text_structure.xml
289 KB
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79
80
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
98
99
100
101
102
103
104
105
106
107
108
109
110
111
112
113
114
115
116
117
118
119
120
121
122
123
124
125
126
127
128
129
130
131
132
133
134
135
136
137
138
139
140
141
142
143
144
145
146
147
148
149
150
151
152
153
154
155
156
157
158
159
160
161
162
163
164
165
166
167
168
169
170
171
172
173
174
175
176
177
178
179
180
181
182
183
184
185
186
187
188
189
190
191
192
193
194
195
196
197
198
199
200
201
202
203
204
205
206
207
208
209
210
211
212
213
214
215
216
217
218
219
220
221
222
223
224
225
226
227
228
229
230
231
232
233
234
235
236
237
238
239
240
241
242
243
244
245
246
247
248
249
250
251
252
253
254
255
256
257
258
259
260
261
262
263
264
265
266
267
268
269
270
271
272
273
274
275
276
277
278
279
280
281
282
283
284
285
286
287
288
289
290
291
292
293
294
295
296
297
298
299
300
301
302
303
304
305
306
307
308
309
310
311
312
313
314
315
316
317
318
319
320
321
322
323
324
325
326
327
328
329
330
331
332
333
334
335
336
337
338
339
340
341
342
343
344
345
346
347
348
349
350
351
352
353
354
355
356
357
358
359
360
361
362
363
364
365
366
367
368
369
370
371
372
373
374
375
376
377
378
379
380
381
382
383
384
385
386
387
388
389
390
391
392
393
394
395
396
397
398
399
400
401
402
403
404
405
406
407
408
409
410
411
412
413
414
415
416
417
418
419
420
421
422
423
424
425
426
427
428
429
430
431
432
433
434
435
436
437
438
439
440
441
442
443
444
445
446
447
448
449
450
451
452
453
454
455
456
457
458
459
460
461
462
463
464
465
466
467
468
469
470
471
472
473
474
475
476
477
478
479
480
481
482
483
484
485
486
487
488
489
490
491
492
493
494
495
496
497
498
499
500
501
502
503
504
505
506
507
508
509
510
511
512
513
514
515
516
517
518
519
520
521
522
523
524
525
526
527
528
529
<?xml version="1.0" encoding="UTF-8"?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
<xi:include href="PPC_header.xml"/>
<TEI>
<xi:include href="header.xml"/>
<text>
<body>
<div xml:id="div-1">
<u xml:id="u-1.0" who="#komentarz">(Początek posiedzenia o godz. 10.)</u>
<u xml:id="u-1.1" who="#PrezesNajwyższejIzbyKontroli">Przewodniczący Marszałek Senatu Aleksander Prystor.</u>
</div>
<div xml:id="div-2">
<u xml:id="u-2.0" who="#Marszałek">Otwieram posiedzenie. Jako sekretarzy zapraszam ss. Plocka i Terlikowskiego. Protokół i listę mówców prowadzić będzie s. Terlikowski.</u>
<u xml:id="u-2.1" who="#Marszałek">Protokół 8 posiedzenia Senatu uważam za przyjęty, gdyż nie wniesiono przeciwko niemu zarzutów. Protokół 9 posiedzenia jest do przejrzenia w Biurze Senatu.</u>
<u xml:id="u-2.2" who="#Marszałek">Jeśli nie usłyszę sprzeciwu ze strony Wysokiej Izby, poproszę p. p. sprawozdawców budżetów Ministerstwa Opieki Społecznej oraz Funduszu Pracy, ażeby kolejno zreferowali swe budżety, poczem odbyłaby się dyskusja łączna. Nie słyszę sprzeciwu, uważam propozycję moją za przyjętą.</u>
<u xml:id="u-2.3" who="#Marszałek">Przystępujemy do punktu 1 porządku dziennego: Sprawozdanie Komisji Budżetowej o projekcie budżetu na r. 1936/37. Rozprawa szczegółowa nad częścią 14 (A i B) — Ministerstwo Opieki Społecznej.</u>
<u xml:id="u-2.4" who="#Marszałek">Głos ma sprawozdawca s. Bobrowski.</u>
</div>
<div xml:id="div-3">
<u xml:id="u-3.0" who="#SBobrowski">Wysoki Senacie! Sprawozdanie z obrad komisji nad budżetem Ministerstwa Opieki Społecznej, przedłożone w druku, nie wymaga zbyt wielu słów uzupełnienia.</u>
<u xml:id="u-3.1" who="#SBobrowski">Samo życie w swych codziennych przejawach przemawia głośniej i dobitniej, niż najlepszy sprawozdawca. Miljony rąk wyciągniętych z żądaniem pracy, miljony rąk bezrobotnych, tej, jak określił w swej odezwie Prymas Polski, „ofiary cudzych grzechów ustrojów społecznych” są codziennem oskarżeniem obecnego ustroju, są codziennem wezwaniem Rządu i społeczeństwa do rychłej i gruntownej zmiany dzisiejszych form wytwórczości i rozdziału produktów.</u>
<u xml:id="u-3.2" who="#SBobrowski">Zaś tam, gdzie robotnicy mają to szczęście, iż mogą pracować, pojawiają się nieustanne próby zamykania warsztatów, łamania umów, obniżania zarobków. Życie codzienne nasuwa nam przed oczy obrazy twardych akcyj cennikowych, walk strajkowych, głodówek podziemnych.</u>
<u xml:id="u-3.3" who="#SBobrowski">Z godnością i imponującą solidarnością stanął do walki strajkowej proletariat Łodzi w obronie umowy. Bez względu na stosunek do ruchu robotniczego musi każdy obywatel odnieść się z szacunkiem do tej solidarnej i ofiarnej akcji w obronie robotników, zatrudnionych w drobnych, łamiących stale umowy przedsiębiorstwach. Poważna i spokojna akcja strajkowa ponad 100.000 robotników wykazuje, jak wiele altruizmu i ducha ofiary posiada ten, dotąd tak mało u nas ceniony czynnik, jakim jest praca, jakim są robotnicy. O nich to mówił Wyspiański: „Siła, to wy”. Lecz nie słów uznania domaga się życie dla tych twardo walczących robotników; życie domaga się ustawy o umowach zbiorowych, domaga się ustawy o izbach pracy. Niechaj energja, zużywana na walki, skierowana będzie w izbach pracy do prac twórczych nad społeczną przebudową Państwa; niechaj walczący dziś ciężko o kawał chleba powszedniego staną się współtwórcami lepszego, sprawiedliwszego ustroju.</u>
<u xml:id="u-3.4" who="#SBobrowski">Życie codzienne, życie świata pracy, jego społeczna i wytwórcza wartość, jego głębokie przywiązanie do Państwa, gotowość do codziennych ofiar i do twardej walki w obronie całości i niepodległości Państwa, jego trudy i troski, jego krzywda i nędza wołają o śmiałą politykę społeczną Państwa.</u>
<u xml:id="u-3.5" who="#SBobrowski">Również nasuwa nam życie przed oczy codziennie niedolę młodzieży dorastającej, niemogącej znaleźć pracy ani na roli, ani w przemyśle, niedolę młodzieży kończącej szkoły średnie i zawodowe i szkoły wyższe i nieznajdującej odpowiadającej kwalifikacjom pracy, co gorzej nieznajdującej często żadnej pracy; niedolę młodych dziewcząt, którym twardy los wybierać każe między śmiercią lub ulicą.</u>
<u xml:id="u-3.6" who="#SBobrowski">Wszystkim tym niedolom nie zaradzi się budżetem Ministerstwa Opieki Społecznej, nie zaradzi się bez śmiałych rzutów, bez przebijania głową muru, bez realnego i szerokiego programu prac i robót.</u>
<u xml:id="u-3.7" who="#SBobrowski">Troską Rządu i społeczeństwa musi być, by coroczny przybytek dorastającej młodzieży nie marnował się, nie schodził na manowce, nie zatracał swej twórczej wartości. Zarazem niechaj nareszcie ustaną ataki na t. zw. zdobycze robotnicze, na czas pracy, urlopy, ubezpieczenia społeczne. Pracownicy fizyczni i umysłowi muszą czuć się pełnymi obywatelami kraju, muszą wiedzieć, że ustawy kładą kres wykorzystywaniu ekonomicznie słabszych czynników, muszą wiedzieć, że Państwo otacza pracę ochroną.</u>
<u xml:id="u-3.8" who="#SBobrowski">Zmuszony jestem poruszyć sprawę ubezpieczeń społecznych, gdyż w sprawozdaniu generalnego referenta znalazły się uwagi nieakceptowane przez Komisję Budżetową i wymagające sprostowania.</u>
<u xml:id="u-3.9" who="#SBobrowski">Nie mam zamiaru uzasadniać konieczności ubezpieczeń społecznych, muszę jedynie stwierdzić, iż systematyczne ograniczanie zasięgu ubezpieczeń prowadzi z konieczności do ograniczania świadczeń; wyłączenie z obowiązku ubezpieczeniowego pracowników samorządowych i szeregu zakładów i instytucyj państwowych pozostawia ubezpieczeniu chorobowemu gorsze — pod względem ryzyka — grupy ubezpieczonych; mimo ograniczenia zasięgu ubezpieczenia chorobowego do wysokości 725 zł miesięcznego zarobku zauważa sprawozdawca generalny, iż „liczne rzesze ubezpieczenia nie potrzebują”. Zapewne, póki są młodzi i zdrowi i mają stałe pobory dostatecznie wysokie, nie dbają o ubezpieczenie, lecz gdy to wszystko się zmieni, gdy lat przybędzie, gdy choroba zagości w domu, wtedy okaże się, że na kurację, na lekarza, leki, szpitale trzeba zaciągnąć pożyczkę, gdyż pobory nie wystarczą. Ubezpieczenia społeczne mogą być tanie i jednocześnie dużo świadczyć tylko pod warunkiem, że będą powszechne, że obejmą całą pracę najemną, wszystkich pracowników fizycznych i umysłowych. Ograniczanie zasięgu ubezpieczeń do grup mało zarabiających musi dawać gorsze wyniki zarówno w kosztach, jak i świadczeniach.</u>
<u xml:id="u-3.10" who="#SBobrowski">Dalsze uwagi dotyczą dotychczasowego sposobu lokowania kapitału na rynku sztywnym i łączą się z żądaniem nabywania papierów pupilarnych na wolnym rynku, co poprawiłoby kurs tych papierów, a ubezpieczalniom dało lepsze warunki lokaty. Zagadnienie to było poprzednio omawiane na komisji i zgodnie stwierdzono, iż instytucje ubezpieczeń społecznych nabywały papiery na sztywnym rynku nie z własnej woli i nie osiągnęły przy tej tranzakcji właściwych korzyści. Zmiana sposobów nabywania papierów może tylko przynieść pewną korzyść instytucjom. Dotychczasowy system szedł po linji potrzeb Skarbu Państwa, to też krytyka tego systemu przez p. senatora Kozłowskiego była dla wielu niespodzianką. Stan lokat w roku 1935 przedstawia się następująco: W papierach 387 miljonów złotych, w nieruchomościach 119 miljonów złotych, na hipotekach 110 miljonów złotych, w bankach 98 miljonów złotych. Procentowo wyraża się to w następujących cyfrach: w papierach 54%, w nieruchomościach 17%, na hipotekach 15%, w bankach 14%. Wnioski Komisji Gruberowskiej zmierzają do podniesienia procentu lokat w papierach do 70%, w innych zaś formach po 10%. Wyniki finansowe przy tej formie lokaty nie będą może gorsze, jednak płynność gotówki na wypłaty rent może się okazać niedostateczna. W końcu stwierdza sprawozdawca generalny, że „olbrzymi podatek nałożony na tak zwany świat pracy nie stoi w żadnym stosunku do korzyści, jakie świat pracy wyciąga, względnie w przyszłości wyciągnie z obecnych ciężarów; nadto ciężary te, ustanowione w okresie dobrej konjunktury, nie zostały zmienione i dostosowane do naszych warunków. Jako pozycja sztywnych kosztów ciążą na produkcji i podwyższają ceny, ciążąc na minimalnych dziś zarobkach świata pracy, nie stoją w żadnym stosunku do zaspokajania innych potrzeb. Utrzymują jedynie sztab 20 tys. urzędników”. Nie wolno mi tych twierdzeń, zawartych nie w artykule dziennikarskim, lecz w referacie generalnego sprawozdawcy pozostawić bez sprostowania. Przedewszystkiem stwierdzam, że ciężary ubezpieczeń społecznych zostały, wbrew twierdzeniu p. generalnego sprawozdawcy, bardzo znacznie obniżone; sprawę tę omówiłem pokrótce w swem sprawozdaniu, przypomnę więc jedynie, że składki na wszystkie ubezpieczenia wyniosły w r. 1930 w całem Państwie (łącznie z Górnym Śląskiem) 579,5 milj. złotych, zaś w r. 1935 około 350 miljonów zł. Obniżenie spowodowane jest nietylko zmniejszeniem liczby ubezpieczonych i zmniejszeniem zarobków, lecz również ustawą scaleniową (od 1.1. 1934 r.), dekretem Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 24.X. 1934 r. (zwolnienie od ubezpieczenia pewnych kategoryj pracowników), obniżeniem od 1.VI. 1935 r. składki ubezpieczenia pracowników umysłowych z 2,8% do 2% i w końcu dekretem Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 16.I. 1936 r., ustalającym na okres dwóch lat obniżenie składki o dalsze 30 miljonów zł rocznie.</u>
<u xml:id="u-3.11" who="#SBobrowski">Następnie nie jest zgodne z prawdą, iż ciężary ubezpieczeń społecznych nie stoją w żadnym stosunku do korzyści świata pracy i że utrzymują jedynie sztab 20 tysięcy urzędników.</u>
<u xml:id="u-3.12" who="#SBobrowski">Odpowiem cyframi: w roku 1930 składki wyniosły 579,5 milj., zaś świadczenia — 494 miljony, w r. 1934 składki — 365 miljonów, świadczenia — 274 miljony.</u>
<u xml:id="u-3.13" who="#SBobrowski">Jeżeli chodzi specjalnie o świadczenia działów ubezpieczeń długoterminowych, pozwolę sobie powołać się na cyfry, podane w przemówieniu p. Ministra Opieki Społecznej, wygłoszonem w dniu 11 lutego b. r. na posiedzeniu senackiej Komisji Budżetowej, a więc na łatwo dostępne członkom komisji i niewątpliwie miarodajne źródło, wedle którego w r. 1935 wyniosły świadczenia długoterminowe około 130 miljonów dla 350.000 osób, licząc razem inwalidów pracy, starców, wdowy i sieroty. Przy tej sposobności oświadczył p. Minister: „Należy podnieść doniosłą rolę świadczeń ubezpieczeniowych, które dostarczają środków egzystencji setkom tysięcy osób, dotkniętych inwalidztwem, starością lub pozbawionych jedynego żywiciela. Świadczenia ubepieczeniowe nabierają szczególnego znaczenia w okresie depresji gospodarczej, gdy inne źródła pomocy z natury rzeczy ulec muszą poważnym restrykcjom”. I dalej mówił p. Minister: „Powyższe liczby wskazują nietylko na społeczne znaczenie świadczeń ubezpieczeniowych, lecz również na ich oczywistą rolę gospodarczą, jako czynnika przeciwdziałającego nadmiernemu spadkowi konsumcji w okresach kryzysu i depresji, co z czysto ekonomicznego punktu widzenia musi być należycie ocenione”.</u>
<u xml:id="u-3.14" who="#SBobrowski">Mam wrażenie, że podane cyfry dostatecznie wyjaśniły nieporozumienie i że frazes o 20 tysiącach urzędników znalazł się w referacie zapewne wskutek zbytniego ferworu.</u>
<u xml:id="u-3.15" who="#SBobrowski">Korzystam ze sposobności referowania budżetu Ministerstwa Opieki Społecznej, by zwrócić uwagę na drakońskie stosowanie przez niektóre osoby prawne przepisów dekretu Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 13.XII. 1935 r. o zmianie niektórych zaopatrzeń emerytalnych, przy stosowaniu tego dekretu współdziała bowiem z Ministrem Skarbu Minister Opieki Społecznej.</u>
<u xml:id="u-3.16" who="#SBobrowski">Intencją dekretu jest wedle art. 1 obniżenie nadmiernych w wielu instytucjach zaopatrzeń emerytalnych i odszkodowań i przystosowanie ich do zmiennego położenia gospodarczego; ma to przynieść ulgę osobom prawnym, dotkniętym tym kryzysem. Niektóre osoby prawne skwapliwie skorzystały z tego dekretu i już z końcem lutego przeprowadziły znaczne obniżenie zaopatrzeń emerytalnych. Podam przykładowo dane z jednej instytucji: obniżono emerytury z 200 zł na 65 zł: z 225 zł na 72 zł, z 184,80 zł na 59 zł, z 180 zł na 35 zł, z 165 zł na 52,80 zł, wdowie z 3 dzieci obniżono emeryturę z 127 zł na 44,46 zł.</u>
<u xml:id="u-3.17" who="#SBobrowski">Miałem w ręku pismo tej instytucji, zawiadamiające byłego pracownika o natychmiastowem obniżeniu emerytury z 165 zł na kwotę 52,80 zł; w piśmie tem dla ścisłości oczywiście podano również ile wyniesie zasiłek pogrzebowy. Formalnie jest to niewątpliwie zrobione w porządku, niemniej może się znaleźć emeryt lub wdowa, która to uzna za zachętę albo za sadyzm.</u>
<u xml:id="u-3.18" who="#SBobrowski">Sprawy emerytalne przedstawiają się istotnie w Polsce bardzo dziwacznie; emerytury są nadmiernie wysokie w wielu instytucjach i samorządach. Oto np. w samorządzie warszawskim, wedle pracy dr. Lechowicza, 31 osób pobiera emerytury w kwocie od 1.000 zł wgórę. Wprawdzie dekret, o którym mówiłem, nie dotyczy samorządu, podaję tylko przykładowo, jak to emerytury wielkim ciężarem padają na instytucje, w danym wypadku na samorządy. To też rozumiem, że przy stosowaniu wymienionego wyżej dekretu, niedotyczącego, jak powiedziałem, samorządu, należy obniżyć emerytury wysokie, jednak nie naruszać głodowych emerytur, zwłaszcza emerytur wdów i sierot.</u>
<u xml:id="u-3.19" who="#SBobrowski">Wysoki Senacie! Mam to głębokie przekonanie, że sprawozdanie drukowane, które pp. senatorom zostało przedłożone, wyczerpuje zasadniczo te zagadnienia, które jako referent powinienem był omówić. Mam również przekonanie, że nad sprawozdaniem rozwinie się dyskusja, która poruszy specjalnie zapewne zagadnienia opieki społecznej i zdrowia. Poprzystaję więc na wypowiedzeniu tych kilku uwag i kończąc, imieniem Komisji Budżetowej Senatu proszę Wysoką Izbę o przyjęcie budżetu w brzmieniu uchwalonem przez Sejm.</u>
<u xml:id="u-3.20" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-4">
<u xml:id="u-4.0" who="#Marszałek">Przystępujemy do rozprawy szczegółowej nad budżetem Funduszu Pracy.</u>
<u xml:id="u-4.1" who="#Marszałek">Jako sprawozdawca głos ma s. Marjan Malinowski.</u>
</div>
<div xml:id="div-5">
<u xml:id="u-5.0" who="#SMarjanMalinowski">Wysoki Senacie! W preliminarzu Budżetu Funduszu Pracy na rok 1936/37 dochody ustalono na 95.000.000 zł, z czego ma wpłynąć: 56.400.000 zł — jako opłaty, 11.500.000 zł — jako przelewy na rzecz Funduszu Pracy, 24.000.000 zł — wpływy z tytułu zabezpieczenia na wypadek bezrobocia, 100.000 zł — świadczenia z tytułu zaległych podatków państwowych, 1.670.000 zł — wpływy z majątku, 80.000 zł — wpływy z tytułu pośrednictwa pracy, 750.000 zł — ofiary, 200.000 zł — odsetki od lokat Funduszu Inwestycyjnego, 300.000 zł — jako różne drobne dochody.</u>
<u xml:id="u-5.1" who="#SMarjanMalinowski">Po stronie rozchodów: 7.575.000 zł przeznaczono na administrację, 145.000 zł — na likwidację agend Stowarzyszenia Opieki nad niezatrudnioną młodzieżą, 35.000.000 zł — na akcję zatrudnienia, 1.150.000 zł — na pomoc społeczną, 31.050.000 zł — na zasiłki z tytułu zabiezpieczenia na wypadek bezrobocia, 19.000.000 zł — na pomoc doraźną, 150.000 zł — na koszta poboru opłat, 630.000 zł — na koszta bankowe, 100.000 zł — na różne.</u>
<u xml:id="u-5.2" who="#SMarjanMalinowski">Sejm dokonał następujących poprawek w rozchodach: W paragrafie „Administracja” sumę 7.575.000 zł zmniejszył o 202.000 zł, wobec czego na administrację pozostało 7.373.000 zł, zaś sumę 202.000 zł dodano do pararafu 3 „Pomoc społeczna”, wobec czego w paragrafie 3 zamiast 1.150.000 zł mamy cyfrę 1.352.000 zł.</u>
<u xml:id="u-5.3" who="#SMarjanMalinowski">Senacka Komisja Budżetowa tę jedyną poprawkę sejmową zaakceptowała.</u>
<u xml:id="u-5.4" who="#SMarjanMalinowski">Wysoki Senacie! Taki instrument, jak Fundusz Pracy, w rękach dobrego gospodarza i przy dobrze zrozumianej finansowej opiece Rządu, może być potężnym czynnikiem nietylko w walce z bezrobociem, ale nawet w likwidacji bezrobocia, a jednocześnie czynnikiem przebudowania Polski starej na Polskę nową — Polskę przyszłości!</u>
<u xml:id="u-5.5" who="#SMarjanMalinowski">Dlatego pozwolę sobie porównać niektóre pozycje projektowanego budżetu na rok 1936/37 z budżetem roku poprzedniego.</u>
<u xml:id="u-5.6" who="#SMarjanMalinowski">W roku budżetowym 1935/36 Fundusz Pracy, mając budżet w wysokości 127.000.000 zł, z czego 94.000.000 było przeznaczonych na zatrudnienie 555 tysięcy bezrobotnych, do dnia 1 października z. r. zatrudnił tylko 184.000 osób. Z tego najwięcej zatrudniono — podaję cyfry okrągłe — w województwach: warszawskiem (bez miasta Warszawy), gdzie na 36.000 bezrobotnych zatrudniono około 14.000 zaledwie; łódzkiem na 69.000 bezrobotnych — około 14.000, kieleckiem na 55.000 bezrobotnych — około 19.000, pomorskiem na 20.000 bezrobotnych — około 11.000, krakowskiem na 33.000 bezrobotnych zatrudniono około 21.000. Według statystyki stwierdzono, że w roku budżetowym 1935/36 przy 94 miljonach złotych, przeznaczonych na zatrudnienie, otrzymało pracę na robotach publicznych, prowadzonych przez Fundusz Pracy, 28% bezrobotnych, na innych robotach 23%, zaś 49% bezrobotnych nie dostało pracy wogóle.</u>
<u xml:id="u-5.7" who="#SMarjanMalinowski">Z tego porównania widzimy, że sam Fundusz Pracy, aby podołać zagadnieniu likwidacji bezrobocia w Polsce, powinienby w roku 1935/36 rozporządzać przynajmniej 300 miljonami zł. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że oprócz zarejestrowanych 500.000 zgórą bezrobotnych poszukują pracy setki tysięcy innych bezrobotnych, których dostarcza wieś, którzy nigdzie nie są zarejestrowani, już nie licząc dorastającej miejskiej i wiejskiej młodzieży, reemigrantów i żołnierzy zwolnionych z wojska po odbyciu służby wojskowej — możemy dopiero wywnioskować, jakiemi sumami powinienby rozporządzać Fundusz Pracy na rok 1936/37, aby podołać zadaniu likwidacji bezrobocia oraz sfinansowania tych wszystkich robót, jakich dokonania kraj nasz wymaga.</u>
<u xml:id="u-5.8" who="#SMarjanMalinowski">Na konferencji wojewódzkiej w tak przemysłowym okręgu, jakim jest łódzki okręg, przedstawiciele izby przemysłowo - handlowej stwierdzili konieczność rozbudowy sieci kolejowej, bądź uzupełnienia niektórych linij drugim torem, motywując to koniecznościami gospodarczemi i handlowemi. Przedstawiciele świata pracy na tejże konferencji zaznaczyli, że należy koniecznie zwrócić uwagę miarodajnych czynników na wyjątkowe znaczenie regjonu łódzkiego w życiu gospodarczem Polski, na konieczność wyjątkowo energicznej walki z bezrobociem na tym terenie i w związku z tem na konieczność przyznawania odpowiednich kredytów. Jest rzeczą konieczną, aby na terenie województwa łódzkiego roboty publiczne były prowadzone w możliwie szerokim zakresie i aby na ten cel rok rocznie przeznaczać sumy, odpowiadające zarówno rozmiarom, jak i roli województwa w życiu gospodarczem kraju oraz potrzebom tego okręgu. W obecnej sytuacji gospodarczej tylko prowadzenie w wydatnych rozmiarach robót publicznych przy pomocy finansowej Funduszu Pracy może zapobiec dalszemu ubożeniu ludności zarówno w miastach, jak i na wsi i przyczynić się do zapewnienia województwu łódzkiemu nowych, a koniecznych urządzeń inwestycyjnych.</u>
<u xml:id="u-5.9" who="#SMarjanMalinowski">Również i na wielkiej naradzie gospodarczej, zwołanej przez Rząd obecny, wszyscy referenci — przedstawiciele różnych instytucyj gospodarczych zgadzali się na jedno: że walka z bezrobociem, prowadzona zapomocą kilkoletniego planu robót inwestycyjnych przez Państwo, jest konieczna i musi być wprowadzona w życie, inaczej wieś nie będzie konsumentem towarów przemysłowych, że trzeba likwidować bezrobocie w miastach, bo inaczej miasta wskutek coraz większego ubożenia przestają być konsumentami płodów rolnych.</u>
<u xml:id="u-5.10" who="#SMarjanMalinowski">Wreszcie zmniejszenie konsumcji uwidoczniło się w referatach budżetowych o monopolach państwowych i wogóle o dochodach skarbowych. Inaczej być nie może, albowiem z jednej strony bezrobocie rośnie, a z drugiej zarobki pracujących stale się kurczą. W jednym i drugim wypadku konsumentów ubywa, zaś Skarbowi ubywa podatników.</u>
<u xml:id="u-5.11" who="#SMarjanMalinowski">Roboty w Polsce do zrobienia jest moc, co zostało podkreślone w senackiej Komisji Budżetowej choćby w referacie tyczącym się budżetu Ministerstwa Rolnictwa, według którego w kraju jest do zmeljorowania 17 miljonów hektarów ziemi, w czem 10 miljonów hektarów ziemi ornej, zaś w referacie budżetowym, dotyczącym Ministerstwa Komunikacji jaskrawo było uwidocznione, że pod względem dróg bitych zajmujemy w Europie prawie ostatnie miejsce.</u>
<u xml:id="u-5.12" who="#SMarjanMalinowski">Wczoraj p. Minister Spraw Wojskowych mówił o konieczności wzmożenia obrony Państwa. W tem zagadnieniu na czoło wysuwa się sprawa inwestycyj. Również i p. Minister Sprawiedliwości zaznaczył, że sądownictwo wskutek bardzo ciasnego budżetu pracuje w niesłychanie ciężkich warunkach.</u>
<u xml:id="u-5.13" who="#SMarjanMalinowski">Ale jakże budżet rozszerzyć, kiedy podatników ubywa? Ażeby podatników nie ubywało, trzeba, żeby ci bezrobotni i ci, którzy pracują 2–3 dni w tygodniu, ci, których zarobki się kurczą, mogli zarabiać więcej, a wtedy będą podatki wpływały, dochody budżetowe się zwiększą i wszystkie bolączki odpadną.</u>
<u xml:id="u-5.14" who="#SMarjanMalinowski">Ale jak tu poradzić? Roboty mamy moc, bezrobotnych mamy, nie starcza nam charakteru czy woli zdecydować się na krok, któryby nam pozwolił na likwidację zła, jakiem jest bezrobocie, zła, które ogólnie nazywamy kryzysem gospodarczym. Że tak jest — dowodem inny fakt. W roku budżetowym 1935/36 mieliśmy do rozporządzenia na inwestycje 326 miljonów, w czem z Funduszu Pracy było 94 miljony, na r. 1936/37 mamy tylko 225 miljonów, w czem z Funduszu Pracy jest tylko 35 miljonów. Zestawienie tych cyfr nie jest wesołe dla bezrobotnych i fakt ten wymaga szybkiego zastanowienia się Rządu, w jaki sposób stworzyć nowe źródła finansowe, aby rozwiązać w Polsce zagadnienie bezrobocia oraz zwiększyć konsumcję na wsi i w miastach.</u>
<u xml:id="u-5.15" who="#SMarjanMalinowski">Przejdę jednak znów do analizy budżetu Funduszu Pracy na rok 1936/37 w porównaniu do poprzedniego budżetu. W roku budżetowym 1935/36 Fundusz Pracy dysponował po stronie dochodów, jak zaznaczyłem, 127 miljonami zł, a na rok 1936/37 przewiduje się tylko 95 miljonów, więc o 32 miljony mniej. Na zmniejszenie dochodów o 32 miljony wpływają obniżki: w § 1-a „Przelewy na rzecz Funduszu Pracy” o 78.000;w § 2 „Wpływy z tytułu ubezpieczeń na wypadek bezrobocia” o 1.500.000; w § 3 „Świadczenia z tytułu zaległych podatków państwowych” o 900.000; w § 5 „Wpływy z pośrednictwa pracy” o 70.000; w § 6 „Ofiary” o 3.250.000; w § 7 „Odsetki od lokat funduszu inwestycyjnego” o 20.100.000, a wreszcie w § 8 „Różne” o 100.000 w porównaniu z poprzednim rokiem budżetowym. Coprawda przewiduje się na rok 1936/37 zwiększenie wpływów z § 1 „Opłaty” o 2.605.000. Jednakże w sumie budżet Funduszu Pracy na rok 1936/37 został okrojony o 32 miljony. Wynikiem takiego stanu rzeczy są zmiany po stronie wydatków. Mimo, że na administrację już preliminowano o 45.000 mniej, niż w roku zeszłym, trzeba było jeszcze o 202.000 sumę preliminowaną zmniejszyć, żeby zasilić w tych warunkach pozycję § 3 — wydatki na pomoc społeczną. A więc na administrację pozostanie 7.373.000 zł. Muszę zaznaczyć, że po połączeniu Funduszu Pracy z Funduszem Bezrobocia nastąpiła spora redukcja personelu urzędniczego, bowiem przed połączeniem obydwie te instytucje zatrudniały 1.699 pracowników, zaś po połączeniu i uproszczeniu biurowości, zatrudniają razem 1.068 pracowników, czyli o 595 osób mniej. § 1-a na likwidację agend tak zwanego S. O. M-u przeznacza 145.000; jest to jeszcze jeden obowiązek, że tak powiem, narzucony Funduszowi Pracy do wykonania bez dania na ten cel funduszów.</u>
<u xml:id="u-5.16" who="#SMarjanMalinowski">Baczną uwagę poświęcić należy § 2 „Akcja zatrudnienia”. Widzimy tu w pozycji wydatków tylko sumę 35.000.000 na rok 1936/37, a więc o 33.000.000 mniej, aniżeli było w budżecie za rok 1935/36, mniej zaś o 59.000.000, aniżeli wydano wogóle na zatrudnienie w r. 1935/36. Ta pozycja w budżecie Funduszu Pracy jest wprost tragiczna, jeśli weźmiemy pod uwagę konieczność coraz intensywniejszej walki z bezrobociem i stały co roku przyrost bezrobotnych.</u>
<u xml:id="u-5.17" who="#SMarjanMalinowski">Według planu ogólnego, jaki sobie ułożyło kierownictwo Funduszu Pracy, wypada: 1) na inwestycje w miastach zł 18.700.000, rezerw a do dyspozycji dyrektora Funduszu Pracy na wypadek wzmożonego gdzieś bezrobocia — zł 700.000, 2) zatrudnienie młodzieży przy robotach drogowych, jak obwałowanie rzek i t. p. — zł 10 miljonów, 3) budownictwo mieszkaniowe Towarzystwa Osiedli Robotniczych — 5 miljonów zł, 4) pomiary, plany i projekty 600.000 zł. Ogółem 35 miljonów zł.</u>
<u xml:id="u-5.18" who="#SMarjanMalinowski">Przytoczę tylko ważniejsze miejscowości, które mają coś otrzymać z tego podziału. Komisarjat Rządu m. Warszawy w roku zeszłym otrzymał okrągło 6 miljonów, w r. 1936/37 przewiduje się wszystkiego 1.900.000. Województwo warszawskie otrzymało w roku zeszłym około 6 miljonów, obecnie otrzyma 1.200.000. Województwo łódzkie w roku zeszłym — 14 miljonów na 69.000 bezrobotnych, obecnie przewiduje się przy 70.000 bezrobotnych tylko 3 miljony zł. Województwo kieleckie w roku zeszłym 10.712.000, teraz ma obiecane 2.700.000. Województwo krakowskie otrzymało 6.236.400 zł, obecnie przewiduje się 1.300.000. Wogóle na rok 1936/37 wpłynęło do Funduszu Pracy podań zgórą o 200 miljonów na inwestycje, tymczasem do rozporządzenia na ten cel jest przeznaczona suma tylko 18.700.000 zł.</u>
<u xml:id="u-5.19" who="#SMarjanMalinowski">Wysoki Senacie! Czyż nie jest to dziwny splot warunków. Mamy, lekko rachując, przeszło półtora miljona bezrobotnych, biorąc pod uwagę zarejestrowanych, nierejestrowanych, reemigrantów, coroczny kontygent dorastającej młodzieży, b. żołnierzy po odbyciu służby wojskowej i kilkaset tysięcy t. zw. półbezrobotnych, pracujących dwa lub trzy dni w tygodniu.</u>
<u xml:id="u-5.20" who="#SMarjanMalinowski">Mamy na dziesiątki lat pracy do wykonania robót koniecznych o charakterze narodowym czy państwowym i publicznym, których wykonanie podniosłoby wielokrotnie wartość ogólnego majątku narodowego i państwowego, i nie możemy finansowo znaleźć sposobu rozwiązania tego zagadnienia.</u>
<u xml:id="u-5.21" who="#SMarjanMalinowski">Czas biegnie naprzód, bezrobotnych przybywa, roboty do wykonania jest coraz więcej, a my wszyscy, którzy powinniśmy za wszelką cenę natychmiast to zagadnienie rozstrzygnąć pozytywnie, z miejsca ruszyć nie możemy. Dziwnie zaiste układają się sprawy w naszej Ojczyźnie.</u>
<u xml:id="u-5.22" who="#SMarjanMalinowski">Następny § 3 w myśl poprawki sejmowej, przyjętej przez senacką Komisję Budżetową, przeznacza 1.373.000 zł na „pomoc społeczną”. Są to ogrody działkowe, przydzielone bezrobotnym pod uprawę warzyw. Na urządzenie 20.000 działek proponuje się w r. 1936/37 — 400.000 zł. Dalsza pozycja działu „pomoc społeczna” preliminuje około 250.000 zł na akcję kulturalno-oświatową, a więc prowadzenie dla bezrobotnych świetlic, bibljotek, kursów dokształcających i t. p. Akcja ta jest bardzo pożyteczna i konieczna ze względów państwowych i społecznych oraz jako środek przeciwdziałania nastrojom depresji wśród robotników bezrobotnych. Trzecia pozycja w wydatkach na pomoc społeczną dla bezrobotnych, przedstawiająca się w sumie 500.000 zł, — to wydatki na osadnictwo, przeszkolenia zawodowe oraz pomoc w tworzeniu warsztatów pracy dla bezrobotnych.</u>
<u xml:id="u-5.23" who="#SMarjanMalinowski">§ 4 preliminowanych wydatków, to: „Zasiłki z tytułu zabezpieczenia na wypadek bezrobocia”. Pozycja ta obejmuje 31.550.000 zł, co odpowiada kwocie na ten cel z roku zeszłego, przyczem w sumie tej mieszczą się 2 miljony dla bezrobotnych umysłowych i 17 miljonów dla bezrobotnych fizycznych.</u>
<u xml:id="u-5.24" who="#SMarjanMalinowski">W § 5 „Pomoc doraźna” na r. 1936/37 preliminuje się 19 miljonów, a więc o 2.500.000 zł więcej, aniżeli w poprzednim roku budżetowym.</u>
<u xml:id="u-5.25" who="#SMarjanMalinowski">Przy 35 miljonach, preliminowanych na za trudnienie, suma 19 miljonów na doraźną pomoc jest bardzo, ale to bardzo niewystarczająca — bowiem czem mniejszy jest stan zatrudnienia, czem mniej prowadzi się robót, tem więcej jest bezrobotnych i tem większe muszą być sumy na pomoc doraźną, na ratowanie ludzi od głodu. To też cały wysiłek Rządu, Funduszu Pracy i społeczeństwa powinien iść w kierunku zatrudnienia wszystkich, a przynajmniej jaknajwiększej liczby bezrobotnych, co musi być bardzo ściśle związane z poszukiwaniem odpowiednich źródeł finansowych oraz ustaleniem kilkuletniego planu robót publicznych.</u>
<u xml:id="u-5.26" who="#SMarjanMalinowski">Pamiętać należy, że z wyjątkiem może niewielkiej ilości zawodowych próżniaków, których nie brak w żadnem społeczeństwie, polskie rzesze bezrobotnych poszukują i żądają przedewszystkiem pracy. Pomoc doraźna jest to chwilowa pomoc — żyć nie pozwala i umrzeć nie daje.</u>
<u xml:id="u-5.27" who="#SMarjanMalinowski">Dalej idą w rubryce wydatków paragrafy: § 6 „Koszta poboru opłat” — 350.000, są to koszta związane z wymiarem poboru oraz egzekucją opłat i wkładek na rzecz Funduszu Pracy, § 7 „Koszta bankowe” — odsetki od lokat Funduszu Inwestycyjnego oraz koszta bankowe i amortyzacja pożyczek, § 8 „Różne” — zwroty mylnie wpłaconych kwot w ubiegłych okresach budżetowych i inne wydatki.</u>
<u xml:id="u-5.28" who="#SMarjanMalinowski">Wysoki Senacie! Z tego krótkiego referatu, jaki tutaj przedstawiłem, jasno wynika, że gdyby Fundusz Pracy rozporządzał odpowiedniemi środkami finansowemi w stosunku do koniecznej potrzeby wykonania dziś w Polsce robót o charakterze ogólno-narodowym i gospodarczym, nie mielibyśmy bezrobotnych w Polsce. Gdyby bezrobotni dzisiejsi zostali zatrudnieni, zapracowaliby nietylko na siebie, ale i Skarbowi w zwiększeniu dochodów wieleby dopomogli. Więc nietylko Rząd, ale i obydwie Izby powinnyby przystąpić do rozwiązania tego finansowego zagadnienia, od czego zależą wszystkie nasze pobożne dziś życzenia, bowiem jednak jest prawdą: masz pieniądze — robisz robotę, nie masz pieniędzy na robotę — siedzisz bezczynnie, będąc ciężarem sobie i społeczeństwu.</u>
<u xml:id="u-5.29" who="#SMarjanMalinowski">Na zakończenie jeszcze kilka uwag. Wierzę, że Rząd pójdzie po drodze znalezienia sposobów, że znajdzie jeszcze inne źródła finansowe, żeby Fundusz Pracy mógł działać w większych rozmiarach, niż w ostatnim roku.</u>
<u xml:id="u-5.30" who="#SMarjanMalinowski">Ze sprawozdania Funduszu Pracy widzimy, że miał on duże trudności finansowe, że starał się na robotach zatrudnić bezrobotnych w jaknajwiększej liczbie. Fundusz Pracy zyskał i ustalił sobie w Polsce prawo obywatelstwa; pomyślmy, coby się stało, gdyby przez te kilka lat nie pracował Fundusz Pracy, ileby to było konfliktów, zaburzeń, a może i strzelania do bezrobotnych, czego uniknęliśmy dzięki skromnej i pożytecznej działalności Funduszu Pracy.</u>
<u xml:id="u-5.31" who="#SMarjanMalinowski">Ale trzeba koniecznie uczynić jeszcze jeden krok naprzód. Trzeba uczynić i dlatego, że bezrobocie, zwiększając się w kraju z roku na rok, choćby wskutek naturalnego przyrostu ludności, stwarza warunki, które są bardzo umiejętnie wyzyskiwane przez ludzi złych, warchołów, ludzi, których nie mogę inaczej nazwać, jak wrogami Polski, wrogami pracy nad umacnianiem gospodarczem i politycznem Państwa. Ci wrogowie skrzętnie wyzyskują dla swoich celów zarówno rozgoryczenie, jak i biedę mas bezrobotnych. O tem nie należy nam dziś zapominać ani na chwilę.</u>
<u xml:id="u-5.32" who="#SMarjanMalinowski">Dlatego też zgłaszam następujące dwie rezolucje, przyjęte przez senacką Komisję Budżetową, które brzmią: „Senat wzywa Rząd do 1) podjęcia kroków w celu uzupełnienia środków pieniężnych Funduszu Pracy, przewidzianych w preliminarzu budżetowym na rok 1936/37, dostępnemi na ten okres budżetowy źródłami dochodowemi, w szczególności przy pomocy operacyj kredytowych, przeprowadzonych w skali odpowiadającej rozszerzonym potrzebom rynku pracy w Polsce i 2) opracowania 6-letniego planu robót inwestycyjnych dla złagodzenia bezrobocia”. Te dwie rezolucje przyjęła senacka Komisja Budżetowa.</u>
<u xml:id="u-5.33" who="#SMarjanMalinowski">Jest jeszcze rezolucja mniejszości, którą pozwolę sobie Wysokiemu Senatowi przedstawić i uzasadnić. Rezolucja ta brzmi: „Senat wzywa Rząd do nieograniczania ani też hamowania na przyszłość walki z bezrobociem, podjętej na szeroką skalę z chwilą utworzenia Funduszu Pracy i prowadzonej przez ten Fundusz dotąd z dużą skutecznością”.</u>
<u xml:id="u-5.34" who="#SMarjanMalinowski">Chodzi tu o to, aby raz na zawsze położyć kres pogłoskom, kursującym w Polsce, o projektowanej likwidacji Funduszu Pracy, o tem, że pieniądze, jakie z tego tytułu wpływają jako opłaty, miałyby być skierowane do ogólnej kasy Skarbu Państwa, że z powodu takich projektów są usiłowania hamowania działalności Funduszu Pracy przez nieprzydzielanie mu na akcję inwestycyjną nadzwyczajnych funduszów, jak to widać z budżetu na rok 1936/37.</u>
<u xml:id="u-5.35" who="#SMarjanMalinowski">Proszę Wysoki Senat o przyjęcie zreferowanego przeze mnie budżetu Funduszu Pracy wraz z poprawką sejmową.</u>
<u xml:id="u-5.36" who="#SMarjanMalinowski">Proszę również o uchwalenie rezolucyj, zarówno przyjętych przez senacką Komisję Budżetową, jak i rezolucji mniejszości, która może położyć kres niepotrzebnym plotkom.</u>
<u xml:id="u-5.37" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-6">
<u xml:id="u-6.0" who="#Marszałek">W dyskusji nad budżetem Ministerstwa Opieki Społecznej udzielam głosu s. Maciejewskiemu.</u>
</div>
<div xml:id="div-7">
<u xml:id="u-7.0" who="#SMaciejewski">Wysoki Senacie I Przy omawianiu szczegółowem budżetu i działalności Ministerstwa Opieki Społecznej nasuwa się mimowoli i przedewszystkiem niebardzo szczęśliwie dobrana nazwa tego resortu, jaka pozostała po usunięciu z niej swego czasu słowa „pracy”, stwarza ona przekonanie, że w Polsce pozostało miejsce tylko na „opiekę nad światem pracy”. Zdaniem mojem, należy przywrócić koniecznie dawną nazwę „Ministerstwo Pracy i Opieki Społecznej”, albo „Ministerstwo Ochrony Pracy i Opieki Społecznej”.</u>
<u xml:id="u-7.1" who="#SMaciejewski">Przy rozpatrywaniu działalności Ministerstwa Opieki Społecznej uwaga kieruje się w stronę czuwania nad wykonywaniem ustaw istniejących oraz projektowania ustaw nowych. Podczas dyskusji generalnej nad preliminarzem budżetowym mówiłem o ostatniej stronie — przypominam: umowy zbiorowe i rozjemstwo, rady zakładowe, izby pracy, odbudowa ubezpieczeń społecznych i samorząd ubezpieczeniowy.</u>
<u xml:id="u-7.2" who="#SMaciejewski">Obecnie w czasie dyskusji szczegółowej należy przyjrzeć się wykonywaniu ustaw socjalnych. Inspekcja pracy, na której barkach przedewszystkiem spoczywa ten obowiązek, nie może należycie wywiązać się ze swego zadania, bowiem wobec masowych przekroczeń przepisów ustawowych ma zbyt mało etatów. Witając z zadowoleniem i uznaniem mianowanie asystentów inspekcyjnych, stwierdzam jednocześnie, że liczba ich jest niewystarczająca. Zachodzi konieczna potrzeba dalszego powiększenia aparatu inspekcyjnego. Ustawa o 8-godzinnym czasie pracy stała się w Polsce martwą literą, gdyż niemal we wszystkich zakładach pracy zmusza się pracowników i robotników do wykonywania pracy w godzinach nadliczbowych, przeważnie bezpłatnych, o czem mówiłem podczas generalnej dyskusji budżetowej.</u>
<u xml:id="u-7.3" who="#SMaciejewski">Sprawa łamania ustawowego czasu pracy przedstawia się najgorzej w stosunku do pracowników umysłowych i to niestety nietylko w przedsiębiorstwach prywatnych, lecz także w instytucjach publiczno - prawnych i różnych urzędach. Uważam więc za konieczne powołanie większej liczby asystentów inspekcyjnych dla spraw pracowników umysłowych na terenie Warszawy, Górnego Śląska, Zagłębia Dąbrowskiego, Krakowa, Lwowa, Poznania, Gdyni, Łodzi, Wilna, Radomia i Lublina.</u>
<u xml:id="u-7.4" who="#SMaciejewski">Walka z bezrobociem — tą największą klęską społeczną w dobie obecnej, wymaga, jak już zaznaczyłem na plenum obrad Wysokiej Izby, wydania bezwzględnego zakazu wykonywania pracy w godzinach nadliczbowych oraz zakazu wielokrotnego zarobkowania i ścisłego przestrzegania tych zakazów. Jednym z dalszych etapów walki z bezrobociem — to sprawa skrócenia czasu pracy. Aczkolwiek jest to problem międzynarodowy, to jednakże należałoby podjąć usiłowania w kierunku rozstrzygnięcia go na własnym naszym terenie — oczywiście z utrzymaniem obecnego poziomu płac i zarobków dziennych, tygodniowych i miesięcznych.</u>
<u xml:id="u-7.5" who="#SMaciejewski">Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że skrócenie czasu pracy, jak również zakaz wykonywania pracy w godzinach nadliczbowych i zakaz wielokrotnego zarobkowania, pociągną za sobą zatrudnienie znacznej liczby bezrobotnych obywateli. Na nader ważne wyżej wspomniane problemy pozwalam sobie zwrócić uwagę Pana Ministra.</u>
<u xml:id="u-7.6" who="#SMaciejewski">Wśród bezrobotnych weteranów pracy znajduje się wielu pokrzywdzonych, zmuszonych do odwołania się o wymiar sprawiedliwości. Pracownicy kupieccy i biurowi na obszarze Górnego Śląska napotykają jednakże na trudności, spowodowane brakiem sądów kupieckich w powiatach: pszczyńskim, rybnickim i tarnogórskim wraz z powiatem lublinieckim. Pracownicy ci zmuszeni są wnosić pozwy do obciążonych nadmiernie sądów cywilnych, gdzie sprawy zalegają często zbyt długi okres czasu, a nawet lat kilka.</u>
<u xml:id="u-7.7" who="#SMaciejewski">Proszę więc Pana Ministra o spowodowanie w porozumieniu z zainteresowanemi resortami, aby istniejące w województwach zachodnich sądy przemysłowe i kupieckie przekształcone zostały w myśl zapowiedzi niezwłocznie na sądy pracy. Przyczyni się to do unifikacji prawa o sądach pracy i do koniecznie pożądanego szybkiego wymiaru sprawiedliwości pokrzywdzonych pracowników umysłowych.</u>
<u xml:id="u-7.8" who="#SMaciejewski">Do czasu powołania izb pracy uważam za konieczne utrzymanie bliskiego kontaktu Ministerstwa ze sferami pracowniczemi i elementem fachowym w zakresie ustawodawstwa socjalnego. Przy Ministerstwie istnieją organa społeczne, które niewiadomo dlaczego nie urzędują. Mianowicie istniejąca od roku 1928 Rada Ochrony Pracy nie zbiera się od r. 1930, choć spełniła swego czasu rolę bardzo pożyteczną np. przy rozpatrywaniu projektów ustaw o umowach zbiorowych i rozjemstwie. Powołana w roku 1933 Rada Ubezpieczeń Społecznych — o ile wiem — wogóle się nie zebrała, choć z drugiej strony wiadomo, że w Ministerstwie Opieki Społecznej przeprowadzane są pewne studja nad przyszłemi zmianami ustawodawstwa ubezpieczeniowego. Uważam, że kontakt i współpraca Ministerstwa z przedstawicielami pracowniczego ruchu zawodowego i specjalistami mogłyby się wielce przysłużyć danym sprawom i dlatego należałoby te instytucje uruchomić.</u>
<u xml:id="u-7.9" who="#SMaciejewski">Wysoki Senacie! Jako przedstawiciel świata pracy pragnę stwierdzić, że Fundusz Pracy — zdaniem mojem — zbyt mało poświęca uwagi sprawom pracowników umysłowych, których wkładki stanowią poważną pozycję w dochodach tego funduszu. Przeznaczone dotychczas sumy na walkę z bezrobociem pracowników umysłowych nie stoją w żadnej proporcji do potrzeb. Bezrobocie pracowników umysłowych wykazuje w stosunku do zatrudnionych wyższy procent, aniżeli w innych grupach zawodowych, tymczasem Fundusz Pracy Wydaje na akcję zwalczania bezrobocia pracowników umysłowych kwoty niedostateczne. Uważam za pożądane i konieczne, by Fundusz Pracy przy przewidzianych robotach inwestycyjnych zatrudnił odpowiednią ilość pracowników umysłowych z grona bezrobotnych tego obszaru województwa, na którym dane roboty będą wykonywane.</u>
</div>
<div xml:id="div-8">
<u xml:id="u-8.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Bniński.</u>
</div>
<div xml:id="div-9">
<u xml:id="u-9.0" who="#SBniński">Wysoka Izbo! Uważam, że przy zastanawianiu się nad rozwiązaniem sprawy walki z bezrobociem nie można pominąć zagadnienia opieki nad reemigrantami. Problem ten jest aktualny w Polsce od listopada 1931 r., a od roku ubiegłego stał się sprawą palącą. Z samej Francji wróciło w 1935 r. ok. 35.000 reemigrantów, rok 1936 zaś rozpoczął się masowym powrotem. Wogóle wróciło z zagranicy przeszło 100.000 osób. Reemigracja w ostatnich miesiącach osiągnęła najwyższe napięcie. W styczniu b. r. powróciło do kraju ok. 6.000 wychodźców; w pierwszych tygodniach lutego te zbiorowe transporty, przywożące tygodniowo przeciętnie ok. 1500 reemigrantów, zostały wstrzymane, jak mnie informowano, rzekomo do kwietnia b. r. Opinją kraju nie może pozostać bierną wobec tak olbrzymiej napływającej fali, która w niepomierny sposób zwiększa armję bezrobotnych.</u>
<u xml:id="u-9.1" who="#SBniński">Należy stwierdzić, że reemigrant w daleko trudniejszem znajduje się położeniu, niż bezrobotny zasiedziały w kraju. Zmuszony do zerwania stosunków ze wszystkiem, do czego przywykł zagranicą, wraca coprawda do rodzinnego kraju, ale w stosunki, których bądź nie zna, bądź też od których odwykł i które się zmieniły poważnie w czasie jego kilku czy kilkunastoletniej nieobecności. Przytem wraca w najwyższym stopniu rozgoryczony, nie mógł bowiem z Francji zabrać swego całego dobytku, musiał sprzedać meble i inne sprzęty domowe za bezcen, gdyż wolno mu zabrać tylko 30 kg bagażu ze sobą.</u>
<u xml:id="u-9.2" who="#SBniński">Ważną jest rzeczą, by reemigrant w pierwszej chwili powrotu do kraju odczuł odrazu troskliwą opiekę Macierzy nad sobą. W zrozumieniu też tego obowiązku czynniki rządowe i społeczne zorganizowały doraźną akcję opiekuńczą, zwłaszcza na stacji granicznej w Zbąszyniu i na dworcu w Poznaniu i w Warszawie jako centrali rozjazdowej dla reemigrantów. Akcja opiekuńcza bezinteresowna i ofiarna, wymagająca ze strony prowadzącej ją organizacji społecznej stałych dyżurów nocnych na dworcach, obejmuje odżywianie, udzielanie informacyj, pomocy sanitarnych, ułatwianie formalności podróżnych i t. p. W biurach stowarzyszenia, „Opieka Polska nad rodakami na obczyźnie” w Poznaniu i w Warszawie znajdzie reemigrant zawsze przy wybitnej pomocy władz państwowych i samorządowych dalszą jeszcze pomoc w uzyskaniu zaległych świadczeń społecznych we Francji, jak rent inwalidzkich, rent starości, znajdzie również w pewnym zakresie pomoc w uzyskaniu pracy i dachu nad głową. Ale pomoc ta, zważywszy skromne fundusze, jakiemi w czasach dzisiejszych dysponują organizacje społeczne, ma tylko charakter doraźny i obejmuje z natury rzeczy jedynie nikłą liczbę reemigrantów.</u>
<u xml:id="u-9.3" who="#SBniński">I stąd rodzi się mój apel do Pana Ministra Opieki Społecznej. Rozróżniamy dwie kategorje wracających — tych, którzy przybyli bez niczego i tych, którzy przywieźli ze sobą pewne oszczędności i pragną i mogą stworzyć sobie w kraju warsztat pracy. Roztoczenie planowej opieki nad jedną i drugą kategorją stanowi problem, domagający się gwałtownie należytego rozwiązania. Reemigranci korzystają coprawda z tej samej opieki, co inni bezrobotni, jednak sytuacja ich, jak już zaznaczyłem, o tyle jest gorsza, że nie wiedzą, gdzie założyć choćby najskromniejsze ognisko domowe, gdyż nie mogą najczęściej zdobyć dachu nad głową. Stają się ciężarem gmin miejskich i wiejskich, które, jak mogą, starają się ich pozbyć i zepchnąć na barki innych. W ten sposób reemigrant staje się często bezdomnym tułaczem, rzucanym z jednej miejscowości do drugiej. Gdy zaś powracający emigrant przywozi z sobą jeszcze oszczędności, konieczna jest troskliwa nad nim opieka, by wiedział gdzie i jak te oszczędności ulokować, by ułatwić mu założenie warsztatu pracy. Wśród wracających dużo znajduje się takich, którzy posiadają wszelkie warunki, by stać się czynnikiem dodatnim w rolnictwie, handlu czy rzemiośle. Znaczna część reemigrantów może być pożytecznym motorem postępu życia gospodarczego w kraju. Wszak poznali oni zachodnią kulturę, zdobyli niemałe wyrobienie społeczne w życiu organizacyjnem, wykazali dużo hartu ducha w zmaganiu się z przeciwnościami życiowemi. Należy więc tę siłę i tężyznę ukrytą w masie reemigrantów wyzyskać dla kraju i zamienić ją na energję dodatnią. Inaczej może się ona stać z łatwością materjałem zapalnym i skłonnym do słuchania podszeptów wywrotowych, co zresztą nieraz już, niestety, miało miejsce. Powtarzam więc, iż jestem zdania, że należy jaknajprędzej przystąpić do zorganizowania wielkiego, celowego planu niesienia pomocy reemigrantom. Nakazem chwili jest, aby zrobiono wszystko co można, by powracający emigrant nie został tułaczem, by nie czuł się w Ojczyźnie opuszczony i nie miał powodu do skarżenia się, iż w Polsce jest mu gorzej, aniżeli u obcych.</u>
<u xml:id="u-9.4" who="#SBniński">Uważałem za mój obowiązek zwrócić publicznie uwagę społeczeństwa całego na tę sprawę, której rozwiązanie nie cierpi, według mego zdania, zwłoki i prosić Pana Ministra o poświęcenie temu zagadnieniu specjalnej uwagi i o przystąpienie do zbadania możliwości jego złagodzenia, jeżeli nie zupełnego załatwienia.</u>
<u xml:id="u-9.5" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-10">
<u xml:id="u-10.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Głowacki.</u>
</div>
<div xml:id="div-11">
<u xml:id="u-11.0" who="#SGłowacki">Wysoka Izbo! Pragnę pokrótce omówić pozycję w dziale 14 § 1 str. 628/29 budżetu Ministerstwa Opieki Społecznej, dotyczącą zakładu dla nerwowo wyczerpanych i psychicznie chorych w Gościejewie.</u>
<u xml:id="u-11.1" who="#SGłowacki">Mówi się ogólnie o kryzysie gospodarczym. Położenie gospodarcze jest trudne. Rząd zdąża do zwalczania kryzysu, zaprowadza oszczędności, i słusznie! Walka poprzedniego Rządu z kryzysem nie przyniosła takich skutków, jakich społeczeństwo oczekiwało. Obecny Rząd podjął tę walkę z wszelką stanowczością, wydał hasło: oszczędność i oszczędność! Pragnąłbym, by oszczędność zaprowadzić wszędzie tam, gdzie ona jest wskazana, bo to niezawsze się dzieje. Wskutek zaprowadzenia oszczędności pobory urzędników znacznie się obniżyły. Emeryci specjalnie czują się dotknięci, grozi im odliczenie lat służbowych. Lecz o tem nie zamierzam się rozwodzić. Chciałbym zasadę oszczędności zastosować także do Zakładu w Gościejewie, który w budżecie figuruje. Stosunki tego zakładu są mi znane, pragnę podzielić się tem, co o nim jest mi wiadomem.</u>
<u xml:id="u-11.2" who="#SGłowacki">Preliminarz budżetowy zakładu w wydatkach na administrację — będę cytował okrągłe cyfry — przewiduje 23.960 zł. Koszty prowadzenia zakładu preliminuje się na 50.000 zł, opłaty ubezpieczeniowe na 2.000, fermy i ogrody 8.000, remonty kapitalne 8.000, nieruchomości 13.000, zakup inwentarza 7.000 i t. d., ogółem 113.187 zł. Po drugiej stronie zestawiono jako dochody: zwrot kosztów leczenia 65.000 zł, zwrot kosztów pogrzebu — nic, fermy 8.000 zł, różne wpływy 8.000 zł, ogółem 82.000 zł.</u>
<u xml:id="u-11.3" who="#SGłowacki">Dopłata Skarbu Państwa do zakładu w Gościejewie wynosi 30.867 zł. Nie potykałbym się o tę liczbę, gdyby nie fakt, że do tego Skarb Państwa dokłada stale już od r. 1927 dość poważne sumy. Do r. 1933 zakład w Gościejewie mieścił alkoholików. W r. 1932/33 zlikwidowano go i zamieniono na zakład dla nerwowo wyczerpanych i psychicznie chorych. Dopłaty Skarbu do zakładu w Gościejewie wynosiły: w r. 1927 — 84.000 zł, w następnych latach — 67.000 zł, 39.000 zł, 45.000 zł, 35.000 zł, 52.000 zł, w r. 1933 — 30.000 zł, w r. 1934/35 — 45.000 zł, w r. 1935/36 — 30.000 zł, a na rok 1936/37 preliminuje się 30.867 zł. W całym okresie czasu dołożył Skarb Państwa zatem około 450.000 zł!</u>
<u xml:id="u-11.4" who="#SGłowacki">Jaka jest frekwencja tego zakładu? Mogę stwierdzić, że w pierwszym roku było przeciętnie 2 do 3 pacjentów przez cały kwartał; w roku 1935/36 przeciętna ilość nie sięgała ponad 10 osób chorych. Na czele zakładu stoi dyrektor z poborami w grupie VI; przewiduje się aż 15 stanowisk. Obecnie, jak słyszę, znajduje się w zakładzie około 10 chorych, ale liczba zatrudnionych urzędników wynosi 11 osób. Wydaje mi się to anormalne. Dyrektor mimo to widocznie nie może podołać pracy, bo zaangażował jeszcze dalszą siłę lekarską jako asystenta. Asystentem jest jego własna żona, z zawodu lekarka. Małżeństwo jest bezdzietne, otrzymuje mieszkanie i za nikłą opłatą utrzymanie. Czy to nie jest jaskrawym dowodem kumulacji stanowisk i dochodów? Społeczeństwo na to patrzy z rozgoryczeniem. Wiadomo jest bowiem, że wielu lekarzy nie ma zajęcia, są tacy — mogę to potwierdzić, — którzy za 60 zł miesięcznie wraz z wolnem utrzymaniem przyjmą chętnie stanowisko w zakładach. Sądzę, że na przeciętną ilość 6–10 chorych zbyteczna jest asystentka, a zwłaszcza jeżeli jest nią żona dyrektora. Stwierdzam dalej, że stan zatrudnionego personelu per 1 marca 1935 r. wynosił aż 14 pracowników, a stan pacjentów per 1 kwiecień 1933 r. aż 2 osoby! Ponieważ Skarb Państwa posiada! inne zakłady tego samego typu, jak Tworki, Wilno, Swiack, sądzę, że Gościejewo nie ma racji bytu. Gdyby zakład Gościejewo posiadał przynajmniej nadzwyczajne klimatyczne warunki, tobym to jeszcze rozumiał. Stwierdzam jednak, że Gościejewo jest najpospolitszą płaszczyzną, wsią, nie posiada lasu w pobliżu, ani wody; chorzy nie czują się tam dobrze, wiemy, że uciekają do innych zakładów. Mniemam, że podtrzymywanie takiego zakładu nie znajduje żadnego uzasadnienia, na to zwracam uwagę p. Ministra kompetentnego. Proponuję przystąpić do likwidacji zakładu w Gościejewie, przekazując chorych do jednego z już wymienionych zakładów. Psychjatryczne zakłady w Polsce istnieją w dostatecznej ilości, pomieszczenia w nich jest wiele, można więc przeprowadzić oszczędność i nie narażać Skarbu na stałe znaczne dopłaty do Gościejewa. Zakład może być użyty na inne cele; sądzę, że p. Minister Sprawiedliwości z przyjemnością przyjmie zakład w Gościejewie, ponieważ jest brak zakładów dla wychowanków, a Gościejewo nadaje się pod każdym względem na zakład wychowawczo-poprawczy, posiada obszerny park, rolę około 10 ha, ogród warzywny, łąki, dom dość obszerny, niedawno rozbudowany. Zwracając uwagę p. Ministra na stosunki zakładu w Gościejewie, czynię te stwierdzenia w myśl hasła „oszczędność”.</u>
</div>
<div xml:id="div-12">
<u xml:id="u-12.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Jaroszewiczowa.</u>
</div>
<div xml:id="div-13">
<u xml:id="u-13.0" who="#SJaroszewiczowa">Wysoka Izbo! Opieka społeczna nad macierzyństwem, dziećmi i młodzieżą w Polsce jest rozbudowana dosyć szeroko; Państwo, samorządy i społeczeństwo zajmują wobec niej bardzo czynną postawę. Mimo wielkich zaległości z okresu zaborów i wojny, mimo ciągłego naporu nowych potrzeb w związku z wzrastającem bezrobociem i zbiednieniem szerokich mas ludności — osiągane rezultaty są coraz poważniejsze. Odczuwa się jednak brak ujęcia prawnego całokształtu zadań opiekuńczych nad macierzyństwem i nieletnimi. Ustawa o opiece społecznej z r. 1933 i szereg przepisów, które ukazały się następnie, nie obejmują już dzisiaj wszystkich zadań w omawianym zakresie. Na ostatniem posiedzeniu Rady Opieki Społecznej był rozpatrywany projekt Ministerstwa ustawy o opiece nad macierzyństwem, dziećmi i młodzieżą. Należałoby ten projekt jaknajrychlej wnieść pod obrady ciał ustawodawczych. Zwracam jednak uwagę, że nowa ustawa winna być wydana w ścisłym związku z postanowieniami nowego kodeksu cywilnego, który w dziale prawa familijnego — według projektu Komisji Kodyfikacyjnej — normuje szereg spraw, będących jednocześnie przedmiotem projektu ustawy o opiece społecznej. Należałoby więc również przyśpieszyć wydanie nowego kodeksu cywilnego.</u>
<u xml:id="u-13.1" who="#SJaroszewiczowa">Drugą sprawą, na którą chcę zwrócić uwagę, jest sprawa pokrywania kosztów leczenia w szpitalach publicznych. Dotychczas nie jest ona uregulowana jednolitą ustawą i w każdej dzielnicy Rzeczypospolitej obowiązują odrębne przepisy prawne. Najpilniejszego uregulowania wymaga sprawa kosztów leczenia ubogich.</u>
<u xml:id="u-13.2" who="#SJaroszewiczowa">Na ziemiach byłego zaboru rosyjskiego koszty leczenia ubogich chorych spadają całkowicie na barki gmin wiejskich jako miejsca zamieszkania chorych. Ciężar ten przerasta siły płatnicze gmin i prowadzi z jednej strony do tego, że gminy wszelkiemi sposobami starają się utrudnić dostanie się do szpitali chorym, potrzebującym leczenia, z drugiej zaś strony do tego, że gminy nie płacą szpitalom należnych kosztów.</u>
<u xml:id="u-13.3" who="#SJaroszewiczowa">Na ziemach b. zaboru pruskiego ciężar pokrywania kosztów leczenia ubogich rozkłada się częściowo na samorząd wojewódzki, częściowo na samorząd powiatowy i tylko w bardzo nieznacznej części spada na gminy wiejskie i miejskie.</u>
<u xml:id="u-13.4" who="#SJaroszewiczowa">Rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej o zakładach leczniczych nie weszło dotychczas w życie na terenie b. zaboru austrjackiego; zachowała tam moc obowiązującą austrjacka ustawa z 1897 r. o stosunkach prawnych szpitali powszechnych; stwarza ona korzystny stan gmin, ale ma tę ujemną stronę, że umożliwia gminom spychanie na barki Tymczasowego Wydziału Samorządowego, który powstał na miejsce krajowego funduszu i również jest już w stanie likwidacji, nawet takich nieuleczalnie chorych, którzy mogliby pozostawać na utrzymaniu gmin. Konsekwencją tego jest przepełnienie, panujące we wszystkich zakładach leczniczych Małopolski.</u>
<u xml:id="u-13.5" who="#SJaroszewiczowa">Jakkolwiek rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 27 października 1933 roku umorzyło wszystkie zaległości gmin, powstałe z tytułu kosztów leczenia ubogich w szpitalach publicznych do dnia 1 kwietnia 1932 roku i pozwoliło umarzać dalsze zaległości, powstałe przed dniem 30 października 1930, do wysokości 75%, to mimo to zadłużenie gmin wiejskich i miejskich w szpitalach publicznych sięga dziesiątków miljonów; gminy w dalszym ciągu kosztów leczenia nie mogą płacić, a często rozmyślnie opóźniają zapłatę, licząc na dalsze umarzanie zaległości. Ten stan rzeczy zagraża przedewszystkiem bytowi szpitali publicznych w b. zaborze rosyjskim. Przy obecnym katastrofalnym stanie finansowym samorządów obciążenie gmin przekracza w wielu wypadkach ich możliwości finansowe, szczególnie jeśli chodzi o pokrywanie kosztów leczenia przy długotrwałych chorobach. Nakładanie nadmiernych obciążeń powoduje, że gminy wogóle przestają się wywiązywać ze swoich zobowiązań, co znów uniemożliwia szpitalom prowadzenie racjonalnej gospodarki, zmusza je do zaciągania długów i podraża koszta utrzymania chorych. Najgorzej przedstawia się sprawa kosztów leczenia ubogich, dotkniętych chorobami psychicznemi. W obawie narastania kosztów gminy często zabierają ze szpitali chorych niebezpiecznych dla otoczenia. Chorzy ci są często sprawcami różnych zbrodni, zabójstw, gwałcenia, podpaleń, sieją zgrozę wśród najbliższego otoczenia, a zwłaszcza demoralizująco oddziaływują na dzieci i młodzież, która się z nimi styka.</u>
<u xml:id="u-13.6" who="#SJaroszewiczowa">Trudności finansowe związków samorządowych, różnorodność przepisów prawnych w poszczególnych dzielnicach i wady tych przepisów, następnie pogarszająca się sytuacja szpitalnictwa wymagają zmian w dotychczasowem ustawodawstwie. Zmiany te winny iść w kierunku zunifikowania przepisów na całym obszarze Państwa o rozłożeniu obciążeń, zależnie od możliwości finansowej związków samorządowych poszczególnych stopni. Nie załatwi się przez to całkowicie sprawy kosztów leczenia w szpitalach publicznych, gdyż rozłożenie tych kosztów na takie lub inne stopnie samorządów nie zmniejszy globalnej sumy ciążarów, wydawanych na lecznictwo przez samorządy. Ale wprowadzenie ładu prawnego usunie przynajmniej dotychczasowy stan rzeczy, w którym właściwie często nie wiadomo, kto ma płacić za chorych. Konieczność sprawy zreformowania kosztów leczenia ubogich chorych była wielokrotnie poruszona w zainteresowanych ministerstwach, w ciałach ustawodawczych, w organizacjach społecznych; ostatnio była tematem Rady Opieki Społecznej. Mimo to sprawa leży ciągle jeszcze odłogiem, wniesienie właściwej ustawy nie zostało jeszcze zapowiedziane przez Rząd, a brak ustawy, odpowiadającej potrzebom życia, wprowadza dezorganizację do administracji komunalnej, dezorganizuje gospodarkę szpitali, utrudnia im robienie wszelkich inwestycyj koniecznych do tego, aby rozwijać się mogły z postępem wiedzy lekarskiej i zaopatrywać swoje zakłady lecznicze w najnowsze środki i aparaty z zakresu diagnostyki i lecznictwa. Sprawa, którą poruszam, jest dosyć specjalna, o wąskiej skali zainteresowań, ale jest niemniej przeto bardzo ważna. Należy bowiem pamiętać, że poziom szpitalnictwa świadczy w dużej mierze o poziomie kultury danego kraju.</u>
<u xml:id="u-13.7" who="#SJaroszewiczowa">Najzupełniej słusznem jest, że w trakcie debaty nad działalnością Ministerstwa Opieki Społecznej rozpatrywane są w parlamencie wszelkie zjawiska, zachodzące w życiu i związane z zagadnieniem pracy. Pragnę zwrócić uwagę Wysokiej Izby i Rządu na jedno z takich zjawisk, które w ostatnich czasach przybrało na ostrości; myślę o tendencjach usuwania kobiet z rynku pracy, głównie zaś mężatek pracujących umysłowo. Zagadnienie pracy kobiet można rozpatrywać z dwóch stanowisk: 1) pracy, jako konieczności ekonomicznej, 2) pracy, jako moralnego prawa.</u>
<u xml:id="u-13.8" who="#SJaroszewiczowa">Statystyki, przeprowadzone w większości państw europejskich i w Ameryce, wykazują, że olbrzymia większość kobiet pracujących zawodowo czyni to pod naporem konieczności ekonomicznych. Udział kobiet w pracy zawodowej, jako masowe zjawisko, występuje już w drugiej połowie 19 stulecia. Nie znaczy to, aby kobieta przedtem nie pracowała. Kobieta pracowała zawsze, od początku istnienia świata, tylko że dawniej praca jej koncentrowała się w domu i wtedy, gdy pracowała darmo, nikt jej praw do pracy nie kwestjonował; kobieta pracą swoją zaspokajała nieomal wszystkie potrzeby rodziny; dopiero rozwój wielkiego przemysłu i szereg przyczyn ekonomiczno-socjalnych, przekształcających całkowicie podstawy życia gospodarczego, zmniejszyły granice pracy kobiecej w domu i zmusiły ją do szukania poza domem pracy zarobkowej, koniecznej bądź dla utrzymania własnej egzystencji, bądź dla utrzymania rodziny.</u>
<u xml:id="u-13.9" who="#SJaroszewiczowa">W czasie debaty budżetowej w Sejmie p. Minister Opieki Społecznej oświadczył, że: „Ze stanowiska ogólnej polityki zatrudnienia nie można stawiać żadnych zastrzeżeń zatrudnieniu kobiet zwłaszcza, że niebezpieczeństwo, związane z brakiem uczciwego zarobku i bezczynnością, występuje tu jeszcze w silniejszym stopniu” — nadto, że „los zmusza kobiety coraz częściej do roli żywicielek rodzin”.</u>
<u xml:id="u-13.10" who="#SJaroszewiczowa">W imieniu kobiet pracujących pozwalam sobie złożyć z tej wysokiej trybuny Panu Ministrowi słowa najwyższego uznania za powyższe postawienie sprawy. Pragnę wierzyć, że dzisiaj stanowisko p. Ministra jest stanowiskiem całego Rządu. Zaniepokojona oświadczeniem p. Wicepremjera w Sejmie i pogłoskami o mającem się ukazać zarządzeniu o redukcji mężatek, czułam się zmuszona złożyć w Senacie odpowiednią interpelację. Ponieważ jednak do tej pory żadne oficjalne zarządzenie o ogólnej redukcji mężatek nie miało miejsca, sądzę więc, że Rząd stanął na stanowisku, iż nie będzie szukać rozwiązania problemu bezrobocia na drodze eliminowania z rynku pracy nielicznego odsetka kobiet-mężatek. O ile chodzi o pracę fizyczną kobiet, to nawet w państwie tak antyfeministycznie nastrojonem jak Niemcy, nie kwestjonuje się konieczności zatrudniania kobiet. A w Polsce czy do pomyślenia jest, żeby np. w takim przemyśle tkackim, odzieżowym, w którym kobiety stanowią większość pracujących, można było od warsztatu pracy usunąć kobiety? Czy do pomyślenia jest również usunięcie ze szkolnictwa powszechnego nauczycielek; w opiece społecznej i służbie pielęgniarskiej zredukowanie kobiet, stanowiących w tym dziale pracy 67% ogółu zatrudnionych? Odebranie pracy kobietom nie zmniejszyłoby bezrobocia, tylko przerzuciłoby bezrobocie na innych; ilość pracy nie pomnożyłaby się wszak w ten sposób. Pozatem takie zarządzenie wywołałoby cały przewrót w dziedzinie zjawisk ekonomiczno-społecznych. Nie wiem, czy świat męski, stanowiący mniej niż połowę ludności, byłby skłonny przyjąć na siebie zobowiązanie utrzymywania większości ludności, to jest wszystkich kobiet? Jak to wykazują dane statystyczne, olbrzymia większość kobiet pracujących zarobkowo, to kobiety samotne, panny, wdowy, żony porzucone przez mężów.</u>
<u xml:id="u-13.11" who="#SJaroszewiczowa">Najbardziej modnym „konikiem” w ostatnich czasach jest hasło redukcji mężatek, pracujących umysłowo.</u>
<u xml:id="u-13.12" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Makowski.)</u>
<u xml:id="u-13.13" who="#SJaroszewiczowa">Biuro pracy kobiet przy Departamencie Pracy w Waszyngtonie wykazało, że 90% mężatek pracuje pod przymusem warunków ekonomicznych; niewątpliwie te same przyczyny zmuszają i w Polsce mężatki i matki do szukania pracy zarobkowej poza domem. Pozbawienie ich pracy zmniejszyłoby jeszcze bardziej siłę nabywczą rynku wewnętrznego, a nie zmniejszyłoby bezrobocia, lecz wręcz przeciwnie zwiększyłoby jeszcze jego nasilenie w innych zawodach, bowiem zredukowana mężatka urzędniczka zmuszona byłaby zredukować służącą, opiekunkę dzieci, praczkę i t. d.</u>
<u xml:id="u-13.14" who="#SJaroszewiczowa">Określenie kryterjum granicy wspólnych zarobków męża i żony jest bardzo trudne do ustalenia; pozatem należy wziąć pod uwagę, że kobieta-mężatka, pracująca poza domem, w bardzo wielu wypadkach oddaje swój zarobek członkom swojej rodziny, więc utrzymuje matkę, rodzeństwo i t. p.</u>
<u xml:id="u-13.15" who="#SJaroszewiczowa">Zagadnienie redukcji mężatek wiąże się w bardzo silnym stopniu z zagadnieniem ochrony podstaw życia rodzinnego. Jest faktem ustalonym, że w urzędach, w których ma miejsce tak zwana „cicha redukcja” mężatek, powstaje pomiędzy młodymi pracownikami szereg związków nieślubnych; widmo redukcji kobiety jest powodem rozwodów, separacyj i unikania potomstwa. Przyznaję, że w dzisiejszych warunkach walka o byt jest coraz cięższa, ale tem bardziej kobieta w tych warunkach nie może już być tylko powojem, nie może patrzeć na mężczyznę jako na jedyne źródło utrzymania swego i swoich dzieci. Kobieta dnia dzisiejszego chce i musi liczyć przedewszystkiem na siebie samą.</u>
<u xml:id="u-13.16" who="#SJaroszewiczowa">A teraz druga strona zagadnienia: moralne prawo do pracy. Jesteśmy obecnie w okresie wprowadzania w życie zasad nowej Konstytucji. Myślą przewodnią wszystkich naszych poczynań winno być, czy poczynania nasze godzą się z duchem nowego ustroju, czy nasze ludzkie działanie utrwala podstawy prawne i ideowe nowej Konstytucji. Nowa Konstytucja czyni pracę podstawą rozwoju i potęgi Rzeczypospolitej. „Państwo roztacza opiekę nad pracą”; „twórczość jednostki jest dźwignią życia zbiorowego”. „Państwo zapewnia obywatelom możność rozwoju ich wartości osobistych”, „wartością wysiłku i zasług obywatela na rzecz dobra powszechnego mierzone będą jego uprawnienia do wpływania na sprawy publiczne. Ani pochodzenie, ani wyznanie, ani narodowość, ani płeć nie mogą być powodem ograniczenia tych uprawnień”.</u>
<u xml:id="u-13.17" who="#SJaroszewiczowa">Takie są postanowienia nowej Konstytucji.</u>
<u xml:id="u-13.18" who="#SJaroszewiczowa">Wysoka Izbo! Wielu z Panów tu obecnych te postanowienia Konstytucji uchwalało. Widzę pomiędzy Panami tych, którzy brali bardzo czynny udział w pracach nad opracowaniem projektu Konstytucji. Dlaczego żaden z Was, Panowie Senatorowie, nie zabrał głosu i nie stwierdził, że odebranie pewnej kategorji kobiet prawa do pracy byłoby pogwałceniem Konstytucji? Wszak Konstytucja nigdzie nie przewiduje tego, że zmiana stanu cywilnego, a więc w tym wypadku wyjście zamąż, odbiera prawo do pracy.</u>
<u xml:id="u-13.19" who="#SJaroszewiczowa">Praca nie jest niczyim przywilejem, praca w Polsce jest prawem wszystkich obywateli. Prawa tego my, kobiety, odebrać sobie nie damy. Prawo do pracy, do każdej pracy, na wszystkich stanowiskach daje kobiecie poczucie jej wartości, a i w oczach mężczyzny podnosi ją do poziomu równowartościowego człowieka. Ideologja obozu pomajowego, która znalazła tak piękne i mocne sformułowanie w Konstytucji, stawia jako naczelny ideał twórczą pracę dla dobra zbiorowego, dla przyszłości Państwa. Nie chcemy, nie pozwolimy na to, aby jakiekolwiek względy utrudniały nam, kobietom, spełnianie naszych obywatelskich obowiązków.</u>
<u xml:id="u-13.20" who="#SJaroszewiczowa">Domagamy się ponadto, aby nie krępowano nas w naszym rozwoju i dążeniu do wydobycia z siebie wszystkich twórczych możliwości. Bądźmy szczerzy. Między tymi, co dziś rządzą światem (światem w Polsce), istnieje ciche porozumienie, aby kobiet nie dopuszczać na żadne wyższe stanowiska; a więc w administracji kobieta może być najwyżej stenotypistką, osobistą sekretarką, siłą pomocniczą. Jest mi znany wypadek, że w jednym z urzędów zaproponowano mężatce, posiadającej wyższe wykształcenie, która miała stopień referenta, aby podpisała zobowiązanie, że nauczy się w krótkim czasie pisać na maszynie, bo stanowisko referentki zostanie jej odebrane. Jednocześnie komplementowano tę panią, że jest doskonałą urzędniczką, że bardzo dobrze wywiązuje się z powierzonych jej zadań, ale trudno — jest przecież mężatką. Ale znam również inny wypadek. Gdy kilka lat temu przez ministerstwa przewalała się fala redukcji mężatek, minister Pieracki oparł się redukcji jednej z takich upatrzonych ofiar, — była to żona wojskowego — motywując to tem, że urzędniczka pracuje znakomicie, że on, minister, nie ma żadnej pewności, czy mężczyzna, przyjęty na jej miejsce, da te same moralne gwarancje, że zachowa w takim samym stopniu, jak owa urzędniczka, tajemnice służbowe. Był to nieliczny wypadek właściwego skwalifikowania urzędnika według istotnej wartości, według przygotowania, według fachowości. Ale niestety znam inne fakty, które zaprzeczają powyższej zasadzie. W ostatnich czasach dla kobiety pracującej naukowo, prawie że niemożliwością staje się habilitacja, niemożliwością osiągnięcie katedry uniwersyteckiej. Czyżby może te z pośród kobiet, które przebojem zdobyły wiedzę, osiągnęły najwyższe stopnie naukowe, zostały profesorami — nie zdały egzaminu, nie udowodniły, że praca ich jest conajmniej równowartościowa z pracą kolegów, pracą panów profesorów? Czy młode naukowe siły kobiece, które wierzą w swoje powołanie naukowe, czują moc twórczą swego intelektu, muszą z Polski obecnie emigrować śladem Joteykówny, Curie-Skłodowskiej do obcych krajów i tam dopiero szukać możliwości ujawnienia swoich talentów, a niekiedy może genjuszu? Byłabym bardzo szczęśliwa, gdyby p. Minister Oświaty prof. Świętosławski oświadczył, że się mylę, że na wyższych uczelniach kobiety są traktowane jednakowo z mężczyznami na ich drodze do karjery naukowej.</u>
<u xml:id="u-13.21" who="#SJaroszewiczowa">Ze względów konstytucyjnych, ze względu na dobro Państwa nie wolno utrudniać kobiecie jej wszechstronnego rozwoju. Ci z Panów, którzy to czynicie, nie macie racji. Niesprawiedliwość popełniacie przedewszystkiem Wy, którzyście w swoim czasie stali obok nas kobiet w jednym szeregu żołnierskim, walczącym o niepodległość.</u>
<u xml:id="u-13.22" who="#SJaroszewiczowa">Wdzięczne Wam jesteśmy za to, że wtedy, w tamtym okresie, gdy praca nasza była związana z ofiarą życia, zdrowia i mienia, traktowaliście nas narówni. Żeście uszanowali nasze człowieczeństwo. Ofiary, które poniosłyśmy czasu wojny, były dla nas zaszczytem; dzisiaj w czasie pokoju pragniemy dostąpić zaszczytu równego startu z Wami w pracy nad wzmacnianiem siły i potęgi Państwa.</u>
<u xml:id="u-13.23" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-14">
<u xml:id="u-14.0" who="#WicemarszałekMakowski">Głos ma s. Michałowicz.</u>
</div>
<div xml:id="div-15">
<u xml:id="u-15.0" who="#SMichałowicz">Wysoki Senacie! Myślą przewodnią mego przemówienia w debacie generalnej było to, ażeby idąc za wskazówkami zarówno angielskiego męża stanu Macaulay'a, jak i Marszałka obecnej kadencji Sejmu, przeprowadzać we właściwym czasie niezbędną reformę naszego myślenia i pod tym kątem będę omawiał zagadnienia, poruszone w budżecie naszego Ministerstwa Opieki Społecznej.</u>
<u xml:id="u-15.1" who="#SMichałowicz">Opieka społeczna swojemi korzeniami sięga w zamierzchłą przeszłość i opiera się na sercu, opieka społeczna biegnie w daleką przyszłość i opiera się na rozumie. I słusznie zrobił mój przedmówca kol. sen. Bobrowski, że ujął tak szeroko to zagadnienie zarówno w swojem przemówieniu, jak i na Komisji Budżetowej i wielka szkoda, że jego tak głębokie przemówienie nie dostało się do prasy i nie było czytane przez szersze rzesze obywateli.</u>
<u xml:id="u-15.2" who="#SMichałowicz">Poruszył on zagadnienie opieki społecznej jako drogę ewolucji, biegnącą do przekształcenia, do przestrojenia naszego ustroju społecznego w duchu sprawiedliwości społecznej. Nic w tem strasznego. Poglądy nasze na ustroje się zmieniają. Dowodem tego, że gdy Tomasz Moore w swojej „Utopji” państwa socjalistycznego poruszył sprawę izolacji chorych zakaźnych, wtedy podniósł się wielki protest w Anglji, w tej Anglji, lubującej się w swobodach indywidualnych. Otóż dzisiaj oczywiście nikt temu przeciwstawiać się nawet w Anglji nie będzie, przeciwnie, będzie żądał izolowania chorych zakaźnych, zaś socjalista Tomasz Moore został kanonizowany przez kościół katolicki.</u>
<u xml:id="u-15.3" who="#SMichałowicz">Ale każde zagadnienie realne opiera się na szeregu momentów technicznych. Wszystkiego tutaj niesposób omówić w związku z budżtem; poruszę tylko jedno zagadnienie, mianowicie zagadnienie zdrowia publicznego. Poruszę je pod kątem zreformowania naszego myślenia, ażebyśmy raz już od tych archaicznych poglądów oderwali się i nie operowali kategorjami z epoki jaskiniowców. Angielski mąż stanu Disraeli, premjer rządu, powiedział: „Fundamentem, na którym spoczywa szczęście narodu, jest zdrowie publiczne. Najpiękniejsze królestwo musi upaść, jeżeli ludność w niem nie wzrasta, jeżeli energja w niem z roku na rok maleje. Dlatego troska o zdrowie publiczne jest pierwszym obowiązkiem męża stanu”. A przecież Disraeli nie był socjalistą, nie był nawet postępowcem, był przywódcą konserwatystów. A co mówi jego przeciwnik polityczny Gladstone? Otóż mówi on: „Światem muszą rządzić: przyrodnik, lekarz i inżynier; lekarz jako wykładnik materji żywej, inżynier — materji martwej”. U nas rozumują niestety inaczej — czasami nawet na bardzo wysokich stanowiskach rządowych. I dlatego otwieramy szeroko oczy, kiedy przyjeżdżamy do Ameryki i widzimy, że tam w mieszkaniu prostego robotnika znajdują się aż cztery łazienki, bo tam łazienka jest rzeczą niezbędną, a życie szybko biegnie i nie mogą wszyscy oczekiwać swojej kolejki. My zaś sugestjonujemy się biedą i kryzysem, ale w tem sugestjonowaniu się bezwzględnie przeciągamy strunę.</u>
<u xml:id="u-15.4" who="#SMichałowicz">Od roku 1927 do 1935 odbywa się obcinanie zupełnie zrozumiałe budżetu. Ale jeżeli chodzi o zdrowie, charakterystycznem jest to, że w preliminarzach budżetowych różnych urzędów budżet zdrowia zmniejszono nierównomiernie; w resorcie zdrowia tylko o 10,5% mniej, niż w innych resortach, w ubezpieczalniach społecznych budżet zdrowia spadł o 58,6%, w samorządach, tych właśnie, które muszą dbać o zdrowie, o całe 65,4%. By uprzytomnić sobie całą potworność tego stanu rzeczy, trzeba dopiero rewji karykatur; taką rewję karykatur przeżyliśmy w pewnym momencie dziejowym, w pewnem mieście, gdyśmy szli między szpalerami żołnierzy, którzy wyglądali jak 13-letnie chłopaki; było to w okręgu, w którym potężnie szerzy się niezwykła choroba, związana z przerostem gruczołu tarczycowego; w Polsce mamy takich chorych 700.000.</u>
<u xml:id="u-15.5" who="#SMichałowicz">A jak przedstawia się druga rewja, kiedy ludzie nie przychodzą do nas i nie ustawiają się szpalerem, ale kiedy my idziemy do nich? Jak przedstawia się sprawa umierających na gruźlicę? Art. 6 ustawy norweskiej mówi, że kto prątkuje, ten w tej chwili bez względu na swoje stanowisko z uwagi na leczenie zaradcze musi być izolowany i dlatego odrywają ojca od dzieci, żonę od męża, narzeczonego od narzeczonej i izolują w odpowiednich warunkach. A u nas odbywa się formalnie polewanie społeczeństwa prątkami gruźliczemi, dlatego że niema u nas ustawy, któraby ustalała, iż umierać na gruźlicę i rozsiewać prątki wolno tylko w odpowiednich do tego pomieszczeniach. Łóżek dla gruźliczych chorych Polska ma tylko 5.854 na 34 miljony ludności, czyli 1,8 na 10.000 ludności.</u>
<u xml:id="u-15.6" who="#SMichałowicz">Zdawałoby się szczęśliwy kraj — tak mało łóżek dla gruźlicy. W białostockiem jest aż 12 łóżek dla gruźlików. W nowogródzkiem, poleskiem, wołyńskiem, tarnopolskiem wogóle niema łóżek, przeznaczonych na gruźlicę.</u>
<u xml:id="u-15.7" who="#SMichałowicz">A jak się przedstawia sprawa izolowania chorych zakaźnych i leczenia ich w szpitalach? Z ogólnej liczby chorych zakaźnych tylko 27,7% chorych leczono i izolowano w szpitalach, czyli na 4 chorych 1 zakaźny leży w szpitalu, a reszta, t. j. 3 staje się źródłem nowych wydatków dla Państwa, zarażając otoczenie. W tarnopolskiem tylko 7,5% chorych z ogólnej liczby zakaźnych idzie do szpitala. Ale dzieją się też inne potworne rzeczy, bo chłopi, obawiając się, że gmina będzie płaciła, wystawiają straż przed chatami, nie puszczając chorych do szpitali. Słyszałem o wypadku, gdzie lekarz musiał wytoczyć proces chłopom, którzy nie chcieli wypuścić z chaty położnicy z poprzecznem położeniem, obawiając się, że gmina za tę nieszczęśliwą kobietę zapłaci.</u>
<u xml:id="u-15.8" who="#SMichałowicz">Weneryków u nas jest leczonych w szpitalach wszystkiego 23.097 na prawie 34 miljony ludności. Szczęśliwa Polska! W statystyce szpitalnej to się pięknie przedstawia. W województwie nowogródzkiem razem z prostytutkami leczono w szpitalach aż 120 chorych. Szczęśliwe województwo nowogródzkie! A jak u naszego zachodniego sąsiada do tego zagadnienia się podchodzi? Tam ustosunkowanie się do chorób wenerycznych jest tego rodzaju, że wiedza o nich jest obowiązującym przedmiotem gimnazjalnym, tam niema fałszywego wstydu, tam się z tego przedmiotu składa colloqium i tam młodzież bez różnicy płci wie, jakie niebezpieczeństwo jej w życiu grozi. Natomiast szpitale, które są rzeczywiście przeładowane pewną kategorją chorych, to szpitale psychjatryczne, bo ilość chorych w niektórych z nich sięga wysokości 300%. Są to składy dla ludzi, a i to dla wszystkich nie wystarcza.</u>
<u xml:id="u-15.9" who="#SMichałowicz">Pomińmy na chwilę chorych i zapytajmy się, jak stan szpitalnictwa przedstawia się w stosunku do zdrowych. Otóż w Państwie Polskiem w zakładach położniczych — a w normalnych warunkach przecież każdy z nas, jeśli żona rodzi, stara się ją umieścić w zakładzie — urodziło się 6,1% dzieci w stosunku do wszystkich urodzeń, przyczem w woj. stanisławowskiem 1,55%, a w tarnopolskiem 2%. A jak rodzą te nieszczęśliwe kobiety wiejskie, jakie skutki ponoszą one przez całe życie, jakim ciężarem stają się dla społeczeństwa, łatwo sobie przedstawić. Polecam tę sprawę naszym koleżankom pp. senatorkom.</u>
<u xml:id="u-15.10" who="#SMichałowicz">Otóż możemy się w tych warunkach poszczycić, że szpitalnictwo polskie stoi na czwartem miejscu w statystyce; poza nami idzie Grecja, Litwa, Egipt, no i Abisynja. Mamy na 10.000 mieszkańców 20,48 łóżek, a Szwajcarja, która po wojnie wszystkie sanatorja prywatne przekształciła na szpitale ludowe, ma 106 łóżek na 10.000 mieszkańców. I gdybyśmy nawet naszą liczbę łóżek podwoili, to nie osiągniemy poziomu Łotwy, która ma 54,1. Przeciwnie, my tym czasem spadamy od 1932 r. do 1933 r. na coraz niższy poziom. Dlaczego? Bo przedewszystkiem robi się oszczędności na zdrowiu.</u>
<u xml:id="u-15.11" who="#SMichałowicz">Jakie są warunki w tych szpitalach? Ze statystyki oficjalnej wynika, że jeszcze obecnie w 6 szpitalach woda jest wożona w beczkach — do nich należy szpital w Łomży, a w jednym szpitalu wodę się czerpie ze stawu, to jest w Makowie Mazowieckim, województwo warszawskie. W bardzo ciekawej korespondencji z Abisynji czytamy o czekoladowej wodzie w tym kraju. W drodze wzajemności korespondent z województwa warszawskiego mógłby posyłać korespondencje do Abisynji o właściwościach wody w stawie w Makowie Mazowieckim. I w tych warunkach robi się co? Wbrew oporowi i protestom departamentu służby zdrowia siłą i przemocą inne dykasterje pozbawiają szpitale dopływu należnej gotówki i przekreślają możność subsydjowania ich przez samorządy.</u>
<u xml:id="u-15.12" who="#SMichałowicz">Mówi się — bieda. Trudno. Ale poruszę zagadnienie moralne — niszczenia tego, co jest w każdem zagadnieniu najważniejsze — fachowca-lekarza, który stoi na straży lecznictwa. Jesteśmy świadkami, jak przy obcinaniu budżetu kasuje się lekarzy w szkolnictwie. Widzimy, że w ubezpieczalniach skasowano w ostatnich latach już blisko 2 tysiące lekarzy. Widzimy, że w uniwersytecie, który nosi nazwę uniwersytetu Józefa Piłsudskiego, w 1931 r. skasowano 43 asystentury i wszystkie na wydziale lekarskim, bo kto inny nie da sobie rady, ale lekarz jest tym, który właśnie z nauki lekarskiej nauczył się żyć powietrzem. I wtedy tworzą się takie stosunki, że jeśli w klinice jest 43 lekarzy, z których niektórzy pracują po 15 lat, to z nich tylko 4 otrzymuje wynagrodzenie. Równocześnie idzie obcinanie poborów. Rejonowi i okręgowi lekarze zarabiają 50–150 zł, przeciętnie 80 zł. To są cyfry oficjalnie zresztą potwierdzone przez jednego z moich kolegów. Nie wymagamy tego, co mówił Gladstone i co miałem zaszczyt przytoczyć p. Ministrowi Opieki Społecznej, abyśmy stali w pierwszym szeregu, lecz chcemy, ażeby nas potraktowano jak żywy inwentarz, tak jak konie na wypadek wojny. Wiemy, że na wypadek wojny trzeba mieć materjał wojenny, trzeba mieć tanki, armaty; to wszystko leży na składach, ale tego odżywiać nie trzeba, natomiast konie trzeba odżywiać i dlatego co roku Państwo rejestruje konie i patrzy w jakich są warunkach, dąży do podniesienia rasy koni. Ja chcę, pragnę, proszę, ażeby dbano także o podniesienie tej rasy, która jest potrzebna na wypadek wojny. Przy obecnej technice mało będzie tych 12.000 lekarzy, którzy są obecnie w Polsce — ale przedewszystkiem pragnę, ażeby rasa mózgu lekarskiego była podniesiona, ażeby nie było tego obciążenia pracą. Norma chorych, których można opatrzyć i których chorobę można zanalizować, jest w warunkach klinicznych — 6. Przypuszczam, że w warunkach szpitalnych norma wynosi 30 osób, ale ta norma jest zachowana tylko w 205 szpitalach, a w 309 szpitalach jest przekroczona; w 15 szpitalach przypada powyżej 80 chorych na jednego lekarza, powyżej 100 chorych w 15 szpitalach. Proszę Wysokiej Izby, jako lekarz pytam się, jak 100 chorych może opatrzyć jeden lekarz.</u>
<u xml:id="u-15.13" who="#SMichałowicz">Są pewne tonika, które tonizują mózg lekarza; do takich toników należy w szpitalu laboratorjum. W Państwie Polskiem co trzeci szpital ma laboratorjum. Mniej niż połowa ma te aparaty kontrolne, które się nazywają aparatami Roentgena, a w tej połowie jest część roentgenów nieboszczyków, chociażby, nie przymierzając, w stołecznem mieście Warszawie. Tylko 45 szpitali na te 560 ma anatomica. A przecież anatomicum, to sprawdzenie diagnozy, to ciągłe kontrolowanie swej myśli.</u>
<u xml:id="u-15.14" who="#SMichałowicz">Ankieta departamentu służby zdrowia, na której się opieram, nie wymieniła nawet w swych pytaniach, czy istnieją bibljoteki. Coprawda, od szeregu lat istnieje dokument, wysłany do rozmaitych szpitali o potrzebie tworzenia bibljotek w szpitalach, ale o tem wszyscy zapomnieli, bibljoteki w szpitalach należą do archeologicznych rzadkości i pierwsze, co się kasuje w każdym budżecie samorządowym, to jest pozycja na bibljotekę.</u>
<u xml:id="u-15.15" who="#SMichałowicz">Otóż pozbawiony wszystkich tych pomocniczych, tonizujących jego umysł środków, lekarz zapomina tego, co się nauczył.</u>
<u xml:id="u-15.16" who="#SMichałowicz">Na Komisji Budżetowej mówiono o powrotnej fali analfabetyzmu. Ona się nietylko u nas zdarza, ale i w Niemczech również powstała ta kwestja. Otóż jest coś podobnego wśród sfer lekarskich, zwłaszcza rzuconych niestety na prowincję — powrotna fala analfabetyzmu lekarskiego. Ale gdy ten wyzuty ze wszystkich pomocy z osłabionym mózgiem lekarz popełni błąd, wtedy idzie pod sąd i wtedy wytacza mu się proces o błąd w rozpoznaniu.</u>
<u xml:id="u-15.17" who="#SMichałowicz">Poco to mówię? Czy mnie entuzjazmuje sprawa szpitalnictwa, czy niema innych zagadnień? Te dwa zagadnienia: szpital i lekarz są to czynniki, które dają rekruta zdrowego i silnego obronie Państwa. Pod tym względem moi koledzy z klubu niepodległościowców zupełnie się ze mną zgadzają. Pragniemy, żeby u nas była ta sprawa tak postawiona, jak u naszego wschodniego sąsiada, gdzie 800 rubli przeznaczono na głowę ludności na cele zdrowotne; chcemy, żeby sprawa zdrowia była tak postawiona, jak u naszego rozumnego zachodniego sąsiada, chcemy, żeby była postawiona jak we Włoszech; chcemy, gdy trzeba się zdobyć na wysiłek w? wszystkich dziedzinach, żebyśmy i u nas zdobyli się na wysiłek w dziedzinie zdrowia.</u>
<u xml:id="u-15.18" who="#SMichałowicz">Czas przeprowadzić tę niezbędną reformę. Jest to czas najwłaściwszy. Nie można rozumować kategorjami biskupinów — byli to mądrzy ludzie, ale to było przed 2 i pół tysiącem lat.</u>
<u xml:id="u-15.19" who="#SMichałowicz">Głosując za budżetem zdrowia, proszę jednak Wysoką Izbę i Rząd nasz, ażeby dołożono starań, żeby przyszłe budżety zdrowia odpowiadały potrzebom obronności Państwa Polskiego.</u>
<u xml:id="u-15.20" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-16">
<u xml:id="u-16.0" who="#WicemarszałekMakowski">Głos ma s. Kudelska.</u>
</div>
<div xml:id="div-17">
<u xml:id="u-17.0" who="#SKudelska">Wysoka Izbo! P. s. Jaroszewiczowa poruszyła już zasadniczą sprawę stosunku społeczeństwa i czynników rządzących do pracy kobiet. Nie będę tej sprawy w dalszym ciągu rozwijała, chcę tylko stwierdzić, że pęd wśród świata kobiecego do pracy jest niepowstrzymany i tej twórczości, jaką kobiety chcą wnieść do życia społecznego, do życia państwowego, nie zdołają zatrzymać już dziś żadne zakazy, żadne zapory, żadne przeszkody. Kobiety właśnie, nie wyżyte w pracy państwowo - twórczej, wnoszą do tej pracy świeżość zapału, szczery entuzjazm i tak zwany przysłowiowy babski upór. I mimo że w tej chwili równouprawnienie kobiet istnieje w Polsce tylko na papierze, bo w życiu społecznem i w życiu państwowem tego równouprawnienia niema, napewno kobiety zdołają te wartości wnieść do życia. Na temat tego zagadnienia nie będę więcej mówiła.</u>
<u xml:id="u-17.1" who="#SKudelska">Chciałabym poruszyć krótko jedno zagadnienie związane ze sprawą kobiecą, mianowicie sprawę ochrony pracy kobiet i młodocianych. Według danych z r. 1934 ilość zatrudnionych kobiet i młodocianych wynosiła około 207.000 przy 668.000 mężczyzn. Jak wygląda sprawa opieki nad pracą kobiet i młodocianych, wyrażająca się w inspekcji pracy?</u>
<u xml:id="u-17.2" who="#SKudelska">Otóż przy około 120 siłach męskich, zatrudnionych na stanowiskach inspektorów, na stanowiskach podinspektorek do spraw kobiet i młodocianych było aż 8 kobiet. Więc stan ilościowy kobiet i młodocianych wynosi 1/3, a tutaj jest aż 8 kobiet, i przytem całe połacie kraju pozbawione są zupełnie sił kobiecych w inspekcji pracy. Województwo śląskie, taki klasyczny teren, na którym rozwija się przemysł, nie ma zupełnie podinspektorek kobiet dla spraw kobiet i młodocianych. A przecież dzisiaj zatrudnienie kobiet w przemyśle niebezpiecznym, w przemyśle trudnym wzrosło, i o ile przedtem kobiety zatrudnione były w przemysłach lżejszych, o tyle dziś w przemyśle chemicznym jest już 34,7% kobiet — to są dane z r. 1934, — w hutnictwie i w przerobie metali — 12,8% kobiet. Podaję tylko te dwie liczby. Oto fakt, że zatrudnienie kobiet w przemyśle niebezpiecznym dla zdrowia, zagrażającym zdrowiu kobiet, z roku na rok się zwiększa. To jest zjawisko oczywiście pochodne, zjawisko kryzysu, bo praca kobiet, jak wiadomo, jest zawsze gorzej płatna. Powinno się nasunąć jako konsekwencja zatrudnienie większej ilości kobiet w inspekcji pracy. Że praca inspektorek daje należyte rezultaty, jest pożyteczna i twórcza, to stwierdzili w swoim czasie p. Minister Hubicki i inspektor Klott, który powiedział — mam przed sobą protokół ze zjazdu inspektorek kobiet „Inspektorki wniosły do swej działalności niezmiernie ważny pierwiastek ideowego podejścia do podejmowanej przez nie pracy. Ten pierwiastek winien przenikać cały zakres działania inspekcji pracy. Inspektorki do spraw ochrony kobiet i młodocianych dobrze pojęły swe zadanie”.</u>
<u xml:id="u-17.3" who="#SKudelska">Nie chcę sugerować nikomu opinji, że sprawa ta jest niedoceniana przez odpowiednie czynniki, ale faktem jest, że teraz, kiedy powstała możność zwiększenia liczby osób zajmujących się tą sprawą dzięki utworzeniu instytucji asystentów, jednak i ta możność nie jest w dostatecznej mierze wykorzystana. I dlatego w imieniu kobiet pracujących zwracam się do Pana Ministra z prośbą, aby przy zwiększeniu ilości asystentów kobiety były w dostatecznej mierze uwzględnione. Jeszcze parę danych liczbowych przytoczę: na terenie Łodzi, gdzie na 49.000 mężczyzn pracowało 48.000 kobiet, były zaledwie dwie podinspektorki pracy przy pięciu siłach męskich. A więc ilość mężczyzn i kobiet równa, a ilość kobiet w inspekcji pracy przeszło dwukrotnie mniejsza. To byłaby jedna tylko sprawa, którą chciałabym dziś w związku z budżetem Ministerstwa Opieki Społecznej poruszyć.</u>
<u xml:id="u-17.4" who="#SKudelska">Na marginesie tego zagadnienia ochrony pracy pozwolę sobie zrobić uwagę, że gdybyśmy zwiększyli nawet bardzo znacznie etaty inspektorów, to praca ich nie da tak długo rezultatów, jak długo ustawodawstwo socjalne nie zostanie całkowicie uporządkowane. Cóż może zrobić inspektor pracy w zakresie ochrony pracy robotników, skoro ustawa o umowach zbiorowych, która tę pracę robotników będzie najskuteczniej chroniła, do dziś dnia nie jest jeszcze wydana.</u>
<u xml:id="u-17.5" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-18">
<u xml:id="u-18.0" who="#WicemarszałekMakowski">Głos ma p. Minister Opieki Społecznej.</u>
</div>
<div xml:id="div-19">
<u xml:id="u-19.0" who="#MinisterOpiekiSpołecznejpJaszczołt">Chciałbym złożyć krótkie oświadczenie, ponieważ ta sprawa może się jeszcze powtarzać. Otóż pragnę zawiadomić wszystkich panów senatorów, że ustawa o umowach zbiorowych została w dniu wczorajszym przez Radę Ministrów uchwalona i wpłynie w drodze normalnej do ciał ustawodawczych.</u>
</div>
<div xml:id="div-20">
<u xml:id="u-20.0" who="#WicemarszałekMakowski">Głos ma s. Wiesner.</u>
</div>
<div xml:id="div-21">
<u xml:id="u-21.0" who="#SWiesner">Wysoka Izbo! Przemawiam podczas debaty nad budżetem Ministerstwa Opieki Społecznej w tym celu, aby zwrócić uwagę Wysokiego Rządu na nędzę gospodarczą niemieckiej grupy przedewszystkiem na Górnym Śląsku i w województwach centralnych.</u>
<u xml:id="u-21.1" who="#SWiesner">Panowie senatorowie ze Śląska, a mianowicie pp. senatorowie Kornke, Grajek i Maciejewski starali się przy ogólnej debacie zbagatelizować uwagi moje o położeniu mniejszości niemieckiej w sposób zupełnie niezrozumiały. P. s. Kornke stwierdził, że na Śląsku niema niemieckiego robotnika, któryby był bez pracy. Dalej wywodził p. s. Maciejewski, że zaliczono prawdopodobnie do tych niemieckich bezrobotnych również Polaków, których niemieckie organizacje sobie rzekomo kupiły, wykorzystując ogólną nędzę bezrobotnych. Pozatem p. s. Grajek wyraził mniemanie, że przeciwnie, usunięto z fabryk robotników polskich na korzyść niemieckich.</u>
<u xml:id="u-21.2" who="#SWiesner">Wszystkich tych twierdzeń nie mogę zostawić bez odpowiedzi. Chcę udowodnić przy pomocy liczb, w jakiej nędzy znajduje się niemiecka ludność na Śląsku. W jednym roku 1935 wydalono 486 pracowników z pracy. Ogółem usunięto w ostatnich latach 7.000 niemieckich pracowników, z tych 3.000 zorganizowanych w związkach zawodowych. 45.000 robotników Niemców, zupełnie zdolnych do pracy, straciło ją. Gdy doliczymy do tego Niemców przedwcześnie emerytowanych lub niezdolnych do pracy, liczba Niemców bezrobotnych wyniesie ogółem 60.000. W przedsiębiorstwach przemysłowych prywatnych, w których pracowało 70–80% urzędników i robotników Niemców, ilość ich wynosi dzisiaj 5–10%. W samej administracji majątków pszczyńskich wydalono w czasie nadzoru sądowego od 15 września do 30 grudnia ubiegłego roku dwustu urzędników. W sprawie ostatnich wydaleń przedłożono p. Ministrowi Opieki Społecznej memorandum. Wszystkie wydalenia nastąpiły na podstawie rzekomej reorganizacji i redukcji zakładów. Po upływie kilku tygodni jednak przedsiębiorstwa owe przyjęły poprzednią ilość, bardzo często nawet większą ilość pracowników, nie troszcząc się o los Niemców, pozbawionych pracy. Po tak zwanych turnusowych urlopach kierownictwo przedsiębiorstwa po większej części nie przyjmuje z powrotem robotników niemieckich.</u>
<u xml:id="u-21.3" who="#SWiesner">P. Minister jest dokładnie poinformowany o tych stosunkach i mógłby przedstawić panom senatorom ze Śląska obraz objektywny. Coprawda mamy wśród tej armji bezrobotnych wiele setek, może nawet tysięcy bezrobotnych Polaków, ale to nie jest naszą winą. Żal nam tych ofiar, gdyż spotkał je zły los bez ich winy. Jeśli p. s. Kornke jednak twierdzi, że przy wydalaniu robotników polskich winę ponoszą niemieccy dyrektorzy lub przedsiębiorcy, to ze zdziwieniem stawiamy pytanie: gdzie jeszcze istnieją takie niemieckie przedsiębiorstwa, w których wpływ decydujący posiadają Niemcy?</u>
<u xml:id="u-21.4" who="#komentarz">(S. Maciejewski: Jednem z nich jest Donnersmark.)</u>
<u xml:id="u-21.5" who="#SWiesner">Chyba każdy wie, że we wszystkich przedsiębiorstwach na Śląsku na kierowniczych stanowiskach stoją Polacy. Z tem większem zdziwieniem usłyszałem wywody p. s. Maciejewskiego, który — nota bene — z niemieckiemi związkami zawodowemi opracowuje wspólne zagadnienia społeczne i położenie Niemców dokładnie zna. W obliczu tej krańcowej nędzy naszych niemieckich górnośląskich bezrobotnych, wywody tych trzech panów senatorów zakrawają na ironję, a to tem bardziej, że ci biedni ludzie nie mają żadnej nadziei ani widoków znalezienia kiedykolwiek na Śląsku jakiejkolwiek pracy lub egzystencji.</u>
<u xml:id="u-21.6" who="#komentarz">(Głos: Niemiec dostanie.)</u>
<u xml:id="u-21.7" who="#SWiesner">Ale również w województwach centralnych Polski, przedewszystkiem w Łodzi, wśród niemieckich bezrobotnych nędza zatacza coraz większe kręgi. To dotyczy przedewszystkiem przemysłu włókienniczego i chałupnictwa. Naskutek unieruchomienia wielu warsztatów pracy wielu bezrobotnych jest poprostu na ulicy. Wiemy, że p. Minister Opieki Społecznej zapewnił przedstawicielom niemieckich związków zawodowych uwzględnienie ich życzeń i przyjście im z pomocą. Proszę więc z tego miejsca jeszcze raz bardzo gorąco o pomoc i o uwzględnienie naszych najprymitywniejszych potrzeb celem złagodzenia krańcowej nędzy wśród mniejszości niemieckiej.</u>
<u xml:id="u-21.8" who="#SWiesner">Wiem, że p. Minister Opieki Społecznej zapewnił przedstawicieli niemieckich związków zawodowych, że uwzględni ich życzenia i przyjdzie im z pomocą. Proszę więc z tego miejsca, jeszcze raz bardzo gorąco o pomoc i uwzględnienie naszych najprymitywniejszych potrzeb, celem złagodzenia krańcowej nędzy wśród mniejszości niemieckiej.</u>
</div>
<div xml:id="div-22">
<u xml:id="u-22.0" who="#WicemarszałekMakowski">Głos ma s. Pulnarowicz.</u>
</div>
<div xml:id="div-23">
<u xml:id="u-23.0" who="#SPulnarowicz">Wysoki Senacie! Do drugiej połowy XIX stulecia nie było przymusowego ubezpieczenia pracujących. W razie wypadków przy pracy lub zachorowań, robotnik był zdany najwyżej na łaskę swego pracodawcy, ewentualnie na filantropję społeczeństwa.</u>
<u xml:id="u-23.1" who="#SPulnarowicz">Silny rozwój przemysłu, który w XIX stuleciu wciągnął do pracy wielkie masy robotnicze, skłonił rząd niemiecki, a w szczególności kanclerza Bismarcka do zainteresowania się stanem zdrowotnym mas robotniczych. Miał on na względzie nietyle współczucie dla tej klasy, ile interes państwowy, militarny, mianowicie zapewnienie armji niemieckiej zdrowych żołnierzy. Ten interes państwowy zbiegł się z dążeniami poczynającego się organizować i odgrywać już pewną rolę świata pracy. Szło mu o otoczenie opieką tych, którzy najbardziej z racji swego zatrudnienia byli narażeni na wypadki losowe i nie posiadali żadnych środków materjalnych dla zapewnienia sobie leczenia się w czasie choroby oraz zabezpieczenia bytu rodzin w razie śmierci ich żywiciela.</u>
<u xml:id="u-23.2" who="#SPulnarowicz">I na ubezpieczenia społeczne wolno nam patrzeć tylko pod kątem widzenia tych dwóch zasadniczych pobudek, które były podstawą przymusowego ubezpieczenia, t. j. interesu państwowego, idącego w kierunku zapewnienia Państwu zdrowych obywateli jako przyszłych obrońców Państwa, i interesu sfery pracującej, polegającego na zabezpieczeniu pracownika w czasie zajścia nieszczęśliwego wypadku lub choroby.</u>
<u xml:id="u-23.3" who="#SPulnarowicz">Na ziemiach polskich ubezpieczenia społeczne wprowadzono jedynie w b. zaborze niemieckim i austrjackim, zostały one tam wprowadzone przed czterdziestu kilku laty. I tam ubezpieczenie to, dostosowane do potrzeb i warunków społecznych i gospodarczych, nie było ciężarem dla żadnych sfer społecznych, choć w skromnych rozmiarach zabezpieczało klasę pracującą w momentach krytycznych.</u>
<u xml:id="u-23.4" who="#SPulnarowicz">Polska po odzyskaniu niepodległości w zrozumieniu znaczenia opieki nad pracującymi, nietylko nie zwęziła istniejących w niektórych dzielnicach ubezpieczeń, lecz przeciwnie rozszerzyła je na całe terytorjum Państwa, a nawet poszła jeszcze dalej, obejmując ubezpieczeniem szersze sfery pracownicze i ich rodziny, oraz rozszerzyła zakres ubezpieczeń w myśl życzeń i dążeń sfer robotniczych.</u>
<u xml:id="u-23.5" who="#SPulnarowicz">I cóż się dzieje dziś po kilkunastoletniem istnieniu ubezpieczeń społecznych w niepodległem Państwie Polskiem? Instytucja, której potrzeby istnienia nie powinno się kwestjonować, jeśli się ma na względzie interes państwowy i interes świata pracy, jest w obecnych czasach zwalczana nietylko przez wielki przemysł, który powinien być zainteresowany również w jej istnieniu, ale staje się przedmiotem ataków z różnych innych stron. Co jest tego przyczyną? Bezwątpienia, że wpływ na to mają po części ogólne krytyczne stosunki gospodarcze w świecie i kraju. Ciasnota gotówkowa ogólna, jak brak oliwy i smarów powoduje skrzypienie wszystkich kół i kółek machiny gospodarczej. Lecz nie to jest główną przyczyną.</u>
<u xml:id="u-23.6" who="#SPulnarowicz">Instytucje ubezpieczeń społecznych wymagały reform i reorganizacyj i do tego się Rząd zabrał i to przeprowadza, lecz czy te reformy idą we właściwym kierunku, czy są życiowe, a przynajmniej czy wszystkie są przystosowane do życia, które się nie da nagiąć do różnych nowel i okólników, przygotowywanych za zielonym stolikiem? Jeśli się zgodzimy z tem, że samorząd pierwotny w kasach chorych powinien był być zreformowany, to w każdym razie nie powinno było się znosić go całkowicie. Szczególnie do zarządu ubezpieczenia krótkoterminowego (chorobowego) należy wprowadzić w jakiejś formie czynnik społeczny i dopuścić w jakiejś postaci do głosu zainteresowanych ubezpieczonych i pracodawców, jeśli nie jako ciało zarządzające tą instytucją, to przynajmniej jako opinjodawcze na tym terenie, na którym instytucja ubezpieczenia społecznego działa, a mam tu na myśli powiaty, a nie szerokie okręgi, jakie zajmują dzisiejsze ubezpieczalnie społeczne.</u>
<u xml:id="u-23.7" who="#SPulnarowicz">Centralizacja może objąć najwyżej ogólną gospodarkę funduszami, budżetowanie, nadzór i t. p., a nie te wszystkie drobne sprawy, które na różnych terenach są różne i powinny być zostawione lokalnym powiatowym administracjom urzędowym czy lekarskim. Oddalenie centrali ubezpieczeń społecznych od terenu pracy i zamieszkania ubezpieczonych, załatwianie w drodze korespondencji wszelkich spraw ubezpieczonych i pracodawców, przeważnie niezmiernie pilnych, bo związanych z życiem i zdrowiem ubezpieczonych lub ich egzystencją, — stanowi ogromne niedomaganie obecnej organizacji ubezpieczalni społecznych, szczególnie w zakresie ubezpieczenia krótkoterminowego (chorobowego).</u>
<u xml:id="u-23.8" who="#SPulnarowicz">Ubezpieczalnie odgrodziły się od ubezpieczonych i pracodawców szerokim murem przestrzeni; mur ten przebija tylko czasem jakaś jednostka uparta lub powodowana wielką jakąś krzywdą. Bo ogół zostawia wszystkie sprawy bez względu na skutki i następstwa losowi, który się mści niejednokrotnie bądź to na zdrowiu, bądź powoduje materjalne straty ubezpieczonego lub pracodawcy.</u>
<u xml:id="u-23.9" who="#SPulnarowicz">Nie mam danych cyfrowych, czy i o ile zniesienie powiatowych komórek organizacyjnych zmniejszyło koszta administracyjne — personalne. Widocznem jest jednak, że obecne t. zw. okręgowe ubezpieczalnie społeczne są przeładowane pracą biurową niezmiernie.</u>
<u xml:id="u-23.10" who="#SPulnarowicz">Uważam, że należy znieść wprowadzony od dwu lat biurokratyzm. Uciążliwa formalistyka, wykazy i statystyki, ewidencje drobiazgowe, często nieprzedstawiające istotnej wartości, są utrapieniem nietylko administracji ubezpieczeń społecznych, ale i ubezpieczonych, pracodawców i lekarzy, pracujących w ubezpieczalniach społecznych.</u>
<u xml:id="u-23.11" who="#SPulnarowicz">Lekarzom ubezpieczalni społecznych narzucono obowiązki niezwiązane z ich zawodem i ważną rolą, jaką powinni pełnić w tej instytucji. Lekarze obecnie spełniają czynności pracowników biurowych ze szkodą ubezpieczonych chorych, którym nie są w stanie poświęcić tyle czasu, ile potrzeba na cierpliwe wysłuchanie chorego, zbadanie dokładne i udzielenie mu porady lekarskiej. W ciasnych, niezawsze higjenicznych poczekalniach, t. zw. lekarzy domowych tłoczą się chorzy ubezpieczeni podobnie jak w dawnych ambulatorjach, które bądź co bądź były odpowiednio przystosowane, a dziś stoją pustką, lub użyte są na inne cele, nieodpowiadające ich urządzeniu. Sprawa przyjmowania chorych ubezpieczonych w prywatnem mieszkaniu lekarzy domowych nie zmieniła wiele traktowania chorych ubezpieczonych przez lekarzy, którzy dziś będąc przeciążeni zupełnie nowemi dla nich obowiązkami biurokratycznemi, są więcej przemęczeni i mniej im pozostaje czasu, sił i cierpliwości na zajęcie się chorym.</u>
<u xml:id="u-23.12" who="#SPulnarowicz">Ani księga zażaleń, wisząca u lekarza domowego, do której przeważnie nikt nic nie wpisuje, ani inne forum, które de facto nie istnieje poza utyskiwaniami czasem w prasowych korespondencjach, nie daje tego obrazu niezadowolenia z lecznictwa w ubezpieczalni społecznej, jakie faktycznie istnieje, a które aż nazbyt często podchwytują niektóre organa prasowe, wyolbrzymiając w dodatku nieraz drobne sprawy do wielkich rozmiarów.</u>
<u xml:id="u-23.13" who="#SPulnarowicz">Opłaty za porady lekarskie i leki, dochodzące czasem w sumie za jednorazowe zbadanie lekarskie do znacznej wysokości w stosunku do dziennego zarobku robotnika, są za wygórowane i przekreślają samą zasadę ubezpieczenia i bezpłatności osobnych świadczeń, które są już opłacone składkami ubezpieczeniowemi. Opłaty te należałoby znieść całkowicie, lub ewentualnie zniżyć do paru groszy.</u>
<u xml:id="u-23.14" who="#SPulnarowicz">Dużo do życzenia pozostawia Centrala Zakupów leczniczych. Wątpliwem jest, czy oszczędniejszą i właściwszą jest gospodarka lekami lekarzy domowych, którzy zatracając swą właściwą rolę wskutek narzucenia im obowiązków funkcjonarjuszów biurowych, muszą nadto być i aptekarzami, wydzielającymi chorym leki, i prowadzić ewidencję przydzielonego im magazynu leków.</u>
<u xml:id="u-23.15" who="#SPulnarowicz">Zwężenie zasięgu ubezpieczeń społecznych przez zwolnienie od ubezpieczenia pracowników samorządowych, pracowników rolnych oraz pracowników, pobierających wyższe uposażenie, spowodowało znaczne osłabienie możności należytego wywiązania się z obowiązku świadczeń w stosunku do pozostałych ubezpieczonych. A trzeba pamiętać o tem, że świadczenia obecne w porównaniu z dotychczasowemi wybitnie zredukowano. W ubezpieczeniu chorobowem zmniejszono okres świadczeń i zasiłków, co jest główną podstawą tego ubezpieczenia. Pomoc dentystyczna na terenach, gdzie zarobki są niskie, (a gdzie one są dziś wysokie?) wskutek dopłat za prace dentystyczne prawie że nie istnieje. Robotnik zrzeka się plombowania zębów i protez, bo nie jest w stanie opłacić przypadającej na niego za te prace części, ponieważ nie ma z czego płacić.</u>
<u xml:id="u-23.16" who="#SPulnarowicz">Jeśli pozostają w ubezpieczeniu sfery pracowników, za których się opłaca minimalne składki w stosunku do korzyści z ubezpieczenia jak np. służba domowa, to powinny pozostać również i te sfery, które z racji pobieranych wyższych uposażeń płacić mają wyższe składki. Ubezpieczenie jest powszechne i solidarne i nie powinno się wyłączać zamożniejszych, a zwalać ciężar ubezpieczenia na najbiedniejszych.</u>
<u xml:id="u-23.17" who="#SPulnarowicz">A nie wiadomo, czy byliby zadowoleni pracodawcy, zatrudniający służbę domową, gdyby tę służbę wyeliminowano z ubezpieczenia i gdyby musieli sami ponosić koszta leczenia i koszta szpitalne. Bowiem ubezpieczenie tej służby jest po części także asekuracją samych służbodawców przed ewentualnemi, niemałemi dziś kosztami, zwłaszcza leczenia szpitalnego.</u>
<u xml:id="u-23.18" who="#SPulnarowicz">Wysuwane są pomysły zniesienia przymusu ubezpieczenia społecznego i przerzucenie go na teren dobrowolnego ubezpieczenia. Zgodni są w tych zamierzeniach i wielki i mniejszy kapitał, który chciałby się uwolnić od tej, ich zdaniem, zmory ubezpieczenia przymusowego pracowników, oddających swe siły i zdrowie na wzmożenie ich stanu posiadania. Lecz ich stanowisko nie jest w tym wypadku ani państwowe, ani społeczne.</u>
<u xml:id="u-23.19" who="#SPulnarowicz">Nigdzie, a tembardziej u nas w Polsce, tembardziej w czasach ogólnej biedy, ani robotnik, ani pracownik umysłowy nie ma tego zmysłu i nie jest tak zapobiegliwy, by się dobrowolnie ubezpieczał na wypadek choroby, od wypadku i na starość. A zdać robotnika w czasie, kiedy on staje się wskutek choroby lub nieszczęśliwego wypadku niezdolnym do pracy, oraz jego biedną rodzinę na łaskę i niełaskę pracodawcy — czy zawsze majątkowo odpowiedzialnego? — czy zawsze sumiennego? — Państwo nie może i na ten temat nie powinno być żadnej dyskusji. Dorobek świata pracy i postępu cywilizacyjnego naszego wieku musi być zachowany i utrzymany. Leży to w interesie Państwa i ludzkości. Zwalczanie idei przymusowego ubezpieczenia społecznego powinno być raz na zawsze potępione jako bijące w najżywotniejsze interesy państwowe, jeśli chodzi o zdrowie obywateli, gotowych do obrony Państwa i jako bijące w interes ogółu pracowników fizycznych i umysłowych.</u>
<u xml:id="u-23.20" who="#SPulnarowicz">Kończąc, stwierdzam, że ubezpieczenie społeczne wymaga reformy, ale jednej, ostatecznej i racjonalnej, przystosowanej do życia, a nie dalszego zbiurokratyzowania w myśl tez powyżej poruszonych; a przytem konieczna jest decentralizacja całkowita z wyjątkiem nadzoru i zarządu funduszami ubezpieczenia krótkoterminowego (chorobowego). Równocześnie stawiam pod rozwagę p. Ministrowi Opieki Społecznej myśl utworzenia jednego zakładu ubezpieczenia emerytalnego dla wszystkich pracowników temu ubezpieczeniu podlegających.</u>
<u xml:id="u-23.21" who="#SPulnarowicz">Jeszcze jedna sprawa pod adresem p. Ministra Opieki Społecznej. W niektórych wsiach górskich powiatów wschodniej Małopolski panuje od szeregu lat epidemja tyfusu. Rodziny całe, nieraz kilka osób, są umieszczane przymusowo w szpitalach celem izolacji od reszty ludności. Za leczenie szpitalne otrzymują ci nieszczęśliwi zaraz po wyjściu ze szpitala, niezupełnie jeszcze zdrowi, wysokie rachunki, a jeśli w szpitalu było z jednego domu kilka osób umieszczonych — koszta leczenia mogą nawet właściciela kilkunastomorgowego górskiego gospodarstwa całkowicie zrujnować.</u>
<u xml:id="u-23.22" who="#SPulnarowicz">Zwracam się więc do p. Ministra Opieki Społecznej z prośbą o poczynienie starań, aby rolnicy w powiatach górskich, posiadający poniżej 10 ha, byli wolni od ponoszenia kosztów leczenia w razie przymusowego umieszczania w szpitalu z powodu chorób epidemicznych.</u>
</div>
<div xml:id="div-24">
<u xml:id="u-24.0" who="#WicemarszałekMakowski">Głos ma s. Modrzewski.</u>
</div>
<div xml:id="div-25">
<u xml:id="u-25.0" who="#SModrzewski">Wysoki Senacie! Wszystkie działy każdej machiny państwowej mniej lub więcej współpracują nad rozwiązaniem zasadniczego państwowego zagadnienia obrony, a więc przedewszystkiem stworzenia licznej, sprawnej i silnej armji.</u>
<u xml:id="u-25.1" who="#SModrzewski">Z tych zasadniczych i wielostronnych współdziałań wysuwa się na czołowe stanowisko kwestja dostarczania w możliwie dużej ilości i o jaknajwiększych wartościach tej strukturalnie składowej cząsteczki armji, tego, jeśli się można tak wyrazić, standaryzowanego człowieka, a więc młodego, silnego, sprawnego, zdrowego, fizycznie wytrzymałego, a umysłowo jaknajbardziej rozwiniętego, bo z tego kryształka ma powstać chluba i obrona Polski — polski żołnierz.</u>
<u xml:id="u-25.2" who="#SModrzewski">Byłoby to zadaniem Ministerstwa Zdrowia, niestety takiego nie posiadamy, więc cały zaszczytny obowiązek spada na Ministerstwo Opieki Społecznej. Trzema drogami staramy się osiągnąć ten pełnowartościowy surowiec. Pierwsza — to piecza nad człowiekiem zdrowym, wychowania go i przysposobienia, a więc Wychowanie Fizyczne i Przysposobienie Wojskowe. Jeżeli chodzi o tę dziedzinę, to z głębi mojego przekonania stwierdzić muszę, że Polska łoży na to zagadnienie niezwykle wiele twórczych wysiłków i realnych kosztów, aby możliwie sprostać wielkiemu zadaniu przekazanemu przez Tego, który niestety odszedł od nas, ale pozostawił wytyczne, jak budować wielką i mocarną Polskę. Druga droga o wiele jest już dalsza i trudniejsza do przebycia, a więc i dużo mniej na niej zrobić zdołano. Mam na myśli tak zwaną medycynę zapobiegawczą — wojnę prewencyjną z wrogiem ludzkości — z chorobą, aby jej nie wpuścić z przedpola fortecy organizmu ludzkiego do środka, gdzie siałaby zniszczenie.</u>
<u xml:id="u-25.3" who="#SModrzewski">Niestety, aby wygrać tę kampanję, należy rozporządzać wielkiemi środkami, gdyż walka polega nietylko na zarządzeniach lekarskich, ale i na podnoszeniu poziomu kultury społeczeństwa i terenu, a ponieważ w dodatku końcowy jej wynik każe często długo na siebie czekać, nie mamy doraźnego nawet sprawdzianu racjonalności naszych posunięć.</u>
<u xml:id="u-25.4" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Marszałek.)</u>
<u xml:id="u-25.5" who="#SModrzewski">Niewątpliwie i w tej dziedzinie Polska stosunkowo dużo zrobiła; mamy wszak zorganizowaną walkę z chorobami zakaźnemi, mamy ośrodki zdrowia, ale niestety nie potrafiłbym wykrzesać z siebie dużej dozy entuzjazmu co do ich efektywności; raczej miałbym wrażenie, że należałoby dobrze te poczynania przeanalizować, aby ustalić współmierność osiąganych wyników do poczynionych wkładów, jak również by stwierdzić, czy nie są one czynione z pewnym uszczerbkiem dla drogi trzeciej, drogi niezwykle życiowej, żywotnej i twardej, na którą zmuszeni jesteśmy wstępować w tragicznych chwilach, kiedy choroba lub nieszczęśliwy wypadek spotykają się oko w oko z człowiekiem i zaczyna się walka na śmierć i życie. W sukurs wtedy przychodzi często niedoceniana rezerwa w postaci medycyny leczniczej, skondensowanej przedewszystkiem w szpitalnictwie.</u>
<u xml:id="u-25.6" who="#SModrzewski">Wielkie wtedy na szpitalnictwo spadają i odpowiedzialne obowiązki: uratować życie, to znaczy zaoszczędzić Państwu obywatela, który wszak winien złożyć swoją ofiarę na ołtarzu dobra publicznego; ocalić chorego od stałej niemocy lub kalectwa — to zaoszczędzić Państwu, pośrednio lub bezpośrednio spadającego na nie obowiązku opiekowania się kaleką. Jeżeli pozatem zwrócimy uwagę, jak ważkim ośrodkiem jest szpitalnictwo, w którem zarówno młody adept nauk lekarskich, jak i doświadczony lekarz zdobywają, dopełniają i pogłębiają swoją wiedzę, to musimy przyjść do wniosku, że i ta droga nie mniej jest ważną od poprzednich i że wszystkie te trzy drogi winny być w równej mierze konserwowane i wzmacniane, chociażby jako reakcja na potężny głos alarmu, jaki podnoszą ciche, pozornie nic nie mówiące, cyfry statystyczne.</u>
<u xml:id="u-25.7" who="#SModrzewski">A więc naprzykład roczny przyrost ludności, którym się Polska tak dotychczas chlubiła, wynosił w 1925 roku 18,5 na tysiąc w stosunku rocznym, a w r. 1933 wyniósł już tylko 13,3. Tempo przyrostu zmalało o 33%, a jednocześnie w Polsce, która i tak stoi pod względem ilości łóżek szpitalnych w stosunku do ludności na 15 mniej więcej w Europie miejscu, ilość szpitali zaczyna się kurczyć, jak to stwierdza nawet dzisiaj nasz sprawozdawca budżetowy w swojem drukowanem sprawozdaniu. Ponieważ przyrost ludności bądź co bądź trwa jeszcze, więc omawiany stosunek w dwóch kierunkach się kurczy.</u>
<u xml:id="u-25.8" who="#SModrzewski">Kończę i chcę tylko w krótkich słowach naszkicować warunki egzystencji większości szpitali w dobie obecnej, przyczem oczywiście mowy być nie może, aby były samowystarczające. A więc 10% — to szpitale państwowe, reszta, czyli 90%, z małemi wyjątkami znajduje się w rękach samorządu, względnie organizacyj społecznych. Już z tego domyśleć się można przyczyny tego niebywale szybkiego i ciągłego narastania zalegających kosztów leczenia. Tymczasem dnia 27 października 1933 r. zjawia się rozporządzenie, umarzające wszystkie zaległości gminne w stosunku do szpitali publicznych, powstałe do dnia 1 kwietnia 1931 r., i uprawniające władze nadzorcze do redukowania dalszych należności w zakresie 75%. Oczywiście pierwszym faktem wymienionego zarządzenia jest ze strony gmin pełna prawie abstynencja od płacenia należności w oczekiwaniu na nowe umożenia lub ulgi.</u>
<u xml:id="u-25.9" who="#SModrzewski">I niedługo czekają gminy, bo właśnie w chwili obecnej komisje oszczędnościowo-oddłużeniowe szeroką dłonią skreślają zaległości kuracyjne, nie troszcząc się bynajmniej o to, że tam, gdzie jest dłużnik, musi być i wierzyciel, który może niezawsze wytrzyma taką operację, szczególniej, jeżeli nie zastosuje się środków zapobiegawczych. Przecież nawet urzędy wojewódzkie nie rozporządzają dostatecznemi środkami, aby w całości pokrywać zalegające koszty leczenia funkcjonarjuszów państwowych.</u>
<u xml:id="u-25.10" who="#SModrzewski">Wysoka Izbo, jestem chyba poza podejrzeniem, abym mojemi uwagami dążył do stworzenia atmosfery przeciw głosowaniu za budżetem. Budżet musi być i będzie uchwalony, a szpitale nasze muszą i będą nadal przy wysiłkach lekarza polskiego pracowały dla dobra ludzkości, dla mocy i wielkości polskiej armji.</u>
<u xml:id="u-25.11" who="#SModrzewski">Chciałem jedynie wykorzystać sposobność zwrócenia się z tej trybuny do p. Ministra z apelem, z uprzejmą prośbą, aby nie zapominał o losach polskiego szpitalnictwa nietylko przy wykonywaniu obecnie rozpatrywanego cyfrowego budżetu, ale i przy układaniu na przyszłość budżetu myślowo-konstrukcyjnego, pomnąc, że zarówno jeden, jak i drugi są dla rozkwitu Państwa niezbędnie potrzebne.</u>
</div>
<div xml:id="div-26">
<u xml:id="u-26.0" who="#Marszałek">Wszyscy zapisani do głosu mówcy wypowiedzieli się już, więc dyskusja nad cz. 14 została zakończona.</u>
<u xml:id="u-26.1" who="#Marszałek">Przechodzimy do dyskusji szczegółowej nad cz.12 — Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych.</u>
<u xml:id="u-26.2" who="#Marszałek">Głos ma sprawozdawca s. Kleszczyński.</u>
</div>
<div xml:id="div-27">
<u xml:id="u-27.0" who="#SKleszczyński">Wysoki Senacie! Budżet Ministerstwa Rolnictwa w wydatkach wynosi 60.975.000 zł, a w dochodach 29.848.000 zł. O ile uzupełnimy go dochodem z lasów państwowych, który w tym budżecie wynosi 27.000.000 zł, okaże się, że dochody z wydatkami prawie się równoważą, gdyż różnica wyniesie około 3.000.000 zł. To znaczy, że rolnictwo z ogólnego budżetu państwowego prawie nic nie otrzymuje, a więc, że z sum podatkowych nie czerpie na swoje wydatki. Budżet Ministerstwa Rolnictwa jest bardzo skromny, tem skromniejszy, że w obecnej sytuacji rolnictwu jednak w wielu wypadkach znacznie większych potrzebaby zasiłków, ażeby mogło przełamać kryzys.</u>
<u xml:id="u-27.1" who="#SKleszczyński">O ile porównamy budżet ten z zeszłorocznym, to muszę zaznaczyć, że wprawdzie jest on mniejszy o 3.200.000 zł, ale suma ta tkwi głównie w Funduszu Obrotowym Reformy Rolnej. Jest to różnica po obu stronach, to znaczy w wydatkach i w dochodach. Fundusz Obrotowy Reformy Rolnej wprawdzie się zmniejszył, ale można powiedzieć, że również się urealnił do tego stopnia, że wpływy ustaliły się zupełnie i jeżeli nie będą się zwiększały, to zmniejszać się prawdopodobnie nie będą. Fundusz ten się ustalił, gdyż Ministerstwo Rolnictwa poszło na wielkie ustępstwa w stosunku do różnych pożyczek, które rolnikom były dane, a przez to urealniły się zupełnie dochody. Świadczy to o tem, że rolnicy swoich wpłat nie bojkotują, nie zachowują się opornie, ale o ile wpłaty są dostosowane do ich możliwości, to są w całości wpłacane.</u>
<u xml:id="u-27.2" who="#SKleszczyński">Chcę uzupełnić parę spraw, które przedstawiłem w swoim drukowanym referacie, a przedewszystkiem sprawę taryfy celnej. Na obecnym zjeździe gospodarczym, który się odbył parę dni temu, główna walka między rolnictwem a przemysłem toczyła się o taryfy celne. Przemysł jest przeciw obniżeniu tej barjery, która obecnie wstrzymuje import towarów przemysłu zagranicznego. Rolnictwo twierdzi, że ta barjera jest za wysoka. Taryfa celna obecnie obowiązująca pochodzi z roku 1932 i była na to stworzona, ażeby mieć pewne atuty przy układach handlowych z poszczególnemi państwami. Obecnie, kiedy większość układów handlowych została zawarta i mamy już tylko parę do zawarcia, możemy tę taryfę obniżyć i do pewnego stopnia wyrównać, gdyż przez przyznanie przy układach różnych ulg różnym państwom w taryfie celnej powstał zygzak celny, który jest zupełnie nieodpowiedni i niedostosowany do obecnego życia. Oprócz tego ponieważ nasza waluta, jeśli chodzi o jej wartość poszła w górę, to właściwie cała barjera celne podwyższyła się. Jeśli zaś chodzi o sprawę walki z kartelami, to jedynym sposobem przymuszenia pewnych karteli do obniżenia cen nie jest zarządzenie, nie jest pertraktowanie z niemi, a tylko ewentualna możliwość wpuszczenia towarów zagranicznych, a więc pewne obniżenie taryfy celnej. Pewne generalne obniżenie taryfy celnej jeszcze jest konieczne, gdyż chodzi o to, aby przy wymianie towarów z zagranicą tę wymianę umożliwić, gdyż w obecnych warunkach międzynarodowych wymiana polega na wzajemnych kontyngentach. O ile bierzemy pewną ilość towarów z zagranicy, to możemy wtedy również eksportować pewną ilość towaru naszego. A gdy barjery celne są bardzo wysokie, możemy bardzo małą ilość towarów importować, a więc i eksportować, przez co cały nasz obrót jest hamowany.</u>
<u xml:id="u-27.3" who="#SKleszczyński">Muszę tu również wspomnieć o sprawie standaryzacji. Standaryzacja, która wywoływała na zjeździe gospodarczym również wielki opór ze strony sfer handlowych, jest dla rolnictwa konieczna. Mamy doświadczenie pod tym względem różnych państw, które głównie przez standaryzację towarów rozwinęły swój eksport. Litwa, Estonja, Danja biją nas gatunkami masła, bo jego standaryzację grubo wcześniej od nas zorganizowały. Mamy wiele innych towarów rolniczych, które przez standaryzację, przez podniesienie ich gatunkowości, moglibyśmy eksportować. Dlatego stanowisko handlu, które sprzeciwia się standaryzacji, jest zupełnie niesłuszne. Twierdzenie, że rolnicy powinni najpierw przygotować towar, a później dopiero standaryzację wprowadzać, jest niesłuszne, gdyż rolnik nigdy nie jest w możności dostosowania się do rynku zewnętrznego, o ile nie ma pewnej presji przez standaryzację.</u>
<u xml:id="u-27.4" who="#SKleszczyński">O ile chodzi o organizację handlu rolniczego, to przez kontyngenty, monopole eksportowe, które obecnie przy eksporcie są w wielu wypadkach wprowadzane, musi rolnictwo mieć swój wpływ na ten eksport. Przykładem jest sprawa bekonów, gdzie Ministerstwo Przemysłu i Handlu ma jedynie wpływ na ich eksport. Naturalnie sfery, które eksportują, a więc Związek Bekonowy mało uwzględnia żądania rolników z tego powodu, że jest kontrolowany tylko przez Ministerstwo Przemysłu i Handlu, bardzo często więc wyzyskuje swoje stanowisko i możliwości, i przez to ceny, które dochodzą do rolników, są zamałe. Przy standaryzacji musi być Ministerstwo Rolnictwa zupełnie w swych prawach z Ministerstwem Przemysłu i Handlu zrównane. Jest to walka, która trwa parę lat i która nie jest rozstrzygnięta ze szkodą dla rolnictwa.</u>
<u xml:id="u-27.5" who="#SKleszczyński">Chcę powiedzieć jeszcze o Państwowych Zakładach Przemysłowo-Zbożowych. Otóż w tej kampanji zniesione zostały superpremje eksportowe, mamy tylko premje eksportowe na zboże, mimo to ceny zboża się utrzymały. Nie można jednak z tego faktu robić przesłanek na przyszłość, gdyż rok obecny, o ile chodzi o eksport zboża, nie jest miarodajny, bo główne nasze źródło eksportu, mianowicie województwo poznańskie, z powodu suszy ma bardzo ograniczone możliwości eksportowe. Dlatego też niema tak wielkiego nacisku zbożowego jak w latach poprzednich, i dlatego wystarcza w roku obecnym zwykła premja eksportowa bez superpremji, ale kto wie jak ta rzecz będzie się przedstawiać w roku przyszłym.</u>
<u xml:id="u-27.6" who="#SKleszczyński">Myśli się w sferach rządowych o przekształceniu Państwowych Zakładów Przemysłowo-Zbożowych, które muszą być kosztowne, gdyż dzięki dopłatom przy eksporcie dają duże straty. Przejawia się obecnie pewien kierunek, ażeby P. Z. P. Z. zamienić na główną centralę handlu zbożem dla całego rolnictwa. Uważam ten projekt za bardzo niezdrowy, gdyż przez to nasze organizacje spółdzielcze byłyby przekreślone. P. Z. P. Z. są konieczne i na przyszłość, ale powinny być komórką interwencyjną wyłącznie, gdyż nie mogą zastąpić całego handlu rolniczego.</u>
<u xml:id="u-27.7" who="#SKleszczyński">Spółdzielczość rolniczo-handlowa, dzięki specjalnie teraz nowej ustawie, do której brak jeszcze rozporządzenia wykonawczego (ta sprawa niepotrzebnie wlecze się tak długo) — stanie na nogi. Nie powinna ona być w tym momencie odcięta od handlu zbożowego przez monopol P. Z. P. Z. a powinna brać główny udział w tym handlu. P. Z. P. Z. posługiwały się przeważnie kupcami prywatnymi, jeśli chodzi o skup zboża w terenie, a teraz powinny się oprzeć bezwzględnie na spółdzielczości i być tylko komórką na wszelki wypadek w razie gwałtownego spadku cen. Mamy już smutne doświadczenia z handlem, który prowadził Bank Rolny w 1930 r., szczególnie z handlem nawozowym. Jako instytucja nieprzygotowana do takiego handlu, niemająca swoich odpowiednich ekspozytur i organizacyj porobił wiele błędów, konkurował ze spółdzielczością i przez tę konkurencję powstało wiele strat i dla spółdzielczości i dla Banku. Jest to ostrzeżenie dla P. Z. P. Z. które przy takiem monopolowem ujęciu handlu rolniczego w razie projektowanego przekształcenia napewno robiłyby te same błędy.</u>
<u xml:id="u-27.8" who="#SKleszczyński">Chcę teraz wspomnieć o sprawie nadprodukcji rolniczej. Na Naradzie Gospodarczej była wysuwana przez sfery handlowe i przemysłowe teza, że rolnictwo właściwie niema żadnej nadprodukcji, że rolnictwo, o ileby przyszły normalne czasy, samoby zjadło to, co produkuje. To było pewną podstawą do zarzutu, że nie powinno się forytować eksportu rolniczego, gdyż po przełamaniu kryzysu rolnictwo będzie mogło pokrywać tylko swoje wewnętrzne zapotrzebowanie i zapotrzebowanie miast, a na eksport nie starczy zboża.</u>
<u xml:id="u-27.9" who="#SKleszczyński">Na to chcę odpowiedzieć, że jest to całkiem fałszywe mniemanie, gdyż rolnictwo i u nas ma olbrzymie możliwości rozwoju, jeśli chodzi o produkcję, która przez kryzys została bardzo ograniczona. Ta nadprodukcja, którą obecnie wywozimy, naturalnie mogłaby być częściowo skonsumowana przez samą wieś, ale wieś może wyprodukować znacznie więcej i przygotować znacznie więcej na eksport i dlatego też musimy naszą produkcję rolniczą i na przyszłość przygotowywać do eksportu.</u>
<u xml:id="u-27.10" who="#SKleszczyński">W swoim referacie wspomniałem, że jeśli chodzi o akcję oddłużeniową, to przyczyniła się ona znacznie do stabilizacji w rolnictwie, że w dużej bardzo mierze dała możliwość rolnictwu odłożenia płatności. Wprawdzie rolnicy mają znacznie więcej długów niż przeprowadzili przez urzędy rozjemcze, jednak te długi, które są obecnie w Banku Akceptacyjnym i które wynoszą około 400 miljonów zł, mają wielkie znaczenie dla stabilizacji stosunków, a karencja obecnie obowiązująca, daje możność rolnikowi jaśniejszego patrzenia w przyszłość. Chodzi o to jednak, że prawo karencji kończy się i że musi być wypracowany pewien projekt nie przekreślający długów, ale rozkładający je na dalsze lata. Istnieje koncepcja sfer rolniczych, aby tych 400 miljonów z Banku Akceptacyjnego zamienić na długoterminowe obligacje i rozłożyć rolnikom w ten sposób długi na dłuższy okres czasu. Tę rzecz koniecznie trzeba szybko opracować, bo mamy właściwie trzy gatunki dłużników w Banku Akceptacyjnym: a, b i c, którzy w innym stopniu są zadłużeni i potrzebują innego ustawodawstwa. Dlatego ta sprawa musi być teraz załatwiona, by nie było tego, co w poprzednich latach, że dopiero w ostatnim momencie opracowuje się ustawę i wówczas spóźniona nie daje efektu należytego.</u>
<u xml:id="u-27.11" who="#SKleszczyński">Chcę przejść do spraw parcelacyjnych. Jak w moim referacie komisyjnym przedstawiłem, rozdrobnienie, o ile chodzi o drobne rolnictwo, idzie w olbrzymiem, nawet można powiedzieć w zastraszającem tempie. O ile mówimy o kryzysie na wsi, to jednym z powodów tego kryzysu jest właśnie to, że przecież na wsi przybywa około 300 tysięcy ludzi rocznie i na rynek wiejski duża część tego przybytku ciśnie, że dla tych 300.000 ludzi zawsze kilkadziesiąt tysięcy gospodarstw się tworzy. Przez to dzielenie drobnych i przez budowanie nowych kilkudziesięciu tysięcy rocznie musimy wkładać w rolnictwo mnóstwo martwego kapitału, czy to w budowanie budynków, czy kupowanie inwentarza, czy wogóle w organizowanie gospodarstwa nowopowstałego, co pociąga za sobą koszta i w ten sposób mamy kilkadziesiąt tysięcy gospodarstw stale, jak się to mówi na wsi, na dorobku. Są to gospodarstwa słabe i jeśli chodzi o towary przemysłowe, to one naturalnie minimalną ich ilość konsumują. Dlatego też jednem z wielkich zadań w naszem Państwie jest powstrzymanie rozdrabniania. Wprawdzie obecnie mamy 10.000.000 zł przeznaczonych na spłaty rodzinne, jest to jednak stanowczo zamała suma i ten problem powinien być koniecznie w jakiś sposób rozstrzygnięty, dajmy na to przez asekurację w P. K. O. głowy rodziny, z tem, że po pewnym przeciągu czasu miałaby ta głowa rodziny pewne pieniądze na wywianowanie swoich następców. Ten projekt mógłby być w P. K. O. uwzględniony. Chodziłoby o to, aby specjalnie opracowano asekurację trochę inną niż ta, jaka jest obecnie, na życie, gdyż rolnicy, przebywając w warunkach zdrowszych, dłużej żyją, a więc można ich asekurację niżej oprocentować, zrobić tańszą.</u>
<u xml:id="u-27.12" who="#SKleszczyński">Ministerstwo Rolnictwa rozpoczęło bardzo ważną akcję, mianowicie t. zw. gospodarstw wyjściowych. Jeszcze w poprzednim Sejmie grupa ludowa Bezpartyjnego Bloku tę rzecz opracowała; obecnie jest to właśnie wykonywane. Mianowicie chodzi o to, że z przeludnionych województw np. krakowskiego, gdzie właściwie większej własności już niema w takiej ilości, ażeby można uzupełnić gospodarstwa drobne, wyjeżdżają gospodarze do województw o większym zapasie ziemi, z tem, że zostawiają swoje gospodarstwa sąsiadom, biorącym odpowiedzialność za spłatę nowych gospodarstw, obejmowanych przez gospodarzy, którzy wywędrowali do innego województwa. Dzięki temu jest przynajmniej ta ulga, że gospodarz, który na nowem musi dużo wkładów robić, nie jest obciążony sam bezpośrednio kosztami spłaty całego nowego gospodarstwa, gdyż ten, który został na miejscu, który ma zagospodarowaną osadę i posiada większe możliwości spłaty długu, pomaga mu.</u>
<u xml:id="u-27.13" who="#SKleszczyński">Oprócz tego Ministerstwo Rolnictwa rozpoczęło akcję budowlaną zupełnie inaczej pomyślaną, niż dawniej, kiedy prowadził ją Bank Rolny, który czynił to źle, bo za kosztownie. Obecnie ta rzecz prowadzona jest o wiele taniej, przez co gospodarstwa są żywotniejsze, nie tak, jak dawniej obciążone nadmiernemi długami, które trzeba było później skreślać, gdyż rolnicy nigdy nie mogliby ich spłacić.</u>
<u xml:id="u-27.14" who="#SKleszczyński">Wspomnę jeszcze o sprawie wspólnot. Brak nam bardzo ustawy o nich. Zdawałoby się w wielu wypadkach, że wspólnoty, chociażby wziąć województwo krakowskie, gdzie mamy około 30 tys. ha, a do sparcelowania tylko około 10 tys. ha, powinny być przy komasacji rozdzielane pomiędzy poszczególnych właścicieli, Otóż to jest fałszywe mniemanie, gdyż wspólnoty, o ile chodzi o pastwiska, mają wielkie znaczenie. Obecnie jednak niema żadnej ustawy, regulującej sprawę tych właśnie wspólnych pastwisk, co jest wielką szkodą, gdyż są one właściwie pustyniami i nie dają żadnego dochodu rolnikom, a przecież mogłyby być pomocą w gospodarstwach najdrobniejszych. Wszelka działalność izb czy organizacyj rolniczych w sprawie uporządkowania pastwisk bez żadnej podstawy prawnej nie daje rezultatu. Mamy tych wspólnot bardzo dużo i w innych województwach, a w szczególności na kresach. Dlatego uregulowanie ustawowe tej sprawy byłoby konieczne.</u>
<u xml:id="u-27.15" who="#SKleszczyński">Komasacja w Polsce robi ogromne postępy i pomimo kryzysu rozwija się doskonale. Jednak wpływa ona źle na kulturę wsi, gdyż przez rozsiedlenie jej, przez rozrzucenie na większych przestrzeniach, przekreśla wspólnotę gospodarczą i kulturalną wsi. Koniecznością jest więc, żeby tę wspólną działalność wsi podnieść przy komasacji. Jedynym sposobem będzie budowa domów ludowych, w których ludność w niedziele, w święta, czy w zimowym okresie, kiedy mniej jest robót polnych, mogłaby się gromadzić i kulturę swoją podnosić. Na to trzeba znaleść fundusze. Fundusz Pracy w poprzednich latach dawał dość duże sumy na zatrudnienie na wsi, obecnie z powodu skurczenia dochodów, jak to nam dziś p. referent wykazał, pójdą tam znacznie mniejsze sumy. Jednak jeżeli idzie o sprawy meljoracyjne, jak podkreślam w swoim referacie, mamy miljony ha gruntów niezmeljorowanych, a tylko z Funduszu Pracy można było czerpać na ten cel.</u>
<u xml:id="u-27.16" who="#SKleszczyński">Regulacja rzek według obecnego budżetu jest prawie niemożliwa, gdyż 1.000.000 zł to kropla w morzu wobec dziesiątków tysięcy kilometrów rzecznych, jakie trzeba wykonać, dziesiątków tysięcy kilometrów rzek, które trzeba uregulować. Mieliśmy niedawno wielką powódź w Małopolsce, która zrobiła tak szalone szkody, że musieliśmy wydać kilkanaście miljonów złotych, żeby je jakoś załatać, a jednak te szkody nie zostały naprawione w całości.</u>
<u xml:id="u-27.17" who="#SKleszczyński">Wspomniałem w swoim referacie budżetowym, że sprawa meljoracyjna jest w paru ministerstwach, obecnie w dwóch, dawniej była w trzech, dopóki było ministerstwo reform rolnych. Jest to niezdrowe rozproszkowanie i dlatego też koniecznie powinno być w łonie Rządu uzgodnione kto ma się zająć meljoracjami, kto odpowiada za nie.</u>
<u xml:id="u-27.18" who="#SKleszczyński">W Małopolsce przed wojną wieś dorabiała sobie w dużym stopniu przemysłem ludowym, który i obecnie ma duże znaczenie dla wsi, jednak nie ma właściwie kto nim kierować. Odpowiednie Ministerstwo, t. j. Przemysłu i Handlu, powinno się tą sprawą zająć, ale ponieważ ten przemysł jest na wsi, nie może skutecznie i odpowiednio tego wykonywać. Również i izby przemysłowo - handlowe oraz rzemieślnicze nie są zobowiązane ustawowo do opiekowania się tym przemysłem. Przemysł ludowy tylko z łaski jest popierany przez te izby, dla nich jednak właściwie jest pewną konkurencją. Jest to olbrzymi problem, którego rozwiązanie mogłoby powstrzymać wędrówkę ze wsi do miast.</u>
<u xml:id="u-27.19" who="#SKleszczyński">Oprócz tego, o ile chodzi o zdrowe ustosunkowanie się miast do wsi, t. zn. nietworzenie wielkich ośrodków miejskich, takich jak na zachodzie, to przez przemysł ludowy możnaby to częściowo osiągnąć, instalując warsztaty konkurujące z przemysłem w poszczególnych chatach wiejskich. Weźmy choćby przemysł lniarski, przędzalnictwo, czego mamy przykład we Francji. Wtedy wędrówka robotnika ze wsi do miasta mogłaby być ograniczona. Jeżeli weźmiemy Małopolskę zachodnią, gdzie rozwój elektryfikacji idzie naprzód i w krótkim czasie będziemy mieli całe wsie zelektryfikowane, to warsztaty po wsiach mogłyby konkurować z ośrodkami miejskiemi. Sprawa lnu, którego uprawa tak rozwinęła się w ostatnich latach, utknie napewno, o ile wieś nie będzie mogła sama tego lnu, który wytwarza, zużytkować na wsi przy pomocy maszyn mechanicznych, a nie pierwotnych warsztatów tkackich. Dlatego też uprzemysłowienie wsi zapomocą przemysłu ludowego jest przyszłością wsi i powinno być objęte przez jedno ministerstwo, a tem ministerstwem powinno być, mojem zdaniem, Ministerstwo Rolnictwa. Mamy wprawdzie różne organizacje społeczne, które się tą sprawą zajmują, ale one, nie mając pieniędzy, nie mogą być nakładcami drobnego przemysłu ludowego i dlatego ten drobny przemysł jest w rękach lichwiarzy, którzy wyzyskują taniość rąk roboczych na wsi i eksportując wyroby przemysłu ludowego, mają ogromny zysk, ale wieś go nie widzi. Wezmę jako przykład przemysł koszykarski, który miał w Polsce okres wielkiego rozwoju, a obecnie zupełnie upadł, a możliwości jego są bardzo duże.</u>
<u xml:id="u-27.20" who="#SKleszczyński">Chcę przejść do sprawy szkół rolniczych. Wprawdzie nie są one objęte budżetem Ministerstwa Rolnictwa, jednak, tak jak wspomniałem przy referacie moim na komisji, jest to pewnem złem. Szkoły niższe rolnicze są oddane Ministerstwu Oświaty i w ogólnym kotle wszystkich szkół zawodowych giną, a szkoły rolnicze nie mogą być kierowane biurokratycznie, muszą być zespolone z życiem.</u>
<u xml:id="u-27.21" who="#komentarz">(Głos: Słusznie.)</u>
<u xml:id="u-27.22" who="#SKleszczyński">Muszą one bezpośrednio działać razem z rolnictwem zorganizowanem w terenie, a tak, jak jest obecnie, gdy są oderwane od rolnictwa i zależą od Ministerstwa Oświaty, nie mogą mieć należytej opieki. Ministerstwo Rolnictwa zupełnie niepotrzebnie w swoim czasie oddało te szkoły, chcąc ujednostajnić całe szkolnictwo zawodowe. Zrobiono to ogólnie i z innemi szkołami. Ministerstwo Przemysłu i Handlu również oddało swoje szkoły Ministerstwu Oświaty. Do tych spraw nie będę się wtrącał, bo jeśli chodzi o szkoły zawodowe nierolnicze, to może i dobrze, aby pozostawały one w Ministerstwie Oświaty. Szkoły rolnicze w wielu wypadkach są puste tylko dlatego, że nie żyją życiem rolnictwa, są od niego oderwane. Dzieje się to dlatego, że są za drogie dla rolników w tych ciężkich czasach, a po drugie są niepotrzebnie całoroczne, gdyż powinny być zimowe, tak jak to jest w Poznańskiem, dzięki czemu tam szkoły te mają zawsze potrzebny kontyngent uczniów. Ta rzecz powinna być przeprowadzona wszędzie, a tylko wyjątkowo w niektórych województwach powinny być całoroczne szkoły.</u>
<u xml:id="u-27.23" who="#SKleszczyński">Jako dowód, że młodzież mogłaby się garnąć do szkół rolniczych, jest przysposobienie rolnicze. Kiedy 10 lat temu przysposobienie rolnicze stawiało pierwsze kroki, mieliśmy kilkudziesięciu uczniów, obecnie mamy ich 80 tysięcy w tem przysposobieniu, prowadzonem przez izby rolnicze. Jest to bardzo dużo, gdyż jeśli weźmiemy, o czem wspomniałem, że ilość nowopowstałych gospodarstw, wynosi też około 80 tysięcy, to można powiedzieć, że ten kontyngent młodzieży, uczącej się w przysposobieniu rolniczem, daje dużo dla nowych gospodarstw. Przysposobienie rolnicze nie jest szkołą rolniczą w całem tego słowa znaczeniu, ale przynajmniej nadaję pewien kierunek młodzieży i umożliwia jej dostęp do samokształcenia. Świadczy ono również o tem, że jeśli chodzi o młodzież, ma ona pęd do nauki, a więc pustka w szkołach rolniczych jest zupełnie nieusprawiedliwiona. Jeśli młodzież garnie się do przysposobienia rolniczego, a nie widać jej w szkołach rolniczych, istnieje prawdopodobnie jakaś zapora, którą trzeba przełamać. Młodzież rolnicza garnie się do przysposobienia i otrzymuje minimum pewnego wykształcenia rolniczego, chodziłoby tylko o to, by był stale nadawany zdrowy kierunek wychowania tej młodzieży, ażeby nie było tych smutnych objawów, jakie mamy teraz wśród młodzieży na uniwersytetach, i tych walk, które są tam dowodem niezrozumienia przez młodzież obecnych możliwości Państwa. Chodziłoby właśnie o to, ażeby młodzież rolnicza była tak kierowana, by z czasem nie popadała również w jakieś błędy. Całą przyszłością naszego rolnictwa jest właśnie ona.</u>
<u xml:id="u-27.24" who="#SKleszczyński">Wieś natomiast, jeśli chodzi o chwilę obecną, zmienia zupełnie fizjonomję. Ponieważ skończyły się stronnictwa i partyjki, ponieważ walka wewnętrzna na wsi ustała, gospodarz wiejski szuka jakichś możliwości zbytu swej energji społecznej. Obserwujemy nowy objaw, mianowicie zwrot całej wsi do organizacyj rolniczych, do organizacyj handlu rolniczego. A młodzież jest podstawą całego nowego rozwoju wsi, nie jest ona dawnemi przesądami przeżarta, może więc wyprowadzić na zupełnie jasne drogi nasze rolnictwo. Dlatego też opieka nad tą młodzieżą jest konieczna i cała struktura nauki dla tej młodzieży powinna być dobrze przemyślana i dobrze wykonana.</u>
<u xml:id="u-27.25" who="#SKleszczyński">Wspomnę jeszcze w paru słowach o sprawie Lasów Państwowych, które corocznie w wielu wypadkach, słusznie czy niesłusznie — wywołują tak wielką dyskusję. Chciałbym przeto na parę momentów tu wskazać. Mianowicie przez szereg lat powtarza się sprawa rozdziału między eksploatacją a samem urządzeniem lasów, t. zn. zalesianiem. Te dwa działy powinny być stanowczo rozdzielone. Wszyscy referenci od paru lat tego żądają i Izby również. Ministrowie rolnictwa zmieniali się często, jednak żaden z nich nie przeprowadził tej sprawy. Trafiamy również na opór w tym względzie Naczelnej Dyrekcji Lasów Państwowych. Nie chodzi mi o żadne sprawy personalne w Lasach Państwowych czy w samej Dyrekcji, chodzi o zasadę. Zdaje mi się, że żaden z ministrów nie może mieć wglądu i nie może być pewny, czy w gospodarce Lasów Państwowych dzieje się dobrze, o ile te dwa działy nie są rozdzielone. Kontrola musi być wszędzie, o ile jej niema, prowadzi to do fatalnych skutków. A przecież chodzi o to, że las nie żyje rok, tylko lat sto; o ile więc teraz będziemy źle gospodarzyć, to przez szereg lat w przyszłości gospodarka taka może się mścić.</u>
<u xml:id="u-27.26" who="#SKleszczyński">Nie robię tu zarzutu z tego, że obecnie się dzieje źle w Lasach Państwowych, bo ze sprawozdania N. I. K. widzimy, że sprawa zalesienia znacznie się poprawiła.</u>
<u xml:id="u-27.27" who="#SKleszczyński">O ile chodzi o sam budżet Lasów Państwowych, to obydwu Izbom został przedstawiony budżet, uchwalony w zeszłym roku; jest to umotywowane w moim referacie. Ta sprawa powinna być jednak zmieniona, gdyż właściwie dostajemy budżet, którego okres się już skończył, a teraz uchwalamy preliminarz Lasów, który nie istnieje dla nas, bo go nie mamy przedstawionego. Możemy polegać na tem, co nam mówi Dyrekcja Lasów Państwowych, czy p. Minister Rolnictwa, że takie wpływy będą w przyszłym roku, ale my jako ciało kontrolujące musimy mieć pewność i dlatego musimy mieć budżet. Odnośna rezolucja, uchwalona przez Komisję Budżetową, zostanie Wysokiej Izbie przedstawiona. Jednak jabym chciał podnieść jeszcze, że w przyszłości ta sprawa nie może być załatwiana połowicznie, nie może być załatwiana tak, że Izby, mające przecież kontrolować to, co się dzieje w Państwie, otrzymują jakąś ogólną sumę do uchwalenia. Jeżeli to przedsiębiorstwo nie jest skomercjalizowane — a niem nie jest — to musimy wejrzeć w jego budżet, a więc ten budżet musi się przynajmniej częściowo pokrywać co do daty z budżetem państwowym. Odpowiednia rezolucja, jak mówiłem, jest do uchwalenia przez Wysoką Izbę.</u>
<u xml:id="u-27.28" who="#SKleszczyński">Jeśli chodzi o Fundusz Obrotowy Reformy Rolnej, to już wspomniałem, że z roku na rok się zmniejszał, gdyż polega on na wpłatach samych rolników, polega na tych pożyczkach w różnych działach, które zostały dane rolnikom i które później są przez nich zwracane. Obecnie wobec obniżenia tych należytości rolnicy ze swoich zobowiązań odpowiednio się wywiązują i dlatego też stabilizacja tego Funduszu jest umożliwiona. Jednak jest on o wiele za mały w stosunku do zadań, jakie obecnie powinien spełniać. Fundusz Obrotowy Reformy Rolnej we wszystkich swoich działach: komasacyjnym, parcelacyjnym, czy serwitutowym, szwankuje ze względu na szczupłość, dlatego też, proszę Panów, ta rzecz powinna być w jakiś sposób w przyszłości unormowana, gdyż można się różnie zapatrywać na sprawę reformy rolnej w Polsce, ale pewna ewolucja w posiadaniu musi być uwzględniona, musi być pewien postęp, naturalnie racjonalny i nie robiony dorywczo i gwałtownie, ale rozwojowo, i powinno się na ten cel znaleźć fundusze. Dlatego w przyszłości Fundusz Obrotowy Reformy Rolnej powinien być odpowiednio zasilony.</u>
<u xml:id="u-27.29" who="#SKleszczyński">Nie powinienem poruszać tej rzeczy, ale chcę wspomnieć o działalności Państwowego Banku Rolnego; powinienem to powiedzieć może przy Ministerstwie Skarbu, jednak muszę i tu parę uwag poczynić. Chodzi mi o koszty administracyjne tego Banku. Są one za wysokie. Bank Rolny jest prawie ograniczony w swojej działalności. Ciągle tylko musi przeliczać to, co było dawniej dawane i myśleć w jaki sposób dawać ulgi rolnikom. Powinna więc nastąpić reorganizacja Banku, koszty administracyjne muszą być mniejsze i dostosowane do obecnych możliwości rolnictwa. Gdy Bank Rolny daje pożyczki na 8% rolnictwu, np. na drzewka owocowe, czy na ulepszanie łąk, a dzięki rozprowadzaniu ich przez kasy oszczędnościowe i spółdzielnie procenty wzrastają do 10%, to jest to niebezpieczne i niemożliwe dla rolnika. Usprawnienie tak wielkiej instytucji, jaką jest Bank Rolny, jest rzeczą konieczną i przez władze kontrolujące powinno być załatwione.</u>
<u xml:id="u-27.30" who="#SKleszczyński">Kończę swój referat, prosząc Wysoką Izbę o przyjęcie budżetu Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych, uchwalonego przez Sejm.</u>
</div>
<div xml:id="div-28">
<u xml:id="u-28.0" who="#Marszałek">Dyskusję rozpoczyna s. Bniński.</u>
</div>
<div xml:id="div-29">
<u xml:id="u-29.0" who="#SBniński">Wysoka Izbo! Do niedawna wiadome było wszystkim, że polityka gospodarcza Ministerstwa Rolnictwa przez środki coprawda skromne i niedostateczne, ale konsekwentnie zmierza do odbudowy opłacalności gospodarki rolnej. Polegała ona na koncepcji jednoczesnej akcji podniesienia cen i zniżki kosztów produkcji. Niestety nie zrealizowała cna tego celu w całem tego słowa znaczeniu. Wybór jednak tej drogi był właściwy i jedynie możliwy. Przynosił on rolnikom w tych czasach kryzysowych realną ulgę i pozwalał oczekiwać, że w końcu równowaga i poprawa przyjść muszą.</u>
<u xml:id="u-29.1" who="#SBniński">Stwierdzam, że polityka rolna ostatniego okresu ten kierunek wykoleiła, jeżeli niezupełnie porzuciła. Znaleźliśmy się wskutek tego właściwie wobec faktu braku wyraźnych wytycznych polityki rolnej, co nie może nie wywołać powszechnego zaniepokojenia.</u>
<u xml:id="u-29.2" who="#SBniński">Urzędowy optymizm twierdzi coprawda, że „spadek dochodu z rolnictwa został powstrzymany i że jesteśmy jak ludzie, którzy odzyskują grunt pod nogami”; jednak śmiem twierdzić, że rok 1935 nie przyniósł spodziewanych wyników, że orjentacja na kierunek hodowlany zawiodła zupełnie. Rok przeszły przyniósł poważny spadek wpływów z eksportu artykułów zwierzęcych, skurczył się również obrót na rynku wewnętrznym, ceny głównych ziemiopłodów uległy dalszemu spadkowi. Rolnictwo nie znalazło nawet małego ekwiwalentu za straty, poniesione na produkcji roślinnej w zwyżce cen artykułów hodowlanych, które uległy głębokiemu załamaniu wbrew zapowiedziom. Trudno więc mówić o powodzeniu polityki rolnej. Rolników, nawet tych rzekomo zainteresowanych tylko w produkcji zwierzęcej, spotkał głęboki zawód, a zmiana zasad polityki rolnej nie zdała egzaminu życiowego.</u>
<u xml:id="u-29.3" who="#SBniński">Rząd przyszedł, mam wrażenie, do przekonania, że polityka deflacyjna, prowadzona jedynie w dziedzinie cen, nie odniosła pożądanego skutku, musiała zawieść. Bo jeżeli miała dać wyniki pozytywne, należało prowadzić ją konsekwentnie i objąć nietylko kartele, ale też świadczenia publiczne i socjalne, monopole państwowe, taryfy kolejowe, pocztowe i t. d. Wobec opancerzonych wydatków budżetowych polityka ta uważana być musi z praktycznych i zasadniczych względów za beznadziejną. Jestem więc zdania, że Rząd słusznieby zrobił, gdyby, przekonawszy się o jej bezcelowości, przeszedł z równania wdół do równania wgórę, gdyż inaczej gospodarka nasza załamie się zupełnie. Niemożliwem jest, by rolnik, płacąc np. podatek gruntowy, musiał przez długie lata zużywać na ten cel 3 do 4 razy tyle żyta, co w latach, gdy podatki te ustalano. A ponieważ na tym podatku oparte są liczne podatki samorządowe i świadczenia publiczne, więc wyniki tej sytuacji są dla rolnika nie do zniesienia.</u>
<u xml:id="u-29.4" who="#SBniński">Dążenie do szukania dla rolnictwa innych źródeł dochodowych przez wzmożenie plantacji np. roślin oleistych nie da w bilansie ogólnym rolnictwa żadnych rezultatów, bo tylko mała stosunkowo przestrzeń roli może być oddana na ten cel, jeżeli i tu nastąpi spadek wartości tej produkcji.</u>
<u xml:id="u-29.5" who="#SBniński">Z całą stanowczością twierdzę, że w Polsce żyto, pszenica, jęczmień, owies, kartofle stanowią podstawę naszej roślinnej produkcji i dlatego uprawa tych płodów wymaga intensywnej i szczerej opieki ze strony Rządu. Stoję więc na stanowisku, że interwencja Rządu jest w tej dziedzinie bezwzględną koniecznością; obojętne w jakiej się to objawi formie. Rząd odpowiednią drogę znaleźć musi. Odzyskanie opłacalności produkcji rolnej jest przecież jedynie właściwym celem polityki rolnej w chwili obecnej i temu celowi poświęcone być muszą wszystkie wysiłki Ministerstwa.</u>
<u xml:id="u-29.6" who="#SBniński">Niestety działalność idzie w kierunku innych, może nawet ważnych zagadnień, jednak w obecnej sytuacji bądź niemożliwych do zrealizowania, bądź w hierarchji polityki rolnej, z natury rzeczy znajdujących się na dalszym planie.</u>
<u xml:id="u-29.7" who="#SBniński">Obecna polityka rolna cofa się, zdaniem mojem, do stanu rzeczy z czasów t. zw. sejmowładztwa. I wówczas głównym celem polityki rolnej była walka z większą własnością i wydawanie ustaw wyjątkowych, stwarzających dla części rolnictwa privilegia odiosa. I wówczas jedynem panaceum na wszystkie dolegliwości rolnictwa była reforma rolna, prowadzona za wszelką cenę i bez względu na istniejące warunki. I wówczas o istotnych sprawach produkcji i zbytu decydowali nie rolnicy. Ten stan rzeczy wytwarzał nieustanne wrzenie i agitację wsi. Niszczył najżywotniejsze siły wsi i przynosił nieobliczalne szkody samej produkcji rolnej, cofając postęp wsi w porównaniu z zachodem, wzamian zaś dając głęboki zawód i nędzę tym, którzy w dobrej wierze oczekiwali od tego ruchu poprawy doli.</u>
<u xml:id="u-29.8" who="#SBniński">Ówczesny stan rzeczy zmienił się później na lepsze. Miejsce walki klasowej, obcej zupełnie wsi, zajęła praca organiczna w produkcji, a nawet mechaniczne procesy parcelacyjne powoli ustępować poczęły miejsca procesom istotnej poprawy struktury agrarnej, dając pierwszeństwo sprawom komasacji, regulacji serwitutów i t. d., parcelację zaś pozostawiając naturalnemu procesowi podaży i popytu. Przyszły bowiem lata kryzysu światowego, uderzającego najsilniej w rolnictwo. I wtedy zorganizowane rolnictwo, współpracując z Rządem zdobyło się na skromny, ale realny program polityki rolnej, polegający, jak już mówiłem, na równoczesnem dążeniu do podniesienia cen rolniczych i obniżenia kosztów produkcji. Akcja ta szła opornie, gdyż nie mogliśmy na wzór innych państw zmobilizować potężnych środków, by ratować zapadające się ceny rolnicze. Niemniej łagodziliśmy wstrząsy spadku cen, które to łagodzenie było tem potrzebniejsze, im trudniej było w dziedzinie kosztów produkcji, a szczególnie świadczeń publicznych rolnictwa uzyskać realne zmniejszenie. Stworzyliśmy koncepcję ustawodawstwa oddłużeniowego.</u>
<u xml:id="u-29.9" who="#SBniński">Odwrót od tych właściwych i słusznych elementów polityki rolnej rozpoczął się najpierw właśnie na tym odcinku ustawodawstwa finansowo-rolnego. Wydanie ustawy o konwersji i uporządkowaniu długów rolniczych z roku 1934, stwarzającej sztuczny podział gospodarstw rolnych na grupy A, B i C i różniczkującej ulgi w zależności od obszaru gospodarstwa, wreszcie wprowadzającej tendencje wywłaszczeniowe, stanowi właściwie już zerwanie z dotychczasowym kierunkiem polityki rolnej. Ustawa ta położyła kamień węgielny pod nowe wyjątkowe eksperymenty, które następnie przyszły lub przyjść jeszcze mają. Od tego momentu zaczyna się konsekwentne wycofywanie z dotychczasowych metod polityki rolnej i stosowanie takich środków czy półśrodków, które konsekwentnie na wszystkich płaszczyznach i przy każdej sposobności zmierzać mają do różniczkowania rolników, do przeciwstawiania interesów większej i mniejszej własności. Zmiany dokonywały się metodą zupełnego nieliczenia się z postulatami, przedstawionemi przez zorganizowane rolnictwo. Program polityki rolnej na rok 1935, zmieniający również elementy w dziedzinie polityki roślinnej i hodowlanej, wyszedł już tylko z biur Ministerstwa Rolnictwa, niezależnie od opinji organizacyj rolniczych. A cała polityka rolna w kampanji ostatniej była podyktowana chęcią różniczkowania dochodu z produkcji większej i mniejszej własności. Produkcję roślinną utożsamiono z większą własnością, produkcję zaś zwierzęcą z mniejszą. Dlatego oficjalny program wyrzekał się zgóry większej akcji interwencyjnej w zakresie zbóż, natomiast wysunął na pierwsze miejsce akcję pomocy przy zbycie i eksporcie artykułów hodowlanych.</u>
<u xml:id="u-29.10" who="#SBniński">To rozróżnienie między większą i mniejszą własnością zostało również ostatnio wprowadzone do procesów ściśle produkcyjnych. Za przykład służyć może ostatnie zarządzenie w sprawie plantowania buraków cukrowych, które orzeka, że w ciągu najbliższych dwóch kampanij plantatorskich 25% areału uprawy buraków cukrowych, które plantuje średnia i większa własność, plantować ma odtąd drobna własność. O takiem orzeczeniu z za zielonego biurka, o tem co i kto ma uprawiać, cóż można powiedzieć? Wystarczy chyba wspomnieć, że jest to najgorszą formą reglamentacji produkcji, bo zupełnie nie liczącą się z możliwościami i warunkami agrologicznemi.</u>
<u xml:id="u-29.11" who="#SBniński">Ta metoda spowodowała też wniesienie w Sejmie projektu p. Hyli w sprawie nowelizacji rozporządzenia o przejmowaniu na własność Państwa gruntów za niektóre należności pieniężne. Proszę Panów uważnie przejrzeć ten projekt, a łatwo przekonają się Panowie jaką tendencją i jakim duchem jest owiany. Przechodzi z lekkiem sercem nad kardynalnemi zasadami prawa cywilnego. Nie liczy się z prawami wierzycieli hipotecznych i za jakąkolwiek należność prawno-publiczną popadłą w zaległość, o co w dzisiejszych warunkach nie tak trudno, przepisuje przejęcie ziemi w odniesieniu do pewnej własności rolnej. Ten nowy projekt ma być przybudówką do ustawy o wykonaniu reformy rolnej.</u>
<u xml:id="u-29.12" who="#SBniński">Wysoki Senacie! Ziemiaństwo polskie dobrze rozumie, że wobec notyrycznego przeludnienia wsi polskiej kontynuowanie parcelacji na cele przebudowy ustroju rolnego jest uzasadnione.</u>
<u xml:id="u-29.13" who="#SBniński">Byliśmy i jesteśmy zawsze do ofiar gotowi, gdy potrzeba prawdziwa i rzetelna od nas tego wymaga. Jako czynnik praworządny w Państwie Uznajemy w całej pełni obowiązujące ustawy. Domagamy się jednak i domagać się będziemy w stosunku do nas sprawiedliwego traktowania i sprawiedliwego stosowania zasad zawartych w ustawach. Tymczasem słyszymy, że należy wyzyskać chwilę obecną, ponieważ ziemia jest tania, jak tańszą być nie może, że nawet na tym niskim poziomie wartości ją bezwzględnie utrzymać należy. Jest to oczywiście krzywda bezpośrednio nietylko dla nas, ale również dla całego społeczeństwa, gdyż świadomie dąży się do obniżenia wartości naszego majątku narodowego, w który nie tak bardzo jesteśmy zasobni. Tę krzywdę zaś podnosi się do poziomu cnoty. Gwałtowne przeprowadzenie w obecnej chwili parcelacji wytworzy sytuację, która powiększyć musi istniejący dziś w kraju chaos. Nie mogę też podzielić opinji, że parcelacja usunie bezrobocie i tem samem usunie panujący kryzys. Jasno też powiedzieć sobie trzeba, że i przeludnienie wsi nie zostanie usunięte. Rozparcelowanie 3 miljonów ha nic nie zmieniło pod tym względem, a jakże się to ma stać za pomocą reszty ziemi, stojącej do dyspozycji, a wynoszącej, jak wiadomo, już tylko 1.300.000 ha. Moment do parcelacji jest zresztą najmniej odpowiedni. Budżet Państwa nie pozwala na poważne dotacje, których każda parcelacja wymaga. Nabywcy nie mają środków na zapłacenie choćby pierwszej raty za nabywany grunt. Sama zaś tranzakcja ziemią to jeszcze nie wszystko. Znamy przecież odstraszające przykłady parcelacji i ucieczki z gruntu, gdy nie było czem ziemi zagospodarować.</u>
<u xml:id="u-29.14" who="#SBniński">Uważam, że zamiast myśleć jedynie i wyłącznie o środkach przyśpieszających parcelację, należałoby poświęcić więcej uwagi sprawie ograniczenia podzielności gospodarstw, utworzonych w toku parcelacji. Odwrotny proces rozdrabniania ziemi włościańskiej trwa i niweluje wszystkie wysiłki nad poprawą struktury rolnej. Prace dokonywane żadnych nie wydadzą rezultatów, jeżeli Rząd nie wystąpi pod tym względem bezzwłocznie, z odpowiednią inicjatywą.</u>
<u xml:id="u-29.15" who="#SBniński">Ziemiaństwo poczuwa się do współodpowiedzialności za losy rolnictwa i za ściśle z nim związany rozwój ekonomiczny Państwa. Moje uwagi krytyczne tem tylko poczuciem się kierowały i dlatego mam zaszczyt zwrócić uwagę Rządu na konieczność poddania głębokiemu rozważeniu i rewizji bieżących podstaw i metod polityki rolnej.</u>
<u xml:id="u-29.16" who="#SBniński">Panowie kierownicy Rządu niejednokrotnie w parlamencie i wobec obywateli podkreślali potrzebę i całą gotowość współpracy ze społeczeństwem, a więc i całem zorganizowanem społeczeństwem rolniczem. Do tej współpracy jesteśmy gotowi.</u>
<u xml:id="u-29.17" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-30">
<u xml:id="u-30.0" who="#Marszałek">Zarządzam przerwę do godziny 16.</u>
<u xml:id="u-30.1" who="#komentarz">(Przerwa od godz. 13 min. 41 do godz. 16 min. 5.)</u>
<u xml:id="u-30.2" who="#Marszałek">Wznawiam posiedzenie. Głos ma s. Maksymiljan Malinowski.</u>
</div>
<div xml:id="div-31">
<u xml:id="u-31.0" who="#SMaksymiljanMalinowski">Wysoka Izbo! Przedwczoraj usłyszeliśmy z ust sen. Galicy w zakończeniu jego przemówienia o potrzebach wsi zwrot „Nie drażnić”. Ze strony obecnego Rządu coraz mniej zachodzi tych faktów, które istotnie drażniły chłopów. „Nie drażnić”, to znaczy zarazem przyczyniać się do wprowadzania coraz większego uspokojenia. W ten właśnie sposób rozumiem słowa sen. Galicy.</u>
<u xml:id="u-31.1" who="#SMaksymiljanMalinowski">Przykłady drażniące to wybory do samorządów i wybory do Izb ustawodawczych. Drażnią nietylko ostatnio przeprowadzone wybory, drażnią też i niepokoją lud albo nie dają mu spokoju rozmaitego rodzaju sekwestratorzy, a więc nadmierne obciążenie długami i podatkami, które denerwuje, kiedy przychodzi termin zapłaty, a niema czem płacić.</u>
<u xml:id="u-31.2" who="#SMaksymiljanMalinowski">Ostatniemi czasy i pod tym względem przychodzą pewne uspokojenia, mianowicie życzliwe dla rozwoju wsi, życzliwe dla podniesienia jej, życzliwe dla wszystkiego, co może podnieść lud rolny, nastawienie. Oto p. Minister Rolnictwa w Sejmie powiedział: „Nie możemy zapominać, że wieś ma życie własne, że ma swoje prawa, że te prawa są wielkie, skoro stanowi ona tak wielką część narodu”. Taksamo i p. Wicepremjer Kwiatkowski w ostatniej książce swojej i w rozmaitych wypowiedzeniach idzie po tej samej linji, powiadając: „Musimy więc w sposób radykalny skierować naszą uwagę na chłopa polskiego, musimy dopomóc wsi do programowego budowania jej własnych sił organizacyjnych i gospodarczych”, albo, że „Zadaniem naczelnem naszem jest obudzenie miljonów naszych obywateli, znajdujących się poza granicami cywilizacji XX wieku, do pełnego życia, do pracy, do konsumcji. Wszelki idealizm, który pomija zagadnienie chleba i dobrobytu, i wszelka mocarstwowość, która się opiera na nędzy mas, jest bezwartościowym frazesem”.</u>
<u xml:id="u-31.3" who="#SMaksymiljanMalinowski">Jeżeli to są zapoczątkowania nowej działalności, które idą wprost do ludu i mówią o sprawach ludowych, mówią niewątpliwie szczerze, mówią sercem, mówią zgodnie z potrzebami Państwa, to jest to właśnie zaczęciem nowego okresu. W ostatnich wypowiedzeniach członków Rządu mogliśmy kilkakrotnie to zauważyć. W przemówieniach p. Ministra Rolnictwa i Reform Rolnych akcenty te były kładzione niejednokrotnie. Jednem słowem, sprawa wsi, sprawa drobnego rolnictwa, gospodarczego jego znaczenia i konieczność powstawania tej myśli w warunkach rozwoju gospodarczego, społecznego i kulturalnego i w Izbach ustawodawczych i na Naradzie Gospodarczej często wysuwaną była. Wprawdzie widzimy jeszcze, że pomiędzy pewnemi żywiołami przemysłowemi a dążeniami temi, o których tutaj mówię, znaczą się różne sprzeczności i uwydatniają na terenie Sejmu i Narady Gospodarczej, wogóle wszakże można stwierdzić, że żywioł, o który nam chodzi — lud rolny polski znajduje dzisiaj ludzi rozumiejących, że wieś to jest wielka rzecz, że wieś to jest przyszłość, że wieś to większość narodu polskiego, a zatem większość pracy i tego wszystkiego, czego Państwo najbardziej potrzebuje dla jego siły i rozkwitu.</u>
<u xml:id="u-31.4" who="#SMaksymiljanMalinowski">Panowie sprawozdawcy tak z Komisji Rolniczej Sejmu jak i Senatu wypowiadali bardzo dużo pożytecznych uwag dla rolnictwa wogóle, a zwłaszcza, jak p. sprawozdawca w Sejmie, postulatów pożytecznych dla rozwoju wsi.</u>
<u xml:id="u-31.5" who="#SMaksymiljanMalinowski">Ja pozwolę sobie położyć nacisk na to, na co sprawozdawcy ci w stopniu niedostatecznym zwrócili uwagę.</u>
<u xml:id="u-31.6" who="#SMaksymiljanMalinowski">Wieś nasza jest dziś w ciężkiem, krytycznem położeniu. Z wielu powiatów do mnie osobiście i na biurko moje przychodzi tak dużo spraw i zażaleń na rzeczywistą nędzę wsi, tyle tej nędzy sprawdzam osobiście, że istotnie muszę powiedzieć, iż nędza ta jest niebezpieczeństwem, zagrażającem przyszłości. Przyczyną jej jest niewątpliwie kryzys, wielka taniość zboża i płodów rolnych w ostatnich czasach, ale niewątpliwie powodem tej nędzy jest także i okoliczność, że ludność w czasie dobrej konjunktury bardzo się zadłużyła. To, co z parcelacji wyszło, to przeważnie dziś jest w wielkiej nędzy; osadnictwo parcelacyjne otrzymało ziemię szacowaną według instrukcji z r. 1928 tak wysoko, że niebawem szacowanie to nietylko przerastało możność spłacania rat, ale wstrzymało możność rozwoju gospodarczego. Parcelanci na ziemi państwowej skarżą się powszechnie, iż nie są w stanie spłacać ani procentów, ani sum, bo sumy te są zbyt wysokie, gdyż szacunek ziemi jest zbyt wysoki. To uniemożliwia życie rodzin i gospodarowanie w warunkach rozwoju. A że tak jest — nie jest winą parcelantów. W r. 1921 aż do roku 1928 kupowali oni ziemię o wiele taniej, umowy na ziemię mieli po cenach o wiele niższych. Dopiero właśnie w r. 1928, w roku dobrej konjunktury, dwaj ówcześni ministrowie reform rolnych przyszli do przekonania, że mogą ustalić cenę ziemi tak wysoką, jaką ustalili, i to aż do dziś obezwładnia osiadłą na ziemi państwowej ludność rolną.</u>
<u xml:id="u-31.7" who="#SMaksymiljanMalinowski">Następne rządy spostrzegły, że warunki te trzeba zmienić, że trzeba naprawić, co zrobiono niewłaściwie, więc obniżały należności za ziemię o 10, o 15, o 25%, a nawet więcej. Obniżały w miarę tego, jak kryzys robił swoje postępy, ale to też nie miało należytego skutku. Ostatni szacunek ziemi, wydany zarządzeniem Ministra Reform Rolnych w końcu 1934 r., a ogłoszony w Nr. 9 „Monitora Polskiego” z r. 1935, jak się okazuje, jest także za wysoki i nieodpowiadający warunkom, jakie dzisiaj istnieją. I dlatego zainteresowani coraz głośniej wszędzie wołają i ja jestem tu wyrazicielem rzeczonej myśli, że dotychczasowy szacunek ziemi, oddanej na parcelację z dóbr państwowych, trzeba obniżyć do normy, jaką dyktują dzisiejsze stosunki gospodarcze i konjunkturalne, obniżyć do tej dochodowości, jaką dziś osiąga rolnictwo, bo nie podniesie się ona nawet w ciągu najbliższych lat.</u>
<u xml:id="u-31.8" who="#SMaksymiljanMalinowski">Drugi objekt wielkiego zadłużenia tych, którzy siedzą na rozparcelowanych ziemiach, to są ziemie rozparcelowane przez Państwowy Bank Rolny (58.442 ha — 10.490 nabywców). Dziś były wypowiadane uwagi krytyczne w stosunku do Banku Rolnego. Muszę potwierdzić, że istotnie te uwagi bywają bardzo słuszne. Czem się działo, że Bank Rolny tak wysoko oceniał ziemię, którą kupował dla parcelacji, to zrozumieć trudno, zwłaszcza, że to jest instytucja państwowa. Dobra Strzelce w pow. kutnowskim zostały kupione przez Bank Rolny ze wszystkiemi zakładami przemysłowemi, z fabryką cukru i wielką ilością cukru. Ludność twierdzi, że byłaby ta ziemia do parcelacji oceniona dobrze, gdyby była szacowaną po 450 zł za ha. Bank Rolny sprzedał tę ziemię po 1100 zł za ha. A po paru latach okazało się, że przy rozmaitych rozrachunkach z Bankiem Rolnym ten hektar był w nim zadłużony sumą 2.400 zł. To też ludność tamtejsza przykrzyła to sobie, denerwowała się, wołała o sprawiedliwość, zwracała się o to do Ministerstwa Skarbu. Muszę powiedzieć, że Minister Skarbu w roku zeszłym oddał sprawę tę do Banku, Bank zaś w ciągu dwóch tygodni po otrzymaniu tego pisma obniżył zadłużenie o 250.000 zł we wszystkich folwarkach, które stanowiły dobra strzeleckie. Ludność jednak twierdzi, że szacunek ziemi, który przy obrachunku Bank Rolny zastosował, jest jeszcze zbyt wysoki i obniżenie o 250.000 dla całości obszaru jest mało znaczące i dlatego proszą, ciągle wołają, ażeby szacunek tej ziemi obniżony został do dzisiejszej dochodowości rolnictwa. To samo było z niektóremi majątkami na ziemiach wschodnich, z majątkiem Lubomirskich w okolicy Równego, gdzie do parcelacji nabywca — Bank Rolny postawił parcelantom podwójnie oszacowaną ziemię. Co tego było powodem, jakiemi zasadami kierował się — nie wiem, w to nie wchodzę. Jeżeli to mówię, to jestem echem tego, na co się skarży ludność, w nadziei, że p. Minister Rolnictwa i p. Minister Skarbu wspólnie obmyślą sposób, w jaki należy tę sprawę załatwić. Jeżeli ludność, siedząca dziś na ziemi nie ma możności rozwinięcia swej pracy, jeżeli nawet nie jest w stanie utrzymać się na ziemi, a tem bardziej utrzymać kultury ziemi i wsi, o której nieraz tu mówimy, jeżeli taki jest stan rzeczy, to, mojem zdaniem, odpowiednie władze winny znaleźć środki, aby sprawę tę załatwić we właściwy sposób, z korzyścią dla ogółu rolnictwa drobnego, z korzyścią dla osiadłych na ziemi z parcelacji państwowej (549.996 ha — 125.146 nabywców prywatnych).</u>
<u xml:id="u-31.9" who="#SMaksymiljanMalinowski">To drugi etap tego zadłużenia, które bardzo dokucza ludności. Jest i trzeci — to parcelacja majątków prywatnych, którą włada zwłaszcza Bank Ziemiański, lub w b. Kongresówce Towarzystwo Kredytowe Ziemskie w ten lub inny sposób. Ludzie się bardzo skarżą, Panie Ministrze, na to, że Towarzystwo Kredytowe Ziemskie nietylko liczy bardzo wysokie koszty, które przychodzą wtedy, kiedy coś nie jest w terminie zapłacone, ale i na to, że jest bezwzględne w ściąganiu rat, które były umówione w latach dobrej konjunktury. Do urzędów rozjemczych to nie dochodzi wogóle. Jak referent Ministerstwa Rolnictwa w Sejmie skarżył się, iż urzędy rozjemcze spraw tego rodzaju nie rozstrzygają, nie załatwiają ich w należytej mierze, tak i ja muszę powiedzieć, że pod względem regulowania cen i należności z prywatnej parcelacji urzędy te bardzo mało uwzględniają art. 54 odpowiedniego dekretu z 1934 r.</u>
<u xml:id="u-31.10" who="#SMaksymiljanMalinowski">Z Bankiem Ziemiańskim ludność majątków rozparcelowanych także ma bardzo dużo przykrości. Wielkie dobra wojsławickie przeszły na własność Banku Ziemiańskiego, trzyma on tam paru ludzi, którzy wyciągają należności wszelkiemi, bardzo dokuczliwemi dla ludności sposobami, drażnią ją, jak to mówił sen. Galica, w najwyższym stopniu. Drażnią, a gospodarstwa tych parcelantów są w stanie tymczasowości, co odbija się źle i na tych gospodarstwach i na płatności podatkowej i na ogólnym ich dorobku i dochodzie społecznym. W niektórych okolicach Bank Ziemiański potrafi prowadzić zdecydowane operacje. Oto w Liwcu niedaleko Mińska Mazowieckiego przy prawowaniu się w sądzie na 28 tys. zł całego zadłużenia parcelanci zapłacili rożnych kosztów 7.800 zł. Tego rodzaju sprawy, jak mówią, nietylko ludzi drażnią i denerwują, ale one nie pozwalają zabezpieczyć się w ten sposób, by spokojnie, rzeczowo i z pożytkiem, kulturalnie pracować na drogo w latach dobrej konjunktury nabytej ziemi. Bo jeżeli im co dnia grożą, przychodzą i zabierają ostatnią krowę i to tę krowę, do której są przywiązani nietylko z umiłowania żywiołu, nietylko z tego powodu, że to jest ich własność osobista, ale i dlatego, że w gospodarstwie — dajmy na to — 14-morgowem jedna krowa jest nietylko żywicielką, ale i jedyną dostarczycielką nawozu, to ludność, gdy jej przychodzi tak wszystko oddawać, jest bardzo rozgoryczona i zdenerwowana. I trudno się jej dziwić.</u>
<u xml:id="u-31.11" who="#SMaksymiljanMalinowski">Oto mam przed sobą skargę z łowickiego. Znamy je wszyscy od wielu lat; lud tego regjonu jest niezmiernie poważny, pracowity, solidny, głęboko myślący o przyszłości, starający się zabezpieczyć dzieciom swoim przyszłość możliwie najlepiej. Oto księżak z pod samego Łowicza, Jan Balik za sprzedane przez się gospodarstwo mniejsze (15.000 zł) kupuje większe w powiecie kutnowskim. Od nazwiska powyższego gospodarza nowa kolonja otrzymuje nazwę Balików.</u>
<u xml:id="u-31.12" who="#SMaksymiljanMalinowski">Balik kupił sobie nowe osiedle od p. Stachowskiego w r. 1925, 15 ha za 14.859 zł, na poczet których wpłacił gotówką 8.629 zł, został winien 6.230 zł, które zobowiązał się spłacić w ciągu następnych lat 4. Ale właściciel wolał gotówkę otrzymać zaraz, więc wyrobił Balikowi pożyczkę w Banku Rolnym. Bank pożyczkę udzielił w listach zastawnych, które w gotówce stanowiły przeszło 6.000 zł. Ten Balik w ciągu 8 lat półrocznemi ratami wpłacił bankowi na owe 6 tysięcy, które otrzymał w gotówce, ewentualnie 8 tysięcy, które dostał w listach zastawnych, sumę 5.329 zł. Wpłacił ją, poczynając od 1926 r. do 11 kwietnia 1934 r., a dziś bank przysłał mu papier, w którym powiada, że Jan Balik jest winien jeszcze 11 tysięcy.</u>
<u xml:id="u-31.13" who="#komentarz">(Wesołość.)</u>
<u xml:id="u-31.14" who="#SMaksymiljanMalinowski">Pożyczył gotówką 6.230 zł, spłacił z tego 5.329 zł i winien jest jeszcze 11.089 zł. Tysiące, tysiące podobnych faktów! To ludzi strasznie denerwuje. Jakie są rachunki banku, dlaczego on tak oblicza, skutkiem czego tak się dzieje — tego nie wiem, rachunków nie znam. Nie posądzam przecież, żeby bank dowolnie dopisywał, tego broń Boże nie myślę! Tylko jakaś dziwna jest ta rachunkowość gospodarcza, a dla zadłużonych rolników zabójcza. Przecież tego od r. 1825 z listami Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego nie było i nie było tego po r. 1864, gdy chłopi spłacali listy likwidacyjne za uwłaszczoną ziemię.</u>
<u xml:id="u-31.15" who="#SMaksymiljanMalinowski">Gospodarz Wincenty Razum także z łowickiego, kupił sobie w innem miejscu w kutnowskiem kolonję za 15.000 zł. Gotówką wpłacił 7.500 zł, pożyczył od banku 8.050 zł w listach zastawnych (6.440 gotówką). Od roku 1926 pożyczka ta urosła do sumy 14.560 zł. I teraz po zastosowaniu październikowych (r. 1934) obniżek i umorzeń winien jest jeszcze 12.035 zł.</u>
<u xml:id="u-31.16" who="#SMaksymiljanMalinowski">Kiedy p. Wicepremjer Kwiatkowski wysłał komisję międzyministerialną do rozmaitych urzędów, ażeby zbadała stan rzeczy na miejscu, to otrzymując takie skargi i zażalenia, myślałem sobie, czyżby nie warto było wysłać specjalnej komisji międzyministerialnej do Banku Rolnego, by zbadała jak to jest z temi rachunkowemi obliczeniami i zwiększeniem pierwotnej sumy zadłużeń. Czy i w jakim stopniu urosła ona np. wskutek bardzo wysokich w swoim czasie procentów i narzuconych kar i kosztów administracyjnych. Niechżeby taka komisja to zbadała; nic może być, ażeby tylko zamiana złotych obiegowych na złote w złocie taką powszechną uczyniła zwyżkę zadłużeń drobnego rolnictwa. Trzeba naprawdę zrobić coś takiego, coby uwolniło ludzi od denerwowania się, od tego, ażeby rzeczone gospodarstwa były wciąż zadłużone ponad miarę i możność spłacania nie sumami zaciągniętemi, ale temi, które urosły albo w Banku Rolnym, albo w Towarzystwie Kredytowem Ziemskiem. Znam małą kolonję w powiecie lubartowskim, której właściciel został winien 600 złotych, a po dwu latach dług jego zwiększył się o 800 złotych rozmaitych kosztów i procentów. To jest kategorja długów, która domaga się koniecznie uregulowania. Czytałem w Roczniku Statystycznym, że Bank Rolny miał w niektórych dawnych latach po 12 do 14 miljonów zł zysku. Przypuszczam, że tego dzisiaj nie ma. Podobno w roku ubiegłym spłacono bankowi tylko 60% należności. Trzeba zapobiec temu, by w roku przyszłym suma spłat nie spadła do 40% i niżej. Trzeba mądrego radykalnego cięcia, aby rolnictwo drobne stało się, jak zawsze nim było, dobrym płatnikiem swoich zadłużeń, podatków i t. p.</u>
<u xml:id="u-31.17" who="#SMaksymiljanMalinowski">Pozostałe zadłużenie z prywatnej parcelacji również dla tych samych względów winno być radykalnie przez urzędy rozjemcze uregulowane w kierunku zmniejszenia zadłużeń.</u>
<u xml:id="u-31.18" who="#SMaksymiljanMalinowski">Są też skargi, bardzo ciężkie skargi rolników drobnych na meljoracje rolne. Obecny tu p. Minister doskonale wie, lepiej wie, więcej wie, aniżeli do mnie to dochodzi, że zadłużenia meljoracyjne dla rolników są bardzo ciężkie.</u>
<u xml:id="u-31.19" who="#SMaksymiljanMalinowski">Oto pod Sochaczewem mamy sześć spółek wodnych, które są zadłużone w ten np. sposób: spółka Mauryców ma 265 hektarów, a samo jej zadłużenie wynosi 276 tysięcy zł, raty zaś roczne wynoszą 14.490 zł. Spółka wodna Ruszki ma 420 hektarów, na nich 740 tysięcy zadłużenia meljoracyjnego, a 38.850 zł rocznie rat do spłacania. To jest niemożliwe do spłacenia. Dowiaduję się przytem, że gospodarstwa te pracują deficytowo. Spółka wodna Sługocice jest w tem samem położeniu. Po potrąceniu wszystkiego, co i Bank Rolny potrącił i co na zasadzie dekretów można było potrącić, członkowie spółki tej mają zadłużenie meljoracyjne po 660 do 670 zł na każdy hektar. A przecież mają jeszcze i inne długi, np. zadłużyła się w swoim czasie ich sekcja maszynowa. Sama sekcja maszynowa pożyczyła od Banku Rolnego w r. 1924 sumę 5.950 zł, a w roku 1928 dodatkowo 3.900 zł — razem 9.850 zł. Od tej pożyczki Bank Rolny zgóry potrącił sumę 847 zł, czyli że sekcja dostała o 847 zł mniej. A teraz okazuje się, że na 9.850 zł, które była winna, sekcja spłaciła 6.508 zł z procentami 789 zł — razem 7.297 zł, a jest jeszcze dłużna 1.645 zł, ale w rachunkach jest zapisane jako suma dłużna 3.827 zł. Tego rodzaju skargi i zażalenia przychodzą zewsząd i sądzę, że ta sprawa powinna być załatwiona tak, ażeby ludzie nie byli wciąż denerwowani. Spokój w gospodarowaniu to rzecz wielkiej wagi.</u>
<u xml:id="u-31.20" who="#SMaksymiljanMalinowski">P. Minister ma o wiele więcej tych rachunków, które zgadzają się z memi wywodami i które stwarzają smutny obraz drobnego rolnictwa, a mianowicie w wydawnictwach Instytutu Puławskiego. Świadczą one o tem, że drobne gospodarstwa polskie pracują dziś deficytowo, że wyczerpują substancję majątkową.</u>
<u xml:id="u-31.21" who="#SMaksymiljanMalinowski">No korzyść starań Ministerstwa Rolnictwa muszę powiedzieć, że w ostatnim roku widzimy zabiegi jego o pomoc rolnictwu do spłacenia niektórych bodaj długów. Zrobiono w tym roku bardzo duży postęp i ludzie się z tego cieszą i jeżeli wolno powiedzieć, to i ja się cieszę, że tak jest, i jeszcze z tego, że przydział buraków dla rolników drobnych jest w tym roku znacznie większy. Kontygent sadzenia buraków dla drobnej własności do r. 1929 był większy; ostatnio zmniejszył się on aż do 15 lub 20% poprzedniego stanu. Obecnie ten przydział dla drobnej własności został zwiększony. Widzimy, że na Kujawach i w powiecie sochaczewskim, na Wołyniu i na Pomorzu są przyznane większe kontygenty buraków. Z tego się ludność cieszy. Jest jedna tylko trudność wskutek tego może, że zapóźno dostają oni te buraki. Być może że w przyszłym roku lepiej się urządzą, ale w tej chwili jest tak, że jeżeli obdarzeni kontygentem rolnicy będą musieli ponieść koszty na sadzenie buraków i na nawozy, bez których nie obejdzie się, to nie otrzymają tyle gotówki za buraki, ile Bank Rolny potrzebuje na spłatę długów meljoracyjnych, albo na spłaty rodzinne. I co wtedy będzie? Ministerstwo Rolnictwa i Bank Rolny już dziś muszą tę sprawę wziąć pod uwagę, by w jesieni znowu rolników drobnych nie nękano.</u>
<u xml:id="u-31.22" who="#SMaksymiljanMalinowski">Wysoki Senacie! Boję się obecnie zwłaszcza o Pomorze i o osadników wielkopolskich. Tam wśród ludności rolniczej jest już wielka bieda, bo tak wielkie jej zadłużenie, że lęk wielki ogarnia, czy czasami żywioły obce nie wykorzystają tych stosunków. P. Minister doskonale wie, o czem mówię.</u>
<u xml:id="u-31.23" who="#SMaksymiljanMalinowski">Znam osadnicze kolonje polskie, np. Boguszewo pod Grudziądzem, której zadłużenie, nie z winy osadników-parcelantów, ale z winy złych obrachunków, niestałości przepisów (naprzykład nieuznawania kontraktów dodatkowych i t. p.), zwiększeniem się skutkiem tego sum zadłużeniowych i t. d. może doprowadzić do katastrofy osiadły tu w dobrej wierze żywioł polski np. żywioł, który po r. 1920 wszedł w posiadane dziś gospodarstwa przez stosunkowo duże kapitały własne, przywiezione tu z b. Kongresówki.</u>
<u xml:id="u-31.24" who="#SMaksymiljanMalinowski">A poznajmy cały szereg wsi i kolonij osadników polskich w pow. starogardzkim.</u>
<u xml:id="u-31.25" who="#SMaksymiljanMalinowski">Dla przykładu weźmy wieś Klonówkę. Gospodarze koloniści tutejsi, przybyli z gotówką z różnych dzielnic Polski, mają przeważnie po 9 do 18 ha ziemi. A każde z takich gospodarstw ma dziś dług powyżej możności spłacenia go. Kryzys oraz manipulacje bankowe i kas pożyczkowych dokonały tego dzieła, że nabywcy swoje dawno potracili, cudzem zostali przytłoczeni i siedzą jak na wulkanie na tem, w co i kapitał swój i pracę wieloletnią włożyli. Lada chwila mogą stąd wylecieć. 9-hektarowe gospodarstwo Szczepańskiego ma zadłużenia 17.704 zł, a różnych żyr i poręk około 5.000 zł. Taki stan jest u wszystkich kolonizatorów polskich z okolicy Starogardu. Władysław Drema we wsi Bielawki posiadacz 12 ha klasy 4, 5 i 6 skumulowanego zadłużenia ma dziś zgórą 24.000 zł i 3.500 zł wymaganych przez bank żyr i poręczeń. W trakcie kupna majątku w r. 1926 wartość jego wynosiła około 60.000, a dziś spadła na 22.000 zł. Nie mam czasu przytaczać więcej takich przykładów. W obawie, że nie będą w stanie wypłacić tych należności ratowych i innych, wszyscy polscy osadnicy z Pomorza proszą o wszechstronne uwzględnienie tylekroć razy przedstawionej władzom konieczności i potrzeby umorzenia wielu niezawinionych długów. Nie będę już dziś mówił o tych rzeczach.</u>
<u xml:id="u-31.26" who="#SMaksymiljanMalinowski">Pozwolę sobie jeszcze parę słów powiedzieć; proszę o to Pana Marszałka.</u>
</div>
<div xml:id="div-32">
<u xml:id="u-32.0" who="#Marszałek">Mamy wielu mówców i gdyby wszyscy chcieli przemawiać dłużej niż 1/2 godziny, musielibyśmy siedzieć do późnej nocy.</u>
</div>
<div xml:id="div-33">
<u xml:id="u-33.0" who="#SMaksymiljanMalinowski">Jeszcze tylko parę słów. Inwestycje, Panie Ministrze, które Pan planuje, są bardzo słuszne. Chodzi o to, by je doprowadzić aż do wsi, ażeby więc i wieś przez inwestycje te, przez roboty publiczne i nakłady mogła się podnieść pod względem gospodarczym i kulturalnym. Jest to konieczność. Rozumiem, że dziś wszystko trzeba robić, ażeby wieś odrodzić, podnieść, żeby naprawić jej gnijące budowle, żeby zabłocona przez wieś droga stała się twardą, bitą drogą.</u>
<u xml:id="u-33.1" who="#SMaksymiljanMalinowski">Nietylko też na szkoły drzewo z państwowych nadleśnictw winno iść do wsi, ale na dogodnych warunkach nawet i na mieszkania, żeby te mieszkania były wreszcie podobne do ludzkich, kulturalnych, żeby ich zdrowotność o której potrzebie mówił nam tutaj s. prof. Michałowicz, została naprawdę podniesiona, bo przecież słyszeliśmy to, że 75% rekruta polskiego to ludzie cherlawi i zarażeni suchotami. Straszna to rzecz. Inwestycje muszą być przeprowadzone na pożytek i uzdrowienie wsi. Inwestycje muszą do wsi wprowadzić nietylko trochę pieniędzy, muszą też wprowadzić zdrowie i kulturę. Musi wreszcie otrzymać wieś większe pożyczki na działy majątkowe.</u>
<u xml:id="u-33.2" who="#SMaksymiljanMalinowski">Oczywiście tych potrzeb ma dziś wieś wiele.</u>
<u xml:id="u-33.3" who="#SMaksymiljanMalinowski">Nietylko więc dbać trzeba o to, by nie drażnić ludności wsi, ale nadto działać i pracować, ażeby uspokoić wieś.</u>
<u xml:id="u-33.4" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-34">
<u xml:id="u-34.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Serożyński.</u>
</div>
<div xml:id="div-35">
<u xml:id="u-35.0" who="#SSerożyński">Wysoki Senacie! Zabieram głos, ażeby w kilku słowach odpowiedzieć p. sen. Bnińskiemu. S. Bniński niesłusznie zaczepił nowy rozdział plantacji buraków dla cukrowni. Plantowanie buraków jest dziś przywilejem wobec kartelizacji przemysłu cukrowniczego. Przywilej ten nie może dotyczyć tylko wielkiej własności, musi dotyczyć całego rolnictwa. Rozdział musi być możliwie sprawiedliwy. Gospodarstwa małorolnych i osadników są narówni dobrze przygotowane do uprawy buraka cukrowego, jak i obszary większe. Dlatego pochwalamy akcję p. Ministra w tym kierunku. Zauważam jednakże, że akcja ta na rok bieżący jest nieco spóźniona. Takich rzeczy nie można robić na wiosnę, bo gospodarstwa muszą się na zmianę choćby częściową płodozmianu przygotować.</u>
<u xml:id="u-35.1" who="#SSerożyński">Nie powinno być wielkich różnic pomiędzy interesami wielkich i małych rolników. Przeciwnie dążyć powinniśmy do scementowania wspólnego frontu rolniczego dla obrony wszelkich potrzeb i dla wspólnych celów. Dziwi mnie, że s. Bniński nie uzgodnił z władzami Koła Rolników tak ważnego przemówienia, które budzi rozdźwięk przez zawarte w niem żądania.</u>
<u xml:id="u-35.2" who="#SSerożyński">Mimo wybryków egoizmu, bez względu na to, czy pochodzą z tej, czy innej strony, musimy pozostać niezachwiani w wierze, że front rolniczy może i powinien pozostać jednolity i solidarny...</u>
<u xml:id="u-35.3" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-35.4" who="#SSerożyński">... w myśl wskazań starych, pochodzących jeszcze od największego z królów Kazimierza Wielkiego, który wierzył i wskazywał na to, że rolnictwo powinno mieć właściwe miejsce w Państwie. To stosować możemy i dziś. Tem bowiem budujemy i wzmacniamy naszą potęgę Państwa, którą z takim trudem wyrąbaliśmy szablami.</u>
<u xml:id="u-35.5" who="#SSerożyński">Co zaś do poprawek p. Hyli do projektu ustawy z dnia 28 października 1933 r. o przejmowaniu na własność Państwa gruntów za niektóre należności podatkowe, uważam, że sprawa ta nie nadaję się w tej chwili do dyskusji, nie wyszła bowiem jeszcze z Komisji Rolnej na terenie Sejmu.</u>
</div>
<div xml:id="div-36">
<u xml:id="u-36.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Pawlikowski.</u>
</div>
<div xml:id="div-37">
<u xml:id="u-37.0" who="#SPawlikowski">Wysoka Izbo! Zabierając głos w imieniu grupy senatorskiej Ukraińskiej Reprezentacji Parlamentarnej przy omawianiu resortu podstawowej gałęzi naszego gospodarstwa społecznego — rolnictwa, nie mogę zbyć milczeniem pewnych zmian, które zarysowały się w ostatnich czasach na horyzoncie współczesnej myśli gospodarczej. Nowe podejście do rozwiązywania powikłań gospodarczych w Państwie, czyny zgodne z tą nową myślą gospodarczą mogą doprowadzić do zasadniczych zmian na froncie gospodarstwa wiejskiego, a w konsekwencji przyczynić się do naprawy całokształtu gospodarstwa społecznego. Mając na oku tę nową myśl gospodarczą, kiełkującą w społeczeństwie i Rządzie, chcę wierzyć, że miną czasy jałowych dyskusyj na temat walki z kryzysem, że w niedalekiej przyszłości bezpowrotnie zniknie egoizm tych warstw gospodarczych, które rozporządzając lepszą, sprawniejszą i bardziej wpływową organizacją, jakże często pracującą dla obcego kapitału, wyzyskiwały słabsze i mniej wpływowe warstwy gospodarcze, a wśród nich i rolnictwo. Chcę wierzyć, że Rząd i całe społeczeństwo stanie do harmonijnego wysiłku przy realizowaniu zarysowującego się nowego organizacyjnego programu pracy gospodarczej.</u>
<u xml:id="u-37.1" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Kwaśniewski.)</u>
<u xml:id="u-37.2" who="#SPawlikowski">Współczesna myśl gospodarcza została zapłodniona nowem odkryciem starych prawd gospodarczych. Prawdy te, jak to zazwyczaj bywa, są tak proste, tak dostępne każdemu, że dziś po nowem ich odkryciu spostrzega się pewne kłopotliwe zażenowanie właśnie z powodu prawd tych prostoty.</u>
<u xml:id="u-37.3" who="#SPawlikowski">A przecież długo, długo nie myślał nikt o nich! W pogoni za władzą czy nowatorstwem uprawianem na zasadach „sztuki dla sztuki”, (a nowatorstwo to niestety do dziś, zrodzone z kałamarza biurokratów, święci swe smutnej sławy triumfy) stare prawdy jako rzekome przeżytki rzucono do lamusa… Prawdy te, co gorzej, wdeptały w pył przydrożny koła kwadryg tych, którzy znać ich nie chcieli, mając w wyścigu swym gospodarczym za metę interes klasowy czy branżowy. Oni to świadomie ignorowali twórczą organiczną myśl gospodarczą, oni ślepi byli na wzajemną zależność wysiłku gospodarczego wszystkich warstw gospodarczych, gdyż wyznawanie takiej zasady sprzeczne było z przyziemnemi ich zamysłami, a wręcz niebezpieczne dla ich dążeń do jednostronnego bogacenia się. Nic to, że wyścig takich kwadryg pogłębiał dno kryzysu gospodarczego, nic to, że wywoływał zatory w gospodarstwie publicznem, nic to, że mnożył katastrofy w gospodarstwie prywatnem.</u>
<u xml:id="u-37.4" who="#SPawlikowski">Cóż za stare prawdy ulegają obecnie procesowi anabiozy?</u>
<u xml:id="u-37.5" who="#SPawlikowski">Pierwsza z nich to zrozumienie, że gospodarstwo społeczne w swym całokształcie to nie konglomerat niezawisłych od siebie procesów gospodarczych poszczególnych gałęzi tegoż gospodarstwa, a wypadkowa związku organicznych procesów gospodarczych. Należyte dodatnie funkcjonowanie gospodarstwa społecznego jako całości wymaga współmiernego rozwoju wszystkich jego składników, podobnie jak należyte funkcjonowanie organizmu zawisłe jest od współmiernego rozwoju wszystkich organów. Hypertrofja pojedyńczych organów z natury rzeczy wywołuje zaburzenia i atrofję innych współzależnych organów. Zachwiana równowaga biologiczna doprowadza do schorzeń i do śmierci całego organizmu. Organizm podlega biologicznym prawom korelacyj tak pozytywnych jak i negatywnych. Prawom wzajemnej współzależności składników podlega też organizm gospodarczy.</u>
<u xml:id="u-37.6" who="#SPawlikowski">Obecnie przeżywamy skutki właśnie negatywnych korelacyj w organizmie gospodarczym. Zachwianie równowagi w procesach gospodarczych to smutna dzisiejsza rzeczywistość braku chleba i pracy dla zagrażająco wielkiej rzeszy ludności, to nietylko chroniczny, ale już i ostry głód na pół sproletaryzowanej wsi, na której co trzeci dorosły człowiek jest do pracy na roli zbędny. Wieś pomnaża kadry bezrobotnych miast, a dochód gotówkowy gospodarstw wiejskich na terytorjum ukraińskiem dla 70% gospodarstw chałupniczych i karłowatych do 2 ha powierzchni już od lat wynosi na rok i głowę tej kategorji ludności rolniczej niżej 20 zł.</u>
<u xml:id="u-37.7" who="#SPawlikowski">Z upadkiem rolnictwa upada nietylko materjalna, ale i duchowa kultura wsi. Smutna rzeczywistość dnia dzisiejszego to proste następstwo tolerowania polityki gospodarczej, której reżyserami są ci, co na egoizmie własnej gałęzi gospodarstwa, na przywileju jednostronnego popierania właśnie tylko ich gospodarczej działalności, budując własny dobrobyt, wpajali w Rząd i społeczeństwo przekonanie, że pracują skutecznie dla naprawy całokształtu gospodarstwa społecznego.</u>
<u xml:id="u-37.8" who="#SPawlikowski">Przed oczami naszemi przesuwał się i poczęści przesuwa się zgrabny zazwyczaj w swych makabrycznych ewolucjach tanecznych korowód polityki prokonsumenckiej czy też proprzemysłowej i rozlicznych ich kombinacyj, aż do kartelowego kombinatorstwa włącznie. Koszty takiej polityki płaciło i płaci głównie rolnictwo, aż do wypróżnienia zupełnego swych zasobów pieniężnych, malejących z roku na rok, uszczuplanych nietylko spadkiem cen na płody rolnicze, ale i narastającemi mimo polityki deflacyjnej publicznemi ciężarami dotychczas niezniżonemi. Czas ostateczny zerwać radykalnie z taką polityką gospodarczą, która niesie zagładę podstawowej gałęzi gospodarstwa społecznego — rolnictwu w państwie w 70% rolniczem!</u>
<u xml:id="u-37.9" who="#SPawlikowski">Niechaj nowy kurs polityki gospodarczej, oparty na programie organicznym, zabezpieczy rolnictwu nie przywileje, a należyte miejsce w całokształcie procesów gospodarczych, a tem samem i w dochodzie społecznym. Niechaj kurs ten stopniowo przywróci opłacalność produkcji rolniczej, a przywracając ją, wzmoże wybitnie rozwój przemysłu i rękodzieła, zapewniając tą drogą chleb i pracę wszystkim.</u>
<u xml:id="u-37.10" who="#SPawlikowski">Za symbol niejako zrozumienia starej prawdy, polegającej na organicznem pojmowaniu gospodarstwa społecznego jako całości, należy uważać ostatnią wielką naradę gospodarczą, zaaranżowaną przez Rząd, naradę, która zespoliła pod przewodnictwem p. Premjera i p. Wicepremjera wszystkie gałęzie gospodarstwa społecznego we wspólnem poszukiwaniu syntetycznego programu pracy gospodarczej. O program taki woła też p. Minister Rolnictwa, który zaznaczył w komisji sejmowej, że wyjścia z ciężkiej sytuacji rolnictwa szuka „w harmonijnym długotrwałym wysiłku nietylko społeczeństwa rolniczego”.</u>
<u xml:id="u-37.11" who="#SPawlikowski">Druga orzeźwiająca prawda to zrozumienie, jakie znaczenie w państwie przemysłowo-agrarnem ma wieś, nietylko jako producent płodów rolnych, ale i jako konsument wyrobów przemysłowych. Społeczeństwo nierolnicze dostrzegło nareszcie wieś. Czyżby w czasie kryzysu nie było prób autoreklamy wsi wobec miasta? Owszem, była. Była nietylko autoreklama, ale i wyraźne przestrogi Rządu, które zwracały miastom uwagę na przyczyny właściwe wewnętrznego kryzysu. Już w pierwszym roku szalejącego kryzysu gospodarczego ówczesny premjer p. Marszałek Prystor, przemawiając do przedstawicieli prasy w dniu 17.I. 1931 r. zaznaczył wyraźnie: „Źródło kryzysu ogólnego tkwi niewątpliwie w kryzysie rolniczym, objawiającym się w katastrofalnym spadku cen na produkty rolnicze, przy niewspółmiernem obniżaniu cen artykułów przemysłowych”. O współzależności rozwoju miast i przemysłu od rozwoju rolnictwa. mówili rolnicy od szeregu lat. Głosy rolników mijały bez echa w sferach przemysłowych! Sfery te nietylko nie chciały wyciągnąć konsekwencji z ówczesnej przestrogi rządu, ale co więcej umiały przekonać rząd o potrzebie preferencji dla przemysłu, o potrzebie jego koncentracji, która niestety doprowadziła do niezdrowej w lwiej części kartelizacji, do zmów gospodarczych o charakterze spisków chciwości, których ofiarą padały inne warstwy gospodarcze, w pierwszej mierze rolnictwo jako naturalny i masowy odbiorca artykułów przemysłowych.</u>
<u xml:id="u-37.12" who="#SPawlikowski">Stąd też mimo słownej walki z osławionemi nożycami cen, ramiona nożyc nietylko się nie zamykały, ale wyostrzone na twardym kamieniu chciwości, tem głębsze zadawały rany rolnictwu, zależnemu co do cen płodów rolnych od konjunktury światowej.</u>
<u xml:id="u-37.13" who="#SPawlikowski">Według danych Instytutu Badania Konjunktur i Cen rozwarcie nożyc i obecnie jest takie, że w porównaniu do cen z r. 1928 rolnik za swe produkty otrzymuje tylko 37%, a za nabywane przez się płaci prawie 71%.</u>
<u xml:id="u-37.14" who="#SPawlikowski">Od pierwszych przestróg świata nierolniczego co do właściwej miary jego stosunku do wsi mijały lata. Pewne otrzeźwienie, bodaj platonicznej natury, nastąpiło w r. 1934, kiedy sfery przemysłowe z przyczyny wyczerpania wsi faktycznie straciły przeważającą część klienteli rolniczej — tego masowego i dotychczas solidnie płacącego klienta. Spostrzeżenie braku wsi przy zamówieniach w przemyśle nie spowodowało przemysłu — a w tym czasie przemysł był już wybitnie skartelizowany — do samorzutnego przejrzenia kalkulacji cen, do odpowiedniej ich zniżki w celu ożywienia obrotów ze wsią, w celu utrzymania, a może nawet rozszerzenia produkcji przemysłowej, a co za tem idzie zwalczania bezrobocia miast. W kontrolę kalkulacji cen wdać się musiał Rząd p. Premjera Kościałkowskiego u schyłku roku zeszłego.</u>
<u xml:id="u-37.15" who="#SPawlikowski">Akcja rewizji cen i rozwiązywania selekcjonowanych, zbędnych i gospodarczo nieusprawiedliwionych karteli, przeprowadzona dotychczas, Wydaje się niewystarczającą. Jest to ogólna opinją świata rolniczego. Również sam p. Premjer, inaugurując naradę gospodarczą 28 lutego b. r., a więc po zakończeniu prac t. zw. komisji kartelowej, uważał za konieczne zaznaczyć, że obecne położenie rolnictwa stanowi „hamulec utrudniający w praktyce procesy gospodarcze”. Stąd też i nadzieja, że usuwanie wszystkich przyczyn, powodujących hamowanie normalnych procesów gospodarczych od strony rolnictwa, a więc i nieprawidłowy stosunek przemysłu do rolnictwa, uważać możemy i na odcinku cen i karteli za niezakończone.</u>
<u xml:id="u-37.16" who="#SPawlikowski">Poprawa stanu rolnictwa w państwie przemysłowo - agrarnem to punkt wyjścia, to kluczowe zagadnienie uzdrowienia gospodarstwa społecznego jako organicznej całości. Przywrócenie równowagi gospodarczej warsztatów rolnych, zabezpieczenie opłacalności produkcji rolniczej, to wysiłek na korzyść nietylko samego rolnictwa. Plony z naprawy stosunków gospodarczych w rolnictwie zbierać będzie nietylko rolnik, ale i przemysłowiec i konsument miejski. Prawdziwe dostrzeżenie wsi przez miasto leży w interesie samego miasta. To też dziwne, że na tym odcinku nie zdołała narada gospodarcza zespolić zgodnej opinji świata rolniczego i świata przemysłowego.</u>
<u xml:id="u-37.17" who="#SPawlikowski">Tem bardziej zatem piekącą sprawą po naradzie gospodarczej jest poważne traktowanie realizowania organicznego programu pracy przez sfery gospodarcze o głębokim zasięgu zdrowej myśli gospodarczej i przez Rząd. Dostrzeżona wieś to, używając porównania, niezbędna pożywka zdrowego organizmu gospodarczego, od ilości której narówni z prawem Liebiga „o minimum” zależny jest rozwój pełni organizmu gospodarczego, bez względu na to, czy inne pożywki dla tego organizmu znajdują się w nadmiarze. Takie pojmowanie roli wsi w rozwoju miast będzie, mówiąc słowy p. Ministra Poniatowskiego, „zbawienne”.</u>
<u xml:id="u-37.18" who="#SPawlikowski">Z kolei miałbym rozpatrzyć budżet Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych na tle położenia gospodarczego rolnictwa, a zwłaszcza położenia gospodarczego rolnictwa ukraińskiego. Uważam, że środki finansowe, jakiemi rozporządzać będzie p. Minister w przyszłym roku budżetowym, stanowić powinny tylko pomocniczy zasób w pracy Ministerstwa. Praca ta w głównej mierze powinna i zapewne będzie się rozwijać na podstawie twórczego wysiłku samego społeczeństwa rolniczego. Chcę wierzyć, że rolnictwo na ten twórczy wysiłek się zdobędzie, skoro odnajdzie siebie na właściwem stanowisku w realizowaniu zapowiedzianego przez Rząd organicznego planu gospodarczego. Brak organicznego ujmowania prac gospodarczych dotychczas często wynaturzał zdrową pracę rolnictwa, pracę pewną, pełną nadziei, o ile opiera się ona o własną pomoc.</u>
<u xml:id="u-37.19" who="#SPawlikowski">Minie zapewne kryzys psychiczny wśród rolnictwa, gdy poczuje ono twardy grunt zdrowej ewolucji prac gospodarczych pod swemi stopami. Na widownię wyjdą ludzie, przeniknięci wiarą we własne siły, których szuka p. Premjer.</u>
<u xml:id="u-37.20" who="#SPawlikowski">Ukraińskie rolnictwo od odbudowy powojennych zgliszcz dało dowody, że wyznaje zasady pracy na podstawach własnych sił moralnych i materjalnych opartej.</u>
<u xml:id="u-37.21" who="#SPawlikowski">Zadaniem społeczeństwa ukraińskiego jest, by akcyj naszych społecznych, które budzą drzemiące siły narodu, nie gilotynować i nie paraliżować niewczesnemi zarządzeniami czynników rządowych.</u>
<u xml:id="u-37.22" who="#SPawlikowski">Akcja Krajowego Towarzystwa Gospodarczego „Silskyj Hospodar” i ukraińskiej spółdzielczości, opierająca się na tradycji pracy trzech pokoleń ukraińskiego narodu, akcja skupiająca dziś ponad 400.000 gospodarstw rolnych, nie zasługuje na niewczesne podrywanie jej t. zw. społeczną działalnością starostów czy wydziałów powiatowych lub też akcją biurokratów izb rolniczych.</u>
<u xml:id="u-37.23" who="#SPawlikowski">Akcje te planowe, jak np. znana akcja urzędowej organizacji mleczarskiej, są dość silne, ażeby wywołać niepotrzebne zamieszanie w kraju, ale za słabe, ażeby postawić i, co więcej, prowadzić organizacje gospodarcze, które bez czynnika społecznego, bez wiary ludzi we własne siły i bez zaufania wzajemnego muszą marnie zginąć.</u>
<u xml:id="u-37.24" who="#SPawlikowski">Ukraiński świat gospodarczy przedstawił swe zasadnicze postulaty w memorjale, wręczonym szefowi Rządu. W memorjale tym przedstawione są postulaty ukraińskiego rolnictwa, jego społecznych organizacyj, w tem i spółdzielczości.</u>
<u xml:id="u-37.25" who="#SPawlikowski">W imieniu Ukraińskiej Reprezentacji Parlamentarnej mam zaszczyt oświadczyć, że nie spoczniemy w staraniach naszych, dopóki szczytowe organizacje ukraińskiego rolnictwa: Ukraińskie Towarzystwo Gospodarcze „Silskyj Hospodar” i Związek Rewizyjny Ukraińskich Kooperatyw nie zrewindykują swych dobrze zasłużonych i naturalnych praw i nie staną się ponownie ośrodkiem ideowym organizacyjnym i gospodarczym narodu ukraińskiego w granicach Rzeczypospolitej.</u>
<u xml:id="u-37.26" who="#SPawlikowski">W tem miejscu niechaj mi będzie wolno zająć stanowisko do przemówienia p. sen. Domaszewicza, wygłoszonego w debacie generalnej nad budżetem w dniu 9 marca r. b. P. Senator, omawiając sprawę normalizacji stosunków polsko - ukraińskich, uważał za wskazane roztoczyć przed nami obraz praktycznego przeprowadzenia normalizacji, między innemi i na odcinku gospodarczym. Wedle jego mniemania droga do normalizacji stosunków między narodem ukraińskim a polskim prowadzi jedynie przez zrzeczenie się narodu ukraińskiego prawa rozwijania własnego kulturalnego i gospodarczego życia we własnych organizacjach kulturalnych i gospodarczych. Normalizacja stosunków — wedle mniemania p. Senatora — wymaga tylko wspólnych organizacyj polsko-ukraińskich. Niechaj mi będzie wolno z całą powagą, godną tej sprawy, zaznaczyć, że tak pojęta normalizacja stosunków narodu polskiego i ukraińskiego, jako jednostek zbiorowych, odrębnych i samoistnych, jako równorzędnych podmiotów, nie byłaby normalizacją, a likwidacją życia narodowego polskiego czy ukraińskiego.</u>
<u xml:id="u-37.27" who="#SPawlikowski">Do takiego rozwiązania sprawy godność narodu ani polskiego, ani ukraińskiego dopuścić nie może. Normalizacja stosunków polsko-ukraińskich wymaga współpracy obu narodów na forum publicznem w instytucjach państwowych, samorządowych, w samorządzie terytorjalnym i samorządzie gospodarczym na zasadach równorzędności podmiotów współpracy, jak to zauważył p. sen. Gołuchowski. Natomiast naturalnem podłożem normalizacji będzie zagwarantowanie faktyczne konstytucyjnych i, co więcej, naturalnych praw narodu ukraińskiego do swobodnego rozwoju życia narodowego w dziedzinie kulturalnej, gospodarczej i religijnej, zgodnie z art. 109–111 Konstytucji, w czem również zgodny z nami jest p. sen. Gołuchowski. Odbieranie tych praw naturalnych, przeorywanie dorobku ukraińskiej kultury duchowej i materjalnej koncepcjami jakichś wspólnot narodowych w organizacjach, które wyłania i wyłaniać może tylko samoistne życie narodowe, jest sprzeczne z zasadami normalizacji, pomijając nieżyciowość, a nawet absurdalność takiej idei.</u>
<u xml:id="u-37.28" who="#SPawlikowski">W obronie takiej normalizacji stanąć mogą tylko zwolennicy tego ruchu, który znany jest pod nazwą anarchonacjonalizmu, niwelującego z zasady życie narodowe innych narodów, stykających się z narodem państwowym.</u>
<u xml:id="u-37.29" who="#SPawlikowski">Zwolenników takich idei nie brak właśnie w Galicji wschodniej. Stąd też nie brak tam przeciwników idei normalizacji rzetelnej stosunków narodu ukraińskiego i polskiego jako odrębnych samoistnych wspólnot, żyjących własnem życiem. Stąd też, godząc w swem przemówieniu w poczucie honoru i siłę walorów kulturalnych i gospodarczych narodu ukraińskiego przez swoistą koncepcję normalizacji stosunków polsko - ukraińskich, p. sen.</u>
<u xml:id="u-37.30" who="#SPawlikowski">Domaszewicz chociaż werbalnie stwierdził, że niema w Galicji wschodniej szowinistycznych elementów, przeciwnych normalizacji stosunków polsko-ukraińskich, faktycznie koncepcją, przez siebie prononsowaną, zaprzeczył swym werbalnym tylko zapewnieniom.</u>
<u xml:id="u-37.31" who="#SPawlikowski">Wracając do spraw ściśle rolniczych, zaznaczam, że ukraińskie rolnictwo w całości leży w biernej strefie gospodarczej, t. zn. w strefie B, zajmując 60% jej powierzchni i 2/3 jej ludności. Stąd też wyłaniają się specjalne postulaty rolnictwa ukraińskiego, omówione w tej Wysokiej Izbie wielokrotnie przeze mnie i kolegów. Szczegółowo postulatów tych dzisiaj naświetlać nie będę, tem bardziej, że naświetlili je członkowie Ukraińskiej Reprezentacji Parlamentarnej w Sejmie i Senacie tak na komisjach, jak i na plenum. Wkońcu i ja miałem zaszczyt o potrzebach ukraińskiego rolnictwa szerzej mówić w obecności p. Wicepremjera i p. Ministra Rolnictwa i Reform Rolnych na podkomisji inwestycyjnej narady gospodarczej dnia 29.II. 1936 r. Wtedy też szczegółowo rozpatrzyłem kwestję przeludnienia agrarnego i wydajności naszych ziem oraz konieczność podstawowych meljoracyj, budowy dróg i t. p. robót publicznych na naszym terenie. Życzeniem naszem jest, by cały materjał, przedłożony przez członków Sejmu i Senatu, był życzliwie potraktowany tak przy realizacji robót inwestycyjnych, jak i przy realizacji organicznego programu gospodarczego w Państwie, biorąc pod uwagę rozmiar i ciężar gatunkowy ukraińskiego rolnictwa i jego siły moralne.</u>
<u xml:id="u-37.32" who="#SPawlikowski">Wśród dyskusji sejmowej i senackiej poruszono zagadnienie głodu ziemi i parcelacji. Obecne położenie ekonomiczne kraju prejudykuje zgóry ewolucyjny charakter akcji parcelacyjnej. Ruszenie z miejsca akcji komasacyjnej na południowym wschodzie zaktualizuje silniej kwestję upełnorolnienia, zatem i parcelacji, a zapasy ziemi są tam już bardzo nikłe. Mamy jej około 200.000 ha, do tego dochodzi ziemia na północnym wschodzie w ilości 300.000 ha na Wołyniu i Polesiu. Razem wziąwszy, dla miejscowej ludności naszych ziem na jej upełnorolnienie zabrakłoby jeszcze około 2.000.000 ha. Stąd szafowanie zapasem ziemi na terytorjum północno-wschodniem i południowo-wschodniem musi być bardzo ostrożne. Daleko lepiej pod względem zapasu ziemi stoją województwa centralne i zachodnie, które razem mają w przybliżeniu zapasu ziemi ponad 570.000 ha; z tego około 300.000 ha przypada na województwa warszawskie i lubelskie, sąsiadujące z województwem krakowskiem i kieleckiem, które prawie zupełnie wyczerpały swój zapas.</u>
<u xml:id="u-37.33" who="#SPawlikowski">Eksperymenty kolonizacji dały wyniki gospodarczo przeważnie ujemne dla kolonistów i dla autochtonów, pozbawionych zarobków i co gorsza nadziei na upełnorolnienie. Finansowo eksperymenty te były i są do dzisiaj bardzo kosztowne. Przy wyczerpaniu Skarbu Państwa, którego zasoby okazały się obecnie za szczupłe, ażeby nadążyć za potrzebami oświaty i obrony kraju, kolonizacja byłaby niewczesną, nierozwiązalną i, co więcej, zgubną.</u>
</div>
<div xml:id="div-38">
<u xml:id="u-38.0" who="#WicemarszałekKwaśniewski">Głos ma s. Hasbach.</u>
</div>
<div xml:id="div-39">
<u xml:id="u-39.0" who="#SHasbach">Wysoka Izbo! Już przy dyskusji ogólnej poruszyłem sprawę reformy rolnej i podkreśliłem wielkie znaczenie tego problemu i wpływ jego na naszą strukturę gospodarczą. Dziś chciałbym Panom przedstawić wpływ reformy rolnej po pierwsze na stan posiadania ziemskiego w rękach niemieckich i po drugie na rolnictwo nasze w kraju wogóle.</u>
<u xml:id="u-39.1" who="#SHasbach">Dla ilustracji przytoczę do pierwszego punktu liczby, które wielu Panom będą nieznane. Liczby te dotyczą wyłącznie Poznańskiego i Pomorza. Ponieważ art. 4 ustawy o reformie rolnej przewiduje jako maximum obszaru bez dodatków, (udzielanych z art. 5) niepodlegające parcelacji, 180 ha, (w niektórych wypadkach nawet tylko 60 ha), więc stwiedziłem, ile ziemi ponad 180 ha znajdowało się na początku reformy rolnej w rękach niemieckich i ile z tej ziemi wzięto do końca 1935 na cele reformy rolnej.</u>
<u xml:id="u-39.2" who="#SHasbach">Wynik jest wstrząsający: na początku reformy rolnej w Poznańskiem i na Pomorzu było 564 posiadłości ziemskich ponad 180 ha w rękach niemieckich. Użytki rolne — bez lasów — wynosiły 261.265 ha. Dodatków z art. 5 ustawy udzielono tylko około 30 tys. ha, a na cele osadnictwa wzięto łącznie z listą roku 1934/35 już około 70 tys. ha, pomimo, że rolnictwo w Poznańskiem i na Pomorzu — jak wiadomo — stoi na szczególnie wysokim poziomie kultury. Są nawet majątki, które aczkolwiek mają gorzelnie i uprawę buraków cukrowych, nie otrzymały ani jednego ha dodatku z art. 5. A zatem niemieckie posiadłości ponad 180 ha oddały 30–35% swego obszaru na cele osadnictwa. Do utraty ziemi dochodzi dla oddającego ziemię właściciela jeszcze jedno obciążenie, mianowicie pogarszająca się z roku na rok zapłata za tę ziemię. Wprawdzie rozróżnia się kilka klas ziemi i w myśl rozporządzenia Ministra powinny być zastosowane różne ceny, ale errare humanum est i umyślnie, czy też nieumyślnie komisje szacują ziemię tak, że właściciel otrzymuje cenę absolutnie nieodpowiadającą dzisiejszej cenie rynkowej, która pod wpływem położenia gospodarczego już i tak jest bardzo niska.</u>
<u xml:id="u-39.3" who="#SHasbach">Zdajemy sobie całkowicie sprawę z politycznego podłoża tego problemu. Przypuszczamy jednak, że rozwój polityki zewnętrznej w ostatnich czasach mógłby być dostatecznym powodem do bardziej słusznego stosunku reformy rolnej względem niemieckich właścicieli ziemskich. Apeluję dziś do Rządu, szczególnie zaś do p. Ministra Rolnictwa, by przy podziale ziemi uwzględniono przynajmniej i nasze młode pokolenie wiejskie. Synowie chłopów niemieckich są również obywatelami polskimi, służyli w wojsku polskiem i mają odpowiednią kwalifikację. Niechże w ten sposób ofiary, poniesione przez naszych właścicieli ziemskich, przydadzą się choć w części tylko i naszym chłopom.</u>
<u xml:id="u-39.4" who="#SHasbach">Do drugiego punktu, do skutków reformy rolnej dla rolnictwa wogóle, chciałbym jako rolnik z 40-letniej swej praktyki i doświadczeń powiedzieć kilka słów.</u>
<u xml:id="u-39.5" who="#SHasbach">Godzi się w interesy Państwa i rolnictwa, jeżeli się rozbija chociażby jedno przedsiębiorstwo rolnicze, bez względu na to, jakby ono było duże, jeśli jest racjonalnie zagospodarowane, wyciąga co tylko możliwe z ziemi i daje wielu robotnikom rolnym egzystencję. Zasadniczo powinny być rozparcelowywane wyłącznie te przedsiębiorstwa, które już od kilku lat są unieruchomione i ani właścicielom, ani Państwu nie przynoszą korzyści. Natomiast nie powinno się ruszać nawet wielkich obszarów, jeżeli są wzorowo zagospodarowane.</u>
<u xml:id="u-39.6" who="#SHasbach">Od kilku lat mam możność obserwowania, jak prędko ziemia o wysokiej kulturze daje coraz mniejsze plony, skoro dostaje się w ręce niezdolnego osadnika. Sam fakt, że reflektant jest małorolnym lub bezrolnym, nie może decydować o otrzymaniu ziemi przy parcelacji. Najpierw należy zbadać zdolność jego do gospodarowania na roli. Gospodarka rolna nie jest znów aż tak prostą rzeczą, zwłaszcza w dzisiejszych warunkach, by można było każdemu, kto przypadkowo mieszka na wsi lub tam się urodził, oddać szmat ziemi. Przypominam Panom, jakie wprost katasrofalne skutki miała bezwzględnie przeprowadzona reforma rolna w Rumunji. Jeżeli przy wykonaniu reformy rolnej nie zastosujemy największej ostrożności, to należy się obawiać, że nadwyżka eksportowa, którą jeszcze dziś notujemy, bardzo prędko zniknie. Nie powinniśmy również zapominać o zmniejszeniu się dochodów z podatków.</u>
<u xml:id="u-39.7" who="#SHasbach">Pod koniec chciałbym wskazać na wielkie obszary na wschodzie. Tu wielkie połacie ziemi czekają jeszcze na kulturę i na osadników, tu mógłby być przesunięty punkt ciężkości reformy rolnej i ten cel osiągnięty, że małorolny i bezrolny chłop otrzymałby ziemię i tu mogłyby być stworzone nowe jednostki rolne bez zmniejszenia produkcji starych warsztatów.</u>
</div>
<div xml:id="div-40">
<u xml:id="u-40.0" who="#WicemarszałekKwaśniewski">Głos ma s. Leszczyński.</u>
</div>
<div xml:id="div-41">
<u xml:id="u-41.0" who="#SLeszczyński">Realizacja produkcji rolnej w bieżącej kampanji dokonywa się według nowej metody, a więc stanowi w pewnym stopniu nowy eksperyment.</u>
<u xml:id="u-41.1" who="#SLeszczyński">Zgodnie z zapowiedzią p. Ministra Rolnictwa i Reform Rolnych istnieje zamiar powiększenia produkcji zwierzęcej kosztem roślinnej. Dopiero po skończonym roku gospodarczym będzie można wyprowadzić wniosek, jak się ukształtują zyski czy straty dla rolnictwa w ciągu pierwszego roku wprowadzenia w życie nowego systemu. Dziś można tylko w drodze porównania wyników pierwszego półrocza gospodarczego 1935/36 z odnośnem półroczem 1934/35 r. wyprowadzić pewne orjentacyjne dane. Z zestawienia naszego rolniczego eksportu (30 pozycyj produktów roślinnych i zwierzęcych) wynika, że suma przychodu uległa zniżce, wynoszącej per saldo 4.700.000 zł. Natomiast na wewnętrznym rynku, mimo spadku cen bydła w stosunku do roku 1934, wskutek zwyżki cen nierogacizny zaznaczyła się zwyżka dochodu w dziale zwierzęcym.</u>
<u xml:id="u-41.2" who="#SLeszczyński">I mimo spadku cen zbóż chlebowych w okresie od sierpnia 1935 r. do stycznia 1936 r. w stosunku do takiegoż okresu 1934/35, zdaje się, że rolnictwo nieco więcej zyskało na produktach hodowlanych, niż straciło na roślinnych. Wszystko w porównaniu okresów sierpień — styczeń w 1934 r. i 1935 r. Powyższy wynik, mimo strat na wywozie, o czem wspomniałem, przemawiałby za dalszem nastawieniem produkcji na hodowlę i prawdopodobnie program Ministerstwa w przyszłej kampanji nie ulegnie rewizji, a nadal produkcja hodowlana będzie premjowana. Utarło się przekonanie, że producentem żywca jest drobne rolnictwo, wyłączając hodowlę koni, zwłaszcza kawaleryjskich, które wychować może w sposób zadowalający tylko większa własność. Możnaby się na tę tezę zgodzić. Sądzę jednak, że rozszerzanie hodowli małej własności nadmiernie byłoby eksperymentem ryzykownym, a zagadnienie powyższe zasługuje na wszechstronne oświetlenie. Do rozpatrzenia i przestudjowania tego punktu skłonił mnie, między innemi, referat, wygłoszony w przeszłym tygodniu na zjeździe rolników z wyższem wykształceniem, a dotyczący możliwości powiększenia w sensie ekonomicznym hodowli w Polsce. Polska jest krajem o klimacie kontynentalnym, średnio 500 mm opadów. Polska nie ma dobrych łąk i pastwisk. Łąki na wschodzie, stanowiące blisko 50% całej przestrzeni (1.700.000 na 3.800.000 ha), są mało wydajne i wymagają meljoracji. Dużo gleb w Polsce do produkcji paszy i do zakładania sztucznych pastwisk się nie nadaję, bo są zbyt suche. Jednem słowem w Polsce brak warunków przyrodzonych. Polska to nie Holandja, Danja, czy Anglja ze swym morskim łagodnym klimatem. Hodowla będzie zawsze imprezą trudną, a nawet dla warsztatu rolnego w pewnych warunkach do rozszerzania niewskazaną. Powody postaram się przedstawić. Drobne polskie rolnictwo do 50 ha posiada następujące pogłowie inwentarza żywego: koni na 100 ha ogólnej powierzchni 14,16 sztuk i zajmuje pierwsze miejsce na 16 państw; bydła rogatego również na 100 ha — 36,6 sztuk i zajmuje czwarte miejsce po Holandji, Danji i Finlandji; trzody chlewnej — 28,2 sztuk na 100 ha i zajmuje trzecie miejsce po Danji i Niemczech; owiec tylko 9,16 sztuk i zajmuje dziesiąte miejsce. Jeżeli to pogłowie przeliczyć na duże sztuki i na same użytki rolne, które w 100 ha ogólnej powierzchni wynoszą przy obszarach do 50 ha 87,4 ha, to otrzyma się cyfrę 1,5 ha użytków rolnych na 1 sztukę dużego inwentarza. Należy więc w małem rolnictwie stwierdzić objaw przeinwentarzowania. Taki stosunek inwentarza spotyka się tylko w Polsce w wysoko postawionych gospodarstwach folwarcznych w Poznańskiem, gdyż w centralnych, południowych, a głównie kresowych województwach ten stosunek dochodzi do 2 i 3 więcej ha na sztukę inwentarza. Stąd wynika brak podstawowego surowca do produkcji obornika, jakim jest słoma. Rolnik przychowuje i powiększa swoje pogłowie, ale jednocześnie produkuje coraz mniej małowartościowego obornika. Zagadnienie to jest dla utrzymania urodzajności gleby pierwszorzędnego znaczenia, tem bardziej teraz, gdy się nakłania drobne rolnictwo do produkcji buraka cukrowego. Produkcja buraka cukrowego bez lub na niedostatecznych ilościach złego obornika nie da rezultatu, to stwierdza teorja i praktyka.</u>
<u xml:id="u-41.3" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Marszałek.)</u>
<u xml:id="u-41.4" who="#SLeszczyński">Więc w Polsce specjalizować i przestawiać gospodarstwa na czystą hodowlę nie można. Gospodarstwa muszą jednocześnie produkować zboże, okopowe i produkty hodowlane, bo to jest najmniejsze ryzyko. Zagadnienie utrzymywania urodzajności gleby, a więc dostarczanie roli t. zw. próchnicy jako składowej części dobrego obornika, staje się dla rolnictwa tem ważniejsze, że rolników nie stać na kupno nawozów sztucznych, mimo pewnego ich potanienia.</u>
<u xml:id="u-41.5" who="#SLeszczyński">Poza stroną techniki rolnej, którą przy braku rentowności na należytym poziomie utrzymać jest trudno, pracę w rolnictwie utrudnia ingerencja czynnika biurokratycznego. Mimo zapewnień, wypowiadanych przez Rząd nie zanosi się wcale na to, aby ten kierunek miał ulec zmianie. Są znaki na niebie i ziemi, że nawet kontrola i wtrącanie się biurokracji wzrasta. Z jednej strony powołane są komisje dla zmniejszenia nadmiernie rozbudowanego aparatu, czy to w czynnościach, sprawowanych przez Państwo, czy samorządy, a z drugiej strony Wydaje się ustawy, które wprowadzają ingerencję biurokracji na coraz nowe dziedziny. Typowym przykładem jest wykonanie ustawy cukrowniczej, według której zawierane są kontrakty na plantacje pod ścisłą kontrolą władz administracji ogólnej. Zdawałoby się, że aparat administracji ogólnej nie powinien być zaprzątnięty takiemi sprawami. Wszak jest rzeczą jasną, że zarządy cukrowni, znające najlepiej grunt lokalny, mogłyby zadość uczynić temu zadaniu, oczywiście ściśle według wskazówek i instrukcyj Ministerstwa Rolnictwa. Otóż, proszę Panów, czy to nie wielka strata czasu i pracy oraz podwyższenie kosztów przez te zjazdy, które się odbywają do województwa, przy sztywnych terminach, które utrudniają obywatelowi zadośćuczynienie i stosowanie się do nich, wtedy, kiedy sprawa mogłaby być załatwiona inaczej. A przytem trzeba powiedzieć, że niebardzo — jak to już podnosił p. s. Malinowski — mogą być zadowoleni ci małorolni, dla których się tę akcję prowadzi, którzy, jak np. członkowie spółek rolnych, mają dostać 50 gr za kwintal gotówką, a 85% należności ma iść na spłatę zobowiązań do Banku Rolnego.</u>
<u xml:id="u-41.6" who="#SLeszczyński">Jako praktyk rolny wiem, że za 50 groszy ani się buraka cukrowego nie obrobi, ani nie dokupi potrzebnej ilości nawozów sztucznych, ani się też buraków nie odstawi.</u>
<u xml:id="u-41.7" who="#SLeszczyński">Czeka polskie rolnictwo druga niemniej krępująca ustawa — mówię tu o ustawie mleczarskiej. P. sprawozdawca wypowiedział się wyraźnie za koniecznością standaryzacji. Ja też stoję na tem stanowisku. Uważam, że produkt, wypuszczany poza granice Polski, powinien odpowiadać tym warunkom, jakie rynek stawia. Ale jednak standaryzację można wprowadzać albo przymusowo, albo w drodze zysków, uzyskiwanych przez producenta z produkcji pierwszej klasy. Sądzę jednak, że drugi sposób jest lepszy, sądzę, że on pociągnie chętniej szerokie rzesze rolników niż przymus, wkraczający nietylko w sprzedaż produktu w ostatecznej fazie, — w danym wypadku masła — ale już i w samą technikę wykonawczą i nietylko w technikę, ale jak np. powiedziane jest w ustawie, również w sposób wpłat za dostarczane mleko.</u>
<u xml:id="u-41.8" who="#SLeszczyński">Taką samą ustawą, ingerującą niesłychanie daleko, jest, mojem zdaniem, zaprojektowana ustawa o ochronie leśnej, gdzie nietylko, że się tworzy nowe organa, które oczywiście będą wymagały pewnych świadczeń i pewnych kosztów, jak powołanie wydziałów leśnych w powiatach lub izb leśnych, ale nawet nakłada się pewne krępujące normy dla właścicieli lasów, którzy będą chcieli lub potrzebowali przyjmować i angażować leśników.</u>
<u xml:id="u-41.9" who="#SLeszczyński">Sądzę, proszę Panów, że słusznem jest to powiedzenie, które było wygłoszone przez jednego z parlamentarzystów zachodu, że najlepsza jest ta władza, o której mimo, że rządzi, mimo że wykonywa w 100% swoje obowiązki, obywatel nie wie. Chociaż to jest ilustracją jaskrawą, niemniej sądzę, że dla każdego obywatela w Polsce to jest ten właśnie cel, do któregoby pragnął, aby czynności władzy dochodziły i w ten sposób się kształtowały. Zapewne może mnie spotkać zarzut, że jestem tutaj wyrazicielem światopoglądu kapitalistycznego, że uważam, iż interwencjonizm za daleko posunięty zbliża się do t. zw. gospodarki totalnej, że żyjemy w okresie, co było z tej trybuny powiedziane, zmierzchu kapitalizmu. No, to jest kwestja do zastanowienia. Ja nie będę stawiał horoskopów, nie będę starał się dowodzić, że istotnie żyjemy w okresie zmierzchu kapitalizmu, tylko zapytam się, czy ta świetlana jutrzenka gospodarki planowej istotnie już dała wyniki i piętno na życiu narodu i społeczeństwa w sensie dodatnim wywarła.</u>
<u xml:id="u-41.10" who="#SLeszczyński">Zdaje mi się, że przykłady i z zachodu i ze wschodu jeszcze tak bardzo ważkie nie są i za tym kierunkiem nie przemawiają.</u>
<u xml:id="u-41.11" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-42">
<u xml:id="u-42.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Łakiński.</u>
</div>
<div xml:id="div-43">
<u xml:id="u-43.0" who="#SŁakiński">Wysoki Senacie! Zabierając głos przy budżecie Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych, stwierdzam, że z ust p. Premjera i p. Ministra Poniatowskiego padły w czasie dyskusji sejmowej słowa o zaznaczającej się już lekkiej poprawie w sytuacji rolnictwa. Niewątpliwie miał Rząd pewne, bliżej mi nieznane podstawy do ujawnienia tak optymistycznej opinji. Jednakowoż opinją ta daleko odbiega od poglądów rolników, tych rolników od pługa, którzy zgoła inaczej oceniają sytuację. Rolnik, który od zarania niepodległości kraju przeszedł całą gehennę skutków ustaw i dekretów, obliczonych na krótką metę, bezpośrednio i pośrednio dotyczących rolnictwa, znaczniej głębiej ocenia sytuację, a to dlatego, że znając całokształt przyczyn, które spowodowały kompletną ruinę warsztatów rolnych, stosuje inne kryterja do oceny skutków, jakie wynikają z dzisiejszej akcji oddłużeniowej Rządu. Jeżeli mieszkańcy wsi w sumie nabywają dzisiaj produkty przemysłowe w ilości zlekka wzrastającej, to niewątpliwie jest to objaw dodatni i ma swoją przyczynę w tem, że niektóre doraźnie stosowane ulgi, jak częściowe odroczenie podatków, karencja spłaty zadłużenia i inne udogodnienia, wpłynęły, aczkolwiek w małym stopniu, na zwiększenie siły konsumcyjnej wsi. Sądzę jednak, że daleki jest jeszcze okres, kiedy będziemy mogli mówić o istotnej poprawie sytuacji w rolnictwie. Bo jasnem jest, że przy pomocy doraźnych środków nie dadzą się usunąć skutki stosowanego od początku powstania Polski chaosu gospodarczego, odczuwane dziś we wszystkich dziedzinach życia gospodarczego, a najsilniej w rolnictwie.</u>
<u xml:id="u-43.1" who="#SŁakiński">Aczkolwiek temat, który pragnę tutaj gruntownie naświetlić, i to ze strony dotychczas tylko powierzchownie poruszonej, doraźnie dotyczy rolnictwa całej Polski, to z uwagi na to, że w rolnictwie poszczególnych części kraju dzisiejsze zło ma nieraz odmienne przyczyny, specyficzne dla poszczególnych okręgów, poświęcę swe uwagi i spostrzeżenia specjalnie sytuacji w rolnictwie woj. poznańskiego. Niemal codziennie spotykam się z przedstawicielami rolnictwa nietylko we własnym powiecie, ale w całem woj. poznańskiem i na dalszym terenie Rzeczypospolitej, nietylko w sprawach ściśle związanych z rolnictwem, ale także w instytucjach spółdzielczo - kredytowych, rolniczo - handlowych i w zakładach przetwarzających produkty rolne.</u>
<u xml:id="u-43.2" who="#SŁakiński">Mając stale kontakt z dołami rolniczemi, twierdzę, że znajomość terenu rolniczego czy spółdzielczego nie polega na studjowaniu raportów, przedstawionych przez poszczególne instacje rolnicze, a raczej na osobistem docieraniu do placówek rolniczych wszelkiego rodzaju mniej zagrożonych, jak i takich, które przedstawiają dzisiaj obraz nędzy i rozpaczy. I niestety powiedzieć muszę, że ostatnie górują liczebnie nad warsztatami mniej zachwianemi. Szczególnie cierpi mniejsza własność, zwłaszcza osadnicy, którzy pomimo wyzbywania się wszelkich produktów rolnych na zapłacenie obsługi zadłużenia, podatków i innych świadczeń publicznych tylko w ograniczonym stopniu sprostać mogą żądaniom wierzycieli, władz skarbowych i administracyjnych, sami zaś z rodziną swoją często nie mają na najpotrzebniejsze i najskromniejsze potrzeby życiowe.</u>
<u xml:id="u-43.3" who="#SŁakiński">Wysoki Senacie! Wielkie spustoszenia w Wielkopolsce sprawiła w ostatnich dwóch latach klęska posuchy. Wysokość strat oszacowano na przeszło 200 miljonów zł. Szacunki te wykazywały często 50–70% straty. Ostateczny wynik zebranych plonów ujawnił, niestety, że straty w wielu wypadkach dochodziły przy niektórych płodach rolnych nawet do wyższych procentów. Wieś wielkopolska odczuwa obecnie nietylko brak produktów na wyżywienie ludności, na utrzymanie wychudzonego inwentarza żywego, ale zachodzi poważna obawa, że na wiosnę nie będzie mogła obsiać wszystkich pól. Domagać się zatem musimy, aby Rząd zagrożonemu województwu przyszedł śpiesznie i wydatnie z pomocą, bowiem dotychczas wyasygnowana pomoc nie spełni swego zadania.</u>
<u xml:id="u-43.4" who="#SŁakiński">Zjawiska regjonalne, tylko co przeze mnie poruszone, nie mogą przyczynić się do wzmożenia siły nabywczej wsi wielkopolskiej, tem bardziej, jeżeli stosowanie moratoryjnych ulg, o których mówiłem na wstępie, będzie uchylone. Rolnicy wielkopolscy nieomal cały wysiłek swej energji skupić muszą dzisiaj nie na twórczości, ale na zabiegach odżegnania nieuniknionej katastrofy. Również poważną bolączką jest nadmierna ilość dekretów i rozporządzeń ministerjalnych w kwestjach oddłużeniowych i skarbowych, w których przeważna część, nawet inteligentniejszych rolników wyznać się nie może, tem bardziej włościanin, który wobec tego z ulg tych w niedostatecznej tylko mierze korzysta.</u>
<u xml:id="u-43.5" who="#SŁakiński">Ze sfer miarodajnych padła teza, że należy koniecznie zlikwidować rolnicze zadłużenie przedkryzysowe. Ten pogląd w zupełności podzielam i domagam się wydania w sprawie zadłużenia przedkryzysowego jednej generalnej ustawy oddłużeniowej, która racjonalnie ujęta, winna regulować wszelkie zagadnienia zadłużenia i to nietylko zadłużenia rolniczego. Ustawa ta winna być dostosowana również do warunków dzielnicy zachodniej, wysoce odmiennej w sprawach kredytowych od innych części kraju. Ustawa taka przywróciłaby wsi pewne uspokojenie, podniosłaby wydajność pracy rolnika i stworzyłaby trwalszą podstawę w dążeniu do nabywania przez wieś produktów przemysłowych. Mówiłem, że w owej zaleconej generalnej ustawie oddłużeniowej musiałyby być uwzględnione wszelkie zagadnienia kredytowe dzielnicy zachodniej. Obecnie obowiązujące ustawy oddłużeniowe uwzględniają np. obniżenie sumy zadłużenia w wypadkach wykazania pobierania nadmiernych odsetek, podpadających pod miano lichwy. Muszę tutaj zwrócić uwagę Wysokiego Senatu, że jeżeli instytucje kredytu zorganizowanego po 9 września 1924 r. pobierały odsetki, wynoszące 24% w stosunku rocznym, później 15% i t. d., to postępowanie takie, uchodzące w pojęciu szarego człowieka za lichwę, sankcjonowane jest przepisami prawnemi. Aby zatem ułatwić istotne i odpowiadające rzeczywistym stosunkom likwidowanie zadłużenia przedkryzysowego, chciałbym w tej sprawie przedstawić Wysokiemu Senatowi kilka liczb w celu przypomnienia, jak bezprzykładnie wyzyskiwano dłużników, co stało się powodem, że przeważna część warsztatów rolnych w Wielkopolsce jest dzisiaj finansowo zachwiana.</u>
<u xml:id="u-43.6" who="#SŁakiński">Pragnę, ażeby liczby, które przedstawię, były uzasadnieniem gwałtownej konieczności ustawowego zlikwidowania, zadłużenia przedkryzysowego. Od stycznia 1924 r. ustabilizowała się marka polska i krótko potem wprowadzono złotego. Podczas inflacji marki polskiej płacono odsetki od pożyczek w stosunku dziennym. Pomimo zatrzymania się inflacji pobierały przez niemal pół roku osoby prywatne i instytucje rolniczo - handlowe odsetki, wynoszące 0,5 % dziennie, a zatem 180–360% w stosunku rocznym. Po wprowadzeniu złotego, obniżono te odsetki w bankach komunalnych do 48%, później do 36%, schodząc wolno stopniami aż do 12%, przy doliczaniu najróżniejszych kosztów administracyjnych, obrotowych, manipulacyjnych i t. p.</u>
<u xml:id="u-43.7" who="#SŁakiński">Kiedy złoty uległ w roku 1925/26 dewaluacji, znaczna część banków i firm zabezpieczyła swoje wierzytelności na podstawie złotego w zlocie lub też w walucie zagranicznej. Przy uwzględnieniu stopy procentowej, urzędowo dopuszczalnej według stawek, tylko co wymienionych w poszczególnych okresach, przedstawię teraz za okres poinflacyjny, czyli od 1 kwietnia 1924 do 31 marca 1936 r., a zatem za okres ostatnich 12 lat, dokładnie ze stanem faktycznym uzgodniony obraz lichwy pieniężnej. Licząc odsetki, zapłacone kwartalnie zgóry, urosła w przeciągu tych 12 lat kwota zł 100 z odsetkami i kosztami tylko bezpośredniemi, z doliczeniem blankietów wekslowych i oprocentowania tychże w Banku Polskim na zł 266.93. W bankach prywatnych (bez waloryzacji złotego) na zł 692.99 plus zł 106.76 kosztów wekslowych, czyli razem na zł 799.75. Z waloryzacją złotego natomiast urosła kwota zł 100 na zł 1.191.97 plus zł 186.37 kosztów wekslowych, czyli razem na zł 1.378.34. We spółdzielniach rolniczo-handlowych (bez waloryzacji) urosła owa kwota zł 100 na zł 1.181.47, plus zł 181.29 kosztów wekslowych, czyli razem na zł 1.362.76; natomiast z waloryzacją doszła kwota ta do bezprzykładnej wysokości zł 2.032.12 plus zł 327.01 kosztów wekslowych, czyli razem do zł 2.359.13. Przy oprocentowaniu kapitału 5% w stosunku rocznym, stosowanem w maksymalnej skali nieomal we wszystkich krajach, nieponoszących skutków przegranej wojny, powinnoby obciążenie, wynikające z pożyczki w sumie zł 100 urosnąć w okresie 12 lat, włącznie z odsetkami tylko na zł 179.80.</u>
<u xml:id="u-43.8" who="#SŁakiński">Stwierdzam więc, że zamiast normalnego zysku wierzycieli, wynoszącego w innych krajach zł 79.80, pobrano w Polsce z dłużników w analogicznym okresie na odsetkach i kosztach od zł 699.75 do zł 2.259.13, a więc około 8 do 28 razy tyle. Instytucje natomiast, korzystające z bezpośredniego redyskonta w Banku Polskim, zarobiły w poprzednio wspomnianym 12-letnim okresie na każdych 100 zł, przyjętych przez Bank Polski, przy uwzględnieniu stawek przedtem podanych, brutto od zł 426.06 do zł 1.765.19, 4o znaczy, że czysty zysk ten przekroczył 5 - 22 razy kwotę zł 79.80, uważaną za normalny przyrost kapitału zagranicą.</u>
<u xml:id="u-43.9" who="#SŁakiński">Skutki tego rodzaju operacyj finansowych są też wprost katastrofalne. Tutaj tkwi sedno trudnych warunków gospodarczych wsi wielkopolskiej i lichwa, uprawiana przez długie lata na rolniku wielkopolskim, jest główną przyczyną dzisiejszej tragedji tej wsi.</u>
<u xml:id="u-43.10" who="#SŁakiński">Wysoka Izbo! Liczby przeze mnie wykazane, przedstawiają precyzyjne obliczenie, w jaki sposób t. zw. kredyt zorganizowany ostatecznie spowodował niewypłacalność rolnictwa wielkopolskiego. Instytucje kredytowe chętnie lokowały swoje kapitały w rolnictwie. Ogólnie zachęcano do inwestycyj, a potępiano egoistów i ludzi bezpretensjonalnych, stawiając za wzór aktywność, uruchomiającą pracę i obrót pieniądza. Dzisiaj czyni się zarzut tej wówczas może uzasadnionej, zewsząd propagowanej i popieranej twórczości. Dziś sypią się zarzuty i groźby właśnie ze strony instytucyj rządowych i społecznych, które swego czasu pobudzały do czynienia inwestycyj i właśnie dziś znowu te same sfery pragną, ażeby wieś w jaknajwiększej mierze konsumowała wytwory przemysłowe. Jeszcze w r. 1928 płacono w Wielkopolsce za gospodarstwa rolne do zł 4.000 za hektar. Jeżeli wtenczas zadłużenie wynosiło 25% wartości, to obecnie przy spadku ceny ziemi zadłużenie to w przeważnych wypadkach przekracza obecną przypuszczalną wartość.</u>
<u xml:id="u-43.11" who="#SŁakiński">Ogólnie twierdzi się, że w czasie przedkryzysowym była dla rolnictwa konjunktura sprzyjająca. Niestety, twierdzić muszę, że konjunktura była mniej złą od obecnej, ale nigdy nie dochodziła do normalnej konjunktury przedwojennej. Ceny produktów rolnych były zawsze niższe od cen produktów przemysłowych, a jeżeli przypomnę wykazane sumy, wydane, względnie odpisane na obsługę zadłużenia, to dysproporcja, powstała z tytułu tych świadczeń, jest jeszcze większa. Dlatego winny być w generalnej ustawie oddłużeniowej, której się domagam, zastosowane ulgi do wszelkich długów, o ile wysokie oprocentowanie, chociaż nielichwiarskie w pojęciu prawnem, przyczyniło się do katastrofalnego wzrostu ogólnego zadłużenia na skutek pobierania wysokich procentów i kosztów.</u>
<u xml:id="u-43.12" who="#SŁakiński">Jeżeli rolnictwo wielkopolskie w pierwszych latach niepodległości wskutek zaprowadzonego sekwestru zbożowego zmuszone zostało do oddawania zboża po cenie o około 90% niższej, aniżeli w innych dzielnicach Polski, jeżeli ingerencja ustawowa umożliwia zmianę zapisów w księgach wieczystych w sprawie pewnego zadłużenia, to ingerencja Rządu winna być również dopuszczalna w skreślaniu nadmiernych dochodów wierzycieli wszelkiego rodzaju, nie wykluczając kredytu zorganizowanego, o ile dłużnik stwierdził, że pobrane odsetki i koszta są rażąco wysokie w stosunku do obecnej wartości jego warsztatu pracy. Niektóre instytucje kredytowe na wniesione interwencje dłużników w sprawie nadmiernego oprocentowania grożą wypowiedzeniem kredytu, a wobec niewykonalności spłaty kapitału dłużnik niejednokrotnie brnie, zdesperowany, coraz głębiej w długi.</u>
<u xml:id="u-43.13" who="#SŁakiński">Tak wygląda, niestety, rzeczywistość! Śmiem twierdzić, że tylko radykalne zarządzenia mogą uratować rolnictwo i zwiększyć siłę konsumcyjną wsi, o którą wszyscy dziś zabiegają.</u>
<u xml:id="u-43.14" who="#SŁakiński">Rolnictwo wielkopolskie z wdzięcznością stwierdza korzyści, wynikające ze zniesienia przynależenia pracowników rolnych do kas chorych. Już w Sejmie poruszono sprawę ubezpieczeń społecznych, na które obywatele Państwa składają przeszło pół miljarda zł. Wielkim ciężarem dla rolnictwa jest ubezpieczenie od wypadków w rolnictwie. Jesteśmy zdania, że zabezpieczenie pracowników w instytucji prywatnej dałoby ubezpieczonym takie same korzyści, jak ubezpieczenie społeczne, a zmniejszyłoby bardzo znacznie jego koszty. Zalecam przy tej okazji przeprowadzenie ponownej rewizji wszelkich ubezpieczeń, których ostre przepisy hamują inicjatywę, a za uzyskane oszczędności możnaby uruchomić pracę i złagodzić dokuczliwy problem bezrobocia.</u>
<u xml:id="u-43.15" who="#SŁakiński">Najdotkliwiej kryzys daje się we znaki, jak to na wstępie powiedziałem, osadnikom wielkopolskim. Nie będę omawiał sytuacji wszystkich kategoryj osadnictwa, ale muszę wskazać na to, że memorjały, przedłożone w sprawie osadnictwa sferom rządowym, obrazujące katastrofalne położenie osadników, są tylko w nieznacznej mierze brane pod uwagę. Pomimo, że nieuregulowane są zagadnienia osadnicze osadników już gospodarujących, dąży p. Minister Rolnictwa do dalszej parcelacji. W interesie osadnika leży bezsprzecznie, aby mógł on wejść na nową placówkę dobrze przygotowany fachowo i przedewszystkiem finansowo, co, niestety, rzadko kiedy się zdarza, gdyż potem taki osadnik nie może sprostać przyjętym obowiązkom i stanowi element niezadowolony, często wskutek doznanego zawodu wrogi wobec Państwa. Nie mogę się zgodzić na to, by osadnikom przydzielano osady poniżej 15 ha, bo takie gospodarstwo jest na granicy samowystarczalności. Także trudno jest nam poznańczykom pogodzić się z nowym rodzajem budownictwa wiejskiego w tworzonych osadach, mianowicie z drewnianemi domkami mieszkalnemi, które nieszczególnie świadczą o podniesieniu poziomu cywilizacyjnego naszego kraju. Wielkopolska jest zasobna w cegielnie, dzisiaj w dużej mierze unieruchomione lub zaledwie wegetujące, twierdzę więc, że wznoszenie w osadach budynków murowanych, trwałych, a tem samem tańszych, dałoby równocześnie pracę i zarobek cegielniom oraz licznym rzeszom bezrobotnych rzemieślników budowlanych. Jeżeli zaś już koniecznie mamy wrócić do budownictwa drewnianego, to zalecałoby się, by wejścia do domów drewnianych były zwrócone na południe, — jak to niezbicie stwierdzono w wykopalisku prehistorycznej osady w Biskupinie w Wielkopolsce — a nie na północ, jak to się dzieje dzisiaj. Nie rozumiem, dlaczego ludzie XX wieku uchodzić mają za mniej przezornych od naszych przodków z przed 2.500 lat.</u>
<u xml:id="u-43.16" who="#SŁakiński">Wysoki Senacie! Jest jeszcze w Polsce jedna wielka rodzina rolnicza, to dzierżawcy majątków państwowych i prywatnych oraz fundacyj dóbr kościelnych. Ta kategorja rolników, to przeważnie ludzie, którzy mrówczą pracą własnych rąk doszli do skromnego majątku ruchomego. Tej kategorji rolników nie broni dostatecznie ustawodawstwo finansowo-rolne, bo widocznie ustawodawca o nich nie pamiętał. Ludzie ci pracują dzisiaj może w najtrudniejszych warunkach i nie mając dostatecznej ochrony robią wprost nadludzkie wysiłki, aby utrzymać powierzone im warsztaty rolne na poziomie. Jest to bezsprzecznie wartościowy element rolniczy, którego słuszne interesy winny być przy masowo przeprowadzanej reformie rolnej zagwarantowane przez nadanie im odpowiednich resztówek z majątków przez nich dzierżawionych.</u>
<u xml:id="u-43.17" who="#SŁakiński">Najdotkliwiej jednak ostrze reformy rolnej trafia w dzierżawców majątków państwowych. Są to przeważnie oficerowie rezerwy, powstańcy wielkopolscy i uczestnicy walk na froncie bolszewickim. Ta wojskowa rodzina rolnicza chce wierzyć, że Rząd, wykonując reformę rolną, zapewni jej odpowiednie resztówki, któreby dały osiadłym na roli bojownikom o wolność kraju należyty byt. Majątki państwowe w woj. poznańskiem wypuszczano w dzierżawę osobom, których istotne zasługi były kwalifikowane przez D. O. K. VII, które stojąc na straży zachodnich granic Państwa, dbało ze względów obronnych o to, aby wieś poznańska znalazła w b. wojskowych, którzy szablę zamienili na lemiesz, ofiarnych przywódców dla Państwa. Jako jeden z członków delegacji oficerów rezerwy, dzierżawców domen państwowych woj. poznańskiego i pomorskiego, która w dniu 26 sierpnia 1926 r. miała zaszczyt przedstawić swoje postulaty Marszałkowi Józefowi Piłsudskiemu, stwierdzam, że dzierżawcy domen państwowych już wówczas prosili Pana Marszałka, aby Rząd bezwłocznie przystąpił do parcelacji domen, przydzielając osady powstańcom wielkopolskim i pozostawiając dzierżawcom resztówki 180 ha.</u>
<u xml:id="u-43.18" who="#SŁakiński">Delegacja ta uzyskała wówczas pełną aprobatę Pana Marszałka oraz przyrzeczenie zrealizowania tego dla Państwa ważnego postulatu. Słusznie więc uważają dzisiaj powstańcy wielkopolscy i dzierżawcy domen państwowych w Poznańskiem i na Pomorzu, że ówczesne słowa Marszałka mają znaczenie testamentu, zawierają bowiem Jego życzenie, aby b. powstańcom i wojskowym danem było włodarzyć na ziemi, którą wydarli z rąk wroga i za którą krwawili. Mamy zaufanie do Rządu, że ten nasz skromny, lecz usprawiedliwiony postulat, będzie w myśl intencji Pana Marszałka Józefa Piłsudskiego spełniony.</u>
<u xml:id="u-43.19" who="#SŁakiński">Przy końcu zwracam się z następującą prośbą do p. Ministra Rolnictwa. Krążą u nas uporczywe wieści, że na Uniwersytecie Poznańskim ma być zniesiony Wydział Leśny. Nie potrzebuję dowodzić, jak wielkie znaczenie dla rozwoju kultury leśnej, tak ważnej dla terenu ziem zachodnich, ma fakt istnienia tego wydziału. Apeluję do Pana Ministra Rolnictwa, by zechciał przyczynić się do utrzymania tego wydziału na Uniwersytecie Poznańskim.</u>
</div>
<div xml:id="div-44">
<u xml:id="u-44.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Malski.</u>
</div>
<div xml:id="div-45">
<u xml:id="u-45.0" who="#SMalski">Wysoki Senacie! Dziś, kiedy stoimy w gospodarce i życiu wewnętrznem narodu i Państwa wobec pewnych przemian organicznych, sięgających nietylko do psychiki człowieka, jego kultury, ale jego warsztatu pracy i odnoszenia się do spraw publicznych, zagadnienie Ministerstwa Rolnictwa i jego budżetu ma swoje specjalne znaczenie. Z tłem przemian gospodarczych w rolnictwie związane są w Polsce 24 miljony ludzi. To jest podstawa Państwa i siły obronnej, podstawa wyjściowa naszej przyszłej kultury narodowej. O tej kulturze słyszeliśmy pierwsze słowa jako o zagadnieniu programowem obecnego Rządu od p. Ministra Rolnictwa. Dla nas, dla wsi, Minister Rolnictwa jest nietylko ministrem resortowym. P. Minister Poniatowski jest przewodnikiem ideowym naszego ruchu ku pomnożeniu jak największemu naszych wartości kulturalnych.</u>
<u xml:id="u-45.1" who="#SMalski">Jeśli chodzi o zagadnienia, związane z tą kulturą, to stwierdzić muszę, że na wsi całość zjawisk musi być brana pod uwagę. Również reforma rolna, podjęta jaknajszerzej to nietylko komasacja i meljoracja, ale i uporządkowanie warsztatów, rozdzielenie tego zapasu ziemi, jaki może być dostępny, między małorolnych, to jest organizacja naszego handlu wewnętrznego, to równocześnie zagadnienie wymiany z zagranicą. To są pozycje gospodarstwa rolnego w Polsce; to wszystko musi być zreformowane w stosunku do dnia dzisiejszego.</u>
<u xml:id="u-45.2" who="#SMalski">Czego wsi potrzeba? Doszliśmy obecnie do tego momentu, w którym się przejawia pęd żywiołowy do brania swoich spraw w swoje ręce. Maszeruje kadra społeczna wiejska — około 20.000 jednostek organizacyjnych, około 2.000.000 ludzi zorganizowanych. Setki miljonów wkładów, oszczędności, udziałów, kapitałów w centralach gospodarczych i spółdzielczych — to wszystko dorobek własny ludu wiejskiego. Nie wszyscy o tem wiedzą i nie wszyscy kierują ten lud na drogę marszu społecznego ku lepszej przyszłości, w przeciwnym razie nie byłoby tych przykrych awantur, które przeżyliśmy w niektórych rejonach wiejskich, gdzie podszczuwano lud do wystąpień nie mających nic wspólnego ani z kulturą wsi, ani z interesami chłopskiemi.</u>
<u xml:id="u-45.3" who="#SMalski">Zagadnienia nasze mają swe uzasadnienie w historji. Rumieniec wstydu ogarnia dziś nieomal każdego, kiedy ze skrzyni chłopskiej jako indygenaty godności ludzkiej wyciąga się edykty carskie i cesarskie, nie edykt połaniecki, nie ustawę 3 Maja. Te nadania carskie i cesarskie są przechowywane jako dowód podniesienia godności człowieka, człowieka pełnoprawnego gospodarza. To są błędy historyczne, które się mszczą na nas. Jeżeli dziś p. Bniński deklarował swoją gotowość do ofiar, to równocześnie stwierdzić muszę, że ofiary Panów przeważnie nas drogo kosztowały.</u>
<u xml:id="u-45.4" who="#SMalski">Jest na terenie wsi pewien instynkt wrodzony dobrych obyczajów, przedewszystkiem sprawiedliwości. Na terenie kresów naszych najwyższem uznaniem, jakiem obdarza chłop tego człowieka, który pracuje razem z nim lub czyni dobrze, jest określenie — sprawiedliwy człowiek.</u>
<u xml:id="u-45.5" who="#SMalski">Niewielu starostów, niewielu komisarzy ziemskich, niewielu społeczników, niewielu ludzi zasłużyło do tej pory u nas w tym młodym okresie niepodległego bytu na ten zaszczytny tytuł „sprawiedliwego człowieka”.</u>
<u xml:id="u-45.6" who="#SMalski">Panowie pełną ręką czerpali przy wszystkich bonifikatach podatkowych. Panowie mają skreślone wszelkie kredyty klęskowe, siewne, podczas gdy chłop jeszcze do tej pory czeka na to. Panowie skorzystali z wszelkich gwarancyj od Skarbu Państwa na zaciąganie takich czy innych zobowiązań, za które Państwo potem płaciło. Panowie mimo swej specjalnej pozycji, jaką osiągnęliście dzięki szczęśliwej dla Was konjunkturze politycznej, nie potrafiliście zdobyć się — jak dziś słyszeliśmy w oświadczeniu p. prezesa Bnińskiego — na ten horyzont obywatelski, który mógłby Was utrzymywać dosyć długo przy tej konjunkturze. Ale przecież Panowie przyznają, że tak dużo się zmieniło w międzyczasie, że tak wiele zmian dookoła nas i w Polsce nastąpiło, że ze zdziwieniem wprost słuchałem dziś przemówienia p. prezesa Bnińskiego. Taka kastowość, tak wąski horyzont, tak mało obywatelskiego wyrobienia, tak mało poczucia rzeczywistości, w której dziś jesteśmy, że wprost zdziwienie musi ogarniać, gdy się to słyszy.</u>
<u xml:id="u-45.7" who="#SMalski">My sobie doskonale zdajemy sprawę, że konjunktury polityczne są najczęściej krótkotrwałe; my sobie zdajemy sprawę, że byt danego człowieka, czy grupy, która się znalazła na powierzchni życia politycznego, zależy przedewszystkiem od wykazania wyrobienia obywatelskiego, wielkiego horyzontu, wielkiego sumienia. Chłop polski pamięta swoją historję i wie, że jego ziemia była kiedyś ziemią wolnych kmieci. Ten chłop polski doskonale sobie zdaje sprawę, jak poniżającą była dla niego pańszczyzna. Tradycja tych rzeczy żyje do tej pory. W niejednej okolicy dwór jest jeszcze dzisiaj symbolem poniżenia i pogardy dla chłopa. Na szczęście nie wszyscy są tacy, jak ich tu dziś zaprezentował p. prezes Bniński. Muszę oddać sprawiedliwość, że są jednostki bardzo obywatelskie, nie takie, jak p. Ciechomski, który na zjeździe kółek rolniczych w Warszawie oświadczył, że z tytułu urodzenia należy się ziemianom przodownictwo i że z tytułu urodzenia muszą być starszymi braćmi chłopa i opiekunami. Czasy się ogromnie zmieniły. Rzeczpospolita dała wolność obywatelską, daje oświatę chłopu, mimo wszystkie swe błędy, jakie popełniliśmy na tej drodze, dziś jednak chłop staje przed nami jako człowiek równy innym. Dlatego też stawianie sprawy w ten sposób, jak to czyni p. Bniński, jest tylko wyrokiem śmierci publicznej i politycznej na siebie.</u>
<u xml:id="u-45.8" who="#SMalski">Buraki. Czemuż Panów tak bardzo bolą te buraki? Przecież to jest tylko sprawiedliwe wyrównanie tego stanu, w jakim byli chłopi; przecież jeśli Panowie twierdzą, że stan ten zmienił się na Waszą niekorzyść, to mija się to ze stanem faktycznym. W stosunku do roku 1928 obszar upraw buraka cukrowego spadł w roku 1935 u większej własności ziemskiej na 56%, u drobnej zaś na 29%.</u>
<u xml:id="u-45.9" who="#SMalski">Jeśli chodzi o plony, nie bójcie się Panowie. Przecież Główny Urząd Statystyczny stwierdza, że plony chłopskie nie są gorsze od Waszych. P. Minister Poniatowski jest jednym z nielicznych ministrów rolnictwa, którzy u ludu mają zaszczytną opinję, że jest człowiekiem sprawiedliwym.</u>
<u xml:id="u-45.10" who="#SMalski">Jeżeli Panowie dla swego własnego interesu chcą utrzymać się w tej równej linji, o której dziś słyszeliśmy, to nie powinni tak stawiać spraw, jak tu dziś postawiono sprawę z burakami, i że cały plan się przewrócił, bo polityka zbożowa zaniedbana i t. p. Twierdzę, że Rząd wyszedł z zupełnie słusznych przesłanek, nie uczuciowych, ale z rachunkowych. Bo jeżeli Panowie sprawdzą wszystkie nasze bilanse poprzednie wymiany z zagranicą, to tam podstawą główną były wytwory hodowlane. Mało tego. Rząd wyszedł z założenia społecznego, dążąc do zatrudnienia rąk roboczych wsi.</u>
<u xml:id="u-45.11" who="#SMalski">Co Pan zrobi, Panie Prezesie Bniński, z temi miljonami rąk bezrobotnych na wsi? Ani Minister Opieki Społecznej nie przeznaczy tam wielkich funduszów, ani Minister Spraw Wewnętrznych, który conajmniej daje straż bezpieczeństwa. To jest właśnie to podejście społeczne, gospodarcze, by ręce ludzi, którzy wyjeżdżali na saksy, lub do krajów zamorskich, u siebie w gospodarstwie dokonywały inwestycyj, a najlepszą inwestycją w drobnem gospodarstwie jest gospodarka hodowlana. To nie znaczy, że mamy tylko ogony liczyć, jakby można wnioskować ze słów p. sen. Leszczyńskiego. Rolnictwo przez swe organizacje stawia wyraźnie sprawę i domaga się standaryzacji, bo jest przekonane, że w rywalizacji gospodarczej na rynkach światowych ostoi się tylko towar jakości najlepszej i z tego doskonale zdaje sobie sprawę.</u>
<u xml:id="u-45.12" who="#SMalski">Proszę Panów, nie potrzebuję przytaczać liczb, jeśli chodzi o Polskę B, t. zn. wschód, bo wystarczy, gdy Panowie porównają moich przedmówców z Polski A ze mną i z moim wyglądem. To Panom zapewne wszystko powie.</u>
<u xml:id="u-45.13" who="#komentarz">(Wesołość.)</u>
<u xml:id="u-45.14" who="#SMalski">Zaznaczam, że jeżeli chodzi o reformę rolną na terenie ziem wschodnich przeprowadzaną, to są pewne rzeczy, które muszą być dzisiaj naprawione. Na Funduszu Obrotowym Reformy Rolnej, o którym p. referent generalny mówił, że tak topnieje, leżą kamieniem wyśrubowane sztucznie wysokie ceny z czasów Ministra Staniewicza, które dziś obniżać trzeba. Stwierdzam, że polityka Rządu, idąca po tej linji, ażeby w obrocie ziemi były sprawiedliwe i niewyśrubowane ceny, jest najsłuszniejsza chyba dla naszego życia gospodarczego. Panowie skłonni są do ofiar, ale wiedzą przecież, że nawet ci z Panów, którzy na osadnictwo wojskowe bezpłatnie ofiarowali ziemię, korzystali z odszkodowań, przyznanych przez Rząd za to. Byli nawet tacy, którzy umieli wcisnąć Państwu lotne piaski na osadnictwo. I dziś są setki rodzin, składające się z osadników cywilnych, sprowadzone z piotrkowskiego, z kieleckiego i innych terenów, które dosłownie głodują, które opieka społeczna dożywia, bo nie mają co jeść, a gdzie komisje wojskowe żadnego chłopca do wojska przyjąć nie mogą. To jest obrażanie moralności publicznej, to jest wpychanie gwałtem czegoś, czego się chce pozbyć; jeżeli niema gdzie, to niech Rząd kupi. Przykro mi, że nikt nie został pociągnięty za to do odpowiedzialności i że te setki rodzin wiszą dziś ciężarem na wsi i są symbolem naszej złej gospodarki, a równocześnie tolerancji dla tych czynników, które umiały wyzyskać fundusze państwowe, przekazując Państwu na osadnictwo cywilne i wojskowe lotne piaski. Jestem pewny, że p. Minister Rolnictwa znajdzie sposób na to, ażeby te wypadki zostały zlikwidowane z pożytkiem dla poczucia sprawiedliwości tych rodzin i żeby wogóle na przyszość się nie zdarzały.</u>
<u xml:id="u-45.15" who="#SMalski">Proszę Panów, chciałem jeszcze raz zaznaczyć, że na terenie wsi odbywają się procesy myślowe, procesy gospodarcze, z których niewielu z nas zdaje sobie sprawę. I również na terenie tej wsi, jak równocześnie na terenie całego naszego życia publicznego, przejawia się zasadnicze prawo osmozy, zjawisko przenikania pewnych idei od wschodu i zachodu. Z tych wszystkich rzeczy zdać sobie sprawę musimy; musimy zrzucić z oczu pojęcie, wymyślone na użytek tylko możnych, t. zw. solidaryzmu społecznego. W przyrodzie istnieje tylko prawo kontrastu i harmonji, istnieje prawo bytu i walki o byt i prawo instynktu gromadnego. Może istnieje solidarność narodowa, ale nie może istnieć solidaryzm społeczny. Funkcją narodową, funkcją publiczną rządu jest właśnie uzyskiwanie w kontrastach harmonji. To jest ta istotna funkcja, która nie zaciemni wówczas ani p. Ministrowi Rolnictwa, ani Rządowi pojęcia tak błędnego, że jest jedno rolnictwo i jeden interes. Szczerość i odwaga wymaga powiedzenia sobie, że są różne interesy, ale w tych różnych interesach interes Państwa, interes publiczny wymaga osiągnięcia harmonji. I to jest czynnik, leżący obowiązkiem na barkach Rządu. Jestem pewien, że gdy uporządkujemy myśl swoją, gdy równocześnie podejdziemy nie z gotowością do ofiar, za które się potem drogo każę sobie płacić, ale z tem zrozumieniem gospodarskiego podejścia, z poczuciem rzeczywistości, z poczuciem służby obywatelskiej, spełnienia obowiązku, to napewno na terenie wsi będą liczniejsze zastępy tych, którzy nie pójdą na hasła wywrotowe, czy na jakąś demagogję, ale właśnie będą maszerowali w szeregu społecznym, który powoli i twardemi chłopskiemi rękoma budować będzie kulturę polską.</u>
<u xml:id="u-45.16" who="#SMalski">Na zakończenie chciałbym stwierdzić, że p. referent budżetu przedstawił pewien wniosek, który nie był wnioskiem komisji, mianowicie co do rozdziału prac Dyrekcji Lasów Państwowych. Nie chciałbym o tem mówić, nie jestem specjalistą, ale radziłbym Panom, którzy tak wiele mówią o lasach w Polsce, przeczytanie mowy obecnego króla angielskiego, ówczesnego księcia Walji na zjeździe leśników rok temu, a napewno będzie to dla Panów temat do natchnień i zastanowienia się.</u>
<u xml:id="u-45.17" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-46">
<u xml:id="u-46.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Radziwiłł.</u>
</div>
<div xml:id="div-47">
<u xml:id="u-47.0" who="#SRadziwiłł">Wysoka Izbo! Jest oczywiście wykluczone, ażeby w tak krótkim okresie czasu, jaki każdy z nas ma do dyspozycji, omówić i pogłębić te ważne zagadnienia, które się łączą z resortem, nad którego budżetem dziś toczymy obrady. Od rana przysłuchiwałem się uważnie debacie, w której były poruszone naprzód przez referenta, potem przez szereg mówców najważniejsze, po części bardzo bolesne zagadnienia polskiego rolnictwa.</u>
<u xml:id="u-47.1" who="#SRadziwiłł">Nie chciałbym odpowiadać tym Panom, którzy poruszali między innemi z punktu, powiedzmy, swoistych interesów sprawę reformy rolnej. Chciałbym tylko w krótkich słowach zaznaczyć moje stanowisko, które, sądzę, że jest przez bardzo wielu reprezentantów większej własności podzielone.</u>
<u xml:id="u-47.2" who="#SRadziwiłł">Otóż już s. Bniński dzisiaj rano zaznaczył, że wszyscy oczywiście stoimy na gruncie obowiązującej ustawy o reformie rolnej — i to zdaje mi się, jest ten zasadniczy punkt widzenia. Jeżeli mamy tutaj coś do nadmienienia i ewentualnie do krytykowania, to raczej sposób, w jaki obecnie ta ustawa jest przeprowadzana. I sądzę, że każdy, kto w tej Wysokiej Izbie będzie chciał zupełnie bezstronnie, a przedewszystkiem beznamiętnie poddać analizie to, co za chwilę powiem, będzie zmuszony przyznać mi słuszność.</u>
<u xml:id="u-47.3" who="#SRadziwiłł">Czego my właściwie pragniemy? Pragniemy nie czego innego, jak tego, żeby tak długo, jak istnieją majątki o rozmiarach, podlegających ustawie o wykonaniu reformy rolnej, wadliwie gospodarowane lub obciążone długami w stopniu, uniemożliwiającym rentowną gospodarkę, żeby tak długo w wykazie imiennym gruntów, przeznaczonych do parcelacji, nie znajdowały się majątki dobrze gospodarowane i należycie wywiązujące się ze swoich zobowiązań. Sądzę, że ten postulat jest bardzo skromny i objektywnie słuszny. Muszę niestety stwierdzić, że w praktyce dzieje się odmiennie. Majątki źle zagospodarowane bardzo często są omijane. W ostatnim wykazie imiennym jest cały szereg majątków wzorowo zagospodarowanych, czyli jednostek gospodarczych o wysokim stopniu użyteczności.</u>
<u xml:id="u-47.4" who="#SRadziwiłł">Drugi nasz postulat idzie w kierunku, o którym również tutaj mówiono, aby mianowicie wprowadzić ograniczenie podzielności gospodarstw, utworzonych w toku akcji parcelacyjnej na stałe, a nie tylko na czas wywiązania się tych gospodarstw z zobowiązań wobec Państwa lub banków państwowych. Sądzę, że ta rzecz jest tem ważniejsza i w tym stopniu bardziej aktualna, w jaki kurczy się zapas ziemi, który jest do dyspozycji dla tej ważnej akcji, jaką jest przebudowa ustroju rolnego Polski.</u>
<u xml:id="u-47.5" who="#SRadziwiłł">Tyle co do reformy rolnej.</u>
<u xml:id="u-47.6" who="#SRadziwiłł">Ponieważ znowu się tak zdarzyło, że przemawiam bezpośrednio po p. s. Malskim, chciałbym w dwóch słowach na jego wywody odpowiedzieć. Uważam, że jest objektywnie niesłusznem twierdzenie, jakoby większa własność była postawiona w lepszych warunkach od drobnej własności. Mógłbym się powołać na takie fakty jak progresja podatkowa, i na fakty, które specjalnie dla nas na kresach są bardzo trudne do urealnienia, mianowicie kwestja daniny majątkowej i kwestja daniny leśnej, które przecież były przeznaczone na odbudowę drobnych gospodarstw, z których większa własność w żadnej mierze nie mogła korzystać, a owszem była zobowiązana, chociaż zrujnowana, do tych świadczeń.</u>
<u xml:id="u-47.7" who="#SRadziwiłł">Tylko tyle, żeby zaznaczyć, że to, co przed chwilą mówił s. Malski, odbiega daleko od rzeczywistości.</u>
<u xml:id="u-47.8" who="#SRadziwiłł">Teraz chciałbym przejść do tematu Lasów Państwowych. Nie będę tak długo mówił, Panie Ministrze, jak w komisji dlatego, że mam do dyspozycji tylko kilka minut, ale sądzę, że na ten temat było tyle powiedziane i w Sejmie i w Komisji Budżetowej i na różnych zjazdach, że właściwie możnaby tylko powtórzyć to, że wszyscy mamy wrażenie, że to do niczego nie prowadzi. To wrażenie odnieśliśmy z wypowiedzenia p. Ministra w tej sprawie. P. Minister był łaskaw w Sejmie i w komisji zająć bardzo wyraźne stanowisko obrony tego wszystkiego i całej polityki, którą się w Lasach Państwowych prowadzi i nie mam ani ja, ani nikt inny w Polsce nadziei, żeby tutaj cokolwiek mogło się zmienić. Jeżeli o tem mówię, to dlatego, żeby jeszcze raz w tej dyskusji budżetowej bardzo wyraźnie i jasno sprecyzować moje stanowisko Otóż nie chodzi mi bynajmniej o to, żeby działalność przemysłowa Lasów Państwowych uległa redukcji, ale muszę powiedzieć, że uważam za niezmiernie ważne, żeby ona w dalszym ciągu gwałtownie nie była rozszerzana. Muszę powtórzyć to, co już raz powiedziałem i co tak wyraziście jeszcze wczoraj stanęło mi przed oczami, kiedy słuchaliśmy wywodów p. Ministra Spraw Wojskowych. Tam, gdzie w budżecie niema wystarczających pieniędzy na wojsko, gdzie ewentualnie trzeba sięgać do nowych ofiar, do nowych pożyczek, żeby zabezpieczyć nieodzowną potrzebę zaopatrzenia wojska, tam, gdzie niema na szkolnictwo, gdzie niema wystarczających pieniędzy chociażby na tak ważny dział, jak sądownictwo, nie wolno robić niepotrzebnych inwestycyj tam, gdzie one są nieopłacalne, a na to, że tak jest, mam zupełnie objektywne dane i dowody. Wprawdzie można powiedzieć, że one nie są najświeższej daty, ale to trudno, my możemy powoływać się tylko na te materjały, które są nam dostępne. Więc dostępne nam są przedewszystkiem uwagi Najwyższej Izby Kontroli za rok 1933/34, które się kończą dosłownie takiemi ogólnemi wnioskami: „Na nieosiągnięcie dochodu z Lasów Państwowych w preliminowanej wysokości wpłynęły następujące czynniki: a) nierealność preliminarza, sporządzonego na półtora roku przed jego wykonaniem, b) niepomyślna konjunktura na rynku drzewnym, c) straty na przerobie drewna we własnej administracji Lasów Państwowych”. To jest to objektywne stwierdzenie faktów, które nie znalazło dotychczas, bo znaleźć nie mogło, żadnego zaprzeczenia. Stan ten da się jeszcze więcej uwypuklić tem, że sposób obrachowywania czystego dochodu w Lasach Państwowych jest niezmiernie dowolny — i powiedziałbym — oryginalny. I tutaj znowu będę się powoływał na dowód absolutnie objektywny, t. j. na sprawozdanie Lasów Państwowych, a więc tej instytucji, która całem tem gospodarstwem kieruje i to za okres od października 1934 r. do 30 września 1935 r. Tam znajdujemy pozycję, którą już cytowałem w mojem przemówieniu na Komisji Budżetowej, t. j. dochód za materjały tarte w sumie 1.615.000 złotych, a tych materjałów tartych było przeszło 1.200.000 m3, jak sam p. Minister Rolnictwa stwierdził, czyli, że dochód był 1.20 zł — 1.25 zł na 1 m3. W jakich warunkach ten dochód został uzyskany? W takich, że Lasy Państwowe swoim zakładom, to jest tym zakładom, które były prowadzone we własnej administracji, odstępowały drzewo po 9 zł za 1 m3, gdy tymczasem cena tego drzewa, gdyby było sprzedane z wolnej ręki loco las, wyniosłaby 16–18 zł. Z braku czasu nie wyliczam wszystkich cyfr, które mam z różnych dyrekcyj, lecz wyprowadzam tutaj średnią. Z tego wynika, że nietylko tego dochodu 1.600.000 zł nie było w tym roku, lecz, że strata wynosiła 7–8 miljonów zł na tym sposobie gospodarowania.</u>
<u xml:id="u-47.9" who="#SRadziwiłł">Nie mamy pretensji, żeby istniejące tartaki państwowe były zamykane, ale mamy i musimy mieć pretensję, żeby póki Lasy Państwowe nie będą mogły wykazywać dochodów w swojej gospodarce przemysłowej, nowe inwestycje w tym kierunku nie były robione. A niestety są robione i to niezawsze szczęśliwie. Np. w roku ostatnim został wybudowany duży i piękny tartak w Bydgoszczy, jeśli się nie mylę za sumę blisko 800 tysięcy zł; ale co gorsza została tam nabyta, przebudowana i w to zostały, o ile ja wiem, miljonowe sumy inwestowane, fabryka płyt klejonych. Otóż dla każdego, który się troszkę chociażby orjentuje w sprawie leśnej, budowa fabryki płyt klejonych tych rozmiarów akurat w Bydgoszczy, gdzie tego surowca niema w całej okolicy, jest inwestycją absolutnie absurdalną. Jeżeli ta fabryka miała być budowana, to winna była być zbudowana na wschodzie, gdzie ten surowiec jest dostępny, ale żeby ze wschodnich, względnie północnych naszych województw surowiec przewozić do Bydgoszczy i tam go przerabiać, to jest inwestycja, na którą rzeczywiście tylko jakieś przedsiębiorstwo państwowe może sobie pozwolić, bo każdy prywatny przedsiębiorca musiałby na tem oczywiście ponieść bardzo dotkliwe straty.</u>
<u xml:id="u-47.10" who="#SRadziwiłł">A teraz jeszcze parę słów o gospodarce Lasów Państwowych, jeśli chodzi o odnowienie. Dlatego o tem mówię, że p. sprawozdawca dziś rano w swojem sprawozdaniu właśnie ten dział specjalnie podnosił jako bardzo racjonalnie rzekomo postawiony.</u>
<u xml:id="u-47.11" who="#SRadziwiłł">Tu jest niezmiernie trudno zorjentować się, trzebaby całą Polskę objechać, trzebaby zwiedzić szczegółowo wszystkie nadleśnictwa, żeby móc wyrobić sobie zupełnie jasne i bezstronne pojęcie jak ten dział produkcji jest postawiony. Ale tutaj znowu w uwagach Najwyższej Izby Kontroli mam pewne cyfry, a dla mnie jako właściciela lasów i jako leśnika z wykształcenia są to cyfry, które bardzo mi wiele mówią. Między innemi jest cyfra, która dotyczy specjalnie dyrekcji łuckiej, w której mam swoją posiadłość leśną. Tu jest powiedziane, że przeciętny koszt w stosunku do jednego ha wyniósł średnio w Polsce — odnowienie z sadzeniem — 48 zł, a w nawiasie jest powiedziane: od 24,15 w dyrekcji łuckiej do 83,82 gr w cieszyńskiej. Otóż kazałem zestawić swojej administracji przeciętny koszt za te same lata odnowień w mojem gospodarstwie i przyrównałem je do cyfry 24 zł, tyczącej się dyrekcji łuckiej. Przepraszam za te detale czysto fachowe. Na to, żeby 1 ha kultur zasadzić trzeba 16 dniówek roboczych. Pracują tam na wiosnę kobiety i wątpię, czyby Lasy Państwowe mniej za tę pracę miały płacić niż lasy prywatne, bo te płace są bardzo niskie. Płacimy złotego dziennie. Otóż 16 kobiet po 1 zł dziennie, to już samo sadzenie wynosi 16 zł. A przygotowanie gleby pod sadzenie wynosi minimalnie 40–50 zł. Czyli u mnie koszta, nie licząc zupełnie szkółek i materjałów sadzonych, wynoszą minimalnie 60, 70 do 80 zł za hektar. Otóż proszę Państwa, można sobie wystawić, jak taka kultura, zrobiona za 24 zł wygląda. Jak mówię, widziałem niektóre w ładnych warunkach zrobione, ale widziałem bardzo dużo kultur ujemnych i jeżeli je porównam z temi kosztami, to muszę powiedzieć, że mam także bardzo duże wątpliwości, czy ten dział gospodarki leśnej rzeczywiście stoi na wysokości.</u>
<u xml:id="u-47.12" who="#SRadziwiłł">Kończąc te krótkie i niewyczerpujące uwagi, powrócę do tezy, którąbym chciał postawić, tezy dosyć beznadziejnej, wobec bardzo wyraźnych oświadczeń p. Ministra Rolnictwa, ale którą z obowiązku chciałbym jeszcze raz powtórzyć, t. j.: póki Lasy Państwowe nie wykażą dochodowości swych przedsiębiorstw, swoich tartaków, uważam nowe inwestowanie miljonowych sum w te przedsiębiorstwa w danych warunkach polskich, gdzie mamy tyle innych potrzeb, nietylko za niewskazane, ale za karygodny błąd.</u>
<u xml:id="u-47.13" who="#SRadziwiłł">Chciałbym być sprawiedliwy. Nie chcę robić Lasom Państwowym i Dyrekcji Lasów Państwowych zarzutu z tego, że te zakłady nie dają dochodu, sam bowiem zdaję sobie bardzo jasno sprawę, jak trudno jest prowadzić na tak dużą skalę i w tak różnych warunkach na całem terytorjum Rzeczypospolitej tego rodzaju przedsiębiorstwo. Ono może jest jednem z najtrudniejszych, jakie egzystują. Jest zależne też od personelu, którego w Polsce mamy bardzo mało, jest w bardzo znacznym stopniu zależne od warunków atmosferycznych, od przechowywania drzewa i od szeregu okoliczności. Z tego też powodu, myślę, w innych państwach, przedewszystkiem w Niemczech, gdzie warunki są bardzo podobne do naszych, lasy państwowe, które również i tam zaczęły tego rodzaju gospospodarkę, nie na tak dużą skalę, jaka jest obecnie prowadzona u nas, zrezygnowały z niej. Więc chciałbym podkreślić, że jeżeli mówię krytycznie o tej gospodarce, i to na podstawie cyfr objektywnych, to nie dlatego, ażeby komukolwiek robić z tej trybuny zarzuty, że źle tę rzecz prowadzi, ale twierdzę, że sam sposób prowadzenia tego gospodarstwa jest tak niezmiernie skomplikowany i niezmiernie trudny, że wątpię, żeby w Polsce chociażby pod bardzo sprężystą dyrekcją udało się rozwiązać w sposób korzystny to, czego nie udało się w innych krajach z pożytkiem dokonać.</u>
</div>
<div xml:id="div-48">
<u xml:id="u-48.0" who="#Marszałek">Lista mówców została wyczerpana. Głos ma p. Minister Rolnictwa i Reform Rolnych.</u>
<u xml:id="u-48.1" who="#Marszałek">Minister Rolnictwa i Reform Rolnych p. Poniatowski: Wysoka Izbo! Jedną z rzeczy najtrudniejszych jest niewątpliwie trafna ocena rzeczywistści. W określeniach, które dziś ze strony Panów zostały dokonane w stosunku do oceny, jaką miałem możność uczynić w poprzedniem mojem przemówieniu, chciałbym pewne rzeczy sprostować. Nie twierdziłem i nie twierdzę, żeby sytuacja obecna pozwalała mówić spokojnie, iż poprawę w rolnictwie mamy już za sobą. Jakkolwiek szereg przejawów wskazuje na pewną poprawę, wolę poprzestać jedynie na skonstatowaniu, że zatrzymaliśmy się w spadku dochodów, że jesteśmy w tym momencie, w którym od nas zależy, czy rozpocznie się pewna liczba marszu w górę, może bardzo powolnego, ale jednak po linji wznoszącej się, lub też rozpocznie się ponowny proces staczania, którego przed kilku laty byliśmy świadkami. Sądzę, że ta ostrożna ocena może być w całej pełni liczbami uzasadniona. Paru panów senatorów, którzy próbowali analizować to, czy jesień roku 1935 przyniosła jakieś istotniejsze zmiany w dochodach ze sprzedaży produktów rolnych, posługiwało się liczbami bardzo przygodnemi i powiedzmy częściowemi, albowiem o ile się mogę zorjentować z tych przemówień nie zawsze naprzykład ujmowano w cyfrach eksportu całość tego, co jest eksportem z Polski rolniczej. Chciałbym Panom podać te liczby, na których się opieram. Jeśli chodzi o zboże — w wartości eksportu 4 zbóż w drugiem półroczu 1935 w porównaniu z 1934 r. zaszła różnica in minus na 19 miljonów zł. Odnośnie konsumcji wewnętrznej zbóż przyjmuję, iż zgodnie z rozpowszechnioną oceną nie ulega ona zmniejszeniu. Jeśli przyjmiemy, że w ostatniem półroczu 1935 ceny żyta obniżyły się w stosunku do roku 1934 o 2 zł, pszenicy o 1,73 zł, jęczmienia o 1 1/2 zł, a owsa wzrosła o kilka groszy, to na całości obrotów wewnętrznych mamy znów różnicę in minus około 15 miljonów zł łącznie straty na skutek tego, żeśmy przestali forsować interwencję, że się ceny zboża w kraju obniżyły, jakkolwiek nie tak dalece, jak grożono, wyniosły około 34 miljonów zł. Wtedy, gdy się te zmiany rozpoczynało, kalkulacje nasze zmierzały do tego, aby straty te mogły być skompresowane. Liczyłem nawet, że ta rekompensata zajdzie dopiero w następnym okresie, czyli w drugiem półroczu roku gospodarczego, a zatem w początku 1936 r. Wszystkie dotychczas czynione rachunki, a sprawdzamy je co miesiąc, uprzytomniają mi, że przebieg rzeczy jest lepszy niż można było przewidywać, że kompensata za zniżkę zbóż nastąpiła prędzej niż się jej spodziewano. Kompensata ta zaszła naprzód w sprzedaży trzody chlewnej. Posługuję się tu statystyką uboju pod nadzorem weterynaryjnym i eksportu żywca. Dane te pozwalają stwierdzić, że między drugą połową 1934 r. a drugą połową 1935 r. zachodzi różnica 50 miljonów zł in plus. Co do bydła rogatego w tych samych okresach zachodzi różnica in plus 5.500.000 zł. Już te dwie sumy dają zatem 55,5 miljona z. Ale są jeszcze poważne zmiany na korzyść i w innych artykułach, Sam wywóz masła w roku 1935 w porównaniu z 1934 r. wzrósł o 28%. Nastąpiło to głównie w drugiej połowie 1935 r. Ale eksport masła stanowi bardzo skromną cząstkę naszego obrotu nabiałem, najważniejszą stanowi zbyt w kraju. Według sprawozdania spółdzielczości mleczarskiej z r. 1935, różnica wypłat, jaka zaszła za jednostkę tłuszczu w czystem mleku, przedstawia się jak następuje: w r. 1934 cena waha się od 5 do 7 groszy za tłuszcz w litrze mleka, w r. 1935 od 9 do 12 groszy, w poszczególnych zatem wypadkach jest to różnica przekraczająca 40% poprzedniej wypłaty. Najbardziej wybitne mleczarnie wykazały skok za jednostkę tłuszczu 2,2 na 3,2 gr. Oczywiście trudno jest uchwycić przeciętną, sądzę, że będę bliski prawdy, jeżeli tę przeciętną będę ujmował na mniejwięcej 3 gr na litrze, to jest mniejwięcej 30%. To są sumy bardzo znaczne. Jeżeli do tego dodam zwiększenie wypłat przy eksporcie strączkowych i lnu, przy korzystniejszym zbycie nasion oleistych, który to zbyt został zapewniony dzięki ograniczeniu przywozu zzewnątrz, to sądzę, że mam w pełni udowodnioną tezę, że dopływ pieniężny do rolnictwa z tytułu sprzedaży produktów nietylko nie zmalał, ale wzrósł. Wzrost ten może być oceniany jeszcze na zbyt mały na to, żebyśmy dochodzili do wniosku, że jesteśmy już w toku wielkiej poprawy. Zapewne nie. Ale jesteśmy na progu tej poprawy, zatrzymaliśmy się i widzimy, że dalszy bieg rzeczy przy należytej energji i przy należytej różnostronności działania zapewnić może sukces. Tym drugim punktem, który ze szczególnym naciskiem chcę podkreślić, to jest właśnie ta różnostronność działania. Jaknajbardziej kategorycznie przeciwstawiam się temu twierdzeniu, które tutaj p. prezes Bniński i p. senator Hasbach reprezentowali, że oddziałuje pewna jednostronność. Nie chodziło o to w tym wzroście, który dokonujemy, aby sztucznie szukać rozróżnień między produkcją drobnej własności i wielkiej, a chodziło o to, aby uchwycić te kategorje produktów, które łatwiej mogą być doprowadzone do zwiększenia produkcji, która może zawierać w sobie większe wartości, która może być łatwiej zbyta zagranicą. Te przesłanki natury budżetowo-gospodarczej nakazywały starać się odwrócić od metod jednostronnego premjowania zboża. Nie ma prawa dzisiaj nikt powiedzieć, że system obecny jest jednostronnem premjowaniem produktów hodowlanych z zapoznaniem zbożowych. Natomiast ma się prawo powiedzieć, że system wczorajszy był jednostronnem premjowaniem produktów zbożowych z zapoznaniem innych. Podstawą dzisiejszej polityki jest wielostronność działania.</u>
<u xml:id="u-48.2" who="#Marszałek">Jeżeli chodzi o drugą stronę działania, polegającą na redukowaniu kosztów produkcji w rolnictwie, to zmiany, dokonane w zadłużeniu, są niewątpliwie zmianami bardzo poważnemi, jakkolwiek w poszczególnych przemówieniach napotkałem i głosy, że wszystko, co Rząd Polski dotychczas zrobił, jest jeszcze niesłychanie drobną rzeczą, że należy poprostu przekreślić te dawne zadłużenia przedkryzysowe. Cała droga rozumowania, stosowana przez Rząd już od szeregu lat, w sprawie oddłużenia rolniczego, była drogą wyszukiwania możności możliwego uszanowania instynktu kapitalizacji i dopuszczenia tylko do tych redukcyj, któreby weń zasadniczo nie uderzały. Zapewne, że to jest droga połowiczna, sądzę jednak, że w warunkach polskich wskazana. Jeżeli chodzi o dotychczasowy postęp redukcyj i zadłużeń, jest on najbardziej zdecydowany na odcinku zadłużeń bezpośrednio w rękach Rządu pozostających. Zostały dokonane poważne skreślenia w Funduszu Obrotowym, zostało dokonane przez Skarb przejęcie na siebie olbrzymich ciężarów instytucyj kredytu długoterminowego, został w części przez Skarb przejęty również ciężar skreśleń w Banku Rolnym. Panowie Senatorowie są już poinformowani o tem z deklaracji p. Ministra Skarbu, że niedostateczność posunięć w kredycie meljoracyjnym jest przez Rząd uznawana, że będą znalezione dodatkowe możliwości odciążeń.</u>
<u xml:id="u-48.3" who="#Marszałek">P. sen. Malinowski przedstawił tutaj szereg przykładów przeliczeń Banku Rolnego. Nie znam tych przeliczeń, sądzą, że poszczególne z nich mogły dotyczyć przerachowań poszczególnych kredytów w złotych w złocie. Istotnie bywało tak, że ktoś, kto pożyczył 10.000 zł, w następstwie na skutek przeliczenia kredytu po spadku złotego w 1925 r. w stosunku 172: 100, był winien 17.000. Te rzeczy są w tej chwili w badaniu i niewątpliwie część ich da się uporządkować. Trzeba zresztą jednocześnie stwierdzić, że niejednokrotnie wypłaty pożyczek następowały w wyższej kwocie niż nominalny kredyt, o czem dziś niejednokrotnie dłużnicy chcą zapomnieć.</u>
<u xml:id="u-48.4" who="#Marszałek">Niektóre działania Rządu napotykają tutaj krytykę ze strony pewnego, jawnie reprezentowanego interesu klasowego. Pp. sen. Bniński i Hasbach, występując z krytyką tych działań, niestety zapomnieli jednak o tem, że takie stawianie kwestji ma obok zalet otwartości i strony ujemne, gdyż utrudnia objektywną ocenę rzeczywistości i nie pozwala spojrzeć z punktu widzenia interesu ogólnego. W stosunku do działań, zmierzających do podniesienia cen, sądzę, że te wyjaśnienia, które dałem, wystarczają na to, żeby odeprzeć zarzut, że działalność Rządu jest tutaj tendencyjna i fragmentaryczna i nie obejmuje całości rolnictwa. Zapewne, że złagodzenie tego procesu, tak, żeby go można było wykonywać lat dziesiątki, żeby okazałe budynki murowane, istniejące często w nadmiernej ilości w jakimś wielkim folwarku, likwidować dopiero wówczas, jak się same rozsypią, dawałoby najmniej tarć. Ale życie i interes publiczny ma swoje wymogi. Szybki przyrost ludności, ta ciasnota panująca w Polsce, nakazuje szukać i w drodze parcelacji jednego ze sposobów dopomożenia rzeczywistości.</u>
<u xml:id="u-48.5" who="#Marszałek">Oczywiście byłoby lekkomyślnością ożywienie ruchu parcelacyjnego wówczas, kiedy niema środków na zakup ziemi. Ale wedle mego przeświadczenia rok 1935 w porównaniu z rokiem 1936 charakteryzuje już większe pod tym względem ożywienie i większa zdolność zakupu. Jest rzeczą zupełnie stwierdzoną, że wszystkie obszary, oferowane do podaży przez parcelację rządową czy przez Bank Rolny, znajdują nabywców w ilości kilkakrotnie przekraczającej możliwości zaspokojenia. Nastąpiło pozatem ożywienie na odcinku parcelacji prywatnej. Nie jest to zatem czas, kiedy należałoby sztucznie się temu przeciwstawiać, przeciwnie, trzeba potrzebom życiowym odpowiadać.</u>
<u xml:id="u-48.6" who="#Marszałek">Poruszone zostało zagadnienie przez p. sen. Radziwiłła: czy niesłusznem by było poprzestanie wyłącznie na parcelacji tych objektów, które są źle zagospodarowane i przedłużone. W zasadzie staramy się te właśnie gospodarstwa przedewszystkiem parcelować i w szeregu województw bodajże wyłącznie takie gospodarstwa na wykazie imiennym się znajdują i o ile same się nie rozparcelują, trafią do szeregu wykupywanych. Natomiast niepodobna procesów parcelacyjnych koncentrować nadmiernie w pewnych okolicach. Muszą być uwzględnione również interesy lokalne, które zmuszają, aby rozkład podaży ziemi był mniejwięcej unormowany.</u>
<u xml:id="u-48.7" who="#Marszałek">Czy w tworzeniu nowych osad na terenie Poznańskiego nie popełnia się błędów przez zbytnie drobnienie, jak to z przemówienia p. sen. Łakińskiego wynikało? Chcę przypomnieć Panom, że bardzo często sugerujemy się fałszywie co do tego, jaką jest przeciętna gospodarstw w Poznańskiem. Gdy w liczbach statystycznych rozróżnimy gospodarstwa niemieckie i polskie, to się okaże, że tylko niemieckie gospodarstwa t. zw. „drobne” są istotnie duże. Drobne gospodarstwa polskie w Poznańskiem są najczęściej małe i obszar 8–10 ha, taki, jaki dzisiaj tam tworzymy, jest w przeciętnych warunkach wystarczający na samodzielne gospodarstwo rodzinne. Przy tym olbrzymim natłoku, jaki w Polsce mamy, poza gruntami szczególnie złemi, tworzenie gospodarstw 15, 18 i 20 ha, jak to się jeszcze kilka lat temu robiło, jest niewątpliwie rozrzutnością. Przy pomocy Państwa, przy ofiarach Państwa można i należy tworzyć typy gospodarstw samodzielnych, ale nie należy się poza to posuwać.</u>
<u xml:id="u-48.8" who="#Marszałek">W związku z dokonywaną kolonizacją trzeba było rozstrzygnąć również sprawę systemu zabudowań, trzeba się chwycić takich metod zabudowania, które pozwalają wykonać je szybko i tanio. Nie mógłbym uzgodnić, rozumując gospodarczo, dwóch postulatów, t. j. postulatu zabudowy droższej, murowanej w imię tego, że jest ona trwalsza, i postulatu konieczności skreślenia daleko idącego w kredytach, w myśl twierdzenia, że się nie jest w stanie płacić odsetek. Im bardziej się nie jest w stanie płacić odsetek, tem ostrożniej trzeba inwestować. Może kiedyś za lat 30 w następnem pokoleniu można się będzie inwestować solidniej. Dziś przy drożyźnie kapitału — a mówię z punktu widzenia rolnika, który wysokich odsetek nie może płacić — trzeba się inwestować jaknajtaniej.</u>
<u xml:id="u-48.9" who="#Marszałek">Poruszone tu zostało, w związku z ostatniemi posunięciami, zagadnienie rozdziału plantacji buraczanej. Rozdział tych plantacyj i ingerencja Rządu w tej sprawie nie jest wywołana niczem innem, jak przeświadczeniem, że pozostawienie tych spraw samym sobie nie najlepiej wpłynęło na układ stosunków. Jestem wyrazicielem tego poglądu, że rolnictwo musi utrzymywać niezależnie od typu, jaki przedstawia, głębszą istotną ze sobą więź, że musi reprezentować obóz zwarty i mocny w obronie swych interesów, że tam, gdzie przychodzi sprzeczność interesów z innemi działami produkcji, musi zdobyć się rolnictwo na to, ażeby tworzyło front jednolity. Ale nic nie pomoże nawoływanie do zupełnej jednolitości i nic nam nie może nakazać zapominać o tem, że istnieją wewnętrzne sprzeczności. Te wewnętrzne sprzeczności najlepiej żeby były załatwione właśnie wewnętrznie. Jeśli się same nie załatwiają dobrze, to Rząd chce dopomóc. Ze strony Rządu jest usiłowanie systematycznego utrzymania jednolitości organizacji rolniczych właśnie w imię ich siły, a z chwilą, gdy takie zagadnienie, jak podział plantacyj buraczanych, różni grupy rolników, Rząd stara się wpłynąć, ażeby te poróżnienia ustały i aby krzywda tam, gdzie istotnie zaszła, była wyrównaną.</u>
<u xml:id="u-48.10" who="#Marszałek">Cóż Rząd zamierza? Z przemówienia p. sen. Bnińskiego zdawałoby się, że oto jakiś niesłychany zabieg grabieżczy na większej własności na rzecz drobnej własności jest wykonywany. A przecież nie dzieje się nic innego, jak to, iż stan posiadania z r. 1929 bierze się jako maluczki ideał, do którego stopniowo się dochodzi. Przecież w r. 1935 w poszczególnych cukrowniach zaszły takie np. zmiany, że cukrownia Gostyń miała plantacyj drobnej własności w r. 1929 — 11% , a w r. 1935 — 0,3%, wówczas, gdy inna cukrownia miała 36% i ma 36%. Jedna z cukrowni z 32% wylikwidowała drobną własność na 14%, jeszcze inna z 42% na 16%, jeszcze inna z 25% na 6%, wówczas, kiedy obok tego szereg cukrowni nie poczynił tych przesunięć. Stało się koniecznością w to się wdać. Nie może plantacja, tak zyskowna plantacja, ułatwiająca obsługę kredytu, być dostępną tylko dla cząstki rolnictwa. To też ten skromy ideał, jaki sobie Rząd stawia, a który opiera się na układzie stosunków z r. 1929/30, daje proporcję podziału buraków pomiędzy drobną i wielką własność i tak odwrotną do podziału ogółu gruntów ornych, zachowując zatem i tak kolosalne uprzywilejowanie większej własności.</u>
<u xml:id="u-48.11" who="#Marszałek">Wzrost plantacyj drobnorolnych odbywa się w roku bieżącym w mniejszej mierze drogą zmniejszania plantacyj większych, a więcej drogą podniesienia kontyngentów produkcji, co zawdzięczamy potanieniu ceny cukru. Całość zabiegu wygląda w ten sposób, że nowe kontyngenty plantacyjne przypadają obecnie na rzecz drobnej własności. Nadto w roku bieżącym przesunięcia odbywają się w obrębie plantacyj niektórych cukrowni w wysokości 5 do 7,5%, a w szeregu cukrowni niema przesunięć wcale. Taki jest rzeczywisty stan rzeczy, który dopiero po dwu latach przyniesie powrót do tego procentowego układu, jaki był w roku 1929.</u>
<u xml:id="u-48.12" who="#Marszałek">Charakteryzując te pomniejsze działania, nie mogę się powstrzymać od stwierdzenia generalnego, że łączność wysiłków rolnictwa na szeregu odcinków wtedy może wydać rezultaty, gdy zostanie ożywiona jedną wspólną myślą. Za główną i podstawową myśl w stosunku do podniesienia materjalnego rolnictwa uważam dążenie do przywrócenia rolnictwu lepszych cen. Obok tego dążenia uważam za konieczne niezwykle wysoko oceniać każdy zabieg pozwalający rolnikowi już to podnieść produkcję na rzecz swojej konsumcji, już to otrzymać z dotychczasowej produkcji więcej wytworów na rzecz własnego spożycia. Te bolączki społeczne, o których tu przy różnych budżetach była mowa, w olbrzymiej mierze mogłyby być złagodzone, gdyby powszechnie w Polsce zapanowało zaufanie do możności wykonania wysiłku dodatkowego, spowodowania dodatkowej produkcji i umożliwienia dodatkowej konsumcji. Bez tych rzeczy podstawowych nie rozwiążemy całości zagadnienia. Jestem przekonany, że dopływ pieniądza z zewnątrz, oparty na ożywieniu rynku i obrotów, będzie się wzmagał. Przywiązuję olbrzymią wagę do dopływu pieniędzy bezpośrednio poprzez pracę, t. zn. zarobki przy najprotszych inwestycjach otrzymywane, jak również pośrednio przez zwiększenie siły nabywczej ludności dotychczas bezrobotnej. Ściśle się to wiąże z sumami, jakie gospodarstwo publiczne może na inwestycje poświęcić. Liczę na to, że dotychczasowy program inwestycyjny Rządu, pomniejszony w tym roku, będzie skompensowany dodatkowemi inwestycjami prywatnemi, prawdopodobnie jednak nieco później, przywiązuję przeto wagę do wszystkich poczynań, które w okresie wcześniejszym są zapowiedzią powiększenia środków na te cele.</u>
<u xml:id="u-48.13" who="#Marszałek">Jest mi szczególnie miło, że pomyślny rezultat gospodarki Lasów Państwowych umożliwił pewne posunięcie, zwiększające zakres robót meljoracyjnych. Sen. Kleszczyński akcentował słusznie fakt zmniejszenia sum na roboty meljoracyjne, które na rok 1936 mogły być w porównaniu z r. 1935 preliminowane. W czasie najbliższym nastąpi powiększenie tych robót o 4,5 miljona zł na tej podstawie, że wpłata Lasów Państwowych do Skarbu Państwa, przewidywana na 25,5 miljona zł w preliminarzu na r. 1935/36 między 1.IV. 1935 a 1.IV. 1936, mogła być powiększona. Wpłata ta do końca roku wyniesie ponad 30 miljonów zł i da możność powiększenia o 4,5 miljona sumy przeznaczonej na roboty meljoracyjne. Oprócz robót opartych na tej dodatkowej sumie będą prowadzone roboty oparte na Funduszu Obrotowym Reformy Rolnej i na dotacji z Funduszu Pracy. Jednak dopiero znalezienie poważniejszych źródeł na te cele mogłoby umożliwić w Polsce rozwinięcie pracy na miarę potrzeb. Potrzeby są bowiem olbrzymie i bez podstawowych meljoracyj, jak słusznie podniósł sen. Kleszczyński, dodatkowe rozwijane być nie mogą. W odniesieniu do gospodarki Lasów Państwowych poprzestaję na stwierdzeniu, że dodatnie jej wyniki pieniężne są najlepszą odpowiedzią na to, czy łączenie przerobu drewna z produkcją drewna jest słuszne. Sen. Radziwiłł powoływał się na niski dochód z przedsiębiorstw przemysłowych leśnych za ostatni rok sprawozdawczy. Stwierdzam, że zupełnie świadomie zmierzamy do takiego obliczania przedsiębiorstw przemysłowych, aby one dawały tylko swoje oprocentowanie i przerzucały zyski na surowiec. To też ta liczba, którą p. senator podawał co do spieniężenia surowca przez tartak bydgoski, nie jest ścisła. Spieniężenie to jest znacznie wyższe. Pan Senator ma słuszność twierdząc, że nie należy posuwać rozbudowy przemysłu Lasów Państwowych zbyt daleko, że istniejący przemysł prywatny winien mieć prawo spodziewania się, że zostanie mu przydzielony surowiec w pewnej części przez Lasy Państwowe. Możliwości te istnieją i są przewidziane. Inwestycje, o których Pan Senator wspomniał, równie dobrze ten tartak bydgoski, jak i owa kupiona dawniejsza instalacja fabryczna, przerobiona na fabrykę dykt klejonych, rokują jaknajlepsze nadzieje. Tartak bydgoski jest jednym z najlepszych naszych tartaków dzięki swym urządzeniom wodnym i instalacji. Uniezależnienie od przerobu w obcych warsztatach dało nam możność dobrego spieniężenia zagranicą. Potwierdzam natomiast to, co poprzednio powiedziałem na terenie komisji, że ten szeroki styk państwowego gospodarstwa leśnego z całością gospodarstwa leśnego nakazuje temu gospodarstwu nietylko dbać o stronę dochodową, o wpłaty do Skarbu Państwa, ale i dbać o ułożenie stosunków, odpowiadające potrzebom ludności w najszerszem tego słowa znaczeniu. Uważam, że troska o poziom dochodowości została w ostatnich kilku latach w znacznej mierze zwycięsko przeprowadzona; troska o należyty stosunek do potrzeb społeczeństwa, z którem się gospodarka lasów państwowych styka, leży jeszcze w znacznej mierze przed nami.</u>
<u xml:id="u-48.14" who="#Marszałek">To są te uwagi, które na tle dzisiejszej dyskusji uczyniłem. Chciałbym na zakończenie raz jeszcze stwierdzić, że oceniam dzisiejszą sytuację rolnictwa jako taką, w której energiczne, świadome i zorganizowane działanie całości rolnictwa może przynieść pozytywne wyniki. To nie znaczy, że w tani optymistyczny sposób, jak jeden z pp. senatorów chciał mi to podsunąć, usuwam się od stwierdzenia dzisiejszego złego stanu rolnictwa. Ten trudny stan trwa dalej, ale dynamika przejawów życia i napięcie sił twórczych w rolnictwie, mojem zdaniem, dają możność twierdzenia, że jesteśmy u początku lepszej drogi.</u>
<u xml:id="u-48.15" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-48.16" who="#Marszałek">Zakończyliśmy dyskusję nad budżetem Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych.</u>
<u xml:id="u-48.17" who="#Marszałek">Dyskusja nad Budżetem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych oraz budżetem Ministerstwa Przemysłu i Handlu rozpocznie się jutro, o godz. 10 rano.</u>
<u xml:id="u-48.18" who="#komentarz">(Koniec posiedzenia o godz. 19 min. 28.)</u>
</div>
</body>
</text>
</TEI>
</teiCorpus>