz chodzi, ale o zasadniczy kierunek wychowania młodzieży, o stosunek do religii i kościoła. I nie tylko o młodzież, o jedno Ministerstwo, czy jeden odcinek, ale o całość. Duże poruszenie wywołało w zeszłym roku w województwie nowogródzkim niewłaściwe wystąpienie publiczne w stosunku do kościoła jednego ze starostów, a więc przedstawiciela Rządu.</u>
          <u xml:id="u-43.4" who="#KonstantyRdułtowski">Chciałbym skonstatować tyle tylko, że w tej dziedzinie niezmiernie dużo mamy jeszcze przed sobą do zrobienia.</u>
          <u xml:id="u-43.5" who="#KonstantyRdułtowski">Inny ważny, zasadniczy odcinek — zagadnienie narodowościowe, sprawy mniejszościowe. Do niedawna można było obserwować, a może i dziś to się gdzieś, choć znacznie rzadziej zdarzy, że poszczególni wojewodowie prowadzili w sąsiadujących województwach zupełnie różną politykę pod tym względem. Przy zmianie wojewodów to samo następowało na tym samym terenie. Niekiedy — i to nie tylko z powodu stosunku do spraw narodowościowych — powstawało w myśli pytanie, czy mamy politykę państwową, przynajmniej rządową, czy też rządy wojewodów, a nawet poszczególnych starostów.</u>
          <u xml:id="u-43.6" who="#KonstantyRdułtowski">Narodowości niepolskie zamieszkujące nasze Państwo mają pełne prawo do życia i należytego rozwoju. Konstytucja te prawa im zabezpiecza. Nie znaczy to jednak, że mamy gdziekolwiek wyrzekać się rozwoju naszej prastarej polskiej kultury, naszego języka, lub kurczyć nasz stan posiadania. A fakty takie miewają miejsce. Słyszałem — przytaczam to dla ilustracji tylko — naprzykład o wypadku, który miał miejsce przed rokiem w jednej z gmin na Wołyniu, że wójt wyznaczony przez administrację, wójt z nominacji, specjalnie gorzej traktował Polaków i w ogóle tych, którzy w urzędzie zwracali się do niego po polsku.</u>
          <u xml:id="u-43.7" who="#KonstantyRdułtowski">Czy tego rodzaju politykę uprawia się tam i obecnie, nie wiem. Ale muszę zwrócić uwagę, jak sobie takie fakty tłumaczy miejscowa. zwłaszcza mniej inteligentna ludność polska.</u>
          <u xml:id="u-43.8" who="#KonstantyRdułtowski">Nie zawsze mieliśmy uzgodnioną linię postępowania w terenie przedstawicieli władz różnych resortów. Znane są wypadki, że w tym samym województwie kurator szkolny prowadził inną politykę, niż wojewoda. Jeżeli do tego dodać najrozmaitsze wpływy różnych mniej lub więcej zależnych od czynników państwowych organizacyj, związków, zrzeszeń i poszczególnych działaczy — obraz jeszcze się bardziej zaciemnia, a osiągnięcie pożądanych efektów tym bardziej staje się trudne.</u>
          <u xml:id="u-43.9" who="#KonstantyRdułtowski">Zdajemy sobie powszechnie niemal sprawę wobec sytuacji społeczno-politycznej naszych dwóch najpotężniejszych sąsiadów i wobec naszego własnego położenia gospodarczego, że nie możemy pozwolić sobie na rozsadzanie społeczeństwa przez rozpalanie walki klasowej, przeciwnie — musimy, stojąc na gruncie solidaryzmu społecznego, zespalać wszystkie siły narodu we wspólnym harmonijnym wysiłku nad budową naszej teraźniejszości i naszej przyszłości. Nie ma jednak dostatecznego przeciwdziałania wręcz odmiennym tendencjom, nawet tam, gdzie wpływy Rządu mogą sięgać i sięgają, jak naprzykład w niektórych organizacjach rolniczych i młodzieży wiejskiej, cieszących się moralnym, a w pewnym stopniu i materialnym poparciem p. Ministra Rolnictwa i Reform Rolnych. Zwalczamy komunizm, który usiłuje wcisnąć się do nas przez wszystkie szpary. Walka musi być prowadzona wszędzie ze szczególnym uwzględnieniem zabiegów profilaktycznych, możliwie niedopuszczających do wytwarzania się warunków sprzyjających przyjęciu się bakcylów tej zarazy. Prócz warunków ekonomicznych, specjalnie trudnych do opanowania w obecnej sytuacji, chodzi tu o wytworzenie możliwie odpornego stanu psychicznego, wpajanie przekonań chrześcijańskich, głębokiego patriotyzmu, godności osobistej, poczucia i poszanowania prawa własności, współpracy solidarnej obywateli. Wszystko, co łamie te zasady, co ułatwia przygotowanie gleby pod zasiew komunizmu, musi być bezwzględnie na całym froncie zwalczane. W tej dziedzinie mamy zdecydowane oświadczenie p. Premiera i również zdecydowaną akcję rządową. Sądzę jednak, że i tu jeszcze nie wszystkie czynniki są należycie wyzyskane.</u>
          <u xml:id="u-43.10" who="#KonstantyRdułtowski">Nie mogę jeszcze ominąć jednego poważnego zagadnienia. W numerze styczniowym pisma „Nasze Sprawy”, organu związku zawodowego pracowników Powszechnego Zakładu Ubezpieczeń Wzajemnych czytaliśmy niedawno entuzjastyczne artykuły w sprawie zamierzonego proklamowania strajku generalnego urzędników tej instytucji publiczno-prawnej, do którego to strajku, jak mówi uchwała walnego zjazdu z dnia 18 stycznia 1937 r., „ogół pracowników Powszechnego Zakładu Ubezpieczeń Wzajemnych jest zdolny i przygotowany”. Akcję popiera komitet wykonawczy Unii Związków Zawodowych Pracowników Umysłowych przez wyrażenie solidarności, a na jej prowadzenie zarząd główny związku zapewnił komitetowi strajkowemu 150 tysięcy złotych. Dalej pismo zapewnia, że „ten strajk zlikwidować byłoby bardzo, a bardzo trudno”. Wobec ustępstw ze strony władz instytucji strajk nie miał miejsca. Tu pragnę znów podkreślić, że nie chodzi mi zupełnie o dany wypadek, nie chodzi o wyjaśnienie, czy i kto winien, że sprawy zaszły tak daleko, ale chodzi o zagadnienie szerokie, o zagadnienie zasadnicze stosunków ogólnych, o nastrój, o nastawienie urzędników. W tymże numerze pisma, zamieszczono dalej artykuł „Samorządowcy dobrze się bronią”, gdzie się mówi o zamierzonej jakoby demonstracji pracowników samorządowych w związku z rozpatrywanymi w Sejmie ustawami i zapowiedziana jest zdecydowana akcja obronna, a następnie mówi się o wycofaniu tych ustaw przez p. Premiera z Sejmu z powrotem do komisji. Muszę przyznać, że wszystko to razem zrobiło na mnie przykre wrażenie. Przyszły mi na myśl smutne słowa Wielkiego Marszałka już z przed tylu lat, które p. Premier Sławoj Składkowski powtórzył w swych „Strzępach Meldunków”.</u>
          <u xml:id="u-43.11" who="#KonstantyRdułtowski">Zagadnienie urzędnicze stanowczo nie jest u nas należycie rozwiązane. Zbiurokratyzowaliśmy Polskę nadmiernie. Budżety Państwa, samorządów i innych instytucyj publiczno-prawnych mamy przeciążone sztywnymi wydatkami na personalia. P. referent generalny budżetu oblicza je w budżecie państwowym na 1,815.000.000 zł, ilość osób czynnych w służbie państwowej na 472.000. Samorząd terytorialny oprócz przedsiębiorstw zatrudnia przeszło 100.000 osób. Nie twierdzę, że w dziedzinie tej nic się nie robi, owszem, robi się dość dużo, zwłaszcza jeżeli chodzi o szkolenie urzędników, o przysposobienie ich do należytej służby państwowej. Z ich ofiarności Państwo korzysta często, śmiem powiedzieć, że stanowczo za często. Przymusowe pożyczki, ofiary, nadzwyczajny podatek, stosowane przez czas dłuższy, muszą wywierać wpływ ujemny; przeciążenie pracą, niepłatne godziny nadliczbowe — również. Całokształt sprawy urzędniczej, sprawy, moim zdaniem, dla Państwa bardzo ważnej, załatwiony nie jest. Przeciwnie, ulegam wrażeniu, że może coraz bardziej ta sprawa narasta.</u>
          <u xml:id="u-43.12" who="#KonstantyRdułtowski">Nie będę tu poruszał innych jeszcze fragmentów naszej ogólnej polityki. Dla uniknięcia nieporozumień, chcę zaznaczyć jak najkategoryczniej, że te moje uwagi dotyczą nie tylko czasów ostatnich, lecz mogłyby bez zmiany być wypowiedziane przed rokiem lub dwoma laty. Chcę to podkreślić, i to samo już niech będzie dowodem, że nie mam na celu krytyki obecnego Rządu, a jedynie tylko potrzebę częstego podkreślania konieczności usuwania z naszego życia państwowego tego wszystkiego, co osłabia naszą moc wewnętrzną, hamuje rozwój, gmatwa lub zaciemnia linię naszych dążeń. Tym też wytłumaczyć pragnę przed Wysoką Izbą, że pozwalam sobie zaprzątać jej uwagę rzeczami skądinąd znanymi.</u>
          <u xml:id="u-43.13" who="#KonstantyRdułtowski">Mówiłem dotąd o polityce ogólnej, przejdę jeszcze do gospodarczej. Powszechnie niemal spotykamy się ze zdaniem, że nie mamy w Polsce określonego planu polityki gospodarczej. P. sprawozdawca generalny budżetu, s. Evert, też daje temu wyraz w swym sprawozdaniu, mówiąc, że nie widzi w tej polityce myśli jasnej i przejrzystej. Nie będę tu powtarzał jego cennych uwag o braku koordynacji między polityką skarbową a gospodarczą, o wyznawaniu potrzeby kapitalizacji a prowadzeniu stałej polityki dekapitalistycznej, o wypompowywaniu z życia gospodarczego narodu nadmiernych sum na utrzymanie wysokich budżetów publicznych, o krzyżowaniu zasad liberalizmu z przerostami etatyzmu i daleko idącym interwencjonizmem. Jest to splot różnych poglądów i różnych rządowych posunięć. Każde z nich musiało mieć na widoku jakieś osiągnięcia doraźne, jednak na dłuższą metę przeciwstawiają się one sobie wzajemnie na niektórych przynajmniej odcinkach, hamując rozwój gospodarczy kraju.</u>
          <u xml:id="u-43.14" who="#KonstantyRdułtowski">Linii zasadniczej doszukać się jest trudno. Przerzucaliśmy się już od długo uprawianej polityki prokonsumenckiej do popierania — przynajmniej teoretycznie — produkcji, od wysuwania na plan pierwszy przemysłu — do rolnictwa, od miasta — do wsi. W państwie typowo rolniczym trzeba było dopiero katastrofalnego kryzysu, by przyznać rolnictwu prawo obywatelstwa. Ale nim się zaczęły zabliźniać rany przez ten kryzys zadane, już zjawiają się próby jakichś nowych tendencyj gospodarczych, których można się dopatrzeć w enuncjacji dyrektora Instytutu Badania Koniunktur i Cen, występującego za zaniechaniem porównywania cen rolniczych z przemysłowymi i dowodzącego, że w Polsce nie ma zastosowania prawo malejących kosztów w przemyśle, a rosnących w rolnictwie. Ile w tym jest słuszności, do czego dążą te wywody? Jak się do nich ustosunkowuje Rząd obecny? Przemysł nasz nie posiada programu rozwojowego, choć zdajemy sobie sprawę, że musi on wraz z miastami przyjąć — i to w najbliższym czasie — ze wsi, od rolnictwa cały nadmiar ludności. Z polityką surowca nie bardzo dajemy sobie radę. Uznajemy potrzebę podniesienia rentowności przedsiębiorstw gospodarczych, wzmożenia produkcji. Nie możemy zaprzeczyć konieczności posiadania mocnych gospodarstw rolnych, zapewniających nie tylko utrzymanie pracującym w nich rolnikom, ale i dość surowców spożywczych i odzieżowych oraz ich przetworów, niezbędnych na czas pokoju i na wypadek wojny dla naszej armii i dla miast, które muszą się rozwijać. Jednocześnie polityka obecnego Ministra Rolnictwa i Reform Rolnych zamiast dążyć do tworzenia silnych gospodarstw kmiecych, jako podstawowego elementu struktury agrarnej, stawia sobie ideał zatrudnienia całej ludności wiejskiej na roli, bez względu na następstwa gospodarcze takiego programu. Nadmierne rozdrabnianie ziemi robi zatrważające postępy. Za nim iść musi pauperyzacja wsi, która coraz bardziej przestaje być odbiorcą dla naszej produkcji przemysłowej. Gdyby program Ministerstwa mógł być całkowicie przeprowadzony, nie tylko nie mielibyśmy eksportu rolniczego za granicę, ale nie bylibyśmy w stanie dostatecznie wyżywić naszych miast i naszej armii. Tworzenie wiejskiego proletariatu stoi w jawnej sprzeczności z podnoszoną w enuncjacjach Rządu potrzebą kapitalizacji.</u>
          <u xml:id="u-43.15" who="#KonstantyRdułtowski">Akcję parcelacyjną prowadzi Ministerstwo często z zaniedbaniem gospodarczego punktu widzenia. Na listę przymusowo parcelowanych folwarków trafiają nie najsłabsze gospodarczo, a nieraz przodujące. Dąży się do usuwania od kupna ziemi tych, którzy posiadają kapitał niezbędny na zagospodarowanie, a przez to miast wyciągać rękę o pomoc do Państwa będą w stanie wzmóc produkcję. Referent budżetu Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych w Sejmie, p. Kamiński popierając politykę p. Ministra taki oto rozwija program: „Państwo musi nie dopuścić do tego, żeby ziemia przechodziła wyłącznie w ręce tych, którzy posiadają środki na jej nabycie”. Tak jest. Ale tym, którzy tych środków na nabycie nie posiadają, a również i na zagospodarowanie tej ziemi, Państwo musi je dostarczyć, bo jeżeli nie dostarczy, cóż ten program da Polsce poza nędzą? Zapewne posłyszę, że nędza jest już dzisiaj. Niezawodnie. Ale to nie powód, by program, wymagający dużych środków pieniężnych i mozolnych zabiegów, w rezultacie miał dać znowu nędzę. Program dążący do osadzania wszystkich obecnych mieszkańców wsi na roli, do drobienia gospodarstw chłopskich, idzie zapewne po linii narazie najłatwiejszej, ale na bardzo krótką obliczonej metę; szkód, które on wyrządzi, naprawić już się nie da. Nie zbiega się on w mym rozumieniu z wysuniętą w deklaracji ideowej płk. Koca potrzebą wzmacniania siły obronnej Państwa, powstrzymania dalszego rozdrabniania własności włościańskiej, wzmożenia życia gospodarczego, umożliwienia odpływu ze wsi nadmiaru rąk roboczych. Nie jest zgodny z opinią tej części społeczeństwa, która już zdążyła swój pozytywny stosunek do tych tez ideowych wyrazić.</u>
          <u xml:id="u-43.16" who="#KonstantyRdułtowski">Nie przyczyni się też obecna polityka Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych do usprawnienia zasadniczych linii naszej polityki gospodarczej i ogólnej. To też muszę stwierdzić, że całkowicie jej nie podzielam, że nie uważam jej za słuszną, za właściwą.</u>
          <u xml:id="u-43.17" who="#KonstantyRdułtowski">Na zakończenie podkreślić pragnę wielkie znaczenie, jakie ma zajęcie wyraźnych kierunków ogólnej polityki państwowej dla najważniejszego dziś zagadnienia — obronności Państwa. Bez podstawowego planu nie da się należycie uwzględnić tych wszystkich warunków, które dla wzmocnienia obronności należy wytworzyć w psychice i nastrojach społeczeństwa, oraz w sytuacji gospodarczej kraju. Stworzyć ten plan i wykonać go musi Rząd przy współudziale społeczeństwa. Kraj ma prawo oczekiwać, że tworzący się obecnie Obóz Zjednoczenia Narodowego wielce' do tego przyczynić się może. Niechże konsolidacja społeczeństwa, którą ma na celu ten obóz, przyczyni się do wprowadzenia naszej polityki wewnętrznej na słuszne i wyraźne tory.</u>
          <u xml:id="u-43.18" who="#komentarz">(Oklasku)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-44">
          <u xml:id="u-44.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Lechnicki.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-45">
          <u xml:id="u-45.0" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Wysoka Izbo! W życiu publicznym naszego kraju zarówno gospodarczym jak i politycznym w ostatnich miesiącach pojawiły się zjawiska, do których, mam zamiar ustosunkować się w tej chwili. Zjawiska te w chronologicznym porządku, moim zdaniem, są następujące: wniesienie przez Rząd zrównoważonego budżetu, poprawa gospodarcza w rolnictwie i przemyśle, uzyskanie pożyczki francuskiej, wielki plan inwestycyjny i tworzenie centralnego okręgu przemysłowego i w końcu proklamowana przed 10 dniami deklaracja p. płk. Koca. Pierwsze punkty mają charakter gospodarczy, co do ostatniego, jest to, moim zdaniem, sprawa przede wszystkim o wielkim znaczeniu politycznym.</u>
          <u xml:id="u-45.1" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Zacznę od tego ostatniego punktu. Jestem bodaj czy nie pierwszym senatorem, który półtora roku temu przy rozpoczęciu naszych debat w obecnej kadencji zwrócił uwagę na fakt, że w dzisiejszych warunkach brak wyraźnej linii politycznej w naszym narodzie jest tym wielkim brakiem, z którego jak najprędzej wyjść należy i jak najprędzej pewne podstawy wspólnej myśli politycznej trzeba w naszym kraju stworzyć. I dlatego osobiście witam jak najbardziej serdecznie tę deklarację, którą płk. Koc złożył przed narodem naszym mniej więcej przed dziesięciu dniami. Deklaracja płk. Koca stwarza tę nową linię demarkacyjną, tę linię podziału w naszym społeczeństwie, tak zasadniczo różną od tych linij podziału, które różne nieodpowiedzialne czynniki próbowały w ostatnich czasach przeprowadzać. Ta linia podziału ma dla nas jedną charakterystyczną cechę — jest niezmiernie łatwa do przestąpienia. Odwołuje się w deklaracji płk. Koc do ludzi dobrej woli, a więc ktokolwiek w Polsce, ktokolwiek z obywateli Państwa Polskiego uzna siebie za człowieka dobrej woli i za realnie ustosunkowującego się do zagadnień ogólnych, ten tę linię demarkacyjną, która dziś przeprowadzona została, niezmiernie łatwo przekroczyć może i powinien. I dlatego ten pierwszy krok do usystematyzowania myśli politycznej w Polsce jest tym krokiem, który dla mnie osobiście zadecyduje w najbliższej przyszłości o całej przyszłej linii rozwojowej w życiu publicznym naszego Państwa. Zjawia się oczywiście cały szereg pytań, na które dziś odpowiedzieć nie możemy, jaka będzie forma organizacyjna, jaki będzie materiał ludzki, powołany do wykonania tych wielkich założeń, jakie zostały ogłoszone, ale sam fakt zgłoszenia tej deklaracji ma według mnie pierwszorzędne znaczenie polityczne.</u>
          <u xml:id="u-45.2" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Dwie inne sprawy, zarówno wielki plan inwestycyjny jak i pożyczka francuska, były już w tej Izbie omawiane w chwili, kiedy oba te zagadnienia w formie ustaw zostały zgłoszone do debaty. Wielki plan inwestycyjny ma dla mnie ten ogromny plus, że działa na wyobraźnię narodu polskiego. Wydaje mi się, że postanowienie suprematu interesu publicznego, interesu polityczno-gospodarczego nad interesem prywatnym, jest tym wielkim plusem, który stanowi, że ten plan inwestycyjny może być momentem zwrotnym w nastawieniu psychicznym społeczeństwa naszego i pobudzeniu jego tężyzny rozwojowej zarówno gospodarczej jak i politycznej. O pożyczce francuskiej nie będę bliżej mówił. Pozostają mi jeszcze dwie inne sprawy: równowaga budżetowa i poprawa gospodarcza w rolnictwie i przemyśle. Jeżeli chodzi o równowagę budżetową, powiem tak samo, jak zaczął swoje przemówienie p. sen. Gołuchowski, że debata na plenum jest dla mnie niejako dalszym ciągiem debaty, która miała miejsce na Komisji Budżetowej, której w tym roku byłem członkiem. I dlatego w sprawie równowagi budżetowej to wszystko, co było tutaj mówione i to wszystko, co było mówione na Komisji Budżetowej, jest pewną całością.</u>
          <u xml:id="u-45.3" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Komisja Budżetowa zajęła wyraźne stanowisko pod względem utrzymania równowagi budżetowej, pomimo tego, że były głosy, dążące do podważenia samej zasady, samej słuszności twierdzenia, czy istotnie ten budżet jest zrównoważony, że były zgłoszone rezolucje na temat przebudowy naszego budżetu celem włączenia do niego całego szeregu funduszów, a tym samym podważenia niejako pod względem efektu zewnętrznego samej zasady równowagi budżetowej, Osobiście należałem do tych, o których w swym przemówieniu p. referent generalny powiedział, że głosowali przeciwko tej rezolucji i głosowałem przeciwko tej rezolucji po głębokim namyśle nie tylko dlatego, że w ubiegłej kadencji sejmowej jako poseł sejmowy parokrotnie głosowałem za różnymi funduszami, wnoszonymi przez rządy ówczesne uznając ich konieczność, nie tylko dlatego głosowałem przeciwko tej rezolucji, że nie widziałem żadnej zmiany prawnej, która by już w chwili obecnej zmuszała nas do wprowadzenia wszystkich funduszów do całości budżetu, ale przede wszystkim dlatego, że uważam sam fakt zgłoszenia zrównoważonego budżetu za fakt ogromnej wagi nie tylko dla tego społeczeństwa od dołu, według którego ja przywykłem się orientować we wszystkich ważniejszych zagadnieniach i przejawach życia państwowego, ale i dlatego, że uważam sam fakt złożenia zrównoważonego budżetu za ogromny ciężar, który dobrowolnie Rząd wziął na siebie i uważam z tego powodu, że nie jest rolą przedstawicieli społeczeństwa zasiadających w tej czy innej Izbie ustawodawczej zdejmować z Rządu ten ciężar, że skoro już Rząd przyszedł z taką czy inną konstrukcją budżetu, ale budżetu zrównoważonego, to należy z całym zrozumieniem tej ogromnej odpowiedzialności, którą obecny Rząd bierze na siebie, bynajmniej nie ułatwiać mu tego zadania głosując za wprowadzeniem funduszów, a tym samym stwarzając taką czy inną nierównowagę budżetu, taki czy inny deficyt Czy ten deficyt będzie duży czy mały, to jest rzecz drugorzędna. Sam fakt zgłoszenia budżetu deficytowego ma swoją psychologię w jego wykonaniu — rozgrzesza niejako wykonawców. Mówię to na podstawie doświadczenia skromniejszego, które mam czy to z samorządu powiatowego, czy z samorządu gospodarczego, że zgłaszanie budżetu deficytowego rozgrzesza wykonawców, wydział powiatowy czy zarząd samorządu powiatowego, rozgrzesza w czasie wykonywania gospodarki, podczas gdy zrównoważony budżet zmusza wykonawców do przeprowadzenia cięć czasami bardzo daleko idących, niepopularnych i pozornie wbrew interesom gospodarczym kraju, takich, przeciw którym możnaby dziesiątki tysięcy zgłaszać argumentów, że właśnie tu a nie gdzie indziej nie należy oszczędności robić. Jednakowoż to, co ja wyczułem w czasie całej dyskusji budżetowej, z przemówień całego szeregu pp. ministrów, a przede wszystkim p. Ministra Przemysłu i Handlu na Komisji Budżetowej Sejmu, który wyraźnie podkreślił konieczność utrzymania równowagi budżetu, Wydaje mi się, że to jest ten obowiązek, który Rząd bierze na siebie i w żadnym wypadku nie powinniśmy go od tego obowiązku zwalniać.</u>
          <u xml:id="u-45.4" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Ale skoro jesteśmy przy równowadze budżetu na rok przyszły, to muszę zaznaczyć, że jeszcze nie zakończyliśmy roku budżetowego obecnego. Pozostają nam jeszcze dwa niezmiernie ciężkie miesiące, ciężkie pod względem wpływów i ciężkie pod względem wydatków, pozostają nam zarówno luty jak i marzec. Mówię to dlatego, że co do zamknięć rachunkowych za luty nie mamy żadnych wiadomości.</u>
          <u xml:id="u-45.5" who="#komentarz">(Minister Skarbu p. Kwiatkowski: Mamy.)</u>
          <u xml:id="u-45.6" who="#FelicjanKajetanLechnicki">To Pan Minister ma, ale to jeszcze nie zostało ogłoszone.</u>
          <u xml:id="u-45.7" who="#komentarz">(Minister Skarbu p. Kwiatkowski: Za pół godziny będzie ogłoszone. Jest nadwyżka.)</u>
          <u xml:id="u-45.8" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Pan Minister mówi, że jest nadwyżka? (Minister Skarbu p. Kwiatkowski: 400 tysięcy złotych nadwyżki.) To jest niezmiernie szczęśliwa okoliczność, gdyż Chciałem zwrócić uwagę, że jeśli chodzi o lata poprzednie, np. w roku 1933/34 dochody wynosiły 144 w lutym, a wydatki 193, w następnym roku 1934/35 dochody — 179, wydatki — 195, a w ostatnim roku 1935/36 dochody — 166, wydatki 173. Wszystkie te miesiące lutowe z ostatnich trzech lat były miesiącami deficytowymi. Wprawdzie obserwując wydatki i dochody z roku bieżącego doszedłem do wniosku o większej równomierności wydatkowania od kwietnia b. r. budżetowego aż do stycznia, bo do stycznia miałem te cyfry. Wówczas jednak z całego szeregu powodów odkładano wszystkie wydatki na ostatni miesiąc, szczególnie na marzec. I tak marzec w przeciągu tych lat miewał ogromne wydatki: w r. 1933/34 — 295, w r. 1934/35— 303 i w r. 1935/36 — 199. Więc gdyby te moje obserwacje z cyfr, ogłoszonych przez Główny Urząd Statystyczny były słuszne, to w marcu r. b. nie grożą te nadmierne wydatki, które miały miejsce w latach poprzednich. P. Minister informuje, że luty dał 400.000 zł nadwyżki, ten najgroźniejszy miesiąc, bo ma tylko 28 dni kalendarzowych i wskutek tego z natury rzeczy arytmetycznie biorąc, krótszy okres wpływów czy to będą wpływy takie, jak z opłat stemplowych, czy z opłat celnych, czy z możności stosowania egzekucji przy zaległych podatkach, ten miesiąc luty od szeregu lat był miesiącem najgorszym. Obecnie słyszymy, że dał 400.000 zł nadwyżki. Skoroby więc marzec nie groził tak, jak starałem się udowodnić, nadmiernymi wydatkami, natomiast w marcu rozpoczynają się wpływy z zaliczek na podatek dochodowy, czyli że dochody mogłyby dopisać lepiej niż w lutym i styczniu, bo takie dochody w marcu wynoszą w tych trzech latach, które wziąłem dla porównania, 177.000.000, 178.000.000 199.600.000 w roku zeszłym, ponieważ wydatki za marzec wyniosą 199.000.000, wynikałoby z tego, że marzec b. r. mógłby nie nasuwać większych obaw co do równowagi budżetowej w roku bieżącym. Niebezpieczny był luty, ale p. Minister uspakaja nas wiadomością, że luty dał nadwyżkę 400.000 złotych.</u>
          <u xml:id="u-45.9" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Pozostaje jeszcze do omówienia jedna sprawa, poprawa gospodarcza w rolnictwie i przemyślę. Rozmyślnie łączę te dwa zagadnienia. W rolnictwie dla mnie sprawa się tak przedstawia, jak tu przed południem mówił p. s. Fudakowski, że niewątpliwie poprawa jest i to znaczna, jednakże wyprowadzenie z tej poprawy zbyt pochopnych wniosków, po czterech miesiącach jej działania, jest rzeczą niebezpieczną. Natomiast w przemyśle, Wydaje mi się, że jeżeli nie ma poprawy w znaczeniu specjalnej zwyżki cen, szczególnie jeżeli chodzi o podstawowe surowce skartelizowane, to można mówić o dużej koniunkturze ilościowej zarówno w zbycie za granicę, jak i wewnątrz kraju. Wykazują to cyfry statystyczne, odnoszące się do województwa śląskiego. Dlatego też w tej sprawie osobiście zająłbym następujące stanowisko: nie wyprowadzając zbyt daleko idących wniosków z niewątpliwej poprawy rolniczej, gotów byłbym się zgodzić, że w chwili obecnej następuje pewna większa równowaga pomiędzy cenami jednymi i drugimi, między tymi dworna zasadniczymi działami gospodarki narodowej: rolnictwem i przemysłem. A skoro tak jest, skoro to przymknięcie nożyc nastąpiło — rolnicy oczywiście gotowi są twierdzić, że nastąpiło ono niezupełnie, a przemysłowcy twierdzą, że się one zamknęły, a nawet otwarły na niekorzyść przemysłu, ale jak jest tak jest, pewne jednak wyrównanie nastąpiło. I moim zdaniem byłoby pożądane utrzymać to wyrównanie możliwie na czas najdłuższy. To znaczy, że przyjmując poprawę w rolnictwie jako rzecz, która nastąpiła, nie ulega wątpliwości, jako objaw pomyślny, i uznając w przemyśle znaczną poprawę skutkiem ilościowego rozszerzenia koniunktury gospodarczej — możliwie utrzymać to przymknięcie nożyc jak najdłużej w tym stanie jaki jest; to jest, wyraźnie powiedziawszy, możliwie jak najdłużej opierać się tendencjom zwyżkowym naszych podstawowych surowców, jakimi są żelazo, węgiel i nafta, kluczowych surowców dla całego przemysłu przetwórczego i dla konsumcji w naszym kraju. Konsumcja w naszym kraju ma, zdaniem moim, znaczne widoki rozwoju z tego względu, że jak to parokrotnie było mówione na Komisji Budżetowej, rolnictwo stoi przed koniecznością daleko idących inwestycji. Nie jest rzeczą obojętną, czy rolnictwo inwestując się — a stoi przed koniecznością inwestycji — inwestować się będzie drogo czy tanio. Gdyby miało inwestować się drogo, to cały plus z niewątpliwej zwyżki koniunkturalnej w cenach rolnych, byłby skonsumowany przez kogo innego i po paru latach moglibyśmy stanąć wobec zagadnienia ewentualnego oddłużenia rolnictwa, czego życzyć sobie nie możemy, gdyż w ciągu jednego pokolenia oddłużenie dwukrotnie stosowane być nie może.</u>
          <u xml:id="u-45.10" who="#FelicjanKajetanLechnicki">W czasie debaty komisyjnej dzisiaj był rzucony szereg cyfr ilustrujących naszą nędzę gospodarczą, nasze upośledzenie gospodarcze w stosunku do innych krajów. Z punktu widzenia gospodarczego uważałbym, że nie w tym punkcie jest największe zło i najgroźniejsze niebezpieczeństwo; ale jako najgroźniejsze niebezpieczeństwo, rzecz nieobliczalna, co do której w życiu gospodarczym trudno się ustosunkować w ten czy inny sposób, to są te wielkie wahania w naszej konsumcji i produkcji. Gdyby więc ta koniunktura, która się niewątpliwie zaznacza, mogła być wyzyskana w celu może nieznacznego podniesienia stanu gospodarczego i stanu konsumcji w naszym kraju, podniesienia już bardziej stałego, takiego, które w przyszłości nie groziłoby tymi wielkimi wahaniami, jakie przeżywaliśmy w ostatnich latach, uważałbym to za istotną i wielką zdobycz. Jako przykład z życia rolniczego wezmę — p. Minister Skarbu zna sprawę nawozów sztucznych i te wahania, które miały miejsce w ostatnich latach w naszym kraju — otóż gdyby przy pewnej umiejętnej polityce gospodarczej udało się przeprowadzić pewną stabilizację konsumcji (ja jako przykład daję nawozy sztuczne, bo tym łatwiej jest mi operować, ale to samo odnosi się do żelaza, węgla, nafty i innych produktów), na poziomie niekoniecznie bardzo wysokim, lecz gwarantującym utrzymanie bez zmian na dłuższy okres czasu, osobiście byłbym skłonny uważać ten rezultat za nierównie ważniejszy dla życia gospodarczego, aniżeli jednorazowe wyskoki w tym czy innym kierunku, po których, jako rzeczy nieopartej na istotnych walorach życia gospodarczego, później następuje równie raptowne cofnięcie się. Zdaję sobie sprawę, że to co mówię pod względem psychicznym tkwi w naszej niedawnej przeszłości, to jest w okresie wojennym. W okresie tym cała myśl gospodarcza była nastawiona na pewną spekulację doraźną, spekulację zmienną z dnia na dzień, okres powojenny sprzyjał temu rozumowaniu. Wydaje mi się, że w tej chwili następuje pewne wyrównanie w tym kierunku i dlatego zwrócić na ten moment gospodarczy uwagę uważałem za rzecz wskazaną.</u>
          <u xml:id="u-45.11" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Głos ma p. Minister Skarbu.</u>
          <u xml:id="u-45.12" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Minister Skarbu p. Kwiatkowski: Wysoki Senacie! Proszę z góry o wybaczenie, jeżeli w przemówieniu moim znajdą się jakiekolwiek akcenty polemiczne; jeśli bowiem to uczynię, to jedynie w imię rzeczowego wyjaśnienia niektórych zasad i poglądów, które kierują naszymi działaniami, pominę natomiast wszystko to, co ma jakikolwiek pierwiastek osobisty, jak również wszystkie te zarzuty, na które ma jasną odpowiedź każdy obywatel Rzeczypospolitej w swej własnej świadomości. Nie nadużyję więc zwykłego prawa dyskusyjnego, które jest podstawa, istnienia parlamentu.</u>
          <u xml:id="u-45.13" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Są więc dwa referaty p. s. Everta, generalnego sprawozdawcy budżetowego. Oba rzeczowe i utrzymane na wysokim poziomie krytycznym i polemicznym. Oba wynikające z troski o dobro i rozwój gospodarstwa polskiego i oba kończące się pozytywnymi wnioskami w zakresie budżetowym. Refarat dziś wygłoszony — o ile dobrze wsłuchałem się w jego treść — nie budzi szczególnych uwag i szczególnej konieczności odpowiedzi.</u>
          <u xml:id="u-45.14" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Drugi jest referat ogłoszony drukiem a stanowiący jak gdyby aneks do przemówienia.</u>
          <u xml:id="u-45.15" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Nawiązując do ogłoszonego drukiem bardzo konstruktywnego w formie i tak skrystalizowanego doktrynalnie referatu p. sprawozdawcy generalnego s. Everta, pragnę podobnie jak on poświęcić chwilę uwagi zagadnieniom programowo - politycznym, gdyż one tworzą drogowskaz na przyszłość.</u>
          <u xml:id="u-45.16" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Zadałem więc sobie pewien trud przejrzenia tych sprawozdań parlamentarnych, które odnoszą się do okresu przedwojennego w Austrii i w Rosji, a które mogłem na razie w ówczesnych sprawozdaniach prasowych odnaleźć i wyznaję, że nie spotkałem dotychczas ani jednego głosu polskiego, który by z takim pesymizmem charakteryzował wysiłki rozwojowe narodu polskiego w ramach państwa zaborczego, jak to obecnie uczynił p. s. Evert w ramach rzeczywistości dzisiejszej.</u>
          <u xml:id="u-45.17" who="#FelicjanKajetanLechnicki">W zasadzie — jako Minister Skarbu — nie pragnę zupełnie, by sytuację w państwie przedstawiano lepiej, niż jest istotnie. Raczej przeciwnie, w obawie przed tendencją rozbudowania wydatków pewien zastrzyk pesymizmu jest z mego punktu widzenia pożądany. Również nie mam powodu poczuwania się osobiście do odpowiedzialności za zjawiska, które słusznie koncentrują na sobie wiele uwag krytycznych. Najczęściej bowiem nie miałem wpływu na źródła faktów. Tym nie mniej sądzę, że jest obowiązkiem, i to nie tylko moim, przeciwstawienie się tym sądom i opiniom, które gdyby bez krytyki ustalone zostały jako nastawienie generalne Senatu, mogłyby gdzie niegdzie wywołać ujemne psychiczne skutki w społeczeństwie.</u>
          <u xml:id="u-45.18" who="#FelicjanKajetanLechnicki">P. referent twierdzi więc: „polityka polska wytwarza jak najgorsze warunki dla procesów kapitalizacyjnych”, a „cały ten okres, jaki leży pomiędzy rokiem 1918 a 1937, jest okresem procesów dekapitalizacyjnych”. Nieco dalej p. referent analizuje: „czy istnieje w Polsce możność wzbogacenia się społeczeństwa”. Stwierdza więc przede wszystkim, „że przemysłowiec polski i kupiec polski są to w ogromnej większości ludzie dzielni i pracowici”, ale „biedna Polska uniemożliwia swym obywatelom pomnażanie indywidualnych sił gospodarczych będących źródłem siły ogółu”. I dalej „w tych warunkach jest rzeczą poprostu uzasadnioną przez politykę gospodarczą państwa, że nasze przedsiębiorstwa przemysłowe są zdecydowanie nierentowne”. Wreszcie w odniesieniu do polityki finansowej szanowny referent konstatuje: „Rząd zlikwidował deflacyjny system polityki gospodarczej, a z drugiej strony postanowił nie wchodzić na drogę dewaluacji, czyli wytworzył warunki, w których reglamentacja dewizowa a dalej kontrola obrotu towarowego i w ostatecznych konsekwencjach zawieszenie transferu były koniecznością. Było zatem logiczną konsekwencją odrzucenia tamtych dwóch dróg”. Zarazem następnie w organicznym związku z ustępem co dopiero zacytowanym dodaje p. s. Evert: „polityka ta stanowi odwrotność polityki z okresu 1926–1935 i im szybciej uda się nam nawiązać do tradycji polityczno - gospodarczej rządów Marszałka Piłsudskiego, tym dla naszego rozwoju gospodarczego będzie lepiej”. Wysoki Senacie, pozostawiam całkowicie na uboczu fakt, czy jest rzeczą właściwą wzywanie Rządu z r. 1936 i 1937 do powrotu do tradycji polityczno-gospodarczej rządów Marszałka Piłsudskiego, gdy stosunek każdego z nas do Marszałka i Jego zasad był i jest całkiem jasny i niezmienny od długiego szeregu lat. Pomijam niezwykłe ujęcie, z którego postronny czytelnik wydedukuje, że jakoby system rządów Marszałka Piłsudskiego polegał na deflacji albo dewaluacji. Pozostawiam to już swobodnej ocenie opinii publicznej.</u>
          <u xml:id="u-45.19" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Gdybyśmy jednak zebrali główne twierdzenia i zasady gospodarcze, którymi posługiwały się rządy w okresie ubiegłego dziesięciolecia i które ustalano od początku przełomu pomajowego (a w Rządach tych i obecny Premier i ja braliśmy czynny udział), to musielibyśmy obiektywnie skonstatować, że zasadami były: 1) stałość waluty, 2) równowaga budżetu, 3) bronienie interesu Państwa Polskiego przeciwko tendencjom eksploatacyjnym interesu międzynarodowego-, 4) unikanie oportunizmu w rozstrzygnięciach państwowych, i 5) w granicach możliwości troska o sytuację materialną najszerszych warst obywateli.</u>
          <u xml:id="u-45.20" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Czyż wysiłek nasz nie idzie w sposób zdecydowany w kierunku tych właśnie haseł i wskazań? Potężny kryzys zburzył równowagę gospodarstwa publicznego i prywatnego. To jest rzeczywistość, której nie uniknęły najpotężniejsze nawet państwa. To samo stało się i w Polsce. Dlatego nie dla krytyki przeszłości przypominać będę fakty, ale dla ustosunkowania się do twierdzeń p. referenta. Zresztą nie pragnę twierdzić, że w danych warunkach były inne, znacznie lepsze drogi wyjścia. P. s. Evert sądzi, że gdybyśmy „nie zlikwidowali systemu polityki deflacyjnej” — albo przeprowadzili „dewaluację”, to nie byłaby potrzebna reglamentacja dewizowa, zawieszenie transferu.</u>
          <u xml:id="u-45.21" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Mniejsza już o to, czy Polska i polskie społeczeństwo i polskie gospodarstwo wyszły lub wyjdą w istniejących warunkach światowych źle na tych ograniczeniach. To wykaże kiedyś przyszłość.</u>
          <u xml:id="u-45.22" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Ale kto w głębokim poczuciu rzeczywistości polskiej i polskiego interesu państwowego może twierdzić, że należało w r. 1935 czy 1936 wkraczać bądź to na drogę deflacji, bądź też leczyć się za pomocą dewaluacji?</u>
          <u xml:id="u-45.23" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Należy bowiem ustalić, że istotnej polityki deflacyjnej poprzednio nie przeprowadzaliśmy w ekonomicznym i światowym znaczeniu tego słowa, i sądzę, że p. senator jako wytrawny ekonomista nie przeoczył tego faktu. Nie przytaczam tu żadnych rewelacyj, ale fakty znane i znajdujące swój wyraz w publikacjach. W r. 1932/33 emitowaliśmy bilonu 76 milionów złotych, wykorzystaliśmy bezprocentowy kredyt w Banku Polskim na 70 milionów zł, puściliśmy w ruch akcepty monopolów i kolei na cele budżetowe na 72 miliony zł itd. W r. 1934/35 emitowano biletów skarbowych na 84 miln. zł, bilonu na 30 miln. zł, skryptów i weksli państwowych zdyskontowano na wzwyż 120 miln. zł. Czyż to są objawy polityki deflacyjnej?</u>
          <u xml:id="u-45.24" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Karteli handlowych i przemysłowych zarejestrowano do końca r. 1933 — 183, do r. 1934 — 228, do połowy r. 1935 — 242. Jeżeli kartele są wykładnikiem sztywności ceny, to czyż tu jest odbicie polityki deflacyjnej?</u>
          <u xml:id="u-45.25" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Od r. 1933 ściągnięto t. zw. podatków bezpośrednich kolejno 516 miln. zł, 138 miln. zł, 543 miln. zł, w tym podatku dochodowego 173 miln. zł, 182 miln. zł, 200 miln. zł — więc tu chyba również nie znachodzimy elementów polityki deflacyjnej. Wydatki budżetowe w okresie „deflacyjnym” w r. 1935 wzrosły prawie o 10 miln. miesięcznie, zadłużenie wewnętrzne Państwa wzrosło, pensje wyższych funkcjonariuszów zostały podwyższone, zrodziło się antycypowanie wydatków inwestycyjnych, powstały surogaty pieniądza (bony i skrypty). Kto nazywa to polityką „deflacyjną”? Nie pragnę charakteryzować całokształtu zagadnienia, pragnę tylko wskazać, jak nieusprawiedliwione jest naświetlenie, które daje w drukowanym referacie s. Evert, i jak bezpodstawne jest wezwanie w r. 1937 do zastosowania integralnej deflacji.</u>
          <u xml:id="u-45.26" who="#FelicjanKajetanLechnicki">O sprawie dewaluacji mówiłem już w Izbach ustawodawczych obszernie i nie wątpię, ze olbrzymia większość obywateli podziela moje stanowisko. W okresie debat nad tym problemem konsultowałem wszystkie czynniki gospodarcze, które również wypowiedziały się przeciwko tej operacji.</u>
          <u xml:id="u-45.27" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Ale czyż dewaluacja ułatwiłaby nam sytuację walutową? Od r. 1931 do połowy 1936 traciliśmy zapas złota i walut w sposób bezprzykładny. Na początku r. 1931 zapas netto złota lub równowartościowych walut wynosił jeszcze zwyż 900 milionów zł. Znacie zaś Panowie stan istotny z początku r. 1936. Tolerując ten stan jeszcze dwa, trzy miesiące, bylibyśmy stwierdzili jednego dnia, że waluta nasza nie posiada żadnego podkładu, a transfer musiałby ustać z konieczności. Sytuacja gospodarcza Polski w r. 1937 byłaby, zaiste, w tym wypadku nie do pozazdroszczenia i to zarówno w ściśle gospodarczym, jak i socjalnym znaczeniu. Poczytuję to za zasługę, żeśmy wówczas podjęli trudną i mającą pewne cechy ujemne decyzję, że obroniliśmy jednak zarówno interesy, jak prestiż Polski na zewnątrz, a w konsekwencji zawarliśmy z największą grupą wierzycieli układ, który również wprowadza nas ponownie w orbitę gospodarki światowej i redukuje obciążenia odsetkowe, które były już zupełnym anachronizmem w świecie zachodu.</u>
          <u xml:id="u-45.28" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Jako podparcie dla tej zgubnej polityki gospodarczej, którą rzekomo prowadzą kolejno wszystkie rządy w Polsce, propaguje p. s. Evert trzy zdrowe filary polityki gospodarczej.</u>
          <u xml:id="u-45.29" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Można by oczywiście uzasadniać, że potrzebny tu jest nie tylko dla symetrii i filar czwarty: wiedza i oświata, gdyż bez niej wszystkie wysiłki ekonomiczne nie mogą zyskać pełnego waloru i sprawiedliwego zastosowania. Ale pozostańmy już przy trzech. Pragnę tylko dostawić jeszcze sam „kapitel” na każdą z kolumn, gdyż nie są one, jak mi się Wydaje, całkowicie wykończone.</u>
          <u xml:id="u-45.30" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Pierwszą kolumnę ma stanowić doktryna ustroju kapitalistycznego. P. s. Evert mówi: Albo ustrój oparty na własności prywatnej, albo komunizm. Wybierajcie. P. s. Malinowski, mając pewne wątpliwości co do żywotności kapitalizmu obawiał się, że dla p. s. Everta pozostanie niewłaściwy wybór. Można jednak twierdzenie odwrócić. Oczywiście nie ma wątpliwości, że olbrzymia większość społeczeństwa odrzuca zdecydowanie i rozumowo, i uczuciowo komunizm w każdej formie, w jakiej się on ujawnia czy ukrywa. Było to więc pytanie retoryczne nie wymagające odpowiedzi, ale ustrój kapitalistyczny oparty na prywatnej własności może istnieć i rozwijać się wówczas, gdy ma poczucie, iż w organizmie państwowym reprezentuje nie tylko pewne prawa, ale i obowiązki, te dwa pojęcia są bowiem nierozdzielne, a najlepszą mieszanką są duże prawa i duże obowiązki.</u>
          <u xml:id="u-45.31" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Toteż wszędzie tam, gdzie ustrój kapitalistyczny wsparł się mocno o czwartą kolumnę, o wiedzę i oświatę, gdzie wykazał ekspansję obowiązku, gdzie zrozumiał, że zadaniem jego jest tworzyć i mnożyć warsztaty pracy, rozwijać konsumcję, zwalczać spekulację, wyzyskiwać wszelkie możliwości gospodarcze w kraju, wszędzie tam korzenie kapitalizmu wrosły głęboko w psychikę najgłębszych warstw społecznych. Tam rząd nie potrzebuje deklarować się jako zwolennik doktryny kapitalistycznej, gdyż tam kapitalizm jest udziałem życia całego prawie społeczeństwa.</u>
          <u xml:id="u-45.32" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Proszę wmyśleć się w sytuację Polski i spojrzeć jej rzeczywistości w oczy. Czy rząd, który w imię tej doktryny, w imię kapitalizmu i liberalizmu gospodarczego — unikając interwencji — zezwoliłby zniszczyć słabsze kopalnie, fabryki, warsztaty rzemieślnicze, które mają w trzech dzielnicach różne tradycje pracy, mógłby zapewnić Polsce spokój? Czy taki ultrakapitalistyczny rząd pomógłby doktrynie kapitalizmu, czy też dobiłby ją ostatecznie?</u>
          <u xml:id="u-45.33" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Drugim filarem winna być — wedle p. s. Everta — zasada kapitalizacji. Słusznie stwierdza pan referent, że tempo tego procesu jest w Polsce wysoce niezadowalające. Widzi jednak tylko dwa powody i dwie przeszkody. Są nimi: przeciążenie społeczeństwa opłatami publiczno-prawnymi i system etatystyczno-interwencyjny. A więc i tu jednym hamulcem jest Rząd i polityka państwowa. Choć więc obliczenia pana senatora nie są zgodne z obliczeniami fachowców, którzy wskazują, iż budżety publiczne najogólniej pojęte absorbują najwyżej 22–25% całego dochodu społecznego, a nie co drugą złotówkę, jak mówi p. s. Evert, ale z tendencją zasadniczą tego twierdzenia można by się zgodzić. Krytyka istniejącego stanu rzeczy została już rozbudzona i ma stopniowo swoje dodatnie konsekwencje.</u>
          <u xml:id="u-45.34" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Czyż jednak istotnie jest tak, jak twierdzi pan referent, że „kapitalizacja nie jest niczym innym, jak stwarzaniem nowych warsztatów pracy”. Czy to twierdzenie wytrzymuje krytykę rzeczywistości w Polsce?</u>
          <u xml:id="u-45.35" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Czy nie jest wiadome panu senatorowi, iż w tej „biednej Polsce” istnieje zjawisko tezauryzacji w bardzo szkodliwej formie? Że pożyczki uzyskane przez Polskę od zagranicy dla stworzenia mocnej podstawy walutowej w okresie wolności dewizowej zostały natychmiast nabyte przez obywateli polskich, a za nie wyszły z Banku Polskiego dewizy i złoto z takim trudem i kosztem zdobyte? Że powstawały u nas przedsiębiorstwa chore w zarodku, o fikcyjnych długach, o fikcyjnym kapitale zakładowym, że były przedsięwzięcia prywatne, którym udowodniono nieprawdopodobne przestępstwa w stosunku do Państwa i społeczeństwa? Ile zestawiłbym tu zarzutów, nie zmienia to tendencji Rządu, by ułatwić życie prywatnej i twórczej inicjatywie, by uchronić każdą zdrową inicjatywę przed błędami biurokracji. I biurokracji bowiem potrzebna jest wiedza i doświadczenie, a biurokracji gospodarczej więcej niż innej. Ale i tu są do zanotowania dodatne zmiany. Tak naprzykład od połowy r. 1934 do końca pierwszego kwartału 1935 r. pięciu wielkim przedsiębiorstwom prywatnym wymierzono kar podatkowych na sumę 97 milionów złotych. Z tego w ciągu 2 lat zdołano ściągnąć niecałe 13%. Fakt ten powodował w konsekwencji rozwój etatyzmu. Nauczeni doświadczeniem postępujemy obecnie ostrożniej. Nakładamy za przestępstwa kary mniejsze, ale ściągamy je w olbrzymim procencie, unikając przejmowania zakładów na własność.</u>
          <u xml:id="u-45.36" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Drenaż rynku pieniężnego. Publikowałem już cyfry wykazujące i tu poprawę. Przypomnę tylko, że drenaż rynku pieniężnego w roku 1934/35 wynosił 436 milionów złotych, a średnio w czteroleciu 1932/33–1935/36 — 400 miln. złotych, podczas gdy w r. 1937/38 wynieść ma 325 miln. złotych. Równocześnie w tych samych okresach rezultat budżetowy wyrażał się w r. 1934/35 deficytem 116 milionów zł, a średni deficyt we wspomnianym czteroleciu wynosił 249 miln. zł. Zaś w roku 1937/38 budżet będzie zrównoważony. Jeśli chodzi o ruch rezerw złota i walut, to we wspomnianym czteroleciu mieliśmy do czynienia z odpływem złota wynoszącym średnio rocznie 125 milionów złotych, podczas gdy rezultat ostatniego okresu od momentu wprowadzenia reglamentacji dewizowej wyraża się łącznie z wpływami z pożyczki francuskiej wzrostem wynoszącym 150 milionów złotych.</u>
          <u xml:id="u-45.37" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Rentowność przedsiębiorstw wzrasta. Stwierdziliśmy to m. in. wobec przedsiębiorstw opartych o kapitał obcy. Może ta rentowność nie jest duża, nie dosięga poziomu, który byłby pożądany. Mamy automatyczną coraz głębszą kontrolę nad tymi zyskami, bowiem na mocy przepisów dewizowych wszystkie przedsiębiorstwa związane z kapitałem zagranicznym chcąc zyski za granicę przetransferować, muszą się zgłosić do Skarbu i te zyski księgami udowodnić. Pragnę podkreślić, że wachlarz tych przedsiębiorstw jest szeroki i bardzo różnorodny. Wszystkie one pracuje w Polsce z zyskiem.</u>
          <u xml:id="u-45.38" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Trzecim filarem polityki gospodarczej jest, wedle p. s. Everta, idea współżycia z gospodarstwem światowym.</u>
          <u xml:id="u-45.39" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Nie zdaje mi się aby w ogólnych znanych autarkicznych warunkach międzynarodowych współpraca ta obecnie układała się dla Polski szczególnie niekorzystnie.</u>
          <u xml:id="u-45.40" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Obroty w handlu zewnętrznym i w imporcie, i w eksporcie powiększyliśmy ostatnio bardzo znacznie, W sprawach finansowych zawarliśmy szereg układów prawdopodobnie obustronnie korzystnych, skoro wykonujemy je bez tarć. Uzyskaliśmy — oddawna zahamowaną — pożyczkę zewnętrzną na warunkach normalnych.</u>
          <u xml:id="u-45.41" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Nie należy jednak zapominać, że od wielu lat interpelowaliśmy instytucje międzynarodowe, czy istnieje możliwość powrotu do swobodnej wymiany gospodarczej międzynarodowej.</u>
          <u xml:id="u-45.42" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Szeroka platforma współpracy jest dla nas do przyjęcia bez zastrzeżeń. Wąskiej bez zastrzeżeń, a może nawet wcale, przyjąć nie możemy. Wyrażam to samo jaśniej. Jeżeli mówi się, że o swobodnej cyrkulacji kredytów mowy być nie może, że emigracja nasza do wielu krajów musi być sztucznie hamowana, że eksport zboża, węgla, mięsa, bydła i trzody musi być reglamentowany w obcych państwach na naturalnych rynkach naszych, to na szczątkowy liberalizm, szkodliwy dla Polski, pójść nie możemy i nie pójdziemy. Powoływanie się w tych okolicznościach na szczytne hasła współpracy międzynarodowej jest wysoce nie na miejscu i nikt ich nie przyjmie za dobrą monetę.</u>
          <u xml:id="u-45.43" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Współpraca musi być zawsze dwukierunkowa. W sporadycznych wypadkach mamy pozytywne tego dowody. Są w Polsce przedsięwzięcia belgijskie, francuskie, angielskie, niemieckie, które prosperują bardzo dobrze, wydzielają dywidendę, płacą podatki, zatrudniają obywateli polskich, importują i eksportują i stwierdzają, że w wielu innych państwach gorzej im się powodzi niż w Polsce. I oni żyją w atmosferze naszej rzekomo zabójczej metody interwencjonizmu i etatyzmu. Czyż więc naprawdę jest w Polsce tak czarno i ponuro, by naszym braciom oczekującym poprawy koniunktury pracy nic dobrego o gospodarstwie polskim nie powiedzieć.</u>
          <u xml:id="u-45.44" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Sądzę, że nikt z nas nie może wytrzeć z umysłu obrazu Polski z 1918 r. Był to obraz przejmujący zgrozą. P s. Evert pisze w swym sprawozdaniu jako prawdę historyczną:</u>
          <u xml:id="u-45.45" who="#FelicjanKajetanLechnicki">„Stwierdzić trzeba, że cały ten okres, jaki leży pomiędzy r. 1918 a 1937, jest okresem polityki procesów dekapitalizacyjnych”.</u>
          <u xml:id="u-45.46" who="#FelicjanKajetanLechnicki">A równocześnie, gdy różne delegacje prezentują wobec Ministra Skarbu swoje postulaty, mówią: obywatele Warszawy własnym wysiłkiem zainwestowali w domy tyle i tyle miliardów złotych, obywatele Gdyni zbudowali nowe miasto, przemysłowcy w branży papierniczej, chemicznej, metalowej, elektrotechnicznej, komunikacyjnej, zbrojeniowej i wielu, wielu innych powołują się na sumy własnych inwestycyj. Wystawy i targi mówią nam, że idziemy naprzód, jak naród żywy, młody i tęgi wbrew wszystkim kwasom, które rozlewamy po drodze.</u>
          <u xml:id="u-45.47" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Panie Senatorze, jeżeli opinia Pana zawarta w sprawozdaniu jest wyrazem tylko nastawienia politycznego Pana do Ministra Skarbu, wszystko jest w najwyższym porządku i nie wymaga ani jednego słowa korektury. Jeżeli jednak wierzy Pan, że w Polsce zło pogłębiło się naprawdę i na odcinku budżetowym, i na rynku pieniężnym, i w zakresie kapitalizacji i rentowności, i w zakresie współpracy międzynarodowej i w odniesieniu do etatyzmu i interwencji państwowej właśnie w ostatnim roku, to, według mego przekonania, jest Pan w błędzie.</u>
          <u xml:id="u-45.48" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Montowanie psychozy beznadziejności, która i tak powstaje obficie poza obrębem Sejmu i Senatu, jest, moim zdaniem, złą przysługą, oddawaną i Państwu, i narodowi polskiemu, i hasłu obrony, i świadomości narodowej, i Wodzowi Naczelnemu z punktu widzenia jego odpowiedzialności, i postulatowi spoistości Państwa, i hasłu konsolidacji.</u>
          <u xml:id="u-45.49" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-45.50" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Debata ogólna została zakończona.</u>
          <u xml:id="u-45.51" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Następne posiedzenie odbędzie się jutro o godzinie 10 rano.</u>
          <u xml:id="u-45.52" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Zamykam posiedzenie.</u>
          <u xml:id="u-45.53" who="#komentarz">(Koniec posiedzenia o godz. 20 min. 17.)</u>
        </div>
      </body>
    </text>
  </TEI>
</teiCorpus>