text_structure.xml
319 KB
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79
80
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
98
99
100
101
102
103
104
105
106
107
108
109
110
111
112
113
114
115
116
117
118
119
120
121
122
123
124
125
126
127
128
129
130
131
132
133
134
135
136
137
138
139
140
141
142
143
144
145
146
147
148
149
150
151
152
153
154
155
156
157
158
159
160
161
162
163
164
165
166
167
168
169
170
171
172
173
174
175
176
177
178
179
180
181
182
183
184
185
186
187
188
189
190
191
192
193
194
195
196
197
198
199
200
201
202
203
204
205
206
207
208
209
210
211
212
213
214
215
216
217
218
219
220
221
222
223
224
225
226
227
228
229
230
231
232
233
234
235
236
237
238
239
240
241
242
243
244
245
246
247
248
249
250
251
252
253
254
255
256
257
258
259
260
261
262
263
264
265
266
267
268
269
270
271
272
273
274
275
276
277
278
279
280
281
282
283
284
285
286
287
288
289
290
291
292
293
294
295
296
297
298
299
300
301
302
303
304
305
306
307
308
309
310
311
312
313
314
315
316
317
318
319
320
321
322
323
324
325
326
327
328
329
330
331
332
333
334
335
336
337
338
339
340
341
342
343
344
345
346
347
348
349
350
351
352
353
354
355
356
357
358
359
360
361
362
363
364
365
366
367
368
369
370
371
372
373
374
375
376
377
378
379
380
381
382
383
384
385
386
387
388
389
390
391
392
393
394
395
396
397
398
399
400
401
402
403
404
405
406
407
408
409
410
411
412
413
414
415
416
417
418
419
420
421
422
423
424
425
426
427
428
429
430
431
432
433
434
435
436
437
438
439
440
441
442
443
444
445
446
447
448
449
450
451
452
453
454
455
456
457
458
459
460
461
462
463
464
465
466
467
468
469
470
471
472
473
474
475
476
477
478
479
480
481
482
483
484
485
486
487
488
489
490
491
492
493
494
495
496
497
498
499
500
501
502
503
504
505
506
507
508
509
510
511
512
513
514
515
516
517
518
519
520
521
522
523
524
525
526
527
528
529
530
531
532
533
534
535
536
537
538
539
540
541
542
543
544
545
546
547
548
549
550
551
552
553
554
555
556
557
558
559
560
561
562
563
564
565
566
567
568
569
570
571
572
573
574
575
576
577
578
579
580
581
582
583
584
585
586
587
588
589
590
591
592
593
594
595
596
597
598
599
600
601
602
603
604
605
606
607
608
609
610
611
612
613
614
615
616
617
618
619
620
621
622
623
624
625
626
627
628
629
630
631
632
633
634
635
636
637
638
639
640
641
642
643
644
645
646
647
648
649
650
651
652
653
654
655
656
657
658
659
660
661
662
663
664
665
666
667
668
669
670
671
672
<?xml version='1.0' encoding='utf-8'?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
<xi:include href="PPC_header.xml" />
<TEI>
<xi:include href="header.xml" />
<text>
<body>
<div xml:id="div-1">
<u xml:id="u-1.0" who="#komentarz">(Początek posiedzenia o godz. 10.)</u>
<u xml:id="u-1.1" who="#komentarz">(Przewodniczący Marszałek Senatu Aleksander Prystor.)</u>
</div>
<div xml:id="div-2">
<u xml:id="u-2.0" who="#AleksanderPrystor">Otwieram posiedzenie.</u>
<u xml:id="u-2.1" who="#AleksanderPrystor">Jako sekretarzy zapraszam ss. Masłowa i Olewińskiego. Protokół i listę mówców prowadzi s. Masłów.</u>
<u xml:id="u-2.2" who="#AleksanderPrystor">Protokół 44 posiedzenia uważam za przyjęty, gdyż nie wniesiono przeciw niemu zarzutów. Protokół 45 posiedzenia jest do przejrzenia w Biurze Senatu.</u>
<u xml:id="u-2.3" who="#AleksanderPrystor">Przystępujemy do porządku dziennego: Sprawozdanie Komisji Budżetowej o projekcie ustawy skarbowej z preliminarzem budżetowym na rok 1938/39 (druki senackie nr 300 i 330): rozprawa szczegółowa nad częścią 13 — Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego.</u>
<u xml:id="u-2.4" who="#AleksanderPrystor">Jako sprawozdawca głos ma s. Rudowski.</u>
</div>
<div xml:id="div-3">
<u xml:id="u-3.0" who="#JanRudowski">Wysoka Izbo! Analiza budżetu Ministerstwa Oświaty i Wyznań Religijnych przeprowadzona jest w drukowanym sprawozdaniu komisji. Obecnie należało by tylko zaznaczyć charakterystyczne jego znamiona oraz podkreślić to, co jest najważniejsze w dziele wychowania, czyli ideologiczne jego podstawy oraz realizowanie ich w praktyce.</u>
<u xml:id="u-3.1" who="#JanRudowski">Preliminarz obecny jest trzecim z kolei, który wzrasta; zatem zaczynamy powoli leczyć rany kryzysowe. Odbiegamy dość szybko od owej fatalnej liczby jednego miliona dzieci poza szkołą, obecnie jest ich jeszcze czterysta kilkadziesiąt tysięcy. Podkreślić w tym miejscu trzeba wielkie znaczenie dla szkolnictwa powszechnego, Towarzystwa Popierania Budowy Publicznych Szkół Powszechnych. Chcę podkreślić dwie charakterystyczne cechy tego towarzystwa, to jest 1), że przez swoją ogólną i powszechną działalność, obejmującą coraz szersze kręgi społeczeństwa, niewątpliwie przyczynia się do wielkiej propagandy dzieła budowy szkół powszechnych i 2), że subwencje, które Towarzystwo Popierania Budowy Szkół Powszechnych przydziela poszczególnym gminom czy szkołom na budowę, wyzwalają w znacznie większym stopniu inne fundusze, które w ten sposób są wciągane do tego dzieła. Zwrócę uwagę jeszcze na jedną rzecz, że Towarzystwo Popierania Budowy Szkół Powszechnych może należy do tych wyjątkowych organizacyj publicznych, społecznych, których koszty administracyjne są minimalne, bowiem nie sięgają nawet 1% Bezrobocie nauczycieli powinno się w przyszłym roku już całkowicie zlikwidować.</u>
<u xml:id="u-3.2" who="#JanRudowski">Natomiast pogarsza się sytuacja na odcinku szkoły średniej, do której obecnie doszła fala wzrastającej liczby młodzieży. Główny ciężar tego zagadnienia leży na szkole średniej prywatnej i dlatego Ministerstwo Oświaty powinno usilnie popierać i ułatwiać rozwój tej szkoły. W szkole średniej i zawodowej zastraszający jest objaw nikłej frekwencji dzieci rolników. Problem ten winien być specjalnie zbadany przez Ministerstwo celem usunięcia przeszkód, jakie spotyka młodzież wiejska w dążeniu do kształcenia się.</u>
<u xml:id="u-3.3" who="#JanRudowski">W szkolnictwie wyższym akademickim zaznaczyła się pewna poprawa; komisja jednak uważa, że Ministerstwo Oświaty winno jeszcze wydatniej zwiększyć swoje zainteresowanie się tą sprawą a to: przez pogłębienie znajomości prądów ideologicznych wśród młodzieży nurtujących, przez rozszerzenie pomocy materialnej oraz wydatne usprawnienie rozprowadzania jej, wreszcie przez studia nad rynkiem pracy dla absolwentów szkół wyższych i odpowiednie kierowanie młodzieży do zawodów.</u>
<u xml:id="u-3.4" who="#JanRudowski">W budżecie samym bardzo źle przedstawia się nadal dziedzina sztuki oraz sprawa budowli uniwersyteckich i innych. Tak więc stwierdzić trzeba, że chociaż budżet resortu oświaty uległ zwyżce, to jednak nie załatwia on jeszcze i nie zaspokaja wielu potrzeb. Trzeba natomiast podkreślić, że tak Rząd, jak społeczeństwo z największą uwagą i ofiarnością sprawy oświatowe traktują, przekładając ponad nie tylko jedno zagadnienie, to jest zagadnienie obronności Państwa.</u>
<u xml:id="u-3.5" who="#JanRudowski">Wysoki Senacie! Resort oświaty jest zupełnie specjalny i różni się zasadniczo od wszystkich innych tym, że w o wiele znakomitszym stopniu rezultat funkcji jego uzależniony jest od podstaw ideologicznych, od zasad wychowawczych, którymi emanować musi cały personel resortu oświaty od osoby Ministra począwszy, poprzez kuratoria, inspektoraty, aż do nauczyciela jednoklasowej szkółki. Zważyć bowiem trzeba, że w każdej dziedzinie poza oświatą produkt, rezultat pracy, zawsze będzie jednakowy, jakimkolwiek byłby sprawca jego pod względem ideologicznym: pszenica, auto, obuwie, recepta, czy porada prawna mogą być identyczne, a w każdym razie zawsze niezależne od tego, czy zostały wyprodukowane przez radykała czy narodowca, przez ateusza czy człowieka religijnego. I zachodzi jeszcze druga różnica charakterystyczna, że we wszystkich tych dziedzinach jakość wykonanej roboty podlega od razu doraźnej kontroli i ocenie. Sprawy te w dziele wychowania wyglądają zupełnie inaczej. Niemożliwe jest, po ludzku rzeczy biorąc, by człowiek głęboko religijny wpoił wychowankowi ateizm, a bezbożnik ugruntował w uczniu zasady wiary. I również w praktyce nie da się tego przeprowadzić, by rezultaty wychowania, osiągnięte przez danego nauczyciela, podlegać mogły bezpośredniej i doraźnej ocenie. Można wprawdzie skontrolować postępy ucznia w naukach — chociaż też jest to problematyczne — za pomocą wizytacji, egzaminu, matury; jednak nie można poddać doraźnej ocenie kształtowania się jego ideologii. Wszak przytaczano na komisji przykłady, że Ministerstwo potrzebowało 10 lat czasu, by ocenę taką wydać i wyciągnąć z niej konsekwencje. Jest więc rzeczą podstawową w dziele oświaty, by ideologiczne zasady wychowawcze ściśle oznaczyć i zapewnić ich przeprowadzenie w praktyce.</u>
<u xml:id="u-3.6" who="#JanRudowski">Jak te sprawy wyglądają w naszym państwie? Trzy są czynniki, które mają niezaprzeczalne prawo oraz najistotniejszy obowiązek uczestniczenia i współdziałania w dziele wychowania: rodzina we właściwym znaczeniu oraz szerszym, tj. społeczeństwo i naród; dalej państwo i wreszcie kościół. Dzieło wychowania najprzód jest funkcją rodziny, w późniejszym zaś stadium przejmuje je szkoła jako wspólny organ wykonawczy wszystkich trzech czynników. Takiemu pojmowaniu sprawy przeczy kategorycznie ustrój komunistyczny, który uznaje za podmiot wychowania wyłącznie partię i państwo; częściowo przeciwstawia się mu również ustrój totalny, który chociaż nie neguje pewnych praw rodzinie i kościołowi, to jednak usuwa je na plan drugi, dając w sposób wybitny supremację państwu. Doktryna, obowiązująca w naszym ustroju, daje równorzędność w dziele wychowania państwu i kościołowi, a chociaż nie mówi wyraźnie o prawach rodziny i narodu, to jednak ani w teorii, ani w praktyce nie zaprzecza im tych atrybutów. Zagadnienie to obejmuje Konstytucja nasza w artykule 120, który brzmi: „W każdym zakładzie naukowym, którego program obejmuje kształcenie młodzieży poniżej lat 18, utrzymywanym w całości lub w części przez Państwo lub ciała samorządowe, jest nauka religii dla wszystkich uczniów obowiązkową. Kierownictwo i nadzór nauki religii w szkołach należy do właściwego związku religijnego z zastrzeżeniem naczelnego prawa nadzoru dla państwowych władz szkolnych”.</u>
<u xml:id="u-3.7" who="#JanRudowski">Ustawa o ustroju szkolnictwa z dn. 11 marca 1932 r. pragnie ogół wychować i wykształcić na świadomych i twórczych obywateli Rzeczypospolitej oraz zapewnić im najwyższe wyrobienie religijne, moralne, umysłowe i fizyczne. Konieczność wychowania państwowego i religijnego potwierdzają wszyscy ministrowie oświaty, zarówno w swych oficjalnych enuncjacjach, jak okólnikach. Minister Bartel, wychodząc ze słusznego założenia, iż 75% ludności Państwa należy do Kościoła katolickiego, wydał rozporządzenie dn. 9 grudnia 1926 r. o pełnieniu praktyk religijnych katolickich w szkołach państwowych i prywatnych i zaliczył je do całości nauczania. Okólnikiem tym objął obowiązkowość: nauczania religii, brania udziału w nabożeństwach świątecznych, odbywania rekolekcyj oraz trzykrotnych spowiedzi i Komunii św. rocznie i wreszcie odmawiania wspólnej modlitwy przed lekcjami i po nich. Rzecz oczywista, że obowiązkom tym nie podlegają uczniowie innych wyznań.</u>
<u xml:id="u-3.8" who="#JanRudowski">Konieczność wychowania religijnego stwierdziło również wielu najznakomitszych obywateli Państwa naszego, chociaż bezpośrednio nie mają nic wspólnego z dziełem wychowania, jak np.: Marszałek Śmigły-Rydz, gen. inspektor Sosnkowski, płk. Koc i inni. Stwierdzić więc można bez omyłki, że zasady i podstawy wychowania są w naszym Państwie należycie określone, sprecyzowane i obowiązujące. A zatem Konstytucja nasza, jak ustawa szkolna i rozporządzenia, jak również opinia publiczna znakomitej większości obywateli są pod tym względem jednolite i zharmonizowane.</u>
<u xml:id="u-3.9" who="#JanRudowski">Jeśli zaś chodzi o zrealizowanie w praktyce tych zasad, to uzależnionym ono będzie od skorelowania ich primo z programem nauk i kontrolą wykonania tegoż, co będzie funkcją organów ministerstwa, oraz secundo z atmosferą wychowawczą danej szkoły, ze sposobem ujęcia i wykładania przedmiotów, co znów uzależnione będzie w zupełnie dominującej mierze od kierownika szkoły. O tym, jak spełniają swoje istotne funkcje organy ministerstwa i nauczycielstwo, zrzeszone w związkach, toczyła się na komisji bardzo żywa dyskusja. Jest ona niewątpliwie w ogólnych zarysach znana Wysokiej Izbie i to, uważam, zwalnia mnie jako sprawozdawcę komisji od szczegółowego jej odtwarzania, ograniczę się tylko do najistotniejszych momentów.</u>
<u xml:id="u-3.10" who="#JanRudowski">Otóż w naszych obecnych warunkach, mówiąc o nauczycielstwie, nie sposób traktować go jako zbiór jednostek. Życie organizacyjne tak wielkie zrobiło wśród nich postępy, tak ich zwarło i zdyscyplinowało, że mówiąc o ideologii nauczycielstwa, trzeba ją uważać za taką, jaką Związek oficjalnie wyznaje. I w rzeczywistości na zjazdach Związku zapadają uchwały, w organach Związku wypowiadają się oficjalnie czołowi jego ludzie, a zwarte szeregi członków czują się tymi wystąpieniami w dużym stopniu związane. Wiele z tych uchwał i enuncjacyj odnosi się właśnie do omawianej dziedziny. I tak na komisji cytowano uchwały Związku Nauczycielstwa Polskiego o konieczności walki z klerem, o potrzebie prowadzenia szkoły świeckiej, areligijnej, o konieczności zniesienia rozporządzenia b. ministra Bartla o praktykach religijnych w szkole. Przytaczano również szereg niezakwestionowanych bynajmniej faktów, świadczących, że Związek ma bardzo wygórowane ambicje polityczne i prowadzi niekiedy działalność, posiadającą wszelkie znamiona akcji partii politycznej itp. Z drugiej strony wyrażono opinię na komisji, że faktów tych nie należy generalizować, że one nie mogą obciążać wszystkich członków Związku, że wreszcie Związek ma duży dorobek kulturalny i że członkowie wiele mu zawdzięczają pod względem technicznym i materialnym. Oczywiście opinie te przychylne dla Związku Nauczycielstwa Polskiego są słuszne. Niemniej przeto cytowane wyżej uchwały i fakty są również prawdą i nikt na komisji za wyjątkiem jedynego głosu nie przeczył, że zjawiające się w Związku Nauczycielstwa Polskiego tendencje walki z klerem jako takim są niedopuszczalnym złem, zwłaszcza że tendencje te przybierają niekiedy charakter walki z religią i tak też są przez wielu rozumiane. Również komisja zajęła jednolite stanowisko, że strajk urzędników państwowych, nawet jako demonstracja przeciwko rozporządzeniom Rządu, nie może być tolerowany, a akcja polityczna w żadnym związku nauczycieli nie powinna mieć miejsca.</u>
<u xml:id="u-3.11" who="#JanRudowski">Za stan ten obarczyła komisja odpowiedzialnością Ministerstwo Oświaty. Popełniło ono bowiem szereg błędów i niedociągnięć w tej dziedzinie. I tak Ministerstwo nie dopilnowało, by korelacja podstaw wychowawczych przeprowadzona była do samych dołów, tj. przez inspektoraty aż do każdej szkoły powszechnej, i dalej — Ministerstwo nie otoczyło dostateczną opieką i kontrolą ośrodków kształcenia nauczycieli, dopuszczając na kierownicze stanowiska ludzi nieodpowiednich, a przede wszystkim nie zapewniając kandydatom do stanu nauczycielskiego należytej opieki i ugruntowania w nich ideologii, zgodnej z obowiązującymi podstawami wychowawczymi. Wreszcie Ministerstwo, zarzuciwszy nauczycielstwu sympatię do komunizmu, politykowanie, bezbożnictwo oraz terror wobec kolegów, wycofało się z dalszej interwencji.</u>
<u xml:id="u-3.12" who="#JanRudowski">Komisja uznała stan ten za niezadowalający i charakteryzując ujemnie działalność Ministerstwa w tej materii, uważała za stosowne z jednej strony przypomnieć i podkreślić, że istotną rolą i naturalną funkcją związków nauczycielskich jest zapewnić pomoc techniczną i materialną oraz obronę zawodowych interesów zrzeszonemu nauczycielstwu, a z drugiej strony domagać się od Ministra Oświaty, by nie dozwolił związkom trudnić się polityką, by odsuwał od dzieła wychowania wszystkie jednostki, sympatyzujące z komunizmem i szerzące bezbożnictwo, by przede wszystkim z całą czujnością stał na straży wykonywania we wszystkich podrzędnych mu organach od góry, aż do samych dołów, obowiązujących na podstawie Konstytucji i ustawy zasad wychowawczych.</u>
<u xml:id="u-3.13" who="#JanRudowski">Wysoka Izbo! Należy zdać sobie sprawę, że dopóki nie znikną w ideologii nauczycielstwa polskiego wszelkie sympatie do skrajnego radykalizmu, wszelkie tendencje polityczne oraz zamierzenia walki z klerem, jako takim, tak długo korelacji i zharmonizowania z naczelnymi podstawami wychowawczymi nie będzie, tak długo część młodzieży, opuszczającej mury szkoły polskiej, nie będzie miała w dostatecznej mierze ugruntowanych podstaw moralnych i religijnych. Taka zaś młodzież nie będzie posiadać cech pełnowartościowego obywatela Rzeczypospolitej. I to budzi i budzić będzie żywy niepokój w społeczeństwie.</u>
<u xml:id="u-3.14" who="#JanRudowski">Proszę Wysoką Izbę o przyjęcie preliminarza budżetowego Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w przedłożeniu rządowym z poprawkami, dokonanymi przez Sejm, oraz jedną poprawką, wniesioną przez komisję senacką w sprawie zatwierdzenia etatów dla Biblioteki w Paryżu. Wszystkie te poprawki Rząd zaakceptował.</u>
<u xml:id="u-3.15" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-4">
<u xml:id="u-4.0" who="#AleksanderPrystor">Otwieram dyskusję.</u>
<u xml:id="u-4.1" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Chrzanowski.</u>
</div>
<div xml:id="div-5">
<u xml:id="u-5.0" who="#BernardChrzanowski">Wysoka Izbo! Mam dwie prośby do p. Ministra Oświaty. Pierwsza moja prośba jest ta sama, jaką wniósł na posiedzeniu Komisji Budżetowej Sejmu poseł Jakub Hofman. Prośba to o podręcznik historii polskiej dla szkolnej młodzieży. Przypomniała mi ona, że już przed przeszło 12 laty prosiłem na zjeździe historyków polskich w Poznaniu, by prawdziwy historyk zajął się napisaniem, opracowaniem takiego podręcznika. Uzasadniłem prośbę obszernie. Skończyłem słowami, że podręcznik tak napisany „miałby większe znaczenie niż bardzo poważne dzieło historyczne dla inteligencji, byłby bezwątpienia poważnym dziełem wielkiej nauki, złączonej z życiem i potrzebami narodu i Państwa”. Historycy się tym jednak nie zajęli. Mimo upływu lat 12 nikt takiego podręcznika nie napisał.</u>
<u xml:id="u-5.1" who="#BernardChrzanowski">Mam jeszcze prośbę drugą, jest ona rozszerzeniem pierwszej. Chodzi mi o ojczystą historię dla całego społeczeństwa, dla osób wszelkiego stanu, zawodu i wieku, zawartą w jednym tomie.</u>
<u xml:id="u-5.2" who="#BernardChrzanowski">Zeszłego roku mówiłem tu o nauce historii w szkole średniej oraz o wykładach historycznych na uniwersytecie. P. Minister odniósł się wprawdzie w swych słowach do mojego przemówienia życzliwie. Zdaje mi się jednak, że ani w szkole średniej, ani w uniwersytecie zmiana żadna, uzupełnienie żadne nie nastąpiło. Chcę więc choć w kilku słowach poruszyć sprawę zapoznania z naszą historią już nie tylko młodzieży, lecz wszystkich.</u>
<u xml:id="u-5.3" who="#BernardChrzanowski">Może to i niezrozumiałe to moje przypisywanie historii takiej wagi. Stara to jednak prawda, że jest ona mistrzynią życia, mistrzynią polityki. Prawda to jednak zupełnie zapomniana. A doświadczamy tego nieustannie. Przecież historia nam mówi, ile to złego sprawiło nieszczęsne stanowisko dawnej Polski w sprawie ukraińskiej, mówi nam, że bezkarność przestępców, gdy byli silnymi, zaprowadziła nas do anarchii. Nie jest historia jednak modna, w żadnej księgami nie wykładają książek historycznych ani w oknie, ani w składzie. Nikt też o nią dziś nie pyta.</u>
<u xml:id="u-5.4" who="#BernardChrzanowski">Przyznaję, że książka, jakiej pragnę, byłaby niepowszednia, dziwna, taka książka — dla wszystkich. A jednak są takie. Jest „Pan Tadeusz”. Czytywali go niegdyś za mojej młodości także i starsi, w ogóle wszyscy. Dziś coprawda może się to nieco zmieniło. Jest i Trylogia sienkiewiczowska, czytywana także przez wszelkich młodych i wszelkich starszych. Zarzuci ktoś: Tak, lecz to i poezja i powieść, a tu chodzi o co innego, o książkę „poważną”, naukową, historyczną dla młodych i starych, dla tych z wykształceniem elementarnym i tych z uniwersyteckim. Powie ktoś: To niemożliwe! Takiej książki nie ma!</u>
<u xml:id="u-5.5" who="#BernardChrzanowski">Prawdą jest to ostatnie, że jej nie ma. Nie koniecznie prawdą, że to niemożliwe, aby była. Zbliżałyby się, moim zdaniem, do takiej książki, jak np. „Szkice” Karola Szajnochy. Chodzi mi jednak nie o część dziejów, lecz o zawarcie ich całych w jednej tylko książce. Młodzież z czasów niewoli uczyła się historii swego narodu z różnych powodów, także i ze względu na tajność, z książeczek bądź co bądź niedużych. W połowie XIX stulecia krótkie było Lelewela: „To co stryj synowcom opowiadał”. Czasu mojej młodości niedługie były, dziś już nieznane, napisane dla Wielkopolski książeczki znanego i bardzo zasłużonego Józefa Chociszewskiego oraz Feliksa Antoniewicza. Ostatni, to pseudonim Antoniego Jerzykowskiego. Przepraszam tu za dygresję — był to nauczyciel łaciny, pruski urzędnik, który przez ćwierć wieku przeszło karmił młodzież swą historią, niezdradzony! Karmił nie mogąc z nią za życia o tej historii w ojczystym języku porozmawiać. Dopiero po jego zgonie młodzież dowiedziała się, kto tę książkę dla niej napisał. Niezaobszerne są i „Wieczory” Lucjana Siemieńskiego, przestarzałe, lecz piękne. Gdy Polska powstała, wielu uczyło się jej dziejów w braku innych książek ze skromnej książeczki Lucjana Rydla. Uczyło się jej na gwałt, pierwszy raz w życiu, przez 6 tygodni, wielu odznaczonych kilkakrotnie orderem „Virtuti Militari”. Przy tej szybkiej nauce pomieszała im się też przy egzaminie, mówiąc nawiasem, bitwa pod Lignicą z księciem Henrykiem z bitwą pod Lipskiem z księciem Józefem. Ale jeżeli chodzi o dojrzałość, trudno było im tej dojrzałości odmówić, gdyż bronili baterii jako ostatni do samego końca i — obronili ją!</u>
<u xml:id="u-5.6" who="#BernardChrzanowski">Dziś są wprawdzie urzędowe podręczniki; są one zapewne bez istotnych ważnych błędów, lecz zapewne także i bez wyjątkowych zalet, bez niezwykłych cnót wychowawczych. Boję się wyrządzić krzywdę komukolwiek z autorów, lecz zdaje mi się, że nie ma jednak takiego podręcznika, który by wyrósł ponad szkołę i stał się ulubioną książką tak zapalnej młodzieży, jak spokojnych starych tak, aby sięgano po niego w chwilach nierzadkiej potrzeby pouczenia się. A zdaje mi się, że mogą takiego pouczenia u nas łaknąć i potrzebę jego odczuwać także i bardzo poważni dygnitarze.</u>
<u xml:id="u-5.7" who="#BernardChrzanowski">Może to i prawda, że nie ma takiej książki także i w innych państwach, u innych narodów. Dla mnie to jednak obojętne. U nas dzieje nasze odegrały tak niezmiernie ważną rolę, jak u żadnego innego narodu. Żyliśmy nimi półtora wieku i w poezji, i w sztuce, i w nauce, i w całym życiu społecznym. Nie zapomnę też jak niegdyś w Lublanie zazdrościli nam ich wobec mnie przywódcy Słoweńców, jak się żalili, że muszą bez takiej historii, jak nasza, prowadzić swój naród do samowiedzy. Nam ułatwiły to nasze dzieje.</u>
<u xml:id="u-5.8" who="#BernardChrzanowski">Prawda, że trudno o taką książkę, o jakiej myślę, taką wymarzoną dla wszystkich. Lecz trzeba trud przewalczyć i pokonać, gdyż być ona powinna. Wymaga tego i zasługa naszej historii i nasza rzeczywista potrzeba. Wielki opiekun kresów zachodnich i dobroczyńca ich, Antoni Osuchowski, wydał dlatego swego czasu książkę do nabożeństwa razem z historią Polski w jednej oprawie. Może ujęcie tej historii nie było zupełnie trafne, chodzi mi jednak o podkreślenie myśli Osuchowskiego — pacierz z myślą o własnej duszy i rozmyślanie o historii swego narodu. Prawda, że ten, który by mógł i miał tę książkę napisać, musiałby znać źródła historyczne, pisać na ich podstawie, co najmniej opanować całą literaturę historyczną; musiałby wyznawać zasadę prawdy szczerze i rozumnie; musiałby nie dać się uwieść źródłom nam nieżyczliwym, czy też żądzom i pokusom głoszenia nowości, nierzadkiej wadzie także i naszych historyków. Na to chociażby kilka przykładów z naszych zwycięstw: Pomniejszenie zwycięstwa płowieckiego, pogromu grunwaldzkiego, pomniejszenie znaczenia szarży samosjerskiej, pomniejszenie niezrozumiałe a grzeszne wobec miłości Ojczyzny pogromu bolszewickiego pod Warszawą, przypisywanie go obcej pomocy. Winienby też pisarz ten być doskonałym władcą polskiej mowy; nieprawda to bowiem, aby ona — gdy piękna — nie odnajdywała drogi do ludzi prostych. Wiem z doświadczenia, że najpiękniejszy język Sienkiewicza był zrozumiały dla rzemieślników i gburów na kaszubskim brzegu. Musiałby też autor tej historii być historykiem z poezją w duszy i miłością w sercu, by umiał opromieniać wydarzenia historii i kierować uczucia ludzkie ku jej wielkim postaciom tak, jakby one jeszcze żyły. Powinienby też znać także i lud prosty z rozmów i doświadczeń w przeróżnych okolicach kraju; posiadać głęboką i bogatą intuicję. Musiałby wreszcie mieć nie częstą cnotę bezstronności, być wolnym od jakiejkolwiek partyjności; być przy tym i nie za młodym i nie za starym, mieć i zapał i umiar. Taki naprawdę dziejopis polski powinienby może na koniec być oczywiście gorącym chrześcijaninem, a także i poważanym obywatelem, mieć pełne uznanie w społeczeństwie, być mężem, którego słowa brzmiałyby dlatego silniej. Powie ktoś, że trudno wyobrazić sobie człowieka, u którego znajdowałyby się te wszystkie cnoty i zdolności uczoność, roztropność, bezstronność, artyzm, władztwo mowy, utajona poezja, miłość ludzi, znajomość Judu polskiego, wielkość duszy, dostojność i prostota. Nie jest jednak niemożliwe, aby nie było takiego, u którego by się nie znajdowały chociaż najważniejsze z tych cnót.</u>
<u xml:id="u-5.9" who="#BernardChrzanowski">Otóż zdaje mi się, że konkurs ogłoszony przez Ministerstwo Oświaty, odpowiednio uzasadniony, z wysokimi nagrodami, z wyznaczeniem dłuższego czasu do napisania tej historii, z zaznaczeniem, o jak bardzo poważne dzieło tu chodzi, a jak jest potrzebne, możeby poruszył dotychczas nieujawnione czy też może nieuświadomione jeszcze myśli, zamiary i chęci. Może by znalazł się jednak twórca takiego wyidealizowanego dzieła, pisarz takiej narodowej biblii historycznej, o której by nikt po jej przeczytaniu nie mógł zapomnieć i po którą by sięgał, mając ją zawsze tuż na podorędziu, każdy — i szary wyborca i sam współtwórca historii.</u>
<u xml:id="u-5.10" who="#BernardChrzanowski">Parlament nasz ma wielką zasługę, że przyczynił się do pierwszego zupełnego, dokładnie opracowanego, wytwornego wydania dzieł Mickiewicza; szkoda tylko, że tomy tak się po woli ukazują. Taką samą zasługę zdobyłby sobie nasz parlament, gdyby przyczynił się do ukazania się takiej, dla wszystkich zrozumiałej, a pisanej i rozumem i sercem historii polskiej. Wymaga tego i potrzeba naszego życia społecznego i potrzeba naszej kultury.</u>
<u xml:id="u-5.11" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-6">
<u xml:id="u-6.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. ks. Łobodycz.</u>
</div>
<div xml:id="div-7">
<u xml:id="u-7.0" who="#RomanŁobodycz">Wysoka Izbo! Już na Komisji Budżetowej miałem zaszczyt naświetlić politykę Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w poszczególnych dziedzinach. Obecnie chcę tylko zająć stanowisko wobec całości problemu oświatowo-kulturalnego ukraińskiego w Polsce i stanowiska Rządu.</u>
<u xml:id="u-7.1" who="#RomanŁobodycz">Można by w lapidarny sposób stanowisko Rządu wobec nas w dziedzinie oświaty i kultury określić jednym zdaniem: od szeregu lat nic się nie zmieniło. Swoje stanowisko postaram się w krótkości uzasadnić. 6-milionowy naród ukraiński ma wysoki pęd do własnej kultury, rodzimej szkoły i swego nauczyciela. Nasz naród od wieków daje dowody, jak dalece ukochał swoje wyznanie religijne, swoje zwyczaje, słowo rodzime, a w ślad za tym jak wysoko ceni te środki, w których miałby możność kultywować to, co jest najcenniejsze dla duszy ludzkiej — naukę i oświatę w języku ojczystym. W czasach państwowości ukraińskiej, kiedy nad narodem ukraińskim mieli władzę nasi książęta, a następnie hetmani, istniały na ziemiach ukraińskich tysiące szkół rodzimych, o światowym znaczeniu, jak np. Akademia Mohylańska, Peczerska Ławra, Akademia Ostrożska — przy wszystkich ważniejszych ośrodkach cerkiewnych były poważne instytucje biblioteczne, a uczeni ukraińscy, jak Nestor, Petro Mohyła, Grzegorz Skoworoda, zostawili po sobie historyczne dokumenty wysokiej wiedzy i pracy naukowej wśród narodu. Nie inaczej też było z chwilą odrodzenia państwowości ukraińskiej ze stolicą w Kijowie w latach 1917–1920, kiedy obok organizacji państwa na pierwsze miejsce postawiono organizację szkolnictwa. Kto przygląda się życiu duchowemu ukraińskiego narodu, ale szczerze i bez uprzedzeń, ten musi zauważyć ogromny pietyzm naszego włościanina do książki rodzimej, a także musi zauważyć tę niezwykłą żądzę, by jego dziecko zawładnęło książką i zdobyło dla siebie jak najwięcej wiedzy.</u>
<u xml:id="u-7.2" who="#RomanŁobodycz">Gdy się zważy te wszystkie momenty, to będzie zrozumiałą ta wielka krzywda, jaką wyrządza każdy, ktokolwiek dąży do ograniczenia możności zdobycia tej wiedzy i nauki wśród narodu ukraińskiego. Naród nasz wysoko szanuje autorytet Państwa, ceni praworządność i dobrze umie odróżnić sprawiedliwość od krzywdy. Za mało jest w czasach obecnych wykazać przed obywatelem siłę własną, również nie wystarczy zaspokoić głód fizyczny obywatela, ale niezbędnym jest jeszcze jego nasycenie duchowe, które w obywatelu można wychować tylko przy poszanowaniu jego kultury i przy daniu mu możliwości rozwoju w jego języku ojczystym. Ograniczenie, względnie pozbawienie ludności ukraińskiej szkoły powszechnej i średniej z macierzystym językiem wykładowym, brak własnego szkolnictwa zawodowego i wyższego, utrudnianie dostępu młodzieży naszej do studiów nawet na polskich uniwersytetach, jako też naznaczanie nauczycieli obcej narodowości, którzy nie uznają kultury rodzimej ukraińskiego narodu, religii i nazwy narodowej, usuwanie i pozbawianie prawa nauczania nauki religii naszych księży — nie zjedna ludności naszej dla tych wszystkich celów, jakie ma przed sobą dobrze zorganizowane państwo. Przewagą fizyczną zdobywa się dobra materialne, ale nigdy nie można w ten sposób zdobyć duszy. Obowiązkiem moim jest zwrócić uwagę na te wszystkie momenty, które jako obywatel widzę i obserwuję, a które nie przyczyniają się i nie mogą się przyczynić do wzmocnienia Państwa, gdyż dzisiaj już mowy być nie może o asymilacji narodowej. Nikt bowiem nie zaprzeczy, że żyjemy w czasie największego renesansu narodowego u wszystkich narodów. Nie ma najmniejszej trudności wyrobienia poczucia pełnego obywatelskiego i prawdziwie dobrego ustosunkowania się do Państwa naszej ludności, ale trzeba jej dać koniecznie to, co jest częścią składową dobra fizycznego i duchowego rozwoju.</u>
<u xml:id="u-7.3" who="#RomanŁobodycz">Nic nie straci na tym państwowość polska, gdy dziecko ukraińskie we własnej szkole z ukraińskim językiem wykładowym w swoim języku i od swego nauczyciela Ukraińca o tej państwowości uczyć się będzie. Nic też nie straci naród polski, gdy dziecko ukraińskie otrzyma od Państwa Polskiego możność zdobywania wiedzy i kształcenia charakteru w języku rodzimym. Bardzo dużo przyczyni się do moralnego wychowania pełny wymiar godzin nauki religii, a nie ich redukcja, jak to ma miejsce w naszych szkołach. Katecheta ma w nauce religii uodpornić młodzież na wpływy komunizmu, ma więcej czasu poświęcić na wzmocnienie autorytetu rodziny, Kościoła i szkoły. Kto zna program, wie dobrze, że programy nauki religii, obejmujące 2 godziny tygodniowo, podają minimum, ledwie wystarczające, wiadomości religijnych. A więc zamiast redukować powinno się raczej podwyższyć godziny wykładowe nauki religii, a pieniądze na ten cel powinny się znaleźć.</u>
<u xml:id="u-7.4" who="#RomanŁobodycz">Żądamy tego, ażeby nauczyciel był sam głęboko religijny, bo tylko religia katolicka może mu dać do rąk berło potężnej władzy rządzenia i kierowania duszą i umysłem. Nauczyciel, wychowujący dzieci rodzin katolickich, sam musi i powinien być religijny, bo wychowanie szkolne jest dalszym ciągiem i uzupełnieniem wychowania domowego. Nie wolno rzucać przepaści między dom i szkołę. Nauczyciel nie ma burzyć, ale ma dalej rozwijać i pielęgnować w duszach młodzieży zasady wyniesione z domu rodzinnego. Obecnie, w czasach tak niezwykłych, gdzie na każdym kroku czeka na duszę młodzieży niebezpieczeństwo i zepsucie, nauczyciel powinien być wierzący i religijny, aby nie ściągał na siebie wielkiej odpowiedzialności wobec Boga i wobec Ojczyzny. Nauczyciel ma wychowywać młodzież; która by była chlubą swego narodu, ma wychowywać dobrych obywateli kraju, ofiarnych i z charakterem, ma wychować młodzież na zasadach Chrystusowych miłości Boga i miłości bliźniego. Ideały prawdy, dobra i piękna zaszczepione w szkole towarzyszą wychowankowi przez całe życie i nawet kiedyś wśród burz tego życia jasnym światłem jak błyskawica wskazują drogę zabłąkanemu. Iluż to wielkich ludzi zawdzięcza swoje szczęście wychowaniu religijnemu w szkole i światłemu i religijnemu wychowawcy, bo „młodość jest rzeźbiarką, co wykuwa żywot cały”. Dlatego religijność nauczyciela nie tylko dla społeczeństwa i dla młodzieży, ale i dla niego samego jest skarbem nieocenionym. Ani na chwilę więc zapomnieć nie możemy, że tylko w religii jest szczęście narodów i że tylko religijny nauczyciel poprowadzi młodzież do tego celu.</u>
<u xml:id="u-7.5" who="#RomanŁobodycz">Zdaje się, historia nie zna lepszych przykładów, jak ten, który mamy na narodzie polskim. Panowie przebyli wszystkie konsekwencje panowania nad sobą nie tylko obcego organizmu państwowego, ale też obcej kultury, języka i nauki. Panowie przebyli prześladowania na tle religijnym, zakazy modlenia się w języku rodzimym i inne rzeczy. I jaki rezultat z tego? Naród polski dzięki opatrzności Bożej oraz dzięki heroicznym wysiłkom pokoleń wrócił do swojej historycznej chwały i zdobył możność wydobycia się spod obcych wpływów pod każdym względem. Pragnę zwrócić łaskawą uwagę Panów na to, że świadomość narodowa społeczeństwa naszego doszła do tego stopnia, co i polskiego. I dzisiaj już na najdalszych zakątkach bytowania Ukraińca spotykamy wysokie poczucie godności własnej, której nikomu naruszyć nie wolno. I dlatego jestem pewny, że nie zyskają Panowie nic przez narzucenie elementarzy łemkowskich, przez usuwanie ukraińskiego nauczycielstwa, przez niedopuszczanie do szkoły należytej lektury ukraińskiej, ani też przez likwidację starych i nietworzenie nowych szkół ukraińskich.</u>
<u xml:id="u-7.6" who="#RomanŁobodycz">Może ktoś z Panów z uśmiechem odpowie mi, że to wszystko nie jest prawdą, że w Polsce szkolnictwo ukraińskie ma należyte uwzględnienie, że młodzież nasza ma pełne prawa dostępu do wszystkich szkół, że ma równe prawa z młodzieżą polską, to na to odpowiem: proszę zaglądnąć do urzędowej statystyki, ale nie tej, którą podają Panowie nam nieprzychylni. Proszę zaglądnąć do naszych źródeł, a jeszcze lepiej radzę bezpośrednio przypatrzyć się zblizka prawdziwej, faktycznej rzeczywistości. Cyfry są ogólnie znane i nie potrzebuję ich przytaczać — mówią one same za siebie.</u>
<u xml:id="u-7.7" who="#RomanŁobodycz">Wysoka Izbo! Nie występuję na tej trybunie po to, aby żale wywodzić, ani też po to, aby Panów oskarżać, ale stoję tu jako obywatel Państwa i jako taki poczuwam się do najwyższego obowiązku zwrócić uwagę Wysokiej Izby na położenie kulturalne i oświatowe 6 milionów obywateli Ukraińców, które to położenie nie wywołuje entuzjazmu ani do czynnika rządzącego, ani do stanu, w jakim nasze społeczeństwo się znalazło. Los Państwa Polskiego dla nas nie jest obojętny, gdyż wiemy, że z nim związany jest nie tylko los narodu ukraińskiego, ale i los naszej państwowości nad Dnieprem. Należyte ustosunkowanie się Państwa Polskiego do narodu ukraińskiego w Polsce musi znaleźć należyty oddźwięk wśród naszych braci i poza granicami Rzeczypospolitej. Niechaj ziści się naczelne postanowienie Konstytucji, iż „Państwo jest wspólnym dobrem wszystkich obywateli” i niechaj co rychlej nadejdzie chwila realizacji tej naczelnej zasady dla Ukraińców. To jest podstawowym warunkiem wielkości mocarstwowej Polski.</u>
<u xml:id="u-7.8" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-8">
<u xml:id="u-8.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Radziwiłł.</u>
</div>
<div xml:id="div-9">
<u xml:id="u-9.0" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">Wysoka Izbo! Nie byłem dziś do głosu zapisany i nie miałem zamiaru przemawiać. Jeżeli pozwalam sobie zająć uwagę Wysokiej Izby tylko na minut parę, to skłoniło mnie do tego wysłuchanie tej pięknej mowy ks. senatora Łobodycza. Ks. senator powiedział wiele bardzo pięknych, bardzo wzniosłych i bardzo słusznych rzeczy i nie mam zamiaru z treścią jego mowy polemizować.</u>
<u xml:id="u-9.1" who="#JanuszFranciszekRadziwiłł">W ogóle dochodzę do wniosku, że bardzo często w naszych stosunkach jest daleko bardziej celowe rzucenie na ekran pewnych zdjęć migawkowych. Chciałbym i tu zastosować ten sposób polemiki. Chciałbym tu tylko skonstatować, że bywam w jesieni co roku na Podkarpaciu i tam się stykam z taką rzeczą, że dzieci polskie, polskich urzędników państwowych, polskich gajowych i polskich leśniczych i nadleśniczych nie mogą uczęszczać do szkoły państwowej. Dlaczego? Dlatego, że w tej szkole wykładane są wszystkie przedmioty wyłącznie w języku ukraińskim. To jest migawkowe zdjęcie z życia. A teraz weźmy stosunki na Wołyniu. Słyszymy tam bardzo często skargi na szkolnictwo. We wszystkich szkołach nawet w t. zw. utrakwistycznych jest wykładany jako przedmiot język ukraiński i w szkołach początkowych i w gimnazjach i nie tylko dla dzieci narodowości ukraińskiej, ale i dzieci polskie, dzieci urzędników państwowych w Łucku i w Równem w gimnazjach muszą uczęszczać na wykłady języka ukraińskiego. Więc jednak jest w tych skargach, jakie często słyszymy, pewna przesada. Powtarzam, że słuchałem z zachwytem i estetyczną przyjemnością to wszystko, co przed chwilą ks. senator Łobodycz z tej trybuny mówił, ale muszę powiedzieć, że między tym, co się tu mówi, chociażby najsłuszniej, a tym, co w rzeczywistości widzimy, jest jednak bardzo poważna różnica.</u>
<u xml:id="u-9.2" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-10">
<u xml:id="u-10.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Śliwiński.</u>
</div>
<div xml:id="div-11">
<u xml:id="u-11.0" who="#ArturŚliwiński">Wysoka Izbo! Jednym z najtrudniejszych zagadnień naszego życia wewnętrznego jest t. zw. zagadnienie młodzieży. Użyłem z rozmysłem słów „tak zwane”, ponieważ samo istnienie tego zagadnienia podawane bywa niekiedy w wątpliwość. Jakkolwiek jednak nazwiemy ten problem, nie ulega najmniejszej kwestii, że młodzież nasza, zwłaszcza młodzież wyższych uczelni, stwarza fakty dokonane i stawia opinię publiczną wobec zjawisk, nad którymi nie można przejść do porządku dziennego.</u>
<u xml:id="u-11.1" who="#ArturŚliwiński">Wiemy wszyscy, że p. Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego uznał dla siebie za rzecz niemożliwą wprowadzenie do wyższych uczelni ghetta ławkowego. Wiemy zarazem, że ghetto zostało wprowadzone. Nie mam zamiaru z zestawienia tych dwóch rzeczywistości wykuwać broni polemicznej przeciwko p. Ministrowi. Gdy się zna wszystkie trudności, jakie towarzyszyły tej sprawie, wiele wyrozumieć można. Jednakże fakt pozostaje faktem. Bez względu na okoliczności, w jakich ghetto ławkowe zostało wprowadzone, trzeba powiedzieć, że młodzież, idąc od awantury do awantury, postawiła na swoim i w sprawie, w której przez osobę p. Ministra Oświaty zaangażowany był autorytet Rządu, odniosła nad Rządem zwycięstwo. Pomniejszych zwycięstw tej młodzieży moglibyśmy wskazać bardzo wiele w ostatnich czasach. To rzecz pewna, że młodzież ta postępuje coraz śmielej i coraz gwałtowniej i przeciwstawia się opinii starszego społeczeństwa.</u>
<u xml:id="u-11.2" who="#ArturŚliwiński">Proszę szanownych Panów! Gdy mowa o rozdzwiękach pomiędzy dojrzałym społeczeństwem a młodzieżą, bardzo często wypowiadany jest pogląd, że to powtarza się tylko odwieczna historia nieporozumień, odwieczna historia walki pomiędzy starym pokoleniem a pokoleniem młodym. Jednakże takie postawienie sprawy nie dociera do istoty owych rozdzwięków, gdyż notorycznie wiadomo, że młodzież owa nie tylko znajduje oparcie w pewnych kołach starszego społeczeństwa, ale jest przez te koła kierowana, a nieraz zachęcana do czynnych a burzliwych wystąpień. Pomimo to istnieje niewątpliwa różnica między stosunkami, jakie dawniej łączyły dwie generacje, a stosunkami, jakie wytworzyły się dzisiaj.</u>
<u xml:id="u-11.3" who="#ArturŚliwiński">Jeżeli jednym rzutem oka ogarniemy dzieje nasze od upadku Polski aż do jej odrodzenia, to będziemy musieli stwierdzić, że w całym tym okresie wszystkie młode pokolenia wstępowały w ślady swoich ojców, kiedy tych ojców uskrzydlała młodość. Istnieje niezaprzeczona ciągłość historyczna w życiu tych kilku pokoleń, które wysiłkami swoimi zarówno w dziedzinie myśli, jak czynu wykuwały przyszłość naszego narodu. Dziś nieraz ma się wrażenie, że ta nić ciągłości historycznej zerwała się nagle w odrodzonej Polsce. I wrażenie to nie jest całkiem bezzasadne, jeżeli Weźmiemy pod uwagę, że z chwilą odzyskania niepodległości w całym życiu naszego narodu nastąpił punkt zwrotny. Pokolenie, powoli schodzące dziś z areny życiowej, żyło wszystkimi goryczami niewoli. Pokolenie, wychowane w odrodzonej Polsce, nie znało tych przeżyć. Wzrastało swobodnie, kształciło się w szkole polskiej, w zgoła innych warunkach, niż pokolenia poprzednie.</u>
<u xml:id="u-11.4" who="#ArturŚliwiński">Ale trzeba sobie uświadomić, że na dzisiejsze młode pokolenie zwaliły się wszystkie niepokoje i wszystkie klęski ostatnich czasów, cała nędza, cała brutalność, całe chamstwo, jakie rozpętało życie powojenne.</u>
<u xml:id="u-11.5" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-11.6" who="#ArturŚliwiński">Nowe warunki życiowe, nowe czasy nie mogły na dzisiejszej młodzieży nie wycisnąć swego piętna, tym bardziej że z natury rzeczy stanęła ona przed innymi zadaniami, niż młodzież kilku generacyj poprzednich. Na te zadania nie ma wśród młodzieży naszej jednolitego poglądu. Podzielona na różne odłamy, różnymi drogami maszeruje w przyszłość. Ale jest kilka rysów wspólnych dla całego dzisiejszego młodego pokolenia, rysów rzucających światło na jego nastawienie umysłowe i jego uczuciowość.</u>
<u xml:id="u-11.7" who="#ArturŚliwiński">Jednym z tych rysów — a o nim tylko chcę mówić — jest stosunek całej naszej młodzieży do przeszłości, do tego wszystkiego, co w tej przeszłości było naszą chwałą i chlubą.</u>
<u xml:id="u-11.8" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-11.9" who="#ArturŚliwiński">Jest to stosunek najzupełniejszej obojętności.</u>
<u xml:id="u-11.10" who="#komentarz">(S. Evert: I całkowitej ignorancji.)</u>
<u xml:id="u-11.11" who="#ArturŚliwiński">Młodzież dzisiejsza nie ma zrozumienia dla tego, co żywo porusza starsze społeczeństwo. Trzeba powiedzieć, że ze swej strony bardzo dużo zrobiliśmy, żeby tę młodzież zrazić do naszej przeszłości. Stworzyliśmy istną inflację świąt wszelkiego rodzaju. Te święta stawały się w pewnych okresach czasu prawdziwym potopem uroczystości. Z tą inflacją trzeba jak najprędzej skończyć. Trzeba skasować wszystkie zbędne rocznice. Trzeba zabronić pospolitowania sztandarów narodowych przez nieustanne ich wywieszanie.</u>
<u xml:id="u-11.12" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-11.13" who="#ArturŚliwiński">Trzeba co roku ustalać parę najważniejszych obchodów i odpowiednio je przygotować. Może wtedy ich doniosłość oceniłaby młodzież. Dziś jest inaczej.</u>
<u xml:id="u-11.14" who="#ArturŚliwiński">Niedawno, proszę Panów, odsłonięty został na Woli piękny pomnik Józefa Sowińskiego. Generał, którego śmierć rozniosła w swoim czasie po wszystkich krańcach świata sławę walk polskich o wolność, zasługiwał na to, żeby uczciła go młodzież Warszawy, tej Warszawy, za którą bohatersko oddał swe życie. Znikomy udział młodzieży w tej uroczystości najprzykrzejsze czynił wrażenie. To samo powtórzyło się w uroczystościach z powodu 75 rocznicy powstania styczniowego. A przecież była to ostatnia sposobność, by młodzież nasza mogła ujrzeć starców-weteranów 1863 roku, te żywe pomniki tradycji naszych walk o niepodległość, tradycji, w której się kształcił i wychowywał i którą tak wysoko cenił Józef Piłsudski oraz całe Piłsudskiego pokolenie. I w tych uroczystościach udział młodzieży był minimalny.</u>
<u xml:id="u-11.15" who="#ArturŚliwiński">Czym wytłumaczyć tę obojętność? Niewątpliwie jej źródło leży w naszym systemie wychowawczym, a może przede wszystkim w tym, co już podniósł czcigodny p. senator Chrzanowski, w niezrozumieniu, czym dla społeczeństwa jest znajomość historii ojczystej.</u>
<u xml:id="u-11.16" who="#komentarz">(Głos: Słusznie.)</u>
<u xml:id="u-11.17" who="#ArturŚliwiński">P. senator Chrzanowski scharakteryzował, jak się ta sprawa u nas przedstawia. Zwrócił uwagę na fakt zaiste szczególny: odrodzona Polska nie zdobyła się na podręcznik historii Polski dla szerokiego ogółu polskiego. Prawda, mamy dawne podręczniki, ale na miły Bóg, w odrodzonej Polsce punkt widzenia na naszą przeszłość uległ przecież zmianie i te stare książki, pisane w okresie niewoli, nie mogą dzisiaj wystarczać. Czcigodny p. senator Chrzanowski mówił o naszych podręcznikach szkolnych. Najzupełniej zgadzam się z tym, co powiedział. Pójdę ze swojej strony nieco dalej. Postaram się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego te podręczniki przedstawiają się tak żałośnie. Otóż, proszę Panów, każdy podręcznik szkolny historii polskiej, nim ujrzy światło dzienne, musi przejść istne tortury. Musi w sposób najbardziej drobiazgowy i biurokratyczny odpowiedzieć wszystkim wymaganiom programowym, z którymi niejeden historyk zgodzić się nie może. Następnie musi odpowiedzieć wymaganiom Komisji Kwalifikacyjnej, a te wymagania, niemal na milimetry wymierzając każde zdarzenie dziejowe, stwarzają niemożliwy szablon biurokratyczny i z autora czynią piszącą maszynę. Toteż nie z winy autorów te podręczniki, o których mówił p. senator Chrzanowski, są sztywne, zimne, suche i oschłe. Są to książki nie ożywione wielkim tchnieniem dziejów naszego narodu, są to książki bez polotu, bez żywej krwi, bez tętniącego serca, które by mogło poruszyć zbiorowe serce młodzieży.</u>
<u xml:id="u-11.18" who="#komentarz">(Huczne oklaski.)</u>
<u xml:id="u-11.19" who="#ArturŚliwiński">Minister, który by ducha biurokracji wypędził z podręczników szkolnych historii Polski i historii literatury polskiej, na pewno przyszłości naszej oddałby dużą usługę.</u>
<u xml:id="u-11.20" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-11.21" who="#ArturŚliwiński">Jakżeż inaczej ta sprawa przedstawiała się dawniej, i to nie tylko w dobie Komisji Edukacyjnej, a później w dobie Lelewela! W Polsce od najdawniejszych czasów przywiązywano wielką wagę do nauczania historii. Już Skarga powiedział, że „historia to rozum wielu ludzi zebrany w jedno”. A jeden z największych wodzów i największych statystów polskich, bohater i myśliciel, hetman i kanclerz Stanisław Żółkiewski, nawiasem mówiąc, władający równie świetnie piórem, jak swą głośną w całej Europie szablą, w przeznaczonym dla syna swego testamencie, który mógłby się stać testamentem dla wszystkich pokoleń polskich, pisał między innymi. co następuje: „Młodsze swe lata naukami poleruj, nie daj się nikomu w młodości twojej od tego odwodzić. Mnie wierz, z nauki wielką podporę i wielki ratunek do godności, do służby Rzeczypospolitej, do wszelakiego uczciwego życia mieć będziesz”. A dalej: „Historyki koniecznie czytaj. Miałem i sam nie małą wiadomość historii i w biegu spraw siłam się tem ratował, żem przeszłych wieków sprawy wiedział”.</u>
<u xml:id="u-11.22" who="#ArturŚliwiński">Otóż tego rodzaju wskazań ze strony najświatlejszych umysłów naszej przeszłości można wskazać bez liku.</u>
<u xml:id="u-11.23" who="#ArturŚliwiński">Niestety, sprawa ta w odrodzonej Polsce nie znalazła należytego zrozumienia. Młodzież, wbrew wszystkim paradoksalnym twierdzeniom, nie wychowuje się sama. Za jej wychowanie zawsze ponosić będzie odpowiedzialność starsze społeczeństwo.</u>
<u xml:id="u-11.24" who="#komentarz">(Głos: Słusznie.)</u>
<u xml:id="u-11.25" who="#ArturŚliwiński">Poczucie tej odpowiedzialności nakazuje poprzez teraźniejszość wiązać przyszłość z przeszłością, by nie przerwała się nigdy tradycja, łącząca w żywą wiecznie całość najcenniejsze wartości narodu...</u>
<u xml:id="u-11.26" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-11.27" who="#ArturŚliwiński">...by nienaruszony dorobek stuleci dalszym stuleciom do wzbogacania mógł być przekazywany.</u>
<u xml:id="u-11.28" who="#ArturŚliwiński">W tym dorobku mamy skarb nieoceniony, na który złożyły się wieki pracy, potężne wysiłki długiego łańcucha pokoleń, całe potoki drogocennej krwi polskiej. Cóż jest tym skarbem? Gdybym miał go w skrócie określić syntetycznie, powiedziałbym, że od bardzo dawnych czasów poprzez lata niewoli aż do dnia dzisiejszego, ile razy w którejkolwiek stronie świata mówili i mówią o nas przedstawiciele innych narodów, zawsze i wszędzie nazywali i nazywają nas: szlachetnym narodem polskim. Ta opinia — oto ów dorobek, który w biegu wieków wypracowały pokolenia, który jednał nam szacunek świata, który świadomie czy nie świadomie w nas samych budził poczucie naszej własnej wartości. Toteż starsze społeczeństwo, a przede wszystkim cały państwowy aparat wychowawczy powinien nieustannie pracować nad tym, ażeby młodzież nasza, opuszczając mury szkół średnich, dorastała już do owej wielkiej miary, na jaką dzieje stworzyły Polaka.</u>
<u xml:id="u-11.29" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-12">
<u xml:id="u-12.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Zbierski.</u>
</div>
<div xml:id="div-13">
<u xml:id="u-13.0" who="#DominikZbierski">Wysoki Senacie! Polityka oświatowa i wychowawcza od kilku lat jest prowadzona w sposób szczególny, ale bo też przebiega w szczególnych warunkach polskiego życia politycznego. Warunki te skomplikowały się znacznie po śmierci Tego, który był największym Wychowawcą Narodu. Przede wszystkim na całym systemie oświatowym i wychowawczym zaciążyła wielka reforma ustrojowa, która całe szkolnictwo w Polsce zmienia od samych podstaw. W tej chwili dobiegamy do końca tej przebudowy. Za rok reforma będzie dokonana.</u>
<u xml:id="u-13.1" who="#DominikZbierski">Jakże wygląda ta reforma z perspektywy kilku lat ostatnich?</u>
<u xml:id="u-13.2" who="#DominikZbierski">Szkolnictwo powszechne w całości i średnie w większej części zostało przebudowane. Posiadamy już nową szkołę powszechną i nowe gimnazjum. Powstaje i nowe liceum.</u>
<u xml:id="u-13.3" who="#DominikZbierski">Nie zamierzam w tej chwili wypowiadać poglądu, czy reforma tego rodzaju była koniecznością życia polskiego. Że nie przyniosła ona spodziewanych przez reformatorów rezultatów, to zdaje się nie ulegać wątpliwości.</u>
<u xml:id="u-13.4" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Barański.)</u>
<u xml:id="u-13.5" who="#DominikZbierski">Jakże wymownie brzmiał głos referenta budżetu Ministerstwa Oświecenia w Komisji Budżetowej Sejmu p. Pochmarskiego, który jako jeden z ustawodawców nowego ustroju szkolnictwa wypowiedział się tak krytycznie o reformie. Czy w praktyce osiągnięto tak pożądaną jednolitość szkolnictwa? Czy szkoła średnia zbliżyła się wskutek tej reformy do szerokich rzesz Judu wiejskiego? Czy szkoła powszechna przygotowuje do gimnazjum, a gimnazjum do liceum? A czy liceum przygotowuje do uniwersytetu? A przecież programy gimnazjalne i licealne są przeładowane. Założenia nowego ustroju były słuszne, ale wykonanie nie jest odpowiednie. Przede wszystkim to nie spotykane nigdzie na świecie szalone tempo. W ciągu 6 lat ma powstać nowy ustrój szkolnictwa. Wszak tego rodzaju wielka reforma powinna być przeprowadzona w ciągu, powiedzmy, lat 30, ale nie 6. Ten gorączkowy pośpiech wydał skutki jak najgorsze. Program zarówno gimnazjum jak i liceum jest zbyt obszerny, a przez to niewykonalny. Prowadzi to z konieczności do zbyt ogólnego ujęcia przedmiotów, a nie dając gruntownych podstaw wiedzy, wyrabia w młodzieży powierzchowność. Jest to sprawa istotna. Lepiej nauczyć mniej a dobrze, niż wiele a kiepsko, bo to ma ujemny wpływ na umysłowość i charakter młodzieży.</u>
<u xml:id="u-13.6" who="#DominikZbierski">Poza tym program gimnazjum daje młodzieży wiedzę fragmentaryczną, w wycinkach, szczególnie w podstawowych pod względem wychowawczym przedmiotach — w języku polskim i historii. Młodzież nie wynosi z gimnazjum podstaw do wiedzy syntetycznej w liceum tak dalece, że nauka w liceum zawisa w powietrzu, brak gruntu pod nogami. W liceum pracuje się zagadnieniami, a gimnazjum do tego nie przygotowało. Wiem o tym, że wybitni fachowcy, o bogatym doświadczeniu i szerokim horyzoncie, stają wobec tego zjawiska bezradni, a nastrój wśród nauczycielstwa jest przygnębiający. Niejeden nie wypowiada swego poglądu na to, co się dzieje, bo — jak mówi piosenka — „i chciałabym i boję się”. A gdy zapyta, jak realizować ten trudny program w liceum, nie dostaje odpowiedzi. Niestety, Ministerstwo nie wydało żadnych wytycznych do realizacji programu, a nauczycielstwo boryka się i trudności pokonać nie jest w stanie. Grzegorz Piramowicz był tylko jeden, a wymaga się, aby każdy nauczyciel był Piramowiczem.</u>
<u xml:id="u-13.7" who="#DominikZbierski">Chciałbym się przez chwilę zatrzymać przy tak podstawowym przedmiocie w liceum, jak zagadnienie życia współczesnego. Program wylicza wiele zagadnień, które należy przepracować. Pod każdym podane jest rozwinięcie, które według autorów ma wskazać ogólną tendencję programu. Jakaż to jest tendencja? Ano ni mniej ni więcej, tylko taka, że kładzie się nacisk na prawa jednostki wobec państwa, a natomiast w znacznie większym stopniu pomija się w programie zagadnienie narodu, armii i jej wodza jako siły moralnej, sprawę mniejszości narodowych, sprawę żydowską. Okazuje się, że program stoi na stanowisku przebrzmiałych już i w swych skutkach rozkładowych teoryj liberalnych XIX wieku.</u>
<u xml:id="u-13.8" who="#DominikZbierski">Dziwna rzecz, pomimo ogłoszenia deklaracji ideowej Obozu Zjednoczenia Narodowego, zaaprobowanej przez najwyższe czynniki w Państwie, autorowie nie uważali za wskazane zmienić tej szkodliwej wychowawczo, moim zdaniem, tendencji programu. Wszak zagadnienia Narodu, Wodza i armii stanowią trzon życia polskiego społecznego i państwowego. Narodowy pogląd na świat uczy człowieka poświęcenia własnego ja dla zbiorowości, wydobywa z jednostki najcenniejsze wartości, uczy zorganizowanej pracy dla Narodu i Państwa pod wskazaniami Wodza, który wciela polską myśl państwową i polski instynkt narodowy, uczy współpracy z armią w budowie silnej Ojczyzny. Te wartości moralne muszą być podstawą programu. Zagadnienia mniejszości również wymagają rozwiązania. Czy pomijanie ich jest najlepszą do tego drogą? Czy nie lepiej oświetlić je w sposób obiektywny, naukowy, niż studia nad tym pozostawić różnym nielegalnym organizacjom, aby czyniły z nich oręż walki politycznej?</u>
<u xml:id="u-13.9" who="#DominikZbierski">Program posiada charakter schematyczny. Treść ma dać nauczyciel. Ponadto program zezwala nauczycielowi omawiać zagadnienia nie umieszczone w programie, ale z nim związane. Wiele z tych zagadnień ma charakter w nauce sporny. Takie lub inne ich rozwiązanie zależy od poglądów religijnych, politycznych i społecznych. Toteż pozostawienie decyzji nauczycielowi grozi dowolnością, tym bardziej, że nie ma podręczników, obejmujących całość poruszonych zagadnień. A przecież trafne samodzielne rozwiązanie wielu z tych kwestyj wymaga dużego i wszechstronnego przygotowania prawniczego, ekonomicznego, społecznego i politycznego, którego przeciętny nauczyciel o wykształceniu filozoficznym czy przyrodniczo-matematycznym nie posiada.</u>
<u xml:id="u-13.10" who="#DominikZbierski">Aby wniosków błędnych uniknąć, należało by przedtem dać młodzieży pojęcia ogólne według współczesnego stanu wiedzy i polskiego doświadczenia narodowo - państwowego, a nie wskrzeszać przebrzmiałych teoryj demoliberalnych i nie wywoływać przez to chaosu w umysłach młodego pokolenia. Zamiast programu lepiej, ażeby był napisany podręcznik. Jest to sprawa bardzo pilna. Autorzy programów zaś powinni sobie dobrze uświadomić, że Marszałek Piłsudski daleko obrócił koło naszej historii, powinni o tym pamiętać, że Polska przeszła rok 1926 i dziś obowiązuje Konstytucja kwietniowa.</u>
<u xml:id="u-13.11" who="#DominikZbierski">Parę dni temu byłem na zjeździe dyrektorów liceów. Wysłuchałem kilka referatów, przysłuchiwałem się dyskusji. Ci, którzy bez przerwy stoją przy warsztatach pracy, którzy kierują bezpośrednio realizacją nowego ustroju, wypowiadali poglądy, że gimnazjum z liceum nie jest powiązane, że istnieje jaskrawy przeskok w programach od metody obrazów kulturalnych w gimnazjum do samodzielnych syntez o charakterze naukowym w liceum, do których tworzenia młodzież nie zdobyła przygotowania w gimnazjum. Gimnazjum nie daje młodzieży ciągłości zjawisk życia kulturalnego, ani ich nie utrwala w pamięci młodzieży. Zagadnienia syntetyczne w liceum przerastają poziomem pojemność umysłową absolwentów gimnazjum. Mówiono na zjeździe o zjawisku groźnym wśród młodzieży w liceum, o zrywaniu łączności z naszą dziejową przeszłością. Młodzież tonie w aktualnościach. To może grozić zerwaniem związku lub jego osłabieniem z ciągłością kultury narodowej. Mówiono o braku wyrobienia zmysłu historycznego wśród młodzieży. A to niszczy uczuciowy związek z przeszłymi okresami naszej historji. Podawano na zjeździe takie horrendalne fakty, że w jednym z liceów młodzież w ciągu miesiąca miała przeczytać „Boską Komedię” Dantego, „Krzyżowców” Kossak-Szczuckiej i „Żywe kamienie” Berenta. A znowu w innym liceum kazano młodzieży przepracować w ciągu kilku miesięcy dzieła Kutrzeby, Bobrzyńskiego i Tymienieckiego. Trzeba zaznaczyć, że wiele zagadnień w programie licealnym nadaje się raczej na dysertacje doktorskie na uniwersytecie, aniżeli na omawianie z nieprzygotowaną do tego młodzieżą. A co ma począć młodzież np. z takim zagadnieniem, jak: Rola pierwiastka starogermańskiego w Niemczech współczesnych? — Mógłbym dłużej mówić o tym, o czym rozprawiano na trzydniowym zjeździe, ale przecież nie jest moim zadaniem zdawać sprawozdanie ze zjazdu.</u>
<u xml:id="u-13.12" who="#DominikZbierski">Wysoka Izbo! Polityka wychowawcza w Polsce, niestety, nie wytworzyła dotychczas jednolitej linii wychowawczej, nie dała wyraźnego, mocnego ideału, nie objęła swą działalnością całej młodej generacji. Należy jak najszybciej zbudować polski system wychowania narodowo-państwowego. System ten powinien być dostosowany do ogólnego narodowo-państwowego programu wychowania, musi otrzymać wyraźną, polską, narodową treść ideową. W tym duchu muszą być tworzone nowe programy.</u>
<u xml:id="u-13.13" who="#DominikZbierski">Od wielu lat mamy na porządku dziennym podstawowe zagadnienie młodego pokolenia, bardzo zaognione. Sprawa ta występuje w formie najbardziej ostrej i jaskrawej na uniwersytetach, ale rzeczywisty jej zasięg jest znacznie szerszy. Z tych głównych ognisk, które tworzą wyższe uczelnie, rozszerza się ona na szkoły średnie i zawodowe, od miast idzie do wsi.</u>
<u xml:id="u-13.14" who="#DominikZbierski">Istota sprawy młodzieży w Polsce leży w tym, że młodzież pozostaje pod silnym wpływem haseł zdecydowanie negatywnych, niemal że rewolucyjnych. Ideologia ta odwraca myśl młodzieży od rzeczywistości polskiej, od konkretnych prac pozytywnych. Młodzież nie została wprzęgnięta w wielkie prace konstrukcyjne, które się w Polsce prowadzi. Idealizm młodzieży nabrał cech utopijności, przeciwstawionej temu wszystkiemu, co się w Państwie Polskim zrobiło i robi. Zaczęto wytwarzać w młodzieży dążenia apaństwowe i anarchistyczne. Wyrabiano w niej skłonności wprost wywrotowe. Wytwarzano jakąś anarchistyczną koncepcję życia narodowego. Idealizm młodzieży został wypaczony. Groźne te objawy są dowodem odstępstwa od nowocześnie pojętej idei narodowej, która w sile państwa widzi główny cel dążeń i zamierzeń. Mylą się ci, którzy twierdzą, że to zjawisko jest spontaniczne lub konieczne. Mylą się ci, którym się wydaje, że młodzież samodzielnie tworzy swoją ideologię. To nieprawda. Młodzież zawsze była, jest i będzie przedmiotem czyjegoś wychowania, młodzież zawsze ktoś wychowuje i młodzież trzeba wychowywać. Ideologia młodzieży jest zawsze rezultatem czyjegoś celowego wysiłku wychowawczego.</u>
<u xml:id="u-13.15" who="#DominikZbierski">Nadszedł czas już wielki, aby zmienić atmosferę młodzieży. Nie można łączyć życia młodzieży z hasłem rewolucyjnej czy przełomowej gotowości uczących się jeszcze pokoleń. Wytwarza się bowiem wśród nich mit przezwyciężania wszelkich trudności nie drogą fachowej pracy, głębokiej wiedzy i rzetelnego wysiłku, ale jakiegoś gwałtownego wstrząsu, który da tym pokoleniom wszystko od razu: i władzę, i zaszczyty, i dobrobyt. Z tym mitem, w imię zdrowia moralnego młodych pokoleń, raz trzeba skończyć. Trzeba przywrócić młodzieży spokój wewnętrzny, trzeba ją wyzwolić spod wpływów partyjnych. To dopiero pogłębi życie ideowe młodzieży, umożliwi pogłębienie wiedzy i gruntowne przygotowanie do pracy zawodowej. Tego wymaga dobro narodu i Państwa. To dobro i przyszłość Państwa wymaga zmiany nastrojów wśród młodzieży, wymaga zespolenia młodej generacji z Państwem.</u>
<u xml:id="u-13.16" who="#DominikZbierski">Młodzież trzeba zbliżyć do polskiej rzeczywistości. Trzeba ją związać z konkretnymi pracami prowadzonymi pod kierownictwem Państwa. Trzeba, aby młode pokolenie stało się czynnikiem aktywnym na licznych polach pracy oświatowej, kulturalnej i gospodarczej. Trzeba, by młoda inteligencja poświęciła swój czas i pracę nad młodzieżą wiejską, robotniczą i rzemieślniczą. Trzeba skierować jej ekspansję na tereny prowincjonalne, tak nią pokierować, by znalazła pracę i chleb i by jej działalność była elementem rosnącej siły narodowej.</u>
<u xml:id="u-13.17" who="#DominikZbierski">Chodzi wreszcie o to, by młodzież ogarnął nowy ruch polityczny, ruch narodowo-państwowy, który powstał z inicjatywy Marszałka Śmigłego. Ideały Obozu Zjednoczenia Narodowego, gdy trafią do młodych serc i umysłów, staną się podstawowym czynnikiem regeneracji i uzdrowienia. Wtedy ideologia negacji ustąpi miejsca nowym i świeżym ideałom rosnącej potęgi państwowej, ideałom pozytywnym i realizatorskim. Jednak, żeby się to stało, trzeba dać młodej generacji ideologię i wychować ją w duchu światopoglądu swojej epoki.</u>
<u xml:id="u-13.18" who="#DominikZbierski">Należy zważyć, że w świadomości młodych pokoleń tkwią następujące fakty: 1) niebezpieczeństwo naporu sąsiada niemieckiego i pozostawanie poza granicami Państwa Polskiego pewnych ziem polskich, 2) częściowa niepolskość ziem wschodnich i nie dokończony proces ich spolszczenia, 3) sprawa Żydów w Polsce. Zagadnienia te silnie poruszają psychikę młodych, bo przecież w przyszłości, która nadchodzi, ci młodzi będą te problemy rozwiązywać. Dlatego też w młodej generacji nie znajdują już oddźwięku hasła walki klas, dlatego toczy się walka z liberalizmem politycznym i gospodarczym, głosi się postulaty hierarchii, odrodzenia religijnego, heroizmu i poświęcenia. Młode pokolenie czułe jest na sprawę Gdańska, żywo reaguje na problemy mniejszościowe, a kwestia żydowska znajduje jedno z naczelnych miejsc w jego zainteresowaniach.</u>
<u xml:id="u-13.19" who="#DominikZbierski">Jeżeli się mówi o nowym twórczym nacjonalizmie, nie można zapominać o istotnej jego stronie — o zdolności poruszania najgłębszych pokładów uczuciowych. Toteż kto chce zrozumieć pokolenie dzisiejsze, kto chce do niego trafić, ten musi się spotkać z nim na płaszczyźnie jego przeżyć emocjonalnych, musi do nich zaapelować. Należy też zespolić młodzież z Państwem w rozumieniu i realizowaniu wyliczonych problemów i celów politycznych. Takie zespolenie jest warunkiem zapanowania harmonii w życiu polskim. Jeżeli bowiem młodzież w szkole średniej nie będzie słyszała o żadnym z poruszonych zagadnień, jeżeli będzie chowana zdala od światopoglądu swojej epoki, to rzecz jasna, że wówczas będzie wyżywać się w pełni w organizacjach, które dadzą jej tę możność. Tu leży przyczyna, dlaczego młodzież, opuszczając bramy szkół średnich, zapełnia szeregi uniwersyteckich organizacyj opozycyjnych. I tak długo będzie trwał obecny stan rzeczy, jak długo Państwo nie przejmie w swe ręce wychowania światopoglądowego młodzieży w duchu narodowym.</u>
<u xml:id="u-13.20" who="#DominikZbierski">Oczywiście w stawianiu zagadnień Państwo nie może iść w ich ogonie, lecz musi zjawiska wyprzedzać. Nie jest moim zadaniem dawać program. Powiem tylko tyle, że zadaniem nauczyciela, mówiącego o sprzecznych kierunkach politycznych w okresie odzyskiwania przez Polskę niepodległości, będzie stwierdzenie faktu, że były one ze sobą w walce. Jednak nie będzie jego zadaniem gromić jednego z ówczesnych partnerów historycznych. Postulatem wychowawczym będzie przedstawienie syntezy, która była wynikiem tej walki. Nie należy kłaść nacisku na przebrzmiałe dziś przeciwieństwa i antagonizmy. Dopóki szkoła średnia tak nie ujmie i nie przedstawi historii najnowszej, będziemy świadkami ujęć skrajnych, tworzonych dla celów politycznych, gromadzących po jednej i drugiej stronie rzesze wyznawców. Muszę podkreślić, że brak syntetycznego spojrzenia na niedawną przeszłość wpływa pogłębiająco na rozbicie polityczne społeczeństwa.</u>
<u xml:id="u-13.21" who="#DominikZbierski">Oparcie nauczania szkolnego o pierwiastki emocjonalne umożliwi uwydatnienie założeń idealistycznych w wychowaniu. Tylko taki kierunek wychowania usunie panującą dziś atmosferę szkolną, wyzwoli uczucia i działania. Kult woli wyprowadzony z postaci Piłsudskiego spełni w wychowaniu podwójne cele: raz jako odtrutka na panującą ciągle w Polsce anemię dynamiki i woli, na brak przedsiębiorczości, z drugiej zaś strony jako wskazanie jedynej drogi wyjścia dla narodu, który w swej sytuacji geopolitycznej żyć i rozwijać się może wiarą w rzeczywistość, tworzoną przez wolę.</u>
<u xml:id="u-13.22" who="#DominikZbierski">Wizją wychowawczą musi być wielkość i potęga Polski. Ale nie może być zbyt wielkich różnic między rzucaną wizją a rzeczywistością współczesną. Należy wpajać w młodzież przekonanie, że Polska powinna się stać ośrodkiem cywilizacji w Europie środkowej, czynnikiem pociągającym dla otaczających ją narodów. Z pewnych zaś stron wpaja się młodemu pokoleniu „wizję wielkiej Polski” tak utopijną i niezdrową, że w zetknięciu z rzeczywistością doprowadza ona część młodzieży do tragicznego konfliktu i do impasu. Taką wizję wielkiej Polski, która w zetknięciu z rzeczywistością zamiast dodawać tężyzny i mocy powoduje wewnętrzne załamanie, trzeba co rychlej przepędzić z duszy młodzieży polskiej.</u>
<u xml:id="u-13.23" who="#DominikZbierski">Kiedy się mówi o polityce wychowawczej, trzeba mieć na bacznej uwadze nauczycieli. Nie jest obojętne komu się będzie powierzało wyrabianie w młodzieży światopoglądu. Weźmy dziedzinę gospodarstwa i teorię ekonomii, których się uczy w liceum. Kierunek narodowy mówi dziś wyraźnie o syntezie narodowego i społecznego poglądu na świat. W tym stanowisku odmienny jest zarówno od założeń liberalnych, jak też i od marksizmu. Czy wobec tego można powierzyć nauczanie tych zagadnień nauczycielowi, o którego poglądach ideologicznych nic nie wiemy? Może dojść do niebywałych komplikacyj, a przede wszystkim do mącenia w głowach młodzieży. Dobór sił na tym odcinku musi być bardzo troskliwy. Niestety, trzeba stwierdzić, że szkoła dzisiejsza nie prowadzi pracy wychowawczej, tylko naucza, wychowywać nie jest w stanie. Będzie paradoksem, gdy powiem, że nie ma kto wychowywać; w Polsce mamy wielu znakomitych nauczycieli, ale mało prawdziwych wychowawców. Szkoła dzisiejsza nie czyni zadość postulatowi, że nauczyciel jest przede wszystkim wychowawcą. Szkoła ciągle jeszcze tylko uczy, a nie umie przy nauce wychowywać. Brak syntezy w nauczaniu.</u>
<u xml:id="u-13.24" who="#DominikZbierski">Należy się domagać zmniejszenia ilości materiału naukowego, a położenia nacisku na jego gruntowne przyswojenie. Zgadzam się z poglądem, że wiedza to potęga, ale obawiam się, aby młodzież od jej nadmiaru nie wpadła w chaos myślowy i nie dostała niestrawności. Szkoły akademickie powinny się stać nie tylko zakładami kształcenia fachowców, ale raczej wielkimi narodowymi instytucjami zobowiązanymi dostarczać społeczeństwu wybitnych jednostek, które by miały pełnić trudne role kierownicze na odpowiedzialnych stanowiskach w Państwie Polskim o coraz większych ambicjach mocarstwowych. Gdy się utkwi wzrok w kierunku kształcenia tych walorów, które stanowią o rozwoju silnych indywidualności, to siłą rzeczy będzie należało ograniczyć wymagania erudycyjne. Dotyczy to również gimnazjów i liceów. Natomiast należało by wprowadzić naukę kierownictwa i podporządkowania się, kształcenie poczucia odpowiedzialności przywódcy i obowiązków dyscypliny po stronie kierowanych. Nauka kierownictwa powinna się znaleźć i w szkole średniej i w wyższej. Szkolnictwo angielskie pod tym względem może się słusznie szczycić daleko idącymi wynikami.</u>
<u xml:id="u-13.25" who="#DominikZbierski">Jeżeli powiedziałem, że nie ma kto wychowywać, to muszę szczerze podkreślić, że nauczycielstwo nie posiada warunków do pracy wychowawczej. To wielkie przemęczenie psychiczne i ogromne przygnębienie w szeregach nauczycielstwa uniemożliwia wszelką pracę wychowawczą. W tym miejscu należało by osobne uwagi poświęcić zbyt niskiemu uposażeniu nauczycielstwa, tak niskiemu, że tryb i styl życia leży poniżej wszelkiego kulturalnego poziomu. A przecież wychowawca musi mieć dobre samopoczucie, musi mieć wiarę w to, co głosi, musi z entuzjazmem stać przy swoim warsztacie pracy. Jeżeli głosi pewne zasady ideowe, to musi je propagować jako jedynie słuszne, gdyż idea nie cierpi innej obok siebie.</u>
<u xml:id="u-13.26" who="#DominikZbierski">Tylko na tej drodze można przywrócić szkole to, co w jej stratach jest najboleśniejsze — autorytet. Szkoła pozbawiona autorytetu przestaje spełniać swoje zadanie.</u>
<u xml:id="u-13.27" who="#DominikZbierski">Nie będę się rozwodził nad tym, jak wygląda autorytet dzisiejszej szkoły, całej szkoły — i powszechnej, i średniej, i wyższej.</u>
<u xml:id="u-13.28" who="#DominikZbierski">Jest faktem, że pracy wychowawczej nie ma, panuje jakiś przerażający marazm, impas. Młodzież opuszcza szkołę niedouczona i niewychowana, rozdyskutowana i rozwichrzona. Brak busoli ideowej i wielkich ideałów wychowawczych — oto największe zło, które przejawia się w szkole dzisiejszej. Nic dziwnego, że potem wojsko jako szkoła wychowania na narodowego musi naprawiać to spustoszenie, jakie w umysłach przyszłych oficerów wytwarza średni zakład naukowy.</u>
<u xml:id="u-13.29" who="#DominikZbierski">Głównym powodem dzisiejszego zamętu w Polsce jest brak dogmatu. Dogmat trzeba posiadać i celowo go rozbudowywać. Brak jest w Polsce wyraźnego konkretnego ideału wychowawczego, który by swoim zasięgiem objął całą młodzież nie tylko szkolną, lecz i pozaszkolną w mieście i na wsi, który by zespolił w pracy wychowawczej całe polskie społeczeństwo i związał je mocno. Brak wyraźnego programu wychowawczego stawia nauczycielstwo w położeniu bez wyjścia, jest ono bezradne, nie wie co robić i jak robić, nie posiada ono bowiem potrzebnych wskazówek.</u>
<u xml:id="u-13.30" who="#DominikZbierski">Wiele czynników wpływa na młodzież: rodzina, kościół, szkoła, prądy nurtujące w społeczeństwie, książka, prasa, otoczenie i wiele innych. Trzeba te wszystkie elementy zbadać, ustalić i przygotować środki oddziaływania. Opracowanie takiego programu wymaga wielkiej zbiorowej pracy. Trzeba stworzyć polski system wychowania narodowo-państwowego.</u>
<u xml:id="u-13.31" who="#DominikZbierski">Rozumiem, że Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, pochłonięte nadmierną pracą, wypływającą z realizacji wielkiej reformy, Ministerstwo, które nie było w stanie przygotować potrzebnych podręczników dla liceum, nie jest w możności rozwiązać podstawowego problemu wychowawczego. Musi powstać odrębny organ wychowania, który skoordynuje te wszystkie czynniki, które uczestniczą w pracy wychowawczej...</u>
</div>
<div xml:id="div-14">
<u xml:id="u-14.0" who="#JerzyBarański">Panie Senatorze, miał Pan przemawiać 20 minut, regulamin przewiduje 30 minut, a przemawia Pan już 34 minuty. Mogę Panu Senatorowi przedłużyć czas przemówienia dopiero wówczas, jeżeli Izba się na to zgodzi.</u>
</div>
<div xml:id="div-15">
<u xml:id="u-15.0" who="#DominikZbierski">Już kończę.</u>
<u xml:id="u-15.1" who="#DominikZbierski">Z tych wszystkich czynników musi powstać jednolita machina pod jednolitym kierownictwem państwowym. Z punktu widzenia dążeń narodowo-państwowych koordynacja taka jest konieczna.</u>
<u xml:id="u-15.2" who="#DominikZbierski">Nadszedł już ostateczny czas, by jak najszybciej powołano do życia organ wychowania narodowo-państwowego, który obejmie pracą wychowawczą całe młode pokolenie, szkolne i pozaszkolne. Organ czy urząd taki ustali podstawowe cele wychowawcze, wybierze środki, rozplanuje pracę, wyznaczy poszczególnym elementom wychowawczym właściwe ich odcinki i role, wprzęgnie wszystkie do wspólnej pracy, a opornych zmusi do działania odpowiednimi środkami przymusu. Chodzi o to, żeby nie zachodziły takie fakty, że pewne związki organizują kolonie dla młodzieży i tam wychowują ją w duchu komunistycznym.</u>
<u xml:id="u-15.3" who="#DominikZbierski">Nie wchodzę w to, czy tym organem wychowania narodowo-państwowego będzie podsekretariat stanu przy Ministerstwie Oświecenia, bo może i tak być, w każdym razie sprawę tę rozwiązać należy i to szybko. Życie polskie woła o to wielkim głosem i dłużej zwlekać nie można.</u>
<u xml:id="u-15.4" who="#DominikZbierski">Wysoka Izbo! Należy obalić mit wiecznej rewolucji czy przełomu, dokonać syntezy myśli nacjonalistycznej z myślą państwową, przestawić nasze myślenie polityczne na nowoczesne tory. Polska domaga się dziś nie tylko jasnej myśli, która by ją wyprowadziła z chaosu pojęć, w jakim się znajduje, nie tylko zdecydowanej woli, ale i siły, dynamizmu. Polska musi wykonać marsz forsowny, aby nie pozostać wobec innych narodów na szarym końcu. Polska musi kroczyć w środkowej Europie w pierwszym szeregu, musi się stać wielkim ośrodkiem twórczej siły i potęgi zarówno militarnej, jak i kulturalnej, tym ośrodkiem, o którym mówił tak dobitnie Wielki Pierwszy Marszałek Polski.</u>
<u xml:id="u-15.5" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-16">
<u xml:id="u-16.0" who="#JerzyBarański">Zarządzam przerwę do godz. 12.</u>
<u xml:id="u-16.1" who="#komentarz">(Przerwa od godz. 11 min. 45 do godz. 12 min. 5.)</u>
<u xml:id="u-16.2" who="#JerzyBarański">Wznawiam posiedzenie.</u>
<u xml:id="u-16.3" who="#JerzyBarański">Głos ma s. Hasbach.</u>
</div>
<div xml:id="div-17">
<u xml:id="u-17.0" who="#ErwinHasbach">Wysoki Senacie! Dnia 29 lipca 1937 r. wniosłem do Wysokiej Izby interpelację o stanie prawnym Ewangelickiego Kościoła Unijnego na Górnym Śląsku po uchwaleniu ustawy śląskiej z dnia 16 lipca 1937 r. Odpowiedź, zakomunikowana mi dnia 2 grudnia przez p. Ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, nie zadowoliła ani miarodajnych czynników kościelnych, ani członków Kościoła ustawą dotkniętych, ani mnie. Liczne pisemne oświadczenia, rozmowy i wywody ustne są tego dla mnie dowodem. Nie wszystkim członkom Izby znane są te zapatrywania. Prasa niestety o tym częściowo informować nie mogła z wiadomych powodów, jak zresztą w wielu innych wypadkach, dotyczących spraw ewangelickich w Polsce. Stwierdzam, że mieszanie się Państwa w sprawy wewnętrzno-kościelne nigdy nie przyniesie Państwu korzyści, a też i wypadek niniejszy może wywołać poważne zastrzeżenia.</u>
<u xml:id="u-17.1" who="#ErwinHasbach">Z tych powodów powitano z zadowoleniem, że p. wojewoda śląski pod wrażeniem sprzeciwu przeciwko ustawie śląskiej z dnia 16 lipca 1937 r. zdecydował się na szereg koncesyj, łagodzących przynajmniej częściowo najsurowsze konsekwencje ustawy. P. Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego oświadczył w Sejmie w dniu 3 lutego tego roku: „Najszybsze wejście na tę drogę leży w interesie samego Kościoła unijnego, jak również i Państwa, które stale daje wyraz swej rzeczywistej trosce o stworzenie dla tego Kościoła odpowiednich podstaw prawnych i skierowania go ku realizacji wymagań art. 115 Konstytucji. Wszelkie poczynania czynników kościelnych na tej drodze spotykają się zawsze z pełnym zrozumieniem i całkowitym poparciem władz państwowych”.</u>
<u xml:id="u-17.2" who="#ErwinHasbach">Słowa Pana, Panie Ministrze, znalazły silny odgłos u miarodajnych czynników i sfer kościelnych, a wśród członków Kościoła, dotkniętych ustawą, wzbudziły pewne nadzieje. Wysoko oceniam oświadczenie Pana Ministra, gdyż wnioskuję z niego, że również i Rząd nasz chce się przyczynić do sprawiedliwego i pokojowego rozwiązania górnośląskiej kwestii kościelnej drogą porozumienia, rezygnując na przyszłość ze wszelkich środków przymusowych. Wobec tego dotychczasowy prezydent kościoła dr Voss i księża, pewni zgody najszerszych sfer kościelnych, zdecydowali się zwrócić powtórnie do województwa celem osiągnięcia takiego porozumienia. W piśmie z dnia 7 lutego b. r. zakomunikowano o tym p. wojewodzie. Niestety, nie mogę stwierdzić, czy gotowość miarodajnych czynników kościelnych znalazła pożądaną przychylność i zrozumienie w kołach rządowych. Jednak muszę stwierdzić, że przeciw inicjatywie dr Vossa prowadzi się ożywioną agitację prasową i że porozumienie tym samym jest zagrożone.</u>
<u xml:id="u-17.3" who="#ErwinHasbach">Praca w kierunku uspokojenia stosunków wtedy tylko osiągnąć może cel, jeśli prowadzona będzie przez osobistości zaufania Judu kościelnego, a nie, jak dotychczas, przez usuwanie tych osobistości i zastępowanie ich częściowo ludźmi bez tego zaufania i bez legitymacji kościelnej. Fakt ten musi wzbudzić obawę, że pewnym czynnikom mniej chodzi o uspokojenie niż o to, by oddać władzę kościelną w ręce nielicznej mniejszości. Obawy te powiększają się przez to, że, jak słyszę, prezes tymczasowej rady kościelnej, której członków powołał p. wojewoda śląski, według danych mi informacyj nie zawsze trzymał się przepisów ustaw kościelnych, a nawet ustawy z dnia 16 lipca 1937 r., praw zborów nie zawsze szanował i w ogóle przez działalność swą ubliżył religijnemu i kościelnemu uczuciu ewangelickiego Judu górnośląskiego...</u>
<u xml:id="u-17.4" who="#komentarz">(Głos: To trzeba udowodnić.)</u>
<u xml:id="u-17.5" who="#ErwinHasbach">...wiernie stojącego przy swym Kościele. Proszę, moi Panowie, sobie uprzytomnić, jakie wrażenie musi wyrzec na ludności ewangelickiej fakt, że prawie wszyscy przez tymczasową radę kościelną zamianowani księża wprowadzeni zostali w urząd w obecności organów policyjnych.</u>
<u xml:id="u-17.6" who="#ErwinHasbach">Zwracam się do Pana Ministra z prośbą, by przyczynił się do zmiany tych stosunków. Prawdziwy pokój nastąpić może jedynie na drodze porozumienia.</u>
</div>
<div xml:id="div-18">
<u xml:id="u-18.0" who="#JerzyBarański">Głos ma s. Michałowicz.</u>
</div>
<div xml:id="div-19">
<u xml:id="u-19.0" who="#MieczysławMichałowicz">Wysoka Izbo! W mym przemówieniu na ostatnim posiedzeniu Państwowej Rady Oświecenia zwróciłem się do Pana Ministra z prośbą, by spowodował zmianę dotychczasowej nazwy swego Ministerstwa na nazwę „Ministerstwo Wychowania Narodowego”, a na frontonie gmachu wypisał jako motto słowa wieszcza: „Pamiętaj, że Polak — mieszkaniec Europy”. Oczywiście nie Europy czasów dzisiejszych, ale takiej, jaką ją pragnął widzieć Adam Mickiewicz, jaką ją pragnie widzieć każdy uczciwy, kulturalny człowiek.</u>
<u xml:id="u-19.1" who="#MieczysławMichałowicz">Że w tym zasadniczym postawieniu sprawy nie jestem osamotniony, świadczy o tym przemówienie sprawozdawcy Komisji Budżetowej sejmowej bieżącego roku p. Pochmarskiego. Na wstępie swego sprawozdania sprawozdawca cytuje słowa Artura Górskiego z jego książki „Niepokój naszego czasu”. Autor Monsalwatu w ten sposób określa naczelne zadanie oświaty Polski współczesnej: „Nasze zagadnienie oświatowo - wychowawcze powinno być rozumiane przede wszystkim jako zagadnienie charakteru, raz dlatego, że postawieni między Zachodem a Wschodem narażeni jesteśmy na wpływy, które mogę rozwalić naszą indywidualność moralną, a po wtóre także dlatego, że czas obecny nosi w łonie swoim problematy i postulaty, które wołają o nasze wyjście z impasu, o schwycenie inicjatywy w ręce co do spraw takiego kalibru, jak sprawa produkcji, warsztatów pracy, planowej gospodarki, postępu techniki, sprawa bezrobocia, sprawa współżycia z ludnością kresową, sprawa żydowska, problemat stosunku wolności do sprawiedliwości, problemat naszej drogi dziejowej i ciągłości naszej kultury, które to sprawy wymagają typu człowieka do swego rozwiązania”. Jakże dalecy jesteśmy od wychowania owego pożądanego typu człowieka, jakże zboczyliśmy z drogi ciągłości naszej kultury!</u>
<u xml:id="u-19.2" who="#MieczysławMichałowicz">I znów nie jestem odosobniony w mym twardym sądzie o smutnej rzeczywistości Polski. W swym przemówieniu w dniu 5 kwietnia 1937 r. zmarły Wiceminister, prof. dr J. Ujejski przypomniał swoje zdanie sprzed 4 lat wypowiedziane na wiecu akademickim, kiedy to jako rektor Uniwersytetu Józefa Piłsudskiego wystąpił w obronie autonomii wyższych uczelni. „A dziś — po 4 latach oświadczył z wielkim smutkiem Józef Ujejski — jużby nie czuł prawa w swoim sumieniu”. „Jakże bowiem przedstawia się stan moralny i poczucie prawa w rzeczachpospolitych akademickich?” — pyta Józef Ujejski i odpowiada: „Wtargnął do nich i usiłuje zapanować nad jej życiem żywioł wyraźnie przestępczy. Żywioł ten jest na szczęście nieliczny, ale działa wszelkimi środkami terroru fizycznego i moralnego, od nikczemnej, oszczerczej, anonimowej ulotki, aż do petardy o dużej sile wybuchowej przed drzwiami profesora, który według sumienia, prawa i przysięgi swojej wydał dyscyplinarny wyrok. Rozpowszechniły się jako coś normalnego napady i ciosy z tyłu, rzucanie się grupami na jednego. Terroryzuje się władze akademickie i urzędników lżącymi i grożącymi ulotkami... Usiłuje się zastraszać uniwersyteckich sędziów.</u>
<u xml:id="u-19.3" who="#MieczysławMichałowicz">Świadome kłamstwo stało się środkiem walki obok pałki, probówki z gazem i żelaznego łomu”.</u>
<u xml:id="u-19.4" who="#MieczysławMichałowicz">W tych warunkach, mówi p. Wiceminister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, szkoły akademickie zachwiane zostały w swej elementarnej racji bytu. Wielkie sumy łożone na ich podtrzymanie mijają się ze swoim celem. Młodzież ciężko zapracowane przez siebie lub przez rodziców pieniądze w znacznej części marnuje, nie mówiąc już o marnowaniu czasu. „Żywioł przestępczy — tym wyrazem po raz wtóry charakteryzuje Minister ten odłam młodzieży — jest na szczęście nieliczny”. I tu cytuje znikome liczby członków owych organizacyj bojowych w porównaniu do kilkudziesięciu tysięcy pracującej spokojnie młodzieży na wyższych uczelniach. Analizując dalej przyczyny takiego stanu rzeczy, Józef Ujejski, Wiceminister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, stwierdza „ponury prawny paradoks”. „Każdy obywatel każdego państwa, choćby nawet walor jego osobisty i społeczny był minimalny, zawsze ma prawo żądać ochrony swej osoby, swego mienia i swojej pracy i na tę ochronę liczyć może. Wyjęty spod tego prawa jest właśnie jedynie tylko obywatel rzeczypospolitej akademickiej zarówno student, jak i profesor na terytorium swej szkoły”.</u>
<u xml:id="u-19.5" who="#MieczysławMichałowicz">Przepraszam bardzo Panów Senatorów za słowa, które mówiłem przed chwilą. Możecie mi zrobić zarzut, że poruszam sprawy zbyt bolesne, że usłyszy o nich zagranica, ale to nie ja mówię, ja tylko cytuję wciąż oficjalne przemówienie Ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego z dnia 5 kwietnia 1937 r., przemówienie wygłoszone przed mikrofonem Polskiego Radia i nadane na wszystkie rozgłośnie. Stoję na stanowisku, że nie trzeba stwarzać bolączek i stosunków Teksasu, a wtedy zniknie potrzeba mówienia o nich. A że ten Teksas na uczelniach polskich dalej istnieje, tego dowodem dokument, który za chwilę odczytam.</u>
<u xml:id="u-19.6" who="#MieczysławMichałowicz">Nie miałem chęci przemawiania na dzisiejszym posiedzeniu. Miałem zamiar skreślić się z listy mówców, bo nawet moje kamienne zdrowie wymaga od czasu do czasu wytchnienia, odpoczynku. Ale wróciwszy wczoraj z Senatu zastałem na moim biurku list grupy obywateli lwowskich, którzy przesyłają mi dokument oficjalny, bo zeznanie ojca pewnego poszkodowanego studenta.</u>
<u xml:id="u-19.7" who="#MieczysławMichałowicz">Ten ojciec zeznaje: W dniu plebiscytu ghettowego na Uniwersytecie Jana Kazimierza liczne grupy młodzieży wszechpolskiej terroryzowały młodzież oddającą głos. W dniu plebiscytu poszkodowany wyszedł z uniwersytetu i trafił na scenę, jak młodzież wszechpolska wielkim tłumem biła jednego studenta. Młody medyk, zgodnie z nakazem swego przyszłego zawodu, zgodnie z nakazem sumienia rycerza Polaka, bo takim musi być Polak, rzucił się bronić katowanego i oczywiście sam został skatowany, pobity do utraty przytomności. Zbroczonego krwią, leżącego na ziemi, kopano i bito w bestialski sposób. Na tym nie koniec. W dniu 4 b. m. wymieniony student wychodził z wykładu chemii. Na dziedzińcu został zidentyfikowany przez jakiegoś osobnika, chwycony podstępnie z przodu i bity z tyłu (ci panowie nie mają nawet odwagi bić z przodu) żelaznymi prętami po czaszce. Sześć ran długości 5–8 centymetrów są tego dowodem. Ojciec poszkodowanego udał się do p. rektora Bulandy, ten zapewnił, że sprawcy będą surowo ukarani, o ile będą wykryci, i poradził przenieść syna na inną uczelnię. Ojciec był u p. wojewody Biłyka, ten przyrzekł przyczynić się do ukarania winnych, o ile sprawcy zostaną wykryci, jednocześnie stwierdzając, że uniwersytet nie podlega jego kompetencji Ale któż jest ten syn, o którym mowa? Czy nie jakiś Żyd, wyjęty według pojęć naszych nacjonalistów spod prawa? Imię i nazwisko syna brzmi: Jan Janusz Wójcikowski. Kim jest jego ojciec? Jest starym żołnierzem Piłsudskiego od roku 1904, członkiem organizacji spiskowo-bojowej P. P. S., emigrantem po „krwawej środzie”, byłym komendantem oddziału Związku Walki Czynnej, żołnierzem 1 p. Legionów, inicjatorem i uczestnikiem rozbrojenia załogi Borysławia w dniu 2 listopada 1918 r., uczestnikiem wojny bolszewickiej, powstańcem w obu powstaniach śląskich, powtarzam, powstańcem w obu powstaniach śląskich. Jest porucznikiem w stanie spoczynku, kawalerem Krzyża Niepodległości z mieczami, Krzyża za powstanie śląskie, złotego Krzyża Zasługi, a przede wszystkim Krzyża za wierną służbę Pierwszej Brygady. W służbie cywilnej jest kierownikiem kopalń nafty i korespondentem PAT-a, a więc i pod tym względem prawomyślność bez zarzutu.</u>
<u xml:id="u-19.8" who="#MieczysławMichałowicz">Ten stary bojownik za sprawę Polską, jeden z tych, dzięki którym istnieje i ta Wysoka Izba i to Wysokie Ministerstwo, zapytuje Pana Ministra, czy po to walczył; by jego syn był poniewierany bezkarnie...</u>
<u xml:id="u-19.9" who="#komentarz">(Głosy: Hańba!)</u>
<u xml:id="u-19.10" who="#MieczysławMichałowicz">...za to, że jest rycerzem? Panie Ministrze, wciąż padały i padają pytania, co Pan Minister uczynił, czyni i czynić będzie, by uniwersytety były terenem nauki, a nie terenem zbrodni. Pan Minister zawsze mówił o pewnym paragrafie zapewniającym tzw. autonomię uczelniom wyższym.</u>
<u xml:id="u-19.11" who="#MieczysławMichałowicz">Panie Ministrze, Pana zmarły współpracownik, świetlanej pamięci Józef Ujejski, nazwał ten paragraf paradoksem prawnym; stwierdził na całą Polskę z wielkim smutkiem, że dziś już nie czułby prawa bronić tego paragrafu w swoim sumieniu.</u>
<u xml:id="u-19.12" who="#MieczysławMichałowicz">Pan Minister będzie raczył postąpić, jak będzie uważał za wskazane w jego sumieniu. Ja w moim sumieniu rozstrzygnąłem już dawno tę sprawę. W myśl, że przede wszystkim wychowanie, a potem nauczanie, starałem się osobistym zachowaniem dawać przykład cywilnej odwagi.</u>
<u xml:id="u-19.13" who="#MieczysławMichałowicz">I teraz spełniam mój obowiązek, stwierdzając, że mój młody kolega, przyszły członek wielkiego bractwa lekarzy, student medycyny Jan Janusz Wójcikowski postąpił jak prawdziwy Polak, jak rycerz, rzucając się bronić katowanych. Płynie w nim szlachetna krew jego ojca bojowca i bojownika za Polskę. A te pierwsze rany, które otrzymał, to jego pierwsze odznaczenia. Niech postępuje tak dalej, jak postępował dotychczas.</u>
<u xml:id="u-19.14" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-20">
<u xml:id="u-20.0" who="#JerzyBarański">Głos ma s. Modrzewski.</u>
</div>
<div xml:id="div-21">
<u xml:id="u-21.0" who="#JanIgnacyModrzewski">Wysoka Izbo! Z góry przepraszam, że oderwę na chwilę uwagę Wysokiej Izby od zagadnień kultury duchowej do zagadnienia kultury ciała, ale przecież stara maksyma mówi, że mens sana in corpore sana. To mnie upoważnia w tej chwili do podzielenia się z Wysoką Izbą moimi myślami. Chcę zaznaczyć, że ustępujący jakoby kryzys dał nam poznać grozę bezrobocia, ale i klęska bezdomności jest niemniej tragiczną.</u>
<u xml:id="u-21.1" who="#JanIgnacyModrzewski">Mam tu na myśli zagadnienia zdrowotne, które z chwilą zlikwidowania Ministerstwa Zdrowia zostały rozparcelowane między poszczególne resorty właśnie w okresie, kiedy zaczęło narastać hasło komasowania, kondensowania niejako naszej społecznej wydajności. Wprawdzie znalazły te bezdomne zagadnienia kąt w Ministerstwie Opieki Społecznej pod egidą Departamentu Służby Zdrowia, ale kąt tak szary, cichy i mało dostępny, że nawet nasz sprawozdawca budżetowy p. s. Evert nie uważał za wskazane wspomnieć o nich w swoim referacie. Ostatecznie wytworzyła się sytuacja, że my, lekarze, również „kątem” niejako musimy przemycać się ze swoimi uwagami przy debatach nad poszczególnymi resortami ministerialnymi, poruszając zagadnienia aktualne na terenie danego Ministerstwa. Np. p. poseł Pochmarski poruszał w tym roku sprawą szpitali krakowskich jako sprawozdawca budżetowy Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, nawiązując do wyższych szkół akademickich, przy których dane oddziały szpitalne odgrywają rolę klinik.</u>
<u xml:id="u-21.2" who="#JanIgnacyModrzewski">Przechodząc do treści mojego przemówienia pozwalam sobie przypomnieć Wysokiej Izbie, że już w ubiegłym roku przy debatach nad budżetem Ministerstwa Opieki Społecznej uważałem za swój obowiązek zaznaczyć, w jak opłakanym stanie znajduje się w Polsce sprawa czystości ciała, a w związku z tym produkcji i konsumcji mydła.</u>
<u xml:id="u-21.3" who="#JanIgnacyModrzewski">Zdawało by się, że przy dominującej ze strony Rządu tendencji jak najszerszego krzewienia medycyny zapobiegawczej zagadnienie to winnoby znaleźć się na pierwszym planie. Niestety, wczytując się w trzeci już w ciągu bieżącej kadencji budżet państwowy, znajdujemy, że pozycja w budżecie Ministerstwa Opieki Społecznej „na łaźnie, kąpieliska, studnie” stale się zmniejsza: 500.000 zł, 484.000 zł, 477.000 zł — wprost odwrotnie proporcjonalnie do narastającej liczby ludności, co jeszcze bardziej czarno nastraja lekarza, dopatrującego się najbardziej podstawowego postulatu medycyny zapobiegawczej w trosce o zdrowie obywatela właśnie w utrzymaniu czystości ciała.</u>
<u xml:id="u-21.4" who="#JanIgnacyModrzewski">Polska w chwili obecnej posiada 2970 wszelkiego rodzaju kąpielisk, co stanowiłoby mniej więcej jedno kąpielisko na 11.451 obywateli, gdyby nie to, że przeprowadzona w ostatnich czasach szczegółowa lustracja tych kąpielisk uznała 1.715 z nich za nieprzystosowalne nawet do celów obrony przeciwlotniczej, czyli mówiąc wyraźnie, zdyskwalifikowała je, wobec czego pozostało 1.255 kąpielisk zadowalających, powiedzmy nawet zupełnie dobrych. Jedno kąpielisko wypada więc na 27.091 obywateli. Cyfra ta, zdaje się, że mówi sama za siebie.</u>
<u xml:id="u-21.5" who="#JanIgnacyModrzewski">Przy takim ustosunkowaniu się budżetu Państwa do tego zagadnienia rozwiewałaby się nadzieja na szybsze tempo zaspokojenia tych kulturalnych potrzeb społeczeństwa, gdyby nie okoliczność, na jaką chcę pokrótce zwrócić uwagę Wysokiej Izby w związku z rozpatrywanym dzisiaj budżetem. Pozwolę sobie tutaj przytoczyć krótki ustęp z przemówienia p. Ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w Sejmie dnia 18 lutego r. b., przemówienia, którego przewodnim motywem była praca wychowawcza w szkole. P. Minister mówił: „Troska o zdrowie dzieci i młodzieży, wzmacnianie fizycznej odporności jednostki, systematyczne i trwałe urabianie organizmu poprzez ćwiczenia cielesne, przygotowywanie w ten sposób obywatela zdrowego, zaprawionego do znoszenia trudów i niewygód i wszelkich przeciwności życiowych, stanowią jedną z podstawowych zasad pracy wychowawczej. Jest to zarazem jeden z nieodzownych warunków przygotowania młodzieży do obrony Rzeczypospolitej”. Te myśli p. Ministra pogłębiły moje przekonanie, że zagadnienie czystości ciała uczącej się młodzieży wiąże się nie tylko ze sprawami zdrowotnymi, ale ma równiej swoje wartości kulturalno-wychowawcze dla młodocianego obywatela kraju, że jest ono tak zasadniczym postulatem wobec konieczności krystalizowania się czystego duchem i ciałem obywatela, że winno być honorowane w programie szkolnym nie tylko teoretycznie przy wpajaniu dzieciom najistotniejszych zasad higieny, ale i w równej mierze stosowane praktycznie w obrębie odpowiednio przystosowanej szkoły, przede wszystkim powszechnej.</u>
<u xml:id="u-21.6" who="#JanIgnacyModrzewski">Polska stoi wobec konieczności pobudowania jeszcze 4.500 izb szkolnych. Dlatego stoję wyłącznie na stanowisku pobudowania własnych budynków, że, o ile wiem, zapasy pomieszczeń, nadających się do wynajęcia na szkoły, już się ostatecznie wyczerpały, pozostała więc jedynie droga budowy, co właśnie sprzyja możliwości częściowego chociażby rozwiązania poruszonego zagadnienia poza obrębem Ministerstwa Opieki Społecznej przy ewentualnej tego Ministerstwa pomocy. Nie ulega wątpliwości, że przy wznoszeniu każdego nowego budynku, jak w danym razie szkolnego, wyodrębnienie jednej izby, przystosowanej do natryskowej formy kąpieliska, bardzo niewiele podnosi całokształt kosztów wznoszonej budowli, a jest raczej wyrazem dobrej woli. Szkoła rozporządzając taką izbą, mogłaby używalność jej wprowadzić w rozplanowanie zajęć w ten sposób, aby każdy zespół dzieci w określonych odstępach czasu miał możność wykorzystania kąpieliska.</u>
<u xml:id="u-21.7" who="#JanIgnacyModrzewski">Tego rodzaju akcja byłaby przede wszystkim znakomitym współdziałaniem w wysiłkach uzdrowotnienia wsi, w problemacie tak dzisiaj aktualnym, rozwiązywanym przez rozbudowywanie sieci ośrodków zdrowia.</u>
<u xml:id="u-21.8" who="#JanIgnacyModrzewski">O kulturalno-wychowawczym wpływie na przyszłych obywateli kraju nie mam chyba potrzeby przekonywać Wysokiej Izby, pragnę natomiast podkreślić, że kulturalna emanacja promieniowałyby niewątpliwie przez młode pokolenie na otoczenie, z którego dziecko pochodzi, a starzy, którzy po wsiach bardzo często w ogóle nie uznają kąpieli, podświadomie przejmowaliby od swojego dziecka przeświadczenie o jej konieczności. A wszak kąpielisko mogłoby nawet w pewnych godzinach być za drobną opłatą odstąpione dla starszego pokolenia. Wreszcie, dodać muszę, w razie potrzeby odegrałoby ono ważną rolę w programie biernej obrony przeciwlotniczej.</u>
<u xml:id="u-21.9" who="#JanIgnacyModrzewski">Orientuję się bardzo dobrze, że budownictwo szkół powszechnych jest uzależnione przede wszystkim od możliwości finansowych i zapobiegliwości samorządów gminnych, wreszcie od mniej lub więcej efektywnej działalności Towarzystwa Popierania Budowy Publicznych Szkół Powszechnych, ale z drugiej strony nie przypuszczam, aby Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego nic nie miało tutaj do powiedzenia przez stawianie swoich postulatów. Pozwalam sobie więc zaapelować do Pana Ministra, aby raczył rozważyć rzucone przeze mnie myśli i przyczynił się choć w pewnym stopniu do rozwiązania tego niezwykle żywotnego zagadnienia.</u>
<u xml:id="u-21.10" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-22">
<u xml:id="u-22.0" who="#JerzyBarański">Głos ma s. Jastrzębowski.</u>
</div>
<div xml:id="div-23">
<u xml:id="u-23.0" who="#WojciechJastrzębowski">Wysoka Izbo! P. Minister Oświaty na posiedzeniu Sejmu w dniu 18 lutego b. r. zakończył swe przemówienie następującym zdaniem. „Było by pożądanym, aby doszło do powszechnej świadomości, że jeżeli chodzi o sprawy twórczości naukowej, artystycznej, literackiej, Polska nie przeszła jeszcze przez dno kryzysu”. To oświadczenie p. Ministra, który ma w swym resorcie sprawy opieki Państwa nad sztuką i twórczością artystyczną, ośmiela mnie do zobrazowania, jak to dno w niektórych punktach wygląda.</u>
<u xml:id="u-23.1" who="#WojciechJastrzębowski">Opieka Państwa nad sztuką i twórczością, wychowanie młodzieży i obywatela w kulturze plastyki, muzyki i literatury to nie zbytek, który kiedyś ma się załatwić, lecz konieczność gwarantująca zdrowy rozwój społeczeństwa, konieczność chroniąca od zdziczenia i barbarzyństwa. Jako charakterystykę obecnych w tej dziedzinie nastrojów przytoczę fakt, którego bynajmniej nie uogólniam, który jest jakby ostrzeżeniem „dokąd idziemy”. W czasie zeszłorocznego festiwalu sztuki w Warszawie pewien odłam młodzieży założył protest przeciwko sztuce. Sens tego protestu był taki — nie jest to dosłowna cytata: Nie trzeba nam waszej sztuki artyści, waszej muzyki, waszej literatury, nam trzeba haseł, które ujmą w jednolity rytm kroki naszego marszu. — Naturalnie nie wiadomo, dokąd ten marsz ma iść. To był pierwszy w Polsce protest przeciw artystom.</u>
<u xml:id="u-23.2" who="#WojciechJastrzębowski">Wysoki Senacie! Jest to młodzież, która przed rokiem, może przed dwoma — opuściła mury gimnazjum, która w dużym procencie jest już na studiach wyższych uczelni. Jeśli mnie kto zapyta, jaka jest tego przyczyna, stwierdzić muszę, że jest to rezultat wadliwych programów naszych szkół ogólnokształcących, gdzie przedmioty sztuki i przedmioty kształtujące wartości duchowe młodzieży są na ostatnim planie. Wiem, że istnieją tendencje w łonie Ministerstwa, żeby przedmiotom takim, jak rysunki, śpiew przywrócić dawne stanowisko. Stoją na przeszkodzie temu jakoby względy natury finansowej. Myślę jednak, że kolejne wprowadzanie tych przedmiotów jako przedmiotów obowiązkowych na razie w pierwszych klasach gimnazjalnych i stopniowe przesuwanie z roku na rok mogłoby w 4 latach załatwić program gimnazjalny, a w następnych latach program licealny. Za stopniowym wprowadzeniem tego przedmiotu w programy przemawia również i to, że aby te przedmioty były naprawdę pożyteczne dla kultury, muszą być wykładane przez dobrych nauczycieli. Musi być zatem zorganizowany aparat instruktorski, którego dziś do tych przedmiotów na terenie Ministerstwa nie ma, muszą być fachowi wizytatorzy tych przedmiotów. Materiału ideowego, zawodowo przygotowanego do spełnienia tej roli, mamy dziś w Polsce pod dostatkiem.</u>
<u xml:id="u-23.3" who="#WojciechJastrzębowski">Jeśli p. s. Rudowski w sprawozdaniu Komisji Budżetowej przy omawianiu dzieł sztuki wyraził się, że profesorowie skarżą się, że przez zniesienie w szkole średniej nauki rysunków wynajdywanie i rozwój młodych talentów zostały ogromnie utrudnione — to jest to błędne ujęcie zagadnienia. Nauka rysunków w szkole średniej nie służy do wyszukiwania nowych talentów, lecz celem tego przedmiotu jest nauka patrzenia, spostrzegania i zbliżania młodzieży do tych zagadnień kultury plastycznej, bez których cywilizowany człowiek obyć się nie może.</u>
<u xml:id="u-23.4" who="#WojciechJastrzębowski">Talentów w Polsce nie zabraknie, wyszukiwać ich na razie nie trzeba, zjawiają się one niespodziewanie, nawet w najbardziej niesprzyjających warunkach. Skarżyć się natomiast należy, że jeśli taki talent na utrapienie rodziny i na przekór możliwościom finansowym Ministerstwa się znajdzie, to los jego w Polsce od zarania aż do grobowej deski jest ciężki, ciężki to za mało, to los tragiczny. Mecenasa prywatnego taki pomazaniec dziś nie znajdzie wobec ubóstwa lub specjalnego nastawienia naszego społeczeństwa. A jedynym mecenasem dziś z konieczności musi być Państwo, a zatem Minister Oświaty, a on jest mecenasem twardym. Stypendium dla takiego młodego artysty, jeśli jest w Akademii Sztuk Pięknych czy też w konserwatorium, jest zwrotne. Zwrotne nie dziełem swego talentu i umiejętności, lecz zwrotne żywą gotówką w dwa lata po opuszczeniu uczelni. Ileż tragicznych załamań musi nieraz przeżyć taki młody artysta wolnopraktykujący, który mając z jednej strony już kilka sukcesów w postaci odznaczeń i nagród w kraju i za granicą, a nie mając możności zwrócenia pobranego kiedyś stypendium, musi żyć pod ciężarem tego honorowego długu! Jakże chętnie ten młody muzyk, malarz, rzeźbiarz czy też aktor oddałby ten dług w naturze! Odśpiewałby to stypendium w szkole powszechnej czy średniej, odmalował lub odrzeźbiłby dla salonów ministerstwa lub innych urzędów państwowych. Sprawa stypendiów zwrotnych dla artystów wymaga rewizji, gdyż artysta w Polsce to prawdziwie wolny zawód.</u>
<u xml:id="u-23.5" who="#WojciechJastrzębowski">Wysoki Senacie! A teraz parę cyfr. Budżet Ministerstwa od lat trzech wzrasta; w 1936/37 o 5 milionów zł, w 1937/38 — o 7½ miliona zł, 1938/39 r. — o 20½ miliona zł, w sumie plus minus 33 miliony zł. P. Minister w swoim przemówieniu powiedział, że nie chciałby, ażeby to oceniano zbyt optymistycznie i na pewno tak jest. Wzrost jest o wiele za mały niż resort jego wymaga, lecz to jednak wzrost — jest polepszenie.</u>
<u xml:id="u-23.6" who="#WojciechJastrzębowski">Co do budżetu sztuki, przytoczę dane z roku 1930/31 i z roku ubiegłego. Rok 1930/31 nie był najlepszy w tym wypadku. Wtedy na plastykę mieliśmy 485.000 zł, w roku przeszłym 70.000 zł, tj. zaledwie 14%, na literaturę i teatr wtedy 703.000 zł, obecnie 180.000 zł, czyli 25%, muzykę 600.000 zł, obecnie 65.000 czyli 11%, stypendia 220.000 zł, obecnie 96.000 zł czyli 44%, zakup dzieł sztuki 170.000 zł, teraz 17.000 zł, konserwacja zabytków 450.000 zł, teraz 90.000 zł, inwentaryzacja 120.000 zł, obecnie 20.000 zł. To są sumy przewidziane w budżecie — niższe niż to było w latach bynajmniej nie dobrej, nic nadzwyczajnej koniunktury — w sprawie opieki Państwa nad sztuką. To nie jest już dno kryzysu, to są symbole, są to pozycje i symboliczne złotówki, z którymi doprawdy nie wiadomo, co począć. I ilekroć patrzę na działalność kierownika sztuki przy Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego dr Zawistowskiego, wytrawnego i pełnego inicjatywy znawcy naszych potrzeb kulturalnych i artystycznych, to zdumiewam się skąd czerpie on te siły optymistyczne, które w tych warunkach pozwalają mu gospodarzyć.</u>
<u xml:id="u-23.7" who="#WojciechJastrzębowski">Nikłość naszego budżetu należycie uwydatnia zestawienie z podobnymi pozycjami innych państw. Dla przykładu weźmy teatr. Gdy Państwo Polskie na ten cel przeznacza zaledwie 100.000 rocznie, to Czechosłowacja około 3 milionów, milionowe sumy na ten cel przeznaczają również Węgry i Jugosławia, nie mówiąc już o wielkich państwach zachodnich, z którymi porównanie byłoby już zbyt żenujące. Ten sam stosunek 1 do 30, a nieraz 1 do 100 dotyczy wszystkich pozycyj. Lecz dość cyfr. Zajrzyjmy do naszych uczelni artystycznych, zobaczmy salę w starożytnym gmachu Konserwatorium, gdzie w ciasnocie, w salach nieizolowanych nie sposób należycie i równocześnie w paru salach odbywać nauki i ćwiczenia. Zobaczmy gmach Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, podarowany Państwu przez p. Eugenię Kierbedziową, a zbudowany dla 80 do 100 młodzieży, a w którym obecnie pomieścić się musi 400 studiujących. Zajrzyjmy do gmachów państwowych Szkół Zdobniczych w Poznaniu, Krakowie czy też we Lwowie, są to wszystko gmachy gorzej niż nieodpowiednie, urągające wszelkim wymaganiom dzisiejszej higieny, nie przystosowane do dzisiejszych programów i ilości studiującej w nich młodzieży. W takich gmachach najlepiej skonstruowane programy zajęć są fikcją i udręką. Uczelnie artystyczne bez odpowiednich pomocy naukowych, bez odpowiednich bibliotek zbiorowych, bez odpowiednich sił pomocniczych są w wielu wypadkach zakładami wypuszczającymi pseudo-fachowców o wygórowanych ambicjach, a nie przystosowanych do ciężkich warunków życia w Polsce. Sprawy te wymagają gruntownej analizy i specjalnie ostrożnego podejścia do przedsiębranych reform, do których Ministerstwo już przystąpiło.</u>
<u xml:id="u-23.8" who="#WojciechJastrzębowski">A teraz inna sprawa, sprawa naszych muzeów. Wprawdzie ustawę muzealną już mamy, lecz o rozporządzeniach wykonawczych do tej ustawy nic jeszcze nie słychać. Lata powojenne wzmogły falę legalnego i nielegalnego wywozu z Polski najświetniejszych dzieł sztuki, a w pierwszym rzędzie obrazów starych szkół, powodując niepowetowane niczym straty. Dla przykładu wymienię: straciliśmy obrazy mistrzów tej miary, co Dürer (dwa obrazy) Tycjan, Tintoretto, Guarda, Memling, Holbein, Cranach (5 obrazów).</u>
<u xml:id="u-23.9" who="#komentarz">(S. Śliwiński: W jakim czasie wywieziono te obrazy?)</u>
<u xml:id="u-23.10" who="#WojciechJastrzębowski">W ostatnich latach — Vanajck, Rembrandt (dwa obrazy), rials (6 obrazów), Fragonard, Ruisdal, Martini, Bellini i wiele innych. Dorzucić do tej listy strat należy dzieła przemysłu artystycznego — arrasy, gobeliny, nieraz europejskiego znaczenia. Tej niszczycielskiej fali nie zdołają opanować nasze muzea, które dysponują znikomymi sumami na zakupy tego rodzaju. Niezbędnym jest utworzenie państwowego funduszu wykupowego, którego istnienie przez kilka chociażby lat ocalić by mogło dla naszej kultury istniejące jeszcze w Polsce arcydzieła sztuki europejskiej, jak również przyczynić się do powstania muzeum dawnej sztuki o ogólnoświatowej sile atrakcyjnej.</u>
<u xml:id="u-23.11" who="#WojciechJastrzębowski">Społeczeństwo artystów plastyków oczekuje już od lat kilku projektu ustawy, która by zobowiązywała do wstawiania w kosztorysy przy budowie nowych gmachów użyteczności publicznej pewnego procentu na rzeźby, malarstwo, które tworząc nierozerwalną całość z budowlą świadczyć by mogły w przyszłości o wyrazie naszej epoki, a do codziennego naszego życia wniosłyby więcej radości i piękna. Nie było by wtedy tak smutnych przykładów, jak sala sejmowa, gdzie starczyło pieniędzy na marmury i brązy, a ściany przeznaczone na malowidła do dziś dnia świecą kompromitującą pustką. A nasze szkoły, dworce, domy ludowe, poczty itd., itd., czy po wejściu w życie takiej ustawy, nie stałyby się przybytkami kultury — przybytkami może za dużo mówię, ale stałyby się wzorem, jak może żyć człowiek na świecie. 2% na dzieła sztuki wystarczy. Ustawę taką już wprowadzono we Włoszech, częściowo i w Niemczech i dało to jak najlepsze rezultaty. Tu nasi stypendyści mogliby spłacać swe długi honorowe wobec Państwa. A że społeczeństwo plastyków jest do tego już dziś przygotowane, niech świadczą malowidła ścienne w Instytucie Geograficznym, w nowym gmachu Ministerstwa Spraw Zagranicznych, dekoracje pierwszych naszych statków transatlantyckich „Piłsudski” i „Batory”. Mógłbym przytoczyć wiele innych przykładów.</u>
<u xml:id="u-23.12" who="#WojciechJastrzębowski">Jeśli chodzi o literaturę, to po raz pierwszy w obecnym budżecie wstawiona jest specjalna kwota dla Polskiej Akademii Literatury, symboliczna kwota 60.000 zł. Jest to również, jak inne pozycje na cele sztuki, raczej symbolem i na pewno nie pozwoli Akademii odegrać tej roli, jakiej się społeczeństwo po niej spodziewa i na jaką ją stać. Wydanie ustawy bibliotecznej, wydanie ustawy przekazującej dochody w sprawach t.zw. martwej ręki na rzecz literatury polepszyłoby na pewno znakomicie rolę i sytuację naszych literatów i literatury.</u>
<u xml:id="u-23.13" who="#WojciechJastrzębowski">Smutna i kompromitująca nas sprawa opery warszawskiej. Czyż można winić i przerzucać odpowiedzialność za to, co się tam dzieje, na artystów? Czyż można żądać od takiej instytucji samowystarczalności lub rozwiązania tej kwestii przez towarzystwo przyjaciół opery, które przed kilku dniami powstało? Tylko hojna interwencja Państwa, zasadnicza reorganizacja dzisiejszego stanu rzeczy, być może połączenie opery z przeżywającą również tragiczne wstrząsy orkiestrą Filharmonii, jak również przystosowanie do dzisiejszych wymogów gmachu opery, mogłoby według mego zdania sytuację uzdrowić.</u>
<u xml:id="u-23.14" who="#WojciechJastrzębowski">Teatry objazdowe, ludowe, chóry ludowe, wszystko to czeka na serdeczną rękę mecenasa, którym w tej chwili musi być Państwo, gdyż sprawy te po huraganie kryzysu leżą dziś w gruzach.</u>
<u xml:id="u-23.15" who="#WojciechJastrzębowski">Jeszcze jedna sprawa — to sprawa opieki nad zabytkami naszej architektury. Potrzebna jest natychmiastowa akcja ratownicza. Wiele pierwszorzędnych dzieł zabytkowych o historycznej wartości znajduje się obecnie w stanie kompletnej ruiny. Zamek w Ujeździe, Starym Siole, Janowcu, Odrzykoniu, Chęcinach, wspaniałe pałace w Równem, Starym Otwocku, Lubartowie, Choroszczy, kościoły w Drohiczynie i Siemiatyczach, cerkwie w Supraślu i Grodnie to już dziś ruiny. O natychmiastową akcję obrony wołają Kazimierz Dolny, Szydłów, Szydłowiec, Biecz, Pińczów, Pułtusk i wiele innych.</u>
<u xml:id="u-23.16" who="#WojciechJastrzębowski">Nie jestem szaleńcem, ażebym mógł przypuszczać, że sprawy te dadzą się jednym pociągnięciem pióra ministerialnego załatwić. Chcę tylko wykazać, jaki ogrom zaległości mamy, jak wielkie zobowiązania historii na nas ciążą.</u>
<u xml:id="u-23.17" who="#WojciechJastrzębowski">Wysoka Izbo! Nie poruszyłem tu bardzo wielu spraw ważnych i pilnych z dziedziny zagadnień, budujących kulturę i dumę społeczną. Chciałbym tylko przez te parę przykładów wskazać, jak obszerna i skomplikowana jest ta dziedzina, którą poza typowo resortowymi sprawami oświaty musi się Ministerstwo zajmować, jak wielkie już dziś szczeliny nie tylko natury finansowej, ale i ustawodawczej w tej dziedzinie powstały. A jeśli dodam do tego sprawę Funduszu Kultury Narodowej, która właściwie nie ruszyła z miejsca, gdyż nie było w roku ubiegłym ani jednego zebrania kuratorium, jako naczelnego organu tej instytucji, ani też rada, przewidziana ustawą, nie zdołała się zebrać, to przyznać muszę, że według mego zdania właśnie teraz należało by reaktywować jakąś centralną instytucję w Państwie, nowe ministerstwo kultury i propagandy, które by mogło uporządkować, rozplanować i zatamować katastrofalny chaos i nędzę, jakie dziś w tej dziedzinie panują.</u>
<u xml:id="u-23.18" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-24">
<u xml:id="u-24.0" who="#JerzyBarański">Głos ma s. Ehrenkreutz.</u>
</div>
<div xml:id="div-25">
<u xml:id="u-25.0" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">Budżet Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego od kilku lat ulega zwiększeniu. Objaw pomyślny. Ale jeśli wejrzymy do tego budżetu, przekonamy się, że jest on we wszystkich dziedzinach tak samo nie wystarczający, jak był przed 5 czy 6 laty.</u>
<u xml:id="u-25.1" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">Pamiętajmy, że Ministerstwo Oświaty pracuje w warunkach wyjątkowo niepomyślnych. Aparat bowiem, którym się musi posługiwać, przede wszystkim ten aparat, który jest poświęcony nauczaniu albo też pracy naukowej, jest wynagradzany niedostatecznie. Kiedy słuchałem wywodów na tematy populacyjne senatorki Jaroszewiczowej, stawał mi przed oczami obraz nauczyciela o pensji 200 zł miesięcznie, inteligenta, który chciałby swoje dzieci wychować i dać im choćby średnie wykształcenie, a którego dążenia w tym kierunku łączą się wobec skromnych dochodów z codzienną troską, aby miał co dać jeść dzieciom, aby miały one się w co ubrać i poczuciem, że na to wszystko brak. Jakiż musi być stan nerwowy tego nauczyciela! Kto się z tym styka, ten wie, że równie ciężkie jest położenie nauczyciela w mieście, jak na wsi. szczególnie w chwili, kiedy trzeba posłać dziecko do szkoły poza miejsce zamieszkania nauczyciela. Oczywiście sytuację taką wytwarza stan finansowy naszego Państwa i w tej chwili nie można zmienić jej wydatnie, ale tym niemniej zawsze musimy mieć przed oczami warunki, w jakich nauczyciel pracuje, oraz ciężkie obowiązki, jakie spoczywają na nim, a wśród nich konieczność poświęcenia się pracy wychowawczej, o której tu mówiono, a która przeważnie wychodzi poza ramy jego przepisanych godzin służbowych, zabierając mu moc czasu i uniemożliwiając częstokroć zarobki dodatkowe. Nadmierne wysiłki doprowadzają często do chorób. Jak często widzimy znękanych, schorowanych i wyczerpanych nauczycieli, a trudno wobec braku środków przyjść im z należytą pomocą!</u>
<u xml:id="u-25.2" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">Jeżeli przejdziemy do innej dziedziny, do pracy naukowej — ciągle mówi się dziś o braku sił naukowych w wyższych uczelniach i instytutach specjalnych. Przytacza się wprawdzie fakt, że ostatnio uległa poprawie sytuacja asystentów i adiunktów etatowych. Ci istotnie mogą dochodzić do 7-ki, mogą osiągać nawet 6-kę, ale pamiętajmy, że to jest niewielka liczba wybranych, że większość właściwie musi się zadowalać kilkudziesięciu złotymi miesięcznie i tylko zamiłowanie do wiedzy trzyma ich przy warsztacie naukowym, chociaż nie wiedzą co ich czeka, jakie rozwiązanie znajdzie ich praca w warunkach, w jakich się musi odbywać. Często w debatach poruszana jest kwestia sytuacji asystentów. To jest ulubiony temat, o którym się ciągle mówi, ciągle słyszy. Pamiętajmy, że ciężka sytuacja asystentów nieetatowych niewiele się zmienia i później, gdy zostają asystentami etatowymi, bo i ci pobierają 200 do 250 złotych miesięcznie i muszą się nimi przez szereg lat zadowalać. O ile zakładają rodziny, kwota ta zgoła im nie wystarcza. Przyszłość przed nimi — to profesura nadzwyczajna, czyli 700 zł miesięcznie, po potrąceniach oczywiście o wiele mniej. W rezultacie takiego stanu rzeczy, w wielu dziedzinach nie możemy znaleźć już sił profesorskich, wiele katedr wakuje nie dlatego, żeby Ministerstwo nie chciało ich obsadzić lub uniwersytety nic robiły o to starań, ale po prostu dlatego, że kandydatów się nie znajduje. W miarę tego, jak życie będzie dochodziło do normalnego stanu, a poziom gospodarczy ulegnie podniesieniu, będzie z tym coraz gorzej. Wolne zawody będą wyrywały nam naukowców, a uniwersytety będą się musiały zadowalać słabszymi siłami ze względu na warunki bytu, jakie profesorów czekają. Mimo ciężkich warunków materialnych, musimy jednak stwierdzić, że stanowiska zarówno nauczycielstwa, jak i profesury obejmują ludzie, których oblicze ideowe jest takie, że gotowi są znosić te wszystkie braki, jakie warunki materialne stwarzają, kierowani umiłowaniem swego zawodu. Nauczycielstwo polskie w swoim czasie, kiedy wprowadzono szkoły polskie na naszym terytorium, ciężar utrzymania tych szkół dźwigało często na swoich barkach. W okresie okupacji niemieckiej również było to samo. W dalszym ciągu ten materiał nauczycielski, który umie wyżej postawić interes idei nad swój własny, jest dość liczny. Z tym materiałem można pracować. Materiał ten należycie pokierowany może osiągnąć znakomite rezultaty w naszym szkolnictwie, chodziło by jednakże, by to kierownictwo było poważnie przygotowane i należycie wyrobione oraz żeby się cieszyło odpowiednią powagą i szacunkiem. Częste zmiany na stanowiskach kierowniczych nie sprzyjają temu. Czasem, gdy przyglądam się stosunkom w Ministerstwie Oświaty i kuratoriach, zdaje mi się, że wciąż jeszcze przeżywamy moment organizacyjny z pierwszych lat po odzyskaniu niepodległości. A przecież warunki mieliśmy sprzyjające. Wszak w dobie przedwojennej mieliśmy w szkolnictwie szereg osobistości, których nazwiska były nam znane, i które otoczone były wysokim szacunkiem i powagą w dziedzinie wychowania. Gdy dziś widzimy, jak częste zmiany następują na różnych stanowiskach kierowniczych w życiu szkolnictwa, jak często zachodzą zmiany w Ministerstwie, to rodzi się pytanie, czy słuszne jest wszystko wciąż zmieniać i wszystko reformować. Mam poczucie, że przy takim materiale, jakim się rozporządza, można z zastanowieniem i spokojem rozważyć, komu można dane stanowisko powierzyć, a dobrany odpowiednio człowiek powinien poprzez zmiany gabinetów trwać na swym stanowisku kierowniczym, zaskarbiając sobie zaufanie nauczycielstwa przez umiejętne oddziaływanie na nie. W ostatnich czasach odeszło kilku kuratorów, co gorsza, odeszło z jakimś posmakiem, który uchwycić trudno, a to nie przyczynia się do podniesienia powagi tego tak poważnego stanowiska. Czy byli oni źle dobrani, czy nie odpowiadali jakimś nowym kierunkom wychowawczym? Mam wrażenie, że ten drugi powód nie odegrał roli. W dalszym ciągu bowiem realizuje się zasady, które były postawione przed kilku laty, choć czasem pod innymi nazwami. I pierwszy powód odpada, byli to bowiem ludzie szanowani i cenieni przez społeczeństwo. Aby uniknąć tego rodzaju zjawisk, należy powierzać kierownictwo w dziedzinie szkolnictwa ludziom, którzy by zdaniem Ministerstwa naprawdę umieli być przewodnikami szerokich mas nauczycielstwa; stosuje się to zarówno do dyrektorów szkół jak i do kuratorów. Wtedy nie będziemy mieli kłopotów takich, na jakie natrafiamy obecnie, nie będziemy się spotykali z szafowaniem zarzutami ulegania nauczycielstwa wpływom komunistycznym, a z drugiej strony z oskarżaniem nauczycielstwa o walkę z Kościołem czy religijnością młodzieży, czy wreszcie w ogóle z religią. Wtedy, jeżeli nawet znajdzie się ten lub ów nauczyciel, który nie dość właściwie pojmować będzie swoje obowiązki, to na pewno znajdzie się ten, kto wskaże mu drogę właściwą i szkoły ani do polityki, ani też do jakichś celów ubocznych nie pozwoli używać. Kierownicy naszego szkolnictwa muszą być dobierani tak, aby można było im ufać i aby przez dziesiątki lat mogli na swoich stanowiskach pozostawać.</u>
<u xml:id="u-25.3" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">Do tego potrzeba oczywiście, aby i u góry, w Ministerstwie była obrana linia mocna, zdecydowana, budząca oddźwięk w opinii publicznej. Szerokie koła społeczeństwa żywo interesują się szkołą. Kto bywa na zebraniach rodzicielskich, ten wie, jaką miłością rodzice otaczają szkołę, jak chętnie przychodzą do tej szkoły, jak się nią przejmują, jak chcą z nią żyć i jak chcą być z nią w kontakcie. Muszą jednak widzieć w szkole linię jasno i zdecydowanie przeprowadzaną. Toteż unikać musimy takich zjawisk, jak sprawa Związku Nauczycielstwa Polskiego, o której już tu mówiono, więc nie będę jej szczegółowo omawiał. Zaznaczam tylko, że przebieg wypadków żadnej ze stron nie zadowolił. Połączony był z dużymi kosztami, które będzie musiał pokryć nauczyciel, oddający ostatni grosz często, by móc należeć do organizacji, pomagającej mu egzystować w ciężkich warunkach jego pracy.</u>
<u xml:id="u-25.4" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">Przykładów braku wytrzymania linii znalazło by się i więcej. Zaliczam do nich i sprawę ghetta ławkowego w uniwersytetach. Oświadczam wyraźnie: jestem przeciwnikiem tego ghetta, jestem przeciwnikiem kategorycznym, uważając, że to wcale nie podnosi na żadnym polu poziomu kulturalnego naszej młodzieży...</u>
<u xml:id="u-25.5" who="#komentarz">(Głosy: Słusznie.)</u>
<u xml:id="u-25.6" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">...a wzbudza wśród niej niechęć, uprzedzenia wzajemne, czasami nawet wybuchy niepotrzebne, a co najważniejsza, że nieraz przeszkadza zżyć się ludziom, którzy mimo, że są łączeni umiłowaniami naukowymi, nie mogą znaleźć wspólnego języka. Dlatego z prawdziwym uznaniem słuchałem słów p. Ministra, wypowie dzianych w swoim czasie, o niemożności przez niego wprowadzenia czegoś podobnego. Były tam tak silne argumenty, iż myślałem, że nie zostanie to wprowadzone. Czyż na to zmienialiśmy ustawę o szkołach akademickich w pewnych punktach, ażeby umożliwić rektorom wprowadzenie w życie zasady ghetta, potępionej przez p. Ministra? Zmiany w ustawie nazywane były w mowach rektorów przywróceniem autonomii uniwersyteckiej, nazywały się powrotem do dawnych warunków życia, które na chwilę były przerwane. W rezultacie mamy zarządzenia co do ławek. Muszę powiedzieć, że zarówno podejście do tego zagadnienia, jak i samo rozwiązanie sprawy nie było właściwe. W toku walki o to rozwiązanie utrwaliło się, może silniej niż kiedykolwiek, przekonanie, że okupacja, strajk głodowy — oto są drogi, którymi wszystko w Polsce uzyskać można. Toteż, gdy dzisiaj mamy zająć się sprawą tytułu inżyniera, zastanawiam się, jak to będziemy rozstrzygać. Czy przypadkiem ilość dni strajku z jednej i drugiej strony nie będzie tu decydująca? Nie można przecież dopuszczać do tego, aby wszystko zaczynało się od strajku i tym dopiero zwracało na siebie naszą uwagę.</u>
<u xml:id="u-25.7" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">Gdy przeglądam ustawy, które w tym roku mamy na warsztacie, z dziedziny Ministerstwa Oświaty, uderza mnie to, że mają one bardzo szczegółowy charakter; wydaje mi się, że rozstrzygnięcie zasadnicze szeregu zagadnień, ułatwiałoby pracę i nam i Ministerstwu; uniknęlibyśmy wówczas rozpatrywania szeregu drobnych ustaw, budzących poważne wątpliwości. Warunki pracy Ministerstwa są bardzo ciężkie. Realizacja ustawy o organizacji szkolnictwa nasuwa trudności. Szkolnictwo średnie: gimnazja, licea itd. wymagają ciągłej czujności, wciąż rodzą się wątpliwości. Aby poradzić sobie z tą pracą, trzeba mieć dużo sił i energii. Mam wielki podziw dla p. Ministra Oświaty, że sobie jakoś z tym radzi, że organizacja posuwa się naprzód. Mam jednak wrażenie, że często sprawy są załatwiane od wypadku do wypadku, a to rodzi nowe trudności. W każdej sprawie musi być zajęte zasadnicze stanowisko, które by było trwałym drogowskazem w dalszej pracy.</u>
<u xml:id="u-25.8" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">Zaczepiłem tutaj o życie uniwersyteckie. Od szeregu lat stwierdzamy, że w życiu w wielu dziedzinach niedobrze się dzieje. Mówiono w swoim czasie o reformie studiów humanistycznych i prawniczych — i zupełnie dobrze, Panie Ministrze, rozumiem, że Pan Minister natrafia na trudności w przeprowadzeniu tej reformy. Dlaczego? Bo co głowa to rozum wśród indywidualistów uniwersyteckich. Ale od tego, Panie Ministrze, mamy w Państwie Ministra Oświaty, aby umiał uchwycić to, co jest najodpowiedniejsze, aby złu tamę położyć.</u>
<u xml:id="u-25.9" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">Mamy właściwie trzy typy studentów. Jeden, który ma na utrzymanie, i ten może się całkowicie pracy w uniwersytecie oddać, drugi, który nie ma na utrzymanie i musi na nie zarabiać, ale ma zdolności i chęć do wyrzeczenia się przyjemności życiowych — ten pracuje do pewnego stopnia samodzielnie, bo na uniwersytet nie ma czasu, będąc urzędnikiem pocztowym, w starostwie, czy gdzie indziej, ale osiąga pewne rezultaty, i wreszcie trzeci typ studentów, którzy pracując zawodowo, nie mają czasu ani chęci na to, by się uczyć. Rezultat jest ten, że w szkołach wyższych w wielu wypadkach trzeba się dostosowywać do tego trzeciego typu, zamiast myśleć o pierwszym i drugim. Stąd wynika, że musimy mieć te rzeczy ustalone, co ma umieć młody człowiek, który kończy uniwersytet. Dziś pod tym względem rozbieżności idą bardzo daleko...</u>
<u xml:id="u-25.10" who="#komentarz">(S. Sieroszewski: Jest jeszcze jeden typ — typ łobuza.)</u>
<u xml:id="u-25.11" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">No, o tym już nie mówię. Musimy pamiętać, że w dzisiejszych warunkach w uniwersytetach nie panuje nastrój uniwersytecki, że młodzież nie docenia tego, co uniwersytety dać jej mogą. Wyraźnie daje się to odczuwać i w związku z tym często ponad interesy nauki wyrastają interesy polityczne, a nawet są tam załatwiane porachunki polityczne.</u>
<u xml:id="u-25.12" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">Przyjrzyjmy się temu, co się dzieje. Dziś cytowano nam fakt, który jest zanotowany też w gazetach. Objawy używania pałki, noża itd. niestety zjawiają się w niektórych uniwersytetach. Kto mi powie, że zarządzenia rektorskie zaprowadziły spokój w życiu uniwersyteckim, temu odpowiem, że jest w zupełnym błędzie. Spokoju nie ma. Trwa nadal stan zapalny w tych ośrodkach, w których i dawniej się ujawniał; niektóre tylko uniwersytety, może dzięki tradycji, jaką mają za sobą, jak uniwersytet krakowski, umiały utrzymać powagę ciała profesorskiego i senatu akademickiego i dzięki temu jako tako funkcjonują. W kilku natomiast uniwersytetach mamy z dnia na dzień niepokoje; a naprawdę wydaje mi się czasem humorystycznym chowanie głowy w piasek przez rektorów, którzy coraz wyznaczają jakiś dzień wolny, aby uniknąć spodziewanych zajść.</u>
<u xml:id="u-25.13" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">Musimy z tym skończyć. Musimy wyraźnie powiedzieć, że objawy brutalności, objawy gwałtów na terenie uniwersytetów są niedopuszczalne.</u>
<u xml:id="u-25.14" who="#komentarz">(Głosy: Słusznie, słusznie. Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-25.15" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">Spokój w uniwersytetach będzie sprzyjał pracy naukowej. Tą pracą naukową Ministerstwo opiekuje się w miarę swoich sił i możności, mnoży poprostu te drobne fundusze, które ma na ten cel przeznaczone. Gdy się słyszy, ilu ludzi z nich korzysta i jakie są rezultaty tego, to trzeba doprawdy podziwiać obrotność tych, którzy potrafią to jakoś zrobić. Musimy jednak mimo to przynajmniej w przyszłym budżecie, jeżeli nie w tym, skończyć z tymi niezwykłymi trudnościami Ministerstwa, musimy dalej wreszcie naprawdę zająć się Funduszem Kultury Narodowej. Będę podtrzymywał pogląd, że właściwie co roku należy się 5 milionów Funduszowi Kultury Narodowej zgodnie z tym, co było zapoczątkowane, i że do chwili obecnej wiele milionów należnych kulturze narodowej nie zostało wypłaconych.</u>
<u xml:id="u-25.16" who="#komentarz">(Głosy: Upomnijmy się.)</u>
<u xml:id="u-25.17" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">O te kapitały upomnijmy się w Ministerstwie Skarbu za pośrednictwem Ministerstwa Oświaty.</u>
<u xml:id="u-25.18" who="#komentarz">(Głos: To trudna sprawa.)</u>
<u xml:id="u-25.19" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">Zupełna racja, że to jest ciężka sprawa, ale są i inne ciężkie sprawy, które są jednak załatwiane. Pamiętajmy, że te pieniądze są bardzo potrzebne i dlatego przychylam się do rezolucji, która tu była postawiona w sprawie powiększenia dotacji na rzecz Funduszu Kultury Narodowej. Przynajmniej częściowo w ten sposób przyjdziemy mu z pomocą.</u>
<u xml:id="u-25.20" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">Mowa była tu o nauce historii, o jej roli i znaczeniu. Prace historyczne opierają się na archiwach. Historycy w poszukiwaniach swoich nie ograniczają się do archiwów państwowych, poważne prace historyczne mogą powstawać na podstawie materiałów, przechowywanych w instytucjach i u osób prywatnych, w różnego typu muzeach i bibliotekach itp. Musimy pamiętać o tych materiałach, historii bez nich pisać nie będzie można.</u>
<u xml:id="u-25.21" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">Jest ustawa o archiwach państwowych, może być dobra czy zła, gotów jestem wysłuchać opinii o jej zaletach i wadach, gdy okaże się, że jest zła, trzeba będzie ją zmienić, ale pragnąłbym, aby póki istnieje i obowiązuje, była ona wykonywana. Jest tam artykuł o radzie archiwalnej, która między innymi ma uzgadniać między archiwami i ministerstwami postępowanie w stosunku do materiałów, które z czasem mają przejść do archiwów. Rada ta osiągała pewne rezultaty, dawała wskazówki registratorom, pod których opieką pozostawały akta, mające kiedyś przejść do archiwów, uświadamiała, czym jest akt, który stanowić ma z czasem materiał historyczny. Od dłuższego czasu rada nie jest zbierana jakoby z braku funduszów. Ostatecznie kilkanaście osób zwołać do Warszawy to nie jest znów rzecz tak kosztowna, żeby nie można było jej załatwić. Wspomnę tu jeszcze o archiwistach objazdowych, którzy mają czuwać nad materiałami rozproszonymi po domach i archiwach prywatnych. Jak ważną rolę mogą oni odegrać, wskazuje nam stan archiwów z terenów dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego: jak wiadomo, urzędowe archiwa, księgi grodzkie i ziemskie zaginęły lub uległy zniszczeniu, do metryki litewskiej nieomal nie mamy dostępu, z wielkimi trudnościami łączy się otrzymanie pozwolenia na wyjazd do Moskwy i studiowanie tam metryki. W wielu wypadkach musimy poprzestawać na kopiach i odpisach, pozostających w rękach prywatnych. Trzeba zbierać te materiały i czuwać nad nimi. Opieka ta nad archiwami prywatnymi w niedostatecznej mierze jest wykonywana, choć ustawa o organizacji archiwów państwowych ją przewidziała. Odwołuję się do Pana Ministra z prośbą o położenie nacisku na tę stronę pracy, bo materiały giną i prywatne wysiłki nie podołają ich zachowaniu.</u>
<u xml:id="u-25.22" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">Po tej stosunkowo drobnej sprawie zwrócę się jeszcze do momentu, który dotyka nas, mieszkańców Wilna, w sposób szczególny, do t.zw. incydentu wileńskiego, który był poruszony z tej trybuny. Z jednej strony dotyczy on oficerów dywizji legionowej, z drugiej strony zahacza pośrednio o uniwersytet. Zaznaczyć muszę, że oficerowie z pułków stacjonowanych w Wilnie od samego swego wejścia do Wilna cieszyli się niezwykłym szacunkiem całego społeczeństwa i nie tylko dlatego, że byli bitnymi i dzielnymi żołnierzami, ale dlatego, że rozumieli życie Wilna, że umieli się zżyć ze społeczeństwem wileńskim, że umieli w Wilnie pracować, a nawet często tym życiem kierować. Stąd całe Wilno czuje dla nich szacunek. Nie chcę wchodzić w to, jak dalece świadome czy nieświadome było wystąpienie, które wywołało ów incydent. Pakt, że przyczyną tego incydentu stał się docent uniwersytetu wileńskiego, wymaga, abym nastrojom panującym w uniwersytecie wileńskim poświęcił słów parę. Z całym naciskiem podkreślić muszę, że w uniwersytecie wileńskim panuje pewien styl, styl, który wyraża się w kulcie dla osoby Marszałka Piłsudskiego, a tym samym nie może ten kult być umniejszony przez jakieś pojedyncze, jak powiadam świadome czy nieświadome, wystąpienie. Stąd omawiany incydent nie powinien być wyolbrzymiany. Elementy, w grę tu wchodzące, dają gwarancję, że sprawa będzie we właściwy sposób załatwiona. Dlatego uważam, że sprawa winna iść drogą normalną i nie powinniśmy się nią tu zajmować. Zaufanie zarówno do uniwersytetu, jak i do wojska, zwalnia nas od tego. Nie wątpię, że inne czynniki, które wkroczyć musiały ze względu na osoby poza uniwersytetem i wojskiem stojące, sprostają swemu zadaniu. Niech ten incydent wileński pozostanie wileńskim. Najważniejsze jest tutaj nie samo załatwienie sprawy, lecz to, aby styl uniwersytetu był nadal zachowany. Ekspiacją zaś za to, co wbrew jego woli i nastrojom panującym w uniwersytecie zaszło, będzie wcielenie w życie wskazań Marszałka Piłsudskiego, danych w chwili wskrzeszania uniwersytetu: „Niechże więc ta Wszechnica, którą dziś tu otwieram, zgodnie z tradycją tej ziemi, nie zieje nigdy jadem nienawiści, niech nie kroczy nigdy drogami, które dla nas Polaków tak ciężkimi były. Niech krzepi jasnowidztwem wiedzy, potęgą myśli twórczej, umiejętną i skrzętną pracą naukowego rzemiosła”. Ta rada, którą dał Marszałek uniwersytetowi wileńskiemu, może posłużyć za drogowskaz dla wszystkich wyższych uczelni w Polsce.</u>
<u xml:id="u-25.23" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-26">
<u xml:id="u-26.0" who="#JerzyBarański">Głos ma s. Sieroszewski.</u>
</div>
<div xml:id="div-27">
<u xml:id="u-27.0" who="#WacławSieroszewski">Wysoka Izbo! Już w czasie rozpraw ogólnych mówiłem o znaczeniu, jakie ma nauka, kultura i sztuka dla rozwoju naszego życia. Teraz chcę mówić o książce jako najczulszym instrumencie, służącym do rozpowszechniania potrzebnej wiedzy i myśli, do zaszczepienia i uprawy pożądanych uczuć i poglądów oraz innych ważnych składników zbiorowego bytowania i zbiorowej pracy.</u>
<u xml:id="u-27.1" who="#WacławSieroszewski">Są to sprawy tak oczywiste, że zatrzymywać się dłużej nad nimi nie będę i przejdę odrazu do okólnika p. Premiera z dnia 3 czerwca 1937 r. nr 31, zwracającego się do pp. wojewodów, przewodniczących wydziałów powiatowych i prezydentów miast z poleceniem popierania przez związki samorządowe czytelnictwa publicznego w najszerszym tego słowa znaczeniu. Powiedziano tam:</u>
<u xml:id="u-27.2" who="#WacławSieroszewski">„1) W miarę możności finansowych przeznaczać na akcję biblioteczną stale corocznie pewne sumy z budżetu związku samorządowego; 2) przeznaczane fundusze użytkować bezpośrednio na zakładanie bądź rozszerzanie bibliotek samorządowych, gminnych i powiatowych; 3) nawiązać stałą współpracę z instruktorem oświaty pozaszkolnej jako organem władz szkolnych w zakresie akcji bibliotecznej; 4) zainteresować akcją biblioteczną członków organów stanowiących, a szczególnie radnych gminnych i gromadzkich oraz zachęcać ich do propagowania czytelnictwa wśród mieszkańców wsi; 5) umożliwić delegatowi właściwego kuratorium szkolnego omówienie akcji bibliotecznej w powiecie na najbliższym zebraniu wójtów, a w województwie na zjeździe przewodniczących wydziałów powiatowych lub inspektorów samorządu gminnego”. Okólnik ten ma bardzo doniosłe znaczenie i skutki jego już się dają odczuwać. Ale jest on nie wystarczający, ale nie może on zastąpić ustawy bibliotecznej, która musi być jak najrychlej opracowana i wniesiona do ciał ustawodawczych dla uchwalenia.</u>
<u xml:id="u-27.3" who="#WacławSieroszewski">Ruch biblioteczny żył i rozwijał się dotychczas na terenie Rzeczypospolitej bezładnie, żywiołowo. Powstawały czytelnie tam, gdzie znalazły się jednostki przejęte rozumieniem znaczenia oraz potrzeby książki, lub gdzie działały organizacje oświatowe przedwojenne, szukające przede wszystkim w książce oręża przeciw wynarodowieniu. Na terenie naszego Państwa działa 8 organizacyj, mających do czynienia z bibliotekami:</u>
<u xml:id="u-27.4" who="#WacławSieroszewski">1. Związek Bibliotekarzy Polskich — Warszawa, Koszykowa 26,</u>
<u xml:id="u-27.5" who="#WacławSieroszewski">2. Rada Związku Bibliotekarzy Polskich — Warszawa, Krakowskie Przedmieście 32,</u>
<u xml:id="u-27.6" who="#WacławSieroszewski">3. Rada Książki,</u>
<u xml:id="u-27.7" who="#WacławSieroszewski">4. Towarzystwo Bibliotek Publicznych,</u>
<u xml:id="u-27.8" who="#WacławSieroszewski">5. Poradnia Biblioteczna,</u>
<u xml:id="u-27.9" who="#WacławSieroszewski">6. Towarzystwo Szkoły Ludowej — Kraków, Lwów,</u>
<u xml:id="u-27.10" who="#WacławSieroszewski">7. Towarzystwo Czytelni Ludowych — Poznań,</u>
<u xml:id="u-27.11" who="#WacławSieroszewski">8. Polska Macierz Szkolna.</u>
<u xml:id="u-27.12" who="#WacławSieroszewski">Ale działalność ich jest bardzo słabo skoordynowana i ten brak odbija się ujemnie na rozsianiu bibliotek po kraju oraz na ich składzie. Opowiadano mi o wypadkach, gdy w jednej miejscowości nie było wcale biblioteki, choć było wielkie zapotrzebowanie na książkę, a obok były biblioteki dość duże, martwe, pozbawione zupełnie czytelników. Opowiadano mi o małych bibliotekach, przeczytanych wielokroć, gdzie książki potem butwiały bezużytecznie; przecie można by je było wysłać gdzie indziej, lecz nie miał tego kto uczynić, gdyż nie istniała jeszcze powiatowa centrala biblioteczna. Skład bibliotek zasilanych przez ofiarodawców niewłaściwymi książkami często jest nieodpowiedni; książki albo leżą nieczytanie, albo szerzą niezdrowe pojęcia i uczucia.</u>
<u xml:id="u-27.13" who="#WacławSieroszewski">Musi więc powstać jakaś centralna organizacja, która by wprowadziła pewien plan i charakter do małych i dużych książnic, uporządkowała ich skład, dbała o równomierne rozmieszczenie, zapewniła im kontakt z życiem ogólnym przez nieustanne odnawianie i zaopatrywanie w dzieła potrzebne i poszukiwane. Słowem potrzebna jest ustawa, która by uwzględniała prawa dawno już określone przez naukę czytelnictwa w następujących punktach. (Czerpię je z broszury p. Wandy Dąbrowskiej, zasłużonej pracowniczki na polu wiedzy bibliotecznej):</u>
<u xml:id="u-27.14" who="#WacławSieroszewski">„1) Wolny dostęp do książki dla wszystkich i w związku z tym — organizacja ogólnokrajowej sieci bibliotecznej.</u>
<u xml:id="u-27.15" who="#WacławSieroszewski">2) Ugruntowanie finansowych podstaw bytu bibliotek publicznych.</u>
<u xml:id="u-27.16" who="#WacławSieroszewski">3) Zabezpieczenie bibliotekom tym fachowego kierownictwa.</u>
<u xml:id="u-27.17" who="#WacławSieroszewski">4) Zorganizowanie naczelnego nadzoru państwowego, a zarazem stałej lokalnej opieki społecznej nad bibliotekami publicznymi.</u>
<u xml:id="u-27.18" who="#WacławSieroszewski">5) Czuwanie nad charakterem księgozbiorów bibliotecznych”.</u>
<u xml:id="u-27.19" who="#WacławSieroszewski">To jest program tej przyszłej ustawy bibliotecznej, o którą tu w naszych Izbach ustawodawczych będziemy się dobijali.</u>
<u xml:id="u-27.20" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-28">
<u xml:id="u-28.0" who="#JerzyBarański">Głos ma s. Masłów.</u>
</div>
<div xml:id="div-29">
<u xml:id="u-29.0" who="#MykołaMasłow">Wysoka Izbo! Poczuwam się do obowiązku zabrać głos znów w sprawie Wołynia. Pragnę przypomnieć tu, w jakim stanie Wołyń wszedł w skład ziem Rzplitej Polskiej. Była to zupełna ruina. Zanik religijności, brak książki na wsi, całkowity analfabetyzm. W taki sposób Wołyń znalazł się w rażącej dysharmonii z życiem innych części Państwa Polskiego. Już to jedno nakłada na Rząd Polski obowiązek zainicjowania na Wołyniu takich reform, które by pomogły mu dźwignąć się i dorównać innym ziemiom polskim, bo nie wolno zapomnieć, że życie idzie dziś naprzód szybkim krokiem, że czekać nie ma czasu i nie jest bezpiecznie.</u>
<u xml:id="u-29.1" who="#MykołaMasłow">Pamiętając, że religijna i kulturalna dziedzina odgrywa szczególnie ważną rolę w życiu każdego narodu, musimy sobie uświadomić, że dziedzina ta ma specjalne znaczenie na Wołyniu ze względu na jego sąsiedztwo. Nie zapomnijmy, że brak moralnej i duchowej kultury prowadzi do bezkrytyczności. A bezkrytyczne, ciemne masy łatwo idą za polityką demagogii, za wszelkimi tanimi hasłami.</u>
<u xml:id="u-29.2" who="#MykołaMasłow">Zastanówmy się więc nad położeniem prawosławnej cerkwi. Kiedy dziś toczy się walka o światopogląd, o podstawy moralności, prawa — znaczenie cerkwi jest bardzo duże. Tym większe znaczenie cerkwi jest na Wołyniu. Tu cerkiew występuje na pierwszy plan jako czynnik moralny i twórczy, który ze względu na wewnętrzną organizację, jak również ze względu na metody działania bezwzględnie może mieć największe wpływy na masy ludności. I dlatego teraz prawosławne ukraińskie społeczeństwo tak uważnie śledzi to położenie, w którym dziś znalazła się w Polsce cerkiew prawosławna. To zaś położenie w ukraińskim społeczeństwie prawosławnym wywołuje zaniepokojenie, bo muszę przypomnieć, że od roku 1922 cerkiew prawosławna w Polsce rządzi się według przepisów tymczasowych i rzecz jasna, że położenia takiego nie można uważać za normalne, więcej — trzeba go mieć za szkodliwe.</u>
<u xml:id="u-29.3" who="#MykołaMasłow">Obecnie prawosławna cerkiew w Polsce posiada formy, które zgodnie z jej historyczną tradycją są niewłaściwe. Formy te zostały jej narzucone przez rząd rosyjski i nie mogą tworzyć podstawy normalnego rozwoju życia cerkiewnego. Dlatego jest konieczne unormowanie prawnego położenia prawosławnej cerkwi. Droga do tego została już wskazana przez P. Prezydenta Rzeczypospolitej orędziem z dnia 30 maja 1930 r., który wyjaśnił, że prawną reprezentacją ludności prawosławnej w Polsce ma być generalny sobór cerkwi prawosławnej. Rozumiemy, że sprawa zwołania soboru tego jest bardzo poważną i nie pozwala śpieszyć się zbytnio z nią. Jednakże jest bardzo pilną, wobec czego zwracamy się do Pana Ministra Wyznań Religijnych z prośbą o przyśpieszenie zwołania tego soboru i wskazanie chociażby przybliżonego terminu tego zwołania.</u>
<u xml:id="u-29.4" who="#MykołaMasłow">Byłbym nie w porządku ze swoim sumieniem oraz wobec Pana Ministra, jeżelibym nie wspomniał jeszcze raz o Hrynkach. Dokładnie zastanawiałem się nad tą sprawą podczas debat nad budżetem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Ale sprawa ta w równej mierze dotyczy i p. Ministra Wyznań Religijnych. Więc, Panie Ministrze, nie chcę mówić o tej sprawie, pomijając Pana Ministra. Mówię zaś o niej dlatego, że sprawa ta nie przestaje być dla nas bolesną, że sprawa ta aktywizuje się w dalszym ciągu i to przez czynniki do tego niepowołane, czynniki, które stosują w swoim postępowaniu nieodpowiednie metody. Wspominam o tej sprawie dlatego, że wywołuje ona i w dalszym ciągu zaniepokojenie wśród prawosławnej ludności Wołynia i właśnie w tych miejscowościach, gdzie obecnie jest pożądany największy spokój, największe zaufanie ludności, największa jej wiara, że Państwo Polskie idzie w kierunku największej życzliwości w stosunku do tej ludności.</u>
<u xml:id="u-29.5" who="#MykołaMasłow">Wspominając o religii i znaczeniu prawosławnej cerkwi, muszę podkreślić, że ogromną pomyłką jest niezwrócenie uwagi na wychowanie przyszłych duszpasterzy w otoczeniu rodzinnym, w pobliżu tej ludności, wśród której następnie będą oni pracować. Otóż dlatego uważamy za szkodliwe dla sprawy odpowiedniego wychowania religijnego prawosławnych przeniesienie seminarium duchownego z Krzemieńca do Warszawy. Uważamy, że szkoła ta musi istnieć na Wołyniu, gdzie by kandydaci na duchowne osoby wychowywali się w otoczeniu, pozwalającym im zrozumieć warunki przyszłej swej pracy wśród miejscowej ludności, jej interesów, jej języka.</u>
<u xml:id="u-29.6" who="#MykołaMasłow">Również szkodliwym jest wprowadzanie w pewnych momentach do prawosławnego nabożeństwa i do nauki prawosławnej religii ogólnopaństwowego języka. Co do szkół, to musimy pamiętać, iż religijne wychowanie to nie jest tylko dostarczenie pewnej sumy wiedzy, to jest kształtowanie pewnych zasad ideowych, to jest praca nad procesem uszlachetnienia natury ludzkiej. To jest sprawa tak delikatna, że trzeba do niej podchodzić w najbardziej subtelny sposób, starając się niczym nie podrażnić najbardziej intymnej strony życia dziecka, jego pojęć o tolerancji, wolności sumienia, stosunkach między Państwem a ludnością. A czy daje to dzieciom nauka w języku obcym, nie ojczystym, mniej zrozumiałym? Również sprawę wprowadzenia języka państwowego do nabożeństwa należy uważać za ogromnie szkodliwą, zarówno z punktu widzenia zasadniczego kanonicznego, jak i z punktu widzenia praktycznego, szczególnie tam, gdzie robi się to nie z inicjatywy wiernych. Na przykład żołnierz nasz — chrześcijanin, głęboko religijny, który na równi z żołnierzem polskim poświęca się służbie Państwu, znalazł się w warunkach o wiele gorszych niż żołnierze innych wyznań. Podczas, gdy ci modlą się w swoim języku ojczystym, nasz żołnierz musi się modlić w języku, który rozumie głową, nie zaś sercem, który nie budzi w nim tych wzniosłych momentów, które zrobić mogą go moralnym, posłusznym, oddanym i wiernym. Boję się, że u żołnierza naszego może zjawić się poczucie pewnego upośledzenia jego kultu religijnego.</u>
<u xml:id="u-29.7" who="#MykołaMasłow">Bardzo dotkliwą bolączką jest ciężki stan materialny duchowieństwa prawosławnego, którego tylko część otrzymuje dotacje z sum budżetowych. Reszta zaś dotacyj nie otrzymuje. Z naszego punktu widzenia jest nieodzowną koniecznością ustalenie stałego uposażenia duchowieństwu w zależności od spełnianych funkcyj. Przy tej sposobności pozwolę sobie poinformować Pana Ministra, iż tych sum, które miały być przekazane dla duchowieństwa prawosławnego, dotychczas na miejscu nie otrzymano.</u>
<u xml:id="u-29.8" who="#MykołaMasłow">Przejdziemy teraz do szkolnictwa. Czyż trzeba mówić tu o znaczeniu szkolnictwa w ogóle, albo o jego znaczeniu na Wołyniu, gdzie swego czasu panował całkowity analfabetyzm, o jego znaczeniu na Wołyniu, który znajduje się w sąsiedztwie czynników wrogich do Państwa Polskiego i to w czasach, kiedy Wołyń musi być najsilniej moralnie i duchowo uzbrojony? Znaczenie szkolnictwa na Wołyniu oraz znaczenie wychowania w duchu moralnym, społecznym i państwowym jest jasne. O niedocenianie tego nie robimy zarzutów ani Ministerstwu Oświaty, ani jego organom miejscowym, bo mamy przed sobą cyfry, które nam dają pełny obraz sprawy oświaty. Przed wojną światową na Wołyniu uczęszczało do szkół około 20.000 dzieci, obecnie jest w szkołach około 300.000 dzieci. Jest to wystarczającym dowodem starań polskich władz szkolnych na polu podniesienia oświaty. Jednakże, wyrażając uznanie Rządowi za jego poczynania w sprawie szkolnictwa na Wołyniu, poczuwam się do obowiązku zwrócić uwagę i na pewne niedociągnięcia, na które zamykanie oczu byłoby z jednej strony szkodą dla ludności Wołynia, z drugiej zaś strony mogłoby stworzyć niebezpieczne dla Państwa Polskiego położenie z punktu widzenia kulturalnego osłabienia Wołynia, a zatem i obronności granic Państwa. Na Wołyniu na razie szkół jest jeszcze za mało. Dotąd jeszcze ponad 100.000 dzieci Pozostaje poza szkołą. Analfabetyzm wśród pełnoletnich jest również ogromny. Pod względem stanu oświaty Wołyń stoi na bardzo dalekim miejscu.</u>
<u xml:id="u-29.9" who="#MykołaMasłow">Na stan oświaty na Wołyniu ogromnie wpływa i ustawa Grabskiego z r. 1924. Mam na uwadze kwestię utrakwizmu. Nie wchodząc w omówienie samej idei utrakwizmu, muszę zaznaczyć, iż praktyczne zastosowanie tej ustawy na Wołyniu ma fatalne skutki. Ustawa ta bowiem przyczynia się do pogłębienia analfabetyzmu, daje broń wrogom Państwa Polskiego i koncepcji współżycia oraz szerzy wśród ludności ukraińskiej przekonanie o nierównym stosunku Rządu do kultury polskiej i ukraińskiej i to wbrew postanowieniom Konstytucji, iż Państwo zapewnia wolność sumienia i słowa.</u>
<u xml:id="u-29.10" who="#MykołaMasłow">Konstatując niewystarczalną w ogóle ilość szkół na Wołyniu, pozwolę sobie zwrócić uwagę na sprawę szkolnictwa i języka ukraińskiego. Pozwolę przypomnieć, iż na Wołyniu na półtora miliona ludności ukraińskiej istnieje szkół czysto ukraińskich około pięciu. Natomiast za zupełnie wystarczające uważane są szkoły utrakwistyczne, chociażby Polaków wśród uczniów było 2–3 osoby. Jest dużo szkół na Wołyniu, gdzie język ukraiński nie jest respektowany nawet w granicach obowiązującego ustawodawstwa szkolnego. W miejskich powszechnych szkołach język ukraiński traktuje się jako przedmiot nadobowiązkowy i dlatego na niego nikt nie zwraca uwagi. Można śmiało twierdzić, że w szkołach powszechnych miejskich język ukraiński prawie nie istnieje. A jednak język ukraiński, tak oszczędnie dozowany przez władze szkolne, płynie na Wołyń olbrzymim potokiem radia sowieckiego, to znaczy przez instytucję obcego państwa. Ten stan rzeczy najjaśkrawiej tłumaczy wytworzoną sytuację, dlatego też uważamy za konieczność państwową uwzględnienie nauczania w powszechnych szkołach języka ukraińskiego w odpowiedniej mierze.</u>
<u xml:id="u-29.11" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Marszałek.)</u>
<u xml:id="u-29.12" who="#MykołaMasłow">Kwestia personelu nauczycielskiego. Wszyscy rozumieją znaczenie tej kwestii; wszyscy rozumieją, że nauczyciel musi wychowywać uczciwych ludzi i dobrych obywateli Państwa; wszyscy rozumieją, iż pomiędzy nauczycielem a dziećmi musi być duchowa bliskość, zrozumienie, wzajemne zaufanie. Czyż będzie odpowiadał tym wymogom nauczyciel, który jest nadesłany na Wołyń, powiedzmy z Poznania? A takich my mamy dużo. Nie zna języka, nie zna psychiki ludności miejscowej, ich dzieci, nie zna warunków ich bytowania. Na tym tle — niezrozumienie jeden drugiego, stałe nieporozumienia, brak zaufania.</u>
<u xml:id="u-29.13" who="#MykołaMasłow">Co do szkolnictwa średniego, to muszę stwierdzić, że ilość szkół średnich na Wołyniu z ukraińskim językiem wykładowym jest również niewystarczająca. Jest ich trzy. Wszystko to szkoły prywatne. Cała olbrzymia część Wołynia z centrum w Kowlu takiej szkoły nie posiada. To jest teren dość zacofany i dlatego podatny na wszelkiego rodzaju niebezpieczne wpływy, a zarazem i zanadto biedny, ażeby sam mógł być w stanie założyć u siebie prywatna szkołę średnią. Dlatego też było by niezbędnym, ażeby Państwo otworzyło tam szkołę średnią z ukraińskim językiem wykładowym, względnie przyszło z materialną pomocą w tym celu organizacjom, które opiekują się szkolnictwem ukraińskim na Wołyniu.</u>
<u xml:id="u-29.14" who="#MykołaMasłow">Nie zatrzymuję się więcej na konkretnych momentach potrzeb szkolnictwa na Wołyniu. Ograniczę się do stwierdzenia, że potrzeb tych Wołyń ma dużo i w szkolnictwie powszechnym i w szkolnictwie średnim. Brakuje szkół fachowych, brakuje podręczników itp. Wszystko to trzeba naprawić, aby Wołyń nie pozostał zacofanym kulturalnie i gospodarczo kątem Rzeczypospolitej.</u>
<u xml:id="u-29.15" who="#MykołaMasłow">Jeszcze jeden moment. S. Radziwiłł w dniu 9 marca tu w tej sali powiedział: „Step się ruszył”. Otóż step rzeczywiście ruszył. Ale nie w tym kierunku, którego tak boi się s. Radziwiłł. Step ruszył, ale przede wszystkim dlatego, że obecnie stanowi część Rzeczypospolitej. A Rzeczpospolita nie może być zahamowana. Step ruszył, ale w kierunku twórczej i organizowanej pracy gospodarczej i kulturalnej, stosownie do planu czynników, które uświadamiają sobie prawdziwe interesy Państwa Polskiego i rolę w nim Wołynia.</u>
<u xml:id="u-29.16" who="#MykołaMasłow">Ruch ten jest zdrowy, moralny i z punktu widzenia dobra Państwa — pożądany. Ruch ten rokuje możliwości wspólnych wysiłków ku lepszej wspólnej przyszłości obu narodów i Państwa Polskiego. Ruchowi temu trzeba dopomóc, rzucając na Wołyń więcej kultury i więcej oświaty.</u>
</div>
<div xml:id="div-30">
<u xml:id="u-30.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Terlikowski.</u>
</div>
<div xml:id="div-31">
<u xml:id="u-31.0" who="#KonstantyTerlikowski">Wysoka Izbo! Nowoczesna szkoła musi nie tylko kształcić, dawać pewną sumę wiadomości, ale przede wszystkim wychowywać młode pokolenie. Niestety, ogrom zadań wychowawczych jest tak duży, że sama szkoła poradzić temu nie może. Musi do tej pracy wychowawczej stanąć całe społeczeństwo poprzez swoje emanacje, poprzez organizacje wychowawcze, poprzez organizacje młodzieżowe.</u>
<u xml:id="u-31.1" who="#KonstantyTerlikowski">Nie chcę pomniejszać zasług i dorobków żadnej z tych organizacyj młodzieżowych, i jeżeli będę mówił o jednej tylko z tych organizacyj, to dlatego, że sam w tej organizacji pracuję i wobec tego interesy i dobro tej organizacji przede wszystkim oczywiście winny mnie obchodzić. Pragnę mówić, Wysoka Izbo, o Związku Strzeleckim. Utarło się w społeczeństwie przekonanie, zresztą w znacznej może mierze słuszne, że Związek Strzelecki jest przede wszystkim organizacją wojskową i wobec tego tylko przysposobieniem wojskowym się zajmuje. Jednakże mało jest doceniany przez społeczeństwo ten fakt, że Związek Strzelecki poza pracą w dziedzinie przysposobienia wojskowego prowadzi też bardzo szeroką akcję oświatowo-wychowawczą, którą ilustrują następujące dane liczbowe: Na terenie całego Państwa Związek Strzelecki posiada 187 własnych domów strzeleckich, 4.206 świetlic, 1.585 bibliotek stałych i 2.006 ruchomych. W domach tych i świetlicach pracowało 1.107 zespołów dobrego czytania książki, 3.040 zespołów teatralnych, 518 zespołów muzycznych, 1.810 zespołów śpiewaczych, 796 zespołów samokształceniowych itp. Razem 8.487 zespołów, niewątpliwie o charakterze oświatowo - wychowawczym. Proszę Wysokiej Izby! Tego rodzaju praca prowadzona jest przede wszystkim wśród najuboższych warstw społeczeństwa, do których nie docierają inne organizacje społeczne i młodzieżowe. Od kilku lat Związek Strzelecki rozszerza swój zasięg działania i na młodzież w wieku lat 12–17, tworząc tak zwane grupy Orląt. Motywy społeczno-państwowe, które skłoniły Związek Strzelecki do podjęcia prac wychowawczych i wśród młodzieży w wieku lat 12–17 są chyba zupełnie jasne. Młodzież ta, szczególnie młodzież warstw najbiedniejszych, pozbawiona jest dotychczas zupełnie zorganizowanego, należycie kierowanego wychowania i dzięki temu znaczny procent tej młodzieży pozostawionej samej sobie wypełnia czas zajęciami, które ją najbardziej pociągają i do których znajduje odpowiednie warunki w swoim środowisku. Najczęściej są to figle, psoty, dziko uprawiany sport, który więcej wyrządza szkody niż przynosi pożytku. Poza tym młodzież ta uprawia takie zajęcia, które nie rzadko kolidują z moralnością i z kodeksem karnym.</u>
<u xml:id="u-31.2" who="#KonstantyTerlikowski">Te motywy skłoniły Związek Strzelecki do pójścia w szeregi tych najmłodszych roczników młodzieży, w wieku od 12 do 17 lat. Program pracy wśród Orląt został zatwierdzony przez Państwowy Urząd Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego. Jak bardzo te prace okazały się pociągające dla tych najmłodszych roczników młodzieżowych, zilustruję następującymi cyframi: kiedy w roku 1932, w roku rozpoczęcia pracy orlęcej przez Związek Strzelecki, było 4.781 Orląt, to już w roku 1935 liczba ta wzrosła do 18.395, a w r. 1937 Związek Strzelecki prowadzi 834 hufce orlęce z ogólną liczbę 40.383 Orląt. Są to chyba cyfry, które skazują jak wielki jest dorobek pracy Związku Strzeleckiego w tej dziedzinie. Praca ta jest prowadzona, jak powiedziałem, według wskazówek i według programów zatwierdzonych przez Państwowy Urząd Wychowania Fizycznego. Wiadomo jest, że ogólnie pracami Związku Strzeleckiego kierują oficerowie odkomenderowani w tym celu przez Ministerstwo Spraw Wojskowych. Dla należytego wykonania tej akcji Związek Strzelecki przygotowuje poza tym każdego roku zastępy instruktorów, którzy szkoleni są zgodnie z wytycznymi Państwowego Urzędu Wychowania Fizycznego.</u>
<u xml:id="u-31.3" who="#KonstantyTerlikowski">Zrozumiałą jest rzeczą, że w tej pracy Związek Strzelecki napotyka na szereg przeszkód najrozmaitszych, ale jedna przeszkoda jest dotychczas dla Związku niezrozumiałą,. Każdy chyba rozumie, że ta praca, którą prowadzi Związek Strzelecki, prowadzona jest dla dobra Państwa, że w ten sposób Związek Strzelecki wychowuje zastępy przyszłych żołnierzy-obywateli. Związek Strzelecki założony przed wojną przez Wielkiego Marszałka, z tradycji którego, z organizacji którego powstał zbrojny czyn Legionów i P. O. W., został odtworzony, i wznowiony w niepodległej Ojczyźnie również z rozkazu Pierwszego Marszałka Polski. Zdawałoby się, że nie może być czynnika w Polsce, który by się przeciwstawiał lub hamował działalność Związku Strzeleckiego. Wiemy, że Ministerstwo Spraw Wojskowych daje najlepsze kadry swych oficerów do pracy w Związku Strzeleckim, daje na to fundusze i kieruje jego pracami. Wiemy, że czynnik społeczny, którym obsadzone są zarządy i władze Związku Strzeleckiego, składa się najczęściej albo z działaczy wojskowych, albo też z działaczy oświatowych. Wiemy, że ze strony niemal wszystkich resortów rządowych Związek Strzelecki otrzymuje pomoc, i tylko na terenie jednego resortu napotykamy na dziwną przeszkodę. Na terenie szkół powszechnych, jak i średnich działa szereg organizacyj. Zaznaczyłem już, że nie mam zamiaru umniejszać ich zasług, zasługi ich są wielkie w pracy wychowawczej. Na terenie szkolnictwa młodzieży żeńskiej pracuje organizacja przysposobienia kobiet do obrony kraju. Na terenie szkolnictwa pracują również inne organizacje młodzieżowe. Całkowite uznanie i hołd dla ich pracy składam z tej trybuny. Ale dlaczego dotychczas szkolnictwo nie dopuszcza Związku Strzeleckiego — naprawdę tego zrozumieć nie mogę. Czy Związek Strzelecki uznawany jest przez władze szkolne za równoznaczny z komuną, która działa tajnie na terenie szkół? Gdzie istnieją organizacje strzeleckie, tam komuna jest zwalczana, tam jest tępiona, tam nie ma miejsca dla komuny. Tymczasem my wiemy dobrze, że ten Związek Strzelecki, który mógłby znaleźć doskonałe pole do pracy wśród szkół, dotychczas do tych szkół nie jest dopuszczany, mimo tego, że ze strony Ministerstwa Spraw Wojskowych stale czynione są w tym kierunku kroki, pomimo tego, że naczelne władze Związku Strzeleckiego i Ministerstwa Spraw Wojskowych już w 1936 r. zwracały się do Ministerstwa Oświaty z prośbą o zezwolenie pracy na terenie szkolnictwa, mimo, że otrzymał wówczas ustne przyrzeczenie ówczesnego Wiceministra Oświaty p. pułkownika Błeszyńskiego, dotychczas ta rzecz nie została zrealizowana. Może być kwestia, że być może, iż Związek Strzelecki stworzyłby tam niezdrową konkurencję dla innych organizacyj, ale przecież wszyscy działacze młodzieżowi wiedzą, że wszystkie razem organizacje nie potrafiły zrzeszyć w swoich szeregach nawet 50% młodzieży, a więc dość jest pola pracy dla Związku Strzeleckiego wśród młodzieży klas starszych szkół powszechnych i średnich. Nie mówię już o tym, że i na terenie uniwersytetu kwestia oddziałów akademickich Związku Strzeleckiego dotychczas przez władze oświatowe nie została wyjaśniona.</u>
<u xml:id="u-31.4" who="#KonstantyTerlikowski">W swoim pięknym przemówieniu p. senator Śliwiński mówił o tym, że młodzież obecna zerwała nić tradycji walki o niepodległość, tradycji pięknej i tradycji wzniosłej. W liczbie innych organizacyj młodzieżowych przede wszystkim Związek Strzelecki tę nić tradycji do walk legionowych, do walk o niepodległość wśród młodzieży wiąże, tę tradycję wkorzenia, zaszczepia w duszę młodzieży.</u>
<u xml:id="u-31.5" who="#KonstantyTerlikowski">Chyba dobrym by było, żeby Związek Strzelecki mógł tę zerwaną — zdaniem s. Śliwińskiego, słusznym zdaniem — w olbrzymiej części młodzieży nić i na terenie szkół zawiązać. Mogę zapewnić z tej trybuny Pana Ministra Oświaty, że napewno Związek Strzelecki w swojej pracy wychowawczej krzywdy wychowaniu państwowemu nie przyniesie, a raczej przyniesie korzyść i uważam, że to, co się dotychczas dzieje — niedopuszczanie Związku Strzeleckiego, jest absolutnie niezrozumiałe.</u>
<u xml:id="u-31.6" who="#KonstantyTerlikowski">Proszę Wysokiej Izby! Był podobno w przedwojennej Austrii — mówię „podobno”, bo wiem o tym tylko ze słyszenia, order, który dawano za niewykonanie rozkazu, jeżeli to niewykonanie przyniosło korzyść. Śmiem zapewnić, że Związek Strzelecki, który przed wojną potrafił nielegalnie pracować wśród młodzieży szkolnej, i teraz będzie mógł o tę chlubę posiadania takiego orderu się ubiegać, ale uważam, że ta rzecz byłaby groteskowa, że należy raczej Związek puścić legalnie do młodzieży, niż zmuszać w imię dobra Państwa do pracy nielegalnej.</u>
<u xml:id="u-31.7" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-32">
<u xml:id="u-32.0" who="#AleksanderPrystor">Zarządzam przerwę do godz. 16.</u>
<u xml:id="u-32.1" who="#komentarz">(Przerwa od godz. 14 do godz. 16.)</u>
<u xml:id="u-32.2" who="#AleksanderPrystor">Wznawiam posiedzenie.</u>
<u xml:id="u-32.3" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Wiesner.</u>
</div>
<div xml:id="div-33">
<u xml:id="u-33.0" who="#RudolfWiesner">Wysoka Izbo! Jeżeli w sprawie szkoły niemieckiej zabieram głos, to czynię to w tym przekonaniu, że poruszam najboleśniejszą stronę naszego życia kulturalnego. Ustosunkowanie się władz państwowych do naszego szkolnictwa i powzięte zarządzenia pozwalają przypuszczać, że myśl dobrowolnego i nieskrępowanego przyznania nam prawa do rozbudowy naszego szkolnictwa i jednolitego wychowania niemieckiego naszych dzieci nie jest podstawą pracy miarodajnych władz szkolnych. Przy czym rozróżniać trzeba pomiędzy ustosunkowaniem się do istniejących szkół niemieckich a naszymi staraniami, mającymi na celu rozbudowę naszego szkolnictwa. Jeżeli z jednej strony prywatne szkolnictwo niemieckie nie otrzymuje ze strony władz szkolnych żadnego poparcia albo wsparcia, pracują z drugiej strony władze polityczne i szkolne, częstokroć razem, aby uniemożliwić zakładanie nowych prywatnych szkół powszechnych albo wyższych, robiąc najróżniejsze trudności. Sytuacja naszego szkolnictwa doznała przez rozciągnięcie ustawy o szkołach prywatnych na teren województwa śląskiego i przez uchwalenie dalszych zaostrzeń tej ustawy przez Sejm Śląski dalszego pogorszenia.</u>
<u xml:id="u-33.1" who="#RudolfWiesner">Najpierw trzeba stwierdzić, że przy wpisach dzieci niemieckich do szkoły poddawane są one egzaminowi językowemu, aby stwierdzić, czy władają dostatecznie językiem niemieckim. Egzamin taki składają jednostronnie tylko dzieci niemieckie. W sprawie egzaminów językowych interpelowałem już raz Ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego i prosiłem o zaradzenie. Otrzymaną odpowiedź uważam za niewystarczającą. Przez egzaminy językowe, które są sprzeczne z ustawą i nie licują z prawem samostanowienia rodziców o wychowaniu swych dzieci, odbiera się, a to szczególnie na terenie województwa śląskiego, setki dzieci niemieckich szkole niemieckiej i usiłuje się je zmuszać do uczęszczania do szkoły polskiej, chociaż rodzice ich przyznają się jednoznacznie do narodowości niemieckiej. Rodzice, którzy się temu zarządzeniu nie podporządkowali, zostali ukarani, jak to w niektórych gminach na Górnym Śląsku i w Wejherowie na Pomorzu miało miejsce. Raczej wzięli karę na siebie, niż mieliby posyłać swe dzieci do szkoły polskiej. W jaki sposób przeprowadza się te egzaminy językowe, o tym niech świadczą następujące zajścia: dzieci nie zdały egzaminu jedynie dlatego, że używały wyrażenia dialektowego, dzieci, które uczęszczały już trzy lata do przedszkola niemieckiego, egzaminu tak samo nie zdały, dziecko, którego pięcioro rodzeństwa uczęszcza do szkoły niemieckiej, nie zostało dopuszczone do szkoły niemieckiej. Nieugięte stanowisko rodziców niemieckich nie jest oporem, twierdzenie takie byłoby fałszywe, lecz trzeba sobie uprzytomnić, że jest to przekonanie i wierność wobec swej narodowości.</u>
<u xml:id="u-33.2" who="#RudolfWiesner">Przy tej sposobności chciałbym odpowiedzieć na zarzut p. senatora Jeszkego, który uczynił we czwartek przy obradach nad budżetem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych odnoście do kongresu polskiej grupy narodowej w Niemczech i chciałbym sprecyzować nasze zasadnicze stanowisko w kwestii, kogo my za członka niemieckiej grupy narodowej uznajemy. Zgadzam się zupełnie z Panem senatorem, że tylko wola nie może rozstrzygać o przynależności do narodowości. Zdaniem naszym podstawą do uznania kogoś za członka mniejszości jest, oprócz woli, otwarte przyznawanie się do tej mniejszości i uznanie tego przyznania się przez grupę narodową. Kryteria do uznania danej osoby jako członka mniejszości niemieckiej są: używanie języka niemieckiego jako języka potocznego, pochodzenie aryjskie, przyznawanie się do kultury niemieckiej i postawa narodowa we wszystkich sytuacjach życia.</u>
<u xml:id="u-33.3" who="#RudolfWiesner">Twierdzenie, że niemiecka grupa narodowa uprawia kupowanie dusz jest bezpodstawne, gdyż przyznawanie się do narodowości niemieckiej nie przynosi korzyści, ale tylko żąda ofiary i przynosi walkę. Dlatego żądamy zniesienia egzaminów językowych.</u>
<u xml:id="u-33.4" who="#RudolfWiesner">Tak samo, jak stoimy na stanowisku, że jedynie rodzicom przysługuje prawo do rozstrzygania o przynależności narodowej swych dzieci, jesteśmy też przekonani, że dzieci nasze posiadają bezwzględne prawo do wychowywania ich przez nauczycieli niemieckich w duchu niemieckim. Zasada ta nie obowiązuje tylko naszej grupy narodowej, lecz posiada moc obowiązującą i w stosunku do wszystkich narodowości. Przeciw tej zasadzie uchybia się najczęściej w dziedzinie szkolnictwa. Przeważająca część naszych dzieci zmuszona jest uczęszczać do państwowych polskich szkół powszechnych, w których nie udziela się albo wcale języka niemieckiego, albo tylko naukę religii i język niemiecki jako przedmiot. Utrzymać całego szkolnictwa niemieckiego z własnych funduszów nie jesteśmy w stanie, i dlatego żądać musimy, aby Państwo proporcjonalnie do liczby obywateli narodowości niemieckiej zakładało i utrzymywało szkoły niemieckie według zasad, przy jakich my w stosunku do szkoły niemieckiej obstawać musimy. Nie możemy bowiem uważać takich szkół za niemieckie, w których naucza nauczyciel polski, nie władający dostatecznie językiem niemieckim i który nie jest w stanie wychowywać naszych dzieci w duchu naszej narodowości.</u>
<u xml:id="u-33.5" who="#RudolfWiesner">Zasadniczym sensem każdego wychowania w szkole jest nauczanie dzieci tego wszystkiego, co im do walki życiowej jest potrzebne i zapoznanie ich z duchem i duszą własnego narodu. Do tak pojętego wychowania nie nadaje się nauczyciel polski w szkole niemieckiej, jak i na odwrót, nauczyciel niemiecki w szkole polskiej. Przeniesienia nauczycieli niemieckich do szkoły polskiej, a zastępowanie ich przez nauczycieli polskich jest zarządzeniem zupełnie niezrozumiałym. Jako przykład niech posłuży powiat Nowy Tomyśl, gdzie w ciągu jednego roku przeniesiono 9 nauczycieli ze szkoły niemieckiej do szkoły polskiej, częściowo nawet na kresy wschodnie, gdzie ich ludność polska zapewne za intruzów w polskiej szkole uważa. Jako uzasadnienie tego zarządzenia podaje się zwykle dobro szkoły. Musimy się zapytać, czyje dobro ma na celu takie zarządzenie?</u>
<u xml:id="u-33.6" who="#RudolfWiesner">Żądanie świadectwa lojalności od nauczycieli niemieckich, zatrudnionych w szkołach prywatnych i przeprowadzanie tego żądania doprowadza zawsze do tego, że częstokroć nie udziela się dzielnym nauczycielom niemieckim zezwolenia na nauczanie dlatego, że pracują też na polu narodowym. Zarządzenie to stanowi ciągłą groźbę dla naszych nauczycieli niemieckich, gdyż odnośne starostwo nie jest obowiązane do podania powodów, dla których odmawia świadectwa lojalności. Decyzje swe uzasadnia najczęściej na podstawie zeznań podrzędnych organów policyjnych. Dla ilustracji podaję następujący wypadek: Nauczycielowi niemieckiemu z Tarnowskich Gór odmówiono wydania świadectwa lojalności, kiedy chciał objąć posadę w prywatnej szkole niemieckiej, chociaż poprzednio otrzymał posadę w szkole państwowej, a którego władza szkolna uznała za godnego. W Sompolnie, powiat Koło, odebrano czterem nauczycielom niemieckim zezwolenie na nauczanie. Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego zwrócił zezwolenie tym nauczycielom, a jednak kuratorium szkolne ze swej strony nie udzieliło im zezwolenia na nauczanie, gdyż starostwo odmówiło wydania świadectwa lojalności bez podania powodów. Szkolnictwu niemieckiemu przyznaje się jedynie tyle sił nauczycielskich, ile jest według stanu klas niezbędnie potrzebne, tak, że w razie zachorowania albo śmierci siły nauczycielskiej zmuszeni jesteśmy miesiącami szukać zastępstwa, co wpływa niedodatnio na pracę szkolną. Przez niedostateczną ocenę pono niewystarczających wyników pracy szkolnej traci dużo nauczycieli niemieckich posady, przez co pokrzywdzą się szkolnictwo niemieckie.</u>
<u xml:id="u-33.7" who="#RudolfWiesner">Państwo zwalcza wszystkimi środkami, będącymi w jego dyspozycji, analfabetyzm.</u>
<u xml:id="u-33.8" who="#RudolfWiesner">Według danych p. Ministra pół miliona dzieci nie uczęszcza do szkoły i grozi im analfabetyzm. Jesteśmy zdania, że cyfra ta — pół miliona — jest raczej za niska i że nie dużo brakuje do całego miliona. Która z tych cyfr odpowiada więcej rzeczywistości, jest tu w tym wypadku obojętne, gdyż niebezpieczeństwo, grożące Państwu i społeczeństwu, jest wielkie. Fakt ten musiałby wystarczyć, aby powitać wszelkie zarządzenia mniejszości narodowych, w tym wypadku niemieckiej grupy narodowej, dążących do zwalczania analfabetyzmu. Państwo winno z zadowoleniem traktować okoliczność, że niemiecka grupa narodowa sama za siebie i z własnych funduszów stara się o zmniejszenie kłopotów szkolnych w ogóle, a swoich własnych w szczególności. Zamiast te zamierzenia popierać wszelkimi siłami, robi się wszelkie możliwe trudności. Prośby o pozwolenie na budowę szkół nie załatwia się przez kilka lat. W związku z tym przytaczam tu: Wonorze, powiat Inowrocław, Nowy Tomyśl, Wolsztyn, Zofiówka i kilka innych próśb o pozwolenie na budowę na Wołyniu i na kresach zachodnich. Prośby te leżą od dwóch do trzech lat, a załatwienie ich przesuwa się z błahych powodów na czas dalszy. Gdy załatwienie prośby nie da się już przesunąć, stawia się na podstawie ustaw budowlanych tak wygórowane wymagania, że częstokroć budowa staje się ze względów finansowych niemożliwa. W międzyczasie nie mogą dzieci uczęszczać do szkoły, a jeżeli stoi budynek państwowy do dyspozycji, wyrzuca się dzieci z tego budynku, i w tym wypadku, jeżeli budynek ten nie jest na inne cele potrzebny, i to tylko dlatego, aby dzieci niemieckie nie mogły pobierać nauki i możliwie zmuszone były do uczęszczania do szkoły polskiej. Wonorze i Karminiec są tego jaskrawym przykładem, a szczególnie Karminiec, gdzie inspektor szkolny z Wrześni wezwał w liście poufnym nauczyciela szkoły polskiej do uniemożliwienia dzierżawy budynku szkolnego na cele prywatnej szkoły niemieckiej. Czy mam wskazać jeszcze na Nowy Tomyśl, gdzie szkoła niemiecka od trzech lat walczy o pozwolenie używania budynku szkolnego, a co się uniemożliwia z tym uzasadnieniem, że budynek nie odpowiada stuprocentowo przepisom budowlanym? To samo widzimy i w Zofiówce, gdzie jest budynek szkolny, nadający się na użytek szkolny według opinii komisji budowlanej, a którego kuratorium szkolne w Brześciu nad Bugiem nie zezwala używać dlatego, że szkoła nie posiada dostatecznej ilości pomocy naukowych.</u>
<u xml:id="u-33.9" who="#RudolfWiesner">Jeżeli nasze szkolnictwo ma otrzymać charakter niemiecki, względnie jeżeli ma on być przywrócony i jeżeli chcemy szkolnictwo niemieckie rozbudować stosownie do naszych potrzeb, potrzebujemy koniecznie liceum pedagogicznego z niemieckim językiem nauczania. Już od trzech lat walczymy o zezwolenie na otwarcie prywatnego liceum pedagogicznego z niemieckim językiem nauczania, a który to zakład istniał w Bielsku od lat siedemdziesięciu, wychowując setki nauczycieli niemieckich. Decyzja w tej sprawie nie zapadła do dziś dnia. P. Minister oświadczył, że wychowywanie nauczycieli ujmie Państwo we własne ręce i że z tego powodu zezwolenia na otwarcie prywatnego zakładu nie otrzymamy. Gdyby to jednak miało miejsce, to wtenczas absolwenci tego zakładu nie otrzymają pozwolenia na nauczanie. Już dziś daje się odczuć brak nauczycieli niemieckich. Szkolnictwo niemieckie potrzebuje rocznie dla swych szkół mniej więcej czterdziestu nowych nauczycieli. Nie możemy się zadowolić takim rozwiązaniem, które przewiduje otwarcie paralelek z niemieckim językiem nauczania przy państwowych zakładach polskich. Żądać musimy pozwolenia na otwarcie prywatnego liceum pedagogicznego z niemieckim językiem nauczania z pełnymi prawami publiczności. Państwo posiada i tak prawo kontroli nad zakładem, a my będziemy mieli pewność, że zakład ten opuszczą rzeczywiście nauczyciele niemieccy. Zasadę tak zwanej nieograniczonej wzajemności oświetlimy najlepiej w ten sposób, jeżeli stwierdzimy, że w szkołach polskiej grupy narodowej w Niemczech uczą prawie bez wyjątku nauczyciele, którzy pokończyli swoje studia w Polsce i którzy są do dziś jeszcze obywatelami polskimi. Studia i wykształcenie zawodowe uznane zostały bez sprzeciwu.</u>
<u xml:id="u-33.10" who="#RudolfWiesner">Nie chcemy jeszcze raz wyliczać różnych niesprawiedliwych zajść, jakie zdarzają się naprzykład na Śląsku w stosunku do szkół niemieckich, a szczególnie przy wpisach szkolnych, gdzie w roku szkolnym 1937/38 110 zgłoszeń do publicznych szkół powszechnych unieważniono jedynie dlatego, że formularze zgłoszeń nie były stuprocentowo dokładnie wypełnione, że odebrano matkom niezamężnym prawo samostanowienia o swym dziecku, że opiekun narodowości polskiej zgłosił to dziecko do szkoły polskiej, że dzieci, które tu uczęszczały do szkoły niemieckiej, a potem uczęszczały do szkół w Niemczech, po ich powrocie zmusza się do uczęszczania do szkoły polskiej, że dzieci z prywatnych szkół niemieckich w Pszowie i Kopalnia Ema nie zostały przyjęte do niemieckiej szkoły w Rybniku, że tak samo nie zostały przyjęte dzieci do szkoły niemieckiej, kiedy w Goduli rozwiązana została szkoła niemiecka, że dzieci uczęszczające do publicznej szkoły powszechnej w sąsiedniej gminie zostały z niej wydalone, że przy wpisie do przedszkola niemieckiego żąda się zaświadczenia przynależności narodowej, potwierdzonego przez odnośną władzę policyjną itd. itd.</u>
<u xml:id="u-33.11" who="#RudolfWiesner">Zwracam uwagę na nierówne traktowanie naszych szkół średnich. Gmach szkolny przeznaczony dla gimnazjum niemieckiego w Bydgoszczy jest bliski ukończenia, budowa nie może być jednak dalej prowadzona, gdyż podobno nie trzymano się planu budowlanego, gimnazjum niemieckiemu w Poznaniu odebrano prawo publiczności, a gimnazjum niemieckie w Chorzowie otrzymało dopiero po długich staraniach prawo publiczności z powrotem. Liczba klas w gimnazjach niemieckich została samowolnie zmniejszona na podstawie fałszywej interpretacji ustawy o dopuszczalnej ilości uczniów w klasie, do otwarcia internatu w Chorzowie nie dopuszczają miejscowe władze lokalne mimo kilkakrotnych zapewnień. Egzaminy absolwentów tak gimnazjalnych jak i licealnych przeprowadza się z taką bezwzględnością, że większa część uczniów nie jest w stanie podołać wymaganiom i zostaje reprobowana.</u>
<u xml:id="u-33.12" who="#RudolfWiesner">W poprzednich wywodach przytoczyłem tylko wyjątek z pokrzywdzeń, jakich doznaje szkolnictwo niemieckie ze strony władz szkolnych, i bezwzględność, jaką stosuje się wobec niego. Wyliczyłem tu jedynie kilka jaskrawych wypadków pokrzywdzenia szkolnictwa niemieckiego. Jeżeli zawsze słyszymy, że polska grupa narodowa w Niemczech nie posiada tak rozbudowanego szkolnictwa jak my, to twierdzenie to zbijamy tym argumentem, że nie można porównywać ilości szkół, lecz jedynie potrzebę i żądanie tych szkół i innych urządzeń kulturalnych. Rozstrzyganie o ich potrzebie przysługuje tylko poszczególnym grupom narodowym a Państwo ma obowiązek ich uwzględniania i popierania. Dopiero wtenczas, jeżeli Państwo potrzeb tych nie uwzględnia i utrudnia grupie narodowej wykonywanie jej praw kulturalnych, wtenczas dopiero można mówić o pokrzywdzeniu. Z całą stanowczością odrzucamy jeszcze raz zasadę wzajemności, która może przyczynić się do niezliczonych aktów samowoli. Dochodzi bowiem do tego, że każda instancja uważa za słuszne wydanie zarządzeń odwetowych, jeżeli w innym państwie jakieś zarządzenie zostało przeprowadzone, nie pytając się o powody tego zarządzenia.</u>
<u xml:id="u-33.13" who="#RudolfWiesner">Napełnia nas zawsze niechęcią, jeżeli zmuszeni jesteśmy do opisywania niesprawiedliwego traktowania naszego szkolnictwa. Nie żądamy nic więcej, jak tylko przyznania nam możliwości rozbudowania i utrzymania naszego szkolnictwa według naszych potrzeb narodowych. Dotyczy to żądanie i innych naszych urządzeń kulturalnych. Wysoko rozwiniętej narodowości niemieckiej nie można stale przez małostkowe zarządzenia przytłumiać w jej rozwoju i utrudniać jej go.</u>
<u xml:id="u-33.14" who="#RudolfWiesner">Żądania nasze w dziedzinie naszego szkolnictwa i rozwoju kulturalnego streszczam w sposób następujący: jedyne rozstrzyganie o potrzebach szkolnych i kulturalnych naszej grupy narodowej w porozumieniu z odnośnymi władzami państwowymi: przywrócenie, względnie utrzymanie niemieckiego charakteru wszystkich szkół powszechnych z niemieckim językiem nauczania i przyznanie nam daleko idących możliwości rozbudowy naszego szkolnictwa według naszych potrzeb; popieranie naszego szkolnictwa i naszych urządzeń kulturalnych przez Państwo; możliwość wychowywania naszych dzieci przez nauczycieli niemieckich w szkołach niemieckich; możliwość kontaktu z narodem niemieckim w dziedzinie kulturalnej i duchowej: możliwość wychowywania nauczycieli niemieckich w prywatnym liceum pedagogicznym z niemieckim językiem nauczania. Żądania niemieckiej grupy narodowej nie są produktem fantazji, lecz głęboką tęsknotą naszą, by nareszcie móc rozpocząć spokojne wychowywanie naszej grupy narodowej. Nie chodzi tu o drobnostki i pojedyńcze wypadki, jak to w toku debaty Senatu jeden z Panów Senatorów twierdził, lecz o wielkiej wagi kwestie życiowe grupy narodowej, jakimi są jej egzystencja materialna i zachowanie jej kultury. Nasze narzekania nie są taktyką, której używamy, aby zmiękczyć czyjeś serce. O nasze Boże i ludzkie prawo walczyć będziemy dumnie i z podniesioną głową. Mamy nadzieję i jesteśmy głęboko przekonani, że znajdziemy zrozumienie i dobrą wolę do uregulowania i do porozumienia u wszystkich miarodajnych warstw w Państwie i u narodu polskiego.</u>
</div>
<div xml:id="div-34">
<u xml:id="u-34.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Decykiewicz.</u>
</div>
<div xml:id="div-35">
<u xml:id="u-35.0" who="#WłodzimierzDecykiewicz">Wysoka Izbo! Polemizując dzisiaj z rana z wywodami s. ks. Łobodycza, s. ks. Radziwiłł był łaskaw wypowiedzieć zdanie, że senatorowie ukraińscy, przedstawiając w czarnych kolorach stan szkolnictwa ukraińskiego, dopuszczają się przesady i że raczej Polacy mogą mieć powód do skarg, ponieważ niejednokrotnie dzieci polskie są zmuszone uczęszczać do szkół, w których wszystkie przedmioty są nauczane w języku ukraińskim. Ten pogląd księcia senatora był, jak to wyraźnie zostało zaznaczone, oparty na spostrzeżeniach osobistych, a zatem z natury rzeczy i z konieczności może jednostronny. Gdyby książę senator, którego poczucie sprawiedliwości i pewne sympatie dla sprawy ukraińskiej są nam dobrze znane, zadał sobie trud zgłębić zagadnienie szkół ukraińskich i zbadać je wszechstronnie, to być może zrewidowałby swoje poglądy i kto wie, czy nie stanąłby po naszej stronie. Zresztą słowa wypowiedziane dzisiaj rano przez p. senatora Zbierskiego o niedokończonym jeszcze procesie polscenia ziem wschodnich, rzucają pewne światło na tendencje polskiej polityki szkolnej. A z przemówienia p. senatora Masłowa dowiedzieliśmy się, jak smutny obraz przedstawia szkolnictwo ukraińskie na Wołyniu.</u>
<u xml:id="u-35.1" who="#WłodzimierzDecykiewicz">Przechodzę, proszę Wysokiej Izby, do tematu, którym właściwie chciałem się zająć dzisiaj. Jednym z najboleśniejszych przejawów niechęci, która ogarnęła wielką część społeczeństwa polskiego do wszystkiego, co ukraińskie, jest niechęć, nieżyczliwość ustosunkowania się do greckokatolickiej cerkwi i do jej duchowieństwa. W mentalności Polaków na kresach można było wyczuć i dawniej pewne lekceważenie, pewne uczucie wyższości w stosunku do obrządku greckokatolickiego, który był uważany jako mniej wartościowy. Do tego lekceważenia przyłączył się obecnie antagonizm polityczny, który sprawia, że akcja przeciw cerkwi i jej duchowieństwu przybiera coraz przykrzejsze formy. W akcji tej biorą udział pod wpływem jednostronnie może pojętego patriotyzmu i pod wpływem agitacji politycznej także urzędnicy, a z konieczności także wciągane są w tę akcję władze i urzędy państwowe. Wierni obrządku grecko-katolickiego wskutek tego mają uczucie, jak gdyby byli katolikami drugiej klasy.</u>
<u xml:id="u-35.2" who="#WłodzimierzDecykiewicz">Wśród tych nastrojów w styczniu tego roku pojawiła się propozycja wojskowości, ażeby oddziały wojska wzięły oficjalny udział w uroczystościach święta Jordanu we Lwowie. Tę propozycję wojskowości należy przyjąć z uznaniem i z największym uszanowaniem, jako dowód czci dla cerkwi greckokatolickiej i jej duchowieństwa. Jednakże inicjatorowie tej propozycji nie zdawali sobie sprawy z tej rażącej sprzeczności, jaka zachodziła między zamierzoną akcją oddania czci ze strony wojska, a tymi ukłuciami, szpilkami, których doznane cerkiew grecko-katolicka ze strony części społeczeństwa polskiego, a także ze strony władz i urzędów. Prócz tego w pamięci wiernych grecko-katolickiego obrządku są fakty, stojące w związku ze świętem Jordanu, które zdarzyły się w latach ubiegłych, a które były tak brutalne, że nie śmiałbym w tej Wysokiej Izbie powtarzać szczegółów. Choćby nawet dzisiaj tego rodzaju fakty nie mogły się już zdarzyć, to jednak te ukłucia szpilką, o których mówiłem, same w sobie wytworzyły nastrój, z którym ta propozycja wojska niełatwo dała się pogodzić.</u>
<u xml:id="u-35.3" who="#WłodzimierzDecykiewicz">I o tych ukłuciach szpilką chciałbym powiedzieć, proszę Wysokiej Izby, kilka słów, ale tutaj nasuwa mi się pewna wątpliwość i pewna uwaga. Sprawa greckokatolickiej cerkwi jest częścią zagadnienia ukraińskiego, mógłby mnie zatem spotkać zarzut, że zniżam wielkie zagadnienie, mówiąc o drobnostkach. Ten zarzut, gdyby miał być podniesiony, z góry odpieram jako nieuzasadniony. Wielkie rozstrzygnięcia dziejowe nie tworzą się w parlamencie, a parlamentarne rozważania o możliwościach dziejowych nie mają żadnego wpływu na bieg wypadków, natomiast jeżeli się zajmujemy tutaj i mówimy o tym, co stanowi nasz chleb powszedni, możemy naprawić nie jedno zło i położyć grunt pod przyszłą, wielką decyzję. Dlatego, proszę Wysokiej Izby, będę mówił o tych drobiazgach, tym bardziej, że właśnie te drobiazgi składają się na nastroje, a nastroje mogą wpłynąć na rozwój wypadków.</u>
<u xml:id="u-35.4" who="#WłodzimierzDecykiewicz">Od szeregu lat na grecko-katolickie duchowieństwo sypią się surowe kary administracyjne za to, że duchowni w korespondencji z władzami administracyjnymi w sprawach metrykalnych używają języka ukraińskiego. Duchowni działali w dobrej wierze, ponieważ ustawa językowa z r. 1924 wyraźnie przyznaje stronom ukraińskim prawo posługiwania się językiem ukraińskim w piśmie. W ustawie jest mowa o języku ruskim, ale to, proszę Wysokiej Izby, jest identyczne. Nie będąc prawnikami ani urzędnikami, duchowni grecko-katoliccy nie rozumieli różnicy, jaka zachodzi pomiędzy pismem strony prywatnej, a pismem w sprawie urzędowej. Władze stanęły jednak na stanowisku, że prawo używania języka ukraińskiego w korespondencji z władzami służy tylko stronom prywatnym, nie dotyczy zaś korespondencji duchownych w sprawach urzędowych. Ustawa językowa nie zawiera żadnych sankcyj karnych, i znowu duchowni mogli być w dobrej wierze, gdy sądzili, że nałożenie kary administracyjnej za używanie języka ukraińskiego w tych korespondencjach jest bezprawne. Przyczyniły się do tego poglądu nawet sądy i Sąd Najwyższy, który dla braku podstawy prawnej uchylił kilka orzeczeń karno-administracyjnych. Dopiero Najwyższy Trybunał Administracyjny, do którego jeden z księży skierował swoją sprawę, wyjaśnił sprawę ostatecznie w sposób autorytatywny, orzekając, że wprawdzie na podstawie ustawy językowej nie można karać duchownych za pisma w języku ukraińskim, że jednak można ich karać na podstawie przepisów ogólnych w celu zniewolenia. Jest to, proszę Wysokiej Izby, konstrukcja prawna cokolwiek zawiła, dla prawnika zupełnie zrozumiała, ale nie można się dziwić, że księża tej konstrukcji nie rozumieli. Poza tym władze administracyjne nie postarały się zupełnie o to, aby to orzeczenie Najwyższego Trybunału Administracyjnego zostało podane do wiadomości kół zainteresowanych. Wprawdzie orzeczenie zostało ogłoszone w Dzienniku Wojewódzkim, jednakże Dziennika Wojewódzkiego przecież księża z reguły nie czytają, zresztą nie mają dostatecznych funduszów, aby zapłacić za prenumeratę. Wytworzył się więc dziwny stan. Księża, nie wiedząc o tym orzeczeniu, pisali dalej po ukraińsku, władze nakładały dalej kary. Ale potem przyszło do egzekucji tych kar i tu zaczęła się przykra sytuacja, ponieważ władze postępowały dość bezwzględnie, przeprowadzały np. w najostrzejsze mrozy fantowanie futer i ciepłej odzieży, tak że często udaremniały duchownym wykonywanie obowiązków duszpasterskich. Dopiero gdy ze strony prywatnej postarano się o to, ażeby w prasie ukraińskiej naświetlić stan prawny, wytworzony orzeczeniem Najwyższego Trybunału Administracyjnego, duchowni greckokatoliccy przestali pisać po ukraińsku i piszą odtąd po polsku. Ale proszę Wysokiej Izby, cóż to za administracja, która nie zna innego sposobu, jak nakładanie kar, ażeby dojść do celu, do którego zmierza.</u>
<u xml:id="u-35.5" who="#WłodzimierzDecykiewicz">Ledwie ustały kary za korespondencje w sprawach metrykalnych, zaczęły się srogie kary sądowe na duchownych greckokatolickich za rzekome fałszowanie nazwisk w metrykach. Język ukraiński ma tę właściwość, że w nazwiskach, które w języku polskim — zresztą jak i ukraińskim — kończą się na „ski”, w języku ukraińskim dodaje się do tej końcówki „ski” literę „j” i w ten sposób codziennie w prasie ukraińskiej podawane jest nazwisko p. Ministra Oświaty, tak samo p. Premiera i p. Wicepremiera.</u>
<u xml:id="u-35.6" who="#komentarz">(S. Śliwiński: Ładny interes.)</u>
<u xml:id="u-35.7" who="#WłodzimierzDecykiewicz">Zmiana końcówek dotyczy także i nazwisk, które w języku polskim kończą się na „ów”, a które w języku ukraińskim przybierają postać na „iw”. Otóż dawniej metryki były prowadzone w rozmaitych językach, tak że rzeczywiście stąd powstało pewne zamieszanie i duchowny nie zawsze łatwo w tym chaosie się orientował. Gdyby, proszę Wysokiej Izby, chodziło o księdza łacińskiego, gdyby duchowny łaciński w metryce osoby, która przeszła z grecko-katolickiego obrządku na obrządek łaciński, opuścił tę literę „j”,...</u>
</div>
<div xml:id="div-36">
<u xml:id="u-36.0" who="#AleksanderPrystor">Proszę o spokój, bo nic nie słyszę.</u>
</div>
<div xml:id="div-37">
<u xml:id="u-37.0" who="#WłodzimierzDecykiewicz">...pierwotnie w nazwisku umieszczoną, to niewątpliwie nikomu nie przyszło by na myśl, że można by dla takiej drobnostki puszczać w ruch cały aparat. Jeśli chodzi jednak o księdza grecko-katolickiego, to rzecz jest zupełnie inna — robi się doniesienie do sądu i bywały wypadki, że za opuszczenie tej litery „j” duchowny dostawał bardzo często karę aresztu kilkumiesięcznego. Znowu, proszę Wysokiej Izby, nie wiem, jak zakwalifikować administrację, która dopuszcza do takich bezwzględności.</u>
<u xml:id="u-37.1" who="#WłodzimierzDecykiewicz">Hasło wzmocnienia polskości na kresach zostało pojęte w ten sposób, że należy, o ile możności, nie dopuszczać do budowy nowych cerkwi, natomiast budować nowe kościoły. I skutek jest taki, że ilekroć gmina albo gromada chce darować grunt albo drzewo na budowę cerkwi, to robi się trudności i nie dopuszcza się do powzięcia uchwały gromady lub gminy, a jeżeli taka uchwała zostanie powzięta, to w takim razie władza administracyjna jej nie zatwierdza. Tych przeszkód oczywiście nie ma, jeśli idzie o budowę kościołów. Gmina m. Lwowa kilka lat temu uchwaliła znaczną subwencję, ćwierć miliona złotych, na budowę nowego kościoła we Lwowie. Dwa lata temu uchwalono darować grunt miejski pod budowę drugiego kościoła, grunt ten był wartości kilkunastu tysięcy złotych. W roku zeszłym m. Lwów znowu darowało pod budowę trzeciego kościoła grunt wartości sto kilkunastu tysięcy złotych. Ta hojność gminy m. Lwowa w popieraniu celów religijnych ludności miejskiej zasługuje na największe uznanie, ale jest to hojność, niestety, bardzo jednostronna, bo gdy wierni kościoła grecko-katolickiego prosili o darowanie drobnej działki pod budowę cerkwi, to ta prośba została odrzucona, a powodem odrzucenia był sprzeciw polskich organizacyj społecznych, które oświadczyły, że cerkiew jest niepotrzebna i że ona byłaby ośrodkiem agitacji politycznej. Proszę Wysokiej Izby, tę opinię wydały towarzystwa, organizacje złożone prawie wyłącznie z katolików. Jest to dziwny objaw politycznego zacietrzewienia. A proszę także zważyć, że przynajmniej jedna trzecia część ludności m. Lwowa należy do obrządku greckokatolickiego.</u>
<u xml:id="u-37.2" who="#WłodzimierzDecykiewicz">W parze z tym zaniedbywaniem potrzeb religijnych ludności obrządku grecko-katolickiego idzie także lekceważenie świąt tego obrządku. Często są skargi, że instytucje publiczne bez żadnej potrzeby przeprowadzają roboty właśnie w dnie uroczystych świąt greckokatolickich i w pobliżu cerkwi. Gdyby któryś z nielicznych urzędników państwowych lub samorządowych zwrócił się do swego przełożonego z prośbą o urlop w dzień uroczystego święta greckokatolickiego, choćby dla wysłuchania mszy świętej, to prawdopodobnie usłyszałby bardzo nieprzyjemną odpowiedź. Przynależność do obrządku grecko-katolickiego wyklucza prawie zupełnie od przyjęcia do służby rządowej lub samorządowej, a w ostatnich czasach nawet do służby prywatnej. Oficjalnie zaprzecza się temu, ale to są rzeczy tak znane, notoryczne, że tu nie przydadzą się żadne zaprzeczenia. Oczywiście, proszę Wysokiej Izby, naczelnicy i wyżsi urzędnicy są na tyle dyskretni, że nie mówią tego wprost, że obrządek grecko-katolicki stoi na przeszkodzie w przyjęciu do służby, ale niżej stojący urzędnicy bardziej szczerzy całkiem otwarcie mówią kandydatowi, że jeżeli nie zmieni obrządku, to w takim razie nie ma żadnych widoków na przyjęcie do służby. Istotnie, proszę Wysokiej Izby, znalazły się jednostki o słabszych charakterach, które zmieniły obrządek i przeszły na obrządek łaciński. Nikt oczywiście ich żałować nie będzie, jest to jednak bardzo smutny objaw demoralizacji, bo przecież zmiany obrządku dla powodów czysto materialnych nie można nazwać uczynkiem szlachetnym.</u>
<u xml:id="u-37.3" who="#WłodzimierzDecykiewicz">Także władze szkolne odznaczają się szczególną niechęcią, jeżeli idzie o nauczanie religii w szkołach powszechnych. Ksiądz kanonik Łobodycz dziś rano mówił o tej sprawie, ale ja chcę także kilka słów do tego dodać. Np. we Lwowie od lat 50 nie powiększono etatów katechetów, a przecież w ciągu, tego pięćdziesięciolecia ilość mieszkańców m. Lwowa, ilość szkół powszechnych i ilość dzieci szkolnych obrządku grecko-katolickiego wzrosła w trójnasób. Jak mnie informowano ze sfer szkolnych, z czterech tysięcy etatów nauczycielskich, które w roku bieżącym zostały kreowane, ani jeden etat nie został przyznany katechetom szkolnym grecko-katolickiego obrządku. Powtarzam to, co mi mówiono, za to odpowiedzialności osobiście nie biorę. Władze szkolne ukrócają naukę religii. Według zasad obowiązujących, na 40 dzieci powinny przypadać dwie godziny nauki religii tygodniowo, jednak faktycznie w bardzo niewielu szkołach ta zasada bywa przestrzegana. Władze szkolne nawet własnych swoich przepisów nie stosują, a na zarzuty w tym względzie z reguły zasłaniają się brakiem funduszów. Jest to krótkowidztwo i takie zaniedbywanie nauki religii z pewnością wyda owoce ujemne.</u>
<u xml:id="u-37.4" who="#WłodzimierzDecykiewicz">Wielkie oburzenie wśród duchowieństwa grecko-katolickiego wywołuje także fakt, że władze szkolne odbierają bardzo często duchownym grecko-katolickim prawo nauczania religii w szkołach powszechnych. Czyni się to bez żadnego przesłuchania poprzedniego, żadnych dochodzeń, przypuszczalnie tylko na podstawie doniesienia policji państwowej. I skutkiem tak arbitralnego postępowania w bardzo wielu szkołach nauka religii nie bywa udzielana, bo jeżeli miejscowego księdza wyklucza się od nauczania, to znaleźć zastępcę nie jest tak łatwo. Cóż jest powodem tej niechęci do grecko-katolickiego duchowieństwa? Zarzucają grecko-katolickiemu duchowieństwu, że politykuje.</u>
<u xml:id="u-37.5" who="#komentarz">(S. Pulnarowicz: Czy nie?)</u>
<u xml:id="u-37.6" who="#WłodzimierzDecykiewicz">Proszę Wysokiej Izby, ten zarzut nie jest uzasadniony i nie jest słuszny.</u>
<u xml:id="u-37.7" who="#komentarz">(S. Pulnarowicz: Jest, jest.)</u>
<u xml:id="u-37.8" who="#WłodzimierzDecykiewicz">Ci, którzy ten zarzut czynią, mają na myśli właściwie ukraiński patriotyzm duchowieństwa greckokatolickiego, a sam patriotyzm narodowy nie jest przecież żadnym przestępstwem, nie stoi w sprzeczności z katolicyzmem. Tak jak co do kapłana polskiego rozumie się samo przez się, że jest dobrym Polakiem, tak samo powinno się rozumieć, że kapłan ukraiński jest dobrym Ukraińcem.</u>
<u xml:id="u-37.9" who="#WłodzimierzDecykiewicz">Głównym przedmiotem napaści na duchowieństwo grecko-katolickie jest osoba księdza Metropolity Szeptyckiego. W tych atakach na osobę ks. Metropolity Szeptyckiego jest bardzo dużo złej woli, ale także dużo naiwności. Ks. Metropolita Szeptycki jest postacią historyczną, jest wielki przez swój wielki rozum, olbrzymią wiedzę, nadzwyczajnie dobre serce, skromny i prawie ascetyczny tryb życia. Ale proszę Wysokiej Izby, przypisywanie ks. Metropolicie Szeptyckiemu zasługi czy winy, jak kto chce, w potężnym ruchu narodowym ukraińskim, to jest rzeczywiście szczyt ignorancji. Jest to coś podobnego, jak to dawniej mówiono, a także dziś często jest powtarzane, że austriacki namiestnik hr. Stadion wynalazł Rusinów, a Berlin Ukraińców. I rzecz dziwna, że właśnie Polacy, których Ojczyzna zmartwychwstała, a którzy widzą dookoła siebie odrodzenie innych narodów — Czechów, Słowaków, Litwinów i tylu innych, tej konieczności dziejowej co do Ukraińców nie chcą przyznać i wolą się dopatrywać w odrodzeniu narodu ukraińskiego intryg austriackich lub pruskich, a teraz nawet klerykalnych.</u>
<u xml:id="u-37.10" who="#WłodzimierzDecykiewicz">Wielkość ks. Metropolity Szeptyckiego polega jednak na tym, że zrozumiał zadania i posłannictwo dziejowe grecko-katolickiej cerkwi w narodzie ukraińskim. Ale jeżeli by na tronie metropolity lwowskiego zasiadał książę Kościoła, który by tej konieczności dziejowej nie rozumiał i który by chciał stworzyć cerkiew oderwaną od gruntu narodowego, to na takim eksperymencie ucierpiałaby tylko sama cerkiew i nie bylibyśmy świadkami tego wspaniałego odrodzenia w narodzie ukraińskim ducha katolickiego, jakie na naszych oczach właśnie dzięki działalności ks. Metropolity Szeptyckiego się odbywa.</u>
<u xml:id="u-37.11" who="#WłodzimierzDecykiewicz">Wysoka Izbo! W Polsce do głosu przychodzą coraz częściej ludzie, którzy do Kościoła odnoszą się obojętnie, a nawet może nieprzychylnie, a przecież społeczeństwo polskie jest gorąco przywiązane do Kościoła. Pragniemy, aby katolicy ocknęli się, aby zrozumieli, że podważenie autorytetu cerkwi greckokatolickiej nie wyjdzie na korzyść obrządku łacińskiego, pomoże tylko bezbożnictwu. Pamiętajmy zawsze o niebezpieczeństwie ze wschodu.</u>
<u xml:id="u-37.12" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-38">
<u xml:id="u-38.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Seib.</u>
</div>
<div xml:id="div-39">
<u xml:id="u-39.0" who="#TadeuszJózefSeib">Wysoka Izbo! Ustawa o ustroju szkolnictwa przewiduje potrzebę dokształcania młodzieży, która po wypełnieniu obowiązku szkolnego nie uczy się już dalej w żadnej szkole. Obowiązek dokształcania ma trwać do 18 roku życia. Postanowienie słuszne i nie nasuwające oczywiście nawet najmniejszych zastrzeżeń. Gdy jednak inne działy ustawy ustrojowej realizowane są rok rocznie z całą systematycznością, to sprawa dokształcania, z wyjątkiem jej odpowiednika na odcinku szkolnictwa zawodowego, niemal że nie ruszyła dotąd z miejsca. A przecież nikt nie zaprzeczy, że jest to zagadnienie naprawdę palące. Bo wiadomo, iż z dobrodziejstw dalszego kształcenia się w szkołach korzysta jedynie mały odsetek młodzieży. Zaś na dokształcenie w rozumieniu postanowień ustawy o ustroju szkolnictwa oczekują stutysięczne rzesze przyszłych obywateli Państwa. Jeżeli zważymy przy tym, że około 38% ogółu młodzieży, czyniącej zadość obowiązkowi szkolnemu, kończy szkoły o najniższym poziomie organizacyjnym, to i dziwić się zbytnio nie należy, że młodzież ta, idąc w życie ze skromnymi na ogół wiadomościami bez równoczesnej możliwości dalszego ich rozszerzania i pogłębiania, zapomina na przestrzeni szeregu lat po ukończeniu szkoły powszechnej i tę odrobinę umiejętności, zapadając powtórnie w mroki zupełnego analfabetyzmu lub w najlepszym wypadku półanalfabetyzmu.</u>
<u xml:id="u-39.1" who="#TadeuszJózefSeib">Ale to dopiero jedna strona medalu. Wypisane są na niej niepowetowane straty żmudnego dorobku szkoły powszechnej, gdy idzie o materialną stronę nauczania. A czyż mniejszą wagę posiadają straty związane z wychowawczymi poczynaniami szkoły? By zorientować się, jakiej dewastacji podlegają w tej właśnie dziedzinie absolwenci szkół powszechnych w ciągu owych kilku lat przed pójściem do służby wojskowej, wystarczy śledzić pilnie kroniki sądowe.</u>
<u xml:id="u-39.2" who="#TadeuszJózefSeib">Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że do owego, a przy tym stale pogarszającego się stanu rzeczy, przyczynia się w znacznej mierze brak celowych, z ustawowego obowiązku wynikających, wpływów oświatowych i wychowawczych. Dziś opieka nad tymi wartościami u młodzieży w wieku pozaszkolnym pozostawiona jest wobec nierealizowania ustawy ustrojowej w zakresie dokształcania zupełnemu przypadkowi.</u>
<u xml:id="u-39.3" who="#TadeuszJózefSeib">Dobrze się dzieje, gdy młodzież pozaszkolna dość wcześnie trafia do którejś ze swych organizacyj o charakterze kulturalno-oświatowym. Specjalne znaczenie posiada to dla młodzieży wiejskiej. Tam bowiem w zetknięciu się z elementem odpowiednio przygotowanym, hołdującym dążeniom podnoszenia wsi polskiej na coraz to wyższy poziom moralny, oświatowy i gospodarczy, może ona znaleźć pewien równoważnik w zamian za obowiązkową pracę dokształceniową. Lecz jakże niewielka jej liczba zrzesza się w podobnych organizacjach.</u>
<u xml:id="u-39.4" who="#TadeuszJózefSeib">Dla zilustrowania tej sprawy pozwolę sobie przytoczyć przykład ze stosunków pomorskich. Z danych, zawartych w jednym z artykułów ostatniego numeru miesięcznika „Oświata pozaszkolna”, wynika, że na Pomorzu na 90.000 młodzieży pozaszkolnej w wieku od lat 14 do 21 tylko około 20.000, to jest 22%, należy do różnych organizacyj, a głównie do Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży lub do Związku Strzeleckiego, reszta zaś, to znaczy 78%, znajduje się poza organizacjami i najczęściej poza wszelkimi wpływami bardziej systematycznego odziaływania zarówno pod względem wychowawczym, jak i oświatowym. Czytamy w tym artykule następujące zdanie: „Stan taki napełnia niepokojem działaczy oświatowych i społeczników. Niepokój ten jest tym większy, że geopolityczne położenie Pomorza wymaga szczególnej troski na odcinku kulturalno-oświatowym”.</u>
<u xml:id="u-39.5" who="#TadeuszJózefSeib">Podobną sytuację zaobserwować można i na innych terenach Rzeczypospolitej. Mogą, rzecz jasna, zaistnieć tu i ówdzie pewne mniej lub więcej wyraźne odchylenia na korzyść życia organizacyjnego młodzieży pozaszkolnej, lecz objawy te nie umniejszają w niczym znaczenia tego faktu, że już nie tysiące, ale setki tysięcy narybku obywatelskiego pozbawione są dobrodziejstw dalszego dokształcania. Szkody, wynikające ze stanu dotychczasowego, nie wymagają szczegółowszej analizy, a potrzeba szybkiego i czynnego ustosunkowania się Rządu do postanowień ustawy ustrojowej w omawianym zakresie jest jak najwyraźniej oczywista.</u>
<u xml:id="u-39.6" who="#TadeuszJózefSeib">Ustawa przewiduje dokształcanie absolwentów szkół powszechnych do 18 roku życia, z chwilą więc rozpoczęcia jej realizacji obowiązek dostosowania się do owych postanowień obejmie tylko roczniki przepisowe, natomiast młodzież starsza w wieku przedpoborowym nie będzie już podlegała temu obowiązkowi. Tymczasem okoliczności życiowe czy to z dziedziny przysposobienia zawodowego, czy wojskowego domagają się gwałtownie rozciągnięcia przymusu dalszego dokształcania również i na młodzież. Rozumieją to znakomicie sfery wojskowe. Sfery te, sięgając w dziedzinę imponderabiliów, którymi Polak-żołnierz winien być wyposażony, zabiegają usilnie około zorganizowania kadr przygotowujących odpowiednio element przedpoborowy do służby żołnierskiej. Dzieje się to przy współdziałaniu takich organizacyj, jak np. Związek Strzelecki.</u>
<u xml:id="u-39.7" who="#TadeuszJózefSeib">Z uwagi jednak na to, że większość młodzieży przedpoborowej znajduje się poza obrębem oddziaływania wszelkich ugrupowań organizacyjnych, starania wojska nie osiągają w pełni zamierzonych celów. Ostatnio użyto nowych sposobów oddziaływania na młodzież w wieku przedpoborowym dla zmuszenia jej do masowego uczestnictwa w pracy dokształceniowej. Po rozpoczęciu dodatnich prób na terenie K. O. P. oraz na obszarze okręgu szkolnego brzeskiego zorganizowano systematyczne dokształcanie ostatnich trzech roczników przedpoborowych w okręgu szkolnym pomorskim.</u>
<u xml:id="u-39.8" who="#TadeuszJózefSeib">Ta nowa koncepcja polega na tym, że do współpracy w omawianym zakresie obok władz szkolnych stanęły solidarnie władze administracji ogólnej, wojsko, organizacje nauczycielskie, wszystkie zrzeszenia młodzieżowe oraz samorząd terytorialny. Ów wspólny front przyczynił się nie tylko do zgromadzenia odpowiednich środków na prowadzenie zamierzonej akcji, ale przede wszystkim wytworzył atmosferę moralnego przymusu, zniewalającą młodzież do korzystania z dobrodziejstwa tej akcji. Rezultaty są nadspodziewane, gdyż podnieść należy, że np. element młodzieżowy wiejski przeszło w 90% zgłosił się na kursy zorganizowane z przyczyny akcji dokształceniowej. Kursów takich istniało w dniu 1 lutego b. r. 1014, zaś nauczających było 2.298 osób, w tym nauczycieli szkół powszechnych 1929, nauczycieli szkół średnich — 58, księży — 119, innych — 190 osób.</u>
<u xml:id="u-39.9" who="#TadeuszJózefSeib">Kursy są 3-stopniowe, program nauczania 3-letni i obejmuje 3 zasadnicze człony: dokształcanie ogólne, zawodowe oraz przysposobienie wojskowe. Rok bieżący jest okresem próbnym, a doświadczenia tego roku przyczynią się niewątpliwie do udoskonalenia organizacji dokształcania przedpoborowych.</u>
<u xml:id="u-39.10" who="#TadeuszJózefSeib">Spostrzeżenia dotychczasowe wykazały bezwzględną potrzebę owego dokształcania, a najlepszym dowodem tego jest nie tylko masowy udział młodzieży w kursach, ale wysoce aktywny stosunek jej do nauki, tudzież przychylne ustosunkowanie się do tej akcji starszego społeczeństwa. Atoli mimo tak dodatnich wyników, osiągniętych na skutek skoordynowania wielu czynników w tych poczynaniach, przecież jednak pewien odsetek młodzieży nie poddał się owemu moralnemu obowiązkowi. Dotyczy to głównie elementów robotniczych miejskich nie przygotowanych zawodowo. Fakt ten zniewala niejako do wysunięcia postulatu wprowadzenia ustawowego przymusu dokształcania również i młodzieży ostatnich roczników przedpoborowych, a to przynajmniej na ten okres, zanim obecne przepisy ustawy ustrojowej w tym zakresie nie wejdą w życie i zanim nie zostaną przeszkolone kadry młodzieżowe w wieku do lat 18.</u>
<u xml:id="u-39.11" who="#TadeuszJózefSeib">Postulat taki wysuwany jest w oparciu o opinię samego społeczeństwa.</u>
<u xml:id="u-39.12" who="#TadeuszJózefSeib">Korzystając z doświadczeń poczynionych dotąd, należało by omawianą akcję rozszerzyć na całe Państwo. Idzie tylko o to, by Rząd rozpoczął realizację odnośnych przepisów ustawowych i wystąpił z projektem przedłużenia czasowo obowiązku dokształcania na wszystkie roczniki przedporobowe, W myśl tych właśnie założeń pozwalam sobie zgłosić następującą rezolucję, zaznaczając, że treść jej została uzgodniona z p. referentem budżetu. Rezolucja brzmi:</u>
<u xml:id="u-39.13" who="#TadeuszJózefSeib">„Senat wzywa Rząd do planowej realizacji ustawy o ustroju szkolnictwa w zakresie dokształcania młodzieży w wieku pozaszkolnym oraz do rychłego wniesienie projektu ustawy o obowiązkowym dokształcaniu ogółu młodzieży pozaszkolnej w wieku przedporowym”.</u>
</div>
<div xml:id="div-40">
<u xml:id="u-40.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Petrażycki.</u>
</div>
<div xml:id="div-41">
<u xml:id="u-41.0" who="#TadeuszPetrażycki">Wysoka Izbo! Paru mówców poruszyło kwestię zarządzenia rektorów o rozmieszczeniu młodzieży żydowskiej i polskiej na odrębnych ławkach. Czy istotnie złem jest, że młodzież polska pragnie siedzieć w swym otoczeniu? Już kiedyś przy innej okazji powiedziałem na Komisji Budżetowej, że taki zły czyn my, Polacy, popełnialiśmy w gimnazjach rosyjskich, bośmy siadywali osobno od Rosjan, chociaż stosunki nasze z kolegami Rosjanami na ogół nie były złe. Dziwi mnie ten upór młodzieży żydowskiej siedzenia wśród Polaków, bo zdawało by się, iż poczucie godności, poczucie dumy, nakazywałoby siedzieć jak najdalej od tych, którzy nie chcą z nią siedzieć. Zdaniem moim, występowanie przeciwko prawu młodzieży polskiej siedzenia w swoim otoczeniu jest występowaniem przeciwko elementarnemu prawu, przeciwko elementarnej zasadzie wolności każdego człowieka siedzenia, gdzie chce...</u>
<u xml:id="u-41.1" who="#komentarz">(S. Sieroszewski: Liberum veto.)</u>
<u xml:id="u-41.2" who="#TadeuszPetrażycki">...siedzenia z tym, z kim chce siedzieć, obcowania z tym środowiskiem, z którym chce obcować. Mówione było — ale nie w tej Wysokiej Izbie — w prasie podniesiona była kwestia zgodności z Konstytucją tych zarządzeń. Podniesione były wątpliwości pod tym względem. Nad tym zagadnieniem przejdę krótko do porządku dziennego, bo przecież zarządzenia rektorów nie stwarzają żadnego przywileju dla młodzieży polskiej, a skoro nie uprzywilejowują młodzieży polskiej, przeto Konstytucja tu w grę nie wchodzi i wchodzić nie może.</u>
<u xml:id="u-41.3" who="#TadeuszPetrażycki">To zarządzenie rektorów jest typowym zarządzeniem o charakterze porządkowym, o charakterze celowości. Jako u wojskowego, myśl moja zawekslowuje mimowoli do porównania z dziedziny wojskowej. Wyobraźmy sobie, że w jakiejś sekcji znajdują się żołnierze, którzy się nawzajem nienawidzą. Czyżby nie zawinił ten dowódca kompanii, który by ich nie rozmieścił w różnych sekcjach? Wysoka Izbo! Nawet w więzieniu błąd by popełnił naczelnik więzienia, gdyby kazał w jednej celi siedzieć ludziom nienawidzącym się.</u>
<u xml:id="u-41.4" who="#TadeuszPetrażycki">Robi się zarzut Ministrowi Oświaty, że jest niekonsekwentny, w niezgodzie z sobą samym, albowiem w ubiegłym roku wypowiedział się przeciw wydaniu zarządzenia ławkowego, a w tym roku to zarządzenie zostało wydane przez rektorów. Ja osobiście nie widzę żadnej sprzeczności w stanowisku Ministra, bo rozumiem je w ten sposób, iż Minister jest przeciwny regulowaniu tej kwestii rozporządzeniem ministerialnym i jest w zgodzie z sobą i konsekwentnie postępuje, bo tego rodzaju zarządzenia nie wydał. Natomiast jest uzasadnione, iż nie przeciwstawia się zarządzeniom rektorów, że pozostawia tę kwestię uregulowaniu indywidualnemu. Bo, proszę Szanownych Panów, gdyby Minister wydał zarządzenie o odrębnym rozmieszczeniu w audytoriach Polaków i Żydów, to mógłby stworzyć tego rodzaju przymus w tych indywidualnych wypadkach, kiedy ten spór na terenie wyższego zakładu naukowego nie istnieje. Nie wiem, czy dobrze zostałem poinformowany, ale informowano mnie, że np. w Wyższej Szkole Nauk Politycznych kwestia rozmieszczenia osobno Polaków i Żydów nie jest aktualna, nie jest podnoszona. Więc, oczywiście, w tych warunkach zarządzenie Ministra, uogólniające tę zasadę, byłoby błędem. I właśnie Minister tego błędu nie popełnił.</u>
<u xml:id="u-41.5" who="#TadeuszPetrażycki">Następna kwestia, którą w paru słowach chcę poruszyć, o której zresztą przy każdej okazji mówię i będę mówił, to jest kwestia przeciążenia młodzieży i kwestia biletów ulgowych kolejowych dla nauczycieli szkół prywatnych.</u>
<u xml:id="u-41.6" who="#TadeuszPetrażycki">W przeszłym roku podawałem nazwiska autorytetów, fachowców w tej dziedzinie, którzy stwierdzają, że młodzież jest przepracowana. Istnieje ochrona pracy w stosunku do dorosłego człowieka, 8 godzin i kropka. Ale nie ma ochrony pracy w stosunku do dziecka. Dziecko musi siedzieć nad książką 10 do 12 godzin na dobę. Nie jest to moja opinia, ale dra Bocka, badacza i znawcy w tej dziedzinie. Należy sobie uświadomić, że w tym okresie dziecko przeżywa wielką rewolucję fizjologiczną i psychiczną, że w tym okresie organizm dziecka przeżywa wielkie wstrząsy i że właśnie wtedy najbardziej jest wskazane, by dziecko przebywało jak najwięcej na świeżym powietrzu i na słońcu; w tym tak ważnym dla całego przyszłego życia okresie młodzieniec nasz, dziecko nasze musi siedzieć i ślęczeć nad książkami całymi dniami, a często i nocami.</u>
<u xml:id="u-41.7" who="#TadeuszPetrażycki">Kwestia biletów kolejowych dla nauczycieli szkół prywatnych. Uważam, że dzieje się wielka a niezasłużona krzywda nauczycielstwu szkół prywatnych, że nie korzysta ono z prawa do ulgowych biletów kolejowych. Młodzież szkolna korzysta z tego przywileju — nauczyciel jest go pozbawiony. A przecież ideologicznie i faktycznie nauczyciel i uczeń są treścią tego samego obrazu. I trzeba jeszcze o jednym pamiętać, że nauczyciel szkoły prywatnej, pełniący tę samą służbę społeczną i państwową, którą pełni nauczyciel szkoły państwowej, jest w gorszych warunkach od nauczyciela szkoły państwowej, albowiem nauczyciel szkoły państwowej posiada pełną gwarancję, że w dniu pierwszym miesiąca otrzyma swoje pobory, nauczyciel szkoły prywatnej zaś ma pełną gwarancję, że tych poborów w dniu pierwszym miesiąca nie otrzyma. A jasnym jest dla każdego, jak duża i zasadnicza różnica jest w prowadzeniu budżetu domowego, gdy się otrzymuje od razu gotówkę, a jak inną jest sytuacja, gdy się ją otrzymuje ułamkami. Ponadto nauczyciel szkoły prywatnej im starszy jest, tym pogarsza się jego sytuacja, albowiem staje się droższym i władze szkół prywatnych z niechęcią angażują takiego nauczyciela. W czasie dyskusji nad budżetem Ministerstwa Komunikacji poruszyłem również to zagadnienie na Komisji Budżetowej. Uważam, że ta krzywda powinna być wynagrodzona nauczycielstwu szkół prywatnych. Uważam, że to uprawnienie powinno im przysługiwać. Jestem zdania, że z punktu widzenia budżetowego kwestia ta nie mogłaby odgrywać — myślę — żadnej roli, bo dziś jest tego rodzaju sytuacja, że nauczyciel szkół prywatnych w ogóle nie jeździ kolejami, bo nie stać go na to. Danie tej ulgi umożliwi nauczycielom szkół prywatnych przynajmniej raz do roku w okresie wakacyj korzystanie z możności wywczasów.</u>
<u xml:id="u-41.8" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-42">
<u xml:id="u-42.0" who="#AleksanderPrystor">Głos ma s. Schorr.</u>
</div>
<div xml:id="div-43">
<u xml:id="u-43.0" who="#MojżeszSchorr">Wysoki Senacie! Z natury resortu Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, z natury zadań przyznanych mu w rządzeniu Państwem, Ministerstwo to winno stać ponad wszelką polityką dnia. A jeżeli hasło podciągnięcia Polski wzwyż mamy rozumieć nie tylko w znaczeniu militarnym i gospodarczym, lecz także w znaczeniu kulturalnym, podniesienia potencjału duchowego i moralnego społeczeństwa, to z tego punktu widzenia niewątpliwie w hierarchii działów, którym ster nawy państwowej jest poruczony, Ministrowi Oświaty należy się pierwsze miejsce. Nie bez słuszności analogiczne ministerstwo we Francji nazywa się Ministère de l'Education et de l'Instruction Publique, zaś w Anglii — Board of Education, chcąc przez to zaakcentować doniosłość czynnika wychowawczego, funkcji wychowawczej w całokształcie programu tego ministerstwa. Bo też minister oświaty jest pierwszym i najważniejszym wychowawcą i na jego to barkach spoczywa ta olbrzymia odpowiedzialność moralna wobec przyszłości za kształtowanie duszy, za moralne zawartości charakteru Polski idącej.</u>
<u xml:id="u-43.1" who="#MojżeszSchorr">Nie wątpię, że p. Minister Świętosławski zdaje sobie w całej pełni sprawę z tej odpowiedzialności. We wszystkich swoich wypowiedziach p. Minister zdaje się aprobować takie właśnie pojmowanie zadań Ministerstwa Oświaty, uważać za swój program. Zestawienie niektórych ustępów z przemówień p. Ministra mogłoby nawet stanowić katechizm moralny wychowania państwowego. Słyszeliśmy niejednokrotnie, czy to z trybuny sejmowej, czy w debacie nad budżetem w komisjach Sejmu i Senatu, czy też wreszcie w Państwowej Radzie Oświecenia, jak to p. Minister pojmuje zadanie wychowania młodzieży. Oto na Państwowej Radzie Oświecenia 24 listopada ub. r. p. Minister powiedział: „Podstawą wychowania winien być człowiek o wysokim poczuciu etyki i głębokiej moralności”.</u>
<u xml:id="u-43.2" who="#MojżeszSchorr">W przemówieniu swym do młodzieży, wygłoszonym przez radio 4 września ub. r., powiedział p. Minister: „Z wielkim bólem, nie taję tego — z największym przerażeniem patrzyłem na lekkomyślność nielicznej grupy młodzieży, która, zwłaszcza w roku zeszłym, wprowadzała do uczelni akademickiej metody gwałtu i anarchii, porywając się przy tym niejednokrotnie na czyny występne.</u>
<u xml:id="u-43.3" who="#MojżeszSchorr">Na Komisji Budżetowej Sejmu 22 stycznia ub. r. usłyszeliśmy następujące słowa: „Młodzież występuje wciąż z żądaniami, aby władze akademickie — podkreślam: władze akademickie — wydały zarządzenia wyznaczające z góry oddzielne miejsca dla Żydów i dla chrześcijan. Wydanie takiego zarządzenia uważam za niemożliwe. Nie ulega też wątpliwości, że tym, co kierują ruchem tej części młodzieży, nie chodzi o oddzielne ławki. Nikt bowiem nie mógłby uwierzyć, że dla tak błahego powodu godzono by się na zaprzepaszczenie trymestru dla 50.000 młodzieży. Szerzenie w tym czasie zamętu, zaprawianie młodzieży do anarchii jest psychicznym rozbrajaniem Polski. Nie mogę uwierzyć, aby ktokolwiek z nas tego sobie życzył”. Cytuję dosłownie słowa p. Ministra.</u>
<u xml:id="u-43.4" who="#MojżeszSchorr">I niedawno, z trybuny Sejmu w dniu 3 lutego powiedział p. Minister, że: „wprowadzanie walk o niezajmowanie w salach wykładowych miejsc ze studentami Żydami uważam za objaw szkodliwy. Społeczeństwo polskie nie docenia jeszcze ujemnych skutków walk, jakie się na terenie szkół wyższych rozgrywają”. Ale niestety, jak to we wszystkich innych dziedzinach tak i w tej, inaczej brzmią słowa, a inaczej wyglądają fakty. Nigdzie może tak jaskrawo ta sprzeczność nie występuje, jak w dziedzinie zarządu szkolnictwa. Jest, proszę Panów Senatorów, w postępowaniu p. Ministra naprawdę jakaś chwiejność, jakieś niezdecydowanie, jakieś rozszczepienie osobowości, jakiś, powiedziałbym, hamletyzm. Profesor a minister! P. profesor ubolewa, żałuje, potępia. Tak, to wystarcza dla profesora Świętosławskiego. Ale co na to powie p. Minister Świętosławski? Wszak od p. Ministra oczekujemy czynów, działania, rozkazu, wykonania, a nie platonicznych uczuć. Nie śmiem przypuszczać, że p. Minister stracił panowanie nad zarządzanym przez siebie działem administracji państwowej. Wierzę mocno w szczerość jego wypowiedzi i prawdę wyrażonych uczuć i dlatego właśnie nie mogę jednego z drugim pogodzić. Nie mogę pogodzić, proszę Panów, potępienia w słowach, a tolerowania potępionego w rzeczywistości. Nie mogę pogodzić wyrażania ubolewania, a równocześnie przyczyniania się do bólu, przerażania się tym, czemu się zawczasu nie zapobiegło.</u>
<u xml:id="u-43.5" who="#MojżeszSchorr">Wysoki Senacie! Stojąc dzisiaj na tej wysokiej trybunie, nie będę poruszał zagadnień żydowskich bezpośrednich, jakkolwiek mamy liczne żale i bolączki nasze zarówno w dziedzinie wyznaniowej, jak i w dziedzinie kulturalnej, począwszy od tej już osławionej w budżecie sumy 100.000 zł, przeznaczanej rok rocznie na zaspakajanie wszelkich potrzeb wyznaniowych i kulturalnych 3,5-milionowej ludności, poprzez wszystkie trudności, które nam się stawia w rozwoju naszego życia duchowego, kulturalnego naszego szkolnictwa narodowego, mimo że ta swoboda wszak jest zagwarantowana w art. 110 dawnej Konstytucji, przejętym przez Konstytucję kwietniową, poprzez wreszcie numerus clauses na wyższych uczelniach, który stopniowo na niektórych wydziałach dochodzi już do numerus nullus. Nie będę tutaj tego wszystkiego roztaczał nie tylko dlatego, że o tym już mówili szczegółowo i wyczerpująco moi koledzy z trybuny sejmowej, ale także dlatego, że ja uważam właśnie to zagadnienie tzw. ghetta ławkowego za naczelne zagadnienie wychowania obecnej chwili, nie nasze, Żydów, lecz za zagadnienie kultury i poziomu, moralnego całego społeczeństwa polskiego.</u>
<u xml:id="u-43.6" who="#MojżeszSchorr">Wysoki Senacie! Bieżący rok akademicki zainaugurowany został na niektórych wyższych uczelniach tzw. zarządzeniem ławkowym. Wiemy dobrze, skąd hasło to wyszło. Pamiętamy wszyscy doroczne manewry, jakimi zostało ono wymuszone Nikomu oczu nie przesłania rzeczywisty jego cel i istotne przeznaczenie. Poczęte przez eksterminizm polityczny, który sieje nienawiść między narodowościami, zamieszkującymi Polskę, przemocą i terorem narzucone przez drobną garstkę bałamuconej młodzieży, ghetto ławkowe zmierza do złamania zasady równości obywatelskiej, ma na celu polityczne władztwo skrajnie nacjonalistycznych grup, jest jaskółką lansowanych przez te grupy totalistycznych i dyktatorskich form rządzenia. I rzecz szczególna, nie mająca chyba precedensu. To właśnie ten przybytek wiedzy, ten przybytek święty, który należałoby przecież chronić od wszelkich szkodliwych wpływów ulicy, zdobył wątpliwej wartości prymat w realizacji tych haseł na swoim terenie działania. Nie zmienia się nic przez to, że to zarządzenie nazwano porządkowym. Nie nazwa decyduje, lecz treść. Porządkowa nazwa zarządzenia w niczym nie może zmienić lub złagodzić jego bezprawnej, niemoralnej i niepedagogicznej treści. A treść jego, sprowadzająca się do różnic w traktowaniu obywateli Państwa, godzi odrazu w naczelną zasadę Konstytucji, która uznaje Państwo za wspólne dobro wszystkich obywateli. Treść jego, wprowadzająca ograniczenia i dyskryminacje, jest sprzeczna z drugą zasadą Konstytucji, z zasadą wolności wyznania, nie dopuszczającą żadnych tego rodzaju ograniczeń opartych na różności wyznań (art. 111 dawnej Konstytucji). I co jeszcze ważniejsze — treść tego zarządzenia jest sprzeczna z istotą Konstytucji, z duchem jej, z jej zasadniczymi założeniami. Bo gdy ta Konstytucja buduje potęgę Państwa na obywatelu, na jego osobistej wartości, na jego wysiłku, zasłudze, twórczości i pracy, na zespalaniu wszystkich obywateli w harmonijnym współdziałaniu na rzecz dobra zbiorowego (art. 5, 6, 7, 8 i 9 Konstytucji), to zarządzenie ławkowe lekceważy te kryteria konstytucyjne i wprowadza dystynkcje własne, tamtym obce, tamtym przeciwne, różnice wyznania, różnice narodowości. Nie trzeba być prawnikiem, aby tę jaskrawą sprzeczność zarządzenia ławkowego z zasadami Konstytucji odczuć i dostrzec, bo tu nie chodzi, proszę Panów, o misterne sylogizmy jurydyczne, o fachowe roztrząsania na specjalne tematy. Rzecz tyczy się podwalin konstytucyjnych Państwa, a te żyją w duszy każdego światłego obywatela Państwa. Tu chodzi o żywą treść naszego ustroju politycznego, a nie o kunsztowne. misterne interpretowanie przepisików. Ta czy inna forma nie jest w stanie zabić treści, bo rozstrzygającą jest tylko treść tego zarządzenia. Wszak Pan Minister, odczuwając trafnie niekonstytucyjność zapędów ławkowych, powiedział rok temu — jak już wspomniałem — w debacie parlamentarnej, że jest niemożliwe wprowadzenie takiego zarządzenia w życie. Przyznaję, że nie mogę zrozumieć, jak mogło się stać nagle możliwym to, co sam Pan Minister uznał przed rokiem za niemożliwe. W jaki sposób to, co nie jest we władzy ministra, ani nawet Izb prawodawczych, może łatwo wykonać rektor uniwersytetu przy pomocy skromnego zarządzenia porządkowego? Jaka to hierarchia jest w dzisiejszym porządku prawnym, że można zarządzeniem porządkowym rektora zrobić więcej, niż ustawą Sejmu i Senatu, niż rozporządzeniem ministra? Czy zarządzenia porządkowe stoją ponad Konstytucją, ponad władzą ustawodawczą, parlamentu i Rządu? Bardzo proszę Pana Ministra o wyjaśnienie mi tej zagadki, bo zaczyna mi się wydawać, że zarządzenia rektora mają mało wspólnego z ideą prawa, a tracą mocno owym kijem, który się tak łatwo znajdzie, jeżeli się chce kogoś uderzyć. Nie sądzę, ażeby wyjaśnienie tej zagadki dawała zmiana ustawy o szkołach akademickich, dokonana w ubiegłym roku. Bo jeżeli Pan Minister zaprojektował odnośny przepis z myślą o zarządzeniu ławkowym, w takim razie powinien był lojalnie nam to powiedzieć wtedy, kiedy ten przepis uchwalaliśmy, w takim razie byłby Pan Minister sam pośrednim twórcą ghetta ławkowego. Natomiast jeżeli to nie było intencją i myślą Pana Ministra jako projektodawcy, to wypadnie uznać zarządzenia te za sprzeczne z prawem, za sprzeczne z wolą prawodawcy i Pan Minister miał w takim razie obowiązek zarządzenia te, jako niezgodne z ustawą, uchylić.</u>
<u xml:id="u-43.7" who="#MojżeszSchorr">Dla mnie jednak niemniej ważną od konstytucyjności jest strona moralna i pedagogiczna zarządzenia ławkowego. Pomijam etyczną i pedagogiczną ocenę zarządzenia, ze stanowiska tych, których chce się tym poniżyć, zranić w ich godności osobistej, upokorzyć. O tym już dawno sąd wydany — a najplastyczniej w tym starym dokumencie to powiedziano: „kto zawstydza bliźniego, przelewa krew ludzką”. Ale niemniej zgubne i demoralizujące są skutki tego dla triumfatorów i zwycięzców — tych tak łatwo pasowanych na rycerzy mieczyka, tak zawczasu zaprawianych do pognębiania innych i wywyższania się ponad innych. Jest to lekcja pychy, nauki przemocy w życiu publicznym. Ta metoda pedagogiczna, propagowana przez zarządzenie ławkowe, nie wychowa z pewnością pokolenia obywateli, na jakich liczy Konstytucja. Nie mogą odpowiadać tym oczekiwaniom poniżeni i upokorzeni, ale nie spełnią też tego obowiązku karmieni pychą, wywyższani za nic, posługujący się kastetem i nożem. Nie wypełnią ani tego powołania, które głosi wzniośle Konstytucja, że „każde pokolenie obowiązane jest wysiłkiem własnym wzmocnić siłę i powagę Państwa. Za spełnienie tego obowiązku odpowiada przed potomnością swym honorem i swym imieniem”.</u>
<u xml:id="u-43.8" who="#MojżeszSchorr">Padły tu wczoraj słowa z ust p. senatora Beczkowicza w związku z budżetem Ministerstwa Sprawiedliwości, że są nieraz zdarzenia w życiu publicznym, które jak jasna błyskawica rozjaśniają horyzont zaciągnięty ciemnymi chmurami. Taka błyskawica — to ów wstrząsający wypadek na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, gdzie student Polak, Janusz Wójcikowski, został ciężko raniony w głowę, kiedy wyszedł z koleżanką Żydówką, li tylko dlatego, że się sprzeciwił temu zarządzeniu ławkowemu. Nie będę o tym mówił, bo jak słyszałem dziś już p. senator Michałowicz to poruszył, ale proszę Wysokiego Senatu, to jest memento: Caveant consules nie quid Respublica detrimenti capiat.</u>
<u xml:id="u-43.9" who="#MojżeszSchorr">Wysoki Senacie! Pierwszy artykuł Konstytucji brzmi: „Polska jest wspólnym dobrem wszystkich obywateli”. Już z tego faktu, że ta myśl jest wyrażona w pierwszym naczelnym artykule Konstytucji, wypływa chyba, że naczelną zasadą wychowania państwowego powinno być wychowanie wszystkich w idei wspólnoty obywatelskiej. Ten problem wychowania w idei wspólnoty obywatelskiej jest dziś tym donioślejszej wagi, kiedy chodzi o wydobycie najlepszych wartości duchowych i moralnych ze wszystkich warstw, by w jedno spleść wysiłki wszystkich dla wspólnego dobra Ojczyzny, by uzbroić jak najwięcej rąk do jej obrony. To podciągnięcie wszystkich wzwyż będzie tylko wtedy możliwe, jeżeli każdy obywatel bez różnicy wyznania i narodowości będzie mógł nosić w sercu to dumne poczucie, i tę mocną wiarę, że w tym wysiłku twórczym i on ma swój udział, że Państwo choćby w milionowej cząstce jest i jego dobrem, dobrem w podwójnym rozumieniu, dobrem, które on pomnażać winien według najlepszych sił i możności na równi z innymi, ale też dobrem, z którego i jemu przysługuje prawo korzystać, na równi z innymi obywatelami.</u>
<u xml:id="u-43.10" who="#MojżeszSchorr">Ta idea wspólnoty obywatelskiej powinna się stać podstawą wszelkiego wychowania. Ona tylko może przynieść pomyślność w czasie pokoju i dać zwycięstwo w razie wojny.</u>
<u xml:id="u-43.11" who="#MojżeszSchorr">Tak rzecz pojmując, mogę się powołać na miarodajny autorytet, na współtwórcę Konstytucji prof. Makowskiego, który powiada: „Państwo żyje i żyć może tylko w oparciu c czynną wiarę obywateli. Oni to, zjednoczoną wiarą we własne państwo, powszechność obywatelską, stanowią tego państwa treść, oni są tym państwem. Może komu innemu nie trzeba było by przypominać o takim elementarnym fakcie, stanowiącym podstawowy składnik pojęcia wspólnego dobra, ale społeczności polskiej, która przez sto lat zgórą uczyła się przeciwstawiać pojęcia narodu i państwa, mając zawsze więcej sentymentu dla pojęcia narodu, aniżeli dla pojęcia państwa, tej społeczności, która nawet za czasów swego niepodległego bytu nie miała dostatecznego wyrobienia państwowego, tej społeczności wreszcie, która składa się nie tylko z większości polskiej — tak mówi prof. Makowski — ale nadto z szeregu grup mniejszościowych, tej społeczności trzeba koniecznie przypomnieć, że państwo jest wspólnym dobrem wszystkich obywateli”.</u>
<u xml:id="u-43.12" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Barański).</u>
<u xml:id="u-43.13" who="#MojżeszSchorr">Rozbijanie — mówi dalej prof. Makowski — jedności państwowej przez mniejszość, czy nawet przez większość w ich dążeniach do rasowej, czy innej grupowej wyłączności jest pomniejszeniem tego wspólnego dobra. To jest najgłębsza moralna treść, jaka się zawiera w powszechnej wspólnocie obywatelskiego życia w państwie”. Wysoki Senacie! To są słowa jasne, rozsądne, dalekowzroczne, które powinny przyświecać każdemu nauczycielowi i każdemu wychowawcy w każdej szkole, począwszy od najniższego do najwyższego szczebla, jako naczelna zasada wychowawcza. To jest też, moim skromnym zdaniem, moralny fundament potęgi i mocarstwowości państwa. Nie ma, Panie Ministrze, szczytniejszego zadania dla Ministra Oświaty, jako najwyższego sternika tego wychowania, aniżeli przeprowadzić tę zasadę w szkolnictwie w całej jej wzniosłej treści i głębi zarówno moralnej, jak i politycznej.</u>
</div>
<div xml:id="div-44">
<u xml:id="u-44.0" who="#JerzyBarański">Głos mi s. Pawelec.</u>
</div>
<div xml:id="div-45">
<u xml:id="u-45.0" who="#AlojzyPawelec">Wysoki Senacie! Zapisałem się do głosu, aby odpowiedzieć w kilku słowach przedstawicielom mniejszości niemieckiej: p. senatorowi Hasbachowi i p. senatorowi Wiesnerowi.</u>
<u xml:id="u-45.1" who="#AlojzyPawelec">S. Hasbach poruszył tutaj sprawę kościoła ewangelicko-unijnego na Śląsku. Wyszedł on z założenia, że najlepiej jest, gdy państwo w żaden sposób nie ingeruje w wewnętrzne życie organizacji wyznaniowej. Oczywiście, wolno s. Hasbachowi głosić takie rady w parlamencie polskim, nie słyszałem jednak, aby ktoś taką teorię wygłaszał np. z trybuny parlamentu niemieckiego. Muszę też wyrazić pewne zdziwienie, że s. Hasbach zagadnienie to w takiej formie podniósł z tej wysokiej trybuny. Może to wywołać wrażenie, jakby stawał w obronie tych elementów na Górnym Śląsku, które ustawę polską, należycie wydaną i ogłoszoną, bojkotować zamierzały. Trzeba to głośno podkreślić, że ustawy w Państwie respektowane być muszą przez wszystkich bez wyjątku obywateli, a więc i przez p. prezydenta ewangelicko-unijnego kościoła w Katowicach. Jeżeli władze mają obowiązek wprowadzać ustawę w życie nawet przy użyciu policji, gdy to jest potrzebne — jeżeli sądzono, że ustawa jest niezgodna z Konstytucją, to nie p. prezydent dr Voss jest od tego, aby to osądzać, tylko są w Państwie inne powołane do tego czynniki. Jednak ustawa wydana przez Sejm Śląski była nie tylko legalna, ale nawet konieczna i to w tym celu, aby stworzyć dla kościoła ewangelicko-unijnego tymczasowe ramy organizacyjne i wyłonić legalną władzę kościoła, która by zgodnie z art. 115 Konstytucji mogła porozumiewać się z władzą państwową w sprawie stworzenia podstaw organizacyjnych ogólnego stosunku kościoła ewangelicko-unijnego do Państwa. Stawało się to konieczne w związku z wygaśnięciem konwencji genewskiej na Śląsku, a co za tym idzie zlikwidowaniem wszelkich związków kościelno-organizacyjnych i gospodarczych kościoła ewangelicko-unijnego na polskim Górnym Śląsku z jego macierzystym kościołem pruskim. Trzeba powitać z uznaniem, że p. dr Voss obecnie wyraził zamiar współpracy z władzami państwowymi celem załatwienia należytego sprawy. Najbliższa przyszłość wykaże, czy zmiana stanowiska dra Vossa ułatwi współpracę z władzami państwowymi, czy też będzie on się starał tej współpracy przeszkodzić. Jedno jest pewne: według spisu ludności z roku 1931 na obszarze Górnego Śląska mamy 32.000 ewangelików; 18.000 przyznało się do narodowości polskiej 14.000 do narodowości niemieckiej. Wynika z tego postulat, że te 18.000 polskich ewangelików musi mieć swoją reprezentację we władzach swojego kościoła. Dotychczas było inaczej. W dotychczasowej radzie kościoła ten odłam polskich ewangelików żadnego głosu nie miał. Szanuję wszelką władzę kościelną, jednak nie jest to gołosłowne twierdzenie, jeżeli powiem, że niektóre czynniki w tym kościele, o którym jest mowa, nie działają w interesie Państwa Polskiego.</u>
<u xml:id="u-45.2" who="#komentarz">(S. Wiesner: Kto? Proszę o nazwiska.)</u>
<u xml:id="u-45.3" who="#AlojzyPawelec">Kilku pastorów, o których mówiłem.</u>
<u xml:id="u-45.4" who="#komentarz">(S. Wiesner: Proszę o nazwiska.)</u>
<u xml:id="u-45.5" who="#AlojzyPawelec">Mogę Panu potem powiedzieć.</u>
<u xml:id="u-45.6" who="#AlojzyPawelec">Teraz kilka słów w odpowiedzi p. senatorowi Wiesnerowi. Nie chcę tu rozpoczynać na nowo dyskusji mniejszościowej, która toczyła się już tutaj przy budżecie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Chciałbym jednak stwierdzić z całą stanowczością, że i Konstytucja polska i ustawy polskie dają możność każdemu niemieckiemu dziecku kształcić się w szkole niemieckiej. Jeżeli tu i owdzie jakieś dziecko niemieckie nie ma jeszcze możliwości uczęszczania do szkoły niemieckiej, to stwierdzić trzeba, że i pół miliona dzieci polskich jest poza szkołą polską. Jabym sobie życzył, żeby mniejszości polskie poza granicami naszego Państwa cieszyły się taką samą opieką szkolną, jaką cieszy się mniejszość niemiecka w Państwie Polskim. Dla porównania tylko rzucę jedną cyfrę. Mianowicie w Polsce uczęszcza do szkół z językiem wykładowym niemieckim 100.000 niemieckich dzieci. W Niemczech, gdzie mamy 1½ milionową mniejszość polską uczęszcza 1.360 dzieci. Te dwie cyfry oświetlają dostatecznie te stosunki. Otóż teraz s. Wiesner powiada: Wzajemność nie może obowiązywać i poprawia przez to umowę polsko-niemiecką, która się opiera na wzajemności. Robi zarzut mniejszości polskiej w Niemczech, że dlatego ma tak mało szkół polskich w Niemczech, ponieważ nie odczuwa braku tych szkół. Otóż przeciwko takiemu, postawieniu rzeczy muszę z całą stanowczością zaprotestować.</u>
<u xml:id="u-45.7" who="#komentarz">(S. Wiesner: Ja tak nie powiedziałem.)</u>
<u xml:id="u-45.8" who="#AlojzyPawelec">Tak Pan powiedział, że blok mniejszości polskiej ma tak mało polskich szkół, bo nie odczuwa ich braku. Otóż muszę przeciwko temu stanowczo zaprotestować i stwierdzić, że takie postawienie sprawy jest niezgodne z faktycznym stanem rzeczy.</u>
<u xml:id="u-45.9" who="#komentarz">(Głosy: Tak jest, słusznie.)</u>
<u xml:id="u-45.10" who="#AlojzyPawelec">O to pierwsze gimnazjum w Bytomiu mniejszość polska walczyła przez szereg lat, nareszcie to gimnazjum otrzymała, nie mogła otrzymać praw publicznych, nareszcie po długich walkach i te prawa otrzymała. Jak jestem poinformowany, obecnie znów te prawa publiczne zostały temu gimnazjum odebrane, albo jest zamiar ich odebrania.</u>
<u xml:id="u-45.11" who="#komentarz">(S. Wiesner: Nieprawda.)</u>
<u xml:id="u-45.12" who="#AlojzyPawelec">O dwa dalsze gimnazja walczy mniejszość polska w Niemczech, mianowicie o gimnazjum żeńskie np w Raciborzu. Jest to gmach wielkimi ofiarami wybudowany i nie można otrzymać koncesji na urządzenie tej szkoły. I Pan się ośmiela tutaj twierdzić, że mniejszość polska nie odczuwa braku szkól polskich w Niemczech?</u>
<u xml:id="u-45.13" who="#komentarz">(S. Wiesner: Jak tak nie powiedziałem.)</u>
</div>
<div xml:id="div-46">
<u xml:id="u-46.0" who="#JerzyBarański">Proszę nie prowadzić rozmów z przemawiającym senatorem.</u>
</div>
<div xml:id="div-47">
<u xml:id="u-47.0" who="#AlojzyPawelec">Dalej p. Senator protestował przeciwko temu, że dzieci niemieckie poddaje się pewnemu egzaminowi przy przyjęciu do szkoły niemieckiej i powiada Pan, że do bloku niemieckiego w Niemczech nie należy żaden Polak. Otóż proszę Pana Senatora, ja twierdzę, że tak nie jest i to zostało stwierdzone przez instancje międzynarodowe. Jest jakaś Liga Narodowa, która wysłała inspektora Maurera na Śląsk i na podstawie tych badań ten inspektor Ligi Narodowej stwierdził, że kilka tysięcy polskich dzieci uczęszcza do szkól niemieckich i na jego polecenie dzieci te zostały z tych szkół niemieckich przeniesione do szkół polskich i stwierdzono, że wnioski o przepisanie do szkoły niemieckiej są pisane przeważnie w Volksbundzie i że nazwiska częściowo są sfałszowane. I te stosunki dziś się jeszcze nie zmieniły i element polski jest jeszcze gospodarczo zależny od niektórych zakładów przemysłowych niemieckich, Polacy są zmuszeni posyłać swe dzieci do szkoły mniejszościowej.</u>
<u xml:id="u-47.1" who="#komentarz">(S. Wiesner: Gdzie?)</u>
<u xml:id="u-47.2" who="#AlojzyPawelec">My jednak musimy stać na stanowisku, że do szkoły mniejszościowej może chodzić tylko dziecka niemieckie i nie możemy pozwolić na to, aby wtedy, kiedy Państwo Polskie istnieje, niemieckie szkoły germanizowały polskie dzieci.</u>
<u xml:id="u-47.3" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-47.4" who="#komentarz">(S. Wiesner śmieje się.)</u>
<u xml:id="u-47.5" who="#AlojzyPawelec">Proszę Pana, ja jeżdżę po Górnym Śląsku i widzę, że te dzieci, które zwozicie autobusami, one wszystkie między sobą rozmawiają tylko po polsku, rzadko kiedy rozmawiają po niemiecku i to są dzieci polskich rodziców.</u>
<u xml:id="u-47.6" who="#AlojzyPawelec">Pan powiada, że w szkołach niemieckich nie ma nauczycieli niemieckich. Znowu jeden przykład. Zamknęliście prywatne gimnazjum niemieckie w Rybniku dlatego, że nie było już tam dzieci, zamknęliście drugie w Mysłowicach. Dyrektor tego gimnazjum poszedł jako profesor do gimnazjum państwowego w Raciborzu. Otóż może to był Polak, który tam został przyjęty? Stwierdzam z całą stanowczością...</u>
<u xml:id="u-47.7" who="#komentarz">(S. Wiesner przerywa.)</u>
</div>
<div xml:id="div-48">
<u xml:id="u-48.0" who="#JerzyBarański">Panie Senatorze, proszę, niech Pan przemawia do sali, a nie do p. senatora Wiesnera.</u>
<u xml:id="u-48.1" who="#komentarz">(Głos: On na to nie zasługuje.)</u>
</div>
<div xml:id="div-49">
<u xml:id="u-49.0" who="#AlojzyPawelec">Stwierdzam, że to twierdzenie p. s. Wiesnera jest niezgodne z prawdą. Oczywiście nauczyciele niemieccy uczą przede wszystkim w szkołach prywatnych, a w szkołach publicznych niemieckich uczą nauczyciele, którzy skończyli seminaria niemieckie na Śląsku i są obywatelami co prawda polskimi, ale narodowości niemieckiej i przeciwko temu nie można absolutnie żadnego zarzutu podnosić. Chciałem więc tutaj sprostować zupełnie mylne twierdzenie s. Wiesnera i jeszcze raz podkreślić, że społeczeństwo polskie na Śląsku nigdy nie dopuści do tego, by dzieci polskie jeszcze dziś, kiedy Państwo Polskie istnieje, były germanizowane w szkołach mniejszościowych.</u>
<u xml:id="u-49.1" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-50">
<u xml:id="u-50.0" who="#JerzyBarański">Głos ma s. Lubomirski.</u>
</div>
<div xml:id="div-51">
<u xml:id="u-51.0" who="#ZdzisławLubomirski">Wysoka Izbo! W naszych tegorocznych dyskusjach parlamentarnych przy budżecie oświaty niewątpliwie na pierwszy plan wysuwa się problem wychowania. Zagadnienie to szeroko i słusznie ujął i uwzględnił w swoim referacie p. referent, z jego wywodami w zupełności się zgadzam. Sposób wychowania naszej młodzieży w szkołach jest od szeregi lat pilną, stałą i nader ważną troską społeczeństwa polskiego. Nie dlatego, by zasady, na których oparta jest akcja wychowawcza, budziły wątpliwość. Z zasadami, które znalazły swój wyraz w Konstytucji i ustawie szkolnej, ogromna część społeczeństwa najzupełniej się zgadza. Jak stwierdził p. referent, obowiązujące w Polsce przepisy z Konstytucją na czele przewidują, że wychowanie w szkole ma się opierać na zasadach religijnych. Jeżeli powstają głosy krytyki w społeczeństwie i wypowiadana jest troska, to nie w celu podważania lub zmiany istniejących przepisów. Przeciwnie — społeczeństwo staje w ich obronie, wymaga ich poszanowania, skrupulatnego wykonywania, a aparatowi szkolnemu zarzuca się, że swoją pracę wychowawczą dostosowuje do zasad usankcjonowanych prawem. Wychowanie religijne na zasadach religijnych polega nie tylko na tym, że w programach szkolnych w dostatecznym zakresie uwzględniona jest nauka religii i powierzona osobom do tego powołanym. To jest kardynalny warunek, który ma być spełniony, niestety, nie zawsze ma on miejsce i to nie wystarcza.</u>
<u xml:id="u-51.1" who="#ZdzisławLubomirski">P. referent zwrócił uwagę na zasadę korelacji i ten punkt pragnę szczególnie podkreślić. Jeżeli po prefekcie, który udziela nauki religii, przyjdzie nauczyciel inny i inny przedmiot wykłada, ale w nim wręcz stara się podważyć zasady, które przed chwilą prefekt wpajał w dusze dzieci, jeżeli te dzieci będą czytać pisma podkopujące religię i należeć będą do organizacyj, które celom przeciwreligijnym służą, to zaprawdę wychowanie na zasadach religijnych, pomimo wykładu religii, staje się fikcją. Z tą fikcją spotykamy się na każdym kroku. Dziedzina wychowania jest typowym przykładem rozbieżności, jaką niestety w życiu państwowym w wielu wypadkach zauważyć można, między teorią a praktyką, między słowem a czynem, między prawem a jego stosowaniem. Oczywistą i jasną jest rzeczą, że kierunek w wychowaniu nadają nie przepisy, zasady i ustawy, ale powołani do tego ludzie, którzy mają te zasady wprowadzać i wcielać w życie. To jest przede wszystkim prawem, obowiązkiem i odpowiedzialnością nauczyciela.</u>
<u xml:id="u-51.2" who="#ZdzisławLubomirski">Tu przychodzimy do sedna samej sprawy. Nie ulega wątpliwości, że w wielu odłamach nauczycielskich istnieją tendencje przeciwreligijne, dążące do podważenia wychowania na tych zasadach, do wpajania w młodzież poglądów sprzecznych z religią. Niewątpliwie zachowali Panowie w pamięci jaskrawe i smutne fakty, cytowane przez p. referenta w Komisji Budżetowej, o tych przeciwreligijnych wyraźnie uchwałach, zapadających na zjazdach i konferencjach, o artykułach tej samej treści pojawiających się w prasie nauczycielstwa i w pismach przeznaczonych dla młodzieży. To nie są sporadyczne wypadki. To jest cały system, system dysponujący najpotężniejszą organizacją nauczycielstwa, system, który ma przemożne wpływy w kuratoriach i w samym Ministerstwie.</u>
<u xml:id="u-51.3" who="#komentarz">(Głos: Przesada.)</u>
<u xml:id="u-51.4" who="#ZdzisławLubomirski">Udowadniać dzisiaj, że panują w nauczycielstwie tendencje antyreligijne, byłoby wyważaniem otwartych drzwi. Wystarczy świadectwo, wystawione przez p. Premiera dnia 2 grudnia na posiedzeniu Sejmu przy uzasadnianiu rozwiązania zarządu Związku. P. Premier zarzucał nie tylko tendencje przeciwreligijne, niepotrzebne prowadzenie akcji politycznej, ale mówił i o elementach komunizujących, które istnieją w łonie tej organizacji i ten zarzut ilustrował konkretnymi przykładami. Wobec tych ujawnionych i stwierdzonych faktów pozwolę sobie zwrócić się do Pana Premiera i do Pana Ministra Oświaty z zapytaniem, co zostało wykonane, aby ten stan rzeczy zmienić, aby zapanował w szkolnictwie duch inny, aby dzieci nasze nie były karmione bezbożną i komunizującą lekturą...</u>
<u xml:id="u-51.5" who="#komentarz">(Głos: Przesada.)</u>
<u xml:id="u-51.6" who="#ZdzisławLubomirski">...aby wychowanie na zasadach religijnych przestało być fikcją, a stało się rzeczywistością. Załatwienie sprawy Związku Nauczycielstwa Polskiego stało się faktem, który w szerokiej opinii katolickiej poderwał ostatecznie zaufanie do kierownictwa Ministerstwa Oświaty. Co pomyśli sobie przeciętny obywatel, niewtajemniczony w zawiłe arkana wielkiej polityki, gdy przeczyta w swojej gazecie o podniesionych ciężkich zarzutach przeciw Związkowi i gdy w krótkim czasie potem przeczyta, że p. Minister Oświaty nowoobrany zarząd tego Związku prawie w tym samym składzie tych ludzi — ludzi, których bezpośrednio dotyczyły zarzuty, podniesione przez p. Premiera — w zupełności uznał? Ten obywatel powie sobie, że p. Premier jest jednego zdania, a p. Minister Oświaty wręcz odwrotnego. Powie sobie dalej, że to, co p. Premier zrobił, to p. Minister Oświaty odrobił. Wreszcie dojdzie do przekonania, że Rząd nie jest w stanie przeprowadzić w szkolnictwie ustawą przepisanego kierunku i jeszcze dojdzie do konkluzji, że przewodnicy Związku są tak silni, że mogą zmusić Rząd do cofnięcia się z drogi, która im nie dogadza. Takie jest rozumowanie logiczne tego obywatela. Nie widzę takiego argumentu rzeczowego, który by można jemu przeciwstawić. Dla mnie tak się to przedstawia. A skoro nie mamy gwarancji, że zmiana nastąpi, że fakty podniesione przez p. Premiera i cytowane w Komisji Budżetowej więcej się nie powtórzą, to niewdzięczne jest moje zadanie i z przykrością przychodzi mi wypowiedzieć słowa, ale mi te słowa sumienie nakazuje powiedzieć, że trudno mieć zaufanie do obecnego kierownictwa Ministerstwa Oświaty. Pragnąć musimy, żądać musimy, by odpowiedzialność za ten tak ważny resort, kształcący młode dusze i młode umysły przyszłych obywateli i obrońców Wielkiej Polski, wziął na siebie człowiek, umiejący opanować organizacje nauczycielskie, człowiek, który zechce i potrafi — pomimo spotykanych sprzeciwów i rzucanych na jego drogę kamieni — z silną wolą i przekonaniem, w myśl obowiązujących ustaw i w duchu zasad religijnych przeprowadzić wychowanie w szkole.</u>
<u xml:id="u-51.7" who="#ZdzisławLubomirski">Wspomniałem o obrońcach Wielkiej Polski. Czy Panowie sądzą, że młodzież przez pewien odłam nauczycielski chowana w bezbożnictwie, bez podstaw moralnych, karmiona skrajnym radykalizmem społecznym, który może czasem zagląda i ku wschodowi, i w logicznym następstwie źle a może nienawistnie usposobiona do obecnego porządku rzeczy, gdy dorośnie będzie dobrym, podatnym elementem do obrony kraju, do twardej służby wojskowej, do posłuszeństwa wobec przełożonych? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam Wysokiemu Senatowi.</u>
<u xml:id="u-51.8" who="#ZdzisławLubomirski">Pragnę jeszcze zaznaczyć, że krytykę moją kieruję wyłącznie do naczelnych władz Związku Nauczycielstwa Polskiego, a natomiast wiem i z miłą chęcią daję głośno świadectwo przekonaniu, że istnieją, Bogu dzięki, liczne zastępy, tysiące nauczycieli w ciężkim materialnym położeniu, nad którym wszyscy ubolewamy, a którzy niemniej z zapałem i poświęceniem spełniają piękny i szczytny obowiązek kształcenia młodzieży na dobrych obywateli w duchu Konstytucji i ustalonego prawa.</u>
<u xml:id="u-51.9" who="#ZdzisławLubomirski">W zakończeniu wyrażam nadzieję, że słowom moim, wypowiedzianym z wysokości tej trybuny, towarzyszą bardzo liczne rzesze rodziców katolickich, a może i chrześcijańskich innych wyznań, to jest olbrzymi odłam Polaków obywateli naszego Państwa.</u>
<u xml:id="u-51.10" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-52">
<u xml:id="u-52.0" who="#JerzyBarański">Głos ma s. Lewandowski.</u>
</div>
<div xml:id="div-53">
<u xml:id="u-53.0" who="#JanLewandowski">Wysoki Senacie! Muszę zabrać głos na małym odcinku oświaty, na odcinku oświaty zawodowej, a właściwie na mniejszym jeszcze odcinku oświaty handlowej.</u>
<u xml:id="u-53.1" who="#JanLewandowski">Ministerstwo Oświaty już w r. 1933 wydało materiały do organizacji szkolnictwa zawodowego. Jest to wielka praca i w tej pracy są wskazówki, jak należy to szkolnictwo zawodowe organizować. Na jednej ze stronic tej wielkiej pracy wypowiedziano jakby motto, mniej więcej tej treści słowa: Nowa szkoła handlowa musi zastąpić częściowo brak tego, czego wieki nam nie dały: kupiectwo. Odnosi się to raczej do młodzieży chrześcijańskiej, dlatego, że to się nie może odnosić do młodzieży żydowskiej, która ma swą tradycję innego nauczania handlu. Opierając się właśnie na takich wskazaniach, Ministerstwo sieć szkolnictwa handlowego rzeczywiście rozbudowało i dziś poszczycić się możemy, że mamy szkół handlowych 208, ale niestety w tym państwowych jakżeż mało, bo 30.</u>
<u xml:id="u-53.2" who="#JanLewandowski">Chcę zwrócić uwagę na gimnazjum kupieckie. Gimnazjum kupieckie będzie tą szkołą średnią, gdzie będą się kształcić nasi młodzi kupcy, nie wielcy, ale mali i średni. I ciekawe, że do tych zakładów naukowych uczęszcza 87% młodzieży chrześcijańskiej, a tylko 13% żydowskiej. Natomiast większość młodzieży żydowskiej kształci się we własnych 16 szkołach handlowych żydowskich, reszta młodzieży rozrzucona jest w 165 szkołach polskich.</u>
<u xml:id="u-53.3" who="#JanLewandowski">Ministerstwo Oświaty, mając do czynienia nie tylko z własnym szkolnictwem, ale i ze szkolnictwem prywatnym, musi jednak mieć pewne nastawienie i pewną politykę. Co do szkół handlowych nie widzę tej koordynacji pracy. Według mego zdania jest pod tym względem wielkie zaniedbanie, zaniedbanie przede wszystkim szkolnictwa dokształcającego. Więc brak sieci szkolnej, w jednym miejscu mamy tych szkół za dużo, w innym za mało, brak jednolitych programów, nie uregulowany stan prawny i finansowy, a co za tym idzie, niepłacenie poborów nauczycielom, nieuregulowanie kwalifikacyj nauczycieli szkół handlowych. A dalej nie są dostatecznie powiązane gimnazja handlowe, tj. szkolnictwo średnie, z wyższymi zakładami naukowymi handlowymi. Nie ma systemu pewnego, bo przecież rozszerzając nasze szkolnictwo handlowe, musimy liczyć się z tym, że potrzebować będziemy nauczycieli. Z wyższych zakładów handlowych jakoś nie widzimy tego młodego narybku, idącego do szkół zawodowych handlowych, gdyż szkoły zawodowe handlowe zawsze mają materiał nauczycielski niedostatecznie przygotowany. I dlatego zwracam uwagę w tym kierunku czynników miarodajnych i p. Ministra Oświaty, ażeby w tę sprawę zechciał wejrzeć i uporządkować ją jak należy.</u>
<u xml:id="u-53.4" who="#JanLewandowski">Chcę jeszcze zwrócić uwagę na jeden fakt, jaki miał miejsce w Warszawie. Powołuję się na przemówienie s. Petrażyckiego, który już powiedział, że rozdział miejsc w ławkach jest tylko zarządzeniem porządkowym, a jednak za taki porządek ukarano właśnie młodzież chrześcijańską. Jest w Warszawie przy Instytucie imienia senatora Bruna szkoła dla maturzystów. W tej szkole dla maturzystów, gdzie jest 130 słuchaczy i słuchaczek, były te same ekscesy, jakie były i na wyższych uczelniach. Polacy chcieli siedzieć oddzielnie, Żydzi na to nie pozwolili, były awantury, w końcu doszło do strajku. W innych uczelniach p. Minister te rzeczy uregulował, a w dalszej konsekwencji regulują to rektorzy. W tej szkole — nie. Ta szkoła została zamknięta. Jakkolwiek zamknięta była na wniosek właściciela tej szkoły, jednak Ministerstwo nie wejrzało należycie w tę sprawę, skoro pozwoliło na to, ażeby taki wniosek do Ministerstwa przyszedł. Zamknięto więc tę szkołę dla maturzystów. Istnieją gmachy szkolne, ale jakże te gmachy szkolne są używane na szkolnictwo handlowe? Gmach przy ulicy Wilczej nr 14, wynajęto częściowo na szkołę niehandlową, a częściowo na prywatne mieszkania. W gmachu przy ulicy Prostej całe skrzydło wynajęto miastu na szkołę powszechną, poza tym znajduje się tam nadmiernie rozbudowane szkolnictwo ogólnokształcące, gdzie przeważa młodzież żydowska, natomiast zostawiono miejsce na' 3 klasy gimnazjum kupieckiego, 2 klasy liceum kupieckiego i 1 klasę przysposobienia kupieckiego. Jakkolwiek to jest szkoła prywatna, ale pieniądze przecież idą na ten cel także ze świadectw przemysłowych, więc można ją nazwać częściowo publiczną. Czy Ministerstwo nie może wejrzeć w tę sprawę i uregulować tych stosunków w ten sposób, ażeby z tego majątku korzystało szkolnictwo zawodowe kupieckie?</u>
<u xml:id="u-53.5" who="#JanLewandowski">Jeżeli to wszystko mówię, to li tylko dlatego, ażeby Ministerstwo w rozwoju sieci szkół handlowych podążało za ruchem, który w społeczeństwie istnieje. Ten ruch jest nastawiony na przemysł i na handel. Wiemy o tym, że ze wsi idą całe masy młodzieży, które chcą kształcić się na kupców. Dziś gimnazja kupieckie są przepełnione i trzeba tworzyć po kilka równoległych klas, aby móc pomieścić tych wszystkich, którzy właśnie w tej, a nie innej szkole chcą się kształcić.</u>
<u xml:id="u-53.6" who="#JanLewandowski">Nie miałem zamiaru poruszać sprawy żydowskiej, ghetta ławkowego, jak to s. Schorr powiedział, ale zmuszony jestem, bo s. Schorr o tych rzeczach mówił, chociaż powiedział, że nie będzie sprawy żydowskiej tykał.</u>
<u xml:id="u-53.7" who="#komentarz">(S. Schorr: To nie jest sprawa żydowska.)</u>
<u xml:id="u-53.8" who="#JanLewandowski">Zarzuca się p. Ministrowi, że robi bezprawia, że rektorzy łamią Konstytucję. S. Schorr nam grozi. Ja osobiście wyczuwałem nutę tej groźby, taką, o której mówił s. Lechnicki i s. Petrażycki. Przypomina sobie Wysoki Senat i s. Schorr przypomina sobie rozmowę, jaką przed laty miał Rotschild z polskim ministrem pełnomocnym p. Orłowskim, i słowa Rotschilda, że „Znajdziecie nas wszędzie, żeby wam przeszkodzić”. W słowach s. Schorra widzę taką samą groźbę. Nigdy nie byłem antysemitą, ale od dziś właśnie jestem antysemitą, bo s. Schorr nam grozi, że jeżeli będzie nadal to ghetto ławkowe, jak to s. Schorr nazywa, to Polska wiele stracić może.</u>
<u xml:id="u-53.9" who="#komentarz">(S. Schorr: Moralnie.)</u>
<u xml:id="u-53.10" who="#JanLewandowski">Nie powiedział s. Schorr, co stracimy, ale na pewno w tym ukryte są jakieś sprawy, że Polska musi stracić, musi stracić za drobiazg.</u>
</div>
<div xml:id="div-54">
<u xml:id="u-54.0" who="#JerzyBarański">Głos ma s. Kudelska.</u>
</div>
<div xml:id="div-55">
<u xml:id="u-55.0" who="#StefaniaKudelska">Wysoka Izbo! Przemawiając dzisiaj przy budżecie Ministerstwa Oświaty chcę zacząć od zagadnienia, w zakresie którego chciałbym postawić postulaty w związku z budżetem na przyszłość. Uważam, że jest celowe, aby w czasie debaty nad budżetem nadchodzącego roku budżetowego wysunąć postulaty odnośnie przyszłego budżetu dlatego, że to nastawia na poruszanie pewnych zagadnień w następnej sesji budżetowej i daje nam możność przygotowania się do przestudiowania tego zagadnienia.</u>
<u xml:id="u-55.1" who="#StefaniaKudelska">Zagadnieniem, na które chcę zwrócić uwagę, jest szkolnictwo zawodowe żeńskie. Konieczność rozbudowy szkolnictwa zawodowego żeńskiego, specjalnie szkolnictwa typu licealnego, jest dziś rozumiana w sposób zupełnie niedostateczny. Niektórych typów szkół licealnych w tej chwili brak, że wspomnę o jednym typie takim, jakim jest liceum żeńskie typu administracyjnego. Jest to typ uczelni, która powinna przygotowywać dobrych fachowców-pracowników wykonawców do pracy w służbie administracyjnej. Wiemy, że dziś coraz więcej kobiet do tej służby wchodzi i zdaje się, że z punktu widzenia interesów i Państwa i tych rzesz kobiecych pracujących było by wskazanym, by część z nich przynajmniej mogła zdobywać już dzisiaj odpowiednie przygotowanie. Koniecznością jest więc stworzenie w najbliższym czasie przynajmniej jednego liceum tego typu i budowa dalszych w miarę możliwości budżetowych.</u>
<u xml:id="u-55.2" who="#StefaniaKudelska">Jeżeli idzie o inne typy szkół licealnych zawodowych żeńskich, to niestety ani jedna kategoria nie jest w tej chwili dostatecznie rozbudowana. Trudno żądać, aby w pierwszym roku istnienia szkół licealnych te szkoły były już rozbudowane w należytym zakresie i nie można z tego powodu zgłaszać pretensji do p. Ministra jako kierownika resortu oświaty, ale trzeba już dziś powiedzieć i zwrócić uwagę, że na ten cel muszą się znaleźć i być przeznaczone odpowiednie sumy w przyszłym budżecie.</u>
<u xml:id="u-55.3" who="#StefaniaKudelska">Wysoka Izbo! Zagadnienie szkolnictwa zawodowego żeńskiego typu licealnego jest zagadnieniem bardzo ważkim. Czy nam się to podoba, czy nie, niestety dziś wchodzą coraz częściej w życie gospodarcze Polski, zasięg ich pracy jest coraz dalszy i stoimy wobec konieczności, żeby tych pracowników, którzy w życie wchodzą, należycie przygotować.</u>
<u xml:id="u-55.4" who="#StefaniaKudelska">Chciałabym zwrócić uwagę na jedną jeszcze dziedzinę, która w szkolnictwie żeńskim zawodowym jest nie rozbudowana, a która ma dla zagadnień zdrowotnych narodu bardzo wielkie znaczenie, mianowicie brak dostatecznej ilości szkół, które by przygotowywały dietetyczki, zajmujące się zagadnieniem wyżywienia ludności. O ile wiem, mamy jedną szkołę tego typu w Bydgoszczy, przygotowującą dietetyczki, kierowniczki działu żywienia w szpitalach, sanatoriach, pensjonatach itd., ale to jest niedostateczne. I jeżeli spojrzymy na to zagadnienie od strony wyżywienia ludności, od strony wielkiej wagi zarówno z punktu widzenia stanu zdrowotnego ludności, jak z punktu widzenia obronności, z którą zagadnienie żywienia jest bardzo związane, to dojdziemy do przekonania, że zagadnienie żywienia w szkołach żeńskich zarówno typu ogólnokształcącego, jak zawodowego będzie musiało być traktowane nieco obszerniej niż dziś, bo staje się zagadnieniem coraz bardziej żywym i aktualnym. Dlatego są nam potrzebne uczelnie tego typu.</u>
<u xml:id="u-55.5" who="#StefaniaKudelska">To byłoby jedno zagadnienie, które chciałam dziś już zasygnalizować, bo w przyszłej sesji budżetowej zamierzam do niego wrócić ponownie i obszernie zagadnienie to przedstawić. Dziś chciałabym, aby Wysoka Izba tą sprawą się zainteresowała i wzięła pod uwagę postulaty świata kobiecego w tej sprawie.</u>
<u xml:id="u-55.6" who="#StefaniaKudelska">Drugie zagadnienie, do którego chcę podejść, jest zupełnie inne, jest to zagadnienie pionu ideologicznego w wychowaniu w ogóle, a w wychowaniu szkolnym w szczególności.</u>
<u xml:id="u-55.7" who="#StefaniaKudelska">Przystępując do tego zagadnienia chciałabym wykreślić z naszego słownika jedno powiedzenie. Często się mówi teraz: inna jest Polska dziś bez Józefa Piłsudskiego, a inna była, gdy żył Józef Piłsudski. A ja mówię z całą mocą, na jaką mnie stać: Nie ma Polski bez Józefa Piłsudskiego i gdybyśmy powiedzieli, że dziś Polska jest Polską bez Józefa Piłsudskiego, niegodni bylibyśmy nosić miano Jego żołnierzy. Jego duch między nami żyje i żyć musi wiecznie. Czy Jego ciało spoczywa w krypcie Srebrnych Dzwonów, czy też gdy mieszkał żywy w Belwederze, Polska po wieczne czasy będzie Polską Józefa Piłsudskiego, bo On ją wyrwał z nicości.</u>
<u xml:id="u-55.8" who="#StefaniaKudelska">Musiałam dać wyraz swemu głębokiemu przekonaniu, bo mnie to wyrażenie: Polska bez Józefa Piłsudskiego — niesłychanie bolało i nie mogłam się z nim pogodzić.</u>
<u xml:id="u-55.9" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-55.10" who="#StefaniaKudelska">Przystępuję teraz do samego zagadnienia. P. Minister powtarzał nam niejednokrotnie, że istnieje pion wychowawczy, pion ideologiczny w wychowaniu dzisiejszej szkoły i że ten pion wychowawczy jest wyraźny. P. Minister niejednokrotnie ten pion wychowawczy w swych przemówieniach przed nami stawiał i nie ma najmniejszej wątpliwości, że w świadomości p. Ministra i jego otoczenia ten pion wychowawczy jest żywy. Jeśli jednak idzie o linię w dół od tego pionu, to — tak jak ja znam dzisiejsze szkolnictwo — niestety tej bezpośredniej ciągłej, wyraźnej linii w dół od tego pionu ideologicznego nie ma. Linia, która idzie od tego pionu ideologiczno-wychowawczego, który jest bez wątpienia w duszach ludzi kierujących pracą, ta linia idąca w dół jest linią przerywaną. Między dniem dzisiejszym — jeżeli chodzi o ten pion wychowawczy — a dniem wczorajszym, między ideologią dzisiejszą, a ideologią, z której Polska dzisiejsza wyrosła, ideologią legionowo-peowiacką, jest zbyt luźny związek.</u>
<u xml:id="u-55.11" who="#StefaniaKudelska">Co było istotą tej ideologii legionowo-peowiackiej, tej ideologii, co do której uważam za swój wielki zaszczyt, że mogę się do niej przyznać? Istotą tej ideologii była idea bezosobistej służby, idea ofiary połączona z młodą wolą zdobywczą, połączona z pędem naprzód, połączona z wielką wiarą i dumą. Otóż tak, jak mnie się wydaje w dzisiejszym nastawieniu wychowawczym idea bezosobistej służby nie jest dość mocno postawiona. Zdaje mi się, że gdyby ta idea bezosobistej służby, idea tego pędu naprzód, tej wiary, przede wszystkim wiary wielkiej w wartości duchowe Polski, tej wielkiej dumy polskiej, gdyby to żyło tak mocno w dzisiejszej młodzieży, jak żyło w nas za naszych młodych lat, mam wrażenie, że nie było by rozbijania szyb po ulicach, nie było by aktów gwałtu, na które się wszyscy wzdrygamy, bo wtedy siła wewnętrzna młodzieży, ten jej pęd znalazłby wyładowanie gdzie indziej, a nie w tym kierunku, w jakim idzie dzisiaj. To, co się dzisiaj dzieje, to wyładowywanie się młodzieży w przejawach, jakie dzisiaj widzimy, jest według mnie pochodną kompleksu, niestety, żyjącego w duszach młodzieży, kompleksu niższości; ciągle się przed czymś bronić, ciągle coś tępić. W nas żyła ta duma narodowa, ta świadomość wielkości Polski, misji dziejowej Polski i dlatego myśmy się nie potrzebowali bronić przed takim czy innym zjawiskiem, a walczyliśmy otwarcie z wrogiem, który był wrogiem państwowości polskiej. Zdaje mi się, że ani ta wielka duma, ani ta wielka ofiarność, ani ta idea bezosobistej i bezinteresownej służby, jaka w moim rozumieniu leży u podstaw tradycji polskiego wychowania w ostatnim stuleciu i jaka leży u podstaw naszej ideologii, że te czynniki nie są dostatecznie mocne w dzisiejszym pionie wychowania.</u>
<u xml:id="u-55.12" who="#StefaniaKudelska">Skoro o tym mówimy, to się warto zastanowić, jak je wzmocnić. Nie będę mówiła obszernie na ten temat, bo jeżeli idzie o teren szkoły, lepiej to zrobią ode mnie ci, którzy bezpośrednio ze szkołą mają do czynienia. Ja chcę zwrócić uwagę na inny moment, na to, że ze szkołą współdziałać mogą i powinny pewne określone czynniki i współdziałają. Współdziała ze szkołą poza Kościołem, który współdziała w całokształcie wychowania, dom, współdziałają organizacje społeczne. Na terenie szkół naszych spotykamy kilka typów organizacyj. Tak jak ja je rozróżniam, są dwa typy: jeden typ to są organizacje, które mają na celu przede wszystkim doskonalenie się wewnętrzne, przede wszystkim wyrobienie w sobie pewnej postawy, pewnego stosunku do życia, to są przede wszystkim organizacje o typie religijnym, i drugi typ — organizacje, które mają jako główną swoją cechę służbę społeczną. Organizacjami tego typu są: Harcerstwo, przysposobienie wojskowe kobiet, Straż Przednia, Koła Młodzieży Czerwonego Krzyża. Zdaje mi się, że jedną z pomocy, jaką można by dać szkole, dlatego żeby tę ideę bezosobistej służby w młodzieży mocno zaszczepić, było by danie szerokiego dostępu na teren szkół tym organizacjom. Powiadam: dostępu swobodnego, a nie poparcia, nie specjalnego popierania. Bałabym się o los tych organizacyj, które by były na terenie szkoły specjalnie forytowane, broń Panie Boże wszelkie organizacje od tego, żeby były forytowane, bo przestaną być wówczas organizacjami wychowawczymi, ale chodzi o danie im szerokiego dostępu, o pozwolenie im dojścia do tej młodzieży, oczywista rzecz, przez ludzi godnych zaufania, których szkoła zna i uznaje, a mam wrażenie, że będzie to stanowiło dla szkoły dużą pomoc. Na ten temat można by mówić znacznie więcej, niż mówię w tej chwili, nie chcę jednak zajmować uwagi Izby tym zagadnieniem, bo jest to zagadnienie bardzo obszerne i wymagałoby znacznie dłuższego omówienia.</u>
<u xml:id="u-55.13" who="#StefaniaKudelska">Na marginesie tego zagadnienia jeszcze jedna rzecz związana z tym, co mówiłam w dniu wczorajszym i dzisiejszym, o tej zbyt wątłej nici, łączącej ideologię wczorajszego i dzisiejszego dnia. Młodzież dzisiejsza nie zna niedawnej przeszłości. W rozmowach z młodzieżą spotykam tak horrendalny, zupełny brak znajomości tego, co się działo 20 lat temu, że naprawdę podziw przejmuje, jak to się może zdarzyć. Ale cóż ma ta młodzież zrobić, kiedy dotychczas nie ma ani jednej książki, która by dawała młodzieży pełny obraz walk o niepodległość w ostatnim okresie. Są pamiętniki, monografie, trudno jednak żądać od młodzieży, żeby je studiowała, nie ma natomiast ani jednej książki w żywy i barwny sposób przedstawiającej okres walk o niepodległość z uwypukleniem dziejowej roli Józefa Piłsudskiego. Z taką książką niestety się nie spotkałam, a tak się szczęśliwie zdarza, że obecny kierownik Państwowego Wydawnictwa Książek jest właśnie historykiem, uczestnikiem walk o niepodległość, żołnierzem I Brygady, kadrówki i mógłby się łatwo zatroszczyć o wydanie takiej książki.</u>
<u xml:id="u-55.14" who="#StefaniaKudelska">Tyle chciałam powiedzieć w związku z działalnością Ministerstwa i pracami szkoły.</u>
<u xml:id="u-55.15" who="#StefaniaKudelska">Na zakończenie dwa słowa jeszcze w związku z referatem p. sprawozdawcy, wygłoszonym na Komisji Budżetowej. Referat ten za pośrednictwem prasy rozszedł się dość szeroko po Polsce i pogląd p. referenta na zagadnienie ideologii młodzieży dość szerokim echem po Polsce się odbił. W referacie tym stanęło przed nami zagadnienie: jaka jest ideologia młodzieży tzw. lewicy czy grawitującej ku lewicy. Zastrzec się muszę, że nie rozumiem tego określenia: Młodzież grawitująca ku lewicy czy przychylająca się ku lewicy. Według terminologii pewnych grup społecznych młodzieżą lewicową jest np. Związek Strzelecki. Według terminologii innych młodzieżą lewicową jest dopiero młodzież komunistyczna, o której nic nie wiemy, bo się ukrywa w podziemiach. Nie rozumiem więc tego terminu. Jeżeli jednak użyjemy tego terminu w tym sensie, w jakim się go potocznie używa, to znaczy — młodzież ludowa, robotnicza i rzemieślnicza, to nie jest to wyraźnie młodzież, grawitująca ku lewicy, jak się to popularnie mówi, bo gdybyśmy chcieli dać obraz ideologii tej młodzieży na odcinku stosunku jej do armii, do wodza, to zdaje mi się, że tutaj pewne liczby mogą dać na to odpowiedź. Gdyby ktoś z nas zadał sobie trud i zajrzał do wykazów statystycznych, wykonanych przez Państwowy Urząd Wychowania Fizycznego, zobaczyłby tam ciekawe liczby, mianowicie że w szeregach młodzieży pewiackiej, która swoją postawą, swoją codzienną twardą pracą pewiacką świadczy bez żadnej wątpliwości o stosunku do armii i jej Naczelnego Wodza, znajduje się przede wszystkim Związek Strzelecki i Związek Młodzieży Wiejskiej, a więc przede wszystkim młodzież ludowa, robotnicza i rzemieślnicza. I to świadczy o obliczu ideowym tej młodzieży.</u>
<u xml:id="u-55.16" who="#StefaniaKudelska">A jeśli idzie o ideologię pisaną, to tu pierwsze, naczelne prawo Związku Strzeleckiego jest wyraźne: „Dobro Rzeczypospolitej jest pierwszym i najwyższym prawem strzeleckim”. A jeżeli chodzi o młodzież wiejską, to ta młodzież wiejska mówi w swojej deklaracji ideowej: „Silna, sprawna, organicznie związana ze społeczeństwem armia, wyposażona we wszelkie środki techniczne, jest jedyną gwarancją niepodległości Polski. W dopływie młodych sił chłopskich na wszystkie szczeble hierarchii wojskowej widzimy najlepszy sposób ścisłego zespolenia armii polskiej z klasą chłopską. Popierając z całej mocy własną siłę wojenną, witamy z radością na jej czele człowieka, pochodzącego z Judu. spadkobiercę idei Józefa Piłsudskiego, uosobienie cnót obywatelskich i żołnierskich, rozumiejącego wartości moralne szerokich mas ludowych”.</u>
<u xml:id="u-55.17" who="#StefaniaKudelska">Tak mi się więc zdaje, że o obliczu ideowym stanowi ideologia tych mas, które swoją własną codzienną twardą pracą i swoją czynną postawą do wojska i do zagadnień obrony Państwa tę swoją ideologię w życiu Polski piszą.</u>
<u xml:id="u-55.18" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Marszałek.)</u>
<u xml:id="u-55.19" who="#StefaniaKudelska">Nie zamierzałam poruszać zagadnienia Związku Nauczycielstwa Polskiego, żeby nie wyciągać sprawy nieszczęsnego, nieśmiertelnego „Płomyka”, który już trzeci rok bodaj pokutuje tutaj nad nami. Jednak w odpowiedzi s. ks. Lubomirskiemu muszę chociaż dwa słowa powiedzieć.</u>
<u xml:id="u-55.20" who="#StefaniaKudelska">Jeśli idzie o wychowanie młodzieży i kształtowanie jej ideologii, wszyscy powtarzamy stale, że oblicze ideologiczne młodzieży kształtuje kilka czynników: dom, Kościół i szkoła. I tak zdaje mi się mówił referent obecnego budżetu.</u>
<u xml:id="u-55.21" who="#StefaniaKudelska">Otóż jeśli są jakieś wypaczenia w ideologii tej młodzieży, z reguły wina spada na szkołę. Co w tych wypaczeniach zawinił dom, a co mogły zawinić niedociągnięcia trzeciego czynnika — bo i to jest możliwe — na to nigdy się nie zwróci uwagi. Zawsze, cokolwiek jest złego, winne jest nauczycielstwo.</u>
<u xml:id="u-55.22" who="#StefaniaKudelska">Nie chcę tu występować w obronie nauczycielstwa w szerszych wywodach, ale powiem tylko jedno: W szeregach katolickich stowarzyszeń młodzieży jest dzisiaj w Polsce 280.000 młodzieży. Jest to młodzież wychowana przez polską szkołę powszechną i przez nikogo więcej, poza domem. Inne uczelnie i inne czynniki nie kształciły jej. Oto jest ten antykatolicki i antyreligijny dorobek nauczycielstwa polskiego. Życzę Kościołowi katolickiemu, aby nie miał nigdy gorszego wroga, niż jest nim nasze nauczycielstwo!</u>
<u xml:id="u-55.23" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-56">
<u xml:id="u-56.0" who="#AleksanderPrystor">Obecnie głos ma p. Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego.</u>
</div>
<div xml:id="div-57">
<u xml:id="u-57.0" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Wysoki Senacie! Odpowiedź moją chcę podzielić na dwie części. W pierwszej chcę omówić zagadnienia poruszone w tej czy innej formie bądź dzisiaj, bądź podczas generalnej debaty, bądź na komisji. W drugiej części chciałbym poruszyć parę spraw natury ogólnej.</u>
<u xml:id="u-57.1" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Rozpocznę znowu, tak jak p. Senatorka Kudelska, od Związku Nauczycielstwa Polskiego, o którym już tyle było mówione, zwłaszcza w referacie p. senatora Rudowskiego.</u>
<u xml:id="u-57.2" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Mówiłem już o tym na plenum Sejmu i przytoczę obecnie ustęp dotyczący tego zagadnienia: „Zakomunikowałem przedstawicielom Związku Nauczycielstwa Polskiego osobiście, że uważam za niemożliwe, aby wrócić miały ponownie stosunki, jakie tam panowały przed ustanowieniem kuratora. Wskazałem również, że w chwili obecnej zarząd musi zwrócić szczególną uwagę na obronę Związku przed wpływami politycznymi i nie dopuszczać do szerzenia niczym nieusprawiedliwionych nastrojów defetystycznych, musi walczyć z demagogią, polegającą często na mylnym naświetlaniu faktów lub zarządzeń władz. Zarząd powinien użyć całego swego wpływu, aby ze swej strony wytworzyć atmosferę sprzyjającą harmonijnej pracy wszystkich nauczycieli, zarówno świeckich jak i duchownych. Nie potrzebuję dodawać, że ze swej strony uczyniłem starania, aby nie dopuszczać do starć”. Chciałbym też z całą mocą odeprzeć zarzut wysunięty przez s. Bnińskiego, który twierdził, że „oświadczenie p. Ministra Świętosławskiego, iż pragnie i dąży do wychowania religijnego naszej młodzieży, gdy równocześnie powierza ją ludziom areligijnym, nie może być traktowane poważnie”.</u>
<u xml:id="u-57.3" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Aby na podstawie faktów odeprzeć to mniemanie, stwierdzam, że bardzo liczne zastępy nauczycieli, należących do Związku Nauczycielstwa Polskiego, posiadają misję kanoniczną, udzieloną im przez ordynariuszy poszczególnych diecezyj katolickich.</u>
<u xml:id="u-57.4" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Chcę wreszcie podkreślić i inną okoliczność. Proszę Panów. Latem roku ubiegłego była zorganizowana wielka pielgrzymka na Jasną Górę. W tej pielgrzymce wzięła udział bardzo duża liczba nauczycieli, należących do wszystkich organizacyj nauczycielskich. Czy to nie jest również świadectwem wręcz przeciwnym temu punktowi widzenia, który był tu przedstawiony? Chciałbym również zacytować dość charakterystyczny fakt. Oto od szeregu lat jedną z redakcji prowadziła i prowadzić będzie chyba dalej jedna z nauczycielek, która nawet do Związku nie należy i która jest gorliwą, wierną Kościołowi katoliczką. Wydaje mi się, że dla dobra szkoły i pracy wychowawczej było by jaknajbardziej wskazane, aby w sądach o działalności wielotysięcznej rzeszy nauczycieli opierać się na faktach ściśle obiektywnych i w niczym nie przejaskrawionych.</u>
<u xml:id="u-57.5" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-57.6" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Również zwrócę uwagę na to, co powiedziała p. Senatorka Kudelska. Czy w ogóle w Polsce daje się wyczuć teraz jakikolwiek kierunek antyreligijny? Tego w żadnym razie powiedzieć nie można. Przecież oprócz tych 280.000 młodzieży, należącej do związków katolickich, o których mówiła s. Kudelska, muszę również dodać, że tam, gdzie chodzi o młodzież akademicką, bardzo wyraźnie zaznacza się religijne nastawienie tej młodzieży. Skąd więc te alarmistyczne ze strony pp. senatorów wysuwane wnioski i zastrzeżenia, jeżeli taki jest rzeczywiście stan rzeczy?</u>
<u xml:id="u-57.7" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Jeżeli chodzi o stosunek Ministerstwa Oświaty do spraw związanych ze szkolnictwem mniejszościowym, a zwłaszcza ukraińskim, o którym było tu sporo mówione, chciałbym się ograniczyć do przytoczenia również ustępu z mego przemówienia na plenum Sejmu.</u>
<u xml:id="u-57.8" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">„Stosunek młodzieży polskiej do niepolskiej i odwrotnie, oparty zarówno na uczuciu, jak też na pierwiastku rozumowym, wynikać powinien ze zrozumienia osobliwości struktury etnograficznej Polski, ze znajomości tradycji historycznych oraz dążeń Polski współczesnej do wytyczenia drogi, prowadzącej do tego, aby Polska racja stanu rozumiana była przez wszystkich obywateli Rzeczypospolitej niezależnie od tego, jakim mówią językiem.</u>
<u xml:id="u-57.9" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Rozumiemy dobrze, jak wielką ponosimy odpowiedzialność na tym właśnie odcinku. Młodzież, zamieszkała na terenie etnograficznym mieszanym, wyrasta, kształci się i wychowuje w czasie, gdy mniejszości narodowe same znajdują się w trakcie odnajdywania właściwej linii ideologicznej, utrwalającej ich ponownie nawiązany po upływie przeszło wieku stosunek do Państwa i społeczeństwa polskiego. Jest to fakt ważny, często jednak zapoznawany.</u>
<u xml:id="u-57.10" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Już jednak dziś chcemy, aby wychowująca się młodzież niepolska miała świadomość tego, że ma obowiązek poznania kultury polskiej i wyrobienia sobie dla niej szacunku, że przygotowuje się do rzetelnego spełniania swoich przyszłych obowiązków obywatelskich, a w razie potrzeby do złożenia krwi i mienia. Chcemy też, aby cała wychowująca się młodzież rozumiała, że Polska w żadne zdobycze kultury innego narodu nie godzi, że dąży i dążyć będzie zawsze do zabezpieczenia swobodnego rozwoju tym wszystkim, którzy chcą rozwijać bogactwo swej kultury narodowej w ramach niepodległej Polski w nienaruszalnych jej granicach.</u>
<u xml:id="u-57.11" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Za lojalnych obywateli Rzeczypospolitej uważamy jednak tylko tych, którzy są zupełnie uniezależnieni od jakichkolwiek rozkazów z zewnątrz lub wewnątrz, mogących godzić w całość i ustrój Rzeczypospolitej lub podważać świadomość i obywatelską postawę, na której się opiera polska racja stanu.</u>
<u xml:id="u-57.12" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-57.13" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Zdajemy sobie wszyscy sprawę, ile napotykamy trudności w tej części naszej pracy wychowawczej. Pracy tej nie zaprzestanie nikt, komu dobro Rzeczypospolitej leży na sercu”.</u>
<u xml:id="u-57.14" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Gdy z punktu widzenia tez wyżej wyłożonych przeanalizuje się przemówienie podczas debaty generalnej p. senatora Łuckiego, występują wyraźnie przyczyny, dlaczego przy najlepszej chęci trudno jest często znaleźć podstawę praktyczna takiego postępowania, które by na terenie Małopolski zadośćuczyniło żądaniom zarówno strony polskiej, jak i ukraińskiej.</u>
<u xml:id="u-57.15" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Proszę Panów, p. senator Chrzanowski poruszył dziś sprawę niezmiernie ważną, ale też i trudną do przeprowadzenia. Pamiętam doskonale zeszłoroczna debatę tutaj w Senacie na ten temat. Chodzi o stworzenie, o napisanie podręcznika historii polskiej, który by istotnie stał się biblią, podręcznikiem codziennie używanym, z którego by mogły korzystać najszersze rzesze publiczności. P. senator sam wskazał, jakie są trudności. Myślę, że trzeba będzie zbiorowymi siłami przystąpić do tego, aby znaleźć takiego autora, który by taki podręcznik napisał.</u>
<u xml:id="u-57.16" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Chciałbym w paru słowach odpowiedzieć na bardzo głębokie i trafne uwagi, które poczynił s. Śliwiński dotyczące stosunku młodzieży współczesnej — młodzieży, która obecnie dopiero wchodzi w końcowy okres swego ostatecznego rozwoju — do tych zagadnień, które mamy teraz do rozwiązania. P. senator Śliwiński wspomniał tu o wielu cechach charakterystycznych, chciałbym jednak o jednej jeszcze powiedzieć, która, moim zdaniem, ma podstawowe, bardzo ważne znaczenie psychologiczne i na którą rady jeszcze nie widzę. Jest to tzw. egotyzm uczuciowy, charakterystyczny dla tej młodzieży. Ona nie może nic innego przeżywać jak tylko to, co tyczy się jej najbliżej. I nie dlatego, że w życiu swym czy w szkole miała za dużo rozmaitego rodzaju uroczystością. Nawet najbliższych swych profesorów, jeżeli któryś umiera, nie odprowadza na miejsce wiecznego spoczynku. Niedawno z wielką przykrością skonstatowałem, że na pogrzebie Grabskiego, wielkiego człowieka, który bardzo wiele dla Polski zrobił, który bardzo dobrze z młodzieżą żył, była bardzo mała garstka młodzieży, mimo że niektórzy rektorzy zawiesili w uczelniach wykłady na to, aby szersze rzesze młodzieży mogły oddać Zmarłemu ostatnią posługę. Jest to charakterystyczna cecha — niesłychanego egotyzmu uczuciowego i na to na razie nie znajdujemy rady.</u>
<u xml:id="u-57.17" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Chciałbym również prosić Pana Senatora, żeby zechciał kiedy zajrzeć do prac Komisji Programowej historycznej czy innej, a przekonałby się, że tam tego suchego podejścia do spraw, tego ołówka do skreślania i robienia drobnych uwag nie ma. Najlepszy dowód, jeśli chodzi o licea, że właśnie w liceach same programy są ułożone w ten sposób, że dają daleko idącą swobodę interpretacji tych programów przez samego wykładającego; także w założeniu wydziału programowego nie ma tego, aby ściśle przestrzegać, by wszystko to, co jest w programie zawarte, znalazło oddźwięk w podręczniku.</u>
<u xml:id="u-57.18" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Chciałbym też parę słów odpowiedzieć p. senatorowi Zbierskiemu. Gdybym podzielał jego przekonania, a raczej opinię, wyrażoną tak jaskrawie, że obecnie nauczyciel tylko uczy, a nie wychowuje, ani jednej godziny nie pozostałbym kierownikiem resortu oświaty. Tego jednak nie ma. Nie wyobrażam sobie, aby był w Polsce nauczyciel, który by mógł czegokolwiek uczyć, nie będąc jednocześnie wychowawcą. Wydaje mi się, że jest to zupełnie niemożliwe i to nie tylko w szkole powszechnej, średniej czy zawodowej, ale nie wyobrażam sobie również profesora, który by nie wywierał wpływu wychowawczego i nie miał go na względzie wtedy, kiedy spełnia swój zawód nauczycielski.</u>
<u xml:id="u-57.19" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Chciałbym również nawiązać do tego, co powiedział p. senator Petrażycki o przepracowaniu młodzieży. Istotnie, napotykamy dziś bardzo wiele trudności w załatwieniu tej sprawy. Już niejednokrotnie wskazywałem, że nowa reforma szkolna wprowadziła jednolite wykształcenie do czwartej klasy włącznie; 6 lat szkoły powszechnej, 4 lata gimnazjum mają zupełnie jednolity program, a dopiero licea mają dalszy ciąg zróżnicowany. A więc mamy właściwie mówiąc trzy cykle: 6-letni, 4-letni i 2-letni i tu są właśnie te wielkie trudności, przed jakimi stoimy, aby w każdym przypadku zamknąć ten cykl i dać jakiś pełny obraz tego, co na danym poziomie uczeń otrzymać powinien. Z drugiej strony trzeba powiedzieć, że jeżeli podzielić przedmioty według intensywności, jaką włożyć musi w pracę swą dany uczeń, to robiłem sam te zestawienia i nie wyglądało to tak tragicznie. Mniej więcej około 23–24 godzin tygodniowo jest takich przedmiotów, które rzeczywiście wymagają intensywnej pracy ucznia w szkole i w domu. Natomiast około 6–8 godzin w tygodniu zajmują w szkole przedmioty takie, jak wychowanie fizyczne lub przysposobienie wojskowe, które nie wymagają tak wielkiego nakładu pracy umysłowej.</u>
<u xml:id="u-57.20" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Mimo to stwierdzam, że nasze programy są przeładowane, ale stwierdzam również, że są one przeładowane i w innych krajach. Także zgadzam się z p. senatorem Petrażyckim, że dążyć należy do tego, aby możliwie nie przeładowywać programu zbytnimi szczegółami.</u>
<u xml:id="u-57.21" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Zwracam się teraz do p. senatora prof. Schorra z wdzięcznością, że mnie tak wiele razy zacytował, ale również i z pewnym żalem, że nie zacytował rzeczy najważniejszych, a mianowicie odpowiedzi, jakiej udzieliłem w tym roku p. Sommersteinowi na te same pytania, które w tak pięknej formie rzucone były w moim kierunku przez prof. Schorra.</u>
<u xml:id="u-57.22" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">W odpowiedzi p. posłowi Sommersteinowi mówiłem, że przecież od bardzo dawna, bo od dziesiątków lat, na uniwersytecie krakowskim zachował się zwyczaj, że każdy student otrzymuje indeks, w którym jest pewna rubryka, mianowicie: miejsce wyznaczone w sali wykładowej. Wtedy nikt z Panów nie uważał, że jest to naruszenie Konstytucji. Proszę Panów, ta sprawa jest zupełnie jasna. Porządkowe zarządzenia zawsze istniały, tylko istniały w laboratoriach. W laboratoriach zawsze wyznaczaliśmy specjalne sale i specjalne miejsca poszczególnym studentom. P. senator był łaskaw także zacytować, że w swoim czasie w Sejmie powiedziałem, że wydanie takiego zarządzenia przez władze akademickie uważam za niemożliwe. Jest jasne, co znaczy „zarządzenie”; wyraz ten użyty był przeze mnie w liczbie pojedyńczej; to znaczy: zarządzenie naczelnej władzy akademickiej, a więc Ministra. I ja do dnia dzisiejszego twierdzę, co zresztą bardzo pięknie wyjaśnił z punktu widzenia prawnego p. senator Petrażycki, że wydanie takiego zarządzenia przez Ministra jest, zdaniem moim, niemożliwością. Natomiast chodzi tu o zarządzenia w poszczególnych uczelniach, normujące życie wewnętrzne, zwłaszcza kiedy wszystkie wysiłki bardzo intensywnie prowadzone przez wiele dni przez poszczególnych rektorów, aby doprowadzić do zgodnego załatwienia sprawy, a więc do rozmówienia się także ze stroną studentów żydów, nie doprowadziły do wyniku; wówczas jedynym sposobem rozwiązania tego zagadnienia było istotnie pozostawienie każdemu rektorowi swobody wprowadzenia owych zarządzeń porządkowych rektorskich. Stwierdzam więc jeszcze raz, że uważam, iż to nie jest żadne ghetto ławkowe. Jeżeli młodzież tak sobie to interpretuje i uważa za swoje zwycięstwo, to jest to jej rzecz. To nie jest żadne wprowadzenie ghetta ławkowego, tylko są to porządkowe zarządzenia, w których wyznaczone są miejsca dla studentów należących do Bratniej Pomocy, dla studentów należących do stowarzyszeń żydowskich i oddzielne ławki nie przeznaczone dla nikogo, gdzie wszyscy mogą siedzieć, gdzie kto chce.</u>
<u xml:id="u-57.23" who="#komentarz">(S. Schorr: To sprzeciwia się Konstytucji Panie Ministrze, to jest kryterium wyznaniowe.)</u>
<u xml:id="u-57.24" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">To nie jest kryterium wyznaniowe, tylko należenia do tych czy innych stowarzyszeń.</u>
<u xml:id="u-57.25" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">W dyskusji poruszono wiele zagadnień i bolączek resortu oświaty. Niejedna z nich wiąże się bezpośrednio z brakiem środków finansowych. Musimy zdawać sobie sprawę, że przejdzie jeszcze dobrych kilka lat, zanim budżet Ministerstwa Oświaty będzie mógł zadośćuczynić najpilniejszym potrzebom całego resortu.</u>
<u xml:id="u-57.26" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Przechodzę obecnie do kilku zagadnień natury ogólniejszej.</u>
<u xml:id="u-57.27" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Wysoka Izbo! Historia uzna to ponad wszelką wątpliwość, że przeżywany obecnie okres przeobrażeń politycznych i społecznych należy do najciekawszych w dotychczasowych dziejach ludzkości. Nic więc dziwnego, że debaty toczone w Izbach ustawodawczych i w prasie doprowadzają do sprzecznych i diametralnie sobie przeciwnych diagnoz i wskazań.</u>
<u xml:id="u-57.28" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Między innymi słyszy się z wielu stron, że Polsce brak jest jakiejś idei zapalającej swą mocą całe społeczeństwo, że brak nam hasła, które by porwało szerokie masy i zaprzęgło do wytężonej pracy.</u>
<u xml:id="u-57.29" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Wydaje mi się, że tu tkwi głębokie, może nawet tragiczne nieporozumienie. Idea taka bezsprzecznie istnieje i narysowana jest wyraźnymi barwami w naszych myślach i sercach.</u>
<u xml:id="u-57.30" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Wszak ideą podstawową, domagającą się od nas jak najbardziej wytężonej pracy, jest potrzeba doprowadzenia Polski do wysokiego poziomu kultury duchowej i materialnej, doprowadzenia do rozkwitu wszystkich sił twórczych i zabezpieczenia bytu Polski przez podniesienie jej siły obronnej do najwyższej potęgi.</u>
<u xml:id="u-57.31" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Niechże to będzie naszym hasłem przewodnim. Starczy ono i domagać się będzie realizacji nie od jednego, lecz od następnych pokoleń.</u>
<u xml:id="u-57.32" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Miejmy też odwagę powiedzieć sobie otwarcie, że jeżeli idea ta nie utrzymuje nas na takiej wyżynie, na której by rzeczy drugorzędne, małe nie przesłaniały nam szerokiego horyzontu, jeżeli dotychczas nie zdołaliśmy wywołać w szerokich masach szczerego i prawdziwego entuzjazmu dla wspólnego wysiłku, zmierzającego ku najprędszemu wszechstronnemu rozwojowi Polski, to winę za to ponosimy wyłącznie my sami.</u>
<u xml:id="u-57.33" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Wydaje się wielu ludziom, że coś stoi na przeszkodzie, aby już teraz wszyscy bez wyjątku zakasawszy rękawy stanęli do pracy dla lepszego jutra Narodu. Wielu sądzi, że do wykonywania tej pracy ktoś im przeszkadza. Niejeden mniema, że bez spełnienia tych czy innych warunków on w ogóle do tej pracy przystąpić nie może, a nawet nie powinien.</u>
<u xml:id="u-57.34" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Wprawdzie przed Polską stoi jeszcze wiele spraw podstawowych do rozwiązania, nie wmawiajmy w siebie jednak, że do podjęcia pracy nad rozwojem duchowym i materialnym Polski potrzeba nam jakichś dodatkowych sformułowań lub wskazań.</u>
<u xml:id="u-57.35" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Mówiąc o tym, mam na myśli przede wszystkim potrzebę wytężonej pracy nad rozwojem oświaty, nauki, sztuki i kultury w ogóle. Wszak w tej dziedzinie nikt nie natrafi na przeszkody, aby dokonać największego wysiłku i aby się przyczynić czymkolwiek do dalszego postępu.</u>
<u xml:id="u-57.36" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Chciałbym jednak i tu szukać przyczyn, które by poniekąd tłumaczyły obecny stan nastrojów, panujących w społeczeństwie.</u>
<u xml:id="u-57.37" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Przypomnę, że w głębokim i pełnym treści przemówieniu p. senator Śliwiński nazwał życie współczesne Polski życiem w poczekalni. Gdy rozważam te słowa z punktu widzenia przeżytego okresu ostatnich dwóch lat, wydaje mi się, że to oczekiwanie jest do pewnego stopnia zrozumiałym. Wszak wszyscy zdajemy sobie sprawę, że okres ostatnich dwóch lat był okresem wytrwałej i zwycięskiej walki Polski o równowagę budżetu i o podjęcie wielkiego programu inwestycyjnego, realizowanego z całą konsekwencją i całkowitym powodzeniem. Chyba nikt nie będzie przeczył, że wymagało to wielkiego wysiłku od Rządu, Izb ustawodawczych i całego społeczeństwa.</u>
<u xml:id="u-57.38" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Czyż nie jest więc zrozumiałe, że gdy się stopniowo otrząsamy ze stanu depresji i przygnębienia, w jaki popadliśmy wskutek przewlekłego kryzysu, stają przed nami dopiero teraz zagadnienia inne, bardzo ważne i dla rozwoju Państwa istotne.</u>
<u xml:id="u-57.39" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Powtarzam swoje twierdzenie: w polityce jesteśmy niecierpliwi, nawet bardzo niecierpliwi. Mijając obecnie szczęśliwie okres kryzysu, „dni i noce” nasze spędzamy w „wiecznym zmartwieniu”. Zamartwiamy się i niecierpliwimy, że nie nadszedł jeszcze okres drugi, który chcielibyśmy chyba wszyscy powitać jako okres rozkwitu głębokiej myśli politycznej i historiozoficznej, opartej na bezpośrednim powiązaniu ideologii Polski współczesnej z wielkimi tradycjami polityki Jagiellonów, tradycjami przeżytymi i przemyślanymi obecnie na nowo w wyczuciu realnych warunków wieku XX.</u>
<u xml:id="u-57.40" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Ponieważ wszelkie oczekiwanie jest związane zawsze z niepokojem i podnieceniem, a to właśnie budzi niemal zawsze poryw twórczości umysłów żywych i zdolnych do pchnięcia życia zbiorowego na nowe tory, miejmy nadzieję, że tak się właśnie w Polsce stanie już w czasie najbliższym.</u>
<u xml:id="u-57.41" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Jest jednak inna jeszcze troska, która nas niepokoi; niepokoją nas mianowicie różnego rodzaju ekscesy i wybryki, których inaczej, jak duchowym rozbrajaniem Polski, nazwać nie można. Niepokoją nas te objawy tym bardziej, że nie wyczuwamy w społeczeństwie takiej postawy i tak silnej reakcji, która by zdecydowanie postawiła tamę tym wszystkim ekscesom.</u>
<u xml:id="u-57.42" who="#komentarz">(Głosy: Słusznie!)</u>
<u xml:id="u-57.43" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Przecież możemy to stwierdzić z całą świadomością, że Polska przeżywa obecnie chwilę, w której mogłaby realizować swoje dozbrojenie nie tylko materialne, ale i duchowe. W kierunku jednak tego duchowego dozbrojenia robi się bardzo mało, a zadają ciosy Polsce bezwiednie ci, którzy tę Polskę szczerze na pewno kochają.</u>
<u xml:id="u-57.44" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Na odcinku oświaty odczuwam to bardzo boleśnie i w tym widzę zło bodaj największe, gdyż płynie z nieświadomości, zacietrzewienia zawziętości i uczuciowego egotyzmu, niezdolnego do opanowania przeżyć emocjonalnych własnych na rzecz wytworzenia nastrojów ogólnych, sprzyjających pojawieniu się czynów twórczych indywidualnych i zbiorowych i wykrzesania maximum twórczości.</u>
<u xml:id="u-57.45" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Jako kierownik resortu oświaty i nauki, stwarzającej podstawy wszelkiego postępu, chciałbym powrócić raz jeszcze do sprawy, omawianej w debacie generalnej przez kilku pp. senatorów. Przypomnę, że w przemówieniach tych uwypuklone były z całą wyrazistością dwa zasadnicze elementy pracy Izb ustawodawczych. Jeden z nich polega na poddaniu rzeczowej krytyce działalności Rządu, krytyce potrzebnej, dla Państwa korzystnej i często twórczej. Drugi polega na podnoszeniu z trybuny Izby wielkich problemów, na rzucaniu myśli historiozoficznych i politycznych, mogących mieć wpływ na dalszy rozwój Państwa. Nie potrzebuję dodawać, że myśli te zdolne są często odbić się tysiącznym echem w licznych umysłach, zapalając je i pobudzając do gruntownego przetrwania i dalszego owocnego rozwoju.</u>
<u xml:id="u-57.46" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Zgodzimy się zapewne wszyscy, że gdy krytyka Rządu sprzyja wyładowaniu napięć i nastrojów, poruszanie wielkich problemów stwarza sprzyjające warunki do przejawu twórczości.</u>
<u xml:id="u-57.47" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Wydaje mi się, że jest to jedyna droga, która zniecierpliwione społeczeństwo może wyprowadzić z poczekalni do przestrzeni otwartej, zalanej promieniami słonecznymi.</u>
<u xml:id="u-57.48" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Życzyć powinniśmy sobie wszyscy, abyśmy się jak najprędzej znaleźli w promieniach tego życiodajnego słońca.</u>
<u xml:id="u-57.49" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-58">
<u xml:id="u-58.0" who="#AleksanderPrystor">P. sprawozdawca ma głos.</u>
</div>
<div xml:id="div-59">
<u xml:id="u-59.0" who="#JanRudowski">Wysoka Izbo! Dwóch pp. senatorów odezwało się do mnie jako do referenta. Otóż te dwie drobne rzeczy muszę wyjaśnić.</u>
<u xml:id="u-59.1" who="#JanRudowski">P. Senatorka Kudelska prawdopodobnie nie zauważyła wyjaśnienia, które już na komisji uczyniłem, że robiąc pewne krytyczne uwagi o młodzieży, zwłaszcza lewicowej, nigdy nie miałem na myśli młodzieży strzeleckiej i wyraźnie wtedy powiedziałem o kogo mi chodzi.</u>
<u xml:id="u-59.2" who="#JanRudowski">Druga rzecz — p. senator Seib zgłosił rezolucję. Ja jednak nie miałem czasu porozumieć się z p. Ministrem w sprawie tej rezolucji, bo mi ją dziś dopiero wręczono.</u>
<u xml:id="u-59.3" who="#JanRudowski">Jako referent budżetu pragnę stwierdzić, że poza szeregiem rozmaitych zagadnień, które poruszono, i dezyderatów, które podkreślono, najwięcej uwagi zarówno na komisji, jak w Wysokiej Izbie poświęcono zagadnieniom wychowawczym. Duża ilość mówców wypowiedziała opinię, że w dzisiejszym naszym stanie rzeczy uczeń jest przeciążony nauką, natomiast nie jest w dostatecznej mierze wychowywany. Wprawdzie p. Minister w przemówieniu swym przed chwilą wyraził trochę odmienny pogląd, jednak mnie jako referenta to nie przekonuje. I dalej również wielu pp. senatorów stwierdziło, że dzieło wychowania jest niedoskonałe. Na tym ograniczyła się zasadnicza dyskusja i uważam, że na tej konstatacji kończy się moja rola jako sprawozdawcy budżetu.</u>
<u xml:id="u-59.4" who="#JanRudowski">A teraz zamierzam jako jeden z członków tej Izby wypowiedzieć swoją opinię, wyciągnąć pewne konsekwencje, wynikające ze stanu wyżej określonego, mianowicie, co w tej sytuacji czynić winno — zdaniem moim — Ministerstwo i w czym pomóc mu może społeczeństwo. Zajmę Wysokiej Izbie najwyżej kwadrans czasu.</u>
<u xml:id="u-59.5" who="#JanRudowski">Głównym zadaniem dzieła oświaty jest ukształtowanie pełnowartościowego obywatela. Zadanie to ma wykonać i spełnić w imieniu rodziny, Państwa i Kościoła resort Ministerstwa Oświaty i jego organ wykonawczy — szkoła. Podstawy wychowawcze zostały oznaczone i sprecyzowane i to jest w porządku. Natomiast realizowanie tych podstaw w praktyce jest często złe, korelacji w ogóle nie ma, a wielu wychowawców podstaw tych nie uznaje ani w teorii, ani w praktyce.</u>
<u xml:id="u-59.6" who="#JanRudowski">Związek Nauczycielstwa Polskiego wyłamuje się niejednokrotnie i sprzeniewierza tym zasadom.</u>
<u xml:id="u-59.7" who="#komentarz">(Przerywania.)</u>
<u xml:id="u-59.8" who="#JanRudowski">To wszystko Wysoka Izba ustaliła i skonstatowała.</u>
<u xml:id="u-59.9" who="#komentarz">(Głos: Nie wszystko. Głos: Izba nie ustalała.)</u>
<u xml:id="u-59.10" who="#JanRudowski">W referacie moim to było, a referat został przyjęty.</u>
<u xml:id="u-59.11" who="#komentarz">(Głos: To nic nie znaczy.)</u>
<u xml:id="u-59.12" who="#JanRudowski">I teraz wyciągnę wnioski dalsze jako jeden z członków Izby.</u>
<u xml:id="u-59.13" who="#JanRudowski">Musi się zatem odbyć, jeżeli tak sytuacja wygląda, proces uzdrowienia wychowawców. Niektórzy co prawda twierdzą, że ten proces się już odbył, nastąpiła bowiem reakcja Rządu w tej sprawie i znane wystąpienie p. Premiera. Sądzę jednak, że to procesu tego nie zakończyło, wprawdzie tendencje, które się zjawiały, zostały w pewnym stopniu przyciszone, ale one są, są również ludzie, którzy wyznawali te tendencje, są może mniej aktywni na razie, ale niewątpliwie są i pozostali. Moim zdaniem, ludzie tego pokroju powinni być z działu wychowania wyeliminowani. Rozgrywka niewątpliwie dopiero się zaczęła. To, co p. Premier uczynił, to były harce przedbitewne. Oczyszczenie nauczycielstwa i całej drabiny hierarchii resortu oświaty z elementów nieodpowiednich, to dezyderat sine kwa non wszystkich, którzy stoją na gruncie zasad wychowania, ustalonych Konstytucją i ustawami, i równocześnie orientują się w obecnej sytuacji. Jest to moim zdaniem pierwszy i zasadniczy obowiązek Ministra Oświaty. To również jest wnioskiem z moich badań i dociekań, zresztą potwierdzonych w pewnym stopniu i przez samego Ministra, a również jest to ultymatywne żądanie rodziców chrześcijańskich, katolickich i od tego żądania nigdy nie odstąpimy.</u>
<u xml:id="u-59.14" who="#komentarz">(S. Sieroszewski: Oddać Jezuitom.)</u>
<u xml:id="u-59.15" who="#JanRudowski">Proszę bardzo.</u>
<u xml:id="u-59.16" who="#JanRudowski">Jak to oczyszczenie, ta rozgrywka będzie wyglądać, jest to bardzo ważne zapytanie. Odpowiedź, moim zdaniem, w dużym stopniu leży w rękach nauczycielstwa zrzeszonego w Związku Nauczycielstwa Polskiego. Czuję się w obowiązku zaapelować z tej trybuny senackiej do Was, dawcy oświaty. Czy nie sądzicie, że było by lepiej, byście sami wśród siebie ten proces czyszczenia i uzdrawiania czynili? Czy musi się on odbyć w walce, w walce twardej pomiędzy Wami a rodzicami dzieci przez Was uczonych? Zważcie, przyjmijcie jako ostrzeżenie, Panowie Nauczyciele, jak bardzo się dziś zmienił stosunek społeczeństwa do Was w porównaniu z tym, co lat temu kilkanaście było.</u>
<u xml:id="u-59.17" who="#JanRudowski">Pan prezes Nowicki przesłał na Komisję Budżetową, gdy właśnie toczyła się dyskusja nad tymi materiałami, książkę napisaną przez siebie i wydaną przez Związek, książkę p. t. „Kartki z dziejów ruchu nauczycielskiego w Polsce” przez Zygmunta Nowickiego. Piękna to książka i piękne w niej zawarte karty dziejów nauczycielstwa od niewoli i poddaństwa aż do bohaterskich wyczynów. Pisze p. prezes Nowicki na stronie 90 i 91: „Znamiennym jest, że ówczesna cała opinia publiczna wszystkich odcieni politycznych darzyła sejm nauczycielski zaufaniem, więcej — czymś ciepłym, czymś, co zobowiązywało do wzajemności. Prasa, współdziałając, daleka była od wytwarzania jakichkolwiek dysonansów. Czuliśmy wszyscy, że społeczeństwo i nauczycielstwo w owej chwili zespoliło się w jedną harmonijną całość. Ten życzliwy stosunek opinii publicznej do nas jeszcze mocniej utwierdził nas w wierze, że postulaty nasze są słuszne i że drogę wybraliśmy trafną”. Czy nie pięknie by było, aby ten stan i dziś powrócił? Trzeba by jednak bardzo dużo odrobić i dużo przeinaczyć.</u>
<u xml:id="u-59.18" who="#JanRudowski">P. prezes Nowicki był u Premiera kilka dni temu, jak to prasa donosiła, i prosił o skonfiskowanie numeru „Falangi”, ośmieszającego czy bezczeszczącego godło Związku Nauczycielstwa Polskiego. To p. prezesa Nowickiego boli, on na to zareagował, on z tym walczy.</u>
<u xml:id="u-59.19" who="#komentarz">(S. Śliwiński: To źle?)</u>
<u xml:id="u-59.20" who="#JanRudowski">Doskonale, nie robię mu w tym miejscu żadnych zarzutów.</u>
<u xml:id="u-59.21" who="#JanRudowski">A czy my, rodzice chrześcijańscy, a jest nas w Polsce 85%, mamy zrezygnować z obrony, reakcji i walki, czy mamy milczeć, gdy Spasowski bluźni?</u>
<u xml:id="u-59.22" who="#komentarz">(Głosy: Dawno go nie ma.)</u>
<u xml:id="u-59.23" who="#JanRudowski">Tak jest, nie ma go, został 10 lat temu zlikwidowany, ale książka jego nie jest dotychczas skonfiskowana, ale nauczyciele, których p. Spasowski ukształcił, uczą do dzisiejszego dnia nasze dzieci.</u>
<u xml:id="u-59.24" who="#JanRudowski">Czy mamy milczeć, gdy niedawno, jak prasa podawała, z ust nauczyciela padł okrzyk: „W Polsce dopiero wtedy będzie dobrze, gdy monstrancje w Wiśle potopimy?”</u>
<u xml:id="u-59.25" who="#komentarz">(Przerywania.)</u>
<u xml:id="u-59.26" who="#JanRudowski">Czy nam wolno spokojnie słuchać i nie reagować, gdy b. wojewoda i senator Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, wprawdzie nie katolik, ale chrześcijanin, mówi w tych murach: „Walka z klerem katolickim to konieczność”. Wysłuchaliśmy 3 dni temu pięknej płomiennej mowy p. s. Zarzyckiego, gdy bronił oficerów armii, reagujących na ubliżenie pamięci Wodza. Panie Generale, my też uważamy się za żołnierzy Kościoła katolickiego. I chociaż gorąco pragniemy konsolidacji społeczeństwa, to jednak będziemy zawsze reagować na krzywdę i obelgę wyrządzoną Kościołowi katolickiemu.</u>
<u xml:id="u-59.27" who="#komentarz">(S. Zarzycki: Co ma piernik do wiatraka?)</u>
<u xml:id="u-59.28" who="#JanRudowski">O walce wręcz nie myślimy, nawet mimo straszliwej zbrodni lubońskiej. Niechże jednak, na miły Bóg, opamiętają się ludzie nie wiedzący co czynią, nawołujący do walki.</u>
<u xml:id="u-59.29" who="#JanRudowski">Jest charakterystyczne, jak to ujmuje publicystyka katolicka, ta poważna publicystyka. W ostatnim numerze „Przeglądu Powszechnego” jest potraktowany w sprawozdaniu z ruchu religijnego, naukowego i społecznego incydent ten w następujących słowach: „Od antyklerykalizmu zaczęła się hiszpańska komuna a kończy się generałem Franco! Czyżby takie ideały snuły się po głowie s. Kwaśniewskiego i czyżby takich kolei życzył swej ojczyźnie?! Niebezpieczna to gra i antypaństwowa akcja wzywać w Senacie Rzeczypospolitej Polskiej do walki z klerem, jako takim, jako całością, jako stróżem religii, którą kocha i której bronić będzie cały katolicki naród. S. Kwaśniewski przypuszcza, że za nim stoi polski chłop. Jest to tragiczna pomyłka. Zwrócono dyskretnie uwagę b. wojewodzie, co o nim myśli polski włościanin. Nam się zdaje, iż za p. senatorem stoi tylko wolnomyślicielski klub, chyba że za kulisami tai się potężniejszy sprzymierzeniec...”.</u>
<u xml:id="u-59.30" who="#komentarz">(Głosy: Co to znaczy? Kto to mówi? Czy to Pan Senator od siebie? Przerywania.)</u>
<u xml:id="u-59.31" who="#JanRudowski">Mówię wyraźnie, że czytam.</u>
<u xml:id="u-59.32" who="#komentarz">(Głosy: Ale my nie wiemy, co to jest. Czy to jest artykuł?)</u>
<u xml:id="u-59.33" who="#JanRudowski">I kończy się ten artykuł słowami. „Potworna zbrodnia fanatyka nienawiści kleru mowa tu o zbrodni lubońskiej — jest realizowaniem na swój sposób hasła, które z ust. b. wojewody padło w gmachu Senatu Rzeczypospolitej”.</u>
<u xml:id="u-59.34" who="#komentarz">(Przerywania.)</u>
<u xml:id="u-59.35" who="#JanRudowski">Opinia publiczna katolicka zaczyna się budzić utrwalać, zwierać. My żołnierze mobilizujemy ją; dotychczas była terroryzowana. Nauczyciel, który ośmielił się wystąpić publicznie z ideologią katolicką lub pracować w stowarzyszeniu katolickim, był niejednokrotnie przenoszony na gorszą posadę lub zgoła zwalniany z niej.</u>
<u xml:id="u-59.36" who="#komentarz">(S. Śliwiński: Kto to pisze?)</u>
<u xml:id="u-59.37" who="#JanRudowski">To ja. Ja w teczce swojej mam materiały stwierdzające to.</u>
<u xml:id="u-59.38" who="#komentarz">(S. Kudelska: Prosimy. S. Ehrenkreuz: Prosimy o te materiały.)</u>
<u xml:id="u-59.39" who="#JanRudowski">Liczne listy, które otrzymałem w związku z referatem moim, wyrażają radość, wielką ulgę, że w końcu ktoś ośmielił się prześwietlić tę naszą tragiczną a zakłamaną rzeczywistość...</u>
<u xml:id="u-59.40" who="#komentarz">(S. Ehrenkreuz przerywa.)</u>
<u xml:id="u-59.41" who="#JanRudowski">...że opinia katolicka była dotychczas terroryzowana i nie dozwolono jej dojść do głosu — nie na dołach, bo tam przejawiała się niekiedy, ale w ośrodkach dyspozycyjnych, po inspektoratach i niektórych kuratoriach — to mi całkowicie potwierdziły opinie słyszane wśród władz Ministerstwa Oświaty.</u>
<u xml:id="u-59.42" who="#JanRudowski">I również przy prowadzeniu i na terenie mych badań, a nie w redakcji „Gońca” czy „Małego Dziennika”, oceniono mi sytuację, że kierownictwo szkół powszechnych i inspektoraty w wysokim stopniu, a w pewnym stopniu i kuratoria owiane są tendencjami i prądami ideologicznymi, nie dającymi się skorelować i zharmonizować z ideą wychowania narodowego i religijnego.</u>
<u xml:id="u-59.43" who="#komentarz">(Przerywania.)</u>
<u xml:id="u-59.44" who="#JanRudowski">Nie znaczy to bynajmniej, Panie Senatorze Malski, że znakomita większość nauczycielstwa i funkcjonariuszów resortu oświaty złą ideologię wyznaje, świadczy jednak niewątpliwie o tym, że większość jest sterroryzowana.</u>
<u xml:id="u-59.45" who="#komentarz">(S. Śliwiński: Przez kogo?)</u>
<u xml:id="u-59.46" who="#JanRudowski">Zatem drugim ciężkim obowiązkiem Ministra Oświaty będzie: ocenę słuszną wydobyć na wierzch, utrwalić myśl zdrową, znieść terror...</u>
<u xml:id="u-59.47" who="#komentarz">(S. Śliwiński: Terror?!)</u>
<u xml:id="u-59.48" who="#JanRudowski">...i zakłamanie prawdy. Tu tkwi sedno zagadnienia, nieszczęście oparte na słabości i braku odwagi ludzkiej; podwójnie zakłamana rzeczywistość: raz, że uznane i obowiązujące podstawy wychowania, choć są głoszone, nie są jednak należycie i powszechnie realizowane i dwa, że chociaż niewątpliwie większość nauczycielstwa jest wierząca i religijna, to jednak jest wciągnięta w orbitę wpływów innych, nie może się z nich wyzwolić ani swego rzeczywistego oblicza pokazać. Miałem sposobność dokładnie stwierdzić w czasie swych studiów nad referatem, że sfery kierownicze Ministerstwa Oświaty doskonale w problemie tym się orientują i należycie sytuację oceniają. Dzieło wychowania naprawić szczerze pragną, jeno sił im do tego brak.</u>
<u xml:id="u-59.49" who="#JanRudowski">Minister Świętosławski zapoczątkował drogę odkłamywania rzeczywistości, nawet wyniki pewne osiągnął, jednak tak wielkie trudności napotykał, że ręce mu kilkakrotnie opadały; mimo to usiłuje iść dalej!</u>
<u xml:id="u-59.50" who="#JanRudowski">Chylę czoła przed jego trudem. Wyciągam z tego wniosek: W tej sytuacji, każdy minister oświaty ktokolwiek by nim był, czy to profesor Świętosławski, czy jego następca, jeśli ma spełnić swe zadanie, zadanie uzdrowienia dzieła oświaty, musi otrzymać pomoc i podporę ze strony społeczeństwa. Sukursem tym może być tylko jednolita, zwarta i dobrze zorganizowana opinia publiczna społeczności katolickiej, powiedzmy chrześcijańskiej. Koncentrowanie i kumulowanie tej opinii odbywać się musi w myśl jakiegoś hasła, krystalizować przy jakiejś osi.</u>
<u xml:id="u-59.51" who="#JanRudowski">Dziwne czasami rzeczy się stają, ale nieodparcie przypomina mi się w tej chwili myśl, pewnego rodzaju wyzwanie, rzucone na komisji przez profesora Michałowicza: „W moim mieszkaniu wisi krzyż, gdyby ktoś chciał mi go zabrać, nie uszedłby z życiem”. To jest jedyna oś krystalizacyjna dla formowania się i tężenia opinii publicznej.</u>
<u xml:id="u-59.52" who="#JanRudowski">O to właśnie chodzi, Wysoka Izbo, o nic innego. My rodzice chrześcijańscy zawiesiliśmy, zaszczepiliśmy w duszach dzieci naszych wiarę i krzyż Chrystusowy; niech nikt się nie waży, nie ośmiela, nie myśli nawet, że zabrać je pozwolimy!</u>
<u xml:id="u-59.53" who="#JanRudowski">I tu chciałbym na zakończenie zrobić jedną drobną uwagę pod adresem p. prof. Michałowicza. Krzyża Pańskiego, Panie Profesorze, sam Pan nie obroni, nie da Pan rady; będzie on niewątpliwie zrabowany i roztrzaskany przez komunę i bezbożnictwo — chyba, że za Pana plecami stanie zawsze ten sam, zawsze zwycięski Kościół katolicki!</u>
<u xml:id="u-59.54" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-60">
<u xml:id="u-60.0" who="#AleksanderPrystor">Panie Senatorze Rudowski! Gdybym wiedział, że Pan będzie mówił nie jako sprawozdawca, ale jako senator Rudowski, to udzieliłbym Panu głosu przed p. Ministrem. Obecnie nie mogę wznawiać dyskusji. Przy tym muszę stwierdzić, że Pan nadużył pod tym względem sali.</u>
<u xml:id="u-60.1" who="#komentarz">(Huczne oklaski.)</u>
<u xml:id="u-60.2" who="#AleksanderPrystor">Rozprawa nad Budżetem Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego została zakończona.</u>
<u xml:id="u-60.3" who="#AleksanderPrystor">Głosu udzielam s. Siemiątkowskiemu dla oświadczenia osobistego.</u>
</div>
<div xml:id="div-61">
<u xml:id="u-61.0" who="#JerzyFelicjanSiemiątkowski">Wysoki Senacie! Głęboko dotknięty wczorajszym wystąpieniem Wicemarszałka Kwaśniewskiego i zastosowaną przez niego metodą polemiki, zgłosiłem wniosek o wyrażenie mu votum nieufności. Uważam, że byłoby to zdrową i właściwą reakcją Senatu.</u>
<u xml:id="u-61.1" who="#JerzyFelicjanSiemiątkowski">Ponieważ jednak Pan Marszałek Senatu oświadczenie, w którym przywoływał Wicemarszałka Kwaśniewskiego do porządku, powołując się na troskę o dobre obyczaje obrad zakończył stwierdzeniem, że uważa sprawę przez swoje oświadczenie za zakończoną, co przez wielu kolegów zostało zrozumiane, że dotyczy nie tylko sprawy na forum wczorajszej dyskusji, ale załatwia ją w całokształcie — nie chcąc stanąć w jakiejkolwiek bądź kolizji z rozstrzygnięciem Pana Marszałka i w trosce o niezaostrzanie atmosfery w Senacie — wniosek mój wycofuję.</u>
<u xml:id="u-61.2" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-62">
<u xml:id="u-62.0" who="#AleksanderPrystor">Porządek dzienny dzisiejszego posiedzenia został wyczerpany.</u>
<u xml:id="u-62.1" who="#AleksanderPrystor">Następne posiedzenie odbędzie się w poniedziałek o godz. 10 rano z następującym porządkiem dziennym:</u>
<u xml:id="u-62.2" who="#AleksanderPrystor">1. Sprawozdanie Komisji Budżetowej o projekcie ustawy skarbowej z preliminarzem budżetowym na rok 1938/39 — rozprawa szczegółowa nad częścią 8 (A i B) — Ministerstwo Skarbu.</u>
<u xml:id="u-62.3" who="#AleksanderPrystor">Projekt ustawy skarbowej na okres od 1 kwietnia 1938 do 31 marca 1939.</u>
<u xml:id="u-62.4" who="#AleksanderPrystor">Głosowanie nad projektem ustawy skarbowej wraz z budżetem na rok 1938/39 i nad rezolucjami.</u>
<u xml:id="u-62.5" who="#AleksanderPrystor">2. Sprawozdanie Komisji Budżetowej o projekcie ustawy o finansowaniu niektórych inwestycyj z funduszów państwowych w okresie do 31 marca 1939 r.</u>
<u xml:id="u-62.6" who="#AleksanderPrystor">3. Sprawozdanie Komisji Budżetowej o projekcie ustawy o zaciągnięciu pożyczki na cele inwestycyjne Państwowego Zakładu Higieny.</u>
<u xml:id="u-62.7" who="#AleksanderPrystor">Zamykam posiedzenie.</u>
<u xml:id="u-62.8" who="#komentarz">(Koniec posiedzenia o godz. 19 min. 30.)</u>
</div>
</body>
</text>
</TEI>
</teiCorpus>