text_structure.xml 463 KB
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172 173 174 175 176 177 178 179 180 181 182 183 184 185 186 187 188 189 190 191 192 193 194 195 196 197 198 199 200 201 202 203 204 205 206 207 208 209 210 211 212 213 214 215 216 217 218 219 220 221 222 223 224 225 226 227 228 229 230 231 232 233 234 235 236 237 238 239 240 241 242 243 244 245 246 247 248 249 250 251 252 253 254 255 256 257 258 259 260 261 262 263 264 265 266 267 268 269 270 271 272 273 274 275 276 277 278 279 280 281 282 283 284 285 286 287 288 289 290 291 292 293 294 295 296 297 298 299 300 301 302 303 304 305 306 307 308 309 310 311 312 313 314 315 316 317 318 319 320 321 322 323 324 325 326 327 328 329 330 331 332 333 334 335 336 337 338 339 340 341 342 343 344 345 346 347 348 349 350 351 352 353 354 355 356 357 358 359 360 361 362 363 364 365 366 367 368 369 370 371 372 373 374 375 376 377 378 379 380 381 382 383 384 385 386 387 388 389 390 391 392 393 394 395 396 397 398 399 400 401 402 403 404 405 406 407 408 409 410 411 412 413 414 415 416 417 418 419 420 421 422 423 424 425 426 427 428 429 430 431 432 433 434 435 436 437 438 439 440 441 442 443 444 445 446 447 448 449 450 451 452 453 454 455 456 457 458 459 460 461 462 463 464 465 466 467 468 469 470 471 472 473 474 475 476 477 478 479 480 481 482 483 484 485 486 487 488 489 490 491 492 493 494 495 496 497 498 499 500 501 502 503 504 505 506 507 508 509 510 511 512 513 514 515 516 517 518 519 520 521 522 523 524 525 526 527 528 529 530 531 532 533 534 535 536 537 538 539 540 541 542 543 544 545 546 547 548 549 550 551 552 553 554 555 556 557 558 559 560 561 562 563 564 565 566 567 568 569 570 571 572 573 574 575 576 577 578 579 580 581 582 583 584 585 586 587 588 589 590 591 592 593 594 595 596 597 598 599 600 601 602 603 604 605 606 607 608 609 610 611 612 613 614 615 616 617 618 619 620 621 622 623 624 625 626 627 628 629 630 631 632 633 634 635 636 637 638 639 640 641 642 643 644 645 646 647 648 649 650 651 652 653 654 655 656 657 658 659 660 661 662 663 664 665 666 667 668 669 670 671 672 673 674 675 676 677 678 679 680 681 682 683 684 685 686 687 688 689 690 691 692 693 694 695 696 697 698 699 700 701 702 703 704 705 706 707 708 709 710 711 712 713 714 715 716 717 718 719 720 721 722 723 724 725 726 727 728 729 730 731 732 733 734 735 736 737 738 739 740 741 742 743 744 745 746 747 748 749 750 751 752 753 754 755 756 757 758 759 760 761 762 763 764 765 766 767 768 769 770 771 772 773 774 775 776 777 778 779 780 781 782 783 784 785 786 787 788 789 790 791 792 793 794 795 796 797 798 799 800 801 802 803 804 805 806 807 808 809 810 811 812 813 814 815 816 817 818 819 820 821 822 823 824 825 826 827 828 829 830 831 832 833 834 835 836 837 838 839 840 841 842 843 844 845 846 847 848 849 850 851 852 853 854 855 856 857 858 859 860 861 862 863 864 865 866 867 868 869 870 871 872 873 874 875 876 877 878 879 880 881 882 883 884 885 886 887 888 889 890 891 892 893 894 895 896 897 898 899 900 901 902 903 904 905 906 907 908 909 910 911 912 913 914 915 916 917 918 919 920 921 922
<?xml version="1.0" encoding="UTF-8"?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
  <xi:include href="PPC_header.xml"/>
  <TEI>
    <xi:include href="header.xml"/>
    <text>
      <body>
        <div xml:id="div-1">
          <u xml:id="u-1.0" who="#komentarz">(Początek posiedzenia o godz. 10 min. 2.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-2">
          <u xml:id="u-2.0" who="#Marszałek">Otwieram posiedzenie.</u>
          <u xml:id="u-2.1" who="#Marszałek">Jako sekretarzy zapraszam pp. senatorów Wielowieyskiego i Malickiego. Protokół i listę mówców prowadzi s. Wielowieyski.</u>
          <u xml:id="u-2.2" who="#Marszałek">Proszę Panów Sekretarzy o zajęcie miejsc przy stole prezydialnym.</u>
          <u xml:id="u-2.3" who="#Marszałek">Protokół 7 posiedzenia Senatu uważam za przyjęty, gdyż nie wniesiono przeciw niemu zarzutów.</u>
          <u xml:id="u-2.4" who="#Marszałek">Protokół 8 posiedzenia Senatu jest do przejrzenia w Biurze Senatu.</u>
          <u xml:id="u-2.5" who="#Marszałek">Usprawiedliwiają nieobecność na 8 posiedzeniu senatorowie: Beczkowicz i Patek.</u>
          <u xml:id="u-2.6" who="#Marszałek">Udzieliłem urlopu na dwa dni s. Lechnickiemu i na 1 dzień ss. Grajkowi, Łazarskiemu i Malskiemu.</u>
          <u xml:id="u-2.7" who="#Marszałek">Przystępujemy do porządku dziennego: Sprawozdanie Komisji Budżetowej o projekcie ustawy skarbowej z preliminarzem budżetowym na r. 1939/40 (druki senackie nr 40 i 45) — rozprawa szczegółowa nad częścią 13 — Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego — sprawozdawca s. dr E. Dobaczewski.</u>
          <u xml:id="u-2.8" who="#Marszałek">Udzielam głosu p. sprawozdawcy.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-3">
          <u xml:id="u-3.0" who="#SDobaczewski">Wysoka Izbo! Omawiając budżet Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, nie będę poruszał wszystkich zagadnień, omawianych na komisji, ponieważ pp. senatorowie mają te rzeczy wydrukowane w sprawozdaniu, a postaram się poruszyć tylko niektóre z nich, odsyłając do sprawozdania drukowanego.</u>
          <u xml:id="u-3.1" who="#SDobaczewski">Budżet Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w hierarchii potrzeb ogólnopaństwowych znajduje się na drugim miejscu po budżecie Ministerstwa Spraw Wojskowych i wynosi około 15,9% ogólnych wydatków państwowych.</u>
          <u xml:id="u-3.2" who="#SDobaczewski">Od roku 1934/35 budżet ten wzrasta tak w cyfrach absolutnych, jak również i procentowo w stosunku do ogólnego budżetu, jednak zapotrzebowania resortu są tak olbrzymie, że to zwiększanie budżetu nie podąża za narastaniem potrzeb.</u>
          <u xml:id="u-3.3" who="#SDobaczewski">Rozpatrzmy tylko potrzeby szkolnictwa niższego. W Małym Roczniku Statystycznym za rok 1937 znajdziemy, że w r. 1931 na 100 obywateli polskich w wieku pozaszkolnym było 23 analfabetów. Obecnie według tegoż Rocznika duży odsetek młodzieży nie uczęszcza do szkoły zupełnie, odsetek ten dla całej Polski wynosi około 7 3, w województwach zachodnich odsetek ten jest minimalny, natomiast w województwach wschodnich dochodzi do 103,. Olbrzymi odsetek młodzieży już w wieku lat 11 opuszcza szkołę i zostaje półanalfabetami.</u>
          <u xml:id="u-3.4" who="#SDobaczewski">Budżet rozpatrywany preliminuje na szkolnictwo ogólnokształcące 255,5 miliona złotych, z czego na szkolnictwo powszechne specjalne i ochronki 223,7 miliona złotych wobec 206 5 miliona złotych w bieżącym roku, czyli o 17 milionów złotych więcej. Nadwyżka ta jest jednak tylko pozorna, gdyż ma być użyta przed? wszystkim na automatyczne awanse i zaległ. dodatki mieszkaniowe, których wypłatę przejęło Państwo od gmin.</u>
          <u xml:id="u-3.5" who="#SDobaczewski">Obecny budżet z trudem pokrywa potrzeb dokonanego rozwoju szkolnictwa i w żadnym stopniu nie załatwia wysuwanych w ubiegłych latach dezyderatów powiększania przez kilka lat etatów nauczycielskich o 4 tysiące rocznie, ażeby wchłonąć młodzież, pozostającą poza szkołą. W roku 1937/38 mieliśmy dzieci od lat 7 do 13 — 5.447.000, z czego objętych obowiązkiem szkolnym było 5.162.000, natomiast w szkołach było tylko 4.650.000, czyli poza szkołą było około 800.000. Tymczasem w bieżącym roku szkolnym uruchomiono tylko 2.090 etatów zamiast przewidzianych 4.000, a na rok przyszły nie przewiduje się żadnych powiększeń prócz uruchomienia niewykorzystanych etatów bieżącego roku. Na to, aby objąć obowiązkiem szkolnym wszystkie dzieci przy zachowaniu przewidzianego w statucie szkoły powszechnej obciążenia klas, potrzeba by 104.000 etatów nauczycielskich.</u>
          <u xml:id="u-3.6" who="#SDobaczewski">W bieżącym roku szkolnym mamy 77.000 etatów, uwzględniając przy tym kredyt na godziny kontraktowe i ponad liczbowe w ilości 159.000 godzin tygodniowo, z czego więcej niż połowa jest przeznaczona na naukę religii, pozostałe godziny mogą zastąpić 2.000 etatów, co razem daje 79.009 etatów. Do zrealizowania powszechność', nauczania brakuje tedy 25.009 etatów. Gdyby rokrocznie ilość etatów powiększano o 4.0C0, potrzeba by przeszło 6 lat na zrealizowanie powszechności nauczania, ale widzimy, że rozpatrywany budżet nie przewiduje zupełnie powiększenia etatów, co ludzi, patrzących w przyszłość, przejąć musi niepokojem i troską.</u>
          <u xml:id="u-3.7" who="#SDobaczewski">Zestawienie liczbowe uczniów, uczących się w szkołach I, II i III stopnia w latach 1935–1938, wygląda następująco: w szkołach I stopnia nieznaczny ubytek: na 100 uczących się wypada kolejno w tych latach 37,9, 36,6 i 35,1; w szkołach U stopnia nieznaczny przyrost: 18.2, 18.8 i 19,5 i w szkołach III stopnia również przyrost: 43,9, 44,6 i 45,4. Gdyby tempo zmniejszania się ilości dzieci w szkołach I stopnia nie uległo zmianie, to na zlikwidowanie tego najniższego typu szkoły trzeba czekać około 30 lat.</u>
          <u xml:id="u-3.8" who="#SDobaczewski">Jednak muszę tu uczynić pewne zastrzeżenie, albowiem są miejscowości, gdzie oczywiście musi pozostać szkoła I stopnia, a mianowicie gdzieś na Polesiu, gdzie wsie są bardzo odległe jedne od drugich, względnie w górach.</u>
          <u xml:id="u-3.9" who="#SDobaczewski">Ta stabilizacja szkolnictwa niżej zorganizowanego na wsi odbija się ujemnie na życiu kulturalnym tego środowiska oraz utrudnia dostęp młodzieży wiejskiej do wyższych stopni szkolnictwa.</u>
          <u xml:id="u-3.10" who="#SDobaczewski">Niekorzystnie również na poziom szkoły powszechnej wpływa zbyt duża ilość dzieci przypadająca na innego nauczyciela. W 1937/38 r. na 4.701.240 uczących się w szkołach publicznych było 77.240 nauczycieli, czyli na 1 nauczyciela przypada średnio 61 uczniów Oczywiście w poszczególnych dziedzinach. a szczególnie na wsi, istnieje olbrzymia rozpiętość; niejednokrotnie na szkołę o 2 nauczycielach przypada 180 dzieci, o 1 nauczycielu — 80–100 dzieci. Jak to się odbija na poziomie nauczania, nie potrzebujemy mówić. Sprawa wychowania oraz stan zdrowotny również cierpi na tym bardzo znacznie.</u>
          <u xml:id="u-3.11" who="#SDobaczewski">Musimy w przyszłości tak samo jak na obronę narodową znaleźć środki na zwalczenie naszej słabości, jaką jest analfabetyzm. Jak wielkim złem społecznym jest analfabetyzm, odczuwamy wszyscy bez żadnych zbędnych komentarzy. Każdy, kto nie znajduje miejsca w szkole powszechnej, skazany jest na banicję ze wszystkich dziedzin działalności twórczej narodu i stanowi balast dla Państwa. Likwidację analfabetyzmu uznać musimy za jedną z najważniejszych, najdonioślejszych inwestycyj, niezbędnych dla dźwignięcia gmachu bezpieczeństwa, zamożności i potęgi Polski. Nie może być mowy o unarodowieniu handlu, o podniesieniu dobrobytu wsi, o podniesieniu poziomu kulturalnego, o odpowiednim przygotowaniu do obrony Państwa, jak długo co piąty obywatel będzie analfabetą. Państwo, Rząd i społeczeństwo muszą zdobyć środki na to, aby każde dziecko polskie znalazło się w szkole.</u>
          <u xml:id="u-3.12" who="#SDobaczewski">Szkoły średnie ogólnokształcące. Preliminarz przewiduje kwotę 31.761.750 zł, wyższą o 1.355.000 niż w roku poprzednim. Nadwyżka przeznaczona jest na uruchomienie nie zajętych w bieżącym roku 225 etatów, opłatę za wychowawstwo oraz awanse automatyczne. Szkolnictwo średnie uległo największym przeobrażeniom w związku z reformą szkolną. W roku bieżącym przez otwarcie drugiej klasy licealnej została zakończona reforma szkół średnich. Obserwujemy tu ciekawe zjawisko. Chociaż szkoła nowego typu nie wypuściła jeszcze ani jednego abiturienta licealisty i na uniwersytetach nie ma ani jednego wychowanka tych szkół, już od dość dawna rozpoczął się atak w prasie na obecne szkolnictwo. I na komisji z ust bardzo poważnych profesorów słyszeliśmy powtarzanie tych zarzutów; cytowano rzeczywiście kretyńskie odpowiedzi poszczególnych wychowanków, starających się dostać do wyższych zakładów naukowych, ba, czytałem w jednym z czasopism artykuł profesora uniwersytetu, że egzaminowany przez niego doktor obojga praw nie wiedział, jakie kraje sąsiadują z Polską, wymieniając między innymi Węgry, Kurlandię. Ale tu nasuwa się pytanie, w jaki sposób ten młody człowiek został doktorem obojga praw, podkreślam doktorem, nie magistrem. Tak pisze profesora H... Wprawdzie na swoje wytłumaczenie miałby przykład w premierze kraju bardzo kulturalnego, który nie mógł zrozumieć, po co Polska pcha się na Kaukaz, żądając Śląska. Ale co tu ma do tego nowa szkoła? Stanowczo za wcześnie jeszcze wydawać wyrok decydujący. Tym bardziej, że na tejże komisji usłyszeliśmy z ust doświadczonego pedagoga, b. rektora wyższej uczelni i b. Ministra Oświaty opinię wręcz odwrotną o obecnej młodzieży. Muszę stwierdzić, mówił on, że jesteśmy na drodze doskonałego systemu nauczania i wykształcenia. Nie od razu absolwent szkoły akademickiej ma wejść do zawodu i wykonywać funkcję odpowiedzialną. Trudno porównywać nasze szkoły akademickie z angielskimi wyższymi uczelniami, np. z Cambridge, gdzie mogą studiować ludzie, mający co najmniej 2 tysiące funtów rocznego dochodu. Ocena ujemna w stosunku do młodzieży i systemu nauczania jest niesłuszna. Młodzież nasza jest stanowczo twórcza, szczególniej na uczelniach zagranicznych młodzież polska wyróżnia się zdolnościami. Narzekania zaś na złe przygotowanie młodzieży powtarza się periodycznie co pewien okres czasu. W 1931 r. ukazał się artykuł w „Lekarzu Wojskowym”, omawiający wyniki egzaminów do wojskowej szkoły sanitarnej. Artykuł ten obiegł całą prasę polską, która lubi wszakże tego rodzaju sensacje.</u>
          <u xml:id="u-3.13" who="#SDobaczewski">Podniesiono również larum nad obniżeniem poziomu szkoły średniej. A wszakże reforma t. zw. jędrzejowiczowska nie tknęła jeszcze tej szkoły, 8-klasowe gimnazjum działało w całej pełni. A przypominam sobie, jak przed wojną obydwie wszechnice polskie zwróciły się z memoriałem do Rady Szkolnej Krajowej, że młodzież z ówczesnego 8-klasowego gimnazjum klasycznego jest niedostatecznie przygotowana do studiów na uniwersytecie. A cofnijmy się jeszcze wstecz: reformie szkolnej Konarskiego i Komisji Edukacyjnej przypisywano obniżenie się moralności w Polsce stanisławowskiej. Widzimy, że te rzeczy są stare.</u>
          <u xml:id="u-3.14" who="#SDobaczewski">Dopiero jesień bieżącego roku wprowadzi w mury uniwersyteckie pierwszych abiturientów nowego typu. I dopiero po poddaniu obserwacji kilku roczników wychowanków będzie można wydać opinię, opartą na faktycznych danych, a nie na subiektywnej ocenie czy ter z góry powziętych uprzedzeniach.</u>
          <u xml:id="u-3.15" who="#SDobaczewski">Trzeba przyznać, że rozwój państwowego szkolnictwa średniego, jeśli chodzi o ilość, postępuje bardzo powoli. Obecnie jest w Polsce 307 gimnazjów państwowych i 462 prywatnych. W szkołach państwowych w ubiegłym roku było 113.845 uczniów w 2.987 oddziałach, w szkołach prywatnych 106.666 uczniów w 3.241 oddziałach. Jak widzimy, szkolnictwo średnie prywatne odgrywa równorzędną rolę ze szkolnictwem państwowym. Państwo nie rozporządza dostatecznymi kredytami, które by umożliwiły fundowanie nowych gimnazjów, natomiast masowy napływ młodzieży stwarza koniunkturę do zakładania prywatnych szkół. W bieżącym roku powstały 22 gimnazja prywatne w różnych dzielnicach Polski. Do czasu zorganizowania dostatecznej ilości państwowych szkół winno Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego umożliwić szkole prywatnej należyte spełnianie swych zadań, uzupełniając brakujące środki szkołom prywatnym w postaci przyznania szkołom tym etatów. Należy jeszcze stwierdzić, że rozmieszczenie państwowych szkół średnich jest bardzo nieracjonalne. Najbardziej upośledzone są województwa centralne i wschodnie, tj. b. zabór rosyjski.</u>
          <u xml:id="u-3.16" who="#SDobaczewski">Z dyskusji w komisji wynikało, że aby zaradzić dzisiejszemu ciężkiemu stanowi szkolnictwa średniego, konieczną jest rzeczą zakładanie nowych gimnazjów państwowych, upaństwawianie stopniowo gimnazjów prywatnych, a tymczasem subsydiowanie szkolnictwa prywatnego przez udzielanie etatów ze szkolnictwa państwowego.</u>
          <u xml:id="u-3.17" who="#SDobaczewski">Bardzo doniosłym dorobkiem ostatnich kilku lat jest rozwój szkolnictwa zawodowego i realizacja programu, wytyczonego przez nowy ustrój szkolnictwa. W społeczeństwie coraz mocniej utrwala się przekonanie o konieczności zawodowego kształcenia młodzieży. Ostatnio zaznaczyły się objawy bardzo pomyślne wzmożonego dopływu uczniów do szkół zawodowych dzięki otwierającym się realnym perspektywom znacznego ułatwienia zdobycia zatrudnienia. Prace inwestycyjne Państwa, tworzący się przemysł i rozwój handlu — wszystko to tworzy popyt na fachowców w rozmaitych dziedzinach. Władze szkolne podkreślają, że od chwili wprowadzenia do szkół zawodowych nowego ustroju zaobserwowano wzmożony dopływ wartościowych kandydatów ze szkół powszechnych i gimnazjów. Materiał uczniowski staje się mniej przypadkowym i bardziej wyselekcjonowanym. Należy więc spodziewać się, że wpłynie to dodatnio na podniesienie kultury oraz wartości zawodowej naszych fachowców, a więc i na jakość naszej produkcji.</u>
          <u xml:id="u-3.18" who="#SDobaczewski">Nowe programy szkół zawodowych zostały poprzedzone badaniami programów podobnych szkół krajowych i zagranicznych, poddane opinii fachowców ze sfer gospodarczych, przemysłowych i naukowych, jak również poprzedzone badaniami rynku pracy. Oparte są na szkołach ogólnokształcących, stanowiących dla nich podbudowę, i dostosowane do wieku i fizycznych możliwości uczniów.</u>
          <u xml:id="u-3.19" who="#SDobaczewski">Zgodnie z intencją ustawy szkoły zawodowe różnych stopni mają umożliwić jednostkom zdolniejszym i dzielniejszym osiągnięcie w wyższych uczelniach naukowego i zawodowego wykształcenia. Usunięte więc zostały przegrody, stawiane poprzednio absolwentom szkół zawodowych do dalszego kształcenia się i specjalizowania w obranym kierunku. Ministerstwo wydało w myśl ustawy z dnia 18 października 1938 r. rozporządzenie, normujące, w jakich zakładach akademickich mogą studiować absolwenci liceów zawodowych oraz jakie egzaminy dopełniające będą wymagane w razie wstępowania do szkół akademickich o kierunku odmiennym niż ukończone liceum.</u>
          <u xml:id="u-3.20" who="#SDobaczewski">Stan liczbowy uczniów szkół zawodowych w roku szkolnym 1938/39 wynosił 102.506 uczniów, w tym w szkołach niższych 31.500 uczniów, w gimnazjach 57.000 uczniów i w liceach 11.000 uczniów.</u>
          <u xml:id="u-3.21" who="#SDobaczewski">W dyskusji podniesiono na komisji, że wydatki na szkoły zawodowe dla przemysłu, rzemiosła i handlu są niedostateczne. Nawet kwoty, które życie gospodarcze wpłaca w postaci 25% dodatku do świadectw przemysłowych, nie są w całości wydatkowane na szkolnictwo zawodowe. Kwoty nie wyzyskane wynosiły za ostatnie lata 2,5 miliona zł.</u>
          <u xml:id="u-3.22" who="#SDobaczewski">Jeżeli zestawimy liczbę uczących się w szkołach zawodowych z rokiem 1934/35, a więc przed wprowadzeniem nowego ustroju, to stwierdzimy, że liczba uczących się wzrosła z 64.000 na 102.000, czyli o 59%.</u>
          <u xml:id="u-3.23" who="#SDobaczewski">Dość charakterystycznym zjawiskiem jest to, że w dziale szkolnictwa przemysłowego zmniejszyła się liczba młodzieży w szkołach niższych, zwiększyła się natomiast w szkołach stopnia gimnazjalnego, a zwłaszcza licealnego. Tłumaczy się to tym, że do szkół zawodowych typu zasadniczego garnie się prawie wyłącznie młodzież, która ukończyła pełną szkołę powszechną II lub III stopnia i dlatego poszukuje szkół stopnia gimnazjalnego.</u>
          <u xml:id="u-3.24" who="#SDobaczewski">Szkolnictwo zawodowe należy rozbudowywać i zaopatrzyć w dostateczne środki pieniężne, gdyż rozbudowujący się przemysł wykazuje coraz większe braki materiału ludzkiego.</u>
          <u xml:id="u-3.25" who="#SDobaczewski">Jak wspomniałem, napływ do tych szkół jest liczny Tylko jeden typ szkół zawodowych pod tym względem wykazuje pewne różnice, mianowicie licea pedagogiczne, które nie mogą się pochwalić dostateczną ilością studiujących.</u>
          <u xml:id="u-3.26" who="#SDobaczewski">W życiu zawodowym dużą rolę odgrywają szkoły zawodowe dokształcające. Są one najliczniejsze i stanowią bardzo ważną formę masowego kształcenia terminatorów i młodocianych pracowników. Planowa i celowa organizacja dokształcania młodocianych i dorosłych stała się koniecznością naszego życia gospodarczego. Z inicjatywy Ministerstwa została uchwalona z r. 1938 i weszła w życie ustawa o utrzymywaniu szkół dokształcających. Mimo istnienia ustawowego obowiązku, jeszcze nie wszyscy młodociani pracownicy i terminatorzy dostają się do szkół dokształcających. Akcja doszkalania młodocianych i dorosłych pracowników wymagać będzie jeszcze dużo nakładu pracy i poważnych środków materialnych Wzmożenie produkcji przemysłu polskiego postawiło koła techniczno-przemysłowe wobec zagadnienia braku pracowników wartościowych na wszystkich stopniach hierarchii przemysłowej. Doświadczenie własne i państw zachodnich wskazuje, że problem masowego kształcenia zawodowego rozwiązuje się przez naukę w warsztacie i szkole dokształcającej dziennej lub wieczorowej. Jak wiadomo, ostatnio wyszło zarządzenie Ministerstwa, ażeby dokształcanie terminatorów odbywało się w godzinach porannych ze względu na to, że godziny wieczorne po. pracy są bardzo uciążliwe dla uczniów i nie dają wielkich korzyści. Niestety nasze warsztaty rzemieślnicze i fabryczne nie zawsze posiadają majstrów odpowiednich do kierowania nauką terminatorów, jak również często nie posiadają odpowiednich urządzeń technicznych.</u>
          <u xml:id="u-3.27" who="#SDobaczewski">Na konferencji, zwołanej z inicjatywy Ministerstwa przez Stowarzyszenie Inżynierów Mechaników Polskich, ustalono, że w akcji szkolenia i doszkalania fachowców winien wziąć udział cały przemysł krajowy, zatrudniając w warsztatach przemysłowych większą liczbę młodocianych i organizując dla nich bądź szkoły fabryczne, bądź praktyki warsztatowe i specjalne szkoły dokształcające. Członkowie Komisji Budżetowej przy zwiedzaniu w roku bieżącym zakładów przemysłu wojennego mogli naocznie stwierdzić funkcjonowanie nowych szkół i warsztatów szkolenia młodocianych, połączonych ze specjalną szkołą dokształcającą.</u>
          <u xml:id="u-3.28" who="#SDobaczewski">Ustawa z dnia 29 marca 1937 r. o zakładaniu i utrzymywaniu publicznych szkół dokształcających zawodowych nakłada na Skarb Państwa obowiązek pokrywania 2/3 kosztów wynagrodzenia personelu tych szkół w formie udziału, a nie subwencji. Jak wiemy, ustawa ta wejdzie w życie z dniem 1 kwietnia 1939 r. Dotąd Skarb Państwa subwencjonował te szkoły przed wejściem w życie wymienionej ustawy w różnej wysokości. Na przykład w wysokości 100 wydatków personalnych subwencjonowano szkoły dokształcające zawodowe w Poznańskiem i na Pomorzu, 2/3 wydatków personalnych otrzymywały szkoły w Małopolsce i częściowo na kresach wschodnich, natomiast szkoły w innych województwach korzystały z subwencji Skarbu Państwa zaledwie w wysokości 1/3 lub 1/2 omawianych wydatków. Nierówności te obecną ustawą zostały zniesione.</u>
          <u xml:id="u-3.29" who="#SDobaczewski">Szkoły rolnicze umieszczono w dziale 5 preliminarza budżetowego. Figuruje tu kwota 3.282.960 zł. Bardzo niewielka zwyżka w stosunku do roku ubiegłego przeznaczona jest na obsadzenie niezajętych etatów oraz awanse. Polska jako kraj rolniczy posiada stosunkowo szczupłą ilość szkół rolniczych; w bieżącym roku szkolnym 192 szkoły, w tym państwowych 47 i 32 kursy wędrowne, 70 samorządowych z personelem na etacie państwowym i 42 prywatne, którym Państwo udziela zasiłków na wynagrodzenie personelu. Do szkół tych uczęszczało 9.450 uczniów, co stanowi nieliczny odsetek młodzieży wiejskiej. Olbrzymia większość młodzieży rolniczej nie zdobywa fachowego przygotowania do pracy na rok. Preliminarz na rok 1939/40 przewiduje 200 szkół. Sieć tych szkół w ogólności nie wystarcza na potrzeby rolnicze, ponadto rozmieszczenie szkół w terenie jest nierównomierne i utrudnia celową i programową pracę oświatowo-rolniczą. Szkoły rolnicze niższe z przeznaczenia swego mają być powiatowymi ośrodkami kształcenia rolniczego i mają być oparciem dla szerokiej akcji oświaty zawodowej wśród rolników. Obecnie organizacje rolnicze, samorząd gospodarczy zabiegają o utworzenie co najmniej 50 nowych niższych szkół rolniczych.</u>
          <u xml:id="u-3.30" who="#SDobaczewski">Sprawa kształcenia kandydatów na nauczycieli szkół powszechnych dwoistym systemem: przez licea pedagogiczne po skończeniu czterech klas gimnazjum i przez pedagogium po ukończeniu liceum ogólnokształcącego — budzi wśród ogółu nauczycielstwa poważne zastrzeżenia.</u>
          <u xml:id="u-3.31" who="#SDobaczewski">Ciężka sytuacja nauczyciela we wszystkich rodzajach szkół, czy to powszechnych, czy też zawodowych, wywołuje rozgoryczenie i ucieczkę do innych dziedzin pracy, szczególniej wśród nauczycieli szkół zawodowych, którzy mają dokąd uciekać. Wskutek niskich uposażeń, a w związku z ożywieniem się życia gospodarczego możliwości uzyskania warsztatów pracy bardziej lukratywnych, szereg fachowców opuszcza szkolnictwo i przechodzi do przemysłu. Również i młodzież męska stroni od tego zawodu. Nauczycielstwo domaga się zniesienia w szkolnictwie powszechnym XI i X grupy uposażenia i wprowadzenia awansów automatycznych w określonych terminach do VI stopnia służbowego. Nauczycielstwo szkół średnich domaga się przy nominacji grupy VIII i awansowania automatycznie do grupy V. Razem ze wszystkimi pracownikami państwowymi — dodatków rodzinnych i zwrotu opłat szkolnych. Ucieczka lepszych sił ze szkolnictwa powinna być zahamowana w imię dobra pracy wychowawczej, tak bardzo ważnej dla przyszłości narodu.</u>
          <u xml:id="u-3.32" who="#SDobaczewski">Przechodzę obecnie do szkolnictwa akademickiego. W dziale 6 preliminowano w przedłożeniu rządowym sumę 29.266 105 zł, z czego na szkolnictwo wyższe 26.688.965 zł, tj. o 489.000 zł więcej niż w bieżącym roku, i na naukę 2 1/2 miliona zł — pozycja o 45.000 zł zwiększona. Zwiększenie kredytów w stosunku do roku bieżącego tłumaczy się zamianowaniem profesorów nadzwyczajnych — zwyczajnymi, awansowaniem adiunktów i asystentów starszych.</u>
          <u xml:id="u-3.33" who="#SDobaczewski">Przed dwoma laty p. Minister zapowiedział, że w porozumieniu z wydziałami uczelni akademickich rozpoczną się prace nad dostosowaniem studiów do zmieniających się stale warunków życia praktycznego. Zdajemy sobie sprawę, jak trudną i delikatną jest kwestia reformy studiów akademickich, ile rozwagi, umiaru i wiedzy tu potrzeba. Ale w kołach fachowych coraz bardziej utrwala się przekonanie, że studia w wyższych uczelniach, szczególniej na wydziałach fachowych, trwają zbyt długo. Poruszona przez referenta sprawa studiów technicznych została bardzo jaskrawo naświetlona przez s. prof. Bartla. Ze statystyki, prowadzonej przez prof. Bartla, okazało się, że ze 107 zapisanych w r. 1926 na wydziale inżynierii Politechniki Lwowskiej po 11 latach zdało zaledwie 37, reszta odpadła. Na wydziale mechanicznym sprawa przedstawia się nieco lepiej, gdyż wydział ten ma dobrą w tej chwili koniunkturę. Ze 105 zapisanych w r. 1926 po 11 latach ukończyło 57. Ten smutny stan prof. Bartel przypisuje 3 czynnikom: po pierwsze niedostatecznemu przygotowaniu w szkole średniej, po drugie przeciążeniu zbyt wysokimi wymaganiami ze strony profesorów — prof. Bartel uważa, że sam w tych warunkach nie skończyłby politechniki w ciągu czterech lat. Konieczna więc jest reforma. Nie przypuszcza jednak, aby bez nacisku Ministerstwa reforma ta mogła być przeprowadzona. Należy radom wydziałowym dać pewien termin do złożenia projektów reformy, a w razie niedotrzymania terminu — reformę narzucić.</u>
          <u xml:id="u-3.34" who="#SDobaczewski">Trzecią przyczynę obecnego złego stanu na wyższych uczelniach prof. Bartel widzi w nienormalnych stosunkach na wyższych uczelniach. 36 o wykładów i prac konstrukcyjnych w semestrze ostatnim odpadło z powodu przeróżnych zamieszek na tle kwestii politycznych. Do sprawy tej jeszcze powrócę. Tu zaznaczę tylko, że według relacji prof. Bartla awanturuje się znikoma mniejszość — na 3.000 słuchaczów jest około 350, która to grupa terroryzuje pozostałych.</u>
          <u xml:id="u-3.35" who="#SDobaczewski">Widzimy, że młodzież traci czas, a tymczasem brak nam sił technicznych. Tworzące się wytwórnie, aby zapewnić sobie fachowców, zawierają umowy ze studentami HI, IV kursu politechniki, dając im stypendia i wiążąc w ten sposób ze sobą.</u>
          <u xml:id="u-3.36" who="#SDobaczewski">To samo dotyczy studiów lekarskich. Zagadnieniem reformy studiów lekarskich zajmują się od kilkunastu lat niemal wszystkie kraje i wiele z nich wprowadziło ją już lub wprowadza częściowo w życie. Problem ten został obszernie przedyskutowany w sekcji higieny Ligi Narodów. W Polsce wytyczne dla reformy pod postacią tez opracowała specjalna komisja przy Naczelnej Izbie Lekarskiej, powołana przez Ministra Opieki Społecznej w 1933 r. Od tej daty pracują nad reformą studiów wszystkie wydziały lekarskie. Projekt ten został jakoby już opracowany, jednak w życie nie zostaje jak dotychczas wprowadzony. Wobec faktycznego braku lekarzy, szczególnie na prowincji, mówi się o stworzeniu nowego wydziału lekarskiego. W dyskusji nad tym projektem p. senator Kolonkowski w imieniu 4 wydziałów lekarskich złożył protest przeciwko zakładaniu akademii lekarskiej w Łodzi. Wydział lekarski w Wilnie, o ile wiem, do tego protestu się nie przyłączył. Ponieważ konkretnego projektu jeszcze nikt nie przedstawił, nie ma go na porządku dziennym. O ile miałby to być normalny wydział lekarski, prowadzony pod egidą Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, to powstanie jeszcze jednego, a nawet dwu wydziałów lekarskich jest pożądane i wskazane.</u>
          <u xml:id="u-3.37" who="#SDobaczewski">Również dojrzała sprawa reformy studiów prawniczych, o tym mówił i Minister Sprawiedliwości. Obecnie programy nie wytrzymują próby życia. Jakkolwiek sprawa reformy nie jest jeszcze uzgodniona pomiędzy wszystkimi wydziałami, wydział prawny Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie jest przygotowany do wprowadzenia jej u siebie tytułem próby.</u>
          <u xml:id="u-3.38" who="#SDobaczewski">Chciałbym jeszcze na chwilę zająć uwagę Wysokiej Izby koniecznością powołania komitetu studiów nad zatrudnieniem młodzieży. Współczesna planowej akcji w oraz liczniejszych dziedzinach. Do takich właśnie dziedzin należy kwestia uregulowania dopływu młodzieży do poszczególnych zawodów. Nawet najlepsza koniunktura, nawet najlepiej przeprowadzone plany zawiodą, gdy do ich wykonania nie będziemy mieli odpowiedniej ilości inżynierów, podczas gdy jest nadmiar prawników. Będzie już za późno dopiero wtedy zaczynać szkolenie ludzi do odpowiednich zawodów. Prawnik nie zastąpi inżyniera, nauczyciel — lekarza.</u>
          <u xml:id="u-3.39" who="#SDobaczewski">Wybór zawodu pozostawia się do wolnego uznania młodzieży, kładąc przy tym nacisk na indywidualne zamiłowania. Nieliczne poradnie zawodowe starają się kierować swych interesantów do tych zawodów, do których wykazują oni specjalne uzdolnienia. W praktyce jednak te dwa czynniki w danej chwili nie odgrywają decydującej roli. Młodzież zaczyna coraz większą uwagę zwracać na czynniki gospodarcze i an to, jakie w danym zawodzie są możliwości zarobkowania. Do powzięcia jednak słusznej i celowej decyzji nie rozporządza ona odpowiednimi elementami.</u>
          <u xml:id="u-3.40" who="#SDobaczewski">Przeprowadzenie badań nad celowością kształcenia takiej czy innej ilości młodzieży w poszczególnych zawodach jest rzeczą niezmiernie trudną. Tym niemniej jednak na podstawie dokładnych studiów nad obecnym stanem rzeczy i liniami rozwojowymi naszego życia gospodarczego można się pokusić o stosunkowo ścisłe ustalenie na szereg lat zapotrzebowania na fachowców w poszczególnych dziedzinach.</u>
          <u xml:id="u-3.41" who="#SDobaczewski">Tego rodzaju badania powinien przeprowadzać powołany właśnie do życia komitet studiów nad zatrudnieniem młodzieży. Powołanie do życia komitetu zatrudnienia młodzieży mogłoby zabezpieczyć nas od grożącego nam już w najbliższym czasie w szeregu zawodów braku wykwalifikowanych pracowników, skierować masy młodzieży z wyższym wykształceniem do miejsc, gdzie obecnie daje się odczuć boleśnie ich brak. To przyczyniłoby się do podniesienia poziomu kulturalnego i gospodarczego naszych wsi i miasteczek oraz rozwiązania palących problemów tzw. nadprodukcji inteligencji. Obecnie napływ studentów na poszczególne wydziały regulowany jest również pojemnością sal i pracowni.</u>
          <u xml:id="u-3.42" who="#SDobaczewski">Liczba studentów w szkołach akademickich w ostatnich dwóch latach pozostała bez zmian, tj. około 48.000. Tu można jednak zaobserwować dwa zjawiska: 1) ilość młodzieży kształcącej się w zakładach państwowych maleje i 2) ilość młodzieży, kształcącej się w zakładach prywatnych zwiększa się, mimo że opłaty w zakładach prywatnych są znacznie wyższe. W ostatnim roku, ta róż lica wyraziła się tym. iż w państwowych ubyło 1600 słuchaczów, a w prywatnych przybyło 1600 słuchaczów. Przypuszczam, że gra tu rolę większa elastyczność, większe przystosowanie się do potrzeb życia szkół prywatnych, a większe zrutynizowanie szkół państwowych. Drugim zjawiskiem zaobserwowanym jest to. że Polska uzyskanych w ostatnich latach dyplomów uległa znacznemu zmniejszeniu. W roku akademickim 1935/36 wydano 6450 dyplomów na 48.000 słuchaczów, w roku akademickim 1936/37 — 6.114, a w r. 1937/38 tylko 5.876. W ciągu dwóch lat spadek dość znaczny, bo wynoszący 574 dyplomy. Wpłynęły na to niewątpliwie zamieszki, które rokrocznie za inspiracją czynników pozaakademickich wybuchają na wyższych uczelniach, powodując duże przerwy w normalnym toku zajęć szkolnych.</u>
          <u xml:id="u-3.43" who="#SDobaczewski">Omawiając tę sprawę na komisji, zrobiłem przypuszczenie, że tylko nieświadomość szkód, jakie wyrządza młodzież sama sobie i Polsce, popycha ją do tego rodzaju akcji. Ostatnie jednak wypadki, o których wszyscy Panowie czytali, jakie zaszły we Lwowie, muszą poniekąd skorygować ten mój sąd. Autonomia wyższych zakładów może i powinna zapewnić młodzieży akademickiej swobodę przekonań, swobodę studiów, swobodę działania w ramach norm prawnych, nie może jednak dawać swobody popełniania przestępstw. Tymczasem widzimy, że w ostatnich czasach autonomia ta wyzyskiwana jest właśnie do popełniania przestępstw.</u>
          <u xml:id="u-3.44" who="#SDobaczewski">Głosy, opinie, które powstały po tych wypadkach, są dwojakie. Część młodzieży i część senatów akademickich twierdzi, że rektor i władze uniwersyteckie mają dostateczne środki na to, ażeby sami tym rzeczom zapobiec. Przy analizie, przy zastanawianiu się nad tą kwestią właściwie mogą powstać tylko dwie opinie:, albo władze uniwersyteckie mają dostateczną siłę i dostateczne środki, aby temu zapobiec, albo nie mają. Mogą być tylko te dwie alternatywy. Jeżeli mają tę władzę, to zawiniły wobec Państwa, wobec Polski swoją bezczynnością, jeżeli nie mają dostatecznej siły, to musi tu wkroczyć ktoś trzeci, kto będzie mógł te rzeczy opanować. Trzeciego wyjścia z tej sytuacji nie widzę. Pamiętam przed dwoma laty, że kiedy była omawiana kwestia przekazania części władzy, którą posiadał dotychczas Minister, na rektorów i senaty akademickie, rektorzy na posiedzeniu komisji zapewniali, że w razie otrzymania tej władzy będą mogli opanować życie akademickie. Jednak dalszy rozwój wypadków nie potwierdził tej opinii, wyrażonej przez senaty akademickie. Ale chciałbym przy tym od razu zastrzec się, że jeżeli mówię o przestępstwach młodzieży, to w żadnym wypadku, broń Boże, nie jest to oskarżenie całości młodzieży. Zarzuty te można postawić tylko tym, którzy — jak wspomniałem — ulegają wpływom zewnętrznym i wpływom czynników pozaakademickich.</u>
          <u xml:id="u-3.45" who="#SDobaczewski">Następnym działem preliminarza budżetowego jest nauka. Tutaj Komisja Budżetowa Senatu podwyższyła za zgodą Rządu kwotę 2.577.000 zł o sumę 61.000 zł, przeznaczoną specjalnie na uzupełnianie zbiorów Biblioteki Narodowej. Nad tym paragrafem dłużej się zastanawiać nie będę.</u>
          <u xml:id="u-3.46" who="#SDobaczewski">Polityka kulturalno-artystyczna jest to ten dział wydatków Ministerstwa, który jest niepomyślnym zjawiskiem w działalności Ministerstwa w ostatnich latach. Jest to jedyna pozycja, która utrzymała się na poziomie najniższych budżetów kryzysowych. Kultura narodu mierzy się dziś nie tylko ilością wydanych twórców, artystów, uczonych, ale zasięgiem ich dzieł we własnym społeczeństwie. Ten tylko naród posiada prawdziwą kulturę, który obok wielkich jednostek twórczych posiada rzesze odbiorców, i to jest ta rola Państwa czy też jakiegoś zespołu wobec kultury. Trzeba ułatwić upowszechnienie dóbr kulturalnych. Przed budżetem państwowym czy samorządowym stają zadania tak ogromne, że nic dziwnego, że nie mogą być od razu respektowane. Oczywiście, krzewienie kultury nie może odbywać się kosztem gospodarki czy obrony, musi istnieć hierarchia potrzeb, jak również oczywistym jest, że nie tylko środkami materialnymi odbywa się szerzenie kultury, ale te środki stanowią jeden z ważnych czynników.</u>
          <u xml:id="u-3.47" who="#SDobaczewski">Upowszechnienie kultury jest najszlachetniejszą, najlepszą i najtrwalszą formą propagandy narodowej i państwowej. W naszych warunkach ta metoda wewnętrznej propagandy posiada specjalne znaczenie i nie może być zlekceważona na rzecz doraźnej propagandy politycznej. Musimy wreszcie uświadomić sobie, że akcja upowszechnienia kultury wtedy dopiero dać może większe rezultaty, gdy będzie programowa i ciągła i że wystarczyć nie mogą okolicznościowe, chociażby nawet udane, przedsięwzięcia.</u>
          <u xml:id="u-3.48" who="#SDobaczewski">Nie wyczuwamy szerszej inicjatywy ze strony Ministerstwa pod tym względem. Przykładem tego może być skromna sieć teatrów objazdowych, na które zwraca się o wiele za mało uwagi w stosunku do ich roli kulturalno-wychowawczej, mimo wyraźnego domagania się ich rozwoju ze strony zarówno społeczeństwa, zamieszkującego mniejsze ośrodki miejskie, jak i ze strony władz administracji ogólnej. Przykładem mogą być muzea regionalne i lokalne, pracujące w najfatalniejszych warunkach, niemal zupełnie bez pomocy ze strony Państwa, a wskutek tego nie wypełniające swych zadań — one właśnie powinny stać się jednymi z najważniejszych ośrodków życia kulturalnego na prowincji. Żywsze zainteresowanie się Ministerstwa akcją upowszechnienia kultury mogłoby na pewno wywołać żywy oddźwięk i współpracę ze strony organizacji artystycznych i kulturalnych. Stwierdzić to możemy, obserwując działalność rad i związków zrzeszeń artystycznych i kulturalnych. które powstały w szeregu miast, działalność których niestety ma zbyt skromny zakres wskutek licznych trudności, które by tylko Ministerstwo było w stanie usunąć.</u>
          <u xml:id="u-3.49" who="#SDobaczewski">Budżet na sztukę wprawdzie został powiększony o 600.000 zł, ale z tego zostało przekazane 500.000 zł na operę warszawską, a 100.000 zł na pomoc dla Filharmonii Warszawskiej. Nie ma to jednak większego znaczenia dla podniesienia kultury narodowej w zakresie muzycznym. Na muzykę preliminowano zaledwie 65.000 zł, to dziesięciokrotnie mniej niż przed 10 laty, podczas gdy budżet Ministerstwa zrównał się już z budżetem czasów najlepszej koniunktury.</u>
          <u xml:id="u-3.50" who="#SDobaczewski">Opieka nad sztuką obejmuje plastykę, literaturę, teatry, muzykę, muzea, propagandę artystyczną, operę warszawską, Polską Akademię Literatury, zakup dzieł sztuki, konserwację zabytków sztuki i wiele innych.</u>
          <u xml:id="u-3.51" who="#SDobaczewski">Chciałbym tutaj na marginesie wspomnieć o potrzebach Polskiej Akademii Literatury, którą na Komisji Budżetowej Senatu jak i na plenum Sejmu niezupełnie słusznie skrytykowano. Mam wrażenie, że brak środków w dużym stopniu utrudnia pracę tej Akademii.</u>
          <u xml:id="u-3.52" who="#SDobaczewski">Na zakończenie chciałbym zwrócić uwagę jeszcze na bardzo ważną dla Państwa sprawę, sprawę dokształcania przedpoborowych. Została ona zapoczątkowana w roku szkolnym 1936/37 i przez krótki czas akcja ta zdołała wykazać swoją żywotność i może poszczycić się dodatnimi wynikami. W roku 1936/37 w okręgach szkolnych: wileńskim, brzeskim, wołyńskim, a częściowo w lubelskim, lwowskim i krakowskim działało 4.259 kursów dla przedpoborowych z ogólną ilością 43.944 słuchaczów. W roku następnym 1937/38 istniało już 6.194 kursów, na które uczęszczało 95.549 przedpoborowych, a obecnie działa z górą 12.000 skupiających około 200.000 młodzieży. W roku ubiegłym pracowało na kursach 12.415 nauczycieli, którzy w ciągu roku udzielili ponad 500.000 godzin nauki. W pracy tej nauczycielstwo wykazuje bezinteresowną ofiarność obywatelską, pełną poświęcenia i zapału. Uważam jednak, że praca ta nie może się opierać na ofiarności i winna być wynagradzana. W ubiegłym roku wynagrodzenie dla nauczycieli za godzinę lekcyjną wynosiło zaledwie 50 gr. Również i samorządy ponoszą na ten cel dobrowolne świadczenia.</u>
          <u xml:id="u-3.53" who="#SDobaczewski">Bardzo żywy oddźwięk znalazła ta praca na Pomorzu. Zorganizowano tam kursy pod nazwą kursów przysposobienia oświatowego przedpoborowych do obrony narodowej”. Były one tam poważną instytucją wychowawczą, przydatną i dla absolwentów pełnej szkoły powszechnej, gdyż w ciągu jednego dnia w tygodniu przerabiano pod kierunkiem instruktorów, upoważnionych przez powiatowe organa przysposobienia wojskowego i wychowania fizycznego, zajęcia praktyczne z zakresu elementarnego przysposobienia wojskowego. Z tych zajęć korzystali wszyscy przedpoborowi bez względu na poziom wykształcenia, z wykładów zaś ogólnych w drugim dniu korzystali tylko absolwenci niżej zorganizowanych szkół powszechnych, których na Pomorzu jest bardzo dużo.</u>
          <u xml:id="u-3.54" who="#SDobaczewski">Doświadczenia pierwszego roku dały podstawę do rozszerzenia pracy na całe Pomorze. Toteż na kursy w r. 1938/39 zgłosiło się tam blisko 40.000 przedpoborowych. To wszystko upoważniło miejscowe czynniki do wysunięcia postulatu, ażeby dla utrwalenia tej akcji wprowadzić ustawowy obowiązek dokształcania młodzieży przedpoborowej.</u>
          <u xml:id="u-3.55" who="#SDobaczewski">Na ziemiach wschodnich istnieją jeszcze osiedla zbyt oddalone od siedziby szkoły. Tam właśnie są skupienia całkowitych analfabetów wśród przedpoborowych. Kształcenia ich nie można powierzyć nauczycielom najbliższych szkół z powodu dużej odległości. Jedynym sposobem załatwienia sprawy może być zaangażowanie do tej pracy bezrobotnych kandydatów nauczycielskich. Dzięki kredytom, udzielonym przez Fundusz Pracy, zadanie zostało częściowo wykonane na terenie okręgów wschodnich: wileńskiego, poleskiego i wołyńskiego.</u>
          <u xml:id="u-3.56" who="#SDobaczewski">Kredyty, uchwalone w ubiegłym roku, dały możność rozszerzenia tej akcji. W preliminarzu, rozpatrywanym przez nas, suma, uchwalona w zeszłym roku w kwocie 300.000 zł, pozostała bez zmian. Na komisji wysunięta została przez referenta sprawa podwyższenia tej sumy o 500.000 zł, jednak ze względu na sprzeciw p. Ministra Skarbu sprawa ta nie była przegłosowana. Uważam, że wobec ważności sprawy tej dla obronności Państwa, kursy te muszą istnieć i objąć wszystkich analfabetów i półanalfabetów, spełniając zastępczą rolę, której szkoła nie spełniła i jeszcze dość długo nie będzie mogła spełnić. Powinna więc znaleźć się suma, która by pozwoliła władzom szkolnym nie tylko prowadzić tę akcję, ale ją rozszerzyć. Słusznie w swoim przemówieniu na Komisji Budżetowej Sejmu p. Minister podkreślił, że środki wyłożone na tę akcję opłacą się Państwu stokrotnie. Sądzę, że w przyszłym budżecie sumy te będą w dostatecznej wysokości preliminowane.</u>
          <u xml:id="u-3.57" who="#SDobaczewski">Poza tym na komisji przyjęte zostały trzy rezolucje, z których dwie są następujące:</u>
          <u xml:id="u-3.58" who="#SDobaczewski">1) Senat wzywa Rząd do szerszego niż dotychczas uwzględnienia potrzeb budownictwa szkolnego przy inwestycjach z funduszów państwowych.</u>
          <u xml:id="u-3.59" who="#SDobaczewski">2) Senat wzywa Rząd do powiększenia w przyszłym preliminarzu budżetowym kredytów na oświatę pozaszkolną.</u>
          <u xml:id="u-3.60" who="#SDobaczewski">Wnoszę o przyjęcie preliminarza budżetowego w wysokości, uchwalonej przez Komisję Budżetową Senatu, i o uchwalenie przed chwilą odczytanych rezolucyj.</u>
          <u xml:id="u-3.61" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-4">
          <u xml:id="u-4.0" who="#Marszałek">Otwieram rozprawę. Głos ma p. Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-5">
          <u xml:id="u-5.0" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Wysoki Senacie! Dyskusja przeprowadzona na dzisiejszym plenarnym posiedzeniu Senatu będzie zakończeniem generalnego przeglądu politycznego zagadnień wychowawczych, oświatowych i ogólnokulturalnych. Przegląd ten wywołał liczne komentarze w prasie i dał aż nadto danych, wskazujących na to, z jaką żywością reaguje społeczeństwo na wszystko, co z resortem oświaty jest związane. Żywość ta przeradza się niekiedy w nerwowość, utrudniającą bezstronną analizę zjawisk. Często wynika to z wyciągania w różnych przypadkach wniosków, opartych na faktach poznanych niedokładnie. Zwłaszcza gdy chodzi o opinię publiczną, zdarza się. że we wnioskach swych opiera się ona na skrótach przemówień oficjalnych, streszczanych często niedokładnie w prasie.</u>
          <u xml:id="u-5.1" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Chcę skorzystać ze sposobności, aby podać jeden dość charakterystyczny przypadek, aczkolwiek mógłbym zacytować ich o wiele więcej. Oto przytaczam bez zmian według Dziennika Lwowskiego i Gazety Lwowskiej wyjątek z mego przemówienia w dniu 20 lutego rb., wygłoszonego na plenum Sejmu:</u>
          <u xml:id="u-5.2" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">„Zaznaczyć muszę z żalem, że stan największego napięcia wytworzył się niestety we Lwowie, w mieście najbardziej drogim sercu każdego z nas. Z bólem patrzymy na to, gdy dla utrzymania ładu i porządku przeciwko polskiej młodzieży akademickiej występować muszą polskie władze bezpieczeństwa”.</u>
          <u xml:id="u-5.3" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Ustęp ten przytoczył Ilustrowany Kurier Codzienny w jeszcze większym skrócie. Lwowskie Słowo Narodowe nie zamieściło w ogóle mega przemówienia, ograniczając się jedynie do krótkiej wzmianki, pozbawionej dla czytelnika wszelkiej treści informacyjnej.</u>
          <u xml:id="u-5.4" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">W istocie wspomniany ustęp w moim przemówieniu brzmiał, jak następuje:</u>
          <u xml:id="u-5.5" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">„Zaznaczyć muszę z żalem, że stan największego napięcia wytworzył się niestety we Lwowie, w mieście najbardziej drogim sercu każdego z nas, gdzie każdy chciałby widzieć wszystkich Polaków zjednoczonych we wspólnej idei systematycznej pracy nad rozwojem tej odwiecznie polskiej ziemi. Z bólem patrzymy na to, gdy dla utrzymania ładu i porządku przeciwko polskiej młodzieży akademickiej występować muszą polskie władze bezpieczeństwa”.</u>
          <u xml:id="u-5.6" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Tak więc zarówno mieszkańcy Lwowa, jak też wielu innych czytelników, nie miało możności zapoznania się z najbardziej istotnymi akcentami wspomnianego ustępu mego przemówienia, który by mógł wzbudzić ich zainteresowanie.</u>
          <u xml:id="u-5.7" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Powtarzam, mógłbym przytoczyć cały szereg podobnych przykładów.</u>
          <u xml:id="u-5.8" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Wracając do dyskusji, przeprowadzonej nad zagadnieniem kierowanego przeze mnie resortu, muszę podkreślić, że ujawniła ona niezaprzeczenie jednomyślność opinii obu Izb co do tego, że w latach najbliższych Polska będzie musiała dokonać olbrzymiego wysiłku, aby realizować stopniowo wielki pan prac oświatowych, związanych zarówno ze szkoleniem ogólnym, jak i zawodowym, przeprowadzanym w szkołach typu zasadniczego lub w szkołach dokształcających wszelkiego rodzaju. Tempo realizacji tego planu będzie zależało od polepszania się koniunktury, a w związku z tym z nim budżetu oświaty.</u>
          <u xml:id="u-5.9" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Jestem pewien, że sama świadomość istnienia jednomyślności opinii Izb ustawodawczych i całego społeczeństwa w sprawie rozwoju i potrzeb oświaty w Polsce wpłynie niewątpliwie dodatnio na atmosferę pracy i zapału wśród nauczycielstwa i innych pracowników oświatowych. Pełne zrozumienie znalazła między innymi troska o poprawę bytu nowych sił naukowych i ściślejsze związanie ich ze szkołami akademickimi.</u>
          <u xml:id="u-5.10" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Nie mniejsze znaczenie posiada uchwała Sejmu, przyjęta przez komisję senacką, mocą której w ustawie o funduszu inwestycyjnym wydzielona została pozycja na budownictwo gmachów „pozostających w zarządzie lub pod nadzorem Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, w szczególności na budownictwo szkół zawodowych”. Wszyscy bowiem jesteśmy zgodni co do tego, że budowa szkół jest jedną z tych najpoważniejszych inwestycyj, która się narodowi stokrotnie opłaci.</u>
          <u xml:id="u-5.11" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Większe rozbieżności ujawniły się dopiero wówczas, gdy wypowiadane były opinie o stanie naszego szkolnictwa, gdy poddawane były krytyce wyniki nauczania, zwłaszcza gdy omawiano stosunki panujące na uczelniach akademickich.</u>
          <u xml:id="u-5.12" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Jeżeli chodzi o istniejące braki w szkolnictwie powszechnym, to były one omówione szczegółowo w poprzednich moich wystąpieniach. Wystarczy więc, gdy wspomnę, że istotne polepszenie stanu na tym odcinku może następować dopiero w miarę dalszego powiększania się kredytów na nowe etaty nauczycielskie. Jednakże pewną poprawę mamy nadzieję wprowadzić już w czasie najbliższym, zwłaszcza na odcinku nie nazbyt przeciążonych liczbą dzieci szkół o dwu nauczycielach.</u>
          <u xml:id="u-5.13" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Na zarzuty niedostatecznego przygotowania młodzieży do studiów wyższych w szkołach ogólnokształcących przypomnę odpowiedź, jakiej udzieliłem na plenum Sejmu. Gdy w grę wchodzi wielka liczba kończących szkoły średnie, braki znaleźć można zawsze. Jednakże obiektywna ocena ogólnego postępu, osiągniętego we wszystkich dziedzinach rozwoju Polski, doprowadza do wniosków wybitnie pozytywnych. Gdyby bowiem szkoły średnie wypuszczały młodzież niezdolna do samodzielnej myśli i dalszego doskonalenia się czy to w szkole akademickiej, czy też w dalszym życiu praktycznym, nie moglibyśmy uzyskać tak wielu dodatnich wyników na wszystkich odcinkach życia państwowego, kulturalnego i gospodarczego.</u>
          <u xml:id="u-5.14" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Na podstawie całokształtu naszego rozwoju mamy prawo oceniać pozytywnie także i sprawność pracy naszych szkół dokształcających i zawodowych.</u>
          <u xml:id="u-5.15" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Postęp osiągnięty został nie tylko dzięki pracy pokolenia, które się uczyło przed wojną, przeciwnie, udział młodego pokolenia w tym rozwoju jest znaczny i nie można mieć żadnej wątpliwości, że wychowankowie szkół polskich zdali egzamin życiowy i wykazali należyte przygotowanie, zdolności i efektywności swej pracy.</u>
          <u xml:id="u-5.16" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Poza tym twierdze, że próba oceny wyników nauczania w szkołach ogólnokształcących, oparta na najlepszych nawet testach i najobiektywniejszym wykonaniu samych badań, nie może doprowadzić do rezultatów, które by odzwierciedlały rzeczywistość. Rzecz prosta, że wykształcenie ogólne wymaga przyswojenia pewnego zasobu wiadomości i faktów. Gdyby jednak zechciano ułożyć testy, zawierające wszystkie pytania, na które człowiek przeciętnie wykształcony powinien dawać zadowalające odpowiedzi, otrzymalibyśmy taką powódź dat. faktów i nazwisk, że obciążenie tym wszystkim materiału nauczania doprowadziło do bardzo poważnego dalszego przeciążenia programu. A przecież głosy ostrzegawczą o przeciążeniu naszych programów szkolnych są powszechne i w istocie słuszne.</u>
          <u xml:id="u-5.17" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Na zarzut, wysunięty przez p. senatora Bartla w Komisji Budżetowej, że czas studiów na politechnikach przeciąga się niepomiernie, muszę stwierdzić, że według danych, ogłoszonych przez Ministerstwo w publikacji Atlas szkolnictwa wyższego”, średni czas studiów wynosi 7,5 do 7,8 lat, nie jest więc tak wielki, jak to podawały pisma na podstawie danych przytoczonych przez p. senatora Bartla.</u>
          <u xml:id="u-5.18" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Uznaję za słuszny zarzut, że program studiów jest przeładowany i należy dążyć do jego zredukowania. Jednakże istnieją warunki niepomyślne, przedłużające studia niezależnie od przeładowania programu. Należy pamiętać, że 75 procent młodzieży zmuszone jest do pracy zarobkowej, niedostateczny personel pomocniczy sprawia, że młodzież, zwłaszcza na pierwszym roku swych studiów, nie znajduje dostatecznej opieki i pomocy w pracy. Starsi studenci nie śpieszą z ukończeniem, gdyż otrzymują częstokroć posady uniemożliwiające jakie takie posuwanie się naprzód w studiach.</u>
          <u xml:id="u-5.19" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Chcąc odpowiedzieć na pytanie, ile by przeciętnie trwały studia studenta, posiadającego zapewnione środki utrzymania, Ministerstwo otrzymało z Politechniki Warszawskiej dane, dotyczące 28 takich studentów. Otóż 3 z nich otrzymało dyplom po 4 latach, 12 po pięciu latach, 5 zaś po 6. Z danych tych wynika, a przeciętny czas studiów dla studentów nie zarobkujących którzy studia ukończyli, wynosi 5 lat.</u>
          <u xml:id="u-5.20" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Dane te mówią same za siebie.</u>
          <u xml:id="u-5.21" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Zagadnienie następne, które bardzo żywo omawiane było dotychczas zarówno przez pp. senatorów jak też pp. posłów w Sejmie, dotyczyło ideałów i metod wychowawczych stosowanych w szkołach od powszechnej do akademickiej włącznie.</u>
          <u xml:id="u-5.22" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Troska ujawniana w tej dyskusji jest łatwa do wytłumaczenia. Chodzi nam bowiem o to, aby młodzież nasza wyrosła na moralnie i fizycznie zdrowych obywateli Rzeczypospolitej, a więc na ludzi dzielnych i pracowitych, obdarzonych silną wolą i mocnym charakterem. Pokolenie młode powinno przyczynić się istotnie do dalszego wszechstronnego rozwoju polski. Młodzież nasza powinna być przepojona miłością Ojczyzny i być gotowa w każdej chwili ponieść wszelką ofiarę w walce o niepodległość i nienaruszalność granic naszego kraju, powinna też umieć stanąć w obronie honoru i dobrego imienia Polaka.</u>
          <u xml:id="u-5.23" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Twierdzę z poczuciem całkowitej odpowiedzialności za swoje słowa, że młodzież nasza jest przygotowana do czynnej obrony Państwa, gotowa walczyć o jego mocarstwowy rozwój i nie pozwoli uchybić dobremu imieniu jego obywateli.</u>
          <u xml:id="u-5.24" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Możemy być o to spokojni, że zarówno dom jak i szkoła stwarzając należyte warunki rozwoju gorących uczuć patriotycznych młodego pokolenia. W tym znaczeniu praca rodziców i wychowawców w odrodzonej Polsce dała takie same dobre wyniki, jakie dawało wychowanie narodowe młodego pokolenia w czasach najżywszych uniesień patriotycznych i krwawych ofiar minionych pokoleń w walce o niepodległość.</u>
          <u xml:id="u-5.25" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Zadanie o wiele trudniejsze mają rodzice i wychowawcy, gdy chodzi o wyrobienie tych cnót i zalet, które są tak potrzebne w normalnej pracy i postępowaniu dobrego obywatela i chrześcijanina. Życie współczesne pełne wstrząsów i niepokojów, myśli i idee nurtujące, hasła rzucane zewsząd utrudniają tę pracę ponad wszelką wątpliwość. Nie mniejszą też trudność przedstawia przygotowanie młodego pokolenia do roli, jaką to pokolenie będzie musiało odegrać w pracy nad dalszym rozwojem wewnętrznej mocy i spoistości Rzeczypospolitej. Istnieje wiele przyczyn, składających się na trudności, z którymi walczy współczesna Polska, a będzie zapewne walczyła i polska najbliższego jutra.</u>
          <u xml:id="u-5.26" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Tak więc w czasie politycznej niewoli, Polacy zacieśnili krąg swoich trosk zagadnień i celów, które wypełniały treść wysiłków najlepszych synów ojczyzny rozdartej wówczas na części. W tym to czasie walka toczyła się przede wszystkim o zachowanie własnego narodowego bytu i o odzyskanie niepodległości. Toteż powiedzieć musimy sobie otwarcie, że w chwili odrodzenia Polski szerokie masy społeczeństwa nie były przygotowane do stworzenia ideologii własnego wielkiego a strukturalnie niejednolitego Państwa. Dawniejsze podziały na grupy polityczne nie przestały istnieć, przeciwnie, rozrosły się dalej w oparciu jednak o ideologię przestarzałą i często od nowych zagadnień ogólnopaństwowych odległą. Dołączyły się do tego inne czynniki. Przez czas dłuższy już w Polsce odrodzonej wielu upajało się wiarą w hasła pacyfistyczne i spoglądało na Genewę jako na miejsce, gdzie pokojowo rozstrzygane być miały najżywotniejsze interesy państw i narodów. Dopiero wypadki lat ostatnich wpłynęły na zmianę stanowiska tych, którzy ulegali podobnym złudzeniom.</u>
          <u xml:id="u-5.27" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Powiedzmy też sobie otwarcie jeżeli wpatrując się w wypadki historyczne, które spowodowały upadek Polski, zadawano sobie niejednokrotnie pytanie „ku czemu Polska szła”, po odzyskaniu niepodległości niewielu było takich, którzy by odpowiedzieć sobie mogli jasno na pytanie „ku czemu Polska iść powinna”. Fakt ten musiał oddziaływać niekorzystnie na dalsze kształtowanie się myśli politycznej w społeczeństwie. Toteż doświadczenie przeżytych lat dwudziestu nauczyło nas wszystkich, że po przeszło stuletniej niewoli i rozdarciu kraju na trzy części nie osiąga się w czasie krótkim duchowego zjednoczenia narodu. Wymaga ono długoletniej, wytrwałej pracy, aby w opinii całego społeczeństwa utrwalić pozaklasowe, pozastanowe i poza dzielnicowe podstawy wspólnej polskiej racji stanu.</u>
          <u xml:id="u-5.28" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Nie łatwo też w społeczeństwie, pamiętającym nieustającą walkę z zaborcą, wytworzyć zrozumienie, że istnieją dopuszczalne i niedopuszczalne objawy niezadowolenia z tych lub innych posunięć własnego polskiego Rządu. A przecież do wystąpień niedopuszczalnych zaliczymy niewątpliwie takie, które podkopują praworządność i osłabiają u obcych powagę Państwa. Od czasu do czasu przypominać należy o tym społeczeństwu, tym bardziej czynić to trzeba w stosunku do młodzieży akademickiej, dającej się łatwiej unosić temperamentowi.</u>
          <u xml:id="u-5.29" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Wydaje mi się, że zespół wspomnianych przyczyn wpłynąć musiał na wytworzenie tych osobliwości naszej psychiki narodowej, odziedziczonej zresztą po naszych przodkach z czasów przedrozbiorowych i porozbiorowych, które komplikują znacznie naszą pracę w szkole.</u>
          <u xml:id="u-5.30" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Istnieją poza tym jeszcze inne przyczyny, utrudniające pracę wychowawczą. mam na myśli przejawy nacjonalizmu grup narodowościowych współżyjących z nami.</u>
          <u xml:id="u-5.31" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Nacjonalizm ten przybiera niejednokrotnie formy wybujałe, przeradza się w szkodliwy ultranacjonalizm. Pod wpływem takiego ultranacjonalizmu mniejszości narodowe częstokroć nie odnajdują należytego stosunku do Państwa i narodu polskiego.</u>
          <u xml:id="u-5.32" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Z drugiej strony działa skraju nacjonalizm rozwijany przez pewne polskie ugrupowania polityczne. Jednostki przejęte prądem ultrancjonalizmu skłonne są do upraszczania rozumowania i opierania swych haseł i postępowania na nieprzemyślanych, nierealnych koncepcjach politycznych. Rządzi tu raczej wszechwładnie uczucie, jakże często sprzeczne z realizmem politycznym.</u>
          <u xml:id="u-5.33" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Te warunki utrudniają nie tylko skupienie wszystkich sił dla pozytywnej pracy podniesienia duchowej i materialnej kultury kraju, ale także stwarzają trudności w szkolnej pracy wychowawczej.</u>
          <u xml:id="u-5.34" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Nie potrzebuję dodawać, że zespół wszystkich tych czynników działa na młodzież, która się rządzi przede wszystkim uczuciami, a za sobą widzi poparcie ugrupowań politycznych, nie zdających sobie sprawy z krzywdy, jaką wyrządzają Polsce przez sam fakt popierania anarchii i szerzenia zamętu w kraju w ogóle, a w szkołach akademickich w szczególności.</u>
          <u xml:id="u-5.35" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Jeśli chodzi o wypadki lwowskie, mogę zakomunikować Wysokiemu Senatowi, że władze prokuratorskie przeprowadziły dochodzenie i rewizje w trzech domach akademickich ostatnio zaś w lokalu Bratniej Pomocy Politechniki Lwowskiej oraz zaaresztowały winnych studentów, przeciwko którym wszczęte jest postępowanie karne. Zmierzać będą i nadal wytrwale ku temu, aby nie tylko likwidować rozruchy studencie, ale przede wszystkim usunąć bezkarność studentów za różne ekscesy. Dążyć też będę do wytworzenia warunków, w których by rozruchy w ogóle zachodzić nie mogły. Jednakże dopiero po całkowitym opanowaniu niedopuszczalnych przejawów anarchii na uczelniach akademickich można będzie osiągnąć wyniki pozytywnej pracy wychowawczej.</u>
          <u xml:id="u-5.36" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">W porozumieniu z p. Ministrem Sprawiedliwości zmierzać będę do tego, a by czyny podpadające pod kodeks karny, a dokonane na terenie uczelni akademickich, karane były z całą surowością prawa. Młodzież powinna zrozumieć, że na terenie uczelni akademickiej zachowywane być winno najwyższe poszanowanie prawa.</u>
          <u xml:id="u-5.37" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Wracając raz jeszcze do realizacji podstawowych problemów wychowania obywatelskiego i narodowego, zaznaczę, że będą one tym łatwiejsze do zrealizowania, im prędzej dojdą najszersze masy społeczeństwa do duchowego zjednoczenia. Sądzę, że czas i stopniowe uświadamianie sobie historii, którąśmy sami przeżyli, sprzyja temu procesowi.</u>
          <u xml:id="u-5.38" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Przecież uświadamiają sobie stopniowo wszyscy, że w ciągu lat 20 naszego niepodległego bytu przeszliśmy wielką szkołę życiową. Przeżyliśmy bowiem momenty straszliwego i groźnego ideowego rozproszkowania społeczeństwa, co gorsze połączonego z bezładem aparatu państwowego. Były to chwile dla Państwa bardzo niebezpieczne. Stanęliśmy niewątpliwie w obliczu kataklizmów, mogących zagrażać praworządności i sile naszego Państwa.</u>
          <u xml:id="u-5.39" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Uratowała nas wówczas silna dłoń Marszałka Piłsudskiego, który swą wolą, rozumem, jasną oceną niedomagań naszego życia państwowego doprowadził do uzdrowienia aparatu państwowego, dając trwałe i mocne podstawy rozwoju Rzeczypospolitej.</u>
          <u xml:id="u-5.40" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Po zgonie Marszałka Piłsudskiego społeczeństwo przeżyło niejedno głębokie przeobrażenie duchowe. Stanęło w obliczu wielu nowych niebezpieczeństw, wobec których należało znaleźć wyjście.</u>
          <u xml:id="u-5.41" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Wówczas to usłyszeliśmy apel Naczelnego Wodza, domagającego się w imię najwyższych interesów Państwa i jego obrony zjednoczenia wszystkich sił narodowych do pracy nad rozwojem i umocnieniem duchowym i materialnym Rzeczypospolitej. Sformułowane też zostały w deklaracji lutowej podstawowe tezy, określające jasno ku czemu Polska iść powinna.</u>
          <u xml:id="u-5.42" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Wielki cel stworzenia Polski mocarstwowej, potężnej i silnej skłonić wreszcie musi do tego, aby we wspólnym szeregu stanęli wszyscy Polacy. Przyjść musi również zrozumienie, że szeregi te powinny być bardziej zwarte i jednolite tam wszędzie, gdzie mamy zadania cięższe do wypełnienia.</u>
          <u xml:id="u-5.43" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Na tych odcinkach walczyć powinniśmy tym bardziej wytrwale o zjednoczenie sił i szukać usilnie dróg do wzajemnego zbliżenia tych, których nieufność od siebie odgradza.</u>
          <u xml:id="u-5.44" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Wbrew zapewnieniom zgorzkniałych pesymistów proces uświadamiania sobie właściwej drogi rozwoju Polski i roli narodu polskiego w tym rozwoju postępuje naprzód. Społeczeństwo otrząsa się z naleciałości pozostałych po niewoli, odnajdując właściwą linię postępowania. W miarę dalszego postępu tego ważnego procesu dziejowego nasza praca wychowawcza w szkole będzie coraz łatwiejsza. 2yczyć sobie powinniśmy wszyscy, aby to się stało jak najprędzej.</u>
          <u xml:id="u-5.45" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-6">
          <u xml:id="u-6.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Zarzycki.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-7">
          <u xml:id="u-7.0" who="#SZarzycki">Wysoki Senacie! Jako przewodniczący Komisji Budżetowej czuję się w obowiązku zakomunikować po prostu Wysokiemu Senatowi, że oto ten resort cieszył się na komisji największym zainteresowaniem zarówno co do ilości mówców, których tylu nie było przy żadnym innym resorcie, jako też co do ważności zagadnień poruszonych. I dobrze się stało, że oto nad tym resortem dyskutujemy, bo nie jest nic wart naród, który nad swoją młodzieżą i jej postępkami przechodzi lekko do porządku dziennego. Młodzież to jest przyszłość narodu, takie będzie Państwo, takie będzie przyszłe pokolenie, jakie ta młodzież wytworzy, i takie będzie to przyszłe pokolenie, jakimi ideałami my tę naszą młodzież, te nasze dzieci potrafimy natchnąć. I dlatego nie ma się co dziwić, że czujemy niepokój wobec faktów, jakie zaszły i jakie jeszcze ciągle zachodzą, bo mimo wszystkich zapewnień, przemówień itd. niestety dzień po dniu jesteśmy świadkami ciągle nowych jakichś wyskoków. I o dziwo, proszę mi darować, cieszymy się, że pojawił się na sali p. Minister Sprawiedliwości, musi on niejako swoją obecnością tutaj zaznaczyć, że jest gotów podtrzymać wysiłki Ministerstwa Oświaty, zmierzające do leczenia stosunków na uniwersytetach. Ale, proszę Panów, gdyby to spotkało moje dziecko, że tam gdzieś na dziecko moje trzeba aż prokuratora, trzeba aż władzy sądowej, to zasmuciłbym się bardzo. Niestety tak jest, że tego trzeba, ale nie powinno być tego, tam inne władze powinny działać, tam kto inny powinien tą młodzieżą kierować w należytym kierunku, ażeby nie dochodziło do wypadków takich, że policja, która jest potrzebna na co innego, musi występować przeciw naszym najdroższym dzieciom — bo młodzież za dzieci swoje uważać musimy.</u>
          <u xml:id="u-7.1" who="#SZarzycki">Ale wracajmy do rzeczy. Na Komisji Budżetowej właściwie trzy grupy zagadnień wzbudziły największe zainteresowanie — oto ja biorę mniej więcej to, co p. sprawozdawca powiedział. Były to grupy: szkolnictwo zawodowe, szkolnictwo powszechne oraz szkolnictwo akademickie.</u>
          <u xml:id="u-7.2" who="#SZarzycki">Szkolnictwo zawodowe. Słusznie wysunęło się ono na Komisji Budżetowej na plan pierwszy. Jesteśmy w fazie przebudowy gospodarczej Polski i ta przebudowa uda nam się zależnie od tego, jak rozwiążemy między innymi zagadnienie szkolnictwa zawodowego. Dla ostrego przykładu, ażeby wbił się on w pamięć, przypomnę, że przecież mamy do odrobienia historyczne zaniedbanie. Nie chcieliśmy się zajmować handlem i oto obecnie musimy między innymi przez szkoły handlowe wpoić w nasze społeczeństwo, że każda dziedzinę życia gospodarczego naród, jeżeli chce być wielkim narodem, sam musi dobrze załatwiać. Oto jakie między innymi zadanie ma szkoła zawodowa, by nasza młodzież w tym przekonaniu utrwalić i dać jej uzbrojenie należyte, żeby potrafiła każde przedsiębiorstwo, szczególnie gospodarcze, porządnie prowadzić. Dlatego na Komisji Budżetowej słuchaliśmy z tak wielkim zainteresowaniem o tym, jak się rozwija zakres szkół zawodowych, jak się powiększa bardzo znacznie ilość uczniów, jaki jest ten zdrowy nad. który się zrodził w społeczeństwie i wśród młodzieży, do oddania się tym kierunkom w swojej przyszłej pracy.</u>
          <u xml:id="u-7.3" who="#SZarzycki">Druga grupa to jest szkolnictwo powszechne. Tu oczywiście musieliśmy także słyszeć z ust rozmaitych mówców o tym ogromie trudności, z jakimi Państwo ma do czynienia, a więc o pół milionie dzieci nie mogących uczęszczać do szkół, o braku etatów, o braku szkół, o których tak dzielnie walczy sympatyczne Towarzystwo Popierania Budowy Szkół Powszechnych, o wielkim analfabetyzmie, o wielkiej ilości szkół pierwszego stopnia, o powrotnym analfabetyzmie, o niskim uposażeniu nauczycieli itd. itd. Wszystko to dowodzi, że mamy po prostu heroiczną pracę przed sobą. Niewątpliwie trzeba powiedzieć, że stwierdzamy postęp, ale te postęp w stosunku do potrzeb rzeczywistych jest bardzo mały.</u>
          <u xml:id="u-7.4" who="#SZarzycki">Największe jednak zainteresowanie na komisji wywołało zagadnienie szkół akademickich, a to zarówno ze względu na to, iż rzekomo szkoły średnie nie przygotowują należycie młodzieży do studiów wyższych, gdyż są one przeciążone programami, żądaniami, jak i ze względu na brak narybku naukowego, ale z natury rzeczy największe zainteresowanie musiały wzbudzić zajścia.</u>
          <u xml:id="u-7.5" who="#SZarzycki">Proszę Państwa, muszę tu usprawiedliwić się z tego, co zostało zrobione ze strony mojej jako przewodniczącego. Oto kiedy pod wrażeniem mowy p. senatora Bartla podziękowałem mu, a podziękowanie to wyraziło się nie tylko w moich słowach, ale w oklaskach komisji, co zostało potwierdzone tym, że później w debatach komisyjnych nie było sprzeciwu co do zachowania się przewodniczącego, doszło później do tego, że jak gdyby jako refleks tych debat zaszły na wyższych uczelniach we Lwowie nowe zajścia, jakby na kpiny po prostu z tego ostrzeżenia, i to zajścia, które już naprawdę każdego spokojnego człowieka mogą wyprowadzić z równowagi. Jeżeli słyszymy, że to nasze nerwy tylko grają, to musimy się przeciw temu kategorycznie zastrzec. Bo jeżeli ostrzeżenie nie daje rezultatów i sprowadza jeszcze nowe zajścia, to naprawdę jest naszym obowiązkiem wyjść z nerwowego nastroju i wykazać, że tak być dalej nie może i nie powinno. Pod koniec debat komisyjnych zaszedł nowy wypadek. Było moim obowiązkiem odczytać komisji usprawiedliwienie, jakie nadesłał s. prof. Bartel, że nie ma się zjawić w Warszawie na posiedzeniu komisji, a to dlatego, że nie chciałby, ażeby ten wyjazd ze Lwowa był uważany w oczach tamtejszego społeczeństwa, że po prostu referuje z placu boju, dbając o własną skórę. Poczuwałem się oczywiście do obowiązku, jako Przewodniczący, zakomunikować to komisji i równocześnie dać wyraz oburzeniu, że oto senatora Rzeczypospolitej za jego stanowisko w komisji spotyka nowa napaść i nowe szykany. I znowu to oświadczenie spotkało się na komisji z bardzo żywą reakcją pozytywną. Tyle na komisji. Nie wiem, czym się kierowali poszczególni członkowie solidaryzując się z wystąpieniem moim jako przewodniczącego, ale wydaje mi się, że jestem wyrazicielem, jeżeli nie wszystkich, to przygniatającej większości komisji.</u>
          <u xml:id="u-7.6" who="#SZarzycki">Ale proszę mi pozwolić, Wysoka Izbo, moje spostrzeżenia i moje zapatrywania do tego dodać.</u>
          <u xml:id="u-7.7" who="#SZarzycki">Niejednokrotnie z tego terenu wracam przygnębiony, bo jeżdżąc po wsiach i miasteczkach widzi się na przykład nędzny stan sanitarny tych osiedli, gdzie ludność ma Bóg wie gdzie tego lekarza, nie ma możności zakupienia lekarstw, gdzie leczenie się należy do rzadkości, a ludność jest po prostu w rękach pokątnych doradców. Nasze władze administracyjne, zdając sobie sprawę z tego ciężkiego stanu, wstawiają do budżetu co mogą: 300–400 zł na utrzymanie lekarza. I jakiż jest rezultat? I znowu nie w jednym miejscu, bo mogę zacytować te miejscowości, w których to do dnia dzisiejszego jest faktem — oto ci lekarze mimo ogłoszenia nie chcą się zgłosić. Radziłem: Zróbcie agitację na wydziale medycznym uniwersytetu we Lwowie, zaagitujcie trochę młodych, dorastających lekarzy, by przyjechali. Zrobiono to. Jakiż jest rezultat tego? Oto przyjechało dwóch młodych lekarzy do miejscowości tej, rozejrzeli się, porozmawiali i powiedzieli: To nas nie urządza. Ale o dziwo, nie urządziło tych naszych młodych lekarzy, co to we Lwowie krzyczą i hałasują, ale urządziło lekarzy mniejszościowych. I to jest walka o polskość, realna i rzeczywista — zadawałem sobie pytanie, wracając stamtąd — to jest praca i pionierstwo, czy też tylko hałasy, krzyki i awantury?</u>
          <u xml:id="u-7.8" who="#SZarzycki">A teraz dalej. Weźmy nasze placówki gospodarcze. Czegoż brak tym polskim placówkom tam w Małopolsce wschodniej? Przecież to jest wiadome wszystkim, nie tylko Polakom, ale i Ukraińcom, mianowicie brak tam personelu przygotowanego należycie do kierowania. I znowu nie można doprosić się tych ludzi, by przyjechali i kierowali tą robotą, której tam tyle jest. Natomiast znajduje się miejsce, znajduje się czas i czelność, aby pomiatać wprost dostojnikami państwowymi, którzy tam przyjechali z poleceniem, znajduje się często czas, aby robić manifestacje nawet przeciw wojsku, co do którego tyle krzyczy, że jest mu się sercem oddanym. I wreszcie, gdy ta fala wzbierze do niemożliwości — wzywa się policję.</u>
          <u xml:id="u-7.9" who="#SZarzycki">I znów muszę ze swego doświadczenia i to bardzo świeżego zacytować pewien fakt. Na tamtym terenie raz po raz, to tu to tam, stwarza się jakieś ogniska zamieszania, wymagające specjalnej opieki. Proszę mnie nie rozumieć, że jest to skierowane specjalnie z punktu widzenia przeciw ukraińskiego, bo i ludność ukraińska prosi się o większą osłonę w tych lub innych punktach. Kiedy jestem proszony o interwencję, by postawić gdzieś posterunek policji, to dostaję dosłownie taką odpowiedź: Nie mamy pieniędzy, nie możemy tu czy tam postawić posterunku policji. A równocześnie ta sama policja jest skonsygnowana całymi dniami i nocami, nie śpi, ślęczy nad tym, aby pilnować porządku w stosunku do grupki młodzieży, tych 10% młodzieży, która nie pozwala studiować reszcie. I oto ci policjanci w starciach z własną polska młodzieżą są ranni, są nieprzytomni, leżą po szpitalach. Czy to jest kierunek właściwy? Niewątpliwie nie ma nikogo, kto by tych rzeczy bronił. Pałki, petardy, noże sprężynowe, karabin, amunicja czy cokolwiek innego raz na zawsze muszą być z domów akademickich usunięte.</u>
          <u xml:id="u-7.10" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-7.11" who="#SZarzycki">Ale najprzykrzejszym jest to, że oto zarówno na p. prof. Bartla, jak i na mnie osobiście rzucono ordynarne po prostu insynuacje, że oto my — wrogowie młodzieży. Chyba niejeden z nas tuż przed wojną stał w szeregu razem ze swoimi uczniami na placu ćwiczeń, najpierw z tymi uczniami ramię przy ramieniu, z własnej ochoty ćwiczył, ażeby potem mógł jako tako spełnić swoi obowiązek żołnierski, potem z tą samą młodzieżą szedł na wojnę, znowu ramię przy ramieniu o tę Polskę prawdziwą walczył i tak samo ramię przy ramieniu z tą samą złotą i kochaną młodzieżą walczył o Lwów. I teraz się mówi, że oto niektórzy ci ludzie są wrogami młodzieży! Będziemy wrogami tych, którzy zamiast brać się do realnej roboty i zamiast pracować nad tym, co jest ich głównym zadaniem, wprowadzają politykę do uczelni, poniewierają sztandarem państwowym, bo przecież już dziś nie wiadomo na kogo ta bojówka pójdzie. Był czas, kiedy szła ona na Ukraińców, na Żydów, na ludowców, na kogo dalej pójdzie — nie wiadomo. I przez to ja muszę być w pewnych momentach przeciwnikiem tego dziecka, które jest złe, muszę mu powiedzieć, że jest złe, dlatego, że ja chcę, żeby zło było wykorzenione i żeby na to miejsce przyszły dobre nawyki.</u>
          <u xml:id="u-7.12" who="#SZarzycki">Teraz najważniejszym jest to — Pan Minister był łaskaw wspomnieć, a ja to chcę wyraźnie podkreślić — gdzie te rozgrywki partyjne są prowadzone? Prowadzi się je we Lwowie, w tym czasie, gdy się tak szumne wysuwa hasła z tamtej właśnie strony o porozumieniu, o zjednoczeniu wszystkich Polaków dla wzmocnienia polskości. To jest jakieś dziwne nieporozumienie, dziwne zaćmienie umysłów. Z tego widać, że nie umieją prawdziwie walczyć o polskość ci, którzy prowadzą rozgrywki między sobą. Dzieje się to we Lwowie, który ma tak piękne tradycje, ale tego nie robi Lwów, bo Lwów był i pozostanie zawsze wierny Rzeczypospolitej.</u>
          <u xml:id="u-7.13" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-7.14" who="#SZarzycki">To robi zawsze ta garstka nieprzytomnych młodzieńców, którzy, niestety, nie czują nad sobą wyraźnej opieki.</u>
          <u xml:id="u-7.15" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Stolarski.)</u>
          <u xml:id="u-7.16" who="#SZarzycki">Z ust prof. Kolankowskiego, którego znamy bliżej, usłyszeliśmy zdanie, że oto Senat jest pozostawiony bez opieki, bez żadnych wskazówek, bez podtrzymania. Proszę Panów, nie można posądzać, aby p. senator Kolankowski mówił rzeczy, które nie miały miejsca. Widocznie miały one miejsce, skoro mimo rozmaitych przemówień naszych dostojników państwowych dalej te ekscesy trwają. I dlatego, proszę Panów, nie można nad tym spokojnie przejść do porządku dziennego.</u>
          <u xml:id="u-7.17" who="#SZarzycki">Małopolska wschodnia i Lwów to wysunięty szaniec Rzeczypospolitej. Za żadną cenę nie wolno dopuścić, aby tam prowadzono rozgrywki, aby tam jakieś zielone czy inne sztandary wywieszane były przez młodzież. Tylko sztandar biało-czerwony,...</u>
          <u xml:id="u-7.18" who="#komentarz">(Oklaski)</u>
          <u xml:id="u-7.19" who="#SZarzycki">... ale nie w słowach, nie w zapowiedziach, tylko w czynie.</u>
          <u xml:id="u-7.20" who="#SZarzycki">Jeżeli senaty akademickie, jeżeli rektorzy są bezradni, nic potrafią przy pomocy swojej straży opanować sytuacji, to trzeba ich podtrzymać. Ale jak podtrzymać? Oto podtrzymać przede wszystkim wielką ideą, wielką wiarą w ten kierunek, jaki tam ma być, a nie ulegać i nie posuwać się do tego, aby oto naukę prowadziła tam policja i Ministerstwo Sprawiedliwości.</u>
          <u xml:id="u-7.21" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-8">
          <u xml:id="u-8.0" who="#WicemarszałekStolarski">Głos ma s. Katelbach.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-9">
          <u xml:id="u-9.0" who="#SKatelbach">Wysoka Izbo! Komisja Budżetowa Senatu na posiedzeniu swoim w dniu 16 lutego rb., poświęconym omawianiu budżetu Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, wysłuchała z wielką uwagą wypowiedzeń szanownego pana senatora prof. Bartla na temat stosunków, panujących wśród młodzieży lwowskiej. Rzeczy, o których mówił prof. Bartel, wstrząsnęły do głębi całą opinią kraju, nie wywołały jednak, jak dotąd, w opinii głębszej analizy przyczyn niepokojącego stanu rzeczy. Albowiem stwierdzenia, że szkoła średnia niedostatecznie przygotowuje do studiów wyższych lub że mniejszość rozpolitykowanych młodzieńców terroryzuje większość, w tym samym stopniu niewiele tłumaczą, jak inne stwierdzenia, przypisujące wszystko przesadnemu kultowi tężyzny wśród młodzieży oraz nadmiarowi Żydów, studiujących na wyższych uczelniach lwowskich.</u>
          <u xml:id="u-9.1" who="#SKatelbach">Wysoka Izbo! Sprawa, poruszona przez p. senatora prof. Bartla, należy do kapitalnego zagadnienia w Polsce — zagadnienia wychowania narodowego. A ponieważ p. senator sprawozdawca budżetu nazwał resort Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego jak gdyby generalnym administratorem wszystkich elementów, składających się na całość właśnie zagadnienia wychowania narodowego, pozwoli mi Wysoka Izba, że nad tym tematem dłużej się nieco zatrzymam.</u>
          <u xml:id="u-9.2" who="#SKatelbach">Problem wychowania narodowego wczoraj przedstawiał się zupełnie odmiennie niż dzisiaj. Wczoraj o wychowaniu decydował przede wszystkim dom, już w mniejszym stopniu szkoła, bądź szkoła zaborcza, bądź szkoła polska, krępowana ciągłą kontrolą zaborców. Prócz tych dwóch elementów były środowiska ideowe, w których młode pokolenie wychowywało się przeważnie w ideałach narodowych, w dążeniu do niepodległości. Wszystkie te ideały wychowawcze owiane były szczerym humanitaryzmem, poszanowaniem godności ludzkiej i wolności człowieka.</u>
          <u xml:id="u-9.3" who="#SKatelbach">W dobie powojennej stosunki w tej dziedzinie uległy radykalnej zmianie. Niepewność sytuacji międzynarodowej, obawy każdego państwa i narodu o swą skórę, nie wyłączając nawet tych państw, które głoszą hasła imperialistyczne, ustawiczna troska o obronę swego stanu posiadania wywołały spotęgowanie napięcia ruchów narodowych, zresztą zawsze najgłębszych, twórczych i nieśmiertelnych. Państwo dla celów obronności zajęło się ich skoordynowaniem, oddziaływując na nie często decydująco. To ostatnie zjawisko wystąpiło najjaskrawiej bodaj wśród państw otaczających Polskę. W Sowietach i w Niemczech milionowe masy młodzieży poddane zostały jednolitemu systemowi wychowawczemu państwa. Te same zasady przyświeca w innych państwach, sąsiadujących z nami, jak w Litwie, Łotwie czy Rumunii. Wskutek nieustającego napięcia międzynarodowego zaczynają ujmować problem wychowania narodowego w swe ręce nawet takie państwa, jak Anglia i Francja, których ustroje stanowią antytezę totalnych ustrojów — niemieckich, włoskich czy sowieckich.</u>
          <u xml:id="u-9.4" who="#SKatelbach">Polska, znajdująca się w warunkach geograficznych, w których prymat obronności Państwa i zwartości wewnętrznej narodu, wpojony narodowi przez Marszałka Śmigłego-Rydza, nie podlega żadnej dyskusji, Polska otoczona państwami, w których rządzą totalne zasady wychowawcze, nie może pozwolić sobie na luksus utrzymywania systemów wychowawczych, które z dzisiejszą epoką, z dzisiejszą twardą rzeczywistością nic wspólnego nie mają. Nie gwoli „etatyzacji” tej dziedziny życia, lecz dla wypełnienia koniecznych, po prostu życiowych zadań, jakie stają przed narodem naszym, Państwo musi jak najszybciej ująć w swe ręce w sposób jednolity i planowy zagadnienie wychowania narodowego młodych pokoleń polskich.</u>
          <u xml:id="u-9.5" who="#SKatelbach">Wysoka Izbo! Fakt, że dotąd tego nie uczyniono, że nie wiem wciąż, czy przemawiając przy budżecie tego resortu nie popełniam błędu, jako że sprawą wychowania młodzieży zajmuje się u nas co najmniej kilka resortów, stanowi okoliczność sprzyjającą wybitnie narodzinom ekscesów, o których mówił nam przed kilku tygodniami p. sen. Bartek Dzisiejsza młodzież polska jest produktem dzisiejszej epoki. Pod wpływem impulsów zewnętrznych i przemian wewnętrznych kształtowało się jej oblicze. W tych wewnętrznych przemianach niepoślednią rolę odgrywał anarchizm opozycyjno-partyjny. Nie kształtowała tego oblicza jednolita myśl wychowawcza, nadrzędna. Brak jej. Za to ślepe, bezkrytyczne naśladownictwo obcych wzorów doprowadziło do wynaturzenia nieśmiertelnych ideałów narodowo-wychowawczych, spojonych jak najściślej w psychice polskiej z rycerską tradycją narodu.</u>
          <u xml:id="u-9.6" who="#SKatelbach">I jeszcze jedno. Od początku odrodzenia państwowego stronnictwo noszące dzisiaj nazwę „Stronnictwa Narodowego”, usiłowało zdobyć, a potem utrzymać rząd dusz młodzieży przez sztuczne wygrywanie idei narodu przeciw idei państwa. W pewnym okresie władze oświatowe popełniły ten błąd, że zamiast dążyć do pogrzebania tej sztucznej przeciwstawności, która jest dla polski samobójcza, stanęły faktycznie na tym samym stanowisku, tylko z drugiego końca. Wystąpiły one z programem tzw. wychowania narodowego. To, oczywiście, pchnęło młodzież w objęcia tych, których usiłowali wygrać ją przeciwko czynnikom dzierżącym władzę w Państwie, aby tą drogą ułatwić sobie dojście do władzy. Zbyt wiele czasu poświęcono w tym samym okresie sprawie programów szkolnych, nie zawsze, jak się okazuje, z pożytkiem, zbyt mało natomiast zastanawiano się nad przemianami, zachodzącymi w psychice młodzieży, zbyt mało, słowem, poświęcano czasu kapitalnemu zagadnieniu wychowawczemu. A to zagadnienie, zwłaszcza w naszych warunkach geopolitycznych jest nie mniej ważne, jeśli czasem nie ważniejsze od takiego lub innego programu nauczania. Wyższa uczelnia jest bowiem dla mnie nie tylko świątynią jakiejś czystej, abstrakcyjnej wiedzy. Od szkoły powszechnej, poprzez szkołę średnią, czy inna, aż do uczelni wyższej wszystkie zakłady szkolne muszą być zakładami, w których młodzież nasza będzie wychowana na dzielnych i prawych obywateli Państwa.</u>
          <u xml:id="u-9.7" who="#SKatelbach">Biadoleniem na temat rozpolitykowania młodzieży nic się nie poprawi. Przypomina mi ono biadolenia Romana Dmowskiego z tej epoki jego przedwojennej działalności, gdy tracąc wpływ na młodzież piorunował na szerzącą się wśród ówczesnej młodzieży pajdokrację. Biadolenia tego nie podzielam. Jako wychowanek Organizacji Młodzieży Narodowej, jako czynny działacz polityczny na terenie akademickim oraz kombatant i obrońca Lwowa muszę jednak z całym naciskiem z tej trybuny Wysokiej Izby wezwać młodzież do jak najszybszego zaprzestania standalów, anarchizujących i gangrenujących nasze życie. Z takim samym naciskiem zgłaszałbym pod adresem Pana Ministra pilny dezyderat o dołożenie wszelkich starań o to, aby właśnie z inicjatywy Pana Ministra, jako kierownika najbardziej do tego powołanego resortu państwowego zostało utworzone jakieś ciało żywe z udziałem czynników społecznych, koordynujące wreszcie całokształt zagadnień wychowawczo-narodowych w swych rękach. Zadaniem tego ciała było by wypracowanie doktryny wychowania narodowego, która nie tylko zostałaby na papierze, lecz z całą konsekwencją byłaby wcielana w życie. Wówczas bardzo szybko skończyłyby się ponure ekscesy, jakich świadkami jesteśmy. Wierzę bowiem w nasza młodzież, w jej patriotyzm i ofiarność, które nie są ani trochę mniejsze niż u młodzieży z okresu walk o niepodległość. Objawy obserwowanego od kilku lat wynaturzenia przypisuję przede wszystkim zaniedbaniom Państwa, które musi wziąć na siebie obowiązek skonstruowania własnego, rodzimego programu wychowania narodowego i umiejętnej i celowej jego realizacji.</u>
          <u xml:id="u-9.8" who="#SKatelbach">Uwagi swoje pragnąłbym zakończyć sprecyzowaniem szeregu wniosków.</u>
          <u xml:id="u-9.9" who="#SKatelbach">W poglądzie na stosunek między młodzieżą i starszym społeczeństwem zakorzeniło się fatalistyczne przeświadczenie, że konflikt między nimi jest rzeczą nieunikniona, naturalną niejako. Jest to obce psychice polskiej przetransponowywanie stosunków rosyjskich, dla których charakterystyczny był stały konflikt dwóch pokoleń — „ojców i dzieci”, jak głosi tytuł znanej powieści Turgieniewa. W tradycjach polskich tkwi głęboko spadkobierstwo idei przewodnich i wartości kulturalnych przekazywanych z pokolenia w pokolenie.</u>
          <u xml:id="u-9.10" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-9.11" who="#SKatelbach">Dziś wbrew pozorom pod tym względem nie ma zmiany. Młodzież nasza w swojej masie jest jak najściślej zespolona z całością narodu, stanowi jego cząstkę i kontynuację dojrzałego pokolenia. Nie potrzeba jej pozyskiwać, a tym mniej zyskiwać jej sympatie czy względy.</u>
          <u xml:id="u-9.12" who="#SKatelbach">Do młodzieży jednak trzeba mieć bezpośrednie i szczere podejście. Opierać się ono musi na następujących przesłankach: młodzież wymaga idei, które by stawiały przed nią perspektywy zdobywcze i konkretyzowały cele życiowe pokolenia. Bez tego musi ona wyjałowieć.</u>
          <u xml:id="u-9.13" who="#SKatelbach">Młodzież musi mieć swobodę formułowania swych dążeń i organizowania swego czynu. Rola starszego pokolenia ogranicza się do oddziaływania pośredniego, wynikającego z autorytetu zdobytego w bezpośrednim zetknięciu i opierającego się na osobistych wartościach umysłowych i charakteru.</u>
          <u xml:id="u-9.14" who="#SKatelbach">Młodzież organizować się winna nie dla bezpośrednich celów politycznych lecz dla pracy samowychowawczej.</u>
          <u xml:id="u-9.15" who="#SKatelbach">Młodzież daje się porwać tylko czynem i to czynem, który ma dać w rezultacie przebudowę życia i jego inowację. To stanowi cechę znamienną czynu młodzieńczego. I to jest jego wartością dynamiczną. Naród, który potrafi wprząc tę wartość w system swego politycznego działania na długa metę, może być pewnym, że osiągnie swe dziejowe przeznaczenie.</u>
          <u xml:id="u-9.16" who="#SKatelbach">Należy unikać wszelkiego werbalizmu, dziś tak nagminnie nadużywanego w konkretyzowaniu zadań narodowych. Werbalizm jest zamaskowaniem kłamstwa. Młodzież intuicyjnie — prędzej lub później — odczuje to i nie da temu wiary.</u>
          <u xml:id="u-9.17" who="#SKatelbach">Młodzież szuka odpowiedzi jasnych i prostych i tylko ta młodzież jest zdrowa, która się nie gubi w sofizmatach. Należy stwarzać młodzieży warunki dla bezpośrednich osiągnięć, nie pozbawiając jej wszakże zadowolenia z przełamywania oporów i przeciwności. Młodzież musi się wyładować w akcji bezpośredniej, musi mieć poczucie swej bezpośredniej użyteczności.</u>
          <u xml:id="u-9.18" who="#SKatelbach">Wielką wagę przyłożyć należy do organizacji młodzieży, mających za zadanie pogłębianie jej wiadomości tak szkolnych jak i życiowych. Na terenie tych organizacyj należy wytworzyć bodźce i warunki współzawodnictwa i współdziałania.</u>
          <u xml:id="u-9.19" who="#SKatelbach">Nikt nie zaprzeczy, że postacią, która więcej niż ktokolwiek inny w dziejach Polski potrafiła młodzież pociągnąć za sobą i postawić w służbę swoich ideałów, czyniąc ją wręcz gorliwą, namiętną wychowawczynią swoich rozkazów, był Józef Piłsudski. A przecież Piłsudski był skrajnym zaprzeczeniem wszelkiego werbalizmu, wszelkiego frazesu. Umiał czystą, twórczą prawdą sięgnąć do najgłębszych pokładów duszy młodzieży. Umiał uderzyć w najpiękniejszą strunę duszy młodzieńczej i wydobyć z niej ton najwznioślejszy — ton ofiarnej służby dla Narodu.</u>
          <u xml:id="u-9.20" who="#SKatelbach">Ten fakt coś mówi, ten fakt zawiera dla nas całą naukę.</u>
          <u xml:id="u-9.21" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-10">
          <u xml:id="u-10.0" who="#WicemarszałekStolarski">Głos ma s. Rembieliński.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-11">
          <u xml:id="u-11.0" who="#SRembieliński">Wysoka Izbo! W dyskusji, jaka się toczy, raz po raz słyszymy utyskiwania na młodzież, żale z powodu jej zachowania się i bodaj jest to jeden z głównych motywów nie tylko rozprawy nad budżetem Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, ale w ogóle wszystkich rozpraw, jakie się podczas dyskusji budżetowej tu toczą.</u>
          <u xml:id="u-11.1" who="#SRembieliński">Przypomnę, że na samym początku tej rozprawy p. generalny referent po dosyć groźnej zapowiedzi skorzystania z praw i obowiązków krytyki, jakie przysługują Izbom w stosunku do Rządu, właściwie jeden tylko objaw ujemny podkreślił, tj. wypadki wśród młodzieży akademickiej. Zatem na na ogół radosnym, pogodnym tle jeden ciemny obraz zobaczył. Otóż nie zamierzam przedłużać tej serii utyskiwań, nie zamierzam przedłużać dlatego, iż sądzę, że nam, jako przedstawicielom instytucji państwowej i pokolenia dojrzałego, przystoi postawa właśnie odwrotna. Nie powinniśmy utyskiwać nad tym co ta młodzież robi z nami, a przede wszystkim zastanowić się nad pytaniem, co my robimy z młodzieżą, jak my ją wychowujemy, jeżeli takie są wyniki, i jak my spełniamy nasz obowiązek wychowawczy.</u>
          <u xml:id="u-11.2" who="#SRembieliński">Tutaj pragnę też zastanowić się nad zagadnieniem, w jakim stopniu ten obowiązek spełniliśmy i jakie popełniamy błędy, jeśli chodzi o ideowe, obywatelskie wychowanie młodych pokoleń. Pierwszym z tych błędów, nad którym dłużej nieco pragnę się zatrzymać, jest aktualizacja w wychowaniu, idea aktualizacji programów szkolnych i aktualizacji tematów nauczania. Jeśliby określić to najprościej, mam do zarzucenia, że za wiele w szkole mówimy i uczymy o Polsce współczesnej, za mało zaś o Polsce wiecznej. Nie jest to wyłącznie wina lat ostatnich, jest to błąd, który właściwie od początku w latach powojennych w naszym wychowaniu i w naszych metodach pedagogicznych się przejawia. On trwa stale, jest zresztą wyrazem pewnych tendencyj, które są i poza Polską i które dość powszechnie w czasach ostatnich się przejawiały. Ale najwyraźniej, najdosadniej widzimy to w programach gimnazjalnych i licealnych, które obowiązują w tej chwili i które są poniekąd ostatecznym wyrazem tej tendencji, aczkolwiek skutki jej widzimy już od czasów dawniejszych i stykamy się z nimi na wyższych uczelniach.</u>
          <u xml:id="u-11.3" who="#SRembieliński">Weźmy więc program gimnazjalny obecnie obowiązujący, zatwierdzony przez b. ministra Wacława Jędrzejewicza, program literatury polskiej. Otóż jeśli chodzi o literaturę staropolską, to w programie gimnazjalnym jest dla niej trochę miejsca w klasie 2, tzn. w dawnej 4 i lektura tam zaleca: fragment jeden z Reja, Kochanowskiego jedną z pieśni, jedną z fraszek (to nie zmęczą się zbytnio, fraszki, jak wiadomo, nie są długie, jednak z fraszek, to bardzo skromnie), fragment z „Sobótki”, także dzieło, które w całości ma dwadzieścia parę stron małego formatu (i tutaj też nie przemęczą się), fragment z jednego z kazań Skargi — i to dosyć, jeśli chodzi o lekturę obowiązkową z dziedziny literatury złotego wieku, jeśli chodzi o gimnazjum.</u>
          <u xml:id="u-11.4" who="#SRembieliński">Zaś tego rodzaju dawkowanie literatury staropolskiej może przyczynić się tylko do jednego — do skompromitowania, ośmieszenia tej literatury w oczach ucznia. Szkoła przychodzi, ażeby niejako skompromitować w oczach ucznia tę literaturę staropolską i to dokonawszy wycofuje się.</u>
          <u xml:id="u-11.5" who="#komentarz">(Głos: Przesada.)</u>
          <u xml:id="u-11.6" who="#SRembieliński">Ściśle cytuję program.</u>
          <u xml:id="u-11.7" who="#SRembieliński">Otóż pamiętajmy, co jest cechą tej cywilizacji i tej kultury staropolskiej. Ta cywilizacja, nie nerwowa — harmonijna, nie działająca jakimś efektem romantycznym, nagłym błyskiem, ta literatura może oddziałać i ta cywilizacja może wywierać urok wtedy dopiero, gdy się z nią zżyć bliżej, gdy się ją pozna, gdy się wejdzie w jej atmosferę. To nie fajerwerk, który natychmiast może zachwycić, to jest kultura, w której atmosferę trzeba wniknąć głębiej i dopiero wtedy objawia ona swą wartość.</u>
          <u xml:id="u-11.8" who="#komentarz">(Głos: Dla dojrzałego człowieka.)</u>
          <u xml:id="u-11.9" who="#SRembieliński">Tak jak spokojna muzyka klasyczna Bacha i Haendla, może ona oddziaływać tylko wtedy, jeżeli się bliżej z nią zapoznać. A jeżeli na nią spojrzymy pod kątem widzenia egzotyki i jeżeli nie przywykniemy do dzieł pisanych tym językiem staropolskim, to będzie nam się on wydawał dziwaczny i humorystyczny, bo nie będziemy odczuwać różnic znaczeniowych, jakie słowa niejednokrotnie w biegu wieków nabyły. Jeśli więc się z tym światem nie zespolimy, jeżeli mu tylko parę godzin w ciągu roku poświęcimy, to skutek jest taki jedynie, że ten świat spokojny, świat ładu, cywilizacji pełnej i harmonijnej nie tylko się stanie obcy, ale gorzej, niż gdyby go w ogóle nie poznawano w szkole, bo wówczas zostałaby może zeń przynajmniej jakaś nieznana bliżej chwała, coś, do czego może kiedyś w przyszłości po dojściu do lat można by się zwrócić. Ale jeśli tę literaturę pozna się w szkole w ten sposób, tak ośmieszający ją, to odchodzi ochota, by do niej już kiedykolwiek wrócić. A przecież pamiętajmy, że to są szczyty kultury polskiej, ten Czarnolas, którego Soplicowo było już tylko odblaskiem, że to są szczyty cywilizacji Polski, w dobie Państwa najpotężniejszego, niemal trzykrotnie większego terytorialnie niż obecnie, tej cywilizacji, która zdobywała nam warstwy, przynajmniej wyższe, te, na które działała na przestrzeniach o ile większych niż Polska etnograficzna i dzięki której dziś jeszcze granice Polski tak daleko sięgają, jak sięgają.</u>
          <u xml:id="u-11.10" who="#SRembieliński">Natomiast gdy przejdziemy do literatury współczesnej, to tu o wiele więcej miejsca się poświęca — Sienkiewiczowi jeszcze skromnie obowiązujący w lekturze gimnazjalnej jest „Janko Muzykant” i „Bartek Zwycięzca”, czyżby po to. aby skompromitować troszkę Wielkopolskę?</u>
          <u xml:id="u-11.11" who="#komentarz">(S. Dobaczewski Dlaczego?)</u>
          <u xml:id="u-11.12" who="#SRembieliński">Dlatego, że Bartek Słowik jest, jak sądzę, troszkę kompromitujący intelektualnie.</u>
          <u xml:id="u-11.13" who="#SRembieliński">Jeżeli jednak chodzi o żyjących pisarzy — Sieroszewskiego, trzy dłuższe dzieła w całości poznajemy: „Polowanie na reny”, „Kulisi”, „Ukochana-Nieśmiertelna”, Kadena „Trzy wyprawy” też w całości. Żalą się nauczyciele na to — mam tutaj poważne pismo bardzo pedagogiczne lwowskie „Muzeum”, które sięga czasów przedwojennych, a w nim wyniki ankiety, przeprowadzonej przez profesora Kijasa. Czytamy tam: „Nieszczególną lekturą byli «Kulisi» z powodu swego egzotyzmu, a «Ukochana-Nieśmiertelna» sprawiła dużą trudność, ponieważ dzisiejsza młodzież nie rozumie już, że wówczas socjalizm i patriotyzm splatały się ściśle ze sobą. Mimo to jednak była najlepszą z trzech nowel Sieroszewskiego. «Polowanie na reny» zawiodło w zupełności, gdyż z tego obrazka nie dało się właściwie nic wydobyć. Na koniec «Trzy wyprawy» spotkały się niemal powszechnie z niechęcią nauczycieli, a zdecydowanym oporem młodzieży, która nie rozumiała ani ideologii zaciemnionej osobliwymi symbolami, nie mogła wreszcie przyzwyczaić się do rozlewnego i pretensjonalnego stylu autora. Kto wie więc, czy nie było by praktyczniej ograniczyć się do kilku wyjątków z tej lektury”. Autor-nauczyciel skromnie mówi: „Czy nie należało by się ograniczyć do kilku wyjątków z Kadena? Mickiewicza i Wyspiańskiego daje się w drobnych wyjątkach, to jest uznane za naturalne i tym się nikt nie gorszy”.</u>
          <u xml:id="u-11.14" who="#SRembieliński">Wysoka Izbo! Jeślibyśmy nawet przyjęli, że celem wychowawczym nauki literatury jest poznanie przede wszystkim twórczości Sieroszewskiego i Kadena, to i tak choćby dla lepszego zgłębienia tej twórczości, dla dokładniejszego podmalowania tła, dla celów po prostu porównawczych zalecałbym poznawanie lepsze także autorów innych.</u>
          <u xml:id="u-11.15" who="#SRembieliński">W ogóle zresztą za wiele się od literatury wymaga kultu współczesności. Niedawno w dyskusji sejmowej nad budżetem Ministerstw Oświaty p. poseł Dobkowski wyrażał żal pod adresem Polskiej Akademii Literatury i naszej poezji, że za mało się tam opiewa 0. Z. N. Otóż, proszę Państwa, ja, szczerze mówiąc, zbyt wiele mam sympatii do O. Z. N. i zbyt szczerze pragnę, ażeby odegrał on jak najbardziej pozytywną rolę w przyczynieniu się do dzieła zjednoczenia narodu, ażebym miał podtrzymać ten postulat posła Dobkowskiego, a to z tej racji, że przypominam sobie to, co powiedział Szyller, a co za nim powtórzył Mickiewicz, że musi umrzeć w Życiu to, co ma ożyć w pieśni. Niechże więc poeci o O. Z. N. jeszcze — nie piszą, niech piją o B. B. W. R!</u>
          <u xml:id="u-11.16" who="#komentarz">(Wesołość. Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-11.17" who="#SRembieliński">Ale wracam do programu. Historia Polski w ciągu 3 lat gimnazjum (klasa 2, 3 i 4, czyli dawna 4, 3 i 6) jest tak podzielona, że druga klasa i część trzeciej zawiera dzieje Polski od początku do wieku XX, a koniec klasy trzeciej i klasa czwarta są poświęcone wiekowi XX. Jednym słowem więc tak jest podzielony materiał historyczny, że trochę więcej niż połowę, w każdym razie drugą klasę i część trzeciej zajmuje okres od zarania dziejów Polski aż do chwili mego urodzenia się, a drugi okres, tj. koniec trzeciej klasy i czwarta klasa — to okres ostatni, co się działo za mego życia — a jestem jednym z młodszych tu senatorów”. Nie sądzę, żeby to była najlepsza proporcja i najodpowiedniejszy podział.</u>
          <u xml:id="u-11.18" who="#SRembieliński">A jeżeli na podstawie tak ułożonych wykładów gimnazjalnych mamy potem w liceum dawać z zakresu historii tego rodzaju tematyczno-monograficzne rozprawy, jak „Rozwój form życia społeczno-gospodarczego w Europie od czasów starożytnych albo „Podstawy kultury polskiej”, to jest to co prostu — szkoła blagi. I potem trzeba czytać z przykrością, jak taki „Posener Tageblatt” pisze, że nowe programy szkolne rozwijają odwieczne wady Polaków, mianowicie dyletantyzm, powierzchowność i blagę.</u>
          <u xml:id="u-11.19" who="#SRembieliński">Również przy nauce języków obcych występuje ta idea uwspółcześnienia, np. w liceach do wieku XIX — 1 rok, od początku wieku XIX — drugi rok.</u>
          <u xml:id="u-11.20" who="#SRembieliński">Gazeta staje się tu głównym środkiem nauczania, główną pomocą naukową, gazeta i Mały Rocznik Statystyczny. Sądzę, że to nie jest dobra metoda. Nawet w państwach totalnych, jeżeli przeglądamy programy niemieckie i włoskie, widzimy, ile tam jest mowy o dawności i pradawności, ile ci młodzi Niemcy uczą się i czytają, co Tacyt pisał o Germanach, ile poświęca się miejsca w programach faszystowskich dawnemu Rzymowi. Natomiast u nas, dzięki tej metodzie aktualności, dzięki temu, że gazeta jest głównym materiałem naukowym, np. przy kursie niemczyzny młodzież dowiaduje się prawie wyłącznie o hitleryzmie, o Niemczech współczesnych. Jak powiadam, nie jest to stan rzeczy godny zachwytu.</u>
          <u xml:id="u-11.21" who="#SRembieliński">Pamiętam, byłem kiedyś u swego przyjaciela. Nagle wpada jego córeczka, która uczęszcza do liceum, i pyta: „Panie redaktorze, ja właśnie dla szkoły piszę referat, kiedy był gabinet Świtalskiego?”. Niesłychanie gwałtowna okazała się potrzeba dowiedzenia się tego właśnie niezmiernie ważnego faktu! I mnie się zda je, że jeżeli nauczyciele tak wielokrotnie stwierdzają, że wyniki szkół klasycznych są lepsze, nawet jeżeli chodzi o studentów politechniki, to nie tylko dlatego, że dają one gimnastykę umysłu, jaką stanowi nauka łaciny i greki, ale także dlatego, że szkoły te dają wyjście w szerszy świat, nie tylko spraw aktualnych, ale i w świat przeszłości, że — powiedzmy — u Tacyta i Liwiusza o gabinecie Świtalskiego nie czytamy”.</u>
          <u xml:id="u-11.22" who="#SRembieliński">Otóż pamiętajmy, że współczesność zewsząd oddziaływa na nas, ze wszystkich stron krzyczy przez radio i woła ze szpalt gazet, ze współczesnością mamy ciągle do czynienia i ciągle ona nas otacza. Trzeba więc, żeby gdzieś przynajmniej było oderwanie od niej i żeby dziecko w szkole poznawało rzeczy trwalsze, takie, które pozostaną na całe życie. Przygotowanie do życia publicznego musi się rozpocząć w odosobnieniu i w oderwaniu się od gwaru teraźniejszości, tam, gdzie się z wiecznością obcuje, żeby potem tak umocnionym i pogłębionym przejść do spraw i prac dnia dzisiejszego.</u>
          <u xml:id="u-11.23" who="#SRembieliński">Skutkiem tej aktualizacji jest też to, o czym się tyle mówi, jest to rozpolitykowanie obecnej młodzieży, gdyż jeżeli młodzież uczy się wciąż z gazet o współczesnych rzeczach, to ku temu się zwraca i w tym kierunku skłania się jej wyobraźnia, to ją interesuje, a wtedy nie zacieśnia się do tego, co mówi jej nauczyciel, szuka dalszych politycznych nauk na własną rękę.</u>
          <u xml:id="u-11.24" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-11.25" who="#SRembieliński">A dalej, zważmy, że jednym z celów nauczania jest, jak podano w zakończeniu programu, jako wynik nauki gimnazjalnej w IV klasie: „osiąganie wprawy w układaniu aktualnych przemówień i odezw okolicznościowych”. Sądzę, że jest to stosunkowo mało potrzebna i mało ważna nauka i że za wiele się na to kładzie nacisku i to nie tylko w gimnazjach.</u>
          <u xml:id="u-11.26" who="#SRembieliński">Przypominam sobie, że byłem niedawno na uroczystości w szkole powszechnej na kresach, gdzie wybudowano nowy gmach szkolny. Przyjechał p. starosta i wychodzi na jego powitanie mały uczniacko 10-letni, pończoszki mu opadają trochę i nosek ma niewytarty, a biedactwo zaczyna przemawiać i mówi cienkim głosikiem: „Panie Starosto, my, młodzież szkolna, ślubujemy, że na odcinku szkolnym będziemy podciągać Polskę wzwyż”.</u>
          <u xml:id="u-11.27" who="#komentarz">(Wesołość.)</u>
          <u xml:id="u-11.28" who="#SRembieliński">A nauczyciel, dumny z tego, puszył się, że takie osiągnął wyniki wychowawcze.</u>
          <u xml:id="u-11.29" who="#SRembieliński">Teraz przejdę do drugiej sprawy olbrzymiej wagi, jeśli chodzi o błędy w wychowaniu młodego pokolenia, to jest do zagadnienia konspiracji. Zagadnienie to jest szersze, nie dotyczy tylko kwestii pedagogicznej, to jest zagadnienie w ogóle naszego życia politycznego.</u>
          <u xml:id="u-11.30" who="#SRembieliński">Ale pragnąc nie rozdrabniać swego przemówienia, nie mówiłem o tym przy dyskusji ogólnej, tylko tutaj chcę dla całości sprawy dać pewne jej oświetlenie, tym bardziej że chodzi mi głównie o stronę wychowawczą.</u>
          <u xml:id="u-11.31" who="#SRembieliński">Otóż nie chciałbym być niesprawiedliwy wobec tajnych organizacyj. Konspiracjom Polska zawdzięcza niesłychanie wiele. One były koniecznością naszego życia narodowego w niewoli. Tylko dzięki nim mogliśmy zachować jedność polityki w trzech zaborach, dzięki nim mogliśmy zachować ciągłość naszej polityki, której jawnie nie można było formułować. I jeżeli Polska została odbudowana, to niewątpliwie tajne organizacje odegrały tym olbrzymią rolę. Nie mielibyśmy bez nich ani wojska naszego w odpowiedniej chwili przygotowanego,' ani naszej polityki zagranicznej w czasie wojny światowej. I niezaprzeczenie ta zasługa jest wielka, a przyszły historyk będzie na pewno wskazywał, że nawet debrze się dla Polski stało, iż były dwie konspiracje, walczące ze sobą, że to dało Polsce możność maksymalnego wyzyskania koniunktury historycznej w tym przełomowym okresie. Dobrze się stało więc, że była z jednej strony konspiracja Dmowskiego, która pozwoliła zorganizować naszą politykę zagraniczną i mieć naszą reprezentację na Kongresie Wersalskim, i dobrze stało się, że była konspiracja Piłsudskiego, która stworzyła armię naszą, dzięki której byliśmy gotowi w momencie odzyskania niepodległości, że nie byliśmy bezradni, żeśmy mieli wojsko, żeśmy w listopadzie 1918 r. mieli już początki administracji i organizacji państwowej, żeśmy się nie pogrążyli w anarchii.</u>
          <u xml:id="u-11.32" who="#SRembieliński">Bodaj że więc najlepiej dla Polski się stało, jak się stało i rolę historyczną konspiracyj uważam za olbrzymią. Ale chodzi o to, że ta rola została wypełniona, ona niejako się wyczerpała A tymczasem te pretensje, żale zadawnione po obu stronach barykady politycznej pozostały i starsze pokolenie po obu stronach, jako główne swoje zadanie wychowawcze wobec młodych w ciągu pierwszego dwudziestolecia po odbudowie Państwa, uznało petryfikowanie tych pretensyj, żalów, zadrażnień i gniewu i wpajało je w młode pokolenie.</u>
          <u xml:id="u-11.33" who="#komentarz">(Głos: Nie po obu stronach.)</u>
          <u xml:id="u-11.34" who="#SRembieliński">Mówiąc obiektywnie, po obu stronach. Po obu stronach były konspiracje i każda z nich uważała się za rodzaj tajnego rządu narodowego. Kiedy odbudowano Państwo, zaczęły one uważać Polskę jako rodzaj emanacji tych tajnych związków, w dalszym ciągu wymagającą z ich strony opieki. Te konspiracje były czymś dawniejszym niż odbudowane Państwo i to poczucie wyraziło się tym, że egzaltowano te wspomnienia i kult ich w młodzież wpajano. Sądzę, że w tym względzie konspiracje czy ze strony opozycji, czy też Straży Przedniej Legionu Młodych (owe różne „alfy”, o których tyle w swoim czasie słyszeliśmy) mają najbardziej fatalny wpływ pedagogiczny. Przede wszystkim powodują one megalomanię wśród młodzieży. Kiedy do młodego chłopca przyjdzie starszy kolega i powiada: Słuchaj, ty o nas nie wiesz, ale myśmy ciebie widzieli, przyglądaliśmy się tobie i uważamy, że jesteś godny, by ciebie przyjąć do naszego grona i wtajemniczyć, jeżeli chłopak ten wie, że jest posiadaczem tajemnicy, której inni nie znają, to on już jest., gotów, zaczyna uważać się za coś lepszego od otoczenia. Poza tym konspiracja to szkoła kłamstwa i co więcej, kłamstwa nie tylko wobec wroga politycznego, ale nawet wobec najbliższych kolegów i towarzyszy, szczególnie jeżeli dojdzie się w tajnym związku na wyższy stopień. Wówczas musi się okłamywać kolegów udając, że jest się na równi z nimi na jednym stopniu, podczas kiedy się jest ich tajną zwierzchnością itd. A dalej trzeba zwrócić uwagę na ducha grupy właśnie z tej wyłączności konspiracyjnej wynikającego ducha grupy, który jest straszliwym nieszczęściem Polski i który dał takie złe wyniki wychowawcze. Tu jest bardzo prosty sylogizm, który się zawsze robi, że jednostka chce służyć Polsce i organizacja służy Polsce, a zatem dobro organizacji jest równoznaczne z dobrem Polski, że pracując dla organizacji, pracuje się dla Polski i w ten sposób, ponieważ Polska jest po obu stronach równania, więc po prostu skreśla się”. tu i tam i zostaje tylko jednostka i organizacja i dla organizacji się już tylko dalej pracuje. Wreszcie te przysięgi tajnych organizacyj, gdy zaczyna się od niezwykle szlachetnych rzeczy, gdy młodzieniec odczuwa to jako pierwsze śluby miłości na ołtarzu Ojczyzny złożone, a w rezultacie służy to wszytko dla utrzymania pod swoimi wpływami ludzi wciągniętych w młodości i trzymanych lojalnością w wypełnianiu złożonych ślubowań. A w poszukiwaniu tego narybku młodego schodziło się coraz niżej, za Ministerstwa panów Jędrzejewiczów najbardziej w dół się zeszło, do elementarnych niemal klas w szkolnictwie średnim. A skutek taki, że konspiracje są główną barierą utrudniającą porozumienie się Polakom, którzy tak samo myślą, mają mniej więcej te same programy, ale należą do różnych tajnych grup. Nie mogą oni zrobić nawet drobnego kroku, bo wywołuje to z obu stron niesłuchane zadrażnienie, bo na tego, kto ten krok robi, rzuca się niesłuchane insynuacje — to człowiek, który złamał przysięgę, niemoralny itd. A z drugiej strony ten kto taki krok zrobił, musi, ażeby przed samym sobą, przed światem ten straszny czyn zerwania tych przysiąg usprawiedliwić, zacząć na swoich dawnych kolegów i towarzyszów wylewać kubły pomyj i stąd ci, którzy odchodzą najczęściej w sposób najgorszy się wyrażają o swoich bardzo czcigodnych, bardzo patriotycznych i szlachetnych dawnych towarzyszach.</u>
          <u xml:id="u-11.35" who="#SRembieliński">Otóż te konspiracje nie są rzeczą ostatnich lat i trudno było z nimi walczyć przede wszystkim w początku istnienia Polski, ale dzisiaj było by już łatwiej, bo dzisiaj wszystkie przechodzą kryzys, widzimy to na powtarzających się rozłamach i w jednym i w drugim obozie. Konspiracje są, jak najniższe organizmy biologiczne, które się mnożą przez podział i wskutek tego drobna cząstka ma wszystkie cechy dawnej całości. Pozostaje więc szereg mniejszych grupek i grupeczek, z których każda uważa się, że ona jedna jedyna reprezentuje cały naród, powstają różne grupy, mafijki, produkty rozkładu, kierowane przez jakichś — „wodzyków” często humorystycznych.</u>
          <u xml:id="u-11.36" who="#SRembieliński">Sądzę więc, że w chwili obecnej danie młodzieży swobody wyżycia się w jawnych organizacjach byłoby znakomitym sposobem zwalczenia konspiracyj. Dlatego też w tej chwili danie jak największej swobody młodzieży akademickiej, odbudowanie normalnego jawnego, swobodnego życia akademickiego i możność jej politycznego wyżycia się w tym zakresie byłoby najlepszym sposobem do wymiecenia tych resztek konspiracji, które uważam za niesłychanie szkodliwe.</u>
          <u xml:id="u-11.37" who="#komentarz">(Głos: W jawnych organizacjach są tajne komórki.)</u>
          <u xml:id="u-11.38" who="#SRembieliński">Wiem, że są, mówiłem o tym. Ale dziś, gdy tajne grupy są w rozkładzie, danie przewagi jawnym może przynieść bardzo dobre wyniki.</u>
          <u xml:id="u-11.39" who="#SRembieliński">Teraz przechodzę do jeszcze innych zagadnień. Nasze pokolenie, nas wszystkich, jak tu jesteśmy, było pokoleniem w dziejach zupełnie wyjątkowym. My jesteśmy pokoleniem wielkiej przygody, myśmy przeżyli tyle, że niemal żadne pokolenie w dziejach niczego podobnego nie doświadczyło. Myśmy przeżyli i odbudowanie Państwa Polskiego i front i okopy i przelewaliśmy krew, przeżyliśmy Lwów i Warszawę, przeżyliśmy w najmłodszych latach szkołę obcą, tajne organizacje, ucząc się, jak się rozbiera rewolwery i jak bomby się robi. Myśmy przeżyli niesłuchanie wiele i lubimy o tym opowiadać i chwalić się z tego w szkole, w podręcznikach we wspomnieniach, a pamiętać trzeba, że to także na młodych działa. W pewnych grupach młodych widzimy też zjawisko, które określiłbym jako kompleks niespełnionego bohaterstwa, nie przeżytej wielkiej przygody, tęsknotę do jakiejś awantury, do jakiegoś wstrząsu, przełomu, kiedy w Polsce w tej chwili potrzeba właśnie normalnej, rzetelnej, poważnej, spokojnej pracy, tęsknota, w imię której narażają nieraz Polskę na rzeczy dla niej niepotrzebne i częstokroć szkodliwe.</u>
          <u xml:id="u-11.40" who="#SRembieliński">A pamiętajmy i to jeszcze, że to się wielu starszym podoba i wielu starszych nieraz z pewnym wzruszeniem, zobaczywszy młodzieńca z kastetem czy z browningiem, powiada on jest taki sam, jakim ja byłem w 1905 r. Nawet tu w tej Wysokiej Izbie — teraz on jest nieobecny — znam pewnego nader poważnego człowieka, którego osobiście bardzo szanuję, który bardzo wzruszał się właśnie z tego powodu pewnymi młodzieńczymi wyczynami.</u>
          <u xml:id="u-11.41" who="#SRembieliński">A więc młodzież ma chęć wyżycia się i to jest zupełnie naturalny stan, który trzeba zrozumieć, młodzież chce wykazać, że nie jest gorsza od nas, a może nawet i lepsza i to samo potrafi, co my, a może nawet jeszcze lepiej.</u>
          <u xml:id="u-11.42" who="#SRembieliński">Tu przejdę do następnego punktu. My młodym nie imponujemy przede wszystkim z powodu naszego braku energii, braku zdecydowania, z powodu naszej kompromisowości, wahań itd. Spójrzmy z tego stanowiska na sprawę w wyższych uczelniach, najbardziej palącą, a w której właśnie postawa starszego pokolenia młodym nie imponuje — to jest na kwestię żydowską. Przecież my wszyscy jesteśmy zgodni i stwierdzamy to zgodnie, że nie jest potrzebne dla Polski, ażeby miała więcej adwokatów Żydów, którzy by bronili spraw Polaków przed kratkami sądowymi, żeby miała więcej lekarzy Żydów, żeby miała więcej nauczycieli Żydów, którzy by uczyli polskie dzieci itd. Wszyscy czujemy, że tej potrzeby Polska nie ma. Jesteśmy też w olbrzymiej większości katolikami, na pewno olbrzymia większość to zadeklaruje. A pamiętajmy, że dekret 122 Synodu częstochowskiego, Synodu Prowincjonalnego Biskupów Polskich, jako obowiązek do wykonania natychmiastowego katolikom stawia zaprzestanie łączenia młodzieży polskiej z żydowską w jednej szkole i że trzeba z tym skończyć. Pomimo to zaś w tym kierunku nic nie robimy, na nic nie możemy się zdecydować. A tu decyzje powinny być radykalne. Nie ma co mowie o „numerus clausus”, to nie jest żadne rozwiązanie sprawy. Jedyny sposób to jest „numerus nullus”, tj. w ogóle niedopuszczenie żydowskiej młodzieży do polskich uczelni wyższych. A jeżeli się powie, że sprawiedliwość wymaga, aby żydzi mieli swoje wyższe uczelnie, żeby mieli teren, gdzie by mogli na swoje potrzeby przygotować inteligentów, nauczycieli, lekarzy, adwokatów, to zaproponuję proste wyjście: uznajmy Wolną Wszechnicę Polską za wyższą uczelnię, która te potrzeby zaspokoi. To doprawdy nie jest taki rewolucyjny krok, to byłaby stosunkowo nieduża zmiana w składzie osobowym ciała nauczycielskiego i studenckiego. Jeżeli po skończonej wojnie światowej mogli Grecy i Turcy milionowe robić przeniesienia stąd i tam, z Azji Mniejszej do Grecji i z Grecji do Azji Mniejszej, to naprawdę dla naszego pokolenia nie byłby to jakiś gigantyczny, herkulesowy trud. Należy więc tę sprawę „numerus nullus” jak najszybciej rozwiązać.</u>
          <u xml:id="u-11.43" who="#SRembieliński">Kończąc reasumuję. Spłycamy młodzież i rozpolitykowujemy po pierwsze przez ową „aktualizację”, odbierając jej poczucie przeszłości, sprawiając to, że tej przeszłości nie zna, że ciągle myśli pod kątem aktualności, bo i przeszłość jeszcze się aktualizuje w szkole. Jak dziś powiem młodemu człowiekowi o idei jagiellońskiej, to mu naprzód przychodzi na myśl Bocheński czy Bączkowski, a nie Oleśnicki, Kazimierz Jagiellończyk, Zygmunt Stary, Jan Tarnowski. I dlatego tyle jest pod tym względem pomyłek i bałamuctwa. Nie orientujemy się, że wyrazicielem idei jagiellońskiej był np. Władysław Jagiellończyk w Pradze na Hradczynie na tronie czeskim, a że z drugiej strony naprawdę żaden z Jagiellonów nie myślał nigdy walczyć o niepodległość Azerbejdżanu. To jedno.</u>
          <u xml:id="u-11.44" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Marszałek.)</u>
          <u xml:id="u-11.45" who="#SRembieliński">Po drugie demoralizujemy młodzież konspiracją, uczącą nieodpowiedzialności i kłamstwa. A konspiracja posiada jeszcze tę złą stronę, że daje najdogodniejsze pole do prowokacji. Ogromnie trudno przy konspiracji ustalić jakąkolwiek odpowiedzialność. Przypomnę tu doskonałą powieść Chestertona „Człowiek, który był Czwartkiem”, gdzie dopiero w ostatnim rozdziale okazuje się, że cały komitet anarchistów to są wszystko zwalczający anarchię tajni wywiadowcy.</u>
          <u xml:id="u-11.46" who="#SRembieliński">Po trzecie dajemy poklask awanturniczości, a nie załatwiamy potrzeb pilnych i niezbędnych, które stoją przed tym młodym pokoleniem, nie rozwiązujemy kwestii żydowskiej.</u>
          <u xml:id="u-11.47" who="#SRembieliński">Otóż wobec tego wszystkiego musimy powiedzieć sobie jasno i wyraźnie: jest wśród młodzieży wiele zła, wiele objawów niezdrowych, które spostrzegamy, i sądzę, że pedagog dzisiejszy mógłby, rozważając to. wziąć za motto słowa z „Boskiej Komedii” Darta: „Ty coś znał płonkę, widzisz, jak ze wzrostem karłowacieje konar na krzewinie, jak się wypaczyło to, co było proste”. Wypaczyło się to. co było proste — w wielu wypadkach Ale jeżeli przy tych metodach wychowawczych, jeżeli przy tym stanie na tle tej współczesności spojrzymy obiektywnie na rzecz, to powiedzieć musimy. że powinniśmy Bogu dziękować na kolanach, że ta młodzież jest jeszcze taka. jaka jest,...</u>
          <u xml:id="u-11.48" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-11.49" who="#SRembieliński">... że ta młodzież jest tak żywiołowo patriotyczna, że ma tak bezinteresowne. gorące serce polskie, że tak instynktownie odczuwa niebezpieczeństwa narodowe, choćby to niebezpieczeństwo żydowskie, i że tak mocno czuje potrzebę rodzimości polskiej cywilizacji. Powinniśmy Bogu dziękować, że ta młodzież jest tak szczerze, głęboko religijna, jak stwierdzają to spowiednicy, np. tak gorliwy i zasłużony kapłan, jak ś. p. ks. Szwejnic, rektor, powinniśmy cieszyć się, że ta młodzież, jesteśmy tego pewni, ilekroć tylko zajdzie potrzeba, przeleje ostatnią kroplę krwi, poświęci zdrowie, mienie i życie dla całości i niepodległości Polski, za Jej honor i za Jej wielkość.</u>
          <u xml:id="u-11.50" who="#komentarz">(Głos: Bili się na Jasnej Górze między sobą. Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-12">
          <u xml:id="u-12.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Bartel.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-13">
          <u xml:id="u-13.0" who="#SBartel">Wysoki Senacie! Jeden z najświetniejszych umysłów ginącej epoki, myśliciel i artysta o sercu czystym, jak serce dziecka — myślę o Stanisławie Witkiewiczu ojcu — wypowiedział zdanie, które narzuca mi się jako smutna prawda na odcinku mojej pracy zawodowej — z zawodu jestem jeszcze ciągle profesorem — z niezwykłą siłą i wyrazistością.</u>
          <u xml:id="u-13.1" who="#SBartel">„Jeżeli — mówi on — w obyczajach danego społeczeństwa ludożerstwo jest zjawiskiem normalnym, jeżeli jest uznane za godziwy i moralny sposób odżywiania się, zjedzenie polędwicy bliźniego nie poniża tego, kto ją zjadł; jeżeli jednak ludożerstwo uznane jest za czyn zły i podły, a jednak ktoś, zjadając polędwicę bliźniego, może nie tylko bezkarnie istnieć wśród społeczeństwa, ale nawet posiadać jego szczególne względy, dowodzi to zupełnej sprzeczności pojęć i czynów, dowodzi, że stan tego społeczeństwa jest bardzo lichy”. Przez szereg lat hiperboliczne zjadanie polędwicy. również dobrze żydowskiej jak polskiej, uchodziło w społeczeństwie akademickim za czyn normalny — będzie zasługą naszych ciał ustawodawczych i Rządu, jeżeli nastąpi powrót do racjonalniejszego sposobu odżywiania się i do normalniejszego pojmowania obowiązków wobec kultury i człowieka.</u>
          <u xml:id="u-13.2" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-13.3" who="#SBartel">Z wielkiego kompleksu spraw oświaty i nauki poruszyłem przed czterema tygodniami w senackiej Komisji Budżetowej jedną tylko, a mianowicie: marnotrawstwo czasu, sił i kapitału społecznego, jakie występuje u młodzieży akademickiej, a technickiej w szczególności.</u>
          <u xml:id="u-13.4" who="#SBartel">Ponieważ ośrodki życia akademickiego w Polsce różnią się między sobą znacznie, więc wziąłem pod uwagę jedynie skupienie lwowskie, w którym pracuję jako akademik od lat 37 i gdzie — jak mu się zdaje — orientuję się dobrze. Poza tem Lwów i z innych względów nadaje się leniej aniżeli każde inne miasto do obserwacji patologicznych przejawów życia akademickiego; nasilenie chorobowe jest tam bodaj największe z całej Polski.</u>
          <u xml:id="u-13.5" who="#SBartel">Kiedy fragmenty mego przemówienia dostały się do wiadomości publicznej, w pewnych kołach zawrzało. Poczęto przeciwstawiać moim twierdzeniom nierzadko świadome kłamstwo, złą wolę, a także groźby. Zdarzyło się bowiem po raz pierwszy, że profesor akademicki wyniósł na światło publiczne sprawy, które traktowane były dotąd w domu, u siebie, tam, gdzie się rodzą. Traktowane, ale bynajmniej nie załatwiane. Zło nie malało, lecz rosło. Jakby się pytano, gdzie zaginął esprit de corps, który dyktował dotąd milczenie i pobłażliwość? Wiadomo kto w Polsce posiada, w swym rozumieniu, monopol na patriotyzm i jakimi środkami działania utrzymuje go i utrwala. Monopoliści ci ogłosili, że jestem na żołdzie żydowskim, jakkolwiek w przemówieniu swym sprawy żydowskiej nie poruszałem zupełnie. Z tego samego źródła prawdy określono wystąpienie moje jako atak na całą młodzież akademicką. gdy potępienie czynów występnych odnosi się, na szczęście, tylko do jej garstki, tj. do właściwych, czynnych sprawców.</u>
          <u xml:id="u-13.6" who="#SBartel">Wystąpienie moje spotkało się też oczywiście z dezaprobatą profesorów sympatyków iż w, młodzieży narodowej. Rektor Politechniki Lwowskiej wystosował do mnie list o charakterze indagacyjnym, a tuż zanim, nie czekając na moje ustosunkowanie się do tego uzurpatorskiego kroku, przeprowadził przez senat, złożony w większości z najmłodszych, nadzwyczajnych profesorów. uchwałę, w której, nie wymieniając przezornie mego nazwiska, potępił moje wystąpienie. Kiedy się spostrzegł, że wdał się w nieswoje sprawy, przeprowadził jeszcze jedną uchwałę wyjaśniająca, że owo potępienie nie odnosi się do mojej osoby. Ta ostatnia uchwała, w przeciwieństwie do pierwszej, nie została jednak ogłoszona, trzymana jest w rezerwie: na wszelki wypadek. Poczęto zarzucać mnie, a także moją żonę anonimami, pełnymi ordynarnych wymyślam kłamstw i gróźb. Wkrótce poczęły pojawiać się ulotki, ulubiona broń wszystkich moralnych skrytobójców. Z tylu stron atakowany, czekałem na skutki bardziej namacalne i pewnej kategorii ludzi bardziej odpowiadające skierowanej przeciwko mnie propagandy.</u>
          <u xml:id="u-13.7" who="#SBartel">Stanowiskiem senatu politechniki rozzuchwalona grupka mieszkańców II Domu Techników napadła w noc popielcową na mój dom, obrzuciła go petardami o niezwykłej sile wybuchowej i cegłami. W ślad za potępieniami senatu poszły wyrazy wrogich uczuć w formie uchwał, podejmowanych w obecności profesorów kuratorów przez „Towarzystwa Samopomocowe”.</u>
          <u xml:id="u-13.8" who="#SBartel">Mówię o tych, mojej osoby tyczących się, sprawach jedynie dla zilustrowania klimatu panującego we Lwowie i aromatu powietrza, którym się oddycha i w którym się żyje.</u>
          <u xml:id="u-13.9" who="#SBartel">Jak powiedziałem, punktem wyjścia moich uwag było stwierdzenie, że studium na Politechnice Lwowskiej, a zapewne i Warszawskiej, i w uniwersytetach trwa niepomiernie długo.</u>
          <u xml:id="u-13.10" who="#SBartel">Ponieważ i w tym względzie uznano moje dane za nieścisłe, a także i w dzisiejszym przemówieniu p. Minister przeciwstawił się im, przeto zmuszony jestem zatrzymać przez chwilę uwagę Wysokiego Senatu na tej sprawie. Przy tym muszę stwierdzić, że informacje, którymi p. Minister operuje, nie są ścisłe i urzędnik, który je zestawił, powinien być pociągnięty do odpowiedzialności za złe informowanie swego Ministra, a jeżeli te informacje były podane przez senaty politechniki, w szczególności przez senat Politechniki Lwowskiej, p. Minister również winien pociągnąć go do odpowiedzialności za fałszywe informowanie.</u>
          <u xml:id="u-13.11" who="#SBartel">Fakt przeciągania się studiów politechnicznych istniał i przed wojną. Profesor Hauswald obliczył, że gdy liczbę lat, zużytych corocznie na studia, równą średniej liczbie słuchaczy, zapisanych w jednym roku, podzielimy przez liczbę tych, którzy co rok otrzymywali dyplom, to otrzymamy liczbę 13,8, tj. liczbę lat, jaka potrzebna była do wykształcenia jednego inżyniera spośród wszystkich zapisanych. Liczba ta oparta jest na statystyce z czterech lat przed wojną.</u>
          <u xml:id="u-13.12" who="#SBartel">Ta sama metoda obliczeniowa, zastosowana do czasów polskich, powojennych, wobec której zaraz się, Panie Ministrze, ustosunkuję, daje dla poszczególnych lat naukowych liczby, wahające się od 4,5 do 25,6. Wartość średnia dla 16 lat naukowych wynosi: dla wydziału architektonicznego 13,3, dla wydziału inżynierii 11,5. dla wszystkich wydziałów Politechniki Lwowskiej 10.2. Jeśli tu jest obecny urzędnik, który informował Pana Ministra o tych datach, powinien to uważnie zanotować, a następnie dokładnie sprawdzić. Dla 16 lat jest mniejsza aniżeli dla czterech lat, co się samo przez się rozumie, bo w okresie czterech lat liczba będzie większa aniżeli na przestrzeni większej ilości lat. Najgorzej, jak widzimy z tego, proszę Panów, przedstawiała się sytuacja na wydziale architektonicznym. Gdyby wszyscy studiujący dotarli do egzaminu dyplomowego, oroszę zwrócić uwagę, gdyby wszyscy — a ilu dotrze, zaraz się dowiemy — moglibyśmy powiedzieć, że na Wydziale Architektonicznym studium trwa 13,3 lat, na Wydziale Inżynierii — 11,5, a ogólnie w Politechnice Lwowskiej 10,2 lat.</u>
          <u xml:id="u-13.13" who="#SBartel">W rzeczywistości tylko pewna część studiujących dochodzi do dyplomu, reszta rezygnuje ze studiów po większej lub mniejszej ilości lat.</u>
          <u xml:id="u-13.14" who="#SBartel">W celu obliczenia rzeczywistego okresu studiów oraz liczby studentów, odpadających ze studiów, poddałem obserwacji bieg studiów 3063 studentów, którzy w okresie niepodległego bytu Państwa Polskiego, to jest od r. 1919 20, przeszli przez mój zakład w Politechnice Lwowskiej, który obsługuje Wydziały Architektoniczny, Inżynierii i Wydział Ogólny, dopóki ten przed paru laty nie został zwinięty. Doszedłem do rezultatu, że na każdych 100 nowowstępujących studentów otrzymuje dyplom od 30–36 osób, reszta, tj. 64 względnie 70. na każdych 100 wstępujących w mury uczelni nie wynosi z tej uczelni dyplomu. Obserwacja czasu trwania studiów 833 dyplomantów, badanych przeze mnie, doprowadziła do następujących rezultatów: że po 4 latach studiów (w ostatnich latach cyfra ta została przeciągnięta na 4 i pół roku) uzyskało dyplom — 0,4%, po 5 latach studiów 2.8%, po 6 latach studiów 5.1%, po 7 latach studiów 6,1%, po 8 latach studiów 5,2”, po 9 latach studiów 4,7%, po 10 latach 4%, po 11 latach 3,7% i tak ciągnie się aż do lat 18. Po 18 latach, a więc w 19 roku już nikt nie zasiada do dyplomu.</u>
          <u xml:id="u-13.15" who="#komentarz">(Wesołość.)</u>
          <u xml:id="u-13.16" who="#SBartel">Zresztą mogę Wysokiej Izbie służyć innymi cyframi. Jeżeli ośmieliłem się zabierać Wysokiej Izbie czas i jej cenną dla mnie uwagę takimi rzeczami, to dlatego że zagadnienie to, według mego zdania, ma znaczenie społeczne.</u>
          <u xml:id="u-13.17" who="#SBartel">Otóż, proszę Panów, na 100 studentów Politechniki Lwowskiej wydziałów architektury i inżynierii, którzy rozpoczęli studia w 1930/31, tzn. przed 8 laty, zdało dotąd dyplom 14, z tych, którzy rozpoczęli studia przed 7 laty, uzyskało dyplom 11, a z tych, którzy zaczęli studiować przed 6 laty, ukończyło szkołę 5. Idąc wstecz, będziemy mieli cyfry: 24, 37 i 33. Rok 1925/26 jest to jedyny rok w czasie niepodległego bytu naszego Państwa, w którym połowa, tj. 50%, zdała dyplom. Gdy tę sprawę badałem, okazało się, że stało się to dlatego, że w roku tym przyjęto bardzo małą liczbę studentów i że została zastosowana metoda dotychczas niestosowana, metoda rygorystycznych egzaminów wstępnych. Okazało się, że ta metoda dała doskonałe wyniki, a ponadto odciąża sale rysunkowe od niepotrzebnego balastu. Jest to jeden jedyny za czasów niepodległego bytu Państwa Polskiego rok, w którym 50% studentów zdało egzamin. Poza tym liczba ta się nie powtarza. Np. w roku 1919/20 na 100 zapisanych skończyło politechnikę zaledwie 37. Średnia arytmetyczna czasu trwania studiów u badanych dyplomantów na przestrzeni całego bytu niepodległego naszego Państwa wynosi 9 lat. P. Minister był łaskaw powiedzieć, ale nie wiem, czy dobrze zrozumiałem, że liczba ta wynosi 7,3 do 7,9. Czy to się, Panie Ministrze, odnosi do Politechniki Lwowskiej?</u>
          <u xml:id="u-13.18" who="#komentarz">(Minister Święto sławski: Do Warszawskiej.)</u>
          <u xml:id="u-13.19" who="#SBartel">A więc nie do Lwowskiej, w takim razie sytuacja w Warszawie przedstawia się lepiej. Bardzo przepraszam, ale zrozumiałem, że to się odnosi do Lwowa. Tego urzędnika nie potrzebuje już Pan Minister pociągać do odpowiedzialności. Nie potrzebował tego zresztą robić i przedtem, bo ja tu nic nie mam do rozkazywania.</u>
          <u xml:id="u-13.20" who="#komentarz">(Wesołość.)</u>
          <u xml:id="u-13.21" who="#SBartel">Gdyby się to odnosiło do Politechniki Lwowskiej, musiałbym stwierdzić, ponieważ sam te rzeczy badałem i za każdą liczbę biorę odpowiedzialności, że po prostu odnośny urzędnik omylił się, mówiąc najdelikatniej.</u>
          <u xml:id="u-13.22" who="#SBartel">Średnia arytmetyczna czasu trwania studiów u badanych dyplomantów, wynosząca 9 lat, niczego nie określa i niczego nie tłumaczy, skoro mamy „młodzieńców” zasiadających do egzaminu dyplomowego jeszcze po 18 latach po wstąpieniu do szkoły.</u>
          <u xml:id="u-13.23" who="#SBartel">Nad stanem tym trzeba i należy się zastanowić, jest on wręcz tragiczny.</u>
          <u xml:id="u-13.24" who="#SBartel">P. inżynier Aleksander Ciszewski w artykule zatytułowanym, „Marnotrawstwo młodych sił” zestawia przeciętny wiek kończących studia techniczne w różnych krajach i dochodzi do wniosku, że wiek ten u nas jest o 5–6 lat wyższy aniżeli we Francji, Belgii, Anglii i Stanach Zjednoczonych. Uważam, że liczba ta jest zbyt niska i dochodzi do 10 albo ją przekracza. Mówię ciągle, Panie Ministrze, o Lwowie. Wszystkie daty w ogóle, jakie przytaczam, odnoszą się do Lwowa.</u>
          <u xml:id="u-13.25" who="#SBartel">W tych warunkach młodzieniec, kończący szkołę techniczną, czy jak to będzie miało wkrótce miejsce — liceum techniczne, zdystansuje utytułowanego wprawdzie, ale znudzonego pseudo studiami inżyniera. Nim ten ostatni dojdzie do dyplomu, technik nabędzie w ciągu kilkuletniej praktyki, doświadczenia i podciągnie się też z łatwością i teoretycznie często ponad poziom wymęczonego absolwenta politechniki.</u>
          <u xml:id="u-13.26" who="#SBartel">W warunkach, w jakich rozwijać się będą licea techniczne, gdzie dyscyplina szkolna zastąpi swobodę „nieuczenia się” studentów zawodowych szkół akademickich, przyszłość należy do pierwszych — bo ustawa o szkołach akademickich mówi o swobodzie uczenia się, ale ta swoboda została przetransponowana na swobodę nieuczenia się. One, nie zaś politechniki, dostarczać będą młodych, energicznych, zdyscyplinowanych sił technicznych. Takich bowiem potrzeba krajowi. Współzawodnictwo to może przyczynić się do uzdrowienia. Świeżość, energia, zapał i dyscyplina odniosą tryumf.</u>
          <u xml:id="u-13.27" who="#SBartel">Nie mam danych, pozwalających mi na analogiczne do przeprowadzonych obliczenia odnośnie nowszych średnich szkół technicznych, na pewno jednak procent kończących tam studia jest bez porównania korzystniejszy a koszty niepomiernie mniejsze. Przez moje sale ćwiczeń i konstrukcyj przechodzą setki studiujących zabierają miejsca, zużywają ogromne ilości światła, absorbują siły szeregu asystentów — na 100. zaledwie 37 dochodzi do dyplomu. Co za marnotrawstwo czasu, energii i pieniędzy ze Skarbu Państwa i pieniędzy prywatnych!</u>
          <u xml:id="u-13.28" who="#SBartel">Jakie są tego smutnego stanu rzeczy przyczyny?</u>
          <u xml:id="u-13.29" who="#SBartel">Po pierwsze: niedostateczne przygotowanie większości kandydatów, wstępujących na politechnikę, przy czym przygotowanie u kobiet jest procentowo lepsze aniżeli u mężczyzn. Są one w czasie studiów, w którym podpadają pod moją obserwację — czas, a nie kobiety...</u>
          <u xml:id="u-13.30" who="#komentarz">(Wesołość)</u>
          <u xml:id="u-13.31" who="#SBartel">... — pilniejsze, bardziej pracowite i na ogół inteligentniejsze niż studenci.</u>
          <u xml:id="u-13.32" who="#SBartel">Po drugie: ubóstwo znacznej części młodzieży płci męskiej (bo dziewczęta są lepiej uposażone z domu), spotęgowane wysokimi opłatami szkolnymi.</u>
          <u xml:id="u-13.33" who="#SBartel">Po trzecie: przeciążenie młodzieży akademickiej materiałem naukowym i po czwarte operacje polityczne, prowadzone przez garstkę awanturników, posługujących się wszelką bronią od potwarzy do skrytobójstwa.</u>
          <u xml:id="u-13.34" who="#SBartel">Omówię pokrótce wszystkie cztery przyczyny, przy czym trochę dłużej zatrzymam się przy pierwszej i ostatniej.</u>
          <u xml:id="u-13.35" who="#SBartel">Obniżenie się poziomu kulturalnego młodzieży uniwersyteckiej w Polsce tak pod względem wiadomości, jak i zachowania ma u podstawy swej jako jedną z najważniejszych przyczyn stan szkolnictwa średniego, które w ostatnich latach nie potrafiło dać szkołom akademickim młodzieży zaopatrzonej w potrzebny do studiów wyższych zakres wiadomości, ani należytego przysposobienia w zakresie kultury i zdyscyplinowania społecznego.</u>
          <u xml:id="u-13.36" who="#SBartel">Przyczyn tego stanu rzeczy należy doszukiwać się pod trojakim aspektem:</u>
          <u xml:id="u-13.37" who="#SBartel">1) nauczycielstwo,</u>
          <u xml:id="u-13.38" who="#SBartel">2) sama młodzież i jej środowiska, wreszcie,</u>
          <u xml:id="u-13.39" who="#SBartel">3) ustrój i obowiązujące programy szkolne.</u>
          <u xml:id="u-13.40" who="#SBartel">Osobowość nauczyciela odgrywa przy realizowaniu programu szkolnego każdego planu nauczania i wychowania rolę pierwszorzędną i pierwszoplanową. Z nim stoi i upada wszelkie nauczanie i wychowanie. Otóż baczna obserwacja dowodzi, że nauczycielstwo szkół średnich w dzisiejszym stanie rzeczy zadania, powierzonego mu w zakresie nauczania i wychowania, nie może spełnić całkowicie, często bez własnej winy. Zakres rzeczowy wiadomości nauczyciela jest niejednokrotnie za niski, ale przede wszystkim nie dostosowany do potrzeb szkolnictwa. Winę ponoszą tu w głównej mierze programy i przepisy studiów uniwersyteckich, przewidujące przeważnie specjalizację tylko w jednym przedmiocie (nowe przepisy o magisteriach) zamiast pewnej grupy przedmiotów (dawne przepisy). Ze względów budżetowych tylko w niewielkiej liczbie zakładów kilkunastooddziałowych możliwe jest zatrudnianie nauczycieli wyłącznie w ramach przedmiotów ich specjalności. W większości zakładów nauczyciele muszą z konieczności uczyć dwu lub więcej przedmiotów, z którymi na uniwersytecie zupełnie się nie stykali. Nic więc dziwnego, że zakres ich wiadomości, czerpanych często wyłącznie z podręcznika szkolnego, jest niewystarczający. Zdarza się niejednokrotnie, że nauczyciele tacy w czasie lekcji czytają po prostu podręcznik, tracąc wszelką powagę u uczniów. Należało by więc znieść dotychczasowy system studiów uniwersyteckich i programy nauczania dla kandydatów na nauczycieli szkół średnich i potworzyć grupy z 2–3 przedmiotów, jako zakres specjalizacyjny. Szczególny nacisk musi być położony na reformę studiów polonistycznych, jak i studium języków nowożytnych. Tu z p. senatorem Rembielińskim zgadzam się całkowicie.</u>
          <u xml:id="u-13.41" who="#SBartel">W interesie utrzymania kultury nauczania i wychowania musi się przede wszystkim podnieść pozycję społeczną nauczyciela szkół średnich. Jest to dziś condido sine qua non i stanowi sedno bolączki, o ile chodzi o osobowość nauczyciela. Należy podnieść pozycję nauczyciela przede wszystkim pod względem materialnym. Należy pamiętać, że ze wszystkich działów urzędników państwowych nauczycielstwo szkół średnich jest bodaj najgorzej uposażone przy największym obciążeniu. Skutkiem złych warunków materialnych napływ nowych sił nauczycielskich ilościowo i jakościowo obniżył się w latach ostatnich bardzo.</u>
          <u xml:id="u-13.42" who="#SBartel">Przerost stosowania najrozmaitszych metod jako celów w sobie, zamiast środków do celu, jest niejednokrotnie fatalny. Zwłaszcza fatalny jest przerost metody dyskusyjnej, będącej ulubioną formą nauczycieli, którzy do prowadzenia lekcji w należyty sposób się nie przygotowali. zapominając, że metoda właśnie dyskusyjna wymaga bardzo starannego przygotowania. W wyniku uczy się młodzież fatalnej powierzchowności w ujmowaniu zagadnień i blagi. Zwraca się zbyt małą wagę na osiągnięcie efektywnych, pozytywnych wiadomości, dyskutując nad zagadnieniami, z których młodzież w najlepszym razie zatrzymuje później tylko mgliste wspomnienia. Poziom efektywnych, pozytywnych wiadomości natomiast jest z roku na rok coraz niższy i bardziej katastrofalny. Słusznie napisał p. prof. Heydel, że ze szkół średnich zrobiono uniwersytety, a te ostatnie stały się szkołami średnimi.</u>
          <u xml:id="u-13.43" who="#SBartel">Co się tyczy młodzieży i jej środowisk, to zainteresowania około 80% młodzieży bez względu na płeć idą prawie wyłącznie w kierunku sportu, a następnie aktorek względnie aktorów filmowych i ich przeżyć.</u>
          <u xml:id="u-13.44" who="#komentarz">(Wesołość.)</u>
          <u xml:id="u-13.45" who="#SBartel">Znam szereg dziewcząt, a także chłopców, których głównym zajęciem intelektualnym jest zbieranie fotosów artystów i artystek, które można nabyć, kupując wyroby czekoladowe pewnych firm w odpowiednich opakowaniach. Na dalszym miejscu idzie zainteresowanie zabawami, przede wszystkim tanecznymi, lekką literaturą itp. Zainteresowania intelektualne u młodzieży są na ogół dziś rzadkością i spotykać je można przede wszystkim u Żydów albo u fizycznie ułomnych, którzy nie mogą uprawiać sportów.</u>
          <u xml:id="u-13.46" who="#komentarz">(Wesołość. S. Berbecka: Pan nie ma racji.)</u>
          <u xml:id="u-13.47" who="#SBartel">Widzę, że Pani się to nie podoba. To, co mówię, mówię na podstawie autopsji i własnych obserwacyj. Ciągle powtarzam, że ilustruję stosunki bardzo dokładnie mi znane. Być może, że w Łodzi, Częstochowie, Wilnie czy Poznaniu te rzeczy odbiegają od tego i są dużo lepsze, mam jednak pod tym względem duże wątpliwości.</u>
          <u xml:id="u-13.48" who="#SBartel">Prócz przerostu zainteresowania i czynnego zajmowania się sportem, należy zanotować i podkreślić, że emulacja sportowa w przeważnej ilości przypadków jest prowadzona nie fair, walka sportowa przybiera formy ordynarne. Czynniki odpowiedzialne za opiekę nad wychowaniem fizycznym i sportowym nie przeciwdziałają skutecznie tym objawom, co powoduje przenoszenie ich niejednokrotnie do sal szkolnych, a następnie i na teren uniwersytecki.</u>
          <u xml:id="u-13.49" who="#SBartel">Szczególnie poważne zastrzeżenia trzeba wypowiedzieć przeciw działalności harcerstwa, które jakby nieraz zapomniało, że podstawą wychowania harcerskiego nie jest wychowanie fizyczne, lecz prawo i przyrzeczenie harcerskie. W wyniku tego drużyny harcerskie często imitują kiepskie kluby sportowe, jednocząc zamiast prawdziwej duchowej elity młodzieży — uczniów o słabych i najsłabszych postępach w nauce. Stan harcerstwa męskiego przy tym jest gorszy od żeńskiego. A nie wolno zapominać że harcerstwo wychowywało przed wojną młodzież w najpiękniejszych cnotach.</u>
          <u xml:id="u-13.50" who="#SBartel">Do obniżenia kultury i poziomu wiedzy młodzieży przyczyniają się prócz tego w bardzo wysokiej mierze niewłaściwe filmy. Najulubieńszymi filmami młodzieży są głupkowate filmy amerykańskie, gdzie młodzież obserwuje brutalne bójki, ckliwy sentymentalizm, przy niskim poziomie ogólnokulturalnym i tendencjach szerzących raczej kult cywilizacji materialnej.</u>
          <u xml:id="u-13.51" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-13.52" who="#SBartel">Prócz tego młodzież uczęszcza tłumnie na wszystkie filmy także zakazane dla młodzieży. Istniejące przepisy w sprawie uczęszczania na widowiska filmowe i teatralne nie są respektowane i wykonywane. Należy bezwzględnie przystąpić do wprowadzenia w życie rozporządzeń, zabraniających kategorycznie młodzieży uczęszczania na pewne filmy.</u>
          <u xml:id="u-13.53" who="#komentarz">(Głos: Prawda.)</u>
          <u xml:id="u-13.54" who="#SBartel">Jedyną możliwą i najpewniejszą formą egzekwowania tych rozporządzeń, to przerzucenie tej kontroli na właścicieli kin. Właściciele kin, w których na przedstawieniach dla młodzieży niedozwolonych znajduje się młodzież szkolna, powinni ponosić wysokie grzywny administracyjne, idące w setki złotych.</u>
          <u xml:id="u-13.55" who="#SBartel">Jedną z bardzo ważnych przyczyn wydatnie przyczyniających się do obniżenia poziomu wiadomości i przygotowania zwłaszcza jest wreszcie nadmierna absorpcja młodzieży tzw. „pracą społeczną”.</u>
          <u xml:id="u-13.56" who="#SBartel">Wyniki ostatniej wielkiej reformy szkolnictwa średniego okazały się bardzo nierówne. O ile wprowadzenie dwustopniowości szkoły średniej gimnazjum plus liceum już dziś spotyka się z ogólnym uznaniem, o tyle przebudowa niższego stopnia, to jest gimnazjum, musi budzić jak najdalej idące zastrzeżenia.</u>
          <u xml:id="u-13.57" who="#SBartel">Zastrzeżenia przeciw dzisiejszej formie czteroletniego gimnazjum, jako podbudowy dwuletniego liceum, idą w dwóch kierunkach: programowym i ustrojowym, które się wzajemnie zazębiają. Ograniczenie gimnazjum do lat czterech okazuje się fatalne w skutkach. Program bowiem gimnazjalny nauki i wychowania zasadza się na optymistycznym założeniu, że program nauczania szkoły powszechnej zostanie przynajmniej w 70–80% faktycznie zrealizowany i młodzież wyniesie ze szkoły powszechnej pewne minimum wiadomości, na których będzie można budować. Tymczasem życie wykazuje, że dzisiejsza 6-cio letnia szkoła powszechna, mająca tę podbudowę dawać, w realizacji programu stoi o wiele niżej niż dawna czteroklasowa szkoła ludowa. Przede wszystkim zupełnie niedomaga nauka języka polskiego, historii i rachunków. W zakresie historii polskiej należy zanotować jako zasadę kompletny brak orientacji w chronologii nawet ważniejszych zdarzeń, oraz brak umiejętności łączenia pewnych nazwisk czy faktów z ich treścią. Tak np. przy pewnym egzaminie wstępnym wszystkie dzieci otrzymywały pytanie: kogo w dziejach Polski uważają za największego Polaka. Odpowiedzi były w 100% jednomyślne: Marszałka Józefa Piłsudskiego. Natomiast na drugie pytanie: Dlaczego? — zaledwie 17% dzieci dało jakie takie odpowiedzi. Między innymi odpowiedzi zdarzały się wprost fantastyczne. Jedna brzmiała: „przez Niego Polska przyjęła chrzest”.</u>
          <u xml:id="u-13.58" who="#komentarz">(Wesołość.)</u>
          <u xml:id="u-13.59" who="#SBartel">Były jeszcze inne, ale wstydzę się je tu cytować.</u>
          <u xml:id="u-13.60" who="#SBartel">W zakresie rachunków znajomość tabliczki mnożenia należy do rekordowych wyczynów, tak samo jakiekolwiek działanie ułamkami, co przenosi się następnie — o czyni sam miałem sposobność się przekonać — do egzaminów wstępnych na politechnice. Zdarzało mi się, że gdy dawałem zadanie podzielić przez 2 i. otrzymywałem odpowiedź, że jest to zadanie nierozwiązalne.</u>
          <u xml:id="u-13.61" who="#SBartel">W takich okolicznościach program gimnazjalny okazuje się wyżyną niedościgłą, nie do osiągnięcia, nawet dla najlepszych i najsumienniejszych nauczycieli. Dzięki temu pierwszy rok nauki w gimnazjum jest z reguły zupełnie stracony, tak że właściwa nauka w gimnazjum redukuje się do lat właściwie 3-ch. Wytwarza się circulus vitiosus ustawicznych retencji i konieczności uzupełniania braków, zmuszający nauczyciela do traktowania właściwego programu w najogólniejszych skrótach. Wyniki takiego ujmowania sprawy u abiturientów szkół średnich są ogólnie znane. Nauczyciel w pierwszej klasie gimnazjum nowego ustroju, a potem profesorowie politechniki muszą tracić znaczną większość cennego czasu na nauczanie ucznia podstaw i umiejętności uczenia, tym bardziej że kształcenie pamięci jest dzisiaj w zupełnym zaniedbaniu.</u>
          <u xml:id="u-13.62" who="#SBartel">Program gimnazjalny okazuje się zbyt trudny i niemożliwy do realizacji, Stając się niebezpieczną fikcją. W konsekwencji tego stanu rzeczy należało by z punktu widzenia potrzeb szkolnictwa wyższego przebudować dzisiejsze 4-klasowe gimnazjum w 6-klasowe, redukując 5 i 6 klasę szkoły powszechnej.</u>
          <u xml:id="u-13.63" who="#SBartel">Analogiczna sytuacja do stosunku gimnazjum — liceum. I tu mutatis mutandis można mówić o fikcji programowej programu licealnego, opierającego się na domniemaniu realizacji programu gimnazjalnego, domniemaniu w naszej dzisiejszej rzeczywistości zupełnie mylnym. To samo więc można powiedzieć o programie licealnym, który w takich warunkach okazuje się zbyt trudny, a na skutek tego realizacja jego prowadzi do kulturalnie najniebezpieczniejszych wyników, do wielkiej powierzchowności i do blagi, opartej na frazeologii, często przez ucznia zupełnie nierozumianej. Okazuje się, że używanie „uczonych” terminologii bez zrozumienia właściwej treści słów jest zjawiskiem w liceach bardzo powszechnym i codziennym. Oczywiście przerost metody dyskusyjno-zagadnieniowej jest tego nie ostatnią przyczyną. Powoduje to nową fikcję w zakresie pozytywnego opanowania pewnego minimum wiadomości, a rzecz znacznie niebezpieczniejsza, przysposabia młodzież do płytkiego i bezkrytycznego krytykowania wszystkiego i wszystkich. Bo jeżeli w szkołach prowadzi się tylko dyskusje, to oczywiście każda dyskusja musi być na podłożu stosunku krytycznego, wskutek tego każde dziecko nabiera przekonania, że zna się na wszystkim i wszystko może krytykować.</u>
          <u xml:id="u-13.64" who="#SBartel">W dzisiejszym stanie rzeczy należy przewidywać, że stan umysłowy młodzieży, która przejdzie do studiów uniwersyteckich, będzie z każdym rokiem coraz fatalniejszy, natomiast wszystkie braki efektywnego nauczania podszywane są zakłamaną frazeologią.</u>
          <u xml:id="u-13.65" who="#SBartel">Niemożność realizowania programu wychowawczego leży także w działalności tajnych organizacyj uczniowskich o charakterze politycznym, paraliżujących często wszelkie zabiegi wychowawcze w dziedzinie wychowania państwowego, a cieszących się nieraz cichą opieką pewnych nauczycieli i niezrozumiałą tolerancją władz szkolnych.</u>
          <u xml:id="u-13.66" who="#SBartel">Reasumując to, co powiedziałem, należało by moim zdaniem:</u>
          <u xml:id="u-13.67" who="#SBartel">1) zmienić ustrój szkoły średniej na 6-klasowe gimnazjum plus 2-klasowe liceum, w oparciu o 4 lata szkoły powszechnej;</u>
          <u xml:id="u-13.68" who="#SBartel">2) zmienić programy nauczania, wyrzucając z nich przewagę metodyki, zwłaszcza zagadnieniowo-dyskusyjnej, na rzecz przyswajania systematycznych wiadomości pozytywnych;</u>
          <u xml:id="u-13.69" who="#SBartel">3) nauczanie oprzeć o podstawę języków i kultury klasycznej już od początku, tj. pierwszego półrocza ki. I gimnazjalnej;</u>
          <u xml:id="u-13.70" who="#SBartel">4) podwyższyć pozycję społeczną nauczyciela materialnie, zabezpieczyć mu rozwój niekrępowany własnej indywidualności, umożliwić i zachęcić do dalszej pracy nad sobą i pracy naukowej i zdjąć z niego nadmierne ciężary pracy społecznej — jest to minimum, bez którego, moim zdaniem, kryzysu się nie przezwycięży!</u>
          <u xml:id="u-13.71" who="#SBartel">Jako drugą przyczynę przedłużających się studiów akademickich wymieniłem ubóstwo młodzieży i wysokie opłaty szkolne. Przeciwko opłatom tym występuję od chwili ich wprowadzenia. Wie o tym p. Minister, w obecności którego podnosiłem tę sprawę, gdy był obecny przed trzema laty na ogólnym zebraniu profesorów politechniki we Lwowie; wie o tym Ministerstwo z szeregu rezolucyj i protokółów różnych posiedzeń, przesyłanych Ministerstwu, w których ja byłem inicjatorem zmniejszenia tych opłat. Kwota 294 zł, którą wnosi student na I roku politechniki, stanowi zaporę do nieprzebycia dla ogromnej ilości młodzieży zarówno wsi, jak i miast. Trzeba stykać się z młodzieżą bezpośrednio w salach rysunkowych czy laboratoriach, aby widzieć tę nędzę, wśród której żyje. Musi pracować o głodzie i chłodzie w dosłownym tego słowa znaczeniu.</u>
          <u xml:id="u-13.72" who="#SBartel">Trzeba cofnąć się z tej błędnej drogi i to im rychlej, tym lepiej.</u>
          <u xml:id="u-13.73" who="#SBartel">Przeciążenie studentów materiałem naukowym w politechnikach to trzecia przyczyna fatalnego stanu rzeczy. Mówiłem o tym szczegółowiej na Komisji Budżetowej. Reorganizacja studiów jest koniecznością, która musi być dokonana bez dalszej zwłoki. Ze strony Ministerstwa wywarty być musi w tej sprawie odpowiedni nacisk. Trzeba dostosować studia do praktycznych możliwości i wymogów życia państwowego.</u>
          <u xml:id="u-13.74" who="#SBartel">Ja, którego ambicją było gruntowne traktowanie przedmiotu i egzekwowanie go przy egzaminach, redukuję od szeregu lat wymagania i sprowadziłem je do 40% przedwojennych. Spodziewam się, że na senackiej Komisji Oświatowej nadarzy się sposobność szerszego omówienia tego zagadnienia także od strony moralnej.</u>
          <u xml:id="u-13.75" who="#SBartel">Zresztą nie tylko studia politechniczne domagają się naprawy. W tym samym stopniu domagają się tego dla studium prawa p. Minister Grabowski, prof. Znamierowski i wielu innych wybitnych znawców przedmiotu.</u>
          <u xml:id="u-13.76" who="#SBartel">Posłuchajmy, co mówi w tej sprawie p. prof. Znamierowski:</u>
          <u xml:id="u-13.77" who="#SBartel">„Pod względem rzeczowym uderza w odpowiedziach przede wszystkim niezmiernie niski poziom wiedzy ogólnej, którą winny były dać słuchaczowi już nie kompendia i wykłady, lecz po prostu dom rodzinny, szkoła i życie potoczne. Często stosunkowo spotykam się z np. z tym, że słuchacz nie wie iloprzymiotnikowe jest polskie prawo wyborcze”.</u>
          <u xml:id="u-13.78" who="#SBartel">A w innym miejscu tenże sam prof. Znamierowski mówi:</u>
          <u xml:id="u-13.79" who="#SBartel">„Dydaktyka niemal zupełnie nie dotknęła swym badaniem nauczania akademickiego. Nie ma tu prób i usiłowań doskonalenia i kontrolowania metod, jakie należy stosować w przekazywaniu wiedzy młodemu pokoleniu. A w związku z tym nie ma też prób, zmierzających ku przekształcaniu organizacji studiów. Wykład jest głównym filarem nauczania, jak za dalekich już czasów książki pisanej. Seminarium zaś przy małej ilości godzin i przy jeszcze mniejszej liczbie asystentów jest raczej lokalem, gdzie gromadzi się pewien wybór książek, niż instytucją dydaktyczną, która byłaby punktem styczności pomiędzy uczniami a profesorem. Wykład jest często zapięty wysoko pod szyję w mundur słownego i myślowego konwenansu; stylem i oddaleniem od słuchacza jest podobny do drukowanej książki, którą pracowitsi uczniowie przekształcają w swych notatkach na książkę pisaną. A referat seminaryjny ucznia znowu najczęściej bierze sobie za wzór wykład profesora. Nie dziw też, że nuda rozpyla często nieuchwytną senność po audytoriach i że samouctwo jest wciąż najlepszą metodą studiów dla jednostek, która nie boją się wysiłku myślowego”.</u>
          <u xml:id="u-13.80" who="#SBartel">Przystępując wreszcie do analizy czwartego wymienionego przeze mnie stanu chorobowego naszego życia akademickiego, muszę powiedzieć, ze jest on najbardziej zaogniony i że dotychczasowa terapia, polegająca na nalepianiu plastrów, nie przyniesie zdrowia. A plastrują już od lat rektorzy, senaty akademickiej i p. Minister, tymczasem rana ropieje i zatruwa bodajże coraz bardziej organizm.</u>
          <u xml:id="u-13.81" who="#SBartel">Ocena sprawy, diagnoza stanie się łatwiejsza, jeżeli zaprzestaniemy uważać młodzież za ciało jednorodne. Nie są nim także i grona profesorskie. Ulegamy tu sugestiom jednej partii politycznej, dla której traktowanie zbiorowiska akademickiego, jako ciała jednorodnego jest bardzo dogodne. Anektuje ona tym sposobem, popełniając zwyczajne oszustwo, całą młodzież dla siebie, dla swoich partyjnych celów. Uważa się za reprezentantkę całej młodzieży akademickiej wbrew jej woli.</u>
          <u xml:id="u-13.82" who="#SBartel">A tymczasem tak jak społeczeństwo, tak też i młodzież składa się z grup o różnych światopoglądach, o różnym pojmowaniu swych obowiązków wobec Boga i bliźnich, wobec siebie i społeczeństwa.</u>
          <u xml:id="u-13.83" who="#SBartel">To samo odnosi się do profesorów. Było by też błędem uważać świat profesorów akademickich za pozbawiony małych namiętności i błędów ludzkich próżność, snobizm, wygoda, egoizm i zmaterializowanie nie w mniejszym panuje tam stopniu, aniżeli w innych ośrodkach ludzkich. Stosunek też profesorów do anarchicznych wystąpień studentów zależy oczywiście od indywidualności tak bardzo w tym świecie różnolitych.</u>
          <u xml:id="u-13.84" who="#SBartel">W ogóle nastawienie tzw. starszego społeczeństwa do tych wyczynów dałoby się podzielić, jak na to wskazuje artykuł w ostatnim numerze „Narodu i Państwa”, na trzy kategorie. Pozwolę sobie je tu zacytować:</u>
          <u xml:id="u-13.85" who="#SBartel">1) ludzie, którzy rozumiejąc szkodliwość pewnych form wystąpień akademickich, patronują tym wystąpieniom dla celów partyjno-politycznych — są to ludzie, krótko mówiąc, złoczyńcy,</u>
          <u xml:id="u-13.86" who="#SBartel">2) ludzie, którzy rozumiejąc szkodliwość tych wystąpień chcieliby jak najmocniej wytworzyć stan uniemożliwiający ich powtarzanie się, równocześnie jednak obawiają się czy o swoją popularność wśród młodzieży, czy też po prostu o wywołanie niezadowolenia młodzieży; są to przeważnie uczciwi w zamierzeniach, lecz szkodliwi w skutkach demoralizatorzy;</u>
          <u xml:id="u-13.87" who="#SBartel">3) ludzie, którzy maja odwagę wyciągania wniosków ze swojej zdolności rozróżniania złego i dobrego.</u>
          <u xml:id="u-13.88" who="#SBartel">Dopiero przez rozszczepienie świata studentów i świata nauczycielskiego na wszystkie kolory można rozpatrywać i rozumieć panujące w świecie akademickim stosunki. Barwy te mieszają się w różnych stosunkach i dają w wyniku zjawiska niekiedy dziwaczne, a czasem potworne.</u>
          <u xml:id="u-13.89" who="#SBartel">W odniesieniu do młodego pokolenia popełnia się, moim zdaniem błąd kapitalny, polegający na eliminowaniu akademików od reszty młodzieży. Stworzono w ten sposób jakąś szczególnego rodzaju elitę, której główną cechą jest to, że za wielkie pieniądze podatników stosunkowo mała jej część, bo zaledwie 1/3 dochodzi do lepszej pozycji społecznej i spełnia swój cel, dla którego szkoła akademicka jest stworzona.</u>
          <u xml:id="u-13.90" who="#SBartel">Słowo „młodzież” stało się synonimem młodzieży akademickiej. „Młodzież wyszła na ulicę”, „młodzież pobiła Żyda”, „młodzież rozrzuciła ulotki” — wiadomo, że odnośna notatka dziennikarska ma na uwadze młodzież akademicką. Chyba jeden wzgląd usprawiedliwiałby w naszych stosunkach wyróżnianie akademików od reszty młodzieży uczącej się i pracującej, a tym byłby wzgląd na zachowanie się pewnej jej części w murach uczelni i poza nimi wobec kolegów, profesorów, władz akademickich, władz państwowych, a nawet Państwa. Jest to wyróżnienie mało zaszczytne i oby jak najrychlej znikło.</u>
          <u xml:id="u-13.91" who="#SBartel">Opinia publiczna zbudziła się już i zrozumiała, że dalsze trwanie tego stanu nie jest możliwe.</u>
          <u xml:id="u-13.92" who="#SBartel">Przecież, na miłość Boską, ta młodzież przejmie moralne i faktyczne kierownictwo Państwem — czyż gwałt, pałka z ołowianym zakończeniem, skrytobójczy nóż, a ostatnio fosfor rozpuszczony w dwusiarczku węgla, oszczerstwa, anonimowe ulotki, czy to maja być legitymacje tego wysokiego posłannictwa?</u>
          <u xml:id="u-13.93" who="#SBartel">Niechaj wolno mi będzie wyrazić w tym miejscu całkowitą solidarność z jedną bodaj mysią, wypowiedzianą przez najświeższego polskiego faszystę, p. Ferdynanda Goetla „Kto myśli o gwałcie bez wewnętrznego wstydu, ten utracił na pewno poczucie człowieczeństwa.</u>
          <u xml:id="u-13.94" who="#SBartel">Słyszałem zdanie, że w tych gwałtach — a są tacy, którzy nazywają to walką — wyrabia się duch bojowy, wyzwala się energia. Jeszcze jeden śmiały krok, a w tym rozumowaniu użyjemy zwrotu „duch rycerski”.</u>
          <u xml:id="u-13.95" who="#SBartel">Apercepcja takiego rozumowania i takiej anamorfozy etycznej leży poza moimi możliwościami i dlatego z obecnym stanem rzeczy podjąłem walkę nie od dzisiaj, jak się to może zdawać, lecz jeszcze od r. 1931. Podjąłem wówczas walkę z bezczeszczeniem świątyni nauki, lekceważeniem, lżeniem i poniewieraniem władz akademickich przez zorganizowaną, sprzysiężoną grupę rozpolitykowanych młodzieńców, a także walkę z pobłażliwością tych władz wobec gwałtów i anarchii.</u>
          <u xml:id="u-13.96" who="#SBartel">Rektorem Politechniki Lwowskiej był wówczas człowiek (mówię o r. 1931) o niezwyczajnych walorach umysłu, serca i charakteru. Byłem w tym czasie członkiem senatu Politechniki Lwowskiej i z prawdziwym podziwem obserwowałem, jakimi ofiarami ze swego zdrowia płacił rektor Gabriel Sokolnicki za wolę utrzymania powagi swego urzędu i za zdecydowane stanowisko wobec prób narzucenia mu gwałtem i terrorem postępowania, odpowiadającego partyjnym kanonom władców samopomocowej in sytuacji młodzieży, która z założenia nie powinna posiadać żadnych cech organizacji politycznej.</u>
          <u xml:id="u-13.97" who="#SBartel">Co więcej, ciężka obraza rektora została wtedy zlekceważona przez senat akademicki. Wystąpiłem z protestem do Ministerstwa, w którym powiedziałem, że senat politechniki postępowaniem swoim w ręce przewodniczących i referentów wieców pewnej części młodzieży, a w zajętym przez niego stanowisku, wyraziła się zupełna bezsiła dzisiejszego ustroju szkoły akademickiej wobec naporu demagogii, rządzącej częścią młodzieży godzącej w powagę, spokój i możność spełniania zadań, do których powołane są szkoły akademickie.</u>
          <u xml:id="u-13.98" who="#SBartel">Odtąd, co pewien czas zachodziły na terenie Politechniki Lwowskiej wypadki, które budzić musiały oburzenie — a nawet wstręt. Widziałem na korytarzach szkoły w kałuży krwi leżących pobitych studentów Żydów i przechodzących obok nich z cynicznym uśmiechem ich kolegów — aryjczyków, nazajutrz po powrocie z Częstochowy.</u>
          <u xml:id="u-13.99" who="#SBartel">Załatwiano tym sposobem problem żydowski w Polsce. Zoologiczna nienawiść podała rękę głupocie i w dymie frazeologii patriotycznej budowała zręby nowej Wszechpolski.</u>
          <u xml:id="u-13.100" who="#SBartel">Nie darowano nawet trupom pogrzeb odznaczonego orderem wojennym Virtuti Militari oficera Żyda pogrzeb, w którym wzięła udział reprezentacja armii, został zbezczeszczony, obrzucony spluwaczkami z okien Domu Akademickiego.</u>
          <u xml:id="u-13.101" who="#SBartel">1 maja 1938 r. dał sposobność patriotycznego wyładowania się grupie studentów, która obrzuciła pochód robotniczy pociskami wybuchowymi i cegłami. Bomba — dosłownie bomba — urwała robotnikowi rękę, a wielu ciężko poraniła, bandyci atakujący zza ogrodzenia politechniki uszli bezkarnie.</u>
          <u xml:id="u-13.102" who="#SBartel">Profesor, o którym było wiadome, że potępia te zbrodnie, że śmie mieć odwagę przeciwstawiania się im, był przedmiotem oszczerstw i insynuacyj.</u>
          <u xml:id="u-13.103" who="#SBartel">Mogę dać próbki metod działania tych „szlachetnych patriotów”. Przytrzymałem przed wykładem młodzieńca, którym wziąwszy na siebie rolę gospodarza w mojej sali wykładowej, wydawał dyspozycje. Wylegitymowałem go i sprawę oddałem rektorowi. Sąd dyscyplinarny pod przewodnictwem najczcigodniejszego seniora profesorów relegował winnego z politechniki na jakiś okres czasu, na semestr czy dwa.</u>
          <u xml:id="u-13.104" who="#SBartel">Natychmiast po ogłoszeniu wyroku pojawiły się ulotki pełne oszczerstw, zwróconych przeciw sędziom, mniej ważne, że także przeciwko mnie, o którym — były to najłagodniejsze słowa, używane w odniesieniu do mojej osoby — pisano (cytuję te rzeczy, które ze względu na szacunek wielki, jaki mam dla Wysokiej Izby, mogę zacytować, jako najdelikatniejsze; oryginały tych ulotek, które by interesowały Panów, są do dyspozycji Wysokiej Izby.)</u>
          <u xml:id="u-13.105" who="#komentarz">(15 wyrazów skreślonych przez Marszałka na podstawie art. 43 regulaminu Senatu.)</u>
          <u xml:id="u-13.106" who="#SBartel">Ale niechaj Wysoki Senat nie sądzi, że takie dusery prawi się wyłącznie ludziom obozu Piłsudskiego.</u>
          <u xml:id="u-13.107" who="#SBartel">Proszę posłuchać, co ta młodzież sądzi o prof. Stanisławie Grabskim, człowieku, który przez całe swoje życie, pełne trudu i poświęcenia pracował w obozie Narodowej Demokracji”.</u>
          <u xml:id="u-13.108" who="#komentarz">(Głos: Nie całe.)</u>
          <u xml:id="u-13.109" who="#SBartel">No, ten krótki okres, gdy należał do partii P. P. S., to jest tak mały, tak nieskończenie mały, że jak się mówi w matematyce, jest wyższego rzędu i on odpada. Zebrani na wiecu w dniu 17 maja 1938 r. przestrzegają ogół polskiej młodzieży akademickiej przed próbami dywersji i rozkładu, jakie od kilku lat usiłuje wnieść na nasz teren bankrut polityczny p. Stanisław Grabski, który nie waha się grać na najniższych instynktach młodzieży, byleby osłabić szeregi narodowe, a wzmocnić front żydowskiego posiadania w Polsce.</u>
          <u xml:id="u-13.110" who="#komentarz">(Wesołość.)</u>
          <u xml:id="u-13.111" who="#SBartel">W ostatniej ulotce, w której obok mnie znalazła się Bogu ducha winna b. asystentka, obecnie prof. Dorobialska, znalazł się także prof. Stanisław Grabski, o którym się pisze, że jest ukrytym masonem, który należąc do Akcji Katolickiej — to już ja to dodaję — chce tam zaszczepić zasady masońskie i organizację tę w ten sposób rozbić.</u>
          <u xml:id="u-13.112" who="#SBartel">Rektor, który chciałby rządzić bez uwzględniania dyrektyw prezesów Bratnich Pomocy i Czytelni Akademickiej, instytucyj będących w rękach tzw. „młodzieży narodowej”.</u>
          <u xml:id="u-13.113" who="#SBartel">Uznanie studentów znajdzie natomiast rektor, który zawiadomiony o mającym nastąpić poszukiwaniu broni w Domu Techników zjawi się tam w towarzystwie prezesa Bratniej Pomocy i dzielić będzie z nim funkcje, związane ze swoim urzędem.</u>
          <u xml:id="u-13.114" who="#komentarz">(Głosy: Skandal.)</u>
          <u xml:id="u-13.115" who="#SBartel">Dzieje rektoratu profesora Kulczyńskiego godne są uwieńczenia, jako wykładnik panujących u nas stosunków.</u>
          <u xml:id="u-13.116" who="#SBartel">Powtórzyła się w zwiększonej i jeszcze bardziej karykaturalnej skali historia, jaka obserwowaliśmy na politechnice w okresie rektoratu prof. Sokolnickiego.</u>
          <u xml:id="u-13.117" who="#SBartel">Opuszczony przez Senat, znieważony bezkarnie przez ludzi, uważających się za obrońców autonomii, rektor Kulczyński ustąpił, nie znalazłszy należytego poparcia swych usiłowań w Ministerstwie.</u>
          <u xml:id="u-13.118" who="#SBartel">Nie wątpię, że p. Minister ocenia trafnie stan rzeczy w szkołach akademickich i widzi zło, które z tego stanu płynie, niemniej jednak z żalem stwierdzić muszę, że ocena ta nie znajduje odpowiedniego wyrazu w dotychczasowych działaniach. W rezultacie zuchwalstwo awanturników przynosi coraz większe szkody nauce i szkolnictwu.</u>
          <u xml:id="u-13.119" who="#SBartel">Zaczęło się od Żydów, których towarzystwo miało rzekomo wpływać destrukcyjnie na czyste, szlachetne dusze wszechpolskiej młodzieży. W przerwach między jednym gwałtem na Żydach, a drugim, rozprawiano się to z Piłsudskim, to z Rządem, to z poszczególnymi ministrami. Anonimowa ulotka stała się bronią codzienną, bezczelne mowy na wiecach legalnych i nielegalnych dopełniały całości operacyj. Za ułamek tych oszczerstw, a często za niezręczne słowa krytyki siedzą inni ludzie latami w więzieniu.</u>
          <u xml:id="u-13.120" who="#SBartel">Posłuchajmy — cytuję:...</u>
          <u xml:id="u-13.121" who="#komentarz">(45 wyrazów skreślonych przez Marszałka na podstawie art. 43 regulaminu Senatu.)</u>
          <u xml:id="u-13.122" who="#SBartel">A może Wysoka Izba zechce przysłuchać się tonowi ogłoszeń senatu Politechniki Lwowskiej do młodzieży? W przypuszczeniu, że senat akademicki radzi nad sprawą dyscyplinarną studenta, któremu grozi relegacja, grupa młodzieńców chciała wpłynąć w „odpowiedni” sposób na wynik tych obrad. Wpływ ten wyraził się tym, że do pokoju sąsiadującego z pokojem, w którym obradował senat, rzucono bardzo silnie eksplodującą petardę. Różnica między petardą a bombą, jeżeli kto tego nie wie, polega na tym, że petarda, w którą włożono trochę gwoździ staje się bombą, a bomba, z której wyjęto gwoździe i inne kaleczące rzeczy, staje się petardą. Petarda ta eksplodowała. W ten sposób chciano wpłynąć na senat, nie wiem, czy wpłynięto, ja mam co do tego swój sąd, ale o tym nie chcę mówić. Wtedy senat się poirytował i wydał odezwę do ogółu młodzieży, którą pozwolę sobie przeczytać, bo charakteryzuje ona równocześnie sytuację. To już nie będzie ocena moja, „wroga młodzieży”, tylko to będzie ocena senatu lwowskiego, przyjaciela młodzieży, podpisana przez rektora „Senat Politechniki Lwowskiej na posiedzeniu zwyczajnym 18 listopada 1938 r. (to są rzeczy najświeższe, jeszcze ciepłe, jeszcze kurzące dymem tych bomb), dając wyraz swemu głębokiemu oburzeniu z powodu szkalowania władz akademickich i członków grona profesorskiego w rozpowszechnionej ostatnio ulotce (jedna ulotka była brana pod uwagę), z powodu prób dzikiego terroru względem obradującego Senatu Politechniki i z powodu ohydnych i zbrodniczych napadów na współstudiujących, zawiesza wykłady i ćwiczenia z dniem 19 listopada rb. aż do odwołania”.</u>
          <u xml:id="u-13.123" who="#SBartel">Zarówno senaty akademickie jak i Ministerstwo mają w tych wypadkach zawsze jedno i to samo lekarstwo ćwiczeń i odwieszanie ich po pewnym czasie. Zabawa ta trwa już całe lata, czyniąc z nauki parodię, a ze szkoły akademickiej — arenę dzikich wyczynów.</u>
          <u xml:id="u-13.124" who="#SBartel">Obraz stosunków lwowskich nie byłby pełen, gdybym nie zapoznał Wysokiej Izby z bronią, którą posługuje się grupa studentów, używająca firmy „Polska Młodzież Akademicka”, a którą są ulotki. A oto próbki stylu i poziomu.</u>
          <u xml:id="u-13.125" who="#SBartel">Dnia 16 grudnia 1938 roku rozrzucano na uniwersytecie i politechnice ulotki, które brzmią w wyjątkach — oryginały są do dyspozycji Wysokiej Izby, mogą być wyłożone tam, gdzie Pan Marszałek oznaczy: „W nocy z dnia 14 na 15 bm. dokonano przy pomocy 200 policjantów uzbrojonych od stóp do głów rewizji w Domu Medyków. Sam fakt przeprowadzenia rewizji w eksterytorialnym domu akademickim, bez wiedzy Władz Uczelnianych, jak również sposób jej przeprowadzenia są do głębi oburzające i wymagają stanowczej reakcji!” A co tam odkryto, ile karabinów, jaką broń, ulotka w ogóle w całej swojej treści o tym nie wspomina. „Dom naokoło i przyległe ulice — tego również nie wolno robić — obstawiono przez policję, podstępem wtargnięto do wnętrza”...</u>
          <u xml:id="u-13.126" who="#komentarz">(53 wyrazy skreślone przez Marszałka na podstawie art. 43 regulaminu Senatu.)</u>
          <u xml:id="u-13.127" who="#SBartel">Albo „Polska Młodzież Akademicka. Do ogółu polskiego społeczeństwa”.</u>
          <u xml:id="u-13.128" who="#SBartel">„Lwów, od czasu, kiedy stanowisko starosty objął p. Klimów, jest świadkiem incydentów...</u>
          <u xml:id="u-13.129" who="#komentarz">(10 wyrazów skreślonych przez Marszałka na podstawie art. 43 regulaminu Senatu )</u>
          <u xml:id="u-13.130" who="#SBartel">Wara panu od ośrodka i bastionu polskiej kultury na wschodzie!”</u>
          <u xml:id="u-13.131" who="#SBartel">To wszystko, co Panowie słyszą, to wszystko „bastion kultury polskiej”. „Policja na rozkaz p. starosty wkroczyła w obręb, który jest eksterytorialny”.</u>
          <u xml:id="u-13.132" who="#komentarz">(25 wyrazów skreślonych przez Marszałka na podstawie arf. 43 regulaminu Senatu.)</u>
          <u xml:id="u-13.133" who="#SBartel">— Również kłamstwo. „Stoimy na straży polskości w Małopolsce Wschodniej... Na brutalne wystąpienie p. starosty i jego pomocników odpowiemy tak, jak sobie na to zasłużył”.</u>
          <u xml:id="u-13.134" who="#SBartel">A kierownictwo okupacji Uniwersytetu Jana Kazimierza wydało w dniu 30 stycznia 1939 roku ulotkę, którą pozwolę sobie — przepraszam bardzo za znęcanie się nad Wysoką Izbą — jeszcze przytoczyć. Historia tej okupacji w dwóch zdaniach przedstawia się w sposób następujący: rewizja w Domu Medyków wykryła skład broni, kilkunastu studentów aresztowano, po przesłuchaniu, kilkunastu studentów aresztowano, po przesłuchaniu zatrzymano dwóch z nich, co do których nie ulegało najmniejszej kwestii, że powinni siedzieć w „pensjonacie”. Zaczęły się awantury o uwolnienie tych studentów, bo wszyscy mogą siedzieć w więzieniu, prócz akademika. Akademik to jest taki obywatel, który ma w ogóle chodzić w sławie i chwale, nawet wtedy, kiedy popełnia zbrodnie. Otóż historia tej okupacji, która nie jest skończona dla mnie, i o której przy innej sposobności będę mówił, jest niesłychanie ciekawa i wskazuje na niemożliwe do dalszego tolerowania stosunki panujące w szkołach akademickich we Lwowie. Otóż kierownictwo — bo tak wygląda, że tam władza mimo obecności rektora w gmachu leżała w ręku pewnej grupy młodzieży, znanej niewątpliwie rektorowi z nazwiska i imienia — pisze do ogółu polskiego społeczeństwa: „Jeszcze nie przebrzmiały echa ohydnie rewizji. jaka przeprowadziła policja w Akademickim Domu Medyków, a już mamy nowy fakt bezprawia, z jakim od pewnego czasu odnoszą się we Lwowie władze w stosunku do młodzieży akademickiej. Oto w piątek 27 stycznia br. policja w bestialski sposób napadła na wychodzących ze starego uniwersytetu kolegów. Tak...</u>
          <u xml:id="u-13.135" who="#komentarz">(12 wyrazów skreślonych przez Marszałka na podstawie art. 43 regulaminu Senatu.)</u>
          <u xml:id="u-13.136" who="#SBartel">... odważył się złamać eksterytorialność Uniwersytetu, którą od wieków chlubiły się wszystkie cywilizowane narody. Odpowiedzialność za to ponosi starosta Klimów...”.</u>
          <u xml:id="u-13.137" who="#komentarz">(66 wyrazów skreślonych przez Marszałka na podstawie art. 43 regulaminu Senatu.)</u>
          <u xml:id="u-13.138" who="#SBartel">Fakt wydawania ulotek pod firmą Polskiej Młodzieży Akademickiej jest czymś tak ohydnym. że chyba nie znajdzie obrońców. Potwarz, oszczerstwo i kłamstwo miałyby legitymować tych złodziejów czci ludzkiej do objęcia — jak tego pragną — władzy w Polsce.</u>
          <u xml:id="u-13.139" who="#SBartel">Na jakie wyżyny wznieśliby tacy ludzie Naród i Państwo!</u>
          <u xml:id="u-13.140" who="#SBartel">P. Minister Oświecenia Publicznego oświadczył na posiedzeniu Sejmu w dn. 20 lutego, a mówił mniej więcej to samo, co dziś, że będzie wyzyskiwał w pełni swoje uprawnienia, aby, jak powiedział, wywierać jak największy wpływ, zwalczać anarchię i bezkarność i aby położyć kres rozruchom akademickim. Tolerancja — jak powiedział p. Minister — nie może być stosowana tam, gdzie wchodzi w grę dobro publiczne. Dziś p. Minister w tych samych, a może silniejszych słowach to powtórzył. Wypowiedzenie to uważam za zobowiązanie, które wierzymy, że będzie — i to bez dalszego odwlekania — zrealizowane. Dalsza chwiejność i brak zdecydowania narażałyby na wielki szwank dobro publiczne, do strzeżenia którego powołani są ministrowie Rzeczypospolitej.</u>
          <u xml:id="u-13.141" who="#SBartel">W notatkach pewnej części prasy pojawiły się w związku z moim wystąpieniem opinie, oparte bądź na ignorancji, bądź na złej woli. Sugerowały one opinii publicznej dwie nieprawdy jedna szła w tym kierunku, że opowiadam się za ograniczeniem autonomii w szkołach akademickich, druga, że wystąpienie moje wymaga mobilizacji obrony młodzieży, którą atakuję.</u>
          <u xml:id="u-13.142" who="#SBartel">Ludzie, używający i nadużywający słów „autonomia uniwersytecka”, w znacznej ilości wypadków nie rozumieją, na czym właściwie owa autonomia polega i co jest jej istotną treścią. Treść ta zawarta jest w art. 1 ustawy o szkołach akademickich, który mówi, że „Szkoły akademickie zorganizowane są na zasadzie wolności nauki i nauczania”. W dalszym ciągu artykuł ten mówi o zadaniu szkół akademickich, którym jest prowadzenie badawczej i twórczej pracy naukowej, kształcenie i wychowywanie słuchaczy na świadomych swych obowiązków obywateli Rzeczypospolitej.</u>
          <u xml:id="u-13.143" who="#SBartel">Czyż mógłbym ja, od 30 lat profesor, chcieć ograniczać te piękne zadania, które były treścią mego życia i życie to mi wypełniły? Przeciwnie, uważam za obowiązek swój, którego spełnieniu poświęcę jesień dni moich, przyczynić się do usunięcia wszystkiego, co celom określonym w ustawie akademickiej stoi na przeszkodzie.</u>
          <u xml:id="u-13.144" who="#SBartel">A jedna z przeszkód paraliżujących zadania szkół akademickich — to akcja grupy zdemoralizowanej młodzieży, która opanowawszy towarzystwa samopomocowe i domy akademickie, prowadzi na terenie akademickim wyraźnie akcję polityczną, znajdującą poparcie części profesorów.</u>
          <u xml:id="u-13.145" who="#SBartel">Większość młodzieży stoi zdała od tej akcji, chce pracować i pracuje. Jest ona terroryzowana i często nie potrafi obronić się przed naciskami i gwałtami.</u>
          <u xml:id="u-13.146" who="#SBartel">Władze akademickie nie zawsze dorastają do ciężkich zadań, jakie na nie nakłada sytuacja. We lwowskich szkołach akademickich żyje się jakby z dnia na dzień, godziny wykładów i ćwiczeń przemyca się między jedną awanturą a drugą, między jednym a drugim zawieszeniem. Na senackiej Komisji Budżetowej wręczyłem p. Ministrowi karteczkę, za którą biorę pełną odpowiedzialność, na której napisałem, że w ubiegłym semestrze straciłem 36% czasu przeznaczonego na wykłady i ćwiczenia.</u>
          <u xml:id="u-13.147" who="#SBartel">O roli niektórych profesorów w tym wszystkim będą miał sposobność mówić z tego wysokiego miejsca przy innej sposobności i jeszcze prawdopodobnie w tej sesji.</u>
          <u xml:id="u-13.148" who="#SBartel">Odpowiadając na moje wywody w Komisji Budżetowej, p. senator Rembieliński spojrzał na sprawę z miejsca, skąd kąt widzenia jest bardzo ograniczony, a z którego wrażenia subiektywne pozbawione są trzeciego wymiaru, który w perspektywie naukowej, a ja tu jestem specjalistą, nazywamy głębią. Zdawało mu się, że poruszone przeze mnie zagadnienia mają aspekt żydowski, że sprawa żydowska a nie żadna inna jest podłożem, na którym bujają wyczyny studentów.</u>
          <u xml:id="u-13.149" who="#SBartel">Fakty, których ograniczony czas przemówienia nie pozwala mi szczegółowo analizować, mówią co innego, niektóre z nich są bardzo świeżej daty, dość powszechnie znane i chyba dostatecznie jaskrawe.</u>
          <u xml:id="u-13.150" who="#SBartel">Aby oszczędzić niektórym moim przeciwnikom — liczę się tylko z tymi, których Bóg obdarzył dobrą wolą — niepotrzebnych trudów walki z rzeczywistością urojoną, określę w paru słowach stosunek swój do sprawy żydowskiej. Daleki jestem od niedoceniania zagadnienia żydowskiego w Polsce, skoro ono istnieje i to w jaskrawej postaci. O istnieniu jego świadczy struktura społeczno-narodowa naszego kraju, przerost ilościowy Żydów w handlu, przemyśle, rzemiośle i wolnych zawodach. Struktura ta jest nienormalna, a przez to niezdrowa. Niezdrowa dla obu narodów. Rząd będzie musiał ruszyć sprawę z martwego punktu pomimo i poprzez wszystkie trudności, które są do zwalczenia. Będzie miał w tej sprawie za sobą cały naród i rozsądniejsze warstwy żydowskie.</u>
          <u xml:id="u-13.151" who="#SBartel">Jeżeli walczę o zmianę stosunków i klimatu w wyższych uczelniach, to bynajmniej nie w chęci zmazania zagadnienia żydowskiego z tablicy dnia codziennego i naszej przyszłości. Walczę z barbarzyńskimi metodami, stosowanymi przez część studentów. Metody te bowiem zagadnienia nie rozwiązują, ani rozwiązania nie przyśpieszają, zadają natomiast cios duszy Narodu, deprawując ją i pozbawiając cech szlachetności, rycerskości i człowieczeństwa. Nigdy nie było w dziejach naszego narodu ani części tego zakłamania, ile skupiło się dziś w duszach pewnej kategorii dwunożnych ssaków. Pod sztandarem Krzyża, w blasku relikwii Świętych Pańskich uprawia się ludożerstwo. W tę ponurą, ciemną otchłań rzucił Pius XII swoją przepiękną modlitwę o wszelkie dobro dla całej ludzkości, także i za tych, którzy są poza Kościołem. Wielkoduszność tego czynu, tak bardzo Chrystusowego, winni zrozumieć i faryzeusze. Zagadnienie, o którym tu rozprawiamy, wychodzi daleko poza ciasny krąg spraw studentów-akademików. Istotną jego treścią jest walka o typ psychiczny „nowoczesnego” Polaka-obywatela, nie tego sprzed 35 laty, lecz tego z epoki dzisiejszej.</u>
          <u xml:id="u-13.152" who="#SBartel">I oto na zakończenie niech mi wolno będzie raz jeszcze sięgnąć do skarbnicy myśli i uczuć Stanisława Witkiewicza. Mówi on w pewnym miejscu swego studium „Po latach”.</u>
          <u xml:id="u-13.153" who="#SBartel">„Jednym z pewników, których uczy historia, jest, że rozstrzygającym czynnikiem życia zbiorowego nie są formy urządzeń, instytucje, tylko jest stan dusz ludzkich danego społeczeństwa. Nic nie pomoże najdoskonalsza ustawa, najstaranniej obmyślany ustrój, jeżeli materiał ludzki jest lichy, jeżeli etyka i umysłowość jednostek, stanowiących społeczeństwo, stoją nisko. Rozprawy' parlamentów, przebiegłe kombinacje polityków, wysiłki ministrów, wszystko to w dniu stanowczym okazuje się niczym, ponieważ poza tym nie ma dobrych obywateli”.</u>
          <u xml:id="u-13.154" who="#SBartel">Dobrego obywatela wychowuje dom i szkoła. Troska o dobrą szkołę, a więc dobrego obywatela i tylko ta troska dyktowała wypowiedziane tu uwagi. Nie wolno zapominać ani na chwilę, że Polska żyła i trwała kulturą szlachetnego i rycerskiego narodu, tym też pójdzie w przyszłości jasna i promienna, by spełniać swe przeznaczenie dziejowe.</u>
          <u xml:id="u-13.155" who="#komentarz">(Huczne oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-14">
          <u xml:id="u-14.0" who="#Marszałek">Głos ma s. ks. Bliziński.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-15">
          <u xml:id="u-15.0" who="#SksBliziński">Wysoki Senacie! W dyskusji nad budżetem bardzo często słychać, że wszyscy się troszczymy o wieś, ale, niestety, jeżeli chodzi o praktyczne wyrażenie tej troski, nadanie jej realnych form, to spotykają wieś przy gładkich słowach częste bardzo rozczarowania, ba, nawet bolesny cios spotkał wieś po przejściu huraganu reformatorskiego w dziedzinie szkolnictwa. Zatarasowano dzieciom chłopskim dostęp do szkół wyższego typu dzięki oddaleniu tych szkol od środowisk chłopskich.</u>
          <u xml:id="u-15.1" who="#SksBliziński">Narzekamy, i słusznie, na zalewanie nas inteligencją żydowską. Nie może inaczej być, boć Żydzi to element osiadły w miastach, zatem mający tuż pod bokiem szkoły średnie. Kiedy to i gdzie w dzisiejszych warunkach ekonomicznych nieopłacalności rolnictwa, istnieje możliwość posyłania dziecka wiejskiego do szkoły średniej? Zatroszczono się z gorliwością, godną zaiste lepszej sprawy, o umundurowanie dziatwy szkolnej, nie brano jednak pod uwagę, czy znajdą się środki w rodzinie na to umundurowanie.</u>
          <u xml:id="u-15.2" who="#SksBliziński">Poza tym reformy tzw. „jędrzejewiczowskie” w zasadzie nie dały nic prócz zagmatwania sprawy i dzisiaj nawet przeciętnie inteligentny człowiek nie może opanować dwóch rzeczy jaki jest właściwie ustrój szkolnictwa polskiego i... pisowni polskiej.</u>
          <u xml:id="u-15.3" who="#SksBliziński">Dalej muszę podnieść wysoce niepożądane ciągłe zmiany w podręcznikach, ich wady i usterki, ścieśnienie zagadnień historycznych albo zbyt jednostronne ich oświetlenie.</u>
          <u xml:id="u-15.4" who="#SksBliziński">A tymczasem musieliśmy się nasłuchać cierpkich słów od wielokrotnego premiera, prof. Bartla, na temat przygotowania naszej młodzieży. Nie młodzież ponosi wyłączną odpowiedzialność, lecz my, starsze pokolenie. Nie umiemy dać się wyżyć młodzieży w godziwy sposób, skierować tej energii na tory pożądane dla społeczeństwa, bo od ważkich problemów, krzyczących wielkim głosem o rozwiązanie, odwracamy się, unikamy ich i wtedy młodzież nas wyręcza, robiąc to na swój sposób, często źle bez wątpienia, ale ona rządzi duchem, bo i trudno wymagać od młodzieży zimnego rozsądku i opanowania dyplomatów.</u>
          <u xml:id="u-15.5" who="#SksBliziński">Myślę, że czas już po przeżytych doświadczeniach przystąpić do zreformowania reformy szkolnej, nawrócenia do starego systemu. Byłbym niezmiernie uradowany, gdybyśmy też wycofali z obiegu reformę pisowni.</u>
          <u xml:id="u-15.6" who="#SksBliziński">Nie mogę tu pominąć, że o poziomie nauczania w szkołach może świadczyć wymownie i styl pism. Przerzućmy nasze dzienniki i tygodniki, zwłaszcza redagowane przez tak zwane młode pokolenie. Aż się roi od cudacznych nowotworów językowych, lub zapożyczeń. Mamy do czynienia nieustannie z „dynamizmem”, „stabilizacją”, adaptacją”, „sloganem”, „truizmem”, „potencjałem”, „rezonansem” i setką innych cudactw obcojęzycznych, którymi zaśmieca się język, czyniąc zeń żargon międzynarodowy. Proszę Panów, te wyrażenia, którymi się hojnie szafuje w potocznej mowie, przedarły się nawet do mów parlamentarnych, do rozmaitych okólników i rozporządzeń rządowych. One są odbiciem usterek w szkolnictwie, które je toleruje, zamiast wykorzeniać.</u>
          <u xml:id="u-15.7" who="#SksBliziński">Z cyfr budżetowych, przeznaczonych na budownictwo szkolne, wynika, iż jest ono kopciuszkiem obok bogato wyposażonych budowli tak zwanych reprezentacyjnych, pochłaniających milionowe sumy. A mnie się wydaje, iż największą reprezentacją jest nie mieć analfabetów w kraju. Nie są odosobnione fakty, że ludność wiejska sama oświadcza dobrowolną gotowość obciążeń dodatkowych na budowę szkół powszechnych, skoro nie ma na ten cel pieniędzy ze źródeł publicznych, ale tak podstawowe i dziś jeszcze powszechne zagadnienie budownictwa szkolnego nie może być opierane o dobrowolną akcję społeczeństwa wiejskiego, tym bardziej że ta forma daje zawsze możność wyłamania się z niej jednostek niezainteresowanych lub nieuspołecznionych. Dlatego słusznym jest, aby sprawa budowy szkół na wsi znalazła rozwiązanie w oparciu o Skarb Państwa, bowiem samorząd terytorialny przy obecnym ciężkim położeniu w rolnictwie i ograniczonych wpływach nie jest w możności sam rozwiązać sprawy budownictwa szkolnego. Blisko połowa dzieci szkolnych wiejskich zmuszona jest uczyć się w warunkach bardzo prymitywnych i bez widoków dalszego kształcenia, nawet jednostek najzdolniejszych. Ten stan rzeczy wieś poczytuje sobie za wielką krzywdę.</u>
          <u xml:id="u-15.8" who="#SksBliziński">Z prawdziwym uznaniem przywitać należy wiadomość, że p. Minister przystąpił do prac przygotowawczych w zakresie organizacji, w myśl ustawy o ustroju szkolnictwa, mianowicie szkół dokształcających dla młodzieży wiejskiej.</u>
          <u xml:id="u-15.9" who="#SksBliziński">Poza tym należy również zaopiekować się i rozwinąć oświatę pozaszkolną. Jakkolwiek ze względów budżetowych jesteśmy jeszcze daleko od pełnej realizacji tego działu szkolnictwa, to jednak prace przygotowawcze do tej realizacji dają to poczucie, że jesteśmy na progu likwidacji bardzo wielkiej luki w akcji oświatowej na terenie wsi, a mianowicie pozostawionych prawie bez opieki licznych zastępów młodocianych w wieku od lat 15 do 18, a więc w wieku bardzo niebezpiecznym dla młodzieży. Dlatego też ta młodzież sobie pozostawiona czyni wiele krzywdy i społeczeństwu i sobie. Znam takie wypadki, że przez te parę lat młodzież zupełnie zapomniała tego wszystkiego, czego nauczyła się w szkole. Akcja, którą prowadzi tu i owdzie dotychczas nauczycielstwo na niektórych terenach w formie organizacji Związku b. Wychowanków Szkół Powszechnych, jest dodatnią próbą opieki wychowawczej nad tą młodzieżą i daj? rękojmię dalszej skutecznej pracy w tej dziedzinie. Z punktu widzenia rolniczego i rozwoju kultury wsi jest szczególnie ważne, aby zagadnienia gospodarcze znalazły jednak w praktyce nauczania i wychowania w szkole powszechnej pełne zrozumienie i zastosowanie. Pożądane jest w tym celu stałe powiększanie zasiłków na stypendia, ustalanie zasad przy ich przyznawaniu oraz ciągłość wypłat, szybsze zakładanie burs tanich dla młodzieży wiejskiej, tworzenie tanich wypożyczalni podręczników szkolnych dla młodzieży ze wsi, zwalnianie nawet od opłat taksy administracyjnej tej młodzieży, której rodzice i tak ponosić muszą z reguły większe wydatki, aniżeli mieszkańców miast. Zważywszy, że około miliona dzieci nie uczęszcza, do szkół, a są to przeważnie dzieci chłopskie, że dalej przeszło połowa dzieci wiejskich kształci się w szkołach zaledwie I stopnia, że często odległość wsi od szkoły wynosi parę kilometrów, organizacje społeczne zupełnie słusznie domagają się na swych konferencjach zwiększenia liczby etatów nauczycielskich dla szkół powszechnych na wsi, likwidacji szkół powszechnych niżej zorganizowanych na rzecz szkół powszechnych wyżej zorganizowanych, a już, moim zdaniem, w każdej gminie przynajmniej jedna szkoła wyższego typu winna się znajdować, wreszcie wprowadzenia odpowiedniego rozporządzenia o obowiązku dowożenia dzieci do szkół powszechnych, co wprawdzie dzieje się dobrowolnie, ale w bardzo niewielu wypadkach.</u>
          <u xml:id="u-15.10" who="#SksBliziński">Robi wrażenie, że nie docenia się ważności szkolnictwa zawodowego, a więc rolniczego, rzemieślniczego, handlowego, spółdzielczego. Kto wczytuje się w „Młode pokolenie chłopów”, wydane staraniem Instytutu Kultury Wsi, ten słyszy wprost rozpaczliwy krzyk chcemy się uczyć. Rozumiem ciężkie położenie Ministra Oświaty, który byłby daleko hojniejszy i w budowie i w uposażeniu szkół, gdyby miał większe fundusze do dyspozycji, ale jak na zbrojenia muszą się znaleźć środki, tak i na szkoły, bo tylko oświecony obywatel-żołnierz i fachowo wykształcony, a nie same armaty zadecydują o sile i potędze Polski. Ani przeprowadzenie reformy rolnej, choćby, najradykalniejszej, ani ulgi dla rolnictwa nie przyniosą rozwiązania ostatecznego bez należytej oświaty.</u>
          <u xml:id="u-15.11" who="#SksBliziński">Odludnienie wsi i spolszczenie miast nastąpi wtedy, gdy młodzież wiejska kształcić się będzie w szkołach zawodowych. Bez fachu w ręku co ten wieśniak ma robić w mieście? Co ma robić ojciec licznej rodziny, gdy wszystkim dać ziemi nie może? Rozwiązują tę sprawę szkoły zawodowe, otwierane nawet po wsiach dla synów i córek wsi.</u>
          <u xml:id="u-15.12" who="#SksBliziński">Ważnym zagadnieniem dla przyszłości naszej wsi jest także kwestia udostępnienia wyższych studiów młodzieży wiejskiej. W obecnym stanie rzeczy wrota wyższych uczelni stały się biblijnym uchem igielnym, przez które musi się przedzierać wielbłąd zdolnej nędzy chłopskiej.</u>
          <u xml:id="u-15.13" who="#komentarz">(Głos: Tak jest.)</u>
          <u xml:id="u-15.14" who="#SksBliziński">P. Premier dobrze i mądrze zarządził, ażeby ustanowić 1000 stypendiów dla synów chłopskich, lecz to kwestii nie załatwia w całości. Należy ją postawić na szerszej płaszczyźnie.</u>
          <u xml:id="u-15.15" who="#SksBliziński">W myśl uchwały Synodu krajowego należało by jak najprędzej zadecydować szkoły wyznaniowe. A jeśli taka ustawa napotyka na pewne trudności, to przynajmniej i to odrazu my, obywatele Polacy-katolicy, prosimy, aby bezwzględnie dzieci polskie katolickie były nauczane i chowane przez nauczycieli tejże wiary i narodowości, to jest przez Polaków-katolików.</u>
          <u xml:id="u-15.16" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-15.17" who="#SksBliziński">Po prostu wierzyć się nie chce, że nauczycieli Żydów i Żydówek jest w Polsce 5628, a w szkołach powszechnych i państwowych aż 1831.</u>
          <u xml:id="u-15.18" who="#SksBliziński">Wreszcie jeszcze jedna ważna sprawa, obchodząca i mnie bezpośrednio.</u>
          <u xml:id="u-15.19" who="#SksBliziński">W pierwszym Sejmie Ustawodawczym byłem referentem ustawy o budowie kościoła Opatrzności, jako votum narodowego. I oto po dwudziestu bez mała latach powróciwszy do tych murów, jako senator, z tej samej trybuny muszę przypomnieć, iż nie godzi się obietnicy, danej Bogu w dniach radosnych nadzwyczajnego upojenia, lekceważyć. Nie wyobrażam sobie po prostu, by w ciągu tylu lat nie można było urzeczywistnić uchwały Sejmu. W r. 1941 przypada 150-lecie Konstytucji 3-go Maja. Nie będziemy mogli obchodzić radośnie tego święta narodowego, jeżeli votum narodowe nie będzie do tego czasu spełnione, choćby tylko przez wzniesienie murów, a wykończone na 25-lecie obchodu niepodległości.</u>
          <u xml:id="u-15.20" who="#SksBliziński">Poza budową kościoła jest sprawa funduszu mszalnego, jaki miał być ustanowiony dla tych, co zginęli w walkach o wolność. I ta uchwała była przyjęta. Chodzi przecież o niewielką sumę, nie naruszającą budżetu. Niech by więc ustawa marcowa choć w tej części była przez Rząd wykonywaną i niech by Msza św. o pomyślność Ojczyzny i spokój tych, co polegli za wolność, była odprawiana przy relikwiach Męczennika i Pierwszego Patrona Odrodzonej Polski św. Andrzeja Boboli.</u>
          <u xml:id="u-15.21" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-16">
          <u xml:id="u-16.0" who="#Marszałek">Zarządzam przerwę do godz. 17.</u>
          <u xml:id="u-16.1" who="#komentarz">(Przerwa od godz. 14 min. 10 do godz. 17 min. 8.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-17">
          <u xml:id="u-17.0" who="#Marszałek">Wznawiam posiedzenie. Głos ma s. Łepki.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-18">
          <u xml:id="u-18.0" who="#SŁepki">Wysoki Senacie! „Akademią w Kiiowie pozwala jego k. mość y stany koronne erigować, która takiemi prerogatiwami y wolnościami ma gaudere, iako akademia krakowska, tą jednak conditią, aby w tey akademiey żadnych sekt aryańskiey, luterskiey. proffessorów, mistrzów y studentów nie było.</u>
          <u xml:id="u-18.1" who="#SŁepki">Drugą także akademią pozwala jego k. mość nasz miłościwy y stany koronne y w. x. 1. tam gdzie ich mieysce sposobne upatrzą, która takich jako kiiowska zażywać będzie praw y wolności...</u>
          <u xml:id="u-18.2" who="#SŁepki">Gimnazyja, collegia, szkoły y drukarnie ile ich potrzebować będą, bez trudności stawić będzie wolno, y libere nauki odprawować y xięgi drukować wszelakie...”.</u>
          <u xml:id="u-18.3" who="#SŁepki">Zdaję sobie sprawę należycie z perspektywy dziejowej, z tego, co kiedyś było i co jest dzisiaj. Jeżeli jednak śmiałem odczytać ten ustęp z ugody hadziackiej, zawartej pomiędzy pełnomocnym komisarzem Rzeczypospolitej a hetmanem Wyhowskim, to chciałem tylko przypomnieć, jak poważnie, i jak wnikliwie obydwie wysokie strony odniosły się i ustosunkowały do kwestii szkolnej na Ukrainie.</u>
          <u xml:id="u-18.4" who="#SŁepki">Cytując ten wiekopomny dokument, którym bezwarunkowo jest hadziacka ugoda, mimowoli zadaję sobie pytanie, dlaczego stosunki w tym właśnie kierunku zmieniły się tak ogromnie na naszą niekorzyść. Odpowiedzi nasuwa mi się mnóstwo natury historycznej, ekonomicznej, politycznej itd. — tyle, że wszystkich przeliczyćbym nie mógł, podam tylko dwie, nad którymi już niejednokrotnie zastanawiałem się.</u>
          <u xml:id="u-18.5" who="#SŁepki">Pierwsza odpowiedź to — powiedziałbym — „despekt niedowartości”, z którym niestety spotykamy się niejednokrotnie. Niejednokrotnie uważają nas nie za naród pełnowartościowy, nie za naród, który wyrasta z ziemi, rozwija się według pewnych praw przyrody, tworzy pewne koncepcje i dąży do pewnych celów — nie, tylko uważają nas za materiał ludzki, który można dobrowolnie formować. I nawet nikt nie pomyślał, jak to nas boli, jak to nas drażni i jak to niekorzystnie wpływa na nasze życie narodowe — a tego przecież nikt z nas poważnie i rozsądnie myślących życzyć sobie nie może.</u>
          <u xml:id="u-18.6" who="#SŁepki">Ten ból i to rozdrażnienie stopniuje się odpowiednio do tego, jak wzrasta nasza świadomość nie tylko naszych plusów i minusów, ale też win i zasług naszych przodków dla kultury i cywilizacji.</u>
          <u xml:id="u-18.7" who="#SŁepki">Dorzecza Dniepru i Dniestru były tym terenem, na którym się spotykały dwa prądy cywilizacyjne i kulturalne: Bizancjum i Rzymu, dążące do pewnej syntezy. Wyrazem tej syntezy są nasze pomniki architektoniczne: w Kijowie św. Sofia np., a pod Haliczem niedawno odgrzebane fundamenty katedry księcia Jarosława Ośmiomysła w Kryłosie, a także kościół św. Stanisława, niegdyś cerkiew św. Pantalemona, również pod Haliczem. Mozaiki, ikony, freski nie tylko w Kijowie, ale hen, daleko w Lublinie, w Sandomierzu, nawet w Krakowie z epoki Jagiellońskiej są najlepszym dowodem, jak ukraiński duch twórczy, pozostając bezsprzecznie pod wpływem Bizancjum i Rzymu, dążył przecież do swojej własnej formy, do swego własnego sposobu wypowiedzenia się. W „Słowie o pułku Igora” z 1186 r., które polski uczony, Aleksander Bruckner nazywa największym arcydziełem słowiańskiej literatury średniowiecznej, czytamy: „i w ruskiej stolicy padł Kobiak, w Świętosława książęcej świetlicy. Wtedy to ku czci jego Niemcy, Morawianie oraz Grecy, a nawet i Wenecjanie pieśni chwały śpiewali”. Dowód, że już wtenczas stosunki kijowskiej Rusi były tak rozszerzone na dalekie kraje cywilizowane. Ale już na wiele lat przed tym ks. Olga wysyła posłów do cesarza Ottona i prosi o misjonarzy rzymskich. I rzeczywiście, Adalbert, późniejszy biskup magdeburski, wyprawia się z misją do Kijowa. Książę Jarosław Mądry, którego nazywano teściem królów, był skoligacony z wielu panującymi dworami Europy, jego córka Anna, żona Henryka I, a matka Filipa, panowała jakiś czas we Francji i na jednym z dokumentów podpisała się cyrylicą „Ana Reina”.</u>
          <u xml:id="u-18.8" who="#SŁepki">Rozumie się, że stosunki Halicza z Węgrami, Czechami i Polską były jeszcze bardziej ożywione.</u>
          <u xml:id="u-18.9" who="#SŁepki">Naturalnie dzięki geograficznym warunkom te stosunki były raz lepsze, raz gorsze, jak to zwykle bywa z sąsiadami. Około 20 naszych księżniczek było małżonkami książąt i królów polskich. O ile wiem, żadna z nich złej sławy po sobie nie zostawiła.</u>
          <u xml:id="u-18.10" who="#SŁepki">To wszystko przemawia za tym, że me można nas przecież lekceważyć i stawiać, poza nawias ruchów politycznych i ideowych Europy kulturalnej.</u>
          <u xml:id="u-18.11" who="#SŁepki">Literatura ukraińska książęcego okresu, która dała znakomite kroniki (najpiękniejsza halicko wołyńska), która dała pierwszy pisany kodeks prawny słowiański, która dała tyle pomników wartościowych, chociaż rozwijała się pod wpływem bizantyńskim, czemu nikt nie zaprzeczy, ale wpływy łacińskie od najdawniejszych czasów są w niej też widoczne, nawet klasyczni autorowie są tam cytowani — nigdy nie zdradzała tego jakiegoś odgradzania się od Europy. Tolerancja w sprawach wiary, wolność w dziedzinie myśli, swoboda twórczości duchowej — to były jej charakterystyczne cechy. Toteż nie bezpodstawnie powiada prof. Bruckner, że tylko na południu — to są jego słowa — to jest u dzisiejszych Ukraińców, powstało to wszystko, co tworzy istotę dawnej Rusi. Moskwa ma wyłącznie tę zasługę, że przechowywała to, co w XI, KsI1 i XIII wieku zostało stworzone na południu. Jej wkład jest minimalny.</u>
          <u xml:id="u-18.12" who="#SŁepki">Tak samo było w czasach późniejszych, w czasach humanizmu i renesansu. Wszystkie te prądy zachodnio-europejskie i zdobycze kulturalne szły od nas z Włoch przez Czechy i Polskę i szerzyły się zupełnie swobodnie i dopiero od nas przedzierały się do Moskwy, gdzie nie zawsze gościnnie były przyjmowane. I szkoła i teatr i drukarnie, wszystko to, co dzisiaj zaliczamy do kultury, w ten sposób przychodziło do nas rozwijało się u nas.</u>
          <u xml:id="u-18.13" who="#SŁepki">Wspomnę tylko o baroku. Barok szedł do nas dwiema drogami — z Włoch przez Polskę, tzw. jezuicki barok, i z Włoch przez Krym. Te dwa prądy na Ukrainie dochodziły do syntezy i dały przepiękny, kozacki czy tzw. mazepiński barok, którym do dzisiejszego dnia zachwycają się znawcy.</u>
          <u xml:id="u-18.14" who="#SŁepki">Z drukiem było podobnie. Pierwsze druki cyryliczne pojawiły się w Krakowie w 1491 roku (druki Światopełka Fioła), już w XVI i XVII stuleciu zaczęły drukarnie wyrastać, jak grzyby po deszczu. Nawet takie maleńkie miasteczko, jak Stratyn, miało swoją fabrykę papieru i drukarnię. W roku zaś 1580 ukazuje się istotnie monumentalne drukarskie dzieło „Biblia Ostrogska”. W roku 1630 ilość książek wydrukowanych na Ukrainie przekroczyła 6.000 numerów. W jednym roku to chyba dosyć. Najlepszy to dowód, jak naród ukraiński mimo nadzwyczaj ciężkich warunków starał się i usiłował dotrzymać kroku cywilizacji europejskiej.</u>
          <u xml:id="u-18.15" who="#SŁepki">To samo można powiedzieć o szkole. Pierwsze szkoły zakłada Włodzimierz Święty i jego syn Jarosław. Jarosław założył szkołę dla 300 dzieci ze sfer wyższych. Potem zakładano szkoły podobnie jak w Polsce — przy katedrach nieco wyższe i przy kościołach czy cerkwiach parafialnych szkoły początkowe. Ten charakter utrzymał się aż do XVI stulecia, kiedy szkołami zajęły się stauropigie względnie bractwa cerkiewne i arystokracja, panowie wielkiego znaczenia tacy, jak Chodkiewicz, książęta Słucki Jerzy i Ostrogski, Elżbieta Hulewiczówna i wielu innych. Z tych szkół najważniejszą i największą rolę odgrywały szkoły: stauropigiańska we Lwowie, Akademia w Ostrogu i Akademia w Kijowie. Akademia Kijowska stała się na długie lata ogniskiem nauki i kultury, która promieniowała daleko na wschód, północ i południe, na kraje słowiańskie i wychowała bardzo wielu tęgich teologów, moralistów, polemistów — bo to był okres polemiki — a oprócz tego uczonych historyków i beletrystów. Zajęła się też teatrem i jej to zawdzięczamy pierwsze początki naszego teatru. Z tej Akademii wyszło bardzo wielu uczonych, którzy właściwie kulturę rozszerzyli w Rosji. Niestety, wyszli i tacy, którzy projektowali reformy Piotra I. Mamy na to teraz dokumenty. Nawet św. Dymitr Rostowski, autor monumentalnych żywotów świętych, był przecież synem kozaka, nazywał się Tuptalenko. Najlepiej rozwinęło się szkolnictwo w lewobrzeżnej Ukrainie, tak dalece, że Piotr Alepski, który towarzyszył w podróży do Moskwy patriarsze Makaremu, w swoich wspomnieniach dziwi się, że tam nawet w wioskach kobiety czytać i pisać umieją. Dokumenty są przechowywane w archiwum w „Mało rosyjskiej Kollegii”, a więc nie biorę ich z powietrza. Jedna szkoła przypadała w 3 powiatach czernihowskiej późniejszej guberni na 746 mieszkańców. To chyba stan bardzo wysoki. Ale mniej więcej 100 lat później na tym samym terytorium jedna szkoła przypadała już na 6750 mieszkańców, dziesięciokrotnie się stan pogorszył, zaś w r. 1860 w całej guberni czernihowskiej było tylko 70 szkół, tj. jedna na 17.142 mieszkańców. Oto do czego doprowadził system centralistyczny rosyjski!</u>
          <u xml:id="u-18.16" who="#SŁepki">Z ukraińskich szkół wyszli najwięksi artyści, którymi się szczyci dzisiaj Rosja, z drugiej połowy XVIII stulecia i z pierwszej połowy XIX stulecia, jak Starczenko znakomity budowniczy, Kozłowski i Martos — znakomici rzeźbiarze, Lewicki, Łosenko i Borowykowski, znakomici malarze (Lewicki jeden z tych, którzy mogą stanąć obok największych) oraz muzycy światowej sławy Berezowski, Bortniański i Wedel, których opery w XVIII stuleciu były grane we Włoszech i których imiona są zapisane złotymi literami w akademiach włoskich. Te utwory plastyczne i muzyczne — rzecz dziwna — nie straciły nic na swoim uroku do dnia dzisiejszego. Obrazy Lewickiego prawie że nie były znane, bo wisiały w prywatnych apartamentach carskich, dopiero teraz ukazały się ich reprodukcje i po prostu świat był zdziwiony. Kompozycje Bortniańskiego śpiewane są do dziś dnia, tak samo i Wedla do dnia dzisiejszego odznaczają się tym ciepłym południem, dążeniem do syntezy, tym, jak można powiedzieć, szerokim powiewem od stepu, tak, jak np. w „Marii” Malczewskiego albo u Słowackiego, zwłaszcza w „Beniowskim”, gdzie są tak cudowne krajobrazy Ukrainy, że równych im nie znajdziemy po prostu w całej literaturze światowej.</u>
          <u xml:id="u-18.17" who="#SŁepki">Ale i zachodniej Europie odwdzięczała się Ukraina, jak mogła, za tę wiedzę, którą od niej czerpała. Ukraińcy w Austrii, nazywani Rusinami, byli profesorami, a nawet rektorami Wszechnicy Jagiellońskiej. Sławny chemik Horbaczewski był rektorem uniwersytetu czeskiego w Pradze, elektrotechnik i wynalazca Paluj wykładał na politechnice praskiej, okulista Borysiekiewicz był profesorem uniwersytetu w Insbrucku i Gracu. Szereg ludzi, którzy nie mając własnych warsztatów pracy w kraju, szukali ich za granicą. Mimo tych ciężkich warunków, mimo, że bardzo wielu Ukraińców właśnie wskutek tych ciężkich warunków, zwłaszcza dla literatury i sztuki, szukało miejsca za granicą, jak np. Gogol — przecież jego ojciec podpisywał się jeszcze łacińskimi literami, nie Gogol, tylko Hohol — i wielu, wielu innych, mimo to przecież odrodzona literatura ukraińska może się poszczycić takimi imionami, jak Kotlarewski, Szewczenko, Franke, Stefanyk, Kociubiński, Markowiczowa, Kobylański i wielu, wielu innych. Malarze z Nowakowskim na czele, Truszem, Chołodnym, Sewerynem, Bojczukiem i szeregiem innych zdobyli sobie imię. Tak samo muzyka z Łysenką, Werbyckim, Barwińskim. Leontowiczem, Ludkiewiczem itd.</u>
          <u xml:id="u-18.18" who="#SŁepki">Mimo tych szczególnych warunków założył Ukraińcy naukowe towarzystwo im. Szewczenki we Lwowie, które wydało 600 tomów prac naukowych, co w świecie naukowym jest już po ważną pozycją. Stworzyli akademię nauk w Kijowie, akademię sztuk pięknych w Kijowie i wyższą szkołę muzyczną im. Łysenki we Lwowie.</u>
          <u xml:id="u-18.19" who="#SŁepki">O ile chodzi o czyny miecza ukraińskiego, też nie są do pogardzenia. Przecież z konieczności — położenia geograficznego musieli Ukraińcy wychodzić na przeciw hordom azjatyckim, na przeciw Chazarom, Połowcom itp., którzy szli na Europę. Kiedy mongolskie hordy pierwszy raz pojawiły się, to przecież nasi książęta wyszli im na przeciw i zadali im ogromną klęskę nad Kałką w r. 1225 i na pewien czas odsunęli od Europy tę nawałę. W r. 1240 bronki zawzięcie i z nadzwyczajnym poświęceniem Kijowa, ale obronić go, niestety, nie mogli.</u>
          <u xml:id="u-18.20" who="#SŁepki">Byli nasi przodkowie i pod Grunwaldem. Tak jest. Pod Smoleńskiem, pod Kircholmem i na polach cecorskich, i w wielu innych potrze bach. To przecież historycy polscy, zwłaszcza wojskowości polskiej i wojen polskich, podnoszą.</u>
          <u xml:id="u-18.21" who="#SŁepki">Ks. Konstanty Ostrogski, wielki patriota ruski. walczył w 63 bitwach zwycięsko, co Korzon podaje, Wyhowski odniósł zwycięstwo nad Moskalami pierwszej rangi pod Konotopem i rozpęd potęgi moskiewskiej na jakiś czas powstrzymał. Gdyby sojusz Karola XII, Stanisława Leszczyńskiego i Mazepy był się utrzymał, gdyby np: ' klęska połtawska i nie kapitulacja Szwedów pod Perewołocznią, to z pewnością losy i Polski i Ukrainy, ta tragedia z końca XVIII stulecia, całego XIX stulecia, z pewnością byłaby unikniona. Historia byłaby się potoczyła zupełnie innymi szlakami.</u>
          <u xml:id="u-18.22" who="#SŁepki">O nowszych czasach, o najnowszych mówić nie będę, bo musiałbym mówić pro domo mea. Ale w każdym razie nie mogę nie wspomnieć o tym, że w roku 1919 armia halicka poszła na Kijów i że tam poniosła ogromne ofiary na ołtarzu nie tylko swojej ojczyzny, ale wolności w ogóle. I nie mogę sobie odmówić tej satysfakcji, aby nie przytoczyć dwóch wyjątków: jednego z dzieła naukowego, a drugiego z rozkazów dziennych. Generał Kutrzeba stwierdza, że „wojska ukraińskie biły się wzorowo, czy na terenie rodzimej Ukrainy, czy pod Zamościem, czy w oparciu o ramię polskie, czy też samodzielnie, wojska te spełniły dobrowolnie przyjęte na siebie obowiązki”.</u>
          <u xml:id="u-18.23" who="#SŁepki">W rozkazie z dnia 18 października 1920 r. pisał Marszałek Piłsudski:„Armia nasza pamięta krwawe walki, w których uczestniczyły wytrwale zarówno w dni zwycięstwa, jak i w godzinach próby wojska ukraińskie. Wspólnie przelana krew i bohaterskie mogiły położyły kamień węgielny wzajemnego porozumienia i pomyślności obu narodów.</u>
          <u xml:id="u-18.24" who="#SŁepki">Obecnie po dwóch latach ciężkich walk z barbarzyńskim najeźdźcą żegnam wspaniałe wojska Ukraińskiej Republiki Ludowej i stwierdzam, że w najcięższych chwilach, wśród nierównych walk niosły one wysoko swój sztandar, na którym wypisane hasło «Za naszą i waszą wolność»”.</u>
          <u xml:id="u-18.25" who="#SŁepki">Oto odpowiedź moja pierwsza na pytanie, które na wstępie postawiłem sobie. Odpowiedź druga ma inny charakter, ma zasięg daleko szerszy, mianowicie wypływa z tzw. ducha czasu, a ten duch czasu to nic innego tylko ofensywa materialistów przeciwko istocie boskiej we wszechświecie i istocie człowieka. Przeżywamy nowy etap tej wojny, której perspektywy można przedłużyć aż do Demokryta. Ale ten nowy etap jest gorszy niż dawniejszy, bo zwolennicy materializmu nie przebierają w środkach, walczą nawet — jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli — przy pomocy bakterij chorobotwórczych. Te bakterie chorobotwórcze wnikają w każdą komórkę organizmów socjalnych, zakażają je, rozkładają, niszczą.</u>
          <u xml:id="u-18.26" who="#SŁepki">Kościół Chrystusowy w tej walce stawał zawsze po stronie ducha. Św. Tomasz z Akwinu tak głęboko wnikał w poszczególne zjawiska życiowe, jak powiada Daria Wikońska w swym pięknym dziele „Apologia ducha”, z którego oto korzystam, że jego spostrzeżenia o duchu, o tym elemencie boskim w świecie, i człowieku są tak ugruntowane, są tak wspaniale podane, że można myśleć, iż pisze to jakiś genialny dzisiejszy filozof, a nie mędrzec sprzed 700 lat. Ale i cywilni uczeni, jak Bergson, Fechner, Wundt, niejednokrotnie podkreślali pierwiastek psychiczny zjawisk życiowych, twierdząc, że cała przyroda jest uduchowiona i to w wysokim stopniu. Zdawałoby się nam, że ten majestat ducha, którego nas chcą pozbawić nasi przeciwnicy, jest zabezpieczony. Tymczasem nie, tak nie jest. Właśnie ten wróg niewidzialny podchodzi do nas wszystkimi możliwymi sposobami. Nazywa się to walką z ustrojem kapitalistycznym, a w istocie jest to walka z kulturą europejską i z cywilizacją chrześcijańską. Przedstawienia kinowe, których bohaterowie występują bez żadnych moralnych wartości, ale za to są przebiegli, chytrzy, wysportowani do ostatniego stopnia; detektywi i powieścidła obliczone na głupotę ludzką; słuchowiska radiowe nie wolne od kłamstwa, a przeplatane muzyką o rytmice obcej dla nas, jakiejś murzyńskiej czy hotentockiej; sztuka pozbawiona piękna ludzkiego i przyrody, a to piękno przecież tyle radości życiowej nam daje; poezja, która ignoruje po prostu treść a goni za rozmaitymi problematami formy; wreszcie rozwój kultury fizycznej nierównomierny z kulturą duchową, nie jak było w Grecji starożytnej; oraz osłabienie autorytetu ojca i wychowawcy — to są drogi, którymi do nas kroczy ten wróg niewidzialny.</u>
          <u xml:id="u-18.27" who="#SŁepki">Pan Marszałek pozwoli na maleńką dygresję. Proszę dostojnych Panów i Panie, wiele mówiono o wadach szkół naszych. Ja myślę, że odpowiedzialności za to wszystko ani na organizację szkolnictwa, ani na nauczycielstwo składać wyłącznie nie można. To nauczycielstwo pracuje przecież faktycznie z poświęceniem. Jeżeli chodzi o szkoły wyższe, to jako profesor uniwersytetu krakowskiego stwierdzić mogę, że władze szkolne uniwersyteckie w ostatnich ciężkich czasach przecie zdołały utrzymać ład i porządek. Ja myślę, że więcej tej odpowiedzialności trzebaby właśnie złożyć na wpływ tego ducha czasu. Życie ze swoimi najrozmaitszymi prądami to jak symfoniczna jakaś ogromna orkiestra. Jeżeli instrumenty w tej orkiestrze są rozstrojone, to symfonii pięknej oczekiwać trudno.</u>
          <u xml:id="u-18.28" who="#SŁepki">Nie ex oriente lux, a tenebrae tenebrarum nasuwają ku nam i zasłaniają nasze widnokręgi. Nie człowiek na obraz i podobieństwo boskie stworzony, lecz istota pozbawiona woli i wolności, statystyczny numer, mikroskopijne kółka w tej olbrzymiej maszynie ludzkiej niewidocznie kierowanej wybranymi maszynistami — oto ideał tych nowych budowniczych świata.</u>
          <u xml:id="u-18.29" who="#SŁepki">Ukraina naddnieprzańska w XIII stuleciu musiała wyjść na spotkanie nawały mongolskiej, teraz w wieku XX tak samo musiała stawiać czoło tej nowej inwazji. Poniosła ofiary tak ogromne, że dotychczas nie było pióra i wątpią, ażeby się znalazło, które by potrafiło ten groźny, ten okropny obraz chociaż w przybliżeniu oddać.</u>
          <u xml:id="u-18.30" who="#SŁepki">Dostojne Panie i Panowie, nie daj Boże, abyśmy się mieli doczekać jeszcze jakiegoś nowego aktu tej okropnej, tej może najokropniejszej katastrofy ludzkiej. Ale jako człowiek wychowany w zasadach Chrystusowych i w tradycji humanistycznej wierzę w zwycięstwo ducha, wierzę w zwycięstwo ideałów Chrystusowych, wierzę w to, że przecież zapanuje miłość bliźniego, że zapanuje prawda na świecie. bo przecież Pismo św. powiada „Poznajcie prawdę i prawda wyzwoli was”. Ale, Panowie i Panie, pozwólcie mi też wierzyć, chociażbym wierzył przeciw nadziei, że także i na tem odcinku, o którym mówiłem, jutro będzie lepsze niż dzisiaj.</u>
          <u xml:id="u-18.31" who="#SŁepki">Jakie to „dzisiaj” ukraińskiego szkolnictwa, to już niejednokrotnie mówiono, powtarzać nie będę.</u>
          <u xml:id="u-18.32" who="#SŁepki">Chciałbym tylko kilka myśli wypowiedzieć na temat języka ojczystego, bo to jest właściwie to ziarno, z którego wyrastają przemówienia posłów ukraińskich w Sejmie i Senacie.</u>
          <u xml:id="u-18.33" who="#SŁepki">Kiedy dziecko zaczyna pojmować fakt swego istnienia — ten największy cud w świecie, kiedy zaczyna zdawać sobie coś niecoś sprawę ze swego otoczenia, wtenczas język ojczysty odgrywa ogromną rolę. Przy pomocy języka ojczystego poznaje przecież swoją rodzinę, poznaje zjawiska przyrody, wyrabia się w nim myśl o wszechmocy Boskiej, a następnie ta miłość do rodziny rozszerza się na miłość do kraju, na miłość do narodu, aż wreszcie przeistacza się w postanowienie — żyć i bohatersko umierać za to wszystko, co serce ukochało. A zatem ograniczenie języka ojczystego w tych tak ważnych procesach nie jest korzystne ani dla kraju, ani też dla Państwa, bo obywatel uświadomiony, obywatel miłujący swoją ziemię, swoją wiarę i swój język oraz swoją kulturę to jest najcenniejszy skarb nie tylko dla narodu, ale też i dla Państwa.</u>
          <u xml:id="u-18.34" who="#SŁepki">„I największą klęską — jak to niedawno powiedział p. Wicepremier Kwiatkowski w jednym ze swoich przemówień publicznych — jest obywatel bezwładny, o psychicznym kompleksie niższości, obywatel w defensywie do wszystkiego, co go otacza”.</u>
          <u xml:id="u-18.35" who="#SŁepki">Proszę Wysokiej Izby! Życzyłbym sobie właśnie współobywateli uświadomionych, chciałbym i pragnąłbym z całej duszy, ażebyśmy raz wyzbyli się tej klęski i tej zakały, którą tworzy analfabetyzm w Państwie, a wyzbyć się najłatwiej można właśnie przy nauce ojczystego języka, bo nauka pisania i czytania wymaga ogromnego wysiłku od dziecka, zwłaszcza jeżeli dziecko pochodzi ze sfer ubogich, zwłaszcza jeżeli ta szkoła nie jest szkołą normalną. Ale gdy jeszcze uczy się to dziecko w obcym języku, to i dziecko i nauczyciela stawia się przed takimi warunkami, które są po prostu nie do wykonania.</u>
          <u xml:id="u-18.36" who="#SŁepki">Toteż np. kongres pedagogiczny międzynarodowy, który przed 10 laty odbył się w Luksemburgu, powiedział wyraźnie, że język ojczysty jest jedynym, w którym się powinno dziecko uczyć czytać i pisać. Później można uczyć i innych języków.</u>
          <u xml:id="u-18.37" who="#SŁepki">Polski filozof Trentowski powiada w swojej „Chowannie” (część III): „Słońce wielbiono dawniej jako boga, dziś budujemy dla Ducha Świętego ołtarze! Wspierajcie szkoły, lecz szkoły narodowe, bo li tylko w języku narodowym rozwinąć się zdołają geniusze i talenty, pielęgnujcie to słońce każdego kraju i każdego ludu, a wychowacie dobrych obywateli, poddanych i żołnierzy! Wówczas każdy przekona się snadnie, czym jest Rząd, pod którym się urodził i poniesie chętnie swoje życie w jego obronie”.</u>
          <u xml:id="u-18.38" who="#SŁepki">„Dlaczego nienawidziłem greki, której mnie uczono jako małego chłopca — powiada św. Augustyn w swoich «Wyznaniach» — do dziś tego właściwie nie wiem”, a profesor Kot w swej znakomitej „Historii wychowania” mówi, że św. Augustyn dał tu tylko wyraz tej niezatartej prawdzie, że lekką i przyjemną może być jedynie nauka w języku ojczystym. Sądzę, że posłowie ukraińscy broniąc praw swego języka w szkolnictwie wszystkich stopni, bronią sprawy nie tylko dobrej, ale zbożnej.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-19">
          <u xml:id="u-19.0" who="#Marszałek">Głos ma s. ks. Nosalewski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-20">
          <u xml:id="u-20.0" who="#SksNosalewski">Wysoki Senacie! Staję na tej zaszczytnej trybunie z pewnym lękiem, w obawie, czy będę tak szczerze zrozumianym, jak szczerze bez przesady może i powinien kapłan Polak poruszyć sprawę naszej ziemi wołyńskiej, nie kierowany potrzebami stanu, a potrzebą ogólnopaństwową, ogólnopolską.</u>
          <u xml:id="u-20.1" who="#SksNosalewski">Tak się składa, że większość naszych haseł brzmi negatywnie antysemityzm, antykomunizm, antygermanizm. Należało by raczej na pierwszym planie postawić hasło pozytywne i twórcze polonofilizm — popierać Polaków, żądać w swoim kraju niezapominania o Polakach. Mieć odwagę być sobą, nie dbając co obcy na to powiedzą i czy to ich urazi czy nie.</u>
          <u xml:id="u-20.2" who="#SksNosalewski">Ziemie nasze wschodnie zniszczyli podbojami wrogowie — Rosja i Tatarzy. Przez dwa stulecia między XI a XIII wiekiem ziemia ta leży odłogiem bądź w posiadaniu Mongołów ściągających z nielicznej ludności okrutny haracz, bądź bezpańska. Tę pustkę poczynają kolonizować królowie polscy. Najstarsze rodziny szlacheckie na tej ziemi posiadają nadania i przywileje od Kazimierza Wielkiego. Stanowiły one klasyczne osadnictwo przeznaczone do obrony granic, do czujnej straży, do walki z Tatarami. I to były najstarsze, najczcigodniejsze warstwy polskości. Układały się wzdłuż granic Rzeczypospolitej, jako jej obrona i straż.</u>
          <u xml:id="u-20.3" who="#SksNosalewski">Z książki wydanej w r. 1870 w Dreźnie p. t. „Wołyń i jego mieszkańcy w r. 1863” w dziale V „lista nazwisk właścicieli ziemskich na Wołyniu w r. 1848” czytamy, że zawierała ona 1.050 nazwisk.</u>
          <u xml:id="u-20.4" who="#SksNosalewski">Łuck był stolicą Wołynia. Najwpływowsze rody, związane z dziejami Łucka, były: Ostrogskich, Wiśniowieckich, Zborowskich, Radziwiłłów, Czartoryskich, Sanguszków, Hulewiczów, Chłoniewskich, Jełowickich, Podhorodeńskich, Steckich. Potockich, Czackich i wiele, wiele innych.</u>
          <u xml:id="u-20.5" who="#SksNosalewski">Ostatnim wojewodą wołyńskim był Hieronim Sanguszko w 1775 r.</u>
          <u xml:id="u-20.6" who="#SksNosalewski">W XIV wieku już powstaje biskupstwo rzymskokatolickie. W wieku XVI, XVII wznosi się dużo wspaniałych świątyń, a działalność zakonów katolickich znajdowała podatny teren na Wołyniu. Powstają placówki Trynitarzy, Dominikanów, Bernardynów, Kapucynów, Franciszkanów, Pijarów, Karmelitów, Jezuitów.</u>
          <u xml:id="u-20.7" who="#SksNosalewski">Szkolnictwo, jakie istniało, było tylko polskie i prowadzone do czasu powstania Komisji Edukacyjnej tylko przez zakony i parafie polskie. W Łucku, Krzemieńcu, Włodzimierzu — prowadzone przez Jezuitów. W Międzyrzeczu i Dąbrownicy — przez Pijarów. W Poczajowie — przez Bazylianów, choć obrządku wschodniego, ale zakonników, narodowości polskiej. Prawosławnych cerkwi była znikoma ilość.</u>
          <u xml:id="u-20.8" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Pawelec.)</u>
          <u xml:id="u-20.9" who="#SksNosalewski">Czasy porozbiorowe zmieniają całkowicie oblicze Wołynia. Przez 150 lat rząd rosyjski tępił polskość i katolicyzm na Wołyniu.</u>
          <u xml:id="u-20.10" who="#SksNosalewski">Od upadku powstania kościuszkowskiego rozpoczęło się likwidowanie polskości ziem wschodnich, prowadzone przez Rosję sposobem trojakim, a więc przez wysiedlanie, zdeklasowanie, prześladowanie religijne.</u>
          <u xml:id="u-20.11" who="#SksNosalewski">W r. 1796 Zubow przedstawił Katarzynie projekt przesiedlenia szlachty kresowej na południe Rosji. W związku z tym wysiedlono wielką ilość rodzin. Równocześnie szła akcja zamykania kościołów i klasztorów oraz sprawdzania szlachectwa, mającego na celu pozbawienie jak największej ilości rodzin przywilejów wolnego stanu.</u>
          <u xml:id="u-20.12" who="#SksNosalewski">Akcja wynaradawiania wzmogła się po r. 1830. Stworzono specjalny komitet zachodni dla likwidacji żywiołu polskiego. Z ziem północno-wschodnich wywieziono do Saratowa i Orenburga 54.000 rodzin, a szlachectwa pozbawiono 150.000 rodzin.</u>
          <u xml:id="u-20.13" who="#SksNosalewski">W książce „Szkic historyczny południowo-wschodniego kraju” napisanej przez Rosjanina Batiuszkowa, wydanej w 1888 r. w Petersburgu (str. 281) czytamy: „Ważne znaczenie dla prawosławia (na Wołyniu) miało najwyższe rozporządzenie z r. 1851, które poleca ministerstwu spraw wewnętrznych w tych miejscowościach, gdzie była ludność prawosławna, a nie było prawosławnej cerkwi, lecz kościół katolicki, kościół zamienić na cerkiew, jeśli właściciel ziemski wzbraniałby się wybudować murowaną cerkiew prawosławną”. Następnie drugie takie samo zarządzenie dotyczyło miejscowości, gdzie był kościół i cerkiew, a cerkiew była w gorszym stanie od kościoła. Policja miała sobie polecone przestrzegać wykonania tych zarządzeń.</u>
          <u xml:id="u-20.14" who="#SksNosalewski">Powstanie 1863 r. wywołało jeszcze gwałtowniejszą reakcję. Wysiedlono znowu dziesiątki tysięcy rodzin do środkowej Rosji i na Ural. Puste zaścianki spalono, na wyludnioną rolę sprowadzono Wielkorusów, dając każdemu gospodarstwo i 300 rubli na głowę. Napłynęło więc dużo Rosjan, nic nie mających wspólnego z tubylczym rutynizmem, który wydawał takich ludzi, co mówili o sobie: „gente ruthenus natione polonus”. Na właścicieli ziemskich Polaków nakłada rząd rosyjski specjalne kontrybucje, podatek na pokrycie kosztów „usmierenia miatieżej” (ukrócenia buntów). Zakazuje sprzedaży ziemi w ręce polskie. Konfiskuje ziemie Polaków, biorących udział w powstaniu, albo podejrzanych o to. Konfiskuje dobra biskupie i kościelne. Zamyka wszystkie klasztory męskie i żeńskie, przekazując kościoły i budynki we władanie prawosławnego duchowieństwa. Duchowieństwo katolickie pozbawia probostw. Kościoły zostają nie obsłużone. Zamyka seminarium duchowne i przez 8 lat nie ma dopływu nowych kapłanów. Księżom zabrania wydalania się bez paszportu z parafii. Katechizacja dzieci karana, o szkołach polskich i o prasie polskiej mowy być nie może. Wszystkie mieszane małżeństwa mogły być zawierane tylko w cerkwi, dzieci z tych małżeństw chrzczono w cerkwi. 300.000 katolików zmuszono do prawosławia. Czechom przydziela się działki najlepszej ziemi z warunkiem przejścia na prawosławie (mamy obecnie 40.000 Czechów). Nazwiska rdzennych Polaków zniekształca się.</u>
          <u xml:id="u-20.15" who="#SksNosalewski">Wysoka Izbo! Nastaje era odrodzenia i 20 lat życia w wolnej, odrodzonej Polsce. Co widzimy?</u>
          <u xml:id="u-20.16" who="#SksNosalewski">Łuck, stolica Wołynia, zwana przez kronikarza „Rzymem Wschodu”, mająca tyle świątyń, dziś ma 1 kościół na 18.000 wiernych. Prawosławni, liczący 8.000 wiernych, mają kilka świątyń, z których 1 nasz kościół, z ofiar Polaków pobudowany, im zbędny, a nam tak potrzebny, do dziś nie jest rewindykowany. Biskupstwo najuboższe w Polsce. Biskup, seminarium i parafia nie ma ani jednego hektara ziemi. Diecezja w 1921 r. zastaje na całym terenie 58 kościołów parafialnych i z tych dużo w czasie wielkiej wojny zniszczonych. Obecnie, zawdzięczając trudom, poświęceniom i ofiarności jak J. E. Ks. Biskupa, duchowieństwa katolickiego i społeczeństwa polskiego, powstało bez pomocy Rządu 80 parafii i kościołów i dziś diecezja liczy 138 parafii. Lecz ten stan jakże dalekim jest od stanu choćby w przybliżeniu normalnego. Diecezja prawosławna ma 1.009 cerkwi, 121 kaplic, a ziemi — nie omylę się, jeśli powiem — około 70.000 morgów, a nowy statut autokefalnej cerkwi prawosławnej w Polsce stawia ją w uprzywilejowanych warunkach w stosunku do Kościoła katolickiego. Nie zazdrościmy, jeśli lud wołyński prawosławny, z którym współżyjemy, będzie miał odpowiednie warunki do rozwoju duchowego, ukocha Boga, należycie oceniając opiekę Rządu dla obywatela polskiego. Ale, Wysoki Senacie, nie powinno się wierzyć w statystyki kursujące o liczebności na Wołyniu ludu ruskiego, gdyż w jego szeregach znajduje się dużo tysięcy ludu polskiego, który oczekuje na powrót do wiary ojców i dawniejszej swej polskości.</u>
          <u xml:id="u-20.17" who="#SksNosalewski">Zachodzi paląca potrzeba założenia nowych 50 parafij i tyluż kaplic, gdyż jeszcze i w obecnych czasach ludność katolicka na Wołyniu mieszka, mając po 20 km do kościoła, a są takie parafie, np. Ratno, gdzie jest jeden kościół w promieniu 70 km. A tam są szkoły; dzieci prawosławne idą do cerkwi w święta państwowe czy narodowe, a dokąd dziatwa polska ma iść? Chodzi tu o przyszłość Kościoła i przyszłość Polski.</u>
          <u xml:id="u-20.18" who="#SksNosalewski">Diecezji łuckiej i Wołynia nie można porównywać ze stanem diecezyj centralnych.</u>
          <u xml:id="u-20.19" who="#SksNosalewski">Tu trzeba stan ocenić miarą wielkich zadań i niebezpieczeństw, z których płynie konieczność zaspokojenia wielkich potrzeb. Potrzebom tym nie zaradzi miejscowa ludność i miejscowe duchowieństwo. Potrzebna jest praca i ofiarność w wielkim stylu. Konkordat jest wystarczający dla Polski centralnej, ale nie na terenach wschodnich. A stąd wnioski:</u>
          <u xml:id="u-20.20" who="#SksNosalewski">1) konieczność gwałtowna wymaga w tym nawet roku stworzenia nowych 50 placówek parafialnych;</u>
          <u xml:id="u-20.21" who="#SksNosalewski">2) zwrotu przynajmniej 5 kościołów dziś nam już bardzo potrzebnych, skonfiskowanych (ludność prawosławna nie będzie stawiać sprzeciwu, bo tego wymaga sprawiedliwość):</u>
          <u xml:id="u-20.22" who="#SksNosalewski">3) zarządzić nadział ziemi przepisany przez Konkordat biskupowi ordynariuszowi i seminarium duchownemu;</u>
          <u xml:id="u-20.23" who="#SksNosalewski">4) nowym parafiom przydzielić działki, a tam, gdzie dzierżawią od Rządu, nie pobierać płacy;</u>
          <u xml:id="u-20.24" who="#SksNosalewski">5) przy seminarium stworzyć 10 stypendiów, pokrywających całkowity koszt Kształcenia alumnów.</u>
          <u xml:id="u-20.25" who="#SksNosalewski">To mój apel w imieniu 350.000 Polaków — katolików Wołynia do dostojnych Kolegów Panów Senatorów i Pana Ministra, by w tej sprawie orędowali u Wysokiego Rządu.</u>
          <u xml:id="u-20.26" who="#SksNosalewski">Polskość kresów wyciąga ku Wam dłoń. Nie wolno Wam tego momentu przeoczyć, nie wolno go zaprzepaścić. Ci ludzie muszą czuć, że są cząstką nierozdzielną Polski, pozostawioną tam przez zawistne losy na świadectwo, że Wołyń był i będzie polskim.</u>
          <u xml:id="u-20.27" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-21">
          <u xml:id="u-21.0" who="#WicemarszałekPawelec">Wicemarszałek Stolarski ma głos.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-22">
          <u xml:id="u-22.0" who="#WicemarszałekStolarski">Wysoki Senacie! Dyskusja, która w dniu dzisiejszym w tej Wysokiej Izbie jest prowadzona, budzi zainteresowanie w całym społeczeństwie polskim. Albowiem dyskusja dotyczy przedmiotu wpływu oświaty na wychowanie człowieka. Polska potrzebuje człowieka odpowiadającego jej istotnym potrzebom. Jakichkolwiek zagadnień dotkniemy — czy to będzie zagadnienie natury gospodarczej, czy społecznej, czy obronności Państwa, wszędzie i na każdym miejscu wysuwa się potrzeba człowieka, odpowiadającego tym potrzebom. I nic dziwnego, że dzisiaj na listę mówców panowie senatorowie zapisali się dość licznie, albowiem zagadnienie, które rozważamy, jest nadzwyczaj ważne. I z tej racji pozwolę sobie jako dziecko wsi zabrać głos i pewne momenty z mojego punktu widzenia naświetlić, momenty związane z zagadnieniami oświaty w Polsce.</u>
          <u xml:id="u-22.1" who="#WicemarszałekStolarski">Jeden z szanownych moich przedmówców stwierdził, że potrzebne jest wychowanie, wykształcenie wielkiego ducha w narodzie. I ja to doceniam i w stu procentach się z tym zgadzam, jednak stwierdzam, że rzeczywistość polska wymaga, iż nie tylko mamy wykształcić wielkiego ducha, ale musimy wykształcić zdolnych obywateli w pełni rozumiejących zagadnienia istotne, których zrozumienie przez obywatela-Polaka jest koniecznością. Wychowanie człowieka w dużej mierze jest zależne od przyczynków, jakimi między innymi jest oświata, oświata przychodząca przez szkołę, przez książkę, przez gazetę i inne czynniki, jak radio itp. Te wszystkie przyczynki razem stanowić mają wpływ na to, by człowiek — Polak mógł odpowiedzieć zadaniu, które Polskę czeka.</u>
          <u xml:id="u-22.2" who="#WicemarszałekStolarski">Dyskusja obecna jest prowadzona nad budżetem Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. W tej dyskusji słyszeliśmy poglądy na prowadzenie szkół wyższych, na wychowywanie tam tego człowieka — Polaka. Sądzę, że nikt z szanownych Państwa nie weźmie mi tego za złe, jeżeli i ja również nawiążę do naszych wyższych uczelni. Stwierdzono tutaj, że na wyższych uczelniach dzieją się rzeczy niepożądane. Mniemam, że te rzeczy trzeba uporządkować, a nie uporządkuje się ich tym sposobem, jak to chciał zrobić szanowny p. sen. Rembieliński, twierdząc, że nic dziwnego, jeżeli się trafi wśród młodzieży czy nóż, czy inne narzędzie, że myśmy w 1905 r. również musieli walczyć. Mniemam, że porównywanie do roku 1905 nie może mieć miejsca, te okoliczności, jakie wówczas nas zmuszały do walki, a dzisiejszy stan rzeczy, to nie jest jedno i to samo. Myśmy wówczas walczyli o polskość, o Polskę, a teraz w tej Polsce należy nam gruntować wartości konieczne dla naszego istnienia państwowego, gruntowanie tych wartości nie może być uzależnione od takiego czy innego narzędzia, które młodzież ma w swoich rękach. Mniemam, że inną drogą trzeba podchodzić do tego, ażeby podnosić i budować dusze, ażeby tworzyć potrzebnego Polsce człowieka.</u>
          <u xml:id="u-22.3" who="#WicemarszałekStolarski">Obowiązkiem moim jest, czyniąc te rozważania, zdążać do wniosku następującego: Potrzeba, Panie Ministrze, otworzyć na oścież podwoje wyższych uczelni dla dzieci wsi, dla młodzieży wsi. Czytamy publiczne oświadczenia, że młodzież wiejska uczy się, że ona nie daje posłuchu żadnej agitacji, uczy się, kształci swój umysł i z niej pożytek będzie. Mniemam, że idźmy po tej linii, roztwórzmy, jak powiedziałem, podwoje uczelni dla dzieci wsi, uczyńmy, ażeby wśród uczonych w przyszłości znalazły się one, ażeby przez nie nauka odegrała właściwą jej rolę w Polsce.</u>
          <u xml:id="u-22.4" who="#WicemarszałekStolarski">Jednak jeżeli w naszej rzeczywistości, która niestety jest i taka, że człowiek kamieniem kładzie się na drodze do postępu i oświaty ludu Wsi, to na to nie ma rady, bywa że nie ma możności przejścia ponad tym człowiekiem, trzeba go usunąć. Gorzej jest, jeżeli ten człowiek w postaci wieloosobowej, w postaci instytucji, kładzie się na drodze, wtedy jest coś okropnego. Nie wiem, czy to jest prawda, ale z tego, co czytam, wydaje mi się, że jest to uzasadnione, iż atmosfera, jaka obecnie istnieje w Ministerstwie Oświecenia Publicznego, jest w dużej mierze tym kamieniem, który kładzie się na drodze. Chciałbym prosić Pana Ministra, aby zechciał dać w tej mierze odpowiednie wyjaśnienie, albowiem ogarnia mnie niepokój.</u>
          <u xml:id="u-22.5" who="#WicemarszałekStolarski">Czytam w sprawozdaniu z posiedzenia Państwowej Rady Oświecenia Publicznego, które się odbyło pod przewodnictwem p. Ministra dnia 20 listopada 1938 r., przemówienie p. rektora Tadeusza Mikułowskiego, który twierdzi: „Sprawa dopływu warstw włościańskich do szkół średnich jest, jak wiadomo, kapitalnym zagadnieniem Polski współczesnej, tym bardziej, że dzięki specjalnemu ustawodawstwu nie tylko dostęp do gimnazjów, ale i dostęp do handlu i rzemiosła, do stopni podoficerskich i do najniższych urzędów prawie że zamknięty jest dla chłopa l-klasowej szkoły, czyli szkoły I stopnia. A „jednoklasówka” jest jednak jeszcze ciągle typem na wsi dominującym. Dlatego też zdziwiłem się — cytuję ciągle mówcę — słysząc z ust jednego z przedmówców twierdzenie, że szkoła I stopnia nie wchodzi w ogóle w rachubę, że to takie coś, co trudno nazwać. Jeszcze bardziej zdziwiłem się, że żaden z kolegów ze szkolnictwa powszechnego na to nie zareagował”. I mówca dochodzi do wniosku: „Przeto wniosek taki, jaki stąd wyprowadzamy, jest ten, że pragnęlibyśmy już obecnie widzieć rozpoczęcie poważnych prac nad reformą niedawnej reformy ustroju szkolnego. Jedną z dróg byłby daleko posunięty liberalizm wobec wszelkiego rodzaju szkół eksperymentalnych, przede wszystkim wobec szkolnictwa prywatnego; inną drogą — może jakaś próba równorzędnego innego ustroju szkolnego, jak o tym mówiliśmy w uchwałach naszych. Ale reformy pragnęlibyśmy również nie tylko co do ustroju. Domaga się go również duch szkoły. Proszę Panów, oto tak niedawno miałem zaszczyt słyszeć piękne przemówienie p. Ministra w czasie jubileuszu gimnazjum Nowodworskiego w Krakowie. Przemówienie to niezwykle mocno i wymownie podkreślało potrzebę wychowania narodowego. Słysząc to, pomyślałem mimowoli: „Mój Boże, gdyby to nasze programy szkolne były owiane duchem tego przemówienia”. Wiadomo bowiem, że ani podręczniki nasze, ani zwłaszcza programy nie przemawiają niestety dotychczas językiem p. Ministra”.</u>
          <u xml:id="u-22.6" who="#WicemarszałekStolarski">Nie wchodzę w dalszą myśl mówcy, albowiem nie jest to ściśle związane z potrzebą rolnictwa. Chcę przytoczyć przykład inny. Głos inny wydaje mi się również miarodajny. A mianowicie w ostatnim numerze „Życia Rolniczego”, organu Związku Izb i Organizacji Rolniczych, p. inż. Józef Dłużewski przytacza głos p. prof. Ludkiewicza i mówi:</u>
          <u xml:id="u-22.7" who="#WicemarszałekStolarski">„Przed kilku laty opracowaliśmy — pisze prof. Ludkiewicz — projekt jednorocznych kursów spółdzielczości i handlu rolniczego, które miałyby być połączone organizacyjnie z wydziałem rolniczym S. G. G. W., a jednocześnie na tym wydziale miałaby być wprowadzona specjalizacja w zakresie spółdzielczości rolniczej i handlu rolniczego. Rada Wydziału Rolniczego i Senat Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego łącznie z rektorami nie. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie wymagałaby może głębszego wejrzenia. Nie jest to wszakże jedyny wypadek, kiedy inicjatywa naszych sfer naukowych nie znajduje należytego oddźwięku. Jesteśmy świadkami innej jeszcze przewlekającej się ze szkodą dla rolnictwa sprawy, sprawy praktyk podczas studiów akademickich i zbliżenia akademickiej młodzieży rolniczej do życia zawodowego i zawodowo-społecznego. Problem był tematem licznych dyskusji i rozważań przedstawicieli nauki, nie znalazł on jednak jak dotąd należytego rozwiązania”.</u>
          <u xml:id="u-22.8" who="#WicemarszałekStolarski">Pomijając już dalsze wywody, twierdzę, że to, co powiedziałem, jest dostatecznie przekonywujące i mniemam, że braku zrozumienia dla istotnych potrzeb rolnictwa — w wyższych uczelniach być nie może, albowiem rolnictwo w Polsce musi stanąć tak pod względem organizacyjnym, jak i pod względem produkcyjnym i zbytu na wysokości 2adania. Rolnictwo w Polsce jest w przeważającej liczbie drobnym rolnictwem. Do tej pory — jak mnie informowano — nie ma na uczelniach katedry ekonomiki drobnego rolnictwa. Dowiadujemy się o zagadnieniach ekonomiki z wydawnictw wydziału ekonomiki — i to wszystko. Ale przecież zdajemy sobie sprawę, że w życie idą ludzie z wyższymi studiami, którzy mają mieć nastawienie mózgowe do pracy. Dane statystyczne czerpiemy przeważnie tylko z wydawnictw wydziału ekonomiki przy Instytucie Puławskim. Możemy i nadal czerpać materiały statystyczne, ale to nie jest wszystko. Do nastawień gospodarczych w rolnictwie musi być człowiek, który naukę będzie w życie wcielał i tego się domagać nieustannie będziemy.</u>
          <u xml:id="u-22.9" who="#WicemarszałekStolarski">Teraz pozwolę sobie jeszcze stwierdzić następujący fakt. Stwierdziłem osobiście, że dobór materiału studenckiego do wyższych uczelni rolniczych nie jest dostateczny i bywa niewłaściwy.</u>
          <u xml:id="u-22.10" who="#WicemarszałekStolarski">Rok temu w sierpniu minął, jak Ministerstwo Rolnictwa zwróciło się do mnie z prośbą, żebym pozwolił w moim gospodarstwie rolnym odbyć praktykę studentce, która ukończyła Szkołę Główną Gospodarstwa Wiejskiego. Naturalnie w imię dobra ogólnego na to się zgodziłem. Studentka ta przyjechała i przebyła, na nieszczęście swoje, 2 miesiące w moim gospodarstwie i na tym skończyła się jej kariera na terenie życia rolniczego. Skończyć się musiała, albowiem twierdzę, że pod żadnym względem nie była przygotowana do zagadnień gospodarczych. Najpierw przyjechała jako praktykantka, więc ją się prowadzi w odpowiednim czasie: Będzie pani krowy doić — powiadam. — Ale cóż, kiedy krowa ma ogon, więc ona nie zbliży się do tej krowy. Następnie drugi fakt — w odpowiednim momencie wytaczamy z synem siewnik na podwórze: Mówię: Niech się pani zbliży, idziemy siać rzepak, proszę panią nastawić siewnik, żebym ten rzepak zasiał tak jak tego potrzeba, pani przecież przechodziła teoretycznie jak się obchodzić trzeba między innymi z siewnikiem. Ona opowiada, że trzeba koło kręcić, a podług kręcenia tego koła wyliczyć zasiewy. — To, proszę pani, niech pani nastawi ten siewnik tak, żeby on tak wysiał ten rzepak, jak tego potrzebuję. Niestety, nie miała odwagi przystąpić do siewnika i nie nastawiła go. Później biorę ją do kosy i powiadam: Mówiono pani, że kosa to jest narzędzie, bez którego rolnik nie może się obyć. Proszę mi powiedzieć, czy dobre cięcie kosy zależy od samej kosy, czy i od nastawienia? Powiada: Od jednego i drugiego. — Niech pani powie, jak trzeba kosę nastawić, żeby ona dobrze cięła. Ona powiada: Ja nie będę instruktorem rolniczym, ale będę instruktorką kół gospodyń. — Ślicznie. Ale proszę sobie wyobrazić, w Polsce wypada wojna. Wszyscy idą na wojnę, pani zostaje sama z gospodyniami i musi uczyć je, jak kosę nastawić. Bo pani przecież kończyła szkołę wyższą i tam całości gospodarowania ją uczono. Nic nie pomogło, żadnych moich rad nie przyjmowała. Więc dobrze, powiadam, pani będzie instruktorką kół gospodyń, proszę nam zatem ugotować obiad, zobaczymy, jak on wyjdzie. Ugotowała, ale nikt nie mógł jeść tego obiadu, ani ona, ani my.</u>
          <u xml:id="u-22.11" who="#WicemarszałekStolarski">Otóż to jest niezmiernie przykry objaw, jeżeli dziewczyna, która straciła całe swoje młode lata, kosztowała niezmiernie wiele, przeszła przez wyższą uczelnię, mając przedtem gimnazjum, takie świadectwo może dostać — bo mogłem tylko powiedzieć w Ministerstwie wtedy: Nie, nie nadaje się na instruktorkę, nie może być na tym stanowisku.</u>
          <u xml:id="u-22.12" who="#WicemarszałekStolarski">Jeżeli to cytuję, to jako fakt, oraz wnoszę, że trzeba coś zrobić, żeby wyższe uczelnie były dopasowane do potrzeb życia naszego. Nie dotykam nauczania na wyższych uczelniach w innych zawodach, ale to, które dotyczy rolnictwa, uważam, że nie zawsze i nie wszędzie odpowiada potrzebom.</u>
          <u xml:id="u-22.13" who="#WicemarszałekStolarski">Niezależnie od wyższych uczelni jest rzeczą niezmiernie palącą sprawa zawodowego kształcenia czy dokształcania rolników, tych, którzy pracować mają na roli. Jeżeli weźmiemy dane statystyczne, to one nam mówią, że stan obecny naszego szkolnictwa zawodowego rolniczego niższego czy średniego bezspornie nas nie zadowala i zadowolić nie może. Jeżeli w stosunku do wszystkich rolników, którzy władają właśnie ziemią, którzy mają coś w Polsce znaczyć, będziemy żądać, że mają przejść przeszkolenie rolnicze, to jest nie do pomyślenia, żeby móc ich przeszkolić w tym stanie szkolnictwa, jakie jest. A przecież szewc nie może butów robić, jeżeli nie przejdzie przedtem odpowiedniego przeszkolenia, musi to przeszkolenie przejść, zdać egzamin i dostać odpowiednie ku temu papiery, żeby móc te buty zrobić, tak samo każdy rzemieślnik. A jeżeli jest mowa o rolniku, który ma przecież do czynienia nie z martwym przedmiotem, ale z istotą żywą, z żywą przyrodą, to on musi znać te warunki, które przyroda stworzyła, idąc w pomoc lub odwrotnie, przy jego pracy rolniczej. On musi wreszcie znać to życie, które jest w glebie i ponad glebą, które wpływa na to, aby on osiągnął właściwy cel. I należy sobie powiedzieć, że nie może być rolników w Polsce 70% bez nauki, bez właściwego przygotowania — wydaje mi się, że my na to pozwolić nie możemy. Jeżeli ten stan rzeczy utrzymany będzie w dalszym ciągu, to będzie to niezmiernie wielką stratą dla naszego ogólnego bilansu gospodarczego w Polsce.</u>
          <u xml:id="u-22.14" who="#WicemarszałekStolarski">Mniemam, że tak jak my rolnicy to odczuwamy, tak to powinien odczuwać Rząd, a przede wszystkim Minister Oświecenia i idąc po drodze szkolenia powinien uwzględnić te, zdaniem moim, niezmiernie wielkie i pod względem państwowym uzasadnione potrzeby rolnictwa.</u>
          <u xml:id="u-22.15" who="#komentarz">(Oklaski)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-23">
          <u xml:id="u-23.0" who="#WicemarszałekPawelec">Głos ma s. Śląski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-24">
          <u xml:id="u-24.0" who="#SŚląski">Wysoki Senacie! Słusznie na czoło naszych rozpraw nad budżetem Ministerstwa Oświecenia wysuwa się kwestia młodzieży starszej, tej młodzieży, która kończy szkołę akademicką i która ma wejść w życie. W moich rozważaniach nad wartością tej młodzieży nie będę brał jako punktu wyjścia tak ubolewania godnych i smutnych dla każdego, kochającego młodzież, wypadków lwowskich. Raczej będę się starał zastanowić nad wartościami tej młodzieży, która w ogromnej swej większości jest młodzieżą pracowitą, młodzieżą patriotyczną, młodzieżą, która chce żyć i pracować dla Państwa i narodu.</u>
          <u xml:id="u-24.1" who="#SŚląski">Bo przecież ta właśnie młodzież 11-go listopada 1937 r. w dniu Święta Niepodległości na ogólno-akademickim zgromadzeniu wysunęła żądanie ustawowego zorganizowania Legii Akademickiej. To właśnie ta młodzież w myśl wówczas powziętych uchwał i rezolucji pod przewodnictwem płk. Tomaszewskiego kamie i wytrwale pracuje nad swą wiedzą wojskową, nad rozwinięciem wartości fizycznej, pracuje nad uzupełnieniem swej wiedzy fachowej i wiadomościami koniecznymi w pracy dla akademika czy to w czasie wojny, czy w czasie pokoju. Jest już ich około 10.000, więc to nie bagatela, to jest wielki wysiłek naszej młodzieży wspólnie z wojskiem, zmierzający do rozwiązania jednego z najbardziej palących zagadnień, które przed nami stoi. Bo młodzież ta nie ogranicza się tylko do ćwiczeń fizycznych i pracy fizycznej w obozach. Młodzież ta poświęca w obozach większą część czasu pracy społecznej. W roku ubiegłym odbyło się dziesięć obozów po 40 uczestników. Obozy te rozsiane są nad granicami Państwa. Lwią część swego czasu poświęcają służbie społecznej. Lekarze i medycy towarzyszący obozom udzielali bezpłatnych porad lekarskich, prawnicy udzielali porad prawniczych, reszta brała udział w prelekcjach, zajmowała się dziećmi, pracowała na najbardziej zagrożonych odcinkach naszej państwowości polskiej. Na ten rok, o ile mi wiadomo, myśli się o zorganizowaniu 50 obozów takich samych, w których pracę kulturalno-oświatową właśnie w tych okolicach, o których nam mówił ks. s. Nosalewski, będzie prowadzić młodzież nasza. Będzie to 2.000 młodzieży, która wakacje swe poświęci pracy dla społeczeństwa i dla Państwa.</u>
          <u xml:id="u-24.2" who="#SŚląski">Ostatnio, 2 tygodnie temu, na ogólnym zgromadzeniu akademickim, zwołanym przez Legię Akademicką, zapadła uchwała, powołująca do życia oficerską służbę społeczną akademików. W Gazecie Polskiej z dnia 27 lutego znajdujemy obszerne sprawozdanie z zebrania i rezolucję, w której młodzież akademicka podejmuje się określonych jasno zadań. Cel realizacji postulatów ogólno-akademickich jest następujący:</u>
          <u xml:id="u-24.3" who="#SŚląski">1) szerzenie idei imperializmu polskiego,</u>
          <u xml:id="u-24.4" who="#SŚląski">2) pogłębianie wiadomości techniczno-wojskowych,</u>
          <u xml:id="u-24.5" who="#SŚląski">3) współpraca organizacyj akademickich z armią,</u>
          <u xml:id="u-24.6" who="#SŚląski">4) prowadzenie stałej i jednolitej Diacy oświatowej i wojskowo społecznej przede wszystkiem na ziemiach zachodniej i wschodniej Polski, dalej nakłada na każdego studenta obowiązek miesięcznej służby w obozach społecznych.</u>
          <u xml:id="u-24.7" who="#SŚląski">Czyż to nie jest piękna karta w życiu i pracy naszej młodzieży?</u>
          <u xml:id="u-24.8" who="#SŚląski">Kursy instruktorskie przygotowuje tego roku Legia Akademicka dla akademiczek i akademików. I znowu setki studentek młodych ma dać dzieciom wsi naszej to, czego im brak, ma dać trochę troskliwości i dużo oświaty.</u>
          <u xml:id="u-24.9" who="#SŚląski">Ale to jest tylko jeden z fragmentów pracy naszej młodzieży. Pracę obozów letnich zapoczątkowała już w roku zeszłym i bieżącym inna organizacja czysto akademicka. Są to obozy Koła Medyków. Posiadam cyfry, którymi chciałbym się podzielić z Wysokim Senatem. W 1937. r. było tych obozów tylko dwa. W 1938 r. już 32. Obóz składał się z niewielkiej grupy młodzieży: jednego lekarza, jednego medyka i 3 oświatowych prelegentów. Obozy te były rozsiane po całej granicy wschodniej Państwa, od Wilna aż na Podole. I jakiż jest rezultat pracy tych obozów? Rezultat pracy to kilkanaście tysięcy porad lekarskich, udzielonych najbiedniejszym, którzy normalnie nie mają za co się leczyć, to są niezliczone ilości porad prawnych, odczytów historycznych i naukowych.</u>
          <u xml:id="u-24.10" who="#SŚląski">Jest to rzeczą niesłychanie ważną, bo jest to bezpośrednim zetknięciem się młodzieży z naszą rzeczywistością. Ta młodzież, która kresów nie zna, idzie i styka się bezpośrednio z ludem. Narzekamy na to, że młodzi medycy nie idą na wieś na stosunkowo skromne posady, bo nie znają rzeczywistości wsi. I znowu jestem przekonany, że jeżeli tą drogą doprowadzimy do bezpośredniego zbliżenia akademików i wsi, mnóstwo rzeczy niepożądanych zniknie z naszego życia społecznego.</u>
          <u xml:id="u-24.11" who="#SŚląski">Dowodem, jak ta praca jest oceniana, jest szereg listów, które sam czytałem, listów od społeczeństwa i od starostów, w których dziękują za ten wysiłek, za tę pracę społeczną, którą młodzież akademicka dała tym najbardziej jej potrzebującym terenom kresowym.</u>
          <u xml:id="u-24.12" who="#SŚląski">Zaszczytną kartę w pracy naszej młodzieży akademickiej posiada także Koło Młodych Polskiej Macierzy Szkolnej. Jest to młodzież, która podjęła pracę oświatową wśród najuboższych i często nie rozumiejących motywów tej pracy warstw społeczeństwa. Samo warszawskie koło może się wykazać trzema szkołami 7-klasowymi, założonymi i utrzymywanymi na kresach wschodnich, może się wykazać cyfrą 11 cyklów wykładów, 82 odczytów różnych wśród warstw robotniczych, 48 wycieczek, zorganizowaniem 20 świetlic dla młodzieży i dzieci ze składek akademickich groszowych, rzadko złotowych. Ze składek studenckich, z pieniędzy zbieranych na zbiórkach ulicznych, postawiono sobie za cel zorganizować w r. 1939 własnymi siłami uniwersytet ludowy. Ta młodzież, wdzięczna, iż może korzystać z nauki, chce ją upowszechnić i zanieść ją na wieś tam, gdzie dzisiaj ona nie dochodzi.</u>
          <u xml:id="u-24.13" who="#SŚląski">A najpiękniejsze może ideowe organizacje to charytatywne stowarzyszenia akademickie. W Warszawie np. działa stowarzyszenie „Pomoc Bliźniemu”, docierając tam, gdzie wielu z nas jeszcze nie dotarło. Studenci i studentki bez względu na to, co ich czeka przy zetknięciu się z najbiedniejszymi i najbardziej upośledzonymi, bez wahania pracują nad nimi i starają się nieść oświatę i dobre słowo tam, gdzie ono tak rzadko dochodzi. Ich działanie — to 18 świetlic założonych dla sierot i dzieci bezdomnych, to świetlice dla kobiet i biblioteki oraz szereg poczynań, które prowadzą z miłością i zaparciem się siebie. Podobny zakres pracy widzimy w organizacjach katolickich, jak „Iuventus Christiana”, katolicka młodzież narodowa „Odrodzenie” i inne. Wiemy, że młodzież akademicka przystąpiła do stworzenia organizacji krwiodawców. 2e chce przez to dać społeczeństwu to, co ma najcenniejszego, bo właśnie swą krew dla tych, którzy jej potrzebują. Nie dosyć, że młodzi służą w wypadkach ciężących, ale nawet przeprowadza się badanie krwi, robi się rejestrację krwiodawców, bo młodzież przygotowuje się. żeby w razie wojny dać krew tym ofiarom, które tego datku potrzebować będą. Czyi to nie jest piękną kartą w życiu naszej młodzieży akademickiej?</u>
          <u xml:id="u-24.14" who="#SŚląski">Jedną z najstarszych i najbardziej znanych organizayj akademickich jest Bratnia Pomoc. Myślą przewodnią Bratniej Pomocy jest wzajemna pomoc studentów. Jeżeli zdamy sobie sprawę, że Bratnie Pomoce gromadzą przeszło połowę naszej polskiej młodzieży akademickiej i że znowu w ramach tych organizacyj przeszło połowa tych zorganizowanych korzysta z ich pomocy, to widzimy, że i tutaj praca czysto społeczna daje wielkie owoce. Jakie są zadania tej Bratniej Pomocy? Pomoc finansowa dla niezamożnych, pomoc obiadowa, której zapotrzebowanie wzrasta co roku, wyżywienie dla niezamożnych, lecznictwo i kolonie a także obozy, no i wreszcie inne prace kulturalne i oświatowe.</u>
          <u xml:id="u-24.15" who="#SŚląski">Współpracę poszczególnych organizacyj akademickich koordynuje i czuwa nad ich realizacją Akademicki Komitet Ślubowań Jasnogórskich.</u>
          <u xml:id="u-24.16" who="#SŚląski">Jestem zupełnie świadom tego, że część organizacyj, które wyliczyłem Wysokiemu Senatowi, nie wyczerpuje bynajmniej prac, które akademik i akademiczka dają z siebie społeczeństwu. Chodziło mi o to, aby Wysoka Izba zechciała zrozumieć właśnie na tle tych przykrych wypadków, których jesteśmy świadkami, że olbrzymia większość naszej młodzieży idzie drogą dobrą i dla Państwa pożyteczną. Uprzytomnijmy sobie, że ta młodzież, która często nie ma za co mieszkać i jeść, zbiera składki i daje grosze jeszcze na inne wyższe cele, które uważa za potrzebne dla społeczeństwa. Uprzytomnijmy sobie, że ta młodzież, która ma za mało czasu na naukę, jeszcze poświęca latem dużo czasu na służbę przysposobienia wojskowego i na służbę dla społeczeństwa. W świetle tych faktów mam wrażenie, że musimy dać tej młodzieży pełną satysfakcję, stwierdzając, że prowadzi ona pracę dla ojczyzny dobrą i pożyteczną.</u>
          <u xml:id="u-24.17" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-24.18" who="#SŚląski">Wysoki Seacie, pragnę podkreślić jeszcze jeden szczegół. Pamiętajmy znów, że jeżeli młodzież, o której mówiłem, może korzystać z dobrodziejstw wyższego wykształcenia, to dzieje się to często wielkimi ofiarami niezamożnych jej rodziców i dla nich świadomość, że młodzież ich jest moralnie zdrowa i dla Państwa użyteczna, osładza im częste odmawianie sobie wielu rzeczy najkorzystniejszych, by syn czy córka mogli kończyć wyższą uczelnię.</u>
          <u xml:id="u-24.19" who="#SŚląski">Wysoki Senacie! Żeby rozpowszechnić prawdziwie głębokie wartości młodzieży, potrzeba więcej dobrego przykładu ze strony starszych, więcej zrozumienia, wiele więcej serca. Widzimy, że tam, gdzie organizacją młodzieży zajmie się szczerze serce żołnierskie, tam prace tej organizacji dają efekt najlepszy. Jest to kwestia podejścia do młodzieży, umiejętność wyrównywania różnic, szczerej przychylności, których młodzieży naszej potrzeba.</u>
          <u xml:id="u-24.20" who="#SŚląski">Szereg rzeczy zostało już przez pp. senatorów poprzednio wypowiedzianych, dlatego do nich wracać nie będę. Podzielam zdanie p. sprawozdawcy, który wysunął potrzebę materialnej poprawy bytu nauczycielstwa. Prosiłbym Pana Ministra, żeby nauczycielstwo i profesorów odciążyć od szeregu zadań ubocznych, by w życiu codziennym poza godzinami wykładów mogli się więcej zająć naszą młodzieżą.</u>
          <u xml:id="u-24.21" who="#SŚląski">Całe polskie społeczeństwo pragnie, by młodzież nasza była wychowywana w duchu polskim i w duchu katolickim. Byłem wczoraj na zjeździe inteligencji katolickiej w Bydgoszczy. Naczelnym postulatem, wysuwanym przez zjazd, był nawrót do szkoły wyznaniowej. Inteligencja zachodnia zdaje sobie sprawę, że szkoła, która wychowuje naszą młodzież polską, musi być polską i katolicką. Społeczeństwo zachodnie i, mam wrażenie, większość społeczeństwa polskiego żąda conajmniej, by wychowawcą i nauczycielem czy profesorem młodzieży polskiej był Polak i katolik,...</u>
          <u xml:id="u-24.22" who="#komentarz">(Oklaski),</u>
          <u xml:id="u-24.23" who="#SŚląski">... bo to jedynie gwarantuje utrzymanie tej linii i tych ideałów, w których pragniemy, aby nasza młodzież była wychowywana.</u>
          <u xml:id="u-24.24" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-25">
          <u xml:id="u-25.0" who="#WicemarszałekPawelec">Głos ma s. Kolankowski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-26">
          <u xml:id="u-26.0" who="#SKolankowski">Wysoki Senacie! Nuta głębokiej troski, przebijająca się tak z referatu generalnego sprawozdawcy budżetu p. inż. Skoczylasa, jak i z referatu p. s. Dobaczewskiego, brzmiąca również w przemówieniach wszystkich pp. senatorów wobec naszych niedoborów oświatowych: 5 milionów analfabetów i 400,000 dzieci bez szkół, 5.000 nauczycieli bez zajęcia, braku szkół i etatów, przeciążenia źle płatnych nauczycieli szkół powszechnych i średnich — pozwala żywić nadzieję, że stan ten będzie można zwolna, ale niewątpliwie z każdym rokiem poprawiać.</u>
          <u xml:id="u-26.1" who="#SKolankowski">Nie będę także rozwodził się nad tak tu już aż nadto dobitnie przedstawionymi niezdrowymi objawami, wnoszonymi w życie naszych wyższych uczelni. Jestem przekonany, że są to objawy przenikające i należy mieć nadzieję, że przy konsekwentnych, pełnych poczucia odpowiedzialności zarządzeniach ze strony p. Ministra nie wpłyną one w najmniejszej mierze na tok normalnej pracy i bieg studiów w naszych, tak nam wszystkim drogich, instytucjach naukowych.</u>
          <u xml:id="u-26.2" who="#SKolankowski">Nie będę także zajmował się bliżej przemówieniem p. senatora Lepkiego, dla którego osobiście żywię głęboki szacunek. Chciałbym tylko w dwóch uwagach może je uzupełnić z naszego punktu widzenia, z tej perspektywy historycznej, na której były oparte wywody p. prof. Lepkiego.</u>
          <u xml:id="u-26.3" who="#SKolankowski">Pytał, czemu nie używamy języka ugody hadziackiej? Rzecz prosta, nie mamy tych terytoriów, nie rozporządzamy nimi. Pytał, gdzie się podział nasz szacunek dla kultury ruskiej starej? Myśmy go zawsze mieli i mamy. Ja. jako historyk polski, z pełnym szacunkiem patrzę na wszystkie pozostałości, wszystkie dokumenty wielkiej rzeczywiście kultury ruskiej wieków średnich, na latopisy, na „Pieśń o Pułku Igora” itd. Przyznaję również, że w ciągu dziejów niejednokrotnie pułki kozackie, jeżeli już mamy je uważać za Ukrainę par excellence, stawały obok nas na różnych polach, ale proszę Wysokiego Senatu przypomnieć trzeba sobie i to. że ta cała Ruś południowa, tzw. później w całości Ukraina, ta Ruś polska koronna, to Podole polskie i litewskie, to województwo kijowskie, a później bracławskie itd. i to Zadnieprze — że to są terytoria naszą krwią, naszym trudem, naszym nakładem dla ludu ukraińskiego przez kilkaset lat bronione, kultywowane i utrzymywane. Jeżeli ktoś zna historię istotnie, to o tym wie. A dodam tu, że ja żywię szacunek także dla wroga naszego, wielkiego jednakże pisarza ze stanowiska ukraińskiego i historyka, profesora Michała Kostrzewskiego, który te fakty też rejestruje, że te ziemie wszystkie zniszczone i niszczone od w. XIII, następnie źle administrowane przez W. Księstwo Litewskie, same do nas się zgłosiły po to, żeby nasze pułki koronne przesunęły się nad granicę Dniepru i żeby tam trzymały straż przed wschodem i przed wrażym południem. Te wszystkie ziemie w walce z Achmatowymi synami z końca XV w. tak były spustoszone, że dla załóg litewskich w twierdzach w Żytomierzu. Kijowie, Kaniowie, Czerkasach trzeba było zboże przywozić spod Grodna albo nawet spod Połocka. Pustynia tam była. Jeśli tam później rozwinęły się tak wspaniale wsie i chutory ludu ruskiego, to mają to do zawdzięczenia nam.</u>
          <u xml:id="u-26.4" who="#SKolankowski">Jeżeli ktoś z Państwa przypadkiem miał w ręku Roki Koronne na Rusi, wydane przed kilku laty przeze mnie, to zobaczy, że wbrew temu co się twierdzi, jakobyśmy bezbronne te ziemie zostawili, w rejestrze od r. 1488 po 1572, przechowywanym w Archiwum Głównym rachunków królewskich wojskowych, mamy szczegółowo wykazane, jak to rok po roku po 3.000 regularnego wojska stało tam, trzymając straż, żeby na tych ziemiach nie płonęły wioski, żeby życie kulturalne jako tako się rozwijało.</u>
          <u xml:id="u-26.5" who="#SKolankowski">A co to znaczyło 3.000 regularnego, stałego wojska, to Państwo zrozumiecie dobrze, jeżeli dodam, że jeden żołnierz kosztował rocznie 60 florenów; 3.000 żołnierzy kosztuje rocznie zatem około 180.000. Czyli mieliśmy stałe niedobory, stale całe państwo musiało składać się na to, uchwalano podatki nadzwyczajne, żeby te ziemie żyły w spokoju. I jeżeli później skarb nie miał pieniędzy, to nie dziwota, że jednemu i drugiemu rotmistrzowi, któremu został winien 30–50 tysięcy, musiał dać tę ziemię, której on bronił, jako ekwiwalent, jako wynagrodzenie, ale równocześnie jako placówkę cywilizacji, którą następnie jego pokolenia przez paręset lat aż do tej wielkiej ostatniej zawieruchy, która zniszczyła tam cywilizację, uprawiały. Przy tym wszystkim dodam, że rozumie się, tak jak i p. senator Lepki, nie poruszam sprawy naszych bliższych ziem. Te ziemie są nasze, były naszymi od początku. Nie my teraz powiedzieliśmy, że to są nasze ziemie. Powiedział to po raz pierwszy, że to nasza ziemia, Nestor, a następnie potwierdził to cesarz Henryk IV w dokumencie wydanym dla arcybiskupstwa praskiego, do którego włączono także biskupstwo krakowskie w 1086 r. Dla tego biskupstwa krakowskiego wypisano granicę wschodnią taką jaką dawniej miało. I wiecie Panowie dokąd województwo sięgało? Do Styru i Bugu; to była diecezja krakowska. Wiemy, jak dalej było w dziejach. A zwrócę jeszcze na jeden moment uwagę, że nie tylko terytorium, ale i lud, conajmniej w 3/4, to nasi z krwi i kości chłopi Mazurzy z sandomierskiego, lubelskiego, krakowskiego itd. Zwłaszcza dotyczy to ziemi podolskiej. Mamy świadectwo bezpośrednio po traktacie Karłowickim z 1699 r., kiedy to zwrócono nam Kamieniec z całą ziemią podolską zajętą przedtem przez Turków. I jak opisuje ówczesny świadek Otwinowski, zastaliśmy tam pustynię, zaczęliśmy odbudowywać i wtedy lud nasz tam poszedł osiedlić się i przepadł dla polskości, bo szlachta z powodu pewnej chciwości, z powodu, że tak powiedziałbym, ekonomicznego wyrachowania, budowała zamiast kościołek cerkwie, bo to się lepiej opłacało i nie miało się żadnych inspektorów nad sobą. O tych rzeczach zresztą wiele już się mówiło, wiele bardzo mówiło się w historii. Od mniej więcej blisko 300 lat tę dyskusję prowadzimy w rożnych okolicznościach. Były chwile dobre, były chwile niedobre, pożycie jednak szło obok siebie dalej. Chcielibyśmy, ażeby nasze pożycie sąsiedzkie z ludem ruskim w ramach państwowości polskiej było zawsze jak najlepsze i jak najzgodniejsze.</u>
          <u xml:id="u-26.6" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-26.7" who="#SKolankowski">Ja chciałbym tutaj mówić o czym innym, mianowicie wypowiedzieć parę słów o naszej nauce, tej najpotężniejszej dźwigni prężności narodowej i tej obok armii największej sile naszej' narodowej ekspansji. Jest to dział, w którym od szeregu lat nie tylko nie ma bezrobocia, ale z roku na rok ujawnia się coraz większy brak sił. Różnorakie są tego przyczyny, a roczniki znakomitego wydawnictwa Kasy Mianowskiego pod tytułem „Nauka polska”, służące organizacji i rozwojowi wiedzy w Polsce, jak też przeróżne periodyki a nawet pisma codzienne w artykułach wielu pierwszorzędnych znawców przedmiotu formułują jasno przyczyny tego w najwyższej mierze niepokojącego zjawiska. Wszystkie one niemal streszczają się w wykazaniu niedostateczności środków na należyte zapewnienie uczonym i profesorom potrzebnego do pracy i badań naukowych spokoju. I jak powiada złożony w listopadzie 1937 r. p. Ministrowi memoriał prezydium Stałej Delegacji Związków i Zrzeszeń Profesorów Szkół Akademickich „przez konieczność ubocznego zarobkowania dla zaspokojenia najkonieczniejszych potrzeb życiowych odciąga się profesora od jego właściwej pracy naukowej”. Tym też niezmiernie niskim uposażeniem profesorów, docentów, adiunktów i asystentów, a ja dodam od siebie — bibliotekarzy i archiwistów, tłumaczy drugi podpisany przez prezesa tejże delegacji profesora Warchałowskiego memoriał zastraszający brak młodych adeptów do pracy naukowej i grożący wskutek tego w przyszłości katastrofalny stan w szkolnictwie akademickim.</u>
          <u xml:id="u-26.8" who="#SKolankowski">Nie mówiłbym tu o tym dla wszystkich jasnym i znanym zjawisku, gdyby nie fakt, że nawet próba przyjścia z drobną pomocą w tym zakresie nie znalazła na Komisji Budżetowej u czynników miarodajnych zrozumienia. Zaszedł tu wypadek, do którego z pięknego odczytu o nauce, wygłoszonego w r. 1919 przez Morleya Fletchera, dało by się zastosować zdanie: „Nie tylko honor, lecz również światłe zrozumienie własnego interesu powinno zmusić każde państwo do należytego opłacania badaczy naukowych”.</u>
          <u xml:id="u-26.9" who="#SKolankowski">Chociaż zbyt może niedokuczliwie i dalekim tylko pogłosem brzmi w uszach przeróżnych praktyków dana przez Błachowskiego definicja nauki jako „ustawicznie zmieniającego się wytworu wysiłków umysłu ludzkiego, zmierzającego do poznania i opanowania rzeczywistości”, to jednak inni określają ją od czasu Sokratesa jako dążenie do prawdy, a przez tę prawdę do piękna i dobra, tj. do moralnego zdrowia narodu. W tym też znaczeniu dozna je nauka czci powszechnej u wszystkich cywilizowanych narodów, a i w świątyni Sikków w Krisnapurze ogłasza kapłan codziennie: Jeden jest tylko Bóg, a imię Jego „Prawda”. Toteż ze ściśniętym sercem śledzimy podjęte dziś u nas usiłowania podcięcia przez rozparcelowanie i wydzierżawienie majątków Polskiej Akademii Umiejętności jej bytu i prac naukowych. Polska Akademia Umiejętności, rozporządzająca rocznym budżetem 600.000 zł, otrzymuje dotacji rządowej na cele ogólne, zdaje mi się, 70.000 zł, a na cele specjalne czterdzieści parę tysięcy zł. Z tego budżetu opłaca Państwu rocznie około 145.000 podatków (144.680 zł w roku poprzednim), a resztę, tj. około 400.000 zł zużywa w całości na cele badań naukowych.</u>
          <u xml:id="u-26.10" who="#SKolankowski">Pomijając tedy, że rozparcelowaniu przynajmniej niektórych majętności Polskiej Akademii Umiejętności sprzeciwiają się względy prawne, jak wyrażona w aktach fundacyjnych wola testatorów, dalej względy społeczne, względy rolnicze, względy wojskowe, względy narodowe, fakt ten zrujnowałby po raz drugi Polską Akademię Umiejętności tak, jak już raz podcięła ją wielka wojna, kiedy to z 8-milionowego majątku zostało we wmuszonych w Akademię rządowych papierach austriackich 700.000 zł, nie mających obecnie w rzeczywistości i połowy wartości.</u>
          <u xml:id="u-26.11" who="#SKolankowski">Do zakresu organizacji nauki względnie szkolnictwa wyższego należy również rozmieszczenie szkół akademickich. W tym zakresie kto wie, czy nie było by znacznie celowszym oparcie szeregu szkół, zwłaszcza specjalnych, o właściwe przyrodzone niejako podłoże. W szczególności stanowczo, moim zdaniem, Akademia Górnicza powinna ze wszystkich względów rzeczowych, a także państwowych i narodowych być przeniesiona z Krakowa do Katowic, a Łódź otrzymać Akademię Handlową, albo też dla przetworzenia chociażby częściowego struktury duchowej swojej, wydziały uniwersyteckie prawno ekonomiczny i humanistyczny. Z tych samych względów wydział leśny Głównej Szkoły Gospodarstwa Wiejskiego winien się znaleźć albo w Białymstoku, albo Grodnie, a wydział rolny w Łucku. Należą się też wyższe uczelnie typu specjalnego lub ogólnego Bydgoszczy lub Toruniowi, Brześciowi lub Pińskowi. Byłoby to, proszę Wysokiego Senatu, powiązanie całości Państwa i narodu węzłami o takim walorze duchowym, jaki przed wiekami mieli wielcy Bolesławowie w jednoczącym naród i Państwo kościele polskim.</u>
          <u xml:id="u-26.12" who="#SKolankowski">Wspomniawszy tu o roli tej wielkiej instytucji, dla której w narodzie naszym mamy tradycyjne przywiązanie, nie możemy i dziś nie szukać w niej, jak w w. XIII budziciela poczucia narodowego, jak za Jagiellonów czynnika unifikacyjnego ziem od Odry po Dźwinę, jak wreszcie w czasach upadku i niewoli widomego w prymacie Polski symbolu łączności całości narodowej, nie możemy i dziś obyć się bez niego, przynajmniej na pewnych naszych terytoriach, i bez jego roli cywilizacyjnej. Toteż chcielibyśmy i dziś po uwzględnieniu naszych słusznych konieczności narodowych i państwowych w nowym konkordacie, opartym na naszych uprawnieniach, istniejących od czasów króla Kazimierza Jagiellończyka i Dersława z Rytwian, a następnie króla Zygmunta I, Leona X i Klemensa VII zapewnić Kościołowi katolickiemu w Polsce jak najszersze ramy dla jego duchowej i duszpasterskiej pracy. Mam na myśli poruszoną tutaj przez s. ks. Nosalewskiego sprawę pięciu wschodnich województw razem ze wschodnimi rubieżami woj. lubelskiego. Według planu, który jeszcze przed laty 20 rozpatrywał Wielki Marszałek w mojej obecności, jako komisarza ziem wschodnich, w razie gdybyśmy byli zmuszeni ponadto użyć tych ziem dla osiedlenia naszej ludności z centralnych i zachodnich województw, co prędzej czy później musi być dokonane, to na tych terenach diecezji lubelskiej i siedleckiej trzeba by zorganizować około 200 parafij, na Wołyniu — 350, na Polesiu — 260, w nowogródzkim — 210, w wileńskim — 220. w białostockim — 140. Byłby to dalszy ciąg tej pracy, którą od wieków wykonywamy w imię łacińskiej kultury na naszych wschodnich rubieżach, tzn. na tych terytoriach, o których p. senator Prystor myśli ze strachem, że przyszły historyk będzie na nich szukał linii styczności kultur zachodniej i wschodniej. Ależ ta linia była i jest od wieków na tych naszych ziemiach. Czasem usiłowała ona nawet posunąć się na zachód, przekraczając Bug i dotrzeć do Wisły. I to właśnie o odsunięciu tej wschodniej kultury od tej linii jak najdalej na wschód, zdecydowanie na wschód musimy i my myśleć i będą zmuszeni myśleć i nasi synowie.</u>
          <u xml:id="u-26.13" who="#SKolankowski">Pozwoli Wysoki Senat, że doszedłszy do problemu rozszerzenia kultury narodowej, chciałbym jeszcze parę słów jemu poświęcić. Jest to zagadnienie, łączące się ściśle z wychowaniem i kształceniem narodowym, zagadnienie metod i wzorów, a zwłaszcza źródeł kultury narodowej. Zagadnienie to rozwiązywano od wieków drogą praktyczną przez sięganie wprost do źródeł wiedzy i nauki najpierw w wieku XII do Francji, do Paryża i Montpelier, w wieku XIII, XIV i po części XV, a niekiedy XVI do Italii, Bolonii, Padwy i Rzymu. Piękne prace ś.p. Karbowiaka, Morawskiego, Fiołka, Ptaśnika i Barycza pouczają nas o praktycznych wynikach tych peregrynacji naszych scholarów po tę kulturę z pierwszej ręki, a nie z drugiej, za czyimś pośrednictwem, po wiedzę na zachód i południe. Wyrażają się one w 100 szkołach parafialnych, po wszystkich naszych ówczesnych diecezjach i w setkach i tysiącach ich magistrów i doktorów, poczynając od krakowskiego Benedykta z r. 1206 lub gnieźnieńskiego Wacława z r. 1213. Ugruntowana następnie przez Uniwersytet Jagielloński, przez który w pierwszych 32 latach istnienia od 1400–1432 przesunęło się 4.254 uczniów, pogłębiona w okresie Odrodzenia przez żywy kontakt naszej młodzi polskiej z głównymi źródłami kultury łacińskiej, zdobyła ona poprzez Grzegorza z Sanoka, Krzyckiego, Mikołaja Reja, Dantyszka, Modrzewskiego, Orzechowskiego, Bonerów, Janickiego, Kochanowskiego, Padniewskiego, Zamojskiego, Warszewickiego, Nideckiego, Szymonowiczów, Sarbiewskiego, i wielu, wielu innych — u nas niemal drugą ojczyznę. W jej blasku widziała Polska swój wiek złoty, z niej wyrósł wprawdzie i jezuicki, jakże zgubny dla naszych umysłów i serc, kosmopolityczny mrok szkolny, ale i z jej ducha wyszedł patriotyczny racjonalizm Pijarów wraz ze stanisławowską klasycznością i jej nieodrodnym synem — romantyzmem. Cokolwiek się dziś myśli i pisze ujemnego o tym prądzie życia duchowego, mówi w swoim pięknym studium o romantyzmie Józef Ujejski, niepodobna zaprzeczyć, że pozostawił on po sobie dwie wartości, które już z dalszego rozwoju człowieczeństwa, ludzkości wieliminowane być nie mogą, mianowicie indywidualność człowieka i indywidualność narodu. W Polsce po rozbiorach ta druga zwłaszcza wartość została przez instynkt samozachowawczy narodu natychmiast zużytkowana wewnętrznie jako podstawa dalszego trwania, jako kotwica wiary i nadziei. Rolę tę swoją przemożną spełniła u nas poezja do spółki z całokształtem naszego umysłowego i duchowego pożycia w wieku XIX.</u>
          <u xml:id="u-26.14" who="#SKolankowski">Ażeby to uwypuklić, przypomnę tutaj pokrótce odpowiedź, jaką wielki Hipolit Taine dał w swych „Les origines de la France contemporaine” na pytanie, jak to się stało, że 20-milionowy naród francuski potrafił u schyłku XVIII wieku i na początku XIX wieku przeciwstawić się koalicji całej niemal Europy i zwycięsko wnieść swój sztandar do Rzymu, Madrytu, Berlina. Wiednia, Moskwy itd., wszystkich podbijając. Jak to się stało? Otóż odpowiedź Taine'a brzmiała tak: że w ówczesnej Francji po odliczeniu dzieci, kobiet, starców i po odliczeniu ciemnych włościan oraz drobnych mieszczan nieuświadomionych naliczył jakieś 1» j miliona uświadomionych, wiedzących co to Francja i wolność obywateli, takich, którzy byli w stanie zaprząc te ciemne masy do czynu. Otóż przeciw temu 1 ' 2-milionowemu zastępowi co mogła wystawić wroga Francji koalicja Austrii, Prus i Moskwy? Czy było dużo uświadomionych Moskali, Austriaków czy Prusaków? Jeżeli sam Taine naliczył ich 400 czy 500.000 razem, Państwo rozumieją, że było to o wiele za mało, ażeby współczynnikowi dynamizmu francuskiego sprostać i nie było tu zatem żadnego przypadku, że tylko Anglia przed Napoleonem nigdy się nie ugięła, a raczej on uległ jej z czasem.</u>
          <u xml:id="u-26.15" who="#SKolankowski">Otóż w podobny sposób, jak to zrobił Taine dla Francji, próbował dla nas obliczyć Tadeusz Korzon nasz współczynnik dynamizmu w chwili upadku Państwa Polskiego. I co się okazało? Że z 11 milionów, które w chwili rozbiorów Polska liczyła, trzeba było odliczyć jakieś 4 miliony na „inorodców”, jak się wyraził, z reszty odliczyć kobiety, dzieci i starców, następnie wielkie masy ciemnego włościaństwa, mieszczaństwa i ciemnej drobnej szlachty, po których to odliczeniach okazało się, że mieliśmy co najwyżej jakieś 40.000 uświadomionych, wiedzących co to wolna Ojczyzna, co to Polska, obywateli. Współczynnik o wiele za mały, ażeby było można ciemne nasze masy zmobilizować i postawić tam, gdzie być powinny. Otóż to sprawiło, że dopiero po upadku Państwa, w wieku XIX przy skutecznym działaniu naszej poezji, oświaty, naszej literatury i nauki, ten współczynnik uświadomienia narodowego rozrósł się tak, że z czasem stosunek jego do naszych rozbiorców przesunął się stanowczo na naszą korzyść. Ten cały dynamizm narodowy w naszych czasach uaktywnił Wielki Marszałek, stwarzając poprzez nowy poryw zbrojny — wojsko, ramy naszej państwowości. Wszystko to są realne zdobycze nie jakiegoś materialistycznego pozytywizmu, lecz produkty twórczych źródeł naszej kultury, naszej tradycji, naszego ducha, które, jak mówił Zaleski, w pogoni za złudą tworzą rzeczywistość, produkty idealizmu, cierpienia i nadziei. Korzenie zaś tego tkwią w głębinach świadomości narodowej i w wypracowanej przez wieki kulturze narodu, w jego inteligencji moralnej. Myśl polska musi tedy w przyszłości oprzeć się o ideały prawdy i sprawiedliwości. Bez tej ostoi, jakże słusznie mówi Artur Górski, zabrniemy w te bezdroża i trzęsawiska, z jakich krwawiąca od lat 25 Europa stara się z trudem wydobyć. A jednak na to był Ejschylos, Plato, Arystoteles i Św. Augustyn, na to Dante, Szekspir, Schiller i Mickiewicz, aby te bagna i pustynie omijać. Nie popadajmy tedy w przesadę w kształtowaniu nauczania, a raczej wychowania naszej młodzieży, nie nastawiajmy wszystkich naszych szkół ogólnokształcących na jedną modłę. Nie twórzmy wyłącznie niemal wszystkiego pod kątem widzenia businessmana. Przywracając jednolitość szkole powszechnej, udostępniając szkołę średnią szerokim warstwom wiejskiej młodzieży, zachowajmy dla niej przez przywrócenie gimnazjum jego właściwej roli możność zetknięcia się ze świętym ogniem iskry Bożej, tlejącej w każdym ukształconym sercu ludzkim, z możnością konstrukcji prawdy, tj. z pomnażaniem piękna i dobra, z tworzeniem idealnych, nieprzemijających wartości. Pamiętajmy, że pozytywizm przez przewagę zorganizowanych scjencji w ramach mocarstw zaborczych rozbijał raczej naszą zwartość narodową, osłabiał odporność i kruszył nasze spoidła wewnętrzne.</u>
          <u xml:id="u-26.16" who="#SKolankowski">„Najpiękniejszą ambicją — mówi jeden z najwybitniejszych naszych uczonych — którą Polska po odzyskaniu niepodległości może i powinna żywić, jest stać się mocarstwem ducha, wejść w grono narodów przodowniczych, które najwięcej przyczyniają się do postępu ludzkości”. I na tej tylko — dodaję — drodze możemy zdobyć ścisłą więź z duszami naszych praojców i pradziadów, więź tak nieodzowną, aby żywe tętno serc naszych było zgodne z rytmem ich żywotów.</u>
          <u xml:id="u-26.17" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-27">
          <u xml:id="u-27.0" who="#WicemarszałekPawelec">Głos ma s. Miklaszewski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-28">
          <u xml:id="u-28.0" who="#SMiklaszewski">Wysoki Senacie! Czwarty rok mam zaszczyt brać udział w obradach tej Izby. Każdego roku wypowiadam swoje poglądy na młodzież polską, na zalety i wady systemu wychowawczego i wykształcenia narodowego. W tym roku na Komisji Budżetowej miałem zaszczyt zabrać członkom tej komisji pewien czas, żeby swoje poglądy wypowiedzieć, nie będę się więc tutaj powtarzać. Przejdę natomiast do zagadnienia, które jest zagadnieniem, wchodzącym na porządek dzienny jako zagadnienie o znaczeniu państwowym.</u>
          <u xml:id="u-28.1" who="#SMiklaszewski">Koniecznością dziejową dla nas jest podniesienie dobrobytu narodowego, jest takie zorganizowanie pracy w Państwie Polskim, ażeby nie było głodnych, tych, którzy muszą żyć z opieki społecznej. Na to musimy gospodarstwa wiejskie podnieść do poziomu opłacalności. Proces ten zachodzi u nas obecnie jako zjawisko charakteryzujące całą środkową Europę. Prowadzimy organizację drobnej własności. Włościanina naszego, który się stał małorolnym lub bezrolnym, chcemy osadzić na warsztacie opłacalnym. Chcemy się zająć przekształceniem ustroju społecznego, przesunięciem przyrastającego pół miliona ludności z roku na rok ze względów populacyjnych, przeniesieniem, kolonizacją drugiej klasy do tego rodzaju warsztatów pracy, które by pozwoliły zatrudnić i wyżywić przyrastającą ludność. Zamknięte mamy granice dla emigracji, do pewnego stopnia na szczęście. Nie jest nieszczęściem, że mamy 8 milionów naszych współobywateli poza granicami kraju, dlatego że oni jednak mogą współdziałać z nami przy naszej ekspansji zagranicznej. Ale, proszę Państwa, prowadzę do tego, że wewnątrz kraju wychowanie i wykształcenie średnie musimy tak zorganizować, żeby każdy przyrastający pracownik umiał i mógł rzeczywiście produkcyjnie pracować. Dlatego też jestem zwolennikiem tego ustroju, który jest obecnie wprowadzony. Ten ustrój nie jest wynalazkiem naszym, to jest ustrój, który jest stosowany w krajach anglosaskich od szeregu lat, w krajach bogatych, posiadających wielką ekspansję i wielką energię. To jest ustrój, który dziecko w różnych latach poddaje kontroli nowego zespołu, to znaczy ucznia, wychodzącego ze szkoły powszechnej, kiedy ma lat 14, poddaje kontroli dyrektora czy nauczyciela szkoły średniej; gdy ten chłopak czy dziewczyna dojdzie do lat 16, to poddaje kontroli dyrektora czy nauczyciela liceum, a gdy skończy 18 lat, to poddaje kontroli personelu akademickiego. Jest to ich zadaniem, pomimo przechodniości zasadniczej ze szkoły do szkoły, wyselekcjonować, wybrać uczniów tak, ażeby oni mogli w danej szkole istotnie dobrze pracować.</u>
          <u xml:id="u-28.2" who="#SMiklaszewski">Jeżeli ktoś chce, żeby w ciągu 20 lat Państwo wprowadziło doskonały szwajcarski system szkoły powszechnej nie tylko w Warszawie, ale i w Pacanowie, to wymaga za dużo. To jest niemożliwe. Ja tu podam parę liczb, które wskazują na to, jak te sprawy wyglądają w szkole powszechnej. Wziąłem je z Małego Rocznika Statystycznego. Otóż wziąłem pod uwagę ludność rolniczą. W tym Roczniku ostatnim podzielona ona jest w ten sposób: powyżej 50 ha w pierwszej klasie jest 0,2%, tj. własność ziemska, od 15 do 50 ha — 2,6%, od 5 do 15 ha — 18,6%, do 5 ha — 39%. Więc wielka własność posiada w szkołach powszechnych niecałe 2%. Są to dane z 1936 r. Razem 68,9%. Jeżeli do tego dodamy 1,1% inteligencji pracującej w rolnictwie, to akurat będzie 70%.</u>
          <u xml:id="u-28.3" who="#SMiklaszewski">Taki jest stan uczniów w 1-ej klasie szkół powszechnych. Jak ta sprawa wygląda w 6-ej klasie z tej samej tabliczki? Z tych, co mają powyżej 50 ha, zostało 2/3 uczniów, od 15 do 50 ha — 1/3, od 5 do 15 ha — 1/4, do 5 ha — 16, robotników rolnych — 18.</u>
          <u xml:id="u-28.4" who="#SMiklaszewski">Jak się ma sprawa uczenia w szkole powszechnej w zależności od stanu posiadania rodziców? Bo przecież dzieci temu nie są winne, czy są dziećmi parobka, czy dziećmi 50-hektarowego właściciela. Jak to wygląda liczbowo? Im rodzice ubożsi, tym wcześniej dziecko wychodzi ze szkoły. 842.000 dzieci jest w klasie 1-ej, a w klasie 6-ej — 114.000. Dlaczego ja te liczby podaję? Dlatego, że jeżeli jest taki faktyczny stan w r. 1935, to znaczy się, że nie tylko brak szkół, nie tylko metodycznie niewyrobiony nauczyciel, nie tylko zmiana systemu, nie tylko terytorialne właściwości, ale i stan posiadania rodziców decyduje o tym. jak daleko może to dziecko zajść.</u>
          <u xml:id="u-28.5" who="#SMiklaszewski">Proszę Państwa, więc cóż z tego wynika? Jeżeli mamy 4 1/2 miliona dzieci w szkołach, a do 6 klasy dochodzi 114.000 spośród 70% ludności — o miastach tu nie mówię, bo mi szło tylko o przykład — to z tego wynika, że do szkoły średniej musi przyjść mało dzieci z tych sfer, a to jest ta masa ludności, która ma być podstawą narodu, bo przecież nasze granice wymagają przede wszystkim organizacji państwowej, technicznej i wojskowej i męstwa naszych dzieci, ich piersi. Czym się charakteryzujemy w ciągu stuleci? Tym, żeśmy nigdy nie przestawali przelewać krwi w imię naszej wolności i przelewaliśmy ją nie tylko za swoje interesy, ale i za cudze.</u>
          <u xml:id="u-28.6" who="#SMiklaszewski">Otóż jeżeli mamy teraz stworzyć system, który ma dać nam inteligencję, to znaczy dzieci, które przejdą szkołę średnią, albo sztabową inteligencję z wychowania szkół akademickich, to ten materiał zaczyna przychodzić dopiero po reorganizacji systemu szkolnictwa w 1935 r. na ten system, o którym wspomniałem. Zaczyna się zwiększać dopływ młodzieży liczbowo. To wynika ze stanu obecnego, bo przecież to szkolnictwo przed 1914 r. nie istniało w tych granicach, w jakich istnieje obecnie, nie było powszechne, nie było ani szkół, ani nauczycieli. Zaczynają dopiero do tych szkół średnich przychodzić dzieci ze szkół polskich.</u>
          <u xml:id="u-28.7" who="#SMiklaszewski">Jeżeli odejmiemy lata 1918–1923, kiedy ustalone zostały nasze granice, to jest 5 lat, to znaczy, że musimy brać pod uwagę rezultat 15 lat pracy organizacyjnej w dziedzinie szkolnictwa powszechnego, które dopiero stwarzamy sobie, bo jak parę lat temu było dyskutowane w Sejmie, tylko 90% dzieci chodzi do szkoły. Prósz? Państwa, przecież ten, kto chodzi do szkoły, musi być uczony przez nauczyciela, a nauczyciel musi być opłacony z budżetu państwowego, a budżet państwowy są to podatki, płacone przez rodziców tych dzieci. Jeżeli więc my wszystko musimy od razu robić i w 20-tym roku niepodległości mamy 4 1/2 miliona dzieci w szkołach powszechnych, to jest to poniesiony wysiłek taki, jak na armię — i słusznie zupełnie. Ale ja chcę dojść do tego, co mnie istotnie interesuje, to znaczy jak te dzieci, mające 14–18 lat, rozpadają się pod względem załatwienia budżetowego.</u>
          <u xml:id="u-28.8" who="#SMiklaszewski">Mamy szkolnictwo ogólnokształcące, szkolnictwo zawodowe najrozmaitszych potrzeb i następnie mamy szkolnictwo między innymi rolnicze i dalej jest dokształcanie tych, którzy ze szkoły wyszli. Jak jest z budżetem? Weźmy tylko niektóre liczby. W 1929 r. budżet państwowy brutto, tzn. Państwo i samorządy i wszystko razem, wynosił na oświatę 643 miliony zł, w 1937 r. — 438 milionów zł, a więc o 200 milionów zł mniej niż w r. 1929. Ale jak Państwo przy tym wygląda? Te liczby są Wzięte z Małego Rocznika Statystycznego, ostatnie wydanie. Otóż Skarb włożył w to w 1929 r. 450 milionów zł, a w 1937 r. — 324 miliony zł, w 1939 r. — 401 milionów zł.</u>
          <u xml:id="u-28.9" who="#SMiklaszewski">Widzimy więc, że okres kryzysowy uderzył w szkolnictwo tak samo jak i w inne działy. Tylko jaka jest różnica? Prędzej przyrasta suma ofiarowywana na szkolnictwo w budżecie państwowym. niż w budżetach innych organizacyj, samorządów itd. dlatego, że te sumy, które wydają samorządy, są obecnie proporcjonalnie mniejsze, niż były wtedy.</u>
          <u xml:id="u-28.10" who="#SMiklaszewski">Ale jest jeszcze jedna rzecz. To jest ogólna tylko charakterystyka, a teraz jak wyglądają pojedyncze szkoły typu średniego? Nie będę brał tych lat przed 1937 r. dlatego, że klasyfikacja szkół średnich była wtedy inna; po 1937 r nastąpił podział na gimnazja i licea i na szkoły zawodowe różnego typu. Otóż tylko niektóre liczby porównam. Nie będę mówił o spadku wydatków w czasie kompresji budżetu, ty 1929 r. wydano 249 miln. zł, w 1934 r. — 172 miln. zł na szkolnictwo powszechne, a w r. 1937 mamy już 190 milionów. W każdym razie tutaj mamy zmniejszenie tej sumy o 1/4. A jak jest ze szkolnictwem ogólnokształcącym? Budżet państwowy szkół średnich od r. 1929 do 1937 zmniejszył się prawie o 1/3, a budżet szkół zawodowych o połowę. Do czego prowadzę? Prowadzę do tego, że szkolnictwo powszechne utrzymało się mniej więcej przy swoim standarcie, a ucierpiało najwięcej szkolnictwo zawodowe, które przy tym samym założeniu miało najsłabszą organizację ogólną i personalną, a stosunkowo mniej ucierpiało szkolnictwo średnie, ogólnokształcące. Ja się temu nie dziwię, stwierdzam tylko, że tak wyglądają te sprawy w realnym stosunku, bo w r. 1929 na szkolnictwo zawodowe mamy 28 milionów, a w r. 1937–14 milionów. Do tego należało by dodać niektóre opłaty z przepisów prawa przemysłowego na szkolnictwo zawodowe, co dawało różne sumy, w ostatnich latach zdaje się 6,2 miliona. Więc ta suma 14 milionów mogłaby przez dodanie tych sum ze specjalnego opodatkowania sfer przemysłowych i handlowych dać do 20 milionów. Z tego widać, że szkolnictwo zawodowe w budżecie jest pomimo tego specjalnego funduszu, wynikającego z opodatkowania celowego sfer przemysłowych i handlowych, jednak mniej uposażone, niż szkolnictwo średnie.</u>
          <u xml:id="u-28.11" who="#SMiklaszewski">Jeżeli teraz weźmiemy liczbę uczniów, to tutaj sprawa tak się przedstawia, że liczba uczniów w szkolnictwie zawodowym średniego typu wynosiła w r. 1936 — 91.000, a w szkolnictwie ogólnokształcącym w tym samym roku — 200.000, w zreorganizowanych szkołach co prawda jest inna organizacja, odciążenie itd., ale jeżeli dodamy do szkolnictwa zawodowego jeszcze 97 szkół dokształcających, to liczebność szkół zawodowych i szkół średnich licealnych i gimnazjalnych 7-letnich zbliża się do siebie, czyli że zainteresowanie społeczeństwa wykształceniem zawodowym wzrasta.</u>
          <u xml:id="u-28.12" who="#SMiklaszewski">Po co ja podaję te liczby? Dlatego, żeby zwrócić uwagę na to, że aby ocenić wartość nowego systemu w szkolnictwie, to o ile szkoła jest 3-letnia, w moim przekonaniu potrzeba 6 lat, jeżeli zaś szkoła jest 4, albo 6-letnia, to trzeba dwa razy tyle — 12 lat. Kiedy ta sprawa była przed laty na porządku dziennym, to ja osobiście wypowiadałem zdanie, że 6-letni okres jest za krótki, że trzeba dać podwójny okres na reorganizację, bo trzeba mieć czas na zmianę programów, napisanie podręczników i wyszkolenie personelu.</u>
          <u xml:id="u-28.13" who="#SMiklaszewski">Dlaczego o tym mówię? Dlatego, że u nas dziś przy wszystkich systemach nauczania, metoda nauczania jest tą piętą Achillesa, która idzie przez wszystkie typy szkół, od szkół powszechnych do szkół akademickich. Dlatego, że wszystkie szkoły są przeciążone uczniami, wszystkie mają niedostateczną organizację. Jesteśmy za ubogim państwem na to, ażeby dać dostateczną ilość personelu, ażeby ten personel nie był przeciążony nadmierną ilością pracy i uczniów. Tu powiem o profesorze prawa, który ma 1500 studentów, których musi przeegzaminować, powiem o nauczycielu gimnazjum, który jest przeciążony liczbą uczniów i liczbą godzin zatrudnienia, a to samo trzeba powiedzieć o nauczycielu szkoły powszechnej, którego liczba uczniów w ostatnim roku zmniejszyła się, bo wynosi 59 osób, a powinna być 40.</u>
          <u xml:id="u-28.14" who="#SMiklaszewski">Te fakty skłaniają mnie do pewnej indulgencji. Państwo to jest taki organizm, który potrzebuje przynajmniej 50 lat na to, ażeby można było powiedzieć, że ono jest zupełnie scementowane; dwa pokolenia są potrzebne, a w szkolnictwie tym bardziej.</u>
          <u xml:id="u-28.15" who="#SMiklaszewski">Jakie są efekty tego całego systemu? Czy ten system jest gorszy od poprzedniego, czy lepszy? Przecież skoro jesteśmy obywatelami Państwa Polskiego, to muszę się zapytać, czy dziecko, które uczę w szkole, lub które mnie oddaje ktoś do szkoły, jest lepszym czy gorszym systemem uczone. Na podstawie mego doświadczenia — 40 lat temu byłem asystentem Politechniki Lwowskiej — stwierdzam, że moi wnukowie są w stokroć lepszych warunkach niż ci, którzy byli z mego czy z następnego pokolenia.</u>
          <u xml:id="u-28.16" who="#SMiklaszewski">Jeżeli będziemy dyskutowali nad tym, jaki jest najlepszy system nauczania, to w Polsce nie jest to trudne do rozstrzygnięcia. Tam, gdzie matki-Polki umiały swych synów prowadzić na szubienicę, umiały znieść stratę majątku, stratę wszystkiego, nie tracąc serca i w domu gdy ojcowie szli oddawać krew wychowywały swe dzieci, tam w ciągu pokoleń nie potrzeba szukać specjalnego systemu, bo tam serce i dusza, hart i charakter są tymi cechami, które będą znamionować nasze nauczanie i wychowanie.</u>
          <u xml:id="u-28.17" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-28.18" who="#SMiklaszewski">A czy ten system będzie sformułowany na takim czy innym systemie filozoficznym — to wszystko jedno. Nasz nauczyciel nigdy nie weźmie trzciny do ręki, żeby nauczyć dziecko porządku. Tak było w ciągu stuleci.</u>
          <u xml:id="u-28.19" who="#SMiklaszewski">Dlaczego to mówię? Dlatego, żeby zwrócić uwagę na wychowanie zawodowe. Proszę Panów, jeżeli nasze dzieci nie będą umiały pracować konstruktywnie na roli, w rzemiośle, czy w przemyśle, jeżeli nie będą wyszkolone w systemie współczesnym w fabryce — dla danej fabryki, na kolei — dla eksploatacji kolei, a w szkole rzemieślniczej — dla eksploatacji w rzemiośle, dla samodzielnych warsztatów, to my dwieście lat będziemy czekać, żeby ci ludzie nie marli z głodu. Niemcy — ja to studiuję od wielu lat — po zwycięstwie nad Francją w 1870 r. zastosowały system szkolenia na wszystkich poziomach dla potrzeb życia. Ja sam skończyłem gimnazjum klasyczne w Warszawie i cenię to bardzo. Później tak się warunki ułożyły, że musiałem w Szwajcarii zdawać maturę realną i kończyłem politechnikę. Więc nikt mi nie może powiedzieć, że nie wiem co to jest logistyczna metoda i co to kultura grecko-rzymska, bo teraz jeszcze tych autorów z przyjemnością czytuję. Ale my nie mamy czasu, żeby prowadzić trivium i quatrivium, my musimy przejść do takich form nauczania, żebyśmy byli gotowi każdej chwili do obronności, a obronność osiągniemy tylko wtedy, jeżeli każde dziecko będzie umiało na życie patrzeć realnie. Nie znaczy to, żeby było pozbawione ideałów, od tego jest matka, ojciec, od tego jest szkoła i ideologia, ale musi najmniejszym kosztem stać się produkcyjnym członkiem społeczeństwa.</u>
          <u xml:id="u-28.20" who="#SMiklaszewski">Dlatego uważam, że obecnie tak jak istnieje Ligi Obrony Powietrznej Państwa, tak powinna powstać liga przygotowania do pracy zawodowej dla dokształcania szerokich mas, następnie organizacja wszelkiego typu szkół zawodowych, ośrodków dokształcania, bo jeżeli te masy młodzieży zaczną przychodzić, to one muszą mieć gotowe budynki, w których będą się uczyć, muszą mieć gotowych nauczycieli. Teraz się zmieniły zupełnie systemy radio i film — to może potrafi przyśpieszyć ten proces.</u>
          <u xml:id="u-28.21" who="#SMiklaszewski">Otóż ja, nie chcąc tu obciążać szanownych Państwa dłuższymi wywodami, stwierdzam jednak, że postawienie zagadnienia szkolnictwa zawodowego w budżecie samorządu, w budżecie Państwa i następnie zużytkowanie energii utajonej w społeczeństwie jest konieczne i przyjść powinno tak samo, jak rozbudowa dróg, przemysłu i innych rzeczy.</u>
          <u xml:id="u-28.22" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-29">
          <u xml:id="u-29.0" who="#WicemarszałekPawelec">Głos ma s. Miłaszewski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-30">
          <u xml:id="u-30.0" who="#SMiłaszewski">Wysoki Senacie! Chciałbym mówić o pierwiastku tak nieuchwytnym, że muszę wpierw stworzyć dla niego pewne warunki wypowiedzenia, żeby on uplastycznił się w pewien sposób.</u>
          <u xml:id="u-30.1" who="#SMiłaszewski">Otóż, słowa ludzkie zależne są od warunków, w których padają Te słowa, które ja chcę powiedzieć, są zależne od wielkich zdarzeń, które tutaj w tej sali rozlegały się niezapomnianym echem.</u>
          <u xml:id="u-30.2" who="#SMiłaszewski">Tylko Opatrzność umie tak dobrze reżyserować zdarzenia ludzkie i ich aspekty w parlamentach, aby na przestrzeni krótkiego czasu przesunąć w skrócie tak wielkie zagadnienia, jak te, które nurtują Europę i nurtują Polskę.</u>
          <u xml:id="u-30.3" who="#SMiłaszewski">Proszę Szanownych Słuchaczy, tu na przestrzeni dwóch dni usłyszeliśmy z ust. p. senatora Lechnickiego, że z Ukrainy sowieckiej usunięto od 8 do 4 milionów ludu ruskiego. W 24 godzin później dowiedzieliśmy się z ust senatora Kornkego, że na zachodniej naszej granicy kilkudziesięciu tysiącom odwiecznie zamieszkałego tam ludu polskiego...</u>
          <u xml:id="u-30.4" who="#komentarz">(S. Kornke: Kilkuset tysiącom.)</u>
          <u xml:id="u-30.5" who="#SMiłaszewski">... grozi wynarodowienie systematyczne, spokojne, obliczone na miesiące.</u>
          <u xml:id="u-30.6" who="#SMiłaszewski">I ja bez retoryki przyznam się Państwu, że kiedy to usłyszałem, to uświadomiłem sobie, że w dawnych czasach, w starożytności takich wiadomości senaty słuchały stojąc i podnosząc ręce do nieba. Wiem, że nas przerobiła kultura, że my wiemy, jak panować nad swoimi odruchami, ale jednak ja mimo siwizny, bardzo już pacyfistycznej, nie mogłem się powstrzymać, żeby półgłosem nie rzucić jednego słowa mściwego. I zrobiłem źle, jak się zorientowałem w tej sali w chwilę później. Bo w obliczu tych zagadnień, które się wydawały nierozwiązalne, wśród tego starcia wschodu i zachodu, gdzie ciągle widzimy te miliony pobratymczego ludu przesuwane na daleki wschód, a na bliskim zachodzie te dziesiątki tysięcy skazane na wynarodowienie celowe — nie powinniśmy ulegać rozpaczy. Tutaj w Senacie bowiem padło również słowo nadziei. Padło ono z ust przedstawiciela włościan polskich, który do przedstawicieli ludu ruskiego, do Ukraińców odezwał się tonem brata. I nie powiedział, że to będzie wynikiem teorii, czy wynikiem polityki, tylko powiedział, że przecież to tak zawsze było, że my jesteśmy razem i potrzebujemy zgody. Na twarzach szanownych pp. senatorów z Ukrainy czy z dawnej tzw. Galicji ujrzałem wzruszenie głębokie. Przeniosłem wzrok na twarz p. senatora, który reprezentuje mniejszość niemiecką, i zobaczyłem, że również zadrgała ta twarz wzruszeniem. Wytłumaczyłem sobie to w ten sposób, że słowa, które p. sen. Bundzylak znalazł w swojej duszy, w swoim sercu, są te same, którymi kiedyś uważał się legendarny nasz Piast z aniołami pokoju, niosącymi dobrą nowinę. A może reprezentant mniejszości niemieckiej przypomniał sobie dobrze rymujący z tą poetyczną naszą klechdą fakt, że ktoś, po świeżej klęsce niemieckiej, wezwał sam przedstawicieli tej mniejszości do siebie i zapytał ich „Co was boli?”</u>
          <u xml:id="u-30.7" who="#SMiłaszewski">Ja, proszę Państwa, nie dla retoryki, ani dla historycznych wspomnień te słowa przytaczam, ja powracam do tej kwestii, która w tej chwili, w dzisiejszym dniu najboleśniej w tych murach brzmiała — do kwestii młodzieży.</u>
          <u xml:id="u-30.8" who="#SMiłaszewski">Proszę Państwa, jeżeli ja, siwy człowiek, muszę rzucać sam z przymkniętych ust pewne słowa, myśląc o naszym położeniu i o położeniu świata, to cóż się dziwić młodzieży, że ona nie mówi, ale chwyta w ręce to, co popadnie? Cóż może uspokoić ją prócz dojrzałych teorii, prócz pedagogicznych wpływów, które trzeba poruszyć? Jeszcze trzeba jej dać ten pierwiastek, o którym początkowo mówiłem: słowo wiary, słowo religii, to samo słowo, które bez powoływania się na Pana Boga wyszło z ust włościanina polskiego, kiedy mówił po bratersku do naszych przedstawicieli ruskich. I zrozumiałem wtedy, że nie te mściwe słowa, które półszeptem z mych ust wybiegły, były tutaj odpowiednie, ale że zamiast nich powinno zabrzmieć po prostu słowo „Jezus” i że gdybyśmy w ten chrześcijański sposób reagowali, to byśmy rozwikłanie tych stosunków, z których w rozumie wyjścia znaleźć nie możemy, z łatwością wtedy znaleźli. Bo religia to nic innego tylko miłość, tak jak i Bóg jest to miłość.</u>
          <u xml:id="u-30.9" who="#SMiłaszewski">Jeszcze na temat młodzieży na jedno chciałbym zwrócić uwagę przy tym procesie, który my tutaj wytaczamy w sposób tak bolesny i tak zdawało by się nieodparty.</u>
          <u xml:id="u-30.10" who="#SMiłaszewski">P. prof. Bartel tyle nam przytoczył odcieni rzekomego młodzieży okrucieństwa i jej chamstwa — tego słowa nie powiedział, ale ono krzyczało z jego słów”. Czyż jednak sam nie powiedział, że podżegały młodzież ulotki bezimienne? A czyż w dzisiejszych czasach, kiedy zachód podlega temu, co się nazywa intelligence service a co na wschodzie daleko mniej inteligentnie się robi i gdy tak niedawno jeszcze zagrażało nam niebezpieczeństwo antykulturalne, że „nieznani sprawcy” mogli się stać cechem albo zawodem. — to czyż nie można przypuszczać, że jak na wschodzie i na zachodzie, tak i U nas 3, 4 czy 9, 10 tych zajść było wywołane ręką, która judzi pomiędzy młodzieżą a starszym pokoleniem?</u>
          <u xml:id="u-30.11" who="#SMiłaszewski">P. prof. Bartel, któremu niezmiernie dużo czci się należy za działalność naukową na wewnątrz i na zewnątrz Polski — mam wrażenie, powiedział nieco za dużo o młodzieży. Tam wystarczyło by nawet napomnienie. Mnie się w tej chwili przypomina stara legenda francuska o tym sercu matki, które syn wydarł i niósł je dla kochanki, ale potknął się i upadł, a wtedy to serce zapytało „Czy się nie stłukłeś, mój synku?” Tego serca, tej miłości i tu potrzeba było. Wiem, że przepełniony nią jest p. prof. Bartel, tylko w swym oburzeniu humanitarnym i pod pierwszym impulsem swój sąd za porywczo o młodzieży wydał. Kiedy widział leżące pokrwawione ciało, a pokrwawione podobno ręką inteligentnego chłopca polskiego, czemu nie zastanowił się profesor, że może obce słowa weszły do uszu i tę rękę poruszyły? Ta młodzież, z którą mam kontakt od dawna i którą — Bóg mi świadkiem — powstrzymywałem od ostrych i rażących wystąpień, nieraz potrafiła tego usłuchać i nie cofnęła swoich sympatyj dla starszego człowieka. I dzisiaj doszły do mnie od młodzieży takie echa. „Czyż nie widzicie, że nie jesteśmy sami, że nasze uczynki nie idą prosto z nas, choćby nawet naszymi były rękami robione?”</u>
          <u xml:id="u-30.12" who="#SMiłaszewski">Nie taję, że kiedy prof. Bartel przedstawił nam na komisji obraz zajść — zadrżałem i powiedziałem do kilku moich znajomych poczekajcie, jesteśmy w przede dniu wielkich wypadków. Te słuchy zwykle chodzą w Polsce przed wielkimi wstrząsami. Oby te wstrząsy nie przyszły, choć nowe wiadomości o tym zdają się coś zapowiadać.</u>
          <u xml:id="u-30.13" who="#SMiłaszewski">Mam nadzieję, że Wysoki Senat, który jest sercem Polski i patrzy w oblicze Polski — do świadomości te słowa pełne niepokoju przyjąć raczy. A teraz wracam do realizmu ujętego w cyfry i fakty. Zaznaczyłem, że nie mając wielkiego aparatu propagandy, my, Polacy, musimy mówić swymi czynami o naszej etyce. Musimy unikać zawiłego załatwiania rzeczy publicznych, takiego, które by nasza ludność mogła tłumaczyć dwuznacznie. Wobec wielkich nadużyć, które wstrząsały opinią, a które nieraz przez prasę brukową były uwieczniane i kładzione w uszy każdego inteligenta i półinteligenta, taka ostrożność jest konieczna w życiu publicznym. Naszym uniwersytetem ludowym, oprócz kina — jak już mówiłem — jest odcinek brukowej gazety i teatr. Otóż nasz teatr, który był niegdyś jakby parlamentem polskim — jego zasług nie będę wyliczał, bo miałem zaszczyt niedawno na ten temat przemawiać — ma otrzymać obecnie nową organizację. Ponieważ sprawa ta mnie od dawna interesuje, postanowiłem wszechstronnie tę kwestię zbadać. Prezydent Starzyński, którego wielką energię wysoko cenię, z tej trybuny na moje wywody odpowiedział onegdaj bardzo ostrą argumentacją, jednak nie taką ostrą, ażeby moje dowody mógł stępić. Postanowiłem dzisiaj jeszcze raz tę sprawę omówić i chcę przedstawić znowu wyniki mojej ankiety co do innej spółki. Poruszenie tego tematu na tym miejscu jest zgodne z ustawą z dnia 29 marca 1937 r., gdyż w art. 4 porusza się wykonanie artykułu drugiego, dotyczącego gmachów teatralnych, właśnie w porozumieniu z p. Ministrem Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego.</u>
          <u xml:id="u-30.14" who="#SMiłaszewski">Nie chciałem omawiać sprawy poziomu artystycznego teatrów T. K. K. T. onegdaj przy rozprawie nad budżetem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Skoro jednak mój szanowny oponent p. prezydent Starzyński w onegdajszym przemówieniu senackim, a p. Wiceminister Korsak w wywiadzie, zamieszczonym w Kur jerze Warszawskim, stwierdzili, że poziom ten jest bardzo wysoki, to muszę teraz, przy budżecie Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego przeciwstawić ich zdaniu poglądy inne, a mianowicie p. posła prof. Stahla, który jako referent Komisji Budżetowej Sejmu oświadczył (cytuję według Gazety Polskiej z dnia 27 stycznia rb.): „działalność T. K. K. T. nasuwa pewne uwagi krytyczne. Zbyt często widzimy sztuki tzw. kasowe. W pogoni za pełną widownią idzie się najczęściej po linii najmniejszego oporu, wystawiając zbyt wiele tandetnych fars, albo modnych wodewilów. Z drugiej strony trudno się oprzeć wrażeniu, że przyjęto niewłaściwy kierunek w doborze sztuk poważnych”. Tyle p. poseł Stahl co do poziomu artystycznego teatrów T. K. K. T., podobno niezastąpionych, zdaniem gminy.</u>
          <u xml:id="u-30.15" who="#SMiłaszewski">Głosów ujemnych — zawodowej krytyki o tychże skartelizowanych pięciu scenach — jest zbyt wiele i zbyt powszechnie są znane, aby je trzeba było tutaj przytaczać. Mogę to zresztą każdej chwili uczynić na żądanie szanownych moich oponentów, choćby dzisiaj, zaczynając od zdania Grzymały-Siedleckiego, a kończąc na zdaniach Kazimierza Wierzyńskiego.</u>
          <u xml:id="u-30.16" who="#SMiłaszewski">A teraz przejdźmy do jeszcze większej prozy. P. prezydent Starzyński w swym przemówieniu senackim określił aport T. K. K. T. do projektowanej spółki na kwotę około pół miliona złotych. (Proszę zajrzeć do diariusza senackiego). Więc samo przez się narzuca się pytanie, czy dla wniesienia przez gminę takiego samego aportu w wysokości około pół miliona złotych warto przepisywać na rzecz spółki cały majątek nieruchomy i ruchomy teatrów, majątek, który dotychczas figurował w budżetach miejskich jako 24 miliony złotych. Ostatnio zaś przeszacowany został podobno na 17 1/2 miliona zł.</u>
          <u xml:id="u-30.17" who="#SMiłaszewski">Zaznaczyć przy tym należy, że przecież koszty stemplowe, rejentalne itp. związane z tą transakcją hipoteczną wynosić będą prawdopodobnie bardzo poważną sumę.</u>
          <u xml:id="u-30.18" who="#SMiłaszewski">Skrytykował następnie p. prezydent Starzyński wspomniany przeze mnie, a znany wszystkim od dawna projekt „Fundacji Narodowej Teatrów Warszawskich” p. M. Krywoszejewa. Cokolwiek dałoby się mu zarzucić, projekt ten, moim zdaniem, jest mniej zawiły i mniej wydaje mi się ryzykowny od zalecanej obecnie konstrukcji spółkowej.</u>
          <u xml:id="u-30.19" who="#SMiłaszewski">P. prezydent skrytykował ten projekt, opierając się tym, że skoro nie wywołał on — rzekomo — dyskusji, to widocznie nie zasługiwał na uwagę. Atoli według moich informacyj, projekt ten w kołach artystyczno-teatralnych dyskusję właśnie wywołał i to dosyć ożywioną. Być może przemilczano go raczej w kołach zbliżonych do T.K.K.T., a to dlatego, że propaguje on możliwie maksymalną samowystarczalność teatru i ograniczenie subwencji do minimum. Według p. prezydenta, ten projekt (znów cytuję diariusz senacki) „wynika z ustosunkowania się jednego człowieka do teatru, człowieka, który ma w tej dziedzinie pewne pretensje z tytułu dyrektorstwa z czasów zaborczych — oraz z tytułu prowadzenia od lat kilkunastu procesów z gminą, które regularnie przegrywa”.</u>
          <u xml:id="u-30.20" who="#SMiłaszewski">Tym człowiekiem jest oczywiście p. Krywoszejew. Ale p. prezydent nie dodał, że p. Krywoszejew prowadzi procesy z powodu należnych mu tantiem od osiągniętych przezeń jakoby zysków teatralnych podczas jego przedwojennego dyrektorstwa.</u>
          <u xml:id="u-30.21" who="#SMiłaszewski">Prawdą jest, że Krywoszejew dwukrotnie proces przegrywał. Ale p. prezydent przemilczał, że polski Sąd Najwyższy uznał za słuszną zasadę prawną roszczeń tego dyrektora z czasów zaborczych. Z powodu jednak zaginięcia książek buchalteryjnych w teatrach miejskich, sąd nie mógł zadość uczynić jego pretensjom.</u>
          <u xml:id="u-30.22" who="#SMiłaszewski">Miało to miejsce w r. 1935. Jednakże w r. 1937 zaginione księgi buchalteryjne zostały odnalezione...</u>
        </div>
        <div xml:id="div-31">
          <u xml:id="u-31.0" who="#WicemarszałekPawelec">Panie Senatorze, spór cywilny p. Krywoszejewa nas nie obchodzi. Pan będzie łaskaw powrócić do tematu.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-32">
          <u xml:id="u-32.0" who="#SMiłaszewski">Mam zaszczyt zwrócić się do Pana Ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego z oświadczeniem, że podtrzymuję stanowisko, które określiłem przy rozpatrywaniu budżetu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i składam prośbę, ażeby zechciał sprawy tutaj poruszone swoim kompetentnym rozpatrzeniem zaszczycić. Skończyłem.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-33">
          <u xml:id="u-33.0" who="#WicemarszałekPawelec">Głos ma s. Pulnarowicz.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-34">
          <u xml:id="u-34.0" who="#SPulnarowicz">Wysoki Senacie I Głośnym dziś jest ruch odrodzeniowy szlachty zagrodowej na południowo-wschodnich granicach Państwa Polskiego, a że kilkakrotnie tu z tej trybuny o nim mówili reprezentanci parlamentarnej grupy ukraińskiej w sposób, jakoby tu wyrządzało się krzywdę narodowi ukraińskiemu, koniecznym jest bliższe zaznajomienie z tą sprawą tak wysokiej Izby, jak i całego społeczeństwa polskiego. A to tym więcej, że niekiedy i ze strony polskiej słyszy się obawy, czy ruchem tym nie wskrzesza się jakichś uprzywilejowanych stanów czy czegoś podobnego.</u>
          <u xml:id="u-34.1" who="#SPulnarowicz">Na wstępie muszę stwierdzić i twardo podkreślić, że akcja ta ma jedynie i wyłącznie podkład ideowy, bez żadnych aspiracyj materialnych ani na dziś, ani na przyszłość. Nie ma mowy o liczeniu na jakiekolwiek przywileje. Natomiast pierwszeństwo uzurpuje sobie odradzająca się dziś szlachta zagrodowa w obowiązkach wobec Ojczyzny, a nie w prawach. Przykładem niech służy zachowanie się zagrodowej szlachty na Podkarpaciu, masowe jej zgłaszanie się na ochotnika do walki o Śląsk Zaolziański we wrześniu zeszłego roku, z hasłem niechże wszyscy inni czekają na wezwania oficjalne, a my szlachta zagrodowa, jako potomkowie polskiego rycerstwa, powinniśmy się stawić w szeregach wojska polskiego natychmiast i z obowiązku.</u>
          <u xml:id="u-34.2" who="#SPulnarowicz">O szlachcie jako takiej pozostała w naszym narodzie nie zawsze chlubna pamięć. Chociaż tę sprawę należało by wyświetlić kiedyś i oddzielić tych, którzy rzeczywiście przyczyniali się do upadku Państwa Polskiego, od tych, którzy zawsze stali na usługach Ojczyzny i za nią krew przelewali. Pozwolę sobie przytoczyć zdanie o szlachcie zagrodowej starego socjalisty Jędrzeja Moraczewskiego, wypowiedziane we „Froncie Robotniczym” z 12/1 1937 r.: „Narodem była dawniej tylko szlachta. Ona nosiła w sobie ideały narodowe, rozbudowywała je i rozszerzała, ale wyłącznie w łonie uherbowanych. W drugiej połowie XVII wieku zaczęła je gubić czołowa grupa magnacka. W sto lat później zatraca szlachta ziemiańska poczucie obowiązków wobec Państwa, a w ciągu XIX wieku stopniowo sprawy materialne przygłuszają doszczętnie ideały narodowe. Zaś szlachty zagrodowej i tej części rodowej szlachty, która wyzbywszy się swej skóry obszarniczej tworzy dzisiaj trzon naszej inteligencji, nie opuściła ani na chwilę świadomość narodowa”.</u>
          <u xml:id="u-34.3" who="#SPulnarowicz">Nie tylko praca dla narodu i Państwa kierowana była przez ludzi, wywodzących się z zagród szlacheckich. Działacze społeczni socjaliści, jak Limanowski, Daszyński i inni z tych zagród wyszli tak samo, jak pionier ruchu ludowego ksiądz Stojałowski.</u>
          <u xml:id="u-34.4" who="#SPulnarowicz">Bardzo blado wyglądałaby historia Polski przedrozbiorowej i dzisiejszej niepodległej, gdybyśmy z pamięci wykreślili zupełnie tych wszystkich bohaterów narodowych, którzy ze szlachty pochodzili. Bo nie tylko musielibyśmy wykreślić najzacniejsze nazwiska naszej doby, ale i Kościuszkę i Dąbrowskiego, którzy również byli ze szlachty.</u>
          <u xml:id="u-34.5" who="#SPulnarowicz">Droga do szlachectwa w dawnej Polsce była na oścież otwarta dla ludu wiejskiego, prowadziła przez odznaczenie na polu walki; tamtędy do tego szlachectwa dostawali nie wszyscy, Wielochowie, Głowaccy i Pyże. Rycerstwo polskie wchłaniało w swój stan i przygarniało do siebie coraz to większe i liczniejsze rzesze tych, którzy krwią swoją, ofiarnie składaną na ołtarzu Ojczyzny, zasłużyli na podniesienie do godności rycerskiej. O tym nasz wielki poeta Adam Mickiewicz tak pisze w Księgach Pielgrzymstwa Polskiego: „Mężowie rycerscy przyjmowali do braterstwa swego coraz więcej ludności, przyjmowali całe pułki i całe pokolenia. I stała się liczba braci wielka jak naród, i w żadnym narodzie nie było tylu ludzi wolnych i bracią nazywających się, jak w Polsce”.</u>
          <u xml:id="u-34.6" who="#SPulnarowicz">Kto nie zna bliżej stosunków na ziemiach południowo-wschodnich, mógłby sądzić, że tamtejsza szlachta zagrodowa to jakaś warstwa dawnych uciskaczy ludu wiejskiego, jacyś właściciele wielkich obszarów, magnaci czy ziemianie na pięknych folwarkach ze służbą dworską itp., gdy tymczasem szlachta ta, to w przeważnej swej masie biedny proletariat wiejski, pracujący od wieków na swych skromnych kilku, a rzadko tylko kilkunastomorgowych gospodarstwach, przeważnie jałowych, górskich lub niezmiernie drobnych i ubogich nizinnych. Jest to więc lud wiejski, cięzżko pracujący własnymi rękami od wieków na swym spłachciu rodzinnej ziemi, okupionej krwawo przez szeregi pokoleń w służbie rycerskiej i otrzymanej za dawne zasługi wojenne.</u>
          <u xml:id="u-34.7" who="#SPulnarowicz">Pozostała jednak temu ludowi tradycja przynależności do stanu rycerskiego i wysokiego poczucia honoru i przywiązania do tej tradycji.</u>
          <u xml:id="u-34.8" who="#SPulnarowicz">Interesującym musi być pytanie, skąd się wzięła tak licznie szlachta zagrodowa na ziemiach południowo-wschodnich.</u>
          <u xml:id="u-34.9" who="#SPulnarowicz">Już za czasów Władysława Łokietka drobna szlachta jest bardzo liczna i stanowi masę bardzo ruchliwą, zaprawioną w bojach i wielce żywotną. Na tej masie król ten opiera swe zjednoczenie rozdrobnionej na liczne księstwa Polski. Ona to, ta drobna szlachta, sprzyjając królowi i jego zamierzeniom jednoczy rozerwane na dzielnice części ziem polskich i jest krwią ożywczą odrodzonego przez króla Łokietka Państwa Polskiego.</u>
          <u xml:id="u-34.10" who="#SPulnarowicz">Drobnej szlachcie, już w czasach piastowskich silnie rozrodzonej, było ciasno na ziemiach Wielkopolski, Kujaw, Mazowsza i już wówczas rozprzestrzenia się i na innych ziemiach, południowych i wschodnich.</u>
          <u xml:id="u-34.11" who="#SPulnarowicz">Zacytuję tu kilka ustępów z pracy prof. Bujaka p.t. Studia historyczne i społeczne „Historia gospodarcza Polski, to przede wszystkim historia osadnictwa. Przez cały ciąg dziejów swoich naród polski prowadzi wytężoną pracę wewnętrznej kolonizacji, starając się o coraz lepsze zużytkowanie posiadanych przestrzeni, celem zwiększenia podstawy swego bytu i dochodów przez karczowanie pustkowi leśnych, czyszczenie pól z kamieni, osuszanie podmokłych nizin itd”. wykazuje pierwszorzędną sprawność kolonizatorską na obszarach na północ i na wschód położonych, i to zarówno przy sprzyjających, jak i przy niesprzyjających warunkach politycznych. Polska i Litwa na zdobytych na Tatarach ziemiach ruskich utworzyła tamę przeciw niszczącym najazdom od wschodu przez ciągłe wysyłanie nowych zastępów ludności na południowo-wschodnie „Okrainy”.</u>
          <u xml:id="u-34.12" who="#SPulnarowicz">Jak fala za falą idą tłumy polskiego drobnego ludu rycerskiego na ziemie południowo-wschodnie. Za zasługi w bojach dla Polski otrzymują przywileje królewskie na różne obszary ziemi, przeważnie zupełnie pustej, którą zagospodarowują i przysposabiają pod uprawę rolną. A przytem to rycerstwo polskie spełnia tam służbę strażniczą, wojenną. Są prawdziwymi osadnikami wojskowymi, bo też w tym charakterze tam są osadzeni. Stanowią tam przedmurze chrześcijaństwa i kultury zachodniej.</u>
          <u xml:id="u-34.13" who="#SPulnarowicz">Cała przeszłość rodów szlachty zagrodowej na południowo-wschodnich ziemiach Państwa Polskiego to wierna służba dla Ojczyzny — Polski. I historia każdego z tych rodów to piękny rozdział historii Polski. Wszystkie chorągwie husarskie, pancerne, wszystkie pułki wojska polskiego pełne młodzieży i starszych wojowników, rekrutujących się z naszej szlachty zagrodowej. Na ich to czele bohaterscy hetmani walczyli z wrogami Państwa. Ich to krew wsiąkła w ziemie ukrainne, a kości ich bielały na dalekich stepach.</u>
          <u xml:id="u-34.14" who="#SPulnarowicz">Dzieje ich rodów to dzieje Polski ich czynami wypisane na polach Grunwaldu, Obertyna, Pskowa, Wielkich Łuków, Kłuszyna, Chocimia, Wiednia i tylu innych. Szlachta owa, ta wielka rzesza ludu rycerskiego w Polsce, bez względu na wyznanie, stanowiła z Rzecząpospolitą nierozerwalną całość. A gdy nie z jej winy, lecz z braku odpowiednich wodzów pod koniec XVIII wieku spadło na Polskę nieszczęście rozbiorów, od pierwszych zrywów narodu i wyzwolenie poprzez powstanie Kościuszkowskie, Legiony Dąbrowskiego i wojska Księstwa Warszawskiego, które licznie wypełnia, poprzez powstania 1831 r., 1846 i 1863 bierze żywy udział w walkach o niepodległość.</u>
          <u xml:id="u-34.15" who="#SPulnarowicz">Lecz ostatnie stulecie, druga połowa XIX wieku i pierwsza, niestety, XX wieku wskutek strasznego ucisku popowstaniowego i prześladowań na ziemiach zabranych przez Rosję oraz braku kościołów i opieki duchowej i polityki austriackiej na ziemiach zaboru austriackiego, wskutek identyfikowania wyznania greckiego z narodowością ruską, ta masa szlachty zagrodowej a wraz z nią i ludu wiejskiego polskiego nieszlacheckiego uległa wynarodowieniu i w ten sposób masą milionową rdzennie polskiego narodu zasililiśmy wrogie Polsce szeregi. I stała się rzecz tragiczna, że potomkowie polskiego rycerstwa, potomkowie tych, którzy stanowili tam filary polskiego panowania i polskiej kultury, wskutek braku aparatu państwowego w czasie niewoli, ale także i wskutek bezmyślności sfer ziemiańskich i wyższych, nie dbajacych o swoich biedniejszych braci i utrzymanie ich polskości poszły na pastwę obcych i wrogich wpływów. I zdarzają się wypadki, że jak janczarowie idą prawnukowie polskich żołnierzy przeciw Matce-Polsce.</u>
          <u xml:id="u-34.16" who="#SPulnarowicz">Muszą ustąpić na bok wszelkie doktryny, gdy idzie o rzeczy większe, gdy idzie o sprawy Państwa Polskiego. Na Polskę i jej sprawy patrzeć należy wreszcie szeroko otwartym okiem, obejmować szerokie horyzonty, by widzieć tę Polskę i jej misję na przestrzeni wieków minionych i wieków przyszłych. Do tych wielkich zadań wskrzesić się musi wszelkie wartości tkwiące w narodzie, zasiane nie tylko w dobie obecnej, ale i w czasach, kiedy Polska na wschodzie była wielkim mocarstwem i rządzili nią jeszcze wielcy i bohaterscy królowie. A te wartości drzemią w tej szlachcie zagrodowej, zaściankowej, czynszowej, jak ją różnie w różnych stronach nazywają. Pracowali nad zniszczeniem jej zaborcy Austriacy i Moskale. Prześladowali, niszczyli gospodarczo i wynaradawiali. Czy my mamy pójść w ich ślady? Czy raczej otoczyć ją opieką i oczyścić z obcych wpływów i przysposobić jako bardzo wartościowy materiał do służby w wolnej dziś Polsce. Zdaje się, że jest tu tylko jeden wybór. Polska dawnymi polskimi osadnikami na wschodzie zaopiekować się powinna, i wszyscy, którym dobro Polski na tym terenie leży na sercu, powinni tej akcji pomóc. A jeśliby kto zechciał tę pracę krytykować, niechaj wpierw zajrzy do tych zaścianków szlacheckich, tam pod słomiane ich strzechy i wyczuje tam bijące polskie serca, o jakże często przytłumione i gniecione wrogimi działami, usłyszy tam także i wiele słów żalu i wymówek z powodu wiekowego niezainteresowania się tym ludem ze strony polskiej inteligencji i duchowieństwa. Brak opieki, brak kościołów i szkół polskich i dziś jeszcze naraża nasz polski lud na ziemiach południowych i wschodnich na wynarodowienie się. Czy to nie wstyd dla nas, że nie tylko potomkowie polskiego rycerstwa, ale synowie naszych przedwojennych strzelców Piłsudskiego, różnych Kędzierskich, Limanowskich, Kosińskich w naszych oczach dla polskości przepadają, a tylko i wyłącznie z powodu tzw. oszczędności, bo nie ma pieniędzy na szkoły, na kościółki i utrzymanie parafii i kształcenie młodzieży w seminariach duchownych. Taka oszczędność jest oszczędnością grzeszną. Cerkiew greckokatolicka, która nam zagarnęła takie mnóstwo ludu i zarządzający tą cerkiewką w Państwie Polskim ma pieniądze na wszystko. Tworzą się parafie greckokatolickie, które są dziś niczym innym jak tylko często ekspozyturami wojującego nacjonalizmu ukraińskiego, coraz to liczniej i tam, gdzie ich nigdzie nie było i nie były dawniej potrzebne, bo był tam lud polski, dziś zruszony. Mają pieniądze Ukraińcy na wydanie drogich atlasów, map, wykazujących ich śmieszne pretensje sięgające aż po Kraków, w sandomierskie, i to, nawiasem mówiąc, map sporządzanych przez Ukraińca, profesora uniwersytetu krakowskiego. Te mapy są tłumaczone na różne obce języki i rozpowszechniane po różnych krajach Europy dla bałamucenia ich opinii o Polsce i podkopania polskich interesów. Nie licząc się z czymkolwiek, wydają herbarze, jak np. „Zołota Knyha ukraińskoho rycarstwa” z tendencją do zagarnięcia polskiej szlachty zagrodowej na rzecz Ukraińców i dzielą w ten sposób wiejską ludność na warstwy szlachecką i nie szlachecką.</u>
          <u xml:id="u-34.17" who="#SPulnarowicz">U nas pokutuje jeszcze ciągle doktryna i niewłaściwa oszczędność. Do ruchu odrodzenia szlachty zagrodowej, który to ruch jest ruchem czysto demokratycznym, nie stanowym, lecz tylko i wyłącznie ideowym — dążeniem tej ludności do powrotu na łono Macierzy i polskości, należy podejść z całym sercem i z pełnym zaufaniem. Nie żądamy żadnych przywilejów, gdyż czasy są zupełnie inne. Zasługi ojców to tylko podnieta do pracy i nowych zasług synów wobec ojczyzny. Bo dewizą całej akcji jest, że „szlachcicem jest ten, kto szlachetność ma w swym sercu i przoduje innym obywatelom siłą ducha, ofiarnością i pracą dla społeczeństwa”.</u>
          <u xml:id="u-34.18" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-35">
          <u xml:id="u-35.0" who="#WicemarszałekPawelec">Głos ma s. Szelągowska.</u>
          <u xml:id="u-35.1" who="#komentarz">(Nieobecna.)</u>
          <u xml:id="u-35.2" who="#WicemarszałekPawelec">Głos ma s. ks. Zelek.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-36">
          <u xml:id="u-36.0" who="#komentarz">(Brakujący fragment tekstu)</u>
          <u xml:id="u-36.1" who="#SksZelek">Pracując długie lata w organizacjach rolniczych, miałem możność stwierdzić na wielu zjazdach, kiedy się wypowiadała myśl rolnika polskiego, że pierwszym, naczelnym żądaniem — to szkoła, szkoła powszechna dobrze zorganizowana i postawiona. Hasło to wysuwano przed żądaniem reformy rolnej, bo rolnik nasz zdaje sobie z tego dobrze sprawę , że jego bogactwem, przyszłością jest oświata i nauka. Ale nie tylko rolnik zorganizowany w ten sposób wypowiada swoje uczucia, ale pojedyńczo chodzący w podobny sposób myślą. Niedawno przychodzi do mnie kobiecina wiejska, prosząc o jakąś pomoc dla syna swego, aby mogła kupić podręczniki, bo powiada: proszę księdza, nie mam ziemi, nie mam majątku, jako biedna wdowa jedno mogę dać synowi — naukę i oświatę, aby go w ten sposób przysposobić do dalszego życia. Dziś szczególniej, kiedy wszyscy zdają sobie sprawę, że przed ludnością wiejską, która nie może się wszystka wyżywić na rodzinnym zagonie, stoi zadanie zaludniania naszych miast, w tym momencie właśnie muszę zwrócić uwagę na pewne niedomagania działalności szkoły powszechnej na wsi. Jestem człowiekiem trzeźwym i wiem, że gdyby moje tutaj w tej chwili projekty wymagały pewnego nakładu pieniężnego, to bym i głosu nawet nie zabierał, bo widzę, jakie są możliwości budżetowe naszego Państwa. Ale jeżeli pewne przesunięcia, pewne przegrupowania, że tak powiem, mogą dać rolnikowi, mogą dać dziecku wsi polskiej możliwość osiągnięcia wyższego stopnia nauki aniżeli dotąd, to uważam za obowiązek pewne myśli swoje pod tym względem zgłosić.</u>
          <u xml:id="u-36.2" who="#SksZelek">Z obserwacji i ze statystyki widzimy, że blisko połowa dzieci wsi polskiej, niestety, nie ma dostępu do szkół 7-klasowych. Wiele musi kontentować się skończeniem 4 oddziałów. Wspomniałem już, że budżet naszego Państwa nie pozwala na to, ażeby te szkoły zbliżyć do wyższego typu szkoły, bo na tyle nas nie stać, ażebyśmy mogli wszędzie wyższego typu szkoły powszechne organizować. Ale są przecież sposoby na to, żeby właśnie dzieciom wsi dać możność uczęszczania do szkół wyżej zorganizowanych. Mam na myśli szczególniej takie okolice, takie gminy, gdzie dotąd szkół powszechnych 7-klasowych nie ma. Sam mieszkam w takiej gminie, gdzie jest 7 czy 8 szkół powszechnych, wszystkie jednoklasowe czy dwuklasowe, a jedna tylko trzyklasówka. I, oczywista, wprowadzenie szkoły wyższej, niestety, napotyka na opór tych, którzy powinni przede wszystkim pracować nad zorganizowaniem szkoły wyższej. Mam na myśli władze szkolne, inspektoraty i nauczycielstwo. Oczywiście, że to nie wychodzi z przekonania jakiegoś, ale ja w tej chwili wytłumaczę skąd to pochodzi. Należy upatrzeć jakiś punkt w gminie, który by nadawał się na ulokowanie szkoły wyższej 7-klasowej. W tym właśnie punkcie kierownik szkoły niższej, która się tam znajduje, może wskutek braku odpowiednich kwalifikacyj wie, że na wypadek zorganizowania szkoły wyższej, musiałby ustąpić, a ponieważ jego stosunki rodzinne, czy też inne okoliczności stoją na przeszkodzie temu, to on robi wszystko co może, aby nie dopuścić, żeby taka szkoła tu powstała. I to jest jedna bolączka, na którą należy baczną uwagę zwrócić.</u>
          <u xml:id="u-36.3" who="#SksZelek">A następna rzecz. Skoro taki punkt został upatrzony i szkoła zorganizowana, to sąsiednie szkoły jednoklasowe i dwuklasowe bronią się przed przenoszeniem starszych dzieci do wyżej zorganizowanej szkoły, bo np. w szkole niższej jest małżeństwo nauczycielskie, jest tam mąż i żona i oni wiedzą, że jeżeli część dzieci pójdzie do szkoły wyżej zorganizowanej, to wtedy może nastąpić utrudnienie w ich życiu rodzinnym. Jest to zupełnie ludzkie uczucie, którego nie chcę potępiać, ale należało by sprawę załatwić w sposób rozumny, a na razie skutek jest ten, że dziecko ze wsi nie ma dostępu do szkoły wyższej zorganizowanej. A przecież musimy zwrócić uwagę na to, że każde dziecko żydowskie, mieszkające w mieście, ma prawie bez wyjątku dostęp do szkoły wyżej zorganizowanej. — Stąd w dużej mierze pochodzi ten analfabetyzm, nad którym plączemy i narzekamy, bo dziecko, które chodzi 7 lat do szkoły, która ma tylko 4 oddziały, znosi tortury i musi przebyć taką kwarantannę, żeby te 7 lat odbyć i z tego wielkiego pożytku nie ma.</u>
          <u xml:id="u-36.4" who="#SksZelek">Moja prośba do władz szkolnictwa, do Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego jest konkretna, ażeby tym bolączkom w miarę możności zapobiegać.</u>
          <u xml:id="u-36.5" who="#SksZelek">Druga rzecz, którą chcę poruszyć, bierze asumpt ze słów prof. Bartla. S. Bartel przy końcu powołał się na przepiękne słowa, wypowiedziane przez Ojca chrześcijaństwa, Piusa XII, i powiedział, że właśnie w nich zawierają się szczytne hasła ludzkości. Tak jest. Kiedy zestawię to oświadczenie s. Bartla z tym, co poprzednio powiedział, że studenci po powrocie z Częstochowy przechodzili z cynicznym uśmiechem obok studenta zakrwawionego i poranionego, kiedy właśnie z jednej strony wezmę to oświadczenie Ojca Świętego, zacytowane przez s. Bartla, a z drugiej strony ten wypadek, to jest signum temporis dzisiejszych czasów, to jest to charakterystyka stosunków, jakie przeżywamy. Z jednej, strony chwalimy szczytne zasady Ewangelii, a z drugiej tak mało robimy, żeby te szczytne zasady wdrożyć w społeczeństwo najszersze i wychowywać je. Widocznie ci, którzy przechodzili z ironicznym uśmiechem obok pokrwawionego brata, jeszcze swej duszy nie nakarmili i swego sumienia odpowiednio nie nastroili tymi zasadami ewangelicznymi.</u>
          <u xml:id="u-36.6" who="#SksZelek">Do tego, co w tej chwili powiedziałem, użyję argumentu z życia codziennego mam na myśli, że szereg szkół powszechnych po wsiach nie ma obsługi wychowania religijnego. Dzieje się to po pierwsze dlatego, że za mało jest duchowieństwa, żeby mogło dotrzeć do szkół. Nie mamy na to rady i nie moją rzeczą jest o tym mówić. Ale nawet tam, gdzie ksiądz mógłby pojechać do szkoły, jednak są pewne przeszkody, które moim zdaniem można by łatwo przełamać i umożliwić dziecku polskiemu, społeczeństwu polskiemu karmienie się właśnie tymi zasadami ewangelicznymi, o których wspomniał p. prof. Bartel. Szkoła jest, powiedzmy, oddalona o trzy, cztery kilometry od parafii. Ksiądz może dojeżdżać i powinien, ale otrzymuje 1 zł za naukę, a z drugiej strony nie ma środków lokomocji. Gdyby miał większe wynagrodzenie, może opłaciłoby mu się nająć furmankę, ale w tych warunkach nie ma sposobu na to, ażeby obsłużyć nauczanie dzieci szkolnych. Trzeba, by władze zatroszczyły się o to, aby te rzeczy życiowo rozwiązać. Jednym słowem należało by udostępnić nauczanie wychowawcy religijnemu dziatwy polskiej w szkole, żeby wiele szkół, jak dotąd jest, nie pozostawało bez opieki duszpasterskiej. Te stosunki są wprost groźne na kresach wschodnich, w Małopolsce wschodniej. Nie wiem, ale tak mi mówiono, że w takich szkołach, gdzie jest tylko 12 dzieci, już ksiądz nie otrzymuje żadnego wynagrodzenia za naukę. Tu mi się przypomniał w tej chwili pewien fakt z lat moich dziecinnych, kiedy chodziłem do gimnazjum. Mieliśmy w klasie jednego tylko ucznia prawosławnego i tam duchowny wyznania prawosławnego przychodził, pomimo że był tylko jeden uczeń. Państwo mu zapewniło dostęp, bo nie chciało stracić ani jednej duszy. A więc gdyby prawdą było to, co mi mówiono, to byłoby to bardzo niebezpieczne, bo chodziło by tu nie o jedną duszę, ale o bardzo wiele.</u>
          <u xml:id="u-36.7" who="#SksZelek">Wysoki Senat wybaczy, ale pragnę zrobić jeszcze jedną uwagę. Mianowicie, kiedy byłem obecny na posiedzeniu Komisji Budżetowej sejmowej, przewodniczący tejże komisji, dr Surzyński, zabrał głos i w przepięknych słowach wypowiedział się o potrzebie kultury muzycznej w Polsce. Bolał nad tym, że opera nie może się utrzymać w Warszawie, że orkiestra filharmoniczna nie może dalej egzystować. Cieszył się z tego, że jakaś pomoc w tym kierunku będzie mogła wyjść z naszej strony. Ale najwięcej go bolało, że lud polski przestał śpiewać i udowadniał, że gdyby Polska się rozśpiewała, wtedy byłaby daleko szczęśliwsza i jako na jedną z przyczyn takiego stanu zaniku naszej pieśni wskazał na niski poziom muzyki kościelnej. I oczywiście ma rację: aczkolwiek dzisiaj pod tym względem dużo się zmienia, jednak mamy tak dużo niedomagań, że to powinno naprawdę zwrócić naszą uwagę. Dla ludu wiejskiego kościół z jego muzyką jest właściwie jedyną operą, gdzie mógłby się smak estetyczny tego ludu kształcić. Jeżeli jednak zwrócimy uwagę na to, jaka jest przyczyna tego zjawiska to dochodzimy do wniosku, że nie trzeba się dziwić, że jest taki stan dość smutny. Mianowicie prowadzenie śpiewu kościelnego w naszych świątyniach podczas nabożeństw należy do kierowników chórów, do organistów. A czy się ktokolwiek zatroszczył, jakie jest uposażenie tych ludzi? Jeżeli on mają być tymi ambasadorami sztuki na wsi to naprawdę należało by się zatroszczyć, z czego ci ludzie żyją. Znam wypadki, że dochody, tego człowieka, który kieruje muzyką kościelną, dochodzą do kilku czy kilkunastu zł miesięcznie, a może najważniejszą jest rzeczą, że organiści nie są ubezpieczeni, nie mają zabezpieczenia przyszłości i logicznie dochodzi do drugiego zjawiska, że aczkolwiek została uchwalona przed kilku laty ustawa o przymusowych świadczeniach na rzecz kultu katolickiego, choćby w minimalnym ułamku, po to, żeby zapełnić budżet bieżący naszym kościołem brak jest rozporządzenia wykonawczego. Kończy się na tym, ze służba kościelna chyba należy do jedynych pracowników w Państwie Polskim, którzy nie podlegają ubezpieczeniu społecznemu, nie mają zapewnionej przyszłości, starości. Dlatego apelowałbym dzisiaj może ogólnie, zastrzegając sobie wystąpienie na przyszłość w przyszłym budżecie, do przedstawicieli Ministerstwa Oświaty, ażeby na to zagadnienie zwrócili uwagę. Podniesienie kultury muzycznej w Polsce może się dokonać minimalnym nakładem finansowym Państwa. Może żaden dział muzyki narodowej, naszej kultury muzycznej nie wymaga tak minimalnego wkładu, żeby go radykalnie zmienić.</u>
          <u xml:id="u-36.8" who="#SksZelek">Na takie proste zjawiska naszego życia zwracam uwagę Wysokiego Senatu z prośbą o wzięcie pod uwagę i prośbę taką kieruję do przedstawicieli Ministerstwa, bo zdaję sobie sprawę, że wiele rzeczy, o których dzisiaj debatujemy, a o których się wypowiadali profesorowie uniwersytetów, składają się z małych jednak rzeczy. Życie całości, życie narodu, składa się z odcinków małych, a skoro te małe odcinki będą należycie postawione, wierzę, że i życie całego narodu będzie się podnosiło i będziemy się upodabniali coraz bardziej do kultury zachodniej.</u>
          <u xml:id="u-36.9" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-37">
          <u xml:id="u-37.0" who="#WicemarszałekPawelec">Głos ma s. Hasbach.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-38">
          <u xml:id="u-38.0" who="#SHasbach">Wysoki Senacie! Przy budżecie Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego muszę w imieniu niemieckiej grupy narodowej przedstawić nasze ciężkie troski, dotyczące rozwoju życia niemieckiego w kościele i szkole.</u>
          <u xml:id="u-38.1" who="#SHasbach">W sprawie szkolnictwa niemieckiego w Polsce dopiero niedawno wręczyłem wspólnie z b. moim kolegą s. Wiesnerem p. Premierowi szczegółowy memoriał, dotyczący wszystkich spraw szkolnych. Mogę się dlatego dziś ograniczyć do powtórzenia kilku nielicznych postulatów zasadniczych, które jeszcze w dalszym ciągu czekają swego urzeczywistnienia ze strony Rządu, aczkolwiek wysuwamy je od lat 20 i pomimo że są one tak łatwe do spełnienia.</u>
          <u xml:id="u-38.2" who="#SHasbach">Przecież chcemy tylko, żeby dzieciom niemieckim było zapewnione wychowanie w języku ojczystym i w duchu naszej kultury niemieckiej. Jesteśmy tego zdania, że Rządowi polskiemu nie zależy na wykorzystaniu szkoły do polonizacji dzieci bezsprzecznie niemieckich, przecież nie może Rządowi zależeć na wychowaniu renegatów. Obok tego naszego żądania uznajemy za równie ważne żądanie Państwa, by dziecko niemieckie było wychowywane na pozytywnego obywatela państwowego. My to żądanie Państwa zawsze lojalnie spełniamy. Natomiast nasze żądania po większej części pozostają dotychczas nie spełnione.</u>
          <u xml:id="u-38.3" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Stolarski.)</u>
          <u xml:id="u-38.4" who="#SHasbach">Chciałbym dziś jeszcze raz stwierdzić z całą stanowczością: Szkoła niemiecka jest dla ludności niemieckiej wyłącznie sprawą kulturalną. Z ustosunkowania się władz musimy często wnioskować, że władze uważają niemiecką szkołę publiczną względnie prywatną za sprawę antypaństwową. Na skutek tego mylnego zapatrywania powstają potem, niestety, dla szkolnictwa niemieckiego niezmierne trudności. W ten sposób doszło do tego, że Niemcy w Polsce od istnienia Państwa Polskiego, zamiast rozwoju swego szkolnictwa, jak to do pewnego stopnia osiągnęła mniejszość polska w Niemczech, stwierdzić muszą zastraszający po prostu upadek. W Poznańskiem i na Pomorzu, gdzie dawniej każde dziecko niemieckie uczęszczać mogło do szkoły niemieckiej, teraz 52°/n dzieci uczęszczać musi do szkoły czysto polskiej. Na Śląsku z ogólnej liczby 20.000 dzieci w wieku szkolnym uczęszcza z powodu rygorystycznych egzaminów językowych tylko 8.700 dzieci niemieckich do szkół z niemieckim językiem nauczania. Na terenie Bielska-Białej około 53% niemieckiej młodzieży szkolnej pozbawione jest szkoły niemieckiej. Na Zaolziu szkolnictwo niemieckie jest prawie zupełnie zlikwidowane, pomimo że mi oświadczono ze strony najbardziej miarodajnej, iż zamknięcia szkół mają tam charakter przejściowy. W pięciu województwach centralnych, gdzie w roku 1918 istniało kwitnące szkolnictwo niemieckie, dziś około 88% dzieci niemieckich pozostaje bez żadnej nauki niemieckiej. Na Wołyniu 750 niemieckiej młodzieży szkolnej nie ma szkoły niemieckiej, a w Małopolsce w ostatnim roku więcej niż połowa dzieci niemieckich nie miała szkoły niemieckiej. Cyfry te dostatecznie ilustrują rozpaczliwy stan niemieckiego szkolnictwa. Życzeniu naszemu „dla dziecka niemieckiego szkoła niemiecka i niemiecki nauczyciel” może się stać zadość tylko wtedy, jeżeli stosowanie najróżniejszych przepisów i ustaw nie będzie w dalszym ciągu wyraźnie skierowane przeciwko nam. Ograniczę się do następującego wyliczenia. Niemieccy nauczyciele nie otrzymują zezwolenia nauczania, dlatego że mimo odpowiedniego wyszkolenia uważani są za niedostatecznie przygotowanych. Nauczycielom niemieckim władze bez podania powodów odmawiają wystawienia świadectw lojalności. Granice okręgów szkolnych są tak wyznaczone, że dzieci niemieckie nie mogą uczęszczać do szkół niemieckich, chociażby technicznie było to możliwe. Plan nauczania opracowany jest bez najmniejszego uwzględnienia specyficznie niemieckiego punktu widzenia kulturalnego. Publiczne szkoły z niemieckim językiem nauczania przeważnie straciły swój niemiecki charakter przez to, że część, przeważnie nawet większość przedmiotów, wykładana jest w języku polskim.</u>
          <u xml:id="u-38.5" who="#SHasbach">Niezmierne trudności stawiane są niemieckim szkołom prywatnym co do ich podstawy prawnej, przepisów budowlanych, praw publicznych, personelu nauczycielskiego, planu nauczania, przepisów egzaminacyjnych itd. Z tego dla ludności niemieckiej, szczególnie zaś dla rodziców, powstają duże dodatkowe koszty przy wychowaniu dzieci. Mógłbym to wyliczenie jawnych pokrzywdzeń szkolnictwa niemieckiego dowolnie przedłużyć. Pozwolę sobie przy tej okazji skierować uwagę Rządu jeszcze raz na mój zasadniczy, wszystko obejmujący memoriał w sprawie naszych życzeń co do szkoły niemieckiej. Jeszcze raz proszę usilnie o sprawiedliwe i szybkie załatwienie pozytywne.</u>
          <u xml:id="u-38.6" who="#SHasbach">Nie mogę skończyć mego przemówienia do budżetu Ministerstwa Oświaty nie poruszając stosunków niemożliwych, jakie się wytworzyły w ostatnich dniach na uniwersytetach, zwłaszcza na uniwersytecie poznańskim. Od 24 lutego rb. studentom niemieckim zabroniony jest wszelki dostęp do uniwersytetu. Ze wszystkich fakultetów usunięto studentów niemieckich, po części przymusowo, przy czym nie obeszło się bez ciężkich uszkodzeń. Ponieważ stosunki te trwają nadal niezmiennie po dzień dzisiejszy i studenci niemieccy z tego powodu nie mogą wykonać przepisanych ćwiczeń, przeto zachodzi obawa, że ci studenci me otrzymają przepisanych testatów od swych profesorów. W dwóch wypadkach zostało to już stwierdzone, przez co ci dwaj studenci stracili cały rok studiów. A zatem ci niewinni obywatele narodowości niemieckiej ponieśli poważne straty materialne. Znany mi nawet wypadek, że niemiecki student S.G.G.W. w Cieszynie w tych warunkach nie mógł złożyć swego egzaminu. Wolno mi przypuszczać, że p. Minister Oświaty nie popiera takich stosunków i dlatego proszę go o natychmiastowe zarządzenia w celu przywrócenia porządku i umożliwienia studentom niemieckim brania udziału w wykładach, ćwiczeniach i egzaminach.</u>
          <u xml:id="u-38.7" who="#SHasbach">Przechodzę do spraw kościelnych. W ogólnej debacie dnia 9 bm. powiedziałem: „Nie żądamy przywilejów, bronimy się stanowczo przed pogwałceniem za pomocą państwową naszej większości niemieckiej przez polsko-ewangelicką mniejszość na terenie Kościoła”.</u>
          <u xml:id="u-38.8" who="#SHasbach">Stosunek Państwa uregulowany został dotychczas do dwóch kościołów ewangelickich: ostatecznie do ewangelickiego Kościoła augsburskiego wyznania w Polsce dekretem Pana Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 25 lutego 1936 r., a prowizorycznie do ewangelickiego Kościoła Unijnego na Górnym Śląsku ustawą śląską z dnia 16 lipca 1937 r. W obydwu wypadkach przeprowadzono uregulowanie, by wbrew stanowi liczebnemu dopomóc ewangelikom Polakom do kierownictwa i przewagi w Kościele. Stosunki, panujące w tych Kościołach, są skutkiem pierwszego kroku: z jednej strony aktu przemocy i zarządzenia kierownictwa bezskutecznie starającego się przeforsować swą wolę wszelkimi środkami, z drugiej strony rozgoryczenie, awersja, zaniepokojone sumienia i walka o różne prawa. Wszędzie spory, kłótnie, zwolnieni lub wydaleni duchowni, omijane kościoły, przymus policyjny.</u>
          <u xml:id="u-38.9" who="#SHasbach">Kościół ewangelicko-augsburski. Przytaczam decydujące wydarzenia. W kościele ewangelicko-augsburskim nie otrzymał mocy prawnej projekt ustawy, uchwalonej w r. 1923 jednocześnie przez Niemców i Polaków na synodzie, zwołanym na podstawie ustawy państwowej, lecz projekt nieznanego pochodzenia, na który zgodzili się 4 ewangelicy-Polacy. Reszta komisji, której wyłącznym zadaniem było wykonanie uchwały synodu, 4 niemieccy członkowie komisji przedstawili wniosek o odwołanie do synodu, ale odpowiedzi nie otrzymali, ani też nie powiadomiono ich o dalszym ciągu pertraktacji. Ustawa doszła do skutku wbrew uchwałom synodu konstytucyjnego.</u>
          <u xml:id="u-38.10" who="#SHasbach">Kiedy w r. 1937 zebrał się w Warszawie pierwszy synod na podstawie nowej ustawy, obecnych było 24 z 54 członków synodu. Mimo to Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego zgromadzenie to uznało za prawomocny synod. Ten tzw. synod, w skład którego nie wchodził ani jeden przedstawiciel niemieckiej większości Kościoła, wybrał kolegium wyborcze, a to znowu wybrało biskupa, mianowicie dr Burschego, który nie ma zaufania większości ludu kościelnego, którą właśnie stanowią ewangelicy niemieccy. Wspomniany synod kadłubowy wybrał też członków konsystorza, a p. Minister Wyznań Religijnych zatwierdził ich na tym stanowisku. Konsystorz ten również jak i biskup, nie mający zaufania niemieckiej większości kościoła, sprawują rządy dyktatoryczne, a to z wyraźną aprobatą Ministerstwa Wyznań Religijnych. Niemcy, stanowiący 82% członków Kościoła, wykluczeni są w Kościele augsburskim od kierownictwa i administracji we własnym Kościele nie z ich winy.</u>
          <u xml:id="u-38.11" who="#SHasbach">Ewangelicy Niemcy w augsburskim Kościele żądają równych praw. Na sposób ustosunkowania się do ich żądań wskazują następujące fakty. Z ośmiu miejsc w konsystorzu reflektują oni — chociaż są większością w Kościele — tylko na cztery miejsca, przy czym rezygnują dobrowolnie ze stanowiska prezesa i wiceprezesa. Chcą im jednak przyznać tylko 3 miejsca. Pierwsze kandydatury seniorów zostały wszystkie odrzucone, następne również za wyjątkiem jednej kandydatury.</u>
          <u xml:id="u-38.12" who="#SHasbach">Następnie typowy wypadek ks. pastora Kleindiensta w Łucku. Wymienionemu duchownemu zostało w r. 1938 odmówione obywatelstwo polskie, wskutek czego konsystorz ewangelicki w Warszawie zwolnił go z urzędu proboszcza, a starosta powiatowy zabronił mu dalszego pobytu na Wołyniu. Z początku 1939 r. p. wojewoda orzeczeniem z dn. 5 stycznia, które zostało doręczone 21 stycznia, cofnął swoją decyzję z dn. 23 lipca 1938 r. i tym samym podstawę prawną całego postępowania, orzekając jednocześnie, że mu jednak obywatelstwo polskie nie przysługuje. Przez szereg miesięcy ks. pastor Kleindienst był bezpodstawnie pozbawiony urzędu proboszcza i poborów.</u>
          <u xml:id="u-38.13" who="#SHasbach">Zapytuję czym mają być usprawiedliwione postępowania tego rodzaju? Kto uważa się za uprawnionego do zarzucania niemieckim duchownym i laikom nielojalnego i antypaństwowego ustosunkowania się, należy do szeregu tych ludzi, którzy nas. Niemców, codziennie w niesłychany sposób podejrzewają i denuncjują bezkarnie. Mówiłem już o tym podczas debaty głównej. Jeżeli prasa w dalszym ciągu będzie tak postępować, to fakt ten unicestwi wszelką dobrą wolę do porozumienia między ludnością niemiecką a narodem polskim. Tak samo uniemożliwia to porozumienie fakt, że uważany za pewniejszy element polski w Kościele ewangelickim dąży do opanowania większości niemieckiej, a to w celu asymilacji z uciekaniem się nawet do nikczemnych środków podejrzewania.</u>
          <u xml:id="u-38.14" who="#SHasbach">Ewangelicki Kościół Unijny na Górnym Śląsku. Sejm śląski, do którego nie należał żaden członek tego Kościoła, w 55 sekundach w trzech czytaniach uchwalił w 1937 r. ustawę, która stała się punktem wyjścia i źródłem najważniejszych tarć i walk o kościelno-narodowym charakterze na terenie tegoż Kościoła. Ustawa doszła do skutku bez porozumienia się z Kościołem, który wniósł sprzeciw przeciwko wspomnianej ustawie i odmówił swej współpracy przy jej wykonaniu. Zasada autonomii, zagwarantowana Konstytucją Rzeczypospolitej, na której opierało się do czasu uchwalenia ustawy życie wewnętrzne Kościoła, w ustawie śląskiej całkowicie została pominięta.</u>
          <u xml:id="u-38.15" who="#SHasbach">Uzasadnienie ustawy śląskiej z dnia 16 lipca 1937 r. podaję, że celem ustawy jest uregulowanie stosunków prawnych ewangelickiego Kościoła na Górnym Śląsku. Taką odpowiedź też otrzymałem na moje interpelacje, a p. Minister Wyznań Religijnych wypowiedział się w tym sensie w mowie swej w Sejmie w dniu 3 lutego 1938 r., oświadczając równocześnie, że wszelkie poczynania czynników kościelnych spotykają się zawsze z pełnym zrozumieniem i całkowitym poparciem władz państwowych. Ustawa śląska z dnia 16 lipca 1937 r. zaś postanawia, że ukonstytuowanie się wszelkich organów kościelnych winno nastąpić w przeciągu dwóch lat.</u>
          <u xml:id="u-38.16" who="#SHasbach">Muszę stwierdzić, że ustawa śląska od czasu jej uchwalenia użyta została w tym celu, by zmienić charakter Kościoła i osobistości, pracujące w tym Kościele w duchu tegoż Kościoła, zastąpić innymi, pochodzącymi z innych Kościołów ewangelickich.</u>
          <u xml:id="u-38.17" who="#SHasbach">Jakie są w szczególności skutki ustawy śląskiej z dnia 16 lipca 1937 r. i uprawianej przez Rząd polityki kościelnej na Górnym Śląsku? 20 miesięcy upłynęło od czasu ustawy śląskiej, która po myśli Rządu uporządkować miała stosunki kościelne na Górnym Śląsku, a skutek jest ten, że w stosunki kościelne wprowadzony został chaos faktyczny i prawny i że na terenie ewangelickiego Kościoła na Górnym Śląsku rozgorzały namiętne tarcia i walki o charakterze kościelno-narodowym. W ciągu 2 lat ukonstytuowane być miały organa kościelne. Dziś, po 20 miesiącach, nie zrobiono nawet początku w tym kierunku. Kościół ewangelicki na Górnym Śląsku, który w myśl Konstytucji Rzeczypospolitej cieszyć się powinien autonomią i wewnętrzną wolnością, nie posiada dziś ani naczelnych synodalnych organów, ani zwierzchnictwa duchownego, ani kierownictwa, posiadającego zaufanie większości ludu kościelnego. Prawo kierownictwa Kościołem wykonuje dziś stworzona ustawą śląska z dnia 16 lipca 1937 r. Tymczasowa Rada Kościelna, której członkowie bez wyjątku zamianowani zostali przez p. wojewodę śląskiego. Cała władza w niezależnym, uznanym przez Państwo, Kościele ewangelickim spoczywa w rękach wojewody śląskiego. Ludność ewangelicka nie ma żadnego wpływu na bieg spraw kościelnych.</u>
          <u xml:id="u-38.18" who="#SHasbach">Tylko pod przymusem wprowadzona być mogła ustawa z dnia 16 lipca 1937 r. Przytaczam następujące fakty; 6 duchownych obywatelstwa niemieckiego i 2 wówczas obywatelstwa austriackiego wydalonych zostało z granic Rzeczypospolitej; 5 duchownych obywatelstwa polskiego wydalonych zostało na podstawie ustawy o ochronie granic, w tej liczbie 3 z całego województwa śląskiego, m.in. zastępca prezydenta kościoła; 7 duchownych obywatelstwa polskiego złożono przy pomocy policji z urzędu, a częściowo wieksmitowano ich z mieszkań. P. wojewoda śląski rozwiązał 3 gminne rady kościelne i jedno zastępstwo zborowe, ustanawiając w tych gminach komisarzy. Większą część nowych, nie pochodzących z Górnego Śląska księży wprowadzono w urząd przy pomocy policji.</u>
          <u xml:id="u-38.19" who="#SHasbach">Tu nie działa więc Kościół i nie Kościół wykonywuje swoje prawa w sprawach kościelnych. Odwołania albo zażalenia nie zostały załatwione, a jeżeli je załatwiono, to w sensie odmownym.</u>
          <u xml:id="u-38.20" who="#SHasbach">Przeważająca większość w dotkniętych tymi zarządzeniami gminach kościelnych trzyma się dalej ich złożonych z urzędu, względnie wydalonych księży, nie płaci składek kościelnych, nie uczęszcza na odprawiane przez narzuconych księży nabożeństwa niemieckie, ale uczęszcza na nabożeństwa w zborach sąsiednich. Wszystkie starania ze strony czynników kościelnych i niemieckich doprowadzenia do pokojowego załatwienia górnośląskiej sprawy kościelnej zostały odrzucone. Doświadczenia wykazały, że zgodne współżycie ewangelików narodowości polskiej i niemieckiej na terenie jednej organizacji gminnej dzisiaj nie jest więcej możliwe i że znalezione być muszą nowe formy ułożenia się stosunków kościelnych.</u>
          <u xml:id="u-38.21" who="#SHasbach">Przechodzę do końca. Do Pana Ministra Wyznań Religijnych kieruję następujące pytania jakie zasady są dla Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego miarodajne w zakresie przez Rząd przeprowadzonego uregulowania stosunku do wymienionych dwóch Kościołów ewangelickich i do niemieckich ich większości? Czy zasada równouprawnienia wyznań, art. 114 Konstytucji? Chyba że nie. Zwracam uwagę na stosunki na Górnym Śląsku. Czy zasada autonomii kościelnej? Chyba że nie. Czy zasada skutecznej kontroli prawnej na terenie Kościoła augsburskiego? Chyba że nie. Czy zasada uznania praw mniejszości niemieckiej za niezniszczalne prawo życiowe we własnym Kościele? Chyba że nie.</u>
          <u xml:id="u-38.22" who="#SHasbach">Mówiłem o nowych formach ułożenia się życia kościelnego. Formy te mogą być tylko takie, żeby ewangelicy narodowości niemieckiej i polskiej na terenie Kościoła niezależnie od siebie, w oddzielnych formach organizacyjnych w spokoju żyć mogli w wierze swojej.</u>
          <u xml:id="u-38.23" who="#SHasbach">Nastawienie Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w ostatnich trzech latach, działalność konsystorza augsburskiego w Warszawie i jego przewodniczącego, działalność województwa śląskiego i zamianowanej przez województwo tymczasowej rady kościelnej, wszystkie te fakty i wydarzenia pojedyńczo i razem otworzyły oczy ewangelikom narodowości niemieckiej.</u>
          <u xml:id="u-38.24" who="#SHasbach">Kilkakrotnie już przemawiałem z tej trybuny w sprawach ewangelicko-kościelnych i prosiłem o ulgę. W szeregu rozmów z kierowniczymi osobistościami i urzędnikami Ministerstw prosiłem o zrozumienie i życzliwe ustosunkowanie się do konieczności życiowych ludności ewangelicko-niemieckiej. Wszystkie starania moje o poprawę jej położenia nie odniosły rezultatu. Pan Prezydent Rzeczypospolitej w doniosłym akcie zapewnił w dniu 5.XI.1937 roku mniejszości narodowej niemieckiej prawo do kościelnego organizowania się. Tu otwiera się nowa droga. Przypominam, że droga ta nie jest nieznana i narodowości polskiej. Deklaracja Pana Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 5.XI.1937 roku będzie punktem wyjścia dla dalszych starań mych niemieckich współwyznawców.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-39">
          <u xml:id="u-39.0" who="#WicemarszałekStolarski">Głos ma s. Zmigryder-Konopka.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-40">
          <u xml:id="u-40.0" who="#SZmigryderKonopka">Wysoki Senacie! Omawiane dzisiaj kwestie dotyczyły dwóch zasadniczych zagadnień. Oba te zagadnienia pragnę poruszyć w krótkim przemówieniu.</u>
          <u xml:id="u-40.1" who="#SZmigryderKonopka">Pierwsze zagadnienie dotyczy kryzysu, który przeżywa szkoła średnia w związku z nieuregulowanym jeszcze i niedostatecznie sprecyzowanym w praktyce programem szkół gimnazjalnych, a zwłaszcza — i to podkreślić trzeba — szkół licealnych. Zagadnienie to ma niewątpliwie dwa aspekty: aspekt pierwszy — to jest akcja wychowawcza, a drugi — to jest akcja naukowa, zagadnienie kształcenia młodzieży.</u>
          <u xml:id="u-40.2" who="#SZmigryderKonopka">W aspekcie pierwszym należy podkreślić, że czynnikiem, który zdaniem moim szczególnie przeszkadza i nie daje się przez żadne rozporządzenie usunąć, czynnikiem, który wpływa na wychowanie młodzieży, jest fakt powstania różnych autorytetów z zewnątrz zakładu naukowego. należy zdać sobie z tego sprawę, że autorytety, o których mówiono już dzisiaj, mające niejako za sobą mistykę konspiracyjną, oddziaływują na starszą młodzież — licealną i dlatego odbierają atrakcyjność tematowi nauczania i systemowi wychowawczemu, stosowanemu w samym zakładzie naukowym. Przyczyna tego jest głęboka, stanowi zagadnienie o charakterze społecznym i wiąże się z kwestią wielkiego kryzysu, który przechodzi dziś społeczeństwo całego Państwa. Rozstrzygnięcia szuka również młodzież. Niewątpliwie w swych poszukiwaniach nie znajduje sama koncepcji rozstrzygnięcia, idzie więc za najłatwiejszą jego formą i tę od razu chce zastosować tu i ówdzie w czynach, bo do tych czynów młodzież jest szczególnie pochopna.</u>
          <u xml:id="u-40.3" who="#SZmigryderKonopka">W tym więc wypadku należy zdać sobie sprawę, że daleko idące instrukcje na temat oddziaływania wychowawczego na młodzież muszą przede wszystkim mieć na względzie te czynniki autorytetów nieoficjalnych, które poza szkołą, a później i na zewnątrz uniwersytetów działają.</u>
          <u xml:id="u-40.4" who="#SZmigryderKonopka">Drugim zaś względem, który sprawia, że młodzież nie znajduje w gimnazjach i liceach należytego ujścia dla swych tendencyj, jest niewątpliwie słaba atrakcyjność naukowa. Powiedzmy sobie szczerze, młodzież nasza w gimnazjach i liceach dzisiejszych programów uczy się stosunkowo mało. Duża jest objętość tych programów, ale, niestety, bardzo wielka jest powierzchowność. Nadto dodać trzeba, że program licealny, tak jak był pomyślany w zasadniczej reformie, nie może być wykonany wtedy, gdy te licea są tak rozpowszechnione. Licea miały być nieliczne, a stały się powszechne i tych sił naukowych, nie posiadają. Nadto licea mają bardzo skomplikowaną podstawę, tzw. oś programową, i rozumie się, że są rozproszkowane w swoich zasadniczych tendencjach. Nie jest to słuszne. Muszę podkreślić, że szkoła nasza odchodzi od tej ogólnej bazy kultury europejskiej, jaką jest niewątpliwie wychowanie klasyczne. Nie tylko dlatego oceniam to negatywnie, że odchodząc od tej bazy podaje niby inne wiadomości, które może mogłoby znaleźć te czy inne uzasadnienia praktyczne, o których mówił przed chwilą s. Miklaszewski, ale właśnie dlatego, że odsuwając naszą młodzież od wspólnej podstawy całej kultury europejskiej, szkoła odsuwa ją od wielkiej łączności, jaka istnieje pomiędzy wszystkimi społeczeństwami europejskimi i odsuwa od tego wspólnego języka porozumienia kulturalnego, które niewątpliwie w ogromnej mierze rozwojowi kultury naszej sprzyjało. Walor kultury antycznej, którą możemy uważać za podstawę humanistycznego wykształcenia jest dzisiaj zamieniany przez wykształcenie o charakterze przyrodniczym. Niewątpliwie głębokie znawstwo przyrody, z którą człowiek od tylu wieków walczy, jest podstawowym elementem wykształcenia. Lecz muszę z drugiej strony podkreślić, ze poznanie człowieka jest równie ważne, a ono się daje w całej pełni uskutecznić tylko wtedy, gdy nad „człowiekiem”, nad jego przeżyciami i myślami będzie się młodzież zastanawiała. Przeżycia te i ideały wysoko ceniła, ponieważ, Wysoki Senacie, młodzież jest pełna zdolności do naśladowania tematów naukowych, przeto naśladowanie wielkich i wzniosłych przeżyć, podanych nam w dziełach klasycznych jest niewątpliwie czynnikiem uszlachetniającym. Rola zresztą antyku w dziejach całej kultury europejskiej jest warunkiem dalszej egzystencji tej kultury. I dlatego właśnie wychowanie i wykształcenie nie powinno odchodzić od swej bazy polskiej i bazy ogólnoeuropejskiej. Nasze programy licealne rozpowszechnione jak powiadam, dzisiaj w liceach wszystkich niemal zakładów średnich naukowych natrafiają na kolosalne trudności w realizacji. Zasadniczą trudnością jest brak należytego przygotowania nauczycieli. Dość powiedzieć, ze na egzaminie magisterskim na uniwersytetach przy egzaminowaniu z historii np. starożytnej kandydaci, którzy będą przecież potem nauczycielami w liceach a nie są specjalistami w tym dziale historii, niemal nigdy nie są w stanie zgłosiwszy się do egzaminu odpowiedzieć na pytania z zakresu programów licealnych. Jakże później będą oni mogli tak głębokie zagadnienie zawarte w tym programie w nauczaniu realizować? To są kwestie specjalne.</u>
          <u xml:id="u-40.5" who="#SZmigryderKonopka">Muszę jednak przejść do kwestii następnej, która była tutaj w ogromnej mierze tematem naszej dyskusji, do zagadnienia szkół wyższych. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że przez długi czas ograniczaliśmy jak gdyby dopływ młodzieży do szkół wyższych albowiem zachodziła obawa, co będzie się działo z tą inteligencją, która wyjdzie z tych szkół? Czy istotnie posiadamy nadmiar inteligencji? To jest pytanie, które się dziś wyłania. Niewątpliwie, sytuacja jest odwrotna. Inteligencji zawodowej mamy dziś zbyt mało i dlatego podziwiać należy, że jest jednocześnie niedostateczna gospodarka siłami inteligenckimi, które z wyższych zakładów wychodzą, że szereg sił inteligenckich zostaje niewykorzystanych do służby społecznej bądź z tytułu wyznania bądź też pochodzenia.</u>
          <u xml:id="u-40.6" who="#SZmigryderKonopka">Nadto muszę podnieść rzecz następującą młodzież, która przychodzi do szkół wyższych, jest już selekcjonowana poza szeregiem selekcji, co do konstytucyjności których podnoszono bardzo wiele zastrzeżeń, nadto przez selekcję majątkową. Proszę zwrócić uwagę, że według ostatnich wykazów statystycznych, tzw. Fundusz Opłat Studenckich sięga sumy 7.200.000 zł, a z funduszu tego idą teraz przydziały na zakłady naukowe i suma tych przydziałów wzrasta. Równocześnie zmniejsza się dotacja z budżetu państwowego na zakłady naukowe. Wobec tego młodzież akademicka w coraz większej mierze sama dziś utrzymuje te zakłady naukowe, albowiem na fundusz, który dawniej płynął z budżetu państwowego, dzisiaj odchodzi z góra 77%. Wszystkiego 23 idzie na pomoc dla młodzieży akademickiej. Tak więc młodzież akademicka musi być według tej struktury młodzieżą średnio zamożną. I oto struktura społeczna tejże młodzieży wykazuje, że jest tam znikomy procent młodzieży ze wsi; wszystkiego 2% rodziców — to właściciele powyżej 15 ha. 3T—3 właściciele od 5 do 15 ha, 5% — właściciele poniżej 5 ha, 3% — właściciele powyżej lub po 50 ha. Przedsiębiorcy więksi (mówię o rodzicach) stanowią około 6%, mniejsi — około 13 1/2, urzędnicy państwowi — około 17,4 pracownicy umysłowi — około 18%. A potem idą małe odsetki rodziców, pochodzących z wojska, policji, pracowników fizycznych i pewna ilość emerytów. Otóż wszystko to są ludzie (te wyższe procenty) o stałych względnie zarobkach miesięcznych. Nadto jasną jest kwestią, że młodzież ta nie ma już zatem bezpośredniego — chyba, że go nawiązuje — pochodzeniowego, jakbym powiedział, kontaktu ze sferami robotniczymi i wiejskimi i zatem — to jest wniosek już socjologiczny — ideologia młodzieży akademickiej nie jest identyczną z postawa ideową najszerszych rzesz społeczeństwa. ale odzwierciedla postawę ideowa swojego środowiska. To środowisko, jako przeważnie mieszczańskie, znajduje się oczywiście w szeregu kontrastów z innymi warstwami, o których to kontrastach zaraz mówić będę.</u>
          <u xml:id="u-40.7" who="#SZmigryderKonopka">Te kontrasty grup mieszczańskich oczywiście dotyczą w największej mierze młodzieży żydowskiej. I dlatego właśnie muszę to tutaj podkreślić, ponieważ podnoszone są te ciągłe akty dyskryminacji Żydów na wyższych uczelniach, że przede wszystkim sprzeciwia to się przeznaczeniu życiowemu oraz ideowemu uczelni. Powołam się tutaj na nie byle jaką opinię, albowiem na opinię wielkiego uczonego francuskiego Pasteur'a, który wypowiedział słowa, jakie spokojnie tu powtórzyć mogę „Uczony ma ojczyznę, ale nauka jej nie ma”. A ponieważ niewątpliwie każdy uniwersytet poza swoją wielką bazą narodową i bazą państwową jest jednocześnie zakładem naukowym, który naukę winien dawać wszystkim tam po naukę przychodzącym, przeto musimy oświadczyć, że wprowadzenie czynnika dyskryminacji zaprzecza zasadzie swobody nauczania i zasadzie swobody korzystania z nauki, która powinna być dorobkiem i skarbem wszystkich.</u>
          <u xml:id="u-40.8" who="#SZmigryderKonopka">Musimy teraz podkreślić, że stanowisko naszych władz w stosunku do zagadnienia młodzieży żydowskiej nie było jednolite. I nie potrzebuję sam tego stwierdzać, wyręcza mnie w tym organ prasy, który pewną część młodzieży popiera w jej tendencjach, a mianowicie „ABC” pisze w dniu 20 lutego 1939 r. o triumfie, który spowodowany został działalnością młodzieży, a który wyraził się w stopniowych ustępstwach władz. Ponieważ jednak niewątpliwie postępowanie władz, zarówno władz wyższych, naczelnych w szkolnictwie polskim, jak i postępowanie profesorów i rad profesorskich w wyższych uczelniach wynikło z jakichś przesłanek, więc o te przesłanki muszę teraz zapytać. Moje domniemanie jest następujące: władze akademickie głosiły poprzednio, że nie mogą wprowadzić separacji młodzieży pod aspektem tym, że jest to młodzież żydowska, albowiem uważały, że nauczanie jest w ramach uczelni jednakowe dla wszystkich — i uważały, moim zdaniem, słusznie. Jeżeli dziś władze zmieniły zasadę, zmieniły swój punkt widzenia na rolę nauczania w szkole wyższej, czy też szło im o porządek i spokój? Jeżeli władze zmieniły zasadę, to muszę powiedzieć, że co najmniej dziwnym to jest wypadkiem, albowiem poprzednia decyzja miała charakter zasadniczy. Z zasad nie można tak rychło i tak pośpiesznie rezygnować, jeżeli się chce zachować autorytet swego przekonania, zarówno autorytet moralny siły i powagi swego przekonania, jak i autorytet wychowawczy. I tu właśnie ta kwestia jest zasadnicza. Jeżeli bowiem młodzież, która może błądzi w tym wypadku, ale niewątpliwie błądzi krzywdząc innych, jeśli młodzież widzi, że to, co zostało wypowiedziane przeciw jej stanowisku, nie reprezentuje niezłomnej zasady, to oczywiście młodzież — ta młodzież, która to robi, podkreślam — może rozumować, że jeszcze większy nacisk wywierając, osiągnie swe cele czy też cele rzekome, pozorne.</u>
          <u xml:id="u-40.9" who="#SZmigryderKonopka">Jeśli chodzi jednak o aspekt wychowawczy tego rodzaju postępowania, jest on zupełnie wyraźny. Jeżeli się postępuje w ten sposób, nie można na młodzież należycie wpływać. I to zostało podkreślone w organie prasowym, którego przecież Panowie nie mogą posądzać o specjalne sympatie dla Żydów, zostało podkreślone w czasopiśmie „Polityka”, w ostatnim jej numerze. Nie można przypuszczać, że „Polityka” broni tu Żydów. Występując w ten sposób broni ona zasady, tej zasady, którą porzuciły zarówno władze uniwersyteckie, jak i władze zwierzchnie oświatowe.</u>
          <u xml:id="u-40.10" who="#SZmigryderKonopka">Trudno jest mówić o tym, że młodzież ma tak czy inaczej rozumować. W różnych konspiracjach, o których zechciał dziś wspomnieć p. sen. Rembieliński, ja też brałem udział. Wtedy bardzo wysoko ceniłem swą myśl o ich znaczeniu dziejowym. Dziś muszę powiedzieć, że szczęściem działałem słusznie, niemniej niewiele wtedy istotnie rozumowałem. Nie tyle zatem są winni ci, którzy w tych młodzieńczych konspiracjach działają, ile ci, którzy nimi kierują, ci, którzy młodzież tę do owej, w cudzysłowie powiem, „rewolucji” namawiają, jak właśnie pisze się pod owymi ulotkami „młodzież rewolucyjna” czy „akademicy rewolucyjni” — to są zresztą sprawy tej młodzieży i jej kierowników, oni za to moralnie odpowiadają. Ja muszę dziś zająć się inną kwestią, która do mnie teraz bezpośrednio należy: ja muszę teraz Państwu przedstawić z całą szczerością, jaki jest stan psychiczny młodzieży żydowskiej.</u>
          <u xml:id="u-40.11" who="#SZmigryderKonopka">Dziś się tu dużo mówiło o człowieku i o jego prawach, o tym, jak charakter należy urabiać. Proszę Panów, młodzież żydowska to są też ludzie i oni też reagują i mają do tego niewątpliwie prawo. Zresztą co tu mówić o prawie, przecież ta reakcja pochodzi z najgłębszych przeżyć moralnych. I oto co ta młodzież słyszy? Słyszy właśnie, że w Akademii Stomatologicznej nie wolno jej pracować przy tych fotelach, na których zasiadają chorzy chrześcijanie. Przecież trzeba kogoś już wyraźnie posądzać o nieuczciwość, jeżeli się go oskarża, że jako człowiek innego wyznania, będzie źle leczył bliźnich; sama ta supozycja jest uwłaczająca.</u>
          <u xml:id="u-40.12" who="#SZmigryderKonopka">Młodzież żydowska została skazana na to, że ma siedzieć na ławkach oddzielnych, że musi być odseparowana. Kogo się odseparowuje? Ludzi od ludzi! Proszę Panów, to jest demagogia. Przecież p. prof. Bartel powiedział dzisiaj, że młodzież żydowska uczy się. I gdyby mogła się uczyć, to by się uczyła i tylko uczyła! Ale jeżeli sieje się jad rozpaczy i żalu, to w takim razie nie można mieć pretensji do tej młodzieży za jej rozgoryczenie.</u>
          <u xml:id="u-40.13" who="#SZmigryderKonopka">Proszę Panów! Rzecz jest dalsza. Gdyby kiedykolwiek u kogokolwiek z Państwa zaszedł ten wypadek, że córka czy syn przyszedłby z zakładu naukowego bądź pobity do krwi, bądź zepchnięty na inną stronę ławek i nie rozumiałby dlaczego, i powiedziałby, że nie usiądzie na tych ławkach, to czy kto z Państwa byłby w stanie namawiać go, żeby usiadł dla „porządku?” Myślę, że nie! Zasada, że dla porządku, można niszczyć honor ludzki, ta zasada jest do głębi niesprawiedliwa, pomijając, że jest niezgodna z zasadami Konstytucji.</u>
          <u xml:id="u-40.14" who="#SZmigryderKonopka">Młodzież żydowska nie chce usiąść na tych ławkach, więc stoi: wtedy zjawiają się profesorowie, którzy mówią, że to ich drażni, gdy ci ludzie stoją, że oni nie mogą wykładać. Lecz dlaczego ich nie drażni, jeżeli krzywdzi się tę młodzież, a zawsze krzywdzi się ją, gdy tego rodzaju rozkaz zostaje wydany. Jakżeż można pozwolić na to, żeby do tej młodzieży podchodził woźny z żądaniem, aby usiadła.</u>
          <u xml:id="u-40.15" who="#SZmigryderKonopka">Proszę Panów! Młodzież ta oświadczyła, że siedzieć na tych ławkach nie będzie i z całą determinacją, z żalem i z rozpaczą stoi, nie siedzi. Cierpi ona moralnie, ale przecież ma prawo wyrazić protest. Tymczasem jeden i drugi profesor, przynajmniej o jednym wiem na pewno, nie podpisuje indeksów tym studentom, którzy nie siedzą, a stoją.</u>
          <u xml:id="u-40.16" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Marszałek.)</u>
          <u xml:id="u-40.17" who="#SZmigryderKonopka">Otóż muszę teraz stwierdzić, że gdy rozpoczęto ową akcję, żeby młodzież żydowska usiadła na ławkach będących jej potępieniem, nie było jeszcze nakazów ani rozporządzenia opublikowanego, że nie wolno stać, a trzeba siedzieć. Audytor oświadczył, że istotnie takie rozporządzenie jest wydane, ale nie zostało opublikowane. A przecież tylko to, co jest opublikowane, obowiązywałoby do wykonania. To jest pierwsza zasada. Po drugie zaś nie trzeba — myślę — z punktu widzenia wychowawczego kogoś, kto jest przygnieciony, kto bywa bardzo a bardzo często nawet fizycznie pokrzywdzony i dotknięty, kto poza tym jeszcze czuje się wchodząc na tę wyższą uczelnię niepewnym, czuje się takim odsuniętym, czuje, że w każdej chwili może go spotkać zniewaga, jeżeli on zdobywa się na wielką decyzję — proszę sobie uprzytomnić — że on musi stać, ażeby zaznaczyć swój protest i swoje stanowisko obrony swego honoru, nie trzeba go tak upokarzać, ażeby on dla uzyskania podpisu tę formę jego protestu uszanować.</u>
          <u xml:id="u-40.18" who="#SZmigryderKonopka">Muszę w konkluzji stwierdzić: w imię porządku i spokoju nie można deptać ludzkiego honoru, a młodzież żydowska ma w całej pełni prawo do obrony swego honoru. Ma prawo między innymi i z tego względu, że Państwu Polskiemu nie są potrzebni ludzie, którzy przy każdej ewentualności gotowi są ugiąć się, ale potrzebni są ludzie, którzy są zdecydowani i umieją honoru bronić. To jest sprawa zasadnicza — obrona swojego ludzkiego honoru. Nie trzeba w żaden sposób na młodzież tak wpływać, ażeby ona łatwo swego honoru się wyzbywała. Poza tym wszystkim jest to sprawa słuszna, a sprawie, którą się uważa za słuszną, wolno i trzeba poświęcić wszystkie siły, wszystko, nawet swój dyplom.</u>
          <u xml:id="u-40.19" who="#SZmigryderKonopka">Nasza młodzież żydowska jest najzupełniej opuszczona. Nieliczne, szlachetne niezmiernie głosy brały ją dawniej w obronę, przestrzegali przed tym, co może nastąpić z takiego podziału, posłowie i senatorowie żydowscy. Wszystko było nadaremnie. Co następuje, gdy się raz przekracza granice zastrzeżone dla ludzkiego honoru, to już sami Państwo mogą powiedzieć. Nie ma dwóch moralności, że wolno bić Żydów, a nie wolno bić innych obywateli. Nie wolno w ogóle bić, ani gnębić ludzi, a my także jesteśmy ludźmi.</u>
          <u xml:id="u-40.20" who="#SZmigryderKonopka">Za naszą młodzieżą akademicką my wszyscy, Żydzi polscy, stoimy i stać będziemy, albowiem to jest nie tylko ich honor, naszych dzieci, ale to jest i nasz honor. A wspólny nasz honor to jest także wielka wartość państwowa.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-41">
          <u xml:id="u-41.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Dębski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-42">
          <u xml:id="u-42.0" who="#SDębski">Wysoki Senacie! W dzisiejszej debacie, która chwilami nosiła charakter bardzo dramatyczny i, przyznają otwarcie, przygnębiający dla tych, którzy jej słuchali, wiele czasu było poświęcone zagadnieniu wyższych studiów, wychowywaniu tego, co we współczesnym języku nazywa się „elitą” społeczeństwa.</u>
          <u xml:id="u-42.1" who="#SDębski">Bezwątpienia jest to zagadnienie niezmiernie ważne: Przywódcy duchowi w każdym społeczeństwie odgrywają wielką rolę. Wszystko to, co się ujawnia jako zło w życiu młodzieży, która w przyszłości ma przewodzić narodowi, może wywołać zrozumiały niepokój i troskę. Ale pod koniec tej debaty chciałbym, ażebyśmy sobie uprzytomnili, że o przyszłości naszego narodu nie elita będzie decydowała. Tych kilkadziesiąt procent chłopów i robotników, których poziom życia duchowego trzeba podnieść, których kulturę trzeba rozwinąć, których dzieciom trzeba dać szkołę i wychowanie narodowe — to jest najważniejszy problem życia polskiego.</u>
          <u xml:id="u-42.2" who="#SDębski">Tak się składa, nie tylko zresztą w Polsce, ale i na całym świecie, że miasta, te wielkie skupiska mają specjalny przywilej, że mają lepsze mieszkania, komunikację, obsługę zdrowia, zaspakajanie potrzeb kulturalnych, bo miastom, wielkim skupiskom służy i Państwo i samorząd, służą urzędy i instytucje. Wieś przy tym pokonywaniu przestrzeni, które zawsze było i jest trudne, pozostaje na drugim planie. Chociaż w dzisiejszej dyskusji były głosy zaczepiające o to zagadnienie, między innymi i p. rektora Miklaszewskiego, pragnąłbym zająć jeszcze trochę czasu Wysokiej Izbie, mówiąc o problemie wychowania i kształcenia szerokich mas społeczeństwa polskiego.</u>
          <u xml:id="u-42.3" who="#SDębski">Zadowoleni jesteśmy, i tego nam zazdroszczą wszystkie narody zachodnie, że jesteśmy narodem młodym. Dane statystyczne każdego roku sygnalizują mimo odchyleń, że utrzymujemy się w pierwszym szeregu. To jedynie Polska wśród wielu krajów ma 43% młodzieży w wieku do 25 lat. Jedynie Polska jest narodem młodym. Wyprzedzamy pod tym względem nawet Italczyków, którzy mają w tym wieku młodzieży 39%. Dalej stoi Francja i nawet Niemcy. Jesteśmy narodem młodym, ale któż tę młodość narodowi zapewnia? 68% przyrostu tych młodych sił daje wieś.</u>
          <u xml:id="u-42.4" who="#SDębski">Ale zobaczymy, w jaki sposób tej młodzieży jesteśmy w stanie dzisiaj zapewnić kształcenie, wychowanie, przygotowanie jej do zamierzonej przebudowy społecznej i gospodarczej Polski. Nie chcę uderzać w tragiczne tony, bo p. rektor Miklaszewski ma rację, że tu długich lat trzeba. Ale jeżeli mówię o tym, to dlatego, że przyczynom naturalnym trzeba przeciwstawić planowy wysiłek. Uprzywilejowaniom miast musi odpowiadać świadoma polityka oświatowo-kulturalna dla wsi. Weźmy cyfry statystyczne, które są podawane w urzędowych sprawozdaniach Ministerstwa i które mogą stanowić podstawę do wydania sądu o ustroju szkolnym w Polsce. Ja, choć trochę pracy nauczycielskiej wykonałem, przyznają otwarcie, że nie miałbym odwagi wydać osądu, czy ostatnia reforma szkolna była złą. Koncepcja niewątpliwie była słuszną. To żeby synowie chłopów, inteligentów, robotników, ubogich czy zamożnych siedzieli w jednej szkole powszechnej to jest zasada bardzo dobra, gdyż w Polsce jest daleko więcej kastowości, aniżeli nam się wydaje, gdyż u nas ten, kto ma o jedną morgę lub o 10 zł więcej uposażenia, uważa się za kogoś wyższego od tych, którzy mają mniej.</u>
          <u xml:id="u-42.5" who="#SDębski">Ta zasada szkolenia i wychowania może jeszcze bardziej przyczynić się do naszej zwartości, do jednolitej postawy moralnej całego narodu. Niemcy na innej drodze realizują ten cel. Niestety, dalecy jeszcze jesteśmy od jednolitej szkoły powszechnej. Nie twierdzę, że nie osiągniemy tego, ale dzisiejszy stan jest taki, że nie ma jednolitej szkoły powszechnej. A gdy Jej nie ma, nie może być też mowy o zapewnieniu wszystkim dzieciom w Polsce równych warunków w osiąganiu wyższych szczebli nauczania. Padły dzisiaj tu słowa, które chcę najgoręcej poprzeć. Przyznają otwarcie, że poddają rewizji swoje dawne poglądy na sprawę organizacji szkolnictwa powszechnego. Nas nie stać na to, byśmy w prędkim czasie mogli zbudować tę jednolitą, wysokostopniową szkołę. Dlatego musimy z uznaniem podnieść, że Obóz Zjednoczenia Narodowego w odniesieniu do szkolnie-, twa wypowiedział opinię, że szkoła powszechna ma nie tylko przygotować do wyższego stopnia, ale musi dać minimum praktycznych wiadomości i dla tych, którzy na niej poprzestaną, bo nie będzie ich stać na to, by kształcić się wyżej. Ta uwaga dzisiaj przychodzi mi na myśl. mimo że uznają zasady, na których oparty był program reorganizacji szkolnictwa, sądzę tylko, że lata długie będzie on realizowany Chciałbym jednak, żeby ten okres przejściowy nie spowodował pokrzywdzenia młodzieży szkół wiejskich z możliwościami kształcenia się, bo ze wsi po winniśmy najobficiej czerpać materiał ludzki, który odradzać winien pozostałe warstwy narodu. Dzisiejszy stan nie jest dobry. W czasie, w którym ja rozpoczynałem pracę nauczycielską, kiedy sam przeprowadzałem statystykę, z radością mogłem stwierdzić, że w szkole średniej, w której wykładałem, 36% uczniów pochodziło ze wsi, w seminarium nauczycielskim, którego byłem kierownikiem — 80% synów chłopskich. Proszę zajrzeć do roczników statystycznych za ostatnie lata. Spada ciągle liczba młodzieży wiejskiej w szkołach średnich. Jeżeli chodzi o ostatnie dane, to na trzydziestu paru chłopców, kończących szkoły powszechne w mieście, jeden dostaje się do gimnazjum, a ilu chłopców wiejskich dostaje się do gimnazjum? Na kilkuset chłopców, kończących szkołę powszechną, dostaje się jeden do gimnazjum i to oczywiście tylko ze szkół wyżej zorganizowanych, bo gdybyśmy wzięli tę młodzież, która kończy zaledwie jedno-, czy dwuklasową szkołę, to stosunek będzie jak 1 : 15.000. Przy szkołach 3–4-klasowych wypada przeciętnie jeden uczeń na 600. Te cyfry świadczą o bardzo złym stanie. Zwrócenie uwagi na ten problem nie wypływa z moich przekonań politycznych — służenia tylko sprawie udowej, mówię to z przemyślanego i głębokiego przekonania: każdy naród musi się odradzać przez dopływ ludzi ze wsi, wszystkie warstwy i zawody, nie wyłączając „elity”, muszą czerpać nowe siły ze wsi. Jest na przykład tragedią i klęską narodu żydowskiego, że nie ma on tego oparcie w ziemi, że jest „Żydem wiecznym tułaczem”, rozproszonym po miastach wszystkich państw świata, jednostronnie uwarstwowionym, ale prawie nigdzie nie odradzającym się z ziemi. W przeszłości warstwa ziemiańska była odradzającą siłą narodu, warstwą, która dostarczała świeżych sił miastom. Dzisiaj przychodzi kolej na chłopów. Oni muszą przez swych wykształconych synów zasilać inne warsztaty, bo są niewynaturzeni materialistyczną cywilizacją współczesną, bo zachowali zdrowie fizyczne i moralne. W nich jest coś więcej, jest czystość rasy, która jest i nam potrzebna. I dlatego jeżeli działają naturalne zupełnie przyczyny, które uprzywilejowują miasta, to konieczną jest pewna celowa i świadoma polityka szkolna na wsi.</u>
          <u xml:id="u-42.6" who="#SDębski">To jest, sądzę, najważniejsza część zagadnienia szkolnego w Polsce. Wydaje mi się, że wiele z tych spraw, które były tak tragicznie charakteryzowane, sprawy stosunków na wyższych uczelniach, znajdą też rozwiązanie przez większy dopływ do tych uczelni młodzieży wiejskiej. Mogę zapewnić Wysoką Izbę, a większość Panów Senatorów zna nasze stosunki wiejskie, że ta młodzież nie wniesie „chamstwa” do naszego życia. Warstwy wiejskie mają swoją kulturę, swoje poczucie godności ludzkiej i swój stosunek poważny do wielkich zagadnień życia i do pracy umysłowej.</u>
          <u xml:id="u-42.7" who="#SDębski">Jeżeli mówimy o objawach zdziczenia, które i ja mam odwagę głośno potępić, to objawy zwyrodniałych walk politycznych, które obserwujemy w stosunku do przeciwników czy profesorów, muszą mieć też i głębsze podłoże, wyrastać w niezdrowych warunkach naszego życia. Ale zanim przejdę do tego tematu, chciałbym zwrócić uwagę, że młode pokolenie Polaków to nie tylko dzisiejsza młodzież uniwersytecka na tej czy innej uczelni. Mówiąc o młodzieży, mówimy o całym młodym pokoleniu. My już do niego nie należymy. Już 25 lat upłynęło od 1914 r. Już niejedno pokolenie młodych weszło do czynnego życia.</u>
          <u xml:id="u-42.8" who="#SDębski">Wspomniałem o tym na Komisji. Byliśmy w COP-ie i kogo tam przy warsztatach widzieliśmy? Młodzież wychowaną w szkołach polskich, uniwersytetach i politechnikach polskich. Ona buduje Rożnów i Stalową Wolę. Może są tam i kierownicy z naszego pokolenia, ale olbrzymią większość pracujących, dźwigających gospodarczo Polskę stanowi pokolenie wychowywane w Polskich szkołach i przez profesorów polskich. Więc nie jest znowu tak źle. Badajmy jednak przyczyny dzisiejszego nienormalnego stanu na uczelniach. Jakkolwiek prof. Bartel zlokalizował skargi — za co jestem mu wdzięczny — i nie generalizował zarzutów, mówił bowiem „nie wiem jak jest w innych uczelniach, tak jest we Lwowie, i to dotyczy może 10% młodzieży, która tak się zachowuje”, ale mimo to wszyscy mogliśmy ulec pod wpływem jego wymowy, argumentacji, osobistych przeżyć wrażeniu, że takie jest oblicze całej dzisiejszej młodzieży. Dlatego raz jeszcze stwierdzam, że zarzuty dotyczyły lwowskiej młodzieży. Natomiast należy sobie powiedzieć, że duża część młodzieży polskiej przechodzi fermenty ideowo-polityczne. Nie łudźmy się, że nie przechodzi i nie podlega tym fermentom. Bardzo często z tego powodu rodzi się krytyka, sięgająca głębiej aniżeli ojcowska tylko krytyka w stosunku do młodych, rzekomo nie postępujących tak, jak myśmy postępowali. Patrzymy na to z niepokojem. Ale przyjrzyjmy się warunkom, w jakich młodzież wychowuje się. Czyż profesorowie uniwersytetu są za te warunki odpowiedzialni? Jako dawny nauczyciel i dyrektor szkoły mogę oświadczyć, iż odpowiedzialnymi za postępy nauczania są przede wszystkim profesorowie. Ale co innego jest sprawa wychowania. Za wychowanie młodzieży nie może brać odpowiedzialności tylko szkoła czy uniwersytet, bo nie tylko one wychowują młodzież. Młodzież wychowujemy przede wszystkim my, starsze społeczeństwo, nasze życie zarówno rodzinne jak polityczne, jak społeczne — wszystko to młodzież wychowuje.</u>
          <u xml:id="u-42.9" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-42.10" who="#SDębski">Jest mi ciężko o tym mówić, ale uderzmy się w piersi i odpowiedzmy, jaką ma młodzież atmosferę życia rodzinnego w Polsce? Młodzież wychowuje też rodzina, kościół, wojsko i to wszystko, o czym i p. prof. Bartel wspominał — i to kino, i prasa, i książki. Ileż spośród książek czytanych, wyróżnionych szerzy kult „chamstwa”, cynizmu, brutalności, zdziczenia obyczajów!</u>
          <u xml:id="u-42.11" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
          <u xml:id="u-42.12" who="#SDębski">I to są przyczyny, które działają na młodzież ujemnie. Ale poza tym młodzież została oskarżona o to, że podlega pewnym wpływom politycznym. Jeszcze raz stwierdzam, że dla tych metod, którymi rzekomo chce się leczyć nasze życie polityczne, mam tylko potępienie, bo uważam, że one nie doprowadzają do uzdrowienia życia politycznego. To będzie tylko jeszcze zanarchizowanie tego życia. Ale nie zapominajmy o „światowej atmosferze” dla tych spraw. Tu padły skargi, że nie ma kultu dla nauki, dla pracy intelektualnej. Czyż młodzież ma tak dużo dowodów, że ten kult dziś istnieje w świecie? Dla kogo jest kult w wielu państwach? Potrzebny jest tam „spec”, fachowiec i to zarówno na wschodzie jak i na zachodzie. Ale ludzie nauki, ludzie intelektu, ludzie inicjatywy, niezależnej opinii — tacy są niepotrzebni. Młodzież to widzi. I to jest właśnie ogólną atmosferą życia — bo przecież my nie żyjemy na księżycu — która i do Polski przenika. Trzeba to wszystko brać pod uwagę, jeżeli się chce wydawać sąd o młodzieży.</u>
          <u xml:id="u-42.13" who="#SDębski">Zapewne trzeba ekscesom przeciwdziałać. Biernym być nie można. Tam, gdzie jest zbrodnia, karygodny występek, tam, gdzie jest wykroczenie poza ramy kodeksu karnego, poza ramy przyjętych u nas praw i obyczajów, równie dobrze musi być karany akademik, jak i każdy obywatel. Ale jeżeli chcemy leczyć ten stan, to nie zrzucajmy tylko odpowiedzialności na profesorów uniwersytetu, bo nie oni są odpowiedzialni za wychowanie młodzieży, tylko sięgnijmy do tych przyczyn, które trzeba usuwać w naszym życiu. I jeszcze jest jedna rzecz. Ja też często zarzucam to samo młodzieży, co z ojcowskim, ale mocnym akcentem wypowiedział Minister Zarzycki. Młodzież głosi, że chce rozwiązać szybko wiele zagadnień, a nas już uważa za tych, którzy nie dorównują jej w marszu, którzy nie mogą zdobyć się na śmiałe decyzje, co — zdaniem jej — powinno mieć miejsce dla szybkiej przebudowy życia polskiego. Ale tej młodzieży miejsce przede wszystkim jest tam, o czym mówił Minister Zarzycki. Trzeba przygotowywać się do zajęcia wszystkich placówek, które są opuszczone i zaniedbane, trzeba postępować wzorem tych, którzy w okresie niewoli szli do miasteczek, osad, wsi jako lekarze czy adwokaci, jako pracownicy różnych instytucyj gospodarczych, oświatowych docierali do najszerszych mas. I te dążenia trzeba w młodzieży rozbudzić, trzeba jej pokazać choćby np. potrzeby naszych ziem kresowych. Profesor Bartel mówił o zakłamaniu. Tak, jest wiele zakłamania. Toteż trzeba młodzieży mówić prawdę, a nie głosić pustych, napuszonych słów, w które ona nie wierzy, bo widzi rzeczywistość życia polskiego. Trzeba jej pokazać rzeczywistość taką, jaka jest, i wskazywać na ciężkie obowiązki, do których młodzież musi być przygotowana.</u>
          <u xml:id="u-42.14" who="#SDębski">Przejawy zdziczenia i anarchii, które były tu przytaczane, zapewne nie są sławą naszego imienia. Cóż na usprawiedliwienie można powiedzieć? Że w przeglądzie tych wydarzeń na całym świecie my jesteśmy jeszcze krajem dobrze wyglądającym. Wiem, że profesor Bartel powie, że to, jest mała pociecha dla nas bo jego ideał życia narodowego jest inny. Zapewne. Ale wszystko trzeba brać miarą porównawczą z tym, co się gdzie indziej dzieje. Dlatego też w swych osądach i w swych wyrokach nie trzeba zbytnio generalizować. Pojedyncze złe przejawy trzeba tępić i wypleniać, ale nie mogą one być ani dla rias, ani tym bardziej dla opinii publicznej dowodem powszechnym zła w życiu młodzieży.</u>
          <u xml:id="u-42.15" who="#SDębski">A teraz jeszcze jedna uwaga. Młodzież nie ma całkowicie racji, jeżeli jej się wydaje, że my już nie dotrzymujemy kroku, że tylko ona potrafi szybko pewne zagadnienia rozwiązać. Oprócz woli i decyzji potrzebne jest i doświadczenie życiowe, które myśmy nabyli. Młodzież „mierzy swoje siły na zamiary — słusznie, ale niestety pewne wielkie problemy potrzebują i środków materialnych do ich rozwiązania.</u>
          <u xml:id="u-42.16" who="#SDębski">Ale jest dla nas przestrogą to, co kiedyś powiedziałem, mówiąc o młodzieży: „Młodzież zawsze ma rację”, bo w niej jest instynkt życia, który w nas starszych zanika. My jesteśmy starsi i wiele rzeczy nie odczuwamy, bo tracimy ten instynkt życia młodego. To jest prawo biologiczne. Ja nie jestem humanistą, tylko przyrodnikiem i wiem, że prawa biologiczne mają swój głos w życiu człowieka i społeczeństwa. Jeżeli my starsi zagadnień wysuwanych przez młodzież nie będziemy rozwiązywali, to młodzież traci do nas zaufanie, burzy się, fermentuje, podlega niesłychanie łatwo wszelkim wpływom z zewnątrz. Któż wie nadto, kto wśród niej działa, jakie konspiracje, o czym była mowa i jakie „mafie” pragną wykorzystać serca i zapalne umysły młodzieży. Daleki jestem od rzucania słowa „obce agentury”. Ale czyż tak wielu zależy w świecie, by Polska była silna? Czyż tak wielu mamy przyjaciół, żebyśmy nie przypuszczali, że i tam działają różne wpływy o to, by środowisko młodych było w ciągłym fermencie? Reasumując powtarzam: od nas, starszego społeczeństwa w dużym stopniu zależy, aby młodzież wróciła do spokojnej pracy, żeby młodzież zabrała się do studiów, żeby się przygotowała do objęcia tych placówek, które już czekają na nią. W niedługim czasie na pewno będziemy mieli brak sił fachowych, o czym już mówił mój przedmówca, brak inteligencji zawodowej, przygotowanej do objęcia szeregu powstających i rozwijających się placówek. Ale trzeba też pewne problemy szybciej rozwiązywać i zmienić atmosferę życia starszego społeczeństwa, życia rodzinnego, społecznego i politycznego.</u>
          <u xml:id="u-42.17" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-43">
          <u xml:id="u-43.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Bruski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-44">
          <u xml:id="u-44.0" who="#SBruski">Wysoki Senacie! P. senator Bartel dał bardzo wnikliwą analizę stosunków w szkole średniej, z którą jako nauczyciel tejże szkoły zupełnie się godzę. Dlatego dodam tylko kilka uzupełnień, żeby odpowiedzieć na pytanie, dlaczego zwłaszcza szkoła średnia jest daleka od ideału. Szkoła nasza jest demokratyczna. Przychodzą do niej elementy ze wszelkich środowisk miejskich i wiejskich. Żeby tak różnorodnie wychowany, a raczej nie wychowany element opanować, trzeba niesłychanie subtelnych, głębokich i inteligentnych metod pracy. Na to 4-letni okres pracy w gimnazjum jest za krótki, a efekt pracy objawia się wtedy, gdy młodzież z gimnazjum pozostanie w liceum tego samego zakładu, inaczej linia wychowawcza się załamie.</u>
          <u xml:id="u-44.1" who="#SBruski">Dzisiejsza młodzież — jak to zwykle jest — odseparuje się zasadniczo w swoich zainteresowaniach od starszego społeczeństwa. Skąd takie zjawiska, które się zdają niezrozumiałe dla starszego pokolenia. Ją interesują marki samochodowe, typy samolotów. Uczeń może namyśla się, gdy się go zapyta o Bolesława Krzywoustego, ale potrafi wyliczyć wszystkich dzisiejszych, długodystansowców, całe składy drużyn footbolowych, czy wszystkie gwiazdy filmowe. To jest duch czasu, z którym musimy się liczyć, ale tu nic nie zrobimy zakazami, czy nakazami.</u>
          <u xml:id="u-44.2" who="#SBruski">Jakie są jeszcze niedomagania? Kładzie się ogromny nacisk na wychowanie fizyczne, a równocześnie młodzież dusi się podczas nauki w małych, przepełnionych klasach, gdzie nauka przy zamkniętych oknach staje się męką i torturą, albowiem brak funduszów na rozbudowę, albowiem z powodu braku kredytów nie tworzy się równoległych oddziałów. W takich zespołach klasowych wyniki pracy muszą być bardzo opłakane, ale to już nie jest winą ani Ministerstwa, ani nauczyciela. Jeżeli mimo to, przy takim nastawieniu młodzieży, że na lekcjach łaciny myśli ona o ping pongu, na historii marzy o zawodach w koszykówkę, jeśli mimo to szkoła ta się nie załamała, to jest to bezsprzecznie wielką zasługą nauczycielstwa, które pracując w takich warunkach, musi z siebie wydobywać wielki zapał i energię, mieć dużą inicjatywę i entuzjazm, połączony ze znajomością psychologii i dużą dozę dobrej woli, wczuwania się w orbitę zainteresowań dzisiejszej młodzieży. Dzięki tej ofiarnej i rzetelnej pracy poziom nauki, mimo żalów naszych pesymistów, stale się podnosi i młodzież osiąga to przygotowanie, jakie jej zakreślił program. Nauczyciele zrobili swoje i robią. Robią też swoje i władze szkolne, ale kto nie robi, kto nie pomaga im w osiągnięciu ideałów? Społeczeństwo, rodzice i prasa. Bo jak wygląda współpraca domu ze szkołą? O co szkoła zabiega i o czym tyle się pisze?</u>
          <u xml:id="u-44.3" who="#SBruski">Jeśli chodzi o wiejski świat pracy, to tylko mały odsetek mieszka w bursach, reszta dojeżdża. Nauczycielstwo ma tylko jakieś 5–6 godzin, a resztę czasu albo są na mieście, albo dojeżdżają. Gdzie tu można mówić o wpływie wychowawczym?</u>
          <u xml:id="u-44.4" who="#SBruski">Inteligencja? Ojciec, przychodzący późno do domu, cieszy się, że mu chłopak nie zawraca głowy, wieczorem idzie na zebranie, matka na brydża, a syn idzie do kina lub na lumpkę. Kto się sitara o jego wychowanie? Korepetytor. Gdzie jest współdziałanie ze szkołą? Chyba trzy razy do roku na wywiadówkach, okrzyczanych jako udręka rodziców, a które są raczej udręką nauczycieli, bo ileż tam usłyszy się pretensji, żalów, narzekań na niesprawiedliwość, prześladowanie tego „dobrego synka”. A przecież jest starą prawdą, że szkoła nigdy nie zastąpi rodziców, najlepszy nauczyciel nigdy nie zastąpi matki. Więc tam, gdzie szwankuje wychowalne domowe, i szkoła nic nie zrobi, chociaż nauka sama w sobie ma elementy wychowawcze, z których oczywiście dobry nauczyciel korzysta.</u>
          <u xml:id="u-44.5" who="#SBruski">Przyznaję, że w programach szkolnych dużo jest formalizmu, dużo balastu oraz poważne braki istotnych rzeczy, ale z tym się walczy, braki się uzupełnia, przerosty usuwa. Jednak prace te będą Syzyfowe, o ile nie polepszy się bytu nauczyciela, o ile nauczyciel będzie nadal przeciążony, o ile klasy nie będą normalne, pomoce naukowe dostateczne, o ile pieniądze składane przez rodziców na taksę administracyjną będą nadal częściowo zużywane na cele ze szkołą niezwiązane. Administracja szkolna będzie kulała, o ile dyrektor nadal będzie zaharowany, źle opłacany, a sekretarz szkolny będzie otrzymywał głodowe pensje bez praw urzędniczych. Stan zdrowia młodzieży nie podniesie się, jeżeli lekarz szkolny będzie czas swój w 2,3 poświęcał wykonywaniu statystyk, a nie badaniom.</u>
          <u xml:id="u-44.6" who="#SBruski">Sport. Niech młodzież uprawia sport, ćwiczy swe ciało, ale z umiarem, racjonalnie, tak jak to reguluje okólnik Ministerstwa. Niech się jednak po prostu całym swym jestestwem nie nastawia na te sprawy. Niech pozna, że szkoła to nie tylko sport, raczej nauka i praca. Sport, wychowanie fizyczne, to tylko środki do osiągnięcia tężyzny fizycznej, potrzebnej jako postawa do osiągnięcia tężyzny moralnej i duchowej, do rozwinięcia swego intelektu.</u>
          <u xml:id="u-44.7" who="#SBruski">Wreszcie młodzież nauki rzetelnie nie posiądzie, o ile nie usunie się wszelkich zbędnych zajęć popołudniowych, o ile nie skasuje się tych zajęć popołudniowych, tych setek pseudo-ideowych, pseudo-naukowych i pseudo-społecznych organizacyj, które ją bałamucą, uczą blagi, pustej bezwartościowej dialektyki i frazeologii, a równocześnie zabierają czas potrzebny do rzetelnego przygotowania lekcji. Niech się nareszcie skończy marnowanie czasu na te szablonowe i stereotypowe obchody, akademie, wieczorki, poranki, dnie, tygodnie takie czy owakie, z czym zresztą Ministerstwo rzetelnie walczy, a niech młodzież się nauczy szanować czas, szanować pracę, niech pozna, ze życie to nie świętowanie, a długie, mozolne, ba, ustawiczne harowanie, potykanie się o przeszkody, walka o chleb, ale i o dobro i o piękno. Wtedy będzie ona też przygotowana do studiów uniwersyteckich.</u>
          <u xml:id="u-44.8" who="#SBruski">W tym duchu dzisiaj pracujemy. To wszystko stanie się ciałem, kiedy nauczycielstwo będzie miało możność oddania się całkowicie i bez reszty sprawie szkoły i młodzieży, gdy się je zwolni ze zbędnych obowiązków społecznych, gdy się mu da godziwe pensje, takie, żeby nauczyciel nie potrzebował głodować, względnie szukać gdziekolwiek dodatkowej pracy zarobkowej. To już zależy nie tyle od dobrej woli p. Ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, ile raczej od p. Ministra Skarbu i parlamentu. Więc apeluję gorąco do czynników miarodajnych w imieniu całego nauczycielstwa: Dajcie nam nową, sprawiedliwą ustawę uposażeniową.</u>
          <u xml:id="u-44.9" who="#SBruski">Teraz jeszcze jedna mała lokalna prośba do Pana Ministra, żeby się zechciał zająć stanem budynków szkolnych na Pomorzu. Pod tym względem jesteśmy ogromnie zacofani. Od dziesiątków lat nic się nie robi. Utrzymanie budynków w możliwym stanie pochłania straszne sumy. Brak sal dla szkół powszechnych i średnich. Gmachy gimnazjalne — stare, ponure ciemne nory. W Chojnicach trzeba było nawet ulicę zamknąć, bo było niebezpieczeństwo, cały gmach się wali. A to jest bezpośrednio przy granicy. Bardzo gorąco proszę zająć się tą sprawą, bo tego wymaga prestige państwowy.</u>
          <u xml:id="u-44.10" who="#SBruski">Następnie mamy liczne braki w rozbudowie szkolnictwa powszechnego.</u>
          <u xml:id="u-44.11" who="#SBruski">Jeszcze jedna sprawa — sprawa filmów. Film jest dzisiaj potrzebą kulturalną, a nie tylko rozrywką. Tymczasem, szczególnie w małych miastach, filmy są okropne. Przede wszystkim Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zbyt liberalnie traktuje pozwolenia dla młodzieży. Niejednokrotnie przychodzą właściciele kin z pozwoleniem dla młodzieży od lat 12, tymczasem film absolutnie się dla tego wieku nie nadaje. Dobrze byłoby, żeby Ministerstwo Spraw Wewnętrznych cokolwiek ten liberalizm hamowało i po prostu zakazywało uczęszczania na takie filmy. Filmy te absolutnie nie mają kształcącego charakteru. Szczególnie, jeśli chodzi o polskie filmy, to zdaje mi się, że bardzo mało jest takich, aby nie było scen w karczmie z jakąś pijatyką; młodzież to widzi. Czy to ma być popieranie monopolu — nie wiem.</u>
          <u xml:id="u-44.12" who="#SBruski">Zatem, powracając do tego, co powiedziałem, powtarzam, że o ile nastąpi rzetelna współpraca domu ze szkołą, rodziców z nauczycielstwem, społeczeństwa z władzami szkolnymi, wtedy szkoła da pożądane wyniki w pracy wychowawczej nad naszą młodzieżą, wtedy będziemy mieć nowe pokolenie zdrowe moralnie i fizycznie i odpowiednio wykształcone.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-45">
          <u xml:id="u-45.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Jędrusik.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-46">
          <u xml:id="u-46.0" who="#SJędrusik">Wysoki Senacie! Rzeczowe, ściślej mówiąc, szczegółowe sprawy, dotyczące i związane z budżetem Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, omówione były przeze mnie dość wyczerpująco na Komisji Budżetowej, więc do nich powracać nie będę. Zaznaczę tylko, że tak zwane bolączki dzisiejszego szkolnictwa i oświaty, jak przeludnienie klas, prymitywne warunki higieniczne, brak budynków szkolnych i etatów nauczycielskich, przeważająca w szkolnictwie powszechnym ilość szkół I-go stopnia, wyrażająca się katastrofalną liczbą 18.000 szkół z górą, a powodująca powrotny analfabetyzm me tylko literowy, ale i społeczny, niskie uposażenia nauczycielskie, a w szczególności „białe niewolnictwo” nauczycieli XI kategorii, konieczność nowelizacji pragmatyki nauczycielskiej, jak i konieczność jednolitego kształcenia nauczycieli szkół powszechnych oraz szereg innych spraw poruszone już zostało i naświetlone dostatecznie. Przemawiając obecnie tutaj, zajmę się niektórymi tylko zagadnieniami natury ogólniejszej, które tego omówienia wymagają.</u>
          <u xml:id="u-46.1" who="#SJędrusik">Za takie przede wszystkim uważam zagadnienie niezależności szkolnictwa, odrębności aparatu administrowania instytucją wychowania i oświaty w Polsce. W czasie debaty senackiej padł tutaj z tego miejsca bardzo szanowny głos, który wyraził opinię, że należy zespolić administracją szkolną z administracją ogólną, a jako powód tego żądania wysunięta została konieczność ujednolicenia polityki państwowej.</u>
          <u xml:id="u-46.2" who="#SJędrusik">P. s. Prystor w przemówieniu w czasie rozprawy ogólnej nad preliminarzem budżetowym powiedział, że „Rząd nie jest jednolity, nie jest kierowany jedną wolą, wojewoda nie zawsze może odpowiadać za swój teren, bo on prowadzi jedną politykę, kurator szkolny swoją, izba skarbowa też swoją”. Stąd wniosek końcowy, że kurator szkolny winien być uzależniony od wojewody, że polityka szkolna kuratora powinna być podporządkowana polityce ogólnej, względnie polityce wojewody, a co za tym idzie — szkolnictwo podporządkowane administracji ogólnej.”</u>
          <u xml:id="u-46.3" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Pawelec.)</u>
          <u xml:id="u-46.4" who="#SJędrusik">Przemawiając w swoim czasie na Komisji Budżetowej w Senacie, stwierdziłem, że wysuwanie takich żądań czy też życzeń, jak te, którym na imię podporządkowanie szkolnictwa i oświaty władzom administracji ogólnej, wywołuje zawsze w rzeszach nauczycielskich uczucie głębokiej a niezasłużonej krzywdy, jest okazaniem niewiary w pozytywną pracę nauczyciela, a w konsekwencji zamiast wprowadzać spokój w pracy nauczycielskiej (jakżeż bardzo w dzisiejszych czasach potrzebny), utrwala zdenerwowanie i niepokój, które w ostatecznej konsekwencji odbijają się ujemnie na rezultatach pracy szkolnej.</u>
          <u xml:id="u-46.5" who="#SJędrusik">Sprawa poruszona przez p. s. Prystora nie jest nowa. Jak upiór jakiś — jak powiedziałem wówczas na komisji — pokutuje ona po różnych zakamarkach ministerialnych czy innych i od czasu do czasu — nie wiem dlaczego — zjawia się na widowni! Żeby z nią skończyć, żeby wreszcie raz przepadła, uważam za konieczne wyjaśnienie, skąd i dlaczego się we współczesnej Polsce zjawiła?</u>
          <u xml:id="u-46.6" who="#SJędrusik">Ustawodawstwo szkolne Polski Niepodległej przekazało kierownikom dzisiejszej Polski jedną z chlubnych naczelnych swych zasad samodzielne prawo i organizację szkolną. Komisja Edukacji Narodowej nie tylko w pomyśle, ale i w rzeczywistości tworzyła jednostkę odrębną i samodzielną, podporządkowaną jedynie parlamentowi, wybijając się na jedyny w świecie wyjątkowy przykład autonomicznej władzy szkolnej. Piękna spuścizna rodzimego prawa szkolnego przeciwstawiała się zasadniczo średniowiecznemu poglądowi o niesamodzielności szkoły. Gdy inne społeczeństwa w wieku XIX wałczyły o nowe wartości w prawodawstwie szkolnym, Polska, wskrzeszona po wielkiej wojnie, mogła i powinna, musiała sięgnąć do skarbca własnych tradycyj wychowawczych.</u>
          <u xml:id="u-46.7" who="#SJędrusik">W wyniku wiekowej niewoli odziedziczyliśmy we wszystkich trzech zaborach szkoły i ustawodawstwo szkolne o różnym, wrogim nam duchu i organizacji. Zwłaszcza w b. zaborze austriackim utrwaliła się obca naszej tradycji i groźna dla szkolnictwa zasada zespolenia administracji szkolnej z administracją polityczną, polegająca na tym, że przewodniczenie obradom i wykonywanie uchwał kolegialnych władz szkolnych powierzone było staroście względnie naczelnikowi władzy administracji politycznej. Również dla celów wynarodowienia policyjną zasadę zespolenia wyznawało ustawodawstwo szkolne b. zaboru pruskiego, tworząc przy regencjach wydziały szkolne.</u>
          <u xml:id="u-46.8" who="#SJędrusik">Ale już Tymczasowa Rada Stanu w r. 1917 zerwała z tymi zaborczymi zasadami i pomysłami, wyposażając szkolnictwo w odrębne ustawodawstwo, tworząc samodzielne władze szkolne. Wiekopomny dekret Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego z dnia 7 lutego 1919 r. o obowiązku szkolnym był podstawą dla uchwalonej przez Sejm w dniu 4 czerwca 1920 r. ustawy o tymczasowym ustroju władz szkolnych, która w art. 9 ustanowiła, że „zależność władz i urzędów szkolnych od administracji politycznej wszelkich stopni znosi się”.</u>
          <u xml:id="u-46.9" who="#SJędrusik">Jednak wysiłki reakcyjnych stronnictw politycznych w okresie do r. 1926 oraz chaos i bezwład naszych władz szkolnych za czasów rządów Ponikowskiego, Nowaka, Sikorskiego i Witosa sprawiły, że do władzy w zakresie administracji politycznej mógł dojść opatrznościowy mąż, minister Bobrzyński, który za zadanie postawił sobie zepchnięcie nauczyciela do stanowiska pachołka starościńskiego i wprowadzenie do spokojnej pracy wychowawczej czynnika partyjno-politycznego. Sprawą tą zajęła się ówczesna Komisja Oświatowa Sejmu, która zajęła inne stanowisko stwierdzając, że takie podporządkowanie byłoby w najwyższym stopniu szkodliwe. Skoro jednak tekę Ministra Oświaty w gabinecie Witosa objął dzisiejszy duchowy przywódca młodzieży, o której za chwilę będę mówił, p. Głąbiński, jako warunek paktu lanckorońskiego w r. 1923 była wysuwana zasada zespolenia władz administracyjnych, w szczególności sprawa podporządkowania szkolnictwa powszechnego administracji ogólnej, która to zasada uznana została za ważny punkt ugody między stronnictwami, tworzącymi rząd reakcyjny tego roku. Muszę przypomnieć, że ówczesny premier Witos w rozmowie z ówczesnym prezesem Związku Nauczycielstwa Polskiego s. Stanisławem Nowakiem oświadczył lakonicznie: „Ta rzecz nie jest nowa, tak już było i tak będzie”. Odpowiedź ta spowodowała opuszczenie przez senatora Nowaka Klubu „Piasta”, a historia i rzeczywistość pokazały, że tak, jak mówił Witos, nie jest.</u>
          <u xml:id="u-46.10" who="#SJędrusik">Nie dały również rezultatów zabiegi, których wynikiem było rozporządzenie p. ministra Miklaszewskiego z dnia 11 lutego 1924 r., uzależniające nauczycielstwo od administracji, a właściwie częściowo podporządkowujące władze szkolne władzy administracji ogólnej. Nie przyniosły spodziewanych korzyści zalecenia Komisji Trzech (prof. Bobrzyński, sen. Kasznica i Smólski), złożone premierowi pod datą 13 lutego 1926 r., a więc trzynaście lat wstecz, a zawierające 10 projektów ustaw o zespoleniu władz I i II instancji, kosztem podporządkowania szkolnictwa władzom administracji ogólnej.</u>
          <u xml:id="u-46.11" who="#SJędrusik">Przyszły czasy pomajowe, a z nimi przyszły nadzieje na położenie kresu tej ciągłej trwodze nauczycielstwa i społeczeństwa przed zakusami reakcji na niezależność szkolnictwa. Próba ponownego wskrzeszenia tego upiora przez p. wiceministra Jaroszyńskiego, inicjatora zespolenia władz administracji jeszcze za rządów przedmajowych, doprowadziła do wydania w dniu 6 lutego 1928 r. rozporządzenia Prezydenta Rzeczypospolitej o organizacji i zakresie działania władz administracji ogólnej, w którym to rozporządzeniu, w szczególności w artykułach 3, 11, 12, 13, 14, 15, 16 i 18 zasadę zespolenia faktycznie przeprowadzono przez zastrzeżenie wyraźnego wpływu wojewody i starosty na sprawy personalne szkoły. Ale na skutek alarmu, wszczętego przez związki nauczycielskie i społeczeństwo, reprezentowane przez rady szkolne, o fatalnych skutkach takiego stanu rzeczy, za premierostwa dzisiejszego senatora p. Bartla zostało wydane prawo z dnia 21 lutego 1930 r., mocą którego przepisy powyżej podanych artykułów, w których szkolnictwo zostało poddane wojewodom, zostały wyłączone, przez co stwierdzono kategorycznie, że nie odnoszą się one do administracji szkolnej. Tym sposobem przywrócono w roku 1930 stan taki, jaki był ustalony w dniu 4 czerwca 1920 r. i który do dnia dzisiejszego w Polsce obowiązuje, a przedstawia się tak, że faktycznie i prawnie zagwarantowana jest zupełna niezależność władz administracji szkolnej od władz administracji ogólnej.</u>
          <u xml:id="u-46.12" who="#SJędrusik">Oto pokrótce strona prawna tego zagadnienia. Nie będę referował tutaj jego strony moralnej, bowiem w dostatecznej mierze przedstawiłem ją w czasie przemówienia mego na Komisji Budżetowej przy budżecie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, mówiąc o odpowiedzialności dziejowej i chwili obecnej oraz o pracy i zadaniach nauczycielstwa i wojska. Jeżeli o tym dzisiaj tyle i tak wspominam, to podkreślić pragnę trzy ważne aspekty:</u>
          <u xml:id="u-46.13" who="#SJędrusik">1) bezwzględną niechęć i stanowczą obronę nauczycielstwa przeciwko podporządkowaniu władzy szkolnej władzom administracji ogólnej,</u>
          <u xml:id="u-46.14" who="#SJędrusik">2) istniejący a niezmienny od lat 19 stan prawny, który pomimo czynionych przez reakcję wysiłków nie ulega zmianie,</u>
          <u xml:id="u-46.15" who="#SJędrusik">3) przedziwne zespolenie dążności wyrażające się tym, że sławny pocisk rzucony przez premiera Witosa „tak było i tak będzie” sprezentowany został z tego miejsca Wysokiej Izbie przez p. senatora Prystora. Ja sam sobie w duszy zadawałem pytanie, czy to tylko dziwny zbieg okoliczności?</u>
          <u xml:id="u-46.16" who="#SJędrusik">Jedno pragnąłbym tylko podkreślić nauczycielstwo polskie, świadome słów i treści testamentu Wielkiego Marszałka o swojej roli odradzania dusz ludzkich, postawione Jego głębokim i historycznym powiedzeniem w pracy dla Państwa obok wojska, w równej linii i na równej płaszczyźnie, nigdy nie pogodziłoby się z zespoleniem władz szkolnych z administracją ogólną. Miło mi jest oświadczyć z tej trybuny po porozumieniu z czynnikami odpowiedzialnymi za tok pracy, że Obóz Zjednoczenia Narodowego, którego jestem członkiem, idąc za wskazaniami Wielkiego Marszałka, nie żywi i mam nadzieję, że nie będzie nigdy żywił tendencji i intencji podporządkowania szkolnictwa komukolwiek, a w szczególności administracji ogólnej. Jest to tym bardziej godne podkreślenia, że w dzisiejszej rzeczywistości szkolnej nauczycielstwo, nad którym władzę p. senator pragnąłby oddać administracji ogólnej, pracuje w warunkach tak ciężkich, że galwanizowanie tego upiora, o którym wspominałem wyżej, przynieść może tylko osłabienie potencjału pracy szkolnej nauczyciela, a już co najmniej wznieci i rozszerzy pewien niepokój. Sądzę więc, że niesłusznym jest, żeby do tych ciężkich warunków dołączać jeszcze nieufność, wyrażającą się wzięciem nauczycielstwa pod dozór władz politycznych, lub też przez rozsiewanie niepokojących pogłosek.</u>
          <u xml:id="u-46.17" who="#SJędrusik">W dzisiejszej rzeczywistości szkolnej ponownie bowiem wzrasta fala nacisku na nauczycielstwo. Stwarza się na nowo przymus pracy społecznej, już nie indywidualnej, jak to było dawniej, lecz za pośrednictwem organizacyj społecznych, jak również aparatu administracyjnego oraz samorządowego. Znowu daje się zauważyć nacisk na zbieranie rozmaitych składek w szkołach na najrozmaitsze potrzeby, słuszne czy niesłuszne, a których sekwestorem w szkole ma być przede wszystkim nauczyciel. Jakże połączyć z tym fakt, że nauczyciel jest w rzeczywistości bezbronny i bezradny wobec jednostek anarchizujących życie szkolne i nie znajduje zrozumienia i opieki u swoich władz bezpośrednich. Przecież to w życiu nauczycielstwa istnieje sławetna instytucja anonimów za byle co i o byle co. Każdy obywatel ma prawo, nie podpisawszy się, wysłać nawet najohydniejsze inkryminacje na nauczyciela i tego rodzaju anonim jest podstawą do wytoczenia mu dyscyplinarki i zatrucia życia. A gdy nawet się podpisze i gdy oszczerstwo okaże się niesłuszne lub bezpodstawne, władza szkolna nie bierze nauczyciela w obronę z urzędu, lecz pozostawia załatwienie sprawy jemu samemu.</u>
          <u xml:id="u-46.18" who="#SJędrusik">Na pewno osłodą życia nauczyciela nie są również te setki okólników i papierzysk, z którymi uporać się nie może. Dochodzi przecież do takich humorystycznych zjawisk, że wydaje się okólniki o niewydawaniu okólników. Z tego miejsca zwracam się do pana Ministra z prośbą, ażeby był łaskaw zainteresować się, ile i jakie okólniki w ostatnim roku inspektoraty — na przykład inspektorat szkolny m. Warszawy — rozesłały do nauczycieli.</u>
          <u xml:id="u-46.19" who="#SJędrusik">Zmorą życia każdego obywatela są nie podatki, ale nomenklatura tych podatków rejonowych, zespołowych, zagadnieniowych, wspólnych zainteresowań, dokształceniowych, samokształceniowych, komisyjnych, podkomisyjnych itd. itd. Głowa od tego wszystkiego pęka. Jeśli do tego doliczyć jeszcze i to, że jest szereg posiedzeń różnych organizacyj uczniowskich, na których nieobecność nauczyciela musi być usprawiedliwiona, podobnie jak nieobecność w czasie zajęć szkolnych, to naprawdę są to warunki pracy nauczycielskiej wprost przerażające. Jeżeli zaś to wszystko spiąć „cudowną” klamrą niskiego uposażenia, przepełnieniem klas i „opieką” różnych czynników pozaszkolnych niepowołanych, to obraz pracy nauczyciela w dzisiejszych warunkach do słodkich nie będzie należał.</u>
          <u xml:id="u-46.20" who="#SJędrusik">Jeśli, proszę Wysokiej Izby, o tym wspominam, to dlatego że za konieczne uważam podkreślić ciężkie warunki szkoły i przepracowanie nauczycielstwa, jak również wytworzyć w Wysokiej Izbie oraz w Panu Ministrze przekonanie o konieczności specjalnej oceny i ochrony pracy nauczycielskiej.</u>
          <u xml:id="u-46.21" who="#SJędrusik">Tymczasem już tutaj w czasie dzisiejszej debaty padały głosy, które mogą wzbudzić pośrednio przeświadczenie o niedostatecznej pracy nauczycieli w szkole, szczególnie w szkole powszechnej. Jest mi nad wyraz przykro, że jednym z tych, którzy takie przeświadczenie mogą wzbudzić, jest p. senator Bartel. Zbudowany byłem, gdy Pan Senator w słowach głęboko odczuwających istotę rzeczy, scharakteryzował ciężką dolę i pracę nauczyciela szkoły średniej, domagając się w konsekwencji podniesienia autorytetu społecznego tegoż nauczyciela. Nie znalazł Pan Profesor słów równie ważkich dla trudnego bytowania — bo jakże inaczej nazwać — nauczyciela szkoły powszechnej. A raczej — obym się mylił — pośrednio wyraził potępienie pracy tego nauczyciela.</u>
          <u xml:id="u-46.22" who="#komentarz">(S. Bartel: Bo nie znam się na tym, nie mówię o rzeczach, na których się nie znam.)</u>
          <u xml:id="u-46.23" who="#SJędrusik">To bardzo przykro, że Pan był premierem i Ministrem Oświaty i nie zna się na tym.</u>
          <u xml:id="u-46.24" who="#komentarz">(S. Bartel: Upłynęło tyle lat od tego, że już wszystko zapomniałem od tego czasu.)</u>
          <u xml:id="u-46.25" who="#SJędrusik">Pan Senator między innymi powiedział, że realizacja programów 6-klasowej szkoły powszechnej stoi dzisiaj niżej, niż w dawnej szkole 4-oddziałowej. I nic ponadto! A przed chwilą Pan Senator był łaskaw powiedzieć, ja się nie zna na szkole powszechnej, 6-klasowej, a ja sądzę, że tym bardziej na 4-oddziałowej. 2adnego usprawiedliwienia nie znalazł Pan Senator dla oceny tego stanu, moim zdaniem, z gruntu niesłusznego. Jednym zdaniem zabił Pan Senator wysiłki nadmierne setek,. a nawet tysięcy dobrych pracowników oświatowych; usłyszawszy to, mniemałem, żem się przesłyszał, że może ścisłość rozumowania Pana Senatora w tym względzie jest cokolwiek nieścisła. Ale nie, w innym miejscu ponowny zarzut: 4-letnia szkoła powszechna i 6-letnie gimnazjum — jako kategoryczne życzenie Pana Profesora i b. Ministra Oświaty.</u>
          <u xml:id="u-46.26" who="#SJędrusik">Pytam się, co to jest? Dlaczego, jak zmora wraca ta 4-letnia szkółka ludowa w dzisiejszym czasie i w czyich ustach? Przecież powodem takiej oceny nie może być pochopnie podany przez Pana Senatora jeden wypadek, że dziecko, wstępujące do gimnazjum a więc 13-letnie, na zapytanie w czasie egzaminu, kto był największym człowiekiem w Polsce, odpowiedziało — Piłsudski, a na pytanie — dlaczego — „bo przez Niego przyjęła Polska chrzest”. Abstrahując od tego, że pytanie takie wystosowane do 13-letniego dziecka, do dziecka, które znajduje się w. okresie specyficznym pod względem fizjologicznym, w okresie nieuformowanego toku ścisłego, logicznego, a więc właściwego myślenia, w warunkach niezwykłych, bo egzaminacyjnych, (a o tym aż nadto dobrze jest wiadomo, dzięki pracom prof. Dryjskiego i Szumana, co się dzieje z organizmem ludzkim w tych niezwykłych egzaminacyjnych chwilach) mogło pociągnąć za sobą taką odpowiedź, to z tego jeszcze nie wynika, ażeby na podstawie jednego pytania i jednej odpowiedzi oceniać dorobek pracy szkół powszechnych i wyciągać nierealne wnioski o wprowadzeniu 4-letniej szkoły ludowej i 6-letniego gimnazjum. Gdybym był złośliwy i pozwolił sobie z tego tytułu na złośliwość, tobym mógł powiedzieć, że pośrednio być może powodem takiej jak powyższa odpowiedzi dziecka jest, nie kto inny, a właśnie p. senator Bartel.</u>
          <u xml:id="u-46.27" who="#komentarz">(Głos: Jakiej odpowiedzi?)</u>
          <u xml:id="u-46.28" who="#SJędrusik">Że „Polska chrześcijaństwo przyjęła w tym czasie”. Przecież to Pan Senator jako Minister Oświaty w 1926 roku przyczynił się walnie do tego, że przez wprowadzenie tak zwanego okólnika Bartla — ten okólnik „Bartlowskim” do końca zostanie — stworzona została taka atmosfera w szkole powszechnej, iż dziecko, które odpowiadało na powyższe pytanie, mogło być tak tą — „okólnikową” atmosferą przesiąknięte, że nic dziwnego, iż wszystko widziało, czuło i myślało w kategoriach — „okólnikowych”. Logiczną, zgodną z powyższą atmosferą mogła być taka właśnie odpowiedź dziecka, które w ten sposób złożyło „ofiarę” słynnemu okólnikowi p. Ministra Bartla. Ale złośliwość na stronę. Szczęście całe, że tak ciemno i nie laurowo w wynikach pracy szkolnej nie jest i tu raczej bardzo chętnie zgodzę się z wywodami Pana Ministra o dużych i dobrych wynikach nauczycieli i szkół powszechnych. Nie mogę jednak tego powiedzieć o wynikach pracy wychowawczej wśród pewnych grup młodzieży szkół wyższych. Zgadzam się z opinią s. Bartla, że za wszelką cenę należy przywrócić dobre imię młodzieży akademickiej, że należy działać z całą stanowczością w tych wypadkach, gdy grupa młodzików hańbi imię polskiego studenta. Jestem przekonany, że w stosunku do takich grup czy jednostek wystarczą przepisy kodeksu karnego i nie ma to nic wspólnego z autonomią rozbrykanej i rozbestwionej młodzieży.</u>
          <u xml:id="u-46.29" who="#SJędrusik">Ale takie załatwienie nie zamyka mi oczu na inne oświetlenie tego zagadnienia. Sprawa wybryków toć przecie sprawa nie nowa i nie dzisiejsza. Zaczęła się ona od dawna, od zarania istnienia Państwa Polskiego. Czyż mam wspominać tragiczne chwile przejazdu pierwszego Prezydenta Rzeczypospolitej do tej oto sali celem złożenia przysięgi na wierność Rzeczypospolitej i zachowania się części młodzieży akademickiej w stosunku do wybrańca narodu? Czyż mam przypominać i przywodzić na pamięć Wysokiej Izbie zachowanie się części tejże młodzieży po zbrodniczym zamachu, jedynym w dziejach Polski, na uświęconego wyborem narodu elekta? A chwile późniejsze! Kiedy tak wiele nieprawości się nagromadziło, że Rzeczpospolita szybkim krokiem szła ku zatraceniu. Z owych to czasów przypominam sobie pewien fakt smutny i szczególny, w którym jako sędzia udział brałem, że korporant, człowiek „inteligentny”, korzystając z ciemności, tak jak to przed paru tygodniami mówił p. senator Bartel, przedstawiając nam sprawę napadów na Uniwersytecie Lwowskim, uderzył w twarz koleżankę, kobietę, za to, że była Żydówką. Te czasy potworne ciągną się od dawna.</u>
          <u xml:id="u-46.30" who="#SJędrusik">Myśleć się nie chce, czym byłaby ta Najjaśniejsza Rzeczpospolita, gdyby nie wiekopomna decyzja Wielkiego Marszałka w maju 1926 r. Ucichły potem burdy, zamilkły ohydne głosy, schowali się „ludożercy” uniwersyteccy. Odetchnęła wolno i szeroko pierś każdego obywatela w Państwie, spokojnego o swe życie i kierunek pracy, spokojnego, bo wiedzącego, że nad życiem, honorem i bezpieczeństwem Państwa oraz jego obywateli czuwa Wielki Samotnik w Belwederze.</u>
          <u xml:id="u-46.31" who="#SJędrusik">Nie stało Go. Wypełza na nowo postać zaplutego karła nienawiści, szaleństwa i złości. Potworne w swej wypowiedzi słowa o zastąpieniu sztandaru Prezydenta i Polski sztandarem „ludożerców”, szczegóły zajść podczas rewizji w II Domu Techników we Lwowie w nocy na 11 marca 1939 r., gdy policja musiała zdobywać piętro za piętrem, a jako trofea zwycięstwa znalazła arsenał środków bojowych, a wreszcie fakty, jakie miały miejsce w dniu 26 lutego 1939 r. na zebraniu zorganizowanym na terenie Uniwersytetu Józefa Piłsudskiego w Warszawie, wskazują na to, że za to wszystko jest pospólnie z nieobliczalną grupą młodzieży odpowiedzialny również i ktoś inny. Panowie Senatorowie i Obrońcy i tłumacze młodzieży „ludożerczej” — proszę o wyraźne oświadczenie: czy potępiacie tę ohydną robotę, czy naprawdę dla Was jest usprawiedliwieniem, że taka młodzież „zrozpaczona” chwyta co ma pod ręką, nawet nóż, kastet lub bagnet? Jak można w wątpliwość poddawać te bezsporne fakty autentyczności ulotek, o których mówił p. senator Bartel? Jak można mówić i powoływać się na imię „Jezus” i usprawiedliwiać zbrodniarzy, którzy z urągliwym uśmiechem przechodzą obok rannego leżącego bliźniego? Gdzie się podziały śluby Jasnogórskie tej młodzieży, której zasadniczym przykazaniem winno być: miłuj swego bliźniego? Czy mają znowu wrócić czasy rozprawy bezpośredniej z roku 1922 po śmierci pierwszego Prezydenta, gdy czapka korporancka na Solcu czy Ludnej pojawić się nie mogła, bo robociarz polski sam sobie wymierzał wyrok na „ludożercach” polskich. Panowie I tam, skąd inspirujecie całą tą „robotę”! ostrożnie Sprawiedliwość nie jest rychliwa, ale jest nieubłagana. A miara nieprawości powoli się wypełnia do brzegów. Ostrożnie z tą ręką, która miecz „ludożerczy” trzyma, bo szukać jej będziemy, a gdy znajdziemy wtedy nie ślepy miecz „ludożerczy”, lecz symboliczna ręka z mieczem z całą bezwzględnością, należną silnemu Państwu, ukarana zostanie.</u>
          <u xml:id="u-46.32" who="#SJędrusik">Muszę tutaj i inne sprawy poruszyć. Chcę oto mówić o pewnym zebraniu, które się przed kilkoma dniami odbyło. Przysłano mi na moje życzenie odpis meldunku, złożonego p. Ministrowi Spraw Wojskowych. Ponieważ fakty w nim podane dotyczą również i kierunku wychowawczego, obecnie „wytwarzanego” na wyższych uczelniach, a mogącego spowodować nieobliczalne następstwa, czuję się w obowiązku podać je do wiadomości i Wysokiej Izby. Na zebraniu tym, zorganizowanym na terenie uniwersytetu Józefa Piłsudskiego w dniu. 26.11. 1939 r., oficjalnie przemówił przedstawiciel Stronnictwa Narodowego, przy równoczesnym uniemożliwieniu zabrania głosu przedstawicielowi młodzieży wychowanej w ideologii Marszałka Józefa Piłsudskiego, odśpiewano również tzw. Hymn Młodych — partyjną pieśń Stronnictwa Narodowego, przy równoczesnym przeszkodzeniu odśpiewania Pierwszej Brygady. W wygłoszonym przemówieniu o wodzach Polski, od Chrobrego poczynając, zapomniano o największym w dziejach Polaku, zwycięskim wodzu wojny 1920 r. Marszałku Józefie Piłsudskim.</u>
          <u xml:id="u-46.33" who="#komentarz">(Głosy: Skandal!)</u>
          <u xml:id="u-46.34" who="#SJędrusik">Złośliwe aluzje, czynione przez przedstawiciela Stronnictwa Narodowego na temat przewrotu majowego, dokładnie obrazują tendencje pewnej części młodzieży na tym odcinku pracy.</u>
          <u xml:id="u-46.35" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Marszałek.)</u>
          <u xml:id="u-46.36" who="#SJędrusik">Fakty te spotkały się ze sprzeciwem grupy młodzieży ideologicznie związanej z ideą Józefa Piłsudskiego — młodzieży, która była zaskoczona tym, że zebranie Legii Akademickiej, której dowódcą jest płk. Tomaszewski, przybrało charakter manifestacyjnego wiecu Stronnictwa Narodowego.</u>
          <u xml:id="u-46.37" who="#SJędrusik">Powyższe dowody potwierdzają w całej rozciągłości, że apolityczny charakter współpracy młodzieży akademickiej z czynnikami przygotowującymi obronę wydaje się polegać na tym, że daje pełne przywileje młodzieży akademickiej, wyznającej ideologię Romana Dmowskiego, co zresztą było wyraźnie podkreślone przez przedstawiciela młodzieży akademickiej Stronnictwa Narodowego.</u>
          <u xml:id="u-46.38" who="#SJędrusik">Dotknięci do głębi tym i obrażeni w najgłębszych uczuciach ideologicznych tymi wypadkami, meldują o powyższym Panu ministrowi i proszę o rozpatrzenie tej sprawy oraz o łaskawe spowodowanie zmian, które by tak ważną dziedzinę pracy państwowej na odcinku akademickim wprowadziły na właściwe tory.</u>
          <u xml:id="u-46.39" who="#SJędrusik">Sądzę, że to jest skromne życzenie skierowane do pana Ministra i sądzę, że Wysoka Izba zgodzi się ze mną, jeżeli wyrażę pogląd, że sprawa ta powinna zostać rozstrzygnięta bez zwłoki, w najprędszym możliwie czasie.</u>
          <u xml:id="u-46.40" who="#SJędrusik">Memoriał, o którym wspomniałem, został przesłany przez organizację młodzieży akademickiej Wolnej Wszechnicy Polskiej i Szkoły Nauk Politycznych.</u>
          <u xml:id="u-46.41" who="#SJędrusik">Podając memoriał ten do wiadomości Wysokiej Izby mam na widoku załatwienie i innej sprawy, poruszonej w czasie dzisiejszej debaty. Oto p. s. Rembieliński w czasie swego przemówienia podał sugestię, żeby uznać Wolną Wszechnicę Polską za szkołę żydowską ze względu na charakter grona profesorów i na skład wyznaniowy studentów.</u>
          <u xml:id="u-46.42" who="#SJędrusik">Cenię p. s. Rembielińsklego za jego zasadnicze i wnikliwe podchodzenie do spraw życia. I dlatego niemile się czułem dotknięty takim bezceremonialnym potraktowaniem najstarszej w Warszawie polskiej Wszechnicy. Jedynie tylko nieznajomością zasług Wolnej Wszechnicy Polskiej dla odrodzonego Państwa Polskiego mogę tłumaczyć tę pochopną sugestię Pana Senatora. Mam nadzieję, że w niedługim czasie zażądamy przyznania Wolnej Wszechnicy pełnych praw szkół akademickich, właśnie dla jej zasług i wtedy szerzej oraz szczegółowiej na zarzut Pana Senatora, jako jeden z wychowanków Wolnej Wszechnicy, odpowiem. Dziś tylko na gorąco pragnę sprostować tę nieścisłość faktyczną i myślową, jaką Wysokiej Izbie starał się podsunąć p. s. Rembieliński. Ponieważ w takich sprawach decydują jedynie cyfry, bo one mogą najłatwiej, jako oczywiste, trafić do najbardziej upartych nawet głów — nimi się tu posłużę.</u>
          <u xml:id="u-46.43" who="#SJędrusik">A więc sprawa zażydzenia Wszechnicy w związku z ilością studentów: w roku bieżącym akademickim złożono podań na I rok studiów 1.783, przyjęto 1.105 słuchaczy, w czym narodowości polskiej 1.046, żydowskiej 39, innych 20, a według wyznania: chrześcijan 996, wyznania mojżeszowego 109, a więc stosunek procentowy wyznania chrześcijańskiego — 90 2%, mojżeszowego — 9,8%.</u>
          <u xml:id="u-46.44" who="#SJędrusik">A teraz drugie wyliczenie. Ogólna liczba słuchaczy w semestrze zimowym 1938/39 — 3 019, w tym słuchaczy wyznań chrześcijańskich — 82%, wyznania mojżeszowego — 17,7%, narodowości polskiej — 85,8%, żydowskiej — 12,7%, innych — 1,5%.</u>
          <u xml:id="u-46.45" who="#SJędrusik">A sprawa zażydzenia ciała profesorskiego Wolnej Wszechnicy? Siedzi tu jeden z wykładających na Wolnej Wszechnicy p. s. Dębski, który, sądzę, na pewno nie jest wyznania mojżeszowego. Otóż na ogólną liczbę 160 wykładających, 13 jest wyznania mojżeszowego, co czyni 8,1%. Jeżeli się zważy, że procent Żydów na uniwersytetach państwowych wynosi: w Uniwersytecie Jagiellońskim — w r. 1936/37 14,3%, Uniwersytecie Stefana Batorego 1937/38 —14%, Uniwersytecie Józefa Piłsudskiego 1936/37 — 17,5%, a ogółem w Polsce było na uniwersytetach państwowych Żydów w roku 1936/37 — 12%, a procent profesorów Żydów na uniwersytetach państwowych jest co najmniej taki sam, jak na Wolnej Wszechnicy, to pytam, jaka jest podstawa, co Panu Senatorowi Rembielińskiemu daje prawo do insynuowania, żeby Wolną Wszechnicę Polską, tę Alma Mater, to źródło wyższych uczelni polskich w Warszawie, uczynić uczelnią żydowską i uznać ją za taką?</u>
          <u xml:id="u-46.46" who="#SJędrusik">Znajduję niestety odpowiedź. Dają mi ją znów cyfry. Oto na Wolnej Wszechnicy Polskiej w bieżącym roku akademickim studiuje dzieci według zawodu ojca rolników drobnych, do 15 ha — 30,1%, pracowników umysłowych — 27,6%, pracowników fizycznych — 10,8%. Z tej liczby 3.019 słuchaczy jest pracowników oświatowych, a więc głównie nauczycieli szkół powszechnych — 1.573, a urzędników 434, a zatem na 3.000 słuchaczy 2.000 jest takich, których się nazywa największą biedotą. Te dwie dane są, moim zdaniem, powodem ataku, bo tak go nazwać muszę, na Wolną Wszechnicę Polską. Jest to wyższa uczelnia, na której studiuje najwięcej dzieci drobnych rolników i nauczycieli, podczas gdy na uczelniach państwowych dzieci drobnych rolników jest zaledwie 5,1%, a nauczycielom szkól powszechnych jakże często odmawia się uzwyczajnienia. Jest to dlatego wyższa uczelnia, na której niema żadnych burd ani awantur, jest to uczelnia, która za wzór pracowitości i solidności służyć może innym wyższym uczelniom w Polsce.</u>
          <u xml:id="u-46.47" who="#SJędrusik">Ale z tym łączy się zagadnienie ostatnie, które obecnie chcę poruszyć zagadnienie treści społecznej i kulturalnej szkoły polskiej. Dzisiejsza szkoła powszechna na wszystkich poziomach jest instytucją przeznaczoną do kształcenia głównie na „inteligentów”, daje wprawdzie technikę czytania, pisania i zachowania, których potrzebę wieś na ogół odczuwa, pod względem wychowawczym jednak chybia celu. Nic przeto dziwnego, że taki ogromny procent słuchaczy na uniwersytetach nie jest ze środowisk wsiowych, ale z innych i nic prze to dziwnego, że wskutek lego są burdy. Stan ten trzeba zmienić. P. s. Dębski był łaskaw stwierdzić, że niewiele dzieci chłopskich dochodzi do uniwersytetu, a ja chcę powiedzieć, że jakże one mogą dojść do uniwersytetów, gdy 18.000 jednoklasówek właśnie jest na wsi polskiej. Że tylko 15% dzieci chłopskich kończy szkolę III stopnia, a 96% w szkołach miejskich. Chcę stwierdzić, że do szkól wyższych dochodzi tylko 5% dzieci pochodzenia chłopskiego lub robotniczego, a przeto nic dziwnego, że ogół studentów szkól wyższych nie odzwierciedla dokładnie, ani nawet w przybliżeniu istotnego ustrojowego obrazu Polski.</u>
          <u xml:id="u-46.48" who="#SJędrusik">Nie mogę mówić, jaką dokładnie powinna być treść społeczna szkoły polskiej, ażeby nastąpić mogła przebudowa uwarstwienia i składu osobowego wyższych uczelni w Polsce. Czas mi na to już nie pozwala. Niechże jednak mówią za mnie dokumenty. Oto, Panowie, dzieło, które pragnąłbym, ażeby się stało ewangelią wszystkich naszych kierowników oświatowych i codzienną lekturą ludzi kierujących dzisiaj życiem Polski. Oto pomnikowe 4-tomowe dzieło „Młode Pokolenie Chłopów”, wydane przez Państwowy Instytut Kultury Wsi, dzieło, które zaszczyt przynosi jego twórcy prof. Józefowi Chałasińskiemu.</u>
          <u xml:id="u-46.49" who="#SJędrusik">Życzenia chłopów, dziś ludzi dojrzałych, życzenia w dziele tym zawarte, szczególniej w tomie 4 od str. 420, streszczają się w wołaniu oraz w pytaniu: czy szkoła średnia i wyższa mają być szkołami jednej warstwy społecznej — inteligencji, a szkoła powszechna przygotowawczą szkolą do szkoły inteligenckiej, czy też ma być jeden narodowy system szkolny, społecznie i kulturalnie jednolity, którego domaga się młode pokolenie chłopów. Gdyby w każdej wsi w Polsce stanęła 7-klasowa szkoła powszechna, gdyby każde dziecko miało możność kształcenia się wyżej, to przez to samo system szkolny nie staje się jeszcze jednolity pod względem społecznym i kulturalnym, jak długo w treści tego systemu wychowawczego chłop występuje tylko jako bierny przedmiot oddziaływania wyższych warstw, a nie jako twórcza siła społeczna. O jednolitości szkoły decyduje społeczno-kulturalny kształt szkoły, a nie jej strona formalno-organizacyjna, jakkolwiek i ona jest ważna. Takiej szkoły nie wytworzyła inteligencja, kształtująca szkolnictwo polski.</u>
          <u xml:id="u-46.50" who="#SJędrusik">Do takiej szkoły dąży młode pokolenie chłopskie.</u>
          <u xml:id="u-46.51" who="#SJędrusik">Ileż spokojnej a strasznej tragedii zawarte jest w tych słowach, na które chciałbym się powołać, a które użyte są jako motto do całego wydania dzieła „Młodość. — Ten wyraz, którym określa się rąbek najpiękniejszego żyda w przyrodzie, dla mnie był podświadomym wyczuwaniem jej w poezji, w kwitnącym życiu wiosny, u dzieci i młodzieży przebywającej na letnisku na wsi. Sam nie pamiętam, czy byłem kiedy młodym. Życie moje to jedna od początku do końca droga wyboista, po której domagałem wóz chłopskiej niedoli, naładowany przez długie wieki ciężarem pokrzywdzenia warstwy chłopskiej. Droga moja była tym cięższa, że oczy widziały piękniejsze drogi, piękniejsze wokół życie i ich wędrowców, które dla nas, dzieci chłopskich, nigdy nie były dostępne. Opis mego życia poświęcam kilkumilionowej rzeszy moich rówieśników, chłopskiej niedoli towarzyszów, których życie mojemu jest podobne, a którzy mimo tego torują nową drogę dla tych, którzy po nas przyjdą”.</u>
          <u xml:id="u-46.52" who="#SJędrusik">Tak, Panie Senatorze Miłaszewski, jak prawdziwy poeta, równy najwykwintniejszym i najbardziej wyrafinowanym estetom, pisze młody chłop, urodzony w 1910 r. z 4-oddziałowym szkoły powszechnej wykształceniem, już jednak w wolnej Polsce nabytym.</u>
          <u xml:id="u-46.53" who="#SJędrusik">Kończę, Wysoka Izbo, a kończę następującym obrazem i jednocześnie życzeniem oby się tak stało!</u>
          <u xml:id="u-46.54" who="#SJędrusik">Pan Wicepremier Kwiatkowski w genialnym rzucie swej dalekosiężnej myśli państwowej stworzył nam wizję Polski, w której 50% ludności będzie żyło w miastach, a 50% na wsiach. Dał podstawy materialne tej wizji i zdecydowaną wolę realizowania 15-letniego planu inwestycyjnego. Pan Wicepremier Kwiatkowski chce — a uczyni to napewno — przebudować w ciągu lat kilkunastu ustrój społeczny i gospodarczy Polski. Niechże mu się szczęści i niech jego wizja dla dobra Polski ciałem się stanie. Ale niechże już obecnie zaczęta będzie przebudowa treści społecznej i treści kulturalne i szkoły polskiej po to, iżby za lat kilkanaście, gdy obecne pokolenie młodzieży polskiej dorośnie, wysiłek obecnego Rządu, wysiłek całego narodu, ofiary bezmierne trudu i znoju, owoce i wyniki planu inwestycyjnego — nie zostały zmarnowane przez brak odpowiednio przygotowanej młodzieży. A przede wszystkim przez brak odpowiednio wykształconej, jakże upośledzonej dziś, młodzieży chłopskiej, tej najszlachetniejszej warstwy narodu, warstwy, która zawsze żywi i zawsze broni godności, majestatu, całości i niepodległości Ojczyzny naszej — Państwa Polskiego.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-47">
          <u xml:id="u-47.0" who="#Marszałek">Głos ma s. Sujkowska.</u>
          <u xml:id="u-47.1" who="#komentarz">(Nieobecna.)</u>
          <u xml:id="u-47.2" who="#Marszałek">Głos ma s. Bartel.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-48">
          <u xml:id="u-48.0" who="#SBartel">Wysoki Senacie! Spóźniona pora i zmęczenie, które niewątpliwie wszystkich nas ogarnęło dyktuje mi załatwienie się z szeregiem spraw zaledwie w kilku zdaniach.</u>
          <u xml:id="u-48.1" who="#SBartel">P. s. Miłaszewski powiedział, że za dużo mówiłem o młodzieży, że wystarczyło tylko napomknąć i powiedział jeszcze, że nie było miłości w moich słowach. To ostatnie pięknie było powiedziane! Ja jednak nie przyszedłem tutaj, aby mówić o miłości, przyszedłem tutaj, przyszedłem, Panie Senatorze, oskarżać — j'accuse, dlatego, że ja, Panie Senatorze, patrzyłem na rzeczy, których Pan nie zna. Rozumiem zupełnie serce poety, który gdy słucha tych strasznych rzeczy, od których mi włosy pobielały, jest wzruszony i chciałby rzucić zasłonę na te straszne obrazy. Ale ja nie powiedziałem za dużo, Panie Senatorze, ja nie powiedziałem dziesiątej części tego, co wiem, bo sam jestem tym wszystkim przybity, na mnie to ciąży, jestem przerażony stanem, w którym się znajdujemy — ciągle, powtarzam, mówię o obrazie, który znam, nie o całej młodzieży akademickiej, nie mówię o wszystkich ośrodkach, mówię o ośrodku lwowskim.</u>
          <u xml:id="u-48.2" who="#SBartel">Powiedzenie Pana Senatora, że wypadki, o których mówiłem, poprzedzają wstrząsy, i wyrażone życzenie oby one nie przyszły, przyjmuję, Panie Senatorze, jako licentia poetica, a nie inaczej i dlatego dalej rozprawiać się z tym nie będę.</u>
          <u xml:id="u-48.3" who="#SBartel">Była tu mowa, że należy młodzieży akademickiej dać swobodę wyżycia się politycznie. Oczywiście jestem zupełnie tego zdania. Jestem zdania tego nie od dziś, już w młodości reprezentowałem ten stosunek i przypuszczam, że do śmierci go reprezentować będę. Było by błędem wielkim, gdyby się chciało nurt życia młodzieży zmieścić w jakimś jednym korycie, było by błędem nie do darowania, a zresztą nie dało by się przeprowadzić. Młodość ma swoje prawa i choć stary jestem, bardzo dokładnie uczucia młodego człowieka' rozumiem, bo pamiętam swoją młodość. Ale stwierdzam, że młodzież akademicka ma zupełną swobodę wyżycia się politycznego, że nie czyni się pod tym względem absolutnie ani ze strony Ministerstwa Oświaty, ani ze strony Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, ani ze strony Ministerstwa Sprawiedliwości najmniejszych utrudnień, że młodzież ma prawo organizowania swoich politycznych skupień. Wszak przecież na terenie, o którym ciągle mówię, istnieje Związek Młodzieży Wszechpolskiej, gdzie się odbywają wykłady publiczne nawet w salach politechnicznych, gdzie się odbywają te wszystkie ceremonie wszechpolskie i nikt temu nie przeszkadza, a nawet bardzo wielu profesorów sercem współdziała, a inni przypatrują się temu i nie mają nic przeciwko temu. Jest organizacja młodzieży ludowej i młodzieży demokratycznej o najrozmaitszej podszewce. To wszystko istnieje i nikt temu nie staje na przeszkodzie. Nie wiem, po co ten apel któregoś z pp. senatorów, żeby dać młodzieży akademickiej swobodę wyżycia się politycznego. Toć to nie jest wyżycie się polityczne, jeżeli się chce za pomocą fosforu zmuszać ludzi do takiego, lub innego ustosunkowania się do życia. To nie jest wyżycie się polityczne, jeżeli się ludzi po prostu kaleczy, już nie Żydów, Panie Senatorze Rembieliński, tylko Polaków. Któryś z Panów, może p. senator Miłaszewski podniósł, że powiedziałem za dużo. Gdybym Panom chciał — a nie chcę tego czynić, bo sam jestem zbyt rozgoryczony — podawać dalsze przykłady zbrodni, które się dzieją już nie tylko w stosunku do Żydów, lecz w stosunku do Polaków, ale innej, aniżeli wszechpolska, wiary, to byście Panowie dopiero widzieli, jak o wiele gorzej, o wiele czarniej przedstawia się ta sytuacja. I na rany Boskie, apeluję do wszystkich Panów nie brońcie Panowie złego.</u>
          <u xml:id="u-48.4" who="#SBartel">Proszę Panów, młodzież chce pracować, ale grupa ludzi jej to uniemożliwia. Mam audytorium jedno z największych na Politechnice. Wykładam w największej sali, może większej od tej sali. W sali amfiteatralnie urządzonej siedzi kilkuset studentów. Przez 30 lat od czasu jak wykładam, a bywało, że miałem i 600 słuchaczy, nie miałem ani jednej przykrości ze strony moich studentów. Młodzież, która jest zwolniona od chodzenia na moje wykłady, zwolniona jest w tym rozumieniu tego słowa, że na pierwszym swoim wykładzie zapowiadam: Gdy byłem młody, nikt nie mógł mnie zmusić do słuchania wykładów, które mnie nie interesowały, albo na których mogłem zasnąć, gdy profesor coś tam pod nosem ględził. Ponieważ wyznaj ę zasadę: nie rób drugiemu co tobie nie miłe, dlatego oświadczam że wszyscy mogą liczyć na potwierdzenie frekwencji, a na wykłady moje chodzić nie potrzebują. I ja, który mam na pierwszym wykładzie 250 studentów; stracę w ciągu całego roku może piętnastu, może dwudziestu. Jest więc liberalizm, jest swoboda, ale jest i chęć nauki. Opowiadam to, Panie Ministrze, żeby dać dowód, że młodzież chętnie pracuje, bez jakiegokolwiek nacisku, bo ja sam przez trzydzieści lat, jak wykładam, jeszcze nigdy katalogu nie czytałem i już do 'śmierci czytać go nie będę.</u>
          <u xml:id="u-48.5" who="#SBartel">Młodzież chce pracować. Nastrój w moich salach rysunkowych jest doskonały. Wysoki Senat jeździ po Polsce i ogląda rozmaite rzeczy, proszę łaskawie zagościć do nas, do Lwowa, to Panom pokażę i Politechnikę i moje sale rysunkowe i zobaczycie Panowie nastrój w mojej sali, gdy będę Wam wykładał np. o krzywej rzędu czwartego z dwoma punktami podwójnymi.</u>
          <u xml:id="u-48.6" who="#komentarz">(Wesołość.)</u>
          <u xml:id="u-48.7" who="#SBartel">To będzie niezmiernie interesujące i sami Panowie zainteresują się i zapytają, kiedy będzie ciąg dalszy.</u>
          <u xml:id="u-48.8" who="#SBartel">Proszę Panów, jest atmosfera nauki, jest atmosfera niezmiernie sympatyczna i jeżeli komuś się zdaje, że stosunek moich studentów jest wrogi i że przeze mnie przemawia żółć, to muszę powiedzieć, że to jest nieprawda. Stosunki moje z młodzieżą, z moimi studentami są najlepsze, są przyjacielskie i, Panie Senatorze, jest dużo miłości w moim działaniu. Jestem, Panie Senatorze Miłaszewski, profesorem z zamiłowania, mógłbym w Polsce dużo innych rzeczy robić i dużo lepsze ciągnąć z tego prosta, ale tego nie czynię dlatego, iż uważam, że Bóg dał mi iskrę, którą najlepiej zużytkowuję będąc profesorem. I cenię sobie ten zawód tak, Że nie zamieniłbym go na żaden inny. Gdybym nie miał miłości do tego zawodu, gdybym nie miał miłości do młodzieży, czy mógłbym wytrwać w swym zawodzie?</u>
          <u xml:id="u-48.9" who="#SBartel">Więc proszę nie posądzać mnie o jakiś stosunek wrogi do młodzieży polskiej. Mój stosunek jest wrogi do tych rzeczy, które dla mnie są nowe, bo wyrosłem w zupełnie innej atmosferze, atmosferze bohaterstwa, jestem z epoki, która wydała szereg dzisiaj jeszcze czynnych generałów polskich. Wyrosłem w czasach, gdy wychowywali się wybitni oficerowie polscy, czy to generał Sosnkowski, gdy ja byłem asystentem, czy generał Litwinowicz, czy Piskor, czy Ajdukiewicz, czy dziesiątki innych — i tego wszystkiego nie było i nie trzeba było tego bohaterstwa w tym rozumieniu dzisiejszym tego zakłamanego słowa, tam gdzie wychowywali się znakomici oficerowie i obrońcy Ojczyzny. Inny jest stosunek mój do tych rzeczy, inny Panów z Wysokiej Izby, dlatego, że ja się do tego bezpośrednio dotykam, a pan senator Miłaszewski pojmuje te sprawy od strony poezji. Co można stworzyć z mego dzisiejszego wystąpienia? Nawet piękną sztukę teatralną, ale ja mówię to wszystko ze skrwawionym sercem. Ten stan, który jest, musi się skończyć. Kompleks nie spełnionego bohaterstwa — powiada się. Kompleks nie spełnionego bohaterstwa? Czyż młodzież nie ma się gdzie wyżyć i w czym? Na czym polegało nasze wyżycie się za czasów mojej młodości? Nie było niedzieli, żebyśmy wszyscy nie zabierali lampy, tej czarodziejskiej, czy jak ona wtedy się nazywała, pod pachę, brało się kawałek chleba do kieszeni i jechało się na wieś. I wszyscy inni, dziesiątki kolegów, ludzi o głośnych dzisiaj nazwiskach, myśmy całą niedzielę poświęcali na to, jeden 'wykładał geografię, inny historię, ten mówił o literaturze, ten o tym, tamten o czym innym, i w ten. sposób wyżywaliśmy się, my studiujący i pracujący w tym Lwowie. W tym Lwowie, gdzie gromadziła się młodzież z zaboru rosyjskiego, ta bohaterska młodzież, która w 1905 r. i w następnych odgrywała tu tak wielką rolę. W salach rysunkowych, ł szufladach było więcej brauningów aniżeli przyborów rysunkowych.</u>
          <u xml:id="u-48.10" who="#komentarz">(S. Dobaczewski: I teraz tak jest.)</u>
          <u xml:id="u-48.11" who="#SBartel">— Jeżeli Pan Senator tego dotyka — tu nawet była o tym mowa i przez porównanie chciano o tym mówić — muszę odeprzeć to powiedzenie — ja rozumiem że to był żart ze strony Pana Senatora, ale na rany Boskie, te brauningi były skierowane w zupełnie inne piersi, to była walka o Niepodległość! Ale dziś przeciwko komu gromadzi się te brauningi i noże? Miejmy odwagę powiedzieć, że ten stan jest nie do Utrzymania. Słyszeliśmy dziś taką rzecz: Trzeba się bronić przed Ukraińcami. Mój Boże, przed Ukraińcami! My mamy dziś armię, armię świetnie zorganizowaną, znam tę armię, bo byłem w niej w samym początku jej tworzenia, jesteśmy dumni z tej armii, to jest nasza siła, nasza duma, i nam nie potrzeba gromadzenia W Domu Akademickim żarówek wypełnionych kwasami. Tego nam nie potrzeba, zresztą to jest skierowane nie przeciw wrogowi zewnętrznemu.</u>
          <u xml:id="u-48.12" who="#SBartel">P. s. Dębski z zupełną słusznością — muszę to potwierdzić — zaznaczył rolę, jaką należy przypisać młodzieży wiejskiej, która dociera do szkół akademickich i powiedział, że nie potrzeba obawiać się tej demokratyzacji, że chamstwa do szkół akademickich ona nie wniesie. Ja, proszę Panów, z przyzwyczajenia już takiego belferskiego, że tak powiem, śledzę pracę studentów i wiem, kto przy moim stole rysuje, kto siedzi, kto go rodził, z czego on żyje, jakie są jego warunki. Ja to wiem, i mnie-to interesuje. I muszę powiedzieć, że młodzież wiejska z zachowania jest bez najmniejszego zarzutu. Na pewno — jestem przekonany — wśród aresztowanych czy dzisiaj, czy kiedyindziej, nie ma młodzieży ludowej, synów chłopów, bo ci przychodzą w najstraszniejszych warunkach chłodu i głodu, dążą do tego, ażeby studia w jak najprędszym czasie skończyć. A zresztą nastawienie psychiczne tych młodych ludzi jest inne, jest zdrowsze, aniżeli tych inteligentów innego pochodzenia. Dlatego to, o czym p. s. Dębski jest głęboko przekonany, że nie trzeba się tego obawiać, że trzeba zrobić wszystko, ażeby wieś, ażeby synowie chłopscy, synowie robotników, synowie małych urzędników mogli do szkól akademickich wstępować, jest słuszne, bo oni to wniosą tam zdrowie. Powiedziane było, że od nas zależy, ażeby było lepiej. Na pewno, każdy powinien robić w swoim zakresie to, co do niego należy. Ja na pewno robię to, co do mnie należy i jako profesor i jako senator.</u>
          <u xml:id="u-48.13" who="#SBartel">Było tu powiedziane, że profesorowie temu złu nie są winni. Trudno nazwać to winą, ale bierne zachowanie się wobec pewnych rzeczy jest winą ciężką, a bywa czasami zbrodnią niereagowanie z zasady czy z chęci nienarażania się, broń Boże, bo mogą zademonstrować przeciwko profesorowi. Znam takich profesorów — nie chcę żadnego profesora obrażać, wreszcie takiego, o którym w tej chwili powiem, tutaj napewno nie ma — znam profesorów, którzy mają psychikę tenorów, tzn. lubią być oklaskiwani i lubią być bardzo popularni. Inaczej już ustosunkowują się do tego barytony.</u>
          <u xml:id="u-48.14" who="#komentarz">(Wesołość.)</u>
          <u xml:id="u-48.15" who="#SBartel">Tymczasem wychowawca musi być człowiekiem, który potrafi bardzo dużo wymagać od siebie, ale także musi wymagać od młodzieży. Młodzież jest bardzo sprawiedliwa i umie oceniać profesora, który jest profesorem z Bożej łaski, dla którego profesura jest zawodem głównym i jedynym i odróżnia go od profesora, który wykłada raz na 2 miesiące, bo jest zajęty innymi sprawami i nie ma czasu, aby się zająć młodzieżą. Dlatego nie podzielam tego zdania, żeby można profesorów zupełnie od winy uwolnić.</u>
          <u xml:id="u-48.16" who="#SBartel">P. s. Jędrusik bardzo szczegółowo zajął się moją osobą, mianowicie jeszcze z tego jakoby nieszczęśliwego okresu, gdy byłem parę miesięcy czy parę tygodni, pewnie najgorszym ze wszystkich, ministrem oświaty. Oczywiście, nie będę z nim polemizował, bo rzeczy są zanadto specjalne. P. Kolega był łaskaw poruszyć sprawę okólnika, który uważa za tak bardzo nieszczęśliwy i przypisuje mu tak straszne konsekwencje. Musiałbym się zapoznać z tym okólnikiem, żeby odpowiedzieć, bo bardzo przepraszam, ale zapomniałem jego treści. Jestem podobno winien szeregowi innych przestępstw, jako ten nieszczęsny kilkumiesięczny minister oświaty. Biję się w piersi. Jest to dowód, że do tych funkcyj nie nadawałem się, ale gdy się o tym przekonałem, po paru miesiącach ustąpiłem.</u>
          <u xml:id="u-48.17" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-49">
          <u xml:id="u-49.0" who="#Marszałek">Dla oświadczenia osobistego ma głos s. Miłaszewski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-50">
          <u xml:id="u-50.0" who="#SMiłaszewski">Ponieważ miałem możność przekonania się, że pewne zdania z mego przemówienia mogą być tłumaczone dwuznacznie albo ludożerczo, przeto mam zaszczyt wyjaśnić, ze mówiąc o obawie oczekujących nas wstrząsów, oczywiście miałem na myśli wstrząsy europejskie. Możliwość rychłej wojny wzbudziła we mnie podejrzenie, iż obce, wrogie Polsce siły, tajnymi wpływami mogą wywoływać rozterki wśród młodzieży akademickiej, popychając ją do czynów niepoczytalnych i zasługujących na bezwzględne potępienie.</u>
          <u xml:id="u-50.1" who="#SMiłaszewski">W dążeniu do jedności narodowej musimy jak najtroskliwiej zabezpieczyć pobudliwą z natury młodzież przed czyhającym na nią zewsząd niebezpieczeństwem anarchii. Ojcowskie przestrogi w porę zastosowane więcej tu mogą zdziałać niż doraźne represje.</u>
          <u xml:id="u-50.2" who="#SMiłaszewski">W uzupełnieniu przerwanego przemówienia składam niniejsze oświadczenie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-51">
          <u xml:id="u-51.0" who="#Marszałek">Głos ma p. Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-52">
          <u xml:id="u-52.0" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Wysoka Izbo! Wysłuchaliśmy dzisiaj bardzo wielu głębokich w swej treści przemówień, poruszających najrozmaitsze zagadnienia życia Polski i sięgających często do historii i historiozoficznego oświetlenia dziejów Polski. Oczywiście na wszystkie te zagadnienia ani odpowiadać, ani zajmować względem nich stanowiska nie będę. Chcę tylko w swojej krótkiej odpowiedzi zacząć od sprawy poruszonej przez p. senatora Dębskiego. Struktura ludnościowa Polski jest taka, że przy znacznym wzroście zaludnienia miasta rosną stosunkowo niezbyt prędko, współczynnik zatem rozrodczości ludności wiejskiej jest bardzo znaczny. Wynika z tego, że we wszystkich przypadkach, gdy stwierdzamy wzrost liczby uczniów w szkołach ogólnokształcących lub zawodowych, to dzieje się to dzięki tak bardzo pożądanemu dopływowi do szkół młodzieży wiejskiej.</u>
          <u xml:id="u-52.1" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Usiłuję uczynić wszystko, co ode mnie zależy. aby powiększyć odsetek młodzieży wiejskiej w szkołach średnich, zawodowych i wyższych. Jestem też pewien, że to samo czynić będzie każdy przyszły Minister Oświaty.</u>
          <u xml:id="u-52.2" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">W swym rannym przemówieniu umyślnie przedstawiłem pewnego rodzaju perspektywę ogólną przeżyć zbiorowych i wydarzeń, które mogą do pewnego stopnia tłumaczyć sytuację w jakiej znaleźliśmy, się w całej Polsce, a zwłaszcza we Lwowie, o którym tyle dziś mówiono. Jednakże zaznaczyć muszę, że najwidoczniej p. prof. Bartel układał swe przemówienie, nie wiedząc o tym, jakie były posunięcia Rządu i wydarzenia w dniach 10, 11 i 12 marca. Wielu bowiem momentów mógłby przecież nie poruszać, a w każdym razie powinien byłby zmodyfikować ustęp o mojej jakoby bierności wobec wypadków. Oczywiście, poszczególni członkowie obu Izb ustawodawczych mogą przejawiać niepokój, że tego lub innego posunięcia Rządu nie ma, Rząd jednak powinien zawsze wybrać odpowiedni moment do tego, aby swoje zamiary w czyn wprowadzić. Tak się złożyło, że kiedy p. prof. Bartel pisał swoje przemówienie, dokonywane były zdecydowane posunięcia władz prokuratorskich i przeprowadzane były rewizje w domach akademickich 1 lokalu Bratniej Pomocy Politechniki Lwowskiej na terenie tej uczelni. Dzisiaj zaś telefonicznym zarządzeniem zawiesiłem działalność dwóch stowarzyszeń akademickich.</u>
          <u xml:id="u-52.3" who="#komentarz">(S. Bartel: Jakich stowarzyszeń?)</u>
          <u xml:id="u-52.4" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Chciałbym poruszyć jednak jeszcze pewną sprawę, poruszoną głównie przez p. prof. Bartla. Nie godzę się ze sposobem przeprowadzania obliczeń średniego czasu trwania studiów. Jedyną racjonalną metodą jest ustalanie przeciętnej liczby lat, które dany student spędza w danej uczelni do chwili jej ukończenia. Jeżelibym chciał zastosować się do wymagań p. Bartla, musiałbym udzielić dymisji sobie samemu, bo liczba, którą mi dali moi urzędnicy, zbiegała się prawie całkowicie z liczbą, którą ustaliłem sam na wydziale chemii na Politechnice Warszawskiej. Chciałbym również wyjaśnić, jak długo trwają studia wówczas, gdy studenci posiadają całkowite zabezpieczenie materialne. Otrzymałem liczbę nieco wyższą od lat pięciu. Wyniku tego nie można uważać za zły. Przecież studia na wielu politechnikach przed wojną trwały 5 lat. Więc 5 lat z ułamkiem nie jest wynikiem złym. Na Politechnice Lwowskiej, o ile mi wiadomo z poprzednich lat, byli studenci, którzy dla tych czy innych powodów brali urlopy, często na rok, albo na dwa lata, i to prawdopodobnie powiększyło przeciętną, którą Pan Profesor znalazł. Muszę stwierdzić, że w mojej praktyce 20-letniej nie widziałem studentów, którzyby 18 lat studiowali. Gdyby bowiem byli tacy, którzy by ukończyli politechnikę po 18 latach, musieliby mieć w chwili ukończenia lat 38, a takich zgrzybiałych starców kończących politechnikę nie widziałem,...</u>
          <u xml:id="u-52.5" who="#komentarz">(Wesołość)</u>
          <u xml:id="u-52.6" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">... nie widziałem ich również w naszych wytwórniach.</u>
          <u xml:id="u-52.7" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">P. prof. Bartel i inni panowie poruszyli sprawę bardzo ważną przygotowania do zawodu nauczycieli szkół średnich, programów w tych szkołach raz stosowanych metod nauczania.</u>
          <u xml:id="u-52.8" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Sprawy te są przedmiotem studiów w Ministerstwie, dążymy też do najlepszego rozwiązania zagadnienia przygotowania nauczycieli szkół średnich do pracy w szkołach.</u>
          <u xml:id="u-52.9" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Kapitalnym też zagadnieniem jest uposażenie tych nauczycieli. Jest ono istotnie bardzo niskie.</u>
          <u xml:id="u-52.10" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Jeżeli chodzi o metody nauczania, to zdaje mi się, że p. prof. Bartel wspomniał o metodzie, opartej na dyskusji. Zagadnienie to raczej należy do przeszłości. Być może gdzieś jeszcze występują w tym kierunku przerosty, walczymy jednak z tym w granicach naszych możliwości.</u>
          <u xml:id="u-52.11" who="#komentarz">(S. Bartel: Chwała Bogu!)</u>
          <u xml:id="u-52.12" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Usiłujemy również usunąć braki i pewne przerosty w programach; zagadnienie to wymaga czasu, gdyż świeżo wprowadzone programy w liceach realizowane są dopiero od niedawna.</u>
          <u xml:id="u-52.13" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Chcę raz jeszcze wrócić do zagadnienia Lwowa i rozruchów studenckich. Nie można ulegać sugestii, że to, co się dzieje we Lwowie, dzieje się też na innych uczelniach. Przeciwnie, od dwóch lat wszystkie uczelnie akademickie pracują normalnie, jedynie w uniwersytecie warszawskim była tygodniowa przerwa wykładów.</u>
          <u xml:id="u-52.14" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Że rozruchy miały miejsce we Lwowie, jest zjawiskiem symptomatycznym. Złożyło się na to wiele okoliczności. P. prof. Bartel, a zapewne wszyscy pp. senatorowie, którzy ze Lwowa pochodzą, zdają sobie sprawę z nienormalnych warunków, w jakich żyje całe społeczeństwo we Lwowie. Ileż tam kursuje nieprawdopodobnych plotek defetystycznych, ile kłamstw, nie opartych na żadnych realnych faktach. Aby uzdrowić tę atmosferę, muszą się wziąć do pracy wszyscy.</u>
          <u xml:id="u-52.15" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Chcę tutaj przytoczyć ustęp mego przemówienia, które wygłosiłem przed trzema laty, rozpoczynając swoją prace w Ministerstwie, we Lwowie. Mówiłem wówczas:</u>
          <u xml:id="u-52.16" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">„Wielu z nas przezywa obecnie głęboki niepokój. Stwierdzić bowiem można oznaki,że świadomość konieczności prowadzenia przez szerokie sfery społeczne wytężonej pracy konstruktywnej i twórczej, wynikającej bezpośrednio z polskiej racji stanu, jak gdyby stopniowo znikała w naszym społeczeństwie. Wydaje się, jak gdyby społeczeństwo zaczęło przeżywać niewytłumaczony okres niemocy, depresji i zniechęcenia.</u>
          <u xml:id="u-52.17" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Elementy aktywniejsze miast pracy twórczej prowadzą robotę destruktywną i głęboko demoralizującą ich samych i otoczenie. Jest to nie tylko nieoczekiwane, ale także niezrozumiałe, przywykliśmy bowiem do tego, że społeczeństwo polskie w okresie niewoli umiało pracować w najgorszych nawet warunkach z największym wytężeniem sił, zdobywało się w napięciu z najwznioślejszego patriotyzmu na wielkie posunięcia i czyny.</u>
          <u xml:id="u-52.18" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Lwów — wielki ośrodek prastarej kultury polskiej, odegrać powinien w tej pracy rolę pierwszorzędną. Posiada on ku temu wszelkie warunki ze względu na skupienie wybitnych umysłów, wielkie wyrobienie społeczne i ów przedziwny temperament, który się marnuje i niszczeje z dnia na dzień, nie pobudzany do twórczej pracy, zmierzającej do głęboko przemyślanego, realnego i państwowo pożytecznego celu”.</u>
          <u xml:id="u-52.19" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Mówiłem również wówczas: „Niechże Lwów pierwszy uderzy w wielki dzwon czynu, budzący całe społeczeństwo do pracy twórczej na rozwojem swojego miasta, rozwojem swoistym, odrębnym, dostosowanym do roli dziejowej, jaką to miasto odegrać powinno”.</u>
          <u xml:id="u-52.20" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoŚwiętosławski">Niestety, do dnia dzisiejszego pożądanego żywego tętna jeszcze wyczuć nie można, zwłaszcza, jeżeli chodzi o młodzież, która marnuje swoje siły na akcję dla Państwa szkodliwą, dla sprawy polskiej na tej ziemi wprost groźną. Toteż zło musi być wytępione, a wierzyć trzeba, że kryzys ten minie i przyjdzie we Lwowie i całej Małopolsce wschodniej do konstruktywnej pracy twórczej. Dałby Bóg, aby się to stało jak najprędzej!</u>
          <u xml:id="u-52.21" who="#komentarz">(Oklaski)</u>
        </div>
        <div xml:id="div-53">
          <u xml:id="u-53.0" who="#Marszałek">Czy Pan Sprawozdawca życzy sobie zabrać głos?</u>
          <u xml:id="u-53.1" who="#komentarz">(S. Dobaczewski: Nie.)</u>
          <u xml:id="u-53.2" who="#Marszałek">Rozprawa nad częścią 13 preliminarza budżetowego została zakończona.</u>
          <u xml:id="u-53.3" who="#Marszałek">Następne posiedzenie odbędzie się jutro o godz. 10.</u>
          <u xml:id="u-53.4" who="#Marszałek">Na porządku dziennym rozprawa szczegółowa nad częścią 9 — Ministerstwo Sprawiedliwości oraz nad częścią 10 — Ministerstwo Przemysłu i Handlu.</u>
          <u xml:id="u-53.5" who="#Marszałek">Zamykam posiedzenie.</u>
          <u xml:id="u-53.6" who="#komentarz">(Koniec posiedzenia o godz. 23 min. 29.)</u>
        </div>
      </body>
    </text>
  </TEI>
</teiCorpus>