text_structure.xml 321 KB
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172 173 174 175 176 177 178 179 180 181 182 183 184 185 186 187 188 189 190 191 192 193 194 195 196 197 198 199 200 201 202 203 204 205 206 207 208 209 210 211 212 213 214 215 216 217 218 219 220 221 222 223 224 225 226 227 228 229 230 231 232 233 234 235 236 237 238 239 240 241 242 243 244 245 246 247 248 249 250 251 252 253 254 255 256 257 258 259 260 261 262 263 264 265 266 267 268 269 270 271 272 273 274 275 276 277 278 279 280 281 282 283 284 285 286 287 288 289 290 291 292 293 294 295 296 297 298 299 300 301 302 303 304 305 306 307 308 309 310 311 312 313 314 315 316 317 318 319 320 321 322 323 324 325 326 327 328 329 330 331 332 333 334 335 336 337 338 339 340 341 342 343 344 345 346 347 348 349 350 351 352 353 354 355 356 357 358 359 360 361 362 363 364 365 366 367 368 369 370 371 372 373 374 375 376 377 378 379 380 381 382 383 384 385 386 387 388 389 390 391 392 393 394 395 396 397 398 399 400 401 402 403 404 405 406 407 408 409 410 411 412 413 414 415 416 417 418 419 420 421 422 423 424 425 426 427 428 429 430 431 432 433 434 435 436 437 438 439 440 441 442 443 444 445 446 447 448 449 450 451 452 453 454 455 456 457 458 459 460 461 462 463 464 465 466 467 468 469 470 471 472 473 474 475 476 477 478 479 480 481 482 483 484 485 486 487 488 489 490 491 492 493 494 495 496 497 498 499 500 501 502 503 504 505 506 507 508 509 510 511 512 513 514 515 516 517 518 519 520 521 522 523 524 525 526 527 528 529 530 531 532 533 534 535 536 537 538 539 540 541 542 543 544 545 546 547 548 549 550 551 552 553 554 555 556 557 558 559 560 561 562 563 564 565 566 567 568 569 570 571 572 573 574 575 576 577 578 579 580 581 582 583
<?xml version='1.0' encoding='utf-8'?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
  <xi:include href="PPC_header.xml" />
  <TEI>
    <xi:include href="header.xml" />
    <text>
      <body>
        <div xml:id="div-1">
          <u xml:id="u-1.0" who="#komentarz">(Początek posiedzenia o godz. 10.)</u>
          <u xml:id="u-1.1" who="#komentarz">(Obecni: Prezes Rady Ministrów i Minister Spraw Wewnętrznych gen. Felicjan Sławoj Składkowski. Minister Sprawiedliwości Witold Grabowski. Prezes Najwyższej Izby Kontroli Jakub Krzemieński. Podsekretarze Stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych Bronisław Nakoniecznikow- Klukowski i Władysław Korsak. Senatorowie według załączonej do protokółu listy obecności. Przewodniczący Marszałek Senatu Aleksander Prystor.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-2">
          <u xml:id="u-2.0" who="#AleksanderPrystor">Otwieram posiedzenie.</u>
          <u xml:id="u-2.1" who="#AleksanderPrystor">Jako sekretarzy zapraszam ss.: Dąbkowskiego i Masłowa. Protokół i listę mówców prowadzi s. Dąbkowski.</u>
          <u xml:id="u-2.2" who="#AleksanderPrystor">Protokół 41 posiedzenia uważam za przyjęty, gdyż nie wniesiono przeciw niemu zarzutów. Protokół 42 posiedzenia jest do przejrzenia w Biurze Senatu.</u>
          <u xml:id="u-2.3" who="#AleksanderPrystor">Usprawiedliwili swą nieobecność ss. Patek i Rostworowski.</u>
          <u xml:id="u-2.4" who="#AleksanderPrystor">Prosi Izbę o przedłużenie urlopu do końca marca s. Bobrowski. O ile nie usłyszę sprzeciwu, będę uważał, że Izba zgadza się na udzielenie urlopu. Sprzeciwu nie słyszę.</u>
          <u xml:id="u-2.5" who="#AleksanderPrystor">Przystępujemy do porządku dziennego: Sprawozdanie Komisji Budżetowej o projekcie ustawy skarbowej z preliminarzem budżetowym na rok 1938/39 (druki senackie nr 300 i 330). Rozprawa szczegółowa nad częścią 7 — Ministerstwo Spraw Wewnętrznych.</u>
          <u xml:id="u-2.6" who="#AleksanderPrystor">Jako sprawozdawca głos ma s. Kleszczyński.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-3">
          <u xml:id="u-3.0" who="#EdwardKleszczyński">Wysoka Izbo! Składając sprawozdanie komisji o budżecie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, chcę podkreślić ważniejsze punkty mego sprawozdania drukowanego.</u>
          <u xml:id="u-3.1" who="#EdwardKleszczyński">Ministerstwo Spraw Wewnętrznych opiera swą działalność na rozbudowanym aparacie urzędniczym, który sięga przez wszystkie stopnie do najwyższych komórek administracji Państwa, działając na inne resorty ministerialne przez zespolenie władzy w rękach wojewodów i starostów. Dlatego stanowisko władzy administracyjnej jest dominujące w stosunku do innych urzędów i dobór ludzi powinien się tam odbywać bardzo starannie.</u>
          <u xml:id="u-3.2" who="#EdwardKleszczyński">Sprawa doboru ludzi w administracji państwowej wywołała w komisji wielką dyskusję. W ostatnich czasach sprawa ta tym bardziej wypłynęła, gdyż zwłaszcza jeśli chodzi o starostów i wojewodów, mimo częstych zmian i stosunkowo bardzo dużej ilości zwolnionych dobór urzędników okazał się bardzo nieodpowiedni. Zła gospodarka materiałem ludzkim doprowadziła do tego, że w ostatnich czasach zwolniono w bardzo trudnej sytuacji państwowej 14 starostów szczególnie w województwach południowych.</u>
          <u xml:id="u-3.3" who="#EdwardKleszczyński">O ile chodzi o strajk rolny, który tak silnie zaciążył na sprawach państwowych, to okazało się, że jednak nie miał on podstawy ekonomicznej, był on wywołany sprawami politycznymi i dlatego też można go było właściwie łatwo stłumić, jednak z powodu nieodpowiednich zarządzeń, przedsięwziętych przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych — czasem ostrych, a w niektórych wypadkach za mało ostrych — strajk ten wywołał niepotrzebny rozlew krwi, dał żer przeciwnikom politycznym i rozgoryczył szerokie masy zamiast je uspokoić.</u>
          <u xml:id="u-3.4" who="#EdwardKleszczyński">O ile chodzi o sprawy prasowe, to wielką bolączką w naszych stosunkach jest ich nieuregulowanie, ciągłe, chaotyczne konfiskaty. Obowiązujące ustawy są różne w różnych dzielnicach, a rozporządzenia są zupełnie niewystarczające. Konfiskaty są dowolne, zależnie od poglądów osobistych danych władz administracyjnych czy prokuratorskich. Dowolność konfiskat daje zawsze duże możliwości nadużyć i często wytwarza niepotrzebne rozgoryczenie. Prasa, która ma być odzwierciedleniem opinii, jeżeli jest prześladowana, to tym bardziej nie odzwierciedla tej opinii publicznej, staje się więcej dokuczliwa, a potworna bajka podawana z ust do ust niepokoi opinię publiczną. Konieczną jest z tego powodu nowa ustawa prasowa, o którą parlament się upominał parokrotnie. Musi być ograniczona swawola i broniona cześć ludzka i prawo. Dotychczasowy stan rzeczy jest zupełnie niemożliwy.</u>
          <u xml:id="u-3.5" who="#EdwardKleszczyński">Jeżeli chodzi o sprawy samorządowe, to w komisji najwięcej uwypukliły się sprawy samorządu powiatowego, zwłaszcza kwestia stanowiska starostów. Zostało stwierdzone, że jednak starostowie przekraczają swoje kompetencje w stosunku do samorządu. Stają się oni nie tylko kierownikami samorządu, ale właściwie do pewnego stopnia jego dyktatorami. Dlatego też samorząd winien wrócić do swego normalnego trybu życia. Element społeczny powinien być więcej brany pod uwagę od elementu administracyjnego, gdyż przez to, że usuwa się element społeczny, a wysuwa element administracyjny, lepsze jednostki odsuwają się od samorządu, wskutek czego samorząd nie odpowiada zupełnie potrzebom życia. Również, o ile chodzi o samorząd wojewódzki, to chociaż jest on właściwie w zaczątku, ma on jednak wielkie zadania w zakresie regulowania spraw, których nie może załatwić samorząd powiatowy czy miejski, i spraw międzykomunalnych. Jednak samorząd ten nie posiada żadnych podstaw finansowych i dlatego działać nie może. Wysunięta też została sprawa udotowania samorządu wojewódzkiego odpowiednimi podatkami, wpływami, które by dały możność działania.</u>
          <u xml:id="u-3.6" who="#EdwardKleszczyński">Równocześnie ze sprawą samorządu wojewódzkiego została wysunięta na komisji sprawa podziału administracyjnego Państwa. Do parlamentu wpłynęła obecnie ustawa o nowym podziale granic administracyjnych. Przy dyskusji również uwypukliła się sprawa nowego podziału województw, jednak częściowe załatwianie tych spraw corocznie było uważane za nieodpowiednie, gdyż przez to nie ma obrazu całości planu tego podziału, wskutek czego ciała parlamentarne nie mogą sobie zdać sprawy, jak ten cały plan zostanie wykonany na przyszłość.</u>
          <u xml:id="u-3.7" who="#EdwardKleszczyński">O ile chodzi o samorząd miejski, to ze względu na urbanizację Państwa jest on bardzo ważnym czynnikiem, gdyż jedynie tylko urbanizacja może doprowadzić do tego, że masy bezrobotnych, które obecnie znajdują się na wsi, które niejednokrotnie głodują, mogą w przyszłości stanąć na odpowiednim poziomie życia. Ciekawe dane statystyczne Głównego Urzędu Statystycznego dają obraz tego, że część ludności ze wsi przechodzi jednak do miast. Jeśli weźmiemy cyfry od początku 1921 r., kiedy była robiona pierwsza statystyka, do r. 1931, to zobaczymy, że w odsetkach ogólna ludność Polski wzrosła o 18%, zaś ludność miast wzrosła o 31%, a ludność wiejska o 14%. Z tego jest widoczne, że jednak jest to przesunięcie, jeżeli chodzi o emigrowanie części ludności, ze wsi do miast, gdyż ten przyrost miast nie jest spowodowany przyrostem naturalnym, tylko pochodzi z tego przesunięcia ludności. Dlatego miasta muszą być odpowiednio przygotowane do przyjęcia tej ludności wiejskiej. Tu jednak widzimy, że ponieważ podstawy finansowe miast są również słabe, miasta nie rozwijają się tak jak należy i dlatego, jeżeli chodzi o przyszłość Państwa, musi być ta rzecz uregulowana. Wprawdzie ostatnio na podstawie danych, które dała Centralna Komisja Oszczędnościowo-Oddłużeniowa, różne miasta dostały pewne zapomogi, a w ustawie, która jest w Wysokich Izbach, zostało wstawione 10.000.000 zł na pokrycie deficytów, jednak ta droga uzupełniania budżetów miast za pomocą doraźnej sumy 10.000.000 zł, która ma być corocznie wstawiana do budżetu, nie jest odpowiednia, gdyż powinno to być pozostawione poszczególnym miastom, ażeby one same mogły nakładając podatki na swoich obywateli odpowiednio do swojego zapotrzebowania rozwijać swoje budżety.</u>
          <u xml:id="u-3.8" who="#EdwardKleszczyński">Również sprawa ordynacji wyborczej do samorządu miast, która obecnie wpłynęła do Izb ustawodawczych, ze względu na stan administracji miast, szczególnie większych, w tym wypadku jest bardzo ważną rzeczą. Chodzi o to, ażeby stworzyć taką ordynację wyborczą, by do rad miejskich weszli ludzie, którzy nie będą mieli piętna politycznego, a przez to nie wprowadzą do nich walk politycznych, lecz żeby mieli podejście gospodarcze i zajęli się właśnie sprawami gospodarczymi miast. Jako przykład podałem na komisji dwa największe miasta w Polsce, mianowicie gospodarkę w Warszawie i Łodzi. Warszawa wobec tego, że został wyeliminowany element polityczny, wprawdzie nie drogą wyborów, ale przez nominację, a zwrócono przede wszystkim uwagę na sprawy gospodarcze, uregulowała swoje życie gospodarcze. W Łodzi natomiast, gdzie przez wybory weszły do rady miejskiej tylko elementy polityczne, to odwrotnie, nie tylko rada miejska nie zajęła się sprawą uporządkowania tego tak biednego pod względem urządzeń miejskich miasta, jakim jest Łódź, ale powstały tam tylko walki polityczne, które doprowadziły do rozwiązania rady miejskiej. Wszystko to wskazuje, że przy nowej ordynacji wyborczej będziemy musieli zwrócić uwagę przede wszystkim na sprawy gospodarcze, żeby one były należycie reprezentowane w radach miejskich.</u>
          <u xml:id="u-3.9" who="#EdwardKleszczyński">Chcę tu szerzej zwrócić uwagę na sprawę Centralnej Komisji Oddłużeniowej. Otóż Centralna Komisja Oddłużeniowa po zakończeniu swojej działalności wydała z niej sprawozdanie. Tym sprawozdaniem zajmę się na chwilę.</u>
          <u xml:id="u-3.10" who="#EdwardKleszczyński">Przede wszystkim chcę zwrócić uwagę na to, że Centralna Komisja Oddłużeniowa miała olbrzymią pracę, a to dlatego, że oddłużenie samorządu nie mogło być zrobione według jakiegoś schematu jednolitego, tylko musiano się zwrócić do badania każdego prawie zadłużonego miasta, powiatu czy gminy. W ten sposób stanęła przed tą komisją olbrzymia praca. Została ona jednak doprowadzona do końca i według sprawozdania dała wielkie rezultaty. Jak wielka była ta praca, to niech powiedzą cyfry. Otóż na ogólną liczbę 53 miast wydzielonych mogło być wziętych na warsztat 51 miast indywidualnie do oddłużenia. Na ogólną liczbę 450 miast niewydzielonych 410 miast zostało wziętych na warsztat pracy. Na 239 powiatów 165 powiatów wzięto na warsztat pracy. Na 1.800 gmin w Państwie 301 gmin zostało oddłużonych. Jest to obraz cyfrowy dużej pracy, którą Komisja Oddłużeniowa wykonała. Rezultaty tej pracy w cyfrach są następujące: otóż na zadłużenie, które wynosiło okrągło 1.093.000.000 zł, raty amortyzacyjne, które przed oddłużeniem miały płacić wszystkie miasta i inne samorządy, wynosiły około 90.000.000 rocznie. Wprawdzie te miasta i inne samorządy nie wpłaciły tej wysokiej sumy z powodu kryzysu, wpłaciły około 66.000.000, jednak obecnie po oddłużeniu suma ta spadła do połowy, bo wynosi obecnie około 47.000.000 zł.</u>
          <u xml:id="u-3.11" who="#EdwardKleszczyński">Jest to obraz cyfrowy dużej pracy, którą Komisja Oddłużeniowa wykonała. Częściowo zostało to osiągnięte przez skreślenie pewnych długów, głównie jednak przez skreślenie procentów i przez rozłożenie na dalsze anuitety sum należnych. Jednak prace Komisji Oddłużeniowej nie skończyły się tylko na sprawie oddłużenia miast i innych samorządów. Dały one ogromny materiał dla Ministerstwa Spraw Wewnętrznych do dalszego zastanowienia się w ogóle nad budżetami samorządów. I już teraz mamy pewne owoce prac Komisji Oddłużeniowej we wnioskach, które otrzymaliśmy, mianowicie o ile chodzi o gminy wiejskie, które były w dużej ilości deficytowe, a głównie z powodu sum, jakie musiały wypłacać nauczycielom szkół powszechnych za mieszkania, obecnie mamy ustawę, która zwalnia te gminy i przekłada ten obowiązek na Państwo. Jest również inna ustawa, o której wspomniałem, o wypłacie samorządom 10 milionów ze Skarbu Państwa, albowiem okazało się, że część samorządów, choćby nie wiem jak je oddłużać, zawsze będzie deficytowa. To jest kwestia bardzo paląca, która powinna być również załatwiona. Te samorządy, które stale są deficytowe, można by częściowo zlikwidować, to znaczy powiaty lub gminy, a jeżeli chodzi o miasta, to naturalnie nie można tego uczynić. Jeżeli chodzi o bardzo małe miasta, można by je przyłączyć do gmin, aby ciężkie budżety znieść i może w ten sposób uregulować tę sprawę. Jednak w wielu wypadkach ta rzecz nie da się zrobić, likwidacja samorządów nie byłaby możliwa. W tych warunkach pewna stała dotacja dla tych samorządów jest konieczna lub jakieś ogólne przesunięcia budżetowe, które by tę rzecz regulowały. Właściwie można powiedzieć, że budżety samorządów w stosunku do ich potrzeb są głodowe, może teraz, kiedy lepsza koniunktura podniesie troszeczkę te budżety, pewne konieczne inwestycje w samorządach będą mogły być uzupełnione. Jednak podstawa budżetowa samorządu jest za słaba i nad tą sprawą ciała parlamentarne powinny się zastanowić.</u>
          <u xml:id="u-3.12" who="#EdwardKleszczyński">Muszę tu również podnieść sprawę bardzo ważną, która obciąża samorządy, a która jest także podniesiona w sprawozdaniu komisji. Sprawa ta była tu też na plenum, ale Senat inaczej, niestety, ją postawił. Jest to sprawa opieki społecznej nad ubogimi. Sprawa ta jest jednym z głównych ciężarów samorządu i dlatego o niej wspominam, ponieważ Senat uchwalił pewne obciążenie, obciążenie samorządu terytorialnego i miejskiego na rzecz ubezpieczalni społecznych, mianowicie szpitalnictwa. Samorząd terytorialny i miejski daje pewne ulgi samorządowi opieki społecznej, przez co, jakby powiedzieć, jeden dziad musi dawać pewne subsydia na drugiego dziada i zupełnie niepotrzebnie w ten sposób tę sprawę się przesądza. Może bardzo ostro to powiedziałem, ale jednak tak jest, że ta rzecz, moim zdaniem, została nieodpowiednio uregulowana, co wykazane jest w sprawozdaniu Komisji Oddłużeniowej.</u>
          <u xml:id="u-3.13" who="#EdwardKleszczyński">Proszę Panów, wielkim ciężarem dla samorządów — co jest również wykazane w tym sprawozdaniu — jest sprawa opieki społecznej i bezrobocia. Nawet te samorządy, które zostały już oddłużone, zostały nanowo zadłużone z powodu bezrobocia. Niektóre bowiem samorządy muszą w jakiś sposób swoich bezrobotnych zaopatrzyć, dać im zajęcie i dlatego zadłużają się w gwałtowny sposób. Komisja ujęła tę sprawę w ten sposób, że jednak zapomogi czy to z Funduszu Pracy, czy ze strony Państwa powinny być inaczej traktowane, nie jako pożyczki, ale o ile samorząd jest deficytowy, jako zapomogi. Inaczej do absurdu doprowadza się znowu sprawę długów poszczególnych samorządów, gdyż one ich ciężaru nie wytrzymują.</u>
          <u xml:id="u-3.14" who="#EdwardKleszczyński">Również bardzo ważną i aktualną rzeczą jest sprawa inwestycyj samorządowych. Inwestycje w samorządach były dotychczas źle robione, nie były one uzgodnione jako jednolity plan państwowy i dlatego w wielu wypadkach mamy takie rzeczy, że budowano jakąś wielką rzeźnię czy jakieś wielkie przedsiębiorstwo, które miało nie tylko zasięg danego miasta, ale obejmowało również szeroki okręg, a zupełnie nie było dostosowane do tego okręgu. Teraz również — i na to chcę zwrócić uwagę — mamy taki objaw, że w Centralnym Okręgu, gdzie wszystko ma być bardzo systematyczne, gdzie jest przewidziane planowe działanie, mamy takie objawy, że niektóre miasta chciałyby wyskoczyć z różnymi planami, jak np. Sandomierz, gdzie teraz jest wielki projekt rzeźni bekonowej, chociaż bardzo blisko, bo w Dębicy i Tarnowie są dwie rzeźnie bekonowe, duże, które zupełnie ten okręg zaopatrują. Prawdę więc powiedziawszy, o ile by Sandomierz wybudował tak blisko trzecią rzeźnię, miałby deficyt. Ta rzecz jest zupełnie nieaktualną. Moim zdaniem, właściwie zdaniem komisji, jest ważną rzeczą, ażeby przy planowaniu, budowaniu jakichkolwiek większych inwestycyj był brany pod uwagę plan ogólny, a nie tylko danego miasta.</u>
          <u xml:id="u-3.15" who="#EdwardKleszczyński">Zatrzymałem się nad sprawą Komisji Oddłużeniowej dlatego, że jednak o ile chodzi o samorząd, jest to pewna skarbnica cyfr i zobrazowania całej działalności samorządu włącznie z jego finansami. Ponieważ każde prawie miasto, każdy powiat został wzięty pod szkiełko komisji, mamy dokładny obraz ich działalności. Wyniki tej działalności, tutaj zebrane, powinny być wskazówką, jak mamy w dalszym ciągu w samorządach pracować. Konieczna jest jednak przebudowa całej struktury finansów samorządowych.</u>
          <u xml:id="u-3.16" who="#EdwardKleszczyński">Przechodzę do sprawy aprowizacyjnej. Została tu wprowadzona doniosła zmiana. Mianowicie aprowizacja, która należała do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, jest już obecnie przeniesiona do Ministerstwa Rolnictwa. Jest to moim zdaniem wielki plus. Wyżywienie całego kraju powinno być skoncentrowane w rękach tego ministra, który produkuje tę żywność, a nie, jak dotychczas, Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Tak mogło być na początku, kiedy byliśmy po wielkiej wojnie w okresie deficytowym, wtedy te sprawy musiało regulować Ministerstwo Spraw Wewnętrznych; obecnie, kiedy produkujemy za dużo i kiedy trzeba produkcję regulować, sprawa ta powinna być w rękach Ministerstwa Rolnictwa.</u>
          <u xml:id="u-3.17" who="#EdwardKleszczyński">W dziale służby technicznej wybija się na pierwsze miejsce sprawa regulacji miast i planowania wszelkich osiedli. Otóż pod tym względem, kiedy urbanizacja jest tak ważna dla spraw państwowych, mamy za słaby liczebnie aparat urzędniczy, który reguluje tę sprawę. Są wielkie miasta, które właściwie technicznego aparatu nie mają i dlatego w niektórych miastach były olbrzymie szkody finansowe z tego powodu, że złe plany były zrobione. Moim zdaniem i zdaniem komisji sprawa ta powinna być również wzięta pod uwagę i pod tym względem w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych ten dział nadzorczy powinien być lepiej rozbudowany.</u>
          <u xml:id="u-3.18" who="#EdwardKleszczyński">Przechodzę do sprawy policji państwowej. Chcę podnieść, że w obecnym budżecie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych jest to jedna z głównych pozycyj, zwiększono ją bowiem o 3.300.000 zł. Chodziło tu o zwiększenie ilości funkcjonariuszów policji w Państwie. Przy wszystkich budżetach ta sprawa była omawiana. Policja dotychczas była redukowana, obecnie zaś ilość policji została zwiększona, co jest bardzo racjonalne wobec zwiększenia się liczby ludności, zwiększenia liczby osiedli i większych osiedli. Dotychczas stan był niemożliwy. Szczególniej bezrobocie wpływało na to, że przestępczość wzrastała i naturalnie wskutek tego i ilość funkcjonariuszów policji powinna była być zwiększona. Jeżeli chodzi o sprawę policji, ważną rzeczą przy wypełnianiu tej ciężkiej służby jest stosunek do niej ludności. Tam, gdzie ludność nie rozumie zadań policji i utrudnia jej pracę, tam przy szczupłości jej ilości policja jest bezradna. Również stosunek administracji państwowej do policji jest ważny. Tam, gdzie nie ma zdecydowanej linii pracy, tam, gdzie nie ma zapobiegania na czas organizowaniu rozruchów, gdzie się pozwala na rozpętywanie namiętności, wystąpienia policji muszą być w skutkach dla ludności fatalne i związane nawet z utratą życia, co w zeszłym roku miało miejsce w Małopolsce. Wówczas policja traci na dłuższy czas zaufanie i życzliwość ludności i z trudnością wypełnia swe normalne obowiązki tępienia przestępstw wobec braku współdziałania społeczeństwa.</u>
          <u xml:id="u-3.19" who="#EdwardKleszczyński">Przechodzę do sprawy Korpusu Ochrony Pogranicza. Działalność Korpusu Ochrony Pogranicza została z aplauzem przyjęta przez całą komisję. Jest to działalność nie tylko wojskowa, ochronna, ale także i działalność kulturalna. Szczególnie ten dział został podkreślony w moim referacie i zostały podane szczegółowe cyfry tej działalności. Zresztą są to rzeczy znane całemu społeczeństwu i wysoko przez nie cenione, możemy patrzeć ze spokojem na granicę wschodnią, gdzie nie tylko orężem, ale i pracą kulturalną bronią nas nasi żołnierze.</u>
          <u xml:id="u-3.20" who="#EdwardKleszczyński">Przechodzę do Głównego Urzędu Statystycznego. W referacie na komisji została podkreślona sprawa spisu rolnego. Ostatni spis rolny został zrobiony w 1921 r. w warunkach bardzo nieodpowiednich, zaraz po wojnie, i dlatego był on źle zrobiony. Obecnie zbliża się termin nowego spisu, który ze względu na agrarne stosunki polskie jest konieczny, nie mamy bowiem właściwie żadnego dokładnego obrazu tych stosunków. Dlatego zaznaczyłem w moim referacie, że winny się znaleźć jak najszybciej odpowiednie pieniądze na rok przyszły, który jest właśnie okresem początku spisu agrarnego.</u>
          <u xml:id="u-3.21" who="#EdwardKleszczyński">Przechodząc do zakładów i przedsiębiorstw, chcę tu podnieść sprawę Państwowych Zakładów Wodociągowych na Górnym Śląsku. Otóż wodociąg został już ukończony i dlatego też pozwoliłem sobie wrócić się do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, aby wodociąg ten był oddany międzykomunalnej instytucji, złożonej z przedstawicieli trzech województw, które używają tego wodociągu. Nie powinno to być przedsiębiorstwem państwowym, gdyż Państwo wykonało już swój obowiązek, budując ten wodociąg, obecnie ci, którzy go używają, winni nim zarządzać, tym bardziej, że wodociąg ten jest samowystarczalny.</u>
          <u xml:id="u-3.22" who="#EdwardKleszczyński">Przechodząc do preliminarza budżetowego chcę zaznaczyć, że o ile chodzi o sam budżet, to został on — jak już mówiłem — zwiększony szczególnie w dwóch pozycjach: w jednej — Policja Państwowa i w drugiej — 10.000.000 zł, które zostały oddane samorządom. Inne drobniejsze pozycje zwiększone: dla Zarządu Centralnego — 110.000 zł, dla Służby technicznej na normalne potrzeby utrzymania i przebudowę państwowych gmachów — 475.000 zł.</u>
          <u xml:id="u-3.23" who="#EdwardKleszczyński">Wysoka Izbo! Stawiam wniosek o przyjęcie budżetu w uchwalonym przez Sejm brzmieniu.</u>
          <u xml:id="u-3.24" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-4">
          <u xml:id="u-4.0" who="#AleksanderPrystor">Otwieram rozprawę.</u>
          <u xml:id="u-4.1" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Decykiewicz.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-5">
          <u xml:id="u-5.0" who="#WłodzimierzDecykiewicz">Wysoka Izbo! Budżet Ministerstwa Spraw Wewnętrznych przedstawia olbrzymie bogactwo zagadnień o niezmiernie wielkim znaczeniu ogólnopaństwowym. Pragnę jednak dziś być bardzo jednostronnym i ograniczę się do naświetlenia niektórych zagadnień wyłącznie ze stanowiska interesów ukraińskich.</u>
          <u xml:id="u-5.1" who="#WłodzimierzDecykiewicz">W roku ubiegłym stosunki polsko - ukraińskie doznały silnego zaostrzenia. Gdy trzy lata temu Ukraińskie Narodowo Demokratyczne Zjednoczenie, w skrócie UNDO, zapoczątkowało politykę tzw. normalizacji, wówczas zdawało się, że przyjdzie do pewnego uspokojenia. Uprawniały nas do tych nadziei liczne oświadczenia przedstawicieli Rządu i społeczeństwa polskiego. Mówiono nam ustawicznie, że dopóki Ukraińcy nie okażą lojalności wobec Państwa, nie mogą żądać praw, które należą się wyłącznie obywatelom lojalnym. Rzecz zupełnie jasna i zrozumiała. Objawiono także gotowość uznania Ukraińców za współgospodarzy tej ziemi pod warunkiem lojalności.</u>
          <u xml:id="u-5.2" who="#WłodzimierzDecykiewicz">Oświadczenia te nie były może całkiem szczere, jak okazał dalszy bieg wypadków. Gdy bowiem ukraińscy posłowie i senatorowie po przeprowadzonych wyborach w Izbach ustawodawczych złożyli oświadczenie, że pragną silnej Polski i silnej armii, gdy w konsekwencji tego oświadczenia głosowali za budżetem państwowym i za wszystkimi koniecznościami państwowymi, wówczas wśród społeczeństwa polskiego można było zauważyć pewne zakłopotanie. Ci, którym zależy na tym, aby w stosunkach polsko - ukraińskich nie przyszło do odprężenia, nie byli zadowoleni z tych objawów lojalności ze strony Ukraińców. Nie można już było wymyślać Ukraińcom, zarzucać im zdrady, dawać im nauk moralnych na temat obowiązków obywateli wobec Państwa. Ale to zakłopotanie wkrótce minęło i wkrótce chwycono się innej taktyki w walce z Ukraińcami. Nagle odkryto niebezpieczeństwo ukraińskie, odkryto, że narodowi polskiemu grozi niebezpieczeństwo przez to, że Ukraińcy się organizują i wzbogacają. Zaczęto straszyć społeczeństwo polskie rzekomym niebezpieczeństwem ukraińskim. Wprawdzie trzeba być naiwnym, aby uwierzyć, że narodowi polskiemu, który ma przecież wielkie państwo, potężną armię, silną biurokrację i policję państwową, wielkie bogactwa, a który nadewszystko jest przejęty najgorętszym patriotyzmem — może grozić niebezpieczeństwo ze strony narodu, który dopiero stara się wydobyć na miejsce na słońcu. Ale wiadomo, że w masy wszystko można wmówić, że masy we wszystko uwierzą. I rzeczywiście dzięki sprytnej propagandzie i przy bardzo wydatnym poparciu prasy udało się w społeczeństwie polskim wywołać niemal nastroje paniczne. Zaczęto wierzyć rzeczywiście w niebezpieczeństwo ukraińskie.</u>
          <u xml:id="u-5.3" who="#WłodzimierzDecykiewicz">Wówczas, gdy już ten cel został osiągnięty, dopiero okazało się prawdziwe oblicze całej tej roboty. Wówczas frazes o Ukraińcach jako współgospodarzach tej ziemi rzucono w kąt, natomiast wyciągnięto na nowo dawne i dobrze znane hasło, że celem polityki polskiej powinno być uzyskanie asymilacji Ukraińców, ale już nie asymilacji państwowej, tylko asymilacji narodowej. Przy tym raczono zrobić koncesję, że asymilacja ta nie miałaby się odbywać drogą przymusu fizycznego, a zatem przynajmniej metod bolszewickich nie miano by stosować. Jako środek do spolszczenia, do tej asymilacji Ukraińców Komitet Porozumiewawczy Polskich Organizacyj Społecznych wskazał aktywizację polskiego społeczeństwa na kresach.</u>
          <u xml:id="u-5.4" who="#WłodzimierzDecykiewicz">Hasło to, proszę Wysokiej Izby, nie przedstawia dla Ukraińców nic groźnego. Polacy na kresach zawsze organizowali się i działali, nic więc nie szkodzi, jeżeli ta działalność obecnie będzie może bardziej intensywna. Zresztą rywalizacja, współzawodnictwo na polu kulturalnym i gospodarczym — to jest przecież rzecz, która jest korzystna i pożyteczna dla podniesienia poziomu kulturalnego i gospodarczego, a między dwoma narodami, które bezpośrednio się stykają, mieszkając na wspólnym terytorium, współzawodnictwo jest właściwie normalnym stanem rzeczy, który służy do tego, ażeby obie strony podnieść na wyższy poziom życia kulturalnego i gospodarczego.</u>
          <u xml:id="u-5.5" who="#WłodzimierzDecykiewicz">Jednakże nie o takim szlachetnym współzawodnictwie myśleli inicjatorzy hasła aktywizacji, a w każdym razie nie w ten sposób to hasło zostało pojęte przez masy. I już dziś widzimy pewne skutki tego hasła, narazie może są to dopiero początki. We Lwowie przechodnie zostają napadnięci i pobici dlatego, ponieważ mówią po ukraińsku. Na uniwersytecie Jana Kazimierza lekcja języka ukraińskiego zostaje gwałtownie przerwana i udaremniona przez napad studentów. Na ulicach afisze ukraińskie, napisy na instytucjach ukraińskich, na szyldach ukraińskich lekarzy, adwokatów, kupców zostają zrywane. To się dzieje systematycznie. Prasa notuje skrzętnie każdy szczegół, który może przynieść Ukraińcom ujmę i który może rzucić na nich podejrzenie. Z reguły każda zwykła bójka na wsi bywa podniesiona do rzędu jakiejś akcji terrorystycznej.</u>
          <u xml:id="u-5.6" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Barański.)</u>
          <u xml:id="u-5.7" who="#WłodzimierzDecykiewicz">Niedawno czytałem w dzienniku wprost groteskową notatkę: „Nowe morderstwo ukraińskich terrorystów. Policja państwowa rozwinęła akcję w celu wykrycia sprawców”. A zatem sprawa jeszcze nie wyjaśniona, a już dziennik mówi, że to terroryści ukraińscy są sprawcami.</u>
          <u xml:id="u-5.8" who="#WłodzimierzDecykiewicz">Organizacje społeczne zwołują ciągle wiece i narady, na których to wiecach uchwalane są rezolucje i uchwały, rezolucje, które są nieraz komiczne w swojej treści, a jednak czasem są niebezpieczne, bo apelują do instynktów. W ostatnich czasach posuwano się nawet tak daleko, że na tych wiecach i naradach wysuwało się projekty organizacji cerkwi grecko-katolickiej; a więc ludzie świeccy biorą się do rzeczy religijnych.</u>
          <u xml:id="u-5.9" who="#WłodzimierzDecykiewicz">Nieszczęściem jest, proszę Wysokiej Izby, że do tej — powiedziałbym — nieodpowiedzialnej walki i agitacji przeciwko Ukraińcom wciąga się również władze i urzędy państwowe, a to siłą faktu, że wszystkie władze są obsadzone wyłącznie przez Polaków. Ci urzędnicy, gdyby nawet nie byli zaślepionymi szowinistami, ulegają sugestii i jest rzeczą zupełnie zrozumiałą, że wobec postawionego hasła aktywizacji społeczeństwa polskiego uważają za rodzaj obowiązku patriotycznego, ażeby w tej nagonce brać udział, a to znajduje później wyraz z konieczności w działalności władz.</u>
          <u xml:id="u-5.10" who="#WłodzimierzDecykiewicz">Dla ilustracji pozwolę sobie przedstawić Wysokiej Izbie kilka faktów z jednego z powiatów na terenie województwa lwowskiego. Szczegóły, które podam, są autentyczne, ponieważ były przytoczone przez delegata dotyczącego powiatu na posiedzeniu rady wojewódzkiej w dniu 11 stycznia tego roku w obecności p. wojewody lwowskiego. P. wojewoda lwowski, który na wszystkie zarzuty i skargi bardzo chętnie i gorliwie odpowiada, nie znalazł odpowiedzi na te zarzuty, a tym samym właściwie przyznał, że nie ma nic do powiedzenia i że wszystkie te zarzuty są prawdziwe. Otóż w mieście powiatowym odbywał się w dniu 12 lipca zeszłego roku w dzień święta grecko - katolickiego, Apostołów Piotra i Pawła odpust. W czasie odpustu kupcy żydowscy, powszechnie znani komuniści, sprzedawali obrazki świętych i inne przedmioty kultu religijnego. Ukraińska młodzież wiejska, oburzona takim naruszeniem uczuć religijnych, przewróciła jeden stragan, w zamieszaniu przewrócono także inne stragany, między innymi i kupców ukraińskich. Ale przy tym całym zamieszaniu nie pobito nikogo. Po południu, gdy ludność wiejska wracała z odpustu do domu, banda uzbrojona w rewolwery i noże napadła włościan, pobiła i poraniła wielu z nich. Był to formalny pogrom, któremu przypatrywała się zupełnie spokojnie policja państwowa. W pogromie tym brał udział nawet pewien urzędnik państwowy z działu służby skarbowej. Policja państwowa później zaczęła oczywiście urzędować, nie przeprowadzono jednak żadnych aresztowań ani nawet nie przesłuchano nikogo z uczestników pogromu. Natomiast zaczęto po wsiach aresztować młodych ludzi, chociaż nie było żadnego dowodu, że brali oni udział w tym przewracaniu straganów. Władze administracyjne odrazu stanęły na stanowisku, że to przewrócenie straganów było atakiem Ukraińców na Polaków, natomiast pogrom był aktem samoobrony ludności polskiej.</u>
          <u xml:id="u-5.11" who="#WłodzimierzDecykiewicz">W kilka dni po tych zajściach został zabity pewien woźnica, człowiek podobno o lichej reputacji. Zaraz oczywiście podejrzenie zostało skierowane na Ukraińców w tym znaczeniu, że to miała być zemsta za wypadki na odpuście 12 lipca.</u>
          <u xml:id="u-5.12" who="#komentarz">(Głos: A jakiej narodowości był ten woźnica?)</u>
          <u xml:id="u-5.13" who="#WłodzimierzDecykiewicz">Polak. Otóż zrobiono z tego woźnicy, z tego zabitego — bohatera, który padł w obronie ziemi polskiej. Ciało jego leżało przez noc w kościele, a w pogrzebie wzięli udział reprezentanci władz. W kilka dni potem wyszło na jaw, że ten woźnica został zabity wskutek sprzeczki, wynikłej przy podziale łupu, pochodzącego z kradzieży na dworcu kolejowym. Po tej kompromitacji policja państwowa zaniechała wszelkich dalszych dochodzeń w sprawie tego zabójstwa. Natomiast bardzo skwapliwie dalej prowadziła dochodzenia w sprawie zaburzeń na odpuście. Więc przede wszystkim przeprowadzono w niektórych miejscowościach tzw. pacyfikację, według wzorów już utartych i panom senatorom z zachodu także dobrze znanych od czasu strajku sierpniowego. Następnie zaczęły się sypać kary administracyjne na chłopów, oczywiście wyłącznie na chłopów - Ukraińców. Mianowicie karano za to, że np. na dziedzińcu włościanina znaleziono słomę lub nieczystości w czasie żniw; następnie, że na wozie napis na tabliczce był nieczytelny, że włościanin nie miał przy sobie paszportu na konia, że komin nie wystawał 75 cm ponad strzechę itd. Jak wielkie rozmiary ta cała akcja karna przybrała, niech świadczy fakt, że w jednej gminie, liczącej trzy gromady, wydano 960 nakazów karnych i przyjęto specjalnego urzędnika dla wypisywania orzeczeń karnych. Wobec tego, że powiat liczy 8 gmin, bez przesady można powiedzieć, że w ciągu tych kilku dni na włościan posypały się kary administracyjne w wysokości kilkudziesięciu tysięcy złotych. Prócz tego starostwo zaczęło rozwiązywać względnie zawieszać w czynnościach wszystkie stowarzyszenia ukraińskie, mianowicie kółko „Ridnej Szkoły” i czytelnie „Proswity” z tych względów, iż członkowie tych stowarzyszeń uprawiali w lokalach stowarzyszeń ćwiczenia gimnastyczne, bądź ćwiczenia konne w nocy. Otóż chłopi ciągle suszyli głowę i starali się dowiedzieć, skąd wzięło starostwo motyw o ćwiczeniach konnych członków stowarzyszenia. Prawdopodobnie pochodzi to stąd, że w tych stronach jest zwyczaj wypędzania nocą letnią porą koni na pastwisko. Ale najciekawsze jest zachowanie się starostwa wobec ogródków dziecięcych. W 26 miejscowościach rozwiązano ogródki dziecięce i jako motyw podano w orzeczeniach, które mam u siebie, że kierownictwo tych ogródków nie daje rękojmi, iż dzieci uczęszczające do ogródków będą wychowywane w duchu lojalnym dla Państwa Polskiego i nie będą podlegały wpływom szkodliwym z punktu widzenia interesów Państwa. Więc małe dzieci już miałyby być niebezpieczne dla Państwa. W każdym razie autor tych orzeczeń nie powinien być urzędnikiem, a raczej poetą, bo ma zbyt dużą fantazję. Sam starosta bierze — raczej brał, odnoszę wszystko do roku zeszłego — czynny udział w wiecach polskich, zwróconych przeciwko Ukraińcom. Brał więc naprzykład udział w jednym wiecu, na którym nawoływano do spolszczenia ludności zruszczonej i gdzie protestowano przeciw sprzedawaniu ziemi w ręce ruskie. Na drugim znów wiecu nawoływano, aby nie kupowano we spółdzielniach ukraińskich.</u>
          <u xml:id="u-5.14" who="#WłodzimierzDecykiewicz">Tak, proszę Wysokiej Izby, wygląda hasło aktywizacji społeczeństwa polskiego w praktycznym zastosowaniu i tak, niestety, wygląda administracja. Zapewne na zachodzie także są podnoszone poważne zarzuty przeciw administracji i w związku ze strajkiem sierpniowym niejeden szczegół wyszedł na jaw. Zachodzi jednakże istotna różnica pomiędzy zachodem a wschodem. Na zachodzie i ludność i urzędnicy to są przecież Polacy i nieroztropne lub nietaktowne postępowanie urzędnika może ludność usposobić niechętnie do jego własnej osoby, może także do władzy, ale ta niechęć nigdy się nie zwraca przeciw Państwu, bo przecież Państwo jest polskie. Natomiast na wschodzie, jeśli reprezentant władzy jest po prostu agitatorem przeciw Ukraińcom, to musi to wywołać niewątpliwie w ludności wielkie rozgoryczenie, ludność musi go uważać za swego wroga, a wobec tego i nastawienie ludności w stosunku do Państwa musi być odpowiednie. Niestety, nie zdaje się, aby Rząd miał zrozumienie dla ważności tej sprawy. Wprawdzie p. Premier wypowiedział w Sejmie pewne słowa, które dla mnie przynajmniej są dowodem, że Rządowi nie na rękę była ta akcja polskich organizacyj społecznych, bo nawoływał społeczeństwo polskie do spokoju i do umiaru. Jednak z tego stanowiska Rząd nie wyciągnął żadnych konsekwencyj i nie okazał energii ani odwagi w ukrócaniu samowoli urzędników, do których, niestety, w ostatnich czasach przyłączyły się pewne osobistości wojskowe.</u>
          <u xml:id="u-5.15" who="#WłodzimierzDecykiewicz">Ta rzecz, proszę Wysokiej Izby, ma niezmiernie doniosłe znaczenie. Jeżeli nawet ze strony polskiej, Ukraińcom nieżyczliwej, jest, przynajmniej w teorii, podnoszona konieczność odprężenia w stosunkach polsko - ukraińskich, to niewątpliwie jednym z najważniejszych środków do tego celu jest dobra, sprawiedliwa i obiektywna administracja, administracja, która nie zna różnicy między Polakami i Ukraińcami. Jakże jednak daleko jesteśmy od tego stanu i jak tragicznie przedstawia się przyszłość wobec zupełnego zapoznawania przez Rząd obowiązków i zadań administracji publicznej!</u>
          <u xml:id="u-5.16" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-6">
          <u xml:id="u-6.0" who="#JerzyBarański">Głos ma s. Chrzanowski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-7">
          <u xml:id="u-7.0" who="#BernardChrzanowski">Wysoka Izbo! Poruszę tu tylko jedną sprawę, lecz ważną, obchodzącą całą Polskę, sprawę oświatową. Czynię to dlatego przy budżecie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, ponieważ przemawiam przeciw okólnikowi, podpisanemu przez tegoż Ministra.</u>
          <u xml:id="u-7.1" who="#BernardChrzanowski">W czasie przygotowywania prac dla utrwalenia odzyskania niepodległości, odbył się w Warszawie w kwietniu 1919 r. zjazd naszych instytucyj oświatowych. Czytano na nim referat „Organizacje oświatowe a Państwo” (Przegląd oświatowy. Poznań 1919). Stawiłem tam tezę następującą: „Organizacje oświatowe, zawdzięczające swe powstanie społeczeństwu, powinny pozostać nadal przy nim; one są jego dziećmi. Państwo winno się oczywiście przypatrywać ich pracy, udzielać dla usunięcia braków pomocy, w ostateczności powinno nawet i wkraczać, gdy widzi tego potrzebę, gdy widzi błędy lub gdy pomoc nie skutkuje. Należy jednak utrzymać zasadę: Gdy chodzi o szkołę, o oświatę dzieci i młodzieży, to stara się o to państwo; gdy chodzi o oświatę pozaszkolną dorosłych — społeczeństwo. Tę cnotę samopomocy wykształconą w niewoli, należy przeprowadzić jako cenny skarb do wolności”.</u>
          <u xml:id="u-7.2" who="#BernardChrzanowski">Przyznaję, że można by tezę tę zaczepić jako pełną optymizmu, można by zaczepić i z powodu braku wiary, aby społeczeństwo stać było na tyle zapału, na tyle sił, tyle wytrwałości. Rząd nasz zdaje się też dzielić te wątpliwości. Mam tu na myśli okólnik p. Ministra Spraw Wewnętrznych z 3 czerwca 1937 r. „Do panów wojewodów itd.” w sprawie popierania akcji bibliotecznej przez samorząd terytorialny.</u>
          <u xml:id="u-7.3" who="#BernardChrzanowski">Wbrew tym możliwym wątpliwościom zjawił się jednak teraz po blisko 20 latach niespodziewanie poważny wyznawca tezy polskiej i to u obcych. Sojusznik to bezstronny, pracownik doświadczony, znawca pracy bibliotecznej, przedstawiciel narodu o zmyśle organizacyjnym i niemałej oświacie ludowej. Jest to kierownik państwowego urzędu dla bibliotekarstwa ludowego w Niemczech Fr. Schriewer. Głosi on w swej pracy o niemieckim bibliotekarstwie ludowym (Przegląd Oświatowy 1937 r. ks. dr Milik) tę samą zasadę, jak ta dopiero co wspomniana, u nas przed 20 laty głoszona. Przedstawia on stan bibliotekarstwa ludowego w Niemczech w barwach ciemnych, wykazuje szereg błędów w prowadzeniu bibliotek samorządowych przez bibliotekarzy samorządowców, skarży się na nich jako na urzędników. Twierdzi, że bibliotekarz winien wyrastać ze społeczeństwa, przeżywać z nim dolę i niedolę, bo tylko wtedy będzie bibliotekarzem dzielnym. Wzorowym wydaje mu się dlatego prowadzenie bibliotek jedynie przez czynniki społeczne. Administracja państwowa czy samorządowa winna mieć podług niego jedynie zadanie wspierania, pomagania bibliotekom przez czynnik społeczny prowadzonym.</u>
          <u xml:id="u-7.4" who="#BernardChrzanowski">Z zadowoleniem podkreślam zgodę tego obcego działacza oświatowego na tezę polską, stawianą już w zaraniu naszego młodego Państwa. Dlatego też tym śmielej występuję przeciw wspomnianemu okólnikowi p. Premiera, głoszącemu zasadę jak gdyby przeciwną. Mówię „jak gdyby przeciwną”, bo może stawianą niezupełnie świadomie z powodu niedostatecznej znajomości terenu, może tylko pozornie inną z powodu niezupełnie szczęśliwego ujęcia okólnika, nierozróżniającego przeróżnych stanów oświaty w różnych dzielnicach Polski.</u>
          <u xml:id="u-7.5" who="#BernardChrzanowski">Otoż w okólniku tym, rozesłanym w celu „umocnienia, rozszerzenia, zharmonizowania” akcji samorządu terytorialnego z postulatem Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, p. Premier określa w 5 punktach bardzo dokładnie zakres działania samorządu Mówi tam między innymi o subwencjonowaniu akcji bibliotecznej samorządowej, o użytkowaniu funduszów bezpośrednio na popieranie bibliotek samorządowych, powiatowych i gminnych. Mówi o nawiązaniu w tym celu współpracy z państwowymi instruktorami oświaty poza szkolnej, o zachęcaniu do popierania czytelnictwa przez radnych gminnych i gromadzkich itd. Rzecz jednak dziwna, że okólnik ten wbrew polskiej tezie, popartej doświadczeniem niemieckim, pomija i to zupełnie zorganizowany czynnik oświatowy, biblioteczny, społeczny, ten przecież dawny, stary, istniejący już za czasów niewoli. Mam tu na myśli przede wszystkim Towarzystwo Czytelni Ludowych na Wielkopolską, Pomorze i Śląsk, a także Towarzystwo Szkoły Ludowej w Krakowie oraz Towarzystwo Macierzy Polskiej w Warszawie. Trzy to wielkie organizacje. Gdyby kto chciał uważać je za małoznaczące, to niechby wpierw zapoznał się z ich przeszłością. Wręczyłem p. Premierowi i przedkładam tu dlatego obszerne sprawozdanie z 50-letniej jubileuszowej działalności Towarzystwa Czytelni Ludowych. Istnieje ono już od lat 60. Jest to towarzystwo mało zapewne znane w Senacie, jak w ogóle nasza społeczna praca na zachodzie z czasów niewoli. Uważano przecież nas, znajdujących się pod władzą najniebezpieczniejszego zaborcy, za straconych.</u>
          <u xml:id="u-7.6" who="#BernardChrzanowski">P. Premier, do którego mam zresztą pełne zaufanie, wydał ten okólnik bezwątpienia w najlepszej myśli, z najlepszą wiarą. Mógłby też może dziś zaznaczyć, że wprawdzie nie wspomniał o owych trzech poważnych organizacjach społecznych, lecz przecież nie wykluczył ich bibliotek od popierania przez władze samorządowe. Okólnik, niestety, tłumaczony jest prawie ogólnie — powtarzam, prawie ogólnie, bo są wyjątki i jeden taki przytoczę — jako wymierzony u nas, w Polsce zachodniej np. przeciw Towarzystwu Czytelni Ludowych ze względu na zupełne jego pominięcie.</u>
          <u xml:id="u-7.7" who="#BernardChrzanowski">Tak rozumował i rozumuje u nas szereg instruktorów oświatowych na konferencjach. Oto ich słowa na tych konferencjach: „Okólnik przesądza przecież sprawę udzielania przez samorząd subwencyj bibliotekom organizacyj społecznych i zakazuje popierania ich, mówiąc jedynie o bibliotekach gminnych i powiatowych”. A jeżeli nie wszyscy instruktorzy, inspektorzy, starostowie i wójtowie są tego zdania, to subwencjonują bądź co bądź — ze względu na niejasną dla nich treść okólnika biblioteki Towarzystwa Czytelni Ludowych — zapewne z obawy przed tą władzą, skąpo. Współpracownicy Towarzystwa Czytelni Ludowych piszą dlatego do zarządu głównego z żalem, że „instruktorzy przepowiadają wobec treści okólnika zanik bibliotek Towarzystwa Czytelni Ludowych w przyszłości”. Współpracownik z Pomorza pisze np. do zarządu: „Instruktor, który jeszcze w ubiegłym roku maskował się jako przyjaciel Towarzystwa Czytelni Ludowych, jeździ obecnie po powiecie, głosząc wszędzie uszczęśliwienie narodu przez zakładanie reprezentacyjnych bibliotek gminnych”. Skarżą się więc pracownicy Towarzystwa Czytelni Ludowych, że „przez takie jednostronne wykonywanie okólnika może się cofnąć czytelnictwo z takim trudem przez nas na nogi postawione”, i piszą już w rozgoryczeniu: „Nieszczęsny okólnik p. Premiera odmawia ofiarnym wysiłkom społeczeństwa nie tylko uznania, ale w ogóle je lekceważy”. Są co prawda, jak już wspomniałem, i rzadkie wyjątki. Np. znalazł się starosta na Pomorzu, który nie zastawszy na terenie powiatu w ogóle innych bibliotek jak Towarzystwo Czytelni Ludowych i to w każdej gminie nie tylko po jednej, lecz nawet w niektórych po dwie, uznaje, że trzeba im tylko dopomóc groszem, a nie trzeba tworzyć nowych bibliotek samorządowych. Bardzo to ciekawy wyjątek. Jak to zresztą nie łatwo panom starostom pchnąć tę dla nich nową zupełnie, nieznaną im jeszcze pracę oświatową w samorządzie naprzód, podam na to choć jeden przykład. Oto jeden ze starostów, w zasadzie zdaje się nawet i życzliwy dawnym organizacjom społecznym, zleca burmistrzom i wójtom przesłanie mu szeregu danych statystycznych co do bibliotek ludowych i stara się im wyjaśnić znaczenie samorządów w słowach następujących — zdaje mi się trochę obcych tym, którzy będą ten okólnik czytać: „Samorząd dysponuje gotowym aparatem, ustalonymi metodami pracy i normami prawnymi, jest czynnikiem ustabilizowanym i ma zabezpieczenie minimum aktywności i mocniejsze zabezpieczenie przed dezorganizacją”.</u>
          <u xml:id="u-7.8" who="#BernardChrzanowski">Wracam do społecznych organizacyj bibliotecznych. Nie może przecież to niewspomnienie ich w okólniku być spowodowane chęcią zganienia, że rozbudzony przez nie głód czytania jeszcze nie wszędzie zaspokoiły. Społeczeństwo otacza przecież Towarzystwo Czytelni Ludowych mimo to wielkim uznaniem. Nie brak też temu Towarzystwu tyle sił do pracy, ile raczej środków pieniężnych. Przechodziło ono ciężkie chwile nienawistnego prześladowania w niewoli, chwile zastoju w czasie wielkiej wojny i chwile kryzysu gospodarczego w niepodległej Polsce. Czyżby się miało teraz borykać jeszcze z obojętnością własnego Rządu? Tego wprawdzie nikt z inteligencji nie chce przypuszczać, ale w szerokich masach ludowych budzą się jednak, niestety, takie przykre podejrzenia z powodu zachowywania się niższych urzędników i okazywanej przez nich nieżyczliwości wobec Towarzystwa Czytelni Ludowych. Nie można też winić tych zasłużonych towarzystw, że nie wykonały swego zadania zupełnie, że jeszcze nie wszystkie gminy są bibliotekami obsadzone. Przecież także i Ministerstwo Oświecenia nie osiągnęło jeszcze swego celu: umieszczenia wszystkich dzieci w szkołach. Stąd wskazówka: dopóki się to nie stanie, niech władze już dzisiaj, tam gdzie to nie jest gwałtownie potrzebne, same oświaty pozaszkolnej dla dorosłych lepiej nie budują, lecz niech budują przede wszystkim szkoły, niech dbają raczej o dzieci, bo szkoła jest zawsze gwałtownie potrzebna. A o ile chodzi o akcję biblioteczną, niech władze, Państwo czy samorząd, dopomagają przede wszystkim dawnym, doświadczonym, zasłużonym organizacjom społecznym i to groszem. Może także i współpracą oświatowych żołnierzy — nauczycieli, lecz tylko tych prawdziwie chętnych, zdolnych i pewnych.</u>
          <u xml:id="u-7.9" who="#BernardChrzanowski">Zwracam się dlatego do Pana Premiera z prośbą o uzupełnienie wydanego okólnika do tych samych władz jasnym wyjaśnieniem z zachętą do uczciwej rzetelnej współpracy ze starymi oświatowymi organizacjami. Niech młodych urzędników państwowych i samorządowych nie razi, czasem może z żalu, z powodu stanowiska władzy, nieoględnie przez starych pracowników użyte słowo niezadowolenia. Niech zrozumieją źródło tych słów, a znajdą tam wtedy troskę o oświatę ludową. Niech też nie korci młodych, że zasłużeni starzy oświatowcy w Wielkopolsce czy na Pomorzu i Śląsku noszą nieraz sutanny; niech młodzi nie głoszą bezmyślnie i niemądrze o bibliotekach T.C.L., że „to są biblioteki kleru”. Niech się ci niedoświadczeni młodzi lepiej Uczą od tych starych działaczy, nieraz tak bliskich proboszczowi z Liskowa i nieraz zasłużonych niepodległościowców. Niech raczej zechcą pracować razem z nimi, niech nauczą się od nich, jak zbliżyć się do ludu zupełnie im nieznanego, jakimi mówić do niego słowami; w każdym razie lepiej rzetelną polską mową, a nie sztuczną gwarą.</u>
          <u xml:id="u-7.10" who="#BernardChrzanowski">Niech ten nowy okólnik złączy jednych z drugimi, niech pamiętają, że tu chodzi przecież o scalenie społeczeństwa, niech starają się pracować razem. Chodzi — raz jeszcze to powtarzam — o to, aby cnota społeczna samopomocy oświatowej, wykształcona w niewoli i przeprowadzona przez nas na zachodzie do wolnego Państwa, się ostała, urosła i zwyciężyła. Biblioteki założone z nakazu i posłuchu nie dorównają nigdy bibliotekom powstałym z serdecznego umiłowania sprawy.</u>
          <u xml:id="u-7.11" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-8">
          <u xml:id="u-8.0" who="#JerzyBarański">Głos ma s. Masłow.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-9">
          <u xml:id="u-9.0" who="#MykołaMasłow">Wysoka Izbo! Zabierając dziś głos, pragnę zastanowić się nad zagadnieniem, które musi być troską tak nas Ukraińców, jak i społeczeństwa polskiego, i wymaga załatwienia tak w interesie lokalnym, jak i w interesie całego Państwa. W szczególności jest to ważne dziś, kiedy stoimy w obliczu wielkich wydarzeń, a sytuacja światowa nie wróży spokoju.</u>
          <u xml:id="u-9.1" who="#MykołaMasłow">Pragnę zastanowić się nad kwestią Wołynia oraz organicznie związaną z tym kwestią ukraińską. Znaczenie tej kwestii, niestety, przez znaczną część społeczeństwa polskiego jest niedostatecznie doceniane. Pomimo to w rzędzie innych zagadnień obecnie zajmuje ona jedno z czołowych miejsc. Nie próżne były słowa p. Premiera z jego przemówienia w komisji sejmowej, iż „naród polski powinien wychowywać w sobie większą świadomość, iż od jego ustosunkowania się do mniejszości narodowych zależy w znacznym stopniu dola Polski… iż tylko przekonanie, że każdy musi żyć, tylko poczucie równości potrzeb może stworzyć w Państwie z mniejszością narodową harmonię oraz zapewnić życie temu Państwu…” I nie są to tylko słowa rządowego czynnika. Senator generał Galica na zjeździe w Łucku 19 września 1937 r. w imieniu kierownictwa Obozu Zjednoczenia Narodowego powiedział: „Rola Wołynia posiada dla Państwa Polskiego specjalnie ważne znaczenie… na kresowej bowiem ziemi niebezpieczeństwo wspólnego wroga występuje szczególnie wyraźnie. Jest nim komuna, która z poza kordonu usiłuje się wsączyć w życie wsi wołyńskiej, a niejednokrotnie próbując nawet wykorzystywać istniejące różnice narodowościowe lub socjalne… Dlatego też stwarzanie pomiędzy ludnością polską a ludnością ukraińską na Wołyniu warunków dobrego bratniego współżycia leży w interesie nie tylko miejscowego społeczeństwa, ale i przede wszystkim — Państwa”. A mimo takiego twierdzenia i stanowiska mężów stanu w Polsce, chociaż słyszeliśmy z ust p. Premiera oświadczenie o kategorycznej, niezłomnej woli Rządu Polskiego, by iść dalszą drogą dobro-życzliwości, jednakowych praw wszystkich obywateli Państwa, pomimo to, powtarzam, stoimy w obliczu takich faktów, które świadczą o tym, że nie wszyscy uświadamiają sobie zasady, wygłoszone przez p. Premiera, że nie mamy jeszcze pewnego programu co do tej kwestii.</u>
          <u xml:id="u-9.2" who="#MykołaMasłow">Naturalnie, ten stan rzeczy nie może nie niepokoić nas, jak również nie może nie niepokoić i całego społeczeństwa polskiego. Ten brak wyraźnego stanowiska Rządu wobec kwestii ukraińskiej stwarza u ludności ukraińskiej poczucie niejasności, niepewności swego położenia stwarza wrażenie obywateli drugiej kategorii. I trudno usunąć to wrażenie, bo czy korzystamy rzeczywiście z pełni praw obywatelskich? Wszak nasza inteligencja nie jest dopuszczana do pracy w rządowych oraz samorządowych instytucjach mimo, że rokrocznie zjawiają się na rynku pracy kwalifikowani ukraińscy pracownicy, jak: agronomowie, inżynierowie, buchalterzy itd. Te siły nie znajdują dla siebie pracy i to tylko z tego powodu, że są Ukraińcami. Czy możemy przy takim położeniu mówić o równości stanowiska?</u>
          <u xml:id="u-9.3" who="#MykołaMasłow">Z kolei zastanówmy się nad położeniem naszej prawosławnej cerkwi. Czy jest to rzeczą normalną, że półtora miliona prawosławnej ludności, która przeżyła wojnę, rewolucję, na którą cały czas starają się wpływać czynniki wrogie religii, moralności i prawu, że ludność ta korzysta z religijnej pomocy cerkwi, która sama nie ma unormowanego prawnego położenia, której sprawami zajmują się jednocześnie różne poszczególne resorty?</u>
          <u xml:id="u-9.4" who="#MykołaMasłow">Albo też weźmy szkolnictwo. Czy można uważać, iż korzystamy w tej dziedzinie z pełni praw obywatelskich? Przecież na Wołyniu nie mamy swych szkół powszechnych. Nawet po wsiach, gdzie nie ma żadnego Polaka, istnieją szkoły utrakwistyczne, a szkół czysto ukraińskich na całym Wołyniu mamy zaledwie 4 i to na 1½ miliona ludności.</u>
          <u xml:id="u-9.5" who="#MykołaMasłow">A jednak należy uświadomić sobie, że właściwie interesy ludności ukraińskiej są złączone ściśle z interesami ludności polskiej, że zagadnienie ukraińskie dla Polski dziś jest jednym z poważniejszych zagadnień, że im dalej, tym problem ukraiński staje się aktualniejszy, a to czy inne jego rozwiązanie może pociągnąć za sobą zmianę położenia na lepsze, albo na gorsze. Dlatego właśnie tak głęboko i szeroko podszedł do tego zagadnienia p. Premier w swoim przemówieniu w Komisji Budżetowej w Sejmie, zaznaczając między innymi, iż musimy żyć razem, a wszelkiego rodzaju hasła lub odruchy, wywołujące podrażnienia, pomszczą się na idei współżycia oraz całości Polski. Dlatego też tym zagadnieniem w ostatnich czasach tak szeroko zainteresowała się prasa wszystkich kierunków, chociaż rozwiązuje ona zagadnienia te w sposób zupełnie różny. Jedna rzecz jest jasna dla wszystkich, że na kwestię ukraińską i na Wołyń trzeba zwrócić uwagę, i to — podkreślam znów — nie tylko dla dobra ukraińskiej jego ludności, ale i dla dobra całego Państwa, bo jednakowo rozumiejąc tę wielką rolę i znaczenie Polski, jakie przypadły jej na wschodzie Europy, musimy uświadomić sobie, że misji niesienia kultury i prawa na wschód Europy i walki, związanej z tym, Polska nie może wykonać, pomijając Wołyń. W celu zlikwidowania wspomnianego położenia uważam za celowe przede wszystkim skoordynowanie polityki ukraińskiej tak w centrum jak i na miejscu. Poza tym uważamy za pożądane skoncentrowanie wszystkich spraw mniejszościowych w jednym, specjalnie do tego upoważnionym urzędzie z tym, ażeby urząd ten. koncentrując u siebie sprawy mniejszościowe, miał prawo uzgadniać politykę tę z poszczególnymi ministrami.</u>
          <u xml:id="u-9.6" who="#MykołaMasłow">Naturalnie Wołyń ma jeszcze dużo swoich specjalnych bolączek. Zabierając głos z tej Wysokiej Trybuny pominąć ich nie mogę; natomiast muszę wspomnieć o nich, chociażby krótko i ogólnie. Jak już wspomniałem, nas niepokoi stan cerkwi prawosławnej. O tym dokładniej będę mówić podczas dyskusji nad budżetem Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego; obecnie tylko wspomnę, że prawny stan naszej cerkwi nareszcie musi być unormowany. Do tego kompetentnym byłby obiecany orędziem P. Prezydenta Rzeczypospolitej generalny sobór autokefalicznego Kościoła Prawosławnego w Polsce, zwołanie którego musi nastąpić jak najprędzej.</u>
          <u xml:id="u-9.7" who="#MykołaMasłow">Mówiąc o cerkwi, pozwolę sobie zastanowić się na chwilę nad sprawą Hrynek. O tej sprawie mówiono już dość; nie chcę powtarzać się, jednakże uważam za swój obowiązek poinformować i Wysoki Senat i p. Premiera, iż akcja hryńkowska tam na granicy z Rosją sowiecką nie jest zlikwidowana; w dalszym ciągu wytwarza się na miejscu stan zdenerwowania oraz nadzwyczajnego przygnębienia. Akcja ta wywołuje i u nas ogromne zaniepokojenie, bo stosownie do posiadanych przez nas danych, akcję tę kontynuuje się w dalszym ciągu z zachowaniem poprzednich metod, dając skrajnym elementom oraz emisariuszom Kominternu obfity materiał do rozkładowej roboty. Tu pragnę oświadczyć, iż my, Ukraińcy, nic nie mamy przeciwko temu, jeżeli zrusyfikowani w swoim czasie przez Rosję Polacy dobrowolnie wracają na łono wiary swoich dziadów. Natomiast nie możemy być obojętni, jeżeli sztucznymi metodami z prawosławnych Ukraińców czyni się w sposób mechaniczny rzekomo najwierniejszych rzymskokatolików. Tego rodzaju zjawiska napawają nas wielką obawą o przyszłe zgodne współżycia dwóch bratnich narodów, Polaków i Ukraińców, którym losy dziejów nakazały żyć pod dachem jednego Państwa.</u>
          <u xml:id="u-9.8" who="#MykołaMasłow">Również w dalszym ciągu nas niepokoi sprawa bezrobocia ludności ukraińskiej, w szczególności ukraińskiej inteligencji. O tym wspominałem już dziś, jak również dokładnie mówiliśmy o tym w roku ubiegłym, wierząc wówczas, iż alarm nasz spowoduje załatwienie tej sprawy. Niestety, nie stało się tak i poprzedni stan rzeczy istnieje nadal. We wszystkich urzędach państwowych, za wyjątkiem chyba dwóch, trzech osób, wszyscy urzędnicy to Polacy, Ukraińców zaś do pracy w nich nie przyjmują. To samo i w samorządach. Wszystkie one prawie wcale nie zatrudniają u siebie Ukraińców, tych zaś, których u siebie jeszcze mają, stopniowo likwidują. Takie samorządy z polskim w większości wypadków składem, pracując przeważnie wśród ludności ukraińskiej, naturalnie nie mogą dobrze rozumieć jej interesów, jak również nie mogą korzystać z jej pełnego zaufania. A komu na dobro wyjść może takie postawienie sprawy? W każdym razie nie ludności miejscowej i nie prestiżowi władzy. A wszak nasze samorządy bez wątpienia mają moralny i oficjalny obowiązek zatrudnienia u siebie chociażby pewnej części tego społeczeństwa, z jakiego i dla jakiego one istnieją.</u>
          <u xml:id="u-9.9" who="#MykołaMasłow">Tak samo należy stwierdzić fakt pokrzywdzenia Wołynia w planie inwestycyjnym. Fakt ten nadzwyczaj ciężko odbija się na naszej ludności, albowiem na Wołyniu już dawno rozpoczął się bolesny proces stałego przeludnienia wsi oraz związanej z tym jej pauperyzacji. Dlatego też jedynym ratunkiem w wytworzonej sytuacji gospodarczej jest uprzemysłowienie Wołynia względnie uruchomienie tu prac inwestycyjnych. Jednak Wołyń postawiony jest na drugim planie. Fakt ten stwarza podatny grunt dla szerzenia wśród ludności miejscowej przekonania, że Państwo jest mało zainteresowane w gospodarczym podniesieniu stanu swoich wschodnich ziem, w szczególności zaś Wołynia. Uważamy, iż sprawa ta znajduje się w zakresie ogólnopaństwowych interesów, jest bardzo poważną i nie może pozostać bez uwzględnienia.</u>
          <u xml:id="u-9.10" who="#MykołaMasłow">Nie mamy podstawy narzekać zbytnio na reformy rolne.</u>
          <u xml:id="u-9.11" who="#komentarz">(S. Radziwiłł: Słuchajcie.)</u>
          <u xml:id="u-9.12" who="#MykołaMasłow">Jednak korzystając z możliwości chcemy przypomnieć wiadomą wszystkim prawdę, iż rolnictwo jest podstawą życia polskiego, a w szczególności wołyńskiego. Wołyń w 75% jest krajem rolniczym. Dlatego na tę gałąź produkcji wołyńskiej należy zwrócić szczególną uwagę i nie zaniedbywać kroków, które mogłyby być skierowane ku podniesieniu dobrobytu wiejskiego gospodarza. Konkretnie mówiąc nie należy zaprzestać prowadzenia sprawy komasacji, która dziś jest podstawową formą wiejskiego warsztatu gospodarczego. Jednakże mając na uwadze, iż komasacja nie usuwa wszystkich bied, nie można tylko do niej się ograniczyć. W parze z komasacją musi iść parcelacja, melioracja, pomoc nowopowstającym gospodarstwom. Należy chronić włościanina od wyzysku, umożliwić mu rozwój gospodarki itd.</u>
          <u xml:id="u-9.13" who="#MykołaMasłow">Sprawa oświatowa należy do kompetencji innego resortu. Jednakże i w tych kwestiach zachodzą momenty, które muszą być poddane rozwadze p. Ministra Spraw Wewnętrznych. Mam na uwadze brak odpowiedniej książki na wsi. Trzeba przyznać, iż może rzadko w którym kącie Polski sprawa ta stoi tak źle. Ludność potrzebuje czytać, potrzebuje książki, potrzebuje mieć odpowiedź na wiele pytań, a czytać nie ma co, albowiem na Wołyniu nie ma książek, które by w języku ojczystym i zrozumiałym dla ludności ukraińskiej dawały jej strawę duchową, wychowywały ją w odpowiednim moralnym oraz społecznym kierunku. Dlatego też włościanin nasz z przyczyn naturalnych chwyta się za każdą drukowaną książkę, która często pochodzi nie z Wołynia, a często gęsto zza granicy wschodniej, gdzie książki takie drukują się specjalnie, by je czytała wieś wołyńska. Zapobiec takiemu położeniu obecnie jest koniecznością.</u>
          <u xml:id="u-9.14" who="#MykołaMasłow">Wspominając tu o tych kilku bolączkach Wołynia, które wymagają niezwłocznego załatwienia, czynię to w świadomości, że duchowa i materialna potęga Państwa Polskiego powstanie jako suma duchowego i materialnego dobrobytu wszystkich jego części; dlatego należy podnosić duchowy i materialny stan i Wołynia, jako dzielnicy, która dla Polski ma ogromne znaczenie tak z punktu widzenia politycznego, jak i gospodarczego, a również i z punktu widzenia obronności Państwa. Wołyń przecież mógłby być fortecą uzbrojoną w materialny dobrobyt ludności miejscowej, w moralną i duchową jej siłę, w przychylne ustosunkowanie się jej do narodu polskiego, psychiczną nierozerwalność z Państwem Polskim.</u>
          <u xml:id="u-9.15" who="#MykołaMasłow">Z nadzwyczajną uwagą przysłuchiwaliśmy się przemówieniu p. Premiera w komisji sejmowej. Mieliśmy ogromną satysfakcję, iż Rząd rozumie znaczenie kwestii ukraińskiej, kwestii, o uznanie której walczymy już podczas dwóch kadencyj, że Rząd już stawia sobie pewien program w tej kwestii. Odpowiadając p. Premierowi co do lojalności wobec Rzeczypospolitej, muszę powiedzieć, że właśnie od tego rozpoczęła się praca społeczeństwa ukraińskiego Wołynia i ludność jego nieraz dawała dowód swojej lojalności wobec Państwa Polskiego. Ukraińskie społeczeństwo Wołynia całkowicie sprecyzowało ten swój stosunek, dając mu wyraz w uchwale kongresu Wołyńskiego Zjednoczenia Ukraińskiego 7 listopada roku ubiegłego, która to uchwała dosłownie brzmi, jak następuje: „Polska Piłsudskiego jest najistotniejszym wyrazicielem politycznych oraz historycznych perspektyw, które wiążą Rzeczpospolitą Polską w jej rozwoju ze sprawą ukraińską, jak również, tylko ta Polska daje moralną gwarancję zadowolenia aspiracyj ukraińskiego społeczeństwa Rzeczypospolitej.”.</u>
          <u xml:id="u-9.16" who="#MykołaMasłow">Uważam, iż komentować to postanowienie byłoby zbyteczne. Śmiem myśleć, iż obecnie na Wołyniu nie powstaje już kwestia, czy Ukraińcy są lojalni, czy nie. Uznajemy więc konieczność lojalności ze strony miejscowej ludności wołyńskiej do Rzeczypospolitej Polskiej, ale również uznajemy i konieczność ze strony Rządu sprawiedliwej narodowościowej polityki tak w sferze życia gospodarczego, jak kulturalnego i politycznego. Chcemy wierzyć, że Rząd ustali pewien program tej polityki w myśl deklaracji p. Premiera. Wierzymy, iż aktywna uwaga Rządu będzie skierowana ku rzeczywistemu polepszeniu tej sprawy, dlatego też będziemy głosowali za budżetem.</u>
          <u xml:id="u-9.17" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-10">
          <u xml:id="u-10.0" who="#JerzyBarański">Zarządzam przerwę do godziny 12.</u>
          <u xml:id="u-10.1" who="#komentarz">(Przerwa od godz. 11 min. 35 do godz. 12.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-11">
          <u xml:id="u-11.0" who="#AleksanderPrystor">Wznawiam posiedzenie.</u>
          <u xml:id="u-11.1" who="#AleksanderPrystor">Głos ma. s. Dworakowski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-12">
          <u xml:id="u-12.0" who="#TadeuszMichałDworakowski">Wysoka Izbo! Pragnąłbym poruszyć tu sprawę drugiego co do wielkości budżetu publicznego — budżetu samorządu terytorialnego w Polsce. Budżetu tego nie uchwalają Izby ustawodawcze, ale niewątpliwie ponoszą zań odpowiedzialność konstytucyjną i moralną, gdyż w myśl art. 31 Konstytucji one wykonują kontrolę nad działalnością Rządu, który znowu w osobie Ministra Spraw Wewnętrznych sprawuje nadzór nad tym samorządem i w pewnej mierze za niego jest odpowiedzialnym. Nie zapominajmy, że budżet ten stosownie do preliminarza na r. 1937/38 wynosi w ogólnej sumie ca 700 milionów, tj. niespełna 1/3 budżetu państwowego, oraz z samego założenia swego budżet ten musi być gospodarczo twórczy, gdyż po wyeliminowaniu tego pierwiastka samorząd przestaje właściwie być samorządem i staje się zwykłą komórką administracyjną.</u>
          <u xml:id="u-12.1" who="#TadeuszMichałDworakowski">Niewątpliwie warto by zrobić generalny rachunek sumienia i wykazać plon twórczej pracy samorządów w Polsce za okres tych prawie lat 20 po wskrzeszeniu naszego Państwa. Niestety, plon ten możemy dziś ujmować jedynie fragmentarycznie, np. na odcinku drogowym. Według zestawienia opublikowaneego w nr 27 „Samorządu” z roku ubiegłego wojewódzkich, powiatowych i gminnych dróg bitych buduje się od r. 1924 rocznie 1.000 km, z małym dodatkiem, co przeciętnie wynosi na powiat około 4 km i co czyni dziś zupełnie iluzorycznym mniemanie, byśmy w ten sposób mogli rozwiązać problemat drogowy w Polsce i zejść z tego nieszczęsnego 14-go miejsca, jakie zajmujemy pod względem dróg bitych w Europie po Rumunii i Hiszpanii.</u>
          <u xml:id="u-12.2" who="#TadeuszMichałDworakowski">Takiego generalnego zestawienia inwestycyj naszych samorządów, powtarzam, dotąd nikt jeszcze nie opublikował, natomiast w roku ubiegłym ukazało się w druku sprawozdanie Centralnej Komisji Oszczędnościowo - Oddłużeniowej dla samorządu pod redakcją p. Wiceministra Jaroszyńskiego, które właściwie jest jednym wielkim aktem oskarżenia pod adresem gospodarki naszych samorządów terytorialnych: W okresie lat 1930–1931 występuje w samorządach nieomal powszechnie zjawisko gospodarki pozabudżetowej, prawie uniemożliwiając wszelką kontrolę. Jako konsekwencja takiej gospodarki na rynku zjawiają się samorządowe czeki bez pokrycia, dyskontowane są samorządowe weksle grzecznościowe, puszczane w obieg akcepty własne przy dyskoncie 20–30%. Niezrealizowane asygnaty kasowe skupują lichwiarze za 60 czy 50% nominalnej wartości. Chaos w stanie gospodarczym i finansowym, przekraczanie norm przyjętych w gospodarce publicznej sprzyja nadużyciom. Wierzyciele samorządowi często mieli do czynienia z psychozą nieposzanowania umów i zobowiązań itd.</u>
          <u xml:id="u-12.3" who="#TadeuszMichałDworakowski">P. Ignacy Matuszewski, niewątpliwie jeden z najzdolniejszych ministrów skarbu, jakich mieliśmy w Polsce, w swym przemówieniu, wygłoszonym w dniu 18 grudnia 1934 r. na pierwszym plenarnym posiedzeniu Centralnej Komisji Oszczędnościowo - Oddłużeniowej, analizując przyczyny tego smutnego stanu rzeczy, dochodzi do wniosku, że „winę ponoszą również i władze państwowe, które skłonne są uważać samorządy za „służące do wszystkiego”… wreszcie za zły stan samorządów współodpowiedzialna jest biurokracja samorządowa, która w zrozumiałym dążeniu do poprawy bytu pracowników samorządowych nie potrafiła zachować umiaru. Ona to wspólnie z partiami politycznymi… jest w znacznej mierze odpowiedzialna za szalony i niczym nieusprawiedliwiony wzrost wydatków emerytalnych w samorządach, za traktowanie w wielu wypadkach wpływów z ob ciążeń komunalnych jako daniny płaconej przez społeczeństwo na rzecz tego aparatu w stanie czynnym i nieczynnym, który zajęty jest głównie pobieraniem owych danin/' Jakież przyczyny wywołały ten stan rzeczy? Ustawy Ustrojowe nasze z wyjątkiem jedynie przepisów o gminie zbiorowej są wzorowane na ustawodawstwie samorządowym pruskim, które — przyznać trzeba — wytworzyło najsprawniej funkcjonujący aparat samorządowy w Europie i dało największy efekt gospodarczy. Nie w ustawach więc leży przyczyna zła. Zmienieni muszą być ludzie, na których barkach spoczywa odpowiedzialność za funkcjonowanie naszych samorządów, a w pierwszym rzędzie musi być poddana gruntownej rewizji polityka personalna Ministerstwa Spraw Wewnętrznych przy obsadzaniu stanowisk starostów, od doboru których zależy faktycznie gospodarka i w gminach, i w powiatach, i w miastach nie wy dzielonych. Jeśli p. Minister Spraw Wewnętrznych jest głęboko przekonany, że w dzisiejszym stanie Polski zmienić tego systemu nie można, że on musi podpisywać nominacje jedynie pod kątem widzenia politycznym i bezpieczeństwa publicznego, to niech konsekwentnie wystąpi z wnioskiem ustawodawczym o oddzielenie funkcyj starosty i przewodniczącego wydziału powiatowego. Może wtedy dopiero wystąpi na widownię w Polsce, mówiąc słowami p. Wicepremiera Kwiatkowskiego: „człowiek wiecznie młody, żyjący z ołówkiem w ręku, pełen oględności i świadomości środków i celów”. Następnie muszą być zreformowane i uporządkowane podstawy finansów komunalnych. Nie mogą najbiedniejsze gminy ratować swoich deficytów, śrubując do maksymalnych granic znienawidzony powszechnie podatek wyrównawczy, który jest sprzeczny przecież z elementarnymi zasadami skarbowości, a najbiedniejsze powiaty nie mogą wiecznie uchwalać maksymalnych stawek podatkowych na opędzenie jedynie swoich personalii. Państwo powinno się zdecydować na większy udział samorządów w podatkach pośrednich, gdyż inaczej nigdy nie zostanie rozwiązana kwestia tzw. „niesamowystarczalnych strukturalnie” 76 gmin i 20 powiatów, nie mówiąc już o możności podciągnięcia ich na wyższy szczebel gospodarczy. To może być zastosowane gremialnie prawie do dwóch trzecich powiatów na kresach.</u>
          <u xml:id="u-12.4" who="#TadeuszMichałDworakowski">Wreszcie sprawa kontroli. Obecnie gospodarka samorządu terytorialnego podlega zasadniczo kontroli podwójnej — lokalnych komisyj rewizyjnych oraz Związku Rewizyjnego, jeśli chodzi o powiaty i miasta wydzielone, względnie wojewody, jeśli chodzi o gminy i miasta niewydzielone. Powstaje pytanie, dlaczego samorząd terytorialny nie podlega kontroli Najwyższej Izby Kontroli, co jest przecież sprzeczne z art. 77 Konstytucji. Mniemam, że kontrola ta byłaby i tańsza i skuteczniejsza i zapobiegłaby wielu przykrym procesom sądowym.</u>
          <u xml:id="u-12.5" who="#komentarz">(Głosy: Słusznie.)</u>
          <u xml:id="u-12.6" who="#TadeuszMichałDworakowski">Artur Górski w jednej ze swych publikacyj określa kulturę jako zjawisko harmonii i rytmu. Nie wiem, czy znalazłby się człowiek w Polsce o tak subtelnej psychice, by wyczuł rytm i tempo pracy naszych gmin, naszych powiatów i naszych miast.</u>
          <u xml:id="u-12.7" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-13">
          <u xml:id="u-13.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Jaroszewiczowa.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-14">
          <u xml:id="u-14.0" who="#HalinaJaroszewiczowa">Wysoki Senacie! Zastanawiając się nad sytuacją wewnętrzną Polski oprzeć się musimy na najistotniejszych przesłankach, tworzących oblicze dzisiejszej rzeczywistości: na wzajemnym ustosunkowaniu się jednostki i Państwa. Ten odwieczny i tak ważny problem znalazł głęboki oddźwięk i sprecyzowanie w Konstytucji kwietniowej, na którą jednogłośnie powołujemy się przy każdej okazji twierdząc, że stanowi ona punkt wyjściowy całokształtu poczynań naszego życia państwowego i politycznego. Chodzi mi o szczerość i bezkompromisowość. Chodzi mi o to, aby uznane podstawowe tezy Konstytucji nie były jedynie utartym szablonem, nie tworzyły bezdusznego bożka, któremu oddawszy czołobitny pokłon, można przechodzić do poczynań o całkiem odmiennym charakterze.</u>
          <u xml:id="u-14.1" who="#HalinaJaroszewiczowa">Określenie stosunku jednostki do Państwa znajduje swój wyraz w art. 1 Konstytucji kwietniowej, który mówi: „Państwo Polskie jest wspólnym dobrem wszystkich obywateli”. Wprowadzając pojęcie dobra ogólnego Konstytucja wyraża jednostce najbardziej istotne zaufanie. „Dobro ogólne” stanowi wartość za którą są odpowiedzialni wszyscy obywatele, zarówno wobec współczesności, jak i przyszłych pokoleń. Troska o to wspólne dobro, o siłę i powagę Państwa opiera się na moralnych wartościach odpowiedzialności przed potomnością honorem i imieniem. Wprowadzając pojęcie nadrzędności dobra Państwa, Konstytucja nie wyklucza dobra jednostki. W Państwie widzi ona uporządkowany organizm, w którym jednostki pracują nad urzeczywistnieniem wspólnego dzieła, wspólnego dobra. Pozbawiając jednostkę autonomizmu w liberalistycznym pojęciu i włączając ją do zwartego systemu, jednocześnie zapewnia jej wolność i swobodę sumienia. Co więcej, Konstytucja wkłada na Państwo obowiązek dostarczania obywatelom warunków, umożliwiających im rozwój ich wartości osobistych. W stosunku do dawnych pojęć liberalizmu Konstytucja do gruntu przewartościowała pojęcie wolności. Czyni również to samo w stosunku do pojęcia równości. „Wartością wysiłku i zasług obywatela na rzecz dobra powszechnego mierzone będą uprawnienia obywatela do wpływania na sprawy publiczne”. Na miejsce więc bezwzględnej równości Konstytucja wprowadza jej pewne ograniczenie, ale ma ono charakter „równania ku górze”.</u>
          <u xml:id="u-14.2" who="#HalinaJaroszewiczowa">Czy powyższe wskazania Konstytucji, ujmujące w jednolitą treść zagadnienie stosunku obywateli do Państwa, stają się powszechnym nabytkiem społeczeństwa, czy wrosły w treść życia polskiego? Odpowiedzmy sobie jasno i szczerze: Nie, to się jeszcze nie stało. W dużym stopniu przyczyną tego stanu rzeczy jest infiltracja do wewnętrznych naszych stosunków ideowo-politycznych obcych prądów z zewnątrz; wywołuje to chaos ideowych pojęć i niemożność krystalizowania się i urealnienia założeń polskiej ideologii, zawartej w polskiej Konstytucji.</u>
          <u xml:id="u-14.3" who="#HalinaJaroszewiczowa">Wśród prądów ideowych, nurtujących dzisiaj w świecie, najbardziej ekspansywnym na zewnątrz jest totalizm. Nie mając możności przeprowadzenia na tym miejscu głębszej analizy tego prądu, pragnę zaznaczyć, że widzę w nim i dobre i złe strony. Dobrą stroną totalizmu jest wydźwignięcie nadrzędności idei państwowej, stworzenie zwartych systemów rządzenia, które pozwalają na dokonywanie wielkich zamierzeń i reform.</u>
          <u xml:id="u-14.4" who="#HalinaJaroszewiczowa">Jakie są ujemne strony totalizmu, przed wpływem których specjalnie wystrzegać się musimy ze względu na ich obcość duchowi polskiemu i sprzeczność z ideowymi założeniami Konstytucji?</u>
          <u xml:id="u-14.5" who="#HalinaJaroszewiczowa">Totalizm dążąc do wzmocnienia siły i porządku w państwie unicestwia wolność polityczną. Niszczy wolność prasy, zgromadzeń, przedstawicielstwa narodowego. I w Niemczech, i we Włoszech, i w Rosji nie w innym celu zostały wprowadzone na teren parlamentu grupy totalnych monopartyj, jak po to by powoli niszczyć całe znaczenie i niezależność parlamentu, ograniczając jego rolę do instrumentu wysłuchującego exposés dyktatorów.</u>
          <u xml:id="u-14.6" who="#HalinaJaroszewiczowa">Walcząc zaciekle z przerostem parlamentaryzmu w Polsce Marszałek Piłsudski dochodził zawsze do konkluzji, że parlament mimo to jest potrzebny. I chyba nikt nie zaprzecza, że układ sił politycznych w Polsce wymaga niezależności parlamentu jako ciała ustawodawczego i kontrolującego działalność Rządu. W dzisiejszych warunkach wielkiego skomplikowania stosunków i ciągłego wzrostu zadań Państwa władza rządząca musi głęboko ingerować w życie społeczeństwa, musi być silna, musi opierać się na poczuciu odpowiedzialności rządzących, ale z drugiej strony musi być miarkowana przez czynnik opinii publicznej, stanowiącej najlepszy regulator konfliktów pomiędzy władzą rządzącą a społeczeństwem.</u>
          <u xml:id="u-14.7" who="#HalinaJaroszewiczowa">Państwo totalne zewnętrznie daje łatwość rządzenia i pozory siły politycznej regime'u; w rzeczywistości opiera się na bardzo kruchym i zawodnym czynniku, jakim jest jednopartyjność i przemijający, nieprzenośny czynnik osobowy. Wybitne jednostki, stojące na szczycie hierarchii totalnej, przez pewien czas mogą niwelować ujemny wpływ samego systemu, ale na dłuższą metę zasadnicze ideologiczne i konstruktywne błędy muszą się zemścić.</u>
          <u xml:id="u-14.8" who="#HalinaJaroszewiczowa">Opierając się na przemocy tych, którzy są u władzy, w ustroju totalnym głównym regulatorem jest nie prawo, a siła mocniejszego. I na tym może polega największe niebezpieczeństwo totalizmu, gdyby miał być przeszczepiony na grunt polski.</u>
          <u xml:id="u-14.9" who="#HalinaJaroszewiczowa">Podstawą siły i potęgi Państwa Polskiego jest nade wszystko poszanowanie prawa.</u>
          <u xml:id="u-14.10" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-14.11" who="#HalinaJaroszewiczowa">Wymaga tego i wewnętrzny układ naszych stosunków i zewnętrzna sytuacja kraju, wciśniętego między dwa obce imperializmy. „Szukanie prawa i umacnianie go w narodzie” było jedną z największych trosk Marszałka, toteż prawo winno być władzą kierującą nami, a wszelkie i przez kogokolwiek obchodzenie prawa traktowane jako szkodliwe.</u>
          <u xml:id="u-14.12" who="#HalinaJaroszewiczowa">Jaki jest stosunek totalizmu do jednostki?</u>
          <u xml:id="u-14.13" who="#HalinaJaroszewiczowa">Totalizm niweczy niezależność jednostki, jej indywidualność, jej godność. Wprowadzając przymus, nakaz — wyklucza czynnik dobrowolności, który jest podstawą każdej ideowej pracy. Koncentrując władzę w ręku nadrzędnej i przed nikim nie odpowiedzialnej jednostki — wyklucza czynnik współodpowiedzialności obywatelskiej, na którym to właśnie Konstytucja polska opiera stosunek obywatela do Państwa. Przez system rozkazodawstwa i planowania z góry, centralizowania wszystkich dyspozycyj gasi inicjatywę indywidualną i społeczną, uczy myślowego lenistwa, zaprawia do bierności, nie wychowuje obywatela, nie wyrabia w nim świadomej i czynnej postawy wobec życia i jego potrzeb. Dlatego tak bardzo sprzeczny jest z duchem praw polskich, dla których „twórczość jednostki jest dźwignią życia zbiorowego”.</u>
          <u xml:id="u-14.14" who="#HalinaJaroszewiczowa">Totalizm opierając cały system organizacyjny na czynniku nominacyjnym, usuwa demokratyczny czynnik reprezentacji społecznej. Wyklucza formowanie się hierarchii kierowniczej na podstawie selekcji środowiska, odejmuje danemu środowisku możność brania odpowiedzialności za kierownicze jednostki i za ich dobór. Całą odpowiedzialność za hierarchiczną drabinę organizacyjną przerzuca na jednostkę, stojącą na szczycie tej hierarchii.</u>
          <u xml:id="u-14.15" who="#HalinaJaroszewiczowa">System nominacyjny, jak również system odgórnego dawania wszelkich programowych dyspozycyj ogranicza w dużym stopniu społeczną wolność jednostki i niszczy jej twórczą inicjatywę. W każdym działaniu zbiorowym jest konieczna i hierarchia organizacyjna i planowość w działaniu oraz podporządkowywanie się woli kierowniczej. Ale jednostka, podporządkowując swój indywidualizm woli cudzej i nakazom wyższym, nie powinna jednocześnie wyzbywać się prawa do wewnętrznej wolności. Zdyscyplinowanie organizacyjne, któremu się poddaje, winno opierać się nie na przymusie, ale na karności dobrowolnej i hamulcach wewnętrznych.</u>
          <u xml:id="u-14.16" who="#HalinaJaroszewiczowa">Już na Komisji Budżetowej przytaczał ktoś słowa Marszałka: „Polacy mają w sobie instynkt wolności, ten instynkt ma wartość i ja go cenię. Instynktu wolności zabijać nie można i zabić go się nie da”. Przypomnę jeszcze słowa: „Chcę zgody i jedności, nie sądzę jednak, aby zgoda i jedność pojmowane być mogły w społeczeństwie nowoczesnym jednostronnie. Podstawą takiej zgody może być tylko praca, nie żądająca od nikogo wyrzeczenia się swojej indywidualności, wyrzeczenia się swoich myśli. Rzetelna zgoda i jedność oparta być może jedynie na współpracy, a nie na ekskluzywności”. W okresie przekształcania się w świecie różnych ustrojów w systemy totalne Polska dokonała przebudowy i naprawy swego ustroju, niezależnie od wpływów i sugestyj obcych prądów i ideologii. Stało się to przede wszystkim dzięki temu, że kierunek myśli politycznej w Polsce nadawał człowiek genialny, którego stać było na koncepcje własne, a odpowiadające tradycjom i duchowi narodu polskiego.</u>
          <u xml:id="u-14.17" who="#HalinaJaroszewiczowa">Ideę nadrzędności Państwa Konstytucji polska postawiła na pierwszym planie. Zapewniła również Polsce silną władzę, trwałość i skuteczność kierownictwa Państwa. Ale w odróżnieniu od systemu totalnego w ustroju politycznym Państwa Polska łączy zasadę jednolitej i silnej władzy z zasadą wolności. W przełomie ustrojowym, w jakim świat się znajduje, Polska jest na tyle w szczęśliwym położeniu, że ma swoją ideę już skrystalizowaną, zawartą w księdze praw obowiązujących, a opatrzoną podpisem Największego Syna Ojczyzny. Wierzę głęboko, że infiltracja obcych wpływów ideologicznych w Polsce w ostatecznym wyniku nie będzie groźna i że również w dziedzinie kształtowania się wzajemnego stosunku obywatela i Państwa zadominuje polska twórcza myśl państwowa.</u>
          <u xml:id="u-14.18" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-14.19" who="#HalinaJaroszewiczowa">Korzystając z obecności p. Premiera, pragnę się zwrócić do niego w następującej sprawie…</u>
        </div>
        <div xml:id="div-15">
          <u xml:id="u-15.0" who="#AleksanderPrystor">Muszę zwrócić uwagę, aby Pani Senatorka zwracała się do Izby, a nie do p. Premiera.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-16">
          <u xml:id="u-16.0" who="#HalinaJaroszewiczowa">Wobec braku wyjaśnień ze sfer miarodajnych opinia polska bałamucona jest jednostronnym przedstawieniem zajść wileńskich przez niektóre pisma. Zwracam się do Rządu z wezwaniem, aby sprawa ta została jak najrychlej przez Rząd wyjaśniona.</u>
          <u xml:id="u-16.1" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-17">
          <u xml:id="u-17.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Zarzycki.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-18">
          <u xml:id="u-18.0" who="#FerdynandZarzycki">Wysoki Senacie! Na początku chciałbym się podzielić wrażeniami, jakie odniosłem słuchając przemówień niektórych kolegów senatorów Ukraińców, ponieważ ta sprawa nie jest mi obcą i nie może być obcą dla każdego, kto bliżej zajmuje się życiem społecznym i politycznym w Polsce. Każdy bowiem musi urobić sobie sąd o tym sposobie postępowania, jaki przyjęła Ukraińska Reprezentacja Parlamentarna, mianowicie przez swoich przedstawicieli UNDO-a.</u>
          <u xml:id="u-18.1" who="#FerdynandZarzycki">Mieliśmy trzech senatorów, którzy zabrali głos w tej sprawie. Zdajemy sobie dobrze sprawę, że ta zaostrzona taktyka musiała znaleźć wyraz oczywiście i w zaostrzonym sposobie odnoszenia się do tego, co się dzieje w Małopolsce wschodniej. Chcę jednak zwrócić uwagę na niektóre rzeczy. Oto s. Łucki w jednej części swego przemówienia zwrócił uwagę na to, że najbardziej zabolał Ukraińską Reprezentacje Parlamentarną — a zrozumiałem, że także i naród ukraiński — stosunek wojska i władz wojskowych w terenie szczególnie do spraw ukraińskich. Chciałbym nie pozostawić bez odpowiedzi tej właśnie sprawy i jako były wojskowy wyraźnie, szczerze i otwarcie postawić tę kwestię, ażeby może ułatwić znoszenie tej boleści, jakiej dał wyraz s. Łucki.</u>
          <u xml:id="u-18.2" who="#FerdynandZarzycki">Nie trudno chyba zdać sobie sprawę z tego, że jeżeli ktoś kieruje wojskiem, a więc narzędziem, w którego skład muszą wchodzić elementy, dające gwarancję, iż jeżeli padnie rozkaz, to on będzie w 100% wykonany, to obowiązkiem wojska jest myśleć o tym, aby tam znalazły się elementy, które ten rozkaz w 100% wykonają. Czy tak jest, czy nie? S. Łucki oświadczył, że tak jest i oto dlaczego cała Ukraińska Reprezentacja Parlamentarna specjalnie odnosiła się do wojska, obronę Państwa traktując jako swoje własne zagadnienie i niejako dając do zrozumienia, że wojsko polskie w przyszłości odegra historyczną i epokową rolę nie tylko dla Polski, ale i dla Ukrainy. Tak ja to zrozumiałem.</u>
          <u xml:id="u-18.3" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-18.4" who="#FerdynandZarzycki">I trudno nie przyznać racji temu oświadczeniu niewątpliwie szczeremu, ale przecież nikt nie może zamykać oczu na to, co się rzeczywiście dzieje A któż, jak nic wojsko, które musi obserwować dokładnie życie bieżące nie w deklaracjach, tylko tak, jak to życie przebiega w rzeczywistości, nie może przejść do porządku dziennego nad rozmaitymi faktami. Pozwolę sobie powiedzieć — nie dlatego, aby robić przykrość s. Łuckiemu, ażeby powiększać ciężar jego boleści, ale dlatego, ażebyśmy się zrozumieli — że jeżeli chodzi o współżycie, to należy ze swej strony zareagować nie tylko tak, ażeby społeczeństwo polskie było zmuszone do reakcji, ale ażeby Ukraińska Reprezentacja Parlamentarna w terenie wyraźnie odgrodziła się od wszystkiego tego, co dąży w terenie do rozsadzenia Państwa Polskiego. Bo, niestety, takie elementy istnieją i takie objawy są mi znane.</u>
          <u xml:id="u-18.5" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-18.6" who="#FerdynandZarzycki">Zacytuję tu tajny rozkaz — nie sygnowany przez Ukraińską Reprezentację Parlamentarną, broń Boże, ale tajny rozkaz — który się rozpuszcza po miastach, miasteczkach i po wsiach, — cytuję dosłownie: „Bij takiego Ukraińca, który współżyje z Polakami”. Nie łudźmy się, ja przynajmniej się nie łudzę, aby takie rzeczy nic doszły do wiadomości naszej administracji, a szczególnie wojska, bo oni są obowiązani nasłuchiwać, jakie tam istnieją nastroje, tak jak my tu nasłuchujemy, jakie są nastroje w rozmaitych innych częściach Rzeczypospolitej czysto polskich, jakie tam elementy grają prawdziwą rolę. Inaczej byłaby złą administracja, byłoby złe wojsko. A cóż powiedzieć o tej uchwale bardzo przykrej Sojuzu Ukrainok, że „nie wolno nam łamać frontu antypolskiego”. Więc jednak trzeba się zastanowić, gdzie my jesteśmy? Muszę stwierdzić, znając nastroje społeczeństwa polskiego w Małopolsce wschodniej, że ono rzeczywiście uległo, tak jak dziś ulega i strona ukraińska, pewnej nacjonalizacji, a więc przesunęło się życie społeczno-polityczne na prawo. I rzeczywiście mamy do czynienia i z pewnymi niepotrzebnymi wyskokami. Jeżeli te rzeczy pójdą dalej, jeżeli nie będziemy reagowali na te wyskoki, to naturalnie będziemy się musieli liczyć z przyszłością, niestety, smutną, która może doprowadzić do powtórzenia się niedawno ubiegłych czasów. Trzeba spojrzeć wyraźnie w przyszłość.</u>
          <u xml:id="u-18.7" who="#FerdynandZarzycki">A teraz chciałbym poruszyć najdelikatniejszy punt. Oto, niestety, Panowie stawiacie sprawę nie tylko tu z tej trybuny, ale i w terenie, w dość dziwny sposób. Mamy współżyć razem a chyba najlepsze współżycie to byłoby takie, aby brać udział w każdej akcji z wyciągniętą ręką, zasiadać do wspólnego stołu dla wspólnego załatwiania wszystkich bieżących spraw. Czy tak się dzieje? Panowie podkreślacie tu i żądacie, ażeby Rząd i władze administracyjne poszły na samodzielność rozwoju życia kulturalnego, społecznego i politycznego Ukraińców, ale w terenie, w praktyce ta samodzielność jest rozumiana jako zupełny separatyzm. Nie ma życzliwego współdziałania ani z jednej, ani z drugiej strony, i rozumiane jest to wypowiadanie się Parlamentarnej Ukraińskiej Reprezentacji w ten sposób, że należy żyć życiem osobnym. Daleko lak nie zajedziemy, dlatego że mamy te same objawy i po polskiej stronie. Młodzież gorąca, roznamiętniona rozumie to w ten sposób, że nie trzeba z Polakami utrzymywać żadnego kontaktu. A dlaczego mundur Strzelca polskiego jest często czerwoną płachtą na jakiejś zabawie, którą urządza jakaś organizacja ukraińska? Czy on po to przychodzi, ażeby rozsadzać tę zabawę? Znowu te odruchy, z którymi spotykamy się u tych porządnych obywateli, te obawy współżycia, spotykają się z ujemną krytykę. Po co mówić na wiecu w Żabiem: Nie myślcie, że jesteście Polakami. Powiedzmy, można się na to zgodzić. Ale po co takie przeciwdziałanie temu, ażeby Huculi nie dostawali rozjazdów po Polsce? Przecie nic innego nie chcemy zrobić, jak tylko pokazać im Państwo Polskie, z którym są związani i będą związani przez wieki. Trzeba szczerości, ale szczerości z obu stron.</u>
          <u xml:id="u-18.8" who="#FerdynandZarzycki">Myśmy wyciągnęli rękę, myśmy przekreślili nawet bardzo przykrą historię, bo do nas niedawno strzelano, strzelano do naszych najdroższych ludzi, myśmy też wyciągnęli rękę, co przecież nam też nie poszło łatwo, tak jak i Wam nie poszło to łatwo, ale po rycersku stańmy oko w oko, wyciągnijmy rękę, ale wyciągnijmy ją naprawdę w terenie. My pójdziemy — mogę to oświadczyć także w imieniu ludności polskiej Małopolski wschodniej z terenu stanisławowskiego i tarnopolskiego — na tę współpracę, bo tych wielkich nacjonalistów, których zresztą i strona ukraińska posiada, tak wielu tam nie ma. A zresztą wiecie dobrze, że i rozsądne społeczeństwo polskie tego pragnie — nie mówię już o Rządzie, który przez usta obecnego p. Premiera gen. Składkowskiego dał piękne resumé, jakie są obowiązki narodu polskiego względem mniejszości, ale dał także i dobre memento, jakie są obowiązki ludności ukraińskiej czy jakiejkolwiek innej wobec Państwa Polskiego. Z tego nie możemy skapitulować, i to nie tylko w teorii, lecz w praktyce życia codziennego.</u>
          <u xml:id="u-18.9" who="#FerdynandZarzycki">Ks. senator Łobodycz, przedstawił, o dziwo, przy budżecie Ministerstwa Opieki Społecznej, fatalny stan sanitarny tamtejszej ludności. Jestem także z tego samego okręgu, byłem tam w każdym powiecie, znam nieledwie każdą wieś. Ale znam nie tylko ten teren, znam też trochę więcej Rzeczypospolitej i mogę szanownego księdza Łobodycza zapewnić, że nie tylko ten stan tamtejszy nie jest gorszy, aniżeli w jakiejkolwiek innej dzielnicy Rzeczypospolitej, np. na Polesiu albo w niektórych partiach Wołynia. Przeciwnie — jest on lepszy. Dlaczego lepszy? Bo nie znam chyba takiego powiatu w Rzeczypospolitej, w której by było parę ośrodków zdrowia. A takim jest np. powiat kosowski, który ma parę ośrodków zdrowia i buduje się jeszcze kilka. Akurat w województwie stanisławowskim położono na to duży nacisk i postarano się o pieniądze, żeby ten stan sanitarny podnieść. Zgadzam się z ks. senatorem Łobodyczem, że stan ten jest słaby i niski, ale z innych powodów. Zna Ksiądz Senator ten drobny szczegół, który pozwolę sobie zacytować — to jest ze Sławskiem. Trzeba było zorganizować tego lata ośrodek zdrowia, by zwalczać wybuchły tam tyfus plamisty. A jaka była reakcja miejscowej ludności? Ksiądz Senator nie może temu zaprzeczyć — nie była dobra. Ktoś rozpuścił wersję, że podatki każą nałożyć za to i mimo mego zaprzeczenia, mimo zaprzeczenia ze strony starostwa to przekonanie pozostało. Nawet rozmawiałem o tym z kierowniczką szkoły w Sławsku — mówię tylko dlatego, że Ksiądz Senator to doskonale zna — i spotykałem się z nauczycielami obrządku greckokatolickiego, którzy są zniechęceni. A więc nie można tak twierdzić. Takie było moje wrażenie osobiste, jeżeli ono było fałszywe, to od razu je cofnę, ale mając to wrażenie muszę zareagować. Jeśli chodzi o ten teren, to on jest zupełnie odrębnie traktowany ze słusznych zresztą powodów, bo to jest teren delikatny, który wymaga specjalnego stosunku ze strony władz administracyjnych.</u>
          <u xml:id="u-18.10" who="#FerdynandZarzycki">Jeśli więc chodzi o stronę sanitarną, to cieszyłbym się, żeby w innych częściach Rzeczypospolitej tak ta sprawa wyglądała.</u>
          <u xml:id="u-18.11" who="#FerdynandZarzycki">P. senator Łucki zakończył swoje przemówienie takim oto zwrotem: Nie dopuścimy, ażeby ludzie mali zniszczyli wielką myśl i wielką naszą decyzję. Na to w stu procentach zgoda, tylko: po jednej i po drugiej stronie. Ze strony polskiej i oficjalnej ludzi rozsądnych tam na miejscu na pewno jest więcej, aniżeli nawet przypuszczacie. Naturalnie, jeżeli w tym separatyzmie będziecie trwali dalej i będziecie chcieli zaostrzać jeszcze bardziej tę politykę odosobniania się i zamykania się w swoich komórkach, to oczywiście musicie się liczyć ze smutnym faktem. Na to nikt nic nie poradzi w tej chwili. Ze strony polskiej, jak widzicie, zostały tam zrobione ostatnio pewne posunięcia personalne, które dały drastyczny wy raz zapatrywaniu oficjalnych sfer. Czy to było jednak dobre? Odpowiem na to w następnej części swojego przemówienia.</u>
          <u xml:id="u-18.12" who="#FerdynandZarzycki">Ta kwestia przerzuca mnie na drugi punkt, to jest jednolitość postępowania naszych władz administracyjnych, naszych zasadniczych władz administracyjnych. Bo ja uważam, że najbardziej zasadniczym przedstawicielem władz administracyjnych na miejscu, przedstawicielem rzeczywiście Rzeczypospolitej, to jest nie kto inny, tylko ten urzędnik administracyjny pierwszej instancji ze swoim starostą na czele. I rzeczywiście obserwacja życia w Małopolsce wschodniej wskazuje na jedno: trzeba koniecznie ustawić busolę państwową w jednym kierunku i konsekwentnie po tej linii iść. Nie chodzi często o to — co, tylko — jak będzie realizowane, i żeby każdy starosta nie reprezentował odmiennego kierunku politycznego. Niestety jest to bardzo trudne, dziś tym bardziej trudno o jednolitość, albowiem w społeczeństwie polskim nie wytworzyła się jeszcze organizacja silna, która by nadała kierunek polityczno-społeczny przede wszystkim naszemu skłóconemu życiu społecznemu, ale niemniej, a nawet właśnie dlatego trzeba tym bardziej zwrócić uwagę na to, żeby przedstawiciele władzy państwowej, którzy dziś są, praktycznie biorąc, jedyną busolą tego życia na dole, jednolicie występowali. Nie uważam, żeby ta kwestia była tak trudną do rozwiązania, bo o iluż ludzi tu chodzi? To jest w skali państwowej drobna sprawa. Chodzi wszak o 264 starostów i tyluż zastępców, żeby mieć od razu narybek, żeby ich przeszkolić. To nie jest trudne. Trzeba zrobić ten wysiłek, którego nie zrobiono dotychczas. Nie mówię, że to się stało w ciągu ostatniego roku czy dwóch lat, improwizowaliśmy troszkę od samego początku, tymczasem sens zdrowy nakazuje, żeby ta władza, ponieważ jest szkieletem podstawowym u dołu dla życia Państwa, była należycie zmontowana, bo to jest najważniejszy filar życia państwowego. Dobór ludzi powinien być skrupulatny, żeby nie było takich strasznych nieporozumień, takich wypadków przykrych dla każdego Polaka, któremu losy Państwa leżą na sercu. Żeby nie zdarzały się tego rodzaju wypadki, że trzeba jednocześnie wydalać 18 starostów, albo że okazuje się, iż tam taki a taki bierze i fałszuje listy powodziowe. A przecież to są ludzie, którzy grali tam w powiecie rolę kacyków. To są rzeczy niemożliwe. Miotłą żelazną winny być one raz na zawsze wymiecione, w sposób oczywiście doraźny. A przede wszystkim trzeba pomyśleć o tym, aby wyszkolić te kadry ludzi przygotowanych do tego, aby godnie mogli w terenie i wszędzie majestat Rzeczypospolitej reprezentować, czy to będzie w Horodence, czy w Krzemieńcu, w Nadwornej, czy w Kartuzach, Czersku, czy gdzie indziej. Zdaje mi się, że to jest to wielkie zagadnienie państwowe, które musi być rozwiązane tak, jak zresztą musiało być i jest rozwiązane z pomyślnym wynikiem w wojsku. W wojsku tej rozbieżności dzisiaj nie ma, a przecież wiemy z jaką spuścizną przyszliśmy, organizując w początkach armię polską. To zostało usunięte, naprawione i wyczyszczone i dzisiaj możemy chlubić się naszym korpusem oficerskim, który ma jednolitą doktrynę i w jednaki sposób reaguje, przynajmniej na zasadnicze rzeczy.</u>
          <u xml:id="u-18.13" who="#FerdynandZarzycki">Potem kwestia, oczywiście, doboru wojewodów — tych 16 czy 18 — będzie już rzeczą bardzo łatwą, bo ma się ten dobry narybek u dołu. Bo o co tu też chodzi? Chodzi też o to, aby nie zmieniać zbyt często tych włodarzy miejscowych, bo tym sposobem narusza się stabilizację stosunków, której Polska potrzebuje gwałtownie, bo ma masę rzeczy do odrobienia, bo jest w biedzie. A zatem nie można tak robić, że powiedzmy, w jakimś województwie w ciągu czterech lat zmienia się czterech wojewodów. To jest niemożliwe. Życie państwowe wymaga stabilizacji i to tak stabilizacji społecznej, jak i na poziomie czynników urzędowych. Dlatego to zainteresowanie ludności musimy skierować na te dziedziny, do których nie mieliśmy dawniej nie tylko wczoraj i przedwczoraj, ale jeszcze dawniej, wśród narodu polskiego wielkiego zapału, a mianowicie do załatwienia naszej wielkiej biedy, do zajęcia się sprawami gospodarczymi, a więc sprawami codziennego życia.</u>
          <u xml:id="u-18.14" who="#FerdynandZarzycki">Pozwolę sobie rzucić myśl. Mianowicie nie zwycięży żadna partia polityczna, która podstawowej biedy nie weźmie na siebie i nie wypowie jej walki tak, jak wypowiedziała walkę z zaborcami. Jestem zdania, że wtenczas będziemy mogli wyciągnąć Polskę na wyższy poziom bytowania, jeżeli tę naszą biedę i nędzę weź mierny na swoje barki tak ochoczo i z takim zapałem, jak wzięliśmy na swoje barki myśl walki o Niepodległość.</u>
          <u xml:id="u-18.15" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-18.16" who="#FerdynandZarzycki">Ta myśl może się stać ożywczym hasłem na bieżącą chwilę, na jutro i pojutrze. Nie możemy ciągle patrzeć w tył, musimy patrzeć naprzód, bo mamy przed sobą dużo do zrobienia. Mamy przed sobą wroga i tego wroga musimy zdusić.</u>
          <u xml:id="u-18.17" who="#FerdynandZarzycki">Wreszcie na zakończenie jeszcze jeden króciutki moment — to jest kwestia incydentu wileńskiego. Przyznam się, że z pewnym niesmakiem przysłuchiwałem się temu, co tu przedwczoraj jeden z naszych kolegów mówił o tym całym incydencie. No, ale to jeszcze było pół biedy. Troszkę się zasmuciłem, jeżeli wczoraj znowu to przemówienie stało się przedmiotem chluby — że się tak wyrażę — dzienników pewnego odłamu społeczeństwa. No, bo wydawało mi się, w ten sposób — nie jestem prawnikiem — ale mi się wydawało, że skoro sprawa jest w ręku władz państwowych, to należy się troszkę powstrzymać od wypowiadania swego zdania o tej sprawie. Bo i cóż tam było? Ja tam nie byłem i plotkom nie wierzę, ale powiedzmy, że było bardzo źle. Że i dlatego oto ci, którzy to zrobili powinni ponieść ostrą karę. Tak, tylko nie zapominajmy o jednej rzeczy — że pamięć o Wielkim Marszałku pozostanie dla nas zawsze droga, że nie wolno jej ruszać.</u>
          <u xml:id="u-18.18" who="#komentarz">(Huczne oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-18.19" who="#FerdynandZarzycki">I kto by chciał przeprowadzać konsolidację w społeczeństwie w ten sposób, aby przekreślić pamięć i rolę Wielkiego Marszałka — to nie damy, bo to jest nasza największa świętość.</u>
          <u xml:id="u-18.20" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-18.21" who="#FerdynandZarzycki">Ja się nie dziwię tym, którzy zareagowali, bo jeżeli ktoś przeciwko mojej rodzinie, przeciwko temu, co jest dla mnie najdroższe, występuje, to jestem zobowiązany zareagować natychmiast, ze wszystkimi konsekwencjami, po rycersku. Oni na pewno poniosą karę, jak powinni ją ponieść, ale trzeba mieć trochę serca, trzeba mieć trochę zrozumienia, że tu uderzono rzeczywiście w to, co jest najdroższe, nie trzeba zapominać, że ci ludzie byli już przed wojną z sercem Marszałka związani na śmierć i życie.</u>
          <u xml:id="u-18.22" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-18.23" who="#FerdynandZarzycki">I dlatego mnie to zabolało bardzo. Proszę mi darować ten wyskok, ale naprawdę jest tak niestety i tak się dziwnie dzieje, jak byśmy zgubili siebie, jak byśmy szukali, gdzie jest ta busola. Walczyliśmy o niepodległość, a teraz? Szukamy na prawo i lewo, nie wiemy, kto przyjdzie w Polsce do rządu. Od nas to zależy, od tych którzy potrafią realizować myśli, które nam zostały w spuściźnie po Wielkim Marszałku. Nic innego nie trzeba, tylko realizować i trzeba się wyraźnie przeciwstawić tym wszystkim, którzy tę pamięć w jakikolwiek sposób chcą plugawić.</u>
          <u xml:id="u-18.24" who="#FerdynandZarzycki">Tak, możemy odczuwać przykrość, że na czas nie działała ręka prokuratora i cenzora, trzeba było na czas zareagować, to by tego nie było. Ale ci, którzy się dzisiaj cieszą po gazetach z wystąpienia jednego naszego kolegi, niech pamiętają, że nie wolno tej naszej największej świętości narodowej, która pozostanie na wieki naszą świętością, nie wolno nikomu plugawić, nie wolno nikomu rąk plugawych wyciągać i pluć na Jego pamięć.</u>
          <u xml:id="u-18.25" who="#komentarz">(Huczne oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-19">
          <u xml:id="u-19.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Fudakowski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-20">
          <u xml:id="u-20.0" who="#KazimierzFudakowski">Wysoki Senacie! Pilnie słuchałem dyskusji generalnej, tym pilniej, że jako członek Komisji Budżetowej miałem możność wniknięcia i wysłuchania szczuplejszego grona kolegów, wypowiadających się nad całym wielkim obszarem, reprezentowanym przez budżet państwowy. Dlatego też cenne było dla mnie zapoznanie się z opinią tej części Senatu, która w ostatnich dniach wypowiedziała się w dyskusji generalnej. Daje mi to asumpt do wypowiedzenia kilku myśli, które, jak sądzę, wiążą się z tematem budżetu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Oczywiście, zatrzymam się tylko na paru zagadnieniach.</u>
          <u xml:id="u-20.1" who="#KazimierzFudakowski">Nawiązuję od razu do myśli wypowiedzianych wczoraj przez jednego z naszych kolegów, który, analizując stosunki nasze, starał się w syntetyczny sposób ująć i określić rolę parlamentu. Otóż p. s. Domaszewicz — ażeby być ścisłym, cytuję ze stenogramu — powiedział: „Zostaliśmy wybrani w oparciu o nową Konstytucję na to, aby stanowić obóz ideowej pomocy dla rządu, a z każdym rokiem coraz silniej występuje fakt, który temu przeczy”. I dalej powiada: „Parlament coraz bardziej staje się zespołem parlamentarzystów i uprawia opozycję raczej negatywną. Postawa naszego parlamentu niczym nie różni się od opozycji starego stylu”.</u>
          <u xml:id="u-20.2" who="#KazimierzFudakowski">Wszystkim tym myślom mam zamiar przeciwstawić się. Ale tak, jak tancerz, który umie tańczyć zawsze tylko od pieca — nie umiem obecnych naszych zagadnień politycznych i publicznych inaczej traktować, jak wychodząc od Konstytucji. Nie jest to nałóg, lecz raczej potrzeba zachowania busoli, która nami kieruje, bo w niej mieszczą się zasady, na których nasz parlament jest oparty. Na niej tylko możemy opierać sąd o tym, czy wypełniamy zadania, do których jesteśmy powołani.</u>
          <u xml:id="u-20.3" who="#KazimierzFudakowski">Oczywiście, na tym tle zarysowuje się nasz stosunek do Rządu. Otóż parlament, według Konstytucji marcowej, powołany został do trzech czynności: 1) do kontroli parlamentarnej, 2) do czynności ustawodawczej i 3) do czynności władzotwórczej. Władzotwórcza czynność polegała na prawie powoływania rządu z łona parlamentu i z tego założenia kardynalnego wypływała konieczność oparcia się o stronnictwa, a więc o zorganizowaną politycznie wolę społeczeństwa. Z tego logicznie wypływała druga konieczność — walki o większość w parlamencie. Mniejszość stanowiła opozycję. I ta opozycja z kolei widziała swoje zadanie w dojściu do większości i do władzy i o to walczyła. Kontrola parlamentarna w tym świetle jakże się przedstawiała? Pod kątem dojścia do władzy. Nie była to obiektywna kontrola, lecz stosowana jako instrument, który w walce doprowadzać miał do władzy. I w tym sensie kontrola parlamentarna, oparta o Konstytucję marcową, była kontrolą osłabiającą rząd, bowiem argument, zrodzony z krytyki jego działalności, był narzędziem walki o władzę. Parlament, zrodzony z Konstytucji kwietniowej, posiada nie trzy, a dwa atrybuty: 1) kontrolę parlamentarną i 2) czynność ustawodawczą, trzeci atrybut — władzotwórczy — jest mu konstytucyjnie odjęty. Jakie są tego konsekwencje? Te, że kontrola obecnego parlamentu wzmacnia Rząd,...</u>
          <u xml:id="u-20.4" who="#komentarz">(Głosy: Słusznie.)</u>
          <u xml:id="u-20.5" who="#KazimierzFudakowski">...bo nie opiera się o stronnictwa, które walczą o władzę, a mniejszość i większość opinii, zarysowującej się w Senacie, walczy o lepszy rzeczowy argument w kontroli, krytyce i ocenie działalności Rządu.</u>
          <u xml:id="u-20.6" who="#komentarz">(Głosy: Słusznie.)</u>
          <u xml:id="u-20.7" who="#KazimierzFudakowski">I to jest istotą obecnej kontroli parlamentu, która nota bene może być przez nas źle wykonywana. Jest ona wolna od walki o władzę, lecz nie z Waszej, Panowie, woli, tylko z woli Konstytucji.</u>
          <u xml:id="u-20.8" who="#komentarz">(Głosy: Słusznie. S. Evert: To racja.)</u>
          <u xml:id="u-20.9" who="#KazimierzFudakowski">Różnica zatem między dwoma parlamentami jest najistotniejsza. Jeżeli p. s. Domaszewicz powiada, że krytyka, która tu jest wypowiadana zewnętrznie, jest łudząco podobna do tamtej i w treści identyczna — to się myli, bo zdaje się zapoznawać charakter tego, czym jesteśmy my i on sam. Może indywidualnie ten stan jest niewygodny dla niejednego z nas, bo wymaga najwyższego napięcia sumienia w rzeczowej ocenie interesu narodu i Państwa. Ale w tym założeniu mieści się krytyka bezstronna i rzeczowa, która jest regulatorem czynności Rządu, i w tym rozumieniu musi być pomocna. Czyżby p. s. Domaszewicz, zapoznając to wszystko, chciał widzieć w nas tych, o których niejedni mówili, że jesteśmy martwym dzieckiem, co na świat przychodzi? Gdybym podzielał to zdanie, logicznie biorąc, nie było by miejsca dla mnie w Senacie. Jeżeli zaś krytyka rzeczowa nie jest uwzględniona i nie jest regulatorem działań Rządu, to według Konstytucji my, jako Senat, za to nie odpowiadamy, spełniliśmy bowiem obowiązek, który na siebie przyjęliśmy, przyjąwszy mandaty. Czy to jest rzucanie Rządowi kłody pod nogi? Wielkie nieporozumienie. W najgłębszym rozumieniu jest to właśnie współpraca. Kiedy mi mówią, a stykam się, jak każdy z nas, z tymi opiniami i głosami, że koniecznością jest jeszcze jedna reforma na gruncie politycznym, to zadaję sobie pytanie, na które nie słyszę odpowiedzi: jaka?</u>
          <u xml:id="u-20.10" who="#komentarz">(Głosy: Słusznie.)</u>
          <u xml:id="u-20.11" who="#KazimierzFudakowski">Bo nie jest odpowiedzią: świadomość i ujawnienie, czego się nie chce. Nie chcemy więc tego, co jest na zachodzie, nie chcemy tego, co jest na wschodzie. To mi przypomina komentarz, który podano na pewnym popularnym wykładzie do słów Marszałka Śmigłego-Rydza: „podciągnijmy Polskę wzwyż”. Otóż komentator nie znalazł innego wytłumaczenia jak to, że wzwyż, to znaczy: na prawo idzie prawica, na lewo — ciągnie lewica, a wzwyż — to znaczy, że trzeba iść w górę, żeby nie było ani lewicy, ani prawicy. Śmiem twierdzić, że formuła ustrojowa, jakiej Polska szuka, wykuwa się nie na innej drodze, jak tylko na drodze realizowania Konstytucji kwietniowej, która jest w trakcie zdawania egzaminu ze swej żywotności i toruje poprzez czas, poprzez każdy dzień drogę do nowej formy bytowania.</u>
          <u xml:id="u-20.12" who="#KazimierzFudakowski">Poruszałem tu zagadnienie rządu i parlamentu. Z niego wyłania się zupełnie organicznie zagadnienie rządu i społeczeństwa, jego żywych, zorganizowanych sił. Istnieje zawsze podstawowa prawda, że mamy taki rząd, na jaki nas stać. Nie może być rządów oderwanych od społeczeństwa, a społeczeństwo, które chciałoby sobie pozwolić na wakacje dziejowe, pozostawiając odpowiedzialność za moment przeżywany, komu innemu, byłoby w śmiertelnym błędzie. Ta odpowiedzialność spada na nas, na całe społeczeństwo, dlatego musimy zdawać sobie sprawę z tego, czy spełniliśmy wszystko, czego moment dziejowy wymaga.</u>
          <u xml:id="u-20.13" who="#KazimierzFudakowski">Z tym zastrzeżeniem i zarzutami, które byśmy sobie, jako społeczeństwo, mogli postawić, muszę przejść do najżywotniejszej dla mnie sprawy — stosunku rządu do samorządu.</u>
          <u xml:id="u-20.14" who="#KazimierzFudakowski">W samorządzie tkwią wielkie wartości, a lepszych od nich nie zdołaliśmy wytworzyć w życiu publicznym. To są wartości, które gromadziły się przez wieki i którychśmy — jednych z niewielu, pozostawionych nam w spuściźnie — nie zatracili. Kto nie stracił kontaktu i tkwi w tym życiu gromad wiejskich, ten się przekonał, ile jest zdrowego sensu i poczucia interesu publicznego w gromadzie wiejskiej. Jaką jest gromada i gmina, takimi są szczeble wyższe — powiat i województwo. I kto zapoznaje budowę fundamentalną tego organu najniższego, ten zapoznaje zagadnienie samorządowe. I gdy mówię o stosunku władzy do tego zagadnienia, muszę podkreślić, że często złe jest ustosunkowanie się władzy do samorządu wiejskiego. A błąd, który się na nas mści — to są wybory do samorządu gminnego i gromadzkiego, które były swoiście przeprowadzone i doprowadziły do wyrugowania z samorządu wiejskiego czynnego elementu społecznego z pozostawieniem w nim tego elementu, który wstaje i głosuje na rozkaz p. starosty. Istnieje zatem wielkie zagadnienie wytworzenia takiego stosunku p. starosty, który by z taktem, z całym zrozumieniem i świadomością utrzymania powagi i autorytetu władzy, jednak nie pomniejszał, przeciwnie, podnosił wartość tego podstawowego elementu czynnego, jakim jest gromada i członek samorządu z wyboru.</u>
          <u xml:id="u-20.15" who="#KazimierzFudakowski">I jeżeli miałbym na chwilę aktualną jakiś dezyderat do sformułowania, to właśnie reaktywowanie najmocniejszego, podstawowego elementu społecznego w gminie i gromadzie i odpowiednie ustosunkowanie się do niego panów starostów.</u>
          <u xml:id="u-20.16" who="#KazimierzFudakowski">Nie wiem, czy mam jeszcze czas.</u>
          <u xml:id="u-20.17" who="#komentarz">(Głosy: Prosimy.)</u>
          <u xml:id="u-20.18" who="#KazimierzFudakowski">Trzecim zagadnieniem, jest zagadnienie żydowskie. Po raz pierwszy z tej trybuny o nim mówię, bo słuchając panów senatorów, przedstawicieli społeczeństwa żydowskiego, już przez trzecią sesję uczę się, Panie Senatorze Schorr.</u>
          <u xml:id="u-20.19" who="#KazimierzFudakowski">I oto, jak mi się zagadnienie przedstawia: my mówimy, że w Polsce istnieje sprawa żydowska, Panowie zaś odpowiadają, że sprawy tej nie ma.</u>
          <u xml:id="u-20.20" who="#komentarz">(Głosy: Jest.)</u>
          <u xml:id="u-20.21" who="#KazimierzFudakowski">Wyobraźmy sobie na chwilę, że Panowie nas przekonali. W jakim stosunku bylibyśmy do faktów, do rzeczywistości?</u>
          <u xml:id="u-20.22" who="#KazimierzFudakowski">Przeciw Wam narasta fala niezadowolenia nie jednostek, nie poszczególnych grup, lecz ogromnej większości społeczeństwa polskiego i to jest faktem, choć Panowie temu zaprzeczacie.</u>
          <u xml:id="u-20.23" who="#KazimierzFudakowski">Niezadowolenie to wypływa z nagromadzonych przyczyn psychicznych, społecznych, politycznych i gospodarczych i to jest również fakt, pomimo że mu zaprzeczacie.</u>
          <u xml:id="u-20.24" who="#KazimierzFudakowski">Wzrasta ono i potężnieje w miarę przyrostu ludności, choć i temu zaprzeczacie. Przybiera wreszcie rozmiary jednego z większych problemów polityki wewnętrznej i każe wszystkim, więc i Rządowi, szukać jego rozwiązania. Temu też zaprzeczacie.</u>
          <u xml:id="u-20.25" who="#KazimierzFudakowski">A kiedy na tym tle zjawia się zagadnienie emigracji żydowskiej, protestujecie przeciw niej, dowodząc, żeście tu od wieków i że tu zostaniecie.</u>
          <u xml:id="u-20.26" who="#KazimierzFudakowski">Bo cała ta rzeczywistość jest dla Was tylko urojeniem, zrodzonym z chuligaństwa jednych i stanu patologicznego drugich.</u>
          <u xml:id="u-20.27" who="#KazimierzFudakowski">Otóż trzeba jasno powiedzieć, że to Panowie żyjecie w urojeniu, my zaś, patrząc w oczy prawdzie i ponosząc za nią odpowiedzialność, musimy twierdzić, że sprawa żydowska w Polsce nie tylko istnieje, bo jest rzeczywistością, lecz że urosła do rozmiarów problemu, który w naglący sposób domaga się rozwiązania. Jeśli tej rzeczywistości nie widzicie lub jeśli jej widzieć nie chcecie, przeciw sobie działacie.</u>
          <u xml:id="u-20.28" who="#KazimierzFudakowski">Żeby problem rozwiązać, trzeba zasiąść przy jednym stole i uznać rzeczywistość. Tymczasem my jesteśmy na parterze, a wy na 5-ym piętrze. W tych warunkach trudno jest porozumieć się.</u>
          <u xml:id="u-20.29" who="#komentarz">(S. Evert: Trzeba windą podjechać.)</u>
          <u xml:id="u-20.30" who="#KazimierzFudakowski">Nie dalej, jak wczoraj złożyliście Panowie deklarację lojalizmu w przekonaniu, że od oświadczenia tego zawisło, czy kwestia będzie wyczerpana. No nie — istniejącej rzeczywistości deklaracją się nie zmieni. Żeby zrozumieć, co się w koło Was dzieje, musicie wyjść z zamkniętego koła pojęć, w których żyjecie.</u>
          <u xml:id="u-20.31" who="#KazimierzFudakowski">Przez 2000 lat bytowania w diasporze wytworzyliście w sobie poczucie elitaryzmu, z którego wyrósł egoizm narodowy, il sacro egoismo, któryście potrafili połączyć z pojęciem ludzkości. Wyobrażenie o własnym wybraniu i posłannictwie wytworzyło w Was przekonanie, żeście latarnią ludzkości, która rozjaśnia jej szlaki w pochodzie do postępu, prawdy i sprawiedliwości. Toteż, gdy p. s. Schorr do nas przemawia, czyni to jako wielki latarnik ludzkości, łącząc swoje proroctwa ze świętym egoizmem narodu żydowskiego. Przeciw temu egoizmowi nic bym nie miał, ale kiedy u innych narodów prowadzi on do pełni niezależnego bytu państwowego, o który narody walczą przez wieki, okupując go krwią własną, Wy tego bytu nie chcecie. Bo wolicie żyć w ramach obcej państwowości, wywalczonej przez innych, zachowując własny egoizm narodowy, któremu na pomoc stworzyliście internacjonalizm.</u>
          <u xml:id="u-20.32" who="#KazimierzFudakowski">Toteż my, słuchając Waszej deklaracji, nie możemy z oczu tracić, że żyjąc w naszym narodowym zespole, macie zaasekurowane tyły w internacjonale, czego my nie posiadamy, bo naszą asekuracją jest energia naszego narodu w walce o swój własny byt niepodległy. Czy tak nie jest? Pan Senator (zwracając się do s. Schorra.) się śmieje. Wobec tego pozwolę sobie przypomnieć, jak to było w 1919 r., w okresie zawierania traktatu wersalskiego. P. Rotschild zapowiedział p. Orłowskiemu, że o ile skład delegacji polskiej nie pójdzie po myśli Izraela, potrafi on stanąć na drodze ekspansji polskiej do morza, do Wilna, Cieszyna i Śląska. I tak się też stało (detale znajdą Panowie na str. 591 pamiętników Milewskiego.).</u>
          <u xml:id="u-20.33" who="#komentarz">(S. Schorr: To już Lechnicki powiedział, ale to jest bujda.)</u>
          <u xml:id="u-20.34" who="#KazimierzFudakowski">Oto jedyna odpowiedź, którą przeciwstawić Pan może prawdzie.</u>
          <u xml:id="u-20.35" who="#KazimierzFudakowski">W rok potem Wasz przedstawiciel w Sejmie groził przy uchwalaniu ustawy o odpoczynku niedzielnym takimi samymi skutkami na gruncie międzynarodowym, o ile by postulaty Panów nie przeszły.</u>
          <u xml:id="u-20.36" who="#KazimierzFudakowski">W ostatnich czasach odczuwamy te same asekuracje międzynarodowe Panów czy to w związku ze sprawą uboju rytualnego, ze sprawą emigracji i jej finansowaniem, łącząc ją z pobytem w Polsce posła do izby gmin Landsbury'ego, czy w związku z szeregiem innych spraw.</u>
          <u xml:id="u-20.37" who="#KazimierzFudakowski">Otóż te wszystkie fakty tworzą rzeczywistość, której nam nie wolno z oczu tracić i każą nam czytać Waszą deklarację tak, jak się czyta pismo Panów, nie z lewa na prawo, lecz z prawa na lewo, pod włos. Nie dziwcie się Panowie, że w stosunku do tego i nasze zaufanie szwankuje.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-21">
          <u xml:id="u-21.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Wiesner.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-22">
          <u xml:id="u-22.0" who="#RudolfWiesner">Wysoka Izbo! Ustawa o granicach Państwa, wobec której zajmuję stanowisko, należy do najsurowszych i do najbrzemienniejszych w swych skutkach, jaką kiedykolwiek Państwo w stosunku do części swych obywateli uchwaliło. Już przy uchwalaniu tej ustawy zwróciłem na to uwagę, że ustawa ta zdolna jest do stworzenia niepewności prawnej w dziedzinie wolnego rozporządzania majątkiem prywatnym i daje zupełną swobodę do samowolnej interpretacji przez władze podrzędne. Nikt nie mógł przypuszczać, że następstwa tej ustawy będą tak katastrofalne. Dziś, kiedy po blisko rocznym obowiązywaniu tej ustawy jesteśmy w posiadaniu zestawienia jej skutków, musimy żądać, aby ustawa ta została jak najprędzej znowelizowana i dostosowana do rzeczywistości. Według ustawy wymagane jest zezwolenie wojewody na wszelkie uskuteczniane kontrakty kupna, powzdań i kontraktów spadkowych i zawiera dalej jeszcze dalsze postanowienia, dające wojewodom możliwości wysiedlania osób z pasa granicznego. Rozróżniać trzeba przy tym pomiędzy kontraktami, zawartymi przed 1 lipca 1937 r., kontraktami zawartymi po tym terminie, a postanowieniami o prawie spadkowym. Ustawa weszła w życie w dniu 1 lipca 1937 r. wraz z postanowieniami o nabyciu ziemi i nieruchomości. Że wszystkie przed tym terminem uskutecznione kontrakty wolne są od zezwolenia wojewody, jest sprawą zupełnie jasną. Postanowienia wykonawcze do tej ustawy są jednak tak niejasne, że nawet notariusze wahają się i nie są w stanie dojść do jednolitego stanowiska, a nawet i sądy wydają różne decyzje. I tak na przykład sąd powiatowy w Rawiczu wydał decyzję, według której i te kontrakty kupna, które przed pierwszym lipca zostały uskutecznione, podlegają zezwoleniu odnośnego wojewody, a Sąd Apelacyjny w Poznaniu stanowisko to zaaprobował. Sąd powiatowy w Poznaniu zaś stanął na innym stanowisku i wydał odpowiedni wyrok. W setkach wypadków zwrócili się obaj kontrahenci ze skargami do sądów powiatowych, które do dziś nie wydały orzeczenia, a oprócz tego musieli kontrahenci dołączyć jeszcze zezwolenie odnośnego wojewody. Nawet jeżeli chodziło o powzdania pomiędzy rodzicami a dziećmi albo jeżeli chodziło o przekazanie gospodarstwa osiedleńczego z ojca na syna, na co już władze polityczne dały pozwolenie, obecnie odmawia się zezwolenia. Nikt nie uważał za możliwe, ażeby przy przekazywaniach własności gospodarczej z rodziców na dzieci potrzebne było pozwolenie i aby takiego zezwolenia odmówiono. Powstał przez to chaos prawny, a mieszkańcy na kresach zachodnich, a w szczególności obywatele narodowości niemieckiej, są przez praktyczne przeprowadzanie tej ustawy zupełnie wyprowadzeni z równowagi.</u>
          <u xml:id="u-22.1" who="#RudolfWiesner">Dalsze takie przeprowadzanie ustawy pociągnąć musi za sobą zupełne wywłaszczenie ludności niemieckiej na kresach zachodnich, mimo że władze nie mogą podać prawdopodobnego powodu. Zamęt w tej kwestii powiększa jeszcze fakt, że notariuszom przy Sądzie Apelacyjnym w Poznaniu przyznano prawo zawierania kontraktów i wtenczas, kiedy nie przedłożono zezwolenia wojewody. Zarządzenie to przysporzyło wprawdzie notariuszom zarobku, właścicielom gospodarstw jednak w żaden sposób nie pomogło.</u>
          <u xml:id="u-22.2" who="#RudolfWiesner">Powyższe wywody dotyczą jeszcze w sposób dotkliwszy tych kontraktów, które zawarte zostały po pierwszym lipca 1937 r. Ludność niemiecka nie ma już odwagi wnosić próśb na podstawie dotychczasowej praktyki o kupno nieruchomości, obojętne, czy chodzi o nabycie drogą powzdania pomiędzy rodzicami, dziećmi albo krewnymi, czy też o kontrakty spadkowe albo też o kontrakty kupna. Sędziwi właściciele nieruchomości, którzy się nagle rozchorują, nie mają już odwagi do oddania gospodarstw swoim dzieciom, gdyż istnieje możliwość, że w czasie ubiegania się o zezwolenie mogą umrzeć, a jeżeli zezwolenie zostanie odmówione, znajdują się w sytuacji bez wyjścia. Właściciel nieruchomości zmuszony jest wobec tego stawiać kolejno wnioski o zezwolenie na korzyść jednego ze swych dzieci w nadziei, że wojewoda udzieli jednemu zezwolenia. Następstwa takiej niepewności odbić się muszą w zastraszający sposób na sile twórczej poszczególnych osób, paraliżują wolę i zmniejszają sprawność, gdyż dana osoba nie wie, czy owoce swej pracy życiowej przekazać może swojej rodzinie, czy też przejdą one do rąk obcych. Osoby dotknięte tą ustawą stają się tułaczami i niezdolne są do tworzenia trwałych wartości. Musimy się nad tym zastanowić, co to znaczy uzależniać kupno nieruchomości od opinii władz lokalnych, i to w bardzo wysokim stopniu, i nad tym, że opinia tych władz nie musi być uzasadniona. Musimy się dalej zastanowić nad faktem, że ustawa obejmuje 1/6 ludności Państwa, a wtedy dopiero będziemy zdolni do oceny szkód powstałych z jej stosowania praktycznego.</u>
          <u xml:id="u-22.3" who="#RudolfWiesner">Na podstawie kilku przykładów chcę wykazać, w jakiej jaskrawej formie przeprowadza się ustawę o granicach Państwa. Mimo, że już setki obywateli narodowości niemieckiej na kresach zachodnich prosiło o zezwolenie na kupno nieruchomości, nie otrzymał dotychczas ani jeden petent zezwolenia. Odmawia się zezwolenia osobom, które nigdy swego środowiska nie opuściły, które związane są z tą ziemią, a które przez kupno nieruchomości nie mają nic innego na celu, jak tylko rozszerzenie swej egzystencji i jej ugruntowanie. Obywatelowi narodowości niemieckiej w Bielsku odmówiono zezwolenia na kupno drugiej połowy domu, należącej do jego brata, Niemieckiemu Związkowi Szkolnemu w Bielsku odmówiono zezwolenia na kupno domu, w którym miało być umieszczone przedszkole niemieckie. W Poznaniu nie udziela się zezwoleń na dzierżawy, chociaż parcele dzierżawione były już od lat 40. W tym samym czasie wydzierżawia się właśnie te parcele obywatelom narodowości polskiej, chociaż nie posiadali zezwolenia na dzierżawę. Na Pomorzu wygnano dzierżawcę z gruntu, na którym rodzina ta siedziała przez 150 lat, jedynie dlatego, że nie udało mu się otrzymać zezwolenia na dzierżawę. Ojcu czworga dzieci, posiadającemu 5½ morgów pola, odmawia się zezwolenia na dzierżawę 4 morgów pola szkolnego, które chciał wydzierżawić, aby zabezpieczyć swojej rodzinie możliwą egzystencję. Jest to tylko kilka przykładów z pomiędzy setek innych, które jednak dostatecznie oświetlają tendencję, dążącą do systematycznego i świadomego wyrugowania obywateli narodowości niemieckiej z ich własności i wskazują, że nie chodzi tu o zarządzenia, mające na celu ochronę granic Państwa. W razie potrzeby jesteśmy w stanie przytoczyć jeszcze setki innych przykładów.</u>
          <u xml:id="u-22.4" who="#RudolfWiesner">Następstwa ustawy o granicach Państwa widzimy najlepiej w prawie zupełnym ustaniu akcji budowlanej w pasie granicznym. Jest rzeczą naturalną, że obywatel zdecyduje się na budowę tylko wtenczas, jeżeli przede wszystkim będzie pewny, że będzie posiadał prawo samostanowienia o swej własności i że otrzyma zezwolenie na kupno parceli budowlanej. Dalszym następstwem jest obniżanie cen gruntów, gdyż ze względu na to, że tylko pewna uprzywilejowana część ludności uprawniona jest do kupowania i nabywania gruntów, może ona według uznania obniżać ceny gruntów. Przypuszczenie, jakoby kształtowanie się cen dotyczyło tylko właścicieli niemieckich, jest mylne. Dotyczy ono bowiem wszystkich równomiernie. Ustawa o granicach Państwa zagraża w wysokim stopniu i udzielaniu kredytów. Instytucja pieniężna, która ma zamiar wypożyczenia pewnej sumy na nieruchomość, nie wypożyczy jej temu właścicielowi, który jest najdzielniejszy, najpilniejszy, najpewniejszy, albo którego własność przynosi największe dochody, lecz temu właścicielowi, który posiada dodatnią opinię władz policyjnych. Jak taka opinia w większości wypadków będzie wyglądała, można sobie łatwo wyobrazić, gdyż znane są nam wypadki, gdzie nie pytano o dzielność i pewność właściciela, lecz o to, czy właściciel jest Niemcem, do jakiej szkoły uczęszczał i czy posyła swoje dzieci do szkoły niemieckiej.</u>
          <u xml:id="u-22.5" who="#RudolfWiesner">Fakty te oznaczają zniszczenie kredytu tak osobistego, jak i rzeczowego, oznaczają poza tym i demoralizację ludności. Nie wychowuje się przez to ludzi pewnych siebie, otwartych i dążących naprzód, lecz tylko pochlebców, na których Państwu zależeć nie może. Cena, którą było by trzeba zapłacić za ewentualne odniemczenie terytoriów granicznych przez stosowanie tych zarządzeń, jest za wysoka. Płynność pieniądza, panująca dziś w instytucjach pieniężnych w pasie granicznym, nie jest następstwem oszczędności, lecz w dużej mierze wynikiem zamarcia prac inwestycyjnych, a tym samym odpadnięcia koniecznych na to kredytów. W dodatku doprowadza do tego i ta okoliczność, że banki albo spółdzielnie, posiadające obcokrajowców jako członków, winne są przy udzielaniu kredytów prywatnych wykazać, kto z członków jest obcokrajowcem. Z jakimi trudnościami to jest często związane, na to nie potrzeba dowodów. Przepis taki jest zupełnie zbyteczny i wystarczyłoby wyznaczenie stopy procentowej dla obcokrajowców.</u>
          <u xml:id="u-22.6" who="#RudolfWiesner">Pod koniec omówię jeszcze prawie że niemożliwe przepisy o prawie spadkowym. Dzisiaj nikt nie wie, na jakich warunkach może spadkobierca prawny przejąć spadek bez zezwolenia. Według mojego zdania zwolniła ustawa wszystkich prawnych spadkobierców od obowiązku przedłożenia zezwolenia. Dziś przeważa ogólnie dziwaczne zdanie, że zezwolenie na przyjęcie spadku jest tylko wtedy niepotrzebne, jeżeli istnieje tylko jeden spadkobierca prawny. Wynosi to prawie 2% wszystkich wypadków spadkowych. Obecny stan kryje w sobie niebezpieczeństwo dla Państwa, gdyż skutki jego pociągają za sobą nieznośną niepewność prawną. Zwalczać musimy i dlatego przepisy ustawy, bo odrzucamy wszelkie naruszenia prawa spadkowego, które to święte i nienaruszalne prawo każdego obywatela traci moc obowiązującą w tym systemie prawnym. Zdaje się, że nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, że w wypadkach odmówienia zezwolenia na przyjęcie spadku przez spadkobiercę w przeciągu 12 miesięcy, gdy spadkobierca nie znalazłby w przeciągu następnych 12 miesięcy kupca, posiadającego zezwolenie wojewody, spadek podlega przymusowej sprzedaży. W tym wypadku może już przy drugim terminie sprzedaży przymusowej nastąpić sprzedaż, jeżeli tylko 30% wartości taksacyjnej zostało zaofiarowane. Jakie tragedie będą się rozgrywać, jeżeli przepisy te nie zostaną zmienione, ile ciężko i uczciwie zapracowanych własności zostanie zmarnowanych i dostanie się w ręce spekulantów. A to wszystko podobno z powodu ochrony granic Państwa, któremu przecież do ochrony służą zupełnie inne środki.</u>
          <u xml:id="u-22.7" who="#RudolfWiesner">Wszelkie przepisy o nabywaniu, zarządzaniu i dzierżawieniu są w sensie ustawy przepisami możliwości, a nie przepisami przymusowości. Przepisy możliwości powinny być według jasnego brzmienia ustawy tylko wtedy stosowane, jeżeli tego bezpieczeństwo Państwa albo ochrona jego granic wymagają. Fakt, że dotychczas prawie że wszystkie prośby obywateli narodowości niemieckiej o zezwolenie na kupno, przejęcie, a nawet na dzierżawę nieruchomości zostały odmownie załatwione, zmusza ludność niemiecką do wyciągnięcia wniosku, iż według zdania miarodajnych władz państwowych już samo jej istnienie w pasie granicznym zagraża bezpieczeństwu Państwa. W imieniu ludności niemieckiej, która od samego początku istnienia Państwa Polskiego spełniała zawsze w sposób wzorowy i wierny swe obowiązki wobec Państwa, a która jest elementem spokoju i porządku, muszę przeciw podsuwaniu jej wrogiego nastawienia wobec Państwa przez tę ustawę i przez jej stosowanie, zaprotestować w sposób uroczysty i stanowczy. Jeżeli Państwo żąda od nas wiary i zaufania, a my to żądanie w zupełności spełniamy, to i Państwo w tej samej mierze zaufać musi ludności niemieckiej. Zaufanie to gruntować się musi na poważaniu i poszanowaniu naszej narodowości i potwierdzeniu naszych potrzeb życiowych. Nieodzownym warunkiem jednak do pomyślnego i spokojnego współżycia jest rozbrojenie moralne, które każdy rozpocząć musi, a którego początkiem jest zerwanie z tą myślą, że członek innej narodowości jest wrogiem. Zamiast takiego nastawienia wobec członków innej narodowości, powinien każdy widzieć w nich towarzyszy, współpracowników i pomocników przy rozbudowie Państwa, a tym samym wspólnej i szczęśliwej przyszłości. Zadaniem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych jest zabezpieczenie spokoju i niczym niezamąconej pracy wewnątrz kraju. Najpiękniejszym zadaniem jego jest osiągnięcie pokoju moralnego.</u>
          <u xml:id="u-22.8" who="#RudolfWiesner">Czas rozpoczęcia tej pracy nadszedł już, a my, Niemcy, podajemy naszą dłoń każdemu, który nad uspokojeniem i porozumieniem pracuje. Istotnym przyczynkiem do tego uspokojenia i do uznania naszych potrzeb życiowych byłoby zniesienie ciężkich i surowych postanowień ustawy o granicach Państwa.</u>
          <u xml:id="u-22.9" who="#RudolfWiesner">Mnożą się znaki świadczące o tym, że podżegacze komunistyczni mimo zarządzeń policyjnych prowadzą nadal swą krecią robotę, podburzając nie tylko robotników, ale i biedną ludność. Mimo to, że władze bezpieczeństwa zwalczają te objawy komunistyczne z konieczną rozwagą i surowością, to jednak jesteśmy zdania, że trzeba jeszcze w tym kierunku o wiele więcej zrobić, aby tę światową zarazę komunistyczną u nas zgnieść i unieszkodliwić. Tym rozsadzającym ideom trzeba przeciwstawić idee i siły twórcze naszego Państwa, trzeba przeciwstawić wszystkie nasze siły moralne. Już raz odegrała Polska wobec Europy rolę muru obronnego przeciw bolszewizmowi i według wszelkiego prawdopodobieństwa rola ta przypadnie jej jeszcze raz. Na ten czas trzeba być nie tylko faktycznie, ale i moralnie przygotowanym.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-23">
          <u xml:id="u-23.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Horbaczewski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-24">
          <u xml:id="u-24.0" who="#AntinHorbaczewski">Wysoki Senacie! Ton i treść przemówienia p. sen. Zarzyckiego, zdaje się, pozostawały pod dyktatem psychozy, jaka jest obecnie w Małopolsce wschodniej. W atmosferze psychozy trudno dyskutować poważnie. Zarzuty, które p. sen. Zarzycki raczył skierować pod adresem kolegi sen. Łuckiego, pozostawiam do odpowiedzi p. sen. Łuckiemu, obecnie jednak nie mogę wstrzymać się, ażeby nie zaprotestować solennie, z całą stanowczością przeciwko insynuacji, jakoby jakikolwiek czynnik odpowiedzialny za ukraińską politykę działał rozsadzająco w terenie. Tyle miałem powiedzieć w odpowiedzi Panu Senatorowi.</u>
          <u xml:id="u-24.1" who="#AntinHorbaczewski">Wysoki Senacie! Obserwacja zjawisk codziennego obywatelskiego życia na terenie rozsiedlenia ukraińskiego elementu etnicznego ciśnie na usta pytanie, czy w Polsce wszyscy obywatele są równi wobec prawa?</u>
          <u xml:id="u-24.2" who="#komentarz">(S. Sieroszewski: I wobec obowiązków.)</u>
          <u xml:id="u-24.3" who="#AntinHorbaczewski">Na to pytanie znajdujemy odpowiedź w art. 7 ustawy konstytucyjnej. Artykuł ten daje teoretyczną odpowiedź, że ani pochodzenie, ani wyznanie, ani płeć, ani narodowość nie mogą być powodem ograniczenia praw obywatelskich. W rzeczywistości jednak dążenie do zrealizowania tych praw obywatelskich natrafia na takie trudności, obraca się w takich formach, że zainteresowany obywatel staje przed faktami, które wręcz zaprzeczają tej tezie Konstytucji uroczyście ogłoszonej. A dzieje się to we wszystkich dziedzinach życia czy to, gdy chodzi o objęcie jakiegoś stanowiska w służbie publicznej, chociażby najskromniejszego, czy chodzi o to, ażeby uzyskać udział w jakiejś dostawie, czy też uzyskać kredyt w państwowej instytucji finansowej, czy w końcu nabyć za dobre pieniądze kawałek ziemi koniecznie potrzebnej dla uzupełnienia karłowatego gospodarstwa. Wszędzie wysuwa się na pierwszy plan kwestia narodowości i wyznania religijnego. W braku dokumentów, stwierdzających przynależność zainteresowanego obywatela do polskiej narodowości, nie pomagają najlepsze kwalifikacje fachowe, najkorzystniejsze świadectwa i opinie. Dzieje się niejednokrotnie, że organ władzy reprezentującej odnośny interes publiczny oświadcza, zainteresowanemu, że sprawa może być przychylnie załatwiona pod warunkiem, jeżeli ubiegający się przedłoży metrykę stwierdzającą, że zmienił swe dotychczasowe wyznanie na rzymskokatolickie. Wypadki takie z zakresu transakcyj parcelacyjnych są mi znane osobiście. Pomijam etyczną stronę takiej transakcji i wartość moralną akwizycji polskiego stanu posiadania w ten sposób uzyskanej, ale zapytuję, czy to jest respekt i poważanie dla ustawy, która stanowi prawną podstawę ustroju państwowego? Na naszych terenach, prócz racji państwowej, ujętej w formę Konstytucji, działają także sprzeczne z nią hasła demagogiczne, będące rzekomo wyrazem nastroju polskiego społeczeństwa, a moc tych sugestyj jest tak wielka, że ulega jej i przed nią ustępuje racja Państwa. Pozostawia to wszystko wrażenie łamania Konstytucji, a pozwalam sobie wyrazić powątpiewanie, czy takie stosunki zdolne są związać pozytywnie psychikę obywatela z interesem Państwa.</u>
          <u xml:id="u-24.4" who="#AntinHorbaczewski">Myśl, której pozwoliłem sobie obecnie dać wyraz, podkreśloną została w czasie debaty generalnej w przemówieniach pp. senatorów: Bnińskiego, który stwierdził, że Konstytucja znajduje się w oderwaniu od rzeczywistości i nie jest wykonywana, oraz Beczkowicza, który zaznaczył, że błędy administracji państwowej na odcinku mniejszości odsuwają naród polski od mniejszości narodowej. Z tych rozważań płynie też w konsekwencji wniosek, że obecny stan nie odpowiada zasadom Konstytucji i winien być w interesie racji Państwa bezwarunkowo zmieniony. Sanacja obecnych stosunków prawno-politycznych, zwłaszcza na odcinku mniejszości narodowych, jest kategorycznym nakazem obecnej chwili.</u>
          <u xml:id="u-24.5" who="#AntinHorbaczewski">W dziedzinie zarządzeń władz administracyjnych na odcinku ukraińskiego życia narodowego bardzo przykre wrażenie wśród ukraińskiego społeczeństwa wywołał świeży a znamienny dla naszych stosunków fakt, omawiany już na terenie Sejmu, że lwowska cenzura zagroziła dziennikarzom ukraińskim konfiskatą druków za używanie na określenie kompleksu ziem, wchodzących w skład trzech południowo-wschodnich województw, dawnej nazwy „Galicja”, która od wieków tak przez ludność ukraińską, jak i przez Polaków była używana.</u>
          <u xml:id="u-24.6" who="#AntinHorbaczewski">Proszę Panów! Nazwa historyczna, która od wieków była przez ludność ukraińską jak i polską używana, stała się przedmiotem konfiskaty! Nie wiem, co wpłynęło na to postanowienie lwowskiego cenzora i jaki ostatecznie cel miał być osiągnięty przez zakaz używania tej nazwy w organach ukraińskiej prasy. Pozwalam sobie jednak wyrazić przekonanie, że takie zarządzenie, jak z jednej strony nie zdoła wykreślić z historii stwierdzonego przez nią faktu, tak z drugiej strony pozostawić musi u każdego Ukraińca niemiłe wrażenie, że władza administracyjna dąży do zatarcia w pamięci ludności nazwy kraju, którą stworzyła historia minionych wieków, a która pozostać musi drogą pamiątką po tych, którzy ją stworzyli.</u>
          <u xml:id="u-24.7" who="#AntinHorbaczewski">Pamiątki historyczne w kulturalnym świecie nie ulegają niszczeniu i niwelacji, owszem, cieszą się troskliwą opieką władzy państwowej i całego społeczeństwa, służąc dla nauki i poznania prawdy obecnemu i przyszłym pokoleniom. Toteż nie możemy przypuścić, aby pomysł lwowskiego cenzora odpowiadał interesom Państwa i powagi stojącej na wysokości swego zadania władzy państwowej, a przedstawia się raczej jako akt dokuczliwości wobec ukraińskiego narodu, nie posiadający prawnego uzasadnienia w ustawodawstwie.</u>
          <u xml:id="u-24.8" who="#AntinHorbaczewski">Powodem anormalnych stosunków na odcinku mniejszości narodowej, abstrahując od złej woli i nieprzychylnego nastawienia czynników urzędowych, działających w terenie, jest brak zrozumienia narodowościowego problemu oraz brak programu, który by określił wytyczne celowego traktowania zagadnienia. O taki program wołano już niejednokrotnie z trybuny parlamentarnej, o stanowczy krok w tym kierunku dopominała się również Ukraińska Reprezentacja Parlamentarna, ale głosy te ze szkodą dla współżycia mniejszości narodowych z narodem polskim i ze szkodą dla interesu państwowego nie osiągnęły dotychczas żadnego wyniku.</u>
          <u xml:id="u-24.9" who="#AntinHorbaczewski">Obecne stosunki prowadzą jednak do rozprzężenia i bezwładu administracji i domagają się bezzwłocznej energicznej interwencji i sanacji, która jest nie tylko postulatem mniejszości, ale przede wszystkim kategorycznym nakazem racji państwowej.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-25">
          <u xml:id="u-25.0" who="#AleksanderPrystor">Głosu udzielam s. Dzieduszyckiemu. Pan Senator będzie przemawiał tylko 5 minut?</u>
          <u xml:id="u-25.1" who="#komentarz">(S. Dzieduszycki: Tak jest, tylko 5 minut.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-26">
          <u xml:id="u-26.0" who="#KonstantyDzieduszycki">W krótkich słowach, bo w 5 minutach, chcę odpowiedzieć przede wszystkim s. Decykiewiczowi, a także s. Horbaczewskiemu.</u>
          <u xml:id="u-26.1" who="#KonstantyDzieduszycki">Bardzo żałuję, że s. Decykiewicz przy budżecie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych nie mówił o samorządzie, którego jest wielkim specjalistą, ale dobrze, że mówił o sprawie, która jednak musi być właśnie z jednej i drugiej strony wentylowana. Zarzucał s. Decykiewicz, że normalizacji się nie przeprowadza w terenie. Ależ właśnie, ta normalizacja nie jest przeprowadzana, a właściwie jest tępiona przez różne sfery czysto ukraińskie. Ja Was o to nie oskarżam, bynajmniej nie oskarżam senatorów tu siedzących na tych ławach, nie oskarżam o to Undo, ale faktycznie to się dzieje. S. Decykiewicz wspomniał, że przecież bogata Polska nie potrzebuje się obawiać wzbogacenia się Ukraińców. Bynajmniej nie, przeciwnie — Polska życzy sobie wzbogacenia całej ludności ukraińskiej, będącej ludnością rolniczą, gdyż to jest podniesieniem potęgi Państwa i szczęściem tej ludności. Ale, proszę Panów, to wzbogacenie się musi być rzeczywiście tylko czysto ekonomiczne, a nie może być akcja gospodarcza równocześnie mobilizacją bojową gospodarczą. Kwestionuje s. Decykiewicz uchwałę stowarzyszeń polskich. Stowarzyszenia te nie uchwaliły tego ani 2, ani 3, ani 5 lat temu, tylko dopiero w maju 1937 r. Dlaczego stowarzyszenia polskie powzięły taką uchwałę? Właśnie z powodu zatrważających rozmiarów przejścia ziemi polskiej w ręce ukraińskie dlatego, że nie widzimy tej normalizacji w terenie, nie widzimy tej normalizacji ze strony Rusinów. Wspominał s. Decykiewicz o rozbiciu straganów i o zamieszkach i dziwi się, że wojewoda na to nie odpowiedział. Wojewoda nie mógł odpowiedzieć na to ex abrupto, od razu, gdyż w danej chwili nie mógł wiedzieć o tym i to nie jest żaden dowód przytoczenie — nie odpowiedział mi wojewoda, czy nie odpowiedział mi ów dostojnik czy minister, bo on mógł w danej chwili przyjąć to tylko do wiadomości, a odpowiedzi udzielić później, po zbadaniu, bo wiedział o tym tylko z dzienników czy pobieżnego raportu, a badania w tej sprawie jeszcze nie przeprowadził. Pan mówił o rozbiciu straganów. Ja przytoczę inny boleśniejszy fakt, że został zamordowany Polak w Rzepniowie, w powiecie Kamionka Strumiłowa, na publicznym weselu nie przez Waszego wyznawcę, tylko przez wyznawcę tej polityki eksterminacyjnej, tej walki narodowościowej i ten morderca musiał być przez sądy zwolniony, bo nie można było pomimo ogromnej ilości świadków przeprowadzić dowodu tego morderstwa. Ku ogólnemu oburzeniu polskiej ludności morderca ten jest dziś na wolności i nie wiem, czy rozprawa będzie miała miejsce. Czy mam się teraz zwrócić do pp. Ministrów tu siedzących na ławach i zarzucić im prowadzenie polityki ukraińskiej? Nie, Panowie! Przytaczanie przykładów nie jest jeszcze żadnym dowodem, bo może to być przykład dorywczy i udowadnia on, że w danym miejscu znaleźli się tacy, a tacy ludzie, których nacjonalizm przybiera formy zbrodnicze, ale bynajmniej ani p. Ministrowi, ani władzom sądowym, ani nawet Wam nie stawiam żadnego zarzutu i nie narzucam odpowiedzialności za tę zbrodnię, która została tam dokonana, bo za to nikt z Panów nie odpowiada. Stwierdzam tylko ten fakt, że tam na dołach jest nienawiść kultywowana z obydwu stron i ona doprowadza do takich faktów. Przytacza s. Decykiewicz, że bito mówiących po ukraińsku. Znam dużo ludzi, którzy zostali pobici za to, że mówili po polsku. Ale chodzi o to, co oni mówili po ukraińsku. Mowa ukraińska rozbrzmiewa po całej Małopolsce, po całej Rusi Halickiej, jak chce s. Horbaczewski, i nikt nie ma nic przeciwko temu. Jeżeli natomiast ta mowa zawiera akcenty prowokacyjne, to może znaleźć niestosowną, krewką reakcję po stronie przeciwnej, ale znalazłaby się ona nawet wtedy, kiedy by to było mówione po polsku. Przytaczają tu Panowie, że ludność ukraińska się uskarża na mandaty karne. To było też powiedziane i ze strony polskiej, tak samo na mandaty karne uskarżają się ze wszystkich stron. Ale to nie jest specjalnie środek tępienia ludności ukraińskiej, bo tak samo ludność polska na te mandaty się uskarża. Jest to po prostu tego rodzaju zarządzenie administracyjne, na które wszyscy się skarżą.</u>
          <u xml:id="u-26.2" who="#KonstantyDzieduszycki">Wreszcie mówił s. Horbaczewski o atmosferze psychozy. A któż ją wytwarza? Wytwarzają ją wybujałe obustronne nacjonalizmy. Ale to nie jest psychoza, tylko reakcja psychiczna, bo psychoza zawiera w sobie znamiona choroby, a tu nie chodzi o chorobę, a o odczucie krzywdy. I to właśnie odczucie krzywdy trzeba po obu stronach zniszczyć.</u>
          <u xml:id="u-26.3" who="#KonstantyDzieduszycki">Teraz protestuje s. Horbaczewski solennie, że żadne czynniki odpowiedzialne ukraińskie nie działają rozkładowo w terenie. A któż Wam to zarzuca? Nikt Wam tego nie zarzuca.</u>
          <u xml:id="u-26.4" who="#komentarz">(S. Horbaczewski: A s. Zarzycki co mówił?)</u>
          <u xml:id="u-26.5" who="#KonstantyDzieduszycki">Co mówił? Nie mówił, że Wy jesteście temu winni. Ja sam stwierdzam, że są wybujałe nacjonalizmy, które wzajemnie wszelkimi sposobami włącznie do noża zwalczają się. Z tym musicie Wy walczyć, jak i my, i to poza Rządem, to nie powinno należeć do Rządu, bo Rząd ma dosyć kłopotów z innymi sprawami, żeby zajmował się jeszcze rozbrajaniem nacjonalizmów, które się zwalczają. Tyle lat żyjemy razem, musimy żyć razem i nadal i na to się nic nie poradzi.</u>
          <u xml:id="u-26.6" who="#komentarz">(S. Horbaczewski: Ale Rząd jest regulatorem życia.)</u>
          <u xml:id="u-26.7" who="#KonstantyDzieduszycki">Słusznie, ale właśnie regulator nie jest na to, aby ciągle regulował, bo dobra maszyna idzie sama bez regulatora, a ciągłe regulowanie i używanie wentyli i hamulców powoduje przegrzanie kotła i maszyna nic nie jest warta. Mnie chodzi o to, aby kocioł sam funkcjonował normalnie.</u>
          <u xml:id="u-26.8" who="#KonstantyDzieduszycki">Trzeba ustalić tezy tej normalizacji, tezy nie obowiązujące dotąd zupełnie. Niech ludzie z Waszej strony, którzy rozumieją i kochają swój naród i kraj, tak samo je ustalą, jak i my ustalimy je z naszej strony. Podstawą tych tez jest Unia Lubelska, która zawiera wszystko dla jednej i drugiej strony.</u>
          <u xml:id="u-26.9" who="#KonstantyDzieduszycki">Dalej po drugie: normalizacja musi iść od dołu. I z naszej i z Waszej strony nie może być rozgrywek na noże lub nawet kije. Normalizacja musi być przeprowadzona od dołu i akty nienawiści muszą być tak samo zwalczane przez Was, jak i przez nas.</u>
          <u xml:id="u-26.10" who="#KonstantyDzieduszycki">Po trzecie: samorząd gospodarczy nie jest środkiem walki politycznej. To jest najgorsze, to by wprowadziło element, który mógłby zatruwać samorząd gospodarczo. Samorządy gospodarcze muszą współdziałać dla największego dobrobytu ludności.</u>
          <u xml:id="u-26.11" who="#KonstantyDzieduszycki">A wreszcie, po czwarte: ludzie którzy się na tym znają, zarówno z Waszej, jak i z naszej strony, powinni opracować ten problem, bo to jest jednak sprawa dość trudna, która musi zawierać pewne zasady, zabezpieczające przede wszystkim obopólną wierność tym zasadom, a po drugie to bezpieczeństwo, które daje taka doktryna, która potem wchodzi w życie — bo nie chcę powtarzać aktu Unii Lubelskiej jako już dziś nie obowiązującego, a powtarzanie jest niepotrzebne — żeby to bezpieczeństwo było dla nas i dla Was, kiedy Wy będziecie potrzebowali i my. A wreszcie stwierdźcie z ręką na sercu, czy było kiedykolwiek Państwo, w którym by z trybuny parlamentarnej czy gdziekolwiek w oficjalnych enuncjacjach Rządu druga narodowość cieszyła się tą wolnością i tym zasadniczym uznaniem swoich praw, jakie ma narodowość ukraińska w Polsce? Tego dotychczas jeszcze nie było, nawet możecie wziąć kraje bardzo kulturalne na zachodzie. Ale z tego też wynika, że z Waszej strony musi być także ta sama dobra wola, która u czynników miarodajnych z tej trybuny jest wypowiadana. To jest rzecz konieczna, gdyż inaczej dobre zasady nic nam nie pomogą.</u>
          <u xml:id="u-26.12" who="#KonstantyDzieduszycki">Zarządzam przerwę do godz. 16.</u>
          <u xml:id="u-26.13" who="#komentarz">(Przerwa od godz. 14 min. 5 do godz. 16 min. 5.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-27">
          <u xml:id="u-27.0" who="#AleksanderPrystor">Wznawiam posiedzenie.</u>
          <u xml:id="u-27.1" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Trockenheim:</u>
        </div>
        <div xml:id="div-28">
          <u xml:id="u-28.0" who="#JankielTrockenheim">Wysoki Senacie! Zabierając głos po przemówieniu s. Fudakowskiego nie mogę przejść do porządku dziennego nad ostatnim ustępem jego przemówienia, poświęconego Żydom.</u>
          <u xml:id="u-28.1" who="#JankielTrockenheim">S. Fudakowski zarzucił nam, że my znajdujemy się rzekomo na 5 piętrze, podczas gdy on znajduje się na ziemi. Tymczasem widzimy rzecz wprost przeciwną. To on wzniósł się na wyżyny górnolotnej filozofii, tworząc teorię o elitaryzmie i międzynarodowej asekuracji Żydów. Wybaczą Panowie, że ja jako nie filozof nie mogę podążyć za nim w te górne rejony, lecz wyłożę prosto, co mam do powiedzenia.</u>
          <u xml:id="u-28.2" who="#JankielTrockenheim">Przede wszystkim nie znam żadnej asekuracji międzynarodowej Żydów. Jeśli miał na myśli tę filantropijną pomoc, którą Żydzi amerykańscy okazują Żydom w postaci subsydiowania szkół żydowskich i innych instytucyj społeczno - dobroczynnych, co sięga pokaźnych sum, jeżeli w dalszym ciągu ma na myśli te 15 milionów dolarów, które wpływają do Polski od Żydów polskich, mieszkających za granicą, dla ich biednych krewnych w Polsce, to wpływy te chyba nie wychodzą na szkodę organizmowi gospodarczemu Państwa Polskiego. Co do interesowania się Żydów zagranicznych losem ich braci w Polsce, jest to rzecz normalna i zrozumiała. Czy prześladowania Polaków w Czechosłowacji, w Niemczech lub na Litwie Kowieńskiej nie wywołuje takich samych odgłosów u wszystkich Polaków? A czy Związek Światowy Polaków nie pomaga materialnie skupieniom polskim, tej pomocy potrzebującym?</u>
          <u xml:id="u-28.3" who="#JankielTrockenheim">P. senator Fudakowski wspomniał jeszcze, jakobyśmy nie chcieli zasiąść do wspólnego stołu. Proszę bardzo, jesteśmy do tego każdej chwili gotowi, ale na zasadach Konstytucji i zagwarantowanych nam w niej praw. Możemy się zgodzić na omówienie sprawy realizowania tych praw przez dopuszczenie Żydów do wszystkich dziedzin życia, do urzędów, do robót publicznych itp. A jeżeli Rząd zechce nam pomóc przy emigracji do Palestyny czy ewentualnie do innych krajów, gdzie moglibyśmy sobie polepszyć byt — to będziemy mu za to wdzięczni. Ale zasiąść do wspólnego stołu na podstawie haseł emigracyjnych wyłącznie dla Żydów, haseł, przekreślających nasze prawa konstytucyjne — tego chyba nikt od nas wymagać nie może. Popełnić samobójstwa nie chcemy.</u>
          <u xml:id="u-28.4" who="#JankielTrockenheim">Wysoki Senacie! Gdy po raz trzeci w bieżącej kadencji postanowiłem zabrać głos w dyskusji budżetowej i roztoczyć z tej wysokiej trybuny smutny obraz rzeczywistości żydowskiej w Polsce, opanowała mnie obawa przed powtarzaniem się. Kiedy jednak dla porównania zajrzałem do stenogramów moich poprzednich przemówień, okazało się, że obawa moja była nieuzasadniona. Obecne położenie ludności żydowskiej, w porównaniu z latami ubiegłymi, tak znacznie pogorszyło się, że przemówienie przedstawiciela tej ludności musi siłą rzeczy obfitowa w nowe momenty, w nowe żale.</u>
          <u xml:id="u-28.5" who="#JankielTrockenheim">Jeżeli każdy z posłów czy senatorów oprócz swej właściwej pracy parlamentarnej ma jeszcze tzw. „pracę w terenie”, to parlamentarzyści żydowscy mają swoją pracę w osobliwym terenie. Jest to teren krzywdy i niedoli ludzkiej, teren, gdzie panoszą się bezkarnie gwałty i bezprawia. Odwiedzające nas codziennie delegacje przynoszą hiobowe wieści, proszą o interwencję, błagają o ratunek, o pomoc, o obronę. W moim dzienniku prowadzę ewidencję wypadków, w sprawie których moi współwyznawcy zwracają się do mnie. Pozwolę sobie zacytować zapiski z mego notatnika z kilku tylko dni:</u>
          <u xml:id="u-28.6" who="#JankielTrockenheim">Delegacje z Wyszkowa, Grójca, Łukowa, Rawy Mazowieckiej w sprawie pikiet przy akompaniamencie wybijanych szyb i po części ekscesów przeciw ludności żydowskiej.</u>
          <u xml:id="u-28.7" who="#JankielTrockenheim">Alarmy telefoniczne z Częstochowy i Bielska o ekscesach, demolowaniu sklepów i rannych Żydach.</u>
          <u xml:id="u-28.8" who="#JankielTrockenheim">Ghetta na targowiskach w Kaliszu i Rawie Mazowieckiej. Przeniesienia targowisk za miasto w Zambrowie, Nowym Dworze, Święcianach i Drobinie.</u>
          <u xml:id="u-28.9" who="#JankielTrockenheim">Przesunięcie dnia jarmarcznego na sobotę we Włocławku i innych miastach.</u>
          <u xml:id="u-28.10" who="#JankielTrockenheim">Nakazywanie rozbioru domów żydowskich w Ciechanowie, Końskich i Miechowie lubelskim.</u>
          <u xml:id="u-28.11" who="#JankielTrockenheim">Pobicie pasażerów żydowskich w niektórych pociągach, zwłaszcza podmiejskich.</u>
          <u xml:id="u-28.12" who="#JankielTrockenheim">Masowe odebranie Żydom koncesji na handel tytoniem.</u>
          <u xml:id="u-28.13" who="#JankielTrockenheim">Jeżeli wspomnę jeszcze o stosunkach na wyższych uczelniach, o ghecie ławkowym, o ciągłym poniżaniu i szykanowaniu żydowskiej młodzieży akademickiej, o bezkarnym podżeganiu pewnego odłamu prasy, o atmosferze ustawicznego niepokoju — to stanie przed nami cały tragiczny obraz położenia ludności żydowskiej.</u>
          <u xml:id="u-28.14" who="#JankielTrockenheim">Wysoka Izbo! Pamiętamy przecież wszyscy, jak to się zaczęło. Endencja i jej przybudówki, nie wziąwszy udziału w wyborach do Izb ustawodawczych, nie posiadając wpływu na władzę i stojąc zdala od legalnej walki parlamentarnej, przeniosła swoją zaciekłą wojnę przeciw rządom pomajowym na ulicę. Za wypróbowany środek w tej walce uważa ona sianie nienawiści wśród różnych części ludności. Przez ustawiczną kampanię przeciw Żydom, przez podżegającą propagandę i wywoływanie ekscesów dążyła ona i dąży do anarchizowania kraju, zniweczenia podstaw praworządności, poniżenia prestiżu Rządu i uniemożliwienia mu wykonywania władzy i ciążących nań zadań. Postępowanie takie jest oczywiście nielojalne, szkodliwe i destruktywne wobec Państwa, ale zrozumiałe. Zrozumiałe jako manewr strategiczny, który, ich zdaniem, doprowadzi do upragnionych przez nich celów.</u>
          <u xml:id="u-28.15" who="#JankielTrockenheim">Nie możemy jednak w żaden sposób zrozumieć przejęcia przez Rząd części tych haseł. Bo wysuwanie przez czynniki rządowe hasła walki ekonomicznej przeciw własnym obywatelom, postawienie kwestii emigracji jako zagadnienia wyłącznie żydowskiego, wprowadzenie, względnie tolerowanie ghetta na wyższych uczelniach, czyż nie jest to wszystko oliwą, dolewaną do ognia, wznieconego przez obóz endecko-oene- rowski? Czyż nie może to być słusznie tłumaczone jako umizganie się do żywiołów anarchizujących życie kraju? I czy Rząd wreszcie nie zdaje sobie sprawy, że Żydzi stanowią dla nich teren, na którym zamierzają wygrać większą stawkę niż stragan?</u>
          <u xml:id="u-28.16" who="#JankielTrockenheim">Nie mam zamiaru apelować do tych, którzy upodobali sobie nienawiść i podjudzanie jako środek do osiągnięcia władzy. Muszę jednak przy rozważaniu budżetu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych zwrócić się do Wysokiej Izby i do obecnego tu Rządu z zapytaniem: Skoro równouprawnienie Żydów zagwarantowane jest przez Konstytucję; skoro przebywamy na polskiej ziemi z górą osiem wieków; skoro Żydzi przelewali krew w walkach o niepodległość Polski; skoro ponosimy wszelkie ciężary i wypełniamy sumiennie nasze obowiązki wobec Państwa — czy wolno czynnikom rządowym uprawiać politykę eksterminacyjną w stosunku do obywateli żydowskich, głosić hasła emigracji żydowskiej, poniżające nas do roli obywateli drugiej kategorii, i rzucać niebaczne słowa, które dodają otuchy szerzycielom gwałtów i przemocy?</u>
          <u xml:id="u-28.17" who="#JankielTrockenheim">Wysoka Izbo! Gdy poruszyłem kwestię pikiet w Komisji Budżetowej Senatu, p. Premier, odznaczający się nieprzeciętnym dowcipem, odmalował nam scenę rodzajową zatrzymania chłopa przed rogatką przez handlarza żydowskiego celem wcześniejszego zawarcia transakcji z nim. Wiem, że p. Premier, przejeżdżając często przez miasto Nowy Dwór, ma możność przyjrzenia się tamtejszemu jarmarkowi. Gdyby jednak p. Premier miał czas bliżej się zainteresować, przekonałby się, że przyczyną zawarcia transakcji jeszcze przed targowiskiem nie jest bynajmniej zatrzymanie chłopa przez Żyda, lecz fakt, że chłop, pragnąc zaoszczędzić sobie tych 20 lub 30 groszy postojowego, zatrzymuje się często poza obrębem właściwego targowiska. Otoczenie zaś chłopa przez kupców żydowskich nie wychodzi mu wcale na złe. Wiadomo bowiem, że większy popyt sprzyja sprzedawcy. Konkurujący między sobą handlarze podbijają ceny produktów wiejskich. Gdyby p. Premier przyjrzał się również obyczajom handlowym na targu trzody chlewnej, gdzie nie ma Żydów, przekonałby się, że tam chłop wychodzi o wiele gorzej. Istnieje tam bowiem, jak opowiadali mi, zwyczaj zwany „klaśnięciem”, polegający na tym, że handlarz, upatrzywszy sobie świnię, uzyskuje przez uderzenie jej jakoby monopol na nią. Żadnemu innemu handlarzowi nie wolno przystąpić do targu o tę sztukę i tym samym chłop jest zdany na cenę, dyktowaną mu przez tego pierwszego handlarza. Widzimy więc, że scena odmalowana przez p. Premiera nie świadczy bynajmniej źle o handlarzu żydowskim.</u>
          <u xml:id="u-28.18" who="#JankielTrockenheim">Podobnie należy położyć na karb dobrego humoru p. Premiera zdanie wypowiedziane w ferworze polemicznym, iż dotychczas jeszcze nie wie, czy pikiety są wzbronione przez prawo. Bo przede wszystkim mówi o tym art. 251, który brzmi: „Kto przemocą lub groźbą bezprawną zmusza inną osobę do działania, zaniechania lub zniszczenia, ulega karze” itd. A jakby dla rozwiania wszelkich wątpliwości, nasz Wicemarszałek prof. Makowski w swym komentarzu do tego artykułu powiada: „Art. 251 ma za przedmiot wolność, którą by można nazwać moralną, chodzi tu bowiem o swobodę człowieka decydowania w granicach przez normy prawne zastrzeżonych”. Nikt chyba nie zaprzeczy, że pikiety tę swobodę odbierają. Idą jeszcze dalej. Przybierają one przeważnie charakter brutalnego terroru i nie należy wcale być prawnikiem, aby dostrzec kolizję z kodeksem karnym. Istnieje przecież zresztą specjalna ustawa o nieuczciwej konkurencji, a konkurowanie z kupcem żydowskim pikietami, miast jakością i ceną towaru, w żaden sposób pod miano uczciwej konkurencji podciągnięte być nie może.</u>
          <u xml:id="u-28.19" who="#JankielTrockenheim">Muszę tu podchwycić niektóre zdania, wypowiedziane dziś na tej sali przez moich przedmówców, a mianowicie przez s. referenta Kleszczyńskiego i przez s. Zarzyckiego.</u>
          <u xml:id="u-28.20" who="#JankielTrockenheim">S. Kleszczyński stwierdził, że policja nie ma wyraźnych dyrektyw, jak w pewnym momencie ma postąpić. Mogę to na podstawie własnego doświadczenia i z całą rozciągłością potwierdzić. Wypada mi bardzo często zajeżdżać do małych miasteczek, gdzie sytuacja żydowska staje się ciężka z powodu pikiet i poniekąd ekscesów i konstatuję, że ten posterunek policyjny, znajdujący się na miejscu, nie ma wyraźnych dyrektyw. Gdyby takie wyraźne dyrektywy istniały, to by wszelkiego rodzaju poczynania pikietowe lub ekscesowe mogły być zażegnane od razu z miejsca.</u>
          <u xml:id="u-28.21" who="#JankielTrockenheim">Tak samo muszę z całą rozciągłością potwierdzić to, co s. Zarzycki powiedział. S. Zarzycki mówił tu nam, że starostowie politykują, że nastawienie starostów po większej części pokrywa się z ich nastawieniem politycznym. Otóż również w tej dziedzinie mogę stwierdzić na podstawie własnego doświadczenia, że rzeczywiście tak jest. Przyjeżdżam w interesie ludności żydowskiej do pewnego powiatu i napotykam na starostę, który jest nastawiony pobłażliwie do tych wszystkich zjawisk antyżydowskich i jakoś reakcja p. starosty idzie ciężko i argumenty i interwencje mało pomagają. A tuż obok jest inny starosta, który ma inne nastawienie polityczne, i tam absolutnie te rzeczy nie istnieją, a jeżeli coś się takiego pokaże, to od razu zostaje zażegnane.</u>
          <u xml:id="u-28.22" who="#JankielTrockenheim">Wysoka Izbo! Z ust niektórych panów senatorów, między innymi dopiero onegdaj od s. Bnińskiego usłyszeliśmy żale na zbyt rygorystyczną cenzurę. Rzecz dziwna, że równolegle z zaostrzoną na ogół cenzurą obserwujemy wyjątkową pobłażliwość tej cenzury na jednym odcinku, mianowicie wobec prasy podburzającej przeciw ludności żydowskiej. Nie przebierająca w środkach propaganda antysemicka, grająca na najniższych instynktach tłumów, nawołująca do bezprawia, do gwałtów, cieszy się doprawdy niezrozumiałą wyrozumiałością władz, na innych odcinkach — jak tu usłyszeliśmy — tej tolerancji nie wykazujących. Na głównych ulicach stolicy kolporterzy różnych „Falang”, „Szabesgojów” itp. „organów” wykrzykują bezkarnie swoje hasła podburzające, wpychając przechodniom w sposób natrętny swój towar. Pisma te wraz z innymi „ABC” i „Orędownikami” sieją ustawicznie niepokój i wprost pchają tłumy do czynnych wykroczeń przeciw Żydom. A ten siew nienawiści wydaje obfite plony w postaci ekscesów, napaści, terroru, a nawet ohydnych mordów.</u>
          <u xml:id="u-28.23" who="#JankielTrockenheim">A czyż onegdajsze zajścia na głównych ulicach stolicy, w sprawie których wnieśliśmy osobną interpelację, nie jest wynikiem tej coraz bardziej zuchwałej agitacji, wyzbytej wszelkich hamulców moralnych, jak i stanowiska powołanych do tego władz?</u>
          <u xml:id="u-28.24" who="#JankielTrockenheim">Wysoki Senacie! Powstały przeszło rok temu Obóz Zjednoczenia Narodowego w ciągu całego czasu swego istnienia grawitował wyraźnie ku endecji i jej odchyleniom, pragnąc je wszelkimi środkami pozyskać dla idei konsolidacji. Jakie są wyniki tych usiłowań? Endecja i jej adherenci stali się jeszcze bardziej nieprzejednani, jeszcze bardziej zuchwali, o czym świadczą między innymi zajścia w Poznaniu, Krakowie i Lwowie podczas święta państwowego 11 listopada i inne. Mimo to, nowy szef Obozu nie wyciągnął z tego stanu rzeczy konsekwencji i w swoim przemówieniu z dnia 21 lutego br. głosił w stosunku do Żydów hasła, będące w jaskrawej sprzeczności z Konstytucją, a nie odbiegające daleko od haseł endeckich. Czy Obóz, który postawił sobie za cel konsolidację, dobrobyt i potęgę Państwa, powinien był rzucić zarzewie antagonizmu narodowościowego i usankcjonować niejako walkę przeciw milionom obywateli?</u>
          <u xml:id="u-28.25" who="#JankielTrockenheim">Wysoka Izbo! W polityce i propagandzie antyżydowskiej za walny argument służą chłopi. Troska o dobro chłopa — oto rzekomo promotor tych poczynań. I tu uderza mnie rzecz zaiste dziwna. Serdecznymi opiekunami chłopa, bolejącymi nad jego niedolą i wskazującymi mu miejsce przy straganie, okazali się „rolnicy” z „Czasu” oraz mieszczańsko-szlacheccy endecy, najzagorzalsi przy tym przeciwnicy reformy rolnej. Ci właśnie objawiają naprawdę wzruszającą, aż podejrzaną troskliwość o chłopa, wskazując mu zbawienie: stragan.</u>
          <u xml:id="u-28.26" who="#JankielTrockenheim">Cóż jednak sam podmiot tej opieki? Co na to sami chłopi? W dniach 27 i 28 lutego br. odbył się w Krakowie kongres chłopski. Bardzo dużo uwagi poświęcono sprawom gospodarczym i, rzecz dziwna, ani słowa o straganie, ani słowa o emigracji Żydów. Ten chłop, o którego tak się troszczą jego protektorzy z „Czasu”, „Warszawskiego Dziennika Narodowego” itp. organów „ludowych”, wcale nie okazuje zachwytu dla celów, które mu one zakreślają, kierując wzrok ku celom sobie bliższym. Jest to jaskrawy dowód, jaki podkład rzeczowy posiada ta cała polityka eksterminacyjna.</u>
          <u xml:id="u-28.27" who="#JankielTrockenheim">Taki sam podkład realny posiadają hasła emigracyjne. Stojąc niezłomnie na stanowisku, że głoszenie haseł emigracyjnych specjalnie w stosunku do ludności żydowskiej jest w jaskrawej sprzeczności z naszymi prawami obywatelskimi, zagwarantowanymi przez Konstytucję, stwierdzam też nierealność tych haseł, gdyż prawie wszelkie wchodzące w rachubę kraje są dla imigracji zamknięte na siedem spustów.</u>
          <u xml:id="u-28.28" who="#JankielTrockenheim">Ale sprawa ta nie wygląda jeszcze tak niewinnie, jak niektórzy usiłują wmówić. Posiada ona jeszcze inne momenty, których nie można nie dostrzec. Wielka część Państwa nie jest jednolita pod względem narodowościowym. Istnieją mniejszości narodowe i istnieją zagadnienia mniejszości narodowych. Było by więc zbyt łatwym uproszczeniem tego zagadnienia, gdyby można je było rozwiązać prostym „wynoście się stąd”, polityką eksterminacyjną, emigracyjną w stosunku do tychże mniejszości, do jednej dziś, a do drugiej jutro.</u>
          <u xml:id="u-28.29" who="#JankielTrockenheim">Nie, to nie jest rozwiązanie ani godne, ani mądre, ani możliwe. Nie od dziś bowiem na polskiej ziemi przebywamy, ale już od ośmiu wieków. Przyczyniliśmy się mozolną pracą do rozbudowy kraju, do dźwignięcia dobrobytu Polski. A w potrzebie przelewaliśmy krew za wolność Polski. Niedawno dopiero obchodziliśmy siedemdziesięciopięciolecie powstania styczniowego, w którym i Żydzi polscy zapisali chlubne karty, karty przemilczane wprawdzie przez PAT i Radio, zajęte wówczas zbyt gorliwym reklamowaniem antysemickich wyczynów Gogi, ale których to kart nikt nie potrafi wyrwać z najbardziej heroicznych rozdziałów historii Polski.</u>
          <u xml:id="u-28.30" who="#JankielTrockenheim">Wysoka Izbo! Skoro, mimo dotychczasowej bezowocności naszych apelów, nie zrezygnowaliśmy z tej trybuny, to tylko dlatego, że jako naród przeniknięty niezłomną wiarą w Opatrzność i sprawiedliwość, jako naród, który sztandar tej wiary godnie dzierży przez tysiąclecia — jesteśmy głęboko przeświadczeni, że na krzywdzie budować nie można, że krzywda tylko krzywdę rodzi, że na ruinie jednych nie zakwitnie dobrobyt drugich, że dobrobyt i szczęście tylko na sprawiedliwości, ładzie i zgodzie ugruntowane być mogą.</u>
          <u xml:id="u-28.31" who="#JankielTrockenheim">Dlatego jest naszym obowiązkiem otwierać oczy, budzić sumienia.</u>
          <u xml:id="u-28.32" who="#JankielTrockenheim">Dlatego apelujemy do Wysokiego Rządu, aby wreszcie wkroczył na drogę, która jedynie prowadzi do dobrobytu i potęgi Państwa, na drogę zapewnienia wszystkim obywatelom zagwarantowanych im przez Konstytucję praw, na drogę pielęgnowania zgodnego współżycia i wspólnej twórczej pracy wszystkich obywateli dla dobra Rzeczypospolitej.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-29">
          <u xml:id="u-29.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Hasbach.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-30">
          <u xml:id="u-30.0" who="#ErwinHasbach">Wysoki Senacie! Jeżeli w poniedziałkowym swym przemówieniu podczas rozprawy ogólnej apelowałem do Rządu, by w sensie deklaracji z 5 listopada roku ubiegłego wpłynął na aparat rządowy i urzędników państwowych, aby dawne szykany zastąpiono sprawiedliwym traktowaniem naszych niemieckich współrodaków, to życzenia takie odnoszą się specjalnie do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, któremu podlegają województwa, starostwa, jednym słowem cały aparat administracyjny. Już w Komisji Budżetowej skarżono się z różnych stron na cenzurę prasową. A nasze niemieckie pisma „bielą” się od pustych miejsc, aczkolwiek my naprawdę nie drukujemy artykułów, które mogłyby zagrażać autorytetowi Państwa. Prasa jednak jest organem łączności dla ludzi jednego rodu lub jednakowych zapatrywań, służy ona orientowaniu szerokich mas przez ich przywódców w walce gospodarczej, jak i politycznej. Jest rzeczą niedopuszczalną, by Rząd, skoro mu pewne wynurzenia stają się niewygodnymi, korzystał ze swych środków przemocy w celu unieszkodliwienia jednej z walczących stron, jak to na przykład miało miejsce w walce o prawa Niemców w Kościele ewangelickoaugsburskim. W ostatnich czasach, szczególnie na Górnym Śląsku, prasa nasza jest zupełnie sparaliżowana.</u>
          <u xml:id="u-30.1" who="#ErwinHasbach">W licznych memoriałach poruszałem kilkakrotnie problem uzyskania przewłaszczenia przy kupnie posiadłości wiejskich i miejskich, ale dotychczas nie odczuwamy jeszcze żadnego odprężenia. Przeciwnie, dzięki ustawie o granicach Państwa, którą władze interpretują w sposób, jakiego na pewno sam ustawodawca nie przewidywał, trudności są jeszcze większe, rzec można, że kupno i sprzedaż nieruchomości stały się prawie że niemożliwymi.</u>
          <u xml:id="u-30.2" who="#ErwinHasbach">Tu chciałbym wyjaśnić interesujący wypadek, tym razem z Wołynia, z ostatnich czasów, którym zajmował się również s. Petrażycki w Komisji Budżetowej. „Kurier Poznański” skorzystał z okazji, by w numerze z dnia 16 lutego rb. zamieścić pod tytułem: „Niemcy kupują Wołyń” wzmiankę, że s. Petrażycki zwrócił uwagę na niepokojący fakt, jakoby jeden z banków łuckich kupował dla Niemców tereny nad Styrem, płacąc za nie całkowicie gotówką.</u>
          <u xml:id="u-30.3" who="#ErwinHasbach">A teraz jak się przedstawia rzeczywistość. Niemiecka spółdzielnia „Kredit Łuck” w myśl swego statutu nie ma prawa do nabywania ziemi. To, o czym myśli s. Petrażycki, to jest fakt kupna jednego jedynego morga ziemi w letnisku Juliana pod Łuckiem w r. 1927. Tu zbudowano dom mieszkalny dla kierownika wspomnianej spółdzielni. Dotychczas nie udzielono jeszcze ze strony Urzędu Ziemskiego przewłaszczenia na tę parcelę budowlaną. A w niezliczonych innych wypadkach ten sam urząd ziemski nie udziela również przewłaszczenia dzierżawcom, osiadłym tam od dziesiątków lat.</u>
          <u xml:id="u-30.4" who="#ErwinHasbach">A nawet, gdyby rzeczywiście jakiś Niemiec chciał gdzieś na Wołyniu nabyć ziemię, czy to już powód dostateczny dla „Kuriera Poznańskiego” do bicia w trwogę, czy to już uprawnia s. Petrażyckiego do tak wielkiego zaniepokojenia się w Komisji Budżetowej Senatu? Nie, bynajmniej. Żądamy nie tylko na Wołyniu, ale na całym terenie Rzeczypospolitej traktowania nas na równi z naszymi polskimi współobywatelami. Do niedawna spółdzielnie mogły spokojnie rozwijać swą działalność, pożyteczną zarówno dla Państwa, jak i dla obywateli, a teraz i tu wchodzi w grę moment polityczny. Pytamy: cui bono?</u>
          <u xml:id="u-30.5" who="#ErwinHasbach">Czy leży to w interesie członków spółdzielni, czy też Państwa, jeżeli ludzi na kierowniczych stanowiskach, pracujących od dziesiątków lat z wielkim pożytkiem, którzy oczywiście już są w starszym wieku, stara się usunąć ze swego stanowiska tylko dlatego jedynie, że są Niemcami, albo nie władają dostatecznie językiem polskim? Specjalnie dotyczy to mleczarń, lecz o tym będę mówił jutro przy budżecie rolnictwa.</u>
          <u xml:id="u-30.6" who="#ErwinHasbach">Mamy w Polsce doskonałą ustawę łowiecką, której sukcesy widzieliśmy na interesującej wystawie łowieckiej w Berlinie w postaci licznych nagród za polskie trofea myśliwskie. W ostatnich latach stan zwierzyny w Polsce podniósł się bardzo znacznie. Ustawa myśliwska wpłynęła wychowawczo zarówno na właścicieli terenów myśliwskich jak i na samych myśliwych. Lwia część tych osiągniętych sukcesów przypada niewątpliwie na personel dozorujący w lasach i na polowaniach, który niszcząc drapieżców chroni zwierzynę przed jej naturalnym wrogiem. Do tego myśliwy potrzebuje, jak wiadomo, broni. Drugim, a jeszcze bardziej niebezpiecznym wrogiem zwierzyny jest kłusownik, który po części dla zaspokojenia namiętności, przeważnie jednak dla samych zysków materialnych niszczy zwierzynę. Kłusownik nie zna granic, nie uznaje czasu ochronnego dla zwierzyny i nie cofa się też przed zniszczeniem życia ludzkiego. Leśnicy i dozorcy myśliwscy od dawien dawna prowadzą zaciętą walkę na śmierć i życie z kłusownikami i niejeden z nich poległ w tej walce. I znów leśniczy jak i myśliwy potrzebuje broni dla swej ochrony. Ja całkowicie popieram zdanie i dążenie Rządu do szczególnie ostrej selekcji moralnej i fachowej specjalnie w tym zawodzie, ale energicznie protestuję przeciwko utrudnianiu przy wydawaniu zezwoleń na broń i prawo polowania tylko dlatego, że są Niemcami, starym doświadczonym urzędnikom, którzy często całe życie wykonywali uczciwie i sumiennie swój ciężki zawód. Nie mówi się tego im prosto w oczy, ale drogą okrężną dowiadujemy się, że tylko to jest jedynym powodem. Tu proszę Pana Ministra Spraw Wewnętrznych o łaskawe zarządzenie, by starostowie nie uważali przynależności do narodowości niemieckiej za wystarczający powód do odmowy wystawienia leśniczym i myśliwym legitymacyj na broń. Znane mi są wypadki, gdzie — jak już powiedziałem — ojcowie rodzin i kilkorga dzieci, którzy od dziesiątków lat pracują w tym zawodzie ku ogólnemu zadowoleniu, naraz są pozbawieni pracy i egzystencji, gdyż bez zezwolenia na broń i polowanie nikt ich nie potrzebuje.</u>
          <u xml:id="u-30.7" who="#ErwinHasbach">Na Pomorzu na zasadzie ustawy o granicach Państwa odmawia się nawet zezwolenia na wydzierżawienie terenów do polowania i w tych wypadkach, gdy chodzi o zacnego sąsiada i wytrawnego myśliwego. Skoro to zarządzenie dotyczy podejrzanego osobnika, jest ono słuszne, ale nie powinno się stawiać trudności ludziom o nieposzlakowanej opinii tylko dlatego, że należą do mniejszości niemieckiej.</u>
          <u xml:id="u-30.8" who="#komentarz">(Głos: Nie stawia się.)</u>
          <u xml:id="u-30.9" who="#ErwinHasbach">W styczniu bieżącego roku p. ks. Lubelski skierował interpelację do p. Premiera i p. Ministra Poczt i Telegrafów, w której doniósł o konkretnym wypadku naruszenia tajemnicy listowej. P. Minister Poczt i Telegrafów był w podobnej sprawie zainterpelowany przez p. Sommersteina. P. Minister oświadczył: „Stwierdzam, że nie ma żadnego aparatu lub jakiegokolwiek tajnego gabinetu, który zajmowałby się sprawą naruszania tajemnicy listowej”. Temu pozytywnemu oświadczeniu p. Ministra musimy przecież wierzyć. Dziś zapytuję wobec tego p. Ministra Spraw Wewnętrznych, czy może w jego resorcie jest ktoś, kto tymi sprawami się zajmuje? Jako uzasadnienie mego zapytania przytoczę fakt, który podano mi dziś do wiadomości.</u>
          <u xml:id="u-30.10" who="#ErwinHasbach">Zjednoczenie Niemieckie w Bydgoszczy, ul. 20 Stycznia nr 2, otrzymuje w dniu 5 marca rb. list, o którym spisano następujący protokół: „O godzinie 8 min. 10 ja niżej podpisany Otto Brunk otwierałem w obecności p. Hugo Schna- se i pani Magdaleny Ludwig pocztę, którą wrzucono wczoraj popołudniu do skrzynki. Znalazłem przy tym list p. profesora Waltera Buhe z Lipska, ul. Wächterstrasse 11, datowany z dnia 28.II. rb., a skierowany do Niemieckiego Związku Szkolnego w Bydgoszczy, ul. Gdańska 33, w kopercie, która została nadana w Swarzędziu w Poznańskiem dnia 3 marca rb. o godzinie 20. Na odwrocie koperty znajdują się ślady, iż została ona po zaklejeniu ponownie otworzona. Prawdopodobnie koperta została mocno zwilżona, gdyż górna jej część jest bardzo pomarszczona. Niżej podpisana oświadczają pod przysięgą, że list pana Buhe znajdował się w kopercie ze Swarzędzia. Podpisy: Magda Ludwig, Otto Brunk i Hugo Schnase”.</u>
          <u xml:id="u-30.11" who="#ErwinHasbach">Dzień przedtem Niemiecki Związek Szkolny w Bydgoszczy otrzymał list, którego koperta była ostemplowana w Lipsku w dniu 2 marca br., a wewnątrz znajdował się — o dziwo — list ze Swarzędzia, pisany dopiero w dniu 3 marca. Ta koperta ma tak samo ślady ponownego otwierania.</u>
          <u xml:id="u-30.12" who="#ErwinHasbach">Napewno skutek tej groteski będzie taki, że zostanie zwolniony z pracy człowiek, który działał na rozkaz nieznanego nam czynnika. Żal mi tego urzędnika. Ale uważam za swój obowiązek stwierdzenie z tej trybuny, że mamy tu do czynienia z jasnym dowodem naruszenia artykułu 68 Konstytucji o tajemnicy listowej.</u>
          <u xml:id="u-30.13" who="#ErwinHasbach">Pod koniec chciałbym jeszcze powiedzieć słowo o trudnościach, czynionych przez władze administracyjne przy budowie gmachów szkolnych. Kilkakrotnie zdarzały się wypadki, że przy przebudowie gmachu szkolnego lub przy wzniesieniu nowego budynku szkolnego, gdy wszystkie żądania władz szkolnych zostały uwzględnione, władze budowlane, podlegające województwu, zawsze znalazły jeszcze nowe niezaspokojone pretensje i odwrotnie: gdy wszystkie wymagania władz budowlanych były spełnione, kuratorium szkolne zawsze znalazło jeszcze nowe powody do niezatwierdzenia budowy.</u>
          <u xml:id="u-30.14" who="#ErwinHasbach">Jeszcze kilka chwil poświęcę ogólnie nielubianemu tematowi paszportów i przepustek w małym ruchu pogranicznym. Wprawdzie stwierdzić musimy pewne ułatwienia, ale nie dotyczą one paszportów, wydawanych do Niemiec i tylko w rzadkich wypadkach wyjątkowych ułatwienia te są stosowane do paszportów obywateli polskich narodowości niemieckiej. Chyba zbytecznym jest jeszcze bardziej podkreślić, niż dotychczas, że my, Niemcy, to całkowite odcięcie nas od naszego narodu macierzystego odczuwamy szczególnie boleśnie. W podobny sposób traktują nasze władze administracyjne wystawianie przepustek w tak zwanym małym ruchu pogranicznym, o ile chodzi oczywiście o obywateli polskich narodowości niemieckiej. Przepisy, dotyczące wystawienia tych przepustek pogranicznych, stosowane są często zupełnie samowolnie. Były nawet wypadki, że odmowę przepustki uzasadniano przynależnością do narodowości niemieckiej, aczkolwiek petenci byli obywatelami bez zarzutu.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-31">
          <u xml:id="u-31.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Siedlecki.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-32">
          <u xml:id="u-32.0" who="#StanisławSiedlecki">Wysoka Izbo! Chcę zabrać głos w sprawie mojego okręgu wyborczego. W maju r. ub. mieliśmy w powiecie zaleszczyckim sensacyjną historię. Oto policja powiatowa rozpoczęła energiczne dochodzenie w fundacyjnym majątku ziemskim Szutromińce, posądzając dyrektora tej fundacji, inż. Lewandowskiego, członka wydziału powiatowego o szereg ciężkich nadużyć. Współoskarżonym okazał się również b. wizytator Ministerstwa Oświaty dr Władysław Rogowski, o którym dotychczas było wiadomo, że pracował przed kilku laty z wielką energią, żeby majątek fundacyjny Szutromińce miał możność skonwertowania swoich długów i zaprowadzenia gospodarki właściwej ciepłemu Podolu — to jest sadów owocowych i winnic. Zarzucano dr Rogowskiemu, jakoby namawiał dyr. Lewandowskiego do popełnienia niektórych nadużyć. U p. Rogowskiego zrobiono z racji tych oskarżeń rewizję w Warszawie w sposób bezwzględny, wyłamując zamki w biurkach i zabierając prywatną korespondencję w czasie jego nieobecności. W związku z tymi dochodzeniami zrobiono również rewizję u kapitana w rezerwie p. Józefa Wartanowicza, ziemianina, kawalera krzyża „Virtuti Militari”, prezesa okręgowego Towarzystwa Rolniczego, członka rady wojewódzkiej i członka wydziału powiatowego w powiecie zaleszczyckim. Powodem rewizji u p. Wartanowicza było chyba jedynie to, że był zięciem dyrektora Lewandowskiego.</u>
          <u xml:id="u-32.1" who="#StanisławSiedlecki">Po z górą miesiącu bardzo intensywnych badań policji sprawa przeszła w ręce sędziego śledczego, który odrazu znacznie zredukował ilość stawianych zarzutów.</u>
          <u xml:id="u-32.2" who="#StanisławSiedlecki">Miarą wagi i powagi tych zarzutów i swoistego ich formułowania są dwa z nich, które tu dla przykładu przytoczę. Jeden z nich twierdzi, że dyrektor majątku fundacyjnego usiłował truć służbę folwarku przez danie jej do jedzenia mięsa bydła, padłego na zaraźliwe choroby. Dosłownie brzmi on tak: „W tym samym czasie, miejscu i charakterze nieumyślnie sprowadził niebezpieczeństwo powszechne dla życia i zdrowia zatrudnionych na folwarku fundacji robotników rolnych rozszerzenia się zarazy ludzkiej przez to, że świadomie karmił ich bydłem padłym na zaraźliwe choroby zwierzęce”. Sformułowanie takie przypomina mi łudząco styl prokuratora Wyszyńskiego. Drugim zarzutem było, że dyrektor Lewandowski popełnił nadużycie, ponieważ posądzając fornala majątku o kradzież, żądał od komendanta miejscowego posterunku policji Rajpolda zrobienia u fornala rewizji. Ten punkt jest tak sformułowany: „W jesieni 1936 r. w Drohiczówce nakłaniał przodownika policji państwowej Rajpolda, by ten przekraczając swą władzę działał na szkodę interesu publicznego i prywatnego przez przeprowadzenie rewizji osobistej i domowej u fornala jedynie w celu dokuczenia temuż za odejście ze służby z folwarku Szutromińce”.</u>
          <u xml:id="u-32.3" who="#StanisławSiedlecki">Jakże to mamy rozumieć? Więc żądanie, samo żądanie (nie wykonane zresztą) przeprowadzenia rewizji u NN. fornala, posądzonego o okradanie majątku fundacyjnego, jest o tyle karygodne, że się je umieszcza w szeregu ciężkich zarzutów, takich, jak „świadome” karmienie robotników rolnych bydłem padłym na zaraźliwą chorobę zwierzęcą. Zaś robienie rewizji u b. prezesa Bloku na powiat, kawalera krzyża „Virtuti Militari”, p. Wartanowicza, człowieka niezależnego i naprawdę nic nie mającego wspólnego z majątkiem fundacyjnym — nie jest rzeczą karygodną?</u>
          <u xml:id="u-32.4" who="#StanisławSiedlecki">Przez z górą 7 miesięcy trwały dochodzenia, byliśmy wszyscy pod ich wrażeniem. Rozumieliśmy wszyscy, że dla władz policyjnych, a następnie i sądowych jest rzeczą bardziej atrakcyjną wykazanie, że powszechnie znany i szanowany obywatel jest przestępcą, niż uganianie się np. za nieuchwytnym bandytą miejscowym, Lubienieckim, o którym wprawdzie wiadomo, że zabił 2 policjantów i strażnika gminnego i gdzie się ukrywa, ale wiadomo również… że bandyta jest bandytą. Nie będzie ten, będzie inny.</u>
          <u xml:id="u-32.5" who="#StanisławSiedlecki">Ale oto w grudniu r. ub. sędzia śledczy umorzył dochodzenie przeciw inż. Lewandowskiemu. Znów konsternacja w opinii. Więc widocznie mieli rację miejscowy starosta i wojewoda tarnopolski oraz członkowie Departamentu Fundacyjnego we Lwowie, którzy podobno bardzo niechętnie patrzyli na owo dochodzenie.</u>
          <u xml:id="u-32.6" who="#StanisławSiedlecki">Niebardzo rozumiem, kto tu jest winien w tej całej sprawie, ale wiem, że na dłuższy czas w powiecie zaleszczyckim został poderwany wśród dobrej w zasadzie i pracowitej ludności miejscowej, tak polskiej jak i ukraińskiej, autorytet władz polskich i to wszelkich władz, bo nie tylko administracyjnych, ale i gospodarczych.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-33">
          <u xml:id="u-33.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Domaszewicz.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-34">
          <u xml:id="u-34.0" who="#AleksanderDomaszewicz">Wysoka Izbo! Zanim przejdę, zdaje się, jako ostatni już, do omówienia jeszcze raz tzw. normalizacji polsko-ukraińskiej, chciałbym pokrótce jeszcze nawiązać do mojego przemówienia w czasie debaty ogólnej. Znalazło ono bowiem oddźwięk u niektórych pp. senatorów, co utwierdza mnie w przekonaniu, że jednak pewne zagadnienia, pewne przejawy życia parlamentarnego, które zostały przeze mnie poruszone, nie powinny być przemilczane, a powinny być z tej trybuny poruszone.</u>
          <u xml:id="u-34.1" who="#AleksanderDomaszewicz">Przede wszystkim pragnąłbym odpowiedzieć s. Petrażyckiemu, który, zdaje się, nie rozumiejąc myśli przewodniej i intencji mojego przemówienia w debacie ogólnej, poczuł się dotkniętym w ambicji senatorskiej za moją krytykę rzekomo pracy w Senacie.</u>
          <u xml:id="u-34.2" who="#AleksanderDomaszewicz">Przede wszystkim muszę stwierdzić, że w moim ogólnym naświetlaniu krytycznym pracy parlamentarnej nie mówiłem ani razu o Senacie. Analizując działalność naszego parlamentu, opartego na nowej Konstytucji i wybranego na podstawie nowej ordynacji wyborczej, doszedłem do wniosku, że znajdują się w nim przedstawiciele różnych poglądów nie tylko społecznych, ale i politycznych, co jest rzeczą oczywistą, nie dającą się zaprzeczyć i że sposób krytyki, ujawniony przez niektórych członków parlamentu, przypomina w zupełności metody sejmów partyjnych. Nowa Konstytucja i nowa ordynacja wyborcza w założeniach swoich przekreśliły wybujały parlamentaryzm, tworząc silną władzę i Rząd niezależny bezpośrednio od nastrojów i woli parlamentu, co znalazło aprobatę większości społeczeństwa i ustabilizowało znakomicie nasze stosunki wewnętrzne po śmierci Wielkiego Marszałka.</u>
          <u xml:id="u-34.3" who="#AleksanderDomaszewicz">Moja krytyka była krytyką tylko politycznej atmosfery naszego parlamentu, a nie krytyką rzeczowych i technicznych metod pracy, związanych z obowiązkami Sejmu czy Senatu, do czego zresztą nie mam tytułu. Ale na tej trybunie obowiązuje szczerość i prawo do autokrytycyzmu. Jeśli mówiłem, że parlament nasz nie spełnia zadań, jakich się po nim spodziewaliśmy, to nie jestem pierwszy i ostatni, który taką opinię wypowiada. Czyż s. Bniński przedwczoraj nie ubolewał, że parlament nie spełnia swoich obowiązków jako łącznik pomiędzy Rządem a społeczeństwem, ale za wszystko obwinia Rząd, w którym trudno doszukać się jakichś zasad ogólnej polityki rządowej. A czyż ataki na poszczególnych ministrów w Sejmie nie mają charakteru wybitnie politycznego, a może nawet i demagogicznego, z myślą o zbliżających się wyborach. Czyż nie są przesadne ataki na tzw. interwencjonizm państwowy, kiedy dobrze wiadomo i powszechnie wiadomo, że sfery gospodarcze tak często tylko w obronie własnej u Państwa właśnie o ten interwencjonizm zabiegają? Jako najlepszy dowód mamy już dziś w prasie bardzo złośliwe uwagi w sprawie interwencjonizmu państwowego, przesadne, złośliwe uwagi, ośmieszające ten interwencjonizm, który jednak w naszych warunkach jest miarkowany rzeczywistymi potrzebami życia gospodarczego.</u>
          <u xml:id="u-34.4" who="#AleksanderDomaszewicz">Proszę Panów, czyż w takim razie mój pogląd, że Rząd obecny jest Rządem w danych warunkach — to są ściśle słowa, które wtedy powiedziałem — z możliwych najlepszym, jest składaniem ukłonów w stronę tego Rządu, jak to sobie wytłumaczył s. Petrażycki? Nie składam nikomu ukłonów, ale pragnę jeszcze raz podkreślić, że w danych warunkach, na które składają się różne przyczyny, o których wiele w debacie generalnej mówiono i o których wiele dało by się jeszcze powiedzieć — obecny Rząd uzgadnia i niweluje wiele sprzeczności wewnętrznych, które by się w innych warunkach mogły przejawić w formach groźnych i niebezpiecznych dla naszych stosunków wewnętrznych, a tym samym osłabić i naszą odporność zewnętrzną.</u>
          <u xml:id="u-34.5" who="#AleksanderDomaszewicz">W moim przemówieniu jasno i wyraźnie domagałem się stworzenia przez czynniki decydujące i świadome swoich obowiązków grupy społeczne takich warunków, które umożliwiłyby konsolidację poważnej większości społeczeństwa, bez różnicy klas i stanów, na zasadach nowej Konstytucji, ale pod hasłami sprawiedliwości społecznej i rozbudowy gmachu Państwa na zasadach, odpowiadających charakterowi i potrzebom Narodu Polskiego, a nie prywatnego, czy partyjnego interesu. Jeśli chodzi o normalizację i o dotychczasowe przemówienia w sprawie polsko-ukraińskiej, to, proszę Państwa, uderza w tych wszystkich przemówieniach pewien moment, od którego właśnie chcę rozpocząć. Otóż niejasne i do pewnego stopnia sztucznie skonstruowane wydają się być argumenty Ukraińskiej Parlamentarnej Reprezentacji, motywujące wstrzymanie się w bieżącej sesji od głosowania za budżetem i koniecznościami państwowymi.</u>
          <u xml:id="u-34.6" who="#AleksanderDomaszewicz">Normalizacja współżycia polsko - ukraińskiego, tak ważna nie tylko dla lokalnych stosunków, ale i w skali ogólnopaństwowej, weszła dzięki rozwadze i realnemu nastawieniu polityków ukraińskich na drogę rokującą powolne, ale coraz trwalsze układanie się tego współżycia, zakłócanego dotychczas przez skrajne, nieodpowiedzialne elementy ukraińskie, związane niejednokrotnie z zagranicznymi ośrodkami, planującymi dywersje na terenie Polski.</u>
          <u xml:id="u-34.7" who="#AleksanderDomaszewicz">Normalizacja doszła do skutku wyłącznie dzięki warunkom, w jakich znaleźli się Ukraińcy w Polsce, stwarzającym dla nich możliwości doskonałego rozwoju gospodarczego i kulturalnego. Administracja polska i społeczeństwo, mimo ciągłych pretensyj i skarg Ukraińców i mimo przykrych a bolesnych wspomnień z okresu powstawania Państwa Polskiego, ustosunkowały się do zagadnienia mniejszości ukraińskiej w sposób najbardziej ludzki i rzeczowy. Z chwilą więc, gdy w społeczeństwie ukraińskim stężały i doszły do głosu warstwy rozumiejące, że przyszłość Ukraińców, żyjących w Polsce, jest ściśle związana z przyszłością Państwa Polskiego, zdawało się, że zagadnienie ułożenia współżycia jest tylko kwestią czasu i zaufania do politycznej racji polskiej i do rządów polskich. Nagła zmiana stanowiska reprezentacji ukraińskiej jest, moim zdaniem, znamienną dla taktyki kierowników polityki ukraińskiej, ulegającej fluktuacjom, zależnie od nastrojów mas, często sztucznie dla potrzeb tej taktyki wytwarzanych i liczącej na efekty doraźne u czynników rządowych w Warszawie.</u>
          <u xml:id="u-34.8" who="#AleksanderDomaszewicz">Czy zaszły nadzwyczajne i nagłe trudności w tzw. normalizacji? Ani w pięknej mowie s. Łuckiego, ani w przemówieniach s. Decykiewicza czy też s. ks. Łobodycza nie można się doszukać takich zarzutów przeciw stronie polskiej, które by usprawiedliwiały nagłą zmianę taktyki w obozie ukraińskim. Zatem prawdziwe motywy zostały przemilczane i nie wypowiedziane, gdyż mogłyby się obrócić przeciw zarzucającym. Czyż bowiem zasługują na uwagę drobne narzekania na takie czy inne szykany administracji, które dotykają również i Polaków na tym terenie, lub sporadyczne wystąpienia studentów we Lwowie przeciw ukraińskim studentom i afiszom, na co zresztą doskonale odpowiedział s. Dzieduszycki. Sprawa stosunku do wojska została tak znakomicie ujęta i tak mocno postawiona przez s. Zarzyckiego, że nic do niej dodać nie można. W tym miejscu jednak z upoważnienia s Zarzyckiego muszę ostro i stanowczo zaprotestować przeciwko formie wystąpienia s. Horbaczewskiego, który bez żadnych podstaw i dowodów zarzucił s. Zarzyckiemu, że insynuuje ukraińskiej reprezentacji zamiary rozsadzania struktury państwowej w Małopolsce wschodniej. Tak jest. S. Zarzycki mówił o rozsadzających działaniach ukraińskich elementów wywrotowych, których chyba s. Horbaczewski nie miał zamiaru bronić z tej trybuny.</u>
          <u xml:id="u-34.9" who="#AleksanderDomaszewicz">Wysoka Izbo! Prawdziwe przyczyny zmiany stanowiska Ukraińców leżą w tym, że społeczeństwo ukraińskie ciągle jeszcze nie chce zrozumieć, że normalizacja to przede wszystkim uznanie polskiej państwowej racji stanu, że w związku z tym element polski ma również prawo do rozrostu i ekspansji gospodarczej, do kultywowania swej starej kultury i kresowych historycznych tradycyj, więżących te ziemie w sposób trwały i nierozerwalny z historyczną całością całej Polski. Z naszej strony nie było i nie ma alarmów z powodu rozwoju gospodarczego ukraińskiej ludności, przeciwnie, rozwój ten i zdolności w tym kierunku narodu ukraińskiego znajdują poparcie czynników rządowych i społeczeństwa polskiego, rozumiejącego dobrze, że dobrobyt obu narodów tej ziemi to najlepsze rozwiązanie tarć i nieporozumień.</u>
          <u xml:id="u-34.10" who="#AleksanderDomaszewicz">Ale nie jest dobrze, gdy postulaty ukraińskie wybiegają poza możliwości i kolidują z interesem polskim. Niesłusznie s. Łucki zaprzecza, że olbrzymia większość rozparcelowanej ziemi polskiej nasyciła małorolnych chłopów ruskich, którzy równie jak polscy odczuwają głód ziemi. A jeśli chodzi o stosunek procentowy Ukraińców, zajmujących stanowiska i posady w samorządzie i Państwie, jak ubezpieczalnie, sądy, szkoła, kolej, Skarb itd. — a mówię to na zasadzie informacyj, które zebrałem — zbliża się on już procentowo do stosunku ludności ukraińskiej do reszty ludności Państwa. Więc i z tego tytułu nie ma powodów do wielkich żalów.</u>
          <u xml:id="u-34.11" who="#AleksanderDomaszewicz">Stwierdzam zatem, że normalizacja, niezależnie od chwilowej taktyki polityków ukraińskich, musi być dalej prowadzona, a rozwój jej zależeć będzie przede wszystkim od stępienia wyskoków niezdrowego nacjonalizmu ukraińskiego, wzajemnego zaufania i, co najważniejsze, od utrwalenia zasady, że wzmocnienie poczucia wspólności państwowej i pracy dla całości Państwa leży w interesie obu narodowości, zamieszkujących ziemie południowo-wschodnie.</u>
          <u xml:id="u-34.12" who="#AleksanderDomaszewicz">Separatyzm, zupełna odrębność gospodarcza i kulturalna nie przyczyni się na pewno do normalizacji, a do dalszych przykrych i niepożądanych sytuacji.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-35">
          <u xml:id="u-35.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Lechnicki.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-36">
          <u xml:id="u-36.0" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Wysoka Izbo! Kiedy rok temu w czasie dyskusji szczegółowej nad budżetem Ministerstwa Przemysłu i Handlu jako referent budżetu odpowiadałem s. Schorrowi na jego ówczesne wystąpienie, zacytowałem to samo, co dzisiaj rano w swoim przemówieniu zacytował s. Fudakowski, znane słowa posła do parlamentu francuskiego Rotschilda, wypowiedziane do ówczesnego członka Komitetu Narodowego w Paryżu hr. Orłowskiego. Słowa te były mniej więcej — cytuję z pamięci — następujące: „Jeżeli przedstawicielem Polski będzie w dalszym ciągu ten znany antysemita, to Panowie znajdziecie nas na swojej drodze w sprawie Wilna, Górnego Śląska, Gdańska, Lwowa itd.”.</u>
          <u xml:id="u-36.1" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Wówczas p. Schorr zapowiedział, że mi odpowie na to moje twierdzenie. Przez rok cały czekałem na tę odpowiedź, nareszcie dzisiaj ta odpowiedź z ust s. Schorra padła. Dziś rano, kiedy przypomniał te słowa s. Fudakowski, s. Schorr z miejsca oświadczył, że to była bujda. Rzecz prosta — nie moją jest w tej chwili rolą dowodzić, że pamiętniki p. Korwin-Milewskiego na mnie osobiście robią wrażenie niezmiernie szczerych i prawdomównych, że od początku do końca czyta się te pamiętniki z niesłabnącym zainteresowaniem i że właśnie, co jest rzeczą niezmiernie ciekawą, człowiek ten reprezentujący najzupełniej inny światopogląd, aniżeli ja osobiście reprezentowałem przed wojną czy w chwili obecnej, wówczas, kiedy je skończył pisać, z rozbrajającą wprost szczerością daje wyraz temu, w co wierzył, kiedy jako członek parlamentu rosyjskiego zajmował takie czy inne stanowisko, czy też już w czasie odrodzonej Polski nie mógł zrozumieć tego, co się dookoła niego dzieje. Dlatego też gotów byłbym przyjąć dyskusję na temat stosunku do pamiętników ś. p. Korwin - Milewskiego. Ale oczywiście nie tu jest miejsce na rozpatrywanie tego zagadnienia. Chodzi mi o rzecz zupełnie inną. Wprawdzie dziś rano poruszył ją s. Fudakowski, dając odpowiedź, ale ponieważ śpieszył się — o ile go rozumiem — kończąc swoje przemówienie, odpowiedzi jego były zrozumiałe tylko dla tych wtajemniczonych, którzy dobrze znają ten moment, o którym wspominał s. Fudakowski. Dlatego postanowiłem zabrać głos dziś po południu, aby uwypuklić, że nie jest bujdą wiadomość o tym, co powiedział Rotschild do Orłowskiego, dlatego że w 2 lata później w Sejmie polskim mamy tę samą myśl wypowiedzianą przez usta posła żydowskiego. Był to koniec 1919 r. — grudzień. Jakiż to moment w polskiej rzeczywistości? Jesteśmy w kilka miesięcy po znanej wyprawie pod dowództwem Marszałka Piłsudskiego na Wilno. Jesteśmy na kilka miesięcy przed wyprawą na Kijów, przed wyborem drogi czy będziemy odpierać najazd bolszewicki tutaj na naszym terenie, czy spróbujemy szeroką ofenzywą rozstrzygnąć zagadnienie Ukrainy tam nad Dnieprem. Wiadomo, że wybraliśmy drugą drogę, wiadomo, czym się to skończyło. Jesteśmy w przededniu plebiscytu na Górnym Śląsku, jesteśmy przed plebiscytem na Mazurach, jesteśmy przed zagadnieniem — nieustalonym jeszcze wówczas — Gdańska.</u>
          <u xml:id="u-36.2" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Oto wówczas w grudniu 1919 r. odbywa się na terenie Sejmu Ustawodawczego dyskusja na temat takiej ustawy, takiej samej ustawy, jakich dziesiątki rozpatrujemy dziś, rozpatrywaliśmy roku zeszłego i będziemy rozpatrywać na rok przyszły; rozpatruje się nie ustawę, mówiącą o tych zagadnieniach bytu czy nie bytu Państwa Polskiego, takich czy innych jego granic, takich czy innych warunków jego egzystencji, ale ustawę powiedziałbym błahą, drugorzędną — nie dla tego, ażebym tę ustawę lekceważył, tylko w stosunku do tych wielkich zagadnień, o których wspomniałem, ustawę najzupełniej drugorzędną, ustawę o odpoczynku w przemyśle i handlu. Jesteśmy przy debacie szczegółowej, rozpatruje się sprawę tzw. odpoczynku niedzielnego. Jest głosowany wniosek o przymusowym odpoczynku niedzielnym. Sekretarz Sołtyk referuje tę sprawę. Marszałek zarządza głosowanie. Marszałek ogłasza „Proszę Posłów, którzy są za tą częścią poprawki, ażeby wstali. Stoi mniejszość, poprawka odrzucona”. Wtedy pos. Grünbaum woła: „W tej chwili Polska straciła Mińsk, Wilno i Galicję Wschodnią!” Proszę Panów, jeżeli zestawimy te słowa p. Grünbauma z tym, co powiedział poseł do parlamentu francuskiego Rotschild, to to nie jest bujda, to nie jest przypadek, to jest system, to jest metoda, to jest stanowisko, to znaczy, że w tej wielkiej międzynarodowej dyskusji, na której Panowie ustalali pewien program polityki waszego narodu, pewne rzeczy wówczas zapadły, pewne postanowienia zostały powzięte, a wyrazem jednych i drugich są te słowa wypowiedziane dwa lata przedtem w Paryżu i dwa lata później tutaj na naszym terenie, w Warszawie.</u>
          <u xml:id="u-36.3" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Proszę Panów, zdajemy sobie sprawę z niektórych rzeczy. Jeśli mówimy o sprawie żydowskiej, póki jesteśmy przy zagadnieniu ekonomicznym, póki padają tutaj, tak jak w zeszłym roku, nazwiska czy to Kronenberga, czy Blocha, czy kogokolwiek innego, to ja osobiście jestem skłonny przyznać, tak jak dzisiaj rano ktoś tutaj uczynił i jak przed chwilą p. s. Trockenheim powiedział, że Żydzi w Polsce odegrali dużą rolę w życiu gospodarczym, nieraz rolę twórczą, nieraz istotnie rolę ważką. Ale, proszę Panów, to jest co innego odegrać rolę gospodarczą w jakimś państwie, w życiu jakiegoś narodu, a co innego ze swego stanowiska ekonomicznego, z pewnej siły gospodarczej wyprowadzać wnioski polityczne przeciw tym rzeczom, które są zadaniami i postulatami danego narodu. I tu, proszę Panów, w tym miejscu drogi nasze zasadniczo się rozchodzą. Póki Panowie bronią pewnych interesów ekonomicznych, to zgoda, aczkolwiek znajdziecie Panowie coraz mniej u nas zrozumienia w tej sprawie, ale jeśli chodzi o momenty polityczne, jeśli chodzi o zasadnicze różnice w stosunku do Państwa Polskiego, do jego postulatów, to nasze drogi muszą zasadniczo się rozchodzić i tu porozumienia między nami być nie może, czy Panowie siedzicie na 5 piętrze, jak mówił dziś p. s. Fudakowski, a my na parterze, na ziemi. Na tym punkcie drogi nasze się nie zejdą. I dlatego niech się Panowie nie dziwią, że sprawę tak aktualną dziś wśród społeczeństwa polskiego i naszej publicystyki politycznej i gospodarczej, jaką jest zagadnienie emigracji Żydów z Polski, my z konieczności zaczniemy wekslować w innym kierunku i innych partnerów szukać w tej sprawie będziemy.</u>
          <u xml:id="u-36.4" who="#komentarz">(S. Schorr: A Konstytucja?)</u>
          <u xml:id="u-36.5" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Niestety, reprezentanci Panów czy w Sejmie, czy w Senacie, czy gros waszych przemówień w publicystyce zajmuje inne stanowisko. Nie chcecie zrozumieć pewnych konieczności. Dlatego też ja osobiście wypowiedziałem się na Komisji Budżetowej w sprawie wszczęcia rozmów z tymi przedstawicielami społeczeństwa żydowskiego, którzy stojąc na gruncie Konstytucji tak samo jak Pan, Panie senatorze Schorr, zdają sobie sprawę, że emigracja Żydów z Polski jest dziś rzeczą konieczną. I dziwna rzecz, że po tym moim przemówieniu dostałem szereg broszur od tych autorów, w tym temacie się ze mną zgadzających, czy to będzie broszura p. adwokata Ripla, czy dra Kaufmana, czy prof. Mauelberga, który zgłosił się do mnie niedawno telefonicznie. Jest to odpowiedzią, że jednakże jest w waszym społeczeństwie pewna ilość ludzi, zdających sobie sprawę, że antysemityzm nie jest wytworem takich czy innych nastrojów emocjonalnych, ale jest to wynik pewnych konieczności gospodarczych, pewnych konieczności populacyjnych i że zarówno my jako Państwo Polskie i wy jako naród żydowski przed tą koniecznością stoimy. Dlatego dla mnie jest rzeczą jasną, że jeżeli my wszczynamy dzisiaj dyskusję emigracyjną na temat zarówno częściowo narodu polskiego, jak narodu żydowskiego — będziemy szukać partnerów wśród tych, którzy stoją na tym samym stanowisku, jak my, nie schodząc ze stanowiska konstytucyjnego.</u>
          <u xml:id="u-36.6" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Również nie jest dla nas do przyjęcia ta sprawa, która parę dni temu była omawiana na łamach naszej prasy, mianowicie sprawa inicjatywy posła Landsbury do parlamentu angielskiego, który niedawno, będąc na naszym terenie, doszedł do wniosku, jak to czytam w sprawozdaniu: „W czasie dyskusji poinformował on zebranych o swoim projekcie uzyskania większej pożyczki międzynarodowej, przeznaczonej na finansowanie warsztatów pracy dla Żydów w Polsce. Pożyczka ta byłaby zaciągnięta pod egidą Ligi Narodów. Liga miałaby nie tylko współdziałać w mobilizacji kredytu, ale nawet byłaby powołana do bezpośredniego nim administrowania”.</u>
          <u xml:id="u-36.7" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Jest to stanowisko dla nas z punktu widzenia naszej gospodarki wewnętrznej narodowej, jak również z punktu widzenia naszej polityki populacyjnej, której prowadzenie jest dla nas koniecznością, nie do przyjęcia; również, wydaje mi się, że to stanowisko jest nie do przyjęcia dla tej części społeczeństwa żydowskiego, o której mówiłem przed chwilą. Można się zgodzić na pewną charytatywną pomoc dla ludności żydowskiej ze strony jej współwyznawców z innych terenów świata, ale stanowisko wyrażające się we wzmocnieniu pod względem gospodarczym żywiołu żydowskiego, który zdaje sobie doskonale sprawę o koniecznościach emigracyjnych, nie jest — jak powiadam — ani dla nas ani dla nich do przyjęcia. Dlatego też dla nas wniosek jest jeden; rozmawiać z tymi, którzy widzą konieczność emigrowania Żydów z naszego kraju.</u>
          <u xml:id="u-36.8" who="#FelicjanKajetanLechnicki">Skoro przemawiam, chciałbym słów parę powiedzieć jeszcze o sprawie ukraińskiej. Tak się składa, że dyskusja w sprawie ukraińskiej odbywa się zwykle między posłami i senatorami, reprezentującymi teren Małopolski wschodniej i na ogół biorąc, dyskusja zarówno z jednej jak i z drugiej strony — moim zdaniem — grzeszy pewną jednostronnością. Jedna strona i druga strona prawdopodobnie, jeśli nie zupełnie, to z ogromną dozą słuszności nawzajem wytacza przeciw sobie takie czy inne zarzuty niezrozumienia sytuacji, niezrozumienia drugiej strony, zarzuty, które — jak powiadam — w ogromnej większości prawdopodobnie uznać należy. Wydaje mi się jednak, że ta dyskusja jest jednostronna, zdaje mi się, że jest to rozmienianie tego wielkiego zagadnienia, jakie stoi przed nami — współżycia polsko - ukraińskiego — na drobną monetę dnia codziennego. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że można znaleźć tysiączne powody, dla których tu czy gdzie indziej policja czy ktokolwiek bądź inny potraktował źle przedstawiciela społeczeństwa ukraińskiego, jakiegoś mieszkańca tej czy innej wsi. Ale to są zjawiska normalne administracyjnego życia w Państwie. To są rzeczy, do których nie należy przywiązywać zbytniej wagi, bo takie same wypadki możemy cytować wszyscy zarówno z centralnych dzielnic Rzeczypospolitej jak i z kresów wschodnich. Dlatego też wydaje mi się, że aczkolwiek nie godzę się z p. s. Łuckim w tym wszystkim, co mówił dwa dni temu, to jednak podoba mi się w nim to, że utrzymał się na generalnej linii zagadnienia polsko-ukraińskiego. P. senator wyszedł z tej słusznej zasady dla swego narodu, że jego istotnym wrogiem jest Rosja i słusznie mówił, że Rosja każda, taka czy inna, tym czy innym systemem rządzona, jest wrogiem narodu ukraińskiego. I tutaj moim zdaniem należy wybrać jedyną drogę, którą pod względem historycznym niejednokrotnie już naród ukraiński wybierał, a mianowicie drogę podobną do tej, jaką kiedyś wybrano w umowie hadziackiej i następnie w niemającej urzeczywistnienia polityce hetmana Mazepy. My jesteśmy, wydaje mi się, w takim samym momencie wyboru zasadniczej drogi i nie rozmieniajmy wobec tego jej na drobną monetę dnia codziennego, stańmy przy tej generalnej linii i chciejmy okazać tu dobrą wzajemną wolę. Jak powiedziałem, mógłbym i ja przytoczyć z jednej i drugiej strony rzeczy, które w codziennym życiu uważam za ujemne, jednak jeżeli my tutaj z terenu parlamentarnego nie będziemy dolewali oliwy do ognia, gdyby Panowie zechcieli choć na pewien okres czasu zejść z tego stanowiska, które Panowie przed nami zawsze reprezentujecie — ambasadorów narodu ukraińskiego na terenie Rzeczypospolitej, na terenie naszego parlamentu, wydaje mi się, że byłby to już w tym względzie pewien krok naprzód, gdyby Panowie nie zawsze i nie wszędzie widzieli, że gdy kogoś sąd czy policja karze, to karze koniecznie Ukraińca, a nie przeciętnego człowieka, który gdzieś coś zawinił. Gdyby Panowie zechcieli na pewne drastyczne zapewne wystąpienia społeczeństwa polskiego, które dłuższy okres czasu było raczej w defensywie, jeżeli chodzi o ten teren, spojrzeć w ten sposób i uważać, że to nie jest wyraz całego narodu polskiego, Rządu Polskiego, bo tylko to, co mówił p. Premier w Sejmie, jest dla Rządu Polskiego obowiązujące w tej sprawie, i nie wyciągać wniosków, jeżeli jakiś wiec we Lwowie czy innym miejscu może nie bez dużej słuszności, ale jednostronnie oświetlił zagadnienie, gdyby Panowie na tym punkcie widzenia stanęli, to zdaje mi się, że byłaby możność porozumienia się na tej generalnej linii, która jest niezmienna i obowiązuje zarówno nas jak i was. Rozumiem i Panowie, zdaje się, winni zrozumieć, że jest morze uprzedzeń i morze między nami nieporozumień. Te nieporozumienia są uzasadnione z naszej strony, są uzasadnione i z waszej i gdybyśmy wspólnymi silami, obliczywszy na dłuższy okres czasu, zechcieli nasze wspólne zagadnienia załatwić w tej płaszczyźnie wielkiego historycznego momentu, który, ja wierzę, że przeżywamy, to, zdaje się, przyniosłoby to lepszy pożytek aniżeli ten codzienny targ o to, czy stronie polskiej czy stronie ukraińskiej stała się taka czy inna krzywda na terenie Małopolski wschodniej.</u>
          <u xml:id="u-36.9" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-37">
          <u xml:id="u-37.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Głowacki.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-38">
          <u xml:id="u-38.0" who="#ZygmuntGłowacki">Wysoki Senacie! W zakresie administracji zapomniano, niestety, że historia jest nauką życia. Powojenny aparat administracyjny doznał silnego odmłodzenia, ale to młodsze pokolenie nie pamiętało o tym, że sięgnąć trzeba po doświadczenia do skarbnicy historii, która nam daje świetne rozwiązanie niejednego zagadnienia, z którym się naprożno borykamy. Najsilniejszym postulatem w administracji jest to: nie czynić nowych wynalazków i nie odkrywać na nowo tego, co dawno jest znane i wiadome! My nawet nie korzystamy z doświadczeń lat powojennych, lecz popełniamy częstokroć te same błędy, które są znane i rozpoznane.</u>
          <u xml:id="u-38.1" who="#ZygmuntGłowacki">Jeden z publicystów sięgnął wstecz do historii sprzed stu i więcej lat. Odkrył tam walkę z licznymi niedomaganiami, które nas również i dzisiaj gnębią, odkrył okólniki, które by można żywcem ponowić.</u>
          <u xml:id="u-38.2" who="#ZygmuntGłowacki">Ale nas wiedzie na manowce inna idea: Działamy pod wrażeniem, że wielka wojna pchnęła rozwój narodów na inne tory. My więc szukamy tych nowych idei. Wymyślając bezpodstawnie coś nowego, mamy wrażenie, że jesteśmy wykładnikami tych nowych sił rozwojowych i że przetaczamy nasze jestestwo społeczne na nowe tory. Burząc to, co jest, ulegamy wrażeniu, że robimy twórczą pracę. Ale burzyć jest łatwiej, jak w to miejsce stworzyć coś lepszego.</u>
          <u xml:id="u-38.3" who="#ZygmuntGłowacki">Nie pragnę tego generalizować i odnosić do wszystkich dziedzin życia. Mówię tylko o tej szarej robocie administracji Państwa. Są rzeczy wielkie, rzeczy ustrojowe, w których musimy szukać nowych form życia, jeżeli chcemy skutecznie walczyć z wszelkimi czynnikami destrukcyjnymi. Ale w załatwianiu tych codziennych kawałków obowiązuje dzisiaj to samo doświadczenie i mają swoją rację wypróbowane metody, z których na naczelne miejsce pragnąłby postawić zasadę: Quieta non movere, czyli nie ruszać tego, co znośnie funkcjonuje.</u>
          <u xml:id="u-38.4" who="#ZygmuntGłowacki">Tej zasady się u nas nie uznaje. Raz się widzi zbawienie w absolutnej unifikacji aż się naraz odkrywa, że jednak w poszczególnych częściach kraju są takie odmienne warunki życia gospodarczego i społecznego, że nie można wszystkiego schematycznie unifikować. Rujnuje się częstokroć to, co na miejscu istnieje, a wprowadza gdzie indziej to, do czego proces historycznego miejscowego społeczeństwa jeszcze nie przygotował. Najlepsze przykłady mamy na polityce wobec samorządów. Uszczuplanie ich kompetencji i źródeł dochodu, poddawanie ich pod przesadną i zbędną kontrolę podwójną, kasowanie samorządów dobrze funkcjonujących, hamowanie rozwoju innych, to wszystko błędy, których nam nie wolno powtarzać, lecz których powinniśmy unikać.</u>
          <u xml:id="u-38.5" who="#ZygmuntGłowacki">Nie twierdzę, że te błędy należy kłaść na karb obecnego p. Premiera i obecnego p. Ministra Spraw Wewnętrznych, lecz pragnę zaostrzyć czujność obecnych czynników miarodajnych, aby wszelką inicjatywę, skądkolwiek ona wychodzi, pod tym kątem widzenia oceniali, bo błędy tego rodzaju powtarzają się bezustannie. Widzimy je np. w administracji drogowej, widzimy w polityce ubezpieczeń. Według poglądów społeczeństwa ziem zachodnich wydaje się niezrozumiałym poddawanie samorządów, instytucyj samorządowych, specjalnym kosztownym rewizjom Związku Rewizyjnego, skoro przecież władze nadzorcze same już w dostatecznej mierze mogą gospodarkę samorządu kontrolować. Pisanie memoriałów, sporządzanie protokółów rewizyjnych, których większa część w treści stanowi powtarzanie sprawozdań rocznych tychże instytucyj, mnoży tylko „kawałki”, z których żadne dla życia nie wypłyną skutki pożyteczne. Natomiast koszty tych przesadnych rewizyj podcinają budżety twórcze, budżety inwestycyjne i stanowią zbędny balast kosztów administracyjnych. Nie przesądzam, czy gdziekolwiek nie są tego rodzaju związki potrzebne. W dzielnicach mi znanych widzę tylko ujemne skutki.</u>
          <u xml:id="u-38.6" who="#ZygmuntGłowacki">Nieraz brak kilku tysięcy złotych na zremontowanie mostku na drodze, przez którą muszą przejeżdżać tysiące obywateli, a dziesiątki tysięcy złotych na zbędne protokóły rewizyjne muszą się w budżecie znaleźć.</u>
          <u xml:id="u-38.7" who="#ZygmuntGłowacki">Częstokroć władze nadzorcze nie rozróżniają ściśle między nadzorem a między zleceniem. Nadzór nie może rządzić, może tylko czuwać nad właściwym wykonaniem ustaw. Samorząd musi pozostać samowładcą decyzji administracyjnych w zakresie mu powierzonym, inaczej traci rację bytu.</u>
          <u xml:id="u-38.8" who="#ZygmuntGłowacki">Gdy się z jednej strony propaguje hasło unifikacji ustawowej całego Państwa, to resorty między sobą bynajmniej nie stosują zasady, by dla tej samej sprawy obowiązywało to samo prawo, bez względu na to, czy chodzi o jeden lub drugi resort.</u>
          <u xml:id="u-38.9" who="#ZygmuntGłowacki">Życiowym przykładem, jak ustaw robić nie należy, jest wprowadzenie ograniczeń prawnych w pasie granicznym, uzależnienie każdej drobnej transakcji od zezwolenia tak wysokiej władzy, jak wojewoda, przeskoczenie zupełnie pierwszej instancji administracyjnej, chociażby chodziło o sprawę zupełnie bagatelną, uzależnienie przeniesienia własności od decyzji władz administracyjnych także w tych okręgach, w których takie wymogi już istniały bez uchylenia dotychczasowych przepisów o zezwoleniach administracyjnych, podcięcie całego tętna życia i obrotu w nieruchomościach na 1/6 obszaru całego Państwa. To są rzeczy, które próby życia nie wytrzymają, ale które rozbudzą duże rozgoryczenie i wyrządzą duże krzywdy. Krzyk przeciwko tym zarządzeniom jest ogólny, bo nikt w nich sensu właściwego wykryć nie może.</u>
          <u xml:id="u-38.10" who="#ZygmuntGłowacki">Rozumiemy interes obrony Państwa, rozumiemy, że polityka obrotu nieruchomościami musi być poddana ścisłej obserwacji władz i od jej woli uzależniona. Rozumiem może lepiej niż inni rodacy nasi walkę o ziemię, bośmy ją prowadzili przez dziesiątki lat z rządem zaborczym. Rozumiem konieczność dopełnienia do ostatniej kropki wszelkich wymogów, które uzna nasza armia za potrzebne. Ale przecież tych celów nie osiąga się takimi metodami, jakie tu zastosowano. Tego celu nie osiąga się przez koncentrowanie decyzji o najdrobniejszym skrawku ziemi w ręku wojewody, przez zmuszanie ludzi, aby miesiącami całymi czekać musieli na decyzje, przez podcinanie wszelkich psychologicznych podstaw transakcji nieruchomościami, przez obniżenie wartości mienia nieruchomego i osłabienie gospodarcze obywateli. Utrudniamy takimi metodami nawet wykup nieruchomości przez Polaków i petryfikujemy w pasie granicznym stan wcale nie nadzwyczajnie korzystny. Piękna jest idea, aby w pasie granicznym stworzyć wał obrońców ojczyzny, przez który noga nieprzyjaciela nie przekroczy. Ale do tego celu nie wiedzie sparaliżowanie życia. Na tej jednej sprawie można by świetnie zobrazować, jakimi metodami administracja posługiwać się nie powinna.</u>
          <u xml:id="u-38.11" who="#ZygmuntGłowacki">Polska administracja jest oparta na braku zaufania do niższego urzędnika. Centralizacja decyzji i preponderancja komisyjnego załatwiania spraw najlepiej o tym świadczy. Dół administracji rządzi, ale nie rządzi podpisem własnym i pod własną odpowiedzialnością, lecz podpisem góry i przerzucaniem odpowiedzialności na tę górę. To jest wielkim niebezpieczeństwem. Wykonywać władzę przez doraźne decyzje winien urzędnik z dołu, który zna swój teren, który zna wymogi dnia bieżącego. Góra może kierować tylko zasadniczymi sprawami i może nadawać kierunek. Dobra administracja może być tylko oparta na wielkim i niezłomnym zaufaniu do urzędnika, które nietylko wymaga odpowiedniego wyszkolenia urzędnika, ale które samo w sobie jest najlepszą podstawą do stworzenia dobrego urzędnika.</u>
          <u xml:id="u-38.12" who="#ZygmuntGłowacki">Obarczyć człowieka odpowiedzialnością, to znaczy kształcić jego charakter. Część obdarzonych zaufaniem zawiedzie. Ale ci, co nie zawiodą, będą stanowili rdzeń administracji, za pomocą której Państwo będzie mogło w sposób doskonalszy rozwiązywać swoje zadania, niż dziś.</u>
          <u xml:id="u-38.13" who="#ZygmuntGłowacki">Wysoka Izbo! Stara pieśń o inflacji ustaw i przepisów nie przestaje być ani dnia jednego aktualna. Wszyscy, jak tu siedzimy, wypowiemy się zgodnie, że jest straszne zło, gnębiące kraj cały. Przytaknie nam i p. Minister Spraw Wewnętrznych, przytakną nam i inni Ministrowie, a jednak w końcu roku tom Dziennika Ustaw nie będzie cieńszy, jak roku poprzedniego. Czym to sobie tłumaczyć? Zapominamy o tym, że lepsze są złe normy, do których się kraj przystosował, niż normy, podlegające bezustannej zmianie, których nikt nie zna.</u>
          <u xml:id="u-38.14" who="#ZygmuntGłowacki">Administracja nasza zapomina o tym, że znajomość norm i przepisów jest wartością nie tylko intelektualną, lecz wartością gospodarczą obywatela, że zapoznanie obywatela z przepisami połączone jest dla Państwa z wielkim kosztem. Znajomość norm administracyjnych jest częścią składową wykształcenia człowieka. To wykształcenie bezustannie niszczymy. Każemy się obywatelowi na nowo uczyć, na nowo kształcić. Ale czy ten, co całe życie ma się uczyć, znajdzie czas na czynność twórczą? Przy takiej zmienności norm, jak u nas, nie może się wytworzyć literatura, ułatwiająca zorientowanie się w labiryncie ustaw. Nie może się wytworzyć judykatura, która stanowi dopiero właściwe związanie ustawy z życiem i umożliwia jej właściwe zastosowanie. Dopiero ta ustawa, której istotę sądy najwyższe w świetle bogatej kazuistyki życia wyjaśnią, ma pełną wartość ustawy. Ustawa, goła ustawa, która tylko istnieje w tekście, ogłoszonym w Dzienniku Ustaw, jest ustawą mało wartościową. Wiemy, że życie i judykatura może ustawy korygować. Wolę złą ustawę skorygowaną przez życie, niż złą ustawę, korygowaną przez ustawodawstwo, które przekreśla korekturę życia.</u>
          <u xml:id="u-38.15" who="#ZygmuntGłowacki">Obecnie widzimy nowe tendencje popełniania błędów ustawodawczych. Pragnie się tworzyć rejestrowe prawo zastawu na różnych ruchomościach jak samochodach, maszynach rzemieślniczych itd. Prawo zastawu jest prawem prywatnym, nad którym czuwać winien jedynie Minister Sprawiedliwości. Tymczasem w projektach przedłożonych plącze się w całą sprawę różne instancje administracyjne, obarczając je czynnościami z dziedziny prywatno-prawnej. Pochodzi to stąd, że nie mamy jednego czynnika, który by czuwał nad prawidłowym systemem ustawodawstwa, pochodzi stąd, że projekty przedkładane przez różne resorty różnolity mają wygląd. Autorstwo naszych ustaw spoczywa w różnych rękach: Komisji Kodyfikacyjnej, poszczególnych Ministerstw i ciał ustawodawczych. Każda ustawa ma piętno swego pochodzenia i jest wyrazem innych poglądów ustawodawczych. Taki stan nie prowadzi do jednolitego systemu.</u>
          <u xml:id="u-38.16" who="#ZygmuntGłowacki">Specjalnej uwagi wymaga sprawa bezpieczeństwa. Wiadomości, zamieszczone o niej w ostatnim roku w prasie, niestety, pokrywają się z istotnym stanem rzeczy. Przestępczość we wsiach rośnie, a bezpieczeństwo zanika. Kradzieże płodów rolnych i inwentarzy przybierają niepokojące rozmiary. Rolnicy zniewoleni są uciekać z płodami z pola, aby złodzieje ich nie zabrali. W okresie sprzętów, jak też w okresie zimowym całe wsie pilnują swego dobytku. Jest to praca nie tylko uciążliwa, ale przede wszystkim praca, podcinająca właściwy tok zajęć gospodarczych. Gdy człowiek w nocy czuwa, nie może za dnia pracować, pomijając niebezpieczeństwo, na jakie się naraża, nie posługując się z reguły bronią. Pomoc policji państwowej okazuje się niedostateczna.</u>
          <u xml:id="u-38.17" who="#ZygmuntGłowacki">Nie wnikam szczegółowo w powody. Możliwe, że jedną z głównych przyczyn stanowi przeciążenie policji sprawami pisemnymi i sprawami, nie mającymi nic do czynienia z czuwaniem nad bezpieczeństwem obywateli. Możliwe też, że wyposażenie techniczne policji jest za słabe. Skoro złodzieje posługują się rowerami i innymi środkami technicznymi, policja musi dysponować doskonalszym sprzętem, aby podołać swoim zadaniom w tej trudnej walce z przestępczością. Nieraz napotyka się u władz bezpieczeństwa dążenie do gonitwy za sprawami drobnymi ze szkodą dla spraw ważnych. Gdy obywatel lojalny na czas nie przedłuży pozwolenia na noszenie broni, to zjawia się policja i broń odbiera, pozbawiając właściciela jedynego sprzętu obronnego, sprzętu, który posiadają nielegalnie i którym się posługują nielegalnie takie typy morderców, jak ostatnio Maruszeczko i Nowak, mordując kapłana katolickiego w świątyni Bożej.</u>
          <u xml:id="u-38.18" who="#ZygmuntGłowacki">Czasy obecne wymagają, aby władza współdziałała z lojalnym obywatelem i dopomagała mu do pełnienia formalności. Tylko w ten sposób zdoła się opanować element przestępczy.</u>
          <u xml:id="u-38.19" who="#ZygmuntGłowacki">Sprawa jest tak ważna, że muszą się znaleźć skuteczne sposoby do walki z przestępczością. Może się okazać i potrzebne prowadzenie kontroli ruchu na drogach wiejskich i poddanie rewizji przede wszystkim rowerzystów. Rower, jako doskonały środek komunikacji dla pracownika fizycznego, stał się z drugiej strony niebezpiecznym środkiem transportowym dla wszystkich miłośników obcej własności. Nawet zadrzewienie dróg narażone jest na wielkie niebezpieczeństwo. Nierzadkie są wypadki, gdzie właściciel drzewa wycina po to, by nie pozostawić ich dla zbrodniczej ręki. Ochrona mienia jest fundamentalnym zadaniem Państwa i jeżeli czasy nadeszły, gdzie ona jest tak niezmiernie zagrożona, to winno Państwo wykazać też szczególny wysiłek w tępieniu zbrodni na mieniu.</u>
          <u xml:id="u-38.20" who="#ZygmuntGłowacki">Nasz p. Premier okazał wielkie zrozumienie dla usprawnienia władz bezpieczeństwa i znajdzie bez wątpienia też środki na rozwiązanie klęski poprzednio poruszonej, tym łatwiej, że — jak to podkreślił p. senator referent — w budżecie przewiduje się podwyższenie wydatków na władze bezpieczeństwa.</u>
          <u xml:id="u-38.21" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-39">
          <u xml:id="u-39.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Malski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-40">
          <u xml:id="u-40.0" who="#SMalski">Wysoki Senacie! Zapewne ten dziwaczny splot zjawisk życia naszego, w jakim się dzisiaj znajdujemy w Polsce, szczególną uwagę przywiązuje naszą i całego społeczeństwa do tej dziedziny prac Rządu, która ma najwięcej, że tak powiem, styku z problemami społecznymi i politycznymi życia naszego wewnętrznego. Tym działem jest bezsprzecznie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Tak się złożyło, że Minister Spraw Wewnętrznych jest równocześnie szefem Rządu. Tym więcej, tym bardziej maksymalne żądania stawiamy w zakresie realizacyjnym. Ale obowiązuje nas przede wszystkim pewna ścisłość. Ścisłość w obserwacji, ścisłość w przedstawianiu faktów. Nie chciałbym powiedzieć, że kol. Kleszczyński pała jakąś specjalną animozją w stosunku do Premiera czy do Rządu, bo zbyt dobrze się znamy i wiem doskonale, że jak sam siebie charakteryzuje, był zawsze harcownikiem, który chadzał swoją drogą. Twierdzę, że jest to tylko przejawem tego, co nazywamy ogólnie psychozą całego naszego społeczeństwa, czemu się tak chętnie poddajemy, a która polega na szukaniu tylko złych stron życia naszego. Ścisłość, żołnierska ścisłość nakazuje pamiętać o wszystkich zjawiskach i logicznie je wiązać. Wszak nie kto inny, jak p. Premier Składkowski, obejmując szefostwo Rządu, oświadczył wyraźnie, że idzie na patrol, uważał więc rolę swą z punktu widzenia żołnierskiego za ściśle określoną. Ma zbadać pozycje wroga, ma umożliwić siłom naszym głównym, wewnętrznym rozwinięcie się. Nie jest jego winą napewno i zresztą już niektórzy z Panów to przyznali, że jest to wina całego naszego społeczeństwa, całego narodu, że kierownik patrolu, zamiast siły głównej, która miała maszerować na przód, zluzować patrol, rozwinąć się w normalną linię pracy i działania, widzi około siebie lazarety z chorymi, ułomnymi, biednymi, podciągające kuchnie i to puste, które musi napełnić, by głodnych nakarmić. Widzi zaciśnięte ręce, słyszy pomruki robotników, idących z niezadowoleniem, że są wyzyskiwani, widzi niezadowolenie właścicieli, że ktoś się opiekuje robotnikami — nie dziwmy się więc, że jako szef Rządu postawił sobie nakaz, że musi z tym wszystkim zrobić porządek i musi ład zaprowadzić, i to nam stale szef Rządu podkreśla.</u>
          <u xml:id="u-40.1" who="#SMalski">Nie dziwię się, że warunki naszego życia, tak wewnętrznego jak i zewnętrznego, zmuszają nas do coraz bardziej nerwowego, szybkiego reagowania na wszystko i domagania się poprawy. Jest w naszej psychologii słowiańskiej coś, co, powiedziałbym, jest dużym aktywem, to jest ta bezpośredniość uczucia każdego indywidualnego człowieka w stosunku do władzy. Coś jak do Boga — zaraz potem idzie władza: carowie, królowie, wojewodowie, starosta — najbliższy pan i władca. Do tej pory zachowało się to. zwłaszcza jeśli chodzi o element wiejski. Jest to pewien aktyw, który musi być brany pod rozwagę. Musimy stwierdzić, że przez szereg lat jeszcze, i to długi szereg lat, działalność naszej administracji w zakresie prac politycznych i państwowych musi być i będzie działalnością wychowawczą. Na tle tej pracy, na tle tego działania, uczymy się jako obywatele administrowania i gospodarowania swym własnym państwem. Zależnie od działania władzy pogłębia się lub obniża to bezpośrednie uczucie, jakie do niej żywimy; uważamy, że musi być idealnie sprawiedliwa, idealnie dobra, a równocześnie musi być żelaźnie konsekwentna i silna.</u>
          <u xml:id="u-40.2" who="#SMalski">Wysoka Izbo! Jak zaznaczyłem, w tym splocie, w dziwacznym dość splocie naszego życia wewnętrznego, chcąc sprawiedliwie i obiektywnie ocenić wszystko i wysnuć wnioski, uważam, że obowiązkiem naszym jest znalezienie należytego dystansu, który by nam pozwolił ocenić zarówno wymiary zjawiska, pozorność czy prawdziwość, głębokość tego ruchu, jaki obserwujemy, proporcję zjawisk — wówczas nasze rozumowanie będzie bardziej ścisłe i będziemy bardziej zdolni do decyzji.</u>
          <u xml:id="u-40.3" who="#SMalski">Jak zaznaczyłem na wstępie, psychoza się szerzy w społeczeństwie, świadoma czy nieświadoma, ale wyraźna psychoza, której nawet zdawało by się najbardziej wytrwali ludzie, najbardziej hartowni ulegają. Ona działa stale. Ale zarówno czynniki kierownicze w Państwie, jak i my, którzy jesteśmy powołani do wydawania osądów zamkniętych w ramy ustaw, wniosków budżetowych, mamy obowiązek również wznieść się na pewnego rodzaju dystans, który by nam pozwolił wykazać maksimum obiektywności i zdolności do precyzowania stanowiska i precyzowania naszych decyzyj.</u>
          <u xml:id="u-40.4" who="#SMalski">Bezsprzecznie działalność wychowawcza naszej administracji nie wszędzie i nie zawsze przejawia się w dostatecznej mierze. Jest wprawdzie olbrzymi postęp pod tym względem, jednak jeszcze w dalszym ciągu musimy twierdzić, że nie jest dostateczny ani ten autorytet władzy, ta jego siła, żelazna konsekwencja, ani równocześnie sprawiedliwość i dobroć, ażeby mogły znaleźć uznanie u szerokich warstw naszego społeczeństwa.</u>
          <u xml:id="u-40.5" who="#SMalski">Takim terenem, na którym najtrudniej a zarazem najbardziej przejawiać się powinna działalność wychowawcza władzy administracyjnej, jest zapewne teren pracy samorządu terytorialnego. Jeżeli życie naogół ma tę właściwość, że wszyscy raczej idziemy do pewnej łatwizny — i jest zrozumiałe i przyrodniczo uzasadnione szanowanie zapasu swojej energii — i po tej łatwiźnie tak często swoje życie układamy, to jeżeli chodzi o czynnik administracyjny, stara się on, korzystając ze swoich uprawnień — możliwie bez konfliktów, bez jakiejkolwiek troski o ugruntowanie, uświadomienie, o należyte zorganizowanie i pogłębianie — załatwić za pomocą decyzji krótkich i węzłowatych szereg zjawisk, które głęboko sięgają w życie społeczne bądź gospodarcze.</u>
          <u xml:id="u-40.6" who="#SMalski">Tutaj trzeba przyznać równocześnie, że i my jako czynnik społeczny nie stoimy na tej wysokości zadania, aby te siły, które znalazły się w samorządzie terytorialnym, mogły działać jako siły sobie równe. Bo jeżeli Państwo rozważa poziom intelektualny naszych rad gminnych czy powiatowych, jeśli nie poziom intelektualny, ale chociażby poziom charakterów, zdolności do odwagi cywilnej, morale wewnętrznego, to tu doprawdy stoimy nieraz w tak ciężkiej kolizji wewnętrznej, że wydawanie osądu na temat osiągnięć w zakresie rzetelnej współpracy czy wspólnej decyzji harmonijnej, — nieraz rzeczywiście nastręcza olbrzymie trudności, które uniemożliwiają zarówno to działanie równych sił, jak osiągnięcie harmonijnej i pełnej równowagi.</u>
          <u xml:id="u-40.7" who="#SMalski">Poprawia się ta sprawa nawet tam, gdzie do tej pory były przejawy zupełnej ignorancji w zagadnieniach samorządowych, zupełny brak odwagi cywilnej, traktowanie swego uczestnictwa w radach gminnych i powiatowych tylko z punktu widzenia otrzymywanych diet, z punktu widzenia tej łatwizny życiowej, nie narażania się władzy administracyjnej, zgodnego uchwalania wtedy, gdy tylko postawiony był jakiś wniosek. Już i ten stan poprawia się, bo na ogół, jeśli idzie o ten aktyw społeczny, o którym mówiłem w debacie ogólnej, to przejawia się coraz twardsze, coraz bardziej świadome stanowisko i pogłębienie się naszej pewnej czujności publicznej, czujności naszej opinii publicznej. I dziś na ogół nie spotykamy tak nagminnych faktów nadużyć władzy czy też nadużyć materialnych, jakie bywały jeszcze w ostatnich latach na terenie naszego samorządu. Tu trzeba przyznać z całym obiektywizmem, że jest duży postęp. Jako członek rady gminnej czy wydziału powiatowego, czy wydziału wojewódzkiego, mógłbym podać szereg bardzo praktycznych moich uwag na temat działalności i funkcjonowania poszczególnych osób naszej administracji politycznej, czy zespołów samorządowych, ale nie będę tego robił, bo nie chciałbym, ażebyśmy sobie drobnymi przejawami życia zasłaniali generalną sprawę, o którą tutaj nam chodzi.</u>
          <u xml:id="u-40.8" who="#SMalski">Twierdzę, że stoimy wszyscy przed znalezieniem należytej drogi rozwojowej dla naszego narodu i naszego Państwa; stoimy przed ko- równo jako czynnik obywatelski, jako organizacji działań, a nawet i nomenklatury dla danych zjawisk, co do których używamy różnych słów i określeń i często wskutek tego porozumieć się nie możemy. Stoimy przed tym wszystkim zarówno jako czynnik obywatelski jako organizacje społeczne czy gospodarcze, czy jako samorząd terytorialny. Wszyscy przed tym stoimy, wszak generalnej precyzji dokonać musimy, jeżeli chodzi o uprawnienia istotne nowego samorządu według obecnie obowiązującej Konstytucji, o rolę tego samorządu, rolę czynnika obywatelskiego w tym samorządzie. Każdy z nas przyznać musi, że to nie może być samorząd z czasów rosyjskich, czy austriackich, czy niemieckich, że to musi być samorząd polski, który stanowi istotną składową część wielkiego aparatu państwowego z tym, że tutaj działaniu opinii publicznej czy też powołanych po temu rad czy wydziałów jest pozostawiony pewien dział pracy państwowej do uznania, do decyzji, do swobodnej wymiany zdań, do należytej opinii bezpośrednio związanego z tym czynnika społecznego.</u>
          <u xml:id="u-40.9" who="#SMalski">Jeszcześmy tego nie dokonali, dotychczas szukamy tej drogi dopiero. Wiemy o tym wszyscy, że samorządu wojewódzkiego jeszcze nie mamy. Ten samorząd wojewódzki, ta namiastka, która jest na naszych terenach, za wyjątkiem województw zachodnich, to jest coś, co tworzy dla siebie nowe obserwacje, nowe drogi, jak ma wyglądać ten samorząd wojewódzki. To wszystko razem musi nam dać pewne obiektywne spojrzenie na to, czego byśmy chcieli na przyszłość, bo jako ludzie realni, ludzie, którzy stawiają sobie wyraźnie sprawę w ten sposób, że nie tylko hasło wywiesić należy, ale również realizację tego zagadnienia przeprowadzić — jesteśmy obowiązani do pewnego umiarkowania.</u>
          <u xml:id="u-40.10" who="#SMalski">Wysoki Senacie! Splot naszych zjawisk polega nie tylko na tym, że dziś nie umieliśmy jeszcze znaleźć tej drogi wspólnej czy tych dróg równoległych narodu polskiego, ukraińskiego, mniejszości narodowych, ale do tej pory nie znaleźliśmy należytej swojej własnej drogi. Pomimo posiadanych aktywów, pomimo posiadanych głębokich wartości w naszym życiu narodowym, nie umieliśmy znaleźć i szukamy dopiero tej wspólnej drogi.</u>
          <u xml:id="u-40.11" who="#SMalski">Tu z całym naciskiem podkreślić muszę, że działalność władz państwowych, działalność władz administracyjnych ma olbrzymie możliwości do stworzenia pewnej konstrukcji, konstrukcji psychicznej obywatela w stosunku do Państwa i do zagadnień państwowych, która niekoniecznie musi się pokrywać z jednolitą czy jedną tylko konstrukcją polityczną. W imię tych zasad wychowawczych, o których już wspomniałem, w imię tych wielkich celów, jakie stoją przed nami, zdaje mi się, że administracja polska powinna na ogół unikać momentów, w których się staje czynnikiem doraźnej koniunktury politycznej bądź twórcą tej koniunktury. Administracja polska musi znaleźć swą nadrzędność we wszystkich zagadnieniach, dotyczących naszego życia wewnętrznego. O tę nadrzędność dziś trudno, bo znów łatwizna nas ciągnie. Wszak łatwiej rządzić, gdy się ma podzielone społeczeństwo, podzielone zdania, niemoc dojścia do konstrukcji pewnej myśli twórczej. Stoimy wszyscy razem z naszą władzą administracji politycznej przed tym momentem, kiedy musimy stanąć do konstruktywnej roboty. W zakresie własnym społeczeństwo ma różne drogi, bądź wyżycie się polityczne, bądź społeczne, bądź gospodarcze, w którym określa tę konstrukcję, która nie może przebiegać jednak w oderwaniu od ogólnej linii rozwojowej, od życia naszego państwowego i narodowego, a walną pomoc może przynieść działalność naszych władz przez tworzenie konstrukcji psychicznej, opierając się na tym pewnym walorze naszej psychologii słowiańskiej, o którym wspomniałem, tej zdolności do bezpośredniego uczuciowego stosunku naszego do władz. Jest to rzecz wielkiej wagi, z którą bardzo łatwo wyjść tam, gdzie działa należyty charakter, gdzie działa należyta wola. Tu wspomnieć muszę, że w działaniu naszym, zwłaszcza jeżeli chodzi o czynniki nasze państwowe, tak często brak nam tej wielkiej odwagi zerwania z dniem wczorajszym, wejścia w dzień jutrzejszy i tutaj choćbyśmy nie wiem ile przedstawiali zła, które jest u nas, choćbyśmy nie wiem jak odmalowywali naszą rzeczywistość w barwach jaśniejszych czy ciemniejszych, nie ulega wątpliwości, że obowiązywać nas musi ten dystans, który by nam pozwolił na ocenę obiektywną w zakresie możliwości realizacyjnych.</u>
          <u xml:id="u-40.12" who="#SMalski">Wszyscy zdajemy sobie sprawę z wielkiej roli naszego samorządu terytorialnego w zakresie inwestycyj gospodarczych. Wszak ułamkiem na razie jesteśmy w zakresie ogólnych inwestycyj, jeśli chodzi o inwestycje samorządu terytorialnego, a równocześnie zdajemy sobie z tego sprawę, jak słabo jesteśmy „uzbrojeni”, że różne urządzenia, jak wodociągi, kanalizacja, lokomocja, łączność, bruki, drogi bite, to wszystko jest zagadnieniem pozostawionym samorządowi terytorialnemu. I doceniamy w całej pełni wszelkie intencje p. Premiera i Ministra Spraw Wewnętrznych, który jeżdżąc po tetenie wydaje dyspozycje w zakresie planowania budżetowego, w zakresie wydobycia maksimum zdolności w naszej gospodarce samorządowej na rzecz właśnie tych twórczych inwestycyj. Ma on przed sobą i ręce bezrobotnych i ma przed sobą ten wielki nakaz podciągnięcia naszego życia społecznego i gospodarczego wzwyż. Mamy jedną tylko prośbę, ażeby nakazy, dotyczące planowania gospodarki budżetowej, przychodziły na tyle na czas, żeby się zbiegały z terminem planowania i układania preliminarzy budżetowych w zainteresowanych samorządach, bo w tym roku otrzymaliśmy w końcu stycznia dyspozycje w zakresie gospodarki budżetowej w gminach i wydziałach powiatowych wówczas, gdy budżety gmin i wydziałów powiatowych były już ułożone. Psuje to, rzecz jasna, naturalny tok pracy budżetowej. Psuje to normalny tok pracy planowej i rozwiązywania tej roboty według intencyj zrzeszonych w tym samorządzie obywateli, a równocześnie stawia zawsze tę gospodarkę wobec nieprzewidzianych momentów, które ją bądź to sprowadzają na zupełnie inną linię rozwojową, bądź też uniemożliwiają wykonanie najistotniejszych inwestycyj dla zrzeszonych w tym samorządzie obywateli. Sprawa ta jest do uregulowania i sądzę, że wówczas li tylko sprawność aparatu administracji naszej politycznej w zakresie nadzoru nad samorządem terytorialnym może wypełnić całkowicie te luki, które do tej pory przejawiają się, jak zaznaczyłem, w tym rozbiegu dyspozycji władz nadzorczych i możliwości wykonania w terenie.</u>
          <u xml:id="u-40.13" who="#SMalski">Pozostaje wielki dział, który równocześnie muszę poruszyć, dział kontroli. W normalnych warunkach największymi hamulcami w życiu człowieka zapewne są jego cnoty osobiste, jego charakter, jego morale wewnętrzne, jego uczciwość, etyka. Niestety, widzimy jak to często się teraz rozluźnia, w wielu wypadkach te hamulce przestają działać. Władza ma to do siebie, że często rozluźnia te hamulce u tych ludzi, którzy przed tym nim doszli do władzy, je posiadali. W dziedzinie samorządu terytorialnego zagadnienie kontroli, sprecyzowania odpowiedzialności za tę kontrolę nie jest postawione wyraźnie. Bo mamy kontrolę wewnętrzną samorządu, mamy kontrolę władz nadzorczych administracji ogólnej, mamy kontrolę związku rewizyjnego samorządu terytorialnego i tzw. kontrolę nadzwyczajną z ramienia Rządu, wysyłaną z Warszawy bezpośrednio w teren. I ostatecznie, jakże często przy tych wszystkich kontrolach niewiadomo kto odpowiada za ocenę kontroli i kto odpowiada za wykonania zleceń kontroli. Rzecz ta wymaga sprecyzowania w możliwie szybkim czasie, bo samorządy rozwijają swą pracę, podejmują szereg zagadnień, których do tej pory jeszcze nie mają, a które muszą wykonać. Równocześnie stwierdzamy wielki brak przygotowania intelektu, brak ludzi przygotowanych nie tylko pod względem wiedzy i umysłu, ale i charakteru do objęcia takiego czy innego stanowiska odpowiedzialnego w pracy samorządowej. Stąd też zagadnienie kontroli ma tak specjalne znaczenie w obecnym okresie.</u>
          <u xml:id="u-40.14" who="#SMalski">Jeżeli chodzi o inwestycje samorządowe, pragnęlibyśmy, żeby równolegle z czynnikami państwowymi samorządy mogły nadążyć i w budowie dróg bitych i w budowie wszystkich urządzeń, które podnoszą nasze życie społeczne i gospodarcze. Stoimy jednak wszyscy wobec wielkich problematów, które zostały podniesione w debacie ogólnej, mianowicie zagadnienia finansów naszego Państwa, obiegu pieniężnego i możliwości kredytowych. Tutaj zapewne samorząd terytorialny jest najgłębiej zainteresowany w pewnym uelastycznieniu gospodarki przynajmniej Banku Polskiego, jeżeli chodzi o pomoc w inwestycjach samorządu terytorialnego. Skromne bowiem zapomogi czy dotacje Banku Komunalnego, czy pożyczki nie wystarczają na to, ażeby przeprowadzać w większym stylu, w większej skali inwestycje gospodarcze na terenie samorządu. Wiąże się to z całokształtem naszego życia gospodarczego. Jesteśmy pewni, że władze nadzorcze nad samorządem terytorialnym będą wspólnie z czynnikami samorządowymi starały się o możliwie najtańszy i najdogodniejszy kredyt na wszelkie inwestycje gospodarcze.</u>
          <u xml:id="u-40.15" who="#SMalski">Wysoki Senacie! Bez względu na to czy język nasz jest wspólny czy nie, a nie może być często wspólny, bo wszak i samo środowisko, z którego wychodzimy, działa, i powoduje to, że oceny zjawisk czy wnioski wysnuwane są często tak różne, środowiska nasze mają to do siebie, że nie tylko działają w zakresie uczuciowym, ale także wiążą materialnie nas i powodują określoną postawę wobec zjawisk całokształtu życia Państwa — obowiązuje nas jednak wszystkich dbanie o tę całość, w której znaleźć się muszą wszystkie nasze sprawy w należytej harmonii i proporcji. Zdajemy sobie sprawę, że uzyskanie harmonii jest niezmiernie trudne i tutaj, jeżeli chodzi o harmonię zjawisk naszego życia gospodarczego i społecznego, nie można jej uzyskać ani przez wysłuchanie w konserwatorium wykładu nauki o harmonii muzycznej, ani nauki o kontrapunkcie, nie można uzyskać przez malarski pendzel, czy dłuto rzeźbiarskie, musi się ona wykuwać w nas samych. Musi się znaleźć inny sposób, inny od tych, gdzie człowiek ma do czynienia z pendzlem, dłutem rzeźbiarskim, muzyką, czy innymi sposobami, które wywołują tęczę harmonijną na firmamencie naszego życia, a do tej tęczy prowadzić nas musi synteza. W przejawach naszej dotychczasowej dyskusji widzimy i tezy i antytezy. Widzimy nieraz bardzo subtelną i bardzo wnikliwą analizę, ale wszyscy razem jeszcze nie jesteśmy zdolni do tej najgłębszej syntezy życia naszego polskiego i jego przejawów zewnętrznych i wewnętrznych, a która to synteza oparta być musi li tylko na najgłębszej wartości własnej, kulturalnej i materialnej narodu naszego.</u>
          <u xml:id="u-40.16" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-41">
          <u xml:id="u-41.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Petrażycki.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-42">
          <u xml:id="u-42.0" who="#TadeuszPetrażycki">Wysoka Izbo! Z dużą niechęcią przystępuję do udzielenia odpowiedzi p. senatorowi Schorrowi na jego wczorajszy atak, skierowany pod moim adresem. Ale p. profesor Schorr posiada specjalny talent mówienia w sposób tak drażniący, że nie pozostawia możności pozostawić swojego przemówienia bez odpowiedzi.</u>
          <u xml:id="u-42.1" who="#TadeuszPetrażycki">P. senator Schorr wczoraj grzebał się w mojej duszy, grzebał się bardzo „skrupulatnie”. Wydawało się to wielce niepokojące, że ja, przemawiając w kwestii żydowskiej, oświadczyłem, że nie żywię nienawiści do Żydów i powiedział p. s. Schorr qui s'excuse s'accuse. Ze mną, jak z woskiem. Jeżeli to dogadza Panu Senatorowi, bardzo proszę wychodzić z założenia, że nienawidzę Żydów, proszę wychodzić z założenia — może to jeszcze większą przyjemność Panu sprawi — że żywiołowo nienawidzę, bardzo proszę. Dla mnie jest ważne nie to, co myśli p. senator Schorr, ale to, co ja myślę i jak ja ustosunkowuję się do swoich uczuć i do swoich przeżyć.</u>
          <u xml:id="u-42.2" who="#TadeuszPetrażycki">Na marginesie tylko: gdybym w przemówieniach swoich kierował się poczuciem nienawiści do narodu żydowskiego, to tematem ich byłoby: Żydzi a rok 1920 i mówiłbym o pamiętnikach wyższych dowódców z czasów wojny i o zachowaniu się Żydów i o ocenie, jaką to zachowanie się Żydów znalazło w tych pamiętnikach. Tematem moim byłaby Jabłonna i przyczyny, które zmusiły do zorganizowania Jabłonny, tematem moim byłoby „Żydzi a komunizm”, tematem moim byłoby „97% w więzieniu siedzących Żydówek za komunizm”, tematem moim byłoby „Żydzi i szpiegostwo”. Dużo i bardzo dużo mógłbym mówić na te tematy, ale nie będę ich rozwijać, o nich mówić nie będę. Uważam, że droga, którą ja wybrałem dla oceny zagadnienia żydowskiego i dla znalezienia dróg rozstrzygnięcia tego zagadnienia jest właściwsza, bo droga, na którą ja wkroczyłem, jest drogą beznamiętną, spokojną, obiektywną.</u>
          <u xml:id="u-42.3" who="#TadeuszPetrażycki">Drogą tą jest nauka, królowa nauk społecznych — socjologia.</u>
          <u xml:id="u-42.4" who="#TadeuszPetrażycki">P. senator Schorr zrobił również próbę — ale za chwilę udowodnię, jak bezradną próbę — zakwestionowania tych praw socjologicznych, o których mówiłem. Mówił p. senator Schorr, że przede wszystkim założenie, z którego wychodzę, jest fałszywe, albowiem Żydzi nie są elementem napływowym, ale są elementem tubylczym, bo od szeregu lat zamieszkałym w Polsce. A więc w konsekwencji wniosek wynikający z tezy mojej, że skoro naród tubylczy do działalności ekonomicznej dojrzeje, musi ustąpić naród napływowy, nie jest uzasadniony. Nic łatwiejszego dla mnie, jak udowodnić bezradność tego argumentu. Bo cała historia przemawia przeciw p. senatorowi Schorrowi, a przemawia za moją tezą. Przecież niezaprzeczonym faktem historycznym jest, iż żydowskie państwo istniało; drugim niezaprzeczonym faktem historycznym jest, że Żydzi rozproszyli się po świecie. Jaki logiczny wniosek można wyciągnąć z tych dwóch faktów? Jeden jedyny, że tam gdzie przybyli, są narodem napływowym.</u>
          <u xml:id="u-42.5" who="#TadeuszPetrażycki">Dalej argumentował p. senator Schorr w ten sposób, że niebezpiecznie powoływać się, tak jak ja to czynię, na nieuniknione żelazne prawo rozwojowe dziejowe, bo — powiada — przecież zaborcy w ten sposób uzasadniali rozbiór Polski. I znowu bezradność argumentacji — dziwna bezradność w ustach człowieka, który ma tytuł profesora. Przecież profesor nie rozróżnia tak zasadniczo różnych rzeczy: poszczególnego faktu historycznego od praw rządzących różnymi społeczeństwami, narodami i ludzkością; nie rozróżnia dwóch tak różnych rzeczy.</u>
          <u xml:id="u-42.6" who="#TadeuszPetrażycki">Dla ilustracji przytoczę, że w tej dziedzinie stosunków dla socjologa, skoro miałby do czynienia nie z jednym pojedyńczym wypadkiem utracenia niepodległości przez jakiekolwiek państwo, a z wieloma wypadkami na przestrzeni dziejowej, każdy poszczególny wypadek stałby się tylko szczegółem. Myśl socjologa skierowałaby się ku szukaniu praw rozwojowych, praw, które wyjaśniają przyczyny upadku państw.</u>
          <u xml:id="u-42.7" who="#TadeuszPetrażycki">Dalej: socjologa interesuje pytanie, czy dadzą się ustalić prawa, rządzące zjawiskami odzyskania niepodległości przez narody, które ją utraciły. Socjolog powie: naród, który ma bogatą przeszłość historyczną, naród, który jest osiadły na ziemi, naród, który ma zdolności państwowo - twórcze, prędzej czy później odzyska niepodległość. To są, Panie Senatorze, zagadnienia socjologiczne i, Panie Senatorze, nie przytoczy mi Pan przykładu, by socjologowie zaborczych państw uzasadniali prawami socjologicznymi rozbiory Polski. Znam dzieła rosyjskich i niemieckich socjologów, lecz z takimi teoriami socjologicznymi nie spotykałem się, jeżeli zaś pominąłem jakieś dzieło, to taki socjolog, który by stanął na tym stanowisku, zdyskredytowałby swoje imię naukowe.</u>
          <u xml:id="u-42.8" who="#TadeuszPetrażycki">Dalej p. senator Schorr, mówiąc o tym, że ustaliłem prawo socjologiczne o powstawaniu procesów patologicznych, wówczas gdy stawia się tamy rozwojowi zjawisk leżących na linii rozwoju dziejowego, robi skok logiczny i powiada: Senator Petrażycki mówił o psychopatologicznych procesach. Nie bardzo lojalna metoda. Ale przyjmuję tę tezę. Dlaczego przyjmuję? Dla tej prostej przyczyny, że ujęcie moje jest szersze, więc nawet godzę się i na to uzupełnienie, które proponuje mi p. senator Schorr. Ale znów bezradność z punktu widzenia socjologicznego, i to daleko idąca. Nie rozumie p. senator Schorr, p. profesor Schorr, o jakie zjawiska patologiczne tutaj chodzi, o jakiej natury zagadnienia patologiczne tu chodzi. Musiałbym mówić bardzo długo celem wyjaśnienia ich charakteru. Ograniczę się więc wobec braku czasu tylko do krótkich uwag ilustrujących to zagadnienie. Wysoka Izbo, chodzi o ten charakter patologicznych procesów, które powstawały wówczas, gdy czynnikiem tamującym bieg rozwoju dziejowego stała się despotyczna monarchia. Broniła się monarchia, a miała armię, miała policję, równocześnie coraz bardziej potęgowały się procesy patologiczne i nic dziwnego, bo monarchia stawała na przeszkodzie koniecznościom dziejowym. O takiej natury, Panie Senatorze, procesy chodzi. W rezultacie nastąpił moment, gdy tamy zostały przerwane, monarchia despotyczna obalona. I dlatego, Panie Senatorze, przeciwstawianie się Panów konieczności dziejowej oddania placówek waszych Polakom wywoływać będzie patologiczne procesy o powyższym charakterze i z takim samym wynikiem.</u>
          <u xml:id="u-42.9" who="#TadeuszPetrażycki">Z wielkim następnie triumfem i dumą p. senator Schorr, odpowiadając na moje pytanie, czy naród żydowski zgodziłby się, by naród polski odgrywał w jego państwie taką rolę, jaką Żydzi odgrywają w Polsce, twierdził — przytoczę ze stenogramu: „Nie znam w historii państwa żydowskiego ani jednego wypadku, gdzie by jakakolwiek część ludności była skazana na emigrację”. A dalej: „Ani jedno ani drugie państwo żydowskie w starożytności nigdy nie gnębiło, nigdy nie uciskało elementów napływowych, przybyszów, którzy osiedli na ziemi palestyńskiej”. Nie wiem, co mam więcej podziwiać, czy ignorancję p. profesora Schorra z zakresu historii żydowskiej, czy lekceważenie naszych znajomości z dziedziny powszechnej historii starożytnej. Przecież jest ustaloną tezą, nie kwestionowaną i przez historyków żydowskich, że w świecie helleńskim, w świecie kultury helleńskiej jedynym nie tolerancyjnym narodem byli Żydzi. „Umysłom otwartym, pojętnym i tolerancyjnym, jakimi byli ludzie starożytni, wyłączność żydowska wydawała się potwornością, nietolerancyjność — ten wynalazek, ta cnota żydowska była dla nich zupełnie niezrozumiała” — pisze o tym nie antysemitnik polski, nie żydożerca polski, a pisze o tym badacz tego zagadnienia uczony francuski Jerzy Batault.</u>
          <u xml:id="u-42.10" who="#TadeuszPetrażycki">A co mówi historyk żydowski o tym zagadnieniu? Przypomnę dwa nazwiska z dziejów żydowskich: Esdrasza i Nehemiasza. Są to prawodawcy żydowscy, których ustawy ukształtowały psychikę narodu żydowskiego na stulecia. A jaką była treść tych ustaw? Wymagały one, aby wszyscy cudzoziemcy byli wyrzuceni z terenów palestyńskich. Nietolerancja poszła dalej. Zgodnie z brzmieniem tych ustaw, zgodnie z żądaniami Esdrasza i Nehemiasza, zgodnie z żądaniami wcielonymi w czyn, Żydzi musieli powypędzać żony swoje i nie tylko żony, ale dzieci swoje, które zostały zrodzone nie z Żydówek.</u>
          <u xml:id="u-42.11" who="#komentarz">(Głos: Rasizm.)</u>
          <u xml:id="u-42.12" who="#TadeuszPetrażycki">I pisze o tym historyk żydowski Graetz — niewątpliwie nazwisko znane Panu Senatorowi, chociaż wątpię, czy znane, bo Pan Senator zdradza nieznajomość historii — otóż pisze Graetz w swej „Historii Żydów”, pochwalając dzieło Esdrasza i Nehemiasza: „To surowe panowanie Zakonu było nieprzerwanym zadaniem Esdrasza i Nehemiasza: jeden rozpoczął dzieło, drugi je skończył; i mur pomiędzy Judejczykami a innymi narodami został tak mocno zbudowany, że usunięcie go wydawało się prawie niemożliwym”. Wspomniany przeze mnie uczony francuski Batault pisze: „Pochwaliwszy dzieło powyższych prawodawców Esdrasza i Nehemjasza, które, jak mówi, zostało zakończone przez zbudowanie muru oddzielającego Judejczyków od innych narodów, Graetz z tym pożałowania godnym brakiem logiki, który znajdujemy nieustannie u Żydów wszystkich czasów, nie waha się pisać nieco dalej (t. II str. 58): Od wieku i więcej — od czasu śmierci Nehemiasza — naród żydowski był od wewnątrz jakby poczwarką, która przędzie swą otoczkę i wyciąga powoli własną tkankę, nazewnątrz — ofiarą cierpiącą od pogardy i upokorzeń i znoszącą je w milczeniu. W ten sposób, po usunięciu od siebie wszystkich cudzoziemców, po zamknięciu się poza murem ścisłego przestrzegania przepisów swego Zakonu, Żydzi „naród święty”, „nasienie święte” dziwią się, że są uważani za wyodrębnionych i traktowani jako obcy. Ta dziwna sprzeczność jest podstawą całej kwestii żydowskiej przez wszystkie czasy”. Odpowiednią literaturą z miłą chęcią służę p. senatorowi Schorrowi.</u>
          <u xml:id="u-42.13" who="#TadeuszPetrażycki">Następnie p. senator Schorr wystąpił z moralnymi naukami pod naszym adresem, mówił o wolności, równości, humanitaryzmie, kulturze, o wysokich hasłach ludzkości. Przyjąłbym za dobrą monetę te wszystkie hasła, które p. senator Schorr rzucił, ale pod jednym warunkiem: uznałbym go za nauczyciela naszego, gdyby on i działacze żydowscy podnieśli swój własny naród na poziom tych wyżyn, o których tak pięknie mówił p. senator Schorr. Tymczasem właśnie psychika narodu żydowskiego jest właściwie psychiką sprzed — nie wiem — wielu tysiącleci, jest zupełnie prymitywna.</u>
          <u xml:id="u-42.14" who="#TadeuszPetrażycki">Nie chcę być gołosłownym. Wysoka Izbo, niedawno miał miejsce tego rodzaju wypadek, o którym pisze nie „Warszawski Dziennik Narodowy”, a „Robotnik”: W tramwaju siedzi młodzieniec żydowski, obok miejsce wolne. Przychodzi pani jakaś i zajmuje to miejsce. Żyd żąda, by ustąpiła z miejsca. Interweniuje siedzący jakiś starszy pan. Żyd nalega, by ta pani ustąpiła. Sędzią rozjemcą staje się konduktor, który przyznaje tej pani prawo siedzenia na wolnym, a zajętym przez siebie miejscu. Zrywa się wówczas Żyd, pluje w stronę tej pani i woła: „nieczysta kobieto”. Nie wolno mu więc siedzieć obok, bo kobieta jest nieczystym stworzeniem. Cóż za prymitywizm!</u>
          <u xml:id="u-42.15" who="#komentarz">(Głos: Nieprawdopodobna historia.)</u>
          <u xml:id="u-42.16" who="#TadeuszPetrażycki">To nie jest, Panie Senatorze, rzecz sprzed tysiąca lat. Proszę sobie przeczytać ten numer „Robotnika” z 5 września 1930 r. „Robotnik” konkluduje: „Burżuazja żydowska toleruje te przedpotopowe pojęcia, w których ani czas, ani kataklizmy dziejowe nie mogą dokonać wyłomu. Może by tak „Nasz Przegląd”, zamiast uczyć nas czystego socjalizmu i radykalizmu, zajął się lepiej podwórkiem żydowskim i tam zaprowadził porządek?” P. s. Schorr również przytaczał artykuł „Przeglądu Powszechnego”, w myśl wywodów którego emigracja jest rzeczą zupełnie zbyteczną, albowiem w Polsce jest dużo wolnego miejsca dla wszystkich, chcących pracować. Wywody te nie przekonały mnie, albowiem obserwacja codziennych zjawisk mówi o czymś zupełnie innym, mówi o setkach tysięcy bezrobotnych, mówi o pięciu, a jak inni twierdzą, sześciu milionach chłopów, którzy muszą znaleźć miejsce w handlu i przemyśle w miastach. Więc nie ma w Polsce, niestety, tak bardzo dużo wolnego miejsca.</u>
          <u xml:id="u-42.17" who="#TadeuszPetrażycki">Chcę poruszyć jeszcze jedno zagadnienie, zresztą w paru tylko słowach.</u>
          <u xml:id="u-42.18" who="#komentarz">(Głos: Żydowskie?)</u>
          <u xml:id="u-42.19" who="#TadeuszPetrażycki">Nie, już nie żydowskie.</u>
          <u xml:id="u-42.20" who="#TadeuszPetrażycki">P. senator Zarzycki, oceniając moją wczorajszą mowę w sprawie wileńskiej, powiedział, że był to wyskok. Moje wystąpienia w tej Izbie są podyktowane głęboką rozwagą, poczuciem obowiązku senatorskiego, który ciąży na mnie, a nigdy nie kieruję się emocjonalnymi wyskokami. Oklaskiwałem tę część przemówienia p. s. Zarzyckiego, którą poświęcił ś.p. Marszałkowi. Zgadzam się również najzupełniej z p. senatorem Zarzyckim, że obelga, obraza kogoś bliskiego, może wywołać spontaniczną reakcję. Uzupełnię to — może wywołać spontaniczną reakcję aż do śmiercionośnego wyniku, ale cała rzecz w tym, żeby reakcja była istotnie spontaniczna i natychmiastowa, a nie po upływie pewnego okresu czasu, i żeby nie występowało kilkudziesięciu przeciwko jednemu, ale jeden przeciwko jednemu P. senator Hasbach — miałem „szczęście” dziś,...</u>
          <u xml:id="u-42.21" who="#komentarz">(S. Śliwiński: Rzeczywiście.)</u>
          <u xml:id="u-42.22" who="#TadeuszPetrażycki">...byłem atakowany ze wszystkich stron — uzasadniał swoje niezadowolenie z powodu stanowiska zajętego przeze mnie w czasie rozpraw na Komisji Budżetowej, podczas których dałem wyraz niepokojowi, że tak ważne z punktu widzenia wojskowego obiekty, jak linie rzek naszych na Wołyniu, są wykupywane przez Niemców. Odpowiedź będzie bardzo krótka. Żałuję, że nie ma p. s. Hasbacha.</u>
          <u xml:id="u-42.23" who="#komentarz">(S. Śliwiński: I Zarzyckiego nie było.)</u>
          <u xml:id="u-42.24" who="#TadeuszPetrażycki">Uprzedziłem lojalnie, że będę przemawiał przeciw. Otóż odpowiem krótko p. s. Hasbachowi. Proszę, by p. s. Hasbach przestudiował te zarządzenia władz niemieckich, mocą których wysiedla się całe rodziny polskie z terenów, które władze niemieckie uważają za ważne z punktu widzenia wojskowego. Niechże i mnie, nie tylko senatorowi, ale i żołnierzowi, wolno będzie również troszczyć się o nasze granice i linie strategiczne.</u>
          <u xml:id="u-42.25" who="#TadeuszPetrażycki">P. senator Domaszewicz zrobił mi zarzut, że we wczorajszym moim przemówieniu nie zrozumiałem go.</u>
          <u xml:id="u-42.26" who="#komentarz">(S. Śliwiński: Nie ma go.)</u>
          <u xml:id="u-42.27" who="#TadeuszPetrażycki">Żałuję, że nie są wszyscy obecni, przyjemniej jest przemawiać, gdy są wszyscy senatorowie.</u>
          <u xml:id="u-42.28" who="#komentarz">(S. Śliwiński przerywa.)</u>
          <u xml:id="u-42.29" who="#TadeuszPetrażycki">Panie Senatorze, nie ponoszę za to winy, a gdybym poprosił Pana Marszałka, żeby mi pozwolił zabrać głos i odpowiedzieć p. senatorowi Domaszewiczowi, gdy powróci, niewątpliwie Pan Marszałek słusznie powiedziałby: Trzeba było się wypowiedzieć, kiedy Pan był na trybunie. Nie mogę urządzać z trybuny miejsca mej defilady.</u>
          <u xml:id="u-42.30" who="#TadeuszPetrażycki">Bardzo żałuję, że nie zrozumiałem p. senatora Domaszewicza. Ale ja myślę, że kto wie, czy tu raczej nie zachodzi inna okoliczność, mianowicie niezrozumienie przez p. senatora Domaszewicza treści jego własnego przemówienia. Przecież wczoraj, krytykując jego stanowisko, oparłem się na stenogramie jego przemówienia. Nie mam przecież innej drogi, by dowiedzieć się, co dany senator mówił, jak przeczytać stenogram jego przemówienia. A jeśli p. senator Domaszewicz twierdzi, że źle został przeze mnie zrozumiany, i jeśli staje na stanowisku, że Izbom ustawodawczym nie tylko wolno, ale że powinny one wykonywać kontrolę nad działalnością Rządu, i nie tylko wolno, ale powinny wypowiadać krytyczne uwagi, jeżeli staje na stanowisku, że wszystkie prądy, które nurtują w społeczeństwie, powinny znaleźć wyraz w tej Izbie, no to jesteśmy w zgodzie.</u>
          <u xml:id="u-42.31" who="#TadeuszPetrażycki">Przechodzę do ostatniej kwestii, którą chciałem poruszyć. Wysoka Izbo! Wysoce mnie niepokoją, a nawet gryzą coraz częściej powtarzające się fakty zabijania przez zbrodnicze elementy naszych policjantów. Należy obmyśleć jakieś środki wyjścia. Nie jest dopuszczalne, ażeby nieomal co tydzień nasza bohaterska policja, broniąca naszego spokoju i bezpieczeństwa, padała ofiarą zamachów zbrodniczych elementów. To jest niedopuszczalne. Nie wątpię, że Pan Premier znajdzie jakieś drogi wyjścia. Myślę osobiście, że trzeba przede wszystkim poddać rewizji przepisy o użyciu broni przez policjantów.</u>
          <u xml:id="u-42.32" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-43">
          <u xml:id="u-43.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma p. senatorka Fleszarowa.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-44">
          <u xml:id="u-44.0" who="#ReginaFleszarowa">Wysoka Izbo! Pozwolę sobie zabrać głos na parę minut w sprawie, którą poruszył tutaj p. senator Chrzanowski, a to z tego powodu, że ustosunkowuję się do tego zagadnienia zupełnie inaczej niż on i chciałabym, ażeby świadomość tego, że są osoby, które inaczej do tego zagadnienia się ustosunkowują, doszła do wiadomości Pana Premiera, który jako Minister Spraw Wewnętrznych wydał w czerwcu ub. r. okólnik o bibliotekach, omawiany przez czcigodnego senatora Chrzanowskiego. Otóż przemawiam jako działacz oświatowy specjalnie w dziale bibliotekarstwa i rozpocznę od słów, że właśnie z całym uznaniem wielkie gromady oświatowców powitały ten okólnik jako wielkie, pozytywne posunięcie w niesłychanie doniosłej akcji oświatowej. Odnosząc się oczywiście z całym szacunkiem i uznaniem do dotychczasowej pracy tych towarzystw, o których wspominał s. Chrzanowski, Towarzystwa Czytelni Ludowych, Towarzystwa Szkoły Ludowej, Towarzystwa Polskiej Macierzy Szkolnej, w całości oceniając ich wielką pracę i wielki wysiłek, to wszystko, co zrobiły dla kultury polskiej, niemniej stoję zdecydowanie na stanowisku, że pomoc ze strony Państwa winna głównie iść w kierunku wzmożenia i dopomożenia akcji samorządowej. Sprawy oświatowe należą integralnie do samorządu. Jego zadaniem jest to prowadzić.</u>
          <u xml:id="u-44.1" who="#ReginaFleszarowa">Pozwolę sobie przypomnieć pewien ustęp z mojego przemówienia sprzed dwóch lat, kiedy mówiłam przy budżecie Ministerstwa Oświaty właśnie o akcji oświatowej pozaszkolnej; wtedy podawałam rozmaite materiały, które udowodniły, że akcją oświatową pozaszkolną, prowadzoną w olbrzymiej większości przez organizacje społeczne, objętych było 11% ludności, czyli niesłychanie mało. I wtedy pozwoliłam sobie wypowiedzieć zdanie, że są to rzeczy dosyć zrozumiałe, bo każda organizacja społeczna ma swoje własne cele i pod kątem widzenia tych swoich pewnych celów — co absolutnie nie jest rzeczą złą, jest to rzecz naturalna — prowadzi też i swoją akcję oświatową. To samo zupełnie ma miejsce i z bibliotekarstwem. Jest rzeczą naturalną, że każda organizacja swoje własne biblioteki będzie utrzymywała na poziomie i w zakresie tym, jaki odpowiada jej własnym zapotrzebowaniom i jej własnym celom. To musi pewne grupy ludzi odstraszać. Natomiast zadaniem tych bibliotek, które są prowadzone przez samorządy, jest dostarczanie odpowiedniej książki każdemu obywatelowi Rzeczypospolitej, bez względu na jego pochodzenie, wyznanie, zapatrywania polityczne czy wykształcenie. Każdy powinien to dostać. I to jest ta ogromna różnica między placówkami oświatowymi, prowadzonymi przez najbardziej nawet zasłużone organizacje społeczne, a placówkami, prowadzonymi przez samorząd, które służą wszystkim, czy przez Państwo, które też są dla wszystkich. Pozwolę sobie tu powołać się również na pewien przykład obcy, na przykład Belgii, która już od kilkunastu lat prowadzi bardzo rozpowszechniona akcję oświatową, łącznie z bibliotekarską, która to akcja opiera się o wszystkie organizacje społeczne przez subsydiowanie bądź to bezpośrednio pieniędzmi, bądź w jakiś inny sposób.</u>
          <u xml:id="u-44.2" who="#ReginaFleszarowa">Przede wszystkim dają książki, ale jest tam zupełnie wyraźnie postawiony jeden warunek: ta placówka, która otrzymuje subsydium od rządu czy samorządu, w tym wypadku biblioteka musi bezwzględnie odpowiadać warunkom biblioteki publicznej, t. zn. musi zawierać materiały dla każdego obywatela, który mieszka na danym terenie. I osobiście uważam tę zasadę za najzupełniej słuszną i do przeprowadzenia. Częściowe udzielanie zapomóg organizacjom, które to do tej pory prowadziły, jest zupełnie słuszne. Ale jest jeszcze jedna sprawa, którą jako bibliotekarz muszę podkreślić, że prowadzenie faktycznie z korzyścią dla czytelnika i dla podniesienia — o co idzie — ogólnej kultury jest możliwe tylko wtedy, jeżeli prowadzi taką placówkę człowiek specjalnie, fachowo wykształcony, nie zaś przygodny, który z najlepszą wiarą, chęcią i z głębokim przekonaniem, ale bez umiejętności fachowej chce się oddać tzw. pracy społecznej. Bo szerzenie kultury, praca nad jej podniesieniem wymaga głębokiego bardzo przygotowania ze strony człowieka, który tam pracuje, tak jak w każdym innym poważnie traktowanym zawodzie.</u>
          <u xml:id="u-44.3" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-45">
          <u xml:id="u-45.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Jeszke.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-46">
          <u xml:id="u-46.0" who="#WitoldJeszke">Poruszono dzisiaj szczegółowo zagadnienia mniejszości narodowych. Każdy z tych problemów ma swoją specyficzną fizjonomię. Jestem rad z tego, że w większej części przemówień senatorów Polaków dominował ton gospodarzy kraju, gospodarzy w Państwie, którzy w pełnej świadomości konieczności uregulowania stosunków mniejszościowych zdobyli się na dużo obiektywnego tonu.</u>
          <u xml:id="u-46.1" who="#WitoldJeszke">Sprawy niemieckie poruszone zostały przez dwóch pp. senatorów. Nie chciałbym mówić o meritum zagadnienia mniejszości niemieckiej w Polsce. Wolę ograniczyć się — uważając to dziś za najważniejszą rzecz — raczej do omówienia metody ustosunkowania się i metody rozstrzygania i dyskutowania nad zagadnieniem mniejszości niemieckiej w przyszłości w Izbach ustawodawczych. Że trudności w tej dziedzinie są specjalnie wielkie, o tym wiemy. Bo np. w przeciwstawieniu do zagadnienia ruskiego, które ma przecież w historii polskiej piękne przykłady współpracy, w stosunku do mniejszości niemieckiej wszystko, co z historii zaczerpnąć można w tej dziedzinie, przemawia przeciwko współpracy. W obopólnym pożyciu dwóch tych narodów momenty negatywne dominowały, dopiero od chwili powstania Państwa Polskiego problem uregulowania stosunków z naszym sąsiadem zachodnim pociągnął za sobą konieczność rozstrzygnięcia i unormowania stosunków mniejszościowych w płaszczyźnie i w tym sensie, w jakim ono odpowiada naszej wielkiej polityce sąsiedzkiej.</u>
          <u xml:id="u-46.2" who="#WitoldJeszke">P. senator Wiesner, przemawiając wczoraj, powiedział — tak go przynajmniej zrozumiałem — że stosowanie bezwzględnej zasady wzajemności mu nie odpowiada. Tymczasem musimy się liczyć z tym, że nasza oficjalna polityka w akcie deklaracyjnym z 5 listopada 1937 roku zasadę wzajemności stawia jako zasadniczy punkt widzenia przy normowaniu stosunków mniejszości tak polskiej w Niemczech, jak niemieckiej w Polsce. Wierzę, że nie stosowanie w pewnych wypadkach zasady wzajemności byłoby dla mniejszości niemieckiej może przyjemniejsze. Dlaczego? Dlatego, że są pewne dziedziny zagadnień, które nie znajdują po stronie niemieckiej odpowiednika. Są pewne zagadnienia, które dla ludności polskiej w Niemczech w przeciwstawieniu do ludności niemieckiej w Polsce w ogóle nie istnieją. To są dwa odmienne typy ludności. A jeżeli wspomnę o takiej może przypadkowej rzeczy, że ludność polska w Niemczech nie ma swojej reprezentacji parlamentarnej, to uważam, że fakt, iż mniejszość niemiecka w Polsce ma swoją reprezentację, pociąga za sobą pewne obowiązki i postulaty w płaszczyźnie wzajemności.</u>
          <u xml:id="u-46.3" who="#WitoldJeszke">Niedawno temu miałem rozmowę z pewnym bardzo kulturalnym przedstawicielem mniejszości niemieckiej, który mówiąc o tej wzajemności powiedział: Kto wie, czy by nie odpowiadało duchowi tej wzajemności, gdyby np, przedstawiciele mniejszości niemieckiej w parlamencie polskim tak długo, jak ludność polska w Niemczech swego przedstawiciela w Reichstagu posiadać nie będzie, powstrzymali się od wykorzystywania swego stanowiska jako członkowie parlamentu. Na to odpowiedziałem: Zupełnie na to się nie zgadzam i zgodzić się nie mogę. Przedstawiciele mniejszości w parlamencie polskim korzystają ze wszystkich praw i obowiązków i powołani są do tego, aby strzec interesów tych, dla których strzeżenia powołani zostali, w pełnej mierze. Inna rzecz, że może byłoby specjalnie pięknym gestem, by właśnie ci przedstawiciele ludności niemieckiej w Polsce podkreślili jako pewien postulat wynikający z zasady wzajemności, że do normalizacji stosunków albo, powiedzmy, do pełnego wypowiedzenia się w płaszczyźnie równouprawnienia dojdzie dopiero wtenczas, gdy ludność polska w Niemczech swego przedstawiciela w parlamencie posiadać będzie. Otóż w tej chwili ludność polska w Niemczech swojego przedstawiciela w parlamencie nie ma i nawet do zeszłej niedzieli trudno jej było jako zbiorowości zabierać głos w sprawach ogólnych, obchodzących ludność polską w Niemczech, i dlatego te odgłosy dotychczas rejestrowane nie były.</u>
          <u xml:id="u-46.4" who="#WitoldJeszke">W niedzielę odbył się pierwszy kongres mniejszości polskiej w Berlinie i kongres ten jest bardzo pouczający w swoim przebiegu. Ale mimo to podkreślić chciałbym jednak, że lak jak obserwuję sposób obrony interesów mniejszości niemieckiej przez jej przedstawicieli w parlamencie polskim, to ta obrona przedstawia się jako katalog najrozmaitszych zażaleń, utyskiwań na pewne złe traktowanie mniejszości niemieckiej w Polsce. Byliśmy świadkami takiego wygłaszania skarg i wczoraj i dzisiaj, szczególnie przez s. Wiesnera, a również i przez s. Hasbacha w dzisiejszym przemówieniu. Otóż nie wiem, czy ta metoda doprowadzi nas do właściwego docenienia problemu mniejszościowego. Proszę Panów, gdybym chciał stosować tę samą metodę, to mógłbym tu przynieść dziś na mównicę nie tekę, ale walizkę spraw i sprawek, które są w moim posiadaniu, z terenu niemieckiego, spraw, które proszą się o załatwienie i które mogłyby być przedmiotem do wypowiadania żalów na sposób traktowania mniejszości polskiej w Niemczech. To są materiały, którymi ja bym i s. Wiesnera i s. Hasbacha — że tak powiem — zastrzelił, bo to są rzeczy bardzo ważkie i są bez porównania cięższego kalibru, aniżeli to, co Panowie przytaczali.</u>
          <u xml:id="u-46.5" who="#WitoldJeszke">Świadomie tego nie robię, uważając, że od chwili kiedy Rząd nasz i rząd niemiecki zdecydowały się na deklarację z dn. 5 listopada zeszłego roku, nastąpił nowy moment w regulowaniu spraw mniejszościowych i w tej chwili, zgodnie zresztą z uchwałą kongresu Polaków w Berlinie, raczej należy nam zająć stanowisko wyczekujące i czekać, jakie rezultaty tego nowopowstałego stanu prawnego ujawnią się w traktowaniu tych rzeczy, które dotychczas były na terenie Niemiec wobec ludności polskiej traktowane ku jej niezadowoleniu. Dlatego sądzę, że może było by w tej chwili lepiej, gdyby i ze strony przedstawicieli mniejszości niemieckiej w parlamencie polskim ograniczono się chociażby do wytaczania tylko takich spraw, które, powiedzmy, w drodze instancji stały się prawomocne. Bo to wszystko, co mówił dzisiaj s. Wiesner czy s. Hasbach, to są pewne może nieregularności, które są może źle załatwiane przez niższe instancje, ale nie wynika z tego, że są ostatecznie źle załatwione. Gdyby ujawnił się pewien system załatwiania spraw tych niezgodnie z Konstytucją, niezgodnie z deklaracją z 5 listopada, wtedy dopiero uważam, że nastałby moment traktowania tych rzeczy w płaszczyźnie parlamentarnej.</u>
          <u xml:id="u-46.6" who="#WitoldJeszke">Jeżeli p. senator Wiesner wczoraj wspomniał o mniejszości polskiej w Niemczech, to muszę powiedzieć, że uczynił to jednakowoż, jak na moje wyczucie, zbyt powierzchownie. Pan Senator chyba się ze mną zgodzi, że poznanie problemu mniejszościowego, tak wielkiego problemu, jak problem półtora miliona Polaków w Niemczech, to jest zagadnienie trudne i wymaga studium, studium nawet na miejscu. Otóż tak długo, jak długo tej rzeczy się nie zbada z całą dobrą wiarą i gruntownością, dyskusje nasze mogą przechodzić obok siebie.</u>
          <u xml:id="u-46.7" who="#WitoldJeszke">Kongres, który się odbył w zeszłą niedzielę w Berlinie, daje pewien pogląd na stan zagadnienia mniejszości polskiej w Niemczech, jakkolwiek tylko na odcinku małym, w każdym razie na odcinku bardzo istotnym i cennym. Że zjazd ten, który zgromadził jakieś 5.000 delegatów ludności polskiej w Niemczech, obradował w poczuciu obrony wielkich i zasadniczych praw, o tym wiemy z prasy i ze sprawozdań. Wiemy ponadto, że zjazd ten odbył się z wielką powagą, w poczuciu godności i honoru Polaka, który przeważnie siedzi w Niemczech na własnej starej, po praojcach odziedziczonej ziemi. Wiemy, że dwie rzeczy ten kongres emocjonowały. Pierwsza: zagadnienie określenia mniejszości polskiej w Niemczech — rzecz, o której już swego czasu, jako o rzeczy niepokojącej, mówiłem. Mianowicie istnieje obawa, że dobrodziejstwa, które winny na podstawie deklaracji z dn. 5 listopada przypaść ludności polskiej w Niemczech, mogą być uszczuplone przez swoistą interpretację władz administracyjnych. Chodzi o zagadnienie, co to jest mniejszość polska w Niemczech. Ze strony niemieckiej padło takie określenie mniejszości: Minderheit ist, wer will — mniejszością jest ten, kto chce. Otóż, jest to definicja, na którą żywioł polski, na którą my absolutnie nie możemy się zgodzić.</u>
          <u xml:id="u-46.8" who="#komentarz">(S. Wiesner: My także.)</u>
          <u xml:id="u-46.9" who="#WitoldJeszke">Bardzo się cieszę, że Pan Senator także przeciw temu określeniu protestuje. Dla zwalczenia tego nieodpowiadającego nam ujęcia ukuto przez Polaków w Niemczech powiedzenie parafrazujące tamto hasło, mianowicie: Minderwertig ist, wer will — mniej wartościowym jest ten, kto chce.</u>
          <u xml:id="u-46.10" who="#WitoldJeszke">Otóż musimy stanąć na stanowisku, że nie dowolność władz administracyjnych może decydować o przynależności do mniejszości, że tu pewne momenty nie tylko subiektywne, ale obiektywne muszą dominować. Dlatego podkreślono na kongresie, że nie pomogą zakusy tych, którzy by chcieli, aby matki-Polki rodziły małych Niemców, czym dano wyraz słusznemu stanowisku, że fakt, iż matka-Polka rodzi tylko Polaka, gdziekolwiek by go rodziła, czy w Afryce, czy w Niemczech, jest tym sprawdzianem obiektywnym, ponad którym żadna praktyka administracyjna przejść nie może.</u>
          <u xml:id="u-46.11" who="#WitoldJeszke">Zaniepokojenie ludności polskiej jest dziś wobec tak postawionego problemu tym większe, że przewidziany jest na maj tego roku spis ludności, który ma stanowić podstawę do tzw. katastru narodowego przez wprowadzenie pewnych rubryk, w których chce się traktować jako nie-Polaków — Mazurów, czy Kaszubów, czy Wasser-Polaków. To budzi wielkie zaniepokojenie. Temu podstawowemu zaniepokojeniu kongres w Berlinie dał wyraz i to w sposób stanowczy i godny.</u>
          <u xml:id="u-46.12" who="#WitoldJeszke">Drugim zagadnieniem centralnym w tej chwili jest, jaki efekt wywarła deklaracja z dn. 5 listopada na stosunki mniejszości polskiej w Niemczech. My powiadamy — czekamy. I taka też jest opinia kongresu, który stwierdził, że na razie zmiany kursu, zmiany w traktowaniu Polaków w bardzo istotnych dziedzinach nie zauważono. Oczywiście byłbym niesprawiedliwy, gdybym nie powiedział, że owszem rezultatem tej deklaracji było np. to, że kongres w ogóle mógł się odbyć, że kanclerz Hitler przyjął delegację Związku Polaków i z nią pewne rzeczy omówił i uzgodnił. Jeżeli mówię, że czekamy, to czekamy na całokształt uregulowania stosunku rządu niemieckiego do mniejszości polskiej i, jak powiedzieliśmy swego czasu, uchwalając w lipcu ubiegłego roku ustawę o języku niemieckim na Górnym Śląsku, robimy akt dobrej woli i czekamy na konsekwencje po tamtej stronie. Na tym stanowisku stoimy w dalszym ciągu i spodziewamy się, że efekt tej deklaracji obu rządów będzie jednakowoż uchwytny i konkretny. Panowie senatorowie Niemcy dziś, przytaczając najróżniejsze swoje żale, mówili o zagadnieniach, o których Polak w Niemczech tylko marzyć może. Jeżeli p. senator Hasbach żali się, iż robi się trudności w uzyskaniu zezwolenia na noszenie broni myśliwskiej, to są to rzeczy, o których Polak w Niemczech ani nawet nie myśli, bo nie może polować — to są robotnicy, mali gospodarze, mali kupcy i rzemieślnicy. Doprawdy chciałbym stwierdzić, że to, co Panowie przytoczyli, to były żale minorum gentium, to były zagadnienia doprawdy małe i drobne. I cieszę się z punktu widzenia naszego polskiego, że mniejszość niemiecka nie mogła przytoczyć jaskrawszych momentów, w których czułaby się pokrzywdzona. Zresztą nie zapominajmy o tym, ze wielka część tych żalów, które przytoczyli, jest wspólna całemu narodowi polskiemu i nie zapominajmy o tym, że mniejszość niemiecka, nie mówię już o Rosji, ale na Litwie czy w Czechosłowacji chyba tych praw nie ma i tam jej żale i głosy dotyczą zupełnie innych materii.</u>
          <u xml:id="u-46.13" who="#WitoldJeszke">Najpoważniejsze niezadowolenie u Panów budzi kwestia reformy rolnej, o czym mówił wczoraj s. Wiesner, o czym dziś wspominał s. Hasbach i o czym ma podobno mówić jutro. To jest zagadnienie poważne. Ale uważam, że ze strony Panów jakiekolwiek żale w tym punkcie są zupełnie nieuzasadnione i nie mogę traktować tego zagadnienia w tej płaszczyźnie, jak Panowie je traktujecie, że każde rozparcelowanie majątku niemieckiego jest krzywdą. Reforma rolna obejmuje wszystkich obywateli ziemian polskich i nie szczędzi nikogo. W ostatniej liście imiennej mamy wybitne rody historyczne, mamy przedstawicieli parlamentu polskiego — Polaków i jeśli w tym wykazie imiennym jest uchwycona, przyznaję, poważna ilość majątków niemieckich, to ma to swoje uzasadnienie w następującym rozważaniu. Wielka własność niemiecka w Polsce na terenie ziem zachodnich jest w dalszym ciągu nieproporcjonalnie liczna. W woj. poznańskim w r. 1919 wielka własność niemiecka wynosiła 36%, polska 64%, w r. 1937 procent posiadania wielkiej własności niemieckiej spadł zaledwie o 2% na 34% . Na Pomorzu wynosiła w 1919 r. 60%, przy tak znikomym przecież procencie ludności niemieckiej, a polska 40%, a obecnie mamy 55% własności niemieckiej, a polskiej 45% . Więc przecież nikt z panów, obiektywnie oceniający stan rzeczy, nie powie, że to jest stan normalny, ażeby dziś mała garstka ludności niemieckiej posiadała więcej niż połowę własności ziemskiej.</u>
          <u xml:id="u-46.14" who="#WitoldJeszke">A drugi jeszcze argument. Wiemy, że poza przymusową parcelacją istnieje jeszcze parcelacja dobrowolna i każdy uświadomiony obywatel Państwa Polskiego w miarę możności sprzyja tej parcelacji dobrowolnej. Przecież mamy przykłady, że właściciele polscy parcelują dobrowolnie celem realizowania reformy rolnej. Tymczasem okazuje się, że właśnie właściciele niemieccy w tym kierunku tego obowiązku obywatelskiego nie wypełniają i w parcelacji prywatnej dobrowolnej jednakowoż prawie zupełnie nie partycypują.</u>
          <u xml:id="u-46.15" who="#komentarz">(S. Wiesner: Chcemy.)</u>
          <u xml:id="u-46.16" who="#WitoldJeszke">Na to czekamy.</u>
          <u xml:id="u-46.17" who="#komentarz">(S. Wiesner: Chcemy, ale żeby nasi ludzie też dostali parcele.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-47">
          <u xml:id="u-47.0" who="#AleksanderPrystor">Panie Senatorze, proszę nie przerywać mówcy.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-48">
          <u xml:id="u-48.0" who="#WitoldJeszke">Mówię o zasadniczym zagadnieniu, że dotychczas własność niemiecka bojkotuje prywatną parcelację, w tym wypadku p. s. Wiesner mi nie przeczy. Otóż to jest jedno z tych ważniejszych zagadnień, które zamierzamy ze spokojem traktować i uważam, że moje argumenty powinny doprowadzić Panów do naświetlenia sprawy zgodnie z rzeczywistym stanem rzeczy.</u>
          <u xml:id="u-48.1" who="#WitoldJeszke">Pytam się, czy ludność polska, zebrana na kongresie w Berlinie, od długich lat po raz pierwszy mając możność wypowiedzenia się, stosuje te metody, które stosują w Senacie Panowie? Stwierdzam, że nie, na kongresie berlińskim nikt nie wytaczał żalów. Kiedy się pytać przedstawiciela ludności polskiej: czy cierpisz, to on powiada: wytrwam, a jeżeli się go pytać: skarżysz się, to odpowiada: mogę tylko oskarżać. I to jest stanowisko pełne dumy, pełne godności narodowej. Zastanawiam się, z czego to płynie? Otóż to płynie z tego, że ludność polska w Niemczech, osiadła na swojej własnej ziemi od dziada i pradziada, czuje się tak pewna siebie i tak pewna sprawiedliwości historycznej, że nie uważa za godne siebie, żeby w drobnych sprawach użalać się i skarżyć. W wielkich problemach stawia się pewne postulaty, które nie tylko całą emigrację jednoczą na jednej płaszczyźnie, ale które i dla nas, Polaków w kraju, powinny być przykładem tej zgody, do której my dotychczas bezskutecznie niestety tęsknimy. Jako kwintesencję, jako główny rezultat kongresu Polonii w Niemczech, uchwalono 5 prawd Polaka, brzmiących jak następuje: 1) jesteśmy Polakami, 2) wiara ojców naszych jest wiarą naszych dzieci, 3) Polak Polakowi bratem, 4) codzień Polak narodowi służy, 5) Polska matką naszą, nie wolno mówić o matce źle. Są to hasła, które mogą przyświecać nie tylko mniejszości narodowej, gdziekolwiek by się znajdowała, ale które powinny być i mogą być przykładem skoordynowania wysiłków narodowych, jaki właśnie mniejszość narodowa w Niemczech w tej chwili nam wszystkim daje. Sadzę, że będę chyba zgodny z całą Izbą, jeżeli naszym braciom za granicą wyrażę z powodu tego tak dumnego postawienia kwestii, wzbudzającego zaufanie w wewnętrzną spoistość i wiarę w przyszłość, z tego miejsca hołd.</u>
          <u xml:id="u-48.2" who="#komentarz">(Huczne oklaski)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-49">
          <u xml:id="u-49.0" who="#AleksanderPrystor">Udzielam głosu s. Łuckiemu.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-50">
          <u xml:id="u-50.0" who="#OstapŁucki">Wysoka Izbo! Mój kolega s. Horbaczewski zapowiedział, że mam dać odpowiedź s. Zarzyckiemu. To jest ten impuls, dlaczego jeszcze raz zjawiam się na tej trybunie. Oświadczam, że nie ma bardziej przykrej dla nas sytuacji, jak skarżyć się na coś. W całej naszej organizacji psychicznej niema niczego, co by nas prowadziło na ścieżki dziada-lirnika, który skarży się wiecznie na krzywdę. To nie odpowiada ani psychice naszego chłopa gospodarza, ani psychice szlachcica ukraińskiego. Tym mniej może być celem naszych występów w Izbach ustawodawczych wywoływanie zaognienia stosunków polsko-ukraińskich. Zdaje mi się, że każdy obiektywny obserwator wszystkich naszych występów musi przyznać, że bronimy tylko, może z pewną pasją, naszej koncepcji politycznej, koncepcji, zawsze to podkreślam, nie tylko bieżącej, ale dalej pomyślanej i dlatego tak nam drogiej.</u>
          <u xml:id="u-50.1" who="#OstapŁucki">W dyskusji dzisiejszej przeciwstawiono naszym tezom kilka faktów, przeważnie drobnych i nie myślę odpowiadać na każdy taki fakcik, ani prostować każdy fakcik. Że jakiś tam „sojuz Ukrainek” w takiej czy innej wiosce uchwalił tak czy inaczej, że tam gdzieś stało się to czy tamto tak samo i z naszej strony — te wszystkie fakciki mogą ilustrować tylko pewną tezę polityczną, mogą odgrywać rolę pomocniczą przy stawianiu pewnych problematów politycznych. Ograniczę się więc do problematów, a raczej do jednego tylko problematu, bo czas jest rzeczywiście tak krótki, że nużyć Panów byłoby już karygodną swawolą. P. gen. Zarzycki sformułował swoją myśl w bardzo poważnej sprawie następująco: Tak długo nie można myśleć o znormalizowaniu polsko-ukraińskich stosunków w terenie, jak długo Ukraińcy uprawiają w terenie separatyzm kulturalny i gospodarczy w swym życiu, w życiu swego narodu. Tak więc wyłania się przed nami problem tego tzw. separatyzmu kulturalnego i gospodarczego. Otwarcie przyznaję się do tego, że bronię tego separatyzmu kulturalnego i gospodarczego, tylko że widzę w tym przejawie zupełnie inną treść, niż ją widzi Pan Generał. O co właściwie chodzi? Jak my tę sprawę rozumiemy? Każdy z nas jest nie tylko jednostką psychiczną, ale i człowiekiem organicznej jedności „zbiorowej”. Indywidualność psychiczna istnieje także w wyższej sferze, mianowicie jako naród. Naród to jest także indywidualność, naród to organiczna, psychiczna jedność narodowa. Wieki się na to złożyły, że powstał wreszcie i nasz naród. Ten naród, tak samo jak jednostka, ma pewne swoje właściwości psychiczne, które się wyrażają w mowie jego, w poglądzie na świat, w całej jego wierze, w całej jego psychice, w całej jego duszy. I to jest dobre, to wzbogaca świat, to jest ta wielka i dobrą wola Boża, to jest natura rzeczy, to jest piękno tego świata. Tak jest i tak być musi. Z tego prawa przyrodzonego każdego narodu wypływa, że każdy naród musi także żyć w swoich właściwych mu formach — i tej zasady bronimy. Chcemy żyć i rozwijać się, potrzeby naszego narodu zaspokajać. Więc jest to prawo przyrodzone oczywiście nie tylko naszego narodu, ale i każdego narodu. Czy jest to zgodne z Konstytucją obowiązującą? Tak, Panie Generale, to jest zgodne nie tylko z prawem przyrodzonym, ale to jest zgodne i z Konstytucją. W art. 110, zdaje się, naszej Konstytucji czytam: „Obywatele polscy, należący do mniejszości narodowościowych, wyznaniowych lub językowych, mają równe z innymi obywatelami prawo zakładania, nadzoru i zawiadywania swoim własnym kosztem zakładów dobroczynnych, religijnych i społecznych, szkół i innych zakładów wychowawczych”. Wszystko to czynimy i to jest zgodne także z Konstytucją.</u>
          <u xml:id="u-50.2" who="#OstapŁucki">Jeżeli na pewnym terytorium żyją dwa narody, to jest to zgodne z naturą rzeczy, że każdy z tych narodów żyje swoim życiem i sam to życie reguluje. Ale to nie tylko jest zgodne z naturą i nie tylko to jest zgodne z Konstytucje, to nie tylko są fakty konieczne. Ten fakt jest także bardzo dobrym faktem i bardzo celowym. Bo, proszę Panów, na naszym terytorium fakt istnienia dwuch narodów i fakt istnienia zorganizowanego życia w każdym narodzie wytwarza sytuację rzeczywiście szlachetnego współzawodnictwa. Każdy, kto zna nasz kraj, wie bardzo dobrze, że w świecie polskim wystarczy powiedzieć: Patrzcie, co Ukraińcy potrafili zrobić! I naodwrót! Widzimy i dziś w naszym kraju, że pewne pobudzenie społeczeństwa polskiego do aktywniejszej pracy odbywa się pod hasłem: Patrzcie, gdzie już zaszli Ukraińcy! Myślę, że to nikomu nie szkodzi, albowiem to jest pozytywne.</u>
          <u xml:id="u-50.3" who="#OstapŁucki">Mogłaby zachodzić jeszcze taka wątpliwość, czy w tych organizacjach nie dzieje się coś, co może być niebezpieczne dla Państwa. No, państwo każde i to trzeba przyznać, że i Państwo Polskie ma wystarczający aparat, aby dokładnie wiedzieć, co się gdzie dzieje A z drugiej strony pozostawienie pewnej wolności i swobody, aby się ludzie mogli razem między sobą zejść i swoje sprawy omówić, jest koniecznym warunkiem higieny życia i współżycia. Ta radość tworzenia swego życia, ten moment, że ma się także coś swojego do utrzymania i stracenia, nawet w nie swoim państwie, to wszystko są elementy wielkiego znaczenia. Przy organizacji własnego życia narodowego wychowuje się naród, wychowuje się w coraz lepszym poznawaniu rzeczywistości i odpowiedzialności. Tak powstaje obywatel, człowiek, który ma zrozumienie dla dobra ogólnego. To nie jest więc jakaś mobilizacja polityczna, to są przejawy normalnego życia dwóch narodów, dojrzałych narodów, w jednym i to swoim kraju. Specjalnie to jest ważne w takiej sytuacji jak nasza, gdzie przecież nikt o nas nie może powątpiewać, że jesteśmy autochtoniczną ludnością tego kraju. To nie jest więc negatywny separatyzm kulturalny albo gospodarczy, bo jest inna rada w Państwie, inna droga, która unieszkodliwia, powiedzmy, tę odrębność przyrodzoną i naturalną życia narodowego w każdym narodzie danego państwa. Mianowicie na to istnieją w każdym państwie instytucje prawa publicznego. W tych instytucjach prawa publicznego wszyscy się schodzimy. Na wszystko jest właściwa instytucja, na wszystko jest właściwe miejsce. I tak jest dobrze. My niestety widzimy, że w instytucjach prawa publicznego, od życia gromadzkiego począwszy, nie znaczymy nic albo prawie nic. To jest nieszczęście, które szkodzi nie tylko nam, bo my ratujemy się w naszych organizacjach narodowych, to jest strzał bezpośredni w Państwo. Aby Ukrainiec mógł u nas zostać sekretarzem gminnym czy wójtem, aby być czymś w tym aparacie, powiedzmy, najniższym nawet samorządowym, w instytucji prawa publicznego, to tam jakże często sprawiedliwości nie ma, tam prawdziwej polskiej racji politycznej niestety się nie przestrzega. To są już strzały w Państwo. Ale taka sytuacja w instytucjach prawa publicznego tym bardziej robi nas czułymi na to, ażeby ostatniej jeszcze formy naszego twórczego konstruktywnego życia nie odbierano nam, mianowicie w naszych instytucjach narodowego życia, w instytucjach prawa prywatnego. W instytucjach natomiast prawa publicznego, nawet gdzie jesteśmy reprezentowani w odsetku, który nie odpowiada ani naszej liczbie, ani naszej wartości, jeśli jest atmosfera taka, jak powiedziałem w swoim przemówieniu, że tam honoruje się pracę i uczciwe stanowisko społeczne, to tam i z naszej strony zawsze jest atmosfera jak najlepsza.</u>
          <u xml:id="u-50.4" who="#OstapŁucki">Jeżeli ktokolwiek chce odebrać nam przyrodzone prawo do życia w jedności narodowej, oczywiście do życia w granicach prawa i w granicach racji Państwa, w którym to wszystko się odbywa, jeżeli także tę płaszczyznę życia ktoś nam chce wyrwać i wszystkich nas wrzucić w jeden garnek, to w naszych warunkach odbiera wszelkie podstawy do jakiejkolwiek normalizacji stosunków polsko - ukraińskich na naszym terenie. I to jest to całe nasze nieporozumienie. My twierdzimy, że tak jak my życie narodu w naszym kraju urządzamy, to jest zgodne i z interesem naszym jako narodu i z interesem Państwa i narodu polskiego.</u>
          <u xml:id="u-50.5" who="#OstapŁucki">Proszę Panów, wysunięto przeciw naszej tezie zupełnie inną tezę. Gdzie są dwa zapatrywania, tam już jest problemat i można by się jeszcze dalej w taki problemat wgłębiać. Poznawanie prawdy i mądre regulowanie życia naszym intencjom nigdy się nie sprzeciwia. Ale, Panie Generale, czy taką zasadę, jaką nam Pan proponuje, przyjąłby Pan dla życia polskiego także w Niemczech, także na Litwie, także w Czechosłowacji? Panie Generale, boję się, ażebyśmy idąc tą drogą nie doszli do znanego światopoglądu pewnego koczowniczego narodu, który powiada, że dobrze jest jeśli ja biorę komuś żonę, ale źle jest, jeżeli ktoś mnie bierze żonę.</u>
          <u xml:id="u-50.6" who="#OstapŁucki">Zwracam się więc do Pana Generała, do wszystkich Panów, i do nas — bo to obowiązuje nas w równej mierze — byśmy się zawsze trzymali starej chrześcijańskiej prawdy: nie czyńmy bliźniemu, co nam jest niemiłe.</u>
          <u xml:id="u-50.7" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-51">
          <u xml:id="u-51.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Radziwiłł.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-52">
          <u xml:id="u-52.0" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">Wysoka Izbo! Wchodząc pod koniec pracowitego dnia na tę trybunę, zdaję sobie bardzo wyraźnie sprawę, że jest niezmiernie trudno pod koniec długiej dyskusji, w której brało udział kilkudziesięciu mówców, dodać coś nowego, coś, co by mogło słuchaczów zainteresować. Ta trudność, w której się obecnie znajduję, jeszcze jest spotęgowana pewną okolicznością uboczną, mianowicie tym, że mam przemawiać na temat budżetu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, na czele którego stoi człowiek, dla którego wszyscy mamy najgłębszy szacunek,...</u>
          <u xml:id="u-52.1" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-52.2" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">...na pracę którego — nie obawiam się przesady — nadludzką patrzymy od blisko dwóch lat, który kumuluje w swoich rękach w okolicznościach, o których sam powiedział, że są wyjątkowo trudne, dwa wysoce odpowiedzialne urzędy: urząd polskiego Premiera i urząd polskiego Ministra Spraw Wewnętrznych. Ale jestem w jeszcze gorszej sytuacji.</u>
          <u xml:id="u-52.3" who="#komentarz">(Głos: Od Premiera? Prezes Rady Ministrów gen. Składkowski: Ja w najgorszej.)</u>
          <u xml:id="u-52.4" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">Nie, ale mówiąc o Premierze i o resorcie Ministra Spraw Wewnętrznych, że p. Premier Składkowski poza szacunkiem cieszy się, sądzę, w całym kraju, a już na pewno w parlamencie polskim niezmiernie wielką sympatią, powiem więcej, że on o tym wie i umie to wykorzystać.</u>
          <u xml:id="u-52.5" who="#komentarz">(Wesołość. Głosy: Umie, umie. Prezes Rady Ministrów gen. Składkowski: Coś złego Książę Pan szykuje.)</u>
          <u xml:id="u-52.6" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">Więc twierdzę, że p. Premier umie to wykorzystać, bo byliśmy w tej Wysokiej Izbie i jako słuchacze w Sejmie świadkami niejednokrotnie w dyskusji, gdzie resort p. Ministra był poddawany bardzo ostrej krytyce, że w końcu tej dyskusji wystarczyło parę słów ze strony p. Ministra, by zgromadzić wszystkie oklaski całej Izby.</u>
          <u xml:id="u-52.7" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">I dlatego chciałbym odstąpić od tej metody, która była nieraz tu stosowana, żeby tu wytaczać wielkie czy mniejsze kolubryny czy zarzuty w stosunku do resortu, o którym dziś mamy mówić, i chciałbym raczej pójść inną drogą — nie wiem nawet, jak to nazwać — drogą, powiem, zrobienia pewnego wspólnego rachunku sumienia na temat naszej polskiej rzeczywistości, takiej oczywiście, jak ja ją widzę, a więc subiektywnej. Niewątpliwie w Polsce, w naszych stosunkach wewnętrznych nie jest dobrze. Ale przystępując do omawiania tego tematu, chciałbym się od razu i tu zastrzec. Jeżeli — a niestety rzadko mamy sposobność do tego — po jakimś dłuższym pobycie za granicą, czy to w Niemczech, w tym kraju szalenie szybkiego rozwoju ekonomicznego, czy też w słonecznej Italii, czy też w tak samo sympatycznej skąd inąd dla nas Francji — wraca się do Polski, to jest przynajmniej zawsze przyznaję, że mam uczucie, że jednak u nas jest inaczej, jest lepiej i jest mimo wszystko swobodniej przemawiając dzisiaj krótko, jako jeden z ostatnich mówców, chciałbym się skoncentrować na pewnych tylko zagadnieniach, które wydają mi się ważne i istotne. A więc zagadnienie może nie najważniejsze, ale jednak dość istotne, to jest ustosunkowanie się naszej administracji państwowej, naszego Rządu i naszych ministrów do swoich obowiązków i do swoich zadań. Do naszej administracji i do naszego Rządu zostało wprowadzonych — nie chcę tego krytykować — bardzo dużo osób ze sfer wojskowych. I razem z nimi zostały wprowadzone do resortu politycznego, do resortu ekonomicznego pojęcia, które są obce mentalności cywilnej, a które są bardzo swoiste dla mentalności wojskowej, to jest czynienie wszystkiego na czyjś rozkaz i spełnianie po żołniersku nałożonego przez kogoś innego obowiązku. Ale to nieraz — nie mogę się oprzeć temu wrażeniu — doprowadza do nieoczekiwanych zupełnie i bardzo często, moim zdaniem, niebezpiecznych i niepomyślnych rezultatów. Doprowadza to bowiem do tego, że jak taki zwykły obywatel na prowincji ma do czynienia z jakąś władzą podrzędną, np. ze starostą, ten mówi: Proszę pana, to ode mnie nie zależy, odpowiada za to wojewoda. A jak się rozmawia z wojewodą, to wojewoda mówi: No, ma pan może rację, ale to rozstrzyga minister i to nie jeden minister, ale szereg ministrów, ja tylko wykonuję to, co mi każą. Tak dochodzimy do zjawiska — moim zdaniem — bardzo niebezpiecznego, że cokolwiek się gdziekolwiek w Polsce dzieje na prowincji, to bardzo prędko angażuje się autorytety, które nie powinny być angażowane i przerzuca się odpowiedzialność na te najwyższe czynniki, które tej odpowiedzialności ani konstytucyjnie, ani życiowo ponosić nie powinny.</u>
          <u xml:id="u-52.8" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">Ale to nie jest ten zasadniczy temat, o którym chciałem mówić.</u>
          <u xml:id="u-52.9" who="#komentarz">(S. Evert: Owszem, bardzo ważne rzeczy.)</u>
          <u xml:id="u-52.10" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">Nad trybuną, z której w tej chwili mam zaszczyt przemawiać, wypisana jest maksyma rzymska, maksyma łacińska: Salus Reipublicae suprema lex esto. Jest to niewątpliwie wielka maksyma i niewątpliwie dobrze, że widzimy ją zawsze, gdy mamy spełniać nasze obowiązki senatorskie, bo przypomina nam to, że drogowskazem naszym ma być interes publiczny, a nie interes poszczególnych ludzi, poszczególnych grup i poszczególnych warstw. Ale ta maksyma jest wypisana po łacinie, a niestety znajomość tego języka obecnie coraz więcej szwankuje. Salus Reipublicae — to była maksyma stworzona, wydaje mi się, po raz pierwszy wówczas, kiedy Rzym był w niebezpieczeństwie i oznaczała, że zbawienie Rzeczypospolitej jest najwyższym prawem. A teraz przychodzi współczesny Polak, patrzy na to i tłumaczy w sposób nieco odmienny, tylko jedno słowo zmienię: interes Państwa jest najwyższym prawem.</u>
          <u xml:id="u-52.11" who="#komentarz">(S. Śliwiński: Albo zdrowie.)</u>
          <u xml:id="u-52.12" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">I to jest wielkie nieporozumienie, które nie jest nieporozumieniem tylko wewnętrznym polskim, ale które jest wielkim nieporozumieniem, wielkim zagadnieniem naszej, że tak powiem, europejskiej, a także światowej współczesności.</u>
          <u xml:id="u-52.13" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">Czy prawo jest wyrazem jakichś norm obowiązujących i tych co rządzą i tych co są rządzeni, jakichś norm polegających na ogólnie uznanych etycznych podstawach, czy prawo jest i ma być tylko interesem państwa, który, jak wiemy wszyscy, jest bardzo często identyfikowany z interesem tych, którzy w danej chwili tym państwem rządzą? Co jest prawem? Dwa lata temu, jeżeli się nie mylę, p. Minister Grabowski, obecny tutaj przypadkowo na naszych rozprawach, gościł w Warszawie niemieckiego swego kolegę ministra sprawiedliwości Rzeszy, który przyjechał do Warszawy i wygłosił bardzo interesujący odczyt na podobne tematy, w którym twierdził i uzasadniał, że w nowoczesnych pojęciach, w nowoczesnych państwach, w nowoczesnych czasach właśnie tylko interes jest jedynie obowiązującą normą dla prawa. Otóż ja przyznaję się, że reprezentuję pogląd przeciwny i uważam, że jednym z powodów naszych trudności wewnętrznych jest właśnie to, a nie inne nieporozumienie. Jeżeli w tym okresie ostatniego roku mieliśmy w Polsce zastanawiające, a powiem więcej, przerażające objawy ze strony społeczeństwa nie liczenia się z normami prawnymi, to jest to nie wina, a jest to stan faktyczny, z którym się musimy bardzo poważnie liczyć.</u>
          <u xml:id="u-52.14" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">Przytoczę tylko jeden przykład, to jest proces Doboszyńskiego. Otóż Doboszyński był sądzony raz w Krakowie, drugi raz we Lwowie. Przypuszczam, że komplet dobrany do tych sądów był specjalnie troskliwie. Sądząc z prasy, na ławach tych, którzy mieli wydać werdykt, zasiadali bynajmniej nie ludzie wrogo usposobieni dla Państwa, byli to, o ile mi wiadomo, w pewnej dość poważnej części emerytowani urzędnicy, obywatele niezmiernie spokojni, niezmiernie wobec Państwa lojalni, a jednak werdykt ich był raz uniewinniający, a drugi raz w innym układzie prawie że gorszy — bo nakładał pewne fikcyjne kary na przestępstwo, które, obiektywnie mówiąc, było bardzo poważnym przestępstwem, skierowanym przeciwko Państwu.</u>
          <u xml:id="u-52.15" who="#komentarz">(Głos: Słusznie.)</u>
          <u xml:id="u-52.16" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">Otóż cieszę się niezmiernie, że mam zaszczyt przemawiać tu w obecności p. Ministra Sprawiedliwości, bo to się tyczy poniekąd jego resortu. Jakie są logiczne wnioski, które z tego wyprowadzam? P. Minister — a sądzę, że się nie mylę, bo już przed rokiem mówiliśmy o tych rzeczach — wyciąga taki wniosek: sądy przysięgłych są przeżytkiem, trzeba je skasować, bo tylko sąd koronny daje gwarancję, że sprawiedliwości stanie się zadość. Otóż przyznaję, że z tego faktu, który i on i ja oceniamy w ten sam ujemny sposób, wyciągam inne wnioski. Dla mnie werdykt taki, jak werdykt krakowski i lwowski, ma to daleko głębsze znaczenie, że coś w naszej współczesnej psychice jest nie w porządku. Bo dla jednych przestępca państwowy, jakim jest niewątpliwie Doboszyński, jest przestępcą, a dla drugich jest bohaterem narodowym. Dlatego przyczyna tego zła tkwi znacznie głębiej. My nie wysanujemy stosunków przez mechaniczne usuwanie w danym wypadku sądów przysięgłych albo przez mechaniczne wprowadzanie tej czy innej normy. Ta sanacja stosunków musi sięgać daleko głębiej. Nie mam możności ani zamiaru rozważać tego tematu i ograniczę się w tym miejscu do wypowiedzenia swego osobistego credo. My musimy wrócić i u tych co rządzą i u tych co są rządzeni do honorowania pewnych podstawowych pojęć prawnych, związanych z etyką, kulturą i naszą przeszłością chrześcijańską.</u>
          <u xml:id="u-52.17" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">A teraz ponieważ duża część naszej dzisiejszej dyskusji była poświęcona sprawom mniejszościowym, chciałbym i ja parę słów o tym powiedzieć, ale inaczej, niż to było dotychczas mówione. Nie uważam bowiem, żeby odrzucanie sobie wzajemnie piłki pomiędzy reprezentantami społeczeństwa polskiego i reprezentantami jakiejkolwiek mniejszości narodowej, zamieszkującej Polskę, wypowiadanie sobie żalów, powoływanie się na przykłady zamierzchłej przeszłości, miało jakikolwiek praktyczny cel. Chciałbym na wstępie powiedzieć, że ja, jak wszyscy inni, i to już wynika z tego, co dotychczas miałem zaszczyt z tego miejsca powiedzieć, stoję twardo i konsekwentnie na podstawie praw i na podstawie, oczywiście tym bardziej, naszej Konstytucji i jej norm. Jednak nie możemy się łudzić, że sprawy takie, jak powiedzmy polsko-ukraińskie czy polsko-żydowskie są sprawami, które by z jakąkolwiek szansą powodzenia dały się rozstrzygnąć w praktycznym życiu wertowaniem jakichkolwiek kodeksów albo powoływaniem się na jakiekolwiek prawa. Są to bowiem sprawy polityczne, ważne sprawy państwowe, niestety, bardzo często o dramatycznym napięciu.</u>
          <u xml:id="u-52.18" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">Przede wszystkim parę słów chciałbym powiedzieć może nawet nie tyle o sprawach polsko-ukraińskich, co o sprawach naszych kresów wschodnich i stosunków na nich panujących. Otóż jest dla mnie rzeczą niewątpliwą, że pomiędzy interesami przedstawicieli społeczeństwa ukraińskiego i przedstawicieli społeczeństwa polskiego istnieją pewne zasadnicze różnice i ani Panowie, przedstawiciele tej mniejszości, ani my Polacy nic na to nie poradzimy. Sprawa ta bynajmniej nie ogranicza się do terytorium naszego Państwa, i Panowie tego tak samo w ten sposób nie ujmujecie.</u>
          <u xml:id="u-52.19" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">Zupełnie przypadkowo wpadła mi dziś do rąk pewna broszura wydana parę lat temu w Genewie przez Ukraińców. Jest to wydanie w języku francuskim, biuletyn informacyjny ukraiński i zeszyt ten jest poświęcony wielkiemu problemowi wschodu europejskiego: Le probleme de l'Est Europeen. A w podtytule: Polska, Rosja i Ukraina. Otóż na jednej z pierwszych stron znajduję takie zdanie, które przecież jest wzięte z tej rzeczywistej rzeczywistości, jeżeli mam na chwilę użyć pewnych słów b. premiera p. Bartla. Jest tutaj zdanie jedno, które mówi o równowadze na wschodzie Europy: „Cet equilibre n'est possible qu'a condition de soustraire a la Pologne et a la Russie tous les territoires ukrainiens et de reconstituer le grand Etat independent de l'Ukraine”.</u>
          <u xml:id="u-52.20" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">Proszę Panów, to jest sedno całego zagadnienia i nic nie pomoże, jeżeli tutaj w tej Wysokiej Izbie będziemy dyskutować nad prawdziwymi czy rzekomymi krzywdami czy pretensjami w takim czy innym powiecie Małopolski Wschodniej, Wołynia czy Polesia. Stwierdzono w tym oficjalnym wydaniu, że równowaga stosunków politycznych na wschodzie Europy może być osiągnięta tylko z chwilą, gdy Polsce i Rosji będą odebrane wszystkie ziemie — i to twierdzenie jest tutaj nawet ilustrowane mapą terenów, zamieszkałych przez Ukraińców — i będzie stworzone wielkie o 80 miln. mieszkańców państwo ukraińskie. To jest to zagadnienie, o którym powinniśmy mówić otwarcie, szczerze i o którym nikt z nas zapominać nie może. Nie mamy Panom tego za złe. Byliśmy kiedyś w podobnej sytuacji i nie zapominamy o tym, ale nie możecie i Wy, Panowie, zapominać, że jako Polacy mamy przede wszystkim na oczach — i to jest naszym obowiązkiem — interes Państwa Polskiego.</u>
          <u xml:id="u-52.21" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-52.22" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">I dlatego twierdzę, że to jest problem bynajmniej nie lokalny, problem państwowy. I dlatego nie by krytykować kogokolwiek, chciałbym stwierdzić i to z pewnym zarzutem w stosunku do tego, co się obecnie dzieje, że ten problem, problem o takim zasięgu powinien wyłącznie być decydowany w centrum naszego Państwa, w Warszawie, przez tych ludzi, którzy ponoszą odpowiedzialność za politykę zagraniczną naszego Państwa.</u>
          <u xml:id="u-52.23" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">Przed dwoma dniami przemawiał tu z tej trybuny senator, dla którego wszyscy mamy bardzo wysoki szacunek, którego osobiście znam od dawna, którego uważam za jednego spośród nas może najszlachetniejszych, p. senator Wołoszynowski. Nie słyszałem, niestety, jego przemówienia, ale czytałem sprawozdanie o tym przemówieniu w prasie. P. senator Wołoszynowski z tej trybuny mówił, że musimy się niewątpliwie i to w niedalekiej przyszłości na naszych granicach wschodnich liczyć z niebezpieczeństwem wojny i że musimy się na to przygotować. Jak to czytałem — podkreślam, nie słyszałem tego przemówienia — to miałem uczucie, że powiał wiatr wołyński w tej Wysokiej Izbie. Tam bowiem rzeczywiście panują nastroje i to bynajmniej nie w ostatnich latach, ale od szeregu lat, które żywo mi przypominają Sienkiewicza „Ogniem i Mieczem”, gdzie obrazowo jest powiedziane: „zakwitł step i zaczyna się step ruszać”. Tam rzeczywiście są jakieś nastroje pod wiosnę, że z pierwszą trawką ogarnia całą ludność pewien niepokój, czyżby to miało w tym roku być, a może bezwarunkowo na przyszły, a może za trzy czy za cztery lata? Panie Premierze, to są nastroje piękne, może sympatyczne, o swoistym zapaszku, ale w rezultacie nastroje niebezpieczne mamy bowiem objawy, że wskutek takich nastrojów ludność ukraińska głośno — byłem sam świadkiem takich scen — zapowiada: Wkrótce my was Lachów będziemy rżnąć. Panują takie nastroje, że ludzie o nerwach mniej odpornych zaczynają tego kraju unikać, osadnicy sprzedają swoje mienie, wynoszą się w kraje spokojniejsze. Ludzie w tym kraju niechętnie inwestują, żyją jakby w oczekiwaniu czegoś.</u>
          <u xml:id="u-52.24" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">I tutaj dochodzę do pytania, które mnie najwięcej interesuje, które jest także pewnego rodzaju rachunkiem sumienia: państwowość polska dzięki Bogu 18 lat tym krajem rządzi. Zadaję sobie często pytanie, które, nie wątpię, także p. Premier sobie zadawał i zadaje, czy państwowość w tym kraju od 18 lat zrobiła postępy, czy polskość się w tym kraju cofnęła? To jest zagadnienie, które nawet na łamach naszej prasy jest bardzo często w ten sam sposób właśnie, jak ja to z tej trybuny robię, dyskutowane i omawiane i w zależności od organu prasowego w ten czy inny sposób rozstrzygane.</u>
          <u xml:id="u-52.25" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">Otóż jedni mówią: Ta polskość zrobiła niewątpliwie bardzo duże postępy. To jest zasługa tej czy innej polityki, tego czy innego urzędnika, my idziemy naprzód i na dowód statystyka: było tyle, powiedzmy, ludności polskiej przed wojną, tyle jest teraz, wszystko jest w porządku. Inni znowu twierdzą może pesymistycznie: Utraciliśmy tyle ziemi, przeprowadziliśmy w sposób radykalny reformę rolną. Tu nie mogę się oprzeć temu, żeby nie wyrazić naszemu koledze p. senatorowi Masłowowi szczerej wdzięczności, że dzisiaj z tej trybuny oświadczył, że reforma rolna właśnie na Wołyniu była i jest przeprowadzana zgodnie z interesem ludności ukraińskiej, którą on tu reprezentuje. To jest wyznanie dla mnie niezmiernie cenne i starałem się je dzisiaj wyraźnie podkreślić. Otóż drudzy powiadają, że polskość się cofnęła. I tu zachodzi ten niewątpliwie dosyć ciekawy wypadek, że, moim zdaniem, tak jedni, jak i drudzy mają rację, dlatego że mówiąc o tej samej rzeczy, jednak inaczej ją rozumieją. Niewątpliwie polskość na kresach — specjalnie mnie jest znany Wołyń — zrobiła w pewnym znaczeniu tego słowa postęp. Ale ta polskość dzisiaj na Wołyniu — o tym nie może p. Minister Spraw Wewnętrznych odpowiedzialny za stan w tym kraju zapominać — jest reprezentowana w bardzo znacznym stopniu przez urzędników państwowych najróżniejszych kategoryj, przez ludność miejską. Wiem znowu na podstawie własnego naszego państwowego doświadczenia, co to znaczy. I przytoczę tylko jeden przykład, który jest wszystkim niewątpliwie dobrze znany. Otóż jest takie miasto Bydgoszcz w Poznańskiem. To było miasto do roku 1914 specyficznie niemieckie i zawsze podkreślany był ten niemiecki charakter Bydgoszczy. Jeżeli się brało oficjalne statystyki, to rzeczywiście element ten w tym specjalnie mieście i w tym okręgu odgrywał olbrzymią rolę. Nie mam w głowie ścisłych cyfr, ale jeżeli nie miał absolutnej większości, to mu mało do tej większości brakowało. I co się stało w przeciągu paru lat? Dzisiaj Bydgoszcz jest czysto polskim miastem, bo razem ze zmianą stosunków politycznych z natury rzeczy ten element, składający się z urzędników państwowych i ich rodzin, żon etc. odpłynął. Niemieckość Bydgoszczy była objawem zupełnie związanym z faktem państwowości pruskiej. Otóż, Panie Premierze, coś bardzo niestety podobnego odbywa się dzisiaj i na naszych kresach wschodnich i to nas niepokoi. Mają wobec tego rację ci, którzy się powołują na statystykę i którzy na mocy tej statystyki stwierdzają, że tam czy gdzie indziej przed wojną było 8 czy 9% ludności polskiej, a teraz jest jej 15%, ale mają ze swego punktu widzenia także rację ci, którzy twierdzą, że przeprowadzanie specjalnie na kresach wschodnich w ten sposób, jak to jest obecnie i było w ostatnich latach przeprowadzane, bardzo radykalnych społecznych cięć nie jest zgodne z interesem Polaków i z interesem polskości tego kraju. Mówiłem na wstępie, że polityka ukraińska powinna być dyrygowana z Warszawy, a nie z jakiekolwiek innego miasta prowincjonalnego, bo jest rzeczą niebezpieczną, kiedy ludzie, z natury rzeczy powołani do ważnych zadań administracyjnych, ale do zadań lokalnych, zaczynają być miarodajnymi w sprawach polityki ogólnopaństwowej. I tak — żeby na chwilę mówić w tonie więcej żartobliwym — przy jakimś kresowym ognisku myśliwskim zaczyna się marzenie, które w miarę tego jak upływają godziny, zmienia się w sen i śni się o wilku żelaznym i o mieście Łucku, z którego jak z rzymskiej wilczycy wyszli i Witold i Olgierd i Józefowicz.</u>
          <u xml:id="u-52.26" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-52.27" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">A przechodząc teraz, proszę Panów, do sprawy żydowskiej tylko dlatego, by dotrzymać słowa danego wczoraj p. senatorowi Schorrowi, chciałbym przede wszystkim w jak najkategoryczniejszy sposób stwierdzić, że i administracja nasza państwowa i olbrzymia większość społeczeństwa polskiego w bardzo stanowczy sposób potępia wszelkie metody gwałtu. I nie trzeba się po to powoływać na stary czy nowy testament. Ale sprawa żydowska jest również jedną z tych spraw, których istnienie musimy po prostu zarejestrować. I dla mnie nigdy nie będzie zrozumiałym, jeśli ze strony żydowskiej chce się petryfikować ten stan rzeczy, który obecnie egzystuje. Ja również znam stosunki w naszych małych miasteczkach i nieraz się napatrzyłem na tę straszną nędzę, w której w sposób niegodny ludzkości żyje, bytuje, chciałbym prawie powiedzieć, wegetuje proletariat żydowski. Otóż, niestety, w naszym kraju stosunki populacyjne są tego rodzaju, że nie ma najmniejszych widoków, żeby dla ludności żydowskiej ten stan opłakany i niegodny ludzkich istot mógł się zmienić na lepsze. Jeśli mówimy o konieczności życiowej emigracji żydowskiej, to mówimy to nie tylko dlatego, że uważamy, iż jest naturalnym prawem ludności polskiej, żeby również w handlu znaleźć możność egzystencji, której im rolnictwo dać już dziś nie może, ale czynimy to także w zrozumieniu tego wielkiego problemu, to jest umożliwienia ludności żydowskiej znalezienia sobie gdzie indziej poza granicami naszego kraju jakichś godnych ludzi możliwości życiowych. I tylko w ten sposób — sine odio et studio — należy tę sprawę rozważyć. Już dziś było powiedziane, że nawet wśród społeczeństwa żydowskiego są ludzie i są przywódcy, którzy tę konieczność rozumieją. Nie jest celowe robić sobie wzajemne wyrzuty. Stoimy i stać będziemy na podstawie praw, gwarantujących mniejszościom zamieszkałym w Polsce prawo obywatelstwa, ale to nas nie może doprowadzić do tego, żebyśmy zamykali oczy na wielkie problemy naszej polityki wewnętrznej, jakimi są i sprawa mniejszości żydowskiej, a przede wszystkim sprawa naszych mniejszości ukraińskich.</u>
          <u xml:id="u-52.28" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-53">
          <u xml:id="u-53.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Wołoszynowski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-54">
          <u xml:id="u-54.0" who="#JoachimWołoszynowski">Wysoki Senacie! Dar wymowy to jest gratia gratis dana, tego daru nie mam, ale czuję się w obowiązku w paru słowach s Radziwiłłowi odpowiedzieć. Żałuję bardzo, że nie przeczytawszy mojego przemówienia dziś na nie s. Radziwiłł odpowiadał. W stenogramie można było znaleźć to, co powiedziałem. Stwierdzam, iż nie mówiłem o obawie wojny w najbliższym czasie. Mówiłem o innej rzeczy, o linii podziału istotnej, która przechodzi na terenie tym, gdzie jest Korpus Ochrony Pogranicza. Mówiłem o różnicy między kulturą zachodnią, kulturą chrześcijańską a tym iksem, który stoi za naszym Korpusem Pogranicza na wschodzie. Mówiłem również, że na tej linii do starcia przyjść musi i przyjdzie. I mówiłem, w jakich warunkach to starcie będziemy musieli przetrzymać. I to nie było w związku z wiosną, to nie było, co mówił s. Radziwiłł, że co roku są niepokoje wiosenne, że ludzie uciekają i likwidują się. Stwierdzam, że nikt z Wołynia nie ucieka i nie likwiduje się. My spokojnie czekamy na to, co nas czeka, i wiemy, że to czeka nie tylko nas na Wołyniu, ale czeka również i całą Europę zachodnią. Będzie to kataklizm, będzie to krucjata o obalenie krzyża przede wszystkim. I o tym trzeba myśleć i stwierdzam, że wszyscy obywatele Wołynia, i Polacy i Ukraińcy, wspólnie o tym niebezpieczeństwie myślimy i wspólnie w sobie staramy się wykrzesać — o czym mówiłem wczoraj — ten impuls obrony. Dziś my mamy czego bronić, bo Wołyń zrobił postęp wielki. Jak już mówiłem wczoraj, kultura zachodnia sięgała tam, gdzie kończyła się Polska. Cofała się razem z Polską i stanęła dziś tam, gdzie się kończy Polska. Ta zachodnia kultura chrześcijańska olbrzymi postęp zrobiła. My się nie obawiamy, ale jesteśmy świadomi tego, co nas czeka, i niebezpieczeństwu temu patrzymy śmiało w oczy, nie obawiamy się tego niebezpieczeństwa. To chciałem powiedzieć.</u>
          <u xml:id="u-54.1" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-54.2" who="#JoachimWołoszynowski">Więc nie ma tam zupełnie paniki ani strachu, Panie Senatorze. My patrzymy odważnie rzeczywistości w oczy i nikt się tam nie likwiduje ani nie ucieka, mu „gęsiej skórki”, Panie Senatorze, nie mamy na Wołyniu.</u>
          <u xml:id="u-54.3" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-55">
          <u xml:id="u-55.0" who="#AleksanderPrystor">Porządek dzienny został wyczerpany.</u>
          <u xml:id="u-55.1" who="#AleksanderPrystor">Od p. senatora Schorra wpłynęła interpelacja do p. Prezesa Rady Ministrów jako Ministra Spraw Wewnętrznych w sprawie zajść przeciwżydowskich na ulicach Warszawy w dniu 7 marca 1938 r.</u>
          <u xml:id="u-55.2" who="#AleksanderPrystor">Interpelację tę prześlę p. Prezesowi Rady Ministrów.</u>
          <u xml:id="u-55.3" who="#AleksanderPrystor">Następne posiedzenie odbędzie się jutro o godzinie 10 rano. Na porządku dziennym debata szczegółowa nad częścią 12 budżetu — Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych, oraz częścią 11 — Ministerstwo Komunikacji.</u>
          <u xml:id="u-55.4" who="#AleksanderPrystor">Zamykam posiedzenie.</u>
          <u xml:id="u-55.5" who="#komentarz">(Koniec posiedzenia o godz. 20.)</u>
        </div>
      </body>
    </text>
  </TEI>
</teiCorpus>