text_structure.xml 432 KB
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172 173 174 175 176 177 178 179 180 181 182 183 184 185 186 187 188 189 190 191 192 193 194 195 196 197 198 199 200 201 202 203 204 205 206 207 208 209 210 211 212 213 214 215 216 217 218 219 220 221 222 223 224 225 226 227 228 229 230 231 232 233 234 235 236 237 238 239 240 241 242 243 244 245 246 247 248 249 250 251 252 253 254 255 256 257 258 259 260 261 262 263 264 265 266 267 268 269 270 271 272 273 274 275 276 277 278 279 280 281 282 283 284 285 286 287 288 289 290 291 292 293 294 295 296 297 298 299 300 301 302 303 304 305 306 307 308 309 310 311 312 313 314 315 316 317 318 319 320 321 322 323 324 325 326 327 328 329 330 331 332 333 334 335 336 337 338 339 340 341 342 343 344 345 346 347 348 349 350 351 352 353 354 355 356 357 358 359 360 361 362 363 364 365 366 367 368 369 370 371 372 373 374 375 376 377 378 379 380 381 382 383 384 385 386 387 388 389 390 391 392 393 394 395 396 397 398 399 400 401 402 403 404 405 406 407 408 409 410 411 412 413 414 415 416 417 418 419 420 421 422 423 424 425 426 427 428 429 430 431 432 433 434 435 436 437 438 439 440 441 442 443 444 445 446 447 448 449 450 451 452 453 454 455 456 457 458 459 460 461 462 463 464 465 466 467 468 469 470 471 472 473 474 475 476 477 478 479 480 481 482 483 484 485 486 487 488 489 490 491 492 493 494 495 496 497 498 499 500 501 502 503 504 505 506 507 508 509 510 511 512 513 514 515 516 517 518 519 520 521 522 523 524 525 526 527 528 529 530 531 532 533 534 535 536 537 538 539 540 541 542 543 544 545 546 547 548 549 550 551 552 553 554 555 556 557 558 559 560 561 562 563 564 565 566 567 568 569 570 571 572 573 574 575 576 577 578 579 580 581 582 583 584 585 586 587 588 589 590 591 592 593 594 595 596 597 598 599 600 601 602 603 604 605 606 607 608 609 610 611 612 613 614 615 616 617 618 619 620 621 622 623 624 625 626 627 628 629 630 631 632 633 634 635 636 637 638 639 640 641 642 643 644 645 646 647 648 649 650 651 652 653 654 655 656 657 658 659 660 661 662 663 664 665 666 667 668 669 670 671 672 673 674 675 676 677 678 679 680 681 682 683 684 685 686 687 688 689 690 691 692 693 694 695 696 697 698 699 700 701 702 703 704 705 706 707 708 709
<?xml version='1.0' encoding='utf-8'?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
  <xi:include href="PPC_header.xml" />
  <TEI>
    <xi:include href="header.xml" />
    <text>
      <body>
        <div xml:id="div-1">
          <u xml:id="u-1.0" who="#komentarz">(Początek posiedzenia o godz. 10 min. 15.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-2">
          <u xml:id="u-2.0" who="#WładysławRaczkiewicz">Otwieram posiedzenie. Protokół 48 posiedzenia uważam za przyjęty, gdyż nie wniesiono przeciw niemu zarzutów. Protokół 49 posiedzenia znajduje się w Biurze Senatu do przejrzenia. Jako sekretarzy zapraszam pp. senatorów Hubicką i Wańkowicza. Listę mówców prowadzi s. Wańkowicz.</u>
          <u xml:id="u-2.1" who="#WładysławRaczkiewicz">Udzieliłem urlopu senatorowi Pantowi na 1 dzień, senatorowi Laurysiewiczowi na 8 dni oraz senatorowi Mendelsonowi na 10 dni.</u>
          <u xml:id="u-2.2" who="#WładysławRaczkiewicz">Przystępujemy do punktu 1 porządku dziennego: Sprawozdanie Komisji Oświaty i Kultury o projekcie ustawy o szkołach akademickich (druk Senatu nr 49 i odbitki nr 232 i 232-a). Głos ma sprawozdawca s. Roztworowski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-3">
          <u xml:id="u-3.0" who="#WojciechRostworowski">Wysoka Izbo! Walka, która szerokim, umiejętnie zorganizowanym frontem wytoczona została przeciw projektowi ustawy o szkołach akademickich, jest faktem zbyt poważnym, by ją lekceważącem pominąć milczeniem. W dyskusji publicznej nad zagadnieniem naszych wyższych uczelni podniosły głos zbyt wielkie autorytety i zbyt świetne nazwiska, by wolno było sprawozdawcy w tej wysokiej Izbie przejść nad niemi do porządku dziennego bez próby głębszej analizy, bez obiektywnego rozpatrzenia zarzutów, bez wyjaśnienia sobie, jak istotnie w swej ustawodawczej treści i w swych ustrojowych i ideowych założeniach wygląda projekt, który spotkał się z tak silnym, z tak namiętnym atakiem. Zdaje mi się, że jeszcze do dziś dnia szeroka opinia publiczna żyje pod sugestią, że wyższym szkołom akademickim grozi jakiś kataklizm ustrojowy, że nauka i kultura polska są w najwyższem niebezpieczeństwie i że wszystkie krytyki i zarzuty, które w tak wielkiej liczbie w ciągu ostatnich paru miesięcy podawała naszej opinii prasa i książka zbiorowa profesorów, są nadal aktualne, nadal istotne i na żadnym punkcie nie uległy przedawnieniu.</u>
          <u xml:id="u-3.1" who="#WojciechRostworowski">Jest więc rzeczą wagi pierwszorzędnej stwierdzić, że tak nie jest, że droga, którą przebył projekt ustawy od tej chwili, kiedy został rozesłany do zaopiniowania senatom akademickim, aż po dzień dzisiejszy, jest drogą mozolnych przeobrażeń i bardzo zasadniczych i korzystnych zmian. Przyczyniły się do tego różne czynniki; i senaty akademickie swemi rzeczowemi memoriałami, i kontakty osobiste, utrzymywane ze sferami uniwersyteckiemi, i gruntowne dyskusje wewnętrzne w łonie większości rządowej i wreszcie dobra wola p. Ministra, którego gwałtowne ataki, przeciw niemu skierowane, nie były w stanie wytrącić z równowagi i obiektywnego ujmowania zagadnień.</u>
          <u xml:id="u-3.2" who="#WojciechRostworowski">Stał się z pewnością błąd, i to pragnę z całą otwartością podkreślić, Panie Ministrze, stał się błąd, że projekt jeszcze w formie nie dość przepracowanej, zawcześnie i z punktu widzenia kodyfikacyjnego i z punktu widzenia merytorycznego został senatom akademickim rozesłany. Stał się on bowiem i stać się musiał przedmiotem ostrej krytyki gron profesorskich, a w następstwie tego cennym argumentem w opozycyjnej walce politycznej. I trzeba będzie jeszcze wielkiego wysiłku naszej zorganizowanej opinii, wielkiego taktu w stosowaniu niektórych zwłaszcza artykułów ustawy, by błąd, który został popełniony, naprawić, atmosferę, wokoło zagadnień akademickich wytworzoną, zmienić i do rozmiarów istotnych sprowadzić spór, który na tem tle rozgorzał.</u>
          <u xml:id="u-3.3" who="#WojciechRostworowski">W tych warunkach, moi Panowie, może w sposób nieco specyficzny, odbiegający od zwykle obowiązujących norm, rozumiem mój obowiązek sprawozdawcy. Uważam, że nie mogę się ograniczyć wyłącznie do prawniczej analizy projektu, lecz muszę sięgnąć zarówno do historii ostatnich lat, jak i do podstawowych problemów, z których się zagadnienie wyższego szkolnictwa składa.</u>
          <u xml:id="u-3.4" who="#WojciechRostworowski">Walka, która się dokoła projektu ustawy o szkołach akademickich wywiązała, otoczyła nagle nieistniejącą dotychczas aureolą ustawę z roku 1920. Rzucono w prasie, w dyskusjach sejmowych hasło, że nowa, ustawa jest wogóle niepotrzebna, że nie jest ona wynikiem realnej organizacyjnej i administracyjnej potrzeby, lecz jedynie fantazją nowatorską Ministra, chęcią rozgrywki z światem akademickim na tle politycznem, zamachem na wolność obywatelską, tym razem już w dziedzinie najwyższej, bo w dziedzinie nauki i kultury narodowej. Usiłowano tą drogą u samych podstaw zdyskredytować inicjatywę Ministra, a jego projektowi odjąć wszelkie merytoryczne i prawne uzasadnienie.</u>
          <u xml:id="u-3.5" who="#WojciechRostworowski">Zagadnienie to musi więc być przedewszystkiem rozpatrzone. Nie może ulegać wątpliwości, że ustawa z r. 1920 spotkała się z ostrą krytyką wybitnych profesorów prawników. Już w dniu 27 czerwca 1921 r. na zjeździe rektorów w Warszawie rektor Estreicher zreferował swój wniosek o zmianę ustawy o szkołach akademickich i, jak świadczy protokół, zaznaczył, że „ustawa zawiera błędy natury rzeczowej, oraz błędy natury formalnej bardzo rażące; część tych błędów nasuwa się już przy powierzchownem zapoznaniu się z ustawą, inne wychodzą na jaw przy sposobności stosowania ustawy”. „Opracowanie statutu uczelni okazuje się wskutek tych błędów ustawy ramowej wręcz niemożliwe”. Na wniosek referenta zjazd uchwalił zwrócić się do ministra z prośbą o wniesienie nowej ustawy i protokół notuje, że minister oświadczył gotowość zastosowania się do tego życzenia.</u>
          <u xml:id="u-3.6" who="#WojciechRostworowski">Ale idźmy dalej. W roku 1925 wybucha między zjazdem rektorów a ówczesnym kierownikiem Ministerstwa prof. Zawidzkim ostry i przykry konflikt. Zatarg jest ciężki, forma jego jest z każdego punktu widzenia niedopuszczalna. Sprawa przychodzi przed forum Senatu, gdzie ówczesny senator z Klubu Ludowo-Narodowego prof. Godlewski z towarzyszami stawia nagły wniosek w sprawie „zagrożonej autonomii wyższych uczelni”. Okazuje się w dyskusji, że w związku z sanacją Skarbu i zarządzeniami ówczesnego komisarza oszczędnościowego stosunki na wyższych uczelniach są istotnie ciężkie. Senator Godlewski żali się, że bez porozumienia z wyższemi uczelniami skreśla się katedry uniwersyteckie z powodu redukcji. Uczyniono to również w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. „To samo odnosi się do Uniwersytetu warszawskiego, gdzie trzecia katedra filozofii została skreślona. Pomimo, że o skreśleniu 9 katedr był Uniwersytet powiadomiony, to o skreśleniu tej katedry nic nie wiedział. Jeszcze raz akcentuję, że uniwersytetom nie chodzi o to, aby katedry nie były skreślane, lecz, aby były powiadomione”. Minister, broniąc się, powołał się na art. 114 obecnej ustawy, a więc na ten artykuł, na który według zapewnień prof. Strońskiego w „Kurierze Warszawskim” nigdy nikomu na myśl nie przyszło się powoływać i który miał dopiero odkryć przy dyskusji sejmowej prof. Makowski. „Skreślanie katedr w okresie sanacji Skarbu — mówił minister Zawidzki — odbywało się w tak szybkiem tempie, że o porozumieniu z uczelniami nie mogło być mowy”. Sprawa ta na wniosek senatora Tulliego została jeszcze raz odesłana do komisji, skąd wróciła na posiedzenie Senatu w dniu 18 marca z wnioskiem, przyjętym jednomyślnie na plenum, a domagającym się: 1) przeprowadzenia w departamencie IV reorganizacji i zmiany sposobu urzędowania, 2) poddania rewizji i przeredagowania ustawy o szkołach akademickich.</u>
          <u xml:id="u-3.7" who="#WojciechRostworowski">Prawa strona tej Izby może o tem zapomniała, a pan Minister może nawet o tem nie wiedział, że projektując nową ustawę, był już od roku 1925 związany jednomyślnym, jakże rzadkim w dziejach parlamentaryzmu, wnioskiem tej wysokiej Izby.</u>
          <u xml:id="u-3.8" who="#WojciechRostworowski">Może będzie pewnem ożywieniem mego suchego z konieczności referatu krótkie przypomnienie tych dwóch posiedzeń Sejmu ustawodawczego, na których ustawa z r. 1920 została uchwalona. Referent jej jest dla mnie wzorem niedościgłym, gdyż ma o ustawie tylko pół strony do powiedzenia, chociaż sięga czasów Jadwigi i Jagiełły. Do dyskusji ogólnej zgłosił się jeden jedyny mówca, imię jego pozostawmy stenogramowi, który miał tylko jedną wątpliwość, a mianowicie tę, że ustawa niepotrzebnie wprowadza szereg tytułów naukowych „Obecnie panują czasy demokratyczne i wszelkie tytuły się znosi”, mówił p. poseł, „poco nam wprowadzanie tytułomanij ?” Na tem dyskusja ogólna została wyczerpana. W dyskusji szczegółowej były momenty, które nie straciły na aktualności i które, jak sądzę, warto dzisiaj przypomnieć, choćby dlatego, że obalają one pewne zarzuty, które obecnemu projektowi są przez opozycję robione, Projekt rządowy z r. 1920, broniony w Sejmie przez ówczesnego dyrektora departamentu, obecnie profesora Uniwersytetu w Poznaniu dr. Wrzoska, ustanawiał po 25 latach pracy obowiązkową perlustrację profesorów. Przegląd ten według słów dr. Wrzoska „miałby na celu sprawdzenie, czy profesor, piastujący katedrę, nie skostniał na niej i nie zaniedbał obowiązku profesorskiego w szerszeni, głębszem znaczeniu posuwania nauki”. Polemizując z posłem Ratajem, motywował dr. Wrzosek stanowisko rządu tem, że „powstało u nas wiele nowych uczelni”, i że „chodzi o to, gdyby zdarzyło się, że profesorowie nie odpowiadają wymaganiom, żeby móc powołać kogo innego”. Wniosek o perlustracja dający ministrowi tak daleko idące uprawnienia, upadł w Sejmie ze względów fiskalnych, gdyż przeciwstawił mu się prof. Głąbiński, twierdząc słusznie, że byłoby zbyt wielkiem obciążeniem Skarbu emerytowanie profesorów już po 25 latach.</u>
          <u xml:id="u-3.9" who="#WojciechRostworowski">Panowie mogą sobie wystawić, jakiej burzy bylibyśmy świadkami, gdyby obecny Minister Oświaty podzielił stanowisko rządu z r. 1920 i zechciał weryfikować, czy profesorowie, mówiąc językiem ówczesnego dyrektora departamentu, „nie skostnieli na swoich katedrach”.</u>
          <u xml:id="u-3.10" who="#WojciechRostworowski">Czy jednak tylko wadliwość ustawy z r. 1920, tak niedwuznacznie scharakteryzowana przez sfery fachowe i jednomyślnie skonstatowana przez tę wysoką Izbę, przemawia za koniecznością wydania nowej ustawy o szkołach akademickich? Czy niema innych powodów, które musiały skłonić Ministra do powzięcia inicjatywy w tej dziedzinie?</u>
          <u xml:id="u-3.11" who="#WojciechRostworowski">Ustawa z r. 1920 była ustawą przedkonstytucyjną i szereg ustaw późniejszych, w różnych okresach czasu uchwalanych przez izby ustawodawcze, przekreślał lub zmieniał niektóre jej artykuły. Nie będę omawiał ich szczegółowo, nie chcąc tem wyliczeniem nużyć Panów, pragnę tylko zaznaczyć, że zmiany, które bieg życia i rozwój organizacji państwowej wprowadzały, bo wprowadzać musiały do ustawy z r. 1920, były zawsze przez senaty akademickie i konferencje rektorów traktowane jako zamachy na autonomię wyższych uczelni. Jeśli to mówię, nie mówię tego w formie zarzutu, jest bowiem rzeczą naturalną, że każda korporacja skłonna jest bronić swych praw i wolności, lecz po to, żeby uspokoić wysoką Izbę, że nie po raz pierwszy obecnie, ale już kilkakrotnie w ciągu ostatnich lat kilkunastu dawały się słyszeć te same argumenty o zagrożonej wolności nauki, które rozlegają się dzisiaj. Już w dniu 6 lutego 1923 r. konferencja rektorów uchwaliła jednomyślnie, że zastrzeganie sobie przez ministra W. R. i O. P. prawa dysponowania jakimikolwiek sumami w budżetach szkół akademickich jest sprzeczne z prawem samorządu finansowego tych szkół i wpływa bardzo ujemnie na prawidłowe funkcjonowanie szkół akademickich i że „przepisy wykonywania budżetu w szkołach akademickich winny być niezależne od przepisów ogólnych, a opracowane przez ministra po uprzedniem zasięgnięciu opinii tych szkół”. W dniu 1 lutego 1925 r. w liście do ministra zarzucono mu, „że podległy mu departament IV nie chce, czy nie umie zapobiec uszczuplaniu przez ciała ustawodawcze ustawami późniejszemi zakresu praw, przyznanych szkołom akademickim i ich organom i że rektorzy, „tolerując ten stan rzeczy, wzięliby na siebie część odpowiedzialności za dokonywającą się stopniowo i w coraz większej mierze destrukcję i dezorganizację wyższych uczelni”.</u>
          <u xml:id="u-3.12" who="#WojciechRostworowski">Czy te dwa przykłady, wzięte z czasów przedmajowych, nie przypominają Panom tego języka, którym zwracają się obecnie do nas, jako do izb ustawodawczych, i do pana Ministra Ich Magnificencje? I czy nie pozostała do dzisiejszego dnia aktualną odpowiedź, dana konferencji rektorów w r. 1925 przez prof. Zawidzkiego w jego pełnym godności i powagi liście: „Gdyby panowie rektorzy zechcieli uwierzyć w to, że Ministerstwo W. R. i O. P, ma na widoku przedewszystkiem dobro i pomyślny rozwój wszystkich szkół akademickich, oraz interes Państwa naszego, to stosunek autonomicznych władz akademickich do władzy zwierzchniej ukształtowałby się w sposób niewątpliwie harmonijny. Brak, natomiast zaufania do władzy zwierzchniej, wychodzący z takich wyżyn duchowych, na jakich z natury rzeczy winny stać szkoły akademickie, może być tylko posiewem anarchii w Państwie”.</u>
          <u xml:id="u-3.13" who="#WojciechRostworowski">Rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 28 lutego 1928 r. o stosunkach służbowych profesorów spotkało się z jednomyślnym protestem konferencji rektorów. Daje temu wyraz protokół, w którym rektorzy stwierdzają, że „szereg artykułów rozporządzenia staje w sprzeczności z obowiązującą zasadą autonomii szkół akademickich, oraz rzuca na wysokie stanowisko profesora cień niedopuszczalny w imię poszanowania godności tego stanowiska”.</u>
          <u xml:id="u-3.14" who="#WojciechRostworowski">Jak Panowie widzą, nie można obiektywnie i zgodnie z prawdą historyczną twierdzić, że rozwój stosunków między wyższe mi uczelniami, a ich władzą nadzorczą ministrem kształtował się od początku w sposób niezmiernie harmonijny. Działo się raczej przeciwnie, nie jest bowiem rzeczą przypadku, lecz koniecznością rozwojową, że państwo współczesne dąży do związania z sobą wszystkich komórek społecznych i do wzmacniania w nich swego wpływu i kontroli. Stąd między organizmem samorządnym, opartym na pewnej tradycji, strzegącym czujnie swych praw i przywilejów, a władzą rządową musiały powstawać rozbieżności i kolizje. Kolizje te musiały być tem bardziej nieuniknione, im bardziej ewolucja polityczna szła w kierunku zhierarchizowania życia, wzmocnienia władzy państwowej i nadania tej władzy atrybucyj, pozwalających ponosić istotną, a nie formalną tylko odpowiedzialność.</u>
          <u xml:id="u-3.15" who="#WojciechRostworowski">Jeśli, jak wykazałem poprzednio, było dosyć podstaw prawnych i bodźców organizacyjnych dla wniesienia projektu ustawy o szkołach akademickich, to z pewnością i tem wzgląd, wzgląd ogólnoustrojowy nie mógł być panu Ministrowi Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego obcy.</u>
          <u xml:id="u-3.16" who="#WojciechRostworowski">Z szeregu problemów, na które składa się życie wyższych uczelni, jeden uważać należy za podstawowy, za nietykalny, gdyż jest on składnikiem koniecznym naszej kultury i naszego duchowego rozwoju, jest nim problem wolności nauki i nauczania. Stwierdzam, że ustawa nie zawiera w tym względzie nic, coby zmieniało w czemkolwiek stan obecny i wnosiło do swobody badań naukowych i nauczania jakiekolwiek jawne czy podstępne ograniczenia. Wolność nauki i nauczania pozostanie przy tej ustawie, jak dotychczas, kamieniem węgielnym naszego szkolnictwa wyższego.</u>
          <u xml:id="u-3.17" who="#WojciechRostworowski">Ponieważ projekt w art. 1 i 28 ekspressis verbis waruje wolność nauki, a przepisy nowej ustawy nie dają w tej dziedzinie ministrowi żadnych nowych atrybucyj poza temi, które dawała mu ustawa z r. 1920, dopatrzono się w art. 3 ukrytych tendencyj politycznych, mających rzekomo na celu sprowadzenie do zera zawartych w ustawie gwarancyj. Twierdzono, że art. 3 daje ministrowi nieograniczoną możność usuwania niedogodnych mu z jakichkolwiek powodów profesorów i że ta droga, uzależniając ciało profesorskie od swobodnego uznania ministra, stanowi pośrednie obejście proklamowanej w art. 1 i 28 wolności nauki.</u>
          <u xml:id="u-3.18" who="#WojciechRostworowski">Sprawa ta wymaga dłuższego i gruntownego omówienia choćby dlatego, że art. 3 projektu jest najcięższym w chwili obecnej kamieniem obrazy dla ciał akademickich. Nie będę nawet próbował odpierać zarzutów, że artykuł ten ma na celu rozgrywkę z przeciwnikami politycznymi, z tem podejściem do sprawy polemizować nie mogę. Ujmę zagadnienie, które reguluje art. 3, z czysto rzeczowego, organizacyjnego punktu widzenia.</u>
          <u xml:id="u-3.19" who="#WojciechRostworowski">Jest rzeczą powszechnie wiadomą i nie podawaną w wątpliwość przez nikogo z świata naukowego, że nasze uczelnie powstawały szybko, niemal z dnia na dzień, w okresie, kiedyśmy jeszcze nie mogli być ani zbyt bogaci w doświadczenie, ani zbyt trzeźwi w ocenie naszych możności finansowych. Stąd pewne improwizacje organizacyjne, których skutkiem są przerosty w pewnych dziedzinach, a niedorozwoje w innych gałęziach wiedzy. Jeśli tak wygląda rzeczywistość, to jest koniecznością państwową temu niezdrowemu stanowi rzeczy zapobiec i zarządzić, by fundusze budżetowe były oszczędniej, racjonalniej, z większą korzyścią dla nauki zużyte. Ktoś się tem zagadnieniem zająć musi, i nie widzę, by to mógł być ktoś inny, niż minister oświaty. Jemu, który ponosi odpowiedzialność za wszystko, co się w dziedzinie nauki i nauczania dzieje, który z natury swego urzędu obejmuje całokształt potrzeb i środków w tej dziedzinie, musi być zagwarantowana ustawowo możność decyzji i działania. Odpowiedzialność, którą ponosi, wymaga z jego strony ostrożności i rozwagi, a ustawa żąda, by przed powzięciem jakiejkolwiek w tym względzie decyzji wysłuchał opinii rad wydziałowych i senatów, jako ciał kompetentnych, ale decyzję pozostawia jemu, inaczej bowiem akcja reorganizacyjna mogłaby być całkowicie sparaliżowana.</u>
          <u xml:id="u-3.20" who="#WojciechRostworowski">Nie mam zamiaru ukrywać, że to zagadnienie nie jest proste, ani bezpieczne, ani dla atmosfery spokoju na naszych uczelniach obojętne. Stanowiło też ono bodajże centralny punkt wewnętrznych rozważań i wątpliwości naszej większości parlamentarnej.</u>
          <u xml:id="u-3.21" who="#WojciechRostworowski">Przywiązując do tej sprawy zupełnie wyjątkowe znaczenie, zgłosiłem jako referent poprawkę, przyjętą przez komisję, która sprawę tworzenia i zwijania wydziałów uzależnia od rozporządzenia rady ministrów. W sprawie zatem tej doniosłości, jaką jest zniesienie wydziałów, opinia ministra W. R. i O. P. nie będzie decydująca, opinia ta musi uzyskać zgodę całego rządu. Jest to z jednej strony podkreślenie w samej ustawie powagi zagadnienia, z drugiej odciążenie ministra oświaty, dla którego tego rodzaju - decyzje mogą być tylko ciężkim, podyktowanym koniecznością obowiązkiem. Ma to również swoje merytoryczne uzasadnienie, bo poza ministrem oświaty i inni ministrowie resortowi mogą być w decyzji zniesienia jakiegoś wydziału bardzo żywo zainteresowani.</u>
          <u xml:id="u-3.22" who="#WojciechRostworowski">Druga poprawka komisji do art. 3 dotyczy sprawy, która znacznie silniej, niż sprawa wydziałów, zaniepokoiła świat profesorski. Możność kasowania katedr i zakładów została zrozumiana jako broń polityczna. Ponieważ nie to jest celem ustawy i nie to jest zamierzeniem Ministra, poprawka komisji zmierza do tego, by możność tworzenia i zwijania katedr i zakładów związać w tekście ustawy, a więc i uzależnić od przeprowadzenia na wydziale, oddziale czy studium reorganizacji. Zarówno skasowanie nieobsadzonej jak t. zw. żywej katedry nie powinno być aktem doraźnym, przypadkowym, a powinno być decyzją związaną z planem organizacyjnym.</u>
          <u xml:id="u-3.23" who="#WojciechRostworowski">Idąc tą drogą, różnię się od koncepcji i postulatów konferencji rektorów, która w zaprojektowanym przez siebie tekście art. 3 wyklucza kasowanie katedr obsadzonych, godzi się natomiast, by katedry i zakłady wakujące były zwijane przez ministra bez zasięgnięcia opinii odnośnych władz akademickich. Sądzę, że równorzędne traktowanie sprawy zwijania katedr i zakładów bez względu na to, czy są one obsadzone, czy nie, jest z punktu widzenia interesu nauki i jej organizacji bardziej prawidłowe.</u>
          <u xml:id="u-3.24" who="#WojciechRostworowski">Że niedotowanie w budżecie pewnych katedr i zwijanie ich tą drogą było na porządku dziennym w historii naszych uczelni, o tem już wspominałem. Nie stała temu na przeszkodzie ustawa z r. 1920. Sądzę, że jeśli chodzi o względy budżetowe, to nasza sytuacja obecna jest talk poważna, że uprawniałaby może p. Ministra do pójścia śladami jego poprzedników. Skoro tego nie czynił dotąd, skoro za jego rządów ani jedna katedra nie została zwinięta, mam prawo przypuszczać, że ze swych uprawnień jedynie w wypadkach wyjątkowych korzystać będzie.</u>
          <u xml:id="u-3.25" who="#WojciechRostworowski">Ale przypuśćmy na chwilę, że p. Minister, zmęczony walką, wytoczoną mu zarówno przez opozycję polityczną, jak przez zbiorowe wystąpienia profesorów, projekt ustawy wycofuje, szkoły akademickie żyją nadal w ramach otoczonej obecnie nimbem doskonałości ustawy z r. 1920, a projekt, grzebiący rzekomo wszystkie wolności, idzie do archiwum Ministerstwa. Co się wtedy dzieje, moi Panowie? P. Minister pozostałby wówczas z ustawą z r. 1920 i mógłby wzorem swych poprzedników kasować poszczególne katedry i zakłady w drodze budżetowej, a w oparciu o art. 114 ustawy i o art. 23 rozporządzenia Prezydenta z dnia 27. X.1932 r. przenosić w stan nieczynny profesorów, którzy zwiniętą katedrę zajmowali. Mógłby to robić bez zasięgania czyjejkolwiek opinii, w drodze wewnętrznego zarządzenia, gdyż krępujące go klauzule art. 3 projektu nie miałyby przecież zastosowania.</u>
          <u xml:id="u-3.26" who="#WojciechRostworowski">xdlatego twierdzę, że walka z art. 3 jest właściwie nieporozumieniem. Istota sporu i źródło obaw, niewątpliwie w pewnym stopniu uzasadnionych, leży nie w nim i nie w obecnym tekście ustawy, lecz w art. 23 rozporządzenia Prezydenta z dnia 27. X. 1932 r., które zmienia dotychczasowe uprawnienia materialne profesorów. Jest to może dura lex, ale nie jest ona przedmiotem naszej obecnej dyskusji.</u>
          <u xml:id="u-3.27" who="#WojciechRostworowski">Dotychczasowy stan prawny, jak Panowie wiedzą, był tego rodzaju, że profesor, którego katedra została zwiniętą, pobierał do końca życia, nie sprawując żadnych funkcyj, to samo wynagrodzenie, które mu się jako czynnemu profesorowi należało. Rozporządzenie z dnia 27. X.1932 r., nowelizujące ustawę o prawach służbowych profesorów z r. 1928, zmieniło obowiązujący do niedawna stan rzeczy.</u>
          <u xml:id="u-3.28" who="#WojciechRostworowski">Projekt pierwotny czynił w ustroju korporacyjnym naszych wyższych uczelni dosyć poważne wyłomy. Uważałem to za błąd i konstatuję z zadowoleniem, że w projekcie obecnym ten błąd został naprawiony. Dało to asumpt do postawienia tezy, że wolność i rozwój nauki są organicznie, funkcjonalnie związane z ustrojem korporacyjnym, że te problemy nie dadzą się rozdzielić, że więc osłabienie więzi korporacyjnej jest ciosem, wymierzonym wprost w rozwój nauki. Tak postawiona teza znalazła przeciwników, którzy na przykładach zarówno historycznych, jak i współczesnych usiłowali dowieść, że rzecz się ma wręcz przeciwnie: że między korporacją a wolnością nauki nie tylko niema funkcjonalnego związku, ale jest nawet zasadnicza, organiczna sprzeczność, incompatibilitas całkowita.</u>
          <u xml:id="u-3.29" who="#WojciechRostworowski">Sądzę, moi Panowie, że między temi dwoma ekstremistycznemi poglądami nietrudno jest znaleźć drogę pośrednią, gdyż zbyt jasno i niezbicie wskazuje ją rzeczywistość. Są wielkie kuźnie badań naukowych, nie będące korporacjami i są świetne uczelnie, promieniujące szeroko, zorganizowane w sposób korporacyjny. Teoretyczne więc zagadnienie właściwie nie istnieje, sprowadza się ono natomiast do zagadnienia praktycznego, czy naszej polskiej rzeczywistości, naszym tradycjom odpowiada ustrój, na którym nasze uczelnie wyrosły, czy też należy dla nich szukać innych form organizacyjnych.</u>
          <u xml:id="u-3.30" who="#WojciechRostworowski">Projekt ustawy daje na to pytanie jasną i kategoryczną odpowiedź; pozostawia nietkniętym ustrój korporacyjny. I nadal wbrew woli korporacyj czynnik zewnętrzny nie będzie mógł im narzucać na członka kogoś, kogo one sobie nie życzą. I nadal będą one w drodze wyboru wyłaniały swego przedstawiciela w osobie rektora i swoje władze wewnętrzne. I nadal statut, przez korporację uchwalony i przyjęty, będzie podstawą ich życia i funkcjonowania. Ustawa wprowadza tylko pewne przesunięcia w kompetencji władz korporacyjnych, inaczej normuje ich budowę, ich odpowiedzialność, ich wzajemny do siebie stosunek. Ustawa wreszcie daje wyraz temu, że szkoły akademickie, będąc korporacjami, są jednocześnie zakładami państwowemi, co stwarza dla nich zarówno szereg praw, jak i szereg obowiązków. Punktem wyjścia ustawy, a w tej dziedzinie można ustawę nazwać reformą, jest chęć wzmocnienia odpowiedzialności jednostkowej kosztem odpowiedzialności zbiorowej. Stąd pewne ograniczenie funkcyj senatów akademickich na rzecz rektora, stąd przedłużenie okresu jego urzędowania, które komisja w myśl mojej poprawki ograniczyła do lat dwóch, stąd jego prawo posiłkowania się w sprawach administracyjnych pomocą organu doradczego, złożonego z powołanych przez niego profesorów.</u>
          <u xml:id="u-3.31" who="#WojciechRostworowski">Książka zbiorowa krakowska w związku z pewnem ograniczeniem kompetencyj senatu czyni zarzut ustawie, że celowo dąży do rozproszkowania szkoły na poszczególne elementy, rady wydziałowe, i że rujnuje tą drogą jej organiczną budowę, jej żywą całość. Twierdzę, że tak nie jest i że tej tendencji, której byłbym zresztą zasadniczo przeciwny, niema w ustawie.</u>
          <u xml:id="u-3.32" who="#WojciechRostworowski">Senat pozostaje nadal organem, wiążą cym szkołę w jeden organizm, jak o tem świadczy art. 6. Senat nie rządzi, nie jest władzą wykonawczą, władzę wykonawczą piastuje rektor, który jest jednocześnie przewodniczącym senatu, ale senat nie przestaje być władzą kontrolującą, gdyż rektor obowiązany jest dwa razy w ciągu roku składać mu sprawozdanie, nad którem senat przeprowadza dyskusję. We wszystkich ważniejszych sprawach, dotyczących szkoły, senat ma prawo powziąć uchwałę, wiążącą rektora w tym sensie, że jeśli ją zawiesi i po powtórnem jej uchwaleniu nie wykona, arbitrem staje się czynnik nadrzędny, minister. Senat nie rządzi, ale w sprawach samorządu finansowo - gospodarczego ma wpływ doniosły; uchwala preliminarz budżetowy, program budowlany, rozdziela pomieszczenia między wydziały, decyduje o kupnie, sprzedaży, obciążeniu nieruchomości, o przyjmowaniu zapisów. W sprawach nauki i nauczania zatwierdza umowy z nauczycielami, zaopatruje w opinie wnioski rad wydziałowych co do kandydatów na profesorów, co do mianowania profesorów tytularnych i honorowych; zatwierdza wreszcie wnioski co do nadawania stopni naukowych honoris causa.</u>
          <u xml:id="u-3.33" who="#WojciechRostworowski">Sądzę, że to wyliczenie jego najważniejszych funkcyj, pomijając drobniejsze, świadczy, że senat pozostaje w projekcie centralną władzą kolegialną szkoły, niedopuszczającą słusznie do jej atomizacji.</u>
          <u xml:id="u-3.34" who="#WojciechRostworowski">Zagadnieniu odpowiedzialności jednostkowej i kolegialnej poświęcił bardzo głębokie uwagi poseł Czuma w swoim referacie sejmowym, nie będę się więc na tym problemie dłużej zatrzymywał. Pragnę tylko zwrócić uwagę Panów, że i konferencja rektorów zastanawiała się najwidoczniej nad tym problemem, skoro pod pnkt. 43 protokółu z dnia 16 lutego 1931 r. czytamy: „Konferencja rektorów postanawia usprawnić administrację szkół akademickich, kierując się zasadą odpowiedzialności indywidualnej, a nie zbiorowej”. Myśl zatem, która legła u podstaw ustawy obecnej, a która spotkała się z tak silnym sprzeciwem senatów akademickich, nie była, jak Panowie widzą, tak zupełnie obca deliberującym w roku 1931 rektorom.</u>
          <u xml:id="u-3.35" who="#WojciechRostworowski">Wniosek posłów Klubu Narodowego, złożony w Komisji Oświatowej Sejmu, głosił, że projekt „znosi całkowicie samorząd szkół wyższych”. Muszę lojalnie podkreślić, że w Komisji Oświatowej Senatu redakcja tego wniosku uległa złagodzeniu, niema w nim bowiem mowy o całkowitem zniesieniu samorządu, a jedynie o jego podważeniu. W mojem przekonaniu i takie sformułowanie nie odpowiada rzeczywistości, gdyż nie może być nawet mowy o jakimś daleko idącem jego ograniczeniu. Była może w projekcie pierwotnym tendencja posuwania zbyt daleko ingerencji ministra. Ktoś z współautorów książki zbiorowej zadał sobie nawet benedyktyński trud wyliczenia, ile razy w ustawie występuje słowo minister i doszedł do cyfry fantastycznej. Był to błąd nie tylko z punktu widzenia interesów uczelni, było to nadmierne, a więc szkodliwe z państwowego punktu widzenia przeciążenie ministra, które w zastosowaniu praktycznem musiałoby się niekorzystnie odbić na funkcjonowaniu obu aparatów, zarówno ministerialnego, jak akademickiego. Tego przeciążenia z jednej strony, a ograniczenia kompetencji szkół z drugiej niema w obecnej ustawie. Cały szereg bowiem spraw, o których miało rozstrzygać rozporządzenie ministra, albo dla których minister miał wydawać szczegółowe przepisy regulaminowe, został albo odesłany do statutów szkoły, albo powierzony wykonaniu władz akademickich. Ingerencja ministra w rzeczach drobnych, a więc ingerencja, mogąca być najbardziej przykro odczuwana, a nieistotna z punktu widzenia państwowego, została w projekcie obecnym sprowadzona do rozmiarów, jakie istniały dotychczas.</u>
          <u xml:id="u-3.36" who="#WojciechRostworowski">Nieporównanie istotniejsze, niż samorząd finansowo-gospodarczy, który nie uległ żadnemu ograniczeniu, jest zagadnienie samorządu w dziedzinie nauki i nauczania. W tej dziedzinie żadna nie nastąpiła zmiana. Świadczą o tem nie tylko art. 1 i 28, warujące w sposób jak najbardziej stanowczy wolność badania i nauczania, ale i wszystkie przepisy ustawy, dotyczące sposobu powoływania profesorów, funkcjonowania i kompetencji rad wydziałowych, przewodu habilitacyjnego, nadawania stopni naukowych. Nic tu nie zostało tknięte, przeciwnie, kompetencje rady wydziałowej, ciała par excellence naukowego, zostały rozszerzone.</u>
          <u xml:id="u-3.37" who="#WojciechRostworowski">Jeżeli chodzi o porównanie naszej ustawy ze stosunkami panującemi w przodujących krajach zachodu, to zaszedł tu fakt, na który pragnę zwrócić uwagę Wysokiej Izby.</u>
          <u xml:id="u-3.38" who="#WojciechRostworowski">Książka zbiorowa krakowska, oparta jest na sugestii, że nie wolno nam naśladować wzorów francuskich, gdyż te wzory uczynił szkodliwymi ciążący dotąd na nauce francuskiej genjusz Napoleona; że nie wolno nam nawet na chwilę zajrzeć do tego kraju, nad którym panuje Mussolini, że natomiast Niemcy są klasycznym krajem wolności uniwersyteckiej, z którego można i należy pełną ręką czerpać wzory i nauki.</u>
          <u xml:id="u-3.39" who="#WojciechRostworowski">Coś się jednak nagle zmieniło moi Panowie...</u>
          <u xml:id="u-3.40" who="#WojciechRostworowski">W dyskusji sejmowej atut niemiecki został całkowicie z repertuaru mówców opozycyjnych wycofany, nie zadźwięczał on ani razu, dosłownie, ani razu, a p. rektor Kutrzeba jako ekspert w Komisji Oświatowej Senatu nawoływał nas nawet, byśmy do żadnych obcych nie sięgali wzorów, a szukali jedynie własnych rodzimych natchnień.</u>
          <u xml:id="u-3.41" who="#WojciechRostworowski">Jest to, jak Panowie widzą, zmiana frontu zupełna, na którą już zwrócił uwagę pan Minister w swojej mowie sejmowej, a którą ja na komisji z statutem uniwersytetu berlińskiego z r. 1930 w ręku szeroko uzasadniałem.</u>
          <u xml:id="u-3.42" who="#WojciechRostworowski">Jeśli nasza ustawa w porównaniu z obcemi wzorami nie może uchodzić za krępującą wolność akademicką, to jednak pragnę podkreślić, że są w tej ustawie niektóre przepisy, które, wiążąc się z ogólną linią ustrojową przez Rząd obecny reprezentowaną, zawierają pewne ograniczenia dotychczasowego samorządu szkół akademickich. Pochodzi to, stąd, że państwo współczesne nie chce i nie może zgłaszać swego desinteressement w dziedzinie wychowania publicznego na żadnym jego szczeblu. Z tego ideowego założenia wychodząc, państwo w nowym projekcie występuje jako czynnik najżywiej zainteresowany w sprawach, związanych z wychowaniem publicznem, nie tylko z tytułu swego finansowego w niem udziału, lecz ze względu na cały szereg problemów politycznych, społecznych i moralnych, które są z niem nierozerwalnie związane.</u>
          <u xml:id="u-3.43" who="#WojciechRostworowski">Jeżeli rektor ma być odtąd nie tylko mężem zaufania swej korporacji, lecz i mężem zaufania rządu, to ograniczenie swobodnego wyboru wypływa z faktu, że nie jest on tylko, piastując godność rektorską, najwyższym przedstawicielem korporacji, ale i odpowiedzialnym kierownikiem zakładu państwowego o pierwszorzędnej doniosłości. Jego osoba nie powinna być przedmiotem sporu między korporacją a ministrem, lecz wyrazem uzgodnienia poglądów. Przeciw temu wymaganiu ustawy nie mogą jej przeciwnicy żadnych wystawić argumentów ani historycznych, ani porównawczych, ani merytorycznych. Nie przeczy to ani wolności nauki, ani samorządowi akademickiemu, bo wypływa z logiki stosunków i z charakteru stanowiska. Jeżeli najwyższy kierownik oświecenia publicznego w Polsce uzna za konieczne pewne pociągnięcia reorganizacyjne, czy nawet redukcyjne w naszych wyższych uczelniach, to on, a nie korporacje akademickie są w myśl ustawy czynnikiem decydującym. Opinia szkół musi być wysłuchana, ale nie ona jest instancją decydującą.</u>
          <u xml:id="u-3.44" who="#WojciechRostworowski">Wobec przykrych wypadków ostatnich dni i faktów znieważenia profesorów przez młodzież, pan Minister obok normalnie funkcjonujących komisyj dyscyplinarnych, wyłanianych przez senaty, wprowadził do ustawy w wypadkach wyszczególnionych w art. 52 komisje dyscyplinarne nadzwyczajne, których członkowie mianowani są wprost przez ministra z grona profesorów. Jest to przepis, wywołany okolicznościami nadzwyczajnemi, pewnego rodzaju pełnomocnictwo dla ministra in ekstremis, które w normalnych warunkach nie będzie kolidowało z jurysdykcją powołanych przez senaty komisyj dyscyplinarnych.</u>
          <u xml:id="u-3.45" who="#WojciechRostworowski">Wysoka Izbo! Pan Minister Oświaty niejednokrotnie w sposób zdecydowany i stanowczy dał wyraz poglądowi, że stosunki, panujące wśród młodzieży akademickiej, uważa za niezdrowe i wymagające naprawy. Ustawa z r. 1920 usuwała z pod ingerencji ministra te sprawy, pozostawiając je całkowicie w rękach władz akademickich. Powstał problem natury państwowej, czy w zmienionych radykalnie w porównaniu z r. 1920 warunkach minister, odpowiedzialny za wychowanie publiczne, może patrzeć obojętnie i bezradnie na powtarzające się systematycznie ekscesy na wyższych uczelniach; czy władza patrymonialna senatów w swej dotychczasowej, wadliwej zresztą, strukturze jest dostatecznie sprężysta i silna, by już nie w kilkutysięcznej, jak w r. 1920, ale w 50-tysięcznej masie studentów utrzymywać spokój i zagwarantować wszystkim obywatelom rzeczypospolitej akademickiej bez różnicy pochodzenia i narodowości bezpieczeństwo osobiste i wolność nauki. Odpowiedzią na tak postawione pytanie są art. 52 i 53 ustawy, które czynią z ministra najwyższego zwierzchnika młodzieży i dają mu możność ustalenia trybu postępowania dyscyplinarnego i regulowania warunków powstawania i działania stowarzyszeń akademickich. Zdaje mi się, moi Panowie, że wzmocnienie władzy ministra, a właściwie nadanie mu władzy, której był całkowicie pozbawiony w dziedzinie opieki i nadzoru nad młodzieżą, było niedającą się uniknąć koniecznością, Czasy, które przeżywamy, są twarde, fermenty ideologiczne, które wstrząsają współczesnemi narodami, są tak silne i przybierają formy tak brutalne, że wymagają ostrzejszych środków profilaktycznych, niż te, któremi rozporządzały dotychczas senaty akademickie.</u>
          <u xml:id="u-3.46" who="#WojciechRostworowski">Życie młodzieży współczesnej różni się w swoich formach i w swej dynamice od życia pokolenia przedwojennego. Nie należę do ludzi, wyprutych ze zrozumienia dzisiejszej epoki, przeciwnie, mam przekonanie, że wyczuwam te nurty i prądy, które rzeczywistość polska na powierzchnię życia wyrzuca, i nie chce żadnego z nich tłumić; ale chcę, żeby te prądy, te instynkty były kierowane nie podstępną ręką agitatora partyjnego, lecz ręką właściwej władzy, a więc zgodnym wysiłkiem władz akademickich i ministra oświecenia publicznego, bo tylko takie rozwiązanie daje mi gwarancję, że nawet najdalej idące wybujałości instynktów nie zejdą na bezdroża pospolitego gwałtu, zaprzeczającego naszej kulturze narodowej.</u>
          <u xml:id="u-3.47" who="#WojciechRostworowski">I jeśli, Panie Ministrze, ta ustawa stwarza dla Ciebie możność wejrzenia w te stosunki i pokierowania niemi, łącznie z dotychczasowymi tej młodzieży opiekunami, to rozumiem, że z nią, z tą ustawą zaczyna się Twoja, Panie Ministrze, ciężka wobec narodu i Państwa odpowiedzialność. My ci tylko dajemy ramy, ramy w porównaniu z tem, co się dzieje w innych krajach, nie przesadnie szerokie, nie usuwamy bowiem, i to pragnę z naciskiem podkreślić, od opieki i nadzoru nad młodzieżą jej przyrodzonych wychowawców. Czynimy to w zrozumieniu, że życie dowiodło, że jest to konieczność wychowawcza i polityczna, ale za takie czy inne wykorzystanie tych ram, które stwarza ustawa, nie my, Panie Ministrze, będziemy odpowiedzialni. Bo wkraczając w życie tej wielkiej gromady, którą stanowi dzisiaj młodzież akademicka, w to środowisko pełne fermentów i kontrastów, krzyżujących się wpływów zewnętrznych i ostrych walk politycznych, trzeba tyleż rozumnej surowości i stanowczości, ile wyrozumiałego i cierpliwego umiaru. W ten świat, jeszcze pierwotnie impulsywny, rozkołysany burzą, której fale uderzała i o nas, nie możesz, Panie Ministrze, wchodzić tylko jako sędzia, lecz przedewszystkiem jako wychowawca i przyjaciel.</u>
          <u xml:id="u-3.48" who="#WojciechRostworowski">Ustawa wbrew temu, co mówi opozycja polityczna, jest kompromisowa. Od pierwotnego projektu, który zaniepokoił świat akademicki, przeszła ona, jak już wspomniałem, długą drogę przebudowy i uzgodnień. I dlatego sądzę, że powinna ona zamknąć okres walki i spowodować na tym bezcennym odcinku życia państwowego uciszenie i powrót do równowagi. Muszą się zamącone walką stosunki ułożyć w harmonijną, wolną od podejrzliwości i zgrzytów współpracę. Tego wymaga zarówno interes Państwa, jak dobro i rozwój naszej nauki.</u>
          <u xml:id="u-3.49" who="#WojciechRostworowski">Gdyby ta ustawa była aktem jakiegoś burzycielskiego nowatorstwa, nie mam wątpliwości że w tej Izbie, która ze swego przeznaczenia jest przedstawicielką rozwagi i umiaru, nie znalazłaby ona poparcia, ale ponieważ jest ona tylko logicznem rozwinięciem naszych kilkunastoletnich doświadczeń, tylko wyrazem naturalnej ewolucji stosunków, a nie ich łamaniem, mam głębokie przekonanie, że stanie się ona rozumną podstawą organizacyjną i prawną dla dalszego pomyślnego rozwoju życia akademickiego.</u>
          <u xml:id="u-3.50" who="#WojciechRostworowski">Najbardziej istotne poprawki, które wnoszę w imieniu Komisji Oświaty i Kultury, zreferowałem już panom Senatorom w związku z mojem sprawozdaniem. Wspomnę jeszcze o tych poprawkach, które nie mają wprawdzie zasadniczego znaczenia, idą jednak na spotkanie postulatów akademickich.</u>
          <u xml:id="u-3.51" who="#WojciechRostworowski">Do nich zaliczam skrócenie okresu urzędowania rektora i prorektora do lat dwu, możność zachowania prawa wykładania przez profesorów, ustępujących z katedr dobrowolnie lub z powodu osiągnięcia granicy wieku, i wreszcie wprowadzenie terminu, obowiązującego ministra przy zatwierdzaniu statutu.</u>
          <u xml:id="u-3.52" who="#WojciechRostworowski">Art. 43 o bursach akademickich proponuję skreślić.</u>
          <u xml:id="u-3.53" who="#WojciechRostworowski">P. sen. Makarewicz, jako referent Komitetu Techniki Ustawodawczej, wniósł szereg poprawek stylistycznych, które w bardzo szerokiej mierze zostały przez komisję uwzględnione. Jest to więc pierwszy projekt ustawy, który został poddany tej nowej, powołanej przez Senat procedurze. Pragnę podkreślić, że odbiło się to najkorzystniej zarówno, jak sądzę, na ścisłości prawniczej, jak i na czystości językowej ustawy.</u>
          <u xml:id="u-3.54" who="#WojciechRostworowski">Wysoka Izbo! Już przed samem rozpoczęciem dzisiejszego posiedzenia przeczytałem w prasie odezwę senatu Uniwersytetu Jagiellońskiego i pragnę zająć wobec niej stanowisko. To stanowisko będzie stanowcze i jasne. Nie jest zgodny z rzeczywistością zarzut, że ustawa wprowadza „wielki przewrót w dotychczasowy ustroi akademicki”, jak nie jest zgodne z prawdą twierdzenie, że opinie senatów, czy konferencji rektorów zostały „wzgardzone”. Mam na potwierdzenie tego nie tylko słowa, ale i dokumenty.</u>
          <u xml:id="u-3.55" who="#WojciechRostworowski">Jako członek tej Izby rozumiem, że każda ustawa narusza pewną sferę interesów partykularnych w imię takich czy innych interesów całości. Stwarza to dla ustawodawcy obowiązek głębokiego wnikania w dziedzinę, dla której ma tworzyć lub zmieniać obowiązujące dotychczas normy prawne. I dlatego opinia sfer zainteresowanych powinna być nie tylko zasięgana, lecz i o ile można uwzględniana. Ta procedura została przy powstaniu i ostatecznem krystalizowaniu się tego projektu w pełni uszanowana. Nie mogę jednak żadnej sferze interesów, żadnej klasie, żadnemu zawodowi, żadnej konferencji, choćby to była nawet konferencja rektorów, przyznać prawa do integralnego uwzględnienia jej żądań, I dlatego proszę Wysoką Izbę o przyjęcie ustawy w brzmieniu, uchwalonem przez Komisję Oświaty i Kultury.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-4">
          <u xml:id="u-4.0" who="#WładysławRaczkiewicz">Głos ma s. Sypniewski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-5">
          <u xml:id="u-5.0" who="#JózefSypniewski">Wysoki Senacie! Głośna publikacja zbiorowa p. t. „W obronie wolności szkół akademickich” zajmuje wobec projektu ustawy o szkołach akademickich nie tylko negatywne, lecz wręcz wrogie stanowisko. Przewija się prawie we wszystkich artykułach brak wiary w dobrą wolę Ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, podejrzliwość i brak zaufania co do treści przyszłych rozporządzeń w ramach ustawy i t. p. Stawia się takie zarzuty, cytuję dosłownie: „Samorząd uniwersytetów ma zostać zupełnie obalony, nie pozostanie z niego nic; uniwersytety mają się zmienić na zwykłe urzędy, młodzież zostanie w znacznym stopniu wyjęta z pod wpływu profesorów, a poddana władzom policyjnym lub częściowo bezpośrednio ministerstwu. Należy obawiać się dalszych zaostrzeń sytuacji”. A dalej: „Projekt znosi resztki samorządu uniwersyteckiego, zamiast niego ustanawia dowolną wszechwładzę ministra; projekt niweczy korporatywną ideę ustroju naszych wszechnic, przekreśla ich prawdziwy rozpęd, oraz źródło ich zdrowia, łamie sprężynę ich pracy, tajemnicę ich wpływu na młodzież, na przyszłość naszego narodu”. Przytaczam te ustępy z publikacji jako ilustrujące w ogólnym zarysie opinie autorów innych artykułów, Natomiast dotychczasowa ustawa o szkołach akademickich z r. 1920 przy każdej sposobności jest gloryfikowana.</u>
          <u xml:id="u-5.1" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Leszczyński.)</u>
          <u xml:id="u-5.2" who="#JózefSypniewski">W imię obiektywności należałaby jednak oczekiwać w tych opiniach podniesienia i ujemnych stron dotychczasowej ustawy. Przeciwnie, po długich dopiero poszukiwaniach znajdziemy w publikacji wzmiankę taką: „Nie twierdzimy bynajmniej, żeby niektóre szczegóły istniejącej u nas organizacji uniwersytetów i innych szkół akademickich nie mogły być z korzyścią zmienione”. A dalej znajdujemy w jednym artykule zarzut takiej treści: „Nie gardzonoby w takim razie wzorami krajów o starej, wysokiej kulturze i nie kierowanoby się jakgdyby wyłącznie ambicją, ażeby u nas było koniecznie całkiem inaczej. Ale też nie napotykanoby tego rodzaju trudności, jakie wynikły naprzykład ze zbyt pośpiesznej reformy szkolnictwa niższego i średniego. Niestety jednak wydaje się zbyt często, że nasi reformatorowie są jakby zahipnotyzowani przelewającą się od lat kilkunastu powodzią reform u naszego sąsiada wschodniego, reform kierowanych umysłowością rosyjską, lekceważącą „zgniły zachód” i t. d.</u>
          <u xml:id="u-5.3" who="#JózefSypniewski">Pytam się, co to wszystko oznacza. Nie będę oczywiście odpowiadał na conajmniej niepoważne frazesy w tym ustępie, wyjaśnię tylko sprawę „zbyt pośpiesznej reformy szkolnictwa niższego i średniego”. Pamiętamy dobrze, jaki nastrój opozycyjny wytworzył się około tej ustawy, jak ją namiętnie wtedy zwalczano, z jaką burzą protestów spotkała się ona w debatach w naszych izbach prawodawczych. Ci zaś, którzy wtedy uważali ustawę za szkodliwą, dzisiaj stwierdzają z zadowoleniem, że ustawa jest dobra. Mam głębokie przekonanie, że to samo będzie i z omawianym obecnie projektem ustawy o szkołach akademickich. Profesorowie uspokoją się, ferment wśród młodzieży zgaśnie.</u>
          <u xml:id="u-5.4" who="#JózefSypniewski">Stąd widzimy, że opinia, wyrażona w publikacji „W obronie wolności szkół akademickich”, jest bardzo jednostronna. Na czele publikacja został zamieszczony artykuł ś. p. prof. Balzera, męża wielkich zasług naukowych i obywatelskich. Nie będę oczywiście polemizować z treścią artykułu z łatwo zrozumiałych powodów, pragnę jednak jak najkategoryczniej zastrzec się przeciw wypowiadanym sugestiom, że projekt ustawy rzekomo miał spowodować przedwczesną śmierć ś. p. prof. Oswalda Balzera. Posługiwanie się takim argumentem przeciw projektowi ustawy zasługuje na napiętnowanie. Gdybyśmy sądzili o całości obecnego życia akademickiego na podstawie tej zbiorowej publikacji, to doszlibyśmy do przekonania, że wszędzie w szkołach znajdziemy piękną idyllę, a to dlatego, że ustawa z r. 1920 jest idealna. Słowem zdawałoby się, że nowa ustawa jest zupełnie niepotrzebna.</u>
          <u xml:id="u-5.5" who="#JózefSypniewski">Potwierdzenie tej idylli znajdziemy w przemówieniu rektora Kutrzeby, wypowiedzianem na senackiej Komisji Oświaty i Kultury, mianowicie rektor Kutrzeba powiedział: „Oto półtora miesiąca temu prof. Taubenschlag, który jest żydem, promował przywódcę narodowej demokracji na doktora. Promocja wypadła korzystnie, a profesor obiecał wydrukować jego pracę”. I zdawałoby się, co więcej żądać? Ale czy tak jest w życiu codziennem szkół naszych? Czy istotnie nie zachodzi żadna potrzeba dokonania zmian w organizacji i nowej ustawy?</u>
          <u xml:id="u-5.6" who="#JózefSypniewski">Otóż powołam się tylko na opinię rzeczoznawców: prezesa Akademii Umiejętności prof. Kostaneckiego i rektora Kutrzeby, oraz na uwagi, wypowiedziane przez opozycję na senackiej Komisji Oświaty i Kultury. Prezes Akademii prof. Kostanecki na sejmowej Komisji Oświatowej powiedział, że „na niektórych wydziałach, np. na wydziale lekarskim, odczuwaliśmy także pewne drobne braki tej ustawy t. j. z r. 1920, i uważaliśmy, że byłaby pożądana nowelizacja niektórych przepisów. Będę zupełnie szczery — mówił prezes Kostanecki — nie nastawaliśmy na te zmiany, bo obawialiśmy się, by przy sposobności nowelizacji niektórych przepisów nie chciano wprowadzić i innych mniej pożądanych zmian”. Rektor Kutrzeba idzie jeszcze dalej i oświadcza: „Rozumiem dobrze, iż niektórych wydziałów jest może zadużo. Po powstaniu Państwa Polskiego zbyt szybko, zdaje mi się, rozbudowaliśmy nasze szkolnictwo wyższe. Można dziś twierdzić, że niektóre wydziały, czy oddziały lub studia są zbyt liczne, że należy znieść jeden lub dwa z pośród nich. Wszak doskonale rozumiemy trudności budżetowe Państwa, zdajemy sobie sprawę, że i ze względów naukowych może być, lepiej, jeśli ilość wydziałów będzie mniejsza, ale za to wzbogacone będą przez większą liczbę odpowiednich sił naukowych”. Otóż przytoczone opinie rzeczoznawców kategorycznie stwierdzają potrzebę reorganizacji szkół.</u>
          <u xml:id="u-5.7" who="#JózefSypniewski">Wreszcie na senackiej Komisji Oświaty i Kultury poruszyła opozycja sprawę reorganizacji wydziałów prawnych.</u>
          <u xml:id="u-5.8" who="#JózefSypniewski">Reasumując wszystko, co dotąd powiedziałem, stwierdzam, że reorganizacja wydziałów, działów i studiów jest potrzebna. Oprócz tego dwunastoletnie nasze polskie doświadczenie dało wiele życiowego materiału, uzasadniającego potrzebę uchwalenia nowej ustawy o szkołach akademickich.</u>
          <u xml:id="u-5.9" who="#JózefSypniewski">Na zakończenie parę słów o młodzieży szkolnej. Przeciwnicy projektu ustawy przypisują nam chęć spętania młodzieży i walki z nią. Takich tendencyj nigdy nie mieliśmy i nie mamy. Wśród studiującej obecnie młodzieży mogą znajdować się nasi synowie lub córki. Nie wątpię, że bez względu na przekonania polityczne my ją jednakowo kochamy i jednakowo leży nam na sercu jej przyszłość jako naszych następców. Pragniemy ją wychować na dobrych obywateli Państwa, jak również pragniemy ją uchronić od siewców nienawiści w jej sercach.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-6">
          <u xml:id="u-6.0" who="#ZygmuntLeszczyński">Głos ma s. Jabłonowski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-7">
          <u xml:id="u-7.0" who="#WładysławJabłonowski">Wysoki Senacie! Zbliżamy się do ostatniej i rozstrzygającej chwili tej walki, która od szeregu tygodni toczy się w izbach prawodawczych z powodu ustawy o szkołach akademickich. Nietrudno przewidywać, jaki będzie wynik tej walki, większość współpracująca z Rządem w Sejmie już uchwaliła tę ustawę, teraz kolej na Senat.</u>
          <u xml:id="u-7.1" who="#WładysławJabłonowski">Obu walczącym stronom nieraz jeszcze przypomną się następstwa wprowadzenia w życie tej ustawy. Sądzę, że nieraz jeszcze będziemy mieli tu z tego powodu dużo do czynienia. Nie o nas jednak przedewszystkiem chodzi. Jest poza nami ktoś najbardziej bezpośrednio zainteresowany w tej sprawie, ktoś, kogo to lub inne jej rozstrzygnięcie najżywiej dotknie. Tym trzecim poza nami jest cała społeczność akademicka, profesorowie i młodzież.</u>
          <u xml:id="u-7.2" who="#WładysławJabłonowski">Ustawa ta postawi tę społeczność w niezwykłej sytuacji. Wbrew bowiem jej woli, wbrew najlepszemu jej rozumieniu tego, w jakich warunkach może rozwijać się jej działalność z pożytkiem dla nauki i wychowania, ustawa ta wtłacza ją w formę, wyłączającą wszelką samodzielność. Jak społeczność akademicka, z nielicznemi wyjątkami w jej łonie, wstrząśnięta została przedłożeniem rządowem, jak odczuła zwrócone przeciw niej jej ostrze, o tem świadczy jednomyślna opinia naczelnych władz naszych szkół akademickich, świadczą głosy najwybitniejszych przedstawicieli ciała profesorskiego, które, jak wiadomo, zebrane zostały w znanej książce „O wolności szkół akademickich”. Żeby dać miarę tego uczucia grozy, jakie ogarnęło świat nauki naszej, przytoczę tu niektóre z tych głosów. Nie przypominam głosu ś. p. Oswalda Balzera, ten bowiem szeroko rozszedł się po Polsce i jest wszystkim znany. Zwrócę jednak uwagę na niektóre inne głosy.</u>
          <u xml:id="u-7.3" who="#WładysławJabłonowski">I tak prof. Piniński mówi o grożącej „zagładzie wszelkiego samorządu”, gdyby ta ustawa była wprowadzona w życie. Prof. Dyboski jest zdania, że zasada wolności nauki i nauczania, proklamowana w pierwszym artykule projektu, jest „obrócona w niwecz” przez wszystkie niemal jej punkty dalsze. Prof. Hryniewiecki głos swój zatytułował „Nauka w szponach biurokracji”. Prof. Jan Rozwadowski, b. prezes Akademii Umiejętności, tę samą myśl wyraził tytułem „Na powrozie”.</u>
          <u xml:id="u-7.4" who="#WładysławJabłonowski">Nie mnożę dowodów na to, jak sfery uniwersyteckie boleśnie zostały dotknięte tym projektem rządowym, dodam tylko, że dali temu wyraz nie jacyś agitatorowie wiecowi, nie ludzie poruszani namiętnościami partyjnemi, lecz ludzie, stojący zdała od zgiełku życia politycznego, ludzie zrównoważonego ducha, wytrawnej myśli i wrażliwego sumienia. Zresztą, jak Panom wiadomo, wśród nich Rząd obecny liczy niemało przekonanych zwolenników.</u>
          <u xml:id="u-7.5" who="#WładysławJabłonowski">A jakże na to Wszystko odezwał się czynnik rządowy? W tej sprawie dzieje stosunku władzy ministerialnej do szkół akademickich, zaniepokojonych możnością zniesienia ich ustroju samorządowego, są nader charakterystyczne wogóle dla metody postępowania Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Najpierw łudzono reprezentantów szkół akademickich, zapewniając, że pogłoski o zamierzonem jakoby zniesieniu ich samorządu są nieprawdziwe. (Patrz urzędowy komunikat Polskiej Agencji Telegraficznej ze stycznia 1932 r.). Następnie, gdy obawy zmiany fundamentów wyższych uczelni wzrosły pod wpływem wypadków, zaczęto przedstawiać „element profesorski jako stojący dość daleko od życia, nie lubiący zmian, nieufny, podejrzliwy” i t. d. (wywiad przedstawiciela agencji Iskra z p. Ministrem Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego z 28 października 1932 r.). Wreszcie, trzymając w ścisłej tajemnicy ostateczny tekst projektu, opracowany bez uwzględnienia postulatów reprezentantów szkół akademickich, zlekceważono opinię ich w tej mierze i zaczęto publicznie głosić, że argumenty, przytaczane z tej strony, nie mają mocy przekonywującej.</u>
          <u xml:id="u-7.6" who="#WładysławJabłonowski">Zdawałoby się, że zgodny głos wszystkich uczelni wyższych przeciw projektowi nowej ustawy, burzącej dotychczasowy ustrój samorządowy, powinien, jeżeli już nie wstrzymać ręki burzycielskiej, to przynajmniej złagodzić jej ciosy. Takby się zdawało. Tymczasem tej zgodnej postawie profesorów wobec zamierzenia rządowego pierwszy urąga p. Minister Oświecenia, stwierdzając z ironią, że opinie ich są „zdumiewająco do siebie podobne” (artykuł p. Ministra w piśmie „Nowe Państwo” zeszyt III z roku 1932). To prawda, tak jest, opinie te są rzeczywiście bardzo do siebie podobne. Nie byłoby jednak trudno się domyśleć, że jeżeli te opinie są do siebie tak podobne, to nie z innego powodu, jak tylko z tego, że wyrażają one żywą, jedną dla wszystkich prawdę, stanowiącą wynik pracy myślowej tych ludzi, ich doświadczenia oraz ich sumienia. Prawda, o której wszyscy są głęboko przekonani, jest jedną dla wszystkich, mianowicie że wprowadzenie w życie ustawy rządowej pociągnie za sobą upadek nauki polskiej oraz obniżenie poziomu nauczania, a także wstrząśnie do głębi życiem szkół akademickich i zatruje ich atmosferę. Dlatego, że wzgardzono tą prawdą, że nad nią zatriumfowała fałszywa doktryna państwowa, przypisująca wyłącznie czynnikowi rządowemu słuszną myśl o dobru Państwa, dlatego między innemi mamy przed sobą, zmienioną nieznacznie tylko, w Sejmie w punktach małej wagi, ustawę rządową o szkołach akademickich, którą p. Minister nazywa „koroną” swego systemu wychowania państwowego, którego, jak wiemy, jest bardzo gorącym i przekonanym rzecznikiem.</u>
          <u xml:id="u-7.7" who="#WładysławJabłonowski">Nie mogę powiedzieć, ażeby korona ta odznaczała się zbyt oryginalnym pomysłem, jest to raczej typowy wytwór kunsztu biurokratycznego i takiegoż ducha. Zachłanny duch biurokratyzmu streścił się tu dobitnie zarówno w zasadzie, która jest jednym z ideowych fundamentów tej ustawy, jak i w konsekwentnem jej zastosowaniu we wszystkich głównych punktach, dotyczących ustroju szkół akademickich. Uznano tu zgóry zasadę, że ciało zbiorowe nie jest zdolne do płodniej i pożytecznej działalności, stąd wniosek, że pełnię władzy należy złożyć w ręce jednostki, stojącej na czele Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. I dano jej tę pełnię władzy, ustawa bowiem jest pełnomocnictwem dla p. Ministra i on w tem, co najistotniejsze, sam wszystko ustala, zarządza i rozstrzyga. Słowem, jak twierdzi znowu jeden z przedstawicieli obozu rządowego, prof. Stanisław Estreicher, ustawa ta pozbawia szkoły akademickie wszelkiej samodzielności i nie pozostawia im żadnego nieskrępowanego wolą władzy centralnej pola działania. Nie dziw więc, że naczelna instytucja, reprezentująca nasze szkoły akademickie, odrzuca tę ustawę. W deklaracji konferencji rektorów wszystkich szkół akademickich, zwróconej w tej ważnej chwili rozstrzygnięcia ich losów do Senatu Rzeczypospolitej, podane zostały motywy, dlaczego tak postanawiają. Ich zdaniem, „projekt ustawy nawet w obecnej swojej postaci”, t. j. uchwalonej przez Sejm „niesie z sobą niebezpieczeństwo nieustannych konfliktów, bardzo groźnych dla spokojnego rozwoju nauki i nauczania, oraz wywołuje obawę przed zarządzeniami, które mogą być dyktowane względami innemi niż naukowe. Znosi on stałość wydziałów, oddziałów, zakładów i katedr, a profesorom odbiera wskutek tego poczucie bezpieczeństwa i niezawisłości nauczania i zdania. Osłabia on rolę i powagę senatów akademickich a przez to jedność i łączność Alme Matris, oddzielając od siebie jej wydziały. Dąży do uczynienia z rektora narzędzia administracji państwowej, wreszcie usiłuje ująć młodzież akademicką w rygory polskim tradycjom obce”.</u>
          <u xml:id="u-7.8" who="#WładysławJabłonowski">Solidaryzując się całkowicie ze stanowiskiem przedstawicieli naszych szkół akademickich, tak wiernie strzegących ich wielowiekowych świetnych tradycyj, niezachwiani w sumieniu swojem w tem przekonaniu, że ustawa ta, tchnąca nieufnością względem nauki i profesorów, a wrogością względem młodzieży studiującej, nie tylko zaciążyłaby na kulturze narodowej jako najciemniejsza plama, lecz stałaby się wprost przekleństwem życia akademickiego, wnosząc do niego codzienny zatarg, nieustanną przemoc, chaos i krzywdę, zgłosiliśmy wniosek o odrzucenie jej przez Senat Rzeczypospolitej.</u>
          <u xml:id="u-7.9" who="#WładysławJabłonowski">A teraz na zakończenie, jeszcze w związku z tą nieszczęsną ustawą o szkołach akademickich, nieduże „post-scriptum” pod adresem p. Ministra Oświecenia Publicznego. W wywiadzie z przedstawicielem agencji „Iskra”, p. Minister tak mówił między innemi: „Świadomość, że poważna ilość profesorów w poczynaniach moich mi pomaga, pozwala mi tem łatwiej przejść do porządku dziennego nad złą wolą i nieuczciwością opozycji politycznej, która napewno z tej sprawy zrobi jeszcze jedną rozgrywkę ze zwalczanym przez siebie Rządem”.</u>
          <u xml:id="u-7.10" who="#WładysławJabłonowski">Nasamprzód małe sprostowanie. Dziś już wszyscy dobrze wiedzą, że panu Ministrowi w jego poczynaniach pomagała nie poważna, lecz tak znikoma ilość tych profesorów, iż niewarto o tem wspominać. Wiedzą wszyscy także o tem, iż wszystkie nasze szkoły akademickie, jak były od początku przeciwne rządowemu projektowi ustawy, tak samo są jemu przeciwne i teraz, co znalazło swój ostateczny wyraz w tylko co przytoczonej deklaracji konferencji rektorów. Pan Minister, jak wiadomo, jest bardzo łaskaw na opozycję polityczną, tym razem jednak ta łaskawość poszła za daleko, dalej, niżby pozwalała dżentelmeneria, o której niedawno mówił w Sejmie i którą się chlubi: wobec przytoczonych faktów nabiera ona nieco innego charakteru. Co do naszej „złej woli” oraz „nieuczciwości”, to jedno i drugie wyraziło się w legalnem, z podniesioną przyłbicą, zwalczaniu ustawy rządowej. W tem szliśmy ręka w rękę śladem wszystkich szkół akademickich, które również zwalczały tę ustawę, a nie godzą się na nią obecnie. Na wspólną z niemi „złą wolę”, oraz „nieuczciwość” przystajemy z radością w przekonaniu, że rozgrzeszy nas z tego światły ogół, który w walce dwóch stron stał po stronie opozycji parlamentarnej i szkół akademickich.</u>
          <u xml:id="u-7.11" who="#komentarz">(Oklaski na prawicy.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-8">
          <u xml:id="u-8.0" who="#ZygmuntLeszczyński">Głos ma s. Makarewicz.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-9">
          <u xml:id="u-9.0" who="#JuliuszMakarewicz">Wysoka Izbo! Pan Minister wyraził podobno zdziwienie, dlaczego do zmiany art. 3 projektu rządowego wnioskodawcy przywiązują tak wielką wagę i dlaczego domagają się, by wszelka decyzja co do losów wydziału czy samoistnego oddziału szkoły akademickiej zapadła w ciałach ustawodawczych. Miał pan Minister podobno oświadczyć, że mając za sobą większość w ciałach parlamentarnych, nie potrzebuje się obawiać o losy swych wniosków; wniosek jego co do likwidacji jakiegoś wydziału lub oddziału, czy stworzenia nowego oddziału zależeć będzie tylko formalnie od zgody większości, wszak niema wątpliwości, że życzeniom pana Ministra stanie się zadość.</u>
          <u xml:id="u-9.1" who="#JuliuszMakarewicz">Można wobec tego odwrócić pytanie, skoro zgoda większości parlamentarnej jest tak pewna, i zapytać, dlaczego pan Minister nie chce dopełnić tej drobnej formalności i odczekać, aż zgoda ta będzie stwierdzona formalnie. Sprawa ta prowadzi do pewnej analizy t. zw. polskiej rzeczywistości, do socjologicznego naświetlenia naszych stosunków parlamentarnych.</u>
          <u xml:id="u-9.2" who="#JuliuszMakarewicz">Faktem jest, że na terenie Sejmu i Senatu znajduje się pewien polityczny związek, noszący znaną nazwę Bezpartyjnego Bloku; faktem jest, że zadaniem tego Bloku jest współpraca z Rządem, faktem jest, że w Bloku tym panuje wielka dyscyplina, która zniewala do solidarnego występowania nazewnątrz, a także ulegania wpływom pewnych wybitnych jednostek. Mimo wszystko nie potrzeba być jasnowidzem, by wiedzieć, że w organizacji tak licznej elementów różnorodnych pod względem majątkowym, pochodzenia, wyznania, wykształcenia, wychowania, a nawet charakteru panować muszą rozbieżności co do zapatrywań na wiele spraw państwowych i społecznych. Można sobie wyobrazić, że zupełnie brutalne przegłosowanie robi tam złą krew, tak samo jak gdzieindziej. Zdarzało się nieraz spotykać członków BB, wychodzących podczas głosowania z sali lub nawet z budynku sejmowego. Wszystko to są zjawiska, które każą wnosić, że owa większość parlamentarna, na której opiera się obecny Rząd, względnie stworzona przy wyborach przez obecny Rząd, nie jest zwarta i jednolita jak spiż. W tych warunkach mam wątpliwości, czy można odwoływać się do faktu, że istnieje większość rządowa. Gdyby każdy minister mógł się tak bezpiecznie powoływać na poparcie większości rządowej dla każdej sprawy, każdego swego kroku, to jak wytłumaczyć te wielogodzinne obrady Bloku, jak wytłumaczyć, że pewne przedłożenia rządowe zapowiadane wcale się nie ukazują, a gdy nawet się ukażą między drukami sejmowemi, to nie stają się ustawą.</u>
          <u xml:id="u-9.3" who="#JuliuszMakarewicz">Z punktu widzenia socjologicznego, a nie konstytucyjnego oczywiście, gdyż Konstytucja nic o tem nie mówi, muszę uważać Blok Bezpartyjny Współpracy z Rządem za rodzaj przedparlamentu, gdzie się wykonuje wstępne prace ustawodawcze. Oczywiście, gdy klub tem taktykę swą raz ustali, to dla rzeczywistych debat w pełnej Izbie otwiera się pole niezbyt wdzięczne, jak zawsze wtedy, gdy sprawa zgóry jest przesądzona.</u>
          <u xml:id="u-9.4" who="#JuliuszMakarewicz">Daleki jestem od tego, by wypowiadać się co do wartości tego systemu, faktem jest, że istnieje, i faktem jest, że żaden minister jako taki nie może być bezwzględnie pewny, czy Blok Bezpartyjny zamierzenia jego poprze. Czy potrzeba zresztą daleko szukać przykładów, jak zetknięcie się ministra z Klubem wpływa na modyfikację jego dążeń ustawodawczych? Wszak obecna debata dostarcza nam wielu wymownych dowodów, że wola ministra, a wola Bloku, to nie są wielkości identyczne. Można powiedzieć, że minister dał się przekonać, że ustąpił dobrowolnie, wszystko to jest kwestią etykiety, kwestią nazwy, kwestią terminologii. Wszak chodzi o fakt tylko, że minister nie mówi do Bloku: taka jest moja wola, macie tak głosować, sic volo, sic jubeo, stat pro ratione voluntas. Weźmy przykład: p. Minister w projekcie swoim przewidywał rektora usuwalnego mniejszościowego na lat trzy, zamiast tego otrzymamy nieusuwalnego rektora z większości na lat dwa. Może ktoś powiedzieć: drobiazg, może to powiedzieć ten, kto nie umie z ustawy wyczytać jej ducha; ten usuwalny rektor mniejszościowy na lat trzy, to kościec pacierzowy rządowego projektu. Przyznam się, że niezbyt nawet rozumiem, dlaczego temperatura dyskusji nie obniżyła się silnie po usunięciu z projektu owego pomysłu rektora mniejszościowego. Wszak tylko w razie jego pozostawienia niebezpieczne są te przepisy, które zwiększają władzę rektora z uszczerbkiem władzy senatu. Rektor mniejszościowy to miał być figurant rządowy, który oczywiście, posiadając pełnię władzy delegowanej przez ministra, miał stać się dyrektorem szkoły na wzór szkoły średniej. Ten rektor „mniejszościowy” padł. Czy z woli p. Ministra? Powiedzmy: p. Minister dał się przekonać. Właśnie o to chodzi, by ministrowie mieli sposobność do tego, by dać się przekonać.</u>
          <u xml:id="u-9.5" who="#JuliuszMakarewicz">Śmiem twierdzić, że p. Minister dałby się może jeszcze w wielu innych sprawach przekonać, gdyby w Bloku zasiadało więcej ludzi z przedmiotem dokładnie obznajmionych, lub ludzi o innem nastawieniu do szkół akademickich. Jakie mogły zachodzić możliwości, łatwo przypuszczać przy odrobinie fantazji. Oto we Lwowie istnieje od dwu lat Towarzystwo Kultury Akademickiej, o którem piszę jego członek prof. Ganszyniec w czasopiśmie „Przegląd Humanistyczny”: „Przed dwoma mniej więcej laty powstało we Lwowie z inicjatywy senatora prof. St. Zakrzewskiego Towarzystwo Kultury Akademickiej, w którem zetknęli się profesorowie wyższych uczelni we Lwowie (Uniwersytet, Politechnika, Szkoła w Dublanach, Akademia Weterynaryjna), z udziałem kilku oficjalnych reprezentantów B. B. W. R. Węzłem łączącym wszystkich było, jak przypuszczam, negatywne ustosunkowanie się do pro gramów i metod narodowej demokracji i dalej szczera chęć twórczej pracy w nowym duchu”. Widać z tego, że prof. Ganszyniec jako członek tego towarzystwa nie jest członkiem opozycji antyrządowej, przeciwnie, chce pracy w nowym duchu. Ten sam prof. Ganszyniec odnosi się jednak do projektu ustawy o szkołach akademickich bardzo krytycznie. Przypuśćmy na chwilę, że prof. Ganszyniec, człowiek o wybitnem stanowisku naukowem, o nazwisku znanem poza granicami Polski, znalazłby się na liście osób, które Blok Bezpartyjny chce wprowadzić do Senatu; przypuśćmy, że ze względu na zasługi naukowe zostałby przewodniczącym Komisji Oświatowej senackiej. Mniemam, że wtedy p. Minister byłby bardziej skłonny do ustępstw, niż w sytuacji, którą podziwialiśmy w ostatnim tygodniu. Przypuśćmy, że byłby tylko zwykłym członkiem Bloku, to i tak p. Minister miałby trudne zadanie w Bloku, gdyby usłyszał to wszystko, co prof. Ganszyniec wydrukował. Wszak prof. Ganszyniec nie przemawiałby tonem wroga obecnego Rządu, lecz tonem człowieka najbardziej oddanego sprawom obecnego Rządu, a jednak przemówienie swoje zakończyłby tak, jak zakończył swój artykuł: „To jest właśnie ten głębszy powód, dla którego, mimo całego zaufania do obecnego Ministra Oświaty i do obecnego Rządu, nie mogę przyklasnąć myśli, że administracja ujmuje wszystko w swoje ręce, bo wiem, że inaczej być nie może i wszystko wypaczy, naginając świadomie czy nieświadomie do chwilowych wskazań politycznych”. Oto jest ton członka Towarzystwa Kultury Akademickiej. Tak przemawiali przedwojenni konserwatyści pruscy, kiedy zwalczali projekty rządowe, Seiner königlichen Majestat treue Oposition.</u>
          <u xml:id="u-9.6" who="#JuliuszMakarewicz">Blok może z czasem coraz więcej liczyć będzie w swem gronie ludzi, którzy krytycznie odnosić się będą do poczynań Rządu i w pełni poczucia swej odpowiedzialności potrafią przekonywać ministrów, że pewne projekty lepiej złożyć ad akta, niż rozpętać burzę, o której nigdy się nie wie, jaki będzie jej przebieg. W tej nadziei pragniemy drogi ustawodawczej, a nie wystarcza nam kontrola Rady Ministrów.</u>
          <u xml:id="u-9.7" who="#JuliuszMakarewicz">Zapewne lepiejby było, gdyby także partie poza Blokiem stojące mogły brać udział w przekonywaniu ministrów. Skoro to jednak w obecnej koniunkturze nie jest rzeczą możliwą, to trzeba się ograniczyć do tego, by minister miał sposobność do takiej zmiany swoich poglądów w gronie członków Klubu B. B. Lepsze to, niż dogmat międzyministerialnej nieomylności. To jest sens naszego wniosku, żądającego, by sprawy tworzenia lub zwijania wydziałów w szkołach akademickich zastrzec drodze ustawodawczej. W praktyce, przynajmniej narazie, wyglądać to będzie w ten sposób, że nad tworzeniem lub zwijaniem wydziałów zastanawiać się będzie klub B. B., w przyszłości może będzie rozstrzygała inna większość parlamentarna, zawsze jednak będzie to jakieś liczne grono, a nie jeden człowiek. Skoro drodze ustawodawczej zastrzega się sprawę składania egzaminów w ten lub w inny sposób, dlaczegożby nie można tej drodze zastrzec sprawy o wiele ważniejszej? Przed kilku dniami otrzymałem projekt ustawy, dotyczącej terminów składania egzaminów w szkołach akademickich. Nie chodzi tu nawet o treść egzaminu, o przedmioty egzaminowania, lecz jedynie o przedłużenie pod względem czasu możliwości składania pewnych egzaminów. Na to trzeba drogi ustawodawczej, ale na to, czy mają istnieć fakultety pewnego typu, z czem się łączy także sprawa wykładów pewnego typu, na to ma wystarczyć uchwała Rady Ministrów. Możnaby powiedzieć: minister poddaję swe życzenie kontroli całego rządu. Jest to oczywiste złudzenie; na posiedzeniu Rady Ministrów każdy minister jest referentem swego działu i nie potrzebuje się obawiać, by jakiś kolega był fachowo równie dobrze przygotowany, by podjąć dyskusję. Natomiast w parlamencie zdarzają się wypadki, że ministrowie uczą się wielu nowych dla siebie rzeczy, bo jest rzeczą wiadomą, że na to, aby być ministrem, nie potrzeba być specjalistą w danym dziale. Dlatego lepiej, jeżeli nie będziemy oddawali się złudzeniu, jakoby przeprowadzenie sprawy przez posiedzenie Rady Ministrów dawało gwarancję kontroli równie silnej, jak przeprowadzenie jej przez ciało ustawodawcze.</u>
          <u xml:id="u-9.8" who="#JuliuszMakarewicz">Sprawa wydziału może być sprawą pewnego kierunku wiedzy, może tu chodzić o kulturę ogólną, może chodzić o sprawę znaczenia lokalnego dla pewnego ośrodka, jak np. sprawa zwinięcia wydziału lekarskiego przy danym uniwersytecie. Mogą to być czasem rzeczy o znaczeniu czysto administracyjnem, najczęściej jednak sprawy te sięgać będą głębiej. Dlatego pragniemy, by sprawa tworzenia i zwijania wydziałów i oddziałów szkoły akademickiej należała do drogi ustawodawczej, a nie do zakresu działania samego tylko ministra, lub choćby do kompetencji Rady Ministrów.</u>
          <u xml:id="u-9.9" who="#JuliuszMakarewicz">Zdaniem mojem, ustawa o szkołach akademickich z chwilą, gdy opuści ciała parlamentarne i ukaże się w druku, nie będzie bardzo podobna do projektu rządowego, zwłaszcza pierwszego; zostanie niewątpliwie pewne familijne podobieństwo, ale kilku charakterystycznych cech będzie brak. Niemniej sam fakt wniesienia projektu rządowego nastraja na pewną nutę melancholijną, gdyż dowodzi dwóch rzeczy: niezrozumienia w Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, czem są szkoły akademickie wogóle, czem są dla Polski w szczególności, a dalej dowodzi niezrozumienia powagi obecnej chwili dziejowej.</u>
          <u xml:id="u-9.10" who="#JuliuszMakarewicz">Dobry wykład w szkole akademickiej nie tylko otwiera nowe horyzonty, ale daje podnietę do samoistnego myślenia. W instytutach uniwersyteckich kształcą się nie tylko ci, którzy praktycznie mają wiedzę zużytkować, ale także przyszli uczeni, którzy wiedzę ludzką mają wzbogacić, naukę pchnąć na nowe tory. Szkół akademickich nie można traktować narówni z innemi szkołami. Dla szkoły średniej wystarczy przepisać podręcznik, z którego wykładać i pytać należy, w szkole akademickiej trzeba człowieka, trzeba indywidualności, która sama dyktuje sobie, jak i co ma wykładać w zakresie swej katedry. Dobry wykładowca uniwersytecki jest jakby artystą, któremu podczas ustnego przedstawiania przedmiotu nowa myśl się rodzi. Rządy państw przedwojennych tak były przeświadczone o tem, że wartość uniwersytetu czy innej szkoły akademickiej stoi wartością indywidualną profesorów, że sprowadzając profesora z zagranicy, ofiarowywały mu specjalne warunki, lub przyjmowały warunki sobie postawione. Rząd pertraktował często z profesorem, jak z równorzędnym kontrahentem. Oczywiście niwelacyjna działalność ideologii powojennej woli się z tym faktem nie liczyć.</u>
          <u xml:id="u-9.11" who="#JuliuszMakarewicz">Zapytają Panowie, co ma wspólnego indywidualność wybitnych profesorów z projektem nowej ustawy. Bardzo wiele. W atmosferze dusznej i w stanie przygnębienia tworzyć nie można. To właśnie jest niepokojące w całej sprawie obecnego projektu, że większość profesorów, ta większość, która zwalcza projekt ustawy, przeczuwa nadejście stosunków, które tak potrzebną dla pracy naukowej pogodę ducha raz na zawsze usuną. To są nastroje tylko, ale nastroje niemal powszechne. Przejść nad niemi do porządku dziennego możnaby wtedy tylko, gdyby za takiem lekceważeniem ich przemawiały poważne względy. Względem takim mógłby być wyższy interes Państwa, stojący nad twórczością naukową. Nie sądzę, by pogoda umysłu i swoboda myśli u profesorów miała w czemkolwiek Państwu zagrażać; natomiast odwrotnie, mniemam, że nastrój niezadowolenia wśród uczonych, będących kierownikami młodzieży, do niczego dobrego prowadzić nie może.</u>
          <u xml:id="u-9.12" who="#JuliuszMakarewicz">Czy obawy profesorów są bezzasadne? Nie sądzę. Projekt ustawy robi wrażenie zamachu na tradycję odrębności szkół akademickich i na poczucie niezależności u profesorów. Czy p. Minister nie przewidywał wrażenia, jakie ten projekt wywoła w kołach interesowanych? P. Minister nie tai się z tem, że zamachu na tradycję odrębności szkoły akademickiej dokonał zupełnie świadomie. Wszak słyszeliśmy nieraz wywody na temat, że korporatywność szkół akademickich należy do przeszłości, słyszeliśmy podkreślenie faktu, iż szkoły akademickie tak samo, jak średnie i pospolite, czerpią środki do swego utrzymania z kas państwowych, z pieniędzy podatników. Pan Minister daje wyraz swemu zdziwieniu, skąd te pretensje do konserwowania urządzeń, które były na miejscu, gdy szkoły akademickie tworzyły naprawdę, odrębne grupy społeczne, gdy rządziły się własnem prawem. Formalnie ma p. Minister zupełną słuszność, sytuacja szkół akademickich jest w nowożytnem państwie inna, niż była choćby w ośmnastym wieku. Śmiem jednak zapytać, jaką szkodę i komu wyrządzały pewne przeżytki dawniejszej odrębności? Razić mogą wobec niwelacyjnych tendencyj nowożytnej demokracji, wobec objęcia finansów uniwersytetu, czy innej szkoły akademickiej budżetem Państwa, ale szkody Państwu nie wyrządzają te przeżytki, dostosowane do atmosfery nieprzeciętnej szkoły, jaką jest szkoła akademicka.</u>
          <u xml:id="u-9.13" who="#JuliuszMakarewicz">Zapewne p. Minister ma jeszcze w rękach dalsze niewyzyskane możliwości, można rektorom odebrać gronostaje, które są oczywistym przeżytkiem, wszak miały oznaczać władzę rektora prawie królewską na terenie szkoły; p. Minister może odebrać berło rektorskie, znów symbol władzy, może zakazać używania uroczystej formuły w dniu, gdy rektor ustępujący oddawać będzie urzędowanie rektorowi nowemu. Formuła ta brzmi: Accipe sceptrum regiminis, katenam dygnitatis. Jakież to sceptrum regiminis, kiedy według Konstytucji, jak nam to przypomniał p. Minister, za wszystko, co się dzieje na terytorium uniwersytetu, konstytucyjnie odpowiedzialny jest tylko p. Minister? Sceptrum regiminis, to wyrażenie antykonstytucyjne, powinno być skreślone.</u>
          <u xml:id="u-9.14" who="#JuliuszMakarewicz">P. Minister dokonał nie tylko zamachu na odrębność szkoły, ale także świadomie czy nieświadomie uderzył w samopoczucie członków ciała nauczycielskiego. Czy obecne i przyszłe poczynania p. Ministra złamią samopoczucie profesorów szkół akademickich, wątpię, pewnem jest zato, że wywołają nastrój niepożądany. Gdyby jakiemukolwiek ministrowi udało się złamać poczucie niezależności u profesorów, gdyby udało mu się wychować generację urzędników IV i V stopnia płacy, mianowanych do wykładania z podręczników przez Ministerstwo wyznaczonych, gdyby w szkołach akademickich zagnieździł się serwilizm, to w tym okresie skończyłaby się nauka polska. Twórczość naukowa i artystyczna wymaga swoistej atmosfery, atmosfery swobody i poczucia niezależności. Przyznaję, że bywają sytuacje niewygodne, gdy profesorowie nadużywają katedry, czy to obrażając uczucia religijne, czy prowadząc propagandę polityczną, czy wreszcie zwalczając ideologię lub praktyczne pociągnięcia danego rządu. Umieć pogodzić interes państwa, opartego na porządku i na poszanowaniu praw, z pewną tolerancją dla wybuchów nadmiaru indywidualności profesorskiej, to trudne, ale piękne zadanie Ministra Oświecenia Publicznego.</u>
          <u xml:id="u-9.15" who="#komentarz">(S. Woźnicki: Ale nie tego.)</u>
          <u xml:id="u-9.16" who="#JuliuszMakarewicz">Dla ilustracji, jak do szkoły akademickiej odnosić się należy i można, pozwolę sobie przypomnieć rzeczy z niedawnej przeszłości, niejednemu znane. W jesieni r. 1919 odbywała się uroczystość otwarcia Wszechnicy Stefana Batorego w Wilnie. Miasto było w nastroju niezwykle poważnym, wszak przed niedawnym jeszcze czasem znajdowało się pod panowaniem bolszewików, którzy odchodząc, zapowiadali powrót. Zjazd zaproszonych gości był ogromny, można powiedzieć, że co miała Polska najlepszego, to wszystko przybyło, by podnieść znaczenie uroczystości. W gmachu uniwersyteckim nastrój dziejowej chwili. Gospodarzem na terenie Alme Matris był rektor, mianowany przez Naczelnego Wodza, Uroczystą przemowę, otwierającą uniwersytet i oddającą rektorowi władzę na tym nowym odcinku nauki polskiej, wygłosił sam Naczelny Wódz. Czuć było, że Wódz wie doskonale, jakie znaczenie ma dla Państwa ta nowa placówka ducha polskiego. W kilka miesięcy po oswobodzeniu miasta z rąk wroga otwarcie uniwersytetu polskiego — to był symbol przynależności miasta i kraju do polskiej Macierzy, to był czyn polityczny pierwszorzędnego znaczenia.</u>
          <u xml:id="u-9.17" who="#JuliuszMakarewicz">Nie chcę, by mię posądzano o dostosowywanie osobistych wspomnień do potrzeb chwili, dlatego pozwolą Państwo, że sięgnę do obiektywnie skreślonych wrażeń pierwszego rektora Uniwersytetu wileńskiego prof. Siedleckiego z uroczystości otwarcia Uniwersytetu. „Przemówienie Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego było jedną z tych chwil, których nie można nigdy w życiu zapomnieć. Długa mowa, niestety w całości przez nikogo nie zanotowana, była jednem pasmem myśli serdecznych, wzniosłych i głębokich. Mowa jego wywarła tak głębokie wrażenie na wszystkich, że mogę powiedzieć, iż była ona kulminacyjnym punktem uroczystości. Wiem, że nawet ludzie bardzo mu nieprzychylni byli pod wrażeniem jego mowy. Myślę też, że była ona najlepszą i najpiękniejszą mową, jaką on kiedykolwiek w życiu wypowiedział. Na końcu przemówienia wręczył Naczelnik Państwa insygnia nowemu rektorowi. Zaszedł przytem drobny wypadek bardzo charakterystyczny. Insygnia uniwersyteckie były złożone na poduszkach atłasowych, do których przywiązano je wstążeczkami, jednakowoż tak mocno, że trudno je było odwiązać. Piłsudski szybkim ruchem oderwał insygnia od poduszek i wręczył je rektorowi”. Były to insygnia władzy rektorskiej, tej władzy, którą negują przedstawiciele ministerstwa na podstawie wykładni polskiej Konstytucji.</u>
          <u xml:id="u-9.18" who="#JuliuszMakarewicz">Naczelny Wódz odczytał podówczas dekret, przez siebie podpisany 28 sierpnia, skierowany do senatu akademickiego w Wilnie. W dekrecie tym czytamy: „Niech promieniuje kulturą w jak najszersze kręgi, podnosi obyczaje i kształci umysły młodzieży, garnącej się pod jego opiekuńcze skrzydła, i niech będzie jedną z tych wielkich dróg świetlanych, wiodących ludzkość do poznania prawdy”. Takiem było ustosunkowanie się tego niepospolitego człowieka do tej niepospolitej szkoły, która się zwie szkołą akademicką. Projekt rządowy nie liczy się z istotą i znaczeniem szkoły akademickiej.</u>
          <u xml:id="u-9.19" who="#JuliuszMakarewicz">Jest jeszcze jedna okoliczność obciążająca, jest nią chwila wniesienia tego projektu. Pozwolą Panowie, że sięgnę znowu do wspomnień i to już bliższych. W grudniu 1929 r. miałem zaszczyt przemawiać w bardzo dostojnem gronie ludzi, którzy zastanawiali się nad sytuacją polityczną. Zwracałem podówczas uwagę na okoliczność, że zaczyna się przesilenie gospodarcze, o którem nie wiemy, jak długo potrwa i jakie rozmiary przybrać może. Wniosek mój opiewiał: „W takim okresie należy w stosunku do organizmu społecznego stosować terapję, ale unikać należy chirurgij”. To przeciwstawienie znalazło zupełne uznanie obecnych, przedostało się nawet do mów parlamentarnych i do prasy. Niestety, w pół roku później sytuacja się zmieniła, pojawiły się już zabiegi chirurgiczne, zupełnie niepożądane i niepotrzebne. Przesilenie trwa dalej, a w jego punkcie kulminacyjnym, o ile o nim dziś już mówić można, pojawia się rządowy projekt ustawy o szkołach akademickich. Zabieg chirurgiczny pierwszej klasy z możliwym silnym upływem krwi. I to właśnie w chwili ogólnego rozdrażnienia, rozstroju, w chwili, w której każda myśl demagogiczna, antyrządowa, a nawet antypaństwowa łatwo znajdzie posłuch. P. Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego spostrzegł wrzód na organizmie społecznym, wrzód, który trzeba co prędzej usunąć, a który nazwał „zdziczeniem młodzieży akademickiej”. Na czem miała polegać operacja, który przepis ustawy miał być cięciem rozstrzygającem, nie wiadomo. Przypuszczać należało, że chodzi o wprowadzenie policji do budynków szkolnych, o ułatwienie jej wejścia na teren szkoły. Dowiadujemy się, że tak nie było, odwrotnie, p. Minister miał zamiar ograniczyć tę możliwość przez usunięcie przepisu dawnej ustawy, zbyt elastycznego. Zabieg chirurgiczny polegać ma zatem na wycięciu wyrostka robaczkowego, który się nazywa samorządem szkoły akademickiej, a to pośrednio oddziałać ma w kierunku usunięcia zdziczenia młodzieży. P. Minister powołuje się na swą odpowiedzialność konstytucyjną za to wszystko, co się dzieje na terenie uniwersyteckim czy innej szkoły akademickiej. Oczywiście, wychodząc z tego założenia, należałoby skreślić wszelki samorząd z życia społecznego, w miejsce wójtów wprowadzić urzędników państwowych. P. Minister obawia się odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu, Zdaje mi się, że dla p. Ministra o wiele korzystniejszą jest sytuacja, gdy między niepożądane mi wypadkami a ministrem jest ciało buforowe, zwane samorządem szkoły, niż wtedy, gdy stoi on sam oko w oko z tem, co się stało. Sądzę, że w razie ekscesów studenckich, a o to głównie chodzi, daleko mniejsza jest szansa odpowiadania przed Trybunałem Stanu, gdy się udowodni, że zawinił rektorat, za późno wzywający pomocy władzy bezpieczeństwa.</u>
          <u xml:id="u-9.20" who="#JuliuszMakarewicz">Przypuszczam, że p. Minister przemyślał już wszystkie konsekwencje swych poczynań, podyktowanych, nie wątpię, troską o dobro Państwa. P. Minister wie z pewnością, że ta ustawa, uchwalona po proteście najpoważniejszych uczonych, w akompaniamencie burzliwych wieców akademickich, natrafi w swem wykonaniu na szereg bardzo poważnych trudności. P. Minister z pewnością próbować będzie trudności te przełamywać. W takich chwilach, jak obecna, w starym Rzymie uchwalał senat formułę: Videant konsules, nie quid res publica detrimenti capiat. Mam nadzieję, że w tem trudnem położeniu, w jakim znajdzie się Państwo wskutek tej ustawy, p. Minister poszuka sobie lepszych doradców, niż ci, którzy z nim współdziałali przy wywołaniu sytuacji, dziś już niewymownie przykrej, a jutro może tragicznej.</u>
          <u xml:id="u-9.21" who="#komentarz">(Oklaski na lewicy.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-10">
          <u xml:id="u-10.0" who="#ZygmuntLeszczyński">Głos ma s. Głąbiński.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-11">
          <u xml:id="u-11.0" who="#StanisławGłąbiński">Wysoki Senacie! Ustawa o szkołach akademickich, przedłożona nam do uchwalenia, ma przedewszystkiem znaczenie i tendencje polityczne. Jest ona jawnym dowodem na to, że dążenia sfer rządzących do zmiany Konstytucji odbiegają obecnie bardzo znacznie od tych zamierzeń, jakie pierwotnie były ujawniane. Początkowo słyszeliśmy, że chodzi o to, żeby zmienić Konstytucję Państwa w ten sposób, żeby przedewszystkiem w tej Konstytucji zapewnić większe znaczenie, większą powagę i większy wpływ Prezydentowi Rzeczypospolitej. Z szeregu ustaw jednak już przeprowadzonych, a także i z tej ustawy, którą obecnie mamy uchwalić, wynika, że chodzi sferom rządzącym o coś o wiele większego i radykalniejszego, że chodzi mianowicie o taką przebudowę Państwa, żeby rząd mógł opanować nie tylko wszystkie władze, ale równocześnie, żeby mógł zagarnąć pod swoją władzę świat naukowy, świat twórczości naukowej. I dlatego widzimy dzisiaj, że przeciw tej ustawie przedewszystkiem występuje świat nauki, który rozumie o co chodzi, i przeciw tej tendencji ustawy tak głośno i tak powszechnie protestuje. Świat naukowy nie jest tu światem interesowanym. Nie jest to tak, jak przedstawiał p. referent, że chodzi tu o jakieś interesy partykularne. Świat naukowy, profesorowie uniwersytetu nie są interesowani, lecz są powołani do tego, żeby w takich sprawach zabierać głos. To jest świat powołany, który nawet wedle przepisów dotychczas obowiązujących powinien być przedewszystkiem wysłuchany przy takich projektach ustawowych. Nie można go zatem nazywać interesowanym i nie można dawać do zrozumienia, że jakiś interes, interes materialny może wchodzić w grę i że z tego powodu ten świat tak powszechnie występuje przeciw projektowi ustawy. Mówię, powszechnie; prawda, w każdem ciele, szczególnie tak szerokiem, jak świat profesorski, obejmującem blisko tysiąc osób, mogą się znaleźć odosobnione głosy i te odosobnione głosy istotnie się znalazły, ale nawet te odosobnione głosy mają przeważnie charakter polityczny, bo oto w komisji sejmowej słyszeliśmy zdanie jednego eksperta ze Lwowa, który rozpoczął od tego, że każde ugrupowanie polityczne, jeżeli przyjdzie do władzy, ma słuszne pretensje do tego, aby tę władzę wykonywać w rozmaitych sferach swego działania.</u>
          <u xml:id="u-11.1" who="#StanisławGłąbiński">Słyszeliśmy tu też z ust poprzedniego mówcy, że jest we Lwowie owo Towarzystwo kulturalne akademickie, które w swem łonie ma i wojewodę i szefa D. O. K. i pewną część profesorów, przychylnych Rządowi. I oto okazało się, że towarzystwo to przychylne Rządowi i p. Ministrowi także jednak w swej ogromnej większości, z wyjątkiem dwóch profesorów, jak piszę p. Ganszyniec, z których jeden jest tu obecny, oświadczyło się stanowczo przeciw tej ustawie.</u>
          <u xml:id="u-11.2" who="#StanisławGłąbiński">Prawda, słyszeliśmy to od p. referenta, że przecież już od początku, już w r. 1925, nawet jeszcze dawniej były głosy, krytykujące ustawę z 1920 r., dziś obowiązującą. Istotnie były takie głosy. Ale nawet byłoby dziwnem, ażeby tego rodzaju ustawa, obejmująca tak szerokie sfery, nie miała pewnych luk i braków, gdyby przeciw tym lukom i brakom nie występowali ci, którzy je zauważyli w swej praktyce w uniwersytecie. Ma ona swoje luki. Była uchwalona, jak słusznie podniósł p. referent, prawie bez dyskusji dlatego, że Rząd porozumiał się z temi sferami powołanemi i na podstawie porozumienia z sferami powołanemi przedłożył projekt ustawy Sejmowi Konstytucyjnemu, dyskusja więc nie była potrzebna. Wtedy mieliśmy do czynienia z wojną bolszewicką, nie było czasu na głębsze zastanawianie się nad tą ustawą. Pewne zmiany niewielkie zostały uchwalone i rzecz została przyjęta prawie bez dyskusji. Okazały się jednak pewne braki i pewne luki. Nawet z mojego klubu w Senacie został postawiony wniosek przez prof. Emila Godlewskiego, który był senatorem, o pewne zmiany, które wydziały medyczne uważały za potrzebne i stosowne. Czy jest jaka ustawa, którą myśmy tu uchwalili, czy jest jakieś rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej, wydane obecnie w ostatnich latach, któreby nie posiadało braków i luk, któreby trzeba zmienić? To jednak zupełnie nie jest argumentem za tym projektem ustawy, bo ta ustawa różni się od innych podobnych, mianowicie od rozmaitych nowel tem, że ona nie uzupełniła, nie wyjaśnia, nie wypełnia pewnych luk w ustawie obowiązującej, tylko jest wprost radykalnem przeciwstawieniem tych zasad, na jakich się dzisiejsza ustawa opiera, i temu należy przypisać, że ludzie powołani tak głośno przeciwstawiają się tej ustawie. To nie jest reforma, to jest zupełna zmiana, ta ustawa opiera się na zupełnie innych podstawach.</u>
          <u xml:id="u-11.3" who="#StanisławGłąbiński">Na jakich podstawach opiera się ta ustawa w porównaniu z ustawą dotychczas obowiązującą? Otóż przedewszystkiem ustawa dotychczas obowiązująca oparta jest na t. zw. samorządzie szkół akademickich, a nawet ma ogólny napis „Samo rządowe władze akademickie”. Ta ustawa nie tylko podważa samorząd, bo pozostawia tylko pewne formalności samorządowe, ona go wprost przekreśla, wogóle przeciwstawia się samorządowi szkół akademickich. A zatem opiera się na zupełnie innej podstawie. W komisji proponowałem, aby przynajmniej ten wyraz „samorząd” pozostał. Nie zgodzili się Panowie na pozostawienie tego wyrazu „samorząd”, ponieważ to już do pewnego stopnia przesądza stanowisko szkoły akademickiej jako szkoły samodzielnej, która ma pełnię praw i tych praw ma prawo dochodzić przed instancjami konstytucyjnie do tego powołanemi.</u>
          <u xml:id="u-11.4" who="#StanisławGłąbiński">Samorządu zatem w tej ustawie niema. Jest przeciwnie tendencja do tego, żeby szkoły akademickie były zakładami takie mi, jakie mi są inne zakłady, jakimi są także urzędy, które także mają pewne prawa, przełożeni rozmaitych urzędów mają też pewne prawa, pewne funkcje, ale to bynajmniej nie jest samorządem. Sam p. Minister mówił, że chodzi mu o odpowiedzialność jednostkową, o to, kogo ma pociągać do odpowiedzialności. A zatem nie jakieś ciała, jakieś senaty akademickie, któreby miały decydować, są w pewnych sprawach w pewnym zakresie działania jako naczelna władza. Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego jest tą naczelną władzą, od niego jest zależny rektor, a następnie są profesorowie, dla których rektor według projektu tej ustawy jest przełożonym ciała nauczycielskiego. To nie jest tylko ten przedstawiciel, ten primus inter pares, to jest przełożony, to jest władza dla każdego z profesorów uniwersytetu. Więc o samorządzie w tych warunkach nie można mówić.</u>
          <u xml:id="u-11.5" who="#StanisławGłąbiński">Zwracałem uwagę już przy innej okazji, że nawet takie prawo, które ma każdy obywatel i każde ciało samorządowe, jak np. gmina, jak jakaś rada powiatowa, a mianowicie prawo odwoływania się do Trybunału Administracyjnego z zażaleniem na wypadek naruszenia ustawy, to prawo zostało nawet wyraźnie odjęte. Panowie się wprawdzie powoływali na opinię jednego z profesorów, mianowicie pewnego profesora lwowskiego, który rzekomo miał uznać, że to jest możliwe. Zapytywałem wczoraj tego profesora i dowiedziałem się, że rzecz zupełnie inaczej się miała, aniżeli była o tem mowa w komisji. Chodziło mianowicie o to, że w pierwotnym projekcie rządowym szkołom akademickim nie przyznano nawet całkowitej osobowości prawnej, a więc tego, co ma każde przedsiębiorstwo skomercjalizowane państwowe, nawet tego nie przyznano. Było powiedziane, że mają osobowość prawną tylko w zarządzaniu majątkiem. Szło o to, żeby uzyskać choć to, ażeby była osobowość prawna i wtedy ten profesor powiedział: Jeżeli nie chcecie, to odbierzcie uniwersytetom prawo wnoszenia zażaleń, a dajcie im osobowość prawną. I za tę cenę powiedziano w art. 1, że uniwersytety mają osobowość prawną. Ale nie mogą one wnosić zażaleń do Trybunału Administracyjnego.</u>
          <u xml:id="u-11.6" who="#StanisławGłąbiński">I w tych warunkach mówi się, że przecież mają samorząd. Pan referent mówi; przecież samorząd pozostał, to są jakieś fantazje, frazesy, kiedy się mówi, że szkoły akademickie nie będą miały samorządu, A przecież ten samorząd został zupełnie de facto usunięty. Pozostały pewne formalności i o niektórych formalnościach, np. o insygniach mówił p. prof. Makarewicz. Ale to są resztki, które, jak powiedziałem, każda władza ma. Nawet zakłady gimnazjalne czy inne mają jakiś samoistny zakres działania.</u>
          <u xml:id="u-11.7" who="#StanisławGłąbiński">Teraz druga rzecz. Profesorowie w tej ustawie popadają w zależność od władzy naczelnej akademickiej, od Ministra Wyznań i Oświecenia. Pewnie pod względem służbowym byli i przedtem zależni, podlegali pewnym przepisom, ale w zakresie swej władzy i uprawnień, a także i nominacji byli zapewnieni, tymczasem obecnie ta nowa ustawa sankcjonuje to rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej, które było wydane 27 października 1932 r. To rozporządzenie nadaje wszystkim nominacjom profesorów charakter polityczny. Przed nominacją profesora musi być przedewszystkiem zapytany o zgodę Prezes Rady Ministrów. Dla każdego profesora wprowadza się tak, jak dla urzędnika, kartotekę służbową i to znowu wedle wzoru, ustalonego przez Prezesa Rady Ministrów. Okazuje się ogromną nieufność dla profesorów w postanowieniu, że nie wolno robić profesorom związków albo też zmów, któreby mogły zaszkodzić interesom Państwa. A wreszcie jest tu art. 23, o którym już była mowa, który mówi, że w razie, jeśli Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego zwinie wydział lub katedrę, to wówczas profesor zostanie przeniesiony w stan nieczynny i po roku zostaje spensjonowany, o ile go minister nie zamianuje do jakiegoś innego wydziału w tej samej lub innej szkole akademickiej. Otóż jakikolwiek to rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej wychodziło w tem postanowieniu poza zakres pełnomocnictw, ponieważ pełnomocnictwa Prezydenta nie obejmowały spraw szkolnictwa, obecnie ta ustawa tę rzecz sankcjonuje i wprowadza ów art. 3, o którym tyle mówiono, gdzie znowu jest mowa o tworzeniu i zwijaniu wydziałów i katedr.</u>
          <u xml:id="u-11.8" who="#StanisławGłąbiński">Prawda, zdawałoby się, że bez zgody ministra takie rzeczy nie powinny następować, jak zmiana wydziałów albo tworzenie nowych wydziałów, tworzenie wydziałów jest nawet z reguły w interesie szkoły akademickiej. Ale tu chodzi zupełnie o co innego, tu chodzi o to, aby to się działo bez porozumienia z władzą akademicką, ażeby profesor wiedział, że on jest zależny w swym bycie, w swej egzystencji od ministra, że ta jego katedra może być zwinięta i że on wówczas pozostanie w stanie nieczynnym. Czy w takich warunkach można liczyć na to, że wielu ludzi tęgich, zdolnych, bo przecież tylko o takich chodzi przy mianowaniu profesorów, poświęci się temu zawodowi, jeżeli będzie w tej obawie, że po kilku lub kilkunastu latach katedra jego zostanie zwinięta, a profesor nie mający 15 lat służby, nie otrzyma żadnej emerytury, że wobec tego będzie musiał szukać innego zajęcia? Człowiek nie będzie miał pełnej swobody, na to ażeby pracować naukowo, ażeby oddać się całą duszą temu zajęciu, które jest celem jego życia. A więc tu mamy zależność profesorów.</u>
          <u xml:id="u-11.9" who="#StanisławGłąbiński">A teraz trzecia rzecz. Dotychczas władze akademickie były nie tylko władzami naczelnemi, lecz władzami wyłącznie powołanemi do tego, ażeby decydować o stowarzyszeniach akademickich, o statucie stowarzyszeń akademickich, a także prowadzenie dyscypliny, postępowanie dyscyplinarne w całości należało do senatu akademickiego, jako naczelnej władzy akademickiej. I to zostało usunięte. Obecnie już nie senat akademicki, lecz sędziowie, względnie komisje takie, które zostaną przez ministra zatwierdzone, i to na wniosek, który musi mieć podwójną ilość kandydatów, będą decydowały w sprawach dyscyplinarnych. A jeżeli chodzi o stowarzyszenia, to nie senat akademicki będzie zatwierdzał statut stowarzyszeń, lecz będzie do tego powołany minister, który w drodze regulaminów lub w drodze swych rozporządzeń ustanowi normy i warunki, na jakich te stowarzyszenia mogą być powołane do życia i zatwierdzane.</u>
          <u xml:id="u-11.10" who="#StanisławGłąbiński">Więc widzimy, że we wszystkich najważniejszych kwestiach jest zupełna zmiana, zupełny przewrót, na zupełnie innych podstawach opiera się ta nowa ustawa. A tutaj słyszymy: Cóż to jest? Tu nic się nie zmienia, uważa się ustawę z r. 1920 za coś nietykalnego, nieomylnego.</u>
          <u xml:id="u-11.11" who="#StanisławGłąbiński">Senat akademicki, który jest dotychczas naczelną władzą w sprawach akademickich i w sprawach stowarzyszeń akademickich i dyscypliny, przestaje nią być. Pozostaje on wprawdzie pewnem ciałem kolegialnem, które ma pewne resztki nieistotne władzy uchwalania, nadzorowania i kontrolowania, ale to nie jest dotychczasowa władza naczelna akademicka. Pod pewnemi względami podlega on rektorowi, jest zależny od rektora, bo rektor ma prawo zawiesić uchwały senatu nie tylko, jak dotychczas było, jeżeli się sprzeciwiają one przepisom obowiązującym, ale jeżeli uważa, że tego wymaga interes publiczny lub dobro szkoły. To jest takie elastyczne postanowienie, że w każdym wypadku służy rektorowi prawo zawieszenia każdej uchwały senatu i dopiero będzie o tem decydował Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego.</u>
          <u xml:id="u-11.12" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Marszałek.)</u>
          <u xml:id="u-11.13" who="#StanisławGłąbiński">Już to jest powodem, dla którego, jak powiedziałem, przedewszystkiem ciała naukowe, ciała profesorskie wystąpiły przeciw tej ustawie. Nie z powodów propagandowych, politycznych. Do tych ciał należą ludzie, którzy przeważnie nie mają udziału w życiu politycznem, a jeżeli są i politycy, to należą do rozmaitych stronnictw politycznych, są także ludzie, należący wyraźnie do obozu dziś rządzącego. Dość przeczytać dzisiejsze pisma, w których jest wydrukowany protest senatu akademickiego, całego senatu akademickiego krakowskiego; są tam także nazwiska osób znanych, należących właśnie do obozu sanacyjnego, a jednak są podpisane. Więc nie można tych rzeczy przedstawiać jako jakiejś akcji propagandowej, politycznej, którą zostali ogarnięci także ludzie nauki, profesorowie uniwersytetów.</u>
          <u xml:id="u-11.14" who="#StanisławGłąbiński">Mógłbym się zapytać tak samo, jak uczynił to mój poprzednik na tej trybunie, dlaczego właściwie w tej chwili z takiem radykalnem przedłożeniem wystąpił Rząd, a względnie Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego do ciał ustawodawczych. Czy ta właśnie chwila nadaje się do tego, aby z tego rodzaju projektem występować i wywoływać tak silny protest, silne wrzenie w różnych kołach powołanych, jak powiedziałem, ale nie zainteresowanych? Żyjemy w ciężkich czasach ekonomicznych także dla młodzieży uniwersyteckiej, także dla inteligencji całej. Mamy w szkołach akademickich w Polsce około 50.000 słuchaczów, znaczna część tych słuchaczów jeszcze w toku swej nauki zostaje wykolejona z powodów ekonomicznych, także z powodu podniesienia opłat w naszych uniwersytetach i w ten sposób pomnoży potem liczbę t. zw. proletariatu inteligencji. Ale i ci, którzy ukończą szkoły akademickie, wcale nie są w dogodnem położeniu, bo wiemy, jak dzisiaj mało jest posad takich, na którychby oni mogli swoją wiedzę, którą nabyli, należycie zużytkować. Część tych posad otrzymają ludzie, którzy są protegowani, którzy na zewnątrz objawiają swą przynależność dla obozu rządzącego, a tem samem należy im się za to jakaś nagroda. Ale sądzę, że nawet ci wszyscy nie będą mogli otrzymać tych stanowisk i posad, bo brak ich w Polsce. Tu mamy zatem taką samą kwestię, jak w innych dziedzinach, to samo, co w dziedzinie pracy fizycznej, brak pracy spowodował bezrobocie, i tu mamy również bezrobocie. I to jest kwestia, nad którą istotnie sfery rządzące powinny się zastanowić, która będzie całemu naszemu społeczeństwu robiła ogromne trudności w najbliższych latach, ażeby tych ludzi ulokować, zająć, zapewnić im byt jaki taki. Może byłoby lepiej, gdyby Ministerstwo przedewszystkiem w związku z ogólnem bezrobociem, z ogólnemi stosunkami gospodarczemi zajęło się tem pytaniem, do jakichś wniosków pod tym względem doszło. Natomiast wśród ciał profesorskich w szkołach akademickich mamy wielkie braki. Profesorowie obliczają, że jest jakie 160 katedr niezapełnionych, niezapełnionych w znacznej części z powodu, że niema odpowiednich kandydatów. Zapewne, miernoty znajdą się wszędzie, ale wchodzić powinni ludzie, którychby powołane ciała profesorskie uznały za uzdolnionych. Takich nie mamy w potrzebnej liczbie w wielu gałęziach wiedzy. Czy jest dobrze w tej właśnie chwili utrudniać ludziom pracę naukową w ten sposób, że się zgóry Ministerstwo zastrzega, że ewentualnie usunie pewne katedry, że usunie nawet wydziały całe i człowiek, który się oddaje pracy naukowej, jaka pod względem materialnym nie daje wielkich korzyści, choćby uzyskał kiedyś katedrę, mógłby się znaleźć bez kawałka chleba? Czy jest to chwila, aby w ten sposób wytwarzać niepokój w tych sferach, któreby chciały pracować naukowo? My nie jesteśmy w tem położeniu jak Niemcy, że w uniwersytecie berlińskim, jak to p. referent podniósł na komisji, wymaga się terna kandydatów na profesora, nie w tym celu, ażeby minister wybierał, tylko dlatego, że profesorowie, znajdujący się w ternie, nie chcą często przyjmować katedry. Zazwyczaj mianuje się pierwszego, jeżeli ten pierwszy się zgodzi na to. Poddostatkiem tam jest kandydatów wykwalifikowanych, tam można stawiać tego rodzaju żądanie. My zazwyczaj nie możemy stawiać tego żądania.</u>
          <u xml:id="u-11.15" who="#StanisławGłąbiński">Nie możemy obawiać się, aby ze względów familijnych czy innych byli proponowani kandydaci przez uniwersytety, gdyż wszystkie uniwersytety mają prawo podać nowego kandydata i ostatecznie z pośród nich przedstawia się kandydata na profesora.</u>
          <u xml:id="u-11.16" who="#StanisławGłąbiński">A teraz jeśli chodzi o młodzież, to p. Minister powoływał się na rozruchy młodzieży. Powiem, że ta ustawa właściwie była wniesiona jeszcze, zanim były owe rozruchy lwowskie z powodu śmierci jednego z uczniów, która wywołała potem tego rodzaju silną reakcję młodzieży. Ale, Wysoki Senacie, wątpię, żeby jakimkolwiek drogami administracyjnemi można zapobiec rozruchom uniwersyteckim. Były one zawsze, są, przybierają często ostre niewątpliwie formy, ale zapytajmy, czy także władze administracyjne nie przyczyniają się swem postępowaniem i swemi osądami do tego, że te rozruchy nabierają często tak ostrej formy. Oto w tych dniach dowiedzieliśmy się z orzeczenia sądu we Lwowie, że tam dwóch przywódców młodzieży, prezesa Czytelni Akademickiej i prezesa Młodzieży Wszechpolskiej, uwięziono po owych wypadkach, trzymano kilkanaście dni w celi więziennej bez stołu, bez sofy, na jakimś zydlu, potem przedstawiono ich władzy policyjnej i władza policyjna bez dowodów zasądziła jednego na kilka miesięcy więzienia, a drugiego na sześć tygodni. Odwołali się do sądu i cóż w sądzie się okazuje? Że nawet posterunkowy policji, który był przy tem, oświadcza, byli oni oskarżeni o to, że mieli przemówienie podburzające, a on oświadcza, że obaj ci panowie wzywali do rozejścia się, do spokoju, do odejścia spokojnie z tego miejsca zebrania. I sąd po wysłuchaniu także rektora uniwersytetu uwalnia tych ludzi, którzy zostali zasądzeni, jak powiedziałem, na parę miesięcy. Młodzież akademicka, która trzymana była w więzieniu, jak ostatni złoczyńcy, po kilkanaście dni! Czy Wysoki Senat sądzi, że tego rodzaju osądy nie wpływają na ducha młodzieży, czy one się potem nie objawiają w ostrzejszem ich postępowaniu? Potem skarżymy się na to, że są strajki młodzieży i inne rzeczy. Przecież tego rodzaju rzeczy nie pozostają bez śladu. A nie dziwmy się, że młodzież tak sprzeciwia się temu, by ktokolwiek inny decydował o sporach i zaburzeniach na uniwersytetach, aniżeli senaty, aniżeli władze akademickie. Prawda, jest mowa w ustawie o komisjach dyscyplinarnych z profesorów, o sądzie, złożonym z profesorów różnych uczelni, a nie z urzędników policyjnych. Być może, że mogą one mieć pewien rezultat, ale te ujemne następstwa, jakie one wywołają, będą z pewnością o wiele groźniejsze, o wiele szkodliwsze, aniżeli korzyści, których w danym razie Minister Wyznań i Oświecenia z nich się spodziewa.</u>
          <u xml:id="u-11.17" who="#StanisławGłąbiński">Wysoki Senacie! Sprawa jest dosyć wyjaśniona. Nie będę już dłużej zatrzymywał się na tej ustawie, wnieśliśmy tu wniosek, żeby przejść nad nią do porządku dziennego. Wiem, że ten wniosek się nie utrzyma, na wypadek odrzucenia tego wniosku pozwoliłem sobie wnieść w Komisji Oświatowej szereg poprawek do tej ustawy, a niektóre będą motywowane w szczegółowej dyskusji. Wiem o tem, że te poprawki będą odrzucone, jednakże obstaję przy nich mimo świadomości, że będą odrzucone, poto, ażeby pozostały one w naszych aktach, ażeby kiedyś potomność i historia, która wyda ostateczny sąd także i o tej ustawie, mogły ocenić, czy wszyscy byli tego samego zdania, czy też nie znaleźli się ludzie, którzy w imię istotnej wolności nauki i nauczania, w imię interesów młodzieży akademickiej reprezentowali zapatrywanie inne, które, da Bóg, w przyszłości także i w ciałach parlamentarnych znajdzie silniejszy odgłos i może zwycięży.</u>
          <u xml:id="u-11.18" who="#komentarz">(Oklaski na prawicy.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-12">
          <u xml:id="u-12.0" who="#WładysławRaczkiewicz">Głos ma s. Zalewski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-13">
          <u xml:id="u-13.0" who="#TeofilZalewski">Wysoka Izbo! Szkoły akademickie zajmują tę wysoką Izbę i całe społeczeństwo przynajmniej od dwóch lat. Jeszcze świeże są w naszych umysłach debaty przeszłoroczne, a od tego czasu pojawiło się dużo artykułów o najrozmaitszych odcieniach politycznych, a które niezawsze odznaczają się tą obiektywnością, jakiej spodziewaćby się należało ze względu na ważność tego zagadnienia.</u>
          <u xml:id="u-13.1" who="#TeofilZalewski">Przedłożony projekt ustawy spotkał się z różną oceną. Nie jest to nic dziwnego, bo zresztą wszyscy to czujemy, że żadna ustawa i żaden projekt nie może dać stuprocentowego zadowolenia. Każda ustawa i każdy projekt jest do pewnego stopnia kompromisem sumień. Nawet każdy z nas ma pewne zastrzeżenia, ja mam zasadnicze pewne zastrzeżenie tylko co do art. 2; obawiam się, ażeby nie nastąpił podział wydziałów lekarskich, uważam bowiem, że całość nauk lekarskich jest tak z sobą złączona, że żadna część ich nie powinna być oddzielona. Stomatologię uważam za część medycyny. Wyrazem tego jest, że na uniwersytetach naszych istnieją katedry stomatologii i dentystyki.</u>
          <u xml:id="u-13.2" who="#TeofilZalewski">Jeżeli miałem inne zastrzeżenia, to tylko dlatego, że to poruszył p. s. Głąbiński, Jednak mimo wszystko, co p. sen. Głąbiński powiedział o mianowaniu profesorów, mam inne zapatrywania. Jest prawdą, że w bardzo wielu dziedzinach mamy mało kandydatów, ale są dziedziny, gdzie rozporządzamy kandydatami w dostatecznej ilości. Najlepszym dowodem jest to, że obsadzaliśmy niedawno katedrę, do której mieliśmy 5 kandydatów, wymienionych przez wszystkich profesorów odnośnych przedmiotów, wykładających na naszych uniwersytetach. Otóż uważam, że jednak dobrą rzeczą jest ten zwyczaj przedstawiania większej ilości kandydatów. Rozumiem, że zupełnie może słusznie przyjęło się, że przy pierwszym wniosku będzie jeden kandydat. To byłaby może najlepsza harmonia, jaka istnieje między wydziałami a ministrem, czy też Prezydentem Rzeczypospolitej, Ale zdaje mi się, że jeżeli p. Minister nie zgodzi się na przedstawienie tego kandydata do nominacji, jeżeli przedstawienia wydziału lekarskiego nie trafią do przekonania p. Ministrowi, to nic się nie stanie, jeżeli przy drugim wniosku postawi się dwóch kandydatów. Zwracam uwagę na jedno: to, co mówię, oczywista rzecz, nie dotyczy już mnie, ale tego żądają, a przynajmniej pragną młodsi koledzy, którzy bardzo często nie zostają profesorami, a jednak uważają dla siebie za odznaczenie, że byli podani w ternie bodaj na trzeciem miejscu.</u>
          <u xml:id="u-13.3" who="#TeofilZalewski">Proszę Panów, troską profesorów, troską niewątpliwie całego społeczeństwa, troską władz naszych naczelnych jest utrzymanie należytej harmonii między temi dwoma grupami w szkołach akademickich, to znaczy między profesorami a młodzieżą. Utrzymanie harmonii między profesorami a młodzieżą nie należy i nie należało do rzeczy łatwych, a po wojnie naturalnie trudności jeszcze się zwiększyły. Ale doznaję wrażenia, że gdyby chodziło tylko o utrzymanie harmonii w dziedzinie nauczania, która łączy profesora i słuchacza, to harmonia istniałaby zupełna, a w każdym razie możnaby ją osiągnąć bardzo łatwo. Niestety, tak się stało, że bardzo często psują tę harmonię czynniki inne, motywy inne, które, mojem zdaniem, jednak w szkole akademickiej mieć miejsca nie powinny. Rzeczą wszystkich nas jednak jest usuwać wszystko, coby mogło tę harmonię psuć albo uniemożliwiać.</u>
          <u xml:id="u-13.4" who="#TeofilZalewski">Widzę w pewnem rozporządzeniu p. Ministra, dotyczącem opłat, to właśnie, że usunięty został jeden moment, który naprawdę bardzo często psuł harmonię między profesorami a studentami i także natrafiał na pewne wątpliwości wśród samych profesorów. Chcę podnieść ten moment właśnie opłat za egzaminy. Odczuwałem to bardzo nieprzyjemnie, że równocześnie z kartką, na której był wypisany termin egzaminu dla tego czy innego studenta, dostawałem kwitek na zapłacony egzamin. Bardzo często ubogim studentom zwracaliśmy te kwity, ale czy ten student nie był narażony na upokorzenie? A od tych opłat nikt nie był wolny, najbiedniejsi składali opłaty za to, że byli egzaminowani. W tem obecnem wnoszeniu opłat ten moment jest jasny. Jestem za tem, ażeby egzaminy były wynagradzane, a to z powodu, że są katedry, na których profesorowie egzaminują mało albo wcale nie mają egzaminów; oczywista rzecz, jestem przeciwny temu, ażeby egzaminowanie stało się zawodem, ale będąc zwolennikiem wynagrodzenia za egzaminowanie, jednak jestem zwolennikiem, ażeby to wynagrodzenie było w odpowiedniej formie podane. Przy dzisiejszym systemie opłat, najbiedniejszy — może nie wszyscy, ale znaczny procent — nie będzie opłacał żadnych opłat, z wyjątkiem czesnego i najbiedniejsi nie będą składali za egzamin żadnych opłat. Uważam, że usunięcie tego momentu przykrego między profesorem a słuchaczem jest rzeczą dodatnią.</u>
          <u xml:id="u-13.5" who="#TeofilZalewski">Chcę poruszyć i drugi moment, który mojem zdaniem dużo złej krwi robi wśród studentów, a natrafia przynajmniej w mojem sumieniu na duży sprzeciw. Uważam, że opłaty słuchaczy na domy profesorskie są niesłuszne. Jestem przeciwnikiem domów profesorów jako takich, ale jeżeli domy profesorskie mają istnieć, jeżeli ma się do nich dopłacać, to znaleźć się muszą inne fundusze, a nie fundusze wnoszone przez młodzież akademicką. Zwracam się tu z prośbą do p. Ministra, może się znajdą jakie fundusze, z którychby mogło się dopłacać niedobory domów profesorskich. A możeby się dało przeprowadzić jakieś operacje finansowe, któreby uwolniły od opłat wnoszonych przez studentów. Jak informowałem się w kwesturze Uniwersytetu Jana Kazimierza, te opłaty wynoszą w tym uniwersytecie mniej więcej 100,000 zł. rocznie.</u>
          <u xml:id="u-13.6" who="#TeofilZalewski">Wysoka Izbo! Obecnie chcę poruszyć sprawę, która się może luźno łączy z ustawą o szkołach akademickich, ale od szeregu lat wywołuje bardzo namiętne artykuły, która także wywołała na forum sejmowem bardzo namiętną dyskusję, a poruszam to dlatego, że sprawa ta dotyczy prawie wyłącznie wydziałów lekarskich. Rok rocznie, szczególnie na początku roku jesteśmy atakowani niemal imiennie za to, że nie możemy przyjąć wszystkich na wydziały lekarskie. Dalej prawie rok rocznie pojawiają się artykuły, przedstawiające nas profesorów jako tych, którzy się znęcają nad tymi, którzy przychodzą z obcych uniwersytetów nostryfikować dyplomy. Ograniczenia przyjęcia na wydziały lekarskie nic istnieją tylko od chwili odrodzenia Polski, istniały one we Lwowie i Krakowie już przed wojną. Nauka i nauczanie medycyny nie jest tego rodzaju, że można masowo uczyć, materiał sekcyjny mamy ograniczony, a materiał ludzki, na którym się uczymy badać, to nie jest przedmiot jakiś martwy, którego można się tysiąc razy dotknąć bez uszczerbku dla tego przedmiotu. I to jest motyw, dlaczego p. Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego zatwierdza zawsze numerus clausus na wydziale lekarskim. Mogę tylko stwierdzić, że wszelkie podnoszone krzyki, że którakolwiek narodowość jest pokrzywdzona, są nieprawdą. Można naturalnie zapytać się, czy rzeczywiście dobrze robimy, że ograniczamy, czy może nie lepiej zrobić tak, jak jest gdzieindziej, że dopuszcza się każdego. Twierdzę, że te masowe uniwersytety doprowadzają do tego, że młodzież nie przerabia ćwiczeń ani z przedmiotów teoretycznych, ani praktycznych. Niedawno czytałem artykuł w niemieckiej gazecie, że do wykładów medycyny używa się megafonów. Ale za pomocą megafonu nie można zobaczyć ani, co jest pod mikroskopem, ani nie można zbadać serca, ani policzyć pulsu. I cóż robi pruskie ministerstwo oświaty? Oto wydaje rozporządzenie, żeby każdy z profesorów indywidualnie na wydziale lekarskim wyznaczył pewną ilość studiujących, którą może przyjąć do swego zakładu i ściśle się trzymał tej cyfry. Pytam się, co lepiej, czy powiedzieć, że możemy przyjąć taką a taką ilość studentów i tę ilość przyjąć, czy łudzić i wziąć taksę i później nie dopuścić studentów do uczenia się.</u>
          <u xml:id="u-13.7" who="#TeofilZalewski">Proszę Panów, przechodzę do tej drugiej rzeczy, do nostryfikantów. Mój wydział specjalnie jest atakowany zawsze i dlatego chcę powiedzieć parę słów. Ci, którzy przychodzą z obcemi dyplomami, okazują małe przygotowanie, ale nieraz z trybuny sejmowej i w gazetach przedstawia się sprawę tak, jak gdybyśmy się z biednym nostryfikantem zamykali i torturowali go. Nigdy się nie odbywa egzamin bez świadków. Nostryfikantów egzaminuje się razem z innymi słuchaczami, zadaje się im takie same pytania i nie naszą jest winą, że na pytania, które się zadaje nostryfikantowi, odpowiadają nasi słuchacze. Niema różnicy w kwalifikowaniu. Trudności, na jakie natrafia nostryfikant, są innej natury. Mianowicie myśmy oparli nasz system nauczania na zupełnie innych podstawach, nasz system nauczania jest zupełnie odmienny od istniejących systemów. Możemy być zadowoleni z tego systemu i muszę stwierdzić, że poziom ogólny wykształcenia naszych lekarzy jest wyższy, niż poziom wykształcenia lekarskiego w wielu krajach, które zwyczajnie chcemy uważać za przodujące w kulturze.</u>
          <u xml:id="u-13.8" who="#TeofilZalewski">Jedno słowo chcę jeszcze powiedzieć w sprawie pragmatyki. Kiedy się pojawiła pragmatyka pierwsza, uważałem, że może nawet nie jest ona potrzebna. Nie zdawałem sobie sprawy z tego. Przestudiować ją musiałem, bo akurat wtedy byłem dziekanem, ale teraz przychodzę do przekonania, że pewne postanowienia jednak muszą być i tak się złożyło, że samo życie do pewnego stopnia w mojem pojęciu zaczyna się tego domagać. Nie wiem, czy w nowej pragmatyce jest postanowienie, nakazujące profesorowi mieszkać w siedzibie szkoły, w której został mianowany, jeżeli go niema, to trzeba je wprowadzić, uważam bowiem stałe niemieszkanie w siedzibie swej szkoły za niespełnianie obowiązków przez profesorów.</u>
          <u xml:id="u-13.9" who="#TeofilZalewski">Oczywiście problem akademicki we wszystkich szczegółach rozstrzygnąć jest rzeczą niesłychanie trudną. Jedna rzecz jest pewna, mianowicie, że obecny projekt najważniejszej części, to jest wolności badań naukowych i obierania metod do tych badań nie ogranicza. Nie ogranicza także obierania metod nauczania. Możemy powiedzieć, że mamy niewątpliwie wolność badań naukowych, które sami robimy, i wolność nauczania słuchaczów. Ale ta wolność, jaką poprzednia ustawa i ta ustawa nam daje, nieograniczona w swojem pojęciu, nakłada na nas tem większy obowiązek skrupulatnego spełniania tych dwóch właśnie części naszego powołania, Profesor jest obowiązany do twórczej pracy naukowej i jest obowiązany do nauczania skrupulatnego, tembardziej, co podnoszono już z tylu miejsc, że elity umysłowej nam brak, że bardzo wiele katedr jest nieobsadzonych. Ale przecież ta ustawa, która ma obowiązywać, dotąd nie działała, więc nie było tych przeszkód, które ma jakoby wprowadzić ustawa, która ma teraz obowiązywać. Zdaje mi się, że brak elity umysłowej u nas ma znacznie głębsze podłoże. Nie ulega wątpliwości, że ogólny stan materialny kraju przyczynia się do tego, ale z drugiej strony jestem tego zdania, że my profesorowie głęboko w swojem własnem sumieniu musimy się zapytać, czy zrobiliśmy wszystko, ażeby przyciągnąć tych, którzy mają tę elitę stanowić. Przyszłość naszych szkół akademickich leży w ręku profesorów i w ręku młodzieży; od tych czynników, a szczególniej od profesorów zależy, czy szkoły akademickie będą pochodniami, rozświetlającemi drogi, któremi Polska ma iść w swym pochodzie cywilizacyjnym.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-14">
          <u xml:id="u-14.0" who="#WładysławRaczkiewicz">Głos ma s. Wasiutyński.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-15">
          <u xml:id="u-15.0" who="#BohdanWasiutyński">Wysoka Izbo! Sprawa szkół akademickich wywołała tak obfitą i pouczającą dyskusję publiczną, że do wysuniętych argumentów mało dodać można. Jednakże jako profesor szkoły akademickiej poczuwam się do obowiązku zabrania głosu i określenia swego stanowiska wobec ustawy.</u>
          <u xml:id="u-15.1" who="#BohdanWasiutyński">My profesorowie, aczkolwiek uchodzimy za indywidualistów, mamy swoją hierarchię, mamy wybraną przez siebie władzę akademicką do reprezentowania naszych szkół i mamy hierarchię moralną ludzi najwybitniejszych w nauce, ludzi zasłużonych społeczeństwu. Ich głosowi się przysłuchujemy, ich głos cenimy. Komisja senacka wobec tych głosów i ostrzeżeń ludzi kompetentnych, ludzi mających poczucie odpowiedzialności zajęła stanowisko negatywne.</u>
          <u xml:id="u-15.2" who="#BohdanWasiutyński">Muszę tu zaznaczyć, że Senat jest formalnie niejako inicjatorem tej ustawy. Kiedy pojawiły się pogłoski o przygotowywaniu projektu ustawy akademickiej w Ministerstwie i zaniepokojeni tem urzędujący rektorzy poprosili o audiencję u pana Prezydenta, otrzymali odpowiedź uspakajającą. I gdy potem otrzymaliśmy komunikat urzędowy, że to są plotki o projektowanej ustawie, Komisja Oświatowa Senatu zgłosiła rezolucję, a plenum Senatu ją uchwaliło, rezolucję wzywającą Ministra do przedstawienia nowej ustawy akademickiej, tak, że formalnie przedstawiona ustawa jest wykonaniem wezwania przez tę Izbę wystosowanego. Wówczas szkoły akademickie podjęły pracę nad znowelizowaniem ustawy, zmierzającą do usunięcia braków i luk, jakie w ustawie były, ale opierając tę pracę na dotychczasowych doświadczeniach, pozostawiły nietkniętą zasadę wolności nauki i nauczania i zasadę ustroju szkół akademickich. Ale każdy, kto zdawał sobie sprawę z nastrojów panujących w sferach rządzących, z urzędowej interpretacji zasady silnego rządu w sensie nieuznawania żadnych samodzielnych ośrodków woli zbiorowej, któreby nie podlegały rozkazom władzy przełożonej, każdy kto zdawał sobie sprawę z tego, że cele polityki bieżącej biorą górę nad względem na to, jakie skutki w przyszłości wywoła dana ustawa, musiał z niepokojem oczywiście śledzić zamierzenia rządowe. Wprawdzie można było sądzić, że szkoły akademickie, przechowujące tradycje przeszłości, pracujące nad rozwojem kultury, wychowujące przyszłe pokolenia inteligencji, uznane będą niejako za rezerwaty, które będą wolne od eksploatacji dla bieżących celów politycznych, ale to się niestety nie stało. Istnieje u nas od pewnego czasu tendencja do traktowania profesorów jako urzędników. Skoro z racji wyznaczenia uposażenia służbowego zaszeregowano profesora do odpowiedniej grupy uposażeniowej, do odpowiedniego stopnia służbowego, otrzymał on rangę w hierarchii urzędniczej i biurokratyczny punkt widzenia jest taki, że trzeba profesorów w te ramki wtłoczyć. Większa część np. dekretu o stosunkach służbowych profesorów z 1928 r. zajmuje się sprawami dyscyplinarnemi, a dekret ten znowelizowany w ub. roku zabrania, jak już podnoszono, wchodzenia profesorów „w zmowę”. Czynnikowi biurokratycznemu wydaje się anomalią, że profesor nie jest hierarchicznie podporządkowany władzy rządowej. W rzeczywistości stanowisko profesora i że tak powiem, jego psychologia zawodowa jest w jaskrawej sprzeczności z wolą urzędnika administracyjnego. Nie można mu stawiać wymagań takich, jakie się stawia urzędnikom. Profesorowie są siłą rzeczy niezależnymi indywidualistami. Ponieważ naczelnem zadaniem ludzi, którzy zajmują się nauką, jest szukanie prawdy, profesor ma skłonność do przeciwstawiania się twierdzeniom i poglądom dotychczas przyjętym, panującym, obowiązującym. Przywykł on mówić to, co uważa za prawdę, bez względu na to, czy to się podoba, czy nie podoba; gotów jest walczyć za to, co za prawdę uważa. Człowiek, służący nauce, musi być człowiekiem wolnym, niezależnym. Projekt ustawy mówi wprawdzie o wolności nauki, ale twierdzenie, że nauka jest wolna, jest właściwie banalne. Nauka jest z istoty swojej wolna, państwo tej wolności nie stwarza, ta wolność wyrasta z badawczego umysłu ludzkiego, z prometejskich wzlotów duszy. Chodzi o to, aby państwo zapewniło ludziom, powołanym do zajmowania się nauką, niezależność i wolność, ażeby polski profesor mógł powiedzieć jak Archimedes, tylko z lepszym skutkiem: Noli tangere circulos meos. Otóż projekt ustawy tę wolność i niezależność odbiera. Jak zdanie, że sąd jest niezależna nie posiada treści życiowej, jeżeli nie istnieją niezależni i nieusuwalni ludzie, którzyby wymierzali sprawiedliwość, tak samo się rzecz ma z profesorami. Zasada nieusuwalności profesorów, gwarantująca im niezależność, należy do tych zdobyczy cywilizacyjnych, które do ostatnich czasów nie były kwestionowane. Dopiero teraz na Komisji Oświatowej Sejmu zrobiono odkrycie, że ostatni, o charakterze przejściowym, artykuł dawnej ustawy z 1920 r., upoważniał Ministra do usuwania profesorów. Ten artykuł upoważniał Ministra tylko do wydawania przepisów, odnoszących się do organizacji i reformy studiów. Do czasu tego odkrycia i Ministrowie, i profesorowie, i opinia publiczna byli święcie przekonani, że profesor jest nieusuwalny i tak rzecz się miała w istocie. Były kasowane katedry nieobsadzone, często nieobsadzone w nowych uniwersytetach od chwili ich założenia, ale nie byli usuwani profesorowie. Oczywiście twórcom ustawy, a redagowali ją profesorowie, którzy mieli doświadczenie, nie śniło się o naruszaniu podstawowej zasady wolności nauki i nauczania. Pełnomocnictwa, udzielone Ministrowi, nie dotyczą ani usuwania profesorów, ani kasowania nie obsadzonych katedr, dotyczą tylko organizowania studiów, czyli oznaczania dla słuchaczów, jaki jest sposób obowiązujący studiowania, jakie wykłady są obowiązujące, jaki jest tok studiów, jaki jest sposób składania egzaminów i t. d. Dopiero dekret Prezydenta Rzeczypospolitej z ubiegłego roku przewidział możność usuwania profesorów w razie zwinięcia katedry i przepis ten może być urzeczywistniony dopiero z chwilą uchwalenia projektowanej ustawy.</u>
          <u xml:id="u-15.3" who="#BohdanWasiutyński">Nie będą się dłużej rozwodził nad skutkami niezwykle ujemnemi dla nauki wprowadzenia do życia szkół akademickich tej niepewności co do losu profesorów. Przedstawiciele najwyższych towarzystw naukowych, reprezentanci senatów, wszyscy uczeni, którzy głos zabierali w tej sprawie, jak najenergiczniej przeciw art. 3 ustawy występowali. Profesor, który w wieku dojrzałym zostaje powołany na katedrę, który poświęca dużo trudów, dużo wysiłków umysłowych i często materialnych dla przygotowania się do swego stanowiska, który zerwał prawie z reguły z życiem praktycznem, obrał sobie specjalność, która nie może mu w życiu praktycznem dać możności zarobkowania, może też znaleźć się na bruku. Właśnie pociągała go do tej pracy możność spokojnego działania aż do końca dni swego życia i ta właśnie niezależność.</u>
          <u xml:id="u-15.4" who="#BohdanWasiutyński">Wspomniano tu, że wiele katedr jest nieobsadzonych, zwłaszcza w tych gałęziach, gdzie nasi dyplomowani słuchacze, jeżeli są zdolni, mogą w prędki sposób i łatwo, jak dotychczas, uzyskać odpowiednie stanowiska w życiu praktycznem. Otóż p. referent powiedział, że jest rzeczą obojętną, czy się kasuje katedrę obsadzoną, czy nieobsadzoną. Katedra obsadzona była przez profesorów traktowana w ten sposób, że mają oni prawo do obsadzenia tej katedry i tak jest ta sprawa traktowana na zachodzie. Usuwając z katedry profesora, łamie się jego stanowisko życiowe. Natomiast, gdy chodzi o młodych adeptów nauki, to jeżeli nie mają zagwarantowanego prawa otrzymania katedry, mają tylko nadzieję, która może się okazać złudną. Ale skoro zostanie jakaś katedra skasowana, to profesorowi łamie to stanowisko życiowe, temu zaś, który się dopiero do tego przygotowywał, stanowiska nie łamie. Nie mogą tu wchodzić w grę względy oszczędnościowe, te oszczędności będą minimalne. Zmarnuje się kapitał duchowy i te wszystkie nakłady materialne, czy osobiste, czy z funduszów ogólnych, które były potrzebne dla nabycia wiedzy, a oszczędności materialne będą naogół minimalne. Na podstawie owych przepisów koszta utrzymania zakładu, związane z katedrą, pokrywa się przedewszystkiem z opłat studenckich, które są ryczałtowane, a więc niezależne są te opłaty od istniejących na danym wydziale katedr. Oszczędności mogą być tylko wtedy, jeżeli się zwinie katedrę, a profesor nie otrzyma emerytury. Ale może się zdarzyć odwrotnie. Dla względów politycznych może być katedra dana zwinięta i po pewnym czasie przywrócona, wówczas nowy profesor będzie pobierał całkowite pobory, a profesor dawny uposażenie emerytalne.</u>
          <u xml:id="u-15.5" who="#BohdanWasiutyński">Zastrzeżenie, które uczyniono we wniosku senackim, że zwinięcie katedry może być spowodowane tylko reorganizacją wydziału, nie może usunąć żywionych obaw. Mamy doświadczenie, jak się interpretuje i jak się rozumie termin „reorganizacja”. I niema żadnej gwarancji, aby względy polityczne czy względy osobiste przy tej reorganizacji, jako instytucji, która ma być stale grożącą, nie odgrywały roli. Przy zakorzeniającej się metodzie interpretacji postanowień ustawowych nie trudno będzie skasować każdą nawet podstawową katedrę na danym wydziale. Przekreślenie w ten sposób niezależności profesorów może mieć doniosłe skutki moralne. Człowiek rozdwoić się nie może, trudno rozdzielić przy ocenie jednostkę jako profesora i jako człowieka. Profesor jest przyzwyczajony do wolności w badaniach swoich i do tego, co uważa za prawdę. Jest człowiekiem o psychice niezależnej, wyraża swobodnie opinię o tem, co go interesuje, zgodnie z swem przekonaniem. A to nie godzi się z biurokratycznym poglądem, z traktowaniem profesora jako urzędnika i dlatego w ostatnich czasach zaczęło wywoływać niezadowolenie sfer biurokratycznych, jeżeli profesorowie śmiało wyrażali swoją opinię, czy jeżeli władza akademicka swe opinię wyrażała, choć do tego nie była powołana przez organa urzędowe. Ta zbiorowa opinia może być teraz traktowana już jako niedozwolona „zmowa”.</u>
          <u xml:id="u-15.6" who="#BohdanWasiutyński">Dążeniem każdego profesora musi być posiadanie autorytetu, posiadanie powagi wśród młodzieży. W jakiej pozycji moralnej postawi nowa ustawa profesora? Młodzież, która czujnie i bacznie obserwuje nas, będzie skłonna patrzeć na słowa profesora, wypowiedziane z katedry czy gdzieindziej, na zachowanie się profesora, czy nie powoduje nim obawa o utratę katedry. To nie przyczyni się do wzmocnienia powagi ciała profesorskiego i zdaniem mojem dopiero wtedy zacznie się upadek, obniży się autorytet ludzi nauki w opinii publicznej.</u>
          <u xml:id="u-15.7" who="#BohdanWasiutyński">W związku z wolnością nauki pozostaje kwestia wychowania przez szkoły akademickie. Jeżeli celem wychowania, w myśl pewnych szerzących się poglądów, ma być człowiek standaryzowany, biernie przyjmujący to, co mu do wierzenia podają i głosić każą, to z tego stanowiska wpływ uniwersytetu jest wręcz szkodliwy. Uniwersytety bowiem chcą przyzwyczaić swych wychowanków do krytycyzmu, do samodzielnego myślenia, do samodzielnego rozstrzygania zagadnień. To jest konsekwencja metody nauki, do której szkoły akademickie swych słuchaczy wdrażają.</u>
          <u xml:id="u-15.8" who="#BohdanWasiutyński">Naturalną niejako formą organizacyjnego zespołu, pielęgnującego naukę, jest samorząd, idea, która, gdy może ją zrealizować szkoła akademicka, prowadzi do jej rozkwitu. Jeżeli organizacja szkoły akademickiej wpływa na urzeczywistnienie tej idei, jeżeli szkoła wiąże profesorów, wytwarza w nich poczucie odpowiedzialności za losy instytucji. Nie będę tu mówił szczegółowo o reformie, jaką wprowadza ustawa do wewnętrznego ustroju szkół akademickich. Niewątpliwie senat, który był instytucją centralną, skupiającą wydziały, będzie miał rolę bardzo zmniejszoną, zostaną mu przeważnie uprawnienia drugorzędne lub czynności opiniodawcze. Rektor ma mieć władzę wzmocnioną, sądzę jednak, że jego pozycja moralna ulegnie obniżeniu. Rektor mianowicie będzie teraz władzą przełożoną nad senatem, jak to wynika z szeregu przepisów ustawy. Przedewszystkiem w razie konfliktu między władzami akademickiemi, które to konflikty rozstrzygał dotychczas senat, obecnie rozstrzygać będzie rektor. Jeżeli wyniknie konflikt kompetencyjny między rektorem a senatem, to rektor według ustawy rozstrzyga, jest niejako zwierzchnikiem senatu. Tak samo, jak wynika z ustawy, rektor ma prawo zawieszenia uchwały senatu, jeżeli uważa ją za niecelową i wbrew temu, co jest wogóle w ustawach samorządowych, że w razie ponownego rozpatrzenia i uchwalenia przez ciała stanowiące, czynnik wykonawczy obowiązany jest to wykonać, tutaj rola rektora przeważa. Dalej rektor będzie narażony na konflikty z wydziałami. Rektor ma rozdzielać fundusze miedzy wydziały; czynił to dotychczas senat. Będzie narażony na zarzut, że faworyzuje pewne wydziały kosztem innych. Działalność rektora będzie podlegała krytyce trzech instancyj, trzech ciał zbiorowych: ogólnego zgromadzenia, senatu, komisji administracyjnej. Ponieważ te ciała nie będą miały możności decydowania, więc dlatego nie będą poczuwały się do większej odpowiedzialności za wyrażone poglądy i rektor będzie siedział jak na cenzurowanem, wszystkie zarzuty będą przeciw niemu wysuwane, będzie to krytyka nie połączona z odpowiedzialnością, krytyka jałowa.</u>
          <u xml:id="u-15.9" who="#BohdanWasiutyński">Ale wogóle powstaje pytanie, czy właściwie nie odbiera się szkołom akademickim samorządu. Zwróciłem już w komisji senackiej uwagę, że wytrzebiono, jak powiedziałem, nawet wyraz samorząd z wszystkich artykułów ustawy, chociaż dawniej ten termin „samorząd”, „władze samorządowe szkoły” stale się powtarzał. Nie stało się to bez kozery. Na komisji istotnie, kiedy zaczęto się dopytywać w tej sprawie, wyrażono pogląd, że jeżeli minister jest nazwany władzą naczelną szkoły, to ma to oznaczać, że minister jest hierarchicznie władzą przełożoną, czyli, że władze akademickie są władzami służbowo podwładnemi ministrowi. Otóż właśnie ustrój samorządowy tem się różni od ustroju władz rządowych, że ta hierarchiczna budowa władz nie ma do samorządu zastosowania. Urząd podwładny tak samo, jak urząd przełożony, wyraża wolę tej samej osoby prawnej w państwie, a z zasady hierarchicznej wynika, że urząd naczelny jest kompetentniejszy, lepiej tę wolę wyraża, może więc zmieniać decyzje władzy podległej i może wydawać polecenia, jak ma ona daną sprawę załatwić. Urząd podwładny na drodze prawnej swej decyzji bronić nie może przeciw urzędowi przełożonemu. Samorząd ma nie tylko kompetencję ustaloną jako urząd, lecz ma prawo podmiotowe w sprawowaniu swych funkcyj. Nad samorządem nie istnieje władza przełożona, istnieje tylko władza nadzorcza. Do działalności urzędu podwładnego z tytułu zwierzchności hierarchicznej może zawsze wkroczyć władza przełożona, do działalności samorządu zaś z tytułu nadzorczego władza może wkroczyć tylko wtedy, kiedy do tego jest upoważniona przez ustawę. Na tem polega samodzielność samorządu. Otóż według interpretacji, jaką usłyszeliśmy na komisji senackiej, minister, jako władza naczelna, może wydawać polecenia i instrukcje władzom akademickim we wszelkich sprawach. Samorząd, jeżeli władza nadzorcza przez swoją decyzję narusza prawa samorządu, może przeciwstawiać się tej decyzji, wnosząc skargę do sądu administracyjnego. Jeżeliby np. minister zamianował profesorem osobę, nie będącą na liście kandydatów, przedstawionych przez radę wydziałową, to według tej nowej ustawy to bezprawne zarządzenie ministra nie mogłoby być zaskarżone. Jeżeli więc samorządu istotnie niema, jeżeli szkoła akademicka jest tylko zakładem naukowym, hierarchicznie podległym ministrowi, to oczywiście prawa skargi nie posiada i konsekwentnie ustawa nie pozwala skarżyć zarządzenia ministra oświaty, gdy rzeczywiście wymaga zezwolenia tego ministra, ale nie na skarżenie jego decyzji, tylko na skarżenie decyzji innych władz administracyjnych. Dotychczas było inaczej, dotychczas przyznawał Trybunał Administracyjny prawo skargi, ponieważ, analizując przepisy ustawy, stwierdzał, że są tam powtarzane słowa, że uniwersytet ma samorząd, wbrew opozycji przedstawiciela Ministerstwa, uznawał legitymację uniwersytetu jako instytucji samorządowej do skarżenia decyzji Ministra.</u>
          <u xml:id="u-15.10" who="#BohdanWasiutyński">Ten nowy ustrój zrodzi konflikty między rektorem, wydziałami i senatem, między szkołami akademickiemi a ministrem.</u>
          <u xml:id="u-15.11" who="#BohdanWasiutyński">Wreszcie stosunek do młodzieży. Gdyby szkoły akademickie wychodziły z założeń oportunistycznych, z własnej dogodności, to powinny się wypowiedzieć za oddaniem spraw, dotyczących studentów, w ręce ministra i władz administracyjnych, pozbywając się oczywiście uciążliwych kłopotów. Młodzież wszędzie jest burzliwa, zwłaszcza w okresie przemian politycznych i społecznych, i reaguje żywo, czasem gwałtownie, na rozmaite fakty z życia publicznego, i to życie bieżące zawsze może wtargnąć w mury uniwersyteckie. Ale szkoły akademickie, wbrew tym względom oportunistycznym, chcą zachować wpływ na życic młodzieży, nic chcą się tego prawa zrzec dlatego, że czują łączność z młodzieżą, dlatego, że mają do czynienia z przyszłymi piastunami kultury, ze swymi ewentualnymi następcami. Stąd też stosunek do młodzieży jest przedewszystkiem stosunkiem opiekunów, doradców, opartym na życzliwości.</u>
          <u xml:id="u-15.12" who="#BohdanWasiutyński">Pamiętamy naogół, żeśmy sami byli młodzi i niejeden z nas miał na sumieniu grzechy z punktu widzenia dyscypliny uniwersyteckiej. Nie może to być stosunek taki tylko, jak np. prokuratora czy władzy administracyjno-policyjnej, ścigającej przestępstwa i przekroczenia. Władza uniwersytecka i profesorowie mogą i pragną oddziaływać na młode pokolenie, ale trzeba sobie zdawać sprawę, że w szkołach akademickich nie może być mowy o politycznem wychowaniu młodzieży przez profesorów, o wychowaniu politycznem w ścisłem tego słowa znaczeniu. Tego nie dokaże oczywiście i władza administracyjna. Oddziaływanie jest raczej pośrednie. Profesorowie mogą przedewszystkiem oddziaływać na moralną podstawę, na rzeczową postawę młodzieży wobec zagadnień wysuwanych przez życie, wdrażać młodzież do obiektywnego, sumiennego rozstrzygania zagadnień. Mogą więc oddziaływać na walory duchowe tych, którzy odgrywać będą później rolę przodującą w życiu społecznem.</u>
          <u xml:id="u-15.13" who="#BohdanWasiutyński">Jeden ze starych profesorów tak ujął swoje doświadczenie życiowe. Stwierdził, że studenci z bujnemi nawet temperamentami i z wrażliwością na sprawy polityczne, bez względu na przynależność polityczną, stanowią daleko cenniejszy materiał od bardziej spokojnych, nie narażających się nikomu typów układnych, że pierwsza kategoria okazuje się samodzielniejszą, wydajniejszą od drugiej, skłonniejszej raczej do karierowiczowstwa. Każde młode pokolenie różni się psychicznie od pokolenia starszego, zwłaszcza pokolenie wojenne i powojenne z uwagi na ogromny przełom w życiu narodu. Starszych ta różnica często razi i drażni, czasem nie mogą zrozumieć młodego pokolenia. I my profesorowie musimy z melancholią i rezygnacją albo z nadzieją powtarzać słowa Seweryna Goszczyńskiego do swojego gościnnego gospodarza: „Przyjacielu, sadźmy róże, sadźmy je przyszłemu latu, przyjdą po nas, przyjdą burze, sadźmy je lepszemu światu”. Ktoś będzie podziwiał kształt, zapach i barwę tej róży, byle nie zmarniała.</u>
          <u xml:id="u-15.14" who="#BohdanWasiutyński">Boimy się tej nowo zainaugurowanej polityki wobec młodzieży, że ona w niektórych jej odłamach może wywołać karierowiczostwo, znieprawienie, obawiamy się nierównomiernego traktowania poszczególnych odłamów młodzieży i jej stowarzyszeń, co oczywiście będzie zakłócało normalny bieg pracy uniwersyteckiej. Władze bowiem akademickie, które dotychczas regulowały same sprawy młodzieży, czyniły to bez względu na stosunek osobisty członków tych władz do poszczególnych typów stowarzyszeń, do poszczególnych kierunków politycznych wśród młodzieży, już choćby w interesie swej powagi traktowały jednakowo wszystkie istniejące organizacje. Obawiamy, się, że Ministerstwo, jako organ bądź co bądź polityczny, nie będzie stosowało jednej miary do wszystkich ugrupowań młodzieży.</u>
          <u xml:id="u-15.15" who="#BohdanWasiutyński">Broniąc w ten sposób tradycyj kulturalnych, w trosce o przyszłość młodzieży, wypowiadamy się przeciw ustawie.</u>
          <u xml:id="u-15.16" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-16">
          <u xml:id="u-16.0" who="#WładysławRaczkiewicz">Głos ma s. Michejda.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-17">
          <u xml:id="u-17.0" who="#SMichejda">Wysoki Senacie! Projektowana ustawa o szkołach akademickich tak głęboko wrzyna się w nasze życie społeczno-państwowe, w nasze życie naukowe i kulturalne, że wywołać musiała potężny wstrząs nie tylko w sferach t. zw. politycznych i naukowych, lecz w całej myślącej opinii publicznej. I nic dziwnego, bo chodzi przecież w istocie o walkę w dziedzinie ducha, o walkę, która tak wyraźnie uplastyczniła różnicę, powiedziałbym, światopoglądu walczących, która w nieznanej dotychczas u nas formacji zszeregowała po stronie obrony całe społeczeństwo. Wytworzyła się w walce słownej i pisanej cała ogromna literatura, a ponieważ cały arsenał argumentów rzeczowych nie jest w stanie zmienić wyniku powziętej już decyzji, chciałbym w nieco odmiennej płaszczyźnie ująć to zagadnienie.</u>
          <u xml:id="u-17.1" who="#SMichejda">Celem bezsprzecznym, ostatecznym ustawy jest wychowanie państwowe obecnego pokolenia młodzieży, a więc przyszłej t. zw. warstwy oświeconej narodu, wychowanie państwowe w zrozumieniu rządzącego dziś systemu, zrozumieniu, wypływającem naturalnie z teorii o istocie państwa wogóle. Mocą przewrotu stworzono zewnętrzną siłę, opanowano poprzez wojsko i biurokrację fizyczne podstawy państwa, a poprzez Brześć, wybory i oparte o nie ustawodawstwo dąży się obecnie do przestrojenia umysłowości, do przestrojenia psychiki poddanych.</u>
          <u xml:id="u-17.2" who="#SMichejda">W istocie państwa po wsze czasy leżało dążenie do siły, dążenie do zupełnego uznania prawa państwa nakazu i zakazu, dążenie do absolutnego autorytetu, do uznania bezwzględnego prymatu interesów państwa, dążenie do rozporządzania ciałem i życiem obywateli bez względu na elementarne, naturalne prawa przyrodzone, bez względu na moralne i etyczne prawa jednostki, rodziny i innych skupień społecznych. Nie było w historii gwałtu, przed którym państwo w imię swych interesów byłoby się cofnęło. Ale równocześnie po wsze czasy, zależnie od epoki, zależnie od stanu kultury i cywilizacji, przenikały te poczynania państw idee moralne, nurtowało w nich sumienie ludzkości i ostatecznie niema prawdziwej siły bez rdzenia duchowego i moralnego. I dlatego nie w przeciwstawieniu przymusu i gwałtu, a wolności jednostki, rodziny, poszczególnych części lub grup społeczeństwa mieści się jakkolwiek ujęty problem państwowy, lecz w przeciwieństwie tem objawia się właściwy element państwa między temi dwoma biegunami rozgrywa się życie państwowe, lecz od umiejętności wyrównywania tego przeciwieństwa zależy linia rozwojowa państwa na wewnątrz i zewnątrz. Za tym problemem kryję się i kryć się będzie zawsze pytanie o granice między prawem państwa a racjonalnie pojętą wolnością jednostek, rodzin i społecznych zrzeszeń wszelkich kategoryj.</u>
          <u xml:id="u-17.3" who="#SMichejda">Więź zaś państwową wytwarza współdziałanie obywateli dla dobra państwa i ogółu, wytwarza świadomość ich obowiązków względem państwa, wytwarza zrozumienie znaczenia dobrej organizacji państwowej we wszystkich dziedzinach zbiorowego życia, ale równolegle i poczucie uszanowania przez państwo praw odwiecznych człowieka. W państwach narodowych podstawą tej więzi jest wspólne pochodzenie, język, historia i tradycja, literatura, sztuka i kultura narodowa.</u>
          <u xml:id="u-17.4" who="#SMichejda">Kult państwowości polskiej to dla obecnego systemu rządzącego kult niczem nie ograniczonej władzy państwa, kult interesu państwa, a „jedynym czynnikiem do ustalania, co jest zgodne z interesem państwowym, a co nie, jest Rząd”, jak to oświadczył p. Minister Oświaty, Rząd, który jure caduco identyfikuje się z Państwem.</u>
          <u xml:id="u-17.5" who="#SMichejda">Pod tym kątem widzenia traktuje się także sprawę wychowania młodzieży; celem ostatecznym przedłożonej ustawy, jak wspomniałem, jest właśnie takie wychowanie państwowe, idące po linii nie interesów Państwa, lecz interesów rządzącej grupy.</u>
          <u xml:id="u-17.6" who="#SMichejda">Ale zapytujemy się, czy akcja ta, prowadzona w czasie ciężkich warunków gospodarczych wewnętrznych, w grożących poważnemi zawikłaniami warunkach międzynarodowych, czy akcja, która miast konsolidowania społeczeństwa zmobilizowała przeciw inicjatorom całe społeczeństwo, pogłębiając rozdźwięki, czy akcja ta osiągnie zamierzone wyniki.</u>
          <u xml:id="u-17.7" who="#SMichejda">Mówił p. Minister w związku z ustawą o jednolitości form wychowania. Jakież to czynniki składała się na wychowanie? Pominąwszy już biologiczne i psychologiczne podstawy wychowania, wchodzą w grę podstawy socjologiczne, a więc rodzina, religia i kościół, państwo i organizacje społeczne w pewnych ich formach, poza tem w szerokiem znaczeniu otoczenie i warunki naszego codziennego życia.</u>
          <u xml:id="u-17.8" who="#SMichejda">Wpływ czynnika rządowego da się w ograniczonej zresztą formie przeprowadzić na odcinku bezpośredniej ingerencji państwa w szkolnictwie i nielicznych organizacjach społecznych i w tym też kierunku idą dotychczasowe wysiłki.</u>
          <u xml:id="u-17.9" who="#SMichejda">Państwo w swym zakresie wielkie dzieło wychowania, rozpoczęte przez rodzinę i religię, winno prowadzić dalej, a załamań w linii wychowania nie będzie tylko wtedy, jeżeli związek rodzinny przesiąknie praworządną strukturę państwa, a swą treść duchową czerpać będzie z istoty państwowości, spoczywającej na moralnym fundamencie. Przecież ustalenie jądra, moralno-religijnego centrum wychowania należy do rodziny w związku z kościołem, w związku z organizacjami i zrzeszeniami natury kulturalnej. I wszystkim ustawom i paragrafom czynnika rządowego te właśnie instytucje powiedzą: Stop! A roli ich w wychowaniu nie zmienicie!</u>
          <u xml:id="u-17.10" who="#SMichejda">Na międzynarodowej konferencji pracy w Frankfurcie nad Menem w lipcu bieżącego roku przy udziale 923 przedstawicieli trzydziestu narodów wszyscy reprezentanci zgodnie stanęli na stanowisku, że podstawową komórką społeczną jest rodzina, stwierdzając, że łączą się w niej, jako w najniższej komórce rozwoju całej społecznej kultury, w sposób swoisty naturalne i duchowe wartości. Zharmonizowanie wszystkich czynników wychowania celem wytworzenia wielkiej woli zbiorowej do współpracy nad dobrem państwa, opartego o ideały natury moralnej, to rola wychowawcza państwa.</u>
          <u xml:id="u-17.11" who="#SMichejda">Ustawa o szkołach akademickich nie z tego ducha jest poczęta i zamierzonego celu w znaczeniu „wychowania państwowego” nie osiągnie. Zostanie więc tylko władza, władza nad profesorami i młodzieżą, władza, przypuśćmy, zupełnej reorganizacji wydziału filozoficznego w Krakowie, względnie usunięcia, przypuśćmy, prof. Kota w Krakowie.</u>
          <u xml:id="u-17.12" who="#SMichejda">Zwracałem uwagę z tej trybuny na statystykę, wykazującą, jak nikły odsetek młodzieży robotniczej w ostatniem dziesięcioleciu uczęszczał do szkół średnich, stwierdziłem, że nowa organizacja szkolnictwa średniego warunki możności kształcenia średniego dla młodzieży robotniczej znacznie pogorszyła. Projekt ustawy o stypendiach studia uniwersyteckie tym warstwom uniemożliwi wogóle.</u>
          <u xml:id="u-17.13" who="#SMichejda">W imieniu ruchu narodowego robotniczego ziem zachodnich Polski zapewniamy z tej trybuny Magnificencje rektorów uczelni akademickich, zapewniamy wysokie senaty tych uczelni i zapewniamy młodzież akademicką, że bez zastrzeżeń stoimy z nimi w jednym szeregu w walce o najwyższe dobra duchowe, w walce o wolny rozwój nauki i kultury polskiej.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-18">
          <u xml:id="u-18.0" who="#WładysławRaczkiewicz">Zarządzam przerwę do godz. 16. Pragnę zaznaczyć, że jest zapisanych jeszcze ośmiu mówców. Po przerwie udzielę głosu jako pierwszemu mówcy s. Woźnickiemu.</u>
          <u xml:id="u-18.1" who="#komentarz">(Po przerwie.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-19">
          <u xml:id="u-19.0" who="#WładysławRaczkiewicz">Wznawiam posiedzenie. Głos ma s. Woźnicki.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-20">
          <u xml:id="u-20.0" who="#JanWoźnicki">Wysoka Izbo! Znaczenie narodu i państwa w świecie mierzy się temi wartościami, jakie dany naród wnosi do skarbnicy ogólno-ludzkiej kultury i wiedzy. Tworzenie tych wartości narodowych jest jednem z najważniejszych zadań i jednem z najwznioślejszych obowiązków narodowych. Ta praca odbywa się przewszystkiem w tych kuźniach kultury i wiedzy, jakimi są szkoły akademickie. Opracowanie więc statutu dla szkół akademickich jest sprawą bardzo poważną, i nic dziwnego, że w dyskusji nad tą ustawą biorą tak znaczny udział najwybitniejsi znawcy stosunków akademickich, przedewszystkiem zaś panowie profesorowie wyższych uczelni bez względu na to, jak na samą ustawę, na jej treść merytoryczną się zapatrują. Sądzę, że w najlepszej wierze i według najlepszego swego rozumienia spełniają oni swój obowiązek, że nie powodują się tutaj żadnym interesem osobistym, ani zawodowym. Uważam, że koniecznie trzeba to powiedzieć, bo mówiono tu, że to jest strona zainteresowana. Ani panowie rektorzy, ani senaty akademickie, ani poszczególni profesorowie, ani nawet ci eksperci, których tutaj do grona naszego zapraszaliśmy i wysłuchiwaliśmy ich opinii — nie są i nie mogą być stroną zainteresowaną. Stroną zainteresowaną w tej sprawie jest całe społeczeństwo, dlatego, że sprawa kultury, tak pojęta, jak miałem to zaszczyt w pierwszem zdaniu mojego przemówienia powiedzieć, jest sprawą ogólnonarodową, ogólno - państwową, która rozstrzyga o całej przyszłości naszej państwowej i narodowej pracy.</u>
          <u xml:id="u-20.1" who="#JanWoźnicki">W imieniu Klubu Ludowego miał właśnie tu mówić jeden ze znawców tego przedmiotu prof. Marchlewski, który jako dwukrotny rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego mógłby, sądzę, bardzo wiele cennych uwag i myśli do tej dyskusji dorzucić. Długotrwała jednak choroba uniemożliwiła mu spełnienie tego obowiązku. Przesłał na moje ręce dla Panów Senatorów odbitkę swojej mowy i mogą się Panowie z nią zapoznać.</u>
          <u xml:id="u-20.2" who="#JanWoźnicki">Ja chciałbym sprawę tę bardzo krótko omówić, nie jako znawca pracy akademickiej, ale właśnie z obywatelskiego punktu widzenia, z punktu widzenia tej masy, którą my tutaj w Senacie reprezentujemy i która, jakkolwiek w znacznej większości swojej z uniwersytetów, z akademickich szkół nie korzysta, to jednak instynktownie do uczelni wyższych, do tej prący, która się tam odbywa i do tych, którzy są kapłanami wiedzy, którzy tam wykładają i pracują, instynktownie odnosi się z wielkim szacunkiem. To jest ta wielka rzecz, której oni sami są pozbawieni, ale czują, że to roznosi sławę imienia polskiego po całym świecie, że to im, szukającym zarobku na całym świecie, gwarantuje szacunek ludzki tam, gdzie oni w poszukiwaniu za pracą swoją znaleźć się mogą. I dlatego lud nasz, lud wiejski, który reprezentujemy, do szkół akademickich odnosi się z wielkim szacunkiem. Mówię to z całą odpowiedzialnością. Jeżeli tak jest, to przemawiając w imieniu tych mas ludowych, muszę dać wyraz głębokiej trosce o to, ażeby praca, która się tam odbywa, miała całkowitą swobodę.</u>
          <u xml:id="u-20.3" who="#JanWoźnicki">W naszej Konstytucji znalazł się ustęp, który tej trosce również daje wyraz dobitny. Powiedziane jest, że badania naukowe i ogłaszanie ich wyników są wolne. Wszystko, coby te badania naukowe ograniczało lub w jakikolwiek sposób utrudniało, nie jest działaniem na korzyść Państwa. Już od r. 1920 mamy ustawę o szkołach akademickich. Jest dużo ustaw, których wartość kwestionowano bardzo poważnie, jednakże te ustawy, niejednokrotnie bardzo ważne, zasadnicze, jak ustawa konstytucyjna, dotychczas zrewidowane i przerobione nie zostały. Wartości ustawy z 1920 r. nie kwestionowano powszechnie, dopiero teraz, kiedy wniesiono projekt ustawy o szkołach akademickich, a raczej kiedy on został przesłany wyższym uczelniom do zaopiniowania, dopiero od tego czasu dyskusja publiczna na ten temat się toczy. Nie toczy się ona jednak w takich warunkach, aby mogła zapewnić tej sprawie najlepsze jej załatwienie. A sama sprawa załatwiana jest w tak pospiesznem tempie, jak gdyby komuś zależało na tem, aby nie wysłuchać opinii tych, którzy do wypowiedzenia swojej opinii w tej sprawie są bardzo a bardzo powołani. Bo jakże to bez wysłuchania głosu tego tysiąca ludzi, którzy pracę całego swego życia poświęcili nauce i udzielaniu tej swojej nauki i wiedzy młodzieży polskiej, można tę sprawę załatwiać? A jeżeli się to zdanie wysłuchuje, to zgóry już się mówi, że to są ludzie zainteresowani.</u>
          <u xml:id="u-20.4" who="#JanWoźnicki">W izbach ustawodawczych, szczególnie w Senacie, opinia przedstawicieli świata uniwersyteckiego się podzieliła. Jedni są zwolennikami przedstawionej ustawy, inni są jej przeciwnikami, jedni i drudzy bronią swoich poglądów. Jednakże wszystkim nam wiadomo, że w życiu opinia nie podzieliła się tak równomiernie, jak w Senacie. Tam podzieliła się w sposób całkiem inny. Prezes Akademii Umiejętności i ci panowie eksperci, którzy tutaj byli zapraszani tak do Sejmu jak i do Senatu, oświadczyli nam, i temu nikt nie zaprzeczył, że około 800 profesorów wypowiedziało się przeciw projektowanej ustawie, a tylko znikoma mniejszość profesorów oświadczyła się za nią. Więc tam opinia podzieliła się w sposób inny, niż w Izbach i jeżeli 800 ludzi, pracujących w szkołach akademickich, będących profesorami, oświadczyło się przeciw tej ustawie, to sądzę, że ci wszyscy, od których zależy uchwalenie jej, powinni głosu ich z całą uwagą wysłuchać. I jeżeli są to członkowie senatów akademickich, które jednogłośnie niejednokrotnie uchwałami swojemi dają nam znać o swojem stanowisku, jeżeli to są wybrani rektorzy wszystkich wyższych uczelni, którzy nie tylko pojedyńczo, ale i wszyscy razem jako gremjum uchwalają i swoje uchwały nam tu do wiadomości podają, to w takim razie trzeba przyznać, że większość profesorów i to znakomita większość, jest przeciwna tej ustawie. Tak samo znaczna część, może znowu większość, młodzieży, to znowu przeciwnicy tej ustawy. Powiedziałby ktoś, że przecie młodzież projektu ustawy nie zna. Być może, że nie wszyscy znają, ale wszyscy znają te najważniejsze postanowienia ustawy, które będą dotyczyły bądź sposobu pracy na wyższych uczelniach, bądź samej młodzieży. I dlatego młodzież z najważniejszemi postanowieniami tej ustawy jest zapoznana. Jeżeli to jest armia 50.000 ludzi, jeżeliby nawet tylko połowa była przeciw tej ustawie, to sądzę, że nie do pogardzenia byłoby dla nikogo w państwie dojście do jakiegoś porozumienia, ze względu na spokój w wyższych uczelniach i na tryb pracy, jaki tam powinien panować. Jeżeli te protesty, zarówno profesorów jak i młodzieży, polegają na nieporozumieniu, to nic łatwiejszego byłoby przy tym aparacie, jakim rozporządza Rząd i większość rządowa w Sejmie i Senacie, nieporozumienie to usunąć. A jeżeli to nie polega na nieporozumieniu, to trzeba było szukać sposobu uzgodnienia tych rzeczy, bo tylko taka ustawa, na którą się godzi większość narodu i większość zainteresowanych, może być pożyteczna. Ustawa narzucona siłą, uchwalona wbrew opinii osób zainteresowanych z pożytkiem spełniać swego zadania nie może. Przedstawiciele wyższych uczelni, których tutaj wysłuchiwaliśmy, z całą powagą i z całą troską o przyszłość nauki polskiej, o przyszłość młodzieży polskiej i o to znaczenie, jakie może mieć nauka polska kiedyś w dziejach cywilizowanego świata, wypowiadali się wobec nas, używali często zwrotów bardzo bolesnych — sądzę — tak dla nas, jak i dla siebie samych. P. Prezes Akademii Umiejętności uważał za konieczne, zakończyć swoje przemówienie tem, że on wierzy, iż społeczeństwo nie dopuści do obniżenia wiedzy i kultury i będzie zawsze za tem, ażeby nauka i kultura kwitły w tem społeczeństwie; powiedział, że on z tem przekonaniem zejdzie do grobu. Jeżeli człowiek tej miary, jak prezes najwyższej naukowej instytucji w Państwie, człowiek zrównoważony, spokojny i odpowiedzialny za każde słowo, które mówi, uważa za właściwe tak swoje przemówienie zakończyć, to widocznie jest przekonany, że koniecznem jest społeczeństwu taki właśnie pogląd na rzeczy zasugerować i dlatego wypowiada te bardzo ważkie, ale bardzo bolesne słowa. Sadzę, że to wszystko powinno skłonić nas do bardzo poważnego potraktowania tej sprawy.</u>
          <u xml:id="u-20.5" who="#JanWoźnicki">Tymczasem sposób załatwiania jej, jak zresztą wielu innych ważnych ustaw, nie odpowiada powadze zagadnienia. Nie mówię w tej chwili o ostatniej naszej dyskusji w Senacie, która postawiona została na poziomie odpowiadającym ważności tej sprawy, ale pośpiech, z jakim się ją załatwia wobec niezrozumienia czy nieporozumienia, jakie jednak istnieje pomiędzy tymi, którzy będą zainteresowani, w najlepszem rozumieniu tego słowa, w wykonaniu tej ustawy, ten pośpiech, mojem zdaniem, jest nie na miejscu.</u>
          <u xml:id="u-20.6" who="#JanWoźnicki">Senat ma właśnie do spełnienia swój najważniejszy i mojem zdaniem najbardziej uzasadniający rację jego istnienia, obowiązek: — być momentem rozwagi. Przy uchwalaniu Konstytucji, kiedy była mowa o instytucji Senatu, jej potrzebie czy zbędności, to wiele się mówiło o tem, że Senat będzie momentem rozwagi. Senat powinien być momentem rozwagi nie tylko dla ciał ustawodawczych, dla Sejmu, dla samego siebie, Senat powinien być momentem rozwagi dla wszystkich, których zagadnienia rozstrzygane w parlamencie interesują, a zagadnienie rozstrzygane przez nas w tej chwili interesuje setki tysięcy ludzi w Państwie, którzy wyrażają swoje niezadowolenie z tego, że ustawa ta jest w tej formie uchwalana. Jeżeli tu zachodzi nieporozumienie, to wyzyskajmy ten moment rozwagi, jakim ma być czas, przeznaczony na uchwalenie ustawy w Senacie, wyjaśnijmy, że ta ustawa wcale na szkodę nauki, na szkodę kultury polskiej działać nie będzie, a wszystko będzie w porządku. Ale my, tak jak i Sejm, jesteśmy zasugerowani tem, że dziś, jutro lub pojutrze sesja Senatu może być zakończona i ustawa musi być uchwalona. Wobec tego odpada moment rozwagi. Uważam, że nie stałoby się żadne nieszczęście, gdy byśmy wykorzystali w pełni ten czas, który mamy do dyspozycji na przepracowanie gruntowne tej ustawy i na takie oddziałanie na opinię publiczną, ażeby uspokojenie nastąpiło. Mamy dwa miesiące czasu. Można zapowiedzieć zgłoszenie poprawek i dwa miesiące mielibyśmy do dyspozycji. Jeżeli mogliśmy na tę ustawę czekać lat 12, to możemy jeszcze poczekać na nią dwa miesiące, a chociażby i pół roku! A przez ten czas niejednoby się albo wyjaśniło, albo możnaby poprawić.</u>
          <u xml:id="u-20.7" who="#JanWoźnicki">Bo doszliśmy jednak nareszcie wszyscy razem do przekonania, że Rząd w opracowaniu ustaw nieomylny nie jest. To tylko na początku tego okresu, w którym współpracujemy z obecną większością parlamentarną, istniało przekonanie, że Rząd jest nieomylny i nic nie można zmienić w tem, co Rząd przedstawia. Teraz to już się zmieniło i jak p. referent zaznaczył „Opinia publiczna dotąd jeszcze trwa pod sugestią, że szkołom akademickim grozi kataklizm ustrojowy, a nauce i kulturze polskiej najwyższe niebezpieczeństwo. Należy stwierdzić, że tak nie jest, że droga, którą przebył projekt ustawy, przeobraziła go, wprowadzając doń zasadnicze Korzystne zmiany”.</u>
          <u xml:id="u-20.8" who="#JanWoźnicki">Wiec, gdyby ta ustawa nie przeobraziła się w Sejmie i w komisji senackiej, to byłaby znacznie gorsza. Usprawiedliwione byłyby te głosy niezadowolenia, które na samym początku przeciw tej ustawie się podnosiły. A skąd my, omylni ludzie, możemy być pewni, że jeszcze i pozostałe głosy, które teraz jeszcze przeciw tej ustawie się rozlegają, nie są uzasadnione? Należałoby się i tym głosom przysłuchać, bo najbardziej do komentowania i krytykowania tej ustawy są powołani rektorzy uniwersytetów. Powiada się, że poprawki, które komisja Senatu do ustawy wprowadziła, nie zmieniają jej treści i nie czynią jej mniej szkodliwa. Wiec się trzeba temu jeszcze dokładniej przyjrzeć. P. referent mówił jeszcze dziś: „Przyczyniły się do tego i rzeczowe memoriały senatów uniwersyteckich i kontakt osobisty ze sferami uniwersyteckiemi i dyskusja w łonie większości rządowej, wreszcie dobra wola Ministra”. Tyle czynników złożyło się jednakże na to, że ustawa w przekonaniu p. referenta i wielu panów jest teraz lepsza niż była. Więc Rząd nie był nieomylny, owszem przedstawił wiele takich rzeczy, które zdają się i w przekonaniu p. referenta były nie do przyjęcia. Dlaczego wobec tego mamy z całą pewnością twierdzić, że teraz po 2 czy 3 dniach pracy w komisji ustawa jest doskonała, że nic w niej na lepsze zmienić się nie da?</u>
          <u xml:id="u-20.9" who="#komentarz">(S. Roztworowski: Po trzech miesiącach.)</u>
          <u xml:id="u-20.10" who="#JanWoźnicki">To nie jest po trzech miesiącach, bo my pełnimy ten obowiązek od kilku dni. Więc każdy z nas powinien wyzyskać maximum tego czasu, jaki ma do dyspozycji na to, ażeby ustawa wyszła jak najdoskonalsza, a my tego maximum czasu nie wyzyskaliśmy. Wyzyskaliśmy jak na tak ważną i tak obszerną ustawę, minimum czasu, jakie można poświęcić na jakie takie rozejrzenie się w treści ustawy. Oczywiście że możemy pracować i zapoznawać się z ustawą wtedy, kiedy ona jest jeszcze w Sejmie, ale wtedy podlega ona ciągłym zmianom. Zmiany były wprowadzane na plenum Sejmu, tam w takim pośpiechu załatwiano tę sprawę, że referent sejmowy przyniósł szereg poprawek już na plenum Sejmu i nie umieścił ich wcale w sprawozdaniu.</u>
          <u xml:id="u-20.11" who="#komentarz">(S. Roztworowski: Zmiany czysto gramatyczne.)</u>
          <u xml:id="u-20.12" who="#JanWoźnicki">Choćby czysto gramatyczne lub redakcyjne poprawki, jeżeli robota jest porządna, to się wszystko załatwia tam, gdzie jest na to miejsce. Więc można i należy inaczej pracować nad tak ważnemi postanowieniami ustawowemi, zwłaszcza wtedy, jeżeli dotykają one tak bardzo znacznej i to poważnej części społeczeństwa.</u>
          <u xml:id="u-20.13" who="#JanWoźnicki">Dziś p. referent już się tutaj rozprawił z uchwałą senatu akademickiego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ale p. referent odpowiedział na tę uchwałę senatu akademickiego, mojem zdaniem, w sposób nie całkiem dostateczny.</u>
          <u xml:id="u-20.14" who="#JanWoźnicki">Jeżeli senat, tak poważne ciało, taką uchwałę nam tu przedstawia, to to powinno nas skłonić do bardzo poważnego zastanowienia się nad tą sprawą. Między innemi senat akademicki Uniwersytetu Jagiellońskiego piszę, że „świadom swoich obowiązków, zmuszony jest stwierdzić i wobec całego społeczeństwa oświadcza, że wszelkie niebezpieczeństwo i szkody oraz wszelkie rozprężenie i rozstrój, które z nowej ustawy mogą wyniknąć, nie będą polskich uczonych i profesorów przyczyną. Ciężarem swoim spadną one na tych, którzy wzięli na siebie odpowiedzialność za dokonanie tak wielkiego przewrotu w dotychczasowym ustroju szkół akademickich”.</u>
          <u xml:id="u-20.15" who="#JanWoźnicki">Proszę Panów, jeżeli mam razem z kolegami moimi dać głos w tej sprawie, a ktoś, kto jest niewątpliwie już dobrze obeznany z projektem ustawy, takie ostrzeżenie mi rzuca, to jest moim obowiązkiem zastanowić się jeszcze raz dokładnie nad tym projektem ustawy. Już tu mówiono o tem, że projekt ustawy z r. 1920 również był bardzo pośpiesznie uchwalony. Ale właśnie tam nie było tych sprzeczności. Były później pewne uwagi czynione, czy przez s. Makarewicza, czy przez innych profesorów, ale sam projekt był uzgodniony z ciałami akademickiemi, i ta ustawa była uchwalona, jak tego czas ówczesny wymagał, w szybkiem może tempie, ale przechodziła wtedy tylko jedną instancję ustawodawczą, jaką był Sejm Ustawodawczy, i to przez miesiąc była opracowywana w Sejmie, a przedtem była uzgodniona. Jeżeli nie budziła żadnych zastrzeżeń, żadnych sprzeczności, to nic dziwnego, że dość szybko przez ciało ustawodawcze została uchwalona, a w dodatku trzeba się liczyć z tem, jaki to wówczas był czas, przecież bolszewicy byli już na drodze do Warszawy. Wtedy ustawę uchwalono, albowiem koniecznością było, ażeby ustawy były w jak najszybszem tempie uchwalone. Teraz ta nowa ustawa uchwalona jest w zupełnie innych warunkach, kiedy pośpiech nie wskazany jest ani potrzebny, przeciwnie może wywołać bardzo poważne trudności w początkowem stadjum wykonywania tej ustawy, Projekt ustawy w art. 1 mówi, że szkoły akademickie zorganizowane są na zasadzie wolności nauki i nauczania. Odpowiadałby więc, zdawałoby się temu, co jest powiedziane w Konstytucji, ale należy jednak przeczytać wszystkie dalsze artykuły. Ja nie liczyłem, ile razy powiedziane jest, że minister to albo tamto wykonywa, nakazuje, zakazuje i t. d., niektórzy liczyli to na setki razy, ja nie liczyłem, ale jest to bardzo dużo razy powiedziane, że minister może wprowadzać do tych czy innych funkcyj, czynności gospodarczych, nawet naukowych, najrozmaitsze ograniczenia. Więc ta bardzo piękna zasada wyrażona na samym początku ustawy, że „szkoły akademickie oparte są na zasadzie wolności nauki i nauczania”, jest poważnie przez stosowanie dalszych artykułów podważona.</u>
          <u xml:id="u-20.16" who="#JanWoźnicki">Muszę tu zwrócić uwagę na to, że zadaniem ustawy jest wychowywanie słuchaczów szkół akademickich na „świadomych swych obowiązków obywateli Rzeczypospolitej”, Systematycznie i stale, tak przy szkołach powszechnych, jak i teraz, jak zdaje się i w innych ustawach, wszędzie celowo pomija się słowo „prawa”. Nie chce się mówić o prawach obywatelskich, tylko o obowiązkach, bo twierdzi się, że prawa swoje obywatele doskonale znają, że nadużywają nawet domagania się praw dla siebie, natomiast zapominają o swoich obowiązkach. Ale czy tak jest w istocie? Jeśli chodzi o pewną niewielką liczbę obywateli, którzy znają doskonale Konstytucję, szereg ustaw, przyznających obywatelom pewne uprawnienia, to być może, że je znają, ale masa obywateli, a może nawet miliony, tysiące obywateli nie zna praw ani obowiązków. O obowiązkach ma im kto przypomnieć. Przypominają im na każdym kroku wszystkie władze państwowe. O prawach dowiadują się, kiedy już jest za późno do zastosowania do nich tych praw, bardzo często w stosunku do nich prawo jest gwałcone, a oni nie wiedzą, że mają takie prawa i że ich prawa są gwałcone. Gwałcenie praw obywateli jest połączone z ich krzywdą. Raz, drugi i trzeci krzywda ta rośnie i odstręcza tych obywateli od Państwa. Dobrą i konieczną rzeczą jest, aby obywatele znali i prawa i obowiązki, i żeby w wykonaniu prawa w stosunku do siebie umieli się o nie upomnieć, tak samo, jak są zmuszeni do spełniania swoich obowiązków, jeżeli nie spełniają tych obowiązków dobrowolnie. I jedno i drugie jest równoległe. Prawo obywatela to jest takie samo dobro państwowe, jak i obowiązki, które on spełnia. Prawo obywatela przywiązuje go do państwa. Jeżeli obywatel w państwie nie będzie miał praw, albo jeżeli prawa do niego stosowane nie będą, to on nie będzie się do tego państwa przywiązywał, on będzie się czuł w państwie źle, będzie czuł krzywdę przez państwo sobie wyrządzaną, często nieuświadomioną krzywdę, ale ona będzie. Chociażby obywatel nie znał swego prawa, jeżeli to prawo w stosunku do niego będzie gwałcone, to on będzie jednak rozumiał, że dzieje się coś, co się dziać nie powinno, i będzie się przeciw temu buntował, a to nie jest w interesie państwa. I, mojem zdaniem żadna ustawa nie powinna pomijać praw obywatela, zwłaszcza, taka, która mówi o tem, jak obywatela trzeba wychowywać. Obywatel uświadomiony całkowicie powinien tak dobrze znać swoje prawa, jak i swoje obowiązki.</u>
          <u xml:id="u-20.17" who="#JanWoźnicki">Zakwestionowano tutaj bardzo poważnie art. 3. Tu najlepsi znawcy życia akademickiego uzasadnili, że niemożliwe jest przyjęcie art. 3 w tem brzmieniu, w jakim on został w ustawie przedłożony. Dla mnie bardzo znamienną jest poprawka, zgłoszona przez p. referenta i uzgodniona z Rządem, poprawka, która ma wiele rzeczy i wątpliwości załatwić, to znaczy, że katedry i wydziały nie będą teraz zwijane przez samego Ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, ale przez Radę Ministrów.</u>
          <u xml:id="u-20.18" who="#JanWoźnicki">Proszę Panów, znając technikę pracy rządu, doskonale rozumiemy, że to niewątpliwie odwlecze na pewien czas uchwalenie tego lub innego wniosku, który minister do uchwalenia przedstawi — ale żeby miało udaremnić spełnienie woli ministra i żeby jego koledzy, zasiadający z nim razem w gabinecie, mieli odrzucić jego wniosek, tego sobie nie wyobrażam, dlatego, że odrzucenie raz i drugi wniosku ministra mogłoby spowodować konflikt między ministrem i jego kolegami gabinetowymi. Ta poprawka więc nic nie zmieni, albo bardzo mało w merytorycznem załatwieniu sprawy.</u>
          <u xml:id="u-20.19" who="#JanWoźnicki">Chciałbym ogólnie zwrócić uwagę na to, że według ustawy minister załatwi, minister zarządzi, minister jest władzą naczelną, minister rozstrzyga, minister decyduje i t. d., wszędzie minister. Wprawdzie już to było poruszane na komisji i gdy powątpiewano, jak to minister podoła tym wszystkim zobowiązaniom, wtedy p. Minister odpowiedział, że oczywiście nie będzie tego robił minister, lecz będą robili urzędnicy ministerialni, za których minister bierze całkowitą odpowiedzialność. No, oczywiście, że inaczej być nie może i tylko tak będzie. Bo sama szkoła wyższa, to przecież wielka machina albo kilka machin, w których splatają się interesy i nauki, i kultury, i sztuki, i tylu, tylu ludzi pracujących w nauce, kulturze i sztuce. To już jest maszyna, wymagająca wielkiej pracy myśli wielu ludzi. Wszystkich tych rzeczy minister nie rozstrzygnie, będą rozstrzygali urzędnicy, których my tutaj, chcąc pociągnąć do odpowiedzialności, nie będziemy widzieli; będziemy widzieli ministra. I w razie jakiegoś konfliktu, w razie jakiejś szkody dla interesu państwowego, która z niewłaściwego załatwienia sprawy wyniknie, będziemy mieli do czynienia z ministrem. No i jaka dla nas pociecha z tego, że minister jest odpowiedzialny? My istotnych winowajców, tych ludzi, którzy naprawdę zawinili, nigdy nie będziemy mieli, będziemy mieli ministra, który jest niby wobec nas odpowiedzialny. Ale tu się zasłania, sugeruje osobą ministra, jako tego człowieka, który wychodzi z większości sejmowej, do którego trzeba mieć zaufanie i t. d. I to będzie biurokratyczne załatwianie różnych kawałków wtedy, kiedy będzie chodziło przecież o wielkie wartości w życiu narodowem, o wielkie funkcje, których tak sobie w biurokratyczny sposób załatwiać nie należy. Jużeśmy tutaj zwracali uwagę na art. 11, który mówi o tem, jak to rektor czuwa nad porządkiem na terenie szkoły i w jakich to okolicznościach organa bezpieczeństwa mogą wkroczyć na teren szkół akademickich. P. Minister tłumaczy nam, wyjaśnia, że właściwie według ustawy dotąd obowiązującej, policja mogła w każdej chwili wkroczyć na teren uniwersytecki i że chodziło o utrudnienie tego. Ja specjalnie tę sprawę podnoszę dlatego, że p. Minister jeszcze tutaj nie przemawiał i chciałbym, aby p. Minister, przemawiając przy tej ustawie, nie zapomniał zapewnić nas, a przez nas i społeczeństwo, nie tylko społeczeństwo akademickie, ale całe społeczeństwo, że to tak właśnie powinno być rozumiane w wykonywaniu tej ustawy. To wprowadzi pewne uspokojenie, bo jednak co do młodzieży, która jest ukochanem dzieckiem narodu, kwiatem całego życia państwowego, inteligencją i mózgiem narodu, to chodziłoby całemu społeczeństwu, żeby ona nie miała zbyt częstego zetknięcia z władzami bezpieczeństwa, z temi hydrantami, z tem wszystkiem, co się w stosunku do tej młodzieży wyczynia. Jeżeli usłyszymy tutaj powtórzenie tego zapewnienia, które słyszeliśmy już na komisji, to ci, którzy tę ustawę będą wykonywali, będą musieli sięgnąć do tych wyjaśniających oświadczeń, jakie z trybuny parlamentarnej padały, i interpretacja tej ustawy będzie tem związana, skoro nie można było znaleźć takich słów, któreby wkraczanie policji, władzy bezpieczeństwa na teren uniwersytecki zupełnie jasno stawiały.</u>
          <u xml:id="u-20.20" who="#JanWoźnicki">Sądzę, że bardzo niejasny i niedociągnięty w swojej treści prawnej jest art. 9, który mówi o wyborze i o zatwierdzaniu rektorów wyższych uczelni. Wybierani oni są przez specjalnie wybieranych delegatów. Wybierają przypuśćmy kandydata na rektora i minister odmawia przedstawienia go do zatwierdzenia Prezydentowi Rzeczypospolitej. Wtedy według ustawy zebrani delegaci dokonują bezzwłocznie nowego wyboru. Ale co będzie, jeżeli zebranie tych delegatów wybierze drugi raz tego samego kandydata? To jest rzecz do pomyślenia, bo może być taki zatarg — oni uważać będą, że ich kandydat jest człowiekiem, który może i powinien spełniać funkcje rektora, a minister dla tych czy innych względów będzie uważał, że nie należy przedstawiać go Prezydentowi do zatwierdzenia. Niema tutaj przepisu, jak ten spór będzie rozstrzygnięty. Mojem zdaniem, jest to niedociągnięcie prawnicze. Gdyby było powiedziane, że nieprzedstawienie Prezydentowi danego kandydata uniemożliwia ponowny jego wybór, że profesorowie nie mają prawa wybrania go ponownie i jeżeliby chcieli wybrać go po raz wtóry, to następuje mianowanie, to nie godziłbym się na to załatwienie sprawy, ale uważałbym, że to byłoby wówczas i logiczne i dociągnięte prawniczo, gdy tymczasem obecnie ta sprawa jest zawieszona w powietrzu i ostatecznego załatwienia w ustawie niema.</u>
          <u xml:id="u-20.21" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Bogucki.)</u>
          <u xml:id="u-20.22" who="#JanWoźnicki">Poza wielu innemi artykułami i działami tej ustawy duże nasze zastrzeżenia budzić musi dział poświęcony słuchaczom. Więc przedewszystkiem kary dyscyplinarne, które są przewidziane w razie naruszenia przez słuchacza przepisów akademickich, dopuszczenia się czynów przeciwko obyczajności i porządkowi życia akademickiego, lub wolności nauczania i studiowania. Tutaj uważam za swój obowiązek zastrzec się, że ekscesy, popełniane przeciw porządkowi życia akademickiego lub przeciw wolności nauczania studentów innych wyznań lub narodowości, w państwie zamieszkałych i pełnię praw obywatelskich posiadających, nie tylko nie zasługują na pochwałę, ale na jak największe potępienie. W projekcie ustanowione są przeto kary dyscyplinarne.</u>
          <u xml:id="u-20.23" who="#JanWoźnicki">Pierwszą taką karą jest nagana, drugą kara, której nie rozumiem i którą należałoby wyraźniej sformułować, „pozbawienie prawa udziału w życiu akademickiem na czas ograniczony lub na czas studiów”. Co to jest „pozbawienie prawa udziału w życiu akademickiem?” Ja tego dobrze nie rozumiem i chciałbym, aby to było wyjaśnione. Udział w życiu akademickiem, mojem zdaniem, obejmuje wszystko, a więc prawo wstępu na terytorium uniwersyteckie, do sal wykładowych, do pracowni, na wykłady i wszędzie. Jeżeli to nie jest tak, jeśli student może studiować i pracować w pracowni, ale nie może brać udziału w korporacyjnem życiu akademickiem, w stowarzyszeniach akademickich, czy traci prawo wybierania lub wybieralności, to te rzeczy albo powinny być wyraźnie powiedziane, albo jeżeli wyraźnie nie dadzą się sformułować, to powinny być z ustawy usunięte, bo one będą doprowadzać do nieporozumień i rozmaitych interpretacyj.</u>
          <u xml:id="u-20.24" who="#JanWoźnicki">A ten punkt e), który powiada, że komisja dyscyplinarna może pozbawić prawa studiów we wszystkich szkołach akademickich, to już tak pachnie dawnym rosyjskim wilczym biletem, że mojem zdaniem wystarczyłoby tu, by jedna, dana szkoła akademicka mogła decydować o tem, że w tej szkole ten student już dalej studiować nie może, bo w takim znacznym stopniu przekroczył przepisy tej szkoły, że dłużej w niej przebywać nie może. Ale przecież jeżeli student zgłosi się do innej szkoły, to niewątpliwie będzie musiał wylegitymować się co do swej przeszłości, a ta szkoła może poinformować się w tamtej co do jego zachowania. Nie zamykajmy mu jednak raz na zawsze bram wszystkich uniwersytetów w Państwie. Na skutek popełnienia jednego występku — występku, bo to nie będzie zbrodnia, bo jeżeli byłaby zbrodnia, to byłby karany sądownie, a nie dyscyplinarnie — zamykanie mu podwoi wszystkich uniwersytetów jest mojem zdaniem karą zbyt surową.</u>
          <u xml:id="u-20.25" who="#JanWoźnicki">Punkt 4 art. 52, który mówi, że: „W wypadku przewinień o charakterze zbiorowym, którym towarzyszą czyny przeciw wolności nauczania lub studiowania, albo w wypadku czynnych wystąpień przeciw profesorom lub władzom akademickim Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego może powołać specjalną komisję dyscyplinarną, złożoną z profesorów szkół akademickich. Od kar nałożonych przez tę komisję nie przysługuje odwołanie”, mojem zdaniem, jest to artykuł nowy, który nie wiem, czy do czego dobrego doprowadzi. Po pierwsze to jest artykuł, ustanawiający bardzo wyjątkowe ciało dyscyplinarne na terenie uniwersytetu. Niektórzy panowie w dyskusji na komisji nazywali to „czerezwyczajką”. Taka nazwa może się utrzeć w nomenklaturze akademickiej. Nie wiem, czy w danych okolicznościach znajdą się profesorowie, nawet mianowani przez p. Ministra, którzy będą chcieli urzędować w takiej właśnie komisji dyscyplinarnej.</u>
          <u xml:id="u-20.26" who="#JanWoźnicki">A potem orzekanie, że od kar, nałożonych przez tę komisję, nie przysługuje odwołanie, mojem zdaniem jest też prawniczo dosyć ryzykowne — dlatego, że ludzie są omylni i wszystkie sądy mają wyższe instancje, które poprawiają i rewidują orzeczenia instancyj niższych. I sądzę, że nie zaszkodziłoby, ażeby te sprawy, nawet w takich nadzwyczajnych wypadkach, były drogą normalną przez normalne urzędy dyscyplinarne akademickie załatwiane.</u>
          <u xml:id="u-20.27" who="#JanWoźnicki">Oto kilka przykładów, które uzasadniają to, że my do tej ustawy odnosimy się bardzo krytycznie. Już na komisji podkreśliłem i obecnie zaznaczyć tu muszę, że każda ustawa może być pożyteczną albo szkodliwą, w zależności od tego, jak jest wykonywana. Wytworzyły się takie stosunki, że my, ta grupa, którą ja tu reprezentuję, mamy dostateczną ilość powodów do tego, żeby do działalności obecnego Rządu nie mieć zaufania. I w tym wypadku, jak w wielu innych, właśnie dla tej uzasadnionej, naszem zdaniem, przyczyny, odnosimy się krytycznie do tej ustawy dlatego, że sądzimy, że w wykonywaniu jej będzie bardzo często tłumaczona nie tak, jak jest tłumaczona teraz przy uchwalaniu, ale inaczej. Będzie interpretowana tak, jak to niejednokrotnie mieliśmy możność stwierdzić, interpretowane są inne, dobre nawet ustawy.</u>
          <u xml:id="u-20.28" who="#JanWoźnicki">Zmarły już obecnie ś. p. prof. Balzer wypowiedział o tej ustawie miedzy innemi takie zdanie, że „gdyby słowo projektu miało stać się ciałem, to zaciążyłoby po wsze czasy na historii naszej kultury jako najciemniejsza plama, za którą w przyszłości rumienilibyśmy się przed całym światem cywilizowanym”.</u>
          <u xml:id="u-20.29" who="#JanWoźnicki">Jako laik, jatko człowiek nie będący w związku ze światem akademickim, nie wiem, czy ś. p. prof. Balzer miał całkowitą rację, kiedy te słowa napisał. Jeżeli miał, to w takim razie uzasadniony jest nasz stosunek do tej ustawy; jeżeli nawet jest to wątpliwe, to i w takim razie też uzasadnione jest nasze głosowanie przeciwko tej ustawie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-21">
          <u xml:id="u-21.0" who="#AntoniBogucki">Głos ma s. Kopciński.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-22">
          <u xml:id="u-22.0" who="#StefanKopciński">Wysoka Izbo! W Polsce szkoły, służące dla szerokich warstw ludności, są przepełnione, w Polsce jest duża liczba dzieci, będących poza szkołą, w Polsce jesteśmy przed groźbą analfabetyzmu, w Polsce jesteśmy przed groźbą niemożności takiego wychowania dzieci, jakbyśmy chcieli. Takie są czasy! I zdawałoby się, że w tych ciężkich dla wychowania i oświaty czasach ministerstwo oświaty publicznej ma duże pole do działania. Moglibyśmy mu życzyć sił i wytrwałości, ażeby tym wszystkim zagadnieniom sprostało. Kiedy jednak zobaczyliśmy złożoną nam ustawę o szkołach akademickich? Złożono nam ją zupełnie nieoczekiwanie, boć przecież, proszę Panów, nawet na dwa tygodnie przed wniesieniem ustawy panowie profesorowie byli zapewniani, że żadnych zmian w ustawie akademickiej nie będzie. I ja sam osobiście miałem wrażenie z zeszłorocznych wynurzeń przedstawicieli Ministerstwa, że istotnie w Ministerstwie żadnych zamierzeń niema co do ustawy, a zapewnienia te składane były wtedy, kiedyśmy się nawet nie pytali, lecz z okazji odezwania się profesorów wszechnic z powodu ustawy o ustroju szkolnictwa. Zapewniam Panowie, że we wrześniu, kiedy dowiedziałem się, że ustawa akademicka jest opracowywana — tłumaczyłem ludziom, że to jest niemożliwe. Jeżeli ta ustawa w tych ciężkich czasach się zjawia i zjawia się w trybie nagłym, to każdy musi się zastanowić, że powody muszą być niezmiernie ważne, że coś się widocznie dzieje, co wymaga koniecznie zreformowania życia w szkołach wyższych.</u>
          <u xml:id="u-22.1" who="#StefanKopciński">Każdy z nas — zwyczajem szarych obywateli — tego nie dostrzega. Uniwersytety pracują, uniwersytety, powiedzmy nawet, rozwijają się — prawda, ten szary obywatel widzi, że rok rocznie, tam kiedyś w jakimś miesiącu młodzież się niepokoi, tak, rzecz dość ważna, dość ciężka, dość przykra, o niej jeszcze będę mówił, Ale pozatem jakichś wielkich rzeczy, dziejących się w uniwersytetach, któreby wymagały gwałtownego wniesienia ustawy, szary obywatel nie widzi. To też każdy z nas, kiedy otrzymał ustawę, z ciekawością czytał uzasadnienie jej. W uzasadnieniu tem czytamy, że przedewszystkiem ustawę dawną krytykowano, że zaraz po jej ukazaniu się pojawiły się głosy krytyczne. Tak, ale potem się jakoś uspokoiły. Jeżeli te głosy krytyki były słuszne nawet, to uniwersytety przystosowywały się, niektóre stworzyły na zasadzie ustawy statuty, życie postępuje. W tem uzasadnieniu nie jest powiedziane, czego domagały się te krytyki, sądzę więc, że to nie jest powód wniesienia nowej ustawy, że kiedyś w 1922 i w 1923 r. były głosy krytyczne, które się w dodatku uspokoiły już.</u>
          <u xml:id="u-22.2" who="#StefanKopciński">Mówi się, i to już jest powód ważniejszy, że uniwersytety zostały odgrodzone i przez ustawę z 1920 r. murem chińskim od społeczeństwa i od Państwa, że wskutek tego nie mogły być pod wpływem czynników państwowych. To była jakoby taka instytucja, która trzymała się starych form, poza wszelkiemi wpływami i Państwa i społeczeństwa.</u>
          <u xml:id="u-22.3" who="#StefanKopciński">Co do społeczeństwa, to mnie się zdaje, że może tak nie było, nie wiem bowiem, czyby Rządowi o te wpływy społeczne chodziło, i czy raczej może wyczucie przez uniwersytety pewnych prądów nurtujących w społeczeństwie i ważnych dla społeczeństwa, żywy związek moralny ze społeczeństwem nie był właśnie powodem wniesienia tej ustawy akademickiej.</u>
          <u xml:id="u-22.4" who="#StefanKopciński">Co się tyczy ingerencji rządu, to, proszę Panów, zwrócę uwagę, że w r. 1920 p. Minister miał zapewnioną ingerencję we wszystkich ważniejszych sprawach, bo zatwierdzał habilitację, więc mógł wpływać na dopływ ludzi i wartościowanie ludzi, którzy idą na pole naukowe, mianował profesorów, zastępców profesorów, a zatem ciało personalne akademickie zależy zupełnie od ministra, zatwierdzał bibliotekarza, regulamin bibliotek, statuty szkolne, program wykładów, miał więc wpływ na treść tego uniwersytetu. Jeżeli chodzi zaś o młodzież, to ustanawiał opłaty, decydował o ograniczeniach w przyjęciu do uniwersytetu. Trudno byłoby znaleźć, przynajmniej dla nas nieuprzedzonych, czy jest tu jakaś luka, gdzieby ingerencja ministra nie sięgała; na skład personalny, na program, na najważniejsze rzeczy, dotyczące młodzieży, materialne i urlopowe, na wszystko minister miał wpływ zapewniony.</u>
          <u xml:id="u-22.5" who="#StefanKopciński">Zdawałoby się więc, że nie było powodu do podnoszenia alarmu, że Państwo nie ma ingerencji do uniwersytetów. Proszę Szanownych Panów, ale kiedy zaczyna się o tem mówić, to zjawiają się pewne sprzeczności, zjawiają się pod koniec dyskusji w Sejmie i w Senacie wątpliwości, że ta ustawa z 1920 r. dawała jakoby większe ingerencje p. Ministrowi. Panowie pod koniec tej dyskusji wynaleźli art. 114 i powiadają, że minister mógł tam wszystko pozmieniać, zreorganizować wydziały, wpływać na katedry i na zamknięcie katedr i to w art. 114 jest. W takim razie poco ten motyw; jeżeli trzeba było zmienić ustawę, to ten motyw nie wytrzymuje krytyki. Istotnie tak nie było. Nie jestem prawnikiem, ale na mój rozum zwyczajny, jeżeli ten art. 114 jest w przepisach przejściowych, jeżeli jest powiedziane: „przepisy, odnoszące się do organizacji i reformy studiów, wyda Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego”, to przepisy te przedewszystkiem byłyby czemś jednorazowem, jakąś normą. Mnie się zdaje, że ci, którzy twierdzą, że to nie tyczy się reorganizacji samych wydziałów, mają rację. Bo jest wszak w ustawie z 1920 r. art. 12 i 19, które wyraźnie mówią, kto zajmuje się reorganizacją wydziałów, oddziałów i kto występuje o ustanowienie katedr. Zatem artykuł, który mówi tylko o wyjątkowych przepisach, nie może załatwiać tego, co w innym artykule ustawy zostało ustanowione. Ale jeżeli Panowie mieliby rację, to pocóż było wytaczać tę armatę, że niema ingerencji, kiedy według Panów minister ją miał? Tylko, że właśnie tu w argumentowaniu daje się zawsze na argument — kontrargument. Miałem wrażenie przy dyskusji, przy całej jej powadze, że tutaj się odbywa rozprawa sądowa: prokurator i adwokat, adwokat i prokurator — na jeden argument tu się podaję drugi argument.</u>
          <u xml:id="u-22.6" who="#StefanKopciński">Proszę Panów, jednym z argumentów, który się wysuwa, jest młodzież. Oczywiście argument niezmiernie ważny. Powiada się, że młodzież często występuje bardzo brutalnie. Muszę powiedzieć, że istotnie pewne rzeczy mogłyby budzić niepokój, ale czy na to trzeba aż ustawy, o tem śmiem wątpić.</u>
          <u xml:id="u-22.7" who="#StefanKopciński">Motyw wzmożenia wpływu p. Ministra na szkoły akademickie oczywiście odegrał zasadniczą rolę w układaniu tej ustawy. Z tego wypływają wszystkie jej zmiany i wszystkie jej braki. Ustawodawcy chcieli, ażeby narzędziem ministra na terenie szkół akademickich był rektor, ażeby rektor był nie tylko przedstawicielem uniwersytetu, ale jednocześnie mężem, który tam działa w imieniu ministra. Stąd, proszę Panów, ograniczenie kompetencji senatu, stąd to wszystko, co dotyczy rektora, a co niewątpliwie jest na niekorzyść życia akademickiego.</u>
          <u xml:id="u-22.8" who="#StefanKopciński">Proszę Panów, więc wybór rektora, jak Panowie wiedzą, wymaga zatwierdzenia, on jest przedstawiany p. Prezydentowi, ale oczywiście p. Minister może przedstawić, albo nie przedstawić.</u>
          <u xml:id="u-22.9" who="#StefanKopciński">Dalej, co do wyboru rektora, to obecnie ustawa poprawiona mówi o dwóch latach, poprzednio była mowa o trzech latach. Nie potrzebuję tłumaczyć, że człowiek nauki, odrywany od niej na trzy lata do czynności administracyjnych, oczywiście doznaje pewnej krzywdy, skądinąd zaś długie urzędowanie rektora mogłoby być dla szkół akademickich pożyteczniejsze. Ale przecież rektora można powtórnie wybierać, są prorektorzy i t. d., tak że te rzeczy dotąd szkoły akademickie same załatwiały. Ale oczywiście, kto zmierzał do tego, żeby wzmocnić rektora, żeby mieć swojego człowieka na uniwersytecie, ten musiał chcieć dać mu jak najdłuższy okres urzędowania. Rektor ma być przełożonym ciała profesorskiego, rektor, z krzywdą dla siebie, ma podlegać tylko Wyższej Komisji Dyscyplinarnej — wskutek tego z odwołaniem nie wiadomo jak to będzie; z tego wynika ograniczenie senatu i inne rzeczy.</u>
          <u xml:id="u-22.10" who="#StefanKopciński">Proszę Panów, przejdźmy do młodzieży. Na Komisji Oświatowej, zdaje się, doszliśmy do porozumienia, że trudno, żeby młodzież nie zajmowała się zagadnieniami chwili, że rady na to niema, ażeby młodzież odsunąć od polityki, że pożądanem byłoby dla każdego z nas, ażeby jej stosunek do spraw politycznych był poważny. My, starzy, tak chcemy, ale młodzież, reagująca żywo na wszystko, często robi inaczej. Zgódźmy się na to, że chodzi o inną rzecz, chodzi o metody reakcji, i te metody reakcji przerażają zarówno p. Ministra, jak Ministerstwo i Panów. Musimy powiedzieć, że do przykładów, przytaczanych często przez Panów, musimy się odnieść tak samo, jak wszyscy muszą się do tego odnieść, to jest jak do rzeczy, które są niedopuszczalne. Jeżeli Panowie przytoczyli przykład wypadku z pierwszym Prezydentem Rzeczypospolitej, najzupełniej się zgadzamy i wtedy przeciw tej rzeczy protestowaliśmy, jeżeli Panowie przytaczali rozruchy antyżydowskie i metody ich stosowania, to również tę akcję potępiamy i najzupełniej się solidaryzujemy z tem, że to są rzeczy niegodne młodzieży, która powinna szanować innych i szanować godność ludzką. W ustach naszych to brzmi szczerze. Ja nie wiem, czy u wszystkich Panów, czy u większości Panów może być to szczere, kiedy w innych wypadkach tego nie było, kiedy godność ludzka była poniewierana, tylko w tym momencie drobniejszym to jest dla Panów powód do reakcji. My zaś reagujemy na to szczerze i te rzeczy potępiamy. Ale proszę Panów, jakie na to rady znajduje ustawa? Ustawa znajduje taką radę, że daje pełnomocnictwa ministrowi, minister wyda rozporządzenie, tyczące się organizacji akademickiej i to w dodatku, jak zrozumieliśmy, te rozporządzenia mogą się zmieniać zależnie od tego, co będzie niosło życie. Czy nie lepiej byłoby, ażeby te zasady — a słyszeliśmy od przedstawicieli uniwersytetu, profesorów, że sami rozumieli, że tu trzeba coś zmienić — a więc czy nie lepiejby było, aby oni chcieli razem z Ministerstwem pewne ramowe przepisy coś zmieniające, coby ten stan rzeczy poprawiło, opracować. Pytam się, czy nie lepiejby było, jeżeli już była ta chęć, aby te przepisy znalazły się w ustawie, aby wiedzieć, z czem mamy do czynienia, abyśmy mogli i my wiedzieć, co będzie w ustawie, współdziałać i odnieść się do tego tak, jakby na to przepisy zasługiwały? Proszę Panów, z tego, co widzimy w ustawie, co dotyczy młodzieży w innych artykułach, co dotyczy komisji dyscyplinarnej, to możemy powiedzieć, że one zachwytu, przynajmniej w nas, budzić nie mogą.</u>
          <u xml:id="u-22.11" who="#StefanKopciński">Bo co zostało wymyślone? Zostało wymyślone między karami dyscyplinarne mi, o tem mówił senator Woźnicki, pozbawienie młodzieży prawa brania udziału w życiu akademickiem. Zdaje mi się, że to jest środek bardzo niepedagogiczny, bo dla młodzieży życie organizacyjne, akademickie jest potężnym środkiem wychowawczym i to właśnie ma być odjęte jej za karę. Drugi wymysł to są te komisje nadzwyczajne, które mają być powoływane wtedy, jeżeli na całym terenie Państwa będzie się działo coś nadzwyczajnego wśród młodzieży. Ja już mówiłem na komisji, że jeżeli jakieś rozruchy ogarną młodzież na terenie całego Państwa, to to musi być polityka, chyba w wyjątkowych wypadkach to nie byłoby z polityką związane. Wtedy te komisje będzie wyznaczał minister, który politycznie w tych wypadkach oczywiście musi być zainteresowany. Mam wrażenie, że jeżeli jest komisja dyscyplinarna, pewien rodzaj sądu, to chodzi o to, ażeby ten, kto tej komisji podlega, miał do niej zaufanie. W tych warunkach powstała komisja nie może u sądzonych budzić tego zaufania. Została wymyślona możność nakazywania przez ministra komisjom odwoławczym osądzenia sprawy, jeżeli została osądzona przez pierwszą instancję.</u>
          <u xml:id="u-22.12" who="#StefanKopciński">Zostało wymyślone jeszcze prawo łaski dla ministra w tych wypadkach, kiedy komisja jakąś karę nałożyła. My znamy wypadki, kiedy przedstawiciel interesu publicznego, nie tylko ten, który jest osądzony, może występować z odwołaniem. Ale nie wiem, czy tutaj p. Minister Oświecenia jest tym przedstawicielem interesu publicznego, bo tam na miejscu jest ktoś inny. A z drugiej strony prawo łaski może być tylko wtedy — nie jestem prawnikiem, biorę przez analogię — kiedy występuje sąd, który uważa, iż karę można łagodzić lub darować. Tu minister będzie sam dekretował. Nie wiem, czy to nie jest niebezpieczne i to bardzo niebezpieczne.</u>
          <u xml:id="u-22.13" who="#StefanKopciński">Te wszystkie pomysły, które się ujawniły względem młodzieży, nie napełniają nas nadzieją, że przy zastosowaniu tego wszystkiego można będzie z tą młodzieżą dojść do porozumienia. Lepiej byłoby oddziaływać, niż stosować represje. Od form oddziaływania represyjnego, tak jak są pomyślane, trudno oczekiwać jakiejś zmiany.</u>
          <u xml:id="u-22.14" who="#StefanKopciński">P. Minister słusznie powiedział, że sam wszystkiego robić nie może, dlatego też zgóry dać kredyt, że to będzie dobrze, oczywiście nie można.</u>
          <u xml:id="u-22.15" who="#StefanKopciński">Proszę Szanownych Panów, nakoniec rozpatrzmy jeszcze art. 3, który daje ministrowi możność, prawo reorganizacji i zamykania wydziałów, oddziałów, po wysłuchaniu opinii rady wydziałowej lub senatu. Przedtem oczywiście artykuł ten wyglądał nieco inaczej, ale te poprawki, które zostały postawione i które będą przyjęte, zdaniem naszem istotnej treści jego nie zmieniają. Dla nas wszystko jedno, czy robi to minister, czy Rada Ministrów, do której ten minister należy. Tego artykułu nie można traktować w oderwaniu. Gdybyśmy się nawet zgodzili, że tu chodzi o konieczną reorganizację i że ten artykuł nie może być wyzyskiwany w innym kierunku, to najracjonalniejsza reorganizacja robiona z centrum nie może przewidzieć wszystkich krzywd, które mogą wyniknąć.</u>
          <u xml:id="u-22.16" who="#StefanKopciński">Proszę Panów, tu się mówiło, że wszystko jedno, czy katedra jest zajęta, czy niezajęta, czy żywa, czy martwa, tj. nie ma profesora. Pewnie, że teoretycznie tak jest, chodzi o katedrę, a nie o człowieka. Jeżeli katedra jest ważna, to powinna zostać, ale czy w danym wypadku człowiek nie jest rzeczą najważniejszą? Oczywiście zależy od tego jaki. Jeżeli się tutaj w Warszawie, nie mogąc samemu wszystkiego zrobić, w najlepszych intencjach zreorganizuje coś, czy też zamknie katedrę z takich czy innych powodów, i wskutek tego pozbawi się możności pracy człowieka, który jest dla nauki jednostką niezmiernie cenną, ja do takiej rzeczy, do takiej ostateczności nie chcę dopuścić — albo jeżeli wskutek tej reorganizacji przeniesie się tego człowieka gdzieindziej w inne warunki, gdzie on tego ośrodka pracy, tych warunków, jakie miał tam, gdzie był, nie może sobie stworzyć, to mnie się zdaje, proszę Panów, że są to takie krzywdy, nad któremi przejść do porządku dziennego nie można, a nie zawsze przecież centrala będzie o wszystkiem wiedzieć i z tem wszystkiem się, liczyć. Nie można też art. 3 rozpatrywać bez pewnych faktów poprzedzających, a faktem poprzedzającym były zmiany wprowadzone do dekretu o stosunkach służbowych profesorów uniwersytetów. Tutaj zwrócę uwagę na art. 23 tego dekretu, który był przedtem zadekretowany dlatego, żeby nie mieć kłopotu przy tych reorganizacjach. Jeżeli profesor, którego katedra została zredukowana, w ciągu roku nie będzie mógł być przeniesiony gdzieindziej, to zostanie zemerytowany. Oczywiście taka groźba zemerytowania wtedy, kiedy człowiek chce pracować i kiedy może tylko na tem polu pracować i jego praca nie da się przenieść z tego pola na inne — musi działać deprymująco na wszystkich, nawet na adeptów nauki, których tak wielu w Polsce nie mamy, jak o tem świadczą próżne katedry.</u>
          <u xml:id="u-22.17" who="#StefanKopciński">Ale, proszę Szanownych Panów, nie mogę się powstrzymać od przytoczenia poprzedniego artykułu tego dekretu, w którym się mówi o tem, co profesorowi wolno lub nie wolno. Do tego artykułu został dodany w dekrecie Prezydenta jeden punkt, który powiada, że profesorowi nie wolno wchodzić w związki ani robić zmowy, któraby mogła mieć wpływ na bieg zarządu Państwem.</u>
          <u xml:id="u-22.18" who="#StefanKopciński">Co to znaczy „związek, czy zmowa, która mogłaby przeszkodzić biegowi zarządu Państwem”? Żaden z prawników niestety w tej materii nie mówił, a ja, zwyczajny człowiek, pytam się, czy, powiedzmy, protest profesorów wszechnic w sprawie brzeskiej wpływa na bieg zarządu Państwa, czy nie wpływa? Dla nas był on ujawnieniem sumienia profesorskiego; sądzę, że Panowie powiedzieliby, że to była zmowa — nie związek, ale zmowa — w celu wpływania na bieg zarządu Państwem. Ten dodateczek ujęty w słowa bardzo precyzyjne dla zwyczajnego człowieka, dla zwyczajnego mózgu trudny do odgadnięcia, także jest charakterystyczny.</u>
          <u xml:id="u-22.19" who="#StefanKopciński">Proszę Panów! Jeżeli w warunkach zwyczajnych, przy zupełnie spokojnem, obiektywnem odnoszeniu się do uniwersytetów art. 3 ustawy byłby krzywdą dla nauki, dla uniwersytetów, dla profesorów 1 musiałaby budzić w nich niepokój, to jeżeli Panowie Zechcą zważyć na zimno i spokojnie warunki, w jakich ustawa się ukazała, to zrozumieją, że on tem większą krzywdę przynieść może. Ostre narzędzie może nie być niebezpieczne, jeżeli zostanie oddane w ręce ostrożne. Wiemy, że ręce, które obecnie działają w Państwie, są mocne, są czynne, że one przed nieostrożnością się nie zawahają, jak przyjdzie t. zw. racja stanu. Dlatego starałem się dotąd trzymać samej tylko ustawy, ale niestety tu muszę przejść na polityczne tory. Niech Panowie nie stawiają zarzutów, że mówimy jako przedstawiciele pewnego politycznego odłamu. Tak jest. Ta ustawa niewątpliwie ma polityczny charakter i jeżeli Panowie teraz uprzytomnią sobie całą działalność Ministerstwa Oświaty, nie mówiąc już o innych ministerstwach, gdzie ustawy mają na celu właśnie wtłoczyć pracownika w pewne ramy, aby on był w ciągłym niepokoju, ciągle się czegoś bał i żeby stał się posłusznem narzędziem, jeżeli już wykonywanie tych rzeczy myśmy widzieli, bo praktyka to potwierdziła, to wtedy każdy przyzna, że mamy zupełny powód odnieść się z całkowitą obawą do tego artykułu, że on politycznie będzie wyzyskany.</u>
          <u xml:id="u-22.20" who="#StefanKopciński">Mówiłem na początku o tem, w jakich warunkach ta ustawa powstała. A teraz muszę zwrócić uwagę wysokiej Izby na dwa czynniki. Mamy do czynienia z nauką i wychowaniem. Jestem przekonany, że zarówno nauka jak i wychowanie w Państwie muszą mieć specjalne miejsce, muszą, że się tak wyrażę, być pod specjalną ochroną, muszą być postawione nieco na boku. Może się źle wyrażam, ale zaraz dla wytłumaczenia zrobię tu porównanie. A więc tak jak w administracji państwowej sądy stawiamy na specjalnem miejscu i mówimy, że sędzia musi być niezależny i nieusuwalny i sądy muszą być niezależne, to to samo tyczy się więcej jeszcze nauki i wychowania. Nauka w społeczeństwie i państwie musi odgrywać rolę bezstronnego czynnika, który nawet jeżeli powie w danym momencie i o danej rzeczy, którą państwo wykonywa, coś, coby mogło budzić pewien niepokój, to ta prawda musi być szanowana. Ten czynnik, regulujący, teoretyczny, dający praktyczne podstawy, musi być specjalnie szanowany, musi zajmować specjalne miejsce. Tak samo chciałbym, ażeby wychowanie było odsunięte od potocznego, codziennego życia, ażeby było także tą dziedziną szanowaną, do której odnosić się należy z delikatnością i nie wciągać jej w wir codziennego życia. Ta ustawa daleka jest od tego wzoru, o którym mówiłem.</u>
          <u xml:id="u-22.21" who="#StefanKopciński">Drugi czynnik, na który chciałbym zwrócić uwagę, to są profesorowie. Uważam, że na żadnym warsztacie pracy nie da się nic zrobić wbrew tym pracownikom, którzy na nim pracują, albo przynajmniej nie da się dobrze zrobić, nie da się zrobić z powodzeniem. Jeżeli większość ciał profesorskich uniwersytetów wypowiada się przeciw ustawie, czy mają słuszność, czy jej nawet nie mają, ci ludzie jednak pracują nad tem i trzeba się poważnie namyśleć, czy wobec tej opozycji da się to zrobić. O panach profesorach, którzy są przeciwnikami ustawy, mówi się rozmaicie: p. Minister mówi, że większość z nich jest bierna, jej to nie obchodzi, jest pewna mniejszość, która jest za ustawą, jest pewna mniejszość, która jest przeciw ustawie; mówi się, że ci ludzie nie orientują się często nawet, że nie byli na tyle sumienni, aby dobrze przeczytać ustawę, albo zapoznać się z ustawodawstwem zagranicznem. Ja myślę, że tak nie jest. Załatwienia tej rzeczy z całą precyzją, sumiennością i dokładnością Panowie przecież nie ułatwili, wiadomo bowiem, że trudno było tę ustawę dostać. Pomimo to sądzę, że to, co profesorowie mówią, jak mówią, z jakim przekonaniem mówią, świadczy, że oni się lekkomyślnie do tych rzeczy nie odnoszą. Mówi się, i p. referent powiada, że brane były za przykład uniwersytety niemieckie i okazało się, że w tych uniwersytetach zdarzają się przepisy, gorsze od przepisów naszej ustawy. Mam wrażenie, że takich przepisów, jak nasze, niema w tych ustawach, jakie były cytowane. Ale znowu rzuca się na argumenty kontrargumenty. Wolę wysłuchać zdania ludzi, którzy na tych uniwersytetach pracowali albo pracują, którzy znają warunki realnej pracy, nie tylko jak brzmi ustawa, ale jak ta ustawa jest wykonywana. Panowie nam robią zarzut, że my w dyskusji mało poruszamy ustawodawstwo zagraniczne. Ja tego umyślnie nie zrobiłem dlatego, że czytać ustawodawstwo, a znać jego wykonanie, to są dwie rzeczy różne. Ja pozwolę sobie dla lepszego zrozumienia przytoczyć przykład. Ktoś czyta gdzieś, że w Anglii jest król, a czyta też, że w Polsce jest rzeczpospolita i że jest Prezydent. A kto jest u nas, ten wie, że u nas oprócz Prezydenta jest Minister Spraw Wojskowych niepisaną wielką władzą i nie da się powiedzieć, że ktoś za królem angielskim zatęsknił.</u>
          <u xml:id="u-22.22" who="#komentarz">(S. Kłuszyńska: Nie zatęskni.)</u>
          <u xml:id="u-22.23" who="#StefanKopciński">W porównaniu z naszemi warunkami możemy tęsknić, ale w pisanych prawach to inaczej wygląda. Unikam tej rzeczy i nie zwracam uwagi, że te ustawy są nam przedstawione tak, jak one wyglądają na miejscu. Robiono nam zarzut, że powinno się wiedzieć, jak wyglądają gdzieindziej takie ustawy. Ja jestem zdania, że najlepsza jest taka ustawa, która wynika z naszego środowiska, z naszych warunków, Ja zawsze byłem tego zdania, że można i trzeba widzieć, co się dzieje zagranicą, ale na tych rzeczach trzeba się bardzo ostrożnie wzorować, P. referent powiada, żebyśmy popatrzyli na Niemcy, Prusy, a także powinniśmy sięgnąć do Włoch. Pewnie, że p. referenta mogą Włochy trochę pociągać. Ale nie wiem czybyśmy tam takie zachwycające rzeczy, na których moglibyśmy się wzorować, znaleźli. Byłoby może dobrze zajrzeć do tych rzeczy, to zajrzenie nie byłoby może szkodliwe, może doszlibyśmy do przekonania, że pomimo, że każdy profesor podpisuje tam faszystowskie zobowiązanie, to jednak wielcy ludzie skarżą się, że na uniwersytetach mają tylko 2% profesorów faszystowskich prawdziwych, że trzeba z tem porządek zrobić. Nie zawsze ustawa, nawet i we Włoszech, osiąga cele, do których zmierza.</u>
          <u xml:id="u-22.24" who="#StefanKopciński">Byłoby tragedią, żebyśmy wzory stamtąd mieli przenieść do nas. One przyjdą, one idą, my się na tych rzeczach wzorujemy niewątpliwie, ale jeszcze mamy pewną dozę ostrożności. Dlatego mnie się zdaje, że jeżeli z tego punktu widzenia mamy powiedzieć, jakie na nas robi wrażenie 800 profesorów, którzy występują przeciw ustawie, to można z calem uznaniem ocenić godność, odwagę cywilną, powiedzmy, nawet zapał w tej sprawie i to, że niezależnie od stadjum, w jakim ta ustawa się znajduje, oni starają się, aby była poprawiona, ale nie uginają się. Dla ludzi, którzy nie przywykli tak, jak my, do spraw parlamentarnych, przyjść na komisję i powiedzieć swoją opinię z całą szczerością i otwartością wtedy, kiedy się mówi rozmaite rzeczy grzecznościowe, jest rzeczą niewątpliwie ciężką, ale świadczy o ich odwadze cywilnej i o ich sumieniu profesorskiem, a tego lekceważyć nie można.</u>
          <u xml:id="u-22.25" who="#StefanKopciński">Proszę Szanownych Panów, Panowie powiadają: wiele rzeczy uwzględniono już w czasie dyskusji. Tak jest, niektóre nawet dosyć ważne, np. w artykule, który wspominał tutaj p. profesor Makarewicz, dotyczącym wyboru rektora. Rektor nie może być zwolniony i niema mniejszościowego rektora. To jest jedyna istotna poprawka, bo reszta to drobiazgi, niezałatwiające nic. Zmiana art. 3 nic nie daje. Dlatego nasz stosunek do tej ustawy w czasie dyskusji nie mógł się zmienić.</u>
          <u xml:id="u-22.26" who="#StefanKopciński">Ustawa, jak powiedziałem, przychodzi w chwili bardzo ciężkiej dla kraju, kiedy Chciałoby się, aby były załatwione rzeczy najbardziej palące, między innemi i w dziedzinie szkolnictwa. Panowie może powiedzą, że tamtych rzeczy nie można załatwić, bo na to nie pozwala kryzys. Ja mam wrażenie, że coś nie coś dałoby się zrobić. Myśmy kiedyś w Sejmie wnieśli projekt, który miał na celu ułatwienie dzieciom chodzenia do szkoły i ograniczenie ilości dzieci, będących poza szkołą. Nad tym wnioskiem stronnictwo BBWR przeszło do porządku dziennego. Natomiast nie przechodzi do porządku dziennego nad tem, co sprzyja rozwojowi systemu rządzącego, jego wzmocnieniu i budowie.</u>
          <u xml:id="u-22.27" who="#StefanKopciński">Dlatego też my ze stronnictw ludowych, robotniczych i chłopskich przystępowaliśmy do tej ustawy z pewnem zakłopotaniem, bo, właściwie mówiąc, ustawa akademicka to coś arystokratycznego w tych czasach, kiedy jest bezrobocie, kiedy ludzie są głodni, kiedy brak podstawowych szkół, bez których człowiek jest zupełnym kaleką. To jest nasze wrażenie w tej dyskusji i o dziwo okazuje się, że jednak i warstwy ludowe, i chłopskie, i robotnicze żywo zareagowały na te rzeczy tam, gdzie o tem wiedzą. Widzimy, że społeczeństwo nie odnosi się do tego zupełnie obojętnie i że reakcja się rozszerza. Widzimy, że za profesorami idzie młodzież, widzimy, że nad tą ustawą dyskutuje się nie tylko u nas, ale mówi się o niej w całym kraju. To niech będzie odpowiedzią na to, jakoby społeczeństwo nie interesuje się temi rzeczami i traci wszelki szacunek dla nauki i sztuki. To się może zmieniło. Społeczeństwo może inaczej teraz reaguje wskutek biedy, ale te objawy, które widzimy, są dla nas wielką pociechą, bo świadczą, że wartości duchowe mają u nas szacunek.</u>
          <u xml:id="u-22.28" who="#StefanKopciński">Proszę Panów! I my w pewnym momencie oczywiście dogodniejszym, nie w tym, w jakim obradujemy, bylibyśmy także za pewnemi zmianami w szkołach akademickich. Teraz nie są one jeszcze w naszych duszach skrystalizowane, nie moglibyśmy ich sformułować, bo są ważniejsze zagadnienia w tej chwili, ale niewątpliwie temu obywatelowi to, a drugiemu obywatelowi co innego się nie podoba. Ale jeżeli w szkołach akademickich należałoby coś zmienić, to na to jest inna droga, inny sposób. Mam wrażenie, że autorytet Ministra, który nie tylko chce rządzić, ale który chce oddziaływać swoim autorytetem ministerialnym, wiele rzeczy mógłby zrobić. Mam wrażenie, że w wielu wypadkach z ciałami profesorskiemi mógłby dojść do porozumienia. Mam wrażenie, że ogólne ramy stosunku do młodzieży nie tak należy normować i że na to trzeba czekać czasów spokojnych. Panowie w dyskusji często starają się zdania profesorów lekceważyć, to jest Panom potrzebne czasami. P. referent mówił, iż opozycja walczy frazesami. Nie wiem, co Panowie rozumieją pod frazesami. Jeżeli Panowie rozumieją to, co się wogóle mówi, to w takim razie tyczy się to i Panów, a już to, co dziś mówił p. referent, często jest istotnie tylko frazesem, że: „przecież Minister tego nie zrobi”, „przecież wolność nauki w tej ustawie jest zagwarantowana” i t. d.</u>
          <u xml:id="u-22.29" who="#StefanKopciński">Proszę Szanownych Panów! Żeby sobie zdać sprawę, wobec jakiego przeciwnika stajemy, muszę jeszcze zwrócić uwagę, że istotnie większość profesorów jest zwarta co do swej opinii. Kiedy mowa o profesorach, to mnie się zdaje, że p. Minister często wyrabia sobie o nich pojęcie nie takie, jakie odpowiada rzeczywistości, że p. Minister jest źle informowany, Na dowód tego, co się mówi, iż są przecież dość bierni zwolennicy projektu rządowego, przytoczę jeden szczegół, który to może oświetlić. Prof. Makarewicz już tu cytował p. prof. Ryszarda Ganszyńca. Ja pozwolę sobie odczytać drugi ustęp z jego artykułu. Ten ustęp brzmi jak następuje: „Przed wniesieniem projektu ustawy pod obrady Komisji Oświatowej, Towarzystwo to — mówi się tu o Towarzystwie Kultury Akademickiej, a na czem ono polega, wyjaśnił już p. prof. Makarewicz — Towarzystwo to odbyło jedno posiedzenie dyskusyjne, gdzie członkowie w dłuższej ożywionej dyskusji wyrazili swoje zdanie o tej ustawie. Z pośród kilkunastu mówców, wśród nich także prof. Czerny, ani jeden głos nie wyraził zadowolenia lub uznania dla tej formy inicjatywy ministerialnej. Tem więcej nas zdziwiło, że podano do prasy z tego posiedzenia komunikat, że „Towarzystwo Kultury Akademickiej wita inicjatywę p. Ministra” i t. p. Zdziwiło to nas tak dalece, że dla wyjaśnienia genezy tego komunikatu poważna część członków zażądała natychmiastowego zwołania nadzwyczajnego zebrania Towarzystwa Kultury Akademickiej, gdzie nam w obronie przypartego do muru prezesa Towarzystwa, prof. Stefki, wreszcie sen. Zakrzewski wyjaśnił, że to on komunikat ten wystylizował przed posiedzeniem, a pod koniec posiedzenia wręczył przyprowadzonemu ze sobą i obecnemu przez cały czas posiedzenia przedstawicielowi PAT'a w imieniu prezydjum Towarzystwa Kultury Akademickiej. Postępowania tego nie uważam ani za kulturalne, ani za akademickie, gdyż na podstawie przebiegu posiedzenia można spokojnie stwierdzić, że komunikat ten miał na celu poprostu zmylenie opinii społeczeństwa, a zwłaszcza Komisji Oświatowej co do naszego sądu o wartości projektu i co do rzeczywistych nastrojów „znacznej ilości profesorów”, która według zdania p. Ministra „w poczynaniach jego mu pomaga”, gdyż prócz prof. Stefki i Zakrzewskiego, ostro i uroczyście wszyscyśmy się odżegnywali od tego projektu. Nie chodziło przecież o malowanie uczuć i chęci nas, ludzi, którzy zasadniczo ustosunkowujemy się pozytywnie i życzliwie do każdego poczynania obecnego Rządu, lecz o to, co myślimy i sądzimy o rzeczonym projekcie, a o nim wydaliśmy sąd potępiający”. Tyle profesorowie, a zatem ta zwarta opinia profesorów. Jeżeli teraz zwrócimy uwagę na wszystko to, czego byliśmy świadkami przy dyskusji nad projektem i jeżeli zwiążemy to z poprzednią działalnością naszego Ministerstwa i naszego Rządu, bo w oderwaniu tych rzeczy brać nie można, to musimy przyjść do przekonania, że istotnie powodów do wniesienia akurat teraz projektu ustawy akademickiej nie było. Należało raczej zająć się daleko ważniejszemi, daleko pilniejszemi rzeczami w dziedzinie szkolnictwa i oświaty. Przychodzimy do przekonania na zasadzie art. 3 i na zasadzie dekretu o pragmatyce służbowej, że ta ustawa ma i musi mieć polityczne piętno. Zresztą p. referent przyznał, że ustawa ta jest ustosunkowaniem się do tych projektów, z któremi się Rząd nosi co do zmiany ustroju w Polsce. Ustawa ma podkład polityczny i to, oczywiście, piętno polityczne, jeżeli będzie wyzyskane — przyniesie wielką szkodę życiu akademickiemu, a choćby nie było wyzyskane, to, oczywiście, ten art. 3 i ten artykuł pragmatyki będzie wisiał jako pewien postrach nad ciałem akademickiem i musi wywoływać depresję, niepokój, co nie odbije się na nauce polskiej dobrze.</u>
          <u xml:id="u-22.30" who="#StefanKopciński">Musimy dalej skonstatować, że ustawa dąży do zmuszenia młodzieży do przystosowania się do ideologii sanacyjnej, którą Panowie wyznajecie i chcecie, żeby zapanowała nad Polską.</u>
          <u xml:id="u-22.31" who="#StefanKopciński">Te wszystkie rzeczy zwłaszcza, kiedy widziało się praktykę przy innych okazjach, muszą nas zrobić przeciwnikami tej ustawy. Bylibyśmy może za pewnemi zmianami w innych warunkach, w innych okolicznościach, w innym czasie, ale uważamy, że ustawa ta, godząca w ustrój szkół akademickich, w jego podstawy szczerze demokratyczne, mająca na celu dalsze wprowadzenie ideologii Panów, ustawa ta jest szkodliwą i będziemy głosować przeciw niej.</u>
          <u xml:id="u-22.32" who="#komentarz">(Oklaski na lewicy.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-23">
          <u xml:id="u-23.0" who="#AntoniBogucki">Głos ma s. Rogowicz.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-24">
          <u xml:id="u-24.0" who="#JanAntoniRogowicz">Wysoka Izbo! Jeżeli zabieram głos w dyskusji nad ustawą akademicką, to nie dla merytorycznej obrony tej ustawy, Uczynili to już niewątpliwie lepiej odemnie zarówno p. Minister tak w Sejmie, jak i w komisji senackiej, jak i pp. referenci w Sejmie i Senacie, jak również mówcy z naszego klubu.</u>
          <u xml:id="u-24.1" who="#JanAntoniRogowicz">Jeżeli więc zabieram głos w tej sprawie, to dlatego, że — jak powiedział s. Woźnicki — poza sferą profesorów, poza sferą przedstawicieli nauki, poza sferą uczącej się młodzieży, istnieją szerokie koła społeczeństwa zainteresowanego tem niewątpliwie pierwszorzędnem zawodnieniem państwowem, a wciągnięte, może ponad miarę, w wir walki, jaka na tle tej ustawy się rozgrywa.</u>
          <u xml:id="u-24.2" who="#JanAntoniRogowicz">W mojem rozumieniu istnieją dwa odłamy opinii: istnieje niezależna opinia profesorów, którą znamy, z którą możemy się nie zgadzać, ale którą szanować musimy, i istnieje opinia politycznych działaczy, płynąca niejednokrotnie nie z rzeczowych pobudek, ale z pobudek natury politycznej. Z tą opinią, która posłużyła do wciągnięcia w wir walki szerokich warstw społeczeństwa, walczymy i tej opinii odpowiedź moją mam zamiar poświęcić.</u>
          <u xml:id="u-24.3" who="#JanAntoniRogowicz">Nie uważałbym za szczególnie potrzebne polemizować z tymi przeciwnikami ustawy, którzy zrobili z niej taran, którym walą w Rząd i popierający go obóz, a nie widziałbym tej potrzeby dlatego, że zarówno w tej sprawie, jak i w szeregu innych nie możemy dopatrzeć się w głosach opozycji, czy to w Sejmie, czy w Senacie, jakichś konkretnych rzeczowych wskazań, jakiejś twórczej myśli przewodniej, a przedewszystkiem troski o Państwo, podkreślonej wyraźnie i górującej nad interesem partii, grupy, czy stronnictwa.</u>
          <u xml:id="u-24.4" who="#komentarz">(Głos na lewicy: Głupstwo.)</u>
          <u xml:id="u-24.5" who="#JanAntoniRogowicz">Trudno jest doprawdy polemizować z dzisiejszą opozycją parlamentarną w Polsce, kiedy jej drogowskazem jest przedewszystkiem interes partyjny i interes polityczny grupy.</u>
          <u xml:id="u-24.6" who="#komentarz">(Głos na lewicy: A Waszym drogowskazem — rozkaz, a nie wolna wola.)</u>
          <u xml:id="u-24.7" who="#JanAntoniRogowicz">Zaraz Panu odpowiem, cierpliwości, Panie Senatorze. Tam, gdzie widzimy czystą negację, a niestety tylko czystą negację z tej strony widzimy, niewątpliwie polemika jest niesłychanie trudna, boć negacji nie można przeciwstawić argumentów rzeczowych, ani programu twórczej myśli państwowej. Jeżeli przejdziemy myślą te wystąpienia opozycji w czasie ostatniej sesji, znajdziemy liczne tego przykłady. Przed kilkunastu dniami poszedłem na Komisję Spraw Zagranicznych w Sejmie, ażeby posłuchać dyskusji nad expose p. Ministra Becka. Słuchałem przemówienia posła Niedziałkowskiego. Ciekawy byłem, czem zakończy swoje wywody. Zdaje on sobie doskonale sprawę z sytuacji międzynarodowej, z trudności politycznych, jakie Polska w tej chwili na terenie międzynarodowym przeżywa. A jakie daje wskazanie? Kończy swoje przemówienie oświadczeniem, że jedynem wyjściem z sytuacji jest rząd robotniczo-włościański. Co to jest rząd robotniczo-włościański, proszę Panów, to my wiemy od naszego wschodniego sąsiada. Czy takie wnioski, takie wskazania możemy poważnie traktować? Ale przejdźmy do strony prawej opozycji. W dyskusji budżetowej w Sejmie p. poseł Rybarski, jako prezes Klubu Narodowego, wysunął inne remedium, już nie rząd robotniczo-włościański. Powiada: rozwiążcie się — wiedząc zresztą, że w myśl Konstytucji rozwiązać się nie możemy sami. Rozwiążcie się — to jest całe zagadnienie, to ma być rozwiązanie tego węzła trudności, w jakich Polska w tej chwili się znajduje.</u>
          <u xml:id="u-24.8" who="#JanAntoniRogowicz">Jeżeli o tem mówię, to dlatego, ażeby przykładowo przytoczyć, jak mało pozytywnych myśli twórczych, jak mało troski o los Państwa widzimy u opozycji. Widzimy negację i tylko pustą i czczą negację.</u>
          <u xml:id="u-24.9" who="#JanAntoniRogowicz">Walka o ustawę akademicką, to walka z wyznawaną przez nas koncepcją roli i zadań Państwa.</u>
          <u xml:id="u-24.10" who="#JanAntoniRogowicz">I cóż koncepcji tej oponenci nasi przeciwstawiają? Czy mają jakąś koncepcję inną, z którą moglibyśmy polemizować? Żadnej koncepcji w stosunku do Państwa ani od lewej ani od prawej strony tej Izby dotychczas nie słyszeliśmy. Zaprzęgnięto do tej walki, która na wycinku ustawy akademickiej się rozgrywa, masy społeczeństwa, szerokie koła mało obeznanych z samym przedmiotem. Nie popełnię ryzyka, jeżeli powiem, że szereg uchwał, które zostały powzięte przez różne organizacje zawodowe czy społeczne, były powzięte w gronach, w których do wyjątków niewątpliwie należeli ci, którzy ustawę mieli w ręku, którzy ją przeczytali. Opierali się oni na tych demagogicznych artykułach prasy opozycyjnej, która w sposób, stronniczy, świadomie nieraz fałszywy, w sposób do celów politycznych przystosowany, sprawę tę błędnie oświetlała, nie mówiąc przytem o zmianach, jakim pierwotny projekt w czasie dyskusji zarówno w Sejmie jak i w Senacie podlegał.</u>
          <u xml:id="u-24.11" who="#JanAntoniRogowicz">Mówiąc o stosunku do państwa, chciałbym w kilku słowach ten stosunek naszego obozu scharakteryzować. Mamy świadomość, że formy organizacyjne życia państwowego nie wytrzymały próby życia w obecnym burzliwym powojennym czasie. Dotychczasowy luźny stosunek obywatela do państwa zacieśnia się z każdym dniem. Jesteśmy świadkami, że obywatel dziś przychodzi do państwa i poniekąd żąda od niego regulowania swoich spraw, swego społecznego, zbiorowego życia w Polsce. Władza państwowa musi ustosunkować się we właściwy sposób do tych zadań, jakie rzeczywistość polska na nią nakłada. Kwestia obowiązku państwa regulowania życia zbiorowego, to nie jest kwestia tylko dnia dzisiejszego, to jest kwestia przyszłości, kwestia przyszłych pokoleń, a w tej dziedzinie w szczególności wychowanie pokoleń, które tworzyć będą w przyszłości życie polskie, jest jednym z najważniejszych obowiązków państwa.</u>
          <u xml:id="u-24.12" who="#JanAntoniRogowicz">Odpowiedzialność za państwo wziął na siebie obóz Marszałka Piłsudskiego. Tę odpowiedzialność dźwiga od 6 lat i od tej odpowiedzialności się nie uchyla. Słyszeliśmy tu niedawno w Senacie bardzo głębokie, klasyczne przemówienie p. Ministra Pierackiego, który w ten sposób określił stosunek jednostki do państwa: „Państwo w opinii uczonych jest formacją konieczną i wolność obywateli musi się dopasowywać do przymusów, wynikających z konieczności istnienia państwa”.</u>
          <u xml:id="u-24.13" who="#JanAntoniRogowicz">Wiemy wszyscy, że w okresie ciężkich zmagań z trudnościami zarówno zewnętrznemi, jak i z ciężkiem położeniem wewnętrznem, społeczeństwo domaga się silnego rządu. Społeczeństwo wierzy, że tylko silny rząd może uchronić państwo od katastrofy i zapewnić państwu spokojne przetrwanie i doczekanie się lepszych czasów. Jest to dzisiaj opinia najszerszych sfer społeczeństwa — domaganie się silnego rządu. Obywatel musi, oczywiście, niejedną ze swych swobód podporządkować interesowi państwa i tutaj przy tej ustawie akademickiej obywatel, którym jest w tym wypadku profesor uniwersytetu, musi zrezygnować z części swoich swobód i podporządkować je interesom wyższej kategoriji, interesom państwowym.</u>
          <u xml:id="u-24.14" who="#JanAntoniRogowicz">Jaki jest nasz stosunek do nauki i nauczania — nie potrzebuję tutaj określać. Niepotrzebne nam są tego rodzaju nauki, jakie nam dawał tu dzisiaj p. senator Michejda. Jesteśmy całkowicie świadomi tych wielkich wartości, jakie nauka w życiu polskiem stworzyła i kulturze polskiej daje.</u>
          <u xml:id="u-24.15" who="#JanAntoniRogowicz">Nie uważam za potrzebne bronić tego stanowiska, boć ono jest jasne i zupełnie oczywiste. Zasada wolności nauki jest dla nas alfą i omegą, ale przecież ta ustawa w niczem tej wolności nie ogranicza. Przecież ta ustawa wolności nauki nie podważa. Przecież to, co słyszymy od opozycji o tej ustawie, to jest nagięte do pewnych zgóry postawionych założeń i nie zgadza się z prawdą. Oponenci mówią, że ustawa ta usuwa samorząd akademicki. Tak nie jest. Może kasuje suwerenność szkół akademickich, ale utrzymuje zasadę samorządu. Przecież jeżeli weźmiemy przykłady z zachodu, z Francji, z Niemiec, a w szczególności z Francji, gdzie szkoły akademickie nie mają zupełnie autonomii, to jednak widzimy, że nauka tam kwitnie i rozwija się wspaniale. Nie mówię, żeby nauka polska stała gorzej niż we Francji, ale nie mam powodu obawiać się o przyszłość nauki polskiej. Nauka francuska bez autonomii szkół akademickich daje doskonałe rezultaty i może być dla wielu narodów przykładem i przedmiotem zazdrości.</u>
          <u xml:id="u-24.16" who="#JanAntoniRogowicz">Teraz chciałbym przejść do stosunku naszego do młodzieży. Młodzież jest niewątpliwie taka, jakim jest starsze społeczeństwo, może nawet jest lepsza od niego. Ogół młodzieży jest niewątpliwie zdrowy. Jeżeli usuniemy te destrukcyjne, demoralizujące wpływy tych prowodyrów partyjnych, którzy dziś chcą młodzieżą kierować, a pewną częścią tej młodzieży już kierują, to niewątpliwie możemy jasno patrzeć w przyszłość naszej młodzieży. Ta młodzież nie jest taka, jak niektórzy przeciwnicy tej ustawy chcą nam przedstawić. Nie wszystkie przemówienia, które miały tu być wygłoszone, zostały dziś wygłoszone. Jestem w posiadaniu przemówienia, które nadesłał do rozdania nam s. Marchlewski, jako przemówienie na plenum Senatu w sprawie ustawy akademickiej, którego z powodu choroby nie mógł sam wygłosić. Ponieważ to zostało nam rozdane jako przemówienie, pozwolę sobie zacytować z tego jeden ustęp: Oto co mówi o młodzieży p. rektor Marchlewski: „Młodzież kończy wyższe uczelnie, aby potem się przekonać, że jest jakby sprzętem zbytecznym, piątem kołem u wozu. Z goryczą to powtarza, a jednocześnie woła: jesteśmy zbyteczni w kraju, który na skutek swego zacofania cywilizacyjnego jest pośmiewiskiem Europy”. Krzywdzącem pośmiewiskiem z młodzieży jest takie przemówienie! Młodzież nie zasługuje na to, aby w jej usta jej kierownicy, jak to zrobił p. prof. Marchlewski, kładli podobne słowa.</u>
          <u xml:id="u-24.17" who="#JanAntoniRogowicz">Panowie oponenci niejednokrotnie powoływali się na to, że mają dostateczny wpływ na młodzież akademicką i że ustawa ten ich wpływ zmniejsza, bądź podważa. Pozwolę sobie tutaj zadać pytanie. Jeżeli tak jest istotnie, że profesorowie mają wpływ na młodzież — zapytuję się, gdzie byli ci profesorowie w grudniu 1922 roku, gdzie byli w czasie innych wypadków, które się rozgrywały i rozgrywają od dwóch lat na terenie szkół akademickich, jak antyżydowskie hece, za które każdy uczciwy Polak rumieńcem wstydu oblać się musi? Gdzie są i gdzie byli ci profesorowie i gdzie jest ich wpływ na młodzież?</u>
          <u xml:id="u-24.18" who="#JanAntoniRogowicz">Powiedziałem, że młodzież, w swym całokształcie, niewątpliwie jest zdrowa. Ale oczywiście jest pewna część młodzieży, która, idąc za wskazaniami swoich prowodyrów politycznych, daje się porwać do walki, nie licującej ani w formach ani w przejawach z tą godnością, jaką młodzież polska w naszych uczelniach wyższych kierować się powinna.</u>
          <u xml:id="u-24.19" who="#JanAntoniRogowicz">Proszę Panów, jesteśmy teraz świadkami różnych, bardzo przykrych i gorszących ekscesów. Ja mam dużo wyrozumiałości dla temperamentu młodzieży, ale jednak nie mogę zrozumieć, dlaczego, w chwili, kiedy widzimy wyciągniętą rękę Hitlera po nasze polskie Pomorze, nie widzimy tej młodzieży, manifestującej żywiołowo na rzecz polskiego Pomorza, ale widzimy ją, napadającą na profesorów, idącą rozbijać szyby staruszki, która nie wie, dlaczego ta krzywda jej się dzieje, widzimy tę młodzież, wywieszającą jakieś kukły czy też niedopuszczającą kolegów do pracy w uczelniach. Gdzież są ci profesorowie, gdzież są ci przełożeni, którzy chwalą się swemi wpływami na młodzież?</u>
          <u xml:id="u-24.20" who="#JanAntoniRogowicz">Proszę Panów, myśmy już byli świadkami w Polsce walki o szkołę polską. Niech mi ta prawa strona Izby nie bierze za złe, bo nie dla rekryminacyj sięgnę pamięcią do roku 1905. Wtedy ten obóz, który dzisiaj reprezentuje Bezpartyjny Blok, i ta lewa strona Izby w tych samych szeregach walczyła o szkołę polską, o unarodowienie, o spolszczenie szkoły rosyjskiej. A gdzie była prawa strona tej Izby? Stronnictwo reprezentowane przez prawą stronę Izby walczyło przeciw tym, którzy walczyli o szkołę polską. Ta prawa strona Izby walkę tę sromotnie przegrała, a jej działacze stracili kredyt moralny wśród młodzieży, u której dziś pragną ten kredyt odzyskać, licząc, że pokolenie z 1905 roku wymarło, licząc, że to pokolenie zatarło w pamięci tę rolę, jaką Panowie wtedy w tej walce odegrali. Panowie nie macie wogóle szczęścia do roli nauczycieli narodu. Tak w 1905 roku, jak w szeregu następnych dat historycznych w życiu Polski, w historii walki o niepodległość, do wskazań nie mieliście szczęścia. Przypomnijmy sobie r. 1914 i 1915, kiedy to w Warszawie, w stolicy jeszcze zaborca rządził, jak to walczyliście z obozem niepodległościowym. Byłem sam świadkiem, jak w Resursie Obywatelskiej Roman Dmowski powiedział publicznie na wiecu te znamienne słowa: „kto wam mówi o niepodległości Polski, zajrzyjcie mu do kieszeni, zobaczycie tam marki niemieckie”, nie mieliście i wtedy szczęścia do roli nauczycieli narodu, nie macie szczęścia i dzisiaj. Nie mieliście szczęścia w późniejszych latach, gdy toczyła się walka w r. 1920 o Polskę z Rosją, kiedy żądaliście usunięcia z naczelnego dowództwa tego, który tę walkę zakończył wiekopomnym zwycięstwem i któremu zawdzięczamy, że dzisiaj w tej Izbie obradować możemy. Przegrywaliście stale, przegrywacie i dziś. Co w tej dyskusji jest rzeczą istotnie bardzo charakterystyczną, to ten dziwny stosunek oponentów do polskiej władzy państwowej i do jej organów wykonawczych. W szeregu przemówień słyszeliśmy jako kamień obrazy, że w ustawie powtarza się tyle a tyle razy wyraz „minister”. Proszę Panów, zastanówmy się nad tem, czegóż to dowodzi? Czy to nie dowodzi, jak głęboko jeszcze grzechy niewoli i pozostałości niewolnictwa w niektórych Panach tkwią, że w dalszym ciągu stosunek do naszej władzy państwowej polskiej jest taki, a może gorszy, jak był kiedyś do władz zaborczych. Panowie twierdzą...</u>
          <u xml:id="u-24.21" who="#komentarz">(S. Roman: Wobec zaborców byli ulegli.)</u>
          <u xml:id="u-24.22" who="#JanAntoniRogowicz">Słusznie, w stosunku do władz zaborczych, jak mówi historia wojny, byli Panowie ulegli. Sądzę, że mogę zaryzykować twierdzenie, że bylibyśmy zadowoleni, gdyby Wasz stosunek do władz polskich był nie gorszy, niż był swego czasu do władz zaborczych.</u>
          <u xml:id="u-24.23" who="#JanAntoniRogowicz">Proszę Panów, a policja? Stosunek do tej policji jest taki, jakby ona nie była polską policją, emanacją naszego społeczeństwa. Czyż jest to policja zaborcza? Czyż to nie jest organ, któremu powierzamy bezpieczeństwo naszego życia i mienia?</u>
          <u xml:id="u-24.24" who="#komentarz">(Głos na prawicy: Co policja ma wspólnego z wychowaniem?)</u>
          <u xml:id="u-24.25" who="#JanAntoniRogowicz">Panowie ten argument wysuwaliście i tym argumentem walczycie, że policja ma prawo wstępu w określonych warunkach na teren szkół akademickich. P. s. Woźnicki zapytywał tutaj, jaka jest różnica w tej materii między obowiązującą ustawą z r. 1920, a ustawą, którą w tej chwili mamy uchwalać.</u>
          <u xml:id="u-24.26" who="#JanAntoniRogowicz">Przecież tę rzecz można łatwo sprawdzić. Jeżeli weźmiemy art. 27 ustawy z roku 1920, to czytamy tam co następuje: „Rektor czuwa nad porządkiem na terytorium szkoły przy pomocy organów szkolnych. W razie grożącego niebezpieczeństwa rektor może pozwolić na wkroczenie organów bezpieczeństwa. Władze te mogą wkraczać same tylko w wypadkach wyjątkowo nagłych, zawiadamiając o tem rektora”. A jak to wygląda w przedłożonej ustawie? „Rektor czuwa nad porządkiem na terenie szkoły przy pomocy organów szkolnych. Jest władny wezwać pomocy organów bezpieczeństwa, gdy uzna to za konieczne. Organy bezpieczeństwa mogą wkroczyć z własnej inicjatywy na teren podlegający władzy porządkowej rektora w wypadkach nagłego niebezpieczeństwa. O wkroczeniu winna władza bezpieczeństwa natychmiast zawiadomić rektora”. Gdzie jest różnica? Gdzie jest ten wielki taran, którym opozycja agituje przy tym artykule, że teraz dopiero policję się wprowadza do szkoły? Czy jest tu coś nowego, czy jest pogorszenie, czy raczej pewne ograniczenie? Taką jest oto wartość tych argumentów, które Panowie tutaj przytaczają. Szkoła nie może być czemś eksterytorialnem. Nie może dopuścić żaden minister, ani żaden rząd do tego, żeby za kratami uniwersytetu ludzie mogli zabijać się, a policja stała i przypatrywała się bezczynnie. Nie ma tego nigdzie w świecie, ani w Niemczech, ani we Francji. W wypadkach nagłej i nieodzownej potrzeby organ bezpieczeństwa musi wkraczać, bo musi zagwarantować bezpieczeństwo obywatelom.</u>
          <u xml:id="u-24.27" who="#JanAntoniRogowicz">A teraz chcę przejść do przemówienia p. senatora Makarewicza. — Żałuję bardzo, że go tu niema. P. senator Makarewicz znaczną część swego przemówienia poświęcił naszemu Bezpartyjnemu Blokowi. Postawił pytanie, czy wobec rozbieżności istniejących, jak twierdził, w łonie Bloku, istnieje naprawdę większość rządowa? A dalej, przejęty troską o p. Ministra, zapytał, czy minister może mieć pewność, że idąc z ustawą do ciał ustawodawczych, będzie miał poparcie jednomyślne w Bezpartyjnym Bloku. Ta troska byłaby godna podkreślenia i godna uznania, gdyby była mniej nieszczera. P. senatorowi Makarewiczowi muszę odpowiedzieć, że żaden minister, idąc z ustawą swoją do ciał ustawodawczych, nie ma i mieć nie może pewności, czy znajdzie dla wszystkich swoich argumentów w najdrobniejszych szczegółach jednomyślność w B. B. To jest zupełnie jasne i zrozumiałe, że Blok Bezpartyjny nie musi tak myśleć, jak myśli minister, a minister nie musi tak myśleć, jak myśli Blok. Ale między Blokiem a ministrem istnieje możność porozumienia się w każdej kwestii nawet co do szczegółów, bo taką jest właśnie konstrukcja i zasada Bloku. I to, co mówi prof. Makarewicz, a co miało być zarzutem dla nas, że niema u nas jednomyślności, to nie jest zarzut, lecz pochwała. Bo to znaczy, że nie idziemy tak, jak inne stronnictwa siedzące na prawo i na lewo w tej Izbie, nie wchodzę zresztą w ich organizację wewnętrzną — za dyktandem swoich prowodyrów. Blok Bezpartyjny, który się składa z najróżnorodniejszych ugrupowań i warstw społecznych, z przedstawicieli różnorodnych odcieni myśli politycznej i światopoglądu społecznego, potrafi zawsze dojść i dochodzi do uzgodnienia różnic, do wypośrodkowania wspólnych uchwał, kierując się jedną naczelną zasadą, że należy poświęcić takie czy inne interesy i poglądy warstw czy klas tam, gdzie chodzi o interes Państwa. Na tym gruncie porozumienie między ministrem a Blokiem Bezpartyjnym nastąpić musi i nastąpi, a minister nie potrzebuje się obawiać, że tego uzgodnienia nie znajdzie, ale może być pewny że w dyskusji z przedstawicielami najróżnorodniejszych interesów, wspólnym językiem prowadzonej, znajdzie się możność uzgodnienia różnic i wypośrodkowania właściwej drogi.</u>
          <u xml:id="u-24.28" who="#JanAntoniRogowicz">P. senator Wasiutyński podnosił tutaj, że trudno oddzielić profesorów jako przedstawicieli nauki, od profesorów jako obywateli. Niewątpliwie, ale cóż z tego wynika? Z tego wynika, że profesor nie jest tylko profesorem, z zatem nie może korzystać tylko z tych wszystkich przywilejów, jakie przysługują profesorom, ale jest jednocześnie i obywatelem, a zatem musi podporządkować siebie, jako obywatela, tym wszystkim rygorom, przepisom i ograniczeniom, jakim każdy obywatel w Polsce podlega.</u>
          <u xml:id="u-24.29" who="#JanAntoniRogowicz">Jeszcze wracając do przemówienia p. senatora Makarewicza, chciałem odpowiedzieć mu na jeden argument. P. senator Makarewicz wciąga Marszałka Piłsudskiego do polemiki z Klubem B. B., a właściwie do polemiki z p. Ministrem. Ja chciałbym uspokoić p. senatora Makarewicza pod tym względem. P. Minister Jędrzejewicz jest mężem zaufania Marszałka Piłsudskiego i niewątpliwie za stanowiskiem p. Ministra Jędrzejewicza stoi Marszałek Piłsudski. Niech p. senator Makarewicz tych obaw nie żywi i niech nie popiera swoich wywodów jakoby sprzecznemi ze stanowiskiem p. Ministra opiniami Marszałka Piłsudskiego.</u>
          <u xml:id="u-24.30" who="#JanAntoniRogowicz">Chcę skończyć tę odpowiedź na niektóre przemówienia, które tutaj były dziś wygłoszone, tem, że pomimo i wbrew opozycji ustawę tę uchwalimy, kierując się interesem Państwa i w przekonaniu, że na gruncie tej ustawy nauka polska rozwijać się będzie nie gorzej niż dotychczas i da najwyższe wartości nie tylko dla Polski, ale i dla całego świata.</u>
          <u xml:id="u-24.31" who="#komentarz">(Oklaski na ławach B. B.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-25">
          <u xml:id="u-25.0" who="#AntoniBogucki">Głos ma s. Horbaczewski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-26">
          <u xml:id="u-26.0" who="#AntinHorbaczewski">Wysoki Senacie! Zdaje mi się, że żaden akt legislatywny parlamentu polskiego nie wywołał tylu zastrzeżeń i tylu sprzeciwów, co projekt rządowy ustawy o organizacji szkół akademickich, który jest obecnie przedmiotem rozważań wysokiego Senatu.</u>
          <u xml:id="u-26.1" who="#AntinHorbaczewski">Opozycyjne stanowisko zaznaczone zostało nie tylko w gronie powołanem do decydowania o treści i formie ustawy, ale odezwało się także i w kołach bezpośrednio zainteresowanych działaniem ustawy, w kołach profesorów i wychowawców i młodzieży akademickiej.</u>
          <u xml:id="u-26.2" who="#AntinHorbaczewski">O żywej reakcji młodzieży akademickiej przeciw projektowi ustawy świadczą manifestacje i demonstracje, tak w stolicy Państwa, jak i w większych ośrodkach, gdzie znajdują się szkoły wyższe.</u>
          <u xml:id="u-26.3" who="#AntinHorbaczewski">I przedstawiciele nauki i wychowawcy i profesorowie zaznaczyli również swoje stanowisko wobec projektu ustawy naogół biorąc negatywne, ale mimo to p. Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego i stojący za nim Rząd, w imieniu którego on występuje, oświadczył, iż swojego stanowiska ani na jotę nie zmieni. I my temu zupełnie się nie dziwimy, gdyż w rozważanym projekcie i projektach dodatkowych, z tym projektem związanych, widzimy tylko jedno ogniwo w łańcuchu wyobrażającym system rządzenia, który ma na celu opanowanie wszystkich dziedzin społecznych, całego społeczeństwa przez władze państwowe. Otóż w tym systemie nie może być wolna od bezpośrednich wpływów także i ta dziedzina wychowania publicznego, bo, jak powiedziano, jaka młodzież, jakie wychowanie, tacy później będą obywatele. I my nie łudzimy się wcale jakimiś aspektami, że ta ustawa nie zostanie uchwalona tak, jak tego żąda Rząd, nie łudzimy się tem, ażeby decyzja Izby mogła wypaść wbrew zasadom, które stanowią podstawę projektu rządowego.</u>
          <u xml:id="u-26.4" who="#AntinHorbaczewski">Jeżeli chodzi o nasze stanowisko, to musimy zaznaczyć, że opierając się na naszym politycznym programie, który uznaję wolność nauki i niezależność jej, nie możemy pogodzić się z tym projektem i z zasadami, na jakich on jest oparty. Nie możemy pogodzić się ani z zasadami, na których opiera się pierwotny wniosek Rządu, ani z uchwałą sejmową, ani w końcu także z wnioskiem, z którym przychodzi Komisja Oświaty i Kultury przed wysoki Senat. Z ubolewaniem jednak musimy stwierdzić, że uniwersytet ukraiński, który miał nam zapewnić podstawę i warunki rozwoju ukraińskiej kultury, wbrew wyraźnym postanowieniom ustawy z 26 września 1922 r. został poza nawiasem rzeczywistości. Fakt ten łącznie z odrzuceniem przez władzę państwową statutu stowarzyszenia, które miało na celu zorganizowanie i utrzymanie prywatnego instytutu naukowego o zakresie studiów uniwersyteckich, a w końcu stosowanie do ukraińskich studentów numerus clausus na polskich uniwersytetach rzuciły znaczną ich część zagranicę i kazały im szukać tamże ośrodków nauki dla zdobycia wiedzy. Dążenie naszej młodzieży do wiedzy i nauki wiąże się z tradycją minionych wieków, z oświatową i naukową działalnością słynnej Mohylańskiej Akademii w Kijowie, która nie tylko dała oświatę dzieciom ukraińskiego narodu, ale poniosła przez swoich uczniów i wychowańców kaganiec oświaty na daleką moskiewską północ. Zarządzenia, postanowienia i pociągnięcia polityczne teraźniejszych rządów polskich skierowane są ku obezwładnieniu i zabiciu kulturalnych dążeń narodu ukraińskiego, ale pozwalam sobie wyrazić głębokie przekonanie, że te zakusy potępi historia.</u>
          <u xml:id="u-26.5" who="#AntinHorbaczewski">W Sejmie ukraińska reprezentacja złożyła poprawkę o uzupełnienie art. 2 przez umieszczenie w spisie szkół akademickich, podlegających niniejszej ustawie, także ukraińskiego uniwersytetu. Wniosek ten został odrzucony, i my obecnie wniosku tego nie ponawiamy, w przekonaniu, że byłoby to zupełnie bezowocne. Zaznaczyć jednak musimy, że nie może to być uważane za rezygnację z praw narodu ukraińskiego do swego uniwersytetu.</u>
          <u xml:id="u-26.6" who="#AntinHorbaczewski">Nie możemy tutaj pominąć faktu, że przed wojną światową istniał we Lwowie zawiązek uniwersytetu ukraińskiego w postaci 12 katedr profesorskich wraz z docenturami z ukraińskim językiem wykładowym. Z nastaniem polskich władz wszystkie te katedry i docentury zniesiono, a stosunki, jakie zapanowały na uniwersytecie lwowskim co do uprawnień narodowościowych ukraińskiej młodzieży, nie budzą wcale zachwytu.</u>
          <u xml:id="u-26.7" who="#AntinHorbaczewski">Ustosunkowanie się władz uniwersyteckich na polskich wszechnicach, a zwłaszcza na wszechnicy lwowskiej do młodzieży ukraińskiej opiera się na zasadniczem nieporozumieniu i nacechowane jest pewną niechęcią i uprzedzeniem. Wystarczy dla przykładu wspomnieć tylko o fakcie przytoczonym już w Sejmie w dyskusji nad obecnym projektem ustawy — że rektor uniwersytetu lwowskiego odmówił zatwierdzenia statutu ukraińskiego stowarzyszenia akademickiego tylko z tego powodu, że tam użyto na określenie narodowości zrzeszonych terminu „ukraiński”. Tu p. rektor kierował się oczywiście uprzedzeniem, nie pomnąc na to, jak wielką przykrość wyrządza takiem stawianiem sprawy. Opierając się na takim fakcie, stwierdzić należy, że pozostawienie władzy w ręku rektora ujawnia bez wątpienia ujemną stronę obecnego ustroju. Mimo to pragniemy traktować sprawę ze stanowiska zasadniczego i wobec tego, że projekt ustawy według opinii osób, które uważamy za kompetentne w tej sprawie, przeczy zasadom samorządu, dającego pełną gwarancję tak rozwoju nauki, jak i odpowiedniego wykształcenia młodzieży, Klub Ukraiński głosować będzie przeciw ustawie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-27">
          <u xml:id="u-27.0" who="#AntoniBogucki">Głos ma s. Tullie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-28">
          <u xml:id="u-28.0" who="#MaksymilianThullie">Wysoki Senacie! P. senator Makarewicz dostatecznie dokładnie określił stanowisko nasze do ustawy w ogólności i uzasadnił poprawki nasze co do zwijania wydziałów — art. 3. Mnie już tylko bardzo mało co zostało do dodania. Muszę stwierdzić, że stawialiśmy około 15 poprawek w komisji, aby uczynić ten projekt ustawy takim, aby można było za nim głosować. Wynik był ten, że wszystkie poprawki odrzucono z wyjątkiem jednej stylistycznej. Obecnie nie będę wznawiał tych wszystkich poprawek, bo to byłoby bezcelowe. Poprawki te zresztą zupełnie nie polityczne i nie mające związku z władzą p. Ministra. Np. taka poprawka, że profesorowie honorowi mają zatrzymać dotychczasowe prawo brania udziału w radach wydziałowych. P. Minister i większość twierdzi, że to wcale niepotrzebne. Ja zawsze w radzie wydziałowej brałem udział i po uchwaleniu tej ustawy będę, wykluczony, bobym może coś doradził, co dla Państwa czy dla szkoły byłoby niebezpieczne — nie będę o tem mówił, stwierdzam, że pewne poprawki podkreśliłem jako najważniejsze i o tych będę mówił. Mianowicie chodzi o art. 52, gdzie jest mowa o władzy dyscyplinarnej. Otóż przyznać muszę, że ten artykuł brzmi obecnie zupełnie inaczej, niż był na początku pomyślany. Obie komisje wybiera senat, a potem minister zatwierdza. Tylko jest jeszcze jedna komisja, komisja nadzwyczajna - czrezwyczajka, do walki nie wiem z kim? W razach ogólnych zaburzeń — ja sądzę, że dla takich zaburzeń można postanowić coś dla stłumienia ich, ale tu chodzi o dyscyplinarne karanie. Ja uważam, że ta czrezwyczajka jest zupełnie niepotrzebna. Bo jeżeli chodzi o napady na profesorów, o wykroczenia czynne przeciw wolności nauczania albo uczenia się, to wystarczą zupełnie dotychczasowe komisje dyscyplinarne i wszyscy profesorowie są tego zdania, że to należy potępić i odpowiednio ukarać. Na co ta nadzwyczajna komisja?</u>
          <u xml:id="u-28.1" who="#MaksymilianThullie">Co się tyczy dalej art. 53, Otóż ten artykuł brzmi, że „Rozporządzenie Ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego ustala warunki i tryb zakładania stowarzyszeń akademickich i ich rozwiązywania, ich zgłaszania, względnie rejestracji, zatwierdzania statutów i dokonywania ich zmiany” i t. d. Że wydanie takiego rozporządzenia ogólnego może być wskazane — temu nie przeczę. Może być, ale znów p. Minister to ma robić, nie pytając się nikogo. Wprawdzie jest art. 4, który mówi o zjeździe rektorów, gdzie p. Minister może — jak zechce — zapytać się o opinię. No, nie wiem, czy w tym wypadku, tak ważnym dla całego szkolnictwa, zechce p. Minister zapytać się o opinię, czy nie zechce. Jabym sądził, że tak ważna sprawa powinna być tutaj w ustawie rozstrzygnięta, żeby nie zostawiać całkiem do woli p. Ministra, tylko powiedzieć, że to rozporządzenie ma wyjść w porozumieniu ze zjazdem rektorów, na którym, jak wiadomo, przewodniczy p. Minister. Przynajmniejbym taką poprawkę postawił tutaj, ażeby troszeczkę osłabić to wrażenie niepewności, jakie pozostawia ten artykuł. Bo ten artykuł ogólnie całkiem mówi, że to wszystko ma p. Minister zarządzić, a co się tyczy pytania się władz akademickich, o tem nic nie mówi. Wobec tego ja proszę o przyjęcie tej poprawki, która zdaje się nie zawiera nic niebezpiecznego, ani dla władzy ministra, ani dla Państwa, ani dla szkoły, ale jest pożyteczna, ażeby raz w harmonii, przynajmniej co się tyczy tego punktu, zostało wydane to rozporządzenie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-29">
          <u xml:id="u-29.0" who="#AntoniBogucki">Głos ma s. Siciński.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-30">
          <u xml:id="u-30.0" who="#MichałSiciński">Wysoka Izbo! Do dyskusji, stojącej, mojem zdaniem, na bardzo wysokim poziomie, dyskusji prowadzonej dotąd rzeczywiście z jednej i z drugiej strony bardzo obiektywnie, wniósł przed chwilą s. Rogowicz szeregiem zarzutów rozdźwięk. W przemówieniu swem przytaczał rzekome fakty, które, mojem zdaniem, zupełnie nie wiążą się z zagadnieniem omawianem w tej chwili. Zamiast argumentów rzeczowych za ustawą ograniczył się do zarzutów, nie mających nic wspólnego z samą sprawą. Jeżeli padły tu zarzuty pod adresem Dmowskiego, Stronnictwa Narodowego, czy innego stronnictwa, to na nie znajdzie się odpowiedź w innej formie i na innem miejscu. Jeżeli jednak z ust senatora Rzeczypospolitej padł zarzut pod adresem młodzieży polskiej, że w momencie, gdy grozi Polsce ciężka ręka Hitlera, młodzież polska nie znajduje odpowiedzi na to niebezpieczeństwo, i insynuuje się tej młodzieży brak uczuć patriotycznych, to z tego miejsca w obronie tej młodzieży muszę najkategoryczniej przeciw temu zarzutowi z oburzeniem zaprotestować i stwierdzić, że młodzież pod tym względem zdała zawsze egzamin.</u>
          <u xml:id="u-30.1" who="#komentarz">(Oklaski na prawicy.)</u>
          <u xml:id="u-30.2" who="#MichałSiciński">Wysoka Izbo! Stoimy w tej chwili przed bardzo ważnem rozstrzygnięciem w zasadniczej kwestii nowego ustroju i organizacji nauki akademickiej młodzieży. Stoimy przed decyzją, czy uchwalić mamy ustawę, która tyle wywołała sprzeciwów ludzi nauki. Musimy sobie dziś odpowiedzieć, czy pójdziemy za głosem większości sejmowej i sprawozdawcy w tej Izbie, czy też pójdziemy za opinią ludzi nauki polskiej i głosem własnego sumienia? W tej chwili, kiedy toczą się tu jeszcze obrady, oczy całego społeczeństwa zwrócone są na Senat, całe społeczeństwo oczekuje, jaka zapadnie decyzja, jaka będzie uchwała.</u>
          <u xml:id="u-30.3" who="#MichałSiciński">Podnoszono tutaj zainteresowanie tylko czynników akademickich, podnoszono zainteresowanie wyłącznie profesorów i młodzieży. Przedmówcy moi podkreślali jednakowoż, że poza temi czynnikami całe społeczeństwo interesuje się właśnie ustawą akademicką z tej prostej przyczyny, że ona dotyczy naszego wewnętrznego życia i zadecyduje o przyszłości, a także o dalszych warunkach rozwoju kultury narodowej w naszem Państwie. Kiedy słuchaliśmy na posiedzeniu Komisji Oświaty w Senacie ekspertów, którzy podług swego najlepszego rozumienia, doświadczenia i wiedzy wypowiadali o projekcie ustawy opinię, tośmy słyszeli prośbę reprezentanta rektorów najwyższych naszych uczelni, prośbę skierowaną do p. Ministra, aby z uwagi na dobro naszych uczelni najwyższych, z uwagi na dobro i przyszłość naszej młodzieży ten projekt ustawy wycofał.</u>
          <u xml:id="u-30.4" who="#MichałSiciński">W obronie wolności nauki i rozwoju dalszego naszych uczelni wydano szereg publikacyj, toczyła się dłuższa dyskusja w komisji sejmowej i komisji senackiej, toczyła się dalej i na plenum Izby sejmowej, toczy się i dziś od samego rana. Wysuwane są argumenty za i przeciw. Jednakowoż biorąc pod uwagę fakt, że moment obecny najmniej nadaje się do zmiany dotychczasowej ustawy, że zasady wniesionego projektu sprzeciwiają się zasadzie wolności nauki, to jest tej zasadzie, która decyduje o rozwoju nauki i kultury narodowej, te momenty, mimo takie czy inne zapatrywania polityczne, powinny zadecydować także w głosowaniu.</u>
          <u xml:id="u-30.5" who="#MichałSiciński">Jeżeli nie wnikam w szczegóły artykułów projektu, a zabrałem głos, to jedynie tylko dlatego, ażeby zwrócić Waszą uwagę, Panowie z większości parlamentarnej, że całą odpowiedzialność za przyjęcie tej ustawy weźmiecie na siebie — Wy.</u>
          <u xml:id="u-30.6" who="#MichałSiciński">Przed chwilą mówiono o braku chęci współpracy opozycji. Zdaje mi się, że to jest zupełnie nieścisłe, jeżeli powołam się na to, iż szereg poprawek został przez nas a także inne kluby zgłoszony nie w innym sensie i nie w innym celu, ale żeby polepszyć projekt i uczynić go takim, jaką według najlepszego naszego zrozumienia ustawa być powinna. A jednak wszystkie zgłoszone przez nas poprawki zostały przez większość Panów odrzucone. Przez odrzucenie naszych poprawek, dotyczących dyscypliny studentów i stowarzyszeń akademickich młodzieży, wprowadza się czynnik obcy w życie akademickie, przez co osłabia się kontakt młodzieży z profesorami i podrywa autorytet profesorów. I to z punktu widzenia pedagogicznego, z punktu widzenia celowości tej ustawy uważamy za zło największe.</u>
          <u xml:id="u-30.7" who="#MichałSiciński">Uzasadnia się wprowadzenie przepisów biurokratyczno-policyjnych ekscesami młodzieży. Rezultat z góry będzie ujemny, jak to wiemy z doświadczenia i jak o tem mówi prof. Świętosławski w wydanej publikacji, gdzie między innemi powiada: „Gdyby proste zarządzenia dyscyplinarne prowadziły zawsze do wyników dodatnich, rząd, sprawujący w pełni władzę autonomiczną nad obywatelami danego kraju, nie miałby nigdy do czynienia z rozruchami ulicznemi, demonstracjami, ekscesami lub wreszcie jawnym buntem. Wszak metody kar administracyjnych, sądów koronnych, nakładanych na młodzież i środków najostrzejszych, włącznie do masowego usuwania całych zastępów młodzieży, wypróbowane były niejednokrotnie przez Rosję i nigdy nie doprowadzały do wyników dodatnich”. To stwierdzenie doświadczonego profesora, opierającego się na dokładnej obserwacji życia i znajomości duszy polskiej, duszy młodzieży naszej, jest chyba dostatecznym dowodem, że obcy czynnik na terenie szkół akademickich bezwzględnie przyniesie szkodę, a nie zapobiegnie ekscesom, które wszyscy musimy potępić, ale przeciw którym należy wydać takie zarządzenia, aby ekscesy te nie miały podstaw i powodów i nie przynosiły szkody dla samej młodzieży i jej nauki.</u>
          <u xml:id="u-30.8" who="#MichałSiciński">Na młodzież nie wolno działać strachem, rozkazem, ani terorem. Wiadomem jest, proszę Panów, że bat i pałka nie nadają się jako środek wychowawczy nawet do domów poprawczych. Sądzimy przeto, że czynnik administracyjny nawet w wypadku ekscesów mniej będzie mógł oddziałać uspakajająco na młodzież, niż rektor czy profesor. Młodzież polska, którą możemy się naprawdę dziś szczycić, nie potrzebuje niczego więcej, jak zrozumienia jej duszy, a przedewszystkiem oddziaływania na nią sercem, rozumem, autorytetem wiedzy.</u>
          <u xml:id="u-30.9" who="#MichałSiciński">Trud wychowania młodzieży jest w dzisiejszych zwłaszcza warunkach rzeczywiście bardzo wielki. Podkreślali to i profesorowie jako eksperci na obu komisjach. Wiemy o tem, że stosunki, w jakich żyjemy po wojnie, rzeczywiście ten trud powiększają, jednakowoż i o tem wiemy, bośmy to słyszeli z ust reprezentantów najwyższych naszych uczelni, że profesorowie chcą ponosić ten trud, że chcą zatrzymać dla siebie ten wpływ wychowawczy na młodzież. Nie obawiają się tego trudu, ponieważ wiedzą, że tylko oddziaływanie bezpośrednie profesora na słuchacza wydaje odpowiednie rezultaty.</u>
          <u xml:id="u-30.10" who="#MichałSiciński">Argumenty, tutaj przeciw ustawie podniesione, najlepiej wskazują, jak dalece projekt ustawy jest szkodliwy dla naszych uczelni. Decydującym wyrazem tego jest rezolucja senatu akademickiego w Krakowie, którą tu przed chwilą przytoczył s. Woźnicki. W ostatnim momencie przed decyzją dzisiejszą jeszcze senat akademicki najstarszej polskiej uczelni uważał za swój obowiązek zwrócić się z serdecznym i gorącym apelem i stwierdzeniem, że projekt, mimo poczynionych poprawek w komisji senackiej, tych istotnych niebezpieczeństw nie zmniejsza, a tem samem jest nie do przyjęcia, właśnie ze względu na te wszystkie obiekcje wysuwane i w publikacjach i w przemówieniach poszczególnych ekspertów i w przemówieniach senatorów, zwolenników pełnego samorządu szkół akademickich w czasie dzisiejszej dyskusji.</u>
          <u xml:id="u-30.11" who="#MichałSiciński">Jeżeli p. referent mówił, że wycofanie projektu byłoby najgorszem złem, i to najgorszem złem przedewszystkiem dla profesorów, to widocznie interesowani profesorowie inaczej to ocenili, skoro o to prosili p. Ministra i z tą prośbą się zwrócili na posiedzeniach obu komisyj. Nie zachodzi więc obawa, że przez wycofanie tego projektu zło byłoby najgorszem właśnie dla profesorów.</u>
          <u xml:id="u-30.12" who="#MichałSiciński">Podkreślano tu także, że pośpiech w uchwaleniu tej ustawy nie jest niczem usprawiedliwiony. Okazało się, że już przy uzgadnianiu poprawek stylistycznych w komisji senackiej, przy spokojnem odczytywaniu poszczególnych artykułów wynikały niejasności, nawet dla zwolenników tego projektu i p. referenta. Gdyby więc było poddostatkiem czasu na rozważenie szczegółowe wszystkich artykułów, niejedno dałoby się napewno poprawić, a przedewszystkiem, co jest najważniejsze, dałoby się uzgodnić wszystkie wątpliwe postanowienia z przedstawicielami świata nauki i z władzami szkolnemi. Jest to jedyna, mojem zdaniem, droga dla Izby senackiej. W tej sytuacji należy więc odrzucić projekt z tem, że wygotuje się nowy, uzgodniony z profesorami naszych uczelni, z uwzględnieniem tych wszystkich czynników, które przy projekcie tej ustawy powinny być wzięte pod rozwagę, a wówczas uzyska się nowy projekt ustawy odpowiedni dla naszych szkół akademickich i stworzy się ustawę naprawdę z ducha i z wartości walorów narodowych prawdziwie polską.</u>
          <u xml:id="u-30.13" who="#MichałSiciński">Dlatego też uważam, iż odrzucenie projektu ustawy powinno być jedynem zadaniem, jakie na Senacie Rzeczypospolitej w tej chwili ciąży.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-31">
          <u xml:id="u-31.0" who="#AntoniBogucki">Głos ma s. Ehrenkreutz.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-32">
          <u xml:id="u-32.0" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">Wysoka Izbo! W niezwykłych warunkach obradujemy dzisiaj nad wniesioną przez Rząd ustawą o ustroju szkół akademickich. Ustawa ta rozpatrywana jest w chwili, kiedy wykłady na wyższych uczelniach uległy zawieszeniu wskutek, jak to p. rektor Ujejski w swej odezwie do młodzieży stwierdził, aktów gwałtu i uniemożliwienia pracy. Oto droga, jaką idą ci, którzy niezadowoleni z nowej ustawy, w ramach starej doprowadzają do tego, że wykłady odbywać się nie mogą. Lecz nie tylko z tego względu warunki, towarzyszące rozpatrywaniu tej ustawy, uznać musimy za niezwykłe. Na uwagę zasługuje tu również okoliczność, że bodaj żadna ustawa w czasach ostatnich nie wzbudziła takiego zainteresowania i nie wywołała odezwania się tylu głosów, ile właśnie ta, która jest przedmiotem obrad dzisiejszych. Przyczyniły się do tego przygotowania dla nadania jej rozgłosu od dłuższego czasu trwające, które ujawniły się między innemi w szeregu artykułów i w prowadzonej na ten temat dyskusji, a wreszcie w specjalnie tej ustawie poświęconej książce zbiorowej pod tytułem: „W obronie wolności szkół akademickich”. Każdy, kto się interesował szkołami akademickiemi, kto nie chciał naślepo iść za lub przeciw ustawie, niewątpliwie książkę tę przeczytał i sąd sobie o niej wyrobił. Znajdujemy tam szereg bardzo poważnych nazwisk zasłużonych na polu nauki, znanych światu naukowemu nie tylko polskiemu, lecz i zagranicznemu. Liczyć się z niemi należy i same one budzą już zaufanie do książki. Cóż jednak widzimy po jej otwarciu? Już tytuły niektórych artykułów w tak poważnej sprawie, jak wolność szkół akademickich, robią dość felietonowe wrażenie. Trzeba jednak podkreślić, że są to tylko wyjątki. Wczytanie się w księgę wskazuje, że wszystkie ogłoszone tam artykuły nastawione są w jednym kierunku: wnioski ostateczne są jednolite, choć przesłanki, na których się opierają, są dość różnorodne. Rozbieżność daje się również zauważyć w ocenie zjawisk życia i stosunków do władz centralnych przez różnych autorów omawianych. Gdy np. jeden z nich głosi, że aż do ostatnich czasów uniwersytety żyły w najlepszych stosunkach z władzami centralnemi i resortem ich oświatowym, inny mówi z wyrzutem, że nierzadkie były na terenie uniwersytetów posunięcia czynników rządowych, które pozwalały profesorom wysnuwać wnioski, iż polskie władze nieżyczliwie i po macoszemu traktują sprawę szkół wyższych i nauki. Artykuły w księdze zawarte sięgają po ilustrację dla swoich wywodów do terenów bardzo rozległych, posługują się przykładami Rosji, Niemiec i innych krajów europejskich, nie wyłączając Hiszpanii, a nawet do Ameryki sięgają. Niestety nie znajdujemy w księdze wyczerpującej charakterystyki stosunków uniwersyteckich w krajach tych panujących, wiadomości są dość pobieżne i niezupełnie ścisłe. To wagę ich osłabia. Nielepiej rzecz się ma, gdy natrafimy na ocenę artykułów starej, i nowej ustawy. Treść ich niezawsze podana jest ściśle i dokładnie. Np. mówi się o uprawnieniach ministra do przenoszenia profesorów w sposób niezgodny ani z treścią nowej ustawy, ani z art. 23 pragmatyki. Podobne uchybienia znajdziemy i przy powoływaniu się na inne artykuły starej czy nowej ustawy. Poniesieni chęcią zapobieżenia złu, które jakoby ma grozić nauce polskiej, autorowie zadawalają się podkreśleniem tego momentu, mało dbając o ścisłość w korzystaniu ze źródeł, na których się opierają. Nawet ekspert na posiedzeniu komisji Senatu nie ustrzegł się tego błędu, zacytował bowiem artykuł o bursach dla młodzieży ze słowami, których tam nie było. W niektórych znów artykułach treść ich zasługuje na uwagę ze względu na osobę autora. Np. ksiądz biskup Godlewski, poważny uczony, członek Akademii Umiejętności, stawia tezę, że nauka w uniwersytetach kwitła, gdy mogły swobodnie organizować się i nauczać, zamach na te warunki ma nieomal grzebać rozwój nauki. Ze względu na brak czasu nie cytuję tego artykułu, zresztą wysokiej Izbie artykuł ten jest napewno znany. Ale przecież kto, jak kto, ale ks. biskup Godlewski pamiętać powinien, że i na katolickich wydziałach teologicznych nauka się rozwija. Temu zaprzeczyć nie można. A jak to swobodne organizowanie się tam wygląda, nietrudno w Krakowie było się przekonać. Wiadomo przecież, że gdy jeden z wybitnych profesorów wydziału teologicznego powołany na katedrę do Krakowa chciał się tam przenieść, spotkało się to ze sprzeciwem władzy duchownej i profesor musiał wracać na dawne stanowisko, choć był je już opuścił. Prof. Marchlewski w mowie swej drukowanej p. t. „W sprawie nowej ustawy o szkołach akademickich” składa hołd ks. metropolicie krakowskiemu, przytaczając jego słowa na poparcie swej opinii o nowej ustawie, lecz widać troska o dobro nauki nie przeszkadza krępowaniu wydziału w powoływaniu profesorów na wydział teologiczny, co zresztą jest uregulowane przez konkordat. Albo — albo: albo musimy uznać, że i bez warunków przez ks. biskupa podanych, jako konieczne, nauka może się rozwijać, albo, że wydziały teologiczne zadania swego naukowego nie spełniają należycie. Wątpię, aby na to drugie zdanie ks. biskup Godlewski przystał.</u>
          <u xml:id="u-32.1" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">Nie będę mnożył przykładów niedociągnięć w poszczególnych artykułach zamieszczonych w wspomnianej książce. Nie one zwracają na siebie uwagę czytelnika. W artykułach tych, jak to już zaznaczyłem, uderza raczej jednolitość myśli i idei przewodniej działająca sugestywnie na czytelnika. Tę samą cechę zawierają w sobie i przemówienia ekspertów. Tu wspomnę o początku przemówienia rektora Kutrzeby, gdzie rektor Kutrzeba mówi z jednej strony o artykułach zwalczających ustawę, pisanych przez profesorów, wskazując na to, że ze strony przeciwnej panowało milczenie, przerywane artykułami niepodpisanemi przez autorów. Czyżby to miało znaczyć, że rektor Kutrzeba stawia obok siebie artykuły profesorów i niepodpisane artykuły dziennikarskie? Uwaga o otwartej przyłbicy również może zastanawiać. Dla wyjaśnienia sprawy zaznaczę, że istotnie zwolennicy reformy ustawy o szkołach akademickich nie uciekli się do publicystyki dla wypowiadania się. Nie chcieli wywoływać polemiki, skoro sprawa miała być traktowana i rozważana na innym terenie. Wszak w roku 1931 na konferencji rektorów zapadła uchwała, polecająca senatom wszystkich polskich uczelni akademickich zająć się przygotowaniem wyczerpujących materiałów w sprawach utrzymania autonomii szkół akademickich. Dalsze uchwały szły w tym samym kierunku. Zwolennicy reformy nie przeciwstawiali się w prasie tej akcji, pragnąc usłyszeć, jakie to klęski zagrażają wolności nauki i organizacji życia naukowego. Przeciwnicy reformy mieli możność przekonania się o tem, że istotnie te klęski wiszą nad nauką. Uciekli się do prasy, gdy zwolennicy reformy uważali za teren właściwy do dyskusji środowiska akademickie i zebrania ciał do wypowiadania się w tej sprawie uprawnionych. Tam też zdanie swoje wypowiedzieli szczerze i otwarcie, nie szukając rozgłosu wśród osób często niepowołanych do wydawania sądu. Unikali „krzyku”, przed którym ostrzegał jeden z autorów artykułów, zamieszczonych w wspomnianej książce. Że nie wszyscy zwolennicy reformy zostali przez te artykuły przekonani, dowodzi dzisiejsze posiedzenie Senatu. Niesłusznie więc atakował rektor Kutrzeba za milczenie stronę przeciwną, jak również może zbytecznie rozprawiał się z artykułami dziennikarskiemi, ustawy ściśle nie dotykającemi. Nie przekonały nas liczne wypowiedzenia się prasowe, nie przekonały nas i słowa ekspertów. Otwarcie mówimy, że w ustawie, ujętej w formę, w jakiej wyszła z komisji Senatu, nie widzimy tej grozy, jaka ma jakoby wisieć nad nauką i szkołami akademickiemi. Kto sięga do życia akademickiego i bada je bliżej, wie, że istotą tego życia są ludzie naukowo pracujący, że oni grupują koło siebie uczniów i przyszłych pracowników na polu naukowem. Nie na posiedzeniach senatu i wydziałów tworzy się naukę, lecz w pracowniach i seminariach. Aby ją tworzyć, potrzebna jest wolność nauki i nauczania, a to projekt ustawy zapewnia. Przeniesienie punktu ciężkości życia organizacyjnego szkół akademickich na ten, czy inny czynnik nie wpływa decydująco na samą naukę. Nie na takiem, czy innem ukształtowaniu się życia organizacyjnego młodzieży opiera się wpływ profesorów na młodzież, lecz na bezpośrednim stosunku, jaki się wytwarza właśnie przy warsztatach pracy uniwersyteckiej. A już napewno stosunek do młodzieży nie wiąże się z zadaniami dyscyplinarnemi, gdzie z młodzieżą profesor spotyka się w wypadkach wyjątkowych, patologicznych. Całość życia uniwersyteckiego opierać się winna na normalnych, zdrowych stosunkach. A do życia seminaryjnego i pracownianego ustawa niniejsza nie wnosi skrępowania. Młodzież ma zapewnioną możność korzystania z pomocy i kierunku profesorów. I to cała młodzież bez różnicy. „Młodzież chce być jednakowo traktowana” — oświadczył rektor Kutrzeba w swej ekspertyzie. To jednakowe traktowanie zapewnia ustawa. Natomiast skądinąd odzywają się głosy, częstokroć traktujące młodzież niejednakowo, rzucające kamieniem na młodzież t. zw. prorządową. Insynuuje się jej nieszczerość przekonań, karierowiczostwo. I dzisiaj z tej trybuny padły słowa, że wielu kończy wyższe zakłady naukowe, że posad jest mało, więc dostaną je ci, którzy są prorządowego kierunku. Wbija się w ten sposób klin między młodzież z racji jej przekonań. Przeciwko tego rodzaju metodzie uważam za konieczne zaprotestować. Nie wolno w ryczałt potępiać młodzieży za takie lub inne przekonania, nie wolno insynuować ogółowi młodzieży jakiegoś odłamu niskich pobudek. W każdym ideowym kierunku są jednostki bardziej i mniej pod względem ideowym wartościowe. Przypisywanie wpływom wyłącznie zewnętrznym jakiegoś kierunku ideowego, traktowanie części młodzieży, jako osobników o słabych charakterach, może odpowiada pewnym celom politycznym, ale budzi niesmak. Ustawa daje możność pracy i profesorom i słuchaczom. Nauka w jej ramach nie ucierpi. Chyba, że ulegniemy sugestii, jakoby się skończyła na uniwersytetach możność pracy i za przykładem studentów profesorowie porzucą swe warsztaty pracy. No, ale do tego nie dojdzie. Zbyt to są ludzie dojrzali, zrównoważeni, a co najważniejsze rozmiłowani w pracy naukowej i pedagogicznej, aby nie pracować z całych sił w ramach nowych, a ramy te w istocie tej pracy nie hamują. Nie będę tu, aby dowodzić potrzeby wprowadzenia w życie pewnych reform, odwoływał się do objawów obecnego wewnętrznego życia uniwersyteckiego. Nie dotknę nawet bliżej faktu, że tyle katedr wakuje na uniwersytetach i to niezawsze z braku kandydatów, a katedra mimo to pozostaje nieobsadzona. Te rzeczy wymagają szerszego omówienia. Stwierdzam tylko, że pewne braki w życiu uniwersyteckiem istniały, że nie będę tu wspominał faktów niepokojów stale się powtarzających w latach ostatnich. Nowa ustawa powinna ułatwić pokierowanie tem życiem w sposób najbardziej odpowiedni dla rozwoju nauki. To musimy mieć przedewszystkim na oku. Powołam się tutaj na opinię człowieka, którego nazwisko wszyscy z czcią wspominamy, na ś. p. Oswalda Balzera, który mówi, że organizacja uniwersytecka wspiera się na dwóch głównych zasadach, służących celom życia uniwersyteckiego: „jedna, wytwór wieków średnich, autonomia uniwersytetów — to pośrednio, i druga, zdawna wywalczona, a w czasach nowszych urzeczywistniona: swoboda nauki — bezpośrednio”. Ta druga nowsza zasada pozostaje w ustawie nienaruszona. Pozwala to wierzyć, że wobec tego praca naukowa rozwijać się będzie, a rząd Rzeczypospolitej nadal będzie otaczał opieką poczynania naukowe szkół akademickich. Jaką rolę odegrać może tego rodzaju opieka, niech świadczy wyjątek z mowy rektorskiej w czasach zaborczych wspomnianego ś. p. prof. Balzera.</u>
          <u xml:id="u-32.2" who="#StefanŁukaszEhrenkreutz">„Mówiąc o rozwoju naszego uniwersytetu z racji przywrócenia wydziału lekarskiego, musimy zawsze z uczuciem najgłębszej wdzięczności wspominać o tym, który był w tej rzeczy wielkodusznym i wspaniałomyślnym twórcą. Ale nie zapominajmy i o tem, że to nie jest fakt odosobniony, lecz tylko jedno ogniwo w całym łańcuchu dobrodziejstw, których nauka nasza zdawna już doznaje od niego. Przytaczam jedno najważniejsze: fundacja Akademii Umiejętności, przywrócenie języka ojczystego na uniwersytetach krakowskim i lwowskim, utworzenie wielu nowych katedr, wyposażenie całym szeregiem nowych instytutów naukowych, a w tym ostatnim względzie to, co jest dla nas wypadkiem najświeższym, pierwszorzędnie doniosłym i za co z głębi serca zanosimy najżywsze dzięki — zarządzenie budowy dwóch nowych instytutów medycznych, tudzież instytutu fizycznego. Naogół biorąc wszystko to stanowi fakt z rzędu takich, o których się mówi, że są zwrotne, i takim jest on też dla naszej nauki; bo dopiero odtąd powstały konieczne warunki, jakich przedtem nie było, które nauce tej swobodnie i godnie rozwijać się pozwoliły. Oto jeden z tych wielkich czynów, których nigdy już nic z dziejów nie wymaże, a zarazem wielka nauka, którą na kartach historii zapisać warto złotemi zgłoskami, bo nie często się tam powtarza: jak mądrość i sprawiedliwość monarchy stać się może siłą twórczą w duchowej pracy narodów. My, w naszych sercach zdawna już złotemi zgłoskami zapisaliśmy nazwę, jaką mu winniśmy: Miłościwego Pana, bo to nie czczy tytuł, ale rzecz istotna, i taka, której on sam odpowiada z potrzeby serca i rozumu i całego jestestwa swojego”. Jeżeli tyle słów uznania znalazł dla poczynań obcego nam monarchy ś. p. prof. Balzer, czyż nie słusznie oczekujemy, że i Rząd Rzeczypospolitej, który taką troską dotychczas naukę otaczał, zasłuży sobie na podobną ocenę poczynań swoich na polu popierania szkół akademickich i nauki. Przy nowej ustawie zjednoczy się w harmonijną całość praca tych, co odpowiedzialność za całość nauki i nauczania ponoszą, z wysiłkami tych, którzy dla nauki pracują. Troska zaś o rozwój nauki oprze się o bezpośredni tego rodzaju warunek — wolność nauki.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-33">
          <u xml:id="u-33.0" who="#AntoniBogucki">Głos ma s. Zakrzewski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-34">
          <u xml:id="u-34.0" who="#StanisławZakrzewski">Wysoka Izbo! Do gruntownego i znakomitego referatu p. s. Roztworowskiego trudno mi coś konkretnego i nowego dodać. Rozumiem jednak, że w chwili kiedy wysoka Izba deliberuje nad rządowym projektem ustawy o szkołach akademickich, człowiekowi, który w tem życiu akademickiem od 30 lat bierze udział, nie wolno się uchylać od zajęcia stanowiska i od wytłumaczenia, dlaczego za tą ustawą głos oddaje. Naturalnie z tym faktem łączy się odrazu podkreślany tu dziś wielokrotnie moment tego rozdźwięku, jaki zachodzi między znaczną większością głosów profesorskich a rządem, który ten projekt ustawy wniósł, i tą mniejszością zwolenników tego projektu. To jest prawda, że kiedy człowiek znajduje się w rozdźwięku z przeważającą atmosferą, wśród której żyje, dla tej jednostki jest to chwila ciężka do przeżycia psychicznego. Niemniej przeto już w dzisiejszych przemówieniach, i to właśnie Panów z opozycji, przytoczono argumenty, które takie stanowisko usprawiedliwiają i w których znajduje się zrozumienie zasady, że jeżeli się o pewne swoje przekonania walczy, to temu przekonaniu należy jasny i stanowczy dać wyraz. Ta sama zasada wolności nauki i nauczania, około której oczywiście mojem zdaniem jest zbudowany projekt ustawy o szkołach akademickich, każę stwierdzać swoje stanowisko nie tylko gdy chodzi o jego określenie wobec całego społeczeństwa, wobec Rządu, wobec opinii publicznej, wobec inicjatywy rządowej, ale i wtedy, gdy chodzi o określenie swojego stanowiska wobec tej sfery, do której się zawodowo należy.</u>
          <u xml:id="u-34.1" who="#StanisławZakrzewski">Jeżeli zatem ma obowiązywać zasada wolności nauki i nauczania, a śmiem twierdzić, że ta zasada wszystkich nas w tej wysokiej Izbie łączy w jednem przekonaniu, to zrozumiałem się staje, że także ci, o których się ciągle mówi, że stanowią znikomą mniejszość świata profesorskiego, z tej zasady wolności nauki i nauczania tego, co za prawdę uważają, mają prawo wszechstronnie korzystać, W toku tej dyskusji powoływano się na różne prawa, także i socjologiczne. Zasadą rozwoju historycznego i socjologicznego jest, dla mnie przynajmniej, jasna zupełnie prawda, że nowe pomysły i nowe projekty nie rodzą się wśród tak wielkich mas, ażeby one mogły ogarnąć odrazu całą społeczność, że nie panującą i potoczną opinią publiczną jest ta, która nowe myśli wprowadza w społeczeństwie i przeprowadza reformy. Dla mnie jasną prawdą socjologiczną i historyczną jest to, że pomysły i przekonania o potrzebie pewnych nowości, realizowanie tych nowości w drodze reformy ustawodawczej rodzi się zawsze w mniejszości i dopiero długa i mozolna praca doprowadza do tego, że dane przekonanie, o ile znajdzie grunt przyjazny do rozwoju, opanuje prędzej czy później większość, opanuje nawet całe społeczeństwo. Czy ja w tej chwili wygłaszam jakąś oderwaną prawdę socjologiczną? Czy ja może z arsenału swojej fachowej wiedzy historycznej wziąłem jakieś fakta ad usum Delphini, spreparowane dla tego, ażeby mi łatwiej było udowodnić zajęte przeze mnie stanowisko? Wysoka Izba raczy się o tem za chwilę przekonać. Jeżeli zwrócimy uwagę na historię szkolnictwa polskiego, to gdyby mnie jakiekolwiek ciało parlamentarne powołało jako eksperta, gdyby mnie ta sama Komisja Oświatowa w Sejmie czy w Senacie przesłuchiwała w charakterze eksperta, to przecieżbym przytoczył banalny z zakresu historii szkolnictwa fakt, że każda reforma szkolna nasza w wieku XVIII i XIX spotyka się w pierwszej chwili ze zdecydowaną reakcją opinii publicznej, większości opinii publicznej i że w toku ciężkich bardzo zmagań, w ciężkiej walce z własnem przedewszystkiem społeczeństwem, z rutyną, z zaśniedziałością tej rutyny, z przyzwyczajeniem ludzkiem trzeba było staczać boje zacięte, żeby dzieło Komisji Edukacji Narodowej doprowadzić do realizacji, a człowiek, który lwią część tego dzieła wziął na siebie, Hugo Kołłątaj, był w pewnych momentach realizowania tej myśli najbardziej znienawidzonym człowiekiem w społeczeństwie polskiem i właśnie znienawidzonym wśród tych sfer, wśród których tę reformę swoją przeprowadzał.</u>
          <u xml:id="u-34.2" who="#StanisławZakrzewski">Ale jeżeli pójdę dalej, proszę Państwa, jeżeli dojdę do początków wieku XIX — no, to proszę — jakim to ciepłem przyjęciem, jakim to uznaniem w społeczeństwie i jaką nagrodą wreszcie zapłacono Stanisławowi Potockiemu, który na początku XIX wieku przeprowadzał swoje wielkie idee? A czyż już za naszych czasów, czyż ja, jako młody człowiek, nie pamiętam tego potoku nienawiści, jaką ściągnął na siebie Michał Bobrzyński, kiedy realizował reformę organizacji szkół w b. zaborze austriackim w Galicji? I ileż to trzeba było ciężkiej pracy, żeby wykorzenić szereg uprzedzeń, żeby dzisiaj z tej trybuny od reprezentantów rozmaitych obozów i ugrupowań usłyszeć, że właśnie dzieło Rady Szkolnej Krajowej Galicyjskiej, której Michał Bobrzyński był filarem i za którą tyle wycierpiał, wreszcie doczekało się we wspomnieniu potomności wdzięcznego uznania o tyle, iż się tem dziełem teraz chlubimy i nie potrzebujemy go się wstydzić.</u>
          <u xml:id="u-34.3" who="#komentarz">(Głosy: Brawo.)</u>
          <u xml:id="u-34.4" who="#StanisławZakrzewski">Jest zatem pewna logika rzeczy, proszę wysokiej Izby! Tych przykładów mógłbym tutaj przytoczyć więcej, a proszę mi przytoczyć taką reformę szkolną, w historii naszej zwłaszcza, któraby od początku cieszyła się uznaniem powszechności, cieszyła się entuzjazmem opinii, porwała odrazu za sobą całe społeczeństwo? Ja takich reform, nie znam, bo takie reformy nigdyby nie osiągnęły zamierzeń. A i z ostatnich lat naszej odrodzonej Rzeczypospolitej mogę tutaj przypomnieć, jaki wśród sfer zawodowych chór oburzenia i niezadowolenia zerwał się na to, kiedy ze sfer nauczycielstwa powszechnego powiał pewien prąd świeży przeprowadzenia szerokich reform na terenie ogólnego szkolnictwa! Ileż to głosów patentowanych i dyplomowanych na wszystkie strony odzywało się, przeciwstawiając swoje zdanie temu właśnie zdaniu, które płynęło od tych czynników, które się zawierają w pojęciu nauczycielstwa powszechnego! A zatem to, że pewien projekt przeprowadzenia zasadniczych reform w dziedzinie naszego szkolnictwa spotyka się z wątpliwościami, z niezrozumieniem, mnie nie dziwi, ani nie przeraża. Ja rozumiem, że każdy z kolegów fachowców, gdyby się na zimno zamknął w swoim gabinecie i przemyślał martyrologię reform szkolnictwa polskiego w wieku XVIII i XIX, tę martyrologię, która właśnie na te bolesne doświadczenia natknęła się prawie zawsze, przedewszystkiem we własnem społeczeństwie, przyznałby, że w tem tkwi właśnie pewna logika i tradycja rzeczy, że my zasadniczych, potrzebnych, koniecznych nowości na terenie szkolnym tak się boimy, tak się obawiamy! A przecież, proszę Wysokiej Izby, przecież te reformy szkolne wieku XVIII i XIX zawsze towarzyszyły, jak to słusznie tu jeden z mówców naszych powiedział — wielkiemu przeobrażeniu ustrojowemu. Jedno z drugiem jest ściśle splątane. Jeżeli zatem jeden z naszych mówców w tej wysokiej Izbie podniósł dziś ścisły związek zamierzonej reformy szkolnictwa z naszemi zamierzeniami ustrojowemu toć przecież w tym wypadku niech mi wolno powołać się znowu na nasze tradycje historyczne i stwierdzić, że właśnie wiek XVIII dostarcza nam kapitalnych dowodów na obronę tezy, że pomiędzy pracą na terenie szkolnictwa, choćby w pierwszych chwilach najbardziej zwalczaną przez własne społeczeństwo, a reformami ogólnemi, reformą związaną z tradycją Sejmu Czteroletniego, reformą związaną z Konstytucją 3 Maja, jest najściślejszy związek, jedna tworzy drugą i organicznie jest jedna z drugą nierozerwalnie związana.</u>
          <u xml:id="u-34.5" who="#StanisławZakrzewski">Ale stwierdzenie tego rysu doprowadza mnie do innego jeszcze rozważania. Muszę znowu wymienić tego samego człowieka, którego parę razy z tej wysokiej trybuny autorytet przyzywałem na obronę tego, co mówię, właśnie Michała Bobrzyńskiego. A przecież Michał Bobrzyński i jego najbliższy uczeń i przyjaciel prof. Jaworski, to przecież nieodrodne dzieci i nieodrodne profesory tej Alme Matris Jagellonice, to krew z krwi i sól z soli właśnie krakowskiej wszechnicy. Jeżeli zatem powołałem te dwa nazwiska w tej chwili, to sądzę, że wobec tej wszechnicy spełniam akt należnej lojalności i należnego respektu. W książce Bobrzyńskiego mogą Panowie znaleźć ustępy, w których on zastanawia się nad tragedią dawniejszych dziejów polskich, kiedy społeczeństwo stwierdzało w przeciągu dłuższego szeregu lat konieczność przeprowadzenia pewnych zasadniczych reform, a w ostatniej chwili wahało się przed decyzją zrealizowania tych odczuwanych jako konieczność reform. I wtedy Bobrzyński wygłasza tę swoją znakomitą tezę, że przyczyną tego zjawiska był brak woli jednostek, któreby decydowały się na wzięcie na siebie odpowiedzialności za stoczenie walki moralnej i umysłowej z własnem swojem społeczeństwem. Gdyby jeden taki człowiek wielkiej miary — woła Bobrzyński — znalazł się w którejkolwiek z przełomowych chwil historii naszej w XVII i XVIII w., byłby prawdopodobnie uratował Państwo. Zdrowe społeczeństwo, społeczeństwo normalne, społeczeństwo prawdziwie zatem nowożytne i tego typu kultury, do którego my należymy, wymaga i żąda od jednostek, żeby, jeżeli dojdą do jakiegoś przekonania, całą odpowiedzialność, całe swoje jestestwo rzuciły w ten wir walki za tem, walki, której źródłem najgłębszem jest nie chęć przeciwstawiania się społeczeństwu i nie niechęć jakaś do społeczeństwa, jak to w niektórych przemówieniach się imputuje, lecz najgłębsza miłość do tego społeczeństwa, miłość, która żąda od publicznej jednostki tego, żeby ona nie wahała się za swoje przekonania wobec tej gromady historycznej, do której należy, stoczyć bój stanowczy. I dlatego, rozważając to pytanie, śmiało stwierdzam wobec wysokiej Izby, że większość t. zw. opinii, która w tej sprawie przeciwstawiała się temu projektowi rządowemu, nie wyczerpała wszystkich argumentów, może i kontra, ale przedewszystkiem pro, które można na korzyść tej ustawy przytoczyć.</u>
          <u xml:id="u-34.6" who="#StanisławZakrzewski">Oczywiście po całym dniu debat, przy tem zmęczeniu, któremu ulegli wszyscy, nie mam zamiaru przedłużać tej dyskusji, muszę jednak dotknąć jednego zasadniczego rysu, wątku tej dyskusji, który w wielu artykułach, publikacjach, ekspertyzach przewija się, jako ton zasadniczy. Tym tonem zasadniczym jest to, że projekt ustawy zmniejsza samorząd szkół akademickich. Ja tego zdania nie podzielam. Nie podzielam go dla argumentów, które częściowo tutaj już w dyskusji były przytoczone, a w znacznej mierze dla argumentów, które tutaj w dyskusji przytoczone nie byty. Ja rozumiem, że budowa szkoły akademickiej opiera się naturalnie na tej podstawowej organicznej komórce, jaką tworzy w każdej szkole akademickiej przecież nie senat, nawet nie rektor, nie żadna rada wydziałowa, tylko tą organiczną komórką jest profesor. To jest to jądro, z którego powstaje szkoła akademicka albo upada, albo się rozwija. A zatem, stworzenie dla profesora praw, które mu w tej organizacji wyznaczają odpowiednie i zasadnicze stanowisko, to dla mnie jest kamień węgielny każdej ustawy akademickiej. Panowie oponenci punkt ciężkości dyskusji w tym punkcie przerzucili na, mojem zdaniem, uboczną całkiem sprawę, na sprawę drugorzędną, zabezpieczeń materialnych i życiowych pod względem paragrafów prawnych danego profesora, Ale panowie oponenci nie zwrócili uwagi zupełnie na co innego, na to novum, które jest w projekcie rządowym, które profesorom w organizacji naukowej, szkolnej każdej szkoły akademickiej zabezpiecza zasadnicze elementarne prawa. Projekt pod tym względem jest zupełnie wyraźny: buduje on zatem organizację szkół akademickich na profesorze, na radzie wydziałowej i na senacie akademickim. Zabezpieczeniu organizacyjnemu praw profesora towarzyszy w tym nowym projekcie wzmocnienie kompetencji rady wydziałowej. Rada wydziałowa prawie w każdym ustroju akademickim, prawie w każdem państwie jest znowu tą nadrzędną komórką, która za całość nauki przez nią reprezentowaną ponosić powinna całkowitą odpowiedzialność. Ja na tym punkcie nie rozumiem żadnych ograniczeń praw rady wydziałowej przez jakąkolwiek wyższą komórkę w postaci senatu akademickiego. Senat akademicki jest ciałem przedewszystkiem administracyjnem, które uzgadnia stanowisko najrozmaitszych rad wydziałowych, z których składa się szkoła akademicka; natomiast przyznawanie senatowi akademickiemu w stosunku do rad wydziałowych nadrzędnej kompetencji, włącznie z nadawaniem senatowi akademickiemu praw naukowych, które z natury rzeczy, niejako z prawa przyrodzonego samego, należą do rady wydziałowej, a tak czyniła właśnie ustawa z r. 1920, te rzeczy ze stanowiska historii szkół akademickich uważam za anormalne.</u>
          <u xml:id="u-34.7" who="#StanisławZakrzewski">Należy także kilka słów jeszcze powiedzieć i o rektorze. Jeżeli pojmowanie samorządu szkół akademickich miałoby obejmować tylko kompetencje senatu akademickiego, a nie troszczyć się o kompetencje rad wydziałowych, o niezależność ich od senatu, nie troszczyć się równocześnie o organizację kompetencyj profesorskich, takie pojmowanie samorządu szkół akademickich byłoby wręcz jednostronne. I tem grzeszą głosy całej naszej opozycji. Powiedziałbym, że w tym kierunku opinia świata naukowego naszego, zaprezentowana w najrozmaitszych publikacjach, jest najsłabiej ufundowana, ona się nie da obronić. Zwolennik zasad samorządu akademickiego, a takim ja sam jestem, czytając ten projekt, może być zupełnie zadowolony, czytając tam artykuły o kompetencjach rad wydziałowych, o kompetencjach profesora.</u>
          <u xml:id="u-34.8" who="#StanisławZakrzewski">I na tem mógłbym te uwagi skończyć, ale tu wyszło jedno nieporozumienie, nieoświetlone dotąd zupełnie z tej trybuny przez świat fachowy. To nieporozumienie dotyczy właśnie instytucji rektora, wzmocnienia władzy rektorskiej, które projekt ministerialny wprowadza. Proszę Panów, w tej sprawie mogę się powołać na autorytet dość wysokiej miary. W pierwszej części tej dyskusji publicznej, która się toczy przeciwko projektowi, wytaczano najcięższe działo, mianowicie, że szkoły akademickie, prawdziwie akademickie o długiej przeszłości, a więc szkoły niemieckie są zbudowane na zasadach najzupełniejszej wolności samorządowej, nie znającej zupełnie przymusu płynącego skądkolwiek. Miałem sposobność na innem forum w tej samej sprawie przytoczyć wysoki autorytet książki, dzieła naukowego Paulsena Lemanna, w jednem z najnowszych wydań tej książki, w której jest w sprawie samorządu szkół akademickich wypowiedziana następująca teza: W miarę tego, jak rośnie wpływ państwa w drugiej połowie XIX wieku na szkoły akademickie, w miarę dojrzewania tej strony procesu, że szkoły akademickie w drugiej połowie XIX wieku stają się finansowo coraz bardziej zależne od państwa, upada i rozkłada się dawniejszy samorząd szkół akademickich. Jest to zatem zupełnie normalne, zrozumiałe zjawisko. Jeżeli natomiast otworzymy jedno z podstawowych kompendiów niemieckich w zakresie publicznym, t. zw. Staatsleksicon, również w jednem z najnowszych wydań, bynajmniej nie żadnego protestanckiego, tylko prawowiernego i katolickiego Staatsleksiconu i będziemy mieli cierpliwość przeczytać bardzo dobry artykuł poświęcony kwestii Hochschulen w ostatnim etapie historii Niemiec, to w artykule tym pióra Chrystiana Oeckerta, jednego z najlepszych znawców bieżących zagadnień akademickich w Niemczech, znajdujemy następujące twierdzenia: 1) Szkoły akademickie niemieckie okazują się w miarę rozwoju stosunków w wieku XIX coraz bardziej bezsilne wskutek najrozmaitszych przyczyn. Autorytet ich wobec państwa, wobec rządu upada. I kiedy autor zastanawia się nad przyczynami tego smutnego zjawiska to, omawiając tę samą sprawę, którą omawia Paulsen Lemann w swojem dziele, podnosi, że jedną z istotnych przyczyn tej słabości szkół akademickich niemieckich jest malowane stanowisko rektora szkół akademickich w Niemczech, jest tak zwane przez tego autora tytularne stanowisko tego rektora niemieckiego, zmieniającego się co rok. I piszę przy tej sposobności autor, że przecież w ciągu 12 miesięcy żaden z tych rektorów nie może nabyć dostatecznego doświadczenia, żeby sprostać zadaniom administracji szkół akademickich, a cóż dopiero sprostać trudnościom utrzymania i wyzyskania stosunków z najrozmaitszemi władzami rządowemi. Jakiego lekarstwa szuka autor tego artykułu na tę dolegliwość niemieckich szkół, które w całej naszej literaturze polemicznej z ostatnich miesięcy były nam prezentowane jako paladium tego samorządu akademickiego, którego my rzekomo chcemy szkoły akademickie pozbawić? Otóż remedium na to ten autor tego artykułu znajduje w koniecznem przedłużeniu kadencji rektora, inaczej szkoły akademickie niemieckie będą się chyliły ku upadkowi. A równocześnie ten sam autor zwraca uwagę na to, co w naszych dyskusjach nie było zupełnie podnoszone, że szkoły politechniczne niemieckie pod tym względem trzymają się zupełnie innej praktyki, mając, nie wiem czy z ustawy, czy z praktyki, rektorów zawsze kilkoletnich.</u>
          <u xml:id="u-34.9" who="#StanisławZakrzewski">Bardzo żałuję, że ten moment w naszej fachowej dyskusji tutaj nie został odpowiednio oświetlony, że został wręcz przemilczany, albowiem wzmocnienie władzy rektorskiej, zainicjowane w projekcie rządowym, przez opozycję polityczną, niestety także jednak przez głosy fachowe, było i stale jest tłumaczone jako zagrażające dobru i pożytkowi szkół akademickich.</u>
          <u xml:id="u-34.10" who="#StanisławZakrzewski">Śmiem twierdzić, że tradycje naszych Janów Śniadeckich, tradycje Mianowskich i innych, których możnaby tu także przypomnieć, pełniących urząd rektorski przez dłuższy szereg lat, nakazują każdemu fachowcowi, każdemu, kto z tą sprawą choćby najpowierzchowniej się obeznał, uznać, że zapewne w rektorze bardzo uzależnionym od ministra minister jakiś specjalny może znaleźć środek szkodzenia szkołom akademickim, ale przedewszystkiem nasuwa się logiczny, jasny argument, oparty na tych faktach, które ja tutaj wysokiej Izbie przytoczyłem, że w rektorze, mającym możność w ciągu urzędowania zdobyć doświadczenie, wpływ i powagę wśród kolegów, jeżeli ma tylko możność dłuższy czas pełnić ten urząd, szkoła akademicka nawet w ciężkich czasach może znaleźć i znajdzie napewno ostoję, nie tylko swój ratunek, ale ostoję utrzymania swojego autorytetu wobec władz państwowych. Zagadnienie to zatem, mojem zdaniem, w tej kwestii fachowej zostało w naszej polemice w ostatnich miesiącach jednostronnie i zupełnie fałszywie oświetlone.</u>
          <u xml:id="u-34.11" who="#StanisławZakrzewski">Mógłbym na tem skończyć. Dyskusja dnia dzisiejszego jednak przytoczyła pewne fakty, w których, mógłbym powiedzieć, że nawet osobiście byłem zainteresowany.</u>
          <u xml:id="u-34.12" who="#StanisławZakrzewski">Przysłuchiwałem się uważnie wywodom p. senatora i profesora Makarewicza i ze zdziwieniem usłyszałem od niego argumenty, przypominające mi mocno ekspertyzę, którą przedstawiał wobec naszej komisji p. profesor i rektor Kutrzeba. I p. prof. Kutrzeba wobec Komisji Oświaty i Kultury Senatu przytoczył, jego zdaniem, miarodajną opinię prawniczą z Krakowa profesora Gwiazdomorskiego, tem cenniejszą, co podkreślił p. prof. Kutrzeba, że prof. Gwiazdomorski jest znanym w Krakowie z tego, że należy do B. B. P. profesor Makarewicz niejako tym śladem p. rektora Kutrzeby poszedł i przytaczał nieznany mi zupełnie zresztą in extenso artykuł prof. Ganszyńca ze Lwowa, gdzie miarodajnie zdaniem senatora Makarewicza zostało naświetlone w tym artykule stanowisko Towarzystwa Kultury Akademickiej, do którego i ja należę we Lwowie. I z tego wywodu miało wynikać, że miarodajnem dla stanowiska Towarzystwa Kultury Akademickiej jest stanowisko p. prof. Ganszyńca, analogiczne, jak według tamtego wywodu, z miarodajnem, przynajmniej w pewnym odcinku bloku krakowskiego miałoby być — zdaniem w tej kwestii prawniczej p. prof. Gwiazdomorskiego.</u>
          <u xml:id="u-34.13" who="#StanisławZakrzewski">Przypuszczam, że zdanie, reprezentowane przez p. prof. Stefkę, przez prof. Czernego, przeze mnie, przez senatora Zalewskiego, dla stanowiska, zajmowanego przez Towarzystwo Kultury Akademickiej, jest conajmniej tak samo miarodajne, jak zdanie w tym wypadku p. prof. Ganszyńca. Musiałem jednak ten drobniutki szczegół podnieść tutaj, gdyż zdziwiło mnie wciągnięcie tego rodzaju argumentu w wywody tak świetnego prawnika, jakim jest p. profesor Makarewicz. Gdybym tak szedł dalej po linii tego rozumowania, mógłbym wyjechawszy gdzieś zagranicę, usłyszeć ze zdziwieniem, że p. s. Makarewicz przecież, który wyszedł z listy, którą w tym wypadku można nazwać listą Bloku Bezpartyjnego Współpracy z Rządem, bo tak się przecież nazywała oficjalnie, w tym wypadku jest o wiele miarodajniejszym do reprezentowania opinii Bloku naprzykład ode mnie. Byłaby to metoda zupełnie ta sama, i odznaczałaby się tą samą ścisłością.</u>
          <u xml:id="u-34.14" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Marszałek.)</u>
          <u xml:id="u-34.15" who="#StanisławZakrzewski">Nie chcę się tutaj nad tym momentem dłużej zatrzymywać. Zdaje mi się, że p. s. Makarewicz, wysłuchawszy głosu p. Ehrenkreutza, p. Sypniewskiego, p. Zalewskiego, przyszedł do przekonania, że przecież na punkcie tego projektu opinia profesorów, oświadczających się zasadniczo za tym projektem, jest jednolita, że jest zgodna z tem przekonaniem i z tą opinią, jakiej dał tutaj wyraz, jeżeli się nie mylę, p. s. Rogowicz, że jeżeli chodzi o zagadnienie tak wielkiej miary, jak zagadnienie reformy szkół akademickich, jak ustalenie dróg, po których w najbliższej przyszłości ma się toczyć praca i rozwój tych szkół akademickich, to tutaj dla nas wszystkich decydującym jest ogólny obywatelski punkt widzenia, ten punkt widzenia, który nazwał p. s. Rogowicz poglądem na tę rzecz obozu i który zgodnie z referentem tej sprawy zagadnienie szkół akademickich w swojem wyobrażeniu łączy z przeprowadzaniem tych najrozmaitszych reform w społeczeństwie naszem i w Państwie, które mają być uwieńczone reformą Konstytucji.</u>
          <u xml:id="u-34.16" who="#StanisławZakrzewski">To jest rzecz tak wielkiej miary, że wobec niej mam wrażenie i przekonanie, że uwydatnione różnice w niedługim może przeciągu czasu zmaleją, że wszyscy razem znajdziemy z powrotem ten wspólny język, o którym niektórzy mówią, żeśmy tę wspólnotę zatracili, i że, uchwaliwszy tę ustawę, będziemy w niedalekiej przyszłości mogli stwierdzić, że przyczyniła się ona do rozwoju w naszem społeczeństwie tych najwyższych wartości kulturalnych, którym służy zawsze cywilizacja polska.</u>
          <u xml:id="u-34.17" who="#StanisławZakrzewski">W tem znaczeniu oddaję swój głos za ustawą.</u>
          <u xml:id="u-34.18" who="#komentarz">(Oklaski na ławach B. B.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-35">
          <u xml:id="u-35.0" who="#WładysławRaczkiewicz">Dyskusja jest wyczerpana. Udzielam głosu p. Ministrowi Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego.</u>
          <u xml:id="u-35.1" who="#WładysławRaczkiewicz">Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego Jędrzejewicz:</u>
          <u xml:id="u-35.2" who="#WładysławRaczkiewicz">Wysoki Senacie! Zbliżamy się do ostatniego etapu historii debaty nad ustawą o szkołach akademickich. Po dzisiejszem przemówieniu p. referenta — tak głęboko przemyślanem, tak jasnem, wyobrażałem sobie, że już wcale głosu nie będę potrzebował zabierać. Tyle razy przedstawiałem swoje argumenty w sprawie nowej ustawy o szkołach akademickich, czy to w wywiadach, czy na szpaltach pism, czy w przemówieniach oficjalnych w Sejmie i na komisji senackiej, że stanowisko moje jest chyba dostatecznie jasne i określone.</u>
          <u xml:id="u-35.3" who="#WładysławRaczkiewicz">Przemówienia szeregu mówców z ugrupowań opozycyjnych przekonały mnie jednakże, że raz jeszcze głos zabrać muszę, robię to jednak z całą goryczą, gdyż jestem zmuszony stwierdzić, iż o stanowisku wielu panów w sprawie ustawy decydują nie argumenty rzeczowe, lecz jakieś inne względy, z argumentami nie mające nic wspólnego.</u>
          <u xml:id="u-35.4" who="#WładysławRaczkiewicz">Pragnę tutaj zwrócić uwagę na dwie rzeczy, które mam na myśli, mówiąc powyższe słowa: na kwestię samorządu, stopnia i wogóle istnienia tego samorządu w projektowanej ustawie o szkołach akademickich i na sprawę wolności myśli naukowej. Zacznę od tej drugiej.</u>
          <u xml:id="u-35.5" who="#WładysławRaczkiewicz">W wypowiedzeniach się całego szeregu panów z ugrupowań opozycyjnych w stosunku do mojej osoby zauważyłem, że nie zarzucają mi panowie nieszczerości, że, wprost przeciwnie, konstatują, iż, mając ze mną do czynienia, mają panowie do czynienia z polityką zapewne dla panów bardzo nieprzyjemną, ale jasną, wyraźną i konsekwentną. Sądzę, że tego rodzaju ocena mojej pracy odpowiada rzeczywistości. Istotnie nie mam powodu ukrywania niczego, co jest związane z programem zamierzonej przeze mnie pracy.</u>
          <u xml:id="u-35.6" who="#WładysławRaczkiewicz">Gdybym zatem był zdania, że wolność myśli naukowej należy ograniczyć, gdybym twierdził, że z jakiegokolwiek powodu ta rzecz jest dla Państwa potrzebna, niewątpliwie sambym panom natychmiast o tem powiedział. Nie mówiłem jednakże tego i zaprzeczam najkategoryczniej wszelkim insynuacjom, jakoby ustawa, czy to w swoim zrębie zasadniczym, czy w jakimkolwiek artykule wolność naukową ograniczała.</u>
          <u xml:id="u-35.7" who="#WładysławRaczkiewicz">Na zarzuty panów, iż wolności tej w ustawie niema, mogę odpowiedzieć to tylko, iż zarzuty te mijają się z prawdą. I to będzie właściwie cała moja odpowiedź.</u>
          <u xml:id="u-35.8" who="#WładysławRaczkiewicz">Po pierwsze bowiem w ustawie tej jest wolność myśli naukowej wyraźnie zaznaczona, po drugie niema w niej w żadnym paragrafie ani jednego zdania, przeczącego w jakimkolwiek sensie tej zasadzie ogólnej, bez której niema twórczości naukowej, bez której niema kultury świata cywilizowanego. Słysząc bezustannie zarzuty, że nowa ustawa uniemożliwi profesorom twórczą pracę naukową, wprowadzając w ich życie czynnik niepewności o jutro, miałem kiedyś pokusę zrobienia czegoś, czego się nawet część profesorów odemnie domagała — oczywista rzecz, pokusie tej nigdybym nie uległ — a mianowicie wycofania projektu tej ustawy i przekonania moich oponentów, że idealizowana przez nich obecnie ustawa z r. 1920 daje mi w każdej chwili możność usunięcia każdego profesora, któregobym pragnął usunąć. Nie mówię tego na wiatr. Wiem o tem z wszelką pewnością i z wykluczeniem wszelkich wątpliwości, że gdybym dzisiaj pragnął zlikwidować tak ważny powiedzmy przedmiot, jak anatomia na medycynie i wykładającego ten przedmiot profesora przenieść w stan nieczynny na mocy znowelizowanej pragmatyki profesorskiej, mógłbym to zrobić na gruncie istniejącej ustawy i sprawa byłaby w Trybunale Administracyjnym wygrana.</u>
          <u xml:id="u-35.9" who="#WładysławRaczkiewicz">Gdyby projekt ustawy pod tym względem wprowadzał coś nowego, przyznałbym się do tego zupełnie szczerze, ale w stosunku do istniejącego stanu rzeczy art. 3 projektu nowej ustawy raczej krępuje ministra w tych sprawach, jak już niejednokrotnie to stwierdzałem.</u>
          <u xml:id="u-35.10" who="#WładysławRaczkiewicz">Zwróćmy się teraz do drugiej kwestii spornej — do samorządu. Samorząd nie jest pojęciem, które posiada treść gotową, zgóry określoną. Jest to pojęcie rozciągliwe. Samorząd może być bardzo szeroki i graniczyć z autonomią, ale może też być bardzo ścieśniony i mimo to samorządem być nie przestaje. Panowie domagają się umieszczenia w ustawie jakiegoś ustępu o samorządzie. Zasadniczo nie byłbym temu przeciwny, ale z punktu widzenia prawnego nie miałoby to żadnego znaczenia, gdyż samorząd i stopień samorządu wynika nie z deklaracji, ale z treści poszczególnych artykułów, które o nim mówią. To też w tym projekcie samorząd został zwężony w sposób bardzo nieznaczny i to, ściśle biorąc, w jednej tylko dziedzinie, mianowicie w dziedzinie spraw młodzieży. Tak jest, został zwężony, a nie zniszczony nie unicestwiony, stwierdzam to najlojalniej dziś w obliczu Senatu, jak już stwierdzałem w swoim czasie w Sejmie.</u>
          <u xml:id="u-35.11" who="#WładysławRaczkiewicz">W porównaniu z ustawą z 1920 r. spotykamy w ustawie tej dwa zasadnicze nowe momenty; 1) przeorganizowanie wewnętrznych władz samorządowych szkół akademickich i 2) sprawę młodzieży. W tych dwóch dziedzinach znajdujemy istotnie nowe rzeczy. Próbowałem już udowodnić, i każdy człowiek dobrej woli musi mi przyznać rację, że ani zakres kompetencyj rektora, ani zakres kompetencyj senatu lub rady wydziałowej nie ma żadnego wpływu na istotę samorządu wobec tego, że wszystkie te władze są wybierane zupełnie swobodnie przez ciało profesorskie.</u>
          <u xml:id="u-35.12" who="#WładysławRaczkiewicz">P. prof. Makarewicz był łaskaw odzywać się ironicznie o moim stosunku do rektorów, sugerował mi nawet chęć odebrania im insygnjów rektorskich, łańcucha i gronostajów. Nie zrozumiałem dobrze tych wszystkich aluzyj, gdyż w projekcie, który Panom przedkładam znaczenie rektora, do którego p. prof. Makarewicz przywiązuje tak wielką wagę, jest właśnie znacznie zwiększone i nie tylko żadnych insygnjów nie odebrałbym rektorom, ale przeciwnie, gdyby to było w mojej mocy, chętnie przyczyniłbym się do dodania im tych zewnętrznych oznak ich władzy.</u>
          <u xml:id="u-35.13" who="#WładysławRaczkiewicz">Przeorganizowanie zatem władz wewnętrznych ciał samorządowych uniwersyteckich samorządu samego nie narusza, aczkolwiek stanowi niewątpliwie ważki i nowy moment w ustawie.</u>
          <u xml:id="u-35.14" who="#WładysławRaczkiewicz">W sprawie młodzieży ustawa przynosi również rzeczy nowe. Zapytywano tutaj kilkakrotnie, czemu koniecznie dziś, w czasie kryzysu, w okresie tak ciężkiego przesilenia gospodarczego, Minister Oświaty przedstawia ciałom ustawodawczym projekt nowej ustawy akademickiej. To samo pytanie w tych samych słowach było stawiane w roku ubiegłym, kiedy miałem zaszczyt przedłożyć panom ustawę o ustroju szkolnictwa. Czy ten moment jest dobrze wybrany? Z pewnością nie, proszę Panów, należało to zrobić dużo wcześniej — a wówczas nie miałyby z pewnością miejsca te gorszące zajścia i demoralizujące zjawiska, jakie się powtarzają w uczelniach wyższych. W każdym razie nie jest jeszcze zapóźno i dlatego nie chcę już czekać dłużej; widząc zło tak wyraźne, przychodzę z ustawą, która może to zło uleczyć. Sądzę, że jest to mój obowiązek elementarny.</u>
          <u xml:id="u-35.15" who="#WładysławRaczkiewicz">Byłem tu dziś interpelowany o cały szereg spraw, między innemi o policję w szkole. Już jeden z moich przedmówców wykazał, że odnośny artykuł w dzisiejszej ustawie merytorycznie nie różni się niczem od odpowiedniego artykułu ustawy z roku 1920. Jeżeli zaś chodzi o moje stanowisko, to uważam za swój obowiązek zakomunikować wysokiej Izbie, że według mnie wprowadzenie policji do uczelni wyższych jest złem koniecznem, dopuszczalnem dopiero, w ostatnim momencie, wtedy, kiedy istotnie w inny sposób bardzo poważnym szkodom zapobiec nie można.</u>
          <u xml:id="u-35.16" who="#WładysławRaczkiewicz">Nie dalej, jak dzisiaj, odbyłem konferencję ze wszystkimi panami rektorami i interpelowany w tej kwestii, wyraźnie zaznaczyłem, że bynajmniej nie zamierzam podsuwać pp. rektorom jakichkolwiek sugestyj w kierunku wprowadzenia policji do wyższych zakładów naukowych. Uważam, że o tej rzeczy może decydować sam rektor, wtedy, kiedy wymykają mu się już z rąk inne środki. Sądzę, że ta moja odpowiedź jest dostatecznie jasna.</u>
          <u xml:id="u-35.17" who="#WładysławRaczkiewicz">Nie mogę jeszcze nie poruszyć tego bardzo smutnego według mnie faktu, jakim jest ukazanie się zbiorowej książki pp. profesorów. Fakt, iż ci profesorowie, z których niejeden w zakresie swojej specjalności jest niezwykle poważnym badaczem i uczonym, tak lekko mówią o sprawach, których właściwie nie przestudiowali, boli mnie głęboko, Książka ta roi się wprost od błędów faktycznych. Nieścisłości popełnia się na każdym kroku, a ton szeregu artykułów jest bardzo daleki od spokojnego i obiektywnego rozważania poważnych zagadnień i przesiąknięty nastrojami uczuciowemi. Świadczy o tem choćby artykuł pod tytułem „Na powrozie”. Ukazanie się tej książki jest bolesne, z tego choćby względu, iż wprowadziła ona niesłychanie wiele nieporozumień między ludźmi nauki i wśród szerokiego społeczeństwa, nieporozumień, które odezwały się także głośnem echem i na gruncie młodzieży i doprowadziły do tych wybryków, jakich jesteśmy w tej chwili świadkami. Według mnie, właśnie od świata profesorskiego mamy prawo oczekiwać ostrożności, przezorności, sumienności pracy i badań tekstów...</u>
          <u xml:id="u-35.18" who="#komentarz">(Oklaski),</u>
          <u xml:id="u-35.19" who="#WładysławRaczkiewicz">...to też fakt, że artykuł wybitnego uczonego nie odpowiada tej mierze powagi, jaką do zagadnienia i osoby piszącego przywiązywać należy, jest według mnie głęboko bolesny.</u>
          <u xml:id="u-35.20" who="#WładysławRaczkiewicz">Niewątpliwie pomiędzy mną a moimi przeciwnikami istnieje cały szereg rozbieżności.</u>
          <u xml:id="u-35.21" who="#WładysławRaczkiewicz">P. profesor Kutrzeba nazwał to rozmową w różnych językach. Inne są rozbieżności, gdy chodzi o świat polityków, a inne, gdy chodzi o świat profesorów. Co do polityków sprawa jest zrozumiała: Jedni z nich bronią swego stanu posiadania w uczelniach wyższych, gdzie wychowują młodych zwolenników swego stronnictwa, obawiają się więc wszelkich zmian, które mogłyby temu stanowi grozić, nie przyznają się jednak do tego i wyraźnie starają się operować argumentami rzeczowemi, co im się niebardzo udaje. Inni nie mają czego bronić na gruncie akademickim, to też znacznie mniej operowali tekstami, a znacznie więcej bronią polityczną. I jestem im za to wdzięczny. Na gruncie politycznym można istotnie zwalczać ustawę, skoro jest to dzieło Rządu, do którego się nie ma zaufania.</u>
          <u xml:id="u-35.22" who="#WładysławRaczkiewicz">Inne różnice i inne rozbieżności panują między mną a niektórymi przedstawicielami świata profesorskiego. Starałem się niejednokrotnie sprecyzować, na czem ta różnica poglądów polega i doszedłem do przekonania, że główną rolę odgrywa tu zasadnicza różnica w ujęciu stosunku do państwa. Te rzeczy dobrze rozumiem i z tego powodu nie mogę mieć do ciał profesorskich żadnych pretensyj. Świat profesorski jest niewątpliwie światem bardzo specyficznym. Któryś z filozofów francuskich, Bergson, jeżeli się nie mylę, powiedział, że dla uczonego nietyle jest rzeczą istotną rezultat, do którego dochodzi, ile droga myślowa, która do niego prowadzi, a więc sprawa metody. Świat naukowy żyje zagadnieniami metod. Metody w obecnych czasach ulegają tak szybkim zmianom, stają się tak bogate, tak pogłębione, tak olbrzymia literatura koło nich się tworzy, że człowiek żyjący w tym świecie z natury rzeczy musi być w znacznym stopniu odosobniony od życia bieżącego i to właśnie stanowi jego wartość naukową i jest warunkiem być może koniecznym należytych rezultatów jego pracy. Będąc od życia odseparowany, żyjąc w innym świecie — nie w świecie obiektywnej rzeczywistości, ale w sferach czysto myślowych, uczony boi się świata codziennego, chciałby od niego uciec. Boi się również i państwa, chciałby się więc usunąć i od czynnika państwowego. I miałby najzupełniejszą rację, gdyby zakład, w którym pracuje, był instytucją badawczą, poświęconą czystej wiedzy jedynie. Niestety jest on jednak poświęcony również nauczaniu, zbierają się w nim olbrzymie tłumy, dziesiątki tysięcy, jak u nas, młodzieży, która traktuje tę naukę inaczej, aniżeli profesorowie, w 99% wypadków uważa ją bowiem za odskocznię do kariery życiowej. I w tej podwójnej swej roli profesor, choćby sobie tego życzył, uciec od życia nie może i w tej podwójnej roli nauczyciela i wychowawcy musi się stykać z ministrem oświaty, z czynnikiem rządowym, nie ucieknie od niego. I na tem właśnie polega różnica języka między mną jako ministrem a profesorami.</u>
          <u xml:id="u-35.23" who="#WładysławRaczkiewicz">Stwierdziłem dziś na zjeździe rektorów, że między mną a częścią ciała profesorskiego toczy się intensywna walka, ale niewątpliwie walka z obu stron lojalna, a pp. rektorzy przyjęli to z potwierdzeniem do wiadomości.</u>
          <u xml:id="u-35.24" who="#WładysławRaczkiewicz">Jeden z dzisiejszych mówców podniósł odwagę profesorów, którzy szczerze, uczciwie i bardzo odważnie wypowiedzieli swoje opinie na komisjach Sejmu i Senatu. Niewątpliwie tak jest. Wszyscy ci panowie przemawiali z całą uczciwością i odwagą, a odwaga nie jest może niczem innem, jak pełnią uczciwości ludzkiej, to też należy im się za to niewątpliwie uznanie. Tem większe uznanie należy się tym profesorom, którzy wypowiedzieli się w Sejmie, jako eksperci, z innego stanowiska i za swoją odwagę zapłacili przeżyciami bardzo bolesnemi, bo kijami i pałkami od własnych słuchaczy. Gdy więc mowa o dowodach uczciwości i odwagi, chciałbym podkreślić i ten moment, który jest czemś, co już banalną odwagę przekracza.</u>
          <u xml:id="u-35.25" who="#WładysławRaczkiewicz">Żyjemy w czasach bardzo ciężkich i to nie tylko z punktu widzenia gospodarczego. Któryś z mówców na Komisji Oświatowej, bodaj czy nie p. s. Głąbiński, podkreślił, że przeżywamy w chwili obecnej nie jeden kryzys, lecz wiele kryzysów w różnych płaszczyznach życia zbiorowego. Kryzys ten doprowadza do olbrzymiego napięcia nie tylko wewnątrz poszczególnych narodów i poszczególnych społeczeństw, ale i w zewnętrznych stosunkach państw między sobą. To, na co w tej chwili patrzymy, staje się podobnem do wulkanu, który czy i kiedy wybuchnie — nie wiadomo. Zdawałoby się, że w takiej chwili należy wszystkich, a już w szczególności młodzież zjednoczyć koło jakiegoś ośrodka istotnej państwowej myśli, istotnego działania państwowego. Zdawałoby się, że w obliczu niebezpieczeństwa czynnik rządowy jest tym, koło którego najłatwiej się skupić, żeby należycie odpowiedzieć tym trudom i tym niebezpieczeństwom, jakie każdy dzień może nam przynieść.</u>
          <u xml:id="u-35.26" who="#WładysławRaczkiewicz">I oto w takiej chwili młodzież akademicka pewnego obozu nie ma nic lepszego do roboty, jak ogłaszać strajk, prowadzony przez organizacje nielegalne i niezatwierdzone. Trudno uznać taki stan rzeczy za pomyślny i trudno nie przyznać, że młodzież akademicka powinna zająć się czemś innem, niż przeciwstawianiem się projektowi ustawy, która będzie uchwalona pomimo tych krzyków i która za kilka dni stanie się prawem obowiązującem wszystkich obywateli w Polsce.</u>
          <u xml:id="u-35.27" who="#komentarz">(Oklaski na ławach B. B.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-36">
          <u xml:id="u-36.0" who="#WładysławRaczkiewicz">Obrady nad projektem ustawy o szkołach akademickich zakończone. Przystępujemy do głosowania.</u>
          <u xml:id="u-36.1" who="#WładysławRaczkiewicz">Rozpocznę od głosowania nad wnioskiem o odrzucenie całości ustawy. Dalej przejdę do wniosków formalnych, zgłoszonych podczas posiedzenia i odnoszących się do głosowania poprawek.</u>
          <u xml:id="u-36.2" who="#WładysławRaczkiewicz">Jest wniosek s. Głąbińskiego o imienne głosowanie nad odrzuceniem całości ustawy. Proszę Panów Senatorów, którzy są za imiennem głosowaniem, aby wstali. Poparcie jest dostateczne, wobec tego zarządzam imienne głosowanie.</u>
          <u xml:id="u-36.3" who="#WładysławRaczkiewicz">Proszę pp. Sekretarzy o zajęcie się głosowaniem.</u>
          <u xml:id="u-36.4" who="#WładysławRaczkiewicz">Kto z Panów Senatorów jest za odrzuceniem ustawy, ten głosuje „tak”. Kto jest przeciwny odrzuceniu ustawy, ten głosuje „nie”.</u>
          <u xml:id="u-36.5" who="#WładysławRaczkiewicz">Zarządzam 5-minutową przerwę.</u>
          <u xml:id="u-36.6" who="#komentarz">(Po przerwie.)</u>
          <u xml:id="u-36.7" who="#WładysławRaczkiewicz">Wznawiam posiedzenie. Ogłaszam rezultat głosowania. Oddanych kartek zostało 83, z tego za wnioskiem 24, przeciw 56, białych 2, jedna nieważna, Wobec takiego wyniku głosowania wniosek upadł.</u>
          <u xml:id="u-36.8" who="#komentarz">(Wynik imiennego głosowania na str. 143.)</u>
          <u xml:id="u-36.9" who="#WładysławRaczkiewicz">Został zgłoszony wniosek o głosowanie en bloc nad poprawkami Komisji Oświaty i Kultury, zawartemi w odbitce nr 232. Wniosek został podpisany przez sprawozdawcę s. Roztworowskiego. Poddaję pod głosowanie ten wniosek.</u>
          <u xml:id="u-36.10" who="#WładysławRaczkiewicz">Kto jest za głosowaniem en bloc wszystkich poprawek, proszę wstać. Stoi większość, wniosek został przyjęty.</u>
          <u xml:id="u-36.11" who="#WładysławRaczkiewicz">Przystępujemy do głosowania wszystkich poprawek komisyjnych en bloc, zawartych w odbitce nr 232.</u>
          <u xml:id="u-36.12" who="#WładysławRaczkiewicz">Kto jest za przyjęciem tych poprawek, proszę wstać. Stoi większość. Stwierdzam, że poprawki komisyjne zostały przyjęte.</u>
          <u xml:id="u-36.13" who="#WładysławRaczkiewicz">Przechodzimy do głosowania nad poszczególnemi poprawkami mniejszości. Poprawki te są wyszczególnione w odbitce 232-a.</u>
          <u xml:id="u-36.14" who="#WładysławRaczkiewicz">Do art. 1 jest poprawka s. Głąbińskiego, znana Panom. Pozwolą Panowie, że nie będę jej odczytywał. Kto z Panów Senatorów jest za przyjęciem tej poprawki, proszę wstać. Stoi mniejszość. Poprawka upadła.</u>
          <u xml:id="u-36.15" who="#WładysławRaczkiewicz">Do art. 2 jest poprawka s. Tulliego i Głąbińskiego: „Punkt 13 — skreślić”. Kto jest za tą poprawką, zechce wstać. Stoi mniejszość, poprawka upadła.</u>
          <u xml:id="u-36.16" who="#WładysławRaczkiewicz">Do ustępu 1 art. 3 są poprawki: s. Tulliego oraz pierwsza poprawka s. Głąbińskiego. Uważam je za nieaktualne wobec przyjęcia poprawki komisji. Wobec tego imienne głosowanie nad temi poprawkami nie będzie mogło się odbyć.</u>
          <u xml:id="u-36.17" who="#komentarz">(S. Głąbiński: Panie Marszałku, ponieważ wedle regulaminu poprawka powinna być najpierw głosowana, więc to imienne głosowanie nie może być pominięte.)</u>
          <u xml:id="u-36.18" who="#WładysławRaczkiewicz">Został przyjęty wniosek o głosowanie en bloc i tem samem sprawa już została przesądzona.</u>
          <u xml:id="u-36.19" who="#komentarz">(S. Głąbiński przerywa.)</u>
          <u xml:id="u-36.20" who="#WładysławRaczkiewicz">Panie Senatorze, teraz nie mogę z Panem na ten temat dyskutować.</u>
          <u xml:id="u-36.21" who="#WładysławRaczkiewicz">Następnie jest druga poprawka s. Głąbińskiego do ust. 1 tego artykułu. Kto jest za tą poprawką, zechce wstać. Stoi mniejszość, poprawka upadła.</u>
          <u xml:id="u-36.22" who="#WładysławRaczkiewicz">Do ust. 4 art. 3 jest poprawka s. Głąbińskiego, zamieszczona w odbitce nr 232-a. Kto jest za tą poprawką, zechce wstać. Stoi mniejszość, poprawka upadła.</u>
          <u xml:id="u-36.23" who="#WładysławRaczkiewicz">Do art. 5 ust. 3 jest poprawka s. Tulliego. Kto jest za tą poprawką, zechce wstać. Stoi mniejszość, poprawka upadła.</u>
          <u xml:id="u-36.24" who="#WładysławRaczkiewicz">Do ust. 4 tegoż artykułu jest poprawka, zgłoszona przez s. Tulliego. Panów Senatorów, którzy są za tą poprawką, proszę wstać. Stoi mniejszość, poprawka upadła.</u>
          <u xml:id="u-36.25" who="#WładysławRaczkiewicz">Do art. 6 zgłosił dwie poprawki s. Głąbiński. Kto jest za przyjęciem poprawki do ustępu pierwszego, zechce wstać. Stoi mniejszość, poprawka upadła.</u>
          <u xml:id="u-36.26" who="#WładysławRaczkiewicz">Ponieważ do ustępu 5 tego artykułu została przyjęta poprawka komisji, przeto poddaję pod głosowanie nie wniosek s. Głąbińskiego o skreślenie tego ustępu, lecz wniosek o przyjęcie go wraz z uchwaloną poprawką komisji. Kto jest za przyjęciem ustępu 5 wraz z poprawką komisji, zechce wstać. Stoi większość, wniosek przyjęty.</u>
          <u xml:id="u-36.27" who="#WładysławRaczkiewicz">Do art. 7 ust. 2 jest poprawka s. Głąbińskiego. Panów Senatorów, którzy są za tą poprawką, proszę o wstanie. Stoi mniejszość, poprawka upadła.</u>
          <u xml:id="u-36.28" who="#WładysławRaczkiewicz">Do art. 8 ust. 1 jest poprawka s. Głąbińskiego. Kto jest za przyjęciem tej poprawki, zechce wstać. Stoi mniejszość, poprawka upadła. Do ust. 2 tegoż artykułu są dwie poprawki s. Głąbińskiego i s. Tulliego. Poprawka s. Głąbińskiego jest dalej idąca. Kto jest za przyjęciem tej poprawki, proszę o powstanie. Stoi mniejszość, poprawka została odrzucona. Z kolei poddaję pod głosowanie poprawkę s. Tulliego. Kto jest za przyjęciem tej poprawki, zechce wstać. Stoi mniejszość, poprawka upadła.</u>
          <u xml:id="u-36.29" who="#WładysławRaczkiewicz">Poprawka s. Głąbińskiego do art. 9 ust. 1 jest nieaktualna wobec przyjęcia poprawki komisji.</u>
          <u xml:id="u-36.30" who="#WładysławRaczkiewicz">Do ustępu 3 tego artykułu jest wniosek s. Głąbińskiego o skreślenie go. Kto jest za tym wnioskiem, zechce wstać. Stoi mniejszość, wniosek upadł. Jest dalej wniosek o skreślenie ust. 4 tegoż artykułu. Kto jest za tym wnioskiem, zechce wstać. Stoi mniejszość, wniosek upadł.</u>
          <u xml:id="u-36.31" who="#WładysławRaczkiewicz">S. Głąbiński zgłosił również poprawkę do ust. 5. Kto jest za przyjęciem tej poprawki, zechce wstać. Stoi mniejszość, wniosek upadł.</u>
          <u xml:id="u-36.32" who="#WładysławRaczkiewicz">Do art. 11 są 2 poprawki s. Głąbińskiego. Wobec przyjęcia poprawek komisji uważam je za nieaktualne.</u>
          <u xml:id="u-36.33" who="#WładysławRaczkiewicz">S. Głąbiński zgłosił wniosek o skreślenie art. 12. Kto jest za tym wnioskiem, zechce wstać. Stoi mniejszość, wniosek upadł.</u>
          <u xml:id="u-36.34" who="#WładysławRaczkiewicz">S. Głąbiński wnosi o skreślenie art. 13. Kto jest za tym wnioskiem, zechce wstać. Stoi mniejszość, wniosek upadł.</u>
          <u xml:id="u-36.35" who="#WładysławRaczkiewicz">Do art. 14 są dwie poprawki s. Głąbińskiego. Kto jest za pierwszą poprawką do ust. 1, zechce wstać. Stoi mniejszość, poprawka upadła. Drugi wniosek dotyczy skreślenia ust. 5. Kto jest za tym wnioskiem, zechce wstać. Stoi mniejszość, wniosek upadł.</u>
          <u xml:id="u-36.36" who="#WładysławRaczkiewicz">Do ust. 1 art. 16 są dwie poprawki s. Tulliego i s. Głąbińskiego. Kto jest za poprawką s. Tulliego, zechce wstać. Stoi mniejszość, poprawka upadła. Kto jest za poprawką s. Głąbińskiego, zechce wstać. Stoi mniejszość, poprawka upadła.</u>
          <u xml:id="u-36.37" who="#WładysławRaczkiewicz">Do ust. 3 jest poprawka s. Tulliego. Kto jest za przyjęciem jej, proszę o powstanie. Stoi mniejszość, poprawka upadła.</u>
          <u xml:id="u-36.38" who="#WładysławRaczkiewicz">W tymże artykule s. Głąbiński wnosi o skreślenie ustępu 6. Kto z Panów Senatorów jest za skreśleniem ustępu 6, proszę o powstanie. Stoi mniejszość, wniosek upadł.</u>
          <u xml:id="u-36.39" who="#WładysławRaczkiewicz">Do art. 23 wniósł dwie poprawki s. Głąbiński. Kto jest za poprawką pierwszą do ust. 2, zechce wstać. Stoi mniejszość, poprawka upadła.</u>
          <u xml:id="u-36.40" who="#WładysławRaczkiewicz">Do ust. 4 również s. Głąbiński zgłosił poprawkę. Kto z Panów Senatorów jest za tą poprawką do ust. 4, proszę wstać. Stoi mniejszość, poprawka odrzucona.</u>
          <u xml:id="u-36.41" who="#WładysławRaczkiewicz">Do art. 24 jest poprawka s. Tulliego. Kto z Panów Senatorów jest za poprawką, zechce wstać. Stoi mniejszość, poprawka upadła.</u>
          <u xml:id="u-36.42" who="#WładysławRaczkiewicz">Do art. 25 są poprawki s. Głąbińskiego do ust. 2 i 5. Kto z Panów Senatorów jest za przyjęciem poprawki pierwszej do ust. 2, zechce wstać. Stoi mniejszość, poprawka upadła.</u>
          <u xml:id="u-36.43" who="#WładysławRaczkiewicz">Wobec odrzucenia poprawki do ust. 2, poprawka do ust. 5 staje się nieaktualna. Jeżeli nie usłyszę sprzeciwu, nie poddam jej pod głosowanie. Sprzeciwu niema.</u>
          <u xml:id="u-36.44" who="#WładysławRaczkiewicz">Przechodzimy do art. 27. Jest wniosek s. Sicińskiego, żeby ten artykuł skreślić. Kto z Panów Senatorów jest za skreśleniem art. 27, proszę o powstanie. Stoi mniejszość, wniosek upadł.</u>
          <u xml:id="u-36.45" who="#WładysławRaczkiewicz">Do art. 30 zgłoszone są trzy poprawki s. Sicińskiego.</u>
          <u xml:id="u-36.46" who="#WładysławRaczkiewicz">Poprawka pierwsza dotyczy ust. 3. Kto jest za przyjęciem jej, proszę o powstanie. Stoi mniejszość, poprawka upadła.</u>
          <u xml:id="u-36.47" who="#WładysławRaczkiewicz">Wniosek o skreślenie ust. 5 i 9, jako idący dalej, poddaję pod głosowanie. Kto jest za tym wnioskiem, proszę wstać. Stoi mniejszość, wniosek został odrzucony.</u>
          <u xml:id="u-36.48" who="#WładysławRaczkiewicz">Kto z Panów Senatorów jest za wnioskiem o zastąpienie w ustępie 5 wyrazów „po wysłuchaniu opinii senatu” wyrazami: „na wniosek senatu” proszę o powstanie. Stoi mniejszość, wniosek upadł.</u>
          <u xml:id="u-36.49" who="#WładysławRaczkiewicz">W art. 36 mamy dwie poprawki s. Głąbińskiego. Kto jest za przyjęciem pierwszej poprawki, zechce wstać. Stoi mniejszość, poprawka upadła.</u>
          <u xml:id="u-36.50" who="#WładysławRaczkiewicz">Druga poprawka do ustępu 3 jest nieaktualna wobec uchwalenia poprawki komisji.</u>
          <u xml:id="u-36.51" who="#WładysławRaczkiewicz">Do art. 41 zgłosił poprawkę s. Siciński. Kto jest za tą poprawką, zechce wstać. Stoi mniejszość, poprawka odrzucona.</u>
          <u xml:id="u-36.52" who="#WładysławRaczkiewicz">Do art. 44 zgłosili poprawki ss. Tullie i Siciński.</u>
          <u xml:id="u-36.53" who="#WładysławRaczkiewicz">Kto z Panów Senatorów jest za poprawką s. Tulliego, ażeby w ustępie 1 przepis pod literą „c” skreślić. Stoi mniejszość, poprawka odrzucona.</u>
          <u xml:id="u-36.54" who="#WładysławRaczkiewicz">Kto jest za poprawką s. Sicińskiego do ust. 3, proszę o powstanie. Stoi mniejszość, poprawka upadła.</u>
          <u xml:id="u-36.55" who="#WładysławRaczkiewicz">Do art. 51 jest poprawka ss. Tulliego i Sicińskiego, ażeby w ust. 4 przepis pod literą b skreślić. Ponieważ w tym ustępie pod literą b została uchwalona zmiana na wniosek komisji, przeto poddaję pod głosowanie wniosek o przyjęcie przepisu, zamieszczonego pod literą b, wraz ze wspomnianą poprawką komisyjną. Kto jest za przyjęciem przepisu, zamieszczonego pod literą b zgodnie z wnioskiem komisji, zechce wstać. Stoi większość, wniosek uchwalony.</u>
          <u xml:id="u-36.56" who="#WładysławRaczkiewicz">Ponieważ do art. 52 zostały uchwalone poprawki komisji, wobec tego wszystkie poprawki s. Głąbińskiego do tego artykułu są nieaktualne. Tem samem wniosek o głosowanie imienne odpada.</u>
          <u xml:id="u-36.57" who="#WładysławRaczkiewicz">S. Głąbiński zgłosił dwie poprawki do art. 53. Kto jest za poprawką s. Głąbińskiego do ust.</u>
          <u xml:id="u-36.58" who="#WładysławRaczkiewicz">1 tego artykułu, proszę wstać. Mniejszość, poprawka upadła.</u>
          <u xml:id="u-36.59" who="#WładysławRaczkiewicz">Kto jest za poprawką do 2 ustępu tego artykułu, proszę wstać. Mniejszość, poprawka upadła.</u>
          <u xml:id="u-36.60" who="#WładysławRaczkiewicz">Do tegoż artykułu została zgłoszona poprawka s. Tulliego i innych, by w ust. 2 art. 53 po wyrazach „Rozporządzenie Ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego” wstawić wyrazy: „w porozumieniu ze zjazdem rektorów”. Kto jest za przyjęciem tej poprawki, zechce wstać. Mniejszość, poprawka upadła.</u>
          <u xml:id="u-36.61" who="#WładysławRaczkiewicz">Ponieważ poprawki s. Sicińskiego do ust. 3 i 4 są związane ze zmianami, projektowanemi przez, s. Głąbińskiego do ust. 1 i 2, przeto wobec odrzucenia wniosku s. Głąbińskiego poprawki s. Sicińskiego są nieaktualne. Jeżeli nie usłyszę sprzeciwu, nie zarządzę głosowania. Sprzeciwu nie słyszę, głosowania nie zarządzam.</u>
          <u xml:id="u-36.62" who="#WładysławRaczkiewicz">W ten sposób zostały przegłosowane wszystkie poprawki.</u>
          <u xml:id="u-36.63" who="#WładysławRaczkiewicz">Przechodzimy wobec tego do głosowania nad całym projektem ustawy wraz ze wszystkiemu poprawkami, uchwalonemi według wniosku Komisji Oświaty i Kultury. Kto z Panów Senatorów jest za przyjęciem ustawy łącznie ze wszystkiemi poprawkami, zechce wstać. Większość, ustawa łącznie ze wszystkiemi poprawkami została przyjęta.</u>
          <u xml:id="u-36.64" who="#komentarz">(Oklaski na ławach BB.)</u>
          <u xml:id="u-36.65" who="#WładysławRaczkiewicz">Oznajmiam, że numeracja artykułów i ustępów ulegnie odpowiedniej zmianie w związku z wnioskami przyjętemi przez Izbę.</u>
          <u xml:id="u-36.66" who="#WładysławRaczkiewicz">Przechodzimy do następnego punktu porządku dziennego: Sprawozdanie Komisyj Gospodarstwa Społecznego i Skarbowo - Budżetowej o projekcie ustawy o Funduszu Pracy (odbitki nr 230 i 233). Sprawozdawca s. Iwanowski ma głos.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-37">
          <u xml:id="u-37.0" who="#JerzyIwanowski">Wysoka Izbo! Międzynarodowe Biuro Pracy podało ostatnio do wiadomości, że liczba bezrobotnych na świecie wynosi około 30 milionów. Ta straszliwa liczba rezerwowej armii pracy, pozbawionej wraz z rodzinami środków utrzymania, zmuszonej do korzystania z pomocy i ofiarności czynnej armii pracy, jest najgroźniejszym chyba wskaźnikiem kryzysu dzisiejszego. Z końcem roku ubiegłego liczba bezrobotnych w Anglii dosięgła 3 milionów, w Niemczech około 5,5 miliona. Stany Zjednoczone wykazują 11,5 miliona bezrobotnych. Wszędzie prawie widzimy, że 1/4, a niekiedy 1/3 ogółu pracowników skazana jest na bezrobocie, to też nędza tych mas w ciągu tegorocznej zimy przekroczy wszystko, cośmy widzieli na początku stulecia.</u>
          <u xml:id="u-37.1" who="#JerzyIwanowski">Nędza, wywołująca zdegenerowanie fizyczne, osłabienie sił wytwórczych narodu, wstrzymuje rozwój jego zdolności produkcyjnych, nie tylko przez fizyczne zniszczenie pracowników, lecz również i przez fachowe zdeklasowanie, przez pozbawienie pracy wysoko wykwalifikowanych specjalistów, którzy nabywali częstokroć swe wiadomości fachowe w ciągu lat studiów i terminatorstwa, a teraz wskutek bezrobocia muszą porzucić swą specjalność i wziąć się do mniej wykwalifikowanej pracy, tracąc nabyte z trudem uzdolnienia.</u>
          <u xml:id="u-37.2" who="#JerzyIwanowski">Przymusowa bezczynność, nie wynikająca z własnej woli, demoralizuje pracownika, zmusza go do korzystania z zasiłków lub dobroczynności, zacieśnia jego horyzonty, zabija inicjatywę i ambicję, zniechęca do jakiejkolwiek pracy, szerząc apatię i indyferentyzm.</u>
          <u xml:id="u-37.3" who="#JerzyIwanowski">A gdy zajrzymy do budżetów państwowych, stwierdzimy, jak olbrzymim ciężarem jest utrzymanie tych „rezerwowych armii pracy”. Angielski minister pracy przewiduje jako koszt ubezpieczenia od bezrobocia na rok 1932/33 120 milionów funtów, Niemcy wydatkowały na ten cel w r. 1931 blisko 3 miliardy marek. We Włoszech wydatki na bezrobotnych wzrosły od r. 1924 czterokrotnie i wyniosły w r. 1930 przeszło 115 milionów lirów.</u>
          <u xml:id="u-37.4" who="#JerzyIwanowski">Zasadniczą cechą obecnego kryzysu jest dysproporcja między nadprodukcją powstałą wskutek przeracjonalizowania przemysłu, a zmniejszonem spożyciem aktywnych warstw społeczeństwa. Wystarczy rzucić okiem na wskaźniki produkcji przemysłowej w ciągu 15-lecia poprzedzającego największą koniunkturę roku 1928, by zrozumieć grożące niebezpieczeństwo. „Naukowa organizacja pracy” umaszynowienie produkcji, coraz to nowe wynalazki, pomnażające masową produkcję towarów, a jednocześnie całkowita bezradność ludzkości w dziedzinie podziału wytworzonych bogactw wywołują coraz większą dezorganizację stosunków gospodarczych świata.</u>
          <u xml:id="u-37.5" who="#JerzyIwanowski">W ciągu 15-lecia, 1913 do 1928, siła maszyn wzrosła w Europie z 94 milionów do 135 milionów koni parowych, z tego we Francji o 145%, w Angliji zaś i Niemczech o 80%. W Ameryce wzrost ten wynosi 90%: z 96.000.000 do 162.000.000 H. P.; w pozostałych częściach świata z 31 milionów do 93 milionów, to jest o równe 200%. Międzynarodowe Biuro Pracy przelicza ten przyrost siły mechanicznej na siły ludzkie i po dodaniu liczby aktywnych pracowników otrzymuje następujące liczby wzrostu sił wytwórczych: w Europie z 650 milionów do 1,100 milionów, w Ameryce z 500.000.000 do 2.200.000.000, t. j. o 34%, w innych częściach świata z 750 milionów do 1.400 milionów.</u>
          <u xml:id="u-37.6" who="#JerzyIwanowski">A efekt społeczny tego niepowstrzymanego procesu mechanizacji i racjonalizacji? Weźmy przykłady z Ameryki. Gdyby wszystkie wielkie piece podjęły pracę z wydajnością, którą umożliwiają nowe metody naukowe, produkcja z r. 1929, w którym zatrudnionych było 28.000 robotników, mogłaby być osiągnięta przez 3.000 robotników.</u>
          <u xml:id="u-37.7" who="#JerzyIwanowski">Obliczenia oficjalne wykazują, że trzy gałęzie przemysłu: huty stalowe, kopalnie węgla i fabryki obuwia, zatrudniające obecnie 540.000 robotników, dają tę samą produkcję co w r. 1929 przy 1.240.000 robotnikach. W rolnictwie możnaby osiągnąć przy pomocy nowoczesnych udoskonalonych metod te same rezultaty, zatrudniając 3,5 miliona robotników, jakie się otrzymywało w r. 1929, zatrudniając w tym celu 8 milionów robotników.</u>
          <u xml:id="u-37.8" who="#JerzyIwanowski">Z postępem techniki i możliwości produkcyjnych staje przed nami problem, nabierający wciąż większej ostrości, w jaki sposób najlepiej zużytkować wytworzone bogactwa i wolny czas oszczędzony na produkcji. Ilość bogactw niezbędnych na utrzymanie życia ludzkości na pewnym określonym poziomie, może być obecnie wytworzona przez mniejszą ilość pracowników, lub przez tę samą ilość, lecz w ciągu krótszego czasu. Przy tej samej ilości godzin zatrudniania produkuje się obecnie daleko większą ilość towarów. Inżynierowie, ekonomiści, uczeni, wszyscy zgodnie twierdzą, że metody wytwórczości doskonalą się coraz bardziej, że produkcja wzmagać się będzie w przyśpieszonem tempie. Genjusz ludzki ujarzmia naturę, każe jej siłom pracować na usługach człowieka i niema granic dla dalszego doskonalenia się maszyn i narzędzi pracy tak w przemyśle, jako też i w rolnictwie, a wskutek tego miliony robotników pozbawione są pracy.</u>
          <u xml:id="u-37.9" who="#JerzyIwanowski">Jakież wyjście? Zniszczyć maszyny, powstrzymać twórczą myśl ludzką, wyrzec się zdobyczy postępu techniki i nauki, powrócić do prymitywnego wieku kamiennego? Czy też produkować jak największą ilość towaru w ciągu jak najkrótszego czasu, dalej opanowywać siły przyrody i zaprzęgać je do swoich celów i stopniowo skracać czas pracy? Ta ostatnia idea skrócenia czasu pracy zajmuje w tej chwili Międzynarodowe Biuro Pracy i Panowie znają rezultaty ostatnich prac tego biura, to też nie będę się nad niemi dalej rozwodził.</u>
          <u xml:id="u-37.10" who="#JerzyIwanowski">Idea powszechnego skrócenia czasu pracy do 40 godzin na tydzień opanowała najlepsze umysły współczesnych myślicieli i ekonomistów i jest ona poniekąd tem panaceum, które ma w każdy razie zmniejszyć ciężary bezrobocia na całym świecie. Rozumiemy, że idea ta musi być z natury rzeczy całkowicie międzynarodową. Tylko wówczas, gdy wszystkie narody, wchodzące w skład organizmu wytwórczego świata, podpiszą odpowiednią konwencję, szanse ich w wyścigu pracy, we współzawodnictwie na terenie międzynarodowym będą jednakowe. Pamiętamy z niedawnej historii podpisaną konwencję waszyngtońską, kiedy to nieratyfikowanie jej przez niektóre państwa wytworzyło na długie lata tarcia pomiędzy poszczególnemi narodami, a dyskusja o kwadransie czasu, który różnił długość dnia pracy górników w Anglii od jej długości w innych państwach, dotychczas na terenie międzynarodowym nie jest załatwiona. Dlatego też kwestia skrócenia dnia roboczego jest kwestią par excellence międzynarodową i w tej chwili nie możemy jej załatwiać wyłącznie na naszym terenie, dopóki odpowiednie układy międzynarodowe nie będą zakończone.</u>
          <u xml:id="u-37.11" who="#JerzyIwanowski">Prawda, w granicach naszych własnych możliwości zastosowaliśmy tę zasadę t. zw. „short time” — zasadę skrócenia czasu pracy i podziału ilości pracy pomiędzy jak największą ilość pracowników. Stosowanie tej zasady dało nam pewne, chociaż skromne, rezultaty w latach ubiegłych. Jednakowoż dobiegło ono naturalnie kresu i w dalszym ciągu nie przysporzyło nam już nowych pracowników, gdyż ilość pracy jest w dostatecznym stopniu rozdrobniona, a zatrudnienie poszczególnych pracowników pracujących jest doprowadzone do minimum.</u>
          <u xml:id="u-37.12" who="#JerzyIwanowski">Wszystkie wskazane przeze mnie przyczyny doprowadzają nas do wniosku, że przy dalszej racjonalizacji prący, przy rozwoju techniki, przy rozwoju wynalazków bezrobocie stanie się stałem zjawiskiem na długie lata w organizmie wytwórczym całego świata. Postęp techniki zawsze będzie szybszy, niż przystosowanie się do niego organizmu gospodarczego. Zawsze będziemy mieli nowe wynalazki, które stopniowo wyrzucać będą na rynek pracy nowych bezrobotnych i z tym faktem liczyć się musi każdy polityk, każdy ekonomista, dbały o przyszłość swego narodu.</u>
          <u xml:id="u-37.13" who="#JerzyIwanowski">Pozatem u nas, specyficznie dla warunków polskich istnieje jeszcze jeden czynnik, który wpływać będzie na możność bezrobocia. Podług ekonomisty, badającego stosunki rolne w Polsce, Rosego, ilość ludności, mogącej znaleźć zatrudnienie przy pracy na roli, wynosi około 40 osób na kilometr kwadratowy. Przeciętna liczba ludności rolniczej w Polsce wynosi około 67 na km. kwadr. Stąd zbytek rąk roboczych na wsi i spotęgowanie powszechnego zresztą zjawiska wewnętrznego wychodźtwa ze wsi do miast i okolic przemysłowych. Wobec całkowitego zamknięcia granic krajów, do których kierowała się nasza emigracja, wobec tego, że Polska nie posiada własnych kolonij, skazani jesteśmy na zatrudnienie nadmiaru ludności wiejskiej w przemyśle. Przy szybkim przyroście naturalnym i zmienności koniunktur gospodarczych rozwój przemysłu nie zawsze dotrzymuje kroku zwiększeniu się ilości rąk roboczych. Stąd powstaje wielka armia zapasowych ludzi pracy, poszukujących zatrudnienia.</u>
          <u xml:id="u-37.14" who="#JerzyIwanowski">Okoliczności powyższe skłaniają nas raczej do mniemania, iż ze zjawiskiem bezrobocia liczyć się trzeba jako ze zjawiskiem stałem, które w najbliższej przyszłości naszego rozwoju gospodarczego będzie przechodziło przez rozmaite stopnie napięcia, w zależności od koniunktury gospodarczej światowej, czy naszej wewnętrznej polskiej, lecz niema szans, by ono zniknęło z horyzontu naszego życia gospodarczego.</u>
          <u xml:id="u-37.15" who="#JerzyIwanowski">Otóż, wychodząc z tych przesłanek, stwierdzić musimy, iż nasza działalność społeczno-państwowa musi się liczyć z ciągiem bezrobociem. Musimy stworzyć sobie organa, któreby się dostosowały do tego stanu rzeczy, musimy przedsięwziąć na długie lata środki do walki z bezrobociem. Już w zamierzchłej przeszłości w antycznym Rzymie roboty publiczne były wskazywane i stosowane jako jeden ze środków walki z bezrobociem. Zagadnienie robót publicznych, jako jednego z głównych środków walki z bezrobociem, zostało poruszone na Pierwszej Międzynarodowej Konferencji Pracy w Waszyngtonie w roku 1919. W myśl odnośnej rezolucji, każdy z członków Międzynarodowej Organizacji Pracy winien był koordynować przedsiębrane przez siebie roboty publiczne w sensie zabezpieczenia w miarę możności ich realizacji w okresie bezrobocia. W ten sposób roboty publiczne były wskazane jako pewnego rodzaju naturalny regulator koniunktury zatrudnienia; coś w tym rodzaju, jak w instytucjach emisyjnych automatycznie reguluje się dopływ pieniędzy przez obniżenie i podnoszenie stopy procentowej tych instytucyj, tak samo zdawało się, że roboty publiczne przedsiębrane w okresie depresji gospodarczej mogą regulować ilość rąk zatrudnionych przy pracy produkcyjnej, podczas gdy w epoce podniesienia gospodarczego państwa musiałyby gromadzić fundusze na wypadek dalszej depresji, na ten wypadek, kiedy te roboty miałyby być przedsiębrane.</u>
          <u xml:id="u-37.16" who="#JerzyIwanowski">W myśl powyższych przesłanek, a może i ma skutek potrzeb techniczno-gospodarczych swoich krajów szereg krajów Europy i Ameryki Północnej przedsiębierze na wielką skalę roboty publiczne w ciągu ostatniego dziesięciolecia. Sumy budżetowe, wydane na te cele, sięgają miliardów w zależności od możliwości finansowych poszczególnych państw. Przodują pod tym względem Niemcy, Anglia, Stany Zjednoczone i Italia, która w szeroko opracowanym programie robót publicznych postawiła sobie za zadanie całkowite usamodzielnienie państwa pod względem gospodarczym; dwa i pół miliona ha ziemi miało być zmeliorowane z pomocą robót publicznych, by w ten sposób wyrównać bilans państwa i uniezależnić Włochy od świata zewnętrznego.</u>
          <u xml:id="u-37.17" who="#JerzyIwanowski">Jeżeli chodzi o zagadnienie robót publicznych w Polsce, to w ciągu ostatniego ośmiolecia, kiedy mieliśmy dobre i złe koniunktury, były te roboty prowadzone, jednakże bez stosowania określonego systemu, bez stosowania tej zasady, o której mówiłem na początku, to jest, że roboty publiczne nie stanowiły koniunkturalnej poprawki, że tak powiem, w dziedzinie zatrudnienia w tych latach, kiedy koniunktura sprzyjała, kiedy nasze środki budżetowe na to pozwalały. Widzimy wysokie napięcie przy dobrej koniunkturze i, odwrotnie, przy zacieśniających się środkach finansowych widzimy spadek zatrudnienia przy robotach publicznych.</u>
          <u xml:id="u-37.18" who="#JerzyIwanowski">Ministerstwo Robót Publicznych już w r. 1931 opracowało obszerny program 10-lecia robót publicznych na sumę około dwóch i pół mil jardów złotych, nie włączając do tej sumy projektowanych kolei i melioracyj rolnych. Przy ówczesnych dotacjach, które w r. 1930 wynosiły około 117 milionów złotych, zrozumieć należy, że zaledwie w połowie przeprowadzono te roboty. W każdym razie istniał pewien plan, który, o ile wiem, mutatis mutandis, wykonywany jest do dziś dnia, plan szczególnie znamienny, jeżeli zwrócę uwagę na elektryfikację, która w nim zajmowała dominującą rolę, gdyż pochłaniała 1200 milionów złotych.</u>
          <u xml:id="u-37.19" who="#JerzyIwanowski">Jeżeli się zwrócimy do praktyki państw zachodnio-europejskich w stosowaniu robót publicznych, to należy zauważyć, że prócz robót publicznych, których wykonywanie wynika z potrzeb techniczno-gospodarczych danego kraju, w latach ostatnich rozpowszechnia się system robót publicznych, mający na celu zamianę tych zasiłków, które były udzielane bezrobotnym, na ich produktywną pracę. Ten program uproduktywnienia pomocy bezrobotnym jest w szeregu postanowień stosowany w tej chwili na zachodzie Europy. Widzimy, że zyskał sobie całkowite uznanie Czechosłowacji, gdzie odmowa przyjęcia roboty przez bezrobotnego pobierającego zasiłek pociąga za sobą pozbawienie go dodatku do tego zasiłku, który wypłaca państwo. W Wielkiej Brytanii stosowana jest ta sama zasada, być może skorygowana przez arbitraż, który ma określić, czy w danym wypadku praca udzielona bezrobotnemu odpowiada jego uzdolnieniom fachowym.</u>
          <u xml:id="u-37.20" who="#JerzyIwanowski">Na szeroką skalę jest stosowana zasada robót obowiązkowych, (Pflichtarbeit) w Niemczech, gdzie jedynie młodzież do 21 lat jest zwolniona od tego obowiązku pod warunkiem, że musi się wykazać, iż uczęszcza na kursa, w których może się doskonalić zawodowo lub fachowo. W Niemczech powstał szereg organizacyj, mających na celu uproduktywnienie zasiłków dla bezrobotnych, a więc przedewszystkiem związkowe biuro pośrednictwa pracy jest uprawnione do subwencjonowania robót publicznych, przedsięwziętych przez instytucje publiczne lub prywatne, a nie mających na oku celów zarobkowych. Biuro to współdziała z rządem centralnym i z rządami poszczególnych krajów. Towarzystwo dla rozwoju robót publicznych, specjalnie założone w tym celu w Niemczech w r. 1931, przepracowało około 72 milionów reichsmarek. Ochotnicza służba pracy, która uzyskuje w ostatnich czasach coraz większą popularność i z której zresztą korzysta się ostatnio do celów militarno-politycznych, w roku 1930 już zjednoczyła około 50.000 bezrobotnych; w tej chwili liczba ta znacznie się podniosła. Poza robotami publicznemi akcja osadnicza, akcja ogródków działkowych zyskuje sobie szeroką popularność w Niemczech, lecz akcja ta jest również zabarwiona politycznie, gdyż przeważnie odbywa się ponad naszą granicą.</u>
          <u xml:id="u-37.21" who="#JerzyIwanowski">Pozatem w Italii, Belgii, Szwecji, Portugalii — wszędzie zagadnienie uproduktywnienia pomocy bezrobotnych bywa w ten czy inny sposób rozwiązywane lub stawiane. I nic dziwnego, gdyż zasiłek wydawany bezrobotnemu, ten najprostszy sposób pomocy jest pod względem i społecznym i gospodarczym w wysokim stopniu niecelowy. W nadzwyczajnie ciekawym referacie w senacie amerykańskim, gdzie niejaki p. Andrew, sekretarz generalny Asocjacji Pracy, miał referat na temat bezrobocia, stwierdzone zostało, że przy uruchomieniu robót publicznych 27 różnych przemysłów równocześnie otrzymuje zatrudnienie. Sumy, wlane do życia gospodarczego przez roboty publiczne, odgrywają rolę pewnego tarana, pewnego impulsu dla ogólnego ożywienia gospodarczego, pomijając już tę rolę, jaką odgrywają bezpośrednio, zatrudniając bezrobotnych, podnosząc ich samopoczucie, przywracając im wszystkie prawa społeczne, jakie posiada człowiek pracujący dla swego społeczeństwa i zdobywający w ten sposób określone stanowisko społeczne.</u>
          <u xml:id="u-37.22" who="#JerzyIwanowski">Kwestia uruchomienia zasiłków w Polsce postawiona została już od lat dwóch. Jeszcze w 1930 r., kiedy w sierpniu został sformowany Naczelny Komitet Pomocy Bezrobotnym, w postanowieniu Rady Ministrów mówiono, iż zasiłki w zasadzie powinny być odpracowane. Zasada została ustalona, wprowadzanie jej w życie trwało przez kilka lat i stopniowo poprzez Fundusz Pomocy Bezrobotnym realizuje się forma robót publicznych, które w tej chwili organizuje Ministerstwo Opieki Społecznej przez swoje Biuro Zatrudnienia.</u>
          <u xml:id="u-37.23" who="#JerzyIwanowski">Jak dalece idea robót publicznych, uproduktywnienia pomocy bezrobotnym jest popularna i dojrzała w Polsce, świadczą uchwały najpoważniejszej organizacji gospodarczej, jaką jest Związek Izb Przemysłowo-Handlowych, który w pracach swojego zjazdu z roku ubiegłego uchwalił następującą rezolucję:</u>
          <u xml:id="u-37.24" who="#JerzyIwanowski">„Zagadnienie bezrobocia może być na dalszą metę rozwiązane jedynie na drodze utworzenia warunków, sprzyjających ożywieniu życia gospodarczego. Dla doraźnego jednak wzrostu stanu zatrudnienia poważne znaczenie mogą mieć roboty publiczne oraz ruch budowlany. W zakresie robót publicznych należy ustalić chociażby minimalny ich program i wykonywać go w miarę pozyskiwania nieodzownych do tego funduszów; roboty te winny być wykonywane równomiernie na całym obszarze państwa odpowiednio do nasilenia bezrobocia w poszczególnych okręgach. Wykonanie programu w dziedzinie budowy i konserwacji dróg winno umożliwić podatnikom dobrowolne dostarczanie materiałów budowlanych lub sił roboczych na rachunek zaległości podatkowych. Tytułem próby należy metodę tę zastosować początkowo w okręgach, których warunki lokalne mogą szczególnie sprzyjać jej wykonaniu. Ceny jednostkowe materiałów dostarczanych i stawki robocizny winny być odpowiednio wysokie, celem wytworzenia zachęty do regulowania tą drogą zaległości podatkowych.</u>
          <u xml:id="u-37.25" who="#JerzyIwanowski">Przy dostawach państwowych przestrzegać należy równomiernego traktowania wszystkich okręgów państwa; w tym celu należy zdecentralizować przydział dostaw z uwzględnieniem interesów placówek wytwórczych w ośrodkach prowincjonalnych.</u>
          <u xml:id="u-37.26" who="#JerzyIwanowski">Celem pobudzenia inicjatywy prywatnej w zakresie budownictwa należy obniżyć oprocentowanie pożyczek budowlanych...”.</u>
          <u xml:id="u-37.27" who="#JerzyIwanowski">Dalej idą postanowienia, które nie mają styczności bezpośredniej z tem zagadnieniem.</u>
          <u xml:id="u-37.28" who="#JerzyIwanowski">W myśl tej idei Ministerstwo Pracy i Opieki Społecznej opracowało pierwszą serię robót publicznych, które mają być uruchomione już w dniach najbliższych. Wychodzi ono z założenia, iż jest powołane jedynie do roli dysponenta funduszami i do roli organizatora, który układa plan robót z punktu widzenia ich celowości i oddziaływania ich na rynek pracy, oraz do ogólnej kontroli wykonania planu ze stanowiska polityki zatrudnienia. Ministerstwo Pracy w specjalnie stworzonem biurze ześrodkowało wszystkie możliwości robót, które były opracowane w różnych resortach państwowych i samorządowych, pozostawiając tym resortom wykonanie tych robót.</u>
          <u xml:id="u-37.29" who="#JerzyIwanowski">Jako zasadę postawiono zwrotność świadczeń Funduszu na produkcyjne zatrudnienie bezrobotnych. Cel tej zwrotności świadczeń jest dwojaki. Po pierwsze sumy, które są skoncentrowane na ten cel, nie zostają skonsumowane, ale służą w dalszym ciągu jako podkład do przyszłych ewentualnych operacyj kredytowych, któreby Ministerstwo Pracy, ewentualnie Fundusz Pracy miał dokonywać. Po drugie, ta możliwość, że instytucja, wykonywująca roboty, musi kiedyś za te roboty zwrócić udzieloną pożyczkę, każe z większą oględnością stosować się do projektów robót, jak też do ich wykonania.</u>
          <u xml:id="u-37.30" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Leszczyński.)</u>
          <u xml:id="u-37.31" who="#JerzyIwanowski">Jeśli chodzi o koleje, to pierwszeństwo mają te roboty inwestycyjne, których uruchomienie pociągnie za sobą większy ruch inwestycyjny ze strony kapitału prywatnego. Odbywać się to może bądź przez pomoc inwestorów dysponujących własnemi kapitałami, jak np. w formie pomocy dla budownictwa mieszkaniowego, bądź też przez stworzenie warunków szczególnie dogodnych dla inwestorów prywatnych. Do tego rodzaju inwestycyj należałaby przedewszystkiem rozbudowa środków komunikacji miejskiej i podmiejskiej, urządzanie terenów budowlanych, co z reguły może pobudzić prywatną inicjatywę budowlaną. W zakresie pomocy dla budownictwa wniosek przewiduje jedynie możność udzielenia pomocy budownictwu domków robotniczych, a więc tej grupie społecznej, która znajduje się w najcięższych warunkach materialnych i mieszkaniowych. Pozatem został opracowany plan osadnictwa i ogródków działkowych, które na zachodzie odgrywają tak znaczną rolę w życiu gospodarczem kraju, u nas jedynie w zachodnich naszych dzielnicach pozyskały pewną popularność.</u>
          <u xml:id="u-37.32" who="#JerzyIwanowski">Poza temi czysto organizacyjno-technicznemi zadaniami zostało rzucone hasło organizowania się pracowników w t. zw. zespole pracy. Już w tej chwili na terenie kolei państwowych istnieje zespół pracowników t. zw. Ster, który jednoczy w sobie około 2.000 ludzi i z pominięciem jakichkolwiek pośredników wykonywa roboty ziemne i remontów dla P. K. P. Tego rodzaju zespół stanowi nową formę organizacyjną pracy, jest to być może forma przyszłości i pod tym względem prace przedsięwzięte w Ministerstwie są nadzwyczaj znamienne.</u>
          <u xml:id="u-37.33" who="#JerzyIwanowski">Jeśli chodzi o robotników, to do robót tych angażowani są robotnicy wyłącznie za pośrednictwem Państwowych Urzędów Pośrednictwa Pracy. Otrzymują oni zasadniczo wynagrodzenie zgodne z przyjętemi w programie normami, jednak w miarę potrzeby dostosowania zarobków do specjalnych warunków pracy i do ogólnego poziomu zarobków robotniczych, Ministrowi przysługuje zawsze prawo zmiany wysokości zarobków.</u>
          <u xml:id="u-37.34" who="#JerzyIwanowski">Jeżeli chodzi o program robót, to obejmuje on roboty na sumę 30 milj. i znajduje pokrycie powstałych kosztów, jak materiały i narzędzia, we własnych środkach finansowych odpowiednich resortów.</u>
          <u xml:id="u-37.35" who="#JerzyIwanowski">Według resortów roboty dzielą się w następujący sposób: Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych — na około 5 i pół milj. złotych, Ministerstwo Komunikacji — na 10,8 milj. złotych, samorządy na 15 milj. złotych.</u>
          <u xml:id="u-37.36" who="#JerzyIwanowski">Pod względem rodzaju robót pierwsze miejsce zajmują drogi bite państwowe i samorządowe — 33%, roboty wodne — 30%, oparte na projekcie Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych jako melioracje podstawowe; dalej uregulowanie rzek i potoków, jak Wisły, Soły, Stryja, przewidziane w programie Ministerstwa Komunikacji; wreszcie część w programie prac samorządowych, jak np. regulacja rzek Rawy, Krynicy i Rudy na Górnym Śląsku. Następnie idą koleje żelazne, zajmujące około 9,5% robót, między innemi linia Warszawa — Radom, oraz dokończenie linii Kraków — Miechów, Rzęsna Polska — Hołosko i budowana przez samorząd śląski linia Rybnik — Łozy.</u>
          <u xml:id="u-37.37" who="#JerzyIwanowski">Pozatem pozostałe fundusze dzielą się na mniej doniosłe inwestycje.</u>
          <u xml:id="u-37.38" who="#JerzyIwanowski">Jeżeli chodzi o fakt zatrudnienia tych robotników, to projektowane roboty dadzą około 10 milj. robotniko-dni, a jeżeli podzielimy to przez 200 dni roboty, to będziemy mieli zatrudnionych około 50.000 robotników przeciętnie w ciągu tych 200 dni.</u>
          <u xml:id="u-37.39" who="#JerzyIwanowski">Pokrycie kosztów dzieli się pomiędzy następujące źródła: z sum Ministerstwa Opieki Społecznej przeznaczonych na zatrudnienie — 20 milionów, ze zwolnienia sumy przeznaczonej na pokrywanie deficytu Funduszu Bezrobocia — 3.300.000, z oszczędności otrzymanych wskutek zmniejszenia sumy ustawowych dopłat do Funduszu Bezrobocia — 3.700.000, udział Funduszu Pomocy Bezrobotnym w zaokrągleniu 7.800.000, razem 34.800.000.</u>
          <u xml:id="u-37.40" who="#JerzyIwanowski">Powyższy program został ułożony przedewszystkiem licząc się z napięciem bezrobocia w poszczególnych okolicach kraju i ze specyficznemi gospodarczemi potrzebami poszczególnych okolic. Z tego punktu widzenia zwróciłbym uwagę na całkowite wyeliminowanie niektórych okolic, które mają rolę nadzwyczaj doniosłą w naszych stosunkach gospodarczych. I tak wyeliminowano ze spisu robót pierwszej serii Pomorze, które tak ze względów gospodarczych, jak społecznych i politycznych postawić należy w szeregu dzielnic, wymagających natychmiastowej pomocy Funduszu Pracy. Jeśli liczebnie nasilenie bezrobocia jest tu mniejsze niż w innych dzielnicach Polski, to jednak zapobieganie skutkom bezrobocia, wobec specyficznych właściwości przemysłu pomorskiego, związanego z rynkami światowemi, jest daleko trudniejsze, Odsetek bezrobotnych w stosunku do ogółu robotników w niektórych miastach pomorskich, jak np. Grudziądz, jest bardzo wysoki.</u>
          <u xml:id="u-37.41" who="#JerzyIwanowski">Sieć dróg pomorskich bitych, żelaznych, czy wodnych, przystosowana do potrzeb gospodarczych zaborcy, musi z natury rzeczy ulec gruntownej rekonstrukcji z orientacją na obecne ośrodki gospodarcze i administracyjne. Nie wątpię, że w programie drugiej serii te bolączki Pomorza będą uwzględnione.</u>
          <u xml:id="u-37.42" who="#JerzyIwanowski">Jeśli przejść do samej ustawy obecnie rozpatrywanej, to stwierdzić musimy, że projekt ustawy jest drugą z rzędu zmianą akcji pomocy bezrobotnym. W roku 1931 rozpoczął tę akcję ówczesny Prezes Rady Ministrów, tworząc Naczelny Komitet do Spraw Bezrobocia, następnie zmieniony rozporządzeniem Prezydenta z 23. VIII.1932 r. o pomocy dla bezrobotnych na Fundusz Pomocy Bezrobotnym. Tak samo jak obie wyżej wskazane instytucje, projektowany Fundusz Pracy podlegać ma bezpośrednio Prezesowi Rady Ministrów, a więc w dalszym ciągu akcja ta ma być wyjęta z orbity działań Ministra Opieki Społecznej.</u>
          <u xml:id="u-37.43" who="#JerzyIwanowski">Projekt nie narusza dotychczasowej organizacji Funduszu Bezrobocia, zastępuje natomiast Fundusz Pomocy Bezrobotnym. Cele projektowanej instytucji w porównaniu z dotychczasowym stanem rzeczy, ulegają rozszerzeniu, gdyż Fundusz Pracy ma dostarczać środków do życia wszystkim, którzy są ich pozbawieni, podczas gdy Fundusz Pomocy Bezrobotnym działalność swoją ogranicza do bezrobotnych i ich rodzin. Środki, które będą dane Funduszowi Pracy, są szersze, aniżeli dotychczas. Obok doraźnej pomocy, udzielanej bezrobotnym w gotówce i naturze, obok akcji, zmierzającej do zwiększenia zatrudnienia bezrobotnych, nowy fundusz będzie samodzielnie podejmował inicjatywę i finansował roboty publiczne, roboty o charakterze publicznym i wszelkie inne roboty, które zatrudniać będą pozbawionych środków do życia.</u>
          <u xml:id="u-37.44" who="#JerzyIwanowski">Środki finansowe, które składać się mają na Fundusz Pracy, są w znacznym stopniu zwiększone. Nowe źródła dochodowe są przewidziane w art. 15, mówiącym o opłatach od wszelkiej pracy najemnej tak od pracodawców jak i od pracowników; w art. 16, mówiącym o potrąceniach z djet posłów i senatorów; w art. 17 przewidującym opłaty od wszelkiego rodzaju wolnych zawodów; w art. 18, przewidującym opłaty od tantiem; w art. 29, przewidującym obciążenie związków komunalnych miejskich i powiatowych. Bez zmian pozostają dochody, przewidziane w art. 19. Jest to obciążenie wszelkiego rodzaju widowisk na rzecz Funduszu Pracy. Art. 20 obciąża obroty totalizatora. Art. 21 i 22 stanowią obciążenie cukru i piwa, art. 25 — obciążenie gazu używanego do celów domowych i art. 26 stanowi obciążenie lokalów wynajmowanych.</u>
          <u xml:id="u-37.45" who="#JerzyIwanowski">Jeśli chodzi o stare źródła obciążenia, jednakże podwyższone, to znajdują one wyraz w art. 24 mówiącym o obciążeniu żarówek i art. 27 o obciążeniu komornego. Zmniejszone jest natomiast obciążenie skrytek (safes'ów), przewidziane w art. 23. Utrzymana jest w dalszym ciągu zasada możności spłacania zaległości podatkowych w naturze, czemu przypisać należy wielkie znaczenie, szczególnie wówczas, jeśli chodzi o spłaty w naturze przez pracę na robotach ziemnych, robotach drogowych, przez analogię z obowiązkiem szarwarków.</u>
          <u xml:id="u-37.46" who="#JerzyIwanowski">Niektóre obciążenia na korzyść Funduszu Pomocy Bezrobotnym zostały w tej chwili zniesione. A więc zostały zniesione opłaty radjowe i telefoniczne, dalej opłaty od biletów kolejowych, opłaty od kwitów bagażowych i opłaty od ładunków towarowych.</u>
          <u xml:id="u-37.47" who="#JerzyIwanowski">W ten sposób, jak widzimy, projektowane obciążenia liczyły się w wysokim stopniu z możliwościami życia gospodarczego. Musimy jednak stwierdzić, że obciążenia te w lwiej części spadają na życie gospodarcze. Są one poniekąd w dysonansie z ogólną tendencją naszej polityki, która dąży do zmniejszenia kosztów produkcji.</u>
          <u xml:id="u-37.48" who="#JerzyIwanowski">Sfery gospodarcze, które zastanawiały się długo nad tym projektem, skonstatowały ten fakt. Jednakowoż sama doniosłość tego projektu, sama możność wprost zapoczątkowania nowych systemów i walki z bezrobociem i walki z kryzysem, przez wlanie do obrotu gospodarczego znaczniejszych sum, jest tak ponętna, że obciążenia te zostały uznane za możebne i w tej chwili życie gospodarcze przechodzi nad niemi do porządku dziennego.</u>
          <u xml:id="u-37.49" who="#JerzyIwanowski">Z obciążeń tych zostało wyeliminowane całkiem rolnictwo. Przyczyn tego nie potrzeba chyba podkreślać.</u>
          <u xml:id="u-37.50" who="#JerzyIwanowski">Jeżeli chodzi o charakter całokształtu ustawy, to jest ona pomyślana jako ustawa ramowa, jako ustawa schematyczna, która w ogólnych zarysach daje jej wykonawcom możność przystosowania się do tej lub innej koniunktury, dostosowania się do tych lub innych trudności.</u>
          <u xml:id="u-37.51" who="#JerzyIwanowski">Na naszym gruncie ustawa ta nie ma precedensu. Roboty publiczne przy obecnej koniunkturze, szafowanie w sposób najoszczędniejszy zebranym z trudem groszem jest zadaniem tak trudnem, tak wielostronnem, że mimowoli ustawa musi dać szerokie kompetencje władzom państwowym po to, żeby metody te można w każdym czasie przystosować do okoliczności i zmieniać według potrzeby.</u>
          <u xml:id="u-37.52" who="#JerzyIwanowski">Preliminarz Funduszu Pracy po stronie dochodów wynosi około 100 milionów. Z tego opłaty od wynagrodzenia robotników i pracowników umysłowych około 54 milionów, opłaty od djet posłów i senatorów 66.000 zł, wolne zawody — 2 miliony, opłaty od biletów, totalizatora, żarówek i innych zakładów gospodarczych, kwitów komornianych — około 9 milionów, wpłaty podatkowe w naturze około 2 miliony, opłaty związków komunalnych około 4 miliony.</u>
          <u xml:id="u-37.53" who="#JerzyIwanowski">Po stronie wydatkowej mniej więcej około 70% wydatków przeznacza się na zorganizowanie robót publicznych doraźnych, a około 30% na system dożywiania ludności.</u>
          <u xml:id="u-37.54" who="#JerzyIwanowski">Należy podkreślić, że nikt, ani twórcy ustawy, ani wykonawcy, nie łudzą się, aby mogli całkowicie zatrudnić wszystkich bezrobotnych na terenie Rzeczypospolitej. Zadanie to jest ponad nasze siły. Zawsze najprostszym sposobem pomocy bezrobotnym pozostanie jednakże system zapomogowy, będzie on stosowany może jak najoględniej, jako ultima ratio i wyeliminowanie go z programu w tej chwili jest absolutnem niepodobieństwem.</u>
          <u xml:id="u-37.55" who="#JerzyIwanowski">Jeśli chodzi o możliwość finansową, to należy przypuścić, iż Fundusz Pracy, jako osobowość prawna, będzie miał możność dokonywania wszelkiego rodzaju operacyj kredytowych, czy to za pomocą emitowania obligacyj, czy też w jakikolwiek inny sposób. Oczywiście, że możliwości tych operacyj będą uzależnione od możliwości lokowania swoich papierów czy na rynkach zagranicznych, czy też w naszych krajowych instytucjach finansowych. Jeżeli chodzi o efekt, to przy wydatkowaniu około 60–70 milionów na zatrudnienie, należy przypuszczać, że około 100.000 ludzi mogłoby być zatrudnionych w ciągu 200 dni.</u>
          <u xml:id="u-37.56" who="#JerzyIwanowski">Ustawa, która została przesłana tej Izbie przez Sejm, w pracach komisji została poddana gruntownej analizie i komisja wprowadziła następujące poprawki.</u>
          <u xml:id="u-37.57" who="#JerzyIwanowski">Poprawka do art. 1 ma znaczenie jedynie redakcyjne. Zmieniono szyk wyrazów w ten sposób, że określenie „pozbawionym pracy” zostało wstawione na początku zdania, aby w ten sposób podkreślić znaczenie społeczne pracy. W ten sposób art. 1 otrzymał następujące brzmienie:</u>
          <u xml:id="u-37.58" who="#JerzyIwanowski">„Tworzy się Fundusz Pracy.</u>
          <u xml:id="u-37.59" who="#JerzyIwanowski">Fundusz ten ma na celu dostarczanie pracy lub środków utrzymania osobom, pozbawionym pracy, a nie posiadającym innych środków do życia, przedewszystkiem drogą uruchamiania gospodarczo uzasadnionych robót publicznych lub robót o znaczeniu publicznem”.</u>
          <u xml:id="u-37.60" who="#JerzyIwanowski">W art. 2 również wprowadzono poprawkę o znaczeniu wyłącznie stylistycznem, mianowicie słowo „obowiązki”, zastąpiono słowem „zobowiązania”.</u>
          <u xml:id="u-37.61" who="#JerzyIwanowski">W art. 3, który przewiduje, iż Premier ma obowiązek składania sprawozdania Sejmowi, wyraz „Sejmowi” zastąpiono wyrazami: „Izbom Ustawodawczym”, W art. 4 w p. f) zostało sprecyzowane ściślej określenie „akcja pomocy”. Szło o podkreślenie w ten sposób, że akcja pomocy doraźnej bezrobotnym powinna stanowić ostatnią ucieczkę i powinna być stosowana tylko wówczas, jeżeli niema żadnej możności uruchomienia odpowiednich robót publicznych, jeżeli niema możności dania bezrobotnemu odpowiedniej pracy. W ten sposób p. f) art. 4 przedstawiałby się w następującem brzmieniu: „f) prowadzenie w miarę koniecznej potrzeby bezpośrednio lub za pośrednictwem organizacyj społecznych pomocy doraźnej dla osób, wymienionych w art. 1, a nie objętych inną akcją pomocy”.</u>
          <u xml:id="u-37.62" who="#JerzyIwanowski">Wprowadzona została następnie jeszcze jedna poprawka do tego samego artykułu, w związku jednak ze skreśleniem art. 5, dlatego też pozwolę sobie te oba artykuły traktować razem.</u>
          <u xml:id="u-37.63" who="#JerzyIwanowski">Art. 5 w brzmieniu sejmowem przewidywał, że „uwzględniane będą przedewszystkiem roboty następujące: budowa i ulepszanie sieci komunikacyjnej (drogi, kanały, koleje żelazne, lotniska, porty), regulacja rzek i potoków, oraz melioracje. Plan i kolejność robót zatwierdza Prezes Rady Ministrów”.</u>
          <u xml:id="u-37.64" who="#JerzyIwanowski">Gdybyśmy rzeczywiście trzymali się litery ustawy, należałoby przedewszystkiem zaspokoić wszystkie potrzeby komunikacyjne Rzeczypospolitej. Jednak, jak to Panowie wiedzą doskonale, te potrzeby komunikacyjne są tak rozległe i pojęcie ich konieczności jest tak nieokreślone i elastyczne, że nie zostałoby absolutnie ani grosza na zaspokojenie innych potrzeb również koniecznych i wynikających czy to z polityki zatrudniania bezrobotnych w poszczególnych miejscowościach, czy też z potrzeb gospodarczych tych miejscowości. Dlatego też komisja uważała, że artykuł ten trzeba skreślić tem bardziej, że cele ustawy są zupełnie jasno określone w poprzednich artykułach. W ten sposób z art. 5 pozostaje jedno zdanie: „Plan i kolejność robót zatwierdza Prezes Rady Ministrów”. To zdanie według wniosku komisji należy dołączyć do art. 4.</u>
          <u xml:id="u-37.65" who="#JerzyIwanowski">Art. 10 mówi o sposobie mianowania dyrekcji Funduszu Pracy. Poprawka komisji polega na tem, że dyrekcja Funduszu Pracy zostaje mianowana przez Prezesa Rady Ministrów — tak, jak to było przewidziane w projekcie sejmowym — ale na wniosek prezesa Funduszu Pracy.</u>
          <u xml:id="u-37.66" who="#JerzyIwanowski">Znaczniejszym zmianom uległ w redakcji komisji art. 15. Zmiany te polegają na rozszerzeniu zakresu tych sfer ludności, które mają być opodatkowane na korzyść Funduszu Pracy. W ustawie, która przeszła przez Sejm, obowiązkowi świadczeń na rzecz Funduszu Pracy podlegają wszyscy pracownicy czy to ubezpieczeni w Funduszu Bezrobocia, czy w jakikolwiek inny sposób ubezpieczeni od bezrobocia, oraz wszyscy pobierający renty, emerytury i inne świadczenia. Komisja uznała za konieczne rozszerzyć zakres liczby osób objętych obowiązkiem świadczeń na rzecz Funduszu Pracy przez określenie, iż wszyscy wogóle pobierający jakiekolwiek dochody, czy to z pracy najemnej, czy z uprawnień emerytalnych, czy to z rent, powinni być obciążeni pewnemi świadczeniami na rzecz Funduszu Pracy. Jednocześnie komisja uważała, że należy podnieść najniższą granicę tych dochodów emerytalnych, która nie jest obciążona świadczeniami na rzecz Funduszu Pracy, z 49 zł, jak to było w ustawie sejmowej, do 59 zł. Jednocześnie, zmieniając samą zasadę obciążenia świadczeniami na rzecz Funduszu Pracy, komisja musiała wprowadzić szereg wyjątków od tej zasady, a więc przedewszystkiem wyłączając od niej robotników rolnych, którzy byli wyłączeni również w ustawie sejmowej, oraz rzemieślników VIII kategorii przemysłowej.</u>
          <u xml:id="u-37.67" who="#JerzyIwanowski">Pozatem w ustawie sejmowej Skarb Państwa, oraz związki komunalne były całkowicie uwolnione od świadczeń na rzecz Funduszu Pracy, przyczem zwolnienie związków komunalnych, jako pracodawców, od świadczeń na rzecz Funduszu Pracy objaśnia się dalszemi artykułami ustawy, przewidującymi, iż tak związki miejskie, jako też związki wiejskie, mają obowiązek płacenia określonych odsetek od swoich budżetów na rzecz Funduszu Pracy.</u>
          <u xml:id="u-37.68" who="#JerzyIwanowski">Komisja uznała za stosowne wprowadzić tutaj poprawkę, precyzującą świadczenia związków komunalnych. Chodziło o rzecz następującą: Bardzo często do budżetów związków komunalnych niektóre przedsiębiorstwa komunalne wchodzą per saldo tak, jak wchodzi per saldo do budżetu państwowego Przedsiębiorstwo Kolei Państwowych. Wówczas odsetek od sumy budżetowej związku komunalnego poniekąd sztucznie się zmniejsza, uszczuplając dochody Funduszu Pracy. Dlatego też poprawka komisji pod tym względem głosi, iż „związki komunalne uiszczają opłatę w wysokości 1% zarobków, wypłacanych robotnikom i pracownikom umysłowym, o ile obroty tych przedsiębiorstw nie wchodzi w skład zwyczajnych budżetów związków komunalnych”.</u>
          <u xml:id="u-37.69" who="#JerzyIwanowski">Do art. 17 wprowadziła komisja czysto redakcyjną poprawkę, wstawia się słowa: „wykaz których”.</u>
          <u xml:id="u-37.70" who="#JerzyIwanowski">W art. 18 są sprecyzowane obowiązki, którym podlegają osoby, pobierające tantiemy, przyczem określenie tantiem jest uzgodnione z pojęciem, wprowadzonem do podatku dochodowego. Skreślono drugą część tego artykułu w brzmieniu sejmowem, gdyż kategoria osób przewidziana w drugie: części jest wedle redakcji obecnie przyjętej przez komisję włączona do art. 15.</u>
          <u xml:id="u-37.71" who="#JerzyIwanowski">W art. 19 w ust. 3, gdzie jest mowa o zwolnieniu najrozmaitszych instytucyj i rodzaju widowisk publicznych od obowiązku świadczenia na rzecz Funduszu Pracy, skreśla się zwolnienie amatorskich zawodów sportowych, które dotychczas nie uiszczały żadnych świadczeń na rzecz Funduszu Pracy, a uprzednio na rzecz Funduszu Bezrobocia, Komisja wszechstronnie badała wpływ opłat od biletów wejściowych na amatorskie zawody sportowe, cieszące się u nas tak wielką popularnością. Doceniając całkowicie znaczenie sportu w wychowaniu narodowem, w podniesieniu tężyzny i zdrowia najszerszych warstw ludności, jak również w propagandzie imienia polskiego przez znakomite wyczyny naszych zawodników, komisja uznała za konieczne pociągnięcie związków sportowych do spełnienia tak elementarnego obowiązku względem społeczeństwa, jakim jest opłata drobnej sumy od biletu wejściowego na zawody na rzecz walki z bezrobociem.</u>
          <u xml:id="u-37.72" who="#JerzyIwanowski">Zdaje się być zasadą sprawiedliwą udzielenie drobnego 5-groszowego datku na rzecz najwięcej upośledzonych w chwili, gdy się wydaje złotego dla swojej przyjemności. Wątpliwą jest rzeczą, czy tego rodzaju opodatkowanie widzów wpłynie ujemnie na budżety związków sportowych, zmniejszając frekwencję imprez sportowych.</u>
          <u xml:id="u-37.73" who="#JerzyIwanowski">Nie wątpię, że związki sportowe, które mają tak chlubną kartę w swej pracy obywatelskiej nad rozwojem sportów w Polsce, przyjmą to obciążenie z całkowitem zrozumieniem konieczności państwowej, która je wywołała, tembardziej, że poprawka do art. 19, poprawka, która jest, jak wiadomo, wniesiona w tej chwili do laski marszałkowskiej, ustalająca minimalną cenę biletu, przy której nie jest on obciążony opłatą, ułatwia sytuację najbiedniejszym organizacjom sportowym.</u>
          <u xml:id="u-37.74" who="#JerzyIwanowski">Program robót publicznych bezwątpienia powinien objąć również i budowę urządzeń sportowych, boisk, bieżni, stadjonów, kąpielisk, pływalni i t. p. Fundusz Pracy, do którego powstania ma się przyczynić sport polski, winien wydatnie dopomóc do budowy własnych urządzeń niejednej organizacji sportowej, Wszakże brak odpowiednich urządzeń jest nie tylko jedną z najtrudniejszych do przezwyciężenia bolączek naszych związków sportowych, lecz i poważną przeszkodą do ich rozwoju finansowego i organizacyjnego. Przypuszczam, iż p. Minister Opieki Społecznej i przyszłe władze Funduszu Pracy dołożą wszelkich starań, by te słuszne postulaty naszego sportu jak najszerzej uwzględnić w najbliższych programach robót publicznych.</u>
          <u xml:id="u-37.75" who="#JerzyIwanowski">Co się tyczy art. 24, to został on ściślej sprecyzowany, aby wyeliminować możność nieodpowiedniej interpretacji.</u>
          <u xml:id="u-37.76" who="#JerzyIwanowski">To samo tyczy się art. 25, gdzie przez zmianę szyku zdań została osiągnięta ściślejsza interpretacja.</u>
          <u xml:id="u-37.77" who="#JerzyIwanowski">Art. 26 został uzupełniony nowym ustępem, następującej treści: „Upoważnia się Ministra Opieki Społecznej w porozumieniu z Ministrem Przemysłu i Handlu do zmniejszenia wysokości, względnie całkowitego zniesienia tych opłat dla niektórych kategoryj wymienionych wyżej zakładów”. Mowa jest o zakładach restauracyjnych, które były i są obciążone obowiązkiem płacenia 50 gr. za każdego gościa, przebywającego w zakładzie po godzinie 12.</u>
          <u xml:id="u-37.78" who="#JerzyIwanowski">Art. 26 został wprowadzony z inicjatywy jednej z naszych koleżanek i ma następującą treść:</u>
          <u xml:id="u-37.79" who="#JerzyIwanowski">„W zakładach fryzjerskich, poczynając od VI kategorii wzwyż, oraz w zakładach kosmetycznych i w instytutach piękności pobiera się opłatę w wysokości 10% od rzeczywistych wpływów za usługi. Opłaty obciążają osoby, korzystające z usług.</u>
          <u xml:id="u-37.80" who="#JerzyIwanowski">Za opłaty te odpowiada przedsiębiorca.</u>
          <u xml:id="u-37.81" who="#JerzyIwanowski">Opłaty powyższe na życzenie przedsiębiorcy mogą być zastąpione przez miesięczną opłatę ryczałtową, ustalaną na podstawie miesięcznych wpływów z tych opłat, osiągniętych w miesiącach poprzedzających”.</u>
          <u xml:id="u-37.82" who="#JerzyIwanowski">Zupełnie słusznie zwrócono uwagę komisji, iż jest to kategorija tych zakładów, które dotychczas nie ponosiły żadnych znaczniejszych obciążeń. Z natury rzeczy obsługują one bogatszą klasę ludności, ich usługi są przedmiotem zbytku, i słuszne jest, ażeby klijentela tego rodzaju zakładów ponosiła pewne ciężary na rzecz Funduszu Pracy. Żeby ułatwić kontrolę nad wpływami, została przewidziana możność zryczałtowania tych obciążeń, jak to zresztą ma miejsce w szeregu innych artykułów tejże ustawy.</u>
          <u xml:id="u-37.83" who="#JerzyIwanowski">Art. 27, mówiący o czynszu dzierżawnym lokalów wynajmowanych, został zmieniony zaledwie redakcyjnie i merytorycznie odpowiada on brzmieniu sejmowemu.</u>
          <u xml:id="u-37.84" who="#JerzyIwanowski">W art. 32 dodano nowy ustęp drugi, w którym Minister Pracy i Opieki Społecznej oraz Minister Skarbu jest uprawniony do zwalniania robót prowadzonych przez Fundusz Pracy od niektórych obciążeń podatkowych i świadczeń socjalnych. W tymże artykule komisja dodała jeszcze jeden ustęp o następującem brzmieniu: „Organizacje wyznaniowe i społeczne, jako pracodawcy, utrzymujące instytucje opieki społecznej lub prowadzące akcję pomocy bezrobotnym, zwolnione są od obciążeń, wyszczególnionych w art. 14 niniejszej ustawy”. Ustęp ten, jak wiem z poprawki wniesionej w tej chwili do laski marszałkowskiej, został przeniesiony do art. 15, z którym się organicznie wiąże.</u>
          <u xml:id="u-37.85" who="#JerzyIwanowski">Tyle co do samych merytorycznych poprawek, wniesionych do ustawy przez połączone Komisje Gospodarstwa Społecznego i Budżetową. Pozatem oczywiście zmienia się numerację artykułów stosownie do poprawek.</u>
          <u xml:id="u-37.86" who="#JerzyIwanowski">Przy rozpatrywaniu art. 29 został zgłoszona wniosek mniejszości o następującem brzmieniu: „Związki komunalne miejskie przekazują do Funduszu Pracy corocznie kwoty, odpowiadające 1% ich budżetów zwyczajnych”. Wniosek ten nie otrzymał aprobaty komisji i figuruje jako wniosek mniejszości w moim referacie.</u>
          <u xml:id="u-37.87" who="#JerzyIwanowski">Pozatem, abstrahując od mego stanowiska jako referenta, wiem, że zostały wniesione znanej mi treści poprawki do postanowień komisji, które w tej chwili Panom cytowałem. Z treścią tych poprawek osobiście całkowicie się zgadzam.</u>
          <u xml:id="u-37.88" who="#JerzyIwanowski">Na tem kończę mój referat, prosząc Wysoką Izbę o uchwalenie zreferowanej przeze mnie ustawy z poprawkami zjednoczonych komisyj Gospodarstwa Społecznego i Skarbowo-Budżetowej.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-38">
          <u xml:id="u-38.0" who="#ZygmuntLeszczyński">Głos ma s. Pawłykowski dla poparcia wniosku mniejszości.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-39">
          <u xml:id="u-39.0" who="#JulianPawlikowski">Wysoka Izbo! Wniosek mniejszości dotyczy art. 29 projektu ustawy o Funduszu Pracy w pierwotnej numeracji, którym nakłada się obowiązek świadczeń na rzecz Funduszu Pracy zarówno na związki komunalne miejskie w wysokości 1%, jak i na związki powiatowe komunalne w wysokości 5% ich budżetów zwyczajnych. Został on zgłoszony przez nas dla podkreślenia rażącej niesprawiedliwości, jaka się wkradła w traktowaniu sprawy bezrobocia w Państwie. Natomiast Klub nasz w całości negatywnie ustosunkowuje się do projektu ustawy o Funduszu Pracy.</u>
          <u xml:id="u-39.1" who="#JulianPawlikowski">Nie należy rozumieć naszego stanowiska w ten sposób, że my nie doceniamy w pełni doniosłości prawa do pracy. Prawo do pracy jest prawem przyrodzonem i nie doceniać go nie można. My doceniamy w całej pełni ciężar gatunkowy i bolączkę czasów obecnych, zmorę bezrobocia. Uważamy je za bardzo groźny powojenny trąd stosunków gospodarczych, który toczy zdrowy organizm społeczno - gospodarczy i tocząc go, w samych fundamentach rozbija materialny dobrobyt i zdrową psychikę pracującego ludu. Niejednokrotnie też z tej trybuny dawaliśmy wyraz naszemu ustosunkowaniu się do problemu prawa do pracy. Skoro więc dzisiaj negatywnie ustosunkowujemy się do przedłożenia o Funduszu Pracy, to pobudek do naszego postąpienia nie należy szukać gdzieindziej, jak w samym projekcie, w jego niedociągnięciach, lub w jego wadach bardzo poważnych.</u>
          <u xml:id="u-39.2" who="#JulianPawlikowski">Nasamprzód należy stwierdzić, że problem bezrobocia nie jest problemem tylko ludności miejskiej. Bezrobocie szerzy się w zastraszający sposób wśród ludności rolniczej na wsi — i to nie tylko wskutek nadmiaru sił roboczych w stosunku do powierzchni uprawianej ziemi, ale też z przyczyn ogólnych, tak wskutek stosunków politycznych jak i stosunków gospodarczych, które reperkusją biją też wieś.</u>
          <u xml:id="u-39.3" who="#JulianPawlikowski">Nawiązując do cyfr, podanych przez p. s. Iwanowskiego, widzimy że 1 km2 roli według obliczeń ekonomisty Rosego utrzymuje około 40 ludzi pracujących, natomiast cyfra podana przez p. referenta mówi o przeciętnej 67 ludzi na 1 km2. Wiemy jednakowoż, że ta przeciętna, jeżeli weźmiemy Polesie, jest niższa; jeżeli weźmiemy znowu przeludnione terytoria agrarne, jest daleko większa. Musimy się liczyć z tem, że na 1 km2 ludności rolniczej mamy 71 głów. Wobec tego śmiało można liczyć, że na terytorium całego Państwa mamy dzisiaj ludności rolniczej w wieku 16 do 60 lat, nie mającej wcale pracy wystarczającej ani zarobków, ponad 5 milionów.</u>
          <u xml:id="u-39.4" who="#JulianPawlikowski">Na terytorium narodowem ukraińskiem w granicach Rzeczypospolitej mamy przeciętnie latem ponad 1 1/3 miliona ludzi bezrobotnych, zimą 1.750.000 do 2.000.000. Ludzie ci nie znajdują wśród obecnych warunków gospodarczych żadnych prawie zarobków ubocznych. Np. jeżeli weźmiemy obliczenia inżyniera Jaskólskiego, który oblicza wszystkie uboczne zarobki w latach dobrej koniunktury na 23 franki szw. na 1 ha, to już w roku 1930 według obliczeń skrupulatnych moich własnych, jednakowoż nie dogmatycznie przezemnie potwierdzonych, wynosiły już tylko mniej więcej 10 fr. szw. Dzisiaj te zarobki zupełnie odpadają. Weźmy np. stosunki przy robotach drzewnych na Podkarpaciu: z 60.000 ludzi pracuje dziś około 6.000. Kamieniołomy stoją, zarobków w skolonizowanych obszarach niema, również i obszary dworskie, ziemie wielkiej własności nie zatrudniają robotników w tej mierze, jak dawniej, z przyczyn coraz większego kurczenia się intensywnej uprawy roli, przeważnie wskutek upadku uprawy buraka cukrowego. Przemysł naftowy też nie zatrudnia wiejskiego robotnika nawet w najgorszych gałęziach pracy, a wiemy, że warunki te były chyba takie, jak w Kamerunie łub przy brazylijskich uprawach kawy czy tytoniu.</u>
          <u xml:id="u-39.5" who="#JulianPawlikowski">Było jeszcze jedno źródło dochodów ludności wiejskiej: przemysł ludowy, albo to źródło nie tylko z przyczyn ogólno-gospodarczych, ale wskutek fiskalnego nastawienia zniszczono; świadectwa przemysłowe, podatek przemysłowy, kary administracyjne, zniszczyły prawie przemysł ludowy tak, że to źródło dochodowe zupełnie wysycha. Nie widzimy też dotychczas, ażeby sprawiedliwą reformę rolną przeprowadzano na terytoriach rolniczo przeludnionych, i ażeby rozwiązywano tą drogą problem bezrobocia i zaspokajano głód ziemi. Nie widzimy, żeby szczupły kontyngent emigracyjny — mam na myśli emigrację zarobkową — był rozdzielany przez Państwowy Urząd Pośrednictwa Pracy w sposób sprawiedliwy. Nie chcę nużyć Wysokiej Izby ze względu na porę i przytaczać cyfrowe przykłady co do tego, jak są rozdzielane kontyngenty na powiaty i gminy, a jak w samym powiecie na pojedyncze wsi. Wiemy też, że czynnikom kompetentnym bezwzględnie wiadomy jest stan, w jakim znajduje się bezrobotna i głodująca ludność wiejska, choćby z prac statystyków i ekonomistów polskich o tej powadze jak prof. Franciszek Bujak, lub jak prof. Zdzisław Ludkiewicz. Znaną im jest też chyba fundamentalna praca dawniejsza, na której opierali się i Bujak i Ludkiewicz i Biegeleisen, praca Tomalskiego o zapotrzebowaniu robotnika rolnego na hektar użytków rolnych w Galicji.</u>
          <u xml:id="u-39.6" who="#JulianPawlikowski">Dziś opieka społeczna obejmuje tylko ludność bezrobotną miejską i to nie w całości. My wiemy, że gdy statystyka, jak zwykle, jest fałszywa, to statystyka bezrobotnych jest statystyką nijaką, bo wykazy statystyczne, które czytamy od czasu do czasu w periodycznych komunikatach, obejmują tylko część bezrobotnych t. j. zarejestrowanych, korzystających z zasiłków bezrobocia, a tych, którzy nie mają prawa korzystania z zasiłków i nie mają pracy, albo którzy nie są zarejestrowani, tych statystycznie nie uważa się za bezrobotnych. Ale to jest traktowanie problemu zupełnie nieżyciowe, gdyż bezrobocie przez podanie kogoś lub niepodanie do statystyki nie redukuje się.</u>
          <u xml:id="u-39.7" who="#JulianPawlikowski">Słyszeliśmy z referatu p. senatora Everta cyfrę, którą nam p. referent podał i podkreślił, że dotychczas wydano na bezrobocie 486 milionów. Jest to suma poważna, jednakowoż suma, która nie dała wyników w zwalczaniu bezrobocia. A mam wrażenie, że nie może ono dać wyników, gdyż zwalczanie bezrobocia traktuje się zupełnie mechanicznie. Tak też nastawiony jest i projekt o Funduszu Pracy.</u>
          <u xml:id="u-39.8" who="#JulianPawlikowski">Bezrobocia nie można usunąć li tylko zasobami finansowemi, dostarczanemi przez społeczeństwo i przez aplikowanie tych zasobów finansowych, czy to na rozpoczęcie tych czy owych robót, czy to na wsparcia. Bezrobocie można usunąć tylko przez gruntowne zreformowanie systemu gospodarczego, jaki obecnie panuje. Jeżeli dziś, zgodnie z Konstytucją, uznaję się prywatną własność — przeciw prywatnej własności ja nie występuję — i jednocześnie nadużywa się tej prywatnej własności po to, żeby zezwalać na koncentrację kapitałów i wytwarzanie zmowy gospodarczej, która w wyniku doprowadza do zachwiania siły nabywczej szerokich warstw ludności, to wiemy, że takie zachwianie musi doprowadzić do lokautów, musi doprowadzić do bezrobocia, musi doprowadzić do nędzy. I tu jest sedno tego problemu. Projekt przedłożony — zresztą nie tylko ten, ale i inne — dowodzi, że Rząd nie wnika i nie stara się wniknąć w te problemy. Jest tylko jedna lekka próba przeciwstawienia się monopolom gospodarczym w formie projektu, który mówi o nadzorze nad kartelami. Dzisiejsze stosunki są takie, że monopolista czy to prywatny — jak kartelowiec, czy nawet monopole państwowe w wielkiej mierze przyczyniły się do szerzenia się bezrobocia.</u>
          <u xml:id="u-39.9" who="#JulianPawlikowski">Jeżeli przypatrzymy się projektowi jeszcze z trzeciej strony, to dopatrzymy się w nim bardzo filigranowego cyzelowania strony fiskalnej. Ja zupełnie bez ironii na Komisji oświadczyłem, że przypominają mi się zupełnie dekrety z doby absolutyzmu oświeconego z doby józefińskiej w Austrii, gdzie wszystko było przewidziane do najmniejszej joty, gdzie nawet, to mówiłem przy żarówkach, w niektórych dekretach było oznaczone, ile świec na którym ołtarzu ma być zapalone. Ale te wyliczenia, które dla celów fiskalnych są potrzebne i tego nie zaprzeczam, nie stoją w żadnej proporcji do potrzeby oznaczenia właściwych rozmiarów i sposobów działalności, jak np. co do działu robót publicznych, które mają być zasobami Funduszu Pracy przeprowadzone. Na marginesie samej projektowanej ustawy jest złożony projekt zorganizowania robót, który widzieliśmy w teczce p. s. Iwanowskiego, i tam na pewnem miejscu, na którejś stronie, a wszystkich stron jest 8, tego wstępu do programu, jest powiedziane, że Państwowy Urząd Pracy zorganizuje brygady robocze, które będą pracowały tam a tam, że Państwowy Urząd Pracy będzie miał prawo skoszarowania tych brygad robotniczych, będzie dbał o ich wyżywienie, o ich życie kulturalne i towarzyskie. Ale jak będzie dbał? Czy ta ogromna falanga bezrobotnych da się skoszarować? A jeżeli ktoś pracy nie przyjmie, straci zasiłek. Mam też poważne wątpliwości, czy kadry bezrobotnych bez zastrzeżeń będą mogły być użyte do robót. To są w wielkim odsetku ludzie fizycznie wyniszczeni. Dlatego uważam ten wstęp do programu robót publicznych tylko za część literacką. Stwierdzam, że ustawowo nic nie jest sprecyzowane.</u>
          <u xml:id="u-39.10" who="#JulianPawlikowski">Poza tem nie mamy się czemu dziwić, jeżeli w niektórych czasopismach pojawiają się artykuły o grozie przymusowej pracy, alarmujące i denerwujące, co byłoby niepotrzebne, gdyby problem zatrudnienia bezrobotnych był dokładnie wyjaśniony w ustawie.</u>
          <u xml:id="u-39.11" who="#JulianPawlikowski">Fundusz pracy ma cele i zadania głęboko społeczne, jednak administracja całego Funduszu Pracy bezwzględnie neguje czynnik społeczny. Od a do z, jak podniósł to zresztą p. referent Iwanowski, zależne jest wszystko od Rządu i to od Prezesa Rady Ministrów. Przyczyną ma być potrzeba ujednostajnienia, ujednolicenia wszystkich akcyj. Myślę, że bez wielkich przeszkód mógłby i czynnik społeczny tutaj decydować, tembardziej, że dla sprawy bezrobocia i dla nędzy, wywołanej bezrobociem, u każdego znaleźć można serce.</u>
          <u xml:id="u-39.12" who="#JulianPawlikowski">Przechodząc do rozłożenia ciężarów, mających dać dochody Funduszowi Pracy, podkreślam jeszcze raz, że Fundusz Pracy nie obejmuje wcale opieki nad bezrobotnymi wsi, nakłada — wybaczy mi p. referent — nie bezpośrednio, ale pośrednio poważne ciężary na wieś. Bo jeżeli art. 29 powiada, że powiatowe związki komunalne 5% swych budżetów zwyczajnych mają oddawać na Fundusz Pracy, to powiatowe związki komunalne nie skądinąd, tylko ze wsi, te pieniądze zebrać muszą. Były w preliminarzu Funduszu Pracy cyfry, do art. 29 prawdopodobnie, obejmujące i związki komunalne miejskie i powiatowe w wysokości 4 milionów ich łącznych świadczeń, Jest to cyfra dla mnie bardzo niejasna, bo już związki komunalne miejskie, jeżeli wziąć pod uwagę 1% ich budżetów zwyczajnych, mają dać bardzo poważną kwotę. Jeżeli wziąć powiatowe związki komunalne, które mają zwykle około 150 zgórą milionów, w dochodach zwyczajnych budżetów, to musiałyby one doprowadzić jakieś 7.600.000. Gdyby budżety powiatowych związków komunalnych były zmniejszone, gdyby wypadło tylko 4 miliony, to uważam, że jest to kwota, która zupełnie bez potrzeby, ze szkodą dla potrzeb miejscowych będzie doprowadzona na cele akcyj, prowadzonych na podstawie Funduszu Pracy. Przytem nie uważam, ażeby dla powiatowych związków komunalnych odprowadzenie 5% nie było wielkim ciężarem. Prawie 60% zwyczajnych budżetów powiatowych związków komunalnych używa się na spłacenie rat amortyzacyjnych i odsetek od pożyczek, zaciągniętych w poprzednich latach, od r. 1927 do 1928, tylko 40% normalnych budżetów pozostaje w ręku zarządów związków komunalnych powiatowych, a z tego ma być pokryta administracja i mają być zrobione jeszcze inwestycje. Jak wyglądają te inwestycje przy tem, że administracji pokryć nie można, że jesteśmy świadkami niewypłacalności powiatowych związków komunalnych, płac się nie wypłaca, weksle dopuszcza się do protestu, jeżeli te 5% będą zabrane? Myślę, że to sytuacji nie polepszy.</u>
          <u xml:id="u-39.13" who="#JulianPawlikowski">Wobec tego uważamy, że niemożliwe jest wyciągnięcie wśród takich stosunków 5% od powiatowych związków komunalnych na rzecz Funduszu Pracy. Stąd też rodzi się nasza poprawka do art. 29. Jednakowoż proszę nie myśleć, że łudzimy się nadzieją, że poprawka ta przejdzie. Pewni jesteśmy, że ustawa przejdzie z poprawkami, które dała komisja. Ale rzeczą naszą jest w tej chwili zwrócić uwagę czynników kompetentnych na problem bezrobocia na wsi i na położenie finansowe powiatowych związków komunalnych, które są w pierwszej mierze powołane do zwalczania bezrobocia na wsi.</u>
          <u xml:id="u-39.14" who="#JulianPawlikowski">W polemice ze stanowiskiem, które miałem zaszczyt zająć na połączonej komisji Skarbowo-Budżetowej i Komisji Gospodarstwa Społecznego, p. senator Bobrowski, występując przeciw myśli, żeby powiatowe związki komunalne, tem samem wieś, zwolnić od opłat na Fundusz Pracy, w patosie zauważył, że „w wielkiej akcji, jak akcja zwalczania bezrobocia, żadne warstwy społeczne, a więc i rolnicze nie mogą się uchylać od świadczeń”. Tak oświadczył p. senator Bobrowski — żałuję, że nie widzę go na sali. Ośmielam się jednak zapytać: Czy naprawdę akcja zwalczania bezrobocia jest wielką akcją społeczną, skoro zajmuje się tylko fragmentem problemu bezrobocia? Czy prowadzący tę akcję nie widzą, że oprócz bezrobocia w miastach istnieje bezrobocie na wsi?</u>
          <u xml:id="u-39.15" who="#JulianPawlikowski">Na koniec słów kilka o programie, który był łaskaw wyłuszczyć p. senator Iwanowski jako sprawozdawca. Słyszeliśmy, że wpływy wynieść mają około 100 milj. średnio i będą rozprowadzone w ten sposób, że około 31.425.000 zł, pochłoną roboty rolnicze, roboty komunikacyjne i roboty samorządowe. Z tego wynika, że tylko 30% Funduszu Pracy przeznacza się na roboty, a 70% związane będzie z akcją zasiłków i alimentacji. Możliwe, że jest to dopiero początek, że przy dalszem trwaniu tego funduszu zmienią się stosunki, że w myśl specjalnego podkreślenia p. senatora sprawozdawcy czynnik dostarczenia pracy będzie górował nad czynnikiem dostarczenia alimentacji.</u>
          <u xml:id="u-39.16" who="#JulianPawlikowski">Poza tem, jeżeli rozpatrywać roboty, które mają być przeprowadzone, widzimy, że obejmują one mimo wszystko 17 województw i mają dać około 10 i ¼ miliona robotodni, zatrudniając przy 300 dniach 34.000 robotników, przez 200 dni, około 45 tys. robotników, to jest to zatem niezbyt wiele, tak że prawdopodobnie bezrobotnych tak pracowników umysłowych jak i fizycznych przy tych robotach będzie można tylko w znikomej części zatrudnić, w każdym razie 15–20% bezrobotnych zarejestrowanych zatrudnienie otrzymać może.</u>
          <u xml:id="u-39.17" who="#JulianPawlikowski">Przyznaję, że zwalczanie bezrobocia musi iść ogniskami, gdzie to bezrobocie się koncentruje. Jednakże rozłożenie wszystkich preliminowanych wydatków w terenie daje następujący obraz: 4 województwa, łódzkie, krakowskie, śląskie i kieleckie, mają razem 60,8% preliminowanych sum, 5 województw, które leżą na narodowem terytorium ukraińskiem, lwowskie, stanisławowskie, tarnopolskie, poleskie i wołyńskie wyczerpują tylko 8,8%, reszta województw w liczbie 8, wyczerpuje 30.4 preliminowanych kwot.</u>
          <u xml:id="u-39.18" who="#JulianPawlikowski">Mam wrażenie, bez żadnych ubocznych myśli politycznych, że i tutaj nastawienie samego programu nie doprowadzi do zwalczania bezrobocia. Jeżeli będziemy przenosić sumy większe, preliminowane na roboty, na ogniska bezrobotnych i wyczerpywać pewne tereny z sum budżetów przeznaczonych na inwestycje gospodarcze tych terenów, czy to nie będzie krzewieniem nowych ognisk bezrobocia? Czy nie będzie to przewróceniem historyjki, którą czytałem w „Arbeiter Zeitung” w czasie wojny, o rąbaniu drzewa przez majora austriackiego, który miał roboczą maszynę słabą, a natomiast maszynę parową bardzo silną. Przez trzy miesiące rąbał on drzewo, a później musiał życiem nałożyć, bo komisja skonstatowała, że drzewa nie przybyło i posądziła go o kradzież. Tymczasem technicy skonstatowali, że maszyna parowa zużywała tyle drzewa dziennie, ile robocza maszyna rzucała drzewa z drugiej strony. Tu gotowa się powtórzyć historia na opak...</u>
          <u xml:id="u-39.19" who="#JulianPawlikowski">Kończę. Proszę na wypadek przyjęcia projektu i podniesienia go do wysokości ustawy o Funduszu Pracy — a jestem pewien, że będzie przyjęty, aby Wysoka Izba zwróciła uwagę na korekturę do art. 29 projektowanej ustawy o Funduszu Pracy i zwolniła powiatowe związki komunalne od uiszczania 5% ich zwyczajnych budżetów na rzecz Funduszu Pracy i przynajmniej w ten sposób zainaugurowała dziś erę, że Izby ustawodawcze troszczą się też i o sprawę bezrobocia wsi, bodaj przez zwolnienie wsi od ciężarów na zwalczanie bezrobocia miast.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-40">
          <u xml:id="u-40.0" who="#ZygmuntLeszczyński">Głos ma s. Meissner.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-41">
          <u xml:id="u-41.0" who="#CzesławGorgoniuszMeissner">Wysoki Senacie! Chociaż wojna światowa pochłonęła miliony ofiar w ludziach, mamy, o ile chodzi o zagadnienie pracy, objaw jakoby nadmiaru ludzi. Miliony postradało zdolność do pracy, a mamy za wiele rąk do pracy. Być może, że energia ludzi wskutek katastrofalnych przejść wojennych osłabła i straciła walory potencjalne, lecz to nie może być jedyną przyczyną tego olbrzymiego społeczno-ekonomicznego zjawiska, jakim jest bezrobocie.</u>
          <u xml:id="u-41.1" who="#CzesławGorgoniuszMeissner">Przyczyna jest inna. Wojna i powojenny stan stworzył złą strukturę naszego życia gospodarczego i złą organizację pracy. Pomijam najnowszy problem depopulacji w myśl nowego ruchu maltuzjańskiego, lub tego, który stworzył Boj-Żeleński. Problem ten nie jest z punktu widzenia chrześcijańskiej etyki poważny.</u>
          <u xml:id="u-41.2" who="#CzesławGorgoniuszMeissner">Obecnie prowadzi się studia w najróżniejszych państwach nad zagadnieniem bezrobocia, lecz dotychczas nie ustalono, ani podstaw tej klęski, ani nie wyszukano środków zaradczych. To jest jednak pewne, że przerost funkcyj państwa ujarzmił wytwórczość indywidualną.</u>
          <u xml:id="u-41.3" who="#komentarz">(Przewodnictwa obejmuje Marszałek)</u>
          <u xml:id="u-41.4" who="#CzesławGorgoniuszMeissner">Za bardzo przenika państwowa gospodarka do poszczególnych komórek gospodarczych, nie pobudzając, lecz hamując ich działalność. Wprowadzenie monopoli zahamowało życie wytwórcze, a koncesjami skasowano wiele samodzielnych placówek handlowych. Indywidualna wytwórczość rąk ludzkich staje bezbronnie wobec konkurenta — Państwa. Prywatne przedsiębiorstwa maleją i giną, a tem samem giną warsztaty pracy, w których tyle rąk ludzkich znalazłoby zajęcie. Wspomnę tu np. fabrykację pewnych sprzętów dla handlu prywatnego w Państwowych Zakładach Inżynieryjnych Tam zaczęto fabrykować rowery i sprzedawać, a w tejże samej chwili musiano zamknąć 8 prywatnych fabryk rowerów w Warszawie Jednem słowem wadliwa struktura życia przemysłowego i gospodarczego stworzyła warunki, w których rozwija się w zastraszający sposób bezrobocie.</u>
          <u xml:id="u-41.5" who="#CzesławGorgoniuszMeissner">Musimy zwrócić jeszcze uwagę na jeden moment, jeżeli omawiamy bezrobocie. Szeregi bezrobotnych rosną na skutek rugów, które obecny regime stosuje do tych wszystkich, którzy mają ten charakter i tyle samodzielności, by wyznawać inne przekonania polityczne od wymaganych w sferach obecnie miarodajnych.</u>
          <u xml:id="u-41.6" who="#CzesławGorgoniuszMeissner">Te wszystkie warunki usunąć byłoby korzystniejszem w kwestii bezrobocia, niż stwarzanie suchych ustaw, których realność życie dotychczas przekreślało. Musimy nawrócić do jaknajszerszej wolności w życiu politycznem, przemysłowem i handlowem, a wtenczas będziemy mogli spodziewać się poprawy wprawdzie powolnej, ale zato stałej.</u>
          <u xml:id="u-41.7" who="#CzesławGorgoniuszMeissner">Tymczasem jednostronne regulowanie przez ustawę smutnych następstw bezrobocia jest tylko jednym ze środków, nie najważniejszym, prowadzącym do celu. Przecież już na tej drodze zrobiono próby. Utworzył się przed półtora rokiem „Nadzwyczajny Komitet do Walki z bezrobociem”. Późniejsze rozporządzenie Pana Prezydenta Rzeczypospolitej stworzyło „Fundusz Pomocy Bezrobotnym”, zaprowadzając opłaty na rzecz bezrobotnych na kolejach, poczcie i t. d. Czując całą wagę i ciężar problemu i trudności w realizacji tego zagadnienia, wciągnięto do współpracy szersze warstwy społeczeństwa, a pomimo to wielkiego zmniejszenia bezrobocia nie możemy zauważyć.</u>
          <u xml:id="u-41.8" who="#CzesławGorgoniuszMeissner">Obecna ustawa anuluje Fundusz Pomocy Bezrobotnym i wchodzi w jego prawa. Fundusz Pracy, takim tytułem cieszy się przedłożony nam projekt tylko w 1 art. wspomina o pracy, i to w tak ogólnikowej formie, że nic nie wiadomo, jak ma wyglądać ta organizacja pracy. Na komisji była wprawdzie mowa o zamiarach tworzenia „zespołów” pracy lub t. zw. „batalionów pracy”. Jednak z jakiego materiału ludzkiego mają się one składać, nie wiadomo. Czy tylko ten bezrobotny, który jest zarejestrowany, ma prawo należenia do tego zespołu, czy też każdy inny bezrobotny może być przyjęty do tych prac, również nie wiadomo. Nie wiadomo również, czy ten, który nie zgłosi się do pracy, nie będzie czasem pozbawiony zasiłku. Jednem słowem nie jest powiedziane, czy roboty zamierzane przez Ministerstwo, mają mieć przymusowy charakter, jak w Sowietach, czy dobrowolny jak w Niemczech. To są wszystko niewiadome, a ustawa nie powinna takich niewiadomych zawierać.</u>
          <u xml:id="u-41.9" who="#CzesławGorgoniuszMeissner">W przeciwstawieniu do dawniejszych ustaw ustawa przedłożona nie ma charakteru społecznego, raczej jest ustawą podatkową o charakterze fiskalnym.</u>
          <u xml:id="u-41.10" who="#CzesławGorgoniuszMeissner">Dziwi mię, że przedewszystkiem obciąża się podatkiem na rzecz bezrobotnych te sfery, które z bezrobociem nie mają bliższego związku t. j. urzędników państwowych i urzędników samorządowych. Ustawa obecnie obcina im pensje o 1%. Jest to wprawdzie najłatwiejszy sposób uzyskiwania na każdego pierwszego miesiąca pewnych sum pieniężnych na prowadzenie tych robót, ale pytam się, czy już nie dość tych obcięć pensyj urzędniczych?</u>
          <u xml:id="u-41.11" who="#CzesławGorgoniuszMeissner">Ustawa poraz pierwszy do świadczeń na rzecz bezrobotnych pociąga pracodawców i pracobiorców, zwalnia od nich tylko robotników rolnych. Również organizacje wyznaniowe i społeczne, które jako pracodawcy utrzymują instytucje opieki społecznej lub prowadzą akcję pomocy bezrobotnym, zwolnione są od tych obciążeń. Nie rozumiem, dlaczego nie zwolniono od podatku innych zawodów wolnych jak związków lekarzy, które wprowadziły przymusowe bezpłatne leczenie bezrobotnych?</u>
          <u xml:id="u-41.12" who="#CzesławGorgoniuszMeissner">Oczywiście p. Minister może zebrać z tych wszystkich podatków około 20 do 30 milionów złotych od społeczeństwa, lecz równocześnie odciąża Ministerstwo Skarbu, bo zamiast 50 milj., wpłynie tylko 20 milionów ze Skarbu do Funduszu na rzecz bezrobotnych. Znosi się natomiast wszelkie opłaty dodatkowe od biletów kolejowych, ale zato znowu związki komunalne muszą ze swoich zwyczajnych budżetów opłacać do Funduszu Pracy 1% miastach, a w samorządach powiatowych 5%.</u>
          <u xml:id="u-41.13" who="#CzesławGorgoniuszMeissner">Czy spowodowanie wypłat na rzecz Funduszu Bezrobocia ze strony samorządu jest realne, wątpię. Czynsz dzierżawny opodatkowany jest w wysokości 0,5%, pozatem dawniejsze opłaty pozostają — za piwo, za cukier, za gaz, za żarówki, i to nie tylko nowe, ale i zregenerowane.</u>
          <u xml:id="u-41.14" who="#CzesławGorgoniuszMeissner">Z tego wszystkiego widzimy, że jest pewien chaos w tym całym systemie podatkowym. A jak pośpiesznie i pobieżnie uchwalono w tej Komisji tę ustawę, świadczy to — ja pozwalam sobie być innego zdania, niż p. referent — że ktoś z B. B. prawdopodobnie żartobliwie zaprojektował opodatkowanie tych maisons de beaute i zakładów fryzjerskich, a już w projekcie jest poprawka, że będą one płacić na rzecz Funduszu 10%.</u>
          <u xml:id="u-41.15" who="#CzesławGorgoniuszMeissner">P. Ministrowi nastręczy pewną trudność art. 28, który przewiduje ściąganie zaległych podatków w naturze. Budżetowo wygląda to tak, że jeżeli p. Minister Opieki Społecznej pobierze zaległe podatki, to nie wpłyną one do Ministerstwa Skarbu. P. Minister obiecuje sobie z tego tytułu wiele, ale doświadczenie uczy, że próba ściągania podatków w naturze już raz zawiodła. Przecież p. Minister Skarbu obliczył sobie swego czasu, że w naturze będzie mógł ściągnąć 50 milionów złotych, a ściągnął tylko około pół miliona. Życzę p. Ministrowi, w interesie bezrobotnych, ażeby życie nie przysporzyło mu jeszcze jednego złudzenia więcej.</u>
          <u xml:id="u-41.16" who="#CzesławGorgoniuszMeissner">P. Minister w tych ciężkich czasach kryzysowych nie osiągnie sum preliminowanych, ani w przybliżeniu. Dotychczas ustawy, dotyczące pomocy bezrobotnym, podkreślały bardzo wybitnie współdziałanie władz państwowych ze społeczeństwem. Obecna ustawa jest odmienna od dawniejszych, będąc czysto fiskalną. Eliminuje ona organa społeczne. Wprawdzie w artykułach o organizacji ustawa mówi o jakimś komitecie naczelnym, o jego prezesie, o dyrekcji, o komitetach lokalnych, nigdzie jednak nie przewiduje żadnych wyborów, a chociaż jest zapowiedziany osobny statut dla tych organów wykonawczych, to już ustawa przesądza sprawę: komitet, jak i jego prezes jest mianowany przez Prezesa Rady Ministrów.</u>
          <u xml:id="u-41.17" who="#CzesławGorgoniuszMeissner">Ustawa tak pojęta, tak skonstruowana, nie jest zdolna złagodzić bezrobocia w należyty sposób. Lecz każdy wysiłek jest dobry, jeżeli idzie o złagodzenie cierpienia bezrobotnego, który często materialnie i moralnie jest zniszczony. Gdyby p. Minister zdołał zebrać, jak ma nadzieję, 109 milionów rocznie, to według ścisłych obliczeń zaledwie 50.000 bezrobotnych znalazłoby pracę — w zespołach pracy. A jeżeli 50.000 bezrobotnych pójdzie do pracy, to pytam się dalej, co będzie się działo z resztą, z tym dalszym milionem bezrobotnych? Pieniądze pójdą na prace zorganizowane przez Ministerstwo Pracy, a zbraknie funduszu na zasiłki dla tych innych, a wtenczas cały ciężar utrzymania ich spadnie znowu na samorządy i charytatywną opiekę społeczną tak, jak było dotychczas. I tutaj z tego miejsca należy podnieść, że właśnie związki charytatywne „Caritas” lub komitety parafialne, znikąd nie mając żadnej pomocy, opierając się tylko na społeczeństwie, organizowały dobrze pomoc dla bezrobotnych z podziwu godnem tempem i przynajmniej ci biedni i wykolejeni bezrobotni z nędzy nie giną i nie umierają z głodu, i mają przy tem oparcie moralne w społeczeństwie, żyjąc z niem razem.</u>
          <u xml:id="u-41.18" who="#CzesławGorgoniuszMeissner">Wobec tego, że ustawa nam przedłożona pomija zupełnie czynnik społeczny, jest chaotycznie skonstruowana i wobec nowych ciężarów podatkowych może wstrzymać całą akcję charytatywną społeczeństwa, Klub Narodowy nie będzie głodował za ustawą.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-42">
          <u xml:id="u-42.0" who="#WładysławRaczkiewicz">Głos ma s. Kłuszyńska.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-43">
          <u xml:id="u-43.0" who="#DorotaKłuszyńska">Wysoka Izbo! Ustawa, która nosi tytuł „Fundusz Pracy”, zupełnie nie odpowiada w treści temu tytułowi. Fundusz Pracy zgóry już przewiduje bardzo nieliczny odsetek ludzi, którzy ewentualnie znajdą pracę, ale w jakich warunkach ją znajdą? Przedewszystkiem odrazu trzeba stwierdzić, że norma 3 zł. za niewiadomo ilogodzinny dzień niszczy wogóle stopę zarobkową robotników w całym kraju. Wprawdzie p. Minister Pracy powiedział, że ewentualnie w Warszawie, czy w innych ośrodkach będzie ta norma wyższa, będzie może wynosiła 4 zł, ale w każdym razie taka urzędowa norma już musi się odbić bardzo niekorzystnie na całym rynku pracy.</u>
          <u xml:id="u-43.1" who="#DorotaKłuszyńska">Drugi moment, który tu prawie wszyscy przedmówcy podnosili, to jest to, że w całej tej ustawie niema wogóle mowy o jakimkolwiek czynniku społecznym z wyboru. Od początku do końca będą nominaci, którym P. Premier odda zarząd całym tym funduszem.</u>
          <u xml:id="u-43.2" who="#DorotaKłuszyńska">Cała ta ustawa jest nieprzemyślana i nieprzygotowana. Potrzebna jest tylko na efekt posłom z B. B., aby jego grupa robotnicza mogła powiedzieć krajowi w chwili, kiedy praca jest centralnem zagadnieniem — że jednak w tym kierunku coś zdziałała, bo stworzyła Fundusz Pracy. Ale temi 11 czy 13 podatkami razem z tym podatkiem piękności nie rozwiązuje się zagadnienia.</u>
          <u xml:id="u-43.3" who="#DorotaKłuszyńska">Ile wpłynie tych pieniędzy? 100 milionów. Ja twierdzę, że nie wpłynie napewno ani połowa tych pieniędzy, tych sum, o których fest mowa. Natomiast tych źródeł, któreby mogły dać pieniądze, w każdym razie daleko większe sumy, tych źródeł przecież nie poruszono. Proszę Panów, stwierdzamy zbyt duży udział kapitalistów w dochodzie społecznym, a równowaga do utrzymania jest tylko wtenczas, jeżeli większa część społeczeństwa uczestniczy w dochodzie społecznym. Do tej sfery kapitalistów nikt się w tej ustawie nie dobrał.</u>
          <u xml:id="u-43.4" who="#DorotaKłuszyńska">Jeżeli weźmiemy zagadnienie na serio, to przecież może być rozwiązana sprawa bezrobocia, jeżeli w kraju wzrośnie konsumcja. A w tej chwili sprawa się przedstawia w ten sposób, iż ten sam obieg pieniędzy, te same środki rozdziela się tylko na większą ilość ludzi. Przecież w ten sposób absolutnie nie można rozwiązywać sprawy, która ma daleko głębsze przyczyny, bo ona jest związana z ustrojem.</u>
          <u xml:id="u-43.5" who="#DorotaKłuszyńska">I proszę Panów, żadne półśrodki nie mogą tego zagadnienia rozwiązać. Więc przypuśćmy, że dziś pewną sumę pieniędzy posiada 50.000 osób, a jutro 75.000 czy 80.000 osób. Nastąpi tylko obniżenie niesłychane stopy życiowej, ale to nie daje żadnych możliwości wzmożenia produkcji, a przecież tylko wzmożenie produkcji może rozwiązać zagadnienie, jakim jest w tej chwili sprawa bezrobocia.</u>
          <u xml:id="u-43.6" who="#DorotaKłuszyńska">Ale ktoby mógł dać pieniądze na ten Fundusz Pracy? Jeżeli weźmiemy kartele, w jakim stosunku one uczestniczyć będą w tem przysporzeniu funduszów? Kartelowcy, to jest wrzód na ciele życia gospodarczego, a kartelowcy w tym wypadku w żadnej mierze nie są zmuszeni żadnemi ustawami, ani tą ustawą o Funduszu Pracy, do świadczenia i do przyczynienia się do uruchomienia warsztatów pracy. Przeciwnie, widzimy objaw inny, niesłychanie ciekawy i charakterystyczny. Widzimy objaw, że np. kartele płacą fabrykom, względnie rafineriom, żeby nie zatrudniały robotników, żeby nie produkowały i za to — wiem o dwóch rafineriach — dostają one pół miliona złotych. Więc zdaje mi się, że czynniki w życiu gospodarczem, które przyczyniają się w ten sposób do zamknięcia warsztatów pracy, do zmniejszenia możności zarobkowania, przedewszystkiem powinny być zmuszone do świadczeń.</u>
          <u xml:id="u-43.7" who="#DorotaKłuszyńska">Był wniosek w Sejmie o ujawnienie dochodów najrozmaitszych dygnitarzy w Polsce. Dlaczego ten wniosek nie uzyskał większości? Dlaczego ludzie, którzy mają nadmierne dochody, z mego punktu widzenia nieprzyzwoite dochody, mają opłacać tylko 1%, zresztą skoro nie wiadomo, ile mają, trudno ich jest opodatkować naprawdę nawet w wysokości 1%. Dlaczego tacy ludzie nie mają być opodatkowani 10, 15 i 20% od swych dochodów? Jakim prawem mogą w tym okresie głodu, nędzy, niedostatku, używać tak ogromnych dochodów, jak to w tej chwili ma miejsce.</u>
          <u xml:id="u-43.8" who="#DorotaKłuszyńska">Są warsztaty pracy w Polsce, np. w Łodzi, które korzystały z subwencyj, z pożyczek w bankach państwowych do sumy 70 milionów. A jeżeli do tego doliczymy zaległości podatkowe, to mamy taki wypadek, iż jeden z większych warsztatów w Łodzi ma zobowiązania, sięgające w tej chwili do 80, 90 milionów złotych. I ten warsztat pracy nie pracuje normalnie, jest on ciągle zachwiany. Czy należy w ten sposób lokować pieniądze publiczne, pieniądze podatkowe, ażeby nie przysparzać warsztatów, tylko ratować jedno lub drugie prywatne przedsiębiorstwo? Czemuż sfery rządowe nie chcą otoczyć klasy robotniczej dzisiaj tą częścią tej opieki, jaką otaczają w tej chwili przedstawicieli tego walącego się porządku społecznego? Przecież gdy kapitaliści nie mogą dać pracy, stworzyć nowych warsztatów, rola ich jest skończona. Cały sens i cały cel kapitalizmu polega na tem, żeby tworzył warsztaty pracy i dawał ludziom pracę. Jeżeli ta rola jego się skończyła, to dlaczego sfera, która jest w tej chwili nie do uratowania, a która jednak swoją złą, niecelową gospodarką przyczynia niesłychanie wiele klęsk i nieszczęść w społeczeństwu, dlaczego ona akurat cieszy się taką opieką i największą przyjaźnią sfer rządzących?</u>
          <u xml:id="u-43.9" who="#DorotaKłuszyńska">Wszystkie zakłady, które wytwarzały w pewnym okresie do 1929 r., przecież, miały ogromne rezerwy i miały jeszcze specjalne rezerwy. Spółki akcyjne wykazywały poważny wzrost kapitałów rezerwowych. Te rezerwy powinny być schowane na wypadek kryzysu, a jednak gdy przyszedł kryzys, te same sfery zwróciły się do Rządu i żądają pomocy. Nasuwa się bardzo skromne pytanie: gdzie są ulokowane i gdzie są schowane te rezerwy, które przecież wynoszą setki milionów? To są rezerwy jawne, a przecież są jeszcze rezerwy tajne. Te, które ujawniono w bilansie płatniczym, stanowią ogromną sumę pieniędzy. Wiemy o tem, że prawie 400 milionów złotych wywieziono za granicę w 1929 r. tylko tytułem tantiem, procentów i dywidend.</u>
          <u xml:id="u-43.10" who="#DorotaKłuszyńska">Proszę Panów, wszystkie zakłady, zainteresowane w sprzedaży kartelowych produktów, czy to jest dziś Progres, czy Robur, to są ci sami właściciele przedsiębiorstw, lecz oni dwa razy zarabiają, raz na produkcji, drugi raz na pośrednictwie i oni też będą obciążeni tylko 1%, względnie od tantiemy 2%. Te sfery mogłyby zapłacić daleko więcej, gdyby tylko znalazł się czynnik, któryby miał odwagę zażądać od nich, ażeby zapłacili.</u>
          <u xml:id="u-43.11" who="#DorotaKłuszyńska">Moi koledzy w Sejmie bardzo obszernie omówili ustosunkowanie się naszego klubu do tego projektu. Projekt ten, jak już powiedziałam poprzednio, to jest politicum, a już na komisji zwróciłam uwagę, że to politicum to jest mieczem obosiecznym. Dokoła tego projektu rozwinęła się agitacja i opowiada się bezrobotnym, że znajdą pracę. A zgodzi się ze mną Wysoka Izba na to, że cyfry urzędowe nie obowiązują i że liczba bezrobotnych jest znacznie większa, niż ta, którą podaję statystyka urzędowa. Mówię teraz tylko o bezrobotnych miast, nie ruszam bezrobotnych wsi. Około tej sprawy rozwinęła się agitacja tak wielka, że wystarczy pojechać na prowincję, do takich centrów, jak Żyrardów, aby usłyszeć, jak ludzie sobie mówią: Ten miesiąc przetrzymamy, ale od kwietnia już będzie praca, ponieważ tworzą teraz Fundusz Pracy i dadzą wszystkim pracę. — I ci ludzie będą żądali, żeby im dano pracę, a pracy wszystkim nikt nie da, bo dać nie może ze stu innych przyczyn, ale także dlatego, że pieniądze, które ewentualnie wpłyną do Funduszu Pracy, nie będą wystarczały na zatrudnienie — tutaj p. referent mówił o 50.000, czy 60.000, czy 80.000 — ale nawet dla 20.000 robotników, mojem zdaniem, nie wystarczy tych pieniędzy. A tymczasem fala ludzi, która będzie się tłoczyła do urzędów pośrednictwa pracy i żądała pracy, będzie wynosiła setki tysięcy. Mam wrażenie, że za kilka tygodni to zagadnienie już stanie przed czynnikami odpowiedzialnemi za obudzenie nadziei, które spełnić, jak p. referent mówił, można tylko na bardzo małym odcinku.</u>
          <u xml:id="u-43.12" who="#DorotaKłuszyńska">Jeżeli weźmiemy sprawę samorządu — to jak sobie Panowie to wyobrażają, że samorządy zapłacą 4 czy 6 czy 5 milionów na Fundusz Pracy? Przecież samorządy zalegają z setkami milionów długów, więc i tych sum nie wpłacą.</u>
          <u xml:id="u-43.13" who="#DorotaKłuszyńska">Więc cała ta ustawa jest zbudowana na piasku. Dlatego stoimy na stanowisku, że jedynem wyjściem z sytuacji jest postawienie prawdziwej diagnozy. Gdy diagnoza jest fałszywa, to jest fałszywa i terapja i rezultat jest wszystkim wiadomy.</u>
          <u xml:id="u-43.14" who="#DorotaKłuszyńska">Przy tej sposobności jeden moment jeszcze chce podnieść — jak to sfery, które myślowo są dalekie od rzeczywistości, upraszczają sobie zadanie. Nie pamiętam, który z panów senatorów postawił wniosek, nie wiem zresztą, czy był głosowany, ażeby na wypadek, gdy na międzynarodowym terenie sprawa kolonii stanie się aktualną. Polska zgłosiła się jako kraj, który także ma prawo żądać kolonii. Proszę Panów, w kraju, w którym jest wszystko do zrobienia, począwszy od dróg, rzek, budowy domów i t. d. — w tym krain uważają, że jedynem wyjściem jest zdobycie kolonii i wywiezienie obywateli gdzieś do Honolulu, czy Peru. — to jest zresztą zupełnie obojętne. To jest ilustracja tego, w jaki sposób się rozumie całe zagadnienie.</u>
          <u xml:id="u-43.15" who="#DorotaKłuszyńska">Proszę Panów, bezrobocie będzie rosło jak lawina, bo bezrobocie jest właśnie wynikiem kryzysu strukturalnego i te plasterki, jakie się tutaj przykłada, z pewnością tej wielkiej rany nie zalepią.</u>
          <u xml:id="u-43.16" who="#DorotaKłuszyńska">Dlatego do tego całego projektu ustawy, który zresztą, jak słyszałam, jest projektem Bloku, a nie przedłożonym przez Rząd, ustosunkujemy się negatywnie. Ale dziwimy się, że można było zdobyć się na wniesienie ustawy tak skonstruowanej, z takiemi kolosalnemi brakami.</u>
          <u xml:id="u-43.17" who="#DorotaKłuszyńska">Ustawa potrzebuje dopiero wykładacza. Gdy będzie uchwalona i gdy się ją zacznie stosować, wtedy dopiero przekonacie się Panowie, że wszystko jest w niej niedopowiedziane i nieprzemyślane. Zapewne, każdemu z ministrów daje się teraz ogromne pełnomocnictwa, to jest ramka, do której można wstawić ewentualnie takie a takie czy inne rozporządzenie wykonawcze. Ale w każdym razie przed bezrobotnymi nie można stawiać mirażu, że dostaną pracę na podstawie tej ustawy. Oni pracy nie dostaną, bo jej dostać nie mogą, rzecz jasna. A ten ułamek, który ją dostanie, to będą bataliony pracowników, którzy w każdym punkcie będą niesłychanie poszkodowani. Gdzie jest ubezpieczenie od wypadków, od choroby, gdzież są wszystkie ubezpieczenia, które ustawowo powinny być zastosowane do każdego człowieka pracującego? Jest to przecież kolosalny wyłom, jaki robi się w tej chwili przez tę ustawę w całem ustawodawstwie społecznem, które przecież i tak w tej chwili jest niesłychanie zagrożone.</u>
          <u xml:id="u-43.18" who="#DorotaKłuszyńska">Jak moi koledzy w Sejmie, tak i my tu zapowiadamy, że będziemy głosować z tych wszystkich przyczyn przeciw ustawie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-44">
          <u xml:id="u-44.0" who="#WładysławRaczkiewicz">Głosu udzielam sprawozdawcy s. Iwanowskiemu.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-45">
          <u xml:id="u-45.0" who="#JerzyIwanowski">Proszę Panów! Kiedy słuchałem moich szanownych oponentów, mimo woli przyszła mi do głowy niedawno podana wiadomość, iż pewien uczony niemiecki ze swoistą dla tego narodu punktualnością obliczył, że jest już 25 000 sposobów zwalczania bezrobocia. Kiedy zarzucano nam z tej strony...</u>
          <u xml:id="u-45.1" who="#komentarz">(Wskazuje na prawicę)</u>
          <u xml:id="u-45.2" who="#JerzyIwanowski">...że jako Rząd, czy klub, nie mamy odpowiedniego programu do zwalczania bezrobocia, chciałbym odpowiedzieć, iż rzeczywiście 25.000 i pierwszego programu w tem znaczeniu, jak to w tej chwili było wyłożone, nie mamy i nie będziemy mieli, bo niema takiego sposobu zaradzenia bezrobociu na całym świecie, bo wiemy, że kryzys szaleje nie tylko u nas, że cały świat od niego cierpi; wiemy, że się topi wagony kawy, wagony pszenicy, podczas gdy miliony ludzi mrą z głodu.</u>
          <u xml:id="u-45.3" who="#JerzyIwanowski">Proszę Panów, jeśli mój klub wniósł do laski marszałkowskiej tę ustawę, to nie miał on zamiaru i nadziei, że w ten sposób zniesie bezrobocie w Polsce. Tak, to jest ten mały plasterek, który moja szanowna przedmówczyni tak ironicznie potraktowała. Jest to ten plasterek, który pozwoli nam zatrudnić 100 czy 50.000 bezrobotnych. Ale, jeżeli, proszę Panów, te możności istnieją, to istnieje obowiązek dla Rządu i sfer z nim współdziałających, aby one były zrealizowane i one zrealizowane będą. Oczywiście w ustawie są rozmaite niedokładności, ustawa jest schematyczna, nie może przewidzieć wszystkich tych wypadków, które z błyskawiczną szybkością jak w kalejdoskopie przesuwają się przed naszemi oczyma. Ustawa nie może przewidzieć przyszłości we wszystkich szczegółach, ustawa musi być elastyczna, musi mieć możność przystosowania się do wszystkich trudności życia, do wszystkich wypadków, których nikt z nas ani nikt na całym świecie przewidzieć nie może. I stąd płyną jej braki, jak chcą moi oponenci, i stąd płyną jej zalety, jak to twierdzę ja i moi koledzy, projektodawcy.</u>
          <u xml:id="u-45.4" who="#JerzyIwanowski">Proszę Panów, jeżeli chodzi o poszczególne zarzuty, iż ustawa stwarza warunki daleko gorsze dla robotników zatrudnionych na robotach publicznych, które zostaną uruchomione na podstawie tej ustawy, iż robotnicy ci będą pozbawieni tych lub innych uprawnień, iż płaca zarobkowa będzie niższa, to, proszę Panów, jeśli ta płaca zarobkowa wyniesie nawet 3 zł — a w Niemczech w tej chwili wynosi 2 marki, to znaczy 4 zł przy daleko wyższym standarcie życia i przy daleko wyższym wskaźniku kosztów utrzymania — jeśli nawet te warunki będą tak marne, to czyż nie lepiej jest dać pracę na tych marnych warunkach, niż pozwolić człowiekowi jeśli nie umierać z głodu, to w każdym razie zatracać ludzkie oblicze przez deklasowanie się pod względem moralnym i fizycznym.</u>
          <u xml:id="u-45.5" who="#JerzyIwanowski">Proszę Panów! Stawiano wiele zarzutów. Nie mogę na wszystkie odpowiedzieć z powodu późnej godziny i krótkości czasu, chciałbym je tylko w kilku słowach scharakteryzować. A więc przedewszystkiem ustawa, powiadają, nie obciąża klas posiadających. Jeżeli przejdziemy po kolei każdy z tych artykułów, to widzimy że gros dochodów przewidziane przez tę ustawę obciąża życie gospodarcze, od 50 do 70 milionów złotych. Obciąża pozatem inne jeszcze klasy społeczne, gdyż bezrobocie jako nieszczęście społeczne, jako największe niebezpieczeństwo, które zagraża Państwu, musi być zwalczane przez całe społeczeństwo, a nie wysiłkiem jednej tylko klasy. I dlatego ci, którzy pierwsi i najwięcej ofiarni byli na rzecz bezrobocia, klasa pracująca, również do tych ofiar jest pociągnięta.</u>
          <u xml:id="u-45.6" who="#JerzyIwanowski">Najmniej obciążeni są być może rolnicy, chociaż obciążenie z tego powodu przez odpowiedni procent budżetu związków komunalnych było przedmiotem przemówienia p. s. Pawlikowskiego. Jeżeli rzeczywiście budżety związków komunalnych są obciążone w wysokości 5%, to nie należy zapominać, że bezrobocie w tej chwili obejmuje również i te okolice, które choć są de nomine gminami wiejskiemi, faktycznie są gminami przemysłowemi. Wiemy, że bezrobocie w zagłębiu dąbrowskiem, w zagłębiu naftowem, które są nominalnie gminami wiejskiemi, szerzy się w bardzo znacznym stopniu i że walka z tem bezrobociem w tych gminach jest również zadaniem o pierwszorzędnem znaczeniu i pociąga znaczne wydatki ze strony gminy. Jeśli Fundusz Pracy będzie asygnował dla tych gmin jakiekolwiek sumy na uruchomienie robót publicznych, to z natury rzeczy wydatki tych gmin na walkę z bezrobociem spadną w znacznym stopniu i wątpię, żeby przez to gminy te były poszkodowane w znacznym stopniu.</u>
          <u xml:id="u-45.7" who="#JerzyIwanowski">Co do przeliminarza dochodów, to przy każdym preliminarzu, który jest przedstawiony izbom, tak jak przy każdym projekcie rządowym, słyszymy zawsze, że projekt ten czy preliminarz jest iluzoryczny. Słyszeliśmy to także w tej chwili. Nie możemy przesądzać, czy koniunktury złożą się w ten sposób, że ściągnie się te preliminowane 100 milionów, zresztą, zdaje mi się, że nie na tem polega ciężar całego zagadnienia.</u>
          <u xml:id="u-45.8" who="#JerzyIwanowski">Ciężar zagadnienia leży gdzieindziej. Leży on w wysiłku rządu i społeczeństwa w walce z bezrobociem, leży w tem, że w chwili obecnej Rząd i społeczeństwo doszli do przekonania, że dotychczasowe metody walki należy zmienić, że należy przejść od zasiłków doraźnych do ofenzywy robót publicznych. I proszę Panów, jeżeli w pewnej chwili będziemy musieli uruchomić te roboty publiczne, jeżeli będziemy musieli zatrudnić tyle a tyle tysięcy ludzi, jeżeli będziemy musieli przelać do obrotu gospodarczego większe sumy pieniędzy, to wierzcie, że te sumy pieniędzy, te kilkadziesiąt milionów, mogą zapoczątkować pewne ożywienie życia gospodarczego, one mogą się stać tym taranem, który ruszy z martwego punktu życie gospodarcze i może przyśpieszyć przełomowy moment kryzysu. Proszę Panów, nie możemy mówić w tej chwili, czy ten przełomowy moment się zbliża, czy nie, ale musimy być przygotowani, musimy mieć w arsenale także broń jakąś większą, jakiś fundusz, który w razie potrzeby posłuży jako podkład dla operacji finansowej, dającej nam odpowiednią sumę na przełamanie obecnego bezwładu gospodarczego. I to jest sens gospodarczy niniejszej ustawy.</u>
          <u xml:id="u-45.9" who="#JerzyIwanowski">Proszę Panów, nie chcę się dalej rozwodzić nad podstawami socjalnemi tej ustawy, chciałbym jeszcze raz zwrócić uwagę Panów na ogólne jej znaczenie jako czynnika przełomowego w walce z kryzysem i bezrobociem. Dlatego proszę o przyjęcie tej ustawy wraz z poprawkami, które zostały zgłoszone.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-46">
          <u xml:id="u-46.0" who="#WładysławRaczkiewicz">Dyskusja nad ustawą o Funduszu Pracy została zakończona. Przystępujemy do głosowania. Proszę Panów Senatorów o wzięcie do ręki odbitki nr 233, 234. Tam są podane poprawki komisji, jak również poprawki grupy senatorów na czele z s. Czerwińskim. Oprócz tego muszę zaznaczyć, że na plenum została zgłoszona jeszcze jedna poprawka do art. 2, aby go przenieść do rozdziału IV, do postanowień końcowych. Poprawka jest podpisana przez p. senatora Dąmbskiego i innych.</u>
          <u xml:id="u-46.1" who="#WładysławRaczkiewicz">Zgłoszone są poprawki komisji do art. 1, 2, 3, 4, 5, 10, 15, 17, 18, 19, 23, 24, 25, 26, 27 i 32 oraz wniosek o dodanie nowego artykułu.</u>
          <u xml:id="u-46.2" who="#WładysławRaczkiewicz">Prócz tego jest wniosek mniejszości do art. 29 i poprawki senatorskie, zgłoszone na plenum do art. 15, 19, 24, 29 i 32 oraz poprawka, aby przenieść art. 2 do rozdziału IV, zgłoszona na plenum.</u>
          <u xml:id="u-46.3" who="#WładysławRaczkiewicz">Głosować będziemy według kolejności artykułów. Poprawki mają Panowie Senatorowie przed sobą, wobec czego nie będę ich odczytywał.</u>
          <u xml:id="u-46.4" who="#komentarz">(Głos: Prosimy głosować en bloc.)</u>
          <u xml:id="u-46.5" who="#WładysławRaczkiewicz">Wszystkich poprawek nie będę mógł en bloc poddać pod głosowanie.</u>
          <u xml:id="u-46.6" who="#WładysławRaczkiewicz">Do art. 1, 2, 3, 4, 5, i 10 są tylko poprawki komisji. Jeżeli nie usłyszę sprzeciwu, poddam je pod głosowanie en bloc. Nie słyszę sprzeciwu. Kto z Panów Senatorów jest za temi poprawkami, zechce wstać. Stoi większość, poprawki są przyjęte.</u>
          <u xml:id="u-46.7" who="#WładysławRaczkiewicz">Do art. 15 jest poprawka s. Czerwińskiego i innych w odbitce nr 234 i poprawka komisji. Poddaję najpierw pod głosowanie poprawkę s. Czerwińskiego i innych, zawartą w odbitce nr 234. Kto z Panów Senatorów jest za tą poprawką, zechce wstać. Większość, poprawka przyjęta.</u>
          <u xml:id="u-46.8" who="#WładysławRaczkiewicz">Następnie głosujemy poprawkę komisji, zawartą w odbitce nr 233. Kto jest za tą poprawką, zechce wstać. Mniejszość, poprawka upadła.</u>
          <u xml:id="u-46.9" who="#WładysławRaczkiewicz">Do art. 17 jest poprawka komisji. Kto jest za nią. Większość, poprawka przyjęta.</u>
          <u xml:id="u-46.10" who="#WładysławRaczkiewicz">Do art. 18 komisja wnosi o przeredagowanie tego artykułu. Kto jest za tą poprawką, zechce wstać. Większość, poprawka przyjęta.</u>
          <u xml:id="u-46.11" who="#WładysławRaczkiewicz">Do art. 19 są dwie poprawki: komisji oraz s. Czerwińskiego i innych. Kto z Panów Senatorów jest za poprawką s. Czerwińskiego i in. do ustępu 1, zechce wstać. Większość, poprawka przyjęta, Proszę Panów Senatorów, którzy są za poprawką, komisyjną, żeby wstali. Większość, poprawka uchwalona.</u>
          <u xml:id="u-46.12" who="#WładysławRaczkiewicz">Do art. 23 jest wniosek komisji o skreślenie tego artykułu. Proszę Panów Senatorów, którzy są za skreśleniem tego artykułu, żeby wstali. Większość, poprawka przyjęta.</u>
          <u xml:id="u-46.13" who="#WładysławRaczkiewicz">Do art. 24 są dwie poprawki: komisji i poprawka s. Czerwińskiego i innych. Głosować będziemy nad pierwszą poprawką komisji do ust. 1. Kto jest za tą poprawką, zechce wstać. Większość, poprawka przyjęta. Głosować będziemy poprawkę s. Czerwińskiego i innych do ust. 3. Kto z Panów Senatorów jest za tą poprawką, zechce wstać. Większość, poprawka przyjęta.</u>
          <u xml:id="u-46.14" who="#WładysławRaczkiewicz">Pozostaje jeszcze poprawka komisji do tegoż ustępu pod lit. c), o której skreślenie wnoszą s. Czerwiński i inni. Będziemy głosować pozytywnie. Kto z Panów Senatorów jest za przyjęciem poprawki Komisji, proszę o powstanie. Stoi mniejszość, poprawka odrzucona.</u>
          <u xml:id="u-46.15" who="#WładysławRaczkiewicz">Do art. 25 jest poprawka komisji. Kto jest za tą poprawką, proszę wstać. Stoi większość, poprawka przyjęta.</u>
          <u xml:id="u-46.16" who="#WładysławRaczkiewicz">Do art. 26 jest również poprawka Komisji. Kto jest za przyjęciem tej poprawki, zechce wstać. Większość, poprawka przyjęta.</u>
          <u xml:id="u-46.17" who="#WładysławRaczkiewicz">Komisja wnosi aby po art. 26 dodać nowy artykuł w brzmieniu, podanem w odbitce nr 233 na stronie 4. Kto z Panów Senatorów jest za przyjęciem tej poprawki, proszę wstać. Stoi większość, poprawka przyjęta.</u>
          <u xml:id="u-46.18" who="#WładysławRaczkiewicz">Do art. 27 jest poprawka komisji. Kto z Panów jest za tą poprawką, proszę o powstanie. Stoi większość, poprawka uchwalona.</u>
          <u xml:id="u-46.19" who="#WładysławRaczkiewicz">Do art. 29 jest poprawka mniejszości s. Pawłykowskiego oraz poprawka senatorska s. Czerwińskiego i in. Poddam najpierw pod głosowanie poprawkę s. Pawłykowskiego. Kto jest za przyjęciem do art. 29 poprawki, zgłoszonej przez s. Pawłykowskiego, proszę o powstanie. Stoi mniejszość, poprawka odrzucona. Kto jest za poprawką, zgłoszoną przez s. Czerwińskiego, zechce wstać. Stoi większość, poprawka przyjęta.</u>
          <u xml:id="u-46.20" who="#WładysławRaczkiewicz">Do art. 32 komisja wnosi dwie poprawki, zawarte w odbitce nr 233 na stronie 4. Kto z Panów jest za pierwszą z tych poprawek, aby wprowadzić nowy ustęp, jako 2, proszę o powstanie. Większość, poprawka została przyjęta. Co do drugiej poprawki, to wnoszą s. Czerwiński i inni, aby ją skreślić. Poddaję pozytywnie pod głosowanie. Kto jest za poprawką, proponowaną przez komisję, proszę wstać. Stoi mniejszość, poprawka upadła.</u>
          <u xml:id="u-46.21" who="#WładysławRaczkiewicz">Jeszcze jest poprawka zgłoszona na plenum Izby, mianowicie do art. 2, aby go przenieść do działu IV-go. Poprawka ta zgłoszona jest przez s. Dąmbskiego i innych. Kto z Panów jest za tą poprawką, zechce wstać. Stoi większość, poprawka została przyjęta.</u>
          <u xml:id="u-46.22" who="#WładysławRaczkiewicz">W ten sposób wszystkie poprawki zostały przegłosowane.</u>
          <u xml:id="u-46.23" who="#WładysławRaczkiewicz">Przystępujemy do głosowania nad całością ustawy. Kto z Panów jest za przyjęciem ustawy wraz z tytułem, proszę wstać. Stoi większość. Stwierdzam, że Senat ustawę przyjął.</u>
          <u xml:id="u-46.24" who="#WładysławRaczkiewicz">Porządek dzienny dzisiejszego posiedzenia został wyczerpany.</u>
          <u xml:id="u-46.25" who="#WładysławRaczkiewicz">O terminie następnego posiedzenia pozwolę sobie Panów Senatorów zawiadomić.</u>
          <u xml:id="u-46.26" who="#WładysławRaczkiewicz">Zamykam posiedzenie.</u>
          <u xml:id="u-46.27" who="#komentarz">(Koniec posiedzenia o godz. 23 min. 45.)</u>
        </div>
      </body>
    </text>
  </TEI>
</teiCorpus>