text_structure.xml
235 KB
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79
80
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
98
99
100
101
102
103
104
105
106
107
108
109
110
111
112
113
114
115
116
117
118
119
120
121
122
123
124
125
126
127
128
129
130
131
132
133
134
135
136
137
138
139
140
141
142
143
144
145
146
147
148
149
150
151
152
153
154
155
156
157
158
159
160
161
162
163
164
165
166
167
168
169
170
171
172
173
174
175
176
177
178
179
180
181
182
183
184
185
186
187
188
189
190
191
192
193
194
195
196
197
198
199
200
201
202
203
204
205
206
207
208
209
210
211
212
213
214
215
216
217
218
219
220
221
222
223
224
225
226
227
228
229
230
231
232
233
234
235
236
237
238
239
240
241
242
243
244
245
246
247
248
249
250
251
252
253
254
255
256
257
258
259
260
261
262
263
264
265
266
267
268
269
270
271
272
273
274
275
276
277
278
279
280
281
282
283
284
285
286
287
288
289
290
291
292
293
294
295
296
297
298
299
300
301
302
303
304
305
306
307
308
309
310
311
312
313
314
315
316
317
318
319
320
321
322
323
324
325
326
327
328
329
330
331
332
333
334
335
336
337
338
339
340
341
342
343
344
345
346
347
348
349
350
351
352
353
354
355
356
357
358
359
360
361
362
363
364
365
366
367
368
369
370
371
372
373
374
375
376
377
378
379
380
381
382
383
384
385
386
387
388
389
390
391
<?xml version="1.0" encoding="UTF-8"?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
<xi:include href="PPC_header.xml"/>
<TEI>
<xi:include href="header.xml"/>
<text>
<body>
<div xml:id="div-1">
<u xml:id="u-1.0" who="#Marszałek">Otwieram posiedzenie.</u>
<u xml:id="u-1.1" who="#Marszałek">Jako sekretarze zasiadają ss.: Terlikowski i Masłow. Protokół i listę mówców prowadzi s. Terlikowski.</u>
<u xml:id="u-1.2" who="#Marszałek">Protokół 21 posiedzenia Senatu uważam za przyjęty, gdyż nie wniesiono przeciw niemu zarzutów. Protokół 22 posiedzenia znajduje się w Biurze Senatu do przejrzenia.</u>
<u xml:id="u-1.3" who="#Marszałek">Przystępujemy do porządku dziennego: Sprawozdanie Komisji Budżetowej o projekcie budżetu na rok 1937/38 (druk nr 155): rozprawa szczegółowa nad częścią 1 — Prezydent Rzeczypospolitej.</u>
<u xml:id="u-1.4" who="#Marszałek">Jako sprawozdawca głos ma s. Pawelec.</u>
</div>
<div xml:id="div-2">
<u xml:id="u-2.0" who="#SPawelec">Wysoki Senacie! Mam zaszczyt w imieniu Komisji Budżetowej zreferować preliminarz budżetowy Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej na rok budżetowy 1937/38. Preliminarz ten był przez Komisję Budżetową rozpatrywany na posiedzeniach w dn. 19 i 27 stycznia rb. Komisja przyjęła budżet w brzmieniu, uchwalonym przez Sejm, który znów uchwalił go według przedłożenia rządowego, nie wprowadzając żadnych zmian.</u>
<u xml:id="u-2.1" who="#SPawelec">Na Komisji Budżetowej senackiej w dyskusji zwracano uwagę na szczupłość tego budżetu, który wobec ogromu odpowiedzialności, jaką na Prezydenta Rzeczypospolitej nakłada nowa Konstytucja z kwietnia 1935 r., może wydawać się za skromny. Wyrażono obawę, że zmniejszenie budżetu o przeszło 48 tysięcy złotych przy wydatkach na kancelarię cywilną może wpłynąć hamująco na zakres jej prac oraz że obniżenie wydatków na reprezentację, które w porównaniu z rokiem 1934/35 jest dość poważne, może nie być zgodne z interesami Państwa. S. Decykiewicz wyraził życzenie, aby w składzie kancelarii cywilnej znalazło się miejsce dla urzędnika narodowości ukraińskiej.</u>
<u xml:id="u-2.2" who="#SPawelec">Budżet Prezydenta Rzeczypospolitej składa się z 3 działów: uposażenie Prezydenta Rzeczypospolitej, budżet kancelarii cywilnej oraz budżet gabinetu wojskowego. Globalna suma wydatków wynosi 2.699.379 zł, z czego przypada na dział 1–1.250.050 zł. W tej sumie mieści się uposażenie Prezydenta Rzeczypospolitej w wysokości 195.000 zł. Wydatki na kancelarię cywilną wynoszą 1.552.179 wobec 1.552.190 zł w budżecie na r. 1936/37. Ponieważ w wydatkach tych mieści się kredyt na zamek w Poznaniu w wysokości 48.123 zł, który w bieżącym roku znajduje się w budżecie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, są one faktycznie o przeszło 48.000 zł mniejsze aniżeli w bieżącym roku budżetowym. Wydatki działu trzeciego — Gabinet Wojskowy wynoszą 897.150 zł. Wszystkie bliższe szczegóły znajdą Panowie Senatorowie w drukowanym sprawozdaniu Komisji Budżetowej, nie będę więc tu ich powtarzał, aby nie nużyć Wysokiej Izby drobnymi szczegółami.</u>
<u xml:id="u-2.3" who="#SPawelec">Wysoki Senacie! Konstytucja kwietniowa różni się od dawnej Konstytucji marcowej przede wszystkim zupełnie nowym określeniem roli i zakresu działania Prezydenta Rzeczypospolitej. Nowa Konstytucja uczyniła z Prezydenta Rzeczypospolitej najwyższy ośrodek woli Państwa i wyposażyła go w rzeczywiste, a nie tylko dekoracyjne atrybuty władzy. Stanowisko Prezydenta Rzeczypospolitej jest nadrzędne w stosunku do innych państwowych władz naczelnych. Ustęp 4 art. 2 Konstytucji powiada, że w osobie Prezydenta Rzeczypospolitej skupia się jednolita i niepodzielna władza Państwa, a art. 11 powiada, że Prezydent Rzeczypospolitej, jako czynnik nadrzędny w Państwie, harmonizuje działalność naczelnych organów państwowych, którymi są: Rząd, Sejm, Senat, Siły Zbrojne, Sądy i Kontrola Państwa. Według art. 12 Prezydent Rzeczypospolitej mianuje według swojego uznania Prezesa Rady Ministrów, a na jego wniosek mianuje ministrów; zwołuje i rozwiązuje Sejm i Senat; zarządza otwarcie, odroczenie i zamknięcie sesji Sejmu i Senatu; jest zwierzchnikiem sił zbrojnych; reprezentuje Państwo na zewnątrz, przyjmuje przedstawicieli państw obcych i wysyła przedstawicieli Państwa Polskiego; stanowi o wojnie i pokoju; zawiera i ratyfikuje umowy z innymi państwami; obsadza urzędy państwowe jemu zastrzeżone. Mimochodem tylko wspomnę, że Prezydent Rzeczypospolitej obok Sejmu i Senatu ma uprawnienia w zakresie ustawodawstwa. Nie mam jednak zamiaru omawiać całego zakresu władzy Prezydenta Rzeczypospolitej, uczynił to na komisji sejmowej w szerszym zakresie sprawozdawca p. dr Wojciechowski i panów senatorów, których zagadnienie to bliżej interesuje, odsyłam do tego referatu. Mnie chodziło o to, ażeby wskazać, że Konstytucja kwietniowa daje podstawy do stałych jednolitych i autorytatywnych rządów w Polsce, a po drugie, że aparat techniczno-wykonawczy Prezydenta Rzeczypospolitej nie uległ po wprowadzeniu nowej Konstytucji żadnym zmianom, pozostał taki sam, jaki był za czasów Konstytucji marcowej, chociaż czynności i obowiązki Prezydenta Rzeczypospolitej są obecnie niewspółmiernie większe i szersze aniżeli w okresie minionym.</u>
<u xml:id="u-2.4" who="#SPawelec">Obniżenie budżetu Prezydenta Rzeczypospolitej polega jednak na akcie jego własnej woli i nie podlega dyskusji, sądzę atoli, że wolno dać wyraz opinii, że parlament polski ustosunkowałby się przychylnie, gdyby w przyszłości preliminarz budżetowy Prezydenta Rzeczypospolitej uległ powiększeniu.</u>
<u xml:id="u-2.5" who="#SPawelec">W imieniu Komisji Budżetowej Senatu wnoszę: Wysoki Senat uchwalić raczy budżet Prezydenta Rzeczypospolitej w brzmieniu, uchwalonym przez Sejm, bez zmiany.</u>
</div>
<div xml:id="div-3">
<u xml:id="u-3.0" who="#Marszałek">Do głosu nikt nie jest zapisany.</u>
<u xml:id="u-3.1" who="#Marszałek">Przystępujemy do następnego punktu porządku dziennego: Rozprawa nad częścią 2a — Sejm. Głos ma sprawozdawca s. Petrażycki.</u>
<u xml:id="u-3.2" who="#Marszałek">Wobec jego nieobecności przechodzimy do następnego punktu porządku dziennego: Rozprawa nad częścią 2b — Senat.</u>
<u xml:id="u-3.3" who="#Marszałek">Głos ma sprawozdawca s. Marian Malinowski.</u>
</div>
<div xml:id="div-4">
<u xml:id="u-4.0" who="#SMarianMalinowski">Wysoki Senacie! preliminarz budżetu Senatu w przedłożeniu rządowym na rok 1937/38 w porównaniu z budżetem na rok 1936/37 przewiduje po stronie dochodów sumę 2.900.000 zł, po stronie wydatków 1.441.960 zł, a zatem jest mniejszy.</u>
<u xml:id="u-4.1" who="#SMarianMalinowski">Dochody z roku 1936,37 przedstawiają się w sumie 4.800 zł, na rok 1937/38 przewiduje się w dochodach sumę tylko 2.900 zł, a więc o 1.900 zł mniej. Dochody w § 5 — Pomieszczenie — zmniejszyły się o 1.900 zł wobec konieczności rozbiórki jednego ze starych budynków senackich. Stan jego był zbadany przez komisję, która wypowiedziała się w sensie nieopłacalności jego odbudowy, wobec nieproporcjonalnie wysokich kosztów w stosunku do jego wartości. Komisja przy tym orzekła, że budynek nie nadaje się więcej do użytku i zamieszkiwanie w nim grozi niebezpieczeństwem dla życia. W budynku tym mieszkali urzędnicy Biura Senatu. Preliminowane kwoty w pozostałych paragrafach w dochodach zostały utrzymane na tym samym poziomie, oo w roku 1936/37.</u>
<u xml:id="u-4.2" who="#SMarianMalinowski">Wydatki na rok 1937/38, po doprowadzeniu do minimum, zaprojektowane są w wysokości 1.441.960 zł. W r. 1936/37 było uchwalone na wydatki 1.445.260 zł, a więc na rok 1937/38 mamy w preliminarzu o 3.300 zł mniej. Wydatki budżetu Senatu dzielą się na trzy odrębne grupy: I grupa — to § 10 — Diety senatorów i wydatki reprezentacyjne, II grupa — § 1 — Płace, III grupa — §§ 2, 3, 4, 5, 6, 6a, 7 i 8 — wydatki rzeczowo-administracyjne. Wydatki dwóch pierwszych grup odznaczają się względną stałością i jako wynikające z ustaw są w znacznym stopniu niezależne od władzy, wykonywującej budżet. Pewna część wydatków rzeczowo-administracyjnych, objętych grupą III, ma charakter stały, inna natomiast zwiększa się lub zmniejsza w zależności od intensywności prac Izby i czasu trwania sesji. W wydatkach na płace urzędników Biura Senatu — § 1 — tak jak i w poprzednim budżecie przewiduje się 135.480 zł, z których na płace urzędników przypada 81.480 zł, a dla funkcjonariuszów niższych i służby — 54.000 zł. Ilość etatów urzędników oraz funkcjonariuszy niższych pozostaje bez zmian. § 2 — Różne świadczenia osobowe — zwiększono o 1.030 zł na 24.240 zł, kiedy w budżecie bieżącym suma ta przedstawiała się w wysokości 23.210 zł. W szczegółach wydatek ten przedstawia się jak następuje: zasiłki i nagrody — 17.450 zł, umundurowanie — 4.290 zł, opłaty ubezpieczeniowe — 900 zł, składki do Państwowego Zakładu Emerytalnego 1.600 zł. Na pozycję: zasiłki i nagrody przeznacza się 17.450 zł. Na tę pozycję składają się wydatki: 1350 zł, to właściwe zasiłki i nagrody, 12.500 zł przewiduje się na dodatkowe wynagrodzenie stenografów i maszynistek, 3.600 zł za nadliczbowe godziny podczas sesji dla niższych funkcjonariuszów biura Senatu. Zwiększenie kredytów w powyższym paragrafie uzasadnia się wzrostem wydatków na opłaty ubezpieczeniowe oraz składek do Państwowego Zakładu emerytalnego. W § 3 — Podróże służbowe i przesiedlenia — preliminuje się sumę 900 zł, tak jak i w bieżącym budżecie. W § 4 — Środki lokomocji — preliminuje się w r. 1937/38 — 13.400 zł, jak było w budżecie na rok 1936/37. Jest to suma koniecznie potrzebna na utrzymanie dwóch samochodów osobowych. Etat samochodów został przydzielony Senatowi uchwałą Rady Ministrów i zarządzeniem Ministerstwa Komunikacji w styczniu 1923 r., tj. jeden samochód stały, drugi jako rezerwa, gdy zachodzi konieczna potrzeba wyjazdu p. Marszałka Senatu w wypadku uszkodzenia pierwszego. W § 5 — Pomieszczenie — przewiduje się na rok 1937/38 oszczędności; preliminowaną obecnie jest suma 22.730 zł, w poprzednim budżecie przewidywano na ten cel 23.980 zł. Oszczędność na tym paragrafie wynosi 1.250 zł. Wydatki poszczególnych pozycyj tego paragrafu są następujące: na zakup sprzętu pomieszczeniowego i przeciwpożarowego przewiduje się sumę 5.500 zł, na opał, światło i wodę — 13.660 zł, utrzymanie czystości i czyszczenie kominów — 1.770 zł, remont i konserwacja sprzętu — 500 zł, utrzymanie kwietników i trawników oraz dekoracja gmachów — 1.300 zł. W § 6 — Wydatki biurowe — preliminuje się 4.600 zł, zwiększone o 20 zł w stosunku do budżetu z r. 1936/37. Poszczególne pozycje tego paragrafu przedstawiają się następująco: materiały piśmienne i przybory 2.150 zł, druki 150 zł, remont i konserwacja maszyn biurowych 500 zł, książki i pisma 1.300 zł, bilety tramwajowe 500 zł. W § 6-a — Opłaty pocztowe, telefoniczne i telegraficzne — preliminuje się 8.000 zł, czyli bez zmian w porównaniu z budżetem roku 1936/37. W § 7 — Wydawnictwa — preliminuje się 15.000 zł, czyli mniej o 3.000 zł; wydatek w r. 1936/37 na druk sprawozdań stenograficznych z posiedzeń plenarnych Senatu oraz innych druków Senatu wyrażał się preliminowaną kwotą 18.000 zł. W § 8 — Inne wydatki — ustalony jest kredyt 12.000 zł, o 100 zł mniej, niż w budżecie bieżącym. Paragraf ten obejmuje remont i konserwację nieruchomości 6.000 zł, wynagrodzenie rzeczoznawców 5.000 zł i drobne wydatki 1.000 zł.</u>
<u xml:id="u-4.3" who="#SMarianMalinowski">W § 10 — Diety senatorów — przewiduje się sumę 1.205.610 zł, tak, jak i w budżecie poprzednim. Diety wypłaca się zgodnie z ustawą konstytucyjną według norm przyjętych w poprzedniej kadencji. Paragraf ten w szczegółach przedstawia się jak następuje: na diety senatorów 1.177.610 zł, na reprezentację 25.000 zł, składka na Unię Międzyparlamentarną 3.000 zł. Dział 1-a obejmuje sumy przelewane na rachunek funduszu emerytalnego i Funduszu Pracy. Kredyty przewidziano w wysokości budżetu bieżącego, tj. 8.640 zł, co w poszczególnych pozycjach przedstawia się 1) przelew z tytułu państwowego podatku dochodowego 1.610 zł, 2) przelew z tytułu opłaty emerytalnej 5.980 zł, 3) wpłata na rzecz Funduszu Pracy 1.050 zł.</u>
<u xml:id="u-4.4" who="#SMarianMalinowski">Stwierdzić należy, że w wykonywaniu budżetu Senatu stosuje się jak najdalej idące oszczędności. Dowodzi to, że gospodarowanie sumami budżetowymi odbywa się rzeczowo, oszczędnie i niebiurokratycznie. Przykładem niech służy wykonanie budżetu za rok 1935/36, w którym osiągnięto następujące oszczędności: na wydatkach osobowych: § 1 — płace — 3.717,45 zł, na wydatkach rzeczowo administracyjnych: § 2 — różne świadczenia osobowe — 1.461,13 zł, § 3 — podróże służbowe i przesiedlenia — 856 zł, § 4 — środki lokomocji — 30,34 zł, § 5 — pomieszczenie — 21,15 zł, § 6 — wydatki biurowe — 1.894,14 zł, § 7 — wydawnictwa — 7.768,70 zł, § 8 — inne wydatki — 65,52 zł, oraz na wydatkach specjalnych: § 10 — diety senatorów — 27.867,45 zł, razem zaoszczędzono wtedy — 43.681,88 zł. Komisja z uznaniem podkreśla dobrą administrację i gospodarkę Biura Senatu.</u>
<u xml:id="u-4.5" who="#SMarianMalinowski">Sejm uchwalił preliminarz budżetowy Senatu w brzmieniu przedłożenia rządowego.</u>
<u xml:id="u-4.6" who="#SMarianMalinowski">Komisja Budżetowa rozpatrzyła preliminarz budżetowy Senatu na rok 1937/38 na posiedzeniach w dniu 19 stycznia i 27 lutego b. r. i przyjęła go w brzmieniu, uchwalonym przez Sejm, bez zmian.</u>
<u xml:id="u-4.7" who="#SMarianMalinowski">Od siebie muszę jeszcze dodać parę słów. Rzeczywiście gospodaruje się w Senacie tymi sumami bardzo dobrze i muszę tutaj oświadczyć wobec plenum Senatu, że personel Biura Senatu nadzwyczaj porządnie i uczciwie wykonuje swoje obowiązki.</u>
<u xml:id="u-4.8" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-5">
<u xml:id="u-5.0" who="#Marszałek">Do głosu jest zapisanych dwóch mówców.</u>
<u xml:id="u-5.1" who="#Marszałek">Głos ma s. Jagrym-Maleszewski.</u>
</div>
<div xml:id="div-6">
<u xml:id="u-6.0" who="#SJagrymMaleszewski">Wysoka Izbo! Naprzód to, co jest przyjemne. Chciałbym stwierdzić, że funkcjonowanie Biura Senatu rzeczywiście — moim zdaniem — jest wzorowe, bo nie tylko, że ma się na czas te wszystkie rzeczy, które wynikają z jego obowiązków urzędowych, ale i te rzeczy, których nieraz poszczególny senator potrzebuje od wypadku do wypadku, ma na czas i na odpowiednią chwilę.</u>
<u xml:id="u-6.1" who="#SJagrymMaleszewski">Teraz przejdę do rzeczy nieco mniej przyjemnych, ale w każdym razie bardzo ważnych, które trzeba by rozstrzygnąć i dojść do jakiegoś rezultatu. Otóż niewątpliwie rzeczą ważną, jedną z najważniejszych, jest prestiż ciał parlamentarnych, prestiż Senatu. Ja ten prestiż dzielę na dwa rodzaje: na prestiż zewnętrzny i prestiż wewnętrzny, to jest zależny od nas samych. Prestiż zewnętrzny, jest to stosunek nasz do Rządu i stosunek Rządu do nas, do Senatu. I tu mogę tylko zaznaczyć, że ten stosunek nie pozostawia w najmniejszej mierze nic do życzenia. Otóż przede wszystkim Rząd — co także na zewnątrz oddziaływa dobrze — jest zawsze na wszystkich naszych posiedzeniach i na komisjach. Jak widzimy, ławy rządowe są obsadzone… (Premier gen. Sławoj Składkowski wskazuje, że siedzi sam. Wesołość.) No, wyjątkowo dzisiejszego dnia, Panie Premierze, ale mnie Pan wystarcza, bo traktuję Pana jako co najmniej 14 ministrów. Poza tym widujemy Ministrów resortowych i p. Premiera na poszczególnych komisjach, gdzie zawsze — że użyję tego wyrażenia — są do dyspozycji, nie obrazi się o to Pan Premier, bo mówię to w tym znaczeniu, że w każdej chwili zawsze służą wyjaśnieniami. Ze strony Rządu zachowanie się w najwyższym stopniu lojalne wobec ciała ustawodawczego, jakim jest Senat, jest stuprocentowe.</u>
<u xml:id="u-6.2" who="#SJagrymMaleszewski">Jest jednak druga rzecz, którą określę jako nasz wewnętrzny prestiż — nasza robota. Muszę powiedzieć otwarcie, iż wyczuwam, że nie jest to tylko moje odosobnione zdanie, ale to jest również zdanie grona innych członków tej Wysokiej Izby, że jednakże, pomimo niewątpliwie najlepszych chęci i p. Marszałka Senatu i wszystkich powołanych do tego, ażeby nad tymi pracami czuwać, te prace nie zawsze idą jakby należało. Moim zdaniem, jest to w dużej mierze wina tempa i boję się, ażeby to tempo przez „em” nie zamieniło się z czasem w naszych ustawach przez zmianę liter „em” na literę „ę”. Zdaje mi się, że p. Wicemarszałek Makowski, jeżeli dobrze sobie przypominam, wspomniał wczoraj o tym, że właściwie wygląda na to, jakbyśmy załatwiali budżet tylko, a ustawy są załatwiane na marginesie. W rzeczywistości, ja odczuwam to samo. Poza budżetem mamy do załatwienia ustawy, jest to jedno z najważniejszych zadań, które spoczywają na naszych barkach. Budżet — dostajemy ładną książkę mniej lub więcej grubą, ładnie oprawną, opracowaną przez Rząd, i z tym budżetem poza Komisją Budżetową, która nad tym pracuje — to cywilny skład, pozostała część Senatu ma mało do czynienia. Ma z tym do czynienia 25 panów, którzy niewątpliwie są dobrze z tym zaznajomieni, a 70 ma z tym budżetem przeważnie mniej do czynienia. Ustawy — tu powtórzę jeszcze raz ten wyraz — załatwia się na marginesie. To moim zdaniem stanowczo nie jest w porządku. Jesteśmy powołani nie tylko do konstruowania, względnie sprawdzania budżetu, ale jesteśmy powołani do tego, ażeby te ustawy, które wychodzą od nas, były na wysokości zadania.</u>
<u xml:id="u-6.3" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Makowski.)</u>
<u xml:id="u-6.4" who="#SJagrymMaleszewski">Tymczasem stwierdzić muszę, że te ustawy nie są na wysokości zadania. W szeregu wypadków zauważyłem, że pomijając język — co do którego ma być wprowadzona pewna inowacja, bo w regulaminie jest przewidziany ów komitet techniczny, który ma się tymi rzeczami zająć, ale to będzie komitet czysto redakcyjny, będzie raczej polonistyką się zajmował, czy odpowiednio pod względem językowym są ustawy pisane, ale naturalnie nie będzie miał prawa wtrącać się do meritum — w szeregu wypadków te ustawy szwankują merytorycznie i to bardzo. A winą tu jest to, co powiedziałem przed chwilą, to pewne tempo.</u>
<u xml:id="u-6.5" who="#SJagrymMaleszewski">Jak przedstawia się sprawa z tym tempem? Słyszeliśmy, że Sejm i Senat mają obradować cztery miesiące. W porządku. Ale te cztery miesiące, to jest akurat okres czasu, wystarczający na załatwienie budżetu, ale żeby przez ten czas załatwić, nie przebiczować — bo ja użycie przez p. Premiera w swoim czasie wyrazu „przebiczowanie” rozumiem w sposób specjalny i chyba się nie mylę, że p. Premier użył tego wyrazu w znaczeniu poddania tych ustaw właściwej i należytej krytyce — na to absolutnie czasu już nie mamy. Otóż jakież są środki zaradcze? Zastanawiałem się nad tą rzeczą i sądzę, że środków było by właściwie parę. Byłaby możność — przynajmniej Konstytucja, o ile ją znam, właściwie nie czyni ograniczeń co do czasu zwoływania i trwania sesji, Konstytucja powiada tylko, że sesja nie może być zwołana później niż w listopadzie, ale nie powiada, że nie może Sejm i Senat być zwołany np. w lipcu. Tu w tym miejscu widzę i czuję, że p. Premier — i bardzo słusznie — na ten moment bardzo stanowczo mógłby zareagować, bo w swoim czasie w jednym z przemówień powiedział, że gdyby Sejm i Senat miały trwać przez czas dłuższy, niż trwają dotąd, to wogóle pp. ministrowie zachorowaliby nerwowo. Ja tak źle tej sprawy nie biorę, bo stosunek Sejmu i Senatu do Rządu jest taki, że Rząd nie może narzekać, aby mu zbytnio na nerwy Sejm i Senat oddziaływały. Zdaje się, że ta współpraca idzie zupełnie dobrze i po myśli Rządu. Ale rozumiem to zupełnie dobrze, że praca Rządu w warunkach, kiedy Sejm i Senat jest czynny, nie jest może nieraz rzeczą bardzo miłą, dlatego że bądź co bądź zawsze istnieje czy to możliwość jakiejś interpelacji, czy jakiegoś nagłego wystąpienia, z którym Rząd, mając inne zadania, nie mógłby się szybko uporać. Byłby na to sposób taki, że np. sprawy interpelacji można by — bo Konstytucja znowu o tym nic nie mówi — przerzucić tylko na okres czasu, kiedy jest rozpatrywany budżet w Senacie, względnie w Sejmie — wtenczas tylko interpelacje mogłyby być wnoszone, a w innym czasie prawo interpelacji by nie przysługiwało. Byłby to jeden sposób załatwienia. Drugi sposób — pracowanie sesjami nadzwyczajnymi, ale ta nadzwyczajność, która by weszła w regułę, stałaby się zwykłą zwyczajnością, gdyż w samym pojęciu nadzwyczajności mieści się coś, co tylko w extra wypadkach jest możliwe. Jest jednakże i sposób trzeci, który wydaje mi się, że te wszystkie pozornie sprzeczne z sobą sprawy uzgodniłby, a umożliwiłby Senatowi, a tym samym i Sejmowi, właściwą i należytą pracę. Jest to praca komisyjna. Nigdzie w Konstytucji nie znalazłem artykułu względnie postanowienia, że komisje mogą pracować tylko wtedy, kiedy jest zwołany Sejm względnie Senat. Mam wrażenie, że komisje mogą pracować i w innych okresach czasu. Jeżeli normalnie możliwe jest, że w szeregu zawodów pracuje się na rok 9, 10 miesięcy przy urlopie 2-miesięcznym, to zdaje się, że dla Sejmu i Senatu — zresztą będę mówił o Senacie, bo w tej chwili on mnie obchodzi, ale analogicznie odnosi się to tak samo do Sejmu — było by w porządku, gdyby ten Senat mógł pracować 8, niech będzie nawet tylko 7 miesięcy. To znaczy — ja tak to rozumiem — żeby pracowały komisje, żeby przygotowywały ten olbrzymi materiał, który ciągle napływa.</u>
<u xml:id="u-6.6" who="#SJagrymMaleszewski">Tu słyszało się głosy, szczególnie w początku w związku z tym t. zw. prestiżem parlamentu, że Rząd zarzuca ciała ustawodawcze ustawami względnie dekretami. Z chwilą, kiedy wydajemy dla Rządu pełnomocnictwa, znaczy, że mu wierzymy. Jeżeli Rząd uznaje za stosowne wydać, jak w czasie urzędowania p. Premiera Składkowskiego, 29 czy 30 dekretów, to widocznie tego potrzebuje. Jeżeli Rząd uważał, że przez ten czas trzeba wystąpić z 65 projektami ustaw, widocznie te ustawy były potrzebne. To są potrzeby, względnie zapatrywania Rządu. Natomiast rzeczą Wysokiej Izby jest kontrolować, czy te dekrety, wydane na podstawie pełnomocnictw, zarówno jak projekty ustaw, wniesione przez Rząd, są rzeczywiście w porządku. Między tymi projektami, jak również między dekretami zdarzają się dobre, ale zdarzają się — powiem zupełnie otwarcie — i złe. Bo ostatecznie — ludzie są ludźmi, opracowują to ludzie, opracowuje dany dekret czy dany projekt ustawy urzędnik, który, przypuśćmy, zna jedną stronę medalu, a nie zna odwrotnej strony tego medalu. Po cóż są Izby? Izby są po to — ponieważ składają się z ludzi, którzy bądź co bądź są w bliższym kontakcie ze społeczeństwem, aniżeli dzieje się to z urzędnikami — aby właśnie korygować te rzeczy, uzupełniać je i poprawiać. I wtedy nasz wewnętrzny prestiż, łączący się jednocześnie ze spokojem naszego sumienia, będzie podniesiony dlatego, że będziemy mieli to przekonanie, iż ustawy, które wychodzą z pod naszego pióra, są w porządku. Ustawa to jest rzecz bardzo delikatna. Jak Wysoka Izba o tym wie, tu każdy przecinek odgrywa rolę. Tymczasem np. w szeregu ustaw spotykamy na zakończenie tego rodzaju passus, że ułożenie jednolitego tekstu pozostawia się ministrowi danego resortu. Z jakiego to tytułu minister — zapytuję — danego resortu ma opracowywać jednolity tekst? Ktoś odpowie na to, że być może, iż to jest sprawa tylko czysto wykonawcza. No, na ten temat dało by się bardzo dużo podyskutować, dlatego że jak powiedziałem, w jednolitym tekście przestawienie przecinka sens tej ustawy może zmienić całkowicie. Nie chciałbym wchodzić na pole anegdot chociażby historycznych, ale tym Panom, którzy pochodzą z tzw. Kongresówki, znaną jest historia, która miała się zdarzyć za czasów Mikołaja I. Nie będę jej tu przytaczał po rosyjsku, po polsku wyjdzie to gorzej, ale bądź co bądź zrozumiale. Car własnoręcznie sygnował i podpisał rozkaz brzmiący: „powiesić, nie wolno zesłać na Syberię”. Chodziło zdaje się o jakiegoś emigranta czy przestępcę politycznego. Więc dany urzędnik, który miał sprawę w referacie, przekupiony, po prostu postawił przecinek w innym miejscu. Jak wiadomo Mikołaj łagodnością nie odznaczał się i chętniej wieszał aniżeli zsyłał na Sybir i chciał danego osobnika właśnie ulokować na szubienicy, jednakże przekupiony urzędnik przecinek przestawił i wyszło że: powiesić nie wolno, zesłać na Sybir.</u>
<u xml:id="u-6.7" who="#SJagrymMaleszewski">Aczkolwiek to jest anegdota i nawet nie wiem w jakiej mierze prawdziwa, ale przytoczyłem to jako rzecz charakterystyczną, że ten przecinek ma kolosalne znaczenie w ustawodawstwie. Tymczasem jednolite teksty są poruczane do wykonania ministrom resortowym. Nie wiem dlaczego. Mogą wykonać, jeżeli mają ochotę, ale kontrola nad tym powinna należeć do Izb i wtedy możemy być spokojni, że to wyjdzie w porządku. Przecież mamy po cztery, pięć nowel do jednej ustawy, tak że nawet specjalista i fachowiec w danej dziedzinie, wziąwszy ustawę do ręki potrzebuje bardzo dużo czasu na to, ażeby się zorientować, o co właściwie w danej ustawie chodzi. To mamy na każdym kroku. Mamy tego rodzaju nienormalności, że niektóre ustawy w komisjach rozpatrują członkowie danej komisji bez udziału kogoś, kto by intencję swoją i tezę, którą postawił, w danej komisji uzasadnił. A przecież wydawało by się rzeczą bardzo naturalną i bardzo pożądaną, aby — nie wiem w jakim charakterze — gdyby nie mógł jako referent czy członek komisji wziąć udziału, wziąć go jako eksperta, ale żeby autor danej ustawy, podobnie jak członkowie Rządu, względnie delegowani przez nich urzędnicy bywają na komisjach i wyjaśniają pewne wątpliwości, przy jej rozpatrywaniu był obecny. Tymczasem takie wypadki nie zachodzą. Komisja rozpatruje ustawę, nie wiedząc nieraz o co chodzi. Rezultaty tego są takie: zdarzają się wypadki, iż przy niewielkiej noweli do ustawy, składającej się z 5 czy 6 artykułów, wobec tego tempa pozostawiono referentowi 2–3 dni czasu wszystkiego i nie miał czasu porozumienia się z miarodajnymi czynnikami, które mogłyby mu sprawę wyjaśnić. Otóż taka ustawa, która przeszła przez Sejm, została rozpatrzona w Sejmie, przychodzi do Senatu i na pierwszy rzut oka, nawet w oczach referenta, który niewątpliwie z całą sumiennością chce sprawie się poświęcić, jest ona w porządku, referent stwierdza, że należy przyjąć ją w brzmieniu sejmowym. Tymczasem po 5 czy 10 minutach zastanowienia się i rozpatrzenia okazuje się. że na 5 czy 6 artykułów 3 albo 4 trzeba w mniejszym lub większym zakresie zmienić. Widzimy to na każdym kroku. Więc, Wysoka Izbo, mam wrażenie, że ten sposób pracy, wskazany jednak dla dobra Państwa nie jest, gdyż pociągnąć to może za sobą cały szereg niedokładności, zawiłości, niejasności, których w ustawie trzeba za wszelką cenę unikać. Przeglądając szereg ustaw, znajdowałem bardzo szlachetne, mądre, potrzebne myśli z inicjatywy naturalnie Sejmu, jako że Senat prawa inicjatywy ustawodawczej nie posiada. Ale jednakże widać, że ten kto ustawy pisał, wszystkiego nie przewidział i nie o wszystkim pomyślał. Np. w jednej ustawie — obojętne na razie w jakiej — spotykamy się ze zdaniem: „na obszarach przyłączonych do Rzeczypospolitej „, z tym się nie zgadzam i sądzę, że nikt z Panów na to się nie zgodzi. Żadne obszary do Rzeczypospolitej nie zostały przyłączone, tylko te obszary, które rewindykowaliśmy, zostały zwrócone Rzeczypospolitej. Z takiego jednego wyrazu nasz wróg, gdyby chciał ukuć broń przeciwko nam, mógłby skorzystać i powiedzieć, że te obszary zostały przyłączone do Rzeczypospolitej, kiedy nie tylko one nie zostały przyłączone, ale za mało odebraliśmy tego, co do tej Rzeczypospolitej należy. Takich przykładów można by przytoczyć dziesiątki i sprawy tej by się jeszcze nie wyczerpało. Chodzi definitywnie o co? O to, ażeby obmyślić sposób taki, ażeby Sejm i Senat miały możność przepracować tak ustawy, aby był z nich pożytek. Jeśli ustawa wyjdzie nawet o pół roku później, poza pewnymi wyjątkami, gdzie jest zgóry wiadomo, iż ustawa jest tak pilna, iż musi być uchwalona w ciągu bardzo krótkiego czasu, ale jeżeli normalna ustawa, gdzie nie zależy tak na czasie, wyjdzie pół roku później, ale w formie skończonej, to jest lepiej niż jeżeli wyjdzie wcześniej, ale w formie niedokładnej.</u>
<u xml:id="u-6.8" who="#SJagrymMaleszewski">Jeszcze co do komisyj, czynnych podczas niefunkcjonowania Sejmu względnie Senatu. Otóż Wydaje mi się, że jest zupełnie naturalne i zrozumiałe, iż precedensy tworzymy my dziś, bo mamy nową Konstytucję i powoływanie się na jakieś dawne precedensy tutaj nie może mieć zastosowania. Jeżeli chodzi o konkretny wypadek, to Sąd Marszałkowski funkcjonuje bez przerwy, tj. przez rok cały, nie tylko w czasie posiedzeń Senatu. Z równym powodzeniem mogłyby funkcjonować takie komisje. Komisje więc przygotowywałyby projekty ustaw, które później w kilka miesięcy mogłyby być rozpatrzone i definitywnie załatwione. W szczegóły wdawać się nie będę, tym bardziej, że czerwone światło już mi zaświeciło, tylko chciałbym nadmienić, że to jest rzecz porozumienia się, przypuszczam Komisyj Regulaminowych i Prawniczych, według wskazówek Marszałków odnośnych instytucyj i wytworzenia sytuacji, kiedy Sejm i Senat mogłyby pracować tak, jak niewątpliwie — mam to głębokie przekonanie — chcą naprawdę i rzeczywiście, jak tylko można najkorzystniej i w największym rozmiarze.</u>
<u xml:id="u-6.9" who="#SJagrymMaleszewski">Na zakończenie przypomnę powiedzenie, że lepsza jest zła ustawa niż żadna. Ja to o tyle zmienię, że lepsza jest dobra niż zła ustawa.</u>
</div>
<div xml:id="div-7">
<u xml:id="u-7.0" who="#WicemarszałekMakowski">Głos ma s. Leszczyński.</u>
</div>
<div xml:id="div-8">
<u xml:id="u-8.0" who="#SLeszczyński">Wysoka Izbo! Już siódmy rok uczestniczę w dyskusji budżetowej i mogę stwierdzić, że przy budżecie Senatu jest to pierwszy wypadek, iż jest zapisanych aż 2 mówców. Jednakże sądzę, że to nie jest ujemny objaw, że te kilka czy kilkanaście minut czasu, które na tę dyskusję straciliśmy, mogą się okazać pożyteczne. Bo, jak to już mój przedmówca stwierdził, nasza praca legislacyjna spotyka się z dużą krytyką nie tylko w naszym środowisku posłów i senatorów, ale również i w szerokiej opinii, która narzeka na ustawy, na ich niejasność, na to, że są niedostępne nie tylko dla szarego przeciętnego obywatela, ale nawet często i dla urzędnika.</u>
<u xml:id="u-8.1" who="#SLeszczyński">Żeby znaleźć powody tego ujemnego stanu, pozwolę sobie porównać metody pracy u nas i w innych ciałach ustawodawczych. Każda ustawa składa się z 3 elementów. A więc po pierwsze jest strona polityczna, do wyświetlania której jest przede wszystkim oczywiście powołany Rząd, a następnie całe plenum Izby. Drugi element, to element fachowy, nad którym zastanawia się już więcej ścieśniony zespół komisyjny wraz z wykwalifikowanym referentem. Wreszcie trzeci moment, to jest strona prawniczo-kodyfikacyjna, do której potrzeba już istotnie znawców.</u>
<u xml:id="u-8.2" who="#SLeszczyński">Proszę Panów, że ta sprawa tak się przedstawia, najlepszym dowodem jest to, że w innych parlamentach oprócz zespołu posłów i senatorów, oprócz biur, normalnie funkcjonujących przy izbach, są jeszcze powołane ciała opiniodawcze, które ułatwiają i usprawniają prace legislacyjne. Takim ciałem jest we Francji rada stanu, która opracowuje każdy wniosek ustawodawczy w jego fazie początkowej; takim ciałem jest kancelaria, złożona, zdaje mi się, aż z 50 fachowych wyższych urzędników, przy senacie amerykańskim — podzielone jest to biuro na sekcje, odpowiadające odpowiednim resortom państwowym i działom gospodarki państwowej; takim ciałem była przy petersburskiej radzie stanu tzw. państwowa kancelaria, również obsadzona przez fachowych wykwalifikowanych urzędników, na czele której stał sekretarz państwowy w randze wiceministra. A proszę Panów, jak się ta rzecz przedstawia w Polsce? W Polsce od samego początku, od powołania Sejmu Ustawodawczego dawały się słyszeć głosy c potrzebie podobnej organizacji. Mamy tu między nami p. Marszałka Makowskiego, który w swoim czasie napisał pracę: „O radzie prawniczej kilka uwag”, wiemy, że Leopold Jaworski, prawnik, stojący na bardzo wysokim poziomie naukowym, również w swojej pracy „Projekt konstytucyjny” przewidywał aż dwa ciała pomocnicze, mianowicie radę stanu i izbę gospodarczą. W ten sposób odzywały się i ciała kolegialne, w ten sposób zaznaczyła taką potrzebę Komisja Konstytucyjna pod przewodnictwem ś. p. Michała Bobrzyńskiego, w tym kierunku szedł memoriał, złożony przez wydział prawny i zespół prawników przy uniwersytecie we Lwowie, tak że to jednak jest koniecznością dla dojścia do tego celu, o którym tu przed chwilą wspomniał p. s. Maleszewski.</u>
<u xml:id="u-8.3" who="#SLeszczyński">Proszę Panów, dlaczego ja uważam, że ta sprawa powinna wyjść z Senatu? Wprawdzie już na komisji czy też może nawet na plenum Sejmu sprawozdawca budżetu Sejmu poseł Długosz wspomniał o potrzebie takiego pomocniczego biura prawniczego, uważam jednakże, że Senat jest powołany do tego, aby każdą ustawę, która przychodzi, zgłębił i o ile uzna że są pewne nieścisłości, jeżeli uzna, że ujęcie jest takie, iż stworzy ustawę martwą — winien ją odpowiednio zmienić, przepracować i odesłać do izby niższej dlatego, jak w swoim czasie powiedział Gambetta, aby zmusić izbę niższą da namysłu.</u>
<u xml:id="u-8.4" who="#SLeszczyński">Proszę Panów, w Polsce jest przyjęty system ramowych ustaw. Ta ramowość ustaw jest posunięta do ostateczności. Ustawy nasze to są tylko pełnomocnictwa dla Rządu. Ale każde pełnomocnictwo winno być jasne i ściśle ujęte, aby później z tego powodu nie powstawały niepożądane okoliczności. Mamy ogromną inflację ustaw, co również zaznaczył mój przedmówca. Mówią, że dziennie dwie do trzech ustaw, dekretów, rozmaitych rozporządzeń wchodzi do Dziennika Ustaw. A oprócz tego mamy przecież Dziennik Ustaw Śląska, mamy Monitora, każde ministerstwo ma swój dziennik urzędowy, każde województwo ma również swój dziennik urzędowy i wszędzie obowiązujące przepisy są ogłaszane. Istotnie, tworzy się pewnego rodzaju zaciemnienie i tu również zgadzam się z p. s. Maleszewskim — z którym się zresztą nie porozumiewałem — że jest dużo ustaw anemicznych. które rodzą się na świat i bardzo szybko wymagają zastrzyku odżywczego w postaci nowelizacji. A ta nowelizacja jest zmorą dla obywatela, a udręką dla urzędnika.</u>
<u xml:id="u-8.5" who="#SLeszczyński">Mamy w naszej Izbie Komitet Usprawnienia Techniki Ustawodawczej, powołany za poprzedniego okresu, a wskrzeszony na wniosek p. s. Bobrowskiego. Ale ten Komitet nie jest wystarczający. Praca jego nie może objąć, jak było powiedziane, korektywy całości ustaw, które do nas przychodzą. A jeżeli kilkakrotnie zachodzi potrzeba nowelizacji, są potrzebne teksty jednolite, bez których zaciemnia się rzecz niesłychanie, a które ze względu na nawał pracy w biurach ministerialnych jednak nie tak prędko zostają opracowane.</u>
<u xml:id="u-8.6" who="#SLeszczyński">Dlatego też proszę Panów, o ile Senat podzieli tutaj wypowiedziane poglądy, mogę nawet powiedzieć pogląd, bo nie różnię się tak dalece z wywodami p. s. Maleszewskiego, to pozwoliłbym sobie, o ile by p. Marszałek poparł naszą inicjatywę, zaprojektować Senatowi rezolucję, w formie projektu statutu Biura Prawniczego Sejmu i Senatu. Oczywiście jest to tylko szkic bardzo krótki, który nie zajmie wiele czasu, jeżeli go szanownym pp. Senatorom przeczytam:</u>
<u xml:id="u-8.7" who="#SLeszczyński">„W celu usprawnienia i unormowania pracy legislacyjnej tworzy się Biuro prawnicze Sejmu i Senatu.</u>
<u xml:id="u-8.8" who="#SLeszczyński">1) Biuro prawnicze podległe jest Marszałkowi Sejmu, działającemu w porozumieniu z Marszałkiem Senatu.</u>
<u xml:id="u-8.9" who="#SLeszczyński">2) Zadaniem Biura jest:</u>
<u xml:id="u-8.10" who="#SLeszczyński">Dostarczanie fachowej prawniczej pomocy posłom i senatorom, a mianowicie:</u>
<u xml:id="u-8.11" who="#SLeszczyński">a) dostarczanie materiałów dla wnioskodawców i referentów w komisjach sejmowych i senackich w postaci wyciągów i skrótów z ustaw i przepisów obowiązujących. Wskazywanie prac naukowo-fachowych, traktujących o danym zagadnieniu, b) pozostawanie w kontakcie z referentami ministerialnymi w celu uzyskania wyjaśnień potrzebnych odnośnie wniosków rządowych, c) członek biura wyznaczony przez Marszałka lub Dyrektora biura bierze udział w komisjach sejmowych i senackich z głosem doradczym.</u>
<u xml:id="u-8.12" who="#SLeszczyński">3) Biuro uzgadnia wraz z referentem, redakcję ustawy z zasadami kodyfikacyjnymi i wymaganiami techniki legislacyjnej.</u>
<u xml:id="u-8.13" who="#SLeszczyński">4) Biuro prawnicze współdziała przy ostatecznej redakcji protokółu komisji, tak aby protokół był odzwierciedleniem genezy powstania ustawy i stanowił materiał w razie interpretacji takowej.</u>
<u xml:id="u-8.14" who="#SLeszczyński">5) Personel Biura składa się z urzędników, mających ukończone studia prawnicze oraz odbytą praktykę w biurze Komisji Kodyfikacyjnej lub w Biurze Prawnym przy Prezydium Rady Ministrów.</u>
<u xml:id="u-8.15" who="#SLeszczyński">6) Kredyt konieczny dla utworzenia biura prawniczego w wysokości określonej przez Marszałków Sejmu i Senatu wstawia się do preliminarza budżetowego w kategorii wydatków na Sejm i Senat” — Rzecz prosta mówię tu o preliminarzu budżetowym na rok 1938/39.</u>
<u xml:id="u-8.16" who="#SLeszczyński">Na tym kończę moje przemówienie i pozwolę sobie ten projekt złożyć na ręce Pana Marszałka.</u>
</div>
<div xml:id="div-9">
<u xml:id="u-9.0" who="#WicemarszałekMakowski">Dyskusja została wyczerpana.</u>
<u xml:id="u-9.1" who="#WicemarszałekMakowski">Przechodzimy do rozprawy szczegółowej nad preliminarzem budżetowym Sejmu.</u>
<u xml:id="u-9.2" who="#WicemarszałekMakowski">Udzielam głosu sprawozdawcy s. Petrażyckiemu.</u>
</div>
<div xml:id="div-10">
<u xml:id="u-10.0" who="#SPetrażycki">Wysoka Izbo! Gdy referowałem na Komisji Budżetowej budżet Sejmu, poddałem analizie zagadnienie ustroju Państwa naszego, tego ustroju, który wprowadziła Konstytucja kwietniowa. Starałem się wykazać, że Państwo nasze posiada ustrój o charakterze mieszanym, częściowo konstytucyjnym, częściowo parlamentarnym, w naukowym, oczywiście, znaczeniu tych pojęć. Starałem się również wykazać, ze przeciwstawianie Konstytucji kwietniowej, jako niedemokratycznej, konstytucjom państw zachodnio-europejskich, jako demokratycznym, nie ma żadnego prawnego uzasadnienia. Poddałem również analizie zagadnienie czasu trwania sesji Izb ustawodawczych z punktu widzenia Ustawy Konstytucyjnej. Wywodów moich powtarzać nie będę, posiadają je bowiem Panowie w druku, również nie będę poddawał analizie cyfr budżetu Sejmu, ponieważ zagadnienie cyfrowe budżetu Sejmu jest mniej więcej z roku na rok identyczne, ponadto nie nasuwa żadnych wątpliwości, a zresztą również w druku mają Panowie uwidocznioną powyższą analizę.</u>
<u xml:id="u-10.1" who="#SPetrażycki">Budżet Sejmu charakteryzuje daleko idąca oszczędność. Prace administracji Sejmu charakteryzuje duża umiejętność administrowania przeznaczonymi kredytami, sprawność funkcjonowania całego aparatu administracyjnego w ogóle, a w szczególności sprawność funkcjonowania biblioteki.</u>
<u xml:id="u-10.2" who="#SPetrażycki">Na Komisji Budżetowej z obowiązku referenta podałem cyfry, dotyczące diet poselskich w państwach zachodnio-europejskich, i wykazałem, że diety poselskie w naszym Państwie są zasadniczo w stosunku do państw zachodnioeuropejskich o wiele niższe. Oczywiście, żadnego wniosku w tej sprawie nie stawiałem ze względu na sytuację Skarbu naszego Państwa, poruszyłem to zagadnienie wyłącznie celem wszechstronnego ich oświetlenia, co zresztą jest obowiązkiem referenta. Muszę stwierdzić, że komisja nawet do samej myśli możliwości podwyższenia diet poselskich odniosła się stanowczo, kategorycznie, zdecydowanie negatywnie.</u>
<u xml:id="u-10.3" who="#SPetrażycki">W imieniu Komisji Budżetowej wnoszę: Wysoki Senat uchwalić raczy budżet Sejmu w brzmieniu, uchwalonym przez Sejm.</u>
</div>
<div xml:id="div-11">
<u xml:id="u-11.0" who="#WicemarszałekMakowski">Nikt nie jest zapisany do głosu.</u>
<u xml:id="u-11.1" who="#WicemarszałekMakowski">Przechodzimy do następnego budżetu, do części 3 — Kontrola Państwowa.</u>
<u xml:id="u-11.2" who="#WicemarszałekMakowski">Głos ma sprawozdawca s. Fudakowski.</u>
</div>
<div xml:id="div-12">
<u xml:id="u-12.0" who="#SFudakowski">Wysoka Izbo! Sprawozdanie wydrukowane i — nie wątpię o tym — przeczytane przez wszystkich pp. senatorów, zwalnia mnie od tego, ażebym je odczytywał, a ograniczę się do tego, chociażby przez uszanowanie, ażeby je streścić.</u>
<u xml:id="u-12.1" who="#SFudakowski">Najwyższa Izba Kontroli ma budżet niewielki, jeden z najmniejszych, ale kiedy się nad nim zastanowić, jest on momentem istotnym budżetu Państwa, który nas interesuje, interesował komisję i mnie jako referenta. Oczywiście, kiedy się mówi o funkcjach organu państwowego, jest rzeczą ważną zastanowić się, jakie są jego podstawy prawne, jakie jest prawne nakreślenie jego konkretnych zadań i kompetencyj. I rzecz szczególna — przy bliższym badaniu funkcyj Najwyższej Izby Kontroli, tego organu nadrzędnego w zakresie kontroli czynności wszystkich organów, natrafiamy na bardzo duże luki, które polegają na tym, że właśnie podstawy prawne nie są dostatecznie określone. Bo co stanowi te podstawy? Oczywiście, odpowiednie brzmienie artykułów Konstytucji, która kładzie fundamenty pod istnienie tego organu. Ale w zakresie szczegółowego nakreślenia i rozgraniczenia zadań natrafiamy na podstawę prawną, która jest już przeżytkiem, bo pomijając, że nie była zgodna w swoim czasie z Konstytucją marcową, ale jako wydana w 1921 r., nie jest zgodna z Konstytucją bieżącą. Stąd też prowadzi to do całego szeregu sprzeczności, które w referacie Panowie Senatorowie znajdą. Ten brak rozgraniczenia i sprecyzowania ścisłego pod względem prawnym, niewątpliwie osłabiający wagę orzeczeń N. I. K., mógłby wywoływać konflikty w zakresie kompetencyjnym. I stąd też nasuwa się konieczność znowelizowania ustawy dawniejszej, dostosowania jej do postanowień konstytucyjnych.</u>
<u xml:id="u-12.2" who="#SFudakowski">Fakt, że Najwyższa Izba Kontroli, przy nie dość ścisłym określeniu swoich prawnych podstaw, jest w stanie podołać swoim zadaniom, świadczy tylko na jej korzyść. W trudnej często sytuacji przy delimitacji kompetencyj w konflikty nigdy nie popada, a jednak uzyskuje przez swoją działalność to, co ciała parlamentarne stwierdzają, z roku na rok rosnące uznanie i pochwałę. Przy tej okazji rozumiem, że ta pochwała skierowuje się do obecnego tu p. Prezesa Najwyższej Izby Kontroli, z czego korzystam, ażeby wypowiedzieć, że ta pochwała nie jest anonimowa, ale że personalnie do rzeczy się odnosimy.</u>
<u xml:id="u-12.3" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-12.4" who="#SFudakowski">Już wczoraj referent generalny cytował i podnosił walory tych wszystkich dokumentów, które przyznajmy to otwarcie, wszyscy jak tu jesteśmy, a szczególniej członkowie Komisji Budżetowej nauczyliśmy się cenić nadzwyczajnie jako przewodnik, który w trudnym labiryncie naszych zagadnień państwowych za rękę nas prowadzi i często wyprowadza nas z gąszczu, w którym się znajdujemy, a który jest tym większy, że często musimy się liczyć z niebezpieczeństwem, że za drzewami lasu nie widać...</u>
<u xml:id="u-12.5" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-12.6" who="#SFudakowski">... i dzięki przewodnikowi z lasu wychodzimy. To jest zasługa tym większa oczywiście, że sama Najwyższa Izba Kontroli często chodzi po omacku, po takiej linii, ażeby nie wywoływać konfliktów. Z dużym uznaniem podnoszę tę nadzwyczajną nomenklaturę — proszę zwrócić uwagę, jak to wygląda — ażeby kogoś nie urazić. Jest wprawdzie jedno wykroczenie i tylko to się oparło o prokuratora. Zadziwia nadzwyczajna skala subtelnych określeń wszystkich uchybień i tu z uznaniem podnieść trzeba wysiłki Najwyższej Izby Kontroli, aby powiedzieć: to mogło wpłynąć, a tamto mogło być nie wydane.</u>
<u xml:id="u-12.7" who="#SFudakowski">Jeżeli mamy przed oczyma to, co jest charakterystyką budżetów współczesnych państw: rosnące wpływy i wydatki wszystkich budżetów publicznych, co w Polsce stanowi około 10 miliardów, to organy Kontroli nie są w stanie tego uchwycić. I to jest rzecz naturalna. W prywatnym interesie jest jakiś pył tego obrotu 10 miliardowego, a nad sumą tą łamiemy sobie głowy. Otóż ten pył obrotów miliardowych, który jest tak ważną częścią dochodu społecznego, zbiera Najwyższa Izba Kontroli.</u>
<u xml:id="u-12.8" who="#SFudakowski">I chciałem, oczywiście bez skutku, aby tylko zaznaczyć chęć raczej niż wynik, ująć w cyfry rezultaty pracy Najwyższej Izby Kontroli, ile ona nam zaoszczędza w tym wielkim obrocie. I to mi się nie udało. Chodziło mi tylko o to, aby dowiedzieć się, chociaż w przybliżeniu, co my zaoszczędzamy dzięki pracy Najwyższej Izby Kontroli.</u>
<u xml:id="u-12.9" who="#SFudakowski">Oczywiście, chodzi tu o bardzo duże kwoty. Dlatego też bardzo swoisty jest budżet Najwyższej Izby Kontroli, wynoszący 4.600.000 zł. Jest to jeden z budżetów, który mógłby się wydawać konsumcyjnym, bo oczywiście po drugiej stronie jest kilkadziesiąt tysięcy wpływów. Jest to jednak jeden z najbardziej produktywnych budżetów, bo od przeszło 4 milionów wydatków mamy sto kilkadziesiąt tysięcy zysku. To jest mało, proszę to zauważyć.</u>
<u xml:id="u-12.10" who="#SFudakowski">Trzeba jednak powiedzieć, że w jednym punkcie Najwyższa Izba Kontroli nie stoi na wysokości zadania, dlatego że nie spełnia tego, co Konstytucja na nią wkłada. Stara Konstytucja mówiła: będziesz kontrolować budżet Państwa, a resztę, o ile ci Rząd poleci. A dzisiejsza mówi: będziesz wszystko kontrolowała. I nie wykonuje wszystkiego. Dlaczego? Bo po prostu wszystkiego nie jest w stanie zrobić, co dotyczy państwowego budżetu, bo niedostateczny personel jej na to nie pozwala.</u>
<u xml:id="u-12.11" who="#SFudakowski">Jeżeli dziś spojrzy się na wymagania, jakie stawia się kontrolerowi, który pod względem kwalifikacyj moralnych musi być superczłowiekiem, nadczłowiekiem w dziedzinie moralnej, bo żeby kontrolować kogoś pod względem moralnym, to wymaga się nadzwyczajnych kwalifikacyj w każdej dziedzinie, to tych superlatywów w Najwyższej Izbie Kontroli brak — bo nie ma dostatecznej ilości tych ludzi. Może Najwyższa Izba Kontroli skompletowała ich, czego jej życzę, i do ideału może się zbliża, ale może jest ich jednak za mało, żeby objąć kontrolę faktyczną nie tylko nad budżetem Państwa, ale nad całością budżetów instytucyj prawa publicznego.</u>
<u xml:id="u-12.12" who="#SFudakowski">Stawiałem dezyderaty, które uważałem za konsekwencję logiczną powyższej konstatacji, aby dostosować budżet wydatków do tego, żeby aparat mógł być powiększony. Komisja nie podzieliła tego poglądu, pozostawiając to Rządowi. Ja pozostaję przy mojej opinii, że skoro stwierdzono rzecz tego rodzaju, to logiczne byłoby aparat Najwyższej Izby Kontroli dostosować do tego, ażeby mógł on w oszczędnościach stokrotnie się nam opłacić. Nie wątpię, że przy tak wielkim przelewie funduszów może Rząd w trakcie wykonywania budżetu będzie mógł pójść na rękę p. Prezesowi N. I. K. po to, aby usprawnić ten aparat, tym bardziej, że mamy przecież budżet nadzwyczajny, inwestycyjny i opinia publiczna i ciała ustawodawcze zainteresują się przy uchwalaniu nowego budżetu odpowiednim sprawozdaniem komisji. A jakżeż te inwestycje będą wykonywane? Jeżeli zapytamy p. Prezesa Najwyższej Izby Kontroli, czy jest w stanie od rozpoczęcia tych robót swoim aparatem dotychczasowym śledzić ich wykonanie, to wątpię, czy odpowie: Jestem w stanie to zrobić bez powiększenia mojego aparatu. To już będzie treścią rozmowy p. Prezesa z p. Premierem i życzę mu, ażeby p. Premier…</u>
<u xml:id="u-12.13" who="#komentarz">(Głos: Nie wolno mówić o p. Premierze w czasie jego nieobecności.)</u>
<u xml:id="u-12.14" who="#SFudakowski">Ja też to mówię na marginesie, Panie Senatorze, i życzę powodzenia p. Prezesowi w rozmowach z p. Premierem. Kończąc moje sprawozdanie, może trochę za długie, wnoszę o uchwalenie budżetu Najwyższej Izby Kontroli w brzmieniu przedstawionym i uchwalonym przez Sejm.</u>
<u xml:id="u-12.15" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-13">
<u xml:id="u-13.0" who="#WicemarszałekMakowski">Do głosu nikt się nie zapisał.</u>
<u xml:id="u-13.1" who="#WicemarszałekMakowski">Przechodzimy do rozprawy szczegółowej nad częścią 4 — Prezydium Rady Ministrów.</u>
<u xml:id="u-13.2" who="#WicemarszałekMakowski">Głos ma sprawozdawca s. Śliwiński.</u>
</div>
<div xml:id="div-14">
<u xml:id="u-14.0" who="#SŚliwiński">Wysoka Izbo! Preliminarz budżetowy Prezydium Rady Ministrów wyraża się w wydatkach sumą 3.178.000 zł. Pozycje figurujące w tym budżecie można by podzielić na dwie grupy: do pierwszej zaliczyć instytucje, nad którymi p. Premier roztacza swój nadzór, do drugiej — biura, urzędy, placówki, pracujące pod bezpośrednim zwierzchnictwem p. Premiera i przez niego kierowane. Do pierwszej grupy należą: Najwyższy Trybunał Administracyjny z sumą 900.000 zł, Trybunał Kompetencyjny z sumą 15.000 zł i Fundusz Kultury Narodowej — 1.008.000 zł. Do drugiej grupy należą biura i urzędy, będące właściwym aparatem wykonawczym p. Prezesa Rady Ministrów, i wyrażające się w budżecie sumą 1.156.000 zł. Suma ta obejmuje nie tylko wydatki związane z tymi urzędami, ale w ogóle wszystkie wydatki związane z urzędowaniem p. Premiera.</u>
<u xml:id="u-14.1" who="#SŚliwiński">Budżet Prezydium Rady Ministrów został podwyższony przez Sejm o sumę 80.012 zł, która przypada na Najwyższy Trybunał Administracyjny, co pozwoli powiększyć etaty sędziowskie o 5 osób. Pokrycie tych wydatków mieści się w podwyższeniu o 10% opłat od skarg, wnoszonych do Najwyższego Trybunału Administracyjnego.</u>
<u xml:id="u-14.2" who="#SŚliwiński">Ponieważ sprawozdanie Komisji Budżetowej o preliminarzu budżetowym Prezydium Rady Ministrów zostało wydrukowane i znane jest pp. Senatorom — nie będę charakteryzował biur, urzędów, instytucji, placówek, pracujących bądź pod nadzorem, bądź pod bezpośrednim zwierzchnictwem p. Premiera.</u>
<u xml:id="u-14.3" who="#SŚliwiński">Wobec tego, deklarując jedynie gotowość udzielenia wszystkich wyjaśnień, o ile by one były potrzebne, wnoszę, ażeby Wysoki Senat uchwalić raczył budżet Prezydium Rady Ministrów w brzmieniu, przyjętym przez Sejm.</u>
<u xml:id="u-14.4" who="#komentarz">(Oklasku)</u>
</div>
<div xml:id="div-15">
<u xml:id="u-15.0" who="#WicemarszałekMakowski">Do głosu nikt nic jest zapisany.</u>
<u xml:id="u-15.1" who="#WicemarszałekMakowski">Przystępujemy do rozprawy szczegółowej nad częścią 5 — Ministerstwo Spraw Zagranicznych.</u>
<u xml:id="u-15.2" who="#WicemarszałekMakowski">Głos ma sprawozdawca s. Jaroszewiczowa.</u>
</div>
<div xml:id="div-16">
<u xml:id="u-16.0" who="#SJaroszewiczowa">Wysoka Izbo! Zmiany, jakie zaszły od roku ubiegłego w preliminarzu budżetowym Ministerstwa Spraw Zagranicznych, są niewielkie. Po okresie systematycznie stosowanych redukcji, w preliminarzu budżetowym na rok 1937/38 budżet Ministerstwa Spraw Zagranicznych wynosi 38.423.000 zł.</u>
<u xml:id="u-16.1" who="#SJaroszewiczowa">Licząc na to, że Wysoka Izba zapoznała się ze sprawozdaniem Komisji Budżetowej, zawartym w druku nr 150, ograniczę się na tym miejscu tylko do poinformowania o zmianach w globalnych sumach przedłożonego preliminarza. W preliminarzu na rok 1937/38 dochody Ministerstwa Spraw Zagranicznych wynoszą 6.900.000 zł, to jest mniej o 1.168.000 zł niż w roku bieżącym, ale więcej o 581.000 zł od wykonania budżetu za r. 1935/36. Główne zmniejszenie wpływów nastąpiło w dziale 3, pozycji 2, w paragrafie — opłaty konsularne.</u>
<u xml:id="u-16.2" who="#SJaroszewiczowa">Wydatki omawianego resortu pozornie są wyższe o 323.000 zł, w rzeczywistości jednak nastąpiła redukcja wydatków o 1.177.000 zł; zostało to spowodowane wprowadzeniem do budżetu Ministerstwa Spraw Zagranicznych wydatków w wysokości 1.500.000 zł z tytułu zobowiązań międzynarodowych w zakresie opieki społecznej nad emigrantami. W ubiegłych latach z wyjątkiem r. 1935/36 wydatki z tego tytułu obciążały budżet Ministerstwa Opieki Społecznej. Budżet Ministerstwa Spraw Zagranicznych charakteryzują duże wysiłki oszczędnościowe. Osiągnięte oszczędności wynoszą: W dziale I — Zarząd Centralny — 16.000 zł, w dziale II — Biuro Komisarza Generalnego w Gdańsku — 185.000 zł, w dziale III — Urzędy Centralne osiągnięte oszczędności na płacach drogą przewidzianych redukcji uposażeń w niektórych państwach wynoszą 293.000 zł, oszczędności na wydatkach rzeczowych 22.000 zł. Dział IV — Instytucje międzynarodowe, komisje i rokowania — daje oszczędności 465.000 zł. Redukcja w tym dziale wynika ze zmniejszenia kredytów na udział w Lidze Narodów o 300.000 zł i na Mieszaną Komisję Górnego Śląska o 161.000 zł. W dziale V — fundusze specjalne — fundusz dyspozycyjny pozostał bez zmiany, fundusz propagandowy został zmniejszony o 200.000 zł.</u>
<u xml:id="u-16.3" who="#SJaroszewiczowa">Pragnę parę słów poświęcić omówieniu polityki personalnej Ministerstwa Spraw Zagranicznych. W latach ubiegłych podnoszone bywały zarzuty, że w Ministerstwie Spraw Zagranicznych zbyt wielki procent urzędników jest zwalniany, przenoszony z placówek na placówki i odwoływany do centrali. W swoim czasie znaczne zmiany personalne istotnie miały miejsce, ale jak widać z wyników podniesienia się poziomu funkcjonowania aparatu Ministerstwa Spraw Zagranicznych we wszystkich dziedzinach pracy, zmiany te widocznie były potrzebne i pożyteczne. Obecnie nastąpiła już wyraźna stabilizacja w ruchu służbowym Ministerstwa Spraw Zagranicznych; zrozumiałe jest, że ustanowienie jakichś stałych zasad tego ruchu jest niemożliwe, kształtuje się on w zależności od aktualnych potrzeb służby. Tendencją władz kierowniczych Ministerstwa Spraw Zagranicznych jest przenoszenie co pewien okres czasu urzędników, przebywających na placówkach, do centrali. Taka tendencja jest ze wszech miar pożądana, gdyż długoletni pobyt poza granicami kraju utrudnia rozumienie istotnych żywotnych potrzeb organizmu państwa, wpływa poza tym na psychiczne oddalenie lub nawet zobojętnienie. W praktyce istnieją tylko nieliczne odchylenia od tej zasady. Na podkreślenie zasługuje przeprowadzenie stopniowej unifikacji służby zagranicznej, polegające na przenoszeniu urzędników ze służby konsularnej do służby dyplomatycznej i odwrotnie. Dla utrzymania bezpośredniego kontaktu władz centralnych z personelem urzędniczym placówek, poza przyjazdem urzędników do Polski na różnorodne kursy, konferencje i dla załatwiania jakichś specjalnych spraw, w poszczególnych krajach organizuje się zjazdy konsularne, na które dojeżdżają wyżsi urzędnicy z centrali Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Utworzenie stanowisk stałych inspektorów objazdowych, do którego przywiązuję dużą wagę, nie jest w obecnej chwili aktualne ze względów oszczędnościowych oraz ze względu na trudności przy doborze odpowiednich ludzi na tak odpowiedzialne stanowiska. Nie znaczy to, że objazdy placówek w ogóle nie są dokonywane. Różnorodne konferencje, zjazdy międzynarodowe nastręczają wiele sposobności do wyjazdów wyższych urzędników z centrali. Jednak pożądane byłoby częstsze stosowanie objazdów placówek przez kierowników departamentów i wydziałów zarządu centralnego, daje to bowiem możność stałej kontroli pracy tych placówek i ujednostajnienia systemów pracy.</u>
<u xml:id="u-16.4" who="#SJaroszewiczowa">Nieraz jest podnoszona kwestia braku celowości istnienia lub nieopłacalności tej czy innej placówki. Rzeczowe kryteria w tym względzie można by ustalić tylko po bardzo gruntownej i wszestronnej analizie miejscowych warunków pracy danej placówki, jej zadań i osiąganych rezultatów.</u>
<u xml:id="u-16.5" who="#SJaroszewiczowa">Upraszczając bardzo zagadnienie, można by ustalić, że o ile chodzi o określenie celowości placówki z punktu widzenia gospodarczej wydajności, to kryteriami dla ustalenia tej celowości są rezultaty wymiany z danym państwem, rezultaty bilansu handlowego. Zarzut, stawiany tak często ogólnej administracji państwowej, że jest ona zbyt rozbudowana, w stosunku do administracji omawianego resortu byłby niesłuszny. O ile w swoim czasie w Ministerstwie Spraw Zagranicznych było za dużo urzędników, to po systematycznie przeprowadzanych redukcjach w ciągu 8 lat obecna liczba personelu nie zdaje się być zbyt wysoka. Ilość urzędników w zarządzie centralnym wynosi 324, w tym urzędników etatowych — 246. Ilość urzędników etatowych w urzędach zagranicznych wynosi 491, kontraktowych 778, a więc istnieje tu znaczna przewaga urzędników kontraktowych; zostało to spowodowane względami oszczędnościowymi. Również względy oszczędnościowe były powodem rozszerzenia sieci konsulów honorowych, których obecnie jest 111; ilość ta ma być powiększona w najbliższym czasie jeszcze o 20. Muszę nadmienić, że kobiet zatrudnionych w Ministerstwie Spraw Zagranicznych jest 287, co stanowi 24% ogółu urzędników; tylko jedna kobieta jest w VI stopniu służbowym, 6 — w VII, większość urzędniczek, mimo że posiada wyższe wykształcenie i znajomość języków, zajmuje tylko niższe stanowiska sił pomocniczych. Kierownictwo resortu przywiązuje wielką wagę do szkolenia personelu urzędniczego. Dla personelu etatowego organizowane są corocznie na wiosnę kursy naukowe, trwające około 6 tygodni. Innym typem kursów są dwutygodniowe kursy eksportowe, mające na celu zaznajamianie urzędników Ministerstwa Spraw Zagranicznych z praktycznymi zagadnieniami handlowymi. W miarę potrzeby organizowane są ponadto kursy budżetowo-rachunkowe, a w 1936 roku zorganizowany był specjalny kurs korespondencyjny dla urzędników, przebywających za granicą.</u>
<u xml:id="u-16.6" who="#SJaroszewiczowa">Zarówno personel etatowy, jak i kontraktowy przed wyjazdem na placówki przechodzi indywidualne przeszkolenie w formie praktyki w poszczególnych działach w centrali Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz Ministerstwa Przemysłu i Handlu. Uposażenie służby zagranicznej składa się z uposażenia zasadniczego w wysokości takiej, jaka jest w kraju, oraz dodatku lokalnego, którego wysokość ustalana jest permanentnie przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych w porozumieniu z Ministerstwem Skarbu. Wysokość uposażeń zagranicznych uzależniona jest nie tylko od grupy uposażeniowej urzędnika, lecz również od powierzonej mu funkcji. Po parokrotnych redukcjach, przeprowadzonych w ciągu ostatnich lat, uposażenie polskich urzędników na placówkach jest obecnie jednym z najniższych uposażeń służby zagranicznej.</u>
<u xml:id="u-16.7" who="#SJaroszewiczowa">Dzięki głębokiemu poczuciu odpowiedzialności personelu urzędniczego, wielkiej wydajności pracy, oraz dzięki stałemu podnoszeniu się jego kwalifikacji fachowych, przeprowadzone redukcje personelu nie odbiły się ujemnie na działalności resortu. Komisja Budżetowa stanęła jednak na stanowisku, że dalsze redukcje personelu byłyby niepożądane i mogłyby spowodować zmniejszenie sprawności w całokształcie prac tego resortu.</u>
<u xml:id="u-16.8" who="#SJaroszewiczowa">Wysunięcie spraw gospodarczych na czoło polityki światowej spowodowało konieczność dostosowania do tych warunków i prac Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Dzisiaj stanowisko w świecie mierzy się w znacznym stopniu udziałem w produkcji światowej i w obrotach międzynarodowych. Zresztą w ekspansji światowej momenty gospodarcze odgrywały zawsze wielką rolę: wzajemna współpraca gospodarcza wpływa na zbliżenie i w innych dziedzinach, przede wszystkim stanowi najpewniejszą podstawę i dla współpracy politycznej. Polska nie chce izolować się gospodarczo od świata i dla względów prestiżowo-politycznych i z uwagi na potrzeby zwiększenia własnej wytwórczości. Polska musi eksportować, aby zdobyć obce waluty, potrzebne na regulację zagranicznych należności, importować zmuszona jest ze względu na konieczność zdobycia brakujących surowców. W międzynarodowej wymianie gospodarczej istnieje naruszenie równowagi, spowodowane podziałem państw na posiadające kapitały i surowce oraz na cierpiące na brak i kapitałów, i surowców. Do państw tej drugiej kategorii należy Polska. Na 24 zasadnicze kluczowe surowce posiadamy tylko 10 i to w ilościach niedostatecznych; jedynie produkcja węgla, nafty, cynku, lnu pokrywa krajowe zapotrzebowanie; produkcja węgla wynosi zaledwie 2,7% światowej produkcji, produkcja nafty 0,3%, wełny 0,2%, żelaza 0,2%, ołowiu 0,5%. Udział Polski w ogólnej światowej produkcji wynosi zaledwie około 1% . W ostatnim roku Polska wydała na zakup surowców 450 milionów złotych, co stanowi połowę całego importu, a wzrastające ożywienie w przemyśle i horoskopy na jego dalszy rozwój powodować będą wzmożenie zapotrzebowania na surowce. W ciągu ostatniego roku przeciętna światowa zwyżka cen surowcowych wynosi od 20 do 25%. Nie posiadając dostatecznego zapasu walut na zakup surowców, Polska musi zaktywizować swoje obroty handlowe i po stronie eksportu. Jest to konieczne także ze względu na potrzeby naszego bilansu płatniczego. Kraje wierzycielskie, posiadające zapasy walut, mogą się mniej troszczyć o swój bilans handlowy, ale w naszych warunkach — kraju dłużniczego i nie posiadającego dostatecznych zapasów walut, bilans handlowy musi pracować nie tylko w celu uzyskania dewiz na potrzeby importu, ale również i dla pokrycia potrzeb bilansu płatniczego. Tymczasem saldo handlowe od kilku lat spada systematycznie; gdy w r. 1931 dodatnie saldo wynosiło 411 milionów złotych, w 1936 r. wynosi już tylko 23 miliony złotych. Jednocześnie ze spadkiem dodatniego salda handlowego ogólny rozmiar obrotu z zagranicą wzrasta, ale więcej po stronie importu, jak eksportu. Nasz obrót handlowy w r. 1936 po stronie importu wyniósł 1.003.000.000 zł, po stronie eksportu — 1.026.000.000 zł, co w porównaniu do r. 1935 daje wzrost o 10,9% w eksporcie i 16,7% w imporcie. Zapotrzebowanie na import zagraniczny zwiększyło się w 1936 r. o 143 miliony złotych, gdy eksport tylko o 101 milionów złotych, stąd spadek dodatniego salda. Z rynkami europejskimi nasz handel układa się przeważnie dodatnio, na 28 państw europejskich tylko z 7 mamy bilans ujemny. Nadwyżki, powstałe ze stosunków z państwami europejskimi, pochłania nasz handel z krajami zamorskimi, dysponującymi głównymi surowcami. Nasz eksport do krajów europejskich wynosi około 85% całego eksportu, do krajów zamorskich — niecałe 15%, import z krajów zamorskich — 35%, z krajów europejskich — 65%, ale chłonność rynków europejskich pod wpływem rosnącego nacisku narzucanych Polsce umów clearingowych i kompensacyjnych kurczy się stale.</u>
<u xml:id="u-16.9" who="#SJaroszewiczowa">Clearing i kompensaty wyrównują eksport i import, tam więc, gdzie istnieją możliwości zarówno eksportu, jak i importu, powodują nawet ożywienie się obrotów; gdzie jednak między natężeniem eksportowym i importowym jest większa rozpiętość, kompensacyjny system obrotu towarowego wyrównuje wymianę na poziomie niższym. Pod kątem tych potrzeb wyrównywania wzajemnych stosunków obrotu ułożyliśmy naszą wymianę z Włochami, Szwajcarią, Rumunią, Jugosławią, Bułgarią, Turcją, Łotwą, Estonią, Węgrami. Ostatnio zawarta umowa z Niemcami uregulowała wymianę towarową na przeciąg dwóch lat. W obecnej chwili toczą się rokowania w Rzymie w sprawie clearingu polsko-włoskiego. Gdzie można, Polska broni się przed clearingami, aby nie stracić nadwyżek eksportowych, ponieważ jednak na kontynencie napotyka na coraz większe trudności, główne wysiłki uaktywnienia wywozu skierowuje obecnie do państw zamorskich, które dostarczają surowców, a z którymi bilans handlowy jest ujemny. Dotychczasowe rezultaty, zmierzające do ekspansji zamorskiej, są niewielkie, ale z każdym rokiem pewien postęp daje się zanotować. Obecnie docieramy do większości rynków zamorskich, wielu jednak jeszcze nie zbadaliśmy zupełnie, zwłaszcza ze strony możliwości naszego eksportu. W celu rozszerzenia naszej ekspansji handlowej Ministerstwo Spraw Zagranicznych rozbudowuje stale sieć placówek konsularnych w krajach zamorskich, posługując się jednak głównie formą konsulatów honorowych. Dalszej rozbudowy sieci etatowych wymaga absolutnie Ameryka Południowa. Obecne placówki w Rio de Janeiro i Buenos Aires nie mogą w dostatecznej mierze spełniać swych zadań, ze względu na zbyt małą liczebnie obsadę oraz olbrzymie odległości od innych krajów Ameryki Południowej. Śledzenie ciągle płynnego rozwoju gospodarczego tych krajów jest możliwe tylko przy bezpośredniej obserwacji i kontaktach. Również w niedostatecznym stopniu sięgają nasze wpływy w stosunku do całej Oceanii. Na całą Australię jest tylko jeden konsul honorowy w Sydney. W Nowej Zelandii nie posiadamy zupełnie przedstawicielstwa, mimo że sprowadzamy stamtąd bardzo dużą ilość wełny, zamian nic nie eksportujemy na skutek braku znajomości tamtejszego rynku.</u>
<u xml:id="u-16.10" who="#SJaroszewiczowa">Podkreślić należy z uznaniem, że dotychczasowa pionierska praca w dziedzinie wymiany gospodarczej została głównie dokonana przez nasze placówki zagraniczne; ale brak agentur handlowych i polskich domów handlowych za granicą powoduje obarczenie placówek dyplomatycznych i konsularnych załatwianiem szeregu czynności, wychodzących daleko poza lamy jedynie popularyzacji produkcji polskiej. Są to w dużym stopniu stosunki nienormalne, a więc handel prywatny przede wszystkim powinien się zorganizować i usprawnić swą działalność; w dzisiejszych warunkach absorbuje on zbyt wiele świadczeń ze strony urzędowego aparatu; urzędy zagraniczne nie mogą brać na siebie roli agentów firm lub pośredników; z chwilą dokończenia danej transakcji rola ich powina kończyć się i ograniczać jedynie do czuwania nad wykonaniem warunków transakcji. Z drugiej strony jednak powodem, hamującym obroty towarowe, jest zbytnie zbiurokratyzowanie aparatu handlowego wewnątrz kraju oraz wadliwa organizacja władz w zakresie dyspozycji i kontroli zagranicznych obrotów towarowych. Prowadzenie polityki handlu zagranicznego należy do kompetencji Ministra Przemysłu i Handlu, ale szereg zadań, związanych z realizacją wytycznych polityki handlowej, przypada do spełnienia Ministerstwu Spraw Zagranicznych, które ponosi równocześnie odpowiedzialność za działalność aparatu wykonawczego, radców i referentów handlowych. Inne ministerstwa, więc: Ministerstwo Skarbu, Ministerstwo Rolnictwa, Ministerstwo Komunikacji w całym szeregu spraw zainteresowane są w wymianie międzynarodowej. Istnieje kilkanaście instytucji, które powstawały dla celów koordynacji, ujednostajnienia działalności w zakresie wymiany, w istocie jednak instytucje te nie współdziałają w dostatecznym stopniu harmonijnie, a wielka ich ilość i zróżniczkowanie kompetencji wprowadza tylko zamęt i podraża w bardzo silnym stopniu każdą transakcję handlową. Na naszą wątłą, anemiczną i ociężałą inicjatywę prywatną wpływają hamująco i zniechęcająco wędrówki od ministerstwa do ministerstwa, od Komisji Dewizowej do Komisji Obrotu Dewizowego, od Instytutu Rozrachunkowego do Instytutu Eksportowego i tam dalej. Również i urzędowe placówki zagraniczne uskarżają się na nadmiar wymaganych biurokratycznych formalności, na rozbieżność dyspozycji i częste wypadki nie otrzymywania na czas potrzebnych informacji lub nawet na zupełny brak odpowiedzi. Należy mieć nadzieję, że istniejące niedomagania staną się mniej dokuczliwe lub może zostaną całkowicie usunięte z chwilą powstania rady handlu zagranicznego, co według zapowiedzi Ministerstwa Przemysłu i Handlu ma już wkrótce nastąpić.</u>
<u xml:id="u-16.11" who="#SJaroszewiczowa">Zagadnienie intensyfikacji handlu zamorskiego łączy się z rozbudową floty handlowej i portów polskich. O znaczeniu Gdyni mówić nie będę. Temat ten był szeroko rozwinięty w czasie debaty nad budżetem Ministerstwa Przemysłu i Handlu. Natomiast słów parę poświęcę Gdańskowi, który sprawia tyle kłopotu Ministerstwu Spraw Zagranicznych i jest powodem ciągłych konfliktów międzynarodowych. Port gdański obok Gdyni jest najdogodniejszym i najtańszym portem nad Bałtykiem. Od wieków związany gospodarczo z Polską korzystał zawsze z jej rozległego zaplecza, poprzez Polskę sięgając na południe aż do granicy wpływu portów adriatyckich i czarnomorskich. Dla szeregu polskich okręgów gospodarczych port w Gdańsku jest istotnie najbliższy, bądź pod względem geograficznym, bądź odległości kolejowej. W miarę rozszerzania portu zjawiają się tam coraz to nowe towary z całej Polski. Te przedmioty handlu, których transport odbywa się na znacznej przestrzeni wodnej, a które stanowią olbrzymi procent w naszym ogólnym eksporcie, więc drzewo, zboże, cukier, korzystają ze specjalnych udogodnień w Gdańsku, a to ze względu na istnienie tam rozległych i tanich terenów nadbrzeżnych. Gdańsk i Gdynia są to dwa porty, które się wzajemnie uzupełniają; w roku ubiegłym wykonały pracę przeładunkową w eksporcie i imporcie o łącznych rozmiarach — 13.371.000 ton, to jest o 6,4% więcej, niż w r. 1935, w czym udział Gdyni wyniósł 7.743.000 ton, Gdańska — 5.6228.000 ton. Jeśli jednak będziemy się opierali na liczbach obrotu towarowego Polski z lat dobrej koniunktury, uwzględniając realne możliwości rozwoju naszego handlu, musimy się liczyć z tym, że Gdynia i Gdańsk będą musiały przepuszczać około 20 milionów ton ładunków rocznie. Z tych liczb wynika konieczność rozbudowy Gdyni i Gdańska w kierunku ścisłej kooperacji tych dwóch portów.</u>
<u xml:id="u-16.12" who="#SJaroszewiczowa">Stopniowe kulturalne oddalanie się Gdańska od Polski, systematyczne zmniejszanie się polskiego stanu posiadania w Gdańsku, ciągle powtarzające, się szykany władz gdańskich, utrudniające obrót towarami z Polski, fakt zmniejszania się zainteresowania Ligi Narodów w wykonywaniu swych gwarancji w stosunku do Wolnego Miasta, wszystkie te okoliczności umniejszają znaczenie Gdańska jako portu. Gospodarczy separatyzm Gdańska utrudnia pracę i rozwój jego własnego kupiectwa oraz przemysłu. Poza sprawami gospodarczymi w Gdańsku skupia się wiele innych spraw, dotyczących naszych interesów. Gdańsk odgrywa dla Polski doniosłą rolę i w zakresie spraw, związanych z obronnością Państwa. Nie może być mowy o warunkach bezpieczeństwa, o ile ujście Wisły, naszej głównej arterii wodnej komunikacyjnej, zostanie w jakimkolwiek stopniu zagrożone. Doceniając olbrzymie znaczenie Gdańska, opinia polska tzw. sprawę gdańską traktuje stale jako jedną z najważniejszych spraw państwowych i daje niejednokrotnie wyraz swej trosce, aby prawa i żywotne interesy polskie w Gdańsku nie zostały naruszone, a zależność Gdańska od Polski nie stała się tylko pozorem. Jednolitość opinii nie powinna jednak ograniczać się do wyrażenia niepokoju, ale przyczyniać się do organizowania wytężonego wysiłku społeczeństwa polskiego w kierunku jak najsilniejszego wiązania gospodarczego i kulturalnego Polski z Gdańskiem. Obecnie przygotowywane są dalsze rokowania z Senatem Wolnego Miasta na temat wykonywania polskich praw w Gdańsku. Nie wątpię, że ze strony Rządu naszego poczynione będą wszelkie wysiłki, aby zapewnić polskim wpływom w Gdańsku możność dalszego normalnego rozwoju.</u>
<u xml:id="u-16.13" who="#SJaroszewiczowa">Wracając do zagadnienia surowcowego, które posiada dla Polski pierwszorzędną wagę, przypomnę, że było ono niejednokrotnie przedmiotem rozważania różnorodnych organów międzynarodowych. Sprawa surowcowa wypłynęła już na pierwszej sesji Zgromadzenia Ligi Narodów, później na Międzynarodowej Konwencji Gospodarczej w r. 1927, na Światowej Konferencji Monetarnej i Gospodarczej w 1933 r. Konkretnych rezultatów z tych konferencyj nie osiągnięto jednak żadnych; tymczasem ewolucja stosunków gospodarczych zaostrzyła jeszcze bardziej zagadnienie surowcowe. Ostatecznie sprawa surowców znalazła się znów na stole debat Zgromadzenia Ligi. W roku ubiegłym powołano do życia Komitet Surowcowy, wybierając na sprawozdawcę tej sprawy w Radzie Ligi przedstawiciela Polski. Przedwcześnie było by dziś przesądzać, czy tym razem na terenie Ligi Narodów dojdzie do jakichś konkretnych rozstrzygnięć; opinia polska z zadowoleniem powitała fakt czynnego zaangażowania się Rządu w powyższe sprawy na terenie rozważań międzynarodowych.</u>
<u xml:id="u-16.14" who="#SJaroszewiczowa">Wystąpienia polskich oficjalnych czynników łączyły zagadnienie surowców z zagadnieniem ekspansji ludnościowej. Pod względem liczby ludności Polska zajmuje szóste miejsce w Europie, przy czym w ciągu ostatniego dziesięciolecia Polska posiadała największy przyrost absolutny w Europie. W skali porównania światowego zajęła pod tym względem trzecie miejsce.</u>
<u xml:id="u-16.15" who="#SJaroszewiczowa">Wynikiem silnego przyrostu naturalnego jest ciągle wzrastająca w Polsce gęstość zaludnienia, która dzisiaj jest sześciokrotnie większa od przeciętnej światowej; inne państwa europejskie rozwiązały jeszcze przed wiekami problem swej ekspansji ludnościowej, jak również problem braku surowców na drodze kolonialnej. Dzisiaj nastąpił wyraźny podział na państwa nasycone pod względem posiadania terenów własnych kolonialnych lub mandatowych, oraz na państwa nienasycone, „bez przestrzeni”, jak to się teraz określa. W Polsce ciśnienie demograficzne, zwłaszcza jeśli chodzi o wieś, z każdym rokiem nabiera na sile i z konieczności musi się przelać poza granice Państwa. W latach ożywionego ruchu emigracyjnego ciśnienie demograficzne ulegało osłabieniu, ale, jak wiadomo, swobodny ruch emigracyjny w okresie powojennym został zahamowany, natomiast w tymże okresie rozpoczął się okres reemigracji, której największe nasilenie przypada na r. 1929. W r. 1935 wyemigrowało z Polski pięćdziesiąt trzy tysiące siedemset kilkadziesiąt osób, powróciło nie wiele mniej. Ściśle nadwyżka wyjeżdżających wyniosła 347 osób, co w stosunku do istotnych potrzeb dynamiki ludnościowej nie odegrało żadnej roli. Tak samo, jak problem surowcowy Polski, problem populacyjny w obecnych warunkach dojrzał do takiego stadium, że stał się już problemem międzynarodowym. W tej skali traktuje ten problem nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych.</u>
<u xml:id="u-16.16" who="#SJaroszewiczowa">Z inicjatywy Rządu polskiego w listopadzie ub. r. została uchwalona rezolucja Komisji Migracyjnej Międzynarodowego Biura Pracy, zlecająca opracowanie raportu w sprawach emigracyjnych dla organów Ligi Narodów oraz zwołanie konferencji ekspertów w tych sprawach. Jesienią ubiegłego roku Minister Spraw Zagranicznych podniósł oficjalnie na terenie międzynarodowym sprawę dostępu do terenów emigracyjnych lub też produkujących surowce. Przedwcześnie było by dzisiaj wypowiadać się na temat, w jaki sposób zagadnienie dostępu do surowców i zagadnienie emigracyjno-kolonialne zostanie rozwiązane na drodze międzynarodowych uzgodnień. Ograniczę się jedynie do wyrażenia przekonania, że Rząd nasz dążyć będzie do zrealizowania powyższych problemów, mając na względzie najżywotniejsze interesy Polski.</u>
<u xml:id="u-16.17" who="#SJaroszewiczowa">W obrotach handlowych, zwłaszcza w handlu zamorskim, pozycją do tej pory niedostatecznie wyzyskaną jest nasza emigracja, która przecież dosięga 8 milionów i na niektórych obszarach tworzy zwarte skupienia. Uświadomienie naszych emigrantów o tym, jak ważną rolę mogą oni odegrać w charakterze odbiorców polskiej produkcji i wytwórców, stwarzających zdała od macierzy wartości gospodarcze, przyczyni się do wzmocnienia węzłów, łączących tereny emigracyjne z organizmem gospodarczym Państwa Polskiego. W zakresie propagandy gospodarczej pośród emigracji polskiej jest jeszcze bardzo wiele do zrobienia. Jedną z przyczyn, utrudniających kształtowanie się zdrowych podstaw działalności gospodarczej Polonii zagranicznej, jest jednostronność jej struktury społecznej. Struktura ta kształtuje się wybitnie na niekorzyść handlu, przemysłu i rzemiosła, zwłaszcza brak polskiego stanu kupieckiego daje się bardzo silnie odczuwać. Innym niedomaganiem jest brak kredytów na uruchomienie lub podtrzymanie placówek gospodarczych.</u>
<u xml:id="u-16.18" who="#SJaroszewiczowa">W akcji kulturalno - oświatowej należy z uznaniem podkreślić udział czynnika społecznego zarówno w kraju, jak, i wśród Polonii zagranicznej. Najważniejszymi organizacjami działającymi w Polsce są: Tow. Pomocy Polonii Zagranicznej, Fundusz szkolnictwa polskiego za granicą, Polski Związek Zachodni oraz Liga Morska i Kolonialna. Organizacją, konsolidującą pracę Polonii zagranicznej, jest istniejący od r. 1934 Światowy Związek Polaków Zagranicą. Doceniając znaczenie poczynionych dotychczas wysiłków i osiągniętych rezultatów w pracach organizacyj społecznych, stwierdzić należy, że zainteresowania zagadnieniami emigracyjnymi i kolonialnymi nie przeniknęły jeszcze w dostatecznym stopniu do szerokich warstw społeczeństwa. Poza tym wyczuwa się brak naukowo postawionej instytucji, która by skupiała całokształt badań emigracyjno-kolonialnych i jednocześnie udostępniała społeczeństwu wiadomości w tym zakresie.</u>
<u xml:id="u-16.19" who="#SJaroszewiczowa">W problemie emigracyjnym specjalne zagadnienie stanowi akcja emigracyjno-osadnicza. Wszystkie dotychczasowe próby zorganizowania wychodźtwa osadniczego z Polski do krajów Południowej Ameryki drogą prywatnej inicjatywy i przez prywatne polskie przedsiębiorstwa kolonizacyjne, obliczone na zysk, mimo silnego popierania ich przez Rząd kończyły się niepowodzeniami. Niepowodzenia te prowadziły do materialnych strat inicjatorów tych imprez, narażając równocześnie na szwank prestiż Polski w krajach Południowej Ameryki. Zmuszało to Skarb Państwa do energicznych i poważnych ofiar materialnych dla ratowania dobrego imienia Polski na obcych terenach oraz obrony interesów polskich emigrantów. Okazało się, że prywatna inicjatywa i prywatne imprezy kolonizacyjne nie są w stanie rozwiązać zagadnień organizacji wychodźtwa osadniczego z Polski w myśl założeń i polskich potrzeb emigracyjnych. Wszelkie przedsiębiorstwa osadnicze w większym stylu wymagają zaangażowania w nich na długie lata bardzo poważnych kapitałów. Na taką inwestycję prywatnego kapitału polskiego w tej chwili nie stać. W tych warunkach powstała konieczność powołania przedsiębiorstwa osadniczego, opartego o poważny kapitał bankowy. W kwietniu r. 1936 powołana została spółka akcyjna p. n. „Międzynarodowe Towarzystwo Osadnicze” z kapitałem akcyjnym 500.000 zł, który w miarę potrzeby i możliwości będzie z czasem powiększony. Głównym zadaniem Międzynarodowego Towarzystwa Osadniczego jest reprezentowanie spółek terenowych wobec polskich czynników rządowych oraz ułatwianie im prac, dotyczących organizacji, selekcji i rekrutacji elementu osadniczego w Polsce, zgodnie z polskimi potrzebami emigracyjnymi.</u>
<u xml:id="u-16.20" who="#SJaroszewiczowa">W dziale propagandy Ministerstwo Spraw Zagranicznych, jak w latach poprzednich tak i obecnie, stoi nadal na stanowisku, że sama propaganda, jako taka, nie jest zdolna dać istotnych, trwałych wartości, lecz zadaniem jej jest wszechstronne, szybkie i stałe informowanie zagranicy o wszelkich konkretnych przejawach naszego życia, zarówno w dziedzinie gospodarczej, społeczno-kulturalnej, jak również w dziedzinie naszego życia politycznego i stosunku do poszczególnych zagadnień międzynarodowych. Dewizą polskiej propagandy jest: dobra propaganda nie potrzebuje uciekać się do kłamstwa. Zewnętrzne przejawy naszej propagandy w porównaniu z tym, co się robi w tej dziedzinie u naszych sąsiadów, są znacznie mniej efektowne, lecz za to poziom naszej propagandy jest bardziej rzeczowy i obliczony nie na bałamutne efekty, ale na konkretne rezultaty. Nie dadzą się one często ująć w konkretne fakty, wiele prac jest obliczonych na dalszą metę. Fundusze, jakie na cele propagandy Wydaje Polska, są niewspółmiernie skromne w porównaniu do sum, wydawanych na ten cel przez inne państwa. Przy minimalnych środkach zrobiono wiele, stworzono zasady i metody pracy, w wielu dziedzinach, więc w zakresie propagandy ekonomicznej, a tak samo zaznajamiania zagranicy z tworami naszych dóbr duchowych mamy za sobą poważne osiągnięcia. Zrobiliśmy już dużo, ale jest to jednak jeszcze za mało. Na polu rozwoju propagandy nowych zdobyczy naukowych, plastyki, teatru, literatury pięknej jest jeszcze wiele do zrobienia. Turystyka, która sama wymaga propagandy, nie doceniona jest u nas w dostatecznym stopniu jako potężny czynnik propagandowy. Prasa z roku na rok coraz lepiej spełnia swe zadania pod tym względem, ale film polski na szerszą skalę nie może być jeszcze wykorzystywany na terenie międzynarodowym. Propaganda radiowa, aby ją postawić na właściwym poziomie, wymaga budowy krótkofalowych stacyj radio-nadawczych i emisyjnej stacji systemu Heli. Nasza propaganda zagraniczna przenika stopniowo wszechstronnie we wszystkie dziedziny życia i zazębia się na terenie ogólnoświatowego zbliżenia gospodarczego, kulturalnego i społecznego. Idąc zawsze na spotkanie wszelkiej inicjatywy prywatnej, musi jednak koncentrować się w tych dziedzinach życia ogólnego i politycznego, które w danej chwili stanowią istotę naszego powołania w życiu narodów.</u>
<u xml:id="u-16.21" who="#SJaroszewiczowa">Polska znajduje się w tym szczęśliwym położeniu, że polityka zagraniczna Polski stała się sama przez się czynnikiem propagandy, nie potrzebującym stwarzania dokoła siebie aureoli sztucznych odblasków lub przeciwnie zaciemnień istotnego stanu rzeczy. Dyplomacja polska jest ostrożna i przewidująca, ale nie jest tajną. Niewątpliwie na obecny stopień coraz większego interesowania się Polską i na coraz bardziej właściwą ocenę Polski, jako czynnika konstruktywnego w międzynarodowej polityce, wpłynęło przede wszystkim wielkie imię Marszałka Józefa Piłsudskiego. Jak każda wielkość, miało ono magnetyczną siłę przyciągania. W pierwszym rzędzie genialnej i przewidującej polityce Marszałka zawdzięczamy, że w dzisiejszej sytuacji nagromadzenia się wielkich trudności i zaciemnień światowego pokoju linie polskiej polityki zagranicznej są proste, jasne, niezmienne i prowadzą zawsze do jednych i tych samych celów. O celach tych mówił dwa miesiące temu p. Minister Spraw Zagranicznych na komisji senackiej. Jak Wysokiej Izbie wiadomo, ekspose p. Ministra spotkało się z aprobatą Komisji Spraw Zagranicznych Senatu. Jeśli polityka zagraniczna Polski jest dzisiaj jednym z najważniejszych czynników pokojowych, to zadaniem propagandy zagranicznej jest w pierwszym rzędzie gruntowanie tego mniemania w opinii światowej, wpojenie jej przeświadczenia, że polska polityka zagraniczna i pokój światowy stanowią jedną nierozerwalną całość. Czynnikiem, który w doniosły sposób ułatwia realizację zadań polityki zagranicznej, jest stabilizacja naszych wewnętrznych stosunków, wyrażająca się w oparciu wewnętrznej siły Państwa o mocną, zwartą konstrukcję organizacji władz, co wypływa z nowej Konstytucji. Równie ważnym czynnikiem jest kształtujący się układ stosunków społeczno - politycznych w kierunku konsolidacji narodu na rzecz twórczej pracy dla dobra ogólnego. Silna władza, zorganizowany wysiłek społeczeństwa, uzbrojone ramię narodu, dobre stosunki z sąsiadami i sojusze z krajami zaprzyjaźnionymi — to najistotniejsze elementy znaczenia i siły Państwa na zewnątrz.</u>
<u xml:id="u-16.22" who="#SJaroszewiczowa">Stosując się do ustalonego zwyczaju, by przy referowaniu budżetu Ministerstwa Spraw Zagranicznych nie poruszać spraw, związanych z polityką zagraniczną, nie mogę pominąć milczeniem faktu, tak mocno napiętnowanego już przez całą opinię polską — opublikowania książki czeskiego ministra pełnomocnego w Bukareszcie p. Szeby. Warunki, w jakich książka została wydana, sprawiają, że nie można uważać, by była ona tylko wyrazem osobistych poglądów autora. Wiceminister Spraw Zagranicznych w odpowiedzi na interpelację, złożoną w tej sprawie w Sejmie, stwierdził, że „zarzuty co do wybitnie antypolskiego charakteru powyższej publikacji czeskiej, podniesione w interpelacji, odpowiadają faktycznemu stanowi rzeczy, jak również okoliczność, że publikacja ta została poprzedzona przedmową urzędującego ministra spraw zagranicznych. Wobec powyższych faktów Rząd Rzeczypospolitej, pragnąc ściśle ocenić stosunek i intencję państwa Czechosłowackiego wobec Polski, zmuszony jest poważnie brać w rachubę ukazanie się podobnej książki”.</u>
<u xml:id="u-16.23" who="#SJaroszewiczowa">Komisja Budżetowa Sejmu jak i Senatu, jak również i Sejm żadnych zmian do budżetu Ministerstwa Spraw Zagranicznych nie wprowadziły. W imieniu Komisji Budżetowej Senatu proszę o przyjęcie preliminarza budżetowego Ministerstwa Spraw Zagranicznych w brzmieniu, przedstawionym przez Rząd.</u>
<u xml:id="u-16.24" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-17">
<u xml:id="u-17.0" who="#WicemarszałekMakowski">Głos ma s. Jagrym-Maleszewski.</u>
</div>
<div xml:id="div-18">
<u xml:id="u-18.0" who="#SJagrymMaleszewski">Jest — a właściwie było — uzusem, że przy budżecie Ministerstwa Spraw Zagranicznych dyskusji nie było. Nas uzusy dawne nie obowiązują, dlatego że mamy nową Konstytucję, że jesteśmy w znacznej większości homines novi i możemy wprowadzać pewne precedensy tak, że to, co dawniej było, nie jest dla nas ważne. Wszyscy jesteśmy zdania, że jak jest coś bolesnego, to lepiej to wyciąć — ja to wiem z własnego doświadczenia — aby przestało boleć, niż żeby to miało stale jątrzyć i robić przykrości.</u>
<u xml:id="u-18.1" who="#SJagrymMaleszewski">Chcę więc parę słów dorzucić do tego, tak pięknego i głęboko przemyślanego przemówienia s. Śliwińskiego w czasie wczorajszej dyskusji co do Czechosłowacji, a właściwie specjalnie co do książki p. Szeby — bo tak muszę to nazwać, ponieważ jesteśmy w parlamencie, bo gdybyśmy nie byli w parlamencie, nie nazwałbym tego książką, tylko zupełnie inaczej. Więc przede wszystkim była mowa wczoraj o Czechosłowacji. Ja Czechosłowację rozumiem jako państwo. Ja zasadniczo oddzielam Czechów od Słowaków. Mówię tu o Czechach. Niewątpliwie, że Słowacy to pobratymcy bez cudzysłowu, a Czesi są „pobratymcami” w cudzysłowie.</u>
<u xml:id="u-18.2" who="#komentarz">(Głos: Słusznie. Brawa.)</u>
<u xml:id="u-18.3" who="#SJagrymMaleszewski">Chcę to specjalnie podkreślić. Następnie, naturalnie, nie mam zamiaru ani na chwilę p. Ministra Spraw Zagranicznych wprowadzać w jakąś nie to trudną, ale niewygodną sytuację, zadawać mu jakiekolwiek pytania, co ma zamiar robić itd. Chciałem tylko stwierdzić, że od szeregu lat, od czasu sławnego marszu dywizji syberyjskiej, gdzie się taką szeroką wstęgą krwi zaczyna ta historia, od wywożenia złota, które legionarze czescy wywozili z Rosji, a dla naszych kobiet i dzieci nie było miejsca, zaś nasza dywizja była w tylnych strażach i broniła tego złota — dalej — po przez Cieszyn aż do dzisiejszych czasów spotykają nas tylko stale ze strony Czechów takie „kwiatki” — tym bardzo parlamentarnym wyrazem to określam „kwiatki” w postaci prześladowania szkół, odbierania debitu pismom, szykan w stosunku do pism. I jak powiedziałem, nie chcę zwracać się z pytaniami, czy też z jakiemiś żądaniami do p. Ministra Spraw Zagranicznych, tylko po prostu zwracam się do niego z tym, że przecież i my mamy jakieś środki, ażeby przynajmniej w znacznej mierze położyć koniec temu zachowaniu się Czechów — tylko Czechów — wyraźnie to podkreślam.</u>
<u xml:id="u-18.4" who="#komentarz">(Oklasku)</u>
</div>
<div xml:id="div-19">
<u xml:id="u-19.0" who="#WicemarszałekMakowski">Dyskusja została wyczerpana.</u>
<u xml:id="u-19.1" who="#WicemarszałekMakowski">Głos ma p. Prezes Rady Ministrów.</u>
<u xml:id="u-19.2" who="#WicemarszałekMakowski">Prezes Rady Ministrów gen. Sławoj Składkowski: Wysoka Izbo! Mile zaskoczony błyskawicznym tempem uchwalenia budżetu Prezydium Rady Ministrów na skutek referatu p. sen. Śliwińskiego, pragnę wyjaśnić Wysokiej Izbie, że nieobecność moja w tym czasie jest wytłumaczona ważną konferencją, którą odbywałem z p. Marszałkiem Prystorem.</u>
<u xml:id="u-19.3" who="#WicemarszałekMakowski">Przechodzimy do rozprawy szczegółowej nad częścią 6 preliminarza budżetowego — Ministerstwo Spraw Wojskowych.</u>
<u xml:id="u-19.4" who="#WicemarszałekMakowski">Głos ma sprawozdawca s. Osiński.</u>
</div>
<div xml:id="div-20">
<u xml:id="u-20.0" who="#SOsiński">Wysoki Senacie! Stoimy wobec takiego samego budżetu Ministerstwa Spraw Wojskowych, jaki był w roku zeszłym. W roku zeszłym miałem możność zajęcia stanowiska przy rozpatrywaniu tego budżetu. W dalszym ciągu jest ono to samo. Rzeczywiście 768 milionów złotych naszego budżetu wojskowego bezwzględnie jest to suma bardzo niewystarczająca w stosunku do tych zawrotnych kwot, jakie wydają na swoje budżety wojskowe inne państwa. Dość powiedzieć, że jeżeli globalnie weźmiemy te wszystkie sumy, to będą stanowić one przeszło 100 miliardów złotych. Są to tak kolosalne sumy, że jeżeli się o nich słyszy, to zdaje się jakby to był pusty dźwięk, bo jeżeli się chce zrealizować w jakimkolwiek kierunku te wydatki na uzbrojenie, to po prostu czas, w którym miałyby być wyłożone te sumy, byłby bodaj niewystarczający. I dlatego ja mam swoje osobiste zapatrywania na te zawrotne miliardowe sumy, które się traci na dozbrojenie, uzbrojenie itd.</u>
<u xml:id="u-20.1" who="#SOsiński">Ale to nie jest najważniejszą rzeczą. Najważniejszą rzeczą, jest właśnie ten system tajemnicy wojskowej, którą otaczają swoje budżety wszystkie państwa europejskie i pozaeuropejskie. I to jest rzecz bardzo ważna. Dla mnie, jako dla fachowca, jest to rzeczą talk ważną, że jeżeli się przeniesie na jakiekolwiek porównanie to zachowanie tajemnicy wojskowej w układaniu budżetu wojskowego, które wiąże się z przygotowaniem do wojny, to można powiedzieć, że dobre zachowanie tajemnicy wojskowej podwyższa budżet wojskowy co najmniej o jakieś 20 i więcej procent. Nie będę tu przytaczał rozmaitych przykładów historycznych, jest ich bardzo dużo, gdzie państwa, które nie potrafiły zachować tajemnicy wojskowej i w jakiś sposób „wygadały się”, były bardzo często zaskoczone przez państwa więcej skromne w gadatliwości swojej, a pracujące cicho, spokojnie i rzetelnie w swoim kierunku i dlatego rezultaty walk naturalnie dla tych państw gadatliwych były bardzo złe. Dlatego tutaj może trochę długo zastanawiam się nad zachowaniem tajemnicy wojskowej, bo, niestety, w charakterze naszym leży pewna gadatliwość. Czy potrzeba, czy nie potrzeba, jednakowoż bardzo często za dużo gadamy. Wszędzie, niestety, za dużo gadamy. Naturalnie obowiązek zachowania tajemnicy wojskowej nie tylko jest obowiązkiem wojskowego, ale także obowiązkiem całego społeczeństwa. Całe społeczeństwo też powinno być pod tym względem bardzo wstrzemięźliwe, jeżeli chodzi o jakieś rozprawianie o tych rozmaitych rzeczach, które bezpośrednio mają bliski związek z obroną Państwa, pod którym to hasłem całe nasze Państwo w obecnej chwili stoi.</u>
<u xml:id="u-20.2" who="#SOsiński">Nie będę tutaj wchodził w szczegóły tego budżetu wojskowego, które rozpatrywała Komisja Budżetowa na swych posiedzeniach. Jednakże może tylko zaznaczę, że Komisja Budżetowa odniosła się bardzo delikatnie do tego budżetu Ministerstwa Spraw Wojskowych. Słuszne stanowisko, zupełnie słuszne, innego stanowiska Komisja Budżetowa nie mogła zająć w stosunku do tak bardzo delikatnego budżetu, jak budżet Ministerstwa Spraw Wojskowych.</u>
<u xml:id="u-20.3" who="#SOsiński">Na jedno chciałbym zwrócić uwagę Wysokiej Izby — na to, że Komisja Budżetowa in gremio przyszła do tego przekonania, że Ministerstwo Spraw Wojskowych w swoje prace wkłada bardzo dużo energii, bardzo dużo celowości, bardzo dużo tej żmudnej i ciężkiej pracy, która właśnie dała bardzo pozytywne rezultaty, a mianowicie postawiła naszą armię na takim stanowisku, którego, jak zresztą w zeszłym roku mówiłem, zazdroszczą nam prawie wszystkie państwa europejskie. Jeżeli przy tym skromnym budżecie osiągnięto taki rezultat, to bezwzględnie odnosi się to do tej bardzo dobrej, bardzo sumiennej i honorowej pracy, którą się przeprowadza w szeregach armii.</u>
<u xml:id="u-20.4" who="#SOsiński">Dlatego Komisja Budżetowa wyraziła swoje przekonanie, że rezultaty przy tak małym stosunkowo budżecie są bardzo dobre, bo żołnierz, jak Panowie wiecie, jest dobrze ubrany, jest dobrze karmiony, żołnierz ma odpoczynek fizyczny i moralny, żołnierz ma naukę, żołnierz ma przede wszystkim wychowanie. W szeregach armii żołnierz nie tylko się wyrabia na bardzo dobrego bojownika do przyszłej walki, ale wyrabia się z niego dobrego obywatela, człowieka świadomego swoich obowiązków poza służbą wojskową, podczas pracy czysto obywatelskiej. Nic też dziwnego, że całe społeczeństwo polskie otacza taką sympatią i wielkim przywiązaniem swoją armię — ona na to zasługuje.</u>
<u xml:id="u-20.5" who="#SOsiński">Teraz proszę Panów, może to jest malutkie odchylenie, a ponieważ ja w dyskusji nie będę zabierał głosu, bo jestem tylko referentem budżetu, pozwolę sobie parę słów bardzo krótkich na marginesie budżetu Ministerstwa Spraw Wojskowych wypowiedzieć, które jednakże wiążą się z obroną, przygotowaniem bojowym, a nawet z budżetem Ministerstwa Spraw Wojskowych. Otóż uważam, że równocześnie z uzbrojeniem armii całe społeczeństwo powinno jak najrychlej przeprowadzić swoje dozbrojenie moralne. Dozbrojenie to powinno się oprzeć na poczuciu własnej siły społeczeństwa i wierze w dziejowe przeznaczenie narodu polskiego. Naczelnymi hasłami dozbrojenia moralnego powinny się stać z mojego punktu zapatrywania honor pracy i ambicja tworzenia.</u>
<u xml:id="u-20.6" who="#komentarz">(Głosy: Brawo, brawo.)</u>
<u xml:id="u-20.7" who="#SOsiński">Hasła te powinny być wyryte na pierwszym miejscu w szkole, w fabryce, przy warsztacie, w biurze i powinny przeniknąć do świadomości każdego obywatela, a wtedy armia polska będzie miała takie zaplecze, które podniesie siłę i potęgę jej o wiele, wiele i nic wtedy dla armii polskiej nie będzie straszne.</u>
<u xml:id="u-20.8" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-21">
<u xml:id="u-21.0" who="#WicemarszałekMakowski">Głos ma s. Śliwiński.</u>
</div>
<div xml:id="div-22">
<u xml:id="u-22.0" who="#SŚliwiński">Wysoka Izbo! Sprawa obronności kraju miała tylu wymownych, gorących rzeczników w obu naszych Izbach ustawodawczych, iż wątpię, aby do mów wygłoszonych na ten temat można dodać cośkolwiek istotnie nowego.</u>
<u xml:id="u-22.1" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Marszałek.)</u>
<u xml:id="u-22.2" who="#SŚliwiński">Jeżeli pomimo tego przeświadczenia zabieram głos, czynię to jedynie dlatego, ażeby przy uchwalaniu budżetu nie zabrakło akcentów, świadczących jak wielką wagę przywiązujemy do reprezentowanych w tym budżecie spraw.</u>
<u xml:id="u-22.3" who="#SŚliwiński">Prawda, że w stosunku do państw innych, zwłaszcza w stosunku do wielkich mocarstw, wydatki, które przeznaczamy na naszą armię, są bardzo małe, są one jednak bardzo duże w stosunku do globalnej sumy naszego budżetu. Jeżeli zważymy, że Polska ma niezliczone palące potrzeby, jeżeli uprzytomnimy sobie chociażby wielkie braki w dziedzinie oświaty i kultury, stwierdzić musimy, że społeczeństwo całe czyni ogromne wysiłki, ażeby armia nasza mogła podołać swoim zadaniom. A temu wysiłkowi towarzyszy zjawisko innej natury, zjawisko również godne bacznej uwagi. Otóż szerokie warstwy ludności, otaczając tą samą serdeczną gorącą troską nasze siły lądowe, powietrzne i morskie, coraz bardziej i coraz lepiej rozumieją ideę obronności i z tą ideą coraz bardziej są zespolone. Jeżeli, proszę Panów, cofniemy się chociażby tylko kilkanaście lat wstecz, to pod tym względem zobaczymy ogromny postęp, a postęp ten zawdzięczamy wpływowi wychowawczemu twórcy naszej armii, Marszałka Piłsudskiego, który nauczył społeczeństwo polskie cenić swoją siłę zbrojną, a którego wielki duch żyje w zwycięskich sztandarach naszego wojska i żyć będzie wiecznie w sercach polskich żołnierzy.</u>
<u xml:id="u-22.4" who="#SŚliwiński">Forma, w jakiej w tym roku uchwalimy budżet Ministerstwa Spraw Wojskowych, świadczy o wielkim zaufaniu obu Izb ustawodawczych do p. Ministra Spraw Wojskowych. Niechże dowodowi tego zaufania towarzyszy zapewnienie, że w razie potrzeby na wezwanie Naczelnego Wodza Marszałka Śmigłego - Rydza cała Polska wesprze armię wszystkimi zasobami zarówno swoich sił materialnych jak sił moralnych, które żyją w narodzie.</u>
<u xml:id="u-22.5" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-23">
<u xml:id="u-23.0" who="#Marszałek">Rozprawa nad budżetem Ministerstwa Spraw Wojskowych jest wyczerpana. Przechodzimy do części 14 preliminarza, która składa się z działów A i B — Ministerstwo Opieki Społecznej i działu D — Fundusz Pracy. Mamy więc przed sobą dwa budżety. Jeżeli nie usłyszę sprzeciwu, to zwyczajem zeszłorocznym odbylibyśmy dyskusję łącznie nad jednym i drugim budżetem po wysłuchaniu obu referatów. Nie słyszę sprzeciwu wobec tego dyskusja odbywać się będzie łącznie nad obu tymi budżetami.</u>
<u xml:id="u-23.1" who="#Marszałek">Proszę p. Wicemarszałka Kwaśniewskiego o zreferowanie budżetu Ministerstwa Opieki Społecznej.</u>
</div>
<div xml:id="div-24">
<u xml:id="u-24.0" who="#SKwaśniewski">Wysoka Izbo! Ponieważ Panowie Senatorowie mają przed sobą sprawozdanie komisji budżetowej o preliminarzu budżetowym Ministerstwa Opieki Społecznej, nie będę nużył Wysokiej Izby przytaczaniem wszystkich cyfr. Wystarczy, jeżeli podkreślę, że wydatki Ministerstwa Opieki Społecznej preliminuje się w kwocie 43.224.000 zł, czyli w wysokości 1,89% ogółu wydatków państwowych. W roku 1933/34 odsetek ten wynosił 4,7% i stopniowo spadając doszedł obecnie do 1,89%. Dodać muszę, że wydatki Ministerstwa Opieki Społecznej spadły w tym czasie o 24,1%, gdy ogólne wydatki państwowe o 20,9%. W czasie, gdy kryzys się pogłębiał, gdy warunki bytowania szerokich mas stale się pogarszały, wydatki na opiekę społeczną i zdrowie publiczne nieproporcjonalnie zmniejszały się. W rezultacie — znaczne pogorszenie się zdrowotności, nasilenie chorób zakaźnych, wzmożona ilość ciężkich zatargów na skutek zmniejszonej odporności mas przeciw wpływom wywrotowym. Ilość zachorowań na choroby zakaźne w roku 1936 wzrosła o 10.306 w porównaniu do roku 1935. Mamy cały szereg miejscowości, gdzie tyfus plamisty nie wygasa. Przykro mi jest przypomnieć, że w Polsce mamy około miliona gruźlików, a około pół miliona chorych na jaglice.</u>
<u xml:id="u-24.1" who="#SKwaśniewski">Gdy jednak zasoby Skarbu nie pozwalają na zwiększanie wydatków, należy wyjścia szukać na drodze skoordynowania całej akcji leczniczej, sanitarnej i zapobiegawczej przez skupienie dyspozycji w zakresie opieki nad zdrowiem publicznym organów Rządu, samorządu i ubezpieczeń społecznych w jednej instytucji, podległej nadzorowi Ministerstwa Opieki Społecznej. Dałoby to niewątpliwie oszczędności, które zastąpiłyby oszczędzanie na zdrowiu publicznym, jak również pozwoliłyby na uzgodnienie wydatków z najbardziej palącymi potrzebami. Drugim środkiem, który, nie angażując środków budżetowych, może znacznie przyczynić się do załatwienia szeregu zadań Ministerstwa Opieki Społecznej, to wprowadzenie zasady powszechności ubezpieczeń społecznych. Zasada ta opiera się na następujących założeniach: ubezpieczenia społeczne przyczyniają się do podziału dochodu społecznego na korzyść warstw materialnie słabszych, t. zn. że pracownicy lepiej uposażeni przez wyższe składki ubezpieczeniowe wzmacniają podstawy finansowe ubezpieczeń społecznych, a przez to umożliwiają działalność świadczeniową, która ma zaspokajać potrzeby najbardziej palące. Dzięki dochodom, płynącym z wyższych składek, te rzesze pracowników, które płacą składki mniejsze, mogą korzystać ze świadczeń, których koszt może przewyższać sumę składek wniesionych przez słabiej uposażonych. Zasada powszechności ubezpieczeń społecznych łączy się nierozerwalnie z zasadą wzajemności tych ubezpieczeń. Pracownik zdrowy przez swoją składkę subwencjonuje niejako pracownika chorego, który korzysta ze świadczeń chorobowych; pracownik zatrudniony przez składkę na Fundusz Bezrobocia zabezpiecza pracownika bezrobotnego, zdolny do pracy subwencjonuje tego, który zdolność do pracy utracił itd. W ten sposób pracownik, który może nieraz przez długie lata sam nie korzysta z niektórych świadczeń ubezpieczeń społecznych, przyczynia się do pomocy udzielanej przez ubezpieczenia społeczne pracownikom, którzy padli ofiarą zdarzeń losowych. Świadczenia chorobowe muszą bowiem odpowiadać rzeczywistej potrzebie ubezpieczonego, nie zaś sumie wniesionych składek, która w danym momencie może być całkiem nikła. Tylko przy zrealizowaniu zasady powszechności ubezpieczenia społeczne mogłyby utrzymać należyty dla wszystkich pracowników poziom świadczeń, na którego utrzymanie rozporządzałyby odpowiednimi funduszami, nie tylko dla świadczeń doraźnych i rent, lecz i na zakłady zdrowia, szpitale, ambulatoria, przychodnie, kolonie lecznicze itp. Zmniejszona ilość ubezpieczonych przez wyłączenie z pod przymusu ubezpieczeniowego różnych kategoryj pracowników uszczupla środki ubezpieczeń społecznych w stopniu, obniżającym wysokość i poziom świadczeń.</u>
<u xml:id="u-24.2" who="#SKwaśniewski">Działalność ubezpieczeń społecznych obejmuje nie tylko wypłatę świadczeń, które wymagają tylko regularnego funkcjonowania administracji. Zasada powszechności umożliwia ubezpieczeniom społecznych rozwinięcie akcji profilaktycznej, która ma na celu stworzenie maksimum warunków, przeciwdziałających powstawaniu chorób we wszystkich dziedzinach życia indywidualnego, rodzinnego i społecznego. Ubezpieczenia społeczne łożą poważne sumy nie tylko na leczenie pracowników już chorych, lecz również na walkę z warunkami chorobotwórczymi. Nie trzeba uzasadniać, jakie znaczenie ma akcja zapobiegawcza ubezpieczeń społecznych dla obrony Państwa.</u>
<u xml:id="u-24.3" who="#SKwaśniewski">Zasadę powszechności ubezpieczeń społecznych naruszają i paczą ubezpieczenia zastępcze w samorządach i instytucjach państwowych przez wyłączenie z ubezpieczeń społecznych poważnego zastępu pracowników. Uprzytomnić to sobie można przez zbadanie kategorii pracowników samorządowych i innych, wyłączonych z instytucji ubezpieczeń społecznych. Otóż np. w jednej z wyłączonych instytucji urzędnicy stanowią 83% pracowników, personel niższy tylko 17%. Przeciętne wynagrodzenie miesięczne urzędnika tej instytucji wynosi 886 zł wobec przeciętnej w ubezpieczeniach społecznych 267 zł dla pracowników umysłowych i 92 zł dla robotników. Rzecz prosta, że ubezpieczenie tak dobrze uposażonych pracowników zawiera znacznie mniejsze ryzyko ubezpieczeniowe, warunki bowiem ich życia zapewniają im większą zdrowotność, dłuższe życie i większą stałość zatrudnienia. Ponieważ zastęp tych pracowników w bankach państwowych, w P. K. O. i samorządach jest bardzo poważny, przeto wielka pozycja ubezpieczeń o mniejszym ryzyku odpada od ubezpieczeń społecznych, obciążonych w największej mierze ubezpieczeniami o największym ryzyku; wśród pracowników, ubezpieczonych na wypadek choroby, pracownicy umysłowi stanowią 16%, fizyczni 84%, w ubezpieczeniu emerytalnym pracownicy umysłowi stanowią 15%, fizyczni 85%, czyli olbrzymia większość w ubezpieczeniach społecznych to ci, których ubezpieczenie zawiera element największego ryzyka. W samorządzie terytorialnym personel niższy stanowi 52%.</u>
<u xml:id="u-24.4" who="#SKwaśniewski">Słowem — w instytucjach powyższych wielomilionowe sumy składek ubezpieczeniowych służą na ubezpieczenie, zawierające nieporównanie mniejszy element ryzyka, niż w ubezpieczeniach społecznych. Gdyby te wielomilionowe sumy wpływały do ubezpieczeń społecznych, te ostatnie mogłyby przez zmniejszenie stopnia ryzyka ubezpieczeniowego podnieść poziom i wysokość świadczeń. Trzeba dodać jeszcze, że ubezpieczenie społeczne obciąża większe ryzyko ubezpieczeniowe z tego również względu, że podlegają mu pracownicy bez względu na stan ich zdrowia, w wyłączonych zaś instytucjach przed przyjęciem do pracy pracownicy są przeważnie poddawani badaniom lekarskim, a żyjąc w dobrych warunkach dzięki dość wysokim i stałym poborom mniej są narażeni na choroby. Wreszcie należy wziąć pod uwagę koszty administracyjne ubezpieczeń społecznych. Z zakresu ich działania wyłączone są właśnie te wielkie instytucje państwowe i samorządowe, w których ściąganie składek jest zapewnione i najmniej utrudnione. Im ściągalność składek trudniejsza, tym koszta administracyjne ubezpieczeń społecznych większe, gdyby tedy pracownicy powyższych instytucyj nie byli wyłączeni spod obowiązku ubezpieczeń społecznych, odsetek kosztów administracyjnych tych ubezpieczeń byłby mniejszy. Zasadzie powszechności ubezpieczeń społecznych nie przeczyłoby jedynie ubezpieczenie dodatkowe tych, którzy podlegają obowiązkowi ubezpieczenia społecznego. Mogliby oni wobec wysokiego uposażenia ubezpieczać się dodatkowo w innych instytucjach ubezpieczeniowych. Wszystkie przytoczone argumenty przemawiają za zasadą powszechności ubezpieczeń społecznych, czyli za rozszerzeniem zakresu ich działania na cały świat pracy najemnej. Tylko przy przeprowadzeniu tej zasady ubezpieczenia społeczne będą mogły spełnić swe wielkie zadania społeczne i państwowe, do których zostały powołane. Wspomnieć tu należy, że nie wszystkie wyłączone instytucje dobrze i łatwo wywiązują się ze swych zadań; dotyczy to szczególniej świadczeń długoterminowych; i tak banki prywatne znacznie obniżyły świadczenia swoim rencistom, a wszyscy wiemy, z jakimi trudnościami walczą samorządy powiatowe, chcąc należycie wypłacać emerytury swoim pracownikom. Czy powszechne ubezpieczenia społeczne nie zaciążą zbytnio na gospodarce na rodowej, czy nie sparaliżują inicjatywy prywatnej? Wystarczy, jeżeli przytoczę, że Niemcy w 1935 r. wydały na świadczenia chorobowe 2.680.000.000 zł, czyli 27 razy więcej niż my, a na profilaktykę 110 milionów, to jest 30 razy więcej.</u>
<u xml:id="u-24.5" who="#SKwaśniewski">Jeszcze słówko o lokatach. Było by bardzo pożądane, by ubezpieczenia społeczne lokowały część swych kapitałów w budownictwo tanich mieszkań robotniczych. Brak takich mieszkań i okropne stosunki mieszkaniowe są znane wszystkim, wystarczy przypomnieć, że w VII komisariacie m. Warszawy na 225 domów stwierdzono 570 zamieszkałych suteren.</u>
<u xml:id="u-24.6" who="#SKwaśniewski">Wysoka Izbo! Ministerstwo Opieki Społecznej mimo ciasnego, nie odpowiadającego potrzebom życia zakresu działania i mimo nazwy, nie wyrażającej jego istotnego zadania, trzyma i trzymać musi rękę na pulsie życia społecznego, musi wyczuwać dokładnie potrzeby i dążenia świata pracy najemnej i musi być w Rządzie i nazewnątrz wobec społeczeństwa stanowczym wyrazicielem polityki społecznej Państwa, zmierzającej do powiązania dążeń i potrzeb świata pracy z dążeniami i potrzebami Państwa zarówno w dziedzinie gospodarczej, jak również w zakresie rozwoju potęgi i obronności Polski. Taka polityka społeczna musi, zgodnie z tradycją Polski walczącej o niepodległość, zgodnie z manifestem Towarzystwa Demokratycznego Polskiego z roku 1836 i zgodnie z brzmieniem Konstytucji Polskiej — dążyć do sprawiedliwości społecznej, po przez zmniejszanie dysproporcji w podziale dochodu społecznego i przez wprowadzenie świata pracy najemnej, tej najmłodszej i najbardziej dynamicznej klasy społecznej do współudziału i współpracy w sprawach gospodarczych, w izbach pracy i — bezzwłocznie — w ubezpieczeniach społecznych, które, ufundowane na wpłatach świata pracy i pracodawców, muszą najrychlej odzyskać pełny samorząd przy zachowaniu należnej kontroli organów państwowych. Taka polityka społeczna musi za wszelką cenę, w interesie przede wszystkim Państwa, zapobiegać wszelkim wstrząsom wewnętrznym, stanowiącym naturalną reakcję przeciw nadmiernemu wyzyskowi. Musi przez wprowadzenie ustaw o umowach zbiorowych i przymusowym rozjemstwie umożliwić wczesne likwidowanie wszelkich zatargów zbiorowych, musi dbać o to, by każdy, chcący zarabiać pracą na swe utrzymanie, zdołał otrzymać zajęcie, musi dążyć do podniesienia stopy życiowej robotników, których olbrzymia większość zarabia poniżej 100 zł miesięcznie. Taka polityka społeczna nie może rozwinąć się w oderwaniu od polityki gospodarczej Państwa. To też Minister Opieki Społecznej musi w Rządzie i Komitecie Ekonomicznym Rady Ministrów być wyrazicielem tej polityki gospodarczej, która jako swój cel musi obok troski o potrzeby Państwa stawiać troskę o potrzeby żywego człowieka, człowieka pracującego, stanowiącego siłę twórczą gospodarczo i siłę dynamiczną, gdy chodzi o sprawiedliwą przebudowę ustroju, człowieka dzielnego i ofiarnego, gdy chodzi o obronę dóbr wyższych o obronę niepodległości, całości i honoru Państwa. W miejsce zagadnienia złota musi polityka gospodarcza postawić zagadnienie człowieka, produkującego dobra materialne i duchowe. W oparciu o taką politykę gospodarczą rozwinie się właściwa polityka społeczna, która najskuteczniej stępi ostrze propagandy obcych agentur i stworzy dla mocy i obrony Państwa niewzruszoną podstawę.</u>
<u xml:id="u-24.7" who="#SKwaśniewski">Wysoka Izbo! Stwierdzając brak środków materialnych, odnosząc się krytycznie do tych lub innych posunięć Ministerstwa Opieki Społecznej, dążyłem do tego, byśmy — dążąc w karnym szeregu do pracy nad podciągnięciem Polski wzwyż — mieli otwarte oczy i widzieli jasno przeszkody, które mamy zwalczyć, wierząc głęboko, że te przeszkody wzmogą nasz zapał i wzmocnią siły. Wielki Marszałek przed laty mówił: „Żeby z trudnego położenia wyjść zwycięsko — powinniśmy być silni nie tylko materialnie, ale również i moralnie. Nasza wewnętrzna równowaga opiera się nie na naszym położeniu ekonomicznym, które jest opłakane, ale raczej na tym czymś nieuchwytnym, czym są nadzieja i wiara. Nie należy dopuścić, ażeby zwątpienie mogło się zakraść do duszy narodu, gdyż doprowadziłoby to do katastrofy. Naszą największą siłą jest nasza wiara. Strzeżcie jej, wzmacniajcie ją”.</u>
<u xml:id="u-24.8" who="#SKwaśniewski">Sejm uchwalił preliminarz budżetowy Ministerstwa Opieki Społecznej (grupy A i B) na rok 1937/38 w brzmieniu przedłożenia rządowego z poprawkami w grupie A. Administracja, a mianowicie:</u>
<u xml:id="u-24.9" who="#SKwaśniewski">1) w dz. 2 § 3 zwiększono o 15.000 zł (na kontrolę i inspekcję referatów i oddziałów dla spraw inwalidzkich przy urzędach wojewódzkich), 2) w dz. 9 rozdz. 2 § 16 zmniejszono o 15.000 zł.</u>
<u xml:id="u-24.10" who="#SKwaśniewski">Komisja Budżetowa rozpatrzyła preliminarz budżetowy Ministerstwa Opieki Społecznej na rok 1937/38 na posiedzeniach w dniach 3 i 27 lutego 1937 r. i przyjęła go w brzmieniu, uchwalonym przez Sejm, bez zmian.</u>
<u xml:id="u-24.11" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-25">
<u xml:id="u-25.0" who="#Marszałek">Część 14 (D) — budżet Funduszu Pracy referuje s. Dobaczewski.</u>
<u xml:id="u-25.1" who="#Marszałek">Udzielam głosu p. sprawozdawcy.</u>
</div>
<div xml:id="div-26">
<u xml:id="u-26.0" who="#SDobaczewski">Wysoki Senacie! W sprawozdaniu, które pp. Senatorowie posiadają, starałem się przedstawić najistotniejsze zadania, dotyczące działalności Funduszu Pracy. Zgodnie z ustawą „Fundusz Pracy ma na celu dostarczanie pracy lub środków utrzymania osobom pozbawionym pracy, a nie posiadającym innych środków do życia, przede wszystkim drogą uruchomienia robót publicznych lub robót o znaczeniu publicznym”. Myślą ustawodawcy było stworzenie ośrodka dyspozycji, który nie tracąc z oczu celów gospodarczych, ma służyć sprawie zatrudnienia, sprawie walki z klęską bezrobocia. Ustawodawca oparł działalność Funduszu Pracy na opłatach w pierwszym rzędzie od uposażeń, a następnie od innego rodzaju dochodów, jako też od różnych rodzajów spożycia, dalej na dotacjach Skarbu Państwa (dotyczy to szczególnie Funduszu Bezrobocia, który został połączony z Funduszem Pracy). Wielkość wpływów podatkowych zależy od zmian sytuacji gospodarczej. Natomiast ustawa nie określa rozmiarów dotacji skarbowych. Oczywiście zależą one z jednej strony od sytuacji na rynku pracy, a z drugiej od możliwości Skarbu.</u>
<u xml:id="u-26.1" who="#SDobaczewski">Lata ostatnie nie były pomyślne dla rynku pracy. Wprawdzie zatrudnienie rośnie, jednak naturalny przyrost nie pozwala przypuszczać, aby bezrobocie uległo wyraźniejszemu zmniejszeniu. Życie gospodarcze jak dotąd zaledwie wchłania naturalny przyrost jednostek zarobkujących. Można więc mówić w najlepszym razie o stabilizacji bezrobocia. Obok tego występuje coraz silniejszy nacisk na rynek pracy w miastach wielkich mas małorolnej i bezrolnej ludności wiejskiej, nie znajdującej zatrudnienia na przeludnionej wsi. Czterysta kilkadziesiąt tysięcy ludzi zarejestrowanych w biurach pośrednictwa pracy w zimie — to nie jest jeszcze ogół bezrobotnych, wiemy bowiem, że nie wszyscy się rejestrują. To też w jakikolwiek sposób patrzeć na bezpośrednią walkę z bezrobociem w postaci robót publicznych i innych środków uzupełniających, nie można przecież powiedzieć, żeby zaistniały dziś warunki do zmniejszenia rozmiarów akcji inwestycyjnej, służącej potrzebom zatrudnienia. Wskazuje nam na to zresztą przebieg działalności Funduszu Pracy, która pomimo dużych trudności finansowych rozwija się jednak z roku na rok. Rok ubiegły wskazał niewątpliwie wszystkim, że rozwój tej działalności odbywał się jedynie w granicach niezbędnych konieczności.</u>
<u xml:id="u-26.2" who="#SDobaczewski">Dane, ogłoszone w sprawozdaniu Funduszu Pracy, wskazują, że wydatki na roboty publiczne wynosiły w r. 1933/34 bez mała 50 milionów złotych, w r. 1934/35 około — 82 milionów złotych, w r. 1935/36 — 93,5 miliona złotych, w roku zaś, który się zbliża, zawarto umów na z górą 95 milionów złotych. Wydatki Funduszu Pracy wzrastają zatem stale, bo wzrastać muszą. Jeżeli idzie o okres ostatni, to trzeba sobie wyraźnie zdać sprawę, że chwila wyjścia z kryzysu nie sprzyja bynajmniej zmniejszeniu wydatków, przeznaczonych na walkę z bezrobociem. Lekka poprawa stosunków gospodarczych, która dotyka rolnictwo i przemysł, która podniesie zyski, nie może być jedynie udziałem części ludności. Jest rzeczą zrozumiałą, że ludność robotnicza chce wziąć również w niej udział. Wyrazem takiego nastawienia jest odwoływanie się bezrobotnych do Państwa, przede wszystkim o pracę na robotach publicznych. Wpływ emigracji na polepszenie stanu rynku daje się odczuwać tylko w minimalnym stopniu. W r. 1935/36 wyemigrowało z Polski 3.632 zawodowo czynnych poza rolnictwem do wszystkich krajów europejskich i poza europejskich bez Palestyny, Emigracja żydowska do Palestyny odbywa się w bardzo ograniczonym stopniu ze względu na kontyngent wjazdowy. Poza tym w województwie pomorskim nieco wzmaga się emigracja sezonowa robotników rolnych, zwłaszcza kobiet na teren wolnego miasta Gdańska. W województwie wileńskim utrzymuje się również sezonowe wychodztwo, na Łotwę.</u>
<u xml:id="u-26.3" who="#SDobaczewski">Już po rozpatrzeniu preliminarza budżetowego Funduszu Pracy wpłynęła do ciał ustawodawczych i została uchwalona ustawa o planie inwestycyjnym. Prace, wykonywane na podstawie tego planu, winny wchłonąć pewną ilość zarejestrowanych bezrobotnych, ale, jak już stwierdzono na podstawie dotychczasowej praktyki, wpływ tych innych robót na rynek pracy jest znacznie mniejszy, niż wpływ robót funduszowych. Jeśli wziąć pod uwagę miesiąc największego nasilenia robót publicznych, a mianowicie czerwiec roku ubiegłego, to w tym okresie pracowało na robotach publicznych bezrobotnych, skierowanych przez biura pośrednictwa pracy, 177.269. Z liczby tej na roboty finansowane przez Fundusz Pracy przypada 117.709, natomiast na inne roboty — 59.560 osób. Na te inne roboty przypada zatem w przybliżeniu zaledwie 1/3 bezrobotnych, skierowanych na roboty publiczne, zarówno państwowe jak i samorządowe. Wiemy przecież jednak, że roboty, które nie korzystały z pomocy finansowej Funduszu Pracy, były większe od robót, finansowanych przez tę instytucję. Dzieje się to niewątpliwie dlatego, że na robotach tych pracuje ludność rolnicza, decydująca się na mniejsze zarobki i wobec tego chętniej angażowana do pracy zarówno przez resorty państwowe, jak i przez samorządy. To dążenie do pomijania bezrobotnych, niewątpliwie zrozumiałe z punktu widzenia prywatnego przedsiębiorcy, z punktu widzenia polityki zatrudnienia musi budzić poważne zastrzeżenia. Z całym obiektywizmem należy stwierdzić, że działalność inwestycyjna poza Funduszem Pracy nie jest do dziś jeszcze związana z polityką zatrudnienia bezrobotnych — przeciwnie, polityka ta jest prowadzona tylko przez instytucję powołaną ustawowo do walki z bezrobociem, jaką jest Fundusz Pracy. Wszystkie inne roboty oceniane być muszą w pierwszym rzędzie z punktu widzenia celowości gospodarczej, natomiast nie spełniają dostatecznie swej roli na rynku pracy. Sądzić należy, że wydatki Funduszu Pracy na zatrudnienie bezrobotnych będą musiały w istniejących w tej chwili warunkach wzrastać. Dlatego też suma przewidziana na roboty publiczne na rok przyszły w wysokości 35, a nawet 40 milionów złotych wobec 90 milionów złotych, przypadających na rok bieżący — wydaje się rażąco mała. Jeżeli ustawa mówi o gospodarczo uzasadnionych robotach, jeżeli nakazuje zatem planowość robót, to Wydaje się, że było by koniecznym wyposażenie instytucji, która będzie musiała działać w roku przyszłym co najmniej w tych samych rozmiarach, co w roku bieżącym, w należyte środki finansowe. Wszelkie bowiem doraźne i pośpieszne uzupełnianie środków pieniężnych instytucji musi się odbijać na planowości akcji. Nawiasem dodać należy, że takie doraźne uzupełnianie środków pieniężnych pod względem wychowawczym nie jest właściwe. W szerokich sferach utrwala się opinia, że na te sprawy wywierają wpływ dopiero nadzwyczajne zajścia czy wypadki.</u>
<u xml:id="u-26.4" who="#SDobaczewski">Poza akcją zatrudnienia bezrobotnych inne kierunki działalności Funduszu Pracy uległy z biegiem lat zacieśnieniu, stabilizując się w ostatnim roku na poziomie najniezbędniejszych konieczności. Akcja zabezpieczenia ustawowego na wypadek bezrobocia, ujęta przez normy ustawowe, podlega wahaniom tylko w zależności od rynku pracy. Środki, jakimi Fundusz Pracy dysponuje, decydują o rozmiarach bezpośredniej interwencji na rynku pracy. Opłaty ustawowe dały Funduszowi Pracy w roku 1933/34 — 66,2 miliona złotych, w roku 1934/35 — 74,2 miliona złotych, w roku 1935/36 — 80,6 miliona złotych i w roku 1936/37 należy się spodziewać takiej samej sumy na podstawie dotychczasowych wpływów. Poza tym Fundusz Pracy otrzymywał dotację ze Skarbu Państwa bądź wprost, bądź przez Fundusz Inwestycyjny, albo też z pożyczki inwestycyjnej. Dotacje te wyniosły około 30 milionów złotych rocznie. W roku bieżącym Skarb Państwa nie przewiduje już żadnych dotacyj. Budżet zamyka się sumą 95 milionów złotych, przy czym na akcję zatrudnienia przeznacza się, jak wspomniałem, 40 milionów złotych, a właściwie razem z sumą 10 milionów złotych, przeznaczoną na zatrudnienie młodzieży, 50 milionów złotych i to już po uwzględnieniu poprawki planu inwestycyjnego. Wydatki na roboty publiczne pokrywane są z operacyj kredytowych. Wydatki te rosną i wynoszą z górą 95 milionów złotych. Na akcję zatrudnienia zostały przerzucone również sumy, przeznaczone na pomoc doraźną.</u>
<u xml:id="u-26.5" who="#SDobaczewski">Z planu inwestycyjnego wynika, że Fundusz Pracy będzie dysponował na zatrudnienie, jak już wspomniałem, kwotą 40 milionów złotych. Podział tej sumy przewidywany jest w sposób następujący: na inwestycje komunikacyjne 1.553.000 zł, na melioracje i obwałowanie rzek 5.205.000 zł, na urządzenia miejskie 29.629.000 zł, na budowle publiczne 1.113.000 zł, na projekty i plany 500.000 zł, na akcję rolną 1.000.000 zł, na rezerwę 1.000.000 zł, razem zł 40.000.000.</u>
<u xml:id="u-26.6" who="#SDobaczewski">Program inwestycyjny ma za zadanie ożywienie życia gospodarczego i odciążenie rynku pracy. Fundusz Pracy uwagę swoją ma zwrócić głównie na zadania społeczne i na takie rozplanowanie swoich robót, które pozwoli zatrudnić maksimum bezrobotnych w ośrodkach najbardziej zapalnych. Wpływy z Funduszu Inwestycyjnego mają dla akcji zatrudnienia podstawowe znaczenie; są one przeznaczone w zasadzie na inwestycje bezpośrednio rentowne, dając Funduszowi Pracy przewidziane w par. 3 rozporządzenia o Funduszu Inwestycyjnym dochody finansowanych przezeń inwestycyj. Dochody te stanowią trwałą i wzrastającą stale podstawę finansową do prowadzenia walki z bezrobociem. W związku z tym wypadnie przypomnieć, że uchwała Komitetu Ekonomicznego Ministrów z dnia 28 lutego 1933 r., która wytknęła zasadnicze ramy działalności Funduszu Pracy, stanęła na stanowisku, że kredyty, przyznawane z funduszów na zatrudnienie bezrobotnych, winny być spłacane. Z tego wynika, że zarówno intencją ustawodawcy w aktach prawnych, dotyczących Funduszu Pracy, jak i intencją Rządu w okresie jego powołania do życia było stworzenie instytucji, która środki swe czerpałaby z opłat ustawowych oraz dotacyj Skarbu Państwa i która udzielałaby spłacalnych pożyczek. Dynamika instytucji pod względem finansowym winna iść zatem w kierunku zwiększania się zobowiązań w stosunku do Funduszu Pracy i spłat z tego tytułu, wpływających do jego kasy, bez znaczniejszych przynajmniej jej obciążeń kredytowych. Praktyka natomiast poszła w kierunku odwrotnym.</u>
<u xml:id="u-26.7" who="#SDobaczewski">Dotacje Funduszu Pracy wzrastają z roku na rok. Wynosiły w roku 1933/34 — 12% , w roku 1934/35 — 46%, w roku 1935/36 — 60%, a to wskutek korzystania z tych kredytów przez resorty państwowe, jako też wskutek ciężkiej sytuacji samorządu. W roku 1934/35 znaczna część pożyczek, udzielonych samorządom, musi być przez Fundusz Pracy zamieniona na dotacje. W roku 1935/36 Fundusz Pracy zamienił na dotacje z górą 16.000.000 zł, co w znacznej mierze pozostawało w związku z działalnością Centralnej Komisji Oddłużeniowo-Oszczędnościowej dla samorządów. W ten sposób malał i maleje dopływ środków do Funduszu Pracy z tytułu spłaty pożyczek. Z drugiej strony środki, jakimi Fundusz Pracy dysponuje, coraz bardziej nabierają charakteru pożyczek. Już w roku najbliższym koszta obsługi kredytu, uzyskanego przez Fundusz Pracy, po odtrąceniu wpłat od udzielanych pożyczek wyniosą na czysto 3.250.000 zł, co stanowi prawie 10% sumy, przeznaczonej na zatrudnienie bezrobotnych. Jeżeli stan ten trwać będzie dalej, koszty te wzrosną, ograniczając możliwości działania Funduszu Pracy na odcinku robót publicznych.</u>
<u xml:id="u-26.8" who="#SDobaczewski">Wśród robót prowadzonych przez Fundusz Pracy w ostatnim roku budżetowym nabierają szczególnie dużego znaczenia prace prowadzone na terenie miast. Na urządzenie miast, nie mówiąc już o innych rodzajach robót prowadzonych w obrębie gmin miejskich, Fundusz Pracy przeznaczył w roku 1936/37 — 49.443.000 zł, a więc z górą połowę ogólnej sumy kredytów, a według planu inwestycyjnego w przyszłym roku — 29.629.000 zł. Dzieje się to w związku z koniecznością skoncentrowania robót w miastach, będących głównymi ośrodkami bezrobocia. Wnioskujemy stąd, że w chwili obecnej, gdy dysproporcja potrzeb i środków pieniężnych jest jeszcze większa niż w latach poprzednich, Fundusz Pracy dąży do współpracy w pierwszym rzędzie z samorządem miejskim. To też rozmiary prowadzenia akcji zatrudnienia zależne są nie tylko od sum, jakimi instytucja dysponuje, ale również od możliwości finansowych samorządu miejskiego, jako też ich chęci do uruchomiania własnych wkładów, uzupełniających środki Funduszu Pracy. Wystąpienie Funduszu Pracy na widownię rozszerzyło niewątpliwie bardzo znacznie dopływ kapitałów do samorządów. W 69 miastach w Polsce, liczących ponad 20 tysięcy mieszkańców, kredyty Funduszu Pracy wynosiły: w roku 1933/34 — zł 18.940.000, w r. 1934/35 — zł 22.204.000, w r. 1935/36 — zł 29.882.000, w roku bieżącym przeznaczono 49 milionów złotych. Wpływ działalności Funduszu Pracy na inwestycje w miastach wykaże się dowodnie, jeśli weźmiemy pod uwagę wydatki inwestycyjne ogółu miast polskich na jednego mieszkańca. Wynosiły one w roku 1932/33 — zł 5,40, w r. 1933/34 — a więc po uruchomieniu Funduszu Pracy — zł 5,70, zaś w r. 1934/35 — zł 7,40. Miasta wykazują tendencję w zakresie utrzymania swoich wydatków administracyjnych na dotychczasowym poziomie i stąd często, bardzo często, spotykają się dążenia do nieuruchomiania wkładów własnych, zgodnie z umowami, zawartymi z Funduszem Pracy, który wywiera nacisk w kierunku uruchomienia tych wkładów.</u>
<u xml:id="u-26.9" who="#SDobaczewski">Kontrola robót, prowadzonych przez Fundusz Pracy, wykazuje bardzo częste uchylanie się od uruchamiania własnych wkładów kredytobiorcy, więcej nawet — dążenie do przerzucenia wydatków administracyjnych samorządów na Fundusz Pracy. Szczególnie znaczne uchybienia w tym zakresie miały miejsce w Łodzi, gdzie z kredytów Funduszu Pracy usiłowano opłacać koszta robót, których Fundusz Pracy nie podejmował się finansować, jako też nawet wynagrodzenia pracowników, pozostających na etacie gminy. Podobne uchybienia stwierdzono w Zawierciu, Radomiu i Siedlcach, przedtem zaś w Krakowie. Z punktu widzenia nieuszczuplania środków, jakimi Fundusz Pracy dysponuje na walkę z bezrobociem, koniecznym jest utrzymanie, a nawet wzmożenie kontroli robót prowadzonych przez te instytucje. Wydajność pracy na robotach samorządowych nie jest, niestety, wszędzie zadowalająca.</u>
<u xml:id="u-26.10" who="#SDobaczewski">W odniesieniu do programu robót finansowanych przez Fundusz Pracy nasuwa się jeden postulat dużej wagi. Wydaje się wskazanym, aby akcja inwestycyjna na terenie miast obejmowała w możliwie dużym stopniu takie urządzenia, jak elektrownie, rzeźnie, chłodnie i targowiska, które podnoszą zdolność produkcyjną aparatu wytwórczego w kraju. Mają one znaczenie nie tylko dla życia miejskiego, ale w bodaj większym jeszcze stopniu obok melioracyj i linij komunikacyjnych dla zorganizowania rynku zbytu wytworów wiejskich, co musi być jednym z głównych postulatów polityki gospodarczej. Zatrudniając bezrobotnych miejskich, można zatem podnieść poziom naszego rolnictwa, tak bardzo spóźnionego w stosunku do innych krajów europejskich.</u>
<u xml:id="u-26.11" who="#SDobaczewski">W ścisłym związku ze sprawą finansowania robót publicznych pozostaje kwestia zabezpieczenia ustawowego na wypadek bezrobocia. Zabezpieczenie to z początkiem 1935/36 r. zostało przejęte przez Fundusz Pracy od Funduszu Bezrobocia. Ustawa o zabezpieczeniu na wypadek bezrobocia przewiduje, że ciężar ubezpieczenia rozkłada się na pracodawców, pracowników i Skarb Państwa, który do wkładek, wpływających od dwóch kategoryj płatników, dopłaca 50%. Budżet na rok 1935/36 przewidywał wpływy z wkładek w wysokości 23 milionów złotych, oraz ze Skarbu Państwa na mocy ustawy w wysokości 11,5 miliona złotych, wpływy z wkładek przekroczyły prawie o zł 413.000 sumę preliminowaną, natomiast dopłata Skarbu Państwa wyniosła 4.322.000 zł. Już w r. 1936/37 budżet przewidywał jedynie zaliczkę na dopłaty Skarbu Państwa w wysokości 1 miliona złotych, zaliczkę taką przewiduje również preliminarz na r. 1937/38, podczas gdy wpływy z wkładek przewidziane są na 25 milionów złotych — łącznie zatem dochody, przeznaczone na zabezpieczenie na wypadek bezrobocia, wynoszą 26 milionów złotych. Zasiłki przewidziane są na 37 milionów złotych. Preliminarz przewiduje deficyt akcji zabezpieczenia na wypadek bezrobocia. Deficyt ten pokryty jest przez ograniczenie walki z bezrobociem, prowadzonej przez Fundusz Pracy. Spodziewać się należy, że ze wzrostem zatrudnienia w lecie ilość, pobierających ustawowe zasiłki, w zimie wzrośnie. Obok robót publicznych i akcji zasiłkowej poważne sumy po stronie wydatków absorbuje również pomoc doraźna. Wydatki te w roku przyszłym przewidywane są w wysokości 18.700.000 zł. Kredyty te częściowo przeznaczane były na finansowanie robót publicznych, to też w roku bieżącym uzupełnieniem akcji doraźnej, prowadzonej przez Fundusz Pracy z kredytów własnych, stała się pomoc zimowa.</u>
<u xml:id="u-26.12" who="#SDobaczewski">Pod protektoratem Pana Prezydenta i Marszałka Śmigłego - Rydza powstał Ogólno-Polski Komitet pomocy zimowej bezrobotnym. Olbrzymie potrzeby wymagały powszechności akcji, udziału wszystkich, którzy poczuwają się do odpowiedzialności za losy Polski, to też z nielicznymi wyjątkami całe społeczeństwo stanęła na apel komitetu. Akcja pomocy zimowej wykazuje w każdym miesiącu pewien wzrost liczby osób, korzystających z zasiłków. Przeciętnie miesięczna liczba, korzystających z pomocy zimowej, wynosi z górą milion osób bezrobotnych wraz z rodzinami. W ubiegłym miesiącu pomoc zimowa objęła 369.477 głów rodzin, czyli o blisko 33.000 więcej, niż w styczniu r. b. Wysokość zasiłków pomocy zimowej dostosowana jest do rozmiarów rodziny, pozostającej na utrzymaniu bezrobotnego. Prócz zasiłków dla bezrobotnych, akcja pomocy zimowej obejmuje również dożywianie dzieci. W lutym r. b. dożywiano 474.555 dzieci, co w porównaniu z poprzednim miesiącem stanowi wzrost o 73.000 dzieci.</u>
<u xml:id="u-26.13" who="#SDobaczewski">W końcu należy podnieść sprawę innych akcyj, prowadzonych przez Fundusz Pracy. W preliminarzu budżetowym znajdują one wyraz w postaci wydatków na t. zw. pomoc społeczną, a więc na ogrody działkowe, pomoc w tworzeniu warsztatów pracy, poradnictwo i przeszkolenie zawodowe oraz akcję oświatową wśród bezrobotnych. Preliminarz przewiduje na ten cel 3.300.000 zł wobec 1.352.240 zł w budżecie na rok 1936/37. Ten wzrost wydatków jest zupełnie uzasadniony, walka z bezrobociem nie może się bowiem ograniczać do robót publicznych, których rola na rynku pracy trwa dotąd, dokąd trwa sama robota. Trzeba tworzyć trwałe podstawy egzystencji dopomagając w organizowaniu różnorodnych warsztatów pracy dla ludności, która nie ma możności zarobkowania. Dotyczy to w pierwszym rzędzie chałupników oraz ludności wiejskiej, tej przynajmniej części, której dochody nie wystarczają nawet na wegetację. I tu tkwi właśnie najbardziej pożądany kierunek akcji interwencyjnej Funduszu Pracy na wsi, wstrzymującej nacisk elementu wiejskiego na rynek pracy w miastach. Zwiększenie możności zarobkowania bezrolnych i małorolnych na wsi stanowi akcję wielkiego znaczenia.</u>
<u xml:id="u-26.14" who="#SDobaczewski">W końcu należy podkreślić udział Funduszu Pracy w finansowaniu budowy tanich mieszkań za pomocą wpłat do Towarzystwa Osiedli Robotniczych. Dotychczas na ten cel wypłacił Fundusz Pracy 14.947.000 zł i sfinansował budowę domów robotniczych o łącznej kubaturze 442.000 m2. Akcja opieki nad niezatrudnioną młodzieżą została przekazana wojsku. Inicjatywę tę należy uznać za słuszną i celową. Prowadzenie dotychczasowe hufców junaków spotykało się z dość ostrymi atakami części prasy. Niewątpliwie wojsko posiada aparat sprawny, zdyscyplinowany i potrafi spełnić dobrze rolę wychowawczą.</u>
<u xml:id="u-26.15" who="#SDobaczewski">W czasie dyskusji na komisji podniesiono dwa zagadnienia: 1) aby bezrobotny mógł wypracować jak największą ilość dni w roku, a więc chodzi o podwyższenie czasu zatrudnienia bezrobotnych, czyli o wczesne rozpoczynanie robót, ażeby bezrobotny mógł wypracować do dwustu dni w roku i 2) ażeby zarobki na robotach Funduszu Pracy były zrównane ze stawkami zawartymi w umowach zbiorowych odnośnych kategoryj robotników sezonowych.</u>
<u xml:id="u-26.16" who="#SDobaczewski">Z rozpatrzenia całości zakresu prac Funduszu Pracy wynika, że o ile w latach poprzednich stawał się on ośrodkiem krystalizowania programu inwestycyj publicznych, o tyle obecnie w związku z powstaniem planu inwestycyjnego rola Funduszu Pracy zostaje sprowadzona do pewnej korektury w zakresie usuwania z rynku pracy pozostałego nadmiaru rąk.</u>
<u xml:id="u-26.17" who="#SDobaczewski">Sejm uchwalił preliminarz budżetowy Funduszu Pracy w brzmieniu przedstawionym przez Rząd. Komisja Budżetowa rozpatrzyła preliminarz budżetu Funduszu Pracy na posiedzeniach w dniach 4 i 27 lutego b. r. W imieniu komisji proponuję przyjąć przedstawiony preliminarz budżetu w brzmieniu uchwalonym przez Sejm.</u>
<u xml:id="u-26.18" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-27">
<u xml:id="u-27.0" who="#Marszałek">Otwieram rozprawę łączną nad częścią 14 budżetu (A i B) — Ministerstwo Opieki Społecznej i częścią 14 (D) Fundusz Pracy.</u>
<u xml:id="u-27.1" who="#Marszałek">Głos ma s. Modrzewski.</u>
</div>
<div xml:id="div-28">
<u xml:id="u-28.0" who="#SModrzewski">Wysoki Senacie! P. Wiceminister dr Piestrzyński dnia 14 stycznia b. r. na sejmowej Komisji Budżetowej powiedział: „Przeszliśmy z metody leczenia na metodę zapobiegania, na leczenie bezpłatne, czysto społeczne, tych chorób, które mają wagę i znaczenie dla społeczeństwa”.</u>
<u xml:id="u-28.1" who="#SModrzewski">Nie zastanawiałem się nad tym, które choroby nie mają wagi i znaczenia dla społeczeństwa, raczej skłonny byłbym przypuszczać, że wszelkie schorzenia, nie wyłączając wypadkowych i zbrodniczych uszkodzeń, są mniej lub więcej uzależnione od warunków społecznego naszego bytowania i dla społeczeństwa wagę mają; nie o to mi jednak chodzi. Chcę podkreślić, że gdyby p. Wiceminister Piestrzyński wypowiedział się, iż obok metody leczenia przystąpiliśmy do metody zapobiegania i leczenia bezpłatnego, czysto społecznego i t. d., ujrzałby obok siebie, mam wrażenie, cały świat lekarski, radośnie witający pogłębianie wysiłków Departamentu Służby Zdrowia w kierunku medycyny zapobiegawczo - społecznej, z zastrzeżeniem utrzymania wydajności medycyny leczniczej, tej codziennej pomocy lekarskiej w zakładach leczniczych, której lekarz lub dana instytucja obowiązani są udzielić bezzwłocznie, częstokroć pod groźbą nawet sankcyj karnych w razie odmowy. Niestety, zgodnie z przytoczonym powyżej odezwaniem, lecznictwo doraźne, skondensowane w szpitalnictwie, znalazło się w cieniu gmachu, zresztą bardzo pięknego, prawie że drapacza chmur, gmachu medycyny zapobiegawczej, ale bądź co bądź w cieniu, który musi mieć właściwość cienia, a więc właściwość osłabiania barw i tuszowania ostrości konturów.</u>
<u xml:id="u-28.2" who="#SModrzewski">A tymczasem życie jest życiem i jako takie ma swoje twarde wymagania. Chory obywatel bezwzględnie wymaga szybkiej i doskonałej pomocy, a należy mu się ona w imię dobra publicznego, więc lekarz zakładu udziela jej przede wszystkim pod presją ogólnoludzkich uczuć. Ale jakież są warunki egzystencji naszych szpitali?</u>
<u xml:id="u-28.3" who="#SModrzewski">Nie będę nużył uwagi Wysokiej Izby przytaczaniem licznych cyfr; cyfry te, rzucone odrazu w wielkiej ilości, przeważnie bledną, albo też całkowicie nikną dla uwagi słuchaczy, trzeba je wzrokowo mieć przed sobą, aby pogłębić swoje refleksje. Przypomnę więc tylko, że Polska ciągle znajduje się wśród innych państw na 15-tym miejscu pod względem ilości łóżek szpitalnych; ma ich zaledwie 2 na tysiąc mieszkańców, a poza Polską stoi już tylko Grecja, Litwa i Egipt. Stosunek ten jest jakby utrwalony od roku 1929 i ani rusz nie możemy się wysunąć naprzód. W dalszym ciągu podkreślić radbym, że liczba łóżek dla tej najbardziej chyba społecznej choroby, jaką jest gruźlica, w szpitalach ogólnych i sanatoriach wynosi w chwili obecnej koło 8.000, czyli mniej niż 1/4 łóżka na tysiąc mieszkańców, ale, niestety, nie są one w pełni wykorzystywane. Skąd ta paradoksalna sprzeczność? Wszak chyba czego jak czego, ale gruźlików nam nie brak, mamy ich z górą milion. Odpowiedź prosta — koszty leczenia są za wysokie. Czy może je szpitale ustalają za wysoko, może ciągną z tego jakieś duże zyski?</u>
<u xml:id="u-28.4" who="#SModrzewski">Nic podobnego, egzystencja szpitali jest wprost zagrożona, bo końca z końcem związać nie mogą.</u>
<u xml:id="u-28.5" who="#SModrzewski">Aby rozwikłać ten stek sprzeczności, należy cofnąć się historycznie nieco wstecz. Kiedy w sierpniu 1929 r. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, do którego wówczas był przydzielony Departament Służby Zdrowia, wydało instrukcję, jak mają być sporządzane statuty szpitali publicznych, wypowiedziało się ono, jak następuje: „Szpital, jako instytucja o wybitnie społecznym charakterze, nie może być uważany w pełnej mierze za instytucję samowystarczalną, jak np. przedsiębiorstwa gminne, lub zakłady użyteczności publicznej, posiadające charakter przedsiębiorstwa”. Niestety, wkrótce już, bo w 1931 r., instrukcja ta została uchylona, a to ze względu na to, że dnia 14 lutego tegoż roku p. Minister Spraw Wewnętrznych ogłosił rozporządzenie o zakładach leczniczych do istniejącego już analogicznego rozporządzenia Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 22 marca 1928 r. Ministerialne rozporządzenie, prawdopodobnie w atmosferze pogłębiającego się kryzysu, nie wspomina już o niesamowystarczalności szpitali i pierwotny ten racjonalny punkt widzenia ustępuje koncepcji samowystarczalności. Nadmienić muszę, że u naszych zachodnich sąsiadów, którzy, zdaje się, obliczać umieją, ustalona jest teza, że dochody szpitala winny w zasadzie pokrywać tylko 75% jego rozchodów, a więc 25% winno być pokryte przez subsydia z zewnątrz, co w naszych warunkach dało by szpitalom możność obniżenia kosztów leczenia również o 25%. Oczywiście, chwila obecna nie jest odpowiednia do liczenia na taką pomoc, ale niechże choć będą szpitalom zagwarantowane słusznie należne im wpływy za zalegające w wielkich cyfrach koszty leczenia od Rządu i samorządu. Niestety, tak nie jest. I szpitale publiczne, znajdując się, jak mówiłem, w cieniu gmachu inaczej ujętych zagadnień zdrowotnych, doczekują się w październiku 1933 r. rozporządzenia P. Prezydenta Rzeczypospolitej, umarzającego im wszystkie należności od gmin po dzień 1 kwietnia 1931 r. z uprawnieniem władz powiatowych do dalszego redukowania należności od gmin na rzecz szpitali, aż do poziomu 25%. Znam szpital, w którym przy zaległościach za koszty leczenia, wynoszących 1.179.828 zł, omawiane rozporządzenie jednym pociągnięciem ołówka zlikwidowało 569.762 zł. Wkrótce potem zjawiają się komisje oszczędnościowo-oddłużeniowe, które w dalszym ciągu skreślają lub obniżają należności, oddłużają gminy, ale nie odwierzycielniają szpitali. A rola ich w Państwie i społeczeństwie jest wielka i ważna, bo poza doraźną pomocą leczniczą w stosunku do obywatela, która mu się przecież słusznie należy i to zgodnie z pogłębiającymi się ciągle wymaganiami nauki, poza reprezentowaniem sobą niejako świątyni wiedzy, gdzie zarówno młody adept medyczny, jak i stary, ustępujący już z życia, praktyk dopełnia i doskonali swoją wiedzę, spada na szpitale w czasie wojennej potrzeby opieka nad rannym obrońcą kraju, zarówno jak obrona bierna przeciwlotnicza z opieką nad zagazowanymi. To już są zagadnienia obrony, zagadnienia niezwykle głębokie, skomplikowane i, niestety, bardzo kosztowne.</u>
<u xml:id="u-28.6" who="#SModrzewski">W związku z wyżej zobrazowanymi warunkami egzystencji szpitali jesteśmy świadkami następującego bardzo znamiennego faktu. Przasnyski powiatowy związek samorządowy (wydział powiatowy) za L. 0-14/37 z dnia 23 stycznia b. r. zwraca się do izby lekarskiej warszawsko-białostockiej w sprawie ewentualnego wyszukania kandydata na objęcie szpitala powiatowego na 60 łóżek w administrację poręczającą. Kombinacja bardzo prosta, zamiast wypełniać swój moralny obowiązek utrzymywania i prowadzenia szpitala powiatowego, biorąc na siebie ryzyko dopłacania do interesu, lepiej go wydzierżawić, niech ktoś inny ryzykuje, może znajdzie sposób, aby wyjść na swoje. Zgodzi się Wysoka Izba, że tego rodzaju zapoczątkowanie ustosunkowywania się do spraw zdrowia publicznego może nasunąć bardzo głębokie i daleko idące refleksje.</u>
<u xml:id="u-28.7" who="#SModrzewski">Zbliżając się ku końcowi, rad bym choć pobieżnie wspomnieć o tak pięknej myśli, jaką jest koncepcja ośrodków zdrowia, i podkreślić zarazem, że najwartościowszym w państwie i najefektywniejszym ośrodkiem zdrowia jest uzdrawatnianie terenu i warunków, w jakich społeczeństwo wegetuje. Każda uregulowana rzeczka i odwilgotnione łąki, każdy kilometr drogi z twardą nawierzchnią, odpowiadające chociażby najprymitywniejszym wymaganiom hygieny pomieszczenie mieszkalne — mam tu na myśli przede wszystkim mieszkanie wiejskie i robotnicze, np. mieszkania robotnicze naokoło Gdyni, które niewątpliwie niektórzy z pp. senatorów widzieli, — wreszcie racjonalne zużycie wody i mydła, — to są wielkie czyny medycyny zapobiegawczej, wobec których wskazówka higieniczna lub nawet pobieżna pomoc lekarska, udzielona w poradni ośrodka, są niemal martwą literą dla osobników, powracających do urągającego wszelkim wymaganiom higieny, a nieprzewietrzanego gwoli oszczędności ciepła, swojego pomieszczenia, aby się tam kilka chorych i zdrowych osób mogło ułożyć do snu na wspólnym łóżku. Jeżeli chodzi o czystość ciała, to na wsiach naszych kąpielisko jest rzadko spotykanym białym krukiem. W sprawozdaniu np. za r. 1935/36 jednego z województw, liczącego ponad 2.500.000 mieszkańców, znalazłem bardzo ciekawe zestawienie: „łazien publicznych 159, w tym 114 mykw”. Cyfra rzeczywiście dużo mówiąca, a również dużo mówi Mały Rocznik Statystyczny, wykazując, że Polska w 1929 r. wyprodukowała 2.100 ton mydła toaletowego, podczas gdy w roku 1935 ta sama produkcja zmalała do 2.000 ton, przy bądź co bądź wzroście zaludnienia o 2.654.000 osób. Wprawdzie obok znajdujemy drugą pozornie bardziej pocieszającą pozycję, ustalającą produkcję w 1929 r. na 29.000 ton, a na r. 1935 już 38.000 ton, ale dotyczy ona działu mydeł zwyczajnych i technicznych razem, bez różniczkowania jaki procent, a o ile wiem, bardzo duży, idzie na cele techniczne, a więc nie do użytku codziennego. Małe odzwierciedlenie tych nastrojów znajdujemy w omawianym obecnie budżecie Ministerstwa Opieki Społecznej, gdzie w § 13, preliminowana w poprzednim roku pozycja na łaźnie, kąpieliska i budowę studni, obecnie zmalała, podczas gdy preliminowana ogólna suma, związana z ośrodkami zdrowia i medycyną zapobiegawczą, podniesiona została dość znacznie.</u>
<u xml:id="u-28.8" who="#SModrzewski">W dalszym ciągu, w związku z. ośrodkami zdrowia, z bezładnym rozmieszczeniem lekarzy na terenie Państwa i kłopotami, jakie ma Departament Służby Zdrowia przy obsadzaniu stanowisk lekarzy rejonowych lub okręgowych, nadmienić muszę, że rzeczywiście Departament Służby Zdrowia, rozporządzając 36 stanowiskami lekarzy okręgowych, zdobył po 9 miesiącach zaledwie 12 kandydatów. Rozmieszczenie lekarzy w Polsce jest wprost fantastycznie nierównomierne. Na jednego lekarza w rozmaitych powiatach wypadła od 1.630 do 20.750 mieszkańców, przy przeciętnym w Państwie stosunku jednego lekarza na 3.322 mieszkańców. Ale w tej sprawie trzeba wziąć pod uwagę jedno. Artykuł 76 naszej Konstytucji powołuje samorząd gospodarczy, obejmujący izby, między innymi izby wolnych zawodów, a więc i izby lekarskie. Pkt. 1 art. 4 ustawy o izbach lekarskich głosi: „do zakresu działań Izb należy współdziałanie z władzami rządowymi i samorządowymi w sprawach zdrowia publicznego”. Niestety, izby nigdzie prawie do współpracy nie są wzywane ani przez Rząd, ani tym bardziej przez samorządy. Oczywiście one same nie mogą się z tą współpracą narzucać, są więc tylko obserwatorami bardzo wielu posunięć w sprawach zdrowia publicznego, posunięć nie zawsze z opinią stanu lekarskiego harmonizujących i nie zawsze szczęśliwych, co często, w krótkim bardzo czasie, życie potwierdza. Jestem głęboko przekonany, że gdyby ustawowo izby miały choć częściową możność wpływania na rozmieszczenie lekarzy, chociażby jak to przewiduje art. 15 zgłoszonej przez Rząd ustawy — prawa o ustroju adwokatury, nie miałby Departament Służby Zdrowia tych kłopotów, na które słusznie narzeka i które mu często pracę hamują, a w innych poczynaniach nie spotykalibyśmy się z takimi faktami, jak naprzykład skasowanie istniejącego z górą od 100 lat 50-cio łóżkowego szpitalnego oddziału dla umysłowo chorych, przy podkreślanym niedawno przez p. Ministra Kościałkowskiego braku w Polsce pomieszczeń dla tych najnieszczęśliwszych z nieszczęśliwych.</u>
</div>
<div xml:id="div-29">
<u xml:id="u-29.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Michałowicz.</u>
</div>
<div xml:id="div-30">
<u xml:id="u-30.0" who="#SMichałowicz">Ministerstwo Opieki Społecznej łączy w sobie szereg pojęć realnych, między innymi pojęcie opieki i zdrowia. Jak już miałem zaszczyt podkreślić w zeszłorocznej dyskusji budżetowej, pojęcie opieki czerpie swe źródło w impulsie serca i dopiero później dołącza się do tego impuls mózgu. Opieka w Polsce ma bardzo chlubne tradycje. Już w roku 1145 Henryk ks. Sandomierski, syn Krzywoustego, zakłada fundację szpitalną w Zawichoście, a w roku 1282 Przemysław II zakłada podwaliny szpitala w Kaliszu. Pamięć tego władcy została godnie uczczona złączeniem jego imienia z nowym szpitalem w tym mieście.</u>
<u xml:id="u-30.1" who="#SMichałowicz">Otóż dlatego zagadnienie tych właśnie chlubnej pamięci fundacyj, o których przed chwilą mówiłem, jest bardzo ważne i zasługuje na omówienie. Rozpocznę od fundacyj warszawskich. Co się z nimi stało? Zginęły z powierzchni ziemi, majątki istnieją, ale są przeznaczone na zupełnie inne cele. Dość jest przeczytać sprawozdania Komisji Rewizyjnej przy Prezydencie miasta i Tymczasowej Radzie Miejskiej, ażeby te sprawozdania nasunęły więcej niż smutne refleksje. A teraz przechodzę do fundacji najmłodszej, ale wielkiej — fundacji imienia Jakuba hr. Potockiego. Otóż formalnie jest tam wszystko w porządku, czuwa nad tym Ministerstwo Opieki Społecznej, wgląda wnikliwe oko Ministra Sprawiedliwości, siedzi tam nawet sędzia śledczy do spraw szczególnej wagi — formalnie wszystko jest w porządku. Ale nie mógłbym tego powiedzieć, gdybym tak rzecz wziął na zdrowy rozum. Otóż dostępne mi było sprawozdanie z pierwszego roku działalności i z tego sprawozdania dowiedziałem się, że wpływy w gotówce wynosiły 3.031 dolarów i oprócz tego 1.540.119 zł 89 gr. Zdawało by się, że są to wpływy pokaźne. Tymczasem na cel tej fundacji — na badania nad rakiem i gruźlicą zostało w tym roku przeznaczone niewiele, bo tylko 25.776 zł, i w następnych latach bodaj nic więcej, ale mniej. Jeśli teraz zastanowimy się nad tymi przykładami tak wybitnych fundacyj, to trzeba przyjść do wniosku, że jest jakaś mylna zasada administrowania fundacjami i że należy w przyszłości coś zmienić. Człowiek wybitny, fundator, przekazuje swój majątek społeczeństwu na pewne cele. Przede wszystkim zabezpiecza zasadę kontroli, zbiera szacownych obywateli, szacowni obywatele stanowią kolegium. W kolegium odpowiedzialność w ilościach miligramowych rozkłada się na każdego z szacownych obywateli, a jednocześnie nieszacowny administrator wynosi nie w miligramach, ale w kilogramach złoto. W tej zasadzie jest to najważniejsze, że nie zostały przewidziane warunki, jakie stwarza życie. Od wykonawców woli fundatora żąda się, ażeby byli specjalistami od rolnictwa, przemysłu, ażeby zgarniali dochody i żeby równocześnie byli specjalistami w tej dziedzinie, o której myślał fundator. Dlatego sądzę, że było by może lepiej, jak to jest wprowadzone w niektórych państwach ościennych, żeby taka fundacja została od razu sformułowana w ten sposób, że Państwo spienięża ją w złotych w zlocie, ulokowuje je u siebie i temu kolegium wykonawców co roku daje odpowiednią sumę. W ten sposób zagadnienie to gospodarczo było by daleko prostsze.</u>
<u xml:id="u-30.2" who="#SMichałowicz">Przechodzę teraz do drugiego zagadnienia, a raczej jego pewnego fragmentu. Otóż Komisja Budżetowa Senatu wypowiedziała zdanie, że tylko na zdrowym obywatelu można budować zdrowy ustrój społeczny i siłę obronną Państwa. Przeprowadzenie każdej myśli, a zatem i tej, wymaga jednak odpowiednich warsztatów i instrumentów. O jednym z tych warsztatów — a są nimi szpitale — mówiłem w roku zeszłym. Dziś pomówię o drugim zagadnieniu, o zagadnieniu instrumentu żywego, jakim są właśnie lekarze. W obecnej chwili, gdy wszystko stoi pod znakiem obronności Państwa, oczywiście, że to zagadnienie musi być z tego punktu widzenia także naświetlone. Znaczenie lekarzy podczas wojny, zwłaszcza wojny totalnej, jest olbrzymie. Z dawnych czasów wiemy, że w czasie wojny daleko więcej żołnierzy ginęło od chorób niż od kul. Otóż w zeszłym roku, wychodząc z tego założenia prosiłem o ten koński punkt widzenia w ustosunkowaniu się do lekarzy, to jest powiedziałem: będziemy patrzyli na lekarzy bez żadnego sentymentu jako na pewien inwentarz żywy, potrzebny dla wojny, i tak samo, jak teraz dbamy o konie dla zaopatrzenia armii, dbajmy i o tych lekarzy, ażeby oni do tej wojny dożyli. Stosunki tak się zmieniły, że co było dawniej prywatnym wykonywaniem zawodów, obecnie rozwija się w mgławicy, mamy do czynienia z pewnymi dykasteriami. Otóż na pierwszy ogień idzie dyskateria lekarzy t. z. rządowych, rejonowych. Jeżeli przyjrzyć się ich uposażeniom, to wynoszą one 200, 150, 100 zł, a nawet w roku zeszłym liczby oficjalne podawały 50 zł miesięcznie, czyli jest to kategoria nie XI, XII, ale jeszcze niższa. Pytam, do czego to doprowadzi? Oczywiście, stanie się to szkołą dla produkowania drobnych przestępców, bo za 50 zł miesięcznie lekarz nie będzie w stanie utrzymać siebie i rodziny i wkroczy na drogę kolidującą z prawem. Obok kategorii lekarzy rejonowych istnieją jeszcze lekarze pomocy lekarskiej dla urzędników. Jest ich około 1000, większość pracuje na ryczałt miesięczny od 200 do 50 zł. Arystokracja wśród tych lekarzy pracuje na warunkach, że tak powiem, od głowy, to jest za wizyty u siebie pobiera od 75 gr do 1 zł, a za wizyty u chorego od 1,50 do 3,50 zł. Odliczając z tego podatek, koszty lokalu, gabinetu, zobaczymy, że to wynagrodzenie sprowadza się do jeszcze mniejszego. A teraz zapytajmy, w jaki sposób płacone są te należności? Gdy powiedziano mi, że zadłużenie za leczenie urzędników państwowych u lekarzy, w szpitalach i aptekach wynosi 12 milionów złotych, to się przeraziłem i myślałem, że to jest jakieś nieporozumienie. Niestety, wgląd w liczby wykazał mi, że jest to nie 12 milionów złotych, tylko 11.400.017 zł, przy czym brak danych z trzech województw; muszę dla ścisłości zaznaczyć, że około 3 miliony to są zaległości za lekarstwa. Zapytuję, jakby teraz należało postąpić, gdyby były normalne warunki. Oczywiście trzeba by się przerazić, trzeba by było te 12 milionów wpisać w tej chwili do załatwienia lub przynajmniej rozłożyć je na 3 lata, żeby w ten sposób spłacić te odwieczne długi. Tymczasem proponuje się inne wyjście, znowu uderzające w ten cenny instrument, którym jest żywy człowiek, proponuje się przejść od głównego na ryczałt, przy czym obniżyło by się wynagrodzenie do połowy, a może nawet i poniżej połowy.</u>
<u xml:id="u-30.3" who="#SMichałowicz">Jeżeli teraz przejdę do następnej grupy, a mianowicie do lekarzy szkolnych, to zobaczymy, że tam wynagrodzenie miesięczne wynosi 42 zł, a są i takie, że i 23 zł. Jeżeli teraz weźmiemy jeszcze pod uwagę ten delikatny instrument, którym jest lekarz, i zapytamy się siebie: no, a jeżeli on jest opłacany, to przynajmniej ile stuleci on może pracować? Tymczasem wiek lekarza jest bardzo ograniczony, bo statystyki wykazują, że on, który wstępuje w 30 roku życia na pole praktyki, który ma szanse praktykować z pewnym powodzeniem do 55–60 lat, zwykle nie dożywa tego wieku, bo przeciętny wiek lekarza jest około 45 lat. Przy czym należy zaznaczyć, że lekarz otwiera falangę tych właśnie kandydatów w te dobre zaświaty, kroczy w pierwszym ich szeregu — jak mówi statystyka, w ostatnim szeregu kroczą na szczęście przedstawiciele duchowieństwa. Przedtem drukarz poprzedzał lekarza, ale obecnie warunki pracy drukarza tak się poprawiły, że drukarz jest dziś w środku, a lekarz idzie na samym przedzie. By wyczerpać tę litanię, że tak powiem, tych niezwykle smutnych objawów, muszę powiedzieć, że niedawno otrzymaliśmy w Izbie Naczelnej doniesienie z izby lwowskiej, że zabroniła ona jednemu lekarzowi wykonywania praktyki na wsi w pewnym majątku za całe… 8 zł miesięcznie dlatego, iż uważała, że to już dochodzi do absurdu. Prosiłem w zeszłym roku, aby nasze izby i nasze czynniki rządowe, a wreszcie to społeczeństwo, które na nich patrzy, ustosunkowało się do lekarzy przynajmniej jak do konia. W tym roku proszę, aby ustosunkowało się jak do kucyka, proszę Państwa, i proszę o tę garść tego normalnego pożywienia, aby ten kucyk doczekał wojny, bo na wojnie lekarz będzie potrzebny.</u>
<u xml:id="u-30.4" who="#SMichałowicz">W zeszłym roku, mówiąc o szpitalnictwie, powiedziałem, że Polska zajmuje jedno z ostatnich miejsc od końca, że prześcigają ją w Europie tylko trzy państwa, no i oczywiście poza Europą Abisynia. W tym roku wyczytałem w sprawozdaniu p. Marszałka Kwaśniewskiego, że pod względem ilości lekarzy Polska zajmuje drugie miejsce od końca w Europie i że za nią stoi tylko jeszcze Albania. No, proszę Państwa, to już nasuwa bardzo smutne refleksje.</u>
<u xml:id="u-30.5" who="#SMichałowicz">Na zakończenie — kilka dat historycznych, bo i z tego punktu widzenia ciekawe było by tę sprawę naświetlić. Otóż był czas, kiedy na dworze Ludwika XIV, „króla słońca”, przełożonym lekarzy był lokaj królewski. Nie było w tym nic złego, bo ten sam lokaj przewodził najwyższym rodom, które się ubiegały o to, aby być obecnym przy wstawaniu „króla słońca, aby mu podawać pewne utensylia itd. Ale czasy się zmieniły. P. Marszałek Kwaśniewski, mówiąc o zadaniach Ministerstwa Opieki Społecznej, nawrócił do świetnej tradycji manifestu Towarzystwa Demokratycznego z roku 1836 i do brzmienia naszej Konstytucji. Mówiąc o pewnym szczególe tego Ministerstwa, o warunkach pracy tak delikatnego instrumentu, jakim jest lekarz, nawrócę jeszcze do wcześniejszych czasów, bo do r. 1789, a mianowicie do Deklaracji Praw Człowieka, która za podstawę moralną swoich członków stawia prawo do pracy, do wykonywania pracy i to uważa za indygenat szlachecki. Otóż jeszcze wcześniej, niż ta Deklaracja się ukazała, taka kołtuńska Austria z czasów Marii Teresy zrozumiała to i wydała w r. 1783 ustawę, oddzielającą chirurgów od cyrulików. Obawiam się, że my zmierzamy szybkimi krokami wstecz, że jeżeli dalej będzie się proponowało lekarzowi wykonywanie opieki lekarskiej za 8 zł miesięcznie i jeżeli dalej nawet instytucje rządowe będą płaciły miesięcznie lekarzom za opiekę w szkole po 23 zł, to wtedy wynagrodzenie lekarza spadnie poniżej poziomu wynagrodzenia cyrulika. A tymczasem stan lekarski, nie mówiąc już o tych potrzebach, które zachodzą w stosunku do tego stanu w Państwie, jednak zasłużył się dobrze społeczeństwu. Dość jest przejrzeć i przeczytać utwory literatury pięknej naszych pisarzy, gdzie wszędzie widzimy w mniejszym lub większym stopniu szlachetną postać doktora Judyma. Zresztą wystarczy nam zajrzeć do statystyki chorób zakaźnych i jeżeli zobaczymy ile tego nieszczęścia na świecie zostało zwalczone, to wtedy powiemy, że ta grupa społeczna, która w tej zawierusze, w tej zbyt szybkiej ewolucji stosunków ciągle zostaje spychana na koniec, musi być jednak podniesiona. Niedawno, przed kilku dniami czytałem pracę dr. Stefana Rudzkiego pod tytułem: „Lekarze w roku 1905”. I otóż ta przytłaczająca liczba nazwisk ludzi ofiarnych, którzy nie tylko na terenie swojej pracy, ale i na terenie społecznym wykazali swoją wartość moralną, jeszcze więcej mnie pobudza do tego, ażeby Wysoką Izbę, jako reprezentację naszego społeczeństwa, prosić o lepszy i godniejszy stosunek do tego stanu.</u>
<u xml:id="u-30.6" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-31">
<u xml:id="u-31.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Wiesner.</u>
</div>
<div xml:id="div-32">
<u xml:id="u-32.0" who="#SWiesner">Wysoka Izbo! Zagadnienie bezrobocia wśród naszej grupy narodowej posiada niezmiernie ważne znaczenie, gdyż od jego rozwiązania zależeć pędzie, czy niemiecka grupa narodowa w ciągu następnych lat może rozpocząć rozbudowę własnego życia i pomyśleć o stworzeniu nowej egzystencji. Bezrobocie nie dotyczy tylko niemieckiej grupy narodowej, lecz jest palącym zagadnieniem całego Państwa. Nad faktem, że 80% Niemców na Górnym Śląsku jest bez pracy, nie może ani Państwo, ani też my przejść do porządku dziennego, tym bardziej, że przy obecnie panujących stosunkach większa część Niemców bezrobotnych nie posiada najmniejszej nadziei otrzymania pracy. Ta niezmiernie paląca kwestia domaga się jak najpilniejszego rozwiązania. Zrozumiałym jest, że zwalczania bezrobocia nie może się podjąć niemiecka grupa narodowa tylko z własnych sił, o ile jej Państwo w tym nie dopomoże. Przemysł wyeliminował wszystkie niemieckie siły robocze, pozostawiając tak robotników, jak i pracowników umysłowych na pastwę losu. Tak robotnicy, jak i pracownicy umysłowi stoją w obliczu strasznej rzeczywistości. Przemysł, jako warsztat pracy, jest dla nich w przygniatającej większości zamknięty, a handel i rzemiosło nie są w stanie wchłonąć tego nadmiaru sił roboczych. Wobec takiego stanu rzeczy zachodzi konieczność oglądania się za nowymi sposobami i drogami, aby opanować tę straszną nędzę. Bierne przypatrywanie się tragedii grupy narodowej, jej powolnemu zamieraniu, chociaż jest spokojna, pokojowo usposobiona i chętna do pracy, nie leży i nie może leżeć w interesie Państwa i jego intencji. Oprócz tego wszystko wskazuje na to, że w roku bieżącym i reszta jeszcze zatrudnionych straci pracę i stanie się bezrobotną. Jesteśmy zdania, że nędzę i bezrobocie winni ponosić wszyscy równomiernie, a nie można obarczać nią tylko części obywateli.</u>
<u xml:id="u-32.1" who="#SWiesner">Zagadnienie bezrobocia stało się równocześnie i zagadnieniem politycznym, oznacza to bowiem niezgodność z zasadą równych praw dla wszystkich obywateli, jeżeli przeważna część obywateli traci pracę i chleb jedynie dla tego, że przyznaje się do narodowości niemieckiej. W szczególnie nieszczęsnym położeniu znajduje się nasza młodzież, która nie ma możności wyuczenia się jakiegoś rzemiosła i skazana jest na demoralizację. Ponad 7.000 chłopców niemieckich w wieku pozaszkolnym wyrasta, nie mając okazji do nauczenia się jakiegoś zawodu i powiększa armię bezrobotnych. Nasuwa się pytanie, co będzie dalej z tą generacją, która się niczego nie nauczyła i nic nie umie. Czy zdają sobie te koła, które ten nieszczęsny stan w naszej grupie narodowej wywołały, sprawę z ogromu tego nieszczęścia? Chce się dziesiątki tysięcy bezrobotnych wraz z ich rodzinami doprowadzić do rozpaczy. Z całym naciskiem domagamy się, aby miarodajne koła państwowe zajęły się tym problemem i ulżyły niedoli nie szczęśliwych. Załatwienie tej kwestji nastąpić może jedynie według następujących zasad: 1) Członkom niemieckiej grupy narodowej przysługuje w równej mierze prawo do pracy i chleba; 2) Przynależność cło narodowości niemieckiej albo spełnianie obowiązków wobec własnej szkoły nie może być powodem utraty miejsca pracy; 3) przy otwieraniu nowych warsztatów pracy i przy przyjmowaniu nowych sił roboczych winno się powołać zwolnionych robotników i pracowników niemieckich w odpowiednim rozmiarze na ich dawne stanowiska; 4) w dzielnicach, dotkniętych najbardziej bezrobociem powinno się zwalczać je przy pomocy robót publicznych, uwzględniając w odpowiedniej mierze i robotników niemieckich.</u>
<u xml:id="u-32.2" who="#SWiesner">Tą drogą nędza naszej grupy narodowej może być zwalczana, nie wyrządzając nikomu krzywdy. Wychodzimy przy tym z ogólno ludzkiego założenia, że każdy ma prawo do życia i pracy. Od tych zasad nie wolno się nikomu uchylać.</u>
</div>
<div xml:id="div-33">
<u xml:id="u-33.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Maciejewski.</u>
</div>
<div xml:id="div-34">
<u xml:id="u-34.0" who="#SMaciejewski">Wysoki Senacie! Opieka Społeczna w Polsce jest na wielu odcinkach niedostateczna. Zorganizowany świat pracy już niejednokrotnie dał temu wyraz w swoich czasopismach, jak również w uchwałach, podejmowanych na regionalnych i ogólno - krajowych zjazdach oraz kongresach. Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy jest zdaniem moim fakt nieutrzymywania bliskiego kontaktu Ministerstwa Opieki Społecznej ze sferami pracowniczymi.</u>
<u xml:id="u-34.1" who="#SMaciejewski">Przy Ministerstwie Opieki Społecznej istnieje Rada Ubezpieczeń Społecznych, o której działalności nic nie słychać, a która niewątpliwie mogłaby spełnić bardzo pożyteczną rolę. Rada Ubezpieczeń Społecznych powinna być zwoływana co najmniej dwa razy do roku, a zwołanie jej już w najbliższym czasie uważam za pożądane dla możliwie rychłego załatwienia palącej bolączki, którą jest brak samorządu w ubezpieczeniach społecznych. Z trybun Izb ustawodawczych wskazywano zresztą niejednokrotnie na konieczność przywrócenia samorządu w ubezpieczeniach społecznych. Rządy kominiarskie, sprawujące zarząd nad instytucjami ubezpieczeń społecznych od przeszło 7 lat, nie spełniły swego zadania, przeciwnie — działalnością swoją przyczyniły się do wielkiego rozgoryczenia wśród szerokich rzesz ubezpieczonych. Ogólna ich gospodarka jest mało wydatna i pozostawia wiele do życzenia, a poza tym wprowadzały one szereg zmian na niekorzyść ubezpieczonych, nie mówiąc już o niefortunnej polityce personalnej, jaka się ujawnia w tych instytucjach. Instytucje ubezpieczeniowe służyć mają potrzebom ubezpieczonych. Dla potrzeb tych wyższa biurokracja ubezpieczeniowa nic ma należytego zrozumienia, bowiem nie styka się ona bezpośrednio z niedolą ubezpieczonych i nie rozumie, jak należy szybko i skutecznie niedoli tej zapobiegać lub ją łagodzić.</u>
<u xml:id="u-34.2" who="#SMaciejewski">Jedną z dziedzin, która ujemnie odbiła się na ubezpieczonych, jest lecznictwo zapobiegawcze. Znane mi są wypadki, w których lekarze zaufania Zakładu Ubezpieczeń Społecznych stwierdzili konieczność przeprowadzenia leczenia zapobiegawczego, lecz mimo tych stanowczych opinaj lekarskich, odnośni ubezpieczalni, pracownicy umysłowi, nie zostali wysłani na leczenie zapobiegawcze. Chodziło w tych wypadkach np. o osoby cierpiące na wady serca, choroby płuc i inne, dające się, zdaniem lekarzy, usunąć za pomocą leczenia zapobiegawczego, a grożące inaczej stałą niezdolnością do pracy, narażającą Zakład Ubezpieczeń na płacenie renty inwalidzkiej. Jestem przekonany, że tego rodzaju nieroztropna polityka nie mogłaby mieć miejsca, gdyby istniały czynniki samorządowe, współdziałające przy decyzjach nad wnioskami o leczenie zapobiegawcze. Taka polityka musiała wywołać wśród szerokich mas ubezpieczonych jak największe oburzenie i niezadowolenie, a nawet zniechęcenie do ubezpieczeń społecznych, gdyż mija się ona wyraźnie z duchem i celami ustawy o ubezpieczeniu społecznym, która przewiduje leczenie zapobiegawcze jako środek, mający na celu zapobieganie stałej niezdolności do pracy i tym samym zaoszczędzenie stałych ciężarów w formie rent inwalidzkich. Polityka ta jest tym mniej zrozumiała, jeśli się zważy, że ubezpieczony, udający się na kurację zapobiegawczą, przez zrzeczenie się grosza chorego, przysługującego mu z kasy chorych albo uiszczanie dziennej dopłaty do kosztów leczenia, oraz przez ponoszenie kosztów dojazdu i taksy kuracyjnej, pokrywa w znacznej mierze sam koszty leczenia zapobiegawczego. Dziwnym zbiegiem okoliczności zdarzają się atoli wypadki, gdzie jedni i ci sami ubezpieczeni nie wiadomo dla jakich względów zbyt często korzystają z leczenia zapobiegawczego, podczas gdy innym odmawia się przyznania leczenia zapobiegawczego w okolicznościach, wymagających bez zastrzeżeń takiego leczenia.</u>
<u xml:id="u-34.3" who="#SMaciejewski">Na niemniejsze trudności i długie wyczekiwania narażeni są również ci ubezpieczeni, którzy składała wnioski o przyznanie im renty inwalidzkiej. Zdarzały się wypadki, że załatwienie wniosku rentowego, przeciągało się w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych przez niemal półtora roku, skutkiem czego ubezpieczony wraz z rodziną znalazł się w sytuacji bez wyjścia, a w dodatku z powodu wycieńczenia zakończył swój żywot przed doczekaniem się przyznania mu renty inwalidzkiej, albo zmarł krótko po przyznaniu mu jej. Uważam, że jest już czas najwyższy, aby obok dyrekcji instytucyj ubezpieczeniowych — w miejsce komisarzy — jako organ nadrzędny, kontrolujący i uchwalający, wprowadzona została władza kolegialna. reprezentującą ubezpieczonych i składająca się z ludzi, którzy rozumieją co to jest choroba, inwalidztwo, śmierć czy bezrobocie w rodzinie pracowniczej,...</u>
<u xml:id="u-34.4" who="#komentarz">(Głos: Bardzo słuszniej.)</u>
<u xml:id="u-34.5" who="#SMaciejewski">... którzy rozumieć będą, iż we wszystkich tych przypadkach trzeba ubezpieczonym natychmiast przyjść z pomocą, zamiast, jak to czynią komisarze, bawić się w skomplikowane formalności, w statystyki i inne biurokratyczne niedorzeczności.</u>
<u xml:id="u-34.6" who="#SMaciejewski">O ile wiem, to przed niedawnym czasem p. Minister Opieki Społecznej oświadczył wobec delegacji Centrali Pracowniczych Związków Zawodowych, iż w najbliższym czasie zostanie samorząd ubezpieczeniowy przywrócony. Proszę więc Pana Ministra o przyśpieszenie zaspokojenia tej tak pilnej i koniecznej potrzeby.</u>
<u xml:id="u-34.7" who="#SMaciejewski">Poza tym daje się zauważyć niepokojenie pracowników Zakładu Ubezpieczeń Społecznych ciągłymi zmianami przepisów służbowych, dotyczących warunków pracy i płacy. Od chwili bowiem ukazania się rozporządzenia Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 17 marca 1932 r. w sprawie uregulowania stosunków służbowych w instytucjach ubezpieczeń społecznych, wspomniane przepisy służbowe doznały przynajmniej 6 razy różnych zmian. Taka polityka stwarza niepokój i niepewność wśród pracowników instytucyj ubezpieczeń społecznych i tym samym nie może się przyczynić do lepszej wydajności pracy tych pracowników. Proszę Pana Ministra o usunięcie tych niedomagań.</u>
<u xml:id="u-34.8" who="#SMaciejewski">Ustawa o ubezpieczeniu społecznym (tzw. ustawa scaleniowa), która weszła w życie z dniem 1 stycznia 1934 r., a której opracowanie nie zostało poprzedzone dostatecznie wyczerpującym przedyskutowaniem wszelkich zagadnień, związanych z licznie przeprowadzonymi reformami ubezpieczeń społecznych, bynajmniej nie wzbudza wśród ubezpieczonych zadowolenia, a to dlatego, że przyniosła dalsze przerosty biurokratyczne kosztem ubezpieczonych. Nie wchodząc w to, jak zapatruje się p. Minister na luki i niedociągnięcia tej ustawy, pragnę podkreślić, że zapowiada ona wydanie szeregu ustaw i rozporządzeń wykonawczych, które się dotychczas nie ukazały.</u>
<u xml:id="u-34.9" who="#SMaciejewski">I tak np. art. 3 tej ustawy wspomina o wejściu w życie ustawy o pracy chałupniczej, ustalającej definicję chałupnika. Nie widzę powodów, dlaczego dotychczas nie przedstawiono Izbom ustawodawczym projektu tej ustawy. Art. 7 ustawy o ubezpieczeniu społecznym postanawia, że ubezpieczenie robotników rolnych na wypadek niezdolności do zarobkowania i na wypadek śmierci unormuje osobna ustawa, której projekt wniesie p. Minister Opieki Społecznej do Sejmu do dnia 1 stycznia 1934 r. Stwierdzam, że dotąd odnośny projekt ustawy nie wpłynął do Sejmu. Art. 221 ust. 7 ustawy o ubezpieczeniu społecznym, traktujący o ustalaniu wysokości składek ubezpieczeniowych za więźniów, porucza Ministrowi Opieki Społecznej w porozumieniu z Ministrem Sprawiedliwości ustalenie wysokości tych składek w formie ryczałtu na okresy 3-letnie. O ile wiem, ustalenie to dotychczas nie nastąpiło. Art. 226 ust. 2 tej samej ustawy nakłada na ubezpieczalnie społeczne obowiązek okresowego przeprowadzania szczegółowej kontroli uiszczania składek u każdego poszczególnego pracodawcy w odstępach czasu, ustalanych przez Ministerstwo Opieki Społecznej. Również w tym wypadku stwierdzam lukę, bowiem wspomniane czasokresy nie zostały jeszcze ustalone. Art. 268 ustawy o ubezpieczeniu społecznym zapowiada wejście w życie osobnej ustawy, określającej ustrój organów rozstrzygających spory ubezpieczeniowe, oraz postępowanie przed nimi. Projektu takiej ustawy nie wniesiono dotychczas do Izb ustawodawczych. Ponadto ustawa o ubezpieczeniu społecznym przewiduje w art. 288 wydanie rozporządzenia wykonawczego przez właściwych ministrów w porozumieniu z Ministrem Opieki Społecznej, określających zakres pomocy, mającej być udzielanej instytucjom ubezpieczeniowym przez władze i urzędy państwowe oraz komunalne. Brak tych rozporządzeń daje się we znaki administracji Zakładu Ubezpieczeń Społecznych i nie wiadomo, dlaczego rozporządzenia te dotąd się nie ukazały. Artykuł 298 ustawy o ubezpieczeniu społecznym przewiduje w ust. 4 przepisy, dotyczące sposobu i zasad prowadzenia i likwidacji instytucyj ubezpieczeniowych, wymienionych w poprzednich ustępach 1 i 2 tego artykułu. Wspomniane przepisy likwidacyjne nie ukazały się dotąd. W związku z powyższym wypada mi stwierdzić, że nie wykonane zostały również przepisy art. 304 ust. 5 ustawy o ubezpieczeniu społecznym, dotyczące rozporządzenia wykonawczego, mającego regulować uprawnienia byłych członków różnych instytucyj ubezpieczeniowych na obszarze byłej dzielnicy pruskiej i austriackiej. Niemniej uważam za konieczne możliwie rychłe wydanie rozporządzenia wykonawczego przez p. Ministra Opieki Społecznej, poruczone mu w art. 313 ustawy o ubezpieczeniu społecznym, skoro rozporządzenie to ma regulować, pod jakimi warunkami mogą być przywrócone nabyte poprzednio uprawnienia tym osobom, które je utraciły bez własnej winy na podstawie przepisów, uchylonych ustawą o ubezpieczeniu społecznym.</u>
<u xml:id="u-34.10" who="#SMaciejewski">Przechodząc do omówienia kilku zagadnień dotyczących ochrony pracy, pragnę na pierwszym miejscu przedstawić sprawę nierównego i niesprawiedliwego traktowania pracowników górniczych i technicznych na górnośląskiej części województwa śląskiego pod względem stosowania terminów wypowiedzenia stosunku służbowego. Polskie prawo górnicze, jako też polskie prawo przemysłowe, zatrzymały w przepisach końcowych w mocy przepisy wygasłej powszechnie pruskiej ustawy górniczej z dnia 24 czerwca 1865 r. i wygasłej niemieckiej ordynacji przemysłowej z dnia 21 czerwca 1869 r., traktujące o stosunkach służbowych personelu dozoru górniczego i pracowników ruchu, werkmistrzów oraz techników. Tu zaznaczyć należy, że w chwili wejścia w życie polskiego prawa górniczego i polskiego prawa przemysłowego, nie obowiązywał jeszcze kodeks zobowiązań. Wprawdzie warunki pracy i płacy wspomnianych kategoryj pracowniczych uregulowane są na górnośląskiej części województwa śląskiego umowami zbiorowymi, które między innymi zawierają również postanowienia co do terminów wypowiedzenia stosunków pracy, jednak do wspomnianych kategoryj pracowników, zatrudnionych w zakładach pracy nie należących do żadnego związku pracodawców, postanowienia umowy taryfowej zastosowania nie miały. Z chwilą wygaśnięcia pruskiej ustawy górniczej i niemieckiej ordynacji przemysłowej, byłaby w stosunku do tych pracowników powstała luka ustawowa i przeto ustawodawca zniewolony był w przepisach końcowych polskiego prawa górniczego i polskiego prawa przemysłowego utrzymać moc obowiązującą przepisów tych dwóch wygasłych ustaw zaborczych, traktujących o stosunkach służbowych pracowników górniczych i technicznych. Jednak z chwilą wejścia w życie kodeksu zobowiązań, t. j. z dniem 1 lipca 1935 r. potrzeba utrzymania nadal w mocy wspomnianych przepisów wygasłych dwóch ustaw zaborczych w zupełności odpadła, gdyż kodeks zobowiązań reguluje wyczerpująco stosunki pracy wszystkich pracowników i między innymi przewiduje pod względem terminów wypowiedzenie w art. 469 § 3 6-miesięczny termin wypowiedzenia na koniec kwartału kalendarzowego w wypadku, gdy stosunek pracy trwał już nieprzerwanie przeszło 10 lat. Przepis ten w stosunku do utrzymanych w mocy przepisów wspomnianych dwóch wygasłych ustaw zaborczych przyniósł korzyść pracownikom, albowiem wspomniane ustawy zaborcze przewidują tylko 6-tygodniowy termin wypowiedzenia na koniec kwartału kalendarzowego, bez względu na czas trwania stosunku pracy między stronami.</u>
<u xml:id="u-34.11" who="#SMaciejewski">Z uwagi na przepis art. 446 kodeksu zobowiązań jako też na przepisy art. II pkt 16 i art. III pkt 10 wprowadzających kodeks zobowiązań, przepisy kodeksu zobowiązań nie mają, niestety, na górnośląskiej części woj. śląskiego zastosowania do personelu dozoru górniczego, jako też do pracowników ruchu, werkmistrzów i techników. Cytowane przepisy postanawiają bowiem, że kodeks zobowiązań nie ma zastosowania tam, gdzie istnieje szczególna ustawa regulująca inaczej warunki pracy i płacy, jako też postanawiają, że ustawy szczególne, dotyczące wypowiadania i rozwiązywania umów o pracę pozostają w mocy. Splot wyżej przedstawionych okoliczności faktycznych i prawnych krzywdzi ogromnie wspomniane kategorie pracowników w stosunku do reszty pracowników umysłowych, zatrudnionych na górnośląskiej części woj. śląskiego, która bez zastrzeżeń korzysta z postępowych postanowień kodeksu zobowiązań, dotyczących terminów wypowiedzenia stosunku pracy. Wykazałem poprzednio, iż potrzeba ustawodawcza dalszego utrzymania w mocy wspomnianych przepisów wygasłych dwóch ustaw zaborczych z chwilą wejścia w życie kodeksu zobowiązań odpadła w zupełności. Sprawiedliwość społeczna wymaga, by przepisy te wygasły na równi z innymi przepisami wspomnianych ustaw zaborczych oraz aby w ten sposób świat pracy umysłowej na górnośląskiej części woj. śląskiego pod względem terminów wypowiedzenia stosunków pracy potraktowany był jednolicie. Proszę więc p. Ministra Opieki Społecznej, by możliwie w jak najrychlejszym czasokresie wniósł do Izb ustawodawczych projekt noweli polskiego prawa górniczego i polskiego prawa przemysłowego, w których uchylona zostałaby moc całkiem przestarzałych przepisów §§ 80–93a pruskiej powszechnej ustawy górniczej z roku 1865 oraz przepisów §§ 133a i następnych niemieckiej ordynacji przemysłowej z roku 1869. Nie jest bowiem do pomyślenia, by np. pracownicy dozoru technicznego, pracujący przez całe życie pod ziemią, albo pracownicy techniczni, zatrudnieni w hutnictwie żelaznym lub metalowym, albo w przemyśle chemicznym, których warunki pracy są w wielu wypadkach również bardzo ciężkie i niebezpieczne dla życia i zdrowia, pod względem wypowiedzenia stosunku pracy traktowani mieliby być nadal gorzej od reszty pracowników, zatrudnionych w tych samych warsztatach pracy. Dodam, Panie Ministrze, że każdy pracownik kupiecki według kodeksu zobowiązań po 10 latach pracy ma prawo do 6-miesięcznego wypowiedzenia, natomiast pracownik techniczny w górnictwie i hutnictwie, który, jak powiadam, pracuje w gorszych warunkach, tylko dlatego, że na tych terenach obowiązuje stara ustawa górnicza z 1865 r. i stara ustawa przemysłowa z 1869 r., ma wypowiedzenie określone na 6 tygodni przed upływem kwartału, choćby w tym samym zakładzie pracy pracował 10, 20, czy 30 lat i dłużej.</u>
<u xml:id="u-34.12" who="#SMaciejewski">Świat pracy Górnego Śląska przyjął z wielkim zadowoleniem oświadczenie p. Ministra, złożone podczas obrad Komisji Budżetowej Senatu, że Rząd nie zamierza uszczuplać ustawodawstwa społecznego, obowiązującego na Górnym Śląsku.</u>
<u xml:id="u-34.13" who="#SMaciejewski">W okresie najlepszej koniunktury, t. j. w r. 1928 powołana została przy Ministerstwie Opieki Społecznej Rada Ochrony Pracy, której zadaniem miało być rozpatrywanie zagadnień, dotyczących ochrony pracy. Wspomniałem o tym już w ubiegłym roku z okazji omawiania budżetu Ministerstwa Opieki Społecznej. Ponieważ Rada Ochrony Pracy nie odbywa swych posiedzeń od r. 1930, a więc od chwili nastania kryzysu gospodarczego, pozwalam sobie zapytać Pana Ministra, czy Rada ta istnieje jeszcze, oraz czy będzie w przyszłości odbywała swoje posiedzenia. Zdaniem moim, Rada Ochrony Pracy mogłaby spełnić niemniej pożyteczną rolę od roli wspomnianej poprzednio już Rady Ubezpieczeń Społecznych, zaś posiedzenia Rady Ochrony Pracy powinny się odbywać co najmniej dwa razy w roku.</u>
<u xml:id="u-34.14" who="#SMaciejewski">W końcu pragnę poświęcić jeszcze kilka uwag zagadnieniu czasu pracy, inspekcji pracy i bezrobociu. Już w swoim zeszłorocznym przemówieniu z okazji omawiania budżetu Ministerstwa Opieki Społecznej pokreśliłem, że ustawa o 8-godzinnym czasie pracy stała się w Polsce martwą literą, gdyż niemal we wszystkich zakładach pracy zmusza się pracowników i robotników do wykonywania pracy w godzinach nadliczbowych — przeważnie bezpłatnie.</u>
<u xml:id="u-34.15" who="#komentarz">(Głosy: Tak jest.)</u>
<u xml:id="u-34.16" who="#SMaciejewski">Ten stan rzeczy nie powinien być tolerowany na dłuższą metę, o ile szerokie rzesze świata pracy nie mają dojść do przekonania, że ustawa o 8-godzinnym czasie pracy jest fikcją. Jest rzeczą niewątpliwą, że poprzez ścisłe przestrzeganie 8-godzinnego dnia pracy osiągnąć możemy w Polsce stosunkowo wydatne zmniejszenie się bezrobocia. Co prawda, inspektorzy pracy zabiegają w kierunku przestrzegania przez pracodawców 8-godzinnego dnia pracy, lecz wobec wielkiego nawału spraw spornych, nie są w stanie sprostać swojemu zadaniu w tej dziedzinie. Jest więc rzeczą nieodzowną bezzwłoczne powołanie większej liczby asystentów inspekcyjnych, zwłaszcza w głównych ośrodkach przemysłowych i handlowych.</u>
<u xml:id="u-34.17" who="#SMaciejewski">Na odcinku licznego zatrudniania dostatecznie zaopatrzonych emerytów państwowych i samorządowych nic się nie zmieniło. W przedsiębiorstwach prywatnych, państwowych, samorządowych i publiczno - prawnych pracują i przyjmuje się nadal emerytów, pobierających dostateczne zaopatrzenie emerytalne. Poza tym w dalszym ciągu zatrudnia i przyjmuje się w wymienionych instytucjach mężatki, których mężowie pracują i stosunkowo dobrze zarabiają. Uważam, iż w czasach kryzysowych, w których mamy tysiączne rzesze bezrobotnych pracowników umysłowych, należało by ze względów społecznych dążyć do zwalniania wspomnianych emerytów i mężatek.</u>
<u xml:id="u-34.18" who="#SMaciejewski">Fundusz Pracy w dalszym ciągu zbyt mało poświęca uwagi sprawom pracowników umysłowych, mimo, iż składki ich stanowią bardzo poważną pozycję w dochodach tego funduszu. Na akcję zwalczania bezrobocia pracowników umysłowych Fundusz Pracy Wydaje kwoty niezmiernie niskie i absolutnie niedostateczne. Zbliża się okres podjęcia większych robót inwestycyjnych i dlatego ponownie podkreślam konieczność zatrudnienia większej ilości bezrobotnych pracowników umysłowych.</u>
<u xml:id="u-34.19" who="#SMaciejewski">Im większą liczbę bezrobotnych pracowników umysłowych będziemy mieli w Polsce, tym bardziej zwiększać się będzie niebezpieczeństwo radykalizacji warstw pracujących pod przewodnictwem bezrobotnej inteligencji, a co za tym idzie, na tym podłożu wyrastać będą coraz to liczniej korzenie bolszewickie, niepożądane w naszym życiu państwowym, gospodarczym i społecznym.</u>
<u xml:id="u-34.20" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-35">
<u xml:id="u-35.0" who="#Marszałek">Zarządzam przerwę do godz. 16.</u>
<u xml:id="u-35.1" who="#komentarz">(Przerwa od godz. 14 min. 5 do godz. 16 min. 3.)</u>
</div>
<div xml:id="div-36">
<u xml:id="u-36.0" who="#Marszałek">Wznawiam posiedzenie.</u>
<u xml:id="u-36.1" who="#Marszałek">Głos ma s. Decykiewicz.</u>
</div>
<div xml:id="div-37">
<u xml:id="u-37.0" who="#SDecykiewicz">Wysoka Izbo! Wśród ogromnej ilości spraw, należących do zakresu działalności p. Ministra Opieki Społecznej, ubezpieczenia społeczne wysuwają się na pierwszy plan. Ubezpieczenia społeczne nie cieszą się u nas popularnością. Że pracodawcy niechętnie ponoszą ciężary w postaci składek ubezpieczeniowych, jest rzeczą zrozumiałą, chociaż powinni sobie uświadomić, że ubezpieczenia społeczne to jeden ze środków, który chroni nas od przewrotu społecznego. Były jednak i inne przyczyny tej niechęci. W swoim czasie zakłady ubezpieczeń społecznych dostały się pod prawie wyłączny wpływ jednego stronnictwa, które używało te zakłady dla swoich celów. Prócz tego także i gospodarka finansowa zakładów nie była zupełnie celowa. Rząd położył kres tym stosunkom, usuwając samorząd i oddając zarząd zakładów w ręce komisarzy rządowych. Jednak komisarze rządowi także nie przynieśli poprawy, jak to już szanowny mój przedmówca skonstatował. Zaczęły się redukcje świadczeń ubezpieczonym, które wywołały bardzo wielkie zaniepokojenie pomiędzy ubezpieczonymi. Nastąpiły redukcje funkcjonariuszy i lekarzy i, jak to zwykle bywa, przynajmniej jeżeli chodzi o terytorium, które ja mam zaszczyt reprezentować, ofiarami tych redukcji przeważnie byli lekarze ukraińscy tak, że dziś lekarz Ukrainiec w ubezpieczalni rzeczywiście należy do rzadkich wyjątków. To wywołało również wielkie niezadowolenie i dziś sytuacja jest taka, że do niechęci pracodawców przyłączyła się jeszcze nieufność ubezpieczonych. Pracownicy umysłowi domagają się restytucji samorządu i kilku pp. senatorów wyraziło pogląd, że ta restytucja jest konieczna. Ja także uważam, że gospodarka komisarzy rządowych na dłuższą metę jest nie do utrzymania, jednakże nie wiem, czy żądanie restytucji samorządu w zakładach ubezpieczeń społecznych nie polega na złudzeniu. Zdaje mi się, że punkt ciężkości zagadnienia leży w czym innym. Idzie o to, aby znaleźć przede wszystkim nowe formy organizacyjne. Według zasad asekuracyjno-technicznych należy składać wielkie rezerwy, a te rezerwy, ulokowane w nieruchomościach bądź w papierach wartościowych, ulegają dewaluacji, nie stanowiąc po tym należytego podkładu dla świadczeń emerytalnych. Prócz tego ogromne fundusze zjada poprostu administracja z całym aparatem urzędniczym. Niewątpliwie p. Minister Opieki Społecznej zna ten cały problem i niewątpliwie Ministerstwo prowadzi studia, aby znaleźć jakieś wyjście. Może by urządzić jakąś szeroką ankietę, w której wszystkie strony interesowane miałyby możność wypowiedzenia swego zdania. W każdym razie komisarze rządowi powinni zniknąć z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, ale nie prędzej, aż nie będą znalezione takie formy organizacyjne, które by ubezpieczonym dawały gwarancję pewności i stałości ich praw.</u>
<u xml:id="u-37.1" who="#SDecykiewicz">Troskę o zwalczanie bezrobocia ponosi Fundusz Pracy. Co do jego działalności, to niewątpliwie trzeba uznać, że bardzo wiele dobrego zrobił o tyle, że zapobiegł groźnym rozruchom. Jednakże jest to w każdym razie trochę dziwne połączenie urzędu biurokratycznego z instytucją kupiecką. Fundusz Pracy pożycza samorządom kapitały na procenty, żąda zabezpieczenia swych pretensyj, a prócz tego zajmuje się dostawą materiałów budowlanych dla samorządów i przepisuje samorządom, jakich robotników należy używać przy robotach. To jest cokolwiek niezwykłe w urzędowaniu. Byłaby to jeszcze drobniejsza rzecz. Trzeba jednak stwierdzić, że cała działalność Funduszu Pracy jest trochę dorywcza i przypadkowa, że bardzo wiele robót wykonuje się może bez jakiegoś planu i bez celu, tylko dlatego, żeby zająć bezrobotnych. Ma to niewątpliwie swoją wartość, ale było by lepiej, gdyby tymi robotami kierował p. Minister Opieki Społecznej, jako robotami publicznymi. Prócz tego działalność Funduszu Pracy jest jednostronna przez zupełne pomijanie wsi, a przecież wieś cierpi także na olbrzymie bezrobocie, a do tego przecież na wsi o jakiejś opiece społecznej nie może być mowy. Dalej, co uważam za największy błąd Funduszu Pracy, a co już także jeden z senatorów podkreślał, że zupełnie prawie nie troszczy się o bezrobotnych pracowników umysłowych. Niewątpliwie bezrobocie jest katastrofą, jest wielkim nieszczęściem, tak samo, jeżeli dotyczy pracowników fizycznych, jak i pracowników umysłowych. Ale jeżeli chodzi o względy społeczne, to nie ulega wątpliwości, że bezrobocie pracowników umysłowych jest groźniejsze, bo przecież wszystkie przewroty są dziełem intelektualistów. Tragiczne zwłaszcza jest położenie ukraińskich pracowników umysłowych, którzy po zdaniu egzaminu, po uzyskaniu dyplomu napróżno czekają na posady, jakich nie dostają ani w instytucjach publicznych, ani w instytucjach prywatnych. Do rozpaczy z powodu braku zajęcia i niemożności zużytkowania nabytej wiedzy przyłącza się jeszcze bądź co bądź troska o chleb, wobec tego, że społeczeństwo ukraińskie jest bardzo ubogie. To jest bardzo groźny ferment społeczny i p. Minister Opieki Społecznej powinien temu zagadnieniu poświęcić baczną uwagę. Fundusz Pracy także pod tym względem może grzeszy, że nie liczy się z postulatami regionalnymi. Chodzą słuchy, że Lwów ma w tym roku dostać dotację czy też pożyczkę na roboty, na zatrudnienie bezrobotnych bardzo znikomą, mówią coś o 1,5 miliona złotych. Było by to bardzo fałszywe postawienie sprawy i muszę przed tym przestrzec. Rok temu zarząd miasta Lwowa czynił bezskuteczne zabiegi o uzyskanie większej dotacji na zatrudnienie bezrobotnych. Pertraktacje trwały długi czas i nie doprowadziły do żadnego skutku. Po tym przyszło do tragicznych wypadków kwietniowych. Na ulicach Lwowa polała się krew, padły trupy i wówczas nagle znalazły się fundusze i to tak obfite, że pozwoliły na zatrudnienie bezrobotnych aż do późnej jesieni. Te reminiscencje powinny być przestrogą także na rok bieżący.</u>
<u xml:id="u-37.2" who="#SDecykiewicz">Mam wrażenie, proszę Wysokiej Izby, że akcja pomocy zimowej nie dała tego, czego można było oczekiwać od niej i czego życzyć by sobie należało. Jak zwykle płacą urzędnicy, bo z ich płac bardzo łatwo ściągnąć, ale poza urzędnikami ze strony społeczeństwa nie widzę tego odruchu, jaki powinien być. P. Minister Opieki Społecznej w sposób bardzo uroczysty zainaugurował akcję pomocy zimowej w obecności P. Prezydenta Rzeczypospolitej i P. Marszałka Śmigłego-Rydza. Można było spodziewać się, że instytucje i zamożni ludzie pośpieszą z pomocą, tymczasem takiego wielkiego napływu datków nie ma. Nawet ta straszna zima, która dokucza biednym ludziom i powiększa ich cierpienia, nie zdołała skłonić ludzi zamożnych do ofiarowywania większych zapomóg dla ulżenia ich doli. Sądzę, że teraz jeszcze byłby czas, ażeby tej całej akcji nadać trochę żywsze tempo.</u>
<u xml:id="u-37.3" who="#SDecykiewicz">W okresie powszechnego zubożenia było rzeczą zrozumiałą, że także instytucje finansowe chciały pozbywać się swoich zobowiązań co do emerytowanych pracowników. Dekret P. Prezydenta Rzeczypospolitej z 3 grudnia 1935 r. ujmuje tę sprawę bardzo racjonalnie, stanowiąc mianowicie, że celem uzgodnienia zobowiązań emerytalnych zakładów i instytucyj finansowych z teraźniejszym położeniem gospodarczym mogą być zmniejszone zobowiązania emerytalne. Dalej postanawia dekret, że instytucje finansowe mają ustalić nowe zobowiązania, nowe pensje emerytalne w granicach swoich możliwości finansowych. Z tych postanowień wynika jasno, że nie wystarcza dla zniżki pensyj emerytalnych fakt, że w międzyczasie spadły płace i zarobki; potrzeba dowodu, że instytucja finansowa nie jest w możności płacić świadczeń ustalonych w tej wysokości, w jakiej w swoim czasie było umówione. Tylko w razie, jeśli taki dowód jest dostarczony, instytucja finansowa ma prawo świadczenia ustalone, polegające na prawnym przyjęciu zobowiązania, zmniejszyć. Powszechnie wiadomo, że dużo instytucyj finansowych skorzystało z tych przepisów dekretu Prezydenta z grudnia 1935 r., aby zwolnić się z tych ciężarów i to uczyniły instytucje, które znajdują się w dobrym położeniu finansowym, mają wcale pokaźne zyski i znajdują nawet fundusze na podwyższenie uposażeń swoich czynnych pracowników. Według postanowień dekretu uchwały instytucyj finansowych o zniżce świadczeń ustalonych podlegają zatwierdzeniu p. Ministra Skarbu w porozumieniu z p. Ministrem Opieki Społecznej. Otóż tu p. Minister Opieki Społecznej ma możność wzięcia w obronę emerytów tych instytucyj przed nieuzasadnioną zniżką poborów. Opowiadają — nie wiem czy to jest prawdą — że postępowanie w tych sprawach w wielu wypadkach było bardzo sumaryczne, tak że ledwie wniosek ze strony instytucji finansowej był przedłożony Ministrowi Skarbu, już zaraz telegraficznie przyszła decyzja. Jeżeli tak, to nie wiem, czy p. Minister Opieki Społecznej miał możność wypowiedzenia swojego zdania w tej sprawie. Ale pozwolę sobie zwrócić uwagę, że w prawie publicznym każde prawo jest zarazem obowiązkiem; jeżeli więc dekret powiada, że do zmniejszenia świadczeń emerytalnych powołany jest p. Minister Skarbu w porozumieniu z p. Ministrem Opieki Społecznej, to nakłada to na p. Ministra Opieki Społecznej obowiązek wejrzenia w tę sprawę i wypowiedzenia swojego zdania.</u>
<u xml:id="u-37.4" who="#SDecykiewicz">Przechodzę jeszcze do spraw sanitarnych i tu chciałbym poruszyć sprawy o znaczeniu czysto regionalnym. Przede wszystkim chodzi mi o służbę zdrowia na wsi. Że służba zdrowia jest u nas marna, to nie ulega wątpliwości. Cały ciężar spoczywa na lekarzach powiatowych, których nie jest za dużo. Do tego trzeba dodać lekarzy samorządowych. Jeżeli chodzi o miasta, to w miastach stosunki są w sposób wystarczający uregulowane, ale jeżeli chodzi o wieś, to pozostawiają one bardzo wiele do życzenia. W czterech województwach południowych istnieje instytucja przedwojenna t. zw. lekarzy okręgowych. Lekarz okręgowy ma sobie przydzielone kilka czy kilkanaście wsi i jego zadaniem jest staranie się o higienę na wsi i bezpłatne leczenie ubogich chorych. Instytucja ta przed wojną była kwitnąca. Oczywiście w czasie wojny podupadła i wszelkie usiłowania Tymczasowego Wydziału Samorządowego, wówczas gdy ja byłem jego członkiem, by tę instytucję na powrót uruchomić, rozbijały się o opór wydziałów powiatowych.</u>
<u xml:id="u-37.5" who="#SDecykiewicz">Wydziały powiatowe nie chciały tego zrozumieć, że ta instytucja mogłaby wiele usług oddać dobru powszechnemu. Także i obecnie wydziały powiatowe, jakkolwiek rządzą w nich starostowie, okazują bardzo mało zrozumienia dla tych zagadnień — grają tu rolę względy finansowe, ponieważ pensje tych lekarzy okręgowych są wypłacane z funduszów powiatowych i bronią się przeciwko uruchomieniu okręgów sanitarnych i przeciwko mianowaniu lekarzy okręgowych. Było by bardzo pożądane, aby p. Minister Opieki Społecznej był łaskaw użyć trochę nacisku na wydziały powiatowe w tym kierunku, żeby ustanowić okręgi sanitarne, i było by także dobrze, żeby ta instytucja w takiej czy innej formie była rozszerzona na całe Państwo, co byłoby dobrym wyjściem dla zatrudnienia młodych lekarzy, którzy, przy obecnych stosunkach w miastach, powiększają kadry bezrobotnych, a na wsi mieliby pewnie może ciężką, ale wdzięczną pracę, a oprócz tego mieliby skromny, ale w każdym razie zapewniony byt materialny.</u>
<u xml:id="u-37.6" who="#SDecykiewicz">Druga regionalna sprawa, którą chcę poruszyć, to sprawa szpitalnictwa czterech województw południowych. Szpitale t. zw. krajowe w b. Galicji znajdują się obecnie w zarządzie wojewody lwowskiego jako likwidatora Tymczasowego Wydziału Samorządowego. Pochodzi to jeszcze z czasów, kiedy szpitale były pod zarządem b. Wydziału Krajowego, a następnie Tymczasowego Wydziału Samorządowego. Jednolity zarząd tych szpitali ma tę dobrą stronę, że usuwa od szpitali wszelkie wpływy czynników lokalnych, co przede wszystkim znajduje wyraz w obsadzaniu posad lekarskich. Tymczasowy Wydział Samorządowy żądał od kandydatów na lekarzy szpitalnych bardzo wysokich kwalifikacyj naukowych i specjalizacji. I faktycznie tak jest, że posady w szpitalach krajowych są obsadzone przeważnie ludźmi o wysokich kwalifikacjach naukowych i że wyniki leczenia są bardzo dobre. Prócz tego jest i ta dobra strona, że centralny zarząd umożliwia dokonywanie zakupu artykułów powszechnej potrzeby dla wszystkich szpitali razem, co naturalnie przyczynia się do obniżenia ich cen, a w dalszym ciągu do tego, że taksy szpitalne są stosunkowo bardzo niskie. Ale może najważniejszą rzeczą jest to, że koszty leczenia ubogich chorych pokrywane są z funduszu specjalnego Tymczasowego Wydziału Samorządowego, a zatem rzeczywiście istnieje w całej pełni zrealizowany postulat, że każdy ubogi chory musi być przyjęty do szpitala, bo szpital nie ma żadnego interesu w tym, żeby takiego chorego, który nie może płacić, odrzucić. Dlatego przestrzegam przed zrealizowaniem projektu, o którym już kilkakrotnie była mowa, w kierunku oddania tych szpitali krajowych w ręce samorządów. Gdyby to się stało, to przede wszystkim przy obsadzaniu posad oczywiście czynniki lokalne odgrywałyby rolę rozstrzygającą. Następnie prawdopodobnie gminy może widziałyby się spowodowane odmawiać przyjęcia do tych szpitali ubogich chorych, ponieważ gminy musiałyby za nich ponosić koszty. Zresztą w obecnych warunkach, gdy samorząd walczy z tak wielkimi trudnościami finansowymi, oparcie szpitalnictwa o słabe fundusze samorządów groziłoby może dla niego katastrofą.</u>
</div>
<div xml:id="div-38">
<u xml:id="u-38.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Pulnarowicz.</u>
</div>
<div xml:id="div-39">
<u xml:id="u-39.0" who="#SPulnarowicz">Wysoki Senacie! Instytucje ubezpieczenia społecznego to jeden z najgłówniejszych i najważniejszych rodzajów opieki społecznej nad światem pracy, który najbardziej jest narażony i najczęściej ulega wypadkom losowym. Żadna sfera (grupa) społeczna nie jest w czasie pokoju tak narażoną na nieszczęśliwe wypadki, jak robotnicy fizyczni, a tym samym zagrożony jest byt ich rodzin. Leży więc w interesie Państwa jak najdalej idąca opieka nad światem pracy. Łączy się z tym wybitnie i sprawa obronności Państwa, w którego interesie leży zdolność obywateli do jego obrony. Z tego też powodu nie można się zdawać na ubezpieczenia dobrowolne, które nie objęłyby ogółu podlegających obowiązkowi ubezpieczenia. Ani robotnik, ani pracownik umysłowy nie jest u nas tak zapobiegliwy ani tak przezorny, by się dobrowolnie ubezpieczać w instytucjach prywatnych. A nie wolno nam zdawać losu robotników w czasie, kiedy oni wskutek choroby lub nieszczęśliwego wypadku staną się niezdolni do pracy, jak również losu ich rodzin na łaskę i niełaskę pracodawców, nie zawsze sumiennych i nie zawsze majątkowo odpowiedzialnych. Ubezpieczenie społeczne przymusowe — to i dorobek świata pracy i interes Państwa; dlatego zwalczanie tego ubezpieczenia to wypływ ciasnego własnego interesu niektórych pracodawców, a nie troska o zdrowie pracujących i byt tej rzeszy w czasie nieszczęśliwego wypadku, choroby i starości.</u>
<u xml:id="u-39.1" who="#SPulnarowicz">Jak z jednej stronie wielką niewłaściwością jest zwalczanie zasady przymusowego ubezpieczenia społecznego, tak z drugiej strony niektóre instytucje tego ubezpieczenia wymagają pewnych reform i ulepszeń. Do tych reform zaliczam: do czasu, póki nie będzie można wprowadzić samorządu w instytucjach ubezpieczeń społecznych, uważam, że należy powołać do życia tak zwane rady przyboczne przy komisarzach zarządzających, złożone z ubezpieczonych w odpowiedniej ilości i pracodawców; następnie należało by przeprowadzić decentralizację, która by zbliżyła i ubezpieczonego i pracodawcę do tej instytucji, szczególnie w zakresie ubezpieczenia krótkoterminowego (chorobowego). Racjonalną jest centralizacja nadzoru nad ogólną gospodarką funduszami, budżetowaniem itp. Natomiast niepotrzebne jest, uważam, scentralizowanie tak ścisłe i ogólne, że nawet drobne sprawy, które mogą być załatwiane przez lokalne organa administracyjne lub lekarskie, są zależne od załatwienia tych spraw przez centralę. Jeżeli w miastach, gdzie mają swe siedziby ubezpieczalnie społeczne, złe strony centralizacji nie dają się zbytnio odczuwać, to na prowincji centralizacja ta daje się dotkliwie we znaki tak ubezpieczonym, jak i pracodawcom. Szczególnie, gdy idzie o sprawy pilne, związane z kwestją życia i zdrowia ubezpieczonych, tam załatwianie tych spraw na drodze zbyt często przewlekłych korespondencji jest wielkim niedomaganiem ubezpieczenia chorobowego i wypadkowego. Z tym wiąże się przerzucenie na lekarzy wielkiej masy czynności biurowych, które zabierają im czas potrzebny na cierpliwe wysłuchanie chorego, dokładne zbadanie i udzielenie mu pomocy lekarskiej.</u>
<u xml:id="u-39.2" who="#SPulnarowicz">Co do świadczeń, to na skutek ostatnich reform zostały one znacznie uszczuplone. Jako przykład podam pomoc dentystyczną. Na terenach i w zawodach, gdzie zarobki niskie, pomoc dentystyczna prawie że nie istnieje. Robotnik zrzeka się plombowania zębów i protez, bo nie jest w możności uiścić przypadających na niego dopłat.</u>
<u xml:id="u-39.3" who="#SPulnarowicz">W końcu podnieść muszę, że niewłaściwym jest wyłączanie z ubezpieczenia przymusowego grup pracowników pobierających wyższe wynagrodzenie. Ubezpieczenie społeczne jest powszechne i solidarne, nie powinno się więc wyłączać zamożniejszych, a cały ciężar ubezpieczenia zwalać na najbiedniejszych.</u>
</div>
<div xml:id="div-40">
<u xml:id="u-40.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Kudelska.</u>
</div>
<div xml:id="div-41">
<u xml:id="u-41.0" who="#SKudelska">Wysoki Senacie! Już w czasie obrad Komisji Budżetowej przy rozpatrywaniu budżetu Ministerstwa Opieki Społecznej pp. koledzy zwracali uwagę, że cały szereg działów w budżecie Opieki Społecznej dysponuje stanowczo zbyt małymi sumami w stosunku do potrzeb. To jest zjawisko nieuniknione. Chciałam jednak zwrócić uwagę na pewne momenty z tym zjawiskiem związane, nie dlatego, abym teraz występowała z jakimiś wnioskami, ale poprostu dlatego, żeby prosić zarówno p. Ministra, jak i Wysoką Izbę, żebyśmy przy następnych budżetach krok za krokiem starali się te pozycje zwiększać. Koledzy moi mówili już o całym szeregu zagadnień, związanych z akcją opieki społecznej i z zagadnieniem pracy, ja dotknę tylko pewnej grupy zagadnień; które nazwałabym profilaktyką społeczną. To jest akcja zapobiegania, akcja samopomocy społecznej, akcja kulturalno-oświatowa, akcja opiekuńcza na rzecz robotników, akcja opieki nad młodzieżą i dziećmi i przede wszystkim akcja opieki nad matką-robotnicą. Te wszystkie zagadnienia stoją w bardzo ścisłym związku z sobą, wiążą się w jeden łańcuch i bez wątpienia posiadają olbrzymie znaczenie socjalne. Zdaje się, że dla nikogo już nie stanowi wątpliwości i nawet nie trzeba tej sprawy poddawać dyskusji, że robotnik, który ma pewne minimum nie tylko środków egzystencji, ale pewne minimum ludzkiego życia, możności wyżycia się, zakosztowania jakichś rozrywek, przeżycia jakichś jaśniejszych momentów w życiu — jest nie tylko wyższą wartością w produkcji, ale przede wszystkim w życiu społecznym, jest wyższą wartością jako obywatel i jest wyższą wartością w tym centralnym zagadnieniu dla nas wszystkich — zagadnieniu obronności Państwa. Bo to jest wszystko kompleks czynników, który składa się na to, że z człowieka, którego codzienna praca nastawia na mechanizację, na automatyzację, robi się świadomego obywatela, świadomego współtwórcę. Zdaje się, te rzeczy są tak dla wszystkich zrozumiałe, iż już nie będę o tym więcej mówiła, tym bardziej, że w stosunku do Ministerstwa Opieki Społecznej byłoby to wybijaniem otwartych drzwi, dlatego że na tym terenie to zagadnienie jest bardzo doceniane. W związku z tym chcę się zatrzymać na kilku momentach, co do których zwróciłabym się do p. Ministra z pewnymi prośbami.</u>
<u xml:id="u-41.1" who="#SKudelska">Naprzód idzie mi o jeden fragment tego zagadnienia, mianowicie o zagadnienie wczasów robotniczych, które zaczyna w Polsce być modne. Jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że byłam przy narodzinach tego zagadnienia w Polsce i dotykałam się go wtedy, gdy pierwsze myśli na ten temat kiełkowały jeszcze przed wojną w latach 1912 i 1913 w tym najpoważniejszym wówczas ośrodku kulturalnym i społecznym — Krakowie, następnie po wojnie dotykałam się tego zagadnienia jeszcze wcześniej, nim zostało ono wzięte na warsztat przez Instytut Prac Społeczno-Oświatowych. Otóż zagadnienie to dzisiaj jest modne, ale nie mniej to zagadnienie przez czynniki, które by mogły dać najwięcej dla postawienia tego zagadnienia na należytym poziomie, to znaczy przez pracodawców, nie jest dostatecznie doceniane. Pozwolę sobie dać kilka drobnych liczb. Niestety nie miałam możności wydostać wszystkich potrzebnych danych, ale mam kilka drobnych cyfr. Zastrzegam, że będę mówiła wyłącznie odnośnie rozwoju tej akcji wśród kobiet, bo wśród mężczyzn mniej się z tym stykam, natomiast, jeżeli chodzi o kobiety, to od pierwszej chwili, gdy ta sprawa zaistniała, nieustannie stykam się z tym. Np. zagadnienie obozów letnich dla kobiet. Robotnice otrzymują swoje 7 czy 14 dni urlopu zależnie od tego, na jakich warunkach pracują, i chcą w jakikolwiek sposób urlopy te wykorzystać. Wiele instytucyj, przede wszystkim Państwowy Urząd Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego w ścisłej współpracy z Ministerstwem Opieki Społecznej, ubezpieczalnie społeczne, zawodowe instytucje organizują obozy letnie dla kobiet. Cóż, kiedy właśnie nie można w odpowiednim terminie uzyskać urlopu. Nie można dostosować czasu urlopu robotnicy do terminów obozowych, żeby te obozy były w należyty sposób wykorzystane. Konsekwencja jest taka, że mimo rozmów z pracodawcami, mimo wielu konferencyj, kiedy przygotowany jest aparat na znacznie większą ilość niewiast, na obozy zjeżdża tylko połowa lub trzy czwarte dlatego, bo pozostałe nie dostały w odpowiednim czasie urlopu. Nie chcę się nad tym dłużej zatrzymywać, bo może to zagadnienie nie byłoby szczególnie interesujące.</u>
<u xml:id="u-41.2" who="#SKudelska">Teraz drugie zjawisko. Od kilku lat Ministerstwo Opieki Społecznej, względnie inspektorki pracy oraz Państwowy Urząd Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego łącznie prowadzą bardzo ciekawą akcję wśród robotnic, t. zw. 10-minutówki gimnastyczne. W czasie pracy następuje przerwa 10-minutowa i instruktorka lub odpowiednio przygotowana robotnica z pośród robotnic fabryki prowadzą tę gimnastykę, która ma za zadanie przeciwdziałanie profilaktyczne zniekształceniu i chorobom zawodowym, jakie zmechanizowana bardzo praca wywołuje.</u>
<u xml:id="u-41.3" who="#SKudelska">Proszę Wysokiej Izby, na blisko 110–113.000, to jest zależne od miesięcy, robotnic w wieku — nie mówię tu o młodocianych — od lat 18 do 40 ćwiczy 10-minutówki 3.425 kobiet. Procent niesłychanie mały. Dlaczego tak jest? Dlatego przede wszystkim, że ze strony pracodawców nie ma dostatecznego zrozumienia. O ile osoby, organizujące tę robotę znajdują posłuch w małych zakładach przemysłowych, zatrudniających po 20, 30, czy 40 robotnic, o tyle we wszystkich wielkich zakładach przemysłowych, a więc w całym okręgu łódzkim, następnie w białostockim, w Warszawie i okolicach Warszawy, z wyjątkiem może Chodakowa, gdzie ta rzecz się rozwija, nie ma należytego zrozumienia. Nie można uzyskać zaliczenia 10-minutówek do czasu pracy, a robotnice, oczywiście, nie chcą tracić tego czasu. I wskutek tego ta akcja, która jak stwierdzają lekarze i ludzie najzupełniej kompetentni, mogłaby naprawdę dać bardzo dużo dla podniesienia zdrowia robotnic, jest w minimalnym stopniu wykorzystywana. I znowu są to trudności, którym ani Ministerstwo Opieki Społecznej w tej chwili, ani inspektorzy pracy, ani Państwowy Urząd Wychowania Fizycznego, który tą akcją kieruje, nie mogą nic poradzić. I tu do p. Ministra byłaby pierwsza prośba — czy nie było by możliwe, aby przy pomocy inspektorów pracy, przy pomocy czynnika społecznego przeprowadzać w jakimś okresie czasu konferencje z pracodawcami, oczywiście, przy udziale lekarzy i sił fachowych, aby ta rzecz była naprawdę w jakimś momencie z miejsca ruszona. Bo mam wrażenie, że jest to tylko dziwne niedocenianie wartości tych wszystkich momentów ze strony pracodawców, jeżeli na te rzeczy nie idą.</u>
<u xml:id="u-41.4" who="#SKudelska">Wracam jeszcze do zagadnienia wczasów. Otóż zagadnienie wczasów — czy to jeśli chodzi o obozy letnie, czy o organizowanie placówek jak świetlice, czy teatry amatorskie — samo w sobie nie jest tak proste, specjalnie jeśli chodzi o kobiety, bo wchodzi tu w grę czynnik bardzo poważny — dziecko. Robotnica przez czas swych 8 godzin pracy w fabryce jest oddalona od dziecka. Ilość żłobków fabrycznych w stosunku do ilości zatrudnionych robotnic w przemyśle przetwórczym jest bezwarunkowo niewystarczająca — według danych, które p. Minister podał na Komisji Budżetowej, mamy 32 żłobki na 580 dzieci w tym roku. Oczywista rzecz, jest to tak mikroskopijna cyfra, że zagadnienia nie rozwiązuje. Robotnica w ciągu 8 godzin pracy jest oddalona od dziecka, jest o to dziecko niespokojna.</u>
<u xml:id="u-41.5" who="#SKudelska">Nie jest rzeczą zupełnie zrozumiałą, że z chwilą kiedy kobieta kończy pracę, biegnie do domu, żeby przebywać tam przy swoim dziecku, o które jest niespokojna? A wszelkie zajęcia dodatkowe, wszystko to, co mogłoby dać jakieś odprężenie, wszystkie rozrywki są odsuwane na plan dalszy, dlatego, że na pierwszy plan wysuwa się troska o dziecko. I tutaj się tak bardzo ściśle wiąże to zagadnienie, powtarzam, modne dziś zagadnienie wczasów z zagadnieniem opieki nad matką i dzieckiem. I znów tutaj należało by poruszyć opinię społeczną, aby się tym zagadnieniem więcej zajęła. Wiemy, jak duży jest robiony wysiłek ze strony Ministerstwa, żeby to zagadnienie postawić na należytym poziomie. Ale to nie jest wszystko i tutaj znowu należało by poruszyć opinię społeczną, a przede wszystkim pracodawców, żeby to zagadnienie należycie rozwiązać, bo sprawa dziecka to jest sprawa przyszłości. Zdaje mi się i nikt tego mi nie zaprzeczy, że dziecko polskie to jest najcenniejsza wartość, jaką posiadamy. Dłużej tym zagadnieniem nie będę Wysokiej Izby zajmowała.</u>
<u xml:id="u-41.6" who="#SKudelska">Chciałabym poruszyć jeszcze jedną sprawę i w związku z nią mam drugą prośbę do Pana Ministra, mianowicie też sprawę związaną z robotnicą i jej dzieckiem. Na podstawie ustawy scaleniowej, robotnice-matki otrzymują obecnie tylko 50% swoich zarobków tytułem zasiłku połogowego. Ustawa ta została wydana w okresie ciężkim pod względem gospodarczym dla Polski, w okresie kryzysu, kiedy budżety ubezpieczalni społecznych pod wpływem kryzysu musiały się też kurczyć. Dziś zdaje się, że z dna kryzysu wyszliśmy, czy nie należało by więc pomyśleć o tym, żeby wrócić do rozpatrzenia jeszcze raz tej ustawy i matkom-robotnicom przywrócić pełny 100% -owy zasiłek w okresie urlopu połogowego. To obcięcie zasiłku do 50% powoduje bardzo niebezpieczny skutek, bo młoda matka po upływie już 12–15 dni wraca do pracy. Oczywista rzecz, cierpi na tym nie tylko matka, ale i dziecko, bo niemowlę w tym okresie, w którym wymaga największej, najtroskliwszej opieki matki, jest tej opieki matki pozbawione, dlatego że w tym okresie, kiedy to niemowlę wymaga właśnie karmienia, jest pozbawione bardzo często nawet możności karmienia przez matkę z tego powodu, że zbyt duża jest odległość fabryki od mieszkania, albo że brak jest żłobka przy warsztacie pracy.</u>
<u xml:id="u-41.7" who="#SKudelska">Jeszcze jedna rzecz — jak wyglądają zarobki robotnic? Otóż według ostatnich danych Urzędu Statystycznego 86% robotnic, zatrudnionych w przemyśle, zarabia poniżej 130 zł miesięcznie, to znaczy, że górna granica tych zarobków wynosi zaledwie 130 zł miesięcznie, dla 54% górna granica zarobków wynosi 84 zł miesięcznie. Proszę to podzielić przez pół i obliczyć ile wypada zasiłku w tym okresie, kiedy matka wymaga intensywnego odżywiania ze względu na dziecko. Musi się ona obywać 40, 50, 60 zł miesięcznie, a więc jest z reguły nie dożywiana. Często ma ona nie jedno dziecko, ale dwoje, troje dzieci i w tym okresie, w którym dziecko tej największej opieki potrzebuje, wskutek obcięcia zasiłków, jest jej pozbawione i, oczywista rzecz, rozwój jego na przyszłość na tym cierpi. Nie wiem czy możemy sobie pozwolić jednak na taki stosunek do dziecka, bo zapewne wiadomo jest Wysokiej Izbie, że właśnie w okresie od 1 do 10 roku życia śmiertelność wynosi 26%, później ta śmiertelność znacznie się zmniejsza. Otóż to są zjawiska dość niepokojące, o dużej wadze społecznej. Wydaje mi się, że na te zjawiska warto by w Polsce kłaść coraz większy nacisk. Wydaje mi się, że dziecko jest naprawdę największym bogactwem i przyszłością naszą i bardzobym chciała, abyśmy wszyscy mogli za Marszałkiem powtórzyć to, co On tak cudownie powiedział: Niech się śmieją polskie dzieci — śmiechem odrodzenia, wszystkie polskie dzieci.</u>
<u xml:id="u-41.8" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-42">
<u xml:id="u-42.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Serożyński.</u>
</div>
<div xml:id="div-43">
<u xml:id="u-43.0" who="#SSerożyński">Wysoki Senacie! W imieniu zorganizowanego rolnictwa pragnę odpowiedzieć na jeden zarzut uczyniony pracodawcom rolnym przez p. referenta. P. referent w drukowanym referacie twierdzi: „Brak przymusu ubezpieczeniowego robotników rolnych przyczynił się do pogorszenia zdrowotności na wsi”. Otóż na sam przód pewna dygresja. Aby wykazać, jak olbrzymie i niewspółmiernie wysokie były świadczenia pracodawców i robotników rolnych województw zachodnich na rzecz b. kas chorych, przytoczę dwa przykłady.</u>
<u xml:id="u-43.1" who="#SSerożyński">W okresie 1913/1914 tj. od 1.VII. 1913 — do 30.VI. 1914 majątek na terenie województw zachodnich o obszarze 600 ha płacił za pomoc leczniczą tj. lekarza, aptekę, środki opatrunkowe itd. razem 357,13 mk niem., a więc około 720 zł było to w okresie, gdy cena 1 q żyta w przecięciu rocznym wynosiła 15 mk...</u>
<u xml:id="u-43.2" who="#komentarz">(Nieczytelne)</u>
<u xml:id="u-43.3" who="#SSerożyński">... 31 zł, zaś 1 q pszenicy 22 mk - 45 zł. Natomiast świadczenia tegoż samego majątku w roku 1931/32 wynosiły 4.628,95 zł, były więc o 650% większe, podczas gdy ceny ziemiopłodów nieporównanie niższe. Jak olbrzymio wzrastały świadczenia na rzecz instytucji ubezpieczeń społecznych, świadczą cyfry, podane przez Główny Urząd Statystyczny. Otóż w roku 1926 dochody instytucji ubezpieczeń społecznych wynosiły 314 milionów złotych, tj. 16,5% dochodów Skarbu Państwa, podczas gdy w r. 1931, w okresie szczytowej dekoniunktury rolniczej, dochody podskoczyły do kwoty 597 milionów złotych, tj. 24,6% dochodów Skarbu Państwa. Zaznaczam, że ze wszystkich świadczeń najuciążliwsze były świadczenia na rzecz b. kas chorych. Stąd też zniesienie ich w rolnictwie było rzeczą nieodzowną.</u>
<u xml:id="u-43.4" who="#SSerożyński">P. referent twierdzi, że pomoc lecznicza, świadczona przez pracodawcę rolnego, jest często niedostateczna, bo robotnik za często zgłaszający się o kartę porady zostaje zwolniony, często leczy go się na miejscu środkami domowymi, do lekarza trafia niejednokrotnie robotnik dopiero wtedy, gdy już jest zapóźno. Otóż w imieniu zorganizowanego rolnictwa stwierdzam, że zarzuty te w odniesieniu do pracodawców rolnych województw zachodnich są niesłuszne. Pracodawcy rolni województw zachodnich nietylko, że zawarli 93% umów z lekarzami, lecz pomocy leczniczej faktycznie dostarczyli swym pracownikom rolnym. Oto dowód: w r. 1935 organizacje rolnicze Wielkopolski i Pomorza rozpisały ankietę wśród większych gospodarstw rolnych obu województw w celu zbadania, jakie koszty ponoszą obecnie pracodawcy rolni na pomoc leczniczą w stosunku do składek, wpłacanych przez nich poprzednio na rzecz b. kas chorych. Ankieta ta objęła 812 majątków o obszarze ponad 350 tysięcy ha. I cóż się okazało? Otóż pracodawcy rolni Wielkopolski i Pomorza wydali na samą pomoc leczniczą 46%, tego, co poprzednio płacili tytułem składek kasom chorych. Ponadto wydali swym pracownikom rolnym bardzo poważne zasiłki pieniężne, względnie w naturze. Jeżeli się zważy, że świadczenia byłych kas chorych na terenie Wielkopolski i Pomorza na pomoc leczniczą w r. 1933 wyniosły niewiele ponad 50% ogólnych dochodów, stwierdzić wypada, że wydatki, ponoszone obecnie przez rolnictwo ziem zachodnich na pomoc leczniczą, mniej więcej równe są nowej wysokości wydatków, jakie poniosły na ten cel b. kasy chorych. Oszczędności osiągnięte przez pracodawców rolnych polegają na odpadnięciu całkowitych kosztów administracyjnych b. kas chorych, jak wiadomo niezmiernie wysokich.</u>
<u xml:id="u-43.5" who="#SSerożyński">Na jedno tylko mógłbym się zgodzić, że szerokie uprawnienia władzy powiatowej, rozporządzającej środkami do zmuszenia pracodawców rolnych do dostarczenia pracownikom należytej pomocy, nie są wyzyskiwane. Dla informacji podaję Wysokiej Izbie, że to, co podawały w latach 1934 i 1935 niektóre czasopisma o niedostarczeniu przez pracodawców rolnych ziem zachodnich pracownikom należytej pomocy, po ukończeniu dochodzeń przez zainteresowane organizacje rolnicze, okazało się albo zupełnie niezgodne ze stanem faktycznym, albo było przejaskrawione, albo też odnosiło się do pracodawców niezrzeszonych. W tym wypadku ingerencja władz byłaby nie tylko pożądana, lecz wprost konieczna. Lecz władze nic nie czyniły. Że ingerencja władz idzie po myśli organizacyj rolniczych województw zachodnich, tego dowodem liczne memoriały, wystosowane do władz wojewódzkich. Na nasze memoriały nie otrzymaliśmy odpowiedzi, jak również nie otrzymaliśmy odpowiedzi, gdy organizacje zwróciły się kilkakrotnie do Ministerstwa Opieki Społecznej z prośbą o podanie nazwisk tych pracodawców rolnych ziem zachodnich, którzy nie dają należytej opieki swym pracownikom rolnym. Rzecz oczywista, że stan taki, a zwłaszcza zupełna bezczynność władz, wprost zachęca niesumiennych pracodawców do niewywiązywania się z przyjętych na siebie obowiązków dostarczania robotnikom rolnym należytej pomocy leczniczej. Lecz poprawa w tej dziedzinie należy do władz. Jeżeli będzie miała miejsce należyta ingerencja władz, wówczas zaniedbania lub nawet nadużycia jednostek nie będą zachodziły.</u>
<u xml:id="u-43.6" who="#SSerożyński">Kończąc, zaznaczam w imieniu zorganizowanego rolnictwa, że obecny system leczenia jest najbardziej racjonalny i śmiem twierdzić, że lepszy. Lekarz, lecząc chorego robotnika na koszt pracodawcy, nie jest skrępowany żadnymi przepisami i leczy go według najlepszej wiedzy i sumienia lekarskiego. Będąc natomiast lekarzem kasowym, był raczej urzędnikiem, którego niejednokrotnie obowiązywały przepisy kas chorych pisane — a najbardziej niepisane. Również robotnik i jego rodzina wychodzi na tym dobrze, gdyż mając zapewnioną opiekę lekarską, nie opłaca żadnych składek, które wynosiły także miliony. Jednakże zdając sobie sprawę, że mogą zaistnieć pewne sporadyczne niedomagania, pragnę Wysoką Izbę zapewnić, że organizacje rolnicze poprą każdą akcję, mającą na celu usunięcie usterek i niedomagań.</u>
</div>
<div xml:id="div-44">
<u xml:id="u-44.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Łucki.</u>
</div>
<div xml:id="div-45">
<u xml:id="u-45.0" who="#SŁucki">Wysoka Izbo! W kilku krótkich słowach chcę zwrócić uwagę Izby i p. Ministra na sprawę bardzo ważną i bardzo ciekawą. Przed kilku miesiącami zrodziła się bardzo cenna inicjatywa społeczna, która ma zaradzić wielkiemu złu, mianowicie temu faktowi, że zdrowie wsi nie miało dotąd dostatecznej opieki. Mam na myśli spółdzielnie zdrowia. Powstają one w ten sposób, że w rejonach kilku wsi samo społeczeństwo rolnicze wytwarza swój ośrodek zdrowia. Włościanie składają małe udziały, na jakie ich stać, zwykle po 10 zł od osoby, a następnie miesięcznie od każdego domu, czy od każdej rodziny płacą po 50 gr. Za te fundusze, wspólnym wysiłkiem zdobyte, powstaje ośrodek zdrowia z lekarzem, z urządzeniami ambulatoryjnymi z siłami pomocniczymi, higienistką i położną.</u>
<u xml:id="u-45.1" who="#SŁucki">Celem spółdzielni jest prowadzenie w tym rejonie propagandy higieny, jak ma wyglądać izba, w której mieszka rodzina wieśniacza, jak ma wyglądać obejście całe i w ogóle co zrobić trzeba, ażeby warunki sanitarne w całej wsi polepszyć, aby zapobiec chorobom. Poza tym członkowie i ich najbliższa rodzina za tę małą opłatę mają bezpłatne porady lekarskie w wypadku choroby.</u>
<u xml:id="u-45.2" who="#SŁucki">Ideę tę zrealizowano już w Jugosławii. Staraniem tamtejszych lekarzy i spółdzielców doprowadzono od roku 1932 dotychczas do 150 wiejskich spółdzielni zdrowia. Ten eksperyment wielkiego społecznego znaczenia udał się, przeniósł się do Bułgarii, Rabindranath Tagore, zobaczywszy to, uznał to za jedną z najcenniejszych zdobyczy kultury europejskiej i przeniósł to do Indyj; podchwyciły to zeszłego roku spółdzielcze i lekarskie koła japońskie: przeniosło się to do Ameryki. Jesteśmy dumni z tego, my przedstawiciele włościaństwa polskiego i ukraińskiego, że właśnie w tym roku ta nowa myśl społeczna już się realizuje w Markowej na terytorium etnograficznym polskim i w dwu okręgach ukraińskich w województwach południowo-wschodnich. Sam organizowałem to w przeciągu ostatnich miesięcy, byłem obecny na kilku naradach włościańskich, na których poddałem tę nową myśl naszemu ludowi. Słuchało mnie tysiące ludzi z takim zaparciem, z takim zapałem i tak ta rzecz prędko dała się zorganizować i tak łatwo, ludzie w to włożyli tyle wiary, że tworzą rzeczywiście wielką rzecz, iż mam jedynie prośbę do p. Ministra Opieki Społecznej, żeby te nadzieje ludu mogły być zrealizowane, ażebyśmy ten nowy, ciekawy i cenny eksperyment wprowadzili u nas w kraju. Bo zasadniczo w akcji wychowania naszego ludu trzymamy się mocno tej zasady, że wychowanie ma iść w tym kierunku, aby człowiek zbawiał sam siebie i nigdy nie liczył na łaskę, na subwencję i w ogóle na humanitaryzm. W pierwszym rzędzie siła własna, w pierwszym rzędzie inicjatywa własna — to jest najcenniejsze.</u>
<u xml:id="u-45.3" who="#SŁucki">Realizując tę myśl stykamy się jeszcze z jedną przeszkodą — gdyż nie znaleźliśmy żadnej przeszkody w świecie lekarskim. W świecie lekarskim jest wielkie zrozumienie dla tej naszej inicjatywy. I rzecz charakterystyczna — my nie chcemy brać młodych lekarzy, nie chcemy, aby wieś i włościanin był królikiem, na którym młody lekarz się uczy; sprowadzamy na wieś najlepszych lekarzy, wieś musi wszystko otrzymać w najlepszej jakości. I takich lekarzy znajdujemy, tym lekarzom włościaństwo nasze nie może dać wiele, jakieś 200 zł miesięcznie, lecz ci lekarze z zapałem przystępują do pracy. Jednakże trudność leży gdzieindziej — w aptece i w ogóle w drogich lekach, za drogich dla wsi. Lekarza, który był dotychczas daleko od wsi, już sprowadziliśmy na wieś, apteka jednakowoż zawsze jest w mieście i za droga. Przyświeca mi cel, że jeżeli nasz eksperyment spółdzielni zdrowia uda się, to przyjdzie czas na to, aby pomyśleć o sprowadzeniu także apteki na wieś. I tak jak niebezpiecznym jest eksperyment oddawania leków ludziom najlepszej woli, którzy chcą ratować biednych chorych na wsi, tak jednak apteka z aptekarzem przy ośrodku zdrowia, przy spółdzielni zdrowia, którą prowadzi wytrawny lekarz, jest zadaniem bliskiej przyszłości. Być może, że apteka na wsi będzie mogła być tak tania, jak ten nasz spółdzielczy lekarz na wsi, a przynajmniej tańsza, jak jest obecnie. To jest problemat. Nie jestem aptekarzem, ale przecież najważniejszą rzeczą w tym pytaniu jest mimo wszystko człowiek i wydaje mi się, że ten człowiek jako cenna wartość zasługuje, aby przestudiować, czy i ten lek w aptece mógłby być dostosowany do człowieka. Wszystkie bowiem nasze dotychczasowe próby dostosowania cen leków do człowieka na wsi nie udały się.</u>
<u xml:id="u-45.4" who="#SŁucki">To są te dwie małe, ale bardzo ważne sprawy.</u>
<u xml:id="u-45.5" who="#SŁucki">Głos ma sprawozdawca s. Kwaśniewski.</u>
</div>
<div xml:id="div-46">
<u xml:id="u-46.0" who="#SKwaśniewski">Wysoka Izbo! P. s. Serożyński zakomunikował tutaj opinię zrzeszonego rolnictwa pomorskiego i poznańskiego. Coprawda p. senator nie powiedział, jaka część rolnictwa jest zrzeszona, a jaka nie została zrzeszona, ale to nie jest ważne. Gdyby nawet całe rolnictwo było zrzeszone, to należało by wysłuchać opinii zrzeszonych robotników rolnych i leśnych w Poznańskim i na Pomorzu.</u>
<u xml:id="u-46.1" who="#SKwaśniewski">I tak „Kurier Poranny” podaje: W tych dniach odbyło się w Poznaniu walne zebranie związku robotników rolnych i leśnych ZZP, na którym uchwalono następujące rezolucje:</u>
<u xml:id="u-46.2" who="#SKwaśniewski">„Walne zebranie stwierdza, że ustawa o ubezpieczeniu społecznym pokrzywdziła w niesłychany sposób robotników rolnych przez wyłączenie ich z pod obowiązkowego ubezpieczenia chorobowego i oddanie pod wątpliwą opiekę pracodawców. Fakty życiowe dobitnie wykazują, że zdrowotność wśród pracowników rolnych uległa straszliwemu pogorszeniu, a liczba wypadków śmiertelności z powodu braku należytej opieki lekarskiej olbrzymio wzrosła. Ponadto walne zebranie zauważa, że pracodawcy rolni dopuszczają się wobec pracowników niesłychanych nadużyć w związku z pomocą leczniczą i nie wypełniają należycie obowiązków na nich nałożonych. Wobec tego walne zebranie wzywa miarodajne czynniki do szybkiego znowelizowania ustawy o ubezpieczeniu społecznym w tym kierunku, żeby robotnicy rolni i ich rodziny objęci zostali przymusowym ubezpieczeniem na wypadek choroby”.</u>
</div>
<div xml:id="div-47">
<u xml:id="u-47.0" who="#Marszałek">Dyskusja nad częścią 14 zakończona.</u>
<u xml:id="u-47.1" who="#Marszałek">Przechodzimy do części 15 — Ministerstwo Poczt i Telegrafów.</u>
<u xml:id="u-47.2" who="#Marszałek">Głos ma sprawozdawca s. Dobaczewski.</u>
</div>
<div xml:id="div-48">
<u xml:id="u-48.0" who="#SDobaczewski">Wysoka Izbo! Sprawozdanie Ministerstwa Poczt i Telegrafów macie wszyscy Panowie przed sobą, więc nie będę się wdawał w analizę cyfr, które są tam wydrukowane. Chcę tylko pobieżnie podkreślić, że działalność poczty, że krzywa rozwoju ruchu pocztowego i telekomunikacyjnego jest wypadkową szeregu czynników, z których najważniejszymi są: 1) życie gospodarcze, 2) stan kulturalny społeczeństwa, 3) zdolność aparatu przedsiębiorstwa do przystosowywania się do istniejących warunków. Gdy zanalizujemy działalność tego przedsiębiorstwa, to musimy stwierdzić, że tę zdolność po wprowadzeniu komercjalizacji przedsiębiorstwo posiada i umiało się przystosować do tej rzeczywistości, jaka u nas istnieje. I dlatego nie będę tu powtarzał tych wszystkich cyfr i przejdę odrazu do preliminarza budżetowego.</u>
<u xml:id="u-48.1" who="#SDobaczewski">Wartość majątku przedsiębiorstwa na podstawie prowizorycznego bilansu wyraża się cyfrą 367.648.322 zł. W tym budynki, place, grunta 101 milionów złotych, urządzenia telekomunikacyjne 145 milionów złotych, inwentarz i środki przewozowe 27 milionów złotych, środki płatnicze i walory 49 milionów złotych, materiały 15 milionów złotych. Przedsiębiorstwo przewiduje wpłatę do Skarbu Państwa w wysokości 24 milionów złotych. Ogólny dochód preliminowany jest na sumę 189.440.000 zł. Różni się on od preliminowanego w roku zeszłym bardzo nieznacznie, gdyż nieznacznie powiększyły się wpływy na podstawie analizy dotychczasowego ruchu pocztowego. Poza dopłatą do Skarbu Państwa 24 milionów złotych przewiduje się wydatki nadzwyczajne na inwestycje w sumie 17.700.000 zł.</u>
<u xml:id="u-48.2" who="#SDobaczewski">Widzimy więc, że przedsiębiorstwo jako takie spełnia swoje zadania, jest przedsiębiorstwem dochodowym.</u>
<u xml:id="u-48.3" who="#SDobaczewski">Następnie przedsiębiorstwu temu podlegają przedsiębiorstwa nadzorowane. Do nich należą: Polska Akcyjna Spółka Telefoniczna, Polskie Radio, Polskie Zakłady Tele i Radiotechniczne i Reklama Pocztowa.</u>
<u xml:id="u-48.4" who="#SDobaczewski">Polska Akcyjna Spółka Telefoniczna jest przedsiębiorstwem koncesjonowanym, w którym Państwo posiada 42,8% akcyj. Widzimy, że spółka ta rozwija się dość dobrze i za ubiegły rok wypłaciła 5.097.000 zł dywidendy, co stanowi 12%. I w obecnym roku osiągane przez Spółkę wyniki są również bardzo pomyślne. Koszta eksploatacji wynoszą 38% ogólnych wpływów. Komisja wypowiedziała opinię, że rewizja taryf Polskiej Akcyjnej Spółki Telefonicznej mogłaby być przeprowadzona w kierunku zniżki.</u>
<u xml:id="u-48.5" who="#SDobaczewski">Drugim przedsiębiorstwem nadzorowanym jest Polskie Radio, które do niedawna było przedsiębiorstwem prywatnym, a przed dwoma laty zostało wykupione przez Skarb Państwa, który posiada 11.977 akcyj na ogólną sumę 12.500 akcyj. Na komisji bardzo szeroko rozpatrywano działalność i dyskutowano nad sprawą Polskiego Radia. Komisja stanęła na stanowisku, że Radio jako pewien instrument propagandy niezupełnie spełnia swoją rolę, może nie z winy Radia, ale z tego powodu, że zbyt małe uwagi zwracano dotychczas na możliwości, jakie Radio posiada. Komisja wypowiedziała się za tym, żeby Radio bezwzględnie rozpoczęło ofensywę propagandową na wieś, a szczególnie na wschodnie połacie kraju, ponieważ ta część Polski podlega bardzo silnym wpływom i silnym atakom propagandowym radia kijowskiego i mińskiego. I bezwzględnie najpilniejszą rzeczą jest pokrycie stacjami nadawczymi naszego wschodu. Jednak tutaj okazało się, że spóźniliśmy się trochę, że właściwie w eterze jest już ścisk i nie mamy fali odpowiedniej, ponieważ wszystkie fale, na których pracuje radiofonia, zostały zajęte przez inne państwa. Zbyt późno właśnie zwrócono na to uwagę i zbyt późno Państwo zajęło się Polskim Radiem i dlatego obecnie przy tworzeniu i budowaniu nowych stacyj radiowych będziemy musieli się posługiwać falami, które są już używane przez inne stacje, będziemy, oczywiście, używać tylko takich fal, które daleko od Polski pracują. Wobec tego komisja uważa, że należy jak najprędzej przystąpić do budowania stacyj nadawczych w Baranowiczach i Łucku, jakkolwiek i wtedy nawet cały szereg miejscowości we wschodniej połaci kraju nie będzie jeszcze dostatecznie obsłużonych przez Radio.</u>
<u xml:id="u-48.6" who="#SDobaczewski">Poza tym komisja stanęła na stanowisku jak najszybszego wprowadzenia w całym kraju instytucji listonoszów wiejskich, albowiem listonosz wiejski jest roznosicielem kultury, bo za pomocą niego docierają pisma i książki do tych zakątków, gdzie teraz poczta dochodzi najwyżej raz na tydzień.</u>
<u xml:id="u-48.7" who="#SDobaczewski">Komisja rozpatrzyła budżet i plan finansowo-gospodarczy przedsiębiorstwa, uznała ten plan po stronie dochodów za realny, po stronie wydatków za celowy i wnosi o przyjęcie preliminarza budżetowego bez zmian.</u>
</div>
<div xml:id="div-49">
<u xml:id="u-49.0" who="#Marszałek">Do głosu nikt nie jest zapisany. Porządek dzienny został zatem wyczerpany.</u>
<u xml:id="u-49.1" who="#Marszałek">Następne posiedzenie odbędzie się w poniedziałek o godz. 10 rano z porządkiem dziennym, który został Panom rozdany.</u>
<u xml:id="u-49.2" who="#Marszałek">Zamykam posiedzenie.</u>
<u xml:id="u-49.3" who="#komentarz">(Koniec posiedzenia o godz. 17 min. 10.)</u>
</div>
</body>
</text>
</TEI>
</teiCorpus>