text_structure.xml
68.3 KB
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79
80
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
98
99
100
101
102
103
104
105
106
107
108
109
110
111
112
113
114
115
116
117
118
119
120
121
122
123
124
125
126
127
128
129
130
131
132
133
134
135
136
137
138
139
140
141
142
143
144
145
146
147
148
149
150
151
152
153
154
155
156
157
158
159
160
161
162
163
164
165
166
167
168
<?xml version='1.0' encoding='utf-8'?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
<xi:include href="PPC_header.xml" />
<TEI>
<xi:include href="header.xml" />
<text>
<body>
<div xml:id="div-1">
<u xml:id="u-1.0" who="#StanisławZadora">Otwieram obrady. Witam wszystkich, stwierdzam kworum oraz przyjęcie protokołu z poprzedniego posiedzenia Komisji wobec niewniesienia do niego zastrzeżeń. Porządek dzienny został państwu doręczony na piśmie. Czy są do niego uwagi? Nie ma uwag. Stwierdzam, że porządek dzienny został przyjęty.</u>
<u xml:id="u-1.1" who="#StanisławZadora">Proszę przedstawiciela Urzędu ds. Repatriacji i Cudzoziemców do udzielenia informacji nt. aktualnego stanu repatriacji w świetle ustawy z 9 listopada 2000 r. Prosiłbym o zwięzłą wypowiedź, byłoby dobrze, aby przede wszystkim dotyczyła ona ewentualnych barier w repatriacji, roli, jaką mogłaby spełnić nasza Komisja oraz sugestii, co do aspektów i kierunków, w których należałoby działać. Czy należy skupić się na rozwiązywaniu problemów organizacyjnych, czy na pracy nad ustawą o repatriacji?</u>
</div>
<div xml:id="div-2">
<u xml:id="u-2.0" who="#WiesławTarka">Chciałbym wypowiedzieć się jako przedstawiciel organu nadzorującego pracę Urzędu ds. Repatriacji i Cudzoziemców. W imieniu MSWiA pragnę przekazać kilka uwag wstępnych, co, jak sądzę, pozwoli spojrzeć z perspektywy resortu na informacje, które przedstawi nam pan dyrektor Mateusz Sora z URiC.</u>
</div>
<div xml:id="div-3">
<u xml:id="u-3.0" who="#StanisławZadora">Dotarły do mnie informacje, że są jakieś koncepcje zmian, ale są to wiadomości nieoficjalne i chcielibyśmy od pana ministra coś o tym usłyszeć.</u>
</div>
<div xml:id="div-4">
<u xml:id="u-4.0" who="#WiesławTarka">Nie wchodząc w szczegóły, chciałbym powiedzieć, że od jakiegoś czasu w resorcie toczą się dyskusje na temat ustawy o repatriacji. Mamy głębokie przekonanie, że ustawa w dotychczasowym kształcie spełniła swoje zadanie. Wymaga przemyślenia i może nowych rozwiązań, oczywiście przy poszanowaniu całego dorobku, który wniosła do problematyki repatriacyjnej, do procesu powrotu Polaków do ojczyzny.</u>
<u xml:id="u-4.1" who="#WiesławTarka">Jeśli odbyłaby się dyskusja na temat realizacji ustawy i zaowocowałaby wnioskami, to z pewnością byłoby to przydatne w toku naszych dalszych prac nad zmianą ustawy.</u>
</div>
<div xml:id="div-5">
<u xml:id="u-5.0" who="#MateuszSora">Przygotowywaliśmy materiał na dzisiejsze posiedzenie z intencją ukazania repatriacji jako procesu. Prace nad ustawą trwały przez rok 1999 i 2000. W dużej mierze odzwierciedla ona stan ówczesnej wiedzy i ówczesnego podejścia do repatriacji. Tak, jak napisaliśmy w tej informacji, intencją ustawodawcy było umożliwienie powrotu do Polski osobom polskiego pochodzenia z terenów Centralnej Azji. Przyjęcie tej ustawy umożliwiło wprowadzenie trybu stwierdzania polskiego pochodzenia, pozwoliło też na oszacowanie liczby osób, które mogłyby w tym trybie przyjechać do Polski. Wówczas nie dysponowaliśmy wiarygodnymi danymi. Opierając się na kryteriach zawartych w ustawie, możemy dzisiaj w sposób znacznie bardziej wiarygodny oszacować liczbę osób, które mogłyby się repatriować. Szacujemy tę liczbę na około 10 tys. osób.</u>
<u xml:id="u-5.1" who="#MateuszSora">Zgodnie z postanowieniami ustawy o wizę repatriacyjną mogą ubiegać się osoby mogące wykazać, że ich przodkowie deklarowali polską narodowość i że łączą je z Polską jakieś związki. Oprócz obiektywnego kryterium pochodzenia, istnieje też kryterium subiektywne, oparte na obserwacji wynikającej z rozmowy konsula z osobami aplikującymi o wizy repatriacyjne. Co wynika z zastosowania tego kryterium? Okazuje się, że liczba osób, które mogą dowieść polskiego pochodzenia, jest znacznie mniejsza, niż liczba osób deklarujących polską narodowość w spisach radzieckich. W samym Kazachstanie podczas ostatniego spisu deklarowało ją ponad 40 tys. osób. Dlaczego te osoby nie ubiegają się o wizę repatriacyjną, dlaczego nie weszły do procedury repatriacyjnej? Pierwszym powodem jest to, że wiele z nich po prostu polskiego pochodzenia nie jest w stanie dowieść. Podczas spisu od tych osób nie wymagano, by dowiodły tego pochodzenia w jakiejkolwiek formie. Można powiedzieć, że nasza ustawa weryfikuje liczbę tych osób.</u>
<u xml:id="u-5.2" who="#MateuszSora">Wielu z tych, którzy nawet w czasach ZSRR deklarowali polską narodowość, zamieszkuje w ośrodkach, w których właściwie polskie organizacje nie istnieją. W dużej mierze repatriowały się do Polski, bądź figurują w naszej bazie „Rodak” osoby najbardziej aktywne, które się zorganizowały, które utrzymują kontakty z polskimi placówkami konsularnymi. Na terenie azjatyckiej części byłego Związku Radzieckiego tych osób nie jest zbyt wiele. Krótko mówiąc, potencjał polskości, tak jak definiuje ją ustawa repatriacyjna, wyczerpuje się.</u>
<u xml:id="u-5.3" who="#MateuszSora">Mamy też do czynienia z innymi zjawiskami. Dotyczy to przede wszystkim Kazachstanu. Dynamiczny rozwój gospodarczy Kazachstanu stwarza przed obywatelami tego kraju szanse, które były nie do wyobrażenia jeszcze kilka lat temu. Bardzo trudne warunki, które tam panowały po rozpadzie ZSRR, teraz bardzo się poprawiły. Można się dorabiać, sytuacja jest dużo lepsza i wiele osób świadomych tego, że przyjazd do Polski wiąże się z budowaniem od nowa pozycji społecznej i zawodowej, po prostu repatriacją do Polski nie jest zainteresowanych.</u>
<u xml:id="u-5.4" who="#MateuszSora">Wielu Polaków zamieszkałych w Kazachstanie jest zainteresowanych polskim obywatelstwem, polskim paszportem, ale nie repatriacją do Polski. Polski paszport ułatwia im kontakty ze światem. Polskie obywatelstwo oznacza większą swobodę podróżowania, kontaktów gospodarczych. Ci ludzie nie przyjadą do Polski jako repatrianci. Wiążą oni swoją przyszłość raczej z działaniem na polu szeroko rozumianych kontaktów gospodarczych.</u>
<u xml:id="u-5.5" who="#MateuszSora">Repatriacja jest często postrzegana przez pryzmat statystyki. Czy to dobrze, czy źle, że przyjeżdża do Polski prawie 400 osób rocznie? W mojej ocenie, liczba repatriantów ustabilizowała się na niskim poziomie. Jest to efektem tego, że ustawa wprowadziła dość znaczne zabezpieczenia społeczne, które muszą towarzyszyć przyjazdowi repatrianta. Kiedy przyjeżdża on do kraju, musi mieć zapewnione mieszkanie i źródło utrzymania. Pod koniec lat 90. wydawało się, że to jest absolutne minimum, że rzeczą niegodziwą jest sprowadzanie do Polski osób niemających takich gwarancji. W ten sposób powstał próg, którego wiele osób przekroczyć nie może. Nie mogą one wykazać się posiadaniem w Polsce warunków do osiedlania się. Te podmioty, które mogą korzystać ze środków budżetowych, tzn. samorządy i pracodawcy, są w niewielkim stopniu zainteresowane sprowadzaniem repatriantów.</u>
<u xml:id="u-5.6" who="#MateuszSora">Procedura repatriacyjna została uproszczona poprzez nowelizację po 2001 r. W tej chwili trwa ona od 3 do 4 miesięcy. Na pewno jest teraz prostsza i nie jest przewlekła. Dane osób, które przechodzą procedurę, są umieszczane w naszej bazie „Rodak”. Ludzie ci oczekują na wskazanie im warunków do osiedlenia się. Krótko mówiąc, mamy do czynienia z pewną liczbą osób, na dzień dzisiejszy jest ich ponad 2300, które czekają na przyjazd do Polski, czekają na wskazanie im przez administrację warunków do osiedlenia się. Rejestrujemy niewiele zaproszeń. Można mówić o pewnych prawidłowościach. Są miasta w Polsce, które prowadzą własną „politykę repatriacyjną”, tzn. co roku zapraszają pewną liczbę repatriantów. Są to przeważnie duże ośrodki. Czynione to jest z pobudek patriotycznych.</u>
<u xml:id="u-5.7" who="#MateuszSora">Dla Warszawy, która corocznie zaprasza 10 repatriantów, dotacja budżetu państwa nie jest istotna. W rzeczywistości, to odpowiednia komisja w Urzędzie Miasta w Warszawie decyduje, kogo zaprosić do kraju. Jesteśmy z nią w kontakcie, doprowadziliśmy do tego, że zaproszenia są kierowane do osób znajdujących się w naszej bazie „Rodak”. Władze Warszawy, kierując się przyjętymi przez siebie kryteriami, odpowiadają na prośby zainteresowanych. Podobnie zaprasza Kraków, Poznań, Gdańsk, Rzeszów. Repatriantów zapraszają też niewielkie ośrodki. Wiele gmin stara się w ten sposób rozwiązać przede wszystkim swoje problemy. Na rynku pracy powstają bowiem pewne „szczeliny”. Niewielu absolwentów polskich wyższych uczelni jest zainteresowanych np. pracą w gminnym ośrodku zdrowia w małej miejscowości. Gmina mająca taki vacat jest zainteresowana sprowadzeniem lekarza czy nauczyciela języka angielskiego, francuskiego lub niemieckiego. Widać, że zaproszenia gmin są adresowane do specyficznej kategorii osób o wysokich kwalifikacjach.</u>
<u xml:id="u-5.8" who="#MateuszSora">Pojawiło się jeszcze jedno zjawisko, dotyczące przede wszystkim gmin z województwa opolskiego. Tam niedobory na rynku pracy powodują, że gminy zapraszają osoby o bardzo konkretnych kwalifikacjach, niekoniecznie wysokich. Chodzi o ślusarzy, stolarzy, jedna z gmin zaprosiła np. rzeźnika. Ten mechanizm dobrowolnych zaproszeń od samorządów jest mało efektywny. Często mówię, że ta liczba blisko 400 osób rocznie, które przybywają na zaproszenia, wskazuje na taki właśnie poziom solidarności narodowej. Corocznie nie są w pełni wykorzystywane środki z rezerwy celowej. Co roku w budżecie państwa przeznaczana jest większa kwota dla podmiotów zapraszających repatriantów, niż w efekcie zostaje wykorzystana. Po wydatkach z rezerwy celowej widać wyraźnie, że wzrastają kwoty przeznaczone dla pracodawców, którzy tworzą miejsca pracy. Jest to pozytywne zjawisko i wiąże się ono z tym, że – jak już mówiłem – powstają pewne szczeliny na rynku pracy, z których repatrianci korzystają. Domagamy się od gmin, aby zaproszenia dla repatriantów były możliwie konkretne, bo wówczas pojawia się najmniej rozczarowań i nieporozumień. Tam, gdzie te warunki są sformułowane bardzo konkretnie, zwykle repatriacja kończy się sukcesem.</u>
<u xml:id="u-5.9" who="#MateuszSora">We współpracy z Ministerstwem Edukacji Narodowej udało nam się stworzyć sieć ośrodków prowadzących kursy adaptacyjne i kursy języka polskiego. Obecnie kursy te organizują centra kształcenia ustawicznego. Jest to rozwiązanie, które się sprawdza, jest bardzo przydatne. Niestety, nie wszyscy repatrianci, którzy mają prawo do udziału w tych kursach, korzystają z nich. Wiąże się to z koniecznością dojazdu potencjalnych kursantów do większej miejscowości. Warto zastanowić się nad umożliwieniem prowadzenia kursów adaptacyjnych samorządom, na terenie których repatrianci się osiedlili. Przy obecnym stanie prawnym, wymagałoby to zawierania przez Ministerstwo Edukacji Narodowej oddzielnych umów z każdą z gmin, które chciałyby organizować takie kursy. Z tego, co wiem, niektóre gminy takie kursy już prowadziły.</u>
</div>
<div xml:id="div-6">
<u xml:id="u-6.0" who="#StanisławZadora">Sądzę, że po zapoznaniu się z wcześniej dostarczonym interesującym materiałem i po wypowiedzi pana dyrektora, posłowie z pewnością mają pytania i uwagi. Witam nowo przybyłych państwa posłów i otwieram dyskusję.</u>
</div>
<div xml:id="div-7">
<u xml:id="u-7.0" who="#SzczepanSkomra">Problemy, o których dziś dyskutujemy, są mi bardzo bliskie. Mój okręg wyborczy to okręg nadbużański, Lubelszczyzna, obejmuje m.in. Chełm, Zamość. Mam też rodzinę za granicą i sądzę, że będę mógł wnieść do dyskusji pewne spostrzeżenia. Zgadzam się z oceną pana przewodniczącego, że przedstawiona informacja jest interesująca. Rzuca na zagadnienie repatriacji właściwe światło. Nie jest ani cukierkowa, ani „na wyrost”, rzetelnie prezentuje to, co do tej pory zrobiliśmy. Próby uregulowania ustawowego, włączenia się państwa w lepsze rozwiązywanie problemu repatriacji, powiodły się. Zgadzam się ze stwierdzeniem pana ministra, że ustawa spełniła dobrze swoje zadanie. W informacji pisemnej jest stwierdzenie dotyczące bazy „Rodak”, mówiące, że na koniec 2006 r. zarejestrowano 2318 osób oczekujących na zaproszenia i że do dnia dzisiejszego Urząd ds. Repatriacji i Cudzoziemców przekazał konsulom zaproszenia, z których skorzystało z nich 355 osób. To są bardzo znacząco różne wielkości. Pan dyrektor wyjaśniał, że kraje, w których żyją nasi rodacy na Wschodzie, troszeczkę się demokratyzują i zmieniają. Zmienia się także sytuacja w naszym kraju, to zjawisko też trzeba brać pod uwagę. Niektóre branże, w związku z wyjazdami Polaków do pracy za granicę, cierpią na brak pracowników. Sądzę, że jest to szansa, żeby poprawić warunki przyjazdu repatriantów. Oczekiwałbym od pana ministra wyjaśnienia, co rząd zamierza zrobić, aby liczba osób zarejestrowanych i oczekujących na zaproszenia powoli się zmniejszała. Chodzi o to, jak poprawić tę sytuację.</u>
</div>
<div xml:id="div-8">
<u xml:id="u-8.0" who="#StanisławZadora">Proponuję przyjąć następujący sposób prowadzenia dyskusji: Jeśli padnie pytanie, to od razu po nim nastąpi odpowiedź. Dopiero wówczas udzielę głosu kolejnemu posłowi.</u>
</div>
<div xml:id="div-9">
<u xml:id="u-9.0" who="#WiesławTarka">Dziękuję panu posłowi za to pytanie. Przyznam, że będąc pierwszy raz na posiedzeniu tej Komisji, chciałbym przede wszystkim wysłuchać głosów państwa. Pragnę powiedzieć, że wyczuwam z tej wypowiedzi, że jesteśmy zgodni w ocenie tej ustawy, uważając, że spełniła ona swoją rolę. Liczby, które są tu podawane, kwoty przewidziane w budżecie wskazują, że doszliśmy do granicy możliwości działania tej ustawy. Należy jednak zaznaczyć, że ustawa o repatriacji nie była częścią polityki migracyjnej państwa. Ten akt prawny miał raczej charakter sentymentalno-historyczny, był rodzajem takiego „wypłacenia się” Polakom na Wschodzie, a konkretnie przebywającym w części azjatyckiej byłego ZSRR. Oczywiście w tym zakresie ustawa również doszła do kresu swoich możliwości oddziaływania. Ważne jest spojrzenie na repatriację w kontekście naszego rynku pracy i zjawisk na nim występujących. Jeśli zestawimy 10 tys. osób, które w jakiś sposób objęła ustawa, z 270 tysiącami osób zarejestrowanych w ostatnim czasie w Wielkiej Brytanii, to jasno widać, że są to wielkości nieporównywalne. Celowo posługuję się tą konkretną liczbą 270 tys., gdyż podawane są czasem szacunki bardzo zawyżone. Mowa jest nawet o 2 mln osób, co wydaje się absolutnie nierealistyczne. Trzeba zaznaczyć, że aby myśleć o zmianach w ustawie rzeczywiście odpowiadających nowej sytuacji, trzeba mieć instrumentarium, umożliwiające całościowe podejście do tego tematu. Mówimy o polityce migracyjnej, ale tymczasem np. w momencie, gdy objąłem stanowisko, żaden minister w rządzie Rzeczypospolitej nie był odpowiedzialny właśnie za politykę migracyjną. Ta problematyka nie była podporządkowana żadnemu ministrowi. Poprzednio był za to odpowiedzialny prezes Urzędu Repatriacji i Cudzoziemców, ale jako szef urzędu centralnego, zrezygnował z tego uprawnienia. Dopiero przygotowywana teraz zmiana ustawy o cudzoziemcach, wraz ze zmianą w ustawach towarzyszących, spowoduje, że zostanie wprowadzona ustawowa odpowiedzialność ministra spraw wewnętrznych za prowadzenie polityki migracyjnej. Pragnę dodać, że w MSWiA powstał departament polityki migracyjnej. Współpracujemy z Kancelarią Prezydenta, przekształcany jest URiC. W myśl tej nowelizacji kwestie repatriacyjne i obywatelskie mają wrócić do MSWiA, jako że z uchodźcami nic wspólnego nie mają. Repatriację traktujemy jako szczególny przypadek obywatelstwa. Gospodarzem ustawy o obywatelstwie jest Prezydent RP i działania Urzędu ds. Repatriacji i Cudzoziemców w części obywatelskiej są poniekąd usługowe w stosunku do Prezydenta RP.</u>
<u xml:id="u-9.1" who="#WiesławTarka">Podsumowując, chciałbym powiedzieć, że po wejściu w życie ustawy, która jest w Sejmie już po drugim czytaniu, będziemy dysponowali instrumentarium pozwalającym na przyspieszenie działań również w tej dziedzinie. Nie chciałbym rozpoczynać szczegółowej dyskusji. Pragnę jednak podkreślić, że musimy spojrzeć na repatriację w szerszym kontekście – polityki migracyjnej, nie zaprzepaszczając, oczywiście, zdobyczy tej ustawy. W dotychczasowym kształcie spełniła ona swoją rolę. Pozostaje problem dotychczasowego ograniczenia terytorialnego działania tej ustawy do azjatyckiej części byłego ZSRR. To również wymaga zmiany. Prawo do repatriacji powinni mieć Polacy na całym świecie. W sytuacji, gdy potrzebujemy rąk do pracy, gdy potrzeba nowych, dynamicznych obywateli, którzy będą mogli włączyć się w realizacje wzrostu gospodarczego, takie ograniczenie terytorialne jest kontrproduktywne. Sądzę, że w krótkim czasie będziemy w stanie przedstawić naszą propozycję, która powinna zostać poddana dyskusji w tej Komisji.</u>
</div>
<div xml:id="div-10">
<u xml:id="u-10.0" who="#AndrzejCzuma">Pan minister poruszył problemy, które chciałem objąć moim pytaniem. Może ono wydać się naiwne członkom Komisji, gdyż państwo posłowie zapewne orientują się w procedurze, która doprowadziła do uchwalenia ustawy o repatriacji z listopada 2000 r.</u>
<u xml:id="u-10.1" who="#AndrzejCzuma">Otóż chciałem zapytać, co stanęło na przeszkodzie temu, żeby objąć działaniem tej ustawy Polaków, czy też osoby pochodzenia polskiego, zamieszkujące także europejską część terytorium Federacji Rosyjskiej?</u>
<u xml:id="u-10.2" who="#AndrzejCzuma">Czy nie powinniśmy podjąć pracy na rzecz objęcia działaniem tej ustawy Polaków i osób pochodzenia polskiego, mieszkających w europejskiej części Rosji? W ustawie jest klauzula delegująca moc wydania rozporządzenia rozszerzającego obszar działania tego aktu prawnego. Niemniej jednak z takimi rozporządzeniami bywały kłopoty. Czy nie powinniśmy tej materii uregulować?</u>
</div>
<div xml:id="div-11">
<u xml:id="u-11.0" who="#MateuszSora">Chciałbym się odnieść do różnicy w wielkości liczb, na którą wskazał poseł Szczepan Skomra, mówiąc o rozziewie między liczbą osób, którym przekazano zaproszenia i liczbą osób, które przybyły do Polski. Z danych tych wynika, że od momentu wklejenia wizy repatriacyjnej w polskim konsulacie do przyjazdu repatriantów może minąć nawet rok. Taki jest termin ważności wizy repatriacyjnej. Ten rok repatrianci mają na to, by zamknąć swoje sprawy w kraju dotychczasowego zamieszkania. To zaś zależy od wielu rzeczy. Zwykle repatrianci chcą, żeby dzieci rozpoczęły w nowym miejscu rok szkolny, czasem mają kłopoty ze sprzedażą mienia, które muszą pozostawić. Zdarza się, że powodem późniejszego wyjazdu, niż sobie by tego życzyli, jest to, że w niektórych państwach muszą uzyskać zgodę miejscowych władz na wyjazd. Tak jest np. w Turkmenistanie czy Uzbekistanie. Miejscowe władze nie chcą wypuścić repatriantów, dopóki „nie oskubią” ich z ostatniego grosza. A bez wizy wyjazdowej ani z Uzbekistanu, ani z Turkmenistanu wyjechać nie można. W Kazachstanie wygląda to nieco inaczej. Tam repatrianci muszą uzyskać zaświadczenie, że rozliczyli się ze wszystkich zobowiązań wobec kraju dotychczasowego pobytu, że nie zalegają z podatkami itp. Od momentu przekazania zaproszenia do momentu przyjazdu do Polski upływa dość długi okres i nie ma w tym winy administracji.</u>
<u xml:id="u-11.1" who="#MateuszSora">Pragnę zwrócić uwagę na jeszcze jedno zjawisko. Coraz częściej zdarzają nam się takie sytuacje, że przekazujemy zaproszenie dla repatriantów, którzy mieszkają w niewielkiej miejscowości do niewielkiej miejscowości w Polsce, np. w Województwie Zachodniopomorskim. Kandydaci mówią, że owszem, przyjechać mogą, ale do Poznania albo do Warszawy. Ze wsi na wieś przeprowadzać się nie chcą i postanawiają czekać na „lepsze” zaproszenie. Taka postawa wynika ze zmiany warunków życia w Kazachstanie. Dlatego staramy się w pierwszej kolejności kierować zaproszenia do tych państw, w których warunki życia są znacznie cięższe niż w Kazachstanie, a więc do Kirgizji, Uzbekistanu. Z Turkmenistanu udało nam się sprowadzić dotychczas tylko jedną rodzinę.</u>
<u xml:id="u-11.2" who="#MateuszSora">Chciałbym, aby państwo podchodzili do repatriacji jako do złożonego procesu. Niesie ona ze sobą obawy samych zainteresowanych, którzy mają świadomość podejmowanego ryzyka. Przeniesienie centrum życiowego o parę tysięcy kilometrów niesie przecież ze sobą ryzyko. Mamy do czynienia z występowaniem kłopotów adaptacyjnych, bardzo trudno jest odnaleźć się w Polsce osobom dysponującym pewnym doświadczeniem zawodowym, niektórymi uprawnieniami radzieckimi czy kazachskimi. W Polsce nie są one w stanie podjąć pracy, która by ich satysfakcjonowała. Dotyczy to np. pilotów odrzutowców, fizyków jądrowych, dla których nie ma pracy. Uprzedzam o tym repatriantów. Dzięki uprzejmości Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” odbyłem podróże do Azji Centralnej i wszędzie mówiłem, że repatriacja niesie ze sobą ryzyko, że repatrianci zamienią swoje kazachskie czy uzbeckie problemy na problemy polskie. Nawet jeśli bagatelizują je w kraju, w którym obecnie mieszkają, to sprawy te przestaną wydawać się im błahe po przyjeździe do Polski.</u>
<u xml:id="u-11.3" who="#MateuszSora">Jest jeszcze jedna kwestia, którą poruszyliśmy w przedstawionym państwu materiale. Niewielu repatriantów mówi po polsku. Większość z nich nie zna języka polskiego. Obserwujemy też niejednokrotnie takie oto zjawisko, że repatrianci, otrzymując decyzje od konsula o polskim pochodzeniu, przestają uczęszczać na lekcję języka polskiego, nawet jeśli dotąd na nie chodzili. Obserwujemy, że we wszystkich krajach azjatyckich byłego ZSRR, gdzie istnieje sieć placówek, w których można uczyć się języka polskiego, co roku spada liczba osób uczęszczających na te lekcje. Osoby, które już mają decyzję konsula o stwierdzeniu polskiego pochodzenia, mówią, że skoro mają owo potwierdzenie „na papierze”, to języka już się uczyć nie będą. Przecież sąsiad pojechał i sobie radzi.</u>
<u xml:id="u-11.4" who="#MateuszSora">Jeśli chodzi o to drugie pytanie, dotyczące kwestii ograniczenia terytorialnego ustawy, to pragnę powiedzieć, że intencja towarzysząca pracom nad ustawą o repatriacji była taka, by umożliwić w pierwszej kolejności przyjazd do Polski osobom, które wcześniej do kraju repatriować się nie mogły. Na mocy porozumień międzyrządowych w latach 40. i 50. do Polski przyjeżdżały osoby, które posiadały przed wojną obywatelstwo polskie. Repatrianci w Uzbekistanie i Kazachstanie są w dużej mierze potomkami osób, które zostały deportowane w drugiej połowie lat. 30. przez władze radzieckie z tzw. marchlewszczyzny i dzierżyńszczyzny. To są Polacy, którzy mieszkali na terenach, które nie znalazły się w granicach II Rzeczypospolitej. Nie mogły się one repatriować do Polski. Dlatego w latach 90. przyjęto założenie, że skoro budżet państwa ma ponosić jakieś koszty związane z osiedleniem się tych osób w Polsce, to w pierwszej kolejności należy umożliwić powrót do kraju właśnie tym osobom.</u>
</div>
<div xml:id="div-12">
<u xml:id="u-12.0" who="#ElżbietaŁukacijewska">W materiale, który otrzymaliśmy, napisane jest ze repatriacja stanowi trwały element polityki państwa. Pan minister stwierdził, że przyjęcie tej ustawy i sprowadzenie repatriantów ma charakter sentymentalny. Nie uważam, żeby sentyment mógł być trwałym elementem polityki państwa. Można w to wątpić, tym bardziej że kiedy spojrzy się na finanse i pomoc państwa, a także na to, że środki przeznaczone co roku na ten cel, w jakiejś części pozostają niewykorzystane. Pamiętam, że kiedy weszła w życie ustawa o repatriacji, było duże zainteresowanie gmin tą sprawą. Niestety, gminy musiały dosyć długo czekać na zwrot z budżetu państwa poniesionych przez siebie kosztów. Na pewno spowodowało to pewną niechęć. Trzeba też przyznać, że rzeczywisty problem z repatriantami rozpoczyna się z momentem, gdy już pojawią się w Polsce. Ich oczekiwania w stosunku do państwa polskiego są bardzo wysokie. Zetknęłam się z tym jako poseł. Uważają oni, że powinno się im zapewnić wszystko: pracę, mieszkanie, coraz większy standard życia, opiekę lekarską, zasiłki. Podejmują też próby sprowadzania swoich rodzin, które stanowią już kolejne pokolenie. Gminy zaś, borykając się z problemami mieszkaniowymi, z wydatkami socjalnymi w ogóle, przyjmują repatriantów coraz mniej chętnie. Poza tym, takie nastawienie roszczeniowe – a gazety nagłaśniały te oczekiwania repatriantów – też przyczyniło się do tego, że ludność nie jest już tak pozytywnie nastawiona do przybyłych. Z tego powodu chciałabym zadać panu ministrowi pytanie, czy rzeczywiście repatriacja ma wyłącznie owo podłoże sentymentalne, czy też jest prowadzona jakaś polityka, czy wyznaczamy jakieś konkretne efekty do osiągnięcia w danym czasie, określamy liczbę repatriantów, która powinna zostać zaproszona i przyjęta itd.? Sądzę, że samo uchwalenie ustawy i pozostawienie praktycznych problemów do rozwiązania gminom spowoduje to, że liczba repatriantów przybywających do kraju będzie coraz bardziej malała. A nie o to rządowi chyba chodzi?</u>
</div>
<div xml:id="div-13">
<u xml:id="u-13.0" who="#WiesławTarka">Mówiąc o powodach sentymentalnych, miałem na myśli ustawę w dotychczasowym kształcie. Wyjaśnił i rozwinął to dyrektor Mateusz Sora, mówiąc, dlaczego to właśnie azjatycką część byłego ZSRR objęliśmy ustawą o repatriacji. W tym przypadku ważny był element sentymentalny. Jeśli zaś pojmować repatriację jako trwały element polityki państwa, to taki kierunek myślenia nie tyle wynika z tej ustawy, ile z postanowień Konstytucji RP, z których wypływa prawo obywateli polskiego pochodzenia do osiedlenia się w kraju. To stanowi punkt wyjścia do dyskusji o repatriacji. Cieszę się, że te elementy praktycznej realizacji ustawy znalazły odzwierciedlenie w wypowiedzi pani poseł.</u>
<u xml:id="u-13.1" who="#WiesławTarka">Przy obecnie obowiązującej ustawie, gotowość do przyjmowania repatriantów zależy od możliwości finansowych państwa. Mówiąc wprost, to Minister Finansów określa liczbę osób, które przy obecnym kształcie ustawy możemy przyjąć.</u>
<u xml:id="u-13.2" who="#WiesławTarka">Skoro przyjeżdżając do Polski, repatrianci mają postawę roszczeniową, to liczba takich osób, które jesteśmy w stanie przyjąć, jest ograniczona możliwościami finansowymi państwa. I jest ściśle określona.</u>
</div>
<div xml:id="div-14">
<u xml:id="u-14.0" who="#MateuszSora">Nie kwotujemy wprost tych przyjazdów. Są pewne określone możliwości finansowe, raz to jest 15 mln zł, innym razem 12 mln zł, było też nawet ponad 40 mln zł, ale wówczas minister Jarosław Bauc ujawnił „dziurę budżetową” i z tej kwoty ostało się znacznie mniej.</u>
<u xml:id="u-14.1" who="#MateuszSora">To, o czym wspomniała pani poseł Elżbieta Łukaciejewska, sprowadzałoby się do odejścia od modelu dobrowolności zaproszeń, które wystawiają samorządy. Gdybyśmy chcieli regulować przyjazdy kwotowo, musielibyśmy stworzyć inny model funkcjonowania repatriacji. Pod koniec lat 90. rozważano, czy nie wykorzystać doświadczeń niemieckich i nie przydzielać wyznaczonej liczby repatriantów do konkretnych gmin lub regionów Polski. Wówczas wydawało się to niecelowe. Rząd ma daleko idące ograniczenia, jeśli chodzi o przekazywanie zadań samorządom. W toku prac nad ustawą to samorządowcy twierdzili, że jeśli tylko otrzymają na ten cel pieniądze, to, rzecz jasna repatriantów będą zapraszać. Kiedy pojawiły się pieniądze, okazało się, jak sytuacja wygląda naprawdę. Ta ustawa zweryfikowała wiele mitów dotyczących solidarności narodowej, gotowości samorządów do podejmowania zobowiązań, liczby osób, które o niczym innym nie marzą, jak tylko o połączeniu się z ojczyzną. Wydaje mi się, że można wręcz mówić o tym, że funkcjonowanie tej ustawy przybliżyło nas do rzeczywistości. Zeszliśmy z dość wysokiego poziomu deklaracji narodowej solidarności, zobowiązań moralnych do poziomu odpowiedzi na pytanie, jak to realizować.</u>
</div>
<div xml:id="div-15">
<u xml:id="u-15.0" who="#ElżbietaŁukacijewska">Nie miałam na myśli tego, żeby pieniądze przeznaczone na repatriację dzielić pomiędzy regiony itp. Wiadomo, że liczba repatriantów przybywających do Polski zależy od możliwości budżetu państwa. Te możliwości zaś z roku na rok się kurczą. Skoro tak, oznacza to, że liczba repatriantów będzie malała.</u>
</div>
<div xml:id="div-16">
<u xml:id="u-16.0" who="#MateuszSora">Jeśli pozostają niewykorzystane środki z rezerwy celowej, to Minister Finansów ma tytuł do tego, by do nich dostosować wysokość kwoty przeznaczonej w następnym roku budżetowym. Czyli dostosować kwotę gwarantowaną w rezerwie celowej „pomoc dla repatriantów” do faktycznych potrzeb. Jeśli wydawanych jest około 10 mln zł, to Minister Finansów bierze pod uwagę wysokość kwoty faktycznie wydanej w danym roku. Stąd to wrażenie, że środki budżetowe są coraz mniejsze. Gdyby była taka potrzeba, gdyby występowała większa gotowość do przyjmowania repatriantów ze strony samorządów i pracodawców, to te środki mogłyby rosnąć.</u>
</div>
<div xml:id="div-17">
<u xml:id="u-17.0" who="#WiesławTarka">Pragnę podkreślić aspekt sprawy, o którym wspomniał przed chwilą pan dyrektor, że to nie tylko państwo decyduje o liczbie przybywających, ale także samorządy, poprzez zainteresowanie kierowaniem zaproszeń do potencjalnych repatriantów.</u>
<u xml:id="u-17.1" who="#WiesławTarka">Nie mówiłbym raczej o tym, że ta ustawa zweryfikowała poziom patriotyzmu itp. Sprawy są bardziej skomplikowane. Lepiej będzie, jeśli spojrzymy na tę ustawę jako na akt prawny, który na pewnym etapie po roku 1989 i 1990 spełnił swoją rolę. Wówczas była inna sytuacja gospodarcza, inne problemy i inne możliwości, inny też poziom napięcia emocjonalnego, jeśli chodzi o Polaków, którzy pozostali za wschodnią granicą. W tej chwili, nie krytykując tej ustawy, ale nie patrząc wstecz, lecz do przodu, zastanawiamy się, jak dostosować przepisy konstytucyjne, czyli stałą politykę państwa dotyczącą osób polskiego pochodzenia do bieżącej sytuacji i potrzeb państwa.</u>
</div>
<div xml:id="div-18">
<u xml:id="u-18.0" who="#JoannaFabisiak">Czy projekt ustawy był konsultowany z samorządami i jaki był efekt tych konsultacji? Wydaje mi się, że taka ustawa powinna być tworzona w bardzo ścisłym związku z samorządami, skoro są one jej realizatorami. Jestem zdumiona, i nie ukrywam, że nieprzyjemnie zaskoczona tymi wypowiedziami dotyczącymi patriotyzmu, relacji między Polakami zamieszkującymi poza granicami kraju i tymi, którzy mieszkają w ojczyźnie. Bardzo trafnie nazywa się państwa baza danych – „Rodak”. Niestety, nader często miałam wrażenie, że niewiele z idei zawartej w tym słowie przenosi się w sferę realizacji. Kiedy byłam samorządowcem, uczestniczyłam w komisji kwalifikacyjnej, zajmującej się rozstrzyganiem, komu przyznać możliwość przyjazdu do Polski. Była wówczas ogromna liczba chętnych. Wymyślaliśmy kryteria dodatkowe, żeby móc dokonać wyboru. To naprawdę była duża rzesza ludzi i mieli oni podstawy do tego, aby tu przyjechać. Jeśli się spojrzy na statystykę, to trzeba stwierdzić, że znikoma liczba osób przyjechała do kraju. Z wykazu wynika, że średnio przyjechało około 30 osób na województwo. Zważywszy, że na Mazowsze przyjechało naprawdę bardzo wiele osób, to z pewnością są województwa, które nie przyjęły nikogo. Wydaje mi się, że to wstyd. Nie sądzę, że wszyscy przyjeżdżający mają postawy roszczeniowe. Wcale nie. Są to ludzie jak wszyscy; jedni są roszczeniowi, inni – nie. Podczas pracy w komisji, o której mówiłam, spotkałam i takich, i takich. Byli tacy, którzy się dopominali i były ciche myszki, za którymi zresztą optowałam. Akcja miała naprawdę skromny wymiar, ale, moim zdaniem, nie dlatego, że Polacy nie chcą wracać do ojczyzny, lecz dlatego, że nie jesteśmy do tego dobrze przygotowani i pozytywnie nastawieni. Prawdą jest, że te osoby otrzymują mieszkania, a także zapomogę. Do tego powinien być jeszcze uruchomiony program rządowy i powinno być zlecenie organizacjom pozarządowym opieki nad przybyszami, w postaci kogoś w rodzaju towarzysza, kogoś, kto tych ludzi nauczy bycia w Polsce, radzenia sobie z rzeczywistością. Wyobraźmy sobie, że repatriant jedzie do województwa, gdzie panuje strukturalne bezrobocie. Wiadomo, że trzeba mu pomóc znaleźć pracę. Jeśli bowiem trudno jest o to Polakowi mieszkającemu tu „od zawsze”, to jak trudno musi być osobie, która pojawiła się na rynku pracy dopiero co? Jeśli chodzi o zapomogę, to jest ona konieczna, umożliwia przetrwanie do czasu, aż ktoś taki poradzi sobie sam. Nie jest prawdą, że to są osoby roszczeniowe. Znam np. lekarkę, która po przyjeździe zaczęła od tego, że pracowała jako sprzątaczka. Słabo znała język i nic innego nie można jej było zaproponować. Potem zaczęła pracować w szpitalu jako średni personel medyczny, a w tej chwili pracuje już jako lekarka. Jednakże ktoś musiał jej w tym pomóc. Brak jest takiej pomocy. Nie mówię tego w kategoriach poszukiwania winnych, ze strony ministerstwa był to raczej brak pomysłu. To powinno być działanie kompleksowe: ktoś przyjeżdża, otrzymuje mieszkanie, jakieś pieniądze na zagospodarowanie, szkolimy go do tego, by mógł zacząć pracować. Być może potencjalni repatrianci w kraju, gdzie zamieszkują, nie chcą się uczyć polskiego. Współdziałając z urzędem pracy, zorganizowałam w moim instytucie kursy języka polskiego. Nie było roku, aby nie uczęszczały na nie osoby, które dostały zaproszenia z Warszawy. Skoro się uczyły u nas, nie rozumiem, dlaczego nie chciałyby się uczyć gdzie indziej? Przychodziły pielęgniarki, budowlańcy, naprawdę nie było z tym problemu, ludzie chcieli się uczyć.</u>
<u xml:id="u-18.1" who="#JoannaFabisiak">Prosiłabym o odpowiedź na pytanie, które zadałam na początku, czyli o konsultacje z samorządami w sprawie ustawy, a także na temat tego, jak postrzegają państwo i oceniają ten systematyczny spadek zainteresowania przyjazdem do Polski? Jak wspomniałam, z tego, co pamiętam z pracy w komisji kwalifikacyjnej, liczba osób chętnych do przyjazdu naprawdę była bardzo znaczna. Jak się to stało, że ta liczba tak zmalała? Wydaje mi się, że bardzo często ci ludzie już w miejscu zamieszkania otrzymują jakieś zniechęcające informacje. Miałam też wrażenie, że przydatne informacje na temat repatriacji docierają do pewnej tylko grupy osób, do takich bardziej zaradnych. Te osoby miały bowiem jakieś zaświadczenia, że są bardzo „polskie”, a nie zawsze potwierdzało się to w rozmowie. Jednocześnie odnosiło się wrażenie, że osoby te były bardzo „forowane” na terenie kraju osiedlenia. Nie umiem powiedzieć, dlaczego tak było. Może więc opieka nad tymi, którzy chcieliby się repatriować, jest tam, w miejscu ich zamieszkania, niedostateczna? Pracowałam wiele lat ze studentami, z których część też się repatriowała. Te osoby były bardzo dobrze zorientowane w sytuacji Polski i doskonale sobie radziły. Przypuszczam więc, że gdybyśmy, jako państwo, lepiej dbali o właściwą, stosownie patriotyczną informację w miejscu zamieszkania, tych osób byłoby tyle, co w pierwszym roku rozpoczęcia repatriacji, czyli dwukrotnie więcej niż obecnie.</u>
</div>
<div xml:id="div-19">
<u xml:id="u-19.0" who="#WiesławTarka">Rozumiem, że część tych pytań wynika z tego, że pani poseł nie uczestniczyła w posiedzeniu od początku, gdy poruszałem te problemy. Jeśli chodzi o politykę ministerstwa, to pragnę przypomnieć, że kwestie repatriacyjne są w gestii Urzędu ds. Repatriacji i Cudzoziemców. Podsekretarz stanu w MSWiA jednoosobowo nadzoruje jego prace. Spotykaliśmy się też podczas czytania ustawy o cudzoziemcach. Jednym z celów nowelizacji ustawy o cudzoziemcach i ustaw jej towarzyszących jest powołanie departamentu polityki migracyjnej, przeniesienie repatriacji z powrotem do ministerstwa, jako szczególny przypadek obywatelstwa. Wszystko to ma na celu uchwycenie tej problematyki w sposób całościowy, aby repatriacja była pojmowana nie tylko jako przypadek szczególny, ale także, aby była pojmowana w szerszym kontekście polityki migracyjnej państwa.</u>
<u xml:id="u-19.1" who="#WiesławTarka">Jeśli chodzi o kwestię patriotyzmu, to chciałbym jeszcze raz z całą mocą podkreślić, że mówiłem to tylko w kontekście tej ustawy. Nie możemy przecież powiedzieć, że nasz patriotyzm ogranicza się tylko do azjatyckiej części byłego ZSRR. I tylko w tym kontekście mówiłem to, co mówiłem. Natomiast w pozostałych kwestiach całkowicie się z panią poseł zgadzam. Chodzi mi o to, aby obok tego elementu patriotycznego, był także element państwowy, realistyczny. W przypadku dotychczasowej ustawy repatriacyjnej ten patriotyzm jest ograniczany terytorialnie do azjatyckiej części byłego ZSRR. Jest wiele głosów za tym, aby nie ograniczać działania ustawy tylko do tego obszaru.</u>
<u xml:id="u-19.2" who="#WiesławTarka">Jeśli chodzi o samorządy, to rozumiem, że dzisiejsze spotkanie poświęcone jest dyskusji nad stanem realizacji ustawy o repatriacji, a nie debacie o jakiejś nowej ustawie. Gdyby nasze spotkanie było poświęcone dyskusji o przyszłym kształcie repatriacji, to oczywiście zgadzam się z tym, że samorządy powinny być konsultowane.</u>
<u xml:id="u-19.3" who="#WiesławTarka">Jeśli chodzi o studentów, to jest to grupa, na której nam najbardziej zależy i która ze swej natury jest najlepiej przygotowana do integracji, często jest już całkowicie włączona do społeczeństwa polskiego.</u>
</div>
<div xml:id="div-20">
<u xml:id="u-20.0" who="#ArkadyFiedler">Chciałbym zapytać o dziwną i zastanawiającą rolę ministra finansów. Moje pytanie wynika z przekazanych nam materiałów. Pozwolę sobie przeczytać kilka zdań: „Mimo nowelizacji ustawy z 2003 r., Minister Finansów pismem z 10 listopada 2004 r., adresowanym do wojewodów, interpretując art. 21 ustawy o repatriacji, ograniczył cele, na które może być wydatkowana dotacja, wyłącznie do kosztów bezpośrednio związanych z zapewnieniem repatriantom lokalu mieszkalnego. Jednocześnie Minister Finansów zobowiązał gminy do zwrotu niewykorzystanych zgodnie z tym celem środków do budżetu państwa. Tymczasem art. 21 ust. 3 wyraźnie stanowi, iż dotacja jest przeznaczona na dofinansowanie zadań własnych gminy. Mimo niezwłocznie podjętej przez prezesa URiC korespondencji w tej sprawie, stanowisko Ministra Finansów do dziś nie uległo zmianie.”</u>
<u xml:id="u-20.1" who="#ArkadyFiedler">Czy mógłbym prosić o komentarz?</u>
</div>
<div xml:id="div-21">
<u xml:id="u-21.0" who="#FranciszekStefaniuk">Chciałbym się odnieść do kwestii, która już była podnoszona, dlaczego jest tak zmalała liczba ubiegających się o repatriację oraz dlaczego w procesie ustawodawczym postawiono barierę terytorialną, ograniczając zasięg działania ustawy do obszarów azjatyckich byłego ZSRR? Otóż po upadku ZSRR powstał tam pogląd, że Polska jest krajem „mlekiem i miodem płynącym”. Pamiętam tę debatę, obawiano się wielkiego naporu chętnych, powstania problemów z tym związanych. Dlatego tak właśnie zdecydowano. Już po przyjeździe wielu rodzin do Polski, do kolejnych chętnych zaczęły docierać wiadomości bardziej realistyczne, że nie jest wcale tak łatwo, że integracja z nowym miejscem pobytu, to wielki wysiłek. W związku z tym, że w tej chwili jest tak, jak jest, chciałem zadać pytanie: czy w tej chwili jest sens dyskutować o usunięciu tej ustawowej bariery, co skutkowałoby tym, że mogliby się repatriować Polacy nie tylko z państw azjatyckich byłego ZSRR? Czy jest sens mówić na ten temat? Czy jest możliwy konsens w tej sprawie? Wiadomo, że gdy się obniża barierę, to są zwolennicy, ale i przeciwnicy, takiego rozwiązania. Jeśli się poprawia prawo, to lepiej, aby to było prawo dobre.</u>
</div>
<div xml:id="div-22">
<u xml:id="u-22.0" who="#WiesławTarka">Zakładając, że mówimy o zmianie ustawy i biorąc pod uwagę doświadczenia samorządów i wielkość środków, jakie budżet państwa może przekazać na ten cel, moja odpowiedź jest taka oto, że usuwanie tej bariery nie ma sensu. Jeśli spojrzymy na problem szerzej, jako na element polityki migracyjnej, w kontekście braku rąk do pracy, i jeśli założymy, że miałoby to być rozwiązanie mniej rygorystyczne, to wówczas można uznać, że taka dyskusja i takie zmiany miałyby sens.</u>
</div>
<div xml:id="div-23">
<u xml:id="u-23.0" who="#MateuszSora">Z tego, co pamiętam, a brałem udział w ostatnim etapie prac nad ustawą w Senacie, to właśnie stanowisko samorządów spowodowało, że środki z budżetu państwa są kierowane do samorządów. Ten mechanizm, że dotujemy samorządy i przedsiębiorców, pojawił się na wniosek przedstawicieli samorządów.</u>
<u xml:id="u-23.1" who="#MateuszSora">Jeśli chodzi o zakres pomocy, to należy pamiętać, że w toku prac nad ustawą dyskutowano o tym, jaki ma być minimalny zakres pomocy państwa. Wówczas brano pod uwagę założenie, że nie należy tworzyć jakichś dodatkowych preferencji dla pewnej kategorii polskich obywateli. Ustalono, że ta pomoc adresowana będzie do zapraszających podmiotów oraz przeznaczana na aktywizację zawodową. Ta ustawa zawiera tryb, w jakim można z tej pomocy korzystać. Natomiast ustawa nie jest w stanie każdego repatrianta „prowadzić za rękę” od momentu przyjazdu do „grobowej deski”. Tu olbrzymią rolę mają do odegrania organizacje pozarządowe, takie jak Stowarzyszenie „Wspólnota Polska”, Polska Akcja Humanitarna itp. Organizacje te korzystają ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego przeznaczonych właśnie na ten cel. To, co robi URiC, ogranicza się do przeprowadzenia procedury, wydania zgody na wizę repatriacyjną i przekazania zasiłków dla osób, które do Polski przyjechały. Natomiast jest cała sfera, której już nie prowadzi administracja. Jest to sfera, w którą powinny wkroczyć inne podmioty. Uwaga na temat tego, że należałoby rozważyć możliwość przekazywania środków z rezerwy celowej, przeznaczonej na pomoc repatriantom, organizacjom pozarządowym jest jak najbardziej słuszna.</u>
<u xml:id="u-23.2" who="#MateuszSora">Spadek liczby przybywających do Polski jest faktem. W pierwszej części wystąpienia starałem się wyjaśnić, z czego on wynika. M.in. taki był cel przekazania państwu posłom naszej pisemnej informacji. Jeśli chodzi o spór pomiędzy URiC a Ministerstwem Finansów, to on też jest faktem. Ministerstwo Finansów ma swoje stanowisko, które stara się egzekwować. Regionalne Izby Obrachunkowe przyjmują nasze stanowisko. Samorządy, które przeznaczą dotację na zadania własne, nie mają problemów z rozliczeniem. Wiele zależy od umów podpisywanych przez samorządy z wojewodami, na mocy których przekazywane są te środki. Zwracamy uwagę zarówno wojewodom, jak i samorządom na to, aby te umowy były możliwie jak najbardziej precyzyjne, by były określone cele, na które przeznacza się pieniądze. Wówczas nie ma najmniejszych problemów z rozliczeniem. Spór ten nie był rozstrzygany przez Prezesa Rady Ministrów. Spór ów nie jest na tyle ostry, by wymagał rozstrzygnięcia w tej chwili. Uznaliśmy jednak za zasadne wskazanie również i na taki aspekt spraw związanych z repatriacją.</u>
</div>
<div xml:id="div-24">
<u xml:id="u-24.0" who="#StanisławZadora">Pozwolę sobie zadać kilka pytań. Wcześniej jednak pragnę powiedzieć, że używanie zwrotu „stosunek sentymentalny” na określenie powrotu rodaków, szczególnie zesłańców, jest za mało precyzyjne. Wieszcz nam przypomniał o tych „wypędzanych w lutym, nad ranem” i pisał: „jeśli ja zapomnę o nich, to ty Boże, zapomnij o mnie”. Tak wieszcz nakazał nam zachować się w stosunku do potraktowanych nieludzko obywateli RP z tamtych czasów. Dyspozycja art. 52 Konstytucji RP wyraźnie wskazuje, że prawo powrotu, po ustaleniu pochodzenia i więzi z polskością, przysługuje każdemu Polakowi żyjącemu poza granicami Rzeczypospolitej. Gdy ustawa o repatriacji weszła w życie, były inne okoliczności niż dziś, nie byliśmy członkami UE, nie było zjawiska migracji, choć można było się spodziewać, że ono wystąpi.</u>
<u xml:id="u-24.1" who="#StanisławZadora">Skoro mamy rozpatrzyć stan realizacji tej konkretnej ustawy o repatriacji, to pragnę powiedzieć, że zauważam kilka barier. O ile dobrze pamiętam, to przepis ustawy stanowi, że wojewoda może samorządowi przekazać środki wówczas, gdy ów samorząd nie wybiera konkretnej osoby z bazy „Rodak”. Sądzę, że to jest bariera,. Drugą zaś jest przepis, który mówi, że ta możliwość nie dotyczy osób urodzonych po wejściu ustawy w życie. Nie rozumiem, czy jeśli ktoś ma dzieci urodzone po dacie wejścia w życie ustawy, to jest już poza możliwością repatriacji? To są dwa problemy, które wynikają z konkretnych przepisów ustawy. Ustawa o repatriacji powinna stanowić składnik polityki migracyjnej państwa. Jednak trudno chyba będzie, w związku z innym przepisem Konstytucyjnym, mówiącym o równości wszystkich obywateli wobec prawa, zachować przywileje dla zesłańców z azjatyckiej części byłego ZSRR, mimo że serce nakazuje, by tak właśnie było. To jest kwestia, która z pewnością wypłynie w trakcie prac.</u>
<u xml:id="u-24.2" who="#StanisławZadora">W kontekście tego, że z ustaw „polonijnych” doczekała się uchwalenia i wprowadzenia w życie tylko ustawa o repatriacji, mamy przed sobą do zrealizowania najważniejszą z ustaw, tę o Karcie Polaka. Jakich kryteriów używają konsulowie przy ustalaniu polskiego pochodzenia kandydata, czy to są kryteria genealogiczne, czy też są to deklaracje tych osób? Już pani poseł Joanna Fabisiak zauważyła, że są jakieś niejasności związane z procesem repatriacji, sugerujące nierówny dostęp do informacji osób potencjalnie zainteresowanych przyjazdem do Polski.</u>
</div>
<div xml:id="div-25">
<u xml:id="u-25.0" who="#WiesławTarka">Jeśli chodzi o kwestię dotacji dla rodzin anonimowych, to trzeba powiedzieć, że zdawano sobie sprawę z tego, że pewna grupa osób nie ma żadnych znajomości w Polsce, niczego sobie nie załatwi. Wprowadzono wiec taki mechanizm finansowania, aby osobom, które wystąpią z wnioskami o wizę repatriacyjną, a nie mają dokąd przyjechać, proponować warunki do osiedlania się. Wówczas było oczywiste, że będzie grupa osób, które wprawdzie uzyskają prawo przybycia do Polski w trybie repatriacji, ale nie będą miały dokąd przyjechać. Samorządy mogą liczyć na dotacje także w przypadku zaproszenia rodzin znanych sobie z imienia i nazwiska z tym, że taka dotacja jest znacznie mniejsza. Jest ona przeznaczona tylko na remont i adaptację mieszkania. O ile w przypadku zaproszenia rodzin anonimowych gmina może liczyć na dotacje w wysokości 100 tys. zł, to wówczas, gdy jest to rodzina wskazana przez gminę w uchwale, ta dotacja wynosi nieco powyżej 20 tys. zł.</u>
<u xml:id="u-25.1" who="#WiesławTarka">Data 1 stycznia 2001 r. nie dotyczyła dzieci repatriantów. Można wyobrazić sobie sytuację, że jakaś rodzina o polskich korzeniach nie repatriuje się do Polski, więc ktoś, kto się urodził po 1 stycznia 2001 r., nie przybył do Polski, nie nabył obywatelstwa polskiego, nie będzie mógł nabyć tego obywatelstwa w trybie repatriacji. Natomiast jeśli rodzice urodzili się przed 1 stycznia 2001 i przyjeżdżają z dziećmi urodzonymi po tej dacie, to dzieci te nabywają obywatelstwa polskiego, nie ma co do tego wątpliwości.</u>
</div>
<div xml:id="div-26">
<u xml:id="u-26.0" who="#MateuszSora">Pytano o kryteria, jakimi kierują się konsulowe w kwestii przyznania obywatelstwa polskiego. Są dwa główne kryteria. Obiektywne – mówimy o nim wówczas, gdy badamy, czy osoba aplikująca o wizę repatriacyjną jest w stanie dowieść, że jej przodkowie deklarowali polską narodowość, bądź byli obywatelami polskimi. Subiektywne – wynikające z oceny powstałej po rozmowie konsula z kandydatem. Ocena ta dotyczy tego, czy zainteresowany pielęgnuje polskie tradycje, czy nie. Nie trzeba zdawać żadnego egzaminu, by uzyskać wizę repatriacyjną, nawet nie trzeba znać języka polskiego. Większość przybywających osób nie zna go, bądź zna bardzo słabo.</u>
<u xml:id="u-26.1" who="#MateuszSora">Bez wątpienia łatwiejszy kontakt z placówkami konsularnymi mają osoby, które należą do polskich organizacji, biorą udział w uroczystościach organizowanych przez konsulów. Rzeczywiście tak jest, że najszybciej osiągają cel osoby bardziej przedsiębiorcze. To one korzystają z przepisów repatriacyjnych w pierwszej kolejności.</u>
</div>
<div xml:id="div-27">
<u xml:id="u-27.0" who="#StanisławZadora">Czy konsulowe korzystają z pośrednictwa duszpasterstw, aby docierać do osób polskiego pochodzenia, rozsianych po wsiach i małych miasteczkach? Skoro państwo szacują liczbę potencjalnych repatriantów na 10 tys. osób, a na wizę repatriacyjną oczekuje 2300 osób, to w jaki sposób konsulowe starają się dotrzeć do pozostałych potencjalnych repatriantów, którzy jeszcze nie wystąpili w sprawie repatriacji?</u>
</div>
<div xml:id="div-28">
<u xml:id="u-28.0" who="#MateuszSora">Pan przewodniczący poruszył odrębny problem pracy naszych misjonarzy w odległych zakątkach republik azjatyckich. Muszę powiedzieć, że wiele osób, które już przyjechały do Polski lub znajdują się w naszej bazie danych, zapewne nigdy by się tam nie znalazły, nie złożyły wniosku o wizę repatriacyjną, gdyby nie polski ksiądz czy nauczyciel. W większym nawet stopniu ta uwaga dotyczy polskich duchownych niż polskich nauczycieli, gdyż duchownych jest więcej. Mógłbym przytoczyć wiele przykładów na to, że księża pomagają wypełniać wnioski repatriacyjne, odszukiwać dokumenty. Podobnie czynią nauczyciele i konsule, którzy też często występują do archiwów o odszukanie dokumentów lub sugerują, żeby sami zainteresowani wystąpili o dokumenty rehabilitacyjne. Można powiedzieć, że gdyby nie działalność polskich duchownych na terytorium objętym ustawą, to liczba osób zainteresowanych przybyciem do Polski byłaby znacznie niższa. Trzeba pamiętać, że te polskie środowiska są już w dużej mierze wyeksploatowane, one nie są liczne. Świadomość narodowa wcale nie jest powszechna, nie jest wcale głęboka. Może znów narażę się pani poseł Joannie Fabisiak, ale przekonanie, że krynica polskości bije gdzieś tam, na Wschodzie, nie znajduje potwierdzenia w faktach. To poczucie identyfikacji z Polską i polskości jest bardzo słabe. Bardzo często jest tak, że istnieje świadomość polskiego pochodzenia, ale na pytanie, co to znaczy być Polakiem, a takie pytanie zadają konsule – zainteresowanym jest bardzo trudno odpowiedzieć. Rozmawiając o tym, wkraczamy w obszar właściwie nieopisany. W dawnym ZSRR często występują rodziny niepełne. W rodzinach, gdzie więzy pokrewieństwa są silne, polskość jest zwykle też silniejsza. Jeśli ktoś zna język polski, to dlatego, że np. babcia nauczyła go modlić się po polsku.</u>
</div>
<div xml:id="div-29">
<u xml:id="u-29.0" who="#AndrzejStelmachowski">Pozwólcie, państwo, że na początek szybko podam parę przykładów dotyczących sposobu postrzegania problemu repatriacji przez organizację pozarządową, którą reprezentuję. Przykład pierwszy: Moje stowarzyszenie poinformowało, że ofiarowujemy repatriantom budynek w Pułtusku. Jest to obiekt wzniesiony dość niedawno, ma 26 mieszkań. Odpowiedź była negatywna, gdyż burmistrz powiedział, że ma za dużo miejscowych bezrobotnych i nie chce widzieć żadnych repatriantów. Przy tym okazuje się, że mamy do czynienia z kompetencyjnym rozproszeniem. Mieszkania – to kompetencja gmin, praca – to kompetencja powiatu, a znów województwo, może realizować szersze programy. I oto mamy efekt – są mieszkania dla repatriantów i nic z tego nie wynika. Pułtusk leży w odległości 60 km od Warszawy, połowa jego mieszkańców dojeżdża do stolicy. Jednakże to już nie jest ten sam powiat i nie można repatriantom zorganizować pracy. Przykład kolejny – górnika z Kazachstanu. Przyjechał do Polski, przepracował 5 lat i poszedł na emeryturę. Pokazał mi decyzję emerytalną. Musiał wskazać 10 lat pracy. Wskazał więc na 5 lat, które przepracował w Polsce i na 5 lat, które miał przepracowane w Kazachstanie. Wynagrodzenie z Kazachstanu policzono jako zarobek zerowy, co wpłynęło na bardzo znaczące obniżenie świadczenia emerytalnego. U większości repatriantów emerytura w ogóle jest najniższa z możliwych, przy takim sposobie obliczania jej podstawy. Moim zdaniem, jako prawnika, jest to dyskryminacyjna interpretacja przepisów przez ZUS i przez resort. Skoro w ustawie jest mowa o tym, że zalicza się lata przepracowane za granicą, to czemu nie zalicza się wynagrodzenia? Nie uznaje się dokumentów z Kazachstanu, mówiąc, że nie ma żadnej umowy z Kazachstanem w tej sprawie. Zgoda, nie ma. Ale jeśli ktoś jest tak rygorystyczny, to powinien zaliczyć przynajmniej minimalną płacę, jaka jest w Polsce. Niestety, pisze się w tym wypadku „zero”. Nikt mnie nie przekona, że jest to prawidłowe wykorzystanie obowiązujących przepisów. Byłbym wdzięczny, gdyby Komisja zajęła się tą kwestią, bo przy obecnym stanie rzeczy, jeśli chodzi o emerytury, repatrianci są na z góry dyskryminującej pozycji. Przykład trzeci: Mieliśmy sprawę interwencyjną, jakaś gmina opolska chciała mieć dentystę. Znalazła się w Kazachstanie dentystka polskiego pochodzenia, która chciała pojechać w opolskie. I cóż się okazało? Natrafiliśmy na zaciekły opór izby lekarskiej w Opolu.</u>
<u xml:id="u-29.1" who="#AndrzejStelmachowski">Ku czemu zmierzam? Padło pytanie, dlaczego ogranicza się repatriację do terenów azjatyckich byłego ZSRR? Początkowo tak nie było. Okazało się jednak, że przyjeżdżali ludzie głównie z Ukrainy, jeździli po Polsce i sobie załatwiali w gminach mieszkania i pracę. Ze Lwowa bardzo łatwo jest przyjechać i równie łatwo wrócić, to niedaleko. Z Kazachstanu jest kilka tysięcy kilometrów do Polski, jest więc dużo trudniej. Dlatego, aby nie zabierać tej szansy osobom zamieszkałym np. w Kazachstanie, zdecydowano, że będą one miały pierwszeństwo w staraniach o powrót do Polski. „Miód mi kapie na serce”, gdy słyszę, jak minister Wiesław Tarka mówi, że ustawa będzie miała szerszy zasięg oddziaływania, że wszyscy będą mogli próbować przyjechać do kraju w trybie repatriacji. Owszem, tak, ale moim zdaniem, nie może to być akcja wyłącznie samorządów. To nie jest sprawa lokalna, a rządowa. Przywołuję tu przykład repatriacji z 1957 r., za rządów Władysława Gomułki. Wówczas w trybie repatriacji przyjechało 270 tys. osób. I „wchłonęło się” tych ludzi. Nie było katastrofy, a Polska była w znacznie gorszej sytuacji ekonomicznej. Wówczas jednak było to zadanie rządu, wojewodów, a nie gmin. Moim zdaniem, jeśli ta akcja teraz ma być udana, to również tylko w przypadku, gdy będzie to zadanie rządu. Samorząd może być włączany na zasadzie zadań zleconych, tak jak i organizacje pozarządowe.</u>
<u xml:id="u-29.2" who="#AndrzejStelmachowski">Jednej rzeczy mi żal: udanych eksperymentów. Był taki, gdy minister Liberadzki był ministrem transportu. Zgodził się on przyjąć do średnich szkół kolejowych pewną liczbę młodych ludzi z Kazachstanu. Okazało się, że potem tylko dwóch z nich tam wróciło, ale za to mieli zawód. Reszta tych osób nie tylko że została w Polsce, że się zintegrowała. Ludzie ci ściągnęli też rodziny. Postawienie na młodych ludzi, nie tylko studentów, byłoby słuszne. Jednakże wówczas wystąpił zaciekły opór ze strony Ministerstwa Edukacji Narodowej. Nie chciało zgodzić się na przyjazd małoletnich, mnożono pytania o odpowiedzialność za ich bezpieczeństwo itd. Tak, jakby młodzi ludzie nie jeździli do internatów w całej Europie, i to w młodszym wieku.</u>
<u xml:id="u-29.3" who="#AndrzejStelmachowski">Pewne sprawy, jak choćby te emerytury, jak rozdział kompetencji, są do załatwienia „od ręki”. Sprawy poważniejszej natury są do załatwienia w nowej ustawie, nad którą się pracuje. Ja również pytałem konsulów, na czym polegają rozmowy kwalifikacyjne z kandydatami do repatriacji. Odpowiedź była zabawna, ale charakterystyczna. Otóż konsul mi powiedział: zapytałem starszą panią, co robi, kiedy jej coś zginie. Odpowiedziała: modlę się do świętego Antoniego. I to mi wystarczyło”. Żaden Rosjanin w takiej sytuacji do świętego Antoniego by się nie modlił. Jak widać, przy pewnej dozie roztropności można wyłowić kogoś, kto ma polskie korzenie, nawet jeśli już trochę zapomniał języka polskiego. Placówki konsularne robią bardzo wiele. Trzeba jednak pamiętać, że są takie kraje, jak Turkmenistan, gdzie w ogóle nie ma polskiej placówki. Aby przyjechać do Polski osoba repatriująca się musi uzyskać wizę wyjazdową turkmeńską, wizę ukraińską, bo najbliższa polska placówka jest w Kijowie, i dopiero w Kijowie można uzyskać wizę do Polski. Z tym wiąże się wiele problemów organizacyjnych. Jestem wdzięczny Komisji, że zajęła się kwestią repatriacji i to w momencie, gdy jest robiony wysiłek, by nadać repatriacji nowy impuls. Jednakże pierwszą rzeczą jest zaspokojenie oczekiwań tych 2300 osób, które otrzymały promesę wizy. Ale, powtarzam, to jest sprawa rządu, a nie gmin.</u>
</div>
<div xml:id="div-30">
<u xml:id="u-30.0" who="#JoannaFabisiak">Panie dyrektorze, źle pan pojmuje moje uwagi. Nawet, jeśli są krytyczne, to uważam, że jesteśmy po tej samej stronie, tzn. oboje chcemy, żeby było lepiej. Nie rozumiem tego pańskiego nieco ironicznego stwierdzenia o krynicy polskości. Ta polskość jest. Niestety, są też zjawiska, o których mówił prof. Andrzej Stelmachowski. Do tego trzeba też dodać pewien aspekt dotyczący korupcji. Łapówkarstwo jest powszechne. Ludzie, chcąc wyjechać, muszą się „opłacać”, aby wejść na drogę wiodącą ku repatriacji. Mówili mi to sami repatrianci.</u>
<u xml:id="u-30.1" who="#JoannaFabisiak">Proponuję zorganizowanie seminarium lub konferencji poświęconej problemom repatriacji. W spotkaniu tym powinno uczestniczyć MSWiA, a także samorządy różnych szczebli, dla których to zadanie jest zadaniem zleconym. Realizują je najlepiej, jak potrafią. Jednakże potrzebne jest systemowe rozwiązanie, właśnie ze względu na to rozbicie kompetencyjne. Powinny też być zaproszone organizacje polonijne, które wystawiają opinie. Przyjrzyjmy się repatriacji, jak ona wygląda teraz, bo to pomoże nam usprawnić drogę powrotu Polaków do starej ojczyzny. Chodzi mi o to, abyśmy już nigdy nie mieli podstaw, by mówić, że to jest polityka dyskryminacyjna, a tak jednak jest w tej chwili. Proszę przyjrzeć się polityce w tej mierze innych krajów, ich trosce o obywateli mieszkających poza granicami kraju, ich dużo prostszej procedurze repatriacyjnej. Powinniśmy przeanalizować te problemy dogłębnie, a nie tylko powierzchownie zapoznawać się z nimi.</u>
</div>
<div xml:id="div-31">
<u xml:id="u-31.0" who="#StanisławZadora">Proszę państwa prowadzących sekretariat Komisji o zanotowanie propozycji pani poseł Joanny Fabisiak.</u>
</div>
<div xml:id="div-32">
<u xml:id="u-32.0" who="#WiesławTurzański">Wprawdzie instytucja, którą mam zaszczyt reprezentować, nie uczestniczy bezpośrednio w repatriacji, ewentualnie o tyle, że może mieć obowiązek pomocy w nauczaniu języka, w umożliwianiu dostępu osobom polskiego pochodzenia do polskiej kultury, przed wyjazdem repatriantów. Losy moje sprawiły, że sporo czasu spędziłem, poświęcając się sprawom repatriacyjnym w instytucji samorządowej w Warszawie, która chyba robi najwięcej, jeśli chodzi o przyjmowanie repatriantów.</u>
<u xml:id="u-32.1" who="#WiesławTurzański">Zgadzam się z wypowiedzią prof. Andrzeja Stelmachowskiego na temat funkcjonowania ustawy. Życie zweryfikowało pomysł, że to samorządy przejmą na siebie sprawy repatriacji. Nie dziwi mnie nastawienie burmistrzów, których mandat pochodzi w wyboru. Nie przyjmą oni nawet jednej rodziny, mając kolejkę bezrobotnych, kolejkę do lokali komunalnych. Jeśli z poziomu administracji państwowej nie spojrzymy na te problemy i nie będziemy się starali ich rozwiązać, to nie ruszymy do przodu. Etap, gdy pojawiał się ten sentyment, już minął. Dzisiaj, w radach gmin nie ma osób, które doznały wywózek, i które często optowały za przyjmowaniem repatriantów. Młodzi samorządowcy są dalecy od tej problematyki, i sądzę, że samorządy samodzielnie, bez inspiracji z poziomu rządowego, po prostu niczego nie zrobią. Sądzę, że pomysł zorganizowania seminarium, a i sama dzisiejsza dyskusja świadczą o tym, że jest jeszcze chęć i wola poprawy stanu rzeczy.</u>
<u xml:id="u-32.2" who="#WiesławTurzański">Życie i kwestie ekonomiczne zweryfikowały pogląd mówiący o rzeszach chętnych do repatriacji. W większości krajów na Wschodzie sytuacja się ustabilizowała. Osobiście jestem za otwarciem dostępu wszystkim, którzy chcą się repatriować. To uprawnienie wynika z przepisów konstytucyjnych. Mam jednak świadomość, że w przypadkach jednostkowych nie zawsze to jest możliwe. Sam niejednokrotnie tłumaczyłem, dlaczego ta czy inna osoba nie może skorzystać z dobrodziejstwa repatriacji, choć osobiście z daną osobą się solidaryzowałem i uważałem, że ma do tego prawo. Nie będzie w tej chwili, zwłaszcza w kontekście problemów migracyjnych, o których już tu była mowa, problemów ze szczególnym natłokiem repatriantów. Warto spojrzeć na przykład Niemiec, gdzie też można było zaobserwować słabe punkty masowej repatriacji. Te doświadczenia mogą być dla nas przydatne i poprawić nasze nastawienie.</u>
<u xml:id="u-32.3" who="#WiesławTurzański">Sądzę, że słabym punktem funkcjonującej dziś ustawy jest kwestia adaptacji i bardzo lakoniczny przepis w ustawie, mówiący o warunkach osiedlenia. Wiele naprawdę zależy od wyobraźni i orientacji lokalnego samorządu. Uważam, że ustawowy przepis dotyczący nauki języka jest niewystarczający, a niekiedy dyskryminujący. Jeśli bowiem członkiem rodziny repatrianta jest osoba niepolskiego pochodzenia, to nie ma ona prawa do uczestniczenia w tym kursie. Jeśli nie uda nam się w tym nowym rozwiązaniu stworzyć pewnego programu adaptacyjnego, i to na poziomie rządowym, to realizacja zadania będzie trudna. Życie pokazuje, że spora część repatriantów doskonale potrafi samodzielnie zaadaptować się. Niestety, nie wszyscy. Są osoby, które nawet po tym pierwszym roku ustawowej ochrony ze strony gminy pozostają ze swoimi nierozwiązanymi problemami, po prostu sobie nie radzą. Wiem, że jeśli do pewnego momentu repatriantów nie poprowadzi się „za rękę” – a na to musi być pewien pomysł systemowy – to po prostu to się nie uda. Dlatego uważam, że kluczowy będzie pomysł na adaptację, która wsparłaby program repatriacji.</u>
</div>
<div xml:id="div-33">
<u xml:id="u-33.0" who="#MateuszSora">Prosiłbym o rozważenie, czy nie byłoby zasadne, aby ta konferencja była poświęcona nie repatriacji ogólnie, jako problemowi, lecz raczej problemom adaptacyjnym repatriantów i pomocy tym osobom. Obawiam się, że jeśli będzie ona poświęcona ogólnie problemowi repatriacji, to pogubią się nam najważniejsze kwestie. A problemy, które ujawniają się, szczególnie po wysłuchaniu ostatnich wypowiedzi, to sprawa pomocy repatriantom po przyjeździe, kwestia ich bezpieczeństwa socjalnego i odpowiedź na pytanie, jaki miałby być w tym udział państwa oraz jaką rolę przewidujemy dla organizacji pozarządowych, a także dla innych podmiotów. Sądzę, że wówczas ta konferencja mogłaby nas doprowadzić do pewnych ustaleń. Podczas prac nad ustawą o repatriacji zastanawiano się nad tym, jaki powinien być poziom minimum pomocy ze strony państwa dla pewnej grupy obywateli.</u>
<u xml:id="u-33.1" who="#MateuszSora">Sprawa rozczłonkowania kompetencji, o której wspomniał prof. Andrzej Stelmachowski, wynika po prostu z podziału kompetencji pomiędzy różne szczeble samorządu.</u>
</div>
<div xml:id="div-34">
<u xml:id="u-34.0" who="#JoannaFabisiak">Zgadzam się z panem dyrektorem, że należy doprecyzować temat konferencji. Pierwszy temat – to problem adaptacji repatriantów, to kwestia uporządkowania kwestii adaptacyjnych już po przyjeździe repatrianta. Druga kwestia – to sprawa informacji, nawet pewnej zachęty, tworzenia atmosfery przyjaźni, w której ci ludzie dokonywaliby wyboru. Zatem, ta konferencja czy też seminarium powinno dotyczyć dwóch kwestii: tego, co przed i tego, co po. Podkreślam – przed też.</u>
</div>
<div xml:id="div-35">
<u xml:id="u-35.0" who="#SzczepanSkomra">Pomysł konferencji jest dobry, ale nie ma ona takiej mocy sprawczej. Pragnę zaproponować, aby w sprawie, o której mówimy, Komisja wystosowała dezyderat do rządu. Mamy tu dużo praktycznych wniosków. Prezydium Komisji na przyszłe posiedzenie mogłoby przygotować projekt dezyderatu, który byśmy przyjęli. To byłoby konkretne działanie Komisji w tej sprawie. Uważam, że dezyderat powinien poprzedzać planowane seminarium.</u>
</div>
<div xml:id="div-36">
<u xml:id="u-36.0" who="#StanisławZadora">Rozważymy tę propozycję, panie pośle. Wobec wyczerpania punktu pierwszego posiedzenia, zamykam go. Przechodzimy do pkt. 2. Czy są jakieś kwestie, które chcieliby państwo posłowie poruszyć w sprawach bieżących?</u>
</div>
<div xml:id="div-37">
<u xml:id="u-37.0" who="#JoannaFabisiak">Chciałam zaproponować rozważenie przez państwa posłów, indywidualnie lub jako Komisja, możliwości spotkania się z grupą nauczycieli i młodzieży argentyńskiej. W okresie świąt przyjeżdża do Polski grupa nauczycieli i pozostanie jeszcze kilka dni po świętach.</u>
<u xml:id="u-37.1" who="#JoannaFabisiak">Gdybyście państwo zechcieli odbyć takie spotkanie, byłoby ono z pewnością dla tych osób wielkim wyróżnieniem.</u>
</div>
<div xml:id="div-38">
<u xml:id="u-38.0" who="#StanisławZadora">Rozważymy także tę propozycję. Proszę Sekretariat o zanotowanie tej kwestii oraz propozycji zorganizowania seminarium i przygotowania dezyderatu.</u>
<u xml:id="u-38.1" who="#StanisławZadora">Wyczerpaliśmy porządek dzienny dzisiejszych obrad. Zamykam posiedzenie Komisji.</u>
</div>
</body>
</text>
</TEI>
</teiCorpus>