text_structure.xml
160 KB
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79
80
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
98
99
100
101
102
103
104
105
106
107
108
109
110
111
112
113
114
115
116
117
118
119
120
121
122
123
124
125
126
127
128
129
130
131
132
133
134
135
136
137
138
139
140
141
142
143
144
145
146
147
148
149
150
151
152
153
154
155
156
157
158
159
160
161
162
163
164
165
166
167
168
169
170
171
172
173
174
175
176
177
178
179
180
181
182
183
184
185
186
187
188
189
190
191
192
193
194
195
196
197
198
199
200
201
202
203
204
205
206
207
208
209
210
211
212
213
214
215
216
217
218
219
220
221
222
223
224
225
226
227
228
229
230
231
232
<?xml version='1.0' encoding='utf-8'?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
<xi:include href="PPC_header.xml" />
<TEI>
<xi:include href="header.xml" />
<text>
<body>
<div xml:id="div-1">
<u xml:id="u-1.0" who="#MarekAst">Dzień dobry państwu. Jeżeli państwo pozwolą, to rozpocznę dzisiejsze posiedzenie Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych. Posiedzenie będzie miało dzisiaj szczególny charakter – charakter konferencji. Z okazji okrągłej, siedemdziesiątej rocznicy wybuchu II wojny światowej postanowiliśmy, aby to posiedzenie poświęcić tematowi udziału mniejszości narodowych w formacjach wojskowych w czasie kampanii wrześniowej w 1939 r. Myślę, że dzisiejsze posiedzenie rzeczywiście dostarczy nowych, ciekawych informacji na ten temat.</u>
<u xml:id="u-1.1" who="#MarekAst">Witam bardzo serdecznie na dzisiejszym posiedzeniu ministra spraw wewnętrznych i administracji pana Zbigniewa Sosnowskiego. Witam, panie ministrze. Ministerstwo Obrony Narodowej reprezentuje dzisiaj dyrektor generalny, pan Jacek Olbrycht. Witam, panie dyrektorze. Przede wszystkim witam jednak panów, którzy wygłoszą referaty na temat udziału mniejszości w kampanii wrześniowej. Witam serdecznie pana profesora Dariusza Matelskiego, pana doktora Igora Hałagidę i pana profesora Tomasz Gąsowskiego. Nie dotarł jeszcze pan profesor Wojciech Śleszyński. Już jest, tak? Dotarł właśnie pan profesor Śleszyński. Bardzo serdecznie witam.</u>
<u xml:id="u-1.2" who="#MarekAst">Myślę, że zaczniemy od informacji pana dyrektora Jacka Olbrychta. Panie dyrektorze, oddaję panu głos.</u>
</div>
<div xml:id="div-2">
<u xml:id="u-2.0" who="#JacekOlbrycht">Panie przewodniczący, Wysoka Komisjo, dziękuję bardzo za oddanie mi głosu. Mamy przyjemność i zaszczyt przedstawić stan naszej wiedzy w obszarze udziału członków mniejszości narodowych i etnicznych w kampanii wrześniowej roku 1939. Stosowny materiał został skompletowany na podstawie naszych badań i analiz. Jeśli pan przewodniczący pozwoli, to materiał przedstawiłby pan doktor habilitowany Grzegorz Nowik, zastępca dyrektora Wojskowego Biura Badań Historycznych. Dziękuję bardzo.</u>
</div>
<div xml:id="div-3">
<u xml:id="u-3.0" who="#MarekAst">Proszę bardzo.</u>
</div>
<div xml:id="div-4">
<u xml:id="u-4.0" who="#GrzegorzNowik">Szanowni państwo, truizmem będzie powiedzenie, że II Rzeczpospolita była państwem wielonarodowym. To była spuścizna po dawnej Rzeczypospolitej może nie dwojga, a wielu narodów. Ponieważ mniejszości narodowe były obywatelami Rzeczypospolitej, to obowiązywała je ustawa z dnia 23 maja 1924 r. o powszechnym obowiązku wojskowym. Z tego tytułu przedstawiciele innych narodowości niż polska, którzy należeli do mniejszości, pełnili służbę wojskową.</u>
<u xml:id="u-4.1" who="#GrzegorzNowik">Proszę państwa, porównując odsetki ogółu członków mniejszości narodowych w stosunku do różnych korpusów osobowych wojska i stanu wojska, możemy powiedzieć, że o ile według różnych spisów w państwie żyło ponad 30% mniejszości – posługujmy się tutaj grubo zarysowanym procentarzem – o tyle w siłach zbrojnych służyło ponad 20% mniejszości narodowych. Zasada ich wcielania do wojska była eksterytorialna, bo chodziło o to, aby w rożnych jednostkach wojskowych służył odpowiedni komponent narodowy polski wspólnie z komponentem mniejszości narodowych. W II Rzeczypospolitej miało to również swoje znaczenie w zakresie pewności armii, bo pamiętajmy, że w dawnej Galicji toczyła się wojna polsko-ukraińska i co do postawy mniejszości wobec państwa oraz ich lojalności były wysuwane zastrzeżenia.</u>
<u xml:id="u-4.2" who="#GrzegorzNowik">Oprócz czynnika pewności sił zbrojnych, możliwości dysponowania wojskiem i lojalności tychże sił zbrojnych istotnym czynnikiem była również kwestia różnic cywilizacyjnych. Proszę sobie wyobrazić wcielanych do jednostek w Wielkopolsce Poleszuków czy Białorusinów, którzy nigdy nie wchodzili po schodach, bo posługiwali się wcześniej wyłącznie drabinami, którzy po raz pierwszy uczyli się chodzić w butach, którzy dostawali kilka posiłków dziennie. Nie chciałbym, oczywiście, wyprowadzać z tego tytułu jakichś zbyt daleko idących wniosków, niemniej postęp cywilizacyjny, postęp kulturowy, jak również oświatowy, ponieważ wojsko uczyło analfabetów, był niezwykle istotnym czynnikiem związanym z tymże eksterytorialnym wcieleniem do wojska.</u>
<u xml:id="u-4.3" who="#GrzegorzNowik">Jeśli natomiast chodzi o korpus oficerski i podoficerski, to można powiedzieć, że w innych korpusach osobowych II Rzeczpospolita stosowała politykę w pewnym stopniu restrykcyjną. Doświadczenia na temat usytuowania i pozycji rozmaitych mniejszości były wyniesione z dawnych armii zaborczych. Czerpano doświadczenia zarówno z armii austro-węgierskiej, rosyjskiej, jak i niemieckiej, w których to armiach mniejszości narodowe tak samo nie były dopuszczane do wyższych stanowisk oficerskich albo niektórych rodzajów wojsk i służb. I tak w korpusie podoficerskim generalną zasadą było to, że dopuszczano zaledwie 5% stanowisk możliwych do obsadzenia przez podoficerów wywodzących się z mniejszości narodowych. Jeśli chodzi o korpus oficerski, to było to hermetyczne środowisko polskie, aczkolwiek było w nim miejsce dla oficerów kontraktowych, wśród których byli oficerowie ukraińscy, ale również pochodzący z narodów kaukaskich, tzw. prometejskich. Przedstawicieli kilku narodów górali z Azerbejdżanu i Gruzji przyjmowano w charakterze oficerów kontraktowych do Wojska Polskiego. Służyli w nim m.in. Ukraińcy z dawnej armii Symona Petlury, czyli armii Ukraińskiej Republiki Ludowej. Odsetek tychże mniejszości był jednak zupełnie niewielki.</u>
<u xml:id="u-4.4" who="#GrzegorzNowik">Większy odsetek stanowili oficerowie rezerwy wywodzący się z mniejszości narodowych. Od lat 30. do dywizyjnych szkół podchorążych dopuszczano do 5% przedstawicieli mniejszości narodowych. Można powiedzieć, że dosyć duża liczba obywateli Rzeczypospolitej wyznania mojżeszowego posiadała stopnie oficerów rezerwy, ale głównie byli to lekarze, prawnicy, audytorzy wojskowi, jak również inni specjaliści. Nie znaczy to, oczywiście, że ten, kto deklarował narodowość polską, ale wyznanie inne niż rzymski katolicyzm nie był w ogóle dopuszczany do służby. Przykładem są generałowie, tacy jak chociażby Bernard Mond, który był wyznania mojżeszowego i w roku 1939 dowodził 6. Dywizją Piechoty albo generał Wilhelm Orlik-Rückemann, dowódca Korpusu Ochrony Pogranicza.</u>
<u xml:id="u-4.5" who="#GrzegorzNowik">Proszę państwa, jeśli chodzi o postawę mniejszości narodowych w 1939 r., to musimy wyróżnić kilka elementów. Pierwszym jest mobilizacja alarmowa, potem mobilizacja powszechna, przebieg kampanii wrześniowej i obozy jenieckie według poszczególnych grup. Jeśli państwo pozwolą, to szybciutko i szkicowo zarysuję to zagadnienie tak, aby można je było stosunkowo łatwo zapamiętać.</u>
<u xml:id="u-4.6" who="#GrzegorzNowik">Przypominam, że mobilizacja alarmowa rozpoczęła się w marcu 1939 r. w Okręgu Korpusu nr IX w Brześciu nad Bugiem. Jeśli chodzi o procent stawienia się mniejszości narodowych w czasie mobilizacji alarmowej, to w jednostkach mobilizowanych, czyli 9, 20 i 30 Dywizji Piechoty, stawiennictwo mniejszości narodowych było identyczne jak poborowych polskich. Chodzi głównie o mniejszość białoruską, ale częściowo również i ukraińską. Nie było wypadków uchylania się od poboru. Były co prawda takie wypadki, ale dopiero w sierpniu i chodziło o mobilizację wozów, więc uchylanie się było spowodowane tym, że był to okres żniw. Można powiedzieć, że wszystkie narodowości starały się swoje wozy albo oddać w stanie gorszym, a zachować sobie jakieś lepsze, albo opóźnić proces oddawania wozów ze względu na to, że sprzęt był potrzebny przy zwożeniu zbóż.</u>
<u xml:id="u-4.7" who="#GrzegorzNowik">Następnie mamy mobilizację alarmową, trwającą w lipcu i sierpniu. Nie ma również żadnych zastrzeżeń w stosunku do jakichkolwiek mniejszości narodowych z wyjątkiem niemieckiej. Otóż mniejszość niemiecka masowo dezerteruje, uchyla się od poboru. Właściwie uchylanie się od poboru to nie jest jeszcze dezercja, bo dezercja zaczyna się dopiero z chwilą rozpoczęcia wojny albo w przededniu wojny. Przykładem może być powiat działdowski, gdzie mniej więcej 100% poborowych narodowości niemieckiej zbiegło za granicę, czyli do Prus Wschodnich.</u>
<u xml:id="u-4.8" who="#GrzegorzNowik">Proszę państwa, jeśli chodzi o postawę poszczególnych mniejszości w okresie mobilizacji alarmowej, to – jak powiedziałem – nie ma zastrzeżeń w stosunku do mniejszości białoruskiej i ukraińskiej. Jeśli chodzi o mniejszość ukraińską, to niezwykle ważną rolę odegrała tutaj deklaracja wicemarszałka Sejmu, prezesa UNDO (Ukraińskie Zjednoczenie Narodowo-Demokratyczne). Wezwał on Ukraińców, którzy mieli swoje rachunki krzywd i nieuregulowane kwestie z II Rzecząpospolitą, do lojalnego wypełnienia swoich obowiązków. Również niekwestionowany autorytet w sprawach moralnych, metropolita Andrzej Szeptycki wezwał Ukraińców do wykonywania swoich obowiązków zgodnie z sumieniem. W tym względzie w środowisku ukraińskim panowała dosyć jednolita postawa. Również Białorusini wykonali swój obowiązek.</u>
<u xml:id="u-4.9" who="#GrzegorzNowik">Jeśli chodzi o mniejszość żydowską, to trzeba powiedzieć, że prasa żydowska i wszystkie ugrupowania żydowskie dosyć entuzjastycznie traktowały pobór żołnierzy swojej narodowości do Wojska Polskiego. Tytuły prasowe wręcz wspominały powstanie kościuszkowskie, listopadowe czy styczniowe i udział braci Izraelitów w szeregach wspólnych wojsk polskich. Nie ma również jakichkolwiek przypadków uchylania się od poboru czy od świadczeń materialnych. Pomijam mniejsze grupy narodowe, np. Karaimów, Tatarów czy Litwinów albo Czechów z Wołynia, których niewielkie grupy były rozproszone po siłach zbrojnych i nie stanowiły tak dużego odsetka jak inne mniejszości narodowe.</u>
<u xml:id="u-4.10" who="#GrzegorzNowik">Z chwilą ogłoszenia mobilizacji powszechnej zarządzono internowanie działaczy Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) w nocy z 1 na 2 września. Generalnie rzecz biorąc, na terenach województw wschodnich dawnej Galicji, czyli w województwie lwowskim, tarnopolskim i stanisławowskim, panował względny spokój. Podobnie było również na pozostałych terenach Rzeczypospolitej.</u>
<u xml:id="u-4.11" who="#GrzegorzNowik">Jedyny problem był z mniejszością niemiecką, która w naturalny sposób zbiegała do swoich wojsk. Niemcy byli doskonale zorganizowani – związki niemieckie istniały na terenie całej Rzeczypospolitej. Młodzi Niemcy, nawet w czasie pokoju, wysyłani byli na szkolenia wojskowe do Rzeszy. Przy czym mniejszość tę należy jednak zróżnicować. Ci, którzy od wieków mieszkali w Kongresówce, np. w ośrodkach tkackich, w Zduńskiej Woli, Łodzi, Zgierzu czy Żyrardowie, byli po części spolszczeni. W tych przypadkach odsetek dezercji był daleko mniejszy. Należy również stwierdzić, że władze polskie stosowały swoiste przemieszanie rezerwistów. O ile do jednostek Dowództwa Okręgu Korpusu nr VII, czyli w Wielkopolsce, w Poznańskiem, wcielani byli poborowi z województw wschodnich, o tyle Niemcy z centralnej Polski i z województw zachodnich kierowani byli do Korpusu Ochrony Pogranicza, czyli do osłony polskiej granicy. Nie mogąc stamtąd w żaden sposób zbiec, bo odległości były za duże, ani znaleźć oparcia w tamtejszym środowisku, doskonale spełniali swoje obowiązki. Dopiero po odwrocie grupy KOP za Bug na przełomie września i października zaczęły się niemieckie dezercje.</u>
<u xml:id="u-4.12" who="#GrzegorzNowik">Jeśli chodzi o przebieg kampanii wrześniowej, to możemy powiedzieć, że żołnierze mniejszości narodowych z honorem wykonywali swój obowiązek względem Rzeczypospolitej. Walki pod Mokrą, nad Bzurą czy pod Mławą, walki w obronie Warszawy, walki tych jednostek, w których stanowili oni wręcz 20% stanu osobowego, świadczą o tym, że wykonywali swoje obowiązki żołnierskie niezwykle ofiarnie. Chciałem tu przytoczyć relację, którą usłyszałem. Została ona zresztą zapisana przez pułkownika Zbigniewa Szacherskiego, który w czasie wojny był zastępcą dowódcy, a potem dowódcą 7. Pułku Strzelców Konnych Wielkopolskich. Działo się to po 17 września. Do pułkownika Szacherskiego zgłosili się żołnierze Ukraińcy i powiedzieli, że wypełnią oni swój obowiązek dlatego, że dla nich jest to obowiązek koleżeński oraz wyraz lojalności wobec pułku, w którym zawsze byli traktowani na równi z innymi obywatelami Rzeczypospolitej, po koleżeńsku i z honorem – mimo iż wiedziano, że są Ukraińcami – a wreszcie dlatego, że chcą, aby została po nich pamięć jako o dobrych żołnierzach.</u>
<u xml:id="u-4.13" who="#GrzegorzNowik">W zasadzie dezercje mniejszości narodowych, głównie zresztą ukraińskiej, zaczęły się dopiero po 17 września. Z chwilą wkroczenia oddziałów niemieckich na teren Małopolski Wschodniej i dotarcia ich do Sambora, który 11 września został opanowany przez 1. Dywizję Strzelców Górskich, w miejscowościach wschodniej części Galicji rozpoczęła się ruchawka ukraińska. Aczkolwiek prowyd OUN był zdecydowanie przeciwny wzniecaniu powstania, a Niemcy wycofali z użycia Legion Ukraiński, który był sformowany po zawarciu paktu Ribbentrop-Mołotow, bo demonstracja ukraińska nie była potrzebna i wiadomo było, że te tereny znajdą się w sferze interesów państwowych Związku Sowieckiego, to mimo wszystko w niektórych miejscowościach na terenie województw lwowskiego, stanisławowskiego i tarnopolskiego ta ruchawka wybuchła. Opanowano kilka miejscowości, m.in. Stryj, Żydaczów czy Borysław w Borysławsko-Drohobyckim Zagłębiu Naftowym, ale Policja Państwowa i oddziały asystencyjne wojska szybko sobie z tą ruchawką poradziły. Nie była ona ani zbyt powszechna, ani jej uczestnicy bardzo liczni.</u>
<u xml:id="u-4.14" who="#GrzegorzNowik">Po 17 września dezercje i ruchawka rozpoczęły się również na terenie województw nowogródzkiego, wileńskiego i poleskiego, gdzie jaczejki komunistyczne próbowały wzniecić różnego typu działania dywersyjne. Można powiedzieć, że zasięgiem objęły one mniej więcej linię Niemna, a najbardziej chyba na zachód Skidel, gdzie działała znana banda. Zajmowano się głównie rabunkiem dworów i sklepów, mordowaniem przedstawicieli administracji państwowej, rozbrajaniem pojedynczych żołnierzy, ale nie było to znowu zjawisko powszechne w stosunku do masowej służby Białorusinów i Ukraińców w Wojsku Polskim.</u>
<u xml:id="u-4.15" who="#GrzegorzNowik">Na terenie wschodnich województw obserwuje się również działanie części przedstawicieli mniejszości żydowskiej. Najbardziej znanym przykładem jest Włodawa, gdzie przedstawiciele tamtejszej tzw. czerwonej gwardii z czerwonymi opaskami atakowali grupy KOP generała Orlika-Rückemanna, wycofujące się na południe od Włodawy na teren Lubelszczyzny.</u>
<u xml:id="u-4.16" who="#GrzegorzNowik">Jak powiedziałem, żołnierze mniejszości niemieckiej starali się dezerterować, a jeżeli pozostawali, to w charakterze piątej kolumny, aczkolwiek musimy pamiętać o takich przejawach czy postawach, jakie prezentował chociażby kontradmirał Józef Unrug, niewątpliwie narodowości niemieckiej, który w czasie kapitulacji Helu rozmawiał z oficerami niemieckimi przez tłumacza czy Habsburgowie z Żywca, którzy pełnili służbę wojskową, albo Krokowscy von Krockow, z których jeden służył w Wojsku Polskim, a drugi – z racji majątku posiadanego po drugiej stronie granicy – służył w Wehrmachcie.</u>
<u xml:id="u-4.17" who="#GrzegorzNowik">Proszę państwa, te postawy były więc bardzo zróżnicowane, jeśli chodzi o pojedyncze przypadki. Natomiast należy powiedzieć, że w generalnej masie – z wyjątkiem mniejszości niemieckiej – wszyscy przedstawiciele mniejszości z honorem wypełnili swój obowiązek wojskowy z tego tytułu, że byli obywatelami Rzeczypospolitej.</u>
<u xml:id="u-4.18" who="#GrzegorzNowik">Co się stało z żołnierzami mniejszości w niewoli niemieckiej i sowieckiej? Otóż do niewoli niemieckiej trafiło kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy narodowości ukraińskiej, ale ze względu na preferowaną pozycję Ukraińców w Generalnym Gubernatorstwie zostali oni natychmiast zwolnieni. Również ci oficerowie, którzy zadeklarowali narodowość ukraińską, zostali zwolnieni z obozów jenieckich.</u>
<u xml:id="u-4.19" who="#GrzegorzNowik">Niemcy zwolnili również wszystkich Żydów, aczkolwiek przeprowadzili ich rejestrację. Mówię tutaj o szeregowych. Później dokładnie według tych list proskrypcyjnych zostali oni w znacznej mierze eksterminowani w okresie prowadzenia przez Niemców akcji Holokaustu. Chciałem powiedzieć, że duży procent oficerów rezerwy wyznania mojżeszowego razem z polskimi oficerami znajdował się w obozach jenieckich na terenie Niemiec. Duża część tej grupy przetrwała wojnę mimo inspirowania przez Niemców polityki tworzenia różnego rodzaju gett w ramach obozów jenieckich. Oficerowie polscy wręcz manifestacyjnie podkreślali swoją jedność z tymi, którzy byli ich kolegami, a tylko innego wyznania.</u>
<u xml:id="u-4.20" who="#GrzegorzNowik">Zupełnie odmienny był los mniejszości narodowych, które dostały się do niewoli sowieckiej. Znaczna część Ukraińców została wcielona do strojbatów (batalionów budowlanych) albo wysłana wraz z polskimi żołnierzami na Syberię do lesopowałów (terenów leśnych, na których pracowały brygady tzw. lesorubów), aczkolwiek duża ich część została również zwolniona w 1939 r. Liczb nawet nie jesteśmy w stanie dokładnie określić, bo znamy je tylko z relacji tych, którzy ocaleli i z armią polską, formowaną później przez generała Andersa, ruszyli na Daleki Wschód. Stąd mamy relacje i informacje o tych grupach żołnierzy. Ci, którzy byli przedstawicielami mniejszości niemieckiej, mogli być wymienieni w ramach prowadzonej w latach 1939–1940 wymiany między Niemcami a Związkiem Sowieckim.</u>
<u xml:id="u-4.21" who="#GrzegorzNowik">Natomiast duża część oficerów wyznania mojżeszowego czy narodowości ukraińskiej i białoruskiej, służących jako oficerowie rezerwy w Wojsku Polskim, spoczęła w Katyniu, Charkowie i Miednoje. Taki czekał ich los. Proszę państwa, charakterystycznym świadectwem jest postawa jednego z wyższych oficerów narodowości ukraińskiej, pułkownika Pawła Szandruka. W 1939 r. dowodził on 29. Brygadą Piechoty. Była to brygada odtworzona na Lubelszczyźnie z dawnej 29. Dywizji Piechoty. Pod Zamościem jego szlak bojowy skrzyżował się ze szlakiem ukraińskiej 6. Siczowej Dywizji Strzelców w 1920 r. Za dowodzenie brygadą w roku 1939 generał Anders w roku 1965 odznaczył pułkownika Pawła Szandruka Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari. Należałoby może jeszcze dodać, że wśród odznaczonych krzyżem Virtuti Militari i Krzyżem Walecznych za udział w kampanii wrześniowej ’39 byli także żołnierze mniejszości narodowych. O ich postawie świadczy również fakt, że ci, którzy dostali się do niewoli sowieckiej, walczyli później w szeregach armii polskiej. Na cmentarzach wojskowych pod Monte Cassino, w Loretto i Bolonii są nie tylko krzyże katolickie, ale i krzyże prawosławne, i macewy żydowskie. Przedstawiciele mniejszości swój obowiązek żołnierski wypełnili nie tylko w 1939 r., ale spełnili go do końca II wojny światowej. Jeśli państwo mieliby pytania lub uwagi, to – oczywiście – mam więcej szczegółowych danych, ale przytaczanie ich teraz trwałoby zbyt długo. Dziękuję za uwagę.</u>
</div>
<div xml:id="div-5">
<u xml:id="u-5.0" who="#MarekAst">Dziękuję bardzo, panie doktorze, za ciekawe wprowadzenie do naszej konferencji. Proponuję taki tryb, że najpierw wysłuchamy wykładów naszych gości, a później przejdziemy do dyskusji i pytań. W związku z tym jako pierwszego prelegenta poproszę pana profesora Dariusza Matelskiego, który wygłosi wykład „Za i przeciw Polsce. Niemcy polscy w Wehrmachcie i Wojsku Polskim w kampanii wrześniowej 1939 roku”. Proszę bardzo, panie profesorze.</u>
</div>
<div xml:id="div-6">
<u xml:id="u-6.0" who="#DariuszMatelski">Panie przewodniczący, Wysoka Komisjo, szanowni państwo, społeczeństwo polskie w 1939 r. nie było przygotowane na klęskę. Propaganda państwowa, a także prasa podtrzymywały powszechne przekonanie, które oznajmił wiosną marszałek Rydz-Śmigły, że jesteśmy „silni, zwarci, gotowi”. W dniu 6 sierpnia 1939 r. powiedział on nawet: „Nie tylko nie oddamy całej sukni, ale nawet guzika nie oddamy Niemcom”. Proszę państwa, nikt przecież nie przewidywał w społeczeństwie nagłej wrześniowej klęski, a tym bardziej myśli o wojnie, upokarzającej niewoli i okupacji. Klęski wojsk polskich otwarły więc wieloletnią dyskusję na temat jej przyczyn. Początkowo obwiniano sanacyjne kierownictwo państwa, zarzucając nawet sanacji – w cudzysłowie – faszyzację Polski, następnie złe sojusze, zbyt długie granice Rzeczypospolitej, brak porozumienia ze Związkiem Radzieckim. W latach 60. XX w., gdy nacjonalizm urósł do rangi wyznacznika polityki wewnętrznej PRL, wysunięto tezę, że to nielojalna mniejszość niemiecka stała się potencjalnym sprawcą klęski wrześniowej 1939 r. Historiografia zaczęła szukać wszelkich przejawów działania tzw. piątej kolumny niemieckiej w Polsce. Należy się tu odwołać do badań historyka warszawskiego, profesora Wojciecha Materskiego. Porównując Kresy Zachodnie z Kresami Wschodnimi stwierdził on, że trzeba powiedzieć, iż piąta kolumna na Kresach Wschodnich znacznie przewyższała to zjawisko na Kresach Zachodnich. Dlaczego? Dlatego, proszę państwa, że od wiosny 1939 r. Polska zastosowała bardzo restrykcyjną politykę, nie zawsze mieszczącą się w granicach prawa II Rzeczypospolitej, ale bardzo skuteczną, która w konsekwencji dała pozytywne rezultaty.</u>
<u xml:id="u-6.1" who="#DariuszMatelski">Proszę państwa, żeby przeanalizować postawy Niemców w roku 1939, to w pierwszym rzędzie należy odpowiedzieć na zasadnicze pytanie: jaki był stosunek obywateli polskich narodowości niemieckiej do II Rzeczypospolitej? I tu należy podzielić Niemców w Polsce na dwie zasadnicze kategorie. Pierwszą grupę stanowią ci Niemcy, którzy do roku 1918 byli w państwie niemieckim, czyli Niemcy zamieszkujący pogranicze, a więc Pomorze, Gdańsk, Wielkopolskę i polską część Górnego Śląska. Tu wyraźnie dzielimy Śląsk, bo w okresie międzywojennym był on podzielony na część polską i część niemiecką, którą nazywamy Śląskiem Opolskim. Drugą grupę stanowią Niemcy zamieszkujący pozostałe obszary, których postawy były zupełnie odmienne.</u>
<u xml:id="u-6.2" who="#DariuszMatelski">Z drugiej strony musimy też pamiętać o tym, że w wyniku traktatu wersalskiego i późniejszych uregulowań granicznych Wielkopolska, Pomorze Gdańskie i Górny Śląsk stanowiły około 60% wszystkich ziem utraconych przez Niemcy w wyniku I wojny światowej oraz 64% strat ludnościowych. Głównym wrogiem propagandy antywersalskiej w Niemczech musiała być więc Polska. Ten obraz państwa sezonowego – państwa, które się nie utrzyma – stale funkcjonował wśród Niemców.</u>
<u xml:id="u-6.3" who="#DariuszMatelski">Proszę państwa, w 1919 r. odrodzona II Rzeczpospolita odziedziczyła po państwach zaborczych 2 mln 332 tys. Niemców, w tym 780 tys. urzędników państwowych, stanowiących 33,5% tej ludności. Bardzo proste było pozbycie się urzędników państwowych. Wprowadziliśmy egzamin językowy w mowie i piśmie z języka polskiego. Jak wiemy, jeśli ktoś od dziecka nie zna języka polskiego, to nie jest w stanie przejść tego egzaminu pozytywnie. Zresztą z historiografii pamiętamy, że pierwszą weryfikację językową dużo wcześniej przeprowadził Władysław Łokietek, który w trakcie buntu mieszczan krakowskich kazał im wymawiać takie trudne słowa, jak „soczewica, koło, miele, młyn”. Wtedy można było zobaczyć, kto jest swój i kto jest zasiedziały na miejscu, a kto nie jest swój. Jeśli – powiedzmy – ktoś nie zna od dziecka języka polskiego i nie wykształcił sobie krtani przed 7 rokiem życia, to języka polskiego już poprawnie nie opanuje i słów ze znakami diakrytycznymi nie wypowie. Proszę państwa, tych Niemców, którzy znaleźli się na Kresach Zachodnich, państwo polskie potraktowało jak intruzów. Dlaczego? Zostało to wyrażone już w roku 1919, kiedy sformułowano teorię na temat tego, skąd się wzięli Niemcy na terenie państwa polskiego. Jeden z badaczy okresu międzywojennego, Czesław Andrzejewski, napisał, że to nie jest element wyrosły nad Wisłą i Wartą od wieków, tylko jest to element nasłany przez państwo pruskie i obcy wtręt w społeczności państwa polskiego. Jeśli zachowa lojalność wobec państwa polskiego, to będzie tolerowany, a jeśli będzie nielojalny, to nie będzie tolerowany w naszych granicach.</u>
<u xml:id="u-6.4" who="#DariuszMatelski">Odmiennie postąpili Niemcy na terenie Polski centralnej i tu pragnę przywołać głos posła na Sejm Rzeczypospolitej, Josepha Spickermanna z Łodzi, który 7 marca 1919 r. złożył następującą deklarację: „My, obywatele pochodzenia niemieckiego, uważamy Polskę za naszą ojczyznę, albowiem tu jesteśmy urodzeni, tu spędziliśmy naszą młodość, z ziemią tutejszą jesteśmy związani całym swoim myśleniem. Cała nasza psychika jest zupełnie inna niż Niemców zagranicznych”. Mówił to, mając na myśli tych, którzy mieszkali na terenach, jakie uzyskaliśmy w wyniku traktatu wersalskiego. I dalej: „Całą naszą siłę moralną czerpiemy z tej naszej ziemi rodzinnej. Tylko tu czujemy się w domu, tylko tu jesteśmy zupełnie swobodni, dlatego chętnie ponosimy wszystko w ofierze dla dobra państwa. Mienie i życie gotowi jesteśmy oddać, ażeby i z naszej strony przyczynić się do stworzenia silnej i potężnej Polski”. Otrzymał ogromne brawa od sali sejmowej i dalej mówił tak: „Jednego tylko musimy żądać: aby nam pozostawiono w szkole, w domu i kościele nasz język rodowity, w którym porozumiewamy się od urodzenia, w którym także chcemy umrzeć, bo nasza siła moralna związana jest z ziemią rodzinną takimi więzami, jak z językiem rodowitym, który uważamy za święty spadek po naszych ojcach i dziadach.”. Dobrze to prognozowało relacjom Polacy – Niemcy.</u>
<u xml:id="u-6.5" who="#DariuszMatelski">Jednak w okresie międzywojennym dominująca rola wśród Niemców w Polsce przypadła działaczom z byłego zaboru pruskiego, a nie Królestwa Polskiego i Kresów Wschodnich. Działacze sabotowali młodą państwowość polską. Powszechnie powtarzano: „Tu jestem, tu zostanę, tu jest moja ojczyzna i o ile Bóg zechce, także moich dzieci i wnuków.”. Podważano młodą państwowość polską i urzędnicy niemieccy na wezwanie Berlina porzucili posady myśląc, że państwo polskie się załamie. Państwo polskie ściągnęło urzędników z Galicji i z Królestwa Polskiego, którzy utrzymali polską administrację i szkolnictwo. Można powiedzieć, że w pewien sposób Niemcy sami odniemczyli ten teren w latach 1919–1920, zanim potem nastąpił exodus związany z wyborem obywatelstwa.</u>
<u xml:id="u-6.6" who="#DariuszMatelski">Proszę państwa, jeśli chodzi o zastosowaną politykę narodowościową państwa polskiego, to musimy powiedzieć, że państwo polskie w pierwszych latach istnienia popełniło zasadniczy błąd w stosunku do mniejszości niemieckiej. Zwrócił na to uwagę Józef Piłsudski na specjalnym posiedzeniu Rady Ministrów 18 sierpnia 1926 r. Uważał on, że polityka represyjna Polsce niczego dobrego nie da, ponieważ Niemcy będą sabotować państwowość polską, a więc trzeba ją zdecentralizować. Trzeba pozyskać Niemców nie na bazie lojalności narodowej, bo to jest niemożliwe do zrealizowania, ale na bazie lojalności państwowej. Marszałek Piłsudski powiedział w ten sposób: „Niemcy wykazali się w ciągu historii łatwością asymilacji i posiadają wrodzony pierwiastek lojalności wobec państwa. Zużytkowanie tej mniejszości dla państwa z widokami na asymilację państwową jest możliwe i prawdopodobne. Rządy w stosunku do Niemców winny być sprawiedliwe, ale mocne, ludność ta bowiem musi czuć silną rękę władzy nad sobą”. Ale co jeszcze powiedział o innych mniejszościach? „Zasadą rządów w stosunku do ludności ruskiej w Małopolsce Wschodniej winna być praworządność i unikanie drażnienia. Władza państwowa w stosunku do ludności na Wołyniu” – a więc także do Niemców wołyńskich – „winna być mocna i surowa, ale sprawiedliwa. Co do Litwinów, to element ten, podobnie jak Niemcy, najlepiej się nadaje do asymilacji”. Proszę państwa, zmieniły się założenia polityki narodowościowej. Chodziło o pozyskanie tych, którzy stoją na gruncie lojalności państwowej, natomiast reagowanie tam, gdzie tej lojalności brakuje. Można powiedzieć, że ta polityka dała duże efekty. W roku 1939 około 20% ludności niemieckiej zachowało lojalność wobec państwa polskiego, a 80% było nielojalnych, ale tę lojalność zachowali głównie Niemcy na terenie Polski centralnej i na terenie Kresów Wschodnich.</u>
<u xml:id="u-6.7" who="#DariuszMatelski">Cezurą dla postawy Niemców na Kresach Zachodnich był rok 1934. Zawarcie polsko-niemieckiej deklaracji o niestosowaniu przemocy stało się jak gdyby kamieniem węgielnym polskiej polityki zagranicznej na lata 1934–1938, realizowanej przez Józefa Becka. Wówczas Niemcy na wezwanie Berlina zaczęli wycofywać się ze swoich antypaństwowych postaw. Nawet bardzo wrogi państwu polskiemu poseł na Sejm Rzeczypospolitej pułkownik Kurt Graebe na zebraniu z wyborcami narodowości niemieckiej w Poznaniu oświadczył: „Jako obywatele polscy spełniamy obowiązki względem państwa polskiego, jako Niemcy czcimy Hitlera”. Proszę państwa, mamy już tutaj pierwsze przejawy zafascynowania przywódców niemczyzny w Polsce, a potem większości Niemców narodowym socjalizmem. Zebrania organizacji niemieckich zaczęto kończyć okrzykami „Hail!” na cześć Rzeczypospolitej, prezydenta Mościckiego, marszałka Piłsudskiego i kanclerza Hitlera.</u>
<u xml:id="u-6.8" who="#DariuszMatelski">Pozytywny stosunek do państwa polskiego Niemcy wykazali również podczas pogrzebu ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pieradzkiego, którego zabili nacjonaliści ukraińscy, a także podczas pogrzebu marszałka Piłsudskiego, zaś „Deutsche Rundschau”, główny dziennik niemiecki, napisał w ten sposób: „Ten człowiek był państwem. Jego spuścizna spoczywa w rękach jego przyjaciół. Nas Niemców śmierć marszałka pogrążyła w żałobie i gwałtownie nami wstrząsnęła. My wiemy, że Józef Piłsudski szanował nasz naród i żadnej jego decyzji nie witaliśmy tak gorąco, jak tę z 26 stycznia 1934 r., ponieważ wtedy podał on Führerowi narodu niemieckiego Adolfowi Hitlerowi rękę ku przyjaźni. Pochylamy się z głębokim szacunkiem przed tą wielkością i wiemy, świadomi wewnętrznego związku niemieckiej i polskiej historii, że po wiośnie, która tak bogaty otrzymała zasiew, musi nastąpić obfite w plon lato i błogosławiona jesień. Nieśmiertelne są narody, które walczą o wolność i prawo. Nieśmiertelne są narody, którym dani są wodzowie, błyszczący jak gwiazdy nocą na niebie”. Proszę państwa, pamiętajmy również, że w stosunkach polsko-niemieckich nastąpiła poprawa i Berlinie odbyła się specjalna msza w katedrze, poświęcona marszałkowi Piłsudskiego. To była jedna strona medalu. Druga strona medalu była taka, że Niemcy w Polsce czekali na posunięcia władz w Berlinie. Adolf Hitler zakładał, że porozumienie z Polską jest czasowe, bo potrzebuje Polski, aby zaistnieć na forum międzynarodowym. Pamiętajmy o tym, że deklaracja o niestosowaniu przemocy z 1934 r. była pierwszym aktem międzynarodowym podpisanym przez III Rzeszę. Hitler pokazał więc niejako na forum międzynarodowym, że jest przewidywalnym politykiem i uśpił czujność opinii międzynarodowej.</u>
<u xml:id="u-6.9" who="#DariuszMatelski">Piękną kartę w dziejach II Rzeczypospolitej zapisali niemieccy sportowcy. W barwach narodowych Polski występowali dwaj znani piłkarze narodowości niemieckiej – Friedrich Scherfke z Warty Poznań i Ernst Willimowski z Ruchu Chorzów. Podam przykład z roku 1938 r., gdy w Strasburgu podczas piłkarskich mistrzostw świata reprezentacja Polski przegrała w dogrywce z Brazylią 5:6. Pierwszą bramkę strzelił Scherfke, a cztery pozostałe Willimowski. W reprezentacji Polski w meczu międzypaństwowym w tenisie ziemnym z Austrią w Krakowie występował Niemiec polski Georg Stolarow. Wielokrotną mistrzynią i rekordzistką Polski w pływaniu była Ilse Boll z Katowic. Hildegard Szuster została wicemistrzynią Polski w wyścigu motocyklowym w Bielsku. Mamy też więc tutaj do czynienia zaangażowaniem sportowców i lojalnością wobec państwa polskiego.</u>
<u xml:id="u-6.10" who="#DariuszMatelski">Proszę państwa, sukcesy w polityce wewnętrznej III Rzeszy, a zwłaszcza skuteczne posunięcia gabinetu Hitlera w walce z bezrobociem, były jednym z ważnych czynników budowania wśród Niemców obrazu odradzania się potęgi państwa niemieckiego. Dopiero jednak zajęcie Austrii w marcu 1938 r. było zasadniczym sygnałem dla mniejszości niemieckich w Europie, iż rozpoczął się długo oczekiwany proces jednoczenia z Rzeszą niemiecką. Mamy pochwalne telegramy do kanclerza Hitlera od senatora Rzeczypospolitej Rudolfa Wiesnera, który z entuzjazmem i radością wita powrót do macierzy Niemców austriackich. Mamy listy gratulacyjne innego senatora Rzeczypospolitej Erwina Hasbacha, wysłane w imieniu Rady Niemców w Polsce (Rat der Deutschen in Polen). Zaszedł także przykry dla nas przypadek, gdy na szkole państwowej w Nowym Tomyślu wywieszono w nocy flagę NSDAP ze swastyką. Mamy więc przejaw nielojalności państwowej. Proszę państwa, te wydarzenia były pierwszym akcentem. Drugim akcentem była sprawa Niemców sudeckich i układu monachijskiego. Wtedy Niemcy poczuli, że wybiła godzina również i dla nich.</u>
<u xml:id="u-6.11" who="#DariuszMatelski">Znacznie wzmogła się wówczas działalność informacyjno-wywiadowcza dyplomatów niemieckich w Polsce, prowadzona głównie przez konsulaty niemieckie, które istniały m.in. w Toruniu, Poznaniu i Katowicach, a także ambasadę niemiecką w Warszawie. Akcją wywiadowczą kierował niemiecki attaché wojskowy pułkownik Alfred Gerstenberg. Ta wykraczająca poza ramy dyplomatyczne działalność dyplomatów niemieckich była – niestety – tolerowana przez polskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych wskutek polityki porozumienia z III Rzeszą, prowadzonej przez MSZ. Nawet do wiosny 1939 r. mamy do czynienia z powstrzymywaniem reakcji na takie postępowanie Niemców w Polsce. Utrudnieniem był także fakt, że w ramach porozumienia polsko-niemieckiego w końcu lutego 1939 r. komendant główny Policji Państwowej, generał Józef Kordian Zamorski musiał przyjąć w Warszawie Heinricha Himmlera. Mamy zdjęcia z Dworca Głównego w Warszawie i sprzed Grobu Nieznanego Żołnierza. Działo się to w momencie, kiedy planowano już przecież wykorzystanie mniejszości niemieckiej przeciw Polsce.</u>
<u xml:id="u-6.12" who="#DariuszMatelski">Propaganda III Rzeszy zaczęła psychologicznie przygotowywać Niemców do możliwości wybuchu wojny. W tym celu stacje niemieckie we Wrocławiu, w Gliwicach, w Ostrawie na Morawach i w Królewcu zaczęły o godz. 20:15 i 22:15 nadawać audycje w języku polskim, poprzedzane polonezem z „Halki” Moniuszki, pokazujące Polskę jako państwo sezonowe. Polska miała być sztucznym i niesprawiedliwym dla Niemców tworem traktatu wersalskiego, który nie przestrzega umów międzynarodowych. Jako przykład podawano m.in. zawieszenie wykonywania na terenie naszego kraju traktatu mniejszościowego już w roku 1934. Twierdzono, że Polska pozwala prześladować mniejszości narodowe i po raz pierwszy od 5 lat zaczęto określać Polskę jako odwiecznego wroga. Przez konsulaty niemieckie zaczęto rozpowszechniać w Polsce filmy propagandowe, książki i broszury o tematyce antypolskiej. Proszę państwa, zaczęto sprowadzać takie materiały propagandowe, jak np. „Abrechnung mit Polen” (Obrachunek z Polską), „Das wahre Gesicht Polen” (Prawdziwa twarz Polaków), „Raubstaat Polen” (Napastliwa Polska), „Polen oder Pollacken” (Polacy czy Polaczki). Głosiły one nienawiść i pogardę do Polski i Polaków, a także totalnie deprecjonowały polskość. Były one masowo konfiskowane przez policję.</u>
<u xml:id="u-6.13" who="#DariuszMatelski">Jednocześnie zaczęto kolportować tzw. 11 przykazań Niemców w Polsce. Stało się to na polecenie radcy ambasady III Rzeszy w Warszawie Ewalda Krümera, pełniącego równocześnie funkcję Landesgruppenleitera der NSDAP in Polen. Proszę pamiętać, że MSZ wyraziło zgodę na to, żeby obywatele niemieccy mieszkający w Polsce, a niebędący obywatelami polskimi, mogli tworzyć Stützpunkty NSDAP przy konsulatach niemieckich. W konsekwencji 11 przykazań spowodowało, że wśród mieszkańców Polski Niemcy zaczęli tworzyć wyalienowany krąg społeczeństwa. Co te przykazania nakazywały? Po pierwsze, utrzymywać kontakt towarzyski przede wszystkim – zaś najlepiej tylko i wyłącznie – z Niemcami, „gdyż w ten sposób umacniasz więzy przynależności do niemczyzny wśród słabszych i chwiejnych”. Po drugie, „popierać gospodarczo w pierwszym rzędzie Niemców, uwzględniając zaś innych Aryjczyków tylko wtedy, gdy Niemca nie ma na miejscu”. Po trzecie, „angażować do swojego przedsiębiorstwa tylko Niemców, innych zaś Aryjczyków tylko w tym wypadku, gdy nie ma na miejscu Niemca”. Po czwarte, „nie zapominać o tym, że żydostwo wypowiedziało Niemcom walkę na śmierć i życie, i że współpracując z Żydami i popierając ich, współpracujesz nad pognębieniem niemczyzny”. Po piąte, „pamiętać o tym, że Niemiec słynął zawsze ze swoich osiągnięć, i że ty narażasz honor niemiecki na szwank, nie uzyskując z lenistwa takich samych wyników pracy, jak twoi współrodacy”. Po szóste, „pamiętać o tym, że wobec obcych jesteś zawsze reprezentantem niemczyzny i że wszystko dobre i złe, co zdziałasz, spada na karb całej niemczyzny”. Po siódme, „dokładać starań, by pieniądz twój szedł do rąk niemieckich, by oszczędności znalazły się w bankach i spółdzielniach niemieckich, które dadzą ci taki sam procent, co inne banki, a które pieniądz twój rozprowadzą dalej między Niemców”. Po ósme, „być zawsze gotowym do ponoszenia ofiar na rzecz twojej wspólnoty losów i pamiętać o tym, że sam jeden nic byś nie znaczył, gdyby za tobą nie stała zwarta społeczność niemiecka”. Dziewiąte przykazanie brzmi tak: „być zawsze gotowym do pracy i świadczeń pieniężnych oraz osobistych, zwłaszcza wtedy, gdy zachodzi tego potrzeba: jeśli bowiem wszyscy będą owiani tym samym duchem gotowości ponoszenia ofiar, to i nawet najsłabsza grupa ludzi będzie zdolna utrzymać się na powierzchni”. Po dziesiąte, „zawsze otwarcie i dumnie przyznawać się do twojej narodowości, gdyż tylko wtedy i ciebie, i twoich współrodaków będą inni szanowali”. I przykazanie jedenaste: „nie zapominać wreszcie o tym, że twoje miejsce jest w organizacjach niemieckich”. Oficjalnie na zebraniach zaczęto śpiewać: „Drżą kości zmurszałe świata – dziś słyszą nas Niemcy, a jutro cały świat”.</u>
<u xml:id="u-6.14" who="#DariuszMatelski">Proszę państwa, pod wpływem haseł narodowosocjalistycznych i propagandy narodowosocjalistycznej wśród Niemców polskich zaczęło występować zjawisko nie tylko wzmacniania postaw nacjonalistycznych osób od lat przyznających się do narodowości niemieckiej, ale rozpoczął się także proces regermanizacji spolonizowanych już rodzin niemieckich, co było zaskoczeniem dla władz II Rzeczypospolitej. Działo się tak i na terenie Polski centralnej, i na terenie Kresów Wschodnich.</u>
<u xml:id="u-6.15" who="#DariuszMatelski">Wiosną 1939 r. władze rozpoczęły tzw. małą mobilizację, powołując rezerwistów na kilkudniowe przeszkolenia. Nastąpiło nasilenie się trwających od października 1938 r. mniej lub bardziej masowych i zorganizowanych ucieczek młodzieży niemieckiej w wieku poborowym do Rzeszy. Obawiano się nagłej branki. Od marca do sierpnia 1939 r. granice II Rzeczypospolitej opuściło nielegalnie – w skali kraju – od kilku do około 10 tys. poborowych narodowości niemieckiej. Proszę państwa, przy badaniach nad mniejszością niemiecką w Wielkopolsce porównywałem dane wojewody, Straży Granicznej, Policji Państwowej i wojska. Powiedzmy, że różnią się one pomiędzy sobą i wskazują na zakres od 2450 do 2650, a więc rozbieżność jest rzędu 100–150 dla tych pięciu miesięcy. Można powiedzieć, że około 2,5 tys. osób uciekło nielegalnie przez zieloną granicę. Pamiętajmy jednak, że od marca zielona granica była pilnowana co 100 kroków, bo takie było zarządzenie Ministerstwa Spraw Wojskowych. Powiedzmy więc, że jeszcze większa, masowa ucieczka nie była możliwa. Przyjmując, że dane dla Pomorza i Śląska mogą być podobne, zakładamy, że około 20 tys. Niemców mogło uciec nielegalnie z Polski, głownie dla uniknięcia służby w Wojsku Polski oraz dla przyjścia z pomocą Wehrmachtowi i różnym formacjom SS zarówno w charakterze informatorów w ostatnim okresie przygotowywania agresji przez Niemcy, jak i w charakterze terenowych przewodników po rozpoczęciu wojny. Proszę państwa, i to się potwierdziło. Dla zwiększenia tej liczby w tzw. białej księdze, którą niemieckie MSZ opublikowało w roku 1940 r., podano, że uciekło aż 45 tys. Niemców. To jest mało prawdopodobne, bo skoro granica była pilnowana co 100 kroków, to aż tak masowej ucieczki nie można było przeprowadzić. Natomiast jeden z badaczy polskich, profesor Czesław Łuczak, doliczył się nawet, że od grudnia 1938 do 17 sierpnia 1939 r. uciekło z Polski aż 90.073 Niemców. Proszę państwa, już tych 73 Niemców stawia wielki znak zapytania, bo w ogólnym chaosie i bałaganie, jaki wystąpił w okresie mobilizacji, doliczenie się zbiegów co do jednego człowieka jest mało prawdopodobne, a sama liczba 90 tys. osób daje około 8 dywizji i około 15% wszystkich Niemców mieszkających w Polsce. Jest to mało prawdopodobne, więc tych danych nie podajemy.</u>
<u xml:id="u-6.16" who="#DariuszMatelski">Co się jeszcze wzmogło od wiosny 1939 r.? Proszę państwa, rozpoczęła się wśród Niemców tzw. propaganda szeptana – znieważanie narodu i państwa polskiego, wojska, barw Rzeczypospolitej, prezydenta i rządu polskiego. Jak pisał wojewoda poznański pułkownik Artur Maruszewski, od marca 1939 r. Niemcy „żyli w przekonaniu, że Rzesza Niemiecka upomni się o nich”. Wówczas policja skonfiskowała rozpowszechnianą na Kresach Zachodnich Rzeczypospolitej „Modlitwę do niemieckiego Boga”, którą w ostatnim wydaniu przedwojennym „Moja Przyjaciółka” opublikowała w języku polskim. Pozwolę sobie ją zacytować: „Poraź, o Panie, bezwładem ręce i nogi Polaków, zrób z nich kaleki, poraź ich oczy ślepotą. Tak męża, jak kobietę ukarz głupotą i głuchotą. Spraw, żeby lud polski gromadami całymi zmienił się w popiół, ażeby z kobietą i dzieckiem został zniszczony, sprzedany w niewolę. Niech nasza noga rozdepcze ich pola zasiane. Użycz nam nadmiernej rozkoszy mordowania dorosłych, jak też i dzieci. Pozwól zanurzyć nasz miecz w ich ciele i spraw, że kraj polski w morzu krwi i zgliszczach zniszczeje. Niemieckie serce nie da się zmiękczyć. Zamiast pokoju niech wojna zapanuje między dwoma państwami. A jeśli kiedyś będę się zbroił do walki na śmierć i życie, to będę wołał umierając: «Zmień, o Panie, Polskę w pustynię»”. Takie było nastawienie większości Niemców wobec państwa polskiego, aczkolwiek senator Erwin Hasbach w liście do premiera generała Felicjana Sławoja-Składkowskiego z 13 czerwca pisał: „Jesteśmy Niemcami i zawsze nimi pozostaniemy – jakkolwiek jesteśmy też obywatelami państwa polskiego”. Myślę, że była to jednak deklaracja dość powierzchowna.</u>
<u xml:id="u-6.17" who="#DariuszMatelski">Jednocześnie działania polskiego kontrwywiadu, m.in. policji, pozwoliły na likwidację w Polsce zachodniej kilku grup informacyjno-wywiadowczych założonych przez członków NSDAP, a także Jungdeutsche Partei i Deutsche Vereinigung in Westpolen. Stąd, aby przeciwdziałać akcji informacyjno-wywiadowczej prowadzonej przez miejscowych Niemców, w dniach 30–31 sierpnia oraz 1 września 1939 r. policja i wojsko internowały około 20 tys. osób narodowości niemieckiej podejrzanych o działalność godzącą w obronność państwa, z czego aż 15 tys. osób na Pomorzu i w Wielkopolsce, a wiec na terenie tylko dwóch województw. Wśród zatrzymanych byli także dwaj byli posłowie na Sejm Rzeczypospolitej – Eugen Naumann i Berthold Moritz. Prowadzono ich czwórkami do Berezy Kartuskiej pod ochroną policji i wojska, a także uzbrojonych licealistów. Jak wspominał wybitny mediewista poznański profesor Kazimierz Tymieniecki „ustawieni w szeregi, w liczbie dobrze paru setek i prowadzeni pod strażą, posuwali się jacyś ludzie, wyłącznie mężczyźni, w tym samym co i my wszyscy kierunku. Pojedyncze słowa czy nawet urwane rozmowy chwytaliśmy wyraźnie. Byli to Niemcy. Szli z przymusu, widocznie pod zarzutem wrogiego zachowania się czy nawet dywersji”. Proszę państwa, wybuchła wtedy prawdziwa psychoza piątej kolumny. Wojsko i policja realizowały wytyczne Ministerstwa Spraw Wewnętrznych pod kryptonimem „Elaborat”, które zgodnie z ustawą z roku 1937 – a więc za zgodą parlamentu Rzeczypospolitej – zakładały, że osoby niebezpieczne dla państwa mogą być internowane i odesłane na tyły wojsk polskich. Zgodnie zatem z prawem te osoby zostały internowane, żeby nie mogły wystąpić zbrojnie przeciwko państwu polskiemu.</u>
<u xml:id="u-6.18" who="#DariuszMatelski">Twarda polityka państwa polskiego dała tutaj pozytywne efekty, a mianowicie takie, że jakieś masowe wystąpienie Niemców na Kresach Zachodnich było niemożliwe. Z drugiej strony mamy przerzucane przez granicę grupy dywersyjne złożone i z Niemców z Rzeszy, i z Niemców polskich, którzy szli jako przewodnicy i którzy mieli prowadzić działania dywersyjne przeciwko państwu polskiemu. Tych działań dywersyjnych zaplanowano 180, a niecałe 20 udało się przeprowadzić na terenie Śląska oraz w Małopolsce, gdzie w przededniu wojny dokonano zamachu bombowego na dworcu w Tarnowie. Natomiast na większą skalę grupy przerzucane dały znać o sobie 3 września 1939 r. w Bydgoszczy. Zrzuceni dywersanci – był to desant niemiecki z powietrza – otworzyli ogień do wycofującego się Wojska Polskiego. W odwecie ludność polska dokonała pogromu na miejscowych Niemcach, a porządek zaprowadziła Armia „Pomorze”. Niemcy nazwali to krwawą niedzielą. Proszę państwa, od tego czasu mamy w historiografii dwie legendy. Legenda niemiecka mówi o tym, że najpierw Polacy dokonali pogromu, a potem Niemcy zamordowali Polaków. Według naszych badań – może z wyjątkiem profesora Jastrzębskiego z Bydgoszczy, który po 30 latach badań bezpodstawnie zmienił zdanie na podstawie tych samych materiałów – najpierw była dywersja, a potem była reakcja społeczeństwa polskiego, i to bynajmniej nie na tych Niemcach, których internowano, bo wszyscy działacze byli już wyprowadzeni z Bydgoszczy. Dokonano odwetu na normalnej ludności, która prawdopodobnie była Bogu ducha winna, ale pamiętajmy o panującej wtedy psychozie, gdy każdego uważano za szpiega. W odwecie jesienią 1939 r. Niemcy wymordowali 45 tys. Polaków na Pomorzu Gdańskim, w Wielkopolsce i w polskiej części Górnego Śląska. Dużym ułatwieniem dla Niemców w sporządzeniu list proskrypcyjnych Polaków był fakt, że we wrześniu ’39 w Ministerstwie Spraw Wojskowych w Warszawie nie zniszczono akt weryfikacyjnych powstańców śląskich i wielkopolskich, które przejęła Abwehra i Gestapo, a także to, że przejęto akta polskiej siatki wywiadowczej w Niemczech. Ktoś nie wykonał wyraźnego rozkazu i nie spalił dokumentów, które dostały się w ręce Niemców. W wielu miejscowościach od Helu po Katowice zapłaciła za to polska inteligencja i zapłacili Polacy, którzy byli powstańcami, bo rozstrzeliwano ich według tej listy.</u>
<u xml:id="u-6.19" who="#DariuszMatelski">Ilu internowanych Niemców zginęło w roku 1939? Proszę państwa, badania nieżyjącego już prawnika z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, profesora Pospieszalskiego, oceniają ich liczbę na około 5,8 tys. osób. Według historyków polskich tyle osób zginęło w niewyjaśnionych okolicznościach. Byli wśród nich m.in. dwaj posłowie na Sejm Rzeczypospolitej rozstrzelani w okolicach Gopła oraz jeden z głównych działaczy mniejszości niemieckiej w Poznańskiem Hermann von Treskow. Niemcy próbowali to wykorzystać propagandowo przeciwko Polsce i na polecenie Himmlera liczbę strat zwiększono dziesięciokrotnie. Propaganda goebbelsowska ogłosiła, że Polacy zamordowali 58 tys. Niemców. Na szczęście zachowała się cała dokumentacja i po wojnie można było tę liczbę zweryfikować. W 1958 r. wydano specjalną książkę profesora Pospieszalskiego, który zweryfikował tę prowokację niemiecką tak samo, jak udało się zweryfikować prowokację ze stacją gliwicką, gdzie to nie Polacy dali pretekst, a Niemcy przygotowali dywersję.</u>
<u xml:id="u-6.20" who="#DariuszMatelski">Mamy sierpień 1939 r. Ogłasza się najpierw mobilizację oficerów Wojska Polskiego i tutaj mamy dwa spektakularne przykłady postawy. Pierwszy przykład dał redaktor „Posener Tageblatt” Albert Breyer, który zgłosił się jako oficer i 11 września, a więc w trakcie bombardowania, zginął w obronie Warszawy jako porucznik Wojska Polskiego. Drugi przykład dał pułkownik Wojska Polskiego Karol Olbracht Habsburg, który mimo że miał ponad 50 lat i nie obowiązywały go żadne przepisy, zgłosił się do dowódcy Armii „Kraków” i poprosił o wcielenie do wojska. Kiedy Gestapo chciało go wpisać na listę narodowościową, powiedział: „Moje pochodzenie jest niemieckie, moim macierzystym językiem jest język niemiecki, ale jestem obywatelem polskim i uważam się za Polaka”. Kiedy był w oflagu, jego szwedzka żona Alicja Ankarcrona była namawiana do wpisania się na Volkslistę, ale odpowiedziała: „Jak ja, żona polskiego oficera, mogę się wpisać na niemiecką listę narodowościową? To byłaby hańba”. Może trzeba dopowiedzieć, że kiedy w 1945 r. Habsburg wrócił do Polski, to został wysiedlony jako Niemiec. Polska więc nie odpłaciła mu za jego postawę. Kolejnym takim Niemcem, który uciekał przed nazistami, był Aleksander Hochberg von Pless z Pszczyny, który w plebiscycie z roku 1921 optował za Polską i zmienił nazwisko na Pszczyński, uznając się za Polaka. Wiadomo, co by się stało, gdyby Niemcy go złapali w 1939 r. Na Kresach Wschodnich prezydent Rzeczypospolitej osobiście odstąpił mu jeden z samochodów po to, żeby uciekł z Polski, bo inaczej zostałby rozstrzelany. Proszę państwa, to są ci, którzy się zgłosili do Wojska Polskiego, ale większość oficerów niemieckich uciekła przez zieloną granicę, głównie ze Śląska. Nawet przywódca śląskich Niemców Otto Ulitz przez Wolne Miasto Gdańsk uciekł poza granice państwa polskiego, żeby nie zostać wcielonym do Wojska Polskiego.</u>
<u xml:id="u-6.21" who="#DariuszMatelski">Wiemy, że większość Niemców była powoływana do służby wojskowej na Kresach Wschodnich i ci, którzy już byli w szeregach Wojska Polskiego, nie mieli możliwości, żeby uciec do Rzeszy, bo musieliby przejść całą Polskę. W większości dostali się oni do niewoli radzieckiej i na mocy radziecko-niemieckiego układu z 28 września 1939 r. – tzw. traktatu o granicach i przyjaźni – wrócili albo na teren okupowanych ziem polskich, albo do Rzeszy.</u>
<u xml:id="u-6.22" who="#DariuszMatelski">Szersze ukazanie udziału Niemców w polskich walkach kampanii wrześniowej ’39 oraz w szeregach Wehrmachtu – w tym podanie danych liczbowych – nie jest możliwe z jednego powodu. Polskie dokumenty ewakuacyjne na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej po 17 września zostały przejęte przez NKWD i znajdują się w Moskwie, tworząc tzw. (polski zasób zdobyczny), liczący około 11,5km akt, które dzisiaj są włączone do Archiwum Prezydenta Federacji Rosyjskiej. W 1945 r. Rosjanie przejęli również znajdujące się na terenie wschodnich Niemiec akta Abwehry, więc pochodzące z Wrocławia, Szczecina, Kołobrzegu i Królewca, co uniemożliwia zweryfikowanie danych na temat skali, na jaką była przygotowywana dywersja i stąd problem z wyjaśnieniem chociażby sprawy bydgoskiej z 1939 r. Bez uzyskania tych akt z Moskwy nie jesteśmy w stanie tego dokonać. Te akta nawet za dobrej ery jelcynowskiej, gdy wiele akt odtajniono i udostępniono, nie zostały niejako zwolnione i odtajnione. Ksiądz profesor Roman Dzwonkowski z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego przekazał nam informację, którą uzyskał od Polaków pracujących w archiwach rosyjskich – ale nieprzyznających się do tego, że są Polakami, bo już by w archiwach nie pracowali – że od objęcia prezydentury przez Władimira Putina w roku 2000 trwa tzw. rozprzestrzenianie poloników po Federacji Rosyjskiej. Akta z 1939 r. są m.in. w Omsku i Tomsku. Złośliwie powiedzielibyśmy, że zesłano je na Sybir i badacze polscy chyba jeszcze długo nie będą mieć do nich dostępu.</u>
<u xml:id="u-6.23" who="#DariuszMatelski">Z danych polskiego wywiadu i informacji złożonych naczelnemu wodzowi na uchodźstwie generałowi Sikorskiemu wynika, że około 20% Niemców zachowało lojalność wobec państwa polskiego, a więc 80% okazało się nielojalnymi obywatelami Polski. Tych drugich w roku 1939 spotkało jednak wielkie rozczarowanie, bo kiedy znaleźli się pod rządami Hitlera, to Hitler rozwiązał im wszystkie organizacje, jakie mieli na terenie państwa polskiego i stworzył takie, jakie były już w III Rzeszy, a więc NSDAP i organizacje afiliowane (Hitlerjugend, Bund Deutscher Mädel, Deutsche Arbeitsfront). Na szefów tych organizacji powołał Niemców z Rzeszy, tzw. Reichsdeutschów, a nie polskich Niemców, którzy liczyli na to, że obejmą jakieś stanowiska, że zostaną wyróżnieni jak Niemcy sudeccy, np. jak Konrad Henlein, że zostaną posłami Reichstagu. Zostali oni jednak potraktowani jak Niemcy drugiej kategorii. Dopiero wtedy część z nich doceniła, czym była dla nich II Rzeczypospolita i dała temu wyraz w zachowanych do dzisiaj, opublikowanych wspomnieniach. Była ona dla nich jednak ojczyzną, która gwarantowała im prawa obywatelskie pod jednym warunkiem – jak powiedział marszałek Piłsudski – że będą lojalnymi obywatelami państwa polskiego, dokonując asymilacji państwowej. Nie wymagano, żeby byli Polakami, bo było to niemożliwe.</u>
<u xml:id="u-6.24" who="#DariuszMatelski">Jest jeszcze jedna kwestia, którą należy tutaj poruszyć. Proszę państwa, na dozbrojenie armii polskiej w latach 1936–1939 zbierano środki z przeznaczeniem na Fundusz Obrony Narodowej i Pożyczkę Obrony Przeciwlotniczej. Mamy jeden obszar, na którym – trzeba przyznać – Niemcy zachowali się lojalnie. Było to województwo poznańskie. Tak się złożyło, że zachowała się pełna dokumentacja, którą dziesiątki razy przeliczałem, żeby nie popełnić błędu, gdy 12 lat temu wydawałem „Mniejszość niemiecką w Wielkopolsce w latach 1919–1939”. Okazało się, że w Wielkopolsce Polacy zadeklarowali około 17.585 zł, a dokonali wpłaty środków w wysokości prawie 7320 zł, co stanowiło 41,2% sumy deklarowanej. Żydzi zadeklarowali około 595.200 zł, a wpłacili prawie 380.000 zł, co oznaczało, że wykonali swoje deklaracje w 63,76%. Niemcy zadeklarowali ponad 1.502.000 zł, a wpłacili 694.654 zł, co dawało 46,25%. W Wielkopolsce procentowo największej wpłaty na Pożyczkę Obrony Przeciwlotniczej dokonali więc Żydzi, potem Niemcy, a dopiero potem Polacy. To spowodowało, że wojewoda poznański pułkownik Artur Maruszewski wydał polecenie – w cudzysłowie – „poprawienia” wyników, bo uznał, że takie sprawozdanie nie może pójść do Warszawy. W związku z tym na polecenie wojewody tak przeliczono dane, że subskrypcja Polaków została zaniżona o 607.770 zł, a zawyżono ją o taką sumę Żydom. Polakom zaniżono wpłatę o 61.560 zł, a Żydom o tę sumę ją podwyższono. Dało to następujące wyniki: Polacy wykonali swoją subskrypcję w 42,75%, Żydzi w 36,67%, a Niemcy tyle samo ile w rzeczywistości, czyli w 46,25%. W przypadku wykrycia przez władze zwierzchnie poprawek w odniesieniu do Żydów, można było je wytłumaczyć tzw. czeskim błędem maszynistki, bo zamiast 63,76% było 36,67%. Poprawki te mogły dać wojewodzie lepsze samopoczucie, ale sprawozdania idą do centrali wieloma torami. Wojewoda przedstawił swoje sprawozdanie Ministrowi Spraw Wewnętrznych, natomiast Dowództwo Okręgu Korpusu nr VII w Poznaniu swoim pionem wysłało dane do marszałka Rydza-Śmigłego. Kiedy w Warszawie odbywała się narada i kiedy minister spraw wewnętrznych, premier Sławoj-Składkowski, przedstawił te wyniki, to marszałek powiedział: „Ale my mamy tu inne – z Dowództwa Okręgu Korpusu”. Proszę państwa, co zrobić z takim fantem? Wojewodą poznańskim był pułkownik dyplomowany Wojska Polskiego Artur Maruszewski, a pułkownika dyplomowanego nie można było ot tak wyrzucić, więc wymyślono, że zamieni się stanowiskiem z wojewodą wileńskim pułkownikiem dyplomowanym Ludwikiem Bociańskim, który się nieźle dał we znaki Litwinom w swojej polityce narodowościowej. Dla niepoznaki, żeby nie zorientowano się, że jest to karuzela, to wojewodę z Łodzi wysłano do Łucka, a z Łucka do Łodzi i podano do wiadomości, że jest to wymiana doświadczeń w polityce narodowościowej. Sprawozdanie wojewody poznańskiego miało datę 8 maja 1939 r., a zmiana na stanowisku nastąpiła 25 maja.</u>
<u xml:id="u-6.25" who="#DariuszMatelski">Proszę państwa, Litwini odczuli to jako ulgę, natomiast w Poznańskiem okazało się, że polityka narodowościowa nowego wojewody była najbardziej twarda z możliwych. Były nawet protesty dyplomatów francuskich i brytyjskich, że wojewoda Bociański zachęca działaczy narodowych do demonstracji antyniemieckich, zwłaszcza że w maju 1939 r. wybito szyby w konsulacie niemieckim, a więc naruszono eksterytorialność placówki dyplomatycznej. Drażniło to naszych sojuszników i mamy specjalny list ministra Becka do premiera Sławoja-Składkowskiego, mówiący o tym, że nie wolno tego tolerować. Podobną politykę prowadził na Śląsku wojewoda Michał Grażyński. Obydwaj już w pierwszych dniach września wycofali się ze swoich województw wiedząc, co im grozi za stosowanie takiej polityki. Dała ona jednak bardzo pozytywne efekty, bo zastraszona mniejszość niemiecka nie była w stanie zorganizować działalności dywersyjnej na szeroką skalę i dlatego właśnie Niemcy musieli przerzucać grupy dywersyjne z Rzeszy, żeby dokonać dywersji na Śląsku, w Tarnowie, a 3 września w Bydgoszczy. W konkluzji należy powiedzieć, że na terenie Rzeczypospolitej w roku 1939 r. to nie Niemcy polscy organizowali dywersję, tylko Niemcy przerzucani w grupach dywersyjnych. Proszę pamiętać, że podbiwszy Polskę w roku 1939, władze hitlerowskie nie odznaczyły żadnego Niemca w Polsce za ewentualną działalność dywersyjną i partyzancką przeciwko Wojsku Polskiemu, a przecież rok wcześniej wśród Niemców sudeckich wręczano ordery, czyniono awanse, powoływano do parlamentu. Twarda polityka państwa polskiego była tu pozytywna, mimo że nie zawsze mieściła się w granicach prawa. Wojewoda Bociański doczekał się uznania. Kilka miesięcy temu w jego rodzinnej miejscowości odsłonięto pomnik i napisano na nim, że to za obronę polskości w roku 1939 oraz za udział w powstaniu wielkopolskim. Dziękuję bardzo.</u>
</div>
<div xml:id="div-7">
<u xml:id="u-7.0" who="#MarekAst">Dziękuję bardzo, panie profesorze. Teraz poproszę o zabranie głosu pana doktora Igora Hałagidę, który przedstawi nam z kolei referat na temat udziału Ukraińców w kampanii wrześniowej 1939 r. Prosiłbym może o bardziej syntetyczne wykłady. Panie profesorze, wykład był niezwykle zajmujący i ciekawy, natomiast mamy trochę ograniczony czas, bo sala jest przeznaczona na posiedzenie naszej Komisji i na cele konferencji w określonych godzinach. Proszę bardzo.</u>
</div>
<div xml:id="div-8">
<u xml:id="u-8.0" who="#IgorHałagida">Dziękuję bardzo. Panie przewodniczący, szanowni państwo, oczywiście zgadzam się w pełni ze stwierdzeniem pana doktora, które już tutaj padło, że środowisko ukraińskie i Ukraińcy w Polsce we wrześniu ’39 w swej masie wypełnili swój obywatelski obowiązek. Aczkolwiek trzeba jednak stwierdzić, że do dzisiaj w społecznym odbiorze ta kwestia jest nadal w pewien sposób zmitologizowana. Choć już kilka lat temu ukazały się fundamentalne prace i artykuły dotyczące tej kwestii, autorstwa takich znanych naukowców, jak nieżyjącego już profesora Ryszarda Torzeckiego, profesora Waldemara Rezmera czy ukraińskiego badacza profesora Mychajły Szwahulaka, to do dzisiaj w szerszym odbiorze uważa się, że w 1939 r. mniejszość ukraińska zdradziła II Rzeczypospolitą, współpracując bądź to z III Rzeszą, bądź to ze Związkiem Sowieckim. Oczywiście, ówczesnego obrazu nie można na pewno przedstawiać w tak kategorycznych, czarno-białych barwach, a raczej należy tutaj mówić o różnych odcieniach szarości.</u>
<u xml:id="u-8.1" who="#IgorHałagida">Zanim zaczniemy omawiać i analizować postawy Ukraińców we wrześniu 1939 r., musimy pamiętać o tym, że 20 lat wcześniej ukraińskich niepodległościowców spotkała klęska. Nie powiodły się próby zachowania Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej w Małopolsce Wschodniej. Nie udało się utrzymać niepodległości Ukraińskiej Republiki Ludowej na Ukrainie Naddnieprzańskiej. Wytyczona wówczas wschodnia granica państwa polskiego pozostawiała w granicach Polski ponad 5 mln Ukraińców, którzy stanowili około 16% społeczeństwa. Znaczna część tej społeczności nie godziła się z zaistniałą sytuacją, uważając, że jest to tylko sytuacja tymczasowa i że te tereny są pod polską okupacją.</u>
<u xml:id="u-8.2" who="#IgorHałagida">Mówiąc w dużym skrócie, następne dwudziestolecie to okres ciągłego napięcia między mniejszością ukraińską a władzami polskimi. Napięcie to było spowodowane z jednej strony radykalizowaniem się środowisk ukraińskich, szczególnie wśród młodzieży, gdzie dużą popularność zaczęły zdobywać nielegalne organizacje skrajne, bądź to komunistyczne, bądź to nacjonalistyczne. Z drugiej strony możemy też wówczas zaobserwować następujące zjawisko. Władze II Rzeczypospolitej nie chciały albo nie potrafiły znaleźć żadnego modus vivendi dla ustalenia normalnych relacji z bardziej ugodowymi – zresztą legalnymi – ugrupowaniami ukraińskimi, a odpowiedzią na akty dywersji czy terroru ze strony nacjonalistów czy komunistów były represje przybierające nierzadko formę odpowiedzialności zbiorowej, jak chociażby słynna pacyfikacja z 1930 r. W ostatnich latach istnienia Rzeczypospolitej strona polska popełniła zresztą całą masę błędów, nie tylko nie przyciągając środowisk mniejszości ukraińskiej, ale też skutecznie zrażając te środowiska do państwa polskiego. Mam tu na myśli przede wszystkim takie akcje, jak tzw. umacnianie polskości na Kresach, nawracanie – w cudzysłowie – prawosławnych na katolicyzm na Wołyniu czy Chełmszczyźnie albo burzenie cerkwi prawosławnych. Oczywiście, trudno przypuszczać, żeby te wydarzenia nie zapadły chociażby w pamięć ukraińskiego chłopstwa i by kilka lat później, gdy nadarzyła się okazja, nie wzięto za nie krwawego odwetu. Abstrahuję tu od tego, że odwet był zupełnie nieproporcjonalny do doznanych krzywd.</u>
<u xml:id="u-8.3" who="#IgorHałagida">W ukraińskich środowiskach politycznych w Polsce, ale nie tylko tam, liczono na wybuch nowego konfliktu zbrojnego. Uważano, że powtórzy się sytuacja, jaka pojawiła się po I wojnie światowej, czyli że znów dojdzie do zmiany granic, że nadarzy się okazja do utworzenia ukraińskiej państwowości i wywalczenia niepodległości. Pogląd taki – mniej lub bardziej otwarcie – głosiły de facto chyba wszystkie ugrupowania ukraińskie w II Rzeczypospolitej, może oprócz – oczywiście – ukraińskich komunistów. Jak powiedziałem, liczono na to, że dojdzie do konfliktu przede wszystkim między państwami Europy Zachodniej a Związkiem Sowieckim. Przytoczę tu krótki cytat: „Traktat wersalski nie stworzył takiego ładu politycznego, jaki mógłby utrzymać się przez długie dziesięciolecia. Cały europejski system polityczny jest już przez dwadzieścia lat w stanie nieustannego fermentu”. Tak konstatował w roku 1935 jeden z czołowych działaczy legalnego Ukraińskiego Zjednoczenia Narodowo-Demokratycznego (UNDO), Zenon (Zynowij) Pełenśkyj. „Między państwami Zachodu, w interesy których możemy wpleść swoje interesy, są różnice. Nasze interesy musimy wpleść w cały ten kontekst. Czekamy na światowy konflikt.” – stwierdzano z kolei trzy lata wcześniej na łamach „Biuletynu Krajowej Egzekutywy” konspiracyjnej Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN).</u>
<u xml:id="u-8.4" who="#IgorHałagida">Jednakże wydaje się, że powstałe tuż przed wybuchem II wojny światowej napięcia między Warszawą a Berlinem i stawiane przez Hitlera żądania wobec Polski w znacznym stopniu ostudziły nadzieje środowisk ukraińskich. Narastający konflikt chyba zaczął być postrzegany jako w rzeczywistości sprzeczny z interesami społeczności ukraińskiej, która swojego głównego wroga widziała wówczas raczej w ZSRR. „W polsko-niemieckim konflikcie nie widzimy żadnego interesu ani dla Niemców, ani dla Polaków, ani dla Ukraińców” – tak pisał w 1939 r. wspomniany już tutaj przewodniczący UNDO i wicemarszałek Sejmu Wasyl Mudry. Na tę ewolucję poglądów polityków ukraińskich i ich spojrzenie na kwestię ewentualnej współpracy z Niemcami miała wpływ przede wszystkim postawa kierownictwa III Rzeszy wobec Ukrainy Karpackiej, która za przyzwoleniem Berlina przestała istnieć. Teren tego marionetkowego, nieuznanego na świecie państwa został zajęty przez wojska węgierskie. Ta sprawa spowodowała, że znaczna część środowisk ukraińskich przestała wierzyć w możliwość jakiegokolwiek aliansu z Niemcami. Dlatego też 24 sierpnia 1939 r. kierownictwo UNDO, owej legalnej partii ukraińskiej, podjęło rezolucję, w której była mowa o zachowaniu lojalności wobec państwa polskiego. Jak już dzisiaj słyszeliśmy, 2 września na ostatnim posiedzeniu Parlamentu RP podobną deklarację złożył też wicemarszałek Mudry, który m.in. stwierdził, że „obecnie nie czas na wzajemne spory polityczne. Decyzję spełnienia obowiązku obywatelskiego wraz ze społeczeństwem ukraińskim w całej pełni wykonamy i poniesiemy wszystkie ofiary dla zwartej obrony państwa”.</u>
<u xml:id="u-8.5" who="#IgorHałagida">Oczywiście, gdy mówimy o kwestii ukraińskiej we wrześniu 1939 czy w okresie poprzedzającym wybuch wojny, to nie można pominąć kwestii tego, jak ukraińską kartę próbowały rozgrywać Związek Sowiecki czy III Rzesza. Rzeczywiście dla ZSRR kwestia ukraińska od zawsze była zagadnieniem istotnym. Moskwa niekiedy wręcz wspierała różnego rodzaju akcje wywrotowe czy dywersyjne, realizowane przede wszystkim na Kresach Wschodnich przez ukraińskich komunistów, chociażby członków Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. Jak zresztą wiadomo, wojska sowieckie wkroczyły 17 września do Polski pod pretekstem ochrony mniejszości ukraińskiej. Jednakże poparcie środowisk ukraińskich dla idei komunistycznej znacznie spadło na początku lat 30. Przede wszystkim było to spowodowane przymusową kolektywizacją w Związku Radzieckim i klęską wielkiego głodu, który pochłonął kilka milionów ofiar.</u>
<u xml:id="u-8.6" who="#IgorHałagida">Samo wkroczenie wojsk sowieckich na teren Polski we wrześniu ’39 w późniejszej historiografii sowieckiej było określane jako tzw. złoty wrzesień. W różnego rodzaju publikacjach sowieckich znajdowały się opisy, jak to ludność ukraińska witała Armię Czerwoną. Przedstawiano, z jaką radością Ukraińcy witali wkraczające wojsko. Oczywiście, były takie sytuacje, że biedota ukraińska rzeczywiście witała wkraczające sowieckie oddziały, i to nawet bramami ozdobionymi np. niebiesko-żółtymi flagami. Jednakże już po kilku miesiącach okazywało się, że wkroczenie Armii Czerwonej w praktyce przyniosło próbę szybkiego zsowietyzowania tych terenów.</u>
<u xml:id="u-8.7" who="#IgorHałagida">Podobnie instrumentalnie kwestię ukraińską traktowała też III Rzesza. Wprawdzie w niemieckich środowiskach wojskowych można było znaleźć osoby, które opowiadały się za wsparciem ukraińskich dążeń niepodległościowych. Z ukraińskimi niepodległościowcami łączyła je zresztą wspólna niekiedy niechęć do II Rzeczypospolitej czy dążenie do rewizji granic. Stąd też chociażby współpraca służb specjalnych III Rzeszy z Ukraińską Organizacją Wojskową, a później z Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów. W niemieckich planach wojennych kwestia ukraińska była jednak traktowana jako zagadnienie drugorzędne. Przygotowując się do wojny z Polską, strona niemiecka zakładała początkowo, że w momencie ataku OUN wywoła powstanie antypolskie w Galicji Wschodniej i przejdzie do realizowania działań dywersyjnych, jednakże w rzeczywistości do tego rodzaju akcji nie doszło. Ogólnie można stwierdzić, że do tej akcji nie doszło dlatego, że OUN odwołała rozkaz o powstaniu. Jak powiedziałem, zajęcie przez Węgrów Ukrainy Karpackiej znacznie ostudziło sympatię OUN dla Berlina. To rozczarowanie zostało później pogłębione podpisaniem paktu Ribbentrop-Mołotow, a też samemu Berlinowi nie zależało wówczas na wywołaniu powstania przez OUN-owców. Niemcy nie chcieli żadnego ukraińskiego wystąpienia. Jak wkrótce miało się przekonać nie tylko ukraińskie społeczeństwo, w niemieckich planach zdobycia Lebensraum, czyli przestrzeni życiowej, oczywiście nie było jakiegokolwiek miejsca na państwo ukraińskie.</u>
<u xml:id="u-8.8" who="#IgorHałagida">Szacuje się, że we wrześniu ’39, gdy III Rzesza uderzyła na Polskę, w szeregach Wojska Polskiego walczyło 100–115 tys. żołnierzy narodowości ukraińskiej. Oczywiście, najwięcej z nich służyło w piechocie, ale można ich też było znaleźć w oddziałach kawalerii, artylerii czy innych rodzajach wojsk. Jak zachowywali się owi poborowi we wrześniu ’39? Zgadzam się w pełni z twierdzeniem, że większość z nich w pierwszych tygodniach kampanii wrześniowej ofiarnie wypełniała swój obywatelski i żołnierski obowiązek. Wprawdzie wspomnienia czy relacje dotyczące tego zagadnienia są stosunkowo nieliczne, ale potwierdzają one lojalność ukraińskich rekrutów. „Wojowali razem z nami. Na ogół byli lojalni i odważni” – tak stwierdzał jeden z autorów wspomnień. Szczególną walecznością – o czym już dzisiaj słyszeliśmy – odznaczali się ukraińscy oficerowie kontraktowi. W tym kontekście najczęściej wspomina się generała Pawła Szandruka, który był dyplomowanym pułkownikiem Wojska Polskiego. Uważa się, że umiejętnie zastępował on przez jakiś czas swojego dowódcę, ratując swoją 29. Brygadę Piechoty przed zagładą. Jak już dzisiaj słyszeliśmy, za ten czyn generał Szandruk został odznaczony orderem Virtuti Militari. Warto też wspomnieć, że odznaczeniu generała Szandruka przez generała Andersa nie przeszkodził nawet fakt, że pod koniec II wojny światowej Szandruk został dowódcą tzw. 1. Dywizji Ukraińskiej Armii Narodowej, w której szeregach znajdowali się m.in. żołnierze SS-Galizien, co z kolei dało pretekst komunistom do atakowania Andersa za to, że na emigracji nagradza esesmanów.</u>
<u xml:id="u-8.9" who="#IgorHałagida">Pierwsze tygodnie walk potwierdziły wierność żołnierzy ukraińskich złożonej przysiędze. Jak się szacuje, w toczonych wówczas walkach zginęło około 8 tys. żołnierzy ukraińskich w polskich mundurach i prawdopodobnie dwa razy tyle zostało rannych. Zdarzały się też sytuacje odwrotne, np. dezercje, ale w pierwszych dniach kampanii były one stosunkowo nieliczne. Sytuacja uległa jednak pogorszeniu – o czym już dzisiaj słyszeliśmy – po 17 września, czyli po wkroczeniu Armii Czerwonej do Polski, a także kiedy front zaczął zbliżać się do Małopolski Wschodniej. Wówczas rzeczywiście zjawisko dezercji wśród ukraińskich rekrutów stało się nieco powszechniejsze, co tłumaczyć można chociażby tym, że front zbliżył się do terenów zamieszkałych przez ludność ukraińską, skąd Ukraińcy mieli po prostu bliżej do domów. Można to zjawisko tłumaczyć też i tym, że rozprężenie w szeregach Wojska Polskiego stało się już wówczas znacznie większe. W tym też czasie doszło do szeregu ataków na pododdziały Wojska Polskiego czy urzędników polskich. Właściwie zdarzały się one chyba we wszystkich powiatach. Jeżeli się dobrze orientuję, to ten temat nie jest jeszcze dobrze zbadany i nie ma żadnego opracowania, ale do tego typu wystąpień doszło chyba we wszystkich powiatach na wschód od Bugu. Część z nich prawdopodobnie była wywołana przez członków OUN, do których być może nie dotarła decyzja o odwołaniu powstania, albo którzy postanowili działać na własną rękę, próbując chociażby zdobyć broń. Kwestia ta w każdym razie wymaga dalszych badań. Jeżeli się nie mylę, do największych starć doszło w Stryju i miasto zostało nawet na kilka dni opanowane przez grupy OUN. Odpowiedzią polską były represje ze strony policji czy też wojska – represje niekiedy bardzo brutalne. Stosowano po prostu prawo wojny, a więc osoby schwytane z bronią były rozstrzeliwane. Nowych badań, i to właściwie od podstaw, wymaga kolejna kwestia. Ile z tych wystąpień przeciwko pododdziałom Wojska Polskiego było organizowanych np. przez grupy komunistów albo nawet przez dywersantów sowieckich? Takich ewentualności też nie możemy wykluczyć. Oczywiście, bez dostępu do archiwów rosyjskich – a o tym, jak wygląda dostęp do archiwów, mój przedmówca przed chwilą powiedział – autorytatywne rozstrzygnięcie tych kwestii będzie raczej niemożliwe. Ogólnie można stwierdzić, że wszystkie te ukraińskie wystąpienia na Kresach Wschodnich, o których wspomniałem, zostały szybko stłumione. Nie nabrały one też nigdy masowego charakteru.</u>
<u xml:id="u-8.10" who="#IgorHałagida">Kwestią budzącą niekiedy spore wątpliwości czy kontrowersje jest sprawa tzw. Legionu Suszki, czyli oddziału liczącego kilkuset żołnierzy, sformowanego przez niemiecką Abwehrę, który miał brać udział w walkach po stronie niemieckiej. Ostatecznie do użycia tego legionu w operacjach przeciwko Polsce nie doszło. Początkowo ten oddział znajdował się w drugim rzucie wojsk. Dopiero kiedy front zaczął się zbliżać do Małopolski, został on niejako przerzucony na pierwszą linię, co miało chyba wywołać efekt propagandowy. Jeżeli się nie mylę, to ukraiński badacz, profesor Mychajło Szwahulak stawia taką tezę, że przesunięcie wówczas Legionu Suszki do przodu miało raczej nakłonić Moskwę do pewnych działań czy też miało być straszakiem i kartą przetargową w relacjach z Moskwą. Chodziło po prostu o to, żeby Stalin wypełnił postanowienia traktatu Ribbentrop-Mołotow. Oczywiście, z dzisiejszego punktu widzenia angażowanie się nawet tak niedużego oddziału ukraińskiego po stronie niemieckiej może budzić wątpliwości. Na pewno był to błąd polityczny, ale w 1939 r. nikt z kierownictwa OUN nie wiedział, jak w praktyce będzie wyglądała okupacja niemiecka. Natomiast prawdopodobnie przeważała koncepcja czy pomysł, że należy przeszkolić wojskowo jak największą liczbę osób.</u>
<u xml:id="u-8.11" who="#IgorHałagida">Może już podsumowując powiem, że wrzesień 1939 r. – tak, jak chciały środowiska ukraińskie – rzeczywiście doprowadził do gwałtownej zmiany sytuacji. Jednak wbrew zgłaszanym wcześniej nadziejom i oczekiwaniom do zmian tych doszło bez decydującego udziału Ukraińców, a tak naprawdę także wbrew ich interesom. Jak zgodnie potwierdzają chyba wszyscy znawcy przedmiotu, którzy zajmowali się tym zagadnieniem, przeważająca większość żołnierzy ukraińskich walczących w Wojsku Polskim, ale też liderów głównych legalnych partii ukraińskich, wykazała się lojalnością wobec państwa polskiego. Już wówczas zostało to zresztą docenione przez niektórych polskich polityków. Profesor Olgierd Górka pisał tak: „Odezwa UNDO za Polską z 24 sierpnia 1939 r. moim zdaniem wywarła bardzo duży wpływ na ustosunkowanie się ludności ukraińskiej w ciągu wojny. Skonstatowałem to osobiście w pewnych częściach województwa stanisławowskiego i tarnopolskiego we wrześniu 1939 r.”. Konstatacja na koniec jest taka, że o tych kwestiach należy też pamiętać, gdy analizujemy relacje polsko-ukraińskie w czasie II wojny światowej. II wojna światowa to jest nie tylko Wołyń, nie tylko konflikt polsko-ukraiński, ale też chlubna karta z września ’39. Dziękuję bardzo.</u>
</div>
<div xml:id="div-9">
<u xml:id="u-9.0" who="#MarekAst">Dziękuję bardzo. Teraz oddam głos profesorowi Wojciechowi Śleszyńskiemu. Pan profesor przedstawi nam z kolei temat polityki państwa polskiego w stosunku do mniejszości białoruskiej. Oczywiście, chodzi o okres II Rzeczypospolitej ze szczególnym uwzględnieniem września 1939. Proszę bardzo.</u>
</div>
<div xml:id="div-10">
<u xml:id="u-10.0" who="#WojciechŚleszyński">Panie przewodniczący, szanowni państwo, zanim zacznę przedstawiać swój referat, pragnę przeprosić za mój głos, bo czuję, że od dwóch dni zaczyna mnie brać jakieś przeziębienie. Podpisany w Rydze pokój oznaczał sukces koncepcji inkorporacyjnej. Ziemie zamieszkałe przez mniejszość białoruską miały być poddane szybkiemu procesowi polonizacji. W głoszonych od końca 1920 r. przez władze polskie koncepcjach przeważała opinia o potrzebie wzmocnienia żywiołu polskiego jako najlepszej metodzie na utrzymanie Kresów. Osłabienie siły politycznej i kulturowej środowisk mniejszościowych stało się jedną z najbardziej palących potrzeb. Działaniom asymilacyjnym w pierwszej kolejności miały być poddane mniejszości słowiańskie – ukraińska, a zwłaszcza białoruska. Wynikało to z przekonania, iż obie słowiańskie społeczności – nie mając zbyt sprecyzowanego poczucia tożsamości narodowej – nie będą stwarzać większego oporu, w przeciwieństwie np. do społeczności żydowskiej, którą uważano za silne zintegrowaną wewnętrznie.</u>
<u xml:id="u-10.1" who="#WojciechŚleszyński">Pomimo wytyczenia ogólnego celu polityki wschodniej II Rzeczypospolitej kolejne rządy nie zdołały wypracować szczegółowych założeń postępowania. Podjęto jedynie wstępne przygotowania. Generalnie uważano, że obszar Wileńszczyzny i Nowogródczyzny w dosyć szybkim tempie zostanie zasymilowany. Uważano zresztą, że ośrodkiem kultury polskiej będzie Wilno i to też wyjaśnia, dlaczego w momencie podpisywania pokoju w Rydze strona polska niezbyt mocno naciskała na włączenie do RP Mińska Białoruskiego. Obawiano się konkurencji dwóch dużych miast – polskiego Wilna i zdecydowanie białoruskiego Mińska – uważając, że Mińsk będzie oddziaływał na Wilno jako zbyt silny ośrodek białoruski. Dlatego uznano, że wpływ Wilna spowoduje szybszą polonizację tych terenów.</u>
<u xml:id="u-10.2" who="#WojciechŚleszyński">Natomiast ciekawym i nowatorskim rozwiązaniem była zaproponowana przez wojewodę poleskiego Stanisława Downarowicza w czasie rządów generała Władysława Sikorskiego koncepcja uczynienia z Polesia obszaru oddzielającego żywioł białoruski na północy od żywiołu ukraińskiego na południu. Wojewoda Downarowicz w swoim „Zarysie programu zadań i prac państwowych na Polesiu”, przygotowanym w lutym 1923 r., przeciwny był traktowaniu problemu ziem północno-wschodnich jako całości. Zdaniem wojewody należało oddzielić województwa wileńskie i nowogródzkie – o czym już wcześniej wspominałem – zdominowane przez mniejszość białoruską od Polesia. Jak uważał wojewoda i polskie władze, na Polesiu lokalna społeczność nie miała sprecyzowanej świadomości narodowej. Wychodząc z założenia, iż procesy uzyskiwania świadomości narodowej w kolejnych latach będą przyspieszać, zdaniem wojewody należało nadać tym procesom na Polesiu kierunek zgodny z interesem państwa. Polesie winno było stać się na ziemiach wschodnich swoistym polskim korytarzem, oddzielającym od północy obszary białoruskie od leżących na południu obszarów ukraińskich. Wszystkie działania władz lokalnych, tj. polityka oświatowa, religijna, wspieranie osadnictwa, rozwój gospodarczy, miały być podporządkowane jednemu celowi – szybkiej i skutecznej polonizacji Polesia. Poprzez umiejętnie prowadzoną politykę liczono, iż w krótkim czasie z nieuświadomionych narodowościowo chłopów poleszuckich uda się uczynić członków narodu polskiego. Trzeba zresztą powiedzieć, że w późniejszych latach ta koncepcja Downarowicza była lekko modyfikowana, natomiast stała się podstawą polityki narodowościowej władz polskich na Polesiu. Nie będę rozwijał tematu działań podjętych przez rząd w roku 1924, głównie zresztą pod presją białoruskich działań dywersyjnych. Natomiast faktycznie od roku 1920 do roku 1924 Kresy Północno-Wschodnie płonęły. Pod wpływem tych działań władze polskie doszły do wniosku, że należy częściowo zmodyfikować skrajny model rozwiązań endeckich w sprawach narodowościowych. Władze centralne próbowały zmodyfikować politykę, natomiast w terenie wojewodowie obawiali się zmian, bo sądzili, że tak naprawdę mogą one doprowadzić do jeszcze większej destabilizacji.</u>
<u xml:id="u-10.3" who="#WojciechŚleszyński">Jedną z oczekiwanych konsekwencji przewrotu majowego 1926 r. w środowiskach mniejszościowych była nadzieja na przewartościowanie dotychczasowej polityki narodowościowej. Jednak ku rozczarowaniu części środowisk mniejszościowych przygotowane główne założenia polityki narodowościowej sanacji nie odbiegały radykalnie od koncepcji wypracowanych w okresie przedmajowym. Okazało się, iż pogodzenie interesów państwa z coraz silniejszymi aspiracjami narodowościowymi mniejszości nie było rzeczą prostą. W praktyce zmianie uległo tak naprawdę tylko rozłożenie akcentów, a dotychczasowe pojęcia i symbole uzyskały nowe znaczenie. Zgodnie z przyjętymi centralnie koncepcjami większy nacisk kładziono na zaspokojenie dążeń gospodarczych i kulturowych, wykluczano natomiast pomysły nadania obszarom wschodnim jakiejkolwiek autonomii. Liczono, że zaspokojenie dążeń natury ekonomicznej i oświatowej pozwoli rozładować narosłe napięcia i skutecznie wpłynie na pacyfikację sytuacji na Kresach. Ogólnie jednak Piłsudski i jego otoczenie do spraw białoruskich przykładało stosunkowo małą wagę. Przeciwwagą były o wiele nośniejsze problemy ukraińskie na Kresach.</u>
<u xml:id="u-10.4" who="#WojciechŚleszyński">Zagadnienie białoruskie traktowano jako stosunkowo łatwe do rozwiązania. Potwierdzeniem faktycznej słabości ruchu białoruskiego była przeprowadzona w styczniu 1927 r. szybka i stosunkowa sprawna likwidacja wielotysięcznej organizacji, jaką była Białoruska Włościańsko-Robotnicza Hromada. Z punktu widzenia władz sanacyjnych problem społeczności białoruskiej sprowadzał się do walki o wpływy pomiędzy ruchem komunistycznym a władzą państwową. Nieliczna grupa działaczy narodowych, pozostająca na marginesie tego sporu, nie zasługiwała na partnerskie traktowanie ze strony władz państwowych, bo nie stanowiła realnej siły. Dlatego nawet wówczas, gdy w Związku Sowieckim rozpoczął się okres prześladowania kultury białoruskiej, w Polsce – zamiast dla przeciwwagi wesprzeć dążenia narodowe Białorusinów – uznano, że jest to dogodna okazja do marginalizacji narodowych środowisk białoruskich w polityce wewnętrznej.</u>
<u xml:id="u-10.5" who="#WojciechŚleszyński">W pierwszej połowie lat 30. postępowanie władz na ziemiach północno-wschodnich względem mniejszości słowiańskich podyktowane było względami praktycznymi. Docelowo Białorusini winni byli stać się częścią społeczeństwa polskiego na takich samych zasadach jak Ślązacy czy Kaszubi. Mogli nawet zachować odrębności językowe czy kulturowe, ale – gdy przyjdzie potrzeba – winni byli bronić niepodległości i jedności państwa polskiego, kierując się własnym wewnętrznym przekonaniem.</u>
<u xml:id="u-10.6" who="#WojciechŚleszyński">Inaczej akcenty w polityce narodowościowej rozkładały się na terenie województwa poleskiego. Wspominałem już wcześniej o tym, że wcielano tam w życie plan Downarowicza. Tam nieuświadomiona do tej pory narodowościowo prawosławna społeczność wiejska miała stać się częścią wspólnoty polskiej. Założenia władz lokalnych, realizujących koncepcję zaproponowaną na początku lat 20. przez wojewodę Downarowicza, potwierdzał spis powszechny z 1931 r. Na podstawie wyników tego spisu okazało się, że ponad 700 tys. mieszkańców województwa poleskiego (co dawało ponad 60% wszystkich mieszkańców województwa) zadeklarowało język narodowy jako „tutejszy”. Bez wątpienia ten niespotykany na innych obszarach Kresów wynik był spowodowany przede wszystkim trudnościami z określeniem przynależności narodowej, a zarazem utwierdzał władze w słuszności stosowania na Polesiu rozwiązań narodowościowych odrębnych od tych, jakie były stosowane na innych ziemiach zamieszkałych przez mniejszość białoruską. Zwolennikiem odrębnych rozwiązań w kwestiach narodowościowych był ówczesny wojewoda poleski Wacław Kostek-Biernacki. Oczywiście, dzięki temu uzyskiwał olbrzymią autonomię w swoich działaniach. Dzieląc obszary północno-wschodnie na zamieszkałe przez Białorusinów i zamieszkałe przez Poleszuków, stosowano podobną kalkę, jak to czyniono na obszarach ukraińskich, gdzie w podobny sposób starano się wyodrębnić dwie grupy, czyli Ukraińców i Rusinów.</u>
<u xml:id="u-10.7" who="#WojciechŚleszyński">Śmierć Józefa Piłsudskiego w 1935 r. i coraz szybsze ewoluowanie obozu sanacyjnego w stronę koncepcji narodowych oznaczały na ziemiach północno-wschodnich II Rzeczypospolitej przyspieszenie działań asymilacyjnych. Plan stworzony przez Obóz Zjednoczenia Narodowego zakładał, że w stosunkowo krótkim czasie, tj. jednego, góra dwóch pokoleń – jak to określano – „białoruski szczep słowiański” powinien stać się częścią wielkiego narodu polskiego. Miało się to dokonać przez stopniowe zacieranie różnic dzielących Polaków i Białorusinów. Podkreślano np. że wskazane jest, aby lokalni urzędnicy oprócz języka polskiego używali także gwary lokalnej, żeby pokazać, że język białoruski tak naprawdę jest bardzo zbliżony do języka polskiego.</u>
<u xml:id="u-10.8" who="#WojciechŚleszyński">Przyjęte w okresie władz sanacyjnych zasady polonizacji społeczności białoruskiej zakładały działania rozłożone w dłuższej perspektywie czasu, a więc najwyżej trzech pokoleń. Głównym elementem pozyskania Białorusinów miała być znacząca poprawa ich warunków egzystencji oraz włączenie w obręb życia politycznego i społecznego państwa polskiego. W rzeczywistości były to jednak zadania trudne do wykonania. Brak wystarczających środków finansowych i wielka ogólnikowość haseł powodowały, że rozwiązanie kwestii białoruskiej w praktyce okazało się mało realne.</u>
<u xml:id="u-10.9" who="#WojciechŚleszyński">Wbrew zapewnieniom, zamiast dopuszczać Białorusinów do obejmowania stanowisk w administracji państwowej czy samorządowej, ze względu na ich – jak to określano – „skłonności komunistyczne” tak naprawdę Białorusinów odseparowano od życia polityczno-społecznego kraju. Zdarzały się też takie przypadki, że lokalnym przedstawicielom mniejszości białoruskiej odmawiano zgody na wykupienie ziemi w strefie nadgranicznej, a tę zgodę uzyskiwali Polacy.</u>
<u xml:id="u-10.10" who="#WojciechŚleszyński">Władze nie chciały również dostrzec innego problemu. Z prowadzonych pod koniec lat 30. badań socjologicznych jednoznacznie wynikało bowiem, że prawosławna społeczność wiejska szybciej ulegała białorutenizacji niż polonizacji.</u>
<u xml:id="u-10.11" who="#WojciechŚleszyński">Pomimo licznych deklaracji nie udało się władzom polskim stworzyć takiego modelu funkcjonowania państwa, aby stał się on atrakcyjny dla społeczności mniejszościowych. W zamian za rezygnację z własnego, odrębnego poczucia narodowego nie zaproponowano awansu społecznego czy istotnej poprawy warunków życia. Metoda awansu społecznego wydawała się być mało skuteczna w przypadku mniejszości o silnie sprecyzowanym poczuciu narodowym, takich jak Niemcy, Ukraińcy czy Litwini, natomiast mogła być zastosowana z sukcesem w przypadku mniejszości białoruskiej. Głównie ze względu na słabość finansową państwa nie zdołano tak naprawdę tych planów wprowadzić w życie, chociaż trzeba podkreślić, że władze polskie zdawały sobie sprawę ze znaczenia zagadnienia ekonomicznego w polityce państwa polskiego, szczególnie w odniesieniu do mniejszości białoruskiej.</u>
<u xml:id="u-10.12" who="#WojciechŚleszyński">Przechodzę w tej chwili do września ’39. Ostatnie miesiące roku 1938 charakteryzowały się napiętą sytuacją na arenie międzynarodowej, o czym mówili moi koledzy. Coraz realniejszy stawał się konflikt zbrojny z III Rzeszą. Wszelkie działania polskich organów państwowych, zmierzające do ustabilizowania sytuacji w przededniu wybuchu działań zbrojnych na ziemiach północno-wschodnich II Rzeczypospolitej, nabierały specyficznego znaczenia ze względu na wielonarodowy charakter tych obszarów. Obawiano się nieprzychylnych państwu polskiemu wystąpień oraz bojkotowania akcji mobilizacyjnej. Co prawda, rozwój wydarzeń politycznych w ocenie władz polskich zdawał się wykluczać realne zagrożenie ze strony Związku Sowieckiego czy Litwy, co mogło mieć największe znaczenie dla postawy niepolskiej ludności ziem północno-wschodnich. Jednakże w przygotowywanych planach ochrony akcji mobilizacyjnej i zapewnienia bezpieczeństwa na wypadek wybuchu wojny postawa społeczności białoruskiej czy litewskiej była brana pod uwagę przez administrację państwową. Baczną uwagę zwracano nie tyle na działalność komunistyczną – partia komunistyczna na terenach polskich została formalnie rozwiązana w 1938 r. – co na niemiecką akcję propagandową, która kierowana była nie tylko do osób narodowości niemieckiej, a również do innych grup mniejszościowych. Jako przykład podam, że do środowisk rosyjskich w Polsce przesyłano z Niemiec lub Jugosławii materiały szkalujące politykę polską względem Cerkwi prawosławnej, a jednocześnie gloryfikujące ideologię nazistowską i Hitlera. Obawiano się, iż do ewentualnej akcji antypaństwowej mogą zostać wykorzystane osoby narodowości ukraińskiej, a na ziemiach północno-wschodnich II Rzeczypospolitej – oczywiście – narodowości białoruskiej.</u>
<u xml:id="u-10.13" who="#WojciechŚleszyński">Wybuch działań wojennych w dniu 1 września 1939 r. został przyjęty przez ogromną część społeczeństwa z trwogą, ale jednocześnie wyzwolił olbrzymie postawy patriotyczne, co zresztą dotyczyło także mniejszości, z wyjątkiem niemieckiej. Policja nie miała większych problemów z utrzymaniem bezpieczeństwa wewnętrznego. Naloty dotknęły jedynie większe miasta i węzły komunikacyjnie, nie wywołując zresztą większych strat. Główny ciężar uderzenia niemieckiego był skierowany w rejony toczących się działań wojennych.</u>
<u xml:id="u-10.14" who="#WojciechŚleszyński">Na podstawie wcześniej przygotowanych list w pierwszych dniach wojny sprawnie przeprowadzono akcję zatrzymania i internowania osób potencjalnie zagrażających bezpieczeństwu państwa, co czym mówił wcześniej kolega. W pierwszych dniach wojny z całego terytorium Polski do obozu odosobnienia w Berezie Kartuskiej kierowano pod eskortą policji osoby, które mogły zagrażać bezpieczeństwu. Internowaniem objęto komunistów, Ukraińców, ale przede wszystkim Niemców i osoby podejrzane o proniemieckie sympatie. Do Berezy Kartuskiej we wrześniu ’39 skierowano łącznie najprawdopodobniej kilka tysięcy osób. Nie zachowały się, niestety, dane obozowe i mówię to z pełną odpowiedzialnością dlatego, że jestem autorem monografii poświęconej obozowi odosobnienia w Berezie Kartuskiej. Tak naprawdę jesteśmy zdani jedynie na relacje świadków i na podstawie tych relacji szacuję, że około kilku tysięcy osób zostało skierowanych do Berezy Kartuskiej. Zresztą właśnie na początku września po raz pierwszy były tam też osadzone kobiety. W Berezie Kartuskiej przebywali też przez kilka dni lotnicy niemieccy, którzy zostali wzięci do niewoli w czasie walk.</u>
<u xml:id="u-10.15" who="#WojciechŚleszyński">W pierwszych dniach wojny na ziemiach północno-wschodnich nie było potrzeby stosowania specjalnych środków mających zapewnić bezpieczeństwo. Ograniczono się jedynie do powołania ustalonych już wcześniej Straży Obywatelskich. Rozpoczęcie działań wojennych dla Kresów Północno-Wschodnich II Rzeczypospolitej oznaczało napływ uchodźców z obszarów ogarniętych walkami, ale ewakuacja urzędów państwowych odbywała się według wcześniej przygotowanych planów. Mieszkańcom województw północno-wschodnich, mimo że nie byli świadkami bezpośrednich walk, udzielały się obawy i niepewności wywołane wybuchem wojny. Normalnie, jak w tego typu sytuacjach, zaczęto oczywiście wykupywać sól, cukier, naftę. Starano się jednak prowadzić normalny tryb życia. W Wilnie we wrześniu ’39 dzieci rozpoczęły naukę w szkołach. Jak na całym terenie państw polskiego, z ulgą – graniczącą niekiedy z euforią – przyjęto wiadomość o wypowiedzeniu 3 września 1939 r. wojny Niemcom przez Wielką Brytanię i Francję. Stosunkowo małym echem początek wojny odbił się w małych miejscowościach, zwłaszcza tych oddalonych od większych centrów administracyjnych. Ludność wiejska – w większości białoruska – ze spokojem wykonywała codzienne obowiązki, uczestnicząc w rozpoczętych właśnie wykopkach.</u>
<u xml:id="u-10.16" who="#WojciechŚleszyński">Atmosfera na Kresach zaczęła stawać się coraz trudniejsza wraz z napływem większych mas uchodźców, co było naocznym potwierdzeniem nie najlepszych informacji z frontu. Stan emocjonalny uchodźców, zmęczonych trudami podróży i ciągłymi nalotami, zaczął się także udzielać miejscowej ludności. Władze lokalne starały się zorganizować kwatery dla uciekinierów, jednak – oczywiście – wraz z napływem coraz większej masy ludności było to zadanie praktycznie nie do wykonania. Po pierwszym okresie względnego spokoju w poczynania władz administracyjnych zaczął się wdzierać chaos. Wraz z coraz większymi niepowodzeniami na froncie zaczęły się także uaktywniać osoby niechętnie nastawione do państwa polskiego. Najsprawniejsze nawet działania władz administracyjnych po 10 września 1939 r. tak naprawdę w niewielkim już stopniu mogły wpłynąć na nastroje lokalnej ludności. Widok zmęczonych i zniechęconych żołnierzy z rozbitych oddziałów polskich nie mógł nastrajać optymistycznie.</u>
<u xml:id="u-10.17" who="#WojciechŚleszyński">Przechodząc do 17 września 1939 r. warto powiedzieć, że w planach wojennych państwa polskiego ziemie północno-wschodnie tak naprawdę nie miały ważnego znaczenia militarnego. Uważano – zresztą słusznie – że działania będą toczone w zachodniej części państwa polskiego, natomiast w momencie, kiedy wojsko będzie odnosiło niepowodzenia, będzie wycofywać się na południowy wschód. Dlatego też ziemie północno-wschodnie praktycznie zostały pozbawione wojska. Były tam pojedyncze jednostki, zresztą zapasowe. Większy oddział stacjonował na Polesiu, i to głównie z przemieszczaniem się dowództwa Korpusu Ochrony Pogranicza z Warszawy na teren Polesia. Dlatego też atak Armii Czerwonej na polskie placówki graniczne, rozpoczęty rano 17 września 1939 r., nie mógł się spotkać z silnym oporem Wojska Polskiego, bo po prostu na tym terenie Wojska Polskiego nie było. Armie sowieckie posuwały się bez większych problemów na zachód. Wolniej marsz odbywał się na jedynie Polesiu, głównie ze względu na warunki terenowe i operujące tam oddziały polskie.</u>
<u xml:id="u-10.18" who="#WojciechŚleszyński">Wiadomość o przekroczeniu granicy polskiej przez Armię Czerwoną stała się impulsem wyzwalającym reakcję społeczności zamieszkujących ziemie północno-wschodnie II Rzeczypospolitej, a zachowujących do 17 września postawę lojalną w stosunku do państwa polskiego. Posłuszeństwo władzom polskim zaczęła wypowiadać część – warto podkreślić, że część – społeczności białoruskiej czy żydowskiej. W zachodzących zmianach aktywnie uczestniczyli również polscy komuniści. Obok przerzuconych kilka dni wcześniej grup zbrojnych z terenów Związku Sowieckiego, tworzyć się zaczęły – najczęściej samorzutnie – miejscowe oddziały dywersyjne. Rozpoczęły się napady na polskich uchodźców, żołnierzy, ziemian, urzędników. Ofiarami były zarówno osoby przypadkowe, jak i dobrze znane atakującym.</u>
<u xml:id="u-10.19" who="#WojciechŚleszyński">Co właśnie jest ciekawe, zajścia antypolskie miały znacznie gwałtowniejszy przebieg na ziemiach północno-wschodnich II Rzeczypospolitej niż na ziemiach południowo-wschodnich, zamieszkałych przez Ukraińców. Dla przykładu podam, że we wrześniu ’39 z rąk Białorusinów zginęło 62 ziemian, podczas gdy na terenach ukraińskich 23. Na obszarach północno-wschodnich znaczne natężenie wystąpień antypolskich było na Polesiu, co pokazuje też kompletną klęskę założeń polskiej polityki narodowościowej na Polesiu.</u>
<u xml:id="u-10.20" who="#WojciechŚleszyński">W zmienionej sytuacji politycznej, którą spowodowały posuwające się na zachód oddziały Armii Czerwonej, władze polskie nie były już w stanie panować nad sytuacją. Podejmowano jedynie próby mające spacyfikować nastroje bez wiary w zasadnicze odwrócenie sytuacji geopolitycznej. Nierzadko polska reakcja na poczynania grup dywersyjnych nie miała charakteru przemyślanych działań, a nosiła jedynie cechy zemsty, nie zawsze spotykającej faktycznych sprawców. Jako przykład mogę podać jedną z relacji, które znalazłem, zresztą drastyczną. Jeden z oddziałów polskich, poruszających się po Polesiu, został ostrzelany, i to właściwie nawet nie wiadomo przez kogo, bo nie zdołano zrobić rozeznania. Wycofał się i wrócił do wioski. Spalono całą miejscowość. Tragedia polegała na tym, że we wrześniu odbywały się wykopki. Osoby dorosłe były na polach, natomiast w domach były zamknięte dzieci. Zachowała się relacja jednej z powracających Polek, która opowiedziała o tragedii, jaka tam się wydarzyła. Z tego typu scenami też mieliśmy do czynienia.</u>
<u xml:id="u-10.21" who="#WojciechŚleszyński">Dzień 17 września 1939 r. był wyraźną cezurą w utrzymaniu stanu bezpieczeństwa na ziemiach północno-wschodnich. Atak Armii Czerwonej podziałał jak katalizator i wyzwolił wszystkie ukryte i często tłamszone przez całe dwudziestolecie konflikty społeczne i polityczne. Część społeczności białoruskiej czy żydowskiej poprzez udział w mordach i grabieżach szukała szansy odreagowania spotykających ją upokorzeń i wymierzenia zemsty. Wystąpienie części – podkreślam, że części – niepolskiej społeczności kresowej dopiero po 17 września było z jednej strony potwierdzeniem sukcesu prowadzonej przez państwo polskie polityki, a z drugiej strony jej klęską. Sukcesem było opanowanie sytuacji na Kresach głównie przy pomocy aparatu bezpieczeństwa. Państwo polskie było wystarczająco silne, aby reagować na wszystkie wystąpienia i w rezultacie miejscowe społeczności nie zdecydowały się na działania dywersyjne przed przystąpieniem Związku Sowieckiego do działań zbrojnych. Natomiast klęską polityki państwa polskiego było to, iż prezentowana w stosunku do Rzeczypospolitej lojalność mniejszości była w znacznej części wymuszona. Brakowało rzeczywistego, emocjonalnego powiązania pomiędzy państwem polskim a jego niepolską częścią obywateli.</u>
<u xml:id="u-10.22" who="#WojciechŚleszyński">Mniejszości narodowe po 17 września 1939 r. z nadzieją oczekiwały zmian politycznych. Entuzjazm dużej części ludności białoruskiej czy żydowskiej wynikał przede wszystkim z wiary w poprawę politycznych i ekonomicznych warunków życia. Hasła głoszone przez wkraczające oddziały sowieckie, obiecujące równość klasową, narodowościową i stworzenie nowych szans w dostępie do edukacji i urzędów państwowych, w zderzeniu z rzeczywistością II Rzeczypospolitej brzmiały zachęcająco. Okupant umiejętnie wykorzystał panujące nastroje. Roztaczając przed wiejską, białoruską biedotą i żydowskim lumpenproletariatem wizję łatwej kariery politycznej i zawodowej. Chłop białoruski liczył przede wszystkim na rozwiązanie kwestii tzw. głodu ziemi, podczas gdy ludność żydowska tradycyjnie poszukiwała szans w miastach i wiązała duże nadzieje z przyszłymi posadami w nowej administracji. Obie grupy, zajmujące w przedwojennej Polsce, a zwłaszcza na Kresach, najniższe szczeble w hierarchii społecznej, uzyskały prawo uczestniczenia w zachodzących zmianach. Stanowiska w tworzących się nowych władzach terenowych czy formacjach służb bezpieczeństwa stały otworem przed członkami tych wspólnot. Niebagatelną rolę w poparciu udzielonym Sowietom ze strony części ludności białoruskiej i żydowskiej odegrała również nadzieja na uzyskanie lepszych warunków rozwoju narodowego. Wydawało się, iż w zachodzących we wrześniu ’39 zmianach oba narody, czyli białoruski i żydowski, mogą tylko zyskać w stosunku do tego, co było przed wojną. Rzeczywistość dwóch lat rządów sowieckich okazała się jednak o wiele bardziej skomplikowana. Okazało się, oczywiście, że poziom stosowanych represji nie jest nawet w żadnym stopniu porównywalny z tym, czego dopuszczało się państwo polskie.</u>
<u xml:id="u-10.23" who="#WojciechŚleszyński">Konkludując, jak pokazały wydarzenia września ’39, prowadzona w dwudziestoleciu międzywojennym polityka wewnętrzna na Kresach była w stanie obywateli zastraszyć, ale nie pozyskać. Mniejszości – w tym także białoruska – bez żalu, a w najlepszym przypadku z obojętnością, żegnały się z II Rzeczypospolitą. Praktycznie jedyną grupą narodowościową na Kresach, rozpaczającą po utracie państwa, byli sami Polacy. Dziękuję.</u>
</div>
<div xml:id="div-11">
<u xml:id="u-11.0" who="#MarekAst">Dziękuję bardzo. Na koniec poproszę o głos pana profesora Tomasz Gąsowskiego, który wygłosi wykład na temat udziału Żydów w siłach zbrojnych II Rzeczypospolitej. Proszę bardzo.</u>
</div>
<div xml:id="div-12">
<u xml:id="u-12.0" who="#TomaszGąsowski">Panie przewodniczący, szanowni państwo, pozwólcie, że rozpocznę od bardzo krótkiego cytatu. „Żydzi to marni wojacy. Na co wam oni?” – przekonywał Stalin premiera Rzeczypospolitej Władysława Sikorskiego podczas jego wizyty na Kremlu w grudniu 1941 roku. Była to odpowiedź na protest wodza naczelnego przeciw utrudnianiu przez sowieckich oficerów dostępu Żydom obywatelom polskim do formowanej w Związku Sowieckim Armii Andersa. Ten stereotyp Żyda nienadającego się do ciężkiej służby wojskowej miał długą tradycję i był mocno zakorzeniony nie tylko w Rosji. Tymczasem na wielkim cmentarzu żydowskim w Warszawie przy ul. Okopowej znajduje się oddzielna kwatera wojskowa. Od niedawna zdobią ją dwa skromne pomniki z napisami w języku polskim, hebrajskim i jidysz. Pierwszy z nich brzmi: „Pamięci Żydów oficerów Wojska Polskiego zamordowanych przez NKWD wiosną 1940 r. w Katyniu, Miednoje i Charkowie”. Inskrypcja na drugim z nich głosi: „Ku pamięci Żydów żołnierzy Wojska Polskiego, bojowników gett, ruchu oporu i partyzantów poległych w walce z okupantem hitlerowskim w II wojnie światowej, których miejsca pochowania są nieznane”. Oznacza to, że – wbrew temu stereotypowi – Żydzi obywatele II Rzeczypospolitej walczyli, przelewali krew i ginęli w jej obronie. Potwierdzają to zresztą i inne cmentarze wojenne. Była o tym mowa. Przykładem jest Polski Cmentarz Wojenny pod Monte Cassino, gdzie nie brak macew z Gwiazdą Dawida. Przypomniała o tym wystawa, zorganizowana kilka lat temu w Żydowskim Instytucie Historycznym, zatytułowana „Żydzi żołnierze polscy w kampanii wrześniowej i na innych frontach II wojny światowej”.</u>
<u xml:id="u-12.1" who="#TomaszGąsowski">Jeśli chodzi o kontekst społeczny i kulturowy, to odrodzona Rzeczpospolita – mimo radykalnie zmienionych warunków społecznych, politycznych i kulturowych – próbowała nawiązywać do tradycji swej poprzedniczki tak w wymiarze terytorialnym, czego nie udało się w pełni zrealizować, jak też co do składu mieszkańców, zróżnicowanego pod względem wyznaniowym, etnicznym i narodowościowym. Jednak powtórzenie tamtego rozwiązania w warunkach XX w. okazało się od początku niezwykle trudne, wręcz niewykonalne. Otóż nacje wchodzące niegdyś w skład Rzeczypospolitej Obojga Narodów zdążyły już ukształtować się w nowoczesne narodowości, a właściwie nawet narody. W warunkach powersalskiej Europy wszystkie one zyskały nowy, szczególny status tzw. mniejszości narodowych. Rzecz dotyczyła – i dotyczy nadal – tylko Europy Środkowo-Wschodniej. Zachód nie stosuje w praktyce tej kategorii. Otóż jednym z fundamentalnych wyzwań, stojących przed II Rzecząpospolitą, mającym również istotne przełożenie na sprawy wojska, był poziom integracji owych mniejszości, stanowiących ponad ⅓ obywateli w państwie. Ten wątek pojawiał się tutaj kilkakrotnie, ale ma on znaczenie zasadnicze dla całej problematyki, dlatego też o nim wspominam. Bowiem w nowych warunkach tylko świadomi obywatele, pozytywnie nastawieni do państwa, mogli być jego mężnymi obrońcami podczas wojny, a dobrymi żołnierzami w czasie pokoju.</u>
<u xml:id="u-12.2" who="#TomaszGąsowski">Tu wyłaniał się jednak bardzo istotny problem. Otóż mimo wielonarodowościowej struktury II Rzeczpospolita była de facto państwem polskim, tj. państwem sześciu pokoleń Polaków, którzy o nie przez półtora wieku w rożny sposób zabiegali, walczyli, cierpieli i ginęli. Z tego punktu widzenia Polska była więc państwem narodowym, zbudowanym wedle reguł nacjonalistycznych. Oznaczało to, że nie kategoria obywatelstwa, ale identyfikacja narodowa była realnym wykładnikiem pozycji ludzi mieszkających w jej granicach. I teraz pojawia się kluczowy problem. Jak pogodzić, zharmonizować ze sobą te dwie – wyraźnie sprzeczne – rzeczywistości? Jak pogodzić obywatelską równość, gwarantowaną konstytucyjnie oraz bycie lub nie Polakiem, niekoniecznie zresztą w sensie etnicznym, a raczej kulturowym i politycznym? Inaczej to jeszcze ujmując, wspólnota polityczna nie pokrywała się ze wspólnotą obywatelską. Fakt ten bardzo mocno rzutował również na sytuację w Wojsku Polskim, bo oto ustawa z dnia 18 lipca 1924 r. o podstawowych obowiązkach i prawach szeregowych Wojska Polskiego stwierdzała: „Wojsko narodowe, siła zbrojna Państwa, będąca ochroną i ostoją niepodległości i wolności Rzeczpospolitej, będzie po wsze czasy podlegać opiece Narodu”. Widoczna tutaj dwoistość państwowo-narodowa znika dopiero w konstytucji kwietniowej z 1935 r.</u>
<u xml:id="u-12.3" who="#TomaszGąsowski">Trudne początki. Nim jednak doszło do tych regulacji i ustaleń prawnych, Wojsko Polskie już przecież istniało i walczyło od listopada 1918 r. Miało ono od początku wieloetniczny skład. W pierwszych miesiącach II RP wojsko było oparte na zaciągu ochotniczym, a ponadto stanowiło wówczas zlepek oficerów i żołnierzy, którzy wywodzili się z trzech armii zaborczych lub polskich formacji ochotniczych. Ponadto od samego początku tereny odradzającej się Polski były miejscem konfliktów, także zbrojnych, w których po przeciwnych stronach znajdowali się Polacy i Ukraińcy, Polacy i Niemcy. Jeszcze bardziej szczególna sytuacja zachodziła na styku Polacy i Żydzi. Oto pod koniec listopada 1918 r., po zakończeniu pierwszej fazy walk o Lwów, w mieście doszło do trzydniowych antyżydowskich zamieszek, które natychmiast zyskały miano pogromu. Informacja o nim błyskawicznie obiegła świat, trafiając – co w tym i w późniejszym okresie będzie szczególnie ważne – do amerykańskiej opinii publicznej. Tu pozwolę sobie jeszcze na pewną uwagę. Odnosząc się do spraw, o których słyszeliśmy, kwestia relacji Polacy-Żydzi już wówczas nie ma charakteru regionalnego, ale jest bacznie obserwowana przez europejską, a nawet światową opinię publiczną i wszystko, co się dzieje w tej materii, jest bardzo szybko znane, komentowane i odpowiednio oceniane w różnych centrach ówczesnego świata. W trakcie wojny polsko-bolszewickiej incydenty takie, choć w różnej skali, będą się powtarzać z podobnym skutkiem. Wreszcie w przełomowym okresie wojny z bolszewikami żydowska młodzież i inteligencja, licznie wstępująca wówczas do armii ochotniczej, została w pierwszych dniach sierpnia rozkazem wojskowego gubernatora Warszawy, generała Kazimierza Sosnkowskiego, wydzielona z macierzystych oddziałów i w liczbie kilku tysięcy internowana w obozie w Jabłonnie na okres kilku tygodni. Sprawa stała się głośna i szeroko komentowana poza granicami Polski, tym bardziej że zdarzył się przypadkowy incydent, zakończony śmiercią młodego ochotnika. To wówczas wedle mej wiedzy pojawia się po raz pierwszy sprawa polskich obozów dla Żydów. Nie jest to – jak nam się może wydawać – sprawa ostatnich lat czy dekad. Już w czasie II wojny światowej ten argument będzie się pojawiał, umiejętnie wykorzystywany przez propagandę sowiecką, ale kwestia ta miała, oczywiście, także drugą stronę. Oto z polskiego punktu widzenia w tych dramatycznych chwilach, gdy decydowały się losy świeżej polskiej niepodległości, widziano żydowskich czekistów nie tylko w szeregach nacierającej Armii Czerwonej, ale także w pojawiającej się tu i ówdzie piątej kolumnie, złożonej z grupek komunizującej młodzieży żydowskiej. Wtedy to zrodził się w Polsce stereotyp żydokomuny. Podkreślam, że jest to również moja hipoteza – czy jest ona słuszna, czy nie – i biorę za nią odpowiedzialność. Obok tego jednak istniało grono Żydów, których zasługi wojenne, poczynając od legionów Piłsudskiego, były docenione. Tworzyli oni cieszącą się szacunkiem organizację – Związek Żydów Uczestników Walk o Niepodległość Polski. Przez pryzmat takich to, zaistniałych niejako obiektywnie, okoliczności trzeba spoglądać na tytułowy problem żydowskich żołnierzy w siłach zbrojnych II Rzeczypospolitej.</u>
<u xml:id="u-12.4" who="#TomaszGąsowski">Czas pokoju. Spośród mniejszości zamieszkujących państwo polskie Żydzi stanowili pod koniec lat 30. jednak około 10%, choć w różnych częściach kraju ten odsetek był ogromnie zróżnicowany. Największym ich skupiskiem była przedwojenna Warszawa (około 350 tys. Żydów, a więc tyle, co w całej Francji), potem Łódź (tyle, co w całej Czechosłowacji), a listę tę można ciągnąć dalej – Lwów, Kraków, Wilno, Białystok. Było także wiele małych miejscowości, w których Żydzi stanowili 70%, 80%, a nawet 90% mieszkańców. Tak było na wschodzie, a niekiedy także w centrum Polski. Żydzi byli społecznością bardzo zróżnicowaną i to niemal pod każdym względem, bo nawet wyznanie mojżeszowe nie było już monolitem i nie stanowiło – jak dotychczas przed dwa tysiące lat – wspólnego wyznacznika tożsamości. Dla naszych rozważań ważne jest to, że w przeważającej mierze Żydzi nadal tworzyli społeczność odrębną, zamkniętą, izolującą się i izolowaną od polskiego otoczenia. Częściowo wynikało to również z odmiennej wizji przyszłości politycznej, której celem było państwo Izrael dla syjonistów albo rewolucja – niekoniecznie w wydaniu komunistycznym – dla bundowców, czyli przedstawicieli największej partii lewicowej.</u>
<u xml:id="u-12.5" who="#TomaszGąsowski">Sztywne trzymanie się przytoczonego wyżej wykładnika wielkościowego oznaczałoby, że we wrześniu 1939 r. co dziesiąty żołnierz, ale także oficer powinien być Żydem. W rzeczywistości jednak było inaczej. Mamy tutaj podane wielkościowe odsetki. Można powiedzieć, że najwyższy odsetek, jaki przydarzył się w roku 1938, wynosił 6% z bardzo niewielkim ułamkiem. Średnio była to więc mniej więcej połowa tego, co by wynikało z ogólnego przeliczenia. Zapytajmy zatem, jakie były przyczyny. Otóż oddziaływały na to dwie rożne, ale sumujące się w efekcie tendencje. Pierwsza to sprawa, o której tu już była mowa, a mianowicie tzw. stawiennictwo. Mówiąc w uproszczeniu, jest to gotowość i chęć podlegających poborowi młodych mężczyzn do odbycia służby. W przypadku Żydów była ona najniższa spośród wszystkich grup narodowościowych, kształtując się na poziomie 80% z niewielkim ogonem. Proszę państwa, dalej można tę kwestię analizować bardziej szczegółowo, pytając o przyczyny takiego stanu rzeczy, a były one różne – od zdrowotnych przez kulturowe aż po ideologiczne. Druga okoliczność to stosunek kadry zawodowej Wojska Polskiego do żydowskich żołnierzy i ewentualnie także kandydatów na oficerów. Ten stosunek mógł być pozytywny, otwarty, przyjazny albo przeciwnie – raczej niechętny, widzący w nich tylko kłopotliwy ciężar, balast po prostu. To drugie stanowisko przeważało. Trzeba jednak znowu mieć na względzie to, iż wynikało ono w znacznym stopniu z realiów, a nie tylko samych negatywnych emocji czy jakichś stereotypów. Po pierwsze, żydowscy kandydaci na żołnierzy byli przeważnie słabsi i mniej sprawni fizycznie od swoich chrześcijańskich rówieśników. Występowały – zwłaszcza na początku – ogromne problemy z porozumiewaniem się. Na początku lat 20. około 60% żydowskich poborowych miało problemy z językiem polskim. Po drugie, znaczną wagę miały także sprawy natury religijnej, a więc inny rytm tygodnia, odmienne święta, obchodzone w innych terminach oraz – oczywiście – konieczność zapewnienia koszernego wyżywienia i opieki duszpasterskiej rabinów. Na to nakłada się dopiero pewna wątpliwość żywiona przez część korpusu oficerskiego co do pełnej lojalności Żydów wobec państwa, zrodzona właśnie w czasie wojny polsko-bolszewickiej, ale także potwierdzona działalnością niektórych żydowskich środowisk politycznych w trakcie kongresu wersalskiego i na początku latach 20. Dodatkową trudność stanowiła niejasna procedura definiowania narodowości poborowych. W efekcie więc wnukowi członka Rządu Narodowego w powstaniu styczniowym i siostrzeńcowi legionistów, a w przyszłości znakomitemu pisarzowi historycznemu Marianowi Brandysowi z racji wyznania wpisano w szkole podchorążych narodowość żydowską.</u>
<u xml:id="u-12.6" who="#TomaszGąsowski">Grupa żydowskich żołnierzy zyskała w okresie międzywojennym nieprzychylną opinię kadry dowódczej, a w ślad za tym także resortu spraw wojskowych. W ocenach dotyczących tzw. morale podkreślano ich duże uświadomienie narodowe, ale oczywiście żydowskie, obojętne nastawienie do państwowości polskiej, ogólną niechęć, ale też niską przydatność do służby wojskowej. Wskazywano dalej, że domniemane lub faktyczne unikanie służby liniowej było jednym z powodów negatywnego stosunku do szeregowców-Żydów także ze strony przedstawicieli innych mniejszości. Z kolei ich rygorystyczne traktowanie w trakcie służby bywało nierzadko przyczyną skarg kierowanych na adres sejmowego Klubu Posłów Żydowskich, a w ślad za tym interpelacji poselskich, z których tłumaczyć się musiał w Sejmie Minister Spraw Wojskowych. Oczywiście, nie były to sprawy przyjemne. Jednym słowem, mieć Żydów w wojsku to więcej kłopotu niż pożytku. Tak można by było tę sprawę skwitować z punktu widzenia przeciętnego zawodowego wojskowego, a nawet wyższej rangi oficera. Nic zatem dziwnego, że dywizyjne kursy podchorążych piechoty dopuszczały niewielki, bo liczący co najwyżej 3% udział Żydów. W innych rodzajach broni ten dostęp był jeszcze trudniejszy, a w broniach technicznych dostęp był całkowicie zamknięty. Tendencja ta zaostrzyła się jeszcze wyraźniej w połowie lat 30. Dawano też baczenie na skład narodowościowy poszczególnych oddziałów. O tym, jak tę sprawę regulowano, była już tutaj mowa. Kariera zawodowego oficera w czasie pokoju była dla Żyda – jak się wydaje – niemożliwa bez zmiany wyznania. Wtrącę coś do sprawy, która się tutaj pojawiła, a dotyczyła konkretnej osoby. Generał Bernard Mond był chrześcijaninem od bardzo dawna, być może nawet od urodzenia, a w każdym razie już w legionach nie był wyznania mojżeszowego. Podobnie jak Unrug był Polakiem od siedmiu pokoleń. Z niepełnych danych, pochodzących z lat 1926–1930 wynika, że kadra zawodowa Wojska Polskiego obejmowała wówczas zaledwie kilkudziesięciu oficerów-Żydów, którzy zapewne byli lekarzami, weterynarzami lub rabinami polowymi, ewentualnie urzędnikami ze stopniami oficerskimi. Zdaniem jednego z badaczy w 1927 r. Żydzi stanowili nieco ponad 0,5% oficerów Wojska Polskiego służby stałej, zaś w późniejszych latach odsetek ten prawdopodobnie uległ jeszcze zmniejszeniu. Wspomnieć też trzeba o próbach przeforsowania ustawy przewidującej czysto polski skład korpusu oficerskiego. Jednak nie brakło również przeciwników takiego rozwiązania, jak generał Sosnkowski – można powiedzieć nieco ironicznie, że po pewnym czasie – którzy uważali, iż docelowo Wojsko Polskie powinno stać się armią państwową, armią obywatelską o działaniu integrującym, stwarzającą dogodne warunki do służby w niej nie-Polaków. W praktyce życia żołnierskiego, którego liczne ślady spotykamy zarówno we wspomnieniach, jak i dokumentach urzędowych, noszenie tego samego munduru w czasie pokoju rzadko przyczyniało się do prawdziwego koleżeństwa i przełamywania barier wzajemnej obcości. Moim zdaniem ta właśnie obcość miała wówczas, ale także już o wybuchu wojny zasadniczy wpływ na relacje polsko-żydowskie w siłach zbrojnych.</u>
<u xml:id="u-12.7" who="#TomaszGąsowski">Jeśli chodzi o wrzesień ’39, to zachowanie żołnierzy należących do mniejszości narodowych było pozytywne. Było to tutaj podkreślane właściwie przez wszystkich. Tak też było ono wówczas widziane zarówno przez dowódców Wojska Polskiego, jak i polityków, m.in. ambasadora Wacława Grzybowskiego, który z kolei nie jest jakimś wybitnym intelektualistą ani politykiem, ale niech będzie. Była to prawda. W momencie wybuchu wojny władze naczelne Bundu, wówczas najbardziej wpływowej żydowskiej organizacji politycznej, deklarowały: „Wzywamy do obrony niepodległości Polski z bronią w ręku, do walki przeciwko faszystowskim agresorom o niepodległość, wolność i sprawiedliwość społeczną dla wszystkich obywateli kraju. Pamiętajcie, towarzysze, walczycie o wolność kraju ojczystego, z którym związani jesteśmy tysiącami nici”. W praktyce jednak, jak to w życiu, różnie bywało. Znowu odwołam się do pewnych, trochę obiegowych opinii, bo akurat dobrze znamy sprawę służby wojskowej Żydów – i nie tylko Żydów – do wybuchu wojny i jesteśmy nieźle zorientowani, jak wyglądała już po jej wybuchu oraz po 17 września. Natomiast sama kampania wrześniowa z tego punktu widzenia – i to w odniesieniu właściwie do wszystkich grup mniejszościowych – nie jest należycie przebadana. Jak powiedziałem, przyjmuje się, że na ogół Żydzi bili się dobrze. Ludność żydowska wraz z innymi mieszkańcami Warszawy ofiarnie wznosiła barykady, gasiła pożary, organizowała kwatery wyżywienia dla polskich żołnierzy, służyła w straży przeciwlotniczej. W niektórych miejscowościach ludność żydowska organizowała straż obywatelską, która strzegła linii telefonicznych i kolejowych przed niemieckimi dywersantami. Byli też i tacy Żydzi, którzy zachowali wobec Polski niechętną neutralność. Na wschodzie aktywizowały się gdzieniegdzie – jak już o tym słyszeliśmy – środowiska, złożone często z młodzieży żydowskiej, atakujące urzędy państwowe czy majątki ziemskie. Na większą skalę wszystko to rozwinęło się po 17 września. Tam, gdzie po wycofaniu się władz polskich nastąpiło załamanie się prawa i porządku, powstawały grupy samoobrony żydowskiej. Zdarzały się bowiem ataki na żydowskie mienie. Dochodziło także do pogromów. Fala bandytyzmu ogarnęła zresztą wszystkich obywateli Polski, tzn. nie rozróżniając narodowości i bez względu na pochodzenie. Na terenach zajętych przez okupanta niemieckiego prześladowania Żydów przyjęły charakter zorganizowany od pierwszego dnia.</u>
<u xml:id="u-12.8" who="#TomaszGąsowski">Trudno dokładnie ustalić, jak kształtowała się liczba zmobilizowanych do Wojska Polskiego obywateli pochodzenia żydowskiego, ilu ich służyło w poszczególnych formacjach czy oddziałach. Na ogół w literaturze przedmiotu szacuje się tę liczbę na 100 tys., czyli około 10% ogółu powołanych pod broń. Moim zdaniem jest to szacunek zawyżony. Podobnie nieprecyzyjna, bo tylko szacunkowa, jest liczba poległych żołnierzy. Tu znowu przytaczam liczby bez komentarzy – około 7 tys. zabitych, w tym ok. 100 oficerów. Listę sporządził i ciągle nad nią pracuje, stale ją uzupełniając, Beniamin Majerczak, który sam był żołnierzem – kombatant, historyk amator, działający w Izraelu, ale bywający także w Polsce. Jego publikacje są również drukowane w Polsce. Inni żydowscy żołnierze zostali ranni, a sporo trafiło do niemieckiej niewoli (ok. 60 tys.) albo do niewoli sowieckiej (ok. 20 tys.). W latach 1940–1943 około 3 tys. żołnierzy i podoficerów Żydów zostało zamordowanych przez Niemców. Natomiast zasadniczo bez strat przeżyli wojnę oficerowie przebywający w oflagach (ok. 300). Odwrotna sytuacja istniała pod władzą drugiego okupanta. Tu co najmniej 456 polskich oficerów Żydów zostało zamordowanych w Katyniu i innych miejscowościach nieludzkiej ziemi. Wśród nich znalazł się naczelny rabin Wojska Polskiego major Baruch Steinberg.</u>
<u xml:id="u-12.9" who="#TomaszGąsowski">Historycy nie przeanalizowali dostatecznie szczegółowo całokształtu postaw ludności Polski w czasie kampanii wrześniowej. Dotyczy to zarówno Polski centralnej i zachodniej, jak i wschodniej. Ten drugi przypadek, który obrósł wieloma mitami, to kwestia stosunku ludności żydowskiej do Armii Czerwonej, wkraczającej do wschodniej Polski 17 września i stosunku do instalowanej tam nowej władzy. Wątku tego nie rozwijam. Sygnalizuję go jednak, gdyż rzutował on na dalszy bieg wydarzeń, dotycząc m.in. służby żydowskich żołnierzy w odtworzonych siłach zbrojnych. O tej służbie nie będę już mówił, bo patrzę na zegarek. Nie będę jej szczegółowo analizował, a jest to sprawa bardzo interesująca, ale powiem tylko dlaczego. Mianowicie stosunki polsko-żydowskie w jednostkach polskich sił zbrojnych w latach 1940–1944, a nawet do r. 1945, zwłaszcza zaś ich międzynarodowe implikacje, są wzmiankowane w literaturze przedmiotu. Sam poświęciłem nawet tej kwestii trochę uwagi. Pojawia się ona także na kartach wspomnień, poczynając od generała Władysława Andersa i jego podkomendnych. Myślę jednak, że ciągle jeszcze można wiele powiedzieć na ten temat, bo właśnie wiele mówią o nich liczne dokumenty archiwalne, znajdujące się w Londynie w Instytucie Polskim i Muzeum im. gen. Sikorskiego czy w Nowym Jorku w Instytucie Józefa Piłsudskiego w Ameryce. Wydarzenia, o których byłbym tutaj mówił, ale nie będę mówił – uspakajam państwa – rozgrywały się w takiej sekwencji: Francja i Szwajcaria w roku 1940, dalej Rosja Sowiecka w trakcie tworzenia Armii Andersa, a następnie jej ewakuacji, a więc w latach 1941–1942, Armia Andersa na Bliskim Wschodzie w latach 1942–1944, wreszcie w Wielkiej Brytanii i tutaj najważniejszy jest rok 1944, jakkolwiek wcześniej też się tam coś działo. Każdy z tych epizodów miał własną dramaturgię, ale dostrzec też można pewne cechy wspólne, pewne podobieństwa. Nie ma tutaj miejsca, żeby się nad nimi rozwodzić. Kończę więc wątek drugi, tzn. wydarzenia po roku 1939. Wielowarstwowe podłoże sytuacji konfliktowych między żołnierzami Polakami a Żydami w polskich siłach zbrojnych zostało spotęgowane forsowanymi przez wojskowych, niejednokrotnie wbrew radom polityków cywilnych, błędnymi koncepcjami ich rozwiązania. Bez większego trudu sytuacje te wykorzystywali dla własnych celów zarówno syjoniści, jak i Rosjanie. Walczących o żydowskie państwo w Palestynie syjonistów – z nielicznymi wyjątkami – od roku 1939 Polska praktycznie przestała już interesować i realizowali własną politykę. Natomiast Rosjanie bardzo systematycznie i sprawnie dążyli do pełnej dyskredytacji legalnych władz Rzeczypospolitej na arenie międzynarodowej i całego niepodległego państwa polskiego, m.in. posługując się właśnie tym wątkiem i mówiąc o faszystach w polskim rządzie, o Sosnkowskim, który zorganizował pierwszy obóz koncentracyjny dla Żydów itd. Wszystko, co płynęło z Moskwy, było bardzo chętnie i skwapliwie słuchane przez znaczne kręgi opinii publicznej Europy Zachodniej, a zwłaszcza Stanów Zjednoczonych. Głosy te były bardzo dobrze przyjmowane także na terenie Palestyny. Wszystko to budowało, a raczej dokładnie odwrotnie, tj. osłabiało, gruchotało pozycję polskich władz na arenie międzynarodowej w momencie, kiedy decydowały się losy Polski, czyli w drugiej fazie II wojny światowej. Dziękuję bardzo.</u>
</div>
<div xml:id="div-13">
<u xml:id="u-13.0" who="#MarekAst">Dziękuję bardzo, panie profesorze. Dziękuję panom za niezwykle ciekawe referaty, rzucające sporo nowego światła na udział mniejszości w kampanii wrześniowej i w ogóle na politykę państwa wobec mniejszości w zakresie spraw wojskowych. Proszę państwa, wykłady nam nie uciekną dlatego, że przygotowujemy sejmowe wydanie pokonferencyjne i wszystkie te wykłady w tym wydawnictwie się znajdą. Państwo chętni do zapoznania się jeszcze raz z referatami – tym razem już w formie pisemnej – otrzymają te wykłady, a teraz otwieram dyskusję. Jeżeli są chętni do zabrania głosu, to proszę bardzo. Pan doktor pierwszy.</u>
</div>
<div xml:id="div-14">
<u xml:id="u-14.0" who="#GrzegorzNowik">Jeśli można, to tylko ad vocem w dwóch drobnych kwestiach. Generał Kazimierz Sosnkowski w 1920 r. był ministrem spraw wojskowych, natomiast wojskowym gubernatorem Warszawy był generał Franciszek Latinik i to jego zarządzenie dotyczyło przeniesienia ochotników i poborowych narodowości żydowskiej do Jabłonny do miejsca formowania. To nie był żaden obóz. To był o, czyli koszary w Legionowie. Wynikało to z dotychczasowych doświadczeń i meldunków Oddziału II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, dotyczących postawy mniejszości żydowskiej wobec wkraczającej Armii Czerwonej w wielu miejscowościach. Zachowało się troszeczkę dokumentacji na ten temat. Pracuję w zespole, który się zajmuje badaniem i publikowaniem dokumentów o wojnie 1920 r., bo do tej pory wszystko, co wiedzieliśmy na ten temat, to był list opublikowany na łamach „Zeszytów Historycznych” i odpowiedź Adama Ciołkosza, a w zasadzie nic więcej. Będzie więcej, ale w stosownym czasie. W każdym razie nie był to żaden obóz i chciałbym to wyjaśnić. Generał Sosnkowski nie miał z tym nic wspólnego. Oczywiście, użyto potem jego nazwiska i wykorzystano je, ale to była klasyczna agentura wpływu.</u>
<u xml:id="u-14.1" who="#GrzegorzNowik">Jeśli chodzi o rzekomo faszystowskie – że tak powiem – poglądy kadry oficerskiej w Wielkiej Brytanii wobec żołnierzy żydowskich, to powiem o najnowszej pracy na ten temat. Ppłk dr Juliusz Tym z Akademii Obrony Narodowej – po zbadaniu materiałów wcześniej zastrzeżonych i poufnych w Instytucie Polskim i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie – opublikował książkę o 1. Dywizji Pancernej i właśnie z niej wynika, że nasz Oddział II wyraźnie wskazywał na korelację między sowiecką agenturą wpływu a próbami wywołania fermentu żydowskiego wewnątrz polskich sił zbrojnych. Te sprawy są więc badane i rozwijane. To tylko gwoli uzupełnienia. Dziękuję bardzo.</u>
</div>
<div xml:id="div-15">
<u xml:id="u-15.0" who="#TomaszGąsowski">Czy mogę?</u>
</div>
<div xml:id="div-16">
<u xml:id="u-16.0" who="#MarekAst">Proszę bardzo, panie profesorze.</u>
</div>
<div xml:id="div-17">
<u xml:id="u-17.0" who="#TomaszGąsowski">W takim razie też dorzucę słowo. To wszystko jest kwestią pewnego skrótu, ale skoro o tym mówimy, to jedną stroną medalu jest to, jak było, prawda? Czy to był obóz, czy to nie był obóz? Czy to było getto? Czy istniało getto w Jabłonnie, a potem getto w Kotłubance w czasie tworzenia Armii Andersa? Chodzi o to, że taki przekaz wychodził z Rosji i taki przekaz był przyjmowany. To po pierwsze.</u>
<u xml:id="u-17.1" who="#TomaszGąsowski">Po drugie, przechodząc na grunt brytyjski i rok 1944, powiedziałbym, że jedyną jednostką, która się oparła w ogóle jakimkolwiek tego typu podmuchom czy powiewom, była – niestety – tylko 1. Samodzielna Brygada Spadochronowa generała Sosabowskiego. Natomiast akurat 1. Dywizja Pancerna była dosyć dotknięta tą plagą. Odbyło się specjalne śledztwo i powołano komisję, która nigdy nie skończyła swoich dochodzeń, nie opublikowała rezultatów itd. To nie jest jednak ważne. Ważne jest to, że w Izbie Gmin w czasie wizyty sekretarza stanu Stanów Zjednoczonych Edwarda Stettiniusa toczyła się dwudniowa debata na temat tego, co się dzieje w wojsku polskim. Interpelacje w tym duchu kilkakrotnie były też kierowane do ministra spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Anthony’ego Edena. Postacią, która w tym wszystkim bardzo się wyżywała, był jeden z deputowanych Labour Party, niejaki Thomas Driberg, który zresztą jawnie określał się jako stalinista, niemniej jednak na Zachodzie takie określenie wcale nie było czymś bardzo hańbiącym w epoce uwielbienia dla Stalina jako już niemal zwycięzcy i pogromcy Hitlera. Ta sprawa, której przebieg możemy – oczywiście – w rozmaity sposób ustalać, interesowała mnie właśnie z punktu widzenia rezonansu, a ten rezonans był naprawdę bardzo poważny.</u>
</div>
<div xml:id="div-18">
<u xml:id="u-18.0" who="#MarekAst">Dziękuję. Pan prezes Tyma, proszę bardzo.</u>
</div>
<div xml:id="div-19">
<u xml:id="u-19.0" who="#PiotrTyma">Panie przewodniczący, szanowni państwo, na wstępie chciałbym podziękować za tak cenną inicjatywę. Jak to podkreślali wszyscy występujący specjaliści, spotkanie ukazuje rzeczy, które ogółowi społeczeństwa nie są raczej znane. Materia ta nadal jest obciążona stereotypami, i to stereotypami, niestety, w ostatnich kilku latach mocno eksploatowanymi w ramach polityki historycznej, tzn. budowania pewnych czarno-białych schematów, jeżeli chodzi o widzenie II wojny światowej i udział w niej poszczególnych narodowości. Wczoraj rozmawiałem z przedstawicielem Słowaków. Niedawno ukazał się w „Rzeczpospolitej” tekst na temat udziału Słowacji w ataku na Polskę we wrześniu ’39. Jest to tekst historyka Instytutu Pamięci Narodowej, co uzasadnia moje odwołanie się do polityki historycznej. W tym tekście nie pada ani jedno zdanie mówiące o zaangażowaniu Słowaków i obywateli polskich słowackiego pochodzenia po stronie polskiej, czyli w obronie Rzeczypospolitej. Natomiast dużo jest w tym tekście znanych z PRL-u odwołań do czarnego obrazu, czyli Słowaków kolaborantów i współpracowników Hitlera zarówno w napaści na Polskę, jak i w okresie wojennym. Dlatego tę inicjatywę i te wystąpienia uważam za rzecz bardzo cenną.</u>
<u xml:id="u-19.1" who="#PiotrTyma">Mam kilka uwag, które pojawiły się po wysłuchaniu tych wystąpień. Pierwszy prelegent wspomniał o dużym udziale żołnierzy ukraińskich w 7. Pułku Strzelców Konnych Wielkopolskich. Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedno zjawisko. Na ile udział i zaangażowanie żołnierzy mniejszości w obronie Rzeczypospolitej w roku 1939 jest wykorzystywane obecnie przez instytucje państwa polskiego czy też doceniane w masowych publikacjach, np. w ramach takich form, jak dbanie o cmentarze, na których spoczęli żołnierze września, w tym żołnierze należący do mniejszości narodowych? Miałem okazję poznać córkę pułkownika Szacherskiego, która prosiła mnie o pomoc w takiej sprawie, by odznaczenia przyznane żołnierzom ukraińskim w 1939 r. dotarły do adresatów. Przez kilka lat zajmowałem się tym problemem bezskutecznie, ponieważ po stronie rządowych czy oficjalnych instytucji nie znalazłem instytucji zainteresowanych, które chciałyby tę sprawę sfinalizować. Znam też przypadki zaniedbanych cmentarzy na Mazowszu, na których spoczywają żołnierze narodowości ukraińskiej.</u>
<u xml:id="u-19.2" who="#PiotrTyma">W wielu wystąpieniach padały przykłady osób zasłużonych dla obrony państwa polskiego, wywodzących się z mniejszości. W Warszawie jest szczególny przykład – mogiła rodziny Fedorońków. Ojciec jako naczelny kapelan prawosławny Wojska Polskiego zginął w Katyniu. Jeden syn był pilotem Royal Air Force, a dwaj inni zginęli jako żołnierze Armii Krajowej. Wydaje mi się, że jest to wiedza znana tylko wąskiemu gron specjalistów, wiedza niepopularyzowana, zastrzeżona tylko dla przedstawicieli danej społeczności narodowej bądź wyznaniowej. Natomiast teraz mamy do czynienia z innym trendem, tj. że postawy negatywne części przedstawicieli mniejszości są mocno eksponowane.</u>
<u xml:id="u-19.3" who="#PiotrTyma">Korzystam z tego, że nasze spotkanie odbywa się jakby w tle dyskusji polsko-rosyjskich o wrześniu. W trakcie tych dyskusji też pojawiły się próby – przepraszam za kolokwializm – ping ponga na argumenty. Chciałbym zwrócić uwagę na pewien aspekt ukraiński, który się nie pojawił, ponieważ strona ukraińska jest na trochę innym etapie badania własnej przeszłości. Jeżeli mówimy o błędach i grzechach wszystkich stron konfliktu, np. udziale Wojska Polskiego w zajęciu Zaolzia, to choćby w kontekście niemieckich działań dywersyjnych – oczywiście, znając proporcje i skalę – wydaje mi się, że należałoby też wspomnieć o przypadku polsko-ukraińskim. Chodzi o widzenie tego, jak pewne wydarzenia sprzed wojny rzutowały później na postawy np. Ukraińców. Wystarczy wspomnieć o działaniach polskiego wywiadu na Zakarpaciu, skierowanych nie tylko przeciwko państwowości czechosłowackiej, ale także przeciwko ruchowi ukraińskiemu. Te działania są do dzisiaj mało znane, nie tylko z tego względu, że materiały Oddziału II przejęli Sowieci, ale że są to działania burzące takie widzenie, że w pewnym momencie agresorami byli tylko Sowieci i Niemcy, tudzież że działania przeciwko poszczególnym państwom podejmowane były w zmowie sowiecko-niemieckiej przeciwko Polsce. W przypadku Ukrainy Karpackiej mamy do czynienia ze zmową polsko-węgierską i sowiecko-niemiecką. Wydaje mi się, że jeżeli mówimy w kontekście historycznym i obiektywnym, to dobrze jest o tych rzeczach pamiętać.</u>
<u xml:id="u-19.4" who="#PiotrTyma">Natomiast na koniec powinniśmy chyba złożyć taki postulat, by wystąpienia, które usłyszeliśmy, pojawiły się w trochę większych nakładach niż Wydawnictwo Sejmowe i były dostępne pewnie w kiosku sejmowym. Trend przeciwny, polegający na budowaniu czarnej legendy mniejszości narodowych i ich zachowania w roku 1939, według mnie jest mocno obecny. Dziękuję.</u>
</div>
<div xml:id="div-20">
<u xml:id="u-20.0" who="#MarekAst">Dziękuję, panie prezesie. Proszę bardzo.</u>
</div>
<div xml:id="div-21">
<u xml:id="u-21.0" who="#GrzegorzDżemilBohdanowicz">Dzień dobry. Nazywam się Grzegorz Bohdanowicz i jestem przewodniczącym gminy warszawskiej Muzułmańskiego Związku Religijnego. W materiałach pierwszego referatu jest wzmianka o mniejszości tatarskiej. Uważam za niezbędne dodanie do tego jeszcze paru słów. Mniejszość tatarska żyje w Rzeczypospolitej od ponad 600 lat. Jest bardzo zintegrowana z pozostałą częścią polskiego społeczeństwa. W zasadzie różni się tylko wyznaniem, ale jednocześnie znaczna część osób pochodzenia tatarskiego jest w tej chwili chrześcijanami i z tego względu, patrząc tylko na liczbę osób z mniejszości tatarskiej wyznania muzułmańskiego, podawane w różnych materiałach liczby są bardzo zaniżone.</u>
<u xml:id="u-21.1" who="#GrzegorzDżemilBohdanowicz">Chciałbym podkreślić, że krótko przed II wojną światową, w trakcie tworzenia legionów i w czasach Piłsudskiego – we wcześniejsze okresy nie chcę wchodzić – Tatarzy stanowili bardzo dużą grupę legionistów. To głównie Tatarzy byli darzeni przez Piłsudskiego największym zaufaniem jako bezpośrednia, osobista ochrona jego osoby. Cieszyli się więc jego dużo większym zaufaniem niż rodowici Polacy. Tatarzy, którzy za zasługi w legionach zostali osadzeni na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej, w pierwszej kolejności byli internowani przez armię radziecką po jej wejściu na terytorium RP we wrześniu ’39.</u>
<u xml:id="u-21.2" who="#GrzegorzDżemilBohdanowicz">W Wilnie przy 13. Pułku Ułanów Wileńskich istniał 1. Szwadron Jazdy Tatarskiej, o którym jest wzmianka w pierwszym referacie, ale ten szwadron zaraz po ataku Niemców na Warszawę wyruszył z Wilna i poniósł bardzo duże starty. Został praktycznie zlikwidowany, ponieważ poświęcił się w obronie Warszawy natychmiast, nie czekając na inne decyzje.</u>
<u xml:id="u-21.3" who="#GrzegorzDżemilBohdanowicz">W okresie międzywojennym ludność tatarska zbierała datki na budowę meczetu, ale całość zebranych środków w momencie zagrożenia została przekazana na obronność kraju. To są tylko niektóre momenty ukazujące stopień zaangażowania społeczności tatarskiej w sprawy polskie. Społeczność tatarska nie ma ani swojego odrębnego państwa poza granicami Polski, którego interesy by wspierała, ani nie jest na tyle liczna, aby myśleć o stworzeniu jakiejś własnej, odrębnej organizacji państwowej. Jest więc jednoznacznie związana wyłącznie z państwem polskim. Tyle w skrócie, bo wiem, że czasu mamy niewiele. Dziękuję bardzo.</u>
</div>
<div xml:id="div-22">
<u xml:id="u-22.0" who="#MarekAst">Dziękuję bardzo, panie przewodniczący. Pan poseł Preiss, proszę.</u>
</div>
<div xml:id="div-23">
<u xml:id="u-23.0" who="#SławomirPreiss">Panie przewodniczący, myślę, że będę wyrazicielem opinii posłów. Co prawda, mało nas już zostało, ale składamy gorące podziękowania i gratulacje za zorganizowanie tak interesującej i ważnej konferencji w trakcie posiedzenia Komisji. Prelegentom składam ogromne podziękowania. Rzeczywiście, przyłączam się do tej prośby, żeby materiały w jak największej ilości stały się znane wszystkim. Reprezentuję środowisko muzealników – byłem wieloletnim dyrektorem Muzeum w Stargardzie Szczecińskim i ta przestrzeń, te tematy nas interesowały. Istniał Stalag II D Stargard, gdzie przebywali przedstawiciele różnych mniejszości. Lokalnie temat jest mi znany. Po referatach będę miał wiedzę – można powiedzieć – globalną w skali kraju, a te materiały przekażę też do swojego muzeum. Dziękuję bardzo.</u>
</div>
<div xml:id="div-24">
<u xml:id="u-24.0" who="#MarekAst">Dziękuję, panie pośle. Pan przewodniczący Czykwin.</u>
</div>
<div xml:id="div-25">
<u xml:id="u-25.0" who="#EugeniuszCzykwin">Panie przewodniczący, Wysoka Komisjo, referaty były bardzo odkrywcze. Usłyszałem wiele cennych, a dla mnie zupełnie nowych informacji. Jeśli można, to chciałem tylko skierować jedną uwagę do pana profesora Śleszyńskiego. Mówiąc o mniejszości białoruskiej, sformułował pan taką tezę, że efektem działalności i sprawności administracyjnej był fakt, że do 17 września 1939 r. nie było specjalnych przejawów nielojalności wobec państwa polskiego. Może tak, ale mogę tylko opowiedzieć o osobistym, rodzinnym doświadczeniu. Jeszcze jako dziecko czy młody człowiek słuchałem opowieści ojca i jego braci. Była ich czwórka i wszyscy, oczywiście, zostali zmobilizowaniu. W całej okolicy nie słyszałem o przypadku, żeby ktokolwiek z Białorusinów miał jakiekolwiek wątpliwości i liczył na możliwość uniknięcia tej mobilizacji, pozostania na miejscu czy niezgłoszenia się do wojska. Mówię o terenach powiatów Hajnówka i Bielsk Podlaski. Losy były różne, ale najczęściej nie tak tragiczne, bo tylko dwóch stryjów brało bezpośredni udział w działaniach wojennych, a reszta po mobilizacji trafiła do oddziałów, które na wschodzie zostały rozformowane. Nie sądzę więc, że uprawniona jest teza o jakimś strachu przed administracyjnymi działaniami. Mówię o mniejszości białoruskiej, która w moim przekonaniu identyfikowała się z państwem polskim przy spełnianiu obywatelskiego obowiązku. To jednak tylko uwaga.</u>
<u xml:id="u-25.1" who="#EugeniuszCzykwin">Chciałem natomiast zapytać pana o coś, bo wspomniał pan o materiałach przerzucanych z terenów Jugosławii, które dotyczyły represyjnej polityki wobec Kościoła prawosławnego przed wojną. Czy miał pan na myśli materiały Justina Popovicia, czy też były to może jakieś propagandowe teksty niemieckie?</u>
<u xml:id="u-25.2" who="#EugeniuszCzykwin">Może jeszcze pan albo przedstawiciel Ministerstwa Obrony Narodowej mógłby powiedzieć słowo komentarza na następujący temat. Statystycznie było około 10% Białorusinów, czyli blisko 100 tys. W materiałach podają państwo, że około 8 tys. zginęło. Mówiący o mniejszości żydowskiej pan profesor Gąsowski wspomniał, że na terenach wschodnich zginęło 456 oficerów Żydów. Dlaczego liczba Białorusinów w kadrze oficerskiej była tak mała? Przeczytałem, że w 1930 r. było ich 6, a wśród oficerów kontraktowych praktycznie ich nie było. Czy oni się po prostu nie… Pan profesor Gąsowski podpowiada, że się nie uczyli. Nie, nie zgadzam się, że się nie uczyli. Czy ukrywali oni swoją narodowość? Czy bariery awansu oficerskiego były tak szczelne, że po prostu nie mogli go osiągnąć? Dziękuję.</u>
</div>
<div xml:id="div-26">
<u xml:id="u-26.0" who="#MarekAst">Panie profesorze, zechce pan odpowiedzieć?</u>
</div>
<div xml:id="div-27">
<u xml:id="u-27.0" who="#WojciechŚleszyński">Panie pośle, może najpierw zacznę od pierwszego wątku. Oczywiście, doświadczenia rodzinne pana posła mogą być takie, a nie inne, ale rozumiem, że to jest fragment, wycinek historii. Natomiast historia składa się także z innych wycinków. Ostatnio – półtora roku temu – została wydana praca pt. „Bezpieczeństwo wewnętrzne w polityce państwa polskiego na ziemiach północno-wschodnich II Rzeczypospolitej”, która była zresztą moją pracą habilitacyjną. W związku z tym mam ogląd całej sytuacji i gros tej pracy powstało na materiałach, które w tej chwili znajdują się w archiwach białoruskich. Ta teza, którą stawiam, jest nowa i trzeba jeszcze czasu, żeby weszła w obieg naukowy. Oczywiście, to nie zmienia faktu, że mogą być też inne przykłady jednostkowe. Natomiast moim zdaniem, jeśli chodzi o uogólnienie, a każde uogólnienie siłą rzeczy ma pewne minusy, to postawa społeczności białoruskiej była lojalna – tak. Myślę jednak, że w wielu przypadkach słowo „lojalność” można wymienić na „bierność”. Tak naprawdę kwestia lojalności i bierności w niektórych wypadkach bardzo często się przenika. W przypadku kwestii mobilizacji wiadomo, jakie były skutki odmowy służby wojskowej. Oczywiście, nie kwestionuję faktu, że prawdopodobnie zdecydowana większość mniejszości białoruskiej szła do wojska z własnego przekonania, natomiast dzisiaj nie jesteśmy w stanie ocenić, na ile była to wewnętrzna potrzeba, a na ile strach. Po prostu trzeba było wypełnić swój obowiązek wobec państwa.</u>
<u xml:id="u-27.1" who="#WojciechŚleszyński">Kolejną rzeczą jest sprawa materiałów. W tej chwili sobie tego nie przypominam i musiałbym sięgnąć do książki, ale jest tak, że te materiały prawdopodobnie znajdują się w Archiwum Obwodu Brzeskiego w Brześciu. Jeszcze w początkach września administracja polska funkcjonowała całkiem sprawnie i dlatego przedstawiono te materiały. Oczywiście później, od 10 września te materiały znikają. Nie pamiętam natomiast, czy w archiwach zachowane są ich przykłady, czy jest to po prostu sprawozdanie któregoś ze starostów, że na jego terenie odbywa się agitacja.</u>
<u xml:id="u-27.2" who="#WojciechŚleszyński">Natomiast jeśli chodzi o trzecie pytanie i kwestię liczby oficerów w Wojsku Polskim, to może pan doktor mnie później uzupełni. Jeśli chodzi o mniejszość białoruską, to z jednej strony nawet po roku 1926 polityka polska tak naprawdę nie uległa dużej zmianie i przeważyła koncepcja asymilacyjna wbrew temu, co środowisko piłsudczykowskie głosiło. Co innego głoszono w Warszawie, natomiast co innego widać w terenie, gdy popatrzy się na politykę konkretnych wojewodów. Po drugie jest też inna kwestia, bo wydaje się, że mniejszość białoruska statystycznie była chyba najmniej wyedukowana z wszystkich największych mniejszości. Trzeba było jednak mieć pewien poziom edukacji, żeby być oficerem. Myślę, że decydowały o tym różne kwestie, ale też prawdopodobnie to, co wykazałem w referacie. Jeśli chodzi o politykę w stosunku do mniejszości białoruskiej, to moim zdaniem na czym polegał błąd władz polskich? Widać to też na przykładzie oficerów. Trzeba było w większym stopniu angażować miejscową ludność w lokalne działania administracyjne. Tego nie robiono, bo obawiano się, że jest to społeczność nielojalna. W związku z tym uważano, że należy poczekać, czyli poddać ją kwarantannie, ale w czasie tej kwarantanny znaczna część aktywnych obywateli tej społeczności ulegała – powiedzmy – hasłom komunistycznym. Oczywiście, trzeba pamiętać, że większość społeczeństwa była bierna i po prostu chciała funkcjonować. Natomiast jego część aktywna, jeżeli państwo polskie nie stwarzało możliwości, starała się szukać innych dróg. Dziękuję.</u>
</div>
<div xml:id="div-28">
<u xml:id="u-28.0" who="#TomaszGąsowski">Mogę jeszcze coś dodać, żeby dowartościować pana przewodniczącego. Mianowicie chcę przywołać tutaj niezwykle barwną postać watażki i partyzanta, ale też generała Wojska Polskiego, Stanisława Bałachowicza, który walczył przecież także w obronie Warszawy, a potem brał udział w konspiracji.</u>
</div>
<div xml:id="div-29">
<u xml:id="u-29.0" who="#GrzegorzNowik">Jeśli można, generał Bułak-Bałachowicz był samozwańczym generałem. Nie był generałem Wojska Polskiego. Nie znajdował się na liście generałów Wojska Polskiego i nie pobierał pensji generalskiej. Był dowódcą naczelnym powstania wywołanego w październiku 1920 r. – po zawarciu rozejmu w Rydze – w rejonie Mozyrza na północnym Polesiu. Zamierzał opanować tereny białoruskie zajęte przez bolszewików. To miał być taki Żeligowski, tylko białoruski.</u>
<u xml:id="u-29.1" who="#GrzegorzNowik">Proszę państwa, mamy dane z postaw i zachowań ludności białoruskiej z okresu mobilizacji. 9. Dywizja Piechoty była potocznie nazywana dywizją siedlecką od miejsca stacjonowania dowództwa, ale miała swój pułk również w Brześciu i był to 35. Pułk Piechoty. Są dane z mobilizacji z 1939 r. i te dane są następujące: „Stawiennictwo rezerwistów do formacji nadspodziewanie dobre, bez opóźnień, ponad 90% tak Polaków, jak Białorusinów. Wśród rezerwistów panował dobry nastrój. W powiecie pińskim w niektórych miejscowościach karty powołania otrzymali jedynie rezerwiści wyznania rzymskokatolickiego. Fakt ten wywołał niezadowolenie wśród prawosławnych, którzy dopominali się, że powołano tylko Polaków, a oni też chcą walczyć za Polskę”. Inne sprawozdanie dotyczyło Białorusinów i Poleszuków: „Mniejszości te nie posiadają wyraźnego poczucia odrębności, może zaledwie nieliczne jednostki wykazywały pewne bierne ustosunkowanie się do służby wojskowej. W okresie od 23 marca strzelcy z tej miejscowości nie wykazali, jeśli chodzi o nastrój i moralne, żadnych różnic w porównaniu z Polakami”.</u>
<u xml:id="u-29.2" who="#GrzegorzNowik">Wreszcie, jeśli państwo pozwolą, przekażę swoje osobiste i rodzinne doświadczenie, ponieważ do członków mojej rodziny odnosi się określenie „gente Ruthenus, natione Polonus”. Co tu można powiedzieć? Na tym obszarze polskość była elementem, czynnikiem awansu społecznego i cywilizacyjnego. Mimo, że moja rodzina po mieczu jest prawosławna, białoruska, to od kilku pokoleń utożsamiała się z polskością, bo przez polskość zyskiwała awans społeczny. Na tych terenach poziom świadomości narodowej był bardzo niski, a cokolwiek by powiedzieć i jak napisał Wańkowicz, świadomość jest pojęciem absolutnie subiektywnym. Możemy wyznaczać pewne elementy obiektywne, ale de facto będzie ona ostatecznie jednak zawsze decyzją osobistą, subiektywną. Dziękuję bardzo.</u>
</div>
<div xml:id="div-30">
<u xml:id="u-30.0" who="#MarekAst">Dziękuję. Pan Andrzej Romańczuk.</u>
</div>
<div xml:id="div-31">
<u xml:id="u-31.0" who="#AndrzejRomańczuk">Dziękuję bardzo. Mam jeszcze dwie uwagi. W opracowaniu Ministerstwa Obrony Narodowej znalazłem w sumie jedną wzmiankę o obecności Rosjan w szeregach armii polskiej. Jest podana liczba i procent Rosjan, a dalej nie ma już o nich praktycznie ani słowa, chociaż z drugiej strony wiadomo, że wśród Rosjan w okresie II Rzeczypospolitej akurat liczba zawodowych wojskowych była dosyć znacząca. To jest jedno z moich zapytań. Czy wszyscy oni przed wojną byli poza armią, czy jednak część z nich została? Doskonale wiadomo, że została. Dlaczego w takim razie te dane gdzieś uciekły, zniknęły? Oczywiście, w stosunku do mniejszości białoruskiej, ukraińskiej czy żydowskiej była to o wiele mniej liczna mniejszość, ale tak dla porównania powiem, że w samej Warszawie było o wiele więcej Rosjan przed wojną niż w całej Polsce razem wziętych dzisiaj. Jest to kwestia również rzędu porównawczego.</u>
<u xml:id="u-31.1" who="#AndrzejRomańczuk">Wiadomo również, że wrzesień ’39 to wejście wojsk sowieckich. Podkreślam, że chodzi o wojska sowieckie, a nie rosyjskie oraz o administrację sowiecką, a nie rosyjską. Rozróżnienie tych dwóch rzeczy będę bardzo ostro podkreślał za każdym razem. Akurat dla Rosjan wejście wojsk sowieckich wiązało się z bardzo przykrymi konsekwencjami, bo w 90% dla administracji i władz sowieckich Rosjanie przebywający się na tych terenach automatycznie byli już zdrajcami, co wynikało z samego faktu, że tu się znajdowali: „Skoro tu jesteście, to albo uciekliście przed władzą radziecką, albo nie chcieliście do nas wrócić, czyli – krótko i zwięźle – jesteście biali”. Jakkolwiek by patrzeć, pod mur albo na Syberię w najlepszym wypadku. I taki też los po 17 września spotkał większość Rosjan na terenach wschodnich.</u>
<u xml:id="u-31.2" who="#AndrzejRomańczuk">Zupełnie inna była sytuacja na terenach zajętych przez wojska niemieckie. Na początku Niemcy próbowali nawet tworzyć rosyjski komitet narodowy. W tej samej kwestii działali nawet szerzej, bo tworzono także komitety gruziński, ukraiński, białoruski. Wszystkie te komitety zostały zlikwidowane głównie w 1943 r., a większość działaczy sami Niemcy aresztowali, część zaś została nawet rozstrzelana, bo – jak się później okazało – większość tych komitetów niby pracowała z Niemcami, a w zdecydowanej większości tak naprawdę o wiele aktywniej np. z rządem polskim na emigracji albo z angielskim czy amerykańskim wywiadem. Głównie ten aspekt posłużył zresztą Niemcom w roku 1943 do kolejnego likwidowania komitetów rosyjskiego, gruzińskiego itd. Jest to jednak uwaga na marginesie.</u>
<u xml:id="u-31.3" who="#AndrzejRomańczuk">Mam jeszcze zapytanie odnośnie do lat 1938–1939 i rozsyłania do Rosjan w Polsce materiałów z Niemiec. W związku z tym mam pytanie, czy wiadomo, że ówczesny metropolita Rosyjskiej Cerkwi za granicą w Berlinie był jednym z tych biskupów, których władze polskie w roku 1925 grzecznie poprosiły o natychmiastowe opuszczenie Polski w trybie trzech dni. Skoro tak, to z drugiej strony dlaczego mamy się dziwić, że taka osoba nie pałała przyjaźnią do państwa polskiego, które tę osobę wygoniło z Polski w roku 1925, dając trzy dni na opuszczenie kraju? Może zacznijmy też od tego, że w wielu wypadkach biskupi Rosyjskiej Cerkwi za granicą, którzy – jak możemy teraz to uznać – w jakiejś mierze współpracowali z Niemcami, w zdecydowanej większości byli tymi biskupami, których polskie władze w roku 1925, 1927 czy 1928 wydaliły z Polski. Moim zdaniem to też jest taki mało znaczący fakt, który jednak bardzo rzutuje na osobiste postawy i personalne animozje pewnych osób w ich późniejszych działaniach. Dziękuję bardzo.</u>
</div>
<div xml:id="div-32">
<u xml:id="u-32.0" who="#MarekAst">Pan doktor zechce odpowiedzieć?</u>
</div>
<div xml:id="div-33">
<u xml:id="u-33.0" who="#GrzegorzNowik">Jeśli można, ludność rosyjska była tak rozproszona po terytorium Rzeczypospolitej, że trudno było nawet ująć ją w wyraźne statystyki narodowościowe. Jeśli chodzi o udział Rosjan w kampanii wrześniowej, to są relacje na temat udziału oficerów rosyjskich, tj. dawnych oficerów carskiej armii, którzy się zgłosili np. do generała Kleeberga na Polesiu i brali udział w walkach Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie”. To tyle można uzupełnić.</u>
</div>
<div xml:id="div-34">
<u xml:id="u-34.0" who="#MarekAst">Jeszcze pan Tyma.</u>
</div>
<div xml:id="div-35">
<u xml:id="u-35.0" who="#PiotrTyma">Mam tylko krótką uwagę. Mam nadzieję, że w przypadku omawiania kwestii pogromu lwowskiego to z pośpiechu padło tutaj stwierdzenie, że Żydzi byli podejrzewani o sympatie prosowieckie. W rzeczywistości wiedza na temat pogromu lwowskiego była w Polsce przez lata skrzętnie ukrywana. Notabene pogrom został dokonany także przez żołnierzy z Armii Hallera. Pogrom ten był bardziej związany ze współpracą ukraińsko-żydowską i wsparciem, jakiego Żydzi udzielali Zachodnioukraińskiej Republice Ludowej. Myślę, że ze względu na pośpiech ten błąd wkradł się do wypowiedzi pana, który referował wydarzenia z tego okresu historycznego. Dziękuję.</u>
</div>
<div xml:id="div-36">
<u xml:id="u-36.0" who="#GrzegorzNowik">Jeśli można, to dodam słowo w sprawie pogromu lwowskiego. Proszę państwa, pretekstem do pogromu lwowskiego było neutralne stanowisko Żydów lwowskich wobec konfliktu polsko-ukraińskiego, rozwijającego się we Lwowie od listopada 1918 r. Oczywiście, że o postawie części żołnierzy powiedziałbym, że była zbliżona do narodowej demokracji. Był udział części żołnierzy w tym pogromie w marcu 1919 r., natomiast de facto był to pogrom dokonany przez szumowiny lwowskie i miał on głownie aspekt rabunkowy, aczkolwiek nie wyklucza się, że czasami działo się to również za przyzwoleniem niektórych oficerów. Natomiast, rzeczywiście, problem został szybciutko rozwiązany przez władze lwowskie, m.in. przez brygadiera Czesława Mączyńskiego, którego trudno posądzić o sympatię wobec Żydów.</u>
<u xml:id="u-36.1" who="#GrzegorzNowik">Chciałem powiedzieć, że w roku 1920 Żydzi lwowscy brali również udział w walkach przeciwko Armii Budionnego w szeregach Małopolskich Oddziałów Armii Ochotniczej. Dosyć licznie zasilili oni tę formację. Podziały były więc bardzo różnorodne i mozaika narodowościowa powodowała czasami absolutnie różne zachowania w różnych sytuacjach i różnych miejscowościach. To nie jest tylko tak, że istnieje konflikt jedynie dwóch stron, bo zawsze jest to wielostronny konflikt pomiędzy różnymi interesami różnych stron. Dziękuję.</u>
</div>
<div xml:id="div-37">
<u xml:id="u-37.0" who="#MarekAst">Dziękuję bardzo. Jeżeli nie ma więcej głosów w dyskusji, to jeszcze raz serdecznie dziękuję naszym prelegentom. Myślę, że dotknęliśmy bardzo szerokiego tematu i ramy czasowe, w jakich Komisja musi obradować, rzeczywiście nam ograniczają dyskusję. Dlatego z niecierpliwością czekamy na materiały pokonferencyjne. Wszystkim państwu serdecznie dziękuję i zamykam posiedzenie.</u>
</div>
</body>
</text>
</TEI>
</teiCorpus>