text_structure.xml 462 KB
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172 173 174 175 176 177 178 179 180 181 182 183 184 185 186 187 188 189 190 191 192 193 194 195 196 197 198 199 200 201 202 203 204 205 206 207 208 209 210 211 212 213 214 215 216 217 218 219 220 221 222 223 224 225 226 227 228 229 230 231 232 233 234 235 236 237 238 239 240 241 242 243 244 245 246 247 248 249 250 251 252 253 254 255 256 257 258 259 260 261 262 263 264 265 266 267 268 269 270 271 272 273 274 275 276 277 278 279 280 281 282 283 284 285 286 287 288 289 290 291 292 293 294 295 296 297 298 299 300 301 302 303 304 305 306 307 308 309 310 311 312 313 314 315 316 317 318 319 320 321 322 323 324 325 326 327 328 329 330 331 332 333 334 335 336 337 338 339 340 341 342 343 344 345 346 347 348 349 350 351 352 353 354 355 356 357 358 359 360 361 362 363 364 365 366 367 368 369 370 371 372 373 374 375 376 377 378 379 380 381 382 383 384 385 386 387 388 389 390 391 392 393 394 395 396 397 398 399 400 401 402 403 404 405 406 407 408 409 410 411 412 413 414 415 416 417 418 419 420 421 422 423 424 425 426 427 428 429 430 431 432 433 434 435 436 437 438 439 440 441 442 443 444 445 446 447 448 449 450 451 452 453 454 455 456 457 458 459 460 461 462 463 464 465 466 467 468 469 470 471 472 473 474 475 476 477 478 479 480 481 482 483 484 485 486 487 488 489 490 491 492 493 494 495 496 497 498 499 500 501 502 503 504 505 506 507 508 509 510 511 512 513 514 515 516 517 518 519 520 521 522 523 524 525 526 527 528 529 530 531 532 533 534 535 536 537 538 539 540 541 542 543 544 545 546 547 548 549 550 551 552 553 554 555 556 557 558 559 560 561 562 563 564 565 566 567 568 569 570 571 572 573 574 575 576 577 578 579 580 581 582 583 584 585 586 587 588 589 590 591 592 593 594 595 596 597 598 599 600 601 602 603 604 605 606 607 608 609 610 611 612 613 614 615 616 617 618 619 620 621 622 623 624 625 626 627 628 629 630 631 632 633 634 635 636 637 638 639 640 641 642 643 644 645 646 647 648 649 650 651 652 653 654 655 656 657 658 659 660 661 662 663 664 665 666 667 668 669 670 671 672 673 674 675 676 677 678 679 680 681 682 683 684 685 686 687 688 689 690 691 692 693 694 695 696 697 698 699 700 701 702 703 704 705 706 707 708 709 710 711 712 713 714 715 716 717 718 719 720 721 722 723 724 725 726 727 728 729 730 731 732 733 734 735 736 737 738 739 740 741 742 743 744 745 746 747 748 749 750 751 752 753 754 755 756 757 758 759 760 761 762 763 764 765 766 767 768 769 770 771 772 773 774 775 776 777 778 779 780 781 782 783 784 785 786 787 788 789 790 791 792 793 794 795 796 797 798 799 800 801 802 803 804 805 806 807 808 809 810 811 812 813 814 815 816 817 818 819 820 821 822 823 824 825 826 827 828 829 830 831 832 833 834 835 836 837 838 839 840 841 842 843 844 845 846 847 848 849 850 851 852 853 854 855 856 857 858 859 860 861 862 863 864 865 866 867 868 869 870 871 872 873 874 875 876 877 878 879 880 881 882 883 884 885 886 887 888 889 890 891 892 893 894 895 896 897 898 899 900 901 902 903 904 905 906 907 908 909 910 911 912 913 914 915 916 917 918 919 920 921 922 923 924 925 926 927 928 929 930 931 932 933 934 935 936 937 938 939 940 941 942 943 944 945 946 947 948 949 950 951 952 953 954 955 956 957 958 959 960 961 962 963 964 965 966 967 968 969 970 971 972 973 974 975 976 977 978 979 980 981 982 983 984 985 986 987 988 989 990 991 992 993 994 995 996 997 998 999 1000 1001 1002 1003 1004 1005 1006 1007 1008 1009 1010 1011 1012 1013 1014 1015 1016
<?xml version='1.0' encoding='utf-8'?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
  <xi:include href="PPC_header.xml" />
  <TEI>
    <xi:include href="header.xml" />
    <text>
      <body>
        <div xml:id="div-1">
          <u xml:id="u-1.0" who="#komentarz">(Początek posiedzenia o godz. 10 min. 10.)</u>
          <u xml:id="u-1.1" who="#komentarz">(Obecni przedstawiciele Rządu: Prezes Rady Ministrów — Kazimierz Bartel, Minister Spraw Wewnętrznych — Henryk Józewski, Minister Spraw Zagranicznych — August Zaleski, Minister Rolnictwa — Leon Janta-Połczyński, Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego — Sławomir Czerwiński, Minister Robót Publicznych — Maksymilian Matakiewicz, Minister Pracy i Opieki Społecznej — Aleksander Prystor, Minister Poczt i Telegrafów — Ignacy Boerner, Podsekretarz Stanu w Ministerstwie Spraw Wojskowych — gen. Daniel Konarzewski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-2">
          <u xml:id="u-2.0" who="#JulianSzymański">Otwieram posiedzenie. Protokół 28 posiedzenia uważam za przyjęty, gdyż nie wniesiono przeciw niemu zarzutów. Protokół 29 posiedzenia leży w biurze Senatu do przejrzenia. Jako sekretarze zasiadają senatorowie: Kamieniecki i Iżycki. Listę mówców prowadzi s. Iżycki.</u>
          <u xml:id="u-2.1" who="#JulianSzymański">Porządek dzienny jest następujący:</u>
          <u xml:id="u-2.2" who="#JulianSzymański">Sprawozdanie Komisji Skarbowo-Budżetowej o preliminarzu budżetowym na okres od 1 kwietnia 1930 r. do 31 marca 1931 r., a mianowicie:</u>
          <u xml:id="u-2.3" who="#JulianSzymański">a) część 5 — Ministerstwo Spraw Zagranicznych;</u>
          <u xml:id="u-2.4" who="#JulianSzymański">b) część 4 — Prezydjum Rady Ministrów. A. Administracja;</u>
          <u xml:id="u-2.5" who="#JulianSzymański">c) część 6 — Ministerstwo Spraw Wojskowych;</u>
          <u xml:id="u-2.6" who="#JulianSzymański">d) część 13 — Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego.</u>
          <u xml:id="u-2.7" who="#JulianSzymański">Przed rozpoczęciem obrad muszę Panom zakomunikować depeszę jaką otrzymałem: „Au nom de la Haute Asemblee Francaise, profondement touchèe des marques de sympatie temoignèes par le Sènat de Pologne a l'occasion des inondations, qui viennent de de vaster une partie du territoire francais, je vous remercie de vos kondolèances dans notre deuil national. Paul Doumer, President du Sènat”.</u>
          <u xml:id="u-2.8" who="#JulianSzymański">W sprawie sprostowania s. Hasbach ma głos.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-3">
          <u xml:id="u-3.0" who="#ErwinHasbach">Wysoki Senacie! Niestety, przedwczoraj nie mogłem być obecny na posiedzeniu, wobec czego dopiero dziś po przejrzeniu stenogramu mowy p. Ministra Reform Rolnych zabieram głos w celu faktycznego sprostowania. P. Minister mówił między innemi o pertraktacjach z przedstawicielami mniejszości niemieckiej w sprawie ewentualnej dobrowolnej parcelacji. P. Minister w tym wypadku miał na myśli mego kolegę dra Bussego i mnie. Według stenogramu p. Minister powiedział tak: „Jeżeli ja Panom proponowałem ułożenie się dobrowolne i, jak powiedziałem, już cały szereg majątków był mi dobrowolnie zaofiarowany, a Panowie odrzucili, a Panowie wiedzą jak bardzo chciałem uniknąć wykazu imiennego, to ja mam wyraźny dowód, że Panowie stawiacie sprawę nie pod kątem widzenia obrony mniejszości, ale pod kątem widzenia polityki zagranicznej i temu będę się zawsze przeciwstawiał itd.”. Podobne twierdzenia wypowiadał p. Minister jakiś czas temu w wywiadzie, udzielonym przedstawicielowi agencji „Iskra”. Odnośny ustęp brzmi: „Charakterystycznym przyczynkiem dla oświetlenia abstynencji niemieckiej własności od dobrowolnej parcelacji jest fakt, że gdy w roku obecnym nawiązałem z przedstawicielami niemieckiej własności rozmowy, zmierzające do ułożenia wykazu imiennego w porozumieniu z nimi przez umieszczenie na wykazie tych majątków, których właściciele ze względów gospodarczych pragnęliby je sprzedać, niestety, nie z mojej winy rozmowy te nią doprowadziły do rezultatów pozytywnych”.</u>
          <u xml:id="u-3.1" who="#ErwinHasbach">Przedewszystkiem chciałbym stwierdzić, że na specjalne życzenie p. Ministra wspomniane przez niego rozmowy z obu stron miały być uważane za rozmowy natury ściśle prywatnej. P. Minister na konferencji naszej nawet oświadczył, że gdyby publicznie o tych pertraktacjach się dowiedziano, to byłby gotów zaprzeczyć i to zdementować. Do dzisiejszego dnia zarówno s. Busse, jak i ja osobiście kierowaliśmy się tą zasadą. Ponieważ jednak p. Minister uważał za stosowne wspomnieć dwa razy o tych pertraktacjach, i to w formie, która zachowanie się nasze postawić może w fałszywem oświetleniu, uważam się za uprawnionego i obowiązanego do przedstawienia Panom całej sprawy.</u>
          <u xml:id="u-3.2" who="#ErwinHasbach">Otóż w końcu stycznia r. b. odbyła się konferencja między p. Ministrem Reform Rolnych z jednej strony a p. s. Bussem i mną z drugiej strony...</u>
        </div>
        <div xml:id="div-4">
          <u xml:id="u-4.0" who="#JulianSzymański">Panie Senatorze, to nie jest sprostowanie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-5">
          <u xml:id="u-5.0" who="#ErwinHasbach">Ale, Panie Marszałku, niech Pan będzie łaskaw posłuchać, że to jest sprostowanie, bo z dalszego ciągu okaże się, że to jest sprostowanie oświadczeń p. Ministra, które nas obciążają.</u>
          <u xml:id="u-5.1" who="#ErwinHasbach">...w sprawie ewentualnej możliwości usunięcia, chociażby częściowo, spowodowanych wykupem przymusowym surowości dla odnośnych właścicieli ziemskich z jednej strony i nieprzyjemnego dla Rządu przymusu wywłaszczenia z drugiej strony drogą dobrowolnego dostarczenia przez właścicieli niemieckich pewnego kontygentu ziemi parcelacyjnej. Konferencja skończyła się na tem, że przyrzekliśmy p. Ministrowi skomunikować się z miarodajnemi czynnikami ludności niemieckiej, a o wyniku powiadomić go niezwłocznie. Dnia 4. II wystosowaliśmy do p. Ministra następujące pismo, które zupełnie nie dwuznacznie wyraża naszą gotowość do dostarczenia ziemi na parcelację:</u>
          <u xml:id="u-5.2" who="#ErwinHasbach">„Wielce Szanowny Panie Ministrze! Żałujemy bardzo, że Pan Minister był dziś tak bardzo zajęty posiedzeniami, że nie mogliśmy osobiście omówić z nim sprawy, poruszonej podczas ostatniej naszej wizyty u Pana Ministra. W międzyczasie weszliśmy w kontakt z miarodajnemi czynnikami wśród naszych wyborców i omówiliśmy sprawę dobrowolnego dostarczania zapasów ziemi na cele reformy rolnej. Rezultat naszych narad jest następujący:</u>
          <u xml:id="u-5.3" who="#ErwinHasbach">„Możnaby było znaleźć podstawę do dalszych pertraktacyj, gdyby Minister Reform Rolnych, względnie Rząd był gotów kierować się czysto gospodarczemi względami przy przeprowadzaniu reformy rolnej, jak pierwotnie przewidywała ustawa, z wyłączeniem na przyszłość wszelkich motywów politycznych. Innemi słowami znaczyłoby to, że nie powinni być pociągnięci właściciele ziemscy narodowości niemieckiej do parcelacji jak dotychczas w rozmiarze, stanowiącym przymusowe przesunięcie obecnego stosunku posiadania na niekorzyść własności niemieckiej.</u>
          <u xml:id="u-5.4" who="#ErwinHasbach">„Ponieważ Pan Minister sobie życzył, aby nasza ostatnia rozmowa zachowała charakter prywatny, używamy również i dzisiaj formy listu prywatnego i prosimy o łaskawe udzielenie nam odpowiedzi na adres podpisanego senatora Hasbacha do Hermanowa”.</u>
          <u xml:id="u-5.5" who="#ErwinHasbach">Tuż przed 15 lutego ogłoszono wykaz imienny, według którego niemieccy właściciele ziemscy w Poznaniu i na Pomorzu dostarczyć muszą 87% całego kontyngentu parcelacyjnego. Dopiero dnia 27.11 otrzymałem następujące pismo od p. Ministra Reform Rolnych:</u>
          <u xml:id="u-5.6" who="#ErwinHasbach">„Brak konkretnych wniosków ze strony Panów w sprawie wykazu imiennego na rok 1930 oraz konieczność ogłoszenia tego wykazu w terminie ustawowym (przed 15.11.1930) skłoniły mnie do ustalenia listy majątków, podlegających przymusowej parcelacji w roku 1930, bez osiągnięcia ostatecznego porozumienia z Panami.</u>
          <u xml:id="u-5.7" who="#ErwinHasbach">„Zaznaczam jednak, że przy nakładaniu obowiązku parcelacyjnego na poszczególne nieruchomości ziemskie kierowałem się i w przyszłości kierować się będę wyłącznie ogólnemi potrzebami agrarnemi kraju oraz koniecznością lojalnego wykonania ustawy z dnia 28. XII. 1925 r. o wykonaniu reformy rolnej.</u>
          <u xml:id="u-5.8" who="#ErwinHasbach">„O ile w rozmowie prowadzonej z Panami wspomniałem, że na terenie województw zachodnich stosunek ludności polskiej do niemieckiej przewyższa odpowiednie ustosunkowanie się zapasu ziemi skoncentrowanej w rękach ludności polskiej i niemieckiej, nie zamierzałem przez to wyrazić jakichkolwiek tendencyj politycznych, pragnąłem tylko zaakcentować, że zmiany wywołane przez reformę rolną nie są bynajmniej krzywdzące dla obywateli polskich narodowości niemieckiej”.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-6">
          <u xml:id="u-6.0" who="#JulianSzymański">Panie Senatorze, to jest referat, może będzie Pan łaskaw zabrać głos do sprostowania.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-7">
          <u xml:id="u-7.0" who="#ErwinHasbach">Na zasadzie takiego stanu rzeczy pozwalam sobie stwierdzić: 1) Że byliśmy i nadal jesteśmy gotowi dostarczyć Państwu dobrowolnie ziemię na parcelację w myśl naszego pisma z 4 lutego. 2) Twierdzenie p. Ministra, że wina niedojścia do skutku pertraktacji leży po naszej stronie — p. Minister mówi, że myśmy odmówili — jest niesłuszne, przeciwnie: p. Minister nie uważał nawet za potrzebne dać nam rzeczowej odpowiedzi na list nasz z dn. 2 lutego, dopiero po ogłoszeniu listy imiennej otrzymaliśmy pismo z dn. 27 lutego, w którem p. Minister również nie wypowiada się rzeczowo co do omawianej sprawy. 3) Twierdzenie p. Ministra, jakobyśmy traktowali sprawę nie z punktu widzenia obrony naszej mniejszości, ale z punktu widzenia polityki zagranicznej, jest insynuacją, której p. Minister nie może poprzeć żadnemi dowodami i którą odrzucić musimy z całą stanowczością. Nam rozchodzi się nadal tylko o zabezpieczenie naszej egzystencji.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-8">
          <u xml:id="u-8.0" who="#JulianSzymański">Odbieram Panu głos, nie można mówić o insynuacji wobec nieobecności p. Ministra.</u>
          <u xml:id="u-8.1" who="#JulianSzymański">Przechodzimy do porządku dziennego: część piąta — Ministerstwo Spraw Zagranicznych.</u>
          <u xml:id="u-8.2" who="#JulianSzymański">Jako sprawozdawca głos ma s. Gliwic.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-9">
          <u xml:id="u-9.0" who="#HipolitGliwic">Wysoki Senacie! Zadanie sprawozdawcy budżetu Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Senacie jest łatwe, ale przy sprawozdaniu z budżetu tego Ministerstwa na rok bieżący nie jest to zadanie bardzo wdzięczne. Łatwem jest to zadanie dlatego, że, według ustalonego już precedensami obyczaju, referent budżetu Ministerstwa Spraw Zagranicznych porusza tylko kwestie aparatu, który ma w swem ręku Minister Spraw Zagranicznych, a nic o ogólnej polityce Ministerstwa nie mówi. Pozatem jest to łatwe zadanie ze względu na niezmiernie chętne i pełne kurtuazji współdziałanie we wszystkiem tem, co do czego się sprawozdawca zwraca do samego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Jednakże w tym okresie, powtarzam, pensum moje jest niezupełnie wdzięcznem i niewdzięczność jego polega na tem, że wypadnie mi mówić o pewnych posunięciach Izby niższej — a polemika pomiędzy Izbami nie powinna należeć do dobrych obyczajów parlamentarnych. Nie będę mógł jednak, Wysoki Senacie, przejść do porządku dziennego nad pewnemi poprawkami do budżetu, wprowadzonemi przez Sejm, które sprawiają wrażenie — przynajmniej na mnie takie wrażenie zrobiły — jak gdyby były dyktowane nie troską o budżet, a względami, nic wspólnego z tą troską nie mającemi.</u>
          <u xml:id="u-9.1" who="#HipolitGliwic">Przechodząc obecnie do prac Ministerstwa Spraw Zagranicznych, zatrzymam się tylko na tem, co Ministerstwo w roku sprawozdawczym zdziałało. W sprawozdaniu mojem z roku zeszłego bardzo szczegółowo zatrzymałem się na charakterystyce ogólnej tego Ministerstwa. Nie będę tutaj moich wywodów powtarzał, a tych pp. senatorów, którzyby się niemi interesowali, odsyłam do książki, w zeszłym roku przez Senat wydanej.</u>
          <u xml:id="u-9.2" who="#HipolitGliwic">P. Minister Spraw Zagranicznych w mowie swej, wypowiedzianej na posiedzeniu Komisji Budżetowej Sejmu, wskazał na pewne nowe zarządzenia natury organizacyjnej i technicznej, przeprowadzone w jego Ministerstwie. Z tych zarządzeń pozwolę sobie podkreślić przedewszystkiem nowe instrukcje, które zostały dane służbie konsularnej i radcom handlowym, a które rozgraniczają działalność tych urzędów na placówkach zagranicznych. Na zasadzie tych instrukcyj radcom handlowym pozostawia się całokształt informacyj gospodarczych z danego państwa, a przedewszystkiem obserwowanie i studiowanie jego polityki ekonomicznej celem odpowiedniego ustosunkowania się naszej polityki gospodarczej zagranicznej. Konsulom stawia się inne, prostsze, realniejsze i praktyczniejsze zadanie wyjaśniania możliwości importowo-eksportowych danego rejonu konsularnego w stosunku do naszego handlu.</u>
          <u xml:id="u-9.3" who="#HipolitGliwic">Instrukcja dla radców handlowych stanowi bardzo poważny krok naprzód w sprawie wyjaśnienia czynności i sprecyzowania położenia radcy handlowego w ambasadach 3 poselstwach. Daje ona, jak i instrukcja konsularna, nowy dowód tego, że obecny Minister Spraw Zagranicznych docenia wydatne znaczenie czynnika ekonomicznego w działalności naszej służby zagranicznej. Tem niemniej jeszcze raz pozwalam sobie wyrazić opinię, że moc wywodów mych, które podałem w poprzednim sprawozdaniu, nie osłabła i sądzę, że kompletna inkorporacja urzędu radców handlowych do Ministerstwa Spraw Zagranicznych pomoże tylko naszej służbie zagranicznej i uczyni ją, powiedziałbym, bardziej elastyczną i bardziej sprawną. Amalgacja ostateczna tych urzędników z resztą personelu dyplomatycznego placówek z jednej strony, a także nadanie wogóle naszym placówkom, zapomocą odpowiedniego doboru sił, bardziej wydatnych cech ekonomicznych sprawi to, że obecnie coraz bardziej rozwijająca się na tem polu działalność Ministerstwa Spraw Zagranicznych stanie się jeszcze bardziej wydatna.</u>
          <u xml:id="u-9.4" who="#HipolitGliwic">Nie mogę tu pominąć milczeniem, mówiąc o służbie konsularnej, wydania Zbioru Przepisów Konsularnych. Część pierwsza tych przepisów, bardzo gruby tom, już druk opuściła. Dla każdego z tych, komu zdarzało się w ten czy inny sposób stykać z pracą naszych placówek zagranicą, która tanguje ze wszystkiemi prawie częściami naszej administracji ogólnej, jest rzeczą jasną, że bez takiego zbioru niezmiernie trudno jest się połapać w tym labiryncie rozmaitych zarządzeń, z jakimi konsul ma codzień do czynienia.</u>
          <u xml:id="u-9.5" who="#HipolitGliwic">Ministerstwo Spraw Zagranicznych podjęło jeszcze jedną niezmiernie ważną, z mojego punktu widzenia, pracę, mianowicie uporządkowanie materiałów, dotyczących przyjmowania, szkolenia i przechodzenia służby przez urzędników w centrali i na placówkach. Sądzę, że sprowadzi to na właściwe tory niezmiernie ważną, a, niestety, dotąd nieco zaniedbaną sprawę odpowiedniego doboru personelu dyplomatycznego i konsularnego. I, jak w zeszłym roku, pozwalam sobie i teraz dać wyraz nadziei, że stanie się obowiązkowem przechodzenie przez każdego urzędnika służby zagranicznej przedewszystkiem służby konsularnej, jak to już jest obecnie w wielu innych państwach.</u>
          <u xml:id="u-9.6" who="#HipolitGliwic">Nie będę tu mówił o działalności wydawniczej Ministerstwa, podkreślam tylko z wielkiem uznaniem ten fakt, że ostatnio opuścił prasę zbiór mów i enuncjacyj Ministra Spraw Zagranicznych i podkreślam to dlatego, że jest to wydanie prywatne, aczkolwiek dla wszystkich, interesujących się naszą polityką w ostatnich kilku latach, będzie to prawdziwem vademecum.</u>
          <u xml:id="u-9.7" who="#HipolitGliwic">Działalność polityczna Ministerstwa Spraw Zagranicznych znajduje swój wyraz w szeregu pertraktacyj, konferencyj, konwencyj, w udziale w Lidze Narodów, który staje się codziennie niemal znaczniejszym i więcej czasu pochłaniającym, a także w zawieraniu wielu traktatów, układów, umów itp.</u>
          <u xml:id="u-9.8" who="#HipolitGliwic">Tu podkreślić należy, że w pertraktacjach, tak długo prowadzonych z Rzeszą Niemiecką co do traktatu handlowego, nastąpił przełom i daję wyraz nadziei, że w tych dniach ten traktat, przez wszystkich oczekiwany, będzie nareszcie podpisany.</u>
          <u xml:id="u-9.9" who="#HipolitGliwic">Z konferencyj, w których braliśmy udział, podkreślić wypada przedewszystkiem konferencje w Hadze, na których został przyjęty plan Younga. Niestety, ani w konferencjach paryskich, gdzie ten plan Younga był przygotowany, ani w obecnej konferencji londyńskiej, dotyczącej rozbrojenia morskiego, nie braliśmy udziału. W pierwszej dlatego, że nie należymy do tak zwanych państw zapraszających, i dotąd jesteśmy niestety uznawani na terenie międzynarodowym za państwo z ograniczoną sferą zainteresowań, w drugiej dlatego, że nie posiadamy odpowiedniej floty, ergo na tej konferencji do powiedzenia nic nie mamy.</u>
          <u xml:id="u-9.10" who="#HipolitGliwic">W Polsce odbyło się 15 różnych zjazdów międzynarodowych. Warszawa staje się jednem z centrów międzynarodowych, i z roku na rok coraz więcej zjazdów w niej się odbywa. Podkreślić więc należy kongres Fidacu, zjazd międzynarodowego związku miast, międzynarodowy kongres chirurgów, międzynarodową konferencję statystyczną, międzynarodowy kongres prawa lotniczego i t. d.</u>
          <u xml:id="u-9.11" who="#HipolitGliwic">W roku sprawozdawczym podpisaliśmy 27 umów, przyczem na szczególne podkreślenie zasługują: traktaty handlowe podpisane z Łotwą, Chinami i Portugalią, oraz wznowienie z pewnemi zmianami traktatu handlowego z Francją; 4 traktaty koncyliacyjne: z Chile, Rumunią Norwegią i Bułgarią. Ministerstwo, podkreślić to także muszę, zupełnie wyraźnie i zdecydowanie wstąpiło na drogę koncyliacji i arbitrażu w swoich traktatach zagranicznych. Z Niemcami — wysuwam to dlatego, że wszelkie traktaty z Rzeszą są zawsze dla nas wielkiej wagi — podpisano traktat o obrocie drzewnym, o żegludze powietrznej, będziemy wreszcie mieli komunikację aeronautyczną z Berlinem, z Wrocławiem i t. d. — oraz porozumienie o likwidacji przeszłości z dnia 31 października r. ub., które, jak słyszałem, zostały już wczoraj przez Reichstag przyjęte.</u>
          <u xml:id="u-9.12" who="#HipolitGliwic">Zbiorowych umów podpisano 23. Zbiorowe umowy nie należą do tych umów, które możnaby było Państwu w naszem położeniu bardzo mocno zalecać, jednakże wszystkie te umowy, które zostały podpisane, noszą charakter taki, że nasze specjalne interesy są zupełnie zabezpieczone. Z umów tych wymienić należy umowę, którą już ratyfikowaliśmy, umowę, znaną pod nazwą moskiewskiego protokółu Litwinowa z 9 lutego r. ub.</u>
          <u xml:id="u-9.13" who="#HipolitGliwic">Na ogólnej charakterystyce Ministerstwa zatrzymywać się nie będę. Przejdę teraz do budżetu tego Ministerstwa.</u>
          <u xml:id="u-9.14" who="#HipolitGliwic">Budżet Ministerstwa Spraw Zagranicznych jest jednym z mniejszych budżetów naszych i po stronie wydatków figuruje w preliminarzu, przyjętym w Sejmie, suma 52,3 miliona, co stanowi 1,73% całego budżetu wydatkowego. W roku zeszłym stosunek ten był wyższy: budżet przyjęty przez Sejm wynosił 55,4 miliona, czyli stanowił 1,99% całego budżetu. Budżet preliminowany przez Rząd wykazuje 56,4 miliona zł. Jeżeli uwzględnimy takie rzeczy, jak 15% dodatek urzędniczy czyli 375 909 zł. ubezpieczenie pracowników kontraktowych około 200.000 zł, to zauważymy, że podwyżka budżetu tegoroczna (preliminarzy rządowych) stanowi tylko 474.000 zł.</u>
          <u xml:id="u-9.15" who="#HipolitGliwic">Po stronie dochodów figuruje suma, która stale waha się w pewnych nieznacznych granicach i stanowi w tym roku 13.150.000. W roku zeszłym było na tej pozycji i 12 milionów. Jest to suma preliminowana jako wpływy z rozmaitych opłat konsularnych. Aczkolwiek, stosownie do życzenia wyrażonego przez Wysoką Izbę, opłaty konsularne zostały zmniejszone, ogólna ich suma jednakże się zwiększyła ze względu na znaczną ilość wiz, świadectw pochodzenia i temu podobnych dokumentów, które przeszły przez konsulaty, Rozumie się, że pewną część tego zwiększenia trzeba położyć na karb Wystawy w Poznaniu, która zwiększyła ruch obcokrajowców i która do pewnego stopnia mogła spowodować także żywszą wymianę towarów.</u>
          <u xml:id="u-9.16" who="#HipolitGliwic">Jeżeli porównamy preliminarz budżetowy roku bieżącego z jakimś preliminarzem poprzednim, dajmy na to ostatnim przedmajowym z r. 1925, to zauważyć musimy przedewszystkiem, że podział wydatków pomiędzy poszczególne działy budżetu tego jest obecnie daleko racjonalniejszy, niż to było poprzednio. Największy wydatek w każdem Ministerstwie Spraw Zagranicznych to wydatek na placówki, i wydatek ten w każdem ministerstwie spraw zagranicznych świata waha się zwykle w granicach od 50 do 65% całokształtu tych wydatków. W tym roku na ten cel Ministerstwo preliminuje 57,9%, prawie 58%, podczas kiedy w 1925 r. na ten cel preliminowano 43%. Na centralę preliminuje się 8,5%. Wtedy, w 1925 r., było 10,5%. Na fundusze specjalne w tym roku preliminuje się 22,08%, w 1925 r. ta pozycja stanowiła 35,10%, to jest więcej niż 1/3 część całego budżetu.</u>
          <u xml:id="u-9.17" who="#HipolitGliwic">Co jeszcze podkreślić wypada, to wydatne zmniejszenie z roku na rok budżetu nadzwyczajnego tego Ministerstwa, Byłoby to zjawiskiem bardzo pomyślnem, gdyby nie jedna okoliczność, gdyby nie to, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych dotąd gnieździ się w takim gmachu, w jakim zdaje się, żadne z ministerstw u nas się nie mieści, a już napewno żadne z ministerstw spraw zagranicznych świata. Sądzę, że gdy zmienimy strukturę naszego budżetu, to muszą się znaleźć takie sumy pozabudżetowe, żeby tę sprawę własnego przyzwoitego gmachu nareszcie pomyślnie załatwić.</u>
          <u xml:id="u-9.18" who="#HipolitGliwic">Najbardziej zwiększona została pozycja, jak już podkreśliłem, na placówki zagraniczne, co jest rzeczą racjonalną i słuszną ze względu na zwiększenie liczby tych placówek, i ze względu na to, że szereg urzędników otrzymał tam podwyżkę rang i uposażeń. Jeżeli teraz zwrócimy uwagę na to, jaki był ruch w rozwoju tych placówek, to wskażę, że w 1919 r. mieliśmy 15 poselstw i 38 konsulatów, a obecnie posiadamy 4 ambasady — co mojego przyjaciela p. sen. Motza specjalnie interesowało, 28 poselstw i 68 konsulatów. Co się tyczy roku obecnego, to w roku obecnym nie zostanie uruchomiona preliminowana w roku zeszłym placówka w Lizbonie. Pozatem 3 placówki konsularne przy poselstwach zostały wydzielone w samodzielne konsulaty.</u>
          <u xml:id="u-9.19" who="#HipolitGliwic">Na jedną sprawę muszę jeszcze raz zwrócić uwagę p. Ministra Spraw Zagranicznych, mianowicie na konieczność bardziej równomiernego, bardziej celowego i odpowiedniego obsadzania naszych placówek zagranicznych, a także na to, że czas już jest największy, by wakujące dotąd niezmiernie ważne stanowisko dyrektora departamentu politycznego zostało nareszcie obsadzone.</u>
          <u xml:id="u-9.20" who="#HipolitGliwic">Przechodząc do zmian, jakie Sejm wprowadził do budżetu, pozwolę sobie Wysokiemu Senatowi zwrócić uwagę na stronicę 8 mego sprawozdania, gdzie wszystkie te zmiany są wyszczególnione.</u>
          <u xml:id="u-9.21" who="#HipolitGliwic">Smutnemu losowi paragrafów 2, 3, 4 aż do 7 innych części budżetu uległy w Izbie niższej także odnośne paragrafy budżetu Ministerstwa Spraw Zagranicznych. W przemówieniu swojem podczas ogólnej debaty budżetowej pozwoliłem sobie wypowiedzieć swój pogląd co do tych małostkowych, a gdybym był uszczypliwy, to powiedziałbym nawet złośliwych, skreśleń zelantów takiego modus procedendi przy pracy nad budżetem. Osobiście nie mogę zrozumieć tego, z obsesją wprost graniczącego, zamiłowania do grzebania się w detalach, w drobiazgach, w drobnostkach. W nikłym i bardzo wątpliwym stopniu tego rodzaju poprawki polepszają budżet, a wiele szkody samej sprawie przynieść mogą. Żeby nie być gołosłownym, nie mogę nie przytoczyć skreśleń następujących. Skreślono w dziale 1 § 2 Zapomogi — 17.000 zł; skreślono w dziale 2 § 2 Zapomogi — 4.000 zł, wreszcie skreślono, co jest dla mnie absolutnie już niezrozumiałem, 5.000 zł na stypendia.</u>
          <u xml:id="u-9.22" who="#HipolitGliwic">Dla każdego z tych, kto bywa zagranicą, jest rzeczą jasną, że placówki nasze muszą być odpowiednio właśnie funduszem zapomogowym dotowane, bo niema nic straszniejszego, nic okropniejszego, niż znaleźć się na obczyźnie bez żadnych środków. I każdy konsul, każdy szef placówki dyplomatycznej odpowiednie fundusze na tego rodzaju zapomogi mieć musi i mieć powinien. I nie jest rzeczą, przypuszczam, godną Wysokiej Izby, takie skreślenia czynić, albowiem, jeżeli niema ku temu potrzeby, ta suma nie będzie wydana, ale, jeżeli jest konieczna potrzeba, to nie wiem, jak wyglądamy w oczach tych rodaków, którym pomóc nie jesteśmy w stanie.</u>
          <u xml:id="u-9.23" who="#HipolitGliwic">Pozatem, dla mnie osobiście, który tak nastawałem na konieczność odpowiedniego wyszkolenia naszej dyplomacji, jest jeszcze bardziej niezrozumiałem skreślenie drobnej sumy, bo 5.000 zł w dziale 1. § 10, dotyczącym stypendiów. Stypendia nasze, jak wskazywałem w roku zeszłym, są niezmiernie nieliczne i skąpe. W rezultacie tylko ludzie bardzo zamożni, synowie bogatych rodziców, mogą sobie pozwolić na to, żeby poświęcić się służbie dyplomatycznej. I sądzę, że nie jest zadaniem Izb Ustawodawczych utrudniać dostęp do służby zagranicznej ludziom biednym i w ten sposób pozostawić tę służbę, jako wyłączną domenę ludzi zamożnych.</u>
          <u xml:id="u-9.24" who="#HipolitGliwic">Ale powtarzam, jeżeli to są małostkowe skreślenia, to Wysoka Izbo, i przywrócenie tych małych sum byłoby do pewnego stopnia sprawą małostkową, i ani ja, ani sądzę p. Minister, nie będziemy wnosili tu propozycji co do przywrócenia tych pozycyj budżetu.</u>
          <u xml:id="u-9.25" who="#HipolitGliwic">Wnoszę natomiast o restytucję innych skreśleń, które zostały poczynione przez Sejm i czynię to nie tylko od siebie, czynię to w imieniu Komisji Skarbowo-Budżetowej, która się ze sprawozdawcą i z Ministrem Spraw Zagranicznych w tym wypadku najzupełniej zgodziła.</u>
          <u xml:id="u-9.26" who="#HipolitGliwic">W dziale 1 § 3 skreślono 100.000 zł. Są to sumy, dotyczące podróży i przesiedleń. Jest to rubryka, która w Ministerstwie Spraw Zagranicznych dla zupełnie zrozumiałych względów, jest bardzo wysoka i niską być nie może. Jeżeli na chwilę możemy przypuścić, że przez Izby Ustawodawcze przejdzie wniosek, o którym później będę mówił, zniesienia istniejącej już placówki w Capetown, to sądzę, że wydatek na przesiedlenie personelu tej placówki stamtąd będzie z pewnością nie mniejszy niż koszt utrzymania tej placówki i ten wydatek obciąży znowu ten sam paragraf.</u>
          <u xml:id="u-9.27" who="#HipolitGliwic">Pozatem wszyscy Panowie dokładnie zdają sobie sprawę, że obecnie zupełnie zmienił się charakter naszej działalności dyplomatycznej. Działalność ta ujawnia się wszędzie i przejawia się w wielu dziedzinach, w nadmiarze nawet najrozmaitszych konferencyj, zjazdów i t. d. i, jeżeli chcemy, ażeby nasz głos słyszano na terenie zagranicznym, musimy nie tylko markować obojętny udział, ale i czynnie współpracować. To znaczy, że odpowiedni ludzie muszą być obecni na tych wszystkich zjazdach i kongresach. Jeżeli w skażę na niespodziewaną i po części obcą dla M. S. Z. obecną konferencję w Genewie co do rozejmu celnego, której obesłanie wyniesie 40 czy 50.000 złotych, jeżeli zaznaczę, że ta konferencja może się wyrodzić w szereg najrozmaitszych kongresów, to z tego już Wysoka Izba może wnioskować jak trudno w tym dziale ruszyć jakąkolwiek sumę bez dokładnego zbadania wszystkich pro i kontra, wszystkich możliwych i niemożliwych zjazdów, kongresów i t. d.</u>
          <u xml:id="u-9.28" who="#HipolitGliwic">Skreślenie w dziale 3-im 741.897 zł dotyczy projektowanej placówki konsularnej w Sydnej, poselstwa w Kairze, konsulatu generalnego w Capetown oraz różnych wydatków rzeczowo-administracyjnych na ogólną sumę 260.000 zł.</u>
          <u xml:id="u-9.29" who="#HipolitGliwic">Zważywszy, że dominia angielskie coraz więcej sobie samodzielności arogują, że dla Polski na terenie zagranicznym w wielu sprawach możemy mieć poparcie właśnie tych dominjów, byłoby rzeczą wskazaną i pożyteczną pozycję tę zachować, i sądzę, że p. Minister uczyni to w przyszłym roku przy lepszym stanie Skarbu, żeby placówkę konsularną w Australii uruchomić. W tym roku jednak p. Minister rezygnuje z tego.</u>
          <u xml:id="u-9.30" who="#HipolitGliwic">Natomiast jest rzeczą konieczną, aby nie niszczyć dwóch placówek, które już istnieją, mianowicie: nasz konsulat generalny w Capetown i nasze poselstwo w Kairze. Podałem w swojem sprawozdaniu wszystkie argumenty za utrzymaniem konsulatu w Capetown. Ze wszystkich dominjów po Irlandii, Związek Południowo-Afrykański, ze względu na — przypuszczać trzeba — niebrytyjskie pochodzenie głównej masy białej ludności, coraz bardziej się politycznie emancypuje, coraz częściej stara się samodzielnie zabierać głos we wszystkich sprawach międzynarodowych. I jeżeli chcemy, a musimy chcieć tego, przestać być państwem o interesach ograniczonych, to wszędzie i wszystkich sympatyków szukać musimy. Związek Południowo-Afrykański ma już obecnie samodzielne poselstwa w Waszyngtonie, w Hadze i w Rzymie i, przypuszczam, odczuje on jako niesłuszną zupełnie ujmę dla siebie to usunięcie istniejącej placówki polskiego konsulatu generalnego. Prócz tego przemawia przeciw usunięciu wiele względów rzeczowych, które także samo Wysokiej Izbie, jak i mnie są znane. Szukamy — o tem tu szeroko mówiono przy debacie nad budżetem Ministerstwa Pracy — szukamy i znaleźć musimy nowe tereny emigracyjne. Sądzę, że dużo terytoriów i ziem w Południowej Afryce nadawałoby się dla tych celów. Zresztą jest to jedyny konsulat nasz w Centralnej i Południowej Afryce i kierowana już do Angoli nasza emigracja, chociaż to jest sprawa daleka, tutaj pewną opiekę znaleźć może.</u>
          <u xml:id="u-9.31" who="#HipolitGliwic">Pozatem rynek południowo-afrykański jest i będzie na długie bardzo lata rynkiem spożywczym wszystkich artykułów, których obecnie dostarcza mu metropolia, które mu dostarczają w znacznej ilości Niemcy, a któreby bardzo chętnie otrzymywał także i od nas. Kiedy więzy między dominjum a metropolią się rozluźnią, to wyraża się to przedewszystkiem w tem, że dominia coraz mniej chętnie otrzymują prowenanse od swej metropolii. Tu były już próby czynione i jeżeli będziemy się starali wysyłać takie produkty jak np. nasze drzewo, cement, a pozatem nasze tekstylia, to mogą one bezwarunkowo znaleźć tam nabywców.</u>
          <u xml:id="u-9.32" who="#HipolitGliwic">Zupełnie realne, proszę Wysokiej Izby, są nasze interesy w Egipcie, i sądzę, że z każdym rokiem interesy te będą wzrastały. Podałem w drukowanem sprawozdaniu tabelkę, z której widać, że wywóz z Polski do Egiptu w r. 1927 wynosił 1.728.000, a w roku 1929 — 4.637.000 zł. Przywóz z Egiptu do Polski wynosił w r. 1927 — 11.132.000, a w r. 1929 — 17.326 000 zł. Senator Zagleniczny na jednem z posiedzeń Komisji Budżetowej opowiadał nam, że cukier nasz znalazł sobie rynek w Egipcie. Wiemy z drugiej strony, że do Egiptu idą i iść mogą nasze tekstylia, wiemy także, że cement może być tam kierowany, i wiem z osobistego swego doświadczenia, że czynione były bardzo poważne próby, żeby w Egipcie węgiel angielski w pewnej mierze został zastąpiony węglem naszym. W momencie obecnym, kiedy dopiero co przeszła nowa taryfa celna egipska, która podniosła cła na wszystkie prawie wyroby, a której stawki mogą być zniwelowane tylko przez traktaty handlowe i traktowanie stałe z miejscowemi władzami, w takim momencie zwijanie placówki w Kairze, zresztą niedrogo kosztującej, nie jest właściwe. Pozatem również jest wzgląd polityczny, ten mianowicie, że król egipski pozostaje obecnie jedynym poważnym władcą mahometańskim, a ze światem mahometańskim łączyły nas i łączyć powinny bardzo ścisłe węzły. Sądzę, że przez tę Izbę skreślenie tej placówki przejść nie może.</u>
          <u xml:id="u-9.33" who="#HipolitGliwic">Nie będę tutaj mówił o takich drobnych rzeczach, jak skreślenie 260.000 zł z wydatków rzeczowo-administracyjnych. Są to ściśle wyliczone zobowiązania, które Ministerstwo nasze ma z powodu najrozmaitszych opłat na placówkach, czy to komornego, czy rent, czy procentów, czy zaległych odsetków, i w tym dziale ani jeden złoty nie może być skreślony, ponieważ idzie tu o zobowiązania, które Ministerstwo ma i od których nie może się w żadnym razie uchylić.</u>
          <u xml:id="u-9.34" who="#HipolitGliwic">Przechodzę teraz do najważniejszego skreślenia, Wysoka Izbo, do skreślenia funduszu dyspozycyjnego tego Ministerstwa. Sądzę, że długo musielibyśmy szukać w foliach historii parlamentaryzmu faktu analogicznego. U nas ustalił się zwyczaj skreślania budżetów dyspozycyjnych, skreślania tych funduszów w których naruszenie jednego centa, jednego złotego stanowi już zupełnie wyraźnie o braku zaufania do danego ministra. Fundusz dyspozycyjny polega na tem, że nie podlega on żadnej kontroli.</u>
          <u xml:id="u-9.35" who="#komentarz">(Głos: Niestety!)</u>
          <u xml:id="u-9.36" who="#HipolitGliwic">Już ten jego charakter pokazuje nam, że nikt z nas nie może określić, czy suma ta jest w budżecie niska, czy wysoka. Jedyne kryterium, jakie mamy, to jest porównanie tej strony wydatków z wydatkami ogólnemi danego ministerstwa. Jeżeli, jak powiedziałem, u nas stosunek ten spadł z 35% do 22%, to już to świadczy o wielkich trudnościach, związanych z tą dotacją. Minister Skarbu, który ma to w swoich rękach, odpowiednią presję wykonywa, a Minister Spraw Zagranicznych tej presji ulega, Jeżeli weźmiemy budżety dyspozycyjne w innych państwach, to zauważymy, że ten odsetek w wydatkach jest u nas niższy niż gdzie indziej. W budżecie niemieckim stanowi on 31,6%, w czechosłowackim 28,5%, we francuskim 25,2%, wreszcie we włoskim 22,4%, a u nas preliminuje się 22,08%, żeby być ścisłym.</u>
          <u xml:id="u-9.37" who="#HipolitGliwic">I tu już nie dla Wysokiej Izby, która, sądzę, mi wierzy, ale dla tych, którzy będą czytali moje sprawozdanie, pozwoliłem sobie przytoczyć in extenso z budżetu niemieckiego, in extenso. po niemiecku, żeby nie ulegało żadnej wątpliwości, jak odnośne sumy w budżetach naszych sąsiadów wyglądają. Jeżeli do sum, figurujących w funduszu specjalnym, dodamy jeszcze sumy niezmiernie charakterystyczne, preliminowane na opłacanie diet i kosztów podróży nie urzędników, ale tych osób, które dla tych czy innych względów zagranicę się wysyła, w wysokości 5.000 000 marek państwowych, to przekonamy się. że fundusze specjalne naszych sąsiadów wynoszą 19,2 milionów marek, to znaczy ni mniej ni więcej 40 milionów złotych. Mogę tylko pozazdrościć Rzeszy, że budżet ten jest tak dobrze dotowany, i podkreślić przytem, że szereg paragrafów, jak to wskazałem, podlega virement, to znaczy, że minister, który nie wyda na daną pozycję preliminowanej sumy, może ją wydać w innej pozycji tego samego działu, działu funduszów specjalnych.</u>
          <u xml:id="u-9.38" who="#HipolitGliwic">Zadania propagandy, jakie stoją przed nami poza granicami Państwa, są, sądzę, nie mniejsze, niż takie same zadania dla Niemiec. Mojem zdaniem, są one nawet daleko większe, bo o Niemczech wszyscy wiedzą, a Polskę w wielu wypadkach trzeba jeszcze postawić na mapę, i podczas gdy w Niemczech i w Anglii prywatne firmy, prywatne jednostki wydają olbrzymie sumy, te sumy musi u nas zastąpić jedyny, więc skromny i bardzo skąpo uposażony budżet. Myślę, że firma angielska Sunlight wydaje w Ameryce na reklamę swojego mydła dwa razy więcej, niż wynosi ta suma, którą tutaj dajemy p. Ministrowi Spraw Zagranicznych. Nie mogę się przeto dziwić, ale z uznaniem wielkiem podkreślam tu nadzwyczajną lojalność p. Ministra Spraw Zagranicznych w stosunku do Izb Ustawodawczych; nie mówiąc nic o zwiększeniu tego funduszu dyspozycyjnego, nie podlegającego kontroli, prosi on tylko o zwiększenie funduszu propagandowego o 2 miliony, rezygnując w ten sposób z tego 1 miliona skreślonego funduszu dyspozycyjnego, którego nam tu nie podaje. I tuszę sobie, że Wysoki Senat w świadomości tych zadań, które spoczywają na naszem Ministerstwie Spraw Zagranicznych, nie zechce iść w ślad innej Izby i tę sumę w wysokości 2 milionów przywróci.</u>
          <u xml:id="u-9.39" who="#HipolitGliwic">Pozatem wnoszę w imieniu Komisji Skarbowo-Budżetowej Senatu o wprowadzenie następujących zmian w preliminarzu budżetowym, który wyszedł z Sejmu:</u>
          <u xml:id="u-9.40" who="#HipolitGliwic">W dziale 1 § 3 — Podróże służbowe i przesiedlenia — kwotę 700.090 zł zwiększyć o 100.000 zł.</u>
          <u xml:id="u-9.41" who="#HipolitGliwic">W dziale 3 — Urzędy zagraniczne — kwotę 31 906.532 zł zwiększyć o sumę 741.897 zł.</u>
          <u xml:id="u-9.42" who="#HipolitGliwic">W dziale 5 § 11 — Fundusz propagandowy — kwotę 4.260.000 zł zwiększyć o 2.000.000 zł.</u>
          <u xml:id="u-9.43" who="#HipolitGliwic">W wydatkach nadzwyczajnych w dziale 3 § 9 — Budowle — kwotę 1,111.000 zł zwiększyć o 200.000 zł.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-10">
          <u xml:id="u-10.0" who="#JulianSzymański">Głos ma. s. Makarewicz.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-11">
          <u xml:id="u-11.0" who="#JuliuszMakarewicz">Wysoki Senacie! Przy omawianiu budżetu Ministerstwa Spraw Zagranicznych poruszyć wypada sprawę, która, formalnie biorąc, należy do Urzędu Emigracyjnego, a zatem do Ministerstwa Pracy. Sprawa ta formalnie przedstawia się jako sprawa wychodźtwa, jako sprawa badania możności imigracyjnych. Niemniej z istoty swojej sprawa ta, którą chcę poruszyć, wychodzi daleko poza granice formalnie zakreślone. Pragnę mówić o nowym uregulowaniu wychodźtwa polskiego do Stanów Zjednoczonych.</u>
          <u xml:id="u-11.1" who="#JuliuszMakarewicz">Wiadomem jest, że państwo to wielkością swojego terytorium odpowiada całej Europie, a jednak zaludnienie ma stosunkowo niezbyt gęste, gdyż wynoszące około 120 milionów. Istnieją tam wprawdzie wielomilionowe skupienia po miastach i ośrodkach przemysłowych, obok tego jednak ciągną się niezmierzone przestrzenie, pozbawione niemal zupełnie ludności. Wiadomem jest, że oficjalnie Stany Zjednoczone prowadzą politykę niemal prohibicyjną w stosunku do wychodźtwa z pewnych krajów, wiadomo, że istnieje dla wychodźtwa z Polski kwota niezmiernie skromna, 6.524 osób, kwota ta istnieje od roku 1928 niezmiennie. Ponadto jeszcze istnieje pewien skromny kontyngent, a mianowicie kontyngent, obejmujący osoby, związane węzłami krwi czy powinowactwa, z osobami, pozostającemi już w Stanach Zjednoczonych. Kontyngent ten w teorii cyfrowo nieograniczony redukuje się w praktyce do liczby 6.000 osób. Z punktu widzenia zapotrzebowania polskiego pomieszczenia dla kilkuset tysięcy ludzi są to cyfry minimalne.</u>
          <u xml:id="u-11.2" who="#JuliuszMakarewicz">Stany Zjednoczone uchodzą za Mekkę emigranta, chociaż stosunki zarobkowe bardzo się tam zepsuły, chociaż owa sławna oportunity (szansa zrobienia majątku) istnieje dziś właściwie tylko dla ludzi, mówiących po angielsku, znających dokładnie stosunki panujące w Stanach. Pęd do Stanów utrzymuje się jednak ciągle, choć obecnie istnieje przesilenie gospodarcze, dotykające bezrobociem ten właśnie typ człowieka, który odpowiada typowi przeciętnego emigranta. a więc rzesze niekwalifikowanych robotników, mające na sprzedaż tylko własną ciężką pracę. Być może, że parcie fali wychodźtwa w tym kierunku jest niezdrowe, jednak liczyć się trzeba z rzeczywistością. Do rzeczywistości zaliczać należy także zjawisko patologiczne przedostawania się do U. S. A. imigracji nielegalnej tysiącznemi sposobami: majtkowie uciekają w portach amerykańskich z okrętów i więcej na pokład nie wracają, istnieje długa zielona granica między Kanadą a Stanami Zjednoczonemi, przez którą szmugluje się nie tylko alkohol, ale także i ludzi. O innych bardzo licznych sposobach nielegalnej imigracji nie mam zamiaru tutaj mówić, gdyż nie chcę pouczać, jaką drogą można się dostać do Stanów Zjednoczonych.</u>
          <u xml:id="u-11.3" who="#komentarz">(Wesołość.)</u>
          <u xml:id="u-11.4" who="#JuliuszMakarewicz">Projektuje się obecnie w Stanach Zjednoczonych surowe kary za niedozwoloną imigrację. O ileby taka ustawa zaczęła obowiązywać, to zgóry można powiedzieć, że ilość immigrant ów, dostających się nielegalnie, którą oblicza się obecnie na milion ludności rocznie, wzrośnie w dwójnasób. Doświadczenia z alkoholiczną prohibicją są w tej mierze niezmiernie pouczające. Ustawowy zakaz wytwarza zakazany owoc i zaostrza apetyty.</u>
          <u xml:id="u-11.5" who="#JuliuszMakarewicz">Dla Stanów Zjednoczonych wskazana jest inna polityka w stosunku do problemów immigracji: nie zamykać się chińskim murem zakazów, lecz uregulować immigrację i skierować falę w odpowiednie łożysko. W tych samych Stanach Zjednoczonych, tak niechętnie usposobionych dla nowych przybyszów, istnieje polityka kolonizacyj na, tęsknie wyglądająca nowych sił, któreby chciały się zająć uprawą roli, ogrodnictwem, czy warzywnictwem na wielkich przestrzeniach, leżących odłogiem. Zupełnie jest widoczne, że w Stanach Zjednoczonych walczą ze sobą dwa prądy. Jeden, który przedstawiają zawodowe związki, robotnicze, obawiające się obniżenia poziomu zarobków, a zarazem obniżenia niezwykle wysokiej stopy życiowej człowieka pracującego, obawiające się przeto nowych przybyszów, którzy są gotowi pracować za pół wynagrodzenia pracownika amerykańskiego. Drugi prąd jest reprezentowany przez obywateli Stanów zachodnich, mało uprzemysłowionych, skazanych na tworzenie warsztatów pracy na ziemi, pragnących zatem posiadać jak najwięcej rąk ludzkich dla celów kulturalnego podniesienia. Niejednokrotnie słyszeć można w Stanach opinię, że problem immigracji nie jest postawiony naukowo jako problem całego państwa, a polityka immigracyjna jest wynikową gry partyjnej i zwycięstwa wpływów Stanów wschodnich, a w ich obrębie ludności robotniczej.</u>
          <u xml:id="u-11.6" who="#JuliuszMakarewicz">Dwa wspomniane prądy pozostają ze sobą w oczywistej sprzeczności i wytwarzają walkę i kotłowanie w tej wielkiej ludzkiej retorcie. W wielkich przemysłowych środowiskach jest przeludnienie i bezrobocie, na wsi zaś brak ludzi i brak rąk do pracy. W stanach zachodnich, jak Minnesota, Colorado itp. istnieją wielkie państwowe biura immigracji, publikujące dzieła, dotyczące stosunków danego stanu, a wszystko to w celach propagandy, w celu ściągnięcia nowych ludzi. Mam tu w ręku książkę, niedawno wydaną, z 1926 r., książkę, która niezmiernie dokładnie opracowuje stosunki Stanu Colorado. Książka ta jest oficjalną publikacją. Wydał ją państwowy urząd immigracji. Tak, jak my mamy Urząd Emigracyjny, tak tam jest urząd immigracji. Na czele tego urzędu stoi sam governor, a zatem prezydent Stanu Colorado. Cała książka, obejmująca nadzwyczaj dokładne zestawienia, tabele i t. d., poświęcona jest jedynie tylko problemowi kolonizacji stanu Colorado. Tego rodzaju publikacje można spotkać w szeregu Stanów sąsiadujących.</u>
          <u xml:id="u-11.7" who="#JuliuszMakarewicz">Nowi ludzie do tych Stanów nie przybywają, bo mieszkańcy miast, jak uczy doświadczenie, wolą na rolę nie wracać, wolą czekać wśród nędzy na szanse jakiegoś zarobku. Ludność rolna Stanów wschodnich, a zatem od Atlantyku ku Zachodowi, niechętnie przenosi się na Zachód, woli raczej przenieść się do miast i do przemysłu. Dla Stanów zachodnich typ ludzi, ja kim dysponuje nasze wychodźtwo, byłby niewątpliwie bardzo pożądany. Narazie nikt w obrębie Stanów falą przybyszów europejskich nie kieruje. Fala ta zatrzymuje się w stanie nowojorskim, Massachussetts, Pensylwanii, przechodzi nieco na zachód do Ohio, Michigan i Ilinois, i na tem się kończy, a zatem w połowie Stanów Zjednoczonych, dalej na zachód już nie dochodzi.</u>
          <u xml:id="u-11.8" who="#JuliuszMakarewicz">Uważam, że w interesie obu stron leżałoby, ażeby stan obecny poddać rewizji. Immigracja nielegalna nie ustanie mimo wszelkie środki ostrożności. Zakazy spowodują tylko podrożenie sposobów dostania się na miejsce, spowodują dalej rzecz bardzo niedobrą — ukrywanie się immigrantów w społecznych podziemiach tak, jak dzisiaj w fizycznych podziemiach ukrywa się alkohol. Z natury rzeczy nastąpi dalsze przeludnienie miast amerykańskich, gdyż wychodźca nielegalny łatwiej zginie w ludzkiem mrowisku, niż na wsi, gdzie wszyscy jego indywidualnością się zajmują. Rozległe przestrzenie Stanów zachodnich nadal będą świecić pustkami.</u>
          <u xml:id="u-11.9" who="#JuliuszMakarewicz">Uważam, że tu zaczyna się rola naszego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Nie sądzę, żeby to można było uważać za mieszanie się w sprawy obcego państwa, gdy się zwróci uwagę na obopólny interes w załatwieniu tego problemu. Koniecznością jest ująć falę polskiego wychodźtwa w pewien kanał, w pewne koryto, nad którem kontrolę wykonywać będą oba państwa. Polski wychodźca, z zawodu rolnik, który otrzyma ziemię za 1/10 część ceny polskiej, a znajdzie się daleko od środowisk przemysłowych, które mogłyby go pociągnąć wysokiemi zarobkami, pozostanie napewno całe życie pracowitym farmerem i podniesie kulturę rolną i dobrobyt zaniedbanych dotychczas Stanów.</u>
          <u xml:id="u-11.10" who="#JuliuszMakarewicz">Sprawa ta ma dla Stanów Zjednoczonych nie tylko interes materialny. ale także moralny. Obecna sytuacja przestępczości — Panowie wybaczą, że przejdę do swojej specjalności, mimowoli to się zawsze nasuwa — obecna sytuacja przestępczości w Stanach Zjednoczonych, tak niezmiernie groźna dla tego wielkiego państwa, jest w znacznej części następstwem nielegalnej immigracyj i kupienia się nielegalnych przybyszów po wielkich miastach. Jest rzeczą notoryczną, że najniebezpieczniejsze zjawiska z tej dziedziny spotykamy w Chicago, gdzie włoskie szumowiny zorganizowały się na dobrze sobie znany sposób sycylijskiej mafii formę organizacyj mafii przeniosły do Ameryki. Nielegalny wychodźca rozpoczyna swe życie w nowej ojczyźnie od popełnienia bezprawia, bo od wejścia bez zezwolenia, na samym wstępie uczy się łamania prawa i przekonywa się o bezsilności władzy. Pozbawiony legalnej opieki, z której korzystać nie może, oddaje się w opiekę potężnym związkom zawodowym przestępców. Z tych objęć nie wydobędzie się nigdy. Zapobiec temu można nie przez zamykanie granic państwa, zupełnie nieskuteczne, lecz przez zaopiekowanie się wychodźcą i skierowanie go do odpowiedniego miejsca pracy.</u>
          <u xml:id="u-11.11" who="#JuliuszMakarewicz">Interes Państwa Polskiego w sprawie tej sięga dalej, niżby to na pierwszy rzut oka wydawać się mogło. Jasnem jest, że Państwo Polskie ma obowiązek opiekowania się obywatelami, znajdującymi się zagranicą. Jasnem jest również, że Państwo musi szczególną opieką otaczać wychodźców, którzy w regule należą do najsłabszych klas społecznych. Z tych względów Państwo Polskie utworzyło Urząd Emigracyjny, dostarczyło nawet funduszów dla badania terenów immigracyjnych. O ile jednak chodzi o Stany Zjednoczone, to poza ogólnopaństwowemi obowiązkami opieki nad wychodźtwem istnieje jeszcze inne zadanie, zadanie podtrzymania tradycyjnych związków przyjaźni ze Stanami Zjednoczonemu przyjaźni, datującej się od czasów Kościuszki i Pułaskiego.</u>
          <u xml:id="u-11.12" who="#komentarz">(Brawa.)</u>
          <u xml:id="u-11.13" who="#JuliuszMakarewicz">Stany Zjednoczone są społeczeństwem naprawdę demokratycznem w tem rozumieniu, że najwybitniejsze jednostki społeczeństwa tego nie prowadzą, lecz są raczej wyrazicielami popularnych myśli, wytwarzających się w prasie i na ludowych zgromadzeniach. Kto chcę zyskać przyjaźń U. S. A., ten musi umieć zdobyć dla siebie sympatię szerokich mas. Nie w gabinetach dyplomatów, lecz na łamach prasy i w salach zebrań politycznych można kuć łańcuch politycznych sympatii ze Stanami Zjednoczonemi. Wiedzą o tem Niemcy, którzy potrafili w przeciągu 10 lat od wielkiej wojny nie tylko odrobić swoją złą reputację, jako sprawców wielkiego dziejowego kataklizmu, ale potrafili też dla siebie pozyskać opinię publiczną U. S. A., jako dla ludzi pracy i talentu Równocześnie zjawiła się opinia niekorzystna dla Polski, jako państwa o niskiej kulturze, o militarnej agresywności, o podejrzanych stosunkach ekonomicznych i o niepewnej przyszłości. Jeżeli Polska nie może otrzymać kredytu zagranicznego, szczególnie w U. S. A., to w znacznej mierze ma to do zawdzięczenia tej propagandzie.</u>
          <u xml:id="u-11.14" who="#JuliuszMakarewicz">Rezultat ten osiągnęli nasi nieprzyjaciele zapomocą swojej emigracji, która choć często już mówi językiem ojczystym błędnie, lub nie mówi nim wcale, zachowuje jednak w głębi duszy sentyment dla swej europejskiej ojczyzny. Liczne pisma codzienne i tygodniki, opanowane przez pewnych amerykańskich obywateli, prowadzą świadomą celu akcję przeciwko Państwu Polskiemu i jego interesom, pozyskują szerokie masy czytelników. Nasza emigracja, mówiąca jeszcze po polsku, stosunkowo dość liczna, przeciwstawiać tej propagandzie może tylko dzienniki własne po polsku redagowane, oczywiście bez wpływu na masy anglo-amerykańskie. Jeżeli Państwo Polskie pragnie liczebnie wzmocnić wychodźtwo do Stanów Zjednoczonych, to jedynie tylko z tą myślą, ażeby, wytwarzając wielką ilość lojalnych obywateli federacji północno-amerykańskiej polskiego pochodzenia, móc liczyć na ich sympatię dla starego kraju.</u>
          <u xml:id="u-11.15" who="#JuliuszMakarewicz">Mówi się o wynaradawianiu się wychodźtwa. Wynarodowienie to grozi wszędzie, mniej więcej w tej samej mierze. Stany Zjednoczone niewątpliwie w ostatnich czasach prowadzą świadomą celu politykę wytwarzania standardowego typu obywatela tak, jak przemysł amerykański operuje standardowym typem wytworów. Niewątpliwie do cech owego typu Amerykanina należy posiadanie języka angielskiego w słowie i piśmie kto go nie posiada, ten, według konstytucji wielu Stanów, pozbawiony jest prawa wyborczego. Niewątpliwem jest, że w interesie wychodźcy leży uzyskanie jak najprędzej cech stuprocentowego Amerykanina. Jasnem jest, że dzieje się to kosztem narodowej przynależności. Jeżeli czteromilionowa masa polskiej emigracji utrzymuje się ciągle w tej samej liczebnej sile, a nadto, jeżeli na 120 mil jonów ludności Stanów 40 milionów przyznaje się do 40 rozmaitych narodowości, to nie znaczy, żeby nie było procesu asymilizacji i amerykanizacji, znaczy to tylko, że ciągły dopływ z Europy równoważy ciągłe straty w narodowym stanie posiadania. Żadne starania europejskie procesu tego nie wstrzymają, a w interesie społeczeństw europejskich Leżeć musi tylko, by wychodźca albo jego syn, przestając mówić językiem ojczystym, nie zatracał sentymentu dla dawnej ojczyzny, leżeć musi, ażeby ten Amerykanin polskiego pochodzenia pamiętał o dawnej ojczyźnie, ażeby się jej nie wstydził, a przeciwnie, gdzie może, sympatiom swoim dawał wyraz.</u>
          <u xml:id="u-11.16" who="#JuliuszMakarewicz">Dlatego nie jest obojętnem, ilu Polaków w drodze legalnej dostanie się do U. S. A. Państwu Polskiemu zależeć musi na tem, ażeby to się działo w drodze legalnej, gdyż jednostka wykolejona i zbrodnicza, produkt immigracji nielegalnej, przynosi imieniu polskiemu hańbę, a stosunkom międzypaństwowym szkodę. Istnienie takich typów — to propaganda wprost negatywna. Co znaczy dla polskiego imienia niski poziom etyczny polskiego emigranta, tego dowodem wzbogacenie francuskiego słownictwa zwrotem: bandits polonais, wskutek tego, że polscy obywatele, niezawsze polskiego pochodzenia, dokonali w ostatnich czasach kilku rabunków we Francji. Jest to popularyzowanie imienia polskiego, oczywiście bardzo niepożądane. Tego rodzaju popularyzowania w Stanach Zjednoczonych nie pragniemy.</u>
          <u xml:id="u-11.17" who="#komentarz">(Głos na ławach żydowskich: A jakiego pochodzenia byli ci obywatele. Panie Senatorze?)</u>
          <u xml:id="u-11.18" who="#JuliuszMakarewicz">Przepraszam bardzo, ale odpowiedzi na to pytanie proszę szukać w dziennikach, ja nie jestem obowiązany do wyjaśnień.</u>
          <u xml:id="u-11.19" who="#JuliuszMakarewicz">Czy Państwu Polskiemu musi zależeć na wychodźtwie do Starów i na dobrej tam opinii? Trzeba być politycznym krótkowidzem, by nie zdawać sobie sprawy z tego, że U. S. A. są dopiero u progu swej politycznej potęgi, zaczynają dopiero odgrywać rolę historyczną. Mimo przesileń wewnętrznych, które są nieuniknione ze względu na niedostosowanie struktury państwowej do przerostu życia gospodarczego, przed państwem tem otwierają się bardzo szerokie horyzonty na terenie międzynarodowym. W państwie tem tkwić choć w małej części korzeniami sympatii i interesów — to wielka rzecz.</u>
          <u xml:id="u-11.20" who="#JuliuszMakarewicz">Sprawa ustalenia szczegółów osadnictwa w Colorado, Minnesota, Nevada i t. p. należy do pertraktacji dyplomatycznych. Mam przekonanie, że rząd Stanów Zjednoczonych, odznaczający się niezwykłem poczuciem rzeczywistości, zrozumie odrazu obopólny interes i znajdzie sposoby rozwiązania problemu, któreby, nie naruszając zasadniczych linij polityki immigracyjnej, już ustalonych, potrafiły zrealizować życzenia społeczeństwa polskiego.</u>
          <u xml:id="u-11.21" who="#JuliuszMakarewicz">Wobec tego pozwalam sobie postawić rezolucję. „Senat wzywa Rząd do nawiązania pertraktacyj z rządem Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej celem uzyskania dla ludności rolnej ułatwień w osiedlaniu się w zachodnich Stanach tegoż państwa”.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-12">
          <u xml:id="u-12.0" who="#JulianSzymański">Głos ma s. Kozicki.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-13">
          <u xml:id="u-13.0" who="#StanisławKozicki">Wysoka Izbo! Jeśli pozwolę sobie skorzystać ze zwyczajowego prawa poruszania przy okazji dyskusji nad budżetem spraw zagranicznych, spraw nie związanych ściśle z cyframi budżetu, ale spraw natury politycznej, to dla dwóch powodów: 1) dlatego, że w świecie międzynarodowym dzieją się rzeczy wielkiej wagi, po 2) dlatego, że do polityki Ministerstwa Spraw Zagranicznych jesteśmy usposobieni krytycznie.</u>
          <u xml:id="u-13.1" who="#StanisławKozicki">Brak czasu i gruntowna dyskusja w tej sprawie w Komisjach Zagranicznych Sejmu i Senatu i na plenum Sejmu zmusza mnie do poruszenia tylko rzeczy istotnych. Chciałem tylko zwrócić uwagę na to, co, mojem zdaniem, stanowi istotę sytuacji międzynarodowej i co stanowić powinno istotę polskiej polityki zagranicznej.</u>
          <u xml:id="u-13.2" who="#StanisławKozicki">Jeżeli chcę się scharakteryzować obecny moment dziejowy, to sądzę, że nie jest się dalekim od prawdy, jeżeli się mówi, że jest to moment, kiedy państwa zwyciężone w wielkiej wojnie pracują nad tem, aby przygotować się do zniweczenia następstw zwycięstwa. Zresztą nic dziwnego, odkąd istnieje ludzkość i historia, tak zawsze było, że państwa, które klęskę w wojnie poniosły, za swój pierwszy obowiązek uważały wyniki tej klęski zniweczyć. W tych dążeniach oczywiście na pierwszym planie stoi państwo, które miało największy interes w wygraniu wojny, które poniosło największą klęskę przez przegranie wojny i które przez swoją liczebność, przez zalety swej ludności, przez swoje tradycje jest powołane do tego, aby historyczną rolę w dziejach ludzkości odegrać, to znaczy Niemcy. Mojem zdaniem, na czoło wszystkich zagadnień politycznych doby obecnej wysuwa się dążenie Niemiec do tego, co się nazywa popularnie obaleniem traktatu wersalskiego. Tak być musiało i tak jest.</u>
          <u xml:id="u-13.3" who="#StanisławKozicki">Mówią to przedewszystkiem sami Niemcy. Przytoczyć przykładów możnaby wiele, nie będę ich szukał w dalekiej przeszłości, ale w ostatnich dniach, w ostatnich godzinach nieledwie. W dyskusji nad ratyfikacją planu Younga i w dyskusji nad ratyfikacją umowy z Polską, jaka się odbyła w parlamencie Rzeszy, wszyscy, literalnie wszyscy mówcy parlamentu niemieckiego, począwszy od przedstawicieli rządu, skończywszy na przedstawicielach socjalnej demokracji, powiedzieli, że Niemcy nie mogą uznać wojny za zlikwidowaną, póki nie jest załatwiona sprawa rewizji granicy polsko-niemieckiej. Parę dni temu ks. prałat Ulitzka, przedstawiciel centrum niemieckiego, jasno to powiedział: Niemcy nie uznają wojny za zlikwidowaną, póki nieznośny, niemożliwy stan na Wschodzie nie będzie zmieniony.</u>
          <u xml:id="u-13.4" who="#StanisławKozicki">To jest, zdaniem mojem, rzeczywistość, i to jest podstawa całej polityki niemieckiej. Ale tam nie tylko się o tem mówi, lecz i wszystko się robi, ażeby do tego rezultatu doprowadzić. Prowadzi się propagandę w całym świecie, która uzyskała już dzisiaj ten rezultat, że nasze stare polskie Pomorze dziś nawet nasi przyjaciele, a nawet czasem my sami nazywamy bezsensownym „korytarzem”, co nasuwa pojęcie, że to jest coś sztucznego, coś nienaturalnego, co powinno być zniesione.</u>
          <u xml:id="u-13.5" who="#StanisławKozicki">Następnie na terenie Ligi Narodów przygotowuje się takie zmiany w statucie Ligi, żeby posłużyły celowi pokojowej rewizji traktatu wersalskiego. Pamięta się o tych artykułach, jak art. 19, które mają posłużyć za narzędzie do tego celu, a pomija się, przemilcza się te artykuły, które świadczą, że przecież Liga Narodów nie po to została powołana, aby rewidować traktaty, ale po to, aby w myśl intencji swojego twórcy prezydenta Wilsona pilnować nowych sprawiedliwszych granic, przez traktaty ustanowionych. A prócz tego używa się sprawy mniejszości narodowych, jak używało się w XVIII wieku sprawy dysydentów, na to, aby uzyskać możność ingerencji w wewnętrzne sprawy Polski.</u>
          <u xml:id="u-13.6" who="#StanisławKozicki">Tutaj pozwolę sobie w związku z dyskusją wczorajszą powiedzieć w nawiasach. Chociaż jestem przedstawicielem najbardziej, jak ktoś może powiedzieć, szowinistycznego stronnictwa w tej Wysokiej Izbie, jednakże uważam, że Polska nie ma najmniejszego interesu ani potrzeby wrogo się odnosić do swoich obywateli narodowości niemieckiej. Oceniamy bardzo dobrze pracowitość narodu niemieckiego, jego lojalne usposobienie w stosunku do władz państwowych i wszelkie inne jego zalety i nie mamy żadnego interesu przeciw tym Niemcom, którzy w Polsce mieszkają, występować i wyjątkowych praw stosować. Nic to nam nie przeszkadza, jeśli używają swojego języka i korzystają ze wszystkich uprawnień obywatelskich, ale kość niezgody między nas i naszych współobywateli niemieckich rzuca dążenie Niemiec do rewizji granic Polski i używanie mniejszości niemieckiej w Polsce do tego, aby sobie osiągnięcie tego celu ułatwić. Ale kiedy dochodzi do tego momentu, to musimy powiedzieć: nie! Takie przemówienie, jakie słyszeliśmy wczoraj z tej trybuny, bez przytoczenia faktów dowodzących, że w Polsce Niemcom dzieje się krzywda, ale zawierające tylko ogólnikowe oskarżenia, takie przemówienie — ja nie chcę insynuować mówcy specjalnego zamiaru — takie przemówienie później jest wyzyskiwane na to, aby powiedzieć, że w Polsce dzieje się krzywda t. zw. niemieckiej mniejszości narodowej. Zamykam nawias.</u>
          <u xml:id="u-13.7" who="#StanisławKozicki">Polityka niemiecka zmierza do tego, ażeby sobie ułatwić przyszłą rewizję postanowień terytorialnych traktatu wersalskiego, prąd pokojowy, jaki istnieje dziś w świecie, usiłowania zabezpieczenia pokoju przez gwarancje międzynarodowe Niemcy uważają za narzędzie, za podstawę do tego, aby w tej atmosferze pacyfikacji rozbroić swych przeciwników i w tej atmosferze pacyfikacji wytworzyć sobie grunt podatny do tego, ażeby kiedyś postawić t. zw. sprawę pokojowej rewizji granicy polsko-niemieckiej.</u>
          <u xml:id="u-13.8" who="#StanisławKozicki">Tak samo traktaty locareńskie i porozumienie z Francją, które we Francji jest zrozumiane jako zakończenie wojny, jako likwidacja sporów międzynarodowych, w Niemczech są rozumiane zgoła inaczej. W Niemczech porozumienie z Francją jest rozumiane w ten sposób, że należy tymczasem porozumieć się na Zachodzie, aby zyskać wolną rękę na Wschodzie, że należy zagwarantować granicę francuską na to, ażeby mieć wolność poddania rewizji granicy polsko-niemieckiej.</u>
          <u xml:id="u-13.9" who="#StanisławKozicki">Te przykłady wystarczą, aby uzasadnić moją tezę, że głównym momentem dzisiejszej międzynarodowej polityki zagranicznej i głównym niebezpieczeństwem dla pokoju europejskiego i światowego są powyżej scharakteryzowane dążenia państwa Niemieckiego do wyrównania podstaw terytorialnych, ustanowionych przez traktat wersalski. Ten fakt bardzo blisko obchodzi Polskę i politykę polską, bo te dążenia godzą przedewszystkiem w naszą całość terytorialną.</u>
          <u xml:id="u-13.10" who="#StanisławKozicki">Powtórzę jeszcze raz, co powiedziałem. Nie jestem wrogiem Niemców, ani zwolennikiem polityki nienawiści w stosunku do nich. Bardzo pragnąłbym, żebyśmy z narodem niemieckim, który w ciągu dziejów wykazał wiele zalet i tyle dla cywilizacji zrobił, mogli żyć w dobrych sąsiedzkich i przyjacielskich stosunkach. Jednak historia tak się złożyła, wytworzyły się takie stosunki, że my na żadne kompromisy dla osiągnięcia tych dobrych stosunków sąsiedzkich pójść nie możemy. Niemcy domagają się rewizji granicy polsko-niemieckiej w tym duchu i w tych rozmiarach, w jakich domagali się przed r. 1772. Przecież pamiętamy dobrze, że pierwszy rozbiór Polski, to nie było nic innego jak pokojowa rewizja granicy polsko-niemieckiej. Na hańbę narodu polskiego zostało to dokonane pokojowo, delegacja przez Sejm polski wybrana na drodze pokojowej zatwierdziła pierwszy rozbiór Polski, a Niemcy przy tym rozbiorze otrzymali nasze obecne Pomorze, to, czego żądają dziś. Wiemy, że po pierwszym rozbiorze przyszły rozbiory następne, bo miały przyjść, bo jeżeli Polska utraciła Pomorze, to musiała w następstwie z przyczyn historycznych i geograficznych utracić byt niepodległy.</u>
          <u xml:id="u-13.11" who="#StanisławKozicki">I dlatego dziś, choćbyśmy całemu światu mieli ułatwić pokojowe współżycie, my na tym punkcie żadnego kompromisu zawrzeć nie możemy bobyśmy wykreślili Państwo Polskie z pośród państw tego świata.</u>
          <u xml:id="u-13.12" who="#komentarz">(Głosy: Słusznie.)</u>
          <u xml:id="u-13.13" who="#StanisławKozicki">I dlatego jeśli Niemcy w swojej akcji wewnętrznej, w swojej prasie, w swoich szkołach, przez podręczniki szkolne, przez atlasy geograficzne uczą młode pokolenie, że Polska musi oddać Pomorze i Górny Śląsk, to, mojem zdaniem, przygotowują wojnę, bo takich rzeczy bezkarnie się w naród nie wpaja. Jeżeli naród uważa to za swoje istotne zadanie, a z drugiej strony istnieje naród, który kompromisu zawrzeć nie może, to takie rzeczy, jak wiemy, z historii, rozstrzygają się tylko na polu walki.</u>
          <u xml:id="u-13.14" who="#StanisławKozicki">I dlatego wskazaniem dla polskiej polityki zagranicznej być musi, że cały system tej polityki w dobie obecnej powinien być przystosowany do powyżej wskazanych faktów, Z tych faktów muszą płynąć wskazania dla całej polskiej polityki państwowej, muszą płynąć wskazania dla polityki wewnętrznej. To nie wchodzi w zakres tych rozważań, ale powiem, że naród polski musi dążyć do konsolidacji politycznej wewnętrznej, że naród polski musi dążyć do gospodarczego rozwoju i musi posiadać siły fizyczne do obrony swego terytorium. Mogę tu natomiast mówić o następstwach na terenie polskiej polityki zagranicznej. Pierwszą koniecznością jest to, żeśmy powinni wyraźnie światu powiedzieć, iż w tej dziedzinie, o której była mowa, niema kompromisu między Polską a Niemcami. Trzeba stwierdzić, że dziś, niestety, tej świadomości w świecie międzynarodowym niema. Fałszywą jest — sądzę — polityka Ministerstwa Spraw Zagranicznych, gdy się tak zachowuje, jakby to zagadnienie nie istniało. To jest zagadnienie, które jest nam narzucone, i naszym obowiązkiem wobec przyjaciół i wobec nieprzyjaciół jest powiedzieć, że kto chcę — wszystko jedno jaką drogą, wojny czy pokoju — zmienić granice Polski, ten prowadzi prostą drogą do wojny.</u>
          <u xml:id="u-13.15" who="#StanisławKozicki">Po drugie sądzę, że zadaniem naszej polityki być musi, ażeby przestał istnieć — szukam wyrażenia łagodnego — skandal polityczny, najwyższa nieprzyzwoitość w stosunkach międzynarodowych, że państwo, z którem się jest w normalnych stosunkach, którego poseł jest w Warszawie, z którem prowadzi się rokowania, publicznie, jawnie, w urzędowych oświadczeniach swoich przedstawicieli mówi o zmianie granic terytorium Polski, Tego robić nie wolno i sądzę, że są sposoby na to, ażeby temu przeszkodzić. Wcale tu nie zamierzam proponować ani ultimatum, ani odwołania posła polskiego w Berlinie, ale sądzę, że można powiedzieć przedstawicielom obcego mocarstwa: pierwszym warunkiem naszej rozmowy jest to, aby przedstawiciele rządu niemieckiego publicznie przestali mówić o zmianie granic Polski, a jeśli to czynią, to popełniają nieprzyzwoitość. Wyobrażam sobie, że gdyby tu wszedł ktoś na trybunę i zaczął dowodzić, że traktat wersalski nie zadowala Polaków, że przecież w Prusach Książęcych całe południe jest zamieszkane przez Polaków, że przecież na Warmii są Polacy, że przecież naturalną koniecznością Państwa Polskiego byłoby oparcie się o morze od Kłajpedy do Żarnowca, że przecież cały „Hinterland” polski dąży przez Królewiec do morza, że dużo sprawiedliwszą rzeczą jest, ażeby ucierpiały 2 miliony Niemców, niż 30 milionowy naród polski. — wyobrażam sobie, gdyby ktoś wyszedł na tę trybunę i zaczął w ten sposób wykładać nasze aspiracje, coby nam powiedziano po tamtej stronie granicy? Tymczasem w stosunku do nas wszystko to się odbywa.</u>
          <u xml:id="u-13.16" who="#StanisławKozicki">Dalej sądzę, że nie wystarczy dążenie do zabezpieczenia naszych granic i całości naszego terytorium, wyrażające się w szukaniu gwarancji międzynarodowych i popieraniu wszystkich dążeń do tego, ażeby się gromadziło jak najwięcej dokumentów, gwarantujących pokój. Polska musi być tam wszędzie obecna. My nie tylko mówimy, że chcemy pokoju, ale i chcemy wszyscy pokoju, chcemy pokoju istotnego dlatego, że nasze Państwo ma tyle wewnątrz do zrobienia, że musi mieć długi okres pokoju. Ale musimy sobie zdawać sprawę, że w stosunkach ludzkich w roku pańskim 1919 nic się zasadniczo nic zmieniło. Ludzie rządzą się temi samemi namiętnościami, rządzą się temi samemi pobudkami, jakimi rządzili się zawsze. Jedyną realną gwarancją całości i niezawisłości każdego państwa od początku świata, a sądzę osobiście, że i do końca świata będzie to, żeby to państwo posiadało siłę i było związane sojuszami z tymi, którzy są silni i mają podobne interesy. Uważam, że powinniśmy być w Genewie i podpisywać pakt Kelloga i popierać inne, jakieby się tylko zjawiły tego rodzaju usiłowania; to jednak nie powinno nas zwalniać od myślenia i zabezpieczenia swej niezawisłości inną drogą.</u>
          <u xml:id="u-13.17" who="#StanisławKozicki">P. Minister Zaleski w Komisji Spraw Zagranicznych Senatu powiedział, że powinniśmy się wzorować na przykładzie Francji, która prowadzi politykę pokojową, ale jednocześnie uchwala 3 miliardy franków na fortyfikację granicy.</u>
          <u xml:id="u-13.18" who="#komentarz">(S. Gliwic: I nie powinno się skreślać funduszu dyspozycyjnego Ministra Spraw Wojskowych i Ministra Spraw Zagranicznych.)</u>
          <u xml:id="u-13.19" who="#StanisławKozicki">Jest to rzecz słuszna i ważna, tylko dopóki nie zobaczę w budżecie Ministerstwa Spraw Wojskowych funduszów na fortyfikację granicy zachodniej, dopóty to, co powiedział p. Zaleski, jest jego prywatną opinią, a nie oświadczeniem Rządu Polskiego.</u>
          <u xml:id="u-13.20" who="#StanisławKozicki">Postępowanie w duchu tego wskazania nakazuje nam pielęgnowanie naszych sojuszów, nakazuje nam współdziałanie z temi państwami, które są tak jak my zainteresowane w utrzymaniu porządku rzeczy wprowadzonego przez zwycięstwo. Należy przypuszczać, że te same czynniki które zmusiły szereg państw wbrew ich woli nawet do wzięcia udziału w wielkiej wojnie w chwili, gdy groziła hegemonia Niemiec nad światem, w razie, gdyby to niebezpieczeństwo znowu zjawiło się, te same państwa musiałyby zająć takie same stanowisko. To doświadczenie wojenne wskazuje, gdzie polityka polska winna szukać sojuszów, oparć i współdziałania. Jest wielkim błędem, jeżeli polityka nasza o tem zapomina. Nie będę tu wchodził w szczegóły, dla każdego jest jasnem, że nasz sojusz z państwami Europy Środkowo-Wschodniej i nasz sojusz z Francją, to są podstawy w tej organizacji politycznej świata powojennego.</u>
          <u xml:id="u-13.21" who="#StanisławKozicki">Ale, proszę Panów, jeżeli się mówi o sojuszach, to nie tylko trzeba myśleć o tem, jak inni tych sojuszów dochowują i jak się na nie zapatrują, ale trzeba pamiętać o tem, że siła i trwałość sojuszów zależy przedewszystkiem od nas samych. Powinniśmy myśleć o tem, jak ze swoich obowiązków sojuszniczych się wywiązać i przede wszystkiem w stosunku do Francji powinniśmy nie tylko żywić życzliwe uczucia, nie tylko dbać o to, aby nasze siły wojskowe odpowiadały potrzebom porozumienia politycznego, ale mamy też obowiązek mówić politykom francuskim prawdę. My tu na Wschodzie jesteśmy postawieni w takich warunkach, że widzimy wiele rzeczy, których tam z odległości się nie widzi. My przedewszystkiem widzimy to powszechne dążenie Niemiec do poddania rewizji granicy polsko-niemieckiej, my widzimy, że psychologia i charakter Niemiec nie zmieniły się w ciągu wieków, my widzimy, że te same historyczne i geograficzne powody, które wytworzyły obecną sytuację w Europie Wschodniej, trwają nadal w swej mocy. Wiemy, że sprawa polsko-niemiecka, to nie jest sprawa wczorajsza, ani przedwczorajsza, wiemy, że to jest tysiącletni spór historyczny, który nie da się załatwić tak łatwo — jednem pociągnięciem pióra.</u>
          <u xml:id="u-13.22" who="#StanisławKozicki">To powinniśmy powiedzieć naszym przyjaciołom we Francji i zwrócić ich uwagę na to, że myśl o tem, jakoby na porozumieniu francusko-niemieckiem można było oprzeć pokój światowy, jest złudzeniem, bo żeby do tego porozumienia istotnie doprowadzić, trzeba wypełnić wszystkie warunki Niemiec, a przedewszystkiem ich warunki istotne, z których jednym jest rewizja granicy polsko-niemieckiej.</u>
          <u xml:id="u-13.23" who="#StanisławKozicki">Ks. prałat Ulitzka powiedział, że dopóki istnieje obecny stan na Wschodzie, dopóty oni wojny za zlikwidowaną nie mogą uważać. Opinia francuska uważa, że podpisanie planu Younga i wycofanie się z Nadrenii oznacza likwidację wojny, opinia niemiecka uważa natomiast, że podpisanie planu Younga i wycofanie wojsk z Nadrenii to jest początek nowego okresu, okresu rewindykacji terytorialnych.</u>
          <u xml:id="u-13.24" who="#StanisławKozicki">I tu tkwi nieporozumienie. Nie można, mojem zdaniem, prowadzić jednocześnie polityki integralnego zachowania traktatu wersalskiego i polityki oparcia pokoju świata na porozumieniu francusko-niemieckiem.</u>
          <u xml:id="u-13.25" who="#StanisławKozicki">Dalej powinniśmy rozwiewać rozmaite złudzenia. Jak daleko idą te złudzenia, tego mamy ostatnio dowód w Zjeździe katolików francuskich i niemieckich w Berlinie, gdzie Francuzi musieli wysłuchać przemówienia tegoż ks. prałata Ulitzki o rewizji granicy polsko-niemieckiej. Ale co nas zastanawia, to to, że nasz dawny przyjaciel, wybitny pisarz francuski, człowiek, który oddał sprawie polskiej wybitne usługi, p. Renè Pinon, pisze w ostatnim numerze „La Pologne”, że zadaniem katolików francuskich jest wytłumaczyć Niemcom, aby przestali dążyć do rozbioru Polski. Inny Francuz, z którym rozmawiałem, powiedział: Autant vaudrait prècher le vegetarianisme aux loups.</u>
          <u xml:id="u-13.26" who="#komentarz">(Akurat takiem samem zadaniem byłoby namawiać wilka do wegetarianizmu.)</u>
          <u xml:id="u-13.27" who="#StanisławKozicki">Jeżeli się ktoś łudzi, że można wytłumaczyć rzeczy, które wynikają nie z pobudek chwili, ale z geograficznego położenia Europy Wschodniej i z jej dziejowej przeszłości, ten popełnia błędy, które mogą się na nim srodze zemścić.</u>
          <u xml:id="u-13.28" who="#StanisławKozicki">Tak przedstawia się sytuacja międzynarodowa i taką powinna być polityka zagraniczna Polski. Mam wrażenie, że nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych i tej sytuacji nie docenia, i systemu polityki polskiej do tej sytuacji nie stosuje tak, jakby mnie się wydawało słusznem.</u>
          <u xml:id="u-13.29" who="#StanisławKozicki">Tak rzadko mamy możność usłyszenia co myśli o tem Rząd, że powoływać się na jego deklaracje nie mogę. Ale są dwa fakty, które mi na to wskazują. Fakt pierwszy to jest nasza polityka wobec ewakuacji Nadrenii fakt drugi, to są umowy, zawarte 31 października.</u>
          <u xml:id="u-13.30" who="#StanisławKozicki">Polityka polska nie docenia i nie doceniała wagi ewakuacji Nadrenii. Prawda, że okupacja miała trwać do 1935 roku, ale 5 lat okupacji, gwarantującej nam bezpieczeństwo bezwzględne i zużytkowanie tego czasu na to, ażeby robić to, o czem mówił p. Minister Zaleski w komisji senackiej, to byłoby bardzo dużo. Okupacja Nadrenii, to jest weksel i to w dodatku zabezpieczony na dobrej hipotece, a to, co ją zastępuje, to jest słowo honoru. Żaden uczciwy ojciec rodziny w stosunkach prywatnych nie zgodziłby się podrzeć weksla i zrzec się hipoteki za słowo honoru najlepszego wierzyciela, że sumiennie go spłaci.</u>
          <u xml:id="u-13.31" who="#StanisławKozicki">W stosunkach międzynarodowych są te same stosunki, co w prywatnych. Oto zamiana, którą zrobiono.</u>
          <u xml:id="u-13.32" who="#komentarz">(S. Perzyński: Ewakuacja Nadrenii nie od nas zależała.)</u>
          <u xml:id="u-13.33" who="#StanisławKozicki">Ale trzeba było wszystko zrobić, co można było, ażeby do tego nie dopuścić, albo uzyskać gwarancje zastępcze.</u>
          <u xml:id="u-13.34" who="#komentarz">(Głos na ławach B. B.: Niech Pan wskaże, w jaki sposób.)</u>
          <u xml:id="u-13.35" who="#StanisławKozicki">A jeśli Polska myśli na serio o swojej przyszłości, to wynikiem ewakuacji Nadrenii powinno być w przyszłym budżecie wstawienie mil jon owych sum na obronę granicy zachodniej...</u>
          <u xml:id="u-13.36" who="#komentarz">(Głos: To jest inna kwestia.)</u>
          <u xml:id="u-13.37" who="#StanisławKozicki">...to znaczy, że za niepowodzenia dyplomacji Państwo musi płacić gotówką, i nie tylko gotówką.</u>
          <u xml:id="u-13.38" who="#StanisławKozicki">Co się zaś tyczy umów z 31 października, to różnica poglądów na nie wynika nie stąd, że się różnie ocenia zyski i straty, jakie te umowy dają, ale stąd, że nasz Rząd, zawierając te umowy, nie liczył się właśnie z tem, że Niemcy umowy te uważają za podstawę do przyszłej walki przeciw naszym granicom. Bo w planie Niemiec, obok innych rzeczy, jest wzmocnienie albo utrzymanie żywiołu niemieckiego i stanu posiadania niemieckiego na terytorium Polski. Gdyby chodziło o zyski i straty, możnaby je różnie oceniać, można mieć rozmaite na to poglądy. Ale przez te umowy przekroczono zasadę: nie wolno robić nic takiego, coby było choćby najmniejszem ułatwieniem przyszłego ataku na terytorium Polski. Otóż przez pozostawienie żywiołu niemieckiego na ziemiach polskich, przez zagwarantowanie stanu posiadania niemieckiego ułatwia się, jak to każdy rozumie, wyzyskanie tego w przyszłości. Tu jest sedno nieporozumienia i to jest dowód dla mnie, że kierownictwo naszego Ministerstwa Spraw Zagranicznych nie spojrzało na to we właściwej chwili z właściwego punktu widzenia.</u>
          <u xml:id="u-13.39" who="#StanisławKozicki">Idąc dalej ku końcowi i mówiąc o budowaniu tego systemu międzynarodowego, który ma się przeciwstawić dążeniu do obalenia następstw wielkiej wojny, mówiąc o konieczności zabezpieczenia pokoju światowego nie przez znachorskie zamawianie, ale przez istotni zabiegi lekarskie, to znaczy przez wzmaganie sił tych, którzy istotnie tego pokoju pragną, chciałbym wskazać na to jeszcze, że polityka polska powinna nie tylko współdziałać z tymi, którzy mają wspólne z nami interesy, ale i w granicach swojej możności działać także w tym kierunku, ażeby między temi państwami, które w przyszłości mogą się obok nas znaleźć, wyrównały się stosunki i aby dochodziło do zbliżenia i porozumienia. I tak naprzykład jednem z wielkich zadań w polityce międzynarodowej, zdaniem mojem, jest zbliżenie włosko-francuskie i szkoda, że polityka polska zbyt małe robi usiłowania, ażeby w takiej akcji współdziałać.</u>
          <u xml:id="u-13.40" who="#StanisławKozicki">Tak samo, sądzę, rzeczą wielkiej wagi w tem dążeniu do istotnego pokoju, zagwarantowanego przez budowę i organizację realnych sił międzynarodowych, są stosunki z naszym sąsiadem wschodnim. Pamiętamy o tem, że upadek Polski był wynikiem porozumienia rosyjsko-niemieckiego i że trwanie i wzmacnianie porozumienia rosyjsko-niemieckiego, ten fundament całej polityki bismarckowskiej, jest groźbą dla przyszłości Polski. Stąd, mojem zdaniem, jasno wynika, że linią wytyczną polityki polskiej powinno być dążenie do niedopuszczenia do tego współdziałania, przy równoczesnem dążeniu do szukania porozumienia z Rosją.</u>
          <u xml:id="u-13.41" who="#komentarz">(Głos: Z jaką Rosją?)</u>
          <u xml:id="u-13.42" who="#StanisławKozicki">Proszę Panów, w każdem państwie obok interesów regime'ów i rządów, które istnieją i warstw, które narazie rządzą, są także wieczne interesy narodowe i państwowe i jeżeli patrzymy na rozwój polityki państw, to widzimy, że zmieniają się rządy, zmieniają się ustroje, ale te zasadnicze linie dziejowe polityki państwowej pozostają. I kto obserwuje politykę rosyjską, ten widzi, że już dziś, nawet przy tak sekciarskim rządzie, jaki jest, zarysowują się odwieczne linie polityki rosyjskiej, czy to w stosunku do Wschodu dalekiego, czy bliskiego, czy w innych kierunkach. I, proszę Panów, regime'y są przemijające i obecny ustrój rosyjski jest przemijający, ale te odwieczne dziejowe dążenia zostają. Regułą polityki polskiej powinno być nie robić nic takiego, coby nam przeszkadzało w prowadzeniu obliczonej na przyszłość linii porozumienia z naszym wschodnim sąsiadem i to tembardziej, że jeżeli patrzeć na te rzeczy zdaleka, to temu nie stoją na przeszkodzie żadne istotne czynniki polityczne, bo o ile są istotne powody, które nam przeszkadzają do dojścia do kompromisu z Niemcami, o tyle niema wcale takich istotnych dziejowych powodów, któreby nam przeszkadzały w dojściu do porozumienia z Rosją. Przeciwnie, to, co się dzieje w Azji, ten fakt, że Rosja weszła dziś w bezpośrednie stosunki z dalekim Wschodem, że tam, na dalekim Wschodzie wyrastają potęgi, które już dziś zwracają się przeciw Rosji, czego dowodem jest ostatnia wojna rosyjsko-chińska, wszystko to wskazuje, że w linii polityki rosyjskiej zajdą z pewnością w przyszłości wielkie zmiany. I z tem powinna liczyć się polityka polska. Na chwilę bieżącą zaś musi ta polityka mieć za zasadę zachować wobec Rosji stanowisko pokojowe i nie wtrącać się w jej wewnętrzne sprawy.</u>
          <u xml:id="u-13.43" who="#StanisławKozicki">Są dziś czynniki w świecie, które myślą o tem, aby Polskę wyzyskać na wypadek załamania się wewnętrznego Rosji. Nie chcę tutaj wchodzić w przewidywania, czy to jest możliwe, czy nie, ale są czynniki, które przewidują, że wskutek niepowodzenia „piatiletki” i wskutek obecnej reformy agrarnej...</u>
        </div>
        <div xml:id="div-14">
          <u xml:id="u-14.0" who="#JulianSzymański">Zwracam uwagę Pana Senatora, ażeby się nic mieszał do stosunków wewnętrznych innych państw.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-15">
          <u xml:id="u-15.0" who="#StanisławKozicki">Właśnie przemawiam w tym duchu, aby się w jego wewnętrzne stosunki nie wtrącać.</u>
          <u xml:id="u-15.1" who="#StanisławKozicki">Ponieważ są takie przewidywania i takie dążenia, uważam za stosowne z tego miejsca powiedzieć, że opinia polska, a przynajmniej znaczna jej większość stoi, niezależnie od poglądów politycznych i rozważań historyczno-politycznych, na tem stanowisku, że Polska w tym wypadku musi zachować stanowisko pokojowe i przestrzegać zasady niewtrącania się w wewnętrzne sprawy Rosji.</u>
          <u xml:id="u-15.2" who="#komentarz">(S. Rogowicz: Nawet w sprawie prześladowań religijnych? Pan z nami podpisał tę odezwę.)</u>
          <u xml:id="u-15.3" who="#StanisławKozicki">To nie jest sprawa polityczna.</u>
          <u xml:id="u-15.4" who="#komentarz">(Głos: Oni uważają, że polityczna.)</u>
          <u xml:id="u-15.5" who="#StanisławKozicki">Jako katolik każdy z nas może i musi uważać za potrzebne modlić się o to, aby Pan Bóg nawrócił tych, którzy walczą z wiarą, o to, aby nasze społeczeństwo nie podlegało demoralizującym wpływom walczących z wiarą, a więc z podstawą życia wszelkiego społeczeństwa. Z tego nie wynika jednak, żebyśmy dziś mieli wszcząć wojnę religijną.</u>
          <u xml:id="u-15.6" who="#StanisławKozicki">Kończąc, zwracam uwagę, że na kierownikach naszej polityki zagranicznej spoczywa ogromna odpowiedzialność, że opinia polska temi sprawami z dziedziny polityki międzynarodowej powinna się żywo interesować, ponieważ za błędy, za mylną ocenę sytuacji międzynarodowej, za mylną drogę wybraną w danej chwili, zapłacimy nie tylko, jak przy ewakuacji Nadrenii, pieniędzmi, ale będziemy płacili naszą krwią, albo krwią najbliższych pokoleń. I dlatego na naszem kierownictwie polityki zagranicznej spoczywa straszliwa i wielka odpowiedzialność.</u>
          <u xml:id="u-15.7" who="#komentarz">(Oklaski na prawicy. S. Spickermann: Panie Senatorze, czy nie byłoby lepiej usunąć Niemców zupełnie z kuli ziemskiej?)</u>
          <u xml:id="u-15.8" who="#StanisławKozicki">Nie można, trzeba się liczyć z takiemi warunkami, jakie są.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-16">
          <u xml:id="u-16.0" who="#JulianSzymański">Głos ma s. Kamieniecki.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-17">
          <u xml:id="u-17.0" who="#WitoldKamieniecki">Wysoka Izbo! Nie pójdę za utartym zwyczajem i nie będę udzielał ani Ministerstwu, ani Ministrowi Spraw Zagranicznych rad i wskazówek, jak ma kierować swoim resortem. Rady udzielane nawet przez pilnych czytelników gazet aparatowi, który rozporządza raportami, informacjami i porozumieniami natury zupełnie poufnej, znanemi tylko sobie, moją nadzwyczaj względną wartość. I te kilka minut, które mam do dyspozycji przy dyskusji budżetowej zamierzam wyzyskać w innym kierunku. Chciałbym dorzucić jedną cegiełkę do budowy gmachu, który cały naród wspólnemi siłami buduje, gmachu polskiej racji stanu.</u>
          <u xml:id="u-17.1" who="#WitoldKamieniecki">Racja stanu wielkiego państwa nie może być urodzona z dnia na dzień. To jest praca, która wymaga pokoleń, ale praca, w której nie wolno ustać ani na chwilę.</u>
          <u xml:id="u-17.2" who="#WitoldKamieniecki">Podstawą polskiej racji stanu jest pokojowość. Wygląda to nieomal na komunał, ale przecież w tej pokojowości polityki polskiej tkwi treść głębsza nie zawsze dobrze rozumiana i chciałbym na to specjalną zwrócić uwagę.</u>
          <u xml:id="u-17.3" who="#WitoldKamieniecki">Pokojowość polityki polskiej nie jest wyrazem rezygnacji, nie jest tylko wyrazem żywiołowego lęku przed okropnościami wojny; pokojowość polityki polskiej jest czemś więcej. Jest wyrazem wiary, że samo istnienie niepodległego Państwa Polskiego jest koniecznym współczynnikiem pokoju światowego, jest wyrazem wiary, że najistotniejsze, najżywotniejsza interesy Polski nie stoją w sprzeczności z najżywotniejszemi interesami innych narodów. Dzięki temu możemy wszystkie zagadnienia sporne traktować w duchu porozumienia, w duchu kompromisu, nie stawiając sprawy na ostrzu miecza. Pokojowość nie jest stanem biernym. W myśl starej zasady rzymskiej, tylko nieco zmienionej: si vis pacem, para pacem — trzeba ten pokój przygotowywać i tworzyć. Aktywna, twórcza pokojowość polityki polskiej jest fundamentem polskiej racji stanu.</u>
          <u xml:id="u-17.4" who="#WitoldKamieniecki">Drugą cechą zasadniczą polskiej racji stanu powinna być samodzielność. Polska nie może być obiektem działania innych mocarstw, ale musi sama w jak najszerszym zakresie decydować o swoich własnych interesach swoją własną wolą. Samodzielność polityki polskiej jest zresztą ściśle związana z pokojowością. Gdyby na miejscu Państwa Polskiego było państwo, któreby chciało prowadzić politykę brutalnej awantury, politykę, która stawia wszystko na ostrzu miecza, które nieustannie grozi wybucham pożaru, myślę, że dla takiego państwa w warunkach Polski najistotniejszem zagadnieniem byłoby znaleźć tak potężnego sprzymierzeńca, by on ją na wszelki wypadek przed wszelkiemi ryzykami mógł ustrzec. Otóż tak potężny sprzymierzeniec w tych warunkach fatalną koniecznością zmieniałby się na zupełnego protektora i samodzielność polityki takiego państwa byłaby w najwyższym stopniu skrępowaną. Samodzielną może być polityka polska tylko o tyle, o ile jest gruntownie i zasadniczo pokojową.</u>
          <u xml:id="u-17.5" who="#komentarz">(Głos: Brawo.)</u>
          <u xml:id="u-17.6" who="#WitoldKamieniecki">Będąc pokojową i samodzielną, Polska nie może zamykać oczu na to, że elementem wiecznym w stosunkach międzynarodowych, regulującym niejednokrotnie zagadnienia tam, gdzie nic innego ich uregulować nie może, jest czynnik siły, i tego czynnika siły polityka polska pozbywać się nie może. Mówiąc o sile, myślę nie tylko o sile zbrojnej, ale myślę o tem, co dla Polski jest ważniejsze, niż dla kogo innego, bo pod tym względem przeszliśmy przez wiele bolesnych dla nas doświadczeń historycznych. Myślę o tej sile, która polega na zwartości i jedności wewnętrznej narodu z chwilą, gdy interesy narodu są wprowadzone w grę.</u>
          <u xml:id="u-17.7" who="#komentarz">(Głos: Brawo.)</u>
          <u xml:id="u-17.8" who="#WitoldKamieniecki">Tej zasadniczej zwartości i jedności nie umiała Polska wykrzesać z siebie kiedyś w przeszłości i zapłaciła za to niezmiernie drogo. Przypuszczam, że to nam pozwoli dziś zrozumieć, że jedność i zwartość wewnętrzna, zapomnienie o walkach wewnętrznych jest konieczne wtenczas, gdy zagadnienie całości występuje na porządek dzienny.</u>
          <u xml:id="u-17.9" who="#komentarz">(Głosy: Brawo.)</u>
          <u xml:id="u-17.10" who="#WitoldKamieniecki">Proszę Panów! Te zasadnicze cechy polskiej racji stanu oczywiście występują na jaw wtenczas, kiedy je poddajemy pod sprawdzian praktycznych zagadnień. W szeregu praktycznych zagadnień, które ma do rozwiązania polska polityka zagraniczna, może na pierwszym planie stoi zagadnienie stosunków z naszym zachodnim sąsiadem, z Rzeszą Niemiecką. Jest szczerem życzeniem Polski ułożenie tych stosunków na podstawie sąsiedzkiej poprawnej życzliwości. Obawiać się trzeba jednego: aby zagadnienie stosunku z Polską nie było traktowane po drugiej stronie granicy jako zagadnienie czysto prestiżowe, jako zagadnienie związane ściśle z polityką odwetową, ażeby zagadnienie polskie nie było terenem, na którym nasz sąsiad zachodni zamierzałby odegrywać się za poniesione klęski. Polityk niemiecki, który triumfy na Wschodzie uważałby za konieczne dla podniesienia psychiki własnego narodu, byłby niesłychanie groźnem niebezpieczeństwem dla pokoju świata. Natomiast wydaje mi się, że gdyby polityka polsko-niemiecka była oparta na ściśle rzeczowych zasadach, wówczas wiele zagadnień możnaby pokojowo rozwiązać.</u>
          <u xml:id="u-17.11" who="#WitoldKamieniecki">Przykładem takiego pokojowego rozwiązania zagadnień bardzo skomplikowanych jest umowa z 31 października ostatniego roku. Umowa ta będzie jeszcze przedmiotem dyskusji Wysokiej Izby, więc nie będę wchodził w jej szczegóły. Chcę tylko jedno stwierdzić, że droga, na którą nas wprowadza ta umowa, to jest droga porozumienia nawet w bardzo trudnych i drażliwych sprawach, jest drogą właściwą. Tylko na tej drodze możemy się spodziewać dalszej poprawy stosunków pomiędzy obu narodami, z czego korzyści wyciągnęłyby nie tylko te dwa narody, ale cała cywilizowana ludzkość.</u>
          <u xml:id="u-17.12" who="#WitoldKamieniecki">Podstawą naszych stosunków z Niemcami jest traktat wersalski. On wytknął granicę zachodnie, Polski i statut terytorialny między Polską a Niemcami stanowi dziś formalnie to, co się nazywa res judicata. Sprawa przesądzona nie może być tematem oficjalnych rozmów między obydwoma rządami. Natomiast przedstawicielstwa narodowe mają pod tym względem większe możliwości i większą swobodę wypowiadania się i dlatego nam wolno powiedzieć że nawet, gdyby nie istniał traktat wersalski i gdyby sprawa granic między Polską a Niemcami nie byłe res judicata, to i tak prawa Polski do tych wszystkich terytoriów, które w tej chwili posiada, a w szczególności do Pomorza, byłyby równie święte, równie słuszne, równie nietykalne, jak są obecnie na podstawie traktatów.</u>
          <u xml:id="u-17.13" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-17.14" who="#WitoldKamieniecki">Z jakiegokolwiek punktu widzenia, z jak największą obiektywnością rozważając zagadnienie przynależności państwowej Pomorza, dochodzimy zawsze do wniosku, że obecne rozwiązanie terytorialne jest najlepsze, najwłaściwsze, jakie można sobie wyobrazić. Czy to względy historyczne, czy względy etnograficzne, czy względy ekonomiczne, czy geograficzne weźmiemy pod uwagę, zawsze dojdziemy do przekonania, że związek Polski z Pomorzem, przynależność państwowa Pomorza do Polski opiera się na tak niezłomnych fundamentach, że żaden obiektywnie usposobiony badacz tego zagadnienia nie może dojść do innego wniosku.</u>
          <u xml:id="u-17.15" who="#WitoldKamieniecki">Rozważania rzeczowe sporu między narodem polskim a niemieckim o Pomorze wymagają od nas zrozumienia drugiej strony. Rozumiemy trudności, jakie powoduje dla Niemców przecięcie ich narodowe go terytorium i oddzielenie grupy narodowej niemieckiej w Prusach Wschodnich. Jestem przekonany, że przy rzeczowej dyskusji nieomal jednomyślna opinia polska gotowa by była zrobić wszystko, ażeby przedział ten uczynić dla Niemców najmniej dotkliwym, ażeby wszelkie możliwe techniczne ułatwienia komunikacyjne między dwiema częściami Rzeszy zastosować.</u>
          <u xml:id="u-17.16" who="#WitoldKamieniecki">Odzyskanie Pomorza zrealizowało odwieczną tendencję, odwieczny ideał narodowy Polski, tendencję Polski do morza. Dziesięć lat temu — niedawno obchodziliśmy to dziesięciolecie, doszliśmy do morza. Nie po to, żeby się rozkoszować muzyką fal, nie po to, żeby się w morzu kąpać — doszliśmy do morza po to, żeby na morze szerokie wyjść. Doszliśmy do morza dlatego, że posiadanie dróg morskich i bezpośredni dostęp do rynków zbytu i do źródeł surowców jest koniecznym warunkiem prawdziwej niepodległości gospodarczej każdego narodu. Wylot na morze był dla narodu 30 milionowego rzeczą zupełnie elementarnej, żywotnej konieczności i nie można sobie wyobrazić, żeby naród taki mógł się bez dostępu do morza obejść. Nie mamy w dziejach ludzkości podobnego przykładu.</u>
          <u xml:id="u-17.17" who="#WitoldKamieniecki">Doszliśmy do morza i żeby to morze wyzyskać, dokonaliśmy dwóch wielkich dzieł, w których potęga ducha polskiego znalazła doskonały wyraz. Te dwa dzieła, to port w Gdyni, który w ciągu kilku lat doprowadził swój obrót do 3.000.000 tonn, i polska flota handlowa, która w ciągu ostatnich tygodni została w znakomity sposób spotęgowana, nieomal podwojona przez nabycie 3 wielkich transatlantyckich okrętów od Baltic American Line.</u>
          <u xml:id="u-17.18" who="#WitoldKamieniecki">Port i flota handlowa, to są dwie podstawy wyzyskania dróg morskich i urzeczywistnienia niepodległości gospodarczej, która polega na dostępie do wszystkich rynków światowych. Ale żeby wyzyskać w całej pełni te dwie podstawy, konieczny jest jeszcze dostęp do wolnego morza. I tak, jak kiedyś dla Wielkiej Brytanii hasłem naczelnem jej polityki była wolność mórz, tak samo dla Polski (oczywiście według stawu grobla) takiem hasłem jest: wolny Bałtyk dla wolnych narodów nadbałtyckich.</u>
          <u xml:id="u-17.19" who="#WitoldKamieniecki">W tej chwili nad Bałtykiem siedzi 9 państw i Wolne Miasto Gdańsk. Pięć państw i Wolne Miasto Gdańsk nie mają żadnego innego dostępu do morza, jak tylko Bałtyk. Zagadnienie wolności komunikacji na Bałtyku i wolnego wyjścia z Bałtyku na morza i oceany światowe jest zagadnieniem dla tych wszystkich państw zupełnie zasadniczej wagi.</u>
          <u xml:id="u-17.20" who="#WitoldKamieniecki">Jeżeli chodzi o wolne wyjście z Bałtyku przez cieśniny duńskie, to istnieje dosyć przestarzała konwencja z 1857 r., która zastrzega wolny przejazd przez Bałtyk i przez Sund dla wszystkich okrętów wszystkich państw, ale jedynie w czasie pokoju. Od czasu zawarcia tej konwencji, a więc od 1857 r. prawo międzynarodowe, dotyczące wolności mórz, zostało niesłychanie posunięte naprzód, i ostatnia konwencja w tej dziedzinie, konwencja dotycząca cieśnin tureckich, Dardanelli, Bosforu, zawarta w 1923 r. w Lozannie, wprowadza nieograniczoną wolność komunikacji dla okrętów wszystkich flag, wszystkich narodów, zarówno w czasie pokoju jak i podczas wojny, zarówno dla statków handlowych jak i statków wojennych. Cieśniny tureckie są całkowicie otwarte dla międzynarodowej komunikacji.</u>
          <u xml:id="u-17.21" who="#WitoldKamieniecki">Otóż ten precedens co do cieśnin tureckich może posłużyć za wzór dla rozwiązania zagadnienia cieśnin duńskich. Zniesienie wszelkich ograniczeń, otwarte drzwi z Bałtyku na szeroki świat powinno być wspólnym celem Polski i wszystkich państw nadbałtyckich.</u>
          <u xml:id="u-17.22" who="#WitoldKamieniecki">To samo trzeba powiedzieć, jeżeli się mówi o wolności komunikacji wewnętrznej na samym Bałtyku. Wszystkie te państwa razem z Polską zainteresowane są, żeby na Bałtyku nie dopuścić do hegemonii żadnego państwa, żeby nie dopuścić do tego, aby Morze Bałtyckie mogło być traktowane jako morze zamknięte, jako rzymskie mare nostrum, na którem jedno czy dwa państwa wykonywają wspólnie w formie kondominium hegemonię, hamującą i krępującą wszystkie inne państwa. Solidarność państw nadbałtyckich w zagadnieniu bałtyckiem jest podstawą do ich zbliżenia, do wspólnej akcji obronnej wolności Bałtyku. Ta wspólna akcja ma niezmierne znaczenie, bo może nas ustrzec przed niebezpieczeństwem wyścigu zbrojeń morskich na Bałtyku. Pod tym względem kierunek, jaki nadało naszej polityce Ministerstwo Spraw Zagranicznych, uważamy za niezmiernie szczęśliwy. Poczucie solidarności między państwami bałtyckiemi jest pogłębiane i rozwijane, czego mieliśmy niedawno dowód w manifestacji przyjaźni polsko-estońskiej, jaka miała miejsce z okazji przyjazdu prezydenta Strandmana do Polski.</u>
          <u xml:id="u-17.23" who="#WitoldKamieniecki">Proszę Panów, przy rozważaniu budżetu Ministerstwa Spraw Zagranicznych w komisji, a później i w plenum podnoszono różne uwagi krytyczne co do działalności Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Nie będę na te uwagi krytyczne odpowiadał, chcę tylko jedno zagadnienie specjalne wyjaśnić, zagadnienie, które poruszył p. sen. Motz. P. sen. Motz omawiał sprawę tworzenia ambasad w Polsce i znaczenie tego faktu naogół zbagatelizował. Otóż muszę powiedzieć, że do oceny wartości tworzenia ambasad w Polsce konieczną jest znajomość układu, który wielkie mocarstwa zawarły między sobą wkrótce po zlikwidowaniu wojny. Układ ten postanowił, że nie będą one w nowoutworzonych państwach tworzyły ambasad na swoją rękę, bez wspólnego porozumienia. Były zrobione wówczas w tym układzie wyjątki, które pozwalały Anglii utworzyć ambasadę w Portugalii, a Francji w Polsce. Dzięki temu, że to było expressis verbis w układzie powiedziane, dość łatwo poszła zmiana poselstwa francuskiego w Warszawie na ambasadę. Natomiast wszystkie inne ambasady były już wyłomem w umowie, zawartej wówczas między mocarstwami, i były wyrazem narzucającej się konieczności wyodrębnienia Polski z pośród innych nowopowstałych państw.</u>
          <u xml:id="u-17.24" who="#komentarz">(S. Motz: Czy ta umowa jeszcze istnieje? Nie słyszałem o niej. Minister Spraw Zagranicznych Zaleski: Istnieje. S. Motz: Pierwszy raz słyszę o tem.)</u>
          <u xml:id="u-17.25" who="#WitoldKamieniecki">I dlatego tworzenia ambasad w Polsce nie należy lekceważyć, charakteryzują one znaczenie i powagę Polski w życiu międzynarodowem.</u>
          <u xml:id="u-17.26" who="#WitoldKamieniecki">Na inne uwagi krytyczne nie będę w tej chwili odpowiadał, a właściwie pozwolę sobie odpowiedzieć dygresją w dziedzinę ogólno-ludzką. Wiadomo, że najpospolitszym typem, z jakim mamy do czynienia, jest typ człowieka, który nic nie rozumie poza swoim własnym interesem, swój własny interes odczuwa, na resztę jest nieczuły i jest to typ egoisty. Nieco wyżej od typu egoisty stoi typ człowieka, który jest gotów swoje własne interesy poświęcić dla interesów swej ścisłej klasy społecznej, czy swej partii, czy środowiska. Wzrok jego nie wybiega poza interes klasowy, czy interes środowiska. Ten typ można nazwać typem partyjnika. Wysoko ponad tem stoi człowiek, który rozumie interes całej ojczyzny, i dla interesu ojczyzny gotów jest poświęcić i swój osobisty interes i interes swojego ściślejszego środowiska. To jest typ patrioty. A z pośród patriotów tego tylko możemy nazwać prawdziwym mężem stanu, który dla swojej ojczyzny umie znaleźć właściwe miejsce w rodzinie międzynarodowej, który widzi całokształt, widzi rolę, jaką jego ojczyzna ma odegrać w zespole cywilizowanych narodów. I do tej właśnie nielicznej kategorii mężów stanu, wierzę, że możemy zaliczyć naszego Ministra Spraw Zagranicznych.</u>
          <u xml:id="u-17.27" who="#komentarz">(Oklaski na ławach B. B.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-18">
          <u xml:id="u-18.0" who="#JulianSzymański">Przystępujemy do części 4 budżetu: Prezydjum Rady Ministrów. Głos ma s. Kłuszyńska.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-19">
          <u xml:id="u-19.0" who="#DorotaKłuszyńska">Wysoki Senacie! Prezydjum Rady Ministrów opiera swoje czynności na statucie organizacyjnym z dnia 28 sierpnia 1926 r., zmienionym częściowo rozporządzeniem Rady Ministrów z dnia 23 marca 1927 roku.</u>
          <u xml:id="u-19.1" who="#DorotaKłuszyńska">W części A. Administracja istnieją 3 działy:</u>
          <u xml:id="u-19.2" who="#DorotaKłuszyńska">1. Zarząd Centralny,</u>
          <u xml:id="u-19.3" who="#DorotaKłuszyńska">2. Najwyższy Trybunał Administracyjny,</u>
          <u xml:id="u-19.4" who="#DorotaKłuszyńska">3. Trybunał Kompetencyjny.</u>
          <u xml:id="u-19.5" who="#DorotaKłuszyńska">Przy Prezydjum Rady Ministrów istnieje:</u>
          <u xml:id="u-19.6" who="#DorotaKłuszyńska">a) Najwyższa Komisja Dyscyplinarna, oparta na ustawie z dnia 17 lutego 1923 r. o organizacji władz dyscyplinarnych i postępowaniu dyscyplinarnem przeciwko funkcjonariuszom państwowym;</u>
          <u xml:id="u-19.7" who="#DorotaKłuszyńska">b) Komisja Studiów nad usprawnieniem administracji publicznej, powołana uchwałą Rady Ministrów z dnia 27 września 1928 r.;</u>
          <u xml:id="u-19.8" who="#DorotaKłuszyńska">c) Sekretariat Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów;</u>
          <u xml:id="u-19.9" who="#DorotaKłuszyńska">d) Fundusz Kultury Narodowej, który rozpoczął swoją działalność uchwałą Rady Ministrów z dnia 2 kwietnia 1928, a zatwierdzony przez Prezydenta Rzeczypospolitej 22 maja 1928 r. i włączony do ustawy o kredytach inwestycyjnych 31 marca 1928 r., uzyskał sankcję ciał ustawodawczych.</u>
          <u xml:id="u-19.10" who="#DorotaKłuszyńska">Na fundusz ten przyznano jednorazowo sumę 5 milionów złotych. Na czele tego funduszu stał komitet pod przewodnictwem p. Prezydenta Rzeczypospolitej i Prezesa Rady Ministrów jako zastępcy. Członkami komitetu byli Ministrowie: Spraw Zagranicznych, Skarbu, Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Prezes Rady Ministrów i powołany dyrektor stanowili zarząd.</u>
          <u xml:id="u-19.11" who="#DorotaKłuszyńska">W okresie od kwietnia 1928 do lipca 1929 wydano z tego funduszu ogółem 4.285,321 zł, a obecnie fundusz ten jest zupełnie wyczerpany. Faktycznie wydano jednakże więcej aniżeli 5 milionów, dlatego, że z funduszu Ministerstwa Oświaty na wydział naukowy, na który preliminowano 2.900.000, wydano na ten cel na Fundusz Kultury Narodowej 1.433.000 zł.</u>
          <u xml:id="u-19.12" who="#DorotaKłuszyńska">Dotychczas działalność tego budżetu budziła pewne wątpliwości, ponieważ nie była uregulowana żadną ustawą, a kierownictwo tego funduszu nie przedłożyło szczegółowego sprawozdania z działalności.</u>
          <u xml:id="u-19.13" who="#DorotaKłuszyńska">Popieranie twórczości naukowej i artystycznej przez udzielanie subwencyj instytucjom i towarzystwom naukowym, wydawnictwom naukowym, badaniom naukowym, stypendia naukowe (171, w tem 68 zagranicznych), towarzystwom i instytucjom artystycznym, przez wydawnictwa z dziedziny sztuki, pomoc artystom w ich pracy i udzielanie im stypendiów, zakup dzieł sztuki, przekonywa mnie, że taka działalność nie może być nagle przerwana. Żeby jednak Funduszowi Kultury Narodowej zapewnić stałe podstawy i normalne warunki rozwoju, Rząd przyrzekł wnieść projekt ustawy, i zdaje się, że już ta sprawa jest...</u>
          <u xml:id="u-19.14" who="#komentarz">(Prezes Rady Ministrów Bartel: Już jest wniesiony.)</u>
          <u xml:id="u-19.15" who="#DorotaKłuszyńska">P. Premier mówi, że już wniesiono projekt ustawy, który ściśle określi cele i zadania dla tego funduszu i nada mu prawne podstawy.</u>
          <u xml:id="u-19.16" who="#DorotaKłuszyńska">Komisja Budżetowa Senatu zaproponowała wstawić na nowy dział 4 „Fundusz Kultury Narodowej” 2 miliony zł, a szczegółowe rozbicie na paragrafy i pozycje tej sumy dokona się po uchwaleniu tej ustawy.</u>
          <u xml:id="u-19.17" who="#DorotaKłuszyńska">Nie będę szczegółowo omawiała poszczególnych pozycji budżetowych. Ze sprawozdania Komisji Budżetowej Panowie mogą zasiągnąć wszystkie szczegółowe cyfry.</u>
          <u xml:id="u-19.18" who="#DorotaKłuszyńska">Sejm w trzeciem czytaniu uchwalił w wydatkach zwyczajnych sumę 2.875.812 zł. Wobec uchwały Komisji Budżetowej Senatu, aby na Fundusz Kultury Narodowej wstawić 2 miliony, wydatki zwyczajne wynosić będą 4.875.812 zł.</u>
          <u xml:id="u-19.19" who="#DorotaKłuszyńska">Sejm jeszcze jedną pozycję w budżecie Prezydjum Rady Ministrów zmniejszył, mianowicie jest to pozycja orderowa. Mianowicie zmniejszono ją o 3.000 zł. Pozwolę sobie zwrócić uwagę, że w roku ubiegłym odznaczeń krajowych i zagranicznych rozdano 4.404. Przy tej sposobności pozwolę sobie wyrazić opinię, że zmniejszenie chociażby o 3.000 zł tej pozycji jest uzasadnione. Wielka liczba odznaczeń orderowych odbiera im znaczenie faktycznego wyróżnienia ludzi rzeczywiście zasłużonych.</u>
          <u xml:id="u-19.20" who="#DorotaKłuszyńska">Również pozycja studiów nad usprawnieniem administracji publicznej w Sejmie uległa zmianie, mianowicie zmniejszono ją o 50.000, a więc z 200.000 do 150.000. Komisja Budżetowa Senatu podniosła tę sumę do preliminowanych przez Rząd 200.000 złotych.</u>
          <u xml:id="u-19.21" who="#DorotaKłuszyńska">Wynikiem prac dotychczasowych tej komisji są ogłoszone już drukiem trzy tomy wydawnictw p. t. „Materiały komisji dla usprawnienia administracji publicznej przy Prezesie Rady Ministrów”, mianowicie tom 1: Podział administracyjny państwa, tom II: Opinie w sprawie studium naukowego dla kandydatów do wyższej służby administracyjnej i tom III: Zagadnienia urzędnicze. Dalsze prace są w przygotowaniu.</u>
          <u xml:id="u-19.22" who="#DorotaKłuszyńska">Sekretariat Komitetu Ekonomicznego Ministrów, którego utrzymanie ma kosztować 70.000 zł tłomaczy się koniecznością usprawnienia prac w dziedzinie gospodarczej, potrzebnych dla tego Komitetu.</u>
          <u xml:id="u-19.23" who="#DorotaKłuszyńska">Jak wspomniałam powyżej, funkcjonuje jeszcze przy Prezydjum Rady Ministrów Najwyższa Komisja Dyscyplinarna do rozpatrywania spraw z odwołania niższych instancyj. Tych spraw odwoławczych było 266 i ciekawem jest w tem sprawozdaniu, że największa liczba spraw odwoławczych wpłynęła z Ministerstwa Poczt i Telegrafów, mianowicie aż 144. Najniższą liczbę wykazuje Ministerstwo Reform Rolnych, Ministerstwo Robót Publicznych i Ministerstwo Pracy, bo tylko po jednej sprawie. Byłoby rzeczą wskazaną zbadać przyczyny, dlaczego właśnie urzędnicy tego resortu popadają w konflikt ze swoją władzą w tak wysokiej liczbie.</u>
          <u xml:id="u-19.24" who="#DorotaKłuszyńska">Najwyższy Trybunał Administracyjny, który także należy do Prezydjum Rady Ministrów, wykazuje wzrost wydatków, dzięki powiększeniu ilości sędziów o pięciu i urzędników o ośmiu. Preliminowano na uposażenia sumę: w roku 1930/31 — 1.085.240 zł, a w r. 1929/30 sumę 827.906 zł. Ta podwyżka tłomaczy się dodaniem dodatku funkcyjnego pierwszemu prezesowi i czterem prezesom Najwyższego Trybunału Administracyjnego i podwyższeniem liczby sędziów i urzędników.</u>
          <u xml:id="u-19.25" who="#DorotaKłuszyńska">W ostatnich latach wpływało rocznie około 5.000 spraw do Trybunału Administracyjnego. W roku 1929 do 20 grudnia wpłynęło spraw 7.000 a do 27 stycznia 1930 r. 9600 spraw.</u>
          <u xml:id="u-19.26" who="#DorotaKłuszyńska">W społeczeństwie utrwala się przekonanie, że Najwyższy Trybunał Administracyjny wymierza sprawiedliwość bezstronnie, chociaż oskarżone są często władze państwowe.</u>
          <u xml:id="u-19.27" who="#DorotaKłuszyńska">Zasadnicze orzeczenia Najwyższego Trybunału Administracyjnego w dziedzinie administracyjnej muszą być respektowane przez władze administracyjne. Raz w miesiącu zawiadamia Trybunał Ministerstwa o swoich orzeczeniach. Trybunał Administracyjny ma dla szerokich warstw społeczeństwa bardzo wielkie znaczenie, do Trybunału bowiem odwołują się robotnicy z tytułu konfliktów, wynikających z ubezpieczeń społecznych, spraw emerytalnych, spraw inwalidzkich tak dla inwalidów, jak i dla ich wdów i sierot. Sprawy podatkowe zajmują poczesne miejsce, jak i niekorzystne orzeczenia w sprawach personalnych urzędników i pracowników państwowych.</u>
          <u xml:id="u-19.28" who="#DorotaKłuszyńska">Jeżeli Najwyższy Trybunał Administracyjny ma spełnić swoje zadanie, ustawa o nim musi ulec nowelizacji. Należy rozbudować sądownictwo administracyjne w myśl art. 73 Konstytucji. Za tą rozbudową wypowiedziały się zjazdy prawników. Musi nastąpić decentralizacja tego sądownictwa przez organizowanie obwodowych Trybunałów Administracyjnych w Warszawie, Krakowie, Lwowie, Lublinie, Wilnie, Katowicach i Poznaniu 1 grudnia 1929. W Najwyższym Trybunale Administracyjnym zalegało 6.838 spraw. Przy daleko mniejszej ilości spraw w latach poprzednich strony musiały czekać po półtora roku na sprawę i bardzo długo na wygotowanie i doręczenie wyroków. Na tak długi okres czasu odroczony wymiar sprawiedliwości traci znaczenie dla interesowanych obywateli, zwłaszcza, że są to przeważnie ludzie niezamożni, robotnicy, włościanie, mali urzędnicy.</u>
          <u xml:id="u-19.29" who="#DorotaKłuszyńska">Kredyty potrzebne na utworzenie obwodowych Trybunałów Administracyjnych wynosiłyby według preliminarza, opracowanego przez Najwyższy Trybunał Administracyjny, około 800.000 zł. Zważywszy ciężkie położenie gospodarcze i wynikające z tego tytułu trudności finansowe dla Skarbu, proponuję, żeby przy układaniu preliminarza budżetowego na rok 1931/32 wstawić powyższą sumę w części 4 — Prezydjum Rady Ministrów przy dziale 2 — Najwyższy Trybunał Administracyjny.</u>
          <u xml:id="u-19.30" who="#DorotaKłuszyńska">Dział 3 — Trybunał Kompetencyjny — nie wykazuje tendencji zwyżkowych i rozwija się normalnie. Preliminowana suma w r. 1930/31 wynosi 24.738 zł, a w 1929/30 r. wynosiła także 24.738 zł. Czynności swoje rozpoczął Trybunał Kompetencyjny 3 stycznia 1927 r. Wszystkie sprawy w liczbie 27 załatwiono w r. 1929, dla dwóch spraw wyznaczono już terminy, tak, że niema żadnych zaległości.</u>
          <u xml:id="u-19.31" who="#DorotaKłuszyńska">Wydatki nadzwyczajne nie były w preliminarzu budżetowym przedłożone. Komisja Budżetowa Sejmu uchwaliła wstawić sumę 50.000 zł na ukończenie budowy skrzydła dla Najwyższego Trybunału Administracyjnego.</u>
          <u xml:id="u-19.32" who="#DorotaKłuszyńska">W sprawozdaniu mojem nie omawiam części B. Przedsiębiorstwa, ponieważ wszystkie przedsiębiorstwa państwowe wyłączono z poszczególnych budżetów, tworząc osobny referat.</u>
          <u xml:id="u-19.33" who="#DorotaKłuszyńska">W imieniu Komisji Skarbowo-Budżetowej wnoszę: Wysoki Senat uchwalić raczy: preliminarz budżetowy części 4 — Prezydjum Rady Ministrów — w brzmieniu, ustalonem przez Sejm z następującemi zmianami: w wydatkach zwyczajnych: w dziale 1 § 12 — Komisja studiów nad usprawnieniem administracji publicznej — kwotę 150.000 zł zwiększyć o 50.000 zł, w dziale 1 wstawić § 14 — Fundusz kultury narodowej — 2.000.000 zł.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-20">
          <u xml:id="u-20.0" who="#JulianSzymański">Głos ma p. Prezes Rady Ministrów.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-21">
          <u xml:id="u-21.0" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">Wysoki Senacie!</u>
          <u xml:id="u-21.1" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">Wniesiony przez Rząd preliminarz budżetu Państwa, po przebyciu odpowiednich instancyj sejmowych, stał się obecnie przedmiotem rozważań tej Wysokiej Izby.</u>
          <u xml:id="u-21.2" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">P. Minister Skarbu określi stosunek Rządu do zmian, które Panowie zamierzacie wprowadzić do budżetu — mnie zechcą Panowie zezwolić na zajęcie im chwili drogiego czasu rozważaniami natury odmiennej. Mam zamiar mówić o tem, co się powszechnie dziś określa mianem kryzysu parlamentarnego. Tak dalekie odchylenie od tematu właściwego porządku obrad wydaje mi się być usprawiedliwione panującemi w tym względzie zwyczajami parlamentarnemi, dozwalającemi na poruszanie przy dyskusji budżetowej tematów niemal bez jakichkolwiek ograniczeń.</u>
          <u xml:id="u-21.3" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">Wśród oświeconych i politycznie niezależnych sfer społecznych — nie tylko w Polsce, lecz we wszystkich może, prócz Anglii, państwach starego świata — coraz więcej terenu i coraz więcej zwolenników zdobywa pogląd, że parlamentaryzm polityczny doby dzisiejszej przeżył się i nie jest już zdolny do spełniania zadań, jakie życie nowoczesnego państwa nań nakłada. Pogląd ten jest podzielany nie tylko przez tych, którzy do wyrażania sądów w tej skomplikowanej sprawie nie mają ani przygotowania, ani kompetencji, ale, co najważniejsza, przez uczonych i niezależne koła parlamentarne i polityczne. Pojęcie „niezależności” stanowi jeden z czynników najbardziej istotnych w kwestii, którą podjąłem, kwestii, która jest nie tylko trudną, ale i bardzo drażliwą. Dotyczy ona rzeczy, które mają charakter jakgdyby poufny i które nie są zazwyczaj przedmiotem rozpraw publicznych, także dlatego, że chcę się je uważać albo za mało ważne, za zbyt — jakbym powiedział — przyziemne, gdy sprawy publiczne zwykło się podawać z przyprawą górnej frazeologii, albo za zbyt jaskrawo wykraczające przeciwko ustalonym w tej dziedzinie poglądom, posiadającym wśród pewnych sfer charakter nietykalnego „tabu”.</u>
          <u xml:id="u-21.4" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">Ten stan rzeczy zniewala mnie do proszenia Panów, aby wywody moje były brane tak, jak je podaję, dosłownie, bez przypisywania mi myśli i zamiarów ubocznych. Konwencjonalne kłamstwo przynosi w życiu publicznem więcej szkody, aniżeli odarta ze wszelkiego szychu, naga, a nawet brutalna prawda.</u>
          <u xml:id="u-21.5" who="#komentarz">(Głosy: Słusznie.)</u>
          <u xml:id="u-21.6" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">Przeżywamy okres zbyt poważny, aby obłuda miała zastępować drogę szczerości i prawdziwego życia.</u>
          <u xml:id="u-21.7" who="#komentarz">(Głos: Brawo.)</u>
          <u xml:id="u-21.8" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">Poruszam zagadnienia, nie dotykam ani grup, ani osób.</u>
          <u xml:id="u-21.9" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">Demokratyzacja ustroju parlamentarnego uczyniła z członka parlamentu sui generis fachowca. Posłowanie stało się zawodem. Na pytanie, kim jest pan X, otrzymuje się odpowiedź: jest posłem, względnie senatorem. Człowiek, który zdobył zawód posła czy senatora, pragnie zachować go zazwyczaj na zawsze utrata mandatu odczuwana jest bardzo często jako nieszczęście osobiste.</u>
          <u xml:id="u-21.10" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">Przywiązanie do tego zawodu bywa zupełnie wyjątkowe i tak wielkie, że zdolne jest nawet długoletnie poprzednie umiłowania zawodowe wyplenić i zabić doszczętnie. Już ten sam objaw mówi bardzo wiele o istotnej przyczynie tego przywiązania. Jest ono wynikiem bardzo dogodnej sytuacji osobistej, którą daje człowiekowi mandat do parlamentu, nie stawiając mu żadnych wzamian obowiązków, wymagających określonych zalet charakteru lub umysłu, żadnego przygotowania i umiejętności — prócz jednego: posłuszeństwa swej władzy partyjnej i oddawania głosu podług jej wskazówek.</u>
          <u xml:id="u-21.11" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">Spójrzmy przez chwilę na metodę pracy w parlamentach. Jest ona prowadzona i wykonywana przez znikomy procent deputowanych, którzy stają się w ten sposób we wszystkich, tak licznych i różnych, gałęziach życia państwowego równie kompetentni, a zdanie ich równie miarodajne i ostateczne. Ludzie wybrani wyłącznie pod kątem polityczno-partyjnej przynależności czynią się nagle nie tylko fachowcami, ale wręcz wyroczniami w najróżnorodniejszych dziedzinach pracy, z któremi dotąd mogli nie mieć nic wspólnego. Ogromna natomiast większość członków parlamentu stanowi bierną masę ludzi, nie dających ze siebie prawie niczego, niewiele nawet orientujących się w tem, co się wokoło dzieje, ślepo tylko posłusznych przywódcom partyjnym, z których przyzwolenia i wyboru otrzymali złączony z tyloma cennemi przywilejami mandat parlamentarny Człowiek wchodzący do tego grona po raz pierwszy doznaje bardzo złożonego kompleksu uczuć. Nieśmiało poczyna jednak rozglądać się wśród ludzi i spraw i niezwykle szybko opanowuje sytuację, nabiera pewności siebie i do paru tygodni zazwyczaj czuje się znakomicie. Wszystko też wydaje się mu być bardzo proste i łatwe. Najpierw jest nietykalny; poczucie tego dodaje sił i jakby skrzydeł; jest elementem kontrolującym Rząd i jego działania — będąc w istocie czynnikiem niekontrolowanym przez nikogo; pobiera wysokie wynagrodzenie nie za pracę, bo tej bardzo często nie daje, dać nie może i nie potrafi, ale za sam fakt posiadania mandatu. Z człowieka żyjącego z pracy staje się często człowiekiem żyjącym z tytułu, co pociąga za sobą dalekie konsekwencje psychiczne.</u>
          <u xml:id="u-21.12" who="#komentarz">(S. Januszewski: Spodziewaliśmy się, Panie Premierze, trochę głębszej analizy.)</u>
          <u xml:id="u-21.13" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">Niech to Panów nie obraża, ja nie mam zamiaru Panów obrażać. I oto te właśnie stany psychiczne są stanami anormalnemi i stanowią podłoże tego, co się określić da mianem ogólnej patologii parlamentaryzmu, dającej się obserwować bodaj we wszystkich krajach. Normalnie człowiek nieodpowiedzialny...</u>
          <u xml:id="u-21.14" who="#komentarz">(Wrzawa na ławach P. P. S.)</u>
          <u xml:id="u-21.15" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">...za swoje czyny demoralizuje się i ulega rozkładowi psychicznemu, a niekiedy i moralnemu; to samo prawo ma zastosowanie i do grup ludzkich. Zauważmy nadto, że nawet jedyna odpowiedzialność, jakiej ma ulegać członek parlamentu, odpowiedzialność polityczna wobec wyborców, jest zupełnie iluzoryczna.</u>
          <u xml:id="u-21.16" who="#komentarz">(S. Kłuszyńska: Najlepiej będzie wprowadzić tylko nominatów.)</u>
          <u xml:id="u-21.17" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">Jedynym jej sprawdzianem jest ponowny wybór lub utrata mandatu w następnych wyborach. A rozumiemy przecież dobrze, że przy systemie głosowania na listy, tak np. jak to jest w Polsce, głosuje się na partie, a nie na ludzi. Znaczy to, że każdy poseł, ograniczający działalność swoją w parlamencie do stwarzania wespół z podobnymi sobie algebraicznej większości dla przywódców swej partii, musi dbać przedewszystkiem o ich, a dopiero potem swoich wyborców względy.</u>
          <u xml:id="u-21.18" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">W rezultacie członkowie parlamentu, którzy podług brzmienia wszystkich niemal konstytucyj — m. in. także art. 20 naszej Konstytucji — mają być „przedstawicielami całego narodu, w ogromnej większości stają się przedstawicielami swoich zarządów partyjnych, a odpowiedzialność ich indywidualna sprowadza się prawie do zera. Jako element dodatkowy wchodzi tu w grę stan pewnego podniecenia, który stale towarzyszy obradom parlamentarnym. Są okresy pozbawione emocyj, a wtedy w gmachu parlamentu panuje nuda i zniechęcenie; są dnie pełne podniecenia i wzruszeń, a wtedy mówi się, że parlament pracował z wytężeniem i owocnie. W tej atmosferze nieodpowiedzialności, w której znakomita większość nie pracuje, a w której nuda przenika się z sensacją, następuje powolne, ale stałe, jak prawa natury, przetwarzanie się dusz i charakterów. Po pewnym czasie naturalna systematyka typów psychicznych i intelektualnych jest dokonana.</u>
          <u xml:id="u-21.19" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">Na czoło wysuwają się deputowani, sprawujący swoje tytuły od wielu bardzo lat. Są to starzy, doświadczeni parlamentarzyści, parlamentarzyści z fachu, ludzie patrzący na świat pod kątem długoletnich doświadczeń i z pewnem łaskawem pobłażaniem. Znają się oni przeważnie trochę na wszystkiem, z łatwością formułują swe sądy i nie znoszą sprzeciwów. Cieszą się szacunkiem nie tylko kolegów ze swego klubu. Dzielą się na dwie grupy: mniejsza bierze udział w obradach komisyjnych, przygotowuje referaty, niekiedy bardzo cenne i interesujące, przemawia na plenum, kieruje taktyką klubu; grupa większa spełniła już przed wielu laty to, co do niej należało — obecnie jest ozdobą ciała parlamentarnego. Wśród reszty młodszych posłów zauważyć można ambicje różnego rodzaju i różnego typu; bywają też ambicje uczenia się i pogłębiania znajomości poszczególnych dziedzin. Są i tacy, których temperament ponosi i każę im wybijać się na czoło zespołu. Rwą się do wystąpień na komisjach i plenum, stanowią typ urodzonych posłów, o których musi być głośno za wszelką cenę. Ale olbrzymia masa „reprezentantów narodu” pozbawiona jest takich ambicyj i zadowala się rolą znacznie mniejszą.</u>
          <u xml:id="u-21.20" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">Tak wygląda w pobieżnym szkicu obraz przeciętnego parlamentu politycznego.</u>
          <u xml:id="u-21.21" who="#komentarz">(Protesty na ławach P. P. S. S. Rodowicz: Jak to przykro słuchać prawdy. S. Kłuszyńska: Nie tylko do nas Premier mówił. Głos: A możebyśmy o kryzysie pomówili i o głodzie mieszkaniowym.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-22">
          <u xml:id="u-22.0" who="#JulianSzymański">Proszę Panów Senatorów o spokój.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-23">
          <u xml:id="u-23.0" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">Ilość ludzi, posiadających dostateczne kwalifikacje do wydawania sądów o najrozmaitszych rzeczach, wchodzących w zakres pracy parlamentu, poza zagadnieniami czysto politycznemi, jest w tych warunkach znikoma. Nie zawsze przytem oni to właśnie decydują o stanowisku swego stronnictwa czy klubu. Nieraz widzimy na ich czele ludzi, nie posiadających żadnego wykształcenia, ani doświadczenia w sprawach t. zw. resortowych, w zakresie gospodarki państwowej, administracji i techniki rządzenia. Są oni pod tym względem niemal analfabetami, a jednak głos ich jest decydujący, bowiem politycznie przewodzą swemu klubowi.</u>
          <u xml:id="u-23.1" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">Powstaje w ten sposób paradoksalna sytuacja, w której omawianie każdej sprawy, najmniej nawet politycznych momentów zawierającej, każda ocena działalności fachowej resortu odbywa się li tylko pod kątem politycznych poglądów i tendencyj grup parlamentarnych. W epoce, w której zjawiska i prądy polityczne stały się funkcją wielkich przemian i konieczności gospodarczych, w parlamentach rzecz dzieje się odwrotnie: polityka góruje nad gospodarką państwową, społeczną czy wogóle zbiorową.</u>
          <u xml:id="u-23.2" who="#komentarz">(S. Strug: W gabinecie ministrów także.)</u>
          <u xml:id="u-23.3" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">Jeżeli nawet jakaś grupa parlamentarna kieruje się w swej działalności względami natury gospodarczej, to względy te przeważnie noszą charakter partykularny, odpowiadający interesom i aspiracjom danej grupy, pozbawione są natomiast znaczenia syntetycznego, ujmującego całość zagadnienia danego organizmu gospodarczego. Walka programów gospodarczych, jeżeli toczy się w Sejmie, to nie o to, który z nich dla całości tego organizmu jest lepszy; ma tam miejsce poprostu konkurencja programów partykularnych, grupowych, klasowych lub partyjnych. Tak zw. kompromis, którym konkurencja ta zazwyczaj się kończy, nie jest syntezą, bo nią być nie może, lecz czemś w rodzaju podziału sfery wpływów. W naszej niedawnej przeszłości widzieliśmy taki kapitalny przykład w postaci rządu, opartego na większości, złożonej z narodowej demokracji i socjalistów.</u>
          <u xml:id="u-23.4" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">Naogół jednak w parlamentach góruje polityka dostosowana nie do interesów i potrzeb całości państwa, lecz do celów specjalnych, któremi są: utrzymanie w kraju jak największej sfery wpływów i zdobycie tą drogą maximum mandatów w parlamencie.</u>
          <u xml:id="u-23.5" who="#komentarz">(S. Kopciński: Kosztem 8 milionów z pieniędzy publicznych.)</u>
          <u xml:id="u-23.6" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">Stąd rodzi się z konieczności demagogia, szermowanie słowami i hasłami bez żadnego poczucia odpowiedzialności za ich zrealizowanie.</u>
          <u xml:id="u-23.7" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">Momentem jeszcze bardziej utrudniającym wykonywanie swoich zadań przez parlament pod jakimś jednym kątem, choćby nawet wyłącznie politycznym, jest to, że — wbrew powszechnemu mniemaniu — płaszczyzna, z której powstaje, nie jest jednorodna. W państwie takiem, jak Polska, jest ona w rzeczywistości trojaka: polityczna, klasowa i narodowościowa; na stanowisko parlamentu wobec pewnego zagadnienia składa się więc suma trzech niewspółmiernych i różnorodnych opinii i poglądów, zależnych od trzech różnych kryteriów: politycznego, klasowego i narodowościowego. Słuszną też czyni uwagę prof. Jaworski, że „na takiej różnorodnej podstawie zbudowany parlamentaryzm nie jest w stanie rozstrzygnąć żadnej sprawy wedle kryteriów rzeczowych”.</u>
          <u xml:id="u-23.8" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">W klasycznym ustroju parlamentarnym, przy takiej strukturze parlamentu, losy państwa zdane są na łaskę przypadkowych większości i asyntetycznych kompromisów. Nieodpowiedzialność poselska w połączeniu z decydującym ich wpływem już nie tylko na ustawodawstwo, ale na codzienną bieżącą pracę rządu, stwarza warunki, w których rząd może się utrzymać tylko wtedy, jeżeli w swej działalności kieruje się nie własnym poglądem na potrzeby państwa, lecz wytycznemi asyntetycznego kompromisu, zawartego przez popierające go grupy parlamentarne. Mamy więc w rezultacie rządzenie pośrednio przez parlament, czyli — jak to wynika z mojej poprzedniej charakterystyki parlamentu — przez ciało o różnorodnej strukturze i nieokreślonej kompetencji, podzielone na walczące ze sobą grupy i niezdolne do wytworzenia silnej konstruktywnej woli.</u>
          <u xml:id="u-23.9" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">W eksposè swojem, wygłoszonem w Sejmie w styczniu r. b., zaznaczyłem już, że o ile system ten w państwach starych, dawno zmontowanych, opartych na silnych fundamentach tradycji parlamentarnej i techniki rządzenia, funkcjonuje jeszcze bez większej dla nich szkody, choć coraz mniej sprawnie i z coraz większym zgrzytem...</u>
          <u xml:id="u-23.10" who="#komentarz">(S. Kłuszyńska: Francja.)</u>
          <u xml:id="u-23.11" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">...słusznie, o tyle w warunkach Polski współczesnej dawał on wyniki fatalne. Zamiana jego na lepszy, bardziej odpowiadający wymogom, jakie specyficzne warunki Polski mu stawiają, jest problemem najistotniejszym dzisiaj, jest kwestią dalszego pomyślnego rozwoju państwa i wszystkich jego warstw społecznych.</u>
          <u xml:id="u-23.12" who="#komentarz">(Oklaski na ławach B. B.)</u>
          <u xml:id="u-23.13" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">Postawienie ogólnej diagnozy choroby parlamentaryzmu zniewala do poszukiwania środków zaradczych. Mówię o chorobie parlamentaryzmu, a nie o jego upadku, ponieważ — jak to już miałem sposobność wyrazić kiedy indziej — samą instytucję parlamentu, jako organu władzy ustawodawczej kontrolującej, nadającego działalności rządu jawność, uważam za pożyteczną i potrzebną, a nawet konieczną, jeżeli rząd nie ma stać się grupą oligarchów, dysponujących samowolnie mieniem, a może nawet i honorem obywateli.</u>
          <u xml:id="u-23.14" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">Jeżeli problem ten przeniesiemy na grunt polski, to nie sądzę, aby właściwym środkiem leczniczym mogło być korygowanie poszczególnych przepisów naszej ustawy konstytucyjnej przy pozostawieniu struktury zasadniczej obecnego ustroju. Problem wydaje mi się być głębszy, a więc środki powinny być bardziej radykalne.</u>
          <u xml:id="u-23.15" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">Chodzi o dwie rzeczy zasadnicze: o strukturę wewnętrzną ciał parlamentarnych i o postawienie ich na właściwem miejscu — we wzajemnem ustosunkowaniu się organów władzy państwowej, i to - mojem zdaniem - a nie metafizyka prawnicza, winno być punktem wyjścia wszelkich w dziedzinie zmiany ustroju rozważań.</u>
          <u xml:id="u-23.16" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">Poprzednia charakterystyka parlamentów doprowadza do wniosku, że parlament polityczny nie może posiadać charakteru nadrzędnego w stosunku do innych organów władzy, jak to ma miejsce obecnie u nas, że organ ten wymaga korektywy przez drugi czynnik o innej strukturze, taki mianowicie, któryby potrafił pod innym, niż polityczny, kątem ocenić projekt ustawy i oddziałać na jej treść ostateczną. Czynnikiem tym może być albo jednostka albo ciało zbiorowe.</u>
          <u xml:id="u-23.17" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">W literaturze politycznej lat ostatnich, a nawet w praktyce niektórych państw, pojawiła się koncepcja utworzenia obok parlamentu politycznego drugiej izby, reprezentującej układ sił i interesów gospodarczych i zawodowych społeczeństwa. Wpływ takiej drugiej izby na ustawodawstwo mógłby być owym niezbędną korektywą przemożnego dotąd wpływu ciała politycznego, co wobec ogromnego znaczenia, jakie w życiu nowoczesnem odgrywa czynnik gospodarczy, wydaje się być zupełnie usprawiedliwione.</u>
          <u xml:id="u-23.18" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">Ale ta teoretyczna koncepcja ustrojowa nasuwa w obecnych warunkach szereg poważnych wątpliwości. Rzecz jest nowa i co do swej praktycznej wartości niesprawdzona. Niezbędnym warunkiem jej realizacji jest zorganizowanie społeczeństwa na podstawie zawodowej. W Polsce jesteśmy od tego bardzo daleko, a przykład niektórych państw, wprowadzających przymus organizacji zawodowej, nie jest dla naszych stosunków i naszej psychiki zbiorowej miarodajny i zachęcający. To też pomijając już inne powody, musimy koncepcję tę uznać dla Polski przynajmniej na dziś za nieaktualną.</u>
          <u xml:id="u-23.19" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">Nie wiem, czy lepszy los spotkać może inne pomysły, które za pomocą mianowania specjalnego ciała, złożonego wyłącznie z doświadczonych fachowców i nieposzlakowanych charakterów, pragną zaradzić brakom legislatywnej działalności parlamentu. Projekt ustanowienia Rady Stanu dla opracowywania i opiniowania projektów ustaw pod względem fachowym, redakcyjnym i kodyfikacyjnym, zawiera bardzo dużo cech dodatnich, jednakże samego problemu choroby parlamentaryzmu — tak jak ją powyżej naszkicowałem — nie rozwiązuje. Rada Stanu, której źródło powstania byłoby zupełnie i całkowicie inne, aniżeli Izby Poselskiej, nie mogłaby orzeczeniom i opiniom swoim przypisywać charakteru wyrazu woli narodu, choćby w najbardziej konwencjonalnem tych słów znaczeniu. Ponieważ jednak rząd, jako władza wykonawcza, w coraz większym stopniu staje się inicjatorem w zakresie ustawodawstwa państwowego — co jest bardzo znamiennym objawem ewolucji parlamentaryzmu — Rada Stanu może niezawodnie pełnić pożyteczną rolę organu pomocniczego i doradczego rządu, tak jak to ma miejsce we Francji. Ale na tem rola jej całkowicie się wyczerpuje.</u>
          <u xml:id="u-23.20" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">Drugiem zasadniczem zadaniem parlamentu jest kontrola działalności rządu. Swoje krytyczne uwagi co do sposobu, w jaki odbywa się ona w systemie rządów parlamentarnych, wypowiedziałem w wywiadzie prasowym p. t. „Niedomagania parlamentaryzmu” z dnia 4 października 1928 r. Sprowadza się ta krytyka do następującej tezy: nie może być istotnej' kontroli tam, gdzie rząd powoływany jest formalnie przez głowę państwa, faktycznie zaś desygnowany przez tak lub inaczej skleconą większość parlamentarną, która deleguje do niego swoich członków. Będzie to bowiem kontrola siebie samych, czyli albo fałszywa albo iluzoryczna. Głowa państwa musi posiadać zupełnie wolną rękę w wyborze szefa rządu, a polityczna odpowiedzialność rządu wobec parlamentu musi być tak skonstruowana, aby votum nieufności nie mogło być wynikiem przypadku lub zasadzki, co wywołuje kompromitację instytucji parlamentu wobec opinii publicznej, oceniającej wybryki partyjnych szefów w sposób należyty i prawie zawsze trafny.</u>
          <u xml:id="u-23.21" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">Ale trzeba tu dodać jeszcze jeden warunek. Istota funkcji kontrolującej wymaga bezwzględnie ścisłego oddzielenia jej od funkcji działającej. Ten, kto ma ocenić pewien kompleks działań, nie może w ciągu ich trwania co chwila wpływać na nie, staje się bowiem współdziałającym i traci prawo do obiektywnego sądu. Ingerencja bądź całego parlamentu, bądź poszczególnych jego członków, w codzienną pracę władz wykonawczych, ingerencja zmierzająca nie do spowodowania natychmiastowej oceny pewnego działania rządu, lecz do zmiany celu jego, charakteru lub formy, nie daje się absolutnie pogodzić z prawem kontroli parlamentu. Kontrola przeszłości powinna odbywać się w atmosferze możliwie beznamiętnej. Dlatego jestem zwolennikiem reformy, polegającej na obowiązek składania przez rząd co roku sprawozdania ze swej działalności i oddzielenia dyskusji nad niem od rozpraw nad zamierzeniami na przyszłość, t. j. od dyskusji budżetowej.</u>
          <u xml:id="u-23.22" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">Omówiłem dwie istotne i niezastąpione funkcje parlamentu, funkcje, że się tak wyrażę, materialne. Do nich możnaby dodać jeszcze jedną, raczej emocjonalnej natury, ale tem niemniej ważną. Jest nią odbicie w parlamencie dynamiki ruchów i przemian, dokonujących się w społeczeństwie, które nie zawsze mogą być uchwycone w czas przez rząd. Aparat jego, którym się posługuje — biurokracja — niewątpliwie jest bardzo wadliwym i małoczułym instrumentem dla uchwycenia i uzewnętrznienia tych ruchów, nurtujących w zbiorowej psychice społecznej. Parlament daje pod tym względem nierównie większe możliwości i chociaż transmisja, dokonywana przezeń, bywa często mniej lub więcej zniekształcana, to jednak nie można nie doceniać znaczenia dużej wrażliwości tego instrumentu na procesy społeczne. Dla rządu, który chcę wykorzystać potencjalne siły społeczne i liczyć się z ich kierunkiem i napięciem, stanowi to bardzo cenny sprawdzian jego działalności i zamierzeń.</u>
          <u xml:id="u-23.23" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">Ale o tę funkcję parlamentu nikt sporów nie toczy. Nie ona też jest przyczyną kryzysu parlamentaryzmu oraz konfliktów, które na jego tle powstają. Odrzucam bezwzględnie aspiracje parlamentu do pośredniego rządzenia za pomocą rządu, złożonego z delegatów, stanowiących wykładniki większości parlamentarnych partyj. Entuzjaści systemów parlamentarnych niektórych państw Europy będą wprawdzie oburzali się na takie obcesowe odtrącenie wychwalanych przez nich wzorów, ale nie sądzę, aby to oburzenie znalazło dziś oddźwięk wśród oświeconych sfer społecznych Polski. Walka o ten punkt programu źle pojętej demokracji parlamentarnej wydaje mi się już przesądzoną na jego niekorzyść. Do rządzącego Państwem parlamentu Polska — mam nadzieję — nie powróci, o ile chcę uniknąć nowych błędów.</u>
          <u xml:id="u-23.24" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">Zatrzymuję się na dwóch — jak już zaznaczyłem — istotnych i niezastąpionych funkcjach parlamentu: ustawodawczej i kontrolującej. Wskazałem na najważniejsze wady w wykonywaniu ich przez parlament polski oraz na niedostateczność lub niepraktyczność wysuwanych tu i owdzie środków naprawy. Dochodzę do konkluzji, że ani druga Izba o odmiennej strukturze, ani Rada Stanu, przynajmniej w tej konstrukcji, jak ją podałem, nie usuwa wszystkich wad ustawodawczej działalności parlamentu i usunąć ich całkowicie w żadnej konstrukcji nie potrafi, że wartość kontroli, przezeń sprawowanej, uzależniona jest od pozbawienia go bezpośredniego wpływu na tworzenie rządu. W istniejącym obecnie ustroju powstaje, w razie przyjęcia tej konkluzji, jakgdyby pewna luka, którą trzeba czemś wypełnić. Tem czemś w naszych współczesnych warunkach nie może być nikt inny, jak tylko czynnik nadrzędny w stosunku do trzech naczelnych organów władzy państwowej, skupiający w sobie najwyższą sumę indywidualnego autorytetu — Prezydent Rzeczypospolitej. Stanowisko nadrzędne nadaje Prezydentowi w stosunku do władzy wykonawczej — prawo mianowania i odwoływania rządu; w stosunku do władzy ustawodawczej — prawo otwierania, zamykania i rozwiązywania parlamentu oraz dekretowania w czasie, kiedy parlament nie może wykonać swoich zadań; w stosunku do władzy sądowej — prawo mianowania sędziów i prawo łaski. Autorytet indywidualny Prezydenta nie jest wprawdzie przymiotem, który może przez jakikolwiek przepis być mu nadany. Ale każde pokolenie posiada wśród siebie osobistości, cieszące się zasłużenie mniejszym lub większym autorytetem, nabytym życiem swem i działalnością. Historyczna analiza zbiorowości ludzkich wskazuje, że wśród szerokich mas, nawet dość obojętnych na rzeczy publiczne, tkwi głęboko zakorzenione zaufanie i uznanie dla jednostek, których czyny składają się na wartość nieprzeciętną. Wybór bezimiennej masy bywa pod tym względem nieomylny. Poczucie indywidualnego autorytetu jednostki jest w psychice społecznej niemniej głęboko zakorzenione, niż poczucie wolności i prawa udziału w stanowieniu o formach życia zbiorowego. Spotka mnie tu niechybnie zarzut, że rozumowanie to prowadzi do t. zw. cezaryzmu demokratycznego. Nie mam zamiaru spierać się o terminy; chodzi o zapewnienie możności pomyślnego rozwoju państwa: Jest ono rozstrzygającem kryterium rozumowania i wynikających z niego konkluzyj. Jeżeli jednak ktoś zgóry pragnie przesądzić, że jednostka, dysponująca największym zasobem autorytetu, mając sobie powierzone znaczne atrybuty władzy, zacznie nadużywać ich na rzecz swego egotyzmu lub ambicyj, to nie tylko wyraża przez to brak zaufania w czystość intencyj siłę charakteru ludzi, rozporządzających w społeczeństwie największą sumą autorytetu, ale stwierdza również zupełną niewiarę w posiadanie moralnej i politycznej siły przez samo społeczeństwo i przez niego powołane organy władzy w państwie. A niema takiego przepisu czy nakazu, któryby mógł nadać jakiejś instytucji powagę, znaczenie i siłę, jeżeli ona sama ich w sobie skupić nie potrafi. Udzielenie jednostce, wybranej przez naród, takich uprawnień, które czynią z niej czynnik nadrzędny w stosunku do innych organów władzy w państwie...</u>
          <u xml:id="u-23.25" who="#komentarz">(S. Januszewski: Frazes.)</u>
          <u xml:id="u-23.26" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">...może być niezbędne, jeżeli te organy wskutek wad wewnętrznych nie są zdolne sprostać swoim podstawowym zadaniom. Życia nie można zatrzymać w pewnej chwili dlatego tylko, że powołane do regulowania jego objawów instytucje przechodzą kryzys i nie są zdolne do działania. Inercja przeróżnych procesów życia zbiorowego zmusza do zastąpienia tych instytucyj, w zakresie niewykonywanych przez nie funkcyj, jakimś czynnikiem innym, który nie dopuści do tego, aby w procesach tych nastąpił groźny dla ogółu zator.</u>
          <u xml:id="u-23.27" who="#PrezesRadyMinistrówBartel">Pozatem instytucjom tym nie odbiera się żadnych uprawnień, nie pozbawia się ich żadnych funkcyj. Od nich samych przedewszystkiem zależy suma ich wpływów na bieg życia państwa i autorytetu w społeczeństwie. Istnieje w Anglii kilka konwencjonalnych uprawnień monarchy, od wieków przezeń nieużywanych. Dlaczego? Bo parlament angielski nigdy w ciągu tego okresu nie stanął poniżej wymaganej od niego wysokości swego zadania. W Polsce strach przed uposażeniem Głowy państwa w dostateczne a konieczne atrybuty władzy jest zjawiskiem historycznie stałem, ale jest też i świadectwem słabości demokracji, której nie dodadzą mocy najdemokratyczniejsze przepisy i instytucje konstytucji. Ludzie, przejęci troską o przyszłość demokracji w Polsce, powinni szukać dla niej oparcia w. głębi duszy ludzkiej, w psychice społecznej, w żadnym natomiast razie nie w pustych formach, nie w fałszywym dźwięku gromkich haseł, nie w chaosie i bezwładzie, który paczy i zabija każdy normalny rozwój, każdy postęp a także postęp i realizację ideałów demokratycznych.</u>
          <u xml:id="u-23.28" who="#komentarz">(Oklaski na ławach B. B.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-24">
          <u xml:id="u-24.0" who="#JulianSzymański">Głos ma s. Strug.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-25">
          <u xml:id="u-25.0" who="#AndrzejStrug">Pracujemy od tygodnia w nastroju bardzo poważnym i nieco monotonnym. P. Premier zechciał wprowadzić dzisiaj niespodziankę, która nas wszystkich zaskoczyła i chcę wyrazić tu zdumienie, co pobudziło p. Premiera, ażeby jeszcze raz w tonie jak najbardziej kategorycznym powtórzyć swój katechizm, te swoje pouczenia, znane słuchaczom radja i słuchaczom jego wykładów prowincjonalnych, w celu poniżenia posłów i senatorów jeszcze raz. Ja uważam, że w tej Izbie, gdzie panuje zawsze poziom wysoki, było to nieprzyzwoitością. Nie można zakrzyczeć, zahukać ludzi, którzy są ułomni, każdy po swojemu, ale którzy jednak stanowią konstytucyjnie i moralnie pewną całość i wartość. Te obraźliwe opinie już oddawna słyszymy z prasy urzędowej, z wywiadów i artykułów Marszałka Piłsudskiego, a teraz jeszcze raz musieliśmy to usłyszeć. Poco w tej chwili i naco?</u>
          <u xml:id="u-25.1" who="#AndrzejStrug">Gdybym się chciał wzorować na p. Premierze, nie zabrakłoby mi zjadliwości i mógłbym odwrócić to, co p. Premier powiedział o przedstawicielach parlamentu, do Gabinetu Ministrów, którzy tu siedzą i nawet dawnych ministrów pomajowych. Nie będę jednak wkraczał na ten teren, staram się jako przedstawiciel tej Wysokiej Izby, zachowującej zawsze swój poziom, nie dawać upustu swojemu oburzeniu i temperamentowi.</u>
          <u xml:id="u-25.2" who="#AndrzejStrug">Chciałbym tylko powiedzieć, że te słowa p. Premiera były bardzo energiczne, a ton nadzwyczaj pewny siebie. Czy to jest istotnie prawdą, że p. Premier jest tak mocny, tak pewny tego wszystkiego, co mówił? Panic Premierze! Nie ograniczajmy się do tego, co się wie z gazet, z debat. Skądinąd wiadomo, że p. Premier ma olbrzymie kłopoty, p. Premier bynajmniej nie jest takim mocarzem, który miałby prawo takie rzeczy mówić, jest równie ułomnym, jak my, przedstawiciele parlamentaryzmu w Polsce. To są rzeczy nie na miejscu, to są rzeczy nie na czasie, to są niespodzianki, których źródła ja nie znam. Jest to poruszenie na szachownicy politycznej i może jest ono skierowane nie do tej Izby, ale do tych naszych kolegów sejmowych, którzy są tutaj skupieni (wskazuje na lożę sejmową). Czy Pan Premier powiedział takie słowa w Sejmie? Naturalnie tam są temperamenty, tam są ludzie młodsi, tam jest masa ludzi, a masa wytwarza pewien nastrój, i tam napewno te słowa nie byłyby słyszane, a może nawet powiedziane.</u>
          <u xml:id="u-25.3" who="#AndrzejStrug">Jabym, jako senator, wypraszał sobie, aby tutejszy teren był miejscem dla eksperymentów i prób, które skierowane są gdzieś dalej. P. Marszałek Piłsudski na Komisji Wojskowej przeszłego roku również wybrał sobie teren Senatu, aby zwalczać nie Senat, bo już sam fakt, że tu przyszedł dowodził że zwalczać go nie zamierza, ale aby zaatakować Sejm. Otóż te rzeczy w parlamentaryzmie są niezdrowe i niedopuszczalne. P. Premier mógł znaleźć sobie audytorium w wielu salach stołecznego miasta Warszawy. Dlaczego my tutaj musimy to słyszeć? My też jesteśmy ludźmi i mamy prawo mieć poczucie swojej godności i w imieniu tego poczucia nie tylko w imieniu swojego stronnictwa, ale i w imieniu wielu stronnictw tu obecnych...</u>
          <u xml:id="u-25.4" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-25.5" who="#AndrzejStrug">...nie wolno nawet Panu obrażać ludzi, chcę powiedzieć, że tego my mamy już dość, Panie Premierze, tu nie miejsce i nie czas na to. Czy takie wystąpienie p. Premiera nie rozlegnie się szerokiem echem, które wywoła w kraju zamęt? Czy tego rodzaju popisy krasomówcze nakarmią głodnych, czy zażegnają ten kryzys, który przez zaniedbania p. Premiera Świtalskiego, uprzedzanego, ostrzeganego, mającego duży aparat rządowy, który powinien był mu pozwolić przewidywać naprzód co nas czeka, nie przewidział niczego, pojechał na długie wakacje i p. Premier jako spadkobierca tamtego rządu, raczej powinien teraz starać się naprawić te klęski, które wskutek niedopatrzenia, wskutek lekkomyślności rządu poprzedniego spadły na Polskę nieprzygotowaną.</u>
          <u xml:id="u-25.6" who="#AndrzejStrug">Zamiast tego słyszymy pouczenia, pouczenia, dla których może jest miejsce w szkole średniej i to w klasach niższych. P. Premier jest profesorem wyższego zakładu naukowego, ale profesorowie, a nawet nauczyciele przyzwyczajeni do tego, żeby mieć przed sobą audytorium, które się nie odezwie z żadną krytyką, nabierają tonu autorytetu „niezłomnego”.</u>
          <u xml:id="u-25.7" who="#AndrzejStrug">Panie Premierze, jeszcze raz powtarzam, nie udawaj my mocniejszych, niż nimi jesteśmy. Jest poza Panem Premierem Marszałek Piłsudski, wielka postać dziejowa, która spełnia swe funkcje ponad Rządem i niestety ponad Polską.</u>
          <u xml:id="u-25.8" who="#AndrzejStrug">Są okresy dziejowe, gdy takie zjawiska zachodzą, trzeba je rozumieć i umieć przetrwać. Ale gdy ktoś tę siłę zapożycza, kiedy wygraża i bije pięścią w stół, naśladując cudze gesty, a zarazem — jak wszystkim wiadomo — toleruje rządy nieodpowiedzialnej grupy, to jest to dowodem, że niema żadnej własnej siły ani idei w przedstawicielu formalnym Rządu, który tu przemawia. Jest nieudolne naśladowanie siły i autorytetu i nas to nie złudzi. To jest poprostu niespodziewany i niebywały manewr polityczny. Dla takich eksperymentów miejsca w tej Izbie niema.</u>
          <u xml:id="u-25.9" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-26">
          <u xml:id="u-26.0" who="#JulianSzymański">Głos ma s. Głąbiński.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-27">
          <u xml:id="u-27.0" who="#StanisławGłąbiński">Wysoka Izbo! Kiedy p. Premier stanął tutaj przed nami i rozpoczął bardzo ostrą krytykę parlamentaryzmu wogóle, sądziłem, że dowiemy się od niego czegoś pozytywnego, że nam powie, co właściwie sądzi Rząd, czy on osobiście o sposobie, w jaki parlamentaryzm wogóle, a specjalnie parlamentaryzm polski ma być uleczony. Pamiętamy o tem i ciągle słyszymy wyrazy krytyki działalności naszego parlamentu, ale zapominamy, że ten nasz parlamentaryzm ma żywot jeszcze bardzo krótki, że kiedyśmy rozpoczęli nasze życie niepodległe, to mieliśmy do czynienia z pewnym programem przedstawionym całemu społeczeństwu zanim jeszcze wogóle Sejm był zebrany. Ten program został jasno określony i ogłoszony oficjalnie, jak to już raz przypomniałem, w „Monitorze Polskim” 20 listopada 1918 r. i był programem socjalistycznym, był programem rządu dzisiejszego Marszałka, przedtem Naczelnika Państwa Piłsudskiego; określał zaś jako dążenie Państwa Polskiego wprowadzenie ustroju socjalistycznego przez wywłaszczenie większej własności i t. d. i t. d. Od tego czasu nie mieliśmy rządu, któryby przyszedł z jakimś określonym programem. Tamten program upadł w społeczeństwie, nie znalazł w społeczeństwie oddźwięku. Przyszły inne rządy, które jednakowoż jakiegoś ustalonego programu nie miały i jeżeli tworzono później rządy kompromisowe, to właśnie w tym celu, ażeby nareszcie mógł powstać rząd z jakimś programem wytycznym.</u>
          <u xml:id="u-27.1" who="#StanisławGłąbiński">Dziś, kiedy się mówi o reformie Konstytucji, ci, którzy wysuwają to żądanie ze strony Rządu, nie są w stanie podać nawet ogólnych ram tej reformy. Z innych stronnictw, które przedstawiły projekt zmiany Konstytucji — jedne są za zmianą w duchu podobnym czy analogicznym p. Premierowi, inne są za jej zmianą wprost w duchu przeciwnym. Bo i w czasie, jak się uchwalało Konstytucję, były dwa prądy: jeden prąd był więcej umiarkowany, konserwatywny, inny prąd był więcej lewicowy i na tle zwalczania się tych prądów powstała dzisiejsza Konstytucja, w myśl nawet samych twórców prowizoryczna, bo wtedy sami przewidzieliśmy możność jej zmiany w tym Sejmie dziś obradującym.</u>
          <u xml:id="u-27.2" who="#StanisławGłąbiński">I dlatego sądzę, że jeżeli Rząd występuje z ostrą krytyką parlamentaryzmu wogóle, to na nim ciąży obowiązek przedstawienia konkretnego projektu, w jaki sposób parlamentaryzm wogóle, a specjalnie parlament polski ma być uzdrowiony. Przecież to, co dziś powiedział p. Premier Bartel, nie może się odnosić do najstarszego parlamentu, który był wzorem parlamentaryzmu wogóle, mianowicie do parlamentu angielskiego, bo właśnie parlament angielski odznacza się temi wadami, które tu wytykał p. Premier, bo właśnie w parlamencie angielskim to stronnictwo, które ma większość, rządzi. Ono wprawdzie nie rządzi zbiorowo, ale przez swoich przywódców, których wysyła do rządu. Główny zatem atak p. Premiera przeciwko parlamentaryzmowi był skierowany właśnie przeciwko temu parlamentaryzmowi najstarszemu.</u>
          <u xml:id="u-27.3" who="#StanisławGłąbiński">Ponieważ jednak nasze społeczeństwo, niestety, pod względem politycznym nie dojrzało do tego stopnia, jak społeczeństwo angielskie, my jesteśmy tego zdania — o ile chodzi o stronnictwo moje — że rzeczywiście nasza Konstytucja wymaga zmiany, wymaga uzdrowienia. Pod tym względem są rozmaite opinie. Godzimy się na to, by Prezydent Rzeczypospolitej miał szersze uprawnienia; w jakim zakresie, to jest rzecz dyskusji, myśmy nasz konkretny program postawili, ale jednak nie możemy się zgodzić na to, żeby Rząd, jeżeli widzi błędy parlamentaryzmu, nie doszedł jednak do jakichś pozytywnych wniosków, w jaki sposób należy tę rzecz zmienić.</u>
          <u xml:id="u-27.4" who="#komentarz">(S. Sejda: Panie Premierze, dlaczego się projektu nie przedkłada? Dlatego że się świadomie nie chcę tego zrobić?)</u>
          <u xml:id="u-27.5" who="#StanisławGłąbiński">Dlaczego Rząd nie przyjdzie ze swoim projektem, dlaczego nie przedstawi swojego programu? Czy może dlatego, że nie chcę się narazić na ujemną krytykę? Bo krytykować parlamentaryzm, nawet społeczeństwo, jest bardzo łatwo, bo każde społeczeństwo ma swoje braki i wady, każda reprezentacja ma swoje wady, ale i każdy rząd ma swoje wady.</u>
          <u xml:id="u-27.6" who="#komentarz">(Głos: I to jeszcze jakie.)</u>
          <u xml:id="u-27.7" who="#StanisławGłąbiński">Dlatego też jeżeli Rząd chcę naprawdę doprowadzić do jakiejś zdrowej reformy, to niech wyjdzie ze swoim wnioskiem, niech i on się narazi na krytykę, często na krytykę ujemną, bo nikt nie jest nieomylnym, również Rząd i p. Premier nie może mieć pretensji do nieomylności.</u>
          <u xml:id="u-27.8" who="#StanisławGłąbiński">Sądzę więc, że te uwagi, które tu padły, były niesłuszne w stosunku do Senatu, bo Senat zajmował się spokojną pracą i miał tę pracę ukończyć, nie spodziewając się wcale tego, że zostanie tak ujemnie przy końcu swoich prac budżetowych skrytykowany. Te wszystkie uwagi krytyczne powinien Rząd odnieść do siebie i powinien się starać o to, ażeby swój program przedstawił Sejmowi i Senatowi — choć Senat dziś się tem nie zajmuje, dziś tylko Sejm jest do tego powołany, by się zająć tą zmianą ustroju naszego w takim duchu, jaki będzie w interesie Państwa i narodu. Póki się Rząd na taki program nie zdobędzie, uważam, że jego uwagi krytyczne, tak sformułowane jak to dziś słyszeliśmy, nie mają uzasadnienia.</u>
          <u xml:id="u-27.9" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-28">
          <u xml:id="u-28.0" who="#JulianSzymański">Głos ma s. Januszewski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-29">
          <u xml:id="u-29.0" who="#WacławWiktorJanuszewski">Jestem zaskoczony wystąpieniem p. Premiera i rzeczywiście podejmuję dyskusję, nie będąc przygotowanym. P. Premier odczytał nam tu swój pogląd na parlamentaryzm i analizę bolączek parlamentaryzmu. Zastanawiał się też prawdopodobnie i przygotowywał dość długo i wybaczy p. Premier, że nie będę tak elokwentnym, jak p. Premier z tej trybuny. W krótkich tylko słowach chcę zająć stanowisko jako przedstawiciel „Wyzwolenia” w tej sprawie.</u>
          <u xml:id="u-29.1" who="#WacławWiktorJanuszewski">Panie Premierze, chciałbym zwrócić Panu Premierowi uwagę na artykuł p. Poincare, który ma większe doświadczenie niż Pan Premier, bo był częściej premierem, niż Pan, a ma także prawnicze doświadczenie. I co on mówi, kiedy w artykule swoim rozpatruje problem t. zw. bolączek parlamentaryzmu, i jakie tam znajduje wady? Otóż znalazł wadę jedną, tę, że są stałe komisje w parlamencie, i jako środek do rozwiązania kwestii uważa powrót do stanu przedwojennego — usunięcie stałych komisyj z parlamentu, bo stała komisja w parlamencie absorbuje zbyt często uwagę ministra i zdradza pewne tendencje do rządzenia. Otóż p. Poincare, analizując cały ten problem, znalazł tylko to jedno zło w parlamencie. P. Premier ceni doświadczenie i nieraz o tem doświadczeniu mówi, sądzę więc, że i doświadczenie tego zasłużonego człowieka, jakim jest p. Poincare, p. Premier oceni i zastanowi się, czy to, co p. Premier tu powiedział, jest słuszne i tak rzeczywiście z głębi mózgu i duszy p. Premiera idące, jakby to się zdawało.</u>
          <u xml:id="u-29.2" who="#WacławWiktorJanuszewski">Ale nie chcę podejmować dyskusji na ten temat Jestem politykiem i na pewien polityczny moment pragnę zwrócić uwagę.</u>
          <u xml:id="u-29.3" who="#WacławWiktorJanuszewski">P. Premier w swojem przemówieniu z całą świadomością użył zwrotu, że całe to zagadnienie jest to problem głębszy i środki są potrzebne znacznie radykalniejsze. Nie wiem, czy Pan Premier dziś czytał wstępny artykuł „Kuriera Porannego”. Tam także mówi się o tym problemie i czytelnikowi nasuwa się takie rozwiązanie tej zagadki, że to wygląda tak, jak by to był zamach...</u>
          <u xml:id="u-29.4" who="#komentarz">(Premier Bartel: Nie współpracuję z tem pismem.)</u>
          <u xml:id="u-29.5" who="#WacławWiktorJanuszewski">Nie wiem, ale jest w każdym razie ciekawe, bo to jest dziennik, który popiera obecny Rząd, więc coś tkwi w tem.</u>
          <u xml:id="u-29.6" who="#komentarz">(S. Kłuszyńska: Coś wisi w powietrzu.)</u>
          <u xml:id="u-29.7" who="#WacławWiktorJanuszewski">Otóż w tym momencie, kiedy przeżywamy najstraszniejszy kryzys, jaki wogóle Polska do tego czasu przeżywała, w tym momencie, w takim sosie podaje się taki problem i zapowiada się użycie znowu specjalnych metod do rozstrzygnięcia problemu Konstytucji.</u>
          <u xml:id="u-29.8" who="#komentarz">(Premier Bartel: Kto o tem mówił? „Kurier Poranny”?)</u>
          <u xml:id="u-29.9" who="#WacławWiktorJanuszewski">P. Premier mówił tu o środkach znacznie radykalniejszych. Zobaczymy, czy to ze strony Rządu jest to w tym wypadku conajmniej przezornem.</u>
          <u xml:id="u-29.10" who="#WacławWiktorJanuszewski">Sądzę jednakże, że to, co się stało w tej chwili, dobrze się stało. Ja tutaj z tej trybuny przy ogólnej dyskusji mówiłem o niejasności sytuacji i mówiłem, że ona jest także przyczyną tego stanu, jaki jest dziś. Sytuacja zaczyna się szybko wyjaśniać w zdecydowanym kierunku. My, jako politycy, tak to oceniamy. Obecny tutaj p. pos. Kozłowski, wybitny członek Jedynki, powiada w tej chwili: „słusznie”, to znaczy, że się nie mylę. My tę walkę, Panie Premierze, która się zaczyna, przyjmujemy...</u>
          <u xml:id="u-29.11" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-29.12" who="#WacławWiktorJanuszewski">...jak ją przyjęliśmy od, samego początku.</u>
          <u xml:id="u-29.13" who="#komentarz">(S. Sejda: Walki nie będzie.)</u>
          <u xml:id="u-29.14" who="#WacławWiktorJanuszewski">Krok za krokiem zdobywamy jednak teren w społeczeństwie. Sądzimy, że, mając za sobą całe społeczeństwo, walkę tę wygramy. Nie radzimy p. Premierowi walki tej przyspieszać w tym momencie, kiedy trzeba pamiętać o gospodarczych problemach i o wyciągnięciu kraju z nędzy, w jakiej się znajduje. W każdym razie spodziewaliśmy się, Panie Premierze, dziś raczej coś z gospodarczych rzeczy.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-30">
          <u xml:id="u-30.0" who="#JulianSzymański">Głos ma s. Zakrzewski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-31">
          <u xml:id="u-31.0" who="#StanisławZakrzewski">Wysoka Izbo! Stojąc dość zdała od walk politycznych i trzymając się przedewszystkiem mojego własnego fachu, muszę powiedzieć, że mowy p. Premiera wysłuchałem nie tylko z przyjemnością słuchacza, ale z sentymentem...</u>
          <u xml:id="u-31.1" who="#komentarz">(S. Kopciński: Spodziewaliśmy się tego.)</u>
          <u xml:id="u-31.2" who="#StanisławZakrzewski">...znawcy historii Polski. W przemówieniu tem przedewszystkiem uderzyło mnie to, co właśnie z historii Polski wynika, mianowicie uderzył mnie ustęp, w którym zaznacza się inicjatywa człowieka odpowiedzialnego za to, co mówi i co zamierza z dziedziny myśli przenieść w dziedzinę czynu. Tej odpowiedzialności moralnej i politycznej od działaczy naszych politycznych domagają się nie tylko reprezentanci dzisiejszego Rządu, ale każdy światlejszy umysł, pracujący w dziedzinie historii polskiej, wytyka jej brak jako jedną z zasadniczych fundamentalnych niedokładności naszych dziejów i stosunku naszego społeczeństwa do problemu rządów.</u>
          <u xml:id="u-31.3" who="#StanisławZakrzewski">W przemówieniu p. Premiera były dalej dotknięte jeszcze dwie inne sprawy: stosunek jednostki autorytetu do masy i stosunek rządu do parlamentaryzmu. Otóż tu niejednokrotnie w poprzednich dyskusjach przy ogólnej dyskusji budżetowej, a także przy oddzielnych resortach panowie z t. zw. lewicy podnosili pytanie co do stosunku jednostki do masy. Słuchałem bardzo cierpliwie tych przemówień, w których zawsze panował jeden zasadniczy błąd i absolutne nieliczenie się z tem, co daje nauka historii — stosunek jednostki do masy, a więc pytanie bardzo demokratyczne, polega historycznie i socjologicznie na oddziaływaniu wzajemnem masy na jednostkę, ale również polega i na oddziaływaniu jednostki na masy, o czem Panowie nigdy nie mówią. To są elementarne zasady socjologii i historii. Nie można zatem, chwaląc i ceniąc wpływ masy na jednostkę, głosić, że jednostka w historii i w polityce, w całej swojej działalności jest jedynie jakimś fizycznie ślepem, mechanicznem zwierciadłem tejże masy. To jest jedno.</u>
          <u xml:id="u-31.4" who="#StanisławZakrzewski">Drugie pytanie — kwestia ustosunkowania się rządu do parlamentaryzmu i do naszych problemów konstytucyjnych. Ja się dziwię bardzo p. senatorowi Strugowi, dla którego prac literackich mam olbrzymie uznanie, o czem on sam wiedzieć nie może, ale dziwię się, jeżeli p. senator Strug pojmuje przemówienie p. Premiera w tym wypadku jako posunięcie, które ma specjalnie członków parlamentu polskiego dotykać czy obrażać. Nie pojmuję tego zupełnie. Ja słuchałem go z całym szacunkiem. Dlaczego? Dlatego, że o co tutaj chodzi?</u>
          <u xml:id="u-31.5" who="#StanisławZakrzewski">S. Kłuszyńska przerywa, p. senator Strug i p. senatorka Kłuszyńska nie zwracają w tym wypadku uwagi na rzeczy o wiele głębsze, które w myślach, przedstawionych przez p. Premiera, tkwią i znajdują się. Ja przedewszystkiem uczułem wysokie zadowolenie i podniosłem sam siebie na duchu tutaj jako członek tego zespołu Wysokiej Izby Senatorskiej, że problem rewizji Konstytucji z tej trybuny został określony jasno i stanowczo. W ten sposób druga Izba parlamentu polskiego została wciągnięta w zakres rozważań konstytucyjnych.</u>
          <u xml:id="u-31.6" who="#komentarz">(S. Januszewski: Została zaskoczona.)</u>
          <u xml:id="u-31.7" who="#StanisławZakrzewski">W najrozmaitszych środowiskach naszej Wysokiej Izby słyszałem niejednokrotnie nie tylko od kolegów z centrum, ale także i z lewicy były narzekania na to, że senatorowie do dyskusji konstytucyjnej nie są wciągnięci. Jeżeli przeto tutaj padają myśli, które właśnie wobec tej Izby senatorskiej określają stanowisko Rządu, to dla współpracy Senatu z Izbą Poselską jest to rzecz zdrowa, która się może w wysokim stopniu przyczynić do uzdrowienia naszego życia parlamentarnego.</u>
          <u xml:id="u-31.8" who="#komentarz">(Oklaski na ławach B. B.)</u>
          <u xml:id="u-31.9" who="#StanisławZakrzewski">A teraz punkt drugi, mianowicie fakt, że Premier, szef Rządu mówi i określa stanowisko swoje wobec zagadnień konstytucyjnych. Proszę Panów, oburzenia są niezrozumiałe właśnie dlatego, że znowu książki, do których muszę jeszcze raz Państwo tu odesłać, zarówno książki z dziedziny obcych literatur politycznych, jak przedewszystkiem naszej literatury historycznej i politycznej, na każdym kroku stwierdzają to, że rząd wtedy dopiero jest prawdziwym rządem, czy to jest rząd parlamentarny czy jakikolwiek inny, jeżeli się poczuwa do odpowiedzialności wobec społeczeństwa i swoją opinię formułuje. Panowie mówią i odpowiadają: opinia nie jest jeszcze wyjawiona całkowicie i w 100%, my chcemy jeszcze czegoś nowego się dowiedzieć, co zamierza rząd zrobić i jak zamierza postawić kwestię. Ten Rząd powiedział, zdaje mi się, dosyć. Mówił dużo. Ja ze specjalną sympatią podkreślam te ustępy przemówienia p. Premiera, w których - zarówno w środku tej mowy jak i na zakończenie — brzmiała nuta demokratyczna i troska o przyszłość demokracji.</u>
          <u xml:id="u-31.10" who="#StanisławZakrzewski">To jest jedno. A drugie jest, proszę Panów, to, że niema takiego procesu rewizji Konstytucji i niema takiej drogi dojścia do dobrej Konstytucji jak właśnie współpraca w tym wypadku parlamentu z Rządem i odwrotnie. Otóż gdyby tutaj Rząd mówił wszystko, narzucał wszystko, to stałoby się może to, czego nie chciał Marszałek Piłsudski, a co jasno określił w jednym z swoich wywiadów jeszcze w 1926 r., że polepszenia ustroju społeczeństwa polskiego nie wyobraża sobie bez współdziałania, bez pomocy samego społeczeństwa i spodziewa się, że społeczeństwo mu tę pomoc okaże. Gdyby Rząd odrazu rozwinął swój projekt konstytucyjny, spotkałby się napewno z zarzutami tych samych panów, którzy teraz zarzucają rządowi niedomówienia, że to jest próba narzucania wszystkiego i że nie dano czasu na to, aby w łonie naszych Izb Prawodawczych odpowiednie uświadomienie i krystalizacja tego uświadomienia w sprawie problemu konstytucyjnego nastąpiła do tego stopnia, żeby parlament, żeby Sejm nasz mógł nam wreszcie dać rewizję Konstytucji w tym duchu, w jakim ona jest konieczna i potrzebna.</u>
          <u xml:id="u-31.11" who="#StanisławZakrzewski">Nie mam zamiaru przedłużać tu moich uwag. Jeżeli jednak staje na trybunie Premier Rządu polskiego i imieniem tego Rządu...</u>
          <u xml:id="u-31.12" who="#komentarz">(S. Kopciński: Wymyśla parlamentowi.)</u>
          <u xml:id="u-31.13" who="#StanisławZakrzewski">...mówi pewne jasne i określone rzeczy, to ja w takim razie, jako historyk polski, cieszę się, że wreszcie znajduje się Rząd, który ma pełne poczucie odpowiedzialności. Obserwacja zaś moja na podstawie z wypadków przedmajowych, jakkolwiek stałem zdała i stoję dotąd zdała od wiru walk politycznych, pouczyła mnie o tem, że właśnie te stosunki przedmajowe nagromadziły i wytworzyły taką atmosferę, w której żaden z członków parlamentu i parlament jako całość i zbiorowość nie poczuwał się do odpowiedzialności. Wskutek tego reforma i rewizja tej Konstytucji musi nastąpić Ona nastąpić musi nie tylko z powodu ścierania się tych różnych sił, interesów, prądów i obozów partyjnych w naszem społeczeństwie, ale i dlatego, że w opinii inteligencji polskiej dzisiaj narasta to przekonanie, że rewizja tej Konstytucji nastąpić będzie musiała.</u>
          <u xml:id="u-31.14" who="#StanisławZakrzewski">W drodze do osiągnięcia tego idealnego celu jest potrzebne zespolenie się wszystkich umysłów polskich bez względu w tym wypadku na różnice i przegródki polityczne. Ja mam w sobie głębokie przekonanie wewnętrzne, że w drodze do osiągnięcia poprawy naszej Konstytucji spotkają się usiłowania najlepszych synów ojczyzny z różnych stron i ogródków naszego życia politycznego. Gdyby zatem jeszcze na tej drodze miały się wyłaniać trudności w pojmowaniu tego problemu, wyłącznie jako walki między jednym obozem politycznym a drugim o władzę, w takim razie ponad tem wszystkiem może się zerwać wielki i silny, rwący, jak potok górski, potok opinii publicznej, która zmusi wszystkich do poparcia tych, którzy postanowili to dzieło przeprowadzić nie tylko słowem, ale i czynem.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-32">
          <u xml:id="u-32.0" who="#JulianSzymański">Głos ma s. St. Kozicki.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-33">
          <u xml:id="u-33.0" who="#StKozicki">P. Premier poruszył tutaj rzeczy tak głęboko sięgające w nasze dusze, w cały układ naszego społeczeństwa, że zanim powiem słów parę z punktu widzenia politycznego, chcę poruszyć pewne rzeczy z punktu widzenia ludzkiego i na swoją osobistą odpowiedzialność.</u>
          <u xml:id="u-33.1" who="#StKozicki">W krytyce ustroju parlamentarnego, którą tu przeprowadził p. Premier, było bardzo wiele rzeczy słusznych. Parlamentaryzm przechodzi rzeczywiście kryzys w Europie. Do krytyki naszego życia politycznego na początku naszej niepodległości jest dużo materiału, jednakowoż, jeżeli się przeprowadza tę krytykę, to trzeba się zastanowić nad tem, jaki z tego wyprowadzić wniosek, jaka jest droga wyjścia. Narzucać się może droga wyjścia taka, o której tu mówił p. Prezes Rady Ministrów, droga cezaryzmu demokratycznego. Osobiście jestem skłonny przyznać, że są chwile w życiu narodu, są sytuacje międzynarodowe, kiedy rzeczywiście jest potrzebne skupienie władzy w silnych rękach. Lecz niema ustroju doskonałego, nie można powiedzieć, że jakiś ustrój da z pewnością narodowi szczęście i powodzenie.</u>
          <u xml:id="u-33.2" who="#StKozicki">Każdy ustrój musi odpowiadać pewnym warunkom, szczególnie ustrój taki, przy którym rząd nie podlega kontroli, przy którym władza spoczywa w ręku jednego człowieka lub nielicznej grupy ludzi. Taki ustrój musi odpowiadać bardzo wysokim wymaganiom, żeby zagwarantować rzeczywiście dobrą politykę. Przedewszystkiem są tu potrzebne dwa warunki. Trzeba wziąć całkowitą odpowiedzialność na siebie i trzeba jasno powiedzieć społeczeństwu, do czego się dąży i jakimi drogami. Społeczeństwo polskie pragnie silnej władzy; gdyby społeczeństwo polskie wiedziało, kto właściwie rządzi, gdyby wiedziało do czego rząd, idzie, to kredyt jego zaufania byłby bardzo wielki. Bo tu nie polega rzecz na umówionych konwenansach, lecz — p. Premier ma rację — na zaufaniu, a zaufanie to nie jest kwestia rozumu, to jest ta kwestia uczucia. Żeby zdobyć zaufanie, trzeba tak postępować, by cały naród widział w rządzących swych reprezentantów, by każdy ich gest, każdy ich czyn wywoływał jednomyślny poryw w narodzie.</u>
          <u xml:id="u-33.3" who="#StKozicki">Byłem przez jakiś czas w państwie, gdzie rządy spoczywają w rękach jednostki, każdy obywatel w tem państwie wiedział, czego rząd chcę, każdy gest tego rządu budził u większości narodu sympatyczne echo. Bo społeczeństwu mówiono: jesteście narodem wielkim, przed wami są wielkie zadania, do spełnienia tych' zadań poprowadzimy was takiemi a takiemi drogami. Jeśli się zaś przemawia do narodu inaczej, to można znaleźć garstkę zwolenników, lecz nie można wywołać jednolitego porywu w narodzie. Jeśli niema tego zaufania, jeśli poryw ogólny nie idzie za ludźmi, którzy stoją u władzy, to wtedy ta władza musi się oprzeć na sile fizycznej. Mamy w historii sto takich przykładów, kiedy władza oparta była li tylko o siłę fizyczną. A następstwem władzy, opartej o siłę fizyczną, jest szereg zjawisk, przedewszystkiem załamanie się poczucia prawa w narodzie, które w duszę narodu sączy jad i zatruwa tę duszę na szereg pokoleń.</u>
          <u xml:id="u-33.4" who="#StKozicki">A teraz przejdziemy do polityki. W każdym z nas musiało się zrodzić pytanie, dlaczego p. Premier nam to wszystko powiedział? Przecież p. Premier nie przyszedł tu chyba po to, by się oddawać oderwanym rozważaniom politycznym. W wystąpieniach politycznych musi być chyba jakiś sens. W wystąpieniu p. Premiera widzę tylko jeden sens — zastosowanie zasady: „die beste Deckung ist der Hieb”.</u>
          <u xml:id="u-33.5" who="#StKozicki">P. Premier wydawał tu sąd o parlamencie. Ależ w rzeczywistości role tu są inne — to my jesteśmy sędziami, a Panowie, Rząd, jesteście podsądnymi; wszak w ciągu ostatnich trzech lat parlament nie miał wpływu na wypadki; za wszystko dobre i złe, jakie się działo w kraju, całkowitą i wyłączną, odpowiedzialność ponosi Rząd, a było więcej złego, niż dobrego.</u>
          <u xml:id="u-33.6" who="#StKozicki">Może nie jesteśmy na wysokości zadania, może są i będą braki w naszych wyrokach; lecz nie pozwolimy na to, by zaciemniano przed nami i przed, opinią istotny stan rzeczy, który polega na tem, że całkowita odpowiedzialność spoczywa na Rządzie i że Rząd będzie za to, co się działo w Państwie, odpowiadał i przed nami i przed społeczeństwem i przed historią.</u>
          <u xml:id="u-33.7" who="#StKozicki">Jest to tak oczywiste, że fortel p. Premiera nie wprowadzi w błąd ani nas ani też opinii publicznej.</u>
          <u xml:id="u-33.8" who="#komentarz">(S. Januszewski: Panie Marszałku! Wnoszę o zamknięcie dyskusji.)</u>
          <u xml:id="u-33.9" who="#StKozicki">Jeżeli nie usłyszę sprzeciwu, będę uważał wniosek s. Januszewskiego za przyjęty. Nie słyszę sprzeciwu.</u>
          <u xml:id="u-33.10" who="#StKozicki">Głos ma jeszcze s. Roman.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-34">
          <u xml:id="u-34.0" who="#WaleryRoman">Wysoki Senacie! Że mowa p. Premiera Bartla wywołała wśród nas takie poruszenie, uważam to za bardzo naturalne, powiem więcej, za bardzo pożądane, bo wszak p. Premier Bartel analizował kwestie, które są dziś troską nas wszystkich, troską całego naszego narodu, które są bólem naszym, poruszył kwestię tak ważną, kwestię naszego ustroju, kwestię nadania Polsce takich podstaw życia zbiorowego, które własnemu polskiemu narodowi, polskiemu społeczeństwu w tych warunkach, w jakich ono się znajduje, najbardziej odpowiadają. Nie dziwię się tedy, że sprawa ta wszystkich nas poruszyła, jest to najważniejsze i najaktualniejsze zagadnienie państwowe. Ale dlaczego, proszę Panów, tu z tej trybuny słyszymy głosy pp. senatorów, przemawiających w imieniu swoich stronnictw, że to ich dotknęło, że to ich obraziło, tego już ja pojąć nie jestem w stanie. Czy może ma to posłużyć za jeszcze jeden dowód, że parlament polski nie chcę niczego zmienić, z doświadczeń dotychczasowych żadnych konsekwencji wyciągać? Czy mają zatem przywileje poselsko-senatorskie trwać nadal, czy ma kwitnąć sejmowładztwo, choćby interes Państwa, interes całości na tem bardzo cierpiał? Nas, proszę Panów, nie poto przysłano tu, nie poto z tej trybuny mówimy, ażebyśmy sobie wzajemnie świadczyli jakieś grzeczności, ale przyszliśmy poto, abyśmy załatwiali te najważniejsze sprawy, te najważniejsze problemy, jakie w tej wielkiej chwili dziejowej przed Polską stoją.</u>
          <u xml:id="u-34.1" who="#komentarz">(Przerywania. Głosy: Poco Pan to powtarza?)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-35">
          <u xml:id="u-35.0" who="#JulianSzymański">Proszę o spokój.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-36">
          <u xml:id="u-36.0" who="#WaleryRoman">P. senator Strug, jako pewnego rodzaju zarzut, p. Premierowi powiedział, że p. Premier chcę żyć autorytetem pożyczanym.</u>
          <u xml:id="u-36.1" who="#komentarz">(Głos na lewicy: No tak, wszyscy żyjecie autorytetem pożyczanym.)</u>
          <u xml:id="u-36.2" who="#WaleryRoman">Życzyłbym nam wszystkim, ażebyśmy się jak najwięcej przejęli myślami i dążeniami tego wielkiego człowieka, którego na szczęście dzisiaj w Polsce mamy.</u>
          <u xml:id="u-36.3" who="#komentarz">(Oklaski na ławach B. B.)</u>
          <u xml:id="u-36.4" who="#WaleryRoman">I ja Panom już miałem sposobność powiedzieć, że w tej wielkiej chwili i w tych sprawach, które dziś w swojem przemówieniu ogólnie poruszałem, a których załatwienie przed nami stoi, jesteśmy szczęśliwi, że pracować możemy w oparciu o autorytet wielkiego męża, który miał tę siłę woli i tę moc charakteru, ażeby wywalczyć Polsce niepodległość, aby utrwalić jej granice, a teraz będzie miał tę wielką moc i siłę charakteru, ażeby naszą państwowość na zawsze umocnić i utrwalić. I jeszcze raz to Panom powtórzę, co już powiedziałem, że w obecnej chwili, w chwili tych ważnych przemian, które w życiu Polski dokonać się muszą, w tej ważnej chwili dziejowej musi zwyciężyć interes Państwa, musi zwyciężyć interes Rzeczypospolitej i tu oświadczam, że ten interes państwowy zwycięstwo odniesie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-37">
          <u xml:id="u-37.0" who="#JulianSzymański">Odraczam posiedzenie do godziny 4-ej.</u>
          <u xml:id="u-37.1" who="#komentarz">(Po przerwie.)</u>
          <u xml:id="u-37.2" who="#JulianSzymański">Wznawiam posiedzenie. Przystępujemy do części 6 — Ministerstwo Spraw Wojskowych. Jako sprawozdawca ma głos. s. Gaszyński.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-38">
          <u xml:id="u-38.0" who="#StanisławGaszyński">Wysoki Senacie! Hasło wolności, równości i braterstwa dla duszy polskiej, wychowanej na filozofii naszych mędrców z Hoene-Wrońskim na czele, który mówi, że „człowiek jest dopełniaczem dzieła Bożego na ziemi”, że „jest współpracownikiem Bożym”, stało się szczerem i drogiem nam przykazaniem. Naród polski materialnych wartości innym narodom nigdy nie chciał zabierać, a kulturalnych i cywilizowanych narodów wartości duchowe z łatwością wchodzą w przygotowaną do tego duszę polską. Jakże ciężko narodowi polskiemu, mającemu taką, jak wspomniałem, duszę, zbroić się przeciw istotom jemu podobnym. Podobieństwo to jednak jest często pozorne, gdyż naród, kierujący się sprawiedliwością i rozumem, dla celów zaborczych nie będzie wyrzynać innych narodów; natomiast każdy jest obowiązany bronić się przed wszelkim gwałtem i niewolą, tem bardziej, gdy źli sąsiedzi napadają na jego ojczyznę, której przywrócone granice są wykreślone nie tylko krwią i obronnym mieczem, lecz i plebiscytem i podpisaną umową gwarancyjną, a głównie własną kulturą i cywilizacją, opartą na powszechnem braterstwie, niesionem jedynie promieniowaniem serc polskich, a nie siłą pocisków armatnich i gazów trujących.</u>
          <u xml:id="u-38.1" who="#StanisławGaszyński">Ludzie dobrej woli stale szukają sposobów, jakby usunąć przyczyny dotychczasowego wzajemnego wytępiania się. Jednem z ostatnich poczynań w tym kierunku jest śmiały projekt stworzenia Paneuropy. Każdy myślący Polak z upragnieniem wyczekuję urzeczywistnienia tej idei. Lecz Paneuropa powstać powinna ewolucyjnie, kiedy bardziej niż dotychczas znikną wszelkie sprzeczności i różnice narodowościowe, wyznaniowe i inne, a nie, jak już teraz chcą niektórzy, skleić ją wyłącznie jako rację handlu, w imię wolnych ceł.</u>
          <u xml:id="u-38.2" who="#StanisławGaszyński">My, Polacy, bylibyśmy nawet skłonni ponieść pewne ofiary materialne dla dobra ludzkości, byle wszystkie narody umawiające się okazały równie dobrą wolę, a nie jedynie chęć wyzysku innych narodów o strukturze przeważnie rolniczej. Paneuropa musi powstać jako racja stanu narodów, które przez odrodzenie się moralne i poznanie dojdą do świadomości swej nieśmiertelności i odpowiednio do tego poznania czyny swe ułożą. Na takich fundamentach stworzona Paneuropa jedynie żyć i rozwijać się będzie, dążąc do prawdy i dobra dla całej ludzkości.</u>
          <u xml:id="u-38.3" who="#StanisławGaszyński">Tymczasem, dopóki egzystuje niebezpieczeństwo napadów złych sąsiadów na Polskę, to z żalem, jednak z mocą narodu rycerskiego, nie tylko będziemy zbroić się, lecz i ginąć w potrzebie za nienaruszalność granic Rzeczypospolitej.</u>
          <u xml:id="u-38.4" who="#StanisławGaszyński">Preliminarz budżetowy Ministerstwa Spraw Wojskowych na rok 1930/31 przedstawia się następująco: w wydatkach w przedłożeniu rządowem, w części A.</u>
          <u xml:id="u-38.5" who="#StanisławGaszyński">Administracja wynosi 837.216.226 zł, w części B: Przedsiębiorstwa 17,500.000, razem 854,716.226 zł. W Sejmie preliminarz ten uległ pewnym skreśleniom: w części A o 10,120.121 zł i wynosi obecnie łączną sumę 844,596.105 zł. Ponieważ skreślenia te były przedmiotem debat sejmowych, pozwolę je sobie zobrazować dla Senatu i myślę, że niektóre przynajmniej powinne być wznowione.</u>
          <u xml:id="u-38.6" who="#komentarz">(Głos: Żadne.)</u>
          <u xml:id="u-38.7" who="#StanisławGaszyński">Skreślenia te w szczegółach są następujące: na wydawnictwa 70.000 zł., inne wydatki 60.000 zł., na wydatki biurowe 398.721 zł., następnie na wyżywienie ludzi 3,824.121 zł., na wyżywienie zwierząt 3,233.279 zł. i fundusz dyspozycyjny, a właściwie fundusz do walki ze szpiegostwem 2 miliony zł., razem, jak wspomniałem, 10,120.121 zł.</u>
          <u xml:id="u-38.8" who="#StanisławGaszyński">Jakkolwiek komisja senacka uchwaliła budżet z poprawkami Sejmu i w brzmieniu sejmowem, jednak projektowałbym, aby przywrócić przynajmniej 3 pozycje, więc w dziale 1 § 8 — Inne wydatki — 60.000, dalej w dziale 2 § 8, również Inne wydatki — 500.000 i w dziale 9 § 12 właśnie fundusz na walkę ze szpiegostwem.</u>
          <u xml:id="u-38.9" who="#StanisławGaszyński">Skreślenia te noszą charakter różny, mianowicie podwójny. Jedne z nich, to skreślenia rzeczowe, oparte na pewnych danych, drugie zaś to skreślenia bez żadnych podstaw i dlatego zwracam się do Wysokiego Senatu w imieniu własnem, już nie w imieniu komisji, która przyjęła te zmiany, aby Wysoki Senat uznał za stosowne restytuować te trzy najważniejsze pozycje, a mianowicie na wydawnictwa, na kasyna podoficerskie i oficerskie i na fundusz dyspozycyjny 2 miliony.</u>
          <u xml:id="u-38.10" who="#StanisławGaszyński">Jakkolwiek w stosunku do całego budżetu Państwa wydatki na wojsko stanowią dużo, bo brutto około 15%, netto zaś około 30% wszystkich wydatków, to jednak w stosunku do potrzeb obrony narodowej w całej rozciągłości budżetowa cyfra wydatków jest skromna i niewystarczająca.</u>
          <u xml:id="u-38.11" who="#StanisławGaszyński">Czy można jednak tę sumę powiększyć? P. Minister Skarbu powiedział nam, że nie. I trudno z nim się nie zgodzić, z tem atoli zastrzeżeniem, iż powiększenie budżetu obrony narodowej niemożliwe jest w dzisiejszych warunkach i przy dzisiejszym systemie finansowym. Cały bowiem preliminarz po stronie wydatków przystosowany jest i uzależniony ściśle od preliminarza po stronie dochodów. Te ostatnie zaś zależą od siły płatniczej ludności, uwarunkowanej wysokością dochodu społecznego, który jest wykładnikiem rozmiarów pracy, produkcji i konsumcji, rozwoju i tętna życia gospodarczego w kraju. Jasno więc widzimy, że bez podniesienia dochodu społecznego w Polsce wysiłek nasz na budżet wojskowy jest wprost bohaterstwem, jest zrozumieniem, że ta konieczność państwowa, to najpierwszy obowiązek narodu bronienia jego wolności i honoru.</u>
          <u xml:id="u-38.12" who="#StanisławGaszyński">Przy obecnym wadliwym ustroju finansowym świata wobec wewnętrznej stabilizacji życia politycznego i gospodarczego w Polsce osiągnięto maximum możliwości. Jednak tętno życia gospodarczego i obroty nasze z racji obecnego złego ustroju finansowego są wielokrotnie za małe. A że normalny rozwój życia gospodarczego i zwiększenie obrotów, a co za tem idzie, zwiększenie dochodu społecznego i podniesienie siły płatniczej ludności przy obecnym systemie finansowym jest niemożliwe, niemożliwem przeto jest i powiększenie wydatków na obronę narodową i należyte zreorganizowanie Państwa.</u>
          <u xml:id="u-38.13" who="#StanisławGaszyński">W debacie nad budżetem Ministerstwa Spraw Wojskowych, jak może nigdy jest na czasie odpowiedzieć na nurtujące nas pytanie: kto wywołuje wojny?</u>
          <u xml:id="u-38.14" who="#StanisławGaszyński">Może czas nareszcie, aby świat przejrzał i zdał sobie jasno sprawę, kto wywołuje wojny, kto nie tylko je wypowiada, lecz i finansuje z gwarancją olbrzymich zysków, kto popełnia te najkarygodniejsze zbrodnie przez nikogo niekarane, urągające sumieniu i rozumowi człowieka.</u>
          <u xml:id="u-38.15" who="#StanisławGaszyński">Czy może wywołują wojny królowie, którzy po przegranej wojnie często tracą korony, jeśli i nie swe królewskie głowy w dodatku?</u>
          <u xml:id="u-38.16" who="#StanisławGaszyński">Czy może generałowie, będący u szczytu łask i nagród królów za pracę nad wyszkoleniem ich żołnierzy?</u>
          <u xml:id="u-38.17" who="#StanisławGaszyński">Lub może wywołują wojny matki, które szczycą się swemi zdrowemi dziećmi, a po wojnie w czarnych szatach wloką się na groby swych poległych synów, lub, co straszniejsza, patrzą na żywych trupów, będących wiecznym wyrzutem sumienia narodów wojujących?</u>
          <u xml:id="u-38.18" who="#StanisławGaszyński">Wreszcie może chcą wojen narody całe, które swe rodzinne domy i warsztaty pracy pragną zamienić w martwe cmentarzyska?</u>
          <u xml:id="u-38.19" who="#StanisławGaszyński">Nikt z nich nie może chcieć wojny.</u>
          <u xml:id="u-38.20" who="#StanisławGaszyński">Wojny wywołuje związek międzynarodowych finansistów. Ten sam, który po całym świecie posiada wszystkie fabryki broni i wybuchowych materiałów, jak Krupp, Wickers, Armstrong, Castignoli i t. d. Ten sam, który przez wojny, spekulacje i złoto, otrzymane za armaty, karabiny i wybuchowe materiały, zmonopolizował w swych rękach 80% wszystkiego wydobytego złota. Ten sam, któremu wojujące narody Europy są po wojnie winne 12 miliardów dolarów. Ten sam, który pobiera samych procentów za dług wojenny około dwa miliardy dolarów w złocie, gdy roczna produkcja złota wynosi zaledwie 400 miliardów dolarów.</u>
          <u xml:id="u-38.21" who="#StanisławGaszyński">Ten sam wreszcie związek, który zainicjował osławiony „Manifest Finansistów”, podpisany gwoli ostrożności przez wynajętych lub naiwnych a powolnych mu finansistów i ekonomistów, sprzedających własne narody.</u>
          <u xml:id="u-38.22" who="#StanisławGaszyński">Gdy Marks w r. 1860 napisał swe dzieło „Kapitał”, powstał w Berlinie z inicjatywy pewnego agenta giełdowego międzynarodowy związek finansistów. Ma on swoje oddziały w Berlinie, Paryżu, Londynie, New Yorku i liczy zaledwie paruset członków. Za pieniądze tego związku bezmyślni lub przepłacani złotem profesorowie ekonomji głoszą oddawna na światowych uniwersytetach, doktryny o fałszywej teorii o złocie, jako jedynym podkładzie i mierniku wartości pieniędzy; teorii, która po wojnie nie wytrzymuje krytyki zdrowego rozsądku.</u>
          <u xml:id="u-38.23" who="#StanisławGaszyński">Nadto tysiące najtęższych głów finansowych pracuje stale nad wynalezieniem sposobów celem sparaliżowania pomysłów i dobrych chęci różnych społeczników, zmierzających do wyzwolenia narodów z pod jedynowładztwa tych złotych hien.</u>
          <u xml:id="u-38.24" who="#StanisławGaszyński">Organizacja ta jest wcieleniem diabła na ziemi, gdyż wszystko zło, jakie trapi człowieka pracy, od niej pochodzi, jak: brak oświaty, pracy, produkcji, zarobków, wewnętrznej konsumcji, należytej opieki społecznej nad starcami, emerytami i inwalidami wojennymi.</u>
          <u xml:id="u-38.25" who="#StanisławGaszyński">Ta bezgraniczna hańba, urągająca ludziom szlachetnym i rozumowi, jest tworem ich czarcich mózgów, skamieniałych serc i, niestety, zaczadzonych złotem umysłów niektórych szkodliwych ekonomistów, którzy sami nie wiedzą, że chociaż ciężko pracują, jednak gdyby nie mieli ich możnych protekcyj, nie daliby swym rodzinom minimum egzystencji. Przy obecnym rujnującym społeczeństwa ustroju finansowym, w którym wśród wszystkich kapitałów, jak kapitał rolny, budowlany, przemysłowy, rzemieślniczy i kapitał pracy, tylko kapitał płynny jest uprzywilejowany, ekonomicznie nigdy nie będziemy wolni, tem bardziej, gdy sądzimy naiwnie, że własnego kredytu nie posiadamy i że nie zdołamy go w kraju stworzyć.</u>
          <u xml:id="u-38.26" who="#StanisławGaszyński">A przecież wiedzieć powinniśmy, że kredyt jest własnością otrzymującego, a nie udzielającego pożyczkę; ten kredyt bowiem otrzymuje ten, kto go faktycznie posiada, a posiadać go może tylko ten, kto ma jeden z nieodzownych warunków kredytowych: po 1) zaufanie, po 2) wartości realne, przynoszące dochody stałe, które otrzymujący pożyczkę mógłby zastawić i gwarantować niemi spłatę otrzymanego kredytu, jednocześnie nie wyzbywając się tych wartości, ani też nie zmniejszając ich dochodowości przez fakt zastawy.</u>
          <u xml:id="u-38.27" who="#StanisławGaszyński">Takiemi kapitałami stałemi, przynoszącemi dochody, kapitałami, które bezwarunkowo musimy jak najprędzej upłynnić, są domy dochodowe i ziemia uprawna. To są źródła główne i najlepsze dla własnego taniego, wewnętrznego długoterminowego kredytu.</u>
          <u xml:id="u-38.28" who="#StanisławGaszyński">Stworzenie własnego wewnętrznego długoterminowego kredytu taniego, na 5%, wraz z amortyzacją w postaci pieniądza hipotecznego lub czeków obiegowych hipotecznych, amortyzowanych w 30 lat, jest jedyną bronią przeciwko międzynarodowym lichwiarzom.</u>
          <u xml:id="u-38.29" who="#StanisławGaszyński">Zastosowanie wielotowarowej jednostki obliczeniowej, składającej się razem z 20 artykułów pierwszej potrzeby, jako uczciwszego niż złoto miernika wartości znaków pieniężnych, to zrzucenie jarzma złota z wszystkich ludzi pracy.</u>
          <u xml:id="u-38.30" who="#StanisławGaszyński">Zastosowanie tych dwóch środków sprowadzi złoto do właściwej roli metalu, zdatnego tylko na wyroby zdobnicze, co obniży jego cenę przynajmniej o połowę.</u>
          <u xml:id="u-38.31" who="#StanisławGaszyński">Zatem dług związku międzynarodowych finansistów, 12 miliardów dolarów, który ciąży na ludziach pracy w Europie, niewątpliwie automatycznie zmniejszyłby się do 6 miliardów dolarów.</u>
          <u xml:id="u-38.32" who="#StanisławGaszyński">Wreszcie, kiedy złoto stanie się tylko zwykłym towarem, a nie jak obecnie fałszywym miernikiem wartości znaków obiegowych, wtedy związek międzynarodowych finansistów przestanie już o to złoto prowadzić wojny, gdyż wie, że potrzebne mu do życia artykuły pierwszej potrzeby z łatwością zdobędzie codzienną twórczą pracą.</u>
          <u xml:id="u-38.33" who="#StanisławGaszyński">Gdy utworzymy własny uczciwy miernik wartości oraz tani wewnętrzny kredyt, dostosowany do skali naszego życia gospodarczego, zaczniemy nareszcie pracować w całej pełni, wzmożemy wewnętrzną konsumcję, a Państwo zyska przez to zwiększone podatki, jednocześnie zmniejszając procentowo ich wymiar w stosunku do wzmożonych obrotów i dochodów obywateli. Państwo będzie pobierać tylko 10% podatków z naszego dochodu.</u>
          <u xml:id="u-38.34" who="#StanisławGaszyński">Dziś posiadacze złota, mając, przy obecnym mierniku wartości i podkładzie, monopol na drukowanie obiegowych znaków kredytowych, mają monopol nie tylko na naszą pracę, lecz także i na konsumcję, a kto ma monopol na pracę i konsumcję, ten ma monopol na nasze życie.</u>
          <u xml:id="u-38.35" who="#StanisławGaszyński">Wiem, że ta reforma ustroju pieniężnego może być przeprowadzona tylko przy współdziałaniu obydwóch elementów, niestety, dotychczas tak uporczywie przez ekonomistów zapoznawanych, t. j. uczciwości, wiedzy ścisłej lub doświadczenia życiowego, które dopiero razem tworzą prawdziwy rozum. Tym prawdziwym rozumem i sprawiedliwością wyższego rzędu stale możemy być rządzeni przy synarchicznym czyli współwładczym ustroju państwa. I dlatego przekonany jestem, że w odpowiedniej chwili Rząd Marszałka Piłsudskiego w imię najżywotniejszych interesów obrony narodowej, w imię dobra wszystkich warstw i klas i lepszego jutra przyszłych pokoleń podda należytemu, wszechstronnemu rozpatrzeniu przez powołaną do tego specjalną komisję projekt reformy ustroju pieniężnego, zapoczątkowany w Polsce przez ludzi, którzy rozumieją konieczność tej reformy, opartej na Prawie Stworzenia, odkryłem przez Hoene-Wrońskiego, ustroju, zbiegającego się z tezami uczonych ekonomistów tej miary, jak profesorowie: Irving Fisher w Ameryce, Douglas i Kejnes w Anglii i Cassel w Szwecji, którzy niestety, nie znając powyższego Prawa, popełnili szereg błędów w swych pracach naukowych.</u>
          <u xml:id="u-38.36" who="#StanisławGaszyński">Kończąc swój referat o budżecie Ministerstwa Spraw Wojskowych, jeszcze raz w imieniu własnem proszę plenum Senatu, aby był łaskaw przywrócić sumy skreślone: 60.000 jako fundusz reprezentacyjny Ministra, 500.000 zł jako fundusz na kasyna, 2.000.000 zł jako fundusz na walkę ze szpiegostwem, co razem stanowi 2.560.000 złotych. Przywrócenie tych sum uważam za nasz święty obowiązek senatorów-obywateli.</u>
          <u xml:id="u-38.37" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-39">
          <u xml:id="u-39.0" who="#JulianSzymański">Głos ma s. Strug.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-40">
          <u xml:id="u-40.0" who="#AndrzejStrug">Wysoki Senacie! Referent budżetu Ministerstwa Spraw Wojskowych p. senator Gaszyński w swojem przemówieniu poświęcił większą część czasu na zobrazowanie najgłówniejszych przyczyn wojen i wedle swego rozumienia roztoczył program, zapobiegający tego rodzaju straszliwym katastrofom ludzkości. Jest to słuszne i na miejscu, jeżeli w polskiej Izbie Ustawodawczej referent budżetu Ministerstwa Spraw Wojskowych od tego zaczyna. Jest to spłacenie daniny idei ludzkości, która uważa wojnę za katastrofę, a wojsko za konieczność nieodzownej obrony — i nic ponadto. Jednakże z wywodami co do budżetu nie będę mógł się zgodzić ze swoim przedmówcą.</u>
          <u xml:id="u-40.1" who="#AndrzejStrug">Chcę przedewszystkiem powiedzieć parę słów o stosunku narodu i armii. Armia narodowa może się opierać tylko na narodzie, musi mieć wspólnotę ze społeczeństwem. Inaczej być nie może. Minęły czasy armii pretoriańskich, dynastycznych, najemnych czy innych. To zespolenie musi być integralne. W idealnym wyrazie tego zespolenia będziemy mieli idealną armię, odpowiadającą wszechstronnie swemu zadaniu.</u>
          <u xml:id="u-40.2" who="#AndrzejStrug">Nie jedyną ale jedną z ważniejszych form współżycia społeczeństwa z armią jest ta, która się wyraża przez współdziałanie parlamentarne. Wszystkie dziedziny życia, wszystkie budżety są rozpatrywane przez Izby Ustawodawcze, tak samo i ten wielki i ważny dział życia państwowego, jakim jest armia. Dlaczego w Polsce w sferach rządowych, zwłaszcza w ostatnich dwóch latach, zapanowała taka niezmierna drażliwość na punkcie wglądu parlamentu w sprawy armii? Czy to było wywołane jakimś złym wpływem polityki parlamentarnej na armię? Nic podobnego. Myślę, że to jest zjawisko nad wszelki wyraz nienormalne, przejściowe i że przeminie. Niestety obecnie czynniki decydujące w armii nie życzą sobie kontroli, wglądu i pomocy ze strony społeczeństwa.</u>
          <u xml:id="u-40.3" who="#AndrzejStrug">Minister Spraw Wojskowych Marszałek Piłsudski niejednokrotnie wyrażał swoją odrazę do współpracy z komisjami w Sejmie, znajdując po temu różne racje, ale jego zastępca p. Wiceminister gen. Konarzewski jest w najlepszych stosunkach z Izbami. Już trzykrotnie brałem udział w pracy Komisji Wojskowej Senatu i byłem zbudowany jego uprzejmością i nadzwyczajną przychylnością. Była to jednak tylko zewnętrzna szata, ta uprzejmość, która obowiązuje w dobrem towarzystwie, ale pozatem jego udział w debatach był rozbrajająco powierzchowny. P. gen. Konarzewski szybko i lekko traktował te rozprawy, nie oburzając się na żadne zarzuty, ale bardzo starannie pomijając milczeniem wszystkie sprawy ważne. I referat Wiceministra i jego odpowiedzi na interpelacje nie dawały możności do nawiązania zdrowego i istotnego kontaktu z przedstawicielem Min. Spraw Wojskowych. Żałowaliśmy nieraz, że referenci wojskowi, otaczający p. Ministra, nie zabierali głosu, gdyż przypuszczam, że debaty byłyby bardziej ożywione i wejrzelibyśmy głębiej w potrzeby armii czyli, że zespolenie przedstawicieli narodu z przedstawicielami armii byłoby zupełniejsze. Za to na ostatniem posiedzeniu pokazano nam grubą księgę, gdzie był tekst, cyfry, obliczenia, grafiki, mapy — i na każdej stronicy był stempel: tajne. Ta strasznie tajna księga obiegła stół i wróciła do p. Ministra. My nie żądamy pokazywania nam tajnych akt, ani tajemnic wojskowych. Bynajmniej. My chcemy szczerego stosunku przedstawicieli armii z przedstawicielami Sejmu i Senatu.</u>
          <u xml:id="u-40.4" who="#komentarz">(Głos na ławach B. B.: Ale czy wszyscy? Inny głos: Wszyscy, napewno.)</u>
          <u xml:id="u-40.5" who="#AndrzejStrug">Sądzę, że tak. Sądzę, że jeśli chodzi o armię — nie będziemy tu mówili o monopolu pewnych drobnych patriotów, ale my wszyscy mamy prawo coś powiedzieć o armii: mamy prawo się nią interesować.</u>
          <u xml:id="u-40.6" who="#AndrzejStrug">Otóż ten oficjalny optymizm, jaki otacza osobę p. Wiceministra Spraw Wojskowych, nie daje żadnej gwarancji, że możemy coś poznać z poważnych zagadnień wojskowych. Jest pewna formuła bardzo przykra, ale ona mi przychodzi na myśl, kiedy myślę o tych stosunkach: „Wsio obstoit błagopołuczno!”. Wyrażam to w obcym języku, bo tylko w tym języku ta rzecz odnajduje swoją smutną barwę i jeszcze smutniejszą tradycję.</u>
          <u xml:id="u-40.7" who="#AndrzejStrug">Problematy wojskowe, bardzo poważne, są zazwyczaj pomijane przez przedstawicieli M. S. Wojsk. Błądzimy w labiryncie milionów, wydziałów, i wielu, wielu rzeczy, co do których polegamy na lojalności władz wojskowych, na ich kompetencji. Ale nie to jest najważniejsze, to przeglądanie rachunkowości i te miliony; najważniejsze jest to, żeby społeczeństwo przez swoich przedstawicieli znało potrzeby armii, żeby armia czuła opiekę i przychylność społeczeństwa. To w pracach Sejmu i Senatu wymyka się nam najczęściej.</u>
          <u xml:id="u-40.8" who="#AndrzejStrug">Teraz przechodzę do problematów wojskowych. Chcę przejrzeć tylko najgłówniejsze zagadnienia ustawowe. Należałoby pracować nad tem, ażeby stworzyć podstawę do trwałej i stałej organizacji naczelnych władz wojskowych, albowiem jesteśmy w tymczasowości. Na mocy dekretu pomajowego p. Prezydenta Rzeczypospolitej i ta funkcja Ministra i funkcja Inspektora Generalnego armii, obie niesłychanie poważne, są połączone w jednej osobie, w jednym człowieku, który na to stanowisko może teraz aspirować, Marszałka Piłsudskiego. Mówiąc o zaufaniu, ja nie będę mówił o zaufaniu, ani o nieufności, ale sprawa naczelnych stanowisk w armii musi być zabezpieczona ustawowo, albowiem czas idzie, ludzie się zmieniają a my nie mamy żadnej rezerwy. Bez tej rezerwy w postaci ustawy może nastać w pewnym momencie, może najgorszym, chaos. O władzach naczelnych w wojsku deliberuje się często, nie tylko u nas ale i gdzie indziej. Nie dalej jak w styczniu we Francji były wielkie debaty na ten temat, i dawny minister wojny Painlevè, człowiek cywilny, znany matematyk, ale który podczas wielkiej wojny był ministrem wojny we Francji, człowiek, który mianował Focha i Petain'a, który zasłużył się dobrze swej ojczyźnie, otóż i on i inni troszczą się o znalezienie istotnego wyrazu dla kierownictwa armią w czasie pokoju i w czasie wojny. U nas ta rzecz jest skomplikowana i nie podejmuję się jej rozwiązać, ale mam prawo podać ją jako problem do rozwiązania. Marszałka Piłsudskiego. Mówiąc o zaufaniu, ja nie będę mówił o zaufaniu, ani o nieufności, ale sprawa naczelnych stanowisk w armii musi być zabezpieczona ustawowo, albowiem czas idzie, ludzie się zmieniają a my nie mamy żadnej rezerwy. Bez tej rezerwy w postaci ustawy może nastać w pewnym momencie, może najgorszym, chaos. O władzach naczelnych w wojsku deliberuje się często, nie tylko u nas ale i gdzie indziej. Nie dalej jak w styczniu we Francji były wielkie debaty na ten temat, i dawny minister wojny Painleve, człowiek cywilny, znany matematyk, ale który podczas wielkiej wojny był ministrem wojny we Francji, człowiek, który mianował Focha i Petain'a, który zasłużył się dobrze swej ojczyźnie, otóż i on i inni troszczą się o znalezienie istotnego wyrazu dla kierownictwa armią w czasie pokoju i w czasie wojny. U nas ta rzecz jest skomplikowana i nie podejmuję się jej rozwiązać, ale mam prawo podać ją jako problem do rozwiązania.</u>
          <u xml:id="u-40.9" who="#AndrzejStrug">Druga rzecz. Ustawa o kadrach i etatach armii nie istnieje. A jak działa Komitet Obrony Państwa przy szefie Rządu? Nie działa wcale. Niema ustawy o ogólnej organizacji armii. Przeżywamy czasy tymczasowe i jeszcze raz tymczasowe. A ustawa o ogólnej organizacji narodu na czas wojny, wreszcie ustawa o prawach i obowiązkach oficerów?</u>
          <u xml:id="u-40.10" who="#AndrzejStrug">Tu dochodzę do bolączki korpusu oficerskiego w Polsce. Jest to sprawa znana, wielokrotnie poruszana w Komisji Wojskowej Sejmu i Senatu. Życie służbowe oficera każdej armii obraca się wśród, momentów: awansu, przeniesienia, emerytowania. Gdzie indziej, w armiach obcych, mamy to zastrzeżone w regulaminie, w stabilizacji tych oficerów, mają oni jakieś prawa, mają prawo odwołania się. Surowe jest prawo wojskowe wszędzie i podczas pokoju, ale jednak są normy, które regulują te trzy momenty życia służbowego oficera: awansu, przeniesienia i emerytowania. U nas istnieje biuro personalne, nie powiem jak nazywają to biuro niektórzy rozgoryczeni oficerowie; na Komisji Wojskowej spróbowałem scharakteryzować na mocy dostępnych mi informacyj procentowość niesłuszności tych przedwczesnych emerytowani w masie zgórą 3.000 emerytowanych przez 3 lata ostatnie oficerów. I na mocy tych informacji powiedziałem, że 60%, a może nawet 70% tych emerytowań przedwczesnych jest uzasadnione, nie dlatego, żeby 70% oficerów z tych 3.000 byli to ludzie bezwartościowi, bynajmniej, ale są pewne potrzeby armii, uzdrowienia ruchu służbowego, bo ja wiem zresztą co, ale te 30%, to krzywdy! P. Wiceminister Spraw Wojskowych ucieszył się, że obliczyłem niesłuszne emerytowanie tylko na 30% i w odpowiedzi powiedział mi: sam Pan przyznał, że tylko 30%. Tylko! Więc 30%, to mało?! Jeżeli tysiąc oficerów zwolnionych czuje się pokrzywdzonymi, wówczas czuje się pokrzywdzonym cały korpus oficerski. Więc proszę Panów, jak funkcjonuje machina biura personalnego, jeżeli jest tak straszliwy procent niesłuszności, niesprawiedliwości, krzywdy i dowolności?</u>
          <u xml:id="u-40.11" who="#AndrzejStrug">Proszę Panów, w korpusie oficerskim panuje rozgoryczenie. P. podpułkownik Prystor, obecny Minister Pracy i Opieki Społecznej, przed paru laty został mianowany dyktatorem personalnym. Gdy pracował już jakiś czas, wypadła wówczas konferencja rozbrojeniowa w Genewie i w kołach bynajmniej nie wrogich albo niezadowolonych oficerów, lecz w kołach piłsudczyków, starych znajomych i przyjaciół podpułkownika Prystora, słyszałem pewne charakterystyczne powiedzenie, które rozeszło się po całej armii i każdemu wojskowemu jest znane. Oto, że konferencja rozbrojeniowa w Genewie może być pewna, że polska armia gotowa jest rozbroić się zupełnie, jeżeli powierzono podpułkownikowi Prystorowi personalia armii. To jest wymyślone nie przez ludzi złej woli, lecz przez jego najbliższych kolegów, albowiem jest rozbrojenie armii, jeżeli, nie znając ludzkiego materiału w korpusie oficerskim, szasta się i przebiera w tych ludziach, jak w ulęgałkach, polega się na dowolności. To nas obchodzi bardzo. Sejmowej Komisji Spraw Wojskowych pewne stronnictwo, a właściwie pewien jego przedstawiciel, odmówił prawa wglądu w tę sprawę, gdy w niej właśnie jest jedna z istotnych potrzeb i bolączek armii. Jeżeli parlament nie ma prawa w to wejrzeć, ani się o to zapytać, albo tę rzecz sprawdzić, to się stawia w wątpliwość wogóle prawo parlamentu mówienia czegokolwiek o armii. Armia nie może być tabu nietykalnem, armia powinna być drogą dla całego narodu, bo jej zadanie, jej rolę ocenia się dopiero w najokropniejszej chwili. Jeżeli mówię, że jest ona świętością, to nie można jednak, zasłaniając się tą świętością, z obłudą, ze złą wolą, ignorancją, czy lekkomyślnością negować prawa społeczeństwa do wglądu w nią. Nie znaczy to, żeby każdy człowiek z ulicy wtrącał swoje trzy grosze, ale kiedy są wybrani przedstawiciele narodu, to nie wolno im zamykać drogi do kontroli armii i przedstawiciel jakiegokolwiek stronnictwa, który się tego prawa zrzeka, nie powinien zasiadać w Izbach Ustawodawczych.</u>
          <u xml:id="u-40.12" who="#komentarz">(Przerywania na ławach B. B.)</u>
          <u xml:id="u-40.13" who="#AndrzejStrug">Nas to obchodzi, mówię w imieniu mojego stronnictwa, ale nie przedstawiam żadnego programu nowej armii. To jest rzecz olbrzymiej przemiany, przewrotu, socjalizm ma swoją ideę o armii narodowej, ale teraz mówimy o tem, co jest. Niezapomnianej pamięci człowiek, wielki obywatel Francji, zwolennik pokoju, który życie złożył za tę ideę pokoju, zamordowany w przededniu wybuchu wojny, Jaurès, wówczas, kiedy we Francji miano dyskutować projekt powrotu do trzyletniej służby wojskowej, pogrążył się w pracy na cały rok, studiował, badał i wydał dzieło o nowej, nowoczesnej demokratycznej armii narodowej. Tam jest wzór dla socjalistów, dla stronnictw chłopskich i robotniczych, jak przyszłą armię należy budować. Nie chcę o tem mówić, mówię o tem, co jest teraz i dziś mamy prawo w to wglądać. Nazywają nas doktrynerami, pacyfistami — tak jest mamy swoją doktrynę i ideę, jesteśmy pacyfistami, ale w razie potrzeby, tak, jak Polska nie zawiodła się, kiedy ją trzeba było budować w podziemiach, na socjalizmie polskim, jak się nie zawiodła w roku 1918 i 1920, tak nie zawiedzie się nigdy. I na tem polega nasze prawo do mówienia i stanowienia o armii wbrew niektórym patentowanym ultrapatriotom, którzy na potrzeby swego stronnictwa pragną zabrać całą armię.</u>
          <u xml:id="u-40.14" who="#AndrzejStrug">A teraz budżet wojskowy. Niesłychany jest jego ciężar dla kraju, przyznał to p. referent, i zgadzam się z tem w zupełności, jednakże ciężar ten musimy dźwigać. To jest konieczność i dyskusji nad tą koniecznością być nie może, ale może być duża dyskusja nad sposobem rozporządzenia tym czy innym milionem czy bodaj dwoma. I oto dochodzę do skreśleń.</u>
          <u xml:id="u-40.15" who="#AndrzejStrug">Skreślenia wynoszą bardzo niewiele, ale dotykają w bolesny sposób p. Ministra Spraw Wojskowych Marszałka Piłsudskiego, który w zeszłym roku nazwał to, że widocznie Sejm nie chcę walki ze szpiegostwem, jeżeli skreśla 2 miliony z funduszu dyspozycyjnego M. S. Wojsk. Nie skreślił, tylko nie dodał, ponieważ do 6 milionów funduszu dyspozycyjnego Minister życzył sobie mieć jeszcze doliczone 2 miliony, czego Izby odmówiły. Około tego słusznego niezadowolenia p. Ministra Spraw Wojskowych — słusznego, bo każdy minister jest niezadowolony, jeżeli mu się coś skreśla — demagogia partyjna zrobiła niesłychaną hecę w kraju. Natychmiast przekręcono słowa Marszałka w tym sensie, że Sejm popiera szpiegostwo. Widzieliśmy mury Warszawy oblepione afiszami przez różne organizacje, których ton był godny klasycznej czarnej sotni. Widzieliśmy jeszcze niedawno afisze, wydane w imieniu ociemniałych inwalidów żołnierzy: ponieważ Sejm nie chce walczyć ze szpiegostwem, więc oni ze swej szczupłej pensji inwalidzkiej składają ofiarę na ten cel, z niedoli swej i nieszczęścia ofiarowują swój grosz.</u>
          <u xml:id="u-40.16" who="#komentarz">(Głos na ławach B. B.: Słusznie)</u>
          <u xml:id="u-40.17" who="#AndrzejStrug">To jest zbrodnia, bezecny skandal ze strony partyjników, którzy takiemi środkami rozdymają tę sprawę i spekulują na najstraszliwszem kalectwie i nieszczęściu ludzkiem. Gdzie jest istota rzeczy? Istota rzeczy jest ta, że skreślono 2 miliony złotych. Tu się porusza i sprawę legendy Marszałka Piłsudskiego i sprawę zaufania do niego. Proszę Panów, nie pozwolę nikomu pouczać mnie, co się należy Marszałkowi Piłsudskiemu, ale proszę Panów, dla mnie wstrętny jest obraz kupczenia jego wielkiem imieniem. Istotą zatargu o fundusz dyspozycyjny jest tylko to, że skreślono 2 miliony złotych z funduszu dyspozycyjnego w budżecie Ministerstwa Spraw Wojskowych. Fundusze dyspozycyjne rosną tak gwałtownie, stanowią budżet w budżecie, że Izby Ustawodawcze musiałyby się nad tem zastanowić, jeżeli wogóle mają coś do powiedzenia o wydatkowaniu pieniędzy publicznych. Jeżeli przed majem było 10 milionów funduszów dyspozycyjnych, to teraz mamy 20 milionów, a żądane było więcej. Wiemy na co fundusze dyspozycyjne były obracane przez rządy pomajowe, i w tem świetle, proszę Panów, trzeba rozpatrywać to skreślenie, a nie w tem, że ktoś chciał zrobić na złość Marszałkowi Piłsudskiemu. Poważne stronnictwa nie robią nikomu na złość. To tylko jednostka w swoich poczynaniach może rządzić się przywidzeniem, humorem albo niehumorem. To nie było zrobione na złość, tylko uważano, że fundusze dyspozycyjne wysokie, zbyt wielkie, tworzą budżet w budżecie, tworzą państwo w państwie, są nie do sprawdzenia, a używane są na co? Czyż mam raz jeszcze powtarzać na co tego funduszu używano? Na wybory i na wiele, wiele rzeczy, na urzędową prasę, dawniej to się nazywało brzydką prasą gadzinową...</u>
          <u xml:id="u-40.18" who="#komentarz">(S. Kłuszyńska: Na B. B. S.)</u>
          <u xml:id="u-40.19" who="#AndrzejStrug">...na wiele rzeczy pomnie partyjnych, bo całe stronnictwa stoją tylko tym funduszem. Nie mówię o stronnictwie bloku bezpartyjnego.</u>
          <u xml:id="u-40.20" who="#komentarz">(S. Roman: Skąd Pan wie o tem?)</u>
          <u xml:id="u-40.21" who="#AndrzejStrug">Wiemy o tem, nie bawmy się w ciuciubabkę, Panie Kolego, jesteśmy na to za poważni. Życie woła zbyt głośno. Ten głos przenika do ludzi nawet bardzo zamkniętych i do całych grup i wiemy o tem dobrze. W tem świetle popatrzmy na ten fundusz, a wówczas zobaczymy, że to, co koło tego robią stronnictwa rządowe i prasa rządowa, to jest heca niegodna, bo fałszuje się istotę i, kupcząc na każdym kroku imieniem Marszałka Piłsudskiego, na każdym kroku obrażają go właśnie oficjalni wielbiciele.</u>
          <u xml:id="u-40.22" who="#AndrzejStrug">Tyle chciałem tylko powiedzieć o budżecie. Jestem za podtrzymaniem skreśleń, których dokonał Sejm, wychodząc tylko z potrzeb armii i oszczędności w tym ciężkim roku.</u>
          <u xml:id="u-40.23" who="#AndrzejStrug">A teraz nieszczęsny problem polityki w armii. Niektórzy z pp. senatorów pamiętają, że ostrzegałem przed tem rok temu, właśnie po znanem przemówieniu Marszałka Piłsudskiego na komisji Senatu. To jeszcze było daleko za górami, ale jednak mnożyły się już objawy, że jest chęć upartyjnienia armii. Upartyjnianie, to nie znaczy, że ona ma wspierać swój rząd, lecz nakazano jej spełniać funkcje, które w normalnych społeczeństwach spełniają ludzie niezależni, ugrupowania wolne, nie pod dyscypliną wojskową. Chcę mówić o 31 października zeszłego roku w Sejmie. Około tego powstało mnóstwo plotek, a w oficjalnem przedstawieniu zupełnie przeinaczano prawdę. Sądzę, że nie warto tych wypadków opowiadać, bo prawda już na jaw wyszła. I odważę się zapytać otwarcie, jak w świetle prawdy wygląda komunikat Marszałka Piłsudskiego. Nie będę tego kwalifikował, powiem tylko, że snąć jeszcze raz i znowu wprowadzono w błąd tego tragicznie osamotnionego człowieka. Nie będę mówił o tych rzeczach, bo szkoda czasu. Wiemy, jakie były idee przewodnie tej eskapady. A co mogło wyniknąć z tego, że stu oficerów było w przedsionku Sejmu, a stu w rezerwie w Szpitalu Ujazdowskim, nikt nie wie, mogło nic nie być, a mogła zajść katastrofa niesłychana. Powiem, że Marszałek Daszyński, który nie dopuścił do posiedzenia, uratował bardzo wiele w Polsce, uratował nas od momentów zupełnie niepotrzebnych a katastrofalnych i uratował armię. Za to był zmieszany z błotem przez rządowe czynniki. Ale wiem, że znalazł on nagrodę w poczuciu spełnionego obowiązku i mocne oparcie w najszerszych sferach społeczeństwa, które mu oddało sprawiedliwość.</u>
          <u xml:id="u-40.24" who="#AndrzejStrug">Na zakończenie chcę powiedzieć o zjawisku, o którem nie wspominano zupełnie w debacie budżetowej, gdzie się mówiło o kadrach, oficerach, korpusach, przydziałach, oddziałach, wytwórniach, biurach, milionach i milionach. Zapomniano o jednej rzeczy, o żołnierzu. Tu, proszę Panów, nie chodzi o świetlice, czy o lepsze zaopatrzenie, to jest inna rzecz. Chcę mówić o tem, czem jest ten żołnierz w armii nowoczesnej. Takie przeoczenia intelektualne i psychiczne zdarzały się nieraz nawet wielkim ludziom historii. Ludendorff też zapomniał, że żołnierz jest żywym człowiekiem, uważał go za cyfrę, za „efectif”, za milion czy pięćset tysięcy ludzi, za korpus, za dywizjon, za batalion. A to są żywi ludzie. Nie zapominajmy o tem my, którzy, układając budżet, rozpatrujemy naczelny, niebezpieczny i drażliwy problem wojskowy.</u>
          <u xml:id="u-40.25" who="#AndrzejStrug">Powtarzam to, co mówiłem przed rokiem, albowiem ten rok nie dał polepszenia w sytuacji, tylko pogorszenie. Kto zaczyna politykę do armii wprowadzać od góry, ten musi przyjąć jako konsekwencję niezłomną, że ona musi się zacząć w dole, w masie, choćby nikt jej nie popierał, bo ani moje stronnictwo, ani Wyzwolenie, ani lewica społeczna polska tego nie czyni. Oszczędzamy neutralność armii, bo to jest dla całego narodu ostoja i obrona, a polityka musi się odbić na żołnierzach. Czy taki wynik jest pożądany przez jakiekolwiek stronnictwo polskie? Nie! Zatem to ostrzeżenie trzeba wziąć pod uwagę. Młody żołnierz, który ma iść do wojska jako rekrut, i ten, który odbywa służbę wojskową i ten, który jest w rezerwie, ma swoje sympatie i antypatie, z mlekiem matki wyssał pewne ideały środowiska, swej klasy, swej warstwy, to jest żywy człowiek.</u>
          <u xml:id="u-40.26" who="#AndrzejStrug">Pozwolę sobie powiedzieć na zakończenie jeszcze kilka słów. Może nie życzyłbym sobie, aby to było stenografowane, ponieważ w stenogramie nabierze innego znaczenia, niż chcę, aby miało. Jeżeli jednak regulamin tu jest obowiązujący, to nie mam nic przeciw temu. Wieczorem w dniu 31 października na ulicy Wiejskiej pośród wielu ciekawych znalazł się pewien mój towarzysz partyjny, człowiek godny zaufania. Nie robię zresztą z tego wielkiej rzeczy. Zaczepili go dwaj oficerowie i pytali, czy jest posłem, czy oficerowie jeszcze są w Sejmie? Wreszcie jeden z podoficerów pułku piechoty powiada: „Gdyby p. Marszałek Sejmu wezwał nas na pomoc, to mybyśmy pokazali panom oficerom, którędy się wychodzi z Sejmu”. Proszę Panów, to tak powiedziane tylko.</u>
          <u xml:id="u-40.27" who="#komentarz">(S. Poczętowski: To byli komuniści. Inny głos: Skąd Pan to wie?)</u>
          <u xml:id="u-40.28" who="#AndrzejStrug">To był żołnierz pierwszy lepszy, przypadkowo spotkany, to był żołnierz z szarej masy żołnierskiej. Ani Marszałek Daszyński ich nie powołał, ani oni nie uważali się za żadnych delegatów, takie słowa im się tylko wyrwały, były odruchem; nie będę demagogiem i nie powiem, że to już jest głos ogółu żołnierzy. Ale w tych warunkach ciężkich jest to dla mnie, a powinno być dla Senatu i dla armii ogromnie znamiennym objawem.</u>
          <u xml:id="u-40.29" who="#AndrzejStrug">Zakończę słowami: nie igrajmy z armią, bo w całości swej armia jest naszą własnością, w swej całości posiada różne pierwiastki, posiada korpus oficerski, generałów, dygnitarzy, masę biednych, wyzyskiwanych, niepewnych jutra niższych oficerów i posiada szarą masę żołnierską, która pragnie rozumieć, dokąd ją prowadzą, i myśli o tem, co się dzieje w kraju i w armii.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-41">
          <u xml:id="u-41.0" who="#JulianSzymański">Głos ma s. Drucki-Lubecki.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-42">
          <u xml:id="u-42.0" who="#FranciszekDruckiLubecki">Wysoki Senacie! Dzięki wojnie światowej i wskutek 10 milionów trupów, które zasłały pobojowiska nasz kraj odzyskał swoją niepodległość. Tę okoliczność, przy której powstało nasze Państwo, musimy zawsze mieć w pamięci, rozpatrując nasz budżet, albowiem, proszę Wysokiego Senatu, czy możemy z całą pewnością twierdzić, że w tych krajach, pod których władzą byliśmy, twarde jest przekonanie, że niepodległość nasza jest zasłużona, że istnieć rzeczywiście powinna. Właśnie o to mam obawy i nie jestem tego pewny. Owszem, wiem bardzo dobrze, że zwłaszcza to, co się tyczy naszych granic, nie jest wszędzie uznane w tych krajach, do których przez długi okres czasu należeliśmy. Prawda, mogą nam powiedzieć, że wiele rzeczy się zmieniło od czasu światowej wojny. Tak, rzeczywiście mamy taką wspaniałą instytucję jak Liga Narodów, mamy Locamo, mamy pakt Kelloga i różne konferencje rozbrojeniowe. Szczerze mówiąc, czy to nie jest li tylko pewien żywiołowy odruch przeciw okropnościom wojennym, przeciw 10 milionom trupów, które zasłały pobojowiska. Być może przejdą lata, okropności wojny się zapomni i wtedy znowu niebezpieczeństwo może zagrażać naszym granicom. Prawda, wiemy dobrze, że świat obecny nie jest światem przedwojennym, mamy wielki rozrost demokracji, mamy wielki rozrost socjalizmu, te wszystkie demokracje, socjalizmy, jak wiemy, są gorącymi zwolennikami idei pacyfistycznych, jednak jeżeli widzimy, że kraj sąsiadujący z nami, kraj ultrasocjalistyczny, kraj komunistyczny wydaje w obecnej chwili na swój budżet wojskowy, nawet jeżeli weźmiemy pod uwagę spadek czerwońca, o 30% więcej niż znany ze swojej zachłanności i zaborczości dawny absolutystyczny rząd carski, to, proszę Panów, daje nam wiele do myślenia. Widzimy, że wszystkie nasze stronnictwa, bądź lewica, bądź prawica, bądź centrum, składają największe ofiary na rzecz naszego uzbrojenia wojskowego. Musimy wszyscy stwierdzić, że te napaści, o których niejednokrotnie pisze się w gazetach i t. d., nie mają żadnej racji bytu. Albowiem tak na prawicy, jak na lewicy, w momencie niebezpieczeństwa wszyscy przelewają swą krew za ojczyznę. Widzieliśmy dużo młodzieży akademickiej i dużo chłopów i robotników, którzy zginęli pod murami Warszawy. Jednak w sercach i umysłach ludzi, powiedziałbym, z pewnego punktu widzenia partyjnego, żyją pewne zasady, pewne sposoby zapatrywania się na cele wojskowe. Właśnie o tem chciałem kilka słów powiedzieć.</u>
          <u xml:id="u-42.1" who="#FranciszekDruckiLubecki">Jedni ludzie, zwłaszcza przedstawiciele stronnictw, powiedziałbym, robotniczych, widzą ten ogromny rozrost fabryk, tę pracę w wielkich warsztatach fabrycznych, mają ogromne przekonanie do siły techniki, widzą, że główną walką w przyszłej wojnie będzie właśnie ten szalony rozwój techniki, i widzą, że przyszłość naszej armii musi polegać na rozwoju tej techniki, ale zarazem uważają, że można albo zmniejszyć kontyngent stałej armii albo skrócić termin służby. Niestety, to zdanie jest mylne, albowiem historia wielkiej wojny daje im kategoryczne zaprzeczenie.</u>
          <u xml:id="u-42.2" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje. Wicemarszałek Hałuszczyński.)</u>
          <u xml:id="u-42.3" who="#FranciszekDruckiLubecki">Nie można lekceważyć zdobyczy technicznych, ale trzeba przyznać, że duch wodza i wiara jego w zwycięstwo, którą umie przelać na masy, jest decydującym czynnikiem, i też trzeba przyznać, że słowa francuskie: les gros batailions ont tonujours raison dowodzą, że technika nie jest we wszystkiem decydująca. Mamy przykład chociażby z dotychczasowych wojen, gdzie mały szczep [nieczytelne] zwalczył swoim zapałem nie tylko Hiszpanię, ale też i największą potęgę militarną Francji. A wielkie niebezpieczeństwo przedstawia mała armia, nawet świetnie technicznie uzbrojona, albowiem, gdy taka armia jest rozbita, nic więcej nie pozostaje i kraj przegrywa wojnę. Przy wielkiej zaś masie ludzi, przy wielkich rezerwach wojskowych, zawsze jest nadzieja stworzenia nowej armii i odparcia sił nieprzyjacielskich, jak to było we Francji. Pozwolę sobie przytoczyć trzy przykłady państw, które znalazły się podczas wojny w ciężkiej sytuacji, lub nie miały możności wyzyskać całkowicie zwycięstwa, dlatego że armia ich na stopie pokojowej nie była dostatecznie liczna.</u>
          <u xml:id="u-42.4" who="#FranciszekDruckiLubecki">Weźmy przykład wojny rosyjsko-japońskiej. Japonia posiadała zaledwie 150.000 wojska na stopie pokojowej i dlatego, gdy wybuchła wojna, wszystkiego do 13 istniejących dywizji i do brygady w Formozie Japonia dodała jeszcze tylko 13 brygad, a w momencie zawarcia pokoju powiększyła swoje siły wojskowe tylko o 4 dywizje, czyli posiadała 314 bataljonów piechoty i od bitwy pod Laojanem stale walczyła z przeważającą liczebnie potęgą rosyjską, tak że pomimo wielkiego ducha wojennego Japonii i pomimo świetnych zwycięstw, nie wyzyskała ona tego w dostatecznym stopniu.</u>
          <u xml:id="u-42.5" who="#FranciszekDruckiLubecki">Widzimy też, że Wielka Brytania dopiero w 1916 roku, czyli w półtora roku po wybuchu wojny miała dostateczną armię, która mogła dostateczną rolę odegrać na teatrze wojny. Widzimy, że i Stany Zjednoczone, które prawie nie miały armii stałej, wystąpiły dopiero w rok potem, bo musiały przedtem przygotować swoją armię.</u>
          <u xml:id="u-42.6" who="#FranciszekDruckiLubecki">Muszę jeszcze jedną rzecz podnieść co do skrócenia czasu służby wojskowej. Prawda, że przysposobienie wojskowe, zajęcia fizyczne, ćwiczenia gimnastyczne i inne środki odgrywają pewną rolę, jednakże nie mogą zastąpić służby rzeczywistej w samem wojsku. Czy Panowie wiecie, że w obecnej chwili oficerowie i podoficerowie zawodowi są przepracowani, albowiem służba wojskowa obecnie stała się daleko więcej skomplikowaną, dużo trudniejszą, niż była w dawnych czasach. Obecnie skończyły się te czasy, gdy oficer przychodził na 2 godziny z rana, jak to bywało! w wojsku rosyjskiem i austriackiem, a później nawet nie zaglądał do swojej kompanii, a służba była głównie garnizonowa. Obecnie oficerowie i podoficerowie zawodowi ciężko i bardzo wiele pracują, tak samo i zwykły żołnierz bardzo wiele musi się napracować, wiele musi się nauczyć, bo obecnie piechota zna już nie tylko karabin, ale musi znać i gazy i kulomioty i t. p. rożne rzeczy i nawet trudno wyuczyć żołnierza w tym krótkim czasie, a tem bardziej, gdyby służba wojskowa była jeszcze skrócona. Nie zapominajmy o tem, że jeżeli Francja posiadała przy 40.000.000 ludności 250.000 rekrutów, to my przy 30.000.000 ludności moglibyśmy wystawić tylko 180.000, eony też w znacznym stopniu zmniejszyło nasze rezerwy wojskowe i postawiłoby nas w razie wojny w pozycję nader ciężką.</u>
          <u xml:id="u-42.7" who="#FranciszekDruckiLubecki">Teraz pozwolę sobie poruszyć jeszcze jedną sprawę, o której bardzo wiele się mówi, to właśnie sprawa przenoszenia w stan emerytury oficerów. P. sen. Strug sam przyznał, że w 70% mniej więcej dzieje się wszystko słusznie i sprawiedliwie...</u>
          <u xml:id="u-42.8" who="#komentarz">(Głos: Być może.)</u>
          <u xml:id="u-42.9" who="#FranciszekDruckiLubecki">...a tylko w 30% nie, i przytoczył słowa zastępcy Ministra Spraw Wojskowych, które, według mnie, nie były zupełnie ściśle przytoczone, albowiem zastępca Ministra Spraw Wojskowych powiedział tak: jeżeli nasz przeciwnik przyznaje, że 30%, to może jest 10 czy 15. Byłem obecny przy tem i zdaje mi się, że tak powiedział. Więc, o ile pewna niesprawiedliwość dzieje się względem 300 oficerów, to pomyłki mogą się zdarzyć wszędzie. Takie pomyłki były w Niemczech, w armii francuskiej i wszędzie. Jednakże jest jedna rzecz, która zmusza do zwalniania wielu oficerów, a mianowicie to, iż myśmy mieli albo oficerów z byłej armii niemieckiej w małej ilości, mieliśmy oficerów rosyjskich, austriackich, ale naszych polskich oficerów w naszej polskiej armii myśmy nie mieli. Potem jeszcze trzeba powiedzieć, że tak w armii rosyjskiej, jak i w armii austriackiej choć w mniejszym stopniu, ale też stopień rozwoju, stopień przygotowania oficerów stał nader nisko, tak, że ten oficer, będąc jednocześnie bardzo dobrym nawet patriotą i bardzo dobrym człowiekiem, nie był dostatecznie wyszkolony. W obecnej chwili, jak wiadomo, w naszych zakładach wojskowych osobliwie w Wyższej Szkole Wojennej i w innych, praca jest daleko większa, aniżeli była przed wojną. Musimy to wszyscy stwierdzić. Teraz niema tego, jak dawniej, żeby podoficer po i godzinnym egzaminie został oficerem, chociażby rezerwy, dziś to trwa dłużej, trzeba przejść szkołę, tak, że poziom naukowy, przygotowanie znacznie stoi wyżej.</u>
          <u xml:id="u-42.10" who="#FranciszekDruckiLubecki">A po drugie, gdyby ci oficerowie nie byli do pewnego stopnia zwalniani, wszelki awans w naszej armii ustałby, młodzi oficerowie, skończywszy nasze szkoły, nie mieliby możności awansowania, i to spowodowałoby ucieczkę z wojska. To trzeba mieć zawsze na widoku przy rozważaniu tej kwestii.</u>
          <u xml:id="u-42.11" who="#FranciszekDruckiLubecki">Pozatem, czy tu mogą grać rolę względy personalne i inne? Wystarczy zapoznać się z listą tych zwolnionych oficerów: widzimy tu bardzo wielu oficerów legionistów, wielką ilość nawet oficerów z pierwszej brygady, a z drugiej strony widzimy, że na służbie wojskowej pozostają nawet niektórzy oficerowie, którzy czynnie zwalczali Marszałka Piłsudskiego w roku 1926 i otrzymali nawet awans. Dlatego nie myślę, aby odgrywała tu rolę jakakolwiek polityka.</u>
          <u xml:id="u-42.12" who="#FranciszekDruckiLubecki">Teraz proszę Wysokiego Senatu, poruszę jeszcze jedną kwestię, o której się tak dużo mówiło, mianowicie ten nieszczęsny fundusz dyspozycyjny. Nikt nie suponuje przecież, ażeby Rząd używał tego funduszu na cele inne, ażeby fundusz ten szedł na cele wyborcze. Akcja walki ze szpiegostwem, akcja defenzywy potrzebuje dużo pieniędzy. Wystarczy spojrzeć na budżety innych państw, na budżet chociażby Sowietów, na budżet Niemiec, a zobaczymy, jak wielkie sumy to pochłania, więc mówić o tem, iżby te sumy mogły być użyte na inne cele, to zdaje się, jest niesłuszne i niesprawiedliwe.</u>
          <u xml:id="u-42.13" who="#FranciszekDruckiLubecki">Mówi się, że z tej sumy zostawia się 6 milionów a skreśla się tylko 2 miliony. Ale przecież ta suma w porównaniu z tem, co się wydaje w innych państwach, to jest kropla w morzu, to jest tak mała suma, że o tem mówić nie warto. Tymczasem w czasie wojny wywiad grał pierwszorzędną rolę i miał wielkie znaczenie, dlatego, odmawiając tych 2 milionów zł, Panowie wielki błąd popełniacie, bo zmniejszacie siłę obronną naszej armii i nie daj ecie jej możności skutecznie przeciwdziałać szpiegostwu z jednej strony, a z drugiej strony bronić się i dowiadywać się o tem, co się dzieje w państwach ościennych.</u>
          <u xml:id="u-42.14" who="#FranciszekDruckiLubecki">Na zakończenie pozwolę sobie jeszcze na jedno słowo. Różnie można się zapatrywać na działalność tego wielkiego człowieka, który stoi na czele naszej armii i Ministerstwa Spraw Wojskowych. Dużo mówi się o tem, że naczelne dowództwo nie może być połączone z Ministerstwem Spraw Wojskowych. Ale pozwolę sobie przytoczyć przykład chociażby z ostatniej wojny, jak wiele złego było czasem spowodowane tem, kiedy ministerstwo wojny, czy naczelne dowództwo, czy dowództwo pewnej grupy armii nie były w porozumieniu ze sobą. W r. 1917 zdarzył się mianowicie taki wypadek w czasie ofenzywy francuskiej, która dość szczęśliwie się rozpoczęła wiosną 1917 r. Wobec tego, że były pewne tarcia między dowództwem armii francuskiej i ówczesnym ministrem wojny, ofenzywa została wstrzymana, co spowodowało nawet pewien zamęt w armii francuskiej i pewien drobny bunt. Po powołaniu „Starego Tygrysa”, Clemenceau, te zamieszki zostały ukrócone, ale wielkie szkody przyniosły Francji i znacznie, być może, przedłużyły wojnę. Gdyby w czasie wojny władza wojskowa i naczelne dowództwo były połączone w jednej osobie, lub władza wojskowa podporządkowana naczelnemu dowództwu, to tegoby nie było. To samo znajdujemy w literaturze niemieckiej, że z powodu nieporozumień między władzą cywilną, t. j. kanclerzem, a naczelnem dowództwem, też wynikały znaczne szkody dla armii.</u>
          <u xml:id="u-42.15" who="#FranciszekDruckiLubecki">Wydaje mi się, Wysoki Senacie, że jakby się nie zapatrywać na działalność tego wielkiego człowieka, który obecnie stoi na czele naszej armii, to zasługi jego wojskowe muszą być uznane przez wszystkich. Naród, oddzielony od nas o dziesięć tysięcy kilometrów, ofiarował Marszałkowi Piłsudskiemu szpadę wykutą z działa admiralskiego okrętu pancernego, z którego admirał Togo w dniu 27 maja 1905 r. kierował bitwą pod Czuszimą. Na szpadzie tej są wyryte słowa: „Losy cesarstwa zależą od tej bitwy, niech każdy aż do niemożebności spełni swój obowiązek”. Zdaje się, że jeśli naród, oddzielony od nas o 10 tysięcy kilometrów, taką szpadę ofiarowuje Marszałkowi Piłsudskiemu, ceniąc w nim przede wszystkiem wielkie zalety wojskowe, wielkie jego bohaterstwo, to i my, zdaje mi się, musimy być szczęśliwi, że ten człowiek stoi na czele naszej armii i nie czynić mu takich drobnych przeszkód i szykan, bo jestem głęboko przekonany, że i w tej stronie Izby na lewo sami go miłujecie w swojem sercu.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-43">
          <u xml:id="u-43.0" who="#MichałHałuszczyński">Głos ma s. Makarewicz.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-44">
          <u xml:id="u-44.0" who="#JuliuszMakarewicz">Wysoka Izbo! Rola armii w polskiem społeczeństwie i sprawa ustosunkowania się wzajemnego armii i ludności cywilnej wymaga, szczególnie w obecnej chwili, krytycznego naświetlenia i syntetycznego ujęcia. Armia w życiu Polskiego zmartwychwstałego Państwa odgrywa rolę inną, niż w wielu innych nowożytnych państwach. Doświadczenie z końca XVIII wieku, które załamać musiało nadmierną wiarę w lojalność sąsiadów, brak naturalnych granic, tam, gdzie ich najwięcej potrzeba, stwierdzona ponad wszelką wątpliwość niechęć dwóch największych i jednego małego sąsiada, wszystko to razem wymaga niesłychanej ostrożności w dziedzinie obronnej polityki Państwa. Wszystko to wymaga nie tylko utrzymywania silnej armii na wysokiej stopie, ale także przysposobienia cichej dla niej rezerwy, które dostarczyć ma w odpowiedniej chwili całe społeczeństwo. Stosunek między społeczeństwem a armią w Państwie Polskiem musi być skutkiem tego znacznie bliższy, niż w jakimkolwiek innem państwie.</u>
          <u xml:id="u-44.1" who="#JuliuszMakarewicz">Społeczeństwo polskie, rozumiejąc dokładnie konieczność płacenia wysokich premij asekuracyjnych za ochronę przed niebezpieczeństwem, niebezpieczeństwem ewentualnej utraty niezawisłego bytu, gotowe jest do ofiar, które niemal że przechodzą siły gospodarcze Państwa.</u>
          <u xml:id="u-44.2" who="#JuliuszMakarewicz">Jeżeli porównamy budżet Ministerstwa Spraw Wojskowych, nad którym obecnie radzimy, dochodzący do wysokości prawie miliarda złotych, z brakiem kapitału obrotowego w społeczeństwie, z wynędznieniem szerokich mas, z bezochotnością reszty kapitału, nasuwałyby się refleksje praktycznego ekonomisty: czy nie byłoby wygodniej i korzystniej zużyć połowę budżetu wojskowego na inwestycje, któreby dały bezrobotnym pracę? Wszak staramy się o pożyczkę zagraniczną, której nie możemy otrzymać, staramy się o nią dlatego, bo brak nam kapitału obrotowego. Trzebaby być jednak nieobliczalnym optymistą, albo nie mieć żadnego przywiązania do tego Państwa, żeby żądać zmniejszenia budżetu wojskowego. Płacić musimy niezmiernie drogo za zbytek niezawisłości państwowej, ale bez niezawisłości państwowej nie rozumiemy życia. Zarzut, że Polska jest Państwem militarnem, czy militarystycznem, nie ma żadnego uzasadnienia. Armja może odgrywać albo rolę zaczepną albo też tylko odporną. Armia polska służy wyłącznie do obrony zagrożonych granic, nie stanowi ona kłów ani pazurów drapieżnego zwierzęcia, jedynie tylko kolce dobrotliwego jeża, który w chwili niebezpieczeństwa zwija kończyny pod siebie, przemienia się w jedną kolczastą bryłę i zdaje się mówić do wrogiego otoczenia: „Kto chcę mnie ugryźć, niech spróbuje”. Polska z natury swej posiada tę samą łagodność, dobrotliwość i nawet przerost politycznego zaufania, musi jednak mieć tę samą sprężystość i te same kolce, by w razie ataku na kończyny: Pomorze, Wileńszczyznę, czy ziemię czerwieńską — odpowiedzieć zwinięciem się w najeżoną bagnetami kulę.</u>
          <u xml:id="u-44.3" who="#JuliuszMakarewicz">Społeczeństwo polskie rozumie to doskonale i składa swój grosz wdowi dla zapewnienia Państwu niezależności. Społeczeństwo polskie daje więcej: ponosi ofiarę moralną, gdyż nastawia mentalność swojej młodzieży na przysposobienie wojskowe. Jest to ciężki podatek moralny, gdyż doświadczenie uczy, że młodzież, nastawiona na ideały wojennego bohaterstwa, nie posiada i posiadać nie może zamiłowania i cnót gospodarczych, nie ma też czasu na równoczesne gospodarcze wyrobienie. Być bohaterem i kupcem w jednej osobie — to przychodzi trudno, tego rodzaju psychiczna kombinacja jest chyba niezwykłą rzadkością. Innego nastawienia duchowego potrzeba do rowów strzeleckich, a innego do wytwórczości gospodarczej.</u>
          <u xml:id="u-44.4" who="#JuliuszMakarewicz">W krajach o innej konfiguracji terenowej, na innym kontynencie, tam, gdzie wojna nie jest artykułem codziennej potrzeby, tam wychowuje się młodzież od dzieciństwa na wytwórców, tam młodzi chłopcy noszą ubranie robotnicze, jako symbol mentalności społecznej, tak, jak u nas noszą ubrania sportowe lub mundur skauta. To też w tamtem społeczeństwie tętni wytwórczość, powietrze przepełnione jest myślami o zarobku, a bogactwo społeczne przechodzi wyobrażenie przeciętnego Europejczyka. U nas młodzież wychowuje się w organizacjach skautowych, strzeleckich, czy innych organizacjach przysposobienia wojskowego. Pielęgnujemy cnoty rycerskie tak, jak gdzie indziej pielęgnuje się cnoty kupieckie. Jest to ciężki podatek, o którym nie wspomina nic preliminarz budżetowy, a który płaci społeczeństwo ze swego życia gospodarczego.</u>
          <u xml:id="u-44.5" who="#JuliuszMakarewicz">Wobec tych ciężkich ofiar, które społeczeństwo ponosi na rzecz armii, wolno mu jest zajmować się sprawami armii dokładniej, niżby to było potrzebnem w innem społeczeństwie. Armja podobnie, jak przysposobienie wojskowe, jest u nas rodzajem zakładu wychowawczego, przez który przechodzi niemal całe społeczeństwo, odciągnięciem od zainteresowań gospodarczych, jest już wielkim zamachem na nasze życie gospodarcze, niechże z armii nie przechodzą do reszty społeczeństwa przyzwyczajenia i przesądy, które dla bitności armii nie są zupełnie potrzebne, a dla spokoju społecznego są wręcz niebezpieczne. Chcę mówić przedewszystkiem o nawiązywaniu do dawnych tradycji polskich, dotyczących t. zw. alkoholicznej tężyzny.</u>
          <u xml:id="u-44.6" who="#JuliuszMakarewicz">Nikt żądać nie może od armii polskiej przymusowego stosowania abstynencji, gdyż wielka wojna nauczyła nas, iż bez świadomego zatruwania się alkoholem i nikotyną trudno było niejednemu żołnierzowi wytrzymać napór otoczenia na system nerwowy. Potrzeba było się ogłuszyć, częściowo pozbawić przytomności, zapomnieć o tem, co działo się naokoło. Są to rzeczy zrozumiałe, natomiast nie jest rzeczą zrozumiałą uważanie alkoholu za konieczny rekwizyt życia towarzyskiego i koleżeńskiego. Przeprowadzanie prób wytrzymałości t. zw. silnej głowy nie jest wytwarzaniem stalowych charakterów. Nawrót do tradycji Zagłoby, albo też panowania saskiego w Polsce nie jest oznaka partiotyzmu. Zawody w konsumcji alkoholu nie tylko przynieść mogą bezpośrednią szkodę wojskowej sprawności, a w niejednym wypadku doprowadzić mogą do splamienia munduru żołnierza lub oficera, ale co więcej działają zaraźliwie na szerokie masy społeczeństwa, które przez wojsko przechodząc, z wojskiem współżyją i dla wojska stanowią rezerwę. Społeczeństwo domagać się musi od czynników, mających wpływ na psychikę i mentalność armii, oddziaływania bezpośredniego w tym kierunku, ażeby używanie alkoholu nie było otaczane nimbem chwały, a raczej, żeby nadużywanie alkoholu było uważane za hańbiące, ażeby ekscesy alkoholiczne prowadziły do surowego ukarania żołnierza, a do zdegradowania oficera.</u>
          <u xml:id="u-44.7" who="#JuliuszMakarewicz">Druga sprawa, o której szczerze mówić wypada, to sprawa pojedynków. Mylnem jest zapatrywanie, jakoby można odłączyć sprawę pojedynków wśród ludności cywilnej, od pojedynków w armii. Nie tylko u nas w Polsce, gdzie zachodzi tak bliski stosunek między armją a społeczeństwem, gdzie każdy prawie kandydat do pojedynku jest oficerem rezerwy, ale także w społeczeństwach zachodnio-europejskich zachodzi bardzo ścisły związek pomiędzy zapatrywaniami na sprawę tę, wytworzonemi w kołach wojskowych, a powtarzanemi za ich wzorem poglądami ludności cywilnej. Jak ścisłym jest związek ten, dowodzą wypadki, które zaszły w ostatniem stuleciu w Anglii. Do r. 1844 Anglia była terenem, na którym mania pojedynków odbywała swoje harce z taką samą intensywnością, z jaką dzieje się to dzisiaj w Polsce. Tragiczny wypadek śmierci zasłużonego oficera zelektryzował opinię publiczną i doszedł aż do tronu. Wówczas królowa Wiktoria powzięła śmiałe postanowienie uznania pojedynku za czyn nie tylko zakazany ustawami, za czyn karygodny, ale także za czyn hańbiący, który powoduje degradację i usunięcie z armii. Orędzie jej, odczytane w parlamencie, opiewa jak następuje:</u>
          <u xml:id="u-44.8" who="#JuliuszMakarewicz">„Pochwalamy postępowanie tych wszystkich, którzy, mając nieszczęście obrażenia innego, składają publiczne oświadczenie, usprawiedliwiają lub ofiarowują się z odwołaniem. Pochwalamy również postępowanie tych, którzy, mając nieszczęście znalezienia się w roli obrażonego, chętnie przyjmują oświadczenie, usprawiedliwienie, lub zadośćuczynienie ze strony obrażającego. Pochwalamy postępowanie tych także, którzy w razie odmówienia takiego oświadczenia, usprawiedliwienia, lub zadośćuczynienia, lub w razie, gdy oświadczeń takich nie przyjęto, zwraca ją się do komendanta pułku, czy garnizonu. Zapewniamy wszystkich oficerów i żołnierzy, że nie jest hańbą i nie naraża ich na żadne niekorzyści, jeżeli kierowani chęcią dania, lub odebrania zadośćuczynienia, odmawiają, czy też nie przyjmują wyzwania. Postępują oni tylko jak ludzie honoru i spełniają obowiązek dobrego żołnierza, który umie panować nad sobą”. Bezpośredniem następstwem wystąpienia królowej i rządu był oczywisty zanik pojedynków w armii. To było do przewidzenia. Natomiast to, co się stało potem, było dowodem, jak poglądy armii oddziałują na społeczeństwo cywilne. Znikły równocześnie także pojedynki wśród ludności cywilnej.</u>
          <u xml:id="u-44.9" who="#JuliuszMakarewicz">Jest to klasyczny dowód, że nie można pielęgnować odrębnych poglądów na honor wśród wojskowych, a odrębnych wśród reszty społeczeństwa. Poglądy te mają wspólne podłoże, odkąd wojsko nie stanowi odrębnej kasty, odrębnego zawodu, odkąd przestało istnieć wojską najemne, a w jego miejsce wstąpiła powszechna służba wojskowa.</u>
          <u xml:id="u-44.10" who="#JuliuszMakarewicz">Wobec tego społeczeństwo, ponoszące tak wiele ofiar materialnych i moralnych dla utrzymania armii, zwrócić się musi znowu do czynników kierowniczych, żeby zechciały naśladować przykład królowej angielskiej i wyprostować błędne poglądy, szerzące się wśród wojskowych, jakoby pojedynek był racjonalnym sposobem rozwiązywania zagadnień z dziedziny naruszenia czci.</u>
          <u xml:id="u-44.11" who="#JuliuszMakarewicz">Mam zaszczyt przedstawić Wysokiej Izbie do uchwalenia projekt rezolucji:</u>
          <u xml:id="u-44.12" who="#JuliuszMakarewicz">„Senat wzywa Rząd do rozpoczęcia w armii i w organizacjach przysposobienia wojskowego celowej propagandy w kierunku rozpowszechniania przeświadczenia:</u>
          <u xml:id="u-44.13" who="#JuliuszMakarewicz">1) że stan alkoholicznego odurzenia lub podniecenia nie jest godnym człowieka cywilizowanego, że plami mundur żołnierza i oficera narówni z czynem hańbiącym;</u>
          <u xml:id="u-44.14" who="#JuliuszMakarewicz">2) że pojedynek jest przeżytkiem epoki ludów pierwotnych, kierujących się zasadami zemsty krwawej i średniowiecza, stosującego sądy boże, że pojedynek nie rozwiązuje wcale zagadnień) dotyczących dobrego imienia, dowodzi tylko braku panowania nad sobą”.</u>
          <u xml:id="u-44.15" who="#JuliuszMakarewicz">Pozostaje do omówienia sprawa delikatna, sprawa funduszu dyspozycyjnego Ministra Spraw Wojskowych. Dzisiejszy występ p. Prezesa Rady Ministrów utrudnia w wysokim stopniu zajęcie stanowiska przedmiotowego wobec tego problemu.</u>
          <u xml:id="u-44.16" who="#komentarz">(Głos: Ale nie uniemożliwia.)</u>
          <u xml:id="u-44.17" who="#JuliuszMakarewicz">Mniemam jednak, że jest cechą tej Wysokiej Izby wytrawność i rozwaga...</u>
          <u xml:id="u-44.18" who="#komentarz">(Głosy: Słusznie.)</u>
          <u xml:id="u-44.19" who="#JuliuszMakarewicz">...które pozwolą patrzeć na sprawy państwowe niezależnie od wystąpień, choćby szefa Rządu, mało zajmujących pod względem treści, chociaż drażniących pod względem tonu, formy i miejsca wystąpienia.</u>
          <u xml:id="u-44.20" who="#JuliuszMakarewicz">W ostatnich latach powtarza się w naszym parlamencie zjawisko używania debat i głosowania nad tym właśnie funduszem do celów demonstracji politycznej, do okazywania braku zaufania do istniejącego Rządu i do istniejącego systemu.' Zdaniem klubu, który mam zaszczyt zastępować, fundusz dyspozycyjny Ministra Spraw, Wojskowych najmniej nadaje się do tego rodzaju opozycyjnych wystąpień. Wiadomem jest powszechnie, że niema w państwowej strukturze działu, wymagającego większej ostrożności w ukrywaniu szczegółów urzędowania, jak dział wojskowy.</u>
          <u xml:id="u-44.21" who="#JuliuszMakarewicz">Odkrycie pewnych pociągnięć, czy to z dziedziny uposażenia armii, czy administracji wewnętrznej, może uczynić odpowiednie zarządzenia najzupełniej bezcelowemi, narazić Państwo na bezpowrotną stratę i niebezpieczeństwo. Musi być pewien fundusz, nad którym niema żadnej kontroli, muszą być w Państwie ludzie, do których społeczeństwo ma w tym stopniu zaufanie, iż powierza im mil jonowe kwoty do swobodnej dyspozycji.</u>
          <u xml:id="u-44.22" who="#JuliuszMakarewicz">Położenie państwa, w którem społeczeństwo nie ma zaufania do administracji wojskowej, do najwyższego zwierzchnika armii, nawet w stopniu oddania mu do dyspozycji kilku milionów złotych — byłoby wręcz tragiczne. Zrozumiał to Sejm, zrozumiała Komisja Skarbowo-Budżetowa Senatu, uchwalając fundusz dyspozycyjny Ministra Spraw Wojskowych, jednak z pewnem zastrzeżeniem, nie w wysokości żądanej 8 milionów, a w wysokości o 25% niższej — 6 milionów.</u>
          <u xml:id="u-44.23" who="#JuliuszMakarewicz">Nie wydaje mi się, by uchwała ta była logiczną. Jeżeli to ma być demonstracja polityczna, to należy albo funduszu odmówić, albo uchwalić w kwocie żądanej, a pomniejszonej o jeden grosz. Obcinanie funduszu tego o 25% nie da się niczem uzasadnić. Ażeby za niem głosować, potrzebaby mieć możność wglądu w najtajniejsze akty Ministerstwa, albo odbyć poufną konferencję z Ministrem Spraw Wojskowych. Nie wiem, czy zwolennicy obcięcia tego funduszu mieli wgląd w te akty, nie wiem, czy odbyli taka, konferencję. Jeżeli nie, to jaką mają podstawę do zmniejszania funduszu? Jeżeli mamy zaufanie do Ministra Spraw Wojskowych do wysokości 6 milionów, to dlaczego nie mamy zaufania do wysokości 8 milionów, w obu wypadkach nie będziemy wiedzieli i nie chcemy wiedzieć, jak fundusz ten będzie użyty.</u>
          <u xml:id="u-44.24" who="#JuliuszMakarewicz">Mam nadzieję, że Wysoki Senat, uznając fundusz dyspozycyjny Ministerstwa Spraw Wojskowych za konieczność państwową, nie będzie bawił się w targi z człowiekiem, którego czyste ręce i oddanie sprawom wojskowym stoi ponad wszelką wątpliwość.</u>
          <u xml:id="u-44.25" who="#komentarz">(Oklaski na ławach B. B. S. Poczętowski: To jest przynajmniej uczciwa opozycja.)</u>
          <u xml:id="u-44.26" who="#JuliuszMakarewicz">Niech głosowanie tej Wysokiej Izby w tym względzie będzie dowodem, że żadne niefortunne pociągnięcia Rządu nie wyprowadzą Wysokiej Izby z równowagi, która przystoi ludziom wytrawnym, stawiającym dobro Państwa ponad zadrażnienia osobiste, chociażby w zupełności uzasadnione.</u>
          <u xml:id="u-44.27" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-45">
          <u xml:id="u-45.0" who="#MichałHałuszczyński">Głos ma s. Baranyk.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-46">
          <u xml:id="u-46.0" who="#WasylBaranyk">Wysoki Senacie! Budżet Ministerstwa Spraw Wojskowych, razem z wydatkiem na utrzymanie Korpusu Ochrony Pogranicza, który jest faktycznie częścią składową armii, i z innemi wydatkami w budżetach innych resortów, przeznaczonemi na cele wojskowe, wynosi przeszło 1 miliard zł., to znaczy przeszło trzecią część całego budżetu Państwa. Jest zatem tak wysoki, że nie odpowiada obecnym stosunkom gospodarczym i obecnej sile podatkowej. Z tego też powodu powinien być w interesie ogółu ludności zmniejszony, tej ludności, która do dziś dnia nie zagoiła ran straszliwej wojny światowej. Ukraińska Parlamentarna Reprezentacja podziela w zupełności stanowisko Polskiej Partii Socjalistycznej w sprawie trwania służby wojskowej, że trwać powinna o ile możności jak najkrócej, że jednoroczna służba wojskowa dla wyszkolenia wojskowego wystarcza w zupełności, tem bardziej, że oprócz armii oficjalnej jest w Polsce druga armia nieoficjalna, t. j. organizacja strzelecka, jest przysposobienie wojskowe, dziś tak obiektywnie, aczkolwiek dosadnie przez p. prof. Makarewicza scharakteryzowane, istnieje system przygotowania całej ludności do obrony Państwa.</u>
          <u xml:id="u-46.1" who="#WasylBaranyk">Muszę wspomnieć o drugiej stronie zasadniczej, co do której w tej Wysokiej Izbie nie padło nigdy słowo krytyki. Sprawą tą jest sama struktura formacji wojskowej, oparta tylko na względach narodowo-politycznego charakteru. Skutkiem tego w każdej formacji, względnie w każdym pułku armii polskiej tworzy się sztucznie większość polską z żołnierzy narodowości polskiej. Zarząd wojskowy wychodzi widocznie z tego założenia, że trzeba i nazewnątrz zamanifestować wyłącznie narodowo-polski charakter armii i sztucznie ukryć fakt, że Państwo Polskie nie jest państwem narodowościowem, lecz państwem narodowem polskiem. Wzięto za wzór byłą Rosję carską i przemieszano w pułkach różne narodowości Państwa, tworząc w ten sposób sztuczną większość. Pominięto wzór struktury formacji, jaki istniał w byłej Austrii...</u>
          <u xml:id="u-46.2" who="#komentarz">(S. Kozicki: Która szczęśliwie upadła.)</u>
          <u xml:id="u-46.3" who="#komentarz">(Wesołość.)</u>
          <u xml:id="u-46.4" who="#WasylBaranyk">...gdzie wszystkie pułki wszystkich broni, prócz czysto technicznych, formowały się na zasadzie terytorialnej i w ten sposób pojedyńcze narodowości, mieszkające w Austrii, a między niemi i naród polski, miały możność mieć odrębne pułki z własną narodową większością. W pułkach tych oprócz komendy i wewnętrznego urzędowania w języku niemieckim istniał drugi język urzędowy pułku, t. zw. język pułkowy i każdy z oficerów przydzielonych do pułku musiał władać tym językiem pułkowym, którego uczył się w szkołach wojskowych.</u>
          <u xml:id="u-46.5" who="#komentarz">(Głos: Dlatego Austria upadła.)</u>
          <u xml:id="u-46.6" who="#WasylBaranyk">Spodziewałem się tego zarzutu z tej strony, że to było przyczyną upadku Austrii. Nie, Panowie, nie to było przyczyną upadku Austrii. Jedyną przyczyną upadku Austrii, tego tyle setek lat istniejącego imperium austriackiego, była naturalna dążność narodów ku wolności i ku własnej państwowości. To był zlepek narodów, z którego każdy chciał wolności, bo to jest naturalna dążność każdego narodu. Niewiadomo co z nami będzie, kto wie co z nami będzie, kto wie, może wzajemne porozumienie nastąpi, to jest bardzo możliwe, niczego nie można wykluczyć, wszystko jest w ręku Boga.</u>
          <u xml:id="u-46.7" who="#komentarz">(Przerywania. S. Makarewicz: Do zdrady wojskowej nie dopuścimy.)</u>
          <u xml:id="u-46.8" who="#WasylBaranyk">O tem nie mówię, mówię o tem, co było przyczyną upadku Austrii na zarzut postawiony mi z tej strony.</u>
          <u xml:id="u-46.9" who="#WasylBaranyk">Proszę Wysokiego Senatu, armia nie powinna być narzędziem wynaradawiania, dlatego też muszę podkreślić rażącą niedostateczność opieki duchownej dla żołnierzy narodowości ukraińskiej, rzuconych zdała od rodziny, od rodzinnych stron. Dla obsługi duchownej żołnierzy ukraińskich za mało jest 10 kapelanów wojskowych. Muszę zaznaczyć nieposzanowanie praw języka ukraińskiego ze strony tak żołnierzy, jak i przełożonych narodowości polskiej. Muszę zaprotestować przeciw zakazowi używania języka ukraińskiego żołnierzom narodowości ukraińskiej, zwłaszcza poza służbą.</u>
          <u xml:id="u-46.10" who="#komentarz">(Głos na ławach B. B.: Czy jest taki zakaz? Głos na ławach mniejszości narodowych: Tak, jest.)</u>
          <u xml:id="u-46.11" who="#WasylBaranyk">W Przemyślu ochotnikowi inteligentnemu, inżynierowi, oficerowie zabronili w sklepie przemawiać po ukraińsku, kiedy kupował buty. Smutne to jest, ale prawdziwe. Przeciw temu musimy protestować.</u>
          <u xml:id="u-46.12" who="#komentarz">(Głos na ławach B. B.: To jest nadużycie jednostek, ale nie przepis prawny.)</u>
          <u xml:id="u-46.13" who="#WasylBaranyk">Chodzi o to, żeby władze wojskowe zabroniły podobnych rzeczy.</u>
          <u xml:id="u-46.14" who="#WasylBaranyk">Nie mogę również pominąć szowinistycznego stanowiska powiatowych komend uzupełnień w sprawie nieprzyjmowania ogłoszeń w prasie ukraińskiej, dotyczących zgubionych dokumentów wojskowych, jako też stanowiska wyższych władz wojskowych w sprawie nieprzyjmowania na listę obrońców wojskowych adwokatów narodowości ukraińskiej. A przecież adwokaci ci najlepiej znają język, techniczne wyrażenia ludowe i psychologię ludu. Nie rozchodzi się nam, jak to przedstawiciel wojskowości na Komisji Budżetowej oświadczył, o osobiste i stanowe interesy adwokatów, lecz o rzetelną pomoc prawną i twierdzę, że na jedną piątą część żołnierzy narodowości ukraińskiej w armii polskiej i dziesięciu obrońców takich byłoby zamało. A że są potrzebni, to mamy smutne doświadczenie z czasów wojny światowej. Tacy obrońcy wojskowi powinni móc się przyczynić do słusznego wymiaru sprawiedliwości w procesach wojskowych, aby, broń Boże, nie było takich strasznych wypadków, jak podczas wojny światowej, w których zasądzono i pozbawiono życia tysiące ludzi zupełnie niewinnych.</u>
          <u xml:id="u-46.15" who="#WasylBaranyk">Muszę wspomnieć o niezupełnie poprawnym stosunku Korpusu Ochrony Pogranicza do ludności ukraińskiej. Muszę podkreślić wprost napastliwy stosunek organizacji „Strzelca”, różne napady, o których p. Minister Spraw Wewnętrznych mógł się dowiedzieć z interpelacyj Klubu Ukraińskiego.</u>
          <u xml:id="u-46.16" who="#komentarz">(Marszałek obejmuje przewodnictwo.)</u>
          <u xml:id="u-46.17" who="#WasylBaranyk">Muszę przytoczyć fakt niedopuszczania jednorocznych ochotników w szkołach, t. zw. podchorążówkach, do egzaminów oficerskich. A gdy nawet bywają wypadki, że są dopuszczeni kandydaci ukraińskiej narodowości, to nigdy się ich nie awansuje. A przecież z ust komendanta jednej szkoły osobiście słyszałem, że ci kandydaci, ci jednoroczniacy narodowości ukraińskiej to był w jego szkole najlepszy, najpilniejszy i najzdolniejszy materiał.</u>
          <u xml:id="u-46.18" who="#WasylBaranyk">Na interpelacje Klubu Ukraińskiego do p. Ministra Spraw Wojskowych w sprawach nieraz bardzo ważnych nie otrzymujemy odpowiedzi, naprzykład w takiej sprawie, jak nieprawidłowe urządzenie wojskowej strzelnicy w gminie Kujdańce koło Kołomyi, wskutek czego w ćwiczeniach przy strzelaniu kilku włościan zostało poważnie zranionych i pozbawionych zdolności zarobkowania, następnie w sprawie strzelnicy w Łazach, w pow. przemyskim, w sprawie wywłaszczenia gruntów w gminie Kutkowce pow. tarnopolskiego i wielu innych.</u>
          <u xml:id="u-46.19" who="#WasylBaranyk">Proszę Wysokiego Senatu, pobieranie rekruta od ukraińskiej ludności jest najcięższą formą podatku dla ludności, największą ofiarą ze strony ludności ukraińskiej, jak i ze strony każdej innej narodowości. Ale ten właśnie moment uprawnia nas do kategorycznego żądania uwzględnienia wszelkich słusznych postulatów ze strony Ukraińców stawianych Ministerstwu Spraw Wojskowych.</u>
          <u xml:id="u-46.20" who="#komentarz">(Oklaski na ławach mniejszości.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-47">
          <u xml:id="u-47.0" who="#JulianSzymański">Głos ma s. Perzyński.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-48">
          <u xml:id="u-48.0" who="#StefanBolesławPerzyński">Wysoki Senacie! Armia nasza, jak każda armia narodowa jest wielka i milcząca i wszelkie insynuacje jakoby armia została wciągnięta do polityki, albo wywierała wpływ na życie polityczne, są niesłuszne. O armii trzeba mówić, zwłaszcza obecnie, z niesłychanym spokojem i umiarem i ja myślę, że słuszne były skrupuły senatora Struga w tym momencie, kiedy chciał, aby ostatni fragment jego przemówienia nie był stenografowany. To jest Uczucie i poczucie miary, ale to poczucie miary i to uczucie miary nie zawsze cechuje nasze parlamentarne wystąpienia w stosunku do armii, bo, proszę Panów, minął ten czas, kiedy armia, kiedy żołnierz, powołany do wojska, zostawał wyrwany z pod, strzechy rodzinnej, wymyty ze wszystkich uczuć i podległy tylko jednemu zewnętrznemu rozkazowi. Teraz żołnierz musi być przedewszystkiem obywatelem i to obywatelem rozumiejącym zarówno potrzeby i interes kraju, jak i rozumiejącym swojego wodza. I dlatego, proszę Panów, dziś armii od życia oddzielić się nie da. Armia i naród to jedno. Dziś armia i naród wojują i dlatego wszelkie wysiłki, które w tej chwili naczelne dowództwo wojsk polskich czyni w armii, sprowadzają się do tego, ażeby armię wychować i wykształcić na obywateli kraju. I dlatego między armią i narodem niema zerwanych stosunków, przerwanych nici, gdyż tak, jak młody obywatel przygotowany jest, aby zostać żołnierzem, tak i żołnierz, który spełnił swój obowiązek służby wojskowej, wyszedłszy z wojska, nie przestaje być żołnierzem i jest zorganizowany w wojskowych organizacjach, które obecnie są już połączone w jedną wielką organizację obrońców ojczyzny, zwaną federacją. Tego proszę Panów nie należy zapominać i przeto za działania poszczególnych jednostek, poszczególnych oficerów, czy żołnierzy nigdy armii winić nie można, bo tak, jak w społeczeństwie są ludzie obdarzeni większym lub mniejszym temperamentem, takim czy innym kompleksem uczuć, tak samo może się zdarzyć i w armii, bo armia niczem innem nie jest, jak krwią z krwi i kością z kości narodu.</u>
          <u xml:id="u-48.1" who="#StefanBolesławPerzyński">Mój przedmówca umiał wytworzyć pojęcie sztucznej większości. Ja myślałem nad tem pojęciem i nie bardzo je ogarniam i sądzę, że niewielu się z pośród Panów znajdzie, którzy to pojęcie będą mogli uzasadnić. Rozumiem, że można stworzyć sztuczną mniejszość, to jest wycofać pewną ilość jednostek czy sił z pola walki, czy skądinąd, ale stworzyć sztuczną większość? Niech Panowie opatentują ten środek, a jestem pewien, że w życiu parlamentarnem będzie chętnie popierany i stosowany. Spróbujcie Panowie stworzyć w tej Izbie sztuczną większość, a niejeden klub będzie wam za to wdzięczny. Ale powiedzieć o armii polskiej, że jest narodowo polską w sposób sztuczny, jest to zaprzeczyć samemu życiu.</u>
          <u xml:id="u-48.2" who="#komentarz">(S. Koerner: Tak nie można uzasadniać, jak się tworzy sztuczną mniejszość, przez to samo się tworzy sztuczną większość.)</u>
          <u xml:id="u-48.3" who="#StefanBolesławPerzyński">Większość nie może być sztuczną, mniejszość może być sztuczna. Większość pozostaje tą samą i jest poza wątpliwością, większością.</u>
          <u xml:id="u-48.4" who="#StefanBolesławPerzyński">To jest dostatecznie jasne. Stosunek będzie różny, ale większość pozostanie zawsze tą samą.</u>
          <u xml:id="u-48.5" who="#StefanBolesławPerzyński">Wracając do tematu, który nas interesuje, wracając do polityki armii, trzeba powiedzieć: takiej polityki w armii niema. Nie było wypadku, aby armia polska samorzutnie i nie na rozkaz coś spełniała i dlatego bohaterstwo naszej armii, bohaterstwo naszego wojska nie może być kwestionowane, a jej sentyment do naczelnego wodza jest oparty na wzajemnem zrozumieniu masy do ideału, zdążającego do jasnej przyszłości Polski.</u>
          <u xml:id="u-48.6" who="#StefanBolesławPerzyński">Myślę, że tych parę słów wystarczy, żeby skończyć z temi wszystkiemi nieporozumieniami, które niejednokrotnie są sugerowane.</u>
          <u xml:id="u-48.7" who="#komentarz">(Oklaski na ławach B. B.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-49">
          <u xml:id="u-49.0" who="#JulianSzymański">Skończyliśmy budżet wojskowy. Mam wrażenie, że wszyscy pp. senatorowie, którzy tutaj przemawiali z opozycji, którzy występowali z krytyką, występowali ze świadomością, że czynią to dla dobra naszej armii, że wszystkich ich interes ogólnopaństwowy obchodzi więcej niż jakieś drobne sprawy. Z tej racji, jako wyraz tego, wznoszę okrzyk: niech żyje nasza armia!</u>
          <u xml:id="u-49.1" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-49.2" who="#komentarz">(Głosy: Niech żyje armia.)</u>
          <u xml:id="u-49.3" who="#komentarz">(S. Roman: I jej wódz naczelny!)</u>
          <u xml:id="u-49.4" who="#JulianSzymański">Przechodzimy do części 13 — Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Głos ma sprawozdawca s. Dąmbski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-50">
          <u xml:id="u-50.0" who="#StanisławDąmbski">Wysoki Senacie! Budżet w części 13, wydatki Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, przedkłada nasza komisja w sumach: wydatków zwyczajnych i nadzwyczajnych 471.554 356 zł, dochody zwyczajne 3.727.105 zł. W takich też sumach wyszedł preliminarz tej części budżetu z obrad Sejmu. W porównaniu do preliminarza rządowego wyraża ten budżet zwiększenie o kwotę 12.777.900 zł, w dochodach wyraża się zmniejszeniem wpływów o nieznaczną kwotę 16.720 zł. Zauważam, że już w preliminarzu rządowym, w porównaniu do budżetu z roku zeszłego, zaznaczyła się poważna zwyżka w wydatkach tego budżetu, bo zwiększenie, które już w preliminarzu rządowym było zawarte, wyrażało się sumą 25.500.000 zł.</u>
          <u xml:id="u-50.1" who="#StanisławDąmbski">Zwrócić chcę uwagę na główne zmiany, które Sejm wprowadził w poszczególnych pozycjach tego budżetu. Zwiększenie najznaczniejsze znajdujemy w kredytach działu 4, rozdziału 2, § 12, t. j. w kredytach na budowę szkół powszechnych, które Sejm podwyższył o sumę 12 i pół miliona złotych. Dał wyraz Sejm pragnieniu swemu utrzymania możliwie dobrego postępu w zaopatrzeniu szkół powszechnych w odpowiednie budynki szkolne i nauczycieli tych szkół w potrzebne mieszkania. Drugie znaczniejsze zwiększenie kredytów rządowych przedstawi sumę 1.000.000 zł. Wstawione zostało na umożliwienie rozpoczęcia budowy gmachu Biblioteki Jagiellońskiej w Krakowie. Na ten cel był przewidziany w r. 1928 kredyt w tej samej wysokości w ustawie o funduszu inwestycyjnym, użyty jednak został na cel inny. Kredyt ten niewątpliwie jest konieczny i upragniony, bowiem Biblioteka przy Uniwersytecie Krakowskim wymaga koniecznie nowego budynku i niezbędny jest remont dotychczasowego gmachu Biblioteki Jagiellońskiej, który przedstawia jeden z najcenniejszych zabytków naszej architektury. Inne mniejsze podwyżki kredytów dają wyraz woli Sejmu, poparcia i zwiększenia możliwie środków na cele, złączone z rozwojem naszego szkolnictwa.</u>
          <u xml:id="u-50.2" who="#StanisławDąmbski">I tak, co do środków na kształcenie nauczycieli wprowadził Sejm podwyżkę kredytów w kwocie 60 tysięcy złotych na stypendia dla nauczycieli czynnych na wyjazdy na studja zagranicę. Wprowadził Sejm kredyt 150.000 zł na kursy dla nauczycieli narodowości białoruskiej i kredyt 100 000 zł na urządzenie seminarium dla nauczycieli tejże narodowości.</u>
          <u xml:id="u-50.3" who="#StanisławDąmbski">W szkolnictwie powszechnem zwiększył Sejm kredyty o 75.000, przeznaczając kwotę 10.000 złotych na zasiłki dla prywatnych szkół ukraińskich, 15.000 zł na zasiłki dla prywatnych szkół niemieckich kwotę 50.000 zł na wydawnictwo książek szkolnych w języku białoruskim.</u>
          <u xml:id="u-50.4" who="#StanisławDąmbski">Chęci poparcia szkolnictwa zawodowego Sejm dał wyraz, podnosząc preliminarz szkół zawodowych o 200.000 zł, przeznaczając kwotę 50.000 zł na remont budynków szkół zawodowych, 150.000 zł na zasiłki i stypendia dla uczniów szkół zawodowych, w czem 50.000 dla uczniów zawodowych szkół prywatnych żydowskich.</u>
          <u xml:id="u-50.5" who="#StanisławDąmbski">Chęci większej opieki i pomocy dla niezamożnej młodzieży szkół średnich i wyższych dał wyraz Sejm przez wstawienie kredytu 200 000 zł na budowę gmachu bursy dla gimnazjum białoruskiego w Nowogródku, a dalej przez zwiększenia kredytu o 30.000 zł dla kuchni akademickich, 40 000 na cele doraźnej pomocy dla akademików i 50 000 na stypendia dla uczniów Polaków na Politechnice w Gdańsku. Można mieć wątpliwości, czy jest wskazany sposób budżetowania, w którem pewne kwoty przeznacza się na pewne cele w szkolnictwie z przeznaczeniem zgóry dla jednej narodowości, zamiast preliminowania sum ogólnych, które byłyby rozdzielane przez Rząd w miarę istotnej potrzeby. Te uwagi podniesione zostały w obradach komisji senackiej. Nie znajdują one wyrazu we wnioskach, które komisja Panom przedkłada. Staraliśmy się tylko te kredyty pomieścić racjonalnie w tych pozycjach i w tych rozdziałach, do których według swojej istotnej treści należą.</u>
          <u xml:id="u-50.6" who="#StanisławDąmbski">W szkolnictwie wyższem Sejm wprowadził kredyt 70 090 na utworzenie katedry chemii farmaceutycznej na Uniwersytecie Jagiellońskim i na potrzeby laboratorium, z tą katedrą połączonego.</u>
          <u xml:id="u-50.7" who="#StanisławDąmbski">Środki na poparcie twórczości naukowej wzmocnił Sejm kredytem 167.000 zł na rzecz Towarzystwa Naukowego Warszawskiego. Zmniejszenie kredytów wprowadził Sejm tak, jak w innych częściach budżetu, w pozycjach wydatków administracyjnych poszczególnych działów tego budżetu.</u>
          <u xml:id="u-50.8" who="#StanisławDąmbski">Zmniejszenie kredytu w rozdziale 4 § 3 na podróże służbowe i przesiedlenia, preliminowanego przez Rząd w sumie 80.000 zł, o drobną kwotę 100 zł nie ma charakteru realnego sprostowania, a tem samem nie ma merytorycznego znaczenia. Dlatego zgłoszony został w komisji przez mniejszość wniosek o przywrócenie tego kredytu w preliminowanej przez Rząd wysokości. Jest także zgłoszony przez mniejszość komisji wniosek o zwiększenie sumy w dziale 3 § 12 na wychowanie fizyczne młodzieży o kwotę 400.090. Kredyt ten przez Sejm zmniejszony został o 1.500 000.</u>
          <u xml:id="u-50.9" who="#StanisławDąmbski">Budżet części 14, mimo opracowywania preliminarza przez Rząd i przez Sejm pod znakiem koniecznej oszczędności, wyszedł w porównaniu z rokiem zeszłym w sumie zwiększonej, i to w sumie zwiększonej poważnie, bo o trzydzieści kilka mil jonów. Dowodzi to, że na wydatki tego działu, związane z rozwojem potrzeb naszego życia duchowego, nie chcemy skąpić.</u>
          <u xml:id="u-50.10" who="#StanisławDąmbski">Minister Skarbu, przedkładając w swojem eksposè budżet Sejmowi i zastanawiając się nad jego treścią istotną, użył wyrażenia, że są w tym naszym budżecie budżety opancerzone. Takim opancerzonym budżetem jest budżet Ministerstwa Wyznań i Oświaty. Jego silną bronią jest wola narodu, która na cele swego życia duchowego pragnie iść z najwyższym wysiłkiem.</u>
          <u xml:id="u-50.11" who="#StanisławDąmbski">Nie jest wynikiem przypadku, że ta część budżetu obejmuje równocześnie wydatki na wyznania i na oświatę. Pragniemy, by życie nasze duchowe, którego potrzeby w zakresie naszej państwowości znajdują uwzględnienie w rubrykach tej części budżetu, opierało się na podstawach wiary i wiedzy. Chcemy przestrzegać i być wierni zaleceniom Staszica, który pisał, że „taką zwykła być Rzeczpospolita, jakimi są obyczaje i ukształcenie jej obywateli”.</u>
          <u xml:id="u-50.12" who="#StanisławDąmbski">Zastrzegając sobie możność udzielenia bliższych wyjaśnień, o ile one się okażą potrzebne w następstwie dyskusji, narazie ograniczam się do prośby, żeby Wysoki Senat uchwalił budżet w tych ramach, w jakich go komisja przedkłada.</u>
          <u xml:id="u-50.13" who="#StanisławDąmbski">Głos ma s. Tarnowski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-51">
          <u xml:id="u-51.0" who="#ZdzisławTarnowski">Wysoki Senacie! Pozwalam sobie zabrać głos w dyskusji nad budżetem Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, aby zaznaczyć, że podzielam przewodnie myśli, zawarte w sprawozdaniu referenta p. sen. Dąmbskiego i to zarówno w sprawach wyznaniowych, jak i w sprawach tyczących się szkolnictwa, ale zabieram głos przedewszystkiem dlatego, że uważam za swój obowiązek złożyć w tym Wysokim Senacie wyraz swoich najgłębszych wierzeń, przekonań i zasad w sprawie wychowania religijnego naszej młodzieży.</u>
          <u xml:id="u-51.1" who="#ZdzisławTarnowski">Dla nas konserwatystów sprawa religii jest sprawą zasadniczą. Konserwatysta — katolik, gdy przemawia w sprawach religijnych nie potrzebuje mandatu od nikogo, może przemawiać imieniem katolików, bo katolicy wszyscy kierowani przez Kościół jednakowo czują i myślą. Konserwatyści, dla których, jak wspomniałem, religia jest sprawą zasadniczą, nie używają religii jako środka w działaniach i walkach politycznych, ale jeżeli chodzi o obronę religii, to stają do niej bez względu na' sytuację parlamentarną i bez względu na ich stosunek do Rządu. Istotą konserwatyzmu, opartego na religii rzymsko-katolickiej, jest przeświadczenie, że życie zarówno jednostek, jak wszelkich związków, powinno być oparte na moralności chrześcijańskiej tak, jak nas uczy Kościół rzymski. My, katolicy, dążymy do ewolucyjnego rozwoju naszego narodu, co polega na rozwoju kultury chrześcijańskiej, która w najwspanialszy w dziejach sposób przekształciła i udoskonaliła to, co było wielkiego w kulturze starożytnej. To też naukę religii w szkołach uważamy za podstawę wychowania i na tej podstawie powinna się harmonijnie rozwijać cała nauka, a w niej, przy całkowitej swobodzie badań naukowych, nie powinno być nic sprzecznego z religią, tak, jak Ojciec Święty w ostatniej wspaniałej swojej encyklice nam wskazał. Wychodząc więc z tych założeń i szanując inne wyznania, co tu z naciskiem podnoszę, stwierdzamy, że tylko religijne wychowanie młodzieży może spełnić dobrze swój cel, a jako katolicy oparci na zasadach religii rzymsko-katolickiej, domagamy się jasnego pod tym względem programu i ścisłego wykonania go przez kompetentne czynniki, a domagamy się tego w imieniu przeszło 70% rodziców polskich, przejętych obawą o zatruwanie młodzieńczych dusz ich dzieci i troską o religijne ich wychowanie, a tem samem troską o przyszłość młodego pokolenia, które przecież jest podstawą przyszłości naszego narodu.</u>
          <u xml:id="u-51.2" who="#ZdzisławTarnowski">Poseł Radziwiłł i poseł Morawski wnieśli w Sejmie zasadnicze oświadczenia, tyczące się wychowania religijnego. Ja więc do tych oświadczeń, wniesionych w Sejmie, dołączam to swoje oświadczenie, które miałem zaszczyt przedstawić w tym Wysokim Senacie.</u>
          <u xml:id="u-51.3" who="#komentarz">(Oklaski. S. Koerner: Czy i innych wyznań rodzicom należy umożliwić wychowanie religijne swojej młodzieży?)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-52">
          <u xml:id="u-52.0" who="#JulianSzymański">Głos ma s. Hałuszczyński.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-53">
          <u xml:id="u-53.0" who="#MichałHałuszczyński">Wysoki Senacie! Przystępując do rozprawy nad budżetem Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, mam przed sobą dwie drogi. Pierwsza teoretycznego roztrząsania spraw pedagogicznych i wychowawczych, jako też stosowania ich praktycznego w życiu i w szkole, a druga wnikanie w te stosunki, w jakich powstała oświata i szkolnictwo narodu ukraińskiego w Polsce. Moja rola w pierwszym wypadku jest nadzwyczaj wdzięczna, bo ustosunkowuje się do najważniejszych zagadnień kultury, daje możność nie tylko korzystania z wartości kulturalnych, ale także i tworzenia nowych; druga zmusza do krytyki, do podnoszenia ostrych zarzutów, zakładania protestów, do składania deklaracji i do utyskiwań na ten stan, w jakim znajduje się szkolnictwo i oświata narodu ukraińskiego. Pierwszy głos, chociaż oparty na naukowych podstawach i zasadach, jak uczy nas dotychczasowe doświadczenie, ginie i przepada tak, jak głos wołającego w pustyni; drugi spotyka się z interpretacją tego rodzaju ze strony Panów, że albo tylko przeczulenie mówi z nas i zmusza nas do naszych występów, albo, jak oświadczył tu jeden z oświatowców polskich, jest to tylko niezadowolenie, które „jest zresztą stałą cechą każdej mniejszości”. Kiedy o tem wspominam, drogą asocjacji przychodzi mi na myśl jeden ustęp w artykule jednego z pism warszawskich z powodu pobytu w stolicy Rzeczypospolitej Prezydenta Estonii. Dosłowne brzmienie tego ustępu jest następujące: „Gwarancja poczucia państwowego mniejszości narodowych jest najliberalniej sza na świecie ustawa mniejszościowa Nie miejsce tu charakteryzować przepisy tej ustawy Dość powiedzieć, że sejm estoński nie słyszał na jednej bodaj interpelacji mniejszościowej, lecz przeciwnie, odbiera ciągle dowody lojalności i wdzięczności ze strony zamieszkałych w państwie Rosjan i Niemców czy Szwedów”. A więc może być inaczej mogą być mniejszości zadowolone. Ale autor artykułu ucieka przed dalszem badaniem powodów, bo według jego zdania „nie miejsce tu charakteryzować przepisy tej ustawy”. Z ucieczką z pola bitwy, z dezercją w stosunku do kwestii mniejszościowej spotykamy się prawie na każdym kroku i ze strony wszystkich odpowiedzialnych czynników w Polsce. Mamy ją także w enuncjacjach Rządu.</u>
          <u xml:id="u-53.1" who="#MichałHałuszczyński">W czasopiśmie: „Oświata i wychowanie”, wydawanem przez Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, znajdujemy artykuł: „Zagadnienia nauczycielstwa w naszem szkolnictwie powszechnem”, w którym spotykamy się z uwagą, że „na uboczu zostawmy ważną a zawiłą kwestię narodowościową”. A kiedy na konferencji oświatowej w Puławach, która odbyła się od 8 do 10 maja 1929 r., jeden z referentów, mówiąc o „aktualnych zagadnieniach oświaty dorosłych w Polsce”, postawił na drugiem miejscu zagadnienia mniejszości narodowych, to użył takich słów: „to zagadnienie bardzo często albo pomija się wstydliwie, albo załatwia połowicznie. Wówczas, kiedy mówi się o mniejszościach narodowych, mam uparte wrażenie nieszczerości”. Ale inni uczestnicy konferencji nie podzielali tego zdania i znowu uciekali się do różnych przyczyn, między innemi, że zagadnienie mniejszości to sprawa wyłącznie polityczna, to kwestia łącząca się z ustrojem Państwa Polskiego. A obecny na tej konferencji p. Kornecki powiedział, że kwestia mniejszości narodowych należy do zupełnie innego forum. Ale gdzie znajduje się to forum, i co mówca rozumie pod tem innem forum, o tem nie wspominał. Jeżeli miał na myśli ciała ustawodawcze, to co do tego sprawa dla niego jest załatwiona. Bo Sejm według jego zdania już w r. 1924 „ze względu na całokształt polityki szkolnej państwa za najwłaściwszy sposób uznał wprowadzenie szkoły dwujęzycznej, w której ma nastąpić wychowywanie młodych pokoleń w jednej szkole państwowej, bez względu na pochodzenie etniczne”. Dalej dodaje, że „czteroletnia praktyka wykazała, że twórcy ustawy z 1924 r. chociaż z przeciwnych sobie obozów politycznych mieli rację, i „mimo zwalczania utrakwizmu i szkół dwujęzycznych przez agitatorów politycznych, wzrasta we wspólnej szkole kresowej nowe pokolenie, które na ławie szkolnej rozwija w sobie braterstwo, rozumienie wspólnych celów życiowych i szacunek dla odrębności plemiennych”. Zadowolone głosy z dotychczasowych osiągnieć szkolnej polityki polskiej streszczają się w tem, że potrzeby ukraińskiego szkolnictwa są zaspokojone i że Polska w stosunku do mniejszości nie tylko wykonała postanowienia art. 109, 110 i 117 własnej Konstytucji, jakoteż i art. 1, 9 i 10 traktu, podpisanego w wersalu 28 czerwca 1919 r., ale poszła nawet dalej w swej lojalności do mniejszości narodowych, bo dała im więcej, niż o tem mówią rzeczone artykuły. Od tego uczucia zadowolenia jeden krok dalej do głosów, które w Sejmie słyszeliśmy, jakoby dziatwa polska na Kresach padała ofiarą szkoły ukraińskiej, ucząc się języka obcego. Dalej są i tacy, którzy mówią jeszcze o przywilejach, z których korzysta naród ukraiński na polu szkolnictwa w stosunku do narodu polskiego.</u>
          <u xml:id="u-53.2" who="#MichałHałuszczyński">Polemika z temi wszystkiemi głosami jest bezcelowa, gdyż trudno rozwiać opinię samozadowolenia, albo zmienić to nastawienie psychiczne, które uwidocznia się w głosach reagujących na utyskiwania nasze w stałej formule: niezadowolenie mniejszości narodowych. Istnieje jeszcze sposób przemilczania i niedawania odpowiedzi, ażeby tym sposobem uśmiercić krzyk rzeczywistości, krzyk życia.</u>
          <u xml:id="u-53.3" who="#MichałHałuszczyński">Zanim przystanie do szczegółowego omawiania spraw oświaty i kultury ukraińskiego narodu, muszę dać odpowiedź na pytania: o czem mówić i jak mówić? O czem mówić, ta sprawa dla mnie jest zupełnie jasna. Materiał, który mam do rozporządzenia, jest tak wielki i tak bogaty, że można nim wypełnić całe jedno posiedzenie. Bo prawo narodu do kultury, to jest prawo narodu do życia. Sprawa szkolnictwa. sprawa wychowania jest jednem z najważniejszych zagadnień społecznych. Miedzy całem życiem społecznem a wychowaniem istnieje nierozerwalny związek. Szkolnictwo i oświata mogą mieć olbrzymie możliwości rozwoju, ale to zależy od tego, czy chodzi nam o istotę rzeczy, to zależy od wlania życia i prawdy w te zagadnienia oraz doświadczeń, opartych na wynikach nauki i praktyki.</u>
          <u xml:id="u-53.4" who="#MichałHałuszczyński">Pozostało drugie pytanie: jak mówić? Znaleźć odpowiedź na to pytanie daleko trudniej niż na pierwsze. Podnosić tylko ujemne rysy administracji szkolnej, zwalczać w ostry sposób ustawę z 1924 r. uważałem za rzecz zbędną, gdyż na to jest zawsze gotowa odpowiedź: niezadowolenie mniejszości. Mówić spokojnie o oktawę niżej, wtedy wyciąga się wniosek: Panowie tylko błahe rzeczy podnosicie. Sam nawet otrzymałem podobną odpowiedź na Komisji Skarbowo-Budżetowej, pomimo to, że stwierdziłem na samym początku mego przemówienia, że w stanie szkolnictwa nic się nie zmieniło na lepsze, że stan pogorszył się, że ze stanu przejściowego przeszliśmy w stan stabilizacji, że sprawa utrakwizmu, sprawa komasacji szkół jest jedną z najdotkliwszych krzywd dla naszego szkolnictwa i dla naszej oświaty i że będziemy z temi sprawami zawsze staczali walkę.</u>
          <u xml:id="u-53.5" who="#MichałHałuszczyński">W ostatnich czasach można spotkać się z głosami polskiemi, które uznają, że stan obecny szkolnictwa ukraińskiego nie jest do utrzymania. Stanowisko to i te uczucia pewnych stronnictw nazwałbym platonicznemi. Zmusza mnie do tego okoliczność, że wnioski Klubu Ukraińskiego w Sejmie o dotacje na sprawy szkolnictwa odrzucono mimo sympatii, którą pojedyńcze stronnictwa okazywały.</u>
          <u xml:id="u-53.6" who="#MichałHałuszczyński">Przechodząc do szkolnej polityki polskiej, musimy stwierdzić, że ona polega na zaprzeczeniu nam prawa do naszej własnej twórczości kulturalnej nie tylko w dziedzinie oświaty i szkolnictwa, ale w każdej dziedzinie życia i bytu narodowego. Naród ukraiński ma być wyłącznie biernym konsumentem tych wartości kulturalnych, które tworzy dla siebie polskie społeczeństwo i polska myśl pedagogiczna. Horyzont tej myśli zacieśniony jest do własnej narodowości wyłącznie ze stanowiska bytu i historii narodu polskiego, a nie uwzględnia tego, że i druga narodowość, że i naród ukraiński ma także pewne podstawy dla tworzenia swej myśli pedagogicznej. Zamiast twórczości własnej, zamiast radości z twórczości, zmusza się cały naród do przebywania, że tak powiem obrazowo, w pewnym ponurym przedsionku, niby kulturalnym, w którym nie może tworzyć się kultura narodowa.</u>
          <u xml:id="u-53.7" who="#MichałHałuszczyński">W nowoczesnem pojęciu demokracji leży rzeczywiste wychowanie społeczeństwa do wykonywania obywatelskich obowiązków i odpowiedzialności za nie. To wychowanie nie może być tylko werbalne, ale musi opierać się na praktycznem wykonywaniu obowiązków, poczynając od obowiązków rodzinnych, aż do żywego udziału w różnych społecznych organizacjach przymusowych, wypływających z istniejących w danym wypadku stosunków, i w dobrowolnych, które stworzy dla siebie samo społeczeństwo, jako całość albo pojedyńcze jego części czy też ugrupowania. Cała wychowawcza dziedzina w tym kierunku zamyka się powoli dla narodu ukraińskiego. Państwo zaczyna podciągać pod swój wpływ i kontrolę społeczne instytucje, stworzone przez samo społeczeństwo. Jesteśmy świadkami, jak kurczy się zakres i możliwość działania osobistości w społecznych instytucjach. Zanika prywatna inicjatywa, a na pierwsze miejsce wybija się biurokratyczny czynnik władz.</u>
          <u xml:id="u-53.8" who="#MichałHałuszczyński">W organizacji i ustroju władz szkolnych czynnik społeczny prawie zupełnie usunięto. Ministerstwo i kuratorium polegają na jedno-osobowości, czynnika społecznego tam niema. Cztery kurator ja w Polsce mają rady szkolne okręgowe, inne kuratoria — i to te, które działają na terytorjum, gdzie mieszka naród ukraiński — nie mają, rad szkolnych okresowych. Jeżeli rady szkolne okręgowe będą, miały taki zakres działania, jaki mają przy czterech kuratoriach i innych, jeżeli Naczelna Rada Wychowawcza przy Ministerstwie, o której wspomniał p. Minister, ma mieć najwyżej tylko głos doradczy, jeżeli ilościowo i jakościowo nie będzie odpowiednio zastąpiony czynnik obywatelski wszystkich narodowości, wtenczas rozumie się nie można spodziewać się korzyści z tych wszystkich rad. Wtenczas władze szkolne i Rząd nie usłyszą nigdy prawdziwego głosu społeczeństwa o i ego potrzebach W radach szkolnych powiatowych ukraiński czynnik społeczny sprowadzony jest do ilości znikomo małej. Na 12 czy 15 członków rady szkolnej powiatowej jest najwyżej jeden Ukrainiec — przedstawiciel duchowieństwa. Czasem wejdzie z wyboru jeden nauczyciel Ukrainiec, ale poza jednym, albo dwoma członkami Ukraińcami dalej to przedstawicielstwo nie sięga. W radach szkolnych miejscowych może najbardziej uwzględniony jest ten czynnik, ale w tych radach jest mowa tylko o obowiązkach. A jeżeli wspomina się o jednem prawie, t. j. prawie wydawania opinii co do konkursowego obsadzania miejsca kierownika szkół, albo o prawie podawania spostrzeżeń radom szkolnym powiatowym, to chyba tylko dla osłodzenia tych obowiązków które spoczywają na tych radach szkolnych. Wprowadzenie czynnika społecznego do rad szkolnych umożliwi rozwój szkolnictwa i oświaty, bo wtedy ten czynnik będzie czuwał nad potrzebami, będzie starał się wykazywać rzeczywiste potrzeby narodu i może wtedy ustanie mowa o agitacji politycznej i o agitatorach, ustanie zaprzeczanie słusznych potrzeb, jak to dotychczas się dzieje.</u>
          <u xml:id="u-53.9" who="#MichałHałuszczyński">Pomijam kwestię utrakwizmu, kwestię komasacji szkół. Pomijam to, że na Wołyniu ilość szkół z ukraińskim językiem nauczania prawie że znika w stosunku do szkół utrakwistycznych. Pomijam, że na Chełmszczyźnie nawet nauki języka ojczystego dzieci ukraińskie nie pobierają. Ale przejdę do tych spraw, które przecież nawet tę teraźniejszą szkołę mogą usprawnić.</u>
          <u xml:id="u-53.10" who="#MichałHałuszczyński">Sprawa jednolitości szkół nie polega na tem, aby program szkoły był wszędzie jednakowy. Przeciwnie, podstawa dydaktyczna programu musi być odpowiednio przystosowana do ludności i do jej potrzeb. Nasze szkoły wiejskie maja bezwarunkowo charakter zanadto urbanistyczny. Jeżeli dziś we Francji żąda się w szkołach powszechnych wiejskich wprowadzenia i większego uwzględnienia gospodarstwa wiejskiego o ile bardziej usprawiedliwione musi być to żądanie w stosunku do szkoły powszechnej wśród ludności ukraińskiej przeważnie wiejskiej W programach szkoła średniej zgodnie z rozporządzonym Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, już w minionym roku wprowadzono zrównanie miedzy trzema najwyższemi klasami szkoły powszechnej, a trzema najniższemi klasami gimnazjum. Ta sprawa w ukraińskich gimnazjach dotychczas nie jest przeprowadzona. Tam wprowadzono 50-cio minutowa godzinę szkolna, ale ilość tygodniowych godzin szkolnych nie zmieniła się i przeciążenie w tych szkołach nie tylko nie zmalało, ale zwiększyło się. A w klasach, w których zmniejszono ilość godzin szkolnych w tygodniu, zmniejszenie odbyło się kosztem dwóch przedmiotów: języka ojczystego ukraińskiego i matematyki. Zmniejszanie godzin języka ojczystego musi każdy uczeń Ukrainiec uważać za lekceważenie tego języka. Zmniejszenie godzin matematyki przy zupełnym braku takich szkół, jak gimnazja matematyczno-przyrodnicze, czy humanistyczne, jest pewnego rodzaju zamknięciem dostępu tej młodzieży do szkół technicznych. Ta sprawa powinna być jak najprędzej uregulowana, w każdym razie najdalej do przyszłego roku szkolnego.</u>
          <u xml:id="u-53.11" who="#MichałHałuszczyński">Zwinięto oddziały humanistyczne przy ukraińskiem gimnazjum we Lwowie — choć władze szkolne przyznają potrzebę takich oddziałów. Próśb rodziców i społeczeństwa do Ministerstwa i do kuratorium dotychczas nie załatwiono.</u>
          <u xml:id="u-53.12" who="#MichałHałuszczyński">W układaniu programów szkolnych widzimy tendencję władz szkolnych do unifikacji. Unifikacja, którą przeprowadzają władze szkolne, według urzędowych enuncjacyj uwzględnia programy, ułożone jeszcze w r. 1914. W układaniu programów wzięto tylko pod uwagę potrzeby polskiej szkoły, polskich dzieci, polskiej młodzieży szkolnej, a niema zupełnie uwzględnienia potrzeb młodzieży innych narodowości. przedewszystkiem młodzieży ukraińskiej.</u>
          <u xml:id="u-53.13" who="#MichałHałuszczyński">Mówi się dużo o podstawach dydaktycznych. Daleko ważniejszą jest podstawa wychowawcza. Ale żeby ją stworzyć, muszą być przeprowadzone jak najdokładniejsze studia nad historią danego narodu, nad jego czasami przedhistorycznemi, studia antropologiczne i t. d. Wtedy dopiero można mówić o stworzeniu pewnej podstawy wychowawczej.</u>
          <u xml:id="u-53.14" who="#MichałHałuszczyński">Sprawy podręczników szkolnych nie będę poruszał, gdyż dokładnie ją omówiłem na Komisji Skarbowo-Budżetowej. Widziałem, jakie wrażenie sprawiły na Panach te miejsca i ustępy z podręczników. Władza szkolna powinna poddać szczegółowej kontroli wszystkie podręczniki, od podręczników do nauki religii zacząwszy, ażeby usunąć z nich to wszystko, co jest w sprzeczności z ideą szkoły i wychowania.</u>
          <u xml:id="u-53.15" who="#MichałHałuszczyński">Nauczyciel w każdej szkole powinien by, jeżeli już nie tej samej narodowości, to przynajmniej tak zżyty z miejscową ludnością i z jej potrzebami, ażeby dziecko odczuwało w nim swego kierownika, swego ojca. U nas sprawa ta przedstawia się zupełnie inaczej. Już na Komisji Skarbowo-Budżetowej p. sen. Szujski, powiedział, że po wstępie do mego przemówienia myślał, iż wspomnę z pewnością o jakiejś Wrześni ukraińskiej i o innych wielkich nadużyciach. Przejrzałem czasopisma z dwóch miesięcy i tam znalazłem kilka wypadków Wrześni, z tą tylko różnicą, że naród ukraiński, a właściwie ludność wiejska, jest bardzo cierpliwa i wytrzymuje tego rodzaju ciosy. W Długomościskach nauczyciel M. Wiązek bije dzieci („Narodna Sprawa” z 29. X. 1929 r. nr 43). W jego ślady wstępuje nauczycielka Emilia Betrówna. Nauczyciel Cudziewicz w Drohobyczu pobił ucznia 7-klasowej szkoły Michała Tarkowskiego (Hrom. Hotos z 9. XI. nr 46.). W Reklińcu (powiat Żółkiew) nauczyciel Stanisław Cukerwerk dnia 11. IX pobił w ten sam sposób dziecko 7-letnie imieniem Jacko Łeśków, syna Wasyla, że ono w gorączce następnego dnia umarło; doktor Galen, sprowadzony z Mostów Wielkich, stwierdził u dziecka tylko zapalenie mózgu i nie przeprowadziwszy sekcji, kazał dziecko pochować (Nedila z 17. XI nr 46.). W „Dile” (z 12. XI1. 1929 r nr. 275) jest mowa o tem, że w Żohatynie (pow. Dobromil) zabrania się odmawiać dzieciom ukraińską modlitwę, bije się dzieci; w korespondencji mamy całą litanię nazwisk pobitych dzieci. W każdym razie ze strony przytoczonych nauczycieli nie było żadnych sprostowań. W przeciągu dwóch miesięcy tych kilka wypadków dowodzi, że....</u>
          <u xml:id="u-53.16" who="#komentarz">(Głos: We wsi... nauczyciel.... gwałci swoje uczennice.)</u>
          <u xml:id="u-53.17" who="#komentarz">(S. Perzyński: Z taką sprawą należy się odnieść do prokuratora, a nie do Senatu.)</u>
          <u xml:id="u-53.18" who="#MichałHałuszczyński">I my mamy sprawy przypominające Wrześnię, o której mówił p. sen. Szujski.</u>
          <u xml:id="u-53.19" who="#MichałHałuszczyński">Widząc wielkie braki szkolnictwa państwowego, ludność chcę tworzyć swoje własne szkoły prywatne. Nie jest to łatwo w dzisiejszych warunkach ciężkiego kryzysu gospodarczego tworzyć szkoły prywatne. Tworzą się t. zw. zbiorowe lekcje dzieci w małej ilości. Ludność sprowadza odpowiednich nauczycieli lub nauczycielki i w ten sposób stwarza podstawę dla szkoły prywatnej. Szkoła prywatna, zanim się utworzy, napotyka na wielkie przeszkody ze strony władzy. Wystarczy zajrzeć do historii szkoły w Bereżowie, pow. kołomyjskiego. Ludność przez całe dwa długie lata musiała walczyć o tę szkołę. W tym czasie musiała płacić dwa razy koszta komisji szkolnych. Po pierwszej komisji zniknęły plany tej szkoły. W czasie dwuletniego prowadzenia zbiorowych lekcji zaszedł raz taki wypadek: do szkoły wpadło trzech policjantów, rozpędzali oni dzieci; zamknięto nie tylko lokal szkolny, ale także i mieszkania prywatne nauczycieli. Opisane (Diło z 24. XI nr 261) trudności nie odstraszają od tworzenia prywatnych szkół. Ludność opłaca takie zbiorowe lekcje, przystępuje do tworzenia prywatnych szkół, ruch o prywatne szkoły obejmuje cały kraj. Stawiane przeszkody pociągają za sobą pogróżki strajków szkolnych. Jeżeli do strajków szkolnych, które odbywają się na terytorium Polski z powodu komasacji szkół, przyłączą się strajki szkolne wśród ukraińskiej ludności, to możemy sobie wyobrazić obrazy, jakie będą towarzyszyć strajkom. Prowokacje, pobicia, areszty, kary, a z drugiej strony postawa ludności, która, gdy raz wystąpi do walki, to bezwarunkowo wytrwa w tej walce do końca. Czy to będzie z korzyścią dla Państwa, trzeba powątpiewać.</u>
          <u xml:id="u-53.20" who="#MichałHałuszczyński">Przejdę do spraw osobistych nauczycielstwa. Rozporządzamy teraz dość liczną inteligencją niezależną, wytworzyliśmy ją w ostatnich latach. Mimo to nie możemy pozbawić siebie tego prawa, ażeby nasza inteligencja urzędnicza nie brała udziału w życiu kulturalnem narodu. Jeżeli już inne dykasterie pod tym względem nie mają tych praw, to zdaje mi się w stosunku do nauczycielstwa musimy stawiać żądanie, aby nauczyciel wykonywał swój obowiązek obywatelski i brał udział w oświatowej i społecznej pracy. Pod tym względem dzieją się znowu rzeczy niemożliwe.</u>
          <u xml:id="u-53.21" who="#MichałHałuszczyński">Mam przed sobą rozporządzenie Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego z dn. 10 lutego 1930 r., na podstawie którego do nauczyciela Michała Wachniuka zastosowano znowu art. 58 — dobro szkoły — tylko dlatego, że w radzie gminnej w swojej miejscowości występował przeciw nadużyciom wójta...</u>
          <u xml:id="u-53.22" who="#komentarz">(Głos: I robił to w obronie polskiej ludności.)</u>
          <u xml:id="u-53.23" who="#MichałHałuszczyński">...i że za jego interwencją zmuszono obszar dworski do świadczeń na rzecz gminy. Działał więc dla dobra polskiej ludności. Teraz przeniesiono go dla dobra szkoły, a jego żona musi pozostać na miejscu, bo uczy w sąsiedniej wsi.</u>
          <u xml:id="u-53.24" who="#komentarz">(Głos: A Petronela Kohutówna?)</u>
          <u xml:id="u-53.25" who="#MichałHałuszczyński">Ja tych wszystkich wypadków nie będę poruszał, one były poruszane w Sejmie i w podobnych sporach wnoszono interpelacje. Ja ograniczam się do wypadków z ostatnich dni.</u>
          <u xml:id="u-53.26" who="#MichałHałuszczyński">Drugi wypadek. Jak wiadomo, Ministerstwo przygotowało projekt ustawy bibliotecznej, jaka ma obowiązywać w Państwie. Projekt tej ustawy ma dużo braków, które odczuwają oświatowcy polscy i ukraińscy. W projekcie nie są uwzględnione mniejszości narodowe i niema mowy o bibliotekach ukraińskich dla ludności ukraińskiej. Sprawa jest bardzo ważna, i w towarzystwie „Proświta” odbywają się odpowiednie prace, aby czytelnie „Proświty” nabywały biblioteki, dlatego, że w projekcie ustawy jest powiedziane, że społeczne biblioteki, odpowiednio uposażone i prowadzone, mogą stać się zaczątkiem gminnej biblioteki. Obowiązkiem towarzystw oświatowych jest w odpowiedni sposób uświadomić o tem członków. Jakież zdziwienie musi nas ogarnąć, kiedy inspektor powiatowy w Żółkwi, opierając się na fałszywem doniesieniu jakiegoś analfabety, zwraca się do prezesa „Proświty” w Żółkwi ks. Baranyka z następującem pismem:</u>
          <u xml:id="u-53.27" who="#MichałHałuszczyński">„Do Wielebnego Księdza Seweryna Baranyka</u>
          <u xml:id="u-53.28" who="#MichałHałuszczyński">Doszło do wiadomości Rady Szkolnej Powiatowej, że Wielebny Ksiądz Katecheta na zebraniu czytelni „Proświty” w Zameczku dnia 12 lutego b. r. kłamliwem twierdzeniem, że, o ile wieśniacy nie zapiszą się do czytelni „Proświty” i nie będą czytali książek, przez tę czytelnię dostarczonych, Rząd Polski sam założy czytelnię, narzuci książki własnego wyboru, a niezależnie od tego nałoży na mieszkańców specjalny podatek na cele takiej czytelni — wprowadził w błąd mieszkańców Zameczka. Ponieważ takie postępowanie Wielebnego Księdza stoi w jawnej sprzeczności z obowiązkami W. Księdza, jako nauczyciela i wychowawcy, oraz ponieważ judzeniem przeciw Państwu Polskiemu sprzeciwia się obowiązkom, przyjętym na siebie przez Księdza wskutek złożonej przysięgi służbowej na wierność Państwu Polskiemu, wzywam Księdza do nadesłania Radzie Szkolnej Powiatowej do dni 8-u swego w powyższej sprawie usprawiedliwienia”.</u>
          <u xml:id="u-53.29" who="#MichałHałuszczyński">Jeżeli temu, który złożył przed 25 laty śluby kapłańskie, zwraca się uwagę na przysięgę, i to na podstawie kłamliwego doniesienia, cóż dzieje się z innymi nauczycielami, jeżeli oni biorą udział w pracy oświatowej. Rozumie się, że oni udziału w tej pracy nie mogą brać, i znowu cierpi na tem nasza kultura narodowa.</u>
          <u xml:id="u-53.30" who="#MichałHałuszczyński">A ocena nauczycieli przez policję państwową? Mieliśmy tu nawet na Komisji Budżetowej przykłady, jak to policja państwowa ocenia urzędników. A sprawa zaliczenia lat służby wojskowej, chociażby to było w ukraińskiem wojsku? Myśmy byli w walce i walczyliśmy przeciw Wam, ale zdaje mi się, że jest obowiązkiem sprawiedliwości i pewnego rodzaju rycerskości, aby te lata policzono nam tak samo do służby, jak i innym.</u>
          <u xml:id="u-53.31" who="#MichałHałuszczyński">A materialne podstawy kultury naszej i naszej kulturalnej twórczości? Od 1919 r. stoimy o własnych siłach. Nasze organizacje przedszkolne, szkolne, inwalidzkie i szereg placówek kulturalno-oświatowych opiera się na własnych budżetach, własnych siłach i własnej twórczości. A mimo to, zdaje mi się, mamy pełne prawo do pozycyj z odpowiednich budżetów państwowych. Sprawa ta w tym roku była poruszana w Sejmie. Tam powiedziano, że właściwie Sejm nie powinien rozdzielać subwencji według narodowości. A ja pytam się, dlaczego w budżecie figuruje pozycja na Polaków studentów, którzy studiują w Gdańsku? To także pozycja według narodowości.</u>
          <u xml:id="u-53.32" who="#komentarz">(Głos na ławach B. B.: Jest powiedziane „Polacy”, ale nie w sensie narodowości.)</u>
          <u xml:id="u-53.33" who="#MichałHałuszczyński">W takim razie byłoby powiedziane na obywateli polskich, ale jeżeli jest powiedziane, że na Polaków studentów, to tylko w pojęciu narodowości. Inaczej przecież tego nie można ująć.</u>
          <u xml:id="u-53.34" who="#MichałHałuszczyński">A więc proszę Panów, należy o subwencje zwracać się do Rządu. Zwracanie się do Rządu w takich razach — to sprawa wielkiego zaufania do Rządu, a my tego zaufania nie mamy. Ale sprawą Sejmu i ciał ustawodawczych jest rozpatrzeć tę kwestię, wypowiedzieć swoje uwagi, nadać pewien kierunek, a tego rodzaju enuncjacje mogą więcej zdziałać niż prośby do Rządu o subwencje.</u>
          <u xml:id="u-53.35" who="#MichałHałuszczyński">Już ustaliliśmy przed dwoma laty, że do młodzieży szkolnej w sprawie różnych świąt, uroczystości państwowych nie może nikt wkraczać, jak tylko władza szkolna, Ministerstwo, względnie kuratorium. Tymczasem do „zarządu bursy ruskiej” w Żółkwi zwraca się starostwo powiatowe w Żółkwi z powodu święta 19 b. m., podaje cały program uroczystości i t. d., w końcu zauważa, że instytucje opiekuńcze, stojące pod opieką Rządu i korzystające z subwencyj państwowych, winny brać udział w świętach państwowych i narodowych. Znowu to postępowanie nazwę więcej niż nietaktem. Jak przymuszanie do przebaczenia, tak samo i przymuszanie do miłości nie jest pedagogiczne. Tego nie wolno stosować nawet władzom szkolnym, a cóż dopiero mówić o starostwie, które nie powinno mieszać się do działalności bursy, bo to należy do władzy szkolnej. Już ta niewielka subwencja, jaką otrzymuje ta bursa, jest wytknięta i wypowiedziana.</u>
          <u xml:id="u-53.36" who="#MichałHałuszczyński">Jedno mogę powiedzieć. My rozumiemy znaczenie postaci Marszałka Piłsudskiego dla Was, może czasem i zazdrościmy Wam tej postaci — abstrahując od obecnej sytuacji politycznej — ale przymuszanie do świętowania imienin przez starostwo i grożenie subwencjami...</u>
          <u xml:id="u-53.37" who="#komentarz">(Głos: Zupełnie słusznie.)</u>
          <u xml:id="u-53.38" who="#MichałHałuszczyński">...obniża bezwarunkowo wartość osoby; jest to może, powtórzę słowa, które dziś tu padły, „kupczeniem wielką osobistością”.</u>
          <u xml:id="u-53.39" who="#MichałHałuszczyński">Przechodzę do spraw samorządu. Samorząd daje odpowiednie sumy na szkolnictwo i oświatę. Tylko na Wołyniu i w województwach: lwowskiem, tarnopolskiem i stanisławowskiem z 12 milionów zł, i składają samorządy wiejskie. Z tych sum my nie korzystamy zupełnie. Ale samorządom przysługuje także prawo budżetowania i subwencjonowania ruchu oświatowego i spraw oświatowych. Nakazuje się nieraz subwencje na różne cele dalekie, obce mieszkańcom danej wsi, ale pozycje na wszelkie cele takie, jak biblioteki, czytelnie i inne kulturalno — oświatowe towarzystwa ukraińskie, wszystko to jest skreślane z budżetu. Rada miejska Lwowa może dać na pewien cel kulturalny, rada miejska Stanisławowa może dać, i nikt tego nie skreśla dlatego, bo tam członkowie rady nie pozwolą sobie skreślić tych pozycyj, ale na wsi ukraińskiej każda taka pozycja jest skreślana i w ten sposób nasza twórczość kulturalna, która jest nadzwyczajną wartością dla narodu, nie jest podtrzymywana.</u>
          <u xml:id="u-53.40" who="#MichałHałuszczyński">A nawet i dobrowolna ofiarność doznaje przeszkód. Województwo pozwala przeprowadzić zbiórkę, a starostwa tej sprawy nie uznają i na własną rękę unieważniają pozwolenie województwa.</u>
          <u xml:id="u-53.41" who="#MichałHałuszczyński">A teraz przejdę do spraw wychowania fizycznego. One rzeczywiście mogą wywołać przykre uczucia, szczególnie prześladowanie młodzieży za udział w harcerstwie — które u nas nazywamy „płastem”. A w stosowaniu kar do młodzieży władze szkolne są dalekie od słów p. Ministra Czerwińskiego o tej siatce gęstej od paragrafów, przez którą patrzy się na przewinienia młodzieży szkolnej, miast kierować się uczuciem ojcowskiem. Paragrafom stało się zadość i nasze sumienie jest spokojne.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-54">
          <u xml:id="u-54.0" who="#JulianSzymański">Harcerze nie są uznawani dlatego, że nie chcą złożyć przysięgi.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-55">
          <u xml:id="u-55.0" who="#MichałHałuszczyński">Harcerze są uznani i nie potrzebują składać przysięgi. W niektórych miejscowościach odbywały się orgie z aresztowaniami młodzieży harcerskiej, jak np. w Samborze. Sprawa harcerzy była w sądzie, sąd uwolnił ich, do gimnazjum ich przyjmują, ale do seminarium nauczycielskiego dyrekcja nie chcę przyjmować, mimo to, że sąd uznał ich wolnymi od winy i kary.</u>
          <u xml:id="u-55.1" who="#MichałHałuszczyński">W dziale oświaty dla dorosłych mamy znowu do zanotowania fakt rozwiązania Proświty we Włodzimierzu. Starostwa czynią dalej przeszkody w rozwoju oświaty pozaszkolnej.</u>
          <u xml:id="u-55.2" who="#MichałHałuszczyński">Tak np. starostwo lwowskie 24. X. 1929 roku rozwiązało czytelnię w Rokitnie za to, że miała sekcję sportową. Starostwo Podhajce nie pozwala na wystawy amatorskie i na inne podobne imprezy oświatowe. Starostwo w Czortkowie cenzuruje utwory Szewczenki, przeznaczone do deklamacji i w swój sposób interpretuje słowa poety. To samo starostwo nie daje w dniu 24. VIII. 1929 r. pozwolenia na koncert w Białej, a powodem zakazu ma być, że mieszkańcy tej wsi urządzają napady na okoliczne wsie. Ciekawa jest ta stylizacja o napadach na całe wsie, jaki romantyzm przebija się tu — jak mogą odbywać się napady na całe wsie, żeby starostwo temu nie mogło przeszkodzić! W ostatnim czasie Starostwo w Rawie Ruskiej rozwiązało filię „Proświty” w Uhnowie, 4 czytelnie w rawskim powiecie na podstawie fałszywego doniesienia policji państwowej. Bijatykę młodzieży na pastwisku wzięto na rachunek członków czytelni, a pobitymi mieli być członkowie „Strzelca”.</u>
          <u xml:id="u-55.3" who="#MichałHałuszczyński">W walce z analfabetyzmem napotykamy dalej na wielkie trudności ze strony władz. A nawet projekt ustawy bibliotecznej nie uwzględnia potrzeb ukraińskiej ludności tak co do treści bibliotek, jak też i ich zarządu.</u>
          <u xml:id="u-55.4" who="#MichałHałuszczyński">W końcu przejdę do ideału wychowawczego. Ideał wychowawczy szkoły polskiej jest nadzwyczaj trudny do ustalenia, dlatego, że społeczeństwo polskie i Rząd nawet nie uznaje różnicy pomiędzy szkołą polską narodową a państwową. Polska szkoła narodowa i polska szkoła państwowa to są dwa zupełnie różne pojęcia. Granice pomiędzy temi pojęciami zacierają się a w następstwie zacierania się tych różnic powstają trudności, z jakim i spotykamy się na każdym kroku.</u>
          <u xml:id="u-55.5" who="#MichałHałuszczyński">Okólnik Ministerstwa W. R. i O. P. w sprawie regulaminu pracy wychowawczej w szkołach mówi, że „głównem zadaniem każdej szkoły powinno być wychowanie młodego pokolenia na zdrowych fizycznie i moralnie, oraz uspołecznionych, twórczych państwowo obywateli!” A z przemówienia p. Ministra w Poznaniu przytoczę dwa miejsca, które dotyczą tego pytania. Ten ideał „musi być w harmonii z tem, do czego społeczeństwo w danym okresie dziejowym dąży, czego potrzebuje i w co wierzy”, bo „pokolenie nasze, jeżeli chcę stanąć na wysokości swych zadań, musi się zdobyć na taki wysiłek, aby jakości i wielkości zmian w losach zewnętrznych narodu odpowiadała jakość i wielkość przemiany w życiu wewnętrznem, w psychice, w zbiorowej duszy narodu”.</u>
          <u xml:id="u-55.6" who="#MichałHałuszczyński">W okólniku mowa o obywatelu, twórczym państwowo, w przemówieniu mowa o Polaku. A gdy ostatnie określenie odniesiemy do młodzieży innych narodowości, wtedy zmiany w życiu narodu, zmiany w psychice wielkości i jakości przemian będą inne u Polaka, inne u Ukraińca, Niemca i Żyda. Uzgodnienie pojęć może stworzy w końcu ideał wychowawczy szkoły państwowej polskiej. Ale do tego trzeba głębokich studiów, do tego trzeba wielkiej wyrozumiałości, do tego trzeba także nadzwyczaj wielkiej cierpliwości, ażeby taki ideał stworzyć. Bo ideał wychowawczy musi odpowiadać potrzebom narodu.</u>
          <u xml:id="u-55.7" who="#MichałHałuszczyński">My mamy na kontynencie Europy kilka państw o mieszanej narodowości. W Rosji Sowieckiej pytanie narodowościowe jest w swoisty sposób rozwiązane. Mimo narzuconych form kultura ukraińska tworzy się tam i ona podważa formy państwowe. We Włoszech mamy system asymilacji, ale dzienniki zapowiadają, że ten system zmieni się po pobycie kanclerza Schobera. W Czechosłowacji prawie nie istnieje pytanie mniejszości narodowych. Przejedzmy tylko granicę polską i zaraz w najbliższej wsi zobaczymy szkołę przeznaczoną dla polskich dzieci. Napis na tej szkole tylko w języku polskim. Nikt w Czechosłowacji nie ma obaw z tego powodu o charakter państwa czecho-słowackiego. Tam nawet prezydent Republiki Czeskiej, jeżeli przyjedzie do ludności niemieckiej, to rozmawia z nią po niemiecku, nie obawiając się o charakter państwa.</u>
          <u xml:id="u-55.8" who="#MichałHałuszczyński">Dlatego chcemy wiedzieć, jak ustosunkowuje się Polska i panująca narodowość do mniejszości, zamieszkujących Polskę. Czy to ma być asymilacja, czy też jaki inny stosunek. Na drogę asymilacji wskazuje broszura p. Grabskiego: „Państwo Narodowe”. A nawet krytyk tej broszury (Janckosdorf), jeżeli jest przeciw wprowadzeniu kurii narodowościowej, to tylko dlatego, ażeby nieuświadomieni narodowościowo Poleszucy, Białorusini i inni „tutejsi” nie stawiali pytania, czem są, czy są Polakami. Krytyk ma na myśli tylko jednostki, stojące na najniższym stopniu kultury, bo o narodach dziś już tak nie można mówić. Odpowiedzialnym czynnikom nie chodzi o sprawiedliwy lub niesprawiedliwy ustrój Państwa Polskiego, ale o tę paniczną bojaźń, aby mniejszości nie stawiały pytania, czem są i czy są Polakami.</u>
          <u xml:id="u-55.9" who="#MichałHałuszczyński">Jeżeli zaś mowa o ukraińskim narodzie, muszę stwierdzić, że my w ostatnich 50 latach, nie tylko wzrośliśmy zupełnie świadomie i stworzyliśmy własną kulturę i własnemi naszemi wysiłkami rozwijamy całe nasze społeczne i polityczne życie — myśmy nawet stworzyli u nas ten ośrodek, na który patrzy ludność ukraińska wszystkich innych zaborów. Tego sztandaru świadomości narodowej, pewności siebie, jako żywego narodu, i narodu, który ma pewną przyszłość przed sobą, tego sztandaru my nie możemy porzucić. Dziś tem bardziej ten sztandar wysoko nieść winniśmy. To właśnie trzeba uwzględnić w obecnych stosunkach przy tworzeniu ideałów wychowawczych w organizacji szkolnictwa i w rozwoju oświaty naszej.</u>
          <u xml:id="u-55.10" who="#MichałHałuszczyński">Dziś w dyskusji przed południem padło bardzo wiele słów o tworzeniu nowych wartości. Kulturalne wartości, tworzone przez poszczególne stronnictwa, są różne. Może kompromisowo uda się stworzyć pewną wartość, która jednolicie zapanuje. Ale ani jedno słówko nie padło w tak ważnej i tak zawiłej kwestii, jaką jest sprawa narodowościowa, i jak myślą rozwiązać ją odpowiednie czynniki.</u>
          <u xml:id="u-55.11" who="#MichałHałuszczyński">Państwo to nie jest jakiś mały sklepik. To jest wielka instytucja, to jest, jak powiedział p. sen. Głąbiński, wielka świątynia, tylko w tej świątyni zamiast wielkich ludzi, siedzą może drobni tylko kupczykowie.</u>
          <u xml:id="u-55.12" who="#MichałHałuszczyński">W sprawie tworzenia nowych wartości pozwolę sobie przytoczyć słowa Nitschego. Jego zdaniem, jest to najstraszniejsze sięgnięcie po pewne prawo, po jakie możemy sięgać. Ale tworzenie nowych wartości tylko wtedy przedstawia pewną siłę i wartość, jeżeli je przejmuje duch, który czuje bojaźń Bożą przed niemi, który skłania głowę przed potrzebami każdego żywego człowieka, każdego żywego narodu, i jeżeli ten, który tworzy, potrafi ponosić odpowiedzialność za takie ważne sprawy, jakimi są oświata szkolnictwo i wychowanie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-56">
          <u xml:id="u-56.0" who="#JulianSzymański">Głos ma p. Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, Czerwiński.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-57">
          <u xml:id="u-57.0" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoCzerwiński">Wysoka Izbo! Zabieram głos w tej chwili tylko w tym celu, żeby zareagować na jeden szczegół przemówienia p. Senatora, ale na szczegół, który, wydaje mi się, ani przez chwilę nie powinien pozostać bez reakcji. P. Senator był łaskaw się wyrazić, że, przeglądając prasę ukraińską w ciągu kilku tygodni, już w ciągu tych kilku tygodni znalazł kilka Wrześni. Września, Panie Senatorze, była ostatnim, ostatecznym wyrazem polityki eksterminacyjnej, wynaradawiającej przez szkołę. Pozwalam sobie stwierdzić, że mam zaszczyt być członkiem Rządu, który polityki eksterminacyjnej, wynaradawiającej nie prowadzi w stosunku do Ukraińców ani żadnej innej mniejszości narodowej.</u>
          <u xml:id="u-57.1" who="#komentarz">(Głos na ławach mniejszości narodowych: A jaką? Oklaski na ławach B. B)</u>
          <u xml:id="u-57.2" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoCzerwiński">Na dowód swego twierdzenia p. Senator przytoczył kilka wypadków bicia dzieci przez nauczyciela. Bicie dzieci przez nauczyciela jest rzeczą zakazaną, jest pod względem moralnym niewłaściwe, pod względem pedagogicznym niedorzeczne i władze szkolne wiedzą o tem, że w każdym wypadku, o jakim się dowiedzą, powinny reagować. Niestety, to bicie dzieci zdarza się nie tylko w szkołach ukraińskich, bo zdarza się ono, muszę to stwierdzić, nie rzadziej i w szkołach polskich. A nazywanie tych wypadków pojedyńczych, sporadycznych, Wrześnią, Pan Senator pozwoli, było, mojem zdaniem, dużem nadużyciem wyrazu.</u>
          <u xml:id="u-57.3" who="#komentarz">(Oklaski na ławach B. B)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-58">
          <u xml:id="u-58.0" who="#JulianSzymański">Głos ma s. Soroko.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-59">
          <u xml:id="u-59.0" who="#MichałSoroko">Wysoki Seacie! Chcę tutaj poruszyć niektóre niedokładności w szkolnictwie powszechnem na Kresach Wschodnich. Na widoku mam tu połączone szkoły powszechne, wzięte w jedną ramę z miejskiemi szkołami powszechnemi. Należałoby tę sprawę, szczególnie na Kresach Wschodnich, przeinaczyć, a to dlatego, że dzieci mas włościańskich nie mogą ani we wrześniu jeszcze, ani też w maju uczęszczać do szkół. Mojem zdaniem, uniknie się w ten sposób kar szkolnych. W jednym tylko roku 1927, kiedy objąłem urząd naczelnika gminy, napotkałem 600 kar w samym początku jednego tylko miesiąca. Jeżeli 600 ludzi oderwiemy od pracy w tym czasie, kiedy jest robota, to jest niemożliwe, aby dzieci wiejskie musiały w tym właśnie czasie uczęszczać do szkół. Kary tu nic nie pomogą, należałoby przeinaczyć system nauczania w szkołach powszechnych na wsi. Możnaby 36 godzin pracy klasowej nauczycieli zamienić na 48 godzin, a przedłużyć natomiast dla nauczycieli szkół powszechnych wiejskich ferie letnie, a następnie w tym kierunku, aby nauczyciele zakładali ogródki, aby tam dzieci, na roli pracując, mogły nabrać zamiłowania do swojej pracy, do swojego fachu.</u>
          <u xml:id="u-59.1" who="#MichałSoroko">Następnie muszę zwrócić z bólem serca uwagę na to, że powszechne nauczanie zaskoczyło nas nieprzygotowanych, mówię to z bólem serca, jest męczarnią dla dzieci szkół wiejskich. Nie mamy odpowiednich sal. Wynajmuje się nie sale na szkoły do nauczania wiejskiego, ale budy i w takich budach 4 metrowych musi się mieścić 50–60 dzieci. Stwierdzili higieniści w niektórych gminach i szkołach, że są dzieci z gruczołami i objawami gruźlicy.</u>
          <u xml:id="u-59.2" who="#MichałSoroko">Wysoki Senacie! Jeżeli tak wielką opiekę roztaczamy nad bezrobotnymi i nawet nad tymi, którzy nie chcą pracować, to czyż nie jest słusznem zwrócić uwagę i na dzieci, które będą ostoją Państwa. Wiemy dobrze, że masy włościańskie i ich dzieci jest to fundament Państwa. Wiemy dobrze, że inteligencja rządzi i rządzić będzie, bo wieki tak było, że inteligencja rządzi, ale masy pracują, ale masy muszą być zdrowe i nauczyć się umiejętnej pracy. Życie idzie naprzód. Wieś chcę tego samego życia używać jak i miasto, ale tej korzyści z ziemi wyciągnąć nie potrafi. Dlatego trzeba uczyć dzieci i trzeba dbać o ich zdrowie.</u>
          <u xml:id="u-59.3" who="#MichałSoroko">Teraz, proszę Panów, jeżeli w tych szkołach były jakieś subwencje, to daje się je tylko dla 7-klasówek. Dlaczego nie można tych subwencyj i tych pożyczek dać dla tych samych szkół, tylko 3-klasowych. Jeżeli podam, jako przykład, że w moim powiecie jest wybudowana jedna szkoła, według tych wskazówek, jak być powinno i że budowa tej szkoły kosztowała sejmik 60.000 zł, a ponieważ nie było dozoru Rządu, więc sejmik nasz tem się zajmował, ale nasz sejmik trochę kuleje, bo na kresach sejmików nie było, u nas nie było samorządów i te samorządy nasze jeszcze nie dojrzały. Otóż ta szkoła wzorowa na trzeci rok była zmuszona zapłacić 8.000 za remont, więc za te 70.000, które kosztowała budowa, można było wybudować w tej gminie 4 szkoły po 15 tysięcy, w których byłoby po 3 sale dla szkół 3-klasowych, gdzie możnaby pomieścić i szatnie i wszystko. Dziś jest tak, że dzieciaki często stoją na ulicy w czasie mroźnym i nie mają się gdzie podziać. Jeżeli mają być jakieś szkoły, to lepiej, żeby były zakładane te 2 czy 3 klasowe i stopniowo żeby do 7 klas dochodzić, bo z tych szkół i tak nic niema i dla wsi naszej one nic nie dają, może jeszcze nadejdzie czas, że to się zmieni.</u>
          <u xml:id="u-59.4" who="#MichałSoroko">Teraz jeszcze jedna uwaga. Siły pedagogiczne. Trzeba zwrócić uwagę, że nie wszyscy nauczyciele i nauczycielki znają miejscowy język. Okazuje się u nas brak tych sił, ale jedno muszę zrobić zastrzeżenie, lepiej już niech szkoły pozostaną bez nauczycieli, ale żeby maturzystami nie obsadzać. O ile obserwowałem, jak był maturzysta jaki w mojej gminie lub w sąsiedniej, to ten człowiek starał się tylko rok albo dwa, aby wyjechać na maturę, ale ze szkołą nic wspólnego nie miał.</u>
          <u xml:id="u-59.5" who="#MichałSoroko">Chcę zwrócić uwagę jeszcze na jedno. W jednem miasteczku, niedaleko od Lidy są 4 gimnazja, uważam, że należałoby tam wielką uwagę zwrócić na samo wychowanie. Uczymy w tej szkole powszechnej wszystkiego: rysunków i wszelkich przedmiotów, ale fachowości nie uczymy. W tych czterech gimnazjach, wszyscy uczniowie uczą się na urzędników, ale fachowego mleczarza niema. Jeżeli trzeba mleczarnię spółkową założyć, to niema fachowca. Nie mówię już o innych rzeczach, jak drób, gospodarka rybna i t. d., to trudno. Ale czy nie należałoby, Panie Ministrze, zwrócić uwagę na to, aby w tych 7 klasach szkoły 4 lata zostawić na ogólną naukę, a 3, czy 4 lata poświęcić na nauczanie zawodowe? Zdaje mi się, że na samych tylko urzędnikach trudno opierać naszą moc, trzeba komuś pracować i to umiejętnie. Tej samej parcelacji gruntów nie potrafią przeprowadzić, nie skończą jednego, a zaczynają drugie, bo fachowców żadnych nie mamy. Wobec tego, jeżeli tylko można, czy nie należałoby zwrócić uwagi na to, żeby już od czterech klas w szkołach uczyć dzieci fachowości, a wtedy będzie pożytek tak dla kraju, jak i dla tego człowieka.</u>
          <u xml:id="u-59.6" who="#komentarz">(Głos: Szkoły zawodowe.)</u>
          <u xml:id="u-59.7" who="#MichałSoroko">Tak, szkoły zawodowe, ale na to nas nie stać, a tu można 2 lata obrócić w szkole na naukę fachowości, do czego jest powołanie.</u>
          <u xml:id="u-59.8" who="#MichałSoroko">Będę prosił, czy nie można byłoby jakiegoś specjalnego funduszu stworzyć, żeby mogły gminy z niego pożyczać. Samorządy będą przez dłuższy czas jeszcze bezsilne. Budżety naszych samorządów nie wystarczają na budowę szkół własnym wysiłkiem. Starania o pożyczki na budowę szkół są bezskuteczne. Dziś żadnych pożyczek nam nie dają i te zatracone tysiące leżą bez żadnych korzyści. Gdybyśmy mogli ukończyć szkołę, mielibyśmy dzisiaj już 7-klasową szkołę. A tak wydano 70.000 i tam jest tylko szkoła powszechna.</u>
          <u xml:id="u-59.9" who="#MichałSoroko">Teraz jeszcze, Panie Ministrze, chciałbym zwrócić uwagę na jeden wypadek, dla mnie — być może, że jestem człowiekiem trochę przestarzałym, cała nauka pozaszkolna u nas zaczyna się od wprowadzania zabaw, przeważnie zaczyna się od tańca albo od przedstawień. Czyby nie można tego przeinaczyć, żeby ta nauka była zastosowana do gospodarki, do potrzeb życia, a nie do tańców? U nas się tańczy trochę za dużo i te tańce przeniosły się na wieś.</u>
          <u xml:id="u-59.10" who="#MichałSoroko">Jeszcze chciałbym zwrócić uwagę p. Ministra, chociaż to nie w moim interesie leży, ale w interesie ludzkości, na 12.000 ludzi, opuszczonych, o których nikt nic nie mówi, a tymi ludźmi są organiści kościelni, którzy nie mają żadnej ustawy i są na łasce proboszczów. Oni sami nie mają związku, a to są ludzie, którym trzeba jakąś specjalną ustawę dać, żeby i oni byli na prawach ludzkich. Prowadzą pracę biurową i inną, a za tę pracę otrzymują tylko okruszyny.</u>
          <u xml:id="u-59.11" who="#MichałSoroko">Panie Marszałku, chciałbym jeszcze Wysokiemu Senatowi parę minut zająć w odpowiedzi memu koledze z Nowogródka, który wczoraj w przemówieniu swojem w sprawie policji państwowej wystąpił. Muszę zaznaczyć, że te wywody mówcy były niesłuszne, dlatego, że policja nasza stoi na wysokości zadania. Dziś społeczeństwo nasze jest pewne. Człowiek kładzie się spać spokojnie; 5 lat temu nie mogliśmy spokojnie się położyć, a dziś obywatel nasz odpoczywa, bo policja stoi na swem stanowisku. Jeżeli jest wyjątek, to nie odnosi się do całej policji. O policji tego mówić nie możemy. Przypominam sobie czasy rosyjskie, że nie było drogi, któraby była pewna, a dziś w Warszawie słyszę, że jest spokojnie, każdy obywatel spokojnie przechodzi i policja państwowa zdążyła wszystko to zwalczyć, bandytyzm jest zwalczany. Ludzie po wojnie niektórzy są rozuzdani bardzo, i powinienbym zwrócić uwagę, jako przedstawiciel wsi, jak trudno na wsi złapać złodzieja. Bolączka nasza jest w tem, że sądy sądzą złapanego złodzieja i zawieszają karę, złodziej na nowo zaczyna kraść. Skoro jest złapany, to trzeba go wsadzić do więzienia i dać mu robotę.</u>
          <u xml:id="u-59.12" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-60">
          <u xml:id="u-60.0" who="#JulianSzymański">Głos ma s. Bohdanowicz.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-61">
          <u xml:id="u-61.0" who="#WiaczesławBogdanowicz">Wysoki Senacie! Celem uzasadnienia naszego stosunku do budżetu, który Panom jest już znany, będę mówił o sprawach cerkwi prawosławnej w Polsce. Muszę się przyznać, że położenie moje jest dość smutne, bo przypomina głos wołającego na puszczy. Co rok przychodzę powtarzać jedno i to samo, ponieważ zmieniają się tylko nazwiska ministrów i nazwy odebranych albo rozebranych cerkwi, ale istota rzeczy pozostaje taka, jaka była od początku.</u>
          <u xml:id="u-61.1" who="#WiaczesławBogdanowicz">Położenie cerkwi prawosławnej w Polsce jest kanonicznie nieustalone, jurydycznie bezprawne, a faktycznie — w stanie jakiegoś ucisku i prześladowania. W takim stanie rzeczy Panowie rozumieją, że nas mało zaciekawiają cyfry budżetu cerkwi prawosławnej, bo mówiąc ściśle, budżetu tego faktycznie niema, bo te cyfry, które oficjalnie nazywają się budżetem cerkwi prawosławnej, faktycznie są sumami, przeznaczonemi do dyspozycji departamentu wyznań religijnych, a nie cerkwi. Wydatkowanie tych sum, jak już niejednokrotnie wyświetlałem z tej trybuny, prowadzi się w sposób, który przypomina nagrody za specjalne usługi, albo jałmużnę z łaski pańskiej.</u>
          <u xml:id="u-61.2" who="#WiaczesławBogdanowicz">Jeżeliby temi sumami dysponowała cerkiew prawosławna, zorganizowana i rzeczywiście niezależna, to np. cerkiew w Baranowiczach dawno byłaby już odbudowana, a do tego czasu stoi i zdaje się, że grozi jej jakiś termin budowania, nie mniejszy jak np. Notre Dame de Paris, chociaż co rok pozostawały resztki specjalnych sum, przez nas na ten cel asygnowanych. Charakterystycznem jest to, że nawet to, co się buduje na koszt tych sum, jak np. internat fakultetu prawosławnej teologii w Warszawie, Ministerstwo uważa za własność swoją, a nie cerkwi prawosławnej. Czy nie świadczy to o faktycznem bezprawiu t. zw. „autokefalnej cerkwi w Polsce”. W istocie rzeczy, czy w „rzeczywistej rzeczywistości”, jak wyraził się szanowny przedstawiciel partii współpracującej z obecnym Rządem, tej autokefalnej cerkwi w Polsce wcale niema. Istnieje tylko departament wyznań, któremu zupełnie jest podporządkowana ta cerkiew, i p. Minister Wyznań jest i jurydyczną i kanoniczną autokefalną głową tej cerkwi. To nie jest śmiech, Panowie, to jest tragedia tej cerkwi, bo jak zobaczymy dalej, p. Minister nie tylko kieruje wewnętrznemi sprawami cerkwi, jak np. sprawą zwołania Soboru i jego programem, ale nawet ryzykuje korygowanie kanonicznych podstaw soboru.</u>
          <u xml:id="u-61.3" who="#WiaczesławBogdanowicz">Oto przechodzę do tej głównej najboleśniejszej sprawy. Przypuszczam, że Panom już dobrze jest znany ten fakt, że w początku tego roku Ministerstwo Wyznań Religijnych zabroniło zwołać sobór i wstrzymało wybory delegatów na sobór. Czem, jak nie uciskiem cerkwi prawosławnej można nazwać takie postępowanie p. Ministra? Tłumaczy to p. Minister niezadowoleniem, ustalonemi przez metropolitę i Synod statutem soboru i ordynacją wyborczą, jako skonstruowanemi w sposób mało odpowiadający zadaniom wysokiego zgromadzenia, niezupełnie zgodny z kanonami i odwieczną tradycją kościoła prawosławnego i nie mogącemi zadowolić społeczeństwo prawosławne.</u>
          <u xml:id="u-61.4" who="#WiaczesławBogdanowicz">Na miły Bóg, Panie Ministrze, myślę, że społeczeństwo prawosławne więcej zna i jeszcze więcej na sobie odczuwa wszelkie kanoniczne i jurydyczne braki wewnętrznego ustroju życia cerkwi. Czy nie dlatego tak pragniemy zwołania tego soboru, ażeby usunąć te braki i niedokładności? Bardzo się obawiamy, że gdy p. Minister sam, jeszcze do zwołania soboru, usunie te wszystkie braki, to sobór stanie się już zbytecznym, bo wtedy już w cerkwi prawosławnej w Polsce, jak kiedyś powiedział mi w rozmowie jeszcze w r. 1922 p. wiceminister wyznań Łopuszański, wszystko będzie tak dogmatyczne i tak kanoniczne, że żadnego soboru nie potrzeba, a samo żądanie jego jest tylko polityką.</u>
          <u xml:id="u-61.5" who="#WiaczesławBogdanowicz">Istota sprawy polega nie na trosce p. Ministra o kanoniczną czystość statutu i ordynacji wyborczej. Gdyby p. Minister troszczył się o kanoniczną czystość cerkwi prawosławnej w Polsce, to przedewszystkiem postawiłby w programie soboru sprawę autokefalii. Podczas tego 8-letniego kierowania cerkwią prawosławną przez departament wyznań i przez niego postawioną oficjalną hierarchię zrobiono tyle, nadużyć wobec cerkwi prawosławnej i kanonicznych i jurydycznych i gospodarczych, że ani ta władza cerkiewna, ani ta władza świecka nie chcę stanąć przed soborem, jako przed sądem opinji całego społeczeństwa prawosławnego. Świadczy o tem ten tajny okólnik z d.n. 11 stycznia r. b., wydany przez p. Wiceministra Spraw Wewnętrznych Pierackiego, na który już powoływał się w swojem przemówieniu mój kolega poseł na Sejm, Chrucki. Tam Ministerstwo Spraw Wewnętrznych bardziej szczerze przyznaje się, że dla niego zwołanie soboru jest niepożądane i daje nawet wskazówki władzom miejscowym, w jaki sposób przeszkadzać w zwołaniu soboru, a mianowicie tak, ażeby na pozór wychodziło, że tego soboru nie chcę sama ludność prawosławna. W rezultacie tych wskazówek na Ukrainie i Białorusi niektóre białoruskie i ukraińskie organizacje, znajdujące się w jakichś intymnych stosunkach z Rządem, już ogłosiły swoje odezwy przeciwko zwołaniu soboru, nawet w wyrazach mało odróżniających się od. wyrazów objaśnień p. Ministra Wyznań i okólnika Wiceministra Pierackiego, w taki sposób wyjawiając ich źródło i pochodzenie. Oto gdzie się znajduje rzeczywiście „rzeczywista rzeczywistość”, a nie w tych urzędowych wyjaśnieniach p. Ministra.</u>
          <u xml:id="u-61.6" who="#WiaczesławBogdanowicz">To zagadnienie soboru prawosławnego w Polsce czasowo zasłoniło tak bolesną sprawę, jak masowe procesy o rewindykację cerkwi. O tej sprawie, jakby się zdawało, nie tyczącej się ani Rządu, ani ciał ustawodawczych, możnaby nie mówić. Kto i komu w praworządnem Państwie ma prawo zakazywać poszukiwania przez sąd tego, co on uważa za swoją własność? Ja osobiście patrzyłem na tę sprawę zupełnie optymistycznie, nie tylko dlatego, że mojem zdaniem cerkwie rosną i kwitną przy pomocy dóbr nie materialnych, ale dóbr duchowych, ale i myśląc, że sąd jest sądem i musi dać choć minimum sprawiedliwości, która jest w ostatecznej podstawie moralnym gruntem istnienia Państwa jako organizmu społecznego. Pod tym względem, jakakolwiek najgorszy sąd z punktu widzenia dobra społeczeństwa lepszy jest niż „bezsądzie”, bezprawie bezgraniczne swawoli i bezrozsądna tolerancja co do nadużyć ze strony władzy administracyjnej, przy których zawsze możliwe są zajścia podobne jak w Żabczach i Mamajach. Pod tym względem, powtarzam, nie mówiłbym wcale w tej sprawie, to jest w sprawie masowych procesów, jeżelibym nie czytał przemówienia sejmowego jednego z przedstawicieli tej partii, która, jak sama świadczy, współpracuje z Rządem, a dlatego napewno więcej od nas jest poinformowaną o stanie tej rzeczy. A w tem przemówieniu powiedziano: „Niestety, widzimy próbę wznowienia na terenie Rzeczypospolitej walki religijnej i narzędziem tej walki chcą zrobić sądy polskie”. Jeżeli tak jest, to już grozi to prawosławnym pozbawieniem i tego minimum sprawiedliwości, na które mogli liczyć, a to bezwzględnie będzie, jeśli sądowi narzuci się tę interpretację prawa własności, którą do ostatniego czasu stosowała do cerkwi prawosławnej władza administracyjna.</u>
          <u xml:id="u-61.7" who="#WiaczesławBogdanowicz">Z tego punktu widzenia mało nas cieszy nawet i perspektywa wygrania procesów sądowych. W Płocku np. ludność prawosławna proces sądowy o sobór i trzy domy wygrała w dwóch instancjach sądowych, ale to nie przeszkodziło rozebraniu soboru i nie zwróciło prawosławnym tych domów. W jaki to sposób było wykonane, powiedziałem już w zeszłym roku. Pozostaje prawosławnym cieszyć się może tem, że te procesy sądowe zmuszą i polską władzę i nawet polskie społeczeństwo trochę dla uzasadnienia swoich rzekomych praw do zajęcia się historią świątyń prawosławnych przeważnie wieku XVII i XVIII. I to jest bardzo korzystnem, dzięki tym procesom rozwieje się w powietrze bardzo dużo tych legend co do pochodzenia tych przedmiotów własności, niby odebranych katolikom przez rząd rosyjski. Tak dzięki procesowi sądowemu o klasztor św. Trójcy w Wilnie niemało nawet katolików się dowiedziało, że cerkiew św. Trójcy zdobyta krwią prawosławnych żołnierzy i zbudowana za zwycięstwo ks. Ostrogskiego nad wojskiem moskiewskiem pod Orszą. I to może i przyczyniło się do tego, że do ostatnich czasów świątynia ta jeszcze nie została odebrana, gdy odebrane już są wszystkie należące do niej nieruchomości. Rezultat tych studiów historycznych już widzimy, bo nawet i klerykalna prasa katolicka ze wszystkich tych kilkuset procesów zaledwie znalazła 5, czy 6 takich, w których świątynie prawosławne były kiedyś własnością rzymsko-katolicką. W tym sensie sprawy sądowe są lepsze od samowoli administracyjnej, gdzie już nie bada się pochodzenia cerkwi i nie pyta się o tytuł własności, a działa tylko chęć osłabienia prawosławia przez odebranie cerkwi. Czasem tylko chwilowy pobyt w cerkwi prawosławnej księdza rzymsko-katolickiego, chociażby w charakterze zwiedzającego turysty, służy jako powód do uznania świątyni za własność rzymsko-katolicką.</u>
          <u xml:id="u-61.8" who="#WiaczesławBogdanowicz">Ale obiecałem przytoczyć fakta. Do cerkwi prawosławnej parafii Mozolskiej, powiatu wołkowyskiego, djecezji grodzieńskiej przybył ksiądz proboszcz rzymsko-katolickiej parafii, ojciec Kardel i prosił starostę cerkiewnego tej cerkwi, aby ją mógł zwiedzić. A gdy starosta otworzył cerkiew i wpuścił duszpasterza, ten ostatni ogłosił uroczyście, że od tego czasu cerkiew stała się własnością Kościoła Rzymsko-Katolickiego, zawołał grupę swych wiernych, którzy weszli do cerkwi i zapomocą ich natychmiast przystąpił do łamania ikonostasu i świętych urządzeń cerkiewnych. Wszelkie skargi prawosławnej władzy cerkiewnej, skierowane do policyjnych władz państwowych, następnie do starostwa, wreszcie do Ministerstwa, pozostały bez żadnego skutku, tylko spowodowały ostateczne zamknięcie tej cerkwi.</u>
          <u xml:id="u-61.9" who="#WiaczesławBogdanowicz">W sposób podobny prowadzi się walkę nie tylko z żywymi, ale nawet i z martwymi prawosławnymi, zabierając prawosławne cmentarze. W zeszłym roku mówiłem o cmentarzu prawosławnym w Warszawie. A oto jeszcze nowy przykład. W Sławatyczach, powiatu włodawskiego na Chełmszczyźnie jest cmentarz, który był od wielu wieków w wyłącznem użytkowaniu ludności wyznania prawosławnego. Z końcem 1929 roku duchowieństwo rzymsko-katolickie siłą zajęło ów cmentarz i wyświęciło jako miejsce dla zmarłych wyłącznie rzymskich katolików. Równocześnie urząd parafialny rz.-katolicki ogłosił publicznie, że cmentarz ten przestał być własnością prawosławnych. O zezwolenie złożenia na tym cmentarzu zwłok zmarłych prawosławnych trzeba było już prosić policję państwową, która przechowywała u siebie klucz od cmentarza. Obecnie doszło do tego, że ledwie 1/40 część cmentarza urząd parafialny rz.-katolicki wydzielił dla prawosławnych. Gdy się weźmie pod rozwagę fakt, że ludności prawosławnej jest w tej miejscowości dwa razy tyle, co rzymsko-katolickiej i że cmentarz był długie lata wyłączną własnością prawosławnych, to stanie się jasną sprawa, że mamy tu nadużycie władzy, poniewierkę wyznania prawosławnego i jakąś dziwną „kolonizację i osadnictwo” nawet na cmentarzu.</u>
          <u xml:id="u-61.10" who="#WiaczesławBogdanowicz">A oto fakt odebrania cerkwi prawosławnej niby na podstawie prawnej: na podstawie rozporządzenia p. Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 22 marca 1928 r. o likwidacji majątków byłych rosyjskich osób prawnych komitet likwidacyjny postanowił zlikwidować majątek Prawosławnego Bractwa w Ostrogu (nawiasem mówiąc, nie rozumiem, dlaczego bractwa prawosławne traktuje się jako osoby prawne rosyjskie, gdy są to organizacje religijno-społeczne, t. zw. autokefalicznej cerkwi w Polsce, które istniały jeszcze za królów polskich). Chociaż sprawę oddano pod sąd Trybunału Administracyjnego, wszelkie starania władzy cerkiewnej przed Ministerstwem Wyznań Religijnych o wstrzymanie odebrania świątyń tego bractwa, zanim zapadnie rezolucja Trybunału, pozostały bez skutku. Cerkiew św. Cyryla i Metodego pierwszych chrześcijańskich nauczycieli słowiaństwa, nie wykluczając i Polaków, została zamknięta, a klucze odebrano proboszczowi prawosławnemu. Cerkiew ta stoi na górze, nad rzeką, na samej granicy z Ukrainą Sowiecką — dlatego nie mogę tu nie przytoczyć słów interpelacji posłów z Klubu Ukraińskiego, złożonej z powodu tego do Ministerstwa Wyznań. „Dziwnym trafem zarządzenie zamknięcia cerkwi na samej granicy polsko-sowieckiej schodzi się z prześladowaniem religii w Sowietach. Jak dotychczas przepiękne wieże cerkwi w Ostrogu i głosy dzwonów także mogły dawać znać ludności prawosławnej za granicznym kordonem, że w Polsce jej bracia mają wolność i swobodę wyznania, tak obecnie, gdy te dzwony zamilkną, a bramy cerkwi będą zamknięte dla swych odwiecznych wyznawców, wytworzy się analogia i przekonanie, że granica państwowa pod względem wiary znikła”.</u>
          <u xml:id="u-61.11" who="#WiaczesławBogdanowicz">Wszelkie te przykłady odebrania cerkwi prawosławnych, choć i zupełnie bezprawne, mogłyby mieć jakieś usprawiedliwienie, jeżeliby się opierały na jakiejś podstawie o charakterze racji sianu, albo zadośćuczynienia potrzebom religijnym ludności innego wyznania. Ale fakty wskazują na zupełnie inny stan rzeczy. Bezwzględna większość odebranych cerkwi pozostaje prawie bez użytku, albo dla tak nikłej części wiernych rzymsko-katolickiego wyznania, a to wobec tylu rzymsko-katolickich świątyń, gdy setki i tysiące prawosławnych są pozbawione domów modlitwy, że żadnego usprawiedliwienia te fakta mieć nie mogą, nawet i z punktu widzenia czysto praktycznego.</u>
          <u xml:id="u-61.12" who="#WiaczesławBogdanowicz">Pomijając wszystkie inne fakta tego rodzaju, zatrzymam się na jednym najbardziej charakterystycznym. We wsi Posadowię, pow. tomaszowskiego, na Chełmszczyźnie, gdzie mieszka przeszło 400 prawosławnych, a około 200 rzymskich katolików, od kilkudziesięciu lat istniała cerkiew prawosławna. W roku 1921 tę cerkiew gwałtem zajęła władza rzymsko-katolicka pod tym pozorem, że jest niezbędna dla ludności tego wyznania, a do roku 1929 ta odebrana cerkiew pozostawała prawie bez użytku, gdyż jesienią tego roku 1929 ten sam ksiądz, który ją odebrał prawosławnym, jako niezbędną dla ludności rzymsko-katolickiej, przybył do Posadowa celem rozebrania tej cerkwi, a obecnie już kościoła, jako niepotrzebnego dla tej ludności. Tu już ludność prawosławna wytrzymać nie mogła i, co jest bardzo charakterystyczne, z pomocą ludności rzymsko-katolickiej, tłumem stanęła w obronie tej świątyni od grożącego jej ze strony duszpasterza zburzenia. Mnie się zdaje, szanowni Panowie przyznają, że tu zabrakło tylko mądrości Salomona, ażeby ten fakt zrobił się zupełnie analogicznym ze słynną przypowieścią biblijną! Niestety, zamiast Salomona zjawiła się administracyjna władza polska. W rezultacie cały szereg ludzi znalazł się w więzieniu.</u>
          <u xml:id="u-61.13" who="#WiaczesławBogdanowicz">Z tego przykładu widać, że jeszcze gorzej odbijają się na duszach prawosławnych te fakta, gdy świątynie ich nie tylko im odbierają, ale niszczą i profanują raz na zawsze, pozbawiając ich nawet nadziei, że kiedyś w jakiś sposób prawny je odzyskają. A że to robi się dotychczas w Polsce i przytem na dość szeroką skalę, z zupełnem powodzeniem konkurując z sowieckim rządem, świadczy choćby ten fakt, że w sierpniu zeszłego roku delegacja Klubu Ukraińskiego, złożona z posłów Chruckiego, Wasyńczuka i Celewicza była u p. Ministra z protestem w sprawie kilkudziesięciu cerkwi, które rozpoczęto w ostatnich czasach rozbierać. Mimo tego protestu w ostatnich miesiącach cyfra ta jeszcze wzrosła. Panowie rozumieją, że o wszystkich wypadkach z tej trybuny mówić nie mam czasu, ale nie mogę nie przytoczyć niektórych przykładów z r. ub.</u>
          <u xml:id="u-61.14" who="#WiaczesławBogdanowicz">W marcu zeszłego roku rozpoczęto rozbiórkę cerkwi w Chełmie. W sierpniu rozebrane były dopiero kopuły, a sam gmach był użyty na wystawę. Cerkiew tę rozpoczęto budować dopiero przed samą wojną z ofiar wiernych prawosławnych. Ostatnia zbiórka środków i dobudowanie cerkwi trwało jeszcze w r. 1915 podczas okupacji niemieckiej. Jeszcze żyją ci ludzie, którzy składali swoje ofiary, może swoje ostatnie grosze na budowę tej świątyni. Jednakże wszelkie protesty nie tylko ludności prawosławnej, ale nawet i katolickiej przeciw tej niesprawiedliwości pozostały bez żadnego skutku. Zaniepokojenie ludności, wywołane przez tę rozbiórkę, spowodowało tylko kilka aresztów.</u>
          <u xml:id="u-61.15" who="#WiaczesławBogdanowicz">W tymże miesiącu rozpoczęto rozbiórkę cerkwi we wsi Kij owiec, pow. bielskiego. Cerkiew zbudowano przed samą wojną. Po wojnie przez władze polskie została zamknięta. Wszelkie prośby prawosławnych o zwrot cerkwi też pozostały bez skutku. Rozbierano ją za pomocą komendy saperów 34 pułku. Nie wiem, czy nie było w tym pułku i prawosławnych żołnierzy, których może zmuszono do rozbierania swojej świątyni, ale jak mogli odczuwać ten fakt żołnierze prawosławni w stosunku do swoich braci żołnierzy-katolików? Chociaż, jak widać z fotografii rozbiórki klasztoru św. Simona w Moskwie umieszczonej w „Światowidzie”, i w innych państwach cywilizowanych też używają żołnierzy dla rozbiórki świątyń.</u>
          <u xml:id="u-61.16" who="#WiaczesławBogdanowicz">W grudniu do Warszawskiego Konsystorza Prawosławnego wpłynął raport o rozbiórce, na skutek rozporządzenia władz administracyjnych, prawosławnej cerkwi we wsi Lejno, pow. włodawskiego. Materiał z tej cerkwi użyto na budowę domu organisty kościoła miejscowego, a deski sprzedano żydom na budowę t. zw. kuczek. No, tu można jeszcze się cieszyć, że z tego trochę skorzystała jeszcze jedna mniejszość narodowa i przytem bezwzględnie na cele religijne.</u>
          <u xml:id="u-61.17" who="#WiaczesławBogdanowicz">Oto jeszcze przykład. W mieście Aleksandrów Kujawski, woj. warszawskiego, przed kilkudziesięciu laty wybudowano prawosławną cerkiew. Przed samą wojną ją odrestaurowano i odnowiono. Już po wojnie do roku 1923 władze miejscowe kilka razy dawały zezwolenie na urządzanie nabożeństw w tej cerkwi dla przeszło 400 wiernych prawosławnych, którzy tam zamieszkują, ale w r. 1923 cerkiew ostatecznie została zamknięta. Wszelkie prośby prawosławnych o zwrot cerkwi też pozostały bez skutku. Zamiast tego dnia 19 lutego r. b. magistrat miejscowy rozpoczął rozbiórkę tej cerkwi.</u>
          <u xml:id="u-61.18" who="#WiaczesławBogdanowicz">Nie będę mówił o innych faktach, zwracam uwagę Panów tylko na to, że z tych faktów ostatnich kilka powstało już wtedy, gdy cały świat cywilizowany rozpoczął akcję protestu przeciw niesłychanym prześladowaniom religijnym w Sowietach. Tu z tej trybuny w czasie dyskusji ogólnej nad budżetem jeden z kolegów bardzo krasomówczo i gorąco mówił o niezbędności podniesienia powagi Polski i opinii o Polsce zagranicą, bez czego nie jest możliwe podniesienie gospodarcze państwa, bo nikt tam nie chcę wierzyć w praworządność Polski, w jej moc i długotrwałość i nikt nie chcę lokować tu swych kapitałów.</u>
          <u xml:id="u-61.19" who="#komentarz">(Głos na ławach B. B.: Ale niesłusznie mówił.)</u>
          <u xml:id="u-61.20" who="#WiaczesławBogdanowicz">Słusznie, albo niesłusznie, opinie mogą być różne...</u>
          <u xml:id="u-61.21" who="#komentarz">(Głos: A Pan by chciał, żeby jak było?)</u>
          <u xml:id="u-61.22" who="#WiaczesławBogdanowicz">Jeżeli w Ministerstwie Wyznań Religijnych braknie uczucia sprawiedliwości i tolerancji religijnej, to chociażby z punktu widzenia gospodarczego trzebaby pomyśleć o tych sprawach. Jaką opinię zagranicą wywołuje ten ogólny stosunek Rządu do cerkwi prawosławnej i te fakty, które przytoczyłem? To nie jest wielkim honorem dla Polski, że pod względem jakości ateistyczny rząd sowiecki poszedł bezwzględnie dalej w sprawie prześladowań religijnych tem bardziej, że pod względem ilości nawet i ten rząd nie tak prędko nas dopędzi. Według danych z gazet pod względem absolutnej cyfry one się już wyrównały. Ale gdy ten sam tysiąc odebranych i zamkniętych cerkwi w Sowietach ledwie wynosi 2,5%, wobec 40.000 istniejących, w Polsce wynosi 40%.</u>
          <u xml:id="u-61.23" who="#komentarz">(Głos: Ale jakie to były te cerkwie w Polsce przed wojną?)</u>
          <u xml:id="u-61.24" who="#WiaczesławBogdanowicz">Ja już Panom powiedziałem jakie. Bardzobym chciał, żeby Rząd polski i społeczeństwo polskie trochę zajęły się historią tych świątyń, bo wtedy rozwieje się dużo legend o tych świątyniach.</u>
          <u xml:id="u-61.25" who="#komentarz">(Głos: Ale Pan chyba wie?)</u>
          <u xml:id="u-61.26" who="#WiaczesławBogdanowicz">Ja wiem, ale nie mogę w tej chwili dawać Panu lekcji historii.</u>
          <u xml:id="u-61.27" who="#komentarz">(S. Makuch: Jakie macie moralne prawo protestować przeciw religijnym prześladowaniom?) (Różne głosy).</u>
          <u xml:id="u-61.28" who="#WiaczesławBogdanowicz">W Ameryce robi się meetingi przeciw prześladowaniu prawosławia w Polsce, a w Anglii wnoszą o to samo interpelacje do Izby Gmin. Jednem słowem w całym świecie obecnie, jeżeli chodzi o religijne prześladowania, mówi się tylko o Polsce i o Sowietach. Chodzi o to, że do tego głosu całego świata kulturalnego trudno będzie dodać głos Polski, ponieważ on nie będzie brzmiał szczerze. A to, że taką politykę prowadzi nie jakaś pogańska, czy ateistyczna władza, ale ta, która chcę szczycić się chrześcijańsko-europejską kulturą, to nic nie dodaje do powagi ani Rządu, ani Polski. Ale mówić o tem powinienem nie ja, jeden z przedstawicieli mniejszości narodowych, ale Wy, Panowie, którzy kłócą się o monopol patriotyzmu polskiego. Niestety, z ust jednego z kolegów z prawicy podczas dyskusji nad budżetem Ministerstwa Spraw Zagranicznych słyszałem dziś z trybuny coś innego. Mówiło się dużo o niezbędności zachowania najlepszych stosunków ze wschodnim sąsiadem i niewtrącania się w jego sprawy wewnętrzne. Czy nie chciałoby pewne stronnictwo ugruntować te dobre stosunki na współpracy w prześladowaniu prawosławia?</u>
          <u xml:id="u-61.29" who="#WiaczesławBogdanowicz">Chcę kilka słów dodać o naszej szkole narodowej białoruskiej. Budżet, gdzie po raz pierwszy przez 12 lat istnienia ciał ustawodawczych polskich nareszcie pojawiły się cyfry, świadczące o asygnowaniach na potrzeby oświaty białoruskiej, zmuszałby nas wierzyć w możność jakiejś radykalnej zmiany w stosunku Rządu do naszego szkolnictwa białoruskiego. Ale jak będzie wykonany ten budżet? Szczerze przyznaję się: timeo danaos et dona ferentes. Praktyka poprzednia, jak np. z ustawą językową, już nauczyła nas ostrożności, i gdy powiem, że w Wilnie już odbyły się jakieś tajne narady władz rządowych z temi organizacjami białoruskiemi, które cieszą się z osobliwego zaufania Rządu, a gdy przypomnę Panom, że jednocześnie tu na terenie ciał ustawodawczych p. Minister Staniewicz odrazu wniósł 4 ustawy o kolonizacji, świadczące, że w istocie rzeczy stosunek do nas Rządu nie zmienił się, to Panowie nie możecie nam nie przyznać racji co do tej ostrożności.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-62">
          <u xml:id="u-62.0" who="#JulianSzymański">Głos ma s. Nocznicki.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-63">
          <u xml:id="u-63.0" who="#TomaszNocznicki">Wysoki Senacie! Już p. referent budżetu Ministerstwa Oświaty w Komisji Skarbowo-Budżetowej powiedział, że w naszych stosunkach oświatowych „cel ten, bezmała osiągnięty w miastach, daleki jest od urzeczywistnienia po wsiach”.</u>
          <u xml:id="u-63.1" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Hałuszczyński)</u>
          <u xml:id="u-63.2" who="#TomaszNocznicki">Trudności, jakie przedstawia wprowadzenie wszędzie w Państwie szkoły powszechnej 7-klasowej, są ogromne.</u>
          <u xml:id="u-63.3" who="#TomaszNocznicki">Sprawa szkoły powszechnej 7-klasowej na wsi wymaga jak najmniejszego mówienia, ale zato wymaga wielkiego czynu. Tak się jakoś złożyło w tem Państwie Polskiem, że większość obywateli Polaków mieszka na wsi. Rozumie się, są miasta, miasteczka mniejsze, większe, osiedla robotnicze, fabryczne i t. d., ale, jeżeli można powiedzieć tak ogólnie, to jeszcze dziś — nie wiem co będzie za 100 lat — ale dziś większość Polaków mieszka na wsi.</u>
          <u xml:id="u-63.4" who="#TomaszNocznicki">Wielce szanowny ks. senator Kasprzyk wczoraj był łaskaw powiedzieć że uniwersytety wiejskie, te 7-klasowe szkoły niedługo już zapanują zupełnie.</u>
          <u xml:id="u-63.5" who="#komentarz">(S. ks. Kasprzyk: Ja nie mówiłem tego, tylko że zakładamy i dążymy do tego.)</u>
          <u xml:id="u-63.6" who="#TomaszNocznicki">Ale ja tak zrozumiałem i ogromnie się z tego ucieszyłem.</u>
          <u xml:id="u-63.7" who="#komentarz">(S. ks. Kasprzyk: Wszędzie nie mogą być odrazu.)</u>
          <u xml:id="u-63.8" who="#TomaszNocznicki">Otóż tak dobrze nic jest, a ja chciałbym, aby tak dobrze było, albowiem na 25.149 publicznych szkół powszechnych w Polsce było 2.328 szkół 7-klasowych Ministerstwa W. R. i O. P., jak widzimy z publikacji. To jest ostatnia publikacja, bo z 1929 r. Co to znaczy? To znaczy, proszę Wysokiego Senatu, że szkoły 7-klasowe istnieją w miastach, miasteczkach i osadach. Na wsi zaś jest szkoła 1-klasowa, 2-klasowa a najwyżej 3-klasowa. Proszę Panów, to są fakty, to są cyfry. Rozumie się, wołałbym, żeby w tak ładnie i optymistycznie podanem sprawozdaniu, wydanem nakładem Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, były nie tylko te cyfry, że jest tyle i tyle szkół, i tyle i tyle 7-klasowych, ale żeby było rozmieszczenie tych szkół...</u>
          <u xml:id="u-63.9" who="#komentarz">(Minister Oświaty Czerwiński: Zupełnie słusznie.)</u>
          <u xml:id="u-63.10" who="#TomaszNocznicki">...gdzie jakie szkoły są. Mam tu dane z jednego powiatu, ale jeden powiat nie może być wskazówką dla całego kraju. Pozwoliłbym sobie twierdzić, że tak jest mniej więcej w całej b. Kongresówce, ale inaczej jest w Małopolsce, w Poznańskiem, na Pomorzu, na Śląsku. Chwała Bogu, ta Polska tak się rozrosła, taka jest spora i ładna, że trudno byłoby to wszystko do jednego mianownika sprowadzić. Ale ośrodkiem Polski, największą jej częścią jest t. zw. b. Kongresówka, gdzie te rzeczy tak się mają, jak to mam zaszczyt Wysokiemu Senatowi przedstawić. Jakże reaguje społeczeństwo na te rzeczy? Powiedziałem, że tutaj trzeba wielkiego czynu, tymczasem tego czynu wielkiego nie widać. A nie widać go dlatego, że wszyscy się przerazili, począwszy od Ministerstwa aż do najniższych funkcjonariuszy, aż nareszcie to przerażenie, jak zaraza jakaś, udzieliło się nawet społeczeństwu. Powiada się, że dla zrealizowania szkolnictwa powszechnego wysoko zorganizowanego potrzeba miljardów. Ja nie przeczę, być może, że potrzeba miliardów. Z ołówkiem w ręku tej sprawy nie obliczałem, ale niech nas nie przeraża cyfra, nie przerażajmy się temi sumami. Wielkie ciężary dźwiga się albo wielką ilością ludzi, albo odpowiedniemi windami, są na to sposoby. Jeżeli wielkie ciężary zacznie dźwigać całe społeczeństwo, miliony ludzi, to się da radę. Jeżeli będziemy mówili, niech nam Rząd tylko te szkoły postawi, to Rząd, tych 18 ministrów, nic mają tak dużo pieniędzy, ażeby mogli dać miliardy. Co to jest rząd? Rząd jest w danym razie najwyższym urzędnikiem Państwa, decydującym o tem, jak mają być te sprawy załatwiane, pomiędzy innemi sprawa wychowania i rozbudowy oświaty. Ale funduszy Rząd przecie nie bierze z kieszeni każdego z osobna ministra, tylko bierze z kasy państwowej, a więc z podatków. Ma się rozumieć, że z tej ogólnej kasy państwowej trzeba na to dawać, ale i społeczeństwo chcę dać, ci zainteresowani, ci mieszkańcy wsi pod tym względem są bardzo ofiarni i chcą właśnie dać. Tymczasem, jakie jest ustosunkowanie do tej sprawy czynników decydujących?</u>
          <u xml:id="u-63.11" who="#TomaszNocznicki">Już miałem zaszczyt przedstawić to na Komisji Oświatowej, a i tu jeszcze sobie pozwolę to poruszyć. Jest taki dokument, nie artykuł gazeciarski, ale zupełnie oficjalny, urzędowy dokument. W powiecie lubelskim postanowiono zbudować szkoły powszechne 7-klasowe. Dlaczego postanowiono? Dlatego, że dzieci, uczęszczające do nieodpowiednich lokali, w których się uczą, zaczęły zapadać na gruźlicę, co zostało stwierdzone cyframi. Kiedy się o tem ludzie dowiedzieli, powiedzieli sobie, że przecież nie możemy być zabójcami własnych dzieci, trzeba budować gmachy i to odpowiednie, bodaj jeden w gminie tymczasem, żeby w nim była umieszczona szkoła 7-klasowa. Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego ma na to bardzo ładnie zrobione plany i ma te wszystkie sprawy załatwione, idzie się tam, dostaje się plany, chodzi tylko o pieniądze. Ludność postanowiła na zebraniach opodatkować się w kwocie, powiedzmy, 2 zł z morga. Na to się zgadzają na zebraniach gminnych i ziemianie, i gospodarze, słowem sprawa stoi bardzo dobrze, tylko budować. W wielkiem zgromadzeniu ludzkiem zawsze się trafić może człowiek, który najlepszą rzecz zepsuje, ludzi takich nazywamy pospolicie szkodnikami. Otóż i tam znalazł się jeden czy dwóch takich szkodników, którzy zaprotestowali przeciw tym bardzo pięknym czynom. Że się znajdzie na terenie pow. lubelskiego czy jakiegoś innego paru szkodników, to — mój Boże, nikogo przecież nie powinno tak bardzo dziwić, ale mnie dziwi i zdaje się, że i Wysoka Izba podzieli to moje zdziwienie, że do tych starań szkodników przychyla się wysoki czynnik rządowy, jakim jest Minister Spraw Wewnętrznych i całą tę uchwałę przekreśla. I przedstawiam sobie, że w Polsce znajdzie się Minister Oświaty, który będzie poprostu forsował i ze skóry będzie wyłaził, za punkt honoru, za zadanie swego życia będzie uważał i powie sobie, że ja będę tym propagatorem, tym budowniczym wielkiej oświaty ludowej, tej wielkiej rzeczy, jaką jest wyższa oświata, w wysoko zorganizowanych szkołach na wsi. Ale na ten jego zapał przyjdzie z kubłem zimnej wody drugi Minister — Spraw Wewnętrznych i ten kubeł zimnej wody wyleje...</u>
          <u xml:id="u-63.12" who="#komentarz">(Głos: Jakto, nie porozumieją się?)</u>
          <u xml:id="u-63.13" who="#TomaszNocznicki">Widocznie nie, Panie Senatorze, jak przekonujemy się z tego dokumentu. Musimy z tego zaczarowanego koła wyjść, musimy przestać się bać tych miliardów, o których nam ciągle opowiadają i musimy tę wielką potrzebę oświaty ludu polskiego, oświaty całej Polski, oświaty wsi polskiej dźwigać wszyscy, a Rząd i Ministerstwo Oświaty mają pierwszy obowiązek pomagać temu. Rozumiem, że energiczny Minister tego resortu upomni się wobec swego kolegi z drugiego resortu, aby mu ognia nie zalewał wodą, bo poco ma dmuchać, szkoda jego wysiłku. I dlatego rzecz ta jest konieczna. Niema w Polsce człowieka, któryby się ośmielił publicznie powiedzieć, że wielka oświata jest niepotrzebna. Takiego człowieka niema. Był kiedyś, kiedyś, bardzo dawno człowiek, który powiedział i to nie tutaj u nas, ale gdzie indziej, w innej dzielnicy, że „chłopi to są nasi nieprzyjaciele, że oświata dla chłopów to jest siekiera”. Siekiera, to jest taki wynalazek, że w kurhanach i rozkopaliskach, pochodzących z okresu kamiennego, znajdowano najprzód siekierę. Człowiek się już ogromnie dorobił, ogromnie się wzbogacił, gdy w garść dostał ten kamień obrobiony — siekierę.</u>
          <u xml:id="u-63.14" who="#TomaszNocznicki">Jeżeli kto powiada, że oświata jest siekierą, to myślę, jeżeli to się działo kilkadziesiąt lat temu, że ten człowiek był chory na umyśle. Ale, przez te kilkadziesiąt lat czasy się zmieniły. Uważam, że tamci ludzie już umarli, że ich niema. O umarłych albo się dobrze mówi, albo wcale się nie mówi. Gdyby jednak to zastosować do życia, to nie mielibyśmy historii. Historia mówi i o umarłych. Ktoś powiedział, że historia jest mistrzynią życia, nauczycielką, a rozumiem to w tym sensie, ażeby starych błędów nie powtarzać, to będzie miało sens tylko wówczas, że jeżeli człowiek w historii źle powiedział albo zrobił, żeby tego błędu już nie powtarzał. I to jest ten sens, żeby ze złych powiedzeń i postępków nie wyciągać dla siebie nauki, że nad złem trzeba przechodzić do porządku dziennego, ale że trzeba tworzyć i czynić dobrze.</u>
          <u xml:id="u-63.15" who="#TomaszNocznicki">Proszę Wysokiego Senatu, mówić, dowodzić o tem, że ta oświata jest tak bardzo potrzebną, uważam za rzecz nierealną w tej chwili, uważam, że wszyscy jak tu jesteśmy, jesteśmy tego samego zdania i nikogo pod tym względem przekonywać niema potrzeby. Jedną rzecz chciałbym proszę Wysokiego Senatu tutaj poruszyć, poruszyć mimowoli.</u>
          <u xml:id="u-63.16" who="#TomaszNocznicki">Oto słyszymy w tym Wysokim Senacie, powtarza się to i w Izbie sejmowej, słyszymy tu skargi mniejszości narodowych naszych współobywateli, naszych braci. Ja z mojego osobistego przeżycia pozwolę sobie przypomnieć jedną rzecz. Działo się to w roku 1870. To już dość dawno było, ja byłem małem dzieckiem, miałem kilka lat i chodziłem do szkoły, bo i ja chodziłem do szkoły, coś ze 100 dni chodziłem do szkoły.</u>
          <u xml:id="u-63.17" who="#komentarz">(S. ks. Kasprzyk: To była taka dobra szkoła zimowa.)</u>
          <u xml:id="u-63.18" who="#TomaszNocznicki">To była zawsze szkoła.</u>
          <u xml:id="u-63.19" who="#komentarz">(S. ks. Kasprzyk: I ja do takiej chodziłem.)</u>
          <u xml:id="u-63.20" who="#TomaszNocznicki">Otóż chodziłem do szkoły i wtedy w 1870 r. wyszło rozporządzenie, aby wprowadzono do szkoły język rosyjski. Do tych szkół początkowych, elementarnych wprowadzono język rosyjski i nauczycielowi — zapomniałem już jego nazwiska — gdy zaczął mówić z dziećmi pacierz po rosyjsku, siedziałem w ławce blisko nauczyciela, i zobaczyłem, że po jego twarzy płynęły łzy. Myślę sobie ja. takie małe dziecko, czego ten człowiek płacze? W późniejszym dopiero życiu dowiedziałem się, dlaczego ten człowiek płakał.</u>
          <u xml:id="u-63.21" who="#TomaszNocznicki">Był kiedyś w Warszawie taki kurator, nazywał się Apuchtin, który powiedział, że po 25 latach jego urzędowania tak wykorzeni język polski, a tak zakorzeni język rosyjski, że nawet niańki dzieciom będą śpiewały po rosyjsku. I mówił: tak wymaga rosyjska racja stanu. Co się stało, proszę Panów, z tą rosyjską racją stanu?</u>
          <u xml:id="u-63.22" who="#komentarz">(Głos: Apuchtin jest na Woli został z nami. Inny głos: Leży na Woli.)</u>
          <u xml:id="u-63.23" who="#TomaszNocznicki">On tam przestał być niebezpieczny. Osobiście słyszałem rzecz taką: do gminy, w której mieszkałem, w której miałem prawo głosu, przyjechał Moskal, naczelnik powiatu, coś mu powiedziano, a ten wielki dygnitarz powiatowy tak się uniósł, zaczął krzyczeć, wymyślać: „Ja was sotru s lica ziemli” — zetrę was z oblicza ziemi. Taki był zarozumiały, taki pyszny i głupi. A działo się to w Polsce, w polskiej gminie, i wobec może 300 ludzi — Polaków, miał on taką wielką czelność i tak wielką głupotę, ten człowiek nieszczęśliwy, że śmiał powiedzieć: ja was zetrę z oblicza ziemi. Śladu po nim nie zostało, umarł dawno, a Polska żyje. Proszę Wysokiego Senatu Sprawy narodów, sprawy sprawiedliwości historycznej, sprawy sprawiedliwości dziejowej, sprawiedliwego ustosunkowania się do innych ludzi, to są niezmiernie wielkie rzeczy. Ja nie będę wchodził w poszczególne sprawy. Sprawy te, jak mniejszości ukraińskiej, białoruskiej, niemieckiej, żydowskiej mają swoich przedstawicieli i śmiem twierdzić, bardzo wymownych obrońców. Ja tylko z punktu widzenia polskiego i dla polskiej racji stanu, dla tej wysokiej racji stanu, która kiedyś cechowała Państwo Polskie, to mówię, i szkoda się wielka stała, kiedy o tej racji stanu zapomniano w Polsce. Chciałbym tylko Szanownym Panom Senatorom przypomnieć, że nad temi sprawami trzeba się głęboko zastanowić, że to są sprawy niezmiernie ważne, sprawy wielkiej powagi, że to są sprawy, nad któremi tak lekkomyślnie do porządku dziennego przechodzić nie należy, albowiem sprawiedliwości 'dziejowej zawsze staje się zadość i ktokolwiek, choć może mało, tak jak ja, obeznany jest z historią, zawsze przychodzi do tego przekonania, że sprawiedliwość dziejowa nie jest nigdy ani pogrzebana w ziemi, ani spalona na stosie, ani w jakikolwiek inny sposób uśmiercona, że ona zawsze żyje, żyć będzie i nawet zakopana z martwych powstanie.</u>
          <u xml:id="u-63.24" who="#komentarz">(Głosy: Słusznie.)</u>
          <u xml:id="u-63.25" who="#TomaszNocznicki">Dlatego niechże pomiędzy nami, obywatelami jednej ziemi, jednego państwa, zapanuje ta sprawiedliwość. O tę sprawiedliwość jabym apelował do Wysokiego Senatu. Ja stary człowiek, com widział i przeżył dom niewoli, dla którego jedyną może, że tak powiem, pociechą jest na starość, że może tu legnę w wolnej polskiej ziemi, w wolnej ojczyźnie, jabym, proszę Wysokiego Senatu, pragnął, ażeby słuszne skargi, bo mogą być i niesłuszne — ludźmi jesteśmy, prawda, ale słyszałem, umiem odczuć to i wyczuwam, że były tam i słuszne skargi, żeby tych słusznych skarg, czy to pod względem religijnym, czy pod względem narodowościowym, czy pod względem wszystkich innych rzeczy, żeby tych skarg nie było.</u>
          <u xml:id="u-63.26" who="#komentarz">(Głosy: Słusznie.)</u>
          <u xml:id="u-63.27" who="#TomaszNocznicki">Widzieliśmy, czem był ten pop rosyjski, czem cerkiew prawosławna swego czasu, kiedy państwo rosyjskie było tak potężne, a cerkiew rosyjska panująca. Co się z tego wszystkiego zostało? Tam, w tej Rosji, w tej Moskwie, gdzie było 40 razy po 40 cerkwi, gdzie był metropolita, gdzie było tyle tego duchowieństwa, klasztorów, i t. d. ale gdzie nie uczono i nie kształcono i nie dawano przykładu wielkiej miłości bliźniego.</u>
          <u xml:id="u-63.28" who="#TomaszNocznicki">Urzędy kościelne, kościół panujący jest zabójstwem dla religii.</u>
          <u xml:id="u-63.29" who="#komentarz">(S. Roman: Niema kościoła panującego.)</u>
          <u xml:id="u-63.30" who="#TomaszNocznicki">Właśnie chodzi o to, Panie Senatorze i Panie Prezesie, bo to są dziedziny ducha, a w dziedzinie ducha Bóg panuje nad duchem ludzkim i dlatego w te dziedziny niech się nikt nie odważa wkraczać z brudnemi rękoma i z brudnym duchem, bo widzimy na przykładach, a przykłady powinny nas przecież uczyć, bo jeżeli one nas nie uczą, to co nas nauczy? Ten kij chyba, znowu ten kij historyczny.</u>
          <u xml:id="u-63.31" who="#TomaszNocznicki">Niechże tych słusznych żali i słusznych skarg w tej Polsce nie będzie, bo, pewnie, robią ludzie nadużycia, ale inna rzecz nadużycie, a inna rzecz, kiedy się to dzieje pod osłoną prawa. Ludzie mogą błądzić, ale prawo powinno być ponad ludźmi. Ludzie mogą źle uczynić, bo są ludźmi i podlegają temu wszystkiemu, ale prawo powinno być oparte na niewzruszonych zasadach sprawiedliwości.</u>
          <u xml:id="u-63.32" who="#TomaszNocznicki">Dlatego, jeżeli ja tu ośmielam się w Wysokim Senacie mówić o tem, że wielka oświata, szkoły 7 klasowe na wsi są koniecznie potrzebne, to tak jest. Pewnie, żeśmy tego nie mogli robić w domu niewoli, pewnie, że w ciągu tych 12 lat niepodległe Państwo Polskie może jeszcze uczynić tego nie mogło, ale z każdym rokiem, z każdym miesiącem powinniśmy do tego ideału dążyć i niech jeden minister drugiemu nie zalewa tego wielkiego ogniska. Niech minister od policji pilnuje policji, a nie wtrąca się p. Ministrowi Oświaty w jego interesy i do jego resortu. Niech mu nie przekreśla podania uczciwych ludzi z danego powiatu, którzy chcą stworzyć wielką oświatę, dlatego, że tam się znalazło 2, 3, 4, czy jeden szkodnik, i minister dygnitarz przyłącza się nie do poczciwych ludzi, tylko właśnie do tych szkodników. To jest niedobre i to jest bolesne i tego być nie powinno.</u>
          <u xml:id="u-63.33" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-64">
          <u xml:id="u-64.0" who="#MichałHałuszczyński">Głos ma s. Evert.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-65">
          <u xml:id="u-65.0" who="#LudwikJózefEvert">Wysoka Izbo! Przed południem s. Kamieniecki podzielił społeczeństwo na trzy grupy i mówił, że pierwszą grupę stanowią ci, którzy swoje klasowe interesy, interesy swoich poszczególnych grup społecznych stawiają na pierwszem miejscu. Określił ich mianem egoistów. Potem jest druga grupa, która potrafi podporządkować swój interes interesowi większości, interesowi ogółu i tę grupę scharakteryzował, jako grupę altruistyczną, jako grupę państwową. Chcę powiedzieć, że kiedy słucham głosów tak zwanych mniejszości narodowych, to mam zawsze wrażenie, że nasze mniejszości narodowe uważają, że w 10-leciu Państwa Polskiego, kiedy to Państwo ma jeszcze szereg problematów nierozstrzygniętych — najważniejszym problematem w Państwie są interesy tych mniejszości. Rzuciłbym pytanie, czy istotnie leży w interesie tych mniejszości narodowych, aby według kwalifikacji p. sen. Kamienieckiego zostały zaliczone do grupy pierwszej?</u>
          <u xml:id="u-65.1" who="#LudwikJózefEvert">Ta część polskiego społeczeństwa, która mnie uważa za swojego rzecznika w tej Wysokiej Izbie, potrafiła przez wiele lat — mogę to powiedzieć bez pyszałkowatości — podporządkować swoje interesy interesom całości. Są coprawda tacy wśród nas, którzy twierdzą, że protestantyzm polski źle na tem wyszedł. Są i tacy, którzy twierdzą, że tak głośno głoszone hasło polskiej tolerancji religijnej jest tylko frazesem, który jest używany, kiedy to jest potrzebne, stosowany tam, gdzie to jest potrzebne, ale jako zasada lekceważona tam, gdzie można to zlekceważyć. Ja nie należę ani do pierwszej, ani do drugiej grupy, ja tylko referuję odcienie myśli ewangelickiej.</u>
          <u xml:id="u-65.2" who="#LudwikJózefEvert">Nie miałem zamiaru przemawiać przy budżecie Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Nie miałem zamiaru przemawiać dlatego, że, powiem otwarcie, straciłem wiarę w to, ażeby elementarne postulaty polskiego protestantyzmu znajdowały zrozumienie tak w Izbie sejmowej, jak i w Senacie. Żeby nie być gołosłownym, powiem, że czekamy 10 lat na to, aby nie były unieważniane w konsystorzu katolickim małżeństwa mieszane, zawarte w obliczu prawa państwowego w Kościele Ewangelickim. Czekamy nadaremnie na to, aby z funduszów państwowych podatkowych były przydzielane kościołowi naszemu te sumy, które się nam należą. My możemy skwitować z tych sum zupełnie, ale dopóki sumy z podatków przydzielane są dla innych kościołów, mamy prawo, abyśmy byli w imię tolerancji, w imię równouprawnienia traktowani jednakowo. Nie miałem zamiaru mówić, i jeżeli przemawiam, to dlatego, że zmusiły mnie do tego okoliczności. Ja też. jak i moi przedmówcy, chcę spełnić swój obywatelski obowiązek i chcę poruszyć najmodniejszą dziś sprawę, to jest sprawę tak zwanego wychowania religijnego. Jeżeli w prasie i z tej wysokiej trybuny podnosi się konieczność religijnego wychowania młodzieży, to ja nie mogę tego inaczej zrozumieć, jak skargę, że w Polsce niema rzekomo religijnego wychowania, bo rzecz naturalna, gdyby to wychowanie religijne było, to nie byłoby głosów wołających o to wychowanie religijne.</u>
          <u xml:id="u-65.3" who="#LudwikJózefEvert">Otóż pytam się, czy te zarzuty są istotnie usprawiedliwione? Konstytucja nasza zawarowywa wychowanie religijne młodzieży. We wszystkich szkołach publicznych wykładana jest religia włącznie do klasy 8-ej. Poszliśmy tak daleko nawet, że młody człowiek nie może otrzymać matury, o ile nie ma stopnia z rejigji. W naszych kościołach odbywają się nabożeństwa. Gdzie są objawy jakiegokolwiek ucisku religijnego? Czy można poważnie mówić o tem, że Rząd, ewentualnie obecny Minister, walczy z religia? Tu nie chodzi w tej debacie o religijność, tu nie chodzi o religijne wychowanie. Ja dam przykład. Przez nas wszystkich wielce szanowany p. sen. Głabiński przytaczał bona fide rzekome przemówienie jakiegoś dyrektora seminarium, który miał się wyrazić, że trzeba przepalić wszystkie rupiecie religii. P. sen. Głąbiński, jeszcze raz powtarzam, przytaczał bona fide to, co czytał, następnego jednak dnia, zdaje mi się, p. sen. Gliwic z dokumentem w ręku zaprzeczył podobnemu ustępowi przemówienia. To są sposoby, jakimi się walczy i jakimi się chcę wywołać wrażenie, że coś jest, czego niema.</u>
          <u xml:id="u-65.4" who="#LudwikJózefEvert">Proszę Panów, tu nie chodzi o religię, ale chodzi o rzecz inną, chodzi o to, aby kościół zapanował nad Państwem.</u>
          <u xml:id="u-65.5" who="#komentarz">(S. ks. Kasprzyk: W czyjem imieniu Pan przemawia, czy w imieniu Klubu B. B.?)</u>
          <u xml:id="u-65.6" who="#LudwikJózefEvert">Przemawiam we własnem imieniu.</u>
          <u xml:id="u-65.7" who="#komentarz">(Głos: Niech Pan nie podsuwa tych rozmaitych intencji.)</u>
          <u xml:id="u-65.8" who="#LudwikJózefEvert">Chcę przypomnieć, że wszędzie tam, gdzie kościół był na usługach państwa, to się kończy tak, jak w Rosji. Tam kościół był sponiewierany i religia była sponiewierana. Nie może być kościół na usługach państwa, ale nie może też być państwo na usługach kościoła.</u>
          <u xml:id="u-65.9" who="#LudwikJózefEvert">P. senator-referent w swoim bardzo wyczerpującym i naogół obiektywnym referacie na str. 4 pisze: „Warując dla polskiej mowy we wszystkich przejawach życia państwowego, a zatem i w szkolnictwie, pełny walor i znaczenie, zachowując dla Katolickiego Kościoła pełny wpływ na szkolnictwo, i t. d. i t. d”. Czyli chodzi o to, aby kościół, jeden kościół, miał wpływ na szkolnictwo w całem Państwie.</u>
          <u xml:id="u-65.10" who="#komentarz">(S. Tullie: Tylko dla katolików.)</u>
          <u xml:id="u-65.11" who="#LudwikJózefEvert">My nie mamy w Polsce szkół wyznaniowych, a więc katolickich, ewangelickich, czy żydowskich — mamy szkoły ogólno-państwowe, lub prywatne. Nie mogę inaczej rozumieć tego ustępu, jak tylko jako tendencję, żeby Kościół R.-Katolicki wywierał przemożny wpływ na szkolnictwo w całem Państwie. Panowie czytają gazety, Panowie czytają prasę i wiedzą, że podnosi się cała walka przeciw Ministrowi nie o to, co on robi, ale dlatego, że podobno — mnie to nie interesuje — nie należy on do Kościoła Rzymsko-Katolickiego. W tej chwili chodzi więc o coś ważniejszego, aniżeli budżet, lub też osoba obecnego Ministra. W tej chwili chodzi o walkę dwóch światów, dwóch światopoglądów...</u>
          <u xml:id="u-65.12" who="#komentarz">(Głos na lewicy: Słusznie.)</u>
          <u xml:id="u-65.13" who="#LudwikJózefEvert">...chodzi o walkę wstecznictwa XVIII wieku i chciwego władzy klerykalizmu bez różnicy kościoła z ideą wolności sumienia i z ideą wolnego ducha ludzkiego. Chodzi o to, jaką treścią mają być wypełnione te dwa piękne i niewątpliwie dla wszystkich nieomal członków tej Izby drogie hasła: hasło narodu i hasło religii. Czy te hasła mają być wyrazem skrajnego szowinizmu w jednym kierunku i zgubnego fanatyzmu, czy też naród i religia mają być pojmowane tak, jak nas o tem nauczali najwięksi wieszcze i mężowie stanu doby przeszłej i obecnej. Czy młodzież nasza ma być wychowana w smutnej tradycji XVIII wieku na kulcie zbrodni, wykonywanych rzekomo w imię religii i dla dobra narodu? Wspomnę przy tej sposobności atmosferę, otaczającą fakt zamordowania pierwszego konstytucyjnego Prezydenta Rzeczypospolitej. Czy w szkole będzie wiał duch patriotyzmu i religijności na miarę i na wzór najkulturalniejszych narodów współczesnych?</u>
          <u xml:id="u-65.14" who="#komentarz">(Głos: I naszych tradycji.)</u>
          <u xml:id="u-65.15" who="#LudwikJózefEvert">„Warując dla polskiej mowy we wszystkich przejawach życia państwowego, a zatem i w szkolnictwie, pełny walor i znaczenie, zachowując dla Katolickiego Kościoła pełny wpływ na szkolnictwo, i t. d. i t. d.”. Czyli chodzi o to, aby kościół, jeden kościół, miał wpływ na szkolnictwo w całem Państwie.</u>
          <u xml:id="u-65.16" who="#komentarz">(S. Tullie: Tylko dla katolików.)</u>
          <u xml:id="u-65.17" who="#LudwikJózefEvert">My nie mamy w Polsce szkół wyznaniowych, a więc katolickich, ewangelickich, czy żydowskich — mamy szkoły ogólnopaństwowe, lub prywatne. Nie mogę inaczej rozumieć tego ustępu, jak tylko jako tendencję, żeby Kościół rz.-katolicki wywierał przemożny wpływ na szkolnictwo w całem Państwie. Panowie czytają gazety, Panowie czytają prasę i wiedzą, że podnosi się cała walka przeciw Ministrowi nie o to, co on robi, ale dlatego, że podobno — mnie to nie interesuje — nie należy on do Kościoła Rzymsko-Katolickiego. W tej chwili chodzi więc o coś ważniejszego, aniżeli budżet, lub też osoba obecnego Ministra. W tej chwili chodzi o walkę dwóch światów, dwóch światopoglądów...</u>
          <u xml:id="u-65.18" who="#komentarz">(Głos na lewicy: Słusznie.)</u>
          <u xml:id="u-65.19" who="#LudwikJózefEvert">...chodzi o walkę wstecznictwa XVIII wieku i chciwego władzy klerykalizmu bez różnicy kościoła z ideą wolności sumienia i z ideą wolnego ducha ludzkiego. Chodzi o to, jaką treścią mają być wypełnione te dwa piękne i niewątpliwie dla wszystkich nieomal członków tej Izby drogie hasła: hasło narodu i hasło religii. Czy te hasła mają być wyrazem skrajnego szowinizmu w jednym kierunku i zgubnego fanatyzmu, czy też naród i religia mają być pojmowane tak, jak nas o tem nauczali najwięksi wieszcze i mężowie stanu doby przeszłej i obecnej. Czy młodzież nasza ma być wychowana w smutnej tradycji XVIII wieku na kulcie zbrodni, wykonywanych rzekomo w imię religii i dla dobra narodu? Wspomnę przy tej sposobności atmosferę, otaczającą fakt zamordowania pierwszego konstytucyjnego Prezydenta Rzeczypospolitej. Czy w szkole będzie wiał duch patriotyzmu i religijności na miarę i na wzór najkulturalniej szych narodów współczesnych?</u>
          <u xml:id="u-65.20" who="#komentarz">(Głos: I naszych tradycji.)</u>
          <u xml:id="u-65.21" who="#LudwikJózefEvert">Mówię dlatego o młodzieży, że niedawne to czasy kiedy na Zjeździe Związku Polskiej Młodzieży Akademickiej powzięto rezolucję, że profesorem uniwersytetu może być tylko katolik, a wykłady uniwersyteckie nie mają niczem przeczyć dogmatom Kościoła Rzymsko-Katolickiego. To głosi młodzież akademicka. Nie łudźmy się zatem. Dziś jest źle. Młodzież akademicka w znacznej części daleka jest od zdrowego pojmowania tych dwóch haseł. Rządy pomajowe są pod tym względem obarczone pewną winą niedocenienia i zaniedbania tej dziedziny. Dlatego przyszłość, a przyszłością jest młodzież, przedstawia się dla naszej ideologii...</u>
          <u xml:id="u-65.22" who="#komentarz">(S. ks. Kasprzyk: Dobrze Pan mówi: pańskiej.)</u>
          <u xml:id="u-65.23" who="#LudwikJózefEvert">...a co najważniejsze, dla dobra Państwa, jak my je pojmujemy, w ciemnych barwach. Mnie wolno jest mieć moją ideologię, a Księdzu swoją. Wiele się dziś mówi i pisze szczerze, lub nieszczerze, i obłudnie o obronie demokracji. W walce, która rozgorzała z powodu obecnego kursu Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego decydują się losy demokracji. Bez wychowania młodego pokolenia, a przeto i narodu, w duchu wolności i postępu, demokracja opierać się musi nie na uświadomieniu, lecz tylko na niezadowoleniu mas i na demagogii przywódców. Taka demokracja prowadzi zarówno na wsi, jak i w mieście do bolszewizmu. Sądzę, że żadne chwilowe nakazy, czy nawet sukcesy taktyczne nie mogą usprawiedliwić neutralności, nie mówiąc już o czemś gorszem, w tej zasadniczej sprawie. Rządy nawet najsilniejszych ministrów, nawet najbardziej niesympatycznie j szych przeminą, ale pozostanie walka ideowa, pozostaną stronnictwa, które w imię swoich programów i, jak wierzę, uczciwych przekonań, tę walkę prowadzą. W walce o obecny kurs Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego linia frontu nie pokrywa się chwilowem oraz naturalnem ugrupowaniem stronnictw, lecz przechodzi poprzez całą Izbę, apelując do wszystkich postępowych republikanów i szczerych demokratów o obronę tego, co stanowi podstawę i przyszłość demokracji. Demokracja to wolność, także wolność szkoły od władzy zachłannego kleru, który w tym wypadku nie jest rzecznikiem religii, ani nawet kościoła, lecz partii politycznej, lub partii społecznej. Ufam, że nie damy kulturalnemu światu przykrego widowiska triumfu w Odrodzonej Polsce ducha wstecznictwa i fanatyzmu i że Polska nie pozostanie w Europie jedynem państwem, które chcę być zaściankiem ducha i mroczną kolonią średniowiecza.</u>
          <u xml:id="u-65.24" who="#komentarz">(S. ks. Kasprzyk: Co Pan plecie? Oklaski na lewicy.)</u>
          <u xml:id="u-65.25" who="#LudwikJózefEvert">Ufam, że ideał wolności i demokracji, którego szermierzem jest p. Minister Czerwiński, znajdzie skuteczną obronę w obydwóch Izbach naszego parlamentu.</u>
          <u xml:id="u-65.26" who="#LudwikJózefEvert">P. referent budżetu na posiedzeniu Komisji Skarbowo-Budżetowej zakończył swój referat cytatą z Pisma Świętego i powiedział, że teraz nam pozostaje: wiara, nadzieja i miłość. Proszę Panów, my, ja mówię my — my protestanci polscy, my wierzymy w Boga i wierzymy w sprawiedliwość Boską. My, protestanci polscy, mamy nadzieję, że genjusz narodu polskiego poprowadzi naród po drodze postępu, a co do miłości, to chcielibyśmy się doczekać tej miłości od Panów.</u>
          <u xml:id="u-65.27" who="#komentarz">(Oklaski na lewicy i w centrum.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-66">
          <u xml:id="u-66.0" who="#MichałHałuszczyński">Głos ma s. Rubinsztein.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-67">
          <u xml:id="u-67.0" who="#IzaakIcekRubinsztein">Proszę Wysokiej Izby! Rozpatrujemy budżet Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego na ostatniem miejscu i to przy niemal pustej sali Senatu. Czy nie jest to znamienne dla tego miejsca, które oświata w Polsce zajmuje? Co do Żydów, muszę skonstatować ze smutkiem i z bólem, że ten symbol znamienny odpowiada rzeczywistości, że potrzeby oświatowe Żydów są traktowane przez Rząd i parlament, jako kwestie rzędu najostatniejszego.</u>
          <u xml:id="u-67.1" who="#IzaakIcekRubinsztein">Nie jest wielką przyjemnością, proszę Panów, rok rocznie przed Panami z tej wysokiej trybuny powtarzać te same żale, te same skargi na nieuwzględnione żądania, na niezaspokojone potrzeby w dziedzinie wyznania oświaty. Nie mam, proszę Panów, też możności szczegółowo zastanawiać się nad temi sprawami dla krótkości rozporządzalnego czasu, ale niema potrzeby czynić tego po pierwsze dlatego, że straciliśmy wiarę, że nasze utyskiwania i żale mogą tu do celu doprowadzić, a po drugie, jestem przekonany, że wszystkim Panom są znane nasze skargi i żale z dyskusyj budżetowych z lat poprzednich, bo już te żale podnosimy po raz siódmy z tej wysokiej trybuny, a z trybuny Sejmu po raz 11. Więc nie potrzebuję dla uwypuklenia tego smutnego obrazu krzywdy i upośledzenia wymieniać wszystkich szczegółów, ale postaram się krótko streścić te żale, które Panowie zachowaliście zapewne w pamięci z poprzednich lat.</u>
          <u xml:id="u-67.2" who="#IzaakIcekRubinsztein">W dziedzinie wyznań jesteśmy upośledzeni i upokorzeni. Wszystkie wyznania są utrzymywane przez Państwo i w preliminarzu budżetowym znajdujemy szczegółowy wykaz etatów osób i instytucyj z wydatkami rzeczowemi i osobowemi. Jedyny wyjątek stanowią Żydzi. Prawda, Żydzi otrzymują dwieście kilkadziesiąt tysięcy, z których jednak trzeba odliczyć kwotę, asygnowaną na seminarium, która ma być odniesiona do innego całkiem rozdziału budżetu. To wynosi 4 grosze na głowę wyznawcy, podczas gdy wyznanie katolickie otrzymuje złoty kilkadziesiąt groszy na głowę, prawosławne — około złotego, pokrzywdzeni ewangelicy — 35 groszy na głowę, a mahometanie i karaimi — całkowite utrzymanie, tylko Żydzi stanowią jedyny upokarzający, krzywdzący wyjątek. Panom jest wiadome z poprzednich lat, że mamy szerokie i rozgałęzione szkolnictwo, założone przez społeczeństwo żydowskie i przez to społeczeństwo utrzymywane.</u>
          <u xml:id="u-67.3" who="#IzaakIcekRubinsztein">Według sprawozdania Ministerstwa z r. 1925, mamy w tem t. zw. prywatnem, a w istocie rzeczy społecznem, bo przez społeczeństwo utrzymywanem szkolnictwie, 50.000 dzieci żydowskich. Jeśli do tego dodać jeszcze ostatnio przez Ministerstwo uznane t. zw. szkoły religijne, zwalniające też od przymusu szkolnego, to otrzymamy przynajmniej 100.000 dzieci. Według tego samego sprawozdania nauka dziecka w szkole kosztuje Państwo 70 zł. rocznie, oprócz wszystkich innych świadczeń i wydatków, a więc Państwo, które musi dostarczyć szkoły bezpłatnie wszystkim obywatelom, zaoszczędza na naszem szkolnictwie przynajmniej 7.000.000 zł. Wzamian nic nie otrzymujemy z istniejącego specjalnego dodatku 25% do podatku przemysłowego na rzecz szkół zawodowych, uiszczanego przeważnie przez Żydów. Dla naszego szkolnictwa zawodowego prawie nic nie otrzymujemy, z wyjątkiem niektórych szkół zawodowych z językiem wykładowym polskim.</u>
          <u xml:id="u-67.4" who="#IzaakIcekRubinsztein">Skarb Państwa nie tylko nam nie daje na utrzymania szkół, ale naszym szkołom Ministerstwo nie daje również praw. Nasze szkoły średnie, przez Żydów utrzymywane, pozostają bez praw i absolwenci tych szkół zmuszeni są udawać się na studia zagranicę. Nie tylko praw się nam odmawia, ale odmawia się też udzielenia koncesyj. Staramy się o koncesje na kursa dokształcające, będące dla nas teraz kwestią żywotną wobec srogiej ustawy przemysłowej, i tych koncesyj nie otrzymujemy.</u>
          <u xml:id="u-67.5" who="#IzaakIcekRubinsztein">Przypuszczam, że Panowie uświadamiają sobie, jakie rozgoryczenie i jakie zwątpienie takie ustosunkowanie się Rządu do naszych najżywotniejszych potrzeb w dziedzinie życia duchowego wywołuje w zrujnowanem gospodarczo i przytłoczonem ciężarami podatkowemi społeczeństwie żydowskiem. Przypuszczam też, że Panowie się zgodzicie, że taki stosunek nie odpowiada wymaganiom uczciwego sumienia zrujnowanej gospodarczo i zrozpaczonej ludności. Proszę Panów, znając dokładnie ścisłość tego rachunku arytmetycznego, nikt z decydujących czynników nie robi jednak rachunku sumienia, czy należy budować moc Państwa, jaką daje mu budżet, na krzywdzie i wyzyskiwaniu tak poważnej części obywateli.</u>
          <u xml:id="u-67.6" who="#IzaakIcekRubinsztein">Podczas rozpatrywania budżetu oświaty na komisji powołałem się na enuncjacje p. Ministra w Wilnie i w Sejmie i dałem wyraz życzeniu, żeby p. Minister zechciał tę zapowiedź wkroczenia na nowe drogi zastosować także i do życia duchowego Żydów.</u>
          <u xml:id="u-67.7" who="#IzaakIcekRubinsztein">P. Minister mianowicie po raz pierwszy w odrodzonej Polsce — chcę to podkreślić — zdobył się na śmiałe i doniosłe na nasze warunki oświadczenie publiczne, że w sprawowaniu swojego wysokiego urzędu nie będzie się powodował względami politycznemi, lecz jedynie nakazami uczciwego sumienia. Jestem pewien, że zarówno p. Minister, jak i wszyscy moi koledzy tutaj się zgodzą, że dopiero co nakreślony przezemnie bardzo smutny obraz ustosunkowania się do nas, obraz pełen krzywdy i upośledzenia, nie odpowiada wymogom sumienia w sensie słuszności, sprawiedliwości, o których mój szanowny przedmówca tak długo się rozwodził.</u>
          <u xml:id="u-67.8" who="#IzaakIcekRubinsztein">Proszę Panów, gdyby nawet liczono się nie z wymaganiami sumienia, tylko ze względami politycznemi, których p. Minister obiecał w swoim resorcie zaniechać, ale ze względami, Panie Ministrze, mądrej polityki państwowej istotnej racji stanu, to ten stosunek byłby całkiem inny, bo mądra polityka stanu powinna pozyskać wszystkie siły nurtujące społeczeństwo, wszystkie idee i dążności, ożywiające to społeczeństwo, a płynące w łożysku równoległem z ideą państwową. Albowiem, ja chcę to podkreślić, dążności narodowe współczesnych społeczeństw są walorami, są potęgami rzeczywistemi, których w żaden sposób nie uda się zlekceważyć, nie uda się nie tylko zniszczyć i unicestwić, ale nawet stłumić i obezwładnić.</u>
          <u xml:id="u-67.9" who="#komentarz">(Marszałek obejmuje przewodnictwo.)</u>
          <u xml:id="u-67.10" who="#IzaakIcekRubinsztein">Tem bardziej, proszę Panów, to jest prawda w stosunku do Żydów, bo nie jesteśmy kulturalnymi dorobkiewiczami powojennymi, jesteśmy starym narodem kulturalnym, z 40-wiekową kulturą historyczną» duchową, którą przenieśliśmy przez wszystkie tortury i piekła. Nie damy sobie tej kultury wydrzeć i teraz.</u>
          <u xml:id="u-67.11" who="#IzaakIcekRubinsztein">Proszę Panów! Gdy przysłuchujemy się wywodom p. Ministra i p. referenta, zdumiewamy się, o co właściwie sprzeczamy się? P. referent dzisiaj nam powiedział: „ Pragniemy, by szkolnictwo u nas zapewniło młodzieży, należącej do innych narodowości i wyznania, całkowitą możność nauki w ich języku i wychowania w przepisach ich wierzeń”. Podpisujemy się pod tem oświadczeniem p. referenta. Tembardziej podpisujemy się pod doniosłą enuncjacją p. Ministra, którą wygłosił w Wilnie, że nie chcę wynaradawiać narodów, zamieszkujących Polskę, a chcę jedynie, jak powiedział: by narówni z pracą, przedstawicieli tych narodów dla swych ściślejszych społeczeństw łączyły i pracę dla wychowania obywatelskiego w Polsce. P. Minister w ten sposób wysuwa tę samą tezę, tę samą koncepcję, którą zacytował nam dzisiaj p. referent: civis polonus natione judeus. Albowiem państwowość i narodowość nie są pojęciami identycznemu tak samo, jak zbiorowość i jednostka, kolektywizm i indywidualizm, z których każde ma swój świat interesów i dążeń, znajdujących się wprawdzie w różnych centrach, obracających się jednak w jednem i tem samem kole. A więc miarodajne czynniki władzy uznają, iż ta droga jest jedynie właściwa i zbawienna, droga łączenia w jedną harmonijną całość tych dwóch zasad wychowania obywatelskiego i narodowego każdego obywatela, niezależnie do jakiej narodowości należy. Ale tu zachodzi pytanie, dlaczego Panie Ministrze, jeżeli niema sprzeczności między nami, jeżeli Pan sam przyznaje, że wszystkie narodowości, zamieszkujące Polskę, mają prawo pielęgnowania swojej kultury, swojego języka, mają prawo wychowywania swoich dzieci w swojej religii, dlaczego Ministerstwo nie przejmuje na utrzymanie Państwa już istniejącego rozgałęzionego szkolnictwa żydowskiego, które z taką ofiarnością, poświęceniem, z takiem zaparciem społeczeństwo żydowskie teraz dźwiga na swoich zmęczonych i wyczerpanych barkach?</u>
          <u xml:id="u-67.12" who="#IzaakIcekRubinsztein">Wystarczy jeden wgląd w preliminarz budżetowy, jedno spojrzenie na otaczającą rzeczywistość, ażeby przekonać się, że te wszystkie tak uskrzydlające wyobraźnię, tak doniosłe hasła, szczytne słowa p. Ministra w górnym swym polocie zawisły w powietrzu, nie dotykając ziemi i jako duch nieobleczony w szatę ciała błądzą w przestrzeniach nadziemskich, w czyn niewcielone. Mimowoli nasuwa się pytanie, dlaczego p. Minister nie daje przykładu takiego harmonijnego skojarzenia pierwiastka obywatelskiego i narodowego w wychowaniu publicznem? Dlaczego nie utrzymuje i nie upaństwawia już istniejących szkół, temu zadaniu odpowiadających?</u>
          <u xml:id="u-67.13" who="#IzaakIcekRubinsztein">Słowo p. Ministra nie było logosem. Cytowali dwaj moi przedmówcy biblię, wypada, żebym i ja się powołał na nią, a mianowicie na samą genesis świata. Stwórca stworzył wszechświat zapomocą logosu, chociaż mógł stworzyć go tylko jedynie swą wolą, ale użył logosu, ażeby nauczyć człowieka, perłę stworzenia, że słowo ma być czynnie twórcze, bo słowo nie twórcze, nie powodując czynu, nie ma wartości.</u>
          <u xml:id="u-67.14" who="#IzaakIcekRubinsztein">I dlatego my żądamy, tak od Rządu, jak i od parlamentu, żeby ta zapowiedź, którą słyszeliśmy, została wcielona w czyn i wprowadzona w życie.</u>
          <u xml:id="u-67.15" who="#IzaakIcekRubinsztein">Słyszeliśmy od p. Ministra jeszcze jedno doniosłe i uznania godne oświadczenie. P. Minister mianowicie oświadczył w Sejmie, że nie pozwoli religii wynosić na targ publiczny. Nie wiem, jak społeczeństwo polskie ustosunkuje się do tego powiedzenia p. Ministra. Wiemy, że jest różnica zdań, bo p. Minister wywołał przeciw sobie takie niezadowolenie, że zgłoszony jest z tego powodu przeciw niemu wniosek nieufności. Ale ja muszę zapewnić p. Ministra, że to jego doniosłe powiedzenie wywołało jednomyślne zadowolenie i uwielbienie całego społeczeństwa żydowskiego. Mamy, Panie Ministrze, tylko jedną wątpliwość, czy p. Minister pod tym względem nie zrobi wyjątku w stosunku do Żydów, tak samo, jak stanowimy wyjątek co do naszego szkolnictwa. I jedynem naszem życzeniem jest, żeby p. Minister najbardziej bezwzględnie i najbardziej konsekwentnie tę zasadę zastosował do społeczeństwa żydowskiego. Tego społeczeństwo żydowskie sobie życzy w przygniatającej swej większości, może z wyjątkiem jednostek.</u>
          <u xml:id="u-67.16" who="#IzaakIcekRubinsztein">Ale proszę Panów, my mamy smutne pod tym względem doświadczenie i dlatego, Panie Ministrze, zastrzegamy się stanowczo przeciw wynoszeniu spraw religijnych na targ polityczny przez kogokolwiek i przeciwko używaniu autorytetu religii dla politycznych celów doczesnych. Zresztą takie popędy nie mają żadnego powodzenia, żadnego skutku w społeczeństwie żydowskiem, jak można było się przekonać po niefortunnych próbach, przez pewne sfery wpływowe pod tym względem robionych. Sprawy wyznaniowe nie mogą być przedmiotem targu i wymiany usług, a mają być rozstrzygane i załatwiane jedynie przez samorząd wyznaniowy w postaci gmin żydowskich, który powinien być samorządzącą się instytucją i nie powinien ulegać żadnym wpływom obcym, a tem bardziej względom politycznym. Żądamy, ażeby p. Minister i naszych spraw wyznaniowych nie pozwalał na targ polityczny wynosić.</u>
          <u xml:id="u-67.17" who="#IzaakIcekRubinsztein">Za ten smutny stan rzeczy ponoszą wspólną odpowiedzialność Rząd i parlament, bo żaden z nich nie robi starań o usunięcie tych krzywd. Współżycie między Rządem a Sejmem nie jest takie sielskie anielskie, a jednak w kwestii żydowskiej istnieje między nimi wzruszająca jednomyślność. Wielu z Panów w głębi duszy, a nawet tego nie skrywają w rozmowach prywatnych, uważają, że taki stosunek do najżywotniejszych potrzeb duchowych i żywotnych jest nierozumnym i niecelowym, ale gdy się tutaj spotykają na forum publicznem, są opętani niewymownym lękiem przed najmniejszem posunięciem w tej sprawie. Na tę słabość cierpi parlament w całości, na tę słabość cierpi Rząd, bo od trzech lat mamy rządy pomajowe, które mają pełną władzę w swych rękach, a dla kwestii żydowskiej nic nie zrobiono.</u>
          <u xml:id="u-67.18" who="#IzaakIcekRubinsztein">Pamiętam, że w roku 1905 podczas pierwszej rewolucji w Rosji, ówczesny premier rosyjski Witte powiedział: nieszczęściem naszem jest, że nie mamy człowieka, któryby miał odwagę czynu, któryby się nie liczył z niechęcią otoczenia do nowych zapowiedzianych dróg. Szczęściem Polski będzie, jeżeli będzie miała człowieka, któryby śmiał te wzniosłe hasła demokracji, wolności i równości w życie wcielić, nie zważając na otaczającą niechęć.</u>
          <u xml:id="u-67.19" who="#IzaakIcekRubinsztein">Czekamy na ten czas, kiedy te hasła, które zostały u nas po raz pierwszy obecnie podniesione, zostaną w stosunku do Żydów w życie wcielone. Tymczasem za budżetem, który nas wyzyskuje i nic nam nie daje, oczywiście głosować nie możemy.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-68">
          <u xml:id="u-68.0" who="#JulianSzymański">Zwracam się do Panów Senatorów, zapisanych do głosu, z prośbą, żeby byli łaskawi ograniczać czas swoich przemówień, żeby mieli wzgląd nie tylko na salę, ale i na biuro stenograficzne, które z powodu małego składu jest nazbyt przemęczone pracą.</u>
          <u xml:id="u-68.1" who="#JulianSzymański">Głos ma s. Jabłonowski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-69">
          <u xml:id="u-69.0" who="#WładysławJabłonowski">Wysoka Izbo! Żebym nie zapomniał, chcę odrazu parę słów odpowiedzieć p. sen. Evertowi. Przykro mi bardzo, ale p. sen. Evert widocznie nie czyta wydawnictw swojej księgarni „Evert, Trzaska i Michalski. Gdyby się zajął zwłaszcza wydawnictwem ostatniem, literaturą powszechną, toby może tego, co tutaj powiedział o obskurantyzmie średniowiecza i Kościoła Katolickiego, nie wypowiedział w taki sposób, który nam przypomina różne podręcznikowe sposoby i oklepanki, o tego rodzaju poważnych zagadnieniach naukowych. Księgarnia ta wydaje znakomitą literaturę powszechną i tam jest w jednym z ostatnich zeszytów prof. Porębowicza praca o literaturze łacińskiej średniowiecznej i to radziłbym p. Senatorowi przeczytać, wówczas może tego rodzaju argumentów i dowodów w sprawie obskurantyzmu średniowiecza i Kościoła Katolickiego nie słyszelibyśmy.</u>
          <u xml:id="u-69.1" who="#WładysławJabłonowski">Kościół Katolicki w średniowieczu ma tę jedną wielką zasługę i przewagę, że był sprawcą niebywałej jedności ówczesnych społeczeństw chrześcijańskich, jedności duchowej, czem żadna epoka późniejsza się już nie wyróżnia, a zwłaszcza nie wyróżnia się tem nasza epoka współczesna, która dzieli się nietyle na podstawie ducha, ile na podstawie materii. Współczesne społeczeństwa chrześcijańskie są podzielone naftą, żelazem, węglem i to jest obskurantyzm i to jest uwstecznianie i ci zwłaszcza, którzy opierają się na tych podstawach materii, są większymi obskurantami, niż ci, którzy w średniowieczu reprezentowali życie świata chrześcijańskiego.</u>
          <u xml:id="u-69.2" who="#komentarz">(Oklaski na prawicy.)</u>
          <u xml:id="u-69.3" who="#WładysławJabłonowski">Teraz, Wysoka Izbo, przechodzę do właściwego tematu. Uwaga opinii publicznej skupiała się ostatniemi czasy na licznych przemówieniach i wystąpieniach p. Ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, zarówno jak i na niektórych zarządzeniach ministerialnych. Opinia publiczna niepokojona była i dotychczas się niepokoi między innemi tem, że Ministerstwo znajduje się w stałym zatargu z rozmaitemi sferami i grupami społecznemi, w zatargu, który wprawdzie istniał przed p. Ministrem Czerwińskim ale który zwiększył się z chwilą, gdy on objął tekę Ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Świadczyć o tem mogą liczne protesty, jakie wywołuje działalność Ministerstwa. Protestują najrozmaitsze sfery, protestują komitety rodzicielskie, protestują fachowi pedagogowie, dostojnicy kościoła, protestuje ludność katolicka tu i owdzie, protestuje młodzież ucząca się. Ministerstwo natomiast woli ten ustawiczny zatarg, aniżeli zadośćuczynienie słusznym reklamacjom protestujących. Wprawdzie p. Minister Czerwiński oświadczył niedawno w Sejmie, że Minister Oświaty w Polsce istnieje dla wszystkich obywateli, jednakże w rzeczywistości tak nie jest, a ta piękna zasada „ojcowskiego” — że tak powiem — stosunku do wszystkich obywateli stosowana nie jest do licznych kategoryj obywateli. Nasamprzód nie jest stosowana do obywateli zależnych bezpośrednio od Ministerstwa, mianowicie nauczycieli, kierowników szkół, dyrektorów. Rugi bowiem, jakie istniały, trwają wciąż i w większości wypadków nie mają nic wspólnego z t. zw. dobrem szkoły. Mogę się tu powołać na szereg wypadków, zresztą bardzo znanych, jak usunięcie ze stanowiska dyrektora szkoły Stefana Batorego, p. Rudzkiego, szkoły znakomicie zorganizowanej i postawionej przez niego na wysokim poziomie, jak usunięcie również dr. Missona z Brzeska, dyrektora gimnazjum państwowego, a między innemi ostatnio jak przeniesienie w stan nieczynny dyrektora gimnazjum państwowego w Bydgoszczy, dr. Stróżewskiego. Otóż ci wszyscy ludzie, a zwłaszcza dyrektor Rudzki i dr. Stróżewski są ludźmi niesłychanie zasłużonymi dla tych szkół, które oni organizowali i które postawili na wysokim poziomie, jednakże traktuje się ich, po nie wiem ilu latach służby, jak szkodników i usuwa się ich w sposób bardzo kategoryczny, niemal brutalny. Otrzymałem właśnie protest komitetu rodziców w Bydgoszczy, co do usunięcia dr. Stróżewskiego.</u>
          <u xml:id="u-69.4" who="#WładysławJabłonowski">Piszą mi tak:</u>
          <u xml:id="u-69.5" who="#WładysławJabłonowski">„W Bydgoszczy zorganizował bez pomocy władz Państwowe Gimnazjum Klasyczne, objął kierownictwo tegoż i przez 10 lat prowadził zakład wzorowo, podnosząc go do wysokiego poziomu, był bezstronnym, sprawiedliwym i sumiennym wychowawcą powierzonej mu młodzieży. Nie zajmował się polityką, a całą swoją energię i wiedzę poświęcał wyłącznie wychowaniu i kształceniu młodzieży, która go też szanowała jako prawdziwego opiekuna”.</u>
          <u xml:id="u-69.6" who="#WładysławJabłonowski">Pytam się Wysokiego Senatu, czy godzi się takich ludzi w ten sposób traktować? Już nie mówiąc o pozbawianiu szkoły zasłużonego pracownika, ale wręcz dlatego, że wstrząsa się bytem materialnym tego rodzaju ludzi zasłużonych i stawia się byt ich pod znakiem niepewności, troski o rodzinę, troski wogóle o przyszłość swoją.</u>
          <u xml:id="u-69.7" who="#WładysławJabłonowski">Idąc dalej, mogę się powołać na stosunek Ministerstwa do szkół średnich prywatnych, a mam tu na względzie przyznawanie, bądź odbieranie tym szkołom praw szkół rządowych. Działalność Ministerstwa w tej mierze jest nie tylko nieoględna, ale nieraz niesprawiedliwa, krzywdząca te szkoły, jak również krzywdząca tych, którzy do nich uczęszczają, odebranie bowiem w obecnych warunkach praw prywatnym szkołom jest niemal unicestwieniem ich i przekreśleniem. Jakimi względami Ministerstwo się tu kieruje, trudno nieraz dociec. I tak w 1928/29 r. było 44 szkół, mających pełne prawa aż do odwołania, a dodać trzeba, że były one uznane za najlepsze, obecnie pozostało ich 17 — słowem zdyskwalifikowano 27. Wśród tych zdyskwalifikowanych szkół figurują stare, zasłużone, niektóre istniejące od paru wieków, znane w kraju szkoły, jak np. 0.0. Pijarów w Rakowicach pod Krakowem, Sióstr Urszulanek w Lublinie, szkoła przy seminarium diecezjalnem w Płocku, gimnazjum Słowackiego we Lwowie, a w Warszawie Szkoła Św. Stanisława, Zamojskiego, Ziemi Mazowieckiej, szkoły Rudzkiej, Walickiej, Gagatnickiej. Z innych mogę tu wymienić zakład Sióstr Benedyktynek w Przemyślu, Polskiej Macierzy Szkolnej w Bełhatowie, Brzezinach, Staszowie, Płońsku; szkoła katolicka „Przyszłość” w Warszawie, Szkoła im. Piłsudskiego w Turce n/Stryjem, szkoła polska im. Orzeszkowej w Stanisławowie i t. d.</u>
          <u xml:id="u-69.8" who="#WładysławJabłonowski">Rozejrzawszy się w tym spisie, trudno oprzeć się wrażeniu, iż dotknięte zostały niełaską Ministerstwa szkoły o wyraźnym kierunku wychowawczym — narodowym i katolickim.</u>
          <u xml:id="u-69.9" who="#WładysławJabłonowski">Jakże inaczej wygląda stosunek Ministerstwa do szkół niepolskich. Dość tu wspomnieć, że nadaje się prawa takim szkołom ruskim, jak gimnazja w Równem, Łucku i Krzemieńcu, o których Premier Bartel w swoim czasie (październik 1926 r.) wyraził się, że „gdyby były polskiemi, to kazałby je natychmiast zamknąć”, a dalej, że poraz pierwszy nadano prawa białoruskim gimnazjom w Wilnie i Nowogródku z których pierwsze zajmuje 'bezprawnie budynek podominikański, gdzie znajduje się historyczna „cela Konrada”, a przytem oddawna jest znane, jako siedlisko zdecydowanej propagandy przeciwpaństwowej. W tej to szkole przyjęto Ministra Dobruckiego obelżywą deklamacją wiersza przeciwpolskiego; stamtąd w roku ubiegłym wydalono 40 uczniów za propagandę komunistyczną.</u>
          <u xml:id="u-69.10" who="#WładysławJabłonowski">Tego rodzaju szkoły mniejszościowe obdarza się przywilejami i subwencjonuje się, nie bacząc na to, iż są to gniazda agitacji antypolskiej i że w ten sposób popiera się ruch separatystyczny, jak naprzykład wśród ludności białoruskiej, lgnącej dotychczas do szkoły polskiej i do polskości.</u>
          <u xml:id="u-69.11" who="#WładysławJabłonowski">Takie i tym podobne fakty, których jest zbyt wiele, świadczą wymownie, iż Minister Oświaty w Polsce jest nie tyle dla wszystkich obywateli, ile raczej dla pewnych ich kategoryj, z tych lub owych względów uprzywilejowanych.</u>
          <u xml:id="u-69.12" who="#WładysławJabłonowski">Gdy do tej kategorii obywateli ma się szczęście być zaliczonym, wówczas jest się popieranym i przez p. Ministra i przez podwładne mu urzędy, a to nawet w tych wypadkach, kiedy wcale nie chodzi o cele wychowawcze.</u>
          <u xml:id="u-69.13" who="#WładysławJabłonowski">Dla tak uprzywilejowanego obywatela, jakim jest np. pewien powieściopisarz, wprawia się w ruch aparat kilku kuratoriów, by zachęcać młodzież szkolną do uczęszczania na jego odczyty, bardzo wątpliwej wartości wychowawczej, a nawet sam p. Minister, narażając powagę kierownika wychowania publicznego, ryzykuje groteskową obronę wogóle twórczości beletrystycznej owego prelegenta.</u>
          <u xml:id="u-69.14" who="#WładysławJabłonowski">P. Minister poleca twórczość pisarza, który nie wiem czy pozyska kiedy szersze uznanie w narodzie, tymczasem na zjazdach oświatowych, które się odbywają pod przewodnictwem p. Ministra, np. w Łowiczu, znajdują się działacze oświatowi, którzy wyrażają radość z powodu, iż, jak utrzymują, do dzisiejszej młodzieży wiejskiej nie przemawia już Mickiewicz, ani Sienkiewicz.</u>
          <u xml:id="u-69.15" who="#WładysławJabłonowski">Gdyby to było prawdą, chociaż nie sądzę, żeby tak było — to zamiast poruszać kuratoria w celu propagandy odczytów autora, który nie jest jeszcze chlubą naszego piśmiennictwa i wątpliwą jest rzeczą, żeby nią został, byłoby raczej wskazane użyć ich wpływów, by dopomóc młodzieży wiejskiej do zrozumienia wartości utworów Mickiewicza i Sienkiewicza dla kultury narodowej.</u>
          <u xml:id="u-69.16" who="#komentarz">(Oklaski na prawicy. S. ks. Kasprzyk: U Mickiewicza niema świeżego powietrza, a u Bandrowskiego jest to świeże powietrze.)</u>
          <u xml:id="u-69.17" who="#WładysławJabłonowski">Ponieważ nadto Ministerstwo popiera poczynania oświatowe Związku Młodzieży Wiejskiej, o czem świadczy okólnik kuratorium krakowskiego z 29 października 1929 r. do inspektorów szkolnych, to i na to należałoby zwrócić baczniejszą uwagę, aby wśród tych związków mniej się uwijało takich „radosnych” działaczy, jak ten, który popisywał się na Zjeździe w Łowiczu i który mówił, że Mickiewicz jest wyrazem mieszczańsko-szlacheckiej kultury i dlatego nie przemawia do obecnej młodzieży wiejskiej.</u>
          <u xml:id="u-69.18" who="#WładysławJabłonowski">Teraz z kolei muszę poświęcić parę słów poglądom p. Ministra na stosunek religii do wychowania. Swoje credo w sprawie znaczenia religii w wychowaniu p. Minister wypowiedział niedawno w Komisji Budżetowej Sejmu w następującem lapidarnem zdaniu. „Sądzę — mówił — że religia może być w duszy człowieka wielkiem oparciem i może go zbliżać do ideałów najwyższych”. Ten młody, zastrzegający się i wymijający istotę rzeczy pogląd na stosunek religii do wychowania charakteryzuje doskonale w tej mierze ideologię p. Ministra. Jest to typowy pogląd człowieka, który zajmuje wobec religii stanowisko neutralne, „ni wrogie Bogu, ni też wierne”, jak powiada wielki poeta. Ale twórca „Boskiej Komedii” mówi dalej o tego rodzaju istotach, że „Niebo ich nie chcę, gdyż niosłoby zgubę jego piękności; piekło je wyklucza, gdyżby z nich gorsi mogli zyskać chlubę”.</u>
          <u xml:id="u-69.19" who="#WładysławJabłonowski">I słusznie, w sprawie bowiem stosunku do religii jako czynnika wychowawczego, należy być szczerym: trzeba mówić „tak”, lub „nie”, nie zaś jednocześnie „tak” i „nie”. Tego rodzaju neutralność dopuszcza wszystko i zarazem wyłącza wszystko; może być tak, albo inaczej; podstawą wychowania może być moralność religijna, ale może być także moralność racjonalistyczna, albo jeszcze co innego, np. ideał wolności jednostki ludzkiej, albo jakaś doktryna teozoficzna, lub wogóle jakaś nieokreślona abstrakcja. Na tak kruchej, chwiejnej podstawie oparte wychowanie publiczne może być tylko parodją wychowania moralnego jednostki. Taki dyletancki stosunek do najważniejszego zagadnienia wychowawczego człowieka, który decyduje o kierunku wychowania publicznego, może tylko upoważniać wszelkiego rodzaju ryzykantów do swawoli w dziedzinie wychowawczej, tj. do tego między innemi, co p. Radwan, kierownik wydziału seminariów w Ministerstwie, nazwał (na Zjeździe w Łowiczu), „przepalaniem wszelkich rupieci w nowym własnym ogniu”. Otóż tutaj chcę zauważyć pod adresem p. sen. Everta. Jeżeli p. sen. Evert chcę poznać, jak się ta rzecz rzeczywiście miała na tym Zjeździe, bo tam było bardzo dużo ciekawych rzeczy, to proszę przeczytać sobie dokładny pod każdym względem opis, w świeżo wyszłem wydawnictwie „Oświata Polska”. Tutaj Pan gorsze rzeczy znajdzie. Znajdzie Pan również bardzo piękne rzeczy, jak przemówienie prof. Limanowskiego, prof. Franciszka Bujaka, ale znajdzie Pan rzeczy, które Pana, jak sądzę, również przejmą wielką troską i zmartwieniem. To nie był dokument, to co czytał p. senator Gliwic, to nie było żadne źródło oficjalne.</u>
          <u xml:id="u-69.20" who="#komentarz">(Głos na ławach B. B.: To jest źródło oficjalne.)</u>
          <u xml:id="u-69.21" who="#WładysławJabłonowski">Sprawozdanie wspomniane jest zrobione z całym obiektywizmem. Nie wiem właściwie, w czyjem imieniu p. sen. Gliwic prostował, to ja go właśnie prostuję i twierdzę, że słowa p. Radwana przytoczono ściśle. Nawet „Robotnik” dnia 8 lutego umieści to wszystko.</u>
          <u xml:id="u-69.22" who="#WładysławJabłonowski">Nie dziw, że w tych warunkach, wśród tych „rupieci”, może się znaleźć także tradycja i religijna i narodowa. P. Minister sądzi że „religia może być w duszy człowieka wielkiem oparciem”, ale na zjazdach walnych, np. „Związku nauczycieli szkół powszechnych” uchwala się, że „religia na terenie szkoły paczy charakter dziecka”. To jest uchwała z 1928 r.</u>
          <u xml:id="u-69.23" who="#komentarz">(Głos: To jest nieprawda!)</u>
          <u xml:id="u-69.24" who="#WładysławJabłonowski">Więc serce p. Ministra chwieje się pomiędzy temi dwiema pozycjami, no i w Ministerstwie powstają prądy przychylne bardziej drugiemu z powyższych poglądów na stanowisko religii w wychowaniu.</u>
          <u xml:id="u-69.25" who="#WładysławJabłonowski">P. Minister nie ma ani czasu, ani myśli wolnej, żeby wniknąć należycie w tego rodzaju stan rzeczy. Myśl jego bowiem zaprzątnięta jest całkowicie innemi sprawami. Czemże jest ona zaabsorbowana? Czy może p. Minister stroskany jest tem, że w naszych województwach wschodnich postępuje rusyfikacja przez szkołę dzieci polskich? Czy może myśl jego zaprząta się sposobami walki z prądami komunistycznemu, ujawniającemi się w szkole; czy może z hasłami i dążeniami wrogiemi Państwu naszemu i polskości? Nie, na to wszystko p. Minister energii ducha swego nie zużywa, zachowuje ją bowiem przedewszystkiem, jak to oświadczył w mowie sejmowej, na walkę z tym kierunkiem ideowym, który reprezentuje silną i żywą świadomość narodową, a który ogarnia coraz szersze masy młodego pokolenia.</u>
          <u xml:id="u-69.26" who="#WładysławJabłonowski">I to właśnie tak martwi p. Ministra i nie daje mu spokoju, to budzi w nim zapał bojowy, aczkolwiek wyznał w Sejmie, że bez entuzjazmu przyjął ponownie tekę ministerialną.</u>
          <u xml:id="u-69.27" who="#WładysławJabłonowski">Napróżno się jednak fatygował! W tej walce bowiem z miodem pokoleniem, które broni charakteru narodowego Państwa Polskiego, broni wiary i tradycyj narodowych, chwały nie pozyska!</u>
          <u xml:id="u-69.28" who="#WładysławJabłonowski">Minister Oświaty, który dolewa wciąż oliwy do ognia, który jątrzy i pogłębia zatarg pomiędzy instytucją wychowania publicznego, a społeczeństwem, sam siebie dyskwalifikuje, jako kierownika tej instytucji.</u>
          <u xml:id="u-69.29" who="#komentarz">(Głos na ławach B. B.: Pan by chciał, żeby Minister Oświaty był księdzem katolickim. Minister nie może reprezentować Kościoła Katolickiego.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-70">
          <u xml:id="u-70.0" who="#JulianSzymański">Głos ma s. Kopciński.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-71">
          <u xml:id="u-71.0" who="#StefanKopciński">Wysoka Izbo! Nie dla obrony Ministerstwa Oświaty, przeciw któremu mam liczne i poważne zarzuty, wchodzę na tę trybunę, ale trudno mi jest, kiedy jestem już tutaj, powstrzymać się, aby nie dać świadectwa prawdzie. Kilkakrotnie mówiło się o konferencji łowickiej. Przytoczone dziś było przemówienie jednego z jej uczestników, który powiedział, że Mickiewicz nie przemawia do duszy młodzieży dzisiejszej i z tego robi się zarzut organizatorowi konferencji. Za przemówienie odpowiada jedynie ten, kto je wygłosił. Poruszano tu również przemówienie p. Radwana, którego pogląd na wychowanie religijne znam i który raczej jest za niem. Przytaczając przemówienia, nadaje im się tendencje niezgodne z ich rzeczywistą treścią.</u>
          <u xml:id="u-71.1" who="#StefanKopciński">Drugą rzeczą, którą chciałem poruszyć z przemówienia p. s. Jabłonowskiego, byłaby kwestia szkół mniejszości. Jeżeli Ministerstwo daje prawa szkołom mniejszościowym, to mnie się zdaje, że argument taki, że w jakiejś szkole znalazło się kilku komunistów, nie jest dostatecznym powodem do oskarżenia o tendencyjne popieranie szkół mniejszości narodowych, ze szkodą szkół polskich. Rzeczą szkoły jest uzdrawiać stosunki w szkole. Troską powinna być raczej ochrona szkoły przed temi zjawiskami, a nie zamykanie szkół i pozbawianie młodzieży nauki. Mówię to tylko nawiasem z powodu przemówienia s. Jabłonowskiego w momencie, kiedy w Polsce obchodzimy 25-lecie strajku szkolnego, tego czynu entuzjastycznego młodzieży polskiej, w momencie, kiedy można już było marzyć o tem, aby zacząć budować szkolę polską, tego bardzo pięknego odruchu młodzieży polskiej w czasach zaborów i w bardzo ciężkich warunkach politycznych, kiedy szkoła polska była w kajdanach. Z tą kwestią łączy się inna. W strajku tym brało udział, pomagało młodzieży polskiej nauczycielstwo polskie, które z tego powodu obecnie, będąc w podeszłym wieku, jest bardzo często pozbawione zabezpieczenia na starość, wtedy, kiedy ludziom, którzy byli w szkołach zaborczych, zalicza się do emerytury pracę w tych szkołach, ci zaś ludzie, którzy z tej szkoły wyszli albo z powodu strajku, albo z powodów ideowych w niej nie pracowali, tego zaliczenia nie mają. Dlatego też sądzę, że zarówno Wysoki Rząd, jak i Wysoki Parlament, nasze Izby Prawodawcze, powinnyby pomyśleć o zabezpieczeniu starości tym ludziom, naprawdę dla społeczeństwa polskiego wielce zasłużonym.</u>
          <u xml:id="u-71.2" who="#StefanKopciński">Nie zgłaszam tutaj rezolucji dlatego, że bałbym się, aby w powodzi zgłoszonych rezolucji nie zapodziały się gdzieś, sądzę jednak, że głos mój nie będzie głosem wołającego w próżnię i że zarówno społeczeństwo, jak i czynniki miarodajne zainteresują się tymi ludźmi, którym dziś należy się wdzięczność za ich zasługi. Wspomniałem tu o strajku szkolnym, bo chciałbym, aby w tej Wysokiej Izbie zjawiły się wspomnienia o tym tak ważnym fakcie w życiu szkolnictwa polskiego. Mówię o tem i dlatego, aby dać jeden z przykładów, że w tym momencie, kiedy w losach narodu polskiego zachodził pewien zwrot, społeczeństwo polskie i naród polski zawsze zwracały swoje życzliwe oko ku szkolnictwu polskiemu, bo rozumiały, że na szkole i na wychowaniu młodego pokolenia możemy oprzeć przyszłość narodu. Jako takie przykłady widzieliśmy Komisję Edukacji Narodowej, następnie wspominany przezemnie strajk szkolny, momenty tworzenia Państwa Polskiego. I w obecnej chwili widzimy wielką życzliwość dla szkolnictwa polskiego tych mas, które są w tem szkolnictwie zainteresowane. Panowie Senatorowie byli słuchaczami wielu przemówień przedstawicieli ludu polskiego, szanownych naszych starszych senatorów, którzy tak o tę szkołę się dopominali. I chodzi mi o to, że nie widzę tego odpowiednika w sferach wykonawczych, żeby z całym rozmachem, któryby odpowiadał tym życzeniom narodu, tworzyli szkołę polską.</u>
          <u xml:id="u-71.3" who="#StefanKopciński">Nie mam czasu, bo rozporządzam zaledwie paru minutami jeszcze, żeby to dokładnie uzasadnić, ale przebiegłszy różne dziedziny życia szkolnego, musimy powiedzieć, że albo od samego początku Polski kierownicy działu oświaty są krępowani przez rządy, do których należą, albo nie mają dostatecznej energii, żeby postawić jasno i wyraźnie sprawę szkolnictwa. Weźmy dział budownictwa. O nim się mówi i mówi, i zawsze się wysuwa jakieś przeszkody. Jeżeli weźmiemy dział jednolitego charakteru szkoły polskiej, jednolitości szkolnictwa, nie widzę zdecydowanej woli ku zrealizowaniu tego postulatu. Świadczy o tem choćby ostatnie przemówienie p. Ministra, który ujawnił wielką ostrożność w stosunku do tych ludzi, którzy mają obawy przed taką organizacją.</u>
          <u xml:id="u-71.4" who="#StefanKopciński">Jeżeli weźmiemy dalej chociażby szkolnictwo mniejszościowe, to pomimo tych wszystkich oświadczeń, które się słyszy, ja mam wrażenie, że organizacja szkoły mniejszościowej nie jest postawiona szczerze i otwarcie. Co do charakteru szkoły i uwolnienia szkoły od wszelkich postronnych wpływów, to mam wrażenie, że jakkolwiek sfery miarodajne składają oświadczenia, któreby nas mogły zadowolić, to jednak w życiu praktycznem bardzo często robią liczne ustępstwa dla sfer klerykalnych. I nic dziwnego, kiedy Rząd obecny opiera się na ugrupowaniach, które stoją bardzo blisko chociażby mojego szanownego bezpośredniego przedmówcy, a które chociażby dla przyzwoitości nie zgłaszają tu solidarności, to Rząd zrobiwszy jeden krok w kierunku wolności szkoły musi się cofać z tego stanowiska. Dowód mamy w okólniku p. Bartla; mówi się o tem, że to było konieczne z powodu konkordatu, ale w konkordacie ja nie widzę żadnej klauzuli, któraby zmuszała do wydawania takiego okólnika. Pozoruj ej się ustępliwość czem można, bo nie posiada się zdecydowanej woli utrwalenia niezależności szkoły.</u>
          <u xml:id="u-71.5" who="#StefanKopciński">Skoro jestem przy głosie, to chciałbym jeszcze poruszyć jedną rzecz, która mnie od chwili debaty w Senacie niepokoi. Mówiło się tu o ideale wychowawczym i ideałach, które mogą służyć za wzór dla młodzieży. Ale postawić jasno i wyraźnie ideał wychowawczy w teraźniejszych warunkach jest bardzo trudno. I dlatego, jeżeli się określa ten ideał wychowawczy, to często on nie godzi się z życiem. Nie będę tutaj z powodu braku czasu robił próby określania tego ideału, ale jedno mnie napawa obawą, powiem zupełnie szczerze, że Panowie stawiają często wychowawcze ideały w związku z teraźniejszą chwilą, wskazują pewne autorytety z życia teraźniejszego. Proszę Panów, jeżeli Panowie szkołę łączycie z życiem, to nic nie mielibyśmy przeciw temu, ale niech to życie będzie młodzieży podane tak, jak ono jest, niech ona ma możność zorientowania się w niem. Ale jeżeli Panowie biorą ideały z teraźniejszości, to to, co jest w życiu, niesie często i złe jego strony.</u>
          <u xml:id="u-71.6" who="#StefanKopciński">Dlatego też toby należało robić ostrożnie. Zresztą ja podam parę drastycznych przykładów. Wtedy, kiedy Panowie wskazujecie na autorytety, które chcielibyście jako wzór postawić młodzieży, to wasi zwolennicy mniej subtelni robią takie np. rzeczy. Była tu mowa o tych plakatach, które mówiły o tem, że Sejm popełnił zdradę Państwa. Ale ja znam fakt, kiedy był przysłany do szkoły przez kierownika wychowania fizycznego i przysposobienia wojskowego plakat, który miał być w ten sposób motywowany, ażeby zbierać na fundusz dyspozycyjny dlatego, że Sejm popełnił zdradę Państwa. Tak ideały są brane w rzeczywistości, bo ten wielbiciel pewnego autorytetu poprostu w swojej uczuciowości poszedł tak daleko, że podważył inne autorytety.</u>
          <u xml:id="u-71.7" who="#StefanKopciński">U nas był zwyczaj, że dzieciom rozdawano przy skończeniu szkoły powszechnej Konstytucję polską. Otóż ja się teraz obawiam — już przy końcu muszę to powiedzieć — czy teraz jest to słuszne. Branie rzeczywistości z tych wzorów bardzo jest niebezpieczne. Tu przytoczę przykład ze swego życia. W roku 1926 spytała mi się jedna z uczennic 7 klasy, bardzo miła, postępowa dziewczyna, czy zamach majowy był czynem antykonstytucyjnym, bo ona tak myśli. Odpowiedziałem jej, że są momenty w życiu narodu, kiedy naród czy jednostka, czy ktokolwiek musi się zdecydować na rewolucyjny czyn, który trzeba sądzić po skutkach.</u>
          <u xml:id="u-71.8" who="#komentarz">(Głos: Jak się uda, to jest dobrze.)</u>
          <u xml:id="u-71.9" who="#StefanKopciński">Boję się teraz spotkać z tą dziewczyną, by mi daleko więcej pytań nie zadała, a teraz miałby więcej wątpliwości.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-72">
          <u xml:id="u-72.0" who="#JulianSzymański">Głos ma s. Zakrzewski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-73">
          <u xml:id="u-73.0" who="#StanisławZakrzewski">Charakter dyskusji zmusza mnie, bym na chwilę zajął uwagę Wysokiej Izby. Tyle tutaj mówione o ideałach wychowawczych, że niejako z urzędu, jako historyk, muszę się dostosować do tego, co powiedział p. s. Kopciński i spróbować ująć kwestię z perspektywy historycznej, jakkolwiek nie uważam jej za wystarczającą, Panie Senatorze Kopciński, do tego, żeby mogła być wyłączną podstawą wykształcenia ideału wychowawczego. Otóż, jeżeli ta perspektywa historyczna ma być zastosowana do ideału wychowawczego polskiego, jeżeli ona ma stać się wskazówką i dyrektywą dla Rządu i społeczeństwa polskiego przy regulowaniu spraw oświatowych i kulturalnych całej ludności Państwa Polskiego, to oświadczam, że ze stanowiska historii my nie potrzebujemy żadnych takich lekcji, jakie nam próbowali dać niektórzy pp. senatorowie, lekcji dawanych Polakom, jak się jeden mówca wyraził, ponieważ te lekcje mamy ugruntowane głęboko w naszej własnej historii. Ta podstawa historyczna społeczeństwa polskiego daje bardzo poważną odpowiedź na zagadnienie, które dziś podczas dyskusji wytoczyło się na forum, o ile chodzi o stosunek społeczności i myśli państwowej polskiej do Kościoła Katolickiego i najrozmaitszych innych kościołów i wyznań, a także narodowości. Jeżeli Komisja Budżetowa resort Ministerstwa Oświaty i Wyznań Religijnych przyjęła jednomyślnie na podstawie referatu p. sen. Dąmbskiego, to w konsekwencji nie mogę zrozumieć, dlaczego do tego właśnie referatu s. Dąmbskiego zostały nawiązane deklaracje pp. senatorów Tarnowskiego, Everta, i nie rozumiem tej dyskusji, w której padały wyrazy zaniepokojenia pewnego, czy troski o to, co może się stać z Kościołem Katolickim w Państwie Polskiem, czy z jakimkolwiek innem wyznaniem i kościołem.</u>
          <u xml:id="u-73.1" who="#StanisławZakrzewski">Powiadam, że historia Polski daje na to dokładną i gruntowną odpowiedź. Ta krótka odpowiedź brzmi, że społeczność polska, że Państwo Polskie w historii swego rozwoju są jednym z filarów, na które Kościół Katolicki może liczyć, ale na które może także liczyć myśl rozumna, uwzględniająca zarówno interes polityczny jak i kulturalny, myśl utrzymania przez Państwo należytej równowagi wobec wszelkich wyznań i odrębności narodowych i kulturalnych. Te społeczeństwa najbardziej kulturalne, zachodnio-europejskie, na które się tutaj powoływano, były nieraz jednocześnie w swej historii terenem zbyt wybujałego fanatyzmu i jednostronności w ujawnieniu zagadnienia stosunku państwa do kościoła i odwrotnie. Państwo Polskie ma nie tylko legitymację zasługi wobec Kościoła Katolickiego, ale daje równocześnie gwarancję w swoim historycznym rozwoju zupełnego utrzymania należytej granicy, jaka pomiędzy dziedziną kościoła i Państwa pociągnięta być musi w myśl każdego rozumnego patrioty, jak i najbardziej zdecydowanego zwolennika i wyznawcy swojego kościoła, o ile chcą równocześnie uszanować interes Państwa. Dość przytoczyć tutaj nazwiska analogiczne z historii innych krajów, jak kardynał Richelieu i Mazarini, którzy, będąc najlepszymi synami Kościoła Katolickiego, umieli jednocześnie postawić tamę jednostronnej polityce rzymskiej, gdy ona się na gruncie francuskim chciała zbytnio rozpościerać.</u>
          <u xml:id="u-73.2" who="#komentarz">(Głos: Jak Pan Profesor to rozumie?)</u>
          <u xml:id="u-73.3" who="#StanisławZakrzewski">Dalej chcę mówić tu i mówiono tutaj o ideale wychowawczym. Dziwi mnie bardzo, że większość pp. senatorów chciałaby, aby odrazu występować z gotowem, zdecydowanem, wykończonem pod każdym względem, zapatrywaniem i poglądem. Jeżeli Minister, który zresztą sam się będzie bronił, formułuje pewien pogląd na zasady wychowawcze, w tej chwili byle jakie nieporozumienia przeobraża się na próby akcji protestacyjnej, wymierzonej przeciw temu Ministrowi.</u>
          <u xml:id="u-73.4" who="#StanisławZakrzewski">Patrząc na to, jako historyk, muszę wreszcie przypomnieć Wysokiej Izbie to, co się działo w Polsce w końcu XVIII wieku, w tem rozumieniu, że to, co dziś w pamięci naszej wysoko stoi na pomniku zasługi państwowej i narodowej, to wszystko, co było zdziałane w związku z Komisją Edukacyjną, w związku z reformą Uniwersytetu Krakowskiego i t. d., to ci ludzie wywalczyli po ciężkiej walce ze społeczeństwem własnem, zanim nakłonili to społeczeństwo i zmusili, żeby poszło ich torem i w tym duchu pracowało nad wzniesieniem gmachu kultury narodowej. Otóż krystalizacja ideału wychowawczego, dostosowanego do zadań dzisiejszej kultury narodowej i państwowej, to są rzeczy, od których nie podobna wymagać, żeby one występowały odrazu w formie takiej, jak masło i oliwa. Ta rzecz dojrzewać musi również w ogniu walki.</u>
          <u xml:id="u-73.5" who="#komentarz">(S. ks. Kasprzyk: Zacząć nowe walki?)</u>
          <u xml:id="u-73.6" who="#StanisławZakrzewski">To nie jest zaczynanie nowych walk dla walki. To właśnie walka o krystalizację nowego i koniecznego ideału.</u>
          <u xml:id="u-73.7" who="#StanisławZakrzewski">P. sen. Jabłonowski przytaczał tutaj różne ustępy z enuncjacji p. Ministra, według jego zdania, drażniące i oświetlał działalność p. Ministra w ten sposób, jakoby p. Minister dążył do tego, aby duch polski i dusza polska przekształciła się w kierunku dla p. sen. Jabłonowskiego niepożądanym, a bardzo niebezpiecznym i t. d. Ja ośmielę się postawić p. sen. Jabłonowskiemu następujące pytanie: czy s. Jabłonowski i jego koledzy polityczni byliby zadowoleni, gdyby umysł polski przed dzisiejszem pokoleniem polskiem nie stawiał kategorycznie tego postulatu przetworzenia duszy i umysłowości polskiej w duchu obecnej naszej teraźniejszości? Wszak jeden z ludzi, którzy stoją bardzo wysoko w przekonaniu s. Jabłonowskiego, nazwisko, do którego i ja się odnoszę z pełnym szacunkiem, Roman Dmowski, lat temu dwadzieścia parę w okolicznościach nie tak przewrotowych dla polskiego społeczeństwa, jaką jest chwila odrodzenia Państwa Polskiego, jednak przecież rzucił temu społeczeństwu nakaz przetworzenia Polaka typu starego na typ Polaka nowoczesnego. Ten sam p. Roman Dmowski, gdyby był faktycznie dziś razem z nami, gdyby miał duszę młodzieńczą, czy odpowiadającą pokoleniu temu młodszemu, które dźwiga na sobie ciężką odpowiedzialność za najbliższe lata wychowania w Polsce, ten sam p. Roman Dmowski, chcąc być konsekwentny i logiczny, napewnoby postąpił i dzisiaj śmiało tak, jak to było jego właściwością, i powiedziałby: utworzenie Państwa Polskiego zmusza nie tylko rząd polski, ale nas wszystkich, całe społeczeństwo, do przetworzenia ideału wychowawczego w ten sposób, żeby on dorastał do tych wysokich wymagań, jakie stawia się obywatelowi, nie tylko członkowi swojego narodu, ale członkowi Państwa, członkowi Państwa, który chcę za przyszłość tego Państwa, chociażby w granicach praw i możności jednostki, ponosić odpowiedzialność.</u>
          <u xml:id="u-73.8" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-73.9" who="#StanisławZakrzewski">I tu, proszę Panów, ta kwestia, którą poruszyłem, łączy się z kwestią, którą poruszył p. Wicemarszałek Hałuszczyński, która jednak wymaga także specjalnej odpowiedzi.</u>
          <u xml:id="u-73.10" who="#StanisławZakrzewski">P. Wicemarszałek Hałuszczyński naświetlił tak sprawę, jakoby ideał państwowy polski oświatowy i polityczny, zamykał się w granicach narodu, narodowości polskiej. Tu trzeba jednak pewną granicę stanowczo pociągnąć. Na gruncie narodowym chcemy stać wszyscy, na gruncie nacjonalistycznym oczywiście stać nie chcemy. Niestety niema p. Wicemarszałka Hałuszczyńskiego; gdyby był obecny, to powiedziałbym: czy my potrzebujemy wobec Panów dopiero teraz składać egzaminy, jak my, jako Państwo i element kulturalny, ustosunkowujemy się do kultury ruskiej? Na to są odpowiedzi dawne, znane bardzo dobrze p. Hałuszczyńskłemu, który powinien był jasno mieć je w mózgu i pamiętać o nich, kiedy stał na tej trybunie i to pytanie poruszał.</u>
          <u xml:id="u-73.11" who="#StanisławZakrzewski">Władysław Łokietek 600 lat temu, pisząc do Papieża o zmarłych książętach ruskich, nie wahał się napisać, że zginęli oto dwaj młodzi książęta ruscy, którzy byli „scutum inekspugnabile kontra Tar taros”. Więc tę sprawiedliwość 600 lat temu publicznie Łokietek potrafił Rusinom oddać. Potrafił także tę sprawiedliwość oddać im Kazimierz Wielki w znanych aktach publicznych, wydanych z okazji obejmowania rządów nad Rusią Czerwoną. Niedawno prasa zagraniczna przypomniała Pakta Horodelskie, t. j. dokumenty, pochodzące z przed 500 laty, w jaki to sposób Polacy ujmowali podstawy prawa politycznego międzynarodowego. Nie potrzebujemy się ich uczyć ani od Anglików, ani od Amerykanów, nie potrzebujemy się ich uczyć od Panów.</u>
          <u xml:id="u-73.12" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-73.13" who="#StanisławZakrzewski">A jeżeli chodzi o późniejsze czasy, o czasy XVII wieku, to czyż w zakresie tych zagadnień, które poruszał s. Bohdanowicz, mam przypomnieć stanowisko nasze wobec cerkwi ruskiej, czy mam przypomnieć nazwisko Jeremiasza Mohiły i wszystko to, co się z nim łączy, czy mam przypomnieć, że metropolita prawosławny kijowski Sylwester Kossów podczas największego ognia i rozhulania się nawałnicy kozackiej przecież zorientował się i zwrócił się do Polski i Państwa Polskiego jako do tego, którego mu w tych ciężkich chwilach rzeczywiście zabrakło.</u>
          <u xml:id="u-73.14" who="#StanisławZakrzewski">A czy wreszcie my Polacy potrzebujemy pouczeń ze strony reprezentantów ludności żydowskiej, my którzy od połowy XIII wieku wydawaliśmy akta publiczne biorące Żydów w opiekę prawa, tego prawa, które wogóle było fundamentem naszego życia publicznego.</u>
          <u xml:id="u-73.15" who="#StanisławZakrzewski">Oczywiście takich przykładów możnaby przytoczyć dużo. Stwierdzają one, że tak jak w historii naród polski udowodnił, że swego ideału państwowego w ciasnych nacjonalistycznych ramkach nie zamyka, tak samo teraz, odzyskawszy obecnie państwowość, potrafi wyjść poza ten ciasny partykularyzm nacjonalistyczny, w którym niestety Panowie się ciągle obracają, będzie się naród polski umiał wznieść i zgodnie ze swoją tradycją nawę państwową poprowadzić.</u>
          <u xml:id="u-73.16" who="#StanisławZakrzewski">A teraz jedno słowo polemiki, niestety, wewnątrz nas, o ile chodzi o stosunek do pisarza Kadena-Bandrowskiego. Słuchając tych uwag, draśnięty byłem głęboko, ponieważ rzeczywiście uważam Kadena-Bandrowskiego za jednego z najlepszych naszych współczesnych pisarzy. Tem przykrzejsze jest to dla mnie, że tę wątpliwość wyraził nikt inny, jak przecież o wiele głębszy i świetniejszy odemnie znawca literatury, jakim jest s. Jabłonowski. Czy młodzież polska w „Mieście mojej matki” nie znajduje mnóstwa ożywczych pierwiastków, któremi dusza dziecka może się karmić? Może Kaden-Bandrowski „nieudolnie” odtwarza dzielność i cnoty współczesnego żołnierskiego pokolenia, ale nad temi tematami dziś pracuje i wiemy, że to, co na ten temat w swych powieściach pisze, młodzież polska przyjmie chętnie i dla tej młodzieży naszej może to być wzbogaceniem tych skarbów literatury, jakie dotąd posiadamy.</u>
          <u xml:id="u-73.17" who="#komentarz">(Głos: A „Lenora”?)</u>
          <u xml:id="u-73.18" who="#StanisławZakrzewski">Nie mam zamiaru moich uwag przedłużać. Rozumiem, że zagadnienie oświaty, kultury narodu daleko wybiega poza granice Państwa Polskiego. Rozumiem bowiem doskonale, że naród, polski swoich aspiracyj kulturalnych, naukowych, artystycznych w tych granicach nie zamyka. Aspiracje te wybiegają daleko, łączą się tam, gdzie naród polski, jak w przeszłości, tak w teraźniejszości i w przyszłości przez pracę nad własną kulturą, nad nauką i oświatą, chcę dalej pracować zarówno dla narodów, ze sobą najbliżej sprzęgniętych w ramach jego państwowości, a równocześnie także przez pracę dla narodu własnego chcę pracować dla całej ludzkości.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-74">
          <u xml:id="u-74.0" who="#JulianSzymański">Głos ma s. Tullie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-75">
          <u xml:id="u-75.0" who="#MaksymilianThullie">Wysoki Senacie! Młodzież akademicka znajduje się w bardzo trudnem położeniu finansowem. Wielu musi pomagać sobie lekcjami i innemi zajęciami ubocznemi, co utrudnia im naukę. To też Sejm już w roku poprzednim powiększył w budżecie wydatek na stypendia, aby podwyższyć ich wysokość ze 150 do 200 zł., a przynajmniej na 175 zł. Rząd jednak nie skorzystał z tego, nie podwyższył stypendiów. Sądzimy, że Rząd powinienby przynajmniej w tym roku przyjść młodzieży akademickiej z wydajniejszą pomocą.</u>
          <u xml:id="u-75.1" who="#MaksymilianThullie">Wedle Konstytucji w szkołach, w których uczy się młodzież niżej lat 18, nauka religii jest obowiązkowa. W szkołach zawodowych dopełniających program Ministerstwo przeznacza na naukę religii pół godziny na tydzień. To przecież nie jest traktowanie nauki religii na serio. W przeciągu pół godziny ma prefekt nie tylko wykładać tak ważny przedmiot, jak religia, ale zarazem wpływać na uczniów pod względem moralnym. Mam nadzieję, że Ministerstwo uzna, że wymiar czasu na naukę religii jest za mały i zwiększy ten czas do 1 godziny tygodniowo.</u>
          <u xml:id="u-75.2" who="#MaksymilianThullie">Wogóle muszę dać wyraz zaniepokojeniu, jakie ogarnia katolików w Polsce wobec ataków na religijno-moralne wychowanie młodzieży szkolnej. Konstytucja nasza przewiduje obowiązkową naukę religii dla młodzieży szkół powszechnych i średnich, staje na stanowisku, że w wychowywaniu młodzieży ma ważny głos, oprócz szkoły, rodzina i kościół. Trzy te czynniki muszą swe wysiłki zharmonizować, by młodzież naszą, przyszłość narodu, wychować na uczciwych obywateli dla dobra Ojczyzny. Lecz są czynniki, niestety i u nas w Polsce, które tej potrzeby współdziałania rodziny, szkoły i kościoła nie uznają. Nie będę odpowiadał p. s. Evertowi, bo my, katolicy, nie potrzebujemy nauk od p. s. Everta, jak mamy wychowywać nasze dzieci, z drugiej zaś strony my nie będziemy pouczać, jak ma się wychowywać dzieci protestanckie. Stronnictwa lewicy chciałyby jednak religię ze szkoły wypędzić i żądają szkoły świeckiej, nie pomne na smutne doświadczenia tych państw które mają taką szkołę świecką u siebie. Nie będę tu mówił o wychowaniu młodzieży przez szkołę świecką w Sowietach, ale i we Francji i we Włoszech przekonano się, że religii w wychowaniu nic nie zastąpi, że burząc religię, podważamy podstawy etyki. Nauka religii znowu została wprowadzona do programu szkolnego we Włoszech.</u>
          <u xml:id="u-75.3" who="#MaksymilianThullie">Dlatego przeciw zakusom wprowadzenia szkoły świeckiej w Polsce dla dzieci katolickich protestujemy tutaj uroczyście wraz z ogromną większością katolickiej ludności i episkopatem polskim i dla dzieci katolickich żądamy szkoły katolickiej i nauczycieli katolików, bo przecież szkoła nie jest katolicką, jeżeli nauczyciel jest Żydem lub bezbożnikiem. Dlatego będziemy głosowali za rezolucją trzecią p. senatora Rubinszteina do części 13 — z tą zmianą, że ten postulat ma się odnosić nie tylko do Żydów, ale i do katolików, do chrześcijan wogóle. W ten sposób zmieniona rezolucja brzmiałaby następująco:</u>
          <u xml:id="u-75.4" who="#MaksymilianThullie">„Senat wzywa Rząd, ażeby nie naznaczał do publicznych szkół prywatnych nauczycieli innego wyznania religijnego, niż większość uczniów”.</u>
          <u xml:id="u-75.5" who="#MaksymilianThullie">Harmonia tych głównych czynników wychowawczych zaczyna się u nas, niestety, już psuć. P. Minister Czerwiński nie docenia widocznie wielkiego znaczenia religii w wychowaniu młodzieży szkolnej, nie przywiązuje wielkiej wagi do oparcia wychowania o religię.</u>
          <u xml:id="u-75.6" who="#MaksymilianThullie">Na konferencji w Łowiczu — znów będę o tem mówił, ale co innego — dały się słyszeć ze strony urzędników Ministerstwa głosy, że religia katolicka, to „religia niewolników rzymskich”. Występowano tam przeciw „wiązaniu wiary z kościołami i z tem, co z tych kościołów płynie”. Nauczyciele, którzy powołani są do wychowania młodzieży w duchu religijnym, należą albo do Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Nauczycieli Szkół Powszechnych, albo do Związku Nauczycieli Szkół Powszechnych „Ognisko”. Pierwsze stowarzyszenie skupia w sobie nauczycieli, którzy uznają potrzebę religii w życiu i w szkole, drugie przeciwnie, przez usta swego zarządu, domaga się szkoły świeckiej, bez Boga. I ci nauczyciele mają wychowywać młodzież katolicką! Ale p. Minister widocznie stanowisko tych nauczycieli uważa za zbliżone do swoich przekonań, jeżeli tych właśnie ludzi władze protegują i nimi obsadzają stanowiska kierownicze. W kuratorium lwowskiem należenie do „Ogniska jest warunkiem uzyskania kierownictwa bez względu na równe albo wyższe kwalifikacje nauczycielek, które obarczone są tym wielkim grzechem w oczach kuratorium, że mają w tem kuratorium wybitny wpływ pewnej posłanki i pewnego posła i że należą do Sodalicji Mariańskiej. Pomijam to, że nie przynależność do jakiegokolwiek stowarzyszenia lub stronnictwa, lecz tylko kwalifikacje powinne być motywem do mianowania na stanowiska kierownicze, ale protegowanie właśnie tych nauczycieli, którzy odnoszą się nieżyczliwie do współdziałania kościoła w wychowaniu młodzieży szkolnej, świadczy wymownie, jaki duch panuje w Ministerstwie Oświaty.</u>
          <u xml:id="u-75.7" who="#MaksymilianThullie">Dalszym powodem tego nastroju w Ministerstwie jest odbieranie praw publiczności prywatnym szkołom katolickim, o czem już mówił jeden z moich przedmówców. Ostatni fakt, jaki zaszedł, to jest zamknięcie katolickiego seminarium ochroniarskiego w Lublinie. Między innemi, jako zarzut postawiono, że więcej obrazów religijnych wisiało tam na ścianach, niż przyrodniczych.</u>
          <u xml:id="u-75.8" who="#MaksymilianThullie">Objawy te nieprzychylne religijnemu wychowaniu młodzieży szkolnej mnożyły się tak dalece, że spowodowały episkopat do zabrania głosu w myśl najnowszej encykliki Ojca Św. o wychowaniu, aby ostrzec Rząd i społeczeństwo przed niebezpiecznemi prądami, zagrażającemi szkolnictwu katolickiemu.</u>
          <u xml:id="u-75.9" who="#MaksymilianThullie">P. Minister wyraził swe niezadowolenie z postawy polskiej młodzieży akademickiej. Pewnie, młodzi ci ludzie zanadto gorąco czasem objawiają swe sympatie i antypatie. Jednak, o ile to da się położyć na karb gorącej krwi młodzieży, o tyle postawa młodzieży w obronie wiary i interesów narodowych nie tylko zasługuje na pełne uznanie, ale napawa nas zarazem otuchą, że gdy ta młodzież swoją koleją kiedyś stanie się warstwą rządzącą nawą Państwa, kierować nią będzie ku chwale Boga i ku pożytkowi Ojczyzny. Gdy my ustąpimy z widowni, następcy nasi w swej ogromnej większości poprowadzą Państwo w sposób śmiały i godny katolickiego mocarstwa.</u>
          <u xml:id="u-75.10" who="#MaksymilianThullie">Ta młodzież akademicka, nadzieja Ojczyzny, nie znalazła łaski u p. Ministra, co jest jednym dowodem więcej, że sposób myślenia i rządzenia p. Ministra Czerwińskiego jest różny od wierzeń i uczuć katolickiej większości. My, reprezentanci katoliccy, nie możemy mieć zaufania do p. Ministra, a choć głosować będziemy za budżetem Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, to zastrzegamy się, że czynimy to tylko ze względu na konieczność państwową.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-76">
          <u xml:id="u-76.0" who="#JulianSzymański">Głos ma s. Barczewski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-77">
          <u xml:id="u-77.0" who="#ErnstBarczewski">O kwestii ewangelicko-unijnego kościoła w Polsce nie będę mówił, ponieważ sprawa ta jest jeszcze w toku i dlatego najlepiej jej nie poruszać.</u>
          <u xml:id="u-77.1" who="#ErnstBarczewski">Jeżeli zabieram głos do Ministerstwa Oświaty, mianowicie w sprawie szkolnej, to jestem przekonany, że nie mogę powiedzieć nic nowego. Przeciwnie chodzi o stare, dawne bolączki jak wszystkich mniejszości, tak i mniejszości niemieckiej. Ile razy już wskazywało się na te bolączki w ostatnich 10 latach w Sejmie i w Wysokim Senacie, przeważnie nie w formie krytyki, zdążającej do oszpecania stosunków i Państwa Polskiego, lecz ze szczerym zamiarem wytknięcia zadanych nam bolesnych ran, które rodakom naszym odbierają wszelką radość życia. Cała krytyka nasza ma tylko jeden cel, mianowicie: zmienić to, co dla nas jest nieznośnem. Rodacy nasi najbardziej nad tem cierpią, że nie mogą dzieci wychowywać w swoim duchu, w swojej kulturze, w swoim sposobie myślenia, jaki sami przejęli od swych przodków, innemi słowy, że nie mają prawa decydowania o wychowaniu dzieci.</u>
          <u xml:id="u-77.2" who="#ErnstBarczewski">Rosja przeprowadza swoje nowoczesne zasady. Wynik tego wychowania jest nam wszystkim wiadomy. Gorszego piekła niema, jak w Rosji sowieckiej. My jednak jeszcze wierzymy w Boga i słowo Jego u nas ma znaczenie, np. i te słowa, które odnoszą się do każdego dziecka: „Napisałem imię twe w ręce moje, mojemeś ty”! A z ręki swojej Bóg kładzie te małe dusze w ręce rodziców, aby je jako zastępcy Najwyższego wychowali w duchu i wierności Boga i ojców swych. Są to zasady zdrowe. Jest to fundament zdrowego rozwoju, który zapewnia narodowi wychowanie młodego pokolenia do spełniania wszystkich obowiązków względem narodu i państwa z całą sumiennością. Gdyby wszystkie mniejszości żyły w takich szczęśliwych warunkach, nie byłoby żadnych bolączek, nie byłoby żadnych skarg, a Wysoki Senat usłyszałby tylko pochwały.</u>
          <u xml:id="u-77.3" who="#ErnstBarczewski">Nie będę przytaczał cyfr statystycznych. To, co nazywamy naszem prawem, nie jest naszym wynalazkiem. Wszystko to wyrażono w Konstytucji i w traktacie o obronie mniejszości, podpisanym przez rząd polski. Na tem się opieramy. Zbytecznem jest przytaczać szczegóły, bo Szanownym Panom wszystko jest wiadome, a sami przekonani jesteśmy, że gdybym mówił, swojej sprawy nie posunąłbym ani o milimetr naprzód. Jeżeli klub mój stale dąży do tego celu, czy można to nazywać nielojalnością? Mało jest słów w mowie ludzkiej, których nadużywano w tak straszny sposób, jak słowo „nielojalny”. Ile razy nam to zarzucano? W szczęśliwem jestem położeniu, że niektórzy i mnie to słowo zarzucają. Ja swoją lojalność mam zapieczętowaną słowami jednego z panów wojewodów pomorskich. Wymieniać nazwiska zabrania mi wychowanie, ale w razie potrzeby mógłbym dowieść, że ten p. wojewoda po długich pertraktacjach wtedy oświadczył: przekonany jestem, że pan jest zupełnie lojalnym człowiekiem i do pana mam zupełne zaufanie na zasadzie tej lojalności.</u>
          <u xml:id="u-77.4" who="#ErnstBarczewski">Jabym wszystko odrzucił, tylko mam jeszcze prośbę, chciałem z początku powiedzieć, że domagam się, ale lepiej prosić...</u>
          <u xml:id="u-77.5" who="#komentarz">(Wesołość. Głosy: Słusznie.)</u>
          <u xml:id="u-77.6" who="#ErnstBarczewski">Szkoda, że p. Ministra niema...</u>
          <u xml:id="u-77.7" who="#komentarz">(Głosy: Jest, siedzi na ławach.)</u>
          <u xml:id="u-77.8" who="#ErnstBarczewski">Prosiłbym więc p. Ministra, niech na to nie pozwala, żeby sumienie w takiem otoczeniu usnęło w Ministerstwie. Każda pojedyńcza jednostka musi mieć sumienie, a Minister także. Proszę z całego serca, niech p. Minister nie pozwala swoim podwładnym urzędom, aby uważały, że na korzyść Państwa pracują, jeżeli nas gnębią. Niech p. Minister — o to najwięcej proszę — pamięta o wszystkich łzach tych matek i ojców, o ich rozgoryczeniu, kiedy oni widzą, że ich dzieci zgoła mowy macierzystej nie znają. Niech p. Minister pamięta, aby nam dać szkoły. Rozumie się samo przez się, że nasze dzieci polskim językiem powinny władać, my sami do tego dążymy, ale żeby też nie były pozbawione swej mowy macierzystej.</u>
          <u xml:id="u-77.9" who="#komentarz">(Głos: Słusznie.)</u>
          <u xml:id="u-77.10" who="#ErnstBarczewski">O to niech p. Minister się postara, a wtedy cała ludność będzie zadowolona i będzie pokój w naszem Państwie, a z tego Rząd i Państwo będą mieć największe korzyści.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-78">
          <u xml:id="u-78.0" who="#JulianSzymański">Głos ma p. Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-79">
          <u xml:id="u-79.0" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoCzerwiński">Wysoki Senacie! Niestety, przy dyskusji budżetowej w naszych ciałach parlamentarnych, czy to w komisjach, czy na plenum, jestem zazwyczaj w tem nieszczęśliwem położeniu, że, chcąc przemawiać pod koniec dyskusji, aby móc odpowiedzieć na przemówienia wszystkich pp. senatorów, czy pp. posłów, zazwyczaj przemawiam już w takiej chwili, kiedy jest wielkie zmęczenie dyskusją i kiedy pora jest bardzo spóźniona. W tem położeniu jestem i teraz, dlatego proszę mi wybaczyć, że pomimo, iż kieruję resortem, który ma olbrzymi zakres zagadnień, i pomimo, że bardzobym chciał odpowiedzieć na wszystkie tutaj poruszone kwestie, ponieważ błahych, na które odpowiadać nie byłoby warto, prawie nie zauważyłem, to jednak z tych powodów, o których mówiłem, będę mógł odpowiedzieć tylko na te rzeczy, które wydają mi się dzisiaj najaktualniejsze i które może wskutek tego będą z możliwą jeszcze uwagą wysłuchane. Mam na myśli te rzeczy, które w ostatnich czasach przybrały już pewien posmak sensacji, chociażby ze względu na wniosek, który się w Sejmie w stosunku do mojej skromnej osoby zjawił. Chciałbym więc odpowiedzieć tym p.p. senatorom, którzy występowali tu niewątpliwie w dobrej wierze i w tem przekonaniu, że stają w obronie wychowania religijnego młodzieży. Odpowiem tylko ogólnem wrażeniem. Gdy ten atak na mnie i podwładne mi organa się rozpoczął, przyznam się, że w pierwszej chwili nie mogłem się zorientować, o co właściwie chodzi, nie mogłem się zorientować, kto atakuje i kto się musi bronić, kto jest w ofenzywie, a kto jest zmuszony do defenzywy. Dziś jestem w tej sprawie zorientowany. Dziś, gdy zanalizowałem sobie te wszystkie zarzuty, gdy obserwuję tę całą kampanię, mogę z najczystszem sumieniem oświadczyć przed tą Wysoką Izbą: niema ze strony Ministerstwa i podwładnych Ministerstwu organów żadnej ofenzywy, żadnego ataku na wychowanie religijne w szkołach polskich. To, co jest, to jest istotnie pewna walka, jest istotnie ofenzywa. Tylko, że ona idzie w odwrotnym kierunku, ona idzie właśnie na Ministerstwo i na mnie, na temat wychowania religijnego młodzieży.</u>
          <u xml:id="u-79.1" who="#komentarz">(Przerywania.)</u>
          <u xml:id="u-79.2" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoCzerwiński">Tak jest, do tego wniosku dochodzę, spotykając się z temi czy innemi zarzutami i te zarzuty analizując. Oto przykład. I dziś z ust sen. Jabłonowskiego padł zarzut, który zresztą był podniesiony z bardzo wysokiego miejsca w hierarchii Kościoła Katolickiego, że Ministerstwo pod mojem kierownictwem rzuciło się, jak gdyby, na szkoły o charakterze katolickim, t. j. prowadzone przez zgromadzenia zakonne, czy przez księży biskupów i że postanowiło dokuczyć tym szkołom i zniszczyć je przedewszystkiem przez obniżanie czy odbieranie praw.</u>
          <u xml:id="u-79.3" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoCzerwiński">Panom Senatorom prawdopodobnie jest wiadomo, że jeżeli chodzi o stosunek ogólny do zagadnienia, to istotnie wydałem taką instrukcję, że należy kwalifikować szkoły prywatne przy nadawaniu im praw ostrzej, niż to było dotychczas. Wydało mi się, a takie przekonanie mam i w tej chwili — że stan taki, przy którym w wielu okręgach szkolnych 100% szkół prywatnych posiada prawa, że stan ten dowodzi jednak zbyt daleko posuniętej pobłażliwości. A taka pobłażliwość pociąga za sobą konsekwencje i w stosunku do naszych wyższych zakładów naukowych i w stosunku do młodzieży, która, będąc w tych prywatnych słabszych zakładach naukowych, przez szereg lat pracuje i przygotowuje się do matury, a gdy przychodzi egzamin maturalny, rozpoczyna się rzeź przez delegata władz szkolnych, ponieważ okazuje się, że szkoła nie stała na odpowiednim poziomie. Wołałem więc prywatnym instytucjom obniżyć te prawa. Oczywiście, że wśród wielkiej liczby szkół, którym obniżono prawa, znalazły się także i szkoły, prowadzone, czy to przez księży-biskupów, t. j. będące ich własnością, czy to przez zgromadzenia zakonne.</u>
          <u xml:id="u-79.4" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoCzerwiński">Gdy ten zarzut wytoczono przeciw Ministerstwu, jako specjalną szykanę tego rodzaju szkół, poleciłem dokonać specjalnie dokładnych obliczeń w tej sprawie. Temi obliczeniami dziś mogę służyć. Przepraszam, że pomimo braku czasu będę tu przytaczał...</u>
          <u xml:id="u-79.5" who="#komentarz">(Głos na ławach B. B. W. z R.: Prosimy, prosimy.)</u>
          <u xml:id="u-79.6" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoCzerwiński">Na ogólną ilość 503 prywatnych szkół średnich w Polsce, odebrano prawa zupełnie 34 szkołom, co stanowi 6,8%, a obniżono prawa 52 szkołom, co stanowi 10,3%. Jeżeli wyłączymy teraz szkoły, utrzymywane przez księży-biskupów i zgromadzenia zakonne katolickie, to analogiczne liczby będą takie: z ogólnej liczby 61 takich szkół, odebrano prawa 1 szkole, co stanowi 1,6% i obniżono prawa 6 szkołom, co stanowi 9,9%. Otóż, jeżeliby ktoś chciał istotnie świadomie i uczciwie na podstawie dokładnej znajomości robić mi jakiś zarzut i chciał koniecznie z tych liczb jakieś wnioski wyprowadzić, toby powiedział, że szkoły katolickie są specjalnie forytowane, bo procent pozbawionych praw jest niższy, niż procent innych szkół.</u>
          <u xml:id="u-79.7" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoCzerwiński">Biorę przykład inny, również w związku z zarzutem p. sen. Jabłonowskiego. P. senator podawał tu, że wywołałem wielkie niezadowolenie i wielkie tarcia z powodu usuwania dyrektorów ze szkół. Przytoczył nawet tu 3 nazwiska. Oczywiście zarzut ten muszę rozumieć w ten sposób, że zdaniem p. senatora przy tych przeniesieniach Ministrem kierowały względy polityczne. Inaczej p. senator nie robiłby tego zarzutu. Otóż z tych 3 wymienionych przez p. Jabłonowskiego dyrektorów, jeden usunął się sam, ponieważ zażądał takich warunków co do personelu nauczycielskiego, na które Ministerstwo zgodzić się nie mogło. Drugi był znany, jako notorycznie nie nadający się do prowadzenia średniego zakładu naukowego z powodu niedołęstwa administracyjnego. A trzeci został przeniesiony, nie usunięty, tylko przeniesiony za zatarg z kuratorem i ten trzeci, to był właśnie wielki i zagorzały zwolennik tego kierunku politycznego, który się popularnie nazywa kierunkiem B. B. W. z R. I jeżeli miałem w tej sprawie jakiekolwiek interwencje, to właśnie ze strony tego klubu.</u>
          <u xml:id="u-79.8" who="#komentarz">(S. Rolle: Ja sam w tej sprawie interweniowałem.)</u>
          <u xml:id="u-79.9" who="#komentarz">(S. Rogowicz: Tak wygląda prawda.)</u>
          <u xml:id="u-79.10" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoCzerwiński">Proszę Panów Senatorów, oto są argumenty. Jakich jeszcze innych argumentów doszukuje się? Naprawdę, gdybym chciał na wszystkie zarzuty tego rodzaju odpowiadać, to przepraszam, ale mam wrażenie, że obniżyłbym powagę tej Wysokiej Izby. Przecież jeżeli na jakiejś konferencji oświatowej, gdzie jest 100 osób, jakiś młodzieniec, zupełnie od Ministra niezależny wypowie zdanie, że Mickiewicz do dzisiejszej młodzieży nie przemawia tak, jak przemawiał do dawniejszej młodzieży i jeżeli z tego kuje się także zarzut pod adresem Ministra, to jak można z takim argumentem walczyć?</u>
          <u xml:id="u-79.11" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoCzerwiński">Mogę tu oświadczyć, jak to już oświadczyłem w Sejmie, że nie mam na swojem sumieniu ani jednego jakiegokolwiek zarządzenia, ani jednej jakiejkolwiek nominacji personalnej, któraby miała za skutek zmniejszenie, obniżenie znaczenia, czy powagi wychowania religijnego w szkole, czy wogóle wpływu Kościoła Katolickiego na wychowanie religijne młodzieży katolickiej. Ponieważ nie mam za sobą żadnego takiego grzechu, a jednak walka trwa i wzmaga się, z tego mogę wyprowadzić tylko jeden wniosek, a mianowicie, że jest ofenzywa nie ze strony Ministerstwa na wychowanie religijne, tylko ofenzywa odwrotna.</u>
          <u xml:id="u-79.12" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoCzerwiński">Ja, proszę Panów, zastanawiam się, czy można i co można zrobić, ażeby ta walka ustała. A proszę mi wierzyć, nie chodzi mi tutaj o mnie, chodzi o to moje przekonanie, iż uważam, że w dzisiejszej sytuacji ciężkiej wywoływanie tarć czy walk religijnych nie leży w interesie Państwa.</u>
          <u xml:id="u-79.13" who="#komentarz">(Oklaski na ławach B. B. W. z R.)</u>
          <u xml:id="u-79.14" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoCzerwiński">I zrobiłbym to, co odemnie zależy, aby tych tarć nie było. Oczywiście, proszę szanownych Panów, nie za wszelką, nie za każdą cenę. Jestem urzędnikiem Rzeczypospolitej Polskiej. Mam prawa i przepisy. Uważam, że jest moim świętym obowiązkiem stać na gruncie tych praw i przepisów, ich pilnować i pilnować interesu Państwa.</u>
          <u xml:id="u-79.15" who="#komentarz">(Oklaski na ławach B. B. W. z R.)</u>
          <u xml:id="u-79.16" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoCzerwiński">Poza tę granicę oczywiście posunąć się nie mogę.</u>
          <u xml:id="u-79.17" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoCzerwiński">Jeżeli mowa o walce, jeżeli mowa o ofenzywie, to pod jednym względem przyznam rację tym, którzy mnie krytykują. Tylko, że to nie będzie już zagadnienie religijne wogóle, ani wychowania religijnego w szczególności. Tak, jak oświadczyłem w Sejmie, mogę oświadczyć i dziś, że uważam za jeden z obowiązków swojego urzędu, jako Ministra, prowadzić walkę z temi wpływami na młodzież, które uważam za notorycznie dla przyszłości Państwa naszego i narodu naszego szkodliwe. I może tu skorzystam ze sposobności, aby w krótkich słowach wyjaśnić dlaczego.</u>
          <u xml:id="u-79.18" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoCzerwiński">Ja, proszę Wysokiego Senatu, zadawałem sobie sam to pytanie, czem się to dzieje, że oto ja, Minister fachowy, a w każdym razie Minister nie polityk, dlaczego właśnie ja wpadłem bodaj w większy i ostrzejszy zatarg, niż inni moi poprzednicy, z tym obozem politycznym, w którego imieniu przemawiał p. sen. Jabłonowski. Ja dziś mam na to odpowiedź. Stoję na stanowisku wychowawczem. Z wychowawczego stanowiska analizuję te wpływy, które ze strony tego obozu na młode pokolenie nasze, wychowywane zwłaszcza w szkołach wyższych, idą. I z tego stanowiska wychowawczego odrazu się tutaj zastrzegam: niech mi nikt nie lansuje twierdzenia, że ja prowadzę walkę z młodzieżą akademicką. Jabym bardzo prosił — żałuję, że niema już p. sen. Jabłonowskiego, bo 'bym go prosił, ażeby on ze swej strony prosił swoich przyjaciół politycznych, ażeby, walcząc ze mną, nie chowali się za plecy młodzieży akademickiej. Ja nie z młodzieżą walczę, ja walczę z wpływami pewnego obozu politycznego na młodzież. Ja tej młodzieży nawet nie potępiam, bo wiem, że ona z najlepszą wiarą do tych haseł dochodzi. Ale ja analizuję te hasła i wpływy. I co tam widzę? Widzę, że tam się uczy, że najlepszy patriotyzm, że najlepsza miłość swego narodu, to największa nienawiść do narodów innych; tam się uczy, że najlepsza służba Państwa, to wieczna walka narodowa a nawet religijna wewnątrz tego Państwa, tam się uczy tę młodzież, która przecież do wolności, a nie do niewoli ma być wychowywana, że nasze insurekcje, nasze powstania, nasze walki zbrojne, które krwią zmyły z czoła naszego narodu hańbę niewoli, że one były tylko pomyłką polityczną, tam się uczy, że i ten czyn zbrojny, jedna z najświetniejszych kart w naszej historii czasów ostatnich, czyn legionów, że to także była tylko pomyłka polityczna. Tam się uczy, że Ojczyzna nasza została zdobyta nie tym wysiłkiem zbrojnym, ale kalkulacją polityczną, jakgdyby czapką i papką naszych dyplomatów na terenie międzynarodowym. Nawet, jeżeli chodzi o tę piękną kartę naszej historii, historii naszego Państwa niepodległego, o rok 1920, to nawet tę zasługę, przed którą cały świat kulturalny chyli czoło, tę zasługę stara się wyrwać genjuszowi Wodza polskiego i stara się ją złożyć u stóp genjuszu obcego. Tam wreszcie, gdy chodzi o zamach stanu z maja 1926 r., przedstawia się to tej młodzieży tak, że ta młodzież, rozumując logicznie, musi dojść do wniosku, że ci inni z przeszłości dalekiej, z 1791 r., którzy zrobili także zamach stanu i także w maju, że to byli zdrajcy i szkodnicy, a praworządnymi w tym czasie byli tylko targowiczanie.</u>
          <u xml:id="u-79.19" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoCzerwiński">Jeżeli zaś chodzi o taktykę polityczną, to jakiej że taktyki politycznej się uczy? Tam się uczy taktyki politycznej takiej, że wtedy, gdy przeciwnik jest silniejszy, gdy przeciwnik pod gardło trzyma, to trzeba wołać o praworządność, a wtedy, gdy się przeciwnika bać nie trzeba, to można gloryfikować nawet zabójcę Prezydenta Rzeczypospolitej.</u>
          <u xml:id="u-79.20" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoCzerwiński">Wysoka Izbo! Oto jest wyjątek, fragment tej okropnej ewangelii, tego straszliwego creda, które z tamtego obozu idzie na umysły naszego młodego pokolenia — I pytam się, Wysoka Izbo, czy może być Minister, który, sam nie będąc zaślepionym poglądami tamtego właśnie obozu, czy może być Minister Oświaty, odpowiedzialny za wychowanie publiczne nowego pokolenia, któryby tym prądom nie wypowiedział walki; czy może być Minister, któryby wobec takich prądów wychowawczych nie okazał się stuprocentowym sanatorem?</u>
          <u xml:id="u-79.21" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoCzerwiński">Tak rozumiem to swoje stanowisko i rozumiem, że działam nie jako Minister polityczny, ale właśnie jako wychowawca.</u>
          <u xml:id="u-79.22" who="#komentarz">(Oklaski na ławach B. B. W. z R.)</u>
          <u xml:id="u-79.23" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoCzerwiński">Głos ma jeszcze s. sprawozdawca.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-80">
          <u xml:id="u-80.0" who="#StanisławDąmbski">Po ciekawej, obszernej dyskusji, jako sprawozdawca choć w kilku słowach mam obowiązek odpowiedzieć na pewne szczegóły, które w tej dyskusji zasługują na podkreślenie, czy wymagają wyjaśnienia.</u>
          <u xml:id="u-80.1" who="#StanisławDąmbski">P. Hałuszczyński w swojem niesłychanie ciekawem przemówieniu poruszył sprawę utrakwizmu. Nie jestem tak dalece pedagogiem, abym mógł przeprowadzić tutaj dyskusję fachową na ten temat, ale przypomnieć muszę, że pierwszorzędne umysły i ludzie pierwszorzędnej wiedzy, których nazwiska są p. Hałuszczyńskiemu także znane, jak Józef Szujski i Wojciech Dzieduszycki, byli wielkimi zwolennikami tego kierunku i tego systemu nauczania. Z obowiązku swe go, jako sprawozdawcy, musiałem się dopytywać, jak te rzeczy się odczuwa na miejscu, jakie są rezultaty tego systemu i moje informacje idą w tym kierunku, że rodzice dzieci obojga narodowości są zadowoleni z nauki w tych szkołach.</u>
          <u xml:id="u-80.2" who="#StanisławDąmbski">Poruszył tutaj s. Hałuszczyński przedmiot dla szkolnictwa ogromnej wagi, kwestię systemu nauczania w szkołach powszechnych, zwracając uwagę na ważność kierunku praktycznego, fachowego w wyższych klasach tego szkolnictwa. I tutaj zdanie tak wybitnego i o tak wysokim poziomie wiedzy i kultury profesora zeszło się z opinią i wyrazem sen. Soroki, który mówił tu z odczuciem potrzeb włościaństwa, rodziców dzieci, które się kształcą w tych szkołach. Ja, nie przesądzając tej rzeczy, muszę się zwrócić do p. Ministra z prośbą, by zechciał tak znamienne słowa, jakie padły z ust s. Hałuszczyńskiego i s. Soroki wziąć poważnie pod uwagę, tem bardziej, że i doświadczenia w wielu krajach o najwyższej kulturze przemawiają za tem. Wspomnę szkolnictwo Belgii, czy szkolnictwo kraju o tak zdrowym charakterze kultury, jak Szwecja, która ma właśnie ten typ w wyższych klasach szkoły powszechnej, typ nauczania o kierunku praktycznym.</u>
          <u xml:id="u-80.3" who="#StanisławDąmbski">Muszę ze smutnego obowiązku sprawozdawczego reagować zupełnie stanowczo przeciw tym słowom, które padły z ust s. Bohdanowicza. Nie wchodząc w kwestie tak ściśle fachowo-wyznaniowe, jak kwestia cerkwi, niewątpliwie musimy pragnąć wszyscy dla dobra tej cerkwi, żeby się zorganizowała autokefalicznie, żeby się zorganizowała w całkowitem porozumieniu i harmonii z naszą władzą państwową. Wprowadzanie momentu nienawiści, kiedy s. Bohdanowicz ściszonym głosem przemawiał, ale z obowiązku sprawozdawcy ja słuchać muszę uważnie, kiedy ściszonym głosem, bo sam czuł, że to, co mówi, nie ma podstawy, powiedział: wy — t. j. Rząd, czy my w Senacie, czy Naród, Polski, może chcecie nawiązywać stosunek z państwem sowietów przez wspólnie prowadzone walki przeciw kościołowi. Przeciw temu powiedzeniu s. Bohdanowicza z największą stanowczością z obowiązku mojego, jako senatora Polaka — protestuję.</u>
          <u xml:id="u-80.4" who="#komentarz">(Oklaski, S. Bohdanowicz: A ja jestem bardzo zadowolony, że Pan to powiedział.)</u>
          <u xml:id="u-80.5" who="#StanisławDąmbski">Proszę Panów, inny mówca, mianowicie s. Rubinsztein poruszył kwest je związane ze szkolnictwem żydowskiem. Ja szczerze i otwarcie powiem, że starania, które naród żydowski wkłada w wykształcenie swojej młodzieży, to są starania, które my, ludzie patrzący obiektywnie, musimy wysoce uznawać i uszanować. Tak jest, naród żydowski dba bardzo poważnie o wykształcenie swojej młodzieży. Nie mam żadnej wątpliwości, że pomoc w wykształceniu tem narodowi temu będzie przyznawana odpowiednio i słusznie ze strony naszych władz szkolnych.</u>
          <u xml:id="u-80.6" who="#StanisławDąmbski">Nie pojmuję skarg, które słyszałem z ust p. Barczewskiego co do szkolnictwa niemieckiego. Mam dane, z obowiązku mego musiałem mieć dane statystyczne, któremi nie trudziłem Panów. Otóż szkolnictwo za r. 1927/8 przedstawia się jak następuje: w szkolnictwie powszechnem zanotowaliśmy 668 publicznych szkół z niemieckim językiem nauczania, szkolnictwo średnie jest zaopatrzone w 7 państwowych i 3 komunalne zakłady. W stosunku statystycznym wygląda to w ten sposób, że na 100.000 dzieci niemieckich w wieku szkolnym korzysta ze szkół publicznych 88.930, ze szkół prywatnych 9.200, pozostałe 2.000 uczy się prywatnie w domach i szkołach średnich, To jest takie zupełne zaspokojenie potrzeb, że te skargi były dla mnie całkowicie niezrozumiałe. Nie chcę przedłużać dyskusji i nużyć Senatu, który jest bardzo dzisiejszem posiedzeniem wyczerpany...</u>
          <u xml:id="u-80.7" who="#komentarz">(Głos: My jesteśmy wypoczęci, ale stół stenografów jest zmęczony.)</u>
          <u xml:id="u-80.8" who="#StanisławDąmbski">...ale nie mogę nie zareagować na momenty, które naprzykład w przemówieniu s. Hałuszczyńskiego są bardzo piękne, a wyrażają się w potrzebie szukania ideału szkoły narodowej państwowej. Proszę Panów, to jest rzecz, z którą ja się spotykam dość często, a której na mój, może stary, rozum zrozumieć nie mogę. Jakto, więc kiedyśmy umieli w czasach niewoli utrzymywać ideał i nasze dzieci w nim chować, to dziś raptem, kiedy znajdujemy się w warunkach o tyle lepszych, szukamy ideału. Ideał został zawsze ten sam, ideał służby dla Boga, służby dla Ojczyzny, a chwała Bogu w warunkach dzisiaj już lepszych o własnej państwowości, służby dla ideału prawdy i dobra, A jeżeli to skierujemy do kwestii, która się rozwinęła na tle stosunku do religii w szkole i prądów antyreligijnych, jakie tam występują, to ja z obiektywizmem badając tę rzecz, muszę z obowiązku sprawozdawcy całkiem ściśle stwierdzić, że ani w Rządzie naszym, ani w Państwie naszem, ani w Izbach naszych kierunku, któryby chciał prowadzić walki religijne, skonstatować nie mogłem.</u>
          <u xml:id="u-80.9" who="#komentarz">(Głos: Słusznie.)</u>
          <u xml:id="u-80.10" who="#StanisławDąmbski">Natomiast jesteśmy świadkami, że między nauczycielstwem są prądy i poszczególne jednostki, które w swoich przekonaniach są bezwyznaniowe, antyreligijne. Przekonania każde możemy i musimy szanować, wymagać jednak musimy, żeby nauczyciel w spełnianiu swych obowiązków na terenie szkoły w swoich przekonaniach bezwyznaniowych żadnych antyreligijnych kroków nie podejmował.</u>
          <u xml:id="u-80.11" who="#komentarz">(S. Roman: Słusznie.)</u>
          <u xml:id="u-80.12" who="#StanisławDąmbski">Tak te rzeczy bezstronnie wyglądają i przeciw tym kierunkom musimy wystąpić tak, jak to ja zrobiłem w swoim referacie, a p. Tarnowski w swojem przemówieniu się temu przeciwstawił.</u>
          <u xml:id="u-80.13" who="#StanisławDąmbski">Wreszcie uderzyło mnie przemówienie czcigodnego kolegi mego, współtowarzysza klubowego, s. Everta. Niech mi Pan wierzy, że nie potrzebuje się obawiać tam, gdzie chodzi o wpływ religii i Kościoła Katolickiego, żeby to był wpływ jakiejś nienawiści czy walki. Podstawą, fundamentem najgłębszym, najistotniejszym naszej wiary jest miłość. Tego, co powiedziałem na Komisji Budżetowej, nie waham się powtórzyć, że w tych księgach, w tem piśmie, które ja, jak i s. Evert, uważamy za nasze Księgi Święte, jest list św. Pawła, w którym mówił: „Jest wiara, nadzieja i miłość, a z tych trojga większą jest miłość”.</u>
          <u xml:id="u-80.14" who="#komentarz">(Oklaski na ławach B. B,)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-81">
          <u xml:id="u-81.0" who="#JulianSzymański">Po przejrzeniu stenogramu muszę przywołać s. Bohdanowicza do porządku za słowa przytoczone, których sam nie dosłyszałem, a które nie licują z godnością i obowiązkiem obywatela polskiego.</u>
          <u xml:id="u-81.1" who="#JulianSzymański">Następnie udzielam głosu sen. Januszewskiemu w sprawie oświadczenia,</u>
        </div>
        <div xml:id="div-82">
          <u xml:id="u-82.0" who="#WacławWiktorJanuszewski">Zgłaszam wniosek, a zarazem krótkie oświadczenie, aby dać możność zajęcia stanowiska Senatowi wobec dzisiejszego oświadczenia p. Premiera. W imieniu stronnictw: P. P. S., Wyzwolenia, Stronnictwa Chłopskiego, Piasta i N. P. R. — zgłaszam następujący wniosek: „Senat skreśla z funduszu dyspozycyjnego Prezydjum Rady Ministrów, część 4, dział 1 paragraf 11 — 1 złoty”.</u>
          <u xml:id="u-82.1" who="#WacławWiktorJanuszewski">Następne posiedzenie odbędzie się jutro o godzinie 10 z następującym porządkiem dziennym: Ministerstwo Skarbu, Emerytury, Renty inwalidzkie i Pensje, Długi państwowe oraz Monopole.</u>
          <u xml:id="u-82.2" who="#WacławWiktorJanuszewski">W czasie przedpołudniowego posiedzenia będą rozdane Panom Senatorom poprawki do budżetu. Następnie zbierzemy się o godzinie 5 dla przegłosowania poszczególnych preliminarzy budżetowych łącznie z ustawą skarbową.</u>
          <u xml:id="u-82.3" who="#WacławWiktorJanuszewski">Nie słyszę sprzeciwu.</u>
          <u xml:id="u-82.4" who="#WacławWiktorJanuszewski">Zamykam posiedzenie.</u>
          <u xml:id="u-82.5" who="#komentarz">(Koniec posiedzenia o godz. 22 min. 55.)</u>
        </div>
      </body>
    </text>
  </TEI>
</teiCorpus>