text_structure.xml 230 KB
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172 173 174 175 176 177 178 179 180 181 182 183 184 185 186 187 188 189 190 191 192 193 194 195 196 197 198 199 200 201 202 203 204 205 206 207 208 209 210 211 212 213 214 215 216 217 218 219 220 221 222 223 224 225 226 227 228 229 230 231 232 233 234 235 236 237 238 239 240 241 242 243 244 245 246 247 248 249 250 251 252 253 254 255 256 257 258 259 260 261 262 263 264 265 266 267 268 269 270 271 272 273 274 275 276 277 278 279 280 281 282 283 284 285 286 287 288 289 290 291 292 293 294 295 296 297 298 299 300 301 302 303 304 305 306 307 308 309 310 311 312 313 314 315 316 317 318 319 320 321 322 323 324 325 326 327 328 329 330 331 332 333 334 335 336 337 338 339 340 341 342 343 344 345 346 347 348 349 350 351 352 353 354 355 356 357 358 359 360 361 362 363 364 365 366 367 368 369 370 371 372 373 374 375 376 377 378 379 380 381 382 383 384 385 386 387 388 389 390 391 392 393 394 395 396 397 398 399 400 401 402 403 404 405 406 407 408 409 410 411 412 413 414 415 416 417 418 419 420 421 422 423 424 425 426 427 428 429 430 431 432 433 434 435 436 437 438 439 440 441 442 443 444 445
<?xml version='1.0' encoding='utf-8'?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
  <xi:include href="PPC_header.xml" />
  <TEI>
    <xi:include href="header.xml" />
    <text>
      <body>
        <div xml:id="div-1">
          <u xml:id="u-1.0" who="#komentarz">(Początek posiedzenia o godz. 9 min. 3.)</u>
          <u xml:id="u-1.1" who="#komentarz">(Przewodniczący Marszałek Senatu Bogusław Miedziński)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-2">
          <u xml:id="u-2.0" who="#BogusławMiedziński">Otwieram posiedzenie.</u>
          <u xml:id="u-2.1" who="#BogusławMiedziński">Jako sekretarzy zapraszam ss. Rosadę i Wielowieyskiego. Protokół i listę mówców prowadzi s. Rosada.</u>
          <u xml:id="u-2.2" who="#BogusławMiedziński">Protokół 6 posiedzenia uważam za przyjęty. gdyż nie wniesiono przeciw niemu zarzutów. Protokół 7 posiedzenia znajduje się do przejrzenia w Biurze Senatu.</u>
          <u xml:id="u-2.3" who="#BogusławMiedziński">Usprawiedliwili swą nieobecność na 6 posiedzeniu Senatu ss. Pulnarowicz i Puławski.</u>
          <u xml:id="u-2.4" who="#BogusławMiedziński">Udzieliłem urlopu na 1 dzień ss. Dobaczewskiemu, Dybczyńskiemu, Głowackiemu i Kamińskiemu.</u>
          <u xml:id="u-2.5" who="#BogusławMiedziński">Przystępujemy do porządku dziennego: Sprawozdanie Komisji Budżetowej o projekcie ustawy skarbowej z preliminarzem budżetowym na rok 1939/40 (druki senackie nr 40 i 45) — rozprawa szczegółowa nad częścią 7 — Ministerstwo Spraw Wewnętrznych — sprawozdawca s. Tomaszkiewicz.</u>
          <u xml:id="u-2.6" who="#BogusławMiedziński">Głos ma p. sprawozdawca.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-3">
          <u xml:id="u-3.0" who="#LeopoldTomaszkiewicz">Wysoki Senacie! Jest rzeczą zupełnie zrozumiałą, że omawianie budżetu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych wywołuje zawsze żywą debatę na temat założeń podstawowych polityki Państwa. Nie można się także dziwić, iż w dyskusji na te tematy padają czasem ostrzejsze słowa, przesadne sformułowania lub uogólnienia, czasem w wyniku nieporozumień, nieścisłych informacyj, na szczęście coraz rzadziej, czasem po prostu ze złej woli.</u>
          <u xml:id="u-3.1" who="#LeopoldTomaszkiewicz">Chodzi przecież o rzecz nie byle jaką. Chodzi o określenie, wytyczenie i realizowanie zasadniczych idei, które przeniknąć mają zbiorowość, wedle których kształtować się powinno współżycie i praca obywateli, chodzi o wytworzenie warunków, które najłatwiej i najskuteczniej pozwolą wyzwalać masy energii tkwiącej w narodzie dla trwałego i stałego powiększania wielkości i potęgi Rzeczypospolitej.</u>
          <u xml:id="u-3.2" who="#LeopoldTomaszkiewicz">Rozważanie budżetu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych daje okazję do rozważenia sytuacji politycznej kraju, zaznaczenia przemian, jakie na horyzoncie politycznym omawianego okresu się ujawniły, dokonania analizy zjawisk politycznych oraz wysnucia wniosków dla praktycznego działania aparatu państwowego. Z rzeczywistości bowiem naszej, jak najstaranniej przejrzanej, poczynać się muszą prace realizacyjne.</u>
          <u xml:id="u-3.3" who="#LeopoldTomaszkiewicz">Nie jest to rzeczą łatwą, gdy w wartko płynące życie współczesności wciąż nowe wsiąkają teorie i doktryny, gdy gwałtownym tempem toczą się wypadki, ułatwiając powstanie zamętu pojęć i zbiorowych psychoz.</u>
          <u xml:id="u-3.4" who="#LeopoldTomaszkiewicz">A tempa wstrzymywać nie można i nie trzeba. Bo przecież przede wszystkim stawać się musimy coraz nowocześniejszym narodem, nowoczesnym Państwem, nowoczesnym gospodarstwem.</u>
          <u xml:id="u-3.5" who="#LeopoldTomaszkiewicz">Pod obstrzałem doktryn nowych i pod ciężarem przyzwyczajeń dawnych — jakżeż trudno musi zdobywać sobie prawo obywatelstwa myśl własna i oryginalna, tendencja rzetelna i prosta, prawda o istocie współczesnego życia zbiorowego. O ileż łatwiej poszukać istniejących formuł i wzorów, chociażby zewnętrznych, i przylepić do nowej prawdy popularną nazwę, z którą istotna treść nowej idei nie ma zaiste nic wspólnego. Jakżeż pochopna jest w tym pewna część naszej opinii publicznej, z takim trudem przywykającej do myślenia wyłącznie i wybitnie kategoriami polskich potrzeb i polskich możliwości, do przylepiania tego rodzaju etykiet do rzeczy nowych i niepodobnych do tego, co było.</u>
          <u xml:id="u-3.6" who="#LeopoldTomaszkiewicz">I znowu powtarzam: nic dziwnego. Bo oto na arenie naszego życia piętrzą się poważne problemy socjalne, potęgowane wołaniem potrzeb szerokich mas, które milkną w ciszy wstrzymywanych przez kryzys warsztatów pracy. Walkę człowieka, broniącego prawa do godności obywatela i egzystencji człowieka, tłumi bierność tego człowieka gospodarującego, który mówi: nie mogę — a najczęściej nie chce lub nie umie móc. Wzrastającą dumę kraju pomniejsza rozgwar partykularnych, partyjnych czy stanowych egoizmów. Entuzjazm twórczości oplata zgryźliwość, wierze w naród, w jego pracowitość i zdolność, przeciwstawiając obrażone ambicje, przewrotność i pustkę myśli.</u>
          <u xml:id="u-3.7" who="#LeopoldTomaszkiewicz">I dlatego w dalszym ciągu aktualne jest zagadnienie i zadanie naczelne czy zwycięży w Polsce prymat zagadnień i celów zasadniczych, czy też mają wziąć górę momenty drugorzędne, mało istotne i nieważne. Czy zwycięży wola realizowania wspólnego programu, czy też przywiązanie do tradycyjnych etykietek. I czy w obliczu całej góry fikcyjnych w rzeczywistości różnic, uprzedzeń, zakłamania zwycięży uparta wola zniesienia jej raz na zawsze, czy też pierwszeństwo oddać bezwładności i rezygnacji.</u>
          <u xml:id="u-3.8" who="#LeopoldTomaszkiewicz">Oto jest egzamin trudny, trudniejszy niż to, co mamy poza sobą.</u>
          <u xml:id="u-3.9" who="#LeopoldTomaszkiewicz">Staje przed nami konieczność przeprowadzenia koncentracji i mobilizacji żywych sił narodu i Państwa, zdwojenia wysiłków. Musimy pracować nad przybliżeniem i umocnieniem zjednoczenia narodu. Musimy szybciej wzmagać potencjał obronny i gospodarczy i łączyć jak najprostszą i celową siecią organizacyj społecznych naród. Wszystko, co stępia naszą w tym kierunku uwagę i czujność, jest szkodliwe. Życie samo przekreśla zastrzeżenia i obawy, które może i wypływają z najlepszych intencyj, ale opierają się albo na abstrakcjach, albo na odległych już nawykach, a nie chcą widzieć nadciągających nieubłaganie konieczności jutra.</u>
          <u xml:id="u-3.10" who="#LeopoldTomaszkiewicz">Komisja Budżetowa temu właśnie problemowi poświęciła główną bodaj uwagę. Na tym punkcie skupiła się najgorętsza nuta dyskusji. Wyłoniły się różne opinie co do metody — nie co do istoty rzeczy. Znalazła wyraz między innymi opinia, że proces zjednoczenia winien być pozostawiony powolnej i samoczynnej ewolucji.</u>
          <u xml:id="u-3.11" who="#LeopoldTomaszkiewicz">Nie mogę się oprzeć w tym miejscu uwadze, że w czasie, gdy cały świat mobilizuje siły i koncentruje środki działania, gdy wypadki przetaczają się lawiną, a głębokie przemiany polityczne i gospodarcze zachodzą prawie z dnia na dzień — Polsce, właśnie Polsce nie wolno w imię konserwatywnego przywiązania do powolności uwolnić się od mobilizacji i koncentracji. Gdy wiemy już z doświadczenia, że liczyć musimy i możemy tylko na własne siły, gdy analiza stosunków w Europie każe liczyć się ciągle z nowymi próbami dziejowymi, to wnioskiem nieodpartym staje się imperatyw takiej organizacji siły, by organizacja ta dawała gwarancję pewności zwycięskiego wyjścia z każdego kryzysu.</u>
          <u xml:id="u-3.12" who="#LeopoldTomaszkiewicz">W obliczu takiej konieczności nie ma i nie może być innego planu politycznego, jak tylko wskazany przez Wodza Naczelnego wydobycie z człowieka i z ziemi, z woli i przyrody polskiej maximum zorganizowanej i zdyscyplinowanej siły o najwyższych cnotach obywatelskich i żołnierskich, o najsprawniejszych zdolnościach dyspozycyjność;. Każda twórczość polityczna, która wykracza poza ten plan lub zamierza go osłabić, staje się synonimem nieodpowiedzialności, sobkowstwa lub doktrynerskiej małoduszności. Niech nikt jednak nie usiłuje twierdzić, że ten plan musi być lub chce być narzucany. Jest on wskazany nie dla ślepej aprobaty, jak też i nie dla ślepego okrzyczania. Jest on oddany obywatelom do szczerego i poważnego rozważenia i realizowania, jakiego wielkość i ważność sprawy wymaga. Co więcej, jest on wydobyty z głębokich pokładów tęsknot i pragnień szerokich rzesz obywatelskich, które doskonale zrozumiały cały nonsens puszczania wypadków wewnętrznych na flukta swobodnej walki partyjnej i uzależnienie od jej wyników losu Państwa. Wynika on ze szczerego pragnienia młodego pokolenia czynnego udziału w realnym budowaniu wielkości Polski. Jest to rozbudowa pracy wychowawczej narodu na szkole myślenia państwowego, stworzonej nie w teorii, lecz w praktyce działania przez Józefa Piłsudskiego.</u>
          <u xml:id="u-3.13" who="#LeopoldTomaszkiewicz">Komisja wyszła z przeświadczenia, że system Marszałka Józefa Piłsudskiego, polegający na nadawaniu kształtów realnych i ciągłości odpowiedzialności narodu za jego własne Państwo, jest jedynie właściwym podkreśleniem konieczności wykorzystania w szerszym stopniu zdolności obywatela w praktycznych zadaniach zarządu sprawami publicznymi, wciągających go w orbitę rzeczywistości konkretnej.</u>
          <u xml:id="u-3.14" who="#LeopoldTomaszkiewicz">Obok szeroko omówionych zagadnień narodowościowych, w szczególności problemu ukraińskiego, poruszono wreszcie zagadnienie racjonalnego i zgodnego z duchem kultury naszej uporządkowania pracy organizacyj społecznych, usunięcia szkodliwego i potrzebami życia naszego nieuzasadnionego przerostu organizacyj. Rozumna polityka państwa polega na umiejętności związywania narastającej energii społecznej z rzeczywistością państwową i wprzęgania jej do rydwanu rozwoju w kierunku bogacenia tej rzeczywistości zarówno z punktu widzenia sprawiedliwości społecznej, jak interesów gospodarczych i kulturalnych narodu, dających jako wypadkową siłę Państwa, czyniących je organizmem zharmonizowanym, skonsolidowanym, prężnym.</u>
          <u xml:id="u-3.15" who="#LeopoldTomaszkiewicz">Wysoki Senacie! Kto myśli o podniesieniu bogactwa narodu, niezależności gospodarczej — myśli o sile Państwa. Kto mówi o sprawiedliwości społecznej w Państwie — mówi o sile Państwa. Kto mówi o odpowiedzialności za kraj — musi tworzyć siłę Państwa. Myśli się o niej, mówi, pragnie jej i oczekuje od wszystkich i zawsze. Czy nie właściwiej stwarzać ją codziennym wytrwałym wysiłkiem? Mnożyć i poszerzać siłą łączonych ramion, ilością dokonywanej pracy zbiorowej, którą Józef Piłsudski nazwał największą potęgą żywiołu ludzkiego. Albowiem ostateczną wartość w życiu ma tylko czyn.</u>
          <u xml:id="u-3.16" who="#LeopoldTomaszkiewicz">W imieniu Komisji Budżetowej Senatu mam zaszczyt prosić Wysoką Izbę o przyjęcie preliminarza Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w brzmieniu, przyjętym przez Komisję Budżetową, bez zmian.</u>
          <u xml:id="u-3.17" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-4">
          <u xml:id="u-4.0" who="#BogusławMiedziński">Otwieram rozprawę. Głos ma s. Miłaszewski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-5">
          <u xml:id="u-5.0" who="#StanisławMiłaszewski">Wysoki Senacie! Budżet państwowy — to skonkretyzowane, w karby czasu ujęte przejawy woli narodu, to jego rzeczywistość, którą przemyślał i w którą się wczuł intuicją sięgającą w przyszłość. Nasz budżet jest, jak mniemam, dobrze zbudowany. Znać na nim mistrzowską, doświadczoną rękę i mocną też wróży podstawę naszemu pełnemu niebezpieczeństw jutru.</u>
          <u xml:id="u-5.1" who="#StanisławMiłaszewski">Jedną w nim tylko widzę szczerbę, jeden brak, mianowicie brakuje tam pozycji na odpowiednio rozwinięty aparat propagandy. A żyjemy w epoce, gdy aparat pomocniczy takiej właśnie propagandy przerasta nieraz rozmiarami to, czemu propaganda ma służyć. Obok nas z dwóch stron rozrosły się prawdziwe kolosy propagandowe. Aby wymowa naturalna naszych czynów nie zgłuchła w ich megafonach, musimy dbać o jej wyrazistość i czystość. To znaczy, że dla nas Polaków w dwójnasób jest ważne nie tylko to, co czynimy, ale jak czynimy. Inaczej bez tej wyraźnej wymowy czynów, bez tej czystej dykcji uczynków nie dotrą one do świadomości i uszu szerokiego ogółu. A nie jest to rzecz błaha, bo tylko tam, gdzie ogół rozumie, co się z nim i koło niego dzieje, społeczność nie podlega nastrojom panicznym i żywi pełne zaufanie do swoich wodzów.</u>
          <u xml:id="u-5.2" who="#StanisławMiłaszewski">Sądzę, że jednak nie obejdzie się w Polsce w latach najbliższych bez utworzenia centralnego aparatu propagandy, tak niezależnego od poszczególnych resortów ministerialnych, jak choćby Fundusz Kultury Narodowej.</u>
          <u xml:id="u-5.3" who="#StanisławMiłaszewski">Kalectwem natomiast jawnym i bijącym w oczy, którego taić nie warto, jest stan ważnego czynnika propagandy, mianowicie filmu polskiego. Słabość naszej produkcji filmowej przez lat 20 zaznacza się w sposób jaskrawy i niebezpieczny. A film to nie jest zabawka, chociaż bawi, film to szkoła powszechna wyobraźni ludowej, to poglądowy kurs dokształcający dorosłych. Nie przestanę powtarzać z głębokim przekonaniem, że film to również dzisiejsza namiastka folkloru, dramatu, komedii i epopei w popularnym wydaniu, a zarazem to wykład sztuki życia dla najszerszych mas. W tej ważnej dziedzinie Polska przez lat 20 nie zrobiła prawie nic i nie dorobiła się prawie niczego. Wyznam, że na nasze młode wówczas organy państwowe, zwłaszcza na ówczesne Ministerstwo Spraw Wewnętrznych spada lwia część odpowiedzialności za to, że nas zalały w swoim czasie nadmiary filmów zagranicznych, że nie powstało u nas szkolnictwo filmowe i że aparatem celnym i zakazami wewnętrznymi nie broniliśmy dostatecznie tej szkoły powszechnej i jej przyszłości, jaką jest film polski.</u>
          <u xml:id="u-5.4" who="#StanisławMiłaszewski">Ale nigdzie na nic nie jest za późno. Taki stan jak dzisiejszy naraża nas nie tylko na handlową, lecz i na kulturalną zależność od obcych. Film polski we właściwej rozbudowie oddałby nam nieocenione usługi, zwłaszcza przy dozbrojeniu moralnym społeczeństwa, prowadzonym naprędce. Wobec gróźb coraz bliższej wojny trzeba aparat ten nastawić możliwie precyzyjnie.</u>
          <u xml:id="u-5.5" who="#StanisławMiłaszewski">Dotkliwą wadą dozoru nad importem filmu jest brak udziału czynnika społecznego w cenzurze, a więc brak przedstawicielstwa zrzeszeń społecznych, kół rodzicielskich i zwłaszcza duchowieństwa. Duchowieństwo w zasadzie powoływane jest na komisje filmowe, ale, jak mówiono mi z miarodajnych źródeł, przeważnie wtedy, gdy ma się wyświetlać uroczystości kościelne, conclave, watykańskie wspaniałości, ale nie wtedy, a przynajmniej znacznie rzadziej, gdy rzeczywiście głos kapłana mógłby wykryć niebezpieczeństwa często utajone w pięknych obrazach filmowych. Wskutek tego zdarzają się wpadki niekiedy skandaliczne, z których trzeba się wielkim kosztem i z pewną nawet sromotą wycofywać, jak to miało miejsce ostatnio z filmem „Purytanin”.</u>
          <u xml:id="u-5.6" who="#StanisławMiłaszewski">Ponieważ większość produkcji filmowej jest w rękach semickich, więc przy cenzurowaniu należy zwracać baczniejszą niż dotąd uwagę na tendencję obrazów, często talmudycznie dwuznaczną i bardzo subtelnymi chwytami siejącą niepożądane moralnie idee. Znaleźć też należy raczej sposoby wspierania inicjatywy świeżej w dziedzinie krajowej wytwórczości filmowej, niż brnąć dalej w popieraniu tych stowarzyszeń, które się nieco skompromitowały czy to brakiem inicjatywy, czy też zbyt wyraźną zależnością od prądów zagranicznych i handlu międzynarodowego.</u>
          <u xml:id="u-5.7" who="#StanisławMiłaszewski">Wydaje mi się, że świeżo zrodzone Towarzystwo Rozwoju Filmu Polskiego powinno być otoczone baczną pieczą Państwa i od wewnątrz i od zewnątrz.</u>
          <u xml:id="u-5.8" who="#StanisławMiłaszewski">Przejdę teraz do dziedziny innej, która z filmem, z tą szkołą wyobraźni, a więc i ideologii państwowej, ściśle się łączy — do teatru. Teatr łączy się z filmem jeszcze i organicznie, bo film to jest nic innego, jak reprodukcja przedstawienia, które się nie odbywa od razu, tylko w ciągu miesięcy, i które jest odpowiednio zestawiane. Jednakże teatr jest jądrem filmu, a film jest reprodukcją tegoż przedstawienia rozbitego — jak mówiłem — na czas długi i dlatego, kto chce mieć porządny film, musi mieć porządny teatr, porządnych aktorów i odpowiednią po temu atmosferę.</u>
          <u xml:id="u-5.9" who="#StanisławMiłaszewski">Teatr w Polsce ma wspaniałą tradycję, on, który za czasów rosyjskich był, jak wiadomo (a stało się to już truizmem), naszym parlamentem, jedynym swobodnym w zajętej przez Rosjan Polsce. Ten teatr pod obcą cenzurą potrafił nawet milczeniem tak wzruszać ludzi, że najpiękniejsze retoryczne zwroty ginęły i blakły wobec podniosłych chwil, jakie w małych podrzędnych co do struktury „Rozmaitościach” (obecnie w Teatrze Narodowym) przeżywali ludzie jeszcze mojego pokolenia. Ten teatr powinien być otoczony specjalną pieczą, jednak nie tylko on sam, ale i jego wielka tradycja.</u>
          <u xml:id="u-5.10" who="#StanisławMiłaszewski">Widzimy w tym kierunku u wszystkich dobre zamierzenia, lecz aby teatr otoczyć opieką, na którą ten subtelny instrument psychiki narodowej zasługuje, trzeba mieć ręce, które wyczuwają jego wartość, ręce muzyka, ręce, które na klawiaturze subtelnej teatru położone wydobędą z tego wielkiego organu ton, którego naród i Państwo oczekują.</u>
          <u xml:id="u-5.11" who="#StanisławMiłaszewski">Otóż, jak mówiłem, szanować trzeba nie tylko teatr, ale i jego tradycje. Tradycją naszego teatru jest to, że był to teatr naprawdę narodowy, na który składały się twórcze wysiłki ogółu i na który płaciły podatki wszystkie tzw. przedstawienia obce, nawet tak doskonałe, jak dawna opera włoska. Ten teatr narodowy przez pierwotność ówczesnych Polaków oraz przez pewne ich niedowarzenie kulturalne był z początku pomijany w uwadze publicznej i na niedostatecznie wysokim miejscu umieszczany. Na szczęście teatr ten znalazł opiekuna w osobie naszego pierwszego nowoczesnego władcy, jakim był mimo wszystkie swoje błędy Stanisław August. Dzięki królowi byt teatru został zabezpieczony rozumnymi przywilejami od konkurencji obcej. Z teatrem w XVIII wieku stało się to, co się powinno było stać z filmem polskim, w wieku XX; mógł on także korzystać ze wszystkich bliższych i dalszych przykładów historycznych i mógł być racjonalnie i nowocześnie ochraniany.</u>
          <u xml:id="u-5.12" who="#StanisławMiłaszewski">Dlatego też, proszę Wysokiego Senatu, trzeba baczną zwrócić uwagę, ażeby nie brnąć dalej drogą, która się okazała fałszywą i która ma za sobą lata niedopatrzeń. Powiem zupełnie otwarcie i jasno my, ludzie, którzy staliśmy raczej po stronie opozycji, my mniejszą ponosimy odpowiedzialność za dzisiejsze usterki w kulturze niż ci, którzy w tej dziedzinie kulturalnej mieli w ręku wszystkie atuty, cały arsenał środków państwowych. Dlatego pozwalam sobie mówić o tych bolączkach z taką pewnością siebie, chociaż proszę mi wierzyć — jestem daleki od popularnej w Warszawie semickiej „hucpy”, która się na wszystko w Polsce, byle na cudzy koszt, waży. Jednak z całą stanowczością i poczuciem odpowiedzialności powtarzam, że sprawa teatru narodowego jest sprawą narodową, która przekracza zakres jednego resortu ministerialnego, a nawet kilku zrzeszonych.</u>
          <u xml:id="u-5.13" who="#StanisławMiłaszewski">Przechodzę teraz do faktu zupełnie konkretnego, który bardzo zaniepokoił opinię publiczną. Powzięta została dnia 23 lutego br. na ostatnim posiedzeniu Tymczasowej Rady Miejskiej uchwała o wzięciu udziału przez miasto stołeczne Warszawę w nowej spółce akcyjnej dla prowadzenia teatrów operowych i dramatycznych powstałej. Pozwolę sobie odczytać krótki zasadniczy tekst tej uchwały i skomentować ją zgodnie z uwagami prawników, Tekst ten brzmi:</u>
          <u xml:id="u-5.14" who="#StanisławMiłaszewski">„I. Upoważnić Zarząd Miejski do przystąpienia w imieniu Gminy m. st. Warszawy do Spółki Akcyjnej pod nazwą „Teatry Warszawskie, Spółka Akcyjna”, zawiązanej wspólnie przez gminę i T.K.K.T. dla prowadzenia teatrów operowych i dramatycznych w Warszawie z tym, że gmina m. st. Warszawy będzie miała zapewniony udział w wysokości połowy kapitału akcyjnego.</u>
          <u xml:id="u-5.15" who="#StanisławMiłaszewski">II. Upoważnić Zarząd Miejski do przekazania Spółce, wymienionej w punkcie I, nieruchomości położonych przy ul. Marszałka Focha, Senatorskiej, Wierzbowej i Trębackiej wraz z wszelkimi ruchomościami teatralnymi, jak kostiumy, rekwizyty, dekoracje, maszyny i urządzenia sceniczne itd., tytułem aportu rzeczowego z tym, że wartość tego aportu w sumie przewyższającej udział Gminy w kapitale akcyjnym Spółki stanowić będzie dług Spółki wobec Miasta, zabezpieczony w złotych w złocie na hipotece wymienionych wyżej nieruchomości czystym wpisem, przy czym dług ten będzie nieoprocentowany i nie będzie mógł być wymagalny, jak długo Spółka będzie istnieć i wykonywać swe zadania (dodaję: zadanie bliżej nieokreślone w uchwale). Natomiast w razie likwidacji Spółki dług ten stanie się natychmiast płatny z odsetkami 6% rocznie od chwili likwidacji do dnia uiszczenia. Pomieszczenia, znajdujące się poza gmachami teatralnymi, przekazywanymi Spółce, a w których mieszczą się powyższe ruchomości teatralne, będą Spółce wydzierżawione bezpłatnie (wydaje mi się, że to jest kontradykcja, ale tylko ściśle stylistyczna) do chwili rozbiórki względnie zmiany przeznaczenia tych pomieszczeń.</u>
          <u xml:id="u-5.16" who="#StanisławMiłaszewski">III. Upoważnić Zarząd Miejski do przekazania na rzecz wymienionej w punkcie I Spółki wszystkich wpływów netto, uzyskanych przez Miasto w okresie od 8.X.1936 r. z domu dochodowego teatrów, położonego przy ul. Trębackiej i Wierzbowej i stanowiącego część nieruchomości hip. Nr 474, 475, 476-a, 614 i 635, zobowiązując jednocześnie Spółkę do przyjęcia na siebie wszelkich ewentualnych ciężarów i roszczeń prywatnych, związanych z własnością lub posiadaniem tego domu tak obecnie, jak i w przeszłości.</u>
          <u xml:id="u-5.17" who="#StanisławMiłaszewski">IV. Zobowiązać Spółkę, wymienioną w punkcie I, do udzielenia w przejętych gmachach bezpłatnych lokali:</u>
          <u xml:id="u-5.18" who="#StanisławMiłaszewski">a) dla Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej na warunkach, obowiązujących obecnie Gminę oraz,</u>
          <u xml:id="u-5.19" who="#StanisławMiłaszewski">b) dla Szkoły Baletowej i,</u>
          <u xml:id="u-5.20" who="#StanisławMiłaszewski">c) dla Związku Propagandy Turystycznej m. st. Warszawy w rozmiarach i na warunkach dotychczasowych.</u>
          <u xml:id="u-5.21" who="#StanisławMiłaszewski">Ponadto zobowiązać Spółkę do niepodwyższenia komornego za lokale, zajmowane w tych gmachach przez instytucje miejskie, jak również do ustalenia w porozumieniu z Zarządem Miejskim, według norm obecnie stosowanych, komornego za lokale, które instytucje miejskie zajmują dotychczas bezpłatnie.</u>
          <u xml:id="u-5.22" who="#StanisławMiłaszewski">V. Upoważnić Zarząd Miejski do corocznego wstawiania do preliminarza budżetowego Gminy subsydium, jakie ma być wypłacane Spółce przez Miasto, przyjmując, że wysokość tego subsydium nie powinna w zasadzie przewyższać wysokości subsydium państwowego dla Spółki.</u>
          <u xml:id="u-5.23" who="#StanisławMiłaszewski">VI. Zarząd Miejski będzie potrącać miesięcznie z subsydium należności Miasta od Spółki z tytułu opłat i świadczeń rzeczowych, jak np. opłaty za wodę, gaz, elektryczność, dyżury straży ogniowej, podatek widowiskowy itp.</u>
          <u xml:id="u-5.24" who="#StanisławMiłaszewski">VII.Upoważnić Zarząd Miejski do ustalenia wszystkich innych uzupełniających warunków utworzenia wymienionej w punkcie I Spółki oraz do dopełnienia związanych z tym formalności prawnych”</u>
          <u xml:id="u-5.25" who="#StanisławMiłaszewski">Przede wszystkim nastręczają się w komentarzu następujące zastrzeżenia ogólne: W punkcie I: miasto przy olbrzymio większych niż Towarzystwo Krzewienia Kultury Teatralnej aportach powinno było sobie zastrzec głos decydujący, jak zwykle czyni ten, kto więcej do spółki akcyjnej wnosi. W punkcie II: Niesłychaną w obyczajach prawniczych wydaje się rzeczą, iż dług Spółki wobec miasta, zabezpieczony na nieruchomościach, ma być nieoprocentowany aż do chwili likwidacji. Jest to zatem ukryta, nieobjęta punktem V, subwencja. A ponieważ miasto nie zastrzegło sobie w Spółce głosu decydującego, więc nie od niego zależeć będzie decyzja o likwidacji Spółki.</u>
          <u xml:id="u-5.26" who="#StanisławMiłaszewski">Ukrytą subwencję stanowi również, moim zdaniem, wspomniane w tymże punkcie „wydzierżawienie bezpłatne” pomieszczeń miejskich poza gmachami teatralnymi, a tych jest dużo.</u>
          <u xml:id="u-5.27" who="#StanisławMiłaszewski">W punkcie III: znajdujemy jeszcze jedną subwencję ukrytą w przekazaniu nowopowstałej spółce wpływów z domu dochodowego wstecz za 2 1/2 lat z górą.</u>
          <u xml:id="u-5.28" who="#StanisławMiłaszewski">W punkcie V natomiast jawne subsydium miasta dla spółki nie jest określone jasno. Wyrażenie, iż subsydium to „nie powinno w zasadzie przewyższać subsydium państwowego”, zostawia furtkę do podwyższeń samowolnych i dość swobodnych.</u>
          <u xml:id="u-5.29" who="#StanisławMiłaszewski">Wreszcie punkt VII jest najniebezpieczniejszy pod względem prawnym, gdyż uprawnia Zarząd Miejski do „ustalania uzupełniających warunków”, przez co, jak wiemy z praktyki spółkowej, otwiera się często możność zmiany warunków zasadniczych przez uzupełniające.</u>
          <u xml:id="u-5.30" who="#StanisławMiłaszewski">Societas leonina —oto, niestety, narzucająca się nazwa dla nowego układu TKKT i miasta Warszawy w dziedzinie teatralnej, jak to wynika z dotychczas ogłoszonych punktów.</u>
          <u xml:id="u-5.31" who="#StanisławMiłaszewski">W całej uchwale Tymczasowej Rady Miejskiej razi brak określenia kapitału nowej spółki. Brakuje również wskazań co do tej zarządu, rady nadzorczej i komisji rewizyjnej. Wszystko to powinno było być przedmiotem uchwał rady miejskiej. Jest rzeczą niepojętą, dlaczego ograniczyła się ona w sposób niepraktykowany do zostawienia plein pouvoir zarządowi.</u>
          <u xml:id="u-5.32" who="#StanisławMiłaszewski">Lecz pominąwszy nawet przytoczone powyżej błędy i niedokładności w uchwale Tymczasowej Rady Miejskiej, trzeba zaznaczyć w konkluzji co następuje:</u>
          <u xml:id="u-5.33" who="#StanisławMiłaszewski">Wielki majątek, przekazywany obecnie przez miasto nowej spółce, stanowi własność ogółu i jest dorobkiem wielu pokoleń, nie może przeto być przekazywany w tajnikach gabinetów i kancelaryj według uznania tymczasowych włodarzy, lecz winien być chroniony przez jawną stałą kontrolę ogółu obywateli.</u>
          <u xml:id="u-5.34" who="#StanisławMiłaszewski">Oto szkic oceny prawniczej na zasadzie ujawnionego dotąd materiału, dotyczącego powstającej spółki. Oprócz tego zasięgnąłem opinii znawców żywej tradycji teatralnej i ustroju teatrów w Warszawie.</u>
          <u xml:id="u-5.35" who="#StanisławMiłaszewski">Jeden z nich w taki sposób to określa: „Zawarcie spółki wydaje się przedwczesnym z następujących powodów. Spór o tytuł własności między Rządem a gminą nie znajduje się na właściwej drodze, ponieważ prawnie ani jedna, ani druga strona nie jest wyłączną właścicielką teatru. Gmachy z urządzeniami i montażem teatralnym oraz wszelki majątek ruchomy teatrów stanowią wspólną własność Rządu i gminy, bo taka była koncepcja ojca sceny polskiej Wojciecha Bogusławskiego, który pragnął, aby opiekę nad teatrami roztaczały wspólnie Rząd i gmina. Czasy były niebezpieczne, bo rozbiorowe, wojenne, a więc zabezpieczano się i — jak się okazuje — zabezpieczano się słusznie. Ta koncepcja spółczesności uratowała teatry od zagłady za czasów rosyjskich i niemieckich. Dzięki niej rząd rosyjski nie mógł zrusyfikować i zabrać Teatru Wielkiego, a okupacja niemiecka nie mogła wywieźć majątku teatrów warszawskich. Nie wchodząc we wszelkie subtelności prawnicze, stwierdzam szkicowo, że koncepcja Bogusławskiego miała, jak widać z dziejów, podstawy praktyczne. Czyż zatem warto łamać tak dostojną tradycję dla utworzenia konstrukcji tak nieuchwytnej, jak widzieliśmy z uchwały? I czy nie jest to zbyt droga cena za ten nowy eksperyment?</u>
          <u xml:id="u-5.36" who="#StanisławMiłaszewski">Wobec powyższych zastrzeżeń rodzi się obawa, iż społeczeństwo dopatrywać się będzie w umowie gminy z T.K.K.T. pewnej nierealności, pewnej fikcyjności. Szeroką bowiem opinię w ostatnich miesiącach nurtuje domysł, że tymczasową ekspozyturą Rządu jest T.K.K.T., za pośrednictwem tego towarzystwa Miasto wyrzeknie się swoich praw wiekowych, których może nie było by praktycznie się wyzbywać.</u>
          <u xml:id="u-5.37" who="#StanisławMiłaszewski">Jakkolwiek sprawa przedstawia się w istocie, niepokój opinii wskutek tej transakcji jest faktem wysoce niepożądanym, któremu trzeba jak najprędzej położyć kres gruntownym wyjaśnieniem. Według opinii publicznej lepsza byłaby (jak za Bogusławskiego) wspólna i jawna opieka rządu i gminy nad teatrami bez niczyjego pośrednictwa. Opinia wskazuje, że wyrazem takiej jawnej i zaufanie publiczne posiadającej współpracy mogłaby być na przykład Fundacja Narodowa teatrów warszawskich, której projekt zresztą od dawna był opublikowany i w każdym razie na rozważenie poważne zasługuje.</u>
          <u xml:id="u-5.38" who="#StanisławMiłaszewski">Narzuca się więc wniosek, że na razie wskazanym było by utrzymać prowizorium i zawrzeć z T.K.K.T. umowę czasową, na przykład a rok jeden, dla prowadzenia teatrów dramatycznych i opery, przy subwencji już przyznanej w kwocie pół miliona złotych od Rządu, a w kwocie dotychczasowej, tegorocznej od Gminy.</u>
          <u xml:id="u-5.39" who="#StanisławMiłaszewski">Trzeba przypuszczać, że przy poważnym ujęciu sprawy, prędko można by przystąpić do takiej Fundacji, przy czym nie jest wykluczone, że powierzyłaby ona wówczas prowadzenie teatrów właśnie T.K.K.T. na warunkach normalnych, bez angażowania majątku publicznego w spółkę o niepraktykowanym dotąd ustroju. Należy się spodziewać, że takie rozwiązanie nie napotka sprzeciwu w opinii publicznej.</u>
          <u xml:id="u-5.40" who="#StanisławMiłaszewski">Mam zaszczyt prosić Pana Ministra Spraw Wewnętrznych o przyjęcie do wiadomości powyższych sugestyj i jeśli to uzna za stosowne o wyjaśnienie miarodajne.</u>
          <u xml:id="u-5.41" who="#StanisławMiłaszewski">Przechodzę do innego tematu. Sprawozdawca Komisji Budżetowej Ministerstwa Spraw Wojskowych przytoczył nam w Senacie głęboki pogląd Wielkiego Marszałka Piłsudskiego, konieczny o aktualny dzisiaj, gdy jest mowa o wewnętrznych sprawach kraju. Ten pogląd brzmi:</u>
          <u xml:id="u-5.42" who="#StanisławMiłaszewski">„Jedna z najważniejszych rzeczy dla wojny jest stan moralny społeczeństwa”.</u>
          <u xml:id="u-5.43" who="#StanisławMiłaszewski">Jest to wskazówka wyraźna, ażebyśmy o wartości moralne pieczołowicie w życiu publicznym dbali. Czy pod tym względem stoimy na wysokości zadania we wszystkich dziedzinach? Obawiam się, że, niestety, nie. Uchodzą naszej baczności i urabiają umysły szerokich warstw w kierunku amoralnym lub niemoralnym liczne jeszcze prądy. Wykazałem już, że wyobraźnię szerokich warstw, skąd rekrutuje się armia polska, oddaliśmy w obce ręce, oddaliśmy pod wpływy i uprawę obcej produkcji filmowej. Szkoda, że obywatel polski po ciężkiej pracy tak mało znajduje swojskiego posiłku duchowego i w innych dziedzinach, bo zewsząd mu grożą destrukcyjne wpływy.</u>
          <u xml:id="u-5.44" who="#StanisławMiłaszewski">Alarmujące głosy rozlegają się na ten temat w prasie. Przytoczę jeden przykład. Oto w Polsce Zbrojnej” z 5 lutego znajdujemy alarmujący artykuł pt. „Pacyfistyczna mafia” — zarzucający grupie znanych pisarzy, że „z ich utworów — cytuję dosłownie — płynie narkotyk pacyfistycznej zgnilizny i jad nienawiści do żołnierza i wojska”.</u>
          <u xml:id="u-5.45" who="#StanisławMiłaszewski">Ponieważ wymienieni w „Polsce Zbrojnej” autorzy mają głośne nazwiska i dużą poczytność, więc coraz nowe zastępy młodzieży zaczynają obcować z ich długoletnią twórczością i podlegają jej wpływowi. Zarzut „Polski Zbrojnej” został poparty jaskrawymi cytatami. Destrukcyjnej poezji z pomocą przychodzi specjalna publicystyka. Oto jej krótka próbka. Po okrzyczanym wierszu Juliana Tuwima „O generałach”, gdy manifestowano żywo w Małopolsce przeciw nawoływaniu do dezercji i do nieposzanowania szarż wojskowych, Antoni Słonimski tak pisał w swoich „Walkach nad Bzdurą”, wydanych w 1932 r.: „Oto ludność Drohobycza poczuła konieczność bronienia generałów, biednych, bezbronnych niewiniątek, które skrzywdzono niesłusznie. Głupcy! Nie wiedzieli, że generałowie i bez nich świetnie dadzą sobie radę. Dziś Tuwim z generałami na zamku popija szampana, a ciemne dryblasy z Drohobycza myślą, że Tuwim rządzi Rosją albo jęczy w więzieniu”.</u>
          <u xml:id="u-5.46" who="#StanisławMiłaszewski">Jak takie publikacje działają na umysły — komentarz chyba zbyteczny. Wobec niebezpieczeństwa wojny trzeba zdezynfekować gruntownie i na nowo cały rynek czytelniczy, by oczyścić go z bakterii defetyzmu. Sami podsądni autorowie winni przy tym współdziałać dobrowolnie, o ile pragną dowieść społeczeństwu, że do cynizmu wobec armii i do defetyzmu pchała ich tylko gorączka młodości. Armia to chluba i ostoja Polski. Należy dążyć ze wszystkich sił, aby zdrowy instynkt samozachowawczy w szerokich warstwach nie został zatruty, aby czci i miłości dla sztandaru i munduru — tych symbolów narodowego honoru — nie zagłuszano w Polsce żadną propagandą.</u>
          <u xml:id="u-5.47" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-6">
          <u xml:id="u-6.0" who="#BogusławMiedziński">Głos ma s. Radziwiłł.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-7">
          <u xml:id="u-7.0" who="#KrzysztofMikołajRadziwiłł">Wysoka Izbo Senacka I Jednym z ulubionych słów naszego Wicepremiera jest, jeśli chodzi o określenie rzeczywistości polskiej, słowo „dysproporcja”. I dlatego oceniając jak najpozytywniej wspaniałe osiągnięcia gospodarcze naszego Skarbu, chciałbym powiedzieć kilka słów o jednej z najwięcej może rażących dysproporcyj naszego życia. Chodzi mianowicie o dysproporcję w porównaniu twórczej i rozbudowanej gospodarki Państwa z zamierającą, wegetacyjną gospodarką samorządów. Chodzi o porównanie inwestycyj państwowych z inwestycjami albo brakiem inwestycyj samorządów, a to przede wszystkim samorządów gromadzkich, gminnych i powiatowych.</u>
          <u xml:id="u-7.1" who="#KrzysztofMikołajRadziwiłł">Zaznaczam tu z góry, że nie chodzi mi o zmniejszenie choćby o jeden grosz rozmachu inwestycyjnego Państwa.</u>
          <u xml:id="u-7.2" who="#KrzysztofMikołajRadziwiłł">My wszyscy rolnicy, rozumujący długofalowo z zachwytem i wdzięcznością patrzymy na dzieło Wojska i Skarbu w rozbudowie Gdyni i Centralnego Okręgu Przemysłowego. Rozumiemy, że jest to na dłuższą metę ta jedyna istotna i działająca na przyszłe pokolenia reforma, która zbliża nasz ustrój do struktury gospodarczej i społecznej wzoru zachodniej Europy, do której przecież cywilizacyjnie należeć chcemy.</u>
          <u xml:id="u-7.3" who="#KrzysztofMikołajRadziwiłł">Ale, proszę Panów, mieszkam w powiecie sandomierskim i, jeżeli się można tak wyrazić, na samym progu Centralnego Okręgu Przemysłowego, który właściwie zaczyna się dziś na razie jeszcze na południe od Sandomierza, ale mam nadzieję, że i w naszej przeludnionej Kielecczyźnie niedługo zatryumfuje. Przytoczę następujący obrazek: Olbrzymie maszty elektrycznej linii silnego napięcia Mościce — Starachowice sterczą dumnie w niebo, a nisko pod spodem pogrążone w mroku bardzo wczesnym wieczorem, bo nie stać na naftę, widać strzechy chałup chłopskich, a co najważniejsze, dzieci w tych chałupach są często skazane na ciemnotę analfabetyzmu, bo gminy nie stać na inwestycje szkolne, a w hierarchii potrzeb budżetowych Państwa nie stać na dodanie nowych etatów nauczycielskich.</u>
          <u xml:id="u-7.4" who="#KrzysztofMikołajRadziwiłł">Tutaj coś nie jest w porządku. Jakie trzeba jednak wyciągnąć z tego wnioski? Czy zmniejszyć tempo pracy w Centralnym Okręgu Przemysłowym? Po stokroć nie. Trzeba wziąć rzeczy od innego końca, od społeczeństwa, zorganizowanego w samorządzie terytorialnym. Bardzo często popełnia się u nas taki błąd, że uważa się czasy obecne za przejściowe, naszą smutną, ale nie beznadziejną biedę polską za coś związanego z przemijającą chwilą obecną. Takie rozumowanie, zdaniem moim, nie jest słuszne. Polska wskutek fatalnego dziedzictwa gospodarczego sprzed rozbiorów oraz wskutek braku samodzielności w chwili kiedy reszta świata tworzyła właściwe pojęcia dobrobytu takiego, jakiego Europa dożyła w wieku XIX, Polska pozostanie jeszcze przez długi czas krajem biedniejszym od innych. Dlatego nie można odkładać wielu spraw na później, żeby, jak to się po polsku mówi „coś zmieniło się na lepsze”, trzeba je załatwić obecnie, licząc się z tymi warunkami, jakie dziś są. Tak ma się niestety z ciągłym odkładaniem reformy finansów komunalnych.</u>
          <u xml:id="u-7.5" who="#KrzysztofMikołajRadziwiłł">Rozumiem, że nic nas tak nie połączyło w jednej wierze, jak właśnie bliskie każdemu myślącemu po polsku sercu wspólne finansowanie i budowanie Gdyni i Centralnego Okręgu Przemysłowego. Ale chodzi o to, że Polska jest wielka i różnorodna i że wszędzie naraz takich dzieł o ogólnopaństwowym znaczeniu tworzyć nie może. Tymczasem trzeba pamiętać, że nic nie łączy, nie uszlachetnia ludzi, nie konsoliduje ludzi bardziej — my samorządowcy wiemy o tym najlepiej — jak właśnie wspólne budowanie. W całej Polsce można, moim zdaniem, wywołać ten wspólny entuzjazm tworzenia drobnych, ale koniecznych inwestycyj samorządowych w tempie o wiele prędszym, niż to się dziś robi. Nie mówię o miastach, znam lepiej teren wiejski, chodzi jednak o to, aby nie popaść w drugą ostateczność na wzór tak zwanej „radosnej twórczości”, kiedy siły mierzono na zamiary, a nie na budżety. Chodzi o cyfry. Zaznaczyć tu muszę, że mówię tu tylko o samorządzie wiejskim, tj. o gminach i powiatach, gdyż samorządu gromadzkiego właściwie niestety nie ma, bo to wybieranie raz na kadencję sołtysa właściwie samorządem nie jest. A samorząd wojewódzki jest tylko w dzielnicach zachodnich, gdyż nasze wydziały wojewódzkie są raczej organami kontroli niż samorządu.</u>
          <u xml:id="u-7.6" who="#KrzysztofMikołajRadziwiłł">Będę się starał operować zaokrąglonymi cyframi na zasadzie preliminarzy budżetowych samorządów gminnych i powiatowych na rok 1938/39. Mam cyfry wykonania tych budżetów. Wydatki gmin wszystkich na terenie Rzeczypospolitej wynoszą 119 milionów, w czym 15 milionów wydatków nadzwyczajnych. Na pokrycie tego najważniejszą pozycją jest 48 milionów podatku wyrównawczego, blisko 55% całości, 16 milionów dodatku do podatku gruntowego, jakieś 19%, reszta sumy mniejsze. Jeżeli zanalizujemy teraz wydatki, to przeraża nas jedna cyfra. Na te 119 milionów 43 miliony to zarząd ogólny, składający się z wydatków osobowych i rzeczowych, związanych z administracją. Wnioskować z tej cyfry, która podkreśla wegetatywność tej najważniejszej komórki samorządowej, jaką jest gmina zbiorowa. należy przede wszystkim w ten sposób, że samorząd opłaca urzędników w znacznej części państwowych, którzy raczej odpowiadają temu, co we Francji nazywa się administracją lokalną, niż ściśle samorządem. Nie mówię, że to jest źle, ale tłumaczę sobie, że w ten sposób rozdysponowywanie tymi nielicznymi funduszami gminy nie ma nic wspólnego ze ściśle samorządową jej działalnością.</u>
          <u xml:id="u-7.7" who="#KrzysztofMikołajRadziwiłł">Jeżeli weźmiemy inne najważniejsze wydatki samorządu gminnego, to uderzy nas, że druga z kolei cyfra — razem z nadzwyczajnymi wydatkami — 33 miliony, to wydatki na oświatę. Już na drogi znacznie mniej — nie mówię ile, bo cyfrowo bardzo trudno ująć szarwarkową część tych wydatków. Na spłatę długów nie więcej niż 5%. Jaki można z tego wyciągnąć wniosek co do uaktywnienia finansów gminy wiejskiej, tej na pewno, jak już podkreśliłem, najważniejszej komórki samorządu terytorialnego? Moim zdaniem zmarnowaliśmy okazję przedłużenia podatku wyrównawczego, który niedawno uchwaliliśmy, zamiast powiększyć ten podatek o jakieś 50%. W ten sposób około 20 milionów zł rocznie można by przeznaczyć choćby na rozbudowę szkół czy zapoczątkowanie jakiejkolwiek opieki lekarskiej na wsi. Wspomnę mimochodem o jednej bolesnej dla nas samorządowców sprawie, mianowicie negatywnego ustosunkowania naszego do ustawy leczniczej, która nam została zaproponowana bez pokrycia budżetowego. I logicznie trzeba było się negatywnie ustosunkować, a jednak przeczytawszy potwierdzające nasze doświadczenia „Pamiętniki Lekarzy”, zdajemy sobie sprawę, że sprawa zdrowia na wsi nie jest załatwiona. Jeżeli chodzi o ustosunkowanie się ludności wiejskiej do powiększonego w ten sposób podatku samoistnego gminy, teoretycznie odruch jest na pewno negatywny, zwłaszcza tutaj na tej sali i tu w Warszawie, ale jeżeli chodzi o swoją wieś, swoją szkołę dla własnych dzieci, swoją drogę gminną i może mniej, ale w każdym razie też własnych chorych, to rozumowanie zwykle jest inne. Znając dobrze wieś i to bardzo biedną, małorolną, w której 10-morgowy chłop jest rzadkością, znany z imienia i nazwiska w czwartej wsi, twierdzę — nie mówiąc naturalnie o bardzo nielicznych gospodarstwach większych, dla których podatki przedstawiają większą cyfrę — że ludność małorolna bardzo chętnie uchwalała dotąd dobrowolnie często wysokie składki na inwestycje lokalne, zwłaszcza szkolne. I dopiero jak powiat skreśla dobrowolność tej składki, to znaczy zwalnia z niej biedniejszych obywateli, wtedy składka nie wpływa w 100%. Wybudowałem już kilkanaście szkół na moim terenie z takich dobrowolnych składek, które wpływały i były realne. Dlaczego więc nie zmienić tych składek? Dla kilkumorgowego chłopa, weźmy 6-morgowego, będzie to 5–6 zł więcej. Dlaczegóż więc nie zmienić tych składek na dobrowolnie uchwalony, ale obowiązkowy podatek i dać możność rozwoju życia samorządowego w trochę wyższej skali jak dzisiaj.</u>
          <u xml:id="u-7.8" who="#KrzysztofMikołajRadziwiłł">Jeżeli chodzi teraz o powiaty, znowu podam cyfry. W preliminarzu 1938/39 r. wydatki wyniosły okrągłą sumę 132 miliony zł, w tym nadzwyczajnych nieco więcej niż w gminie—28 milionów, wydatki na zarząd są tutaj mniejsze, tylko 1 1/2 miliona, a najważniejszą pozycją są wydatki drogowe 58 milionów, spłata długów nieco większa — 8%, około 9 milionów, a na oświatę tylko 3 miliony. Widzimy, że wpływy główne to opłata drogowa około 46 milionów, następnie dodatek do podatku gruntowego 20 milionów, reszta mniejsze pozycje. Jakie można z tego wyciągnąć konsekwencje? Przede wszystkim nie rozbudowywać samorządu wojewódzkiego. Myślę, że z wyjątkiem może właśnie sprawy leczenia dłużej chorujących, czy wariatów, czy weneryków, sprawa przekazania pewnych dziedzin wojewódzkiemu samorządowi jest przedwczesna, bo nie stać na to, bo to byłaby jedna administracja więcej, a nie jedno źródło dochodu więcej.</u>
          <u xml:id="u-7.9" who="#KrzysztofMikołajRadziwiłł">Następnie — a uważam, że to jest może najważniejsze — należy traktować gromady jako samorząd, to znaczy na odcinku drogowym dać możność przymusowej egzekutywy nakazom sołtysów w tej sprawie.</u>
          <u xml:id="u-7.10" who="#KrzysztofMikołajRadziwiłł">I wreszcie cały 10 dział budżetów powiatowych to jest rolnictwo. Nie będę tutaj wchodził w rozważanie tej kwestii, czy mamy rozbudowywać rolniczy samorząd jako coś oddzielnego i przekazać mu część podatku gruntowego, czy przekazać bezpośrednio przez Skarb Państwa samorządom na ten cel część podatku gruntowego.</u>
          <u xml:id="u-7.11" who="#KrzysztofMikołajRadziwiłł">Jeśli chodzi o podatek gruntowy, który w wielu państwach jest całkowicie przekazywany na rzecz samorządów, to cały ten podatek w Polsce na budżet 2,5-miliardowy wynosi plus minus 60 milionów zł, a będzie on wynosił prawdopodobnie mniej, gdyż wskutek rozdrabniania i rozproszkowywania się własności rolnej zmieniamy stopniowo progresję na degresję.</u>
          <u xml:id="u-7.12" who="#KrzysztofMikołajRadziwiłł">Oprócz tego, moim zdaniem, istnieje możliwość powiększenia norm najważniejszego podatku powiatowego, tj. drogowego, gdyż narzekanie jednym tchem, że drogi są skandalicznie złe i podatek drogowy skandalicznie wysoki, nikogo uczciwie myślącego przekonać nie może. Mieć pieniądze dla dróżnika, a nie mieć na łopatę dla niego, to nie jest oszczędność. Trzeba wtedy albo skasować dróżnika, albo powiększyć podatek, żeby mu kupić łopatę do roboty.</u>
          <u xml:id="u-7.13" who="#KrzysztofMikołajRadziwiłł">Reasumuję. Naprawa ustroju finansów komunalnych, zdaniem moim, powinna pójść w dwóch następujących kierunkach: Skarb powinien przekazać w znacznej części na wsi podatek gruntowy, a w miastach podatek od nieruchomości na cele samorządu i ułatwić kredyt, zwłaszcza na budowę szkół. Nie wiąże się to ściśle z dzisiejszym tematem, bo nie rozpatrujemy budżetu Ministerstwa Oświaty, ale — Panowie pamiętają — niedawno połączyliśmy w samorządzie oświatę razem z samorządem terytorialnym. I dlatego nie będzie tu zbędnym powiedzieć, że jeżeli chodzi o budownictwo szkół powszechnych, to przeważnie wyolbrzymiamy trudności wykonania tej sprawy. Brakuje w dzisiejszej chwili, okrągło mówiąc, 40.000 izb szkolnych. Izba szkolna kosztować może około 8.000 zł, więc jest to kwestia około 320 milionów zł. Nie jest to wydatek nie kończący się nigdy, bo przyjdzie chwila, że ta sprawa będzie zakończona i nie będzie potrzeby rozbudowywania szkół. Uważam więc, że sprawa rozbudowy szkół powszechnych, łatwiej niż inne sprawy, jest do załatwienia na kredyt, z tym, aby przyszłe pokolenia już płaciły tylko amortyzację tej sumy. Myślę, że wysuwany przez Związek Nauczycielstwa program załatwienia rozbudowy szkolnictwa w ciągu lat 8 przy powiększeniu finansowych możliwości samorządu jest wykonalny na zasadzie kredytu udzielonego samorządowi na cele budowy szkół.</u>
          <u xml:id="u-7.14" who="#KrzysztofMikołajRadziwiłł">A cóż społeczeństwo? Uważam, że zwracanie się do p. Ministra Skarbu tylko z żądaniami, jak to już niestety w naszej kadencji było, jest niesłuszne. Należy nie tylko prosić, ale należy i dawać. I dlatego rozumiem, że naprawa ustroju finansów komunalnych musi być tak samo oparta na zwiększonych świadczeniach, czy to w formie większego dodatku do podatku gruntowego, czy podatku wyrównawczego, czy stawek drogowych, wszystko jedno, jak to się będzie nazywać, w każdym razie zwiększenia tej sumy na świadczenia, na rozbudowę inwestycyj samorządu terytorialnego.</u>
          <u xml:id="u-7.15" who="#KrzysztofMikołajRadziwiłł">A w miastach? Dlaczego miasta poznańskie i pomorskie mają dodatek do podatku dochodowego, a miasta reszty Polski nie mają? Na to odpowiedziano, że ustrój jest inny. Słusznie, ale jakoś przy dołączaniu niektórych miast do województw zachodnich dało się to zrobić.</u>
          <u xml:id="u-7.16" who="#KrzysztofMikołajRadziwiłł">I wreszcie szarwark gromadzki. Toć to przecież też podatek, który jeżeli będzie zaopatrzony egzekutywą, będzie ciążył na ludności. I dlatego rozumiejąc, że w dzisiejszym stanie bilansowania budżetu nie można od p. Ministra Skarbu tylko żądać, a nie dawać, uważam, iż rozłożywszy w ten sposób te obowiązki rozbudowy samorządu w Polsce na Skarb i na społeczeństwo, można apelować o przeprowadzenie zmiany ustroju finansów komunalnych.</u>
          <u xml:id="u-7.17" who="#KrzysztofMikołajRadziwiłł">Wysoka Izbo! Nie są to rzeczy niemożliwe i nie wymagają znowu tak dużych ofiar ze strony gospodarki skarbowej, raczej wymagają one pewnych nowych wysiłków ze strony społeczeństwa. Ale pamiętajmy, że w Konstytucji naszej nie ma dzięki Bogu na wzór konstytucyj liberalistycznych wiele o prawach obywateli. Jest tam mowa o obowiązkach obywateli względem zbiorowości. I o to tylko, aby nam skuteczniejsze pełnienie tych obowiązków wobec zbiorowości ułatwiono za pośrednictwem samorządu terytorialnego, zwracamy się do Wysokiego Rządu, prosząc o wniesienie reformy finansów komunalnych.</u>
          <u xml:id="u-7.18" who="#KrzysztofMikołajRadziwiłł">Czuję już, że przeciwnicy powiedza, że jesteśmy zbyt niecierpliwi i że sie nam śpieszy. Tak, Wysoki Senacie, śpieszy się nam do tego, aby nie tylko w uprzywilejowanych dzielnicach stolicy czy w C.O.P-ie, ale wszędzie w Polsce Polacy mieli uczucie, że w Polsce po mału, ale dzieje się coraz lepiej i że sami sobie tę lepszą dolę wykuwamy. Ale na to my podatnicy musimy świadczyć nieco więcej, niż nam się to wydaje możliwym, a tzw. świat pracy tych naszych świadczeń nie powinien zużywać na awanse i emerytury, a wspólnie powinniśmy tworzyć wspólne narodowe wartości, do których zaliczam zarówno Gdynię i C.O.P., jak i każdy nowy kilometr drogi, każdy nowy ośrodek zdrowia, a przede wszystkim każda nową szkołę powszechną. Dlatego domagamy się uporządkowania, to znaczy rozbudowy finansów samorządu terytorialnego.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-8">
          <u xml:id="u-8.0" who="#BogusławMiedziński">Głos ma s. ks. Machay.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-9">
          <u xml:id="u-9.0" who="#FerdynandMachay">Wysoka Izbo! Obowiązkiem p. Ministra Spraw Wewnętrznych jest strzeżenie względnie zapewnienie spokoju, ładu i porządku w Państwie. Treścią jego władzy jest zatem służba dla dobra i szczęścia ogółu.</u>
          <u xml:id="u-9.1" who="#FerdynandMachay">Każda forma rządzenia, począwszy od absolutystycznej, a skończywszy na demokracji najbardziej skrajnej, może być najlepsza, jeżeli rządy są dobrze i sprawiedliwie wykonywane. A kiedy rządy mogą być dobre i sprawiedliwe?</u>
          <u xml:id="u-9.2" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Dąbkowski.)</u>
          <u xml:id="u-9.3" who="#FerdynandMachay">W wieku XVI została zerwana w Europie jedność religijno-duchowa. Od tego czasu Europa szuka tej jedności straconej; zgubiwszy ją na terenie religijno-moralnym, religijno-duchowym, szukała jej na innych terenach. Skończyło się to zupełnym zmaterializowaniem życia, doszło do tego, że kierunki filozoficzne nawet myśl uważały za wytwór czynności czysto materialnej. Nic więc dziwnego, że w takich warunkach, z takich podstaw ideowych wyrosło nowe pojęcie władzy, które odrzuciło zupełnie pochodzenie władzy od Boga, a oparło ją na nowych podstawach.</u>
          <u xml:id="u-9.4" who="#FerdynandMachay">W tym szukaniu nowej jedności, ażeby tę straconą jedność zastąpić, wytworzyły się już od absolutyzmu Ludwika XIV — to były pierwsze przebłyski — przy wspaniałym ministerstwie ministra skarbu Colbert'a wielkie prądy liberalizmu, które dały Europie wolność polityczną. Ale w tej wolności politycznej ludzkość Europy zgubiła zupełnie wolność gospodarczą. Nad Europą zaciążyła jedność zmaterializowanego zupełnie kapitalizmu. I darmo cieszymy się demokracją, darmo ją wychwalamy! Była to idea i jest to jeszcze idea w zasadzie bardzo piękna, zbliżona do zasad ewangelicznych, ale jeżeli bliżej przyjrzymy się temu, co się działo szczególnie w drugiej połowie XIX wieku i w pierwszych latach XX wieku, to trzeba szczerze przyznać, że ci, którzy dzierżyli władzę materialną, później tworzyli kartele i trusty, ażeby skoncentrować całą władzę nad surowcami, całą władzę nad pieniądzem, a przez to i całą władzę nad władzą, całą władzę nad myślą. Ludom rzucono hasło: Bawcie się demokracją, bawcie się 5-przymiotnikowymi wyborami, ale my nad wami i ponad wami będziemy rządzić w ciszy, ale pewnie. Ludzkość pod względem politycznym w drugiej połowie XIX wieku i początkach XX wieku grupowała się w partiach politycznych, które miały stanowić jakby wyraz stosunku ludności do materializmu, do liberalizmu zmaterializowanego.</u>
          <u xml:id="u-9.5" who="#FerdynandMachay">Zabawkę z partiami długo wytrzymują społeczeństwa bogate w zasoby materialne i kulturalne, ale narody i państwa, które są pod względem materialnym i kulturalnym słabsze, pod wpływem idei przesadnej demokracji parlamentarnej zostały zanarchizowane i jeszcze bardziej zubożone.</u>
          <u xml:id="u-9.6" who="#FerdynandMachay">Jeżeli pod tym kątem widzenia patrzymy na rozwój stosunków politycznych w naszej Europie, a poniekąd i na całej kuli ziemskiej, to nic dziwnego, że powstają nowe prądy, które mają zastąpić demokrację i przynieść jakąś nową ideę ożywczą. W tym tkwi wielka siła porywcza faszyzmu i narodowego socjalizmu, które nie oparły się jeszcze na dawnej, zagubionej jedności religijno-umysłowo-duchowej, ale dają głodnemu ideowo człowiekowi namiastkę dawnej jedności przez ubóstwianie narodu i ubóstwianie krwi.</u>
          <u xml:id="u-9.7" who="#FerdynandMachay">Te idee przesiąkają już i do Polski. Każda idea, dobra czy zła, nie zna granic państwowych, choćby one były strzeżone przez najbardziej sumiennych policjantów i wojsko. Idee przesiąkają swobodnie do każdego państwa. Są one i u nas.</u>
          <u xml:id="u-9.8" who="#FerdynandMachay">Jak się przedstawia nasze życie polityczne przy tym przesiąkaniu przez granice od wschodu i od zachodu nowych idei, które mają zwiastować znalezienie nowej drogi, nowej pełnej drogi ludzkości?</u>
          <u xml:id="u-9.9" who="#FerdynandMachay">Można by odróżnić u nas w Polsce trzy prądy ideowo-polityczne. Jeden z nich nazwałbym prądem karności wojskowej. Ten prąd karności wojskowej — to Obóz Zjednoczenia Narodowego. Jakiż on ma zasadniczy cel? Wyrobienie, wychowanie społeczeństwa w umiłowaniu takich cnót społecznych, obywatelskich, jak punktualność, słowność, skrupulatność w wypełnianiu obowiązków, sumienność — słowem, są to wszystko zadania bardzo szczytne! Te różne organizacje wojskowe, które pracują wśród młodzieży, robotników na terenie całej Rzeczypospolitej, spełniają rolę bardzo zaszczytną. Analityczna książka dr Carell'a „Człowiek — istota nieznana” idzie jeszcze dalej. Dr Carrel widząc spustoszenie, jakie wytwarza już nie sama idea demokracji, która jest w zasadzie piękna, ale przerosty demokracji parlamentarnej, poleca, żeby społeczeństwa przeszkolić w jakichś koszarach wojskowych. Oczywiście ten pogląd dra Carrela jest przesadny, ale w każdym razie znamionujący dzisiejsze prądy, które panują na Zachodzie, bo Carrel to Francuz, który pracował i pracuje w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej.</u>
          <u xml:id="u-9.10" who="#FerdynandMachay">Jeżeli Obóz Zjednoczenia Narodowego wychowa społeczeństwo, jeżeli mu się uda te cnoty społeczne i obywatelskie, których u nas w Polsce jest tak wielki brak, wzmocnić, dokona wielkiego dzieła. Trzeba tylko życzyć Obozowi wyraźnej twarzy i zerwania z pozorami trzymania z demokracją, a nadstawiania ucha rządom autorytatywnym. Nie ma on jeszcze tej wyraźnej twarzy i nie ma pod tym względem podstaw, żeby mógł porwać społeczeństwo.</u>
          <u xml:id="u-9.11" who="#FerdynandMachay">Innym silnym obozem w naszym społeczeństwie jest Obóz Narodowy. Obok starszej generacji, którą można zgrupować koło Traktatu Wersalskiego, obok starszych narodowców jest w tym obozie dużo młodzieży zapalnej, gorliwej, z temperamentem, która głosi hasło unarodowienia całego życia kulturalno-oświatowego, gospodarczego, finansowego, a przede wszystkim życia politycznego. Byłem wychowywany w początkach mego przebudzenia narodowego przez narodowców na Podhalu w Zakopanem i w Nowym Targu. Wyznaję dziś z wielkim bólem, że ostatnie wypadki, jakie zaszły we Lwowie, sprawiły mi, jako wychowankowi ruchu narodowego, niesłychany ból. Byłem na pogrzebie arcybiskupa Teodorowicza, słyszałem wtedy przemówienie młodego akademika, które było bardzo piękne pod względem zasad religijnych i przywiązania do Kościoła katolickiego. Ale cóż, kiedy takie wypadki, jakie ostatnio miały miejsce na odczycie dr Szczotki, pod przewodnictwem prof. Bujaka, naprawdę muszą człowieka bardzo boleć i musza postawić pewien znak zapytania, czy te zasady, które są tak głośno wypowiadane, które są tak śmiało głoszone, czy one są naprawdę szczere, czy one nie są zapowiedzią najbardziej brutalnego, śmiem to twierdzić, totalizmu, który by powstał w Polsce, gdyby te metody u nas miały być zastosowane na całej linii życia.</u>
          <u xml:id="u-9.12" who="#komentarz">(Głos: Słusznie.)</u>
          <u xml:id="u-9.13" who="#FerdynandMachay">Trzeci wielki prąd w naszym życiu politycznym — to prąd radykalno-społeczny. Gdy mówię o prądzie radykalno-społecznym, nie mam na myśli socjalizmu, marksizmu, gdyż według bardzo słusznej terapii p. Premiera marksizm jest chorobą, niemocą społeczną, z której można społeczeństwo wyleczyć, jeżeli da się robotnikowi pracę i płacę, ale płacę taką, z której nie tylko on by opędzał jako tako swoje biedne życie, ale z której mógłby wychować całą swoją rodzinę. Gdyby tę terapię p. Premiera można w całej pełni zastosować, pozostałby nam jeszcze jeden wielki ruch społeczny, tzn. „ruch wiejski”, a raczej ściślej ruch młodo-wiejski, z całym swoim wielkim potencjałem duchowym, ze swoim olbrzymim głodem ziemi i ze swoim olbrzymim głodem władzy.</u>
          <u xml:id="u-9.14" who="#FerdynandMachay">Jeżeli człowiek pod tym kątem widzenia patrzy na wydarzenia, jakie w naszej ojczyźnie w ostatnich latach na wsi zaszły, to trzeba przyznać, że nasze społeczeństwo wiejskie, a szczególnie społeczeństwo chłopskie, jeżeli tak wolno mówić, swą szeroką rozgałęzioną siecią spółdzielczą, swą wielką ochotą do handlu i gotowością ujęcia w swoje ręce przemysłu drobnego, wykazało wielką dojrzałość polityczna. I tylko niechętne dostosowanie się niektórych kół społeczeństwa do głodu kultury, władzy i ziemi sprawia, że tu i ówdzie ruch wiejski idzie na tory bardziej radykalne, aniżelibyśmy sobie życzyli, pod względem społecznym czy pod względem religijnym. Tarcia światopoglądowe na wsi nie wszędzie maja podłoże dogmatyczne, nieraz mają one charakter osobisty. Nieporozumienia działaczy wiejskich nie są tak trudne do zażegnania, jak by się wydawało.</u>
          <u xml:id="u-9.15" who="#FerdynandMachay">Co zrobić wobec tych trzech prądów? Wszyscy jesteśmy zdania, że nam jest koniecznie potrzebne zjednoczenie.</u>
          <u xml:id="u-9.16" who="#FerdynandMachay">Wysoki Senacie! Jeżeli patrzymy na naszą nadwyżkę budżetową, to nie jest ona taką, żeby można spokojnie oddawać się kłótniom partyjnym, jakimś walkom politycznym, które by nas jeszcze bardziej osłabiały. Jeżeli człowiek patrzy na nasze granice rozluźnione pod względem geograficznym, jeżeli zważy całą naszą przeszłość polityczną z tradycyjnym liberum veto, z tradycyjnym warcholstwem, które wypłynęło ze szczytnego i pięknego prawa neminem captivabimus, to naprawdę nie można nie pragnąc zjednoczenia, które by nas wszystkich połączyło w pracy nad silną Polską.</u>
          <u xml:id="u-9.17" who="#FerdynandMachay">Nie znając dokładnie nowszych dziejów Polski, gdyż byłem na Węgrzech wychowywany — człowiek tylko nadrabia przez czytanie historii i nowszych źródeł historii polskiej — nieraz, gdy się spotykam z działaczami niepodległościowymi, jestem zdumiony — bo inaczej tego nazwać nie mogę — niesłychanym przywiązaniem licznych jednostek do ś. p. Marszałka Piłsudskiego. Skąd to pochodzi? Gdy czytam Jego dzieła, gdy czytam „Strzępy” p. Premiera, gdy wsłuchuję się w rozmowy i w uwielbienie Marszałka, to na dnie tego wszystkiego tkwi co? Tkwi Jego życie ofiarne. Jego życie pełne poświęceń, które dla nas wszystkich może być wzorem, że idąc drogą takich ofiar moglibyśmy dojść do wielkich, bardzo wielkich osiągnięć.</u>
          <u xml:id="u-9.18" who="#FerdynandMachay">Otóż, jeżeli mi wolno apelować, to apeluję do wszystkich, abyśmy z naszych uprzedzeń politycznych i z naszych uprzedzeń osobistych w tej ciężkiej chwili dziejowej złożyli ofiarę na ołtarzu Ojczyzny.</u>
          <u xml:id="u-9.19" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-10">
          <u xml:id="u-10.0" who="#StefanDąbkowski">Głos ma s. Jędrusik.</u>
          <u xml:id="u-10.1" who="#komentarz">(Nieobecny.)</u>
          <u xml:id="u-10.2" who="#StefanDąbkowski">Głos ma s. Pulnarowicz.</u>
          <u xml:id="u-10.3" who="#komentarz">(Nieobecny.)</u>
          <u xml:id="u-10.4" who="#StefanDąbkowski">Głos ma s. ks. Zelek.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-11">
          <u xml:id="u-11.0" who="#RomanZelek">Wysoki Senacie! Z wyżyn zadań kulturalnych, o których w takiej przepięknej formie mówił do nas sen. Miłaszewski, jako też od tych zasad, na których się opierało życie polityczne Europy i Polski w ostatnich czasach, czemu dał wyraz ks. Machaj, pozwoli Wysoka Izba Senacka, że przejdę do szarych dni żywota polskiego rolnika. Szczególnie chcę oświetlić jeden odcinek życia wiejskiego — życie młodzieży naszej. Chcę właściwie mówić o stworzeniu dogodnych, sprzyjających warunków, ażeby polska młodzież wiejska, ta przyszłość narodu, mogła się wyrabiać tak, by w przyszłości zajęła miejsce nasze, miejsce wodzów, miejsce tych, którzy będą stwarzać właściwe warunki rozwoju życia państwowego w Polsce.</u>
          <u xml:id="u-11.1" who="#RomanZelek">Dzisiaj mówi się dużo o wsi i o jej życiu, bo słuszną jest rzeczą, ażeby myśleć o tych, którzy stanowią 70% całości. Dla nikogo nie może być rzeczą obojętną, jak ta wielka część narodu żyje i jak ona się u nas czuje.</u>
          <u xml:id="u-11.2" who="#RomanZelek">Kto zna dobrze życie wsi, ten musi ze smutkiem stwierdzić, że zaniedbanie wsi wiekowe, nie z jej winy pochodzące, sprawia, że młode pokolenia tak mało racjonalnie przygotowują się do ciężkich zadań, jakie ich oczekują. Wiemy, że rodzicie niedoświadczeni często, bez nauki, bez oświaty, nie umieją dobrze wychować własnego dziecka. Tak mało mamy jeszcze na wsi sierocińców, dziecińców i dziecko, które przychodzi do szkoły, tak mało, niestety, z tej szkoły może korzystać. Nie wszędzie jest siedmioklasowa szkoła, wiele dzieci polskich na wsi musi się kontentować czterema oddziałami szkoły. A potem, kiedy dorasta do tego wieku, kiedy zaczyna samodzielnie myśleć, ileż pokus nań czeka. Za mało mamy organizacyj młodzieżowych. P. referent mówił, że mamy rozdrobnienia organizacyj w Polsce, ale jeżeli chodzi o organizacje wiejskie, aczkolwiek i one mogą się zbliżyć w swej pracy do siebie, to jednak nie tak daleko sięgają swym zakresem działania. Nie znam pod tym względem statystyki, ale śmiem twierdzić, ze niewielki procent młodzieży wiejskiej jest w organizacjach młodzieżowych, które pracują na wsi. Reszta młodzieży chowa się samopas i właśnie w tych smutnych warunkach, w jakich nasza młodzież się rozwija i żyje, chcę powiedzieć z własnego doświadczenia kilka słów, wyciągnąć z tego pewne wnioski i do Pana Premiera, który kocha naszą polską wieś, zwrócić się z pewnymi prośbami.</u>
          <u xml:id="u-11.3" who="#RomanZelek">Przykłady: Każdy człowiek chce się bawić i słuszna, godziwa rozrywka jest podnietą do dalszej pracy. I młodzież wiejska szuka właśnie wytchnienia po pracy w zabawie, ale jakież są te zabawy, do czego one prowadzą i na jakim są poziomie kulturalnym? Obserwujemy bardzo smutne zjawisko, że młodzież często, może zbyt często bawi się na wsi w jakich warunkach? W ciasnej izbie, wśród kurzu i zaduchu, wśród nieodpowiedniego otoczenia, w złych warunkach i stąd powstają różne nieporozumienia, kłótnie, bójki, kończące się często kalectwem, śmiercią i kryminałem.</u>
          <u xml:id="u-11.4" who="#RomanZelek">Niedawno na wsi słyszę wielki gwałt wieczorem. Oto dowiaduję się, że z zabawy właśnie, na której wynikła kłótnia, uciekł jeden młodzieniec przed innymi, którzy gonili go z nożami. Dopadł do drzwi swojej chaty, a ponieważ były zamknięte, nie zdążył umknąć, napastnicy go dopadli i srodze nożami pocięli. Zawieziono go do szpitala. Ponieważ jednak okazało się, że rany nie były śmiertelne, młodzian dość prędko powrócił do zdrowia. Lekarz uznał, że to były okaleczenia nieduże i napastnikowi wymierzono niewielką karę, która została zawieszona, tak że konsekwencji dla napastnika prawie że nie było. Takich wypadków w Polsce, niestety, jest bardzo dużo i można powiedzieć że nasza rzeczywistość polska na wsi od nich się roi. Rodzice szukają jakiejś pomocy, zwracają się do nauczyciela, do księdza. Oczywiście, że ktokolwiek na wsi żyje i wieś kocha, ten w zakresie własnego działania dąży do poprawy warunków. Ale jakże jest nam trudno! Jakże może organizacja młodzieżowa, działająca na wsi, skupić większy procent młodzieży, jeżeli jednocześnie tej młodzieży nie daje się lepszych warunków zabawy. Bo ci, którzy chcą na tym interes zrobić, wyzyskać tę młodzież, zarobić na takiej zabawie dostarczając wódki, ażeby mieć stąd zysk bezkarny — ci zabawę mogą urządzać. Jeżeli organizacja młodzieżowa chce urządzić zabawę, to, słusznie, musi prosić o zezwolenie władz administracyjnych, ale jeżeli ktoś dla zysku, dla zarobku, dla deprawowania tej młodzieży urządza zabawę, to ani nie zawiadamia o tym administracji, ani nie uzyskuje pozwolenia. Władze administracyjne są tutaj, niestety, zwykle głuche i ślepe. Często zwracałem się do starostów, do komisarzy policji z prośba, aby w te sprawy, które przynoszą nam wstyd i obniżają kulturę życia wiejskiego, wejrzeli, ale poza obietnicami nigdy rzeczywistej, solidnej pomocy nie otrzymywałem. Moim zdaniem, zainteresowane czynniki administracyjne powinny tępić wszystko co obniża poziom życia wiejskiego, szczególnie właśnie te dzikie zabawy bez zezwolenia, te różne pijackie orgie dla zysku, te nadużycia z bronią w reku, po których wstyd wstyd występuje na twarzach tych, którzy na wsi pracują. Moim zdaniem ręka tu musi być twarda. Tego sobie życzy ludność wiejska, która ceni władzę, przenikająca do jej życia i tępiąca wszelkie nadużycia, szczególnie te, które kosztem kultury i zdrowia moralnego chcą czerpać niegodziwe zyski.</u>
          <u xml:id="u-11.5" who="#RomanZelek">Uważam, że tak, jak siły fizyczne człowieka, wychowanego na wsi nieraz w ciężkich i trudnych warunkach, są mocne, tak też i zdrowie moralne naszej wsi jest duże, ale jednak czynniki administracyjne muszą strzec szczególnie młodzieży polskiej przed tym, aby siła złego nie zwaliła się właśnie na tę moc i siłę moralną, na której mamy prawo budować lepsze jutro naszej Ojczyzny.</u>
          <u xml:id="u-11.6" who="#RomanZelek">Kiedy się czyta w pismach i słucha dyskusji sejmowej jak i senackiej, widzimy, że o zjednoczeniu narodowym wszyscy mówią, wszyscy myślą, wszyscy wyrażają dobrą wolę, ale kiedy chodzi o faktyczne, rzeczywiste zjednoczenie, to mamy tyle wymówek, tyle zastrzeżeń i usprawiedliwień, że w rzeczywistości to zjednoczenie nie idzie w tak szybkim tempie, jak mielibyśmy prawo spodziewać się. Zauważyłem jedno pocieszające zjawisko, że ile razy wypadło mi przemawiać na temat zjednoczenia narodu na wsi do dużych gromad ludu wiejskiego, tylekroć właśnie tam to zrozumienie było proste, szczere, bez zastrzeżeń, tak jak jest prosty sposób myślenia chłopa polskiego. Jeżeli wszyscy zdamy sobie z tego sprawę, że musimy się jednoczyć i łączyć, to zjednoczenie znajdzie podstawy, fundament silny i mocny na polskiej wsi. I może tutaj nie nadużyję pewnego porównania ewangelicznego, które będę chciał zastosować do sprawy tak żywo nas wszystkich obchodzącej. Oto, kiedy Chrystus Pan chciał swoją prawdę ogłosić, to do tego użył ludzi prostych. Przeszedł nad doktorami, uczonymi, którzy umieli znaleźć zawsze zarzuty, do porządku dziennego, a wszedł do ludu prostego i silną swoją ideą, jaką zaszczepił w serca proste, zwyciężył świat. I my także, kiedy będziemy chcieli zwyciężyć naszą polską rzeczywistość polityczną prawdziwym zjednoczeniem, to nie możemy żadną miarą pominąć życia wiejskiego.</u>
          <u xml:id="u-11.7" who="#RomanZelek">Ufam, że Pan Premier te proste moje słowa, wzięte z szarzyzny życia wiejskiego, weźmie sobie do serca, do tego serca, które — wiem — kocha polską wieś, bo mamy na to dużo dowodów i my na wsi czujemy do kogo to serce Pana Premiera lgnie — że Pan Premier łaskawie zwróci swoją sprężystą wolę do tego zagadnienia, aby polskie pokolenie wiejskie mogło mieć warunki sprzyjające rozwojowi kultury prawdziwej, rzeczywistej w umysłach polskiej młodzieży. Bo Pan Premier, jak wszyscy — ufam — nie tylko przecież chce, aby Polska na zewnątrz pięknie wyglądała, aby w niej było jasno, aby w niej kwiaty rosły, ale chce, ażeby serca i charaktery polskie tak wyrastały w polskiej rzeczywistości, aby naprawdę i to zjednoczenie, jako też i moc i siła ludu polskiego były podstawą i fundamentem naszej przyszłości, na której śmiało będziemy mogli nasze nadzieje oprzeć.</u>
          <u xml:id="u-11.8" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-12">
          <u xml:id="u-12.0" who="#StefanDąbkowski">Głos ma s. Zmigryder-Konopka.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-13">
          <u xml:id="u-13.0" who="#ZdzisławŻmigryderKonopka">W diariuszu, zawierającym sprawozdanie z posiedzenia Komisji Budżetowej Sejmu i debaty nad budżetem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, znalazłem słowa skierowane do p. posła Sommersteina, ażeby żywił otuchę. P. Premier w słowach tych zawarł daleko idącą prawdę; przy tym sądzę, że prawda ta łączy się również ze słowami, które p. Premier wypowiedział w styczniu roku ubiegłego, kiedy domagał się od mniejszości narodowych czynnej i ofiarnej lojalności, a łączył to w kontekście z wyrazem przeświadczenia, że stosunek większości do mniejszości stanowi czynnik moralny ogromnej miary i w dużym stopniu przesądza losy i rozwój całego Państwa. P. Premier zaznaczył, że uważa za błąd wszelkie objawy zniecierpliwienia w załatwianiu problematów, które załatwione być muszą, ale załatwione, jak rozumiem, ewolucyjnie i w duchu bezwzględnej sprawiedliwości.</u>
          <u xml:id="u-13.1" who="#ZdzisławŻmigryderKonopka">Otóż to stanowisko p. Premiera najzupełniej, jak sądzę, odpowiada głosom, wypowiedzianym przed laty w czasie dyskusji nad obecną Konstytucją. W czasie bowiem rozprawy komisji, która zajmowała się ustaleniem tekstu Konstytucji, brano pod uwagę, mówiąc o obowiązkach i prawach obywateli, wszystkich obywateli Państwa; cytowano przy tym statystyczną liczbę z lat ówczesnych, mianowicie — ogół 33 milionów obywateli. W deklaracji, jak czytamy w czasopiśmie „Nowe Państwo”, rejestrującym ówczesną dyskusję, t. j. w pierwszych 10 artykułach Konstytucji powołane są, jak mówi jeden z jej twórców, pewne prawdy i te prawdy równocześnie stanowią punkt wyjścia dla wskazań interpretacyjnych. Jakież są te prawdy? Otóż te prawdy — cytuję tu słowa jednego z twórców — brzmią: „Państwo Polskie jest wspólnym dobrem wszystkich obywateli”. W tym momencie należy podkreślić, że wszystkich obywateli, zdaniem twórców Konstytucji, winna łączyć miłość do Państwa. To wiąże się ściśle ze słowami p. Premiera, wypowiedzianymi w czasie debat budżetowych, iż obowiązki są równorzędne z prawami; i domagał się wówczas p. Premier lojalności nie tylko opartej na prawie, ale opartej i na miłości, na ofiarności działania.</u>
          <u xml:id="u-13.2" who="#ZdzisławŻmigryderKonopka">Sądzę, że tego rodzaju stanowisko jest podkreślone w równej mierze w wysiłkach, by zostało zrealizowane to, co oświadczył p. Sommerstein podczas debaty budżetowej nad budżetem Ministerstwa Spraw Wojskowych na forum sejmowym, i to, o czym, nawiązując do jego słów, mówiłem wczoraj w mojej deklaracji, wygłoszonej przy budżecie Prezydium Rady Ministrów, w przeświadczeniu, że budżet Prezydium Rady Ministrów obejmuje całokształt zagadnień Państwa.</u>
          <u xml:id="u-13.3" who="#ZdzisławŻmigryderKonopka">Łącząc te dwie deklaracje, które są wyrazem dalekich, dawno rozpoczętych działań i głęboko przeżytych tradycyj, muszę stwierdzić, że cytuję je obecnie dlatego, że właśnie przy debacie na forum sejmowym padły z ust prawnika słowa, że art. 1 p. 1 Konstytucji, o którym mówiłem, będzie znajdował swe uzupełnienie w p. 1 art. 7 Konstytucji. Jest to interpretacja, która, zdaniem moim, nie zgadza się z zasadniczymi myślami twórców Konstytucji; ponieważ została ona wypowiedziana, przeto uważam za swój obowiązek przedstawić teraz tę sprzeczność, która przecież może być punktem wyjścia dla wielu nieporozumień. Powiedział p. Marszałek Makowski, że Konstytucja ma być ostatecznym rozstrzygnięciem wszelkich wątpliwości, jakie mogą powstać w duszy każdego obywatela przy jego działaniach i jakie mogą również powstać w umyśle władz, gdy będą rozstrzygały sprawy obywatela. Rozpatrzmy łączność owego art. 1 p. 1 z art. 7. A więc art. 7 w p. 1 głosi: „Wartością wysiłku i zasług obywatela na rzecz dobra powszechnego mierzone będą jego uprawnienia do wpływania na sprawy publiczne”. Lecz równocześnie p. 2 tego artykułu głosi wyraźnie: „ani pochodzenie, ani wyznanie, ani płeć, ani narodowość nie mogą być powodem ograniczenia tych uprawnień”. W ten sposób p. 2 art. 7 stwarza dla wszystkich obywateli równy start w służbie dla Państwa. Ta sprawa wymaga jasności. Mowa jest przecież tutaj o zagadnieniu podstawowym.</u>
          <u xml:id="u-13.4" who="#ZdzisławŻmigryderKonopka">I znów jeżeli się odwołujemy do kwestii interpretowania Konstytucji, godzi się nam przypomnieć, że sprawa ta była przy uchwalaniu Konstytucji rozważana. A mianowicie na zarzut prof. Komarnickiego, że art. 1 Konstytucji mówi o wszystkich obywatelach, a nie o narodzie, wyjaśnił prof. Makowski, że „naród, tak jak się rozumie ten wyraz w języku polskim w przeciwstawieniu do francuskiego, nie jest pojęciem prawnym w ścisłym tego słowa znaczeniu i jeżeli mówimy, że Państwo jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli, to unikamy tych wszystkich wątpliwości, które z pojęciem narodu są związane”. Podaję to jako odpowiedź na słowa wymienionego przed chwilą prawnika. Wobec takiego stanowiska chciałbym stwierdzić, że zagadnienie równego startu w pracy było już dyskutowane i że ono ostatecznie znalazło swój wyraz w naszej Konstytucji, która jest punktem orientacyjnym. W tym właśnie względzie, powołany przez Komisję Konstytucyjną Senatu jako rzeczoznawca, oświadczył Marszałek Car wyraźnie, że łączy się to z najlepszą tradycją polską, z tradycją pełnej tolerancji i dodał słowa, które przyjmuję w całości, że „byłoby to niedopowiedzeniem z mojej strony, gdybym nie dorzucił, że jeżeli uznajemy bez zastrzeżeń zasadę pełnego równouprawnienia mniejszości narodowych, a to zarówno w używaniu praw cywilnych, jak i publicznych, to z drugiej strony musimy wymagać twardo i nieustępliwie, ażeby równości praw odpowiadała równość obowiązków”.</u>
          <u xml:id="u-13.5" who="#ZdzisławŻmigryderKonopka">W tym względzie jesteśmy obowiązani do przedstawienia obecnie tych wszystkich tradycyj i tych wszystkich zasadniczych prawd, na których budować możemy ową otuchę, o której mówił p. Premier. Chciałbym w tym wypadku wskazać, że nasze nadzieje pozostają w ścisłej łączności z najlepszymi tradycjami mocarstwowymi Polski, albowiem gdy kultura polska rozszerzyła się na tereny, poprzednio jeszcze nie objęte przez naród polski, a działo się to w epoce rozkwitu mocarstwa Jagiellonów, wówczas, jak mówi jeden z najwybitniejszych historyków tej epoki, do jednolitego niemal dotychczas narodu Polski piastowskiej dołączyło się narodów kilka i nową całość tworzyli Polacy, Litwini, Rusini, Białorusini i grupy pomniejsze, wśród których wymienia historyk, wspomniany przez mnie, również i Żydów. „Wzajemne ich na siebie oddziaływanie w rytmie życiowym wspólnej państwowości wytwarza nieznany przedtem typ obywatela tej nowej Rzeczypospolitej, efektowny niezmiernie pod względem politycznym i kulturalnym, końcowy produkt jagiellońskiego okresu”.</u>
          <u xml:id="u-13.6" who="#ZdzisławŻmigryderKonopka">Ta tradycja trwa. I w chwili zwątpień jestem zobowiązany, aby tutaj, jako powołany do Wysokiego Senatu, przedstawić istotny stan psychiczny trzech z górą milionów moich współwyznawców. Do zasadniczych wskazań zaliczam chwile walki toczonej o niepodległość Polski. I pozwolę sobie przytoczyć słowa Żydów skierowane do dowódcy Gwardii Narodowej w r. 1831. W odpowiedzi na jego odezwę piszą oni: „Nam, należącym do tego ludu, mającym zaszczyt być członkami Gwardii Narodowej, na zawsze tkwić będzie w pamięci dzień 24/1 1831 r., w którym IW Dowódco głosem serca do nas przemówić raczyłeś, udzielając w Imię Rządu słodką pociechę względem przyszłości wszystkich naszych współwyznawców na ziemi polskiej. Głosem twoim więcej zdołałeś pozyskać serc ojczyźnie i cnocie obywatelskiej, niż najdotkliwsze nadużycia wielu urzędników potrafiły ich od tego oderwać”.</u>
          <u xml:id="u-13.7" who="#ZdzisławŻmigryderKonopka">I to właśnie jest przyczynkiem do tej otuchy, którą pomimo wszystko dziś żywimy. Niepokój bowiem w myśli i sercach społeczeństwa żydowskiego powstaje w chwili obecnej z powodu szeregu czynników natury politycznej; z nich parę wymienić tu muszę. Deklaracja Obozu Zjednoczenia Narodowego i uchwała Rady Naczelnej tegoż Obozu wprowadziły w stosunku do Żydów czynnik, który stanowi rodzaj zbiorowego potępienia — czynnik, który nie jest przewidziany art. 7 naszej Konstytucji. Co prawda, mówi się przy tej regule i o wyjątkach, ale muszę tu stwierdzić, że takie postawienie kwestii podcina byt moralny owych ewentualnych wyjątków, mówię to zaś tym śmielej, że właśnie cała moja, choć szczupła, tradycja życiowa pozwala mi mniemać, że mógłbym być jednym z owych wyjątków. Fakt, który stanowi, iż wedle rozumienia owej zasady można zostać wyjątkiem, podcina właśnie cały sens społecznej działalności, która do tego stanowiska wyjątkowego ma doprowadzać.</u>
          <u xml:id="u-13.8" who="#ZdzisławŻmigryderKonopka">Równocześnie należy podkreślić, że człowiek czyniący rzecz w jego świadomości dobrą chciałby, aby ten czyn miał naśladowców i następców, a właśnie wyjątkowość w tej regule przecina możność niejako misjonarskiego działania całokształtu tradycji i jego własnego dorobku. Nie dlatego, ażeby stać się wyjątkiem decydowano się na czyny, ale dlatego, by się stały one wzorem. Właśnie w tym względzie jest tutaj wielkie nieporozumienie.</u>
          <u xml:id="u-13.9" who="#ZdzisławŻmigryderKonopka">Drugą kwestią, która musi budzić zaniepokojenie i pewnego rodzaju wstrząs duchowy wśród wielkiej ilości moich współwyznawców, jest problemat emigracji. Nikt z nas nie zaprzecza tej prawdzie historycznej, że ziemie polskie były do tej pory krajem zupełnie klasycznej emigracji ze strony całości społeczeństwa, a więc również — krajem emigracji żydowskiej. Ale, Wysoki Senacie, zmiana tej sytuacji nie wynikła z winy Żydów. Proszę dzisiaj rozejrzeć się w sytuacji politycznej, a łaskawie przyznać mi Panowie może zechcą rację, iż ta emigracja na skutek działania zewnętrznego czynników politycznych została zahamowaną. Nie jest więc słusznym twierdzić, że emigracja żydowska została zahamowana z woli i decyzji Żydów, nie mogą więc oni za to odpowiadać.</u>
          <u xml:id="u-13.10" who="#ZdzisławŻmigryderKonopka">Nadto musimy stwierdzić, że emigracja jest problematem, jak się to zwykło mówić, długofalowym i tak też to można wyczytać w wielkich rozważaniach, pomieszczonych w prasie, której bynajmniej o tendencje filosemickie posądzać nie można. Problemat długofalowy ma jednak i drugą część fali. Długofalowym jest również problemat egzystencji Żydów na miejscu, gdzie się znajdują. Jak ta egzystencja ma być połączona ze wskazaniami, które p. Premier był łaskaw rzucić w dyskusji nad budżetem podczas obrad sejmowych, z podstawowym zupełnie artykułem wiary każdego obywatela, to jest z Konstytucją? Zdaje mi się, że wypowiadam przeświadczenie wszystkich moich współwyznawców, iż nie jest słusznym, by ich stawiać w położeniu jakiejś tymczasowości, albowiem w tej długofalowej tymczasowości zachodzić mogą tysiączne przemiany, mogą zachodzić też tysiączne potrzeby Państwa, którym zawsze służyć chcemy i pragniemy, jak pragnęliśmy wielokrotnie. Nieuwzględnienie tych momentów psychicznych składa się na nad wyraz ujemny aspekt tzw. „emigracjonizmu”.</u>
          <u xml:id="u-13.11" who="#ZdzisławŻmigryderKonopka">Proszę zwrócić uwagę i na to, że emigracja w tej formie jak ona jest wielokrotnie głoszona, właściwie odpowiada pojęciu banicji, a tymczasem nie idzie o to Państwu, by wychodzili stąd banici, którym nie można indywidualnie udowodnić win, dla których podlegać by mieli banicji, lecz by wychodzili stąd ludzie związani z tą kulturą, zawdzięczający istotnie tej kulturze i swój światopogląd i swą wiedzę i swa cywilizację ludzką, by on, jeżeli wywędrują, byli imienia polskiego dobrymi, rzetelnymi pionierami na liniach świata, handlu, tj. eksportu polskiego, jak i przemysłu polskiego. Aby do tej ziemi tęsknotę żywili, ponieważ tęsknota jest podstawą ich dalszych przysług na rzecz Państwa, w którym się urodzili i w którym pracowali.</u>
          <u xml:id="u-13.12" who="#ZdzisławŻmigryderKonopka">Pozwoliłem sobie to przedstawić ponieważ owe hasła głoszone na krótką falę a nie na falę długą, sprzeciwiają się zarówno owemu pojęciu miłości czynnej, o której mówił ongiś prof. Makowski, jak i tenorowi ideowemu naszej Konstytucji. Co wzmaga to poczucie niepewności w szeregach Żydów polskich? Budzi tę niepewność głos, nie liczący się z rzeczywistością, z planami i ewentualnymi widokami na tę wielką gigantyczna akcję, którą planują jej projektodawcy, budzi ją głos prasy. Zacytuje jeden z dzienników, który twierdzi, że Żydów trzeba zmusić do emigracji nie metodami hitlerowskimi, „lecz drogą odebrania życia narodowego i gospodarczego w duchu potrzeb narodu polskiego”.</u>
          <u xml:id="u-13.13" who="#ZdzisławŻmigryderKonopka">Jak można propagować ideę masowego odebrania obywatelstwa, skoro nawet ponad konstytucjami i prawami istnieją tezy prawne, zwane superkonstytucjami, które nie zgadzają się z tym stanowiskiem. Nadto konsekwencją myślową owych aktorów jest jakby degradowanie mas obywateli. Degradowanie, jako zaprzeczające idei sprawiedliwości, nie wyszłoby na korzyść akcji państwowej wśród wszystkich ludzi mieszkających w Państwie. Nie przychodzę tutaj, jak się zastrzegł p. Premier w swym przemówieniu, z jakimś biadoleniem. Proszę mi wierzyć, że jestem równie jak wszyscy dobrzy Polacy zatroskany o to, czy istotnie podjęte teraz hasła i myśli dają ze wszystkich stron dobre rezultaty i czy płynąć z nich mogą dobre konsekwencje, Muszę podkreślić, że tymczasem, zanim ta „długa fala” weszłaby w życie, powstaje szereg innych czynników. Między innymi tym czynnikiem jest zagadnienie przymusu, który przecież nie jest godny w aktach jednych przeciwko drugim, jeśli wszyscy na jednej podstawie konstytucyjnej mamy działać. I właśnie zdziwiony jestem niezmiernie tym, że można w niektórych oto organach prasowych czytać pod tytułem „Musimy im wytłumaczyć”, że musi się, zacytuję dosłownie, „przemówić do sumienia narodowego panów wójtów i komendantów Policji Państwowej” — albowiem, jak mówi autor — „Nie uświadomieni narodowo wójt i komendant posterunku tak samo ustosunkowują się do kupców polskich, jak i do żydowskich, wychodząc z założenia, że zarówno jedni jak i drudzy są pełnoprawnymi obywatelami Państwa”. „Rozumując w podobny sposób, komendant posterunku nie uważa za wskazane wyjaśnić swym podwładnym, że mandatami karnymi należy zasypywać przede wszystkim Żydów, zaś kupców i wytwórców polskich jedynie w tym wypadku, jeśli ma miejsce oczywista zła wola lub jeżeli droga upomnień nic nie można poradzić”.</u>
          <u xml:id="u-13.14" who="#ZdzisławŻmigryderKonopka">Zdaniem moim, administracja polska stoi na wysokim poziomie i zbyt wielki jest tenor wymogów moralnych stawiany władzy administracyjnej, aby tego rodzaju namowy do nierównomiernego traktowania wszystkich obywateli były usprawiedliwione. Istotnie karać należy tych, którzy popełniają przewiny, ale nie ma podstaw do karania tych, którzy przewin nie popełniają.</u>
          <u xml:id="u-13.15" who="#ZdzisławŻmigryderKonopka">Również do zagadnień wewnętrznej polityki Państwa należy kwestia głębokiego przygnębienia, które spada na młodzież żydowską. Nie chodzi mi tylko o kwestie zamieszek akademickich. Stwierdzić muszę, że zachodzi tu sprzeczny z Konstytucją wypadek dyskryminacji zbiorowej, na którą chyba również indywidualnie akademicy żydowscy nie zasługują: obecnie są dyskryminowani z tytułu wyznania i pochodzenia. Trudno usprawiedliwić krzywdę, którą wyrządzono przez ustawienie w salach audytoryjnych owych ławek żydowskich. Nie wyobrażam sobie, jak przeżyję ten moment, gdy syn mój pójdzie do uniwersytetu i będzie musiał siedzieć na tych ławkach, nie rozumiejąc, tak jak i inni jego koledzy Żydzi, za co go odsunięto na lewą stronę sali.</u>
          <u xml:id="u-13.16" who="#ZdzisławŻmigryderKonopka">Jednocześnie mówiąc o konieczności winy, jeśli następuje kara, pozwolę sobie skierować do Pana Premiera problem, przed którym ja, jako obywatel Państwa i jako senator Rzeczypospolitej, staję.</u>
          <u xml:id="u-13.17" who="#ZdzisławŻmigryderKonopka">Obowiązujące obecnie ustawy dają uprawienia, lecz nie nakazują takiego postępowania władz administracyjnych, żeby przy działaniu pozbawienia obywatelstwa lub też wysiedlenia z pasa granicznego nie podawano motywów, dlaczego tak się czyni. Otóż to jest tylko upoważnienie ustawowe. Stojąc jednak na stanowisku, że każdy obywatel, którego spotyka wymiar kary, winien wiedzieć za co jest karany, bo tylko w tej formie może się przed wyższą instancją administracyjną czy Trybunałem Administracyjnym bronić — pozwalam sobie skierować prośbę do Pana Premiera, aby motywy danego aktu były podawane dla umożliwienia obrony.</u>
          <u xml:id="u-13.18" who="#ZdzisławŻmigryderKonopka">Wysoki Senacie! Przeżywamy dziś — Żydzi w Polsce — wielki kryzys duchowy. Jestem jednak pełen, jak powiedział p. Premier i jak zalecił, otuchy, a jestem pełen otuchy ze względów następujących: Konstytucja mówi o Państwie, a mówiąc o Państwie kładzie głęboki nacisk na przywiązanie do Państwa. Wskazuje zatem cele moralne, które Państwo ma spełnić. Tym celem dla Państwa nie jest li tylko stwarzanie warunków dobrej egzystencji, jest nim tworzenie podstaw dla rozszerzenia się polskiej kultury i wielkich polskich tradycyj, opartych na moralności i tolerancji. Jako ten, który w tradycjach wzrósł, wierzę w ich wiecznotrwałość i uważam chwilę dzisiejszą za przemijająca.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-14">
          <u xml:id="u-14.0" who="#StefanDąbkowski">Głos ma s. Przedpełski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-15">
          <u xml:id="u-15.0" who="#BolesławPrzedpełski">Z wielu względów, a przede wszystkim polityczno-państwowych, obowiązkiem każdego państwa jest otoczenie specjalną opieką pasów przygranicznych, będących z reguły terenem najbardziej wystawionym na zewnętrzne wpływy obcej propagandy. Jest rzeczą zrozumiałą, że propaganda ta jest ułatwiona, gdy stan gospodarczy pogranicza jest niski, lub przy specjalnie wysokich różnicach w położeniu materialnym ludności, znajdującej się z obu stron kordonu granicznego.</u>
          <u xml:id="u-15.1" who="#BolesławPrzedpełski">Na żadnym innym odcinku granicy Państwa Polskiego nie ma tak wielkiej różnicy gospodarczej z państwem ościennym, jak na granicy Prus Wschodnich z byłym zaborem rosyjskim, a obecnie z województwem warszawskim (około 270 km) oraz z województwem białostockim (około 170 km). Granica ta biegnąca wzdłuż byłego zaboru rosyjskiego odcina od siebie dwa zupełnie odmienne światy. Różnice w zagospodarowaniu tych ziem są po prostu olbrzymie i bijące w oczy w sposób co najmniej przykry i bolesny dla obserwatora Polaka. Na obraz ten złożyło się oczywiście wiele przyczyn, a przede wszystkim blisko półtora wiekowa gospodarka zaborcy rosyjskiego na terenie obecnego województwa warszawskiego i białostockiego. Poza tym pas pogranicza ma gleby z natury jałowe i podmokłe, wymagające uregulowania stosunków wilgotnościowych i długoletniej kultury, a co za tym idzie — poważnych i wieloletnich wkładów kapitałowych. Wkłady te poczynili sąsiedzi przez półtora wieku, my czynimy je dopiero od lat 20, dlatego też dogonić sąsiadów nie możemy, tym bardziej że sąsiad dla wywołania efektu otacza specjalną opieką gospodarczą tę część naszego pogranicza.</u>
          <u xml:id="u-15.2" who="#BolesławPrzedpełski">Charakteryzując obecne bolączki tego pogranicza, należy podkreślić fakt wybitnie niekorzystnej struktury gospodarstw rolnych na tych terenach. W jednym tylko powiecie przasnyskim w gminach przygranicznych istnieje gospodarstw karłowatych do 5 ha — 1.115 oraz żyj? rodzin bezrolnych 698. Jeżeli weźmiemy w dodatku pod uwagę charakter gleb w tych okolicach, gdzie przeważają ubogie, lekkie piaski, nadające się w zasadzie jedynie do zalesienia, i błota, wymagające melioracyj, to stanie się jasnym, że ludność tamtejsza nie jest w stanie wyżywić się i odziać, że panuje tam większe bezrobocie na wsi niż w innych okolicach. W tych warunkach pobocznym zajęciem ludności staje się przemyt oraz nielegalne chodzenie na roboty dorywcze do Prus dla zarobku.</u>
          <u xml:id="u-15.3" who="#BolesławPrzedpełski">Poziom gospodarczy tej części Polski jest tak niski, że ludność jej już nie wegetuje, ale wymiera. I tak na przykład w gminie Jednorożec na Kurpiach w pow. przasnyskim, mającym lepsze i urodzajniejsze nieco grunty, z urodzonych w 1935 roku chłopców 207 — zmarło 112, dziewcząt z 219 — zmarło 115. To jest jedna z bogatszych gmin na Kurpiach. W innych gminach sprawa śmiertelności niemowląt wygląda dużo gorzej. Jeżeli weźmiemy np. gminę Zaręby pow. przasnyskiego — dla przykładu wezmę kilka lat, ażebym nie był posądzony, że wyjąłem jakiś specjalny rocznik — to sprawa ta kolejno przedstawia się jak następuje: w 1932 r. w gminie Zaręby na urodzonych dzieci 218 zmarło 148, w r. 1933 na urodzonych 203 zmarło 186, w r. 1934 na urodzonych 241 zmarło 164, w r. 1935 na urodzonych 214 zmarło 129. W sumie w tych czterech latach urodziło się dzieci 876, a zmarło niemowląt w pierwszym roku życia 626. Krótko mówiąc śmiertelność niemowląt w pierwszym roku życia, która wynosi w krajach zachodnich Europy około 6 na 100, w Polsce w r. 1935 — 12,7, a więc z górą 2 razy więcej, a na pograniczu w odległości 120 km od Warszawy — 12 razy więcej, to jest 71 zgonów na 100 urodzeń. W dalszym ciągu życia tych dzieci jest niewiele lepiej, bo ludność ta nie ma gorszych lub lepszych lat, lecz stale przymiera głodem.</u>
          <u xml:id="u-15.4" who="#BolesławPrzedpełski">Gdyby wśród tej ludności panowały warunki chociaż zbliżone do przeciętnych w Polsce, to dało by się rocznie uratować w tej tylko jednej gminie prawie 50sdzieci na 100. Nic dziwnego, że w konsekwencji następuje wyludnienie pogranicza, np. gmina miejska Chorzele, która liczyła 7.000, dziś liczy 3.500 mieszkańców.</u>
          <u xml:id="u-15.5" who="#BolesławPrzedpełski">Weźmy inny odcinek — sprawę poborowych. Ludność gminy Zaręby na 11.000 ha przy 5.000 mieszkańców dała w 1933 r. 16 poborowych kategorii A, w 1934 — 14, w 1935 — 10, w 1936 — 19, w 1937 — 13, razem 72. Jeżeli weźmiemy już sąsiedni powiat ciechanowski, to w tych samych warunkach gmina Grudusk dała 205 poborowych.</u>
          <u xml:id="u-15.6" who="#BolesławPrzedpełski">Można różnicę kilkudziesięciu lub stukilkudziesięciu rezerwistów więcej lub mniej na gminę zbagatelizować, ale jeżeli chcemy uwzględnić, że są gminy przylegające do granicy, za którą wszyscy rezerwiści gmin pogranicznych zorganizowani są w bataliony i pułki, przy czym wszyscy przynależni do tej formacji rezerwiści posiadają umundurowanie, a uzbrojenie, amunicja, sprzęt saperski itp. są zmagazynowane na miejscu, że szkolą się i ćwiczą, że ujęci są w karby dyscypliny i wychowania, to kwestia ta z naszej strony musi być inaczej oceniana.</u>
          <u xml:id="u-15.7" who="#BolesławPrzedpełski">W podanych wyżej warunkach zasady etyki, moralności oraz obowiązki względem Państwa nie wytrzymują próby życia, gdyż jest ona zbyt bezwzględna i ciężka. Charakter tych ludzi posiada mimo wszystko tyle dodatnich i wysoko wartościowych cech, że odrzucając nawet względy miłosierdzia lub ludzkości należy im dopomóc w wydźwignięciu się z nędzy, by związać mocniej z Państwem.</u>
          <u xml:id="u-15.8" who="#BolesławPrzedpełski">Przystąpienie do planowej akcji na terenach pogranicza pruskiego, akcji, mającej na celu podniesienie gospodarcze tych ziem wydaje się koniecznością państwową. Obecny stan rzeczy, poza zagadnieniem prestiżu Państwa, ma swój głęboki, bolesny dla nas, aspekt polityczny i gospodarczy. Podciągnięcie tych terenów, ożywienie na nich życia gospodarczego — to jednoczesne wzmożenie żywiołu polskiego i dumy narodowej, usunięcie obecnie głęboko zakorzenionego kompleksu niższości u mieszkańców tych terenów wobec sąsiadów zza kordonu.</u>
          <u xml:id="u-15.9" who="#BolesławPrzedpełski">Dlatego też na województwo warszawskie i białostockie spada obecnie trudne i ciężkie do przeprowadzenia zadanie, którego konieczność jest bezsporna — przystąpienia do akcji celowo rozplanowanej, mającej na celu zagospodarowanie pogranicza. Akcja ta winna objąć wszelkie dziedziny życia gospodarczego, a w szczególności winna dotyczyć:</u>
          <u xml:id="u-15.10" who="#BolesławPrzedpełski">1) daleko idących robót melioracyjnych, które są zresztą w toku,</u>
          <u xml:id="u-15.11" who="#BolesławPrzedpełski">2) przekształcenia i uzdrowienia gospodarstw rolnych,</u>
          <u xml:id="u-15.12" who="#BolesławPrzedpełski">3) rozbudowy przemysłu ludowego i domowego na wsi,</u>
          <u xml:id="u-15.13" who="#BolesławPrzedpełski">4) budowy dróg bitych,</u>
          <u xml:id="u-15.14" who="#BolesławPrzedpełski">5) racjonalnego zabudowania osiedli,</u>
          <u xml:id="u-15.15" who="#BolesławPrzedpełski">6) akcji oświatowej,</u>
          <u xml:id="u-15.16" who="#BolesławPrzedpełski">7) pomocy przy zagospodarowaniu gospodarstw rolnych.</u>
          <u xml:id="u-15.17" who="#BolesławPrzedpełski">Jest rzeczą oczywistą, że akcja powyższa, wymagająca bardzo znacznych środków finansowych, nie może być wykonana siłami własnymi województw białostockiego i warszawskiego, tym bardziej, że to ostatnie po zmianach granic administracyjnych przesunie się wybitnie na wschód, obejmując tereny stosunkowo ubogie, o bardzo daleko idących własnych potrzebach gospodarczych.</u>
          <u xml:id="u-15.18" who="#BolesławPrzedpełski">Uznając jednak akcję zagospodarowania pogranicza pruskiego za konieczność palącą, wynikającą z ogólnopaństwowej polityki, środki finansowe na tę akcję winny być dostarczone ze Skarbu Państwa.</u>
          <u xml:id="u-15.19" who="#BolesławPrzedpełski">Krzywda tej ludności staje się tym większa, iż ludność ta mieszka zaraz za Warszawą i zawsze jest taka odpowiedź: Województwo warszawskie jest bogate, stolicę macie blisko i biedy mieć nie możecie. Dlatego też chciałbym z tego błędu Wysoką Izbę wyprowadzić, gdyż województwo warszawskie staje się obecnie jednym z najbiedniejszych województw w Polsce.</u>
          <u xml:id="u-15.20" who="#BolesławPrzedpełski">Przy poruszeniu tego zagadnienia na Komisji Budżetowej przy Ministerstwie Skarbu słyszałem od kolegów senatorów uwagi, że ta sprawa nadaje się do załatwienia przez inne ministerstwa, jak Rolnictwa, Przemysłu i Handlu, Opieki Społecznej, a nawet przewodniczący komisji, p. senator Zarzycki uważał, iż sprawa ta winna być załatwiona przy referacie generalnym. Wszystkie te spostrzeżenia były słuszne, gdyż zagadnienie zagospodarowania pogranicza Prus Wschodnich wymaga zbiorowej pracy wszystkich ministerstw, gdyż posiada zaniedbania na wszystkich odcinkach gospodarstwa narodowego i dlatego też poruszam ją przy Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, bo wierzę, że p. Premier sprawą tą specjalnie pokieruje.</u>
          <u xml:id="u-15.21" who="#BolesławPrzedpełski">Sprawa ta jest tym aktualniejsza, iż ta część kraju z ludnością rdzennie polską znajduje się w pobliżu stolicy, a granica Prus Wschodnich o 120 km od stolicy. Można z całą pewnością liczyć na to, że zarówno w czasie pokoju jak i wojny ten zdecydowany, twardy, ambitny, rdzennie polski szczep — lud puszczański będzie bronić swego Państwa.</u>
          <u xml:id="u-15.22" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-16">
          <u xml:id="u-16.0" who="#StefanDąbkowski">Głos ma s. Hordyński.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-17">
          <u xml:id="u-17.0" who="#EmilHordynski">Dynamika i rozwój wypadków wszechświatowych, mających wpływ także na życie obywateli Polski, wskazuje na to, iż nie znajdujemy się jeszcze blisko momentu stabilizacji, że raczej danym nam jest przeżywać czasy, stanowiące przygrywkę do mających nastąpić wydarzeń i to wydarzeń, które rozszerzą granice państw silnych, zorganizowanych, państw o skali mocarstwowej, zaś zwężą lub nawet wykreślą z mapy świata państwa słabe, niezdecydowane, o złej strukturze politycznej, skłócone waśniami wewnętrznymi i nie mające wytkniętego w głowie i sercu każdego obywatela jasnego i wielkiego celu.</u>
          <u xml:id="u-17.1" who="#EmilHordynski">Rok ubiegły był jednym z tych nielicznych lat, gdzie dana była możność każdemu z osobna zastanowić się nad tym, jaką jest siła wichru wydarzeń, w które państwa i narody bywają wciągane, wydarzeń, w których odpowiednio silne społeczności starają się wysunąć na czoło, by nie być zdeptanymi przez następne szeregi. Rok ubiegły był również jedynym od czasu wojny światowej, kiedy prawie wszystkie państwa zażądały od swych obywateli gotowości bojowej, jak również gotowości do największych ofiar.</u>
          <u xml:id="u-17.2" who="#EmilHordynski">Rok ten był jednym z tych krytycznych lat, kiedy narodowi ukraińskiemu w granicach Polski udało się, dzięki rozwadze kierowniczych sfer swoich własnych oraz zdrowemu ujęciu sprawy przez państwowe władze administracji ogólnej, zachować się z umiarem i rozwagą wobec toczących się wydarzeń i zachować siły dla pracy nad pogłębianiem swego życia religijnego, kulturalnego, gospodarczego i politycznego na ziemiach przez siebie w Polsce zamieszkałych. Ta okoliczność ułatwia nam zastępowanie spraw tego narodu w Wysokich Izbach i przed Rządem.</u>
          <u xml:id="u-17.3" who="#EmilHordynski">Wysoka Izbo! Budżet Ministerstwa Spraw Wewnętrznych przedstawia olbrzymie bogactwo zagadnień o niezmiernie wielkim znaczeniu ogólnopaństwowym. Mogę jednak dzisiaj być tylko jednostronnym i ograniczę się do oświetlenia tylko niektórych zagadnień i to wyłącznie ze stanowiska interesów narodu ukraińskiego.</u>
          <u xml:id="u-17.4" who="#EmilHordynski">Przede wszystkim zajmę stanowisko wobec ustawy o granicach państwa, która należy do najsurowszych i najbrzemienniejszych w skutkach, jakie kiedykolwiek państwo w stosunku do swych obywateli stosowało. Już sam projekt tej ustawy wzbudzał obawę u ludności, zamieszkującej pograniczną strefę, że ustawa ta zdolna jest do stworzenia niepewności prawnych w dziedzinie wolnego rozporządzania majątkiem prywatnym, że daje zupełną swobodę interpretacji. Nikt jednak nie mógł przypuszczać, że następstwa tej ustawy będą tak katastrofalne. Dzisiaj po blisko dwuletnim obowiązywaniu ustawy jesteśmy w możności zestawić jej skutki. Musimy czynić starania, ażeby ustawa została jak najprędzej znowelizowana i dostosowana do rzeczywistości. Według ustawy tej wymagane jest zezwolenie urzędu wojewódzkiego na wszelkie akty przywłaszczenia nieruchomości. Rozróżniać trzeba przy tym pomiędzy kontraktami zawartymi przed 1 lipca 1937 r. a kontraktami zawartymi po tym terminie. Jasnym jest, iż wszystkie przed dniem 1 lipca 1937 r. uskutecznione kontrakty wolne są od zezwolenia urzędów wojewódzkich. Ze względu jednak na niezupełnie jasne rozporządzenia wykonawcze do tej ustawy notariusze wahają się i nie mogą dojść do jednakowego stanowiska. Powstał więc przez U chaos prawny, a mieszkańcy pasa granicznego częstokroć mają wiele trudności, spowodowanych praktycznym przeprowadzeniem tej ustawy. Powyższe wywody dotyczą w jeszcze dotkliwszy sposób tych kontraktów, które są zawierane po 1 lipca 1937 r. Ludność, która dość często spotyka się z odmową zezwolenia na przewłaszczenie, zaczyna pozbywać się nieruchomości bez sporządzenia dokumentów formalnych, opierając się w tych sprawach na osobistym zaufaniu kontrahentów. To stwarza nader niezdrowy stan, gdyż brak zabezpieczenia ustawowego interesów obu kontrahentów i zdawanie się tylko na zaufanie do siebie, które nie może być nadto trwałe, może powodować nawet dla potomków tych kontrahentów bardzo smutne skutki. Następstwa takiej niepewności odbić się muszą w zastraszający sposób na sile twórczej poszczególnych osób, paraliżując wolę i zmniejszając sprawność, gdyż dane osoby nie wiedzą, jak długo to naturalne wzajemne zaufanie potrwa i kiedy drugiemu kontrahentowi nadarzy się korzystny moment do zerwania umowy. Osoby dotknięte tą ustawą stają się niezdolne do tworzenia trwałych wartości. Koniecznym jest, okazuje się, zastanowić się nad tym, co to znaczy uzależniać kupno nieruchomości od opinii władz lokalnych i to w nader wysokim stopniu, i to tym bardziej, że opinia tych władz nie musi być uzasadniona.</u>
          <u xml:id="u-17.5" who="#EmilHordynski">Z kolei wskazanym jest zastanowić się nad faktem, że ustawa obowiązuje na obszarze zamieszkałym przez 1/6 ludności Państwa, a wtedy dopiero będziemy zdolni ocenić szkody powstałe z jej praktycznego stosowania.</u>
          <u xml:id="u-17.6" who="#EmilHordynski">Na podstawie praktyki zawodowej przekonałem się, iż bardzo często odmawia się zezwolenia osobom, które nigdy swego stanowiska nie opuściły, które związane są z tą ziemią, a które przez kupno nieruchomości nie mają nic innego na celu, jak tylko rozszerzenie swej egzystencji i jej ugruntowanie. W ten sposób bez uzasadnienia odmówiono obywatelowi gromady Sołotwina Bodnarczukowi, właścicielowi około 1/8 morgi, zezwolenia na kupno drugiej 1/8 części morgi gruntu przylegającego do jego drobnej posiadłości gruntowej. Dla takiego biednego człowieka, który całe życie zbierał, żeby się zdobyć na kupienie kawałka gruntu, stanowi to ruinę. A przecież trudno w odmowie tego zezwolenia, udzielonej bez podania uzasadnienia, dopatrzyć się interesu Państwa i ochrony granic.</u>
          <u xml:id="u-17.7" who="#EmilHordynski">Takich wypadków odmawiania zezwolenia na przeniesienie tytułu własności nieruchomości w pasie granicznym i to bez najmniejszego znaczenia takich przewłaszczeń dla dobra Państwa — jest nader wiele i rzucają one światło na pobieżność załatwiania przez właściwe władze podań, dotyczących takich zezwoleń, albo też wskazują, że nie chodzi tu o zarządzenia, mające na celu ochronę granic Państwa.</u>
          <u xml:id="u-17.8" who="#EmilHordynski">Następstwa ustawy o granicach Państwa widzimy najlepiej w prawie zupełnym ustaniu akcji budowlanej w pasie granicznym. Jest rzeczą naturalną, że obywatel zdecyduje się na budowę tylko wtenczas, jeżeli przede wszystkim będzie pewny, że będzie posiadał prawo samostanowienia o swej własności i że otrzyma zezwolenie na kupno parceli budowlanej.</u>
          <u xml:id="u-17.9" who="#EmilHordynski">Dalszym następstwem jest obniżenie cen gruntów, gdyż ze względu na to, że tylko pewna część ludności uprawniona jest do nabywania gruntów, może ona według uznania obniżać ceny gruntów,a obniżenie tych cen dotyczy już wszystkich obywateli równomiernie i przynosi wszystkim szkodę majątkową.</u>
          <u xml:id="u-17.10" who="#EmilHordynski">Ustawa o granicach Państwa zagraża w wysokim stopniu i udzielaniu kredytów. Instytucje pieniężne mogą kierować się w takich wypadkach także zamiast kryteriami gospodarczymi innymi względami, podyktowanymi im opiniami, charakteryzującymi starającego się o kredyt także pod innymi względami. Podobne postępowanie przynosi szkodę także życiu gospodarczemu.</u>
          <u xml:id="u-17.11" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Marszałek.)</u>
          <u xml:id="u-17.12" who="#EmilHordynski">Płynność pieniądza, panująca dziś w instytucjach pieniężnych w pasie granicznym, nie jest następstwem oszczędności, lecz w dużej mierze wynikiem zamarcia prac inwestycyjnych, a tym samym odpadnięcia koniecznych na to kredytów. Wszelkie powyższe okoliczności wskazują na to, że należy dążyć do znowelizowania ustawy o granicach Państwa w tym kierunku, by jej przepisy nie oddziaływały ujemnie na stosunki gospodarcze mieszkańców pasa granicznego, a jeżeliby takie znowelizowanie natrafiało na trudności, to przynajmniej proszę Pana Premiera o wydanie okólnika, by na drobne sprawy w takich wypadkach, jak tu przytoczono, nie odmawiano zezwolenia, gdyż rzeczywiście trudno w tym wypadku dopatrzyć się sprzeczności interesu tej jednostki z interesem Państwa.</u>
          <u xml:id="u-17.13" who="#EmilHordynski">W tym miejscu odstąpię, Panie Marszałku, na krótki czas od tematu, gdyż uważam, że gdybym tego nie spełnił, byłbym dłużnikiem p. senatora Lechnickiego, który w czwartek, może po raz pierwszy w Izbach ustawodawczych polski, w sposób skrupulatny, gruntowny i pracowity starał się podejść do kwestii ukraińskiej. To się zdarzyło po raz pierwszy i wystąpienie p. senatora w tej sprawie możemy uważać za historyczną chwilę. Składam podziękowanie tylko w imieniu moim własnym, gdyż jestem teraz przy głosie i chcę skorzystać z tego, jednakże ze swej strony sięgam do dawniejszych źródeł, odnoszących się do sprawy polsko-ukraińskiej. P. senator sięgnął do zbyt bliskich źródeł co do kwestii polsko-ukraińskiej i poszumienia polsko-ukraińskiego w zasadniczym stanie. Pierwszym Ukraińcem, który poruszył zagadnienie polsko-ukraińskie w czasie, gdy Polaka nie była wolnym Państwem jak dzisiaj, i zupełnie bezinteresownie, czysto — bo tak Ukraińcy, jak i Polacy nie mieli swego Państwa — był wieszcz narodu ukraińskiego Taras Szewczenko. W jego dziełach trzeba czytać to, co odnosi się do tej kwestii.</u>
          <u xml:id="u-17.14" who="#komentarz">(S. Lechnicki: Ja je znam.)</u>
          <u xml:id="u-17.15" who="#EmilHordynski">Właśnie on pierwszy w czasach porozbiorowych rzucił tę myśl w swoich dziełach, a powiedział on: „Nie cieszcie się, iż Polska padła; Polska padła i nas przygniotła”. On był pierwszy, który poruszył to pytanie nie jako pytanie polityczne, a tylko na podstawie tego, jak współcześni wyjaśniali sobie dziejowy los obu narodów. W tym tygodniu właśnie obchodzimy 125 rocznicę urodzin Tarasa Szewczenki. Cały naród ukraiński przynajmniej w swoim sercu oddaje należną mu cześć. I ja dziś, kiedy jesteśmy przy tym pytaniu i gdy mamy sposobność zwrócić uwagę na zagadnienie polsko ukraińskie z dalekiej daty, muszę zwrócić się nie do tych dzieł względnie broszurek, które powstały już po wojnie światowej, kiedy Polska jest Państwem wolnym, ale do tej chwili, kiedy nasz wieszcz narodowy przewidywał odrodzenie Polski swoim genialnym umysłem i to szczerze przewidywał, dlatego że kto jak kto, ale Taras Szewczenko jest niezaprzeczalnym 100% Ukraińcem i on jak co tworzył i mówił, to mówił z serca i mózgu ukraińskiego bez czerpania z obcych skarbnic. Wtedy powiedzieć to było odwagą na takim gruncie, na jakim żył i działał Taras Szewczenko. Dlatego uważam, że przy tym podziękowaniu, gdybym nie wspomniał o Tarasie Szewczence, zrobilibyśmy pamięci tego wieszcza. który nam wszystkim może wskazywał drogę przyszłości, wielką krzywdę. Ten dług dziś spłacam.</u>
          <u xml:id="u-17.16" who="#EmilHordynski">Przechodzę obecnie do dalszych zagadnień, które dotyczą Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.</u>
          <u xml:id="u-17.17" who="#EmilHordynski">Wysoka Izbo! Zgodnie z obowiązującymi przepisami ustawowymi każdy, ubiegający się o prawo uczenia w szkołach prywatnych, obowiązany jest postarać się u właściwej władzy administracji ogólnej o tzw. zaświadczenie lojalności. Uzyskanie takiego zaświadczenia dla obywatela narodowości polskiej może nie stanowić większej trudności, jednakże dla obywatela innej narodowości, a tutaj mnie obchodzi przede wszystkim ukraińska, wystaranie się o takie zaświadczenie jest bardzo trudne. Musi się przejść całą skalę instancyj, ażeby w końcu uzyskać negatywną albo czasem pozytywną odpowiedź na swe podanie. Trudności te pochodzą stąd, że władza, przeprowadzająca dochodzenie, nie zarządza przesłuchania petenta bezpośrednio przez urzędnika, który ma wydać o nim swój sąd, tylko zasięga informacyj względnie robi wywiad u posterunków Policji Państwowej, czy u innych czynników, które mogą mieć wiadomość. Tego rodzaju załatwienie sprawy jest często dla petenta niekorzystne, gdyż w takich wypadkach informacje podane o petencie, a zasięgnięte przez posterunek Policji Państwowej bardzo często od osób trzecich, gdyż nie o każdym petencie musi posiadać posterunek bezpośrednie wiadomości, mogą być nieprawdziwe lub nieścisłe, a nawet podane przez osoby wrogo usposobione do petenta. Bezpośrednie przesłuchanie petenta mogłoby niejedno zmienić w załatwieniu jego podania, a to przez wyjaśnienie przez niego niejasnych dla władzy miejsc życiorysu czy też danych o petencie. To postępowanie jest tym bardziej wskazane, gdyż chodzi tutaj o zbadanie sprawy, od którego wyniku zależy egzystencja jednostki i to jednostki, która przy wielkim wkładzie pracy i pieniędzy uzyskała dyplom i możność ubiegania się o stanowisko nauczyciela.</u>
          <u xml:id="u-17.18" who="#EmilHordynski">W bardzo wielu innych wypadkach w postępowaniu administracyjnym, chociaż nader małego znaczenia, przesłuchanie strony jest stosowane, a więc w wypadkach rozstrzygania o możności wykonywania zawodu takie przesłuchanie strony nie powinno być zaniechane.</u>
          <u xml:id="u-17.19" who="#EmilHordynski">Proszę więc Pana Prezesa Rady Ministrów, jako Ministra Spraw Wewnętrznych, o zwrócenie uwagi na tę sprawę tak ważną dla wielu jednostek, ubiegających się o zaświadczenia lojalności.</u>
          <u xml:id="u-17.20" who="#EmilHordynski">Przystępuję do krótkiego omówienia spraw, dotyczących samorządu terytorialnego. Każdy z nas wie, iż wszystko cokolwiek robimy dla powiększenia sił gospodarczych, dźwignięcia wzwyż kultury społeczeństwa, służyć ma wzmocnieniu siły tego społeczeństwa, a co za tym idzie potędze Państwa, w którym żyjemy. Droga do tej potęgi prowadzi przez drobne, nie wpadające w oczy dzieła, zdawało by się dzieła bez znaczenia, a przecież z tych małych dzieł składa się w sumie potężna całość, która imponuje każdemu.</u>
          <u xml:id="u-17.21" who="#EmilHordynski">W czasie wczorajszej dyskusji nad preliminarzem budżetowym Ministerstwa Komunikacji p. senator Zarzycki zwracał uwagę, iż uczestnicy ostatniego rajdu samochodowego skarżyli się na to, iż w południowo-wschodnich województwach drogi są w stanie złym, a przecież niedawny to czas, kiedy w tych województwach mieliśmy znośne drogi i to zarówno państwowe, jak i wojewódzkie, powiatowe, gminne, gromadzkie itd. To znaczy, że ktoś się o to starał i ktoś dawał możność i opiekował się tym, ażeby tych dróg nie zaniedbywać. W rzeczywistości członkowie rajdu samochodowego mogli mówić jedynie o stanie dróg, którymi przejeżdżali, to jest o głównych arteriach: nie zjeżdżali oni na te drogi, którymi zmuszone są jeździć rzesze obywateli tego kraju.</u>
          <u xml:id="u-17.22" who="#EmilHordynski">Wysoka Izbo! Ja sam do domu moich rodziców muszę dojeżdżać już inną drogą jak ta, którą dojeżdżałem przez dwadzieścia kilka lat, a to z tego powodu, że tamta dobra droga już zupełnie zniknęła i nikt nie stara się o nią. A co jest przyczyną tego? To, że przez tę drogę przebiega granica dwóch powiatów i ani jeden, ani drugi powiat jej nie poprawia i wieśniacy z kilku wiosek muszą teraz, zamiast krótszą drogą, wynoszącą 5–6 km, objeżdżać kilka kilometrów naokoło i to nie drogą, tylko korytem rzeczki. A przecież te same gromady utrzymywały tę drogę przez tyle lat i mogłyby teraz utrzymywać, gdyby im ktoś zwrócił na to uwagę, bo ludzie nie są niechętni i gdy im się zwraca uwagę, dokonują naprawy. Niektóre miejsca na pograniczu powiatów nie cieszą się zainteresowaniem tych powiatów, na tej granicy kończy się dla każdego świat — a tak być nie może. I to przede wszystkim na granicach takich powiatów, które powstały ze zniesienia innych powiatów i przydzielenia ich częściowo do innych powiatów. Te części są po macoszemu traktowane. Ludność na tym cierpi, a nie ma siły, żeby w swoich samorządach postarać się o to, żeby wypełnić swe konieczne dezyderaty, aby zapobiec zniszczeniu stanu gospodarczego tych okolic. Wobec tego, że zapanował taki stan, musimy się zastanowić nad tym, co mogło wpłynąć na to? Czy brak środków, czy może nieodpowiedni ludzie, którzy się mają zająć sprawami gospodarczymi gromad, gmin i powiatów.</u>
          <u xml:id="u-17.23" who="#EmilHordynski">Jasnym się staje, iż zdolności teraźniejszego samorządu są za małe, ażeby sprostać przynajmniej temu zadaniu, by utrzymać komunikację na swoim terenie i to mimo wielkich opłat nałożonych na obywateli w postaci podatku drogowego i obowiązujących szarwarków. Okazuje się więc, iż wskazanym jest wniknąć w przyczyny tego stanu rzeczy, usunąć to, co czyni samorząd z powrotem zdatnym do spełnienia zadań nań nakładanych.</u>
          <u xml:id="u-17.24" who="#EmilHordynski">Rozumiemy, że samorząd terytorialny, związany z ziemią, z codzienną rzeczywistością naszych wsi, osiedli i miast, jest powołany do zaspokojenia potrzeb gospodarczych, a przede wszystkim komunikacyjnych swych osiedli. Samorząd opiera się na szerokiej podbudowie społecznej, mającej fundamenty w gromadzie. To umożliwia mu wciągnięcie do działań szerokich sfer ludności. Przy odpowiednim składzie osób, wchodzących do ciał zarządzających sprawami samorządu, mógłby on rozbudzić drzemiąca wolę i nadać kierunek pracy dla dobra swych członków. Zakres działania samorządu jest bardzo szeroki, lecz z tego swego właściwego zakresu spełnia on nadzwyczaj mało, bardzo możliwe, że wpływa na to brak środków.</u>
          <u xml:id="u-17.25" who="#EmilHordynski">Obecnie odbywające się wybory samorządowe mogłyby powyższe braki usunąć, co też stanie się zapewne, gdyż w szeregu okręgów w województwach południowo-wschodnich wybory zostały już ukończone, a to przede wszystkim w miejscowościach, gdzie zawarto kompromisy i zgłoszono wspólną listę wszystkich miejscowych ugrupowań. Jednak z okręgów, gdzie akcja wyborcza jeszcze się toczy, nadchodzą masowe skargi wyborców ukraińskich na nadużycia wyborcze, stosowane od chwili rozpisania wyborów do rad gromadzkich, i te skargi dotyczą zarówno nieprawidłowości przy wyznaczaniu ilości mandatów radzieckich i okręgów wyborczych, przy ogłaszaniu wyborów i terminów do wnoszenia reklamacyj i do zgłaszania list kandydatów, jak również nadużyć popełnianych przez wyborcze komisje i ich przewodniczących, a to przez niedopuszczanie do przeglądania spisów wyborców lub uniemożliwianie im wglądu tudzież robienia wypisów z tych spisów przez skreślanie samowolne wyborców z tych spisów, przez bezpodstawne niedopuszczanie reklamacyj lub też ich odrzucanie, przez uniemożliwianie wyborcom wnoszenia zgłoszeń ukraińskich list kandydatów i unieważnianie zgłaszanych list. W końcu skargi te dotyczą stosowanego niejednokrotnie mieszania się do spraw wyborów przez organy władz bezpieczeństwa, a także i inne czynniki.</u>
          <u xml:id="u-17.26" who="#EmilHordynski">Przytoczę najbardziej jaskrawe przykłady I tak, o ile chodzi o liczbę mandatów radzieckich, nie odpowiadającą ilości mieszkańców gromady, to w gromadach Sadzawa pow. stanisławowskiego i Liszki pow. drohobyckiego, liczących ponad 2000 mieszkańców, przyznano tym gromadom zamiast po 30, tylko po 24 mandaty radzieckie. Zdawało by się, że sprawa drobna, bo czy będzie ich 30 czy 24, to zdawało by się nie będzie miało wielkiego znaczenia; ale trzeba uważać komu odmawia się tego prawa. Mianowicie wieś Sadzawa w pow. stanisławowskim to jest wielka wieś, która ma u siebie wszystkie instytucje oświatowo-kulturalne, spółdzielcze, gospodarcze, wieś wysoko postawiona, wieś, mająca już swoje ambicje i zasługi dla włościan. To boli tych ludzi, bo w tym wypadku już nie gra roli moment narodowościowy, lecz gra rolę zasługa tej wsi wobec innych wsi, które także są ukraińskie, ale nie położyły tylu zasług dla sprawy gospodarczej, a tym samym dla sprawy ogólnej, jak ta wieś. To upośledzenie boli jej mieszkańców, którzy co najmniej w 60 do 70% są świadomi swoich praw i obowiązków.</u>
          <u xml:id="u-17.27" who="#EmilHordynski">W wielu wypadkach okręgi wyborcze nie stanowią terytorialnej całości. I tak w Hryhorowie, pow. rohatyńskiego utworzono dla 700 wyborców aż 7 okręgów wyborczych, przy czym na 1 okręg wyborczy przypadło tylko 32 wyborców, a na drugi okręg aż 135, a oba dostały po 2 mandaty.</u>
          <u xml:id="u-17.28" who="#EmilHordynski">W końcu dla ilustracji silnego terroru, stosowanego wobec ukraińskich wyborców, przytoczę wypadek w gromadzie Karów pow. Rawa Ruska. W tej gromadzie jest na 1174 wyborców 1152 wyborców ukraińskich. Wyborcy ci po rozbiciu się pertraktacyj kompromisowych starali się wnieść osobną listę. Tutaj przeszli oni przez bardzo ciężkie doświadczenie. Mianowicie pierwszy pełnomocnik listy, który usiłował ją złożyć, został zaaresztowany i przytrzymany na posterunku policyjnym przez 48 godzin.</u>
          <u xml:id="u-17.29" who="#komentarz">(Głos: Za co?)</u>
          <u xml:id="u-17.30" who="#EmilHordynski">A gdy po dwóch dniach drugi pełnomocnik starał się złożyć listę, również starano się mu w tym przeszkodzić. A gdy został czynnie znieważony w sali lokalu wyborczego przez komendanta posterunku państwowego, to złożenie listy umożliwiło mu jedynie to, że on zwrócił, się do przewodniczącego komisji ze słowami: „Panie przewodniczący, czy rzeczywiście odpowiada to prawu, ażeby tutaj pod godłem państwowym i portretem Pana Prezydenta znieważano mnie w chwili, kiedy wykonuję swój obywatelski obowiązek?” To dopiero umożliwiło złożenie i pozytywne załatwienie zgłoszonej listy.</u>
          <u xml:id="u-17.31" who="#EmilHordynski">Wysoka Izbo! Ja myślę, że na ten właśnie wypadek z tym wyborcą, pełnomocnikiem listy w Krakowie, który w chwili znieważenia pamiętał o tym, kto kieruje Państwem, kto jest przedstawicielem Państwa i zamiast szukać jakiejś pomocy innej, wezwał na pomoc autorytet Prezydenta Rzeczypospolitej i to pomogło sprawie, powinna Wysoka Izba i Wysoki Rząd zwrócić uwagę, gdyż to świadczy o stosunku ludności ukraińskiej do Państwa Polskiego i o należnych jej prawach wobec wykonywania przez nią obowiązków względem Państwa.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-18">
          <u xml:id="u-18.0" who="#BogusławMiedziński">Głos ma s. Starzyński.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-19">
          <u xml:id="u-19.0" who="#StefanStarzyński">Wysoka Izbo! Pan senator Miłaszewski poruszył przy budżecie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych zagadnienie wielkiej wagi kulturalnej, dotyczące teatrów stolicy. Sądzę, że o tym zagadnieniu będzie mowa przy budżecie Ministerstwa Oświaty, albowiem sprawy kulturalne tam się koncentrują. Jednakże, ponieważ p. s. Miłaszewski powołał się na rzekomo istniejący niepokój opinii w tej sprawie, a przemówienie jego, niewątpliwie, ten niepokój istotnie wprowadzić w opinii publicznej może, pozwalam sobie, jako członek tej Izby a jednocześnie Prezydent Warszawy, niezależnie od odpowiedzi, jaką na zwrócenie się p. senatora o wyjaśnienie tej sprawy udzieli Rząd, powiedzieć kilka słów na ten temat, jak sprawa ta istotnie się przedstawia. Niestety bowiem, mimo iż miałem już zaszczyt udzielić w tej sprawie bardzo obszernych wyjaśnień p. s. Miłaszewskiemu, przemówienie jego opierało się w dalszym ciągu na pewnych błędnych informacjach, nie odpowiadających rzeczywistości.</u>
          <u xml:id="u-19.1" who="#StefanStarzyński">Muszę sprostować przede wszystkim, że nie jest tak. jak mówił o. s. Miłaszewski, że majątek ogółu, że dorobek wielu pokoleń przekazywany jest w tajnikach gabinetów i kancelarii według uznania tymczasowych włodarzy miasta, albowiem, jakkolwiek w obecnej chwili istnieje Tymczasowy Zarząd Miejski i Tymczasowa Rada Miejska, jednakże obrady tej Rady są publiczne i każdy, kto chciał brać w nich udział, mógł być obecnym. Sprawa teatrów aktualna jest już od szeregu miesięcy i przecież nawet w kampanii wyborczej była używana jako argument przeciwko ugrupowaniu, które popierało działalność Tymczasowego Zarządu Miejskiego, a zatem sprawa nie była nigdy w żadnym tajnym gabinecie załatwiana, przeciwnie, była od pierwszej chwili, od pół roku publicznie na łamach prasy dyskutowana, a zatem ten zarzut nie odpowiada rzeczywistemu stanowi rzeczy.</u>
          <u xml:id="u-19.2" who="#StefanStarzyński">Zagadnienie teatralne w stolicy jest zagadnieniem wielkiej wagi, przede wszystkim finansowym, albowiem teatry, prowadzone w swoim czasie przez miasto, bezpośrednio przyczyniały mu rocznie kilka milionów złotych deficytów, pokrywanych z ogólnych podatków miejskich. Dzisiaj na zagadnienie teatralne miasto przeznacza 3% swego budżetu zwyczajnego.</u>
          <u xml:id="u-19.3" who="#StefanStarzyński">Licząc łącznie z emeryturami teatralnymi wynoszą te wydatki około 3 milionów, co przy około 100-milionowym budżecie stanowi, jak zaznaczyłem, 3%, jednakże zagadnienie to nie jest i nie może być rozwiązane. Nie wchodzę, jak zaznaczyłem na początku, gdyż należy to do budżetu Oświaty, w zagadnienie merytoryczne teatrów, ich poziom, jakkolwiek muszę stwierdzić, że teatry te, od kilku lat prowadzone przez Towarzystwo Krzewienia Kultury Teatralnej, stoją, w moim głębokim przekonaniu, na wysokim poziomie.</u>
          <u xml:id="u-19.4" who="#StefanStarzyński">Ustawa o samorządzie gminnym i ustawa o samorządzie Warszawy nie nakazują gminie prowadzenia wszystkiego we własnym zakresie. Odwrotnie, ze względu na szeroki zakres zadań gminy, ustawa przewiduje, że gmina może wypełniać swe zadania bezpośrednio lub też pośrednio. Dlatego też w tej dziedzinie nie następuje proces, odpowiadający tak modnemu dziś, poruszającemu opinie słowu „etatyzm”, czyli „komunalizacji”, a odwrotnie, teatry mają być prowadzone pośrednio, we współpracy ze społeczeństwem.</u>
          <u xml:id="u-19.5" who="#StefanStarzyński">Objawem tej współpracy jest właśnie przekazanie teatrów w dzierżawę towarzystwu społecznemu, które pozostaje pod kontrolą społeczną i do którego wszyscy interesujący się tym zagadnieniem obywatele maja dostęp i możność wpływu na nie. Być może, dzięki temu właśnie, poziom teatrów dzisiaj został znacznie podniesiony.</u>
          <u xml:id="u-19.6" who="#StefanStarzyński">Jeśli chodzi o zagadnienie opery, trzeba stwierdzić, że wymaga ona jeszcze większych nakładów pieniężnych środków, których gmina sama dostarczyć nie może. Od wielu lat dzierżawa opery wykazywała, że prowadzenie przedsięwzięcia długofalowego, wymagającego tak jak, powiedzmy gospodarstwo leśne, perspektywy długoletniej, ażeby z włożonych inwestycyj osiągnąć rezultaty, nie daje się prowadzić w formie dzierżawy, która z natury rzeczy prowadzi do dewastacji podstawowego majątku. Prowadzenie opery wymaga długofalowej troski o orkiestrę, chóry itd., a zatem zagadnienie to wymaga zasadniczego podejścia. Było by rzeczą najbardziej pożądaną z punktu widzenia samorządu, żeby to zagadnienie na swoje barki przejął Rząd, jako zagadnienie ogólnopolskie, a nie czysto lokalne. Skoro to nie jest możliwe, było by pożądane, ażeby Rząd wszedł do jawnej spółki w tej dziedzinie. Przy takim rozwiązaniu zagadnienia na pewno nie było by sporu. Ale trudno, istnieje w Polsce tak wielka dysproporcja potrzeb i środków, że bardzo wiele zagadnień nie jest tak rozwiązanych, jak byśmy tego wszyscy pragnęli. Siła konieczności życiowych, konieczności finansowych zmusza do rozwiązywania bardzo często prowizorycznego, tymczasowego, które nie załatwia sprawy całkowicie, albowiem w danych okolicznościach ta sprawa tak załatwiona w hierarchii ogólnych potrzeb Państwa jeszcze być nie może.</u>
          <u xml:id="u-19.7" who="#StefanStarzyński">P. s. Miłaszewski poddał analizie umowę, która jest właśnie wyjściem z impasu, istniejącego w tej chwili, wyjściem odpowiadającym dzisiejszej koniunkturze, dzisiejszym warunkom i dzisiejszym możliwościom, wyjściem, w którym oczywiście obrona interesów finansowych gminy, w moim głębokim przekonaniu, z pewnością została należycie przeprowadzona. Doradcy prawni, którzy funkcjonują przy władzach gminy m. st. Warszawy, swoimi innymi osiągnięciami, innymi czynami, że pozwolę powołać się na wygrany proces o elektrownię miejską, czy szereg innych zagadnień niezmiernie ważkich w życiu miasta, wykazali, że dają pełne gwarancję i że w tej sprawie o wiele, wiele mniejszej potrafią dorównać tym doradcom, których nazwisk nie znam oczywiście, a którzy analizowali tę umowę dla p. s. Miłaszewskiego.</u>
          <u xml:id="u-19.8" who="#StefanStarzyński">P. s. Miłaszewski, podkreślając kilka punktów tej umowy, które wydawały mu się niejasnymi czy niesłusznymi, wychodzi jednak z mylnych założeń, mianowicie zapomina, że gmachy teatralne, które są obiektem w tej sprawie największym, pomimo odpowiedniej ustawy nie są bynajmniej jeszcze własnością prawną miasta. Spór, jaki istniał co do tytułu własności tych gmachów, został rozstrzygnięty przez ustawę w ten sposób, że uznano je za państwowe, a przekazując je miastu postawiono warunki, których to warunków właśnie gmina przyjąć na siebie nie chciała. Warunki te dotyczą tego, aby gmina, przejmując gmachy pod względem prawnym, bo administruje nimi od początku odzyskania niepodległości, zobowiązała się formalnie do stałego prowadzenia w tych gmachach opery i teatrów dramatycznych. Takich obowiązków miasto na siebie nie może wziąć formalnie, jakkolwiek wynikają one z ustawy, dlatego, że nie jest w stanie przewidzieć swoich możliwości finansowych. Dlatego sprawa ta znalazła się w pewnym impasie. Wyjściem z tego impasu jest utworzenie spółki, ale spółki, idącej nie po linii etatyzacji względnie komunalizacji życia miejskiego, ale po linii wciągnięcia wszystkich zainteresowanych tą dziedziną do współpracy, po linii stworzenia spółki z tą instytucją, która od lat 6 prowadzi teatry warszawskie i postawiła je na właściwym poziomie. A ponieważ gmachy teatrów są wspólne, lokale opery są w tym samym gmachu, w którym znajduje się Teatr Narodowy i Nowy, ponieważ rekwizyty są wspólne i gospodarka jest wspólna, więc na dłuższą metę rozdzielanie tej gospodarki jest nawet rzeczą bezspornie szkodliwą, co zresztą doświadczenie już nam wskazało. Złączenie więc w jednym ręku tych teatrów, które są prowadzone w jednym gmachu, jest rzeczą bezspornie, z punktu widzenia interesu samego zagadnienia, słuszną. Zarząd miejski w myśl zasad współpracy społecznej nie domagał się. bynajmniej w kontrakcie spółki udziału więcej niż połowy kapitału. Wciąganie społeczeństwa i rozszerzanie płaszczyzny współpracy na tym terenie zmniejsza bezpośrednią odpowiedzialność gminy, ale przyczynia się do lepszego rozwiązania zagadnienia, Które jest tak delikatne i tak sporne, że na pewno między wszystkimi literatami, dramaturgami, aktorami i artystami nigdy w tej sprawie nie będzie absolutnej jednolitości. Natomiast z punktu widzenia interesu materialnego gmina musi się tu całkowicie zabezpieczyć i dlatego mając połowę wartości kapitału akcyjnego, ma połowę głosów, a zatem bez głosu gminy żadna sprawa interesująca gminę nie może być rozstrzygnięta. Ponadto, udzielając subwencji teatrom, zarząd miejski ma corocznie możność wpływania na takie czy inne rozwiązanie, tak samo jak Państwo, udzielając subwencji, ma zawsze możność przy udzielaniu jej wpływania na kierowanie sprawą teatralną w tym czy innym kierunku. A zatem interes realny, materialny gminy jest stuprocentowo zagwarantowany.</u>
          <u xml:id="u-19.9" who="#StefanStarzyński">Udział kapitału akcyjnego nie został określony w cyfrach, co jest rzeczą zupełnie normalną tam, gdzie spółka powstaje z aportów rzeczowych, albowiem sąd dopiero ustali, jaki jest czysty kapitał Towarzystwa Krzewienia Kultury Teatralnej w Polsce, które przystępuje do spółki z miastem. Wartość finansową, czyli wartość tego czystego kapitału, ustali więc dopiero sąd. Udział miasta będzie zależnie od tego w identycznej wysokości określony. Orientacyjnie może się to wahać w granicach pół miliona do miliona, względnie niewiele poniżej pół miliona lub niewiele powyżej miliona, zależnie od oceny sądu. Natomiast cała pozostała wartość gmachów jest zabezpieczona na pierwszym numerze hipoteki w złotych w złocie, jest zabezpieczona nawet od wszelkich ewentualności, jakie by mogły w życiu powstać przy umowie długofalowej, a tym samym nie może przedstawiać żadnego niebezpieczeństwa, albowiem stosunek kapitału akcyjnego do wartości gmachów stanowić może drobny odsetek. Te obiekty, obciążone na rzecz gminy w 99, 98 czy 97”,;, są obciążone w ten sposób, że na hipotekę tego rodzaju nikt udzielić kredytu nie może, a więc istotne interesy gminy są całkowicie zabezpieczone.</u>
          <u xml:id="u-19.10" who="#StefanStarzyński">Pozostaje sprawa wypłaty dochodów z domu dochodowego teatrów. W roku 1936 po wygaśnięciu kontraktu spadkobierczego dawnego założyciela gmachu dochodowego teatrów miejskich, administrację tego gmachu z upoważnienia Rządu przejęło miasto. Natomiast miasto nie mogło inkasować komornego dla siebie i te sumy są tylko w depozycie miasta, gdyż tytuł prawny gmachów teatralnych nie został na miasto przełożony. Dlatego pieniądze, które przechodzą na rzecz spółki, nie są w chwili obecnej bynajmniej własnością gminy, gdyż mogą stać się własnością tylko tego, kto stanie się hipotecznym właścicielem gmachów. Właścicielem gmachów stać się ma spółka.</u>
          <u xml:id="u-19.11" who="#StefanStarzyński">Jeżeli chodzi o subsydia, to oczywiście teatry bez subsydiów jak dotąd nie utrzymałyby się. Te subsydia są wielokrotnie mniejsze niż były w dawnych latach. Jeśli zaś chodzi o ich jawność, to właśnie po raz pierwszy w ostatnich latach, w okresie, kiedy T.K.K.T. kieruje teatrami, zostały całkowicie ujawnione, dawniej bowiem znane były tylko subwencje gotówkowe, gdy wartość rzeczowych subwencyj była nieznana. P. s. Mikłaszewski obawia się, że są obecnie nieznane i nieujawniane, tymczasem muszę stwierdzić, że właśnie dawniej nigdy wartość dzierżawy gmachu czy wartość rekwizytów nie była oceniana. Dopiero właśnie w ostatnich latach, a zwłaszcza przy zakładaniu Spółki te subwencje zostały określone i ujawnione. A zatem ten zarzut jest sprzeczny z tym, co jest w rzeczywistości. Zastrzeżenie, że subsydia państwowe powinny być w zasadzie równe subsydiom miejskim wynika stąd, że gmina chciałaby partycypować po połowie z Państwem. Oczywiście, nikt nie może z góry subsydiów na lata określić, albowiem ustawa budżetowa w Izbach parlamentarnych i uchwała budżetowa w Radzie Miejskiej jest uchwalana corocznie i zobowiązanie dotyczące wysokości subwencji może być zawsze zmienione. Podlega ono corocznym uchwałom. Wysokość ta zależy od corocznej sytuacji finansowej, nie może więc być z góry wyznaczana, może być tylko wskazana tendencja po jakiej, rozstrzygając to zagadnienie pragnęlibyśmy, ażeby było rozwiązywane w przyszłości i to jest pewną wytyczną działalności. A zatem to nie daje pola do podwyższeń samowolnych, odwrotnie, jest zabezpieczeniem, ażeby nie uchwalać zbyt wielkich subwencji, ażeby starać się utrzymać równowagę pomiędzy dotacjami samorządu a Rządu w tej dziedzinie.</u>
          <u xml:id="u-19.12" who="#StefanStarzyński">Wreszcie p. s. Miłaszewski porusza zagadnienie fundacji teatralnej, sprawę pewnego projektu, który jest od dawna ogłoszony i który, zdaniem jego, zasługuje na uwagę i dyskusję. Jednak trzeba stwierdzić, że mimo iż projekt ten bardzo dawno jest ogłoszony, tej dyskusji nie wywołał, albowiem pod kątem widzenia zwłaszcza materialnych zagadnień nie nadaje się nawet do dyskusji. Gdyby się nadawał, to byłby prawdopodobnie przez ostatnich kilka lat dyskutowany wielokrotnie. Skoro zaś nie wywołał żadnego zainteresowania w społeczeństwie, to sądzę, że jest to jednym dowodem więcej, że na to nie zasługuje, bo każda rzecz ciekawa wywołuje publiczną dyskusję i zainteresowanie. Projekt, który porusza to zagadnienie, wynika z ustosunkowania się do teatrów jednego człowieka, który w tej dziedzinie ma osobiste pretensje z tytułu swojego dyrektorstwa w czasach zaborczych i prowadzi od lat kilkunastu procesy z gminą, przegrywając je zresztą stale i wznawiając w dalszym ciągu, i który — używając wyrażenia p. sen. Miłaszewskiego, który zastrzegał się przeciw „hucpie semickiej” — jest właśnie całkowicie bliski temu określeniu.</u>
          <u xml:id="u-19.13" who="#StefanStarzyński">Reasumując pragnę uspokoić opinię publiczną, która mogłaby się zaniepokoić wywodami p. sen. Miłaszewskiego, że interes gminy tak w tym wypadku, jak i we wszystkich innych jest uszanowany całkowicie. Rozwój wypadków w tej dziedzinie z punktu widzenia gminy posuwa się po linii najbardziej racjonalnej, jaka w dzisiejszej sytuacji jest możliwa, a więc po linii, która sprowadza się do tego, że do tej akcji wciąga się pośrednio i Rząd, który mieć będzie swego delegata we władzach przyszłej spółki. Rząd wniósł do budżetu Ministerstwa Oświaty 1/2 miln. zł na operę właśnie w przewidywaniu posunięcia tego zagadnienia naprzód poprzez utworzenie spółki. Obok Rządu, który niestety nie wchodzi w formie udziałowca spółki, co jak zaznaczyłem jest tylko wynikiem ustosunkowania się Rządu do hierarchii potrzeb państwowych, a więc nie przekreśleniem, tylko odsunięciem tego zagadnienia na czasy późniejsze, powstaje kolaboracja z gminą czynnika społecznego, który właśnie gwarantuje, że to delikatne zagadnienie będzie się rozwiązywać słusznie i zgodnie z ustosunkowaniem się całego społeczeństwa do zagadnienia teatrów.</u>
          <u xml:id="u-19.14" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-20">
          <u xml:id="u-20.0" who="#BogusławMiedziński">Głos ma s. Hasbach.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-21">
          <u xml:id="u-21.0" who="#ErwinHasbach">Wysoki Senacie! Zabierając głos jako senator niemieckiej grupy narodowościowej w debacie nad budżetem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, poruszyć muszę szereg faktów, które mniejszość niemiecka w Polsce uważa za szkodliwe i hamujące jej rozwój.</u>
          <u xml:id="u-21.1" who="#ErwinHasbach">Przede wszystkim omówić muszę ustawę o granicach Państwa z dnia 22 stycznia 1937 roku. Władze administracyjne w ten sposób wykonują tę ustawę, że w praktyce nabiera ona dla ludności niemieckiej charakteru ustawy wysiedleńczej ze strefy pogranicznej. Ludność niemiecka w strefie pogranicznej, to jest prawie w całej dzielnicy zachodniej, nie ma więcej możności przekazania posiadłości swym spadkobiercom. Od czasu wejścia w życie ustawy o granicach państwa tylko w 4 wypadkach udzielono członkom niemieckiej grupy narodowościowej zezwolenia na umowy o odstąpieniu, natomiast w 520 wypadkach województwo odmówiło tego zezwolenia. To znaczy, że obywatel polski narodowości niemieckiej nie może w drodze tzw. umowy o odstąpieniu oddać swej nieruchomości swym dzieciom. Nawet przewidzianą w ustawie możność przekazania posiadłości drogą spadkową władze administracyjne interpretują w sposób znacznie ograniczający tę możność. Na ogół przyjętym jest, że w drodze testamentu ustala się jednego z ustawowych spadkobierców. Władze administracyjne jednak tak interpretują ustawę, że się wszystkich spadkobierców niepodzielnie zapisuje jako właściciela bez zezwolenia województwa, przez co szerokie sfery ludności niemieckiej ogarnęło zaniepokojenie o utrzymanie własności w rodzinie.</u>
          <u xml:id="u-21.2" who="#ErwinHasbach">Bliższe szczegóły, dotyczące tej sprawy, przedstawiłem p. Ministrowi Spraw Wewnętrznych w specjalnych memoriałach. Dla uzupełnienia chcę jeszcze zaznaczyć, że rygorystyczne stosowanie ustawy o granicach Państwa uniemożliwia również zupełnie ludności niemieckiej niespokrewnionej kupno nieruchomości.</u>
          <u xml:id="u-21.3" who="#ErwinHasbach">Ostatnio ustawa o granicach Państwa stosowana jest również w tych wypadkach, gdzie już przedtem inne ustawy decydowały na korzyść obywateli polskich narodowości niemieckiej. Tak np. na zasadzie polsko-niemieckiej umowy likwidacyjnej z r. 1929 władze administracyjne cofnęły szereg wdrożonych postępowań odkupu, za pomocą których nabywcom niemieckim posiadłości miały być odebrane. Cofnięcie tych postępowań mogło mieć na celu tylko udostępnienie tym osadnikom nieograniczonego prawa własności do nieruchomości, otrzymanych w spadku po rodzicach. Teraz jednak władze administracyjne stosują przepisy ustawy o granicach Państwa, odmawiają osadnikom niemieckim w zakończonych postępowaniach odkupu zezwolenia na przejęcie nieruchomości. W ten sposób cofa się teraz ponownie przyznane osadnikom niemieckim w swoim czasie prawo spadkowe.</u>
          <u xml:id="u-21.4" who="#ErwinHasbach">Równie niezrozumiałe jest stosowanie ustawy o granicach Państwa do niektórych rolników niemieckich, którzy dawniej otrzymali zezwolenie na nabycie nieruchomości z parcelacji. Zezwolenie to rolnicy niemieccy otrzymali w swoim czasie dlatego, że na ziemi nabytej w drodze parcelacji zamieszkiwali już od dziesiątek lat jako drobni dzierżawcy. Dziś odmawia się im zezwolenia, pomimo że od czterech lat siedzą na nabytych parcelach, na których jednak formalnie nie byli jeszcze zapisani jako właściciele. Tym bardziej niezrozumiałe jest to postępowanie, że biorący udział w parcelacji rolnicy narodowości polskiej wszyscy otrzymali zezwolenie na wpisanie do księgi gruntowej, podczas gdy osadnikom narodowości niemieckiej tego zezwolenia nie udzielono. I w tej sprawie dostarczyłem p. Ministrowi Spraw Wewnętrznych szczegółowych materiałów i prosiłem — niestety dotychczas nadaremnie — o pomoc.</u>
          <u xml:id="u-21.5" who="#ErwinHasbach">Przepisy ustawy o granicach Państwa i rozporządzenia wykonawczego z dnia 22.1.1937 r. o miejscu zamieszkania i pobytu w pasie pogranicznym są również używane przez władze administracyjne do wysiedlania ludności niemieckiej. Pomimo danego mi na skutek osobistych interwencyj zapewnienia, że na razie wysiedlenia z pasa pogranicznego będą wstrzymane, w ostatnich dniach wysiedlono ponownie kilku rolników niemieckich z różnych powiatów województwa poznańskiego. Dalej uniemożliwia się niemieckim robotnikom i pracownikom przebywanie w pasie pogranicznym w celu wykonywania zawodu. Dzierżawcom terenów myśliwskich narodowości niemieckiej, którzy dane knieje dzierżawią od wielu lat, nie zezwala się na polowanie. Ze względu na wielką ilość faktów muszę się ograniczyć i powołać na memoriały, złożone przeze mnie Ministerstwu Spraw Wewnętrznych w tych sprawach, począwszy od listopada 1937 r. Wyrażone przeze mnie już w listopadzie 1937 r. podczas audiencji u Pana Premiera obawy z powodu stosowania ustawy o granicach Państwa stały się niestety faktami w stu procentach. W tej sytuacji nawet uroczyste oświadczenie z 5 listopada 1937 r. i przyjęcie mnie przez Pana Prezydenta dla podkreślenia danego oświadczenia, w którym, jak wiadomo, ludności niemieckiej w Polsce przyrzeczone było zabezpieczenie nabycia i posiadania ziemi, nic nie zmieniło.</u>
          <u xml:id="u-21.6" who="#ErwinHasbach">Co do rozporządzenia o przewłaszczeniu, o stosowaniu prawa pierwokupu i odkupu pozwolę sobie zabrać głos przy budżecie Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych, o ile ustawy te dotyczą nieruchomości wiejskich. Kupno nieruchomości miejskich przez członków niemieckiej grupy narodowościowej jest prawie zupełnie uniemożliwione przez stosowanie rozporządzenia o przewłaszczeniu z dnia 21 czerwca 1921 r. Ponieważ w tym wypadku, w myśl art 75 ustawy o postępowaniu administracyjnym, uzasadnienie odmowy nie jest konieczne, przeto w praktyce nabycie nieruchomości miejskiej przez Niemca jest absolutnie wykluczone. W tej sprawie przedłożyłem p. Ministrowi Spraw Wewnętrznych kilka memoriałów, w których przedstawiłem około 50 wypadków nieudzielenia zezwolenia na nabycie nieruchomości i w żadnym wypadku nie udało się nam dotychczas otrzymać zezwolenia drogą nowego postępowania.</u>
          <u xml:id="u-21.7" who="#ErwinHasbach">Ale i w innych dziedzinach stawiane są niemieckiej grupie narodowościowej niezmierne trudności przy transakcjach majątkowo-prawnych. W dziedzinie związkowości ludność niemiecka poniosła ogromne straty przez odebranie jej domów związkowych w Poznańskiem i na Pomorzu. Uważam za zbyteczne specjalnie podkreślać, że jako Niemiec popieram całkowicie walkę Rządu przeciw wolnomularstwu. Z tego powodu też nie będę bliżej wyjaśniał, że ustawę z dnia 22 listopada 1938 r. o rozwiązaniu lóż wolnomularskich potwierdzam w całej rozciągłości.</u>
          <u xml:id="u-21.8" who="#ErwinHasbach">Ale jak wygląda praktyczne stosowanie tej ustawy? W byłej dzielnicy pruskiej istniały loże wolnomularskie, które przeważnie już dawno zaniechały swej działalności, gdy naród niemiecki zakończył w roku 1933 swą walkę przeciw wolnomularstwu przez zamknięcie lóż. Loże te oddały swe domy do dyspozycji niemieckich instytucji i stowarzyszeń do popierania niemieckiej związkowości. Daremnie ubiegały się te niemieckie stowarzyszenia i instytucje, na których rzecz przeszły domy związkowe, o zezwolenie na przewłaszczenie. Albo odmówiono tego zezwolenia, albo nowo założony związek nie został wciągnięty do rejestru stowarzyszeń. Po wejściu w życie ustawy z dnia 22 listopada 1938 r. instytucjom tym, które po rozwiązaniu lóż jeszcze długo przed uprawomocnieniem się ustawy nabyły odnośne domy lóż, skonfiskowano majątki. To znaczy, że władzy administracyjnej nie chodziło o zwalczanie wolnomularstwa, gdyż nie istniało ono już w b. dzielnicy pruskiej od wielu lat, ale tu szło o to, by stowarzyszeniom niemieckim ich dalsze istnienie przez zabranie ich budynków utrudnić, jeżeli nie zupełnie uniemożliwić.</u>
          <u xml:id="u-21.9" who="#ErwinHasbach">Na dowód, że to moje twierdzenie jest całkowicie uzasadnione, przytoczę fakt, że w Gnieźnie polski związek kupców przed wejściem w życie ustawy z 22 listopada 1938 roku w drodze umowy kupna nabył budynek loży żydowskiej i otrzymał zezwolenie na przewłaszczenie. W tym samym czasie, a więc również przed wejściem w życie ustawy z 22 listopada 1938 r., nabył Spar- und Darlehnsbank, bank spółdzielczy również w Gnieźnie, budynek dawniejszej loży niemieckiej, by w nim umieścić swoje przedsiębiorstwo bankowe. Bank ten nie otrzymał zezwolenia. W obydwu wypadkach chodzi o nabycie posiadłości dawniejszych lóż. Po wejściu w życie ustawy o rozwiązaniu lóż wolnomularskich dom, nabyty przez Spar- und Darlehnsbank, został skonfiskowany, natomiast budynek, kupiony przez polski związek kupców, pozostaje nadal w posiadaniu tego związku. Podobnie przedstawia się sprawa budynków związkowych w Tczewie, Inowrocławiu, Chojnicach, Poznaniu, Rawiczu i Krotoszynie. W Grudziądzu np. niemiecki klub sportowy nabył w roku 1920 budynek po loży zaraz po jej rozwiązaniu. Nawet w tym wypadku zakwestionowano teraz nabycie przez wpisanie sprzeciwu przeciw prawdziwości księgi wieczystej. I to również jest dowodem, że ustawa z 22 listopada 1938 r. nie była stosowana dla zwalczania lóż wolnomularskich, które już nie istniały, ale dla konfiskaty majątku niemieckich stowarzyszeń i dla zwalczania niemieckich organizacyj. Skonfiskowano bowiem majątki takich stowarzyszeń, które w ogóle nigdy nie miały nic wspólnego z lożami wolnomularskimi, jak np. majątek Związku Gospód w Grudziądzu, Niemieckiego Związku Szkolnego w Poznaniu i innych. Kilkakrotnie interweniowałem w tej sprawie w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, dotychczas jednak zadowalającej odpowiedzi nie otrzymałem.</u>
          <u xml:id="u-21.10" who="#ErwinHasbach">Poważne szkody wyrządza się niemieckiej grupie narodowościowej przez zabieranie koncesji. Po cofnięciu koncesji 180 niemieckim restauratorom w r. 1925 na podstawie ustawy antyalkoholowej obecnie zabiera się pozostałym jeszcze restauratorom niemieckim koncesje na skutek ustawy z 10 września 1932 r. i rozporządzenia Pana Prezydenta o monopolu spirytusowym. Wszystkie te zarządzenia są w myśl ustawy bez uzasadnienia. Dotknięci tym zarządzeniem otrzymują wezwanie do zlikwidowania wyszynku w przeciągu roku, aczkolwiek przeważnie nie dopuścili się żadnego przekroczenia. W ten sam sposób postępuje się z koncesją na sprzedaż wyrobów tytoniowych.</u>
          <u xml:id="u-21.11" who="#ErwinHasbach">Tyle o pokrzywdzeniu mniejszości niemieckiej w sprawach majątkowych. Moralne szkody wyrządzone w innych dziedzinach są dla nas również nieznośne. W związku z tym omówić muszę wybory komunalne. P. Premier zwrócił uwagę w okólniku do wojewodów i starostów na czystość wyborów. A jak przedstawia się urzeczywistnienie tych zasad w praktyce? Stwierdzić muszę, że władze wykonawcze nie zawsze trzymały się tej zasady czystości wyborów, przeciwni?, w wielu wypadkach starały się wpłynąć na wynik wyborów, oczywiście ze szkodą dla mniejszości niemieckiej. Niezliczone protesty wyborcze są dotychczasowym rezultatem walki, którą wyborcy niemieccy zmuszeni są prowadzić dla porządku, prawa i słuszności. W tej sprawie zwracałem się dwa razy do p. Ministra Spraw Wewnętrznych w pismach z 11 lutego i 6 marca. Starania moje dotychczas jednak nie doprowadziły jeszcze do zaniechania przekroczeń ze strony podrzędnych władz. Dziś muszę się ograniczyć do podania do wiadomości tylko kilku nadużyć. W listach wyborczych brakuje wielu wyborców narodowości niemieckiej, natomiast wpisane są osoby nieuprawnione do głosowania, ale narodowości polskiej. Niemieckim mężom zaufania uniemożliwiono w wielu miejscowościach wglądanie do list wyborczych. W niektórych miejscowościach listy wyborcze nie są wyłożone dla publiczności przez ustawowo przewidziany czas. Okręgi wyborcze są tak podzielone, że element niemiecki nie może osiągnąć należnej mu reprezentacji. Komisje wyborcze żądają w wielu wypadkach wykazania się obywatelstwem polskim, pomimo że wezwani od urodzenia mieszkają w tej samej miejscowości. Obywatelom narodowości niemieckiej, którzy kandydują do rady gminnej, grozi się cofnięciem pozwolenia na broń, wysiedleniem ze strefy pogranicznej, odebraniem koncesji. Nie cofnięto się nawet przed ukaraniem Niemców, którzy nie chcieli współdziałać dla listy kompromisowej, wysokimi mandatami karnymi za rzekome, błahe uchybienia, jak nienależyte utrzymanie przyrządów pożarnych itd. Nawet do tego uciekano się, że aresztowano bez najmniejszego powodu obywateli narodowości niemieckiej, biorących udział w przygotowaniach do wyborów, aby uniemożliwić im podpisanie listy. W jednym wypadku wyborca niemiecki nawet przez trzy tygodnie siedział w areszcie policyjnym. Z braku czasu nie mogę przytoczyć tu więcej faktów. Ograniczyłem się do tego, by krótko wskazać na setki i tysiące wypadków systematycznego terroru wyborczego. Nie mówiłem o zastraszającej ilości wypadków, kiedy starano się zmusić obywateli narodowości niemieckiej do podpisania deklaracji o polskie listy pod groźbą, że w przeciwnym wypadku będą uchodzili za wrogów Państwa. Nie mówiłem o wielu środkach nacisku, stosowanych w celu zastraszenia Niemców, by nie robili użytku ze swego prawa wyborczego.</u>
          <u xml:id="u-21.12" who="#ErwinHasbach">Chyba zbytecznym jest specjalnie podkreślać, że zajścia te, zwłaszcza w zachodniej dzielnicy Rzeczypospolitej, przyczyniły się do wywołania niesłychanego podniecenia ludności niemieckiej. Nie trzeba się też dziwić, jeżeli przy takim traktowaniu niemieckiej mniejszości budzi się nieufność wśród zwykle tak spokojnej i lojalnej ludności miejskiej i że w takiej atmosferze niemiecka grupa narodowościowa czuje się gnębiona i deklasowana.</u>
          <u xml:id="u-21.13" who="#ErwinHasbach">Dałem Panom krótki zarys położenia Niemców w ogóle, a Niemców w dzielnicy zachodniej w szczególe. Ale nie mogą pominąć stosunków, panujących w dziedzinie niemieckiego życia organizacyjnego. Wskutek tych trudności cierpią zarówno związki i stowarzyszenia kulturalne jak i gospodarcze, przede wszystkim zaś wielkie organizacje narodowo-kulturalne. Przy wyliczaniu tych nadużyć ograniczyć się muszę do przytoczenia nielicznych szczegółów. Terenem działania Zjednoczenia Niemieckiego jest według jego statutu województwo poznańskie i województwo pomorskie. Zaledwie rozpoczęto pracę po zatwierdzeniu statutu, a już zawieszono i rozwiązano szereg oddziałów, jak w powiatach: Kępno, Ostrowo, Kościerzyna, Morski, Oborniki, Czarnków itd. Na ponowne założenie oddziałów władze nie zezwalają. W większości wypadków na zapytania nie udziela się w ogóle żadnej odpowiedzi. Poszczególne starostwa ograniczają przewidziane w zatwierdzonym statucie środki działania tak dalece, że praca związku staje się niemożliwa. Niemiecki Związek Ludowy w Łodzi ma w myśl swego statutu organizacyjnego zezwolenie rozwijania swej działalności na terenie całej Rzeczypospolitej. W woj. lubelskim starosta chełmski oświadcza jednak, że zabrania działalności związku. Nie Wahano się przed prześladowaniem obywateli narodowości niemieckiej w powiecie chełmskim za ich przynależność do Związku Ludowego, przedzierało się ich karty członkowskie i starano się ich w różny sposób straszyć.</u>
          <u xml:id="u-21.14" who="#ErwinHasbach">W poszczególnych powiatach województw zachodnich władze administracyjne widocznie chcą przeszkodzić wszelkiej w ogóle pracy organizacyjnej obywateli narodowości niemieckiej, nawet w organizacjach czysto gospodarczych, i to w ten sposób, że kwestionując przynależność narodowościową, żąda się skreślenia z list członkowskich poszczególnych członków danego związku, jak się np. zdarzyło w powiatach Ostrowo i Kępno.</u>
          <u xml:id="u-21.15" who="#ErwinHasbach">Trudności stawiane mniejszości niemieckiej w jej życiu związkowym powiększyły się, zwłaszcza w ostatnich tygodniach. Najniewinniejsze imprezy, jak zabawy karnawałowe i taneczne, są zabronione bez względu na to, czy je urządza organizacja gospodarcza, czy związek gimnastyczny. Nawet uczczenie bohaterów wojny światowej natrafia na przeszkody władz, które zabraniają tych uroczystości w niedzielę reminiscere.</u>
          <u xml:id="u-21.16" who="#ErwinHasbach">Rozumiem, że się nie zezwala na zebrania komunistyczne lub inne antypaństwowe z politycznymi przemówieniami. Ale uważam za niezrozumiałe i dla nas krzywdzące bezustanne zabranianie imprez kulturalnych, zbyt rygorystyczne cenzurowanie przez władze administracyjne programów tych imprez, lub uniemożliwienie imprez przez ściąganie wygórowanych opłat, jak np. żądanie dosłownego tłumaczenia przez przysięgłego tłumacza i temu podobne żądania. Podkreślić muszę, że takim ograniczeniom podlegają nie tylko tzw. organizacje kulturalno-polityczne, ale i inne gospodarcze, a nawet kościelne i dobroczynne.</u>
          <u xml:id="u-21.17" who="#ErwinHasbach">Te ograniczenia ze strony władz nie wyczerpują bynajmniej ogromu trudności, z jakimi walczyć muszą organizacje niemieckie. Z powodu często nieodpowiedzialnego podburzania przez prasę przeciwko wszystkiemu, co nie jest niemieckie, w licznych miejscowościach zakłócono zebrania i imprezy niemieckie. Np. zabawa niemieckiego towarzystwa wioślarskiego w Barcinie w lutym roku bieżącego została zakłócona przez grupę warchołów, na których czele stał miejscowy komendant Strzelca i kierownik P. W. W takich wypadkach policja zjawia się dopiero po kilkakrotnym wzywaniu i aresztuje nie napastników, lecz niemieckich uczestników zabawy. U niemieckiego właściciela ziemskiego hr. Glotza w Czajce zjawia się około 200 osób narodowości polskiej, przywłaszcza sobie kompetencje urzędowe i zagraża życiu właściciela dlatego, że niesumienna prasa przypisuje hrabiemu słowa, których nigdy nie wypowiedział.</u>
          <u xml:id="u-21.18" who="#ErwinHasbach">Ale nie tylko zabrania i imprezy są pod terrorem nieodpowiedzialnych sfer, lecz tak samo i poszczególne jednostki narodowości niemieckiej. Kupcy niemieccy są bojkotowani, ich sklepy demolowane nawet przez studentów, na dzieci narodowości niemieckiej napada się w drodze do szkoły i maltretuje się je, nie oszczędza się też młodych dziewcząt.</u>
          <u xml:id="u-21.19" who="#ErwinHasbach">W licznych wypadkach interweniowałem w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, ostatnio nawet telegraficznie. Z tej trybuny muszę jeszcze raz podkreślić, że usilnie proszę Rząd o obronę moich współrodaków: proszę wziąć pod uwagę, że w takiej atmosferze osobistej bezbronności zrodzić się musi wśród ludności niemieckiej strach i przez to nieufność, pomimo że przywódcy niemieckiej grupy narodowościowej stale i zawsze starają się pracować dla pokojowego współżycia.</u>
          <u xml:id="u-21.20" who="#ErwinHasbach">Nareszcie wspomnieć muszę o tym, że ludności niemieckiej utrudnia się niezmiernie pielęgnowanie jej stosunków z macierzą przez nieudzielanie paszportów. To niezrozumiałe traktowanie niemiecka grupa narodowościowa uważa za wysoce krzywdzące i deprymujące. Chciałbym przy tej okazji zaznaczyć, że niemal żaden z przywódców niemieckiej grupy narodowościowej w obecnej chwili nie posiada paszportu zagranicznego, wskutek czego nie mają oni możności utrzymywania kontaktu z innymi grupami narodowościowymi Europy. Stale się podkreśla, że polski naród macierzysty szuka i utrzymuje najściślejszy kontakt ze swymi placówkami za granicą, to samo i nam, jako członkom wielkiego narodu niemieckiego, winno być dozwolone. Odwołania do Ministra Spraw Wewnętrznych dotychczas pozostały bezskuteczne.</u>
          <u xml:id="u-21.21" who="#ErwinHasbach">W podobny sposób odmawia się ludności niemieckiej na pograniczu wydania przepustek granicznych, pomimo że dotknięci tym mają przeważnie po drugiej stronie posiadłości, które muszą zagospodarowywać. Szczególnie ciężko dotknięci są ci, których w kraju wspiera się z zajmowanych stanowisk, a którzy po tamtej stronie granicy mogliby otrzymać pracę. I w tych wypadkach odwołania od decyzji pierwszej instancji często, zwłaszcza w ostatnich czasach są bezskuteczne.</u>
          <u xml:id="u-21.22" who="#ErwinHasbach">Dalej nie przedłuża się członkom niemieckiej grupy narodowościowej zezwoleń na broń. Chodzi tu prawie wyłącznie o broń myśliwską, potrzebną do polowania na własnych lub dzierżawionych terenach. Po odmowie przedłużenia zezwolenia na broń wzywa się posiadaczy do sprzedania broni myśliwskiej. Uderzającym jest fakt, że te zarządzenia władz administracyjnych dotyczą właśnie tych osób, które przyczyniły się w związku z wyborami komunalnymi do wniesienia listy niemieckiej.</u>
          <u xml:id="u-21.23" who="#ErwinHasbach">Przy wyborze wolnych zawodów niemiecka grupa narodowościowa doznaje ostatnio też wysoce znamiennych ograniczeń. Tak np. zdarzyło się, że dwaj kandydaci na adwokatów, którzy zdali egzamin, nie zostali dopuszczeni do adwokatury, podczas gdy ich koledzy narodowości polskiej prawie wszyscy zostali dopuszczeni. A przy tym ludność niemiecka ma bardzo mało swoich adwokatów. Jak wiadomo, studia prawnicze i przygotowania do zawodu adwokackiego trwają przeszło 10 lat, tak że zarządzenia podobne stanowią niczym nieuzasadnioną surowość dla dotkniętych nimi młodych ludzi. Podobnie przedstawia się sprawa agentów ubezpieczeniowych, gdyż ostatnio nie przyjmuje się kandydatów narodowości niemieckiej, albo skreśla się już zarejestrowanych agentów. Starałem się, dotychczas nadaremnie, w licznych memoriałach o zmianę tego stanowiska władz. Na podania do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych nie otrzymałem żadnej odpowiedzi.</u>
          <u xml:id="u-21.24" who="#ErwinHasbach">Szczególne trudności powstały w ostatnim czasie dla obywateli polskich narodowości niemieckiej w sprawach przynależności państwowej.</u>
          <u xml:id="u-21.25" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Pawelec.)</u>
          <u xml:id="u-21.26" who="#ErwinHasbach">Uregulowanie spraw przynależności państwowej na Zaolziu wytworzyło sytuację całkowicie niemożliwą. 80% wszystkich Niemców na Zaolziu odmawia się przyznania obywatelstwa polskiego. Proszę usilnie o zbadanie wydanych w tej sprawie zarządzeń w celu usunięcia tego niemożliwego stanu rzeczy.</u>
          <u xml:id="u-21.27" who="#ErwinHasbach">W tym miejscu pragnę poruszyć dodatkowo sprawę zastosowania w praktyce ustawy z dnia 31 marca 1938 r. o pozbawieniu obywatelstwa i chociaż wykonanie tej ustawy poruczone zostało Ministerstwu Spraw Zagranicznych, to mimo to decyzje o pozbawieniu obywatelstwa wydaje Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, a z tej przyczyny omówić ją trzeba przy budżecie tego ministerstwa.</u>
          <u xml:id="u-21.28" who="#ErwinHasbach">Punkt b. art. 1 tej ustawy przewiduje możność pozbawienia obywatelstwa polskiego, jeżeli ktoś „przebywając nieprzerwanie za granicą co najmniej przez lat 5 po powstaniu Państwa Polskiego utracił łączność z państwowością polską”. Na tej podstawie władze pozbawiły obywatelstwa w szeregu wypadków młodych ludzi, przebywających za granicą w celach naukowych, jak studium uniwersyteckie lub praktyka zawodowa. To nie tylko wprowadza element niepokoju w szeregi młodzieży, kształcącej się za granicą, ale jest także sprzeczne z obowiązującym prawem. Miejscem zamieszkania bowiem obywatela podług §§ 3 i 4 rozporządzenia Ministra Spraw Wewnętrznych jest miejsce, w którym ześrodkowane są jego stosunki osobiste i gospodarcze, a czasowa nieobecność w tymże miejscu nie powoduje zmiany miejsca zamieszkania. Do pojęcia „czasowej nieobecności” wymienione rozporządzenie zalicza wyraźnie w § 5 pobyt w innej gminie w celu kształcenia się. Mimo to władze częstokroć pozbawiają obywatelstw osoby, przebywające za granicą li tylko w celach kształcenia się i narażają je na znaczne koszty połączone z zaskarżeniem danej decyzji do N. T. A. oraz na ogromne nieprzyjemności w krajach, w których przebywają.</u>
          <u xml:id="u-21.29" who="#ErwinHasbach">Równocześnie bowiem z pozbawieniem obywatelstwa władze konsularne odbierają tym ludziom paszporty polskie, pozbawiając ich możności wylegitymowania się w obcym kraju. Fakt ten jest szczególnie godny napiętnowania, gdyż w myśl ustaw obowiązujących w Polsce decyzje te, o ile zostały zaskarżone we właściwym terminie do N.T.A., nie są prawomocne, a tym samym aż do zapadnięcia orzeczenia N.T.A. dana osoba pozostaje prawnie obywatelem polskim, a jednocześnie jest pozbawiona wszelkiej obrony swych interesów. Z chwilą bowiem niemożności wylegitymowania się ważnym paszportem zagranicznym dana osoba dla obcego kraju staje sie niepożądanym cudzoziemcem i może być w każdej chwili wydalona z kraju jej chwilowego przebywania.</u>
          <u xml:id="u-21.30" who="#ErwinHasbach">Aby w końcu przedstawić faktyczne położenie niemieckiej grupy narodowościowej i przede wszystkim również ze względu na nieprzerwane ataki na ludność niemiecką w prasie polskiej, poleciłem Zjednoczeniu Niemieckiemu opublikowanie większej części mych memoriałów do władz w wydaniu specjalnym, jak to praktykuje już od lat Związek Polaków w Niemczech. Ale nie osiągnąłem celu, ponieważ zbiór tych memoriałów został skonfiskowany ze względu na treść przesłaną przecież przedtem Rządowi, który jej dotychczas nie kwestionował.</u>
          <u xml:id="u-21.31" who="#ErwinHasbach">Wysoka Izbo! Przykro mi było wyliczać taki szereg naszych bolączek, które muszą boleć i Was i nas. Ale moim świętym obowiązkiem jest nazwać z tej trybuny sprawy Właściwym imieniem. Powtarzam słowa moje w debacie ogólnej, że nigdy nie stracimy nadziei, że nareszcie sprawiedliwość zwycięży, że unormuje się położenie nasze w Państwie i że zapanuje w kraju atmosfera wzajemnego zrozumienia między nami a narodem polskim.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-22">
          <u xml:id="u-22.0" who="#AlojzyPawelec">Głos ma s. Katelbach.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-23">
          <u xml:id="u-23.0" who="#TadeuszKatelbach">Wysoka Izbo! Stanowisko Obozu Zjednoczenia Narodowego w sprawach narodowościowych znalazło wyraz w deklaracji ideowej Obozu, w uchwałach Rady Naczelnej oraz w wystąpieniach szefa Obozu i czołowych przedstawicieli Obozu w Izbach parlamentarnych. Mimo to wydaje mi się, że jest rzeczą celową i wskazaną poruszenie tych tematów jeszcze raz przy budżecie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, uwzględniając te momenty, które, zdaniem moim, w dyskusjach dotychczasowych uwzględnione nie były.</u>
          <u xml:id="u-23.1" who="#TadeuszKatelbach">Podkreślam, że nie chodzi o sprawę narodowościową, ale chodzi o sprawy narodowościowe, albowiem jednolitej sprawy narodowościowej w Państwie Polskim nie ma. Są tylko odrębne sprawy poszczególnych narodowości, poszczególnych mniejszości narodowych, ich rozsiedlenie i budowa społeczna, kulturalno-cywilizacyjny charakter każdej z nich, stopień świadomości narodowej, jej poszczególnych odłamów społecznych i skupień terytorialnych, nurtujące w niej dążenia narodowo-kulturalne, a nawet narodowo-polityczne. Wreszcie warunki i możliwości urzeczywistnienia tych dążności są odmienne i odrębne u każdej z naszych mniejszości narodowych.</u>
          <u xml:id="u-23.2" who="#TadeuszKatelbach">Może i powinno być wspólne wszystkim naszym mniejszościom narodowym tylko jedno czynna lojalność i wierność poszczególnych członków mniejszości wobec Państwa Polskiego, tak jak ze strony naszej — narodu i Państwa Polskiego — wspólne jest wymaganie takiej, jak mówią słowa Konstytucji, „wierności” od wszystkich obywateli, a więc i od członków mniejszości Poza tym jednak oddzielne są nasze interesy w stosunku do każdej z poszczególnych mniejszości.</u>
          <u xml:id="u-23.3" who="#TadeuszKatelbach">Był okres w dziejach odrodzonej Rzeczypospolitej, okres długi, kiedy nasze mniejszości stworzyły wspólny front wobec Państwa. Był to front nieprzyjazny, a ręka, która go montowała i zmontowała, kierowana była pragnieniem rozbicia, a co najmniej wewnętrznego osłabienia Państwa. To pragnienie, jak wiadomo, miało źródło swoje poza granicami naszego Państwa, a sztucznie z zewnątrz szczepione znajdowało wyznawców w łonie odłamów mniejszościowych. Czasy te pamiętam doskonale, a mniemam, że pamiętają je i obecni na tej sali niemal wszyscy przedstawiciele mniejszości narodowych. Przypomnę im tedy tylko jedno, że front ten, nie mający, jak się dziś okazało, żadnego wewnętrznego uzasadnienia, istniał i trwał jeszcze przez długie lata rządów Wielkiego Marszałka, na którego, jako na uosobienie rycerskiej linii tolerancyjnej Polaków, powoływali się w przedwczorajszej debacie ogólnej niektórzy przedstawiciele mniejszości narodowych. Od r. 1926 aż niemal do 1933 r. na genewskim forum, w kuluarach Ligi Narodów, na tzw. kongresach mniejszościowych przy każdej okazji rozbrzmiewały akcenty, przedstawiające w czarnych barwach Polskę w oczach Europy i całego świata. Przy pomocy różnych akcesoriów chciano nam narzucić schemat wypracowany w zagranicznych instytutach w postaci tak zwanej „kulturalnej autonomij”, który zaczęto już nawet eksperymentować w takich krajach, jak Łotwa i Estonia, nazywając je za to pięknym mianem „Paradies der Minderheiten”. Tej akcji, kierowanej przez wejmarski Berlin, poddawały się nasze mniejszości: Żydzi pospołu z Niemcami i Ukraińcami.</u>
          <u xml:id="u-23.4" who="#TadeuszKatelbach">Od kilku lat rzeczy uległy zmianie. Chcemy wierzyć, że mniejszości narodowe same przejrzały, same, a nie wskutek braku impulsów zewnętrznych poznały swój błąd, zaczęły opuszczać stanowisko walki z Państwem, a we szły na drogę współpracy z Państwem, spodziewając się słusznie, że na niej każda z nich może osiągnąć rezultaty w zakresie swego rozwoju narodowo-kulturalnego i gospodarczego. Faktem jest, że rozpadł się wspólny front mniejszości narodowych wobec Państwa. Jak nam się wydaje, nasze mniejszości narodowe wreszcie zrozumiały, że współpraca z Państwem może być prowadzona tylko przez każdą narodowość odrębnie, na gruncie jej odrębnych właściwości i potrzeb, bez żadnych prób wywierania presji na Państwo. Próby te były jedynym kitem, spajającym nieistniejący dziś wspólny front mniejszościowy.</u>
          <u xml:id="u-23.5" who="#TadeuszKatelbach">Mimo długoletnich, ciężkich doświadczeń z naszymi mniejszościami, mimo, iż doświadczenia te mieliśmy dobrze zapisane w naszej pamięci i pamiętamy je dziś doskonale, nie poszliśmy po linii, że użyję tego wyrażenia — rozprawienia się ze swymi obywatelami odrębnej od nas narodowości, którzy przez długie lata nie przyczyniali się do wzmocnienia zrębów odradzającej się państwowości i osłabiali jego prestige na zewnątrz. A okazja nastręczała się po temu w momencie opracowywania nowej Konstytucji. Z okazji tej jednak Polacy nie skorzystali, pozostając wciąż wierni wskazaniom Marszałka Piłsudskiego, bowiem art. 7 Konstytucji mówi: „Wartością wysiłku i zasług obywatela na rzecz dobra powszechnego mierzone będą jego uprawnienia do wpływania na sprawy publiczne. Ani pochodzenie, ani wyznanie, ani płeć, ani narodowość nie mogą być powodem ograniczenia tych uprawnień”.</u>
          <u xml:id="u-23.6" who="#TadeuszKatelbach">Słowa Konstytucji są tak jasne, że nie wymagają żadnych dialektycznych komentarzy i interpretacji. Uznajemy zasadę równouprawnienia obywatelskiego mniejszości narodowych. Słowa te obowiązują nas wszystkich. Naród polski musi jednak wymagać od swoich mniejszości narodowych czynnej wierności wobec Państwa, dając w swej ustawie konstytucyjnej tym mniejszościom warunki stwarzające atmosferę, w której ta wierność będzie się narzucała nie tylko jako nakaz zewnętrzny, ale również jako potrzeba wewnętrzna. Wszelkie dążności odśrodkowe muszą natomiast być tłumione chociażby jak najostrzejszymi środkami, a gdyby okazało się, że udzielanie konstytucyjnie zagwarantowanej swobody rozwoju narodowo kulturalnego miało być przez którąkolwiek mniejszość rozumiane jako dowód słabości Państwa i gdyby tę rzekomą słabość próbowano wyzyskiwać do celów sprzecznych z tymi celami, w imię których Polska okazuje swym mniejszościom tolerancję, to jestem przekonany, że Państwo nie zawahałoby się uszczuplić zakres swej tolerancji aż do czasu wytrzeźwienia umysłów, które ją tak fałszywie pojęły.</u>
          <u xml:id="u-23.7" who="#TadeuszKatelbach">Przechodzę do spraw poszczególnych mniejszości narodowych. O sprawie żydowskiej mówiliśmy w ostatnich czasach stosunkowo bodaj że najwięcej. Poruszył ją w dzisiejszej debacie p. sen. Zmigryder-Konopka. Podkreślę więc tylko raz jeszcze, że gdy Żydów będzie w Polsce nie 1035, lecz np. 2 do 3, sprawa żydowska straci swój charakter ostry, zapalny i da się rozwiązać przez przewarstwienie społeczne ludności żydowskiej — dzięki czemu, wobec minimalnego już wtedy procentu Żydów w poszczególnych dziedzinach życia, nie będzie mogło być mowy o nadmiernych wpływach żydowskich ani w życiu gospodarczym, ani kulturalnym.</u>
          <u xml:id="u-23.8" who="#TadeuszKatelbach">Narodowo-kulturalnego życia Żydów nie chcemy tamować ani teraz, kiedy Żydów jest za dużo, ani potem, gdy będzie ich liczba umiarkowana. Wynika to choćby stąd, że nie chcemy Żydów asymilować. Tak, nie chcemy. Mówię prosto i bez dialektyki. Zagadnienie asymilacji zaliczamy do kategorii zjawisk wyjątkowych. Nic się zresztą nie zmieniło. Nic w tym nie ma nowego. Na tym stanowisku staliśmy i dawniej.</u>
          <u xml:id="u-23.9" who="#TadeuszKatelbach">Zdajemy sobie doskonale sprawę z tego, że najskuteczniejszym środkiem rozwiązania skomplikowanego zagadnienia żydowskiego byłaby masowa emigracja milionowych mas żydowskich z Polski, lecz zdajemy sobie równocześnie sprawę z tego, że realizacja tego środka w całej rozciągłości uzależniona jest od wielu warunków i od wielu okoliczności. Dlatego biorąc czynny, stały udział w pracach, zmierzających do przyśpieszenia procesu emigracji mas żydowskich z Polski, rozumiemy, że niezależnie od tych prac mamy przed sobą zagadnienie ustalenia warunków bytowania elementu żydowskiego w Polsce w okresie stopniowego zmniejszania się liczby tego elementu drogą emigracji. A z tym wiąże się wielki kompleks zagadnień, któremu na imię: przygotowywanie elementu polskiego do przejmowania funkcyj spełnianych przez Żydów głównie w naszym życiu gospodarczym. Ta, że tak powiem, polska, pozytywna strona medalu zagadnienia żydowskiego interesuje nas jak najżywiej. Pracujemy nad nią konsekwentnie, nie dając się zepchnąć z tej drogi ani przez bezmyślne głosy żydowskie, ani przez żale żydowskie, ani przez demagogię partyjno-polityczną niektórych naszych stronnictw opozycyjnych. Zagadnienie żydowskie w Polsce to zagadnienie poważne i skomplikowane. Prostym może się wydawać tylko dla agitatora wiecowego, lecz nie dla Obozu, który ponosi współodpowiedzialność za losy Państwa. Sądzę, że takie podejście do zagadnienia jest podejściem prostym, uczciwym i, Panie Senatorze Konopka, realnym. Niestety, ostatnie wystąpienie w tej Wysokiej Izbie p. senatora Rubinsztejna wskazuje na to, iż tego podejścia nie rozumie. Miast wygłosić przemówienie, które wychodząc z realnej oceny warunków, zawierałoby pozytywny program współdziałania z nami w materii rozwiązywania sprawy żydowskiej, p. senator Rubinsztejn wypowiedział szereg gorzkich żalów, ubranych w niewspółczesną dialektykę filozoficzną, zamiast mówić choćby nawet krytycznie, lecz ze zrozumieniem o powszechnie uznanym przez Polaków postulacie — unarodowienia naszego handlu, p. senator narzekał w dzisiejszych czasach na antysemityzm gospodarczy! Zamiast mówić o zagadnieniu emigracji pozytywnie, p. senator narzekał — a do tych narzekań przyłączył się dziś i senator Zmigryder-Konopka — na propagandę tego zagadnienia, na to, że skazujemy Żydów na rolę banitów. Do zagadnienia emigracji ustosunkował się p. senator Rubinsztejn w sposób niezmiernie charakterystyczny. Oto powiedział dosłownie: „Nie negujemy potrzeby emigracji żydowskiej”. Takie stanowisko Żydów, Panie Senatorze, w sprawie, w której cały naród polski jest jednolity, nam nie wystarcza. Nie stwarza ono warunków do wspólnego przemyślenia dróg, zmierzających do rozwiązania zagadnienia żydowskiego. Współpraca i współżycie mniejszości niemieckiej z większością polską zakłóocone jest przez prąd, który rozwija się wśród tej mniejszości. Prąd ten domaga się dla mniejszości niemieckiej praw zupełnie wyjątkowych, przekraczających potrzeby jej rozwoju narodowo-kulturalnego i gospodarczego. Obawiam się, że prąd ten, kierujac się mistyczną wiarą w szczególną misjeęarodu niemieckiego na wschodzie Europy, uważa wciąż mniejszość niemiecką w Polsce za przednią straż tej misji w naszym Państwie i wyciąga stąd wnioski, nie dające się pogodzić z suwerennością naszego państwa i z jego charakterem jako organizacji państwowej narodu polskiego.</u>
          <u xml:id="u-23.10" who="#TadeuszKatelbach">Mniejszość niemiecka w Polsce musi się jak najszybciej wyleczyć z tego mistycyzmu...</u>
          <u xml:id="u-23.11" who="#komentarz">(Głos z sali: Słusznie.)</u>
          <u xml:id="u-23.12" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-23.13" who="#TadeuszKatelbach">... tak jak sądząc ze słów p. s. Hasbacha, wyleczyła się szczęśliwie z traktowania swojej sytuacji w Polsce jako problemu zewnętrzno-politycznego. A wówczas automatycznie umilkną żale, które jakżeż blado wyglądają w porównaniu do listy żalów, które mógłbym cytować, a płynących z tamtej strony granicy. Umilkną wówczas żale na rzekome tamowanie rozwoju narodowo-kulturalnego i gospodarczego Niemców w Polsce.</u>
          <u xml:id="u-23.14" who="#TadeuszKatelbach">Żale Pana Senatora są co najmniej przesadne. Do rzędu zaś zgoła przesadnych twierdzeń muszę zaliczyć to, że rzekomo jeden rzut na historię Polski może przekonać, że sprawiedliwemu traktowaniu mniejszości niemieckiej zawdzięcza ona niejeden rozdział, a gnębienie tejże mniejszości rzuciło na naszą historię rzekomo niejeden i to w dodatku ponury cień. Zdaje mi się, Panie Senatorze, że wypowiadając to historiozoficzne zdanie pomylił się Pan po prostu w adresie.</u>
          <u xml:id="u-23.15" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-23.16" who="#TadeuszKatelbach">Teraz, Wysoka Izbo, jeszcze parę słów chciałbym powiedzieć na temat mniejszości ruskiej czy ukraińskiej. Nie jestem historykiem, mogę więc popełnić jakieś błędy, lecz na chwilę do historii powrócę.</u>
          <u xml:id="u-23.17" who="#TadeuszKatelbach">W ciągu z górą czterech stuleci, od czasu przyłączenia Rusi Czerwonej do Polski w XIV wieku aż do pierwszego rozbioru Rzeczypospolitej. ziemie południowo-wschodnie należały do Polski bez przerwy. Nie były od Polski nigdy oderwane ani przez samych Rusinów, ani przez Moskwę, która wszak rościła sobie pretensje do tzw. „zjednoczenia wszystkich ziem zamieszkałych przez jakichkolwiek Rusinów. Rusini i Polacy, Polacy i Rusini żyli na tej ziemi zgodnie jako synowie jednej Ojczyzny, którą uważali za Ojczyznę wspólną i wspólnie bronili jej przed wszystkimi, którzy by ją pragnęli odebrać, równie dobrze przed Tatarami, Turkami i Siedmiogrodzianami, jak przed nawała Chmielnickiego, złożoną z Kozaków Zaporoskich i chłopów ukrainnych, w których dzisiejsi Ukraińcy pragną widzieć protoplastów swego ruchu narodowego.</u>
          <u xml:id="u-23.18" who="#TadeuszKatelbach">Nawała Chmielnickiego załamała się nie gdzie indziej, jak właśnie na Rusi Czerwonej, a Moskwa nigdy tam nie dotarła przed rozbiorami Polski. Ruś Czerwoną zagrabiła Polsce dopiero Austria, państwo dzisiaj już nie istniejące, która dokonała zaboru nie w imię narodowej odrębności miejscowych Rusinów, lecz dla utrzymania równowagi przy podziale łupów pomiędzy 3-ch sąsiadów — Rosję, Prusy i Austrię, którzy wtedy dzielili między sobą dawną Rzeczpospolitę. Dopiero za panowania Austrii ruch narodowy ukraiński w b. Galicji Wschodniej — dawniejszej Rusi Czerwonej — skierował się przeciw Polsce.</u>
          <u xml:id="u-23.19" who="#TadeuszKatelbach">Najazd rosyjski w roku 1914/15. sięgając przez b. Galicję Wschodnią aż po Kraków, gdyby się był utrzymał, pogrzebałby pod wspólnymi gruzami na długi okres czasu zarówno polskie, jak i ruskie czy ukraińskie instytucje i aspiracje narodowe. Tak samo niemiecka „Randstaatenpolitik” w 1918 r. gotowała jednakowy los w kleszczach niemieckich i Polsce i Ukrainie.</u>
          <u xml:id="u-23.20" who="#TadeuszKatelbach">Jaki będzie los polityczny Ukrainy — nie wiemy. Zależy to głównie od Ukraińców, od tego, w jakiej mierze okażą się w całej pełni narodem. Trybuna parlamentu polskiego nie jest miejscem, z którego można by rozstrzygać zagadnienie rozwoju narodu i jakiegoś przyszłego państwa ościennego. Natomiast wolno nam mówić i mówić powinno się o wspólnej Ojczyźnie Rusinów czy Ukraińców i Polaków, stanowiącej odwieczną część jednolitego terytorium Państwa Polskiego. W tej sprawie powiem krótko: Polska jest naszą ojczyzną. W tym celu trzeba, aby zaniechali działań zmierzających do jakiegokolwiek terytorialno-politycznego wyodrębnienia się w Polsce. To jest nasz warunek sine kwa non, od którego nie odstąpimy.</u>
          <u xml:id="u-23.21" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-23.22" who="#TadeuszKatelbach">Sprawa mniejszości ukraińskiej jest sprawą wewnętrzną Państwa Polskiego, podobnie jak sprawa każdej innej mniejszości. Jest ona wprawdzie sprawą ważną, lecz w kompleksie różnych zagadnień narodowych i państwowych stanowi tylko jedną z wielu spraw, lecz bynajmniej nie sprawę najważniejszą czy najpilniejszą.</u>
          <u xml:id="u-23.23" who="#TadeuszKatelbach">Jeśli ten moment podkreślam tak mocno na tym miejscu, to czynię to z dwóch względów: przede wszystkim, zdaniem moim, dzięki wystąpieniom naszych kolegów Ukraińców zbyt często widzimy na stole obrad obu Izb ustawodawczych sprawy mniejszości ukraińskiej. Mogło to wywoływać najniepotrzebniej wrażenie zewnętrzne, często bardzo nawet zewnętrzne, że sprawy te są tak kapitalne, tak palące, że nie ma po prostu w Polsce dyskusji na jakikolwiek temat, aby zaraz nie trzeba było mówić o Ukraińcach czy o Żydach. Z drugiej strony niemile dotykają mnie stale niektóre głosy polskie, uzasadnione chyba tylko jakimś starczym, kończącym się, na szczęście, defetyzmem, ujmujące sprawy aktualne na terenie ziem południowo-wschodnich w formie zgoła alarmistycznej, operujące dosłownie takimi wyrażeniami: „ziemia czerwieńska odwieczna, nierozerwalna część Polski”, jak gdyby w ogóle o jakiejkolwiek rozerwalności można było Polakowi myśleć, co dopiero mówić czy pisać.</u>
          <u xml:id="u-23.24" who="#TadeuszKatelbach">Przemawiamy językiem wyraźnym, spokojnym, konstytucyjnym. Chcemy, by ten język zrozumiały mniejszości narodowe zamiast bawić się w manifestacyjne protesty w postaci niegłosowania nad przedłożoną ustawą skarbową lub zgłaszanie litanii gorzkich żalów. Nie chcemy wprawdzie z nikim paktować, lecz chcemy przy wspólnym stole siedzieć ze wszystkimi naszymi obywatelami i jako gospodarze gmachu, który się Państwem Polskim nazywa, rozmawiać, nie żałując drogiego czasu na perswazje ze wszystkimi jego lokatorami. Jeśli tego mniejszości narodowe nie zrozumieją, jeśli okaże się, że w gruncie rzeczy nie zeszły jeszcze ze stanowiska nieprzyjaznego wobec Państwa, wówczas winny się liczyć z konsekwencjami, które na nie spadną. Zanim jednak zdecydują się na opuszczenie pozycji współpracy, na którą zdawało się wchodzą, aby powrócić na dawne pozycje, które dobrze pamiętamy, niech sobie jeszcze raz przeczytają naszą Konstytucję i porównają ją z konstytucjami państw innych. W sąsiedzkim rejonie stanowi ona, jeśli chodzi o stosunek do mniejszości narodowych, unikat, będący wyrazem najpiękniejszych idei i najwznioślejszych haseł humanitarnych, na które czasy dzisiejsze, czasy brutalnego deptania godności ludzkiej są, jeśli nie nieczułe, to na pewno coraz mniej czułe.</u>
          <u xml:id="u-23.25" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-24">
          <u xml:id="u-24.0" who="#AlojzyPawelec">Głos ma s. Kornke.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-25">
          <u xml:id="u-25.0" who="#RudolfKornke">Wysoka Izbo! Nie będę tu odpowiadał na wywody p. s. Hasbacha, ponieważ uczynił to już p. s. Katelbach, pragnę jednak przedstawić stosunki, wśród jakich żyją w Państwie Polskim Niemcy i stosunki, wśród jakich żyją Polacy na obszarze Rzeszy Niemieckiej, oraz przedstawić, jak właściwie wygląda u nas w Polsce ta mniejszość niemiecka, o której się tyle mówi, a często nawet niezupełnie się ją zna, tzn. co najmniej nie znają jej ci ludzie, którzy może w pewnym oddaleniu mieszkają od ośrodków tej mniejszości i którzy może ze względu na brak stałej styczności po prostu wyolbrzymiają znaczenie tej mniejszości i jej liczbę.</u>
          <u xml:id="u-25.1" who="#RudolfKornke">Obok licznych zagadnień wewnętrznych Państwa, wymagających wielkiego zainteresowania ze strony naszych Izb ustawodawczych i Rządu, istnieje jedno zagadnienie, któremu naród polski wskutek wewnętrznych rozbieżności politycznych poświęca za mało uwagi i dlatego też ustosunkowanie jest rozmaite i zależne od różnicy poglądów, a nawet od rozmaitych doktryn i utopij.</u>
          <u xml:id="u-25.2" who="#RudolfKornke">Zagadnieniem tym jest sprawa mniejszości narodowych, a w szczególności mniejszości narodowej niemieckiej. Głównymi ośrodkami tej mniejszości są Śląsk i Pomorze. Tam w tych dwu dzielnicach irredenta niemiecka rozwija się nieomal bez przeszkód i stamtąd rzuca swoje refleksy na wszystkie mniejsze środowiska, gdziekolwiek grupują się Niemcy na obszarze naszego Państwa.</u>
          <u xml:id="u-25.3" who="#RudolfKornke">Z jakiego elementu składa się mniejszość niemiecka w Polsce, nie jest trudno do stwierdzenia co najmniej tym ludziom, którzy bardzo blisko z tą mniejszością żyją, którzy się z nią bezpośrednio stykają. Właściwych Niemców przybyszów, bo tylko o takich u nas w Polsce może być mowa lub o potomkach tych przybyszów, którzy kiedyś osiedlili się na ziemiach polskich, jest w Polsce nie bardzo wiele, bo, sądzę, że ich liczba nie przekroczy połowy, pozostałe 50% składa się z elementu za czasów zaborczych zgermanizowanego, na wpół zgermanizowanego lub narodowo nieuświadomionego. Twierdzenie to mogę uzasadnić chociażby tym faktem, że rodzice tych naszych Niemców, którzy dzisiaj przekroczyli już 40 rok życia, w olbrzymiej większości na przykład nie rozmawiali po niemiecku, bo w ogóle języka niemieckiego nie znali. Książki do nabożeństwa, ponieważ byli to przeważnie ludzie religijni, nosili polskie, bo czytać z niemieckich książek do nabożeństwa nie umieli. Nazwiska tych ludzi były nieomal w 90% polskie, jak Karczmarczykowie, Matysikowie, Sikory itd. Twierdzenie to mogę zresztą poprzeć szeregiem innych faktów, które przy bliższym przestudiowaniu naszej sytuacji na kresach zachodnich każdy z panów senatorów może również stwierdzić. Jednak wskutek bezwzględnych metod germanizacyjnych, stosowanych za czasów zaborczych przez władze administracyjne niemieckie, przez szkolnictwo niemieckie, często nawet przez kler, przez przemysł, zepchnięto Polaków wyznających otwarcie swoją polskość na ostatni plan, to znaczy do ostatniego rzędu obywateli, natomiast renegatów dopuszczano do szkół średnich, wyższych, do wszelkiego rodzaju posad, karier i ułatwień w życiu publicznym. Nic więc dziwnego, że ten system germanizacyjny stosowany setki lat — tu mówię szczególnie o Śląsku — wpierw w sposób łagodniejszy przez władze i magnatów austriackich, a później w sposób bezwzględny i brutalny przez Prusaków, doprowadził w końcu XIX wieku do pewnych rezultatów w procesie wynarodowienia Polaków i stworzył na Śląsku typ tzw. pośredniego obywatela, w gwarze śląskiej nazwanego „popśmiołem”. tj. popsutym obywatelem.</u>
          <u xml:id="u-25.4" who="#RudolfKornke">Ten renegacki element, nie wyznający żadnych zasad ani idei narodowych, wyrachowany i chwiejny, któremu imponowała i imponuje zawsze siła niemiecka, choćby w najbrutalniejszej formie, jest główną podporą siły i planów niemieckich w Polsce na przyszłość.</u>
          <u xml:id="u-25.5" who="#RudolfKornke">Z podobnych elementów w większości swej składa się mniejszość niemiecka na Śląsku i Pomorzu i z takich samych renegatów składa się znaczna ilość naszych dzisiejszych obywateli gdańskich, tj. Niemców gdańskich.</u>
          <u xml:id="u-25.6" who="#RudolfKornke">Są to fakty u nas niedoceniane i dlatego kierujemy się w Polsce sprzecznymi pojęciami o mniejszości niemieckiej i dlatego polityka nasza mniejszościowa oparta o „staropolską tolerancję” jest w stosunku do tej mniejszości ustępliwa, niekonsekwentna i dla Polski na przyszłość niebezpieczna. widzimy najlepiej zresztą, do czego doprowadziła nasza ustępliwość na terenie Wolnego Miasta Gdańska.</u>
          <u xml:id="u-25.7" who="#RudolfKornke">Niemcy zdają sobie doskonale sprawę z naszej ustępliwości i dlatego każdy drobny akt samoobrony ludności polskiej w Polsce przeciwko niemieckim prowokacjom oraz każda reakcja z naszej strony powoduje gwałtowne protesty w prasie niemieckiej po obu stronach kordonu, interwencje u Rządu polskiego, odwety po drugiej stronic, represje itd.</u>
          <u xml:id="u-25.8" who="#RudolfKornke">Spróbujmy jednak porównać stosunki panujące u nas ze stosunkami na Śląsku Opolskim, na którym żyje przecież 800.000 Polaków na odwiecznie polskiej ziemi, a więc nie przybyszów, ale Polaków. W chwili obecnej, gdy stosunki polsko-niemieckie na terenie dyplomatycznym układają się zupełnie poprawnie, dochodzą nas nieustannie głosy z poza naszej zachodniej granicy o ciężkich warunkach, w jakich bytuje ludność polska. Głosy, będące słabym tylko odbiciem rzeczywistości i nie posiadające tendencji propagandowych, giną w hałaśliwym rozgwarze rekryminacji niemieckich, które prasa niemiecka w całej Rzeszy podchwytuje i pisze o rzekomym ucisku Niemców w Polsce, bez podawania jednak konkretnych faktów, choćby w dziedzinie szkolnej i oświatowej. A przecież swobodę zrzeszania się, pracy i zarobkowania, swobodę używania języka niemieckiego w miejscach publicznych, kilkadziesiąt szkół średnich publicznych niemieckich, niezliczone publiczne szkoły powszechne — wszystko to Niemcy u nas posiadają. Równość praw obywatelskich w Polsce szanowana jest w praktyce w całej rozciągłości. W dziedzinie parlamentarnej dzięki wielkodusznemu gestowi Prezydenta Rzeczypospolitej zasiada w tej Wysokiej Izbie dwóch senatorów, przedstawicieli mniejszości niemieckiej.</u>
          <u xml:id="u-25.9" who="#RudolfKornke">Pragnąc jednak poruszyć obecnie przede wszystkim dole naszych braci w Niemczech, da się ich smutne położenie najlepiej pojąć na tle sytuacji Niemców w Polsce, ich nieustannych żalów i utyskiwań. Dlatego przypomnę jeszcze przykładowo owe setki artykułów pracy niemieckiej w Rzeszy w ostatnich miesiącach, które na świat cały głoszą, iż administracja polska na Zaolziu stosuje wobec Niemców pozbawione skrupułów metody ograniczenia praw językowych, stowarzyszeniowych, szkolnych itp. Tymczasem zaś, jak wiadomo, nie wydano żadnych zarządzeń, które choćby w najdrobniejszej mierze mogłyby ograniczać prawa obywatelskie Niemców.</u>
          <u xml:id="u-25.10" who="#RudolfKornke">Jaskrawym tego dowodem jest fakt, iż np. w dziedzinie szkolnej uruchomiono odpowiednie zakłady niemieckie wszędzie tam, gdzie wnioski rodziców obejmowały dostateczną ilość dzieci według obowiązujących przepisów.</u>
          <u xml:id="u-25.11" who="#RudolfKornke">Funkcjonują więc na Zaolziu trzy publiczne szkoły powszechne niemieckie w Cieszynie z 224 dziećmi, w Boguminie ze 148 dziećmi, w Pudłowie z 89 dziećmi. Ostatnio otwarto jeszcze czwartą szkołę powszechną we Frysztacie dla około 40 dzieci. Ponadto uruchomiono dwie szkoły wydziałowe niemieckie, a mianowicie w Cieszynie z 258 uczniami i Boguminie z 173 uczniami. Otwarto wreszcie publiczne niemieckie gimnazjum ogólnokształcące w Boguminie z 212 uczniami i dwie klasy paralelne niemieckie przy państwowej szkole zawodowej żeńskiej w Cieszynie, do których uczęszcza ponad 30 uczennic.</u>
          <u xml:id="u-25.12" who="#RudolfKornke">Gdy przyglądamy się tym cyfrom, ilustrującym stan posiadania Niemców w dziedzinie szkolnictwa na Zaolziu, nie możemy oprzeć się nader przykremu uczuciu krzywdy Polaków w Niemczech, jaka bije w oczy, skoro się rozpatrzy stan ich szkolnictwa w Rzeszy.</u>
          <u xml:id="u-25.13" who="#RudolfKornke">Wystarczy krótko stwierdzić, że np. 12.000 Niemców na Zaolziu posiada pięciokrotnie więcej szkół, objętych niemieckim nauczaniem, niż posiadają Polacy na Śląsku Opolskim, żyjący na tej odwiecznej polskiej ziemi w sile 800.000 ludzi.</u>
          <u xml:id="u-25.14" who="#RudolfKornke">Jest to proporcja potworna, wołająca wielkim głosem krzywdy polskiej o sprawiedliwość. Trzeba zaś zaznaczyć, że zarówno w woj. śląskim, jak i w całej Rzeczypospolitej, uczyniono w pełnej mierze zadość postulatom szkolnym Niemców. W tych warunkach wrzawa, jaką podnoszą w swej prasie o rzekomym szykanowaniu ich w dziedzinie praw szkolnych, podyktowana jest na pewno nie analizą rzeczywistości, lecz innymi celami, których tu bliżej nie będę w tej chwili rozpatrywał, są one nam dobrze znane.</u>
          <u xml:id="u-25.15" who="#RudolfKornke">Pragnąc najlepszych stosunków z Rzeszą Niemiecką, musimy z całą szczerością i stanowczością poruszyć problemy, które nas dzielą. Dlatego wypada nam stwierdzić, że ustawodawstwo narodowo-socjalistyczne, realizowane w Niemczech od 6 lat, wspiera w najwyższym stopniu akcję wynaradawiającą ludność polską. Ustawodawstwo wojskowe o przymusowej służbie pracy, o zagrodach dziedzicznych, o sterylizacji, o stanie dziennikarskim, o stanie żywicielskim, o obrotach artykułami pierwszej potrzeby, zarządzenia o udzielaniu zapomóg dla wstępujących w stan małżeński itd. itd. — ustaliło ingerencję czynnika publicznego we wszelkie stosunki życia, z osobistymi i rodzinnymi włącznie.</u>
          <u xml:id="u-25.16" who="#RudolfKornke">Organizacje polskie bezskutecznie podejmowały wysiłki u najwyższych władz państwa i w instancjach sądowych, aby wyłączyć stosowanie wobec Polaków przynajmniej tych ustaw, których punktem wyjścia jest dobro narodu niemieckiego i krwi niemieckiej. Młodzież polska wciągnięta do „Hitlerjugend”, kształcona równocześnie w szkole niemieckiej, przekazywana następnie do oddziałów szturmowych, aby odbyć później służbę wojskową i przymusową służbę pracy, schwytana została w tryby germanizacyjne, o sile przedtem nieznanej. Po ukończeniu służby wojskowej dorosły mężczyzna zostaje wciągnięty w szeregi służby pracy aż do starości. Analogicznie zorganizowano w karnych związkach dziewczęta i kobiety.</u>
          <u xml:id="u-25.17" who="#RudolfKornke">Trzeba wyraźnie zaznaczyć, że nie tylko sam fakt przebywania młodzieży polskiej i starszych w organizacjach niemieckich, zdyscyplinowanych na sposób wojskowy, działa wynaradawiająco siłą mechaniki. Germanizację prowadzi się tam celowo. Tak np. w bytomskiej „Ostdeutsche Morgenpost” z 4 stycznia rb. czytamy co mówi przywódca Służby Pracy, Ruschmann, o działalności „Reichsarbeitsdienstu” na Górnym Śląsku. Stwierdza on, że Służba Pracy ma na Górnym Śląsku specjalną pracę do wykonania. Chodzi o to — cytujemy dosłownie — aby ten wysokowartościowy, rdzennie niemiecki szczep ludzki odbudować i pomóc mu w odnalezieniu drogi do swej właściwej istoty. Wszystkie oddziały będą dlatego obok służby wykonywać pracę kulturalno-narodową” — tzn. germanizacyjną. Komentarze chyba zbyteczne.</u>
          <u xml:id="u-25.18" who="#RudolfKornke">Możność wywłaszczenia rolników, którzy by się przyznawali do polskości, z ich zagród, znajduje w praktyce szerokie oparcie o ustawę o zagrodach dziedzicznych.</u>
          <u xml:id="u-25.19" who="#RudolfKornke">Ustawa sterylizacyjna zaś, która w praktyce może być swobodnie wykorzystywana dla celów nie mających nic wspólnego ze zdrowiem potomstwa, stwarza zrozumiałą atmosferę zastraszania, uzasadnioną wielu konkretnymi przypadkami w odniesieniu do Polaków w ubiegłych latach.</u>
          <u xml:id="u-25.20" who="#RudolfKornke">Ustawa o stanie żywicielskim oddaje w całości w ręce władz los materialny ludności rolniczej polskiej, zaś ustawa o stanie dziennikarskim utrudnia lub zgoła uniemożliwia w Niemczech pracę dziennikarzy Polaków, zagrożonych w każdej chwili pozbawieniem prawa wykonywania swego zawodu.</u>
          <u xml:id="u-25.21" who="#RudolfKornke">Poza ustawodawstwem praktyka władz administracyjnych skierowana jest systematycznie ku bezwzględnemu wytępieniu, a nawet usunięciu śladów polskości z tych ziem.</u>
          <u xml:id="u-25.22" who="#RudolfKornke">Niestety, ani układ z 26 stycznia 1934 t., ani polsko-niemiecka deklaracja mniejszościowa z 5 listopada 1937 r. nie zmieniły w niczym praktyki germanizacyjnej, raczej ją rozszerzyły i spotęgowały. Administracja niemiecka bynajmniej nie kryje się ze swymi tendencjami. Pomijam już tu ogólnie znane enuncjacje wielkorządcy prowincji śląskiej p. Wagnera z dnia 14 kwietnia 1935 r. na kursie nauczycielskim „Bund Deutscher Osten” w Bochum, o których szeroko pisano w prasie polskiej. Ale przypomnieć wypada tekst oświadczenia p. Wagnera, który w dniu 22 czerwca 1937 r. podała cała prasa niemiecka, a który złożył on wobec przedstawicieli prasy zagranicznej, w szczególności państw anglosaskich i północnych, na konferencji w związku z upływem Konwencji Genewskiej. Stwierdził on, że bez przesady Górny Śląsk jest wewnętrznie tak samo niemiecki, jak jakakolwiek inna, rdzennie niemiecka prowincja w Niemczech. Zewnętrzne pozory nic w tym stwierdzeniu nie zmieniają. Struktura ogólna tego terenu miała zawsze absolutny charakter niemiecki. Jeżeli polskie narzecze utrzymało się w tym ciągu wieków, to tylko z powodu złych połączeń komunikacyjnych, które ten kraj trzymały w oddaleniu od prądów kultury i handlu. Nad prezydent nie ma na Górnym Śląsku nic do ukrycia i prosi przedstawicieli prasy o bezpośredni kontakt z terenem. Kończąc podkreślił, iż w ciągu 2 1/2 lat udało mu się tak potraktować zagadnienie górnośląskie, że może tę prowincję otwarcie każdemu pokazać jako prowincję niemiecką. W taki to sposób nie waha się mówić publicznie nad prezydent p. Wagner o Śląsku Opolskim, gdzie spis ludności w 1925 r. wykazał zdecydowaną większość polską w dziesięciu powiatach wiejskich i miejskich, graniczących z Rzecząpospolitą.</u>
          <u xml:id="u-25.23" who="#RudolfKornke">Symbolem traktowania szkolnictwa polskiego w Niemczech może być sprawa budowy gmachu liceum polskiego dla dziewcząt w Raciborzu. Przed 5 laty zatwierdzono plany budowlane i zezwolono na rozpoczęcie robót, do których żwawo przystąpiono, w kilka miesięcy później jednak zakazano dalszej budowy i oto od 5 lat sterczą w Raciborzu jak niema skarga solidne mury do wysokości pół piętra, ale już porosłe trawą. Na nic nie zdały się wszelkie rozpaczliwe starania polskich organizacyj u odpowiednich czynników niemieckich. Bolesnej krzywdy ani w części nawet nie postarano się naprawić i eto półtora-milionowa rzesza Polaków w Niemczech pozbawiona jest w zupełności średniej szkoły dla dziewcząt, podczas gdy około 700.000 Niemców, składających się w większości z renegatów, w Polsce korzysta swobodnie z kilkunastu publicznych i prywatnych szkół średnich dla młodzieży żeńskiej. I tu wstrzymujemy się od wyciągania zbyt dosadnych wniosków.</u>
          <u xml:id="u-25.24" who="#RudolfKornke">W niewiarygodny wprost sposób pozbawia się ludność polską nabożeństw z kazaniami w języku polskim. Skasowano takie nabożeństwa w kilkuset miejscowościach, zamieszkałych w całości niemal przez Polaków. Rozwiązano wszystkie zrzeszenia katolickie, przede wszystkim związki młodzieży. Księży usunięto ze szkół. Zniszczono prasę katolicką. Wpływ duchowieństwa ograniczono do zakrystii i ambony. Ale i te możliwości oddziaływania jeszcze zacieśniono, sprowadzając osławiony za Bismarcka „Kanzelparagraf”, pozbawiający księży prawa głoszenia kazań. Dla odciągnięcia ludności od uroczystości i manifestacyj katolickich urządzają czynniki oficjalne różne imprezy, a szczególnie tzw. — „Tage der Heimat”, w których udział jest obowiązkowy dla wszystkich. Gdy sobie uświadomimy, jak lud polski w Niemczech przywiązany jest do wiary katolickiej, jak ona podtrzymuje go na duchu w ciężkiej opresji, to zrozumiemy, iż ta walka z Kościołem na terenach zamieszkałych przez Polaków jest równoczesną walką z polskością.</u>
          <u xml:id="u-25.25" who="#RudolfKornke">W jednym tylko roku 1936 zmieniono odwiecznie polskich nazw miejscowości w Opolskiem na niemieckie.</u>
          <u xml:id="u-25.26" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Marszałek.)</u>
          <u xml:id="u-25.27" who="#RudolfKornke">Rok obecny nie zaczął się dla Polaków w Niemczech pod dobrymi auspicjami. W pierwszych dniach stycznia szowiniści niemieccy zrabowali w Gamowie na Śląsku Opolskim całkowity inwentarz świetlicy polskiej, który wywieźli poza wieś i spalili. Sprawców wykryć dotychczas nie zdołano. Wieś zamieszkała jest niemal wyłącznie przez ludność polską.</u>
          <u xml:id="u-25.28" who="#RudolfKornke">Od początku rb. zabrano się do usuwania z terenów zamieszkałych przez Polaków w Niemczech przywódców ruchu polskiego, co w związku z chłopsko-robotniczą strukturą społeczną ludności polskiej w Niemczech musiałoby pociągnąć za sobą pozbawienie jej całej inteligencji kierującej. I tak, specjalnymi dekretami tajnej policji państwowej zabroniono przebywać w rejonach zamieszkałych przez Polaków jednemu z głównych kierowników życia polskiego na Śląsku Opolskim Arkadiuszowi Bożkowi. Wysiedlono ze Śląska Opolskiego ks. proboszcza Melca ze Starego Koźla. Przed otrzymaniem dekretu wydalającego wezwany on był do rejencji w Opolu, gdzie żądano od niego uszczuplenia liczby nabożeństw polskich, na co się jednak nie zgodził. W dniu 5 stycznia wydalony został z rejencji olsztyńskiej Wacław Jankowski, pozbawiony poprzednio prawa wykonywania zawodu dziennikarskiego, były redaktor „Gazety Olsztyńskiej”. W dniu 6 stycznia otrzymał nakaz opuszczenia rejencji olsztyńskiej p. Barcz ze Szczytna, redaktor „Głosu Ewangelijnego”. Taki sam dekret otrzymał p. Jan Dopatka ze Szczytna i p. Antoni Loreckowski z Olsztyna. Nie ominięto i ziemi złotowskiej, gdzie nakaz opuszczenia wschodnich prowincji Rzeszy otrzymał w dniu 12 stycznia rb. działacz tamtejszy p. Wojciech Pioch z Rudni. Taki sam dekret przesłał landrat złotowski polskiemu działaczowi, kupcowi z Wercka, Romanowi Masselowi. Interwencje o odwołanie zarządzeń wydalających nie dały pozytywnego rezultatu. Władze niemieckie zgodziły si$ tylko zaprzestać dalszych wydaleń.</u>
          <u xml:id="u-25.29" who="#RudolfKornke">Nie ma takiej dziedziny życia, w której by Polacy w Niemczech nie odczuwali wszechstronnego nacisku germanizacyjnego. Sprawia to, iż stosunkowo niewielka ilość Polaków odważa się otwarcie należeć do związków i organizacyj polskich. Trzeba zaś wielkiej odwagi i ryzykanctwa ze strony ludzi bardziej wykształconych, którzy kierują pracą organizacyjną polską, grozi im bowiem w każdej chwili wyrwanie z ziemi ojczystej i rzucenie daleko w głąb Rzeszy. A nie tylko to, bo zdarzało się nawet, że jakiś działacz ginął bez śladu i bez wieści. Stosunki, które tam panują, dopuszczają wszystko i wszystko umożliwiają. Jak z zacytowanych wyżej przykładów widzieliśmy, władze niemieckie nie bawią się pod tym względem w żadne sentymenty. Pozbawienie ludności polskiej jej przywódców i kierowników duchowych ma umożliwić tym szybsze wynarodowienie i zatarcie śladu, że kiedyś tam mieszkała ludność polska.</u>
          <u xml:id="u-25.30" who="#RudolfKornke">Polacy w Niemczech zagrożeni są obecnie jeszcze niebezpieczeństwem usunięcia ich lub ograniczenia w statystykach spisowych. Dekret kanclerski z dnia 4 października 1937 r. o spisie ludności, który ma być przeprowadzony w połowie maja br. zamiast w roku ubiegłym, wprowadza nieznaną w dotychczasowych spisach ludnościowych rubrykę narodowości obok rubryki języka ojczystego, wyeliminowuje więc język ojczysty jako kryterium narodowościowe. Z największą obawą myślę o tej sprawie, łatwo bowiem przewidzieć, że tylko niewielka liczba Polaków w warunkach, w jakich tam żyje, zdecyduje się przyznać do narodowości polskiej podczas spisu mieszkańców. Szczupłość zaś liczby osób, które narodowość polską podadzą, będzie znowu wykorzystana w propagandzie politycznej niemieckiej jako argument o słabej sile liczebnej ludności polskiej na ziemiach wschodnich państwa niemieckiego. Ze stanowiska ścisłości naukowej i zgodności z rzeczywistym stanem rzeczy takie wyniki spisu nie będą mogły być traktowane jako poważne, ani tym bardziej jako miarodajne do oceny prawdziwych stosunków, mogą jednak spowodować bardzo szkodliwe zamieszanie pojęć nie tylko na terytorium państwa niemieckiego, ale w ogóle w całej zagranicy.</u>
          <u xml:id="u-25.31" who="#RudolfKornke">Nie będę już obszerniej rozwodził się na temat, który w tym przemówieniu uważałem za konieczne poruszyć. Możnaby godzinami cytować fakty i cyfry, ilustrujące położenie Polaków w Niemczech. Smutne i tragiczne to dzieje. Toteż wielkim głosem wołać musimy o naprawę tego nieznośnego stanu rzeczy. Nie wątpimy, że nasze czynniki urzędowe z p. Premierem i z p. Ministrem Spraw Zagranicznych na czele uczynią wszystko, co leży w ich mocy, aby uzyskać dla braci naszych w Niemczech godziwe warunki życia i swobodnego rozwoju narodowego. Niezbitym argumentem w ich żądaniach jest wszakże sytuacja mniejszości niemieckiej w Polsce, korzystającej praktycznie z pełni praw politycznych i obywatelskich. Usunięcie nader drażniącego w stosunkach polsko-niemieckich problemu jest jednym z głównych postulatów rozwoju dobrego i sąsiedzkiego współżycia.</u>
          <u xml:id="u-25.32" who="#RudolfKornke">Dziwićby się należało, że ta ludność polska, która w tak wielkiej liczbie zamieszkuje wschodnie prowincje niemieckie, z takim spokojem i z taka równowagą znosi te wszystkie szykany. Ja się jednak temu nie dziwię, bo ludność na tych terenach żyje tak, jakby uderzona obuchem, jakby ogłuszona. Ona po prostu, mam wrażenie, jest delikwentem, skazanym na bezlitosną i powolną śmierć.</u>
          <u xml:id="u-25.33" who="#RudolfKornke">Niech też Wysoka Izba mnie się nie dziwi, że w takich słowach, a nie innych, przedstawiłem położenie braci naszych za kordonem, bo przecież to jest ten sam lud, który kiedyś był nierozerwalny z nami, i oni i my razem walczyliśmy pod Gogolicami, św. Anną i Zębowicami o prawa Polski do tych ziem polskich, bo przecież widzimy jeszcze setki mogił na pobojowiskach śląskich, które pokrywają poległych i pomordowanych braci śląskich z tej i z tamtej strony.</u>
          <u xml:id="u-25.34" who="#RudolfKornke">Jeżeli z takim sentymentem odnosimy się do tego i tak się przejmujemy tymi wypadkami, to dlatego, że jesteśmy bezpośrednimi świadkami tragedii, która tam się rozgrywa, że jesteśmy świadkami procesu zagłady. Jeżeli naród polski nie zrozumie tego, co tam się dzieje, jeżeli będziemy umieli tylko protestować na poszczególnych wiecach, zwoływanych przez taką czy inną organizację i jeżeli nie zdobędziemy się na założenie energicznego protestu przeciwko temu gwałtownemu niszczeniu Polaków na swojej ziemi, to w tym wypadku bądźmy pewni, że zagłada tej ludności naszej, tych naszych braci będzie tak jakby przesądzona. I dlatego tylko w ten sposób, a nie w inny tę sprawę mogłem przedstawić.</u>
          <u xml:id="u-25.35" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-26">
          <u xml:id="u-26.0" who="#BogusławMiedziński">Głos ma s. Bundzylak.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-27">
          <u xml:id="u-27.0" who="#MaciejBundzylak">Wysoki Senacie! Zabierając głos chcę poruszyć przemówienie p. kolegi senatora Tworydły z dnia 9 bm., a chcę je poruszyć nie dlatego, żeby z tego miejsca wszczynać jakąś prowokacyjną polemikę tak z p. senatorem Tworydło, jak i z przedstawicielami grupy parlamentarnej ludności ukraińskiej, ale dlatego że gdy słuchałem tego przemówienia, odniosłem wrażenie, że Polacy naprawdę w tych trzech województwach południowo wschodnich nic innego nie robią, tylko krzywdzą mniejszość ukraińską Dlatego tylko, że to przemówienie nie było zgodne ze stanem faktycznym, pozwalam sobie w tej sprawie zabrać głos. Ponieważ jestem z tego samego województwa, woj. lwowskiego, jestem tamtejszym rodakiem i moja rodzina mieszki w tym województwie z dziada pradziada, więc w tej sprawie nie potrzebuję sięgać do żadnych zapisków historycznych, gdyż wystarczy moja pamięć, ażeby sięgnąć wstecz, jak ta rzecz stopniowo u nas narastała.</u>
          <u xml:id="u-27.1" who="#MaciejBundzylak">Pamiętam dobrze czasy, kiedy właśnie na tej połaci kraju mieszkały dwie narodowości — nasza polska i ruska, niczym się od siebie nie różniące. Polak a Rusin — sięgając lat 35–40 wstecz — naprawdę nikomu z nas się nie śniło, że jest między nimi jakaś różnica. Jednak w r. 1905, gdyśmy byli pod zaborem austriackim, nieboszczka Austria chwyciła się metody: dziel i rządź. I właśnie pomiędzy te dwa bratnie narody zaczęła wbijać klin niezgody. W r. 1905 zaczęła się przemiana Rusinów na Ukraińców. My to tak nazywamy, jednak Panowie bracia nazywacie to: budzeniem się ruchu ukraińskiego. Ależ wszystko jedno. Że tak było, jak przytoczyłem, to wystarczy kilka faktów. Przytoczę ten fakt, że gdybyśmy wzięli do rąk książkę, z której wspólnie zaczęliśmy się uczyć, tak p. kolega Tworydło jak i ja, to się okaże, że tam było napisane: Ruska Czytanka. Ale jeszcze i dzisiaj na tym naszym terenie są takie fakty, jak nazwy miejscowości: Rawa Ruska, Ujście Ruskie, a we Lwowie: ulica Ruska, a bodaj nawet w pieśni cerkiewnej: — „Mater Boża ruskoho kraju”. A więc niech mi wolno będzie powiedzieć, że na naszych terenach Ukraina sięga tak daleko, jak daleko sięga moja pamięć, chociaż jeszcze nie jestem tak bardzo stary.</u>
          <u xml:id="u-27.2" who="#MaciejBundzylak">Poruszane było zawsze nie tylko w obecnym parlamencie, ale i od początku, wiecznie to samo krzywda i krzywda. Jednak tych krzywd naprawdę nie ma. Bo ja nie będę przytaczał krzywd z przeciwnej strony, nie będę przytaczał jeszcze nieskrzepłej krwi posterunkowego i agentki naszej z Gaju Wyżniego pod Lwowem, a przytoczę tylko fakt z mojego okręgu wyborczego pow. drohobyckiego, gdzie we wsi Brodnica polska mniejszość rozpoczęła budowę polskiego domu ludowego czy nawet ściśle domu ochotniczej straży pożarnej. Rozagitowana podszeptami nienawiści ukraińska ludność tej wsi wpada, burzy rozpoczętą budowę i rozrzuca nawet fundamenty. I ta rzecz przeszła bezkarnie. Ja bym się, Wysoki Senacie, zapytał, czy mniejszości w którymkolwiek z sąsiednich państw, gdyby się na taki wyczyn zdobyła, przeszłoby to bezkarnie?</u>
          <u xml:id="u-27.3" who="#MaciejBundzylak">A takich przypadków, Wysoki Senacie — nie będę ich przytaczał — była masa w ostrzejszej formie i tylko pewien odsetek był podawany w prasie.</u>
          <u xml:id="u-27.4" who="#MaciejBundzylak">Co chwila słyszymy od przedstawicieli ukraińskich ugrupowań politycznych: Autonomia trzech województw południowo-wschodnich! My Ukraińcy! Ja pamiętam, że tam, gdzie nie było tych Ukraińców, dziś są. I dziś trudno jeszcze ustalić, bo ten sam człowiek pytany co miesiąc, jakiej jest narodowości, raz mówi ukraińskiej, drugi raz — rusińskiej.</u>
          <u xml:id="u-27.5" who="#MaciejBundzylak">Ale nie to chciałem powiedzieć. Nie zaprzeczam temu, możecie się Panowie nazywać, jak się Wam żywnie podoba i jak Wam do twarzy, chcę tylko to powiedzieć: Nie szukajcie Ukrainy, gdzie jej nigdy nie było, gdzie jej nie ma i nigdy nie będzie.</u>
          <u xml:id="u-27.6" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-27.7" who="#MaciejBundzylak">Słowo „autonomia”. Gdy się także po chłopsku nad tą sprawą zastanawiam, gdyż dłuższy okres czasu o niej się mówi, to nie mogę sobie uzmysłowić, jak faktycznie w życiu mogłaby taka autonomia wyglądać. Przyznam się — sam mam matkę Rusinkę — u nas na wschodzie jest bodajże 40 czy 60% mieszanych małżeństw. Nikt się dotychczas nie zainteresował, żeby przeprowadzić jakąś ankietę, ile tych mieszanych małżeństw jest. Pomimo takiej polityki my, chłopi, u dołu nazywamy się bratnim narodem, do którego nie przyjdzie żadna siła, która by mogła nas rozdzielić, bo myśmy się tam wspólnie zrośli. I nie wyobrażam sobie autonomii, jakiejś ustawy, aby w jednej chałupie na innych prawach żył ojciec i syn, a znów na jakichś nadprawach autonomicznych matka z córką. To jest fizyczna niemożliwość.</u>
          <u xml:id="u-27.8" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-27.9" who="#MaciejBundzylak">Takiej granicy nam nie namaluje największy malarz świata, który maluje granice. Nie można myśleć, aby była jakaś fizyczna możliwość tworzyć gospodarstwo w gospodarstwie albo państwo w państwie. Z tym raz na zawsze musimy się pogodzić i nie można myśleć, że może być inna Polska pod Lwowem, Stanisławowem czy Tarnopolem, jak pod Warszawą, Wilnem czy Krakowem.</u>
          <u xml:id="u-27.10" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-27.11" who="#MaciejBundzylak">Polska musi być jedna i ta sama. I my, owszem, byliśmy kiedyś w niewoli, więc pragniemy i dla tych wolności, którzy chcą mieć także swą ojczyznę. Najlepszy tego dowód — wspominał tu p. sen. Lechnicki o tej wyprawie na Kijów, kiedy nasz twórca Ojczyzny, mąż opatrznościowy Marszałek Józef Piłsudski szedł ze sztandarami na wschód, ale ze sztandarami: Za wolność waszą i naszą. Wtedy naród ten, który dziś krzyczy: Ukraina — zamiast chwytać za pierzynę, gonił za piórkami, które wiatr już daleko w górę uniósł.</u>
          <u xml:id="u-27.12" who="#MaciejBundzylak">I to właśnie są powody, abym dziś z tego miejsca stwierdził — a stwierdzam to tylko dlatego, że tam w kurhanach Ukrainy tysiące mogił naszych braci i naszych synów leży jako wieczny i widomy znak — że myśmy, nie kto inny, dla narodu ukraińskiego chcieli wolności. Zrozumienia nie było z przeciwnej strony, za co nie bierzemy odpowiedzialności.</u>
          <u xml:id="u-27.13" who="#MaciejBundzylak">Przytoczył właśnie p. senator Hordyński wiersz z książki poety Tarasa Szewczenki, „gdy się Polska waliła”. Tak powiedział Szewczenko, do Panów to się odnosi, bracia Ukraińcy, do Was, a nie do nas. Swoją polityką grawitowaliście już to na wschód, już to na zachód, pomijając nas. Ja nie jestem politykiem, nie jestem historykiem, ale po chłopsku rozumiem, że tylko przy pomocy wielkiej i potężnej Polski może naród ukraiński myśleć o odbudowie swojej ojczyzny.</u>
          <u xml:id="u-27.14" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-27.15" who="#MaciejBundzylak">I nic nowego pod słońcem, pamiętamy Panie Kolego Tworydło, jak nas uczyli za czasów zaborczych w naszych szkołach tej właśnie świętej narodowej modlitwy — tak dla nas jak i dla Was. Powiem po polsku:</u>
          <u xml:id="u-27.16" who="#MaciejBundzylak">W imię Ojca, Syna, Ducha — to nasza modlitwa.</u>
          <u xml:id="u-27.17" who="#MaciejBundzylak">Jak Bóg w Trójcy na Jordanie — Polska, Ruś i Litwa.</u>
          <u xml:id="u-27.18" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-27.19" who="#MaciejBundzylak">Panowie, właśnie nad tym trzeba się zastanowić, że myśl ta powtórzyć się może jeszcze i za naszego życia, bo jednak historia się powtarza, powtórzyć się może po nas, gdy inni przyjdą.</u>
          <u xml:id="u-27.20" who="#MaciejBundzylak">Wspomniał Pan, Panie Senatorze Tworydło, o krzywdach religijnych, że niby Rząd czy ktoś pod względem religijnym miałby krzywdzić naród, lud ukraiński. To jest dla mnie naprawdę dziwne, bo nie kto inny, tylko Polacy, nasi ziemianie budowali cerkwie dla Was, nie kto inny właśnie, jak my. I nie my Was polonizowaliśmy, a Wyście nas ruszczyli. Są na to dowody i fakty i my czekamy na to, że jednak wreszcie Rząd naszej prośby usłucha i wyda ustawę rewindykacyjną, dzięki której na łono Ojczyzny w tych trzech województwach wróci 1 ½ miliona naszych zniszczonych Polaków.</u>
          <u xml:id="u-27.21" who="#MaciejBundzylak">Wspomniał Pan o szlachcie zagrodowej. Nie będę polemizował, lecz Pana zaproszę do swego powiatu i tam na miejscu, gdzie jest ta szlachta zagrodowa, z pism, jakie oni mają, z dokumentów pożółkłych ze starości, przeżartych już przez mole, bo sięgają setek lat wstecz, tam się najdokładniej przekonamy o pochodzeniu tej szlachty zagrodowej. I ja z tego miejsca twierdzę, przeczytawszy tysiące tych dokumentów, że ta szlachta zagrodowa to była i jest nasza szlachta, tylko zruszczona.</u>
          <u xml:id="u-27.22" who="#MaciejBundzylak">Poruszył Pan niesprawiedliwą parcelację. Na ten temat będziemy mówić przy budżecie Ministerstwa Rolnictwa i reform Rolnych.</u>
          <u xml:id="u-27.23" who="#MaciejBundzylak">To są te sprawy, które chciałem, proszę Wysokiego Senatu, poruszyć ze względu na to, że nie można oświetlać tak sprawy, jak ona nie jest, tylko trzeba powiedzieć, jak ona jest. Bo chłopi tam od dołu, których łączy jedna dola i niedola, jedna wspólna strzecha i spokrewnienie rodzinne nierozerwalne, ci dawno się porozumieli. Więc ja z tego miejsca zwracam się z prośbą: nie wpuszczajcie tam do nas jadu nienawiści i nie burzcie naszego spokoju. Nam nie trzeba żadnych ustaw, myśmy się zżyli i żyć chcemy dalej i nie mówcie, że „tak nie będzie, że to Ukraina, na przedmieściach Stryja i Stanisławowa. To nie jest na czasie, bo Wy nas nie nastraszycie. My co do ziem Małopolski wschodniej wypowiedzieliśmy swoje zdanie w latach 1919–1920 i ono dla nas jest święte.</u>
          <u xml:id="u-27.24" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-27.25" who="#MaciejBundzylak">Nie obiecujcie Panowie swojemu ludowi tego, czego nigdy nie będziecie w fizycznej możność' dać mu, a od razu stosunki się ułożą i nie będzie targów o ziemię. Chociaż wspomniałem, że jeśli przyszła ta parcelacja, o której niektórzy wyrażali się „dzika parcelacja”, toż Panowie, czyż Wasz lud nie wziął 2/3 ziemi, a nasz 1/3? Trzeba będzie udowodnić to najdokładniejszą statystyką. Nie mówię tego z zazdrością. Jako chłop i rolnik wiem, że gdybyśmy mieli się ograniczyć i tej ziemi nie dać Wam nic, to znów z takiego strasznie zubożałego społeczeństwa nie mielibyśmy korzyści. Traktuję tę rzecz już z punktu widzenia ludzkości. Jednak teraz już kolej na nas. Musimy się wyrównać. Zrozumcie nas Panowie, że nie dlatego krzyczymy, by Wam ziemi nie dać, tylko teraz przyszła kolej i na nas, bo Wyście już tę miarę przebrali.</u>
          <u xml:id="u-27.26" who="#MaciejBundzylak">Wspomniał także s. Tworydło o wyborach u nas. Przecież wybory samorządowe u nas prawie że w 85% są na ukończeniu i nie kto inny, a nasze polskie komitety zwracały się do Waszych komitetów: róbmy kompromis, nie róbmy roznamiętnienia. Ale ja słyszałem rozkaz, właściwie od Waszych komitetów odpowiedź: My mamy inaczej nakazane z góry, walkę, choćbyśmy ją i przegrali. Nie można pod tym kątem widzenia tej sprawy tak przedstawiać, bo okólnik p. Premiera co do czystości wyborów jest dla każdego starosty na wschodzie rzeczą świętą.</u>
          <u xml:id="u-27.27" who="#MaciejBundzylak">P. senator Hordyński wspomniał, że nic nie jest wstawione w budżecie dla sprawy ukraińskiej. Panie Kolego Senatorze, budżety nie mogą być układane pod kątem widzenia narodowości, ale dla całej ludności Państwa, nie mają więc racji Panowie uskarżać się, że w budżecie tym nie ma nic na sprawę ukraińską. Tak te rzeczy u nas i w całym świecie się przedstawiają.</u>
          <u xml:id="u-27.28" who="#MaciejBundzylak">Gdy mówię już o sprawie mniejszości narodowych, to pozwolę sobie także odpowiedzieć p. senatorowi Konopce co do emigracji i co do ustroju. Szkoda, że u nas jeszcze są ludzie, którzy zastanawiają się nad tym, czy w Polsce będzie ustrój totalistyczny, czy narodowo-socjalistyczny, czy jakiś inny. Dla Polski nasz wielki geniusz Marszałek Piłsudski zostawił testament, a podstawą tego testamentu jest, jak Polska powinna się rządzić. To nam wszystkim Polakom powinno wystarczyć. Jednak nie żaden szowinizm, bo Polska jest i była nazbyt tolerancyjna, nie żaden szowinizm w stosunku do narodowości żydowskiej żebyśmy zmuszali Was do emigracji. Tylko Panie Senatorze, proszę zrozumieć, że nas, Polaków, emigrowało 9 milionów. Podnoszę te rzeczy dlatego, że w tych 9 milionach emigrowało co najmniej 90% chłopów. Ale gdyśmy emigrowali, a jeszcze i dziś emigrujemy, to nigdy nie pytaliśmy się: dokąd mamy wyjechać i ułatwiajcie nam to.</u>
          <u xml:id="u-27.29" who="#MaciejBundzylak">Przemawiam nie z punktu widzenia nienawiści, jak się Panowie wyrażacie, antysemityzmu, a tylko z tego powodu, że jeśli Panowie powołujecie się na to, że Najjaśniejsza Rzeczpospolita jest wspólnym dobrem wszystkich obywateli, to niech mi wolno będzie powiedzieć z tego miejsca, że gospodarzami Państwa Polskiego ma być tylko Naród Polski.</u>
          <u xml:id="u-27.30" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-27.31" who="#MaciejBundzylak">I kolej — może się źle wyrażam — Panie Senatorze, przychodzi na Was. My się nie pytaliśmy o ułatwienia rządu, gdy nas 9 milionów Polaków emigrowało: dokąd mamy jechać, a Wy macie większe ułatwienia od nas i zaczynacie tylko emigrować. Bo tak, jak wielką koniecznością w naszym Państwie jest dzisiaj obronność Państwa, tak nie mniej ważną sprawą dla Państwa Polskiego, nie mniej ważnym zagadnieniem jest stworzenie tego średniego mieszczańskiego stanu rzemieślniczego i handlowego po miastach polskich. To jest nasza konieczność.</u>
          <u xml:id="u-27.32" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-27.33" who="#MaciejBundzylak">I co do tego zagadnienia musimy się dogadać, Panie Senatorze Konopka.</u>
          <u xml:id="u-27.34" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-28">
          <u xml:id="u-28.0" who="#BogusławMiedziński">Głos ma s. Bruski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-29">
          <u xml:id="u-29.0" who="#DawidBruski">Każdy obserwator życia wewnętrzno-politycznego Polski musi bezstronnie przyznać, że życie to coraz więcej się normalizuje, stabilizuje, bezpieczeństwo, ład, porządek rosną. Jest to następstwem wzrostu dyscypliny przede wszystkim elementu rdzennie polskiego, który, aczkolwiek jeszcze skłócony pod względem politycznym, odnosi się z szacunkiem do władz polskich, ponosi chętnie wszelkie ciężary i stara się jak najlepiej spełniać swe obowiązki obywatelskie.</u>
          <u xml:id="u-29.1" who="#DawidBruski">Jednak w odniesieniu do naszych mniejszości narodowych musimy, niestety, stwierdzić, że mimo to, iż mają zapewnioną pełną opiekę prawną i administracyjną, mimo pełnego równouprawnienia okazują tendencje odśrodkowe, dążenie do rozsadzenia spoistości wewnętrznej naszego Państwa. Fakt ten zmusza nas do skontrolowania naszej polityki wewnętrznej, i to w tym kierunku, aby ta tolerancja nasza nie wybujała i nie powstała taka paradoksalna sytuacja, że obywatele Polacy, którzy ściśle przestrzegają ustaw i rozporządzeń władz, więcej są krępowani w swych swobodach obywatelskich niż nasze mniejszości.</u>
          <u xml:id="u-29.2" who="#DawidBruski">Inną bolączką naszego życia publicznego jest nadmiar organizacji, które zamiast jednoczyć społeczeństwo, rozbijają je na setki cząstek i atomów społecznych. Bylibyśmy bardzo wdzięczni Panu Premierowi, gdyby nas uwolnił od tej plagi egipskiej. Przecież nie do pomyślenia jest taki stosunek, aby w miasteczku liczącym 15.000 mieszkańców istniało 180 towarzystw. Należało by więc te organizacje skomasować, a wszystkie zbędne zlikwidować.</u>
          <u xml:id="u-29.3" who="#DawidBruski">Również społeczeństwo stanowczo domaga się kontynuowania akcji likwidowania masonerii, obojętne, czy to nie będzie nazywało „lożą”, czy, jak to dziś słyszeliśmy, „domem związkowym”.</u>
          <u xml:id="u-29.4" who="#DawidBruski">Bezpieczeństwo i ład to przede wszystkim zasługa naszej administracji, ta zaś zależy od jakości urzędników. Tutaj muszę powtórzyć, co ciągle w koło się powtarza, że źle opłacany urzędnik nie może być dobrym urzędnikiem, bo ciągła troska o byt odgrywa go od pracy, osłabia energie i rezultat pracy.</u>
          <u xml:id="u-29.5" who="#DawidBruski">Równocześnie w imieniu urzędników samorządowych proszę o przyspieszenie wydania pragmatyki, na którą od trzech lat czekają. W samorządach niejednokrotnie, szczególnie w miastach, które się rozwinęły, jest brak etatów, a nie obsadza się ich dlatego, że nie ma ustawy. Przez to kuleje administracja.</u>
          <u xml:id="u-29.6" who="#DawidBruski">Wreszcie jedną bolączkę terenową pozwolę sobie tutaj poruszyć. Na Pomorzu jest szereg budowniczych miejskich i powiatowych, którzy stracili po kilkunastu latach prawo wykonywania swych czynności, mimo że skończyli szkołę budownictwa uważaną dawniej za średnią, a obecnie już nie. Wzywa się ich obecnie do dodatkowych egzaminów, jednak nie mogą się oni doczekać tych egzaminów i proszą o ich przyśpieszenie, gdyż ludzie ci po prostu stają się bezradni wobec tego ciosu, który ich spotkał.</u>
          <u xml:id="u-29.7" who="#DawidBruski">A teraz pozwolę sobie nawrócić do sprawy mniejszości niemieckiej. Przepraszam bardzo, że jeszcze kilka chwil czasu Panom zabiorę, ale przypadkowo właśnie pochodzę z tej samej gminy, z której pochodzi s. Hasbach. Słyszałem tutaj kilka cierpkich oskarżeń pod adresem samorządu, do którego mam zaszczyt należeć, i pod adresem komisji wyborczej, której przypadkowo byłem przewodniczącym, w której głosował s. Hasbach i gdzie między innymi włożono do urny wyborczej zamiast kartki odezwę narodowo-socjalistyczną wysoce obrażającą polską godność. Pytam się, czy mniejszości niemieckiej w Polsce dzieje się źle? Twierdzę, że nie. Ale ta mniejszość niemiecka nie chciałaby nic utracić z dawnych przywilejów, z pozycji, które osiągnęła w czasie walki z polskością podczas zaborów, gdzie starano się element polski wytępić („ausrotten”). Niemcy w Polsce chcieliby utrzymać dawniejszy stan posiadania w dziedzinie gospodarczej, powstały z krzywdy ludności autochtonicznej polskiej, mimo że liczba ich od r. 1921 gwałtownie się zmniejszyła. Stan dawny, sztuczny i krzywdzący element polski, nie da się utrzymać i z tym musi się mniejszość niemiecka zawsze pogodzić. Dużo się mówi o utrzymaniu kultury niemieckiej. Panie Senatorze! My Polacy jesteśmy narodem tolerancyjnym i nie uda się Panu ani jednego przykładu przytoczyć, żeby władze polskie tłumiły lub przeszkadzały w utrzymaniu zdobyczy kulturalnych lub przeszkadzały imprezom ściśle kulturalnym. Ale niech Panowie przyjmą do wiadomości, że nie pozwolimy pod pozorem elementów kultury przyswajać sobie na ziemiach polskich politycznych elementów narodowego socjalizmu,...</u>
          <u xml:id="u-29.8" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-29.9" who="#DawidBruski">... gdyż kultura a narodowy socjalizm to dwie rzeczy całkiem od siebie odrębne.</u>
          <u xml:id="u-29.10" who="#DawidBruski">Więc ekspansji gospodarczej oraz próbom stworzenia w granicach Państwa Polskiego nielegalnej organizacji politycznej my, Polacy, przeciwstawiamy się jak najenergiczniej i to — Panie Senatorze — nie jest walka z mniejszością niemiecką, raczej normalny objaw prężności i dynamizmu narodowego naszego elementu polskiego, zamieszkującego w przygniatającej liczbie tereny polskich województw zachodnich. A jeśli mniejszość niemiecka chce wiedzieć, co to jest krzywda narodowa, niech Pan rozważy choćby to, co przed chwilą powiedział p. senator Kornke. My nie kierujemy się nienawiścią tak, jak Niemcy w stosunku do naszej mniejszości polskiej w Niemczech. Polacy są zbyt szlachetnym narodem, aby kierowali się wobec swych mniejszości narodowych nienawiścią, raczej kierowaliśmy się zawsze tolerancją i sprawiedliwością. Więc niech Panowie przedstawiciele mniejszości niemieckiej nie mową o krzywdach, ale o dobrodziejstwach i swobodach, jakimi się cieszy mniejszość niemiecka w Polsce. To wtedy będzie dopiero rzetelna prawda.</u>
          <u xml:id="u-29.11" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-30">
          <u xml:id="u-30.0" who="#BogusławMiedziński">Lista mówców została wyczerpana. Rozprawa nad częścią 7 budżetu została zakończona.</u>
          <u xml:id="u-30.1" who="#BogusławMiedziński">Następne posiedzenie odbędzie się w poniedziałek dnia 13 marca o godz. 10 rano z porządkiem dziennym: Rozprawa szczegółowa nad częścią 13 preliminarza budżetowego — Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego.</u>
          <u xml:id="u-30.2" who="#BogusławMiedziński">Zamykam posiedzenie.</u>
          <u xml:id="u-30.3" who="#komentarz">(Koniec posiedzenia o godz. 14 min. 35.)</u>
        </div>
      </body>
    </text>
  </TEI>
</teiCorpus>