text_structure.xml 99.3 KB
<?xml version='1.0' encoding='utf-8'?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
  <xi:include href="PPC_header.xml" />
  <TEI>
    <xi:include href="header.xml" />
    <text>
      <body>
        <div xml:id="div-1">
          <u xml:id="u-1.0" who="#WojciechSzarama">Otwieram posiedzenie wyjazdowe Komisji Ustawodawczej w Kaliszu. Chciałbym serdecznie powitać obecnego na naszym posiedzeniu prezesa Trybunału Konstytucyjnego prof. Jerzego Stępnia. Pragnę także bardzo podziękować prezes Sądu Okręgowego pani Alicji Bydłowskiej za umożliwienie nam pobytu w Kaliszu i obradowania w gmachu sądu.</u>
          <u xml:id="u-1.1" who="#WojciechSzarama">Na posiedzeniu obecna jest także grupa znamienitych działaczy samorządu terytorialnego. Wśród nich gościmy prezydenta miasta Kalisza dr. Janusza Pęcherza oraz starostę powiatu kaliskiego Krzysztofa Nosala, których również bardzo gorąco witam. Słowa powitania kieruję też do wszystkich wójtów gmin oraz burmistrzów miast z całego regionu. Niektórzy z nich brali udział we wczorajszym posiedzeniu Komisji w Ostrowie Wielkopolskim.</u>
          <u xml:id="u-1.2" who="#WojciechSzarama">Witam grono prawników z Sądu Okręgowego i Sądu Rejonowego oraz z Prokuratury Okręgowej i Rejonowej w Kaliszu, w tym prokuratora okręgowego w Kaliszu Pawła Szymanowskiego. Witam wszystkich członków Komisji, z którymi będę dzisiaj pracował.</u>
          <u xml:id="u-1.3" who="#WojciechSzarama">Na posiedzeniu w dniu wczorajszym omówiliśmy wiele problemów związanych z procesem ustawodawczym i potrzebą przyjęcia nowych aktów prawnych, które będą ułatwiały funkcjonowanie samorządów terytorialnych zwłaszcza szczebla wojewódzkiego i powiatowego. Poruszyliśmy także kilka istotnych kwestii wiążących się z orzecznictwem Trybunału Konstytucyjnego. W drugiej, roboczej, części posiedzenia Komisji przyjęliśmy stanowisko, które zostanie skierowane do marszałka Sejmu. Proponujemy, aby zostało ono również przyjęte przez całą Izbę.</u>
          <u xml:id="u-1.4" who="#WojciechSzarama">Tematem dzisiejszego posiedzenie są problemy samorządu terytorialnego w orzecznictwie Trybunału Konstytucyjnego. Poseł Andrzej Dera, który był inicjatorem naszych spotkań w Kaliszu i Ostrowie Wielkopolskim uznał, że osobą, która mogłaby wnieść największy wkład w nasze obrady będzie prezes TK prof. Jerzy Stępień. Jeszcze raz dziękuję panu prezesowi za przyjęcie naszego zaproszenia i oddaje mu głos.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-2">
          <u xml:id="u-2.0" who="#JerzyStępień">Dziękuję za zaproszenie. Zanim przejdę do omówienia tematu dzisiejszego spotkania chciałbym zwrócić uwagę na pewne zdarzenie związane z Kaliszem. Przypominam sobie, że w latach 1969–1979 byłem asesorem, a potem sędzią w jednym z sądów powszechnych i wielkie wrażenie wywarła na mnie przekazana przez media zagraniczne informacja, że jeden z prokuratorów w Kaliszu odmówił umorzenia postępowania w sytuacji, kiedy wszystkie okoliczności wskazywały, że została popełniona zbrodnia i wiadomo było, kto za to odpowiada, ale ze względów politycznych ówczesnym władzom zależało, aby ten fakt ukryć. W efekcie, po tej odmowie, młody prokurator Bogusław Śliwa został zwolniony z prokuratury. Następnie zwołał konferencję prasową, na której podał wszystkie okoliczności sprawy. Dla nas, młodych prawników było to w tamtych czasach zachowanie heroiczne. Przecież wtedy nie było jeszcze zorganizowanej opozycji i dopiero za kilka lat miała powstać „Solidarność”. Ci, którzy byli wtedy prokuratorami, sędziami lub adwokatami mieli świadomość znaczenia takiego czynu i mogli go ocenić w należyty sposób.</u>
          <u xml:id="u-2.1" who="#JerzyStępień">Pan Bogusław Śliwa miał jeszcze jeden wspaniały epizod w swoim życiu, gdy jako sekretarz I Krajowego Zjazdu NSZZ „Solidarność” w Gdańsku–Oliwie był jednym z pięciu inicjatorów i sygnatariuszy projektu „Przesłania do narodów Europy Wschodniej”. Ten dokument spowodował wtedy daleko idące reperkusje międzynarodowe, a po latach jest oceniany jako największe osiągnięcie tego Zjazdu. Później, po stanie wojennym, pan Bogusław Śliwa musiał emigrować i, o ile dobrze pamiętam, zmarł w Szwecji. Warto jednak pamiętać, że był on autorem hasła umieszczonego na początku lat 80-tych na murze Sądu Okręgowego w Kaliszu: „Przywrócić godność prawu”. Być może kogoś, kto nie zna historii tego człowieka i tego okresu, może razić, że napis ten został wtedy tak nieudolnie wykonany. Moim zdaniem jest to niezwykle ważna pamiątka historyczna, świadectwo tamtych czasów i cieszę się, że nadal widnieje ona na fasadzie Sądu i nikomu nie przyszło do głowy go zlikwidować. Jest to można powiedzieć pomnik naszej historii i zapis heroicznych działań zmagań ludzi, którzy nie godzili się na system totalitarny. Pragnę zauważyć, że w tamtym okresie takie postawy znacznie łatwiej było manifestować w Warszawie niż w Kaliszu i Ostrowie Wielkopolskim. Dlatego mamy tu do czynienia ze świadectwem ogromnej determinacji takich ludzi jak Bogusław Śliwa, którzy potrafili się zdobyć na odwagę i czynny sprzeciw.</u>
          <u xml:id="u-2.2" who="#JerzyStępień">Bardzo żałuję, że nie uczestniczyłem wczoraj w posiedzeniu wyjazdowym Komisji w Ostrowie Wielkopolskim. Mówię o tym, ponieważ jest to miasto znane z bardzo dobrze funkcjonującego samorządu, którego osiągnięcia śledzę z uwagą od wielu lat. Jestem pełen podziwu dla dorobku tego samorządu zarówno w tzw. okresie pionierskim, jak i w ostatnich latach, kiedy udało mu się wprowadzić instytucję obligacji mieszkaniowych. To nowatorskie rozwiązanie stworzyło niejako nową rzeczywistość w działaniach samorządu terytorialnego. Dodam, że z Ostrowa Wielkopolskiego pochodzi także pan Henryk Siciński, lekarz, który także był jednym z projektodawców „Przesłania do narodów Europy Wschodniej”.</u>
          <u xml:id="u-2.3" who="#JerzyStępień">Przepraszam, że tyle czasu poświęciłem na przypomnienie tych epizodów naszej najnowszej historii, ale uważałem, że powinienem o tych faktach powiedzieć w gmachu Sądu Okręgowego w Kaliszu.</u>
          <u xml:id="u-2.4" who="#JerzyStępień">Powracając do kwestii zagadnienia samorządu terytorialnego w orzecznictwie Trybunału Konstytucyjnego pragnę dostarczyć obecnym moje opracowanie, które napisałem rok temu i poświęciłem podsumowaniu działalności Trybunału w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Wydrukowane ono zostało w wydawnictwie „Księga XX-lecia orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego”. Jak wiadomo zreformowany samorząd terytorialny jest trochę młodszy i dlatego pierwsze orzeczenia TK dotyczące tej problematyki ukazały się w 1991 i 1992 r. Jednak już w kolejnych latach, zwłaszcza zanim uchwalona została 2 kwietnia 1997 r. Konstytucja RP, orzecznictwo na ten temat było znacznie bogatsze. Można powiedzieć, że to orzecznictwo niejako torowało drogę przemyśleniom o charakterze stricte konstytucyjnym, które potem znalazły się w rozdziale ustawy zasadniczej poświęconym samorządowi terytorialnemu.</u>
          <u xml:id="u-2.5" who="#JerzyStępień">Mogę powiedzieć, że do Trybunału Konstytucyjnego trafiłem, po 1999 r., czyli już po drugim etapie reformy samorządowej, nad którą miałem możliwość pracować jako podsekretarz stanu w resorcie spraw wewnętrznych i administracji. Jednak dla mnie osobiście znacznie bogatszy z punktu widzenia doświadczeń był okres lat 1889–1993, kiedy wraz z prof. Jerzym Regulskim budowaliśmy podstawy legislacyjne działania samorządu terytorialnego. Muszę przypomnieć, że pan profesor już pod koniec lat 80-tych zaczął gromadzić zespół ludzi, których kierował na stypendia zagraniczne, aby mogli dobrze poznać działanie samorządu terytorialnego w Europie Zachodniej, gdzie zachowana była, od niepamiętnych czasów, ciągłość jego funkcjonowania. Można wręcz powiedzieć, że samorząd terytorialny na wielu tamtych terenach jest starszy od początków chrześcijaństwa. Przecież niektóre rozwiązania prawne związane z odrębnością i autonomią władzy publicznej pochodzą z lat 40-tych przed naszą erą. Znawcy prawa rzymskiego twierdzą, że pojęcie osobowości prawnej pojawiło się na użytek miast rzymskich. Co prawda nie użyto w tym czasie tego terminu, ale opisano samo zjawisko. Wtedy po raz pierwszy ktoś, kto zarządzał miastem dokonywał np. jakichś zakupów na jego rzecz, a nie na własne potrzeby. Czyli zakup nie był dokonywany na rzecz konkretnej osoby, ale na rzecz municypium. W tym momencie pojawia się instytucja osobowości prawnej, co jest wielkim osiągnięciem myśli prawnej starożytności. Kolejny postęp w tym obszarze dokonał się w Europie dopiero w XIX w., gdy zaczęły funkcjonować spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, powodując rozwój cywilizacyjno-gospodarczy w Europie, a następnie na całym świata.</u>
          <u xml:id="u-2.6" who="#JerzyStępień">Przepraszam, że pozwalam sobie na snucie tego rodzaju dygresji, ale uważam, że warto niekiedy zwrócić uwagę na pewne kwestie i uwarunkowania. Niekiedy można pozwolić sobie na zastanowienie się, co spowodowało, że w Europie dokonał się taki gwałtowny postęp, że Chińczycy w pewnym momencie zaczęli interesować się tym, że ich cesarstwo przestało przodować w rozwoju cywilizacyjnym. W celu wyjaśnienia przyczyn tego zjawiska zaczęli oni wysyłać misje badawcze do Francji i Niemiec. Bardzo szybko odkryli, że Europa zawdzięcza to Kodeksowi Napoleona, a także kodeksowi spółek prawa handlowego. Próbowali podobne instytucje implementować na własny grunt, ale z nie najlepszym skutkiem. Jednak, jest prawdą, że te właśnie instrumenty spowodowały zasadniczy rozwój życia publicznego. Na naszym kontynencie istniała więc ciągłość rozwoju myśli samorządowej, co przejawiało się np. w postaci prawa magdeburskiego, które było także stosowane w naszym kraju. Warto także pamiętać o ustroju miast włoskich. Wybitny znawca średniowiecza prof. Henryk Samsonowicz stwierdził kiedyś, że Europa kończy się tam, gdzie nie ma już miast europejskich, a więc lokowanych na prawie. Przeciwieństwem takiego miasta jest opus, a więc zamek, wokół którego tworzy się podgrodzie, gdzie mieszkają ludzie zależni od możnowładcy, właściciela całego terenu. Gdy zmienia on miejsce pobytu załoga warowni i mieszkańcy podgrodzia są zmuszeni podążyć za nim. W XII w. miasta lokowane na prawie dotarły do Wisły. Najdalej położonym na wschód miastem tego typu był Sandomierz. W tych dniach obchodzimy 750-lecie lokacji Krakowa na prawie magdeburskim.</u>
          <u xml:id="u-2.7" who="#JerzyStępień">Do tych historycznych tradycji staraliśmy się nawiązać odbudowując niejako z gruzów samorząd terytorialny. Proszę zaważyć, że nie mieliśmy żadnych doświadczeń w tym zakresie, a prof. Jerzemu Regulskiemu, gdy rozpoczynał te prace trudno było nawet przypuszczać, że już niedługo przyjdzie mu realizować ideę samorządności w Polsce, która zaniknęła w latach 30-tych XX w.</u>
          <u xml:id="u-2.8" who="#JerzyStępień">Warto odtworzyć, co było w tamtym okresie początków reformy podstawą myślenia konstytucyjnego o funkcjonowaniu gminy, gdyż na pierwszym etapie prac koncentrowano się tylko i wyłącznie na tej jednostce samorządu terytorialnego. Choć niektórzy eksperci sugerowali, że trzeba się także zastanawiać nad pozostałymi niejako piętrami samorządu, to jednak Komisja Samorządu Terytorialnego i Administracji Senatu, która przygotowywała propozycje rozwiązań prawnych doszła do wniosku, że najpierw trzeba się zająć gminą, jako jednostką usytuowaną najbliżej obywatela. Chodziło o to, żeby przekonać się jak będzie funkcjonowało całe instrumentarium prawne dane do dyspozycji samorządom. Poznamy dzięki temu wszystkie błędy i niedociągnięcia systemu i dopiero wzbogaceni o tę wiedzę będziemy mogli myśleć o rozbudowie samorządności. Kierowaliśmy się przy tym pewnymi fundamentalnym zasadami, które potem znalazły wyraz w ustawach zasadniczych: z 1989 r., w tzw. małej konstytucji, oraz konstytucji z 1997 r. Po pierwsze, potraktowaliśmy gminę jako osobę prawną. Po drugie uznaliśmy, że mamy do czynienia na tym poziomie z konglomeratem trzech czynników: wspólnoty ludzi, wspólnoty terytorium i władzy publicznej. Te trzy elementy pozwalały dopiero wyznaczyć kształt samorządu terytorialnego. Czyli osobą prawną nie są w tym przypadku władze, tak jak uznano to na Litwie w 1994 r., pomimo naszych przestróg, ale wspólnota mieszkańców i terytorium. Naturalnie nie istnieje to w rzeczywistości, ale tylko w naszym wyobrażeniu. Funkcjonują elementy, które składają się na gminę: wspólnota i terytorium. Można powiedzieć, że czegoś takiego jak wspólnota terytorium nie ma i jest to pewnego rodzaju konstrukcja fikcyjna.</u>
          <u xml:id="u-2.9" who="#JerzyStępień">Po trzecie, przyjęliśmy, że władze jednostki, jaką jest gmina, muszą być legitymizowane w drodze wolnych, demokratycznych wyborów. Było to dla nas sprawą oczywistą. Członkowie tej wspólnoty mogą także decydować w sprawach szczególnie dla nich istotnych w drodze referendum. Ponadto istotną kompetencją jest możliwość stanowienia przez samorząd prawa miejscowego. W ten sposób samorząd został szczególnie dowartościowany, co znalazło swoje odbicie w konstytucji, zarówno w rozdziale, który go dotyczy jak i w części omawiającej źródła stanowienia prawa. Przecież prawo miejscowe zostało w ustawie zasadniczej wpisane do źródeł prawa powszechnie obowiązującego. Ma to swoje konsekwencje m.in. w odniesieniu do przyjmowania planu zagospodarowania przestrzennego a także rozporządzeń Rady Ministrów, które wprowadzają pewne zmiany do przestrzeni terytorialnej. W efekcie w Trybunale Konstytucyjnym traktujemy nawet takie akty prawa miejscowego jak plany zagospodarowania przestrzennego, choć niektórzy teoretycy tego nie uznają, jako źródło prawa powszechnie obowiązującego.</u>
          <u xml:id="u-2.10" who="#JerzyStępień">Jeżeli gmina posiada osobowość prawną to w konsekwencji powinna być wyposażona w mienie komunalne i własny budżet, czego do roku 1990 nie było. Funkcjonowały do tego czasu udziały gmin w budżetach jednostek wyższego szczebla, które z kolei stanowiły część budżetu państwa. Doprowadziliśmy, więc do wyodrębnienia budżetu gminy i ustanowienia w ten sposób nowej kategorii prawnej. Jeśli chodzi o mienie komunalne to w 1990 r. ustawodawca zakładał zbyt optymistycznie, że przekształcenia prowadzące do komunalizacji majątku zostaną zakończone w ciągu kilku miesięcy, a najdalej w ciągu kilku lat. Okazało się jednak, że te procesy ciągną się do dzisiaj. Najważniejsze pozostaje jednak to, że mamy do czynienia z prawdziwym gospodarzem, który może autentycznie rozporządzać mieniem. W tym miejscu pozwolę sobie na pewną anegdotę. Rząd Tadeusza Mazowieckiego, w tym wicepremier Leszek Balcerowicz nie byli zwolennikami wprowadzania w 1990 r. reformy samorządowej. Opowiadali się raczej za jej wdrożeniem w życie dopiero w 1992 r. Jednak w parlamencie mieliśmy inne zdanie na ten temat i wymogliśmy przyśpieszenie decyzji w tej sprawie. Pamiętam, że wicepremier Leszek Balcerowicz bał się wtedy, że w wyniku reformy zostanie wyjęta spod kontroli rządu znacząca część sektora finansów publicznych. Nie taję, że nam właśnie o to chodziło. Jednak już po roku okazało się, że samorządom udało się sprywatyzować 100% handlu detalicznego i 70% hurtowego. Wtedy wicepremier zmienił zdanie, do czego przyznał się w swojej książce pisząc, iż zorientował się, że samorząd terytorialny stał się ważnym elementem budowania gospodarki rynkowej. Było to jasne, że tam gdzie jest autentyczna władza podejmująca samodzielne decyzje i wyposażona w takie instrumentarium jak odrębny budżet oraz jest właścicielem mienia będzie dochodziło do porządkowania stosunków własnościowych, zakładania ksiąg wieczystych itp. W tej sytuacji stawała się możliwa sprzedaż majątku, ale także mogło dojść do jego zastawienia i uzyskania długoterminowego kredytu. W rezultacie okazało się, że reforma samorządowa była jedynie zmianą struktury administracji publicznej, ale również olbrzymią inwestycją w gospodarkę rynkową i przyśpieszeniem od dołu przemian, nie poprzez zmiany polityczne, ale za pomocą wprowadzenia reguł charakterystycznych dla wolnej gospodarki funkcjonującej w państwach demokratycznych. Dzięki temu po 1991 r. dla mnie oraz prof. Michała Kuleszy, który był moim doradcą, gdy przez cztery lata, pełniłem funkcję przewodniczącego senackiej Komisji Samorządu Terytorialnego i Administracji Państwowej stało się oczywiste, że trzeba jak najszybciej zrobić kolejny ruch i doprowadzić do utworzenia samorządowych powiatów i województw. Utwierdzały nas w tym wyniki badań przeprowadzone na Uniwersytecie Warszawskim pod kierunkiem prof. Jerzego Wiatra, późniejszego ministra edukacji narodowej. Udowadniały one, biorąc pod uwagę dane z terenu województw kaliskiego i siedleckiego, że reforma z 1975 r. była pozorna. Pamiętam, że w 1998 r. na konferencji u prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, nieżyjący już, prof. Kołodziejski z Gdańska powiedział, że pracował w zespołach przygotowujących na początku lat 70-tych reformę administracji państwowej. Postulowano wtedy utworzenie 32 województw i 4 makroregionów oraz, likwidację powiatów. Okazało się wtedy, że likwidacja 17 województw oznaczała także likwidację takiej samej liczby komitetów wojewódzkich PZPR, czyli osłabienie władzy ich pierwszych sekretarzy. Także likwidacja powiatów prowadziła w konsekwencji do rozbicia struktur i aparatu partyjnego na tym poziomie. Naturalnie, koncepcje reformatorów spotkały się z ogromnym sprzeciwem i zaczęły się ogromne naciski. Zaczęły przyjeżdżać delegacje z terenu z protestami. Zresztą podobne zjawisko można było zaobserwować w latach 1997–1998. W efekcie tych nacisków, w ciągu jednej nocy zapadła decyzja, że nie będzie 32 województw, ale 49. Dzięki temu ocalały wszystkie komitety wojewódzkie PZPR, które de facto były wtedy rzeczywistymi ośrodkami władzy, a nie wojewódzkie rady narodowe. W efekcie mieliśmy 4 milionowe województwo katowickie i 250 tysięczne województwo chełmskie. Okazało się także, że w rzeczywistości nie zlikwidowano powiatów. Przestały funkcjonować jedynie komitety powiatowe partii oraz powiatowe rady narodowe, natomiast cała administracja na tym szczeblu została utrzymana. Nadal działały, w miejsce powiatowych, rejonowe urzędy odpowiedzialne za drogi, geodezję, edukację, ochronę zdrowia itp. Powiatowe komendy milicji przemianowano na komendy rejonowe. Można powiedzieć, że likwidacji uległ czynnik polityczny uznając, że tzw. politykę nomenklaturową będzie prowadziło się ze szczebla wojewódzkiego. Okazało się to jednak niemożliwe i dlatego już w 1976 r. prawie we wszystkich dawnych miastach powiatowych zaczęły powstawać rejonowe komitety PZPR, które były przedstawicielami komitetów wojewódzkich. Należałoby w tym miejscu wskazać, że każda władza publiczna składa się z dwóch elementów: czynnika politycznego oraz administracji. Trzeba, więc stwierdzić, że w wyniku tej pseudoreformy nie tylko nie zlikwidowano na szczeblu powiatów administracji, ale bardzo szybko odtworzono nadzór polityczny. Można ocenić, że mieliśmy do czynienia z działaniem pozornym, które z punktu widzenia funkcjonowania administracji wywołały wielkie zamieszanie i bałagan. Ponadto utworzenie 49 województw wiązało się z ogromnymi kosztami i przyczyniło się do dalszego pogorszenia sytuacji całego państwa, które dryfowało tak do 1980 r. licząc na jakieś zbawienie.</u>
          <u xml:id="u-2.11" who="#JerzyStępień">Powróćmy teraz do 1989 r., kiedy trzeba było rozstrzygnąć problem czy powiaty zlikwidować do końca, czy też je reaktywować. Decyzja w tej sprawie została podjęta za rządów Tadeusza Mazowieckiego. Zdecydowano się na uchwalenie ustawy o rejonowej administracji ogólnej. Postąpiono w ten sposób, dlatego, że gdyby rozwiązać dawną administrację powiatową, a potem rejonową, wtedy należałoby decyzje administracyjne w pierwszej instancji przenieść na poziom gminy, albo na szczebel województwa. To drugie rozwiązanie oznaczałoby, że decyzje w drugiej instancji musiałyby zapadać na poziomie ministerstwa. Można byłoby sobie wyobrazić, że resorty bardzo szybko ugrzęzłyby w natłoku spraw do rozpatrzenia. W efekcie reforma decentralizacyjna przekształciłaby się w swoje przeciwieństwo. Dlatego utrzymano rejony, aby stanowiły one pierwszy szczebel administracji ogólnej. Przypomnę teraz, co się stało. Ustawa o rejonowej administracji ogólnej została już uchwalona 11 maja 1990 r., a wybory do rad gmin zostały przeprowadzone 27 maja i w ich wyniku wyłonione zostały rady, które z kolei dokonały wyboru wójtów i burmistrzów. W tej sytuacji znowu mamy do czynienia z marszem na Warszawę i manifestacjami, które mają na celu wymuszenie usytuowania rejonów w swoich miejscowościach. Planowane było utworzenie 150 rejonów, ale w wyniku nacisku powstało ich 268. Wójtowie i samorządowcy byli doskonale zorientowani, że od miejsca usytuowania rejonów zależy powołanie przyszłych powiatów. Każdy, więc zabiegał, aby powiat znalazł się na ich terenie. Naturalnie powiatów było za dużo, ale wynikało to z pewnego mechanizmu, który można uznać za zrozumiały.</u>
          <u xml:id="u-2.12" who="#JerzyStępień">Z kolei drugi etap reformy i wprowadzenie powiatów musiało spowodować likwidację części województw. Warto przypomnieć, że przez kilka lat były prowadzone badania, zwłaszcza w Polskiej Akademii Nauk, z których wynikało, iż w Polsce powinno być 11 województw. Potem dorzucono jeszcze województwo warmińsko-mazurskie i rząd Jerzego Buzka wystąpił ostatecznie z koncepcją utworzenia 12 województw. Dobrze wiemy jak się losy tego planu potoczyły i jakie decyzje polityczne w końcu zapadły. W efekcie mamy tych województw trochę więcej.</u>
          <u xml:id="u-2.13" who="#JerzyStępień">Mamy obecnie dość przejrzysty, jak mówi prof. Michał Kulesza, ruszt administracji. Funkcjonują gminy, powiaty, województwa i centrum. Prawdą jest, że jak zwykle w pewnych sprawach jest pewne zamieszanie, a nawet mogę powiedzieć, że Trybunał Konstytucyjny trochę je zwiększa, choć rzecz jasna, że ja do tego ręki nie przykładam. Chodzi o to, że idea dekoncentracji władzy nie zawsze jest konsekwentnie realizowana. Przykładem niech będzie sprawa usytuowania Ochotniczych Hufców Pracy, które najpierw były w województwach, a potem zostały podporządkowane centrum. Samorządy zaskarżyły tę decyzję, ale Trybunał uznał, że takie działanie w kierunku centralizacji jest dopuszczalne. Osobiście się z tym nie zgadzam i dałem temu wyraz w opracowaniu poświęconemu działalności Trybunału.</u>
          <u xml:id="u-2.14" who="#JerzyStępień">Powinniśmy się zastanowić nad tym, co możemy uczynić w chwili obecnej? Moim zdaniem wskazane byłoby dokonanie pewnej mentalnej rewolucji, pewnego myślowego przewrotu. Mamy zakodowane jeszcze przez poprzedni system, ale można powiedzieć szerzej, przez całą tradycję europejską, zwłaszcza wywodzącą się z XIX-wiecznych Prus, Rosji, Austrii i Francji, postrzeganie struktury państwa jako piramidy. Na dole tej budowli znajduje się obywatel, zaś na samym szczycie jest król, który dziś może być określany jako np. prezydent. Pomiędzy nimi są szczeble władzy terytorialnej. Do chwili obecnej posługujemy się takim obrazem hierarchicznego układu struktury państwa. Uważam, że w naszych umysłach ta struktura mentalna musi ulec zburzeniu.</u>
          <u xml:id="u-2.15" who="#JerzyStępień">Trzeba zadać sobie pytanie, kiedy mamy do czynienia z zasadą subsydiarności, czyli pomocniczości, która zrodziła się w latach trzydziestych XX w., jako kontrpropozycja dla tego, co działo się w Niemczech i Związku Radzieckim. Ta zasada nie została jednak wtedy wcielona w życie i dopiero po doświadczeniach II wojny światowej i komunizmu w Europie Zachodniej uznano, że może być ona podstawą budowania porządku społecznego. W ten sposób zaczęła być konstruowana Unia Europejska, która za pomocą tworzonych wspólnot miała rozwiązywać niektóre problemy społeczne. Trzeba jednak powiedzieć, że choć samo pojęcie pomocniczości pojawia się w dokumentach unijnych dosyć późno, dopiero w traktacie z Maastricht z 1992 r. to jednak wspólnoty europejskie działają zgodnie z tą regułą. Właśnie ten kierunek myślenia powinniśmy przyjąć, w miejsce dotychczasowego. Jest to koncepcja odwrócenia do tej pory obowiązującej struktury, zburzenia hierarchii i postawienia na pierwszym miejscu człowieka–obywatela i jego potrzeb.</u>
          <u xml:id="u-2.16" who="#JerzyStępień">Patrząc na to z innej perspektywy mielibyśmy do czynienia z pewnym rzutem na płaszczyznę, który pokazuje koncentryczny układ kół, w środku których znajduje się obywatel ze swoimi problemami. Ten obywatel sam może zaspokajać swoje potrzeby np. związane z edukacją, ochroną zdrowia tworząc różnego rodzaju podmioty pozarządowe m.in. gospodarcze. Dopiero, gdy nie może w ten sposób poradzić sobie z załatwieniem niektórych spraw, włączają się, na kolejnych poziomach, struktury władzy publicznej. Najpierw jest gmina. Dopiero, gdy ona, przy wykorzystaniu organizacji pozarządowych, stowarzyszeń gospodarczych i społecznych, różnego rodzaju fundacji a także poprzez związki religijne nie będzie w stanie uporać się z problemem, wtedy zajmuje się nią szczebel wyższy, czyli powiat. Jeżeli i na tym poziomie nie będzie można doprowadzić do powstania np. ośrodka pomocy społecznej lub specjalistycznego szpitala, bądź wyższej uczelni to włączy się w to województwo.</u>
          <u xml:id="u-2.17" who="#JerzyStępień">Na ostatnim szczeblu jest centrum, które może wspomagać w rozwiązaniu problemów w ramach całego państwa. Jeżeli natomiast nie dajemy sobie rady z jakąś sprawą w ramach struktur państw narodowych wtedy idziemy krok dalej i zaczynamy budować pewne konstrukcje w ramach Wspólnot Europejskich np. w sferze handlu, nauki czy zwalczania przestępczości. Proszę zauważyć, że teraz przestaliśmy się bać Unii Europejskiej. Przedtem uważaliśmy, że jak przystąpimy do UE to centrum władzy przeniesie się do Brukseli i w ten sposób zostaniemy pozbawieni możliwości decydowania o naszych sprawach, że ktoś inny będzie nami rządził i coś nam narzucał. Oczywiście po 1 maja 2004 r. już tak nie myślimy, gdyż dobrze wiemy, że Bruksela nic nam nie odbiera, ale coś daje, organizuje, poprawia, dzieli się doświadczeniami i wskazuje na możliwie najlepsze rozwiązania. Już nie żyjemy w strachu przed zaborczą Unią. Jednak przed akcesją takie lęki były podsycane. Sam słyszałem na własne uszy jak jeden z kapłanów przekonywał wiernych, że przyjdzie nam się teraz pożegnać z polską kiełbasą. Takich nastroi już nie ma, gdyż zauważyliśmy, że Bruksela to nie Moskwa, a Unia to nie nowy Układ Warszawski, że w praktyce wszystko wygląda inaczej. Dlatego tak ważną sprawą jest żeby pójść dalej i dokonać mentalnej przebudowy naszej świadomości o konstrukcji państwa i jego działaniu. Jeżeli dzięki temu inaczej spojrzymy na pozycję obywateli i pozycję struktur władzy publicznej, które mają im służyć to przestaniemy bać się decentralizacji i będziemy kontynuować przekazywanie zadań wraz ze środkami.</u>
          <u xml:id="u-2.18" who="#JerzyStępień">Przy przeprowadzaniu reformy samorządowej popełniono całą masę błędów i później nadal je popełniano. Także Trybunał Konstytucyjny nie jest nieomylny. Także wiara w to, że jak decyzję będzie podejmować szersze grono osób to powinna ona być mądrzejsza, jest bardzo często bezpodstawna. Naturalnie trzeba szukać dobrych rozwiązań, ale jednocześnie mieć świadomość, że każdy może popełnić błąd. Nie powinno nas zwodzić także przekonanie, że jeżeli znaleźliśmy poparcie większości dla jakiejś koncepcji, to na pewno ta większość ma rację. Mogę jednak z całkowitym przekonaniem wskazać, gdzie w przypadku reformy samorządowej został popełniony błąd konstrukcyjny o podstawowym znaczeniu. Ten błąd wziął się ze złego wyobrażenia struktury państwa oraz relacji pomiędzy Centrum a tzw. dołem, czyli obywatelami. Chodzi o to, że gdy w 1989 r. pracowaliśmy nad projektem ustawy o samorządzie terytorialnym nie było podziału na zadania własne i zlecone. Ta konstrukcja, wypracowana jeszcze w XIX w. i przyjęta w Polsce w okresie międzywojennym, została przyjęta dopiero przez Senat. Odbyło się to przy moim sprzeciwie oraz części senatorów, którzy dobrze wiedzieli, o co chodzi. Jednak większości parlamentarnej wydawało się wtedy, że kategoria zadań własnych stanowi ochronę autonomii gminy. Między innymi prof. Andrzej Stelmachowski, opowiadając się za tą zmianą twierdził, że jak wprowadzimy zadania własne to nikt ich gminom nie zabierze. Wydawało się, że jest to instrument obrony autonomii gmin. Jednak okazało się inaczej. Pamiętajmy, że był to 1989 r. i nikt jeszcze do końca nie przewidywał, w jakim kierunku będzie nasze państwo zmierzało. Przecież w tym czasie stacjonowały w Polsce wojska radzieckie i nikt nie wiedział czy opuszczą one, i kiedy, nasz kraj. Dlatego traktowano centrum jako wrogą siłę, która może zawłaszczać kompetencje. W efekcie powstał katalog zadań własnych gmin, których na początku było 15. Przyjęto, że tych kompetencji państwo nie będzie już mogło sobie zawłaszczyć. Jednak, jak to bywa, życie poszło własną drogą. Centrum znakomicie poradziło sobie w tej sytuacji przerzucając te zadania na gminy. Przykładowo, uznano, że wypłata dodatków mieszkaniowych będzie zadaniem własnym gmin i dlatego powinny one znaleźć na to środki z własnych dochodów. Zaczęto także niektóre płatności nazywać zadaniami własnymi. Tak było w przypadku lokalnych przewozów kolejowych. Sprawa ta była przedmiotem jednego z ubiegłorocznych orzeczeń Trybunału, gdzie sprawozdawczynią była pani Teresa Dębowska-Romanowska, wybitna specjalistka z zakresu finansów lokalnych i jedna z autorek reformy samorządowej. Moim zdaniem źle się stało i był to poważny błąd ustrojodawcy. Nie można w ten sposób postępować, że określa się niektóre obowiązki jako zadania własne tylko po to, aby je zepchnąć na gminy, powiaty bądź województwa i obciążyć je kosztami z tego tytułu. Jest to bardzo niebezpieczne, ponieważ przekazywaniu zadań nie towarzyszą odpowiednie gwarancje finansowe ze strony państwa. Przecież art. 167 konstytucji wyraźnie stanowi, że zmianie zadań zawsze musi towarzyszyć zmiana w zakresie finansowania. Jednak kategoria zadań własnych niejako przeszkadza w normalnym działaniu. Tą uwagą chciałbym zakończyć moje wystąpienie. Mam nadzieję, że poświęcą państwo chwilę czasu i przejrzą materiał, który dostarczyłem. Wymienione zostały w nim wszystkie rozstrzygnięcia Trybunału Konstytucyjnego dotyczące kwestii samorządu terytorialnego od 1991 r. do 1995 r. Brak w nim jeszcze orzeczeń z części 2006 r. i najnowszych z bieżącego roku, ale w tym okresie tylko 12 z nich związanych było z samorządami. Naturalnie pewne sprawy mogą być mylące, ponieważ nie dotyczą bezpośrednio spraw samorządowych, ale ich skutki mogą być dla samorządów znaczące.</u>
          <u xml:id="u-2.19" who="#JerzyStępień">Pragnę jeszcze zauważyć, że obserwujemy ostatnio zmniejszenie liczby spraw przed Trybunałem Konstytucyjnym związanych z samorządami, co świadczy o mniejszej aktywności. Być może wynika to z pewnego załamania się wiary w to, że Trybunał może obronić gminy przed niekorzystnymi dla nich decyzjami. Mogę jedynie wskazać, że jeszcze kilka lat temu jedną trzecią spraw wnosiły jednostki samorządu terytorialnego. Teraz jest ich zdecydowanie mniej. Dziękuję za uwagę.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-3">
          <u xml:id="u-3.0" who="#WojciechSzarama">Otwieram dyskusję. Zachęcam wszystkich obecnych do zabierania głosu. Jeśli ktoś chciałby zadać pytania prezesowi Jerzemu Stępniowi, to dziś jest taka możliwość.</u>
          <u xml:id="u-3.1" who="#WojciechSzarama">Czy są zgłoszenia do dyskusji?</u>
        </div>
        <div xml:id="div-4">
          <u xml:id="u-4.0" who="#RyszardKalisz">Chciałem wyrazić swoją opinię, którą mam już od jakiegoś czasu, a konkretnie od 1998 roku. Data, do której się odnoszę jest ważna, gdyż były to czasy wprowadzania reformy samorządu terytorialnego. Gminy zostały wprowadzone dużo wcześniej, bo w roku 1990, ale powiaty i nowe województwa były utworzone w okolicach roku 1998. Wspominam tamte czasy jako chwilę, w której przez nasz kraj przetoczyła się bardzo dramatyczna dyskusja, ile ma być tych nowych powiatów i województw? Bardzo wyraźnie na ten temat mówił dziś prezes Jerzy Stępień, za co mu bardzo dziękuję.</u>
          <u xml:id="u-4.1" who="#RyszardKalisz">Kontynuując, w tamtych czasach zajmując poważne stanowisko rządowe brałem udział w kształtowaniu liczby województw. Zgadzam się z panem prezesem Jerzym Stępniem, że optymalna liczba województw w Polsce powinna być nie większa niż 8. Dzięki takiej małej liczbie województwa byłyby silniejsze. Siła ta sprawiałaby, że podmioty te mogłyby brać poważny udział choćby w rywalizacji regionów odbywającej się w Unii Europejskiej. Silne województwa byłyby sprawniejsze i miałyby większe zdolności absorpcyjne dla różnych środków. Jednocześnie przy takim podziale administracyjnym zmieniłaby się rola powiatów, gdyż miałyby one trochę inną rolę. Powiaty byłyby także silne, a nie tak jak jest dziś, gdy są one swoistego rodzaju czapą nad gminami. Przygotowując reformę administracyjną nie mieliśmy pojęcia, o tym, co później się zdarzy. Okazało się mianowicie, że mankamentem wszelkich zmian w systemie ustroju samorządu terytorialnego jest złe dostosowanie podziału terytorialnego do jego rzeczywistej struktury. Pierwotnie, więc województw miało być 8, następnie liczba ta rosła. W pierwszej uchwalonej ustawie ustalającej nowy podział województw było 12. Oczywiście, po uchwaleniu tej ustawy zaczęły się wycieczki lokalnych lobbystów mających za zadanie zwiększyć przyjętą liczbę. Gościliśmy, więc samorządowców: z Opolszczyzny, z Świętokrzyskiego, Pomorza itd. Wszyscy oni mieli tylko jeden cel, aby ich miasto stało się albo województwem, albo powiatem. O ile pamiętam, nastąpił niesamowity wzrost potencjału społeczeństwa do działań obywatelskich. Konsekwencją wszystkich nacisków jest, że obecna liczba województw wynosi 16. Jednak do dziś słychać, że, chociażby w przypadku ziem dawnego koszalińskiego należałoby utworzyć kolejne województwo – środkowopomorskie. Z przykrością muszę stwierdzić, że ideą tą są przejęci różnego rodzaju populiści, zabiegający o poparcie ludzi, niezależnie od opcji politycznej, którą reprezentują. Uprzedzam, że gdyby takie województwo zostało dodatkowo utworzone, to automatycznie uruchomilibyśmy lawinę innych roszczeń w tym zakresie. W momencie tworzenia reformy samorządowej popełniono, zatem błąd. Błąd polegający na utworzeniu zbyt wielkiej liczby województw. Po latach okazuje się, że mniejsze województwa gorzej radzą sobie w Unii Europejskie i mają mniejsze możliwości konkurencji. Osłabienie powiatów poprzez wprowadzenie niepotrzebnych województw było dużym błędem. Uważam, że mimo tego, iż w konstytucji jest napisane, że podstawową jednostką samorządu terytorialnego jest gmina, to także powiat pełni taką samą rolę.</u>
          <u xml:id="u-4.2" who="#RyszardKalisz">Dziś słuchając prof. Jerzego Stępnia po raz pierwszy dowiedziałem się także, w jaki sposób powstawała instytucja zadań własnych i zleconych dla samorządów. Cały czas konstytucyjne i ustawowe zapisy w tej mierze traktowałem za naturalne. Jednak po wysłuchaniu dzisiejszego wystąpienia o historii tej instytucji podzielam zdanie, że zadania własne są rozwiązaniem nie do końca jeszcze dobrze zdefiniowanym w strukturach stosunków między rządem, a samorządem. Uważam, że Komisja Ustawodawcza powinna się zająć tym zagadnieniem bliżej. Dzisiejsza praktyka w tej mierze świadczy o tym, że funkcjonująca instytucja zadań własnych jest przeciwko samorządności. Samorządność przy wybieralnych władzach polega również na samodzielności finansowej. Dziś samodzielności finansowej gminy nie mają poza największymi tj. Warszawą, Łodzią itd. Chcę, zatem jeszcze raz podziękować za wykład, który ludziom takim jak ja, którzy aktywnie uczestniczyli w reformie samorządowej dał podstawę do nowych przemyśleń.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-5">
          <u xml:id="u-5.0" who="#SławomirPiechota">Cieszy mnie dyskusja, która jest przedmiotem dzisiejszego posiedzenia. Poruszany temat jest mi niezwykle bliski, gdyż przez ponad 11 lat byłem radnym miasta Wrocław, w tym przewodniczącym rady miejskiej tego miasta. Chcę nawiązać do wystąpienia prof. Jerzego Stępnia i postarać się odpowiedzieć, dlaczego samorządy coraz rzadziej występują ze skargami do Trybunału Konstytucyjnego. Według mojej oceny jest tak, ponieważ skargi samorządów są mało skuteczne. Warto w tym kontekście odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego nie przebijamy się z naszymi racjami? Dlaczego racje samorządowe uznawane są za słabsze?</u>
          <u xml:id="u-5.1" who="#SławomirPiechota">Ostatnio bardzo ucieszył mnie wyrok Trybunału dotyczący tzw. bankowej Komisji Śledczej, w którego uzasadnieniu możemy przeczytać, że władza ustawodawcza, zwłaszcza Sejm nie może wszystkiego. Możemy tam także odczytać, że władza ustawodawcza nie jest najwyższą ustawą w państwie, ale jednym z organów władzy państwa funkcjonującym w konstytucyjnie wyznaczonych granicach.</u>
          <u xml:id="u-5.2" who="#SławomirPiechota">Chcę także odnieść się do dwóch problemów poruszonych w dzisiejszym wystąpieniu przez prezesa Jerzego Stępnia, które w lokalnym wymiarze samorządowym mają kapitalne znaczenie. Przełom, o którym tak wiele mówił dzisiaj prezes Trybunału Konstytucyjnego jest konieczny, ale również na szczeblu lokalnym. Zasada pomocniczości często przez samorządy jest traktowana jako mechanizm ochrony przed zakusami władzy państwowej, a zwłaszcza centralnej. Jednak samorządowcy sami powinni popatrzeć, na ile są skłonni stosować zasadę pomocniczości wobec partnerów lokalnych? Na ile samorządy mogą się otworzyć na współpracę z organizacjami pozarządowymi? Na ile duże miasta dzielą kompetencje w ramach swoich struktur i przekazują je wspólnotom lokalnym: osiedlom lub sołectwom? Takie działania widziałem właśnie we Wrocławiu, mieście ponad 600-tysięcznym – aglomeracji ponad milionowej. W warunkach pozycji z ratusza bardzo trudno – jednoosobowo – rozstrzygać o problemach często odległych temu ośrodkowi władzy. Myślę, że zasada pomocniczości wymaga umocnienia na wszystkich szczeblach samorządu.</u>
          <u xml:id="u-5.3" who="#SławomirPiechota">Drugi problem, który chciałem poruszyć, to zagadnienie ograniczenia w zasadniczy sposób efektywność działań publicznych, a zarazem samorządowych. Mam na myśli problem dezintegracji różnych służb. Powstaje pytanie, na ile umiemy zbudować mechanizm współpracy między różnymi służbami mającymi realizować wspólne cele? Obecnie w Sejmie znalazła się ustawa, która może tworzyć pewną szansę dla realizacji tego celu. Mam na myśli ustawę, o zasadach prowadzenia polityki społecznej. W tym miejscu zachęcam do zainteresowania się tą ustawą i aktywności w tym obszarze. Jak mamy realizować skutecznie cele z zakresu pomocy społecznej bez ścisłej współpracy ze służbami zatrudnienia? To jest chyba niemożliwe! Jedno i drugie nie jest możliwe, bez współdziałania z organami samorządu terytorialnego wspierającymi przedsiębiorców, którzy tworzą miejsca pracy. Znów rodzi się pytanie, na ile różne organy władzy działając wspólnie współpracują ze sobą? Jak funkcjonuje taka współpraca, jeżeli podobnego rodzaju kompetencje są rozdzielone między różne samorządy? Przykładowo, w pomocy społecznej podstawowe zadania należą do gmin, ale podstawowe zadania w zakresie zatrudnienia należą już do powiatu, a pewne zadania zarówno w zakresie opieki społecznej i zatrudnieniu ma samorząd wojewódzki.</u>
          <u xml:id="u-5.4" who="#SławomirPiechota">Mówiąc o współpracy między różnymi szczeblami władzy, a jednocześnie wykorzystując okazję, że znajdujemy się w sądzie warto także wspomnieć, że ze współpracy nie powinna również zostać wyłączona władza sądownicza. W swojej karierze samorządowca zauważyłem jednak pewnego rodzaju obawy sądu przed współpracą. Sądy za wszelką cenę chcą być niezależne, gdyż obawiają się zarzutu stronniczości w rozpatrywanych sprawach, jeśli zaangażują się we współdziałanie z jakimś innym podmiotem. Jednak wiele zadań realizowanych przez samorząd ma ścisły związek z działalnością sądów, choćby ustanawianie rodzin zastępczych. Na ile ustanawianie rodzin zastępczych ma na celu ustanawianie środowiska, w którym przebywa dziecko i ochronę dobra tego dziecka, a na ile jest to ustanawianie pewnego dodatkowego świadczenia socjalnego? Na wczorajszym posiedzeniu słyszeliśmy, że podobnego typu problemy z przepływem informacji są w przypadku przyznawania prawa do mieszkania socjalnego. Mam wrażenie, że wszystkim tym władzom potrzeba specjalnego forum do prowadzenia dialogu. Skoro prezes Trybunału Konstytucyjnego nie uchyla się od takiego dialogu w zakresie również objętym orzecznictwem Trybunału, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby tworzyć mechanizm dialogu miedzy samorządem, a sądami powszechnymi w zakresie spraw, które są dla obu tych instytucji wspólne. Wymiana takich informacji z całą pewnością będzie służyć skuteczniejszemu wykonywaniu zadań przez wszystkie organy władzy w Polsce.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-6">
          <u xml:id="u-6.0" who="#AlicjaBydłowska">Na wczorajszym posiedzeniu Komisji Ustawodawczej obiecałam, że przygotuję informację dotyczącą spraw sądowych rozpatrywanych w okręgu kaliskim, a dotyczącym eksmisji oraz orzekania o prawie do lokali socjalnych. Dodatkowo mam także informację dotyczącą odszkodowań przyznawanych przez sąd za niezrealizowanie przez gminę prawo do lokalu socjalnego.</u>
          <u xml:id="u-6.1" who="#AlicjaBydłowska">Po pierwsze, w okręgu kaliskim nie ma automatyzmu w orzekaniu prawa do lokalu socjalnego. Wczoraj jeden z samorządowców powiedział, że jest to zjawisko nagminne, że sądy działają automatycznie i bez zastanowienia przyznając ludziom prawo do lokalu socjalnego. Zaprzeczam, takie zjawisko jest u nas obce.</u>
          <u xml:id="u-6.2" who="#AlicjaBydłowska">W 2006 roku na 87 eksmisji orzeczonych w Kaliszu, tylko w 63 przypadkach orzeczono prawo do lokalu socjalnego. W 2007 roku na 40 takich postępowań orzeczono 23 lokale. Nie chcę zanudzać Komisji danymi statystycznymi, dlatego dokładniejsze informacje przekażę na piśmie do sekretariatu Komisji. Na końcu jeszcze jedna informacja dotycząca odszkodowań, o których wczoraj zostało powiedziane, że obciążają one w znacznym stopniu budżet gminy. Otóż w okręgu kaliskim w roku 2006 zostały przyznane 2 odszkodowania. Natomiast, w 2007 roku orzeczeń tego typu było 3. Nie wiem, czy taka liczba orzeczeń jest tak wielkim problemem dla gmin, ale sądy muszą przestrzegać istniejącego prawa i wydawać wyroki zgodne z prawem, gdyż do tego zostały powołane.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-7">
          <u xml:id="u-7.0" who="#WojciechSzarama">Czy są kolejne zgłoszenia do dyskusji?</u>
        </div>
        <div xml:id="div-8">
          <u xml:id="u-8.0" who="#JanuszPęcherz">Gospodarzem Sądu Okręgowego w Kaliszu jest pani prezes Alicja Bydłowska, dlatego nie mogę przywitać Komisji w tym obiekcie, ale jako gospodarz Kalisza pragnę przywitać Komisję Ustawodawczą w tym gościnnym mieście i podziękować Komisji za jego wybór na miejsce swojego wyjazdowego posiedzenia.</u>
          <u xml:id="u-8.1" who="#JanuszPęcherz">Prezydentem miasta Kalisza jestem już drugą kadencję. Zostałem wybrany w wyborach bezpośrednich w roku 2002 z ugrupowania Samorządny Kalisz. W kontekście tematu dzisiejszego posiedzenia powiem parę słów o swojej działalności samorządowej. W 2002 roku znalazłem się w Radzie, która liczyła 25 radnych, a wśród nich miałem zaledwie 2 przedstawicieli swojego ugrupowania. Było za to 10 radnych Sojuszu Lewicy Demokratycznej, 6 radnych z prawicy, 2 z Samoobrony, a także 5 z samorządowego ugrupowania Wszystko dla Kalisza. W sytuacji, w której się znalazłem nie za bardzo wiedziałem, jak mam funkcjonować z taką Radą Miejską? Chwilę więc pomyślałem i zacząłem od tego, że uznałem, iż samorząd, to nie jest wielka polityka, ale ta mała potrzebna do załatwiania spraw lokalnych. Taki cel determinuje postępowanie i wręcz zakazuje zastanawiać się, czyje będzie na wierzchu, czy lewicy, czy prawicy? Dziurze w chodniku jest obojętne, która opcja polityczna będzie ją łatać? Uznałem także, że chcąc działać dla miasta najłatwiej będzie podzielić się władzą. Tym samym na wiceprezydentów mianowałem jednego przedstawiciela z lewicy, a drugiego przedstawiciela z prawicy. Trzecim został przedstawiciel mojego ugrupowania. Wspólnie udało się nam przez 4 lata funkcjonować w ten sposób, że prezydent miasta przez ten cały czas dostawał absolutorium, a raz budżet został uchwalony tylko z 1 głosem sprzeciwu. Przyjęty podział władzy umożliwił takie funkcjonowanie, że cztery lata później w następnych wyborach społeczeństwo zdecydowało, iż w pierwszej turze należy mi udzielić poparcia ponad 70% głosów. Warto zauważyć, że wśród swoich kontrkandydatów miałem zarówno przedstawicieli partii Prawo i Sprawiedliwość, Platformy Obywatelskiej, a także Sojuszu Lewicy Demokratycznej.</u>
          <u xml:id="u-8.2" who="#JanuszPęcherz">Samorząd to praca dla ludzi – tu na dole – i rozwiązywanie ich problemów. Jeśli właśnie tak podchodzimy do rozwiązywania spraw, to nie jest istotne, jaki jest skład radnych w radzie miejskiej. W dniu dzisiejszym odbywa się sesja Rady naszego miasta i jest to sesja, w której pierwszy raz nie uczestniczę od czterech i pół roku. Nie uczestniczę, ponieważ zostałem zaproszony tutaj. W mojej ocenie reprezentowanie mojego miasta przed Komisją Ustawodawczą jest ważniejsze niż moja obecność na radzie. Co prawda dzisiejsza Rada różni się od tej sprzed ponad czterech lat, ale nadal składa się z wielu partii. Jest w niej 5 przedstawicieli Prawa i Sprawiedliwość, 6 przedstawicieli Platformy Obywatelskiej, 6 przedstawicieli mojego ugrupowania Samorządny Kalisz, 5 przedstawicieli Wszystko dla Kalisza oraz 2 przedstawicieli lewicy. Mimo że już trochę inaczej ustawiliśmy sprawę podziału władzy, to nadal tak jak do tej pory udaje się nam dobrze współpracować. Mówię o całej Radzie, a nie tylko o większości mającej przewagę w Radzie Miejskiej.</u>
          <u xml:id="u-8.3" who="#JanuszPęcherz">Prezes Trybunału Konstytucyjnego wspomniał postać Bogusława Śliwy. Nawiązując do tej wypowiedzi pragnę dodać, że na dzisiejszym posiedzeniu Rady Miasta ma zapaść uchwała, że na uroczystej sesji z okazji święta miasta Bogusław Śliwa zostanie pośmiertnie honorowym obywatelem miasta. Taką uchwałą chcemy podkreślić wagę działań Bogusława Śliwy.</u>
          <u xml:id="u-8.4" who="#JanuszPęcherz">Chcę także powiedzieć, że miasto Kalisz w tym roku będzie obchodzić 750-lecie lokacji. To jest tylko rocznica nadania praw miejskich, natomiast w 2010 roku będziemy uroczyście obchodzić osiemnaście i pół wieku Kalisza. Chwalimy się tym i podkreślamy, że miasto Kalisz jest najstarszym miastem w Polsce, ale młodym duchem. Kończę część wstępną i powitalną przechodząc do części merytorycznej, w której odniosę się do tematu dzisiejszego posiedzenia.</u>
          <u xml:id="u-8.5" who="#JanuszPęcherz">Część merytoryczna będzie się składać z kilku uwag na temat bieżącej działalności samorządu i trudności, z którymi na co dzień borykamy się. Być może część z tych trudności byłoby można rozwiązać już na etapie tworzenia prawa.</u>
          <u xml:id="u-8.6" who="#JanuszPęcherz">Samorząd terytorialny jest największym przedmiotem i podmiotem regulacji prawnych w państwie. Co należy rozumieć pod pojęciem przedmiotem? Otóż działalność samorządu opiera się na ponad 130 ustawach oraz obowiązujących do nich rozporządzeniach, a także na przepisach Unii Europejskiej. Największym problemem dla samorządu terytorialnego są zbyt częste zmiany w obowiązujących przepisach prawnych. Jest to syndrom niestabilności, który jest szalenie dokuczliwy i absorbujący. Wystarczy wskazać ogromną liczbę zmian do wybranych najważniejszych przepisów stosowanych w samorządzie terytorialnym. W ustawie o samorządzie gminnym było 45 zmian, w ustawie o samorządzie powiatu było 21 zmian. W ustawie o finansach publicznych od stycznia 2006 roku było 6 zmian, wcześniej zmian było 48. W ustawie – Prawo zamówień publicznych takich zmian było 13, natomiast w ustawie – Prawo ochrony środowiska zmian było 57. W ustawie o systemie oświaty zmian było 59, w ustawie – Prawo budowlane 44 itd. Wszystkich zmian nie będę wymieniać, chociaż jeśli ktoś był zainteresowany, to mam je wypisane na kartce. Czy można się, zatem dziwić, że przy tak licznych zmianach prawa jego znajomość jest niedostateczna? W porównaniu do innych problemów, jak jakość pracy administracji problem ciągłych zmian jest naprawdę dokuczliwy. Kontrole mające służyć optymalizowaniu działań wykazują, że administracja popełnia błędy, jednak wynikają one z inflacji prawa. Samorząd zawsze będzie popełniać błędy, jeśli urzędnicy nie będą mogli nadążyć za przepisami. Mało tego obawiamy się, że przy takich warunkach pracy, większość naszych pracowników nawet tych mniej wykwalifikowanych odejdzie do innej pracy, gdyż tego typu zjawisko także zaczynamy obserwować.</u>
          <u xml:id="u-8.7" who="#JanuszPęcherz">Jakie zagadnienia z punktu widzenia samorządowej praktyki prawnej należy uznać za trudne i trudno akceptowalne? Wskazując je ograniczę się jedynie do najważniejszych.</u>
          <u xml:id="u-8.8" who="#JanuszPęcherz">Po pierwsze, zbyt późne ukazywanie się zmian do przepisów powszechnie obowiązujących, w stosunku do momentu, w którym zaczynają one obowiązywać. Co więcej, czasami uchwalane przepisy mają wsteczną datę obowiązywania. Samorząd musi wykonywać swoje czynności na bieżąco. Dla przykładu wskażę sytuację dotyczącą możliwości wnoszenia opłat skarbowych w znaczkach. Przepis ten został podany do powszechnej wiadomości, a jeszcze nie został uchwalony. Kolejno ustawa z dnia 21 czerwca 2001 r., o dodatkach mieszkaniowych, która weszła w życie 2 stycznia. Rozporządzenie określające m.in. wzór wniosku znów zostało wydane z dużym opóźnieniem. Tym samym petenci nie wiedzieli, co mają robić.</u>
          <u xml:id="u-8.9" who="#JanuszPęcherz">Kolejnym problemem jest to, że akty wykonawcze do ustaw nie ukazują się lub zostają ogłoszone po określonym w ustawie terminie. Bardzo często miesiącami czekamy na akty wykonawcze. Ustawa obowiązuje i ludzie o niej wiedzą, gdyż usłyszeli o niej w mediach, ale nie wiedzą, że nikt nie zadbał o to, aby taką ustawę można było realizować. W takich sytuacjach bardzo trudno wytłumaczyć petentowi, dlaczego nie można realizować obowiązującego prawa.</u>
          <u xml:id="u-8.10" who="#JanuszPęcherz">Warto także wskazać na uciążliwości wynikające z nazbyt krótkiego okresu wejścia w życie ustaw. Ten zbyt krótki czas nie pozwala na przystosowanie się do nowych przepisów m.in. na zapoznanie się urzędników z nowymi rozwiązaniami prawnymi.</u>
          <u xml:id="u-8.11" who="#JanuszPęcherz">Kolejno warto wskazać na duże koszty związane ze zmianami przepisów obowiązujących. Zbyt częste zmiany rzutują poważnie na budżety gmin, gdyż za jakieś pieniądze trzeba realizować nowe pomysły prawodawcy. Zmiany w budżecie wpływają natomiast na możliwości jego realizacji i wykonania. Niestabilność prawa i nieprzewidywalność jego rozwiązań jest powodem braku stabilności pracy samorządu i powoduje, że jego misja nie jest prawidłowo wypełniana, co ma wpływ na obsługę mieszkańców i zaufanie do władzy publicznej. Zarówno dla samorządów, jak i podmiotów gospodarczych działających na terenie naszego miasta stabilność prawa jest jedną z najważniejszych spraw. W momencie, gdy wiem, jak ma być, nawet najgorsze prawo nie jest mi straszne. Nawet, gdy mam płacić duże podatki, to wiedząc o tym dużo wcześniej mogę się spokojnie do tego przygotować. Jeżeli jednak nie wiem, co ma być za dwa tygodnie, to często boję się podejmować decyzji, a to bezpośrednio rzutuje na moje położenie rynkowe. Brak działań upośledza także naszą działalność i sprawność.</u>
          <u xml:id="u-8.12" who="#JanuszPęcherz">Wymienione przykłady, choć nie ułatwiają nam życia można by jeszcze zignorować, gdyby nie problem całkowitego braku regulacji w pewnych dziedzinach życia. Sztandarowym przykładem tego typu jest brak ustawy reprywatyzacyjnej. W Kaliszu ten problem jest bardzo poważny, gdyż to miasto ma bardzo wiele nieuregulowanych praw własnościowych. Uważam, że taka ustawa jest dla mojego miasta niezbędna, jeśli ma się ono prawidłowo rozwijać. Skutkiem braku ustawowych uregulowań są coraz liczniejsze pozwy przeciwko Skarbowi Państwa o wznowienie postępowania, czego konsekwencją jest wzruszenie wielu postanowień o nabyciu mienia przez Skarb Państwa. Dodać także należy, że częstokroć takie mienie zostało już skomunalizowane na rzecz miasta i nierzadko już zbyte, choćby lokale mieszkalne. Ciągle musimy, więc wracać do rozwiązań nieuregulowanych. Mieszkańcy także w tym przypadku nie rozumieją, dlaczego ponownie musimy coś robić?</u>
          <u xml:id="u-8.13" who="#JanuszPęcherz">Dokuczliwym dla samorządu jest brak także regulacji prawnych w zakresie sprawozdawczości. Gdyby te przepisy istniały, to automatycznie skutkowałyby szybkim i prostym zbieraniem informacji potrzebnych państwu. Do samorządu bardzo często wpływają wnioski z różnych resortów z prośbą, przekazywania sprawozdań zawierających określone informacje. Tymczasem samorządy takich informacji nie gromadzą i nie przechowują, bowiem nie ma w tych regulacjach żadnych rozwiązań prawnych. Na potrzeby wykonania określonego sprawozdania trzeba przetwarzać dostępne informacje, aby podać je według ustalonych tabel. Takie działania zabierają bardzo dużo czasu i mogą być obarczone wieloma błędami. Nasuwa się, zatem pytanie, czy określone informacje, które potrzebne są centralnym organom państwa nie powinny być gromadzone i segregowane od początku ich powstawania w określonych rejestrach danych? Z obecnego stanu prawnego wynika, że ustalane przez odpowiednich ministrów na podstawie delegacji ustawowej wzory rejestrów publicznych, które są prowadzone przez samorządy zawierają informacje, które, jak wynika z akt Głównego Urzędu Statystycznego nie są wystarczające dla potrzeb informacji niezbędnych dla potrzeb państwa polskiego. W tej grupie problemów można wymienić także niewydawanie przepisów wykonawczych do ustaw lub wydawanie ich z dużym opóźnieniem, o czym także wspominałem wcześniej.</u>
          <u xml:id="u-8.14" who="#JanuszPęcherz">W mojej ocenie, innym grzechem głównym polskiego ustawodawstwa są rozbieżności interpretacyjne, czyli niejasność, niespójność i wewnętrzna sprzeczność prawa oraz brak możliwości uzyskania wykładni oraz wyjaśnień odpowiednich organów na ten temat. Bywa także, że niektóre przepisy są różnie i skrajnie interpretowane. Przykładów na to jest wiele, ale posłużę się tylko trzema, acz bardzo ważnymi. Oto przepisy ustawy z dnia 29 lipca 2005 roku o przekształceniu prawa użytkowania wieczystego w prawo własności. Przepisy te pozwalały naszym zdaniem podjąć jedną ogólną uchwałę ustalającą zasady udzielania bonifikaty przy przekształceniu. Samorządy w innych województwach podejmowały tego rodzaju uchwały, a organy nadzoru – wojewodowie, ich nie kwestionowały. Natomiast nasz organ nadzoru – wojewoda wielkopolski stwierdził nieważność takiej uchwały. Sprawa dotarła do Naczelnego Sądu Administracyjnego, który niestety podtrzymał stanowisko wojewody wielkopolskiego. O wadze problemu i zainteresowaniu tematem może świadczyć to, że wzmianki orzeczenia Naczelnego Sądu Administracyjnego ukazały się na żółtych stronach Rzeczpospolitej. Kolejny przykład dotyczy opodatkowania użytkowania wieczystego podatkiem VAT. To są już naprawdę skomplikowane problemy, które zostały wprowadzone ustawą z dnia 11 marca 2004 roku, o podatku od towarów i usług. Od chwili wejścia w życie tj. od 1 maja zgodnie z interpretacjami ministra finansów i urzędów skarbowych użytkowanie wieczyste uznawane było za usługę, a dopiero uchwała Naczelnego Sądu Administracyjnego z 8 stycznia 2007 roku zmieniła powyższe stanowisko stwierdzając, że oddanie gruntu w użytkowanie wieczyste stanowi dostawę towaru. Jednakże powyższe stanowisko nadal nie rozstrzyga problemów związanych z opłatami VAT. W świetle obowiązujących przepisów powstały wątpliwości, co będzie stanowiło obrót, czyli będzie podstawą opodatkowania. W przypadku oddania gruntu w użytkowanie wieczyste, czy obrotem będzie pierwsza opłata, czy suma opłat rocznych za cały czas użytkowania wieczystego. Jeśli właśnie z takimi problemami ma się zderzyć urzędnik, który odpowiada w moim urzędzie za sprawy VAT, to jest to szalenie trudny problem dla niego. Jeżeli już nawet urzędnik zdecyduje się podjąć decyzję, to za chwilę przychodzi do niego Najwyższa Izba Kontroli lub Regionalna Izba Obrachunkowa i twierdzi, że decyzja została źle podjęta. Na nasze pytanie, jak to ma być właściwie zrobione oczywiście nie dostajemy odpowiedzi.</u>
          <u xml:id="u-8.15" who="#JanuszPęcherz">Przykładem trudności, które mają jednostki samorządu terytorialnego stanowiąc prawo może być fakt, że organy, których opinii powinniśmy zasięgnąć w toku stanowienia prawa wydają opinie rozbieżne. Potwierdzeniem powyższego może być uchwała dotycząca zwolnień przedsiębiorców z podatku od nieruchomości. Uchwała ta w formie zaakceptowanej przez urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów nie uzyskuje pozytywnej opinii Regionalnej Izby Obrachunkowej w Poznaniu, co oczywiście powoduje znaczące przedłużenie procesu uchwalania ważnych dla przedsiębiorców przepisów. Mało tego jest tak, że gdybyśmy prześledzili decyzje Regionalnych Izb Obrachunkowych w podobnych sprawach, to okaże się, że każda z nich orzeka zupełnie inaczej. Analizując zupełnie odmienne orzeczenia izb obrachunkowych w takich samych sprawach dochodzimy do wniosku, że zupełnie nie wiemy jak mamy działać, aby było dobrze. Czasami próbujemy jeszcze rozstrzygnąć sprawę przed sądem, ale to bardzo długa procedura. W niektórych przypadkach taka procedura jest zupełnie nieopłacalna i lepiej nam zmienić uchwałę, aby tylko sprawę pchnąć do przodu.</u>
          <u xml:id="u-8.16" who="#JanuszPęcherz">Na samorządy nakładane są coraz to nowe obowiązki generujące coraz to nowe koszty. Na ten temat mówili już w dniu dzisiejszym prezes Trybunału Konstytucyjnego oraz przedstawiciele prezydium Komisji. Wystąpienie przewodniczącego Trybunału oceniam bardzo wysoko, gdyż dzięki niemu dowiedziałem się, jakie jest historyczne tło powstawania instytucji zadań własnych i zadań zleconych samorządu terytorialnego. Założenia powstawania tej instytucji były szczytne, ale rzeczywistość jest trochę inna niż pierwotne plany. Nieraz za zadaniem przekazywanym samorządom idą jakieś pieniądze, ale tylko w pierwszym roku, bo później twierdzi się, że środki zawierają się w subwencji równoważącej. Osobiście nie wiem, w której części takiej subwencji mogę zobaczyć te środki, ale tak ponoć jest. Podobnego rodzaju zachowanie możemy także zauważyć przy tworzeniu prawa dla samorządu. Szefowie poszczególnych resortów narzucając nam nowe obowiązki twierdzą, że działania te nie niosą za sobą żadnych kosztów. Oczywiście mówi się tak, ponieważ takie ustawy łatwiej uchwalić. Czasami także samorząd nie jest wolny od tego błędu, gdyż uchwalając jakąś uchwałę twierdzi, że nie rodzi ona żadnych kosztów. Prawie wszystko generuje jakieś koszty.</u>
          <u xml:id="u-8.17" who="#JanuszPęcherz">Kończąc poruszę jeszcze dwa problemy. Pierwszy z nich dotyczy ograniczania suwerenności samorządów poprzez nadrzędne regulacje dotyczące wewnętrznych rozwiązań jednostek samorządu terytorialnego. Drugi dotyczy przepisów uniemożliwiających prawidłowe zarządzanie zasobami ludzkimi m.in. poprzez brak ścieżki awansu dla pracownika. Zacznę od tego drugiego problemu. Brak ścieżki awansu powoduje, że pracownicy nie mają motywacji do lepszej pracy. Taka sytuacja jest kuriozalna, jako prezydent miasta nie mogę dobrego pracownika awansować, gdyż muszę najpierw zorganizować konkurs na stanowisko. Konkursy nie zawsze wygrywają osoby najlepsze, czasami wygrywają je osoby umiejące dobrze się zaprezentować. Czasami najlepiej prezentujący się robią to właśnie najlepiej, ponieważ startowali w wielu konkursach i mają już doświadczenie. Jednak, kim tak naprawdę jest człowiek wygrywający taki konkurs, to ja tak naprawdę nie wiem. Normalne awansowanie dobrych pracowników zawsze było możliwe, ale dziś już tak nie jest. Awans jest najnormalniejszą drogą rozwoju pracownika. Jeżeli ktoś jest dobrze oceniany przez pracodawcę, to pracodawca powinien mieć prawo awansować dobrego pracownika. Niestety obowiązujące przepisy prawne doprowadzają do kuriozalnych sytuacji w tej mierze. Niektórzy samorządowcy nie stosują się do tych procedur twierdząc, że nie ma żadnych sankcji za łamanie tych przepisów. Awanse w tego typu przypadkach są rozstrzygane na podstawie wewnętrznych procedur. Jeżeli jednak mamy szanować prawo, to musimy to robić bez względu na to, czy za jego przestrzeganie czekają nas jakieś nagrody, czy też kary. Dopóki istnieją określone procedury musimy je przestrzegać, ale jednocześnie nie powinniśmy uchwalać i tworzyć takiego prawa, które jest złe.</u>
          <u xml:id="u-8.18" who="#JanuszPęcherz">Ostatni temat, który chcę poruszyć, to nie ingerowanie w podstawową zasadę samorządu, czyli samostanowienie społeczności lokalnej o sobie i swoich sprawach. Najlepszym przykładem wskazującym, o czym mówię będzie przypadek Kalisza w sprawie wielokrotnego ingerowania przez Samorządowe Kolegium Odwoławcze i Urząd Ochrony Konkurencji w gospodarowanie odpadami przez miasto. Oczywiście dzisiejszy stan prawny jest zupełnie inny, niż ten, w którym dochodziło do tych naruszeń, ale jednak dalej jest on niesatysfakcjonujący. Gmina na podstawie przepisów ustawy o ochronie środowiska ma obowiązek opracowania i uchwalenia planu gospodarowania odpadami i taki plan miasto posiada. W planie tym znajduje się rozwiązanie, o konieczności posiadania przez przedsiębiorstwo wywozowe stałej bazy technicznej w mieście lub sąsiedniej gminie. Uważam, że takie rozwiązanie jest logiczne i racjonalne, aby można było tego typu działalność prowadzić. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów w jawnej sprzeczności z przepisami o środowisku widzi w tym działanie monopolistyczne i ukarał miasto karą kilkudziesięciu tysięcy złotych. Na nic było nam odwoływanie się do obowiązujących przepisów i sposobów ich interpretacji. W tej sprawie ewidentnie ktoś nie ma racji. Sprawa nie jest jeszcze zakończona. Problem odpadów jest sprawą niezwykle złożoną i samorządy walczą z nim od wielu lat. Dopóki gmina nie będzie odpowiadać za odpady, to nie uregulujemy niczego. Zawsze przedsiębiorstwa będą mogły działać monopolistycznie i ingerować w to, co tworzy gmina, oskarżając nas jednocześnie o to samo. W mojej ocenie rzeczywistość wygląda trochę inaczej, niż widzą to urzędnicy Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.</u>
          <u xml:id="u-8.19" who="#JanuszPęcherz">Wiem, że większość z poruszanych tematów jest członkom Komisji Ustawodawczej bardzo dobrze znana, ale chciałem pokazać, że również mieszkańcom miasta Kalisza nie są one obce. Co więcej każdy ze wskazanych tematów dostarcza nam wielu problemów. Mam nadzieję, że poczynione uwagi nie zostaną zignorowane, a zostaną wykorzystane przy tworzeniu prawa.</u>
          <u xml:id="u-8.20" who="#JanuszPęcherz">Na koniec raz jeszcze chciałem podziękować za obecność Komisji w naszym mieście. Czujemy się wyróżnieni i mamy nadzieję, że pobyt w Kaliszu upłynie wszystkim bardzo dobrze.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-9">
          <u xml:id="u-9.0" who="#StanisławRydzoń">Zgłaszam wniosek formalny. Byłoby bardzo dobrze, aby uwagi prezydenta miasta Kalisza zostały przekazane Komisji na piśmie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-10">
          <u xml:id="u-10.0" who="#WojciechSzarama">Wniosek formalny posła Stanisława Rydzonia został odnotowany w protokole dzisiejszego posiedzenia. Zgodnie z harmonogramem dzisiejszych prac ogłaszam 20 minut przerwy.</u>
          <u xml:id="u-10.1" who="#komentarz">(Po przerwie)</u>
          <u xml:id="u-10.2" who="#WojciechSzarama">Wznawiam posiedzenie Komisji Ustawodawczej po przerwie. Czy są kolejne zgłoszenia do dyskusji?</u>
        </div>
        <div xml:id="div-11">
          <u xml:id="u-11.0" who="#SławomirPiechota">Obserwuję sąd w Kaliszu i jestem pod jego wielkim wrażeniem. Z mojej wieloletniej praktyki radcy prawnego wiem dobrze, jak trudno z prostych, ale niezwykle dokuczliwych powodów bronić swych praw, jeśli dotyczy to osób niepełnosprawnych. Wielokrotnie w różnych sądach przedzierałem się z trudem przez wysokie i śliskie schody oraz wąskie drzwi, aby stawać w sprawach, w których reprezentowałem prawa moich klientów, czasami osób niepełnosprawnych. Z tym większym uznaniem patrzę na to, co się tutaj udało. Moim zdaniem mamy tu znakomity przykład, jak konstytucyjne prawo do ochrony na drodze sądowej jest realizowane w praktyce. Właśnie za te działania bardzo chciałbym podziękować oraz przekazać wyrazy uznania prezes Sądu Okręgowego w Kaliszu pani Alicji Bydłowskiej. Wykorzystując ten fakt chciałbym także przekazać na ręce pani prezes publikację, która obrazuje kilkanaście lat procesu dojrzewania praw obywatelskich osób niepełnosprawnych na przykładzie miasta Wrocławia.</u>
          <u xml:id="u-11.1" who="#SławomirPiechota">Często mówimy o stanowieniu prawa dla osób niepełnosprawnych w kontekście spraw socjalnych, a ucieka nam fundamentalny kontekst praw obywatelskich. Całe to dzisiejsze spotkanie jest także okazją do podziękowania prezesowi Trybunału Konstytucyjnego za działalność orzeczniczą Trybunału, który już kilkakrotnie w sposób zasadniczy opowiedział się za ochroną praw obywatelskich osób niepełnosprawnych. Wśród takich spraw szczególnym echem odbił się wyrok z marca br. Wyrok ten dotyczył prawa osoby ubezwłasnowolnionej do inicjowania i udziału w postępowaniu dotyczącym jego ubezwłasnowolnienia. Do czasu tego wyroku osoby ubezwłasnowolnione poprzez pozbawienie ich prawa do inicjowania procesu w ich własnej sprawie wpadały w swoistego rodzaju czarną dziurę i następowała jakby ich śmierć cywilna. Dotychczas jeżeli obok takiej osoby nie było przyjaznej, mądrej i odważnej osoby, to na zawsze mogła ona zostać pozbawiona możliwości występowania jako podmiot praw obywatelskich, a także cywilnych nie mogąc już nigdy dokonać żadnej skutecznej czynności prawnej. Za to orzeczenie jeszcze raz bardzo chciałbym podziękować prof. Jerzemu Stępniowi. W tym kontekście powiem, że jeszcze niedawno gorzko konstatowaliśmy, że po 10 latach obowiązywania Karty Osób Niepełnosprawnych niewystarczająco wiele wydarzyło się. Prawa obywatelskie osób niepełnosprawnych przez cały ten czas są nadal istotnie ograniczone choćby: prawo do udziału w wyborach lub prawo do obrony sądowej. Także w tym przypadku okażę swoją wdzięczność wręczając publikację, którą przed chwilą dostała prezes Sądu Okręgowego w Kaliszu.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-12">
          <u xml:id="u-12.0" who="#JerzyMatuszewski">Dzisiejsze spotkanie jest poświęcone samorządowi terytorialnemu, więc także włączę się do dyskusji z pozycji wójta małej typowo rolniczej gminy. W ustawie o samorządzie gminnym jest zapisany ustawowy obowiązek zapewnienia przez gminę opieki zdrowotnej mieszkańcom gminy. Natomiast w innych ustawach tj. ustawie o zakładach opieki zdrowotnej znajdują się rozwiązania, które tak naprawdę na niewiele temu samorządowi pozwalają. Gmina przykładowo może finansować: jakieś programy zdrowotne, doposarzać wiejski ośrodek zdrowia, ale nie może przejąć odpowiedzialności za działanie służby zdrowia na swoim terenie. Przykładowo od ponad roku poszukuję lekarza w celu zatrudnienia go. Niestety, ale taki lekarz może być zatrudniony za wynagrodzenie, które może otrzymać w kontrakcie z Narodowym Funduszem Zdrowia. Nikt tej pracy nie chce się podjąć. Co mają robić samorządy, gdy ciąży na nich ustawowy obowiązek zapewnienia ochrony zdrowia, ale nie mają one prawa przeznaczenia odpowiedniej sumy pieniędzy z kasy gminy na realizację tego zadania? Z jednej strony mam obowiązek, lecz z drugiej strony mam związane ręce, żeby dać człowiekowi zarobić za pracę tyle, aby on chciał się jej podjąć. Gdy nadal będzie się utrzymywać taka sytuacja, to mieszkańcy mojej gminy chcąc iść do lekarza będą musieli dojeżdżać do ośrodka zdrowia położonego w Kaliszu, czyli w odległości 30 kilometrów. Nie wiem, czy takie rozwiązanie będzie mniej kosztować nasze państwo? Czy ktoś mógłby mi wskazać, jak rozwiązywać tego typu problemy?</u>
          <u xml:id="u-12.1" who="#JerzyMatuszewski">Omawiając problemy służby zdrowia pragnę także zwrócić uwagę na równość płac, która teoretycznie jest w służbie zdrowia. Równo, nie zawsze oznacza sprawiedliwie. Pielęgniarka zatrudniona w mieście, otrzymując do opieki określoną grupę ludzi w ramach kontraktu wykonując swoje obowiązki ma dziennie do obejścia kilkaset metrów. Na wsi pielęgniarka otrzymując do opieki pewną grupę ludzi ma do obejścia czasami ok. 60 kilometrów dziennie. Czy jest sprawiedliwe, że obydwie te pielęgniarki za jedną osobę, którą się potencjalnie opiekują otrzymują takie same świadczenia? Podobne zjawisko jest także u lekarzy. Podróże lekarza wiejskiego mają swój konkretny wymiar finansowy, ale nikt nie zwraca takiemu lekarzowi za te podróże. Narodowy Fundusz Zdrowia płaci za usługę wykonaną na jednym pacjencie niezależnie od tego, jak daleko trzeba do tego pacjenta jechać. W tym zakresie istnieje nierówność pomiędzy wielkimi miastami, a małymi środowiskami wiejskimi.</u>
          <u xml:id="u-12.2" who="#JerzyMatuszewski">Problemów jest ogrom, ale prezydent miasta Kalisza poruszył wiele zagadnień, o których nie będę już mówić, aby niepotrzebnie nie tracić czasu na powtarzanie tego samego. Kończąc chciałbym jednak zwrócić uwagę na ustawę o utrzymaniu porządku i czystości w gminach. Na dzień dzisiejszy obecny stan prawny jest taki, że samorząd gminny nie wiele może zdziałać. Większość samorządowców optuje za rozwiązaniem tego problemu poprzez wprowadzenie tzw. podatku śmieciowego. Podatek ten umożliwiłby unormowanie złej sytuacji i pozwoliłby nam działać. Uważam, że skoro gmina potrafi dostarczać różne dobra takie jak choćby woda, to także poradzimy sobie z usuwaniem śmieci. Takie działanie jest nam wszystkim potrzebne, aby nasz kraj nie był uważany za taki, w którym śmieci walają się na każdym miejscu. Problem istnieje i nie zmieniają go kolejne nowelizacje ustawy o utrzymaniu porządku i czystości.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-13">
          <u xml:id="u-13.0" who="#WojciechSzarama">Komisja Ustawodawcza nie ma tak szerokich uprawnień oraz kompetencji, aby się móc zając wszystkimi problemami, o których mówił prezydent miasta Kalisza oraz wójt gminy Mycielin. Oczywiście zastrzeżenia, które dotyczą działań leżących w kompetencji Komisji, tj. dbanie o spójność uchwalanego prawa będziemy starać się, jak najlepiej realizować. Jednak większość inicjatyw zmian powinna być podejmowana i przeprowadzana przez Komisję Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej, Komisję Administracji i Spraw Wewnętrznych oraz Komisję Finansów Publicznych.</u>
          <u xml:id="u-13.1" who="#WojciechSzarama">Co do ustawy reprywatyzacyjnej, to niestety, ale Sejm był z tą sprawą przed Trybunałem Konstytucyjnym i nie osiągnęliśmy najlepszego wyniku. Oczywiście, to jest bardzo poważny problem, ale jego rozwiązanie nie zależy wyłącznie od dobrej woli ustawodawcy. Mogę zapewnić, że taka dobra wola jest, tylko rząd, a w szczególności minister finansów musi określić, jakie środki mogą być przeznaczone na działalność reprywatyzacyjną. Trzeba także odpowiedzieć sobie, czy jest możliwe zawarcie takiej specyficznej ugody między państwem, a środowiskiem osób, które zostały pokrzywdzone. Trzeba się dowiedzieć, jaka kwota zaspokoi tych ludzi, którzy bezprawnie utracili swój majątek? Bardzo ważne jest określenie kwoty odszkodowawczej. Czy to ma być 30%, czy może 80% utraconego majątku. Uważam, że jeśli nie dojdzie do konsensu, to znów sprawa będzie toczyć się latami w różnych sądach, zarówno krajowych, jak i międzynarodowych.</u>
          <u xml:id="u-13.2" who="#WojciechSzarama">Nasza Komisja zajmowała się kiedyś także sprawą konkursów na poszczególne stanowiska. Rozwiązania konkursowe stoją w sprzeczności z mechanizmem awansowania kogoś. Konkursy na dane stanowisko służą zapewnieniu jawności życia publicznego oraz wyeliminowaniu korupcji. W Kaliszu być może ludzie żyją w zgodzie z prawem oraz ze sobą. Być może nie ma tu problemu protekcji oraz nepotyzmu. Niemniej jednak istnieją takie samorządy, gdzie stanowiska w samorządzie są obsadzane właśnie nie zasadach konkursowych, lecz po znajomości. W takich miejscach dobór urzędników nie wynika z faktu, że dany kandydat ma największą wiedzę, doświadczenie oraz jest najlepszy. Obowiązek przeprowadzania konkursów wynika z faktu, że ustawodawca doszedł do wniosku, iż w postępowaniach na dany urząd trzeba zabezpieczyć interesy każdego obywatela, który stara się o pracę w jednostce samorządowej.</u>
          <u xml:id="u-13.3" who="#WojciechSzarama">Czy ktoś jeszcze chciał się wypowiedzieć w dyskusji?</u>
        </div>
        <div xml:id="div-14">
          <u xml:id="u-14.0" who="#StanisławPięta">Chciałbym krótko odnieść się do tego, co był uprzejmy powiedzieć prezes Trybunału Konstytucyjnego prof. Jerzy Stępień. Rzeczywiście jest pewnego rodzaju siła w ewolucji mentalnej, która ma miejsce w samorządach. Niemniej jednak uważam, że liczenie na całkowitą zmianę w tej mierze jest złudne. Tylko niewielka część naszego społeczeństwa jest gotowa do poniesienia pełnej odpowiedzialności za działania samorządowe. Mam wrażenie, że prof. Jerzy Stępień dokonuje dość sztucznej idealizacji obywatela. Uważam, że taki proces zmian nie nastąpi. Wszelkie zmiany nie mogą być przecież wprowadzone wbrew naturze człowieka, a także społeczeństwa żyjącego w danych realiach.</u>
          <u xml:id="u-14.1" who="#StanisławPięta">Dziękuję także za przedstawienie pozytywnych i heroicznych przykładów osób walczących za demokratyczne państwo prawa m.in. prokuratora Bogusława Śliwy oraz dr Sicińskiego. Dzięki takim postaciom Kalisz zyskuje powód do chluby. Również współcześnie możemy odnaleźć patriotów, a nie tylko uczyć się o historycznych postaciach tych ziem jak bracia Wincenty i Bonawentura Niemojewscy. Wszystkie te przykłady tworzą pewnego rodzaju patriotyczną tradycję lokalną, która ma służyć realizacji szczytnych celi.</u>
          <u xml:id="u-14.2" who="#StanisławPięta">Co do instytucji samorządu, to mam wrażenie, że realizacja tej idei chyba się nam udała. Zostało zbudowane coś wartościowego, co służy całemu społeczeństwu. Niemniej jednak w samorządzie nadal nie ma tego, co było wyraźnie obecne w II Rzeczypospolitej tj. pewnego etosu służby publicznej. Uwaga ta nie dotyczy tylko samorządu, ale także całej administracji publicznej. Właśnie, dlatego jak mówił przewodniczący Wojciech Szarama możemy w samorządach spotkać się z przypadkami bardzo negatywnymi. Znamy chociażby przypadki rządów prezydentów miasta zza krat, znamy także takie przypadki, które miały miejsce w Opolu lub Starachowicach. To wszystko są sprawy bardzo bolesne. Być może samorządom brakuje głębszego nadzoru ze strony administracji rządowej. Być może zachodzi proces przerostu samorządów. Być może idee samorządności traktujemy, jak swoistego rodzaju bożka, przez co dopuszczamy przyzwolenie na patologie. Być może rewolucja mentalna, o której mówiłem wcześniej w takim środowisku może nastąpić, ale nie jest ona możliwa bez jednoznacznego i oczywistego zerwania z pewnym popereelowskim myśleniem. Przez kilkanaście lat nie udało się nam przeprowadzić dekomunizacji, tak samo było z lustracją. Być może, gdy te procesy nastąpią będzie większa szansa na rewolucję, o której mówił prezes Jerzy Stępień.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-15">
          <u xml:id="u-15.0" who="#StanisławRydzoń">Już drugą kadencję jestem w Sejmie członkiem Komisji Ustawodawczej oraz członkiem Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka. Z zawodu jestem prawnikiem. Mój zawód oraz pozycja umożliwia mi obserwowanie zmian, które zachodzą w szeroko pojętym wymiarze sprawiedliwości. Kierując się uwagą posła Sławomira Piechoty także pozwolę sobie stwierdzić, że od kilku lat zmiany w polskim sądownictwie, zwłaszcza zmiany materialne idą w bardzo dobrym kierunku. Od kilku lat wzrastają nakłady na sądownictwo. W Sądzie Okręgowym w Kaliszu wyraźnie można dostrzec ten proces. Jako przedstawiciel władzy ustawodawczej jestem niezwykle podbudowany, że tworzą się trwałe podstawy wymiaru sprawiedliwości w postaci nowych i wyremontowanych budynków, dobrego wyposażenia sądów itd. W trakcie przerwy mówiliśmy także, że pozytywnie zmienia się działanie samego sądu chociażby komputeryzacja ksiąg wieczystych. Mam nadzieję, że dalsze zmiany będą trzymały dotychczas obrany dobry kierunek i sądy będą się rozwijać.</u>
          <u xml:id="u-15.1" who="#StanisławRydzoń">Druga moja refleksja, którą chcę się podzielić dotyczy działalności Trybunału Konstytucyjnego. W obecnych trudnych czasach Trybunał urzeczywistnia realizację zasady demokratycznego państwa prawnego oraz zasady sprawiedliwości społecznej. Za realizację tych działań jako przedstawiciel władzy wykonawczej chcę złożyć podziękowania na ręce prezesa Jerzego Stępnia.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-16">
          <u xml:id="u-16.0" who="#WojciechSzarama">Czy ktoś jeszcze chciał się wypowiedzieć w dyskusji? Nie widzę zgłoszeń.</u>
          <u xml:id="u-16.1" who="#WojciechSzarama">Jeśli nie ma więcej zgłoszeń oddam głos prezesowi Jerzemu Stępniowi, którego prosiłbym o podsumowanie dzisiejszej dyskusji.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-17">
          <u xml:id="u-17.0" who="#JerzyStępień">Biorąc udział w posiedzeniu Komisji Ustawodawczej znalazłem się w gronie osób, z którymi mam zaszczyt bardzo często pracować. Z większością z państwa spotykam się, choć raz w tygodniu na rozprawach trybunalskich. Posłowie występujący w Trybunale niezależnie od ugrupowania politycznego, które reprezentują zawsze są przedstawicielami władzy ustawodawczej. Ich oceny zawsze muszą być obiektywne. Nieraz poseł reprezentujący Sejm nie zgadza się z poglądami, które przedstawia, ale zawsze widzę, że taka osoba stara się godnie i sumiennie reprezentować organ, który go wysłał. Uwaga ta ma służyć, także temu, aby móc podziękować wszystkim członkom Komisji Ustawodawczej za codzienną dobrą współpracę.</u>
          <u xml:id="u-17.1" who="#JerzyStępień">Obecnie przejdę do zaprezentowania kilku uwag, które wynotowałem przysłuchując się dzisiejszym obradom Komisji. Zacznę od zadań własnych i zleconych samorządowi terytorialnemu. Z wyroku z dnia 25 lipca 2006 roku o sygn. akt K 30/04, który nie został ujęty w doręczonym państwu opracowaniu wynika… Zwracam uwagę, że wyrok ten został wydany dopiero po dwóch latach od wpłynięcia do nas sprawy. Sprawozdawczynią w sprawie tej była sędzina Teresa Dębowska-Romanowska, a ja byłem w składzie orzekającym. W orzeczenie to włożyliśmy bardzo dużo pracy i sił. We wskazywanym orzeczeniu po raz pierwszy postaraliśmy się sformułować kilka takich naprawdę ważnych zasad, które w przyszłości mogą pomóc ustawodawcy doprecyzować kategorie zadań własnych samorządu.</u>
          <u xml:id="u-17.2" who="#JerzyStępień">Po pierwsze, w wyroku stwierdzamy, że zadaniem własnym nie można nazwać samego procesu finansowania. Samo wypłacanie pieniędzy w ściśle określonych kwotach na podstawie jakiegoś algorytmu, tak jak jest to robione choćby w przypadku dodatków mieszkaniowych nie jest zadaniem własnym. Zadanie własne z natury rzeczy musi mieć charakter lokalny. Po drugie, w uzasadnieniu do wyroku twierdzimy, że: „ustawa, która nakłada takie zadanie własne powinna być tak skonstruowana, aby w jakimś zakresie pozostawić organom samorządu prawo do decydowania o sposobie jego wykonywania, w przeciwnym razie straciłoby sens określenie zadania własne. Nie jest to też zadanie, którego sposób wykonywania zależy od organów samorządu terytorialnego. Finansowanie jako zadanie obligatoryjne, czyli takie, którego wykonywanie samorząd nie może się zrzec, a wysokość świadczeń samorządu jest całkowicie zdeterminowana przez prawo”. Tym samym, jeśli coś jest determinowane przez prawo i nie ma swobody wybierania sposobu rozwiązania sprawy, to nie nazywajmy tego zadaniem własnym. Wykonując takie działanie poczynimy naprawdę duży krok w stronę samorządności oraz właściwego rozumienia decentralizacji państwa. Wszystkim rekomenduję do przeczytania cytowane orzeczenie z 25 lipca 2006 roku. Została w nim tak naprawdę podjęta po raz pierwszy próba sformułowania pojęcia zadanie własne.</u>
          <u xml:id="u-17.3" who="#JerzyStępień">Trybunał Konstytucyjny stara się być organem przewidywalnym w swoim orzecznictwie. Oznacza to, że jeśli jakaś sprawa zostanie rozwiązana precedensowo, to my staramy się tego już później trzymać. Uważam, że Komisja Ustawodawcza powinna mieć na uwadze ten fakt przy dalszej współpracy.</u>
          <u xml:id="u-17.4" who="#JerzyStępień">W dyskusji bardzo podobała mi się wypowiedź jednego z członków prezydium Komisji, który mówił o zasadzie współdziałania władz. Art. 10 Konstytucji RP mówi o podziale i równoważeniu się władz, ale preambuła do Konstytucji RP mówi o współdziałaniu władz. Takie stwierdzenie tworzy zasadę konstytucyjną nie mniej ważną niż podział władz i zasada wzajemnego hamowania. Wobec powyższego nawet współpraca codzienna między samorządem, a innymi władzami powinna być w jak najlepszy sposób prowadzona. Kiedyś pierwszy prezydent Poznania Wojciech Szczęsny-Kaczmarek użył takiego kalamburu właściwego dziś do zacytowania, że przekrój rury kanalizacyjnej nie ma wymiaru politycznego. Takie myślenie w mojej ocenie warto ugruntowywać. Rzeczywiście, tam gdzie dochodzi do konkretnego wykonania zadania, okazuje się, że problemy polityczne znikają.</u>
          <u xml:id="u-17.5" who="#JerzyStępień">W roku 1989, gdy przystępowaliśmy do pracy nad koncepcją samorządu terytorialnego mieliśmy dość skonkretyzowaną wizję ustroju, który ma mieć samorząd, a nawet zasady finansowania go. Tamtymi czasy po raz pierwszy w polskiej tradycji prawnej została wprowadzona zasada zobiektywizowanych kryteriów oraz subwencji. Te słowa nie funkcjonowały w języku prawnym II Rzeczpospolitej, a nawet później po wojnie. To były zupełnie nowe kategorie. Podobnie było z pomysłem Senatu, że wybory do samorządu powinny być przeprowadzane w okręgach jednomandatowych. Nam się wtedy wydawało, że wybory samorządowe i wybory proporcjonalne stoją w sprzeczności do siebie, jednak stało się inaczej. Jednak w tamtych latach nie mieliśmy żadnej spójnej koncepcji dotyczącej pracowników samorządowych. Ustawa o pracownikach samorządowych została uchwalona trochę przypadkowo, notabene siłami samego Senatu. Nikt nam nie pomagał, chociaż w składzie ówczesnego Senatu był prof. Tadeusz Iwiński jeden z najwybitniejszych, choć już nieżyjących specjalistów prawa pracy. Jednak nawet on nie był w stanie podpowiedzieć, jakiś sensownych rozwiązań dotyczących samorządowej służby cywilnej. Idea pracowników samorządu była i jest budowana od podstaw. Ustawa uchwalona w tamtych czasach była jakby takim produktem zastępczym do momentu sformułowania lepszych rozwiązań. Niestety zamiary mieliśmy szczytne, ale nie dopracowaliśmy się jeszcze żadnej lepszej koncepcji. Myślę, że gdyby Komisja Ustawodawcza zajęła się tą ustawą, to byłoby można zrobić wiele dobrych rzeczy.</u>
          <u xml:id="u-17.6" who="#JerzyStępień">Kolejny temat, który się przewijał w dyskusji to odpady. Wiem, że to temat delikatny, a ustawa dotycząca tego problemu może się znaleźć w Trybunale. Nie będę nic podpowiadał, ale chciałbym zwrócić uwagę na jedną sprawę. W Polsce istnieje takie ciekawe środowisko lokalne jak Związek Gmin Powiatu Dzierżoniowskiego. Tam są absolutni maniacy rozwiązywania problemów związanych z odpadami i recyclingiem. Oni na ten temat mają bardzo ciekawe spostrzeżenia. Muszę się przyznać, że do dziś mam takich kilka miejsc w Polsce, które bardzo uważnie obserwuję jako swoistego rodzaju laboratorium. Gdy się chcę dowiedzieć, co się dzieje w samorządzie, to patrzę lub dzwonię właśnie w te miejsca. Dzierżoniów należy do takich miejsc, ponieważ rzeczywiście tam bardzo ciekawe rzeczy się dzieją. Myślę, że władze Związku Gmin Dzierżoniowa, chętnie udzielą informacji wszystkim zainteresowanym ich rozwiązaniami dotyczącymi odpadów. W mojej ocenie ich propozycje opierają się co najmniej na bardzo solidnych doświadczeniach. Oni mają doskonałe rozeznanie, jeśli chodzi o rozwiązania europejskie. Śledzą wszelakie nowości legislacyjne na ten temat. Dzierżoniów może być nadzwyczajnym partnerem we współpracy w tym zakresie.</u>
          <u xml:id="u-17.7" who="#JerzyStępień">Kończąc swoje wystąpienie sformułuję jeszcze jedną uwagę, o charakterze ogólnym odnoszącą się do wystąpienia posła Stanisława Pięty. Pan poseł postawił pytanie, czy moja wizja zmian w istnieniu i oddziaływaniu obywatela w środowisku demokratycznym jest możliwa do przeprowadzenia? Uważam, że tak, gdyż to jest rzeczywistość. Rzeczywistość odwołująca się także do tradycji pierwszej Rzeczpospolitej. Zwracam uwagę, że już Konstytucja 3 Maja dowartościowała samorząd miejski. To była pierwsza próba zbudowania nowoczesnego samorządu w Europie, bo ustawa pruska z 1809 roku była aktem dużo późniejszym, niż nasza ustawa o miastach z 1791 roku. Ustawa ta została w całości inkorporowana do Konstytucji 3 Maja. Wiemy, że Konstytucja 3 Maja została przyjęta takim sposobem, trochę bez poszanowania wszystkich procedur legislacyjnych, ale dwa tygodnie wcześniej ustawa z 21 kwietnia 1791 r. została przyjęta w trzech czytaniach. Ten tryb można dziś nazwać lege artis. Konstytucja 3 Maja oraz ustawa o miastach tworzą potężną tradycję samorządową. To te dwa akty legislacyjne po raz pierwszy upodmiotowiły ludzi oraz upodmiotowiły samorząd terytorialny.</u>
          <u xml:id="u-17.8" who="#JerzyStępień">W czasie przerwy, któryś z dziennikarzy powiedział mi, że rośnie w sondażach znaczenie Trybunału Konstytucyjnego. To mnie cieszy, ale uważam, że sondaże Trybunału Konstytucyjnego nie są najbardziej miarodajne. Oczywiście, cieszy każdego człowieka, że znaczenie instytucji, w której pracuje rośnie w sondażach. Nie sondaże są jednak miarą naszej pracy, bardziej cieszy nas choćby wzrost pytań prawnych kierowanych do Trybunału przez sądy. Na początku mojej pracy takich pytań było kilka, dziś jest ich aż 49. Tendencja ta pokazuje skalę wzrostu zaufania do Trybunału, gdyż pytania zadaje się temu, kogo uważa się za autorytet i ma się do niego zaufanie, że udzieli rzetelnej odpowiedzi. Jeśli sędzia ma problem konstytucyjny i zwraca się do Trybunału, to znaczy, że wierzy on w to, iż jego działanie pozwoli mu na rozwiązanie problemu. Pamiętajmy jednak, że zaufanie w sondażach na poziomie 50%, którym cieszy się Trybunał nie jest wynikiem, aż 70%, którym cieszy się samorząd. Poziom zaufania do samorządu terytorialnego, a właściwie do władz gminnych wynosi 70%. To jest fantastyczny wynik, świadczący o niebywałym zaufaniu ludzi do samorządu gminnego. Oczywiście, że wszędzie może zdarzyć się patologia, a z patologiami należy walczyć. Rzeczywiście sytuacja, gdy prezydenci miast żądzą nimi zza krat nie jest dobra, ale to nie jest obraz większości polskiego samorządu. Obraz polskiego samorządu oddają bardziej te wyniki sondażowe, które wskazywałem.</u>
          <u xml:id="u-17.9" who="#JerzyStępień">Jeszcze jedna uwaga dotycząca administracji rządowej. Administracja rządowa składa się ze zwykłych ludzi, to nie są żadni nadzwyczajni ludzie, którzy lepiej potrafią kontrolować jakieś zjawiska. Z samego faktu istnienia administracji rządowej nie wynika, że ona jest lepsza i są w niej lepsi ludzie, którzy mają lepsze recepty na zwykłe problemy.</u>
          <u xml:id="u-17.10" who="#JerzyStępień">Patrząc z perspektywy swojego życia, a także doświadczeń, jakie nabyłem pełniąc różne funkcje publiczne widzę, że największą bolączką naszych czasów jest bardzo niski poziom wzajemnego zaufania ludzi. Niedawno w Trybunale Konstytucyjnym gościliśmy prof. Richarda Papisa – wybitnego znawcę problemów Rosji. On był doradcą prezydenta Ronalda Reagana, który był jednym z współautorów jego programu z lat osiemdziesiątych. Jedną z ciekawszych rzeczy, którą od niego usłyszałem było, że w Ameryce, gdy się ma problem, to się idzie do sąsiada, natomiast w Rosji z problemem idzie się do przyjaciela lub członka rodziny, nigdy do sąsiada. Jest tak, gdyż poziom wzajemnego zaufania ludzi w Rosji jest bardzo niski. To jest dziedzictwo zarówno Rosji carskiej, jak i czasów komunizmu. Kalisz był miastem granicznym w czasie zaborów, tutaj jeszcze sięgały wpływy rosyjskie. Wzajemne zaufanie ludzi musi zostać w naszym kraju odbudowane. Ludzie muszą zacząć sobie ufać. Z materiałów konwersatorium, w którym brałem udział pt. „Doświadczenie i przyszłość” wynika, że poziom zaufania ludzi w Polsce wynosi zaledwie 23%. To jest bardzo niski wskaźnik. Musimy stanowczo popracować nad wzrostem tego wskaźnika. Myślę więc, że droga do realizacji wizji, o której mówiłem jest długa, ale ona musi się zacząć od dobrej relacji w stosunku do najbliższego sąsiada. To dotyczy wszystkich. Wystarczy popatrzeć, jakie relacje mamy w swoim najbliższym sąsiedztwie? Czy potrafimy z sąsiadami zrobić coś wspólnie? Nasze blokowiska są dobrym przykładem, każdy wewnątrz ma piękne mieszkanie, ale na zewnątrz wszystko zaniedbane. Mieszkania jak bombonierki, ale klatki schodowe brudne. Ludzie boją się siebie. Nawet w nowych budynkach, klatki schodowe są na razie czyste, ale ich mieszkańcy w ogóle się nie znają oraz nie widzą. Mieszkańcy tych nowych apartamentowców poruszają się jedynie windą z garażu podziemnego do swojego mieszkania i zamykają się w nim, oczekując, że administracja wszystko inne za nich załatwi. Tak w dłuższej perspektywie nie daje się żyć. Trzeba po prostu zastanowić się z najbliższym sąsiadem, co można wspólnie zrobić. Nie tylko dla siebie lub dla niego, ale wspólnie dla nas. Ostatnio w Gdyni obchodzono europejski dzień sąsiada. 26 maja, w przeddzień wyborów samorządowych sześć lat temu ogłoszono europejski dzień sąsiada. Gdynia pierwsza podjęła się obchodzić to święto, ale każdy z nas w każdym miejscu codziennie może je obchodzić. Można to robić w każdym mieście, w każdej klatce schodowej, a nawet na każdej ulicy. Sąsiadem nie jesteśmy tylko w miejscu swojego zamieszkania. Sąsiadami jesteśmy wszędzie, ulica w ulicę, dzielnica w dzielnicę, miasto w miasto. Unia Europejska bardzo preferuje programy, których istotą jest współdziałanie sąsiadujących ze sobą gmin. Realizując razem jakiś program dużo łatwiej uzyskujemy środki i aprobatę dla naszych programów, niż kiedy działamy oddzielnie. Sąsiadami jesteśmy także w stosunkach między państwami. Żyjemy w cudownych czasach, korzystamy z błogosławieństwa dobrego sąsiedztwa w układzie międzynarodowym. Dookoła nas znajdują się sami dobrzy sąsiedzi. Nigdy wcześniej w naszej historii międzynarodowej tak nie było. Czas przełomu XX i XXI wieku upływa pod znakiem dobrego sąsiedztwa, jednak tę ideę musimy przenieść na relacje między ludźmi. Sąsiadami jesteśmy nawet w momencie podróży w samochodzie. Przez moment tej podróży mamy sąsiada z lewej i prawej swojej strony. Wszędzie możemy być sąsiadami. Jeśli na nowo odkryjemy wartość tej podstawowej relacji międzyludzkiej, zabitej przez komunizm, który rozbijał takie podstawowe więzi i niszczył zaufanie, to moja wizja człowieka w demokratycznym społeczeństwie i państwie zrealizuje się.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-18">
          <u xml:id="u-18.0" who="#SławomirPiechota">Chciałbym odpowiedzieć wójtowi gminy Mycielin, który prosił o wskazanie rozwiązania na problem braku możliwości finansowania z budżetu gminy świadczeń zdrowotnych. Myślę, że wskazany mechanizm uważany jako ten, który utrudnia życie chroni gminę przed obowiązkiem finansowania świadczeń zdrowotnych. Jeśli jednak gminie zależy na zachowaniu dobrych fachowców, niezależnie od tego, czy to jest lekarz czy pielęgniarka, to gmina może realizować programy promocji i profilaktyki zdrowia. Takie działania także mają ogromne znaczenie dla bezpieczeństwa zdrowotnego wspólnot. Korzystanie z tego mechanizmu jest dopuszczalne i możliwe.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-19">
          <u xml:id="u-19.0" who="#WojciechSzarama">Za chwilę będziemy kończyć nasze posiedzenie, ale przedtem chciał się wypowiedzieć gospodarz naszego spotkania.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-20">
          <u xml:id="u-20.0" who="#AlicjaBydłowska">Dzisiejsze posiedzenie zbliża się do końca, dlatego bardzo serdecznie chciałam podziękować za to, że Komisja Ustawodawcza dostrzegła tak średniej wielkości sąd, jak Sąd Okręgowy w Kaliszu. Cieszymy się, że okazaliśmy się godni posiedzenia przedstawicieli władzy ustawodawczej. Myślę, że wizyta upłynęła w dobrej atmosferze.</u>
          <u xml:id="u-20.1" who="#AlicjaBydłowska">Chcę także podziękować posłowi Sławomirowi Piechocie za życzliwe słowa, które dotyczyły naszego sądu. Rzeczywiście staramy się robić wszystko, aby sąd był blisko obywatela. Realizując ten cel wykorzystujemy okazję, jaką jest remont naszego sądu. Budynek sądu jest obiektem, który został teoretycznie zbudowany od nowa. Nie jest to jednak budynek nowy, gdyż jego historia sięga roku 1820. Od prawie 200 lat budynek ten zawsze służył sądownictwu, pierwotnie służył posiedzeniom Trybunału. Obecnie, mimo tak długiej historii budynek został dostosowany do najnowszych standardów. Parter jest biurem obsługi interesanta, w którym załatwia się wszystkie podstawowe sprawy. Na parterze znajduje się pełna informacja o toczących się postępowaniach, a także miejsca najczęściej odwiedzane przez petentów tj. księga wieczysta lub kasy sądu. Tym sposobem wiele osób tylko po odwiedzeniu parteru nie musi już wchodzić głębiej do sądu. Sale rozpraw zostały umieszczone na kolejnych piętrach, natomiast sekretariaty sądu oraz gabinety przewodniczących znajdują się na najwyższych kondygnacjach. Możemy się także poszczycić wydzielonym miejscem dla sędziów niefunkcyjnych. Dzięki takiemu rozwiązaniu sędzia nie musi się kontaktować ze stroną procesową poza salą sądową.</u>
          <u xml:id="u-20.2" who="#AlicjaBydłowska">Kończąc chciałabym bardzo podziękować prof. Jerzemu Stępniowi za przybycie i udział na naszym spotkaniu. Chciałabym także zapewnić pana prezesa, że orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, z którymi spotykamy się w naszej codziennej pracy są gwarantem istniejącego porządku prawnego. Utrzymanie porządku prawnego jest bardzo ważne niezależnie od zmieniającej się władzy oraz innych zawirowań. Mam także nadzieję, że dzisiejsze spotkanie przybliżyło przedstawicieli władzy ustawodawczej do przedstawicieli władz samorządowych i odwrotnie. Mam także nadzieję, że tego typu spotkania będą budowały ten poziom zaufania, o którym mówił prezes Trybunału Konstytucyjnego. Myślę, że współpraca sądów okręgu kaliskiego z samorządem tych ziem układa się więcej niż dobrze. Jeszcze raz dziękuję za wizytę w Sądzie Okręgowym w Kaliszu.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-21">
          <u xml:id="u-21.0" who="#WojciechSzarama">Ze swojej strony także pragnę podziękować za przygotowanie dzisiejszego spotkania. Dziękuję za przybycie prezesowi Trybunału Konstytucyjnego prof. Jerzemu Stępniowi oraz wszystkim innym gościom. Pani prezes Sądu Okręgowego Alicji Bydłowskiej dziękuję za przyjęcie Komisji w gościnnych murach swojego sądu. Kalisz został dostrzeżony przez Komisję dzięki aktywności posłów tych ziem.</u>
          <u xml:id="u-21.1" who="#WojciechSzarama">Czy w punkcie sprawy różne są jeszcze jakieś sprawy do załatwienia? Nie widzę zgłoszeń. Wyczerpaliśmy porządek dzienny dzisiejszych obrad. Jednocześnie informuję, że protokół dzisiejszego posiedzenia będzie wyłożony do przejrzenia w sekretariacie Komisji.</u>
          <u xml:id="u-21.2" who="#WojciechSzarama">Dziękuję za przybycie. Zamykam posiedzenie Komisji Ustawodawczej.</u>
        </div>
      </body>
    </text>
  </TEI>
</teiCorpus>