text_structure.xml
292 KB
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79
80
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
98
99
100
101
102
103
104
105
106
107
108
109
110
111
112
113
114
115
116
117
118
119
120
121
122
123
124
125
126
127
128
129
130
131
132
133
134
135
136
137
138
139
140
141
142
143
144
145
146
147
148
149
150
151
152
153
154
155
156
157
158
159
160
161
162
163
164
165
166
167
168
169
170
171
172
173
174
175
176
177
178
179
180
181
182
183
184
185
186
187
188
189
190
191
192
193
194
195
196
197
198
199
200
201
202
203
204
205
206
207
208
209
210
211
212
213
214
215
216
217
218
219
220
221
222
223
224
225
226
227
228
229
230
231
232
233
234
235
236
237
238
239
240
241
242
243
244
245
246
247
248
249
250
251
252
253
254
255
256
257
258
259
260
261
262
263
264
265
266
267
268
269
270
271
272
273
274
275
276
277
278
279
280
281
282
283
284
285
286
287
288
289
290
291
292
293
294
295
296
297
298
299
300
301
302
303
304
305
306
307
308
309
310
311
312
313
314
315
316
317
318
319
320
321
322
323
324
325
326
327
328
329
330
331
332
333
334
335
336
337
338
339
340
341
342
343
344
345
346
347
348
349
350
351
352
353
354
355
356
357
358
359
360
361
362
363
364
365
366
367
368
369
370
371
372
373
374
375
376
377
378
379
380
381
382
383
384
385
386
387
388
389
<?xml version="1.0" encoding="UTF-8"?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
<xi:include href="PPC_header.xml"/>
<TEI>
<xi:include href="header.xml"/>
<text>
<body>
<div xml:id="div-1">
<u xml:id="u-1.0" who="#Marszałek">Otwieram posiedzenie. Na sekretarzy zapraszam ss. Dąbkowskiego i Olewińskiego. Protokół i listę mówców prowadzi s. Dąbkowski.</u>
<u xml:id="u-1.1" who="#Marszałek">Protokół 23 posiedzenia uważam za przyjęty, gdyż nie wniesiono przeciw niemu zarzutów. Protokół 24 posiedzenia znajduje się do przejrzenia w Biurze Senatu.</u>
<u xml:id="u-1.2" who="#Marszałek">Usprawiedliwili swoją nieobecność na 24 posiedzeniu ss. Domaszewicz i Heiman-Jarecki.</u>
<u xml:id="u-1.3" who="#Marszałek">Udzieliłem urlopu na 1 dzień s. Domaszewiczowi.</u>
<u xml:id="u-1.4" who="#Marszałek">Przystępujemy do porządku dziennego: Sprawozdanie Komisji Budżetowej o projekcie budżetu na rok 1937/38 (druk nr 155). — Rozprawa szczegółowa nad częścią 12 — Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych.</u>
<u xml:id="u-1.5" who="#Marszałek">Głos ma sprawozdawca s. Serożyński.</u>
</div>
<div xml:id="div-2">
<u xml:id="u-2.0" who="#SSerożyński">Wysoki Senacie! Zwyżkujące ceny zbóż wywołały niezwykłą reakcję. Coraz częściej czytać można w prasie codziennej wezwania do położenia kresu tej zwyżkowej tendencji, pomimo, że podobne objawy obserwujemy obecnie w całym świecie. Zanim przejdę do omówienia niektórych szczegółów, pragnę zwrócić uwagę na dwie okoliczności, które wskazują, że w chwili obecnej zwyżka cen zbóż nie decyduje o poprawie sytuacji na wsi. Pierwszą z tych okoliczności jest fakt, że tylko bardzo niewielka liczba rolników posiada jeszcze zapasy ziarna, a rozporządza nimi raczej tzw. druga, albo trzecia ręka. Drugą okolicznością jest poziom cen artykułów hodowlanych. Na hodowlę przestawiły się już prawie wszystkie małe i średnie gospodarstwa, które nie zwyżkują, wobec czego zmienia się wzajemny stosunek cen produktów roślinnych i zwierzęcych. Zbyt częste zmiany w tym wzajemnym stosunku są dla rolnictwa niekorzystne. Aby móc obiektywnie rozważyć sprawę zwyżki cen niektórych artykułów rolnych, trzeba nie zapominać o trudnym okresie kryzysu, po którym gospodarstwa wiejskie wymagają okresu rekonwalescencji tak, jak chory po ciężkiej chorobie. Dla przypomnienia tej ciężkiej sytuacji, która — chcę wierzyć — jest już poza nami, przytoczę parę cyfr, opierających się na pracach Instytutu Puławskiego, obejmujących gospodarstwa o obszarze od 2 do 50 ha.</u>
<u xml:id="u-2.1" who="#SSerożyński">W pierwszym okresie na spłatę długów i oprocentowanie pożyczek rolnik oddawał 24% osiągniętego przychodu, a w drugim 28%, zaś podatki i ubezpieczenia pochłaniały odpowiednio 2,5% oraz 3,7%. Jak widać, w drugim okresie sztywne wydatki zabierały większy procent zmniejszonego przychodu surowego. Operując powyższymi cyframi możemy obliczyć, że po zapłaceniu wymienionych wydatków sztywnych pozostawało w dyspozycji rolnika z przychodu surowego (produkcja roślinna i zwierzęca, bez pożyczek i dochodów ubocznych) w pierwszym okresie zł 366 gr 94, a w drugim tylko zł 156 gr 15. W tych warunkach ważnym momentem dla rolnictwa było kształtowanie się cen na artykuły przemysłowe, o czym decydowała ilość produktów rolnych, jakie należało oddać za nabywany towar. Przypomniany te ilości. W r. 1927/28 za pług należało oddać 100 kg żyta, lub 20,8 kg wieprza żywej wagi, a w 1934/35 odpowiednio 264 kg lub 61,7 kg; za 1 parę kamaszy — 99 kg żyta lub 20,7 kg wieprza w pierwszym okresie, a w drugim 184 kg żyta lub 43,1 kg wieprza; za 1 litr nafty w pierwszym okresie 13 kg żyta lub 2,6 kg wieprza, a w drugim — 33 kg żyta lub 7,7 kg wieprza. Sądzę, że przypomnienie tych cyfr wystarcza do stwierdzenia, że muszą nastąpić daleko idące przemiany w kształtowaniu się cen na wszystkie artykuły rolnicze, aby wieś mogła odzyskać sił, niezbędne z punktu widzenia całokształtu gospodarczych interesów Państwa.</u>
<u xml:id="u-2.2" who="#SSerożyński">Do tego stanu jest jeszcze bardzo daleko, to też zdumienie ogarnia najspokojniej usposobionych rolników, przypatrujących się gwałtownej mobilizacji antyrolniczej opinii. Uruchomiono „ autorytety naukowe” które starają się wykazać, że tzw. „nożyce cen” to fikcja, że można wykazać krzywdę przemysłu, a może nawet nadmierne zyski rolnictwa, bo wszystko zależy od punktu wyjścia, jaki się przyjmie dla obliczania wskaźników. Teoretycznie biorąc, może to wszystko prawda, ale istnieje jeszcze inna prawda praktyczna, która polega na tym, ile kg żyta czy żywca trzeba oddać za pług, buty, mydło, naftę itp. I to jest dopiero istotne zagadnienie, a nie taka czy inna metoda obliczania wskaźników. Tłumaczy się również, że wieś polska tak mało konsumuje artykułów przemysłowych, że przestała wywierać wpływ na pojemność rynku wewnętrznego. Może to i słuszne, bo wieś bardzo zubożała, a zubożeje jeszcze więcej, jeżeli będzie stosowało się politykę zatrzymywania przyrostu ludności na wsi, dlatego, że nie umiemy poradzić sobie z bezrobociem miejskim. Mówiąc, że może to i słuszne, nie możemy tylko pojąć w jaki sposób można zapewnić dobrobyt mniejszości miejskiej przy bardzo zubożałej większości wiejskiej. Gdzie te układy handlowe? Gdzie możliwości wywozu? I gdzie wreszcie możliwości rozwoju rynków miejskich? Nie sądzimy, aby zakwitły oazy dobrobytu w miastach i miasteczkach polskich wśród otoczenia zubożałej ludności wiejskiej. Nie tylko jednak atakuje się ceny rolnicze, bo równocześnie przy dążeniu do ograniczenia ich zwyżkowej tendencji uważa się za możliwe dyskontować zaobserwowaną zwyżkę dla uderzenia rolnictwa z innej strony. Pisze się mianowicie już zupełnie wyraźnie, aby skorzystać z poprawy cen rolniczych dla ograniczenia ulg, jakie istnieją w zakresie uporządkowania długów rolniczych. Wystąpił już w tej sprawie prof. Grabski.</u>
<u xml:id="u-2.3" who="#SSerożyński">Wypowiedzenie tych kilku uwag uważałem za swój obowiązek, ażeby podkreślić, że nie wszystko, co się dzisiaj mówi o poprawie gospodarczej na wsi, odpowiada rzeczywistości.</u>
<u xml:id="u-2.4" who="#SSerożyński">Przechodząc do zagadnienia preliminarza budżetowego ograniczę się tylko do zmian wprowadzonych przez Sejm. W rozdanym Panom Senatorom drukowanym sprawozdaniu Komisji Budżetowej zebrałem szersze uwagi, dotyczące preliminarza budżetowego Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych, z którym mam nadzieję, Panowie Senatorowie już się zapoznali. Nie będę więc ich powtarzał.</u>
<u xml:id="u-2.5" who="#SSerożyński">Budżet Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych przewiduje w przedłożeniu rządowym o dochodach 37.736.000 zł, a w wydatkach 70.034.000, Sejm zwiększył tę sumę o 7.500.000 zł. Sejm zwiększając wpłatę Lasów Państwowych do Skarbu Państwa o 7.500.000 zł, uchwalił zwiększenie o tę kwotę wydatków zwyczajnych i nadzwyczajnych w grupie A — Administracja preliminarza budżetowego Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych na rok 1937/38. Zwiększono wydatki zwyczajne: 1) w dziale 1 — Zarząd Centralny — o 2.000.000 zł, umieszczając tę kwotę w nowym § 14 — dotacje na Fundusz Obrotowy Reformy Rolnej; 2) w dziale 3 — popieranie produkcji rolnej — o 5.000.000 zł, umieszczając tę kwotę w nowym § 21 — pożyczki na inwestycje, związane z usprawnieniem obrotu produktami rolnymi. Wydatki nadzwyczajne zwiększono o 500.000 zł, które przeznacza się na budowę i urządzenie Zakładu Weterynaryjnego Naukowo - Badawczego (nowy § 9 w dziale 4 — Państwowy Instytut Naukowy Gospodarstwa Wiejskiego). Ponadto Sejm dokonał przesunięcia kredytów w wydatkach zwyczajnych w działach 1 i 2, oraz zwiększył w tych działach ilość etatów osobowych, a mianowicie: a) w dziale 1 — Zarząd Centralny — zwiększono § 1 — Płace — o 14.900 zł, 2 — Różne świadczenia osobowe — o 900 zł i § 3 — Podróże służbowe i przesiedlenia o 3.000 zł, równocześnie zmniejszając o 18.800 zł § 11 — Komitety do spraw kultury wsi i organizacji drobnych gospodarstw wiejskich; b) w dziale 2 — Wojewódzkie wydziały rolnictwa i reform rolnych zwiększono § 1 — Płace o 1.000 zł i § 4 — Środki lokomocji o 5.400 zł, równocześnie zmniejszając o 6.400 zł § 3 — Podróże służbowe i przesiedlenia. W wykazie etatów na okres 1937/38 zwiększono etaty urzędników w dziale 1-ym — o 2: 1 w V-ej grupie i 1 w IX-ej grupie uposażenia, a w dziale 2-im zwiększano etat funkcjonariusz ów niższych o 1 w X grupie uposażenia.</u>
<u xml:id="u-2.6" who="#SSerożyński">Komisja Budżetowa rozpatrywała preliminarz budżetowy Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych na rok 1937/38 na posiedzeniach w dniach 10 i 27 lutego 1937 r. i przyjęła go w brzmieniu, uchwalonym przez Sejm bez zmian. W imieniu komisji proszę Wysoką Izbę o uchwalenie budżetu, uchwalonego przez Sejm, bez zmian.</u>
<u xml:id="u-2.7" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-3">
<u xml:id="u-3.0" who="#Marszałek">Otwieram dyskusję.</u>
<u xml:id="u-3.1" who="#Marszałek">Głos ma s. Hasbach.</u>
</div>
<div xml:id="div-4">
<u xml:id="u-4.0" who="#SHasbach">Wysoka Izbo! Już od dawna i przy każdej sposobności niemieccy posłowie oświadczali, że uważają reformę rolną w Polsce za konieczność gospodarczą i socjalną. Ale zawsze byliśmy tego zdania, że wprawdzie należy dać ziemię małorolnym i bezrolnym o ile tylko to możliwe, ale w żadnym razie nie powinno się niszczyć tych większych przedsiębiorstw rolniczych, które grunta swoje mają w wysokiej kulturze, maią doskonałe budynki gospodarskie i wartościowy żywy i martwy inwentarz. Zawsze podkreślaliśmy, że przede wszystkim należy uprawiać nieużytki i podzielić posiadłości państwowe i w ogóle parcelować wszystkie te posiadłości ziemskie, które są albo źle zagospodarowane, albo których właściciele są tak zadłużeni, że i tak nie mogliby się utrzymać.</u>
<u xml:id="u-4.1" who="#SHasbach">Proszę Panów! Lata całe mówiliśmy, jak kaznodzieja na pustyni. Słuchano nas wprawdzie, ale mówiono po tym tak: Niemcy chcą utrzymać swoje posiadłości. Dzisiaj jest inaczej. Dziś w kołach rolniczych, nawet w najszerszych sferach ludności z wielką troską obserwuje się rozwój ostatnich lat. Już zdawano sobie sprawę z tego, że przy podziale całkowitego zapasu ziemi w Polsce nie rozwiąże się problemu przeludnienia wsi, i że zawczasu szukać należy innych dróg, nim będą rozparcelowane wszystkie przedsiębiorstwa rolnicze, które mają znaczną nadprodukcję i które są potrzebne dla aprowizacji większych miast i co szczególnie ważne, w razie wojny, dla wyżywienia wojska. Każdy bowiem żołnierz wie jakie trudności sprawia zebranie większych ilości żywności dla intendentury z małych gospodarstw wiejskich. Dla tego należy utrzymać pewną liczbę dobrze i dużo produkujących gospodarstw, na które w każdej chwili w razie większego zapotrzebowania liczyć można.</u>
<u xml:id="u-4.2" who="#SHasbach">Teraz przechodzę do technicznego wykonania reformy rolnej. Istnieją wielkie rozbieżności w zapatrywaniach co do celowej wielkości nowopowstających osiedli chłopskich. Wiem, że zarówno p. Minister Reform Rolnych, jak i Instytut w Puławach zajmowały się bardzo dokładnie tą sprawą. Moim zdaniem, należy najpierw rozstrzygnąć pytanie, czy powstać mają osiedla chłopskie, które w normalnych czasach i warunkach wyżywić mogą większą rodzinę chłopską, a w razie nieurodzaju zaś, lub straty konia albo krowy lub temu podobnego wypadku już wpadają w nędzę, czy też należy stworzyć dobrze ufundowane egzystencje chłopskie, które nie tylko przetrwać mogą jakiś czas krytyczny, ale ugruntować mogą również dobrze rozwijający się stan chłopski, w którym Państwo mogłoby znaleźć poparcie gospodarcze i polityczne. Badaliśmy tę sprawę z zaprzyjaźnionym ze mną właścicielem chłopskim, jaki obszar rolnikowi jest potrzebny dla produkcji dochodu chłopa na majątku z trzema robotnikami, tzw. czeladnikami według taryfy. Po dokładnych obliczeniach, którymi nie chcę Panów nudzić — zainteresowanym stoję do dyspozycji — doszliśmy do 31,75 mórg magdeburskich, czyli około 7 ha. Jest to obszar, który jest potrzebny dla utrzymania parobka z rodziną i z trzema robotnikami. Natomiast osadnik na 7 ha ma następujące dodatkowe zobowiązania: renta, podatki, oprocentowanie własnego kapitału, kupno i uzupełnienie żywego i martwego inwentarza, wydatki na lekarza i aptekę itp. Tę nadwyżkę wydatków szacujemy ostrożnie jako dochód z 1 ha. 5-cio osobowa rodzina osadnika ma zatem na swe utrzymanie nie 7 ha tylko 6 ha. Podczas gdy robotnik rolny bez względu na urodzaj czy nieurodzaj na pierwszego każdego miesiąca otrzymuje wszystko od swego pracodawcy, osadnik ponosi całkowite ryzyko, ale trzeba przyznać — nie trzeba o tym zapominać — jest za to człowiekiem wolnym, niezależnym, o ile nie jest niewolnikiem swych kłopotów.</u>
<u xml:id="u-4.3" who="#SHasbach">Dotychczas mówiłem jako rolnik, który z zamiłowaniem i z zainteresowaniem od maleńkości poświęcał się rolnictwu. Druga część moich wywodów dotyczy przeprowadzenia reformy rolnej specjalnie w Poznańskim i na Pomorzu. I znów przychodzę z ciężkim zarzutem, który od lat jestem zmuszony podnosić z trybuny sejmowej i z trybuny tej Wysokiej Izby, a który także podnosiłem w licznych memoriałach do Rządu w sprawie niesprawiedliwego obciążenia posiadłości niemieckich reformą rolną. Kilkakrotnie miałem sposobność przedłożenia p. Ministrowi memoriału w sprawie obciążenia mniejszości niemieckiej w Poznańskim i na Pomorzu parcelacją przymusową. Memoriał, złożony na wiosnę 1934 r., specjalnie szczegółowo omawiał cały ten kompleks zagadnień. Wszystkie nasze memoriały i podania pozostały dotychczas bez odpowiedzi. Z roku na rok listy imienne przynosiły nowe rozczarowania. Ogłoszona w Dzienniku Ustaw dnia 15 lutego br. lista imienna zmusza mnie jednak ponownie do tego, aby z całym naciskiem prosić Rząd, ażeby chciał dbać o bardziej odpowiadający faktycznemu stosunkowi posiadania udział polskich posiadłości ziemskich w parcelacji przymusowej.</u>
<u xml:id="u-4.4" who="#SHasbach">Z materiału jaki mam przed sobą wynika, że z ogólnego zapasu ziemi w Poznańskim i na Pomorzu, obliczonego na 673.000 ha, 61,2%, mianowicie 411.800 przypada na posiadłości polskie, a tylko 38,8%, tj. 261.200 ha na posiadłości niemieckie. A ogólny, dotychczas na różne listy imienne na cele parcelacji zażądany obszar, wynoszący 127.000 ha nie rozdziela się w tym samym stosunku procentowym, lecz wręcz przeciwnie. Zażądano mianowicie dotychczas tylko 39.000 ha, tj. 30,8% z posiadłości polskich i 88.000 ha, tj. 69,1% z niemieckiej posiadłości prywatnej. Liczby te nie zawierają parcelacji dobrowolnej. Na nasze interwencje w sprawie pokrzywdzenia mniejszości niemieckiej ze strony urzędowej podkreślano, że polska dobrowolna parcelacja znacznie przewyższa dobrowolną parcelację posiadłości niemieckich. Z moich cyfr tego jednak stwierdzić nie można, gdyż ogólnej dobrowolnej parcelacji z rąk polskich na 14.000 ha odpowiada takaż z rąk niemieckich na 10.400 ha. Pozwolę sobie wskazać jeszcze na jeden brak, mianowicie musieliśmy stwierdzić, że niemieckie posiadłości prawie we wszystkich wypadkach zostały rozparcelowane do ustawowego minimum, a polskiej posiadłości prywatnej pozostawiono znacznie większe obszary niż ustawowe minimum. I tu pozwolę sobie jako dowód przytoczyć kilka cyfr z ostatniej listy imiennej. Od 61 posiadłości niemieckich z ogólną rezerwą ziemi 23.892 ha lista imienna przewiduje 21.315 ha, tj. 89%, natomiast od 19 posiadłości polskich z ogólnym obszarem 13.967 ha lista zażądała tylko 6.906 ha, czyli 40%. Przy tym zaznaczę, że rozparcelowanie niemieckiej posiadłości do ustawowego minimum z natury rzeczy bardziej obciąża pod względem gospodarczym pozostały majątek, niż znacznie mniej okrojone polskie posiadłości.</u>
<u xml:id="u-4.5" who="#SHasbach">Z wyżej przytoczonych liczb wynika, że przeprowadzenie reformy rolnej w Poznańskim i na Pomorzu nosi tak dalece szkodliwy charakter dla mniejszości niemieckiej, jak jeszcze nigdy. Mniejszość niemiecka już przeciw listom imiennym ubiegłych lat zmuszona była wnieść poważne zastrzeżenia, ponieważ zarządzenia wywłaszczeniowe były sprzeczne z postanowieniami Konstytucji i traktatu mniejszościowego.</u>
<u xml:id="u-4.6" who="#komentarz">(S. Sieroszewski: A Bismarck?)</u>
<u xml:id="u-4.7" who="#SHasbach">Kilkakrotnie zwracano na to uwagę, że stosowanie ustawy o reformie rolnej, nie bacząc na rozważania natury gospodarczej, nabrało czysto politycznego charakteru. Daremnie przedstawiciele mniejszości niemieckiej starała się dotychczas interweniować u władz państwowych przeciw takiemu ograniczeniu możliwości życiowych ludności niemieckiej. Lista imienna na rok bieżący przewiduje w dwóch województwach zachodnich zmniejszenie się posiadłości niemieckich o 89.753 ha, czyli o 69,42%. Cena za odebraną ziemię nie stoi w żadnym stosunku do jej wartości nawet przy uwzględnieniu mocno obniżonej dziś koniunktury. Temu muszę raz przeciwstawić następujący fakt. Gdy Prusy wydały tzw. ustawę osadniczą, wykupiono podczas całego trwania tej ustawy z rąk polskich wszystkiego 16.000 ha i płacono wtedy 25% ponad cenę rynkową. Przeciw temu wywłaszczeniu zwróciły się wtedy miarodajne czynniki pruskiego rolnictwa i — słuchajcie Panowie — nawet kilku pruskich starostów wysunęło poważne zastrzeżenia przeciwko temu wywłaszczeniu i podało się do dymisji, aby nie brać udziału w tej akcji. Do tych ludzi, którzy wystąpili przeciw przymusowemu wywłaszczeniu, należał między innymi również szambelan Born Falloi, który cieszył się wysokim szacunkiem również wśród swoich sąsiadów Polaków. Panowie rozumieją, że każdego prawnie myślącego człowieka, czy to Polaka, czy Niemca, musi dotknąć boleśnie, jeżeli dziś wnukowi i spadkobiercy tego człowieka lista imienna z roku bieżącego z całego obszaru 959 ha zabiera 750 ha na cele parcelacji, tak, że pozostaje mu zaledwie 209 ha, tj. około 20% całego majątku. Pozostanę przy tym przykładzie. Ta przymusowa parcelacja pozbawia w tym roku na tym majątku 25 rodzin, liczących 140 osób, pracy, chleba i dachu nad głową. Są to rodziny wyłącznie niemieckie, które od kilku pokoleń mieszkają na tym majątku. Stawiam pytanie, ile z tej wywłaszczonej ziemi będzie oddane tym ludziom, którzy ziemię tę od dziesiątków lat użyźniali swoją pracą i potem? I w tym leży cały tragizm problemu. Przy podziale tych wielu tysięcy hektarów, oddanych w tak niewspółmiernie większej mierze przez właścicieli niemieckich, tylko w wyjątkowych i bardzo rzadkich wypadkach otrzymują ziemię również chłopi lub małorolni niemieccy. Apeluję uroczyście do Rządu i Pana Ministra Rolnictwa, aby teraz i Niemcy otrzymywali ziemię z parcelacji. Problem przeludnienia wsi czeka rozwiązania nie tylko dla polskiego chłopa i polskiego robotnika, ale jest to problem Państwa Polskiego w stosunku do wszystkich jego obywateli bez względu na narodowość.</u>
<u xml:id="u-4.8" who="#SHasbach">Przejdę teraz do sprawy osadników rentowych. Renty, ciążące na osadach rentowych w województwach poznańskim i pomorskim zostały rozporządzeniem Rady Ministrów z dnia 27 października 1927 roku przeliczone na 43% wysokości przedwojennej. Z powodu wyjątkowego pogorszenia się w międzyczasie położenia gospodarczego w rolnictwie wspomniane renty stały się nieznośnym wprost obciążeniem. Świadomość, że renty te powinny być tak samo przeliczone jak hipoteki, to jest na 15% wysokości przedwojennej, co jest nieuniknioną koniecznością, — przenika coraz szersze sfery gospodarcze. W ostatnich czasach przedstawiciele niektórych organizacyj rolniczych województw zachodnich wysunęli żądanie, by renty obniżyć na 15%, lecz tylko dla tych dłużników rentowych, którzy posiadłości rentowe nabyli dopiero po 1 stycznia 1919 r. Uwzględnienie tego żądania było by niczym nie uzasadnionym pokrzywdzeniem tych osadników rentowych, którzy posiadłości swe nabyli do r. 1918 włącznie. Z naciskiem podkreślam, że ci osadnicy rentowi doznaliby wielkiej straty gospodarczej, a w wielu wypadkach było by to nawet zagrożeniem ich egzystencji, gdyby z tej obniżki rent byli wykluczeni. Liczba tych osadników rentowych wynosi około 3.000 w Poznańskim i około 5.000 na Pomorzu.</u>
<u xml:id="u-4.9" who="#SHasbach">A teraz kilka słów jako odpowiedź na mowę p. s. Siudowskiego, wygłoszoną tu w ubiegły piątek. P. s. Siudowski miał zamiar wygłosić filipikę przeciwko wszystkiemu, co niemieckie na Pomorzu, przeciwko posiadłości ziemskiej wielkiej i mniejszej, przeciwko spółdzielniom, przeciwko handlowi i przemysłowi. Kto mowy tej, popartej przez obfity materiał liczbowy, wysłuchał, musiał dojść do wniosku, że wprawdzie p. senator zamierzał coś innego, ale de facto wygłosił hymn o niemieckiej pracowitości i zdolności. Albowiem jeżeli nasze położenie gospodarcze naprawdę jest o tyle lepsze od sytuacji naszych współobywateli, którzy przecież korzystają w znacznie większej mierze z poparcia ze strony instytucyj państwowych, niż my, Niemcy, pomimo, że korzystają z większych i tańszych kredytów, pomimo, że władze podatkowe reklamacje naszych polskich kolegów traktują przychylniej itp., to biadanie p. s. Siudowskiego było jednym wielkim uznaniem dla nas, z którego możemy być dumni. Kilka przytoczonych tu przez p. s. Siudowskiego cyfr jednak muszę sprostować. W r. 1914 ludność w Poznańskim i na Pomorzu składała się podług urzędowej statystyki do połowy z mieszkańców polskich i niemieckich. Dziś mamy wszystkiego w obydwu dzielnicach zaledwie 11% ludności niemieckiej. Niemiecka posiadłość ziemska w Poznańskim i na Pomorzu straciła przez różne zarządzenia, anulacje, likwidacje, dobrowolne i przymusowe sprzedaże i przez reformę rolną około 600.000 ha, — p. Siudowskiemu jest to jeszcze za mało. Na Pomorzu posiadłość niemiecka wynosiła w 1914 r. 55%, w Poznańskim 47,8%. Zgadzam się może, że redukcja nastąpiła do 22,3%. Ale przy porównaniu zmniejszenia się ludności niemieckiej z posiadłością ziemską, p. Siudowski zapomniał powiedzieć, że ludność miejska, która w znaczniejszej jeszcze mierze pozbawiona została możności egzystencji, niż ludność wiejska, doznała redukcji o całe 85%. Według zupełnie dokładnych obliczeń w r. 1925 podlegały reformie rodnej w 61,7% posiadłości polskie i w 38,3% posiadłości niemieckie, ale zabrano do dziś dnia na cele reformy rolnej 69,2% posiadłości niemieckich i tylko 30,8% posiadłości polskich.</u>
<u xml:id="u-4.10" who="#SHasbach">Nadzwyczaj niechętnie patrzy p. Siudowski na rozwój spółdzielczości niemieckiej, którą uważa za siłę kilkakrotnie większą od liczby członków spółdzielni. Do tego dążą zarówno członkowie, jak i kierownictwo spółdzielni. Jeszcze nigdy nie słyszałem, żeby rozwój spółdzielczości był groźnym czynnikiem dla Państwa. Życzymy tylko i mamy nadzieję, że i polskie spółdzielnie prędko pokonają ogólny kryzys i rozwiną się tak, aby p. s. Siudowski nie miał powodu rozpaczać. Konkurencja w tej dziedzinie, gdzie najdrobniejsze oszczędności wchodzą w rachubę, powinna tylko zachęcać do coraz lepszych czynów i wyników. Płynność spółdzielni, czy to będzie spółdzielnia mleczarska, czy spółka hodowlana, czy też handel zbożem, jest tylko dowodem zaufania członków do spółdzielni. P. s. Siudowski jest prawdopodobnie pod wrażeniem artykułu p. Opioły w „Ilustrowanym Kurierze Codziennym”, który między innymi wyraża również pogląd, że spółdzielnie mają charakter polityczny. Twierdzenia te znalazły swe odparcie w artykule d-ra Swarta w numerze 33 z grudnia 1936 r. naszego czasopisma „Das landwirtschaftliche Zentralwochenblatt”.</u>
<u xml:id="u-4.11" who="#SHasbach">Organizacja tzw. Junglandbundu, skupienie młodzieży wiejskiej ponad lat 18 w ramach „Landbundu”, szczególnie razi p. Siudowskiego. Przypadek zrządził, że ja właśnie jestem prezesem tej najsilniejszej — jak p. Siudowski dosłownie mówi — organizacji na Pomorzu. Jako prezes wiem, co się tam dzieje i ponoszę za to pełną odpowiedzialność. Oświadczam p. Senatorowi, że w „Junglandbundzie”, jak w ogóle w całym stowarzyszeniu „Landbundu” nie pozwalamy na żadne polityczne działanie. Że jednakże córki i synów naszych rolników, oprócz wykształcenia fachowego, staramy się wychować w duchu naszych ojców i uznaniu wielkich mężów naszego narodu, to jest rzeczą samo przez się zrozumiałą. Czy nie jest rzeczą samo przez się zrozumiałą, że młodzieży polskiej, żyjącej za granicami Państwa Polskiego, opowiada się o bohaterze Kościuszce lub o poecie Adamie Mickiewiczu? Przez całą mowę p. s. Siudowskiego ciągnie się jak nić przewodnia niezwykły brak tolerancji, powtarzam ku memu zadowoleniu „niezwykły”, gdyż w tych 18 latach, przez które żyjemy razem z Polakami na tej samej ziemi, dzielimy ciężkie i radosne dni naszego życia, ustosunkowanie się ludzi, na których mniemaniu mi zależy, znacznie się zmieniło.</u>
<u xml:id="u-4.12" who="#SHasbach">Widzę polepszenie naszych stosunków ludzkich i — daj Boże — by się to w dalszym ciągu posuwało.</u>
<u xml:id="u-4.13" who="#SHasbach">Jeżeli pod koniec p. s. Siudowski w ładnych słowach twierdzi, że daleki jest od tego, by zagwarantowane Konstytucją prawa mniejszości niemieckiej pomniejszyć i że chce uszanować naszą odrębność narodową, to na co wtedy cała ta mowa, opinii polskiej przedstawiająca mylne twierdzenia z punktu widzenia, który obraża prawo narodowościowe naturalne i zagwarantowane przez Konstytucję. Cui bono, Panie Senatorze?</u>
<u xml:id="u-4.14" who="#SHasbach">Przy końcu mego przemówienia oświadczam, że będę głosował za budżetem, jednakże co do budżetu Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych zachowuję się negatywnie.</u>
</div>
<div xml:id="div-5">
<u xml:id="u-5.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Chrzanowski.</u>
</div>
<div xml:id="div-6">
<u xml:id="u-6.0" who="#SChrzanowski">O parcelacji, o reformie rolnej winni mówić rolnicy. Chcę jednak o niej kilka słów powiedzieć, jako nie rolnik, jedynie jako obywatel Państwa, troszczący się o jego przyszłość i jego kulturę. Przemówienie moje będzie więc trochę odrębne; proszę dlatego o pobłażliwość, jeżelibym może sięgnął za daleko, albo pominął rzeczy bliskie.</u>
<u xml:id="u-6.1" who="#SChrzanowski">W zasadzie jestem parcelacji życzliwy. Winna ona jednak być rozpatrzona pod różnymi kątami widzenia, aby rozwiązanie tego zagadnienia było w całości korzystne dla Państwa, a więc także i pod względem kulturalnego rozwoju całego narodu, a nie tylko chwilowej korzyści jednostek, czy chociażby i gromad bezrobotnych. Jako na patrona parcelacji powołuje się u nas wielu na autorytet wielkiego idealisty (zresztą umiłowanego przeze mnie pisarza) Stefana Żeromskiego. Chciał on ustrój tworzącej się nowej Polski oprzeć na przedstawicielstwie pracy, bo to by wciągnęło do gospodarki narodowe) tłumy bezrolnych. Nadużywa się jednak jego imienia. Nie myślał on przecież jedynie o pracy na roli; przeciwnie, żali się, że „wiatr świszczę w czerepy wystygłych fabryk”, że „coraz liczniejszy tłum robotników patrzy w miasto, w którego głębi kotłuje zbytek”, woła o stworzenie „nowych przemysłów” i pisze poemat prozą o budującym się mieście, o pracy robotników — w Gdyni. Żąda przy tym wyraźnie — cytuję tu jego słowa — „sprawiedliwości bezwzględnej dla każdego człowieka i obywatela”. Pierwszym warunkiem sprawiedliwej parcelacji było by, gdyby odszkodowywała właścicieli ziemi — godziwie. O tę godziwość trudno ze względu na położenie gospodarcze Państwa. Nie kuszę się więc o rozwiązanie tego zagadnienia i idę dalej. Sprawiedliwa jest wtedy parcelacja, o ile nie burzy, nie znosi całej większej i średniej własności. W programie jednej z nowych grup parlamentarnych, w ostatnim czasie utworzonej, były jeszcze pewnie do ostatnich dni słowa następujące: „Władanie ziemi winno należeć do zrzeszonych drobnych wytwórców”. O wyjątkach nie było mowy. A zatem jest to głoszenie zasady wywłaszczenia i większej i średniej własności ziemskiej! Padają zresztą łącznie z parcelacją także ostrzejsze słowa, jak np. o skazaniu ziemian na zatratę, dosłownie „na zatratę”. Tak pisało w zeszłym roku jedno z pism, wychodzących w Poznaniu, przyznając tym słowom słuszność! Hasła takie, oczywiście, nie mają żadnej łączności z ustawą rolną, a szkodzą przy tym, moim zdaniem, tej reformie, gdyż wytwarzają atmosferę, wypaczającą cele parcelacji.</u>
<u xml:id="u-6.2" who="#SChrzanowski">Sam nie jestem i nie byłem obszarnikiem, wychowałem się tylko na wsi. Pół wieku prawie pracowałem dla ludu społecznie i oświatowo, mogę to tutaj śmiało powiedzieć. Uważano mnie zawsze za gorącego ludowca. Wskazywałem na zasługi robotnika i włościanina na zachodzie Polski i szanowałem ich szczerze; gdyby nie oni, nie byłoby przecież w parlamencie niemieckim ani jednego polskiego posła. Nie rozumiem jednak, dlaczego u nas zginąć miałaby zupełnie większa i średnia własność ziemska, dlaczego ma być tak, jak w Sowietach! Zasady takiej nie przeprowadza się przecież w najkulturalniejszych państwach zachodu. Nawet w Niemczech zwraca się przy parcelacji uwagę i na sposób gospodarowania i na znaczenie kulturalne majątku i na długość lat posiadania go przez rodzinę i szanuje się wtedy własność prywatną. Tak samo jest i u nas w ustawie o reformie rolnej. Przecież i między drobnymi rolnikami znaleźć się mogą słabsi gospodarze, a wielka własność u nas na zachodzie zdumiewa często swą kulturą rolną. Czyżby więc ta przykazana przez niektóre pisma „zatrata ziemian” miała być karą za dawne winy ich ojców? Przecież jednak chociaż te winy dalekie są, to równocześnie, jeżeli ceni się tak wysoko i nagradza pracę niepodległościową, to nie można zapomnieć, że przodkowie dzisiejszych ziemian, chociaż i grzeszyli, to sami pierwsi rozpoczęli dążenie do niepodległości i sami za winy srodze pokutowali. Chociaż był już i włościanin w Legionach Dąbrowskiego, to go tam wprowadzili właśnie ojcowie naszych ziemian. Przecież sam Żeromski, chociaż opisuje, jak to legionistów po powrocie do wsi panowie smagali batami, to przypomina równocześnie sam, jak to na powstańca jeszcze z 1863 r„ tego z „Wiernej rzeki” chłopi rzucali kamieniami i to na rannego, krwawiącego nędzarza. Przecież w Wielkopolsce kółka rolnicze powoływał do życia, stał prawie pół wieku na ich czele, wiódł je ku Polsce i kulturze właśnie ziemianin, Maksymilian Jackowski. Przecież te antagonizmy i wypominania powinny być dawno zapomniane jako wyrównane. Przecież ziemianin jest to element starej kultury. Dlaczego więc wznawia się je?</u>
<u xml:id="u-6.3" who="#SChrzanowski">Dalszym podstawowym warunkiem parcelacji, to oczywiście jej żywotność. Patrzę na to, zaznaczam, oczami obywatela Polaka z dzielnic zachodnich. Twórczą może być ona wtedy, gdy tworzone zagrody będą dostatecznie duże, a więc w Wielkopolsce, według zgodnej opinii i wielkiej i średniej i małej własności, najmniej 10, a raczej być może 12 1/2-hektarowe. Prawda, że są w niektórych krajach żywotne i mniejsze, jak np. w Danii, nawet i 5-hektarowe i jeszcze mniejsze w krajach o wielkiej kulturze, czy to w bliskości miast, czy wszędzie tam, gdzie warunki dla takich kolonii są korzystniejsze. I u nas, oczywiście, mogą być i są także możliwe działki mniejsze, lecz wyjątkowo. Wyliczę kolejno wszystkie dalsze warunki. Zagroda winna być zabudowana; dom mieszkalny na zachodzie Polski stanowczo murowany; winna być stajnia z oborą i chlewem oraz stodoła; podwórko i sad ogrodzony płotem. Osadnik winien znać się na roli, na gospodarzeniu na niej i na obchodzeniu się z inwentarzem, oraz mieć grosz odpowiedni. Obdłużenie nie może być za wysokie i spłaty nie za ciężkie. Przedsiębiorca parcelacji na koniec winien zapewnić koloniście dobrą i częstą — warunek szczególnie ważny — poradę instruktora rolniczego, a także kształcenie dzieci w szkole nie za odległej, oraz kościół. O warunkach ostatnich nie zwykło się pamiętać, a są one dzisiaj przy braku tak ilości, jak i dobroci instruktorów, jak posad nauczycielskich i szkół — bardzo ważne. Otóż tak przygotowywali kolonie na ziemi naszej dla swoich Niemcy! Tylko bowiem przy spełnieniu wszystkich tych warunków, i to na samym początku parcelacji, przy powstawaniu nowej zagrody, może reforma rolna się udać i podnieść kulturę kraju. Trudno byłoby nabywcy starać się później o spełnienie tych warunków. To nie kolonizacja w puszczach Ameryki, czy u nas w wiekach średnich, łub w XVI czy XVII wieku na wschodzie, lub dziś może jeszcze na kresach wschodnich, lecz kolonizacja w części kraju, o wysokiej kulturze. Dlatego to tak dokładnie wszystko zaraz przy zakładaniu kolonii urządzali i o wszystko dbali Niemcy i nie śpieszyli się, choć im spieszno było. Porównanie ich sposobu kolonizowania i u nas musi być dla nas miarą, czy nasze sposoby są wystarczające.</u>
<u xml:id="u-6.4" who="#SChrzanowski">Jak jest tymczasem u nas? Sam to widziałem, poznałem, i słyszę tak często o tym, że już to ilość ziemi, już to jakość gleby nie wystarcza; stodoły są dobre, lecz inne budynki gospodarskie mniej; a domy mieszkalne drewniane — u nas na zachodzie nieznane — i dziurami świecące, chociaż nowe, tak nieszczęśliwy jest sposób ich stawiania; inwentarz często nie wystarczający; podwórko i przyszły sad zwykle nie ogrodzone; zdarza się, że osadnik o gospodarowaniu nie ma pojęcia, jest tylko — jak się wyraził do mnie jeden z posłów sejmowych — jest tylko bezrobotnym siedzącym zamiast w mieście na wsi, lub ma pojęcie słabe, a brak mu i grosza i możności zasięgnięcia porady u instruktora rolniczego. Stan taki nie jest oczywiście ogólny. Zaniepokojenie społeczeństwa, obawa o przyszłość, o następstwa takiej parcelacji tkwi w tym, że p. Minister w niczym i nigdy tych niedociągnięć parcelacyjnych nie przyznaje. Można też może i parcelować tak na kresach wschodnich, bo tam widziałem i działki z ziemiankami, lecz na zachodzie niemożliwe.</u>
<u xml:id="u-6.5" who="#SChrzanowski">Kolonizacja przy takim stanie wydaje się przyśpieszoną, a jako taka nie może być twórcza. Z biegiem czasu taki niekorzystny stan rozpoczętej parcelacji nie naprawi się, lecz tylko pogorszy. Osadnik, zajęty nieustanną troską o chleb dla rodziny, nie będzie dbał o jakąkolwiek kulturę, czy o porządek, czy o czystość, nie mówiąc już o gazecie. Nie można dlatego śpieszyć się z reformą rolną, tym mniej twierdzić, że jej tempo „musi” być przyśpieszone, „jeżeli — jak to pisało zeszłego roku jedno z pism codziennych w Poznaniu — jeżeli reforma rolna ma przynieść także poważne efekty polityczne”. Jakie? Przecież do zjednoczenia społeczeństwa, którego tak wszyscy pragniemy, „polityczna” reforma się nie przyczyni Niedostatecznie przygotowana stworzyłaby jedynie nowe szeregi zawiedzionych, zmniejszyłaby bezwątpienia wytwórczość rolną — przykład Rumunia — obniżyłaby ogólną kulturę, zamożność i oświatę, przynajmniej na zachodzie Polski.</u>
<u xml:id="u-6.6" who="#SChrzanowski">P. Minister zaprzeczył p. posłowi Łubieńskiemu, aby parcele były za małe, powołując się na statystykę wykazującą ich wielkość w przecięciu na jakieś 9 i pół hektara. Statystyka taka musi polegać na mylnych przesłankach lub wyjątkowych warunkach, jak wobec mnie zauważono, chyba na rozparcelowanych górach piasku. Powtarzam — parcele są w znacznej bardzo liczbie niewystarczające. Muszę w to wierzyć i musimy wszyscy wierzyć, bo musimy wierzyć naszym posłom. Przecież jest ich wielu, są oni doświadczonymi rolnikami, rzeczoznawcami bezstronnymi, wiarogodnymi, znającymi i teren i warunki gospodarcze, a nie są — teoretykami! Może zresztą parcele i wystarczą osadnikom nie wymagającym, może wystarczą do własnej egzystencji osadników, lecz nie do podniesienia wytwórczości, wzmożenia produkcji ogólnej i wzrostu kultury kraju. Dlatego prosimy Pana Ministra, aby przychylił się do opinii tych znawców, jest ich dużo — posłów i senatorów!</u>
<u xml:id="u-6.7" who="#SChrzanowski">Granicy zachodniej taka kolonizacja nie wzmocni. Przytoczę tu słowa — za pozwoleniem Pana Marszałka — wielkopolskiego włościanina posła Czesława Wróblewskiego. Pisze on:</u>
<u xml:id="u-6.8" who="#SChrzanowski">„Przez taką kolonizację proletaryzuje się ludność wielkopolska, pcha się ją tym samym w objęcia wywrotowych ideologii, wysoce szkodliwych dla Państwa Polskiego, tym samym zmniejsza jego siłę obronną, bo jasnym jest, że przede wszystkim zadowolony rolnik jest dobrym żołnierzem”. A jeżeli chodzi o granicę zachodnią, to słów kilka jeszcze. Aby materiał na osadników zachodnich, blisko-granicznych okolic tak Wielkopolski, jak i Pomorza był odpowiedni, to potrzeba warunków dwóch, a raczej nawet i trzech następujących: osadnik winien być doskonałym rolnikiem tak, aby jego gospodarstwo podziwiał sąsiad, kolonista Niemiec, a nie aby gospodarstwo Niemca było wzorem dla Polaka; osadnik winien być co do swej polskości pewny, gorący, świadomy swego narodowego stanowiska, swej ważności jako stróż granicznych dziedzin; osadnik winien — na koniec — odznaczać się odpowiednim stopniem oświaty i kultury. Jakub Sobieski zlecił w swej instrukcji dla synów, aby uczyli się języka tureckiego, bo — jak pisał — „szlachta ruska stanowi ścianę obtoczoną od Turków”. Otóż w Wielkopolsce i na Pomorzu „stanowić będą taką ścianę obtoczoną od Niemców” osadnicy polscy. Winien więc ten osadnik, jako dzielny rolnik, dobry Polak i oświecony chłop znać może także choć trochę i język sąsiadów!</u>
<u xml:id="u-6.9" who="#SChrzanowski">Wszystko to ma obowiązek rozważyć władza parcelacyjna. Nie można na te zachodnie parcele brać ot tak, bez badania, wszystkich, którzy skądkolwiek bądź na tę osadę się zgłoszą; trzeba by ich poddać zbadaniu przez światłych urzędników i to bardzo światłych! Przy budżecie Ministerstwa Spraw Wojskowych mówił przed kilku dniami senator gen. Osiński o tym, jaką to opieką otacza władza wojskowa żołnierza polskiego w służbie, jak on jest karmiony, nauczany i wychowywany. Bodaj tak samo winna władza rolnicza troszczyć się o osadników na kresach zachodnich, w okolicach przygranicznych, aby byli „nauczani i wychowywani”. Sądzę, że p. Minister winien przygotować odpowiednią ilość, może cały regiment, potrzebnych do tego — jakby ich tu nazwać — takich osadniczych nauczycieli - wychowawców. Najlepiej było by też brać do takiej rolniczej kresowej straży zachodniej z ziemi tej pochodzących Wielkopolan i pomorzan, z rodzin tam osiadłych, gospodarzy z tej ziemi, znających tamtejsze stosunki, uświadomionych i co do swej narodowości i co do swej ważności. Nie można więc przyśpieszyć takiej parcelacji, trzeba ją bardzo sumiennie przygotować, aby nie stała się dla tych ziem, a przez to i dla całej Polski — klęską. Parcelacja to takie zarządzenie, którego po przeprowadzeniu już potem cofnąć nie można, cofnąć trudno! I tu tkwi wielkie niebezpieczeństwo w razie niedokładnego jej przygotowania, wielka odpowiedzialność przed przyszłością, Panie Ministrze!</u>
<u xml:id="u-6.10" who="#SChrzanowski">Kończę. Przed około dziesięciu laty podróżował po Polsce najwybitniejszy podobno pedagog Stanów Zjednoczonych. Ministerstwo Oświecenia przeznaczyło mu dwa dni na Wielkopolską. Miałem go pod swoją opieką. Pierwszego dnia zwiedził Poznań i jego wszelkiego rodzaju szkoły. W drugim dniu zwiedził wieś. A więc w pobliżu Poznania porządną murowaną ochronkę, zwiedził murowaną szkołę wiejską, przypatrywał się doskonale uprawianym polom, tak drobnej, jak i wielkiej własności, widział schludne murowane wiejskie zagrody, oglądał kościół parafialny z XVI wieku, murowany gotyk, poznał przez włościan szanowanego księdza i jego bibliotekę, był na koniec i na zamku z salą, w której wyłożone były na stołach liczne naukowe wydawnictwa jego właścicieli; objaśniał je cudzoziemcowi w jego mowie ostatni właściciel. Amerykanin był tą na wszystkich szczeblach społecznych widoczną kulturą wprost zdumiony. Otóż chciałbym, aby się ta kultura utrzymała; chciałbym też, aby powstały nowe żywotne zagrody, ze wzmożoną wytwórczością rolną, przynoszącą nowe, dalsze wartości kulturalne — a to liczne wiejskie świetlice oświatowe z bibliotekami Towarzystwa Czytelni Ludowych! Tu, w tej trosce źródło mojego przemówienia.</u>
<u xml:id="u-6.11" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-7">
<u xml:id="u-7.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Pawlikowski.</u>
</div>
<div xml:id="div-8">
<u xml:id="u-8.0" who="#SPawlikowski">Wysoka Izbo! W bieżącej sesji parlamentarnej miałem zaszczyt brać udział w pracach Komisji Budżetowej Senatu, a także przemawiać w imieniu Ukraińskiej Reprezentacji Parlamentarnej przy rozpatrywaniu preliminarza budżetowego Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych. Chciałem się wywiązać należycie z tego zadania. Z pełnym obiektywizmem, z pełną uwagą i powagą, a co za tym idzie — ze spokojem przeanalizowałem program prac i zamierzeń Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych. Sumiennie i rzeczowo rozłożyłem światła i cienie tego programu. Pryzmą analityczną, użytą przeze mnie nie były tylko i wyłącznie interesy ukraińskiego rolnictwa — tej podstawowej gałęzi gospodarstwa narodowego narodu ukraińskiego. Program prac i zamierzeń Ministra Rolnictwa traktowałem z punktu widzenia ogólnopaństwowego. Stąd też zyskałem szerszą podstawę do wszechstronnej jego oceny, zyskałem możność należytego umiejscowienia w nim ukraińskiego rolnictwa z jego koniecznościami i potrzebami, możność rzetelnej oceny realizacji tego programu w odniesieniu do ukraińskiego rolnictwa. Mam prawo mniemać, że Panowie Senatorowie, członkowie Komisji Budżetowej, musieli ten mój obiektywizm odczuwać, wsłuchując się w moją argumentację i formowanie mych tez, zarówno tez, które afirmowały politykę p. Ministra, jak i tez, które się jej przeciwstawiały. Tez raz sformułowanych na komisji powtarzać nie będę. Zaznaczam tylko, że metodycznie, biorąc pod uwagę całokształt programu Ministerstwa Rolnictwa, nie popełniłem błędu, skoro ustaliłem jednocześnie organiczny związek wszystkich części składowych tego programu, a wślad za tym nieodzowność synchronizacji prac tak zaplanowanych, właśnie z tego powodu, że cały ten program ma charakter organiczny, związany. Na tym samym stanowisku stoi p. Minister Rolnictwa.</u>
<u xml:id="u-8.1" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Makowski.)</u>
<u xml:id="u-8.2" who="#SPawlikowski">Analiza rzeczowa programu wypadła korzystnie. Program, który ma na celu podniesienie poziomu wytwarzania, naprawę ustroju rolnego, rozładowanie bezrobocia przeludnionej wsi i podniesienie ogólnej kultury człowieka, program, który równocześnie nie zapoznaje ważności czynnika oświaty ogólnej i fachowej, taki program skonfrontowany z naszą rzeczywistością rolniczą, jest w zasadzie programem dobrym. Chodzi tylko o to, jak ten program będzie wykonany.</u>
<u xml:id="u-8.3" who="#SPawlikowski">Mając właśnie na uwadze różnolitą rzeczywistość rolniczą w Państwie, skonfrontujemy ten program z tą rzeczywistością. Rolnictwo nasze charakteryzuje niski poziom wydajności produkcji roślinnej i hodowlanej. Spadek wydatków naszych gospodarstw idzie w kierunku od zachodu ku wschodowi. Mamy katastrofalny stan struktury agrarnej wsi i znowu stan ten zaognia się aż do białości na południowym wschodzie. Na tych ziemiach konstatujemy zupełny brak melioracyj podstawowych i szczegółowych, a zaniedbanie parcelacji sąsiedzkiej hamuje zupełnie możność komasacji gruntów. Dalej cechuje nas klęska agrarnego przeludnienia i znowu to potęguje się głównie na południowym wschodzie, chociaż spotykamy go i w centralnej Polsce. Ogółem cechuje nas niski stan kultury wsi. Mając tę rzeczywistość zupełnie różną w różnych połaciach Państwa, mając klęskę o różnolitym jej nasileniu musimy żądać, ażeby stosownie do tego szły nasze poczynania i realna walka ze złem. Każdy program, który chce podważyć istniejące zło, musi być uważany za program dobry, ale, jak zaznaczyłem, chodzi o jego wykonanie. To wykonanie będzie odpowiednie, skoro wykonawcy takiego programu będą się kierować zasadami gospodarczymi i podnosić będą rolnictwo bez względu na to, jakie środowisko narodowe w państwie narodowo niejednolitym, jakim jest Rzeczpospolita Polska, cierpi na niedorozwój swego rolnictwa. Wykonanie będzie dobre, jeśli się ustali hierarchię, szczeblowanie i kolejność operacyj, które na podstawie tego programu w terenie miałyby być przeprowadzone, zaczynając od terenów, najbardziej przez niedomogi rolnictwa zagrożonych; wykonanie będzie też dobre, jeżeli ten program, stanowiący organiczną całość, będzie synchronistycznie w całości przeprowadzony na każdym odcinku rolnictwa, podkreślam jeszcze raz, bez względu na przynależność narodową danego środowiska. Tak wykonany program może stanowić dobry zadatek lepszej przyszłości rolnictwa. Cóż, kiedy w myśl enuncjacji p. Ministra Rolnictwa i Reform Rolnych, w myśl jego zamierzeń kolonizacyjnych na południowo-wschodzie program p. Ministra pozbawiony jest dla tej połaci kraju gospodarczego podejścia. P. Minister, ustaliwszy program organiczny zwalczania podstawowych niedomagań rolnictwa, dotychczas nie chce dopatrzyć tej rzeczywistości, że niedomagania te, a więc przeludnienie agrarne, głód ziemi, brak podstawowych i szczegółowych melioracyj, nędza wsi itd. występują właśnie i to w zagrażającym już natężeniu na ziemiach, które według jego programu miałyby być obecnie wbrew ich koniecznościom gospodarczym kolonizowane. Nie chciałbym nużyć Wysokiej Izby cyframi. Jednakże niechaj mi będzie wolno przypomnieć, że najdrażliwsze bolączki struktury agrarnej wsi, karłowate i niepełnorolne włościańskie gospodarstwa, skupione są w głównej mierze właśnie na południowym wschodzie, gdzie p. Minister chce przeprowadzić kolonizację. Aż zwyż 80% ogółu gospodarstw włościańskich na tym terytorium, stanowiącym terytorium pracy ukraińskiego rolnictwa i ziemię ojczystą ukraińskiego narodu, należy właśnie do gospodarstw karłowatych, niepełnorolnych i gospodarczo nie samowystarczalnych, podczas gdy przeciętna ogólnopaństwowa sięga niespełna 65%. Naprawa miejscowych stosunków agrarnych na tak przeludnionym terytorium jest nieodzowna. Na południowym wschodzie koncentruje się szachownica i głód ziemi. Tam to w pierwszej mierze zapasy ziemi, przeznaczone na parcelację, powinny być użyte na upełnorolnienie przy jednoczesnym przeprowadzeniu komasacji. Komasacja tylko wtedy ruszy z miejsca, kiedy zapas ziemi przeznaczony na parcelację będzie użyty na upełnorolnienie gospodarstw karłowatych. Tam też na tych terytoriach w pierwszym rzędzie winny być sanowane karłowate gospodarstwa i to nie tylko w imię potrzeb i konieczności agrarnych ukraińskiego rolnika, czy ukraińskiego narodu, ale w imię dobra powszechnego. Zdefiniować co jest w tym wypadku dobrem powszechnym potrafi każdy przewidujący polityk. Naprawa stosunków agrarnych na naszych ziemiach to już nie postulat ukraińskiego rolnictwa, a konieczność państwowa. Walka o ziemię ukraińskiego narodu nie może być klasyfikowana jako skrajny nacjonalizm. Ukraiński naród, chcąc objąć dziedzictwo ziemi w swej ojczyźnie, nie odmawia prawa do ziemi autochtonicznej ludności rolniczej polskiej, walczy o ziemię dla miejscowego od wieków na tej ziemi osiadłego włościaństwa bez względu na jego narodowość i wyznanie.</u>
<u xml:id="u-8.4" who="#SPawlikowski">Skoro p. Minister mimo to nie odstąpił dotychczas od swych zamierzeń kolonizacyjnych na terytorium 3 południowo-wschodnich województw, zadeklarowawszy, że zamiarów takich nie żywi wobec ziem wschodnich — musimy uważać, że rzeczowo dobry program prac Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych, mający organiczny charakter i wymagający synchronicznego wykonywania we wszystkich jego składowych częściach, jest programem nie tylko dla ukraińskiego rolnictwa nie pisanym, ale że wobec ukraińskiego rolnictwa aplikowany będzie inny program, w skutkach swych wręcz odmienny od programu ogólnego, prowadzący do dalszej pauperyzacji wsi na terytorium, które wynosi 1/6 terytorium całego Państwa.</u>
<u xml:id="u-8.5" who="#SPawlikowski">Skoro na ziemie agrarnie przeludnione, o najwyższym rozproszkowaniu ziemi, między milionową rzeszą gospodarczo niesamodzielnych warsztatów rolnych, odczuwających ostry głód ziemi, wpłynąć ma fala kolonistów z innych dzielnic, chociażby to była część historycznej Małopolski, przyłączonej do lwowskiego województwa, to trudno pomyśleć żeby: 1) poprawiły się przez to stosunki wytwarzania miejscowych gospodarstw i rozładowywane było miejscowe bezrobocie wsi; 2) ażeby przez to zaspokojony był głód ziemi i stworzona została możność poprawienia szachownicy przez komasację, jaką można było przeprowadzać, gdyby była ochota na upełnorolnienie miejscowych gospodarstw z zapasów ziemi, przeznaczonych na parcelację; 3) ażeby wzrastała kultura wsi. Wieś, dzisiaj ekonomicznie osłabiona, po skolonizowaniu jej stokroć bardziej i prędzej staczać się będzie na dno nędzy, niosąc na swych barkach wyżywienie dalszego przyrostu bezproduktywnych i nie mogących znaleźć pracy wiejskich konsumentów. Już dziś nędza wsi przeludnionej jest wielka i groźna w swej niemej postawie. O nędzy tej wsi wspominał p. s. Gołuchowski, rysując tragiczny jej obraz. Wskutek kolonizacji nędza ta musi się tylko pogłębiać. Kto i jakimi środkami będzie mógł przeciwstawić się radykalizmowi społecznemu, zrodzonemu z beznadziejnej nędzy, radykalizmowi, o którym — ostrzegając — mówił p. poseł Karśnicki?</u>
<u xml:id="u-8.6" who="#SPawlikowski">Dziś sama wieś ukraińska, nie doprowadzona jeszcze do beznadziejności, w heroicznym swym wysiłku walczy z narastającą nędzą nie bez dodatnich wyników. Mam tu na myśli ukraiński ruch spółdzielczy. Ale i on w ostatnich czasach pada ofiarą pomówień i oszczerstw, lansowanych nic bez przejrzystego celu. Onegdaj pewien organ, referując wykład prof. St. Głąbińskiego, wygłoszony 1 marca r. b. w Warszawie na temat: „Sprawa ruska na ziemi Czerwieńskiej”, wkłada w jego usta taką charakterystykę ukraińskiego ruchu spółdzielczego, którą — za zgodą Pana Marszałka — pozwolę sobie przeczytać: „Szczególnie wielkie jest znaczenie ukraińskiego ruchu spółdzielczego. Prof. Głąbiński uznał go jako olbrzymią sieć wrogich Państwu Polskiemu organizacyj politycznych. Dwadzieścia tysięcy urzędników tych spółdzielni tworzy armię agitatorów, którzy działają na szkodę Państwa i podburzają ludność”. („Express Wieczorny” — Lwów, 4.III. 1937 Nr 2094). Nie chcę wierzyć, że prof. Głąbiński, jako polityk z imieniem i mąż nauki, mógł wstąpić na drogę płytkiej demagogii, nie chcę nawet przypuszczać, by jako katolik i wychowawca młodzieży chciał wziąć rozbrat z etyką, nie chcę wierzyć, by jako człowiek i obywatel na szwank chciał narażać dobrą swą opinię. Sprawę tę, oczywista, będę się starał z p. prof. Głąbińskim wyjaśnić. Ale zanim się to stanie, stoję przed faktem, że artykuł prasowy, zareklamowany soczystym i wpadającym w oczy tytułem, zrobił już swoje. Jaki poszum musiał on wywołać w społeczeństwie? Nawet po wyjaśnieniu sprawy trudno będzie wyrwać zafascynowanych z ich psychozy. Urabianie takich nastrojów przez prasę potęguje tylko nastroje nieprzychylne do samopomocowego ruchu spółdzielczego ukraińskiego narodu, a jak te nastroje się wyładowują, nie chcę po praktyce lat 1928 i 1930 wspominać. Naszym zadaniem jest gojenie ran, a nie ich jątrzenie. Muszę jednak zaznaczyć, że nastroje, szerzone przez nieodpowiednią prasę, nie przyczyniają się do tego, abyśmy mogli po obydwu stronach w nastroju godnym sprawy i w poczuciu historycznej odpowiedzialności załatwić sprawę agrarną zgodnie z obowiązującym, pozytywnym prawem, z obopólną korzyścią dla dobra powszechnego.</u>
<u xml:id="u-8.7" who="#SPawlikowski">Dlatego, że wokoło stanowiska ukraińskiego do sprawy kolonizacji zaczynają się szerzyć legendy, niechaj mi będzie wolno w tej Wysokiej Izbie spokojnie i rzeczowo stanowisko nasze ugruntowane historycznym rozwojem i stanem dzisiejszym sprawy agrarnej w krótkości przedstawić.</u>
<u xml:id="u-8.8" who="#SPawlikowski">Z ziem ukraińskich, wchodzących obecnie w skład Rzeczypospolitej Polskiej, samodzielny byt państwowy straciła najpierw Ruś Halicka, ulegając orężowi Piastów w połowie XIV wieku. Za nią przeszły do Polski po walkach dalsze ziemie królestwa halicko-włodzimierskiego dynastii Romanowiczów. Polityka zarówno Kazimierza Wielkiego, ostatniego Piasta, który ślubował uroczyście prawa i wolności Rusi szanować, jako też polityka Jagiellonów w pierwszym rzędzie skierowana była przeciw warstwie ziemiańskiej na Rusi, a dalej przeciw własności ziemskiej włościańskiej. Na pierwszy ogień poszli włodarze wielkich i średnich fortun — bojarowie, ci wierni i wytrwali obrońcy idei niepodległości narodu i obrońcy wiary ojców. Niszczeni ogniem i mieczem, zmuszani byli ustępować z ziemi, którą obejmowała szlachta polska. Majątki ziemskie bojarów dały podstawę do tworzenia i narastania wielkiej polskiej własności na Rusi. Procesy walk orężnych z ukraińskim stanem ziemiańskim, akty indywidualnych i masowych egzekucyj, przeprowadzanych na bojarach, procesy pokojowego ich podboju znane są z opisów kronik Długosza, Kromera, z kroniki litewskiej, z prac polskich i ukraińskich historyków. Akcja likwidacji ukraińskiej wielkiej własności na ziemiach ukraińskich zakończyła się dopiero u schyłku wieku XVII. Z tragicznym realizmem opisuje historyk polski Aleksander Jabłonowski stan zniszczonej ukraińskiej wielkiej własności i położenie ekonomiczne rodzin bojarskich, które wytrwały w wierności dla swego narodu i zapłaciły za to degradacją społeczną w szlacheckiej Polsce. Od początku wieku XVII ukraińska ongiś własność ziemska znajdowała się prawie w całości w ręku polskiej szlachty przybyłej na Ruś. Wśród niej spotykamy też spolszczone rody ruskich bojarów, które do dziś dają ludzi wybitnych, o znanych w Rzeczypospolitej Polskiej nazwiskach. Folwarczny system gospodarki szlachty polskiej, rozwijający się od schyłku XV wieku, kosztował, wolne ongiś w swej ojczyźnie, włościaństwo ukraińskie stratę tej wolności, wolności osobistej i gospodarczej. Począwszy od konstytucji Jana Olbrachta z 1496 r., a kończąc na konstytucjach z pierwszej połowy wieku XVI do roku 1543 — na przestrzeni niespełna 50 lat — przykuto włościaństwo do ziemi, obarczono przymusowymi robotami na rzecz dworu, w końcu pozbawiono wszystkich praw obywatelskich, zamieniając chłopów na inwentarz roboczy majątków szlacheckich. Pańszczyzna ukraińskich włościan trwała aż do połowy XIX wieku, do uwłaszczenia. Krwawy pot ukraińskiego włościaństwa wsiąkał na przestrzeni prawie czterech stuleci w łany dworskie. Równocześnie kurczyły się włościańskie nadziały ziemi. Kurczyły się nie tylko wskutek naturalnego przyrostu ludności poddanej, ale i wskutek rugów z ziemi włościan, chociaż z chwilą podziału własności ziemskiej na dominialną i rustykalną rugi te odbywały się contra legem. Trwały one jednak aż do uwłaszczenia do połowy XIX stulecia. Za uwłaszczenie zapłaciło włościaństwo tzw. indemnizacją. Po uwłaszczeniu straciło w lwiej części swe realne prawa na wielkiej własności — swe uprawnienia serwitutowe — przy bezprzykładnym wyzysku przy realizacji patentu cesarskiego z 5 lipca 1853 r., którego realizacja zakończyła się w roku 1895. Wielka część serwitutów została zniesiona bez odszkodowania, a i serwituty, za które płacono, odszkodowane były kwotami, które nie stały w żadnej proporcji do realnych praw, ciążących z ich tytułu na własności dominialnej. Jednocześnie feudalny sejm nie dbał o naprawę stosunków agrarnych wsi i prowadził gospodarkę krajową, przez polskich uczonych ocenianą jako ujemną. Mam tu na myśli charakterystykę sejmu galicyjskiego prof. Bujaka. Na tle takiego historycznego rozwoju kwestii agrarnej zaistniała dzisiejsza rzeczywistość wsi ukraińskiej, która już w czasach feudalnych sprowadzona była do skupiska rolniczego półproletariatu, głodującego fizycznie i odczuwającego bardzo ostry głód ziemi.</u>
<u xml:id="u-8.9" who="#SPawlikowski">Nie tylko prawa naturalne narodu do ziemi swej ojczyzny, nie tylko świadomość historycznych praw i świadomość krzywd, ale obecne katastrofalne położenie ukraińskiej wsi każę jej sięgnąć po jej naturalne dziedzictwo, po ziemię parcelowaną przez miejscowe folwarki. Na ziemię czeka na ukraińskich terytoriach prawie 1 milion gospodarstw, a na terytoriach, przeznaczonych przez p. Ministra Rolnictwa pod kolonizację na południowym wschodzie, prawie że 800 tysięcy gospodarstw w rozmiarach od 2–5 ha. A więc stosunki gospodarcze i socjalne uprawniają ukraińskie włościaństwo do żądania prawa kupna ziemi, prawa, które w końcu jest gwarantowane zasadniczą ustawą konstytucyjną, które mieści się w ramach obecnie obowiązującej ustawy o wykonaniu reformy rolnej z 28 grudnia 1925 r.</u>
<u xml:id="u-8.10" who="#SPawlikowski">Krzyk o ziemię włościan ukraińskich, to krzyk o prawo do życia. Krzyku tego nie można ignorować, posłuchu dlań wymaga nie tylko poczucie sprawiedliwości społecznej, ale i względy na wyższą rację stanu. Bo, naprawdę, kolonizacja przeludnionych ziem na ukraińskim narodowym terytorium nie jest ani koniecznością gospodarczą, ani koniecznością państwową w tym rozumieniu, jak stawia ją p. Minister Rolnictwa. Przeciwnie, mając na uwadze gospodarczy stan tych ziem, mając na uwadze socjalne zaognienie tam panujące, koniecznością państwową na tych terenach może być jedynie ewolucyjna, przemyślana parcelacja sąsiedzka. Taką też parcelację przewiduje obowiązujące ustawodawstwo agrarne, cytowana już przeze mnie ustawa o wykonaniu reformy rolnej z 28 grudnia 1925 r., jeżeli ta ustawa ma być wykonywana zgodnie z jej przeznaczeniem w aspekcie gospodarczym, a nie politycznym. Do takiego wykonywania tej ustawy obowiązany jest minister w państwie konstytucyjnym. Nam trudno przypuścić, ażeby specjalnie p. Ministra trzeba było przekonywać, co miał na myśli ustawodawca, kodyfikując art. 51 obecnie obowiązującej ustawy. Właśnie p. Minister, jako przywódca wielkiego stronnictwa ludowego, zgłaszał wszystkie poprawki zasadnicze do art. 51, jak świadczy o tym aneks do druku sejmowego nr 1994 z r. 1925 z podpisem p. Ministra sformułowany. Ust. 1 art. 51 mówi właśnie po przyjęciu poprawki p. Ministra, że zapas ziemi musi być w terytoriach agrarnych przeludnionych „przedewszystkim” użyty na uzupełnienie gospodarstw karłowatych, a dalej po przyjęciu jego poprawki, że „następnie dopiero może być użyty na tworzenie samodzielnych osad. A już ust. 2 tego artykułu powiada, że nawet wtedy, kiedy p. Minister chce skorzystać z ustępu 2 art. 51 i pewne terytorium przeznaczyć na kolonizacje, to i wtedy musi mieć wzgląd na istniejące na danym terytorium stosunki gospodarcze. W końcu, że art. 51 w zasadzie mówi o sąsiedzkiej parcelacji, stwierdza art. 53 ustawy. On to każe nawet uprzywilejowanych do nabywania ziemi szukać wśród mieszkańców „sąsiednich wsi. Nam chodzi o to, ażeby „ład prawny — ta podstawa bytu Państwa” — jak to pięknie podkreślił p. s. Fudakowski, był szanowany i przy przeprowadzaniu reformy agrarnej na naszym terytorium. Nam chodzi o to, aby według słów s. Fudakowskiego, było poszanowane prawo jednostki do pełnego bytu duchowego i materialnego. Tym bardziej, że chodzi tutaj o zadysponowanie ziemią, a więc o operację, która raz tylko może być przeprowadzona, która poprawek nie znosi, która może raz na zawsze rzucić tamę nie do przebycia dla stosunków panujących na naszym terytorium ojczystym. Mając na uwadze właśnie ten ład prawny i konieczność poszanowania prawa, mam pewność, że gdyby p. Minister odstąpił od swych zamierzeń kolonizacyjnych na południowym wschodzie, a wykonywał ustawę zgodnie z koniecznościami i potrzebami gospodarczymi tego terenu, to wtedy dopiero jego cały program organiczny, o którym mówiłem, zyskałby realną podstawę dla ukraińskiego rolnictwa. A podkreślam dobitnie, że wtedy uniknęlibyśmy zaognienia społecznego, wyrugowalibyśmy nędzę z poważnego terytorium, tym bardziej, że ambitny duch ukraińskiego chłopa walczy już obecnie z nędzą. Przewidująco usunęlibyśmy tarcia narodowościowe i społeczne na ukraińskim terytorium, a co najbardziej ważne, położylibyśmy prawdziwe podstawy gospodarcze, społeczne i polityczne pod obronność Państwa.</u>
<u xml:id="u-8.11" who="#SPawlikowski">Mam wrażenie, że są to walory tak ważne, że warto je wziąć pod uwagę i odstąpić od zupełnie niepotrzebnego ściągania kolonistów na terytorium, które w myśl obowiązujących ustaw powinno być zużyte na uzdrowienie gospodarstw karłowatych i uzupełnienie gospodarstw innych kategoryj, oraz na konieczną tu upełnorolniającą komasację.</u>
<u xml:id="u-8.12" who="#komentarz">(Oklaski na ławach ukraińskich.)</u>
</div>
<div xml:id="div-9">
<u xml:id="u-9.0" who="#WicemarszałekMakowski">Głos ma s. Kleszczyński.</u>
</div>
<div xml:id="div-10">
<u xml:id="u-10.0" who="#SKleszczyński">Wysoki Senacie! Powołując się na dwa artykuły Konstytucji, mianowicie art. 75 i 76, chciałbym parę słów powiedzieć o samorządzie gospodarczym. Art. 75 ust. 1 ma brzmienie następujące: „Stosownie do podziału Państwa na obszary administracyjne powołuje się do urzeczywistniania zadań administracji państwowej w zakresie potrzeb miejscowych samorząd wojewódzki, powiatowy i gminny”. Podkreślam to: „zadań administracji państwowej w zakresie potrzeb miejscowych”. Art. 76 ust. 1 brzmi: „Dla poszczególnych dziedzin życia gospodarczego powołuje się samorząd gospodarczy, obejmujący izby rolnicze, przemysłowo-handlowe, rzemieślnicze, pracy, wolnych zawodów oraz inne zrzeszenia publiczno-prawne”. Podkreślam ten ustęp: „Dla poszczególnych dziedzin życia gospodarczego”.</u>
<u xml:id="u-10.1" who="#SKleszczyński">Otóż w obecnej sytuacji, jaka jest w Polsce, te dwa samorządy są ze sobą zupełnie pomieszane. Ponieważ Konstytucja wyraźnie działalność samorządów rozdziela, rzecz ta winna być uporządkowana. Sytuacja jest taka, że samorząd terytorialny, który ma zadania inne, mianowicie przejęcie części administracji państwowej, zajmuje się również i samorządem rolniczym. Z tego powstają konflikty, tarcia, uzgodnienia, które nie przyczyniają się do usprawnienia działalności izb rolniczych, ale przeciwnie, utrudniają możliwość wszelkiego rozwoju działalności tych izb, które od trzech lat, jak istnieją już w całej Polsce, dały jednak bardzo dobre rezultaty swej działalności. Jednak to pomieszanie działalności tych dwu samorządów utrudnia bardzo działalność izb rolniczych. Wprawdzie Panowie Ministrowie Spraw Wewnętrznych i Rolnictwa wydali rozporządzenia, które powinny były unormować ten stan rzeczy, jednak rozporządzenia te wobec wielkiej „indywidualności” u nas panów starostów zwykle siedzą w koszu i nie działają zupełnie. Mógłbym dać przykłady nie tylko z mego terenu, izby krakowskiej, znając działalność wszystkich izb w Polsce, wiem z rozmów, jakie prowadzę na zebraniach izb rolniczych z prezesami innych terenów, że mają oni jeszcze większe zastrzeżenia, niż ja na moim terenie izby krakowskiej. Jeśli chodzi o izbę krakowską, dochodzę do wniosku, że stan ten staje się niemożliwy. Jedynie w województwach zachodnich, gdzie inna jest zupełnie struktura, te rzeczy są unormowane w ten sposób, że samorząd terytorialny nie miesza się zupełnie do samorządu gospodarczego. Tam są stosunki zdrowe i inny jest rozwój i działalność samorządu rolniczego.</u>
<u xml:id="u-10.2" who="#SKleszczyński">Otóż ta kwestia żadnymi okólnikami panów ministrów, które jak wspomniałem, niestety, przez administrację terytorialną nie są uwzględniane, nie da się uregulować. W ten sposób nigdy to nic będzie uregulowane.</u>
<u xml:id="u-10.3" who="#SKleszczyński">Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że ambicje poszczególnych samorządów terytorialnych, a nawet już nie starostów, lecz samego samorządu terytorialnego bardzo często mogą się tak rozrość, że do żadnego ostatecznego uzgodnienia planu działania na danym terytorium nie dojdzie; przez to dochodzi do krzyżowania się rozporządzeń i działalności w tym kierunku gospodarczym i na tym cierpi całe rolnictwo. Dlatego też w najbliższej sesji przyszłorocznej Ministerstwo Rolnictwa powinno bezwzględnie wystąpić z ustawą albo z rozporządzeniem, które regulować będzie tę rzecz. Mianowicie powinno się samorządowi gospodarczemu, rolniczemu oddać tę część dochodu samorządu terytorialnego. Trzeba zrobić odpowiednią statystykę, obliczyć potrzeby — mamy tego przykłady w zachodnich województwach, jak wspomniałem, i wtedy będzie można odebrać te kwoty, które samorząd terytorialny w większej części Polski zużywa na sprawy rolnicze i oddać to izbom rolniczym. I wtedy sytuacja będzie rozwiązana. Albo Ministerstwo Rolnictwa, albo Koło rolników Senatu i Sejmu będzie musiało przyjść z projektem ustawy, gdyż inaczej, pomimo wysiłków Ministerstwa i izb rolniczych nie doprowadzimy do uporządkowania tej sprawy.</u>
<u xml:id="u-10.4" who="#SKleszczyński">Jeżeli mowa o samorządzie — tę kwestię powinienem poruszyć przy generalnej dyskusji, poruszę jednak ją i tutaj — Konstytucja nasza bardzo dokładnie określa działalność tego samorządu. Jeżeli chodzi o poszczególne ministerstwa — Przemysłu i Handlu, Spraw Wewnętrznych, Rolnictwa — o cały sztab urzędników, to rzecz ta nie jest należycie respektowana. Samorządy czy to terytorialne, czy rolnicze porozumiewały się również z izbami rzemieślniczymi i izbami handlowymi i zgodne są, że ingerencja biurokracji jest za wielka w stosunku do samorządu. O ile chodzi o tego obywatela, który pracuje w samorządzie terytorialnym, to przez to, że bierze on udział w pracach samorządu, uspołecznia się, wyrabia sobie pogląd nie tylko na gospodarkę gminy, powiatu, czy województwa, ale kształci się jego umysł w kierunku państwowym, potrzeb całego obszaru Państwa. Dlatego też zanadto silna ingerencja biurokracji i władz przełożonych w stosunku do samorządu powoduje, że samorząd przestaje być właściwie samorządem. Weźmy np. samorząd powiatowy. Mamy bardzo częste zmiany starostów. Skutek tego jest taki, że zależnie od starosty zmienia się cały kierunek samorządu. Takie rzeczy są niemożliwe, bo przez to burzy się cały dorobek i zmienia w innym kierunku. P. s. Fudakowski wspomniał o tym, że wybory zostały tak przeprowadzone, iż do władzy przyszli ludzie nieodpowiedni. Otóż z tym się nie zgadzam. Samorząd ma ludzi i to ludzi zupełnie odpowiednich, tylko chodzi o to, aby ingerencja władz przełożonych nie utrudniała rozwoju samorządu. Winny one być tylko władzą nadzorczą. Również o ile chodzi o samorząd gospodarczy, jeżeli np. weźmiemy izby rolnicze, instytucje, które mają komisje fachowe w pewnych działach, np. hodowli, to jeśli przyjdzie urzędnik Ministerstwa, czy województwa i przeciwstawi się danej uchwale komisji, która się składa z doświadczonych rolników, z wykształceniem bardzo często nawet wyższym, niż urzędnik ich kontrolujący, to z tego wypada zupełny absurd, jeśli urzędnik chce narzucić rolnictwu pewien kierunek, dlatego, że rolnicy sami wiedzą lepiej, jaki powinien być kierunek ich pracy, niż ktoś, kto przychodzi z zewnątrz i nieraz jest człowiekiem nieodpowiednim. Naturalnie, mogą być wyjątki, bo nieraz urzędnicy są odpowiednio wykształceni i mają słuszność, ale bardzo często — bo dobór urzędników jest bardzo różny w różnych ministerstwach — powstają z tego zupełne absurdy dla samorządu. Dlatego bezwzględnie Panowie Ministrowie odpowiednich resortów powinni zwracać uwagę na cytowane artykuły Konstytucji i ograniczyć ingerencję zgodnie z Konstytucją do nadzoru nad działalnością, a nie kierować samorządem gospodarczym i uzależniać go bezwzględnie od biurokracji państwowej.</u>
<u xml:id="u-10.5" who="#SKleszczyński">Chcę jeszcze poruszyć sprawę zadłużenia organizacyj rolniczych. Mianowicie był okres wielkiego rozwoju organizacyj rolniczych z dotacyj państwowych w roku 1928/29, kiedy — dam przykład — chociażby w województwie krakowskim, Towarzystwo Rolnicze Krakowskie miało subsydium około 1/2 miliona złotych. Obecnie ma to Towarzystwo zaledwie około 5 tysięcy złotych subsydium. Naturalnie w okresie tego rozkwitu przyjęto cały sztab urzędników i pracowano na wielką skalę. W momencie, kiedy budżet państwowy zaczął się kurczyć, zaczęły się kurczyć wpływy, naturalnie uderzyło to przede wszystkim w te dziedziny, które najłatwiej było zredukować, a wiec w te organizacje rolnicze. Naturalnie organizacje rolnicze nie mogły się kurczyć w tym samym tempie, w jakim im odebrano subsydia. Wynik był taki, że powstały zaległości tych organizacyj w podatkach państwowych, a przede wszystkim w ubezpieczalniach społecznych. P. Minister Kwiatkowski i p. Premier, którzy podkreślali, że z zardzewiałych różnych kątów wydobywają pieniądze, uważają, że organizacje rolnicze są właśnie takimi zardzewiałymi kątami, które powinny płacić pieniądze, a skutek jest taki, że organizacje, nie mając odpowiednich wpływów, — bo rolnicy nie mają na to, żeby płacić składki, jak się należy — znajdują się obecnie w tym stanie, że np. przyjeżdża buda z sekwestratorem i chce zabrać bibliotekę organizacji rolniczej za podatki. Żeby jeszcze te podatki były słuszne; ale u nas jest taki system podatkowy, że się nie uwzględnia rekursów, albo przypomina się, że pewne rekursy z roku 1927 czy 1926 są nieuwzględnione i teraz się je egzekwuje, chociaż rekurs był słuszny, ale dany termin przepadł, bo Ministerstwo Skarbu nie dało odpowiedzi na rekurs przez 5–6 lat; np. ukarano Małopolskie Towarzystwo Rolnicze paru tysiącami złotych — i za co? Za to, że rachunek nie został ostemplowany od sumy, którą Małopolskie Towarzystwo Rolnicze dało Instytutowi Gospodarstwa Wiejskiego w Puławach jako subsydium i została ona jako dotacja dana za pośrednictwem Ministerstwa Rolnictwa, tak, że naturalnie żadna opłata stemplowa się nie należy. Jednak gorliwy urzędnik znalazł kwit Małopolskiego Towarzystwa Rolniczego nie ostemplowany, uważał, że to podlega ogólnemu prawu stemplowemu i wsypał kary parę tysięcy. I tak rekurs za rekursem idzie, a nikt nie uwzględnia, i chce się koniecznie sprzedać bibliotekę na licytacji. Naturalnie to są zupełne absurdy. To jest jeden przykład. Drugi przykład, — jako prezes wszystkich dobrowolnych organizacyj, zrobiłem pewne zestawienie zaległości podatkowych tych towarzystw rolniczych. Naturalnie, starałem się, ażeby Ministerstwo Skarbu jakoś uwzględniło tę rzecz, jednak trudno dojść do porozumienia z Ministerstwem Skarbu, które ma za zadanie ściąganie pieniędzy, a nie uwzględnia, czy obywatel może płacić czy nie.</u>
<u xml:id="u-10.6" who="#SKleszczyński">Otóż zwracam się do Pana Ministra Rolnictwa, ażeby wziął pod uwagę, że jednak zadania organizacyj rolniczych są tak wielkie, że jakieś parę czy kilkanaście tysięcy złotych, które są winne, winny być uwzględnione, a przede wszystkim słuszne rekursy winny być rozpatrzone, a potem pieniądze ściągane przez Ministerstwo Skarbu; chodzi o to, by Pan Minister o tym pamiętał, ponieważ z Ministerstwem Skarbu, pomimo podań i interwencyj, nie można dojść do porozumienia.</u>
<u xml:id="u-10.7" who="#SKleszczyński">Chciałem jeszcze na jedną rzecz zwrócić uwagę. Obecnie jest powszechne mniemanie, że rolnictwo opływa w dostatku, ponieważ żyto czy inne zboże poszło w cenie. Ja tylko malutki jeden odcinek sprawy chcę wziąć pod uwagę, mianowicie chcę zwrócić uwagę na giełdy zbożowe. Ten aparat jest w rękach Ministerstwa Przemysłu i Handlu, a właściwie nie w rękach Ministerstwa Przemysłu i Handlu, ale w rękach spekulantów zbożowych. Izby rolnicze w tej sprawie niejednokrotnie zwracały się do Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych, aby jednak zmiana ordynacji wyborczej giełd była dokonana w ten sposób, ażeby organizacje rolnicze miały pewien wpływ na giełdy. Nie możemy się jednak doczekać załatwienia tej sprawy, leży ona ciągle w Ministerstwie Przemysłu i Handlu. Prosiłbym więc bardzo w imieniu zorganizowanego rolnictwa, ażeby Ministerstwo Przemysłu i Handlu zrobiło pewien nacisk w tym kierunku, ażeby ta zmiana nastąpiła. Jeżeli bowiem chodzi o zwyżkę cen zboża, to jest to zwykła spekulacja, dlatego, że — mógłbym dać przykład z giełdy krakowskiej — wtedy, kiedy były większe wahania ceny zboża i młyny, które mają największy wpływ na ceny giełdowe, podwyższyły cenę mąki bardzo wysoko, a zboże spadło, to została odrazu obniżona cena zboża o ile chodzi o cedułę giełdową, a mąka nie ruszyła się zupełnie, i ta marża 4 zł, jaka była przez pewien okres dla mąki, została utrzymana. Naturalnie odpowiednio zarobiły młyny, natomiast rolnik zupełnie nie zarobił na tym, a i ludność miejska również nie skorzystała, bo cena chleba musiała iść w górę. Tę spekulację giełdową trzeba by jednak ukrócić.</u>
<u xml:id="u-10.8" who="#SKleszczyński">O ile chodzi o sprawę obecnej zwyżki ceny zbóż, to ponieważ była ona stosunkowo bardzo spóźniona w stosunku do zbiorów, rolnictwo bardzo mało skorzystało z tego, a właściwie plan słuszny, który p. Minister Rolnictwa przedstawił izbom w roku zeszłym co do podniesienia dochodowości rolnictwa z produkcji zwierzęcej, został tym zupełnie obalony. I dlatego jesteśmy świadkami tego objawu obecnie, że rolnicy zaczynają wyzbywać się inwentarza, bo zboże jest tak drogie, że ci co z dokupu zboża wychowywali swój inwentarz, a więc przede wszystkim drobna własność, nie mogą teraz już dokupywać tego zboża, bo nie opłaca się to w stosunku do cen inwentarza, które nie tylko nie poszły w górę, ale nawet w niektórych okresach spadają. Tak, że o ile chodzi o tę bajkę, która mówi o dobrobycie rolnictwa, jeśli chodzi o odcinek zwierzęcy, który jest w Polsce jedną z podstaw dochodów rolnictwa, to zwyżki żadnej nie ma, a jeśli w miastach ta zwyżka się uwidacznia, to jest ona najlepszym dowodem spekulacji. Dlatego też Ministerstwo Spraw Wewnętrznych powinno przeciwstawić się tej spekulacji, która jest na rynku; lecz nie w taki sposób, w jaki było to robione w powiatach wiejskich, że starostowie, otrzymawszy rozporządzenie walki z podwyżką cen rolniczych, rzucali się nie na spekulantów miejskich, ale na ceny rolnicze. Dlatego też, jeśli chodzi o tę sprawę, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych powinno dokładnie zbadać, jakie są ceny na wsi, a jakie są ceny w Warszawie — wtedy się przekona kto zarabia, kto robi spekulację cen. Spekulację cen robi przemysł i pośrednik.</u>
<u xml:id="u-10.9" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-11">
<u xml:id="u-11.0" who="#WicemarszałekMakowski">Głos ma s. Bisping.</u>
</div>
<div xml:id="div-12">
<u xml:id="u-12.0" who="#SBisping">Wysoki Senacie! Kierunek polityki agrarnej danego państwa jest bodaj tym czynnikiem, który często decyduje o przyszłej linii rozwoju, przyszłej wielkości lub upadku danego narodu. Szczególnie te państwa, w których ludność rolnicza stanowi przeważający odsetek całości, specjalnie dbać muszą o mądrą, przewidującą, obliczoną na możliwie najdłuższą falę politykę przebudowy i rozbudowy ustroju rolnego. To też nic dziwnego, że zainteresowanie się tym problemem jest u nas w Polsce duże i powszechne. Jeśli zważymy doniosłą rolę każdego warsztatu rolnego jako producenta i żywiciela, eksportera, a jednocześnie konsumenta produktów przemysłowych, oraz czynnika, odgrywającego niezmiernie ważną rolę w dziedzinie obronności — zrozumiałym będzie, że problem ten wykracza daleko poza ramy problemów przeciętnych, a staje się poniekąd zagadnieniem pierwszorzędnym, które rozwiązywać winna głęboko przemyślana i zanalizowana racja stanu.</u>
<u xml:id="u-12.1" who="#SBisping">Dotychczasowy chaotyczny program działania, często nie mający realnych podstaw w postaci chociażby prymitywnych danych statystycznych, nie może budzić zaufania społeczeństwa. Jeśli wspomniałem o statystyce, to nadmienić muszę, że Polska posiada tylko jeden spis powszechny z roku 1921 i to bez Wileńszczyzny i Górnego Śląska, przy czym spis ten tylko bardzo pobieżnie obiął zagadnienie struktury agrarnej polskiej. Powszechny spis ludności z r. 1931 również pod tym względem nie dał nam zasadniczych materiałów, które by mogły dać niezbędne wskazówki do analizy tego zagadnienia. Poza tym Polska nie wykonała przyjętego na siebie zobowiązania przed Międzynarodowym Instytutem Rolnictwa w Rzymie o przeprowadzenie powszechnego spisu rolniczego, tak jak to wykonały inne państwa, np. Niemcy w r. 1925 i 1933 (spisy szczegółowe w połączeniu ze spisem ludności), Czechosłowacja w r. 1930, Łotwa w r. 1929 i Austria w r. 1930. Koszty takiego spisu, które wynoszą przy spisie częściowym około 2 milionów złotych, zaś całkowitym około 372 miliona złotych, są poważne, ale wobec znaczenia, jakie one mieć mogą jako materiał, przy pomocy którego można zbudować program agrarny, są nieodzownym wydatkiem. Brak tych podstawowych cyfr, które by wykazały cały szereg procesów rozwijających się równolegle z akcją przebudowy ustroju rolnego, był jedną z ważnych przyczyn, utrudniających trzymanie ręki na pulsie w okresie rozwiązywania całego szeregu zagadnień.</u>
<u xml:id="u-12.2" who="#SBisping">Dotychczasowe wyniki prac, prowadzonych w dziedzinie agrarnej przebudowy wsi w ciągu lat 17, są następujące: utworzono nowych gospodarstw 198.000, uzupełniono dodatkowymi parcelami 432.000, objęto scaleniem 589.000 oraz znoszeniem służebności 257.000 gospodarstw. Jeśli do powyższych cyfr, które zostały podane przez p. Ministra Rolnictwa i Reform Rolnych na konferencji prasowej w końcu 1936 r., dodamy cyfry ze spisu powszechnego z 1921 r. z których wynika, że Polska posiadała wtedy 3.232.000 gospodarstw o powierzchni do 50 ha, otrzymamy mniej więcej cały materiał cyfrowy, który posiadamy jako podstawę do wyprowadzenia wniosków. Materiał stanowczo nie wystarczający do odpierania wszelkich zarzutów, stawianych Ministerstwu Rolnictwa i Reform Rolnych przez społeczeństwo, obserwujące na miejscu rozwój tych wszystkich zjawisk, które towarzyszą przebudowie struktury agrarnej.</u>
<u xml:id="u-12.3" who="#SBisping">Najbardziej typowym zjawiskiem jest stale zwiększające się bezrobocie na wsi, które pomimo, że rozparcelowano w ciągu lat 17 około 3 miliony ha ziemi, że wydano na akcję przebudowy ustroju rolnego w okresie 7 lat, to jest od 1926/27 do 1932/33 w postaci wydatków rzeczywistych b. Ministerstwa Reform Rolnych sumę około 606.923.150 zł, stan pauperyzacji wsi postępuje naprzód. W pierwszym rzędzie rozdrabnianie włościańskiego stanu posiadania potęguje się z każdym rokiem. Ponieważ rocznie przybywa w Polsce ludności wiejskiej w formie przyrostu naturalnego około 390.000 osób, zaś posiadany wolny zapas gruntów ornych, mogący być użyty na parcelację, wynosi około 1,5 miliona ha, jasnym jest, że obdzielić można ziemią drogą parcelacji bardzo nieduży odsetek ludności wiejskiej. Przybliżone obliczenia określają ilość powstałych z działów rodzinnych gospodarstw w okresie od 1921–1931 r. na około 600.000, czyli przybyło około 20% ogólnej ilości gospodarstw. Poza tym istnieje pewność, że na skutek podziału wiele gospodarstw samowystarczalnych utraciło swój charakter i stały się gospodarstwami niesamowystarczalnymi. Tego rodzaju zjawisko stawia pod znakiem zapytania celowość dotychczasowych prac, związanych z przebudową ustroju rolnego. Modnym jest teraz motyw, wysuwany w odpowiedzi na zarzut, że obecna polityka agrarna należy do zbytniego rozdrabniania działek, mówiący o największym dochodzie brutto z jednego ha drobnych gospodarstw. Jeżeli motyw ten jest nawet słuszny, to ten ewentualnie wysoki dochód przy małej ilości hektarów nie wystarczy na utrzymanie rodziny i właściciel takiego gospodarstwa zmuszony jest dorabiać z boku, a ponadto dochód ten oparty jest na marnotrawstwie pracy. Poza tym im więcej będzie ubywać warsztatów większych i średnich na wsi, tym trudniej będzie właścicielom karłowatego gospodarstwa o zarobki uboczne, tym szybciej będzie się rozwijał proces pauperyzacji wsi.</u>
<u xml:id="u-12.4" who="#SBisping">Zjawia się dalej pytanie czy wobec tego, że miasta nie są w stanie przyjąć zwiększonej emigracji ludności wiejskiej, nie lepiej drogą rozdrabniania ziemi starać się zatrzymać tę ludność na wsi. Należy jednak stwierdzić, że im większa będzie bieda na wsi, tym większy odsetek ludności stanie w obliczu przymusowej emigracji do miast, które nie będą w stanie tak dużej masy wchłonąć, nie mówiąc już, że w miarę biednienia rolnika stawać się on będzie coraz gorszym konsumentem towarów przemysłowych, jak np. maszyn rolniczych, chyba żebyśmy zastosowali system kołchozów.</u>
<u xml:id="u-12.5" who="#SBisping">Rozlegają się również głosy twierdzące, że stan obecny nie wymaga jeszcze zarządzeń w kierunku utrudnienia dalszego rozdrabniania ziemi, że na zachodzie tego rodzaju zarządzenia zostały wprowadzone dopiero obecnie. Bałbym się iść śladem zachodu, który musiał przejść gorzką naukę, że spauperyzowanie wsi doprowadziło ją do tego stanu, że kto mógł, uciekał ze swego karłowatego gospodarstwa do miasta, a obecnie państwa te muszą drogą kosztownych zabiegów starać się, by ludność ściągnąć z powrotem z miast do wsi tak, jak to ma miejsce w Niemczech lub Francji.</u>
<u xml:id="u-12.6" who="#SBisping">A teraz przypatrzmy się, jaki skutek miałoby w dziedzinie obronności państwa dalsze rozproszkowanie gospodarstw rolnych. Czy jest do pomyślenia, aby państwo rolnicze, mające w przeważającej ilości biednego rolnika na gospodarstwie, które jego samego wyżywić nie może, mogło przez dłuższy czas stawić opór nacierającemu wrogowi? Ale nawet w czasie pokoju, czy sproletaryzowany, niedojadający gospodarz może dać fizycznie zdrowego, patriotycznie uświadomionego rekruta? Czy może karłowate gospodarstwo dać dobrego konia remontowego? wyhodować owcę o dobrym gatunku wełny? uprawiać na zbyt nieodzowne dla armii rośliny, jak len, rzepak i konopie? Czy wreszcie stan psychiczny takiego obywatela kraju będzie takim, jakim być winien? Mam wrażenie, że to zagadnienie, jako jedno z pierwszorzędnych, winno już było być dawno przyjęte pod uwagę przy realizacji zasad ustroju rolnego.</u>
<u xml:id="u-12.7" who="#SBisping">Dzisiaj coraz liczniejsze głosy — głosy przestrogi — rozlegają się w całym kraju: polska polityka agrarna, zwłaszcza doby obecnej, jest na fałszywej drodze — na drodze, z której czas najwyższy zawrócić. Dążenie do zwiększenia produkcji rolniczej jest zasadniczym postulatem obronności Państwa. Jeżeli zważymy, że według tezy niemieckiej zapotrzebowanie armii w stanie pokoju do armii w stanie wojny ma się jak 1: 15, zrozumiałym będzie jak wielkie zadania stoją przed nami, jak wielka jest pod tym względem odpowiedzialność Ministerstwa Rolnictwa przed całym krajem. Drugim ważnym czynnikiem jest uchwytność produktów rolnych w dostawach wojskowych. Otóż w tym dziale mamy rozporządzenie, wydane przez b. Ministerstwo Aprowizacji, zwalniające od dostaw kontyngentowych gospodarstwa karłowate, oraz posiadające ziemię poniżej 3 ha. Służy ono za wymowną ilustrację, jakby wyglądał kraj, posiadający w przeważnej ilości gospodarstwa karłowate w momencie, gdy armia zażąda od rolnictwa całego szeregu produktów.</u>
<u xml:id="u-12.8" who="#SBisping">W dziale produkcji roślin, mającym ważne znaczenie dla armii, zanotować musimy dodatni objaw powiększenia się powierzchni uprawnej roślin oleistych rzepaku i rzepiku, a mianowicie z 26.300 ha w r. 1930 do 55.600 ha w r. 1936. Przerób nasienia lnianego również wskazuje zwyżkę, mianowicie z 36.093 z roku 1934/35 na 46.982 ton w r. 1935/36. Powierzchnia uprawy lnu wzrosła ze 123.400 ha w roku 1935 do 133.700 w roku 1936. Produkcja wełny doszła w roku 1936 do cyfry 3.600.000 kilogramów. Całokształt pogotowia rolnictwa na potrzeby armii, jako zagadnienie pierwszorzędne, winno znaleźć swój wyraz w pracach Ministerstwa Rolnictwa, ponoszącego za ten dział całkowitą i wyłączną odpowiedzialność, przy czym współpraca i kontakt z władzami wojskowymi jest konieczna.</u>
<u xml:id="u-12.9" who="#SBisping">Reasumując powyższe wywody, stwierdzam:</u>
<u xml:id="u-12.10" who="#SBisping">1) Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych winno, opierając się na nowoprzeprowadzonym powszechnym spisie rolniczym, opracować ścisły i szczegółowy plan przebudowy ustroju rolnego, mający za główne zadanie stworzenie silnych produkcyjnych jednostek gospodarczych. W opracowaniu tego planu muszą przede wszystkim wziąć udział władze wojskowe, by postulaty obronności Państwa miały w nim swój należyty wyraz.</u>
<u xml:id="u-12.11" who="#SBisping">2) Głównym zadaniem i obowiązkiem Ministerstwa Rolnictwa jest prowadzenie polityki, zdążającej z jednej strony do powiększenia produkcji rolniczej, z drugiej zaś do dania rolnictwu możności zbycia po cenach, które by zabezpieczały rentowność warsztatów rolnych.</u>
<u xml:id="u-12.12" who="#SBisping">3) Wprowadzić w życie zasady przeciwdziałania dalszemu rozdrabnianiu małych warsztatów rolnych, jako zjawisku przyśpieszającemu pauperyzację wsi.</u>
<u xml:id="u-12.13" who="#SBisping">4) Stosować zasadę przejmowania ziemi na cele reformy rolnej przede wszystkim z tych majątków, które nie stanowią z punktu widzenia gospodarki narodowej cennych warsztatów.</u>
<u xml:id="u-12.14" who="#SBisping">Na zakończenie chciałbym zaznaczyć, że w moim najgłębszym przekonaniu ten tak wielki i skomplikowany problem przebudowy oraz organizacji ustroju rolnego w Polsce rozwiązanym być może tylko w takiej atmosferze i przez tego rodzaju ludzi, którzy wniosą do niej nietylko pierwiastki wielkiego patriotyzmu, rozumu i gotowości do ofiar, lecz również czynnik sprawiedliwości i umiaru.</u>
<u xml:id="u-12.15" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-13">
<u xml:id="u-13.0" who="#WicemarszałekMakowski">Głos ma s. Wiesner.</u>
</div>
<div xml:id="div-14">
<u xml:id="u-14.0" who="#SWiesner">Wysoka Izbo! Nim zajmę stanowisko wobec zagadnienia wsi i związanych z nią zawodów, zacytuję słowa p. płk. Koca, które brzmią następująco:</u>
<u xml:id="u-14.1" who="#SWiesner">„Zagadnienie wsi — jest jednym z najważniejszych i najtrudniejszych zagadnień w Polsce. Od jego rozwiązania zależy w dużym stopniu proces narastania sił Państwa”. Wypowiedziana w tych słowach prawda zawiera i dla Niemieckiej Grupy Narodowej głęboką i dosadną treść. Bezapelacyjną prawdą jest, że od zdrowego i silnego stanu chłopskiego zależą byt i życie narodu, jak i grupy narodowej. W stosunku do naszej grupy narodowej zagadnienie wsi jest tak olbrzymie, że lekkomyślnością byłoby go nie doceniać. Liczba możliwości egzystencji jest dla nas bardzo ograniczona i zawód rolnika stanowi prawie jedyną podstawę naszego bytu. Jesteśmy zmuszeni walczyć zdecydowanie o to, by stan naszej własności ziemskiej nie został ograniczony, gdyż ograniczenie takie jest równoznaczne z uszczupleniem naszej platformy życiowej. Zastosowany w ostatnich latach wykup przymusowy w stosunku do niemieckiej posiadłości skurczył naszą egzystencję gospodarczą gwałtownie. Sama okoliczność, że od r. 1926 reforma rolna pozbawiła nas przeszło 89.00 ha, stanowi olbrzymią stratę dla naszych dóbr narodowych i podstaw egzystencji. Staliśmy i stoimy jeszcze dzisiaj na stanowisku konieczności zdrowej reformy rolnej i że każdy naród musi dążyć do stworzenia możliwie najwięcej egzystencyj wiejskich. Akcja ta nie może jednak być przeprowadzona w tak wysokim stopniu kosztem niemieckiej grupy narodowej, nie dając równocześnie synom niemieckich wieśniaków możności zakupu rozparcelowanej niemieckiej własności ziemskiej, jak to umożliwiono ludności polskiej. Dla porównania przytaczamy rozmiar rozparcelowanej własności polskiej, która w tym samym czasie wynosi tylko około 39.000 ha. Rozparcelowana własność niemiecka przeszła prawie wyłącznie do rąk polskich. Przenoszenia prawa własności na rzecz nabywców niemieckich należą do wyjątków.</u>
<u xml:id="u-14.2" who="#SWiesner">Okoliczność, że w r. 1936 wyeksmitowano w powiatach: krotoszyńskim, wolsztyńskim i gnieźnieńskim trzech niemieckich osadników zastosowując prawo odkupu w czasie przyjęcia osady rentownej przez spadkobierców, zmusza nas do zajęcia stanowiska również wobec zagadnienia osad rentowych i wobec ustosunkowania się do tego zagadnienia. Zagadnienie to dla niemieckiej grupy narodowej jest bardzo ważne, gdyż osady rentowe znajdujące się w rękach niemieckich wynoszą około 250.000 ha. W wypadku takiego ustosunkowania się nadal do niemieckich właścicieli parcel groziłoby naszej własności ziemskiej wielkie niebezpieczeństwo. Nie chcemy się tutaj obszernie zająć prawną stroną tej kwestii, gdyż moim zdaniem, prawo w tym wypadku stoi po naszej stronie. Myślę tylko, że usiłowanie zastosowania prawa odkupu wobec niemieckiego osadnika, który tyle lat naprawdę uczciwie i owocnie obrabiał i zagospodarował swoją ziemię i uniemożliwienie mu przeznaczenia swej ziemi dla potomków, sprzeciwia się duchowi prawa. To samo dotyczy uzależnienia prawa do przyjęcia osady rentowej przez spadkobierców niemieckich osadników od zapłaty rent za pierwsze trzy lata po nabyciu parceli, w których osadnik celem umożliwienia mu zagospodarowania się był zwolniony od wszelkich opłat i żądania zwrotu t. zw. „wolnego zasiewu”. Zastosowanie tej zasady również w wielu wypadkach uniemożliwia spadkobiercom przyjęcie spadku. W ostatecznej konsekwencji jedno i drugie doprowadza do stopniowego przewłaszczenia niemieckich osad rentowych w obce ręce.</u>
<u xml:id="u-14.3" who="#SWiesner">Poza tym chcę zająć stanowisko do jeszcze jednego zagadnienia, dotyczącego osad rentowych, t. j. waloryzacji rent. Spłata długów rentowych była uregulowana w czasie wysokiej koniunktury dla rolnictwa. Wówczas skala waloryzacyjna wynosiła 43%, skala ta w dzisiejszych warunkach przewyższa rentowność tych osad i doprowadza je do bankructwa gospodarczego. Koniecznością więc jest, by skala ta została obniżona, jak to umożliwia rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 14 maja 1934 r.</u>
<u xml:id="u-14.4" who="#SWiesner">W obliczu prawdy, że nasza własność ziemska stanowi dla niemieckiej grupy narodowej podstawę jej gospodarstwa, a zarazem i jej egzystencji, wygłaszamy swoje wytyczne, według których życzymy sobie rozwinięcia tego zagadnienia.</u>
<u xml:id="u-14.5" who="#SWiesner">Wytyczne te brzmią następująco: 1) Własność ziemska niemieckiej grupy narodowej stanowi jedyną gwarancję naszej odbudowy gospodarczej, a tym samym naszej możliwości rozwoju w przyszłości. Własność ta nie może być w formie dowolnej zmniejszona. 2) Przy przeprowadzeniu reformy rolnej ziemia, przeznaczona do rozparcelowania, musi w równej mierze służyć stworzeniu niemieckich egzystencyj. 3) Zastosowanie prawa odkupu i żądanie spłaty t. z w. „wolnego siewu” jak i rent za pierwsze 3 lata rentowe przy przejęciu osady rentowej drogą spadku, stanowi dla niemieckiej grupy narodowej wielkie niebezpieczeństwo, którego trzeba unikać w interesie korzystnego rozwoju niemieckiej grupy narodowej. 4) Zdrowa reforma rolna jest konieczna, jednak domagamy się, by nie była ona przeprowadzona w zachodnich dzielnicach w największej części na koszt niemieckiej grupy narodowej, lecz równomiernie podzielona na wszystkich. Według tych wytycznych, wierzymy, zagadnienie wsi może być rozwiązane w formie zadowalającej, która nie zada ciosu egzystencji i bytowi naszej grupy narodowej i nie przyniesienie Państwu żadnych strat.</u>
<u xml:id="u-14.6" who="#SWiesner">I tutaj, jak w każdej dziedzinie, Państwo musi w stosunku do niemieckiej grupy narodowej zająć zupełnie inne stanowisko.</u>
</div>
<div xml:id="div-15">
<u xml:id="u-15.0" who="#WicemarszałekMakowski">Głos ma s. Malski.</u>
</div>
<div xml:id="div-16">
<u xml:id="u-16.0" who="#SMalski">Wysoki Senacie! Już przy debacie wstępnej oświadczyłem, że zasada obrony Państwa, rzucona przez Naczelnego Wodza, zmusza cały naród polski i całe społeczeństwo naszego Państwa do wytężonej pracy, do użycia wszystkich sił w myśl tego wielkiego planu, nakazanego nam do urzeczywistnienia możliwie w najszybszym tempie, do osiągnięcia fundamentów niepodległości gospodarczej i obrony tej niepodległości.</u>
<u xml:id="u-16.1" who="#SMalski">Omawiamy dziś rolnictwo, zapewne najważniejszy, podstawowy dział naszej gospodarki, ale nie jedyny, bo wiemy doskonale, że na tym rolnictwie odbija się równocześnie i stan przemysłu, i handlu, i komunikacji, i dróg, i poczt. Wszystkie te działy gospodarki państwowej interesują nas, bo bądź pomagają, bądź hamują nasz rozwój. Więc składanie całej odpowiedzialności na Ministra Rolnictwa, że on jeden ma być tym cudotwórcą, który ma rolnictwo doprowadzić do stanu pomyślności, jest co najmniej niesłuszne, bo nie on jeden może to zrobić, a my wszyscy razem i wszystkie resorty gospodarcze. Jeżeli przystępujemy do planowego rozwiązania całego problemu, to musi być jednak zdecydowana, określona postawa i zdecydowana wola realizacji tego. Zacząć musimy od Rządu. Takie zagadnienia jak bezpieczeństwo, w skład którego wchodzą zagadnienia armii, polityki zagranicznej i polityki wewnętrznej, muszą być i będą zawsze ze sobą skoordynowane. Takie zagadnienia jak gospodarcze, gdzie wchodzi rolnictwo, handel, przemysł i rzemiosło i wszystkie dziedziny z tym związane, muszą być skoordynowane, jak również i zagadnienie wychowania, do którego zaliczam nietylko oświatę, ale równocześnie zdrowie, hygienę publiczną, wymiar sprawiedliwości, to wszystko, co stanowi o wychowaniu i charakterze człowieka, — musi być ze sobą skoordynowane. Słowem, jeżeli idziemy do planowego rozwiązania naszej pracy i naszej przyszłości, to naszym pierwszym obowiązkiem jest doprowadzenie do koordynacji. To samo ciąży na nas, na rolnikach. Już wspomnieli przedmówcy jak wielkie są dziedziny pracy, które wykonać musi Rząd, samorząd gospodarczy i terytorialny i, jak ja to nazwałem, ochotnicze samorządy społeczne, to jest organizacje dobrowolne i spółdzielcze. Ich działanie musi być również skoordynowane.</u>
<u xml:id="u-16.2" who="#SMalski">Szanowni Państwo! Stwierdziliśmy wyraźnie, że przebudowa ustroju rolnego jest naszą koniecznością, bo ona ma nam dać to planowe rozwiązanie zagadnienia naszego bezpieczeństwa, naszej obronności i związanej z tym naszej niepodległości. Stwierdziliśmy przeludnienie. Stwierdziliśmy, że tyle a tyle przybywa nam przyrostu ludności co roku, stwierdziliśmy rozdrobnienie naszych działek gospodarczych, stwierdziliśmy, że podstawowymi warsztatami muszą być warsztaty małe, które by mogły wyżywić i odziać, ale równocześnie muszą być uszanowane i warsztaty duże w imię naszej zdolności produkcyjnej, bądź też z przesłanek historycznych zasług, o czym wspomniał tu już p. s. Chrzanowski.</u>
<u xml:id="u-16.3" who="#SMalski">Szanowni Państwo! Stwierdzać potrzeby każdy potrafi, ale jeśli idzie o realizację i pomoc w realizacji, to tu wchodzi już w grę zasadniczy moment woli — czy tego chcemy, czy nie chcemy, i jak my to zrobimy. Gdybyśmy tylko swoją uwagę skupili na tym, że ziemię się rozdrabnia, popełnilibyśmy karygodny błąd, bo trzeba pamiętać, że na tej ziemi są ludzie. Mówiąc o rozwiązaniu zagadnienia przebudowy ustroju, mamy na myśli nie tylko warsztat rolny, nie tylko jego zdolność produkcyjną nie tylko jego organizację, organizację zbytu, wymiany i t. p., ale równocześnie samopoczucie człowieka, który na tej ziemi siedzi. I zapewne wielu podchodzi do zagadnienia wsi jakby do jakiegoś oceanu, po powierzchni którego pływa taki czy inny okręt, małe łódki, łodzie rybackie, jachty i kajaki, a wewnątrz idzie samorodne życie głębinowe, do którego trudno się dostać i nie każdy zdolny jest to uczynić. Ale twierdzę, że na tle tego procesu, w którym dziś jesteśmy, w którym zdawało by się, że jest ciągła pauperyzacja, nędza i bieda, — ona jest istotnie — ale równocześnie musimy zobaczyć drugą rzecz, a mianowicie, że na tej wsi, zwłaszcza wśród młodego pokolenia, idzie pewien ważny proces, który stanowi o tym, że przy ostatnich poborach wojskowych stawiennictwo do wojska przekracza dziewięćdziesiąt kilka procent. Młodzież idzie i to jest świadectwo rzetelnego jej stosunku do Państwa i zrozumienia obowiązku, który na niej ciąży. Widzimy to nawet w najgorszych powiatach, które mają opinię powiatów komunistycznych.</u>
<u xml:id="u-16.4" who="#SMalski">Za tym idzie inna postawa, twórcza, czynna postawa, która powiada, że nietylko Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych i Rząd ma rozwiązywać zagadnienia życia wsi, organizację jej bytu materialnego i duchowego, ale wieś musi sama brać to w swoje ręce. To jest ten wielki ruch, który idzie i który musimy widzieć przed sobą, jeżeli mamy nie popełniać pomyłek, jeżeli nie mamy rozwiązywać zagadnienia przebudowy ustroju rolnego li tylko wychodząc z przesłanek materialistycznych czy historycznych, ale jeżeli mamy je rozwiązać tak, jak życie przed nami je stawia. Proces ten, jeśli pójdzie zdrowo, jeśli będzie określony wyraźnym charakterem, wyraźnym wychowaniem człowieka w jego czynnej postawie do rozwiązywania zagadnień swego własnego warsztatu, życia społecznego, publicznego, jeśli on znajdzie swoje ujście w zupełnie pozytywnym określeniu jego roli w zakresie tworzenia przyszłego życia Państwa — może wydać jak najradośniejsze rezultaty. Jeśli jednak ten proces, idący na wieś i od niej, znajdzie po drodze przeszkody, stawiane bądź to w imię historycznych zasług, bądź to w imię tylko materii samej, może je snadnie roznieść, może je zupełnie rozrzucić. I dlatego też uwaga nasza, jeśli dziś się skupia przy Ministerstwie Rolnictwa, powinna być zwrócona nie tylko na ceny, choć zdajemy sobie sprawę, jaką rolę odgrywają one w dochodach warsztatów rolnych, w ich opłacalności, stanowiąc również o dobrym poczuciu gospodarczym. Nie tylko chodzi o to, czy warsztaty rolne mają 5, 6, 9, 10 ha, ale zdać powinniśmy sobie wszyscy sprawę, jak już zaznaczyłem, z tego, iż na procesie tym wychowuje się człowiek, jego świadomość narodowa, państwowa.</u>
<u xml:id="u-16.5" who="#SMalski">Jeśli weźmiemy naszą politykę na kresach, jeśli chodzi o plan inwestycyjny tak skromny na naszych ziemiach wschodnich, a żaden jeśli chodzi o przewidywania w tym czteroleciu, to nam nie tylko chodzi o względy materialne. Powinniśmy zdawać sobie sprawę, że tylko przez gospodarczo-społeczny proces może ugruntować się i rozwinąć jeszcze bardziej uświadomienie państwowe i przywiązanie państwowe ludności na naszych ziemiach wschodnich. Bo wszakże nie apostosłowaniem, nie gadaniem tylko można realizować pracę państwową w tych dziedzinach, można uzyskać pozytywny stosunek tej ludności, jej przywiązanie i szacunek dla Państwa. Jeżeli chodzi o cele nasze pozytywne, zdajemy sobie sprawę doskonale, że i my wszyscy jako rolnictwo, jako nasze organizacje, zawiniliśmy w wielu wypadkach i nie jeden popełniliśmy błąd. Ale niech te błędy będą naszą nauką, niech wskażą, że na przyszłość robić ich nam nie wolno. Chcę zaznaczyć tu rolę, jaką spełniać winien samorząd gospodarczy, rolniczy i terytorialny i ochotnicze, dobrowolne organizacje społeczne. Ich celem musi być skoordynowanie wysiłków i wola zdecydowana realizacji tego celu; tu nie schematyczne rozwiązanie przyniesie ulgę. Nie w tym leży zagadnienie, czy przyjdzie ustawa czy rozporządzenie, że samorząd terytorialny ma wszystkie swoje środki, przeznaczone na rolnictwo, oddać izbie rolniczej, nie w tym leży zagadnienie, bo właśnie doświadczenie wskazuje, że często grupa ludzka, związana bezpośrednio z swoimi warsztatami i terenem działania, rozwiązuje swoje zagadnienia gospodarcze inaczej aniżeli daleko idące plany i dyspozycje wielkich ciał gospodarczych. Inicjatywa jednostki, inicjatywa zespołu jest dla nas najważniejsza, bo ona stanowi o zdecydowanej woli i poczuciu odpowiedzialności za realizację celu, które sobie stawiamy. Toteż wychowanie tej jednostki w zespole ma dla nas tak wielką wagę. Stąd też tak wielką wagę mają organizacje rolnicze młodzieżowe męskie i kobiece. Są to te szkoły wychowawcze, które prowadzą prace nie tylko oświatowe, ale i wychowawcze, szkoły charakterów, wychowujące jednostki do działania poprzez zespół na rzecz całości Państwa.</u>
<u xml:id="u-16.6" who="#SMalski">Szczególnie ważną dla nas jest spółdzielczość, bo tu wchodzi w grę nie tylko materia, ale i duch ludzki, jego umysł, ale i programowe rozwiązanie zagadnienia związania materii z człowiekiem i kształcenie człowieka w tym kierunku, żeby miał na celu nie tylko zysk osobisty, ale i społeczny. Spółdzielczość ma wszystkie dane na to, żeby stała się rozwiązaniem programu naszej gospodarki społeczno-rolniczej. Nieraz myślę o tym, że gdyby Państwo zamiast inwestować przemysł łódzki i dawać mu pomoc i kredyt, włożyło odpowiednie sumy w zdrowy rozwój spółdzielczości czy samorządu, to napewno rolnictwo miałoby szanse o wiele szybszego rozwoju, niż ma dzisiaj. Dzisiaj to musimy odrabiać i musimy starać się rozwiązywać planowo wszystkie zagadnienia z tym związane.</u>
<u xml:id="u-16.7" who="#SMalski">Modne jest dzisiaj podkreślanie, że ze względu na obronność Państwa parcelacja i likwidacja większej własności nie może być dokonana. Zapewne nie może być nic robione raptownie bez pewnego planu, z którym jest związane. Jeśli chodzi o obronę Państwa, to przypuszczam, że nie tylko ważne jest to, ile na rynek wyrzuca zboża większa własność i jakie są zdolności możliwego zaspokojenia potrzeb obrony przez większą własność, ale też równocześnie i ciągłość produkcji. Jeżeli chodzi o ten element ze względu na obronę, największą właśnie ciągłość produkcji gwarantuje drobna własność, o tym przekonała i wielka wojna i również wojny dawniejsze. Jestem pewny, że czynniki odpowiedzialne za obronę wszystkie elementy wzięły pod uwagę, jeżeli chodzi o zapewnienie możliwości wyżywienia w czasie pokoju i w czasie wojny. Zagadnienie sprowadza się do racjonalnego rozłożenia spichlerzy, które dają zdolność chwytania tego zboża wtedy, kiedy jest potrzebne i w czasie wojny i w czasie pokoju. Sądzę, że cała sieć spichlerzy, rozmieszczona w odpowiednich miejscach, i organizacja handlowa dostatecznie gwarantują możliwość zmobilizowania środków żywności, nawet jeżeli chodzi o najgorsze wypadki w przyszłości.</u>
<u xml:id="u-16.8" who="#SMalski">Gorzej się przedstawia pod tym względem zagadnienie hodowlane. Tutaj przyznać muszę, że drobne rolnictwo nie jest zachwycone ani spekulacją cen, jaka się odbywa, ani też postępowaniem naszego hurtu zboża, o ile on nie jest w rękach spółdzielni. Naprzykład mamy różnicę, że w Grójcu cena zboża wynosi 17 zł, a w tym samym dniu w Warszawie 24 zł, ale mamy i inne przykłady, które Panowie znają. Rzeczywiście idzie wielka spekulacja, którą muszą uciąć nie władze administracyjne ani Ministerstwo Rolnictwa, ale musi być ona przecięta przez nas samych, przez nasze organizacje handlu zbożem. Ten pierwszy, podstawowy obowiązek, który przed nami stoi, to jest wzięcie tej rzeczy w swe ręce. Niedopuszczalne są te stosunki, jakie dziś istnieją, gdzie do ceny naszego produktu z gospodarstwa konsument musi dodać przynajmniej pół ceny tej wartości, którą my otrzymujemy, żeby dostać ten produkt w swoje ręce. To zagadnienie dziś zarówno przez p. Ministra Rolnictwa, jak i przez nasze rolnictwo jest na tyle doceniane, że coraz bardziej widać na terenie całego kraju naszego skoordynowaną akcję i czynników państwowych, i samorządu rolniczego, i dobrowolnych organizacyj rolniczych rozwiązywania tego zagadnienia przez swe własne siły i swą własną inicjatywę. Brak nam kapitałów. Zapewne, że tutaj nie przyjdą do nas kapitały obce — i nie chcemy ich widzieć — nie przyjdą do nas jakieś wielkie kredyty inwestycyjne, bo ich brak, ale natomiast może przyjść i powinno przyjść przez udział chociażby najdrobniejszy każdego drobnego czy większego rolnika w swych własnych instytucjach kredytowych czy gospodarczych osiągnięcie tego, co gdzie indziej załatwia się wielką sumą kapitału, uzyskiwanego z tego czy innego banku, tego czy innego źródła państwowego.</u>
<u xml:id="u-16.9" who="#SMalski">Tutaj skoordynowanie wysiłków działalności Ministerstwa Rolnictwa z innymi resortami gospodarczymi, a w szczególności z bankami państwowymi, wybija się jako istotna konieczność, którą muszą te wszystkie dziedziny, wszystkie agendy jednakowo rozwiązać. Jest niedopuszczalne, aby te wszystkie przykłady nieskoordynowanej już akcji, którą się załatwia przez Bank Rolny czy inne instytucje kredytowe, dawały ten skutek, że inaczej ta akcja wygląda w parcelacji Banku Rolnego a inaczej w parcelacji rządowej. To wszystko są przykłady, że stoi przed nami obowiązek wielkiego dokładnego skoordynowania wysiłków i znalezienia wszystkich środków technicznych, które pozwolą nam maszerować naprzód.</u>
<u xml:id="u-16.10" who="#SMalski">Trzeba zacząć od nauki. Umysł ludzki jest stworzony do tego, żeby rozwiązywał najgorsze nawet sytuacje i dawał nawet w najcięższych przypadkach takie wynalazki, które by pozwoliły iść wyżej i lepiej. Nauka rolnicza nie tylko ta najwyższa, ale szkoły średnie, licea rolnicze, spółdzielcze, nawet szkoły powszechne, wszystkie muszą w swym programie agrarnym mieć tę dziedzinę przed oczami i muszą ją rozwiązywać, muszą od małego dziecka wiejskiego dawać elementy, które pozwolą na rozwiązywanie przez wyższe szczeble nauki tych zagadnień. Muszą dać nam to, że nauka rolnicza w Polsce będzie świeciła przykładem, będzie dawała nam największe możliwości do rozwiązania, do lotu naszych skrzydeł w dziedzinie naszych możliwości gospodarczych. Równocześnie z tym musi iść wychowanie, ale znów nie może się ono zasadzać na bierności, na pozostawaniu w negacji, w destrukcji, tylko w czynnym zespoleniu największych wysiłków wszystkich czynnych elementów rolnictwa, żeby wykształcić własny charakter człowieka nie wyczekującego aż spadnie manna z nieba od Rządu czy od banku, żeby nie czekać, że za tym czy innym pociągnięciem politycznym zjawi się dobrobyt w kraju, ale wytworzyć czynną postawę, którą w codziennym życiu daje umiejętność i możność spełniania swych obowiązków, nawet najtrudniejszych, począwszy od czystości w chacie czy na podwórku aż do działalności na swym warsztacie pracy, aż do powiązania tego warsztatu z całością gospodarki państwowej i z całością narodu i Państwa.</u>
<u xml:id="u-16.11" who="#SMalski">Chciałbym tylko, aby w tych naszych dziedzinach, które mamy do przepracowania, panowała ta zdecydowana wola, że gdy się stawia zagadnienie przebudowy ustroju rolnego, to wszystkie czynniki powinny znaleźć raczej to, co pomaga do przeprowadzenia tej przebudowy ustroju rolnego, pojętej jak najszerzej. To znaczy, że nie chodzi tu tylko o warsztat rolny, nie chodzi tylko o wymianę produktów — jak wspomniałem — ale chodzi równocześnie o tego człowieka, związanego z ziemią, siedzącego na niej, dla którego jest to treścią całego jego życia. Zapewne, w argumentacjach naszych będziemy się często różnili, zapewne będzie p. s. Chrzanowski twierdził w dalszym ciągu, że w imię zasług całego ziemiaństwa należało by mu te warsztaty zostawić; zapewne, że będą i tacy, którzy będą mówili, że w imię zachowania produkcji rolnej należy te warsztaty zostawić; i zapewne będą i tacy, którzy będą mówić: nie mamy ziemi, a emigrować nie chcemy, chcemy tu pracować, chcemy żyć na tej ziemi w tym Państwie — i którym trzeba to zagadnienie załatwić. I tu znalezienie wyjścia może nastąpić nie poprzez pragnienie tego czy innego, ale w imię interesu naczelnego, obrony Państwa i wciągnięcia wszystkich elementów materialnych i duchowych do tego, żeby mogły spełniać czynnie i twórczo tę rolę.</u>
<u xml:id="u-16.12" who="#SMalski">Spośród zagadnień drobniejszych, które poruszę, muszę niestety, chociaż nie jestem zwolennikiem składania rezolucyj, przedstawić Wysokiej Izbie rezolucję w pewnej nabrzmiałej sprawie, mianowicie w sprawie osadnictwa na Chełmszczyźnie, szczególnie na tak zwanych „popówkach”. Zdaję sobie sprawę, że spośród panów senatorów wielu zna tę sprawę z poprzednich sesyj. Zagadnienie polega na tym, że w 1919–1920 r. na opuszczonych ziemiach dawnego kościoła prawosławnego na Chełmszczyźnie Rząd osadził gospodarzy rolnych, którym jednak nie mógł wydać tytułów własności, nie może też obecnie uregulować owych tytułów, albowiem pretensje do tych ziem dawnego kościoła unickiego zgłosił Kościół katolicki. Niezakończenie tej sprawy, niewydanie tych tytułów własności wprowadza kolosalny ferment nie tylko gospodarczy, ale psychiczny wśród tych ludzi. Tam wszelka agitacja ma szczególnie łatwy dostęp i osadnicy mówią, że ich sytuacja jest beznadziejna, bo grozi im to, że będą mogli być wyrugowani z tej ziemi. Stanowisko p. Ministra jest do tej pory zdecydowanie w tym kierunku nastawione, żeby to pozytywnie rozwiązać. Niestety nie tylko Minister Rolnictwa jest odpowiedzialny, w grę wchodzą tutaj przedstawiciele kościoła katolickiego — komitet biskupi — Ministerstwo Wyznań Religijnych itd. Jednak sprawa ta wymaga przyśpieszenia. W związku z tym przedkładam Wysokiej Izbie następującą rezolucję z uzasadnieniem:</u>
<u xml:id="u-16.13" who="#SMalski">W latach 1919–1923 Państwo Polskie rozpoczęło parcelację ziem pocerkiewnych, położonych na terenie byłej Chełmszczyzny, t. zw. „popówek”. W wyniku rozpoczętej parcelacji osadzono około 2.000 osadników, z większością których zawarto umowy przyrzeczenia sprzedaży, z częścią zaś umowy dzierżawne. Do ziem tych zgłosił pretensję Kościół katolicki jako do byłej własności byłego kościoła unickiego. Ponieważ niezakończenie ostateczne rozpoczętej parcelacji w ciągu kilkunastu lat stawia osadników w sytuacji niesłychanie trudnej, stwarza warunki dla wszelkiej agitacji, wobec tego sprawa staje się niezwykle paląca, gdyż dalsze utrzymywanie obecnego stanu grozić może poważnymi konsekwencjami. Z tych względów domaganie się jak najszybszego załatwienia sytuacji prawnej osadników na „popówkach” należy uznać za najzupełniej uzasadnione, wnoszę więc następującą rezolucję i proszę Wysoką Izbę o jej uchwalenie:</u>
<u xml:id="u-16.14" who="#SMalski">„Senat wzywa Rząd do szybkiego uregulowania sytuacji prawnej użytkowników „popówek”, w kierunku nadania im tytułów własności.</u>
<u xml:id="u-16.15" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-17">
<u xml:id="u-17.0" who="#WicemarszałekMakowski">Głos ma s. Dzieduszycki.</u>
</div>
<div xml:id="div-18">
<u xml:id="u-18.0" who="#SDzieduszycki">Wysoka Izbo! Będę się zajmował tylko problemami i będę tylko atakował problemy, a nigdy żadnych zapatrywań ani żadnych osób. Nauczyłem się tego dość dawno. Mianowicie gdy przybyłem tu, biorąc udział w ruchu niepodległościowym, musiałem się zapisać wtedy, ażeby mieć także jakieś zewnętrzne zajęcie, na filozofię. Byłem obecny, gdy raz wygłosił zresztą bardzo uczony słuchacz referat o sylogizmach — rzecz, która nikogo nie mogła roznamiętnić. Na drugi dzień koreferentka referat ten, przynajmniej dla mnie bardzo imponujący — może on nawet nie był taki dobry — skrytykowała tak zjadliwie i tak zniszczyła referenta tych sylogizmów, że od tego czasu mam pewnego rodzaju lęk przemawiając w jakiejkolwiek sprawie, aby nikt nie przypuszczał, że ja myślę atakować jakiekolwiek zapatrywania albo jakiekolwiek osoby.</u>
<u xml:id="u-18.1" who="#SDzieduszycki">Jeśli dziś zajmę się trochę i reformą rolną, to tylko ubocznie, dlatego że wszyscy pp. przedmówcy już ten temat poruszyli w sposób bardzo poważny i bardzo wyczerpujący. Nasuwa się przy tym naturalnie problem własności i także problemy inne, które poruszę.</u>
<u xml:id="u-18.2" who="#SDzieduszycki">Problem własności. Oczywiście jest tu pewnego rodzaju problem pozbawienia własności pewnych właścicieli. Nasuwa się pytanie, dlaczego to pozbawienie własności ma się tyczyć tylko majątków ziemskich. Majątek ziemski zarówno małorolny, jak i wielkorolny nie stanowią nic godnego pożądania. Życie rolnika po wojnie do dziś dnia — i to zdaje się w całej Europie — było życiem nieszczęśliwego człowieka. Zarówno małorolny jak i wielkorolny rolnik był przykuty do swojej roli jak na łańcuchu i człowiek ten nie miał dochodu ze swojej roli. A zatem ziemia ta nie stanowi nic tak pożądania godnego, jakby się to wydawało z niektórych mów, nie tutaj w Senacie, gdzie siedzą rolnicy i gdzie panowie senatorowie z olimpijskim spokojem na tę sprawę się zapatrują, ale z przemówień innych osób i na innych zebraniach.</u>
<u xml:id="u-18.3" who="#SDzieduszycki">Odnośnie do produkcji sprawa może nie jest zupełnie dobrze naświetlona, tak co do majątków większych, jak i włościańskich. Zacytuję tu zresztą bardzo ciekawą pracę, która mi przypadkowo wpadła w rękę, Balloda „Der Zukunftstaat”, jest to socjalista niemiecki, który rozwiązał problem nic tylko posiadania ziemi, ale w ogóle wszelkiego posiadania, w sposób socjalistyczny. Jest on zwolennikiem socjalizmu państwowego. Praca jego jednak jest tak poważna i tak głęboko wnika we wszystkie problemy, że rzeczywiście jest imponująca. Powrócę do tej pracy później w czasie mego przemówienia, chcę tylko tutaj przytoczyć, że Ballod wychodzi z założenia, że tylko wielkie warsztaty pracy mogą produkować planowo. Ja nie jestem tego samego zdania i przytaczam moje zdanie jako najmniej miarodajne. Ballod wychodzi z założenia, że tylko obszary większe i to żąda 500 ha obszaru, w czym 400 ha roli i 100 ha łąk. Odnośnie do produkcji mamy również bardzo poważną pracę naszego uczonego dra Józefa Somdla o gospodarstwach włościańskich, tytułu nie pamiętam dokładnie, bo nie mam tej pracy tu w Warszawie, jednak to dzieło oparte jest na całej literaturze o gospodarstwach włościańskich, i to zarówno rosyjskiej, która jest bardzo dokładna, jak niemieckiej i polskiej. Obie te prace, prof. Balloda i prof. Sondla, (tego ostatniego mniej) wychodzą z założenia, że dzisiaj na ogół w majątkach większych produkcja jest większa. Mnie się zdaje, że jest to spór zupełnie niewłaściwy. Są pewne produkty, które tylko w gospodarstwach wielkich mogą być skutecznie i dobrze produkowane, są zaś płody, które są właściwością mniejszych gospodarstw, np. w hodowli. Hodowla bekonów jest właściwie rzeczą gospodarstw włościańskich, hodowla wysokomlecznych krów, jeśli chodzi o przeciętną wielką produkcję, jest sprawą gospodarstw wielkich. Natomiast jeżeli będziemy chcieli hodować wzorowe krowy, mające jakąś niesłychanie dużą mleczność, to łatwiej to przyjdzie wysoko-stojącemu gospodarstwu włościańskiemu, gdzie sam gospodarz koło tej krowy chodzi. Jest mnóstwo działów, które wyłącznie powinny należeć do ludzi, i to zarówno w większej, jak i w małej własności, którzy nie tylko się rozumieją na tym, ale mają do tego zamiłowanie specjalne, np. hodowla konia szlachetnego. Żyję w powiecie, w którym włościanie i ziemianie mają wielkie zamiłowanie do hodowli konia; są to przeważne zawołani hodowcy koni. I ci małorolni w warunkach bardzo trudnych wyhodowują zazwyczaj bardzo dobre konie. Na ogół wysoka produkcja — konie wyścigowe i te wyższe remonty — będzie normalnie przypadała gospodarstwom większym, bo potrzeba do tego pastwisk i innych rzeczy, którymi włościanie nie dysponują, ale i ta sprawa jest do rozwiązania w pewnych warunkach.</u>
<u xml:id="u-18.4" who="#SDzieduszycki">Odnośnie prawa własności w Polsce chcę podnieść rzecz, która mnie ostatnio uderzyła. Powodem do tego był wykład wielkiego znawcy prawa agrarnego. Jeżeli nie podaję nazwiska, to dlatego, że nomina in Polonia sunt odiosissima poprostu, ale jeśli mnie kto zapyta, powiem mu prywatnie. Podczas tego wykładu wspomniał on o tym, że jeden mnich z XVI stulecia wyraził się o prawie własności u słowian jako o ius slavacum, że słowianie nie mają wyraźnego poczucia prawa własności co do roli i wzajemnie się, jeśli chodzi o ziemię, wywłaszczają. Mnie się wyda je, że to prawo własności w odniesieniu do roli i to zarówno przy gospodarstwach włościańskich, jak i ziemiańskich jest zupełnie płynne. Nie będę tego określał prawnie, choć sam jestem doktorem praw, gdyż jest to problem trudny, ale na podstawie tego przykładu przedstawię, jak to wygląda. Pewien ziemianin o dość licznej rodzinie miał okazję sprzedać za dość wielką cenę swój majątek rodzinny. Sprzedaż ta uwalniała go od wszystkich trosk, nie tylko związanych z reformą rolną, bo to są stosunkowo troski na roli jeszcze nie największe, ale dużo większymi troskami są inne ograniczenia prawne; otóż to uwalniało go od wszelkich trosk i dawało mu pełną wartość nie obecną, ale prawie że przedwojenną jego majątku. Ludzie ci, którzy nie mają na życie w dzisiejszych warunkach, jednogłośnie postanowili, że majątku nie sprzedadzą. A gdy ktoś ich zapyta czy właściwie tabakiera jest dla nosa, czy nos dla tabakiery, to powiedział właściciel: ja nie wiem, czy ja jestem nosem, mam wrażenie, że jestem tabakierą, a mój majątek jest nosem. Wypływa tu jak gdyby personalne prawo majątku, do utrzymania się nie tylko dla społeczeństwa dzisiejszego, ale dla społeczeństwa całego, które było i które będzie. To samo uczucie przywiązania do roli mają ci starzy chłopi, którzy od wieków siedzą na tej samej roli i którzy są taką samą arystokracją, jak ziemiaństwo — naturalnie, prawdziwe ziemiaństwo — bo mogą wskazać na przodków, którzy paręset lat temu siedzieli na tym samym kawałku ziemi. Ci także tej ziemi nie chcą się wyzbyć. Oni oczywiście w chwili, kiedy reforma agrarna dałaby im za darmo ziemię, tę ziemię przyjęliby, i nie ma nic w tym dziwnego, tak samo jak nie ma wątpliwości, że gdyby jakiemuś ziemianinowi ofiarowano majątek jego sąsiada za darmo, to z pewnością on by ten majątek przyjął. Zresztą rolnictwo zarówno wielkie jak i małe miało najmniejszy wpływ na kształtowanie się reformy agrarnej i śmiem twierdzić, że p. Minister Rolnictwa obecny, aczkolwiek i poprzednio był już Ministrem, nie miał decydującego wpływu na kształtowanie się naszej reformy agrarnej. Nie wiem właściwie, kto winę za to ponosi, może całe społeczeństwo razem ze wszystkimi rolnikami i Wielkimi i małymi. Panowie przedmówcy problem ten tak już dokładnie naświetlili, że nie potrzebuję w tej sprawie dodawać żadnego słowa. Mogę się jeszcze powołać na bardzo poważną rezolucję rolników z wyższym wykształceniem, którzy podkreślają, że jest to sprawa ekonomiczna, a nie polityczna, co pokrywa się mniej więcej z tym wszystkim, co panowie przedmówcy o tej sprawie powiedzieli.</u>
<u xml:id="u-18.5" who="#SDzieduszycki">Przechodzę do kwestii ważniejszej, do kwestii organizacji rolnictwa, która nas, rolników, dotyczy. Na ogół do rolnictwa stosowany jest — do tego tematu jeszcze krótko przy końcu powrócę — system totalny, podczas kiedy wszyscy inni dla siebie żądają liberalizmu. Totalizmem jest reforma rolna, totalizmem częściowym jest przedłożona dziś ustawa o ograniczeniu podzielności niektórych gospodarstw włościańskich. To jest zupełnie słuszne, proszę Panów, bo te warsztaty rolne włościan muszą być chronione przed dalszym podziałem. Ale zdaje mi się, że mamy prawo my, rolnicy, aby nie tylko stosowano do nas złe strony totalizmu, ale aby stosowano do nas także dobre strony ustroju totalnego, te, które nam dają organizację i siłę. Kto chce właściwie organizować rolnictwo? I wszyscy i nikt. Rolnicy sami są przywiązani do swoich warsztatów i nie mogą ciągle — a w Polsce odbywa się wszystko na zjazdach z przydługimi mowami — poświęcać temu zagadnieniu tyle czasu, ile na to potrzeba. Wszystkie zaś usiłowania rolników dotychczas spełzły na niczym. Przypomnę w tym względzie, że w swoim czasie — w r. 1935 — rolnicy Małopolski wschodniej przedłożyli plan organizacji rolnictwa. Nie będę wchodził w szczegóły tego planu, który leży zresztą we wszystkich ministerstwach i znajduje się również w Ministerstwie Rolnictwa. Planem tym, w którym kulminowało stworzenie ogólno-państwowego towarzystwa rolniczego, niektórzy wysocy wojskowi bardzo się zachwycali twierdząc, że rozwiązuje on sprawę zupełnie. Przytaczam to dlatego, że chociaż autorzy tego planu absolutnie nie znali pracy Balloda, rozwiązują problem identycznie jak ten wybitny socjalista projektując ogólno-państwowe towarzystwo rolnicze. Projekt ten zajmował się także cenami rolniczymi, może jednak w sposób bardzo radykalny i rolnicy mieliby może dużo przeciwko temu. Zresztą projekt ten był tylko projektem i chodzi w nim nie o takie czy inne załatwienie problemów rolniczych, które nas w Polsce interesują, bo oczywiście to musi być zrobione za zgodą przynajmniej wszystkich rolników i innych czynników w Państwie, ale o zorganizowanie nareszcie rolnictwa i o ruszenie go z martwego punktu. Rolnictwo bowiem dzisiaj ma różne związki rolnicze, ma różne stowarzyszenia, ale ogólnej organizacji rolnictwa nie ma w Polsce. A właśnie taka ogólna organizacja rolnictwa, która by załatwiała te sprawy w sposób totalistyczny, byłaby tym totalizmem rolniczym, zdaje mi się, jak najlepszym.</u>
<u xml:id="u-18.6" who="#SDzieduszycki">Muszę jeszcze wspomnieć, że nam zostało to w 1935 r. przedłożone, podczas gdy problem ten u naszych zachodnich sąsiadów w podobny sposób został rozwiązany, ale nieco później. Są rolnicy, którzy stamtąd wrócili niedawno. Stwierdzają oni, że produkcja, mimo różnych złośliwych uwag, które czytamy u nas w dziennikach, została tam rozwiązana w sposób rozumny i stanowczy.</u>
<u xml:id="u-18.7" who="#SDzieduszycki">Poruszana tutaj przez s. Malskiego i przez s. Kleszczyńskiego sprawa cen jest rzeczą rzeczywiście niesłychaną. Mam tu notowania z dnia 4 marca. Są to ceny ze Lwowa. Pszenica stała tam wtedy po 29 zł, zaś mąka pierwsza kosztowała 45,25 zł, a razowa 31.25 zł. Przypuszczając nawet, że ze stu kilo pszenicy nabytej do bułek użyto tylko 50 kilo, a sam mam młyn i wiem, że można z 60 procentowej mąki wypiec bardzo dobre bułki, ale przypuśćmy, że dla zadowolenia smaku ludzi mieszkających w miastach robi się to nawet z 50 procentowej mąki, i przyjmijmy nawet tę ogromną rozpiętość ceny mąki pierwszej do ceny pszenicy, to w takim razie tych 50 kilo mąki pszennej kosztowałoby zł 22,63, a 100 deka mąki kosztowałoby 34 gr; ponieważ przy wypieku o 1/3 powiększa się ciężar bułki, to jedna bułka według tego mojego obliczenia kosztowałaby półtora grosza. Obliczenia te robiłem rok temu, gdy cena wynosiła mniejwięcej 16–17 zł. Wtedy koszt efektywny bułki wynosiłby 0,9 gr. Doliczyłem już do tego ubytek przy rozsypywaniu mąki, podatek, i to jest rzeczą niesłychaną, ażeby konsument miejski płacił za bułkę 4 gr.</u>
<u xml:id="u-18.8" who="#komentarz">(Głosy: 5 gr.)</u>
<u xml:id="u-18.9" who="#SDzieduszycki">P. s. Malski wspominał, że to sami powinniśmy wziąć w ręce. Zupełnie słusznie. W tym wypadku zachodzi wina nie tylko rolników, ale wszystkich konsumentów. To jest nieudolność, ażeby problem ten tak był załatwiany, że producent bierze cenę niską, a konsument płaci cenę za produkt ogromnie wysoką, a gorzej jeszcze, że na tę marżę ogromnej rozpiętości cen wypada 10 pośredników, z których każdy bardzo mało zarabia. To jest rzecz, którą należało by absolutnie załatwić i twierdzę, jak p. s. Malski powiedział, że najlepiej zrobiliby to rolnicy, rolnicy zorganizowani. Plan, o którym wspomniałem, przewiduje organizacje handlowe, które by ujęły to w ręce w sposób sprawiedliwy i tylko z zyskiem normalnym się liczyły, a nie z zyskiem nadmiernym.</u>
<u xml:id="u-18.10" who="#SDzieduszycki">Przy tej sposobności niech mi wolno będzie wspomnieć o organizacji p. płk. Koca. P. płk. Koc, człowiek ciężko ranny w wojnie o niepodległość, człowiek wielkiego spokoju i wielkiej siły ogłosił deklarację, na którą jednak bardzo dziwnie się zapatrywano — wydaje mi się, że przeważnie mylnie. Słuszne są spokojne i zdecydowane akcesy takich organizacji, jak związek oficerów rezerwy, jak związki solidarystyczne, jak to my uczyniliśmy. Natomiast jesteśmy także świadkami pewnego biegu maratońskiego pochlebców do zgłaszania się jako udziałowcy tej nowej organizacji. W organizacji tej mamy rzeczy stare, o których mówiono, że 2 a 2 jest 4. Z wielkim spokojem i z pewnego rodzaju — wyczuwam to sam, choć nie mógłbym tego udowodnić — smutkiem mówi ta deklaracja o tych rzeczach, które są zrozumiałe same przez się. Ale, niestety, dziś w świecie, w świecie takim, w którym dzieją się rzeczy, jakich nikt by nie przypuszczał, że wspomnę tylko, jak mogło dojść u naszego wschodniego sąsiada do takich rzeczy horendalnych, których nikt nie mógłby przewidzieć, a jeśliby ktoś je przewidział, uważanoby go za wariata — że chłop został przez państwo z roli wyrzucony; to przecież rzecz horendalna, nigdy nie byłaby do pomyślenia, do pomyślenia jest tylko w naszym wieku, w wieku wszelkich nieprawdopodobieństw — otóż w wieku takich nieprawdopodobieństw trzeba zawsze powtarzać, że 2 a 2 jest 4. Ale tam są i nowe rzeczy. Mówię o tej deklaracji dlatego, bo chcę się jako rolnik do niej ustosunkować. W tej deklaracji są jednak rzeczy nowe i rzeczy niezależnie pierwszy raz powiedziane i powiedziane bardzo silnie. I bardzo słusznie, że one są powiedziane. Jest powiedziane przede wszystkim, że niezależnie od naszych dążeń musimy mieć spokój, albowiem znamy z historii obecnej wypadek, gdzie kraj oblany dokoła morzem stał się poligonem ostrego strzelania i wypróbowania wszystkich na; nowszych środków zniszczenia.</u>
<u xml:id="u-18.11" who="#SDzieduszycki">Ale deklaracja wnosi jeszcze jedną rzecz bardzo nową i bardzo radykalną, która została zupełnie pominięta w rozważaniach — wnosi zasadę solidaryzmu. Zasada solidaryzmu była różnie używana i nadużywana, ale właściwie, wiem to z własnego doświadczenia, gdy żądałem od pewnego, bardzo czcigodnego zresztą, pana, żeby się z tą sprawą zaznajomił, odpowiedział mi, że książki o 220 stronach dziś czytać nie można. Zasada solidaryzmu nie jest nowa. Znam tę zasadę dlatego, że jestem członkiem Związku Solidarystów we Lwowie. Nie będę tu zabierał głosu w sprawie, w której mogą ludzie kompetentniejsi, ludzie nauki głos zabierać. Powiem jedno, że dla mnie zasadą solidaryzmu jest tworzenie nowych wartości bez granic. To jest zasada solidaryzmu, albowiem mamy dużo tego biednego kapitału nawet w Polsce i w każdym państwie na świecie jest tyle rąk roboczych, aby tworzyć ciągle nowe wartości. Solidaryzm wprawdzie wychodzi z założenia i uznaje prawo własności, ale narzuca ograniczenia prawu własności i żąda, aby dobrami nowymi byli uwłaszczeni przede wszystkim ludzie najbiedniejsi, żeby wogóle pojęcie człowieka biednego z tego świata wyniszczyć. Stwierdził to samo Ballod na podstawie swej pracy czysto socjalistycznej, robi tylko jeden błąd, mianowicie przypuszcza, że ludzie są uczciwi. Otóż solidaryzm uznając zasadę własności żąda uwłaszczenia warstw najbiedniejszych, a chce to przeprowadzić, oczywiście, siłą, siłą wszystkich swoich wyznawców. Było by to prawem obowiązującym, od którego nikt się nie może uchylić. Solidaryści lwowscy w pracy swej czysto ideowej i bezpłodnej wówczas, stanęli wobec problemu podziału wpływów w społeczeństwie. Wpływ ten musi być w systemie totalnym najzupełniej podzielony. Otóż wtedy, pomimo, że rolnicy byli w tym gronie, zdrowy pogląd zwyciężył, że wpływ społeczeństwa musi być podzielony w 1/3 — choć rolnicy stanowią 70% ludności — rolnictwo w 1/3 przemysł i handel i w 1/3 inteligencja wraz z innymi zawodami pracowniczymi.</u>
<u xml:id="u-18.12" who="#SDzieduszycki">Jeszcze chcę, albowiem czas mego przemówienia się kończy, omówić krótko dwa zagadnienia, które znam z własnego doświadczenia. Sprawa weterynarzy na wsi i opieki lekarskiej nad zwierzętami jest w stanie równie opłakanym, jak problem zdrowotności ludzkiej. O problemie zdrowotności ludzkiej mówiono tutaj z tej trybuny. A problem opieki lekarskiej nad zwierzętami jest w stanie tak rozpaczliwym, że pod tym względem należało by rzeczywiście coś decydującego zrobić. Nie odwołuję się w tym wypadku do władz, jak to czasami przedmówcy moi czynili, nie jestem zwolennikiem tego, żeby wszystko władza miała robić, żeby władza miała być tym opiekunem i nauczycielem, który zawsze to społeczeństwo, często nadzwyczaj rozgrymaszone, prowadzi za rękę. Społeczeństwo musi samo to zrobić, a Rząd i Ministerstwo Rolnictwa winno się tylko tym zaopiekować i umożliwić tę pracę. Rozmawiałem o tym z jednym lekarzem weterynarii, który mówił mi o możliwości stworzenia ambulatorium weterynaryjnego na wsi tak, żeby ten weterynarz objeżdżał po wsiach i żeby opłaty były jak najmniejsze, począwszy od 50 groszy. Takie ambulatoria weterynaryjne byłyby lepsze niż wykłady, bo sprowadzanie włościan rolników do miasta powiatowego po 20 kilometrów na wykłady weterynaryjne, to jest jednak, proszę Panów, nie do wytrzymania dla rolnika. Łatwiej i bardziej praktycznie uczyłby się na konkretnym wypadku, a rolnik musi się dużo nauczyć — wspomnę choćby taką rzecz, która przez większość rolników nie jest znana, może jest znana tylko na zachodzie, gdzie jest wyższa kultura hodowlana. Mianowicie na wiosnę przy wypędzaniu bydła na pastwiska bardzo często zdarza się, że bydło pada jak rażone piorunem i niektórym zdaje się, że ginie ono na jakąś złośliwą zaraźliwą chorobę, gdy tymczasem jest to tylko zatrucie chlorofilem, gdyż nie wolno na wiosnę pierwszy raz paść bydła od rana do wieczora na pastwisku, tylko bydło musi być wypędzane na godzinę, dwie lub trzy, musi dostawać sól itd. W ten sposób tracimy na wiosnę czasami ogromne ilości bydła.</u>
<u xml:id="u-18.13" who="#SDzieduszycki">Druga sprawa — postulat rolnictwa — nieprawdą jest, żeby rolnictwo było nieopłacalne. Nie, ja mogę w niektórych gałęziach i to buchalteryjnie dowieść bardzo poważnych dochodów rolnictwa, Rolnictwo jest zupełnie opłacalne. I jest to zasługą obecnego Ministra Rolnictwa, który był zwycięskim wodzem w tej walce, a zawsze jak wódz zwycięża, to jego wina czy zasługa, że ceny bydła uratowały niejednego rolnika. Twierdzę, że gdyby tak wielki jak i mały rolnik miał kredyt na opasach czysto handlowy, to znaczy gdyby był zabezpieczony na bydle, bo rolnik tak mało widzi pieniędzy, że jak dostanie, nie lubi tych pieniędzy oddać, że gdybyśmy to przeprowadzili w całym Państwie, twierdzę może z przesadą, ale twierdzę, że moglibyśmy w krótkim czasie oddłużyć rolnictwo dlatego, że dochody przy bydle dochodzą przy opasach czasami do 3% miesięcznie. U mnie był taki wypadek: dostałem przypadkowo, bo dziś rolnikowi nikt pieniędzy nie pożyczy, 5.000 zł na 4 miesiące, z czego miałem czystego dochodu powyżej 400 zł, coś 463 czystego dochodu za 4 miesiące, a oprócz tego sprzedałem, policzywszy sobie po 2 zł, sześć wagonów kartofli, które potem sprzedawałem na wiosnę po 2.50 zł. Mogą Panowie wyliczyć, że jest to zysk pokaźny i ten zysk może osiągnąć każdy rolnik, bez względu na to, czy jest małym rolnikiem, czy dużym.</u>
<u xml:id="u-18.14" who="#komentarz">(Głos: Ale 3% miesięcznie to jest lichwa.)</u>
<u xml:id="u-18.15" who="#SDzieduszycki">Tak jest przy koniunkturze, oczywiście sprawa czasami wygląda gorzej, ale obecnie tak wygląda prawie zawsze.</u>
<u xml:id="u-18.16" who="#SDzieduszycki">Wreszcie parę słów muszę poświęcić temu poruszanemu przez Panów totalizmowi i liberalizmowi. Mnie się zdaje — ale to mi się rzeczywiście tylko wydaje i nie myślę ludziom miarodajnym w tym względzie narzucać swego zdania — że to jest walka trochę przestarzała. Mianowicie, czytałem pracę p. Feliksa Młynarskiego, „Człowiek w dziejach”, w której wychodzi on z zupełnie liberalistycznego punktu widzenia, tak że ja będąc totalistą, co Panowie mieli sposobność stwierdzić, z początku na marginesie robiłem uwagi przeciwko autorowi, przy końcu książki jednak doszedłem do przekonania, że jego żądania pokrywają się zupełnie z naszymi. Dzisiaj liberaliści nie różnią się od totalistóiw, nie chcą zupełnie prawa i anarchii kapitału i złota, dzisiaj totaliści i liberaliści, ci nowożytni, chcą uregulowania takiego stosunków, w którym by było pewne prawo indywidualne i tu, zdaje mi się, zgadzamy się pod tym względem wszyscy. Nie będę dłużej o tym mówił, albowiem czas mego przemówienia się kończy. Chcę odpowiedzieć p. s. Pawlikowskiemu na niektóre jego uwagi.</u>
<u xml:id="u-18.17" who="#SDzieduszycki">Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że współpraca p. s. Pawlikowskiego i jego kolegów z nami jest dodatnia i że my na terenie Izby Rolniczej Lwowskiej może w małym zakresie, ale stanowczo powtórzyliśmy Unię Lubelską, że my możemy dziś na współpracę Panów tak samo liczyć, jak Panowie liczycie na współpracę z nami. Byłoby to może przywiązywaniem wagi do drobnostek, gdybym podniósł z uznaniem, że Izba Rolnicza we Lwowie przyznała Wam prawo przemawiania w waszym rodowitym języku. Wniosek ten przeszedł wszystkimi głosami wszystkich Polaków i wszystkich Rusinów, a jak Wy mówicie Ukraińców. Jednak, Panie Senatorze, w sprawie tego rysu historycznego nie zgadzam się z Panem.</u>
<u xml:id="u-18.18" who="#komentarz">(S. Pawlikowski: To się Pan z Jabłonowskim też nie zgadza.)</u>
<u xml:id="u-18.19" who="#SDzieduszycki">To się z Jabłonowskim także nie zgadzam. Proszę Panów, pochodzę z rodziny — i Pan się sam do paranteli ze mną przyznaje — pochodzę właśnie z takiej rodziny, która udowodniła dostatecznie swoją polskość, ale która, nie ulega to wątpliwości, jest najbardziej spokrewnioną z miejscową ludnością. Nie byliśmy nigdy w Polsce prześladowani i nie byliście Wy nigdy w Polsce prześladowani. Że się szlachta rąbała między sobą, to jest fakt, bo się nawet ubierała tak, aby się poznać po kolorach, aby przypadkiem nie zarąbać przyjaciela. Faszyzm szlachecki dawnej Polski był umundurowany tak, jak faszyzm włościański jest umundurowany w sukmany. Niech to nie wraca.</u>
<u xml:id="u-18.20" who="#SDzieduszycki">Proszę Panów, skorośmy powtórzyli tę Unię Lubelską na naszym terenie, niech tam nie będzie żadnej niezgody. Ja tylko chcę ogólnie ten problem w paru zdaniach załatwić. Czy Panowie zgodzilibyście się na to, żeby nie było nas, abyście byli sami jakimś przyczepionym państewkiem, oblanym dokoła wrogami, czy rolacy zgodziliby się na to, aby Was nie było, czy zgodzilibyśmy się na to, abyśmy byli sobie wrogami? Ja mogę śmiało odpowiedzieć ze strony Polski, że nie. Zresztą to dawno przed nami zostało już załatwione w Unii Lubelskiej, w której rzekomo, przepraszam Pana Senatora, prześladowani senatorowie ruscy w scenie, którą Rydel uwiecznił w swoim dramacie „Zygmunt August”, zapytani, czy uważają jedność Polski i Rusi — Ukrainy, jak Panowie wolą — za wieczną i jedyną, odpowiedzieli: I nam odnoho z Lachami korola.</u>
<u xml:id="u-18.21" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-19">
<u xml:id="u-19.0" who="#WicemarszałekMakowski">Głos ma s. Bniński.</u>
</div>
<div xml:id="div-20">
<u xml:id="u-20.0" who="#SBniński">Wysoka Izbo! W ubiegłym roku na tym samym, co dzisiaj, posiedzeniu Senatu uważałem za swój obowiązek zwrócić uwagę Izby i Rządu na niebezpieczeństwa, jakie powstają wskutek obrania, zdaniem moim, fałszywej drogi w naszej polityce rolnej. Politykę tę określiłem jako cofanie się do stanu rzeczy i metod z czasów t. zw. sejmowładztwa wskutek wznowienia na wsi walk klasowych i antagonizmów społecznych. Przestrzegałem przed dawaniem pierwszeństwa bez realnych możliwości i bez dostatecznych zasobów finansowych postulatom społecznym w dziedzinie reform agrarnych.</u>
<u xml:id="u-20.1" who="#SBniński">Idea przebudowy ustroju rolnego, sprowadzona do osadzenia na roli największej ilości ludzi bez dania im możliwości należytego zagospodarowania, nie tylko nie przyczynia się do uzdrowienia stosunków wiejskich, ale w konsekwencji doprowadzić musi działalność ekonomiczną do form pierwotnych, a przez to do obniżenia intensywności i wydajności gospodarstw rolnych. Już się wytwarza, u nas na zachodzie przynajmniej, nowy typ bezrobotnych, rekrutujący się z nowego osadnictwa parcelacyjnego, który namiętnie walczy o pracę z bezrobotnymi dotychczasowymi. Ta jednokierunkowość naszej polityki agrarnej okazała się nie tylko nie wystarczającą, ale wręcz szkodliwą pod względem narodowym, gospodarczym i życiowym. Nie chcę powtarzać moich wywodów z roku ubiegłego, jakkolwiek dzisiaj można by sformułować zarzuty bardziej zdecydowanie i poprzeć je całym szeregiem smutnych na ogół doświadczeń i przykładów. Głośno zresztą o tych zarzutach nie tylko w naszych kuluarach, ale i w prasie i w wydawnictwach specjalnych. To zwalnia mnie od szerszego rozwodzenia się na ten temat. Pragnę natomiast w kilku słowach wyjaśnić polityczną stronę mojej krytyki resortu Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych.</u>
<u xml:id="u-20.2" who="#SBniński">Stwierdzam ponownie, że Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych nie tylko nie współdziała w dostatecznej mierze z zorganizowanym społeczeństwem rolniczym, ale konsekwentnie ze względów klasowo-politycznych eliminuje niezależny czynnik rolniczy z samorządu rolniczego, towarzystw rolniczych itd. Na miejsce jego wprowadza jednostki, reprezentujące jednostronny kierunek polityczny, społeczno-radykalny. Nie mieszając się do atrybucyj personalnych p. Ministra, nie mogę nie stwierdzić, że także w Ministerstwie Rolnictwa i Reform Rolnych na wszystkich ważniejszych stanowiskach przeprowadzone zostały zmiany personalne również pod tym kątem widzenia. Tego rodzaju polityka personalna zaciążyć musiała i zdecydować o kierunku polityki rolniczej w Polsce w ogóle.</u>
<u xml:id="u-20.3" who="#SBniński">W przeciwstawieniu do wszystkich innych państw europejskich, które za główny cel swojej polityki przyjęły zwiększenie produkcji rolnej, polska polityka rolna za główny cel przyjęła stosowanie reform społecznych. Zniknęło jak gdyby Ministerstwo Rolnictwa, a pozostało tylko Ministerstwo Reform Rolnych. Aby się o tym przekonać, wystarczy choćby najpobieżniej spojrzeć na nowy preliminarz budżetowy Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych. Znajdujemy w nim znaczny wzrost wydatków na Fundusz Obrotowy Reformy Rolnej, a mianowicie z 28 milionów złotych na 36 milionów złotych, co najdobitniej charakteryzuje obecny kierunek polityki Ministerstwa. Wzrosły również w związku z akcją reformy rolnej wydatki na wojewódzkie wydziały, gdzie powiększa się personel o 80 kilka osób, oraz cyfrę wydatków o1/2 miliona złotych. Obok tego widzimy znaczną kwotę, bo 16 milionów złotych, przeznaczoną na ten sam cel w ustawie inwestycyjnej. Tymczasem najważniejszy wydatek na popieranie produkcji rolnej utrzymuje się nadal przy nikłej kwocie 16 milionów złotych, chociaż zamknięcia rachunkowe i wykonanie budżetu w latach ubiegłych wykazuje niedostateczność tych kwot.</u>
<u xml:id="u-20.4" who="#SBniński">Zwolennicy p. Ministra Poniatowskiego w tej Wysokiej Izbie powołują się często na jego życie i twierdzą, że ono świadczy na jego korzyść i niweluje zarzuty temu Ministrowi robione. Ani ja, ani też inni, jak jestem przekonany, zdecydowani jego krytycy nie mają nic do zarzucenia p. Ministrowi jako człowiekowi, natomiast bardzo wiele jako politykowi. Twierdzę, że jako polityk Minister Rolnictwa i Reform Rolnych może się mylić i popełniać błędy, a zdaniem moim popełnia je, niestety, przede wszystkim przez swe jednostronne, niemal ekskluzywne nastawienie polityczne. Każdy minister Rzeczypospolitej obejmować winien swoją opieką w równej mierze wszystkich obywateli kraju i wszystkie stany oraz całokształt spraw należących do jego resortu. I dlatego, uważam, winien p. Minister Rolnictwa i Reform Rolnych przy wykonywaniu swoich czynności pamiętać, że opiece jego powierzeni są wszyscy rolnicy i mali i wielcy, i radykalni i umiarkowani, że oni wszyscy mają prawo domagać się od niego życzliwego i sprawiedliwego traktowania i że dbać winien o rolnictwo całe, a nie tylko o pewne jego odcinki.</u>
<u xml:id="u-20.5" who="#SBniński">Kierunek polityczny, który p. Minister Rolnictwa i Reform Rolnych forsuje i popiera, oraz osoby, którymi obsadza konsekwentnie wszystkie stanowiska w życiu rolniczym, zdecydowanie sterują naszą politykę rolną w stronę nieprzemyślanych reform społecznych, w kierunku mającym może na celu jakiś idealny podział dóbr, ale równocześnie życiowo i gospodarczo nierealny przy równoczesnym zaniedbaniu i ze szkodą dla rozwoju produkcji rolnej. Zaniedbanie zaś produkcji rolnej, niedotrzymanie kroku w tym względzie innym narodom grozi poważnymi konsekwencjami i to nie tylko gospodarczymi, ale i politycznymi. Zdaniem moim, postulat zwiększenia produkcji rolnej za każdą cenę i należyte zharmonizowanie wszystkich wysiłków w tym kierunku winno być kamieniem węgielnym naszej polityki rolnej. Postulatowi temu winny być podporządkowane wszystkie inne, choćby najbardziej palące postulaty, a to tym bardziej, że nasza produkcja rolna ma poważne zaniedbania i nie nadąża nawet za naturalnym przyrostem ludności. Rolnicy, czy to gospodarujący na małych, czy większych warsztatach, winni odczuwać silną i przewodnią myśl w naszej polityce rolnej, która by wszystkie warsztaty rolne prowadziła ku odbudowie pokryzysowej i ku lepszej wydajności, tak potrzebnej naszemu Państwu.</u>
<u xml:id="u-20.6" who="#SBniński">Jako rolnik-obywatel, i jako senator-polityk tylko za taką polityką rolną mogę się wypowiedzieć i taką popierać. Tę politykę, którą stosuje p. Minister Rolnictwa i Reform Rolnych, uważam za szkodliwą dla Państwa i rolnictwa, społecznic zaś i politycznie za niebezpieczną, bo rozbudza apetyty, które nie mogą być zaspokojone, i podnieca antagonizmy klasowe, które są zawadą w pozytywnej pracy rolnika. Ze względów państwowych nie będę głosował przeciwko budżetowi, ale nie mogąc głosować za nim, wstrzymuję się od głosowania.</u>
<u xml:id="u-20.7" who="#komentarz">(Oklaski)</u>
</div>
<div xml:id="div-21">
<u xml:id="u-21.0" who="#WicemarszałekMakowski">Głos ma s. Siemiątkowski.</u>
</div>
<div xml:id="div-22">
<u xml:id="u-22.0" who="#SSiemiątkowski">Wysoki Senacie! Wśród działaczy społecznych na wsi od dawna toczy się dyskusja, jaka droga prowadzi do podniesienia wsi naszej, czy przez dobrobyt do kultury szybciej zmierzamy, czy też odwrotnie przez kulturę do dobrobytu. Rozumiem, że prawda leży gdzieś pośrodku, jednakże jako zwolennik tej pierwszej tezy, że przez dobrobyt do kultury, będę mówił o dziedzinie spraw materialnych rolnictwa naszego.</u>
<u xml:id="u-22.1" who="#SSiemiątkowski">Postępująca powolnie w ostatnim roku poprawa gospodarcza, w mniejszym stopniu niż w innych działach gospodarki narodowej, dała się zaobserwować i w rolnictwie. Objawy jej występują nierównomiernie w poszczególnych częściach Państwa. Są okolice, w których urodzaj był zbliżony do przeciętnego urodzaju, i tu postępująca zwyżka cen odbija się dodatnio stwarzając opłacalność produkcji. W bardzo wielu jednak okolicach kraju choroby roślinne, zwłaszcza rdza, a także niesprzyjające warunki atmosferyczne obniżyły plony o 50 i więcej procent, tak że zwyżka cen nie kompensuje strat, spowodowanych obniżeniem plonów. I to jest przyczyną, dlaczego część rolników twierdzi, że powszechnie obserwowana poprawa gospodarcza do nich nie dotarła.</u>
<u xml:id="u-22.2" who="#SSiemiątkowski">Gdy przeprowadzimy na tle ogólnego powolnego wzrostu cen analizę kształtowania się u nas rynku produktów rolniczych, to musimy stwierdzić w końcu 1936 r. dość raptowną zwyżkę cen produkcji roślinnej, której nie towarzyszą ceny produkcji zwierzęcej, wykazując raczej lekką tendencję zniżkową. Zważywszy, że wartość artykułów produkcji zwierzęcej w dużej mierze jest zależna od ceny artykułów produkcji roślinnej jako podstawowego składnika kosztów produkcji zwierzęcej, jeżeli dalej weźmiemy pod uwagę, że ilościowo produkcja zwierzęca nie podlega takim wahaniom z roku na rok, jak produkcja roślinna, to dochodzimy do przekonania, że ceny produkcji zwierzęcej bardziej odzwierciedlają stan stałości koniunktury, podczas gdy ceny produkcji roślinnej są wynikiem poważnego zmniejszenia się rezerw światowych i jednocześnie zmniejszonego urodzaju u nas i w krajach eksportujących. Dlatego też istnieje duże prawdopodobieństwo, że obecny stan cen ograniczy się tylko do czasu najbliższych żniw, po czym może nastąpić znów tendencja wybitnie zniżkowa, zniżkująca poniżej minimalnych wymagań rolników, a więc ceny 18 zł za korzec żyta i 24 zł za korzec pszenicy. Braki statystyki naszej zbyt późno zorientowały nas w rozmiarze nieurodzaju i dlatego jesteśmy świadkami zwyżki cen, przekraczającej poziom rynków eksportujących. Często słyszy się wygłaszane zdania, że teraz w rolnictwie dobrze się dzieje, bo ceny zwyżkują, że obecna zwyżka jest wielkim dobrodziejstwem dla rolnictwa itp. Opinia taka jest bardzo powierzchowna i błędna. Dla rolnictwa najważniejszą jest cena wyjściowa, a więc pożniwna i jeżeli ta się ukształtuje na poziomie opłacalności i ma charakter ustabilizowany, wówczas poprawa koniunktury staje się powszechną, rokuje dobre nadzieje i jest bodźcem do nakładów inwestycyjnych sygnalizujących ogólną poprawę. Dopóki jednak rolnik ogranicza swoje zakupy tylko do najniezbędniejszych narzędzi swej pracy, nie można poważnie mówić o poprawie. Dlatego też wyprowadzanie daleko idących wniosków o sytuacji rolnictwa na podstawie kształtowania się cen w ostatnich miesiącach jest przedwczesne i musi być bardziej powściągliwe.</u>
<u xml:id="u-22.3" who="#SSiemiątkowski">Ostatnio wywody prof. Lipińskiego o zamknięciu nożyc wywołały zaniepokojenie wśród rolników, zaniepokojenie tym większe, że pewne zjawisko, które występuje fragmentarycznie, bez większych cech trwałości nie może obalić faktów długotrwałej rozpiętości cen rolniczych i cen przemysłowych. Nie wdając się w dyskusję, czy wskaźnik cen oparty o rok 1928 był słuszny czy nie, kolumny Małego Rocznika Statystycznego na str. 170 wykazują do 1936 r. wzrost wartości artykułów przemysłowych w mierniku żytnim, a zwłaszcza artykułów monopolowych. Miara wartości artykułów nabywanych przez rolnictwo mierzona w kg żyta nie opiera się już na wskaźniku cen 1928 roku, a wymownie przekonywuje nas o braku równowagi cen artykułów sprzedawanych i nabywanych przez rolnictwo. Jeżeli trochę dłużej zastanawiam się nad cenami artykułów rolniczych i przemysłowych, to nie znaczy, bym był zwolennikiem obniżki cen artykułów przemysłowych do poziomu cen nieopłacalności rolniczej, uważam jednakże, że powinniśmy systematycznie dążyć do ustabilizowania się tych cen w warunkach zapewniających opłacalność produkcji. Tylko równowaga pomiędzy różnymi działami produkcji przy uwzględnieniu opłacalności może się przyczynić do maksymalnego napięcia sił produktywnych gospodarstwa narodowego.</u>
<u xml:id="u-22.4" who="#SSiemiątkowski">Dlatego też musimy do znudzenia powtarzać i przypominać, że 70% ludności rolniczej od szeregu lat żyje w warunkach nienormalnych, a te nienormalne warunki odbijają się ujemnie na całości gospodarki narodowej. Trzeba sobie dobrze zdać sprawę, jak wielkie zaległości rolnictwo polskie ma do odrobienia. Zniszczone przez długotrwałą wojnę jak żadne inne, ledwo zaczęło się dźwigać, zaaplikowano mu paroletnią dawkę polityki prokonsumenckiej, ceł wywozowych itp., powstrzymując poważnie jego rozwój. Po krótkim stosunkowo okresie dobrej koniunktury zostało zepchnięte przez ciężki kryzys światowy na bardzo niski poziom, a zwłaszcza w hodowli. I chociaż ilościowo wprawdzie następuje pewne wyrównanie, to jednak jakość pozostawia jeszcze bardzo wiele do życzenia, zwłaszcza w hodowli końskiej i bydlęcej. Potrzeba stworzenia sprzyjających warunków do podciągnięcia rolnictwa naszego wzwyż powinna przeniknąć najszersze warstwy opinii społecznej. Musimy dążyć do usunięcia wszelkich przeszkód tamujących rozwój produkcji rolnej. Należy zapewnić rolnictwu spokój w pracy pamiętając o tym, że rolnictwo w większości działów swej produkcji pracuje na długiej fali i że popełnione dzisiaj niedociągnięcia lub zaniedbania z całą jaskrawością ujawnią się dopiero po kilku latach.</u>
<u xml:id="u-22.5" who="#SSiemiątkowski">Twierdzę, że sprawa wzmożenia opłacalnej produkcji w rolnictwie i zaistnienia normalnych warunków pracy jest ciągle jeszcze sprawą otwartą. Nie może i nie powinna być zepchnięta zagadnieniami reformy ustroju rolnego na plan drugi, jest w kraju rolniczym sprawą pierwszorzędnej wagi.</u>
<u xml:id="u-22.6" who="#SSiemiątkowski">Zharmonizowanie wysiłków zwiększenia wytwórczości we wszystkich działach produkcji rolniczej oraz stałe ulepszanie jakości tej produkcji — oto zadanie, które stoi przed rolnictwem, zadanie konieczne dla wzmożenia obronności naszej i ugruntowania niezależności ekonomicznej.</u>
<u xml:id="u-22.7" who="#komentarz">(Oklaski)</u>
</div>
<div xml:id="div-23">
<u xml:id="u-23.0" who="#WicemarszałekMakowski">Głos ma s. Siedlecki.</u>
</div>
<div xml:id="div-24">
<u xml:id="u-24.0" who="#SSiedlecki">Panie Marszałku, zrzekam się głosu.</u>
</div>
<div xml:id="div-25">
<u xml:id="u-25.0" who="#WicemarszałekMakowski">Głos ma s. Wierzbicki.</u>
</div>
<div xml:id="div-26">
<u xml:id="u-26.0" who="#SWierzbicki">Wysoka Izbo! P. Minister Rolnictwa i Reform Rolnych jest jednym z tych ministrów, który może powiedzieć o sobie, że umie przeprowadzać swoją politykę. Zaznacza się to również ma terenie parlamentu, gdzie wielokrotnie potrafił pokonać liczną i zorganizowaną opinię osiągając zamierzone cele. W szczególności wyraźnie zaznaczyło się to przy rozprawach nad ustawą o uboju mechanicznym, kiedy to wbrew głosom wnioskodawczyni, referenta i wielkiej liczby posłów p. Minister osiągnął zamierzony cel zyskując zwycięstwo dla swego poglądu. Dlatego też zarówno plusy jak i minusy, jakie przynosi nam ustawa w brzmieniu, zaproponowanym przez p. Ministra, należy zapisać na jego konto, bądź po stronie „Ma”, bądź po stronie „Winien”. Obawiam się, że ta właśnie druga strona będzie gęsto zapisana. Bo jakże przedstawia się w największym skrócie sprawa realizacji wspomnianej ustawy?</u>
<u xml:id="u-26.1" who="#SWierzbicki">Z dniem 1 stycznia 1937 r. weszła w życie ustawa, przy czym wprowadzenie jej w życie poprzedziło wydanie odnośnych rozporządzeń wykonawczych. Okres dwumiesięczny ilustruje jaskrawo, jak „tolerancja polska”, wniesiona jako poprawka projektu ustawodawcy, została jak i zresztą cała ustawa „uszanowana” przez zainteresowane organy wyznaniowe, to jest gminy żydowskie oraz tę mniejszość, dla której ustawodawca wbrew swemu sumieniu zgodził się na dopuszczenie niehumanitarnych metod uboju, od kilku dziesiątków lat skasowanych całkowicie przez nie mniej tolerancyjny naród szwajcarski. Poza wyraźnym uprzywilejowaniem z mocy odpowiednich przepisów wykonawczych rozporządzeń, jakimi obdarzono rzemiosło „koszerne”, jak koncesjonowanie, wyłączność uprawnień ubojowych dla rzemiosła „koszernego”, mniejsze obciążenie podatkowe via ustawowe, „zmniejszenie” faz obrotu, wreszcie wyłączenie mięsa koszernego z warsztatów spod reglamentacji cen przez władze administracyjne, tolerancyjność art. 5 potraktowano jako „słabość”. Ilustracją tego najlepszą jest:</u>
<u xml:id="u-26.2" who="#SWierzbicki">a) Zupełne oficjalne nieposzanowanie ustawy przez gminy żydowskie, które do dziś dnia nie uznają trybowania zadnich części mięsa, wobec tego, iż nie jest to przepisem wyznaniowym, gdyż odwrotnie sam przepis mówi o „trybowaniu” i ani za dawnych czasów, ani obecnie np. w Palestynie mięso zadnie nie było wszak wyrzucane, a trybowane — stanowisko gmin wyznaniowych żydowskich jest zwykłym sabotowaniem polskiego ustawodawstwa i to z jednej strony dla przeciwstawienia się i demonstracji przeciwko ustawie w ogóle, a w szczególności — jak i całe zresztą dążenie do utrzymania uboju rytualnego — dla ściągania haraczu z tytułu opłat ubojowych (rytualnych) na rzecz gmin i rzezaków (jeśli będą trybować zady, to ubijać według potrzeb konsumcji rytualnej trzeba bądź automatycznie dwa razy mniej zwierząt, t. j. dwa razy mniej wpływów dla rzezaków i gmin żydowskich). Poza tym pomaga to w utrzymaniu monopolu, gdyż powstaje nieoficjalny, ale rzeczywisty podział mięsa na przody (koszer) i zady (tref).</u>
<u xml:id="u-26.3" who="#SWierzbicki">b) Kupiectwo i rzemiosło żydowskie „koszerne” najwyraźniej nie szanuje postanowień ustawy. Jatki koncesjonariuszy odsprzedają niewytrybowane „trefne” zady (z uboju rytualnego) i innym „trefnym” jatkom żydowskim i chrześcijańskim po cenach dumpingowych, gdyż mając niereglamentowane przez władze ceny dowolnie mogą sprzedawać przednie części, co im z mocy rozporządzenia jest wszak zabronione.</u>
<u xml:id="u-26.4" who="#SWierzbicki">c) Art. 5 i konsekwencje jego przepisów ułatwiają demoralizację ludności wiejskiej, a wyraża się to w następującym: Wobec tego, że rolnik z mocy prawa ma prawo dokonać uboju w swoim gospodarstwie dla t. zw. „własnych potrzeb”, względnie w „nagłych wypadkach”, np. złamania nogi, wzdęcia itp., a pozostałość nieskonsumowaną sprzedać, rzeźnicy żydowscy na prowincji proponują, przyjeżdżając odrazu z rzezakiem rytualnym i delegatem rabinatu dla stwierdzenia faktu uboju rytualnego, rolnikom sprzedaż sztuki na rzeź, przy czym ofiarowują mu lepszą cenę ewentualnie pozostawienie „zadu” dla konsumcji, czy rozprzedaży wśród swoich, z tym, że tylko dokonają t zw. „rolniczy” ubój sami i zabiorą „przód” zaopatrzony odrazu w istotne zaświadczenia, iż mięso to pochodzi z uboju rytualnego. Mięso to wędruje do miasteczka powiększając ilość uboju poza nadzorem sanitarnym, z unikaniem świadczeń na rzecz Skarbu itp. jako t. zw. „szmugiel koszerny”.</u>
<u xml:id="u-26.5" who="#SWierzbicki">d) Na prowincji, zwłaszcza w małych rzeźniach, nie znajdujących się pod nadzorem lekarzy weterynarii, odbywa się pod pokrywką i pieczęcią uboju mechanicznego rzeczywisty ubój rytualny, a przednie mięso „mechanicznokoszerne” zaopatrzone również w ciche świadectwo władz wyznaniowych, wędruje do dużych ośrodków; „zad” też ma pieczęć: „mechaniczny ubój” i tusza cała dzieli się na dwie poprzeczne połowy: istotnie koszerny (pseudomechaniczny trefny) przód z oficjalną ceną 70–90 gr, a istotnie i po cichu — 1,40–1,50 (w hurcie) i istotnie „rytualny”, a formalnie „mechaniczny” zad. Ogromne też ilości przodów, naprawdę bitych mechanicznie sprzedaje się jako „koszer” — tylko trzeba wykupić odpowiedni „papierek wyznaniowy”. Rozpoczął się handel nie istotnym mięsem, a papierkami gmin czy rabinatów, będący procederem bardzo intratnym, naturalnie tajnym.</u>
<u xml:id="u-26.6" who="#SWierzbicki">Wszystko to powoduje, iż kupiectwo i rzemiosło żydowskie ma nie tylko po staremu zapewnione utrzymanie monopolu, ale i nawet specjalnie uprzywilejowane warunki w tej ogromnej dziedzinie, której wartość produkcyjna sięga rocznie miliardów, gdyż: a) ma takie same prawa w odniesieniu do handlu i rzemiosła „trefnego”, t. j. przy obrocie trzodą i artykułami z uboju mechanicznego, a że w dodatku jest subsydiowane przez zagraniczne kapitały, obejmuje coraz szerzej i ten odcinek — najlepszym dowodem procent ich udziału i posiadania w bekoniarniach; b) ma całkowitą już wyłączność, w dodatku koncesjonowaną niereglamentowaną i chronioną „wyłącznością rzemieślniczą” w zakresie artykułów z uboju rytualnego; c) przez furtkę art. 5 — jak to było do przewidzenia, a co odrazu podnoszono na komisjach i plenum przy okazji opracowywania ustawy w r. 1936 — dokonywuje się po staremu dowolne kontyngentowe nie „papierkowe” bicie rytualne.</u>
<u xml:id="u-26.7" who="#SWierzbicki">Dowodem najlepszym zdyskryminowania handlu i rzemiosła chrześcijańskiego jest to, że wbrew istotnemu i naturalnie przychylnemu stosunkowi dostawcy żywca, chrześcianina-rolnika, najlepszym żywcem dysponują Żydzi. Na potwierdzenie tego przytoczę cyfry, jakie mam z rzeźni warszawskiej ze stycznia h. r. W rzeźni warszawskiej ubito bydła 3.758 sztuk, przeciętnej wagi 425 drogą mechaniczną, zaś rytualnie ubito 1.576 sztuk przeciętnej wagi 522, czyli prawie o 100 kg więcej, jak mechanicznie. Fakty powyższe jaskrawo uwidaczniają, że artykułem 5 zamanifestowaliśmy tolerancję, a stworzyliśmy pole do nadużyć, lekceważenia ustawodawstwa polskiego, utrzymywania przez Żydów monopolu.</u>
<u xml:id="u-26.8" who="#SWierzbicki">Nie wiem, czy p. Minister wierzy jeszcze w możność realizowania ustawy o uboju mechanicznym zgodnie z interesami polskiego rolnika i polskiego rzemieślnika, gdyż, jeśli p. Minister tę wiarę utracił, to należałaby spodziewać się projektu noweli do ustawy skreślającego przede wszystkim art. 5. Ponieważ o takim projekcie jeszcze nic nie wiemy, uważam za swój obowiązek zwrócić uwagę Wysokiej Izby, że w tej. chwili jest koniecznością starać się o -wprowadzenie obowiązku trybowania zad nich części ze zwierząt bitych rytualnie w rzeźniach, o ustanowienie cen maksymalnych na mięso koszerne wszelkie, o śledzenie i dostosowywanie rozmiarów kontyngentów na ubój rytualny do istotnych potrzeb gmin żydowskich, o uruchomienie kredytów na opasanie bydła przeznaczonego na rzeź jako podstawy do rozwinięcia opasania bydła w gospodarstwach na własny rachunek rolników, a nie na rachunek hurtowników bydła.</u>
<u xml:id="u-26.9" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-27">
<u xml:id="u-27.0" who="#WicemarszałekMakowski">Głos ma p. Minister Rolnictwa i Reform Rolnych.</u>
<u xml:id="u-27.1" who="#WicemarszałekMakowski">Minister Rolnictwa i Reform Rolnych p. Poniatowski: Wysoka Izbo! Większość przemówień poświęcono dzisiaj zagadnieniu agrarnemu, zmuszony przeto jestem temu zagadnieniu przede wszystkim poświęcić parę uwag.</u>
<u xml:id="u-27.2" who="#WicemarszałekMakowski">Niewątpliwie charakterystycznym dla dzisiejszej chwili było ujęcie spraw, dokonane przez p. s. Chrzanowskiego. Jego powaga, jego stosunek do zagadnień kultury i do zagadnień Państwa jest nazbyt znany, aby można było to przemówienie pominąć. Sądzę przeto, że poświęcając przede wszystkim jemu w odpowiedzi słów parę mam prawo ujmować zagadnienie w sposób jak najszerszy.</u>
<u xml:id="u-27.3" who="#WicemarszałekMakowski">Nie tylko on, ale i pozostali pp. senatorowie dając wyraz trosce o przyszłość kraju, niejednokrotnie zbyt wąsko ujmowali zagadnienia dzielnicowe. Poziom kultury, osiągnięty przez każdą z dzielnic, jej stan gospodarczy musi stanowić przedmiot troski całego Państwa, albowiem stanowi cząstkę wartości składowych tego Państwa. Ale istnieje prócz tego i istnieć musi pytanie drugie, w jakiej mierze wszystkie dzielnice są z konieczności zmuszone brać udział w zaspokojeniu potrzeb i konieczności całego Państwa.</u>
<u xml:id="u-27.4" who="#WicemarszałekMakowski">Dużo przyczyn się na to złożyło, zarówno gospodarczej jak i politycznej natury, że mamy taki a nie inny układ stosunków gospodarczych na terenie województw zachodnich. Łatwość odpływu emigracyjnego i łatwość wchłaniania przez przemysł Niemiec olbrzymiej fali ludności polskiej spowodowały, że zjawisko przeludnienia występuje tam w sposób o wiele łagodniejszy, niż na reszcie terenów polskich. Sytuacja polityczna Polski nakazuje zwiększenie gęstości zaludnienia Poznańskiego i Pomorza. Wydaje mi się, że jest to teza polityczna niewątpliwa. Wydaje mi się również, że w tym procesie musi brać udział i wieś poznańska, oraz pomorska; województwa te muszą wziąć udział w łagodzeniu olbrzymiego przeludnienia innych województw.</u>
<u xml:id="u-27.5" who="#WicemarszałekMakowski">S. Chrzanowski, a również inni panowie zwracali z całym naciskiem uwagę na to, że nie należy się śpieszyć z reformą rolną, że nic ku temu pośpiechowi nie skłania. Byłbym niezmiernie wdzięczny, i od paru lat po tego rodzaju odpowiedź sięgam, by mi wskazano taką drogę rozwojową gospodarstwa narodowego Polski, w której działania agrarne stają się zbędne. Sądzę, że — obok szeregu innych poczynań — jest to niezbędne ogniwo pracy, które wyłączyć się nie daje, i że ulga, jaką ten zabieg przynieść może stosunkom gospodarczym, nie powinna być lekceważona i odkładana, gdyż nie posiadamy dotychczas innej, właściwszej drogi. Jestem mimo to optymistą i wierzę, że uprzemysłowienie nastąpi i pozwoli i na tej drodze szukać rozwiązania naszych zagadnień ludnościowych.</u>
<u xml:id="u-27.6" who="#WicemarszałekMakowski">Panowie senatorowie mówili o konieczności hołdowania zasadzie tworzenia samodzielnych gospodarstw dostatecznie dużych. Stwierdzam raz jeszcze, że liczby statystyczne, podawane przeze mnie w Sejmie i nie wiem z jakiego powodu kwestionowane przez s. Chrzanowskiego, są ścisłe, że ta przeciętna działka samodzielna waha się około 9,5 ha, przy wyłączeniu ośrodków, a więc jest to gospodarstwo dość znaczne i całkowicie gospodarczo samodzielne.</u>
<u xml:id="u-27.7" who="#WicemarszałekMakowski">Stawiają Panowie wysoką skalę wymagań, chcą Panowie, by nowe gospodarstwo było co najmniej tak silne i intensywne, jak tworzone swego czasu gospodarstwa niemieckie. Tej skali wymagań nie da się w naszych warunkach zastosować. Natomiast mogę z całą odpowiedzialnością oświadczyć: zagospodarowywanie się osadników na tym terenie staje się stopniowo coraz lepsze, zagospodarowują się oni coraz szybciej; uzyskanie właściwego stanu gospodarstwa odbywa się bez nadmiernie ciężkich etapów walki z biedą w pierwszych latach, zwłaszcza jeśli się obserwuje gospodarstwa powstałe z parcelacji rządowej. Te warunki, które dziś dajemy, napotykają na krytykę gospodarzy miejscowych, którzy skłonni są stawiać wyższe wymagania, przybysze zaś zaspakajają się mniejszymi. To było wysuwane przez Panów jako moment krytyczny. Sądzę, że obowiązkiem Rządu jest zachować umiar i jeśli jeden teren województw zachodnich musi być traktowany jako teren w pewnej mierze dopomagający innym dzielnicom, to wymagania nie mogą być dopasowywane wyłącznie do zwyczajów tylko tych województw.</u>
<u xml:id="u-27.8" who="#WicemarszałekMakowski">Czy w interesie całości Państwa w jakikolwiek sposób da się wytłumaczyć jeszcze silniejsze, jeszcze bardziej uprzywilejowane forsowanie tego osadnictwa w przeciwstawieniu do tego, co na terenie reszty Polski się czyni? Przecież już dziś — nie dając kredytu budowlanego osadnikom na wschodzie — na tym terenie daje się kredyt w wysokości kilku tysięcy złotych. Czy koniecznie ma się dojść do kilkunastu tysięcy? Czy na skutek tego uzasadnione jest skurczenie akcji osadnictwa? Sądzę, że nikt z Panów nie potrafi powiedzieć: mam pewną receptę, żeby ulgi, które przynosi całości życia wiejskiego proces kolonizacyjny, zastąpić innym zabiegiem i uczynić to działanie zbędnym. A tylko wtedy można by spokojnie powiedzieć, że akcja ta może się rozkładać na dziesiątki lat. Zwracam uwagę na to, że tempo parcelacyjne bynajmniej nie jest szybkie. Panowie sobie zapewne uświadamiają, że ilość hektarów, która przeszła do rąk osadników w woj. zachodnich, jest dotychczas mniejsza od tej, która przeszła na skutek działania Komisji Kolonizacyjnej. Odpowiem tutaj i p. senatorowi Hasbachowi. Wydaje mi się rzeczą niewątpliwą i zupełnie słuszną, że i wielkie domeny niemieckie partycypują w całości tego zabiegu. Wydaje mi się rzeczą zupełnie naturalną i słuszną, że traktujemy teren Poznańskiego i Pomorza jako ulgę dla przeludnionego woj. krakowskiego. Gdyby Panowie zechcieli zetknąć się z wsiami w woj. krakowskim, skąd rekrutują się osadnicy na teren poznański, którzy dziś w sposób masowy się zgłaszają, a którzy żyją dziś na małych skrawkach roli i dorabiają się drobnym przemysłem domowym, i gdyby Panowie zechcieli zdać sobie sprawę z tego, że żaden inny odpływ poważniejszy z tych wsi w latach najbliższych nie nastąpi, to sądzę, że znaleźlibyśmy łatwo w skali państwowej rzecz rozpatrując uzasadnienie, że dzielnica poznańska, jako najzasobniejsza w tej chwili w nadwyżkę według obowiązującej ustawy, musi przodować w zadaniu przyjęcia osadnictwa na swój teren.</u>
<u xml:id="u-27.9" who="#WicemarszałekMakowski">Odmiennie przedstawiają się sprawy na terenie województw wschodnich Małopolski.</u>
<u xml:id="u-27.10" who="#WicemarszałekMakowski">P. s. Pawlikowski twierdził, że jedynie gospodarcze wykonywanie zabiegu agrarnego na tym terenie może przynieść ulgę. Twierdził on i twierdzili jego koledzy polityczni, że gospodarczym rozwiązaniem tego problemu jest sięgnięcie tylko do bezpośrednich sąsiadów. Oświadczałem już dwukrotnie, że Rząd nie zamierza w stosunku do tych trzech województw operować osadnictwem z zewnątrz, że uznając ponadto fakt przeludnienia tych województw całkowicie docenia znaczenie i potrzebę naprawienia ustroju rolnego wewnątrz tego terenu, i że oczywiście gospodarczym zabiegiem jest powiększenie stanu posiadania wsi ukraińskiej, jak i wsi polskiej. Rozumowanie p. s. Pawlikowskiego zdawało się prowadzić do tej konkluzji, że działaniem gospodarczym jest tylko to, gdy poprawiamy stan posiadania wsi ukraińskiej.</u>
<u xml:id="u-27.11" who="#komentarz">(S. Pawlikowski: To byłby prymitywizm w rozumowaniu.)</u>
<u xml:id="u-27.12" who="#WicemarszałekMakowski">Właśnie chcę tu stwierdzić, że to byłby prymitywizm w rozumowaniu. Z chwilą, gdy na terenie tych województw Rząd nie zamierza forsować kolonizacji z zewnątrz, tylko chce naprawiać stosunki agrarne wewnątrz tych województw, to wydaje mi się, że zabieg ten musi być zapoczątkowany. Również charakter gospodarczy będzie miało w tym zabiegu większe niż dotychczas uwzględnianie potrzeb ludności polskiej w zakresie nabywania ziemi. To jest naturalna konieczność. Wydaje mi się jednak, że te zajątrzenia, które tam istnieją, wywołane są przede wszystkim zbędną falą agitacji. Rząd nie stając na stanowisku wyłączenia od nabywania ziemi ludności ukraińskiej ma to przeświadczenie, że można w spokoju i z należytym uwzględnieniem interesów obu grup ludności tam mieszkającej sprawę tę załatwić i że ta reforma wewnątrz tych trzech województw będzie miała charakter na wskroś gospodarczy.</u>
<u xml:id="u-27.13" who="#WicemarszałekMakowski">Zostałem tutaj skrytykowany przez kilku pp. senatorów, że rzekomo przedmiotem mojego działania są głównie sprawy agrarne. Nie jestem oczywiście za to odpowiedzialny, że w dyskusjach odbywanych w tej Izbie czy na komisjach te sprawy przede wszystkim na czoło się wysuwa. Natomiast z całym spokojem stwierdzić mogę, że zarówno prace aparatu ministerialnego, jak i praca moja, nie tylko tych innych stron rzeczy nie zaniedbała, ale przeciwnie poświęciła im gros wysiłków.</u>
<u xml:id="u-27.14" who="#WicemarszałekMakowski">W odniesieniu do sytuacji gospodarczej i dążenia do podniesienia opłacalności rolnictwa i podniesienia wydajności jego produkcji, mogę z całym spokojem stwierdzić, że nie tezę jakiegokolwiek jednostronnego nastawienia, ale przeciwnie tezę możliwie pełnej wielostronnej produkcji ja właśnie ugruntowałem. Łatwo Panom dziś jest mówić o tym, że to były szczęśliwe zbiegi okoliczności, że to się udało. Ale gdy przypominam sobie ten czas, gdy się organizowało próby obrony owych niewątpliwie dość niemoralnych wysokich stawek premij zbożowych, to wtedy nie mogę tych chwil wspominać jako momentu silnego poparcia mnie przez organizacje rolnicze. Trzeba było ten nałóg łatwego siedzenia na premiach państwowych przełamywać. Czyniłem to i nie wątpię, że może się zdarzyć sytuacja taka, mnie czy komu innemu, iż wypadnie również przełamywać inne nałogi i zastarzałe mniemania pewnych grup rolniczych. W tej chwili mogę mówić o tym, że rezultat tego zabiegu był potrzebny i wykazał swą słuszność. Przecież nie co innego, jak właśnie możność oszczędzenia Państwu na wysokich premiach zbożowych, pozwoliła mi zapoczątkować właściwe organizowanie przerobu i zbytu produktów rolnych. Środki zaoszczędzone przez Skarb na premiach zostały częściowo przyznane rolnictwu na te właśnie cele. I mam prawo dziś twierdzić, że każdy rok przynosić będzie pod tym względem nowe zdobycze, skorośmy weszli na pewną drogę systematycznego podnoszenia organizacji zbytu. Czy usprawnienie naszych składów zbożowych, czy uzupełnienie i zwrócenie szczególnej uwagi na inne urządzenia rynku, czy organizacja przerobu mleka, czy wysiłki w organizowaniu zbytu włókna i nasion oleistych są dowodem, że weszliśmy tu na systematyczną drogę wyłączenia niepotrzebnych ogniw pośrednictwa i uzyskiwania na rzecz producenta tej marży pośredniej, która mu się słusznie należy. Wysiłki zorganizowanego rolnictwa również idą w tym samym kierunku i polegają w dużej mierze na sięganiu po ten zarobek pośrednika, który poprzednio był krzywdzącym uszczupleniem zysku producenta. Nie będę mówił o tym, że mamy już te rzeczy poza sobą, stwierdzam jedynie w sposób skromny i odpowiadający prawdzie, że weszliśmy na słuszną drogę, która prowadzi nas stopniowo do coraz większych efektów.</u>
<u xml:id="u-27.15" who="#WicemarszałekMakowski">W stosunku do cen należy stwierdzić, że rozpiętość między cenami rolniczymi i przemysłowymi istnieje. Gdy ta rzecz była poruszana na komisji senackiej, miałem możność wypowiedzieć wówczas pogląd, że w długim dystansie czasu tendencja jest taka, że się ta rozpiętość winna coraz bardziej zmniejszać, albowiem ludzka wynalazczość i postęp techniczny powodują to, że wyroby przemysłowe w miarę rozwoju techniki muszą tanieć w stosunku do surowca. Toteż niewątpliwie porównywanie cen rolniczych tylko w krótkich odcinkach czasu z owymi punktami wyjścia, jak to przyzwyczailiśmy się robić z rokiem 1928 czy jakimś innym, jest stosunkowo mało miarodajne, ale przez atakowanie tych punktów wyjścia i przez atakowanie roku 1928 jako przyjętego poprzednio za 100, bynajmniej nie obala się twierdzenia, że dysproporcja w Polsce między cenami rolniczymi a przemysłowymi istnieje. Jest to haracz, który płaci Polska na rzecz uprzemysłowienia kraju.</u>
<u xml:id="u-27.16" who="#komentarz">(S. Sieroszewski: I kapitałów zagranicznych.)</u>
<u xml:id="u-27.17" who="#WicemarszałekMakowski">Przede wszystkim, Panie Senatorze, na rzecz tej konieczności, która przed naszym Państwem stoi, na rzecz konieczności uprzemysłowienia kraju. Cała rzecz, żebyśmy to czynili świadomie i żebyśmy umieli znaleźć umiar w tej sprawie.</u>
<u xml:id="u-27.18" who="#WicemarszałekMakowski">Mam tutaj możność posługiwania się cyframi, które zostały za okres 100 lat zebrane we Francji. Dane te w pełni potwierdzają tezę, że postęp techniczny doprowadza do coraz większej taniości artykułów przemysłowych w stosunku do rolniczych.</u>
<u xml:id="u-27.19" who="#WicemarszałekMakowski">Słuszność mają Panowie Senatorowie twierdząc, że poprawa ostatnia jest zbyt pohopnie wykorzystywana przez opinię publiczną; błędnym jest bowiem mniemanie, że poprawa ta pozwala już rolnictwo ponownie dodatkowo obciążać. Rany zadane przez kryzys wymagają dłuższego leczenia, a niedostateczne zainwestowanie rolnictwa musi być wyrównane i winno się rozpocząć umożliwieniem tej olbrzymiej części społeczeństwa życia na wyższym poziomie, niż to dotychczas ma miejsce.</u>
<u xml:id="u-27.20" who="#WicemarszałekMakowski">Z poruszonych szczegółów chciałbym odpowiedzieć na ostatni zarzut, dotyczący rzekomej beztroski o ubój rytualny. Podziwiam wielką nerwowość w tej sprawie. Zaledwie dwa miesiące istnieje ustawa i Panowie są już pewni, że nie daje ona żadnych korzyści. Proszę Panów, moim obowiązkiem jest troszczyć się o to, aby posunięcia Rządu nie zachwiały ciągłością konsumcji w kraju, bo na tym zachwianiu konsumcji może rolnictwo właśnie wyjść źle. Mogę stwierdzić, że wskazywane tu sposoby zaradcze są teraz wprowadzone dając bardzo silne pomniejszenie uboju rytualnego.</u>
<u xml:id="u-27.21" who="#WicemarszałekMakowski">Stosując dotychczasową metodę osiągnęliśmy to, że ogólny ubój wcale się nie pomniejszył, gdy ubój rytualny spadł ponad 60%, że wreszcie jesteśmy świadkami właściwego organizowania się handlu mięsem. Jestem przekonany, że po nieco dłuższym okresie czasu będziecie Panowie mogli stwierdzić znaczne przesunięcie się handlu mięsem do rąk polskich i będziecie mogli Panowie stwierdzić, że ubój rytualny został ograniczony do norm koniecznych tylko dla wyznawców religij, wymagających szczególnego uboju.</u>
<u xml:id="u-27.22" who="#WicemarszałekMakowski">Chciałbym poruszyć również zagadnienie stosunku do samorządu gospodarczego i terytorialnego. Spotkał tutaj Rząd zarzut, że niedostatecznie dba o wzmocnienie samorządu gospodarczego i że samorząd terytorialny dysponując środkami publicznymi nic zawsze umiejętnie to czyni. Sądzę, że na to przesunięcie dyspozycji w ręce samorządu gospodarczego przyjdzie czas, ale nie jest to w tej chwili moment, który by uprawniał do całkowitej koncentracji w rękach samorządu gospodarczego wszystkich środków, jakie na cele podniesienia rolnictwa mają być użyte. Izby rolnicze dopiero rozpoczęły swoją drogę pracy i może przedwczesne byłoby powierzanie im zwiększonych jeszcze zadań.</u>
<u xml:id="u-27.23" who="#WicemarszałekMakowski">Środki przeznaczone bezpośrednio przez Państwo na organizacje rolnicze pomniejszone zostały nie tylko przez kryzys, ale w bardzo poważnym stopniu dlatego, że zastosowano inną pośrednią formę dotacji. Jak wiemy, izby rolnicze korzystają z przywilejów, które dają im prawo do udziału w podatku gruntowym. Pomoc na rzecz organizacyj rolniczych jest przez Ministerstwo wykonywana, szczególnie w stosunku do tych organizacyj, które są silnie obdłużone, jak Małopolskie Towarzystwo Rolnicze, zwłaszcza jego część obejmująca wschodnią połać kraju.</u>
<u xml:id="u-27.24" who="#WicemarszałekMakowski">Sprawa związana bezpośrednio ze stanowiskiem samorządu gospodarczego do Ministerstwa była tu poruszana, jako rzekomo dziedzina nieuprawnionego ze strony Ministerstwa nacisku. Chciałbym zwrócić Panów uwagę, że w myśl brzmienia nowej Konstytucji samorząd jest częścią administracji państwowej i że nastąpiło zlikwidowanie szeregu komórek administracji państwowej na rzecz samorządu gospodarczego. Ponieważ zostały przesunięte pewne działania wykonywane bezpośrednio przez Państwo, to musi być przez Państwo kontynuowana ścisła kontrola. Zarzutów wpływania na prace izb rolniczych w sposób rzekomo dla nich niekorzystny nie uważam za udowodnione i te zarzuty odpieram.</u>
<u xml:id="u-27.25" who="#WicemarszałekMakowski">P. s. Bniński i p. s. Bisping twierdzili, że nie widać działań dodatnich, wywołanych przez zabiegi agrarne. P. s. Bisping powiedział, że bezrobocie rozwija się pomimo to, że prowadzi się prace agrarne. Wydaje mi się, że już w tym sformułowaniu tkwi odpowiedź. Gdyby nie były stosowane te zabiegi, byłoby to bezrobocie wsi i miast jeszcze bardziej natężone, a stosunki gospodarcze wsi byłyby jeszcze gorsze. Nikt natomiast, ani ze strony Rządu, ani ze strony miarodajnych czynników w rolnictwie zorganizowanych nie twierdził i nie twierdzi, że zabieg agrarny ma być tym, który jedynie ma ponosić na sobie cały ciężar odpowiedzialności za naprawę stosunków gospodarczych w Polsce.</u>
<u xml:id="u-27.26" who="#WicemarszałekMakowski">Proszę Panów, z konieczności rzeczy koncentrując swą odpowiedź na tych momentach dyskusji, które stanowiły przedmiot większości przemówień, kończę tym, od czego rozpocząłem: w przeciwstawieniu do pewnego dzielnicowego czy grupowego poglądu, muszę być rzecznikiem poglądu generalnego interesu Państwa, najbardziej zbiorowego interesu Państwa, który wymaga i od poszczególnych dzielnic pewnych ofiar. I dopóki na tym stanowisku jestem, zapewniam Panów, że nic nie uczynię, co byłoby sprzeczne z twardym rzecznictwem interesu Państwa w stosunku do dzielnic i do grup rolników, które niekiedy mogą być z tego niezadowolone.</u>
<u xml:id="u-27.27" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-27.28" who="#WicemarszałekMakowski">Zarządzam przerwę do godz. 16.</u>
<u xml:id="u-27.29" who="#komentarz">(Przerwa od godz. 14 min. 26 do godz. 16 min. 30.)</u>
</div>
<div xml:id="div-28">
<u xml:id="u-28.0" who="#Marszałek">Wznawiam posiedzenie.</u>
<u xml:id="u-28.1" who="#Marszałek">Głos ma jako ostatni mówca do budżetu Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych sprawozdawca s. Serożyński.</u>
</div>
<div xml:id="div-29">
<u xml:id="u-29.0" who="#SSerożyński">Wysoki Senacie! Słuchając przemówienia s. Hasbacha odnosiłem wrażenie że s. Hasbach cierpi na zanik pamięci. Niech mi więc wolno będzie odpowiedzieć s. Hasbachowi i przypomnieć coś niecoś z niedalekiej przeszłości, gdy karta dziejów była jeszcze odwrócona, gdy ja znajdowałem się w położeniu, w którym znajduje się dziś s. Hasbach.</u>
<u xml:id="u-29.1" who="#SSerożyński">Nie będę w całości odpowiadał na tę część przemówienia, w której polemizował z s. Siudowskim. Na jedno tylko chcę zwrócić uwagę. S. Hasbach twierdził, że dane statystyczne odnoszące się do działalności obywateli narodowości niemieckiej na Pomorzu świadczą o ich wielkich zdolnościach i pracowitości. Śmiem twierdzić, że świadczą one raczej o wielkiej swobodzie, jaką cieszą się Niemcy w granicach Rzeczypospolitej Polskiej oraz że rozporządzają oni daleko większymi kapitałami, aniżeli obywatele narodowości polskiej. Posłuchajmy, co donoszą gazety pomorskie z dnia 7 b. m.: „Komisja kolonizacyjna jeszcze działa, milionowe pożyczki dla rolników niemieckich na Pomorzu. Na marginesie ogłoszonej listy parcelacyjnej notujemy kilka danych, które wskazują, że dawna komisja kolonizacyjna w różnych postaciach nie przestaje działać. Od r. 1933 do końca listopada 1935 z jednej tylko instytucji, a mianowicie z Landwirschaftliche Bank w Gdańsku wpłynęło dla niemieckiego rolnictwa na Pomorzu w różnych walutach po przeliczeniu na obecny kurs ca 5.000.000 zł. Spółdzielnie niemieckie na Pomorzu w samym tylko r. 1933 udzieliły rolnictwu niemieckiemu pożyczek na ca 2.275.000 zł. Obok tego Deutsche Vereinigung na ratunek zagrożonych warsztatów rolnych z łatwością udziela pożyczki przez tzw. Landeswirtischaftsausschuss wymagając jedynie zabezpieczenia wekslowego. Wysokość tych pożyczek nie da się skontrolować”. A wiadomo przecież skąd idą kapitały i jaki jest cel tego rodzaju akcji na Pomorzu.</u>
<u xml:id="u-29.2" who="#SSerożyński">W dalszym ciągu swego przemówienia p. s. Hasbach w stosunku do wykazu imiennego podaje co następuje: „Z materiału, jaki mam przed sobą, wynika, że z ogólnego zapasu ziemi w Poznańskim i na Pomorzu, obliczanego na 673.000 ha — 61,2%, a mianowicie 411.800 ha, przypada na posiadłość polską, a tylko 38,8%, tj. 261.200 ha na posiadłość niemiecką. Ogółem na różne listy imienne, na cele parcelacji poszedł obszar 127.000 ha, który nie rozdziela się w tym samym stosunku procentowym, lecz wręcz przeciwnie. Zażądano przejęcia dotychczas tylko 39.000 ha, to jest 30,8% posiadłości polskiej i 88.000 ha, to jest 69,1% z niemieckiej posiadłości prywatnej”. Przypatrzmy się cyfrom, jak wygląda działalność niemieckiej komisji kolonizacyjnej. Komisja kolonizacyjna przez 20-lecie swojej działalności rozparcelowała na terenie ziem zachodnich ogółem 326.000 ha z majątków polskich i niemieckich. Parcelacja polska od roku 1919 do 1936 wyniosła razem tylko 296.592 ha, w tym rządowa tylko 154,597 ha, czyli stwierdzić trzeba, że jesteśmy jeszcze mało pojętnymi uczniami. A teraz jak przedstawia się własność na Pomorzu i w Poznańskim na dzień 1 stycznia 1934 r. Majątki powyżej 180 ha użytków rolnych, a więc takie, które podlegają ustawie o reformie rolnej — wynosiły w województwie poznańskim 278 tysięcy ha własności niemieckiej, na Pomorzu 164 tysiący ha, a polskich na Pomorzu tylko 107 tysięcy ha. A teraz udział Niemców w wykazach imiennych i dobrowolnej parcelacji na Pomorzu i w Poznańskim. Parcelacja dobrowolna od 1919 r. do 1936 r. — Niemcy rozparcelowali dobrowolnie 5.470 ha, w Poznańskim Polacy 28.530 ha. Województwo pomorskie — Niemcy z dobrowolnej parcelacji rozparcelowali tylko 1.724 ha, zaś Polacy 9.613 ha. Widzimy więc, jak wielka jest różnica w parcelacji prywatnej. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że na Pomorzu majątków podlegających ustawie o reformie rolnej znajduje się w rękach niemieckich 164.000 ha, w polskich zaś tylko 107.000 ha, oraz, że Polacy rozparcelowali dobrowolnie 9.613 ha, Niemcy zaś tylko 1.724, łatwo zrozumieć, że w tej chwili na wykazach imiennych znalazło się więcej ziemi niemieckiej. Niemcy nie mogą chyba żądać dla siebie uprzywilejowania, można traktować ich tylko narówni ze wszystkimi obywatelami w granicach Polski.</u>
<u xml:id="u-29.3" who="#SSerożyński">Teraz dalej. P. s. Hasbach twierdził w dalszym ciągu swego przemówienia, że „do tych ludzi, którzy wystąpili przeciw przymusowemu wywłaszczeniu należał między innymi również szambelan Born Falloi, który cieszył się wysokim szacunkiem również wśród swoich sąsiadów Polaków. Panowie rozumieją, mówi dalej s. Hasbach, że każdego prawnie myślącego człowieka, czy to Polak, czy Niemiec, musi to dotknąć boleśnie, jeżeli dziś wnukowi i spadkobiercy tego człowieka lista imienna z roku bieżącego zabiera z całego obszaru 959 ha 750 ha na cele parcelacji, tak że pozostaje mu zaledwie 209 ha, tj. około 20% całego majątku”. Pozwoliłem sobie przypomnieć p. senatorowi to zdanie, bo mam wrażenie, że nie tylko nas Polaków, ale także Niemców powinno boleć cośmy przeżyli w czasach niewoli.</u>
<u xml:id="u-29.4" who="#SSerożyński">Przejdę więc wstecz do czasów, które my jeszcze pamiętamy, przejdę wstecz do wojny francusko - niemieckiej w roku 1870/71. Wtedy to w bitwach na polach francuskich w pułkach z przeważającą liczbą żołnierzy polskich, gdy pułki szły do ataku na bagnety, to orkiestry pułkowe grały im „Jeszcze Polska nie zginęła”, ale gdy ci Polacy, udekorowani krzyżami za waleczność, powrócili do domu, to w dwa lata później w czasie walki kulturalnej wydalano Polaków z granic Rzeszy Niemieckiej i przeszło 40 tysięcy zostało wydalonych poza granice Rzeszy Niemieckiej. Nas boli dalej strajk szkolny. Nas bolało, gdy dzieci wrzesińskie i całego zaboru pruskiego po bohatersku walczące o język polski przy nauczaniu religii w szkole, z popuchniętymi rączkami płakały w szkołach niemieckich. Nas bolało dalej, gdy duchowieństwo powiatu lubawskiego, za tę samą obronę języka polskiego przy nauczaniu religii w szkołach, cierpiało w więzieniach pruskich. Nas bardzo bolało również, gdy matki wrzesińskie wieloletnią odsiadywały karę w więzieniach pruskich za tę samą obronę języka polskiego przy udzielaniu nauki religii.</u>
<u xml:id="u-29.5" who="#SSerożyński">A wywłaszczenie? Czy nas tak samo nie bolało? Czyż ustawa wywłaszczeniowa nie była stosowana wyłącznie do Polaków?</u>
<u xml:id="u-29.6" who="#komentarz">(Głos: Wóz Drzymały.)</u>
<u xml:id="u-29.7" who="#SSerożyński">Pozwolę sobie przypomnieć i wóz Drzymały. Czy to nie jest pomnik właśnie tej bezwzględności niemieckiej, którą stosowali Niemcy do nas Polaków w byłym zaborze pruskim? Czy ma prawo s. Hasbach odwoływać się do nas i twierdzić, że „musi to dotknąć boleśnie każdego człowieka prawnie myślącego. Gdzież był wtenczas s. Hasbach, gdy na terenie byłego zaboru pruskiego inne bardzo drastyczne ustawy stosowano i uchwalano w stosunku do nas Polaków? Nas bardzo boli i dziś, że rodacy nasi poza kordonem nie cieszą się taką samą swobodą, jaką obywatele narodowości niemieckiej mają w granicach Rzeczypospolitej Polskiej.</u>
<u xml:id="u-29.8" who="#komentarz">(Głosy: Słusznie. Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-29.9" who="#SSerożyński">Rozprawa szczegółowa nad budżetem Ministerstwa Rolnictwa została wyczerpana.</u>
<u xml:id="u-29.10" who="#SSerożyński">Przystępujemy do następnej części budżetu: część 9 — Ministerstwo Sprawiedliwości.</u>
<u xml:id="u-29.11" who="#SSerożyński">Głos ma sprawozdawca s. Radziwiłł.</u>
</div>
<div xml:id="div-30">
<u xml:id="u-30.0" who="#SRadziwiłł">Wysoka Izbo! Na posiedzeniu Komisji Budżetowej w dniu 22 stycznia miałem zaszczyt referować budżet Ministerstwa Sprawiedliwości. Na podstawie tego referatu wywiązała się dość obszerna dyskusja, która w ogólnym zarysie potwierdziła te tezy, które uważałem za konieczne i wskazane postawić w moim referacie. Wobec tego mój referat już jako opinia Komisji Budżetowej znalazł się w tym zeszycie drukowanym — sprawozdaniu Komisji Budżetowej. Byłoby nadużywaniem czasu tej Wysokiej Izby, gdybym chciał powtarzać to wszystko, co na Komisji Budżetowej było powiedziane i mam wrażenie, że wystarczy, jeżeli w paru krótkich słowach tylko streszczę mój referat. Mój referat podzieliłem na cztery części. W pierwszej omówiłem pokrótce działalność ustawodawczą Ministerstwa, w drugiej — wymiar sprawiedliwości, w trzeciej — więziennictwo, w końcu wreszcie — sam preliminarz budżetowy.</u>
<u xml:id="u-30.1" who="#SRadziwiłł">Jeżeli chodzi o działalność ustawodawczą, to musimy zawsze powracać do tego stanu rzeczy, który zastaliśmy wtenczas, kiedy wskrzeszone Państwo Polskie rozpoczynało po wojnie swoją działalność. Mieliśmy wtenczas do czynienia z całym szeregiem różnych zupełnie ustawodawstw, a dziś już — to trzeba zaliczyć na dobro Ministerstwa Sprawiedliwości — Komisja Kodyfikacyjna w bardzo wielu działach zunifikowała nasze ustawodawstwo. I pod tym względem bardzo wiele trudności zostało już usuniętych. Nie doczekały się dotychczas unifikacji prawo familijne i prawo małżeńskie osobowe jak i majątkowe, prawo spadkowe, prawo rzeczowe, prawo hipoteczne i postępowanie cywilne niesporne. Jeżeli chodzi o tak ważny dział, jak prawo małżeńskie, to jeżeli dotychczas nowe prawo małżeńskie nie zostało wydane, z pewnością wina nie leży na Ministerstwie Sprawiedliwości. Tu były zupełnie specyficzne trudności. Z jednej strony bowiem Rząd chciał uniknąć ostrego konfliktu z władzami duchownymi katolickimi, a z drugiej strony nastroje wśród społeczeństwa i w Izbach parlamentarnych były takie, że szanse wydania nowego prawa małżeńskiego, zgodnego z zasadami kościoła katolickiego, były dotychczas minimalne. Dzisiaj sądzę, że te trudności może będą usunięte i że może już wkrótce doczekamy się unifikacji w tej ważnej bardzo dziedzinie prawodawczej.</u>
<u xml:id="u-30.2" who="#SRadziwiłł">Chaos, który po części jeszcze panuje w naszym ustawodawstwie, znajduje jednak swoje uzasadnienie poza tymi trudnościami, o których przed chwilą tu wspominałem, także w naszej własnej, często dość chaotycznej działalności prawodawczej w naszym odrodzonym Państwie. Polega to może po części na tym, że przecież we wszystkich ministerstwach są referaty prawne, gdzie przygotowywane są we własnym zakresie projekty ustaw. Oczywiście, że te projekty ustaw potem są odsyłane do Ministerstwa Sprawiedliwości celem przejrzenia ich i ewentualnie uzgodnienia. Ale dzieje się to, niestety, często w ten sposób, że ta działalność Ministerstwa Sprawiedliwości, o ile mnie informowano, jest często czysto fikcyjna. Zdarzają się np. takie wypadki, że z ministerstw przesyłane są sprawy bodajże w przeddzień, a często nawet w ten sam dzień, kiedy te sprawy mają być rozpatrywane na Radzie Ministrów, i oczywista rzecz, że Ministerstwo Sprawiedliwości nie może tej swojej działalności koniecznej, naszym zdaniem, w sposób racjonalny przeprowadzać. I dlatego w moim referacie, który został zaakceptowany przez Komisję Budżetową, wyraziłem dezyderat, że, aby na przyszłość ustrzec się od chaosu w działalności prawodawczej, należało by w tej dziedzinie wzmocnić stanowisko Ministerstwa Sprawiedliwości. Dotychczas Ministerstwo nie ma w zakresie prawodawstwa żadnych specjalnych prerogatyw w stosunku do innych ministerstw. Wydaje się jednak rzeczą wskazaną, by jego opinie, dotyczące zgodności projektów prawodawczych z Konstytucją, z przepisami innych aktów prawodawczych oraz z zasadami techniki ustawodawczej były przez inne resorty w większym stopniu brane pod uwagę, niż to miało miejsce dotychczas, jest to bowiem opinia resortu, który za ład prawny w Państwie jest odpowiedzialny. P. Minister Sprawiedliwości odpowiedział w swoim przemówieniu na komisji na podniesioną przeze mnie w referacie kwestię i zaznaczył, że stosownie do Konstytucji Minister Sprawiedliwości nie ma innych uprawnień, aniżeli każdy inny minister. Otóż myśl, która nami kierowała była nieco inna, nie chodziło nam bowiem o jakieś nowe normy prawne, ale upatrywaliśmy pewną analogię z tym stanowiskiem, które w sprawach finansowych ma Minister Skarbu,...</u>
<u xml:id="u-30.3" who="#komentarz">(S. Śliwiński: Konstytucja tego również nie przewiduje.)</u>
<u xml:id="u-30.4" who="#SRadziwiłł">... który w zasadzie nie ma specjalnych uprawnień, ale via facti jest w sprawach finansowych nieomal dyktatorem. Otóż nie idąc może tak daleko, komisja była zdania, że byłoby ze wszechmiar pożądanym, aby Minister Sprawiedliwości przynajmniej faktycznie, jeżeli chodzi o nowe ustawodawstwo, miał pewną preponderancję w stosunku do innych ministerstw, i to znalazło właśnie swój wyraz w tym zdaniu, które pozwoliłem sobie z mego referatu tu Wysokiej Izbie przytoczyć.</u>
<u xml:id="u-30.5" who="#SRadziwiłł">Przechodzę teraz do omówienia sprawy wymiaru sprawiedliwości — jest to niewątpliwie najważniejsza dziedzina pracy Ministerstwa. Należyte jej funkcjonowanie jest uzależnione nie tylko od obowiązującego prawa, ale także i od aparatu sądowego i od warunków moralnych i materialnych, w jakich ten aparat pracuje. Jest to sprawa która niejednokrotnie przy omawianiu naszego budżetu niemal corocznie była omawiana. Przede wszystkim materialne warunki, w których pracuje i musi pracować, niestety, nasze sądownictwo, są pod każdym względem opłakane; i, niestety, w tym budżecie, który mam zaszczyt referować, ogólna suma, która by była przeznaczona na polepszenie tych stosunków jest absolutnie niedostateczna.</u>
<u xml:id="u-30.6" who="#SRadziwiłł">Teraz przechodzę do doboru sił sędziowskich. Już w roku ubiegłym p. s. Terlikowski, który wówczas ten budżet referował, stwierdził, i tu przytaczam z jego referatu to odnośne zdanie, że „zagadnienie doboru sił sędziowskich wiąże się ściśle z uposażeniem sędziów. Dobre uposażenie przyciągnie lepsze siły do sądownictwa, uposażenie złe, albo nawet mierne spowoduje z chwilą polepszenia koniunktury natychmiastową ucieczkę co zdolniejszych sędziów”, Otóż od zeszłego roku nic się w tym stanie rzeczy nie zmieniło. Zresztą p. Minister Sprawiedliwości, jeżeli się nie mylę, przemawiając w Komisji Budżetowej Sejmu, stwierdził ten opłakany stan uposażenia sędziów. Ja w moim referacie przytoczyłem jeszcze inny, może nawet trochę drastyczniejszy przykład, mianowicie porównywałem uposażenie sędziego grodzkiego z uposażeniem, które w niektórych przedsiębiorstwach państwowych pobiera woźny. To naturalnie nie jest reguła, w danym przypadku przyznaję, że ten woźny, o którym mówiłem — zresztą te cyfry, które przytoczyłem, znalazłem w sprawozdaniu Najwyższej Izby Kontroli — może specjalnie był wysoko uposażony, ale jednakże to jest zestawienie niezmiernie rażące i charakterystyczne dla niskiego uposażenia sędziów.</u>
<u xml:id="u-30.7" who="#SRadziwiłł">Tutaj ciągle się mówi o niezawisłości sędziów. Należy więc rozróżniać dwie zupełnie różne rzeczy. Z jednej strony jest niezawisłość sędziów w stosunku do swoich władz przełożonych, od pewnych nacisków, idących z góry. A potem jest druga strona niezawisłości sędziów, konieczność postawienia sędziów w takich warunkach materialnych, w których ta niezawisłość byłaby zupełnie zagwarantowana i od stron, które by miały interes, aby wpływać na opinię sędziów. I tutaj musimy jasno powiedzieć, o ile nasze sądownictwo, pomimo tych trudności, stoi na wysokim poziomie, to warunki materialne nie dają pod tym względem należytych gwarancyj.</u>
<u xml:id="u-30.8" who="#SRadziwiłł">Sądownictwo nasze pracuje niezmiernie intensywnie i trzeba podkreślić, że zaległości w sądach znacznie się zmniejszyły we wszystkich instancjach, z wyjątkiem Sądu Najwyższego. To znów ma swoje specyficzne powody, które właśnie przemawiają za bardzo intensywną działalnością sądownictwa, bo jeśli w Sądzie Najwyższym te zaległości się powiększyły, to właśnie tylko dlatego, że specjalnie w b. dzielnicy pruskiej zaległości zostały w niższych instancjach szybko zlikwidowane.</u>
<u xml:id="u-30.9" who="#SRadziwiłł">Chciałbym jeszcze parę słów tylko powiedzieć tu o sprawie, która dzięki p. Ministrowi stała się specjalnie aktualną, mianowicie o ustroju naszej adwokatury. Należy się p. Ministrowi uznanie za zrozumienie dużego, państwowego znaczenia należytego poziomu adwokatury, bez którego jest wysoce utrudniony wymiar sprawiedliwości i szerzenie w społeczeństwie poszanowania prawa i sądów. Wydaje się jednak, że zapowiedziane przez p. Ministra przywrócenie obowiązkowej aplikacji sądowej, jako wstępu do aplikacji adwokackiej, nie usunie może samo przez się ujawniających się w ostatnich czasach coraz bardziej nienormalnych stosunków w adwokaturze. I tu pozwalam sobie rzucić pewną myśl, mianowicie powrotu do organizacji adwokatury, jaka była za czasów Księstwa Warszawskiego. Jest to może dosyć śmieszne, jeżeli się mówi o postępie — powracanie do stanu rzeczy, który istniał w latach 1808–1876, ale jest to rzecz, która by mogła się w bardzo znacznym stopniu przyczynić do normalizacji stosunków w tej dziedzinie. Chodzi mianowicie o podział adwokatury w zależności od kwalifikacyj zawodowych i doświadczenia na pewne kategorie. Jak mówię, jest to tylko pewna myśl — zresztą była ona przyjęta również i przez Komisję Budżetową — i byłbym bardzo wdzięczny p. Ministrowi Sprawiedliwości, gdyby zechciał wziąć to może pod uwagę, jeśli przeprowadzenie czegoś podobnego jest możliwe.</u>
<u xml:id="u-30.10" who="#SRadziwiłł">Wreszcie dział trzeci — to więziennictwo. Tutaj stosunki są opłakane. Wysoka Izba pamięta, przynajmniej na mnie zrobiło to wielkie wrażenie, kiedyśmy przeszło rok temu uchwalili tutaj na wniosek Rządu i ówczesnego Ministra Sprawiedliwości, p. Michałowskiego, tę ustawę amnestyjną, która była właściwie wywołana potrzebą opróżnienia więzień.</u>
<u xml:id="u-30.11" who="#SRadziwiłł">I w tym preliminarzu budżetowym budowa nowych więzień została zupełnie pominięta z konieczności. Nie ma żadnych sum na budowę nowych więzień. Przypominamy sobie, Wysoka Izbo, jak p. Minister Michałowski przed rokiem wspomniał, że od czasu odrodzenia Państwa Polskiego w ogóle żadne nowe więzienia nie były budowane. Jeżeli weźmiemy pod uwagę wzrost zaludnienia kraju, już nie mówię wcale o bardzo ciężkiej i drażliwej kwestii jak wzrostu przestępczości, ale jeżeli weźmiemy pod uwagę ten jeden moment przyrostu ludności, to jasne jest, że te więzienia, które egzystowały 16–18 lat temu — chociaż i podczas wojny nikt więzień nie budował — a więc można śmiało powiedzieć, że i dwadzieścia parę lat temu — są zupełnie niewystarczające dla obecnych stosunków, mówiąc tylko o obecnych stosunkach ludnościowych. Niestety, nie znalazły się w tym budżecie sumy na to, i skutkiem tego stan ten, który amnestia do pewnego stopnia, jeżeli tak można się wyrazić, unormowała, znowu dziś jest niezmiernie ciężki. W swoim referacie, jeżeli Panowie przejrzeli, na stronie 7 podałem odpowiednie cyfry, nie będę wszystkich cytował, to by nas za daleko zaprowadziło, zacytuję tylko, że pojemność więzień na grudzień 1936 r. wynosiła 41.736, a na ten sam dzień znowu zaludnienie więzień osiągnęło cyfrę dotychczas zresztą nie notowaną 60.677. Jest więc obecnie w więzieniach około 20 tysięcy więźniów więcej, aniżeli normalna pojemność tych więzień wynosi. Zestawienie dwóch cyfr jest, zdaje się, aż nadto wymowne. Jakie to pociąga za sobą konsekwencje? Otóż jedną z tych konsekwencyj jest to, że musiało być wstrzymane wykonanie wyroków krótko terminowych do 1 kwietnia 1937 r. Co p. Minister Sprawiedliwości zrobi za miesiąc, tego nie wiem. Może się od p. Ministra dowiemy. Moim zadaniem było podkreślić tylko ten wysoce nienormalny stan rzeczy, który panuje w naszym więziennictwie.</u>
<u xml:id="u-30.12" who="#SRadziwiłł">Wreszcie parę słów o preliminarzu budżetowym. Zamyka się on po stronie dochodów sumą 38.628.500 zł, po stronie wydatków sumą 88.000.000 zł. W tych 88.000.000 zł jest 87.866.300 zł wydatków zwyczajnych i 133.700 zł wydatków nadzwyczajnych. Suma preliminowanych dochodów jest o 1.371.000 zł mniejsza od analogicznej kwoty w budżecie tegorocznym. Zmniejszenie to spowodowane zostało urealnieniem pozycji należności sądowych, stanowiącej najpoważniejsze źródło dochodu Ministerstwa. Pozycja ta jest preliminowana w wysokości 36.700.000 zł i jest mniejsza o 1.500.000 od analogicznej pozycji w budżecie tegorocznym. Tu chcę tylko zaznaczyć, że według sprawozdania Najwyższej Izby Kontroli zaległości w należnościach sądowych wynosiły na dzień 1 kwietnia 1935 r. sumę 78.695.000 zł. Pomimo tego, że Ministerstwo dużo trudów ponosi w ściąganiu tych należności, sprawa jest jednak dosyć beznadziejna z powodu ekonomicznego stanu kraju i właściwie ta suma 78.695.000 zł — o ile ja się orientuję — jest w znacznym stopniu czysto fikcyjna. Na jedną drobną sumę chciałbym jeszcze zwrócić uwagę Wysokiej Izby, to jest na pozycję dochodu z pracy więźniów, a to dlatego, że ta pozycja specjalnie była w ubiegłych latach krytykowana. Jest to suma drobna, preliminowana w wysokości 434 tysięcy złotych; składa się ona z dochodów z produkcji warsztatów więziennych, gospodarstw rolnych i ogrodniczych, z pracy więźniów i z eksploatacji inwentarza żywego. Otóż ta produkcja warsztatów podlegała krytyce z tego punktu widzenia, że tworzy konkurencję naturalnie nie dla przemysłu, ale przede wszystkim dla rzemiosła. Ja sam, przemawiając w przeszłym roku jako członek Komisji Budżetowej, zwróciłem uwagę na szkodliwość tej konkurencji. Wobec tego, że miałem przygotować referat budżetu Ministerstwa Sprawiedliwości, sprawa ta mnie interesowała. Poprosiłem w Ministerstwie o pewne oświetlenie tej sprawy. Zostało mi doręczone sprawozdanie, względnie opinia komisji do zbadania gospodarki przedsiębiorstw państwowych Ta opinia idzie w tym kierunku — zacytuję tu ściśle zdanie z tego sprawozdania — że sprzedaż na rynku prywatnym stanowi znikomą część produkcji warsztatów rolnych, gdyż idzie ona przede wszystkim na pokrycie własnych potrzeb więziennictwa, a zatem nie stanowi konkurencji dla rynku prywatnego. Otóż sądzę, że na podstawie opinii bezstronnej tej komisji można uważać wszystkie te zarzuty, które słyszeliśmy w latach ubiegłych, za mocno przesadzone albo wprost niesłuszne.</u>
<u xml:id="u-30.13" who="#SRadziwiłł">Pewną wątpliwość wzbudził we mnie przewidywany dochód z gospodarstw rolnych, który w stosunku do obszaru, którym dysponuje Ministerstwo, tj. do obszaru 3900 ha wynosi dużą sumę, zwłaszcza jeżeli się zważy, że to sprawozdanie jednak obejmuje rok specjalnie ostrego kryzysu rolnego. Ja jeżeli mówię o kryzysie rolnym, to z tego względu, że ten preliminarz był stworzony wtenczas, kiedy jeszcze te ceny rolnicze były znacznie niższe, bo jeżelibyśmy wzięli pod uwagę obecne ceny, to prawdopodobnie ten dochód byłby jeszcze wyższy, ale i wtenczas był preliminowany w kwocie 262.000 zł. Otóż ja specjalnie badałem tę sprawę i wysokość tej sumy jest uzasadniona tym, że jednak Ministerstwo tutaj gospodaruje w warunkach zupełnie specjalnych, mianowicie te gospodarstwa więzienne nie opłacają podatków, po drugie — korzystają z pracy więźniów, która jest naturalnie pracą niezmiernie łanią, po trzecie — nie ponoszą żadnych wydatków administracyjnych, bo wszystkie koszta administracyjne figurują w innych pozycjach; a wreszcie posiadają stałego odbiorcę w wydziale gospodarczym więzień. Sprawozdanie Najwyższej Izby Kontroli, tyczące się tych gospodarstw, wykazało za ubiegłe lata liczne usterki odnośnie prowadzenia tych gospodarstw, muszę jednak zaznaczyć, że może w odróżnieniu od pewnych innych ministerstw, Ministerstwo Sprawiedliwości, względnie ten dział Ministerstwa Sprawiedliwości wszystkie te usterki usunął do tego stopnia, że nawet ci urzędnicy, którzy błędy popełnili w tym zakresie, zostali usunięci. I wydaje mi się, że można by tylko wyrazić z jednej strony uznanie dla Ministerstwa, a z drugiej strony nadzieję, ażeby i inne ministerstwa, pod względem liczenia się z uwagami Najwyższej Izby Kontroli poszły za przykładem Ministerstwa Sprawiedliwości.</u>
<u xml:id="u-30.14" who="#SRadziwiłł">Globalna suma preliminowanych wydatków wzrosła w porównaniu z budżetem tegorocznym o 2 miliony złotych. Wzrost ten jest spowodowany podniesieniem w dziale „Wymiaru Sprawiedliwości” pozycji na wydatki sądowe z kwoty 2.460.000 zł, do sumy 3.470.000 zł, a więc o przeszło milion złotych, oraz podniesieniem kilku pozycyj, jak remont i konserwacja nieruchomości i utrzymanie więźniów w dziale „Więziennictwa”. Wreszcie skromna kwota z budżetu nadzwyczajnego — 133.700 zł, która jest przeznaczona na budynki sądowe i jest oczywiście w związku z tym, co przed chwilą tu mówiłem, absolutnie niewystarczająca.</u>
<u xml:id="u-30.15" who="#SRadziwiłł">Zapomniałem jeszcze o pewnym szczególe, który jest związany z wymiarem sprawiedliwości, może ktoś z członków Wysokiej Izby zwróci na to między innymi uwagę, więc chciałbym tu pewne wyjaśnienie dać. Mianowicie chodzi mi o zmniejszenie etatów urzędników sądowych, które jest tu przewidziane w liczbie 772 etatów, oraz liczby sędziów o 47 etatów. Chciałbym tu wyjaśnić, że to nie jest faktyczne zmniejszenie, tylko to są etaty, które są skreślone z budżetu poprostu dlatego, że nie były dotychczas obsadzone. Więc nie stanowi to żadnej zmiany. Chciałem to wyjaśnienie, które słyszeliśmy od p. Ministra na komisji, tu przytoczyć, aby ewentualnie w dyskusji ta sprawa nie była podniesiona.</u>
<u xml:id="u-30.16" who="#SRadziwiłł">Jest wreszcie pewna suma w planie inwestycyjnym, któryśmy dziesięć dni czy dwa tygodnie temu tu, w tej Wysokiej Izbie uchwalili. Chciałbym podkreślić, że żądania i dezyderaty, przedstawiono w związku z funduszem inwestycyjnym przez Ministerstwo Sprawiedliwości przewidywały na ten rok w dziale sądownictwa sumę 5.500.000 zł i w dziale więziennictwa 5.267.000 zł, to jest łącznie 10.800.000 zł. Natomiast w planie inwestycyjnym jest — o ile się orientuję — w dziale Ministerstwa Sprawiedliwości przewidziana tylko suma 3 miliony złotych, tj. niespełna trzecia część. Proszę Wysokiej Izby, ja zawsze stałem, nie jako referent, ale jako senator, na tym stanowisku, że tego rodzaju wydatki nie powinny być przerzucane specjalnie na ten fundusz inwestycyjny, tylko powinny znaleźć pokrycie w normalnych dotacjach budżetu Ministerstwa Sprawiedliwości i uważam to za nienormalne. Jako referent budżetu Ministerstwa Sprawiedliwości, naturalnie muszę się cieszyć, że ta suma niezależnie od źródła z którego pochodzi, jest do dyspozycji Ministra Sprawiedliwości, muszę jednak z drugiej strony zaznaczyć, że ona jest niższa o 70% od tego, co Ministerstwo uważa za potrzebne.</u>
<u xml:id="u-30.17" who="#SRadziwiłł">Kończąc krótkie streszczenie mego referatu, chcę powtórzyć zdanie końcowe. Najogólniejszym wnioskiem, który wynika z analizy działalności Ministerstwa Sprawiedliwości oraz preliminarza budżetowego jest stwierdzenie, że preliminarz ten jest niewystarczający. I to pod każdym względem. Niewystarczające są kredyty na prace ustawodawcze, prawie bez zmian pozostały pozycje na płace, uniemożliwiając należyte wynagrodzenie sędziów i powiększenie ich liczby, niewystarczające są kredyty na straż więzienną, na remont i konserwację zarówno budynków sądowych, jak więzień, nie mówiąc już wcale o koniecznych inwestycjach. Ze smutkiem muszę stwierdzić, że o wszystkich powyższych brakach mówimy w roku bieżącym nic po raz pierwszy. Na identyczne fakty kładł nacisk w Senacie sprawozdawca budżetu Ministerstwa Sprawiedliwości w roku ubiegłym i tak samo jak w miesiącu styczniu bieżącego roku p. Minister Sprawiedliwości przedstawił w Komisji Budżetowej Sejmu katastrofalne wprost warunki, w jakich pracuje aparat sądowniczy, tak samo rok temu słyszeliśmy z ust ówczesnego Ministra Sprawiedliwości p. Michałowskiego, że amnestia była koniecznością dlatego, że więzienia nie mogły pomieścić skazanych przestępców. W stosunku do ubiegłego roku zmieniło się tylko jedno: oto wszystkie braki i niedomagania, na które cierpi w Polsce wymiar sprawiedliwości, stają się z roku na rok coraz bardziej niebezpieczne, coraz bardziej niepokojące. Oczywista rzecz, że jest bardzo ciężko stwierdzać te braki, nie mogąc absolutnie nic na to poradzić, ja osobiście widzę poprostu narzucającą się konieczność robienia w wydatkach państwowych poważnych oszczędności — myślę zwłaszcza o pewnych inwestycjach zgoła niepotrzebnych — na to, ażeby zdobyć pieniądze konieczne na zaspokojenie bezpośrednich potrzeb i obowiązków Państwa. I tu — stwierdzam to znowu nie, po raz pierwszy — winno się na pierwszym planie postawić dwa ministerstwa, t. j. Ministerstwo Oświaty, o którym będziemy mówić zdaje się jutro, i Ministerstwo Sprawiedliwości, którego potrzeby, braki i budżet miałem zaszczyt Panom dzisiaj w krótkich słowach przedstawić. Dzisiaj nie mogę nic innego zrobić, jak prosić Panów, ażeby Panowie preliminarz budżetowy Ministerstwa Sprawiedliwości zechcieli uchwalić w tych rozmiarach, w których został uchwalony przez Sejm w dniu 27 lutego b. r.</u>
<u xml:id="u-30.18" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-31">
<u xml:id="u-31.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Jeszke.</u>
</div>
<div xml:id="div-32">
<u xml:id="u-32.0" who="#SJeszke">Wysoki Senacie! Jeżeli hasłem naczelnym w procesie kształtowania się życia polskiego ma być dźwiganie Polski wzwyż to rozumiem to hasło jako imperatyw totalny nie tylko w dziedzinie naszego życia polityczno-społecznego i gospodarczego lecz na wszystkich odcinkach życia, a więc też życia korporacyjnego.</u>
<u xml:id="u-32.1" who="#SJeszke">Sądzę, że nie przekroczę ram dyskusji budżetowej, jeżeli w obecności najwyższego zwierzchnika wymiaru sprawiedliwości przed Wysokim Senatem pokuszę się o zobrazowanie polskiego odcinka prawniczego we wszystkich przejawach i dykasteriach, pod kątem widzenia dźwigania prawnictwa polskiego wzwyż. Do takiego ujęcia zagadnienia zachęca mnie nie tylko pełna energii postawa p. Ministra Sprawiedliwości wobec tego problemu, której dał wyraz szczególnie w swym przemówieniu na zjeździe prawników polskich w Katowicach, ale zachęca mnie to wielkie i głębokie zainteresowanie tym zagadnieniem Komisji Budżetowej Wysokiego Senatu podczas debaty komisyjnej. Poza tym nie małym bodźcem jest dla mnie najnowsze polskie piśmiennictwo prawnicze, które na łamach czasopism fachowych kipi wprost rozważaniami na temat, jak dźwignąć polskie prawnictwo wzwyż. W tej owocnej dyskusji nie może zabraknąć głosu parlamentu polskiego, szczególnie gdy się zważy, że zrealizowanie postulatów tych w wielkiej mierze zależeć będzie od kodyfikacyjnego ujęcia tego, co jest fundamentum regnorum.</u>
<u xml:id="u-32.2" who="#SJeszke">Zacznę od wierzchołka naszej piramidy prawniczej, od Ministra Sprawiedliwości. Jak już wspomniał p. referent, na komisji poruszono zagadnienie stanowiska Ministra Sprawiedliwości, jako takiego, w Radzie Ministrów. P. Minister odpowiedział na to z tekstem Konstytucji w ręku, że według Konstytucji nie ma żadnego uprzywilejowanego stanowiska i tym zamknął dyskusję. Czy zamknięcie tej dyskusji było słuszne. Wyczuwam, że u podstaw dyskusji tej tkwi głębokie przeświadczenie o konieczności skoordynowania całego tak różnorodnego ustawodawstwa pod kątem widzenia jednolitej racji stanu nowoczesnego Państwa Polskiego, przybierającego coraz wyraźniej charakter tego, co nazywamy państwem społecznym. Że linia tej racji stanu winna być pilnowana poprzez całe ustawodawstwo, nie podlega dyskusji. Kto ma jej pilnować? Kto ma jej pilnować, mimo że żaden z ministrów nie ma konstytucyjnego zlecenia w tym kierunku. Odpowiedź dla mnie prosta: każdy z członków Rady Ministrów, a najwięcej ten, który posiądzie najsubtelniejsze wyczucie i najwnikliwszą intuicję tej linii. Nie jest to kwestia konstytucyjnego uprawnienia, lecz kwestia, nie nadająca się do kodyfikacji, kwestia imponderabiliów, kwestia osobistego ciężaru gatunkowego, osobistej dynamiki i siły sugestywnej. Predestynowany w każdym razie winien być do tego Minister Sprawiedliwości. Dodam jeszcze, że we Francji, gdzie tendencje rewizjonistyczne w kierunku ufundowania autorytetu ministra sprawiedliwości w sensie, zbliżonym do odgłosu na naszej komisji, najdalej są zaawansowane, znany autorytet p. Barthelemy poddał pod rozwagę, czyby ministra sprawiedliwości nie należało powoływać odmiennie od pozostałych ministrów, mianowicie przez Radę Stanu wspólnie z Izbą Kontroli Państwa i aby tak wybrany minister był nieusuwalny w ciągu jednej kadencji izb ustawodawczych. I dlatego uważam, że może przedwcześnie byłoby zamykać dyskusję na ten temat u nas.</u>
<u xml:id="u-32.3" who="#SJeszke">Z zagadnieniem tym łączy się sprawa ogólniejszego znaczenia, mianowicie rola prawnika w społeczeństwie i Państwie. I tę kwestię poruszono na Komisji Budżetowej. Zagadnienie to jest dzisiaj komentowane w piśmiennictwie polskim wnikliwie, że przytoczę tylko dla przykładu odgłosy z ostatnich tygodni: artykuł Kwiecińskiego w „Współczesnej Myśli Prawniczej” o stanowisku zawodu prawniczego w życiu społecznym, artykuł „Prawnicy w Administracji” w „Biuletynie Urzędniczym”, bardzo ciekawy przyczynek prokuratora Władysława Sieroszewskiego „Rola prawnika w społeczeństwie” w Tygodniku Ilustrowanym, oraz głęboko ujęty artykuł sędziego Fleszyńskiego w „Głosie Sądownictwa” na temat „Czy prawnicy mogą rządzić państwem?” Autorzy ci są zgodni w negatywnym stwierdzeniu, że polskie prawnictwo nie odegrało roli, odpowiadającej jego znaczeniu, przy budowaniu form organizacyjnych Rzeczypospolitej, że przy tworzeniu nowej rzeczywistości państwowej wysunęli się na czoło przede wszystkim żołnierze i dawni rewolucjoniści, dalej inżynierowie, nauczyciele, handlowcy i przemysłowcy, nawet rolnicy i artyści, a nie prawnicy; znikomy tylko odsetek prawników zajmował stanowiska ministrów i wojewodów. Co do wniosków pozytywnych autorzy różnią się poważnie. Nie będę analizował wyników tych argumentacyj, zadowolę się stwierdzeniem, że prawnictwo polskie chce wyrównać swoje zaniedbanie z przeszłości i jestem przekonany, że uczyni to z pożytkiem dla naszego życia państwowego. W tym naświetleniu nabiera właściwego reliefu problem przesunięcia młodych prawników do administracji ogólnej, o co — jak wiadomo — usilnie zabiega p. Minister Sprawiedliwości Nim przejdę do problemu sądownictwa, niech mi wolno będzie zatrzymać się jeszcze nad jednym ogólniejszym zagadnieniem naszego życia prawniczego. W odgłosach krytycznych o ostatnim zjeździe prawników w Katowicach znalazło się ciekawe stwierdzenie, że na zjeździe tym po macoszemu potraktowano prawo cywilne w porównaniu z prawem publicznym, szczególnie karnym. Ukuto określenie, że prawo cywilne „nie miało szczęścia” na tym zjeździe. Przychodzą mi na myśl słowa poety, który powiedział: „Nie znalazł szczęścia w domu, bo szczęścia nie było w ojczyźnie”. Tak jest, prawo cywilne nie ma szczęścia w Polsce. Nie w tym sensie, aby zaniedbywano kodyfikację prawa cywilnego, przeciwnie, dokonano w wielkim wspólnym wysiłku Ministerstwa Sprawiedliwości, Komisji Kodyfikacyjnej i parlamentu w tej dziedzinie dużo, a Komisja Kodyfikacyjna ma w tej chwili na swym warsztacie niezmiernej doniosłości kompleksy z tej dziedziny. Mimo to cywiliści twierdzą, że prawo cywilne nie ma szczęścia, że na pierwszy plan wysuwa się przy różnych okazjach zainteresowanie do prawa karnego, czy to na zjazdach prawniczych, czy w przemówieniach ministrów sprawiedliwości, czy wreszcie w debatach parlamentarnych, w których niewspółmiernie dużo czasu poświęca się omawianiu więziennictwa, tak jak gdyby zagadnienie więziennictwa było najistotniejszym szczegółem resortu sprawiedliwości. Nie przeczę, że z punktu widzenia interesu publicznego, prawo karne ma prym przed prawem cywilnym, ale nie wolno nam zapominać o wielkiej i doniosłej prawdzie, że prawo cywilne ma swe poważne funkcje w życiu publicznym oraz że proces cywilny jest nie tylko walką obywateli o swe prawą indywidualne, lecz służy również do utrzymania spokoju prawnego w społeczeństwie.</u>
<u xml:id="u-32.4" who="#SJeszke">Pewne, może pozorne postponowanie zagadnień prawa cywilnego tłumaczyć należy sobie tym, że najważniejsze ośrodki dyspozycyjne naszego świata prawniczego, jak Ministerstwo Sprawiedliwości, prezesury sądów apelacyjnych, stała delegacja zrzeszeń i instytucyj prawniczych i inne od dłuższego czasu są przeważnie kierowane in capite et membris przez karników, a nie cywilistów, z czego mimowoli wypływa pewna preponderancja dla zagadnień prawa karnego, czyli t. zw. trenowanie na prawo karne. Odpowiednia, stopniowa korektura tego stanu rzeczy na rzecz cywilistów przyczyniłaby się — jak sądzę — do wprowadzenia ze wszech miar pożądanej równowagi w tej dziedzinie.</u>
<u xml:id="u-32.5" who="#SJeszke">Przechodzę do sądownictwa, tego najważniejszego działu naszego prawnictwa. P. Minister Sprawiedliwości w znanych swoich deklaracjach na pierwszy plan wysunął słusznie troskę o prawdziwą niezawisłość sędziowską, ów kamień węgielny wymiaru sprawiedliwości. W Sejmie powiedział p. Minister ostatnio, co następuje: „Skoro mowa o niezawisłości sędziowskiej, to stwierdzam, że od chwili objęcia urzędu nie pomijam żadnej sposobności, aby z naciskiem i z całą mocą obwieścić, że uważam niezawisłość sędziowską za dogmat, bez którego Wymiar sprawiedliwości jest nie do pomyślenia”.</u>
<u xml:id="u-32.6" who="#komentarz">(Głosy: Brawo.)</u>
<u xml:id="u-32.7" who="#SJeszke">Niezawisłość sędziowska nie jest pojęciem tak prostym, jak to się naogół wydaje. Posiada ona swoją kilkuwiekową, ciekawą historię, posiada swoje teorie, posiada swoją teraźniejszość i przyszłość. Chciałbym w tym miejscu mówić tylko o jej teraźniejszości. W literaturze polskiej mało jest na ten temat głosów obiektywnych, przeważnie głosy namiętne, głosy nacechowane kompleksem uraz osobistych. Dlatego nie będę się powoływał na głosy polskie. Dobrze zasłużył się w tej dziedzinie „Głos sądownictwa”, który ostatnio uprzystępnił nam w tłumaczeniu treściwe i wyczerpujące poglądy na zagadnienie niezawisłości sędziowskiej w ujęciu profesora uniwersytetu w Zagrzebiu Dr Ivo Krbek'a. Wedle tego autora, w sensie pozytywnym niezawisłość sędziowska polega na tym, że sędzia podlega tylko prawu, a w sensie negatywnym niezawisłość ta oznacza wyłączenie wszystkich wpływów, oddalających sędziego od jego istotnych funkcyj sędziowskich, czyli że sędzia winien być wolny od oddziaływania wszelkiego autorytetu, wszelkiej władzy, nie wskazanej przez prawo. Pojęcie niezawisłości sędziowskiej nie ogranicza się tylko do sfery prawnej, lecz stanowi zagadnienie kultury ogólnej, trudno bowiem uznać za kulturalny kraj, nie uznający niezawisłości sędziowskiej. Niezawisłość sędziowska stanowi nie tylko naturalną część składową pojęcia sprawiedliwości, lecz samą jego istotę. Nawet najbardziej radykalne obecne ruchy społeczne i polityczne, jak faszyzm i hitleryzm, zatrzymują zasadę niezawisłości sędziowskiej. W tym miejscu zaznaczę, że nie zgadzam się z ujęciem tego tematu przez p. referenta w drukowanym sprawozdaniu, który twierdzi, że odrzucają tę zasadę. W literaturze niemieckiej podkreśla się, że niezawisłość sędziowską należy utrzymać, z tym tylko, iż trzeba ją natchnąć innym duchem i zmienić jej podstawy ideologiczne. Wedle tej koncepcji w państwie liberalno-prawnym niezawisłość sędziowska stanowiła podstawę ochrony obywatela przed przerostem władzy wykonawczej. Natomiast w państwie narodowo-socjalistycznym występuje ochrona rzeczowej niezawisłości sędziowskiej, co znaczy, że sędzia ma zabezpieczać nie tylko należyte stosowanie ustawy, lecz także podstawowe, naczelne zasady nowego państwa. Słowem, kwestia stosowania zasady niezawisłości sędziowskiej w państwach kulturalnych jest dziś postawiona poza nawias dyskusji. Nie ma dziś sporu o tę zasadę jako taką, lecz dyskutowane jest zagadnienie, jak ustalić środki praktyczne celem zagwarantowania tej niezawisłości, aby nie została ona na papierze.</u>
<u xml:id="u-32.8" who="#SJeszke">Dwie są podstawowe gwarancje niezawisłości sędziowskiej: nieusuwalność i nieprzenoszalność sędziów, poza wypadkami, przewidzianymi w ustawie. Nawet we wspomnianych mało obiektywnych głosach w literaturze polskiej nie kwestionuje się, że Konstytucja gwarantuje niezawiłość sędziowską, a więc i nieusuwalność i nieprzenoszalność sędziów w powyższym sensie. Punktem obrazy są inne okoliczności. Poruszył je także w swoim referacie o budżecie Ministerstwa Sprawiedliwości referent sejmowy p. poseł Sioda, dopatrując się niebezpieczeństwa dla skutecznego stosowania zasady niezawisłości sędziowskiej w sposobie awansowania i uposażenia sędziów. W tym sensie wypowiedział się ostro w Nr 8 „Odnowy” b. sędzia, obecnie adwokat Mogilnicki, formułując swe zarzuty w ten mniej więcej sposób: Nowy polski ustrój sądowy stosuje przy awansach sędziowskich zasadę wyboru kandydatów przez sądy, lecz wyborów dokonuje nie ogólne zebranie sędziów, lecz tzw. Kolegium Administracyjne, w którym. większość głosów ma prezes i dobrani przez niego sędziowie. Dodatkowych kandydatów wskazuje także Kolegium sądu wyższego, a Minister z pewnymi zastrzeżeniami może przedstawić do nominacji Prezydentowi Rzeczypospolitej własnego kandydata z pominięciem wskazanych kandydatów przez sądy. To ostatnie — jak twierdzi wspomniany autor — stało się od r. 1929 nieomal regułą. Dalej, wysokość uposażenia sędziego zależy nie od instancji, w której sędzia pracuje, ani od liczby lat przesłużonych, lecz wyłącznie od zaszeregowania go do tej czy innej grupy przez Radę Ministrów na wniosek Ministra Sprawiedliwości. W ten sposób może Minister Sprawiedliwości uposażenie każdego sędziego dowolnie zmniejszyć lub zwiększyć — twierdzi wspomniany autor. Uważam, że na te zarzuty sprowadzające się do twierdzenia, iż niezawisłość sędziowska, zagwarantowana przez Konstytucję, stała się niezawisłością papierową, winna, zdaniem moim, nastąpić autorytatywna odpowiedź, która w tej tak ważnej i podstawowej dziedzinie uspokoi opinię tak sędziów jak i ogół społeczeństwa. Nie wystarczy bowiem, aby sędzia był naprawdę niezależny, ale co jest równie ważne, aby społeczeństwo nie miało najmniejszej wątpliwości, że posiada sądownictwo niezawisłe.</u>
<u xml:id="u-32.9" who="#SJeszke">Przechodzę do zagadnienia adwokatury. Wobec tego, że stoimy w przededniu nowelizacji ustawy o ustroju adwokatury, — projekt rządowy jest już wniesiony do parlamentu, — nie będę mówił o strukturalnych zagadnieniach adwokatury, odkładając to do powierzonego mi referatu na ten temat. Dziś, kiedy rozpatrujemy poszczególne dykasterie prawnictwa polskiego pod kątem widzenia dźwigania ich wzwyż, muszę, niestety, stwierdzić, że to, co wyżej powiedziałem o całości prawnictwa, mianowicie, iż nie odegrało roli odpowiadającej jego znaczeniu przy budowaniu form organizacyjnych Rzeczypospolitej Polskiej, kieruję z szczególnym impetem jako zarzut pod adresem adwokatury, która najwięcej z wszystkich innych dykasteryj prawniczych predestynowana jest do odegrania czynnej roli w tej dziedzinie i która w wielu państwach tę zaszczytną rolę, jak ogólnie wiadomo, spełnia dobrze i trwale. Nie podnoszę tego zarzutu, jako dawniejszy długoletni adwokat i dziekan Rady Adwokackiej, lekkomyślnie. Zresztą świadomość tego stanu rzeczy jest dziś w adwokaturze ogólna i ogólne jest szukanie wyjścia z tego impasu. W ostatnim zeszycie „Palestry” w artykule pod nagłówkiem „Adwokatura na przełomie' czytamy: „Wszędzie, we wszystkich krajach, zawsze adwokatura stała w pierwszej linii budowniczych własnego państwa, zawsze zapełniała licznie i ofiarnie szeregi wytrwałych robotników w dziale jego przebudowy i umacniania. U nas przez lata odrodzonej niepodległości nie uczyniono nic, aby adwokaturę podnieść na należyte jej stanowisko; nie uczynili tego inni i nie uczyniła sama korporacja. Dopuszczono przeto w ten sposób do obniżenia powagi i godności stanu. Nie odegraliśmy właściwej roli w życiu społecznym i politycznym. Czeka więc nas nie tylko reforma strukturalna i praca wewnętrzna, ale wytrwała ofensywa na utracone pozycje pełnego zaufania i szacunku”. Mam w żywej i wdzięcznej pamięci słowa, które p. Minister Grabowski na komisji sejmowej wypowiedział o roli adwokatury w Państwie. „Adwokatura jest potężną siłą społeczną. Tysiące adwokatów pozostaje w stałym kontakcie z najszerszymi masami ludności jako doradcy i obrońcy tej ludności. Stąd wpływ ich na masy. Z szeregów adwokatury rekrutują się politycy, w szeregach tych tkwią i pracują społecznicy. Poza tym adwokatura jest ważkim czynnikiem wymiaru sprawiedliwości. Państwo musi mieć zagwarantowany wpływ na kształtowanie i uzupełnianie kadr adwokackich”. Nie wątpię, że z tą samą życzliwością odniesie się parlament do słusznych postulatów palestry z okazji nowelizacji ustawy o jej ustroju.</u>
<u xml:id="u-32.10" who="#SJeszke">Ale jeszcze jedna uwaga na marginesie. Czy opinia adwokatury w ogóle, a w szczególności w sprawie tej nowelizacji jest jednolita? Gdzie jest w ogóle opinia palestry? Naczelna Rada Adwokacka? Dobrze, to oficjalny organ o wielkim autorytecie. Lecz czy adwokatura nie odczuwa potrzeby wyrażenia uzgodnionych swych opinij niezależnie od tego organu oficjalnego, tym więcej, że głośne są żale na to, iż ogół adwokatury nie ma dostatecznej możności wypowiadania się na oficjalnych zebraniach? Jak wygląda organizacja zawodowa adwokatury? Nie dobrze! Podobnie zresztą jak organizacje zawodowe innych dykasteryj prawnictwa. Sędziowie i prokuratorzy, podobnie jak notariusze posiadają przynajmniej swoją jednolitą organizację. Sprawność organizacji sędziów i prokuratorów szwankuje poważnie, jak wynika z dyskusji na ostatnim walnym zebraniu Zrzeszenia Sędziów i Prokuratorów; na Zrzeszeniu zaciążył niefortunnie „stempel oficjalności”. Zrzeszenie Notariuszów nie znalazło dotychczas właściwego kamertonu swej pracy organizacyjnej. Najintensywniejsze życie pulsuje jeszcze w organizacjach młodego pokolenia prawniczego. Ale w życiu organizacyjnym adwokatury jest chaos nie do opisania. Każda nieomal partia z czasów przedmajowych ma swój odpowiednik organizacyjny, do tego dochodzi szereg innych jeszcze organizacyj o zabarwieniu politycznym czy regionalnym, nie mówiąc już o organizacjach mniejszościowych. Stąd o koordynacji opinii palestry polskiej, tak ważnej szczególnie w chwilach, kiedy losy jej ustroju się decydują, trudno dziś mówić. Może jednakże w tym nowym okresie, który nastaje dla dźwigania życia polskiego wzwyż, nareszcie raz adwokatura polska nie spóźni się i wytworzy odpowiedni ośrodek dyspozycyjny pod hasłem zapewnienia elementowi polskiemu dominującego znaczenia w palestrze i zorganizuje autorytatywny aeropag opinii, jaki jej się słusznie należy.</u>
<u xml:id="u-32.11" who="#SJeszke">Wreszcie notariat. P. Minister Grabowski dał redakcji „Przeglądu Notarialnego” w zeszłym miesiącu oświadczenie, w którym czytamy: „Ilekroć zdarzało mi się rozmawiać z przedstawicielami notariatu polskiego, tyle razy podkreślałem, jak wielkie znaczenie i wagę przywiązuję do tej instytucji. Znaczenie notariatu wypływa z tego, co stanowi podstawę tego zawodu. Jest nią zaufanie publiczności do notariusza. Zaufanie to rodzi wprawdzie ustawa, ale je gwarantuje i umacnia w społeczeństwie ten kapitał sił moralnych i intelektualnych, z którego notariusz pełni swoje obowiązki”. Oświadczenie to, którego ustęp tylko przeczytałem, przyjął notariat polski ze szczerą wdzięcznością i satysfakcją. Co do ustawy obowiązującej o notariacie, to wykazała ona w ciągu jej stosowania cały szereg usterek, o których usunięcie notariat zamierza zabiegać, lecz nie w tej jeszcze chwili; czas bowiem próby nie był jeszcze dostateczny. Ważniejszym w tej chwili wydaje się sposób stosowania pewnych przepisów tej ustawy i to wywołuje najważniejsze dziś aktualne zastrzeżenia ze strony notariatu. Mam tu na myśli szczególnie sposób powoływania notariuszów.</u>
<u xml:id="u-32.12" who="#SJeszke">Prawo o notariacie stanowi w art. 7, jakie kwalifikacje powinien posiadać kandydat na stanowisko notariusza. A więc wymaga między innymi ukończonych studiów prawniczych, 5 letniej aplikacji notarialnej, zakończonej egzaminem asesorskim itd. Od zasady tej ustawa przewiduje dwa wyjątki w art. 8. I otóż te wyjątki stały się — przyznaję, że w czasie przed objęciem urzędu przez p. Ministra Grabowskiego — zasadą. I tak: pod rządem polskiego prawa o notariacie dokonano około 228 nowych nominacyj na stanowisku notariuszów. Z powyższych nominacyj tylko 86 przypada na asesorów notarialnych, natomiast na nominacje z art. 8 aż 152. Na powyższe wyjątkowe nominacje przypadły: 1 sędziego Sądu Najwyższego, 4 wiceprezesów sadów apelacyjnych, 8 prezesów sądów okręgowych, 13 wiceprezesów sądów okręgowych, 13 sędziów sądu apelacyjnego, 26 sędziów sądów okręgowych, 17 sędziów sądów grodzkich, 2 prokuratorów sądów apelacyjnych, 3 wiceprokuratorów sądów apelacyjnych, 6 prokuratorów sądów okręgowych, 6 wiceprokuratorów sądów okręgowych. Ponadto przypada na powyższe nominacje, oprócz 5 b. notariuszów i 11 adwokatów: 1 dyrektora departamentu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, 1 radcy Ministerstwa Sprawiedliwości, 1 emerytowanego naczelnika wydziału, 3 majorów korpusu sądowego, 7 pisarzy hipotecznych, 1 emerytowanego wojewody, 1 emerytowanego wicewojewody, 1 radcy urzędu wojewódzkiego i 17 nominacyj innych osób. Ta praktyka stanowi wprost tamę hamującą dopływ młodych sił do notariatu i przyczynia się do spotęgowania groźnego „zatoru”, jaki się wytworzył w szeregach młodzieży prawniczej. W ten sposób wytwarza się paradoksalna sytuacja: młodzi prawnicy nie wstępują na aplikację notarialną, bo nie widzą żadnych dla siebie perspektyw, a równocześnie cisną się w sądownictwie i adwokaturze. U młodzieży tej wytworzyło się przekonanie, że notariaty są przeznaczone tylko dla emerytów. Np. w apelacji poznańskiej obejmującej Poznańskie, Pomorze i część Królestwa jest czterech aplikantów notarialnych i nie można się doprosić, aby wstępowano na aplikację.</u>
<u xml:id="u-32.13" who="#komentarz">(Głos: Dlaczego? Inny głos: Bo kogo innego mianują.)</u>
<u xml:id="u-32.14" who="#SJeszke">Jest wręcz trudne do pomyślenia, by mógł się ostać wspomniany art. 8 Prawa o notariacie, który by traktował notariaty jako „nadanie za zasługi” w służbie publicznej. Ale na dobro prawodawcy tej ustawy trzeba powiedzieć, że przepis ten pomyślany był jako „wyjątkowy” i że w zasadzie waruje on stronę fachową, gdyż żąda, by kandydat dawał „rękojmię należytego wykonywania obowiązków notariusza”, wprowadzając uprzednio egzaminy. Niepodobna jednak zrozumieć, jak egzamin taki może złożyć nie prawnik, a jednak takie wypadki bywały. A i prawnicy powinni być w tym wypadku egzaminowani przed komisją egzaminacyjną tej rady notarialnej, w której okręgu mają być mianowani. Działo się niejednokrotnie przeciwnie, tak, że notariaty obejmowali prawnicy, nie znający zupełnie bardzo odrębnego dotychczas ustawodawstwa dzielnicowego.</u>
<u xml:id="u-32.15" who="#SJeszke">Mianowanie notariuszów z pośród sędziów i innych wykwalifikowanych prawników jest w pewnym ustalonym procencie pożądane i nawet konieczne, nie tylko wobec braku dostatecznej ilości asesorów w b. Kongresówce i b. dzielnicy pruskiej. Ale muszą to być sędziowie w posiadaniu pełni sił życiowych i przygotowania cywilistycznego. Jakież jednak jest uzasadnienie, by wysłużonym emerytom lub ludziom, którym przyznano emerytury wobec uznania ich za niezdolnych do służby, nadawać notariaty? Obowiązki emerytalne Skarbu Państwa nie mogą być chyba wykonywane kosztem notariatu. Kontynuowanie takiego sposobu nadawania notariatów prowadzi niechybnie do załamania się notariatu w przyszłości, ze zdecydowaną szkodę społeczeństwa, któremu notariat ma służyć. Jednostki, przychodzące z poza szeregów zawodowych, bez dostatecznego, a częstokroć bez żadnego przygotowania fachowego w wysokiej mierze przyczyniają się do obniżenia poziomu notariatu (są oczywiście wyjątki). Na tym tle zdarzają się wypadki niesamowite; np. mianowany na drugie nowoutworzone stanowisko w danym mieście notariusz przychodzi do dotychczasowego notariusza i powiada mu na ucho: Ile mi dasz, to ja w ogóle nie będę praktykował. Tego rodzaju wypadki prowadzą do obniżenia powagi notariatu w opinii społeczeństwa, któremu częstokroć nie można się dziwić, gdy się słyszy narzekania na opłaty notarialne, które idą na rzecz notariuszów nie będących w stanie świadczyć żadnych usług. Opłaty te po ostatnich obniżeniach są stosunkowo bardzo skromne i giną poprostu w opłatach stemplowych i komunalnych, których notariusz jest poborcą, co właśnie wywołuje wśród niewtajemniczonych wrażenie nadmiernej wysokości tych opłat. Ale pomijając to publiczność musi narzekać, gdy widzi, że notariusz nie wie, o co w sprawie chodzi. Nigdy natomiast dotychczas nie było narzekań tam, gdzie notariusz jest na poziomie, gdzie potrafi doradzić i odpowiednio czynność prawną sformułować, gdyż publiczność zdaje sobie sprawę, że płaci za korzyść, jaką osiąga od prawnika fachowego i godnego zaufania.</u>
<u xml:id="u-32.16" who="#SJeszke">Jeżeli p. Minister pragnie zgodnie z powszechną opinią, aby w Polsce istniał notariat taki, jak go naszkicował w zacytowanym swoim oświadczeniu, to musi być zmieniony dotychczasowy tryb mianowania na stanowiska notariuszów. Pożądane było by w interesie młodego pokolenia aplikantów notarialnych, ustalenie stosunku procentowego mianowania sędziów i innych prawników fachowych. Pożądane szczególnie jest, aby przepis art. 8 prawa o notariacie, zanim nie będzie zupełnie uchylony, był stosowany naprawdę wyjątkowo i to przy rzeczowym i właściwym egzaminie. Musi być przywrócona moc prawdzie, że notariat jest zawodem pożytecznym, trudnym i odpowiedzialnym. Musi nastąpić odświeżenie atmosfery, jaka się dokoła notariatu zaczęła wytwarzać. Muszą być ukrócone wszelkie „nadawania notariatów”. Musi w tej dziedzinie zatriumfować jedyna zasada, na której oprzeć się może zdrowe życie zbiorowe, że do notariatu, jak i do każdego innego zawodu dochodzi się tylko przez pracę i fachowość.</u>
<u xml:id="u-32.17" who="#SJeszke">Tendencją notariatu polskiego, świadomego swej roli w Państwie jest, aby zniknął z powierzchni życia nie tylko typ rejenta z „Pana Tadeusza”, czy z komedyj fredrowskich, lecz również do niedawna spotykany typ biernego mistrza ceremonii przy aktach notarialnych, który jowialnie szczycił się: „prawa oczywiście nie znam, ale nawet gdybym prawo znał, nie dawałbym żadnych rad i wskazówek, gdyż ustawa tego mi nie nakazuje”.</u>
<u xml:id="u-32.18" who="#komentarz">(Głosy: Kto to?)</u>
<u xml:id="u-32.19" who="#SJeszke">Autentyczny wypadek. Był taki rejent przed kilku laty, zresztą bardzo nawet wybitny rejent. Nowoczesny notariusz polski musi być prawnikiem w całym tego słowa znaczeniu, a przy tym posiadać wszystkie te wysokie atrybucje, o których mówił p. Minister w przytoczonym oświadczeniu. Samorząd notarialny, który w dźwiganiu notariatu wzwyż, widzi najgłówniejszy cel swego istnienia, mógłby zadanie swe spełniać z tym większym powodzeniem, gdyby władze nadzorcze uznały za właściwe utrzymywania z nim kontaktu ściślejszego, a przede wszystkim nie pomijały jego opinii przy tak ważnych sprawach jak ustalanie liczby etatów, zdaniem moim, częstokroć niepotrzebnie i zbyt często mnożonej, jak również przy doborze kandydatów pod kątem widzenia ich przydatności tak wysoko cenionej przez p. Ministra i przez samorząd notarialny w pracy społecznej.</u>
<u xml:id="u-32.20" who="#SJeszke">Wysoki Senacie! Naszkicowawszy światła i cienie prawnictwa polskiego, kończę wyznaniem swej głębokiej wiary w to, że prawnictwo polskie wchodzi, jakkolwiek w trudnych warunkach i nie bez oporu, na twardy gościniec, którym postępując zgodnie i wytrwale, sztandary swoje zatknie na wysokim maszcie.</u>
<u xml:id="u-32.21" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-33">
<u xml:id="u-33.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Horbaczewski.</u>
</div>
<div xml:id="div-34">
<u xml:id="u-34.0" who="#SHorbaczewski">Wysoki Senacie! Pragnę poświęcić kilka uwag praktycznym zagadnieniom życia. Na Komisji Budżetowej przy rozprawie nad budżetem Ministerstwa Sprawiedliwości padły słowa: Kryzys prawa, kryzys sprawiedliwości. Ważkie to słowa, ale obserwacja i analiza zjawisk codziennego życia, niestety, stwierdza, że nie są one czczym frazesem, ale wyrazem rzeczywistości. Wypada nam tym zjawiskom życia przypatrzyć się.</u>
<u xml:id="u-34.1" who="#SHorbaczewski">Proszę Wysokiej Izby! Obserwacja życia stwierdza, że we wszelkich warunkach, we wszystkich społecznych stanach, wszędzie spostrzegamy jeżeli nie zanik, to pewnego rodzaju dekadencję prawnego poczucia. Ten szary człowiek, ten przeciętny obywatel, który skazany jest na to, że musi szukać sprawiedliwości, odnosi się obecnie z wielką rezerwą do wymiaru sprawiedliwości, On powątpiewa w moc prawa, ostatecznie obojętnieje nawet na bardzo poważne przejawy. Dawniej było inaczej. Dawniej odosobniony fakt mordu wywoływał sensację o ogromnym zasięgu, faktem tym interesowała się cała społeczność. Obecnie często nawet masowe mordy nie wywołują tego wrażenia. Nie mówię o rabunkach, czy o innych przestępstwach, które naruszają porządek prawny może w troszkę łagodniejszej formie. Negatywny wpływ na psychikę społeczeństwa wywarła bez wątpienia wojna. Wojna zniwelowała pojęcie i istotę prawa — na miejsce prawa postawiła bezprawie i gwałt. Zabijanie ludzi, niszczenie dobytku — przecież to było w programie działań wojennych, tego wymagały działania wojenne, i nie ma wątpliwości, że te straszne fakty musiały się odbić na psychice całego społeczeństwa. Przeszła wojna. Przeszły powojenne czasy, niosąc ze sobą ograniczenie potrzeb osobistych, głód, nędzę. Te zjawiska nie są zdolne usposobić dodatnio obywatela do ideału prawa. Ale nie tylko to, w czasach powojennych przeżywaliśmy rozmaite eksperymenty, które godziły w podstawę prawa. Te eksperymenty aranżowane były niestety przez tych, którzy byli obowiązani pilnować i strzec powagi prawa. Wspomnę tylko chociażby r. 1930. Rok ten zapisał się w południowo - wschodnich województwach akcją pacyfikacyjną ze zniszczeniem ciężko zapracowanego dobytku, nie mówiąc o tym, że była cała masa ludzi, którzy zostali okaleczeni i stracili możność zarobkowania. Pacyfikacja w województwach południowo-wschodnich była praktyczną lekcją nieposzanowania prawa. I rzecz jasna, że obraza prawa wywierała głębokie wrażenie na całym społeczeństwie i powodowała wzrost przestępczości. Dowodem tego niebywałe dotychczas przepełnienie więzień i wzrost z roku na rok liczby przestępstw. To, proszę Panów, widoczne skutki działań siły, która zajęła miejsce prawa. P. Minister Sprawiedliwości przeprowadza obecnie mobilizację przeciw przestępczości przez rozmaite rozporządzenia, instrukcje, zarządzenia, które zmierzają do tego, ażeby usprawnić działalność sędziowską i uczynić skuteczniejszą działalność zakładów karnych.</u>
<u xml:id="u-34.2" who="#SHorbaczewski">Działalność Ministerstwa Sprawiedliwości znalazła szczególnie dobitny wyraz w projektach ustaw, które wniesiono ostatnio do ciał ustawodawczych, a z tej powodzi projektów wysuwa się na pierwsze miejsce projekt ustawy o nowelizacji kodeksu postępowania karnego. Jest to bez wątpienia bardzo ważny projekt, który porusza podstawy obecnego ustroju sądownictwa. I ten projekt rozpoczyna czynność nowelizacyjną artykułem pierwszym, który głosi:</u>
<u xml:id="u-34.3" who="#SHorbaczewski">Znosi się sądy przysięgłych. Koła prawnicze, wolne od sugestii, zajęły krytyczne stanowisko wobec tego projektu, a w szczególności wobec art. 1. Dlaczego? Cały świat cywilizowany uważa sądy przysięgłych za wolnościową zdobycz. Instytucja ta wyrosła na demokratycznym gruncie angielskim. Z rewolucją francuską przeszczepiła się tam jako zdobycz wolnościowa, a następnie z ruchem wolnościowym, który ujawnił się w połowie XIX wieku, znalazła przychylne przyjęcie we wszystkich cywilizowanych państwach i spełniała wszędzie z dodatnim skutkiem swoje zadanie. Ale najważniejszą funkcją tej instytucji było zespolenie żywiołu obywatelskiego, przedstawiciela społeczeństwa, z ideą sprawiedliwości w praktycznym jej realizowaniu. To była funkcja wychowawcza społeczeństwa, które przez praktyczne stosowanie zasad sprawiedliwości nauczyło się prawo cenić i krzewiło poszanowanie prawa wśród swych najszerszych kół. I jeżeli dziś jedno to zdanie: „znosi się sądy przysięgłych” — zostanie zrealizowane, to społeczeństwo w Polsce straci zupełnie wpływ na wymiar sprawiedliwości i powstanie między społeczeństwem a czynnikiem wymiaru sprawiedliwości nieprzebyta przepaść. Powołują się jako na argument, dla uzasadnienia zniesienia sądów przysięgłych, na fakt, że inne państwa w Europie w ostatnich czasach również przystąpiły do kasowania tej instytucji. Ale pytam, gdzie się to stało? Stało się tam, gdzie demokracja przemieniła się w dyktaturę. Jeżeli chodzi o Niemcy, prawda, tam skasowano instytucję sądów przysięgłych w jej pierwotnej formie „jury” angielskiego, ale nawet obecny reżim nie uważał za stosowne zupełnie odgrodzić się od społeczeństwa, gdyż powołał sądy ławnicze (Schoffengerichte) zorganizowane w ten sposób, że sędziowie laicy zasiadają dla spełnienia funkcyj sądowniczych razem z sędziami-urzędnikami. Projekt o takiej koncepcji wcale nie wspomina. Nie mówię, aby to była szczęśliwa i doskonała koncepcja, jest ona wyrazem obecnie panujących stosunków, ale projekt reformy postępowania karnego nawet na to się nie zdobył. Reforma ustawodawstwa, zainicjowana w dziedzinie prawa karnego, według założeń p. Ministra Sprawiedliwości ma na celu zmniejszenie przestępczości, usunięcie jego nasilenia. Już zaznaczyłem, że powodem obecnego stanu smutnego są takie stosunki, które wywarły przemożny, psychologiczny wpływ na całe społeczeństwo. Jeżeli chodzi o odbudowę poczucia prawnego, to absolutnie nie wystarczą same represje. Wysokie kary, wzmożone kary, zaostrzone regulaminy więzienne — to wszystko będą paliatywy, nie będą miały wpływu psychicznego, niezbędnego, ażeby odbudować poczucie prawne, aby odrestaurować ideę prawa.</u>
<u xml:id="u-34.4" who="#SHorbaczewski">Do współdziałania w tym kierunku musi być powołane całe społeczeństwo, wszystkie warstwy społeczne, w formie organizacyj, służących do niesienia kultury i oświaty. Czytelnie, biblioteki, nawet sceniczne przedstawienia, ale najważniejsze może — słowa duszpasterzy.</u>
<u xml:id="u-34.5" who="#SHorbaczewski">Tylko te czynniki, te organizacje społeczne mogą sprawę posunąć naprzód. Doceniając znaczenie wpływu pracy duszpasterskiej, w poprzednich już latach stawiałem na Komisji Budżetowej przy budżecie Ministerstwa Sprawiedliwości i na plenum Senatu postulat urządzenia stacyj duszpasterskich w zachodnich częściach Państwa dla osób grecko-katolickiego i prawosławnego wyznania, które nie mają na tamtejszym terenie duszpasterzy swego wyznania i dlatego pozbawione są nawet tego, z czego inne wyznanie korzysta. Urządzenie takich stacyj uważam za rzecz wskazaną interesem Państwa, bo chyba leży w interesie Państwa, ażeby mieć mniej przestępców, aby ci przestępcy inaczej wyglądali, aby zmienić ich psychologię. Mimo to nie doczekałem się — przynajmniej dotychczas nie wiem, czy ta sprawa została pozytywnie załatwiona.</u>
<u xml:id="u-34.6" who="#SHorbaczewski">Chcę jeszcze kilku słowami dotknąć jednej sprawy. Proszę Wysokiego Senatu! Warunki, które stworzyła wojna, przesunęły w sferze prawa cywilnego pewne stosunki w ten sposób, że zdawałoby się, iż po wojnie będziemy mieli do czynienia z wielu procesami, tymczasem liczba procesów cywilnych zmalała w porównaniu ze stanem, jaki był w czasach przedwojennych. Nie chcę analizować przyczyn, które ten stan spowodowały, ale muszę zaznaczyć, że jedną z nich są wysokie taksy i opłaty sądowe. Otóż przede wszystkim, jeżeli się ma zreformować -obecny stan, to jest wskazanym, aby te taksy i opłaty sądowe zostały odpowiednio obniżone, a nadto, aby prawo ubogich, służące według kodeksu stronom w procesie, zostało również w sensie liberalnym zmodyfikowane, bo tylko w ten sposób będą miały szerokie masy społeczeństwa możność dostępu do sprawiedliwości.</u>
<u xml:id="u-34.7" who="#komentarz">(Oklasku)</u>
</div>
<div xml:id="div-35">
<u xml:id="u-35.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Fleszarowa.</u>
</div>
<div xml:id="div-36">
<u xml:id="u-36.0" who="#SFleszarowa">Wysoki Senacie! Dużo materiału dało rozpatrywanie budżetu Ministerstwa Sprawiedliwości, jak również dużo spraw wysunęła dyskusja przeprowadzona na Komisji Budżetowej. Z pośród tych licznych spraw pragnę trochę szczegółowiej omówić dwie: więziennictwo i tak zwany przez niektórych „kryzys prawa”.</u>
<u xml:id="u-36.1" who="#SFleszarowa">Ażeby uniknąć nieporozumienia, muszę zacząć od określenia swego stanowiska do kary i do przestępcy w ogóle. Przestępca istnieje, ale czy zawsze jego działanie jest w pełni świadome i czy nie bywa podyktowane przez okoliczności życiowe silniejsze od jednostki? A w takim razie odpowiedzialność za przestępstwo spada nie tylko na tego, który się go faktycznie dopuścił, ale i na tych, którzy bezpośrednio czy pośrednio przyczynili się do powstania i istnienia warunków, umożliwiających lub wprost pchających do występku: t. zw. „wyrodne matki”, porzucające lub nawet zabijające swe niemowlęta, to rzadko kiedy świadome swego czynu osoby, pragnące zatrzeć ślady swej „hańby” — to przede wszystkim kobiety ścigane przez obyczaj i prawo jakże surowe dla t. zw. „nieślubnych dzieci”, kobiety, przed którymi stoi groza długoletniej nędzy i głodu nie tylko swojej, ale i dziecka — to są przyczyny tragedii; t. zw. dziś masowo „komuniści”, szczególniej ci spośród bezrobotnych, to przede wszystkim nędzarze i głodni, 'którzy pragną pracy, błagają o nią, lub bezrolni, ewentualnie małorolni, których nie stać na wyżywienie swych dzieci, gdy obok widzą niejednokrotnie większe obszary ziemi, własność jednego człowieka, nieraz słabo uprawne. Czy ich to tylko wina, gdy na drodze nielegalnej szukają zadośćuczynienia najprymitywniejszej potrzebie człowieka, jaką jest zaspokojenie głodu? Oczywiście, że i te przestępstwa popełniane, jak o tym jestem głęboko przekonana, w niesłychanie wielu wypadkach z przymusu okoliczności — powinny być karane, społeczeństwo ma prawo izolować tych, którzy łamią prawo. Wyznaczenie kary jest rzeczą naturalną, pozostaje jednak sprawa zarówno wysokości kary, jak i sposobu jej wykonania. O tym ostatnim właśnie chciałabym pomówić nieco obszerniej. Istnienie kary jest słuszne, ale powinna to być kara, nie zemsta. W uzasadnieniu do zgłoszonej nowej ustawy w sprawie organizacji więziennictwa jest powiedziane, co następuje: „czas spędzony przez skazanego w więzieniu winien być obrócony na wytworzenie, rozwinięcie i pogłębienie w nim tych wszystkich czynników, które z chwilą powrotu do społeczeństwa ułatwią mu współżycie z pożytkiem dla ogółu i wyłączeniem możliwości ponownego naruszenia porządku prawnego”. A więc chodzi o wychowanie. W takim razie kara musi być obiektywna, beznamiętna, wynikająca z prawa, bezwzględnie pozbawiona jakichkolwiek pierwiastków dokuczliwości, złośliwości czy naigrawania się, a choćby nawet ich pozorów.</u>
<u xml:id="u-36.2" who="#SFleszarowa">Otóż, niestety, w naszych więzieniach często dzieje się inaczej. Pozwolę sobie na przytoczenie faktów tylko z paru dziedzin.</u>
<u xml:id="u-36.3" who="#SFleszarowa">Sprawa odżywiania. Regulamin więzienny określa dokładnie, obliczone w kaloriach, menu więzienne. Zdaje się że ten sam regulamin obowiązuje po dziś dzień, a jednak coś się zmieniło. Od stycznia 1936 r. ze wszystkich więzień napływają wieści o głodzie, takich żalów dawniej nigdy nie było. Ten sam regulamin więzienny upoważniał więźniów do nabywania za pozwoleniem naczelnika następujących produktów w granicach umiarkowanych: chleb, bułki, suchary, cukier, kawa, herbata, kakao, mleko, ser, słonina, masło, wędliny, owoce, jarzyny, czekolada. W końcu stycznia 1937 r na murach więzień ukazało się ogłoszenie powiadamiające zainteresowanych, że więźniom wolno dostarczać tylko raz na dwa tygodnie paczki żywnościowe nie przekraczające wagi 5 kg łącznie z opakowaniem o zawartości następującej: cukru 25 deka, herbaty 1 i pół deka, boczku wędzonego 35 deka, chleba 1 kg, słoniny 30 deka, jabłek 1 kg, pomidorów, tak jest, pomidorów świeżych 1 kg, tytoniu lub machorki 5 deka, zapałki; chleb może być zastąpiony sucharami w ilości 70 deka, jeżeli wyłącznie suchary (ale nie chleb) to może być 1 i pół kg, słonina może być zastąpiona masłem, szmalcem. Ale ani jabłka, ani świeże pomidory nie mogą być zastąpione niczym innym. Dla kogo więc jest wydane to pozwolenie? Kto w Polsce może sobie kupować świeże pomidory, a nawet jabłka w okresie zimowym? Ogłoszenie to władz więziennych powołuje się na konieczność „ujednostajnienia sposobu odżywiania wszystkich więźniów oraz usunięcia gromadzenia przez więźniów zamożnych w celach więziennych dużych ilości produktów spożywczych” oraz na to, że trzeba „unikać psucia się tych produktów”. Ale przecież większość więźniów, to ludzie ubodzy. Mam kilka cyfr odnoszących się do przestępców przeciw Państwu, dawniej zwanych politycznymi, w więzieniu we Wronkach w styczniu 1936 r. Na ogółem 181 osób było tylko 12 pracowników umysłowych, ale ta kwalifikacja nic nie mówi o ich zamożności, a 81 osób to drobni rolnicy. W więzieniach w Białymstoku, Lublinie, Rawiczu i Łomży na ogólną liczbę 412 jest 219 drobnych rolników, w tym większość Białorusinów i Ukraińców. Otóż, któremu z tych chłopów rodzina może dostarczyć coś więcej jak chleba, a tego wolno przesyłać tylko 1 kg na 2 tygodnie? Wyraźnie o tym mówią listy. Oto jeden z nich: „Droga Mamo i Siostro! Z zarządzenia Ministerstwa Sprawiedliwości z dnia 4 stycznia ogłoszono mi, że możesz mi przysyłać dwa razy w miesiącu (tu następuje wyliczenie). Do tej pory, chociaż mogłem otrzymywać wszystko to co mogłaś wysłać, a mimo tego byłem stale głodnym. Obecnie wyznaczona mi racja nie daje natychmiast umrzeć, ale nie daje i żyć, natomiast wielki i nieznośny ból z głodu. Zwróciłem się, abyś w miejsce pomidorów, których w ogóle nie ma, mogłaś przysłać coś innego — odmówiono, byś mogła w miejsce jabłek, których nie można mi przysłać z powodu wysokich cen, przysłać chleba — również odmówiono, w dodatku powiedziano mi, że jabłka — to deser. Proszę Was, droga Mamo i Siostro, nie dopuście do tego, aby…” — następne słowa wykreślono, list był bowiem cenzurowany — „dwa razy w miesiącu wyznaczono mi przed” cenzura skreśliła. „Jednocześnie proszę was drodzy, zwróćcie się do p. Ministra Sprawiedliwości o przywrócenie paczek żywnościowych i wypisek z przed dnia 4 stycznia b. r.”. Nie wiem, czy matka ta miała możność przedstawienia p. Ministrowi tej prośby. Teraz list drugi: „Obecnie syn mój przebywa w więzieniu w Grudziądzu… Ale najgorsze to, jestem niezamożnym chłopem, mogącym posyłać najdroższemu ze wszystkich synowi swojemu tylko czarny chleb. Ale chleba można posyłać jednorazowo tylko 1 kg, a więc dwa kg na miesiąc. Jakże śmieszna jest pomoc w takich warunkach”. Nie mogę powiedzieć inaczej jak tytko, że rozporządzenie to wygląda jedynie na jakieś naigrawanie się z uwięzionego. Na porządku dziennym jest też odsyłanie paczek rodzinie, jeżeli paczka przyjdzie o jeden dzień wcześniej lub który z produktów przewyższa dozwalaną normę. Poczta oczywiście na tym zarabia, ale czy Państwo? To na pewno traci.</u>
<u xml:id="u-36.4" who="#SFleszarowa">Teraz druga sprawa. Regulamin pozwala na noszenie przez więźnia własnego ubrania, oczywiście, za pozwoleniem naczelnika więzienia. Dawniej pozwolenia takie były na ogół dawane. Obecnie przeważnie odbiera się ubranie cywilne. W niektórych więzieniach odbywa się to w sposób co najmniej oryginalny. Szczególnie zaznacza się w tym względzie więzienie dla kobiet w Fordonie. Oto list z tęgo więzienia: Od 24.XII.36 r. młodociana więźniarka polityczna Bermanówna przebywa w jednej celi z dorosłymi więźniarkami kryminalnymi — morderczyniami. Od trzech tygodni ta 17-letnia dziewczyna chora na płuca siedzi w celi bez ubrania, tylko w koszuli, gdyż nie chce przyjąć munduru więziennego. Ukarano ją zmniejszeniem głodowej racji wiktu. 15 b. m. (stycznia) w południe Berman zawołała przez okno „biją mnie”, nałożono jej przemocą mundur więzienny, związano ręce, aby nie mogła go zrzucić. Mimo wszystko Bermanówna rozebrała się ponownie. Ponownie ukarano ją zmniejszeniem o połowę porcji wiktu. 17-go nie dano jej śniadania. Od 9 do 16 przy 10 do 12 stopni mrozu na rozkaz naczelniczki nie opalano jej celi. Naczelniczka wyraźnie zapowiedziała, że przebranie Bermanówny to dopiero początek. W najbliższym czasie mają być przebrane pozostałe małoletnie więźniarki. Przed dziesięciu dniami przywieziono do Fordona z więzienia sieradzkiego 18-letnią Reginę Sworzyńską ze Zduńskiej Woli. Początkowo siedziała sama. Wczoraj do jej celi wsadzono przestępczynię kryminalną. „To porządna kobieta, będzie tę małą wychowywać”, oświadczyła naczelniczka, a na uwagę, że ta porządna kobieta to prawdopodobnie złodziejka, odpowiedziała spokojnie: „O nie, to morderczyni”. Taka sama metoda postępowania jest też stosowana w więzieniu w Rawiczu. Czy takie postępowanie jest zgodne z metodami wychowawczymi, o których mówi wstęp do nowej ustawy?</u>
<u xml:id="u-36.5" who="#SFleszarowa">Wysoki Senacie, z tego listu z Fordona dowiedziałam się, że są tam skazane za przestępstwa przeciw Państwu osoby 17-letnie, a więc takie, które mogłyby być jeszcze w szkole średniej. Statystyka podaje, że w r. 1934 skazanych prawomocnie małoletnich było 21.000, a poza tym było 12.000 sądzonych, ale uniewinnionych, 33.000 młodzieży poniżej lat 17, nad którą powinniby jeszcze czuwać wychowawcy, przeszło przez sądy…. czyż to ich wina? Czy odpowiedzialność całym ciężarem ma spadać tylko na nich?</u>
<u xml:id="u-36.6" who="#SFleszarowa">Par. 41 regulaminu poleca dozorcom „zachęcanie więźniów do nauki” i rzeczywiście są po więzieniach szkoły o poziomie szkół powszechnych, istnieje też częściowo oświata pozaszkolna. Ale przecież największą rolę mogłoby odegrać samokształcenie, zdobywanie wiedzy własną pracą, zajęłoby to czas produktywnie, skierowałoby myśli więźnia ku celom tak wzniosłym jak nauka, niejednego nauczyłoby pracować nad sobą. Jak się przedstawia zasadniczy warsztat pracy samokształceniowej, jakim jest biblioteka? Oto na ogólną liczbę 338 więzień tylko 143 posiada biblioteki. Stan tych księgozbiorów nie odpowiada skromnym nawet wymaganiom: książki są przestarzałe, bez wartości literackiej, o względnej często wartości moralnej, gdyż książki gwałtem umoralniające zwykle odnoszą skutek wprost przeciwny, brak prawie zupełny książek poważniejszych, na wyższym poziomie, brak książek w językach białoruskim i ukraińskim, wreszcie otrzymywanie książek z zewnątrz jest bardzo utrudnione.</u>
<u xml:id="u-36.7" who="#SFleszarowa">I wreszcie jeszcze jedno pytanie z tego samego zakresu. Oto czy przy osadzaniu skazanych w więzieniach na Św. Krzyżu jest brany pod uwagę fakt, iż część gmachu jest zbudowana ze specjalnego kamienia, który otrzymał nazwę „kamienia plączącego”? Pisał już o tym kilkadziesiąt lat temu wybitny geograf Polski, Wacław Nałkowski — najmniejsza nawet ilość wilgoci spływa po powierzchni kamieni, a ponieważ tych nie można nigdy osuszyć, więc oczywiście są one dla zdrowia ludzkiego całkowicie zabójcze.</u>
<u xml:id="u-36.8" who="#SFleszarowa">A teraz pozwolę sobie przejść do sprawy drugiej. Na Komisji Budżetowej mówiono dużo o kryzysie prawa. Jeden z pp. senatorów orzekł, że jeżeli ma być ugruntowane w społeczeństwie poczucie prawa, to trzeba ustalić jakiego systemu społeczno-politycznego to prawo ma bronić. Podzielam całkowicie to zdanie. P. Minister znów stwierdził, że „rodzi się pewna nowa doktryna, nowa ideologia prawa w ogóle”, że „jesteśmy na przełomie, wyraźnie zaczynają się zarysowywać kontury innego prawa — prawa społecznego, przy którym nie jednostka, ale społeczeństwo ma prymat”. Nie ma jeszcze ustalonego nowego systemu społeczno-politycznego, ani też nowego systemu prawnego. Żyjemy w epoce przełomu. Zdaje mi się, że właśnie w takiej epoce powinno się dołożyć wszelkich starań, aby jeszcze obowiązujące prawo, normujące stosunki, było powszechnie wykonywane i przestrzegane. W okresach przełomu stosunkowo bardzo łatwo następuje zbagatelizowanie, odrzucenie pewnych norm prawnych przez warstwy społeczne silniejsze, z drugiej zaś strony warstwy słabsze stają się jeszcze bardziej drażliwe i skłonne do łamania prawa. Poza tym w takich epokach przełomowych umysł i psychika ludzka również bardzo łatwo rozprawia się z wszelkimi trudnościami, za dużo rzeczy, za dużo spraw jest nieustalonych, płynnych, aby nie korzystać z tego. Toteż to, co w dyskusji zostało nazwane „kryzysem prawa”, ma na pewno swoje źródło w samym charakterze epoki, ale na natężenie tego nastroju psychicznego stanowczo wpływa cały szereg warunków, z których dość liczne mogłyby być zmienione przez czynniki miarodajne.</u>
<u xml:id="u-36.9" who="#SFleszarowa">Dzisiejsze społeczeństwo charakteryzuje jakieś dziwnie obojętne ustosunkowanie się do samego faktu popełnienia przestępstwa, do ukarania, zanika poczucie wstydu, występuje lekceważenie, a nawet cynizm. Co jest przyczyną takiego stanu rzeczy? Myślę, że jest ich dużo. Statystyka mówi nam, że np. w r. 1934 było skazanych wyrokiem prawomocnym prawie 820.000 osób. W tym tylko 73.000 recydywistów, t. j. takich, którzy popełnili przed tym w ogóle jakiekolwiek przestępstwo, karanych administracyjnie w tymże roku było 1.102.000 osób, czyli ukaranych w ogóle było prawie 2.000.000 osób. Jeżeli jeszcze do tego doliczymy 267.000 osób uniewinnionych, które jednak przeszły przez gehennę śledztwa, dochodzeń, a prawdopodobnie w wielu wypadkach przez dłuższy lub krótszy okres utraty wolności, to otrzymamy, że prawie co piętnasta osoba w Polsce, wliczając w to i niemowlęta, była sądownie lub administracyjnie karana. Czy wobec tego można się dziwić tej obojętności? Nadmiar kar spospolitował je. A czy wina tego jest tylko po stronie społeczeństwa? W tej samej statystyce z r. 1934 — późniejsze materiały nie zostały jeszcze opublikowane — mamy podaną liczbę przestępców według kategorii. Przestępstwa przeciw władzom i urzędom stoją na piątym miejscu i liczą przeszło 37.000 wypadków, zaś przestępstwa przeciw Państwu stoją na trzynastym miejscu i liczą 2.835 wypadków. Pozwolę sobie twierdzić, że znaczna część z tych 37.000 wypadków dałaby się uniknąć przez umiejętne postępowanie władz. Oto jeden z przykładów. Wzmożenie wypadków oporu przeciw władzy nastąpiło w momencie, gdy egzekutorowie zastosowali system ściągania podatków równocześnie od wszystkich gospodarzy danej wsi, przedtem, gdy ściągano należności stopniowo, to w krytycznym momencie sąsiad mógł pożyczyć u sąsiada i jakoś sprawa była załatwiona, obecnie jest to niemożliwe i dochodzi do scen godnych pożałowania, a wcale niepotrzebnych ani dla prestiżu władzy, ani dla spokoju Państwa. A oto przykład drugi: na jesieni ubiegłego roku niemal codzień napotykało się sprawy o obrazę narodu, działy się przy tym rzeczy dziwne; oto nieraz przewód sądowy wykazywał, że oskarżony nie mógł wypowiedzieć inkryminowanych słów, gdyż jest niemową, w innym wypadku oskarżyciel okazał się kompletnie głuchym. I tak się jakoś złożyło, że od momentu, kiedy p. Minister wyraził się na komisji sejmowej, że „tych spraw w ostatnim czasie mnoży się ponad miarę… wyciągam z tego wniosek i zalecę prokuratorom, aby roztoczyli baczną uwagę…” ilość spraw niesłychanie zmalała. Czy obywatele przestali obrażać Państwo, czy też władze utraciły nieco nadwrażliwości? Pisma podają liczbę tych spraw na 1.500, na pewno część ich mogła nie mieć miejsca. W ostatnich dniach prasa znowu notuje wzrost spraw o obrazę narodu.</u>
<u xml:id="u-36.10" who="#SFleszarowa">Poczucie sprawiedliwości, wrodzone każdemu normalnemu człowiekowi, a nieodłącznie związane z poszanowaniem prawa, tym łatwiej zostaje podważone, gdy się widzi stosowaną nie jednakową miarę. Egzekwowanie do ostatniego grosza należności od małorolnych w tym samym czasie, kiedy i ich sąsiedzi, właściciele większej własności zalegają z opłatami po kilkadziesiąt tysięcy, jest przecież jedną z przyczyn tzw. komunizmu, jakoby szerzącego się w środkowych powiatach województw południowych. Albo ta druga miara — jak stosunkowo szybko została przeprowadzona sprawa sądowa w związku z wypadkami krakowskimi, a jak długo czekamy na sprawę w związku z wypadkami myślenickimi i jak o niej cicho. Nie mogę się powstrzymać, aby nie przytoczyć jeszcze jednego faktu, który mówi, moim zdaniem, już nawet o pewnym cynizmie, występującym wśród inteligencji, mam tu na myśli drukowane w jednym z dzienników wspomnienia jednego ze znanych adwokatów z przymusowego pobytu w więzieniu mokotowskim. Nie wiem, czyby przed wojną, który z panów mecenasów chwalił się takim wyczynem, chyba, że byłaby sprawa czysto polityczna. Demoralizacja w odniesieniu do poszanowania prawa sięgnęła bardzo głęboko i rozlała się szeroko. Dopomógł oczywiście do tego i ten fakt, że tak dużo osobników, zajmujących wybitne stanowiska w służbie państwowej, czy samorządowej, czy też po prostu w społeczeństwie okazało się w pewnym momencie przestępcami kryminalnymi, którzy nieraz długo czekali na wyrok i to często bardzo łagodny. Zastosowane ostatnio ostre ściganie tego rodzaju przestępców, oczywiście, sytuację polepsza, ale jej nie uzdrawia. Nie uzdrowi też jej w moim przekonaniu obostrzenie kar ani zwiększenie nacisku, jednym słowem metoda strachu. Ta metoda tresuje, ale nie wychowuje. Człowieka nie da się zamienić na maszynę bezwolnie posłuszną woli kierownika, w najbardziej nawet biernym człowieku drzemią imponderabilia, momentu ujawnienia których nie można obliczyć ani nie można ująć w jakąś formułkę matematyczną. Może to tylko do pewnego stopnia uczynić sam człowiek — każda jednostka ludzka dla samej siebie, ale żeby potrafiła to zrobić, ażeby umiała dać sobie radę sama z sobą, aby potrafiła swoje siły i popędy obrócić na korzyść społeczeństwa, na to trzeba wychować jednak jednostkę — indywidualną, rozwijając w niej poczucie konieczności życia społecznego.</u>
<u xml:id="u-36.11" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-37">
<u xml:id="u-37.0" who="#Marszałek">Głos ma p. Minister Sprawiedliwości.</u>
</div>
<div xml:id="div-38">
<u xml:id="u-38.0" who="#MinisterSprawiedliwościpGrabowski">Wysoki Senacie! Ponieważ już dwukrotnie na komisjach Sejmu i Senatu miałem zaszczyt przedstawić zasady i zespół zamierzeń, które mną kierują przy wykonywaniu powierzonego mi resortu, i ponieważ zmuszony jestem respektować czas Panów Senatorów, zwłaszcza że oto drugiego z kolei budżetu w ciągu jednego dnia Panowie wysłuchali, przeto ograniczę się jedynie do poruszenia tych konkretnych zupełnie zagadnień, albo tych konkretnych kwestyj, które się wyłoniły tutaj dziś w czasie przeprowadzonej dyskusji.</u>
<u xml:id="u-38.1" who="#MinisterSprawiedliwościpGrabowski">Pierwsza kwestia, która została tu podniesiona przez s. Jeszke, dotyczy zagadnienia tak niezwykle ważnego, że nie mogę pominąć żadnej okazji, ażeby tego zagadnienia nie poruszyć. Dotyczy ona w pierwszej linii bowiem zagadnienia niezawisłości sądów. S. Jeszke tak sprawę właściwie przedstawił: nastąpiły piękne deklaracje ze strony Ministra Sprawiedliwości, że oto szanuje on ponad wszystko niezawisłość sądów, ale tego mało, trzeba sąd postawić w takich warunkach, aby ta jego niezawisłość była nie kwestionowana przez życie samo, żeby znikąd nie mógł nastąpić na tę jego niezawisłość żaden zamach. Oczywiście, przede wszystkim całkowicie z p. s. Jeszke muszę się zgodzić: po pierwsze — trzeba sędziów uposażyć tak, żeby żaden sędzia nie cierpiał biedy, żeby żaden sędzia nie oglądał się na problem jutra, żeby żaden sędzia nie był uwikłany w miliony codziennych trosk domowych. Nie ulega wątpliwości, że odpowiedź nasza jest dość beznadziejna; wiadomą jest rzeczą, że pieniędzy nie ma i wiadomą jest rzeczą, że jeszcze czas pewien — kto wie jak długo — trzeba będzie od sędziów wymagać bohaterstwa, trzeba będzie od sędziów wymagać, aby redukowali swoje potrzeby, a niemniej jednak, żeby bardzo wysoko ów sztandar niezawisłości dzierżyli.</u>
<u xml:id="u-38.2" who="#MinisterSprawiedliwościpGrabowski">Drugie zagadnienie, które wysunął p. s. Jeszke, jest zagadnieniem struktury samej ustawy uposażeniowej. I to jest istotnie rzecz ważna. Wszystkie teorie, jakiekolwiek istnieją w zakresie tezy o niezawisłości sądu, przywiązują kolosalną wagę do tego, aby sędziowie w strukturze ustawy uposażeniowej byli zupełnie od władzy uniezależnieni, i są wysuwane przy tym — sumarycznie to powiem — dwa zasadnicze wymogi: żeby uposażenie sędziego było ściśle przywiązane do stanowiska, które ten sędzia zajmuje i ażeby zajmując to stanowisko mógł on automatycznie awansować, nie według uznania władz. Jeżeli chodzi o ustawę uposażeniową, która w tej chwili obowiązuje, przyznać muszę, że tym dwum wymogom nie odpowiada ona, że nie jest ona zatem tym ideałem, o którym mówią teorie czy doktryny, wiążące się z kwestią uposażenia sędziowskiego, tak aby sędzia ów był w pełni niezawisły. Otóż w myśl naszej ustawy Minister Sprawiedliwości może przede wszystkim zaszeregować sędziego bądź do jednej grupy, bądź do wyższej — więc przede wszystkim jest pewien mankament w tym małym słowie „lub”: druga lub pierwsza grupa, trzecia lub czwarta grupa, druga lub trzecia grupa. Więc to małe słowo „lub” istotnie otwiera w teorii, bo w tej chwili wyłącznie mówię teoretycznie, dla władzy wykonawczej, dla władzy przełożonej, że tak powiem, pewne możliwości faworyzowania czy też, odwrotnie — upośledzenia sędziego. To jest jedno. Druga rzecz, że istotnie po to, aby sędzia awansował, musi zmienić stanowisko; on może być sędzią grodzkim według dzisiejszej ustawy bardzo długo i jednak nie awansować, dopiero zaś na to, aby przejść do innej grupy, musi on zostać sędzią okręgowym, apelacyjnym itd. To jest, powiadam, druga rzecz. Ale chodzi przecież nie o teorię, chodzi o praktykę. Tu muszę podnieść co następuje: Jeżeli chodzi o to „lub”, rzecz wygląda w ten sposób: Wszyscy sędziowie Sądu Najwyższego, którzy według ustawy mają to „lub”, są w górnej granicy tej możliwości, to znaczy mają pierwszą najwyższą grupę, jaka istnieje, czyli — rzecz oczywista — ta dowolność teoretycznie nie istnieje, bo wszyscy ci sędziowie mają pierwszy stopień, pierwszą grupę uposażeniową. W sądzie apelacyjnym jest znowu sto procent sędziów, którzy mają drugą maksymalną grupę, jak ustawa przewiduje. W sądzie okręgowym jest 93% sędziów, którzy mają tę górną możliwość grupy uposażeniowej. Jedynie dopiero w stosunku do sędziów grodzkich praktyka wykazuje procent niepokojący, bo tylko 17% jest w górnej grupie, a pozostała liczba w dolnej. Ale jeżeli się zważy, że w Sądzie Najwyższym jest 100%, w sądzie apelacyjnym jest 100%, a w sądzie okręgowym 93%, to właściwie praktycznie, jak powiedziałem, jesteśmy bliscy ideału. Tak więc praktyka jak dotąd nie nastręcza powodów do niepokoju. Z kolei chodzi o jeszcze jeden warunek, który mógłby nastręczać pewne komentarze. Mianowicie, w drodze wyjątku, ad personam, za zgodą Rady Ministrów, można danego sędziego przesunąć ponad maksimum danej ustawowej grupy. Np. sędziowie sądu apelacyjnego, którzy mogą być w grupie trzeciej albo drugiej, ale których w 100% mamy w drugiej, w drodze wyjątku, za zgodą Rady Ministrów, mogą być zaliczeni do pierwszej grupy, do tej, która tylko sędziom Sądu Najwyższego przysługuje. Otóż tu, jak powiadam, sytuacja jest taka, że mógłbym na palcach jednej ręki wyliczyć, nie wiem, czy ponad 5 takich wyjątków. Jeszcze za czasów mojego poprzednika 5 takich przesunięć ponad wszelką miarę uzasadnionych miało miejsce. W tych wypadkach, jak to powiedziałem, ta rzecz była głęboko uzasadniona. Chodziło o danie pierwszej grupy sędziom apelacyjnym śledczym, tym, którzy są przydzieleni do nadzwyczajnych spraw szczególnego znaczenia, a więc do takich spraw, jak szpiegowskie i większe polityczne, do takich spraw, jak zabójstwo ś. p. Pierackiego, do jakichś spraw kolejowych o ogromnym zasięgu itp. Są to sędziowie śledczy, których by nigdy nie można awansować, bo są to do tych spraw specjaliści i do końca życia niczym innym być nie mogą, słusznie zupełnie otrzymali to maksimum, tę pierwszą grupę. Czyli i tu — powiadam — ta zasada, która może odbiega w pewnej mierze od teorii, w praktyce nie nastręcza również żadnego nieporozumienia. Ustawa jest niedoskonała — ja to przyznaję i kiedy przyjdzie ten moment, kiedy p. Minister Skarbu zajmie się — jak to powiedział — zrewidowaniem podstaw ustaw uposażeniowych w ogóle, oczywiście i ja swój dezyderat w stosunku do żyć. Jeżeli chodzi o drugie zagadnienie, poruszone w nawiasach przez p. senatora Jeszke, że prawo cywilne jest negliżowane na korzyść prawa karnego, no to, proszę Panów, oczywiście tak nie jest. Chodzi o rzecz bardzo prostą. Prawo cywilne składa się z wielkich kompleksów, które z natury rzeczy muszą grzęznąć latami w Komisji Kodyfikacyjnej. Komisja ta robi rzeczy łatwiejsze prędzej, a rzeczy trudniejsze później. Nie ma tu żadnej preponderance jednego prawa nad drugim. Istotnie trzeba przyznać, że prawo karne, prawo publiczne jest czasem tak palącą koniecznością, że ono w czasie pewną preponderancję mieć może, ale nie ma mowy o tym, żeby ktokolwiek w Ministerstwie Sprawiedliwości nie oceniał istotnie zagadnień wiążących się z prawem cywilnym.</u>
<u xml:id="u-38.3" who="#MinisterSprawiedliwościpGrabowski">Pozostaje trzecia i ostatnia kwestia poruszona przez p. senatora Jeszke, kwestia obsady notariatów. Więc tu znowu z tezą Pana Senatora muszę się zgodzić, Pan Senator miał rację twierdząc, że dla obsady notariatów są przeznaczani w pierwszej linii, zważywszy na kryzys młodzieżowy, asesorzy notarialni, w drugiej sędziowie, a więc fachowi prawnicy, i że dla innych nie powinno być miejsca. I tu przyznając mu rację twierdzę, że tym właśnie a nie innym drogowskazem kierowałem się przy swej polityce personalnej. Na dowód wspomnę, że dzielnica Małopolski, która specjalnie jest w ciężkiej sytuacji wobec nadprodukcji asesorów notarialnych, z mego że tak powiem ramienia, z mojej ręki otrzymała wszystkie nominacje z asesorów notarialnych, i tylko dwie — a tu zachodziły pewne względy istotnej potrzeby — w drodze wyjątku rekrutowały się z sędziów. Co do dzielnicy, którą Pan Senator reprezentuje, to istotnie mogę się tu pochwalić bodaj że jedną nominacją narazie, niemniej jednak ten drogowskaz oczywiście przeze mnie jest brany pod uwagę, a to przede wszystkim z tego względu, że problem młodzieży — stwierdzam już nie pierwszy raz — jest ciężką ogólno narodową bolączką, nad wyraz groźną.</u>
<u xml:id="u-38.4" who="#MinisterSprawiedliwościpGrabowski">Drugi z Panów Senatorów poruszył z konkretnych zagadnień kwestię sądów przysięgłych.</u>
<u xml:id="u-38.5" who="#MinisterSprawiedliwościpGrabowski">Wysoki Senacie! Ja w tej chwili jestem w stadium, kiedy toczę pewne boje na terenie Sejmu właśnie o tę ustawę znoszącą sądy przysięgłych. Za dzień, za dwa bodaj ta sama kwestia ma wpłynąć do Komisji Prawniczej Senatu, wobec tego nie uważam za słuszne szerzej omawiać tego zagadnienia. Chciałbym tylko zwrócić uwagę na jedną jedyną rzecz: mówić, dyskutować i mieć pretensję, że ktoś rozstrzyga racjonalnie zagadnienie, czy ma być sąd przysięgłych, szerzej biorąc, laicki, czy sąd państwowy, to tak samo jakbyśmy dyskutowali, czy ma być demokracja, czy arystokracja, czy monarchia. To jest zagadnienie wiążące się zawsze z przestrzenią. Jeżeli po akademicku tę rzecz rozstrzygać, to można dyskutować nie godzinami, nie dniami, ale latami i nie dojść do żadnego pozytywnego wniosku.</u>
<u xml:id="u-38.6" who="#MinisterSprawiedliwościpGrabowski">W tej chwili sprawa stoi zupełnie inaczej, nikt nie rozstrzyga kwestii w ten sposób, czy sądy laickie mogą być dopuszczone w ogóle do sądów, czy nie. Sądy laickie są, czynnik obywatelski w sądach istnieje. Wystarczy, że powołam sądy pracy, urzędy rozjemstwa, sądy handlowe. Tego czynnika nikt nie eliminuje. Zagadnienie jest na zupełnie innej płaszczyźnie, a płaszczyzną tą jest unifikacja prawna.</u>
<u xml:id="u-38.7" who="#MinisterSprawiedliwościpGrabowski">Konstytucja poprzednia w art. 83, jeśli się nie mylę, ustanawia formę sądów przysięgłych na całym terenie Polski. Otóż twórcy Konstytucji obecnie obowiązującej znosząc art. 83 dali pewien kierunkowy drogowskaz, bo jeśli pomimo obowiązującej Konstytucji marcowej dwie dzielnice Polski, 3/4, 5/6 całego terenu Polski, pomimo nakazu Konstytucji nie przyjęły sądów przysięgłych, to musi być jakaś poważna wielka racja życia, która nie pozwoliła nakazu Konstytucji wcielić w czyn. Więc dzisiaj zagadnienie jest inne, dzisiaj zagadnienie jest takie, czy ta większość ma ustąpić mniejszości, czy też odwrotnie mniejszość — większości, czy mamy unifikować stan prawny w ten sposób, że wszędzie wprowadzić obcą zupełnie instytucję sądów przysięgłych dlatego, że jedna dzielnica je posiada, czy odwrotnie znieść w tej jednej dzielnicy nie przesądzając zagadnienia udziału czynnika ludowego w ogóle w sądownictwie. A to jest zagadnienie, to jest postawienie zagadnienia w ścisłej formie, na stałej i jasnej płaszczyźnie.</u>
<u xml:id="u-38.8" who="#MinisterSprawiedliwościpGrabowski">Poruszył s. Horbaczewski również zagadnienie szerzenia opieki duszpasterskiej w więzieniu. Otóż stwierdzam, że jest kapłan greko-katolicki ksiądz Hładoczny, który wykonuje objazdy więzień.</u>
<u xml:id="u-38.9" who="#MinisterSprawiedliwościpGrabowski">Pozostaje jeszcze kwestia może najbardziej bolesna, najbardziej trudna do omówienia w tak krótkich słowach, kwestia poruszona przez s. Fleszarową. Kiedy tutaj Pani odczytała list biednego synka do drogiej matki, nie mogło być serca, które by nie drgnęło jak ów synek pisze do matki. Ale nikt nie poruszył, dlaczego synek tam siedzi, dlaczego od mamusi został oderwany.</u>
<u xml:id="u-38.10" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-38.11" who="#MinisterSprawiedliwościpGrabowski">Jak drogi ten synek doszedł tam, gdzie musi istotnie znosić twardy reżim. Więzienie nie jest pensjonatem, nie jest hotelem, to trzeba sobie powiedzieć jasno. A z drugiej strony całkowicie z p. s. Fleszarową zgodzić się muszę, że kara nie może być szykaną, że kara nie może być dowolnością, że kara nie może być aktem sadyzmu, i tu musi być ta zdrowa linia.</u>
<u xml:id="u-38.12" who="#MinisterSprawiedliwościpGrabowski">Ja nie wiem skąd Pani Senator czerpała swoje wiadomości, skąd pochodziły te listy, jak się nazywają autorzy i adresaci, z ogólnej jednak melodii, która się przebija z tych materiałów, rozpoznaję inną melodię, którą ja codzień mam w uszach, bo codzień ona do mnie dochodzi. Jest to ta melodia, którą nadaje jedna tylko stacja, a imię jej komuna.</u>
<u xml:id="u-38.13" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-38.14" who="#MinisterSprawiedliwościpGrabowski">To są te materiały, które, proszę mi wierzyć, pochodzą ze źródeł komunistycznych, albo ze źródeł do tego kierunku zbliżonych. I to jest zadaniem komuny między innymi, a zwłaszcza tej komuny, która łączy się z więzieniem, szerzyć kalumnie, szerzyć oszczerstwa, krzyczeć w niebogłosy wobec całego świata, że tam w więzieniu pasy się drze, że tam w więzieniu się znęcają, po to, aby wzbudzić litość nad tym ideowym bohaterem.</u>
<u xml:id="u-38.15" who="#MinisterSprawiedliwościpGrabowski">Już wspomniałem, że komunizm obcy jest naszemu narodowi, że z komunizmem nie możemy mieć wspólnej platformy, nic więc dziwnego, że to przestępstwo jest uważane za przestępstwo najcięższe, bo godzi w całość i granice Państwa. Ale, proszę Panów, mówmy konkretnie. Poruszała p. senator Fleszarowa sprawę, że oto jakaś kobieta, zdaje się nazywająca się Berman, siedziała w celi w bieliźnie. Znów nie znam okoliczności w jakich pani Berman dostała się do więzienia, suponuję że jest to komunistka. Nie o to chodzi, ja tylko stwierdzam, że wszystkie te dane są tendencyjne i ten konkretny wypadek będę chciał Panom przedstawić, bo ja się codziennie z tym stykam. Otóż w Fordonie istnieje oddział więzienia kobiecego, w tym oddziale są umieszczane nieletnie komunistki, skazane za działalność przeciw Państwu na zakład poprawczy. Powstaje pytanie — dlaczego one nie są w zakładzie poprawczym? I tu muszę jasno i otwarcie powiedzieć: do zakładu poprawczego komunistek nie wpuszczam, bo tam one dopiero znajdowałyby doskonałe pole do zarażenia wszystkich nieletnich przestępców, którzy są w tym domu poprawczym. I dlatego, regulamin zresztą mi na to pozwala, izolowałem wszystkie te komunistki nieletnie w więzieniu kobiecym w Fordonie pod Bydgoszczą. W tej chwili przebywa w całym tym Fordonie bodaj że nie duża ilość kobiet, tak że ten wypadek da się wyłowić z pośród tych, które tam w ogóle istnieją. Chodzi o to, że jak taką komunistkę dla odcierpienia kary tam się zamyka, to pierwszy konflikt, jaki ma ona z władzami więziennymi, polega na tym, że nie chce przyjąć munduru, nie chce przyjąć skarbowej odzieży. Regulamin wymaga dla celów zrozumiałych, prostych: i hygieny, i porządku, i pewnego ujednolicenia nawet zewnętrznego — poprostu dla porządku, wymaga, aby ubranie więźniów, którzy przestają być więźniami śledczymi a stają się więźniami wyrokowymi, żeby te ubrania były skarbowe. I to jest ten konflikt. Co ona zrobiła, co zrobiła panna Berman, bo jest jasnym, że nie różniła się niczym od swych koleżanek i towarzyszek. Otóż nie wkładała munduru i w ten sposób siedziała w celi bez ubrania. Czy jest sposób na to, żeby ją zmusić? Było by jeszcze gorzej i pani sen. Fleszarowa z jeszcze większą racją powiedziałaby, że pannę Berman ubrano przemocą. Była istotnie taka sytuacja i panna Berman siedziała tak długo, dopóki jej się to nie znudziło, a potem gdy jej się znudziło, ubrała się w mundur i chodzi teraz w mundurze. I mam pewność, że stan ten trwał krótko i obecnie skazane podporządkowały się przepisom regulaminu i nałożyły ubrania skarbowe. Tak wygląda ta jedna kwestia.</u>
<u xml:id="u-38.16" who="#MinisterSprawiedliwościpGrabowski">Jeżeli chodzi o drugą sprawę — pokarmu dla więźniów w ogóle, stwierdzam, że ilość pokarmu i jego — że tak powiem — wartość w sensie kalorycznym, nie uległa zmianie. Taki jaki był, taki jest. Więzień, który nie pracuje, otrzymuje 2.400 kalorii, więzień, który pracuje otrzymuje o 600 kalorii więcej, otrzymuje 3.000 kalorii. Według zdania lekarzy, kompetentnych osób, jest to całkowicie dostateczne dla więźnia. Ja na ten temat więcej oczywiście powiedzieć nie mogę, ale odwołuję się do autorytetu lekarskiego. Istotnie zaszła pewna rzecz nowa, którą sobie całkowicie przypisuję i gdybym źle zrobił, to byłbym gotów zrewidować to, ale dotąd nikt mnie nie przekonał, że zrobiłem źle. Otóż w więzieniach panoszył się inny zwyczaj, którybym nazwał pewnym arystokratyzmem więziennym. A więc komunista, który ma nazewnątrz dobrze zorganizowaną komunę, obfitującą w pieniądze, otrzymywał paczki, w tych paczkach były luksusowe czasem dania — czekolada, cukierki i inne. Z innej strony hochsztapler, który na wolności zostawił pieniądze, za te pieniądze otrzymywał jadło, które różniło się od tego jadła szarego, małego rzezimieszka nie mającego pieniędzy. I tu wytworzyły się objawy niezdrowe i niemoralne. Rzezimieszek patrzył z zazdrością wilczą, jak ten arystokrata czy komunista, czy bogatszy hochsztapler spożywał wyszukane dary boże. Mało tego, rozwinął się handel tymi darami, handlowano nimi. Powstał stan rzeczy w moim przekonaniu niemoralny, niesprawiedliwy i niesłuszny. Więzienie nie może tolerować arystokratyzmu, więzienie nie może tolerować żadnych wyróżnień. Trzeba było to zunifikować, trzeba było wdziać tu jakiś mundur, bo musi być jeden poziom. I dlatego wydałem istotnie zarządzenie, że paczki muszą być jednolite i mogą zawierać tylko takie pokarmy, oczywiście prymitywne, a więc słoninę, tłuszcze w ogóle, chleb, pomidory, jabłka i tytoń, ale nie mogą zawierać inych pokarmów i wskazałem odpowiednią wagę, która tam być musi. Teraz zapyta się ktoś z Panów, jakaż to waga, względnie jakie kalorie. Wyszedłem z tego samego założenia, że jeden więzień nie pracujący spożywa 2.400 koloryj, a pracujący o 600 więcej, czyli 3.000 i powiedziałem sobie, że te paczki mogą zawierać 600 kaloryj, czyli to, coby dostał normalnie za pracę, uważając, że jest to maksimum dla niepracującego więźnia, bo pracujący będzie miał 3.000 plus 600, czyli że to maksimum dla niepracującego ma stanowić to, co otrzymuje pracujący. Raz jeszcze stwierdzam, że powodowały mną względy li tylko sprawiedliwości i słuszności, a nie żadne inne.</u>
<u xml:id="u-38.17" who="#MinisterSprawiedliwościpGrabowski">Trzecia kwestia jest to sprawa bibliotek. Jest tu pewne nieporozumienie. 112 większych więzień, które podlegają Ministerstwu Sprawiedliwości, mają biblioteki. Nic mają bibliotek takie małe więzienia przy sądach grodzkich, które na terenie byłego zaboru rosyjskiego zastępują areszty gminne. Zresztą trudno tam sobie wyobrazić bibliotekę, skoro nawet lokal jest do niczego niepodobny, nawet do więzienia. To pierwsza rzecz.</u>
<u xml:id="u-38.18" who="#MinisterSprawiedliwościpGrabowski">Poza tym istnieje jedna biblioteka ogólna, która jak gdyby rozsyła do wszystkich więzień książki. Oczywiście za ich wyszukany bardzo wysoki poziom w sensie ciężaru gatunkowego trudno odpowiadać, ale w miarę możności o tym myśli się i pozwolę sobie twierdzić, że tak źle nie jest.</u>
<u xml:id="u-38.19" who="#MinisterSprawiedliwościpGrabowski">Pani sen. Fleszarowa poruszyła sprawę, że sprawy o znieważenie narodu zaczęły się mnożyć, a zmniejszyły się w związku z moim oświadczeniem w komisji sejmowej. Jeżeli istotnie Pani Senatorka w to wierzy, to jestem gotów po raz drugi to oświadczyć, że nadmiar tych spraw w moim przekonaniu wyświadcza nam złą przysługę. Co można powiedzieć o takim narodzie, który jest wiecznie przez swoich obywateli znieważany? Wypływa to z bardzo prostej rzeczy, z tego, że interpretacja tej zniewagi jest może zanadto rozszerzona. W dwuch słowach powiem, jaka jest tego geneza. Ja sam osobiście jestem winowajcą tego, że te sprawy ponad miarę rozrosły się. Będąc jeszcze w prokuraturze przygodnie byłem świadkiem w kawiarni Europejskiej, gdzie pewien Polak nazwał kelnera po niemiecku polską świnią. Sprawa Lasockiego, znana zresztą. Został on prawomocnie skazany, a więc mogę o tym mówić. Publiczność zareagowała spontanicznie, mnie również ta rzecz oburzyła i jako prawnik, który o kwestii prawnej myśli zawsze, nawet, gdy się oburzy, zadałem sobie pytanie, jakby to podciągnąć, pod jaki artykuł, tę obrazę kelnera. Tego rodzaju wyrazy w ustach Polaka po niemiecku poruszyły całą gamę wspomnień tragicznych i powiedziałem sobie, że w tej sprawie istotnie słuszna jest interpretacja ze względu na naszą przeszłość i na to specjalne symboliczne i tragiczne znamię, że tutaj jest akt znieważenia narodu. Na miejscu kazałem go aresztować i przez wszystkie instancje ta sprawa utrzymała się z art. 152 k. k. traktującego o znieważeniu narodu.</u>
<u xml:id="u-38.20" who="#MinisterSprawiedliwościpGrabowski">To dało może pewien asumpt do używania później tej interpretacji i jeżeli tragarz żydowski z tragarzem polskim pobiją się i jeden drugiemu nawymyśla od „żydowskich”, albo „polskich”, to się tu robi znieważenie.</u>
<u xml:id="u-38.21" who="#MinisterSprawiedliwościpGrabowski">Po tej linii powstrzymania tych spraw, ograniczenia ich ilości ja poszedłem wydając stosowny okólnik i stwierdzam, że istotnie ilość tych spraw jest znacznie niniejsza. Wyrażam nadzieję, że będzie ich jeszcze mniej. Ideałem byłoby, do którego dążyłem, żeby w Polsce nie było ani jednej sprawy, gdzieby znieważono naród polski.</u>
<u xml:id="u-38.22" who="#MinisterSprawiedliwościpGrabowski">W końcu s. Fleszarowa poruszyła głębokie zagadnienie nawskroś filozoficzno-karne. Twierdziła, że strach tylko tresuje, że strach nikogo nie uczy, silne kary, silne represje nie są szkołą dla społeczeństwa. Ja się z tym zgadzam. Ale jeżeli połączymy dwie metody: z jednej strony będziemy to społeczeństwo wychowywać, kształcić, umoralniać, dbać o nie, rozciągniemy nad nim pieczę duchową, moralną i materialną, a z drugiej strony prawo postawimy na wysokim miejscu i o karze będziemy myśleć zawsze jako o rzeczy mocnej, zdecydowanej, ale sprawiedliwej, mam wrażenie, że w połączeniu dopiero potrafimy stworzyć tę harmonię, do której wszyscy dążymy.</u>
<u xml:id="u-38.23" who="#komentarz">(Oklaski)</u>
<u xml:id="u-38.24" who="#MinisterSprawiedliwościpGrabowski">Dyskusja została wyczerpana.</u>
<u xml:id="u-38.25" who="#MinisterSprawiedliwościpGrabowski">Następne posiedzenie jutro o godz. 10 z porządkiem dziennym, który został Panom doręczony.</u>
<u xml:id="u-38.26" who="#MinisterSprawiedliwościpGrabowski">Zamykam posiedzenie.</u>
<u xml:id="u-38.27" who="#komentarz">(Koniec posiedzenia o godz. 19 min. 25.)</u>
</div>
</body>
</text>
</TEI>
</teiCorpus>