text_structure.xml
372 KB
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79
80
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
98
99
100
101
102
103
104
105
106
107
108
109
110
111
112
113
114
115
116
117
118
119
120
121
122
123
124
125
126
127
128
129
130
131
132
133
134
135
136
137
138
139
140
141
142
143
144
145
146
147
148
149
150
151
152
153
154
155
156
157
158
159
160
161
162
163
164
165
166
167
168
169
170
171
172
173
174
175
176
177
178
179
180
181
182
183
184
185
186
187
188
189
190
191
192
193
194
195
196
197
198
199
200
201
202
203
204
205
206
207
208
209
210
211
212
213
214
215
216
217
218
219
220
221
222
223
224
225
226
227
228
229
230
231
232
233
234
235
236
237
238
239
240
241
242
243
244
245
246
247
248
249
250
251
252
253
254
255
256
257
258
259
260
261
262
263
264
265
266
267
268
269
270
271
272
273
274
275
276
277
278
279
280
281
282
283
284
285
286
287
288
289
290
291
292
293
294
295
296
297
298
299
300
301
302
303
304
305
306
307
308
309
310
311
312
313
314
315
316
317
318
319
320
321
322
323
324
325
326
327
328
329
330
331
332
333
334
335
336
337
338
339
340
341
342
343
344
345
346
347
348
349
350
351
352
353
354
355
356
357
358
359
360
361
362
363
364
365
366
367
368
369
370
371
372
373
374
375
376
377
378
379
380
381
382
383
384
385
386
387
388
389
390
391
392
393
394
395
396
397
398
399
400
401
402
403
404
405
406
407
408
409
410
411
412
413
414
415
416
417
418
419
420
421
422
423
424
425
426
427
428
429
430
431
432
433
434
435
436
437
438
439
440
441
442
443
444
445
446
447
448
449
450
451
452
453
454
455
456
457
458
459
460
461
462
463
464
465
466
467
468
469
470
471
472
473
474
475
476
477
478
479
480
481
482
483
484
485
486
487
488
489
490
491
492
493
494
495
496
497
498
499
500
501
502
503
504
505
506
507
508
509
510
511
512
513
514
515
516
517
518
519
520
521
522
523
524
525
526
527
528
529
530
531
532
533
534
535
536
537
538
539
540
541
542
543
544
545
546
547
548
549
550
551
552
553
554
555
556
557
558
559
560
561
562
563
564
565
566
567
568
569
570
571
572
573
574
575
576
577
578
579
580
581
582
583
584
585
586
587
588
589
590
591
592
593
594
595
596
597
598
599
600
601
602
603
604
605
606
607
608
609
610
611
612
613
614
615
616
617
618
619
620
621
622
623
624
625
626
627
628
629
630
631
632
633
634
635
636
637
638
639
640
641
642
643
644
645
646
647
648
649
650
651
652
653
654
655
656
657
658
659
660
661
662
663
664
665
666
667
668
669
670
671
672
673
674
675
676
677
678
679
680
681
682
683
684
685
686
687
688
689
690
691
692
693
694
695
696
697
698
699
700
701
702
703
704
705
706
707
708
709
710
711
712
713
714
715
716
717
718
719
720
721
722
723
724
725
726
727
728
729
730
731
732
733
734
735
736
737
738
739
740
741
742
743
<?xml version="1.0" encoding="UTF-8"?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
<xi:include href="PPC_header.xml"/>
<TEI>
<xi:include href="header.xml"/>
<text>
<body>
<div xml:id="div-1">
<u xml:id="u-1.0" who="#Marszałek">Otwieram posiedzenie. Protokół 150 posiedzenia uważam za przyjęty, gdyż nie wniesiono przeciw niemu zarzutów. Protokół 151 posiedzenia leży w biurze Senatu do przejrzenia. Jako sekretarze zasiadają senatorowie Gruetzmacher i Glogier. Listę mówców prowadzi s. Glogier.</u>
<u xml:id="u-1.1" who="#Marszałek">Przystępujemy do porządku dziennego: Dalsza rozprawa nad budżetem Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Głos ma s. Kaniowski.</u>
</div>
<div xml:id="div-2">
<u xml:id="u-2.0" who="#SKaniowski">Wysoki Senacie! Omawianie budżetu Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego nie może streszczać się tylko w analizie cyfr, preliminowanych na ten dział administracji państwowej, zwłaszcza że budżet tego resortu z natury rzeczy musi być bierny. Analiza cyfr budżetu oświatowego powinna nas doprowadzić do stwierdzenia dwóch rzeczy: 1) czy sumy przeznaczone na oświatę i kulturę są wystarczające i czy są należycie rozdzielone na odpowiednie działy, paragrafy i pozycje, 2) czy obecny program pracy oświatowej jest dobry, ewentualnie jakie należałoby wprowadzić konieczne reformy, aby wyznaczone sumy budżetowe nie szły na marne.</u>
<u xml:id="u-2.1" who="#SKaniowski">Co do pierwszego zagadnienia panuje powszechne przekonanie, że mimo, iż 16,7% ogólnych wydatków państwowych przypada na oświatę i kulturę, to jednak sumy, wyznaczone na ten cel, są bardzo niewystarczające i dlatego będą one musiały z roku na rok rosnąć, jeżeli chcemy sprostać narodom zachodnich państw, jeżeli będziemy chcieli uczynić zadość najważniejszym obowiązkom wychowania młodego pokolenia w odpowiedniej kulturze duchowej.</u>
<u xml:id="u-2.2" who="#SKaniowski">Zagadnienie to jest pierwszorzędnej doniosłości. Już dzisiaj powinniśmy powoli przygotowywać się do większych wydatków na oświatę i kulturę, a to w związku z realizacją programu powszechnego nauczania, odpowiedniego rozrostu szkół zawodowych, oraz w związku z zobowiązaniami, nałożonemi przez konkordat ze Stolicą Apostolską. Według przypuszczalnych obliczeń budżet Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego zwiększyłby się o kwotę około 200.000.000 zł, podnosząc sumy na ten cel do wysokości około 1/2 miljarda złotych. Już trzeba śmiało i trzeźwo popatrzeć prawdzie w oczy.</u>
<u xml:id="u-2.3" who="#SKaniowski">O oszczędności w obecnych wydatkach budżetowych myśleć nie można. Próbowano to uczynić słynną ustawą sanacyjną, która — jak się okazało — nie wytrzymała próby życia. Budżet oświatowy przeważnie obejmuje wydatki personalne (87%), a na cele inwestycyjne przeznacza zaledwie 2%. A drobnemi oszczędnościami w niektórych działach szkolnictwa, lub przerzucaniem części wydatków rzeczowych na młodzież względnie rodziców, jak to uczyniono w szkołach średnich ogólnokształcących, nie da się załatwić tej piekącej sprawy.</u>
<u xml:id="u-2.4" who="#SKaniowski">Rozwiązanie tego problemu musi się dokonać na szerszej podstawie, aniżeli drobne oszczędności, lub tylko rewizja ustroju szkolnego, mianowicie na gruncie rewizji rozkładu ciężarów publicznych między Państwo, samorządy terytorjalne i zawodowe, oraz społeczeństwo.</u>
<u xml:id="u-2.5" who="#SKaniowski">Ten problem nie da się również rozwiązać wyłącznie w zakresie zagadnień szkolnych i oświatowych, lecz musi być traktowany w związku z rewizją systemu danin publicznych i rozgraniczeniem źródeł dochodowych Państwa i samorządu.</u>
<u xml:id="u-2.6" who="#SKaniowski">Z zagadnieniem reformy danin publicznych oraz kompetencji samorządu i jego obowiązków łączy się sprawa ułożenia stosunku administracji szkolnej do samorządu i udziału tego ostatniego w sprawach szkolnych i oświatowych.</u>
<u xml:id="u-2.7" who="#SKaniowski">Rozpatrywanie i ustalanie zagadnień ustrojowych powinno się łączyć z rewizją rozkładu ciężarów publicznych, przy zastrzeżeniu takiej ingerencji Państwa i administracji szkolnej, jaka jest konieczna dla zabezpieczenia właściwego stanowiska i charakteru szkoły i nauczyciela.</u>
<u xml:id="u-2.8" who="#SKaniowski">Tylko w tem zasadniczem ujęciu sprawy mogą znaleźć się widoki uwolnienia budżetu państwowego od pokrywania całego ciężaru wydatków na szkolnictwo i oświatę. Przez rozłożenie tego ciężaru na kilka organów życia publicznego, przy zabezpieczeniu im najwłaściwszych samodzielnych źródeł dochodowych oraz stosownego wpływu na potrzeby i sprawy szkolne i oświatowe, będzie można pociągnąć do świadczeń na utrzymanie szkolnictwa obok Państwa również samorządy terytorjalne i gospodarcze i stworzyć warunki dalszego rozwoju szkolnictwa, duszącego się dziś beznadziejnie, bez widoków rozwoju, w szczupłych, mało elestycznych ramach budżetu państwowego.</u>
<u xml:id="u-2.9" who="#SKaniowski">Co do drugiego zagadnienia, czy obecny program pracy oświatowej jest dobry, ewentualnie jakie należałoby tu wprowadzić konieczne reformy, aby wyznaczone sumy budżetowe nie szły na marne, to to zagadnienie, dziś wprowadzone w fazę publicznych rozważań oraz Studjów w łonie samego Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, przedstawia problem trudny do natychmiastowego rozstrzygnięcia cięciem cesarskiem. Powszechne utyskiwania na to, że szkoły dzisiejsze nie odpowiadają swemu zadaniu, że młodzież, z nich wychodząca, posiada duże luki w wykształceniu formalnem i materjalnem, nie koniecznie może dowodzi, że obecny system szkolny jest zły. Szukamy nowych dróg, nowych metod i nowych zasad, bo po tej wielkiej wojnie światowej rozpoczął się nowy okres życia społeczeństw i do tych nowych zagadnień życiowych musi być przysposobione młode pokolenie.</u>
<u xml:id="u-2.10" who="#SKaniowski">Henryk Pestalozzi, szwajcarski pedagog, którego 100 rocznica zgonu przypada w r. b. natchnął zasadniczo ówczesną pedagogikę „nowym duchem” i dał jej „nową metodę”, czyli nadał nowy filozoficzny sens całemu wychowaniu. Tym właśnie „nowym duchem” było przekonanie, że wychowanie jest najpewniejszym środkiem do reformy społecznej.</u>
<u xml:id="u-2.11" who="#SKaniowski">Podobne przekonanie ustaliło się w drugiej połowie XVIII w. indywidualnie i zbiorowo w Europie zachodniej, a u nas u twórców Komisji Edukacji Narodowej.</u>
<u xml:id="u-2.12" who="#SKaniowski">Przedewszystkiem pogląd ten, że reforma wychowania jest najważniejszem źródłem reformy ludzkości, oparł Pestalozzi nietyle na szerszej, ile na innej cokolwiek podstawie, a mianowicie na podstawie miłości ludzkości: „Wtedy — a było to w 1800 roku, — jak i teraz niczego innego nie pragnąłem — mówi Pestalozzi — jak dobra ludu, który kocham, i którego niedoli współczuję, jak nikt nigdy nie współczuł, którego cierpienia z nim dzieliłem, jak nie wielu dzieliło”.</u>
<u xml:id="u-2.13" who="#SKaniowski">A więc mamy tu raczej zasadniczy punkt wyjścia humanitarny, już nietylko społeczny. Nieustannie marzy Pestalozzi o uszczęśliwieniu ludzkości przez wychowanie, ale przedewszystkiem o polepszeniu doli niższych warstw, o dźwignięciu maluczkich z upadku moralnego. Ciągle mówi on o swem pragnieniu „dobra ludu”, lub o „przyjściu z pomocą biednym”, a więc rozbrzmiewają już cokolwiek inne hasła: obowiązek udostępnienia wychowania najniższym warstwom w celu podźwignięcia ich z nędzy duchowej i materjalnej.</u>
<u xml:id="u-2.14" who="#SKaniowski">I dzisiaj u nas jesteśmy w podobnem położeniu. Po długoletniej niewoli otrzymaliśmy w spadku po zaborcach masy analfabetów i ruinę materjalną. Stoi przed nami pole do pracy. Im lepiej będzie wychowane i wykształcone młode pokolenie, tem lepszych obywateli będzie posiadało Państwo. Wychodząc z założenia, że znaczenie narodu i Państwa mierzy się wartościami, jakie dany naród wnosi do skarbca kultury ogólno-ludzkiej, uważam tworzenie narodowych wartości kulturalnych za jedno z najpoważniejszych zadań i pracę w tym kierunku najusilniej popierać należy.</u>
<u xml:id="u-2.15" who="#SKaniowski">Polskie Stronnictwo Ludowe „Piast” w nowym swoim programie, uchwalonym na kongresie w Krakowie w dn. 28 i 29 listopada 1926 r., postawiło jako ważny postulat sprawę oświaty. Postulat ten brzmi: „Uważając ze względów na dobro Państwa możliwie szybkie podniesienie oświatowe i kulturalne miljonowych mas ludu za jedno z najważniejszych zadań, Polskie Stronnictwo Ludowe „Piast” otoczy szczególną opieką szkołę powszechną i ludową i oświatę pozaszkolną.</u>
<u xml:id="u-2.16" who="#SKaniowski">Szkoła powszechna winna zapewnić młodzieży, ograniczającej w jej ramach swe wykształcenie, nabycie możliwego i potrzebnego jej, jako przyszłym pracownikom i obywatelom Państwa, całokształtu wiedzy. Zarazem jednolita szkoła powszechna winna umożliwiać przejście młodzieży od szkół średnich ogólnokształcących i zawodowych.</u>
<u xml:id="u-2.17" who="#SKaniowski">Stojąc zgodnie z Konstytucją na stanowisku obowiązkowej nauki w zakresie szkoły powszechnej, dążyć będziemy do szybkiej rozbudowy tych szkół i zapewnienia każdemu dziecku możności czerpania nauki i wiedzy. Broniąc zagwarantowanej Konstytucją Państwa zasady bezpłatności nauki we wszelkiego rodzaju typach szkół państwowych i samorządowych, pragniemy wytworzyć demokratyczną, stale odradzającą się, związaną z całym narodem warstwę inteligencji, bez ducha kastowości, zdolną do pokierowania państwem i pomnażania kultury narodowej”.</u>
<u xml:id="u-2.18" who="#SKaniowski">W zakresie polityki kulturalnej dążyć należy: 1) do emancypacji kulturalnej mas ludowych, bez odrywania ich od zawodów, związanych z pracą fizyczną; 2) do stworzenia z całego narodu jednolitego środowiska kulturalnego, nie rozbitego na dwie odrębne warstwy: inteligencję, pracującą umysłowo i lud, pracujący fizycznie; 3) do przygotowania ogółu obywateli do produkcyjnej pracy i wytworzenia w nich gotowości poświęcenia się zawodom, związanym z pracą fizyczną; 4) do wytworzenia takiego układu stosunków, aby jednostki, wychodzące z mas ludowych do zawodów pracy umysłowej i na kierownicze stanowiska, nie zrywały kontaktu ze środowiskiem społecznem, z którego wyszły, i nie tworzyły wyodrębnionej z całości kasty inteligenckiej; 5) do usilnego popierania rozwoju instytucji kulturalnych i oświatowych, działających na wsi, uważając, że podniesienie kulturalne mas ludowych jest jednoznaczne z rozwojem poczucia obywatelskiego i zrozumienia obowiązków względem państwa, co jest także podstawą wszelkiego dobrobytu.</u>
<u xml:id="u-2.19" who="#SKaniowski">Najważniejsze zadanie — to dążenie do kulturalnej emancypacji wsi, a do tego doprowadzić może tylko wysoko zorganizowane szkolnictwo powszechne, oparte na jednolitej szkole powszechnej tak dla wsi, jak i dla miasta. Dziecko, kończące szkołę jedno lub dwuklasową, ma zamkniętą drogę do dalszego kształcenia się, do żadnej szkoły o typie średnim nie może się dostać. Szkoły jedno i dwuklasowe są złem koniecznem, budowanie jednakże ustroju szkolnictwa, któryby utrwalał ten typ szkół, jako typ przeważający na długie dziesiątki lat, byłoby równoznaczne ze skazaniem wsi na upośledzenie kulturalne, byłoby ciężką krzywdą dla chłopa i dla narodu. Tylko wysoko zorganizowane szkolnictwo powszechne prowadzi do wytworzenia światłej, chłopskiej demokracji na wsi i do zapewnienia ludności wiejskiej należnego jej znaczenia w społeczeństwie.</u>
<u xml:id="u-2.20" who="#SKaniowski">Punkt wyjścia dla ustalenia programu całokształtu spraw szkolnych stanowi zagadnienie stosunku szkoły średniej do szkoły powszechnej i do szkoły zawodowej. Dokoła tego zagadnienia rozwija się szeroka dyskusja od kilku lat. Tem zagadnieniem zajmował się już VI kongres międzynarodowy profesorów szkół średnich w Warszawie w dniach 27–30 sierpnia 1924 r.</u>
<u xml:id="u-2.21" who="#SKaniowski">Pozwolę sobie przytoczyć uchwalone wtedy rezolucje:</u>
<u xml:id="u-2.22" who="#SKaniowski">I. Organizacja trzech stopni szkolnictwa powinna być oparta na zasadach szczerze demokratycznych.</u>
<u xml:id="u-2.23" who="#SKaniowski">II. Szkolnictwo średnie powinno pozostawać w ścisłym związku ze szkołą elementarną i mieć formę albo szkolnictwa ogólnokształcącego, albo też zawodowego (technicznego).</u>
<u xml:id="u-2.24" who="#SKaniowski">III. Szkolnictwo średnie powinno, zgodnie z zasadami sprawiedliwości społecznej i dobra Państwa, być dostępne dla wszystkich odpowiednio uzdolnionych uczniów szkoły elementarnej. Uzdolnienie to ma być stwierdzone przez badanie lekarskie, egzamin pedagogiczny, a jeśli możliwe, i psychologiczny.</u>
<u xml:id="u-2.25" who="#SKaniowski">IV. Nauka w obu formach szkolnictwa średniego powinna być zapewniona uczniom, przechodzącym ze szkoły elementarnej zarówno do średniej ogólnokształcącej, jak zawodowej, przez bursy bezpłatne, stypendja i specjalne fundacje.</u>
<u xml:id="u-2.26" who="#SKaniowski">V. Dla uczniów, którzy poprzestają na wykształceniu elementarnem, będą utworzone kursy uzupełniające, złączone z dokształceniem zawodowem aż do 18 roku życia.</u>
<u xml:id="u-2.27" who="#SKaniowski">VI. Wreszcie stwierdzając, że wszelka reforma szkolna powinna się kształtować pod wpływem otoczenia społecznego, szczególnych warunków, właściwych każdej narodowości, jej tradycji i doświadczeń pedagogicznych, VI kongres wypowiedział się w sposób następujący: Ponieważ próba połączenia trzech pierwszych klas szkoły średniej z trzema ostatniemi klasami szkoły elementarnej dotychczas nie została dokonana we wszystkich krajach, obecnie więc nie należy jeszcze przesądzać ostatecznie, czy klasy niższe szkół średnich mają być zastąpione wyższemi klasami szkoły elementarnej. Jednakże kongres nie przeciwstawia się próbom, podejmowanym w tym kierunku w tych krajach, gdzie warunki pozwolą na to”.</u>
<u xml:id="u-2.28" who="#SKaniowski">Od tego czasu minęło już dwa lata i trzeci rok się kończy. Sprawa ta we wszystkich krajach jest wentylowana i tego roku w sierpniu powtórnie będzie przedmiotem obrad kongresu międzynarodowego profesorów szkół średnich, który odbędzie się w Bukareszcie, gdzie mają być rozważane dwa zagadnienia: 1) w jaki sposób pogodzić w nauczaniu w szkole średniej dążenie do zapewnienia kultury umysłowej z ciągle wzrastającym zakresem wiedzy ludzkiej, 2) podjęcie na nowo i sprecyzowanie zagadnienia „jedności szkolnictwa”, rozważanego w Warszawie w 1924 r.</u>
<u xml:id="u-2.29" who="#SKaniowski">Nasze szkolnictwo w Polsce nie może pozostać w oderwaniu od ustroju szkolnego zagranicą. Jeżeli dziś na porządek dzienny weszła kwestja ustroju szkolnego i jeżeli pewne grupy domagają się radykalnego cięcia, to jest oderwania trzech klas szkoły średniej, a przyłączenia ich do szkoły powszechnej, tośmy powinni zdawać sobie sprawę z tego, jak wygląda ustrój szkolny zagranicą.</u>
<u xml:id="u-2.30" who="#SKaniowski">Pozwoli Wysoka Izba, że przytoczę parę cyfr z ustroju szkolnego zagranicą. I tak w Szwecji 3 lata w szkole powszechnej, 9 w średniej; w Niemczech 3–4 w szkole powszechnej, a 9 w średniej; Rumunją 4 lata w szkole powszechnej, a 8 w średniej; Czechosłowacja 4 lata w szkole powszechnej, a 8 w średniej; Jugosławja 4 lata szkoły powszechnej, 8 szkoły średniej; Danja 4 lata w szkole powszechnej i 7 w średniej; Anglja 4 lata w szkole powszechnej, a 8 w średniej; Japonja 6 lat szkoły powszechnej, a 8 szkoły średniej; Norwegja 5 lat w szkole powszechnej, 7 lat w szkole średniej; Szwajcarja 5 lat w szkole powszechnej i 7 lat w szkole średniej; Belgja 5 lat w szkole powszechnej, 7 lat w szkole średniej; Hiszpanja 6 lat w szkole powszechnej i 6 lat w szkole średniej; Francja 6 lat szkoły powszechnej i 8 lat szkoły średniej; Stany Zjednoczone Ameryki północnej 8 lat szkoły powszechnej i 8 lat szkoły średniej, czyli wykształcenie tam trwa lat 16.</u>
<u xml:id="u-2.31" who="#SKaniowski">Widzimy więc, że w żadnym z tych państw niema nigdzie gimnazjum 5-letniego, uprawniającego do studjów wyższych, choćby poziom oświaty i kultury ogółu ludności w przeważającej części tych państw wytwarzał atmosferę duchową, sprzyjającą niezmiernie częstemu postawieniu i szybkiemu rozwojowi uzdolnień umysłowych. A u nas? Dość powiedzieć, że w b. Kongresówce mamy przeszło 50% analfabetów. I właśnie my w środowisku analfabetów chcemy skracać czas Studjów średnich do lat 5, zamiast 8.</u>
<u xml:id="u-2.32" who="#SKaniowski">Zwróćmy jeszcze uwagę na ostatnią pozycję Stanów Zjednoczonych. Jak zaznaczyłem, w Stanach Zjednoczonych nauka trwa 8 lat w szkole powszechnej i 8 lat w szkole średniej, a jednak tam ta 7 czy 8-klasowa szkoła powszechna nie jest podbudową szkoły średniej. Jeżeli chcemy iść tą drogą amerykańską, to nie wiem czy zdołamy wszystko na amerykański sposób załatwić.</u>
<u xml:id="u-2.33" who="#SKaniowski">Jeżeli zaś przypatrzymy się tym liczbom i zsumujemy liczbę lat szkoły powszechnej z liczbą lat szkoły średniej wymienionych państw zagranicznych, to pokażę się, że przeciętna liczba lat szkoły powszechnej jest 5, a przeciętna liczba w szkole średniej 7/4, razem 121/2 lat nauki.</u>
<u xml:id="u-2.34" who="#SKaniowski">Reorganizację szkolnictwa oprzeć należy na dwóch czynnikach. Po pierwsze, na wiedzy naukowej teoretyków, po drugie na doświadczeniu, na wypróbowanych placówkach. Tymczasem my bez wypróbowania chcemy drogą radykalną zburzyć dotychczasowy ustrój szkolny. Istnienie 8-letniego gimnazjum bynajmniej nie przeszkadza istnieniu 7-klasowej szkoły powszechnej. Trzeba ją tylko dostosować do warunków. Należy tym szkołom dać odpowiedni program naukowy w zakresie podobnym do programu 3 najniższych klas gimnazjalnych, by zdolni absolwenci siódmej klasy szkoły powszechnej z małemi uzupełnieniami mogli zdawać egzaminy do czwartej klasy gimnazjalnej — rozumie się, że i wcześniej na podstawie egzaminu uczniowie szkół powszechnych mogą przechodzić na studja do szkół średnich ogólnokształcących. Fakt istnienia wspólnej trzyletniej podbudowy we wszystkich typach 8-letniej szkoły średniej, przesuwa decyzję co do określonego typu do 14 roku życia. Przy tem zapytać się pozwolę, czy 13 i 14 rok życia jest odpowiedni do przenoszenia chłopca z jednej szkoły do drugiej? Jest to okres dojrzewania młodzieży i w tym czasie takie przenoszenie w nowe środowisko mogłoby się na młodzieży odbić fatalnie.</u>
<u xml:id="u-2.35" who="#SKaniowski">Wszyscy mówią, że dzisiaj gimnazjum jest arystokratyczne, że nie jest dostosowane do demokratycznych poglądów i ustroju naszego Państwa. Tymczasem, gdy przyjrzymy się, jak wygląda dzisiaj nasza szkoła średnia, to trzeba tu stwierdzić, że u nas ma ona charakter jak najbardziej demokratyczny. Na ławach gimnazjalnych siedzi syn stróża obok syna dyrektora banku i kupca, syn woźnego, rzemieślnika czy chłopa i t. d. obok syna właściciela dóbr czy zagrodnika. Wszyscy wynoszą z niej to ogólne wykształcenie, które im pozwala zaliczać się do inteligencji całego świata, do europejczyków. Dopóki inteligencja demokracji zachodnich będzie się kształcić w szkołach średnich przez 8 lat, my nie możemy skracać czasu nauki ogólno-kształcącej do lat 4 czy 5, by nie zerwać łączności kulturalnej z Zachodem, by nie zredukować dobrowolnie swej kultury.</u>
<u xml:id="u-2.36" who="#SKaniowski">Z tej trybuny pozwolę sobie rzucić kilka tez w sprawie ustroju szkolnego. Naturalnie te tezy dzisiaj podlegają jeszcze szerokiej dyskusji i one mogą ulec pewnym modyfikacjom. Zdaje mi się, że w każdym razie na jedno się godzimy, iż pierwsza podwalinowa teza w ustroju naszego szkolnictwa powinna być taka: należy dążyć do zapewnienia ogółowi obywateli najwyższego stopnia wykształcenia i jako minimum tego wykształcenia uważa się kurs 7-letniej szkoły powszechnej. Druga teza: stoimy na stanowisku 8-letniego kursu szkoły średniej ogólnokształcącej, a może nawet 9-letniego kursu szkoły średniej ogólnokształcącej ze względu na bardzo wielki rozrost nauki.</u>
<u xml:id="u-2.37" who="#komentarz">(Przerywania.)</u>
<u xml:id="u-2.38" who="#SKaniowski">Panie Profesorze, wczoraj byłem na dyskusyjnem zebraniu, na którem jeden z bardzo poważnych pedagogów warszawskich przedstawił projekt ustroju szkolnego średniego o charakterze 9-letniego kursu. Mianowicie proponuje on 3 lata szkoły powszechnej równające się 3 latom szkoły średniej, które mogą być złączone tak ze szkołą powszechną lub też ze szkołą średnią. Potem 4 lata gimnazjum, czyli 3 plus 4 równa się 7, a potem 2 lata w kolegjum wstępnem do szkół akademickich jako zaokrąglenie nauki, celem należytego przygotowania do Studjów uniwersyteckich. To jest projekt rzucony wczoraj przez bardzo poważnego pedagoga.</u>
<u xml:id="u-2.39" who="#komentarz">(Przerywania.)</u>
<u xml:id="u-2.40" who="#SKaniowski">Ja przypuszczam, że będzie bardzo wiele jeszcze różnych projektów. Przy rozstrzyganiu tej sprawy ustrojowej musimy pogodzić się z tem, co życie niesie. Najlepszym wskaźnikiem będzie życie oraz łączność kulturalna i duchowa z zachodniemi państwami europejskiemi.</u>
<u xml:id="u-2.41" who="#SKaniowski">Trzecia teza: szkoła średnia ogólnokształcąca powinna być przynajmniej w zakresie 5 niższych lat jednolita i oparta na naukach humanistycznych, o ile możności z łaciną. Ta sama teza padła wczoraj z ust tego samego znanego pedagoga warszawskiego.</u>
<u xml:id="u-2.42" who="#SKaniowski">Czwartą tezą, również bardzo ważną, jest teza, że egzamin dojrzałości ma pozostać nadal w szkołach średnich ogólnokształcących.</u>
<u xml:id="u-2.43" who="#SKaniowski">Co do tego ostatniego, to jest otwarte zagadnienie, gdyż tu są podzielone zdania: jedni pragnęliby, aby znieść egzamin dojrzałości, drudzy — żeby egzamin dojrzałości był jednak utrzymany. Jeżeli chcemy, aby uczeń miał zaokrąglenie wiedzy, to ten egzamin dojrzałości jest koniecznością w szkole średniej.</u>
<u xml:id="u-2.44" who="#SKaniowski">Właściwe rozwiązanie i jasne sprecyzowanie wzajemnego stosunku wszystkich stopni nauczania zmieni niewątpliwie na lepsze obecny stan wychowana i wykształcenia w Polsce.</u>
<u xml:id="u-2.45" who="#SKaniowski">P. Zygmunt Mysłowski, docent pedagogiki w Uniwersytecie Jagiellońskim, w nr. 18 „Gazety Literackiej” z dnia 15/X 1926 r., wychodzącej w Krakowie, w artykule p. t. „Snobizm i postęp pedagogiczny” na pytanie: „jak się przedstawia bilans naszych wysiłków i naszych realizacji w budowaniu szkoły polskiej” odpowiada, że „jak w wielu innych dziedzinach, tak i w tej panuje w tej chwili tyle niejasności, tyle nieszczerości, tyle snobizmu, tyle frazesu, że w tej mgle trudno zorjentować się w rzeczywistości”.</u>
<u xml:id="u-2.46" who="#SKaniowski">Istotne przyczyny tego złego stanu szkolnictwa, wedle zdania p. Mysłakowskiego, są następujące: 1) fakt, iż społeczeństwo nie interesuje się sprawami szkoły, jej celami, organizacją i metodami, — z wyjątkiem obecnie pod wpływem wzmożonej agitacji wiecowej w sprawie ustroju szkolnego, spowodowanego zainteresowania się społeczeństwa, któremu jednostronnie rzecz się oświetla i powoduje się uchwały rezolucyjne nawet w malutkich wioskach i osadach, a potem temi rezolucjami zasypuje się Rząd, Sejm i Senat, jako pseudowyrazem opinji kraju.</u>
<u xml:id="u-2.47" who="#SKaniowski">2) milcząca zgoda na to, że sprawa szkolna jest tylko wewnętrzną sprawą kilku wydziałów Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, kilku stowarzyszeń nauczycielskich, wreszcie rzesz nauczycielstwa wogóle.</u>
<u xml:id="u-2.48" who="#SKaniowski">Nie można autorowi odmówić słuszności takiego założenia. Bezwątpienia byłoby korzystne dla sprawy szkolnej, gdyby była współpraca między temi czynnikami: a) domu — a zwłaszcza całego społeczeństwa — b) szkoły — t. zn. władz szkolnych i nauczycielstwa.</u>
<u xml:id="u-2.49" who="#SKaniowski">Co do charakterystyki obrazu oficjalnego szkolnictwa, streszczającego się w słowach: bezplanowość, powierzchowność i snobizm, uwagi p. Mysłakowskiego są trafne. Istotnie, słusznie podkreśla autor, że obrano złą drogę do budowy narodowego typu szkoły. Zamiast głębokiego przemyślenia zaczęto kolportować z zagranicy modne hasła: jednolitość szkoły, szkoła pracy, metoda laboratoryjna, karty indywidualności. Bez przedyskutowania tych problemów narzucono szkołom nowe programy zamiast zostawić status quo, o ile możności bez zmian, gdyż zmiana zła, zmiana nieprzemyślana jest gorsza od najgorszej tradycji. Nieprzemyślanemi projektami zniszczono dotychczasową szkołę i zapewne w tem leży przyczyna obniżenia poziomu życia szkolnego, obniżenia, które postępuje i postępować będzie jeszcze zapewne czas jakiś.</u>
<u xml:id="u-2.50" who="#SKaniowski">Punkt ciężkości całego zagadnienia wychowawczego leży w samem Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Wskutek dążności do postawienia szkoły polskiej na zasadach importowanych z zagranicy, wprowadzono chaos pedagogiczny, a wynikiem tego chaosu jest owa powierzchowność i snobizm w dzisiejszej szkole średniej, o których mówi p. Mysłakowski. Koroną tych prac ministerjalnych są ustawiczne, coraz to nowe statystyczne zestawienia w najrozmaitszych rubrykach. Ileż to pieniędzy kosztują te formularze statystyczne, z których zapewne w Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego urosło już potężne archiwum po to, aby — o ile to się kiedyś stanie — jakiś historyk rozwoju szkolnictwa w pierwszych latach niepodległej, odrodzonej Polski mógł wyciągnąć wnioski co do działalności naszego Ministerstwa Oświaty. Ta zabawa w statystykę jest plagą dla dyrektorów, wizytatorów, inspektorów, kuratorów i t. d. I z tą zabawą czas już skończyć.</u>
<u xml:id="u-2.51" who="#SKaniowski">Co do metod nauczania, to pozwolę sobie zwrócić uwagę, że zmiany metod dokonywają się we Francji bardzo powoli, a nie jak u nas rewolucyjnie. Mechaniczne odrzucenie a limine starych metod, które wydały już dobre owoce uważają za fałszywą interpretację idei postępu. To też dydaktyka francuska ma charakter wybitnie tradycjonalistyczny. My jeszcze tradycji szkolnej Polski niepodległej nie mamy, musimy ją wytworzyć. My mamy tylko tradycję i wzór w postaci Komisji Edukacji Narodowej.</u>
<u xml:id="u-2.52" who="#SKaniowski">Gdy dzisiejsze programy wszystkich krajów wypowiadają wojnę pamięci, tak jakby nie można było jej pogodzić z inteligencją, Francuz się temu rozumnie przeciwstawia. I słusznie. Faktem, który się dziś również stwierdza w szkołach całego świata, jest zanik pamięci u uczniów, nieumiejętność zapamiętania rozmaitych wiadomości. A przecież, aby zdolność rozumowania istotnie rozwijała się w odpowiedni sposób, musi się opierać na substracie faktów, które magazynuje pamięć ćwiczona w sposób inteligentny i odpowiadający wiekowi dziecka. Pamięć i inteligencja winne się wzajemnie wspierać, inaczej rozumowanie będzie sofistyką i blagą. Umysł młodzieży stanie się beczką Danaid — jak się wyraził jeden z pedagogów francuskich — o ile się jej wciąż będzie dawało rzeczy nowe bez dostatecznej egzekutywy i żądania, by je opanowała pamięcią i aparatem własnej inteligencji.</u>
<u xml:id="u-2.53" who="#SKaniowski">Przedwczesne rozwijanie inteligencji, podawanie dziecku rzeczy trudnych, albo druga ostateczność: zmienianie nauki w zabawę, żądanie od lekcji, by była przedewszystkiem zajmująca, te dwie wady, w które często wpada dzisiejsze nauczanie, spotykają się również z ostrą krytyką we Francji. Pod tym względem trzeba być bardzo ostrożnym przy wprowadzaniu inowacji.</u>
<u xml:id="u-2.54" who="#SKaniowski">Zarówno p. sprawozdawca s. Thullie, jakoteż s. Siciński we wczorajszej rozprawie szeroko przedstawili niedomagania dzisiejszej szkoły powszechnej i powiedzieli, jakim warunkom powinna odpowiadać szkoła powszechna, by spełniła swoje zadanie.</u>
<u xml:id="u-2.55" who="#SKaniowski">Stoimy wobec zagadnienia, co zrobić w naszem Państwie, gdy za kilka lat będzie tak wielki przyrost dzieci? Programy szkolne — przytoczyłem umyślnie parę myśli z artykułu prof. Mysłakowskiego — są nieodpowiednie. Nauka rachunków w szkołach powszechnych, jak wykazano to wczoraj, jest poprostu dziś dziwolągiem. Zgadzam się z tem, co wczoraj powiedział p. s. Siciński, że programy szkolne szkół średnich bardziej są dostosowane do rozwoju umysłowego ucznia, niż w szkołach powszechnych. Ze szkół powszechnych zrobiono dziś małe uniwersytety. Nauczyciele uczą więcej, niż sami umieją. Jako dowód przytoczę przykład charakterystyczny. W klasie VII szkoły powszechnej żąda się, ażeby uczyć równania 2 stopnia. Ja mam tę przyjemność, że, jako członek Rady szkolnej powiatowej, mam wstęp do szkół powszechnych, przysłuchuję się wykładom i umyślnie chodzę do szkół powszechnych na wizytację do klas V, VI, VII. Jestem raz w VII klasie i pytam się nauczycielki czy nauczyciela: Proszę Pana, co Pan robi? — Równanie 1 stopnia. — A w planie jest równanie 2 stopnia. Wielkie poruszenie: Ja sam nie uczyłem się tego w seminarjum nauczycielskiem i nie umiem tego. Kończę naukę rachunków w siódmej klasie na równaniach 1 stopnia. Odpowiedziałem: Dobrze, i to za wiele dla nich, im tego do życia nie potrzeba.</u>
<u xml:id="u-2.56" who="#SKaniowski">Otóż mówi się o tem, że szkoły średnie nie dają należytych wyników, że profesorowie szkół akademickich nie są zadowoleni z młodzieży szkół średnich, przytacza się kurjoza, że jakiś uczeń nie umiał podzielić ułamka przez ułamek, jakkolwiek to są rzeczy wyjątkowe i przypadkowe. Mogę stwierdzić z doświadczenia mojego pedagogicznego, że uczeń bardzo zdolny, wiele wiedzący, przy egzaminie nieraz zbaranieje i uczeń, który ma bardzo dobre stopnie z matematyki, spodziewa się Bóg wie jakiego pytania, a tu mu dają takie proste pytanie, jakby tylko dla zabawki: podział ułamka przez ułamek. I z tego potem wyciąga się wnioski ujemne o wartości dzisiejszej szkoły średniej i niesłusznie ocenia się pracę szkoły średniej.</u>
<u xml:id="u-2.57" who="#SKaniowski">Uczniowie w szkołach powszechnych uczą się bardzo dużo, zdaje się, że umieją daleko więcej od uczniów klasy I, II i III szkoły średniej. Tymczasem wyniki egzaminów wstępnych ze szkoły powszechnej do szkoły średniej są zastraszające. Mam statystykę, wziętą z obszaru kuratorjum szkolnego lwowskiego, który obejmuje trzy województwa: lwowskie, stanisławowskie i tarnopolskie, i podam parę cyfr z egzaminów wstępnych. Do klasy II zgłosiło się kandydatów — 213, reprobowano 103, a z tych reprobowanych było 101 zpośród uczniów szkoły powszechnej, to jest 56%. Ilość kandydatów do klasy III-ej wynosiła 214, reprobowanych 130, z tego 119 z pośród uczniów szkoły powszechnej, czyli 68%. Do ki. IV kandydatów 394, reprobowanych 348 z czego ze szkoły powszechnej 281 czyli 83%. A więc na 100 reprobowanych przypada 97% uczniów ze szkoły powszechnej do II klasy, 91% reprobowano ze szkoły powszechnej do III klasy i 95% reprobowanych ze szkoły powszechnej do kl. IV. Niektórzy nie wierzą statystyce, ale jednak na podstawie tej statystyki przedstawia się wynik pracy szkoły powszechnej w stosunku do szkoły średniej.</u>
<u xml:id="u-2.58" who="#komentarz">(Głos: Niema statystyki ze szkoły średniej do wyższej.)</u>
<u xml:id="u-2.59" who="#SKaniowski">Słusznie, możemy powiedzieć, że niema, ale z pewnością będzie i nie boję się tej statystyki.</u>
<u xml:id="u-2.60" who="#SKaniowski">Przechodzę następnie do kwestji dalszego kształcenia młodzieży po zakończeniu nauki szkoły powszechnej. Szkoła powszechna po wsiach przeważnie powinna mieć jako zakończenie naukę dokształcającą dla młodzieży i ta nauka powinna być organizowana dla młodzieży w wieku lat 14 do 18. Nauka dla młodzieży wiejskiej powinna być dostosowana do specjalnych potrzeb wsi. W najbliższej przyszłości należy zorganizować niższe szkoły rolnicze i szkoły gospodarstwa dla dziewcząt. O tem mówiliśmy w komisji podczas dyskusji nad budżetem Ministerstwa Rolnictwa, jako też na plenum Senatu przy budżecie Ministerstwa Rolnictwa, gdzie rozważaliśmy najważniejsze prace w tej dziedzinie. Tak samo powinno się rozpocząć organizację sezonowych kursów zawodowych i ogólnokształcących w miesiącach zimowych.</u>
<u xml:id="u-2.61" who="#SKaniowski">Co do szkół zawodowych, to tylko parę słów powiem. Szkoły zawodowe powinne przyjmować do I-ej klasy młodzież po skończeniu 7-letniej szkoły powszechnej. Szkolnictwo zawodowe, niestety, nie ma u nas należytego zrozumienia i ciągle jest jakby Kopciuszkiem w dziedzinie wychowania publicznego. Państwu naszemu potrzeba bardzo dużo ludzi fachowo wykształconych, abyśmy na polu gospodarczo-ekonomicznem mogli wytrzymać konkurencję z przemożnymi sąsiadami, a zwłaszcza z Niemcami.</u>
<u xml:id="u-2.62" who="#SKaniowski">Witam z zadowoleniem zarządzenie Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego oddania bezpośredniego nadzoru nad szkołami zawodowemi odpowiednim kuratorom, o co upominałem się przed dwoma laty w debatach budżetowych plenum Senatu. Do tego czasu szkoły zawodowe bezpośrednio pod względem nadzoru pedagogicznego i administracyjnego podlegały Ministerstwu Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, co było anomalją. Obecnie stwarza się jakgdyby instancję drugą, a trzecią instancją będzie właśnie Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Budowanie szkolnictwa zawodowego jest ogromnie trudne ze względu na różnolitość tych szkół. Obok niższych szkół zawodowych dla pewnych praktycznych celów powinne być szkoły średnie zawodowe, które powinne ewentualnie przygotowywać młodzież po egzaminie maturalnym do specjalnych Studjów w kierunku zawodowym.</u>
<u xml:id="u-2.63" who="#SKaniowski">Jednym z czynników, które mogą sprawić podniesienie stanu średniego, mieszczańskiego, to oświata młodzieży rzemieślniczej i handlowej. Rzemieślnik-analfabeta zawsze będzie partaczem i nic dziwnego, że musi pozostać w tyle poza nowoczesnemi zdobyczami. Słusznie tedy Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego zwróciło uwagę na szkoły dokształcające w szczególności, a na szkoły zawodowe w ogólności, jako na najważniejszy czynnik na drodze odrodzenia materjalnego. Obecny Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego dr. Dobrucki w jednym wywiadzie oświadczył, co następuje:</u>
<u xml:id="u-2.64" who="#SKaniowski">„Ludzie muszą u nas wcześnie zaczynać się wyrabiać. Trzeba młodzieży, która zyskała już pewien zapas wykształcenia ogólnego, umożliwić przejście na drogę, na której nabędzie wiedzę fachową, zapewniającą samodzielność materjalną. W ten sposób życie dyktuje nam zwiększone troski o szkolnictwo zawodowe”.</u>
<u xml:id="u-2.65" who="#SKaniowski">To szkolnictwo zawodowe, które było dotąd Kopciuszkiem, mam nadzieję rozwinie się w potężną gałąź naszej administracji szkolnej Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Istnieją różne typy szkół średnich. Mianowicie mamy typ humanistyczny, typ klasyczny, typ matematyczno-przyrodniczy, mamy typ staro-klasyczny, typ neo-humanistyczny. Tych typów jest bardzo wiele, ale życie wykazało, że nowo utworzone typy, jak humanistyczny, klasyczny i matematyczno-przyrodniczy nie dały abiturientom ani takiego stopnia rozwoju umysłowego, ani takiej wiedzy, aby można uznać je pod względem dydaktycznym za lepiej zorganizowane od szkół średnich np. b. państw zaborczych. Ten typ, który był skazany na zamarcie, typ humanistyczny okazał się jaknajwięcej żywotny, do niego najwięcej ciągną i według statystyki najwięcej szkół średnich jest humanistycznych. Natomiast typ matematyczno-przyrodniczy, nie znalazł takiego poklasku społeczeństwa i wśród młodzieży i ten typ niema takiego poparcia także w szkołach wyższych, albowiem profesorowie szkół wyższych zastosowują do tego typu dość ostre rygory. Dawne gimnazjum klasyczne, które doznało niewielkich zmian, spełniło swoje zadanie ogólnokształcącej lepiej, niż którykolwiek z nowych typów. Pod względem inteligencji wykazali abiturienci typów, opartych na językowem kształceniu, dość prawidłową formę myślenia. Pod względem wiedzy osiągnęli naogół dość szczegółowe wiadomości, które jednak w ich świadomości nie złożyły się na zwarty całokształt, a więc nie mogły doprowadzić do zużytkowania nabytej wiedzy. Zawiodło więc i materjalne wykształcenie. Główną przyczyną tego stanu rzeczy jest nie dość jednolita i nie dość uzasadniona linja kierunkowa w dydaktycznym ustroju gimnazjum.</u>
<u xml:id="u-2.66" who="#SKaniowski">W ośmioletniem, należycie zorganizowanem gimnazjum, którego wyraźnym celem byłoby przygotowanie do Studjów akademickich, ośrodkiem kształcenia powinien być język polski i język łaciński.</u>
<u xml:id="u-2.67" who="#SKaniowski">Gdybym chciał zanalizować pozycje budżetu Ministerstwa Oświaty, tobym doszedł do ciekawych wyników, a mianowicie, przyszedłbym do tego przekonania, że w dochodach Ministerstwa Oświaty jest najwięcej czynny dział szkolnictwa średniego, ten dział szkolnictwa tak silnie atakowany, albowiem szkolnictwo średnie przynosi Ministerstwu Oświaty 53,56% ogólnej kwoty dochodowej, a w wydatkach natomiast uczestniczy w 10,03% ogólnych wydatków budżetowych. Największą sumą dochodową są taksy za zużycie materiałów szkolnych. Przy tej sposobności zwracam uwagę na wprowadzone taksy szkolne. Taksa za zużycie materjałów — 60 zł., taksa administracyjna — 45, razem — 105 zł. Następnie taksa na cele wychowania fizycznego — 4 zł., razem — 109 zł. rocznie. To są ogromne kwoty. Należałoby coś zrobić. Albo zastosować liczne zwolnienia dla zdolnych bez względu na procent, albo te taksy zmniejszyć, bo uczniowie zdolni, pilni a biedni nie powinni mieć przeszkód w uczęszczaniu do szkoły, co się dzieje, jeżeli się znajdą w tym procencie, który nie może być uwolniony od taksy, albo znieść te taksy, jako sprzeczne z konstytucją.</u>
<u xml:id="u-2.68" who="#SKaniowski">Rozchody (31.907.914 zł — czyli 10,03%) obejmują koszty utrzymania 254 szkół państwowych średnich, 2 seminarjów duchownych prawosławnych (odpowiadających szkole średniej), tudzież Państwowego Instytutu Wychowania Fizycznego w Warszawie. Mają być ponadto dwa gimnazja upaństwowione w Radomiu i Białej Podlaskiej ze względu na wprowadzenie dwóch etatów dyrektorów do budżetu, którym już są objęte wszystkie etaty nauczycielskie.</u>
<u xml:id="u-2.69" who="#SKaniowski">W b. Galicji jest za dużo gimnazjów państwowych, natomiast na terenie województw centralnych i wschodnich jest państwowych szkół średnich za mało — tu przeważa szkolnictwo średnie prywatne. Liczba więc szkół średnich państwowych jest 256. Liczba ta jest bardzo mała w stosunku do liczby szkół prywatnych.</u>
<u xml:id="u-2.70" who="#SKaniowski">W dziale szkolnictwa średniego znikły zupełnie kredyty na metodyczne dokształcanie nauczycieli. W r. 1925 na ten cel było 60.000 zł, w r. 1926 było preliminowane 46.000 zł, a tego roku niema ani jednego złotego.</u>
<u xml:id="u-2.71" who="#komentarz">(Głos: Już się wykształcili.)</u>
<u xml:id="u-2.72" who="#SKaniowski">Natomiast dla nauczycieli szkół powszechnych preliminuje się według 8 załącznika 7 wyższych kursów nauczycielskich, 1 państwowy instytut robót ręcznych, 20 wieczorowych kursów 9-miesięcznych i 140 miesięcznych kursów wakacyjnych, razem 168 instytucji. A w dziale szkolnictwa średniego na ten cel niema nic. Cieszę się, że Komisja Skarbowo-Budżetowa przyjęła moją rezolucję, zgłoszoną do budżetu oświaty. Rezolucja ta, zawarta pod liczbą 7 brzmi: „Senat wzywa Rząd, aby w preliminarzu budżetowym na r. 1928–29 wstawił odpowiednią wydatną sumę na metodyczne dokształcenie nauczycieli szkół średnich”. I z tego miejsca jeszcze raz gorąco apeluję do p. Ministra, żeby ta pozycja znalazła się w budżecie szkolnym, ze względu na konieczność metodycznego dokształcania nauczycieli szkół średnich. Nie zazdroszczę nauczycielom szkół powszechnych, że mają tę pozycje budżetową, że dla nich są uruchomione kursa. Zupełnie słusznie tak jest. Ale jeżeli się o nauczycielach szkół powszechnych pamięta, to chcemy, żeby Ministerstwo nie było macochą dla nauczycieli szkół średnich i także odpowiednią kwotą przyczyniło się do wykształcenia metodycznego nauczycieli szkół średnich.</u>
<u xml:id="u-2.73" who="#SKaniowski">Przy tej sposobności podkreślam fakt następujący. W czasach polskich nie udziela się urlopów ani półrocznych, ani rocznych nauczycielom, nie posiadającym kwalifikacji, dla przygotowania się do egzaminu, nie daje się im zniżek naukowych na ten cel, nie przenosi się do miast uniwersyteckich, nie urządza się żadnych kursów. To są wielkie bolączki nauczycieli szkół średnich i dlatego z tego miejsca pozwolę sobie apelować, ażeby pod tym względem nastąpiło wydatne poparcie tych dążeń nauczycielstwa.</u>
<u xml:id="u-2.74" who="#komentarz">(S. Adelman: Kto to będzie płacił?)</u>
<u xml:id="u-2.75" who="#SKaniowski">To jest kwestja budżetowa i w budżecie powinna być uwzględniona.</u>
<u xml:id="u-2.76" who="#SKaniowski">W budżecie znajduje się pozycja na Państwowy Instytut Wychowania Fizycznego w Warszawie. Dotychczas nie ukazało się żadne rozporządzenie w sprawie utworzenia tego instytutu. Niemniej ten instytut istnieje, a choć niema prawnej podstawy, ma prawo odbywania egzaminów i wydawania świadectw na podstawie rozporządzenia Ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego z dn. 7/10 1924 r. Ciekawe jest, dlaczego instytut ten, mający kształcić nauczycieli szkół średnich i seminarjów nauczycielskich, a więc nauczycieli, od których wymaga się cenzusu uniwersyteckiego, został postawiony na równi ze szkołami średniemi, gdy tymczasem podobny instytut w Poznaniu istnieje przy uniwersytecie i na czele tego instytutu stoi prof. uniwersytetu dr. Eugenjusz Piasecki. Istniejący w Warszawie Instytut Wychowania Fizycznego powinien być zakładem uniwersyteckim.</u>
<u xml:id="u-2.77" who="#komentarz">(S. Godlewski: Tak jest.)</u>
<u xml:id="u-2.78" who="#SKaniowski">I dlatego chciałbym prosić, żeby p. Minister tę sprawę zbadał i nadał odpowiedni ustrój prawny temu instytutowi.</u>
<u xml:id="u-2.79" who="#SKaniowski">Do tych braków, o których już wspomniałem, to znaczy do zniknięcia kredytu na wykształcenie metodyczne nauczycieli szkół średnich, doliczyć muszę jeszcze następujące braki: zupełny brak kredytu na remont, w szkolnictwie średniem niema żadnych kredytów na budowę gimnazjów. Stan budynków w b. dzielnicy austrjackiej jest najgorszy; płacenie czynszu za wynajem niehigienicznych lokali na cele szkolne powinno ustać.</u>
<u xml:id="u-2.80" who="#SKaniowski">Powiem słów parę o sprawie, o której mówiłem przy dyskusji budżetowej w komisji skarbowo-budżetowej. Kiedy przypatrzymy się załącznikowi 11, to zahaczymy, że sekretarze szkół średnich fungują w różnych kuratorjach z wyjątkiem kuratorjum krakowskiego, lwowskiego, poznańskiego i pomorskiego. W tych czterech kuratorjach niema sekretarzy dyrekcji gimnazjów. Nie wiem, czy inne są zarządzenia i inne prace dyrekcyjne na terenach tych czterech kuratoriów. Są inne prace we wszystkich innych kuratorjach, ale to razi, że my w tych czterech kuratorjach nie mamy sekretarzy gimnazjalnych.</u>
<u xml:id="u-2.81" who="#komentarz">(Głos: Nigdy nie było i było dobrze.)</u>
<u xml:id="u-2.82" who="#SKaniowski">Ale są gdzieindziej, więc należy wszędzie zaprowadzić, albo wszędzie znieść, chodzi mi o jednolite unormowanie stosunków szkolnych. To samo można podnieść w stosunku do dentystów i lekarzy szkolnych. Dentyści i lekarze szkolni są tylko w niektórych zakładach. Jeżeli są potrzebni, to niech będą wszędzie, a jeżeli są nie potrzebni, to należy ich wogóle z budżetu wykreślić.</u>
<u xml:id="u-2.83" who="#komentarz">(S. Kłuszyńska: Są potrzebni.)</u>
<u xml:id="u-2.84" who="#SKaniowski">I ja sądzę, że są potrzebni.</u>
<u xml:id="u-2.85" who="#SKaniowski">W ostatnim tygodniu wpłynęła na porządek dzienny sprawa liceum krzemienieckiego. Była delegacja u p. Ministra w sprawie liceum krzemienieckiego, w związku z kursującą wersją, że w Ministerstwie Oświaty prowadzona jest dyskusja, ażeby oddać szkoły, wchodzące w skład liceum krzemienieckiego pod nadzór kuratorjum wołyńskiego, a dobra pod nadzór Ministerstwa Rolnictwa.</u>
<u xml:id="u-2.86" who="#komentarz">(Głos: Słusznie.)</u>
<u xml:id="u-2.87" who="#SKaniowski">Byłoby to przekreśleniem naszych tradycji liceum krzemienieckiego. Pod tym względem miałbym bardzo wiele zastrzeżeń, czy to jest rzeczą słuszną, czy nie.</u>
<u xml:id="u-2.88" who="#SKaniowski">Co do szkół wyższych, zaznaczam, że uczniów w szkołach wyższych jest bardzo dużo: było zapisanych 36.590 na r. 1925/26. Czy w tych warunkach może odbywać się normalna praca uniwersytecka, to pozwolę sobie zakwestjonować i może to jest główna przyczyną, że uczniowie nie mogą podołać pracy uniwersyteckiej, a przedewszystkiem nie mogą korzystać z laboratorjów i urządzeń, potrzebnych w studjach uniwersyteckich. Zresztą trudności materjalne nie pozwalają korzystać niezamożnej młodzieży, pochodzącej zdala od środowisk miast uniwersyteckich, ze Studjów akademickich. Brak odpowiedniej ilości domów akademickich i brak stypendjów odsuwa młodzież, rokującą piękne nadzieje, od ław uniwersyteckich. I tu jest przyczyna, że głównie element miejski miast uniwersyteckich, a zwłaszcza młodzież żydowska, ma łatwiejszy dostęp do korzystania ze skarbnicy wyższych uczelni. Biedna młodzież wiejska kończy niestety studja w bardzo drobnym odsetku. Przy budżecie Ministerstwa Oświaty szkolnictwa wyższego pozwoliłbym sobie postawić następujący wniosek budżetowy: W wydatkach wstawić nowy ustęp: Dział 7 paragraf 7 — „500.000 zł” na dalszą budowę klinik ginekologicznych w Krakowie.</u>
<u xml:id="u-2.89" who="#SKaniowski">Jednym z wielkich braków organizacji szkolnictwa jest sprawa budownictwa. Brak dla szkół wyższych 3.600.000 m3 dla szkół średnich 955.000 m3, dla seminarjów nauczycielskich 3.500.000 m3, dla szkół zawodowych 1.352.000 m3, a największy jest brak dla szkół powszechnych, bo tu potrzeba drugiej połowy budowli. Pod tym względem jest u nas bardzo źle. W budżecie Ministerstwa Wyznań Religijnych jest bardzo skromna pozycja budżetowa na te cele. Pozwalam więc sobie postawić jeszcze minimalny wniosek budżetowy specjalnie w sprawie budowy szkół powszechnych. I zdaje mi się, że p. senator Stanisław Nowak będzie bardzo zadowolony z mojego poparcia.</u>
<u xml:id="u-2.90" who="#komentarz">(Głos: Bardzo.)</u>
<u xml:id="u-2.91" who="#SKaniowski">Mianowicie: W dziale 4 w paragrafie 12 (budowa szkół powszechnych) zamiast 2.000.000 zł., ma być 3.000.000 zł. Drugi wniosek. W wydatkach nadzwyczajnych, w dziale 1 w paragrafie 9 (budowla) zamiast 4.000.000 zł., ma być 5.000.000 zł. A teraz pokrycie tego wydatku: W części 15 Ministerstwo Pracy i Opieki Społecznej w dziale 5 w paragrafie 22 (dopłaty do zabezpieczenia na wypadek bezrobocia oraz pomoc dla bezrobotnych) zamiast 34.000.000 zł. ma być 32.000.000 zł. Niech lepiej te pieniądze idą na budowę szkół, aniżeli dla bezrobotnych, zwłaszcza, że leży to w interesie samych bezrobotnych, gdyż w razie udzielenia samorządom zasiłku na budowę szkół powszechnych, będą te szkoły budowane kosztem samorządów, a więc znacznie większa kwota będzie przebudowana i pójdzie do kieszeni pracowników, pracujących przy budowie, aniżeli zasiłek, udzielany na budowę — a nadto przez to pomoże się podniesieniu wytwórczości przemysłowej.</u>
<u xml:id="u-2.92" who="#SKaniowski">Co do szkolnictwa prywatnego, to prosiłbym Ministerstwo Oświaty o załatwienie kilku spraw, a mianowicie: 1) o ustawowe uregulowanie stosunku władz oświatowych do szkolnictwa prywatnego, 2) o opiekę materialną władz nad szkolnictwem prywatnem, 3) o prawa nauczycielstwa szkół średnich prywatnych i 4) o kwalifikowanie szkół średnich prywatnych.</u>
<u xml:id="u-2.93" who="#SKaniowski">W tym tygodniu deputacja Zarządu Głównego Towarzystwa nauczycieli szkół wyższych złożyła p. Ministrowi Dobruckiemu memorjał szczegółowy w sprawach szkolnictwa prywatnego. P. Minister przyrzekł rozpatrzeć ten materjał. Chciałbym tylko jedną rzecz podkreślić, jako najciekawszą i najważniejszą, chodzi o ocenę praw dla szkół prywatnych. Tych ocen dla szkół prywatnych jest za wiele. Mamy zróżniczkowanie szkół z prawami; podzielono je na 5 grup, a mianowicie: 1) szkoły, posiadające pełne prawa, aż do odwołania, 2) szkoły z prawami niepełnemi na jeden rok, 3) szkoły z niepełnemi prawami szkół państwowych na dwa lata, 4) szkoły z pełnemi prawami na jeden rok, 5) szkoły z pełnemi prawami z zastrzeżeniami. To jest za wielka mieszanina. Dałoby się pod tym względem przeprowadzić lepszy podział i zmniejszyć ilość kwalifikacyj. Wystarczyłoby dać uprawnienia zgóry na jeden rok, z pewnem zastrzeżeniem, albo jeżeli pewien zakład odpowiada swemu zadaniu wychowawczemu i naukowemu, to możnaby temu zakładowi udzielić praw publiczności zgóry na kilka lat. Ogłoszono w ostatnim dzienniku urzędowym Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego nr. 3 z dnia 20 lutego 1927 r. rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 28 stycznia 1927 r. w sprawie wychowania fizycznego. O tem rozporządzeniu mówił wczoraj wyczerpująco p. s. Siciński i do jego poglądów zupełnie się przyłączam. Jak z tego rozporządzenia wynika, kompetencja Rady jest bardzo ograniczona, pozbawiona jest bowiem całkowicie inicjatywy i staje się organem opiniodawczym o wnioskach państwowego urzędu wychowania i przysposobienia wojskowego. Sprawy wychowania fizycznego były dotychczas uzależnione głównie od Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, czego dowodem było to, że przewodniczącym dotychczasowej Rady naczelnej wychowania fizycznego był Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego — odtąd sprawa wychowania fizycznego została uzależniona od Ministerstwa Spraw Wojskowych. Czy ta nowa organizacja okaże się sprawniejszą i bardziej życiową okaże przyszłość, ale ja pozwolę sobie wątpić. Nie chciałbym jednak, aby do szkoły wprowadzać drugi czynnik, najlepiej, żeby szkoła była odpowiedzialna wobec jednego ministra.</u>
<u xml:id="u-2.94" who="#komentarz">(Głos: Słusznie.)</u>
<u xml:id="u-2.95" who="#SKaniowski">Z radością witam oświadczenie p. Ministra, że zadaniem administracji szkolnej jest popieranie rozwoju szkolnictwa w Polsce, a nie utrudnianie go przez bezmyślną biurokrację. Wizytacje szkolne winne mieć charakter fachowy, życzliwej ekspertyzy, a nie policyjnego śledztwa. Celem jest nie krytyka stosunków szkolnych, nie dokuczliwe przeszkadzanie w pracy pedagogicznej, lecz istotna naprawa systemu oświatowego, dzięki której chcemy uzyskać obywateli światłych, a zarazem przygotowanych do twardej walki o byt. Te właśnie wizytacje szkolne dla szkół prywatnych były ciężarem. Było tak, że wizytator przychodził do szkoły, nie wyjawiał swego zdania, nic nie mówił dyrektorowi, a potem przychodziło orzeczenie kwalifikujące zakład. O ile wiem, p. Minister zarządził, ażeby ujawniano ocenę wizytatora, aby szkoła wiedziała dokładnie, jakie ma braki ewentualnie, jakie ma zalety.</u>
<u xml:id="u-2.96" who="#komentarz">(Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego Dobrucki: Tak jest.)</u>
<u xml:id="u-2.97" who="#SKaniowski">Nasz ustrój szkolny charakteryzuje tymczasowość. Ministerstwo jest oparte na ustawie o tymczasowym ustroju władz szkolnych z dnia 4 Iipca 1920 r. Od 1920 r. siódmy rok już idzie i ten tymczasowy ustrój dalej trwa. Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego przez tyle lat nie miało czasu postarać się o wniesienie projektu ustawy o stałym ustroju władz szkolnych, — mówię o ustroju władz szkolnych, — ale co więcej jest charakterystycznem, że nawet tej ustawy o tymczasowym ustroju władz szkolnych w zupełności nie wykonano, mimo że ta ustawa jest króciutka, bo zawiera tylko 10 artykułów.</u>
<u xml:id="u-2.98" who="#SKaniowski">Nie wprowadzono jeszcze wszędzie w życie rad szkolnych okręgowych. Istnieją rady szkolne okręgowe, jako ciała doradcze, tylko przy kuratorjach: pomorskiem, poznańskiem i łódzkiem, a inne kuratoria tych rad szkolnych okręgowych dotychczas nie mają. Funkcjonowanie rad szkolnych powiatowych oraz miejscowych jest wadliwe. Należałoby dążyć albo do znowelizowania ustawy z 4 czerwca 1920 r., albo wnieść projekt nowej ustawy o definitywnym ustroju władz szkolnych. W naszem szkolnictwie brak jest zasadniczych ustaw ustrojowych, jak ustawy o ustroju szkolnym, o co walczymy. Ustawa ta została wniesiona przez b. Ministra Oświaty Grabskiego, potem wycofana. Była prawie na ukończeniu ustawa o szkolnictwie dokształcającym zawodowem, w zastosowaniu do uczniów, zatrudnionych w handlu, przemyśle i rzemiośle — ta także mimo, że znajdowała się już w trzeciem czytaniu w komisji Sejmu, została wycofana, a o ustawie nowej nic nie słyszymy, mimo że ustawodawstwo szkolne wyjęte zostało z pełnomocnictw dla Rządu. Ustawodawstwo nasze w Ministerstwie Oświaty mocno szwankuje.</u>
<u xml:id="u-2.99" who="#SKaniowski">Chciałbym na końcu wnieść jedną rezolucję w związku z wczorajszem mojem przemówieniem do Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Nie będę jej uzasadniał, tylko odczytam: „Senat wzywa Rząd do jaknajrychlejszego uregulowania ustawodawstwa szkolnego w województwie Śląskiem przez przedłożenie odpowiednich projektów ustaw Sejmowi śląskiemu oraz zasadniczego uzgodnienia autonomicznego statutu śląskiego z Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej”.</u>
<u xml:id="u-2.100" who="#SKaniowski">Prosiłbym, aby Ministerstwo w najbliższym czasie przeprowadziło ujednostajnienie ustawodawstwa szkolnego całej Rzeczypospolitej Polskiej, co doprowadzi do unifikacji duchowej całego Państwa.</u>
<u xml:id="u-2.101" who="#SKaniowski">Domagam się koniecznie noweli do ustawy prasowej w tym duchu, aby uniemożliwić bezkarne szerzenie wśród młodzieży demoralizacji przez prasę oraz zohydzanie nauczycielstwa w oczach młodego społeczeństwa.</u>
<u xml:id="u-2.102" who="#SKaniowski">Prosimy o powołanie do życia Rady naczelnej wychowania narodowego przy Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego i zorganizowanie rad szkolnych okręgowych przy kuratorjach, o czem przed chwilą mówiłem.</u>
<u xml:id="u-2.103" who="#SKaniowski">A teraz parę słów odpowiedzi mniejszościom narodowym, a zwłaszcza panom Ukraińcom. Najpierw parę słów odpowiedzi na wczorajsze przemówienie p. s. Rubinsteina, który mówił o ekscesach antyżydowskich w uniwersytecie wileńskim w prosektorium. Nie pochwalam tych ekscesów, ale muszę stwierdzić, że trudno żądać od nas Polaków, żebyśmy oddawali trupy polskiej ludności choćby żebraków i bezdomnych dla badań i nauki młodzieży żydowskiej. Jeżeli ona chce się uczyć i kształcić, to niech sama sobie dostarcza materjału naukowego z trupów żydowskich.</u>
<u xml:id="u-2.104" who="#SKaniowski">Pan s. Pasternak powiedział w swojem przemówieniu: „My szkół swoich nie mamy, na urzędy nas nie przyjmują, uważa się nas za obywateli II klasy”. Co do tego miałbym bardzo szeroką odpowiedź, ale ze względu na brak czasu ograniczę się do kilku momentów:</u>
<u xml:id="u-2.105" who="#SKaniowski">1) Szkoły ruskie są, a nawet wedle statystyki, szkół ruskich we wschodniej Galicji jest więcej, niż polskich. Około 50.000 dzieci polskich chodzi do szkół ruskich.</u>
<u xml:id="u-2.106" who="#SKaniowski">2) Za czasów austrjackich w b. Galicji nie było ani jednego seminarjum nauczycielskiego ruskiego, obecnie takie ruskie seminarja istnieją. 3) Nauczycieli i urzędników ruskiej narodowości widzimy w instytucjach państwowych, nawet wizytatorów mamy z pośród ruskiej ludności. 4) Chłop ruski niezbałamucony chce, by jego dziecko uczyło się języka polskiego, jako języka państwowego, bo w tem widzi korzyść dla siebie.</u>
<u xml:id="u-2.107" who="#SKaniowski">Zresztą pozwolę sobie powołać się na bardzo cenną książkę, napisaną w grudniu 1922 r. przez Stanisława Sobińskiego, kuratora lwowskiego, pod tytułem: „W obronie prawdy”. Kurator Sobiński, na kłamliwe artykuły „Diła” i innej prasy ruskiej odpowiada szczegółowo i wyjaśnia bezpodstawność zarzutów prasy ruskiej. Pisze on: „W ubiegłych kilku miesiącach pojawiały się w pewnym odłamie prasy ruskiej artykuły alarmujące, których celem, wyraźnie określonym przez redakcję, miało być napiętnowanie przed całym światem cywilizowanym hańby rzekomego niszczenia szkolnictwa ruskiego przez państwowe władze szkolne polskie na obszarze Małopolski wschodniej”.</u>
<u xml:id="u-2.108" who="#SKaniowski">W innem miejscu czytamy: „Diło” za jednym zamachem pragnie osiągnąć dwa cele: zniesławić Polskę przed zagranicą, pod pręgierz stawiając polski „złoczyn wobec majestatu kultury”, a w kraju rozpalić nienawiść wśród narodu ukraińskiego do „prześladowców”. W innem miejscu kurator Sobiński mówi:</u>
<u xml:id="u-2.109" who="#SKaniowski">„A zatem do liczby skłamanej, wysnutej z porównywania różnogatunkowych obliczeń i niewspółmiernych, z pogwałceniem elementarnych zasad uczciwości w operowaniu faktami statystycznemi, dodano wprost niesłychane w swej dowolności wyjaśnienie przyczyn rzekomej zagłady około 700 szkół.</u>
<u xml:id="u-2.110" who="#SKaniowski">Bez żadnej podstawy, bez próby oparcia przypuszczenia o jakieś dane faktyczne, sfingowano naprędce przemianę prawie siedmiu setek szkół ruskich na polskie”.</u>
<u xml:id="u-2.111" who="#SKaniowski">W innem miejscu czytamy: „Diło” skłamało o tyle i tyle szkół” i t. d.</u>
<u xml:id="u-2.112" who="#SKaniowski">A na końcu tej książki czytamy:</u>
<u xml:id="u-2.113" who="#SKaniowski">„W każdym razie faktem niewątpliwym, oczywistym dla każdego, kto umie patrzeć objektywnie, jest bezprzykładna wprost egzaltacja i przewrotność oskarżycieli w spotwarzaniu państwowych władz szkolnych i społeczeństwa polskiego. Wymowa cyfr jest niezbita. Trzeba jednak czytać je uczciwie oczyma niezaślepionemi obłędną nienawiścią”.</u>
<u xml:id="u-2.114" who="#SKaniowski">Panowie Ukraińcy z takich pism, jak „Diło”, lub jemu podobne, bierzecie sfabrykowany materjał oskarżeniowy przeciw Polsce, choć wiecie, że to są oczywiste kłamstwa, jak mówi Sobiński, „na piasku pisane”, — co zresztą udowodnił wam ś. p. kurator Sobiński w sposób publiczny, opierając się na wiarygodnej urzędowej statystyce. I stąd powstała wściekłość wasza przeciw Sobińskiemu.</u>
<u xml:id="u-2.115" who="#SKaniowski">Otóż panowie uprawiacie teror, ten teror ukraiński w dalszym ciągu trwa. Padł ofiarą tego teroru kurator Sobiński we Lwowie, jako stróż prawa i wykonawca ustaw, padł ten wysoki urzędnik Państwa Polskiego, dla którego dewizą były trzy rzeczy: poszanowanie ustaw, lojalność wobec władz przełożonych i spokój własnego sumienia. Padł kurator Sobiński we Lwowie, w obronie polskości, w obronie myśli państwowej, w obronie Państwa Polskiego. Padł, dlaczego? Bo tamci nie chcą porozumienia polsko-ukraińskiego, bo strzelając w niego, godzą w porozumienie, rozbijają je. Padł, bo ta śmierć przyda się im do szkalowania Polski i tu i zagranicą.</u>
<u xml:id="u-2.116" who="#SKaniowski">Teraz przyjechał do Lwowa nowy Kurator i jeszcze nie zdążył się rozpakować, a już — jak mamy wieści — otrzymał dekret śmierci.</u>
<u xml:id="u-2.117" who="#SKaniowski">My chcemy spokoju i zgodnej współpracy, jako równi z równymi, ale najpierw musimy zobaczyć u Panów chęć lojalnej działalności względem naszego Państwa, chcemy się przekonać, że chcecie być lojalnymi obywatelami Polski. Gdy się to uwidoczni, to bądźcie Panowie przekonani, że znajdziecie w nas prawdziwych braci, że wtedy praca około urządzenia Państwa potoczy się raźniej i szybciej i wtedy zapanuje spokój, tak bardzo pożądany dla ugruntowania siły mocarstwowej Polski.</u>
<u xml:id="u-2.118" who="#komentarz">(Oklaski)</u>
</div>
<div xml:id="div-3">
<u xml:id="u-3.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Kalinowski.</u>
</div>
<div xml:id="div-4">
<u xml:id="u-4.0" who="#SKalinowski">Wysoki Senacie! W dniu wczorajszym mówiono z tej trybuny i może nawet za wiele o grożącem nam niebezpieczeństwie z zewnątrz. Słyszy się także często obawy przed t. zw. wrogiem wewnętrznym, a jeżeli chodzi o zwalczanie tego rzekomego wroga wewnętrznego, Rząd chwyta się środków nadzwyczajnych, nie oglądając się nawet na Konstytucję. Istnieje wszakże jeden wróg wewnętrzny państwowości polskiej, wróg potężny, dotychczas nie zwalczony, a niestety w należyty sposób jeszcze nie zwalczany. Wrogiem tym jest ciemnota ludu i niski stan kulturalny i gospodarczy szerokich mas. Nie może być dobrym patrjotą ten, kto jest niezadowolony ze swego istnienia; nie może być dobrym patrjotą ten, kto nie posiada świadomości swojego obywatelstwa i kto nie rozumie i nie odczuwa wiążących się z tem obywatelstwem praw i obowiązków.</u>
<u xml:id="u-4.1" who="#SKalinowski">Istnienia państwowego nie można oprzeć na sile wyłącznie zbrojnej, na najlepiej nawet zorganizowanej armji. Istnienie państwa musi się opierać na głębokiem poczuciu państwowości ogółu obywateli, a tego nie można osiągnąć bez odpowiedniego podniesienia ogólnego stanu kulturalnego.</u>
<u xml:id="u-4.2" who="#SKalinowski">Przy omawianiu spraw gospodarczych, które wysunęły się tutaj na czoło, jako najbardziej dziś aktualne, słusznie podkreślano znaczenie rynku wewnętrznego, ale jeżeli chodzi o środki zaradcze, któreby miały ożywić ten rynek, wymieniano wyłącznie środki natury materjalnej, a więc zwalczanie bezrobocia, a więc danie warsztatu pracy tym, którzy warsztatu tego nie posiadają, a przedewszystkiem przeprowadzenie reformy rolnej i wogóle podniesienie dobrobytu. Przy tej sposobności wskazywano na związek, jaki zachodzi pomiędzy działalnością Ministerstwa Przemysłu i Handlu, Ministerstwa Rolnictwa, Ministerstwa Reform Rolnych, Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej, Ministerstwa Komunikacji, ale nie zwrócono uwagi, przynajmniej nie wymieniono tego, jakkolwiek wątpię, by ktokolwiek tego nie rozumiał, że przedewszystkiem zachodzi tu bardzo ścisły związek z działalnością Ministerstwa Oświaty. Wszakże podniesienie stanu kulturalnego, stanu intelektualnego, już choćby samo zwalczanie w społeczeństwie analfabetyzmu, stwarza nowe potrzeby, których zaspokojenie staje się koniecznością, a przecież to ma pierwszorzędne znaczenie dla rynku wewnętrznego. Należyty rozwój szkolnictwa na wszystkich poziomach i to nietylko zawodowego, ale i ogólno-kształcącego, popieranie rodzimej twórczości naukowej oraz związanych z tą twórczością wynalazków i udoskonaleń, to jest tylko gromadzenie kapitału duchowego, ale to jest jednoczesne przysparzanie państwu nowych sił twórczych, a zarazem nowych konsumentów o coraz to rosnących potrzebach. Dlatego śmiem twierdzić, że nigdzie indziej, tylko w Ministerstwie Oświaty leży klucz rozwiązania zagadnień wytwórczości i konsumcji, a także obronności kraju i nie inne Ministerstwo, ale Ministerstwo Oświaty prowadzi nas na drogę, na której końcu widzimy potęgę Państwa w najszerszem i najlepszem tego słowa znaczeniu.</u>
<u xml:id="u-4.3" who="#SKalinowski">Kiedy po przewrocie majowym nastał nowy Rząd, pomiędzy nadziejami, obudzonemi w części społeczeństwa i w części przedstawicielstwa parlamentarnego — nadziejami dziś więcej, lub mniej zawiedzionemi — była także nadzieja, że wreszcie nastanie nowa era dla oświaty. Myśleliśmy, że ten Kopciuszek, jakim było dotychczas Ministerstwo Oświaty, Kopciuszek, który wprawdzie był przez wszystkich głaskany po głowie, ale który nie był dopuszczany do głosu, nareszcie ten głos zabierze i stanie się potężnym czynnikiem rozwoju Państwa, prowadzącym Państwo na nowe tory. Jak dotychczas, i ta nadzieja jeszcze nas zawodzi. Cały ten okres 10-miesięczny istnienia nowych rządów w dziedzinie Ministerstwa Oświaty był po kolei próbą sił 4 z rzędu ministrów — oczywiście o obecnym ministrze nie mówię, nie miał on bowiem jeszcze czasu, przypuszczam, opanować tego ministerstwa, a jest to bardzo wielka praca. To też bilans, który z tego wypada po ukończonych 10 miesiącach jest nad wyraz nie bogaty.</u>
<u xml:id="u-4.4" who="#SKalinowski">Nie sądzę, żeby warto tu było mówić o szeregu drobnych okólników, które z konieczności były wydane w związku z wymaganiami dnia; nie sądzę, żeby warto się było zatrzymywać tu nad taką ustawą, która w pewnej części koryguje te krzywdy, które wyrządziła ustawa sanacyjna. Dwa są tylko czyny poważniejsze, któremi się może pochwalić Rząd dotychczasowy w dziedzinie oświaty, dwa czyny takie, o których istotnie warto mówić, jako o znamiennych w pewnej mierze i mających znaczenie dla Państwa. Otóż takiemi czynami są: okólnik b. Ministra Bartla o praktykach religijnych i właśnie ten budżet, który w tej chwili omawiamy.</u>
<u xml:id="u-4.5" who="#SKalinowski">Proszę Państwa, wczoraj tutaj była wypowiedziana obrona tego okólnika przez p. sen. Szebekównę. a p. sen Thullie w swoim referacie pisanym i wygłoszonym również w obronie tego okólnika wystąpił. Z tego powodu uważam za konieczne parę słów mu poświęcić.</u>
<u xml:id="u-4.6" who="#SKalinowski">Okólnik ten zaczyna się od przytoczenia Konstytucji i Konkordatu, jako punktu jego wyjścia. Otóż proszę Państwa, przecież w Konstytucji zastrzeżona jest tylko nauka religji we wszystkich szkołach, utrzymywanych całkowicie lub częściowo przez rząd lub samorządy. Konkordat, przeciw przyjęciu którego tutaj walczyliśmy, ale nie zdołaliśmy swoich poglądów przeprowadzić, rozszerzył znacznie prawa duchowieństwa w dziedzinie szkolnictwa, mianowicie zastrzegł wprowadzenie nauki religji, jako przedmiotu obowiązującego do wszystkich szkół (oczywiście z wyjątkiem wyższych, jakkolwiek i tam pewne zastrzeżenia zostały zrobione). Okólnik zaś p. Ministra Bartla dotyka rzeczy takiej, o której ani Konstytucja, ani Konkordat nic nie mówiły. Mianowicie dotyka sprecyzowania tego ustosunkowania, jakie zachodzi pomiędzy nauką religji a praktykami religijnemi. I właśnie rzecz znamienna, że sprecyzowanie tych wszelkich praktyk wychodzi z pod pióra Ministra Bartla, należącego do grupy, która się uważa za najbardziej uprawioną do posługiwania się nazwą „demokratycznej”.</u>
<u xml:id="u-4.7" who="#komentarz">(S. Stecki: A cóż to ma jedno do drugiego?)</u>
<u xml:id="u-4.8" who="#SKalinowski">Proszę Panów, w tym okólniku wyszczególnione jest z matematyczną ścisłością, jak przystało na fachowca, co powinno być wykonywane w szkole w dziedzinie praktyk religijnych. Zawarte jest to w § 7, gdzie między innemi figuruje i obowiązkowa 3 razy do roku spowiedź i Komunja Święta.</u>
<u xml:id="u-4.9" who="#SKalinowski">Następnie ten okólnik w § 6 zastrzega się przeciw jakiejkolwiek ingerencji do nauki religji czynników świeckich, — właściwie nie jakiejkolwiek, gdyż w pewnej mierze ta ingerencja jest, jednakże jest ona bardzo ograniczona, skoro np. kierownik szkoły powszechnej może być obecny na nauce religji, prowadzonej przez duchownego, bez prawa czynienia jakichkolwiek uwag.</u>
<u xml:id="u-4.10" who="#SKalinowski">Natomiast w art. 8 jest powiedziane, że księża prefekci z konieczności są członkami wszystkich zgromadzeń, które traktują o sprawach szkolnych, oczywiście z prawem głosu. Czyli wytwarza się ogromna nierównomierność między prawami nauczycieli innych przedmiotów, a prawami nauczycieli religji.</u>
<u xml:id="u-4.11" who="#SKalinowski">Gdyby tu, proszę Panów, można było jeszcze powiedzieć w obronie takiego postanowienia Rządu, że ci księża prefekci są ludźmi wyjątkowo powołanymi do sądzenia o sprawach pedagogicznych, że to są ludzie wyjątkowo tolerancyjni, ludzie, którzy właśnie są najbardziej powołani do prowadzenia tej młodzieży! Ale szereg faktów, których tutaj przytaczać nie będę, (takie fakty, bardzo drastyczne, niedawno z tej trybuny przytaczał sen. Kopciński), świadczą, że tak jednak nie jest, że, jeżeli bywają księża katecheci, którzy stoją na wysokości zadania, to jednak bardzo dużo jest takich, którzy na wysokości zadania nie stoją, a więc ten przywilej im się nie należy. Nie mogę też powstrzymać się od przypomnienia paru słów, które padły onegdaj z tej trybuny. Należy sądzić, że zarówno Senat jak i Sejm ma w swoim składzie elitę duchowieństwa, a jednak ks. sen. Żebrowski, mówiąc o samobójstwach, potępił nauczycielstwo i władze szkolne za to, że brały udział w pogrzebie pewnego samobójcy, potępił za to, że ci ludzie poprostu po ludzku potraktowali tego samobójcę i jego rodzinę. Czyż taki nieprzejednany stosunek do tego ucznia odpowiadał człowiekowi, mającemu istotnie poczucie pedagogiczne?</u>
<u xml:id="u-4.12" who="#SKalinowski">P. sen. Szebeko zaś powiedziała, że usiłujemy naśladować kogoś, ale nie dobrze wybieramy tego, kogo mianowicie należy naśladować. P. sen. Szebeko powiedziała: dlaczego w takim razie nie mamy naśladować 5 członków Akademji Francuskiej, którzy podpisali żądanie wprowadzenia religji do szkół francuskich, albo tego, co się dzieje w Szwecji, gdzie w szkołach podobno codziennie przeznaczona jest godzina na nauczanie religji? Mnie się zdaje, że tu nie chodzi o to, abyśmy mieli tych czy innych naśladować, ale żebyśmy robili to, co nam lepiej trafia do przekonania. Jestem pewien, że jeżeli Pani mówi takie rzeczy, to nie dlatego, że chodzi Pani o naśladowanie Francuzów czy Szwedów, ale dlatego, że Pani czyni tem zadość swojemu głębokiemu przekonaniu. A jeżeli chodzi o naśladownictwo, to mógłbym zapytać, jakie dowody dała Pani na to, że tych pięciu akademików ma większą rację, niż cała Francja, która dotychczas nie chce nauki religji w szkołach?</u>
<u xml:id="u-4.13" who="#SKalinowski">Jeszcze gorzej rzecz się przedstawia, jeżeli weźmiemy argumenty, które Pani przytoczyła w obronie spowiedzi trzykrotnej w ciągu roku. Pani powiedziała co następuje. Powiadają, że to może wprowadzić fałsz i obłudę do stosunków szkolnych. Z tonu, jakim te słowa były wypowiedziane, wynika, że Pani nie podziela tego zdania, jednak Pani nie zaprzeczyła, nie przytoczyła Pani faktów, które mogłyby sprostować to zdanie. A istotnie fałsz i obłuda być muszą. Co więcej, ta rzecz może prowadzić do bardzo poważnych tragedyj, mających znaczenie dla takiej młodzieży na całe życie. Można sobie wyobrazić, że przychodzi do szkoły dziecko z rodziny, gdzie panuje tolerancja albo obojętność religijna, bo ostatecznie tacy ludzie są. Prawda, że według prawa oni nie należą do żadnej kategorji obywateli, ponieważ każdy musi należeć do jakiegoś związku religijnego, a my nie mamy związku wolnomyślnych albo bezwyznaniowych.</u>
<u xml:id="u-4.14" who="#komentarz">(Głos: Owszem, są)</u>
<u xml:id="u-4.15" who="#SKalinowski">Urzędowo tego nie mamy. Ale nie mówmy o rodzicach, mówmy o dzieciach. Dziecko ma prawo do szkoły i przychodzi z pewnem wpojonem sobie usposobieniem do pewnych rzeczy i praktyk, które, nawiasem mówiąc, są zgoła czemś innem, aniżeli nauka religji. Jeżeli dziecko staje wobec dylematu, to musi mieć przed sobą tylko dwie drogi: albo konsekwentnie trzymać się tych przekonań, które przyniosło, a w takim razie narazić się na usunięcie ze szkoły, — wszak w okólniku powiedziane jest, że te praktyki są obowiązujące, a jeżeli nawet było sprostowanie, że do tego okólnika były podobno dołączone jeszcze jakieś przepisy dodatkowe, to ja wogóle bym zakwestionował tego rodzaju postępowanie, bo wtedy niewiadomo, co czytać w okólniku, czy to, co napisane, czy to, co jest między wierszami, albo może w jakimś dodatkowym papierku; sądzę, że każdy okólnik powinien być brany serjo, i jeżeli powiedziano w nim, że coś obowiązuje, to to istotnie obowiązuje. Otóż takie dziecko nie ma innego wyjścia; albo być usunięte ze szkoły, albo pójść na drogę fałszu, t. zn. pójść wbrew swemu przekonaniu do spowiedzi i komunji i popełnić to, co w oczach każdego prawowiernego katolika powinno być uważane za świętokradztwo.</u>
<u xml:id="u-4.16" who="#SKalinowski">Wreszcie trzeba przyjąć, że dzieci przychodzą nietylko z domów takich, w których panuje pewna wolnomyślność religijna. Wśród dzieci, które pochodzą z rodzin bardzo religijnych, w pewnym wieku zjawia się wątpliwość, prowadząca do pewnego łamania się. Tego rodzaju wątpliwości zjawiają się nawet bardzo wcześnie. Byłem świadkiem jednej modlitwy, którą 6-letni łobuz pozwolił sobie wygłosić: „Boziu, Ty wszystko możesz, to zabierz sobie te dwa cukierki, które mam pod poduszką”. Niewątpliwie, był to kandydat na niedowiarka w późniejszym wieku. Jako ucznia w szkole średniej te przepisy będą go obowiązywać. W szkole średniej ten uczeń może przechodzić bardzo poważne chwile wątpliwości i tu trzeba wielkiej tolerancji, wielkiej delikatności, aby pozwolić temu uczniowi uporać się z owemi wątpliwościami. I jaka droga ma do tego prowadzić? Droga jedna — przymus! Tą drogą nic nie osiągniemy dla religji.</u>
<u xml:id="u-4.17" who="#SKalinowski">A jeżeli chodzi o tego młodzieńca, to on albo się złamie, albo postawi kwestję w ten sposób, że będzie usunięty ze szkoły, albo będzie musiał pójść drogą fałszu. Myślę, że to są tak jasne i przekonywujące argumenty, że zaprzeczyć im nie można. Z drugiej strony, jeśli każdy z Państwa przypomni sobie fakty znane mu z jego własnego życia, to napewno takie przypadki nie są mu obce. Jestem przekonany, że fakty te nie są obce ani p. s. Thulliemu, ani p. s. Szebekównie.</u>
<u xml:id="u-4.18" who="#SKalinowski">Uważam, że należy z tym okólnikiem coś zrobić. Dookoła każdego aktu państwowego, tak samo i rozporządzenia, często kursują plotki i pogłoski i oto teraz kursuje nawet taka pogłoska, że jakoby sam p. Wicepremjer Bartel, kiedy przeczytał okólnik już ogłoszony, był zdziwiony, że taki okólnik podpisał. Jeżeli to prawda, to dziwnym byłby taki fakt, bo jak się jest na tak odpowiedzialnem stanowisku, to nie należy podpisywać rzeczy, któreby później trzeba wycofywać. Ale jeżeli by nawet tak było, to jestem przekonany, że p. Minister Bartel, który tyle razy nam tu mówił o swojej odwadze, miałby i tutaj odwagę przyznać się do swego błędu. Tylko, proszę Panów, sprawa ta przedstawia się teraz tak, że p. Minister Bartel opuścił Ministerstwo, a konsekwencje ponosi p. Minister Dobrucki. Pytam się, co zrobi z tem p. Minister Dobrucki? Prosiłbym p. Ministra, aby zechciał przeczytać Konkordat i Konstytucję i wtedy zapytałbym p. Ministra, — zresztą jestem przekonany, że i bez czytania p. Minister pamięta te artykuły — czy mógłby dowieść, że to, co jest w tym okólniku, jest konsekwencją Konstytucji i Konkordatu? Czy to nie jest bardzo wielkiem rozszerzeniem tych praw, które są przewidziane w Konkordacie? Jest to czyn, który można nazwać bardziej katolickim, aniżeli czyn Papieża, który nie domagał się tego w Konkordacie. Czyn ten przyszedł zupełnie nieoczekiwanie. Dlatego sądzę, że jeżeli zwrócę się do p. Ministra z apelem, żeby ten okólnik, który krzywdzi naszą młodzież i kompromituje nas przed światem, cofnął, to temu apelowi będzie wtórowała znaczna część społeczeństwa, a przynajmniej ta część, która ma jakie takie prawo do nazywania się demokratyczną.</u>
<u xml:id="u-4.19" who="#SKalinowski">Przechodzę teraz do spraw samego budżetu. P. Minister Bartel, gdy został Ministrem Oświaty, na jednym ze zjazdów wypowiedział mowę, w której poddał tak ostrej krytyce dotychczasową działalność Ministerstwa; że śmiało można było nazwać tę mowę publiczną bezlitosną chłostą wszystkich poprzednich Ministrów. Do tego dołączyły się pewne oświadczenia p. Ministra Bartla, poszczególnym delegacjom, że nie opuści tego Ministerstwa, dopóki nie da Polsce całkowitego ustroju szkolnego i w związku z jednem i drugiem obudziły się nadzieje, że coś wielkiego nareszcie się zrobi. Proszę Panów, jednak nie kto inny, jak p. Minister Bartel wprowadził ten budżet do ciał ustawodawczych i nie kto inny, jak p. Minister Bartel bronił tego budżetu i dyskutował na ten temat w Komisji Budżetowej Sejmu. Ale jeżeli przyjrzymy się strukturze tego budżetu i cyfrom, to będziemy musieli ze zdziwieniem przyjść do wniosku, że nietylko tu niema żadnej perspektywy nowej, że nietylko tu nie widać żadnego pociągnięcia, któreby zapowiadało pewne zmiany, ale przeciwnie, struktura zostaje tymczasem ta sama, a w szczegółach my się raczej cofamy, aniżeli postępujemy naprzód. Wystarczy w tym celu przejrzeć cyfry tego budżetu, żeby przyznać, że rzecz ta się przedstawia w ten sposób, jak tu przed chwilą powiedziałem. P. s. Siciński zaczął wymieniać te cyfry i sądziłem, że powie to, co ja chciałem powiedzieć; ale s. Siciński nie dokończył i z tego powodu uważam za konieczne nad tem się trochę dłużej zatrzymać.</u>
<u xml:id="u-4.20" who="#SKalinowski">Otóż np. jeżeli weźmiemy całkowitą wysokość budżetu, powiedzmy okrągłe 325.000.000 zł, to w takim razie jest to istotnie w stosunku do roku zeszłego podniesienie o 55 miljonów, t. j. w stosunku do tego, co wydatkowano. Ale myśmy w przeszłym roku wydatkowali nie na podstawie budżetu, ale na podstawie prowizorjów; to była zupełnie nienormalna gospodarka i dlatego słusznie s. Siciński przypomniał, że w r. 1925 ta cyfra była inna, a mianowicie 323.000.000 zł. Jeżeli jednak uwzględnimy stan naszej waluty w 1925 r. i stan teraźniejszy, już nie mówiąc o tem, że drożyzna wzrosła, koszty utrzymania wzrosły, a więc wydatki personalne wzrosły, to ta cyfra, przetłumaczona na język teraźniejszy, wyniosłaby 565.000.000 zł, czyli, że teraz mamy blisko dwa razy mniejszą sumę. A więc dwa razy mniej mamy dziś na oświatę, aniżelibyśmy mieli, gdybyśmy nawet nie postępowali naprzód, lecz tylko utrzymali stan dawniejszy. Więc twierdzenie, jakobyśmy powiększyli nasz budżet, jest zupełnie iluzoryczne.</u>
<u xml:id="u-4.21" who="#SKalinowski">P. s. Kaniowski wspomniał, że wśród dochodów ogólnych 8.302.760 zł 4.435.920 przypada na szkolnictwo średnie, 1.111.000 zł (w zaokrągleniu) na szkolnictwo powszechne, 960.000 na szkolnictwo zawodowe, wreszcie 1.483.640 zł na szkolnictwo wyższe. Dochody te składają się z różnych pozycyj. A więc w szkolnictwie powszechnem świadczenia gmin, zwroty pożyczek; potem, jeżeli chodzi o szkolnictwo wyższe — pewne zarobki klinik, następnie w szkolnictwie zawodowem — zwrot za materjały. Ale w tej olbrzymiej względnie sumie przeszło 41/2 miljona, którą daje szkolnictwo średnie, olbrzymia część przypada właśnie jako t. zw. „zwrot kosztów”, a z półtora miljona, które przewidziane jest na szkolnictwo wyższe, 750.000 są to opłaty egzaminacyjne. A więc, proszę Państwa, w ten sposób więcej niż połowę tych dochodów czerpie się ze źródeł, które są antykonstytucyjne z tego powodu, że w pewnej zamaskowanej formie wprowadza się tu opłaty za nauczanie w szkołach „bezpłatnych”.</u>
<u xml:id="u-4.22" who="#SKalinowski">Jeżeli chodzi o departament wyznań religijnych, to tu widzimy wyraźnie podniesienie z 5% ogólnej sumy w r. 1924 na 7% w r. 1927, zaś absolutnie z 12 miljonów złotych w 1924 r. na 21 miljonów zł w 1927 r. Ta pozycja znalazła w osobie p. s. Thulliego bardzo gorącego obrońcę.</u>
<u xml:id="u-4.23" who="#SKalinowski">Ja już musiałem powiedzieć to na Komisji Skarbowo-Budżetowej i tu uważam za konieczne powtórzyć, że jednakowoż p. s. Thullie nie był łaskaw potraktować z jednakowym zapałem obydwóch działów Ministerstwa. Tam, gdzie chodziło o wydatki na oświatę p. sen Thullie mówił wprawdzie, że to jest mało, ale dodawał, że musimy zgodzić się z tem z uwagi na stan finansowy państwa, ale tam, gdzie chodziło o wydatki na wyznania religijne, domagał się zrealizowania tych rzeczy, ponieważ nas do tego zobowiązuje Konkordat a więc musimy to wykonać. P. s. Thullie nie uważał za konieczne zaproponować podniesienie sum na stypendja dla studentów, jakkolwiek z ogółu 30.000 studentów, zaledwie tylko 800 może korzystać ze skromnych stypendjów, a przecież rozumieją Panowie, że ten materjał, którego dostarczają nam wyższe uczelnie, w dzisiejszych warunkach gospodarczych jest konieczny, trzeba tych ludzi kształcić i na to p. s. Thullie, jakkolwiek jest przecież profesorem politechniki i dobrze wie, co się dzieje w politechnice, powiedział, że trudno, z tem trzeba się pogodzić; ale gdy chodziło o alumnów, to dla wszystkich bez wyjątku alumnów p. s. Thullie żądał wypłacenia tych sum, które wypływają z Konkordatu, aczkolwiek rokowania jeszcze nie są skończone.</u>
<u xml:id="u-4.24" who="#komentarz">(Głos: To jest obowiązek)</u>
<u xml:id="u-4.25" who="#SKalinowski">Zdaje mi się, że mamy obowiązek i względem uczniów wyższych uczelni taki sam. Tu nie chodzi o to, że obowiązek jest napisany, — sądzę, że dla nas istnieją przecież i nakazy inne oprócz tych, które są napisane.</u>
<u xml:id="u-4.26" who="#SKalinowski">W szkolnictwie powszechnem przerażający jest stosunek wydatków osobowych do reszty. Tu wypada, że suma na wydatki osobowe wynosi 97%, no i oczywiście, wszystkie wydatki dodatkowe związane z osobowemi. Jakkolwiek zatem ogólna suma tych wydatków wynosi 206 miljonów zł, z tego 316.000 zł tylko na oświatę pozaszkolną, to znowu, jeżeli porównamy z tem, co było w r. 1926, to wprawdzie otrzymamy pewien przyrost, ale w stosunku do tego, co było w roku 1925 cofamy się. Mianowicie, wypada, jeżeli przeliczymy wartość złotego, że powinniśmy mieć w tym roku co najmniej 353 miljony, zamiast tego mamy tylko 206 miljonów. Najgorzej na tem wychodzą sprawy inwestycyjne: budowa szkół, a także pomoce naukowe. P. s. Kaniowski proponuje nam podnieść o 1 miljon wydatki na budowę. Mnie się zdaje, że nawet i ten miljon tej sprawy by nie uratował. Uwzględniając, że ogółem, jak ktoś obliczył na komisji, potrzeba 21/2 miljarda złotych na budownictwo szkolne, to w tem tempie budując szkoły, jak możemy to w tym roku uczynić, budowalibyśmy je około 1200 lat. Więc to są rzeczy dla szkolnictwa wprost tragiczne. W szkolnictwie średniem 31.907.000 zł — odczytuję teraz bez przeliczenia — oczywiście sami Panowie widzą, co się otrzyma, — wszak tu chodzi o złote w złocie — w r. 1925–32.375.000; w szkolnictwie zawodowem — 114.281.000, w r. 1925–20,106.000; w szkolnictwie wyższem — 30,932.000, w r 1925–38.764.000 zł. W dziale, co do którego Senat wyraził jednomyślnie swoją zgodę, w dziale popierania twórczości naukowej, mamy 1.536.557 zł; tymczasem w r. 1925 na ten cel uchwalono 1.727.000 zł, co przy przeliczeniu złotego daje, że gdybyśmy mieli dzisiaj tylko to, co wtenczas, wyniosłoby 2.900.000 zł! Tymczasem posiadamy 1.500.000 zł, czyli znowu mamy dwukrotną zniżkę. Myśmy wzywali Rząd, aby podniósł te wydatki na naukę, a okazuje się, że zamiast tego zostały te wydatki zniżone dwukrotnie! Następnie sztuka 2.285.736, a w r. 1925–2.949.000 zł.</u>
<u xml:id="u-4.27" who="#SKalinowski">Niestety, nie rozporządzam takim kontyngentem czasu, jak p. sen. Siciński i z tego powodu muszę przemówienie moje skracać i ponieważ chcę jeszcze o kilku pozycjach oświatowych powiedzieć nie mogę dotykać kwestji sztuki, jakkolwiek uważam, że to jest rzecz bardzo ważna. Nie doceniamy znaczenia tego działu dla naszej kultury narodowej, dla naszego życia kulturalnego dla nas w kraju, ani znaczenia, jakie to ma na terenie międzynarodowym. Krótko powiem, iż jest to skandal, żeśmy na konkursie chopinowskim zostali pobici przez Rosjan, a to dlatego, że nie robimy w tej dziedzinie tych wysiłków, które powinniśmy robić, jako bezpośredni spadkobiercy Chopina. To samo da się powiedzieć o innych dziedzinach sztuki.</u>
<u xml:id="u-4.28" who="#SKalinowski">P. s. Thullie, z którego referatem naogół bardzo mało się zgadzam, powiedział tu jedną rzecz bezwzględnie słuszną, że co do szkolnictwa, toczy się walka. Tak jest i to samo potwierdził p. sen. Siciński. Niewątpliwie, jeżeli została wysunięta idea szkoły jednolitej, a potem ta idea zostaje zwalczana przez innych, to tu mamy zmaganie się dwóch światów: jednego, który chce utrzymać status quo, i drugiego, który chce stworzyć nowe formy życia. Jedni chcą zatrzymać przywilej oświaty dla pewnej części narodu, a drudzy, powiadają, że oświata i wogóle skarby duchowe są własnością całego narodu.</u>
<u xml:id="u-4.29" who="#komentarz">(Protesty na prawicy i w centrum)</u>
<u xml:id="u-4.30" who="#SKalinowski">To, co posiadamy, jest własnością wszystkich w tem znaczeniu…</u>
<u xml:id="u-4.31" who="#komentarz">(Głos: Wszyscy to mówimy. S. Stecki: Sam Pan w to nie wierzy!)</u>
<u xml:id="u-4.32" who="#SKalinowski">Czy wierzę, czy nie wierzę, — pozwoli mi Pan Senator, że sam o tem rozstrzygnę. Że Pan Senator nie wierzy, ja nie wątpię, ale dlaczego Pan mi imputuje, że ja nie wierzę w to, co mówię?</u>
<u xml:id="u-4.33" who="#SKalinowski">Chodzi o to, aby dać dostęp do tej nauki, dać możność korzystania ze skarbów tej nauki wszystkim obywatelom w jednakowej mierze, a nie w uzależnieniu od przywilejów, które pewna część społeczeństwa posiada P sen. Thullie powiedział, że na wyższych stopniach nauczania muszą być ograniczenia co do zdolności. Odpowiem p. sen. Thulliemu, że gdyby chodziło o jego syna czy wnuka, to bez względu na jego zdolności, czy brak zdolności, przeciągnąłby go z pewnością przez szkołę średnią i wprowadził do uniwersytetu; dla mnie to nie ulega wątpliwości. Ale, gdy będzie chodziło o syna jakiegoś wyrobnika, albo o syna chłopa bezrolnego, to Panowie powiedzą, niech się zatrzyma na tym, czy innym stopniu. To jest bezwarunkowo punkt widzenia polityczny i społeczny, i my absolutnie nie dojdziemy do zgody na tym punkcie. Nie można bezwarunkowo tych rzeczy uzasadnić innemi względami, jak tylko społeczno-politycznemi.</u>
<u xml:id="u-4.34" who="#SKalinowski">Otóż, proszę Panów, jeżeli stwarzamy szkolnictwo jednolite, to muszę się zastrzec, że, w mojem wyobrażeniu, szkolnictwo jednolite to nie jest takie, które czyni z każdej szkoły niższej przygotowanie do szkoły wyższego poziomu. Nie mogę się zgodzić z tem, że średnia szkoła jest po to, ażeby przygotować do uniwersytetu. Uważam za konieczne takie kształcenie młodzieży, ażeby po przejściu przez pewien typ szkoły niższej, miała ona możność studjowania w szkole wyższej, ażeby istniał związek, który stanowi o tej jednolitości, ale to nie znaczy, że każdy musi przejść przez wszystkie te stopnie, albo, że stopień niższy ma tylko przygotować do stopnia wyższego. Proszę Panów, niewątpliwie człowiek pełnoletni może się ożenić, ale przecież nie można powiedzieć, że osiągnięcie pełnoletności ma na celu ożenienie się. Więc skończenie szkoły średniej niekoniecznie ma prowadzić do tego, ażeby potem iść do szkoły wyższej. Niemniej związek musi istnieć.</u>
<u xml:id="u-4.35" who="#SKalinowski">Muszę dotknąć kilku uwag ważniejszych, jakie tu padły, nie mając oczywiście możności wyłożenia tego w sposób systematyczny. Biorę tedy poszczególne uwagi, które były robione. A więc powiedziano tu: nie trzeba dawać dużo, ale gruntownie. Najsłuszniejsza zasada, ale co się tyczy strony ilościowej, to trzeba pamiętać, że nie jest ona czemś jednakowem w różnych czasach i gdy przypuśćmy porównam te czasy, gdy ja skończyłem gimnazjum, a było to niestety w r. 1890, z tem, co się dziś dzieje, to uważam, że człowiek, który był w ten sposób przygotowany jak ja byłem w owym czasie, dzisiaj nie byłby dostatecznie przygotowany Nauka stale idzie naprzód i sięga do coraz nowych i szerszych dziedzin i jeżeli chcemy istotnie, ażeby szkoła wyższa dała to, co dać powinna, to bezwzględnie muszą iść do tej szkoły ludzie lepiej przygotowani, więc i poziom ilościowy musi być wyższy. Z tego powodu twierdzenie, że: nie dużo, ale dobrze — musi być rozpatrywane właśnie pod kątem widzenia zarówno jakościowym, jak i ilościowym.</u>
<u xml:id="u-4.36" who="#SKalinowski">Czy jest to możliwe? Twierdzę, że tak.</u>
<u xml:id="u-4.37" who="#SKalinowski">Powiedziano dalej: Obniżenie się szkól musi nastąpić z tego powodu, że będzie napływ ze szkół powszechnych do szkół średnich, a szkoły powszechne jeszcze nie są dostatecznie przygotowane. Nie ulega wątpliwości, że w okresie reformy, tak zasadniczej, jak ta, musi być jakiś czas przejściowy chaosu, pewnego nieporządku i łamania się — to jest rzecz nieunikniona. Że dziś istnieje taki pęd do szkoły średniej, to nic dziwnego, dlatego, że ta szkoła, tak samo jak szkoła wyższa, jest przywilejem. Proszę usunąć ten przywilej, proszę wprowadzić to, o czem wczoraj mówiła p. s. Szebeko — poszanowanie dla każdej formy pracy, ale tylko proszę dać każdemu, niezależnie od tej formy pracy, możność kształcenia się jak sam chce. Mnie to nie razi, żeby stolarz, albo szewc był doktorem filozofji.</u>
<u xml:id="u-4.38" who="#komentarz">(Protesty. Głosy: To jest niemożliwe)</u>
<u xml:id="u-4.39" who="#SKalinowski">To jest zupełnie możliwe, tylko w innych zupełnie stosunkach społecznych, do których wprowadzenia dążymy, a nie w tych, których Panowie chcą.</u>
<u xml:id="u-4.40" who="#SKalinowski">Dlatego zwracam uwagę, że struktura szkolna, która jest dziś, gdzie są pewne, urzędowe formy szkolnictwa, wiążące się ze sobą, jest niewystarczająca. Proszę wziąć np. Wolną Wszechnicę Polską, która daje wyższe wykształcenie ludziom pracującym zawodowo. Każdy człowiek może mieć swój fach i to nie przeszkadza mu kształcić się wyżej. Nie mamy prawa, jeżeli ktoś dąży do tego, odmawiać mu prawa do tej wiedzy.</u>
<u xml:id="u-4.41" who="#komentarz">(Głos: Któż odmawia?)</u>
<u xml:id="u-4.42" who="#SKalinowski">Często bywa, że te zdolności, o których tu mówiono, zjawiają się w późniejszym wieku. Panowie wiedzą, że Selma Lagerlof zaczęła pisać, mając lat 40. Iluż to ludzi dopiero na ławie uniwersyteckiej odkrywa pewne ukryte talenty? Iluż to ludzi odkrywa pęd do nauki dopiero w późniejszym wieku, będąc kelnerami, ślusarzami? Dlaczego im zamykać drogę do tej wiedzy, dlaczego ten dzisiejszy kelner nie może zostać potem profesorem?</u>
<u xml:id="u-4.43" who="#komentarz">(Głos: Jaki to jest związek?)</u>
<u xml:id="u-4.44" who="#SKalinowski">Twierdzę, wracając do szkoły średniej, że tego rodzaju pęd i takie przepełnienie i może chwilowe zamieszanie w tej szkole jest nieuniknione w okresie przejściowym.</u>
<u xml:id="u-4.45" who="#SKalinowski">Co się tyczy inowacji, których się tak boi p. s. Kaniowski…</u>
<u xml:id="u-4.46" who="#komentarz">(S. Kaniowski: Ja się nie boję)</u>
<u xml:id="u-4.47" who="#SKalinowski">Owszem, boi się Pan, powiada Pan: jaka tam szkoła jednolita! jakieś metody nauczania heurestyczne! wyrażał się Pan o tych nowych metodach z wielką ironją. Oczywiście, pozostawiam Panu trzymanie się tych metod, do których się Pan przyzwyczaił, ale nie może mi Pan zabraniać szukania innych. Ale sądzę, że nie idzie to w parze z powoływaniem się na Komisję Edukacyjną, bo Komisja Edukacyjna otworzyła drzwi na oścież wszystkim nowym problemom, a Pan chce tylko zatrzymać stare. To jest niekonsekwencją.</u>
<u xml:id="u-4.48" who="#SKalinowski">Jeżeli chodzi o programy, to ja już musiałem na Komisji Skarbowo-Budżetowej wystąpić w obronie pracy programowej Ministerstwa. Na posiedzeniu tem doskonałą odpowiedź dał przedstawiciel Ministerstwa. Znając dobrze tę dziedzinę pracy Ministerstwa, uważam, iż jest to jedna z najmocniejszych dziedzin i tu Ministerstwo potrafiło dużo zrobić. Wprowadzenie nowych programów i opracowanie ich nie jest rzeczą łatwą. Ministerstwo w tym wypadku postępuje nawet zbyt ostrożnie. Jabym szedł prędzej w tym kierunku, o ileby można było. W najbliższem uzasadnieniu pokażę, że naprawdę to jest możliwe właśnie w zastosowaniu życiowem. Ale zarzucać Ministerstwu, że tu właśnie źle się robi, nie można. Jest to jedna z największych zdobyczy Ministerstwa. Wprowadzenie programu w życie jest nietylko kwestją samego programu, ale i kwestją wykonawców, bo my daleko więcej cierpimy z powodu braku tych wykonawców, bo najlepszy program dajemy do wykonania p. sen. Kaniowskiemu jako dyrektorowi, a wątpię, czy on przeprowadzi go przy jego poglądach. Jestem przekonany, że nie przeprowadzi programu, o którym jabym powiedział, że jest racjonalny. Otóż tu trzeba przygotowania. Niewątpliwie mogą zachodzić pewne kolizje, ale nie takie, jak te humory styczne przykłady, które przytaczał p. sen. Kaniowski Powiada on np., że w jakiejś szkole powszechnej uczono o równaniach drugiego stopnia. Oczywiście, Ministerstwo nie wprowadzało z pewnością tego do programu, ale jeżeli gdzieś p. sen. Kaniowski spotyka się z takim przykładem i odrazu potępia ten fakt, to widocznie p. sen. Kaniowski nie zna literatury pedagogicznej, nie śledzi rozwoju nauki, nie zna — a radzę mu to przeczytać — świetnego dzieła angielskiego uczonego Lodge'a pod tytułem: Easy mathematics, a kiedy przekonałby się, że to, co mówimy o dostępności dla umysłu dziecięcego, jest rzeczą bardzo względną, że często nie mówimy dzieciom tych rzeczy w przeświadczeniu, że nie rozumieją, bo pamiętamy, że gdy byliśmy dziećmi, to nie zrozumieliśmy tego; my narzucamy dzieciom to, co pamiętamy o sobie. Gdyby p. senator był lepiej obeznany z literaturą pedagogiczną, to nie powiedziałby z taką ironją o tym przykładzie, który jest nawet bardzo piękny. Nie wiem. Może to był człowiek nie powołany do tego, ale może to był entuzjasta, który wiele obserwował, zajmował się temi metodami i chciał spróbować, co będzie, jeżeli dzieciom da się coś więcej niż to, co program zawiera. W tem niema nic karygodnego.</u>
<u xml:id="u-4.49" who="#SKalinowski">Jeżeli tu mówimy o programach i ewentualnem rozszerzeniu ich pod względem ilościowym, to oczywiście każdemu musi się nasunąć pytanie, jak zrobić z tą jakością. Zwiększymy ilość — obniży się jakość. Otóż sądzę, że drogą właściwą jest tylko ta, że trzeba radykalniej zmienić coś w tym układzie, a mianowicie sądzę, że niepotrzebnie trzymamy się uniwersalizmu w szkole. Nie to jest złe, że istnieje szkoła typu humanistycznego, czy typu matematyczno-przyrodniczego; uważam nawet, że to jest pewna zdobycz Ministerstwa, a jeżeli nie wszystkie szkoły cieszą się powodzeniem, to dlatego, że społeczeństwo nie przyzwyczaiło się i nie rozumie znaczenia próby, a to jest dobra próba. Ale każda ze szkół jest istotnie przeładowana materjałem programowym, a w dodatku przeładowana dwukrotnie z tego powodu, że są egzaminy maturalne, których tak bardzo bronił p. s. Kaniowski, a które są wielkiem obciążeniem.</u>
<u xml:id="u-4.50" who="#komentarz">(S. Woźnicki: Są katowaniem młodzieży)</u>
<u xml:id="u-4.51" who="#SKalinowski">Nie będę mówił o tem, bo już wielokrotnie o tem była mowa, ale jestem przeciwny tym egzaminom. Uniwersalizm jest cechą zabijającą dobre strony naszego programu szkolnego. W Anglji w jednem z laboratorjów pewien uczony angielski, ponieważ w tej pracowni było dwóch uczonych polskich, pochodzących z Małopolski, zaproponował im, aby porozmawiali po austrjacku, bo interesuje się, jak ten język brzmi. Otóż, gdy mu wytłumaczono, że niema takiego języka, to zdziwił się i wcale nie czuł się skompromitowany. My jesteśmy pod tym względem przeczuleni i uważamy, że przeciętnie wykształconego i inteligentnego człowieka obowiązuje znajomość bardzo wielu rzeczy, które naprawdę nie są obowiązujące. Anglik natomiast uważa, że wcale mu to nie ubliża. Jestem przekonany, a przynajmniej proszę mi pozwolić, iż wyrażę przypuszczenie, że znajdują się tu między nami ludzie, którzy myślą, że w Danji rozmawiają po duńsku, a w Norwegji po norwesku; to nie jest bardzo dalekie od austrjackiego języka, ale ja nie wezmę za złe tej nieznajomości rzeczy. Jeżeli chodzi o sprawę lingwistyczną, to kto jest obowiązany wiedzieć, jaki jest związek pomiędzy językami, któremi mówi się w różnych państwach! Ten uniwersalizm jest istotnie szkodliwy. Otóż sądzę, że należy odciążyć szkoły matematyczne, zarówno jak i humanistyczne i zmniejszyć liczbę obowiązujących przedmiotów, gdyż w ten sposób dałoby się pogłębić naukę i podnieść w tym zmniejszonym zakresie ilościową stronę, potrzebną ewentualnie później, jeżeli ktoś zechce być na uczelniach wyższych. Przed kilku dniami dostałem od znanego podróżnika do bieguna południowego p. Dobrowolskiego drugie wydanie jego „Wypraw podbiegunowych”. Musiałem żartem potem robić mu gorzkie wymówki, że w tym momencie dał mi tę książkę: wróciwszy do domu, zamiast robić rzeczy pilniejsze, czytałem tę porywającą książkę, a czytając myślałem, czy też młodzież nasza czyta takie książki, opisujące zmagania się ludzi z naturą, czy czyta życiorysy takich Nansenów, Amundsenów i t. d., co jest daleko bardziej pouczające, niż dzieje całej plejady nicponiów; którzy nazywali się królami i cesarzami. Nie przeczę, że między królami też byli wielcy ludzie, ale zaznaczam, że tacy, jak Nansen czy Amudsen napewno są nie mniejsi.</u>
<u xml:id="u-4.52" who="#komentarz">(Głos: Skreślić historję)</u>
<u xml:id="u-4.53" who="#SKalinowski">Przypuszczam, że jeżeli chodzi o naukę historji powszechnej, to dałoby się bardzo gruntownie zreformować tę naukę pod kątem widzenia zdobyczy ludzkości i dziejów przekształceń społecznych, a nie historji dynastyj, któremi przepełniona jest dzisiejsza nauka historji.</u>
<u xml:id="u-4.54" who="#SKalinowski">Przechodząc do szkoły wyższej, nie potrzebuję wypowiadać w tej formie obrony, bo pod tym względem jesteśmy bardziej sharmonizowani. Faktem jest, że gorzej dzieje się w dziedzinach dotacji. Zakłady naukowe, poszczególne uniwersytety i politechniki są tak biedne, że nie mogą wykonać tego, do czego są powołane i pod tym względem musi przyjść jak najszybsza poprawa. W szczególności podkreślam jeszcze raz straszne zaniedbanie u nas pomocy dla twórczości naukowej, która spadła cyfrowo w stosunku do sumy, która była w r. 1925, niemal dwukrotnie. Myśmy powinni jednak utrzymać tą pomoc co najmniej na tym samym poziomie, ponieważ to się wiąże jak najściślej i z naszym stanem ekonomicznym i ze stanem obrony naszego Państwa.</u>
<u xml:id="u-4.55" who="#SKalinowski">Zanim przejdę do odczytania i krótkiego umotywowania wniosków, muszę kilka słów powiedzieć o sprawie mniejszości narodowych z tego powodu, że i o tem dość tu mówiono. Nie będę tego omawiał i oświetlał z ogólnego punktu widzenia, ponieważ już parokrotnie zaznaczałem swoje stanowisko. P. sen. Thullie podkreślił, że Ministerstwo czyni niesłusznie, obiecując jakiejś szkole żydowskiej egzaminy maturalne w języku żydowskim. Ja nie mogę jednak tego punktu widzenia zrozumieć. Stoję, jako pedagog, na tem stanowisku, że język ojczysty to jest ten największy skarb każdego narodu, który on ma prawo pielęgnować, do którego musi się z największym pietyzmem ustosunkować. Szkolnictwo właśnie tę stronę sprawy musi koniecznie uwzględnić. Rozumiem, że jeżeli przeniesie się jakaś rodzina eskimosów do Polski i będzie chciała dzieci kształcić, to państwo nie może dla paru eskimosiąt założyć specjalnej szkoły. Ale tam, gdzie chodzi o narody, zamieszkujące tereny w tak znacznej liczbie, to nie wiem, dlaczego te narodowości nie mają mieć swojej szkoły na takich samych prawach, jak Polacy? Czy uważaliśmy za złe to, że w zaborze austrjackim Polacy mieli szkoły państwowe polskie? A jeżeli nie mieli w Kongresówce, uważaliśmy to za gwałt, i daliśmy temu wyraz w strajku szkolnym w 1905 r.</u>
<u xml:id="u-4.56" who="#komentarz">(Głos: To był nasz kraj)</u>
<u xml:id="u-4.57" who="#SKalinowski">Ci ludzie, którzy mieszkają na terenach białoruskich i ukraińskich, jak i Żydzi, którzy mieszkają tu od wieków, również mogą mówić, że to jest ich kraj, i pod tym względem godzę się z tem, co powiedział s. Rubinstein że jeżeli ktoś jest obywatelem, to nie można go traktować jako obywatela mającego mniejsze lub większe prawa; tego Konstytucja nie mówi. Z punktu widzenia szkolnego musi być ta kwestja rozpatrzona. Co do mnie, witam ten pierwszy krok Ministerstwa w kierunku równouprawnienia wszystkich obywateli; jest to wkroczenie przez Ministerstwo Oświaty na mądrą i dobrą drogę i sądzę, że nietylko niczego zarzucać mu nie należy, ale przeciwnie, zachęcać go do dalszego ciągu.</u>
<u xml:id="u-4.58" who="#SKalinowski">A teraz jeszcze uwaga w związku z przemówieniem p. s. Bartoszewicza.</u>
<u xml:id="u-4.59" who="#komentarz">(Głos: To nie było przy Ministerstwie Oświaty)</u>
<u xml:id="u-4.60" who="#SKalinowski">Wszystkie ministerstwa w działalności wiążą się ze sobą. Ale w tej chwili p. senator zrozumie, o co chodzi. Chcę mówić o tem, że myśmy ustawowo obiecali Ukraińcom uniwersytet we Lwowie...</u>
<u xml:id="u-4.61" who="#SKalinowski">(S. Thullie: Kiedy?)</u>
<u xml:id="u-4.62" who="#SKalinowski">... i termin założenia był przewidziany.</u>
<u xml:id="u-4.63" who="#komentarz">(S. Thullie: Nie.)</u>
<u xml:id="u-4.64" who="#SKalinowski">Był.</u>
<u xml:id="u-4.65" who="#komentarz">(S. Makarewicz: Nie we Lwowie)</u>
<u xml:id="u-4.66" who="#SKalinowski">Ta rzecz była przedstawiona na terenie międzynarodowym, bodajże przez p. Skrzyńskiego. P. Skrzyński wysunął to jako jeden z argumentów na rzecz Polski. Tak, ta rzecz była stwierdzona. Jeżeli nas obowiązuje to, co było powiedziane w konkordacie, to przypuszczam, że nas obowiązuje i to, co jest powiedziane w ustawach. Trzeba być konsekwentnym.</u>
<u xml:id="u-4.67" who="#komentarz">(Głos: Tak jest)</u>
<u xml:id="u-4.68" who="#SKalinowski">Tak jest.</u>
<u xml:id="u-4.69" who="#komentarz">(S. Thullie: O Lwowie tam niema mowy)</u>
<u xml:id="u-4.70" who="#SKalinowski">Niech Pan zajrzy.</u>
<u xml:id="u-4.71" who="#komentarz">(S. Błyskosz: Niech Ukraińcy zmienią postępowanie)</u>
<u xml:id="u-4.72" who="#SKalinowski">Pan zupełnie inaczej rzecz tę oświetla, Pan warunkuje, Panie Senatorze Błyskosz. Niech Pan Senator uważa, ja chcę odpowiedzieć s. ks. Maciejewiczowi i zarazem Panu.</u>
<u xml:id="u-4.73" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek ks. Stychel.)</u>
<u xml:id="u-4.74" who="#SKalinowski">Wczoraj p. s. Bartoszewicz z dumą nazwał nas narodem rycerskim. Powiedział także, że takim samym narodem rycerskim jest Francja. I co to miało znaczyć? Że, jeżeliśmy dali sobie nawzajem słowo, to pamiętamy, co to jest verbum nobile. Twierdzę, że w stosunku do uniwersytetu ukraińskiego słowo zostało dane. Gdzie teraz rycerskie obyczaje?</u>
<u xml:id="u-4.75" who="#komentarz">(S. Makarewicz: Będzie dotrzymane, ale nie we Lwowie)</u>
<u xml:id="u-4.76" who="#SKalinowski">P. s. Błyskosz powiada, że to zależy od stosunku Ukraińców do nas Sądzę, że tak samo może Francja zmienić swój stosunek i powiedzieć: bo to zależy od czegoś tam! Trzeba być konsekwentnym. Rycerskość, to rycerskość. Jeżeli jedno słowo obowiązuje, to i drugie obowiązuje.</u>
<u xml:id="u-4.77" who="#SKalinowski">Przechodzę teraz do wniosków, które zostały zgłoszone ze strony mniejszości. Przedewszystkiem wniosek o podniesienie funduszu na budowę jeszcze o 8 miljonów, t. j. do sumy 10 miljonów. Ja podtrzymuję ten wniosek. Jeżeli Państwo zapytują o pokrycie, to istotnie przyznajemy zupełnie szczerze, że nie mamy pokrycia na to, nie możemy wskazać źródła. Ale twierdzę, że jeżeliby w tej chwili było dokonane jakieś odkrycie ważne z punktu widzenia wojskowego, któreby wymagało nakładu powiedzmy nie 10, ale 50 miljonów, to momentalnie znalazłoby się pokrycie. Otóż twierdzę, że jeżeliby się Państwo przejęli myślą, że tej budowy szkół nie można przeciągać na tysiąc lat, to Państwo bez żadnego wahania zwróciliby się do Rządu z tem, żeby znalazł pokrycie dla sumy 10 miljonów złotych.</u>
<u xml:id="u-4.78" who="#SKalinowski">W pozycji 1.260.000 zł na powiększenie liczby etatów nauczycielskich zamiast do 1.000 do 2.000, to proszę Państwa w tym wypadku chodzi o to, że nauczyciele ci są, lecz oni są bezczynni. Sam p. sen. Thullie wymienił liczbę dzieci, które nie chodzą do szkół, na 300.000, sam rysował ten straszny obraz, który nam się nasuwa, kiedy spojrzymy w przyszłość i zobaczymy, jak ta lawina ciągle będzie rosła. Nauczyciele dzisiaj są. Wzrost liczby etatów o 1.000 jest to zaspokojenie zaledwie 50.000 dzieci. Przynajmniej powiększmy choćby do 100.000 tę liczbę. Jeżeli chodzi o pokrycie, to Rząd przyszedł do nas z nadwyżką dochodów nad wydatkami 600.000 zł., a Sejm podniósł to do 4 miljonów. Sądzę, że już w tych 4 miljonach jest pokrycie.</u>
<u xml:id="u-4.79" who="#SKalinowski">Następnie jest jeszcze wniosek, dotyczący 150.000 zł. dla Ministerstwa Oświaty na zjazdy międzynarodowe które zostały już zwołane i które się odbędą. Jeden odbędzie się w czerwcu, drugi w parę miesięcy potem. Pierwszy, to jest zjazd geografów słowiańskich, a drugi to jest zjazd międzynarodowy chemików. Tutaj pokrycie jest zupełnie wyraźne. Mianowicie, w wykonaniu ustawy, która koryguje zarządzenia ustawy sanacyjnej, Rząd przewidział na przeprowadzenie tej ustawy 3 miljony. Okazuje się, że tam, po dokładnem obliczeniu wypada 2.852.000, czyli 148.000 zostaje wolnych. Otóż ja się informowałem w Ministerstwie Oświaty, czy to jest pozycja, którą moglibyśmy użyć na ten cel. Powiedziano mi, że bez żadnej szkody dla Skarbu, bez żadnego zachwiania sprawy budżetu to może być wykonane.</u>
<u xml:id="u-4.80" who="#SKalinowski">A teraz pozwolę sobie dodatkową propozycję Panom uczynić, mianowicie w związku z popieraniem twórczości naukowej, co do której jestem przekonany, że jesteśmy tak jednomyślni, jak byliśmy jednomyślni, uchwalając to wezwanie do Rządu. Mianowicie, ponieważ Rząd przyszedł z budżetem, gdzie nadwyżka dochodów nad wydatkami była 600.000, a Sejm właśnie tę nadwyżkę podniósł do 4.000.000, zaś w Senacie ta nadwyżka jeszcze wzrosła o 11/2 miljona, to sądzę, że chyba Rząd zechce się zgodzić, iż ten wzrost, który daje Sejm, jest dla niego wystarczający skoro on sam żądał 600.000. Dlatego prosiłbym, ażeby różnicę pomiędzy nadwyżką dochodów nad wydatkami, która otrzymana zostanie po ustaleniu cyfrowem budżetu przez Senat, a nadwyżkę ustaloną przez Sejm przekazać Ministerstwu Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego na popieranie twórczości naukowej. Ja nie mogę postawić cyfry w tym wniosku, to może być ustalone tylko wtedy, kiedy te punkty będą przegłosowane i wtedy być może niektóre odpadną; nie wiem czy wypadnie 1.500.000 czy 1.200.000, ale sądzę, że tego rodzaju uchwała byłaby aktualna i byłaby konsekwentnym czynem, wiążącym się z tem wezwaniem do Rządu w sprawie twórczości naukowej, z którem się do Rządu w r. 1925 zwróciliśmy.</u>
<u xml:id="u-4.81" who="#komentarz">(Brawa i oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-5">
<u xml:id="u-5.0" who="#WicemarszałekksStychel">Głos ma s. ks. Brandys.</u>
<u xml:id="u-5.1" who="#WicemarszałekksStychel">S. ks. Brandys:</u>
<u xml:id="u-5.2" who="#WicemarszałekksStychel">Wysoki Senacie! Gdy przy obradach nad budżetem Ministerstwa Sprawiedliwości p. s. Posner tak rzewnie przedstawił nam nędzę sędziów naszych i twierdził, że dla wysokiego znaczenia tego stanu powinni być oni wolni od kłopotów materjalnych, to pomyślałem sobie: co tu mówić dopiero o uposażeniu stanu duchownego! Przecież ten stan nie tylko dla Kościoła, ale i dla Państwa niezmiernie wielkie ma znaczenie, a jego pobory chociaż są tylko ekwiwalentem za dobra kościelne zabrane przez państwa zaborcze i w części posiadane przez nasze Państwo, są to tylko stawki konkordatowe, o których p. s. Thullie w referacie swoim mówił, i o których każdy wie, że są bardzo niskie. A przecie ksiądz, jeżeli ma spełnić swoje wysokie zadanie dla Boga i Ojczyzny, tak samo powinien być wolny od kłopotów materjalnych. Tego chce Kościół. Cóż mówić o księżach na wschodzie naszej Ojczyzny, którzy wykonywać muszą swoją pracę misyjną w diasporze niekatolickiej, którzy odszukując swoich parafjan w odległych wioskach, odbywać muszą dalekie podróże, celem odprawiania tam nabożeństwa. To wymaga wielkich kosztów. Mam przed sobą dane od władzy duchownej diecezji łuckiej, w której stosunki pod tym względem są chyba najgorsze. Nikt nie będzie wątpił, że wszędzie, a szczególnie w diecezjach kresowych utrzymanie katolicyzmu jest zarazem utrzymaniem polskości i Rząd powinien pomagać biskupom w utrzymywaniu księży katolickich. W diasporze pruskiej np. czyniły to organizacje misyjne i księża otrzymywali pomoc od związku św. Bonifacego. W Polsce nie mamy niestety takiej instytucji. Księża skazani są tylko na dochody konkordatowe. Jestem przekonany, że kiedy Polska znajdzie się w lepszych stosunkach finansowych, będzie musiała przystąpić do sprawiedliwego uregulowania poborów duchowieństwa.</u>
<u xml:id="u-5.3" who="#WicemarszałekksStychel">Lecz nie o tem chcę mówić. Wiadomą jest rzeczą, że w czasach naszej niewoli państwa zaborcze, a szczególnie państwo pruskie i rosyjskie, nie miały interesu pielęgnowania katolicyzmu u ludu polskiego. Nie pozwalano na otwieranie stacji duszpasterskich, przeciwnie znoszono je, zabierano katolikom kościoły i kaplice. Teraz Państwo Polskie naprawić powinno to, co państwa zaborcze zgrzeszyły, lecz niestety to się dotąd nie dzieje. Tysiące kościołów i kaplic katolickich jeszcze są w posiadaniu inowierców, a mimo uchwalenia odpowiednich wniosków w Senacie, Rząd nie wydaje ustawy, regulującej zwrot katolikom Polakom ich dawnych kościołów. Niechże Rząd jak najprędzej przystąpi do uregulowania tej sprawy.</u>
<u xml:id="u-5.4" who="#WicemarszałekksStychel">Dalej proszę, żeby Rząd dopomagał biskupom w tworzeniu stacji duszpasterskich, żeby pomagał do budowy kościołów, chociażby najskromniejszych przez dostarczanie budulca, jak o to proszą biskupi, żeby wyznaczył choćby tylko dochody konkordatowe dla nowych stacji duszpasterskich, które w porozumieniu z biskupami Rząd będzie uważał za konieczne. Tymczasem Rząd opiera się, jak w preliminarzu czytamy, na stanie rzeczy w dniu uchwalenia konkordatu, t. j. w dniu 20 sierpnia 1925 r. i nie pozwala biskupom na otwieranie nowych probostw. Takie skargi podnoszą się prawie we wszystkich diecezjach i biskupi, chcąc utrzymać jednak koniecznie potrzebne stacje duszpasterskie, muszą ujmować z ryczałtu, otrzymywanego od Rządu, a więc z dochodów dla siebie i księży przeznaczonych, którzy w ten sposób są pokrzywdzeni. Przypominam pod tym względem przepisy konkordatu. Art. 5 mówi, że Kościół katolicki i duchowni w wykonywaniu swoich urzędów cieszyć się będą szczególną opieką. Podług załącznika A nr. VII uposażenia duchownych mają być przyznawane przez Ministerstwo Skarbu każdej diecezji oddzielnie w sumach ryczałtowych, ustalonych według wyszczególnionych budżetów, które przedstawiać będą właściwi ordynariusze; a więc każdego roku, albo kiedy tego potrzeba, powinni ordynariusze przedstawiać te stacje duszpasterskie, które, jako konieczne będą musiały być utworzone.</u>
<u xml:id="u-5.5" who="#WicemarszałekksStychel">W tej sprawie zgłaszam wniosek, który już p. s. Thullie w komisji postawił, lecz który tam, niestety, nie znalazł większości, mianowicie, aby powiększyć wydatek na utrzymanie duchowieństwa o 300.000 zł. Jest to zaledwie czwarta część tego, co biskupi w podaniu swojem do Rządu uważają za potrzebne. Wniosek brzmi: „Senat uchwala w wydatkach Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w dziale 2 § 10 powiększyć wydatki o 300.000 zł na kwotę 21.380.648 zł.”. Pokrycie zaś tego wydatku znajdzie się w naszym zrównoważonym budżecie; nie potrzebuję wskazywać na nowe źródła dochodów dla tej małej pozycji. Tak twierdzą znawcy naszego budżetu.</u>
<u xml:id="u-5.6" who="#WicemarszałekksStychel">Tak samo powinna być podwyższona stawka na budynki kościelne, która wynosi według konkordatu 1.100.000 zł. Pod tym względem w Polsce dużo jest kłopotów i dużo skarg słychać o walących się i zniszczonych kościołach i domach kościelnych. Tę sprawę będzie musiało Państwo jak najprędzej uregulować. Pod tym względem na Górnym Śląsku dzieje się cokolwiek lepiej. U nas istnieje dotąd ustawa pruska o podatku kościelnym. Gminy kościelne mają prawo do pobierania tych podatków. Sejm śląski teraz obraduje nad polepszeniem tej ustawy, która zapewnia nam utrzymanie budynków kościelnych. Oby tak samo postąpiono w całej Polsce!</u>
<u xml:id="u-5.7" who="#WicemarszałekksStychel">Panowie wiedzą, że tworzy się nasza diecezja śląska. Zabieramy się do budowy katedry w Katowicach i gmachów dla kurji potrzebnych, i że seminarjum duchowne już budujemy w Krakowie. Lwią część tych kosztów będzie musiała ponieść nasza diecezja, ale zanoszę prośbę do wysokiego Rządu, aby nam w tej sprawie dopomógł przez większą ofiarę. Rząd nam coś obiecał, ale dotąd, o ile wiem, nic nie dał. Wymaga tego prestige Państwa Polskiego na Śląsku, a w szczególności w stosunku do diecezji wrocławskiej, do której dotąd należeliśmy.</u>
<u xml:id="u-5.8" who="#WicemarszałekksStychel">Teraz przechodzę do spraw szkolnych. Nikt na świecie nie zaprzeczy, że Państwo Polskie pod względem szkolnictwa uczyniło bardzo dużo. Nietylko, że utrzymaliśmy, mimo braku nauczycielstwa, wszystkie szkoły, które istniały za czasów zaborczych, ale ciągle tworzy się nowe placówki oświatowe wszystkich typów. Nauczycielstwo udoskonala się, postępuje naprzód tak, że dostajemy wyrazy uznania z zagranicy od starych państw, pod względem nauki wysoko stojących.</u>
<u xml:id="u-5.9" who="#WicemarszałekksStychel">My zaś znamy nasze braki. Jeszcze tysiące naszych dzieci nie uczęszcza do szkół elementarnych, bo tych szkół niema dość dużo. Dałby Bóg, ażebyśmy się z biedy wykopali i wszędzie szkoły, zwłaszcza elementarne wybudowali, aby móc wszędzie zaprowadzić przymusowe uczęszczanie do szkoły tak, jak u nas istnieje.</u>
<u xml:id="u-5.10" who="#WicemarszałekksStychel">Wiadomą jest rzeczą, że Górny Śląsk pod względem szkolnictwa jest bolączką dla Państwa Polskiego dlatego, że tam obowiązuje konwencja genewska. Ani Sejm śląski, ani wojewoda, ani Rząd centralny nie może wydać rozporządzeń takich, jakie są konieczne dla Państwa. Zresztą dobre intencje konwencji genewskiej krzyżuje ta część ludu górnośląskiego, która nie ma jeszcze uświadomienia narodowego i powodowana bądź to kryzysem państwowym i gospodarczym, bądź to agitacją niemiecką, stawia wnioski do szkoły mniejszości. Do tych wniosków przyczynia się to, że dużo ludzi, mieszkających po naszej stronie, pracuje po stronie niemieckiej, że mają stosunki z krewnymi po drugiej stronie, z którymi się porozumiewają teraz po niemiecku, mają bowiem obawę, że w przyszłości dzieci nasze, nie umiejąc po niemiecku, nie będą mogły się z niemi porozumieć.</u>
<u xml:id="u-5.11" who="#WicemarszałekksStychel">Wielką rolę odgrywa to, że nasi ludzie muszą wyjeżdżać na roboty zagranicę, gdzie im są potrzebne języki obce, szczególnie, jak myślą, niemiecki. Teraz znów straszą nas wyrzuceniem robotników z pracy; tysiąc robotników ma być z kopalni wydalonych i to wszystko nie przyczynia się do wzmocnienia polskości na Śląsku.</u>
<u xml:id="u-5.12" who="#WicemarszałekksStychel">Nie będę się szeroko rozwodził, gdyż smutna sprawa wniosków polskich rodziców do szkoły mniejszości została wyjaśniona przy obradach w Senacie nad wnioskiem, żeby Rząd więcej zajmował się sprawą szkolnictwa na Górnym Śląsku w celu ratowania polskiego ludu przed germanizacją.</u>
<u xml:id="u-5.13" who="#WicemarszałekksStychel">Z zadowoleniem oświadczam, że nasza władza szkolna wydała w tej sprawie rozumne rozporządzenie, szczególnie, że p. wojewoda zajął w tej sprawie stanowisko, na które zupełnie się godzimy. Oświadczył on w Sejmie śląskim, że mniejszości niemieckiej przyznaje równouprawnienie, ale nie może się zgodzić na niemczenie dzieci rodziców polskich, które nie władają językiem niemieckim, choćby nawet wnioski takie stawiali. Oświadczając to, powołał się p. wojewoda na konwencję genewską, której myślą przewodnią jest: warowanie praw narodu panującego (dla obu części konwencji genewska jest obowiązująca) i zapewnienie równouprawnienia dla obywateli innych narodowości.</u>
<u xml:id="u-5.14" who="#WicemarszałekksStychel">Na posiedzeniach Ligi Narodów ma być sprawa szkół na Górnym Śląsku na porządku dziennym. Życzymy Ministrowi Spraw Zagranicznych p. Zaleskiemu i wojewodzie p. Grażyńskiemu, ażeby mocno stali na jedynie słusznem stanowisku: Polska nie może i nie śmie pozwolić na germanizację polskich dzieci.</u>
<u xml:id="u-5.15" who="#komentarz">(Brawa.)</u>
<u xml:id="u-5.16" who="#WicemarszałekksStychel">W szkolnictwie u nas dużo się poprawiło. Nauczycielstwo do naszych stosunków się przyzwyczaiło i duszę naszego ludu zrozumiało. To twierdzę, mimo skarg, które tu i owdzie się odzywają. Stosunek między Kościołem a nauczycielstwem już jest lepszy. Nauczycielstwo przekonało się, że nasz lud żąda szkoły katolickiej i chce mieć nauczycieli katolików, nietylko z metryki, ale i z praktyk. Rozporządzenie Ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w sprawie praktyk religijnych w szkołach powitaliśmy z zadowoleniem. Wrogowie szkoły polskiej u nas nie mogą już teraz nam zarzucić, że szkoła polska nie jest katolicka, co czynili u nas Niemcy. Na argumentację p. s. Kalinowskiego przeciw temu rozporządzeniu Ministra p. Bartla odpowiem tylko jednem zdaniem: Rząd polski musi mieć nie tyle wzgląd na kilkudziesięciu lub kilkuset dysydentów, niewierzących, lecz raczej musi mieć wzgląd na miljony wierzącego ludu katolickiego w Polsce.</u>
<u xml:id="u-5.17" who="#WicemarszałekksStychel">Na Śląsku mieliśmy za czasów pruskich szkołę wyznaniową, chcemy, aby ta szkoła taką została. Chcemy szkoły wyznaniowej wogóle i nie życzymy sobie, aby było potrzeba w Polsce walki o wyznaniowość naszej szkoły.</u>
<u xml:id="u-5.18" who="#komentarz">(Głos: A na Śląsku Cieszyńskim ma być także szkoła wyznaniowa?)</u>
<u xml:id="u-5.19" who="#WicemarszałekksStychel">Naturalnie. My ją tam mamy, ale życzymy sobie jej w całej Polsce. Przypominam, że u nas w szkole elementarnej, w wyższych rocznikach jest tygodniowo nauki religji 4–5 godzin i nauczyciele się do tego przyzwyczaili i uznają już teraz potrzebę tej liczby godzin i od tego my na Śląsku nie odstąpimy. Jestem przekonany, że w całej Polsce potrzeba by było więcej godzin nauki religji.</u>
<u xml:id="u-5.20" who="#WicemarszałekksStychel">Na jedną sprawę chcę jeszcze zwrócić uwagę P. Ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. W ostatnich czasach słyszeliśmy o zamiarze rugowania inspektorów i nauczycieli górnoślązaków. Jakkolwiek stoimy na stanowisku, że nauczyciel nieodpowiedni powinien być usunięty lub przeniesiony tam, gdzie szkody z niego nie będzie, to jednak proszę p. Ministra, ażeby nie pozwolił na wyrugowanie nauczycieli górnoślązaków, którzy dawniej w pruskiej szkole pracowali, li tylko dlatego, że niedoskonale władają językiem polskim i że niezupełnie znają literaturę i historję Polski. Niech się im da możność uzupełnienia tego, czego jeszcze nie wiedzą, bo w szkołach pruskich o literaturze i historji polskiej nigdy mowy nie było. Kto zna pruskie stosunki, ten wie, że oświadczenie się nauczyciela elementarnego za Polską było heroizmem, który podziwiać było trzeba. Zresztą mamy autonomję śląską, która broni nauczycieli górnoślązaków. Chociaż jestem za najściślejszem przywiązaniem górnoślązaków do Macierzy Polskiej, to jednak bronię autonomji i bronić jej będę tak długo, póki ustawodawstwo nie będzie dla całej Polski jednolite i póki lud górnośląski nie zżyje się zupełnie z całym narodem polskim. Daj Boże, ażeby to jak najprędzej się stało!</u>
<u xml:id="u-5.21" who="#WicemarszałekksStychel">Jeszcze jest jedna sprawa ważna dla księży, uczących w szkole. Wiadomą jest rzeczą, że u nas na G. Śląsku w szkole nauczają religji nauczyciele i już się do tego przyzwyczaili i nauczyciele mówili mi, że teraz od tej nauki już nie odstąpiliby, że nie wypuściliby jej z rąk swoich dlatego, że mają większy wpływ na dzieci, na ich serca. U nas rzadko ksiądz naucza religji. Dzieje się to tylko tam, gdzie jest wikary, i gdzie w probostwie małem proboszcz ma na to czas. Stanowi to dla nich poprawę dochodu. Zapłata za tą naukę była marna, o ile wiem płacono 3 złote za godzinę. Od początku bieżącego roku szkolnego przeznaczone jest 60 zł na rok, a więc 1.50 zł. za godzinę. Bardzo to marna nagroda w porównaniu z pensjami nauczycieli lub nauczycielek. Ale w styczniu i lutym tego roku nie dostali ci księża żadnej zapłaty: czekali na zapłatę i nie dostali jej. Pytali się dlaczego i dostali odpowiedź, że w zeszłym roku zapłacono im za dużo i dlatego muszą teraz to odrobić To są stosunki niemożliwe.</u>
<u xml:id="u-5.22" who="#WicemarszałekksStychel">Chcę choć kilka słów powiedzieć o naszem szkolnictwie mniejszości niemieckiej. Faktem jest, że temi szkołami kierują i w nich nauczają przeważnie nauczyciele orjentacji niemieckiej, podczas gdy na niemieckiej stronie Śląska niema ani jednego nauczyciela Polaka lub polskiej orjentacji, tak, że nawet prezydent komisji mieszanej p. Calonder musiał tym nauczycielom, którzy się uczyli języka polskiego, aby móc nauczać, powiedzieć, że nie wystarczy tylko umieć cokolwiek mówić po polsku, lecz trzeba się wżyć w ducha polskiego ludu. Potem jest faktem, że w szkołach mniejszości niemieckiej uczą jeszcze nauczyciele podług podręczników niemieckich. Jak tam nauka pod względem historji Polski i t. d. wygląda, można sobie wyobrazić. Że w tych warunkach nie może w tych szkołach istnieć duch przychylny dla Polski, jest rzeczą jasną.</u>
<u xml:id="u-5.23" who="#WicemarszałekksStychel">Polskie władze szkolne powinne mieć baczne oko na stosunki i na ducha, panującego w tych szkołach, aby w nich nie zakorzenił się duch dla Państwa nieprzychylny, lub nawet wrogi.</u>
<u xml:id="u-5.24" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-6">
<u xml:id="u-6.0" who="#WicemarszałekksStychel">Głos ma s. Kopciński.</u>
</div>
<div xml:id="div-7">
<u xml:id="u-7.0" who="#SKopciński">Wysoka Izbo! P. referent w swojem sprawozdaniu podkreślił powiększenie budżetu Ministerstwa Oświaty o 55 miljonów, wskazał na wysoki procent, jaki ten dział stanowi w stosunku do ogólnego budżetu i podkreślił, że suma, preliminowana na Ministerstwo Oświaty jest znaczna, a nawet tak duża, że nie wiadomo, czy Państwo może tak duże wydatki wytrzymać. Sądzę, że oparcie oceny na pewnym procencie, zresztą wykazał to już p. s. Siciński, nie jest słuszne. Bo przedewszystkiem trzeba ten procent obliczać w stosunku do ludności, a po drugie porównywanie procentowe wydatków na oświatę w Polsce z wydatkami innych państw jest niesłuszne ze względu na to zaniedbanie, jakie szkolnictwo nasze cierpiało w czasach zaborców.</u>
<u xml:id="u-7.1" who="#SKopciński">Jeżeli spojrzymy na ten budżet Ministerstwa Oświaty, który leży przed nami, to przedewszystkiem uderza nas, że w tym budżecie nie widzimy, zresztą nie widzieliśmy tego od samego początku istnienia Polski, jakiegoś zgóry obmyślonego planu, jakiejś myśli przewodniej, któraby zeń przezierała. A gdy zwrócimy uwagę na tak poważny dział, o którym tu już mówiono, jak szkolnictwo powszechne, to zobaczymy, że w budżecie wcale nie uwzględnia się tego, co Polskę w krótkim czasie czeka. Nie będę o tem szeroko mówił, tylko przytoczę parę cyfr.</u>
<u xml:id="u-7.2" who="#SKopciński">Wiemy, że mamy 3.600.000 dzieci w wieku szkolnym, że to są te lata, kiedy się zmniejszyła liczba dzieci, i że według obliczeń statystycznych w normalnym stanie dojdziemy do ewentualnej liczby 5.500.000 dzieci. Jeżeli więc weźmiemy pod uwagę, że obecnie około 400.000 dzieci nie chodzi do szkoły — jeden z p. senatorów liczy, że 300.000, zgoda na to — jeżeli weźmiemy, że nadwyżka w przyszłości będzie wynosiła 2.300.000 ponad obecną liczbę, to musimy być przygotowani na to, że potrzeba będzie 45.000 sił nauczycielskich. A w obecnym budżecie podnosi się etat o 1.000. Jeżelibyśmy więc szli w tem tempie, to dopiero za 45 lat będziemy mieć komplet nauczycielstwa, potrzebnego dla nauczania dzieci.</u>
<u xml:id="u-7.3" who="#SKopciński">Weźmy, proszę Panów, drugą cyfrę, mianowicie, że według statystyki, którą posiadamy, Państwo Polskie w przyszłości, dla pomieszczenia wszystkich dzieci będzie potrzebowało przeszło 89.000 izb szkolnych, a jeżeli do tego dodamy przeszło 23.000 izb szkolnych, które trzeba będzie zamienić, bo są wynajmowane w gmachach, gdzie nie powinne się dalej mieścić, to stanowi to bardzo poważną liczbę; obliczają, że koszta budowy tej ilości izb szkolnych, według teraźniejszych warunków wynosiłyby od 234 do 3 miliardów złotych. W budżecie mamy 2 miljony na budownictwo w tym roku. Jeżeli Panowie podzielą jedną liczbę przez drugą, to wyniknie stąd, że szkoły nam potrzebne będziemy budowali jeszcze 1250 lat. Naturalnie, to jest humorystyka. Jakoś musimy sobie z tem poradzić. Ale nie widzimy tego planu, w jaki sposób Państwo będzie zdążało do tego, ażeby kiedyś mieć w szkołach wszystkie dzieci.</u>
<u xml:id="u-7.4" who="#SKopciński">Weźmy inną rzecz tyczącą się szkoły powszechnej — o tem już była mowa — czy jest plan podniesienia wartości tej szkoły? Otóż jeden z moich przedmówców podniósł, jak małe kwoty budżet przewiduje na pomoce naukowe razem z urządzeniami. Czy jest jakaś myśl przewodnia w urządzaniu tych szkół tak, ażeby one sprostały swoim zadaniom?</u>
<u xml:id="u-7.5" who="#SKopciński">Co do szkoły powszechnej, zdaje się, że wszyscy mówcy, którzy przemawiali przede mną — tak przynajmniej zrozumiałem — godzą się na to, że w Polsce musi być 7-klasowa szkoła powszechna. Nie słyszałem tutaj zdania, któreby się różniło od tej tezy. Spór jest jedynie o to, czy ta szkoła ma być szkołą jednolitą, czy niejednolitą? Przedewszystkiem muszę sprostować pewne nieporozumienie co do szkoły jednolitej. Pan referent powiedział, że zwolennicy jednolitości szkoły chcą, ażeby szkoła powszechna przygotowywała do gimnazjum. Otóż tak nie jest. Szkołę jednolitą rozumiemy zupełnie inaczej i nie potrzebuję chyba powtarzać słów p. s. Kalinowskiego, rozumiemy ją tak, jak on to rozumie, mianowicie szkoła powszechna jest tą szkołą, która kształci wszystkich obywateli; daje im minimum wiedzy, a nie jest żadną szkołą przygotowawczą do szkoły średniej. Natomiast program wszystkich naszych szkół musi być oczywiście tak ukształtowany, żeby dziecko miało możność przejścia z jednej szkoły do innej szkoły. Więc to nie jest przygotowanie, bo większość tych dzieci nie pójdzie do szkoły średniej, ale nie chcemy nigdzie stwarzać zamkniętych drzwi, ażeby poza te drzwi dziecko nigdy nie wyszło. Zatem we wszystkich stopniach nauczania i rodzajach nauczania chcemy, żeby szkolnictwo było tak związane, ażeby w każdym momencie chłopiec czy młodzieniec miał ułatwione przejście z jednego stopnia, z jednego rodzaju nauczania do drugiego. Dlatego nas to nie martwi, jak niektórych z Panów, że ze szkoły zawodowej człowiek może przejść do wyższej szkoły zawodowej, a nawet nie martwi nas to, że może przejść do uniwersytetu, o ile sprosta tym wszystkim zadaniom, które przed nim stawia szkoła średnia czy uniwersytet. Przeciwnie, nie chcemy stawiać żadnych tam, chcemy raczej jak najdalszych ułatwień.</u>
<u xml:id="u-7.6" who="#SKopciński">Z tą sprawą łączy się zagadnienie szkoły średniej Tych, którzy są przeciwnikami jednolitości, rozumiem, ale nie mogę zrozumieć s. Kaniowskiego, który z jednej strony oświadczył się, zdaje się, za jednolitością szkoły, a z drugiej strony koniecznie chce utrzymać trzy pierwsze klasy w szkole średniej. Jakaż to jest jednolitość, Panie Senatorze? Proszę Panów, nie może być, naszem zdaniem, osobnej szkoły dla warstw uprzywilejowanych — a tak jest, proszę Panów, bo przecież do szkoły średniej nie może iść biedak, gdyż jest ona tak czy inaczej płatna — a osobnej szkoły dla szerokich warstw ludności, bo wtedy ta szkoła przestaje być demokratyczną. S. Kaniowski proponuje szkołę powszechną 7-klasową, z której uczniowie będą zdawali do 4-ej, a 3 pierwsze pozostaną. Ale, kto się dostanie do 4-ej klasy, skoro Pan swoim wychowankom z pierwszych 3 klas przecież będzie musiał pozostawić pierwszeństwo? I tu właśnie wkrada się ogromna nieszczerość. S. Kaniowski motywuje, że obniży się szkołę średnią, jeżeli będą skasowane niższe klasy szkoły średniej.</u>
<u xml:id="u-7.7" who="#SKopciński">A zatem p. Kaniowski chce innej 5, 6 i 7 klasy, niż te. które będą w szkole średniej, bo inaczej pierwsze 3 klasy byłyby mu niepotrzebne. Czyli że Pan uważa, że w szkole powszechnej będą 5, 6 i 7 klasa, skąd uczniowie będą zdawali do 4 klasy, o ile w niej będą miejsca, ale od 1, 2 i 3-ej klasy Pan nie chce odstąpić, bo to obniżyłoby szkolnictwo średnie. Dlatego, proszę Panów, pozostaje Panu chyba, dla utrzymania jednolitości, stworzyć 4-klasową szkołę powszechną, z której wszyscy będą mogli pójść do Pańskiej 1-ej klasy — ale wtedy jednocześnie zostałby obniżony poziom szkoły powszechnej. S. Kaniowski jednak na to zdecydować się nie chce, bo rozumie, że warunki kulturalne i stan wiedzy tak się posunęły naprzód, że trudno jest pomyśleć, żeby robotnik, pracujący przy warsztatach, nie wiedział czegoś choćby z fizyki, z botaniki, z bakterjologji i t. d. I dlatego p. s. Kaniowski nie chce ograniczyć szkoły powszechnej do 4 lat, lecz z drugiej strony nie może się zdecydować na skasowanie trzech klas, które Pan chce mieć inne, niż wyższe klasy szkoły powszechnej i w tem jest gruba nieszczerość.</u>
<u xml:id="u-7.8" who="#SKopciński">Pani sen. Szebeko mówiła nam tu o tej arystokracji, że my podtrzymujemy arystokratyzm, dopuszczając wszystkie dzieci do szkoły średniej. Mnie się zdaje, że to jest akurat naodwrót. Kiedy istnieją dwie szkoły o rzekomo jednakowym poziomie, a jednak 5, 6, 7 klasę szkoły powszechnej uważa się za coś gorszego, niższe zaś klasy szkoły średniej mają być, jak chce p. Kaniowski, czemś lepszemu, — nie dziwmy się, że każdy tęskni i stara się dostać do tej lepszej szkoły, i ten pęd do szkoły średniej jest tem uwarunkowany. My się zgadzamy z tezą Szanownej Pani i wprowadzamy ją w życie, ażeby było poszanowanie pracy fizycznej, ażeby ta praca fizyczna była jednakowo szanowana z pracą umysłową, ale kto stwarza szacunek, a kto pognębia tę pracę fizyczną? Jakże ma się przywiązać rolnik do pracy fizycznej, do warsztatu pracy, kiedy Państwo nie chcą mu dać tego warsztatu pracy, kiedy Państwo nie chcą reformy rolnej, kiedy on tego warsztatu pracy w gruncie rzeczy nie ma. Państwo mówią, że to jest kwestja polityczna, niestety, to się wszystko z sobą wiąże. Jakże ma ukochać ten warsztat pracy fizycznej robotnik, kiedy pracuje w najcięższych warunkach, jakie mogą być, a kiedy chodzi o polepszenie jego doli, Państwo wstrzymują je wszelkiemi środkami i występują przeciwko wszelkiemu ustawodawstwu, mającemu na względzie poprawę tej doli. Nie my wprowadzamy arystokrację, lecz Państwo.</u>
<u xml:id="u-7.9" who="#SKopciński">A teraz jedna rzecz, ten wyraz, specjalnie używany przez wszystkich przeciwników jednolitości szkoły: „specjalnie uzdolnione dzieci”. To jest termin pasowania na rycerzy oświaty. Plebs do oświaty nie ma dostępu, tylko specjalnie uzdolnione dzieci, dla tych Państwo pozostawiają wolny wstęp do szkoły średniej, podczas gdy od innych, które nie zaczynają od szkoły powszechnej nie wymaga się tego specjalnego uzdolnienia. Tam będą — przepraszam za wyrażenie — notoryczne osły, i będą spokojnie przechodzić z niższej klasy do wyższej, podczas gdy ze szkół powszechnych ten dostęp dla szerokich warstw będzie otwarty tylko dla wybitnie uzdolnionych.</u>
<u xml:id="u-7.10" who="#SKopciński">Powoływano się dalej na zagranicę. Ja myślę, że to powoływanie się na zagranicę — tu już p. sen. Kaniowski mnie wyręczył — jest niezawsze słuszne, zresztą — Państwo pomijają niektóre przykłady, kiedy potrzeba. O Ameryce s. Kaniowski mówił z lekceważeniem. Pani senatorka Szebeko uważała, że tam jest niższe gimnazjum, podczas kiedy w istocie jest trochę inaczej; ale jeżeli sięgać nawet po przykłady zagraniczne, to w całej Europie jest na porządku dziennym sprawa szkoły jednolitej, o tem świadczą chociażby te kongresy międzynarodowe, o których mówił s. Kaniowski. Nie będę przytaczał, iż w Austrji dokonywane są pewne eksperymenty wprowadzenia szkoły średniej, w niektórych dzielnicach Wiednia, nie chcę się na nie powoływać, ponieważ te eksperymenty nie są dla nas odpowiednie Musimy stać na stanowisku naszej demokracji i budować szkoły dopasowane do naszej demokracji.</u>
<u xml:id="u-7.11" who="#SKopciński">Dalej chodzi o wiek — kiedy dziecko mamy kwalifikować, czy jest ono wybitnie uzdolnione, czy nie jest wybitnie uzdolnione, czy wogóle jest uzdolnione do pewnego zawodu. Pani senatorka powoływana się, ale nie słyszałem nazwiska pisma, ani autora, dlatego będę bezstronny, — siedziałem wówczas w Prezydjum i ktoś mi przeszkodził — tylko słyszałem, co ten autor powiedział, że po co ma się uczyć lekarza i stolarza jednego i tego samego. Pewnie, że stolarz nie pójdzie na medycynę, a medyk nie będzie się uczył w warsztacie stolarza robić ławy i stoły, ale ci ludzie muszą przejść pewną drogę wspólnie, ponieważ są rzeczy, które każdy obywatel powinien wiedzieć, choćby np. wiadomości obywatelskie, a nie zaszkodzi, jeżeli lekarz zetknie się w sensie zetknięcia się z życiem. I, proszę Państwa, tu się wysuwa dwa momenty, co do wieku odpowiedniego dla selekcji. Powiada się, że już można w 9, 10 i 11-ym roku oceniać zdolności dziecka. Pewnie, że i wcześniej. Notorycznego idjotę można określić w 4-ym roku życia i na to nie potrzeba psychologa, każdy zwyczajny człowiek powie, że to id jota.</u>
<u xml:id="u-7.12" who="#komentarz">(Głos: Albo genjusza.)</u>
<u xml:id="u-7.13" who="#SKopciński">No tak, i genjalne dziecko wcześniej można określić. Ale jeżeli chodzi o przeciętną inteligencję dzieci, to każdy przyzna, że lepszy jest jednak 14-ty rok, lub jeszcze późniejszy, niż 9 lub 10. Nie trzeba tu się powoływać na autorytety wielkie, bo każdy obywatel wie, kiedy lepiej dziecko kwalifikować, w 9-ym czy 14-ym roku. A przeszkód do tego niema żadnych bo jeżeli państwo przejrzą programy, to jednak zobaczą, że ogólne obywatelskie wykształcenie zabierze dziecku czas aż do 14 roku.</u>
<u xml:id="u-7.14" who="#SKopciński">Dalej p. senator Kaniowski uważa, że wiek pokwitania jest niebezpieczny do przejścia z jednej szkoły do drugiej. Ja uważam, że ten wiek pokwitania może wnieść nowe wartości. Może w tym okresie będzie można lepiej określić wartość dziecka. Mogą być pod tym względem rozmaite zapatrywania. A jeszcze jedna rzecz. Państwu łatwo mówić o tym dziesiątym roku dla Zenonków i Arturków, natomiast Maciuś i Kacperek, mam wrażenie, potrzebuje dłuższego czasu na oczyszczenie się z tej skorupy antykulturalnej środowiska, z którego wyszedł. On nie tak szybko dochodzi do momentu, kiedy uzewnętrzni swoje zdolności i zamiłowania, bo trudność wysłowienia się i inne warunki, które on przynosi ze sobą ze środowiska niekulturalnego, dają mu możność odsłonięcia dopiero w późniejszym wieku tego swojego ja, tego, czem on jest, i my, stojąc na punkcie widzenia demokratycznego pojmowania szkoły, musimy ten wiek określania zdolności i zamiłowań przesunąć.</u>
<u xml:id="u-7.15" who="#SKopciński">Proszę Panów, te przykłady, które s. Kaniowski przytaczał nam o sprawności szkoły średniej i o niesprawności szkoły powszechnej, są sporadycznemi zdarzeniami. Nauczyciele szkół powszechnych i nauczyciele szkół średnich, dla których nie chcielibyśmy być niesprawiedliwi, inaczej na te rzeczy patrzą. Dlatego mnie bardzo przekonywają rezolucje kongresu, przytoczone przez p. senatora, idące dość daleko, a przecież uchwalone przez nauczycieli szkół średnich. To co Pan powiedział o nauczycielstwie szkoły powszechnej, świadczy, że nie jest ono idealnem, ale muszę stwierdzić bezstronnie, że postęp pod tym względem za czasów istnienia Rzeczypospolitej Polskiej jest wielki. Ja widzę wielu nauczycieli, którzy już stoją na wysokości zadania i zapał tego nauczycielstwa do dalszego kształcenia się jest bardzo duży, natomiast wszyscy zaświadczą, że obecnie ze szkołami średniemi dzieje się źle i to jest jeszcze jeden powód, aby przeprowadzić zmianę.</u>
<u xml:id="u-7.16" who="#SKopciński">Powiadają Panowie, że szkoła średnia obniży się, gdy skasuje się te trzy klasy, ale co jest powodem, że ona się teraz obniżyła? Przecież te trzy klasy są, niektórzy dyrektorowie mają nawet klasy wstępne i podwstępne. Otóż jest wiele powodów obniżenia się poziomu szkoły średniej. Nie czas i nie miejsce teraz o tem mówić. Dopatrywanie się obniżenia szkoły przez skasowanie niższych klas szkoły średniej jest uprzedzaniem wypadków, jest przewidywaniem czegoś, czego nikt nie może sprawdzić, natomiast my widzieliśmy szkoły, które mają zniesione niższe klasy, mimo to dobrze prosperują i uczniowie ich są w uniwersytetach, politechnikach, zdają egzamina i żadnego zamieszania z tego powodu niema; takie szkoły w Polsce na szczęście już są. Dlatego też te wszystkie zdania nie są dla nas przekonywające. Uważamy, że jednolita szkoła dla Polski jest tem, co da możność szerokim warstwom ustosunkowania się do życia, świadomie, jasno, co da możność ekonomicznego podniesienia się Polski, co da możność rozkwitu Polsce. I dlatego my tej jednolitości, nietylko z punktu widzenia szerokich warstw, ale z punktu widzenia rozwoju potęgi Polski musimy bronić, a przytaczane przeciwne wywody w żaden sposób przekonać nas nie mogą.</u>
<u xml:id="u-7.17" who="#SKopciński">Te wielkie zagadnienia stoją przed Ministerstwem Oświecenia Publicznego; te wielkie zagadnienia musi Ministerstwo rozstrzygnąć, oczywiście z całym obiektywizmem, z całą bezstronnością. Pewno, że mogą być pewne sporne rzeczy, czy ta szkoła średnia ma być pięcio czy sześcioletnia, pewno, że mogą być pewne małe przesunięcia w tę czy inną stronę, ale do tego trzeba się odnieść bezstronnie. Stoi przed Ministerstwem Oświecenia zagadnienie rozstrzygnięcia ustroju szkolnictwa w duchu polskiej demokracji i w duchu, jak mniemam zupełnie szczerze, szczęścia i potęgi Polski. Ministerstwo Oświaty musi pod tym względem wykazać dużo hartu, bo oprócz tych argumentów przeciw jednolitości szkoły, które tu mamy, zjawi się niewątpliwie tysiące innych argumentów. Dlatego nie dziwmy się, że jak sen. Siciński wspominał, odbywają się w tej sprawie wiece. Pewno, że tam się ta sprawa nie rozstrzygnie, ale to jest kwestja społeczna, to jest kwestja polityczna, bo te wszystkie argumenty, które są przytaczane, wychodzą z politycznych przesłanek. A obywatel, któremu chodzi o szczęście swych dzieci — gdzie ma przyjść? Nie do Senatu, ani do Sejmu, a on przecież może chce się poinformować, dowiedzieć, chcę wreszcie ustosunkować się do tych zagadnień na terenie zgromadzeń publicznych.</u>
<u xml:id="u-7.18" who="#SKopciński">Niestety, na tę reformę, taką czy inną czekają długo. Zapowiadał już ją min. Grabski. W spadku po poprzedniem Ministerstwie dostała się ta kwestja rządom pomajowym. Ale — nowy minister — nowa praca, odchodzi minister — praca się kończy i nowa praca się zaczyna. Najwięcej pod tym względem obiecywał nam p. Minister Bartel, niestety bardzo mało dotrzymał, natomiast obdarzył nas rozporządzeniem z dnia 9 grudnia 1926 r. Może Panowie powiedzą, że już jest nudne mówić o tem rozporządzeniu, skoro już mój poprzednik, p. s. Kalinowski, wyraził stanowisko w swojem przemówieniu, pod którem mógłbym się w zupełności podpisać i zdawałoby się, że już nie potrzeba o tem mówić, ale uważam, że sprawa ta dla nas, dla demokracji polskiej i dla Polski w przyszłości jest tak ważna, że o niej każdy musi w Polsce głośno mówić.</u>
<u xml:id="u-7.19" who="#SKopciński">Proszę Panów, zatytułowane jest to rozporządzenie: O nauce religji katolickiej. Już w tem tytule widzimy pewną obłudę, bo tu nie chodzi o naukę religji katolickiej. Dziwna rzecz, że u nas w rzeczach, które tyczą się religji, jest tyle fałszu i nieszczerości, zaczynając od rozporządzeń ministerjalnych poprzez rozmaite komentarze i t. d. Powołuje się to rozporządzenie na Konstytucję i na Konkordat. Otóż ani jedna, ani druga ustawa do tego p. Ministra Bartla nie zmuszała, bo nasza Konstytucja obowiązuje tylko w tym względzie, aby było nauczanie religji w szkołach tam, gdzie jest młodzież do 18 lat w szkołach, utrzymywanych w całości lub częściowo przez Państwo, lub samorząd. Konkordat idzie troszkę dalej, i rozszerza to na wszystkie szkoły poza szkołami wyższemi i na tem koniec.</u>
<u xml:id="u-7.20" who="#SKopciński">Muszę tu zaznaczyć, że Konkordat mówi wyraźnie, iż władze szkolne wybierają prefektów i nauczycieli religji z pośród tych, których kurja biskupia do tego upoważnia; u nas od lat zakorzenił się zwyczaj w Ministerstwie, że jest ono pohopne do świadczeń jak najszerszych względem kleru katolickiego i nawet nie wybiera samo z pośród kandydatów kurji, lecz stosuje się do jej woli w każdym wypadku.</u>
<u xml:id="u-7.21" who="#SKopciński">Otóż ani w Konstytucji, ani w Konkordacie niema nic o praktykach religijnych, natomiast są artykuły Konstytucji, które wspominają, że nie wolno narzucać tych rzeczy. Tu się mówiło o szkole wyznaniowej, podczas gdy Konstytucja takiej szkoły nam nie daje. O Konstytucji się mówi rozmaicie, tak i inaczej, ale pomówię o naszym punkcie widzenia na tę sprawę.</u>
<u xml:id="u-7.22" who="#SKopciński">P. senatorka Szebeko, jeżeli nie powiedziała tego wyraźnie, to zdaje się, że jednak tenor jej przemówienia był taki, że my walczymy z religja, że chcemy usunąć religję. Nikt tak, jak socjaliści, nie chce wprowadzenia prawdziwej nauki Chrystusowej.</u>
<u xml:id="u-7.23" who="#komentarz">(S. Thullie: Jaka to jest prawdziwa?)</u>
<u xml:id="u-7.24" who="#SKopciński">Panie Senatorze, Pan, który zajmuje się temi rzeczami, powinien lepiej wiedzieć.</u>
<u xml:id="u-7.25" who="#komentarz">(S. Thullie: Wiem, że katolicka to jest prawdziwa.)</u>
<u xml:id="u-7.26" who="#SKopciński">Pomiędzy tą religja, nauką ubogich, nauką miłosierdzia, nauką miłości bliźniego, a temi oficjalnemi rzeczami, których państwo tu żądają, jest bardzo głęboka przepaść. Tam jest wzniosła idea, a tu jest żądanie władzy, jeżeli weźmiemy pod uwagę tylko najogólniejszy zarys tej różnicy. Dalej pani senatorka powiedziała, że my chcemy usunąć księdza ze szkoły. Tak jest. Zasadniczo, jako socjaliści, stoimy na stanowisku szkoły świeckiej, t. j. ażeby nauka religji mogła się odbywać dla tych, którzy tego chcą, w specjalnych godzinach, nie objętych planem szkolnym, w zgodzie z wolą rodziców i uważamy, że w tem jest podniesienie szacunku dla religji. My wiemy, że w Polsce to jest jeszcze rzecz bardzo daleka i Konstytucja nie przyznaje nam szkoły świeckiej, ale Konstytucja nie daje też Panom szkoły wyznaniowej. Stoimy na stanowisku Konstytucji i o szkołę świecka nie upominamy się. Jeżeli nam chodzi o nauczycieli religji, to tylko dlatego, ażeby ci nauczyciele byli postawieni na swojem miejscu, ażeby nie było żadnych przywilejów, jakie były dotąd, że dyrektor nie może wydalić prefekta, póki biskup mu nie pozwoli i zawsze o to są spory, a w tym sporze zawsze pada ten, kto przeciwko prefektowi występuje. Chodzi o to, ażeby ten prefekt nie był drugim dyrektorem, a nawet, jak teraz, według rozporządzenia p. Bartla, nad-dyrektorem.</u>
<u xml:id="u-7.27" who="#SKopciński">P. senatorka mówiła tu dziś o praktykach religijnych. Ale jeżeli ma się mieć szacunek dla religji przez przymus, to może jeszcze postawić kogoś, żeby pilnował wykonania, by dziecko uczyło się religji i miało szacunek do religji, może jeszcze za głowę prowadzić do konfesjonału? To z mojemi pojęciami o religji i o szacunku dla religji w żaden sposób nie może się pogodzić. Następnie pani senatorka nie powiedziała o innych sprawach, które są pewnem novum w tem rozporządzeniu. Zwracam uwagę na art. 8: „Księża prefekci są nauczycielami i duszpasterzami młodzieży szkolnej w zakresie życia szkolnego. Jest więc ich szczególnym obowiązkiem czuwać nad życiem religijnem i narówni z innymi nauczycielami nad wychowaniem moralnem młodzieży szkolnej. Księża prefekci ze względu na swe stanowisko duszpasterskie mają obowiązek brać udział we wszystkich konferencjach, omawiających sprawę wychowania młodzieży szkolnej”.</u>
<u xml:id="u-7.28" who="#SKopciński">Słowem wszędzie jest prefekt, podczas gdy odwrotnie od strony dydaktycznej, w nauce religji, kierownik szkoły powszechnej nie może się wtrącać, a dyrektor gimnazjum może zaledwie robić pewne uwagi. Dalszem novum jest to, że w budżecie, w tym skromnym budżecie, na który narzekamy, ma być specjalny fundusz na wychowanie religijne. Nowością też jest, że nauczyciel śpiewu ma się porozumiewać z ks. prefektem, jak ma być urządzona nauka chóru kościelnego. Tego nie było. Więc nie jest to usankcjonowaniem tego, co było, ale są i nowe rzeczy.</u>
<u xml:id="u-7.29" who="#SKopciński">Państwo tak bronicie przymusu praktyk, że to wygląda, jakby byli jacyś pokrzywdzeni ludzie, którzy nie mogą posyłać swoich dzieci do spowiedzi, i nareszcie zjawił się p. Bartel, który znosi tę niesprawiedliwość, że dzieci chcące iść do spowiedzi dotąd tego zrobić nie mogły, więc trzeba było zrobić przymus, bo przed kościołami stali ludzie, którzy te dzieci od kościołów pałkami odpędzali. To jest naiwne wmawianie w nas, żebyśmy w to uwierzyli. Nam chodzi o to, żeby ci rodzice i dzieci miały zupełną swobodę w odbywaniu praktyk religijnych. I to było. Ja Panu mogę przysiądz, że nie było takiego dziecka, któreby, chcąc iść do spowiedzi, znajdowało w tem jakiekolwiek przeszkody. Teraz jest rozporządzenie po to, żeby zmusić tych, którzyby przypadkiem iść nie chcieli. Mówiono nam, — żałuję, że Pana Ministra Dobruckiego niema, ale wiem, że ważne sprawy odwołały go stąd — pocieszano nas, że to nie będzie tak surowo stosowane, że jest jakaś umowa z biskupami. Ja jednak podam Panom z przeszłości jeden przykład: Rzeczywiście w jednej szkole był taki wypadek, że, kiedy raz ksiądz prefekt mówił, że spowiedź jest tylko dla wierzących, że nigdy się nie zmusza do niej, że to byłoby świętokradztwo, żeby poszedł do spowiedzi ktoś, co nie chce się spowiadać, pewna dziewczynka odpowiedziała: „Proszę księdza prefekta, ja nie mam usposobienia, ja nie chcę iść do spowiedzi”. Ksiądz prefekt na to odpowiedział: „W takim razie nie masz po co chodzić na moje lekcje religji, bo na lekcje religji mogą chodzić tylko wierni katolicy”. A to jest przecież zamknięcie drogi do skończenia gimnazjum, bo Państwo wiedzą, że istnieje rozporządzenie, wskutek którego nie można mieć matury bez stopnia z religji. I to nie jest zmuszanie? Więc co to jest? Otóż, proszę Państwa, gdybyście Panowie stali na stanowisku szczerości chrześcijańskiej, to wtedy zgoda, możemy o tem mówić, ale ten jeden przykład stwierdza, że w tem wszystkiem grają rolę naprawdę rzeczy takie, które bardzo mało mają wspólnego z chrześcijaństwem.</u>
<u xml:id="u-7.30" who="#komentarz">(S. ks. Maciejewicz: A odmiennych przykładów Pan nie ma?)</u>
<u xml:id="u-7.31" who="#SKopciński">P. senatorka dalej mówiła o tem, że my chcemy księży katolickich usunąć. Nie, nie chcemy. Chcemy tylko, żeby oni stali na właściwem stanowisku i nie mówilibyśmy może o tem, gdyby księża prefekci i wogóle duchowieństwo nie prowadziło agitacji politycznej zarówno z ambon, jak i w szkołach, gdyby na lekcjach religji nie poruszali kwestji politycznych, gdyby tem nie podkopywali szacunku do rodziców i nauczycieli. W Tarnowie np. biskup powiedział: macie dzieci u siebie nauczycieli niegodnych szacunku. Jeżeli przez polityczne wystąpienia prefektów nie będą obrażane dzieci w swoich uczuciach względem rodziców, kiedy się krytykuje ich przekonania — jeżeli to wszystko minie, to nie będziemy mieli żadnego powodu wchodzić na trybunę i mówić o tych wszystkich rzeczach. Ustosunkujcie się rzeczywiście po chrześcijańsku do nauczania religji, nie wychodźcie z krucjatą przeciwko innym przekonaniom a wtedy będziemy mogli zupełnie spokojnie załatwić te sprawy, bo wierzcie nam, że my nigdy przeciw zasadom Chrystusa nie występujemy, raczej wszczepiamy je w życie.</u>
<u xml:id="u-7.32" who="#komentarz">(Głos: Przeciw Kościołowi katolickiemu)</u>
<u xml:id="u-7.33" who="#SKopciński">Proszę księdza Senatora, to byłby spór religijny między nami. Zresztą będą szczery, musimy występować przeciw waszym praktykom wtedy, kiedy jeden z księży senatorów protestował przeciw wysyłaniu nauczycielstwa i dzieci na pogrzeb kolegi, który popełnił samobójstwo, a przecież, Księże Senatorze, były galowe nabożeństwa, urządzane za Niewiadomskiego.</u>
<u xml:id="u-7.34" who="#komentarz">(S. Woźnicki: Ale za dobre pieniądze samobójców grzebią)</u>
<u xml:id="u-7.35" who="#SKopciński">Przeciw takiemu duchowi Kościoła zawsze będziemy występowali. Jeżeli księża katoliccy zawsze stają nie po stronie uciśnionego, widać to choćby tu w głosowaniach, lecz po stronie możnych, co jest sprzeczne z zasadami Chrystusowemu to nie możemy zawsze żyć w przyjaźni.</u>
<u xml:id="u-7.36" who="#SKopciński">Pani senatorka powiedziała tu, że chcemy usunąć Rzym, jako międzynarodową instytucję, a jednocześnie chcemy międzynarodówki. Proszę szan. Pani Senatorko jest to powiedzenie efektowne,</u>
<u xml:id="u-7.37" who="#komentarz">(Głos: I słuszne)</u>
<u xml:id="u-7.38" who="#SKopciński">... nie chciałbym go nazwać powiedzeniem demagogicznem, bo należę do partji, która ma zaszczyt należeć do międzynarodówki, ale swoje wpływy w kraju ogranicza tylko do wpływów moralnych i nie chce ani władzy, ani dotacji na międzynarodówkę, ani rozmaitych tych rzeczy, które są związane z władzą Rzymu.</u>
<u xml:id="u-7.39" who="#komentarz">(S. Woźnicki: Świętopietrza socjalistycznego niema)</u>
<u xml:id="u-7.40" who="#SKopciński">My od Państwa niczego nie wymagamy i władzy oficjalnej żadnej nie mamy i z chwilą, kiedybyśmy byli, a z pewnością nie będziemy, szkodliwi dla Państwa, to Państwo ma możność na to reagować. Inna rzecz z Rzymem, bo proszę Panów, sądzę, że jednak to rozporządzenie p. Ministra Bartla wynikło z powodów politycznych. P. Minister Bartel niech nie mówi, że podpisując je, nie znał go, bo przecież wiemy, jak przeciw temu Rządowi frondowało wyższe duchowieństwo. Znamy zjazd katolicki i historję pierwszego komunikatu, który nie był rzeczywisty, i potem historję tego drugiego komunikatu, który już był rzeczywisty i potem jeszcze historję listu biskupa Hlonda, potem protest, że go nie było, że to była prywatna tylko notatka. Ten cały ceremonjał w stosunku do obecnego Rządu znamy. Ale ten stosunek widocznie był nieprzychylny, i zaczęły się chrześcjańskie targi i dopiero trzeba było jakiegoś rewersiku w postaci przymusowych praktyk religijnych w szkołach, aby to duchowieństwo inaczej się ustosunkowało. Mam wrażenie i mam pewne dowody, że po tych rzeczach stosunek pewnych biskupów jest dla Rządu przychylniejszy. Ale czy wolno było p. Bartlowi oddawać losy Polski w ręce kleru, a zwłaszcza losy przyszłych pokoleń?</u>
<u xml:id="u-7.41" who="#SKopciński">Otóż proszę Panów, z tych wszystkich względów musimy jak najenergiczniej protestować przeciw wprowadzeniu tego rozporządzenia. Jeżeli zaś chodzi Pani o to porównanie międzynarodówki i nas, to muszę zwrócić uwagę na ten stosunek kleru, który nawet oficjalnie na komisji zaznacza się, że to coś innego. Mówi się często, kiedy mowa o podwyższeniu dotacji: Państwo Polskie tego darmo nie daje. Czy ten ton względem Państwa Polskiego jest słuszny? Znam takich, którym rządy zaborcze skonfiskowały w ten sposób majątki i miałem nawet takich klientów, którym prowadziłem tego rodzaju sprawy, którzy radzili się, jakby mogli przyjść do tych majątków z powrotem. Ale ci ludzie pokornie proszą i składają memorjały. Natomiast tego rodzaju powiedzenie: Państwo Polskie tego za darmo nie daje, to powiedzenie człowieka zupełnie obcego wobec Państwa.</u>
<u xml:id="u-7.42" who="#SKopciński">Wobec tego wszystkiego nie możemy patrzeć na to rozporządzenie jako na rozporządzenie bezpieczne. Już nie mówię o względach pedagogicznych, ale chodzi o to, że władza kleru coraz szersze zatacza kręgi w Polsce. Jesteśmy świadkami posuwania się władzy kleru i p. Bartel niewątpliwie wśród przyszłych pokoleń znajdzie pamięć, ale ta pamięć nie wiem, czy korzystną będzie dla p. Bartla. Przyszłe pokolenia z lekkiem sercem tego rozporządzenia p. Bartla, tego władztwa kleru nad Polską nie będą wspominały.</u>
<u xml:id="u-7.43" who="#SKopciński">Przechodzę do trzeciej rzeczy, która tu była poruszona, o której w imię sprawiedliwości i dobra Polski musimy mówić, do szkół mniejszości narodowych. Załatwiliśmy tę sprawę, mówię specjalnie o mniejszości na Kresach Wschodnich, ustawą o szkole utrakwistycznej. My byliśmy przeciwnikami tej ustawy, ale ta ustawa jest faktem, powiedzmy, jest może uwarunkowana pewnem rozmieszczeniem ludności. Chciałbym tylko stanąć na tem stanowisku, na jakiem tu Panowie nam stanąć kazali, że wprowadzenie szkoły utrakwistycznej, uczenie się obywateli ukraińskich czy białoruskich razem z obywatelami polskimi będzie służyć idei pojednawczej godzenia się dzieci od maleńkości. To był ten argument, który p. referent, p. Minister i wszyscy nam przytaczali. I rozumiem, że w ten sposób powinna być ta sprawa załatwiona. Trudno, nie można stworzyć specjalnej szkoły z ukraińskim czy białoruskim językiem, jest szkoła utrakwistyczną, która na równych zupełnie warunkach kształci ukraińskie dziecko z dzieckiem Polskiem i odwrotnie. Już rozporządzenie wykonawcze dało wiele rzeczy niezupełnie zadowalających. Chociaż nie będę o tem mówił szerzej, ale chciałbym wspomnieć, że oparto się na spisie ludności, który służył do zupełnie innych celów. Następnie praktyczne wykonanie według tego spisu ludności nie powinno było się odbywać w ten sposób, że deklaracje, podpisane przez mniejszości, musiały być poświadczone, czego nie żądano od znających szkoły w państwowym języku, z czego widać wyraźną nieufność, że tamta strona, t. j mniejszości będą robiły jakieś nadużycia. Poza tem jeszcze w wykonaniu, w praktyce owego rozporządzenia wykonawczego natrafiamy na rzeczy bardzo niemiłe, i nie w duchu zgodnego załatwienia z mniejszościami narodowemi tej sprawy. Proszę Panów, przecież wiadomo, że była agitacja i że często władze brały w tem udział. Muszę powiedzieć, gdyż trudno nie wspomnieć, że była na terenie Białorusi odezwa Polskiej Macierzy Szkolnej powiadająca: Chcecie dostać ziemię, głosujcie za szkołą polską i żądajcie szkoły polskiej. Ten niekulturalny Białorusin myślał, że jeżeli nie będzie tak głosował, to ziemi nigdy nie dostanie. Prezesem Macierzy Szkolnej był inspektor szkolny i żadna kara nie spotkała go za to. Żałuję mocno, że znalazł się taki prezes, który w ten sposób odniósł się do instytucji, mającej duże zasługi, której w ten sposób nie trzeba używać do agitacji czysto politycznej i demagogicznej. Przytoczę krótką statystykę. Przed zaprowadzeniem tej reformy na terenie województw południowo-wschodnich: lwowskiego i stanisławowskiego, mieliśmy polskich szkół 2.711, po zaprowadzeniu reformy spadło to do 2.326, 385 uległo utrakwizacji. Natomiast szkół ukraińskich było 2.243, po utrakwizacji spadła ich liczba do 933, 1.310 zostało zutrakwizowanych. Na terenie woj. wołyńskiego mamy w miastach szkół polskich 66, utrakwistycznych 8, na wsi 628 polskich, 353 utrakwistycznych. Na terenie Białorusi mamy parę szkółek, nie wiem, czy białoruskich, czy utrakwistycznych. To są cyfry, które nie mówią o zupełnej czystości wykonania tej reformy. Co do tego, że tam się dzieje niedobrze, można się oprzeć na tem, co się mówi w Senacie. Podnosi się wielki krzyk w sprawie zamykania szkół polskich. Pani senatorka nie podejrzewa mnie chyba o to, żebym chciał odebrać komuś szkołę. Jeżeli są warunki na wsi, że nie można utrzymać dwóch szkół, polskiej i ukraińskiej, to trzeba zutrakwizować, bo skoro jest ustawa, trzeba być sprawiedliwym. Mogę boleć, że tam ta szkoła może być zamknięta, ale inaczej być nie może. Powiada się tak: jeżeli mamy 12 dzieci i one pójdą — powtarzam słowa pana referenta — do szkoły utrakwistycznej, to one się wynarodowią; nie możemy pozwolić na wynarodowienie. Czyli, że dla polskich dzieci szkoła utrakwistyczną jest wynaradawiająca. Ale ta szkoła utrakwistyczną dla dzieci ukraińskich nie jest wynaradawiająca. Jestem przeciwny wynaradawianiu, sam byłem w szkole rosyjskiej, znam te rzeczy i my wszyscy występowaliśmy przeciw temu wynaradawianiu. Więc też obojętnie nie mogę patrzeć na te uczucia u innych narodów, które chcą szkoły dla swoich dzieci w swoim języku. Nie mogę zrozumieć tej podwójnej moralności: moje dziecko się wynarodowi, ale cudze dziecko się nie wynarodowi, albo ja nie chcę swego dziecka wynarodowić, ale chcę wynarodowić cudze dziecko. Szanuję kulturę polską, rozumiem doskonale i wiem, że we współżyciu moralnem, bratniem, spokojnem z tym czy innym narodem na naszych kresach nasza kultura przeniknie, ale nigdy nie przeniknie, gdy będziemy gwałtem zmuszali do niej, gdy będziemy chcieli swój język wprowadzać do szkół, gdy będziemy chcieli przeprowadzać to, co przeprowadzają inne narody imperialistyczne, zaborcze. Z temi narodowościami historja nas związała i musimy na równych prawach z niemi tam żyć. Sądzę, że ta podwójna moralność musi wywołać niepokój, niezadowolenie z przeciwnej strony. Ale tu nie chodzi o sympatję, tu chodzi o zupełnie realne rzeczy. To, co Ministerstwo wyda specjalnie na szkoły ukraińskie czy białoruskie, niewątpliwie ulży nam w wydatkach w przyszłości, w utrzymaniu policji, w utrzymaniu tych ludzi, którzy będą te niezadowolone narody ciągle trzymały za ręce. Zdaje mi się, że tylko braterską polityką, a nie siłą dojdziemy do porozumienia, które da niewątpliwie tę potęgę Polsce, którą raz na zawsze takie współżycie między nami a Białorusinami i Ukraińcami wytworzy.</u>
<u xml:id="u-7.44" who="#SKopciński">Był tu zupełnie niesłusznie przy kwestji mniejszości narodowych podany przykład Górnego Śląska. Zgadzam się, że tam przedstawia się kwestja odwrotnie, ale nie wskutek jakiegoś rozporządzenia Państwa, tylko wskutek warunków społecznych, że tam robotnik, przez obcego kapitalistę steroryzowany, posyła dziecko do szkoły niemieckiej. Ale znowu się pytam, kto tu winien. Kiedy chodziło o przedłużenie dnia roboczego, to tu w Senacie wszyscy Panowie byli po stronie ministra Darowskiego, a nie występowali w obronie robotników górnośląskich, choć w tych hutach, Państwo zdaje się wszyscy o tem wiedzą, praca jest specjalnie piekielna. A więc kiedy my całą swą polityką oddajemy robotników polskich w ręce zachłannych kapitalistów obcokrajowców, to potem miejmy pretensję tylko do siebie samych, że potrafili oni ich steroryzować i mamy takie straszne i przykre dla nas wypadki, że robotnik polski posyła dziecko do szkoły niemieckiej na terenie Państwa Polskiego.</u>
<u xml:id="u-7.45" who="#SKopciński">To są te uwagi, jakie tu Wysokiemu Senatowi chciałem rzucić. Co do rezolucji muszę powiedzieć, że przedewszystkiem nie możemy głosować za rezolucją pierwszą, która mówi o niezamykaniu szkół polskich na Kresach, dlatego, że nie odzwierciedla ona tego, co jest. Zwraca się ona do polskiego Rządu, który niewątpliwie, tych rzeczy strasznych, jakby wynikało z rezolucji, tępienia szkolnictwa polskiego nie robi.</u>
<u xml:id="u-7.46" who="#SKopciński">Co do drugiej kategorji rezolucji, to muszę zaznaczyć, że uważam, iż w rezolucjach naszych, jak również w uchwałach powinne być podejmowane rzeczy podstawowe, w których Senat wzywa Rząd do czegoś poważniejszego. Z tych względów nie będziemy głosowali ani za rezolucją 4 ani za 14. Czwarta mówi o nietworzenia szkół specjalnych. Czy, proszę Państwa, jesteśmy takimi specjalistami, czy to taka ważna sprawa otwarcie jednej szkoły specjalnej tam, gdzie będzie tego koniecznie potrzeba? My w te drobiazgi wtrącać się nie możemy. Tak samo co do nauczania rolnictwa w szkołach. Zgadzam się na to, ale czy nie będzie trzeba czegoś innego jeszcze dla zetknięcia dzieci miejskich z życiem? Jeżeli wysuwamy jakiś fragment, to to wygląda niepoważnie.</u>
<u xml:id="u-7.47" who="#SKopciński">Natomiast składamy rezolucję dodatkową, wzywającą Rząd, by zniósł rozporządzenie p. Ministra Bartla z dnia 9/XII 1926 r.</u>
<u xml:id="u-7.48" who="#SKopciński">Kończę i muszę powiedzieć, że w dziedzinie szkolnictwa jesteśmy teraz w chwili bardzo poważnych reform. Od zadecydowania ustroju szkolnictwa będzie zależał, mojem zdaniem, pomyślniejszy lub mniej pomyślny rozwój Państwa. I wiemy z drugiej strony, że te kwestje może rozstrzygnąć tylko rząd, który ma pewien entuzjazm do tej sprawy, rząd, który do tej reformy przystąpi z całem zaparciem, a jednocześnie rząd hartu, który nie pozwoli wpływać na siebie temi czy innemi argumentami, a będzie miał na względzie tylko załatwienie według wymagań naukowych i według wymagań życia społecznego tej tak ważnej dla Polski sprawy. Do tego hartu i do tego entuzjazmu wzywamy Rząd obecny.</u>
</div>
<div xml:id="div-8">
<u xml:id="u-8.0" who="#WicemarszałekksStychel">Głos ma s. Hammerling.</u>
</div>
<div xml:id="div-9">
<u xml:id="u-9.0" who="#SHammerling">Wysoki Senacie! Uważam, że Ministerstwo Oświaty w naszem Państwie powinno stać na pierwszem miejscu. Przyszłość, powiedział słynny człowiek w historji amerykańskiej ś. p. prezydent Lincoln, nie należy do tych ludzi, którzy wojnę prowadzili, lecz do ich dzieci. Uważam, że jest naszym obowiązkiem, jako przedstawicieli narodu, stać tu jak jeden mąż przy nauczycielach, którzy przejęci są ideą państwowości polskiej i tych ludzi powinien nasz Rząd i Ministerstwo Oświaty specjalnie wyróżniać, dając im awanse i t. p. Pierwsze, co mię uderzyło, jak wróciłem z Ameryki po 40-letnim tam pobycie, był apel skierowany do mnie, jako do byłego emigranta, przez nauczyciela ludowego ś. p. Leśniaka, który powiedział: „Panie, najbardziej mię boli to, że z 700 zapisanych dzieci tylko 188 chodzi do szkoły, bo nie mają się w co ubrać”. To było w r. 1920. Ten nauczyciel zrobił na mnie wrażenie człowieka oddanego społeczeństwu i Państwu i takich ludzi trzeba cenić. I jedno, co w naszem Państwie powinno być szanowane, to właśnie wybieranie ludzi odpowiednich na stanowiska nauczycieli szkół powszechnych. Drugi czynnik, który oddaje wielkie usługi oświacie w naszem Państwie, to dzienniki, które podobnie jak w Ameryce, przyczyniają się do szerzenia oświaty i są niejako wędrownym uniwersytetem. To powinno być zaszczytem dla naszych dzienników w Polsce, ażeby oddawać te usługi społeczeństwu. Mamy w Polsce według ostatniej statystyki 1.700 czasopism. Pod względem różnorodności językowej tych czasopism jesteśmy może drugim krajem na świecie. I tak mamy 111 pism w Języku niemieckim. W Ameryce pisma w obcych językach wydawane mają umieszczone w tytule „Amerika First”, to znaczy „Ameryka Pierwsza”. To samo powinno być i u nas: „Polska pierwsza”. Według Konstytucji mamy wszyscy równe prawa, ale powinniśmy tak samo wszyscy ponosić równe obowiązki.</u>
</div>
<div xml:id="div-10">
<u xml:id="u-10.0" who="#WicemarszałekksStychel">Proponuję Panom przerwę do godz. 4.</u>
<u xml:id="u-10.1" who="#komentarz">(Po przerwie)</u>
</div>
<div xml:id="div-11">
<u xml:id="u-11.0" who="#WicemarszałekWoźnicki">Wznawiam przerwane posiedzenie. Przed udzieleniem głosu następnemu mówcy, muszę przypomnieć panom przewodniczącym klubów, że w dniu dzisiejszym upływa termin zgłaszania wniosków i rezolucji, które mają być zaproponowane.</u>
<u xml:id="u-11.1" who="#WicemarszałekWoźnicki">Głos ma s. Godlewski.</u>
</div>
<div xml:id="div-12">
<u xml:id="u-12.0" who="#SGodlewski">Wysoka Izbo! Budżet Ministerstwa Oświaty w porównaniu z budżetami lat ubiegłych jest niewątpliwie szerzej zakrojony, ale z drugiej strony ze względu na potrzeby, jakie ma nasz kraj, ze względu na zaniedbania tylu lat i tylu pokoleń, ten budżet jest niewątpliwie na cele oświaty całego naszego państwa za mały. Widać to odrazu, gdy się rozważa podstawy oświaty, którą stanowi szkolnictwo powszechne. Ilość szkół powszechnych w naszym kraju jest w stosunku do zapotrzebowania niepomiernie mała. Gdy się wspomni czasy przeszłe, mimowoli przychodzi na myśl ten okres, kiedy znajdowaliśmy się w takich warunkach, że ta oświata była Czemś, co tylko ukradkiem można było wszczepiać w szerokie masy ludności. Wtenczas ze wszystkich stron starano się o to, ażeby oświatę, która stanowiła pewnego rodzaju podbudowę całego gmachu życia narodowego, o ile się tylko da, posunąć naprzód, utrzymać prawdziwą kulturę, prawdziwe zrozumienie tych wszystkich czynników narodowych, które były i są od długiego szeregu lat dla nas wszystkich niesłychanie drogie. Temu się też zawdzięcza, że z tej niewoli wyszedł naród polski jednak z utrzymanem poczuciem polskości i nie zatracił go w tych najcięższych czasach. Ale wniosek z tego wysnuć powinniśmy ten, żeby budowę tego gmachu kultury, który już przed wiekami rozpoczęto budować, dalej niestrudzenie prowadzić.</u>
<u xml:id="u-12.1" who="#SGodlewski">Proszę Panów, koniecznością jest niewątpliwie zwiększenie ilości szkół. Wydaje mi się, że tylko wtedy naprawdę jest możliwość uczęszczania stałego dzieci do szkół, jeżeli szkoły są w ten sposób rozmieszczone, żeby dziecko nie potrzebowało chodzić do drugiej lub trzeciej wsi, żeby ta szkoła była o ile możności jak najbliżej i żeby korzystanie z niej było jak najłatwiejsze. Wszędzie tam, gdzie znajduje się instytut szkolny daleko, niewątpliwie będzie można stwierdzić frekwencję która maleje i na czas się dłuższy nie da utrzymać. Koniecznem jest zwiększenie budynków szkolnych, ale jak w najrozmaitszych innych działach, tak samo i tu strzec się powinniśmy przed maksymalistycznym programem. A mianowicie nieraz przy tworzeniu budynków szkolnych stawia się wymagania, które uniemożliwiają powstanie szkoły. Znam wypadki, że darowywano nawet budynki na cele szkolne, lecz władze szkolne ich nie przyjmowały, a dzieci przez dłuższy czas musiały do innej wsi uczęszczać.</u>
<u xml:id="u-12.2" who="#SGodlewski">To stawianie maksymalistycznych żądań dobrze mi jest znane choćby z działu szpitalnictwa. Kiedy w czasach komisariatu do walki z epidemjami pobudowano wiele szpitali, to o ile który nie odpowiadał wszystkim wymogom nauki, sprzedawano go lub kasowano i teraz czasem po dwa powiaty nie mają żadnego szpitala. To samo dzieje się od czasu do czasu ze szkołami.</u>
<u xml:id="u-12.3" who="#SGodlewski">Nie zapominajmy, że jednem z pierwszych zagadnień oświatowych jest niewątpliwie zwalczanie analfabetyzmu, a wtenczas, kiedy już będziemy mieli szkoły, chociażby prowizorycznie zorganizowane, któreby przynajmniej z analfabetyzmem walczyć mogły i to w pokaźnej liczbie, będzie naszym obowiązkiem dążyć do tego, aby je rozbudować w górę, ażeby one objęły całość tego programu nauki, jakiego od każdego obywatela wymagać będziemy. Wydaje mi się, że na tych właśnie zasadach może być ugruntowana nadzieja rozwoju i zrozumienia państwowości polskiej, który najściślej się wiąże z rozwojem oświaty i kultury narodu.</u>
<u xml:id="u-12.4" who="#SGodlewski">Szkolnictwo średnie rozwija się niewątpliwie pomyślnie i jak z uznaniem się odnosić trzeba do pracy Ministerstwa Oświaty na polu szkolnictwa powszechnego, tak też trzeba stwierdzić wielki postęp na polu szkolnictwa średniego w okresie czasu od początku, kiedyśmy zyskali niezależność. Ilość szkół wzrasta; niestety, może zanadto często programy się zmieniało, eksperymenty szły nieraz za daleko i to w rozmaitych kierunkach, a to merytoryczną stronę znaczenia szkoły średniej i ogólnego wykształcenia ogromnie upośledzało.</u>
<u xml:id="u-12.5" who="#SGodlewski">Co do budynków szkolnych, to też muszę podnieść, że niektóre z nich są pod względem higienicznym w stanie opłakanym. Chcę zwrócić uwagę na sytuację sanitarną, w jakiej się znajduje np. gimnazjum żeńskie w Krakowie, gdzie przeszło 1000 uczennic uczy się w fatalnych higienicznych warunkach, a niestety dzieje się to dla nich w znacznej części w okresie pokwitania, wtedy, kiedy te warunki higjeniczne odbijają się strasznie na młodzieży. Tu już musimy przyznać, że tego rodzaju warunki nie tylko maksymalistycznemu, ale nawet minimalistycznemu programowi nie odpowiadają. Klasy niektóre są przechodnie, szczupłość lokalu przechodzi wszelkie granice, po czterdzieści kilka uczennic pracuje w małym pokoju, klasy wyzyskane są w ten sposób, że dzieci na dwie zmiany w tych samych salach się uczą. Warunki te wymagają bezwarunkowo zmiany i ingerencji Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, którego opiece zdrowie naszych dzieci musimy gorąco polecić.</u>
<u xml:id="u-12.6" who="#SGodlewski">Wyniki nauk, udzielanych w szkołach niższych i w szkołach średnich, do pewnego stopnia kontrolowane są później i ujawniają się także w studjach uniwersyteckich. Jako jeden ze starszych profesorów uniwersytetu, który przez lat przeszło 20 patrzy na przewijające się pokolenie młodzieży, muszę stwierdzić, że z wyników działalności szkół, przygotowujących młodzież do studjów uniwersyteckich, my dzisiaj nie możemy być zadowoleni. Przygotowanie jest coraz słabsze i pragnąłbym na podstawie mego doświadczenia podać tu główne ujemne strony, jakie my, profesorowie szkół wyższych, stwierdzamy. Może to być materjałem do zastanowienia się nad tem, czy drogi, jakie tu są proponowane prowadzą do celu, t. j. do polepszenia tych stosunków.</u>
<u xml:id="u-12.7" who="#SGodlewski">Otóż przedewszystkiem możemy stwierdzić, że wogóle rozwój ogólny młodzieży jest stanowczo niższy. Profesor wyższej szkoły ma nieraz duże trudności, kiedy chodzi o wytłumaczenie młodzieży problematów nawet stosunkowo łatwych. To też widzi się nieraz, że już w uniwersytecie rozpoczyna się życie akademika nieszczęśliwe, bo nie jest on w stanie nadążyć za temi wymaganiami, jakie stawiane być muszą młodzieży uniwersyteckiej. Jest to może następstwem ustawicznie zmieniających się programów i tego dziwnego sposobu prowadzenia nauki, który jednak nie wywołuje większego rozwoju umysłowego. Stwierdzić też musimy pewnego rodzaju obniżenie zdolności do ogarniania większego materjału naraz. Jest z tego powodu tendencja ustawicznie przejawiająca się u młodzieży, ażeby nie dopuszczać do egzaminów z większej grupy przedmiotów, a egzaminy zamieniać na colloquia, t. j. zdawać materjał, jaki jest przepisany, po jednym egzaminie. Słuchacz o mniejszej pojemności umysłowej tłumaczy się stale tem, że mu się to wszystko miesza. Wogóle w studjach uniwersyteckich była przez pewien czas tendencja odrabiania pojedyńczych przedmiotów; ale gdy potem medyk staje wobec zadania, które ma do spełnienia, wymaga się od niego, ażeby mógł całość ogarnąć, ażeby mógł myśleć o całym organizmie człowieka, o wszystkich jego funkcjach nawet psychicznych, o wszystkich ewentualnych niebezpieczeństwach. Do tego to przygotowanie umysłu zdążać powinno.</u>
<u xml:id="u-12.8" who="#SGodlewski">Widzimy dalej, że studenci mają zasób ogólnego wykształcenia stanowczo za mały. Nie chodzi o dużą ilość wiadomości, ale przynajmniej o to, żeby one były jakoś uporządkowane i żeby one się tak głęboko wryły w ten umysł, żeby w każdej chwili mógł z tej skarbnicy wiedzy przyszły lekarz, prawnik czy filozof czerpać. Tymczasem tego niema.</u>
<u xml:id="u-12.9" who="#SGodlewski">Dalej trzeba stwierdzić bardzo wyraźny brak zdolności do uczenia się samemu. My w uniwersytetach mamy to wrażenie, że nasza młodzież musiała być tak uczona w czasach szkolnych i że nie umie się sama uczyć. Kiedy przychodzi do uniwersytetu, napotyka tam na wielkie trudności. Zupełnie słusznie profesorowie uniwersytetu pojmują swoje zadania jako zadanie dawania wskazówek, wskazywania kierunków, w których ten człowiek ma się sam uczyć, ale w uniwersytecie on nie może rachować na to, że jego będą uczyli.</u>
<u xml:id="u-12.10" who="#komentarz">(Głos: Słusznie.)</u>
<u xml:id="u-12.11" who="#SGodlewski">Otóż ten brak ze szkoły średniej wyniesiony dotkliwie daje się uczuć i młodzieży i profesorom.</u>
<u xml:id="u-12.12" who="#SGodlewski">A teraz jeżeli się weźmie pod uwagę te fakty i zastanowi nad tem, czy projekt jednolitej szkoły, który jest obecnie w toku, może zadość uczynić tym brakom...</u>
<u xml:id="u-12.13" who="#komentarz">(Głos: Nie!)</u>
<u xml:id="u-12.14" who="#SGodlewski">... i czy możliwe jest, żeby tą drogą można było doprowadzić do większego rozwoju umysłu, do dania większego zasobu ogólnego wykształcenia i rozszerzenia tej pewnej pojemności umysłowej, to mnie się wydaje, że te rzeczy trzeba zupełnie bezstronnie rozpatrzeć i to na podstawie tych faktów, które dziś mamy do dyspozycji. Tutaj w projekcie, który znany nam jest w ogólnych ramach, jest postulowane zastąpienie 3 niższych klas gimnazjalnych przez wyższe 3 oddziały szkoły powszechnej. W szkołach powszechnych naukę prowadzą nauczyciele, którzy wyrośli w seminarjach nauczycielskich. Zdaje mi się, że trudno jest przypuścić, aby wykształcenie uniwersyteckie, które mają profesorowie gimnazjalni, tak dalece nic nie znaczyło, aby te same zadania mogły być spełniane przez tych ludzi, których studja są ostatecznie niższe. Pewną pociechą jest, proszę Panów, to, że poziom wykształcenia nauczycieli ludowych podnosi się. Jakkolwiek więc to, co tu w tej chwili zacytowałem, jest argumentem, który na pewien czas utrudnia wykorzystanie tego materjału nauczycielskiego, ale nie jest to beznadziejne, tembardziej, że dziś dość znaczna ilość akademików, która nawet wydział filozoficzny ukończyła, z powodu bezrobocia podaje się do szkół powszechnych i w tych szkołach chce uczyć. Nie mniej jednak pozostaje faktem, że ta zmiana tych nauczycieli, którzy mają uniwersyteckie wykształcenie, na tych, którzy tego uniwersyteckiego wykształcenia mieć nie będą, bezpośredniej korzyści dla umysłu uczniów nie da. Pamiętać też musimy, że wstępne lata gimnazjum są okresem rozwoju niesłychanie ważnym, w którym odbywa się pewnego rodzaju podbudowa, a na niej potem buduje się wszystko to, co ogólne wykształcenie gimnazjalne ma dać każdemu uczniowi.</u>
<u xml:id="u-12.15" who="#SGodlewski">Sytuacja jest tu czasowo pogorszona tem, że w obecnym czasie bardzo wielu nauczycielom szkół powszechnych brak prawdziwego wykształcenia, tego które niewątpliwie mają ci, którzy obecnie opuszczają seminarjum, które też mieli przedwojenni nauczyciele szkół powszechnych. Jest to rzecz zupełnie naturalna, dlatego, że Państwo nasze powstało w momencie, kiedy mieliśmy stosunkowo niewiele sił nauczycielskich, zdatnych do użytku i że wtedy trzeba było tymczasowo przynajmniej przygotowywać materjał nauczycielski. Ale ten materjał nauczycielski przygotowany przez dopełniające kursa, jest w każdym razie w znacznej liczbie nieodpowiedni. To też mamy dziś dość dużo dyletantów, to jest faktem może spowodowanym koniecznością, ale faktem. Jak powiedziałem poprzednio, jest to rzecz przejściowa i później z czasem będzie możliwe, żeby seminarja nauczycielskie dały przynajmniej to, co dać mogą, żebyśmy ten poziom nauczycielstwa mieli wyższy. I tu także sprawiedliwość nakazuje wspomnieć, że ten materjał nauczycielstwa szkół powszechnych jest bardzo ruchliwy, że jest wyraźna dążność do dalszego kształcenia się, i że w tym kierunku przyszłość absolutnie nie jest beznadziejna.</u>
<u xml:id="u-12.16" who="#komentarz">(S. St. Nowak: 30% nauczycieli w szkołach średnich jest niewykwalifikowanych.)</u>
<u xml:id="u-12.17" who="#SGodlewski">Za chwilę będę mówił o nauczycielstwie szkół średnich.</u>
<u xml:id="u-12.18" who="#SGodlewski">Co do dalszego okresu nauczania średniego, to jest okresu licealnego, który na lat 4 jest zakreślony, to wydaje mi się, że skrócenie tego okresu jest za duże. A jeżeli uwzględni się to, co przed chwilą senator Nowak tu powiedział, że w tamtej dykasterji znajduje się także dość znaczna ilość nauczycieli jeszcze niewykwalifikowanych, to tem mniej będzie można rachować na to, żeby w skróconym czasie można było to samo zrobić, co się zrobiło poprzednio, gdy się miało siły całkowicie wykwalifikowane, a pracowało nad młodzieżą jeszcze czas dłuższy. To też nie mogę prorokować osiągnięcia narazie wyższego poziomu wykształcenia ogólnego na podstawie zmian, które polegają na tem, że początki ogólnego wykształcenia, na których wszystko się buduje, mają być podawane przez ludzi, mających niejednokrotnie kwalifikacje niezupełne, a w każdym razie nie mających uniwersyteckiego wykształcenia. A powtóre to skrócenie jest za duże i jest nie na czasie, gdyż i w szkole średniej są bardzo znaczne luki. Projektowane jest po upływie 4 lat tej szkoły średniej gimnazjum, które ma trwać 2 lata. Według naszych informacji ma tu nastąpić pewnego rodzaju bifurkacja, rozszczepienie, rozgałęzienie fakultetów, któreby miały przygotowywać do różnych wydziałów. Muszę tutaj znowu powiedzieć, że ta myśl nie wydaje mi się szczęśliwa, ponieważ tak jak początkowy okres tych pierwszych trzech lat ma być prowadzony przez nauczycieli szkół powszechnych w miejsce nauczycieli o studjach uniwersyteckich, tak znowu tutaj te 2 lata tego gimnazjum sensu stricto miałyby być prowadzone przez profesorów gimnazjalnych, a mojem zdaniem te rzeczy lepiej zrobią profesorowie uniwersyteccy. Wydaje mi się, że gdyby zwiększyć ilość katedr, gdyby ewentualnie rozszerzyć nieco studja propedeutyczne w samym uniwersytecie, to byłoby to jednak z większą korzyścią dla młodzieży akademickiej.</u>
<u xml:id="u-12.19" who="#SGodlewski">Więc z zacytowanych tu braków, niektóre dałyby się z czasem usunąć, częściowo przynajmniej, przez podniesienie wykształcenia nauczycieli szkół powszechnych. Natomiast druga część jest znacznie trudniejsza, a mianowicie uzyskanie w skróconym czasie wyższego ogólnego wykształcenia i to przy gorszych początkach. Będzie to o tyle trudniejsze, że bez wątpienia jednakowoż w tym pierwszym roku licealnym trzeba będzie dorabiać jeszcze częściowo te braki, które stamtąd zostały wyniesione.</u>
<u xml:id="u-12.20" who="#SGodlewski">Doświadczenia i statystyka, kiedyś tutaj cytowane, zdaje się przez p. s. Kaniowskiego, wykazują, że egzamin uczniów ze szkół powszechnych do pierwszych klas gimnazjalnych wypada po większej części fatalnie. Załatwić się z tą rzeczą w ten sposób, ażeby znieść zupełnie egzamin i przyjąć ucznia bez egzaminu, to jest oczywiście droga stosunkowo łatwa, ale nie wydaje mi się, żeby była korzystna. Tymczasem o ile mi jest wiadomo, po ukończeniu szkoły powszechnej, jest projektowane przejście bez żadnej bariery do liceum. Jeżeli jest inaczej w projekcie, to będę z tego nadzwyczaj zadowolony. To zadowolenie, o którem w tej chwili mówię, będzie tem większe, że, jak słyszałem, projektowana jest zasada redukcji egzaminów na całej linji wykształcenia, czego byliśmy zresztą świadkami w ostatnich latach, tak że egzaminy maturyczne zostały w znacznym stopniu ułatwione, a to dobrych wyników nie dawało i nie da. Jeżeli w uniwersytecie wyczuwa się dotychczas zbyt małą pojemność umysłową dla objęcia większej całości, to ją właśnie wyrobić można tylko przez to, że się egzamina w całości w rozmaitych okresach Studjów wprowadza. My dziś na wydziale lekarskim zdążamy do tego, aby egzamina zbliżono do tego sposobu, w jakich zdawaliśmy swojego czasu np. w czasie gdyśmy ja i p. Minister studjowali, to znaczy, żeby egzaminy obejmowały większą grupę przedmiotów, a nie były tylko colloqui'ami z poszczególnych gałęzi nauki.</u>
<u xml:id="u-12.21" who="#SGodlewski">Mnie się zdaje, że gdy się odrazu w czasie Studjów wprowadzi szereg barjer, do których przeskoczenia trzeba porządnego przygotowania w formie wygimnastykowania umysłu, zwiększy się jego pojemność niewątpliwie. Proszę Panów, z radością usłyszałem na posiedzeniu Komisji Oświatowej, że projekt ten jest w robocie i to w robocie sumiennej, gruntownej, że mają się odbyć ankiety i konferencje z różnemi grupami pedagogicznemi, zanim sprawa zostanie uznana za dojrzałą. Godzę się z tymi Panami, którzy dzisiaj rano zaznaczyli wyraźnie, że taka sprawa drogą wieców jest nie do załatwienia, a to właśnie, co nam p. Minister mówił, będzie świadectwem, że głos np. wiecowników z Czerwonego Prądnika z pod Krakowa będzie miał mniej decydujące znaczenie, aniżeli to, co na tych konferencjach przez specjalistów łącznie z Ministerstwem będzie dokładnie oprocawane.</u>
<u xml:id="u-12.22" who="#SGodlewski">Przechodzę teraz do działu szkół wyższych. Chcę tu zwrócić uwagę, że jednym z największych klejnotów, jakie mają uniwersytety i szkoły wyższe, to jest ich autonomja. Ta autonomja idzie w różnych kierunkach i tradycją jest uświęcona. Z jednej strony podstawą istnienia uniwersytetów w tych państwach, w których wolność nauczania panuje, jest wolność sposobu prowadzenia nauki na wykładach i organizacji Studjów, oczywiście w ramach tych przepisów, które są przez ciała ustawodawcze i władze uniwersyteckie ustanowione. To są rzeczy, które są podwaliną wszędzie, każdego uniwersytetu. Dalej wolny wybór profesorów i niemożność narzucania, ani usuwania, ani przenoszenia, przez władze tych profesorów, którzy w danej wszechnicy zostali raz wybrani; wreszcie sprawa przyjmowania słuchaczy, władzy pewnej nad młodzieżą akademicką, a ostatecznie także — to na ostatniem miejscu wymieniam — administracja w uniwersytetach. I muszę powiedzieć, że tak jak przez długi szereg lat w uniwersytecie pracowałem i z duchem jego miałem sposobność i szczęście się zapoznać, wyczuwam, że większość tych punktów uważana jest za podwalinę uczelni wyższych i ich własność tak tradycją uświęconą, że naruszona być nie powinna. Może jeszcze sprawa administracji mogłaby dyskusji podlegać i zdaje mi się, że może najmniej łez wylałyby wyższe szkoły wtedy, gdyby w tym dziale władze ministerjalne wprowadziły pewnego rodzaju ograniczenia, któreby były uznane za niezbędne.</u>
<u xml:id="u-12.23" who="#SGodlewski">Stosunki z młodzieżą akademicką kształtują się naogół w Polsce bardzo dobrze i zaufanie, jakie z jednej strony młodzież akademicka ma do ciał nauczycielskich, a z drugiej strony życzliwy stosunek tych ciał nauczycielskich do młodzieży, zdaje mi się, w żadnym z uniwersytetów nie ulega wątpliwości. Ale pragnęlibyśmy gorąco zwrócić się do władz ministerjalnych z prośbą, aby bezpośrednich konferencji, obietnic poza ciałami nauczycielskiemi pp. Ministrowie nie czynili, ponieważ one te stosunki psują. Nie mówię tego do obecnie funkcjonującego p. Ministra, ale zdarzały się poprzednio od kilku lat przypadki, że młodzieży dawano obietnice tutaj w Warszawie, wskazówki i t. d. takie które zakrawały z jednej strony na ingerencję w autonomję uniwersytetów, a z drugiej strony zaś psuły i podkopywały dobre stosunki, jakie panowały pomiędzy młodzieżą a ciałami nauczycielskiemi.</u>
<u xml:id="u-12.24" who="#SGodlewski">W uniwersytetach naszych praca niejednokrotnie napotyka na bardzo znaczne trudności. Musimy stwierdzić fakt, że ciasnota lokali jest na niektórych specjalnie wydziałach niesłychana. Jest to wiadome Ministerstwu i u naszych władz opiekuńczych widzimy najlepszą wolę, aby złemu zaradzić. Ale to nie jest odrazu wykonalne. Musimy także żądać i od społeczeństwa zrozumienia, że w tych warunkach niejednokrotnie w obrębie wydziałów lekarskich i przyrodniczych muszą nastąpić poprostu z obowiązku sumienia pewnego rodzaju ograniczenia w przyjmowaniu młodzieży akademickiej. Są np. sale, które są w stanie pomieścić zaledwie 100–200 akademików, a wpisuje się ich nieraz ponad 500. Na ćwiczeniach, w laboratorjach ilość miejsc jest także ograniczona. W miarę tego, jak w laboratorjach ilość miejsc będzie rosła, to numerus clausus niewątpliwie będzie można z łatwością rozszerzyć; ale wydaje mi się, że dziś, jeżeli uniwersytet chce w pełni ze swojego zadania się wywiązać, jeżeli pragnie obsłużyć wszystkich do uniwersytetu przyjętych, to jak długo nie będą te laboratorja rozszerzone, tak długo nie będzie w stanie bez ograniczeń tej młodzieży przyjmować.</u>
<u xml:id="u-12.25" who="#SGodlewski">I gdyby szanowni Panowie widzieli tych słuchaczy, którzy znajdują się na czwartym roku i ze łzami w oczach żalą się, że np., będąc na wydziale przyrodniczym, na czwartym roku, jeszcze laboratorjum chemicznego nie są w stanie dostać, tobyście wyczuli, że to jest wprost tragedją, która wynika z tego, że obiecuje się młodzieży przy jej przyjęciu to, czego dotrzymać w biegu Studjów nie podobna, bo na to niema środków. Zwłaszcza w dziale chemicznym, tak samo w obrębie pracowni wogóle przyrodniczych, biologicznych, ten brak miejsc w laboratorjach jest wprost katastrofalny.</u>
<u xml:id="u-12.26" who="#SGodlewski">To samo trzeba powiedzieć co do Studjów lekarskich. Ilość lekarzy, których my w tej chwili produkujemy odpowiada zapotrzebowaniu krajowemu, nie mniej jednakowoż byłoby pożądanem, żeby zarówno w prosektoriach, jak w chemicznych laboratorjach fakultetu lekarskiego, jak dalej w klinikach, było więcej miejsca, żeby było więcej materjału, który mógłby być oddany do dyspozycji młodzieży akademickiej.</u>
<u xml:id="u-12.27" who="#SGodlewski">Te stosunki w obrębie instytutów i możliwość obsłużenia słuchaczy z jednej strony, a z drugiej strony wypełnienie tego najszczytniejszego zadania, jakie ma profesor uniwersytetu, któremu w statutach uniwersytetów i w ramowej ustawie jako pierwsze jego zadanie postawiono pracę twórczą naukową, ograniczone też są temi środkami, które są do dyspozycji poszczególnych laboratorjów. Dotacje na cele naukowe są niesłychanie szczupłe, a był dłuższy okres czasu taki, przy którym wszystkie niedobory skrupiały się zawsze na tej części niepersonalnej środków, które miały być uniwersytetowi dostarczane. Nigdzie też może tak katastrofalnie nie odbija się zasada miesięcznego limitowania kredytów, jak właśnie na tych dotacjach. W ostatnich latach, w czasie okresu wakacyjnego nie dostawaliśmy wcale dotacyj naukowych, a nie można zapominać, że każdy instytut musi prenumerować pewne pisma, które wychodzą także i podczas wakacji. I wtedy następowało albo Obdłużenie na całej linji albo przerywanie prenumeraty i dekompletowanie zbioru danego czasopisma. Dlatego do Pana Ministra pragnąłbym się zwrócić z tą prośbą, aby w tym roku tak, jak to się już zaczęło, utrzymać ten stan jako dotacji stałej. Stabilizacja dotacyj jest inowacją tegoroczną, którą jako wspaniałą zdobycz dla uniwersytetu witamy.</u>
<u xml:id="u-12.28" who="#SGodlewski">Proszę Panów, na wydziałach lekarskich konieczne jest rozszerzenie, rozbudowanie klinicznych instytutów i zwiększenie tego materjału lekarskiego, z którym każdy przyszły lekarz musi wejść w najściślejszy kontakt. Oczywiście mam nadzieję, że dziś, kiedy mamy na czele Ministerstwa, na ministerialnym fotelu lekarza, rzecz ta będzie zrozumiana.</u>
<u xml:id="u-12.29" who="#SGodlewski">Chcę tu podnieść myśl, której dałem już wyraz, omawiając budżet Generalnej Dyrekcji Służby Zdrowia. Jesteśmy zdania, że w uniwersyteckich miastach, zwłaszcza mniejszych, wszystkie materjały szpitalne, z jakiegokolwiek źródła szpitale są utrzymane, powinne być dostępne dla młodzieży akademickiej. I tak, jak ta rzecz jest zorganizowana n. p. w Paryżu, jak jest zorganizowana wogóle w całej Francji, w wielu niemieckich uniwersytetach, powinne komunalne szpitale dawać materjał do dyspozycji wydziałom lekarskim. Np. uniwersytet krakowski dawniej miał do dyspozycji cały szpital św. Łazarza, który nawet nazywał się szpitalem uniwersyteckim. Potem przez długi czas w ostatnich latach austrjackich rządów wprost była walka pomiędzy władzami szpitalnemi a władzami uniwersyteckiemi, walka, która dzięki Bogu, dziś nie istnieje.</u>
<u xml:id="u-12.30" who="#SGodlewski">Niektóre kliniki są w strasznym stanie. W szczególności największą bolączką Uniwersytetu Jagiellońskiego jest klinika ginekologiczna. Buduje się ona od siedmiu lat. Wykończenie tej kliniki jest postulatem nietylko wydziału lekarskiego, ale wogóle sanitarjatu i ludności tamtejszej. Jeżeli się to w najbliższym czasie nie stanie, w takim razie, przez utworzenie czy to szpitala Kasy Chorych, czy też szpitala, który będzie rozbudowany przez Wydział Tymczasowy, materjał tak niesłychanie pożądany dla uniwersytetu zostanie bezpowrotnie stracony i wtenczas, jak już wejdzie w zwyczaj, a Kraków jest dosyć konserwatywny w tym kierunku,</u>
<u xml:id="u-12.31" who="#komentarz">(S. St. Nowak: Porządnie nawet, nie dosyć.)</u>
<u xml:id="u-12.32" who="#SGodlewski">... że materjał położniczy znajduje się stale w obrębie szpitala, będzie go niesłychanie trudno zwrócić w kierunku uniwersytetu. Dla całego autorytetu uniwersytetu te warunki, w jakich praca tam się odbywa, są zupełnie straszne. Budynek stary, zły, w ten sposób zbudowany, że nigdy nie można być pewnym, czy kobieta, która tam odbywa poród nie ulegnie gorączce połogowej i kiedy z jednej strony uczymy tę młodzież, że gdy tylko wszystko jest spełnione, czego wymaga sztuka lekarska, to dzisiaj wskutek porodu nie powinna żadna kobieta zejść ze świata, z drugiej strony ciągle w tej samej klinice widzi młodzież, że tak nie jest, bo wskutek niemożliwości izolacji, dezynfekcji i t. d. dużo kobiet rodzących umiera na gorączkę porodową. Klinika nowa położnicza znajduje się dziś nietylko pod dachem, ale wstawione są też okna, położone są podłogi i wykończenie tej kliniki uważamy za jeden z najważniejszych postulatów dzisiejszych uniwersytetu. Dlatego pozwalam sobie zaproponować do budżetu poprawkę, ażeby na wykończenie budowy kliniki położniczej w Krakowie wstawić do budżetu sumę 1 miljona złotych.</u>
<u xml:id="u-12.33" who="#SGodlewski">Proszę Panów, ostatni dział, do którego w tej chwili przechodzę, to jest problemat popierania nauki polskiej Jak olbrzymie znaczenie dla narodu całego, dla autorytetu Państwa, ma rozwój nauki, tego oczywiście nie potrzebuję tu, w tem audytorium szanownem, wspominać. My wiemy o tem dobrze, że nietylko dla bezpieczeństwa Państwa potrzebna jest armja, ale tak samo i sprawa rozwoju nauki, jak wykazali np. Niemcy w czasie ostatniej wojny, odgrywa pierwszorzędną rolę. Oprócz tego ta potęga nauki stanowi podstawę rozgłosu, sławy narodu, która idzie znacznie dalej, niż pomiędzy samych sąsiadów. Dlatego popieranie działalności naukowej powinno stale ciałom ustawodawczym i Ministerstwu Oświaty leżeć na sercu. Rzeczywiście w ostatnich latach w budżecie Ministerstwa Oświaty zwiększyły się na to fundusze, ale to zwiększenie nie idzie równym krokiem z zapotrzebowaniem. Już p. s. Kalinowski zwracał tutaj uwagę na potrzebę zwiększenia na to środków. Departament popierania nauki zajmuje się popieraniem tych talentów, któreby bez tej pomocy niejednokrotnie były zupełnie dla kraju stracone. Wysyłanie zagranicę dla pracy naukowej, dalej pewien udział w zjazdach, w tych instytucjach międzynarodowych, w których bezwarunkowo Polski brakować nie powinno, musi być pokrywane przez te właśnie fundusze.</u>
<u xml:id="u-12.34" who="#SGodlewski">Dalej jest jeszcze jedna, może pozornie mniej znacząca, ale dla całego ruchu naukowego niesłychanie ważna rzecz, którą ten dział wyłącznie finansuje. W międzynarodowej współpracy jest obowiązkiem każdego Państwa chronić zabytki przyrody, istniejące na jego terenie. Na ten cel i związane z tem wydawnictwa dostarcza środków departament popierania nauki.</u>
<u xml:id="u-12.35" who="#SGodlewski">W końcu chciałbym jeszcze poprosić o przyjęcie do wiadomości rezolucji, która była już poprzednio podana na Komisji Budżetowej, ale zdaje się, nie była dość jasno wystylizowana i z tego powodu nie została tam dokładnie przedyskutowana. Mianowicie chodzi o to, żeby dla uniwersyteckich klinik zapewnić pewien, trochę większy niż dotychczas fundusz na to, żeby chorzy ubodzy, którzy stanowią niejednokrotnie bardzo interesujący materjał naukowy, mogli być do klinik przyjęci. Ponieważ kliniki w znacznym stopniu prowadzone są teraz według zasady samowystarczalności utrzymania chorych, więc jest możliwe przyjmowanie tylko tych, którzy mogą za to zapłacić. Oczywiście, że istnieją przepisy o ściąganiu opłat za chorych ubogich od gmin i innych instytucji, ale to zawsze natrafia na niesłychane trudności. W tej sprawie Ministerstwo Skarbu nie daje uniwersytetom dostatecznego poparcia. Jest niepodobieństwem żądać od profesorów uniwersytetów, aby się temi rzeczami zajmowali, raz dlatego, że właściwie mają, czas na co. innego przeznaczony, a powtóre dlatego, że tego robić nie umieją. I dlatego proponuję przyjęcie rezolucji:</u>
<u xml:id="u-12.36" who="#SGodlewski">Senat wzywa Rząd, aby przy układaniu przyszłego budżetu wstawił do preliminarza Ministerstwa Oświaty kwotę potrzebną na. fundusz obrotowy dla klinik uniwersyteckich, potrzebny na tymczasowe pokrycie kosztów leczenia chorych niezamożnych, a w klinikach pożądanych dla celów naukowych.</u>
<u xml:id="u-12.37" who="#SGodlewski">Równocześnie należy wstawić do dochodów Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, dział 7, rozdział 1, Szkoły Wyższe, nowy paragraf preliminujący dochody ze zwrotu opłat za ubogich chorych, ściąganych od osób, obowiązanych ustawowo do uiszczania tych opłat.</u>
</div>
<div xml:id="div-13">
<u xml:id="u-13.0" who="#WicemarszałekWoźnicki">Głos ma s. Nowak.</u>
</div>
<div xml:id="div-14">
<u xml:id="u-14.0" who="#SStanisławNowak">Wysoka Izbo! Z powodu ograniczonego czasu, który mi wyznaczono, zabieram głos tylko co do działu 4 rozdziału 2, t. j. do działu szkolnictwa powszechnego, który jest najważniejszy w budżecie, albowiem zajmuje największą jego część. Pragnę choćby w krótkim zarysie na podstawie tego budżetu, przedłożonego ciałom parlamentarnym na r. 1927/28 wykazać stanowisko, jakie zajął Rząd wobec tego działu, stanowisko, które niejednokrotnie, a nawet przeważnie jest niekorzystne i szkodliwe dla sprawy wychowania powszechnego, a także dla oświaty ludowej.</u>
<u xml:id="u-14.1" who="#SStanisławNowak">Generalny sprawozdawca budżetu dr. Buzek w swoim referacie dłużej zastanawiał się nad kwestją rolną i rolnictwem, którem zajmuje się przeszło 2/3 ludności kraju. Podniósł, że rolnictwo w naszym kraju jest w wielkiem zaniedbaniu, skutkiem czego cały naród ponosi olbrzymie straty, że ono powinnoby dawać, szczególnie w zbożu, dwa razy tak wielkie plony, jak obecnie, ale wtedy tylko, gdyby uprawa rolna była racjonalnie prowadzona. W końcu podniósł jeszcze, że do podniesienia tej produkcji potrzeba dostarczyć wieśniakom — bo głównie mówił o rolnictwie wieśniaków, które jest w takiem zaniedbaniu — 1) wydatnych kredytów długoterminowych na zakupno narzędzi i nawozów sztucznych, 2) większego wykształcenia ogólnego, oraz wykształcenia fachowego w rolnictwie.</u>
<u xml:id="u-14.2" who="#SStanisławNowak">Ważkie te słowa dr. Buzka oby tylko znalazły zastosowanie i zrozumienie. Ja podzielam je w zupełności, tylko z tą małą różnicą, że na pierwszem miejscu stawiam to ogólne wykształcenie rolnika, jako postulat pierwszorzędny zresztą nietylko dla rolnika, ale i dla naszego rzemieślnika, wogóle dla mas pracujących i dla całego narodu. Przez ciemnotę bowiem tracimy rok rocznie olbrzymie miljardowe wprost sumy, a tylko przez należytą oświatę, przez dobrze urządzone szkolnictwo możemy te miljardy zdobyć, tylko na tej drodze możemy zdobyć odrodzenie ekonomiczne i zapewnić byt Państwu naszemu. Inne państwa i narody na zachodzie szczęśliwsze od nas, posiadające wyższą kulturę ludową, nie mające analfabetów, a znające znaczenie oświaty, zajmują się obecnie żywo udoskonaleniem systemu wychowania publicznego oraz pracują nad rozwojem swego szkolnictwa.</u>
<u xml:id="u-14.3" who="#SStanisławNowak">A u nas? U nas szkolnictwo, szczególnie szkolnictwo powszechne jest w okresie przejściowym, bez ustawowego uregulowania, a zamiast je rozwijać, stosuje się do niego od kilku lat systematyczne ciągłe ograniczanie i oszczędności. Cała też polityka szkolna rządu staje się w odniesieniu do szkolnictwa zagadkowa i niezrozumiała. Słusznie też społeczeństwo coraz silniej domaga się od rządu usunięcia tego prowizorjum ustawowego w szkolnictwie, i wydania ustawy o ustroju szkolnictwa, ustroju na zasadzie jednolitej szkoły, opartej i zbudowanej na siedmioletniej i siedmioklasowej szkole powszechnej, któraby obejmowała wszystkie dzieci bez różnicy wyznania i stanu zamożności w wieku od 7 do 14 lat i któraby służyła szczerze idei demokratycznej i wychowywała dzieci na dzielnych obywateli kraju.</u>
<u xml:id="u-14.4" who="#SStanisławNowak">Ta sprawa ustroju szkolnictwa wywołała w Senacie i Sejmie, a szczególnie tutaj w Senacie większą dyskusję. Różne zdania się tutaj wyłoniły. Ja w tej sprawie nie będę zabierał głosu najpierw dlatego, że mam czas ograniczony, a następnie dlatego, że sprawa jeszcze, nie dojrzała. Ona i tak w niedługim czasie, kiedy ją Rząd przygotuje, dostanie się pod nasze obrady, a wtedy o tem się pomówi i wtedy będziemy się nad nią szerzej zastanawiali. Dziś tylko muszę zaznaczyć to, co tu słyszałem, że szkoła jest to instytucja, która musi iść z duchem czasu, która nie znosi zastoju i dlatego wszelkie głosy reakcyjne nic nie pomogą. Szkoła musi iść razem z narodem naprzód.</u>
<u xml:id="u-14.5" who="#SStanisławNowak">Kto bliżej zapoznał się z rządowym preliminarzem budżetowym, przedłożonym ciałom ustawodawczym, przyjść musi do przekonania, że dział szkolnictwa powszechnego jest przez Rząd bardzo niekorzystnie potraktowany, przeprowadzono w tem szkolnictwie niejako dalszą redukcję, co będę się starał cyfrowo przedstawić.</u>
<u xml:id="u-14.6" who="#SStanisławNowak">Preliminarz budżetowy na rok 1927/28 dział 4 w wydatkach wynosi (biorę tylko te cyfry, które mieliśmy w preliminarzu bez ich podniesienia): na szkoły powszechne razem ze specjalnemi i ochronami 170.602.844 zł, gdy na ten sam wydatek w roku ubiegłym była przeznaczona kwota 176.042.219, a więc kwota obecnie wniesiona jest o 5 i pół miljona mniejsza. Jest to olbrzymia różnica, jeżeli się zważy, że w obecnych czasach nastąpił spadek wartości waluty i można powiedzieć, żeby jeszcze trzeba to obniżenie o znaczny procent powiększyć. Jeszcze gorzej ten stosunek się przedstawia co do roku 1925. Kwota preliminowana na ten dział wynosiła 178.200.538, a więc różnica wynosi 7.597.604. O tyle było więcej preliminowane w roku 1925. Tę kwotę podwyższono w Sejmie do 188.232.468 wskutek dodania 500 etatów i zarazem 10% podwyżki uposażeniowej.</u>
<u xml:id="u-14.7" who="#SStanisławNowak">Mówiąc już o preliminarzu wykażę w dalszym ciągu takie same różnice na niekorzyść nowego budżetu.</u>
<u xml:id="u-14.8" who="#SStanisławNowak">A mianowicie wyznaczono 1.506.706 zł. na zastępstwa tych nauczycieli, którzy zachorują, lub tych, którzy są dopuszczeni na wyższe kursy nauczycielskie. Otóż wyznaczono 750 etatów nauczycielskich zastępczych. W roku 1926 na ten sam cel była wstawiona kwota 3.090.600, a więc prawie dwa razy tyle i było przyznanych 1500 etatów zastępczych, — więc tutaj jest dwukrotne obniżenie.</u>
<u xml:id="u-14.9" who="#SStanisławNowak">Na pomoce naukowe i urządzenia lokali szkolnych w preliminarzu mamy 501.000 złotych, które Państwo jest obowiązane łożyć na te pomoce szkolne, na podstawie art. II ustawy z dnia 17 lutego 1922 r. A w roku 1925 na ten sam cel było przeznaczone 1.335.750 zł. Obecnie zatem w porównaniu z rokiem 1925 na tak ważny cel mamy kwotę mniejszą o 834.750 złotych, czyli o 62,3%. Możemy więc sobie wyobrazić, jak teraz te szkoły będą wyglądały pod względem zaopatrzenia w najniezbędniejsze przybory do nauki, a ponadto urządzenia takie, jak bibljoteki szkolne, podręczniki dla ubogich dzieci i przedmioty do pokazów i doświadczeń. Dalej w preliminarzu na budowę szkół powszechnych mamy wstawiony tylko 1 miljon, który jest rozłożony w takiej proporcji: na zasiłki ustawowe 440.000, na pożyczki — 500.000, na prace przygotowawcze — 60.000. W r. 1926 przeznaczono w preliminarzu na ten sam cel, t. zn. na budowę szkół powszechnych, 3 miljony, a w r. 1925–5 miljonów. Więc ciągła redukcja. W tym roku zaledwie 1 miljon wyznaczono. Co za ten miljon miałoby się wybudować? Wszak mamy jeszcze 1999 izb w 576 budynkach nieskończonych, które od kilku lat są w toku budowy i coraz bardziej niszczeją. Sejm wprawdzie podniósł tę kwotę 1 miljona o miljon, to jest do 2 moljonów, ale to wszystko stanowi kroplę w tym zbiorniku wielkiego zapotrzebowania, jakie przedstawia budownictwo w szkolnictwie powszechnem. Rząd obecny w budżecie nadzwyczajnym na cele budownictwa w szkolnictwie średniem i wyższem wyznaczył kwotę 2 miljonów, którą następnie Sejm podniósł jeszcze o 2 miljony, to jest do 4 miljonów, a przecież to szkolnictwo średnie i wyższe w porównaniu do szkolnictwa powszechnego jest już wspaniale wyposażone.</u>
<u xml:id="u-14.10" who="#SStanisławNowak">To są te pozycje, które uważałem za konieczne przedstawić z powodu zasadniczego pokrzywdzenia szkolnictwa. Teraz przejdę do tego, jak się przedstawiają nasze szkoły. W roku 1927/28 preliminowano 14.853 szkół 1-klasowych czyli 56,77%, 2-klasowych — 5.297 czyli 20,25%, 3-klasowych — 1.911 czyli 7,29%, 4-klasowych 1.133 czyli 6,33%, 5-klasowych — 558 czyli 2,25%, 6-klasowych — 504 czyli 1,97%, 7-klasowych — 1.869 czyli 7,19% — razem mamy 26.167 szkół. Może ta statystyka nie będzie się zgadzała z innemi statystykami, ale ja mam najnowsze daty.</u>
<u xml:id="u-14.11" who="#SStanisławNowak">Tu muszę zaznaczyć, że jeżeli rzucimy okiem wstecz na poprzednie lata, to zobaczymy, że nie rozwijamy się ani pod względem ilości szkół, ani nawet jakości, tylko się cofamy, na każdym kroku się cofamy w szkolnictwie powszechnem. W roku zeszłym mieliśmy 26.855, a w roku 1925 mieliśmy 29.765 szkół, tak, że w porównaniu z r. 1926 mamy szkół mniej o 688, a z 1925 r. o 3.598. Jest to wprost zastraszający rezultat: Gdybyśmy przynajmniej widzieli, że giną szkoły jednoklasowe, te niższe typy, toby jeszcze była pociecha, ale to co się dzieje w reorganizacji szkolnictwa, to wskazuje, że ona idzie żółwim krokiem. Jest tylko słaba nadzieja rozwoju szkolnictwa w tem, że mamy 1.869 szkół 7-klasowych.</u>
<u xml:id="u-14.12" who="#SStanisławNowak">To jest dość poważny dorobek, bo do tych szkół 7-klasowych uczęszcza już zgórą miljon młodzieży, a w tem 30% młodzieży wiejskiej. Więc do szkół 7-klasowych młodzieży wiejskiej uczęszcza znacznie więcej, niż całej młodzieży, która uczęszcza do szkół średnich ogólnokształcących, bo do tamtych szkół uczęszcza zaledwie ponad 200.000.</u>
<u xml:id="u-14.13" who="#SStanisławNowak">Jeżeli przypatrzymy się zestawieniu naszych szkół i zastanowimy się, że mamy 56,77% szkół jednoklasowych, a 20,25% szkół dwuklasowych, to jest najniżej zorganizowanych, których program szkolny jest bardzo zredukowany i ograniczony, to się przekonamy, że to są szkoły typu t. zw. niższego, typu, który jest zastosowany i przeznaczony dla ludu wiejskiego. Mamy w szkolnictwie te same dwa typy: typ niższy i typ wyższy, jak to było pod zaborem austrjackim. Typ niższy, to są jednoklasówki i dwuklasówki, które powinne jak najprędzej zniknąć, bo, jak powiedziałem, nauka w nich jest znacznie niższa, bardzo ograniczona, bo nie można żądać, żeby w szkole jednoklasowej był taki sam program, jak w 7klasowej albo 6-klasowej. Typ szkoły najwyższej, to znaczy 7-klasowej, znajduje się przeważnie po miastach. Więc ta kastowość w szkolnictwie jest tutaj zachowana.</u>
<u xml:id="u-14.14" who="#SStanisławNowak">Przechodzę teraz do dzieci. W wieku szkolnym od 7 do 14 lat, a na Śląsku od 6 do 13 roku mamy dzieci obowiązanych 3.610.000, w szkołach jest tych dzieci 3.200.000, poza szkołą jest 410.000 z braku pomieszczenia i nauczycieli wbrew art. 118 Konstytucji, który między innemi opiewa: „W zakresie szkół powszechnych nauka jest obowiązkowa dla wszystkich obywateli Państwa”.</u>
<u xml:id="u-14.15" who="#SStanisławNowak">Tu muszę zaznaczyć, że skoro taka liczba dzieci, t. j. 410.000 nie znalazła pomieszczenia w szkołach naszych, to nie można mówić o przymusie szkolnym, czyli że przymus szkolny nie jest u nas wykonywany. Jakże kogo zmuszać do chodzenia do szkoły, jak zmuszać rodziców, ażeby posyłali dzieci do szkoły, jeżeli się potem zamyka drzwi, mówi się, że niema miejsca i wyrzuca się je, jak to się stało na początku obecnego roku szkolnego we wrześniu na Polesiu. Mówiłem o tem na komisji kultury i oświaty. Zjechali się wówczas inspektorowie z Polesia do Brześcia nad Bugiem, zjechali się z początkiem roku szkolnego z delegatem naszego Ministerstwa i zastanawiali się, co zrobić wobec tego, że tak olbrzymia masa dzieci zapisała się do szkół. Jedna tylko rada była: rozpędzić. 1 rzeczywiście najmłodsze roczniki rozpędzono, zabroniono tym dzieciom uczęszczać do szkoły i korzystać z nauki szkolnej.</u>
<u xml:id="u-14.16" who="#SStanisławNowak">Straszne są pod tym względem wyniki i rezultaty tej gospodarki w szkolnictwie naszem. Otóż dla tych dzieci, które nie chodzą, a mogłyby chodzić, trzebaby 8.200 izb szkolnych i tyluż etatów. Ale co więcej, mamy jeszcze obecnie ostatni rok, w którym są dzieci wojenne, to jest rocznik ilościowo słaby. Na przyszły rok rozpocznie się znacznie większy przyrost dzieci i będzie się on tak wzmagał, że w r. 1932/3, o czem pan sen, Thullie także wspomniał, będziemy mieli w szkołach 4.864.000 dzieci, tyle się ich zgłosi, więc za te 6 lat będziemy mieli więcej o 1,664.000 dzieci. Będziemy potrzebowali dla tych dzieci nowych 33.280 etatów i taka też liczbę izb szkolnych. Powiedzmy, że niech będzie tylko 30.000 etatów. Otóż, jeżeli pomyślimy, że za 6 lat mielibyśmy te etaty w jednym roku stworzyć i tyle wybudować izb, to uważam, że byłoby to rzeczą niewykonalną. Wykonanie to musimy rozłożyć na okres 6-letni i co rok tworzyć odpowiednią liczbę etatów i co rok odpowiednią liczbę izb szkolnych, to znaczy, przynajmniej 1/6 t. j. 5.000 wybudować. To jest wydatek konieczny. Tymczasem, jaka jest propozycja, z którą przychodzi Rząd i co jeszcze ciała parlamentarne robią w tej sprawie!</u>
<u xml:id="u-14.17" who="#SStanisławNowak">Jeżeli teraz przejdziemy do etatów, to etaty na r. 1927 wynoszą 60.411. W r. 1923/24 było już 62.626, nie 60.000. A więc u nas już zredukowano 2.215 etatów. Na każdym kroku redukcja, redukcja i redukcja w szkolnictwie. Rząd podniósł wprawdzie o 500 etatów, a Sejm także o 500, razem więc o 1.000, ale to jeszcze nie wyrówna tego ubytku; będziemy mieli tylko 61411, a było już 62.626. Jednem słowem obraz bardzo smutny.</u>
<u xml:id="u-14.18" who="#SStanisławNowak">Teraz jeszcze, mówiąc o tych etatach, wspomnieć muszę o nauczycielstwie. Nauczycielstwo Z całym zapałem pracuje nietylko w szkole, ale i poza szkołą w różnych instytucjach społeczno-oświatowych. Mówię o nauczycielstwie szkół powszechnych, które oddaje się gorliwie pracy i pracuje gorliwie nad własnem wykształceniem, co z uznaniem podniósł p. Wiceprezes Rady Ministrów dr. Bartel, na posiedzeniu Komisji Skarbowo-Budżetowej sejmowej przy debacie nad preliminarzem Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Nauczycielstwo tłumnie garnie się na różne kursy dokształcające, na kursy rządowe i kursy urządzane przez siebie, to znaczy przez swoje organizacje, byle tylko zdobyć więcej wiedzy, aby ją następnie wyzyskać przy nauczaniu w szkole. Otóż to uznanie, które wyraził najwyższy dygnitarz szkolny, bo Minister, nauczycielstwu szkól powszechnych, uznanie za pracę, za kształcenie się, wystarczy jako obrona na te wszystkie napaści, jakie pojawiają się na nauczycielstwo szkół powszechnych obecnie podczas debat nad ustawą i ustrojem szkolnym, a które to napaści odezwały się także i tutaj w tej Wysokiej Izbie. Niech to wyjaśnienie wystarczy jako odpowiedź.</u>
<u xml:id="u-14.19" who="#SStanisławNowak">O pracy nauczycielstwa muszę jeszcze nadmienić, co ono daje społeczeństwu poza szkołą. Otóż w r. 1925, za który mam sprawozdanie, nauczycielstwo pracowało poza szkołą w następujący sposób: urządziło kursów dla dorosłych 1695, słuchaczy tych kursów dla dorosłych było 29.819; odczytów i pogadanek urządzono 3.281, bibljotek zorganizowano 120, przedstawień teatralnych 1.783, chórów 231, orkiestr 47, kursów instruktorskich 10.</u>
<u xml:id="u-14.20" who="#komentarz">(S. Błyskosz: W całej Polsce, to za mało)</u>
<u xml:id="u-14.21" who="#SStanisławNowak">To nauczycielstwo prowadzi także uniwersytet ludowy w Szycach, w którym odbyło 5 kursów dla dorosłej młodzieży, przez które przeszło 101 osób obojga płci.</u>
<u xml:id="u-14.22" who="#SStanisławNowak">Jakie zadania ma szkoła w społeczeństwie? Otóż szkolnictwo, jak wspomniałem, jest najważniejszą instytucją w Państwie; wychowując pokolenia, wychowuje cały naród; jest tą dźwignią, która podnosi naród do kultury, dobrobytu i potęgi.</u>
<u xml:id="u-14.23" who="#komentarz">(Brawo)</u>
<u xml:id="u-14.24" who="#SStanisławNowak">O tem powinien przedewszystkiem pamiętać, ciągle mieć na uwadze nasz naród, który głównie wskutek ciemnoty i zacofania stracił byt państwowy i przez blisko półtora wieku był w niewoli. Można robić oszczędności i redukcje na wszystkiem, tylko nie na zdrowiu i nie na oświacie. Jeżeli Rząd nie dba o szkolnictwo, nie stara się o nie i działa na jego niekorzyść, jak to wykazałem na tych cyfrach preliminarza, to obowiązkiem jest przedewszystkiem ciał ustawodawczych Sejmu i naszego Senatu, ażeby z całą siłą wystąpiły do walki przeciw tym zamierzeniom szkodliwym Rządu. Ciała te nie powinne godzić się na wszystkie okrojenia i redukcje prowadzące do zaprzepaszczenia naszej oświaty, naszego dobrobytu i zarazem do zaprzepaszczenia naszego bytu państwowego.</u>
<u xml:id="u-14.25" who="#komentarz">(Głos: Słusznie)</u>
<u xml:id="u-14.26" who="#SStanisławNowak">Naród nasz musi się zdobyć jeszcze na jeden wysiłek, musi się zdobyć przez dalsze podatki albo przez zaciągnięcie pożyczki długoterminowej...</u>
<u xml:id="u-14.27" who="#komentarz">(S. Błyskosz: Przez ogólną pracę)</u>
<u xml:id="u-14.28" who="#SStanisławNowak">... na wyposażenie szkolnictwa, jeżeli myśli o zabezpieczeniu swojej przyszłości. Będzie to inwestycja najproduktywniejsza i najlepsza, która sowicie się opłaci.</u>
<u xml:id="u-14.29" who="#SStanisławNowak">Z tych względów, które tu przedstawiłem, uważam, że Senat nie powinien przyjąć budżetu przedstawionego bez poprawek i dlatego tu jeszcze pozwolę sobie wnieść następujące wnioski: „Senat uchwala preliminowaną liczbę etatów sił nauczycielskich w szkołach powszechnych podnieść nie o 1.000 jak to Rząd proponuje z Sejmem ale przynajmniej o 2.000, t. j. do liczby 62.411 z następujących powodów”, tu podane są powody, a mianowicie, że w Polsce mamy obecnie tyle a tyle dzieci, tyle etatów, więc żeby nie dopuścić do tej katastrofy, przed jaką staniemy za 6 lat, musimy etatów mieć więcej. Dalej: „Senat uchwala podnieść preliminowaną na rok 1927/28 w dziale IV rozdz. II, § 12, kwotę 2.000.000 zł o 8.000.000 zł, a zatem do kwoty 10 miljonów na budowę szkół powszechnych”. O 8 miljonów, bo miljon tam już był, a o miljon zostało podniesione przez Sejm. „Wydatek ten pokryć z funduszu inwestycyjnego przewidzianego przez Ministerstwo Robót Publicznych w art. 4 poz. 4 ustawy skarbowej na roboty publiczne i zatrudnienie bezrobotnych” i t. d.</u>
<u xml:id="u-14.30" who="#SStanisławNowak">„Senat uchwala wstawić do budżetu na rok 1927/8 w wydatkach nadzwyczajnych dział IV, rozdz. II kwotę 300.000 zł uchwaloną już w ubiegłym roku a nie zrealizowaną — na budowę w Bielanach pod Warszawą gmachu na pomieszczenie Instytutu Specjalnej Pedagogiki i zakładu dla ociemniałej i głuchoniemej młodzieży”. To już przeszło rok było przyznane. Nie będę motywował, bo już nie mam czasu. Jest to niesłychanie ważna rzecz, Pamiętajmy, że z pośród 4.350 głuchoniemych znajduje się w zakładzie zaledwie 800, a z pośród 3.250 ociemniałych zaledwie 200 dzieci. Dla tych dzieci najnieszczęśliwszych trzeba to uczynić, tem więcej, że w Bielanach jest już wszystko przygotowane. Grunt jest, tylko trzeba rozpocząć budowę.</u>
<u xml:id="u-14.31" who="#SStanisławNowak">„Senat uchwala w dziale IV rozdz. IV oświata pozaszkolna preliminowaną kwotę w § II na zasiłki stypendia podnieść o 200.000 do kwoty zatem 400.000”.</u>
<u xml:id="u-14.32" who="#SStanisławNowak">„Senat wzywa Rząd do przywrócenia do pierwotnego stanu Państwowego Instytutu Nauczycielskiego i Państwowego Instytutu Pedagogicznego w Warszawie, które to instytucje zniesione zostały zarządzeniami sanacyjnemi z niezmiernemi szkodami dla rozwoju naszego szkolnictwa i pedagogiki narodowej”. Tego także nie będę motywował. Jest to rzecz piekąca, bo te instytucje znane są jako konieczne, miały być zamknięte na jeden rok, a tymczasem zwinięto je i nie mogą doczekać się ponownego otwarcia.</u>
</div>
<div xml:id="div-15">
<u xml:id="u-15.0" who="#WicemarszałekWoźnicki">Głos ma s. Bohdanowicz.</u>
</div>
<div xml:id="div-16">
<u xml:id="u-16.0" who="#SBohdanowicz">Wysoki Senacie! W imieniu klubu, do którego mam zaszczyt należeć, t. j. w imieniu mniejszości słowiańskich Senatu, oświadczam, że będziemy głosowali przeciwko budżetowi Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Przecież ta wysoka trybuna daje nam prawo deklaracyjnie wyjaśnić i umotywować nasz stosunek do budżetu, i, chociaż my już mało wierzymy w aktualne znaczenie takich deklaracyj, — oduczyliście nas wierzyć Panowie, — lecz podjęty przez nas obowiązek przed narodami, które reprezentujemy, zmusza nas jeszcze raz, może być ostatni raz, skorzystać z tej trybuny, dopóki i ona nie zniknie nam, jak zniknęły uroczyste obiecanki polskich wodzów. Niestety, jaką gorzką ironją brzmią dla nas obecnie wspomnienia, o tych wysokich hasłach — o „równych z równymi i wolnych z wolnymi”! Ci, którzy zbyt pospiesznie z zapałem entuzjastów uwierzyli w prawdziwość tych słów, teraz za tę wiarę pokutują za kratami…</u>
<u xml:id="u-16.1" who="#SBohdanowicz">Przechodzę do sprawy, uprzedzając, że będę mówił wyłącznie o sprawach cerkiewnych, ponieważ o sprawach szkolnych będzie mówił mój kolega — Ukrainiec, s. Karpiński.</u>
<u xml:id="u-16.2" who="#SBohdanowicz">Rząd teraźniejszy wystąpił ze wspaniałym szyldem jako rząd „ozdrowienia moralnego”. Dziedzina stosunków pomiędzy cerkwią a Państwem, uważam, jest jedną z tych, która najwięcej wymagała zastosowania tej zasady. O naszych cerkiewnych bolączkach i nienormalnościach swego czasu dużo mówiłem z tej trybuny i nie chciałbym się powtarzać. Ale wtedy jeden z moich kolegów zakwestjonował moją charakterystykę położenia prawosławnej cerkwi w Polsce na podstawie moich zupełnie nieprzyjaznych stosunków do hierarchji oficjalnej. Dlatego, celem usprawiedliwienia moich oświadczeń, przytoczę kilka wyciągów z memorjału złożonego w końcu 1925 r. przez tę samą hierarchję oficjalną, korzystającą z zaufania Rządu.</u>
<u xml:id="u-16.3" who="#SBohdanowicz">Podług tego memorjału „położenie prawosławnej cerkwi w Polsce nie może być uważane za normalne”. „W dziedzinie własności prawo cerkwi prawosławnej neguje się”. „Cała majętność cerkwi faktycznie skonfiskowana”. „Ministerstwo nie uznaje prawa własności cerkwi nawet i odnośnie do samych gmachów cerkiewnych”. „Były niejednokrotnie przykłady zamknięcia cerkwi i niedopuszczenia do nich duchownych”. „Za czasów ostatnich znów były wypadki tak zwanej rewindykacji, t. j. wprost wtargnięcia do cerkwi duchownych rz.-katolickich za pomocą zerwania kłódek, poczem cerkwie pozostawały własnością katolików, albo w lepszym wypadku znów zapieczętowano, a osób winnych nie pociągano za to do odpowiedzialności”. „Władza cerkiewna i cała hierarchja do niższych stopni włącznie postawiona w zależności od dobrej albo złej woli władz administracyjnych wyższej czyli niższej kategorji”.</u>
<u xml:id="u-16.4" who="#SBohdanowicz">„Ze szkołą duchowną Ministerstwo robi jakieś próby, dokonywane często bez powiadomienia władzy duchownej”. „Niższe wykształcenie religijne prawie wcale nie istnieje”. „Duchowieństwu kategorycznie są wzbronione szkoły „woskresne” dla nauczania dzieci przy cerkwiach początków wiary, języka cerkiewno-słowiańskiego i śpiewu cerkiewnego”. „Do ostatniego czasu większość duchowieństwa uważa się za obcokrajowców i ledwie toleruje się, pozbawia się ją praw elementarnych” i t. d. Oto jaką charakterystykę daje władza cerkiewna oficjalna, z czego widać, że nic nie przesadziłem w swojem przemówieniu.</u>
<u xml:id="u-16.5" who="#SBohdanowicz">Niestety, muszę skonstatować, że za ten rok ostatni pod władzą rządu „moralnego ozdrowienia” położenie nie polepszyło się. Ażeby nie być gołosłownym, przytoczę fakty. Jeszcze w r. 1921 w sposób oburzający podczas nabożeństwa została odebrana prawosławnym cerkiew w Nowym Dworze pow. sokolskiego. Podania i prośby parafjan o zwrócenie im tej cerkwi pozostały bez skutku. Ksiądz miejscowy już rozpoczął przebudowę tej cerkwi na kościół, chociaż kościół jest w pobliżu. Parafjanie zwrócili się do Sejmu. W roku 1923 do Nowego Dworu wyjechała w całym składzie komisja sejmowa, która uznała żądania parafjan za zupełnie słuszne i jednomyślnie wyraziła opinję, że burzenia cerkwi należy natychmiast zaprzestać i że Rząd powinien przyczynić się do odbudowania zniszczonej części cerkwi.</u>
<u xml:id="u-16.6" who="#SBohdanowicz">Wtenczas jeszcze nie było „moralnego odrodzenia”, i dlatego rząd trochę liczył się z opinją ciał ustawodawczych. Ministerstwo Wyznań Religijnych już ułożyło jedno po drugim dwa kosztorysy odbudowania tej cerkwi, ale potem kosztorysy te schowano do biurka, a ksiądz miejscowy, uczuwszy w powietrzu „ozdrowienie moralne”, znów potrochu przyczynił się do burzenia cerkwi. Obecnie parafjanie proszą, aby im zezwolono odbudować cerkiew na koszt własny, ale i na to im nie pozwalają. Niektóre wsie tej parafii znajdują się w odległości 18 km. od najbliższej cerkwi. „Młodzi parafianie — tak piszą wierni tej parafji — w dnie świąteczne wskutek wielkiej odległości cerkwi szukają rozrywki w pijaństwie i grze w karty. Zmarli pozostają bez pogrzebu, dzieci bez chrztu, dużo wiernych bez spowiedzi” i t. d.</u>
<u xml:id="u-16.7" who="#SBohdanowicz">Niech Panowie mi powiedzą: dla kogo to wszystko robi się, komu to potrzebne: Państwu, Kościołowi katolickiemu? Gdzie ten „tertius gaudens”, który skorzysta z tej walki niepotrzebnej? Złożyłem w tej sprawie wniosek do Senatu a mając nadzieję, choć słabą, że ten wniosek zostanie wkrótce postawiony na plenum Senatu, narazie o tem więcej mówić nie będę.</u>
<u xml:id="u-16.8" who="#SBohdanowicz">Proszę jednak wziąć pod uwagę, że ten fakt nie jest odosobnionym, ale najbardziej typowym. Mogę przytoczyć fakty i innego rodzaju. W Stołowiczach pow. baranowickiego, gdzie zaledwie można naliczyć 500 katolików na 4.000 prawosławnych, gdzie jest dobry kościół, odebrano prawosławnym cerkiew na tej podstawie, że ona była kiedyś unicką. Razem z cerkwią odebrano 180 dziesięcin cerkiewnej ziemi dla osadników i dom cerkiewny. Zamiast tego dano 33 dziesięciny ziemi pod lasem, ale z zakazem korzystania z tego lasu i z tej ziemi, dopóki las ten nie zostanie sprzedany przez Rząd i wyrąbany, a jednocześnie zmuszają ludność do wybudowania nowej cerkwi własnemi środkami. Czem jak nie kpinami można nazwać takie fakty?</u>
<u xml:id="u-16.9" who="#SBohdanowicz">Jaskrawym przykładem bezprawia duchowieństwa jest los proboszcza 80-letniego Arenia, który z dziadów i pradziadów pochodzi z tego kraju i mimo to w przeciągu kilku lat nie może uzyskać prawa obywatelstwa. O tym akcie dwa lata temu mówił z tej trybuny podczas dyskusji nad budżetem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych mój kolega s. Nazarewski. Od tego czasu sprawa ta zmieniła się o tyle, że Aren ma już nie 80, lecz 82 lata.</u>
<u xml:id="u-16.10" who="#SBohdanowicz">A co zrobiono z naszemi seminarjami duchownemi? Zamiast szkół duchownych mamy warsztaty dla polonizacji naszych dzieci i przerabiania ich na przyszłych polonizatorów duchownych. Nie mogę nie wspomnieć z uczuciem bardzo wielkiego zdziwienia, jak w r. 1925 podczas dyskusji nad budżetem Ministerstwa Wyznań mój kolega ks. s. Maciejewicz w odpowiedzi na moje przemówienie, według słów jakiejś Łuninej, opowiadał o jakiemś niegrzecznem zachowaniu się uczniów seminarjum duchownego w Wilnie w obecności swego rektora i antypolskiej demonstracji, która jakoby miała tam miejsce.</u>
<u xml:id="u-16.11" who="#komentarz">(S. ks. Maciejewicz: Poco Pan o tem wspomina, myśmy już zapomnieli)</u>
<u xml:id="u-16.12" who="#SBohdanowicz">To dobrze, niech Pan przypomni sobie. Ja mało daję wiary tym źródłom, na które powołuje się ks. senator.</u>
<u xml:id="u-16.13" who="#komentarz">(Łunina, o ile wiem, — znana działaczka unicka)</u>
<u xml:id="u-16.14" who="#SBohdanowicz">Życie wewnętrzne seminarjum z tego czasu, kiedy ja zostałem usunięty stąd przez metropolitę Jerzego przy udziale rządu i pewnego b. komisarza bolszewickiego, mnie też mało jest znane, tylko z pogłosek, ale jeżeli choć część tego, o czem on mówił, jest prawdą, to jakim jaskrawym to może być dowodem, ale nie tego, o czem mówił szanowny kolega. Opowiadając o tem on — nie wiem, na jakiej podstawie — zwracał się z zarzutem do mnie. Zarzut nie pod właściwym adresem. Teraźniejsze seminarjum jest dzieckiem miłości pomiędzy archimandrytą Filipem Morozowym a Ministerstwem Wyznań i ja z tą sprawą nie mam nic do czynienia.</u>
<u xml:id="u-16.15" who="#SBohdanowicz">A przykłady te mówią o tem, że przymusowa polonizacja nie zawsze prowadzi do tych skutków, o których Panowie marzycie. Niektórych może to i polonizuje, ale razem z tem tworzy także prąd odwrotny. Zdaje mi się, że mogli się Panowie o tem przekonać na podstawie własnych doświadczeń — na próbie rusyfikacji Was samych. Więc czy nie byłoby najlepiej i najpraktyczniej, pozwolić na wychowanie młodzieży na podstawie szerokich kulturalnych poglądów, któreby uczyło lubić przedewszystkiem swoje, ale i szanować i rozumieć obce. Oto ten jedyny grunt, na którym powinno się postawić każde wychowanie, a przeważnie wychowanie duchowne, gdzie nie może być miejsca ani dla szowinizmu, ani dla polityki. Dopóki byłem na stanowisku rektora tego seminarjum, prawda, nie śpiewaliśmy roty na każdej modlitwie i na nabożeństwie w cerkwi, ale i nie robiliśmy demonstracji politycznych, Wszystko, o czem do tego czasu mówiłem, to są szczegóły. Główną rzeczą jest to, że do ostatniego czasu położenie cerkwi prawosławnej w Polsce nie ma twardych podstaw prawnych i kanonicznych. Zamiast zwołania soboru kanonicznie prawnego dla wyjaśnienia i załatwienia tej sprawy zgodnie z przepisami cerkiewnemi i według sumienia cerkiewnego całego zgromadzenia wiernych prawosławnych, rządy zajęły się całkowicie sprawą autokefalji. Tyle razy, zdaje się pięć, czy sześć, uroczyście decydowano, a potem uroczyście ogłoszono tę autokefalję, ale… widać i do ostatniego czasu sprawa ta nie stoi mocno. W tych dniach dowiedzieliśmy się z gazet, że metropolita prawosławny wyjeżdża do Serbji, a stąd do Konstantynopola celem, jak Piszą, „ostatecznego — za każdym razem to było ostateczne — załatwienia sprawy autokefalji cerkwi prawosławnej w Polsce”. Z tego jednak widać, że mimo wszelkich uroczystości, mimo wszelkich „tomosów”, mimo wszelkich uznań patryarchy konstantynopolskiego, (którego nie wiem na jakiej podstawie ks. sen. Maciejewicz uważa za wschodniego papieża, bo takiego nie mamy), sami twórcy tej autokefalji odczuwają jej nietrwałość. I nic dziwnego, bo według prawosławnej dogmatyki swój los religijny może określić tylko każda cerkiew sama, jako naród cerkiewny w porozumieniu ze swoją władzą kanoniczną.</u>
<u xml:id="u-16.16" who="#komentarz">(S. ks. Maciejewicz: Jaka dogmatyka tak mówi?)</u>
<u xml:id="u-16.17" who="#SBohdanowicz">Proszę, niech Pan zobaczy. Ja Pana mogę nauczyć, ale prywatnie, a nie z tej trybuny, bo tu nie mam czasu.</u>
<u xml:id="u-16.18" who="#SBohdanowicz">Ale byłbym niesprawiedliwy, gdybym twierdził, że w stosunku Rządu do cerkwi prawosławnej niema nic nowego. Znaleziony został nowy środek burzenia prawosławia i odebrania cerkwi, domów i dóbr cerkiewnych. Środkiem tym jest neo-unia. Akcja ta zwykle prowadzi się w sposób następujący.</u>
<u xml:id="u-16.19" who="#SBohdanowicz">Nawraca się na unję któryś z proboszczów prawosławnych, zwykle z tych, którzy za jakąś winę podlegają karze swej władzy duchownej (a czasem i świeckiej). Proboszcz taki ogłasza swoją parafię za unicką i oddaje ją do dyspozycji najbliższego dziekana rzymsko-katolickiego Parafjanie protestują przeciwko temu, zwracają się do swej władzy duchownej, ta wysyła im nowego proboszcza, ale już ani domów, ani cerkwi, ani ziemi, ani przyrządów, ani szat cerkiewnych z powrotem dostać nie mogą; wszystko to stało się własnością cerkwi rzymsko-katolickiej. Tak się działo w Podorosku pow. wołkowyskiego, w Gołomyślu pow. dziśnieńskiego, w Jatwiesku, w Delatyczach i wielu innych parafjach.</u>
<u xml:id="u-16.20" who="#SBohdanowicz">Władze miejscowe i centralne bardzo gorliwie popierają ten delikatny sposób przywłaszczania sobie obcej własności. Żadne prośby, skargi parafjan o zwrócenie im cerkwi, domów, ziemi i rzeczy cerkiewnych nie pomagają, chociażby unitów okazało się w tej parafji paru na tysiące prawosławnych. Władze w lepszych wypadkach zachowują neutralność. Wreszcie, kiedy zdarzyło się coś odwrotnego, gdy jeden nawrócony na unję proboszcz w Wilnie chciał wrócić do prawosławia razem z temi rzeczami, które z archimadrytą Filipem Morozowym zabrał z cerkwi prawosławnych, policja już nie zachowała neutralności, ale zjawiła się natychmiast i wprowadziła rzeczy cerkiewne z powrotem do cerkwi unickiej. Zaznaczyć też trzeba, że kiedy w Galicji kilka parafji całkiem przeszło na prawosławie, nie oddano im ani ich cerkwi, ani własności cerkiewnych.</u>
<u xml:id="u-16.21" who="#SBohdanowicz">Oto jeszcze przykład. Cztery lata ludność przedmieścia m. Wilna Antokola, znajdującego się w znacznej odległości od innych cerkwi oprócz swojej, ciągle prosi władze i duchowne i cywilne o to, żeby dla odprawiania nabożeństw zwrócono im zabraną cerkiew, stojącą bez użytku — i cztery lata prośby pozostawały bez skutku. Ale kiedy zjawił się nawrócony na unję ks. Leśnobrodzki, drzwi cerkwi natychmiast się otworzyły i rozpoczęto tam nabożeństwo unickie.</u>
<u xml:id="u-16.22" who="#SBohdanowicz">Mówię o tem, żeby przekonać Was o szkodliwości takiej akcji, żeby zmusić Was do pomyślenia chociażby o tem, jak może oddziaływać na dusze ludności to istnienie dwóch prawd: jednej dla prawosławnych, drugiej dla unitów.</u>
<u xml:id="u-16.23" who="#SBohdanowicz">I znów mimowoli wypływa pytanie: komu to potrzebne, ażeby lud prawosławny, prawosławne dzieci pozostawały bez modlitwy i nauki wiary? Gdzie ten „tertius gaudens” który skorzysta z tych, dla nikogo, zdaje się, niepotrzebnych prób? Robi się to, jak widać, pod dewizą „ad majorem Romae gloriam”. Lecz myślę, że sami przekonaliście się, że żadnej sławy ani dla Rzymu, ani dla Państwa nie było z tej całej awantury z Filipem Morozowym. Czy warto było łamać Konstytucję, oburzać ludność przeciwko władzom, niszczyć autorytet duchowieństwa katolickiego przez przywłaszczenie sobie obcej własności, obniżać autorytet władz cywilnych przez współdziałanie w tych sprawach, czy warto było nawet odnawiać w kościołach, byłych cerkwiach, t. zw. ikonostase, które tak jeszcze niedawno burzono, przerabiając cerkwie na kościoły, ażeby w rezultacie otrzymać taki skandal, jakim jest ta cała sprawa unji w Wilnie?</u>
<u xml:id="u-16.24" who="#SBohdanowicz">Nie zatrze tego wrażenia, które ta akcja wywarła na ludności, nawet ta muzyka, którą w tym roku władze wyprawiły podczas procesji prawosławnej, t. zw. jordańskiej. To może wzruszyło jakąś mało świadomą staruszkę, ale przecież jakże oburzył taki objaw tolerancji wysoce kulturalnego dziennikarza w Lublinie. Korzystniej byłoby nie dawać muzyki, ale zwrócić choć kilka odebranych cerkwi.</u>
<u xml:id="u-16.25" who="#SBohdanowicz">Narzekacie obecnie na rozpowszechnianie się idei komunistycznych śród naszych narodowości i powiększenie się nastroju antypolskiego. Ale, jeżeli to jest prawdą, to zapytam Panów: kto jest temu winien? Kto oddalił naród od cerkwi, zamykając je całemi setkami, kto zabronił uczyć dziatwę przy cerkwi śpiewów cerkiewnych i początków wiary, kto wywoził z Polski szczerych i umiłowanych duszpasterzy naszych i wyrzucał z Polski prawosławną cerkiewną inteligencję, a oni mogli mieć chrześcijański wpływ na naród? Kto zabraniał odczytów na tematy religijne? (Takiego odczytu nawet zabroniono i mnie w r. 1924). Wszystko to zrobiły rządy.</u>
<u xml:id="u-16.26" who="#SBohdanowicz">Niestety w swojem dążeniu do polonizacji i katolizacji mniejszości słowiańskich. Wy nie zauważyliście rozpoczynającego się w nich ruchu nacjonalnego i religijnego. Czy stworzyliście dla nich szkoły nacjonalne, seminarja nauczycielskie, uniwersytet ukraiński? Czy daliście możność swobodnej wewnętrznej organizacji cerkiewnej na cerkiewnych soborach i zjazdach? Zamiast, żeby dać skupionej energji narodowej możność znalezienia dla siebie prawnego ujścia, kulturalno-narodowościowego i cerkiewno-religijnego odbudowy pod opieką Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. Wy gorliwie przez pięć lat zamykacie wszystkie dziury, nie dając żadnego ujścia tej potędze, marząc o tem, by skierować ją wyłącznie na swój młyn nacjonalny.</u>
<u xml:id="u-16.27" who="#SBohdanowicz">Niestety, omyliliście się. Znalazł się jeszcze trzeci, który potrochu nadweręża Waszą groblę i stara się skierować wodę na swój młyn. Oto ten „tertius gaudens” o którym niejednokrotnie uprzedzałem Panów. Przestraszyliście się tych ruchów dopiero teraz i całą winę składacie na Białoruską Hromadę. Lecz te hasła, któremi operowała „Hromada” obecnie, wygłaszały nie mniej głośno u nas już oddawna inne polskie stronnictwa, tylko z dodatkiem imienia jednego wodza polskiego. Otóż już wtedy, a nie teraz, naród wychowywał się w tych ideałach, które dopiero obecny rząd zauważył. Hromada otrzymała już gotowy materjał i nalepiła tylko na niego swoją nacjonalną etykietkę, którą też przyciągnęła odrazu do siebie masy ludowe nie przez nią wychowane. Ta etykietka tak oburzyła Panów, a nie te hasła. To widać chociażby i z tego, że przestraszyliście się i samego katolicyzmu, gdy zaczął przemawiać po białorusku w kościele ks. Godlewski. Ale dosyć o tem. Obawiam się, żebyście mnie Panowie nie zaliczyli do wielkich patrjotów polskich, a mogę być tylko zwyczajnym lojalnym obywatelem, bo nie uczyłem się szanowania przysięgi na majowych kursach uzdrowienia moralnego. Mówię to przedewszystkiem dla dobra cerkwi, ale tem goręcej, że nie widzę, żeby interesy cerkwi stały w nieuniknionej sprzeczności z interesami Państwa.</u>
<u xml:id="u-16.28" who="#SBohdanowicz">W takim to duchu z końcem zeszłego roku w imieniu białoruskich i rosyjskich kół, pracujących w organizacjach nacjonalnych w Wilnie, złożyłem do Rządu memorjał. Uważam go za ostatnią, może już trochę spóźnioną próbę zachęcenia Rządu, by przyczynił się do utworzenia tego dziś, co trzeba było zrobić już oddawna.</u>
<u xml:id="u-16.29" who="#SBohdanowicz">Naprawdę taki, jakiego samo życie wymaga, stosunek pomiędzy Rządem a innemi wyznaniami widzieliśmy w tem samem Wilnie, gdzie w naszych oczach odbyły się zjazdy polskich staroobrzędowców i mahometan, Rząd wcale nie przeszkadzał im swobodnie zorganizować swe zarządy centralne i samym wybrać te osoby, w których ręce ci wyznaniowcy chcieli złożyć swój los religijny; i tylko prawosławni zostali pozbawieni tego prawa. Słyszałem, że metropolita już dawno złożył podanie o zezwolenie na sobór, ale do ostatniego czasu nie otrzymał na to nawet odpowiedzi.</u>
<u xml:id="u-16.30" who="#SBohdanowicz">Czem objaśnić taki stosunek do prawosławnych? Wy często powołujecie się na przeszłość, na to, że sami kiedyś cierpieliśmy ucisk od prawosławia za rządów carskich. „Historja mści się!” — kiedyś groził z trybuny „Gosudarstwiennej Durny”, o ile pamiętam, poseł Parczewski. Chociaż nie rozumiem, dlaczego my musimy brać na siebie grzechy rządu rosyjskiego, ale widać, że my jesteśmy ofiarami tej groźby. Ale, czy Panowie myślicie, że to prawo historyczne nie tyczy się tylko Polaków? My też nie jesteśmy analfabetami w dziejach Polski, Ukrainy i Białej Rusi i niech Panowie wiedzą, że nie wygrają, jeżeli poczniemy rachować się z faktami naszej przeszłości. Może być, że to, co przeżyliście Panowie za czasów zaborów, też było karą losu, lecz czy nie gotujecie stosunkiem do nas nowej kary dla siebie?</u>
<u xml:id="u-16.31" who="#SBohdanowicz">Czy nie lepiej byłoby w takim razie zaprzestać rachować grzechy historyczne, a przyczynić się do tworzenia życia, póki jeszcze nie zapóźno, na nowych podstawach? Wzmocnienia nacjonalnej świadomości naszych mniejszości już Wam nie uda się zatrzymać. Nie uda się, jak widać, i asymilowanie nas pod względem religijnym. Racja stanu wymaga od Was, byście wcześniej stanęli na tem stanowisku, które jest zgodne i z prawdą i z powagą Państwa.</u>
<u xml:id="u-16.32" who="#SBohdanowicz">Powaga Państwa! Niejednokrotnie słyszałem z tej trybuny z ust moich kolegów-Polaków powoływanie się na ulubionego i przezemnie rosyjskiego filozofa i teologa Sołowjewa. Zdziwiłem się jednakże, że powoływano się nań, celem nauczania innych, a nie siebie. Raz ten bezsporny patrjota rosyjski, w najlepszem znaczeniu tego słowa, mówił o Rosji: „Chodzi nie o istnienie Rosji, a o dostojne jej istnienie”. Jak to obecnie zrozumiałe jest dla Rosjan! Ale mnie się zdaje, że tę miarę trzeba zastosować i wobec Polski patrjotom polskim, ponieważ dwie miary w polityce, — jedną dla siebie, a drugą dla innych ten sam patrjota filozof, jak wiadomo, nazywa „moralnością hotentocką”. Czcigodne istnienie Polski określa jej konstytucja, a w niej religijne równouprawnienie zajmuje nie ostatnie miejsce. Ale u nas szanuje się Konstytucję tylko martwą, z 1791 r., która nikogo nie obowiązuje, a żywą, teraźniejszą szanuje się niebardzo.</u>
<u xml:id="u-16.33" who="#SBohdanowicz">Teraz przechodzę do cyfr budżetu. Niejednokrotnie z tej trybuny wyjaśniałem, że ta strona życia cerkiewnego, mojem zdaniem, jest najmniej ważną. Ja nie widzę korzyści w tych dobrach materjalnych, gdy sam ustrój cerkiewny zbudowany jest na podstawach niewłaściwych i nie daje cerkwi możności należytego korzystania z tych dóbr. Uważając za najwyższe dobro cerkiewne jej bezwzględną wewnętrzną swobodę i kanoniczny soborny ustrój, jeżeliby to odemnie zależało, z radością zrzekłbym się wszystkich dotacji, gdyby w ten sposób można było zdobyć tę swobodę i ten ustrój. Czy przy obecnym ustroju cerkwi, gdy społeczeństwo cerkiewne zupełnie jest oddalone od spraw cerkiewnych, gdy Synod nie zdaje żadnego sprawozdania nikomu z środków, któremi operuje, gdy Metropolita, rzekomo autokefalny, a w rzeczywistości zależny od swego nieodpowiedzialnego otoczenia również nie zdaje sprawozdania nawet przed Synodem, — czy mamy możność dowiedzieć się o tem, ile jest tych środków i na co one idą? Czy może być wśród takich warunków mowa o jakiejś kontroli cerkiewno-społecznej? Ale dopóki ten ustrój istnieje i pieniądze narodowe idą niby na cerkiewne sprawy, musimy krytycznie odnosić się do budżetu cerkiewnego i do jego cyfr.</u>
<u xml:id="u-16.34" who="#SBohdanowicz">Gdyby budżet cerkwi prawosławnej był uregulowany na podstawach prawidłowej proporcji z budżetem Kościoła rzymsko-katolickiego, to wynosiłby sumę 3.337.000 zł. Obecny budżet wynosi tylko 1.695.980 zł i chociaż w tej dziedzinie nie można nie zauważyć dużego postępu (ponieważ w latach poprzednich proporcja była znacznie mniej właściwą), wszakże i sprawiedliwość i potrzeba cerkiewna wymagają od nas uregulowania tego budżetu na podstawach równouprawnienia.</u>
<u xml:id="u-16.35" who="#SBohdanowicz">W każdym razie, jakakolwiek by była kwota tego budżetu, czy mała, czy większa, mamy prawo wymagać od Rządu, żeby ten budżet był wykonany zgodnie z uchwałami ciał ustawodawczych. Cóż zaś widzimy? Praktyka lat ostatnich wyjaśnia, że rząd nie trzyma się przyjętych przez parlament kredytów i wydaje na cerkiew prawosławną sumy znacznie mniejsze od kwot budżetowych. Wobec wyznania rzymsko-katolickiego rząd tego czynić nie może, ponieważ wysokość tych wydatków jest obwarowana konkordatem, a natomiast cały ciężar bezprawnych oszczędności przenosi wyłącznie na cerkiew prawosławną.</u>
<u xml:id="u-16.36" who="#SBohdanowicz">Otóż przytoczę cytry. W r. 1924 asygnowane — sumy przewalutowane na złote — 165,184 zł. wydano 164,050 zł, nie wydano 1.134 zł t. j. 9%. W r. 1925 asygnowano 954.306 zł, wydano 697.356, nie wydano 266.950, t. j. 28%. W r. 1926, przez 5 kwartałów budżet nie był uchwalony przez parlament, ale w każdym razie wydatki winne były stosować się do normy preliminowanego budżetu, — otóż co w tym okresie znowu widzimy? Asygnowano 1,927.560 zł (prócz 5-go kwartału), wydano 1.181.834 zł, nie wydano 745.726 zł, czyli 33%, nie licząc piątego kwartału. Z tego widać, że wszystko to, co my tutaj uchwalamy, jest zupełnie nieaktualne. Taką „oszczędność” Rządu wobec cerkwi prawosławnej możnaby usprawiedliwić albo deficytem w budżecie ogólno-państwowym, albo brakiem potrzeb tej cerkwi. Ani jednego, ani drugiego niema. W r. 1926, jak wiemy, dochody państwowe wynosiły 1.905.725 tys. zł, a wydatki tylko 1.852.000 tys. zł, to znaczy, że mieliśmy oszczędność w kwocie 53.000.000 zł. Z tego widać, że stan finansowy Państwa wcale nie wymagał takich bezprawnych stosunków wobec budżetu cerkwi prawosławnej. A gdyby i wymagał, to Rząd winien był to niewydanie usprawiedliwić z tej trybuny przed parlamentem.</u>
<u xml:id="u-16.37" who="#SBohdanowicz">Z drugiej strony mamy tyle potrzeb w cerkwi prawosławnej, przedewszystkiem z powodu odebrania cerkwi i dóbr cerkiewnych, że i całej asygnowanej sumy nie starczyłoby na wszystkie te potrzeby. Zwróćmy uwagę naprzykład na sprawę odbudowy cerkwi. Cerkiew w Baranowiczach buduje się już od 5 lat, a ludność ciśnie się w malutkiej cerkiewce, trochę większej od kiosku do wody sodowej. Rząd wydaje na tę budowę „z łaski pańskiej” tak mało i w takich kwotach niby lekarstwo dla chorego: „co 2 godziny po łyżce stołowej”, utrudniając tem i podrażając budowę. Przecież gdyby te sumy, „zaoszczędzone” przez Rząd, były użyte np. na odbudowę cerkwi, ile niepotrzebnych konfliktów pomiędzy Rządem a ludnością, pomiędzy prawosławnymi a katolikami można byłoby z łatwością uniknąć.</u>
<u xml:id="u-16.38" who="#SBohdanowicz">Nie mogę nie zwrócić uwagi Panów jeszcze na szereg nienormalności co do sposobu wydatkowania sum budżetu cerkwi prawosławnej. Mam na uwadze przyjęty w zeszłym roku przez Rząd system otwierania kredytów miesięcznych i przytem w sumach nierównomiernych. Takie nierównomierne i nieokreślone, asygnowane kredytów niszczy zupełnie wszelką możność planowej pracy i wnosi w samo Ministerstwo nieporządek wewnętrzny.</u>
<u xml:id="u-16.39" who="#SBohdanowicz">Działo się tak: Skarb asygnuje — i to, jak powiedziałem, w nierównomiernych sumach — kredyty miesięczne na całe Ministerstwo. Ministerstwo według swego zdania, dzieli te kredyty pomiędzy swoje departamenty, a departamenty dzielą też według swojej dobrej woli pomiędzy różne wyznania. Bezwątpienia przytem otrzymuje więcej ten, kto ma większy apetyt i większą energję. Rozumie się, że prawosławie zawsze pozostaje na ostatniem miejscu.</u>
<u xml:id="u-16.40" who="#SBohdanowicz">Rząd odebrał tyle domów cerkiewnych dla szkół dla mieszkań księży rzymsko-katolickich, i nic nie daje na budowę nowych, nawet z tego, co już uchwaliły ciała ustawodawcze. Niech Rząd nie stara się usprawiedliwić brakiem prawa określającego dotacje dla duchowieństwa i cerkwi. Uchwały ciał ustawodawczych dla Rządu muszą być prawem i muszą być wykonane bezwzględnie.</u>
<u xml:id="u-16.41" who="#SBohdanowicz">Naogół cały ten system wydatkowania sum budżetowych cerkwi prawosławnej, pozbawiający wszelkiego znaczenia przyjęcie budżetu przez parlament, szeroko otwierający drzwi dla samowoli ministrów i nawet drobnych urzędników, obracający akty prawne w jałmużnę „z łaski pańskiej”, nadający charakter familijny sprawie, która musi być ściśle określona ustawami i cyframi, wyraźnie świadczy o niemoralnościach, graniczących z nadużyciami w Ministerstwie, a skutki tego świadczą o stosunkach Rządu do cerkwi prawosławnej.</u>
<u xml:id="u-16.42" who="#SBohdanowicz">Przytem trzeba wziąć pod uwagę wszystko to, co wyżej powiedziałem o teraźniejszym antykanonicznym synodalno-biurokratycznym ustroju cerkwi prawosławnej. Przy takim ustroju my nie mamy żadnej pewności, że i te minimalne sumy, które szczęśliwie przejdą przez ten młyn ministerjalny i trafią do biur synodalnych, będą w całości użyte na rzeczywiste potrzeby, na budowę cerkwi, domów cerkiewnych i t. d., a nie na jakieś nowe podróże metropolity do krajów obcych celem nowych prób załatwienia bezowocnej akcji autokefalji.</u>
<u xml:id="u-16.43" who="#SBohdanowicz">Ze wszystkiego tego wynika, że i ze względów ideowych i ze względów praktycznych niema dla nas żadnej racji przykładać swoich rąk do budżetu Ministerstwa Wyznań, dopóki nie zostanie gruntownie zmieniony ten ustrój cerkwi i stosunek rządów do niej, to jest dopóki rzeczywiście w tej sprawie nie nastąpi uzdrowienie moralne.</u>
</div>
<div xml:id="div-17">
<u xml:id="u-17.0" who="#WicemarszałekWoźnicki">Głos ma s. Hasbach.</u>
</div>
<div xml:id="div-18">
<u xml:id="u-18.0" who="#SHasbach">Wysoki Senacie! Chociaż moi koledzy klubowi w Sejmie już szczegółowo przemawiali na temat szkolnictwa niemieckiego w Polsce, to jednak chciałbym jeszcze i w tej Wysokiej Izbie poruszyć kilka ważnych spraw z zakresu szkolnictwa specjalnie b. dzielnicy pruskiej.</u>
<u xml:id="u-18.1" who="#SHasbach">Od czasu przejęcia naszej dzielnicy przez Państwo Polskie walczyć musimy o utrzymanie i rozwój naszych szkół w zakresie, gwarantowanym przez konstytucję i traktat o obronie mniejszości. Widzieliśmy wielu zmieniających się ministrów oświaty, niby to różnych; z każdym z nich pertraktowaliśmy w naszej sprawie, ale pod jednym względem wszyscy byli jednacy, a mianowicie w systematycznem zwalczaniu szkolnictwa mniejszościowego.</u>
<u xml:id="u-18.2" who="#SHasbach">Nic więc dziwnego, że cały aparat administracyjny, począwszy od Ministerstwa do ostatniego wizytatora szkolnego, od szeregu lat tak się zżył z tym systemem, że dziś już nawet zmiana ministra nie ma żadnego wpływu na ten aparat, działający przeciw nam.</u>
<u xml:id="u-18.3" who="#SHasbach">Panowie pozwolą, że w krótkich zarysach przedstawię jeszcze raz obecną sytuację w naszem szkolnictwie.</u>
<u xml:id="u-18.4" who="#SHasbach">W Poznańskiem i na Pomorzu żadna z naszych szkół średnich nie otrzymała pełnych praw publiczności, chociaż całkowity plan nauczania podlega oddawna zatwierdzeniu przez Ministerstwo. Nauczyciele nasi w nadzwyczaj trudnych warunkach dowieść muszą swych kwalifikacji, a abiturienci nasi złożyć muszą egzamina końcowe przed specjalna, obcą komisją.</u>
<u xml:id="u-18.5" who="#komentarz">(Głos: Obcą, to znaczy państwowa?)</u>
<u xml:id="u-18.6" who="#SHasbach">Wszystko to są niesłychane utrudnienia i świadome szykany...</u>
<u xml:id="u-18.7" who="#komentarz">(S. ks. Prądzyński: Jak było przed r. 1914?)</u>
<u xml:id="u-18.8" who="#SHasbach">10 000 dzieci niemieckich, z tych 7.000 na Pomorzu i 3.000 w Poznańskiem, zmuszonych jest uczęszczać do czysto polskich szkół powszechnych, gdyż na podstawie t. zw. sieci szkolnej okręgi szkolne są tak złączone lub podzielone, że niema przepisanej liczby dzieci do założenia szkoły niemieckiej.</u>
<u xml:id="u-18.9" who="#komentarz">(S. ks. Prądzyński: Ani jednem słowa niemieckiego nie słyszałem, kiedy byłem w szkole.)</u>
<u xml:id="u-18.10" who="#SHasbach">Wbrew Konstytucji i traktatowi o obronie mniejszości stale odmawia się zezwolenia na założenie niemieckich szkół powszechnych.</u>
<u xml:id="u-18.11" who="#komentarz">(S. ks. Prądzyński: Nie mieliśmy ani jednej szkoły polskiej.)</u>
<u xml:id="u-18.12" who="#SHasbach">Kuratorjum szkolne w Toruniu w ostatnich trzech latach nie zezwoliło na założenie ani jednej prywatnej szkoły powszechnej z niemieckim językiem wykładowym.</u>
<u xml:id="u-18.13" who="#komentarz">(S. ks. Prądzyński: W Poznaniu jest ogromne gimnazjum niemieckie.)</u>
<u xml:id="u-18.14" who="#SHasbach">W Działdowie, gdzie przeszło 40 dzieci niemieckich czeka na zaszkolenie, już oddawna powinna być założona przez Rząd szkoła niemiecka. Natomiast wszystkie wnioski zostały odrzucone, a rodzice są szykanowani przez różne organizacje.</u>
<u xml:id="u-18.15" who="#SHasbach">Ustawa z dnia 13 lutego 1922 r. o założeniu i utrzymywaniu szkół powszechnych mówi w art. 18, że sprawę szkół mniejszościowych ureguluje specjalna ustawa. Dotychczas jednak mimo upływu 5 lat jeszcze nic nie zrobiono w tym kierunku.</u>
<u xml:id="u-18.16" who="#SHasbach">Przytoczę jeszcze jeden fakt na dowód nieprzychylnego stanowiska władz wobec mniejszości w sprawach oświatowych. Pewien właściciel ziemski na Pomorzu zmuszony był z przyczyn od niego niezależnych posyłać syna swego do szkoły w Prusach Wschodnich. Na zasadzie świadectwa maturalnego ów młody człowiek wniósł podanie o przyznanie mu prawa półtorarocznej służby wojskowej, na to otrzymał od Ministerstwa następującą odpowiedź: „Załatwiając podanie z dnia 11 lutego r. b., Ministerstwo oznajmia, że nadesłane tu świadectwo dojrzałości z dnia 26 lutego 1925 r., wydane synowi Pańskiemu Eberhardtowi Ottonowi Hansowi Kriesowi przez dyrekcję niemieckiego państwowego gimnazjum i gimnazjum realnego w Kwidzyniu, może być uznane za uprawniające wymienionego do korzystania z prawa półtorarocznej służby wojskowej w myśl art. 45 ustawy o powszechnym obowiązku służby wojskowej z dnia 23 maja 1924 r.” — jak dotąd to wszystko bardzo ładne, ale — pod warunkiem złożenia egzaminów uzupełniających z języka polskiego oraz nauki o Polsce współczesnej w zakresie 8 klas państwowej szkoły średniej ogólno-kształcącej przed komisją jednego z kuratorjów okręgów szkolnych (§ 327 rozporządzenia wykonawczego do ustawy i t. d.)”.</u>
<u xml:id="u-18.17" who="#komentarz">(Głos: To krzywda?)</u>
<u xml:id="u-18.18" who="#SHasbach">Każdy z nas wie, że wymaganie takie dla owego abiturienta jest poprostu nie do wykonania.</u>
<u xml:id="u-18.19" who="#komentarz">(Głos: Dlaczego?)</u>
<u xml:id="u-18.20" who="#SHasbach">Zapytuję p. Ministra W. P. i O. P., czy nie wystarcza wykształcenie, otrzymane w szkole zagranicznej?</u>
<u xml:id="u-18.21" who="#komentarz">(Głos: Nie.)</u>
<u xml:id="u-18.22" who="#SHasbach">Sądzę, że ogólne wykształcenie nabyć można wszędzie.</u>
<u xml:id="u-18.23" who="#komentarz">(Minister W. R. i O. P.: Pewnie, ale obywatelskiego nie.)</u>
<u xml:id="u-18.24" who="#SHasbach">I chyba tylko ono może być miarodajne dla przyznania lub nieprzyznania prawa półtorarocznej służby wojskowej. Oczywiście młody ten człowiek na tyle będzie musiał władać językiem polskim, aby mu wykonanie służby nie sprawiało trudności, gdyż ostatecznie sam na tem źle wyjdzie, jeżeli nie zrozumie danych mu rozkazów, albo jeżeli jego nie zrozumieją.</u>
<u xml:id="u-18.25" who="#SHasbach">Wracam teraz do ogólnych naszych zagadnień. Widzimy niestety i na przyszłość starą walkę mniejszości niemieckiej z Państwem o szkolnictwo niemieckie. Postępowanie Państwa, które wszelkiemi środkami stara się spolszczyć wszystkich Niemców, było może na miejscu przed 100 laty i wtedy było skuteczne, czego dowodzi spolszczenie rodzin niemieckich w Polsce i zniemczenie rodzin polskich w Niemczech.</u>
<u xml:id="u-18.26" who="#komentarz">(Głos: A tak, to się robiło.)</u>
<u xml:id="u-18.27" who="#SHasbach">Jednak czasy się zmieniają i żyjemy obecnie w wieku samookreślenia narodów. Łączenie się wszystkich mniejszości wszystkich krajów pokazuje wyraźnie, że myśli te podzielane są wszędzie. Z tem i Polska powinna się liczyć. Państwo powinno przyznać, że obywatel polski narodowości niemieckiej, który otwarcie i szczerze przyznaje się do swej narodowości, jest człowiekiem pożyteczniejszym, niż ten, który ze względów materjalnych lub innych powodów dąży do uzyskania sobie sympatji narodu, wśród którego żyje i w tym celu zdradza swój własny naród. Niemiec, który uczciwie przyznaje się do swej narodowości, tak samo uczciwie będzie spełniał wszystkie swe obowiązki względem Państwa, którego jest obywatelem. Dotychczasowy system przynosi tylko szkody i prowadzi do ustawicznej walki. Spróbujcie teraz innego sposobu, dajcie nam autonomję kulturalną,</u>
<u xml:id="u-18.28" who="#komentarz">(Głos: Jak np. na niemieckim Śląsku, jak Polacy w Prusiech)</u>
<u xml:id="u-18.29" who="#SHasbach">... jaką już w innych krajach otrzymały inne mniejszości ku największemu zadowoleniu zarówno państwa jak i tych mniejszości. Spokój we własnym kraju jest pierwszym warunkiem do rozkwitu państwa. Friede ernahrt, Unfriede verzehrt, co znaczy: pokój buduje, niepokój rujnuje.</u>
<u xml:id="u-18.30" who="#komentarz">(Głos: Do Berlina tę mowę trzeba posłać.)</u>
</div>
<div xml:id="div-19">
<u xml:id="u-19.0" who="#WicemarszałekWoźnicki">Głos ma s. Karpiński.</u>
</div>
<div xml:id="div-20">
<u xml:id="u-20.0" who="#SKarpiński">Wysoki Senacie! Klub Ukraiński będzie głosował przeciw budżetowi. Ministerstwo, które doprowadziło do zupełnej zagłady ukraińskie szkolnictwo, nie może spodziewać się, żebyśmy podtrzymywali swemi głosami budżet tego Ministerstwa.</u>
<u xml:id="u-20.1" who="#SKarpiński">Że istotnie Ministerstwo doprowadziło szkolnictwo nasze do zagłady, pozwolę sobie dla wykazania tego porównać stan tego szkolnictwa w czasie, kiedy rządy polskie objęły terytorjum Ukrainy, ze stanem szkolnictwa obecnie. A więc stan szkolnictwa na ziemiach Wołynia, Polesia, Chełmszczyzny i Podlasia w czasie objęcia tych terytorjów przez Polskę był następujący. Szkoły ukraińskie elementarne początkowe znajdowały się prawie w każdej wsi. Między szkołami ukraińskiemi były także szkoły czeskie, polskie i niemieckie, takie, jakich żądano wtenczas istniały one na koszt państwa ukraińskiego, ziemstwa i na własny koszt gromad włościańskich. Nawet podczas okupacji niemieckiej na Podlasiu i Polesiu funkcjonowały szkoły ukraińskie w niewielkiej ilości. W miastach takich szkół była znaczna ilość. Szkół początkowych wyższych, które równały się 4-klasowym gimnazjum, we wschodniej połaci Wołynia w powiatach: ostrowskim, krzemienieckim, dubieńskim, równieńskim, sarneńskim i łuckim, czyli w powiatach, które nie znajdowały się pod okupacją niemiecką było 34. Istniały tak samo szkoły średnie, a mianowicie gimnazja rządowe rosyjskie były zukrainizowane, jednocześnie istniały szkoły polskie i żydowskie, których nie krępowano i które protegowano. Między innemi pozwolę sobie przytoczyć jeden jaskrawy przykład. W Równem powstało prywatne gimnazjum polskie, ale z tak małą ilością uczniów, że wynikła kwestja likwidacji tego gimnazjum. Otóż ówczesny wizytator ukraiński p. Piekarski, obecnie zajmujący posadę dyrektora prywatnego gimnazjum ukraińskiego w Równem, w imię podstaw państwowości ukraińskiej, opartej między innemi na uznaniu równouprawnienia mniejszości narodowych na Ukrainie, przyczynił się do zachowania tego polskiego gimnazjum, którego dyrektorem był p. Fleszyński, słynny pogromca szkolnictwa ukraińskiego w powiecie rówieńskim. Ogółem ukraińskich szkół średnich jest na Wołyniu 18. Oprócz tego, były szkoły agronomiczne i leśne niższe. Agronomicznych było pięć dla Ukraińców, Białokrynica i Ledochów w pow. krzemienieckim, Uchowiecka, w pow. kowelskim, Malin, w pow. dubieńskim i Trościaniec w pow. łuckim. Oprócz tego, jedna szkoła leśna niższa w Surażu pow. krzemienieckiego. Istniały szkoły nauczycielskie. Z czasów przedwojennych pozostały na Wołyniu: 11) instytut nauczycielski w Dermaniu, 2) seminarjum duchowne w Krzemieńcu, 3) szkoła żeńska duchowna w Krzemieńcu, które zdążyły po wojnie nawet wypuścić świeże siły nauczycielskie, między innemi dermańska szkoła dała 3 „wypustki”. Komisarz ziem wschodnich, p. Osmołowski, w pierwszej wydanej przez niego broszurze o położeniu tych ziem, w jakiem je znalazł, stwierdził, że zastał na Wołyniu, Polesiu i Podlasiu 656 szkół ukraińskich. Galicja wschodnia do wydania ustaw językowych posiadała 2321 szkół ukraińskich. Z tej ilości szkół na ziemiach północno-zachodnich Ukrainy i w Galicji wschodniej pozostało:</u>
<u xml:id="u-20.2" who="#SKarpiński">W Galicji wschodniej tylko 867 szkół ukraińskich, a na ziemiach Wołynia, Polesia, Podlasia i Chełmszczyzny nie pozostała ani jedna szkoła ukraińska. Że tak istotnie jest, to powołuję się na stwierdzenie tego faktu przez p. posła Czapińskiego z tej trybuny, na posiedzeniu Sejmu dnia 28 stycznia 1927 r. Kto niszczył te szkoły i wogóle szkolnictwo ukraińskie? Każdy rząd polski niszczył szkoły ukraińskie i ukraińskie szkolnictwo bez względu na to, kto stał na czele tego rządu, czy to był rząd, na którego czele stała osoba, której zarzucano chęć stworzenia rzekomo niepodległej Ukrainy, lub którą oskarżano o tendencje federalistyczne, czy też na czele tego rządu stała jakaś inna osoba. Niszczenie to zapoczątkował rząd odcienia socjalistycznego p. Moraczewskiego, zajmował się tem rząd gen. Sikorskiego, i rząd reakcyjny Witosa, a powiem, że zajmuje się tem niszczeniem i obecny Rząd sanacji moralnej.</u>
<u xml:id="u-20.3" who="#SKarpiński">Jakim sposobem zapoczątkowano niszczenie tego szkolnictwa? Oto na samym początku zlikwidowano seminarjum nauczycielskie w Dermaniu i tem przecięto przypływ sił nauczycielskich do szkolnictwa ukraińskiego. Zaczęto potem zwalniać nauczycieli ze szkół ukraińskich, powołując się na brak kwalifikacji, a głównie powołując się na brak obywatelstwa. Na pomoc Ministerstwu Oświaty pod tym względem przyszło Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, które w żaden sposób nie przyznawało obywatelstwa, nie dawało paszportów nauczycielom szkół ukraińskich. Ale tego było za mało i przyszła utrakwizacja. Utrakwizacja, to wynalazek, spowodowany źle ukrytym szowinizmem, lekceważeniem zasad własnej Konstytucji i naturalnych praw człowieka i sprzeczny z zasadami pedagogicznemi. Została uchwalona ustawa językowa o szkolnictwie utrakwistycznem. Gdy jednak ludność chciała korzystać z praw, które są zabezpieczone rzekomo w ustawie utrakwistycznej i zaczęła składać deklaracje, oświadczając się za szkołą ukraińską, to zaczęły się szachrajstwa i szykany, które doprowadziły do tego, że prawie nigdzie, bo niema ani jednego wypadku, żeby na mocy tych deklaracji gdzieś w jakiejś wiosce dana była szkoła ukraińska. Skutkiem tego ani jednej szkoły ukraińskiej obecnie niema. Istnieją tylko albo czysto polskie szkoły, nawet w tych wsiach, gdzie niema ani jednego dziecka polskiego i ani jednej rodziny polskiej, lub też szkoły Utrakwistyczne.</u>
<u xml:id="u-20.4" who="#SKarpiński">Gdy Ministerstwem Oświaty zaczął kierować Minister Sujkowski, przedstawiciele Klubu Ukraińskiego zwrócili się do niego, ażeby uzyskać choćby gdzieś jakieś, w niewielkiej ilości wiosek, szkoły ukraińskie i minister Sujkowski oświadczył, że niech ludność składa podania na ręce kuratorów, a on przyczyni się do tego, żeby te podania były uwzględniane. I oto ludność, niezrażona tym pierwszym przykładem składania deklaracji, zaczęła masowo składać podania do kuratora. Tych podań, odpisów tych podań — część Coprawda — przysłano do klubu ukraińskiego w ilości 533, a cała ilość przekracza 1.500 podań, złożonych do kuratorjumu przez ludność. Ale okazało się, że ta robota do niczego doprowadzić nie może, bo kuratorjumu zatrzymało te wszystkie podania i po ustąpieniu p. ministra Sujkowskiego zwróciło je petentom z powiadomieniem — prawda, oświadczenie oparte było na ustawie...</u>
<u xml:id="u-20.5" who="#komentarz">(S. Makarewicz: Więc o cóż chodzi?)</u>
<u xml:id="u-20.6" who="#SKarpiński">... że ponieważ jest ustawa, która wymaga deklaracji, więc nie można składać podań. Nie można winić naszej ludności, że szła za głosem przedstawiciela władzy.</u>
<u xml:id="u-20.7" who="#SKarpiński">Nie udało się to, a więc ludność przystąpiła znów do skradania deklaracji na nowo. Podpisy na deklaracjach trzeba zaświadczyć u wójta czy u notariusza, czy u sędziego.</u>
<u xml:id="u-20.8" who="#komentarz">(Głos: Legalizować.)</u>
<u xml:id="u-20.9" who="#SKarpiński">Najbliżej jest wójt, więc z temi deklaracjami zgłaszają się do wójta z prośbą o zaświadczenie. Wójt powiada: Mogę zaświadczyć te deklaracje tylko w takim razie, jeżeli każdy, kto podpisał deklarację, przedstawi mi dowód osobisty.</u>
<u xml:id="u-20.10" who="#komentarz">(Głos: No pewnie)</u>
<u xml:id="u-20.11" who="#SKarpiński">Ludzie mówią: panie wójcie, kiedy trzeba podatki ściągać, to wójt mnie zna, a jeżeli nie zna, to zwraca się do sołtysa i sołtys przychodzi i ściągą podatki, a jeżeli nie daję, to zabiera poduszkę, kożuch i wszystko w porządku; jeżeli zaś chodzi o deklarację, dlaczego nie można zawezwać tego sołtysa, przecież on tu jest? I sołtys przychodzi, a wójt mówi: Nie mogę nic zrobić, bo mam rozporządzenie telefoniczne od starosty. No i tak jest. Sprawdziłem ten fakt i okazuje się, że tak jest, że starostowie podpisali takie okólniki, że wójt niema prawa zaświadczać, o ile włościanin nie ma dowodu osobistego.</u>
<u xml:id="u-20.12" who="#komentarz">(Głos: To źle, powinien mieć.)</u>
<u xml:id="u-20.13" who="#SKarpiński">A teraz zapytuję Panów, kto z włościan ma te dowody osobiste? Ich jeszcze nie wydają, bo to bardzo uciążliwa i długa procedura wydać parę miljonów dowodów osobistych. Na to niema jeszcze gmina środków technicznych. Oto przykład, w jaki sposób nawet to kuse prawo, które jest zastrzeżone w tej ustawie, wykonuje się na miejscu. Otóż ciekawe jest teraz, co w tej kwestji powiedział p. Wicepremjer Bartel na posiedzeniu komisji sejmowej, odpowiadając na zarzuty posła Wasyńczuka właśnie co do tej utrakwizacji. P. Bartel powiedział wtenczas: „Stwierdzam jeszcze raz, że od maja r. 1926 nie założono ani jednej szkoły utrakwistycznej, akcja składania deklaracji, przewidziana w tej ustawie, o której mówiłem, ustała”. P. Bartel zwraca uwagę i składa poniekąd winę na ludność, że ona nie składa deklaracji, że złożonych rekursów było tylko 8 i zaznacza wyraźnie, że deklaracje można składać do końca grudnia i dodaje: „Jeszcze do tej chwili nie wiem, jak to w tym roku wypadnie”. Jeżeliby p. Wicepremjer Bartel był poinformowany dobrze właśnie, jak tam na wsi władze wykonują ustawę, to nie mówiłby tego. Ażeby sprostować to oświadczenie p. Wicepremjera Bartla, że po maju nie było założonej ani jednej szkoły utrakwistycznej, mogę przytoczyć tu fakty, które mówią same za siebie. Co prawda, muszę powiedzieć, że ani jedna szkoła utrakwistyczna nie została założona, bo utrakwistycznych szkół się nie zakłada, tylko zamyka się istniejącą szkołę, a na jej miejsce na drugi dzień otwiera się szkołę z szyldem zupełnie innym, na którym widnieje napis, że to szkoła utrakwistyczna. Szkoły Utrakwistyczne nowe otwierane nie były, a przecież nowy kurator, następca po Sobińskim, przeprowadził już utrakwizacja szkoły im. Szaszkiewicza w Przemyślu. Po drugie, otwiera się prawosławne seminarjum duchowne w Krzemieńcu i oto to prawosławne seminarjum jest tak samo Utrakwistyczne. To już twór nowego gabinetu moralnej sanacji.</u>
<u xml:id="u-20.14" who="#komentarz">(S. ks. Maciejewicz: To nie jest ludowa szkoła.)</u>
<u xml:id="u-20.15" who="#SKarpiński">To tem bardziej. Dla nas wszystko jedno, nas boli tak samo szkoła ludowa, jak szkoła średnia i jak szkoła wyższa, gdyż utrakwizm jest sądzony jako wynalazek niepedagogiczny, tak samo szkodliwy w szkole niższej, w średniej, jak i w wyższej. Przecież nie można w dziecku wychowywać dwóch dusz, tylko jedną duszę można wychowywać. Można żądać, żeby dziecko posiadało język państwowy, to rzecz zupełnie inna, z tem nikt nie walczy, Państwo może tego wymagać i ma prawo wymagać tego, ale cała nauka — bo faktycznie tak jest w utrakwistycznych szkołach, prowadzi się w języku polskim z tych czy innych przyczyn, czy ze złej woli nauczyciela, czy z tego względu, że on nie posiada znajomości języka ukraińskiego, czy przeprowadza swoją własną politykę. Nie wiem, kogo ta szkoła może wychować, bo dziecko, które skończy taką szkołę, nie będzie znało dobrze ani polskiego języka, ani swojego własnego języka. Jeżeli ono uczy się liczyć tak, pisać tak, modlić się tak, a geografję wykłada się jeszcze inaczej, to ono nie może konkurencji wytrzymać z dzieckiem, które przechodzi całą szkołę w jednym języku, bo ono musi 2 procesy umysłowe jednocześnie przeprowadzać.</u>
<u xml:id="u-20.16" who="#SKarpiński">To seminarjum duchowne w Krzemieńcu jest bardzo jaskrawym przykładem, że i teraz utrakwizacja się przeprowadza. Tak będzie, dopóki będzie istniała ustawa językowa, więc żadne słowa nic nam nie pomogą, żadne dobre chęci p. Ministra także nic nie zrealizują, dopóki p. Minister nie wniesie nowej ustawy, która skasuje tamtą.</u>
<u xml:id="u-20.17" who="#komentarz">(Głos: Ustawa jest.)</u>
<u xml:id="u-20.18" who="#SKarpiński">Ale warto, proszę Panów, przyjrzeć się właśnie, jak podzielone są przedmioty, które mają być wykładane w jednym i w drugim języku w seminarjum. Wezmę język ojczysty, język ukraiński, czyli język, jak tu powiedziano, ruski. Na język ruski przeznaczono od 1 klasy do 8 po 2 godziny na tydzień. Na język polski przeznaczono po 4 godziny tygodniowo, przyczem w 9 klasie niema zupełnie ani jednej godziny języka ojczystego, a język polski jest do ostatka, a w klasie 8 i 9 wyznaczono dla niego po 3 godziny tygodniowo.</u>
<u xml:id="u-20.19" who="#komentarz">(Głos: Lepiej nauczyć się po polsku.)</u>
<u xml:id="u-20.20" who="#SKarpiński">Dalej język łaciński ma być wykładany w mowie polskiej. Przyroda, higjena, fizyka, chemja i kosmografia w języku polskim, tak ważne przedmioty. Matematyka w języku polskim. Przecież, proszę Panów, ja skończyłem rosyjską szkołę, ale rachuję po ukraińsku, to nic nie znaczy, że ją skończyłem i Panowie pokończyli również czy to szkoły niemieckie czy rosyjskie, ale jednak Panowie liczycie zawsze po polsku.</u>
<u xml:id="u-20.21" who="#komentarz">(S. Makarewicz: Różnie bywa.)</u>
<u xml:id="u-20.22" who="#SKarpiński">Ale łatwiej Panom.</u>
<u xml:id="u-20.23" who="#komentarz">(S. Makarewicz: Kwestja przyzwyczajenia.)</u>
<u xml:id="u-20.24" who="#SKarpiński">Przecież liczycie i rachujecie w języku ojczystym. Pan nie zwraca uwagi na ten proces, który się odbywa w mózgu, przeinaczenia jednej mowy na drugą, to idzie bardzo szybko, ale jednak się odbywa i to praca niepotrzebna. W języku ukraińskim pozostawiono taki przedmiot, jak śpiew cerkiewny, pracę ręczną, no może jeszcze gimnastykę, reszta w języku polskim.</u>
<u xml:id="u-20.25" who="#SKarpiński">Z tego wszystkiego bagażu, z tych wszystkich szkół, gimnazjów, szkół specjalnych, pozostały teraz tylko 3 prywatne gimnazja ukraińskie, które utrzymują się wyłącznie kosztem, samej ludności, ani jednego grosza na podtrzymanie owego szkolnictwa nie dostaliśmy przez cały czas od r. 1920. Praw dotychczas ani jedno gimnazjum nie otrzymało.</u>
<u xml:id="u-20.26" who="#komentarz">(Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego Dobrucki: Już są.)</u>
<u xml:id="u-20.27" who="#SKarpiński">Proszę Panów, mamy bardzo skromne żądania; chcemy tylko, żeby nam było dane to, co za tym ryskim kordonem zostało już udzielone i przyznane, nawet Kałmykom, Tatarom dano własne szkoły.</u>
<u xml:id="u-20.28" who="#komentarz">(S. ks. Maciejewicz: Gruzinom dano państwo i odebrano.)</u>
<u xml:id="u-20.29" who="#SKarpiński">Gruzini tak samo mają swoje szkoły.</u>
<u xml:id="u-20.30" who="#komentarz">(S. ks. Maciejewicz: Ale państwo im odebrano.)</u>
<u xml:id="u-20.31" who="#SKarpiński">Mówię teraz, Panie Senatorze, tylko o szkolnictwie; jeżeli będziemy mówili o sytuacji politycznej, to tak samo bym coś powiedział w tej sprawie, ale mówię o szkolnictwie, o naszych żądaniach i obowiązkach Rządu polskiego wobec tej ludności. Bo jeżeli ludność płaci podatki, to powinna coś za te podatki dostać, a w pierwszej linji oświatę. To nawet jest w interesie państwowości polskiej. Przecież Panowie nie będą negowali tego, że Państwo potrzebuje, żeby ludność była oświecona.</u>
<u xml:id="u-20.32" who="#komentarz">(Głos: Ależ oczywiście.)</u>
<u xml:id="u-20.33" who="#SKarpiński">A więc jeżeli powinna być oświecona, to trzeba korzystać z metod ogólnie uznanych, bo tylko szkoła w mowie ojczystej odpowiada swemu przeznaczeniu.</u>
<u xml:id="u-20.34" who="#komentarz">(Głos: Słusznie, ale znajomość języka państwowego jest konieczna)</u>
<u xml:id="u-20.35" who="#SKarpiński">To stary aksiomat. Przecież Komeński, Czech, paręset lat temu to wypowiedział i od tego czasu to zostało zaszczepione. A utrakwizmu, proszę Panów, niema na całym świecie, nigdzie w żadnem państwie.</u>
<u xml:id="u-20.36" who="#komentarz">(Głos: Żadne państwo nie ma tyle mniejszości, co my.)</u>
<u xml:id="u-20.37" who="#SKarpiński">W żadnem państwie jeszcze do tego nie doszło i nie dojdzie, bo to absurd. Próby były w r. 1905 w Rosji, w b. Kongresówce; gdy rząd rosyjski zezwolił na zaprowadzenie szkół prywatnych i gimnazjów, to z początku całe to szkolnictwo było wyłącznie polskie, ale potem, kiedy reakcja nabrała siły, zaprowadzono tak samo utrakwizm. A ileż było hałasu i usprawiedliwonych narzekań na to i protestów przeciw temu właśnie systemowi! Więc jeżeli to było niedobre i szkodliwe dla Was, to przyznajcie, że to jest szkodliwe tak samo i wszędzie, a w danym razie i dla nas.</u>
<u xml:id="u-20.38" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Bojko.)</u>
<u xml:id="u-20.39" who="#SKarpiński">Nie rozumiem, dlaczego Panowie nie chcecie nam dać tego, co nam się należy według sumienia i według Konstytucji i przez Was uznanej.</u>
<u xml:id="u-20.40" who="#SKarpiński">Pan s. Bartoszewicz wczoraj, kiedy mówił z tej trybuny o sytuacji politycznej i odpowiadał na zapytania i na głosy, co nam dała Francja i czy jest jakaś nadzieja, że Francja podtrzyma Polskę, kiedy zajdzie potrzeba, rzekł, że zawsze trzeba liczyć się z tem, że słowo dane przez Francję, przez taki naród rycerski, będzie dotrzymane. No, a ja zapytam się Panów: Przecież naród polski dał takie same słowo, naród polski uchwalił Konstytucję.</u>
<u xml:id="u-20.41" who="#komentarz">(S. Błyskosz: Bez Was daliśmy Wam, ale Wy nie umiecie korzystać z tego.)</u>
<u xml:id="u-20.42" who="#SKarpiński">Naród polski przez swych przedstawicieli dał słowo otwarcia ukraińskiego uniwersytetu we Lwowie.</u>
<u xml:id="u-20.43" who="#komentarz">(S. Thullie: Nie we Lwowie, tylko wogóle.)</u>
<u xml:id="u-20.44" who="#SKarpiński">Panie Senatorze, to uchwalone przez Sejm ustawodawczy i był wyznaczony nawet termin, że w ciągu roku musi być otwarty uniwersytet.</u>
<u xml:id="u-20.45" who="#komentarz">(S. ks. Maciejewicz: Nie chcieli Ukraińcy, gdyśmy dawali w Stanisławowie.)</u>
<u xml:id="u-20.46" who="#SKarpiński">Nie chcieli w Stanisławowie, nie chcieli w Krakowie, nie chcieli w Równem, nie chcieli w Łucku. Jeżeli Wy macie uniwersytety, to macie w takich punktach, gdzie młodzież może się uczyć, a nie pakujecie tych uniwersytetów gdzieś do jakiejś dziury, bo przecież nauka uniwersytecka wymaga pewnych warunków.</u>
<u xml:id="u-20.47" who="#komentarz">(Głos: Kraków.)</u>
<u xml:id="u-20.48" who="#SKarpiński">Warszawa, Lublin, Kraków, Lwów, to wszystko centra takie, gdzie można przeprowadzać studja naukowe, a jeżeli Panowie, nie wiem czy serjo, czy tylko tak sobie dla żartu wysuwali propozycję otwarcia uniwersytetu nawet gdzieś na Wołyniu w Kowlu, czy Łucku,</u>
<u xml:id="u-20.49" who="#komentarz">(S. Makarewicz: To nie poważnie.)</u>
<u xml:id="u-20.50" who="#SKarpiński">... czy Krzemieńcu, to dziękujemy za taki uniwersytet.</u>
<u xml:id="u-20.51" who="#komentarz">(S. Makarewicz: Nikt poważnie tego nie traktował.)</u>
<u xml:id="u-20.52" who="#SKarpiński">Sądzę, że tak samo noblesse oblige i takiego słowa trzeba dotrzymać.</u>
<u xml:id="u-20.53" who="#komentarz">(Głos: To będzie dotrzymane.)</u>
<u xml:id="u-20.54" who="#SKarpiński">Póki nie będzie dotrzymane, musimy głosować przeciw budżetowi, bo dotychczas zrobiliśmy jedną pomyłkę, zrobiliśmy jedną próbę na początku naszego wstąpienia do Sejmu i Senatu, głosowaliśmy za rządem p. gen. Sikorskiego z tego względu, żeby nam potem nie wytykano: „Panowie odrazu przyszli tu i nie wyczekali sytuacji, nie przekonali się o dobrych chęciach rządu i stali się opozycją”. Więc byliśmy o tyle naiwni, że głosowaliśmy za rządem gen. Sikorskiego, który dał pewne obietnice i zawiedliśmy się. Dość dla polityka jeden raz być w takiej sytuacji. Żadnym słowom teraz wiary nie dajemy, będziemy liczyli się tylko z faktami i będziemy bronili się przeciw temu kursowi, który był przyjęty i który konsekwentnie się przeprowadza, a tym kursem jest właśnie kurs, który my dotychczas pojmujemy jako kurs zniszczenia Rusi. O tem otwarcie mówią panowie z prawej strony i gratulujemy im, bo zawsze lepiej mieć przeciwnika otwartego, niż skrytego, i my też otwarcie mówimy, że od tego będziemy się bronili tak, jak Panowie się bronili w Rosji od ucisku.</u>
<u xml:id="u-20.55" who="#komentarz">(S. ks. Maciejewicz: Co Pan wtedy robił?)</u>
<u xml:id="u-20.56" who="#SKarpiński">Byłem sędzią w sądzie siedleckim.</u>
<u xml:id="u-20.57" who="#komentarz">(S. ks. Maciejewicz: Za Eulogjuszem Pan głosował)</u>
<u xml:id="u-20.58" who="#SKarpiński">Nie.</u>
<u xml:id="u-20.59" who="#komentarz">(S. Błyskosz: Ja coś wiem o tem, będę mówił o tem z trybuny)</u>
<u xml:id="u-20.60" who="#SKarpiński">Szkoda, że Pan nie zabrał głosu przedemną. Pan bardzo mądry polityk, bo Pan zawsze potem mówi, kiedy nie można odpowiedzieć.</u>
<u xml:id="u-20.61" who="#SKarpiński">Muszę powiedzieć parę słów pro domo sua. S. ks. Maciejewicz zrobił mi zaszczyt, że dwa razy wypominał moje nazwisko z tej trybuny i rzucał niejako wymówki, że mój dziad był Polakiem, a ja walczę przeciw Polsce. Niech ks. Maciejewicz będzie spokojny. Nie wiem skąd ksiądz zasięga informacji. Dziad, o którym ksiądz mówił, nie był Polakiem, lecz prawosławnym księdzem w wiosce Wyblach pod Czernigowem. Można to stwierdzić. Pradziad mój był w tej samej wsi księdzem prawosławnym, a rodzina moja pochodzi z Wołynia, z szlachty wołyńskiej. Jeżeli ksiądz przeczyta „Dzieje Ukrainy”, wydane przez Wacława Lipińskiego i tow. i ksiądz tam przeczyta rejestr kozaków, którzy walczyli przeciw Polsce i byli zaciągnięci do rejestru, to ksiądz znajdzie mojego przodka, nie Jana, lecz Iwana Karpińskiego.</u>
<u xml:id="u-20.62" who="#komentarz">(S. ks. Maciejewicz: A skąd oni wyszli?)</u>
<u xml:id="u-20.63" who="#SKarpiński">Ja wtedy nie istniałem na świecie, więc tych informacji księdzu udzielić nie mogę. Jeżeli wstąpiliśmy na tę drogę, to mógłbym zapytać się, skąd wychodzą niektórzy panowie senatorowie i posłowie, którzy znowuż pochodzą z ruskiej szlachty. Nie będziemy tej kwestji poruszali, Panie Senatorze.</u>
<u xml:id="u-20.64" who="#SKarpiński">A co do mojej działalności, to jest ona znana każdemu, a najlepiej była znana rządowi rosyjskiemu, bo nie kryłem się z tem, że byłem Ukraińcem nawet w tamtych czasach i w r. 1907 byłem założycielem „Proświty” w Siedlcach. A co do mego stosunku do Polaków, to są jeszcze żywi ludzie, którzy wiedzą, na jakiem stanowisku ja stałem co do Polaków. Prowadziłem jako sędzia śledczy urzędowanie w języku polskim, w sądzie okręgowym w Siedlcach publicznie prowadziłem dyskusję, badanie świadków w języku polskim, za tamtych czasów, więc nie ma ksiądz prawa coś mi wytykać. Ja z Eulogjuszem nic wspólnego nie miałem, on mi szkodził właśnie z tej organizacji „Proświty”, bo gdy pierwszą bibliotekę w Kobylanach ta organizacja założyła, to Eulogjusz przysłał trzech księży, którzy zamknęli tę bibljotekę i zerwali portret Szewczenki ze ściany i wyjechali. Takie były sprawy. Zastrzegam sobie jeszcze prawo, by odpowiedzieć s. Błyskoszowi.</u>
</div>
<div xml:id="div-21">
<u xml:id="u-21.0" who="#WicemarszałekBojko">Głos ma s. ks. Maciejewicz.</u>
<u xml:id="u-21.1" who="#WicemarszałekBojko">S. ks. Maciejewicz:</u>
<u xml:id="u-21.2" who="#WicemarszałekBojko">Dostojni Panowie! Niestety, na ten raz mocno żałuję, że p. Minister nie dotrzymał placu i usunął się, bo chciałem mu złożyć kondolencję i wielkie współczucie, jakkolwiek, stanowiąc swój własny klub, może go bardzo nie rozczulę, ale w każdym razie chcę mu złożyć kondolencję, bo nie słyszałem, ażeby ktokolwiek stanął murem w obronie Ministra. Ja jakkolwiek najmniejszy chcę go podeprzeć, ale boję się, aby nie traktował tego jako humorystykę, dlatego nie będę go bronił, ale dam kilka rad, które uważam za zdrowe.</u>
<u xml:id="u-21.3" who="#WicemarszałekBojko">Mianowicie wierzyłem i chcę wierzyć, że jeżeli cały Rząd, to tembardziej Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego powinno być Ministerstwem sanacji. Bo dotychczas to Ministerstwo Oświaty i Wyznań, przyznam się szczerze Panom, czyniło rozmaite skoki i figliki, nietylko względem mniejszości, ale nawet względem większości. Ilekroć my jako wyznanie zwracaliśmy się do Ministerstwa, zawsze omijano nas rozmaitemi sposobami, dając obietnice i nigdy ich niedotrzymując. Ilekroć chodziło o szkoły, szkoły również pozostawiały dużo do życzenia. Dlatego dam jedną mocną radę, ażeby Ministerstwo przedewszystkiem zaczęło sanację od siebie, bo to, że odmienił się Rząd, że weszło paru panów do Ministerstwa, którzy byli „swoimi ludźmi”, to jeszcze nie stanowi sanacji. Chodzi o to, ażeby Ministerstwo, które stoi na czele wyznań, miało przedewszystkiem ludzi wyznaniowych. Nie można, aby ludzie obojętni, albo zupełnie indyferentni, albo i wrogowie religji kierowali, rządzili, załatwiali potrzeby ludu, z którym trzeba rozmówić się szczerze i otwarcie, bo inaczej sobie nie mogę tego wytłumaczyć, że z tak wielkim indeferentyzmem, obojętnością, a może i wrogością rzeczy wyznaniowe przez tyle lat się traktowało. Nie mówię to żartem, lecz szczerze, że jeżeli skarży się pan Bohdanowicz na stosunek i do niego i do jego wyznania, to przypuszczam, gdybym usunął stamtąd imię p. Bohdanowicza, a postawił swoje, miałbym prawo powtórzyć tę samą mowę, tylko prawdopodobnie z większą ścisłością. Bo jeśli p. Bohdanowicz powiada o cerkwi na Antokolu w Wilnie, to muszę dodać, że nie jest ona w rozporządzeniu Ministerstwa.</u>
<u xml:id="u-21.4" who="#WicemarszałekBojko">To objekt rządowy, to była cerkiew ruska, prawosławna, ale wojskowa, więc dziś jest zamknięta, bo wojsko jej nie oddaje, więc co tu może Ministerstwo zrobić? Jeśli p. Bohdanowicz cytuje również nieściśle Nowy Dwór, to muszę wyjaśnić, że to cerkiew na cmentarzu grzebalnym, a nie parafialna, więc znowu nieścisłość. Jeżeli dalej senator Bohdanowicz cytuje Baranowicze, to ubolewam, ale muszę powiedzieć, że ani ja nie mam tam cerkwi, ani on nie ma cerkwi, bo to gołębnik opuszczony i dziś nieużywany, mała drobna szopka, w której odbywają się katolickie nabożeństwa.</u>
<u xml:id="u-21.5" who="#WicemarszałekBojko">Idę dalej i mówię, że tak jak w Sejmie i Senacie większość o wszystkiem decyduje, tak i w narodzie większość katolicka powinna decydować o tem, że przedewszystkiem na pierwszem miejscu, co się w Konstytucji mówi, nie „panujące” wyznanie, ale pierwsze wyznanie powinno być obsłużone i załatwione w myśl jego potrzeb, a to tem bardziej, że katolicy blisko przez półtora wieku cierpieli największe prześladowania i ci, co najwięcej cierpieli i najwięcej byli prześladowani, ci, co byli wysyłani i których gwałtem pakowano na prawosławie w ich sumieniu i w ich papierach, pierwsi powinni być załatwieni w ten sposób, ażeby ta rana już nie ropiała. Tymczasem dotychczas kościoły katolickie nie są uregulowane i jestem przekonany, że p. Bohdanowicz i jego przyjaciele już dawno by się uspokoili, gdyby w 1919, czy w 1920 roku Rząd wystąpił z projektem oddania katolikom tego, co do nich należało. Katolicy nie są tacy drapieżni, ażeby chcieli zabrać gwałtem cerkwie dzisiejsze, a dawne kościoły w tych miejscowościach, gdzie niema katolików. Czy słusznie, czy niesłusznie byli nawracani, czy gwałtem, czy dobrowolnie, to przyjdzie liczyć się z tym faktem, że dawni katolicy z polskiemi nazwiskami dzisiaj uważają siebie za prawosławnych i dalecy jesteśmy od tego, żeby chcieć im gwałtem odbierać dlatego, że to było katolickie. Ale tam, gdzie jest ludność katolicka, gdzie ona jest świadoma swych praw, gdzie modliła się o to, ażeby wróciła Polska i wolność wyznania, dziś mamy prawo dopominać się od bądź co bądź choć oficjalnie katolickiego Rządu, ażeby ten Rząd katolicki zagoił przedewszystkiem rany katolickie. A jeżeli będą załatwione, to przypuszczam, że nie będziemy mieli żadnej pretensji do naszych sąsiadów, bo w nich płynie krew katolicka i polska, która dziś jest inna. I p. s. Karpiński słusznie wspomniał, że jakbyśmy zaczęli się grzebać w przeszłości, to oni wśród nas znaleźliby swoich, a my wśród nich katolików. I tu trwa nieporozumienie, bo o ile z Niemcami, Litwinami, z mahometanami, jak Panowie powiadają i z staroobrzędowcami niema kłótni, bo tam jest rozgraniczenie jasne, na tem tle, na którem spory i kłótnie się ciągną, nie jest ono jasne. Bo Polska kolonizowała Wschód, Polacy tam wychodzili ciągle jako osiedleńcy, Polacy dobrowolnie szli, albo też gwałtem ich tam prowadzono. Polska tworzyła wielkie zastępy kozaczyzny i wielkie osiedla na wschodzie i południu i cóż dziwnego, że dziś nie możemy się dogadać, bo uważamy, że jest tam dużo naszych braci, którzy chcą do nas wrócić, którzy do nas tęsknią, a oni uważają, że to dawna Ruś, czy też jak teraz nazywają, Ukraina i uważają, że mają prawo nad temi duszami panować. Sądzę, że wtedy dopiero byłaby zgoda, gdyby ta ludność szczerze i otwarcie powiedziała, że chce z Polską zerwać zupełnie. Tymczasem tak nie jest.</u>
<u xml:id="u-21.6" who="#WicemarszałekBojko">Każdy z Panów, kto pojedzie na Ukrainę, czy Białoruś, spotka wielu takich starych ludzi, którzy powiadają: Ojcowie nasi mówili po polsku pacierz. Ja sam spotkałem pewnego staruszka w Puszczy Białowieskiej i zapytałem: „Staruszku, skąd po polsku mówicie”. Odpowiedział mi: „Pamiętam jeszcze przedpowstaniowe czasy” — „Przecież rząd rosyjski zabraniał” — A on powiedział: „Głupi zabrania, a mądry nie słucha”. Jeżeli tak jest, jeżeli ludność często w sposób tak dowcipny komentowała prawa rosyjskie, to byłoby karygodne, żebyśmy my Polacy wyrzekali się już tego teraz, dlatego, że są ludzie, którzy powiadają, że to Ukraińcy i Białorusini i że dlatego my do tego nie mamy prawa. Polska nie po to poszła na Wschód i przetrwała tam 140 lat, ażeby dziś zrzekała się tego, dlatego, że to dla pewnych panów jest niewygodne. Jeżeliby ci panowie szczerze i otwarcie przyznali, że chcą rozszerzyć swoje panowanie, to możnaby otwarcie walczyć z sobą, ale jeżeli mówią ciągle, że my postępujemy nierozumnie, że my Polskę gubimy, a oni chcą nas ratować i chcą nam dopomóc, to zdaje mi się, że to rozmowa nieszczera.</u>
<u xml:id="u-21.7" who="#WicemarszałekBojko">Otóż chciałbym, ażeby Ministerstwo przedewszystkiem załatwiało sprawy katolików, bo jeszcze raz przypomnę Ministerstwu, że daleko trudniej będzie Ministrowi walczyć z 20 miljonami katolików uświadomionych, niż z paru miljonami tych, którzy są dzisiaj niezadowoleni. Jednak jestem zdania, że kiedy będą załatwione sprawy katolików, kiedy będą nam oddane nasze kościoły i gmachy, to wcale nie będziemy mieli pretensji o to, aby powstał sobót Już od kilku lat dzwoniłem w Ministerstwie o to, ażeby pozwoliło prawosławnym zejść się, określić się i stworzyć sobie, jeżeli chcą, własny swój sobór, i wtedy przypuszczam, że powstałyby może dwa wyznania, na ich własne nieszczęście. Bo jeżeli dziś hierarchja cerkiewna twierdzi, że cerkiew jest kanoniczna, a p. s. Bohdanowicz, który ma nieporozumienia z tą cerkwią, powiada, że jest niekanoniczna, to oczywiście władza polska, któraby chciała szczerze postąpić z tymi panami, nie wie, czego się trzymać, czy trzymać się biskupów, czy p. Bohdanowicza, który wziął w swoje ręce monopol na prawosławie i uważa, że tylko takie prawosławie jest dobre, jakie on uznaje, nie zaś to, jakie uznaje hierarchja cerkiewna. Dodam, że niesłusznie narzeka s. Bohdanowicz, a to dlatego, że w ciągu kilku lat powstała hierarchja prawosławna, powstało kilka diecezji, mają biskupów, inna rzecz, czy mieli, czy nie mieli, ale teraz mają, zorganizowały się parafje, powstał fakultet w Warszawie, powstały seminarja w Wilnie i Krzemieńcu. Inna rzecz, że wykładają po polsku, możeby lepiej było, gdyby wykładano po rosyjsku, możebyśmy się lepiej rozumieli, ale skoro tak jest, to jednak nie można zaprzeczyć temu, że cerkiew prawosławna idzie po drodze pewnego postępu, że zdobywa to, co się jej należy i dalecy jesteśmy od tego, ażeby ją głodzić albo biedzić, albo odbierać od niej ziemie, albo to, co było jej własnością. To jednak powiem panie senatorze, że jeżeli chodzi o tych, o których Pan wspomniał z pewną ironją, że kiedy przeszli na katolicyzm, to otrzymali wszystko, a teraz, kiedy odchodzą, to nie otrzymują nic, to muszę powiedzieć, że myśmy nic nie wzięli z cerkwi prawosławnej, my katolicy właśnie czyniliśmy w Wilnie składkę na to, aby ich obsłużyć, żeby ich rozmaite przyrządy kościelne urządzić i nie w tym celu, żeby Morozow to potem zabierał, ale ażeby przy cerkwi, przy której zostali katolicy prawosławni, tamte utensylia zostały. Jakby Pan był ścisły, toby nie było między nami nieporozumienia, ale jak Pan jest nieścisły, to porozumienia być nie może i muszę zastosować łacińskie powiedzenie: „Semel mendax, semper mendax”. Niech się Pan z tem liczy, niech się Pan liczy, że są ludzie, którzy razem z Panem na jednej ziemi chleb jedzą i wiedzą, co się tam dzieje.</u>
<u xml:id="u-21.8" who="#WicemarszałekBojko">Jeszcze jedną uwagę muszę zrobić. Chciałbym, żeby Ministerstwo przedewszystkiem pamiętało o tem, że jeszcze są rozrachunki, że jeszcze trwa traktat ryski i w tym traktacie Rosja się zobowiązała do pewnych względów dla tych nieszczęśliwych katolików, którzy tam po tamtej stronie pozostali. Tymczasem nasze Ministerstwo bardzo mało dba o to, aby w jakiś możliwy sposób istnienie im tam ułatwić. Ciągle słyszymy o aresztowaniach na tle czysto religijnem. Wreszcie zostało nasze mienie tam, nie rozrachowaliśmy się dotychczas. Czy nie należałoby pobudzić Ministerstwo Spraw Zagranicznych, żeby tę kwestję poruszyło, może by się coś udało. Została w Petersburgu cała akademja i biblioteka, i dotychczas nie jest obrabowana, zdaje się, że bolszewicy dobrowolnie oddają jeszcze z posagiem wszystko to, co jest religijne, ażeby tylko to z Rosji wywieźć. Zostało w Petersburgu kolegjum i różnego rodzaju dokumenty, które są nam potrzebne, bo masa jest procesów, gdzie chodzi o własność i o wyjaśnienie, czy to katolik czy prawosławny, i tam te dowody są. Więc niechże Ministerstwo o tem pomyśli.</u>
<u xml:id="u-21.9" who="#WicemarszałekBojko">Jeszcze dałoby się dużo mówić na ten temat, ale ograniczę się do tego, że obudzę w sobie nadzieję, że Ministerstwo ruszy z miejsca i zacznie sanować własnych swych urzędników w kierunku pracy, poświęcenia i obowiązku.</u>
<u xml:id="u-21.10" who="#WicemarszałekBojko">A teraz inne tło, oświata. Nie będę mówił o oświacie kościelnej, tylko chcę zwrócić uwagę na jedno, co poruszył wersalczyk socjalista p. Kopciński w bardzo kulturalny sposób i dlatego nie będę z nim polemizował; z jego ust nie słyszałem słów nienawiści. Złościł się jednak bardzo p. Kopciński z powodu, że wydano cyrkularz, w którym gwałtownie znęca się Kościół nad sumieniami dzieci. Gdyby pan Kopciński był w bliższych stosunkach z nami i nie bał się z tymi ludźmi obcować, to samby się przekonał, jak dalecy jesteśmy od tego, żeby gwałtownie wdzierać się do cudzych sumień i dzieciom katolickim, które są w niezgodzie z własnem sumieniem czy to pod wpływem jakiejś teorji, narzucać gwałtem to, co dla mnie jest najświętsze, a co on może poniewierać. Jestem wizytatorem szkół, blisko nich stoję i przymus praktyk religijnych rozumiem w ten sposób, że szkoła ponagla młodzież, żeby odbywała praktyki religijne, tak jak przynagla dyrektor uczniów, aby poszli do łaźni i mieli czyste ręce. Kiedy przynagla p. dyrektor ucznia, żeby strzegł się zakazanych chorób i rozmaitych praktyk nałogowych, które niewątpliwie są szkodliwe, czy chce, czy nie chce, uczeń słuchać ma. Otóż ogranicza się cały przymus najwyżej do tego, aby zniewolić młodzież do spotkania się z kapłanem. Pierwszy potępiłbym tego księdza, któryby chciał zmusić chłopca czy dziewczynę do tego, by praktyki spełniali. Bo trudno przypuszczać, aby kapłan był tak lekkomyślny, że to, co dla niego jest najświętsze, to, co uważa za sakrament, za najwyższe zadanie duszy człowieka, rzucał jak zwykły kawałek chleba przed tych, którzy się na tem nie znają zupełnie. O to obawy niema. Najwyżej może być zachęta dyrektora do tego, ażeby przystąpić do praktyk. Gdyby mi uczeń powiedział: Proszę księdza, ja się nie mogę wyspowiadać, nie jestem przygotowany, albo mam wątpliwości — to byłoby mojem zadaniem wyjaśnić na lekcji, najserdeczniej chodzić koło duszy, starać się ją uzdrowić, a nie gwałtem, siłą zmuszać do czegokolwiek. To nie jest pedagogiczne i panowie pedagogicy rozumieją, że z doświadczenia nad duszą ludzką wiemy, jak traktować tego nieszczęsnego bliźniego, ażeby to wyjaśnić. Niema obawy o to, ażeby powstała tu inkwizycja średniowieczna, prześladowanie tego biednego, nieszczęśliwego młodzieńca, który ma nieporozumienie w swej duszy.</u>
<u xml:id="u-21.11" who="#WicemarszałekBojko">Jeżeli mam mówić o szkolnictwie, to chcę zwrócić uwagę p. Ministra na to, ażeby istotnie w samem Ministerstwie była rzeczywiście sanacja. Nie mówię o wyższych szkołach, bo tam są stosunki inne, tam jest młodzież dojrzała, ma krytycyzm, wie, jaki jest stosunek pedagoga do ucznia. Ale w gimnazjach i w niższych szkołach pedagodzy nie stoją na wysokości zadania. Trudno rozumieć, ażeby nasz prefekt milczał, kiedy młodzież przychodzi i powiada: Proszę Księdza, nasz pan profesor ma dwie żony; nie możemy patrzeć na to. Już tu ktoś powiedział, że oni się dziś lepiej na tem poznają, bo oni dziś więcej podpatrzą i praktycznie wszystko ocenią. Otóż spotykamy się bardzo często z tem, że młodzieniec pyta: Co zrobić z pedagogiem naszym, kiedy on wczoraj rzucił żonę, wziął sobie wyznanie obce, kalwińskie, jak to dzisiaj bardzo modne, a jutro się ożeni? Przypuszczam, że wszelka etyka niezależnie od tego, czy katolicka, czy rosyjska, czy protestancka, to potępi. Jeśli ktoś pod wpływem pracy umysłowej, wielkiego doświadczenia zmienia wyznanie, to nawet ja jako kapłan nie rzucę na niego kamieniem, bo rozumiem, że zrobił to pod wpływem swych Studjów, może mylnych; ale jeżeli ktoś pod wpływem zmysłowego interesu, może dlatego, że się pokłócił z żoną, dziś ją rzuca i rzuca wyznanie, a jutro przychodzi do szkoły jako dwużeniec i chce dalej kształcić młodzież, moralizować ją i w cnocie ją zaprawiać, to przyznajcie Panowie, że to komedja i żart i to więcej rujnuje wszelkie zasady w młodzieży, niż cokolwiek innego. Proszę spytać wychowawców, rodziców, w jaki sposób postawieni są pedagodzy porządni, uczciwi ludzie, którym rzeczywiście leży na sercu wychowanie młodzieży wobec takich faktów. Nie mówię o różnych miastach, o których słyszałem, ale przypomnę tylko Wilno. W kuratorjum wileńskiem, aż trzech jest inspektorów szkolnych, z których każdy zmienił sobie żonę i wyznanie. Czy to buduje młodzież i czy można powiedzieć, że przy rządach polskich lepsze są stosunki szkolne? Czy cnota się wzmocni, czy przeciwnie młodzieniec powie: tak robił mój pedagog, jak podrosnę, to samo zrobię. I to jest najniebezpieczniejsze i najstraszniejsze. Prosimy pana Ministra, ażeby postarał się w to wniknąć, ażeby na pedagogów dać ludzi takich, którzy uczą i przykład dają.</u>
<u xml:id="u-21.12" who="#WicemarszałekBojko">Muszę poruszyć jeszcze jedną kwestję, a mianowicie rozmowy pana Ministra z mniejszościami. Nie mam nic przeciw temu, żeby pan Minister przyciągał do siebie mniejszości i kiedy dziś te mniejszości koło ławy pana Ministra chodziły bardzo często, byłem zadowolony bardzo z tego, że nawiązuje się zaufanie, ale chciałbym, żeby pan Minister nie uprzedzał faktów, ażeby nie obiecywał zawiele. A w krótkiej swej bytności w Wilnie pan Minister dużo obiecywał. Społeczeństwo polskie bardzo się zgorszyło tem, co się tam obiecywało. Nic nie wiemy, co się tam obiecywało, tylko przeniknęło do nas, że Rusini otrzymają wszystko, a Polacy narzekają na to, że tam, gdzie są potrzebne szkoły polskie, tych szkół niema, Jak ma na to reagować społeczeństwo polskie? Ale doszło również do naszej wiadomości to, że kiedy pan Minister był w szkole białoruskiej i prosił, żeby mu któryś z uczniów zacytował wiersze, to jeden powiedział, że nic nie umie, drugi to samo, a trzeci zacytował taki wiersz, że pan Minister uważał za stosowne wynieść się stamtąd, bo trzeba było albo natychmiast reagować, albo udawać, że się nie słyszy. Chciałbym, żeby pan Minister zacytował nam ten wierszyk, który tam słyszał. Zdaje mi się, że Minister nie powinien dużo obiecywać, lecz wykonać tylko ustawy, które parlament zatwierdził i tylko w zakresie kierunku swego resortu może stosować ustawy trochę szerzej lub trochę węziej, ale nigdy nie może takich rzeczy obiecywać. Jeżeli chodzi o Ukraińców i Białorusinów szczególnie, to chcielibyśmy oczywiście nie wytępiać tę ludność, lecz przedewszystkiem rozgraniczyć ją i tam, gdzie są Rusini uświadomieni, dać to, co się im należy, bo tej rzeki nikt nie cofnie, ale tam, gdzie Rusini są tylko z nazwy Rusinami, ale właściwie są w duchu Polakami i katolikami, tam należałoby przyjrzeć się, zbadać sytuację i przekonać się, czy istotnie ten lud sam domaga się szkoły ukraińskiej, czy też mu się tę szkołę gwałtem narzuca. Bo się teraz okazało, czem są hurtki, jak to palono, straszono, zabijano ludzi i grożono, że jeżeli nie złożą odpowiedniej deklaracji, to będą ryzykowali życiem i mieniem. Więc jeżeli takie fakty są, to nic dziwnego, że społeczeństwo polskie kresowe jest w obawie, żeby nie przyciągać gwałtownie tych, którzy nie chcą być Rusinami.</u>
<u xml:id="u-21.13" who="#WicemarszałekBojko">Niech się Niemcy rozbijają jako Niemcy, niech się Żydzi rozbijają jako Żydzi, niech rozwijają swoją kulturę, wcale zazdrościć im kultury nie będziemy, jednak nie możemy się zgodzić z jednym panem, który powiedział, że jego kultura jest 40-wiekowa, że jest świadom swojej godności, że ma prawo się domagać, żeby Rząd go popierał, bo on nie jest mniejszy od nas, bo on jest autochtonem na naszej słowiańskiej ziemi. Otóż na takie teorje godzić się nie możemy. Powiemy, że i my opieramy się na kulturze od Adama, bo wszystko, co szło od początku świata, to szło do nas, bo my znamy nietylko jedną kulturę, ale wszystkie, i z każdej kultury, co było dobrego, wzięliśmy, a ta kultura nasza ostatnia, chrześcijańska, świeci nam i ogrzewa nas i naucza miłości bliźniego, a ta kultura, która ma gwiazdę błękitną nad sobą, jest znana na świecie z tego, że powiada, „oko za oko i ząb za ząb”.</u>
<u xml:id="u-21.14" who="#komentarz">(Przerywania.)</u>
<u xml:id="u-21.15" who="#WicemarszałekBojko">Przemawiał tu pan dr. Rubinstein i domagał się zniszczenia dzikiego nacjonalizmu, zwalczania antysemityzmu, a to się zawierało w tem, że wileńscy studenci uniwersyteccy występowali agresywnie przeciw swoim kolegom Żydom. Słuchałem tego wszystkiego i pytlem, bo dawno wyjechałem z Wilna, czy to się wczoraj powtórzyło, bo cały tydzień tu siedzę, czy też są to rzeczy stare. Jeżeli to rzeczy stare a nie nowe, to muszę tu przedstawić, jak to było. Młodzież chrześcijańska dowiedziała się, że ludność wileńska zastraszona jest tem, że uniwersytet zabiera z przytułku ciała zmarłych samotnych ludzi, i zaczęła stamtąd uciekać. Kiedy zapytano, dlaczego nie chcą mieszkać w przytułku, powiedzieli, że chcą im zabierać ciała po to, żeby studenci się nad niemi znęcali. Wynikło stąd, że młodzież chrześcijańska, dowiedziawszy się, że coraz mniej jest ciał, że powstało towarzystwo chrześcijańskie, które opiekuje się bezdomnymi i postawiło sobie za zadanie odprowadzać ich na miejsce wiecznego spoczynku z pogrzebem chrześcijańskim, więc postanowiła, że chrześcijanie będą pracowali na trupach chrześcijańskich, a Żydzi na żydowskich. Gdzie tu antysemityzm? Rozumiem, że mogliby wystąpić Żydzi i powiedzieć, że ich wyznanie nie pozwala im znęcać się nad trupami, wtedy moglibyśmy pogadać. Ale jeżeli oni powiadają, nie w ten sposób, że nie mogą wydać trupów, bo tego im zabrania talmud, lecz że to dziki nacjonalizm, to się nie dogadamy. Takiej polityki nie rozumiem. Oświadczam panu Ministrowi i wszystkim, których ta kwestja interesuje, że w Wilnie młodzież chrześcijańska zachowała się jaknajkulturalniej. Powiedziała młodzieży żydowskiej: Proszę dostarczać do prosektorium trupów swojego wyznania dla siebie, a my będziemy pracowali nad trupami swojego wyznania, i na tem się skończyło. Ze może paru profesorów prowokacyjnie się zachowało, to inna rzecz, ale młodzież, oprócz tego, że wystąpiła z protestem, bardzo spokojnie się zachowała. Uważam, że cytowanie faktów odwrotnie, niż się działy, nie uspokoi młodzieży, ale może spowodować wybuch.</u>
<u xml:id="u-21.16" who="#WicemarszałekBojko">Kończąc to, co uważałem za swój obowiązek powiedzieć, proszę pana Ministra, ażeby wszystkie podawane z tej trybuny przez mniejszości fakty w oświetleniu osobistemu zechciał sprawdzić. Nie proszę o to, żeby mi wierzył, ale proszę, żeby i to co ja mówię sprawdził.</u>
<u xml:id="u-21.17" who="#komentarz">(S. Körner: Wszystko trzeba sprawdzić, wszyscy jesteśmy równi)</u>
<u xml:id="u-21.18" who="#WicemarszałekBojko">Słusznie. Jak Pan będzie miał we Lwowie sprawę, to ja pojadę i sprawdzę. Chodzi o to, żebyśmy pod tym względem byli równi i to co mówimy, żeby było sprawdzane.</u>
<u xml:id="u-21.19" who="#WicemarszałekBojko">Głos ma s. Błyskosz.</u>
</div>
<div xml:id="div-22">
<u xml:id="u-22.0" who="#SBłyskosz">Wysoki Senacie! Przysłuchując się wywodom posłów ukraińskich w dyskusji nad budżetem Państwa we wszystkich jego działach, zwłaszcza wywodom s. Czerkawskiego i s. Pasternaka, słyszeliśmy, że brukali oni wszystko, co jest polskie, brukali wszystko, co jest państwowe. Muszę podkreślić, że jeżeli Panowie temi Samemi utartemi drogami, co za Rosji, będą chcieli nas prześladować w Polsce, to mogą doprowadzić ludność do tego, że ta ludność weźmie kije i Was poprostu z Polski wymiecie.</u>
<u xml:id="u-22.1" who="#komentarz">(Głos: To stara piosenka)</u>
<u xml:id="u-22.2" who="#SBłyskosz">Jeżeli chodzi o starą piosenkę, to tak jest, może to stara piosenka, ale mogę Panom powiedzieć, że gdybym ja był władcą Rządu, to bym z Panami nigdy poważnie nie pertraktował i to byłaby nowa piosenka. Spotykałem Panów, podnosiłem to już i obecnie mogę przypomnieć, co Panowie robili za czasów rosyjskich. Senator Karpiński wywodził, że potrafił do Polaków po polsku przemawiać w Siedlcach, gdy był sędzią. Panie Senatorze Karpiński, ze smutkiem muszę podkreślić, że nic podobnego nie słyszałem. Taką jednostkę, któraby nam sprzyjała mybyśmy znali i kochali narówni z Polakami. My takich prawosławnych, którzy byli bardzo nielicznemi jednostkami, szanowaliśmy i kochaliśmy. Panie Karpiński — daruj Pan, ale muszę tu ze smutkiem podkreślić wyraźnie: czem Pański ojciec był w Białej? Był pułkownikiem żandarmerii i naszym prześladowcą, miał specjalną misję gnębienia nas, specjalną misję prześladowania nas na każdym kroku i specjalną misję wraz z Tietierenką z Włodawy wysiedlania tych opornych i tych Polaków, którzy mieli wpływ na lud. Niestety to się odbywało pod naszym własnym dachem, kiedy byłem jeszcze młody i gdy mego ojca w ten sposób chciano sprzątnąć. Na szczęście nie udało się to, bo całą sprawę wziąłem na siebie, a sam się uwolniłem dzięki manifestowi koronacyjnemu Mikołaja II. Następnie poznałem Pana Karpińskiego w okolicznościach, o których wspominałem już w Senacie. Poznałem Pana w roku 1907, kiedy się do Pana po polsku odezwałem, za co mi Pan rękę cofnął. Poznałem Pana, kiedy Pan przyszedł do mnie w wagonie i przez cały czas jazdy agitował mnie. To Pan był takim przyjacielem Polaków, że kiedy Polska była w biedzie i kiedy Polsce zależało na ludziach, którzyby chcieli dla niej pracować i walczyć ze złem, to Pan, że się tak wyrażę, chciał takiego człowieka przekabacić i chciał utrącić dla sprawy Polskiej.</u>
<u xml:id="u-22.3" who="#komentarz">(S. Karpiński: Kogo?)</u>
<u xml:id="u-22.4" who="#SBłyskosz">Chociażby Błyskosza.</u>
<u xml:id="u-22.5" who="#komentarz">(S. Karpiński: Co to znaczy przekabacić?)</u>
<u xml:id="u-22.6" who="#SBłyskosz">To znaczy zaagitować z drogi polskiej na drogę rosyjską.</u>
<u xml:id="u-22.7" who="#komentarz">(S. Karpiński: Może na ukraińską, przyznaj się Pan?)</u>
<u xml:id="u-22.8" who="#SBłyskosz">Tego Ukraińca stworzył Pan później. Może Wysoka Izba to pamięta, jak ongiś cytowałem z tej trybuny, że p. Karpiński zorganizował kółko ukraińskie pod protektoratem rządu rosyjskiego dla przynęty „opornych” do obozu rusofilskiego. To było w dzienniku urzędowym. Jeżeli jest archiwum w Siedlcach, można to odszukać i stwierdzić.</u>
<u xml:id="u-22.9" who="#SBłyskosz">Następnie co do p. Pasternaka. Pan Pasternak był tym świecznikiem agitatorów carskich na Podlasiu, który właśnie prowadził rosyjską misję.</u>
<u xml:id="u-22.10" who="#komentarz">(Głos: Na wojnie?)</u>
<u xml:id="u-22.11" who="#SBłyskosz">Przed wojną. I obecnie ze zdziwieniem widzę naraz na terenie parlamentu polskiego p. Pasternaka jako wielkiego idealistę, jako wielkiego ideowca ukraińskiego! Ja właśnie nie mogę uwierzyć w Pańską ukraińskość. Powiem więcej, i innych obecnych posłów z Klubu Ukraińskiego widziałem przy podobnych warsztatach pracy, warsztatach rosyjskich. Przecież wszyscy ci, którzy obecnie wrócili do Polski, byli wówczas urzędnikami rosyjskimi. Z was rekrutowali się żandarmi, z was się rekrutowała policja, i wyście byli konfidentami czyli wywiadowcami. Wszystko, co Rosja przygotowywała dla gnębienia Polaków, z Was się rekrutowało. Gotowiśmy zapomnieć krzywd, przez Was wyrządzonych narodowi polskiemu, nie dla Was, lecz ze względu na masy, które reprezentujecie, jednak z tej wysokiej trybuny chciałbym masy te ostrzec, żeby was izolowały, bo gotowi jesteście te masy na wstrząśnienie narazić. Z temi masami ja, jako włościanin tam urodzony, zawsze dojdę do porozumienia i zawsze chciałbym być w porozumieniu, zawsze chciałbym iść z niemi ręka w rękę na polu gospodarczem i chciałbym się z niemi Wzajemnie wspierać, ale Panowie nie dopuszczają do tego, bo Panowie wciąż agitują. Przedtem Panowie powiadali, że Polacy ustępują Ukrainę po Bug, a Wy targujecie się, że musi być po rzekę Piwonję, po granicę Eulogjuszowską i Panowie agitowali na wszystkich wiecach, żeby z Polakami nie rozmawiać, od Polaka nie kupić, Polakowi nie sprzedać, gnębić, czem można każdego z Polaków, a obecnie powiadacie, że trzeba współżyć z katolikami tylko dlatego, że oni są Ukraińcami. Wy nie uznajecie innej nacji, tylko Ukraińców, anektujecie wszystkich, przecież i mnie chcieliście zrobić Ukraińcem, tylko się nie dałem, anektujecie Polskę, mówicie „Ukraina po Lublin, po samą Wisłę”. Przeciw takiej zachłanności muszę z tej wysokiej trybuny zaprotestować i muszę pp. senatorom, którzy przemawiali z tej trybuny w taki sposób, jakby już byli dyktatorami na całą Polskę, podkreślić, że jeżeli nadal będziecie prowadzić podobną robotę, to nie spodziewajcie się, aby Polska mogła wam otworzyć te podwoje naszej Konstytucji. W Konstytucji powiedziano, że lojalnym obywatelom daje się prawa, ale jednostki, które rozsadzają Państwo, Konstytucja nakazuje ścigać, tak, że Rząd ma obowiązek ścigania tych szkodników.</u>
<u xml:id="u-22.12" who="#komentarz">(S. Karpiński: Czy Pan jest prokuratorem? Niech Pan jeszcze to zostawi.)</u>
<u xml:id="u-22.13" who="#SBłyskosz">Nie jestem prokuratorem, tylko obywatelem kraju i cząstką narodu polskiego i ubolewam nad tem, co robicie, bo widzę, że chcielibyście rozsadzić nasze Państwo.</u>
<u xml:id="u-22.14" who="#SBłyskosz">Następnie, proszę Panów, tu z tej trybuny opowiadacie wciąż o cerkwiach, nie będę o tem szerzej mówił, bo na ten temat dobrą odprawę dał s. ks. Maciejewicz. Parę razy i ja opowiadałem o tych cerkwiach, o tem, jak dostały się do naszych rąk i jak były zabrane przez rząd rosyjski. Zabrane były nahajem i bagnetem, a w obronie ich wylano potoki krwi. Dzięki przewrotom dziejowym, dzięki powszechnej wojnie dostały się w nasze ręce wtenczas, gdy wyście je opuścili, gdy byliście w Rosji, gdy stały pustkami. Myśmy się niemi zaopiekowali, bronili przed władzami niemieckiemi, dotychczas dzierżymy je w ręku i żadna siła nam ich nie wyrwie.</u>
<u xml:id="u-22.15" who="#komentarz">(S. Karpiński: Czy to tytuł posiadania taki?)</u>
<u xml:id="u-22.16" who="#SBłyskosz">To jest nasze przyrodzone prawo, dlatego, że to wy Wydarliście je nam bagnetem i nahajem i 50 lat dzierżyliście, a obecnie dzieje zwróciły je w nasze ręce i za żadną cenę ich nie odstąpimy, bo to nasza własność i teraz ta własność jest w prawnem posiadaniu.</u>
<u xml:id="u-22.17" who="#SBłyskosz">Następnie słyszy się najrozmaitsze narzekania na ucisk, na teror poprostu na polu szkolnictwa, na polu rozwoju oświaty. Pozakładaliście przecież Panowie „ridnyje chaty” nawet na Podlasiu. Czy w tych „ridnych chatach” prowadzicie Panowie pracę oświatową, kulturalną? Przecież tam prowadzicie agitację nienawiści do Polaków. Z tych „ridnych chat” wynikło to, że we wsi Kodeńcu, w której mieszka poseł Makówka, strzelali agitatorzy Wasi do chłopa polskiego nazwiskiem Hać, kładąc go nieomal trupem, tak, że się ledwie wyleczył w szpitalu. I dotychczas ta sprawa dla świętego spokoju jest tuszowana przez policję tłumaczeniem, że stał się wypadek, piorun strzelił, kula trafiła gospodarza przy kolacji i biedak padł. A wiecie, co mi chłopi katolicy powiedzieli? Jeżeli jeszcze jeden Polak padnie, jeżeli Rząd nas nie będzie bronił, to może paść za każdego Polaka 25 agitatorów ukraińskich. Co wtenczas będzie? Przestrzegam z tej wysokiej trybuny, przestańcie Panowie złośliwych żartów, a jeżeli nie są to żarty, przestańcie prowadzić Panowie w ten sposób zbrodniczą walkę. My walczyć umiemy, my w walce zahartowani, my za Polskę nosiliśmy kajdany, a obecnie gotowiśmy walczyć nawet i z rządem polskim, jeżeliby nie chciał nas bronić na terenie Podlasia i Wołynia. Nawet z rządem polskim! Jak powiedziałem, w walce zostaliśmy zahartowani, walczyć umiemy, ale nie chcemy, bo uważamy te masy za braci, z którymi chcemy współżyć. I jeżeli narazie znosimy Waszą niecną robotę, to tylko w imię spokoju ogólnego dla dobra kraju, ale i to tylko do czasu. Ostrzegamy was, przestańcie w ten sposób się bawić, przestańcie w ten sposób swoją pracę prowadzić i nie prowokujcie nas.</u>
<u xml:id="u-22.18" who="#SBłyskosz">Zawsze wasza najintensywniejsza akcja Powstaje wtedy, kiedy tam gdzieś zaczynają się międzynarodowe rozmowy, kiedy są pertraktacje międzynarodowe, wtedy idziecie właśnie po linji dyskredytowania Polski. Dla kogo to się robi? Niech Panowie sami dośpiewają sobie, Panowie o tem najlepiej wiedzą.</u>
<u xml:id="u-22.19" who="#SBłyskosz">Kończę życzeniem: chciałbym na Waszem miejscu zobaczyć albo Was przerobionych, albo innych ludzi z plemienia pobratymczego, ukraińskiego i ruskiego z szczerem słowiańskiem sercem, z słowem bratniem i bratnim czynem, a my Polacy ze swej strony zawsze chętnie podamy rękę tym, którzy z nami będą chcieli współżyć i współpracować.</u>
</div>
<div xml:id="div-23">
<u xml:id="u-23.0" who="#WicemarszałekBojko">Rozprawa wyczerpana. Głos ma jeszcze pan sprawozdawca.</u>
</div>
<div xml:id="div-24">
<u xml:id="u-24.0" who="#SThullie">Wysoki Senacie! Nie będę tu odpowiadał wszystkim senatorom, bo mnie panowie senatorowie wzajemnie wyręczyli, jeden drugiemu odpowiadał, ale muszę zająć stanowisko co do postawionych wniosków i rezolucji i tylko wyjątkowo, gdzie zabrakło odpowiedzi Panów, będę musiał niektóre rzeczy jeszcze oświetlić.</u>
<u xml:id="u-24.1" who="#SThullie">Zaczynam od rezolucji, postawionej przez p. s. Sicińskiego, której tekstu nie mam, ale która żąda, aby połączyć gimnazja polskie i ruskie we Lwowie, Przemyślu, Stanisławowie i Tarnopolu. Na to jest ustawa, która mówi, że Rząd może zutrakwizować, ale niekoniecznie musi. Rezolucja ta p. s. Sicińskiego wzywa Rząd, aby użył tej mocy swojej na utrakwizację. Nie mogę oświadczyć się za tą rezolucją, ponieważ wiem, że ludność tak polska, jak i ruska nie życzy sobie tego. Nie wiem, dlaczego toby się miało robić, jeżeli ludność wogóle tego sobie nie życzy. We Lwowie była próba w roku poprzednim, czy dwa lata temu, aby zutrakwizować jedno gimnazjum ruskie i jedno polskie, ale tylko pierwszą klasę, tymczasem okazało się, że do gimnazjum polskiego nie zapisał się ani jeden Rusin, a do ruskiego ani jeden Polak, wobec tego utrakwizacji nie było.</u>
<u xml:id="u-24.2" who="#SThullie">Drugi jest wniosek o wstawienie do budżetu 2.852.000 ze względu na ustawę sanacyjną. To wniosek słuszny. Uchwalono ustawę, trzeba teraz Rządowi dać pieniądze. Pokrycie będzie ze względu na wykazaną nadwyżkę dochodów.</u>
<u xml:id="u-24.3" who="#SThullie">Teraz co się tyczy wniosków s. Rubinsteina. Nie będę tu odpowiadał na narzekania s. Rubinsteina, że krzywda się dzieje Żydom i t. d., na to już odpowiedziano. S. Rubinstein postawił wnioski — nie mam ich dokładnie zanotowanych, ale wnioski te domagają się powiększenia wydatków w budżecie na wyznanie mojżeszowe. Wnioski takie postawił także już i w komisji. W komisji one upadły i jako referent muszę się naturalnie oświadczyć przeciw tym wnioskom.</u>
<u xml:id="u-24.4" who="#komentarz">(S. Stanisław Nowak: Niema reguły.)</u>
<u xml:id="u-24.5" who="#SThullie">Może być, że niema reguły, ale tym razem muszę się oświadczyć przeciw nim jeszcze i z tego względu, że w tym roku znacznie już powiększono budżet dla wyznania mojżeszowego, a jeżeli Panowie moje stanowisko kwestionują, to trzeba bliżej to uzasadnić. Nie można porównywać budżetu religji mojżeszowej z budżetem wyznania katolickiego.</u>
<u xml:id="u-24.6" who="#komentarz">(Głos na ławach żydowskich: A mahometańskie?)</u>
<u xml:id="u-24.7" who="#SThullie">Mahometańskie jest tak małe, 70.000 ludzi, że niema co mówić. Budżet wyznania katolickiego jest robiony na innych podstawach. Budżet wyznania katolickiego jest to pewne zadośćuczynienie za dobra, zabrane katolikom przez rządy zaborcze. Te dobra zabrane w części są teraz w posiadaniu rządu polskiego, a zresztą rząd bierze na siebie wszystkie długi i zobowiązania rządów zaborczych. Obowiązek utrzymania duchowieństwa katolickiego przyjął już rząd zaborczy, zabierając te dobra, a tego przy wyznaniu mojżeszowem nie było. Dlatego się sprzeciwiam podwyższeniu dalszemu budżetu wyznania mojżeszowego.</u>
<u xml:id="u-24.8" who="#SThullie">S. Kaniowski postawił wniosek, ażeby na budowę kliniki ginekologicznej w Krakowie, a właściwie na dokończenie tego budynku wstawić 500.000 zł. Analogiczny wniosek postawił p. s. Godlewski, tylko dwa razy wyższy, t. j. 1.000.000. Otóż nie mam co do tego także upoważnienia Komisji Budżetowej, ale dowiaduję się od Rządu, jak się na to zapatruje, i ponieważ tu chodzi o dokończenie budynku, a zatem zużytkowanie tego, co już się wydało, więc nie mogę się sprzeciwić temu wnioskowi, o ile na to się znajdzie pokrycie.</u>
<u xml:id="u-24.9" who="#SThullie">Dalsze wnioski są bardzo sympatyczne, ale niemożliwe do przyjęcia, t. zn. podwyższenie wydatku na budowę szkół z 2. milj. na 3.000.000, z 3 milj. na 4 milj., z 4 milj. na 5 milj., potem jakieś dopłaty z 3.200.000 na 3.400.000. Otóż jako referent komisyjny ze względów budżetowych, jak to już zresztą powiedziałem w moim referacie, zgodzić się na te wnioski nie mogę.</u>
<u xml:id="u-24.10" who="#SThullie">Na rezolucję, proponowaną co do szkół na Górnym Śląsku, co do uregulowania ustawowego szkół śląskich i t. d., mogę się zgodzić, bo jest uzasadniona.</u>
<u xml:id="u-24.11" who="#SThullie">Pan s. Kalinowski miał za złe ks. sen. Żebrowskiemu, że potępił udział władz szkolnych w pogrzebie samobójcy. Wysoki Senacie, tu chodzi o zapatrywanie na samobójstwo. Niektórzy panowie mogą pochwalać samobójstwo, jednak z naszego punktu widzenia, samobójstwo jest potępienia godne, chyba, że nie jest zawinione gdy kto jest umysłowo chory itd. wtedy i władze kościelne dają asystę kościelną. Nie znam tego wypadku, ale podobno Kościół odmówił asysty, więc musiał być powód do tego. W tej kwestji są rozmaite zapatrywania i niech Panowie się nie dziwią, że ksiądz katolicki musi wygłosić takie zdanie, które jest zgodne z zasadami wiary katolickiej.</u>
<u xml:id="u-24.12" who="#komentarz">(Głos: Ale nie pedagogji.)</u>
<u xml:id="u-24.13" who="#SThullie">Pedagogia dla katolików musi być prowadzona w duchu katolickim, bo jeżeli nie będzie prowadzona w duchu katolickim, to nie będzie pedagogią dla dzieci katolickich lecz ich zepsuciem.</u>
<u xml:id="u-24.14" who="#komentarz">(S. Kalinowski: Dlatego żądamy cofnięcia okólnika.)</u>
<u xml:id="u-24.15" who="#SThullie">Przechodzę teraz do okólnika, chociaż mógłbym sobie to oszczędzić, bo kto inny odpowiedział na zarzuty co do tego okólnika. Ja tylko jedno powiem. P. s. Kalinowski twierdził, że to się nie zgadza z Konstytucją, że tam niema mowy o ćwiczeniach. Wysoki Senacie, to tak samo, jak gdyby ktoś powiedział, że chemji należy uczyć, ale bez żadnych ćwiczeń. Nie będziemy robić ćwiczeń, tylko wykładać chemję.</u>
<u xml:id="u-24.16" who="#komentarz">(Głos: Zupełnie co innego.)</u>
<u xml:id="u-24.17" who="#SThullie">To samo. Jedno z drugiem stanowi integralną całość. Bez ćwiczeń religijnych niema nauki religji i dlatego, jeżeli jest nauka religji uzasadniona w Konstytucji, to muszą być także i ćwiczenia.</u>
<u xml:id="u-24.18" who="#SThullie">Przytem p. Kalinowski zwrócił się do mnie i twierdził, że moi synowie byli jakoś przepchani przez gimnazjum.</u>
<u xml:id="u-24.19" who="#komentarz">(S. Kalinowski: Nie, nie, chodziło mi o zdolności.)</u>
<u xml:id="u-24.20" who="#SThullie">Otóż muszę Panów zapewnić, że trzej moi synowie są doktorami: jeden jest doktorem filozofji, drugi doktorem teologji, a trzeci doktorem architektury i wobec tego o przepychaniu przez gimnazjum nie było mowy.</u>
<u xml:id="u-24.21" who="#komentarz">(S. Kalinowski: Panie Senatorze, Pan zmienia moje słowa, ja nie to powiedziałem, chodziło mi o to, że Pan będzie miał zawsze gwarantowane przejście przez szkołę średnią.)</u>
</div>
<div xml:id="div-25">
<u xml:id="u-25.0" who="#WicemarszałekBojko">Proszę nie dyskutować z mówcą.</u>
</div>
<div xml:id="div-26">
<u xml:id="u-26.0" who="#SThullie">Już nawet w komisji mówiłem, że jestem tego zdania, że powinni tylko zdolni uczniowie przechodzić do klas wyższych i zarzut robię naszym szkołom, że puszczają nie przygotowanych i nie twierdzę, że to się tyczy tylko, jak Pan Senator mówił, tłumu, lecz wszystkich. Jestem demokratą i pod tym względem żądam równych praw dla wszystkich.</u>
<u xml:id="u-26.1" who="#SThullie">Pan sen. Kalinowski postawił wnioski o podwyższenie budżetu o 2 miljony i o 8 miljonów, potem jeszcze co do etatów, zamiast 1000 nowych etatów 2000 nowych etatów. To wszystko byłoby bardzo sympatyczne, gdyby na to były pieniądze. Rozumie się, że gdybyśmy przyjęli wnioski p. Kalinowskiego, tobyśmy odrazu mieli niezrównoważony budżet. Wobec tego muszę się przeciw tym wnioskom oświadczyć.</u>
<u xml:id="u-26.2" who="#SThullie">Jeden wniosek jest tylko, który muszę sympatycznie traktować, to znaczy na zjazdy międzynarodowe, mianowicie jest wniosek o 150.000 zł. ze względu na to, że chodzi tu o przyjęcie uczonych państw zaprzyjaźnionych, uczonych słowiańskich i t. d. i chociaż sądzę, że tu właściwie więcej chodzi o stosunki z zagranicą i że powinno się to znajdować w budżecie Ministerstwa Spraw Zagranicznych, to jednak, jeżeli już tam nie uchwalono tego wydatku, to rzeczywiście rzeczą jest konieczną, byśmy przyjęli tych naszych gości, i dlatego, o ile Senat uważa, że przez to nie wyjdziemy poza ramy budżetu, możnaby ten wniosek uchwalić.</u>
<u xml:id="u-26.3" who="#komentarz">(S. Kalinowski: Jest jeszcze wniosek o popieraniu twórczości naukowej.)</u>
<u xml:id="u-26.4" who="#SThullie">Tak. Co się tyczy twórczości naukowej, p. sen. Kalinowski wniósł, żeby nadwyżkę dochodów nad wydatkami w budżecie, która się okaże po uchwaleniu budżetu, przeznaczyć na twórczość naukową.</u>
<u xml:id="u-26.5" who="#komentarz">(S. Kalinowski: Nadwyżkę, którą wprowadzi Senat.)</u>
<u xml:id="u-26.6" who="#SThullie">Otóż ten wniosek byłby bardzo sympatyczny, jednak jest trochę nieuchwytny, bo zdaje mi się, nie można uchwalać tego budżetu tak zupełnie bez żadnej nadwyżki. Zawsze lepiej ze względów finansowych mieć pewną nadwyżkę na wypadek, gdy dochody niedopiszą. Dlatego też raczej byłbym zdania, że jeżelibyśmy mieli uwzględnić wniosek s. Kalinowskiego, to należałoby przyjąć drugi wniosek, który mówi, żeby przeznaczyć 500.000 na popieranie twórczości naukowej — dotychczas jest 1.700.000 zł, przeznaczonych na ten cel, byłaby to kwota o pół miljona powiększona. O ile znajdzie się to w naszym budżecie, to w takim razie, rozumie się, w myśl tego, com powiedział w swoim referacie, należałoby ten cel popierać.</u>
<u xml:id="u-26.7" who="#SThullie">S. ks. Brandys postawił wniosek, ażeby uchwalić 300.000 dla wykonania konkordatu. Powiedziałem już, jakie jest zapatrywanie mniejszości i większości komisji. Wydatek taki będzie koniecznie potrzebny. Czy teraz uchwalimy te 300.000 odrazu, czy Rząd ma przyjść dopiero z wnioskiem o kredyt dodatkowy, to ostatecznie na jedno wyjdzie, więc zostawiam to Wysokiemu Senatowi do oceny.</u>
<u xml:id="u-26.8" who="#SThullie">P. s. Kopciński wreszcie powiedział zupełnie śmiało, do czego p. senator i stronnictwo, do którego należy, dążą. Dąży on do szkoły świeckiej, czyli bezwyznaniowej. Wobec tego wszystkie zarzuty, jakie przeciw obecnej szkole, ewentualnie przeciw szkole wyznaniowej podnosił, są zupełnie zrozumiałe ze stanowiska p. Kopcińskiego, ze stanowiska większości jednak narodu to nie jest uzasadnione i muszę tu jeszcze raz powtórzyć, że ten atakowany okólnik p. Bartla co do ćwiczeń religijnych zadowala z pewnością znaczną większość narodu, znaczną większość obywateli katolickiego wyznania.</u>
<u xml:id="u-26.9" who="#komentarz">(Głos: Czy Pan zbierał plebiscyt w tym względzie?)</u>
<u xml:id="u-26.10" who="#SThullie">Teraz przechodzę do wniosków p. s. Godlewskiego. Ten wniosek na miljon, to już się do niego ustosunkowałem, wolałbym uchwalić pół miljona, niż miljon. Co się tyczy rezolucji, ażeby w przyszłym budżecie Rząd przewidział pewien fundusz obrotowy dla klinik, to jest to uzasadnione i uważam, że taką rezolucję możemy uchwalić.</u>
<u xml:id="u-26.11" who="#SThullie">Wnioski p. s. Nowaka były stawiane także na Komisji Budżetowej i idą pod względem finansowym za daleko, bo zniszczyłyby naszą równowagę budżetową, gdybyśmy wydatki podnieśli o 8 miljonów.</u>
<u xml:id="u-26.12" who="#komentarz">(Głos: Z inwestycyjnych funduszów.)</u>
<u xml:id="u-26.13" who="#SThullie">Proszę Pana, ten fundusz jest na bezrobocie przeznaczony i nie można z tego, co dano na zasiłki, coś budować. Jeżelibyśmy mieli to uchwalić, to w takim razie musielibyśmy podwyższyć wydatki o 8 miljonów i mielibyśmy niezrównoważony budżet. Dlatego przeciw temu wnioskowi muszę się oświadczyć. Tak samo co się tyczy 300.000, które tu są przeznaczone na to, aby budować w Bielanach pod Warszawą jakieś schronisko, czy szkołę.</u>
<u xml:id="u-26.14" who="#komentarz">(Głos: Zeszłoroczna uchwała)</u>
<u xml:id="u-26.15" who="#SThullie">Ponieważ potrzeby budowlane są kolosalne w szkołach powszechnych i średnich, więc nie można wyjąć jednego objektu i tu bez oświadczenia się Rządu, bez tego, żebyśmy wiedzieli, że to jest najpilniejsze, za tem się oświadczać. Zostawmy to Rządowi, niech z funduszów, jakie mu uchwalamy, da, ile uzna za stosowne, jeśli to jest najpilniejsze.</u>
<u xml:id="u-26.16" who="#SThullie">Co się tyczy instytutu nauczycielskiego, to rezolucja ta także nie uzyskała większości, więc również nie mogę się za nią oświadczyć.</u>
<u xml:id="u-26.17" who="#SThullie">Dalej p. sen. Bogdanowicz przedstawił różne skargi i krzywdy. Nie znam bliżej tych stosunków, więc na to mógłby chyba Rząd odpowiedzieć. Ogólnie, jak to już powiedziałem w swoim referacie, jestem za tem, żeby do wszystkich wyznań i do wszystkich mniejszości była zastosowana zasada praworządności. To, co się należy, trzeba zrobić i bezprawnie się nie powinno nic robić, ale nie wiem, o ile to zachodzi u nas. Jedno tylko muszę powiedzieć, co do tego, co mówił p. sen. Bogdanowicz o odbieraniu cerkwi, które były kościołami katolickiemi, a zostały zabrane przez rządy zaborcze i które teraz Rząd odbiera dla Kościoła katolickiego. Aby zapobiec takiemu odbieraniu tych cerkwi przez starostwa albo przez władze policyjne, przed dwoma laty Senat na mój wniosek uchwalił wezwać Rząd, aby tę sprawę ustawowo uregulował i tę rezolucję ponawiamy teraz i zwracamy się do Rządu, aby tę sprawę wreszcie ustawowo uregulował, aby przedstawił projekt ustawy, czy też, jak teraz, może za pomocą dekretu tę sprawę uregulował, bo raz trzeba tę kwestję rozciąć. Dotychczas wskutek tego, że my i Rząd czekamy na tę ustawę, odbieranie bezspornych własności katolików jest utrudnione i odraczane ad calendas graecas.</u>
<u xml:id="u-26.18" who="#SThullie">Na zakończenie co się tyczy skarg s. Hasbacha, muszę tu oświadczyć najprzód, że szkoły niemieckie tak, jak były, gdy Polska je odebrała, pozostały i nie wiem, co za powód jest, że s. Hasbach tu podnosi jakieś skargi. Pod tym względem jesteśmy tak liberalni, że sami Niemcy powinni się temu dziwić. Co się zaś tyczy tego podania, o którem tu mówił, że ktoś ukończył szkołę średnią za granicami Polski i chciał potem nostryfikować swoją maturę, to władze polskie poszły jaknajbardziej na rękę, nie kazały mu zdawać matury, tylko kazały uzupełnić te przedmioty, których nie słuchał. Zdaje mi się, że niema żadnego powodu do skarg.</u>
<u xml:id="u-26.19" who="#SThullie">Co się tyczy uniwersytetu ruskiego, bo ta sprawa była podnoszona przez dwóch mówców, to najpierw muszę stwierdzić, że w ustawie z r. 1922 nie było powiedziane, że ma by uniwersytet ruski we Lwowie założony, tylko że wogóle ma być założony. Ja i moje stronnictwo jesteśmy za tem, żeby tego, co się powiedziało, dotrzymać. Jesteśmy przeciwni, ażeby to było we Lwowie, to z innych powodów.</u>
<u xml:id="u-26.20" who="#komentarz">(Głos: A co było powiedziane w Genewie?)</u>
<u xml:id="u-26.21" who="#SThullie">Że p. Skrzyński powiedział, to nas nie obowiązuje i myśmy zaraz przeciw temu protestowali. Nas obowiązuje ustawa i my jesteśmy za wykonaniem tej ustawy.</u>
<u xml:id="u-26.22" who="#SThullie">Proszę Wysoki Senat o przyjęcie zmian proponowanych i rezolucji.</u>
</div>
<div xml:id="div-27">
<u xml:id="u-27.0" who="#WicemarszałekBojko">W sprawie oświadczenia osobistego głos ma s. Karpiński.</u>
</div>
<div xml:id="div-28">
<u xml:id="u-28.0" who="#SKarpiński">Bardzo mi przykro zabierać czas Wysokiej Izby sprawami osobistemi, ale ponieważ p. s. Błyskosz połowę swego przemówienia poświęcił sprawie porachunków osobistych ze mną, wobec tego nie mogę pozostać bez odpowiedzi. Posunął się p. s. Błyskosz tak daleko, że zaczepił nawet mojego zmarłego ojca, a więc muszę stanąć najpierw w jego obronie.</u>
<u xml:id="u-28.1" who="#SKarpiński">Panie Błyskosz, można nosić mundur żandarma i być człowiekiem, a można nie nosić tego munduru, tylko marynarkę i być żandarmem w duszy. Pan zapomniał tylko, charakteryzując mojego ojca, o jednym rysie, mianowicie o tem, że ten żandarm lokował powstańców na posady i wobec tego, gdy szedł na dymisję i wyjeżdżał, to ludność polska urządziła mu obiad i odprowadziła go jako swego przyjaciela. O tem Pan zapomniał powiedzieć.</u>
<u xml:id="u-28.2" who="#komentarz">(S. Błyskosz: Tego nie słyszałem, widziałem co innego)</u>
<u xml:id="u-28.3" who="#SKarpiński">Pan widział to, co Panu było potrzebne. A jeszcze żyją ludzie, którzy znają te stosunki, bo ojciec mieszkał w tej miejscowości 20 czy 30 lat i ci ludzie żyją tak w Białej, jak i w Siedlcach i znają dobrze te stosunki i znają mnie.</u>
<u xml:id="u-28.4" who="#SKarpiński">Panie Błyskosz, nie podałem Panu ręki wtenczas, to prawda. Dlaczego nie podałem? Muszę przyznać, że mam niechęć do wszystkich renegatów, czy to będą Żydzi, czy Polacy, czy Ukraińcy.</u>
<u xml:id="u-28.5" who="#komentarz">(S. Błyskosz: Przepraszam, protestuję przeciw wszelkiej renegacji, rozumie Pan!)</u>
<u xml:id="u-28.6" who="#SKarpiński">Pan mię wywołał na tę dyskusję, więc wyjaśniam, dlaczego nie podałem Panu ręki. Ale później powiedziałem sobie: szkoda, że nie podałem ręki panu Błyskoszowi, który pochodzi z takiej ładnej wsi ukraińskiej jak Dołhobrody, którą znam, przez którą przejeżdżałem; to, że Pan zmienił obrządek, to Pańska rzecz, ale że Pan rzucił ojczystą mowę, to mnie trochę zdziwiło, potem pomyślałem sobie, źle zrobiłem, że nie podałem ręki p. Błyskoszowi. Więc poszedłem do niego i zacząłem z nim w wagonie rozmawiać i agitować p. Błyskosza, żeby pozostał przy ojczystym języku. To prawda. To cały stosunek, jaki między nami się wywiązał i cała agitacja, którą p. Błyskosz tu tak mi chciał zaimponować.</u>
<u xml:id="u-28.7" who="#SKarpiński">Jeszcze jedno. Mówiąc o nas, żeśmy byli urzędnikami rosyjskimi, Pan zapomina o Polakach, którzy tak samo byli urzędnikami rosyjskimi i służyli wtedy. Po roku 1905 w okręgowym sądzie siedleckim, było 5 sędziów śledczych Polaków, którzy prowadzili sprawy polityczne przeciw Polakom. O tem Pan zapomina, a ja Panu powiem, że po r. 1863 Polacy byli żandarmami. W Suwałkach był Prohorowicz żandarm pułkownik, który był Polakiem.</u>
<u xml:id="u-28.8" who="#komentarz">(S. Błyskosz: Ja za nich nie odpowiadam)</u>
<u xml:id="u-28.9" who="#SKarpiński">A ilu w wojsku było Polaków, w wojsku, w tej zbrojnej sile, o tem wszystkiem Pan zapomina. To jest gra, ale tylko słowami. O tem trzeba pamiętać i nie trzeba wytykać palcami tam, gdzie nie potrzeba.</u>
<u xml:id="u-28.10" who="#SKarpiński">Na inne zarzuty nie odpowiadam, bo są natury ogólnej.</u>
</div>
<div xml:id="div-29">
<u xml:id="u-29.0" who="#WicemarszałekBojko">W sprawie osobistej głos ma s. Błyskosz.</u>
</div>
<div xml:id="div-30">
<u xml:id="u-30.0" who="#SBłyskosz">Wysoka Izbo! Jestem sprowokowany przez p. sen. Karpińskiego do odpowiedzi w sprawie osobistej. Pan sen. Karpiński nazwał mię renegatem, przeciw czemu z tej wysokiej trybuny jak najkategoryczniej protestuję i udowodnię p. Karpińskiemu, że jeżeli chodzi o moją rodzinę, to, Panie Karpiński, polskość przypieczętowała krwią swoją. Polskość naszą przypieczętowaliśmy krwią przez długie lata. Zacytuję p. Karpińskiemu, ponieważ mię osobiście zahaczył, że dziad mój, niech Pan Karpiński dowie się o tem, walczył w 1831 r. w rewolucji, będąc jedynym synem, stryj mój Jan Błyskosz walczył w 1863 r. i był 6 lat w katordze w Symbirsku, drugi stryj, Ignacy Błyskosz w czasach łamania unji, poszedł między braci swych, chodząc 2 1/2 roku wzmacniając ich w wierze, dostał suchot i jak bohater na posterunku głowę położył. Ojciec mój głowę położył w Rzymie, pojechał do Rzymu do Ojca św. Piusa X w r. 1904, w czasie wojny japońskiej ze skargą na prześladowanie nas Podlasiaków przez prawosławie i Moskali. O mojej działalności społecznej nie będę mówił, gdyż uważam, że społeczeństwo nasze o tem wie. Zdaje się, że dostatecznie wykazałem swoją polskość, Panie Karpiński. Nie jestem renegatem, jak mię Pan nazwał, ale zachłanność Pańska jest tak zapamiętała, że z Panem trudno poważnie dyskutować, bo Pan jest na tem polu niepoczytalny.</u>
</div>
<div xml:id="div-31">
<u xml:id="u-31.0" who="#WicemarszałekBojko">Ten resort jest wyczerpany. Przystępujemy do resortu: „Poczta i Telegraf”. Głos ma s. Szereszowski.</u>
</div>
<div xml:id="div-32">
<u xml:id="u-32.0" who="#SSzereszowski">Wysoki Senacie! Rozporządzeniem pana Prezydenta Rzeczypospolitej z dn. 19 stycznia 1927 r. (Dz. Ust. nr. 5) powołane zostało do życia Ministerstwo Poczt i Telegrafów, tem samem zaś Generalna Dyrekcja Poczt i Telegrafów, która ostatnio faktycznie nie podlegała żadnemu Ministerstwu, przeistoczona została na Ministerstwo samodzielne.</u>
<u xml:id="u-32.1" who="#SSzereszowski">Zagadnienie przynależności i podporządkowania poczt i telegrafów jednemu z istniejących Ministerstw, względnie ich niezależności rozstrzygane jest różnie w różnych państwach; odrębne ministerstwa poczt i telegrafów istnieją w Anglji, Stanach Zjednoczonych Am. Półn., Niemczech i Włoszech; we Francji i na Węgrzech poczta i telegraf należą do ministerstwa przemysłu i handlu, we Francji dawniej do ministerstwa robót publicznych, w Belgji, Japonji i Szwajcarji do ministerstwa komunikacji, w Danji i Szwecji do ministerstwa spraw wewnętrznych. Nawet więc w krajach o skonsolidowanych formach państwowości praktyka jeszcze nie zdołała wytworzyć jednolitego poglądu na tę sprawę i eksperymentowanie w tej dziedzinie trwa dalej. W ten też sposób, a więc jako na eksperyment zapatrywać się należy na wskrzeszenie ostatnio Ministerstwa Poczt i Telegrafów, zniesionego w r. 1925 i dlatego wstrzymuję się od dalszego omawiania tej sprawy.</u>
<u xml:id="u-32.2" who="#SSzereszowski">Co zaś do strony budżetowej przekształcenia Generalnej Dyrekcji Poczt i Telegrafów na Ministerstwo, to przesłany przez Ministra Skarbu odpowiedni wniosek budżetowy (druk sejmowy nr. 2621) nadszedł do Sejmu zbyt późno i dlatego w drugiem czytaniu budżetu nie mógł być rozpoznany; w trzeciem zaś czytaniu Rząd sprawy tej nie podniósł, a zatem odnośna zmiana w budżecie ponownie będzie przedmiotem rozważań izb ustawodawczych.</u>
<u xml:id="u-32.3" who="#SSzereszowski">Na razie należy rozpoznać budżet poczt i telegrafów w ujęciu Sejmu.</u>
<u xml:id="u-32.4" who="#SSzereszowski">Poczta, telegraf i telefony należą do tych dziedzin administracji państwowej, które najbliżej dotykają życia gospodarczego kraju i od sprawnego ich działania w znacznej mierze zależny jest prawidłowy rozwój życia gospodarczego, oraz racjonalna wymiana wytwarzanych w państwie dóbr. Z tego więc względu ten dział administracji okazywać musi daleko idącą elastyczność i posiadać cechy przedsiębiorstwa, prowadzonego na zasadach handlowych. Zasad handlowych nie należy, rzecz oczywista, rozumieć w sensie prowadzenia walki konkurencyjnej lub w sensie tendencji do osiągania jak najznaczniejszych zysków; pierwsze wyklucza już sam charakter monopolistyczny poczt i telegrafu, wymaganie zaś nadmiernych zysków dla ogólnego budżetu dałoby się osiągnąć tylko przez pobieranie stawek znacznie wyższych, niż rzeczywista wartość świadczenia Państwa, oznaczałoby więc ukryty podatek pośredni. Oparcie poczty, telegrafu i telefonu na zasadach handlowych rozumieć należy w tym sensie, iż ceny powinne dostosowywać się stale do zmiennych potrzeb życia gospodarczego, kierownictwo nieustannie mieć musi na uwadze rozwój i rozrost agend, oraz postęp techniczny urządzeń, przeznaczając na rozszerzenie i ulepszenie całą nadwyżkę wpływów, której osiągnięcie możliwe jest przy stosowaniu stawek umiarkowanych.</u>
<u xml:id="u-32.5" who="#SSzereszowski">Nasuwa się pytanie, czy pogląd ten był u nas dotychczas panujący. Bynajmniej. Jak wynika z przedłożonych przez Rząd preliminarzy budżetowych na rok 1926 i 1927/8, przedsiębiorstwo poczt i telegrafów wpłacić miało do Skarbu Państwa: w r. 1926 zł 21.469.636, w r. 1927/8 zł 17.314.435; ten dział więc gospodarki, którego dochody zwyczajne i nadzwyczajne wyrażają się w roku budżetowym 1927/8 skromną stosunkowo sumą 145 miljonów zł w zaokrągleniu, przyczynić się miał do powiększenia dochodów ogólnego budżetu kwotą zgórą 17 miljonów, podczas gdy z kolei, reprezentujących ogromny kapitał i z których przewiduje się w r. 1927/8 wpływ 1.042.299.000 zł, przelew na rzecz budżetu ogólnego wynosić ma tylko 27.300.000 zł. Zestawienie tych sum wskazuje na to, iż pocztę i telegraf traktuje się z punktu widzenia fiskalnego, nie zaś pod kątem potrzeb gospodarczych.</u>
<u xml:id="u-32.6" who="#SSzereszowski">Analizując ten stosunkowo znaczny zysk, zastanowić się z kolei wypada nad tem, czy znajduje on uzasadnienie w obecnym stanie naszych urządzeń pocztowych, telegraficznych i telefonicznych, oraz w wysokości pobieranych cyfr. Ocenę stanu obecnego przeprowadzić można jedynie przez porównanie ze stosunkami w innych państwach; zacznijmy od omówienia taryf. Już na samym wstępie stwierdzić nam wypadnie, że taryfy te są w Polsce stosunkowo niewysokie i że nie one są przyczyną, dla której Skarb tak znaczny stosunkowo wpływ preliminuje z urzędu poczt i telegrafów.</u>
<u xml:id="u-32.7" who="#SSzereszowski">Dla przykładu przytoczę niektóre dane: porto za list zwykły w obrocie wewnętrznym wagi do 20 gramów kosztuje w Polsce 20 groszy, w Niemczech 22% gr., w Czechosłowacji 25 gr. za polecony w obrocie wewnętrznym pobiera Polska 30 groszy, Austrja 371/2 gr., Niemcy 45 gr., Czechosłowacja 50 gr., Anglja 54 gr.; list zwykły w obrocie zewnętrznym kosztuje w Polsce 40 gr., w Anglji 45 gr., w Austrji i Francji 50 gr., w Niemczech 571/2 gr., w Czechosłowacji 671/2 gr. Jeżeli chodzi o opłaty telefoniczne, to przeprowadzenie porównania utrudnia fakt, że wiele państw wysokość opłat normuje w zależności od liczby rozmów, w każdym jednak razie przytoczę, iż w Czechosłowacji tytułem opłaty za aparat, z którego przeprowadzać można 15–30 rozmów dziennie, obiera się od 15,86 do 20,40 gr. szwajcarskich, a więc nierównie więcej, niż przynajmniej narazie pobiera się w Polsce.</u>
<u xml:id="u-32.8" who="#SSzereszowski">Pracujemy więc przy taryfach stosunkowo niewysokich. Nie można też twierdzić, iż nadmiernego wysiłku wymaga się od personelu naszego. Zaznaczając, iż w warunkach naszych personel odpowiada swym zadaniom i wywiązuje się z swych obowiązków, podkreślić jednak muszę, wobec ewentualnego przypuszczenia, iż zysk z poczty i telegrafu zawdzięczać należy nadmiernej wydajności pracy personelu, iż ilość pracy, której się u nas żąda od przeciętnego pracownika, wynosi 60.000 jednostek pracy rocznie — dla orjentacji zaznaczę, iż jednostką pracy jest załatwienie listu poleconego, gdy tymczasem urzędnik we Francji wykonywa rocznie 90.000 jednostek pracy. Jeżeli dalej weźmiemy pod uwagę, iż sprawa uposażeń urzędniczych uregulowana jest w drodze jednolitej ustawy uposażeniowej dla wszystkich urzędników państwowych, to siłą faktu dojdziemy do wniosku, iż przyczyny, dla której poczta, telegraf i telefon tak znaczne stosunkowo dają u nas zyski, doszukiwać się należy raczej w zbyt słabej polityce inwestycyjnej i w zbyt małej dbałości o amortyzację starych urządzeń i o nowe zasoby techniczne i gospodarcze tego resortu.</u>
<u xml:id="u-32.9" who="#SSzereszowski">Po zaborcach, z wyjątkiem Prus, otrzymaliśmy istotnie spadek fatalny. Dla ilustracji przytoczę niektóre cyfry. W r. 1924 posiadaliśmy na terenie całego Państwa 3.739 urzędów, agencji i pośrednictw pocztowych, czyli że jedna instytucja pocztowa przypadała na 104 km2 i na 7.270 mieszkańców. W tym samym czasie Austrja posiadała 2.910 urzędów, jeden urząd przypadał na 29 km2, względnie na 2.208 mieszkańców; Czechosłowacja 3.378 urzędów, jeden urząd na 37 km2, względnie na 3.600 mieszkańców, Anglja 21.313 urzędów, jeden urząd na 11 km2, względnie na 2.080 mieszkańców; Niemcy 34.055 urzędów, jeden urząd na 14 km2, względnie na 1.738 mieszkańców.</u>
<u xml:id="u-32.10" who="#SSzereszowski">Jak dalece różne są pod tym względem stosunki na różnych ziemiach polskich, o tem poucza r as fakt, iż gdy w b. Kongresówce i na Kresach Wschodnich na początku r. 1927 jeden urząd przypadał na 189 km2, względnie na 11.853 mieszkańców, to w Małopolsce stosunek ten wyrażał się cyframi 61 i 5.832, w Poznańskiem i na Pomorzu 28 i 1.912.</u>
<u xml:id="u-32.11" who="#SSzereszowski">W jak niskim stosunkowo stopniu społeczeństwo nasze korzysta z urządzeń pocztowych, telegraficznych i telefonicznych i jak nieznaczne są stosunkowo wpływy i wydatki Państwa w tej dziedzinie, o tem poucza nas zastawienie następujące, w którem liczby podane są w złotych frankach; dane dotyczą r. 1924, dane zaś, dotyczące Polski odnoszą się do wpływów preliminowanych w r. 1927.</u>
<u xml:id="u-32.12" who="#SSzereszowski">[tabela]</u>
<u xml:id="u-32.13" who="#SSzereszowski">[tabela]</u>
<u xml:id="u-32.14" who="#SSzereszowski">Należy się obecnie zastanowić, w jakiej mierze i w jakiem tempie staramy się stan obecny poprawić, innemi słowy, cośmy w zakresie poczty, telegrafu i telefonu w ostatnich latach zdziałali. Tak więc, gdyśmy w r. 1924 posiadali 3.739 urzędów pocztowych, liczba ta podniosła się w r. 1925 na 3.847, w r. 1926 na 3.976, w r. 1927 na 4428. W tej dziedzinie jest więc pewien postęp, zbyt słaby jednak, gdy weźmiemy pod uwagę nasze zaniedbanie i zacofanie. Na r. 1928/9 planowane jest powołanie do życia dalszych 353 instytucji pocztowych, z których przeważająca większość powstać ma w. b. Kongresówce i na Kresach Wschodnich.</u>
<u xml:id="u-32.15" who="#SSzereszowski">W związku z wzrostem agend powoli wzrasta również i personel. Personel ten składa się obecnie z 175 urzędników w centrali, 969 urzędników w dyrekcjach, 13.088 urzędników w urzędach pocztowych i 13.191 funkcjonarjuszów niższych. Razem wynosi personel poczt i telegrafów 27.423 osoby; w porównaniu z rokiem 1926 powiększyła się liczba o 3 osoby w dyrekcjach, o 230 osób w urzędach pocztowych i o 181 funkcjonarjuszów niższych, a to wskutek utworzenia nowych 140 urzędów, 166 agencji i 146 pośrednictw. W dziedzinie telegrafu postęp jest znacznie mniejszy. Rozporządzam tu danemi tylko za lata 1924 i 1925. Wprawdzie w porównaniu z rokiem 1924 w r. 1925 powiększyła się długość linji telegraficznych z 28.410 km. na 33.899 km., cofnęła się jednak długość przewodów telegraficznych pojedyńczych i podwójnych, zmniejszyła się również liczba stacji telegraficznych z 3.886 na 3.739, tak, że gdy w r. 1924 jedna stacja przypadała na 100 km., w r. 1925 na 104 km.</u>
<u xml:id="u-32.16" who="#SSzereszowski">Pewien postęp zaznacza się w urządzeniach telefonicznych: gdy w r. 1924 sieci telefonicznych miejscowych było 1.472, to w r. 1925 liczba ta wzrosła na 1717, liczba centrali telefonicznych wzrosła z 1664 na 1724, miejscowości z połączeniami międzymiastowemi z 2.679 na 2.851, aparatów telefonicznych z 66.686 na 68.221.</u>
<u xml:id="u-32.17" who="#SSzereszowski">Przytoczę i tu parę cyfr porównawczych dla zilustrowania naszego zacofania w dziedzinie telefonów. Na 100 mieszkańców posiadają Stany Zjednoczone 13,4 aparatów, Danja 8,3, Szwecja 6,6, Niemcy 3,5, Francja 1,1, Polska 0,3. Długość drutów telegraficznych na 100 mieszkańców wynosi w Stanach Zjednoczonych 52,8 km, w Danji 30,4 km, w Szwecji 22,7 km, w Niemczech 16,2 km, w Austrji 8,3 km, we Francji 6,3 km, w Polsce 2,2 km. Pewien postęp uwidacznia się w dziedzinie kabli telefonicznych: w roku bieżącym ułożony zostanie kosztem 338.250 zł kabel Kraków — Katowice — Poznań, drugi przewód Warszawa — Berlin za 338.750 zł; przebudowie ulegnie sieć w Zakopanem kosztem 200.000 zł i ułożony będzie kabel przez plac Saski i Wisłę, co kosztować będzie 700.000 zł.</u>
<u xml:id="u-32.18" who="#SSzereszowski">Mamy do zanotowania wzrost aktywności radiotelegrafii. Stacja transatlantycka rozwija się stale i nawiązuje kontakt z coraz to nowemi stacjami. Ostatnio uzyskane zostało połączenie ze stacją Bejrut na Libanie. Co do strony dochodowej, to wprawdzie radiotelegraf figuruje jako przedsiębiorstwo deficytowe, dzieje się to jednak dlatego, iż obarczona została ratą amortyzacyjną dla Towarzystwa „Radio-Corporation” za urządzenie stacji w wysokości 80.000 dolarów, po której to spłacie pozostaje do umorzenia jeszcze 400.000 dolarów.</u>
<u xml:id="u-32.19" who="#SSzereszowski">Rozwój wykazuje również i państwowa wytwórnia aparatów telegraficznych i telefonicznych Przedsiębiorstwo to pracuje obecnie zarówno na potrzeby Rządu, jak i na potrzeby prywatne i jako takie powinno być samowystarczalne, a nawet dawać jeszcze zyski. Ten stan nie został jeszcze osiągnięty całkowicie, wytwórnia znajduje się jednak w stadjum pomyślnego rozwoju.</u>
<u xml:id="u-32.20" who="#SSzereszowski">Wprawdzie produkuje ona o 10% drożej, niż fabryki zagraniczne, a biorąc od uwagę ochronę celną, nawet o 25% drożej, jednak tłumaczy się to tem, iż fabryki te mają masową, bez porównania większą, niż nasza, produkcję. Obecnie zatrudnia około 300 robotników, cyfra ta jednak w niedalekiej przyszłości powinna ulec powiększeniu. Jako przedsiębiorstwo ściśle związane z obroną kraju, wytwórnia w każdym razie pozostać powinna w rękach Rządu.</u>
<u xml:id="u-32.21" who="#SSzereszowski">Postęp ogólny więc w dziedzinie poczty, telegrafu i telefonu jest zbyt powolny i nikły, niedomagania są wciąż bardzo poważne. Wobec niedomagań tych podkreślić należy, stale przy układaniu preliminarzy budżetowych ujawniającą się tendencję traktowania poczty i telegrafu jako źródła dochodu dla ogólnego budżetu. Świadczy to o niedostatecznem zrozumieniu sytuacji i nieuświadomieniu sobie konieczności zapobieżeniu złu. Powołam się tu na jeden dość jaskrawy przykład. Gdy z utworzonego z pożyczki Dillona funduszu gospodarczego rozdzielono kredyty na zamierzenia w poszczególnych dziedzinach gospodarczych, nie znaleziono żadnej sumy na inwestycje w dziedzinie poczty i telegrafu. Ten stan zacofania oraz niedostatecznej dbałości o nasze urządzenia pocztowe, telegraficzne i telefoniczne ma swoje ujemne, a nawet groźne strony. Zwrócić należy uwagę na to, że dzięki ogromnym postępom wiedzy technicznej w ostatnich kilkunastu latach, możliwe się stało telefonowanie na odległości nawet nieograniczone. Dzieje się to w drodze rozbudowy telefonów za pomocą kabli podziemnych i stacji wzmacniających; w miarę uruchomienia nowych kabli nastąpi zespolenie wszystkich państwowych sieci europejskich w jedną sieć wszecheuropejską w ten sposób, iż rozmowy między państwami będą się odbywały zupełnie tak samo, jak obecnie na sieciach międzymiastowych. Polska, jako teren tranzytowy i ogniskujący połączenia między Europą Zachodnią a państwami bałtyckiemi i Rosją, oraz między Europą południową a państwami bałtyckiemi, powinna podążać za państwami europejskiemi w tworzeniu i rozbudowie kabli, inaczej znajdziemy się w stanie zupełnej izolacji; sposoby i środki do tego znajdą się zawsze. Już dziś Niemcy, chcąc wyłączyć pośrednictwo Polski, zbudowali kabel podmorski Stolp — Gdańsk — Królewiec, przez który Niemcy prowadzą rozmowy z Rygą i innemi miastami północnemi, a wkrótce prawdopodobnie mówić będą z Rosją sowiecką. Jak gorączkowy zaś ruch panuje w dziedzinie układania kabli podziemnych i jak dalece sprawa ta stała się aktualną, o tem poucza nas fakt, że budowę kabli rozpoczęto w r. 1921, a w chwili obecnej posiada ich: Anglja 5.000 km., Niemcy 6.500 km., Szwajcarja i Szwecja po 1.600 km., Francja 1.000 km., a nawet Czechosłowacja 300 km. My niestety nie posiadamy ich wcale, mamy tylko przewody napowietrzne, przez które telefonować można wprawdzie na odległości do 2.000 km., ale nie dają one gwarancji należytego funkcjonowania. Musimy więc w tej dziedzinie nietylko nadążać za innemi państwami, ale i odrabiać zaległości. Symptomatyczny jest fakt, iż zagraniczne kompanje, przewidując, iż Polska przystąpić będzie musiała siłą faktu do wielkiej spólnoty ogólno-europejskiej, już dziś interesują się tem zagadnieniem w Polsce i czynią studja przygotowawcze do pobudowania w Polsce odpowiednich fabryk i urządzeń.</u>
<u xml:id="u-32.22" who="#SSzereszowski">Pozwolę sobie, zwrócić uwagę na jeszcze jeden moment, wysoce ujemnie wpływający na działalność tego resortu. Momentem tym są braki naszych lokali pocztowych i telegraficznych. Lokale te mieszczą się dość często bądź w starych, zdawna nieodnawianych i nie przystosowanych do potrzeb dzisiejszych budynkach własnych, bądź są to równie niewłaściwe pomieszczenia wynajęte. W związku ze złym stanem higienicznym lokali zapadanie urzędników na zdrowiu jest objawem nader częstym, wobec czego Ministerstwo zgórą 2 miljony zł. zmuszone jest przeznaczać na wynagradzanie sił zastępczych; stanowi to około 3% ogólnego wynagrodzenia, czyli około 80 zł. na urzędnika. Suma 700.000 zł. na drobny remont i konserwację gmachów oraz umieszczona po raz pierwszy wydatniejsza kwota 4.500.000 zł. w zaokrągleniu na budowę nowych gmachów wcale nie wyczerpuje ogromu zadań pod tym względem.</u>
<u xml:id="u-32.23" who="#SSzereszowski">W tem miejscu podnieść należy, iż nasze instytucje pocztowe, telegraficzne i telefoniczne funkcjonują naogół sprawnie, gdyż o skargach i narzekaniach mało się słyszy. Świadczy o tem i ten fakt, iż sumy wypłacone przez Skarb w pierwszem, półroczu 1926 tytułem odszkodowania za zagubione przesyłki, wyrażają się skromną cyfrą 20.143 zł, a odsetek przesyłek zaginionych czyni tylko 0.000014%.</u>
<u xml:id="u-32.24" who="#SSzereszowski">Działalność przedsiębiorstwa poczty i telegrafu wogóle szerzej została omówiona na plenum Senatu przy sposobności rozważania uwag Najwyższej Izby Kontroli dn. 15 grudnia r. z., poprzestaję więc na tych ogólnych uwagach.</u>
<u xml:id="u-32.25" who="#SSzereszowski">Pozwolę sobie zwrócić uwagę na jeszcze jedną sprawę, mającą dość istotne znaczenie. Idzie mi mianowicie o zagraniczny obrót przekazowy. W ciągu pierwszych 9 miesięcy r. 1926 za pośrednictwem poczty przekazano z zagranicy 46 milj. fr. fr. i 6 milj. fr. z zagłębia Saary i 1.500.000 dolarów ze Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej i Kanady. Są to sumy zbyt nikłe w zestawieniu z ogólną sumą przekazywanych kwot, zwłaszcza z Ameryki, uchylanie się zaś publiczności od przekazywania pieniędzy za pośrednictwem poczty tłumaczy się nadmiernemi kosztami — poczta pobiera 1% prowizji — oraz brakiem zaufania, datującym się jeszcze od czasu załamania się naszego złotego w r. 1925, gdy poczta wypłacała przekazy po kursie dnia nadejścia, nie zaś po kursie dnia wypłaty, co narażało odbiorców na straty. Byłoby pożądane nawiązanie stosunków i zawarcie umów o obrocie przekazowym, następnie zaś wprowadzenie niższej stawki za wypłatę przekazów, wypłacanie przekazów podług faktycznego kursu dnia wypłaty, wreszcie przeprowadzenie należytej propagandy.</u>
<u xml:id="u-32.26" who="#SSzereszowski">Pewnego omówienia wymaga również sprawa przekazywania poczcie wpływów z ryczałtowych opłat. Opłaty te nie wpływają regularnie, a niekiedy nie są Ministerstwu przekazywane wogóle lub w całości. Ryczałt od P. K. O. oznaczony został przez Radę Ministrów na 1.000.000 zł w 1927 r. Za połowę roku 1924 i rok 1925 ryczałt oznaczony został na 3.039.000 zł, suma ta jednak nie została wpłacona. Sprawa ta, którą podniesiono już na komisji sejmowej, domaga się uregulowania; celem prawidłowego funkcjonowania poczty i telegrafu konieczne jest, by opłaty ryczałtowe przelewane były w całości i bez zwłoki.</u>
<u xml:id="u-32.27" who="#SSzereszowski">Chciałbym jeszcze na zakończenie tego ogólnego przeglądu podkreślić parę momentów dodatnich w poczynaniach Ministerstwa. Przedewszystkiem zwrócę uwagę na powołanie do życia muzeum pocztowego, które narazie wprawdzie znajduje się w stadjum zaczątkowem i ma znaczenie tylko dla filatelistów, ma jednak przed sobą widoki pięknego rozwoju.</u>
<u xml:id="u-32.28" who="#SSzereszowski">Dalej mogę zaznaczyć, iż zgodnie z oświadczeniem p. Ministra przykre praktyki dotychczasowe, naruszające tajemnicę korespondencji pocztowej, jak również osławione stacje podsłuchowe należą do przeszłości, daj Boże, bezpowrotnej.</u>
<u xml:id="u-32.29" who="#SSzereszowski">Muszę poruszyć jedną jeszcze sprawę, wiążącą się bezpośrednio z urzędem poczt, telegrafów i telefonów, sprawę liczników telefonicznych. Sprawa ta, która silnie poruszyła szerokie koła opinji publicznej, w świetle danych cyfrowych traci na swej ostrości. Przedewszystkiem podkreślić należy, iż zgodnie z umową zbiorową, zawartą przez zarząd Past'y z pracownikami jeszcze w roku 1924, pracownicy tego przedsiębiorstwa korzystają z ruchomego dodatku drożyźnianego, uzależnionego od indeksu drożyźnianego, w wyniku czego płace personelu od 1 Iipca 1924 do chwili obecnej wzrosły o 78%; następnie przedsiębiorstwo opłaca procenty od obligacji emitowanych w koronach szwedzkich w wysokości 16.200.000 koron szwedzkich, a wskutek spadku złotego wzrósł znacznie wydatek na opłatę odsetek od obligacji. Oba czynniki te więc powodują niemożność prawidłowego pod względem finansowym funkcjonowania Past'y.</u>
<u xml:id="u-32.30" who="#SSzereszowski">Następnie zaznaczyć należy, że zasada liczników już wprowadzona została we wszystkich krajach europejskich, wprowadzenie zaś liczników u nas równoznaczne jest z wydatnem podniesieniem taryfy, jak to wynika z zestawienia poniższego: przy obecnie obowiązujących taryfach 50% abonentów opłata 60 zł. kwartalnie, 43% abonentów opłata 78,75zł. kwartalnie, 7%abonentów opłata 112.50 zł. kwartalnie.</u>
<u xml:id="u-32.31" who="#SSzereszowski">Na zasadzie zaś danych, ujawnionych przez liczniki, próbnie ustanowione — muszę się zastrzec, że mówię to na zasadzie wiadomości z gazet — przy proponowanych licznikowych taryfach będzie opłacać:</u>
<u xml:id="u-32.32" who="#SSzereszowski">15% abonentów 45 zł kwartalnie 22% abonentów od 48 do 60 zł. kwartalnie 13% abonentów od 60 do 78,75 zł. kwartalnie, 25% abonentów od 78,75 do 112,50 zł. kwartalnie, 25% abonentów powyżej 112,50 zł. kwartalnie,</u>
<u xml:id="u-32.33" who="#SSzereszowski">W zestawieniu z taryfami w innych krajach przyznać muszę, iż taryfa ta jest stosunkowo niewysoka. Niemniej jednak z uwagi na to, iż liczyć się należy z istniejącemi w kraju naszym stosunkami zarobkowemi i znacznem zubożeniem społeczeństwa, oraz licząc się z tem, iż stosunki w krajach o wysokiej walucie, wysokiej skali życia i wysokich zarobkach nie mogą dla nas być miarodajne, wezwać należy Rząd, by udzielając zgody na wprowadzenie liczników, miał na względzie przy ustaleniu taryfy stan gospodarczy społeczeństwa i wykładnik powszechnego zubożenia.</u>
<u xml:id="u-32.34" who="#SSzereszowski">Przechodzę do samego budżetu. W budżecie Komisja Skarbowo-Budżetowa wprowadziła pewne nieznaczne zmiany, mianowicie w dziale 7, rozdziale 1, § 8 preliminuje Rząd zł 500 tytułem różnych dochodów, przyczem w wyjaśnieniu zaznaczone jest, iż dochód z udziału Generalnej Dyrekcji Poczt i Telegrafów w dywidendzie Polskiej Akcyjnej Spółce Telefonicznej nie jest preliminowany, albowiem zużyty zostanie na powiększenie kapitału akcyjnego spółki. Takie postawienie sprawy jest niesłuszne; każdy wpływ powinien być uwidoczniony w dochodach, tembardziej, gdy przeznaczony jest na inwestycję, która w następstwie będzie zinwentaryzowana; jeżeli zaś ma on charakter przelewowy, figurować powinien jednocześnie i w rozchodach; w myśl tego i z uwagi, iż dochód z dywidenty „Past'a”, za rok 1925, przypadający na udział Państwa, wynosić ma 320.625 zł, § 8 rozdziału 1 działu 7 wyrazi się sumą 321.125 zł.</u>
<u xml:id="u-32.35" who="#SSzereszowski">Ponadto zaznaczyć należy, iż Ministerstwo nie uwidoczniło wpływu z opłaty za koncesję „Past'a” w wysokości 335.130 zł, które też przeznaczone być mają na powiększenie kapitału akcyjnego „Past'a”. Figuruje tylko w pozycji 3 suma 56.304 zł tytułem opłat ryczałtowych od koncesji na prywatne imię, która to suma ulega powiększeniu o kwotę 335.130 zł, pochodzącą z 3% od opłat abonamentowych, zbieranych przez „Past”, zgodnie z koncesją. O tę sumę należy więc podnieść § 3 rozdział 2 poz. 7.</u>
<u xml:id="u-32.36" who="#SSzereszowski">W budżecie rozchodów należy § 8 rozdział 1 powiększyć o sumę 320.625 zł, pochodzącą z udziału Państwa w dywidendzie „Past'a”, przeznaczoną na powiększenie kapitału zakładowego przedsiębiorstwa i o sumę 335.130 zł., pochodzącą z 3% opłat koncesyjnych od „Past'a” i przeznaczoną na tenże cel, łącznie więc o 655.755 zł.</u>
<u xml:id="u-32.37" who="#SSzereszowski">W myśl poprzednich wywodów Komisja Skarbowo-Budżetowa proponuje:</u>
<u xml:id="u-32.38" who="#SSzereszowski">Zmiany do budżetu: „poczta i telegraf”:</u>
<u xml:id="u-32.39" who="#SSzereszowski">1) w dochodach dział 7, rozdz. 1, § 8 podnieść o 320.625 zł.</u>
<u xml:id="u-32.40" who="#SSzereszowski">2) w dochodach dział 7, rozdz. 2 § 3 podnieść o 335.130 zł.</u>
<u xml:id="u-32.41" who="#SSzereszowski">3) w wydatkach dział 7, rozdz. 1 § 8 podnieść o 655.755 zł.</u>
<u xml:id="u-32.42" who="#SSzereszowski">Co się tyczy rezolucji, to proszę o przyjęcie ich w redakcji, jaka się znajduje w referacie generalnym, z zastrzeżeniem jedynie co do rezolucji 5, która podana została nie z mojej winy w sposób wadliwy, a która brzmieć powinna: „Senat wzywa Rząd, by uznał pocztę i telegraf za przedsiębiorstwo państwowe, prowadzone na zasadach samowystarczalności, z którego jednak dochód obracany być winien jedynie na rozwój instytucji pocztowo-telegraficznych”. Pozatem zaznaczam, iż rezolucja ta powinna być zaopatrzona numerem pierwszym, tak, iż numeracja ulega stosownej zmianie.</u>
<u xml:id="u-32.43" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek ks. Stychel.)</u>
<u xml:id="u-32.44" who="#SSzereszowski">Ponadto ze swej strony zgłaszam rezolucję następującą:</u>
<u xml:id="u-32.45" who="#SSzereszowski">„Senat wzywa Rząd, aby udzielając zezwolenia swego na wprowadzenie liczników telefonicznych, miał na uwadze przy ustalaniu taryfy stosunki zarobkowe, panujące w kraju, i powszechne zubożenie szerokich warstw społeczeństwa”.</u>
</div>
<div xml:id="div-33">
<u xml:id="u-33.0" who="#WicemarszałekksStychel">Głos ma s. Bodek.</u>
</div>
<div xml:id="div-34">
<u xml:id="u-34.0" who="#SBodek">Wysoka Izbo! Podczas dyskusji, jaka się toczyła ostatnio w Komisji Skarbowo-Budżetowej nad preliminarzem Ministerstwa Poczt i Telegrafów, miałem możność przedstawić szereg żądań, zmierzających do ulepszania i udoskonalania niektórych gałęzi służby pocztowo-telegraficznej i telefonicznej, oraz do przyśpieszenia budowy względnie rekonstrukcji szeregu budynków pocztowych, urągających wymogom higjeny i bezpieczeństwa. W szczególności domagałem się ulepszenia niedomagającej komunikacji pocztowej w województwach wschodnich, zaprowadzenia w najbliższym czasie trzyrazowego doręczania przesyłek listowych i gazetowych w obrębie m. Warszawy, rozwinięcia zagranicznego obrotu przekazowego przez zawieranie umów z odnośnemi państwami, wprowadzenia prenumeraty zagranicznych czasopism za pomocą pocztowych biur gazetowych, ciągłego udoskonalania międzymiastowych linji telefonicznych, oraz rozwinięcia intensywnej kontroli nad funkcjonowaniem telefonów miastowych, zwłaszcza w większych środowiskach.</u>
<u xml:id="u-34.1" who="#SBodek">Muszę się atoli przy tej sposobności oświadczyć stanowczo przeciw rezolucji, przyjętej przez Komisję Skarbowo-Budżetową, wedle której urzędy pocztowe miałyby się zająć rozprzedażą znaczków stemplowych. Przy okienkach pocztowych panuje i tak natłok, zwłaszcza w mniejszych urzędach, gdzie w jednem miejscu przyjmuje się i wydaje przesyłki różnej kategorji. Wprowadzenie inowacji, której domaga się ta rezolucja, obarczy w niemożliwy sposób personel pocztowy, i tak przeciążony, narazi go na straty materjalne z powodu nieuniknionych pomyłek, a publiczność na dłuższe, niż dotychczas, wyczekiwanie przed okienkiem lub też zmusi Zarząd pocztowy do ustanowienia dalszych sił roboczych.</u>
<u xml:id="u-34.2" who="#SBodek">Mam nadzieję, że Ministerstwo Poczt i Telegraf, którego zniesienie przed trzema laty, jako nie opierające się na realnych argumentach, wbrew obietnicom ówczesnego Ministra Skarbu nie przyczyniło się ani do sanacji Skarbu, ani do uproszczenia administracji, po ponownem powołaniu go do życia użyczy przedstawionym żądaniom jak najżyczliwszego poparcia.</u>
<u xml:id="u-34.3" who="#SBodek">Przechodząc do spraw personalnych, mam zaszczyt przedłożyć Wysokiej Izbie dwie rezolucje, jako wnioski mniejszości komisji.</u>
<u xml:id="u-34.4" who="#SBodek">Pierwsza z nich brzmi: „Senat wzywa Rząd, by w najbliższym czasie uskutecznił awanse tych urzędników pocztowych, zwłaszcza w obrębie dyrekcji pocztowych w Małopolsce, którzy ze względu na szczególnie długi czas służby i dobrą kwalifikację zasługują na posunięcie do wyższego stopnia służbowego. W razie braku systemizowanych posad w danym stopniu należy uskutecznić awanse ad personam bez przenoszenia dotyczących urzędników do innych miejscowości”.</u>
<u xml:id="u-34.5" who="#SBodek">Rezolucja ta zmierza do usunięcia krzywdy, jakiej doznają liczni długoletni, dobrze kwalifikowani urzędnicy pocztowi w Małopolsce, którzy dotychczas nie mogli doczekać się posunięcia do wyższej rangi, choć znacznie młodsi od nich koledzy w innych zaborach z niższem wykształceniem dawno już osiągnęli odpowiednie rangi. Nie dziw, że panuje wśród nich coraz większe przygnębienie i rozgoryczenie, zwłaszcza, że ich położenie materjalne ze względu na niedostateczną płacę i wzrastającą drożyznę i tak jest pożałowania godne.</u>
<u xml:id="u-34.6" who="#SBodek">Druga rezolucja brzmi: „Senat wzywa Rząd, by przez upraszczanie dotychczasowego toku urzędowania i punktualne asygnowanie odpowiednich kredytów ułatwiał pracownikom pocztowym należyte korzystanie z pomocy sanitarnej również i w tych wypadkach, gdy stan choroby danego pracownika lub członka rodziny wymagać będzie natychmiastowego wezwania lekarza specjalisty poza lekarzem urzędowym”.</u>
<u xml:id="u-34.7" who="#SBodek">Rezolucja ta odnosi się do niedostatecznie funkcjonującej instytucji pomocy sanitarnej dla urzędników pocztowych, którzy z powodu ciężkiej, nadwyrężającej organizm służby i przebywania w bardzo niehigienicznych lokalach, częściowo i w porze nocnej wcześniej, niż inni pracownicy państwowi zapadają na zdrowiu. Brak a czasem i spóźnienie w asygnowania kredytów powodują, że interesowani muszą miesiącami wyczekiwać na wypłatę należnych zasiłków tytułem zwrotu kosztów leczenia. W pewnym wypadku wypłacono podurzędnikowi pocztowemu, który zmuszony był. zawezwać do ciężko chorej żony w porze nocnej operatora i uiścić mu znaczne honorarium, po wielu tygodniach i po interwencji poselskiej zasiłek w kwocie 25 zł.</u>
<u xml:id="u-34.8" who="#SBodek">Na zakończenie muszę niestety i w tym roku wyrazić w imieniu mego Klubu ubolewanie, że i nadal przy obsadzaniu opróżnionych posad, kierowników urzędów pocztowych i innych wyższych stanowisk, pomija się jakby zasadniczo długoletnich urzędników wyznania i narodowości żydowskiej, choć wielu z nich szczycić się może najlepszą kwalifikacją, a przełożeni kilkakrotnie wyrażali się w superlatywach o ich sumienności i gorliwości w wykonywaniu obowiązków służbowych. Rady dyrekcyjne podań tych petentów z reguły nie uwzględniają już przy zastosowaniu t. zw. terna. To samo dzieje się przy mianowaniu praktykantów do służby ruchu, oraz służby administracyjnej i technicznej.</u>
<u xml:id="u-34.9" who="#SBodek">Apeluję tedy do p. Ministra, by zechciał zainteresować się nieco tą sprawą. Co do tego nie stawiam żadnej rezolucji, gdyż uważałbym to za pewnego rodzaju ujmę dla Konstytucji, której art. 96, traktujący o dostępności urzędów publicznych dla wszystkich obywateli Państwa, stanowić powinien dostateczną rękojmię, że wyrażone żale przedstawicieli ludności żydowskiej nie pozostaną nadal bez echa i że w tej mierze nastąpi rychła i zupełna naprawa istniejących stosunków.</u>
</div>
<div xml:id="div-35">
<u xml:id="u-35.0" who="#WicemarszałekksStychel">Do głosu nikt już nie jest zapisany. Tem samem porządek dzienny w pełni został wyczerpany.</u>
<u xml:id="u-35.1" who="#WicemarszałekksStychel">Następne posiedzenie odbędzie się jutro o godz. 10 rano z następującym porządkiem dziennym: ustawa o poborze rekruta jako punkt 1, a jako 2 budżet Ministerstwa Spraw Wojskowych. Sprzeciwu nie słyszę, uważam porządek dzienny za przyjęty. Zamykam posiedzenie.</u>
<u xml:id="u-35.2" who="#komentarz">(Koniec posiedzenia o godz. 9 min. 10 wiecz.)</u>
</div>
</body>
</text>
</TEI>
</teiCorpus>