text_structure.xml
187 KB
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79
80
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
98
99
100
101
102
103
104
105
106
107
108
109
110
111
112
113
114
115
116
117
118
119
120
121
<?xml version='1.0' encoding='utf-8'?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
<xi:include href="PPC_header.xml" />
<TEI>
<xi:include href="header.xml" />
<text>
<body>
<div xml:id="div-1">
<u xml:id="u-1.0" who="#ZbigniewKaniewski">Otwieram posiedzenie. Witam wszystkich. Proponuję, aby po moim krótkim wprowadzeniu informacje dotyczące oceny stanu i perspektyw sytuacji finansowej przedsiębiorstw przedstawili: wicepremier Jerzy Hausner, minister finansów Andrzej Raczko oraz wiceprezes NBP Andrzej Bratkowski, a także przedstawiciel Krajowej Izby Gospodarczej dr Mieczysław Bąk. Po tych wystąpieniach przewidujemy dyskusję. Do wynikłych z dyskusji pytań, uwag, wątpliwości i propozycji odniosą się przedstawiciele rządu obecni na dzisiejszym posiedzeniu. Następnie spróbujemy podsumować przebieg dyskusji, przyjąć końcowe wnioski. Czy do porządku tej części posiedzenia mają państwo uwagi? Uwag nie ma. Zatem przyjęliśmy go i przystępujemy do jego realizacji. Na początek kilka słów z mojej strony. Wyniki gospodarcze zanotowane w pierwszych miesiącach 2003 roku wskazują, że gospodarka polska nie powróciła jeszcze na ścieżką, szybkiego wzrostu gospodarczego, chociaż proces ten został już zapoczątkowany. Oznacza to, że nie zostały w pełni przezwyciężone negatywne tendencje obserwowane w roku 2001 i w I połowie roku 2002, których przyczyny to m.in.: wyraźnie gorsza od oczekiwań koniunktura w gospodarce światowej, zbyt restrykcyjna polityka pieniężna oraz opóźnienia i zaniechania w przebudowie gospodarki na szczeblu mikroekonomicznym. Wynikiem tych negatywnych tendencji jest przede wszystkim zła koniunktura w budownictwie, spadek nakładów inwestycyjnych oraz zmniejszanie się przeciętnej liczby zatrudnionych w gospodarce, co w konsekwencji wpływa na poziom ubóstwa. Nie oznacza to jednak, że w obecnych tendencjach gospodarczych nie można dostrzec elementów, które stwarzają nadzieję na przyśpieszenie wzrostu gospodarczego. Bez wątpienia należą do nich: niska inflacja oraz bezpieczny poziom deficytu na rachunkach bieżących. Poza tym na uwagę zasługują poprawa koniunktury w przemyśle oraz dobre wyniki eksportu. Czynniki te zapewne przyczyniają się do przyśpieszenia tempa wzrostu PKB. Jednakże wzmocnienie tych pozytywnych tendencji wymaga intensyfikacji reform strukturalnych, jak również przeprowadzenia dalszych zmian, w tym przede wszystkim w obszarze finansów publicznych, i otoczenia prawnego funkcjonowania przedsiębiorstw. W ramach programu „Przedsiębiorczość - Rozwój - Praca” rząd skierował do parlamentu 72 ustawy. Z tej liczby 68 ustaw zostało już uchwalonych. Zdecydowana większość tych ustaw była przedmiotem prac Komisji Nadzwyczajnej do rozpatrzenia projektów związanych z programem rządowym „Przedsiębiorczość - Rozwój - Praca”. W wyniku działań naszej Komisji i całego parlamentu poprawiliśmy warunki prawne i otoczenie prawne funkcjonowania przedsiębiorstw. Znamy państwa poglądy i opinie w tej sprawie. Do części z tych propozycji odnoszą się państwo pozytywnie, do części zaś są propozycje korekt. Niezależnie od tego, co do tej pory w tej sprawie zrobił parlament, państwo oczekują i od rządu, i od parlamentu przygotowania i przeprowadzenia daleko idących głębszych zmian w otoczeniu prawnym funkcjonowania podmiotów gospodarczych. Zapewne dzisiaj rząd poinformuje o swoich zamiarach w tym zakresie. Chcę też powiedzieć, że Komisja Nadzwyczajna jest gotowa do podjęcia dalszych prac nad pakietem nr II programu „Przedsiębiorczość - Rozwój - Praca”, który został przygotowany przez rząd. Mam nadzieję, że propozycje wynikające z tych rozwiązań będą w znacznej części odpowiedzią na dalsze państwa oczekiwania. Co nie pozwala efektywniej pracować polskim przedsiębiorcom? Być może są to wysokie podatki, jak podkreśla Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych czy Business Center Club. Na pewno istotne są wysokie koszty pracy. Ale jak wynika z badań opinii społecznej, przygotowanych na podstawie państwa poglądów i opinii, te dwie sprawy są ważne, ale wymieniane są na dalszych miejscach. Na początku listy wymienia się: utrudniony dostęp do kredytów bankowych, zadłużenie przedsiębiorstw i zatory płatnicze.</u>
<u xml:id="u-1.1" who="#ZbigniewKaniewski">Zwłaszcza te ostatnie dwa czynniki powodują zapętlenie się systemu finansowego w gospodarce oraz tysiące bankructw. To jest powodem, że państwa poglądy i opinie na temat I pakietu programu „Przedsiębiorczość - Rozwój - Praca” charakteryzuje większa rezerwa po jego uchwaleniu, niż miało to miejsce przed jego przedłożeniem przez rząd i skierowaniem do Sejmu. Wówczas towarzyszyły tym propozycjom wielkie oczekiwania i nadzieje. Szacuje się, że zadłużenie, niedostateczna dostępność kredytów bankowych i zatory płatnicze powodują wspomniane już zapętlenie systemu finansowego w gospodarce oraz ogromną liczbę bankructw przedsiębiorstw. Szacuje się, że wartość uwięzionych w nich środków sięga kilkudziesięciu miliardów złotych. Ta wielkość ma ogromne znaczenie dla funkcjonowania podmiotów, które mają kłopoty z pozyskaniem pieniędzy na sfinansowanie obrotu i inwestycji. Jest to kwota, która spływając regularnie na konta, byłaby w stanie pobudzić przedsiębiorczość, obniżyć koszty produkcji i przede wszystkim wydatnie zmniejszyć liczbę upadłości. Jest to też wielkość porównywalna z liczącymi 55 mld zł aktywami podmiotów umiejscowionymi w bankach. Tymczasem udział kredytów bankowych w nakładach inwestycyjnych przedsiębiorstw, ale także i na cele obrotowe wynosi zaledwie 17%. W tym też należy upatrywać słabości polskich przedsiębiorstw i równocześnie polskiej gospodarki. Tymczasem w krajach Unii Europejskiej 70–80% tych nakładów obsługiwanych jest kredytami bankowymi. Gdy uwzględnimy fakt, że statystyczna rentowność polskiego przedsiębiorstwa to 0,45% , a unijnego - około 10%, ukazuje nam się rzeczywisty obraz sytuacji, wielkość problemów, które muszą pokonywać polscy przedsiębiorcy. Są one powodem tego, że część polskich firm nie jest zdolna do szybkiej ekspansji i pełnej konkurencji z podmiotami zagranicznymi zarówno na rynku krajowym, jak i międzynarodowym. Powróćmy jednak do kwestii zatorów płatniczych. W 2001 roku średni czas regulacji zobowiązań krótkoterminowych między przedsiębiorstwami wyniósł 96 dni i był taki sam jak w 2000 roku. Przyjrzenie się temu, co dzieje się w poszczególnych branżach, przyprawić może o zawrót głowy. Choćby górnictwo i kopalnictwo, gdzie pieniądz idzie do dostawcy 216 dni. W innych sektorach nie dzieje się lepiej. W pośrednictwie finansowym pieniądz krąży 221 dni, w transporcie 110 dni, w budownictwie, hotelarstwie, restauracjach 105 dni, w przetwórstwie przemysłowym 100 dni. Nic zatem dziwnego, że przedsiębiorstwa, które muszą czekać tak długo na pieniądze i tym samym kredytować odbiorców, mają niską płynność finansową. Tu też tkwi jedna z tajemnic niskiej mobilności polskich przedsiębiorców. Zatem walka z zatorami płatniczymi, poprawa ściągalności zobowiązań stanowi podstawowy warunek przyśpieszenia w gospodarce. Sprawdza się stara maksyma, że czas to pieniądz. Im szybciej pieniądz krąży w gospodarce, tym większy zysk. Ta prawda jednak „legła w gruzach”. Nie chcę przez to powiedzieć, że wcześniej zatorów nie było, ale w jakiejś części potrafiono sobie z nimi lepiej radzić. Teraz sądy zupełnie nie nadążają z rozpatrywaniem spraw, niesprawne stały się inne mechanizmy regulacji przepływu pieniądza.</u>
<u xml:id="u-1.2" who="#ZbigniewKaniewski">Wielu przedsiębiorcom dla wyegzekwowania należności od opornego płatnika pozostaje wynajęcie „silnych drabów”. Na takich podstawach nie da oprzeć się gospodarki zmierzającej do Unii Europejskiej. Dlatego z nadzieją przyjmujemy zapowiedź rządowej ustawy o terminach zapłaty. Może sprawi ona, że przedsiębiorcy będą mogli spokojnie zasypiać i obudzić się bez lęku o to, że zabraknie im pieniędzy na płace i że komornik zajmie ich konta. Teraz bowiem oni sami zalegają z płatnościami, gdyż odbiorcy nie płacą rachunków. Pewną rolę w obecnym stanie rzeczy odgrywają również banki. Ze statystyki bankowej wyłania się niewesoły obraz. Wspominałem już o 17-procentowym udziale kredytu bankowego w rozwoju firm i w środkach obrotowych. Mimo nadpłynności występującej w sektorze trudno jest uzyskać kredyt polskiemu przedsiębiorcy. Niektórzy dopatrują się przyczyn tego stanu w fakcie, że ponad 70% polskich banków znalazło się w rękach obcego kapitału, który w ten sposób może wpływać na konkurencyjność naszych podmiotów. Występuje to w sytuacji, gdy banki te obracają środkami m.in. z lokat polskich klientów. Inny jeszcze problem to wysokie oprocentowanie kredytu w bankach, sięgające kilkunastu procent w skali roku. Po przeprowadzeniu symulacji finansowej w przedsiębiorstwie często dochodzi się do stwierdzenia, że nie będzie ono w stanie obsłużyć takiego kredytu, bowiem po prostu na niego nie zarobi. Z drugiej strony uderza niskie oprocentowanie lokat i aktywów przedsiębiorstw, z czego przedsiębiorstwa oczywiście zadowolone nie są. Trzeba też stwierdzić, że oprocentowanie kredytów jest w wyraźnej dysproporcji do wysokości podstawowych stóp procentowych NBP. Utrzymywanie przez lata wysokich stóp procentowych przez NBP konserwowało także zachowania banków. Obecna realna stopa procentowa NBP sięga 4,85% . Czy ten poziom może satysfakcjonować? Przychodzą na myśl zachowania Europejskiego Banku Centralnego czy amerykańskiego Banku Federalnego. Dla ratowania gospodarki decydowały się one na obniżenie podstawowej stopy procentowej do granic inflacji - w przypadku banku unijnego, i do około 1,5% poniżej inflacji - w przypadku amerykańskiego. Może warto byłoby powrócić do doświadczeń z tamtych rejonów? Tymczasem fakty dotyczące finansów przedsiębiorstw są wymowne i ich przyczyn nie należy szukać tylko i wyłącznie po stronie przedsiębiorstw, ale również po stronie sektora bankowego. Na koniec maja br. zadłużenie przedsiębiorstw w sektorze finansowym sięgało 131 mld zł wobec liczącego 225 mld zadłużenia sektora niefinansowego, z tego 34 mld zł to kredyty zagrożone, w tym 15 mld to kredyty uznane za stracone. Te wielkości należałoby powiększyć o 5 mld zł odsetek. To duże pieniądze w stosunku do udzielonych kredytów. Dodajmy do tego jeszcze zadłużenie zagranicznych polskich przedsiębiorstw, sięgające na koniec I kwartału br. kwoty 41 mld dolarów. Na pewno trzeba poddać wnikliwej analizie przyczyny tego stanu. Ile winy leży po stronie przedsiębiorstw, ile po stronie nieostrożnych banków, na ile zaś jest to niezawinione przez nikogo. Warto byłoby sporządzić podobną analizę strat poniesionych przez przedsiębiorstwa, będących następstwem znacznych utrudnień kredytowych dotykających niektórych sektorów polskiej gospodarki. Często słyszą o nich posłowie na posiedzeniach komisji, a także na spotkaniach z przedsiębiorcami. Warto przyjrzeć się też strukturze udzielania kredytów. Słychać narzekania części przedsiębiorców, że banki odmawiają kredytu na dobrze prosperujący interes tylko dlatego, że polska firma może stanowić realne zagrożenie dla firm pochodzących z kraju, z którego wywodzi się inwestor banku. Warto byłoby zbadać te sygnały, sprawdzić, jak jest naprawdę. Dlaczego na przykład kredyty na cele rolnicze sięgają tylko 3 mld zł? Zapewne nie ułatwia to rozwiązywania problemów sektora rolnego.</u>
<u xml:id="u-1.3" who="#ZbigniewKaniewski">Ostatnio rolnicy-hodowcy sygnalizują odmowę kredytowania np. hodowli drobiu mimo wyraźnej koniunktury na rynku krajowym i międzynarodowym. Jakie są powody takich postaw? Czas, jak sądzę, zamknąć tę puszkę Pandory, pełną niejasności, problemów określonych i niedookreślonych, pretensji przedsiębiorstw pod adresem sektora bankowego i odwrotnie. Sektor bankowy powinien współpracować z przedsiębiorstwami. Tego wymaga interes strategiczny naszej gospodarki, która za 10 miesięcy znajdzie się w strukturach unijnych. Bez zmiany w zasygnalizowanej tu problematyce trudno będzie nawiązać partnerską rywalizację z krajami Unii Europejskiej. Bo nawet jeśli rząd i Sejm dostarczą polskim firmom odpowiednie ustawy, poprawią otoczenie prawne funkcjonowania przedsiębiorstw, ograniczą podatki, w sytuacji gdy przedsiębiorstwa będą mogły tylko liczyć na własne środki, a banki z dystansem będą podchodzić do rozwiązywania tych problemów, trudno będzie nam dokonać znacznego przyśpieszenia wzrostu gospodarczego i PKB. I na koniec jeszcze jedna uwaga. Rząd przedłożył, a parlament przyjął ustawy oddłużeniowe przygotowane przez byłego ministra finansów, pana Grzegorza Kołodkę. Przedsiębiorcy z tymi aktami prawnymi wiązali spore nadzieje. Dzisiaj jesteśmy w fazie realizacji tych ustaw. Problem polega na tym, że coraz częściej, gdy już zbliżamy się do rozwiązania niektórych kwestii wynikających z zapisów ustawowych, przedsiębiorcy sygnalizują, że mogą nie wykonać zadań zawartych w tych ustawach. Pod koniec marca br., przyjęliśmy rozwiązanie, że przedłużamy termin uregulowania należności w stosunku do ZUS do listopada. Dzisiaj otrzymujemy sygnały, że najlepiej byłoby gdyby, ZUS miał upoważnienie ustawowe do indywidualnego rozwiązywania okresu spłat tych zobowiązań. Część przedsiębiorców sygnalizuje, że liczyła na to, iż spełni wymagania określone w tej ustawie. Dzisiaj jednak, na skutek skomplikowania procesów gospodarczych, może się okazać, że nie wykonają tego zadania. I cały zamiar w odniesieniu do sporej grupy przedsiębiorców spali na panewce. Po prostu nie zrealizują oni tych zobowiązań. Warto byłoby się nad tym zastanowić. Panie premierze, panowie ministrowie, panowie i panie państwo posłowie. To tylko niektóre z problemów, z którymi Komisja się spotyka. Pewne kwestie celowo przejaskrawiłem. Na spotkaniach z przedsiębiorcami nie jesteśmy oszczędzani. Są ogromne oczekiwania. Jeżeli ma ulec przyśpieszeniu wzrost gospodarczy, to musi zajść wiele pozytywnych zmian, zwłaszcza jeżeli chodzi o otoczenie, w jakim funkcjonują podmioty gospodarcze. Komisja ma nadzieję, że na dzisiejszym posiedzeniu merytoryczne uwagi przełożą się na propozycje konkretnych rozwiązań, które powinny służyć poprawie sytuacji gospodarczej i naprawie naszego państwa. Teraz chciałbym prosić o zabranie głosu wicepremiera Jerzego Hausnera.</u>
<u xml:id="u-1.4" who="#ZbigniewKaniewski">Wicepremier, minister gospodarki, pracy i polityki społecznej Jerzy Hausner : Cieszę się, że doszło do tego spotkania, które jest wyrazem dużej aktywności, i to nie tylko legislacyjnej, ale także programowej, Komisji Nadzwyczajnej, której przewodniczy pan poseł Zbigniew Kaniewski. Komisja ta bardzo sprawnie i bardzo skutecznie, w atmosferze poszukiwania możliwie najlepszych rozwiązań dla polskich przedsiębiorców, dla polskiej gospodarki, przeprowadziła już wiele istotnych zmian regulacyjnych. Poza jedną kwestią, tą, o której wspomniał pan poseł Zbigniew Kaniewski na końcu wystąpienia, zgadzam się z przedstawionym tutaj obrazem problemów. Nie będę zajmował się pogłębianiem analizy tych zjawisk, powiem raczej o tym, co w polityce gospodarczej rządu ma być odpowiedzią na te problemy, przy czym, rozumiem, że oprócz mnie będzie występował minister finansów, pan Andrzej Raczko. Poda on z pewnością więcej konkretów, szczególnie gdy dotyczyć to będzie rozwiązań związanych z systemem bankowym, systemem finansowym, bo to główna domena pana ministra. Chcę także zasygnalizować, że z uwagi na moje liczne obowiązki mogę być z państwem do godz. 11.25, gdyż o godz. 11.30 mam spotkanie u siebie, w ministerstwie. Ma wziąć w nim udział również pan minister Andrzej Raczko. Natomiast są ze mną dwie osoby kluczowe w moim ministerstwie dla poruszanej dziś problematyki - pani minister Małgorzata Okońska-Zaremba i pani minister Irena Herbst. Obydwie panie odniosą się do państwa wypowiedzi. Wystąpienia te zostaną mi szczegółowo zrelacjonowane. Chcę podkreślić, że jako resort bardzo poważnie traktujemy to dzisiejsze spotkanie. Najpierw chciałbym wspomnieć o pewnych ogólnych sprawach z zakresu polityki gospodarczej, później bardziej szczegółowo powiem o tym, co z tego wynika dla sytuacji finansowej przedsiębiorstw i jakie tutaj działania chciałbym, by zostały podjęte. Ta ogólna prezentacja jest potrzebna, bo mam wrażenie, że ciągle jest wiele niejasności. Pojawiają się pytania o to, czy rząd ma program, jaki to jest program, czy elementy tego programu są spójne. Otóż w polityce gospodarczej rządu - a odpowiadam w tej chwili za koordynację tej polityki - chciałbym, aby wyraźnie były wyeksponowane cztery segmenty. Segment pierwszy to segment działań prowzrostowych, podejmowanych szczególnie w roku bieżącym i w roku przyszłym. Segment, w którym chodzi o takie inicjatywy, które doprowadzą do osiągnięcia 5-procentowego wzrostu PKB w roku 2004. Chodzi też o to - i to dotyczy także innych segmentów polityki gospodarczej - by oznaczało to nie jednorazowy „skok” w górę, ale trwałą tendencję. Pragniemy, aby od 2004 roku można było mówić o tym, że ponownie Polska gospodarka jest na ścieżce trwałego, wysokiego wzrostu gospodarczego. Te działania prowzrostowe, które zostały zapisane w dokumencie już przyjętym przez rząd, a „Plan działań prowzrostowych na lata 2003-2004” (będący obowiązującym już dokumentem programowym) jest zorientowany na ożywienie gospodarki, na pobudzenie przedsiębiorczości w taki sposób, aby uzyskać wzrost konkurencyjności krajowych przedsiębiorstw, opierający się na ich możliwościach eksportowych, ale przede wszystkim charakteryzujący się wzrostem nakładów inwestycyjnych.</u>
<u xml:id="u-1.5" who="#ZbigniewKaniewski">Kolejny cel to tworzenie miejsc pracy. Chodzi o odwrócenie trendu wzrostowego bezrobocia już w roku 2003, a następnie o doprowadzenie do odczuwalnego spadku bezrobocia w latach 2004–2005, i to w warunkach wyżu absolwenckiego. Podkreślam, że nie chodzi tylko o stopę bezrobocia, chodzi także o to, żeby wreszcie zaczęło rosnąć zatrudnienie, żeby przybywało w polskiej gospodarce miejsc pracy i wzrastał wskaźnik zatrudnienia, który jest szczególnie niski, dramatycznie niski. Jak wspomniałem, działania prowzrostowe są zapisane w przyjętym przez rząd dokumencie. Dokument ten jest dostępny. Możemy w odrębnym trybie analizować zawarte tam zapisy, ja ich teraz nie będę przedstawiał, to by zabrało zbyt wiele czasu. Chcę podkreślić, że cele, które w tym segmencie polityki gospodarczej się stawia, są mierzalne: 5-procentowy poziom wzrostu gospodarczego, odwrócenie tendencji wzrostowej bezrobocia, zmniejszenie liczby bezrobotnych w warunkach wyżu absolwenckiego o 90 tys. osób do końca funkcjonowania kadencji politycznej tego rządu. Gdy chodzi o przedsiębiorczość, to nie podaję tutaj liczb, ale chodzi o odczuwalny wzrost, ekspansję eksportową i wzrost nakładów inwestycyjnych. Drugi segment polityki gospodarczej to średnia okresowa strategia finansowa na lata 2004–2007. Chodzi o to, by w ciągu tych czterech lat doprowadzić do spełnienia przez Polskę kryteriów z Maastricht, kryteriów wejścia do strefy euro, oczywiście pozostawiając decyzję i wybór w tej sprawie następnemu rządowi. Nie chodzi bowiem o to, by dzisiaj przesądzać datę wejścia Polski do strefy euro, lecz by stworzyć taką możliwość, by przyszły rząd miał wybór. Albo, kierując się oceną aktualnej wówczas sytuacji, zdecyduje się na to, by Polska weszła do strefy euro w roku 2008 lub 2009, albo nie. Chodzi nam o to, żeby był rzeczywisty wybór. Aby tak się stało, obecny rząd musi rozpocząć i wdrożyć realizację średniookresowej strategii finansowej, która doprowadzi pod koniec roku 2007 do spełnienia kryteriów konwergencji nominalnej. Trzeci segment polityki gospodarczej, który będzie realizowany w latach 2003–2007, to szeroko rozumiany program naprawy finansów publicznych, którego celem jest stabilny, jednolity system podatkowy - podkreślam: stabilny i jednolity, wysokie standardy i efektywność wydatków publicznych oraz pełna parlamentarna kontrola nad sektorem wydatków publicznych. W pierwszym i drugim segmencie mamy do czynienia z działaniami, które mają mierzalne cele, pozwalające ocenić, czy są one realizowane, czy nie. Ta ocena jest możliwa, gdyż kryteria z Maastricht mają swój numeryczny wymiar. W przypadku naprawy finansów publicznych trudno jest mówić o celach, które da się mierzyć liczbowo. Są to raczej pewne zmiany, pewne procesy jakościowe. Chodzi o to, by trwale wyeliminować z systemu finansów publicznych liczne patologie, które rzutują na zdolność przedsiębiorstw do działania i negatywnie wpływają na obraz polskiej gospodarki. Ale także - co chcę wyraźnie powiedzieć - psują państwo. Powszechnie mówi się o tym, że problemem Polski są nie tylko nie najlepsze warunki dla przedsiębiorczości czy wysokie bezrobocie, ale sposób funkcjonowania państwa. Ja to określam „miękkim państwem” i upatruję w programie naprawy finansów publicznych jednego z głównych sposobów naprawiania także i państwa. Czwarty segment to długofalowa, strukturalna przebudowa i modernizacja polskiej gospodarki, realizowana w warunkach obecności w Unii Europejskiej, poprzez skuteczne wdrażanie Narodowego Planu Rozwoju na lata 2004–2006, który jest narzędziem przede wszystkim sięgania po fundusze unijne. W szczególności jednak mam na myśli już konstruowany w tej chwili plan - Narodowy Plan Rozwoju na lata 2007–2013, wpisujący się w kolejną perspektywę budżetową Unii Europejskiej. I chodzi o to, aby ta kolejna perspektywa nie była perspektywą, w której budujemy plan po to, by dostać pieniądze unijne.</u>
<u xml:id="u-1.6" who="#ZbigniewKaniewski">Budujemy wizję przebudowy i modernizacji polskiej gospodarki, a środki unijne mają służyć efektywnemu i skutecznemu zrealizowaniu tej wizji. Tyle kwestii ogólnych. Co do wymiaru operacyjnego tych założeń, to plan działań prowzrostowych został przyjęty, średniookresowa strategia finansowa budowana na założeniach, o których tu mówiłem, zostanie przedłożona rządowi wraz z projektem ustawy budżetowej na rok 2004, a więc minister finansów przedłoży ją z początkiem września. Program naprawy finansów publicznych kierunkowo został przygotowany przez Ministerstwo Finansów z początkiem br. i kierunkowo zaakceptowany przez Radę Ministrów. Nie będziemy pisać kolejnych dokumentów. Dzisiaj ważniejsze jest to, żeby były działania operacyjne. Przypominam, że do parlamentu trafiła już ustawa o dochodach jednostek samorządu terytorialnego, że w tym tygodniu ma trafić projekt ustawy o finansach publicznych, że dokonaliśmy istotnych ustaleń dotyczących propozycji w systemie podatkowym, podatek VAT, podatek akcyzowy - te ustawy są już w parlamencie. Gdy chodzi o podatki dochodowe, to wymóg konsultacji społecznych powoduje, że do parlamentu te projekty ustaw, szczególnie te dotyczące rozwiązań obowiązujących w roku 2004, trafią z końcem bieżącego miesiąca. Jeśli chodzi o długofalową strukturalną przebudowę i modernizację polskiej gospodarki narodowej, to plan rozwoju, wstępnie przygotowany przez poprzedni rząd, zatwierdzony ostatecznie przez rząd obecny i będący już dzisiaj przedmiotem negocjacji z Komisją Europejską - jest. Rozpoczęliśmy pracę nad Narodowym Planem Rozwoju na lata 2007–2013. Zakładam, że zostanie on ukończony w roku 2004 lub z początkiem 2005 r. A więc jeżeli ten rząd będzie funkcjonował całą kadencję, to skończy swoją działalność, przedkładając tego rodzaju długofalowy dokument. Teraz chcę zająć się sytuacją finansową przedsiębiorstw. I tutaj ta jedyna uwaga polemiczna w stosunku do pana posła Zbigniewa Kaniewskiego. Pan poseł mówił na końcu o oddłużeniu przedsiębiorstw, o tym, że te założenia, przyjęte przez poprzedniego ministra finansów, realizowane teraz, powodują, że część przedsiębiorstw chciałaby dalszego łagodzenia warunków spłaty zobowiązań mimo oddłużenia. Otóż chcę powiedzieć, że osobiście opowiadałem się za tymi ustawami, szczególnie w odniesieniu do dużych przedsiębiorstw, czyli tych, które zatrudniają powyżej tysiąca osób, bo w warunkach tak dramatycznego bezrobocia na rynku pracy, w warunkach bardzo słabych sygnałów ożywienia gospodarczego żaden rząd nie może zlekceważyć takiej sytuacji i musi podejmować działania osłonowe, które powstrzymują proces wzrostu bezrobocia i towarzyszące temu wzrastające napięcie społeczno-polityczne. Po prostu każdy rząd w mniej lub bardziej konkretny sposób takie działania by podejmował. Ale chcę wyraźnie powiedzieć: to nie jest dobry sposób postępowania w normalnej gospodarce, to nie jest właściwa droga postępowania w normalnej gospodarce. Przedsiębiorstwa przyjęły pewne warunki, zgodziły się na pewien proces oddłużeniowy, po czym wywierają nacisk, aby te warunki łagodzić. Złagodziliśmy już owe warunki, rozkładając zobowiązania na spłatę nie w marcu czy w kwietniu, a na kolejne 9 miesięcy.</u>
<u xml:id="u-1.7" who="#ZbigniewKaniewski">Teraz przedsiębiorstwa oczekują kolejnego złagodzenia. Stanowi to najlepszy dowód, że tą drogą nie należy postępować. Tę drogę w nadzwyczajnych sytuacjach można wybrać, gdy nie ma innych mechanizmów. Najważniejsze jest to, co ma pobudzać wzrost miejsc pracy i ożywiać gospodarkę. Nie chodzi o to, żeby zmniejszać wymagania, stwarzać jakieś specyficzne rozwiązania dla określonej grupy przedsiębiorstw. Chcę wyraźnie powiedzieć, że nigdy doktrynalnie nie będę przeciwstawiał się temu, by rząd interweniował w sytuacji jednego, drugiego czy trzeciego wielkiego przedsiębiorstwa, zatrudniającego parę tysięcy osób, którego upadek oznacza upadek miasta, czy nawet regionu. Każdy rząd będzie musiał znaleźć pewne sposoby, które będą doprowadzały do sanacji sytuacji w tym punkcie. Chodzi o to, że to nie może być rozwiązanie systemowe, to nie może być metoda. Taka metoda degradowałaby gospodarkę, niszczyłaby rynek. W związku z tym doraźnie - tak, stale - w żadnym przypadku. Stale - oznaczałoby dowód na niepowodzenie polityki gospodarczej, a ja takiego dowodu nie mam oczywiście ochoty dawać. Pierwsza kwestia to jest usuwanie barier. Ponieważ ta sprawa została wyeksponowana - i słusznie - przez pana posła Zbigniewa Kaniewskiego, chcę poinformować, że dzisiaj Senat będzie głosował nad ustawą o terminach płatności w obrocie gospodarczym, która wejdzie w życie 1 stycznia 2004 roku. A więc rząd zareagował na problem, przedłożył rozwiązanie. Parlament ustawę uchwali. Będzie ona odpowiadała przedłożeniu rządowemu. Tutaj nie ma żadnej deformacji. Więc jeżeli ustawa „nie zadziała”, to znaczy, że źle to zaprojektowaliśmy. Chcę także powiedzieć, że wiele różnych rozwiązań, nad którymi procedowała Komisja Nadzwyczajna, to rozwiązania, które dopiero co wchodzą lub nie tak dawno weszły w życie, więc trudno przesądzać, czy cały bilans tych działań, te kilkadziesiąt uchwalonych ustaw, nie ma żadnego znaczenia. Ja rozumiem to poczucie braku przełomu i chęć, by rząd pokazał coś bardziej zdecydowanego, by był bardziej konsekwentny w swoim postępowaniu na rzecz przedsiębiorczości. Chcę sprostać temu wyzwaniu. Ale z drugiej strony radziłbym i prosiłbym o to, by nie lekceważyć tego, co zostało już zrobione. Jeżeli my dzisiaj obserwujemy symptomy poprawy w gospodarce, to przecież nie stało się tak z czystego przypadku. Gdyby bowiem patrzeć na zewnętrzne uwarunkowania, to one się wcale nie poprawiły. Nie poprawiła się koniunktura w Niemczech ani w ogóle koniunktura w Unii Europejskiej, ani koniunktura światowa. Więc nie zewnętrzne czynniki wpływają dzisiaj na to, że odczuwamy lekką poprawę. Chcę wyraźnie powiedzieć - lekką poprawę w polskiej gospodarce. Perspektywy wydają się być dzisiaj nieco lepsze. Jednakże, chociaż oceniam dotychczasowe działania jako przynoszące pewne efekty, uważam je za niewystarczające. Zdecydowanie za niewystarczające. Chcę także podkreślić, że mam poczucie istnienia pewnego błędu metodycznego w podejmowaniu tych działań. Najczęściej polegały one na tym, że widzieliśmy jakieś zjawisko, jakieś zagadnienie i myśleliśmy, jak zmienić regulacje, dostosować te regulacje do sytuacji, której korekty oczekuje część przedsiębiorców.</u>
<u xml:id="u-1.8" who="#ZbigniewKaniewski">Było to leczenie objawowe, działanie punktowe. Raczej uśmierzające ból niż eliminujące przyczyny. Chciałbym w związku z tym, by dalsze działania legislacyjne nie były zorientowane punktowo, nie były zorientowane doraźnie, nie były kolejnymi pozytywnymi, ale wyłącznie impulsami, lecz by stanowiły zasadniczą zmianę systemową. Stąd pomysł ustawy o wolności gospodarczej. Ustawy, która stanowiłaby fundament dla działania przedsiębiorczości w Polsce. Fundament także w takim znaczeniu, że nie podlegałaby ona częstym zmianom i modyfikacjom. Jest pomysł, ja oczywiście nie potrafię powiedzieć, czy on w pełni prawnie zostanie zrealizowany, by zmiany w tej ustawie, którą chcemy przygotować do września i skierować do parlamentu z początkiem października, otóż by zmiany w tej ustawie, ustawie o wolności gospodarczej, podlegały szczególnemu trybowi. To znaczy, żeby zmiana tej ustawy oznaczała konieczności zmienienia całego tekstu, a nie nowelizowania go, a także żeby przepisy zmieniające tę ustawy mogły wchodzić tylko z początkiem roku kalendarzowego. To w każdym razie są inicjatywy przedsiębiorców, które ja przyjmuję. Nie mówię jak prawnik, mówię jak polityk gospodarczy. Chodzi o to, żeby stabilizować warunki działalności. Często używam pewnego powiedzenia, gdyż chcę żeby się strywializowało. Mianowicie, że nawet korzystna dla przedsiębiorców zmiana prawna, regulacyjna - kosztuje przedsiębiorców. W związku z tym im bardziej stabilne i przewidywalne warunki, tym niższe koszty transakcyjne, tym wyższa konkurencyjność. Stabilność prawa, przewidywalność prawa jest wartością ekonomiczną. Chcę zresztą, by równolegle z projektem ustawy o wolności gospodarczej, którą rząd będzie rozpatrywał we wrześniu, zorganizować w parlamencie, wspólnie przez Senat i przez Sejm, z udziałem największych instytucji państwowych i największych autorytetów prawnych, bardzo poważną debatę o prawodawstwie gospodarczym, po to, by upomnieć się o stabilność prawa. By nie tylko pojawił się akt prawny, ale by budować kulturę prawną w tym zakresie. Po to, by tworzyć zręby, stałe podstawy przedsiębiorczości. Sądzę, że ustawa o wolności gospodarczej i znowelizowana ustawa - Ordynacja podatkowa powinny stanowić dwa podstawowe akty prawne regulujące warunki działalności gospodarczej. Na pewno nie jedyne akty prawne, ale na pewno dwa podstawowe. Nie rezygnuję przy tym z podejmowania działań, które mogłyby już teraz pewne rzeczy upraszczać. Rząd przyjął w zeszłym tygodniu projekty zmian legislacyjnych w ustawie o działalności gospodarczej, które mają wyraźnie uprościć tryb rejestracji nowych podmiotów gospodarczych. Ten projekt w tym tygodniu trafi do parlamentu, do Komisji, którą kieruje pan poseł Zbigniew Kaniewski. Będziemy prosić o to, żeby ten projekt relatywnie szybko uchwalić, tak aby zbliżyć się do idealnego modelu jednego okienka, przy którym przedsiębiorca, nowy przedsiębiorca, może załatwić wszystko i szybko dla uruchomienia nowego podmiotu gospodarczego. Czyli pierwszy obszar działania adresowany do przedsiębiorstw to konsekwentne usuwanie barier, ale usuwanie barier na zasadzie tworzenia stabilnych podstaw prawnych funkcjonowania przedsiębiorczości, zmierzających do zmniejszania kosztów transakcyjnych i zwiększania konkurencyjności.</u>
<u xml:id="u-1.9" who="#ZbigniewKaniewski">Chcę przy tym powiedzieć, że rząd przyjął, na podstawie materiałów przekazanych nam przez środowiska przedsiębiorców, raport o stanie przedsiębiorczości. Raz w roku, analizując konkretne wskaźniki analityczne, będzie oceniał sytuację przedsiębiorczości w Polsce. Będzie się to działo późną wiosną, gdy są dostępne dane GUS-u. Będziemy mogli sami analizować i oceniać, czy sytuacja się poprawia, czy pogarsza, przy uwzględnieniu nie tyle ogólnych wskaźników ekonomicznych, lecz analizy na przykład wskaźnika mówiącego, ile przeciętnie trwa zarejestrowanie nowego podmiotu gospodarczego w Polsce. Czy ten termin się skraca, czy wydłuża. Drugi obszar to podatki. Przypomnę, że rząd postanowił, gdyż skierował ten projekt ustawy do konsultacji społecznej, o obniżeniu od 2004 roku podatku CIT z 27% do 19%. To jest znaczące obniżenie obciążenia podatkowego, znaczące obniżenie stawki. Ja, oczywiście, zdaję sobie sprawę, że dla kosztów funkcjonowania przedsiębiorców podatek dochodowy nie jest źródłem najważniejszym, ale też nie bagatelizowałbym tej kwestii. Dokonujemy tutaj istotnej i zasadniczej zmiany. Chcę także powiedzieć, że opowiadam się, za 19-procentową stawką podatku PIT. Opowiadam się za tym, aczkolwiek bez opinii pozytywnej pana ministra Raczko i bez wkomponowania tego elementu w konstrukcję budżetu 2004 roku nie jest to możliwe. Będę się opowiadał za tą koncepcją i tak pracował z panem ministrem, aby było to możliwe. Proszę potraktować to jako zamiar, a nie jako decyzję. Zresztą musimy wynegocjować te kwestie w Komisji Trójstronnej, ponieważ uzależniam wprowadzenie tego rozwiązania także od zgody na pewne zmiany po stronie wydatków budżetowych, bo nie da się działać tylko po stronie zmniejszania obciążeń, bez zmniejszania wydatków. Takiej polityki nie da się prowadzić, byłaby ona zabójcza. W każdym razie jest moim zamiarem, by już w roku 2004 najwyższą stawką płaconą w ramach podatku PIT była także stawka 19%. Wprowadzenie tego rozwiązania uzależniam od zawarcia porozumienia w Komisji i od ograniczenia wydatków, gdyż minister finansów twardo musi bronić dopuszczalnego poziomu deficytu budżetowego. Mówię o tym dlatego, że nie jesteśmy w stanie z powodu braku czasu i możliwości technicznych przedłożyć od 2004 roku rozwiązanie, które oddzielałoby podatek od działalności gospodarczej od podatku od dochodów osobistych. Takie rozwiązanie zostanie - w sensie założeń - przedstawione we wrześniu, a do końca br. będzie gotowy projekt ustawy oddzielający te dwie domeny, te dwa systemy podatkowe, i wprowadzający od roku 2005 stawkę 19%. Jednocześnie chcę powiedzieć, że rząd bardzo poważnie traktuje rozmowę na temat możliwości wprowadzenia w Polsce podatku liniowego, nie tylko w odniesieniu do podatku od działalności gospodarczej, ale także do podatku od dochodów osobistych. Chodziłoby o wprowadzenie podatku proporcjonalnego i powszechnego - chcę to szczególnie podkreślić, mówiąc o podatku liniowym. Minister finansów przygotował analizy, które skierowaliśmy do wszystkich zainteresowanych, do opinii publicznej, w tym szczególnie do partnerów społecznych, a także do środowisk zawodowych i politycznych, zainteresowanych tą sprawą. Jesteśmy do dyspozycji, gdy chodzi o rozmowę i o dyskutowanie o warunkach, na jakich możliwe byłoby wprowadzenie tego rozwiązania w Polsce. W każdym razie ja taką możliwość dostrzegam, ale - jak powiadam - nie jest to możliwość bezwarunkowa.</u>
<u xml:id="u-1.10" who="#ZbigniewKaniewski">Trzeba bowiem uwzględnić kondycję budżetu państwa i kwestię rozłożenia obciążeń w społeczeństwie. Wprowadzenie tego rozwiązania uzależniam także od porozumienia społecznego, w tym ze związkami zawodowymi, dotyczącego strony wydatkowej budżetu. Trzeci obszar, o którym chcę powiedzieć, to kwestia dostępności kredytu dla przedsiębiorstw. To, o czym mówił pan poseł Zbigniew Kaniewski, jest bardzo ważne. Nikt tego nie powinien lekceważyć i nie lekceważy. Wspólnie z ministrem finansów i ze Związkiem Banków Polskich dyskutujemy o możliwych rozwiązaniach, przy czym to nie jest tylko tak, że my dyskutujemy o tych rozwiązaniach, my je także już projektujemy. Są to rozwiązania dotyczące kwestii rezerw i „złych” portfeli kredytowych, przy czym te rozwiązania dyskutujemy równocześnie z NBP. Chcę powiedzieć, że w tej sprawie odbieram stanowisko pana prezesa Leszka Balcerowicza i pana prezesa Andrzeja Bratkowskiego jako konkretne, jako stanowisko otwarcia. Bo chodzi o spojrzenie na całość kwestii systemu bankowego, w tym całość problematyki rezerw bankowych. Nie chcę wchodzić w szczegóły, to jest domena pana ministra Andrzeja Raczko, powie on tyle, ile uzna, że dzisiaj może powiedzieć, ale podkreślam, my dzisiaj te rozwiązania już projektujemy, a nie tylko o nich dyskutujemy. Chcemy, żeby odpowiednie projekty rozwiązań były gotowe we wrześniu. To powinno znacznie zwiększyć emisję kredytów, a więc ich dostępność. Jednocześnie bardzo ważne są wszelkie działania uzupełniające, szczególnie te, które będą towarzyszyły dostępności funduszy i instrumentów strukturalnych. Olbrzymim problemem, który musimy rozwiązać, jest kwestia prefinansowania. Dotychczas koncentrowaliśmy swoją uwagę na kwestii współfinansowania funduszy strukturalnych, czyli polskiej części środków potrzebnej do sfinansowania projektów. Są pewne obszary naszego życia publicznego i gospodarczego, gdzie problemów zasadniczo być nie powinno, gdzie da się stosunkowo łatwo wygospodarować środki w istniejących zasobach budżetowych. Oczywiście kluczowe znaczenie ma tutaj ustawa o dochodach jednostek samorządu terytorialnego, pozwalająca na zwiększenie dochodów własnych samorządów. Natomiast innym problemem jest problem prefinansowania, dlatego że mechanizm rozliczania funduszy strukturalnych to mechanizm działający ex post, to znaczy, że trzeba najpierw sfinansować projekt, aby można go było na końcu rozliczyć. I zaliczki, które uzyskamy na realizację projektów, będą zaliczkami relatywnie niewielkimi w stosunku do skali dostępnych środków i do skali projektów. W związku z tym bardzo wiele podmiotów, w tym przedsiębiorstwa, będzie miało problem ze sfinansowaniem czy prefinansowaniem tych projektów. Szukając rozwiązania problemu kredytu, chcemy szukać także rozwiązania problemu prefinansowania, w tym także znalezienia podstaw prawnych do tego, by to prefinansowanie było ułatwione. Mówię tu o powszechnie podkreślanym znaczeniu problematyki partnerstwa publiczno-prywatnego. Odpowiednie rozwiązania prawne w tym zakresie także przedstawimy we wrześniu. To jest więc trzeci i czwarty obszar, który ma ułatwić sytuację przedsiębiorstw. I na końcu chcę powiedzieć o kwestii deficytu budżetowego i stóp procentowych, a więc tych relacji, które są pomiędzy polityką fiskalną a polityką monetarną. Podkreślam, że bardzo zależy mi na dobrej współpracy rządu, Rady Polityki Pieniężnej i NBP.</u>
<u xml:id="u-1.11" who="#ZbigniewKaniewski">Potrzebne jest dobre współdziałanie, bo niezbędne jest ono polskiej gospodarce. Konieczne jest też do kreowania pozytywnego wizerunku Polski w fazie wchodzenia do UE. Rozmowy, które systematycznie prowadzimy, są bardzo konkretne, rzeczowe. stwarzają też perspektywę porozumienia co do możliwości wykorzystania pewnej części rezerw dewizowych. Chodzi o to, by wykorzystując je głównie do przyśpieszonej spłaty polskiego zadłużenia, zmniejszać także i bieżące obciążenia obsługi długu, bieżące obciążenia budżetu. Chodzi też o to, by działając w sferze systemu bankowego czy szerzej rozumianego systemu finansowego, w klimacie współdziałania, porozumiewania się, tworzyć warunki do kontynuowania linii obniżania stóp procentowych. Także tutaj bardzo różne elementy muszą być wkomponowane w coś, co nie chcę nazywać porozumieniem, czy respektowaniem ról instytucjonalnych, ale dobrym współdziałaniem, które godzi, harmonizuje politykę fiskalną i politykę monetarną. Na tym tle uwidacznia się kwestia deficytu budżetowego. To, jaki deficyt budżetowy zaproponuje minister finansów i jaki deficyt budżetowy zaakceptuje rząd, nie jest w tej chwili przesądzone. Dopiero dochodzimy do tych ustaleń. Proszę więc liczb, które są podawane i które czasami ja interpretuję, nie przyjmować jako ostatecznych. To będzie możliwe po 29 lipca br., bo wtedy rząd przyjmie ostatecznie założenia do ustawy budżetowej. W tej chwili minister finansów nad tym bardzo intensywnie pracuje. Natomiast wiadomo, jakie są warunki brzegowe. I o nich trzeba powiedzieć. Z jednej strony formalnie w założeniach do budżetu zapisana jest wielkość 33,1 mld zł deficytu budżetowego. Jednakże ta wielkość, zapisana przez poprzedniego ministra finansów, ma dwie kwoty wątpliwe. A nawet powiem więcej - nierealne. Jedna kwota, to 9 mld, które miałby uzyskać budżet ze spłaty z NBP, związanej z rozwiązaniem części rezerwy rewaluacyjnej. Stanowisko NBP w tej sprawie jest jednoznaczne: nie, bo nie ma podstawy prawnej, a po drugie jest to niesłuszne ekonomicznie. My, jako rząd, możemy nie zgadzać z tym stanowiskiem. ale trudno nie brać go pod uwagę. Poza tym nie możemy faktu niepewnego, przyszłego i hipotetycznego wpisywać do budżetu, tym samym tej kwoty nie wolno wpisywać też do założeń budżetowych. Po prostu nie wolno. Moim zdaniem, tej kwoty nie będzie. Ale prowadzimy na ten temat rozmowy. Niezależnie od tego, że prowadzimy rozmowy i szukamy rozwiązania nieco w innej sferze, chcę powtórzyć, że ta kwota nie powinna być wpisana do założeń. Jeżeli więc tę kwotę się wyłączy, to mamy 42,1 mld zł deficytu. Jest też druga sprawa, dotycząca założeń skali prywatyzacji. Chcę wyraźnie podkreślić, że ja domagam się od ministra skarbu państwa wykonywania przez niego jego zadań i chcę zapewnić, że nikt ministra Piotra Czyżewskiego nie ogranicza i nie pozbawia go odpowiedzialności konstytucyjnej. Przeciwnie. Stale przypominam ministrowi Piotrowi Czyżewskiemu: „Za to ty odpowiadasz i ty podejmujesz decyzje, nie chowaj się za kogokolwiek”. W związku z tym jeżeli wczoraj Rada Ministrów nie podjęła decyzji, to nie dlatego, że nie chciała, tylko dlatego, że nie do niej należą decyzje dotyczące np. sektora naftowego. Decyzje te należą do ministra skarbu państwa. Minister zaś chciał o swoich zamiarach, dotyczących tak wielkich projektów, poinformować Radę Ministrów. Tak się też stało. Członkowie Rady Ministrów zadawali pytania, uzyskali wyjaśnienia i minister skarbu państwa ma otwartą drogę do działania zgodnie z prawem i zgodnie z logiką, którą powinien się kierować, zgodnie z interesem publicznym. W związku z tym, na pewno, jeśli chodzi o rząd, to minister skarbu państwa znajdzie dobre warunki do działań prywatyzacyjnych.</u>
<u xml:id="u-1.12" who="#ZbigniewKaniewski">Ale prawdą jest, że wpisanie kwoty 12 mld zł, jako wpływu z prywatyzacji, trzeba ocenić jako założenie nierealistyczne. Minister skarbu państwa przekazał poprzednio ministrowi finansów, że - jego zdaniem - maksymalna możliwa do uzyskania kwota to 7 mld. zł. Będziemy dyskutować, czy rzeczywiście jest to kwota maksymalna, będę prosił, by minister Piotr Czyżewski przedstawił konkretnie swoje zamiary. Będziemy oceniali prawdopodobieństwo ich zrealizowania. Nie jest przecież tak, że mamy tu do czynienia ze sprzedażą pieczywa, lecz ze sprzedażą specyficznego produktu inwestorskiego, który nie podlega prostym regułom. Więc możemy to zamierzenie oszacować z pewnym prawdopodobieństwem. Jeżeli jednak minister skarbu państwa twardo mówi, że 7 mld zł to jest maksimum, oznacza to, że nie wolno było wpisać do założeń 12 mld zł. A jeżeli doda się w związku z tym te brakujące 5 mld zł, to mamy, tak naprawdę, przez ministra finansów wstępnie wpisany poziom deficytu wynoszący 47,1 mld zł. I teraz to, co minister finansów zaproponuje, na pewno nie przekroczy tej granicy. Moim zdaniem, choć nie chcę wypowiadać się w imieniu ministra finansów, będzie to „zejście w dół” poniżej 47,1 mld zł. Jak daleko? To zależy od wielu spraw. Między innymi od tego, jakie przyzwolenie uzyskamy i w parlamencie, i w porozumieniu społecznym na dokonywanie zmian po stronie wydatków. Jeżeli potrafimy pewne wydatki racjonalizować szybciej, to oczywiście deficyt będzie mniejszy. Tylko proszę pamiętać, że w każdym przypadku trzeba respektować porządek prawny i prawa nabyte. Tu nie może być działań poza porządkiem prawnym, decyzji, które się nie liczą ze skutkami społecznymi. W związku z tym chcemy, by deficyt budżetowy w roku 2004 był najniższy z możliwych, ale w granicach dopuszczalnych z punktu widzenia prawa i w granicach rozsądku ekonomicznego. Za wcześnie podawać kwoty, ale te kwoty oczywiście będą znane. Proszę darować ten nieco wykładowy, akademicki wtręt. Uczyniłem go, żeby pokazać, że dochodzimy do decyzji. To nie są decyzje, które można utajniać. Tym bardziej że pewne fakty już zaistniały i jeżeli nie zinterpretuję ich odpowiednio wcześniej, to spowodują powszechne zaskoczenie. Dlatego mówię, że rząd przyjął założenia, które oznaczają 47,1 mld zł deficytu. Chcemy jednak przedstawić ostateczne założenia, w których poziom deficytu będzie niższy od tego, co zostało wstępnie przyjęte. Szukamy dzisiaj rozwiązania tego problemu. Czynimy to właśnie po to, żeby można było kontynuować politykę zmniejszania restrykcyjności stóp procentowych i restrykcyjności polityki monetarnej i żeby można było w konsekwencji stwarzać dogodniejsze warunki dla przedsiębiorczości.</u>
<u xml:id="u-1.13" who="#ZbigniewKaniewski">Dziękuję panu premierowi za wystąpienie, a zwłaszcza za sporo bardzo ważkich zapowiedzi związanych z porządkowaniem sytuacji gospodarczej w Polsce, z rozwiązywaniem problemów, które również uwidoczniały się podczas prac Komisji. Chciałbym zwłaszcza podkreślić wagę dialogu, który w tej chwili się toczy między rządem a Radą Polityki Pieniężnej, dotyczącego rozwiązywania kluczowych spraw. Chciałbym teraz prosić pana ministra finansów Andrzeja Raczko, by zgodnie z porządkiem naszych obrad zechciał zabrać głos.</u>
</div>
<div xml:id="div-2">
<u xml:id="u-2.0" who="#AndrzejRaczko">Postaram się mówić trochę krócej niż pan premier Jerzy Hausner, ponieważ pan premier nakreślił już kwestie, które leżą w kompetencji ministra finansów. Panuje między nami w tych sprawach zgodność poglądów. Chciałbym rozpocząć od rzeczy następującej. Nie postrzegam sytuacji tak pesymistycznie, że nie ma „za progiem” przyśpieszenia wzrostu gospodarczego. Wszystkie wskaźniki makroekonomiczne wskazują, że to przyśpieszenie wzrostu gospodarczego nastąpi w drugiej połowie roku. Oczywiście ten efekt może być mniejszy, niż się spodziewamy ze względu na iluzję statystyczną związaną z wysoką bazą zeszłorocznego stanu, niemniej 3-procentowy wzrost PKB jest w zasięgu ręki. Może nawet to tempo wzrostu być wyższe. Chciałbym podkreślić, że przyśpieszenie wzrostu gospodarczego realizujemy w bardzo sprzyjających warunkach, to znaczy, w warunkach bardzo niskiej stopy inflacyjnej, praktycznie nieistniejących oczekiwań wzrostu inflacji w przyszłości, a więc przy braku „przyśpieszenia inflacyjnego”. To zaś można określić jako zdrowy wzrost gospodarczy, zdrowe przyśpieszenie gospodarcze. Należy to skonfrontować z bardzo dobrymi wynikami jeśli chodzi o dynamikę eksportu. Te czynniki pokazują, że możemy się znaleźć na ścieżce szybkiego wzrostu gospodarczego, który będzie tzw. zrównoważonym wzrostem gospodarczym, czyli nienaruszającym proporcji makroekonomicznych, nienaruszającym równowagi gospodarczej. A z tego cieszy się nie tylko minister finansów, ale też z pewnością Bank Centralny. Jeżeli tak, to jest pytanie, co w zakresie stosowania instrumentów finansowych, które leżą w kompetencji ministra finansów, możemy zrobić, żeby tę tendencję ugruntować, a co więcej - myśleć o wzroście gospodarczym na poziomie 5% w roku 2004. Trzeba więc sobie zadać pytanie, co ma być tym motorem wzrostu w roku następnym. Krótko mówiąc, trzeba stwierdzić, że przy braku zagrożeń inflacyjnych, przy występowaniu luki podażowej jest to przyśpieszenie w obszarze popytu, przy czym nie mamy tutaj na myśli popytu konsumpcyjnego, bo ten jest w miarę stabilny i rośnie w pewnym tempie związanym z dochodami ludności. Przede wszystkim musimy myśleć o przyśpieszeniu popytu inwestycyjnego i tym samym przyśpieszeniu procesów inwestowania w gospodarce. A procesy te są związane ze wzrostem produkcji i ze zwiększeniem liczby miejsc pracy. To zaś przy obecnym poziomie bezrobocia nie jest czynnikiem bez znaczenia, wręcz przeciwnie - jest czynnikiem kluczowym. Co może zaproponować minister finansów? Przede wszystkim musimy popatrzeć na politykę fiskalną, którą zamierza wdrażać minister finansów. Z grubsza rzecz biorąc, są dwa zasadnicze instrumenty: polityka podatkowa i polityka związana z konstrukcją budżetu państwa. Chciałbym się odnieść do pierwszego z wymienionych instrumentów. Otóż przystępujemy do reformy systemu podatkowego i zmiany systemu podatkowego, które do państwa adresujemy. To nie jest wszystko, co zamierzamy uczynić. Rozwiązania dotyczące CIT i PIT już są, a w propozycje w zakresie VAT-u i akcyzy są wstępem do rozwiązań, które będziemy chcieli rozłożyć na okres przynajmniej trzyletni.</u>
<u xml:id="u-2.1" who="#AndrzejRaczko">Umówiliśmy się z panem premierem Jerzym Hausnerem, że jesienią złożymy pewne dodatkowe projekty rozwiązań podatkowych na 2005 rok. W jakim kierunku idzie nasze myślenie? Jeżeli chcemy pobudzić popyt inwestycyjny, jeżeli pojawiają się słuszne uwagi dotyczące tego, że dostępność środków finansowych jest bardzo ograniczona, w szczególności dla małych przedsiębiorstw, to powinniśmy się starać tę sytuację zmienić. I z tego względu dokonaliśmy bardzo radykalnej obniżki podatku CIT. Gdyby to np. Leszek Balcerowicz czy Marek Belka lub jakiś inny jeszcze prominentny minister finansów obniżył o 8 punktów procentowych w warunkach inflacji 1%, czyli realnie o 7 punktów procentowych stawkę podatkową, prawdopodobnie okrzyknięto by go największym liberałem na skalę całej Europy, przynajmniej centralnej. Natomiast okazało się w tym przypadku, że sfery biznesowe, te, które kształtują tutaj opinię mediów, przyjęły to posunięcie bez specjalnego entuzjazmu i aplauzu. Sądzę, że ten aplauz panu premierowi - bo był głównym inicjatorem zmiany - powinien się jednak należeć, bo to jest bardzo odważne posunięcie, które oczywiście kosztuje budżet państwa. Zdajemy sprawę, że to jest żywa gotówka, która trafi do kieszeni przedsiębiorców. Między innymi w pewnym stopniu przyczyni się do rozwiązania spraw związanych z płynnością bieżącą, z zatorami płatniczymi, tymi czynnikami, które na co dzień martwią przedsiębiorców. Teraz, w pewnej perspektywie czasowej chcemy dokonać śmiałego i rozsądnego pociągnięcia, a mianowicie rozdzielenia opodatkowania od działalności gospodarczej, od opodatkowania od dochodów osobistych. Czyli PIT powinien być przeznaczony tylko dla osób, które mają dochody z pracy. Przy pomocy CIT powinni się rozliczać wszyscy, którzy prowadzą działalność gospodarczą. I tutaj pojawia się ten okres przejściowy, czyli rok 2004 i kwestia, jak potraktować działalność gospodarczą tych osób, które się rozliczają wedle PIT. Nie ukrywam, że między nami jest pewna różnica w poglądach na tę kwestię. Jest tak z bardzo prozaicznego powodu. Ja jestem ministrem finansów i muszę dbać o finanse, pan minister Jerzy Hausner, także w pewnym sensie musi o nie dbać, ale przede wszystkim myśli o stworzeniu racjonalnych podstaw gospodarowania. Punkt widzenia ministra finansów jest następujący: Zmiana kosztuje mniej więcej około 2,5 mld zł. Nie ma możliwości sfinansowania jej poprzez wzrost deficytu budżetowego. Tak więc te 2,5 mld zł trzeba znaleźć w budżecie, przy wskazaniu, gdzie takie oszczędności mogą się pojawić. Od razu mówię, że pole manewru jest bardzo ograniczone, ponieważ mój poprzednik nie uwzględnił w budżecie pewnych wydatków, co do których wszyscy są przekonani, że zostały uwzględnione. Są one związane z wejściem do Unii Europejskiej i płatnościami bezpośrednimi. To jest jedna sprawa. I druga rzecz: musimy pamiętać, że nawet jeżeli dokonujemy pewnych cięć po stronie wydatków, to efekty przyjdą z pewnym opóźnieniem, bo tak jak mówił pan premier, istnieje zasada praw nabytych, których nie będziemy naruszać. Z tego względu chciałbym podkreślić, że na przykład to, czego w tej chwili dokonujemy w postaci zmian w zakresie PIT-u. Jak państwo pamiętają, uczyniliśmy pewien krok w celu zainspirowania stabilizacji popytu konsumpcyjnego i podnieśliśmy kwotę wolną od podatku. Proszę pamiętać, że dokonaliśmy korekty poprzez pewne zabiegi „czyszczące”, związane z likwidacją pewnych ulg, przy czym odbyło się to nie na zasadzie, że fiskus na tym coś zarobił. Wręcz przeciwnie, można powiedzieć, że fiskus na tym w krótkim okresie stracił. Dotykamy tu sprawy ulgi najbardziej przez wszystkich komentowanej, związanej z remontem mieszkania.</u>
<u xml:id="u-2.2" who="#AndrzejRaczko">Proszę zwrócić uwagę, że minister finansów ogłaszając, że ma zamiar tę ulgę zlikwidować, zrobił najlepsze posunięcie z punktu widzenia wszystkich przedsiębiorców budowlanych w tym kraju, ponieważ wszyscy pośpieszą się, by tę ulgę wykorzystać. Ten efekt będzie się utrzymywał przez następne trzy lata, zanim ta ulga wygaśnie. Proszę zwrócić uwagę, że zaoferowaliśmy następny instrument związany z pobudzeniem budownictwa mieszkaniowego - odpis od dochodów do opodatkowania kwoty odsetek od kredytów hipotecznych przeznaczonych na cele mieszkaniowe. Jest to instrument powszechnie znany i na całym świecie uznawany za najbardziej efektywny, jeśli chodzi o rozwiązywanie problemów budownictwa mieszkaniowego. Drugi istotny element - budżet państwa. Otóż jeszcze raz podkreślam, że chcemy doprowadzić do pewnej klarowności ekonomicznej i mówimy o tym, co jest realne i co jest na dzień dzisiejszy widoczne. I stąd ta dość prosta „wyliczanka” w postaci dodania do deficytu budżetowego założonego przez mojego poprzednika 9 mld zł związanych ze słynnym transferem z rezerwy przeznaczonej na kurs walutowy, transferem, który uznajemy przy obecnych rozwiązaniach prawnych za niemożliwy do zrealizowania. Druga kwestia dotyczy skali prywatyzacji i tutaj też staramy się mówić o realnych kwotach i o realnych możliwościach. W tym też kontekście państwu mówię, że każdy minister finansów patrzy na deficyt budżetowy albo przynajmniej powinien patrzeć na deficyt budżetowy z jednego, kluczowego punktu widzenia, a mianowicie - czy jest w stanie deficyt ten sfinansować za pomocą emisji skarbowych papierów wartościowych. Jeżeli minister finansów mówi, że go nie sfinansuje, to żaden rząd po prostu nie da przyzwolenia na zwiększenie deficytu budżetowego. To, co myśmy nakreślili, to jest, jak gdyby górny pułap poziomu deficytu budżetowego, bowiem każde przekroczenie tej kwoty naraża na ryzyko, na niewydolność cały system finansowania sektora publicznego. Krótko mówiąc, zatory płatnicze nie byłyby wówczas tylko domeną przedsiębiorstw, lecz mogłyby się stać także domeną sektora publicznego. Jaki to ma negatywny wpływ na funkcjonowanie państwa, nie muszę państwu mówić. I to jest kluczowy powód, dla którego nie możemy dalej zwiększać deficytu budżetowego. Natomiast po stronie wydatków jest bardzo dużo do zrobienia. Chciałbym jeszcze raz podkreślić, że każdy ekonomista, a może nawet zdolny student ekonomii byłby w stanie zrobić takie „menu” dotyczące tego, jakie wydatki budżetowe należałoby znacznie zmniejszyć. Jednakże proszę pamiętać, że to jest proces. To nie jest sprawa prosta. Musimy wypracować konsens społeczny przy pewnych rozwiązaniach, musimy mieć pewien harmonogram tych działań i musimy sobie zdawać sprawę z tego, że pewnego rodzaju rozwiązania, które przyjmiemy w imię racjonalizacji wydatków budżetowych, dadzą efekt dla budżetu z pewnym opóźnieniem. Działa tu bowiem wspomniany już cały mechanizm praw nabytych, działa pewien harmonogram wprowadzania ustaw. Dlatego końcowy efekt będzie widocznym z opóźnieniem Z tego względu proszę pamiętać, że o reformie finansów publicznych, jak tu pan premier Jerzy Hausner słusznie zauważył, nie możemy mówić tylko w kontekście stworzenia dokumentu, wypisania tego, co należałoby zracjonalizować. Na podstawie tego dokumentu należałoby opracować plan konsekwentnych działań na przynajmniej 3 lata i trzeba by dla owych działań uzyskać akceptację społeczną.</u>
<u xml:id="u-2.3" who="#AndrzejRaczko">Jeżeli tego nie uczynimy, to wprawdzie może nie będziemy mieli kłopotu z deficytem budżetowym w roku 2004, ale na pewno pojawią się kłopoty z deficytem budżetowym w roku 2005 i z relacją długu publicznego do PKB. Musimy sobie z tego wszyscy zdawać sprawę. Jestem zdania, że minister finansów, który jest postrzegany zawsze jako ten, który z jednej strony jest „zdziercą” podatkowym, a z drugiej „kutwą” niedającym pieniędzy na słuszne cele, powinien być jednak oceniany w trochę inny sposób. Jest on bowiem w pewnym sensie państwa bankierem, któremu powierzają państwo pewne pieniądze w postaci podatków i z których powinni państwo go rozliczać - czy jest on w stanie te pieniądze efektywnie zainwestować, z wykluczeniem z tej oceny tych wydatków, które mają charakter strukturalny, które trzeba zracjonalizować. Przede wszystkim z tego punktu widzenia powinniśmy patrzeć na kształt finansów publicznych po stronie wydatków. Moja opinia jest następująca: powinniśmy iść w kierunku uszczuplenia możliwości ministra finansów, tzn. „wyjmować” coraz większe części budżetowe i z jego obszaru działania i przekazywać je samorządnie funkcjonującym jednostkom. W tym kierunku zmierzamy. Była już rozpatrywana przez Sejm ustawa o jednostkach samorządu terytorialnego, która diametralnie zmienia relacje między budżetem centralnym a budżetami samorządowymi. Myśmy za tę ustawę zapłacili, bo to był koszt 1,8 mld zł, ale uważamy, że ten koszt jest wart poniesienia, ponieważ samorządy będą w nieporównywalnie znaczniejszym stopniu, niż do tej pory, partycypować i w PIT i w CIT, co będzie niewątpliwą zachętą dla samorządów, żeby zajęły się nie tylko administracją, ale także promowaniem biznesu i stwarzaniem warunków dla jego rozwoju na swoim terytorium. Samorządom będzie się opłacało posiadać na swoim terenie wiele zyskownych przedsiębiorstw i wielu bogatych obywateli. Gmina i każda inna jednostka terytorialna będzie na tym zarabiać. W tym kierunku już poszliśmy. Proszę zwrócić uwagę, że zostało „wyjęte” z budżetu centralnego finansowanie zabezpieczenia emerytalnego i zdrowotnego. Jeżeli mówimy o czynniku bardzo ważnym, który państwo podkreślają, to znaczy o kosztach pracy, to proszę zwrócić uwagę, że po stronie ministra finansów już jest niewiele do zrobienia, ponieważ koszt pracy to jest związany właśnie z podatkiem PIT, natomiast to, co konstytuuje wskaźnik kosztów pracy, który mniej więcej w Polsce wynosi 30% w stosunku do wynagrodzenia wypłacanego, to część związana z funkcjonowaniem systemu emerytalnego i systemu zdrowotnego. Sądzę, że obywatele powinni zgadzać się np. na zwiększenie obciążenia składką tylko pod warunkiem, że minister zdrowia będzie w stanie wykazać się odpowiednio przygotowywanym planem restrukturyzacji służby zdrowia, który pozwoli, po podniesieniu składki, na zwiększenie efektywności i podniesienie jakości oraz dostępności świadczonych usług. Wówczas zachodzi bezpośredni związek między tymi pieniędzmi, które obywatel na daną działalność łoży w ramach obciążenia podatkowego, a tym, co otrzymuje jako świadczenie. Tego rodzaju mechanizm i decentralizacja leży w interesie każdego podatnika.</u>
<u xml:id="u-2.4" who="#AndrzejRaczko">Jeżeli mówimy o innych instrumentach, to chciałbym zaznaczyć, że rozwiązanie proponowane przez ministra finansów może skutecznie funkcjonować, jeżeli uprawia się politykę współpracy pomiędzy bankiem centralnym i ministrem finansów. Polityka pieniężna i polityka fiskalna muszą iść w tym samym kierunku, nie może być dysonansów, ponieważ, to nie służy rozwojowi gospodarczemu. Natomiast w tym przypadku uważam, że nawet musimy uczynić krok dalej. Otóż polityka pieniężna, to nie jest tylko polityka Rady Polityki Pieniężnej w odniesieniu do stóp procentowych, ale to jest wydolność, efektywność i zdolność funkcjonowania całego sektora w Polsce. Pan przewodniczący był łaskaw zauważyć, że stopy procentowe Banku Centralnego spadają, a stopy procentowe od kredytów, szczególnie dla małych i średnich przedsiębiorstw, nie zmieniają się. Możemy od razu powiedzieć, że są tego przyczyny. Tak zwana marża za ryzyko rośnie, a nie maleje i związana z jest m.in. z e zjawiskiem tzw. „złych” kredytów. Do tego dorzućmy, że marża operacyjna polskich banków jest dosyć znaczna. Powinniśmy uczynić wszystko, aby te dwie marże zmniejszyć. Ja deklaruję pełną współpracę. W zakresie kompetencji ministra finansów leży wydanie rozporządzenia dotyczącego rezerw celowych dla sektora finansowego. Wydawane jest ono w porozumieniu z Bankiem Centralnym, a dokładnie z Komisją Nadzoru Bankowego i z Nadzorem Bankowym. Sądzimy, że jest możliwość, by te przepisy odpowiednio zliberalizować i dostosować do sytuacji gospodarczej, która zaczyna się rozwijać w pomyślnym kierunku, bez uszczerbku dla bezpieczeństwa sektora bankowego. Sektor bankowy możemy wspierać poprzez sprzedawanie, jak ja to mówię, „dobrego imienia” budżetu państwa. Mianowicie budżet państwa nie tylko powinien się angażować po stronie wydatkowej, bo tutaj są bardzo ograniczone możliwości działania ministra finansów. Natomiast minister finansów jest skłonny partycypować w ryzyku. To znaczy, jeżeli sektor bankowy nie jest w stanie sfinansować pewnego rodzaju przedsięwzięć, to my możemy stworzyć pewne mechanizmy, które część ryzyka będą przenosić na ministra finansów w postaci odpowiednio sformułowanych gwarancji, albo też w postaci pewnych instytucji finansowych, które powstaną przy współudziale ministra finansów. Pewne rozwiązania już funkcjonują i są państwu znane. Zostały wdrożone przez Bank Gospodarstwa Krajowego i dotyczą np. ryzyka związanego ze stopą procentową i z kursem walutowym w odniesieniu do kredytów przeznaczonych na eksport. To jest mechanizm gwarantowanych kursów stałych i stopy procentowej stałej, który można zastosować, po to, żeby zmniejszyć ryzyko w operacjach zagranicznych, jeżeli te operacje są kredytowane i mają charakter wieloletni. Jest pełne poparcie i pełne zrozumienie dla tego typu inicjatyw. Sądzę, że możemy pokusić się o współpracę ze Związkiem Banków Polskich i bankami polskimi, po to, żeby one we współpracy z ministerstwem finansów stworzyły nawet oddzielny taki fundusz, który by był w stanie, na bazie istniejącego chociażby funduszu BGK, ale bardziej sprawnie i efektywnie, funkcjonować, który by potrafił partycypować w ryzyku bankowym również ze strony ministra finansów, a tym samym uczynić tutaj ten mechanizm sprawniejszym. Z tego względu nam bardzo zależy, żeby pokazać, że pieniądze publiczne powinny być użytkowane tylko wtedy, kiedy wywołują efekt dźwigni finansowej, to znaczy każda złotówka, albo każda gwarancja, wydana przez ministra finansów, powinna przynosić efekt mnożnikowy, a więc dawać większą skalę zaangażowania kredytowego, niż wynosi ta jedna złotówka.</u>
<u xml:id="u-2.5" who="#AndrzejRaczko">W tym kontekście ja bym chciał podkreślić, że bardzo ważne są dla nas fundusze unijne, które od połowy roku będą już praktycznie dostępne. Minister finansów dołoży wszelkich starań, żeby to, co jest w jego zakresie a dotyczy jednostki płatniczej, było zrealizowane. Trzeba zaznaczyć, że minister finansów pełni funkcję tzw. krajowego urzędnika zatwierdzającego, przez którego ręce będą przepływać wszystkie środki unijne, ponieważ to on jest stroną dla Unii Europejskiej. W razie niekorzystnego rozporządzenia tymi środkami, niezgodnego z pragmatyką i procedurą Unii Europejskiej, minister finansów będzie je Unii zwracał. Chciałbym podkreślić, że środków publicznych na współfinansowanie, kofinansowanie i finansowanie pomostowe będzie za mało. Już to widać w budżecie, że tych środków się po prostu na taką kwotę nie znajdzie. Jedynym rozwiązaniem jest współpraca z sektorem finansowym, sektorem bankowym, który musi wykreować pewnego rodzaju instrumenty kredytowe, kredyty pomostowe, kredyty związane ze współfinansowaniem i kredyty na prefinansowanie. Bez powstania takich instrumentów nie będziemy w stanie wykorzystać tej możliwości absorbcyjnej środków, a będzie ona na poziomie takim jak w Grecji. Chcielibyśmy, żeby ta absorbcja była na poziomie Irlandii. Już w tej sprawie już rozmawialiśmy ze Związkiem Banków Polskich i w bezpośrednich kontaktach z panią minister Gurbiel, która się tymi sprawami zajmuje. To również znajdzie pełne poparcie ze strony ministra finansów. Listę spraw związanych ze współpracą z Bankiem Centralnym mógłbym rozszerzyć. Słyszymy tutaj o wszelkiego rodzaju zatorach płatniczych, o trudnościach związanych z kredytem. Moim zdaniem w grę powinien w takich razach wchodzić właśnie nie kredyt krótkoterminowy, ale kredyt długoterminowy. W przypadku zatorów płatniczych każdy bankowiec natychmiast powie, że w grę wchodzi sprawność funkcjonowania faktoringu, który powinien się u nas pojawić jako standardowa usługa. Kwestia kluczowa: potanienie kredytu bankowego. Zostawiam panu prezesowi Andrzejowi Bratkowskiemu przyjemność poinformowania państwa o miłych, mam nadzieję, tendencjach.</u>
</div>
<div xml:id="div-3">
<u xml:id="u-3.0" who="#ZbigniewKaniewski">Dziękuję panu ministrowi, zwłaszcza za kolejne, bardzo ciekawe zapowiedzi rozwiązywania problemów będących przedmiotem naszych dzisiejszych obrad. Myślę, panie ministrze, że nie od rzeczy będzie, abyśmy na jesieni spotkali się, być może w podobnym gronie. Możliwe, że będziemy już po decyzjach w niektórych sprawach, o których tu mówiono, i że będziemy poruszali się wartko do przodu i realizowali oczekiwania przedsiębiorców.</u>
</div>
<div xml:id="div-4">
<u xml:id="u-4.0" who="#AndrzejBratkowski">Narodowy Bank Polski podziela opinię rządu, że konieczne jest dokonanie radykalnych zmian, jeżeli chodzi o otoczenie, w jakim funkcjonują polskie przedsiębiorstwa. Z wielką satysfakcją witamy zapowiedź lepszej współpracy niż dotychczas z NBP, ponieważ taka współpraca z całą pewnością jest gospodarce polskiej potrzebna. Wydaje się, że ważne jest podkreślenie, iż najbliższe lata to czas na przyśpieszenie wzrostu gospodarczego, ale też trzeba podkreślić, że będą to lata trudniejsze niż te, których nasza gospodarka doświadczała, powiedzmy w połowie lat 90. czy pod ich koniec. Jest kilka powodów, dla których te obiektywne uwarunkowania będą trudniejsze. Po pierwsze, nie wydaje się, żeby koniunktura gospodarcza na świecie mogła poprawić się w sposób znaczący i szybki w krótkim okresie. To znaczy, oczekujemy poprawy koniunktury zewnętrznej, natomiast ta poprawa będzie następowała prawdopodobnie stosunkowo wolno. Dotyczy to szczególnie krajów Unii Europejskiej, które mają poważne problemy strukturalne, które są jednym z czynników osłabiającym wzrost gospodarczy w tym regionie. Drugim powodem jest to, że Polska, która w latach 90. była liderem zmian systemowych, liderem reform już nie jest. Już jest jednym z krajów. Nie możemy już mówić, że pod tym względem wyprzedzamy Czechy, Węgry, czy kraje nadbałtyckie. Wygląda na to, że są tacy, którzy nas prześcigają. Z tego punktu widzenia istotna jest data spełnienia warunków niezbędnych do członkostwa w strefie euro. Jeśli nasze wejście do strefy euro nastąpi później niż innych krajów kandydujących, atrakcyjność inwestycyjna Polski obniży się i z kraju, który jest jednym z przodujących, staniemy się krajem trochę pozostającym w tyle za innymi. I to też będzie miało znaczenie. Stąd gorący apel NBP, przy zrozumieniu wszystkich problemów, jakie stwarza reforma finansów publicznych, gorący apel do rządu, do Sejmu, by tę gotowość do spełnienia kryteriów z Maastricht można było zapewnić możliwie szybko. I trzeci obszar problemów: pewne proste rezerwy, także rezerwy regulacyjne, które istniały w pierwszym etapie transformacji, zostały już wykorzystane. Stąd potrzeba działania bardziej głębokiego i potrzeba stworzenia lepszych warunków dla działalności gospodarczej. Niewątpliwie wejście do Unii Europejskiej będzie okresem, który z jednej strony stanowi dla sektora przedsiębiorstw dodatkowe obciążenie związane z dostosowaniem się do regulacji unijnych, z drugiej zaś strony stwarza wielkie szanse. Są one związane z możliwością wykorzystania funduszy strukturalnych i z lepszym, łatwiejszym dostępem do dużego rynku Unii Europejskiej. Jeżeli chodzi o poprawę możliwości współpracy rządu z sektorem bankowym także w celu możliwie najefektywniejszego wykorzystania środków pomocowych, to NBP jest oczywiście otwarty na współpracę. Natomiast dosyć istotne jest, żebyśmy opracowali wspólnie program przyszłych działań, które miałyby przyśpieszyć rozwój gospodarczy i co bardzo ważne - trwały wzrost gospodarczy. Nie chodzi o to, żebyśmy w ciągu roku czy dwóch osiągnęli jakieś rekordowe wskaźniki wzrostu. Chodzi o to, żeby to był wzrost gospodarczy w perspektywie kilkunastu, czy nawet kilkudziesięciu lat, szybki i trwały.</u>
<u xml:id="u-4.1" who="#AndrzejBratkowski">Otóż niesłychanie ważnym warunkiem wstępnym opracowania takiego programu jest trafna diagnoza sytuacji. Stąd pozwoliliśmy sobie na dzisiejsze spotkanie z państwem przygotować materiały, które nie ograniczają się tylko do prostej ilustracji zjawisk, które się umownie nazywa zatorami płatniczymi, choć jest to pojęcie bardziej z zakresu praktyki gospodarczej niż ekonomii akademickiej. Przygotowaliśmy ten materiał, żeby wskazać na problemy, które legły u podstaw pogorszenia sytuacji ekonomicznej na przełomie lat 90. oraz roku 2000 i 2001, gdyż tylko mając odpowiednią diagnozę, możemy szukać dobrych lekarstw. Z tego raportu wynika między innymi, iż NBP nie podziela opinii, że powodem pogorszenia się sytuacji gospodarczej była nadmiernie restrykcyjna polityka pieniężna. Oczywiście polityka pieniężna wpłynęła na osłabienie wzrostu gospodarczego, to nie ulega wątpliwości. Natomiast, zgodnie z tym, co napisaliśmy, to spowolnienie w tej części, w jakiej zostało wywołane wzrostem restrykcyjności polityki monetarnej, byłą ceną, którą trzeba było zapłacić za pewne zaniechania we wcześniejszym okresie. Chodzi o zaniechania dotyczące pewnych reform, także w zakresie finansów, jak również jeżeli chodzi o tempo obniżania inflacji. Wszystkie te zaniechania doprowadziły do tego, że polska gospodarka rozwijała się wprawdzie szybko, ale to była szybka droga ku przepaści. Trzeba było gospodarkę z tej drogi zawrócić. I to się udało. Nastąpiło wyraźne obniżenie deficytu na rachunku bieżącym, który stanowił największe zagrożenie dla gospodarki w tym czasie. Nastąpiło też bardzo wyraźne obniżenie inflacji, które jest warunkiem efektywnego wykorzystania systemu bankowego, dofinansowywania przedsięwzięć inwestycyjnych w sektorze przedsiębiorstw. Warto zwrócić uwagę na fakt, że formalnie rzecz biorąc, druga połowa lat 90. była okresem dobrej koniunktury. Gospodarka rozwijała się szybko, zyskowność była stosunkowo dobra, natomiast wskaźniki płynności przedsiębiorstw przez cały ten okres dramatycznie się pogarszały. To nie jest kwestia lat 1999, 2000, 2001. Cały okres od połowy lat 90. był czasem pogarszania się płynności sektora przedsiębiorstw, braku wzrostu dźwigni finansowej. Dlaczego tak się działo? Otóż nasza teza brzmi następująco. Nie da się, w warunkach wysokiej inflacji, efektywnie wykorzystać sektora bankowego do finansowana przedsięwzięć inwestycyjnych. Wynika to stąd, że nawet jeżeli realne stopy procentowe są na poziomie zero, to nominalna stopa jest np. na poziomie 20% czy 30%. To faktycznie powoduje, że każdy kredyt, nawet jeżeli jest nominalnie obliczony na 10 lat, w sensie realnym jest spłacany w pierwszym roku. Większość tego kredytu. Reszta - potem. Jeżeli bowiem trzeba zapłacić odsetki, tę pierwszą ratę, to właściwie potem, przy wysokiej inflacji, ta reszta jest już nieważna, ale oczywiście trzeba wszystko zapłacić. Nie można więc takim kredytem finansować długofalowych przedsięwzięć, których efekty przyjdą po wielu latach. Jest oczywiste, że w okresie, w którym przedsiębiorstwa widziały dla siebie szanse rozwoju, możliwości zbytu, starały się inwestować. Musiały jednak to robić de facto przede wszystkim, korzystając ze środków własnych. I to jest powód, dla którego na rynku zrobiło się „ciasno”. Na rynku zaczęło się wzajemne, wymuszane kredytowanie. I to było możliwe także dlatego, że system egzekucji należności od strony prawnej, cała infrastruktura prawna, która temu służy, pracuje bardzo źle.</u>
<u xml:id="u-4.2" who="#AndrzejBratkowski">W związku z tym silniejsi dosyć łatwo mogą wymuszać tego rodzaju kredytowanie na słabszych. Także ciekawe są dane za ostatni rok na ten temat. Mówi się dużo o zatorach płatniczych. Mamy sytuację, w której dochody odsetkowe, środki pieniężne, którymi dysponowały przedsiębiorstwa, w zeszłym roku wzrosły. Mowa o dochodach odsetkowych przedsiębiorstw. Mimo że, jak wszyscy państwo przyznają, stopy procentowe od lokat dramatycznie spadły, to te dochody wzrosły. Jednocześnie też bardzo wzrosły koszty odsetkowe, mimo że kredyty prawie nie wzrosły, a stopy procentowe od kredytów, oczywiście znacznie wyższe niż stopy Banku Centralnego, mniej więcej o 1/3 w zeszłym roku spadły. Co się stało? Mamy do czynienia z sytuacją, że jest grupa przedsiębiorstw, w których sytuacja finansowa jest bardzo zła i które z różnych względów jeszcze nie zbankrutowały. I one m.in. generują zatory, bo oczywiście jeżeli nie płacą - to nie płacą. To normalna sytuacja w każdej gospodarce, że firmy, które bankrutują, są źródłem kłopotów także dla tych, którzy byli ich dostawcami. Z drugiej strony mamy firmy, które najwyraźniej są w dosyć dobrej kondycji finansowej i które lokują swoje środki w inwestycjach typu finansowego mimo że stopy procentowe od tego, co mogą zainwestować przedsiębiorstwa, też bardzo spadły. Jest bardzo duża grupa przedsiębiorstw, które w oczywisty sposób stwierdzają, że ich zdolność do egzekucji należności uległa dramatycznemu obniżeniu. Otóż samo zapisanie w jakiejś regulacji prawnej, że przedsiębiorstwo powinno płacić, nie rozwiąże problemu, jeżeli nie da się tego prawa wyegzekwować. Więc myślę, że najważniejszą rzeczą jest zacząć od stworzenia możliwości egzekwowania prawa, które już jest. I to jest jakby pierwsza rzecz. Myślę, że NBP w tej sprawie dużo nie może pomóc. Bardzo bym do państwa apelował, abyśmy nie próbowali tworzyć pewnych iluzji cudownych rozwiązań. Takich oto, że np. wystarczy obniżyć stopy procentowe, że wystarczy zapewnić przedsiębiorstwom pewien dostęp do kredytów - i rozwiążemy problemy związane z zatorami, z trudnościami finansowymi przedsiębiorstw. Gospodarka, w której przedsiębiorstwa mają nieograniczony dostęp do kredytów, to gospodarka, w której jest hiperinflacja. Gospodarka, w której nie ma bariery popytu, to gospodarka, w której jest hiperinflacja. To nie są warunki dla rozwoju gospodarki rynkowej. W ten sposób można było działać w ramach gospodarki centralnie planowanej, gdzie ceny były ustalane i gdzie zadania produkcyjne też były ustalane. Natomiast gospodarka rynkowa jest systemem regulującym się. A warunkiem regulacji jest istnienie bariery popytu i bariery dostępu do środków finansowych. Nie chcę przez to powiedzieć, że na linii banki - przedsiębiorstwa nic nie może się poprawić. Po pierwsze, oczywiście wystąpił opóźniony efekt spowolnienia gospodarczego, który spowodował zwiększenie ilości „złych” kredytów, zaostrzenie norm oszczędnościowych przez same banki. I oczywiście to był jeden z powodów, dla których dostępność do kredytów się pogorszyła. Wszystko wskazuje na to, że narastanie „złych” kredytów zostało zahamowane, odnotowujemy też pewną poprawę w sektorze przedsiębiorstw. To powoduje, że pojawią się pewne możliwości zmniejszenia przez banki marży. Chciałem powiedzieć, że wyniki finansowe banków także uległy pogorszeniu. Duża różnica między oprocentowaniem depozytów i kredytów nie jest efektem tego, że banki nagle zaczęły narzucać jakieś dodatkowe zobowiązania, tylko tego, że cała gospodarka ponosi koszty spowolnienia gospodarczego. I te koszty są rozłożone zarówno na banki, jak i na przedsiębiorstwa. Jednym z tych kosztów jest gorszy dostęp do kredytu, ale to powinien on się poprawiać wraz z poprawą sytuacji gospodarczej.</u>
<u xml:id="u-4.3" who="#AndrzejBratkowski">Co nie znaczy, że NBP nic w tej sprawie nie ma zamiaru zrobić. Otóż z pewnością zmniejszeniu rozpiętości pomiędzy kredytami i depozytami służyć mogą rozwiązania, o których wspominał pan minister Andrzej Raczko. Są one związane ze sposobem podejścia do rezerw na złe długi. Istotny jest tu aspekt fiskalny tego przedsięwzięcia - w którym momencie banki mogą pewien kredyt wpisać w straty. To ma znaczenie. Ważną sprawą jest także wysokość rezerw obowiązkowych. NBP nosi się z zamiarem dalszego ograniczania poziomu rezerw obowiązkowych banków. To również zmniejszy koszty funkcjonowania banków. Dzięki temu będzie lepszy dostęp do kredytu. Natomiast trzeba pamiętać, że nie możemy z sektora bankowego robić instytucji typu joint venture, podejmujących duże ryzyko. Podstawową cechą systemu bankowego jest tworzenie tak zwanym zwykłym śmiertelnikom możliwości bezpiecznego lokowania ich pieniędzy. I dlatego bezpieczeństwo lokat jest sprawą podstawową. Nie można podejmować prób rozruszania gospodarki w ten sposób, bo to są właśnie fundusze kapitałowe podwyższonego ryzyka. Nie możemy więc problemu dotyczącego lepszego dostępu do kredytu rozwiązywać kosztem bezpieczeństwa. Ważne, żeby ta ogólna zasada była zachowana, żebyśmy wszyscy mieli tego świadomość, że nie da się pewnych problemów w ten sposób załatwiać. Myślę też, że nie jest celowe tłumaczenie problemów związanych z dostępem do kredytów tym, że mamy na rynku krajowym duży udział banków zagranicznych, które obracają oszczędnościami Polaków. Proszę pamiętać, że one - owszem - obracają tymi oszczędnościami, ale obracają nimi w kraju, to nie są inwestycje dokonywane gdzieś w rajach podatkowych, tylko z tych pieniędzy udzielany jest kredyt polskim przedsiębiorcom, są kupowane papiery wartościowe polskiego rządu. I Polska jest w dalszym ciągu i przez najbliższych kilkanaście lat będzie netto importerem kapitału. Atrakcyjność inwestycyjna Polski jest jednym z warunków tego, żebyśmy się mogli szybko rozwijać, ponieważ jako kraj stosunkowo biedny nie możemy liczyć na to, że sami będziemy w stanie wygenerować oszczędności niezbędne do szybkiego wzrostu gospodarczego. Chociaż oczywiście równoważnie budżetu jest jednym z elementów, które zwiększają te oszczędności i zmniejszają ryzyko związane ze wzrostem gospodarczym, który opiera się w dużym stopniu na zagranicznych kredytach. Z tego też wynika potrzeba utrzymania dobrego klimatu dla inwestorów w Polsce. Dlatego wydaje mi się, że oparte się na jednostkowych domysłach opinie na temat tego, dlaczego banki nie udzielają kredytów, mogą przynieść więcej szkody niż pożytku. A prowadzenie śledztwa na temat tego, co było w konkretnym przypadku powodem udzielenia odpowiedzi negatywnej, jest trudne, a poza tym bank komercyjny to nie urząd. To jest instytucja, która prowadzi działalność gospodarczą nastawioną na zysk. I o tym trzeba pamiętać. I „po drugiej stronie” ma partnera gospodarczego. Nie zawsze państwa partnerzy gospodarczy, z którymi państwo usiłują zawrzeć jakąś umowę, tłumaczą się przed państwem, dlaczego akurat nie są zainteresowani ofertą. To samo dotyczy banków. Banki nie mają obowiązku udzielania kredytu, tak jak państwo nie mają obowiązku zawierania umowy z jakimkolwiek innym partnerem handlowym. To też trzeba mieć na uwadze. Natomiast oczywiście banki są zainteresowane udzielaniem kredytów, bo to jest ich źródło dochodów. Myślę, że w tej dziedzinie, właśnie jeżeli chodzi szczególnie o zasady tworzenia i rozwiązywania rezerw, także w kontekście podatkowym, jest pewien obszar służący udzieleniu pomocy przedsiębiorcom.</u>
<u xml:id="u-4.4" who="#AndrzejBratkowski">Jeżeli chodzi o perspektywy obniżania stóp procentowych, to nie mogę złożyć żadnych konkretnych deklaracji, ponieważ jest to absolutnie niezależna decyzja dziesięciu w tej chwili, niestety, tylko dziewięciu - członków Rady Polityki Pieniężnej. Każdy z nich na własną odpowiedzialność podejmuje tę decyzję. Żadne ogólne wstępne deklaracje nie są w tej dziedzinie możliwe. Natomiast po pierwsze - znowu nie łączmy zbyt wielkich nadziei z dalszym rozluźnieniem polityki monetarnej. Nie znam przypadku kraju, który miałby poważniejsze kłopoty gospodarcze z tytułu zbyt restrykcyjnej polityki monetarnej i fiskalnej. Natomiast znam dziesiątki przykładów krajów, które przechodziły kryzys spowodowany zbyt luźną polityką monetarną i fiskalną. O tym trzeba pamiętać. Ostatnie doświadczenia Węgier, gdzie Narodowy Bank Węgier usiłował w nieco nerwowym trybie wspierać rząd i konkurencyjność przedsiębiorstw pokazują, że takie nieprzemyślane akcje mogą się bardzo źle zakończyć. W rezultacie nie udało się osiągnąć żadnego z celów, natomiast stopy procentowe w ciągu trzech miesięcy trzeba było podnieść o trzy punkty procentowe po to, by nie doprowadzić do absolutnej paniki na tym rynku. Więc pamiętajmy o konieczności zachowania ostrożności. Nie możemy też w prosty sposób powiedzieć, że w Polsce stopy procentowe powinny być takie, jakie ma amerykański Bank Federalny lub jakie ma Unia Europejska. W Polsce rzeczywiście mamy znacznie wyższe stopy procentowe niż w Stanach Zjednoczonych i Unii Europejskiej. A jak jest w Polsce? Mamy dane dotyczące sprzedaży detalicznej w ostatnich dwóch miesiącach, wskazują one, że jej dynamika roczna wzrośnie o ok. 10%, a produkcji przemysłowej także o ok. 10%. Nie twierdzę, że „kupiliśmy” wzrost gospodarczy i już nie będzie żadnych problemów. Jednak trzeba myśleć o specyfice każdego kraju. Polityka pieniężna każdego kraju musi być do niej dostosowana, musi ją uwzględniać. Musimy też brać pod uwagę, że reputacja Polski jako kraju stabilnego nie jest jeszcze tak silnie ugruntowana jak w przypadku Niemiec czy Francji. Dlatego trzeba liczyć się z tym, że stopy procentowe w Polsce prawdopodobnie przez dłuższy, średnio licząc, będą nieco większe niż w krajach UE. Chodzi o to, żeby one były minimalnie większe. Co więcej, jeżeli się okaże, że Polska potrafi wprowadzać reformy strukturalne, których nie udaje się wprowadzać w niektórych krajach UE (mamy przykład reformy emerytalnej, którą w Polsce udało się wprowadzić, natomiast wiemy, jakie są opory u nich) i jeżeli także w innych obszarach Polska będzie umiała pokazać tę swoją zdolność do reformowania się i będzie to połączone z integracją z Unią Europejską, to jest szansa na to, że reputacja międzynarodowa Polski poprawi się na tyle, że nie będziemy postrzegani jako kraj zdecydowanie mniej stabilny niż kraje UE. Ale tu jest też rola polityki fiskalnej, ograniczania deficytu budżetowego, a przede wszystkim właściwej polityki strukturalnej, o której wcześniej mówiliśmy. Tak jak powiedziałem, problemy z finansowaniem inwestycji, przy nawet zerowej realnej, ale wysokiej nominalnej stopie, przy wysokiej nominalnej inwestycji, są nie do przezwyciężenia.</u>
<u xml:id="u-4.5" who="#AndrzejBratkowski">Dlatego warunkiem wzrostu gospodarczego w długim okresie, a także warunkiem efektywnego finansowania tego wzrostu gospodarczego przez sektor bankowy jest utrzymywanie niskiej inflacji. Cel dla Rady Polityki Pieniężnej już został ustalony. Nie jest on celem wyłącznie rocznym, jest to cel stały - 2, 5%, to jest ta inflacja, której chcemy się trzymać z tolerancją plus minus 1%. Istotą polityki monetarnej jest dążenie do tego, żeby utrzymywać inflację zgodną z celem inflacyjnym na niskim poziomie, przy możliwie niskich stopach procentowych. Do tego będzie zmierzała polityka Banku Centralnego. Co to znaczy konkretnie, jakie są możliwie niskie stopy? To zależy od oceny prognoz dotyczących wzrostu gospodarczego. Z tego punktu widzenia obecna realna stopa jest tą, którą tu państwo podali - 4, 85%, ale za chwilę będzie ogłoszony wynik dotyczący inflacji w następnym miesiącu i okaże się, że jest ona trochę wyższa. Trzeba patrzeć „do przodu”. My zakładamy, że w końcu roku inflacja powinna się ukształtować gdzieś na poziomie między 1, 5 i 2%, czyli stopa realna jest nieco niższa. Nie to jest w tym przypadku najważniejsze. Istotne jest, czy nasze oceny, nasze prognozy będą wskazywały, że nie grozi nam wzrost inflacji powyżej celu inflacyjnego, czy też okaże się, że wiele czynników działa w tym kierunku i oczywiście trzeba będzie stopy podnosić. Bardzo ważnym czynnikiem powiększającym obszar działania Banku Centralnego jest oczywiście polityka fiskalna. Jeżeli osiągniemy sytuację, w której nastąpi pewne ograniczenie deficytu budżetowego. To na pewno nie w wyniku tego prostego rachunku, do którego z poprzedniego projektu dodaje się to, co zostało w nim nierealistycznie zapisane jako dochody. Jeżeli uda się - to dobrze, ale też bardzo ważne jest pokazanie pewnej perspektywy finansów publicznych na 2, 3, 5 lat do przodu, ponieważ czasem dosyć łatwo jest niektóre problemy przenieść z jednego roku na następny. Jest bardzo ważne, aby to był program umiejscowiony w pewnym planie długookresowym i żeby to był program wiarygodny, to znaczy taki, który został zaakceptowany przez parlament. Jeżeli tego rodzaju program zostanie zaakceptowany, wtedy oczywiście możliwości dalszych obniżek stóp procentowych będą wyraźnie większe niż w tej chwili. Wtedy także będziemy mogli przy niższych stopach procentowych i niższym deficycie liczyć na to, że rola kredytu bankowego w finansowaniu rozwoju przedsiębiorstw będzie szybko rosła.</u>
</div>
<div xml:id="div-5">
<u xml:id="u-5.0" who="#ZbigniewKaniewski">Dziękuję panu prezesowi za wystąpienie, za podzielenie się pewnymi refleksjami i wnioskami z nich wynikającymi. Na jedną rzecz chciałem tylko zareagować. Otóż, siedzący tu na sali mają świadomość, że obniżanie stóp procentowych nie jest jedynym rozwiązaniem na poprawę sytuacji gospodarczej, tylko problem polega na tym - i tu, w tym parlamencie mieliśmy okazję już nieraz się przekonać - że dało się zaobserwować takie zjawisko, iż niezależnie od tego, co kolejne rządy robiły, to wasze stanowisko było jednakowe. Trudno było doszukać się jakiejś reakcji wynikającej ze współdziałania, odpowiedzi na różne propozycje. Dzisiaj mamy nieco inną, nową jakość tej sprawy, być może, że mówimy o historii, że jednak państwo wspólnie z rządem potrafili poszukać nowych instrumentów i rozwiązań. Czyli, że można. Tylko problem polega na tym, czy się w swoim czasie chciało, czy nie chciało. Dlatego się państwo nie dziwcie, że również w parlamencie jest wielu posłów, którzy jeszcze chętnie „pomajstrowaliby” przy ustawie o NBP po to, żeby was przymusić do nieco innej reakcji. Więc po waszej stronie też leży konieczność tego dialogu. To nie jest tak, że wy się okopiecie i rząd się okopie. Z tego nic nie wynika, Ci państwo, którzy tu przyjechali dzisiaj, być może odniosą nieco lepsze wrażenie o tej współpracy. I to jest m.in. cel dzisiejszego posiedzenia Komisji. Jeżeli z tej Komisji wyjdzie ważny sygnał, że niezależnie od tego, jak trudna i skomplikowana jest sytuacja, poszukujemy rozwiązań, nowych instrumentów ekonomiczno-finansowych i być może gdy jesienią się spotkamy, będziemy mogli przedsiębiorcom przekazać więcej konkretów w tej sprawie, to i klimat wokół NBP też się poprawi. Jak mówię, to jest pokazanie chociażby chęci, a nie trwanie tylko przy swoich stanowiskach. My sobie zdajemy sprawę z tego, że obniżenie stóp procentowych to nie jedyne rozwiązanie. Ale jeżeli parlament wyszedł z ogromną ilością rozwiązań ustawowych, które zmierzają do poprawy otoczenia funkcjonowania podmiotów gospodarczych, jeżeli rząd przygotował wiele rozwiązań poprawiających wewnętrzne funkcjonowanie polskiej gospodarki, to też ze stronty parlamentu jest oczekiwanie na pewną reakcję NBP w pozytywnym sensie, na poszukiwanie mimo wszystko odpowiednich rozwiązań. Bo jeśli każdy będzie stał wyłącznie na swoim gruncie, to będziemy posuwać się do przodu, ale nie w takim tempie, jakie jest Polsce potrzebne. Dlatego dziękuję za tę ofertę współpracy.</u>
</div>
<div xml:id="div-6">
<u xml:id="u-6.0" who="#AndrzejBratkowski">Chciałbym zwrócić uwagę, że mimo wielkich wysiłków rządu przez ostatnie dwa lata mieliśmy do czynienia z rosnącą nierównowagą finansów publicznych i to był czynnik, który utrudniał bardziej aktywne działania Banku Centralnego. Po drugie - Bank Centralny przez cały ten czas bardzo silnie obniżał stopy procentowe. Jeżeli chodzi o inne rozwiązania, to myśmy byli cały czas otwarci na współpracę i cały czas współpracowaliśmy z rządem. Nie można powiedzieć, że to było tak, że rząd chciał, a myśmy nie chcieli. Zdecydowanie chcieliśmy. Natomiast chodzi o to, żebyśmy unikali rozwiązań, które wskazują na lekarstwa gorsze niż choroba. To o to chodzi. I m.in. przed tym chciałem dzisiaj państwa przestrzec.</u>
</div>
<div xml:id="div-7">
<u xml:id="u-7.0" who="#ZbigniewKaniewski">Poszukujemy więc właśnie wspólnych rozwiązań, aby tę chorobę leczyć.</u>
</div>
<div xml:id="div-8">
<u xml:id="u-8.0" who="#MieczysławBąk">Bardzo się cieszę, że doszło do tego spotkania, że Komisja Nadzwyczajna zdecydowała się poświęcić uwagę ocenie sytuacji finansowej przedsiębiorstw. Wracając do wstępnych uwag pana przewodniczącego i do bardzo trafnej diagnozy, warto zwrócić uwagę na trzy elementy, które powodują, że zła jest sytuacja finansowa przedsiębiorstw, że tak wiele firm ma problemy z płynnością. Jest to niewątpliwie z jednej strony problem dostępu do kredytów, z drugiej strony również są to problemy związane z tzw. zatorami płatniczymi. W trakcie mojego wystąpienia będę chciał się skupić na problematyce pierwszej, tej, którą pan przewodniczący uznał za najważniejszą w czasie dzisiejszego posiedzenia, mianowicie na problematyce dostępności do kredytów. Na sali są przedsiębiorcy związani z Krajową Izbą Gospodarczą, którzy - mam nadzieję - w trakcie dyskusji zechcą się wypowiedzieć i przedstawić swoje refleksje dotyczące zatorów płatniczych. Jeżeli chodzi o dostępność kredytów, kilka słów na temat tego, jak w ocenie KIG wygląda w tej chwili oferta kredytowa. Dostrzegamy parę pozytywnych faktów. Jednym z nich jest to, że wiele banków przedstawia specjalną ofertę, specjalne pakiety, dostosowane do potrzeb małych i średnich przedsiębiorstw. Są to pakiety ogólne, ale też bardzo często są to również oferty adresowane do poszczególnych branż, najczęściej do branż czy do zawodów, które cechuje dobra i w miarę stabilna sytuacja finansowa. Mówię tutaj o specjalnych pakietach np. dla farmaceutów, lekarzy, prawników. Czego brakuje w tej ofercie? Brakuje przede wszystkim oferty dla firm rozwojowych i dla firm stosujących nowoczesne technologie, czyli dla firm, które zainteresowane są badaniami, przygotowaniem nowych technologii i komercjalizacją tych nowych technologii. Również obserwujemy pewne tendencje, które - naszym zdaniem - utrudniają dostęp do kredytów, związane z przesuwaniem prawa do podejmowania decyzji na wyższe szczeble w poszczególnych bankach komercyjnych. Następuje pewna degradacja roli wydziałów kredytowych. Wygląda to tak, że oddziały, które poniosły pewne straty związane ze zwiększeniem portfela złych kredytów, tracą uprawnienie do podejmowania decyzji, jest ono przesuwane na szczebel wyższy. To powoduje, że przedłuża się proces decyzyjny, a jednocześnie przedsiębiorcy mają znacznie utrudniony dostęp do kredytów. Druga zasada, którą obserwujemy w bankach i która czasami okazuje się bardzo niekorzystna dla sektora małych i średnich przedsiębiorstw, to przesuwanie obsługi małych i średnich firm z działu bankowości korporacyjnej do działu obsługi detalicznej. Jeżeli jest to połączone np. z tworzeniem specjalnych wydziałów do obsługi małych i średnich przedsiębiorstw, wtedy czasami na tej ofercie firmy korzystają. Natomiast „wrzucenie” małych i średnich firm do bankowości detalicznej bardzo często powoduje, że dostęp do kredytów dla tej grupy firm jest utrudniony. Te procesy zachodzą przede wszystkim w dużych bankach komercyjnych. Jednocześnie w bankach spółdzielczych obserwujemy usprawnienie procesu decyzyjnego i tam dostęp do osoby podejmującej decyzje jest znacznie szybszy. Przedsiębiorcy mówią, że dokumenty wymagane do otrzymania kredytu w bankach spółdzielczych są znacznie bardziej uproszczone, co powoduje, że właśnie ten segment zaczyna w coraz większym stopniu być tym, który ułatwia małym i średnim firmom dostęp do kredytów.</u>
<u xml:id="u-8.1" who="#MieczysławBąk">Inną niekorzystną tendencją, która utrudnia przedsiębiorcom dostęp do kredytów, jest sposób zarządzania ryzykiem kredytowym. Zdajemy sobie sprawę, że w sytuacji, kiedy rósł bardzo szybko portfel „złych” kredytów, banki musiały podjąć kroki ograniczające to zjawisko. Ale w naszej ocenie część tych kroków jest niesłuszna i wręcz niekorzystna dla banków. Mówiąc o zarządzaniu ryzykiem kredytowym chciałem zwrócić uwagę na pewien fakt, który my określamy jako naiwną segmentację grup ryzyka kredytowego. Co to oznacza? Banki najczęściej dokonują na podstawie kryteriów branżowych. Jeżeli okazuje się, że dane przedsiębiorstwo w branży X przyniosło bankowi straty, czyli bank udzielił kredytu, którego przedsiębiorstwo nie może spłacić, wówczas bardzo często cała branża jest uznawana za branżę ryzykowną. Tak było z przemysłem stoczniowym. Tymczasem w tej branży są przedsiębiorstwa bardzo zdrowe, są nie bardzo powiązane kooperacyjnie z dużymi firmami przynoszącymi straty. Tutaj można podać przykład małych firm zajmujących się produkcją jachtów. Te firmy siłą rzeczy mają utrudniony dostęp do kredytów, bo znalazły się w grupie wysokiego ryzyka kredytowego. Są to firmy o bardzo zdrowych, dobrych podstawach ekonomicznych. Jakie widzimy możliwości działania w tym zakresie? Wydaje nam się, że trzeba by wprowadzić inną segmentację grup ryzyka kredytowego i obok segmentacji branżowej wprowadzić również podział według wielkości firm, co ułatwiłoby dostęp do kredytów tym firmom, które mają dobre podstawy gospodarcze. Mówiąc o zarządzaniu ryzykiem i o segmentacji grup ryzyka kredytowego warto zwrócić uwagę również na fakt, że banki często nie informują klientów o tym, że dana branża należy do branż wysokiego ryzyka i dopiero po złożeniu dokumentów, po upływie czasami kilku miesięcy, firma dowiaduje się, że nie może uzyskać kredytu. Tak więc obok segmentacji wielkościowej w ramach grup ryzyka, proponujemy również, żeby banki miały obowiązek informowania o rzeczywistych powodach nieudzielenia kredytu i żeby rzeczywiście te powody były podawane przedsiębiorstwom. Chcemy również, żeby banki informowały o swojej segmentacji grup ryzyka kredytowego, żeby przedsiębiorstwa od razu wiedziały, że w danym banku mają bardzo niewielkie szanse na uzyskanie kredytu. Mówię o tym dlatego, że część banków spółdzielczych wyspecjalizowała się właśnie w finansowaniu tych małych firm, często zdrowych ekonomicznie, które znalazły się w grupach wysokiego ryzyka w bankach komercyjnych. Gdyby firmy od razu miały informację, że mają małe szanse na kredyt, bardzo ułatwiłoby to ich działania ukierunkowane na pozyskiwanie kredytu. Na początku mówiłem o problemach związanych z brakiem oferty banków dla firm zajmujących się nowymi technologiami. Zdajemy sobie sprawę z tego, że przynajmniej część tych firm powinna być finansowana przez instytucje typu venture capital, niemniej jednak ten sektor w Polsce jest w dalszym ciągu dosyć słabo rozwinięty i uważamy, że wskazane byłoby wypracowanie mechanizmów, które pozwalałyby dotrzeć z pewną ofertą kredytowania do firm, które są zainteresowane badaniami i wdrażaniem nowych technologii. Uważamy, że tego typu oferta nie może powstać w bankach. Dla banków jest to sektor o zbyt dużym ryzyku.</u>
<u xml:id="u-8.2" who="#MieczysławBąk">Dlatego sądzimy, że tutaj konieczne jest współdziałanie władz publicznych. W Krajowej Izbie Gospodarczej przygotowaliśmy propozycję takiego pakietu, który nazwaliśmy „technologicznym kredytem podatkowym”. Działa on na innych zasadach niż kredyt podatkowy, który jest obecnie proponowany przez Ministerstwo Finansów. Jest to oferta adresowana wyłącznie do firm, które są zainteresowane stosowaniem nowych technologii. Z naszych obserwacji wynika, że w tej chwili nowe technologie są przede wszystkim nabywane przez firmy w ośrodkach zagranicznych. Czyli w pewnym sensie nasze firmy finansują badania i rozwój, który odbywa się poza granicami kraju. Przy wprowadzeniu tego kredytu można byłoby znacznie więcej prac badawczo-rozwojowych finansować przez firmy krajowe. Jak - naszym zdaniem - mógłby działać tego typu kredyt podatkowy? Przedsiębiorstwo, które jest zainteresowane prowadzeniem badań, wdrożeniem nowych rozwiązań, przygotowywałoby biznes plan, z którego wynikałoby równocześnie, w jakim zakresie ten projekt przyczyni się do wzrostu wpływów podatkowych. Na podstawie tego biznes-planu firma otrzymywałaby kredyt w banku komercyjnym. Natomiast ten kredyt w 50% były spłacany przez budżet, właśnie przy założeniu, że pojawią się dodatkowe wpływy podatkowe. Jeżeli te wpływy się nie pojawią, to wówczas kredyt stawałby się normalnym kredytem inwestycyjnym. Oceniamy, że tego typu rozwiązanie niosłoby bardzo małe ryzyko dla Skarbu Państwa, ponieważ spłata byłaby dokonywana ze zwiększonych wpływów podatkowych, a jednocześnie pozwoliłaby na uruchomienie potencjału i uruchomienie badań właśnie w sektorze przedsiębiorstw zainteresowanych pracami badawczo-rozwojowymi. Jesteśmy gotowi na przeprowadzenie projektu pilotażowego związanego z wdrażaniem tego kredytu i wydaje mi się, że na tej podstawie można byłoby ocenić, na ile może to być przydatny instrument dla finansowania firm stosujących nowoczesne technologie.</u>
</div>
<div xml:id="div-9">
<u xml:id="u-9.0" who="#ZbigniewKaniewski">Dziękuję za wystąpienie i propozycje, które mogą być wzięte pod uwagę w pracach rządu. Przystępujemy do dyskusji. Czy jest pan poseł Andrzej Lisak? Nie ma. Proszę o zabranie głosu pana Krzysztofa Pietraszkiewicza, prezesa Związku Banków Polskich.</u>
</div>
<div xml:id="div-10">
<u xml:id="u-10.0" who="#KrzysztofPietraszkiewicz">„Dziękuję za zaproszenie. Chciałbym zaznaczyć, że jestem zainteresowany udziałem w kolejnych spotkaniach, które służyłyby wypracowaniu wspólnego stanowiska i wspólnego poglądu na główne kwestie związane z finansowaniem przedsiębiorczości w Polsce. Chciałbym uczynić na początek taką oto generalną uwagę. Czy lubimy banki, czy też nie, problem polega na tym, że banki żyją z finansowania przedsiębiorczości, z klientów indywidualnych, a nie z ich niszczenia. Kiedy wysłuchuję audycji telewizyjnych lub radiowych, odnoszę wrażenie, iż niektórzy dyskutanci przyjmują taką strategię, że oto jakiś bank lub grupa osób związanych z bankiem z upodobaniem zmierza do zniszczenia kogoś i z upodobaniem robi wszystko, aby klienta indywidualnego lub instytucjonalnego wyeliminować. To byłaby jakąś absurdalna sytuacja i nie wykluczając pewnych zdarzeń, które mogą być dziwne i wymagające wyjaśnienia, niezmiennie prawdą jest, że banki żyją z zarabiania na pośrednictwie finansowym. Druga uwaga, którą chciałbym poczynić: Po kilkunastu latach transformacji społecznej i gospodarczej wydaje się, że przychodzi czas, szczególnie w obliczu przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, abyśmy wspólnie pracowali nad określeniem i stabilnym utrzymywaniem pewnej strategii budowy potencjału ekonomicznego polskich obywateli i przedsiębiorców w UE. To naprawdę nie może być strategia ani róbta co chceta”, ani „ratuj się, kto może”. Strategia budowy potencjału ekonomicznego przedsiębiorców pochodzących z relatywnie ubogiego kraju oraz obywateli, którzy wchodzą do bardzo mocnej wspólnoty, jest niezbędna. W tej strategii muszą być pewne normy postępowania przedsiębiorców i poszczególnych obywateli, ale też muszą być przewidywalne zachowania instytucji państwowych. Z ogromną nadzieją wysłuchałem dziś zapowiedzi o gotowości stabilnej współpracy pomiędzy rządem i Bankiem Centralnym. Naprawdę ta przewidywalna, rozsądna polityka obu instytucji jest nam bardzo potrzebna. Taka polityka jest też potrzebna w sektorze bankowym, na pewno będziemy w tym wszystkim uczestniczyć i wyjaśniać bez końca, jakimi zasadami się kierujemy i dlaczego. Chcemy to czynić po to, aby przedsiębiorca i osoba indywidualna wiedzieli, dlaczego bank taki lub inny zachowuje się w taki, a nie inny sposób. Trzynaście lat temu, pod presją naszego parlamentu, zwrócono uwagę, że źle się dzieje w zakresie finansowania przedsiębiorstw - założyliśmy tzw. bankowy rejestr klientów czasowo niewywiązujących się z zobowiązań. W tym rejestrze mam 600 tys. podmiotów i osób, które nie uregulowały swoich zobowiązań wobec banków. Z tego ponad 20% stanowią firmy. Dwa lata temu rozpoczęło działalność Biuro Informacji Kredytowej. Po tym okresie mamy już 1 milion informacji o klientach indywidualnych, którzy nie spłacili w tym okresie swoich zobowiązań wobec banków. Jest także trzecia informacja. Mamy rejestr dokumentów skradzionych, sfałszowanych, zastrzeżonych, nie licząc kart płatniczych. Chodzi o dokumenty takie, jak dowody osobiste, dowody rejestracyjne, paszporty, które są ważne z punktu widzenia obrotu gospodarczego. Rejestr ten obejmuje znajdujących się w obrocie 12,5 mln dokumentów, którymi posługują się różne osoby na rynku i próbują naciągać nie tylko banki, ale także swoich partnerów w obrocie gospodarczym. Trudno jest namówić firmy w Polsce, by korzystały z tego rejestru i nie dawały się oszukiwać. Przedstawiłem tylko niektóre elementy środowiska i ryzyka wiążące się z procesem kredytowania.</u>
<u xml:id="u-10.1" who="#KrzysztofPietraszkiewicz">Przecież rzecz polega na tym, że jesteśmy instytucjami szukającymi kompromisu, a więc biznesu, dla tych, którzy mają nadwyżki, lokują oszczędności w bankach i chcą otrzymać kapitał i odsetki, oraz dla tych, którzy potrzebują pieniędzy do inwestowania, by użyć tych środków jako pewnego koła zamachowego. Chcemy im dać jak najdogodniejszy kredyt. Pamiętajmy, że gros naszych banków to firmy znajdujące się w publicznym obrocie, gdzie inwestor, jeśli nie otrzyma pewnego zwrotu z akcji, nie będzie ich nabywał. W takich uwarunkowaniach przychodzi pracować sektorowi bankowemu. Trzeba pamiętać o jednej rzeczy: nie można liczyć na poszerzenie w cudowny sposób akcji kredytowej w Polskich bankach, skoro one nie dysponują określonym potencjałem kapitałowym. Tego wymaga profesjonalizm i wymagają tego regulacje prawne. Nie można udzielić więcej kredytów niż pewien mnożnik w stosunku do funduszu własnych kapitałów. Polski sektor bankowy wzięty razem, nie licząc Banku Centralnego, to tyle co jeden większych czy średnich banków w Europie Zachodniej. Ciągle jesteśmy na dorobku i dlatego co roku każdy bank musi przeznaczać środki na kapitały, na fundusze, gdyż w innym przypadku nie będziemy w stanie kredytować polskich przedsiębiorstw na poziomie wyższym niż obecnie. Daje się słyszeć w radiu i w telewizji że polskie banki nie chcą udzielać kredytów. Jeśli rzeczywiście nie udzielają kredytów, to kto - święty Mikołaj? - wprowadził 22% kredytów nieregularnie spłacanych w tych bankach? To nie spłacają ludzie, których nie stać na raty. Nawet gdybyśmy unieważnili polskie regulacje, które są nadmiernie restrykcyjne, i zastosowali regulacje europejskie, to i tak tych niespłacalnych kredytów byłoby 12%. Tak więc jeśli dalej podążalibyśmy tą drogą, zaistniałoby zagrożenie dla depozytów. Obywatel, który straci zaufanie do bezpieczeństwa depozytów w bankach, nie przychodzi tam przez dziesięciolecia. Mamy tu przykład Bułgarii, Litwy, tych krajów, które ostatnio przeżywały kryzys. Szukajmy rozwiązań. Chciałbym wnieść o to, byśmy jak najszybciej usunęli pewne patologie regulacyjne oraz patologie w praktyce, która na otacza. W 14. roku intensywnej transformacji czas naprawdę na takie wprowadzenie systemu opodatkowania rezerw przeznaczonych na kredyty w sytuacji nieregularnej spłaty i niespłacalnych, systemu, który by odpowiadał standardom europejskim. Nie może być tak, że w sercu Europy polski sektor bankowy zapłacił efektywny podatek dochodowy w wysokości 37%. Rząd zapowiadał obniżenie podatku do 18%. Marzymy, aby spadł on do 27%. Jak powiedziałem, w roku ubiegłym podatek dochodowy w bankach wyniósł ponad 37%. Gdybyśmy do tego doliczyli parapodatek w postaci rezerwy obowiązkowej, to daje to ponad 50%. To są twarde liczby. A więc pierwsza sprawa: zdjąć ponadstandardowe, nigdzie nie spotykane w Europie, tak znaczne obciążenia fiskalne i parafiskalne. Druga sprawa to metody kwalifikacji kredytów. Są one zbyt restrykcyjne. Jesteśmy w trakcie dyskusji, ale naszym zdaniem, restrykcyjność regulacyjna jest zbyt duża. Rozumiemy przesłanki, gdy dyrektor argumentuje, mówiąc: „a gdybyście poluzowali, to mielibyście 30% kredytów spłacanych nieregularnie”. Są jednak pewne okoliczności, które wymagają poluzowania tych regulacji. Mam nadzieję, że do końca bieżącego roku to osiągniemy. Kolejna kwestia, z którą musimy się uporać. Jesteśmy w trakcie rozmów, ale prosimy o wsparcie rząd, Bank Centralny i parlament.</u>
<u xml:id="u-10.2" who="#KrzysztofPietraszkiewicz">Chodzi o środowisko prawne obrotu gospodarczego. Proszę mi wybaczyć, ale otrzymanie informacji z rejestru, poziom rozstrzygania sporów gospodarczych wołają o pomstę do nieba. Doceniamy wysiłki Ministerstwa Sprawiedliwości, różnych jego zespołów, ale wspólnie musimy coś uczynić, aby ten system funkcjonował poprawnie. Sposób działania, który dzisiaj obowiązuje, niszczy obrót gospodarczy. Taka jest brutalna rzeczywistość. Myślę, że stać nas na to, by sfinansować pewne elementy obrotu prawnego, żeby w krótkim czasie nastąpiła znacząca poprawa. Bez tego nie odkryjemy skarbów w postaci rzeczywistych nieruchomości, które mogłyby być upłynniane, a nie można tego zrobić. Nie jestem w stanie zabezpieczyć się w krótkim czasie. Kto będzie czekał pół roku na wypis, który z banków działających oficjalnie będzie się decydował na zapłacenie komuś „pod stołem”? To jest niedopuszczalne. W tej sprawie chcę zgłosić w imieniu sektora bankowego zdecydowaną chęć dokonania zmian i uczestnictwa w tym procesie. Za kilkanaście miesięcy przystępujemy do UE. Nasi przedsiębiorcy zasługują na to, by otrzymać wsparcie, informacje o tym, jak poruszać się na rynku europejskim. Zasługują na to, by otrzymywać wsparcie w zdobywaniu certyfikatów na swoje produkty, bo w bardzo wielu przypadkach z tego względu że nie zdobędą w porę tych certyfikatów, nie będą mogli nie tylko uplasować swego produktu na rynku europejskim, ale sukcesywnie będą mieli kłopoty z plasowaniem swoich produktów na rynku krajowym. A to byłby największy paradoks i największy dowcip historii, jaki byśmy sobie zafundowali. To są kwestie wymagające działań natychmiastowych. Trzeba się zastanowić, w jaki sposób możemy pokazywać polskim przedsiębiorcom, jak można robić biznes na rynku europejskim. Nie może być tak, że 600 tys. eksporterów będzie próbowało znaleźć rynek dla siebie. Są pewne formy organizowania tego typu przedsięwzięć. W przeciwnym wypadku będziemy skazani na niepowodzenie. Nie ma co do tego wątpliwości, tylko garstka ma szansę osiągnąć sukces bez wsparcia odpowiednich agent i instytucji. Jesteśmy gotowi do dyskusji, jak to czynić. Powinniśmy wyjść z fazy pilotażu jeśli chodzi o budowę funduszy poręczeń gwarancyjnych. Mamy dostatecznie wiele doświadczeń zebranych w ostatnich latach. Nazywam fazą pilotażu zdolność do udzielenia dwóch lub trzech tysięcy poręczeń w ciągu dwóch lub trzech lat. W Polsce jest znacznie większa liczba przedsiębiorców mających dobry projekt, dobry zarząd, dobry produkt, rynek, plan rozwojowy, a nie mogących skorzystać z kredytowania z powodu braku dostatecznych zabezpieczeń lub z uwagi na nieuporządkowany stan zabezpieczeń. W takim przypadku w wielu krajach europejskich stosowane są trzy rodzaje instrumentów. Po pierwsze, gwarancja Skarbu Państwa, o czym mówił pan wicepremier. Sądzę, że w tym roku będziemy mieli znaczący postęp. Po drugie, gwarancje i poręczenia dla małych i średnich przedsiębiorstw i cały system pożyczkowo-gwarancyjny, bo on jest kombinowany - system mikropożyczek dla przedsiębiorstw startujących lub po prostu wymagających bardzo niewielkiego wsparcia. Moim zdaniem brakuje nam systemu poręczeniowo-gwarancyjnego dla średnich przedsiębiorstw.</u>
<u xml:id="u-10.3" who="#KrzysztofPietraszkiewicz">Ten system powinien być jak najpilniej zbudowany. I ostatnia uwaga. Otóż w każdym kraju będzie trwał proces stałej modernizacji przedsiębiorstw. Ci, którzy byli nowocześni 10 lat temu, będą kończyć aktywność. Ci, którzy byli superliderami dwa, trzy lata temu, będą musieli się modernizować. Proces restrukturyzacji i modernizacji to stały element każdej gospodarki. Nieraz nadużywamy słowa „reformy”. Dzisiaj, jako banki, musimy restrukturyzować prywatnych, nowoczesnych przedsiębiorców sprzed dwóch, trzech, czterech lat. Dzisiejszy mechanizm podatkowy restrukturyzacji długów, spisywania strat, amortyzowania, jest po prostu - jeśli chodzi o kwestie podatkowe - niesprawny. W naszych portfelach mamy ponad 14 mld zł kredytów uznanych za stracone. Jak to jest możliwe, że od 14 lat nie możemy spisać i umorzyć tych kredytów? - bo z punktu widzenia podatkowego bylibyśmy oskarżeni o działanie na szkodę spółki. Jak to jest możliwe? Ten stan się musi zmienić, bo bez tego bank nie uwolni kredytobiorcy, ponieważ zapłaciłby w tym wypadku podatek od straty. Czy państwo wyobrażają sobie taką sytuację, że mielibyśmy płacić podatek od straty? Nikt o zdrowych zmysłach na to się nie zdecyduje. Naszym marzeniem jest usunięcie tych patologii. Są to bowiem patologie regulacyjne, które z założenia stawiają nas i naszych klientów na pozycjach straconych. Tego nie chcemy. Myślę, że wysoka izba, rząd, NBP, Komisja Nadzoru Bankowego przy wsparciu przedsiębiorców uczynią wszystko, abyśmy mogli z podniesionym czołem do państwa przyjść i powiedzieć: w danej branży dzieje się źle, jesteśmy ostrożni, z danym przedsiębiorstwem wejdziemy w negocjacje pod takimi to a takimi warunkami. To są reguły gry. Musimy akceptować reguły gry rozwiniętej gospodarki.</u>
</div>
<div xml:id="div-11">
<u xml:id="u-11.0" who="#ZbigniewKaniewski">Proszę pana prezesa o to, aby Związek Banków Polskich zechciał przekazać na piśmie w możliwie jak najkonkretniejszej formie swoje uwagi, gdyż będą one jednym z elementów współpracy z rządem.</u>
</div>
<div xml:id="div-12">
<u xml:id="u-12.0" who="#ElwiraZaremba">Zakładam, że w gronie fachowców mogę podarować sobie wstęp i mówić niekiedy trochę hasłowo, dzięki czemu moje wystąpienie nie zabierze zbyt wiele czasu. Pierwsza sprawa: banki. Dziwi mnie państwa bezradność w kwestii nieobniżania przez banki oprocentowania kredytów bankowych wraz z obniżaniem stopy procentowej przez NBP. Przez ostatnie 10 lat doświadczaliśmy mechanizmów, które zmusiły nas do tego, abyśmy przestali, jako przedsiębiorcy, wozić pieniądze w teczkach i wszystkie należności regulowali za pośrednictwem banku, płacąc mu określony haracz. Jeśli można było znaleźć mechanizmy zmuszające nas do takich działań, to dziwię się, że nie można znaleźć odpowiednich mechanizmów wymuszających określone zachowania i działania banków. Mamy na rynku prawie wyłącznie banki z udziałem kapitału zagranicznego. Podchodzą one w sposób mechaniczny, rutynowy do wniosków kredytowych. Jednym z podstawowych wskaźników jest ten mówiący o relacji pomiędzy kapitałem założycielskim firmy a majątkiem własnym. Im większy rozdźwięk między kapitałem założycielskim firmy a jej majątkiem własnym, tym gorsze są szanse takiej firmy na uzyskanie kredytu. Jaki jest polski kapitał? Na początku lat 90. zakładaliśmy nasze firmy przy minimalnym kapitale założycielskim. Ci, którym się udało, „obrastali” w coraz większy majątek firmy, coraz większy też był ich obrót i coraz szersza oferta. Tymczasem okazuje się, że firma duża, o małym kapitale założycielskim, jest dla banków partnerem niewiarygodnym. Proszę o rozpatrzenie propozycji, aby można było bez opodatkowania zmienić strukturę finansową firmy, przenieść majątek firmy na majątek założycielski. Wówczas byłaby ona bardziej wiarygodnym partnerem dla banków, a przedsiębiorcy nie odprowadzaliby od tego majątku podatku. Dzisiaj jest tak, że musielibyśmy ten podatek odprowadzić. Dlatego nie dokonujemy tych zmian. To zaś rzutuje na nasze szanse na uzyskanie kredytu. Podobna sprawa jest z przekształcaniem firm, ze zmianą statusu firmy prowadzonej przez osobę fizyczną w spółkę z o.o., a także spółki z o.o. w spółkę akcyjną. Prosiłabym także o przeanalizowanie warunków, na jakich w ostatnim okresie odnawiane są kredyty. Jako firma włókiennicza, płacąca podatki i rentowna, jesteśmy wieloletnim klientem banku PBK. Wiosną tego roku skończył nam się kredyt. Dziś nasz bank funkcjonuje już pod inną nazwą: BPH PBK. Zaproponowano nam pięciokrotnie gorsze warunki odnowienia kredytu. Skoro banki zagraniczne tak po macoszemu nas traktują, postanowiliśmy zwrócić się do banku polskiego, do PKO BP. Tam powiedziano nam, że bank ten w ogóle nie rozpatruje wniosków z branży przemysłu lekkiego. Nieważne, że nasze wskaźniki gospodarcze są dodatnie. Czyżby rząd polski nie był zainteresowany rozwojem branży przemysłu lekkiego i spisał ją już na straty? Kolejna sprawa. Tym, co niszczy przemyśl lekki przez ostatnie kilkanaście lat, jest niekontrolowany import, a nawet przemyt z krajów azjatyckich. Początkowo były to tkaniny syntetyczne z Korei, Dubaju, Indonezji. Jednak w ostatnim roku nastąpił duży napływ tkanin bawełnianych z Pakistanu. Takich właśnie, jakie produkuje moja firma.</u>
<u xml:id="u-12.1" who="#ElwiraZaremba">Z Pakistanu docierają do nas tkaniny drukowane według wzorów naszych i innych polskich firm. Nikogo to nie interesuje. Jeśli wejdzie się do jakiejkolwiek hurtowni tkanin importowanych nie będąc stałym, znanym jej klientem, to usłyszy się, jako pierwsze, pytanie: ma być z VAT-em czy bez VAT-u? Czy z fakturą czy bez faktury? Jeśli ktoś się uprze, by wystawiono mu fakturę, to będzie na niej figurowała cena np. 3,5 zł za metr tkaniny, a naprawdę trzeba będzie zapłacić 10 lub 12 zł za metr. Czy nie funkcjonuje coś takiego jak zakup kontrolowany? Przecież prawo to przewiduje. Odnoszę wrażenie, że wprawdzie dużo się mówi na temat ułatwiania życia przedsiębiorcom, ale tam, gdzie istnieją autentyczne patologie, nie likwiduje się ich. Nie chodzi mi o wprowadzenie barier celnych, a o likwidację przemytu i szarej strefy, a właściwie czarnej, nawet bardzo czarnej strefy. Kolejna kwestia to koszty pracy. Zafundowali nam państwo w minionym roku, jako pracodawcom, wspaniały prezent. Od kiedy pamiętam ja, ale też i moi dziadkowie, jeśli święto przypadało w dzień wolny od pracy, w niedzielę, to po prostu pokrywało się z nią ono i wszyscy przechodzili nad tym do porządku dziennego. Od bieżącego roku, ku naszemu zaskoczeniu dowiedzieliśmy się, że jeśli święto przypada w niedzielę, to mamy obowiązek przenieść dzień wolny na poniedziałek. Przyznam się, że nie bardzo to rozumiem. Bo np. jeśli Wielkanoc przypada zawsze w niedzielę, to czy wolne mamy dawać w sobotę? Mówię w tym przypadku o sobocie, bo w poniedziałek też jest święto - drugi dzień świąt. To jest trochę tak, jakbyśmy zaprosili do domu któregoś z państwa gości, by się najedli i napili, mimo że państwo tego sobie wcale nie życzyli. Co najśmieszniejsze, goście wcale tego nie oczekiwali. Nie było takiego społecznego zapotrzebowania. Zdziwienie wśród pracowników nadal jest tak duże, że jeszcze można się z tego zapisu wycofać jako z pomyłki legislacyjnej. W zamian proponowałabym rezygnację z tego pierwszego niepłatnego dnia w przypadku zwolnień chorobowych. Jak każde rozwiązanie połowiczne, to rozwiązanie także po prostu nie zadziałało. Jest ono połowiczne, bo gdyby każdy pierwszy dzień zwolnienia był niepłatny, to wtedy rozwiązanie by zafunkcjonowało, jeśli jednak nie płaci się za ten dzień tylko w przypadku zwolnień trwających do sześciu dni, to z analiz wynika, że zafundowaliście państwo nam, przedsiębiorcom, dłuższe zwolnienia lekarskie naszych pracowników. Nota bene, szukam na tej sali sprzymierzeńca w walce z fikcyjnymi zwolnieniami lekarskimi. Płacimy za 33 dni zwolnienia lekarskiego, państwo płaci za półroczne, dziewięciomiesięczne, a czasem półtoraroczne zwolnienia lekarskie. W tym czasie, gdy pracownik jest na zwolnieniu, „bije” mu licznik zobowiązań firmy w postaci należnego niewykorzystanego urlopu. Totalny absurd - pracownik nie pracuje, a gdy przyjdzie po półtora roku zwolnienia, to jeszcze należy mu się półtora miesiąca urlopu za ten okres. Podam przykład. Firma z Pabianic zatrudniła dwóch pracowników, którzy dojeżdżali na tę samą zmianę. Po 5 tygodniach pracy jednocześnie zachorowali. Przynieśli zwolnienia od neurologa. Mało jest chorób neurologicznych zakaźnych, a im widocznie zaszkodziło wspólne dojeżdżanie. Prosiłam ZUS o sprawdzenie wiarygodności tych zwolnień i otrzymałam informację, że wszystko jest w porządku, owi pracownicy są ciężko chorzy i nie mogą pracować. A ja wiem, że jest inaczej, gdyż przyszli i zabrali swoje rzeczy - a więc mogli chodzić.</u>
<u xml:id="u-12.2" who="#ElwiraZaremba">Będą najpierw przez miesiąc na utrzymaniu naszej firmy, potem przez pół roku na utrzymaniu ZUS, czyli państwa - bo w tym czasie pracują na czarno. I ja o tym po prostu wiem. Teraz sprawa podatków. Mówią państwo o podatkach dochodowych, a ja prosiłabym o zwrócenie uwagi na podatki od nieruchomości. W naszych miastach straszą wielkie tereny opuszczonych fabryk. Inwestorzy, tacy jak moja firma, nie mogą kupić części obiektu - muszą nabyć cały. Proszę o stworzenie możliwości, by obowiązywała inna stawka podatku od nieruchomości od powierzchni niewykorzystanych, a inna od tych, które pracują i przynoszą zysk. I ostatnia sprawa. W mojej firmie największym wydatkiem budżetowym jest koszt pary technologicznej. Nie wiem, czy ktokolwiek ma świadomość, że przy inflacji wynoszącej poniżej 2% para technologiczna zdrożała od ubiegłego roku o 21%. Z przerażeniem też myślę - a mówi się w tej chwili na ten temat głośno - o sprzedaży firm energetycznych zagranicznemu kapitałowi. Na Boga, nie sprzedawajcie państwo firm mających pozycję monopolistyczną na rynku! One bowiem nas zniszczą, tak jak w tej chwili niszczą nas banki. Nawiasem mówiąc: wspomina się o ryzyku związanym z prowadzeniem działalności bankowej ze względu na „złe” kredyty. Nikt się jakoś nie martwi tym, że każdy z nas, przedsiębiorców, inwestuje własne pieniądze na zupełnie własne ryzyko. Nikt nie daje mi gwarancji, że moja inwestycja będzie trafiona. Tak więc niech i banki martwią się o swoje niespłacone kredyty. Tajemnicą poliszynela jest, że w latach 90. otrzymywało się kredyty za odpowiednią prowizję „pod stołem”. I to te kredyty musimy finansować wysokimi kosztami kredytów. O zatorach płatniczych aż się nie chce mówić. Jest to tak oczywista zmora naszej gospodarki, że jeśli by rząd widział potrzebę rozwiązania tego problemu, to na pewno by taką możliwość znalazł.</u>
</div>
<div xml:id="div-13">
<u xml:id="u-13.0" who="#ArturZawisza">W naszej bardzo długiej debacie przewijają się równolegle dwa wątki. Jeden, zapowiedziany w porządku obrad, dotyczący sytuacji finansowej przedsiębiorstw. Ostatnie wystąpienie dotyczyło tych zagadnień w sposób bardzo konkretny. Drugi wątek to plany rządowe omówione przez premiera Jerzego Hausnera. Mam w związku z tym trzy uwagi, bo - jak rozumiem - ministerstwo gospodarki nadal jest reprezentowane. Pierwsza kwestia dotyczy programu „Przedsiębiorczość - Rozwój - Praca”, który dał także nazwę naszej Komisji. Dzisiaj pan wicepremier Jerzy Hausner prezentował niejako nową „odsłonę” tego planu, jakby „Przedsiębiorczość - Rozwój - Praca 2”. To oczywiście dobrze. Jednakże dobrze jest również podsumować to, do czego się doszło, jeśli chodzi o realizację tego pierwotnego pakietu ustaw „Przedsiębiorczość - Rozwój - Praca”. Co do tego istnieje duża niejasność, bo pan Jerzy Hausner, jeszcze tylko jako minister, użył przed paroma miesiącami bardzo znamiennych słów, iż program gospodarczy rządu „rozsypał się”. To była ta wersja „hard”, a wersji „soft” mówi się, że propozycje rządowe były dobre, ale różni posłowie, z różnych ugrupowań, na etapie prac parlamentarnych „zanieczyszczali” je złymi poprawkami, które doprowadziły do owego „rozsypania się” programu rządowego. Stąd moja prośba i apel do ministerstwa, nie po raz pierwszy zgłaszana - by państwo przygotowali jednak zestawienie dotyczące tego, co z tamtego programu się udało, co miało się udać i co się nie udało. Jeśli chodzi o te zamierzenia, które się nie powiodły, to trzeba by rozdzielić, wyróżnić te, które nie udały się z powodu złego zaplanowania i te, które nie powiodły się z powodu nietrafionych poprawek poselskich. Jeśli bowiem nie będziemy mieli jasności co do tego, co zostało zrealizowane, i to nie tylko w sensie ilościowym ustaw i zapisów, ale też w sensie jakościowym, w sensie tego, o co chodziło w tych ustawach, to dalsze prace będą się cechowały zbyt dużą dozą nieporozumień i niejasności. Druga sprawa dotyczy zapowiadanej przez wicepremiera Jerzego Hausnera ustawy o wolności gospodarczej. Tytuł brzmi bardzo podniośle, prawie tak samo jak zapowiadany podatek liniowy. Pytanie, czy ten pomysł nie skończy podobnie jak tamta zapowiedź. Prosiłbym o wyjaśnienie - choć może nie dzisiaj, ale im prędzej ono padnie, tym lepiej - czym w istocie miałaby być ustawa o wolności gospodarczej, jeśli ma to być konkretny zapis prawny? Od strony struktury prawa regulującego działalność gospodarczą trzeba wskazać, że istnieją poszczególne ustawy regulujące tę działalność w sposób niedoskonały, z Prawem o działalności gospodarczej na czele. Czy ustawa o wolności gospodarczej ma być ustawą na wskroś „czyszczącą”, obejmującą cale istniejące ustawodawstwo, czy też ma to być osobna ustawa, tworząca nowy, zasadniczy i głęboki fundament - a zdaje się, że o to chodzi, gdy mowa o kwalifikowanej większości sejmowej, dzięki której miałaby być tworzona. Ale trudno wyobrazić sobie taką ustawę w systemie prawa. Jak miałaby ona wyglądać, jakich sfer działalności gospodarczej dotyczyć, jeśli nie ustaw, tak jak zostały one usystematyzowane w dotychczasowej pracy Sejmu podczas trwania poszczególnych jego kadencji? I sprawa trzecia.</u>
<u xml:id="u-13.1" who="#ArturZawisza">W związku z istotną nutą pobrzmiewającą w wypowiedzi pana przewodniczącego Zbigniewa Kaniewskiego, która powtarzała się też i w innych wypowiedziach, przestrzegałbym przed kreowaniem wroga klasowego, tzn. taką próbą ustawienia debaty, że oto jest dobry rząd i dobra większość sejmowa, przyjmująca i uchwalająca sprawnie ustawy, ale jest tylko taki czynnik, taki „zawalidroga”, który jest wrogiem klasowym, psującym osiągnięcia. Pierwsze dwa lata działalności rządu na tym polu to był nieustający spór z Radą Polityki Pieniężnej i Narodowym Bankiem Polskim pod hasłem, że byłoby wszystko dobrze, gdyby nie te dwa podmioty. Rozumiem, iż z takiego kursu zawrócono i teraz być może proponuje się nowy kurs, polegający na twierdzeniu, że będzie dobrze przez następne dwa lata, jeśli tylko banki będą współpracowały z rządem. To jest wycofywanie się z istotnej sfery odpowiedzialności rządu i większości parlamentarnej. Nie ma co wskazywać palcem na kogoś innego, że jest winien, lecz wziąć odpowiedzialność za przedstawiane ustawy i za proces parlamentarny, skoro się ma większość w parlamencie. Oczywiście do NBP wszyscy, jak tu jesteśmy, zapewne mielibyśmy wiele uwag. Mój Klub Parlamentarny Prawo i Sprawiedliwość przygotowywał - być może najłagodniejszą, ale jednak - modyfikację ustawy o Narodowym Banku Polskim. Lobby bankowe ma również co nieco na sumieniu. Mówię tu nie tylko o sformalizowanym lobby w postaci Związku Banków Polskich, które klarownie reprezentuje interesy korporacyjne, ale o nieformalnym lobby bankowym, i rzeczywiście można by zgłaszać pod jego adresem różne pretensje. Jednakże można je zgłaszać z pozycji kibica, natomiast jeśli się reprezentuje rząd i większość parlamentarną, to trzeba brać pełną odpowiedzialność, a nie „puszczać oko” do publiczności, że „my chcemy dobrze, a tam są ci, którzy przeszkadzają”. Przed takim scenariuszem zdecydowanie bym przestrzegał.</u>
</div>
<div xml:id="div-14">
<u xml:id="u-14.0" who="#ZbigniewKaniewski">Problem, panie pośle, polega na tym, że intencją Prezydium Komisji nie było szukanie „wroga klasowego”, lecz płaszczyzny porozumienia dla rozwiązywania niezwykle złożonej i skomplikowanej sytuacji, w której jesteśmy. Odpowiedzialność rozkłada się - wedle ustaw o NBP, ustaw konstytucyjnych, w których zakreślony jest obszar odpowiedzialności władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej. Od odpowiedzialności nikt oczywiście nie ucieknie, natomiast problem polega na tym, żeby w trudnej sytuacji, w której jesteśmy, wspólnie szukać rozwiązań. Jak pan poseł widzi, jesteśmy chyba na dobrej drodze, po wielu miesiącach różnych utyskiwań i poszukiwań.</u>
</div>
<div xml:id="div-15">
<u xml:id="u-15.0" who="#JanuszKowalski">Mowa tu była o zatorach finansowych, o bankach, o pieniądzach i płatnościach. Chciałbym się odwołać do materiału, który przygotowała pani minister Małgorzata Okońska-Zaremba dla przewodniczącego Komisji. W materiale tym jest napisane, że 95% przedsiębiorstw w Polsce zatrudnia do 9 osób. Proszę wziąć to pod uwagę. To są właśnie te małe przedsiębiorstwa i trzeba o nich też pomyśleć. Chciałbym podziękować mojej przedmówczyni, pani Elwirze Zarembie, która poruszyła bardzo istotne sprawy. Finanse to sprawa wtórna. Biorę do rąk dokumenty, które są wszystkim dostępne, i czytam w nich, że UE reguluje tylko wybrane elementy Prawa pracy, a większość pozostawia do uregulowania państwom członkowskim. Oznacza to, że nie ma co szukać „czarnego luda” w UE, tylko że to my przez 14 lat nie potrafiliśmy się przygotować do wejścia do Unii. Jestem zwykłym rzemieślnikiem, nie za bardzo znającym się na komputerach, na bankowości, ale zadałem sobie trud i udało mi się zgromadzić dokumenty z większości krajów Unii: z Austrii, Holandii, Niemiec, Danii, Belgii, Irlandii, Francji i Włoch. Aż się wierzyć się nie chce, że te wszystkie kraje tak dbają o swoich przedsiębiorców! Nie chcę państwa zanudzać, ale może dam przykład. Jak wygląda przygotowanie do rejestracji przedsiębiorców w Austrii? Jeśli chce się otworzyć przedsiębiorstwo, trzeba posiadać świadectwo kwalifikacji zawodowej, jak również wyciąg z rejestru skazanych, a jeśli chodzi o obcokrajowca, to czasem trzeba nawet przedstawić świadectwo ślubu. Warto zaznaczyć, że zawody z sektora usługowego są zdefiniowane jako oparte na stosunku zaufania między klientem i usługodawcą, wytwórcą bądź kupcem. Wszystkie te kraje dbają o swoje interesy, o to, by obcokrajowiec, który tam przyjedzie, mógł otworzyć firmę, ale by przy tym spełniał warunki obowiązujące w danym kraju. Reprezentuję branżę jubilerską. Jestem złotnikiem, szefem Stowarzyszenia Złotników Polskich. Jeśli w każdym z tych krajów chciałbym otworzyć działalność w swojej branży, to prócz tego, że muszę mieć kwalifikacje, muszę też posiadać zgodę miasta, w którym chcę tę działalność otworzyć, tamtejszej organizacji gospodarczej, bo - jak wiadomo - w większości krajów Unii samorząd gospodarczy jest obowiązkowy. Tylko u nas nie jest. Silna organizacja może być partnerem dla rządzących, a gdy jest rozdrobniona na kilkadziesiąt mniejszych, to każda władza może zapytać: a kogo państwo reprezentują? Takie rozdrobnienie jest władzy na rękę. Jak wygląda to w Polsce? Jest ustawa o działalności gospodarczej. Licencja jest potrzebna przy produkcji i sprzedaży broni, przy produkcji materiałów wybuchowych, w obrocie kopalinami i przy budowie autostrad. Władze mówią, że wszelkiego rodzaju koncesje i licencje są korupcjogenne. Jakby na ironię okazuje się, że najwięcej korupcji dotyczy działalności licencjonowanej. Wszyscy wiedzą, że właśnie przy budowie autostrad jest największa korupcja, handel bronią jak się odbywał, tak się odbywa, natomiast wszędzie indziej wprowadziło się wolność gospodarczą. To żadna wolność, to jest dowolność gospodarcza.</u>
<u xml:id="u-15.1" who="#JanuszKowalski">Rezultat jest taki, że w momencie wejścia do UE będziemy wydani na łaskę przedsiębiorców z Zachodu. Oni, chcąc tu przyjechać, będą zamierzali spełniać polskie warunki. Tyle tylko, że my nie stawiamy żadnych warunków. Mało tego. Dostałem pismo z Departamentu Gospodarki od pani dyrektor Grad do zaopiniowania przez Związek Rzemiosła Polskiego w sprawie zwiększenia liberalizacji usług określonych kodem CPC 633. Chodzi o to, że wszystkie usługi bytowe i osobiste, które obcy przedsiębiorca będzie chciał wykonywać na naszym terenie, nie będą podlegały żadnym wymogom kwalifikacji ani żadnym obostrzeniom. Dotyczy to wszystkich zawodów usługowych. Działalność gospodarcza w Polsce została sprowadzona do tego - oto oryginalny druk, który trzeba wypełnić. Kosztuje on 100 zł. Jest to zgłoszenie o dokonaniu wpisu do ewidencji o działalności gospodarczej. Mówi się, trzeba przyśpieszyć, że wszystkie formalności związane z uruchamianiem działalności powinno się ułatwiać, ale to nie znaczy, że trzeba znieść wszystkie wymogi. Efekt jest taki, że jeśli przejedzie się po naszych miastach, to widać, że obok wynajmowanych sklepów, powieszone na murze gabloty. Tak sprzedaje się okulary, biżuterię - wystarczy wypełnić zgłoszenie, zapłacić 100 zł, podpisać umowę z właścicielem obiektu, by na jego elewacji powiesić gablotę. Rzecz jasna - nie można niczego postawić na ziemi, bo wówczas zajęłoby się pas ruchu drogowego i policja lub straż miejska mogłaby uniemożliwić handel. Ten druk i umowa o wspomniany wynajem powodują niszczenie rodzimej działalności, bo wynajęcie lokalu na sklep, to opłata czynszowa, do tego dochodzi utrzymanie pracownika, ZUS, podatki, a tuż obok wystarczy kawałek muru, by szedł interes. Jest druk sejmowy z propozycją zmiany w ustawie, zgłoszoną przez grupę posłów, których reprezentuje posłanka Anita Błochowiak. Znów wracamy w tej nowelizacji do tego, że supermarkety będą mogły sprzedawać bony towarowe. To jest to dalsza degradacja naszego krajowego krwioobiegu, jaki w gospodarce stanowią handel i usługi prywatne. Wiadomo, że bankowość odgrywa bardzo ważną rolę w procesach gospodarczych. Z przerażeniem wysłuchałem wypowiedzi pana prezesa Andrzeja Bratkowskiego, który powiedział, że banki nie muszą pożyczać pieniędzy. Cóż, ludzkość już przechodziła okres wymiany towarowej, więc możemy wrócić do tego, ale wydaje mi się, że banki nie są tylko od tego, by kupować obligacje skarbowe, bo na tym najlepiej się zarabia. O tym, do czego doszliśmy, jeśli chodzi o bankowość, napisano w krakowskim „Dzienniku Polskim”. Jest tam opisana działalność jednego z banków. Skończyła się ona utratą 280 mln zł. Sprawa pana Andrzeja Wieczerzaka, gdzie chodziło o 180 mln zł, nie jest już taka spektakularna. Mówiono to, że jest 600 tys. osób, które są dłużnikami banków. Może się okazać, że z tej liczby większość z nich to biedni ludzie, którzy się zapożyczyli na szklankę mleka albo z wiarą, że zrobią interes, a z powodu przepisów, które nie chronią naszego rynku, zbankrutowali. To może być kropla w morzu, jeśli chodzi o sumę ogólnego długu wobec banków, w porównaniu z kilkuset sprawami, które doprowadziły do zapaści bankowej.</u>
<u xml:id="u-15.2" who="#JanuszKowalski">Trzeba zmienić przepisy, które w hurraoptymistycznym okresie transformacji zostały uchwalone, gdzie pomylono liberalizm i wolność gospodarczą z anarchią i zapaścią gospodarczą. Jak to robić? Służę wystąpieniem mera Akwitanii, który wyjaśnia, jak to jest robione we Francji. Wszystkie kraje dbają o swoje interesy, tylko nie my. Prezes Konfederacji Przemysłowców Madrytu, pan Jezus Martinez powiedział, że nie spotkał jeszcze kraju, który tak mało, jak nasz, dbałby o swoją gospodarkę, a martwiłby się o cudzą. I powiedział to publicznie.</u>
</div>
<div xml:id="div-16">
<u xml:id="u-16.0" who="#AndrzejBratkowski">Ad vocem: chciałbym zauważyć, że sam fakt, iż ktoś musi jeść, żeby żyć, nie oznacza, że państwo musi wydać dekret nakazujący jedzenie. O to mi chodziło, gdy mówiłem, że nie ma potrzeby stwarzać regulacji, które zmuszają banki do udzielania kredytów.</u>
</div>
<div xml:id="div-17">
<u xml:id="u-17.0" who="#ArturGacek">Poza tym, że reprezentuję Prezydium KIG, jestem także prezydentem Regionalnej Izby Gospodarczej w Częstochowie i przemysłowcem. Prowadzę dość dużą firmę produkcyjną w branży lekkiej. Chciałbym na początek nawiązać do wystąpienia pana prezesa Andrzeja Bratkowskiego. To prawda, że NBP powinien zareagować, gdy gospodarka kraju jest w niebezpieczeństwie, jeśli jest „przegrzana” i grozi to zapaścią. Natomiast reakcja powinna być adekwatna do stanu zagrożenia i odpowiednio w czasie zmieniana, stosownie do zmiany sytuacji. Muszę z przykrością stwierdzić, że tak się nie działo. Konieczne kroki zostały podjęte zbyt późno i nasza obecna sytuacja jest wynikiem państwa zaniechania. Tak to osądzam. Jest to nie tylko moja opinia, ale dużej części środowiska. Jak to jest możliwe, aby tak długi czas utrzymywało się nadwartościowanie złotego? Przecież załamanie gospodarki, jest wynikiem właśnie tego. Jeśli złoty był nadwartościowy, to znaczy że import był nadmiernie tani, a eksport nadmiernie drogi. To prowadziło do braku popytu w kraju. Mieliśmy konkurencję w postaci towarów z importu, tanich z uwagi na taki właśnie kurs, natomiast nasz eksport nie rósł wystarczająco szybko. Bo oczywiście eksport był, gdyż sprzedawaliśmy, nieraz nawet ze stratami. Niestety, nie rósł on wystarczająco szybko w stosunku do możliwości. Efektem było 17-procentowe bezrobocie. To zaowocowało postępującym spadkiem popytu w kraju, co pociągnęło za sobą dalszy wzrost bezrobocia. W tej sytuacji rozegrała się walka pomiędzy NBP a rządem, jakbyśmy nie znajdowali się w jednym kraju, czy też, jak powiedział mój przedmówca, jakbyśmy, nie wiadomo dlaczego, nie chcieli dbać o rozwój własnej gospodarki. Jakbyśmy dalej chcieli powiększać te odsetki od papierów dłużnych emitowanych w kraju. Musiały one być emitowane, gdyż budżet nie miał wpływów z podatków. A nie miał ich, bo były małe obroty. Powstało zaklęte koło. To jest też między innymi powód wydłużonych terminów płatności. Bo jeśli nie ma gdzie sprzedać towaru, to trzeba się zgodzić na dłuższy termin zapłaty z nadzieją, że kupujący kiedyś zapłaci. I tak to funkcjonuje. Cieszę się, że chyba zaczyna być jakąś nadzieja na współpracę między rządem a NBP. Cieszę się, że kierownictwo Banku zauważyło, że nadrzędnym celem jest jednak gospodarka, pomyślność naszego kraju. Być może więc dojdzie do porozumienia i NBP zacznie reagować szybko i adekwatnie do powstających problemów. Jest też prośba do prezesa Związku Banków Polskich o udostępnienie nam informacji, na jakiej zasadzie możemy korzystać z listy, którą państwo posiadają, dotyczącej skradzionych dokumentów i nierzetelnych firm. Bardzo by się to nam przydało, gdyż poprzez KIG moglibyśmy te dane dystrybuować. Rząd stara się przygotować jakieś strategie dla gospodarki, typuje branże, ale co z tego, skoro banki mają „swoje” branże, które typują i promują, oraz takie, którym de facto nie pozwalają się rozwijać, np. branży przemysłu lekkiego, którą reprezentuję. Na jakiej zasadzie ta polityka funkcjonuje? Firma jest rozwojowa, rentowna, bez zajętej hipoteki, a bank mówi: „Dlatego, że jesteś z branży przemysłu lekkiego, masz wyższe oprocentowanie”. Nie wiem, kto ustala te listy zagrożonych branż, czy przyjmujemy je z Zachodu? Jeśli tak, to trzeba brać pod uwagę, że są one przygotowane zgodnie z sytuacją na tamtejszych rynkach i pod ustalone kierunki rozwoju. Bo na Zachodzie planuje się kierunki rozwoju, a u nas kto to ustala? Nie mam pojęcia, jak to u nas funkcjonuje.</u>
<u xml:id="u-17.1" who="#ArturGacek">Oczywiście nie jest tak, że tylko banki są wszystkiemu winne. Mam pewne zastrzeżenia co do realizacji naszych uzgodnień z poprzedniego spotkania, które odbyło się w styczniu 2002 r. Odbyła się wówczas prezentacja naszych programów gospodarczych. Niestety, mało z tego zostało zrealizowane. Skuteczność w realizowaniu tego, o czym wówczas mówiono, jest bardzo niewielka. Na przykład, co się udało w zakresie ograniczenia przemytu importu po zaniżonych cenach? Już tu mówiono - w każdej hurtowni można coś kupić na rachunek lub bez rachunku. Jeśli ktoś sprzedaje bez rachunku, bez 22-procentowego podatku VAT - to która firma w kraju może z czymś takim konkurować? Wiadomo, że musi się „zwijać”, zwalniać ludzi itd. A system komputerowy, który miał być wdrożony? Zabrakło na to 20 mln zł. Co to za kwota w skali kraju? A mógłby zostać uszczelniony system kontroli importu po zaniżonych cenach. Ile strat poniósł Skarb Państwa, bo nie wydano tych 20 mln zł? To są kwoty idące w miliardy. A my nie możemy zamknąć budżetu... Kolejna sprawa: wspomniana już sprzedaż bez rachunku. Proszę mi powiedzieć, dlaczego na posiedzeniach tych wszystkich zespołów, w których bierzemy udział w resorcie, nie ma przedstawiciela MSWiA? A przecież mowa tam jest m.in. o patologiach społecznych. To kto powinien działać? Są dwie instytucje w kraju, mające 100% władzy w tym obszarze: to MSWiA - w zakresie patologii, i Ministerstwo Finansów - w zakresie służb kontroli. W gestii Ministerstwa Finansów są służby celne i finansowe i można stosunkowo łatwo te patologie wychwycić. Mówię nieraz w żartach, że gdybym taką działalność kontrolną dostał w ajencję, to zagwarantowałbym wzrost obrotów dla Skarbu Państwa, a sam stałbym się najbogatszym człowiekiem w kraju. Mamy prośbę, aby przypatrzyć się też i tym problemom. Bez woli politycznej rozwiązania pewnych kwestii możemy się spotykać przez następne 5 lat. Bo już od 5 lat się spotykamy i nic nie zostało zrobione. Trzeba też przemyśleć zasady organizacji administracji w kraju. To prawda, że sądy są niezawisłe, ale powinny przestrzegać procedur. Jeśli wysyłamy do sądu pismo, na które on odpowiada błędnie, a na nasze odwołanie przez rok nie ma odpowiedzi, to jak działać? Takie sytuacje zdarzają się np. w sprawie wpisu wielkości kapitału. To są absurdy. Sąd jest niezależny, nie ma żadnej obligatoryjności udzielenia odpowiedzi w określonym czasie. Jest to niesamowicie uciążliwe. Jest duży zamęt w związku z reorganizacją służb finansowych. Część firm - te duże - będzie rozliczana w wydzielonych urzędach. Powoduje to znaczny niepokój zainteresowanych. Proponuję, aby starać się wyjaśnić zasady, na jakich będzie system funkcjonował. Dziś bowiem ludzie boją się, że będą jeździć, by załatwić sprawy, 100 km dalej niż dotychczas i nadal nie będą wiedzieli, jak to funkcjonuje. Prosiłbym o jakiś komentarz na ten temat. Co do bezrobocia, to jako Izba Gospodarcza staraliśmy się pobudzić wzrost zatrudnienia, zwłaszcza wśród małych i średnich przedsiębiorstw. Przygotowaliśmy pomieszczenia i przekazywaliśmy je za darmo na nową działalność, udzielaliśmy też pomocy w zakresie surowców i zbytu. Chodziło o to, aby tylko ktoś tę działalność zaczął prowadzić.</u>
<u xml:id="u-17.2" who="#ArturGacek">Przeprowadziłem rozmowy z 40 osobami. Zdecydowała się tylko jedna. Zapytała ona, co będzie, jak jej się nie uda. Odparłem, że nic nie będzie, przecież nie ponosi żadnych kosztów dzierżawy itp. Przez te trzy miesiące nic się nie stanie. Wówczas rozmówczyni zwróciła uwagę na to, że będzie musiała się zarejestrować i poniesie z tytułu kosztów, takich jak ZUS itp., wydatek rzędu 800 zł. A to oznacza stratę. To po co się mam rejestrować - powiedziała ta pani - wolę pracować „na czarno”. Może warto byłoby się zastanowić nad zwolnieniem z kosztów ZUS przez pierwszy kilkumiesięczny okres działalności. Bo jeśli tego nie zrobimy, to ludzie ci i tak pójdą na zasiłek i trzeba im będzie jeszcze płacić. A tak może nie zapłacą ZUS, ale podejmą działalność, a jak już ją podejmą, to będą się tego trzymać. Oznacza to jakiś koszt dla budżetu, ale i tak będzie on mniejszy niż starty, które powstają.</u>
</div>
<div xml:id="div-18">
<u xml:id="u-18.0" who="#IrenaHerbst">Chciałabym odpowiedzieć na kilka pytań skierowanych do naszego ministerstwa. Przy tym pragnę nawiązać do przyszłości, a nie wracać do przeszłości. Panu posłowi Arturowi Zawiszy chcę powiedzieć, że jest prawdą, iż oceniamy dotychczasowe sukcesy rządu w odniesieniu do wdrażania programu „Przedsiębiorczość - Rozwój - Praca” - jako raczej słabe. Dlatego przystąpiliśmy do wypełnienia tego programu trochę innymi rozwiązaniami i chcielibyśmy, aby był on przeprowadzany bardziej konsekwentnie. Aby dokonać nowego otwarcia, należy dokonać bilansu dotychczasowych dokonań. Taki bilans powstał. Został przyjęty przez Radę Ministrów w czerwcu br., a więc niedawno, i być może pan poseł tego nie zauważył. Nazywa się ten materiał „Raport - przedsiębiorczość w Polsce”. Jest to dosyć obszerny materiał, stanowiący dokładny zapis wszystkich naszych propozycji rozwiązań zamieszczonych w pierwszym planie oraz sposób ich realizacji. Odnotowane jest, czy odniesiono sukces, czy też było to niepowodzenie. Niestety, dosyć często nie jest to sukces. Dokonano też podsumowania i podano sugestie, co powinno być zrobione. Wydaje mi się, że ten materiał przesłaliśmy do Sejmu, sprawdzę to. Od czasu przyjęcia przez Radę Ministrów raport ten jest na stronach internetowych, a więc jest ogólnie dostępny. Prześlemy go do Sejmu, aby zwiększyć jego dostępność. Wyniki tego raportu skłoniły nas do zaproponowania rozwiązań, a także do prac nad tak sceptycznie przyjętym przez pana posła projektem ustawy o wolności gospodarczej. Ta ustawa ma zastąpić dotychczasową ustawę o działalności gospodarczej i ma charakter „czyszczący”. Projekt ustawy nie jest jeszcze całkowicie gotowy do przedstawienia go Radzie Ministrów, ale na pewno nadaje się już do dyskusji ze środowiskami zainteresowanymi przedmiotem regulacji. Cały czas, jeśli chodzi o ustawę i program „Przedsiębiorczość - Rozwój - Praca”, bardzo blisko współpracujemy ze wszystkimi zainteresowanymi, zapraszamy do współpracy niezależnie od tego, jaką opcję polityczną ktoś reprezentuje. Będziemy bardzo szeroko konsultować zarówno raport, jak i propozycje regulacji prawnych. Są one opiniowane przez Komisję Trójstronną, a także przez Komisję Wspólną Rządu i Samorządu. Bardzo przestrzegamy zasady współpracy ze względu na naszą domenę działania, którą jest praca i polityka społeczna. W zakresie naszych obowiązków należy szczególnie przestrzeganie zasady kontaktu społecznego. Niezależnie od tego czynimy to, gdyż uważamy, że tak jest po prostu rozsądniej. Jeśli chodzi o kwestie związane z bankami, to chcę powiedzieć, że rząd rozumie te problemy i jest w stałym kontakcie zarówno ze środowiskiem przedsiębiorców, jak i z bankami. Każda z tych pozycji, które tu zostały tak odmiennie zarysowane, ma swoje racjonalne motywy. Czy jest przestrzeń do znalezienia kompromisu? Naszym zdaniem jest. Próbujemy to osiągnąć od kilkunastu miesięcy. Mamy przygotowanych wiele propozycji, kompromisowych, uwzględniających respektowanie dążenia przez banki do racjonalnych decyzji, wynikających z konieczności ochrony interesów deponentów środków, i racji przedsiębiorców, żądających większego dostępu do kapitału. Banki nie są wstanie rozwiązać wszystkich problemów.</u>
<u xml:id="u-18.1" who="#IrenaHerbst">Nigdzie na świecie nie jest tak, że system bankowy pokrywa całe zapotrzebowanie na zasilanie kapitałowe gospodarki. Stąd konieczność budowania wielu innych instytucji finansowych, które występują na rynku bankowym lub bezpośrednio na rynku kapitałowym. Gospodarka cierpi, gdy ograniczamy się wyłącznie do jednego narzędzia, którym jest kredyt bankowy. Kredyt bankowy nie jest w stanie, właśnie ze względu na naczelny interes banku, jakim jest ochrona interesów depozytariuszy, wypełnić wszystkich oczekiwań przedsiębiorców. Jest wiele instytucji finansowych, w tym venture capital, fundusze inwestycyjne i inne, które ułatwiają dostęp do kredytu bankowego, np. fundusze poręczeniowe lub fundusze gwarancyjne. Dobrze współpracując, budujemy taki system funduszy. Mamy już przygotowany odpowiedni projekt. W naszym planie działania na rok 2003 i 2004 takie instytucje są imiennie zapisane, np. bankowy fundusz poręczenia pogwarancyjny, który jest skierowany na potrzeby poręczeniowe dla średnich przedsiębiorstw i którego utworzenie jest ściśle związane z rewizją zasad opodatkowania, rozliczania rezerw stworzonych na kredyty stracone. Mówił o tym pan minister Andrzej Raczko i pan premier Jerzy Hausner, który podał nawet harmonogram. Powiedział też, że gotowe projekty funduszy, także tych związanych z refinansowaniem, będą gotowe we wrześniu. Sądzę, że w drugiej połowie lipca br., po sprawdzeniu wyliczeń i przedyskutowaniu na forum rządowym, głównie przez ministra finansów, będziemy w stanie wrócić do bezpośredniego dialogu ze Związkiem Banków Polskich.</u>
</div>
<div xml:id="div-19">
<u xml:id="u-19.0" who="#MarekSawicki">Dzisiejsza dyskusja jest dla mnie szczególnie interesująca i z przyjemnością wysłuchałbym jej do końca, ale muszę za chwilę udać się następne posiedzenie, do podkomisji, która będzie rozpatrywała projekt ustawy o ochronie konkurencji, zgłoszony przez panią posłankę Anitę Błochowiak. To projekt, który w mojej ocenie leży w interesie wąskiej grupy kilkudziesięciu dużych firm w Polsce. Temat ten wraca jak bumerang, jakbyśmy nie mieli ważniejszych tematów. Paru mówców stwierdziło, że z nadzieją wita cień porozumienia, który pojawił się między rządem a Bankiem Centralnym. Te „cienie nadziei” oglądam od wielu lat i są to, niestety, tylko cienie. Życie natomiast idzie swoją drogą. Szczególnie zaniepokoiła mnie dzisiaj postawa pana wiceprezesa Andrzeja Bratkowskiego, jego sposób udzielania odpowiedzi, reagowania na problemy. Niestety, jest to nadal dowód na to, że Bank Centralny w Polsce jest rzeczywiście bankiem niezależnym - od parlamentu, od historii, od przedsiębiorców, ba, generalnie jest niezależny od polskiej gospodarki. Tak przynajmniej temu bankowi się wydaje. Otóż tak nie jest. Bez gospodarki i bez tego państwa nie będzie również Banku Centralnego. Dobrze byłoby, panie prezesie, aby była odrobina pokory po stronie Banku Centralnego, jakaś próba wsłuchania się w to, co mówią przedsiębiorcy. Mówi się, że gospodarka nie ma barw politycznych. Gospodarka - tak, ale politycy mają przekonania dotyczące gospodarki. Politycy często prowadzą różnej wielkości interesy gospodarcze. Gdy uczestniczy się w różnych kampaniach wyborczych, warto zwracać uwagę na to, jakie interesy gospodarcze reprezentują politycy, jakie mają poglądy na gospodarkę. Bo jeśli dzisiaj słyszę, że przedsiębiorcom potrzebny jest obligatoryjny samorząd gospodarczy, to przypominam sobie, że jeszcze niedawno w Sejmie słyszałem głosy wielu przedsiębiorców, polityków, przedstawicieli korporacji, zrzeszeń pracodawców mówiących, że nie są potrzebne żadne samorządy obligatoryjne, że potrzebna jest wolność, swoboda zrzeszania się. Jeśli nie będzie obligatoryjnego samorządu, silnej reprezentacji przedsiębiorców, to rządowi niebawem zabraknie partnera społecznego. Chodzi jednak nie o samorząd w postaci Rady Przedsiębiorców, która w momencie, gdy zorientowała się, że wyczerpał się prosty sposób gromadzenia kapitału w Polsce, uznała, że trzeba znów sięgnąć do dołów społecznych, by wesprzeć kolejne działania. Chodzi o autentyczny samorząd. Jeśli nie będzie to obowiązująca zasada, jeśli trzeba podejmować trudne reformy, to zastanawiam się, z kim chce rząd zawrzeć pakt społeczny: z częścią przedsiębiorstw państwowych, czy z 13-tką reprezentującą Radę Biznesu? Nie bardzo wiem, gdzie jest ten partner. Może się okazać, że rząd pakt zawrze, i owszem, ale życie potoczy się obok tego paktu. Cała integracja, korzyści lub nie z akcesji „rozegrają się” na dwóch płaszczyznach: przedsiębiorczości i samorządu. W następnej kolejności można wymienić rolnictwo. I teraz: co z tego, że zmienimy prawo, co z tego, że nastąpi pewna liberalizacja przepisów, że wprowadzimy ułatwienia w rejestracji firm, jeśli polski system certyfikacji praktycznie nie istnieje, jeśli polskich firm certyfikujących praktycznie nie ma? Kto produkty państwa przedsiębiorstw wpuści na jednolity rynek także tu, w Polsce? Bo chyba nie konkurencyjne, zachodnie firmy certyfikujące. Szukamy różnych dróg do osiągnięcia sukcesu gospodarczego, a o sprawach najistotniejszych nie mówimy.</u>
<u xml:id="u-19.1" who="#MarekSawicki">Podatki są obciążeniem, to prawda, ale dlaczego tak dużo uwagi poświęca się podatkowi dochodowemu od osób fizycznych? Jadąc na posiedzenie słuchałem audycji w radio, podczas której mówiono, że na proponowanej zmianie skali podatkowej wąska grupa podatników zyska około 20 tys. zł rocznie. Nie ma żadnej nadziei, że przeznaczy je na inwestycje. Tak mało mówimy jednak o podatku dochodowym od osób prawnych. A co stoi na przeszkodzie, żeby wszystkie osoby prowadzące działalność gospodarczą rozliczać wedle 19-procentowej stawki nie od roku 2005, lecz od roku 2004? I żeby przeszły na rozliczanie CIT i nie „obchodziły” obowiązku podatkowego różnego rodzaju opłatami dywidendowymi, które są niższe niż 18-procentowa czy 19-procentowa stawka podatkowa. Może tu należy poszukiwać głównych tematów do dyskusji, a nie poświęcać czas na rozważania dotyczące wąskiej grupy kilku lub kilkudziesięciu tysięcy osób, które zarobią drobną „kasę” na lepsze wczasy. A jak wygląda rozwiązanie kwestii szarej strefy? Już mówiono: zabrakło 20 mln zł na komputeryzację procedur. Nie ma przez rok 12 mln zł na wprowadzenie ustawy o kontrolowaniu i monitorowaniu jakości rynku paliw. A tu w szarej strefie ucieka z budżetu 4 do 8 mld zł. Ale jednocześnie nie ma 12 mln zł w budżecie! Mamy dziś kolejne posiedzenie podkomisji i posłowie zgłaszają wniosek, by rząd wypowiedział się na temat tego, czy nowelizacja ustawy przyśpieszającej termin wprowadzenia jej w życie jest zgodna z intencją rządu, czy też nie jest. Mówiono tu o hurtowniach. Gdzie są urzędy skarbowe? Czy Ministerstwo Finansów w ciągu ostatnich 2 lat przyłożyło się do rozwiązania tego problemu? Nigdy się nie przykładało. Ale ta koalicja szczególnie zwracała uwagę na czystość procesów gospodarczych. Czas najwyższy, aby nie było tego rodzaju działalności gospodarczej, że w hurtowni pytają, czy chce się towar na fakturę czy bez niej, albo gdy robi się remont, jego koszt rozlicza się z fakturą lub bez. Pan minister Sadowski zastanawia się, kiedy i jak załatwić kwestię uwłaszczenia, bo nie ma na to pieniędzy. A tak naprawdę jest bardzo dużo pieniędzy, ale trzeba byłoby uszczelnić system. Jeśli nie rozwiążemy tych kilku problemów, jeśli nie ograniczymy szarej strefy, uderzając przynajmniej w tych punktach, w których łatwiej ją ograniczyć, jeśli nie przygotujemy systemu certyfikacji, nie skończymy z pozornymi dyskusjami o reformach i nie wprowadzimy zmian, o których tu mówią przedsiębiorcy, to nie będzie powodzenia gospodarczego i wolność gospodarcza może zakończyć się wolnością od chleba i pracy.</u>
</div>
<div xml:id="div-20">
<u xml:id="u-20.0" who="#WaldemarPiórko">Chciałbym na początku odnieść się do wypowiedzi pana posła Marka Sawickiego. Mówimy o obligatoryjnym samorządzie gospodarczym. Owszem, tak - ale tworzonym „od dołu”. A rząd chciał nam zafundować ten samorząd „od góry”: był już zarząd, a my, jak te cielęta, mieliśmy się zapisać. Mówię o okresie, gdy się ustawa pojawiła. Z powodu takiego właśnie rozwiązania „przepadła” i, moim zdaniem zawsze w takiej sytuacji przepadnie. Tu na tej sali byłem obecny, gdy mówiono, że organizacje z pewnością będą istniały, bo po prostu pozostaną te najlepsze, gdyż ludzie będą chcieli się w nich zrzeszać, a słabe przestaną istnieć. Jest po prostu konkurencja. Dostępność kredytu dla większości małych i średnich przedsiębiorstw jest bardzo ograniczona. Wynika to przede wszystkim z faktu, że większość środków mogących służyć zasilaniu życia gospodarczego jest zawłaszczana przez Skarb Państwa, który emitując obligacje na dumpingowych warunkach i oferując znaczne bezpieczeństwo wierzytelności eliminuje tym samym możliwość korzystania z kredytów przez przedsiębiorstwa. Trudno się dziwić bankom, że wolą pożyczać jednemu wielkiemu i wiarygodnemu, jak dotąd kredytobiorcy, na doskonałych warunkach finansowych, przy znikomym ryzyku i niemal zerowych kosztach obsługi, miast dziesiątkom tysięcy małych przedsiębiorstw, uwikłanych w ryzykowną grę ekonomiczną, a zatem kosztownych w obsłudze, o skomplikowanej procedurze i przynoszących w globalnej skali słabe zyski. Efektem jest rynek wydrenowany z pieniądza, którym skarb państwa opłaca nadmiernie kosztowne programy socjalne. Te koszty stale rosną, ponieważ wiele z tych wydatków to są wydatki sztywne. Pozostałe dla wolnego rynku środki siłą rzeczy są bardzo ograniczone. Powodują, zgodnie z zasadą popytu i podaży, że pieniądz, na który jest duży popyt przy małej podaży, musi być po prostu drogi. Stąd wysokie oprocentowanie kredytów, skomplikowane i kosztowne dla kredytobiorców procedury, skrajna niechęć sektora bankowego do przyjmowania naturalnego w warunkach gospodarki rynkowej ryzyka. Dobrym przykładem jest „droga przez mękę” pewnego właściciela małego przedsiębiorstwa, który w celu uzyskania kredytu w wysokości 50 tys. zł w jednym z czołowych polskich banków musiał pokonać następujący tor przeszkód: zaświadczenie z urzędu skarbowego o niezaleganiu z podatkami - czas oczekiwania 2 tygodnie, zaświadczenie z ZUS o niezaleganiu że składkami - 1 miesiąc plus odtwarzanie większości uprzednio przesłanych do ZUS dokumentów, przedstawienie zabezpieczenia hipotecznego na nieruchomości, wydobycie wypisu z hipoteki - 3 miesiące, dokonanie wyceny nieruchomości przez uprawnionego rzeczoznawcę z listy bankowej - 3 tygodnie plus 2,5 tys. zł. Dodatkowo zażądano weksli i przewłaszczenia towaru. Proszę zwrócić uwagę, że mówimy o kredycie w wysokości 50 tys. zł! Wartość nieruchomości została wyceniona na 575 tys. zł, ale weksli zażądano na 90 tys. zł. Wartość towaru - 300 tys. zł. Na koniec zostało tylko poczekać 2 tygodnie na decyzję banku. Myślę, że przytoczony tu przykład w sposób dostateczny zniechęca do brania kredytów. Nietrudno spostrzec, że w tym czasie zdążył upaść ENRON, a co dopiero mała firma, dla której środki, o które się ubiegała, oznaczały jej być lub nie być. To nie jest jedyny problem. Prowadzę firmę od 17 lat, zacząłem się zastanawiać nad tym, gdzie można by poszukać pieniędzy.</u>
<u xml:id="u-20.1" who="#WaldemarPiórko">Wpadł mi w ręce Raport OECD, organizacji najwyżej rozwiniętych państw świata. Raport opublikowano kilka miesięcy temu. Jest on poświęcony Polsce. Jego treść przeraża. Eksperci stwierdzili, że nie ma drugiego takiego kraju na świecie, gdzie na opłaty świadczeń rentowych wydaje się 4,8% PKB. Raport nie uwzględnia wszystkich świadczeń rentowych. Wedle ekonomistów londyńskich - tu cytuję prof. Gomółkę - faktyczne wydatki na ten cel przekraczają 6% PKB. Rencistów w Polsce mamy więcej niż bezrobotnych - 3,1 mln, a bezrobotnych - 2,9 mln. Renta to dla wielu ludzi jedyny sposób na życie. Jest to życie kosztem uczciwie i ciężko pracujących. Pani prof. Danuta Grajewska z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych tak właśnie to ocenia. Na początku lat 90. rentę otrzymywało 9% dorosłej ludności Polski. Pod koniec lat 90. - już 15%. ZUS wypłaca świadczenia dla 2,3 mln rencistów, a KRUS dla prawie 800 tys. Wedle danych Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową w połowie gmin o najwyższym bezrobociu renta jest podstawowym źródłem utrzymania rodzin, stanowi de facto zasiłek socjalny. W tysiącu zakładów badanych w latach 1995–2000 przeciętnie 30% załogi odesłano na rentę inwalidzką. Renta pełni też funkcję zasiłku przedemerytalnego. Prawie 40% rencistów to osoby w wieku przedemerytalnym, 50–60-letnie. Z Raportu Banku Światowego wynika również, że o ile w krajach UE fikcyjne renty pobiera około 15% osób spośród pobierających te świadczenia, to w Polsce - prawie 50%. Mamy o 30% więcej rencistów, oczywiście proporcjonalnie do liczby osób zdolnych do pracy, niż w Czechach i na Węgrzech. Przeciętna renta wypłacana przez ZUS wynosi około 870 zł, a to więcej, niż zarabia 30% pracujących. Skoro rentę tak łatwo można zdobyć, to ludziom nie opłaca się pracować. Polska stała się chorym człowiekiem Europy, a miliony ludzi wykorzystują system świadczeń rentowych jako sposób na życie. Taka jest ocena autorów Raportu przygotowanego dla polskiego oddziału Banku Światowego. Stwierdzam jako przedsiębiorca, że trzeba się tym danym przyjrzeć i wyciągnąć konkretne wnioski.</u>
</div>
<div xml:id="div-21">
<u xml:id="u-21.0" who="#LenaMytko">Reprezentuję Izbę Projektowania Budowlanego i Miastoprojekt Warszawa SA. Chciałabym poruszyć dwie sprawy, nawiązując do kwestii podatków i zatorów płatniczych. Bardzo ucieszyła mnie wiadomość, iż trwa praca nad liberalizacją podatku CIT, od działalności gospodarczej, może liniowego, może jednakowego dla całej działalności gospodarczej, a w drugiej kolejności - nad podatkiem PIT. Chciałabym zwrócić uwagę, że jednak wpływy do budżetu państwa największe są z podatku VAT. Jest to podatek, który w swoim założeniu miał być podatkiem od wartości dodanej. Skoncentruję się w swojej wypowiedzi na tym, co się zdarzyło już i co się może zdarzyć jeszcze, jeśli chodzi o VAT w budownictwie. Projektowanie jest integralną częścią procesu inwestycyjnego, tego, o który zabiegamy i chcemy, aby był tym kołem zamachowym rozwoju gospodarczego. Każda inwestycja zaczyna się od projektowania, potem jest nadzór realizacyjny, nadzór autorski i każdy inny nadzór. Projektowanie jest dziś traktowane po macoszemu wskutek określonej klasyfikacji GUS, rozporządzeń ministra finansów o podatku VAT, niespójnych z ustawą zasadniczą. To było przyczyną, że wykonawstwo budowlane, materiały budowlane obciążone są dziś stawką podatkową 7%, podczas gdy przy stawce zerowej dla budownictwa mieszkaniowego należy przy projektowaniu stosować od razu stawkę 22%. Firmy, które takiemu opodatkowaniu podlegały, już bankrutują. Stawka zerowa na budownictwo mieszkaniowe i wprowadzenie stawki 22% zbiegło się z likwidacją dużej ulgi budowlanej. To sprawiło, że dziś padają przedsiębiorstwa budowlane zorganizowane w różnej formie prawnej. Podatek VAT będzie podatkiem powszechnym. Chcemy, aby taki był, niech przynosi dochody. Rozważyć należy jednak, co ma być opodatkowane i zbliżać się do jednolitej stawki. Nie chcę powiedzieć, że podatkowa stawka 22% jest wystarczająca dla całej działalności gospodarczej. Może przy okazji dyskusji o ujednoliceniu stawki podatku dochodowego zwrócimy uwagę na podatek, który będzie bardziej powszechny niż dziś jest podatek dochodowy od osób prowadzących działalność gospodarczą lub od osób prawnych. Sprawa VAT dotyczy też dróg i mostów. To jest następna branża, która stwarza szanse na przyrost inwestycji i rozwój gospodarczy. Przez jakiś lapsus uczyniono, że na tę działalność obowiązywał najpierw podatek 7%, później go nie było, a w tym roku obowiązuje już 22%. Tak nie może być. Chodzi o ogromne inwestycje, dokonano zamówień publicznych, zawarto już umowy. Cena na opracowanie zawiera wartość netto i VAT. Nie powinno jednak tak być, że nie można uwzględnić już zawartych umów, już realizowanych. To jest akurat dobra droga do tego, by wszystkie przedsiębiorstwa, których działalność opiera się na projektowaniu tego rodzaju inwestycji, po prostu padły. Wielu przedmówców wspominało tu o zatorach płatniczych. Na ich temat zostało już chyba wszystko powiedziane. Moje przedsiębiorstwo jest klasyczną pracowniczą spółką, która wywiodła się z przedsiębiorstwa państwowego. Jest to spółka osób fizycznych. Spółka nasza zawarła umowę leasingową ze Skarbem Państwa.</u>
<u xml:id="u-21.1" who="#LenaMytko">Jesteśmy też jedną z nielicznych spółek, którym udało się przejść cały proces prywatyzacji. Zostały spłacone długi wobec Skarbu Państwa na 7 lat przed końcem umowy leasingowej, przejęliśmy majątek, mamy wpis do księgi wieczystej. Przez wszystkie lata naszej działalności oszczędzaliśmy, wkładając kapitał na fundusz rozwoju po to, by móc się rozwijać. Dzisiaj okazuje się, że - w przeciwieństwie do moich przedmówców, narzekających na obsługę bankową i trudności z uzyskaniem kredytu - ja chciałabym być kredytobiorcą, a jestem kredytodawcą. Wcale mnie to nie interesuje, nie mam takich ambicji. Najpierw kredytuję Skarb Państwa, ponieważ od mojej sprzedaży w pierwszej kolejności odprowadzam podatek dochodowy i podatek VAT. Na swojej drodze natrafiłam na klientów, którzy sami tonąc, ściągają na dno i mnie. Czekam na nieuregulowane płatności z tytułu pracy, która została przyjęta. Prezes Związku Banków Polskich mówił o umorzeniu kredytów niespłaconych, o tym, by banki od takich kredytów nie musiały odprowadzać podatku dochodowego. A co mamy powiedzieć my, przedsiębiorcy? Ja płacę podatek, bo nie mogę od tych sum utworzyć rezerwy, jeśli nie mam sprawy w sądzie. A do sądu mogę pójść, jeśli wniosę ogromną opłatę sądową. Nawet jeżeli otrzymam wyrok pozytywny po pół roku oczekiwania, zamrożę swoje następne pieniądze. Potem przyjdzie do mnie komornik, prosząc, abym wskazała majątek mojego dłużnika, który być może do tego czasu już w ogóle nie będzie istniał. Chodzi o to, by komornik mógł ściągnąć moje należności. Nie mam na to czasu, ale chciałabym szukać nowych rozwiązań, nowych możliwości sprzedaży projektów. I co się okazuje? Uczestniczę w przetargach, ofertach, kredytuję swoich pracowników, którzy te oferty przygotowują, opłacam podatki i składki ZUS i nagle okazuje się, że co miesiąc muszę występować do urzędu skarbowego o zaświadczenie, że nie zalegam z podatkami, że nie zalegam z płatnościami ZUS, że muszę w ten sposób podnosić moją wiarygodność. Nie pójdę po wysoko płatne gwarancje bankowe. Szczęśliwie się złożyło, że w odpowiednim momencie, zgodnie z zapisem ustawowym o Kodeksie spółek handlowych, podnosiliśmy kilkakrotnie swój kapitał akcyjny. Dzięki temu mam jeszcze środki na to, by wszystkich kredytować, począwszy od fiskusa, a skończywszy na moich nieuczciwych kontrahentach, którzy z różnych powodów, także tych, o których tu mówiono, splajtowali. Dbając o te certyfikaty, o których również tu mówiono, czyniłam starania, aby zacząć korzystać ze środków pomocowych, m.in. ze „Wstępu do jakości”. To jedyny program na terenie Warszawy i województwa, który może być dla nas dostępny. Aby w nim uczestniczyć, muszę mieć również własne środki. Ale ich nie wystarczy. Muszę się więc udać do banku pod kredyt. Będę zdobywała punkty i ten certyfikat otrzymam. Ale pytam, ile jeszcze sił i środków musimy mieć, aby sprostać tym trudnościom systemowym? W dużych fragmentach ucieszyła mnie wypowiedź ministra finansów, który powiedział, że jest i chciałby być wielkim bankierem. Chciałabym, aby minister finansów poza tym, że jest wielkim bankierem, zechciał być również narodowym finansistą i narodowym głównym księgowym.</u>
<u xml:id="u-21.2" who="#LenaMytko">Generalny inspektor nadzoru bankowego Wojciech Kwaśniak : Pozwólcie państwo, że przedstawię kilka uwag nadzoru bankowego, sprawowanego od 1998 r. przez niezależną Komisję Nadzoru Bankowego, której przewodniczy prezes Banku Centralnego. W skład Komisji wchodzi przedstawiciel prezydenta RP, dwóch przedstawicieli rządu, prezes Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, przewodniczący Komisji Papierów Wartościowych i ja, jako szef organu wykonawczego, usytuowanego jako specjalna jednostka w Banku Centralnym. Koszt funkcjonowania tej jednostki ponosi Bank Centralny. Polski system bankowy to 61 banków komercyjnych i 603 banki spółdzielcze. Fundusze własne w ujęciu euro to około 10 mld. To jest miara tego, o czym mówił pan prezes Pietraszkiewicz. Cały polski sektor bankowy to jeden średniej wielkości bank działający na obszarze UE. Wynik netto za 2002 r. to 680 mln euro, najniższy wynik od ostatnich 6 lat, o 40% niższy niż w 2002 r. Jeśli chodzi o akcję kredytowania, to jej poziom jest obliczony na około 46 mld euro, ale należy pamiętać, że wiele najlepszych polskich przedsiębiorstw finansuje się na rynku międzynarodowym i za granicą, i to jest około 80% tej wartości. W miarę spadku stóp procentowych atrakcyjność zadłużania się na rynkach międzynarodowych i bezpośrednio za granicą maleje na rzecz finansowania się na rynku polskim. Pomimo dekoniunktury obserwowanej od 2000 r. należności sektora bankowego cały czas wykazują tendencję wzrostową, choć tempo ich przyrostu obniżyło się. O ile w 2000 r. było ono na poziomie 1,7%, to na koniec 2002 r. było to 3,2%. W pierwszym kwartale zaobserwowaliśmy przyrost do 3,8%. Nieco odmiennie kształtowała się sytuacja przedsiębiorstw państwowych, prywatnych i przedsiębiorców indywidualnych. Po wzroście, który wystąpił w latach 2000–2001, nastąpił spadek o blisko 1,2%. Przyczyniły się do tego przede wszystkim dwa elementy: zmniejszenie kredytów dla przedsiębiorstw państwowych o ponad 17% i dla przedsiębiorców indywidualnych o około 20%. Obserwujemy jednak, iż na początku bieżącego roku zadłużenie przedsiębiorstw wzrosło o blisko 4,6% w stosunku do grudnia 2002 r. i to może być kolejna oznaka ożywienia w sektorze. Jeśli przyjrzymy się strukturze zadłużenia, to 97% stanowiły kredyty, z czego 33% to kredyty na działalność operacyjną, około 32% to kredyty inwestycyjne, a blisko 18% to kredyty w rachunku bieżącym. Z tego 99,3% tych kredytów to kredyty dla przedsiębiorców polskich rejestrowanych w Polsce. Należy pamiętać, że częściową formą finansowania najlepszych przedsiębiorstw byłoby obejmowanie przez banki ich papierów dłużnych, emitowanych na zlecenie klientów. Było to około 3 mld zł dodatkowego zadłużenia. Wedle badań prowadzonych przez nadzór bankowy i w Banku Centralnym cena kredytu przestaje być czynnikiem decydującym o popycie. Poziom stóp procentowych stanowi istotną barierę zaledwie dla niecałych 4% badanych przedsiębiorstw i zajmował 11 pozycję na 14 głównych, wymienionych przez przedsiębiorstwa. Jeśli obserwujemy to, co się stało w ostatnich 2 latach, to banki obniżały oprocentowanie kredytów dla przedsiębiorstw znacznie szybciej niż dla swoich klientów indywidualnych. I nie jest to zjawisko dotyczące tylko rynku polskiego. Generalnie kredyty dla indywidualnych klientów są z reguły wyżej oprocentowane niż dla przedsiębiorców.</u>
<u xml:id="u-21.3" who="#LenaMytko">Po pierwsze, przedsiębiorcy, jako profesjonaliści, potrafią z bankiem znacznie lepiej negocjować warunki umowy, po drugie, oferta kredytowa dla klientów indywidualnych jest ofertą uproszczoną. W związku z tym cena wyższego poziomu ryzyka z racji uproszczonych procedur jest wliczana w koszt oprocentowania kredytów. Niemniej średnie ważone oprocentowanie kredytów dla przedsiębiorstw zmniejszyło się z 11,6% punktu procentowego do 9,3. W ujęciu realnym obniżyło się o 9,1 punktu procentowego do 7%. Jeśli porównamy poziom stóp procentowych w Polsce z poziomem w krajach strefy euro, to średnie oprocentowanie kredytów dla przedsiębiorstw w strefie euro wynosi 5,5% dla kredytów do 1 roku i 5,2% dla kredytów powyżej 1 roku. To, na co przedsiębiorstwa zwracają uwagę, to nie tylko sprawa samego oprocentowania, ale różnych dodatkowych kosztów i prowizji. W sytuacji pogarszającej się sytuacji portfeli kredytowych polskie banki w sposób naturalny, celem zatrzymania spadków dochodów banków, zaczęły podwyższać opłaty i prowizje. Przypomnę, że parlament nowelizując Prawo bankowe wprowadził przepis przejściowy - który obowiązuje od początku bieżącego roku - nakazujący, aby wszelkie opłaty i prowizje były wpisane bezpośrednio w umowę kredytową między bankiem a klientem. Tym samym zasada, która obowiązywała do końca 2002 r., że opłaty i prowizje były zmieniane przez banki poza umowami kredytowymi poprzez różnego rodzaju regulaminy, ogłoszenia, teraz bez zmiany umowy kredytowej nie będzie mogła obowiązywać. To, na co wskazują przedsiębiorstwa, jako na szczególnie istotne przy problemach z zaciągnięciem kredytów, to niepewność co do swej przyszłej sytuacji dochodowej. Ci, którzy oceniają swoją sytuację jako względnie stabilną, powstrzymują się od zaciągania kredytów, zaś ci najlepsi, jak wskazywałem, w dużym stopniu finansowali się poza rynkiem krajowym. Najsłabsi zaś są oczywiście w trudnej sytuacji, gdyż wiele ich wniosków nie zostaje przez banki zaakceptowane z uwagi na zaostrzone procedury bankowe na tle przyrostu należności zagrożonych. Tylko w pierwszym kwartale br. odnotowaliśmy wzrost liczby przedsiębiorstw, które utraciły zdolność kredytową o 4,1%. To około 15 tys. przedsiębiorstw, które przez banki są oceniane jako niemające zdolności kredytowej. Małe i średnie przedsiębiorstwa to obszar, który przez sektor bankowy w okresie ostatniego półtora roku był szczególnie analizowany i uznawany za przyszły obszar zwiększonej aktywności. Banki prowadzą badania ryzyk związanych z tym obszarem i przygotowują zmodyfikowane oferty kredytowe dla tego sektora. Również w nadzorze i w Banku Centralnym ten obszar poddajemy wnikliwym badaniom, zdając sobie sprawę z tego, że w warunkach dekoniunktury to obszar podwyższonego ryzyka, ale w warunkach wzrostu gospodarczego będzie to obszar przedsiębiorstw, który zacznie się szybko powiększać. Istotne jest dziś to, czy ryzyko związane z tym obszarem finansowania będzie zabezpieczane poprzez powstałe fundusze poręczeniowe, czy też banki będą się powstrzymywały z finansowaniem tych przedsiębiorstw do czasu na tyle istotnego wzrostu gospodarczego, aby również te przedsiębiorstwa w sposób istotny poprawiły swoją sytuację. Ważna z punktu widzenia sektora bankowego jest obserwowana od końca 2001 r. spadkowa tendencja dotycząca depozytów. I tak w 2002 r. depozyty obniżyły się w sektorze bankowym o 3,6%, w pierwszym kwartale było to kolejne 1,2%. Trzeba pamiętać, że bez gromadzonych w bankach oszczędności nie będzie środków ani na rozwój, ani na inwestycje.</u>
<u xml:id="u-21.4" who="#LenaMytko">Stąd szczególnie istotna dla sektora bankowego jest polityka prowadzona przez Radę Polityki Pieniężnej w zakresie stop procentowych, jak i przez same banki, tak aby nie tracić depozytów na rzecz konkurencyjnych instrumentów finansowych. Istotne jest to, że w pierwszym kwartale zaobserwowaliśmy spadek depozytów w sektorze banków spółdzielczych, które w przeciwieństwie do sektora komercyjnego takiego spadku nie zanotowały. W związku z tym ten odpływ depozytów również jest już obserwowany w grupie banków lokalnych, działających na lokalnych rynkach. Dużym utrudnieniem jest niewydolność infrastruktury prawnej, która w różnym stopniu wpływa zarówno na działalność samych banków, samych przedsiębiorstw, jak i na otoczenie regulacyjne. Nie można uwzględniać praktyki funkcjonowania zabezpieczeń prawnych i czasu odzyskiwania należności bez oceny realnej sytuacji na naszym rynku. Jeśli chodzi o poziom należności zagrożonych, to jest on związany z dwoma elementami - Przede wszystkim z problemami firm w obsłudze długu oraz z pogarszającą się sytuacją finansową. Dokonaliśmy analizy, na ile kredyty, które zostały przez banki w poprzednich okresach wychwycone jako zagrożone, ale pozostające w niskiej grupie ryzyka, mają tendencję do migracji do grup najwyższego ryzyka. Okazuje się, że około 90% tych należności wychwyconych w pierwszej fazie ma tendencję do wchodzenia w coraz większe problemy z obsługą zadłużenia. Wniosek jest taki, że sam system identyfikacji ryzyka jest systemem dobrym, gdyż pozwala odpowiednio wcześnie identyfikować ryzyko przez sektor bankowy. Istotne jest to, aby banki, odpowiednio działając, wspólnie z klientami starały się z tym problemem uporać. Jest to problem klienta i samego banku. W nurt działań zmierzających do ożywienia gospodarki wpisują się również decyzje Komisji Nadzoru Bankowego. W ostatnich dwóch miesiącach Komisja dokonała nowelizacji przepisów regulujących adekwatność kapitałową banków, co będzie skutkować zwiększeniem funduszów własnych banków komercyjnych w warunkach bieżącego roku o blisko 800 mln zł. Oznacza to możliwość przeznaczenia przez banki dodatkowych środków na kredyty dla najlepszych klientów, których wnioski banki zaakceptują na kwotę 14 mld zł, bez negatywnego wpływu na współczynniki bezpieczeństwa banków. Te przepisy wejdą w życie z początkiem 2004 r. Dokonano również drugiej zmiany, dotyczącej zasad ujmowania wierzytelności w rachunku koncentracji, które sprowadzają się do tego, że stwarzają bankom możliwości finansowania na większą skalę poszczególnych podmiotów. Dotyczy to największych projektów, gdzie normy koncentracji powodowały, że dany bank nie był w stanie obsłużyć jakiegoś projektu i musiał zawiązywać konsorcja z innymi bankami. Stopniowo łagodzone są także zasady klasyfikacji ekspozycji kredytowych i tworzenia rezerw czekowych związanych z ryzykiem kredytowym. Przypomnę, że tylko w 2002 r., gdy była dokonywana kolejna nowelizacja, złagodzono przepisy dotyczące klasyfikacji należności banków z tytułu kredytów mieszkaniowych udzielonych osobom fizycznym. Wzrosło zaangażowanie banków wobec rolników i prywatnych przedsiębiorców, którzy nie mają obowiązku stosowania zasad określonych ustawą o rachunkowości w zakresie badań, którym muszą być poddawane podmioty gospodarcze, rozszerzono listę zabezpieczeń prawnych pomniejszających podstawę tworzenia rezerw, a także uwzględniono w dużym stopniu poręczenia jednostek samorządów terytorialnych, które są udzielane klientom bankowym.</u>
<u xml:id="u-21.5" who="#LenaMytko">Stworzono także bankom możliwość rozluźnienia systemu regulacyjnego poprzez dopuszczenie stosowania wewnętrznych modeli ryzyka kredytowego, co pozwala na większą precyzję oceny potencjalnych strat. Pomimo iż wspomniane przepisy obowiązują już półtora roku, to do chwili obecnej żaden z banków nie wystąpił do Komisji Nadzoru Bankowego o to, aby taki model Komisja zaakceptowała. Wewnętrzne szacunki dokonywane przez banki wskazują, że wewnętrzny model szacowania ryzyka związany byłby nie z niższym, a w praktyce z wyższym obciążeniem kredytowym. To przemawia przeciw tezie, że system regulacyjny w tym zakresie w Polsce jest nazbyt rygorystyczny, niż na Zachodzie. Istotną kwestią związaną z bezpieczeństwem działania banków w odniesieniu do ryzyka kredytowego jest to, że zarządzają one pieniędzmi deponentów i muszą te środki oddać. Ci, którzy zarządzają w sposób nieodpowiedzialny, mogą skończyć upadłością. Tylko w 2002 r. Komisja Nadzoru Bankowego wprowadziła trzy zarządy komisaryczne w bankach komercyjnych. W bieżącym roku - kolejny zarząd komisaryczny. Z tych czterech banków - dwa były z kapitałem polskim, jeden zależny był od Skarbu Państwa, a jeden od inwestorów zagranicznych. Z tego wynika, że nie struktura własności, lecz jakość zarządzania bankiem świadczy o poziomie bezpieczeństwa banku. Dla tych banków, w których w ubiegłym roku wprowadzono zarząd komisaryczny, znaleziono inwestorów i te banki podlegają restrukturyzacji. Bank zależny od Skarbu Państwa został przejęty przez największych 12 banków w Polsce. Dla banku, w którym wprowadzono zarząd komisaryczny w tym roku, również został wyłoniony inwestor strategiczny, który bank ten dokapitalizuje. Bezpieczeństwo środków klientów zostało zapewnione. Państwo, jako przedsiębiorcy, mają w różnych bankach swoje rachunki i zależy nam na tym, aby te banki były stabilne i bezpieczne, a ich ewentualna upadłość nie rzutowała na kondycję firm. Banki zależne od państwa to 30% udziału w rynku depozytów, około 21% w rynku kredytów, a tylko około 14–15% to ich fundusze własne. Stąd wniosek, że aby te banki były w stanie w znacznie większym stopniu konkurować z większością banków zagranicznych działających na polskim rynku, musiałyby zostać w znacznym stopniu dokapitalizowane. Stąd kolejny wniosek, przede wszystkim dotyczący dwóch największych banków: PKO BP i BGŻ. Restrukturyzacja PKO BP właśnie się zakończyła. Jest to niewątpliwy sukces zarówno samego banku, właścicieli, jak i dla nadzoru bankowego Nadal nie jest zakończona restrukturyzacja BGŻ. Trzeba wiedzieć, że każda obniżka stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej o 1 punkt procentowy powoduje negatywny wpływ, jeśli chodzi o przychody tego banku, w kwocie około 70 mln zł. Komisja Nadzoru Bankowego naciska na właścicieli, w tym na głównego, którym jest Skarb Państwa, aby dokapitalizować ten bank i zakończyć jego restrukturyzacje, która w rachunku ciągnionym będzie kosztowała więcej niż wartość tego banku. Ważna kwestia w obszarze spraw podatkowych. Od kilku lat Komisja Nadzoru Bankowego wywiera presję na to, aby znacznie większy poziom rezerw celowych, które banki tworzą na zabezpieczenie ryzyka swojej działalności, uznawano za koszt uzyskania przychodów.</u>
<u xml:id="u-21.6" who="#LenaMytko">Niestety, postęp w tej mierze jest zbyt mały. Stąd też efektywna stopa podatkowa za ubiegły rok wyniosła 39% (a nie 37%, jak mówił prezes Związku Banków Polskich), a więc była a 8% wyższa niż rok wcześniej. To skutkuje określonymi zachowaniami banków. Badaliśmy banki po kątem, na ile zmienione przepisy, obowiązujące od 1 stycznia br. w zakresie podatków, skłoniły banki do wchodzenia w procesy restrukturyzacji przedsiębiorstw uznanych za strategiczne. Otóż reakcja banków na te zmiany jest słaba. Dzieje się tak, ponieważ - jak twierdzą same kierownictwa banków - często z punktu widzenia banku bardziej opłacalna jest upadłość dłużnika, umożliwiająca realizację korzyści podatkowych niż pracochłonny i skomplikowany proces restrukturyzacji dłużnika bez pewności, że on się powiedzie. Ponadto banki wskazują, że ulgi podatkowe związane z finansowaniem przedsiębiorstw objętych programami restrukturyzacyjnymi nie rekompensują obejmowanego przez banki ryzyka związanego z tego rodzaju finansowaniem. Jak jest w UE? W takich państwach, jak Francja, Hiszpania, Wielka Brytania, Irlandia czy Luksemburg, wszystkie rezerwy celowe tworzone przez banki związane z ryzykiem są uważane za koszt uzyskania przychodu. W Polsce jest to tylko określona część. W związku z tym polskie banki w sytuacji podwyższonego ryzyka są dodatkowo ostrożne, skoro działają dwa niesprzyjające czynniki: ryzyko i obciążenie podatkowe. Zakładane w programie rządowym obniżenie stawki podatku dochodowego od osób prawnych do 19% niewątpliwie będzie się przyczyniało do ożywienia koniunktury gospodarczej. Niemniej z powodu odmienności przepisów podatkowych i zasad rachunkowości dotyczących banków może to mieć negatywny wpływ na wynik finansowy netto wielu banków. W ubiegłych latach banki z części należności z tytułu aktywowanego podatku dochodowego tworzyły rezerwy i teraz będą dążyć do szybkiego ukosztowienia tych rezerw. Jeśli więc w nowych przepisach nie znajdzie się przepis przejściowy, który rezerwy utworzone przez banki do końca 2002 r. uzna za koszt podatkowy, to jest zagrożenie, że banki - w celu racjonalizacji własnego wyniku finansowego, postawią wielu dłużników w stan upadłości. Dłużników dużych - a więc przedsiębiorstwa państwowe, co spowoduje wiele upadłości podmiotów z nimi związanych gospodarczo i de facto wywoła znaczne pogorszenie sytuacji w wybranych grupach przedsiębiorstw. Dlatego ta kwestia jest istotna dla banków i należy na nią zwrócić uwagę.</u>
</div>
<div xml:id="div-22">
<u xml:id="u-22.0" who="#ZbigniewKaniewski">Zbliżamy się do końca naszego posiedzenia. Zostało tu wypowiedzianych kilka bardzo ważnych stwierdzeń, zwłaszcza ze strony rządu i NBP. Żadna z tych ważnych kwestii nie może ujść uwadze. Ich realizacja będzie decydowała o polepszenia otoczenia prawnego, a więc i funkcjonowania podmiotów gospodarczych, i poprawi obrót pieniądza. Chciałbym, aby się państwo posłowie ustosunkowali do propozycji, którą za chwilę przestawię. Po pierwsze, proponuję przyjęcie do wiadomości informacji przedłożonej członkom Komisji zarówno przez ministra gospodarki, jak i ministra finansów oraz prezesa NBP. Po drugie, proponuję, aby zostały skompletowane wnioski z dyskusji oraz wnioski z przedłożonych materiałów, skierowanych do Komisji przez różne organizacje oraz przez dyskutantów, którzy dziś głosu nie zabrali, ale zamierzają złożyć wypowiedzi na piśmie. Wnioski te proponuję przekazać wedle właściwości określonym instytucjom: rządowi, NBP oraz innym instytucjom, które wystąpią jako adresaci tych wniosków. Do rządu zwrócimy się o to, aby przeanalizował wszystkie skierowane do niego propozycje, przygotował ich ocenę i do tych, które uzna za zasadne, przygotował harmonogram wdrożenia. Po trzecie, proponuję, aby w listopadzie odbyło się poszerzone posiedzenie Komisji Nadzwyczajnej z udziałem rządu, przedsiębiorców, NBP, przedstawicieli sektora bankowego dla omówienia stanu realizacji wszystkich zobowiązań, które dzisiaj zostały poczynione. Nie będzie to tylko sprawa realizacji zobowiązań ze strony rządu. Ponieważ pojawiły się różne wnioski, kierowane do różnych adresatów, trzeba przyjąć, że wszyscy, których wnioski dotyczą, złożą informacje o stopniu realizacji tych wniosków lub o ich odrzuceniu. Jeśli nie usłyszę sprzeciwu ze strony państwa posłów, uznam, że propozycje zostały przez Komisję przyjęte. Sprzeciwu nie słyszę. Dziękuje wszystkim za udział w dyskusji. Zamykam posiedzenie Komisji.</u>
</div>
</body>
</text>
</TEI>
</teiCorpus>