k15.txt 6.14 KB
Czynione były wysiłki przez niechętne nam środowiska tak w kraju, jak i poza nim, aby wykorzystać obchody rocznicowe do propagandy antyradzieckiej przez podchwytliwe utożsamianie Rosji carskiej i Rosji dzisiejszej. W poważnych nawet i zdawać by się mogło, obiektywnych rozprawach historycznych publikowanych przez polskich emigrantów politycznych czyni się to z tupetem i bez osłonek.
Odbywa się poniekąd techniczne montowanie środowiska, reprezentowanego obecnie przez kilkunastu młodych z KKMP, czterech zawodowych, stale na tym terenie przebywających literatów i trzech, którzy prawdopodobnie już wkrótce zasilą szeregi związku. Ukazało się na przykład sześć pierwszych książek rzeszowian zamieszkałych na Rzeszowszczyźnie, w przygotowaniu dalsze cztery i almanach poetycki.
Wciąż jeszcze kołacze się, nawet w podręcznikach szkolnych, niesłuszne stwierdzenie o szlacheckim charakterze Powstania Styczniowego, co świadczy o małej stosunkowo znajomości przeobrażeń ekonomicznych, społecznych i ideologicznych, jakie w pierwszej połowie dziewiętnastego wieku zaszły w naszym społeczeństwie. Tym większa jest potrzeba badań nad jego strukturą i charakterem.
Dochodzi do tego ich aktywność zawodowa jako nauczycieli, działaczy kulturalnych, a nawet milicjantów czy urzędników, która przewyższa wyraźnie efekty jakiejkolwiek pracy literackiej i stanowi o pozycji społecznej w środowisku. Winni zatem stanowić doskonałą kadrę ludzi zajmujących się upowszechnianiem kultury. Ale ich ambicje są o wiele większe. Przede wszystkim chcą tworzyć sami.
Wobec świeżych wspomnień katastrofy wrześniowej, ostrości walki klasowej między siłami obozu demokratycznego a siłami reakcji — nie brakło uproszczeń, widzenia zjawisk w okresie Trzeciej Rzeczypospolitej w kategoriach czarno-białych. Również brak doświadczonych kadr historyków marksistów powodował, że sam sposób posługiwania się marksistowską metodą historyczną był początkowo dość nieporadny, nie wolny od sekciarskich nawarstwień.
Nasuwa się jednak od razu pytanie — czy i gdzie miało lub ma miejsce tego rodzaju „zohydzanie przeszłości narodu”. Jeżeli rzeczywiście występuje — trzeba o wypadkach takich mówić pełnym głosem i bynajmniej nie anonimowo. Jeżeli zaś nie — to dlaczego mówi się o tym w tak alarmistycznym tonie.
Brzmi to bardzo przekonywująco, ale czy w praktyce jest w pełni wykonalne?. Bo jeśli książka jest wydawalna, jakże odmówić pisarzowi prawa jej opublikowania?. Wydawca reprezentuje interesy czytelników, ale tenże wydawca jest równocześnie wykonawcą państwowego mecenatu wobec pisarzy i literatury. Każdy pisarz, bez wyjątku, ma swoje dobre i złe lata, swoje dobre i złe książki.
Bodaj przed dwoma tygodniami ukazała się książka Gilnera „Fryderyk Nietzsche”. Kto nie kupił jej od razu, już jej nie dostanie. Zniknęła z księgarń w ciągu kilku dni. Nie jest to normalne życie książki. Książka powinna być dostępna w sprzedaży przez pewien określony czas. Inaczej wytwarza się sprzedaż „spod lady”, która jest czymś okropnym.
Połowiczność rezultatów uzyskiwanych przez tradycyjne metody analizy w odniesieniu do techniki kompozytorskiej Debussy'ego szła w parze ze znamienną aberacją, jakiej uległa estetyczna wykładnia jego muzyki: zamiast szukać wyznaczników jego stylu w powstających współcześnie z nią awangardowych dziełach poetów i malarzy, pozostawano pod sugestią kierunku (impresjonizmu).
Wyjaśnieniom tym towarzyszyły wystawy: geometryczne abstrakcje Strzemińskiego i Henryka Stażewskiego, abstrakcyjne „Rytmy” i „Penetracje” Marii Jaremy, spotęgowane działania malarskie Tadeusza Kantora, obok nich zaś sięgające niekiedy granic abstrakcji sensualne malarstwo polskich kolorystów Jana Cybisa, Artura Nacht Samborskiego, Eugeniusza Eibischa czy Piotra Potworowskiego i odnawiający stale swe środki rysunek Tadeusza Kulisiewicza.
Jego specjalistyczne kwalifikacje znajdują zastosowanie w projektowaniu form przemysłowych, bądź też w organizowaniu wizualnej ikonosfery wielkich skupisk ludzkich środkami, których dostarczają techniki poligraficzne i architektura wystaw i targów, oprawa plastyczna spektaklu scenicznego, filmowego czy telewizyjnego. Czasy, kiedy przysłowiowy polski plakat czy polskie wystawiennictwo stanowiły samoistne enklawy swoistej sztuki dla sztuki, zaczynają przy tym po trochu przechodzić do historii.
Kongres warszawski miał piękną oprawę, polscy historycy przedstawili na nim trzytomowe wydawnictwo, zawierające około stu referatów. W obradach uczestniczyła liczna grupa historyków radzieckich. Po przerwie spowodowanej przez drugą wojnę światową, w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym roku odbył się Dziewiąty Kongres w Paryżu, w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym piątym — Dziesiąty w Rzymie, w tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym — Jedenasty w Sztokholmie.
Wydaje się, że poznanie warsztatu uczonego i sensu właściwego jego pracy uchronić nas może w przyszłości od dawania wiary szalbierzom naukowym, których, niestety, jest pełno we wszystkich krajach. Powróćmy jednak do działalności „prawdziwych” uczonych wtedy, gdy spełniają swoje właściwe zadanie — prowadzenie badań naukowych.
Lata ostatnie przynoszą i tym ziemiom przeobrażenia gospodarcze — w naturalnym kierunku industrializacji i urbanizacji, a zatem etnicznego przemieszania. W jakim stopniu te choćby czynniki mogą zaważyć na zachowaniu świadomości językowej czy obyczajowej. Wątpliwości tego rodzaju spotykają się na Łużycach ze znamienną odpowiedzią: żywotność mniejszości narodowej jest większa, niż się czasem wydaje.
Tak postępujemy wtedy, gdy się przekonujemy, iż przegrana nie była wynikiem niedopatrzenia lub błędu, lecz tkwiła niejako w samym systemie gry. Tu właśnie tkwi najdramatyczniejszy moment działalności każdego uczonego: w przegranych, dla których za wszelką cenę trzeba szukać przyczyn — we własnej niedoskonałości, bądź w danych, którymi się rozporządza, bądź też (jak mówiliśmy już) w systemie gry, który gdzie indziej dawał znakomite wyniki.