text_structure.xml
235 KB
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79
80
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
98
99
100
101
102
103
104
105
106
107
108
109
110
111
112
113
114
115
116
117
118
119
120
121
122
123
124
125
126
127
128
129
130
131
132
133
134
135
136
137
138
139
140
141
142
143
144
145
146
147
148
149
150
151
152
153
154
155
156
157
158
159
160
161
162
163
164
165
166
167
168
169
170
171
172
173
174
175
176
177
178
179
180
181
182
183
184
185
186
187
188
189
190
191
192
193
194
195
196
197
198
199
200
201
202
203
204
205
206
207
208
209
210
211
212
213
214
215
216
217
218
219
220
221
222
223
224
225
226
227
228
229
230
231
232
233
234
235
236
237
238
239
240
241
242
243
244
245
246
247
248
249
250
251
252
253
254
255
256
257
258
259
260
261
262
263
264
265
266
267
268
269
270
271
272
273
274
275
276
277
278
279
280
281
282
283
284
285
286
287
288
289
290
291
292
293
294
295
296
297
298
299
300
301
302
303
304
305
306
307
308
309
310
311
312
313
314
315
316
317
318
319
320
321
322
323
324
325
326
327
328
329
330
331
332
333
334
335
336
337
338
339
340
341
342
343
344
345
346
347
348
349
350
351
352
353
354
355
356
357
358
359
360
361
362
363
364
365
366
367
368
369
370
371
372
373
374
375
376
377
378
379
380
381
382
383
384
385
386
387
388
389
390
391
392
393
394
395
396
397
398
399
400
401
402
403
404
405
406
407
408
409
410
411
412
413
<?xml version='1.0' encoding='utf-8'?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
<xi:include href="PPC_header.xml" />
<TEI>
<xi:include href="header.xml" />
<text>
<body>
<div xml:id="div-1">
<u xml:id="u-1.0" who="#komentarz">(Początek posiedzenia o godz. 15 min. 20.)</u>
</div>
<div xml:id="div-2">
<u xml:id="u-2.0" who="#WładysławRaczkiewicz">Otwieram posiedzenie. Protokół 45 posiedzenia uważam za przyjęty, gdyż nie wniesiono przeciw niemu zarzutów. Protokół 46 posiedzenia znajduje się w Biurze Senatu do przejrzenia. Jako sekretarzy zapraszam pp. Senatorów: Rogowicza i Masłowa, Wobec tego, iż p. s. Rogowicz jest nieobecny, proszę o chwilowo zastępstwo p. s. Hubicką. Listę mówców prowadzi s. Rogowicz.</u>
<u xml:id="u-2.1" who="#WładysławRaczkiewicz">Udzieliłem urlopu na jeden dzień senatorom Meissnerowi, Mendelsonowi i Seydzie.</u>
<u xml:id="u-2.2" who="#WładysławRaczkiewicz">Przystępujemy do porządku dziennego: Dalszy ciąg rozprawy szczegółowej nad częścią 13 preliminarza budżetowego — Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego.</u>
<u xml:id="u-2.3" who="#WładysławRaczkiewicz">Głos ma s. Siciński.</u>
</div>
<div xml:id="div-3">
<u xml:id="u-3.0" who="#MichałSiciński">Wysoka Izbo! Rozpatrywanie budżetu uchwalonego przez Sejm, przeznaczonego na oświatę, talk w ogólnej sumie jak i na poszczególne jej działy, uważam zgodnie z oświadczeniem generalnego referenta p. Szarskiego za zbyteczne. Za podstawę bowiem potrzeb i wysokości kredytów na oświatę Ministerstwo mogło brać tylko tę sumę, jaką Ministerstwo Skarbu względnie Rada Ministrów na ten cel przeznaczyła.</u>
<u xml:id="u-3.1" who="#MichałSiciński">Jeżeli oprócz tego weźmiemy pod uwagę fakt, że Sejm uchwalił budżet z niedoborem około 400 milionów oraz że zależnie od wpływów skarbowych miesięcznych mogą być wypłacone preliminowane kwoty na oświatę, to wszelkie wnioski i zamierzenia wynikające z dyskusji co do oceny celowości budżetu Ministerstwa Oświaty są, zdaje mi się, zupełnie nierealne.</u>
<u xml:id="u-3.2" who="#MichałSiciński">Jeżeli mimo to pozwolę sobie powołać się na zestawienia cyfrowe z ostatnich lat, to czynię to jedynie dlatego, żeby stwierdzić daleko idące obniżenie kredytów na oświatę w ogólności, a także, żeby wskazać Panom, którzy wspólnie z Rządem dzisiejszym ponoszą pełną odpowiedzialność za stan szkolnictwa naszego i kultury narodowej, na stosunki, jakie w dziedzinie szkolnictwa, w dziedzinie kultury naszej powstały i jakie mogą być tego w przyszłości następstwa.</u>
<u xml:id="u-3.3" who="#MichałSiciński">Otóż, proszę Panów, biorę zestawienia z lat trzech ostatnich, mniej więcej tych lat, które mogą dać nam dokładny obraz tego spadku z porównania z cyframi poprzednich budżetów, w szczególności za rok 1929/30, a więc w tym roku, kiedy wydatki na oświatę stały najwyżej. W roku 1929/30 ogólna suma na oświatę wynosiła 462.688.052 zł, w roku 1930/31 wydatki już spadły tak, że suma ogólna wynosiła 450.118.523 zł, w 1931/32 było już tylko 360.438.420 zł, a preliminarz budżetowy na rok 1932/33 obejmował już tylko 324.597.107 zł.</u>
<u xml:id="u-3.4" who="#MichałSiciński">W porównaniu przeto z rokiem 1929/30, w którym budżet był największy, a dodam, wcale nie był uznany wówczas za wystarczający, okazuje się, iż budżet ogólno - oświatowy naszego Państwa w okresie największego przyrostu młodzieży i wzrostu innych potrzeb został zmniejszony o okrągło 140 milionów złotych, czyli o 30%.</u>
<u xml:id="u-3.5" who="#MichałSiciński">W zestawieniu zaś budżetu wyłącznie na jeden dział, mianowicie na szkolnictwo powszechne, które, jak słusznie p. Minister i pp. sprawozdawcy w Sejmie i w Senacie podkreślili, że jest działem najważniejszym, wydatki wynosiły według zamknięcia rachunków, w tymże samym okresie: w roku 1930/31–263.783.464 zł, w roku 1931/32–216.995.864 zł, w roku 1932/33–211.725.000 zł, a preliminarz na rok 1933/34 przewiduje już tylko 192.637.732 zł.</u>
<u xml:id="u-3.6" who="#MichałSiciński">Biorąc więc pod uwagę trzy lata ostatnie na podstawie zestawień podanych, redukcja w szkolnictwie powszechnem wynosi 70 milionów czyli 27%.</u>
<u xml:id="u-3.7" who="#MichałSiciński">Jeżeli teraz zestawimy ten spadek z ilością dzieci uczęszczających do szkoły oraz z ilością sił nauczycielskich etatowych, to mamy w roku 1925/26–64.513 nauczycieli dla 3.354.000 uczniów, a w roku 1933/34 będziemy mieli 66.523 plus przewidzianych obecnym preliminarzem 500 nauczycieli nowych dla około 4.500.000 uczniów w tymże roku szkolnym. Możliwe, iż do tego doda się te siły, które z racji reorganizacji szkół średnich będą mogły być przydzielone ze szkolnictwa średniego do szkół powszechnych. Podając tak duży wzrost uczniów przy równocześnie olbrzymim spadku sił nauczycielskich, bez przejaskrawienia stwierdzić mogę, że prawie cały ciężar redukcji w szkolnictwie powszechnem spadł na barki nauczycielstwa. Wiemy, iż preliminarz budżetowy na rok 1933/34 jest wyłącznie personalny, gdyż te 192.637.732 zł pokrywają prawie wyłącznie wydatki personalne. Twierdzeniu obu panów referentów w Sejmie i Senacie o postępie realizacji powszechnego nauczania przeczą niestety cyfry budżetu, a co ważniejsze, podana nam przez nich liczba prawie pół miliona dzieci, które nie będą mogły korzystać z nauki szkolnej z braku izb szkolnych i z braku odpowiednich kredytów. Nie wiem, jaką wymowę ma ta liczba dla Panów z większości. Dla mnie ta liczba jest groźnem memento wogóle, ponieważ wskazuje na wzrastający u nas analfabetyzm. W rozumieniu naszego stronnictwa wzrost analfabetyzmu jest największą klęską dla siły i przyszłości naszego Państwa. Ten fakt bowiem ściśle się wiąże z zagadnieniem naszej przyszłości i naszej mocy narodowej.</u>
<u xml:id="u-3.8" who="#MichałSiciński">P. sprawozdawca w Senacie podnosił zasługę Ministerstwa, że w tym kryzysowo-gospodarczym okresie zarządzeniami swemi starało się nie dopuścić, a przynajmniej osłabić to niebezpieczeństwo i jaknajwiększą ilość dziatwy zmieścić w szkołach. I rzeczywiście, ta rzecz, dzięki zabiegom Ministerstwa, częściowo się udała, zamierzenia te częściowo zostały osiągnięte, ale śmiem postawić pytanie, jakim kosztem i jakimi to stało się ofiarami. Zdaje mi się, że pod tym względem wszyscy będą zgodni, że stało się to kosztem nauczycielstwa, jego sił i zdrowia i jego ciężkiej, żmudnej pracy, dokonanej — śmiem twierdzić — w najcięższych warunkach materialnych i moralnych.</u>
<u xml:id="u-3.9" who="#MichałSiciński">Rodzi się pytanie, jak za to nauczycielstwo zostało zapłacone, jakim uznaniem cieszy się szkolnej władzy administracyjnej.</u>
<u xml:id="u-3.10" who="#MichałSiciński">A podkreślić muszę, że wobec tych warunków, jakie się wytworzyć musiały, obciążenie nauczycieli pracą w szkołach z tytułu ilości dzieci dochodzi do ostatecznych granic. W szkolnictwie miejskiem na jednego nauczyciela przypada do 60 uczniów, w szkolnictwie na wsi przeciążenie to nierzadko przekracza 100 uczniów na jednego nauczyciela. Momenty te wczoraj w dyskusji podniósł p. s. Tullie, lekko nad tem przechodząc, a dowodząc tylko, iż jesteśmy w okresie kryzysu. Nie bierze więc tego pod uwagę, choć podkreśla z naciskiem specjalne znaczenie wychowania, które, majem zdaniem, jest rzeczywiście bardzo ważnem zagadnieniem, ale którego nie można brać w oderwaniu od warunków pracy nauczycielskiej, nie można traktować inaczej, jak tylko konieczność odpowiednich warunków pracy dla każdego nauczyciela.</u>
<u xml:id="u-3.11" who="#MichałSiciński">Wielkie nadzieje przywiązywano do t. zw. reformy ustroju szkolnictwa. Były one podnoszone także w czasie dyskusji nad ustrojem przez referentów w Sejmie i Senacie. Cóż tu mówić można o pracy wychowawczej, o wartości nowych programów, o stosowaniu nowych metod, wszak to razem wzięte z obciążeniem nauczyciela i obecnemi warunkami jest iluzją, straszną iluzją, urągającą wszelkiej krytyce. Słuszne nadzieje, jakie przywiązywaliśmy do jednolitości szkolnictwa, do reformy ustroju w tym kierunku, upadają, tembardziej, że nie ku lepszym, ale mam wrażenie, ku gorszym warunkom idziemy.</u>
<u xml:id="u-3.12" who="#MichałSiciński">Jak się ta rzecz przedstawia, jeżeli idzie o przyszłość naszą, to można powołać się na pracę świeżo wydaną przez takiego znawcę szkolnictwa, jakim jest p. M. Reiter, w której to pracy mówi on o zagadnieniu przyszłości w związku z reformą ustroju szkolnego i z następstwami, które stąd wyniknąć muszą w okresie najbliższych lat sześciu, t. j. w tym momencie, kiedy nowa ustawa będzie w całości obowiązująca. Możemy się posłużyć cyframi i zestawieniami, które p. Reiter w tem wydawnictwie p. t. „Młodzież szkół średnich ogólnokształcących i zakładów kształcenia nauczycieli w Polsce w/g zawodu i stanowiska w zawodzie rodziców w ostatniem dziesięcioleciu (1921–1931). Warszawa, 1933” przytacza za czas od roku 1921 do 1931, Otóż proszę Panów, z cyfr tej statystyki w szkolnictwie średniem, z działu t. zw. grupy wiejskiej na str. 6 czytamy: „dzieci rolników, urzędników rolnych i robotników rolnych” — jest to jedna grupa w tych trzech oddziałach, które p. Reiter nazywa grupą rolniczą. „Wszystkie trzy części tej grupy okazują w ciągu 10 lat zmniejszanie się procentowe w poszczególnych latach, mniejsze do roku 1926, większe do roku 1931, i to stałe”, W porównaniu lat krańcowych: 1921 i 1931 okazuje się, że grupa rolnicza ze swego pierwotnego stanu posiadania straciła najwięcej, bo procentowo 23,5%, w liczbach zaś absolutnych — 10.322 młodzieży”.</u>
<u xml:id="u-3.13" who="#MichałSiciński">W r. 1921 liczba ogólna całej młodzieży w szkołach średnich ogólnokształcących wynosiła 211.153, w r. 1931 wynosiła 204.192. Zmniejszyła się więc o 6.961.</u>
<u xml:id="u-3.14" who="#MichałSiciński">Cały więc ubytek młodzieży w szkolnictwie w r. 1931 pokrywa się z wielką stratą grupy rolnej.</u>
<u xml:id="u-3.15" who="#MichałSiciński">Z oceny strat i zysków, wyprowadzonej z tejże statystyki na str. 10, wyraźnie podkreśla p. dr. Reiter, iż naogół warstwy rolne i warstwy miejskie, słabsze ekonomicznie, straciły najwięcej. Które to są warstwy słabsze ekonomicznie na terenie miast, wiemy bardzo dobrze.</u>
<u xml:id="u-3.16" who="#MichałSiciński">Niezawodnie, iż ten stan ujemny nie jest jeszcze wynikiem dokonanej reformy ustroju. Reforma ustroju musi być jednak już brana pod uwagę ze względu na cyfry, które przy działaniu dalszem powinny być wzięte pod uwagę, jeżeli chodzi szczególnie o stosunki wiejskie.</u>
<u xml:id="u-3.17" who="#MichałSiciński">Bardzo dziś jest aktualnem i bardzo ważnem rozpatrywanie zagadnienia wychowania. Wychowanie, zgodnie z zasadą pedagogiki nowoczesnej, musi być oparte na pierwiastku emocjonalnym, a więc na religii, na rozwoju i kształceniu uczuć miłości Boga, na rozwoju uczuć patriotycznych, a więc przywiązania do ziemi, języka i tradycji. Jeśli więc wychowanie państwowe ma wydać rezultat streszczający się w tem, aby obywatel czuł, uznawał i był przejęty poczuciem odpowiedzialności i obowiązku najwyższej służby dla Państwa — musi się oprzeć także o te pierwiastki emocjonalne. Bez uwzględnienia tych zasad lub oparcia wychowania na innych wskazaniach paczy się ideę wychowania państwowego, a tem samem i pracę nauczyciela, mojem zdaniem, czyni się zupełnie bezcelową.</u>
<u xml:id="u-3.18" who="#MichałSiciński">O tej zasadzie mówi także między innymi z naszych mężów stanu Stanisław Potocki: „Cnotą obywateli stoją państwa — gruntem cnoty jest religia i na niej zasadzająca się moralność. Otóż najpierwszą waszą nauką ma być moralność. Prawdziwą nauką, prawdziwą umiejętnością jest prawość i cnota, bo te jedynie są zdolne kierować czynami człowieka ku dobru, ku użytkowi społeczeństwa”.</u>
<u xml:id="u-3.19" who="#MichałSiciński">Z wyjaśnień p. ministra o podstawach wychowania państwowego zrozumieć mogę, że z zasadą wychowania w ten sposób pojętego, jak przed chwilą przedstawiłem, zupełnie się zgadza. Ale w takim razie, co słusznie wczoraj p. s. Tullie podniósł, jak zrozumieć stanowisko ministra w zastosowaniu niektórych środków i form, sprzecznych z osiągnięciem zamierzonego celu?</u>
<u xml:id="u-3.20" who="#MichałSiciński">Wszyscy są zgodni z tem, że dla urobienia poglądów, charakterów, niemałą rolę odgrywają tak pisma, jak i organizacje zawodowe i społeczno - oświatowe, tak dla starszych, jak i dla młodzieży.</u>
<u xml:id="u-3.21" who="#MichałSiciński">Pozostawienie nauczycielowi swobody w doborze organizacji i czytelnictwa dla pogłębienia wychowania narodowego uważam za rzecz zupełnie naturalną i nie wymagającą uzasadnienia.</u>
<u xml:id="u-3.22" who="#MichałSiciński">Władza szkolna, a także i władze administracyjne mają prawo a nawet obowiązek przestrzegania tylko, aby działalność organizacji czy intencje wydawnictwa nie przekraczały w tym względzie przepisów, mających na celu dobrze pojęty interes Państwa, a z tem pojęciem także ściśle związaną ochronę moralności publicznej. Jesteśmy świadkami jednak, że organizacje o wyraźnej ideologii chrześcijańskiej i narodowej są przez niektórych reprezentantów władzy szkolnej bojkotowane, a nawet tępione, a członkowie teroryzowani i zagrożeni konsekwencjami służbowemi za należenie lub pracę w tych organizacjach. Skargi i przedstawienia interesowanych organizacyj czy osób do władz wyższych pozostają bez skutku. Natomiast inne organizacje, i to tak zawodowe jako też młodzieży o wybitnej działalności radykalnej, cieszą się wyraźnie uznaniem, i traktuje się je w sposób taki, jakby one ściśle działały według zatwierdzonego przez władze statutu. A muszę tu dodać, że działalność każdej organizacji oparta jest na statucie i należałoby przestrzegać, aby ten statut ściśle przez tę organizację był wykonywany, i jak jest wykonywany.</u>
<u xml:id="u-3.23" who="#MichałSiciński">Jeżeli zaś zwrócimy uwagę na wydawnictwa dla młodzieży, to i tu spotykamy znów takie zjawiska, jak rozpowszechnianie w szkołach niektórych wydawnictw, np. „Kuźnia Młodych”, których treść zatruwa duszę niewyrobionej jeszcze duchowo młodzieży i ujemnie oddziaływa na wyrobienie w niej poczucia religijnego i moralnego. Wszakże sposób uświadamiania seksualnego, prowadzony i przedstawiany w niektórych artykułach, jest taki, iż obraża poczucie moralności nawet u ludzi zupełnie religijnie indyferentnych.</u>
<u xml:id="u-3.24" who="#MichałSiciński">Nie będę Panom tutaj przytaczał takich przykładów, ale zacytuję z artykułów „Kuźni Młodych”, np. taki, gdzie znajdują się takie wypowiedzenia: „Religie — to szalone, cudne i obłąkane idee!” Albo inna próbka: „To jest Mobilizacja... I naraz sto wyrosło skądś urzędów, potem się ich umunduruje (pieczętuje mięso) i hurtem dostawiają na rozbójczy zew... Karnawał jest. Zapomnieć czas o wszystkiem... Mocniej się tul, goręcej zewrzej biodra. Dzisiaj cię mam, a jutro pal cię kat”.</u>
<u xml:id="u-3.25" who="#MichałSiciński">Proszę Panów, sądzę, że tego rodzaju artykuły, w pismach, przeznaczonych dla młodzieży, i rozpowszechniane przez nasze władze szkolne, chyba nie powinny się dostawać do rąk młodzieży, bo one z pewnością nie budują duszy naszego obywatela, ale raczej podrywają autorytet wszystkich tych czynników, które oddziaływają i oddziaływać powinny na wychowanie i urabianie charakterów. Prawdą jest, że potęguje się walka o duszę młodzieży, ale sądzę, że zamiast prowadzić tę walkę należałoby zgodnie współdziałać z temi czynnikami, które dodatnio oddziaływają na wychowanie, a więc: z rodziną, szkołą i kościołem.</u>
<u xml:id="u-3.26" who="#MichałSiciński">Jesteśmy świadkami rozdźwięków i ataków na duchowieństwo za spełniany przez nie obowiązek właśnie w dziedzinie wychowania młodzieży. Jaskrawym tego przykładem obok tych, które wczoraj słyszeliśmy, jest sprawa łomżyńska, sprawa opracowań trzecio i siedmioklasistów na temat małżeństwa. Musimy przeto domagać się, ażeby przepis ustawy o ustroju szkolnictwa, wyraźnie określający obowiązek kształcenia religijnego, nie był tylko martwą literą, a wszelka sprzeczna z tem postanowieniem działalność, czy to władz szkolnych, czy administracyjnych, czy nauczycieli, była zaniechana i usunięta ze szkoły. W wypadkach zaś podawania do publicznej wiadomości może niezawsze ścisłych i zgodnych z prawdą faktów ingerencja naszych władz szkolnych powinna również być podawana do publicznej wiadomości, żeby zaniepokojoną opinię publiczną uspokoić i wykazać, że władze szkolne przestrzegają tego, co w przepisach o wychowaniu jest powiedziane. To o wiele lepiej podziała na społeczeństwo, niż milczenie, bo ma się wrażenie, że te czy inne wykroczenia nie są należycie doceniane, albo są lekceważone przez nadzór szkolny.</u>
<u xml:id="u-3.27" who="#MichałSiciński">Sądzę, że te objawy nie pogłębiają wychowania religijnego. W encyklice swojej o wychowaniu młodzieży między innemi mówi Papież Pius XI, że „dobry katolik na mocy katolickiej nauki jest tem samem najlepszym obywatelem, kochającym swoją ojczyznę i lojalnie podległym istniejącej władzy”.</u>
<u xml:id="u-3.28" who="#MichałSiciński">Sądzę, że to stwierdzenie przez najwyższy autorytet władzy duchownej w zupełności usprawiedliwia nasze żądanie także wychowania religijnego w wychowaniu szkolnem.</u>
<u xml:id="u-3.29" who="#MichałSiciński">Panowie lubią czasem w dyskusji powoływać się na faszyzm, tam jednakowoż strona duchowa, strona wychowania religijnego jest trochę inaczej traktowana. W nowem wydawnictwie dla pierwszego roku nauczania, w t. zw. elementarzu, swoją drogą wspaniale i znakomicie wydanym, na pierwszej stronie znajduje się obraz Ojca Św., jako najwyższy autorytet życia duchowego obywatela państwa.</u>
<u xml:id="u-3.30" who="#MichałSiciński">Bardzo wiele mówi się o aktualizacji wychowania. Mówił o tem ś. p. Minister Czerwiński, zarzucając przedmajowej szkole „brak chęci przystosowania celów wychowawczych do warunków, w jakich nas postawiła obecna chwila dziejowa, do oczywistych i jutrzejszych potrzeb naszego Państwa”. Ale ś. p. Minister Czerwiński powiedział między innemi także, mówiąc o nowym ideale wychowania „O nowy ideał” na stronie 55: „Uważam, że zbrodnię popełnia ten wychowawca, który w młode i niezatrute serce swego wychowanka wszczepia jad politycznego partyjnictwa. Ale co innego obowiązek szkoły zorientowania wychowanka w zjawiskach życia społecznego i politycznego jego kraju i wszczepianie w jego umysł pojęć a w jego serce uczuć takich, które go uzdolnią i uzbroją na ofiarny i święty trud dla własnego państwa”.</u>
<u xml:id="u-3.31" who="#MichałSiciński">Z tezą w ten sposób postawioną zupełnie można się zgodzić, ale zupełnie co innego jest zorientowanie, a co innego zakłamywanie zjawisk życia politycznego i społecznego. A jeżeli ma się mówić o polityce, to trzeba mówić bezwzględną prawdę i w takiej formie, żeby nie obrażać uczuć sprawiedliwości. Osobiście jestem przeciwny wprowadzaniu jakiejkolwiek polityki do szkoły w zrozumieniu ogólnej polityki bieżącej. Ale jeżeli wychowawca musi już mówić o polityce aktualnej, to dlaczego dla stwierdzenia tej czy innej prawdy historycznej nie można mówić o tych, co zasługi dla Polski odrodzonej z pewnością mają: czy to np. o Paderewskim, Hallerze, Dmowskim czy innych? A dla zaktualizowania wychowania państwowego powinno się mówić o wszystkiem w szkole, naturalnie, o ile to jest koniecznie potrzebne. Ale co np. Panowie powiedzą o takim instruktorze aktualnego wychowania, który, widząc, że wisi w kancelarii szkolnej portret Dmowskiego, kazał go zdjąć, bo to sprzeciwia się rzekomo ideologii państwowego wychowania. Wszak to do aktualizacji Polski odrodzonej potrzebne. Przecież mówiąc o Traktacie Wersalskim, trzeba będzie mówić i o Paderewskim i o Dmowskim, i sądzę, że podanie tego faktu do wiadomości niczem nie sprzeciwia się ideologii wychowania państwowego, owszem aktualizuje je zupełnie ściśle. Nie będę mówił, co spotkało tego wychowawcę za to, że w jego kancelarii znajdował się taki portret; za jego może złe zrozumienie, a może raczej właściwe zrozumienie aktualizacji wychowania zapłacił Skarb Państwa — emeryturą.</u>
<u xml:id="u-3.32" who="#MichałSiciński">Albo, proszę Panów, co mówić o takim przełożonym, przeszkolonym na kursie wychowania państwowego, który tak dalece się zapomniał, będąc w klasie, że widząc obraz gen. Hallera obok Marszałka Piłsudskiego, w swojem oburzeniu — co wyraźnie młodzież słyszała, bo nie można było tego nie słyszeć — zawołał: „jak można w ten sposób poniżać Marszałka”. W czem ujawniło się to poniżanie i gdzie jest dowód na to poniżenie, jeżeli na tej samej ścianie wiszą dwa obrazy?</u>
<u xml:id="u-3.33" who="#MichałSiciński">Wogóle brak właściwego zrozumienia tej aktualizacji wychowania doprowadza do jakiegoś faryzeuszostwa, ogłupienia i znieprawiania niektórych dusz i to tak dalece, że wkrada się wprost bałwochwalstwo, bo czyż nie herezją jest tego rodzaju zarządzenie, że przed statuą Marszałka Piłsudskiego, ustawioną na korytarzu, każę się dzieciom czapki zdejmować. Uważam, że ten objaw szacunku w Polsce przyjęty jest wyłącznie dla świętych. Czy inaczej swego szacunku uznania i poważania dla osoby Marszałka Piłsudskiego szkoła czy wychowawca wyrazić nie potrafi? Podnoszę to jako bardzo ciekawy objaw zupełnie fałszywie pojętego wychowania państwowego.</u>
<u xml:id="u-3.34" who="#MichałSiciński">To są fakty, których mógłbym przytoczyć więcej. Ograniczę się jednak do tych tylko bardzo charakterystycznych. Oto do czego doprowadza system nakazów i nieprzemyślanych teoryj wychowania państwowego, które miast krzepić zdrowy moralnie i silny charakter, uczy fałszu, sztuczności obłudy i karli człowieka dla zdobycia kawałka chleba czy kariery u starszych, lecz co jeszcze gorsze — przez głoszenie fałszywej teorii o omnipotencji państwa nie kształci się w dziecku poczucia odpowiedzialności za przyszłość państwa, nie uczy się go miłości narodu i jego form bytowania. Przepędzić więc trzeba takich przewodników i instruktorów wychowania państwowego, bo oni podrywają autorytet polskiego ministra. Przepędzić, a nauczycielstwu dać swobodę w pracy wychowawczej, bo ono dobrze rozumie, jaką drogą zaktualizować wychowanie państwowe i na czem je oprzeć, aby młodzież nauczyć obowiązku służenia Państwu duszą całą, z pobudek wyższych, wypływających z niewzruszonych walorów chrześcijańskich i narodowych.</u>
<u xml:id="u-3.35" who="#MichałSiciński">Tyle się słyszy i mówi o uznaniu i zaufaniu do nauczycielstwa. Niechże ono będzie naprawdę zaufaniem do jego pracy, a przedewszystkiem do jego zrozumienia i wyczucia wielkiej idei wychowania państwowego bez momentów partyjnych, nienawiści, politycznych rozrachunków, pychy czy zarozumiałości żonglerów i karierowiczów, pasorzytujących na wielkiem dziele odrodzenia i niepodległości.</u>
<u xml:id="u-3.36" who="#MichałSiciński">Nauczycielstwo polskie ma za sobą tradycje Konarskich, Piramowiczów, ma za sobą tradycję bojowników o wolność, ma za sobą bohaterów o wiarę i język ojczysty, ma za sobą Wrześnię i wielkie wskazania Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego w Wielkopolsce i Małopolsce — a rezultaty? — przewspaniałe, wychowania narodowego i państwowego, czy to w walce o szkołę polską, czy w walce o duszę narodu na Śląsku i Pomorzu. To wychowanie dało legionom najdzielniejsze zastępy, dało orlęta, gdy szło o obronę Lwowa, dało olbrzymi, 200.000 zastęp armii ochotniczej. A to wszystko nie powstało z pewnością na zew tego czy innego wodza, ale szło z głębokiego poczucia obowiązku Polaka, z głębokiej miłości dla Polski, którą budził nauczyciel i umacniał w szkole. To było właśnie objawem jego wychowania.</u>
<u xml:id="u-3.37" who="#MichałSiciński">System obecny we wszystkich swoich przejawach, czy to „w przeszkoleniu” inspektorów, czy kierowników zmierza ku uzasadnieniu t. zw. potrzeby zrozumienia państwowego wychowania, nazwałbym to raczej, zaciemnienia celu i istoty wychowania państwowego z przekreśleniem zrozumienia walorów duszy polskiej i sądzę, że z tym systemem trzeba skończyć.</u>
<u xml:id="u-3.38" who="#MichałSiciński">Nie nakaz, nie rozkaz wyrabia charakter, ale kształcenie uczuć samodzielności, krytycyzmu, godności ludzkiej, odpowiedzialności za czyn u każdego obywatela, szlachetnej ambicji poświęcenia się dla drugich i służby dla narodu.</u>
<u xml:id="u-3.39" who="#MichałSiciński">Słów kilka pragnę poświęcić wyłącznie osobowości nauczyciela. Dziś na Komisji Oświatowej bardzo obszernie i w lepszem uzasadnieniu, bardzo gorąco i z głębokiem uczuciem mówił o tem Magnificencja Rektor Kutrzeba. I rzeczywiście stwierdzić trzeba, że jeżeli chodzi o pojęcie istotnej wartości społecznej szkoły i wyników pracy wychowawczej, to głównym organem, głównym czynnikiem jest nauczyciel. Od osobowości nauczyciela zależy więc i wykonanie programu i osiągnięcie celu wychowawczego szkoły. I dlatego musi się mieć na uwadze to wszystko, co pomaga nauczycielowi w spełnianiu jego obowiązków i zadań. Wytworzyła się skutkiem różnych warunków, i gospodarczych i także politycznych, szczególnie ciężka atmosfera dla pracy wychowawczej nauczyciela. Obok niesłychanego obciążenia godzinami pracy, ilością uczni, pogorszenia warunków materialnych, nastąpiło także znaczne pogorszenie warunków moralnych.</u>
<u xml:id="u-3.40" who="#MichałSiciński">Przepisy, rozporządzenia, nakazy, okólniki, dekrety — sypią się, jakby się na tego nauczyciel a wszystko i wszyscy sprzysięgli. Zupełna niepewność jutra, brak swobody pracy, uzależnienie oceny jego służby od swobodnego uznania władzy przełożonej — oto dziś los prawie każdego pedagoga. A koroną tego wszystkiego jest ostatni dekret o pragmatyce nauczycielskiej.</u>
<u xml:id="u-3.41" who="#MichałSiciński">Czy dowodem wypowiadanego zaufania mają być te praktyki administracji szkolnej w formie komisyj lekarskich, przenoszeń, zwalniań przedemerytalnych, bezapelacyjna ocena pracy zawodowej? Odpowiedź na to dają zażalenia i skargi, które tysiącami płyną do biur personalnych kuratoriów i Ministerstwa.</u>
<u xml:id="u-3.42" who="#MichałSiciński">P. Minister zajmuje się stroną formalną, nie wnika w te stosunki życia nauczycielskiego, a uważam, że to, co się dzisiaj w nauczycielstwie dzieje, naprawdę wymaga bardzo pilnego wniknięcia i usunięcia tego zła. Mamy prawo domagać się ze względów czysto - pedagogicznych, ażeby w stosunku służbowym przełożonego do nauczyciela zapanowały te same zasady, jakich się wymaga od nauczyciela w stosunku do jego przełożonych. Dyktatorski stosunek przełożonego do podwładnego na terenie wychowania publicznego jest polipem, zabijającym wszelki zapał, inicjatywę, poświęcenie, godność stanu i szlachetność idei, t. j. te najlepsze walory duszy wychowawcy, od których zależy wynik jego pracy wychowawczej. Mnie się zdaje, że nie wystarcza zapewnienie p. Ministra, że przepisy wykonawcze do pragmatyki jasno zinterpretują ustawę na korzyść nauczycielstwa. Mnie się zdaje, że trzeba zmienić system, który wychowawcę polskiego chce zamienić na niewolnika, wypełniającego bezmyślnie rozkazy. A zgodzą się Panowie ze mną, że rozkazy i nakazy w dziale wychowania, to najgorszy i mocno kwestjonowany środek pedagogiczny tam, gdzie działać powinna miłość, zaufanie i autorytet moralny. Jesteśmy świadkami wsączania w życie szkolne i nauczycielskie systemu policyjno-biurokratycznego, przeciw któremu w imię dobra Państwa, nowocześnie pojętego, trzeba jak najmocniej zaprotestować.</u>
<u xml:id="u-3.43" who="#MichałSiciński">Dla takiego systemu wyraz „zaufanie” nie istnieje, istnieje system naczelników i podwładnych, Pierwsi prowadzą kartoteki poufne i składają wyższym władzom raporty o tych, którzy są niżej postawieni w hierarchii, a zasada jest taka, że wszyscy są podejrzani i śledzeni.</u>
<u xml:id="u-3.44" who="#MichałSiciński">Ciężka i odpowiedzialna praca wychowawcza nauczyciela wymaga przedewszystkiem nie tylko nadzoru i nakazu przełożonego, ale także właśnie tego zaufania i współpracy wszystkich czynników administracji szkolnej, a więc przełożonych.</u>
<u xml:id="u-3.45" who="#MichałSiciński">P. Minister w uzasadnieniu swoich projektów, zarządzeń i reform powołuje się na swoją odpowiedzialność, jako kierownika administracji szkolnej. Uważam, że ma zupełną słuszność w tym względzie. Odpowiedzialność swoją za to wszystko, co się dzieje i dziać się będzie z oświatą i kulturą narodową, opiera na akceptacji Głowy Państwa i większości sejmowej, którą to większość w obecnym momencie stanowi klub B. B.</u>
<u xml:id="u-3.46" who="#MichałSiciński">Formalnie ta odpowiedzialność byłaby decydująca, gdyby nie fakt, iż za działalność p. Ministra nie może odpowiadać Prezydent, a większość dzisiejsza w Sejmie i Senacie nie jest wyrazem większości społeczeństwa, aczkolwiek zdobyła większość głosów przy ostatnich wyborach. Ma więc formalnie p. Minister prawo powoływać się na tę większość, nie znaczy to jednak, aby moc tego prawa wypływała faktycznie z woli niczem nieskrępowanej większości wyborców i ich zgody na zasady polityki szkolnej, któremi p. Minister się kieruje.</u>
<u xml:id="u-3.47" who="#MichałSiciński">Nie będę jednak wnikał w tę kwestię, ani w kwestię tej formy odpowiedzialności i oceniał jej z punktu widzenia prawnego i wytworzonej w Polsce rzeczywistości, ale podkreślę to jedno, że odpowiedzialność ministra oświaty za jego działalność na tem stanowisku, naszem zdaniem, to dla Polski za mało.</u>
<u xml:id="u-3.48" who="#MichałSiciński">Skutki bowiem tej działalności nie kończą się z jego osobistą odpowiedzialnością.</u>
<u xml:id="u-3.49" who="#MichałSiciński">Mamy prawo domagać się takiego systemu rządzenia administracji szkolnej i wychowania przyszłych obywateli, aby za to, co się w Polsce dzieje i jak się dzieje, był odpowiedzialny każdy obywatel Państwa, Stronnictwo Narodowe uważa za swój obowiązek domagać się takiego systemu wychowawczego, bo chce, aby Polska w gronie cywilizowanych narodów mogła spełnić swoją misję dziejową, aby odrodzone po wiekowej niewoli Państwo rosło i potężniało miłością i ofiarnością wszystkich swych obywateli, by oparte o podstawowe zasady prawa i sprawiedliwości chrześcijańskiej niosło polską kulturę i cywilizację dla ogólnego dobra ludzkości.</u>
<u xml:id="u-3.50" who="#MichałSiciński">I my tak pojmujemy odpowiedzialność ministra polskiego i takiej polityki szkolnej żądamy, a wierzymy, że to jest stanowisko nie tylko naszego klubu, ale całego narodu, które przez wychowanie pragnie zapewnić i każdemu obywatelowi i państwu lepszą dolę i jaśniejszą przyszłość.</u>
<u xml:id="u-3.51" who="#MichałSiciński">To jest żądanie nasze, a mam wrażenie, że z tem żądaniem zgodzą się wszyscy Panowie, którym dobro obywateli i przyszłość Rzeczypospolitej leży na sercu.</u>
</div>
<div xml:id="div-4">
<u xml:id="u-4.0" who="#WładysławRaczkiewicz">Głos ma s. Kisielewska.</u>
</div>
<div xml:id="div-5">
<u xml:id="u-5.0" who="#HelenaKisielewska">Wysoki Senacie! Nie będę dziś omawiać całokształtu spraw naszego szkolnictwa. Były one niejednokrotnie omawiane tak z senackiej, jak i sejmowej trybuny. Zaznaczam, że solidaryzujemy się w pełni ze stanowiskiem naszych posłów, zajętem na sejmowych posiedzeniach, Dziś głównie chcę poruszyć sprawy, które odnoszą się do wyjaśnienia woli naszego narodu w sprawie wykładowego języka w pierwszych latach nauczania, zapomocą niedawno przeprowadzonego szkolnego plebiscytu.</u>
<u xml:id="u-5.1" who="#HelenaKisielewska">Prawo udzielania dziatwie pierwszej nauki w języku ojczystym uznane jest w całym cywilizowanym świecie. Mimo to narzucono nam w celach politycznych i asymilacyjnych specjalnie spreparowany dla Ukraińców utrakwizm. Zupełnie słusznie potępił go zgodnie cały nasz naród, a nie tylko jego przewodnictwo i prawne zastępstwo na arenie politycznej, jak to często, hołdując strusiej polityce, twierdzą nasi przeciwnicy. Zaprowadzenie utrakwizmu w szkołach ludowych na naszych ziemiach i to wbrew woli narodu jest jawnem i świadomem pogwałceniem Traktatu Wersalskiego o ochronie mniejszości, a także i przepisów Konstytucji, gdzie art. 110 zabezpiecza takie same prawa dla mniejszości, jak w Traktacie Wersalskim. Mianowicie art. 9 Traktatu Wersalskiego wyraźnie uznaję zasadę jednojęzycznej szkoły ludowej. Tymczasem w nowych ustawach utrzymuje się stale i zasadniczo typ szkoły dwujęzycznej, a zasada ta stosowana jest jedynie do mniejszości. Nawet owe nieliczne publiczne szkoły ukraińskie, niby to z językiem wykładowym ukraińskim, faktycznie są dwujęzyczne, gdyż polski język nie jest tam, jak zgodnie z powyższym artykułem powinien być, tylko przedmiotem nauczania, lecz jest językiem wykładowym większości najważniejszych przedmiotów.</u>
<u xml:id="u-5.2" who="#HelenaKisielewska">Niema też w traktatach ani w Konstytucji wzmianki o tem, ażeby możność pobierania nauki w ojczystym języku miała zależeć od tego, czy w konskrypcji wykazane zostało 25% ludności mniejszościowej, a co więcej, ażeby nawet tam, gdzie ludność mniejszości jest chociażby w 100%, mniejszości te musiały upominać się o prawo nauczania w ojczystym języku i dopiero po zgłoszeniu najmniej 40 legalizowanych podpisów miały do tego prawo. Inaczej narzuca się jej ex oficio wyłącznie polski język nauczania. Także wbrew ustawom, mniejszości, chociażby najliczniejsze nawet, na Łemkowszczyźnie, Podlasiu, Chełmszczyźnie, tego prawa są pozbawione.</u>
<u xml:id="u-5.3" who="#HelenaKisielewska">Złagodzeniem tego niesprawiedliwego, niekonstytucyjnego traktowania mniejszości miałyby być plebiscyty szkolne. Odbywać się one miały z początku corocznie, a obecnie unormowane zostały okresem siedmioletnim, prawdopodobnie w tym celu, ażeby ludność, obdarzona tem błogosławieństwem, jakim jest szkoła utrakwistyczna, miała czas należycie ją ocenić, przyzwyczaić się do tego i zżyć się z tem dobrem. I gdyby naród ukraiński był na tyle obojętny na wyniki rezultatów tego sposobu nauczania jego dziatwy, że nie korzystałby z prawa wypowiedzenia swojej woli, albo wypowiedział się za utrakwizmem, lub oświadczył się wręcz za językiem państwowym, wszystko byłoby w porządku.</u>
<u xml:id="u-5.4" who="#HelenaKisielewska">Gdy jednak lud nasz, traktowany przez Was jako obojętna na wszystko masa, zdecydowanie wyjawił swoją wolę, jako wolę narodu, dopiero wtedy pokazało się, że cała plebiscytowa akcja tylko nazewnątrz i dla świata miała być dowodem liczenia się z wolą mniejszości, a w praktyce plebiscyt stał się narzędziem gwałcenia i łamania lej woli naszego narodu.</u>
<u xml:id="u-5.5" who="#HelenaKisielewska">Już samo założenie praw przysługujących mniejszościom przy przeprowadzaniu plebiscytu jest rażąco stronnicze i niesprawiedliwe: mniejszość — u nas ludność ukraińska — musi zgłosić za dzieci conajmniej 40 deklaracyj plebiscytowych i to z podpisami legalizowanemi przez zwierzchność gminną. Natomiast wystarczy nielegalizowanych, a nawet tajnie podanych, 20 deklaracyj z żądaniem polskiego języka wykładowego, ażeby wola większości była zignorowana. Wyjdzie to jeszcze plastyczniej, gdy zauważymy, że za ukraińskim językiem wykładowym oświadczają się rodzice setek dzieci, a wolę ich przekreślić może 20 nie tylko nie legalizowanych, ale i niesprawdzanych przez nikogo, często nawet fałszowanych — czego mamy liczne dowody — tajemniczych deklaracyj za państwowym językiem wykładowym.</u>
<u xml:id="u-5.6" who="#HelenaKisielewska">Ażeby na wieki upamiętnić, jak pozwala się obywatelowi mniejszościowemu wyjawić swą wolę w Państwie Polskiem, wspomnę tutaj tylko bardzo pobieżnie i krótko niektóre praktyki, jakie były do nas zastosowane w tegorocznym plebiscycie. Najpierw zdaje się, iż pewne rządowe sfery nie były przygotowane na to, ażeby ten zbiedzony, nędzą i podatkami gnębiony, ukraiński wieśniak był na tyle świadomym wielkiego znaczenia tej akcji obywatelem, jak okazał się w rzeczywistości. Dlatego z początku przeszkody wnoszenia deklaracyj robili tylko wójtowie, którzy nie otrzymali w czas poleceń potwierdzania podpisów na deklaracjach lub może dostali instrukcje, ażeby ich nie potwierdzać. Tak robiło wielu wójtów w kałuskim, tarnopolskim i wogóle w każdym okręgu. Np. wójtowie wsi Międzyhorce, Temerowce, Seliska, Delejów oraz Pukasowce pow. halickiego odmówili potwierdzenia podpisów na deklaracjach za językiem wykładowym ukraińskim z powodu, że nie mają na to polecenia, a wójtowie z Seliska i Temerowiec wręcz tłumaczyli swą odmowę tem, że im posterunkowi z Bludnik zakazali podpisy na deklaracjach potwierdzać. Znowu wnoszono protesty do starostw, a nawet do władz wyższych.</u>
<u xml:id="u-5.7" who="#HelenaKisielewska">Potem przyszły jaknajwiększe utrudnienia w przyjmowaniu deklaracyj przez władze szkolne, albo wręcz nieprzyjmowanie ich, żądania legalizacji podpisów w urzędach, żądania metryk, dowodów z fotografiami, dalej przyjmowanie deklaracyj bez ich przerachowania, tylko na wagę. Znów wzburzenie, protesty, interwencje i w rezultacie jeszcze większa zawziętość ludności. Koroną tych przeszkód i szykan, których niestety czas nie pozwala mi wyliczyć, było rozporządzenie kuratorium lwowskiego, ażeby deklaracyj bez notarialnie lub sądowo legalizowanego podpisu od doręczającego nie przyjmować. Pewność bezkarności za takie bezprawne zarządzenie lwowskiego kuratorium najlepiej udawadnia to, że nawet na interwencję p. Ministra nie tylko początkowo kurator nie zwrócił uwagi, ale jeszcze miał odwagę prostować w prasie relacje o rezultacie interwencji naszych posłów w Ministerstwie. Ostatecznie, gdy tem świadomem pogwałceniem praw uniemożliwiło się wielu ludziom wniesienie w przepisanym terminie deklaracyj plebiscytowych, cofnięto samowolne rozporządzenie.</u>
<u xml:id="u-5.8" who="#HelenaKisielewska">Nie starczyłoby mi czasu na to, ażeby wymienić chociażby najciekawsze sposoby, jakich używali posterunkowi, nauczyciele, nawet inspektorowie, ażeby zbałamucić, zastraszyć, zniechęcić naszą ludność do wyrażenia swej woli przez wniesienie deklaracyj za ukraińskim językiem nauczania. Znając ciężkie czasy i brak pieniędzy na wsi, wymyślano rozmaite bezprawne opłaty za podpisy czy rubrum na deklaracje. Częstokroć były to niemałe sumy. Lud w obronie swych praw gotów był na wszelkie ofiary. Np. wieś Podmychajle, w pow. kałuskim, gdzie wójt Polak nie chciał potwierdzić podpisów na deklaracjach, własnym kosztem sprowadziła z Kałusza urzędnika sądowego dla legalizacji podpisów, co razem z innymi wydatkami kosztowało interesowanych około 200 zł.</u>
<u xml:id="u-5.9" who="#HelenaKisielewska">Na porządku dziennym były zastraszenia ludzi karami, które na Wołyniu szczególniej realizowały się natychmiast przez nakładanie na najwięcej świadomych obywateli rozmaitych administracyjnych kar, a nawet przez aresztowanie jednostek, uważanych przez władze za niebezpieczne dla polskości szkoły.</u>
<u xml:id="u-5.10" who="#HelenaKisielewska">Faktami możemy służyć. Wójtowie chowali się przed ludźmi, były wsie, jak Ulbarów, w pow. dubieńskim, gdzie ludzie trzy dni chodzili do gminy, oddalonej o 9 km. i mimo to nie uzyskali potwierdzenia deklaracyj, nie pomogła i depesza, nadana do Ministerstwa. We wsi Zdowbica i Kopytków pow. zdołbunowskiego również 3 dni ludzie chodzili napróżno do gminy, oddalonej o 12 km. Wreszcie wręczają staroście przez swoich najpoważniejszych obywateli skargę na takie postępowanie wójta. Na drugi dzień tych uczciwych, ogólnie szanowanych obywateli aresztują pod zarzutem... kradzieży. Na Polesiu inspektor szkolny w Kobryniu wymyślił jeszcze jedno niczem nieuzasadnione żądanie. Wymagał zaświadczeń władz administracyjnych, że składający deklarację za językiem ukraińskim jest Ukraińcem. Setki podobnych praktyk z Wołynia, Polesia, Łemkowszczyzny, Galicji mogłabym tu podać, gdyby to nie zajęło zbyt wiele czasu. Powiem tylko, że brali udział w tych praktykach posterunkowi, nauczyciele, inspektorowie i inne urzędowe osoby.</u>
<u xml:id="u-5.11" who="#HelenaKisielewska">Jakiż był rezultat tych wszystkich wysiłków władz administracyjnych i szkolnych, ażeby przeszkodzić wolnym obywatelom wyrazić swoją wolę co do najświętszych praw każdego narodu, co do języka nauczania swojej dziatwy w szkole?</u>
<u xml:id="u-5.12" who="#HelenaKisielewska">Rezultat nawet dla nas jest nadspodziewanie świetny. Po siedmioletniej próbie korzyści utrakwistycznego nauczania trzy razy więcej ludności wzięło udział w plebiscycie za ukraińską szkołą, niż w poprzednich latach. Ćwierć miliona deklaracyj wniesiono za półmilionową rzeszą naszej dziatwy szkolnej, ćwierć miliona ludzi stanęło do walki o swoje prawo, nie żałując czasu i pieniędzy, narażając się na rozmaite szykany władz szkolnych i administracyjnych.</u>
<u xml:id="u-5.13" who="#HelenaKisielewska">Jest to żywiołowe wyjawienie woli narodu, jakiego nigdy nie dałoby się osiągnąć żadnemi agitacjami.</u>
<u xml:id="u-5.14" who="#HelenaKisielewska">Znamiennem jest to, że wnoszono deklaracje za ukraińską szkołą nawet w tych gminach, jak w pow. tłumackim, gdzie dotąd nie było żadnej kulturalnej ani gospodarczej ukraińskiej organizacji. Zdawałoby się, że wykazanie takiej zawziętej twardej woli w sprawie plebiscytowej powinno było być dość wymownem i władze powinnyby z tem poważnie się liczyć. Niestety, jak zwykle dotychczas, tak i teraz, Rząd, zamiast ocenić ten zbiorowy przejaw dojrzałości obywatelskiej narodu ukraińskiego, trwa widocznie dalej w tem przekonaniu, że da się wolę narodu zlekceważyć, a nawet siłą złamać. Dowodem tego jest, że centralny urząd nie tylko nie ukrócił i nie ukarał chociażby najwidoczniejszych bezprawnych, niczem nieuzasadnionych występów podwładnych sobie czynników, ale pozwala na dalsze nadużycia. Mam na myśli te wszystkie nadużycia, które się dzieją obecnie przy zdobywaniu deklaracyj za „państwowym” językiem nauczania, jak to skromnie na deklaracjach się zaznacza. Deklaracje te najczęściej są podstępnie drukowane w ukraińskim języku i zupełnie podobne do deklaracyj, wydanych przez nas. Na jednych jest podana drukarnia, która je drukowała, na innych tego niema. Na jednych wydrukowano, że są za „państwowym językiem” nauczania, na innych rubrykę tę zupełnie pominięto — ale najgorzej, że na te podstępnie wydane deklaracje najczęściej też podstępnie wyłudza się od ludzi podpisy, wmawiając, że i one są za wykładowym językiem ukraińskim, a podpisywać je trzeba dlatego, że pierwsze zostały unieważnione i t. p. Próbuje się też wpłynąć namową lub groźbami ze strony nauczycieli, inspektorów, zastraszeniem i teroryzowaniem ze strony policji. Nauczycielki dają dzieciom deklaracje za polskim językiem i wymagają, aby je rodzice podpisywali; gdy to nie pomaga, każą samym dzieciom w szkole podpisywać rodziców. Są liczne wypadki, że podpisuje się ludzi wbrew ich woli, a nawet potwierdza się u wójta fałszywe podpisy.</u>
<u xml:id="u-5.15" who="#HelenaKisielewska">Takie deklaracje były mi doręczone, i z tego zrobimy sądowy użytek.</u>
<u xml:id="u-5.16" who="#HelenaKisielewska">Na prowincji konfiskuje się w gazetach ustępy, w których zwraca się ludowi uwagę, żeby uważał na to, po mu dają do podpisu. W gazetce dla kobiet, którą sama wydaję, dwa razy konfiskowano mi takie ustępy, które były drukowane we wszystkich ukraińskich gazetach lwowskich. Takie i tem podobne nadużycia dzieją się na wszystkich terytoriach, zamieszkałych przez Ukraińców, a mimo naszych interwencyj u władz, mimo skarg i protestów rodziców, krajowe i państwowe władze nie chcą ukrócić tej samowoli prowincjonalnych funkcjonariuszów policyjnych, szkolnych i samorządowych.</u>
<u xml:id="u-5.17" who="#HelenaKisielewska">Czy liczy się na to, iż naród nasz, tak dotąd cierpliwy i ufający w prawdę i sprawiedliwość, da sobie tym razem wydrzeć bezkarnie prawo, jakie mu samo Państwo, przynajmniej nominalnie jeśli nie faktycznie, przyznaje?</u>
<u xml:id="u-5.18" who="#HelenaKisielewska">Rachuby takie mogą zawieść. Każdy dzień otwiera naszemu ludowi oczy, każde doświadczenie staje się dlań nauką, i ta ćwierć milionowa masa, która umiała, mimo wszelkich przeszkód, szykan i kosztów, wyrazić tak jasno swoją wolę, potrafi swych praw też obronić. Nie stłumi się żywiołowego przebudzenia narodu represjami, jak nie zgaszą ognia miłości ojczyzny i dążenia do zdobycia należnych narodowi praw prześladowania i więzienia. Tak, jak nie wstrzyma się ręką żywiołowej siły, żywego źródła, tak nie wstrzyma się duchowego odrodzenia i przebudzenia naszego narodu. O tem powinni pamiętać ci, którzy dzierżą dziś nad nami władzę.</u>
<u xml:id="u-5.19" who="#HelenaKisielewska">Żądamy, ażeby p. Minister wglądnął w tę sprawę i udaremnił podobne praktyki, wydając odpowiednie zarządzenia do organów sobie podwładnych.</u>
<u xml:id="u-5.20" who="#HelenaKisielewska">Ten stan jest powodem, że głosować będziemy przeciw budżetowi.</u>
</div>
<div xml:id="div-6">
<u xml:id="u-6.0" who="#WładysławRaczkiewicz">Głos ma s. Utta.</u>
</div>
<div xml:id="div-7">
<u xml:id="u-7.0" who="#AugustUtta">Wysoki Senacie! Jeżeli spojrzymy na zestawienie wydatków w poszczególnych częściach omawianego preliminarza budżetowego, wydrukowane na str. 7 Sprawozdania Komisji Skarbowo - Budżetowej, to od razu rzuca nam się w oczy, iż w preliminowanych na przyszły rok budżetowy wydatkach największe oszczędności poza Ministerstwem Robót Publicznych poczyniono w Ministerstwie W. R. i O. P. Te redukcje są tem mniej zrozumiałe, iż liczba dzieci w wieku szkolnym, którym Państwo obowiązane jest dać wykształcenie w zakresie szkoły powszechnej, wzrasta z każdym rokiem i obecnie już około pół miliona dzieci tych nie ma widoków na znalezienie miejsca w szkole.</u>
<u xml:id="u-7.1" who="#AugustUtta">P. referent przyznaje, iż kwoty preliminarza na rok 1933/34 nie odpowiadają ogromowi potrzeb oświaty i kultury, stwierdza zarazem, iż przewidziane na rok 1932/33 wydatki nie zostały zrealizowane. Tu właśnie, zdaniem naszem, leży wina Ministerstwa, iż dopuściło ono do tak znacznej redukcji swego budżetu, jakiej niema w żadnem innem ministerstwie, Znaczenie oświaty wżyciu narodu i Państwa nie jest mniejsze od środków obrony, sprawnej administracji i wymiaru sprawiedliwości.</u>
<u xml:id="u-7.2" who="#AugustUtta">Jeżeli porównamy preliminowane na rok przyszły wydatki czterech resortów z wykonaniem budżetu na rok 1931/32, to widzimy, iż wydatki Ministerstwa Spraw Wojskowych zostały powiększone — mówiąc w okrągłych cyfrach — o 161.274.000 zł, wydatki Min. Spr. Wewnętrznych zostały zredukowane tylko o 13.427.000 zł, Ministerstwa Sprawiedliwości o 4.184.000 zł, wydatki zaś Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego zmniejszono o 35.841.000 zł. Wobec tego nie mogę zgodzić się na wywody p. referenta, iż na cele oświatowe nie można było zaczerpnąć środków z innych działów naszego budżetu.</u>
<u xml:id="u-7.3" who="#AugustUtta">Niezgodnem z rzeczywistością jest również zawarte w sprawozdaniu twierdzenie, że poziom nauczania w szkołach powszechnych nie został obniżony i że powszechne nauczanie nie uległo załamaniu. Znaczna część nauczycielstwa pracować musi w izbach szkolnych, małych, dusznych, przepełnionych znacznie, ponad normę, często na dwie zmiany, nie mając najniezbędniejszych pomocy naukowych. Czy w takich warunkach możliwe jest utrzymanie nauki na odpowiednim poziomie? Stanowczo nie. Jeżeli pół miliona dzieci w wieku szkolnym nie zostaje przyjętych do szkoły, czy to nie jest załamaniem się powszechnego nauczania?</u>
<u xml:id="u-7.4" who="#AugustUtta">Po tych kilku uwagach ogólnych, dotyczących cyfr budżetu, chciałbym nieco rozwinąć niektóre myśli, wypowiedziane już w debacie generalnej przez mego kolegę klubowego, p. dr. Panta i poprzeć wywody jego niektóremi przykładami z życia codziennego. P. Minister w przemówieniu swem na Komisji Budżetowej w Sejmie użył w stosunku do szkół mniejszościowych bardzo ostrego tonu i zagroził im bardzo nieprzyjemnemi konsekwencjami, o ile nie przejdą ona na zalecony przezeń system wychowania państwowego. My moglibyśmy zgodzić się na żądanie p. Ministra, gdyby nam się udało uzgodnić nasze poglądy na pojęcie wychowania państwowego. Ja już w roku ubiegłym dałem wyraz naszemu poglądowi w tej sprawie. My uważamy, iż państwo, jako jednostka zbiorowa, składająca się z obywateli zamieszkałych na pewnem terytorium, połączonych ze sobą wspólnemu interesami gospadarczemi i politycznemu, opierających swój wzajemny stosunek na ustalonych normach prawnych i bezwzględnem podporządkowaniu się obowiązującemu prawu i władzy na prawie tem opartej, może być tylko wówczas silne, zdrowe i osiągnąć największy stopień rozkwitu, jeśli uda mu się najwięcej obywateli spoić z tem państwem duchowo. A to nie da osiągnąć się siłą, groźbami, represjami i przymusem, lecz raczej przez wpajanie w duszę młodego pokolenia zamiłowania do praworządności, sprawiedliwości i prawdy, poszanowania wszelkich uczciwych przekonań i poglądów współobywateli, zrozumienia ich potrzeb duchowych, szacunku dla ich mowy, ich kultury, ich przekonań religijnych i odrębności narodowościowych. W tym kierunku winno iść, zdaniem naszem, wychowanie państwowe. Jeżeli zaś p. Minister państwo rozumie jako bożyszcze, któremu wszyscy winni bezwzględne posłuszeństwo, któremu winni poświęcić wszystko bez wyjątku, nawet swoje przekonania, swoją kulturę i mowę ojczystą, to musimy odpowiedzieć stanowczo: nie! I tu właśnie leży jeden z najważniejszych powodów, dla którego my, jako przedstawiciele ludności niemieckiej, nie możemy znaleźć wspólnego języka i porozumienia się z obecnie rządzącym obozem, aczkolwiek poglądy nasze w wielu innych sprawach mają dużo cech wspólnych, Klub nasz nie jest klubem partyjnym, lecz podobnie jak Klub B. B. składa się z przedstawicieli różnych warstw społecznych i kierunków politycznych. Aczkolwiek nie negujemy potrzeb i pożyteczności zdrowych stronnictw politycznych, to podzielamy pogląd Panów, że wybujałe partyjnictwo i ślepy egoizm partyjny są szkodliwe, a nawet są nieszczęściem dla wielu państw Europy współczesnej. Klub nasz nigdy nie dążył do udziału we władzy, a miał jedynie na celu dobro państwa i wszystkich jego obywateli i dlatego do wszelkich poczynań rządzącego obozu ustosunkowywał się zawsze ściśle rzeczowo. Porozumienie się z mniejszościami przyniosłoby niewątpliwie odprężenie stosunków politycznych i gospodarczych z naszymi sąsiadami i podniosłoby szacunek i powagę Polski na forum międzynarodowem. Zdawałoby się, iż w tych warunkach miarodajne czynniki a przedewszystkiem p. Minister W. R. i O. P. nie powinni utrudniać tego porozumienia i na dobrą wolę z naszej strony nie powinni odpowiadać w takim tonie, jak uczynił to p. Minister w Komisji Budżetowej w Sejmie.</u>
<u xml:id="u-7.5" who="#AugustUtta">Jako jedną z najważniejszych zasług ministerstwa o sprawozdawca podkreśla nowe ustawy szkolne i zapoczątkowane wprowadzenie ich w życie. My do ustaw tych ustosunkowaliśmy się w swoim czasie rzeczowo, musieliśmy jednak wyrazić nasze obawy, iż zupełne pominięcie w nich sprawy szkolnictwa mniejszościowego doprowadzić może do zupełnej likwidacji szkół państwowych z niepolskim językiem wykładowym i zahamowania rozwoju naszego szkolnictwa prywatnego. Obawy te i naszą rzeczową krytykę niektórzy mówcy z klubu rządowego kwalifikowali jako objaw nacjonalizmu i przeciwstawianie się naturalnemu zasięgowi wpływu Państwa na rzeczy, które bezspornie i na całym świecie do państw należą. Niecały rok doświadczenia wykazał jednak, że obawy nasze były uzasadnione i że nacjonalizm znajduje się po skonie tych, którzy ustawy te zaczęli wprowadzać w życie. Usuwanie niemieckiego języka wykładowego i nauczycieli narodowości niemieckiej ze szkół państwowych przeprowadza się nadal we wzmożonem tempie. Na terenie b. zaboru rosyjskiego nie posiadamy już obecnie ani jednej szkoły państwowej, w którejby stosownie do obowiązujących przepisów prawa i woli zainteresowanych rodziców nauka prowadzona była w języku ojczystym dzieci.</u>
<u xml:id="u-7.6" who="#AugustUtta">Niedawno „dla dobra szkoły” został po 13 latach nienagannej pracy przeniesiony w stan nieczynny nauczyciel ostatniej szkoły z niemieckim językiem wykładowym na terenie pow. łęczyckiego w Tkaczewskiej Górze, Na miejsce jego do szkoły, do której uczęszcza 70 dzieci narodowości niemieckiej i w której, stosownie do przepisów prawa, obowiązuje wykładowy język niemiecki, został zamianowany człowiek, który językiem tym nie włada, a nawet nie może wykładać nauki religii, Skarga pokrzywdzonej ludności została przez Ministerstwo pozostawiona bez uwzględnienia. Czy to jest, Panie Ministrze, przestrzeganie przepisów prawa, o którem mówił p. Minister w Sejmie?</u>
<u xml:id="u-7.7" who="#AugustUtta">Kierownictwa większości szkół państwowych, które jeszcze zalicza się do szkół niemieckich, znajdują się w ręku nauczycieli narodowości polskiej. W szkołach tych wbrew przepisom prawa zabrania się na konferencjach nauczycielskich i rodzicielskich i w rozmowie z dziećmi używać języka niemieckiego. Tak wygląda równouprawnienie, które Panowie tak często podkreślali przy uchwalaniu nowej ustawy o ustroju szkolnictwa państwowego.</u>
<u xml:id="u-7.8" who="#AugustUtta">Lecz daleko dotkliwiej zaczęły przejawiać się skutki drugiej ustawy szkolnej, ustawy o szkołach prywatnych. Wszystko to, co mówiłem z tej trybuny przy omawianiu wspomnianej ustawy w dniu 11 marca r. b. ziszcza się niemal dosłownie. W Łodzi na początku b. roku szkolnego nie zatwierdzono 5 najlepszych sił nauczycielskich męskiego gimnazjum niemieckiego, w tem jednego nauczyciela z długoletnią praktyką, którego zarząd Stowarzyszenia Gimnazjalnego jako zasłużonego i wybitnego pedagoga przedstawił do zatwierdzenia na stanowisko dyrektora szkoły — jak gdyby dla ironii „ze względów pedagogicznych”. Wszystkim poszkodowanym odmówiono nawet prawa wniesienia odwołania. Na Wołyniu odebrano prawo nauczania 80 nauczycielom prywatnych szkół kościelnych, t. zw. kantoratów. Aczkolwiek szkoły te nie stały może na wysokości zadania, jednak w obecnych ciężkich czasach, kiedy setki dzieci nie znajduje miejsca w szkole, lepiej było pozostawić te szkoły, chociaż niedoskonałe, niż pozostawić dzieci bez nauki.</u>
<u xml:id="u-7.9" who="#AugustUtta">W Bydgoszczy starostwo, bez podania motywów, odmówiło siedmiu nauczycielom świadectwa lojalności. Dopiero naskutek odwołania po wielu zabiegach władze zmieniły swą decyzję, która wywołała tyle niepotrzebnego rozgoryczenia i zamętu w pracy szkolnej.</u>
<u xml:id="u-7.10" who="#AugustUtta">Kuratoria szkolne nie dopuszczają do nauczania w szkołach prywatnych „ze względów pedagogicznych” nauczycieli, którzy szereg lat pracowali w szkolnictwie, byli corocznie wizytowani, i ani razu nie stawiano im jakichkolwiek zarzutów.</u>
<u xml:id="u-7.11" who="#AugustUtta">Z okręgu szkolnego poznańskiego wniesiono na początku b. roku szkolnego do Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego 12 odwołań w podobnych sprawach. Odwołania te do dziś dnia nie zostały załatwione.</u>
<u xml:id="u-7.12" who="#AugustUtta">Były wypadki, że Ministerstwo wbrew swojemu własnemu rozporządzeniu z dnia 30 maja 1932 r. odmówiło zezwolenia na nauczanie w szkole powszechnej osobom, posiadającym kwalifikacje do nauczania w szkołach średnich.</u>
<u xml:id="u-7.13" who="#AugustUtta">Najwięcej trudności sprawia uzyskanie zaświadczenia o przydatności lokalu do celów szkolnych. Nie wystarcza tu obejrzenie lokalu na miejscu przez miarodajną osobę, wymaga się przedkładania planów, które niekiedy kosztują 350–450 zł. Dla przykładu, jak sprawy te są załatwiane, przytoczę następujący dokument.</u>
<u xml:id="u-7.14" who="#AugustUtta">Mam przed sobą odpis pisma Urzędu Wojewódzkiego Poznańskiego z datą 31 stycznia 1933 r. Nr DB. I 1/100–4.</u>
<u xml:id="u-7.15" who="#AugustUtta">Oto niejaki p. Bender w Rościnie pow. wągrowieckiego złożył podanie do województwa w Poznaniu o wydanie mu zaświadczenia o przydatności lokalu, który obrany był dla szkoły prywatnej. Urząd wojewódzki we wspomnianem piśmie odpowiedział, co następuje:</u>
<u xml:id="u-7.16" who="#AugustUtta">„W załatwieniu podania pańskiego z dnia 21. IX.1932 w sprawie orzeczenia o przydatności lokalu w Rościnie powiat Wągrowiec na cele szkolne, urząd wojewódzki, na mocy § 10 rozporządzenia Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego z dnia 7. VI.1932 r. (Dz. U. R. P. Nr. 50/1932, poz. 473) orzeka niniejszem, że wymieniony powyżej lokal nie nadaje się do celów szkolnych, a to z następujących powodów:</u>
<u xml:id="u-7.17" who="#AugustUtta">1) izba szkolna zwrócona jest oknami wprost ku południowej stronie, a więc ma zbyt silne światło (zwłaszcza latem), 2) przedsionek szkolny, przeznaczony jednocześnie na szatnię i rekreację, jest zbyt szczupły, gdyż posiada zaledwie 1,50 m szerokości, 3) przedsionek jest wspólny dla mieszkania prywatnego i izby szkolnej, co jest niedopuszczalne, 4) drzwi wejściowe do izby szkolnej winny być umieszczone naprzeciw okien tak, żeby było dosyć miejsca na ustawienie tablicy i katedry dla nauczyciela — umieszczenie drzwi wprost z sieni w środku ściany głównej jest niewłaściwe.</u>
<u xml:id="u-7.18" who="#AugustUtta">Od orzeczenia powyższego przysługuje Panu prawo odwołania i t. d.”. Okazało się, że wszystkie te zarzuty, postawione tutaj lokalowi, są zupełnie niezgodne z prawdą.</u>
<u xml:id="u-7.19" who="#AugustUtta">Otóż na decyzję tę zainteresowany p. Bender wniósł do Ministerstwa odwołanie w dniu 15 lutego r. b. w którem czytamy: „Decyzją z dnia 31 stycznia 1931 r. doręczoną mi w dniu 4 lutego, orzekł urząd wojewódzki, że lokal ten nie nadaje się dla celów szkolnych. Przeciw temu orzeczeniu wnoszę niniejszem odwołanie, ponieważ braki, wyliczone w orzeczeniu urzędu wojewódzkiego, są zupełnie bezpodstawne i nie zgadzają się z faktycznym stanem rzeczy. A mianowicie:</u>
<u xml:id="u-7.20" who="#AugustUtta">1) Izba szkolna nie jest zwrócona „wprost ku południowej stronie”, lecz wprost ku południowo-zachodniej stronie. Przyczem nadmienić muszę, że ustawowo niedopuszczalną jest tylko strona północna, a południowa zaś jest tylko niepożądaną,</u>
<u xml:id="u-7.21" who="#AugustUtta">2) Przedsionek szkolny nie posiada „zaledwie 1,50 m, szerokości”, lecz jest faktycznie 2 m, szeroki i 5,25 m, długi, a więc nie „za szczupły” dla jednej klasy.</u>
<u xml:id="u-7.22" who="#AugustUtta">3) Przedsionek nie jest wspólny dla mieszkania prywatnego i izby szkolnej, bo mieszkanie prywatne ma po drugiej stronie osobny przedsionek z osobnem wejściem,</u>
<u xml:id="u-7.23" who="#AugustUtta">4) Drzwi wejściowe do izby szkolnej nie są umieszczone w środku ściany głównej tak, że niema miejsca na ustawienie tablicy i katedry, lecz są umieszczone tak, że z jednej strony wynosi ściana 1,05 m., a z drugiej strony 3,40 m., co zupełnie wystarcza na umieszczenie tablicy i katedry”. Otóż z tego wynika, jak władze administracyjne starają się utrudniać otworzenie szkoły prywatnej.</u>
<u xml:id="u-7.24" who="#AugustUtta">Posiadam jeszcze jeden ciekawy dokument, który ilustruje stosunek władz administracyjnych do potrzeb naszego szkolnictwa, i to władz, bez zgody których — stosownie do nowej ustawy o szkołach prywatnych — nie może istnieć żadna szkoła prywatna.</u>
<u xml:id="u-7.25" who="#AugustUtta">Oto niemieckie stowarzyszenie szkolne w Krotoszynie dla umożliwienia dzieciom niemieckim, z odleglejszych miejscowości, uczęszczania do szkoły prywatnej, postanowiło uskuteczniać dowóz dzieci autobusem. Na pytanie w tej sprawie p. starosta krotoszyński odpowiedział następującym pismem:</u>
<u xml:id="u-7.26" who="#AugustUtta">„Na podstawie art. 72 rozporządzenia Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 23.3.1928 r. o postępowaniu administracyjnem, Dz. U. R, P. Nr. 36/28, poz. 341 i § 10 tyt. 17 części II powszechnego prawa krajowego nie zezwalam na uruchomienie zgłoszonego autobusu na linii Koźmin — Krotoszyn, ponieważ przewóz dzieci szkolnych autobusem zagraża ich życiu i zdrowiu”.</u>
<u xml:id="u-7.27" who="#AugustUtta">Proszę Panów, czyż to nie wygląda na zwykłą szykanę? Czy dziwić się można, jeżeli po takiem ustosunkowaniu się władz miarodajnych do kulturalnych potrzeb ludności niemieckiej, ludność ta w swej rozpaczy szuka pomocy na mocy traktatu o mniejszościach narodowych? Wierzcie Panowie, iż czyni to ona niechętnie, z bólem w sercu. Jedynie p. Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego mógłby tu przy dobrej chęci zaradzić złu i usunąć te przeszkody, jakie uniemożliwiają nam współpracę i wzajemne zaufanie, a temsamem i głosowanie za budżetem.</u>
</div>
<div xml:id="div-8">
<u xml:id="u-8.0" who="#WładysławRaczkiewicz">Głos ma s. Sieńko.</u>
</div>
<div xml:id="div-9">
<u xml:id="u-9.0" who="#WładysławSieńko">Wysoka Izbo! Nie tylko p. Minister, ale także i przedstawiciele społeczeństwa w tej Izbie, wypowiedzieli słowa uznania dla pracy nauczyciela polskiego. W tych warunkach, w jakich on dziś pracuje, na tego nauczyciela spada cały ciężar nie tylko nauki w szkole, ale i poza budynkiem szkolnym, ażeby w tem społeczeństwie prowadzić dalszą pracę kulturalno-oświatową, a nawet i zawodową. Nauczyciel doskonale rozumie swoje cele i ideały, dla których musi pracować, i jakkolwiek w ostatnich czasach wynagrodzenia zostały znacznie pomniejszone, a warunki jego zostały znacznie pogorszone, to jednak nauczyciel od tej pracy się nie usuwał i nie usuwa.</u>
<u xml:id="u-9.1" who="#WładysławSieńko">Stosunek nauczyciela do społeczeństwa wyrobił się poprawny, społeczeństwo ocenia jego pracę, ale w ostatnich czasach ten stosunek znacznie się pogorszył, szczególniej na wsi. Mianowicie wskutek dekretu p. Prezydenta Rzeczypospolitej, przenoszącego dodatki mieszkaniowe z kas skarbowych na samorządy, powstało zamieszanie i zły stosunek pomiędzy nauczycielstwem a gminami. Dziś jest taki stosunek, że prawie 60% nauczycieli nie otrzymuje tego dodatku z różnych przyczyn; raz, że gminy uważają, że to nie jest część uposażenia służbowego, przewidzianego rozporządzeniem dla wszystkich funkcjonariuszów państwowych, ale uważają, że to jest jakiś nadzwyczajny dodatek, jakaś remuneracja za pewne czynności, a z drugiej strony nauczycielstwo posądza samorządy terytorialne, że ze złej woli nie chcą płacić tego dodatku. Dlatego też byłoby wskazane, aby formę tego wypłacania zmienić, żeby, tak jak było poprzednio, płacił ten dodatek fundusz państwowy, naturalnie po rozliczeniu się z samorządami terytorialnemi. Usunie to tarcia, jakie się wkradły pomiędzy szkołą i nauczycielstwem a gminą. Słyszałem, że co do tego toczą się już pertraktacje między Ministerstwem Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego a Ministerstwem Skarbu i uważam, że należałoby to koniecznie przeprowadzić w imię dobra szkoły i nauki i tego życzliwego stosunku, jaki dotychczas istniał pomiędzy nauczycielstwem a samorządem.</u>
<u xml:id="u-9.2" who="#WładysławSieńko">Pracy nauczyciela nie możemy porównywać z pracą jakiegokolwiek innego funkcjonariusza państwowego. Nie chcę tem obniżać ważności pracy urzędnika państwowego, a wywyższać procę nauczyciela, ale chcę wskazać na to, że jeżeli urzędnik wykonuje pewną pracę, to zawsze po niej zostanie ślad i to ślad długotrwały, podczas, gdy ślad pracy nauczyciela po pewnym czasie zaciera się, albowiem młodzież przenosi się z tej szkoły do innej, albo z tej miejscowości do innej, lub wogóle opuszcza szkołę. A więc stwierdzenie owoców jego pracy w szkole nasuwa pewne trudności. Jeżeli urzędnik ma czas określony co do swojej pracy, to praca nauczyciela jest właściwie bez określenia. Nauczyciel nigdy nie może powiedzieć, ile godzin pracy zajmuje mu jego stanowisko, musi się przygotowywać do swojej pracy, następnie musi cały czas poświęcać różnym czynnościom pozaszkolnym, do spełnienia których nikogo innego się nie powołuje.</u>
<u xml:id="u-9.3" who="#WładysławSieńko">Społeczeństwo uważa, że czynności społeczno-oświatowe spoczywają tylko na nauczycielu. Jeśli te czynności są źle wykonywane, albo jeśli tych czynności niema w danej miejscowości, uważa się, że odpowiedzialnym za to jest nauczyciel, a nie kto inny. Uważam, że całe społeczeństwo, cała inteligencja jest obowiązana do pracy, nie tylko w środowiskach miejskich, ale i w wiejskich.</u>
<u xml:id="u-9.4" who="#WładysławSieńko">Z końcem ub. r. pojawił się dekret P. Prezydenta Rzeczypospolitej, który wprowadza nowelizację do stosunków prawno-służbowych nauczycielskich. Dekret ten dał dużo do myślenia i rzucił dużo trwogi na sfery nauczycielskie. Mianowicie zostało w tym dekrecie przekreślone prawo jawnej kwalifikacji i wgląd w kwalifikacje. Nauczycielstwo uważa to za olbrzymią stratę dla siebie, a równocześnie uważa to za jakieś memento, które może grozić ciężką katastrofą, bo jakkolwiek w dekrecie jest powiedziane, że władze administracyjne, władze nadzorcze mają prawo kwalifikacji nauczyciela, to jeżeli popatrzymy na ten stosunek, na możność kwalifikowania tej pracy, to ona dziwnie wygląda. Według ostatniego zestawienia mamy sił nadzorczych 380 na całym terenie Rzeczypospolitej, a na to mamy 76.000 nauczycieli pomieszczonych w 27.000 jednostek szkolnych, w 200.000 oddziałów, mających pod swą pieczą 4½ miliona dziatwy szkolnej. Jakże tych 380 ludzi potrafi w ciągu dwustu kilkudziesięciu dni szkolnych w ciągu roku zwizytować tych ludzi i dać im bezstronną życzliwą i prawdziwą kwalifikację, podczas gdy jeszcze nie tylko sam nadzór należy do tych panów wizytatorów i inspektorów; do nich należy także i pewne kierownictwo, wychowawstwo sfer nauczycielskich. Nauczyciel rozumie, że przyjście inspektora, czy wizytatora na kilkuminutowy, czy nawet kilkugodzinny pobyt w szkole, nie daje całkowitego obrazu jego pracy i wysiłku, oraz stanu danej szkoły, stanu wszystkich działalności w jego terenie. Ocena ta będzie uzależniona od dobrego czy złego nastawienia tego pana z administracji szkolnej, często przez osoby postronne, czego mamy już dzisiaj dowody. Osoby postronne potrafią wpływać na to, iż inspektorowie i wizytatorowie ustosunkowują się niebardzo życzliwie nawet do bardzo dobrego nauczyciela. P. Minister był już interpelowany co do tego i złożył oświadczenie tak samo w Komisji Oświatowej Sejmu, jak i na plenum Izby, ale chciałem tę rzecz tu podnieść w tej Wysokiej Izbie, ażeby nie tylko w rozporządzeniu wykonawczem znalazła się wzmianka o jawnej kwalifikacji, ale także, ażeby w jak najkrótszym czasie nastąpiła nowelizacja tego dekretu. I śmiem się powołać na zapewnienie p. Ministra, które wygłosił na ostatnim zjeździe delegatów Związku Nauczycielstwa Polskiego. P. Minister, nie będąc do tego zmuszony, z całą życzliwością powiedział do nauczycielstwa: „Jeżeli nie jestem w stanie polepszyć materialnych warunków życia nauczyciela, nie mogłem zmniejszyć nadmiernej niekiedy ilości godzin pracy lub zmniejszyć ilość dzieci, przypadających na jednego nauczyciela, to przynajmniej jestem w stanie zapewnić mu w pracy niezależność i swobodę, bez których trudno wyobrazić sobie istotnie twórczy stosunek do zawodu”. Powołując się na te życzliwe słowa p. Ministra, tego najwyższego naszego opiekuna wychowania narodowego, śmiem przypuszczać, że w najbliższym czasie dla zapewnienia tego spokoju, w ciężkiej pracy nauczyciela, p. Minister zgłosi nowelizację dekretu Prezydenta Rzeczypospolitej o stosunkach służbowych nauczycieli. A wtedy nauczyciel, choć chłodno i głodno będzie w jego izbie, nie będzie miał nad sobą miecza Damoklesa i będzie myślał o tem, żeby z tej ciężkiej sytuacji, w jakiej znajduje się społeczeństwo, razem biedząc się ze społeczeństwem, wyprowadzić je na lepszą drogę.</u>
<u xml:id="u-9.5" who="#komentarz">(Oklasku)</u>
</div>
<div xml:id="div-10">
<u xml:id="u-10.0" who="#WładysławRaczkiewicz">Do tej części preliminarza nikt do głosu się nie zapisał. Głos ma p. Minister Jędrzejewicz.</u>
</div>
<div xml:id="div-11">
<u xml:id="u-11.0" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoJędrzejewicz">Wysoki Senacie! Zarówno na Komisji Budżetowej Senatu, jak i obecnie na plenum, sprawy budżetu Ministerstwa Oświaty, ściśle biorąc, niemal rozpatrywane nie były. Ani cyfra globalna budżetu, ani podział tej sumy pomiędzy poszczególne działy naszej pracy oświatowej nie były kwestionowane. Wnioskuję stąd, że te rzeczy najistotniejsze w budżecie zarzutom Wysokiej Izby nie podlegają i że wspólnie rozumiemy, iż w sytuacji, jaka istnieje obecnie w Polsce, zresztą i gdzieindziej, powiększanie sum na budżet oświaty nie jest rzeczą możliwą, gdyż nie byłoby skąd brać na to kwot potrzebnych.</u>
<u xml:id="u-11.1" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoJędrzejewicz">Budżetu naszego, niestety, nie tylko nie można powiększyć, ale musi on być do pewnego stopnia kurczony, jednocześnie zaś oświatowe potrzeby rosną, szczególnie u nas w Polsce w związku z wzrostem liczby dzieci w wieku szkolnym. I oto staje przed nami olbrzymia kwestia niedoboru, niedoboru ilości dzieci objętych przez szkołę. Mamy tych dzieci około 450.000, w tem zaś 100.000 takich dzieci, których objęcie przez izby szkolne byłoby wielką i palącą potrzebą. Nie jesteśmy jednak w stanie tego uczynić. Próbujemy tę sytuację poprawić przez lepszą organizację szkolnictwa, przez odpowiednie usprawnienie pracy nauczycielskiej. To też w tej dziedzinie można sobie postawić pytanie: czy Ministerstwo należycie postarało się o odpowiednie zorganizowanie życia szkolnego, aby przeciwdziałać tej sytuacji i czy nauczyciel czyni wszystko, czego taki stan rzeczy od niego wymaga? Zdaje mi się, że ani w stosunku do Ministerstwa, ani w stosunku do nauczycieli pod tym względem zarzutów być nie może.</u>
<u xml:id="u-11.2" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoJędrzejewicz">Reforma ustroju szkolnego, zapoczątkowana przez Ministerstwo ustawą z zeszłego roku, rozwija się należycie. Jesteśmy jednak dopiero w pierwszem stadjum jej realizacji, która jest rozłożona na sześć lat. W związku z tem bardzo mnie zdziwiło stanowisko p. sen. Sicińskiego, który zmniejszenie się w szkołach ilości dzieci chłopów i robotników uważa za skutek reformy ustroju szkolnictwa. Zmniejszenie się w szkołach ilości dzieci chłopów i robotników jest związane z tem zjawiskiem, które wszyscy bardzo dobrze znamy. Przypomnijmy sobie czasy nie tak dawne, które wywoływały rozmaite dowcipy i żarty na temat tych jedwabnych pończoch i fortepianów, jakie ludność wiejska była wówczas w stanie kupować. Po okresie tym przyszło stopniowe pogorszenie się sytuacji, która obecnie jest bardzo ciężka. Z tem to, a nie innem, zjawiskiem gospodarczem związane jest zmniejszenie się ilości młodzieży wiejskiej w szkolnictwie ogólnokształcącem.</u>
<u xml:id="u-11.3" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoJędrzejewicz">Przejdźmy z kolei do spraw nauczycielskich, które ostatni mówca p. sen. Sieńko był łaskaw poruszyć.</u>
<u xml:id="u-11.4" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoJędrzejewicz">O ile chodzi o dodatki mieszkaniowe, mam nadzieję, że wkrótce doprowadzę tę rzecz do pomyślnego końca.</u>
<u xml:id="u-11.5" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoJędrzejewicz">Co się tyczy pragmatyki nauczycielskiej, muszę z naciskiem podkreślić to, co już mówiłem na zjeździe Związku nauczycielskiego, iż bardzo mi zależy na tem, ażeby nauczyciel polski, który rzeczywiście znajduje się w warunkach materialnych nie najlepszych, miał za to moralne warunki możliwie dobre — i sądzę, że rozporządzenie wykonawcze do pragmatyki sprawę tę postawi na dobrej płaszczyźnie.</u>
<u xml:id="u-11.6" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoJędrzejewicz">P. sen. Utta i p. sen. Kisielewska poruszyli sprawę mniejszości narodowych. Ta sprawa zazwyczaj jest poruszana w sposób określony według zgóry ułożonego schematu przedstawia się cały szereg drobnych wydarzeń, które rzekomo świadczą o tem, że mniejszości narodowe na terenie życia szkolnego ulegają skrajnym prześladowaniom.</u>
<u xml:id="u-11.7" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoJędrzejewicz">Nie będę twierdził, proszę Panów, bo to prawdopodobnie nie odpowiadałoby rzeczywistości, że w tym zakresie rzeczy mamy do czynienia ze stanem idealnym. Jak w każdej dziedzinie życia, tak i tutaj znaleźlibyśmy zapewne te czy inne braki, te czy inne nienależyte posunięcia, te czy inne nieporozumienia. Nie mam pretensji do tego, aby pod mojemi rządami oświatowemi zapanowały stosunki idealne. Napewno ich tak prędko nie osiągniemy, chodzi jedynie o to, ażebyśmy mieli do czynienia z jakimś postępem, i sądzę, że ten postęp istotnie istnieje. Sądzę, że p. sen. Utta zgodzi się ze mną, iż sytuacja szkolnictwa mniejszościowego w Polsce przedstawia się o wiele lepiej, niż sytuacja mniejszości polskiej w Niemczech przedwojennych. Postęp osiągnięto, zdaje mi się, bardzo znaczny, i wątpię, aby p. sen. Utta mógł mi zaprzeczyć. Również, jeżeli porównamy sytuację mniejszości niemieckiej w Polsce i mniejszości polskiej w Niemczech współczesnych, to i tutaj przewaga będzie po stronie Polski. Panie Senatorze, sądzę, że również Pan Senator z tem się zgodzi,</u>
<u xml:id="u-11.8" who="#komentarz">(S. Utta: Tam się otwiera, a u nas się zamyka.)</u>
<u xml:id="u-11.9" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoJędrzejewicz">Nie, Panie Senatorze, niech Pan będzie łaskaw zestawić statystykę ilości szkół polskich, czy to średnich, czy powszechnych, w Niemczech z ilością szkół niemieckich w Polsce i obliczyć w stosunku do ilości przedstawicieli mniejszości tu i tam, a rezultaty będą niewątpliwe. Idzie mi więc tylko o to, ażeby ewentualne nadużycia, nieporozumienia i niedociągnięcia ukrócać i ze swojej strony wszystko w tym kierunku robię.</u>
<u xml:id="u-11.10" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoJędrzejewicz">Z kolei zwracam się do zarzutów, skierowanych tutaj przeciwko moim zapatrywaniom na wychowanie religijne. Zrobił to przedewszystkiem p. sen. Tullie, poruszył również tę sprawę p. sen. Siciński. W tej sprawie miałem możność wypowiadać się niejednokrotnie, podkreślając, jak dalece wychowanie religijne stanowi w mojem pojęciu integralną część całości wychowania. Twierdzę, że wychowanie dziecka bez elementów religijnych zubożyłoby je niesłychanie i że współczesne życie w tych walorach głęboko ludzkich, które przedewszystkiem wychowanie religijne rozwija, nie dałoby się pomyśleć bez takiego wychowania.</u>
<u xml:id="u-11.11" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoJędrzejewicz">Na terenie szkolnictwa mamy jednak mnóstwo nieporozumień, wypływających z błędnych informacyj, któremi ludzie złej woli szermują. Tak się rzeczy mają z Augustowem, gdzie odbył się kurs nauczycielski, na którym, według zarzutów Katolickiej Ajencji Prasowej, p. Maria Moczydłowska i p. Pomianowska miały wygłosić jakoby tezy w kierunku już nie nawet ateistycznym, Panie Senatorze, ale wprost muzułmańskim. Oczywista rzecz, dochodzenia szczegółowe, przeprowadzone w całej tej sprawie przez organy Ministerstwa, wykazały całą bezpodstawność tych zarzutów. Okazało się, że z przemówień i wykładów obu tych pań tendencyjnie powyciągano pewne fragmenty, budując z nich całość, w żadnej mierze nie odpowiadającą rzeczywistości. Również na kursie tym żaden wiersz nie został skierowany przeciwko Papieżowi. Żal mam do tych instytucyj prasowych, które bez sprawdzenia, bez należytego przetrawienia rzeczy, bez należytego poinformowania się podają do opinii publicznej wiadomości niesprawdzone.</u>
<u xml:id="u-11.12" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoJędrzejewicz">A teraz zwrócę się do zarzutu rzekomego partyjnictwa w szkołach, do insynuacji, jakoby Rząd chciał wprowadzić do szkoły jakiś specyficzny rodzaj partyjnictwa. Na to powiedzieć mogę to tylko, iż Rząd nie jest zainteresowany w tem, żeby szkoły stały się pepinierami partyj politycznych i przeciwstawia się podobnym próbom, czynionym przez niektóre ugrupowania polityczne. Słyszeliśmy przed chwilą, iż czynniki władzy państwowej zdejmują portrety zasłużonych Polaków. Mówiono o Hallerze i Dmowskim. Proszę zwrócić uwagę na to, a przywiązuję do tej rzeczy wielką wagę, że w szkołach mogą i powinny wisieć portrety zasłużonych Polaków. Tymi zasłużonymi są historyczne postacie z przeszłości, oraz ci z żyjących obywateli polskich, którzy zajmują w Państwie naczelne stanowiska, a więc Prezydenci Rzeczypospolitej, żyjący, czy nieżyjący, Pierwszy Naczelnik wskrzeszonej naszej Ojczyzny.</u>
<u xml:id="u-11.13" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-11.14" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoJędrzejewicz">W szkołach nie znajdą Panowie ani portretu p. prezesa Sławka, chociaż jest wybitnym politykiem, ani też gen. Rydza — Śmigłego, czy gen. Sosnkowskiego, chociaż są zasłużonymi i wybitnymi wojskowymi. Z tego samego względu nie powinny również w szkołach się znajdować portrety p. Dmowskiego czy gen. Hallera.</u>
<u xml:id="u-11.15" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoJędrzejewicz">Była wreszcie tutaj mowa o odpowiedzialności Ministra.</u>
<u xml:id="u-11.16" who="#MinisterWyznańReligijnychiOświeceniaPublicznegoJędrzejewicz">Poszukując u organów podwładnych bardzo skrupulatnie tego momentu odpowiedzialności, szukam go również i u siebie samego i podzielę się z Senatem w tym wypadku moim poglądem na tę kwestię. Konstatuję tu rzecz zresztą niezmiernie prostą i jasną. W swoim charakterze Ministra odpowiadam przed Panem Prezydentem, który w każdej chwili może zażądać mojego ustąpienia, odpowiadam również przed Sejmem, który w każdej chwili może zgłosić przeciwko mnie votum nieufności. Ta odpowiedzialność jest postawiona niezmiernie wyraźnie i z punktu widzenia prawnego wątpię, by ktokolwiek a wiec i p. sen. Siciński, miał przeciw temu coś do powiedzenia. Dopatruję się w jego przemówieniu innych rzeczy. Konstatuję, że wedle jego zdania większość rządowa w Sejmie, w ciałach ustawodawczych, nie jest większością w społeczeństwie, że Rząd tej większości w społeczeństwie nie posiada, i dlatego stawia p. sen. Siciński moją odpowiedzialność pod znakiem zapytania. Nie możemy jednak operować kategoriami fikcyjnemi. Mam do czynienia z większością sejmową, ta większość sejmowa jest faktem niewątpliwym i tylko przed nią mogę być odpowiedzialnym.</u>
</div>
<div xml:id="div-12">
<u xml:id="u-12.0" who="#WładysławRaczkiewicz">Nikt głosu nie zabiera. Wobec tego dyskusję nad częścią 13 preliminarza uważam za skończoną. Przechodzimy do sprawozdania z części 12, Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych.</u>
<u xml:id="u-12.1" who="#WładysławRaczkiewicz">Głos ma s. Rdułtowski.</u>
</div>
<div xml:id="div-13">
<u xml:id="u-13.0" who="#KonstantyRdułtowski">Wysoki Senacie! Ciężka sytuacja rolnictwa jest dziś jednem z centralnych zagadnień w życiu naszego Państwa. Już w pierwszym dniu rozprawy budżetowej w tej Wysokiej Izbie w przemówieniach pana przewodniczącego Komisji Skarbowo - Budżetowej i pana generalnego referenta została ona należycie uwypuklona. W dostarczonem szanownym Panom Senatorom sprawozdaniu starałem się przedstawić ją jak najdokładniej na podstawie cyfrowych danych statystycznych. Jak widzimy, kryzys pogłębił się w roku ostatnim we wszystkich bez wyjątku dziedzinach produkcji rolnej. Ogólny spadek cen w rolnictwie trwał dalej, rozwartość t. zw. nożyc cen się nie zmniejszyła, a w stosunku do przemysłu skartelizowanego wzrosła wydatnie, nieopłacalność produkcji wciąż jeszcze sięgała coraz to szerzej i głębiej, gdyż spadek przychodu postępował znacznie prędzej, niż kosztów.</u>
<u xml:id="u-13.1" who="#KonstantyRdułtowski">Obliczenia wydziału ekonomiki rolnej drobnych gospodarstw Państwowego Instytutu Wiejskiego w Puławach wykazują na rok 1931/32 deficytowość 55% wszystkich badanych gospodarstw od 2 ha do 50 ha; przeciętnie każdy ha przyniósł w tym roku 7 zł deficytu, a rodzina robotnika za swą całoroczną pracę w gospodarstwie musiała dopłacić 664 zł, jeżeli kapitał włożony w gospodarstwo obciążyć odsetkami w stosunku 6% rocznie. Sytuacja gospodarstw folwarcznych jest jeszcze gorsza. Najwyżej dotąd stojące gospodarstwa tego typu w Wielkopolsce wykazują cofanie się i zanik kultury.</u>
<u xml:id="u-13.2" who="#KonstantyRdułtowski">Długotrwała nieopłacalność, wyczerpanie kapitałów i brak kredytu muszą hamować intensyfikację gospodarstw i rozwój produkcji. Zużycie nawozów sztucznych spada, wynosząc pod względem wartości w 1931/32 tylko 24% wartości z 1928/29 r. i niespełna 2/3 z roku 1939/31. Uprawa roślin okopowych, najbardziej związana z intensyfikacją gospodarstw, wykazuje poważny spadek. Zmniejsza się też wydatnie ilość pogłowia inwentarza żywego.</u>
<u xml:id="u-13.3" who="#KonstantyRdułtowski">Ten stan rzeczy odbija się wyraźnie na obniżeniu się obrotu produktami rolnemi na kolejach państwowych, a jednocześnie i artykułami, niezbędnemi do podtrzymania tej produkcji, jak maszyny i narzędzia rolnicze (stosunek w ciągu 3 lat ostatnich jak 10 : 6 : 3), nawozy sztuczne i t. p. Zmniejszył się wreszcie w sposób niepokojący wywóz zagranicę produktów rolnych, mniejwięcej o połowę, trzymając się dość wysoko jedynie dla zbóż, a spadając zastraszająco dla produkcji zwierzęcej, zwłaszcza mięsa, spadek 87%, i masła, spadek 93%, w stosunku do 1931 r. Spadek wywozu trwa nadal i w styczniu 1933 r.</u>
<u xml:id="u-13.4" who="#KonstantyRdułtowski">Oto jest krótki, ale wymowny obraz, oparty na obiektywnym mierniku cyfr, które przynosi statystyka. Uzupełnia go wzrost zadłużenia, niewypłacalności, zamrożenia krótkoterminowego kredytu.</u>
<u xml:id="u-13.5" who="#KonstantyRdułtowski">Rząd zdawał sobie sprawę z wciąż pogarszającej się sytuacji. Walka z kryzysem, wywołanym nieopłacalnością produkcji, może iść dwiema drogami, są to: podniesienie cen na produkty rolne i obniżenie kosztów ich otrzymania, W początkach kryzysu kroczyliśmy głównie pierwszą; zdawała się ona prostszą, hardziej bezpośrednią i prędzej prowadzącą do celu. Z biegiem czasu okazała się ona jednak sama niewystarczającą, a cel, do którego wiodła coraz trudniejszym do osiągnięcia. Stała się widoczną konieczność jednoczesnego prowadzenia akcji i drugą drogą, a że narazie była ona mniej wyzyskana, mocniejszy wypadało położyć na nią nacisk.</u>
<u xml:id="u-13.6" who="#KonstantyRdułtowski">Akcja w kierunku podniesienia cen i obniżenia kosztów produkcji nie mogła całkowicie wyczerpać zagadnienia. Długotrwały stan kryzysowy wytworzył na drodze życia rolniczego liczne zapory, grożące mu poważnem załamaniem. Doraźne ich usunięcie stało się koniecznością, wywołując specjalną akcję finansowo - rolną, mającą na celu ułatwienie gospodarstwom rolnym przetrwania kryzysu. Został wydany szereg ustaw i rozporządzeń, zmierzających do ochrony gospodarstw przed zniszczeniem w drodze egzekucyj, zwłaszcza lekkomyślnych i gospodarczo szkodliwych, ustaw i rozporządzeń, ułatwiających parcelację części większych majątków ziemskich dla spłaty uciążliwych zobowiązań, dających ulgi w spłacie zaległości podatkowych, stwarzających ramy dla dobrowolnych lub nawet przymusowych układów między zadłużonym rolnikiem a jego wierzycielami, wreszcie broniących przed lichwą, wprowadzających ułatwienia w wywiązywaniu się z zobowiązań kredytowych i wprowadzających obniżenie stopy procentowej. Te ostatnie nie mają już charakteru doraźnego i przejściowego, który w ustawodawstwie finansowo-rolnem z natury rzeczy dominuje, a sięgają głębiej do podstawowego zagadnienia obniżenia kosztów produkcji.</u>
<u xml:id="u-13.7" who="#KonstantyRdułtowski">Akcja finansowo-rolna była konieczna i przyniosła znaczne odprężenie w nadmiernie ciężkiej sytuacji rolnictwa. Musi być ona uważana jako czasowe, doraźne uzupełnienie zasadniczej polityki rolnej i stanie się zbędną dopiero w chwili, gdy ta ostatnia doprowadzi do swego celu, jakim jest przedewszystkiem osiągnięcie opłacalności produkcji i idącej za nią równowagi w życiu gospodarczem.</u>
<u xml:id="u-13.8" who="#KonstantyRdułtowski">Walka z dalszym spadkiem cen na produkty rolne była prowadzona w 1932/33 roku temi samemi, wypróbowanemi już w latach ubiegłych i nie budzącemi zasadniczych wątpliwości środkami, jakimi są: cła przywozowe, premie eksportowe, zakupy inwestycyjne i kredyty zastawowe lub zaliczkowe. Skutek zależny był od tego, w jakich warunkach, a też w jakim zakresie i z jakim nasileniem zabiegi te były stosowane.</u>
<u xml:id="u-13.9" who="#KonstantyRdułtowski">Cła przywozowe spełniały naogół swe zadanie zadawalająco. Import się zmniejszył. Premie wywozowe na produkty rolnicze zostały utrzymane w dotychczasowej wysokości, jeżeli zaś chodzi o zboża, w ostatnim czasie zostały one nawet rozszerzone na owies. Trzeba tu jednak stwierdzić, że utrzymanie premij eksportowych na zboże, jakkolwiek koszt ich już dotąd przewyższył wydatkowane na ten cel w roku ub. 12.981.248 zł, wpłynęło na utrzymanie cen stosunkowo w znacznie niższym stopniu, a to wskutek niedopisania drugiego środka, jakim są zakupy interwencyjne. Referent budżetu Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych w Sejmie p. poseł Strojnowski w ciekawem zestawieniu wydatków, poniesionych przez Państwo w latach ubiegłych łącznie na premie wywozowe i akcję interwencyjną, wykazał, że przy równoległem prowadzeniu obu tych akcyj, wzajemnie się uzupełniających, można mniejszemi środkami otrzymywać daleko lepsze rezultaty. Dlatego też z żalem stwierdzić należy, że PZPZ, nie rozporządzając w roku bieżącym kapitałem przeznaczonym na straty, a korzystając tylko z ograniczonego kredytu w Banku Polskim na potrzeby obrotowe, nie odgrywają w należytym stopniu swej roli. W sezonie bieżącym akcja ich ograniczyła się do utrzymania poziomu cen wewnętrznego rynku zbożowego na wysokości cen eksportowych, z zaniechaniem wszelkich usiłowań oderwania się od cen światowych. W rezultacie nadwyżki jesienne żyta zostały rzucone w nadmiernej ilości na eksport, osiągając najniższe stosunkowo ceny na rynkach światowych. A dalszem następstwem tego stanu rzeczy jest zwiększony koszt premij i bardzo mała ich skuteczność. Z tego należy wyciągnąć jedynie słuszny wniosek na przyszłość, nie ten, że premie na zboże jako mało celowe znieść należy, lecz tem, że kosztów przeznaczonych przez Skarb na utrzymanie cen, należy we właściwy sposób użyć nie tylko na premiowanie wywozu, lecz i na równoległe prowadzenie akcji interwencyjnej na rynku wewnętrznym, rozpoczynając ją bezpośrednio po żniwach. Trzeba zaznaczyć, że w rozpatrywanym obecnie preliminarzu na r. 1933/34 znajduje się kredyt na interwencję zbożową w wysokości 3 milionów złotych, przeznaczony na pokrycie strat P. Z. P. Z.</u>
<u xml:id="u-13.10" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Leszczyński)</u>
<u xml:id="u-13.11" who="#KonstantyRdułtowski">Kredyt zastawowy i zaliczkowy na zboże został w sezonie bieżącym otwarty do wysokości ogólnej sumy 29 milj. zł. Wykorzystanie jego wyniosło tylko 56% tej sumy, co się tłumaczy ostrożnością instytucyj rozprowadzających, a złym stanem finansowym i złą wypłatnością gospodarstw. Wpływ zatem tego kredytu na sytuację w dziedzinie zbożowej nie mógł być znaczny i łącznie z akcją zakupów interwencyjnych nie zdołał wpłynąć należycie na ceny.</u>
<u xml:id="u-13.12" who="#KonstantyRdułtowski">Przechodzę teraz do akcji obniżenia kosztów produkcji rolnej. Z pośród składników, w nią wchodzących, wiele pozostaje sztywnych, nie ulegając ogólnemu spadkowi cen, przez co wpływają na spotęgowanie nieopłacalności. Należą do nich ceny przemysłu skartelizowanego i zmonopolizowanego, taryfy kolejowe, oprocentowanie kapitału, podatki, opłaty i świadczenia socjalne. Uelastycznienie tych składników w miarę możności winno więc być celem polityki gospodarczej. Rząd przez usta Premiera wypowiedział z trybuny senackiej w dn. 15 grudnia 1932 r. jasno i zdecydowanie swe stanowisko wobec lego zagadnienia i na wielu odcinkach, gdzie było to już możliwe, zaczął ją konsekwentnie acz powoli, ze względu na trudny i skomplikowany charakter sprawy, przeprowadzać.</u>
<u xml:id="u-13.13" who="#KonstantyRdułtowski">Według dr. Ponikowskiego, który na łamach „Rolnika Ekonomisty” przeprowadził obliczenia udziału procentowego wytworów przemysłowych w wydatkach ludności rolniczej, oraz w wydatkach gospodarstw wiejskich w 1928/29 r., artykuły przemysłowe stanowią dla drobnych gospodarstw od 5 do 10 ha około 46% wszystkich wydatków gotówkowych rolnika i 34% kosztów gospodarczych, artykuły zaś monopolowe i kartelowe odpowiednio około 10,6% i przeszło 9%. Dla gospodarstw folwarcznych odsetki w kosztach gospodarczych czyli nakładzie podnoszą się do przeszło 47% dla artykułów przemysłowych i przeszło 16% dla skartelizowanych. Cyfry te uzasadniają wpływ t. zw. rozwarcia nożyc na deficytowość produkcji rolnej. Jak wiadomo, nastąpił już szereg zniżek cen na produkty monopolowe, oraz przemysłowe nieskartelizowane i skartelizowane, i Rząd wywiera w tym względzie zdecydowany nacisk. Zrozumiałą jest rzeczą, że przemysł broni swych interesów, że zresztą musi uzależniać obniżenie swych cen od uelastycznienia innych sztywnych składników swej produkcji. Należy też zdawać sobie sprawę, że dla wielu artykułów przemysłowych obniżenie cen aż do poziomu cen rolnych jest niemożliwe, niemniej jednak jest rzeczą pewną, że rolnictwo nie jest w stanie nadal łożyć na utrzymanie w kraju niepomiernie wysokich cen kartelowych i że ogólny interes gospodarki państwowej wymaga ich rewizji.</u>
<u xml:id="u-13.14" who="#KonstantyRdułtowski">Znaczne obciążenie gospodarki stanowią taryfy kolejowe, ułożone 1928 r. w okresie najwyższych cen rolniczych, a w ostatnim czasie nieproporcjonalnie w stosunku do nich wysokie. Obecnie nowa taryfa kolejowa jest już częściowo opracowana i zostały wprowadzone od końca stycznia ulgi taryfowe dla szeregu artykułów rolniczych. Większość ulg nie obejmuje jednak jeszcze zagadnienia przewozów na dalsze odległości, mającego zasadnicze znaczenie dla produkcji naszych województw wschodnich. Sprawa ta oczekuje załatwienia. Obniżenie taryf na małe odległości ma większe znaczenie dla walki Polskich Kolei Państwowych z konkurencją transportów konnych i samochodowych; potrzeby gospodarcze głównie znalazły dotąd oddźwięk tylko w zmianach opłaty za przewozy, przeznaczone na eksport. Tu chciałbym zaznaczyć, że nie podzielam spotykanego niekiedy zapatrywania, iż każde z przedsiębiorstw państwowych winno mieć na celu jedynie osiągnięcie samo w sobie jak największego dochodu. Wszystkie one bowiem stanowią tylko poszczególne kółka jednego skomplikowanego aparatu państwowego, ułatwiając nie tylko zdobywanie wpływów pieniężnych w drodze bezpośredniej, ale i nastawianie życia gospodarczego w pożądanym kierunku i jako poszczególne części tego aparatu muszą być wykorzystywane tak, by efekt ostateczny był dla całości jak najbardziej korzystny.</u>
<u xml:id="u-13.15" who="#KonstantyRdułtowski">Trudnym do obniżenia w warunkach obecnych składnikiem kosztów produkcji są podatki. Budżet Państwa wydatnie obniżony być nie może, zaś budżety samorządu terytorialnego są zbyt obciążone dawnemi długami i kosztami licznych t. zw. obowiązków zleconych, które niestety wciąż przybywają, by podatki na rzecz tego samorządu mogły ulec znaczniejszej redukcji mimo wydania odnośnych rozporządzeń i przeprowadzonych oszczędności. Sprawa podatków państwowych przestaje być aktualną. Zmierzając do ogólnej naprawy położenia gospodarczego kraju, nie można zapominać, że w rozwój normalny tego życia godzą u nas już nie tylko sam system podatkowy, ale również szkodliwe przepisy proceduralno - wykonawcze i specjalne biurokratyczno-fiskalne nastawienie administracji skarbowej. Istniejący stan rzeczy winien ulec jaknajprędzej naprawie.</u>
<u xml:id="u-13.16" who="#KonstantyRdułtowski">Jednem ze znaczniejszych obciążeń są koszta oprocentowania długów, obciążających rolnictwo. W miarę kurczenia się z konieczności wydatków gotówkowych gospodarstw rolnych koszta te coraz większy stanowią ich odsetek, a jednocześnie wzrastają też absolutnie, gdyż zadłużenie wzrasta, choć już przez niewywiązywanie się z należnych rat i procentów. Prof. Schramm oblicza dla gospodarstw folwarcznych w Poznańskiem wzrost zadłużenia nowego od 1928/29 r. do 1931/32 r. na 80 zł na 1 ha użytków, przyczem zadłużenie wekslowe obejmuje tam obecnie ¾ całego zadłużenia, koszta zaś procentów od długów, obliczone również w stosunku do 1 ha użytków rolnych, wynoszą w 1931/32 r. około 60 zł czyli około 20% ogólnej sumy rozchodów. Ogólne obciążenie rolnictwa procentami jest obliczone na 500 milionów złotych rocznie przy ogólnem zadłużeniu rolnictwa na dzień 1. X.1932 r., wynoszącem 4.621.600.000 zł.</u>
<u xml:id="u-13.17" who="#KonstantyRdułtowski">W dziedzinie tej nastąpił już szereg posunięć, rozpoczęty obniżeniem stopy procentowej Banku Polskiego. Ustawa z dn. 20 grudnia 1932 r. o obniżeniu oprocentowania i przedłużeniu okresów umorzenia wierzytelności długoterminowych, zabezpieczających listy zastawne i obligacje, przynosi rolnictwu znaczne ulgi, obliczone na 30 milionów złotych rocznie w najbliższym okresie ulgowym i na około 22 mi jony złotych rocznie po jego zakończeniu. Powoduje ona odprężenie dość znaczne, jednak tylko częściowe. Długi krótkoterminowe są dziś dla rolnictwa zagadnieniem znacznie bardziej palącem, niż długoterminowe; rychłe rozwiązanie tej kwestii jest konieczne i całe rolnictwo oczekuje go z niecierpliwością. Wiąże się też ono bezpośrednio ze sprawą katastrofy, w jakiej znalazła się spółdzielczość rolnicza, w znacznej mierze oparta na kredytach krótkoterminowych banków państwowych i kredytach towarowych firm handlowych i przemysłowych. Z chwilą, gdy płatność weksli rolniczych, na które najczęściej spółdzielnie rolniczo-handlowe sprzedawały towar, całkowicie ustała, a jednocześnie obroty spadły do niebywałego wprost minimum, nastąpiła sytuacja bez wyjścia; wierzyciele zaś spółdzielni dążą do egzekwowania należności, jeżeli nie od zbankrutowanych nawpółorganizacyj spółdzielczych, to od rolników, którzy pracując w ich władzach, musieli dawać swe żyra gwarancyjne na zaciągane przez spółdzielnie pożyczki. Taki stan rzeczy objął i spółdzielczość wytwórczą, jak przedewszystkiem mleczarnie, które w olbrzymiej liczbie załamały się w związku ze spadkiem cen nabiału i dziś stoją bez ruchu, członkowie zaś ich, a zwłaszcza najdzielniejsi i najbardziej uspołecznieni, są zagrożeni ruiną za udzielone niegdyś gwarancje.</u>
<u xml:id="u-13.18" who="#KonstantyRdułtowski">Banki państwowe jako wierzyciele czynią w wielu wypadkach bardzo nawet znaczne ulgi w spłatach długów spółdzielni rolniczych, sama jednak sprawa krótkoterminowego zadłużenia spółdzielczości rolnej, a także w formie żyr gwarancyjnych ich członków, oczekuje rychłego rozwiązania równocześnie z ogólną sprawą kredytu krótkoterminowego.</u>
<u xml:id="u-13.19" who="#KonstantyRdułtowski">Projekty ustaw, dotyczące ułatwień w dziedzinie kredytu krótkoterminowego, zostały przed paru dniami uchwalone przez Radę Ministrów i dziś właśnie zostały wniesione do Sejmu. Należy to powitać z uznaniem.</u>
<u xml:id="u-13.20" who="#KonstantyRdułtowski">Niezmiernie ważnem zagadnieniem w walce z kryzysem pozostaje zawsze sprawa podniesienia ceny produktów rolnych, a zwłaszcza posiadania odpowiednich rynków zbytu. Nasz eksport, jak już mówiłem, uległ znacznemu obniżeniu, jak również i saldo dodatnie naszych międzynarodowych obrotów handlowych. Złożyły się na to wywołane wszechświatowym kryzysem liczne, a wciąż narastające trudności, zakazy i ograniczenia, stosowane przez państwa importujące w obronie własnej produkcji. Walczyć o rynki dla eksportu musimy z całą energią ze względu na interesy rolnictwa i bilansu handlowego. Zagadnienie to ma dla nas podstawowe znaczenie.</u>
<u xml:id="u-13.21" who="#KonstantyRdułtowski">Dotychczas stosowane środki t. j. organizacja racjonalnego wywozu i premie eksportowe same już nie wystarczają; z pomocą muszą przyjść umowy traktatowe, zapewniające wywóz, o ile możności, większych i stałych ilości naszej produkcji. Nowa taryfa celna, która wejdzie w życie od 11 października r. b., posłużyć winna za podstawę do rewizji wielu traktatów w pożądanym kierunku. Specjalny nacisk należałoby położyć na nasze stosunki handlowe z krajami wierzycielskiemi które muszą zdawać sobie sprawę, że dziś państwa rolnicze mogą należycie wywiązywać się z swych międzynarodowych zobowiązań finansowych tylko w razie posiadania nadwyżek wywozowych.</u>
<u xml:id="u-13.22" who="#KonstantyRdułtowski">Skierowując cały wysiłek ku utrzymaniu posiadanych i zdobyciu nowych rynków zbytu poza granicami naszego Państwa, musimy jednak pamiętać, że układ stosunków światowych nie zdaje się przepowiadać prędkiego uzdrowienia międzynarodowego handlu produktami rolnemi i zapewnienia naszej produkcji należytego odpływu. Dlatego też z tem większą uwagą musimy traktować jedyną pozostającą drogę poszerzenia zbytu na rynku wewnętrznym, za którą przemawiają też względy natury bardziej zasadniczej. Chodzi tu nie tylko o zakres, aprowizacji, ale też o surowce dla przemysłu. Oparcie przemysłu rodzimego, o ile się tylko da, na surowcach krajowych, zapewniłoby zarówno przemysłowi, jak i rolnictwu największą stałość rozwoju bez względu na warunki zewnętrzne i stosunki międzynarodowe, chroniąc przez to życie gospodarcze od zbyt gwałtownych wstrząsów, wpływałoby na podniesienie produkcji własnej, zamiast popierania obcej, wreszcie usuwałoby niebezpieczeństwo zbyt wielkich i nagłych zmian w bilansie handlowym, który stałby się wówczas mniej zależnym od sytuacji światowej i gospodarczych zarządzeń państw obcych.</u>
<u xml:id="u-13.23" who="#KonstantyRdułtowski">P. Minister Przemysłu i Handlu w przemówieniu swem 24 stycznia rb. na Komisji Budżetowej Sejmu wskazał, że w 1932 r. wykazały się saldem handlowem biernem wszystkie gałęzie przemysłu; saldo czynne mają tylko przemysł rolny i drzewny, jako oparte na surowcach krajowych. W tymże 1932 r. import niektórych produktów rolniczych był jeszcze znaczny. Należą tu produkty spożywcze: ryż niełuszczony, siemię lniane, inne nasiona oleiste, następnie tytoń, skóry różne, skóry futrzane, bawełna, juta, manilla. Przywieźliśmy w 1932 r. z zagranicy tytoniu na przeszło 33 miliony zł, siemienia lnianego na 3.328.000 zł, innych nasion oleistych na około 10 milionów złotych i t. d. Naogół import spada, są jednak pozycje, wykazujące wzrost absolutny, jak skóry na kożuchy, nasiona roślin oleistych, wełna prana i wełna barwiona. Zwłaszcza groźnie pod względem importu przedstawia się sprawa dla przemysłu włókienniczego, opartego wyłącznie na surowcach zagranicznych, gdy tymczasem posiadamy niewyzyskane tereny, nadające się pod uprawę lnu i konopi, gdy moglibyśmy produkować własną wełnę, a gdy jednocześnie mamy deficytową gospodarkę rolną i liczne rzesze faktycznych, choć nie rejestrowanych, bezrobotnych na wisi.</u>
<u xml:id="u-13.24" who="#KonstantyRdułtowski">Jakież drogi prowadzą do wyjścia z tego położenia? Przedewszystkiem ochrona celna, nastawienie produkcji rolniczej w kierunku wytwarzania surowców własnych wzamian za dziś importowane, przystosowanie przemysłu do przerobu surowców krajowych, oraz wprowadzenie spożycia materiałów krajowego pochodzenia w instytucjach państwowych i samorządowych i wśród szerokich warstw społeczeństwa. Akcja w kierunku rozbudowy wewnętrznego rynku zbytu dla wyrobów lnianych jest rozpoczęta; najwięcej w tym względzie zrobiło dotąd Ministerstwo Spraw Wojskowych, które najlepiej zrozumiało znaczenie tej akcji i prowadzi ją z całą konsekwencją i energią. Gdyby podobny stosunek do produkcji krajowej zajęły też i inne. Ministerstwa, urzędy, instytucje i przedsiębiorstwa państwowe, byłby to już ogromny krok naprzód w kierunku naprawy sytuacji obecnej. Koleje żelazne, szpitalnictwo, więziennictwo, straż graniczna, policja, monopol solny, państwowe fabryki nawozów sztucznych, P. Z. P. Z., Lasy Państwowe, różne instytucje samorządowe i inne zużywają stale znaczne ilości wyrobów włókienniczych. Chodzi o przyśpieszenie procesu zastąpienia przez te wszystkie instytucje tkanin, produkowanych z surowców zagranicznych, wyrobami całkowicie polskiego pochodzenia. Konieczne jest rozszerzenie tej akcji i na prywatne zakłady przemysłowe, jak np. cukrownicze, zbożowe, młynarskie itd.</u>
<u xml:id="u-13.25" who="#KonstantyRdułtowski">Wzmożenie zapotrzebowania na materiały z surowców krajowych już automatycznie wpłynie na odpowiednie nastawienie produkcji rolniczej i na stopniowe przestawianie się przemysłu z surowców zagranicznych na własne. Tu jednak potrzebne jest specjalne poparcie Państwa przez wzmocnioną ochronę celną dla tych surowców rolniczych, które są u nas produkowane i mogą zastąpić sprowadzane dotąd z zagranicy, oraz przez wydanie ramowej ustawy o preferencjach dla surowców pochodzenia krajowego, wprowadzającej przymus ich używania w przemyśle. Prawie wszystkie państwa Europy wprowadziły preferencje przynajmniej dla niektórych swych surowców, zwłaszcza dla pszenicy; system preferencyj najbardziej jest rozwinięty w Niemczech. Polska powinna tem bardziej wejść na tę drogę. Sprawa jest przedmiotem zainteresowania ministerstwa.</u>
<u xml:id="u-13.26" who="#KonstantyRdułtowski">W połowie stycznia odbyło się pierwsze posiedzenie komisji dla badania możliwości rozszerzenia zbytu surowców rolniczych pochodzenia krajowego pod przewodnictwem p. Wiceministra Karwackiego; do kwietnia komisja ma zakończyć swe prace.</u>
<u xml:id="u-13.27" who="#KonstantyRdułtowski">Gdy mowa o rynku wewnętrznym na artykuły spożywcze, wciąż jeszcze aktualną jest sprawa dostaw bezpośrednich do armii, która zresztą już dość znacznie posunęła się naprzód, oraz sprawa rozpiętości cen, otrzymywanych na wsi przez producenta, a płaconych przez konsumenta w mieście. Znane są koszta związane z ubojem zwierząt na naszych rzeźniach wielkomiejskich i t. p., znaczne opłaty pobierane przez miasta za wwóz produktów koleją lub końmi, w postaci różnych „wjazdowych”, „postojowych”, „kopytkowych”, zła struktura handlu, obarczającego koszta produktów nadmierną ilością pośredników i obciążeń. Na tem polu dużo jest do zrobienia. Zbędnemi zdają się też być administracyjnie ustalane cenniki na produkty spożywcze w małych prowincjonalnych miasteczkach.</u>
<u xml:id="u-13.28" who="#KonstantyRdułtowski">Specjalne zagadnienie stanowi dla Polski sprawa ziemniaków, jedynej rośliny okopowej, która narówni z żytem jest u nas powszechnie uprawiana. Rolnictwo widzi główną drogę zbytu dla nadwyżek ziemniaków ponad bezpośrednie ich spożycie przez ludzi i inwentarz żywy w gorzelnictwie. Wobec nikłego spożycia spirytusu konsumcyjnego na czoło wysuwa się sprawa mieszanek napędowych. Rozporządzenie Prezydenta Rzplitej z 11 lipca 1932 r. o Monopolu Spirytusowym zasadniczo pomyślnie rozwiązało tę kwestię, jak to podkreśliłem w swem sprawozdaniu na Komisji Budżetowej.</u>
<u xml:id="u-13.29" who="#KonstantyRdułtowski">Niestety praktyczne wykonanie przybrało kształty mniej pomyślne. Niedawno zawarta umowa z syndykatem naftowym na zbyt spirytusu napędowego na 5 lat zgóry ogranicza jego ilość i cenę, a co najważniejsze, oddaje całą sprawę mieszanek w ręce konkurenta spirytusu, jakim jest przemysł naftowy — wbrew interesom rolnictwa całego kraju i obrony Państwa. Interesy te są tak ważne, że sprawa wymaga podkreślenia.</u>
<u xml:id="u-13.30" who="#KonstantyRdułtowski">Produkcja drzewna znajduje się w nielepszej sytuacji, niż inne gałęzie rolnictwa. Ceny drewna użytkowego spadają stale od 1927/28 r., w ten sposób, że w odsetkach cen wynosiły kolejno 85%, 52%, 42%, i w 1932 r. tylko 31%. Zbyt został zahamowany, przemysł drzewny uległ skurczeniu. W ciągu lat ostatnich powierzchnia lasów w Polsce się zmniejszyła naskutek przebudowy ustroju rolnego, a więc likwidacji serwitutów, a częściowo też i parcelacji, oraz innych zmian rodzaju użytkowania. Gdy w r. 1919 obliczano powierzchnię lasów na 23% ogólnej powierzchni kraju, dane zebrane przez Ministerstwo Rolnictwa na r. 1931 wykazują już tylko około 21% powierzchni ogólnej. Samo zagadnienie lesistości w sensie określenia, jaka ilość drewna i jaka powierzchnia lasów jest dla naszych warunków najdogodniejszą, a jaka niezbędną, nie jest jeszcze należycie opracowane. Jak się zdaje, stoimy blisko granicy, poza którą w obecnych warunkach kurczyć powierzchni leśnej nie powinniśmy. Z tej też zasady wychodzi nasze ustawodawstwo, dotyczące ochrony lasów, z nadmierną nawet i uciążliwą dla gospodarstw bezwzględnością wprowadzające ingerencję Państwa do sprawy gospodarki w lasach prywatnych. Pożądane częściowe zmiany przyniosła w tym względzie nowela do ustawy o ochronie lasów z 1927 r., wydana jako rozporządzenia Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 21 października 1932 r. Rozporządzenie to przedewszystkiem zwalnia małe przestrzenie leśne od obowiązku gospodarowania według planu, zezwala na gospodarowanie według uproszczonych programów w lasach średniej wielkości, dopuszcza pewne virement w kolejności zatwierdzonych wyrębów, załatwia sprawę korzystania z lasu na własne potrzeby gospodarstwa, dokonywanie czyszczeń i korzystanie z użytków przygodnych bez planu i upraszcza niektóre inne przepisy dotychczasowe. Natomiast wątpliwości budzi przepis, zarządzający konfiskatę nieprawnie wyrąbanego drzewa, co może powodować bardzo poważne komplikacje natury prawnej.</u>
<u xml:id="u-13.31" who="#KonstantyRdułtowski">Lasy Państwowe, jak wiadomo, stanowią oddzielne przedsiębiorstwo, podlegające Ministerstwu Rolnictwa i Reform Rolnych.</u>
<u xml:id="u-13.32" who="#KonstantyRdułtowski">Organizacja administracji Lasów Państwowych również jak prowadzona przez nie polityka nie uległy zmianie w ciągu roku ostatniego. Nie rozwiały się też wątpliwości, nasuwające się od szeregu lat tak co do jednej, jak i drugiej. Zupełne wzajemne odgraniczenie działów polityki urządzenia, ochrony i odnowienia dla lasów państwowych i prywatnych, prowadzenie oddzielnie doświadczalnictwa i szkolnictwa w zakresie potrzeb Lasów Państwowych i pod ich administracją, natomiast ścisłe związanie dla tych ostatnich akcji ochronno-leśnej z eksploatacją, przerobem i zbytem we własnym zarządzie, pomimo, że są to dwie dziedziny, mogące mieć nieraz sprzeczne ze sobą interesy, nie wydaje się być dostatecznie uzasadnionem i wywołuje dyskusje i wątpliwości. Zdawałoby się, że organizacja państwowych władz leśnych powinna iść w innym kierunku, zapewniającym zupełnie jednolitą politykę ochronną wszystkim lasom, tak stanowiącym własność Państwa jak i prywatnym, gdyż zasady utrzymania przestrzeni leśnej i zachowania trwałości użytkowania lasów są jednakowe, niezależnie od tego, czyją są one własnością. Natomiast sprawa należytego zagospodarowania i utrzymania użytkowania lasów nie wiąże się bezpośrednio z ich dalszą eksploatacją i zbytem materiałów drzewnych i podział tych dwóch różnorodnych dziedzin w organizacji administracji Lasów Państwowych dla każdej z nich mógłby wypaść z pożytkiem. Wzbudza też wątpliwości celowość skoncentrowania w rękach jednej odpowiedzialnej osoby, mianowicie naczelnego dyrektora Lasów Państwowych tak różnorodnych funkcyj, jak naprzykład hodowla lasu, kształcenie młodych leśników, zawieranie umów handlowych, lub wyszukiwanie nowych rynków zbytu zagranicą dla drzewa polskiego. Zapatrywania na te zagadnienia są różne. Nie będę tu przytaczał motywów za i przeciw tej lub innej organizacji władz leśnych, poprzestając na stwierdzeniu, że sprawa czeka kompetentnego załatwienia.</u>
<u xml:id="u-13.33" who="#KonstantyRdułtowski">Polityka Lasów Państwowych, idąc po drodze, na którą wstąpiła od roku 1927, z natury rzeczy coraz dalej musi się w nią zagłębiać. Droga ta jest dążeniem do przerobu i zbytu drewna we własnym zakresie. Postępy w tym kierunku są widoczne. W ciągu lat ostatnich co roku przeszło 4 miliony złotych wydawano na urządzenia przemysłowe i transportowe, nie licząc w to ich remontu.</u>
<u xml:id="u-13.34" who="#KonstantyRdułtowski">W roku 1931/32 projektowano do przetarcia na tartakach, znajdujących się we własnej administracji, 628.300 m3, w 1932/33–664.000 m3 i w 1933/34–1.003.500 m3. Ostatnie dwie cyfry wykazują zamierzony wzrost o przeszło 51% w ciągu roku. Ilość drzewa przerobionego na tartakach prywatnych spada.</u>
<u xml:id="u-13.35" who="#KonstantyRdułtowski">Z ogólnej liczby 38 tartaków, stanowiących własność Państwa, tylko 5 jest wydzierżawionych, pozostałe są prowadzone we własnej administracji. W roku przyszłym jeszcze tartak w Mikuliczynie ma przejść na własną administrację, projektowane jest również otwarcie kilku nowych składnic. Ostatnio zostały uruchomione dwie fabryki dykty, a ma być uruchomiona trzecia. Wyraźnie zaznacza się dążenie, by całkowity przerób produkcji lasów, należących do Państwa, był w ten sposób prowadzony we własnym zakresie.</u>
<u xml:id="u-13.36" who="#KonstantyRdułtowski">Wydaje się, że jedynie wskazane byłoby zachowanie swobodnego wyboru systemu eksploatacji, zależnie od miejscowych warunków i koniunktury. Nie wchodząc tu w ocenę, czy słuszną, czy raczej wadliwą jest polityka, stosowana, w tym względzie przez administrację Lasów Państwowych, która wywołuje tak ostrą krytykę, chcę tylko zaznaczyć, że jeżeli wkracza ona w dziedziny, które raczej powinny być pozostawione przedsiębiorczości prywatnej, to dlatego tylko, że ta ostatnia nie umie czy nie może należycie się zorganizować i dobrze wykonywać swego zadania, a przecież prócz brania w swe własne ręce przemysłu i handlu leśnego Państwo rozporządza jeszcze innemi środkami, mogącemi w pewnym stopniu przynajmniej spowodować pożądaną naprawę sytuacji. Przyjęty system i pod względem finansowym nie daje dobrych rezultatów, przeciwnie zdaje się działać ujemnie, na co zwraca uwagę Najwyższa Izba Kontroli. Podług jej obliczeń czysty zysk z 1 m3 drewna wynosił w 1928/29 w Lasach Państwowych — 10 zł 97 gr, w 1929/30 r. — 8 zł 13 gr, w 1930/31 r. około 2 zł. i w 1931/32 tylko kilkadziesiąt groszy. Nie można też zapominać, jak duże jest ryzyko finansowe Państwa przy obecnym systemie, zwłaszcza w okresie dekoniunktury.</u>
<u xml:id="u-13.37" who="#KonstantyRdułtowski">Już z bilansu na dzień 30 września 1931 r. widać, że zysk za rok sprawozdawczy i za czas dawniejszy, nie przelany do tego dnia do Skarbu, a wynoszący 114.801.861 zł, zawierał się w 90% w należytościach, stanowiących sumę 66.584.744 zł, 70 gr, i w remanentach, oszacowanych na 36.418.101 zł. 87 gr, jedno i drugie nie ma stałej i pewnej wartości. Straty wskutek niewypłacalności dłużników oraz psucia się i spadku cen remanentów są znaczne i daleko posunięte, ostrożność powinna być zastosowaną.</u>
<u xml:id="u-13.38" who="#KonstantyRdułtowski">Innem wielkiej wagi zagadnieniem jest sprawa urządzenia lasów, co do której nastąpiła wymiana zdań między Najwyższą Izbą Kontroli Państwa a Ministerstwem Rolnictwa. Mianowicie na wysuniętą obawę zmniejszenia się zapasu masy drewnej i grożącego w związku z tem niebezpieczeństwa naruszenia zasady ciągłości równomiernego użytkowania Minister Rolnictwa pismem z dn. 5 sierpnia 1931 r. stwierdził, że stosowany przez Lasy Państwowe „system urządzenia gospodarstwa leśnego dokonuje obliczenia etatu nie na podstawie metody obliczenia zapasów drzewnych i przyrostu, t. zn. metody masowej, lecz przez ustalenie pewnych powierzchni rębnych. Masa drewna na tych powierzchniach zostaje obliczona przytem tylko orientacyjnie”. W piśmie tem Minister stwierdził też, że miarodajny jest wyrąb za całe 10-lecie, nie za rok. Obaw o naruszenie zapasu masy drzewnej Naczelna Dyrekcja Lasów Państwowych nie podziela. Odpowiedź Ministerstwa nie usuwa mojem zdaniem wzmiankowanej wątpliwości, a sam fakt jej pojawienia się w stosunku do tak zasadniczego zagadnienia jednocześnie z krytycznem ustosunkowaniem się Najwyższej Izby Kontroli i niektórych czynników fachowych do wyników nadzwyczajnej rewizji urządzeń z 1931 r. zmusza do zwrócenia specjalnej czujności na dział urządzeniowy.</u>
<u xml:id="u-13.39" who="#KonstantyRdułtowski">Lasy Państwowe stanowią niezawodnie najbardziej skomplikowane i różnorodne co do swych zadań nasze przedsiębiorstwo państwowe. Przy obecnej swej organizacji mają one za zadanie zachować na przyszłość w stanie nieuszczuplonym powierzchnię lasów i zawarte w nich zasoby drzewa, jak najlepiej niemi gospodarując, powinny wywierać wpływ decydujący na kształtowanie się cen produktów leśnych, przodować w zdobywaniu nowych i utrzymaniu dotychczasowych rynków zbytu dla eksportu -drzewnego oraz oddziaływać w kierunku organizowania wszystkich elementów, działających w drzewnictwie poza tem zaś osiągać dla Skarbu możliwie na i większy czysty dochód z pozostającej w ich zawiadywaniu produkcji. Do osiągnięcia każdego z tych zadań można dążyć różnemi drogami. Zapewne nie jest łatwem wybranie drogi najpewniejszej i najbardziej racjonalnej. Niemniej musi to być zrobione.</u>
<u xml:id="u-13.40" who="#KonstantyRdułtowski">P. Minister Rolnictwa i Reform Rolnych w swem przemówieniu w Komisji Budżetowej Sejmu dnia 17 stycznia r. b. słusznie oświadczył, że Polska nie miała i nie ma polityki drzewnej; gotowość p. Ministra zajęcia się tą sprawą i wniknięcia w najbliższym czasie w politykę i organizację Lasów Państwowych należy powitać z uznaniem, jako sprawę pilną i konieczną.</u>
<u xml:id="u-13.41" who="#KonstantyRdułtowski">Finansowanie akcji przebudowy ustroju rolnego zostało przed rokiem powierzone specjalnemu Funduszowi Obrotowemu Reformy Rolnej, którego plan finansowo - gospodarczy podlega rozpatrzeniu łącznie z preliminarzem ministerstwa. Fundusz, opierający się przeważnie na zwrocie należności za dawniej wykonane czynności lub udzielone pożyczki, nie posiada w dobie obecnego kryzysu zupełnie stałych i pewnych zasiłków. Przewidywane na rok 1932/33 wpływy w wysokości przeszło 47.5 milj. zł dadzą się zrealizować prawdopodobnie mniej więcej w 45%. W tych warunkach wykonanie przez ministerstwo pewnych prac w dziedzinie przebudowy ustroju rolnego mogło się odbyć tylko przy dużym wysiłku godnym uznania. W okresie pierwszego półrocza 1932/33 wykonano 46,1% zamierzonych na cały rok prac scaleniowych, 16,2% spraw, dotyczących likwidacji serwitutów, 99,9% ogólnego planu parcelacji gruntów państwowych i 69,4% gruntów prywatnych, dokonano 131 ekspertyz melioracyjnych na terenie 37.530 ha, opracowano projekty melioracyjne dla przeszło 30.000 ha, odwodniono zgórą 22.000 ha, prowadzono niedokończone jeszcze roboty na terenie 166.781 ha.</u>
<u xml:id="u-13.42" who="#KonstantyRdułtowski">Wobec trwania kryzysu trudno przypuszczać, by wpływy na rzecz Funduszu Obrotowego Reformy Rolnej w 1933/34 były łatwiejsze do zrealizowania niż w roku bieżącym. W planie wpływy te są preliminowane na 37.982.000 zł i przewiduje się, że przy dotacji 2 milj. zł ze Skarbu wystarczą na wykonanie projektowanych zamierzeń. Zostały one nakreślone w sposób następujący: Scalenie ma objąć przestrzeń 400.000 ha, w ozem prace zupełnie nowe 118.724 ha; likwidacja służebności projektuje się w 1597 obiektach z ekwiwalentem przeszło 105.000 ha gruntu dla 44.358 gospodarstw; w tem nowe prace mają stanowić 352 obiekty i 17.000 ha ekwiwalentu.</u>
<u xml:id="u-13.43" who="#KonstantyRdułtowski">Do rozparcelowania przeznaczono 19.231 ha gruntów państwowych, szacowanych przeciętnie po 698 zł za ha. Przewiduje się tu rozparcelowanie 52.200 ha gruntów prywatnych, oraz wykup przymusowy 6.000 ha nieruchomości ziemskich na cele parcelacyjne. Ogółem wydatki na tworzenie zapasu ziemi mają wynosić 13.902.000 zł. W zakresie melioracji zamierzone są ekspertyzy w 410 obiektach, wytyczenie rowów długości 3.700 kilometrów, projekty melioracyjne na podstawie zdjęć szczegółowych w 59 obiektach i ma podstawie badań ogólnych w 345 obiektach, roboty wykonawcze w 508 obiektach i t. d. Na udzielenie pożyczek przewiduje się 8.000.000 zł.</u>
<u xml:id="u-13.44" who="#KonstantyRdułtowski">O ile więc wpływy nie zawiodą, co niestety jest bardzo prawdopodobne, jak już mówiłem, wiele prac w dziedzinie przebudowy ustroju rolnego posunie się naprzód.</u>
<u xml:id="u-13.45" who="#KonstantyRdułtowski">Kryzys obecny specjalnie ciężko dotknął gospodarstwa niedawno powstałe z przebudowy, które musiały wyłożyć kapitał na swą reorganizację i są więcej od innych zadłużone.</u>
<u xml:id="u-13.46" who="#KonstantyRdułtowski">Ministerstwo wydało ulgi w zakresie należności, przypadających od tych gospodarstw na rzecz Funduszu Obrotowego Reformy Rolnej i Banku Rolnego. Pragnę tu jednak zaznaczyć, że często zachodzą trudności w należytem ich wyzyskaniu przez zainteresowanych, a to ze względu na obwarunkowanie ich w większości wypadków należytem wywiązywaniem się z rat bieżących, oraz na znaczne jednorazowe koszta, np. przy konwersji pożyczek Państwowego Banku Rolnego, które wynoszą niejednokrotnie kilkanaście procent wysokości samego długu, na przyjazd taksatora, hipotekę, rejenta, opłaty stemplowe i t. p. Dalsze ulgi są potrzebne, mimo że stosowanie ich musi odbić się ujemnie na wpływach Funduszu Obrotowego Reformy Rolnej. Trzeba zdawać sobie sprawę, że bezwzględne ściąganie należności na rzecz Funduszu, gdyby nawet było możliwe, równałoby się w warunkach obecnych gromadzeniu środków na nawą pracę przez niszczenie już dokonanej. A to w niczyim interesie nie leży.</u>
<u xml:id="u-13.47" who="#KonstantyRdułtowski">Pragnę tu jeszcze poruszyć parę zagadnień lokalnych. Z dziedziny przebudowy ustroju rolnego są to sprawy gospodarstw drobnych, przeciętych granicą wschodnią Państwa i oczekujących w pewnej liczbie na uzupełnienie w drodze parcelacji oraz sprawa zamiany w kilku wypadkach gruntów osadnikom cywilnym w województwach wschodnich, którzy, nie znając warunków miejscowych, nabyli ziemie jedynie nadające się na zalesienie i są skazani na zagładę. Z innych spraw ważnem jest zaopatrzenie w nasiona jare tych miejscowości, które z powodu rdzy i innych klęsk są ich pozbawione, a nie posiadają możności nabycia.</u>
<u xml:id="u-13.48" who="#KonstantyRdułtowski">Budżet Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych zamyka się sumą 2.155.700 zł dochodu i 22.190.000 zł wydatków. Dokładną jego analizę przedstawiłem w drukowanem sprawozdaniu Komisji Skarbowo - Budżetowej. Nie będę obecnie do niej powracał. Zaznaczę tylko, że znaczniejsze oszczędności zostały poczynione zwłaszcza w wydatkach personalnych, spowodowanych przedewszystkiem połączeniem Ministerstwa Rolnictwa z Ministerstwem Reform Rolnych i reorganizacją urzędów tego ostatniego. Naogół poszczególne kredyty nie wzbudzają wątpliwości i jedyną zmianą, jaką w preliminarzu ministerstwa wprowadził Sejm, jest zwiększenie wydatków dz. 4 § 15 na zasiłki na popieranie hodowli o 200.000 zł, przeznaczonych na rozwój owczarstwa. Również plan finansowo — gospodarczy Funduszu Obrotowego Reformy Rolnej został przyjęty przez Sejm bez zmian.</u>
<u xml:id="u-13.49" who="#KonstantyRdułtowski">Jedynie w części rozchodowej przedsiębiorstwa Lasy Państwowe Sejm dokonał szeregu oszczędności na ogólną sumę 3.720.150 zł, którą w imienin Komisji Skarbowo - Budżetowej proponuje Wysokiej Izbie zwiększyć o dalsze 200.000 zł, to jest do sumy 3.920.150 zł, co jednocześnie pociągnęłoby za sobą podniesienie się czystego zysku za rok gospodarczy 1. X.1933–30. IX.1934 r. do 13.920.150 zł i wpłaty do Skarbu w roku budżetowym 1933/34 do 27.960.075 złotych.</u>
<u xml:id="u-13.50" who="#KonstantyRdułtowski">Proponowana poprawka dotyczy obniżenia wydatków na inwestycje z zakresu urządzeń przemysłowych i transportowych (poz. 3) mniej więcej do normy przyjętej na bieżący rok gospodarczy, to jest do sumy 2.750.000 zł (na rok 1932/33 według ustawy 2.900.000 zł i według planu wykonawczego 2.695.000 zł), a to ze względu, że w latach deficytowych zbytnie wydatki inwestycyjne w kierunku rozwoju już bardzo szeroko, a nie koniecznie celowo rozbudowanego państwowego przemysłu drzewnego nie są wskazane.</u>
<u xml:id="u-13.51" who="#KonstantyRdułtowski">Mam więc zaszczyt w imieniu Komisji Skarbowo - Budżetowej złożyć wniosek:</u>
<u xml:id="u-13.52" who="#KonstantyRdułtowski">Wysoki Senat uchwalić raczy preliminarz budżetowy Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych łącznie z planami finansowo-gospodarczemi przedsiębiorstwa Lasy Państwowe i Funduszu Obrotowego Reformy Rolnej w brzmieniu, uchwalonem przez Sejm, ze zmianą rozchodów przedsiębiorstwa Lasy Państwowe w dziale 7 § 3 przez zmniejszenie sumy 6.981.000 zł o 200.000 zł.</u>
<u xml:id="u-13.53" who="#KonstantyRdułtowski">Prócz tego Rząd zaproponował jeszcze poprawkę, która nie mogła być rozpatrzona przez komisję, gdyż została wniesiona już po zakończeniu jej prac nad budżetem. Akcja finansowo-rolna, specjalnie zaś urzędy rozjemcze — których zakres działania ma być znacznie rozszerzony w myśl rządowego projektu ustawy dziś wniesionego do Sejmu — wymagają pewnych sum na związane z ich prowadzeniem wydatki. Sumy te mają być pokrywane z opłat stron zainteresowanych, nie obciążają więc Skarbu i noszą charakter sum przechodnich, słusznem jest jednak, by były uwzględnione w preliminowanym budżecie. Dlatego też popieram propozycję: w grupie A budżetu Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych dodać po stronie dochodów: nowy dział 7 „Akcja finansowo-rolna” — § 10 „Opłaty pobierane przez urzędy rozjemcze dla spraw kredytowych posiadaczy ziemskich” — 1.000.000 zł, oraz po stronie wydatków: — również nowy dział 7 „Akcja finansowo - rolna” — § 10. „Wojewódzkie Urzędy Rozjemcze oraz Komitety do Spraw Finansowo - Rolnych” — 1.000.000 zł.</u>
<u xml:id="u-13.54" who="#KonstantyRdułtowski">Ogólna suma dochodów części 12-ej w grupie A. Administracja wyniesie wówczas 3.155.700 zł, ogólna zaś suma wydatków — 23.190.000 zł.</u>
<u xml:id="u-13.55" who="#KonstantyRdułtowski">Odpowiedni wniosek składam do laski marszałkowskiej.</u>
<u xml:id="u-13.56" who="#komentarz">(Oklaski na ławach B. B.)</u>
</div>
<div xml:id="div-14">
<u xml:id="u-14.0" who="#ZygmuntLeszczyński">Głos ma s. Stecki.</u>
</div>
<div xml:id="div-15">
<u xml:id="u-15.0" who="#JanStecki">Wysoka Izbo! P. sen. Rdułtowski w pierwszej części swego przemówienia podał bardzo obszernie, wyczerpująco i z należytem uzasadnieniem cyfrowem obraz położenia rolnictwa w chwili obecnej i wynikające z położenia tego potrzeby. Byłoby zatem rzeczą zbyteczną czynić to samo po raz drugi i jeżeli po p. senatorze referencie Rdułtowskim głos zabieram, to dlatego, że chciałbym dać pogląd na całość tych zagadnień w sposób, jak sądzę, nieco bardziej syntetyczny, a jednocześnie podkreślić to, co mi się wydaje szczególnie ważnem i co, chociaż zostało przez p. senatora Rdułtowskiego uwzględnione, to jednak w tak obszernem przemówieniu mogło nie znaleźć należytego uwypuklenia.</u>
<u xml:id="u-15.1" who="#JanStecki">Jest rzeczą niewątpliwą, że mówiąc o potrzebach rolnictwa, należy wyjść z zasady, iż warsztat rolny jest przedsiębiorstwem w takiem samem rozumieniu, w jakim jest niem każdy inny warsztat pracy. Jest przedsiębiorstwem zarobkowem, a zatem dla egzystencji swej wymaga pewnych warunków, wynikających z istoty jego funkcji i z istoty jego struktury. Od zachowania warunków tych zależy możność egzystencji warsztatu rolnego. A chociaż ta możność egzystencji, gdy chodzi o warsztaty rolne, występuje mniej wyraźnie, aniżeli gdy chodzi o przedsiębiorstwa przemysłowe lub handlowe, to przecież należy ona do rzeczy najistotniejszej. Dlaczego? Warsztat rolny nie jest przedsiębiorstwem, które mogłoby być na pewien czas zamknięte, lecz musi być utrzymany w ruchu, gdyby zaś ruch jego został zatrzymany, pociągnęłoby to za sobą zupełne zburzenie i uniemożliwienie dalszego jego istnienia.</u>
<u xml:id="u-15.2" who="#JanStecki">Jednocześnie warsztat rolny jest przedsiębiorstwem, które może ratować się przez czas dłuższy za pomocą stopniowej likwidacji, co dla innego przedsiębiorstwa, albo nie jest możliwe zupełnie, albo też jest dostępne tylko w bardzo ograniczonej mierze.</u>
<u xml:id="u-15.3" who="#JanStecki">To sprawia złudzenie rzekomej wystarczalności warsztatu rolnego, to sprawia złudzenie, jakoby on mógł trwać w warunkach najbardziej nawet nieprzyjaznych, w warunkach, dla jego egzystencji groźnych. Tymczasem oczywiście wynikać z tego muszą konsekwencje inne, konsekwencje w dziedzinie funkcyj tego warsztatu, jego roli gospodarczej, a poniekąd i roli społecznej.</u>
<u xml:id="u-15.4" who="#JanStecki">Jakie — za chwilę zobaczymy.</u>
<u xml:id="u-15.5" who="#JanStecki">Do warunków najważniejszych należeć musi opłacalność, ta zaś jest związana zarówno z poziomem cen, jak i z poziomem kosztów wytwórczych. Tutaj nasuwa się pytanie, gdy chodzi o opłacalność rolnictwa, które stanowiąc jako całość niezmiernie ważną dziedzinę narodowej pracy gospodarczej, przecież składa się z warsztatów prywatnych, z przedsięwzięć jednostkowych, czy jest rzeczą uzasadnioną odwoływanie się jego o pomoc w ciężkiej chwili do państwa? Sądzę, że tak, a to z następujących powodów. Niezależnie od tego, jaką rolę rolnictwo odgrywa w gospodarce narodowej, niezależnie od tego, jakie jest znaczenie rolnictwa dla wyżywienia kraju, dla jego siły obronnej, dla jego bilansu handlowego, a więc pośrednio dla jego waluty, wreszcie dla zbytu wewnętrznego, a więc dla interesów przemysłu i handlu, trzeba przypomnieć sobie, że sytuacja kryzysowa, w jakiej znalazło się rolnictwo, pod pewnym względem wynika z działań państwa. Mówiąc to, wcale nie mam na myśli formowania zarzutu specjalnie pod adresem Państwa Polskiego i naszego rządu. Chcę tylko powiedzieć, że gdybyśmy wzorem tego uczonego Niemca, który wyliczył 248 przyczyn kryzysu, zechcieli się zastanowić nad najważniejszemi, to sądzę, że wśród nich natknęlibyśmy się na fakt niebywałej w latach poprzednich, w okresie przedwojennym, przeogromnej interwencji państwowej w życiu gospodarczem i niebywale wielkiego jej zakresu. Państwo w interesie całości narodowej zawsze do życia gospodarczego w pewien sposób się wtrącało. Jednakże to jego wdzieranie się w procesy gospodarcze dawniej było daleko mniejsze, szczuplejsze i niklejsze, w dobie powojennej nabrało szczególniejszej siły. Złożyło się na to wiele okoliczności, zarówno stan wojenny, który sprawił, że gwałtownym nieporównanie potrzebom nie udało się zaradzić narazić inaczej, jak tylko przy pomocy państwa, zubożenie warsztatów prywatnych, wreszcie ogólne funkcje państwa, wynikające z ideologii, jakiej hołduje doba dzisiejsza, z ideologii, polegającej na przekonaniu, że państwo może zrobić wszystko, może wszystkiemu zaradzić i wszystko naprawić. Słowem, zakres interwencji państwa w życie gospodarcze zwiększył się po wojnie nadzwyczajnie. Ten przerost interwencjonizmu państwowego uczynił kryzys dzisiejszy szczególnie ciężkim. Ale życie gospodarcze, padające ofiarą kryzysu tego, który, jak mniemam, w znacznej mierze wywołany został właśnie przez ujemne skutki nadmiernej interwencji państwa, ma prawo do państwa o pomoc się odwoływać. I pomoc ta według tego, co powiedziałem na początku, według tego, na czem polega opłacalność warsztatów rolnych, mogłaby iść albo w kierunku podniesienia cen, albo w kierunku potanienia kosztów produkcji. Pierwsza doba walki z kryzysem zarówno w opinii publicznej, jak i polityce państwa nacechowana była przekonaniem o konieczności i domniemanej skuteczności wysiłków, mających na celu restytucję cen do właściwego poziomu. Ta doba nawet w państwach, które mogą przeznaczać na dźwignięcie cen olbrzymie środki, minęła i rozpoczęła się doba druga, doba, w której i wysiłki ogólne, zbiorowe, społeczne i wysiłki państwa zmierzaj a do obniżenia kosztów produkcji. Przyczem, jak zwykle bywa w takich razach, przerzucanie się od jednej zasady ku drugiej sprawia, iż pierwsza jest zaniedbywana, zapomniana, a nawet poniekąd lekceważona. Tak więc i obecnie przywiązuje się daleko większą wagę do kwestii obniżenia kosztów niż do kwestii podniesienia cen, co znalazło wyraz w ostrożnem i należycie sformułowanem przemówieniu p. Premiera, przemówieniu, którego wysłuchaliśmy w Senacie przed kilku tygodniami, a które znalazło dość liczne i obszerne komentarze w publicystyce. Podczas gdy sprawa przez p. Premiera postawiona została z należytym umiarem publicystyka wyprowadziła z niej wnioski, jakoby kwestia dźwigania cen była rzeczą zupełnie zbyteczną, jałową, do niczego nie prowadziła, przekraczała naszą możność i nasze siły i jakoby wszystko polegać miało tylko na obniżeniu kosztów.</u>
<u xml:id="u-15.6" who="#JanStecki">Trzeba powiedzieć, że tak zrozumiana dyrektywa, dyrektywa stabilizacji całego życia gospodarczego na poziomi cen dzisiejszych, byłaby zupełnie do urzeczywistnienia niemożliwa. Spadek cen zaszedł tak głęboki, iż ustabilizowanie gospodarstwa narodowego i życia gospodarczego na tym poziomie byłoby oczywiście klęską.</u>
<u xml:id="u-15.7" who="#JanStecki">Chwilowy wzrost cen rolniczych, którego jesteśmy świadkami od dwóch blisko tygodni, który istotnie odbywa się w ostatnich dniach w przyspieszonem tempie, jak sądzę, temu zdaniu memu nie przeczy. Ten wzrost cen można byłaby przewidywać, zdając sobie sprawę, iż rok obecny w Polsce był rokiem względnie małych zbiorów, w którym szczególnie to zboże, które zwyżkuje obecnie, mianowicie pszenica, dało plon o wiele mniejszy, niż w latach poprzednich. Przytem powiedzieć trzeba, że obecna zwyżka cen na sytuację rolnictwa decydującego wpływu wywrzeć nie może, przychodzi bowiem, niestety, w końcu roku gospodarczego, niemal na przednówku, w chwili, kiedy większość warsztatów rolniczych zboża na sprzedaż nie posiada. Zboże to znajduje się wyjątkowo w rękach szczególnie mocnych, naogół zaś jest już sprzedane i jest albo własnością, albo nawet na składzie u kupców.</u>
<u xml:id="u-15.8" who="#JanStecki">Gdybyśmy zatem traktowali obecną zwyżkę cen, której świadkami jesteśmy od paru tygodni, jako powrót do ceny z roku 1928, popełnilibyśmy niewątpliwie wielki błąd. Jest to bowiem zwyżka sezonowa, która wcale nie pozwala przepowiadać, że punkt wyjścia dla cen w kampanii roku 1933/34 będzie wyższy, lub przynajmniej będzie znacznie wyższy od punktu, od którego zaczął się ruch cen w roku gospodarczym, obecnie się kończącym.</u>
<u xml:id="u-15.9" who="#JanStecki">Jest szczególnie pouczające, że niezdrowy przebieg cen, a więc zaczynający się od bardzo niskiego poziomu bezpośrednio po zbiorach, a raptownie wzrastający pod koniec roku gospodarczego, zdarza się w roku, w którym powinnyby działać zastosowane przez Rząd skombinowane środki, mające na celu podtrzymanie tych cen na pewnym poziomie. Dlaczego te środki w zupełności zawodzą i dlaczego ruch cen w roku obecnym przybrał charakter żywiołowy — tak, jakgdyby żadnej interwencji, żadnych zabiegów nie było — o tem już mówił p. sen. Rdułtowiski, wskazując, że tłumaczyć to sobie należy zupełnym brakiem interwencji zwyżkowej Państwowych Zakładów Zbożowych. Cokolwiekby sądzić o zadaniach, jakie włożono na tę instytucję, powiedzieć sobie musimy, że sam fakt jej istnienia musi się odbić na handlu prywatnym, niszcząc ten handel, co znów ipso facto wkłada na Państwowe Zakłady Przemysłowo-Zbożowe te obowiązki, jakich od nich żądał, jakich oczekiwał po nich wogóle rolnik. Obowiązki, leżące w zakresie interwencji, w tym momencie, w którym zboże jest jeszcze w rękach rolnika, w tym momencie, w którym sprzedaż tego zboża po lepszej nieco cenie może stanowić dla ogółu rolników moment decydujący.</u>
<u xml:id="u-15.10" who="#JanStecki">Wracając do tego, co mówiłem wogóle o interwencji państwowej, pozwolę sobie przypomnieć Wysokiej Izbie, że chodzi tu o całość sprawy, która się wiąże z t. zw. kosztami produkcji rolnej, a więc o sprawy kredytowe, o sprawy podatkowe, o sprawy kosztów robocizny i związanych z robocizną świadczeń socjalnych, wreszcie o bardzo wiele spraw bardzo dla rolnictwa istotnych, pozatem zresztą drugorzędnych, jak kwestia taryf kolejowych, stawek ubezpieczeniowych etc. W szeregu tych pozycyj jedna, t. zn. sprawy kredytowe, doczekała się w istocie potraktowania przez Rząd pod kątami widzenia interesów rolnictwa.</u>
<u xml:id="u-15.11" who="#JanStecki">Ustawodawstwo polskie w tej dziedzinie, którego zakończeniem są wspomniane przez p. senatora Rdułtowskiego i wniesione obecnie do Sejmu projekty ustaw, dotyczących stworzenia urzędów wojewódzkich dla większej własności rolnej, oraz przeprowadzenia konwersji warunkowej w zakresie zobowiązań krótkoterminowych, są oryginalnym tworem polskiej myśli ekonomicznej i wzięte w całości zasługują na wysokie uznanie. Nie tylko czynią zadość potrzebom rolnictwa w tej dziedzinie, ale posiadają w sobie tyle ostrożności i umiaru, ile taka bardzo trudna i skomplikowana kwestia wymagać musi.</u>
<u xml:id="u-15.12" who="#JanStecki">Podczas gdy inne państwa europejskie — i to zarówno wielkie — jak Niemcy — jak i małe, państwa bałkańskie — eksperymentowały w tej dziedzinie w sposób nadzwyczaj nieszczęśliwy, w sposób, który wykazał zupełne bankructwo zasad, służyć mających za źródło zarządzeń konwersyjnych w tych państwach, wolno przypuszczać, że droga, na którą weszła Polska, przyniesie rolnictwu, a więc i całemu życiu gospodarczemu, istotny pożytek.</u>
<u xml:id="u-15.13" who="#JanStecki">Zapewne w całokształcie tych ustaw są także rzeczy, któreby można poddawać krytyce zarówno, gdy chodzi o punkt wyjścia, w szczególności mam tu na myśli konwersję kredytów długoterminowych, niezbyt może szczęśliwie wyłączających zasadę dobrowolnego porozumienia między wierzycielem a dłużnikiem, jak również, gdy chodzi o pewne bieżące potrzeby rolnictwa w zakresie kredytów, nie dość może jeszcze w tych ustawach, w granicach, w jakich je dotychczas znamy, uwzględnionych. Ale to są rzeczy drugorzędne, które, majem zdaniem, nie mogą osłabiać bardzo pochlebnej oceny, jaką dać należy temu ustawodawstwu.</u>
<u xml:id="u-15.14" who="#JanStecki">Inaczej ma się rzecz z pozostałemi sprawami, w których rolnictwo oczekiwać ma prawo od państwa właściwego uregulowania obowiązujących dziś przepisów. Jeżeli weźmiemy dla przykładu sprawy podatkowe, to musimy przyznać, że w tym zakresie oprócz karcenia poszczególnych nadużyć nie zmieniło się nic. Jeżeli można zrozumieć zdanie, powtarzane przez panów z Ministerstwa Skarbu, a podzielane przez członków Izb ustawodawczych zarówno z obozu rządowego jak i z obozów opozycyjnych, że doba kryzysu nie nadaje się do przebudowy systemu podatkowego, to przecież nie można przytoczyć ani jednego racjonalnego argumentu, któryby mógł posłużyć na uzasadnienie zwłoki, jaką widzimy w rozpoczęciu prac przygotowawczych nad przygotowaniem projektu zmiany tego systemu podatkowego.</u>
<u xml:id="u-15.15" who="#JanStecki">Trudno zrozumieć dlaczegoby doba kryzysu miała także uniemożliwiać i a priori hamować pracę nad stworzeniem zarysu nowego systemu podatkowego.</u>
<u xml:id="u-15.16" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Marszałek.)</u>
<u xml:id="u-15.17" who="#JanStecki">System bowiem dzisiejszy — ja będę go brał tylko z punktu widzenia rolnictwa — jest zgoła niemożliwy. Rolnictwo, jako całość, nie jest przeciążone podatkami państwowemu. Rolnictwo, jako całość, obciążone jest sumą podatkową, która ani w porównaniu z obciążeniem przemysłu i handlu, ani w porównaniu z wartością majątku rolniczego, ani w porównaniu nawet z poziomem cen płodów rolniczych w latach normalnych, nie w roku kryzysowym, w którym wszyscy rolnicy gospodarują z deficytem, nie jest nadmierna. Ale, uciążliwość tego obciążenia, jego nieznośność wynika z dwóch przyczyn: po pierwsze z nierównomiernego rozłożenia tego obciążenia. Mówiąc to, nie mam na myśli tylko jaskrawej różnicy, jaka zachodzi pod tym względem między gospodarstwami różnych kategoryj i wielkości. Mam na myśli to, że pochodzenie głównego podatku, obciążającego rolnictwo, jest tak dawne, że możnaby je niemal określić, jako przedhistoryczne. Sięga ono połowy XIX stulecia w b. zaborze rosyjskim lub dawniejszych jeszcze czasów w innych b. zaborach.</u>
<u xml:id="u-15.18" who="#JanStecki">Podatek gruntowy nie odpowiada w żadnej mierze dzisiejszym warunkom gospodarczym poszczególnych warsztatów, wartości ich gleby, ich dochodowości, stosunkom komunikacyjnym, nie odpowiada słowem niczemu z dzisiejszej rzeczywistości gospodarczej i rolniczej i prowadzi do niesłychanych niesprawiedliwości. A jeżeli z tego korzystają niektóre okolice, czy niektóre gospodarstwa, w żadnej mierze nie zmniejsza to ogromu szkody, jaką ponoszą inne gospodarstwa i inne okolice, nie zmniejsza szkody, która szczególnie wyraźnie i mocno występuje w dobie kryzysu.</u>
<u xml:id="u-15.19" who="#JanStecki">Drugi z podatków, płaconych przez rolnictwo, podatek dochodowy, jest właśnie tym, który przy dzisiejszej kulturze masy rolniczej, przy dzisiejszym naszym stopniu oświaty, sposobie prowadzenia gospodarstw, a zwłaszcza sposobie prowadzenia administracji jak najmniej rolnictwu odpowiada. I jeżeli wogóle o podatku dochodowym powiedzieć można, że spadł w postaci bardzo rozwiniętej na nieprzygotowany aparat skarbowy i nieprzygotowany ogół płatników, to w stosunku do rolnictwa można to powiedzieć stokrotnie silniej. Jest to podatek teoretycznie sprawiedliwy, ale praktycznie dla rolnictwa wręcz nieznośny. Nieznośny, zwłaszcza, gdy zważymy, że i ze względu na brak należytego przygotowania aparatu skarbowego i ze względu na potrzeby skarbowe, które aparat len pchają na drogę zbytniego fiskalizmu, w dobie kryzysu podatek dochodowy jest dla rolnictwa niezmiernie ciężkim do opłacania. Nie myślę mówić tutaj o jaskrawych faktach niewłaściwości, zachodzących przy wymiarze i egzekucji tego podatku, bo to dziś do rzeczy nie należy. W tej chwili chcę tylko powiedzieć, że system podatkowy w Polsce, wogóle wadliwy, pozbawiony wszelkiej wewnętrznej logiki, wszelkiej spójności i wszelkiej harmonii, przez rolnictwo odczuwany jest boleśniej i z większą dla niego szkodą niż dla innych dziedzin życia gospodarczego. W tym zakresie stwierdzam, że postulaty rolnicze wymierzone są w kierunku przebudowy z gruntu tego systemu podatkowego, przyczem oczywiście tembardziej rolnicy zastrzegać się muszą przeciwko zaimprowizowanym i podyktowanym tylko przez doraźne potrzeby skarbowe przybudówkom do tego systemu, zniekształcającym go jeszcze bardziej i dla rolnictwa będącym nie do zniesienia.</u>
<u xml:id="u-15.20" who="#JanStecki">Jeżeli weźmiemy pod uwagę inne momenty, związane z zakresem interwencji państwowej w dziedzinie kosztów produkcji, to musimy powiedzieć, że tam niedostateczność i wadliwe wpływy państwowe występują może nie tak jaskrawo, jak w systemie podatkowym, niemniej jednak istnieją.</u>
<u xml:id="u-15.21" who="#JanStecki">Jest jeszcze jedna rzecz związana z istotą struktury warsztatów rolnych, kwestia, której dotknął także w drugiej części swego przemówienia p. senator Rdułtowski, traktując jednak tę rzecz tylko formalnie z punktu widzenia czysto budżetowego. Chcę mówić o t. zw. polityce agrarnej Państwa Polskiego.</u>
<u xml:id="u-15.22" who="#JanStecki">Rozdrabnianie się wielkich warsztatów rolnych, zanikanie gospodarstw folwarcznych na rzecz własności drobnej jest procesem naturalnym i w dzisiejszej dobie historii narodów Europy niepowstrzymanym. Do państwa należeć musi przedewszystkiem regulowanie procesu tego, żeby odbywał się w sposób właściwy, następnie nawet jego przyśpieszanie, jeżeli z jakichkolwiek względów sztucznych, nie odpowiadających rozwojowi warunków gospodarczych i potrzeb gospodarczych, rozwojowi warunków społecznych i potrzeb społecznych, proces ten się zbytnio opóźnia. Natomiast wychodzenie z zasady możności przebudowy całego ustroju agrarnego w myśl pewnego racjonalnego rzekomo planu jest chimerą, która na losach rolnictwa musi się odbić w sposób najbardziej szkodliwy.</u>
<u xml:id="u-15.23" who="#JanStecki">Rozdrabnianie gospodarstw folwarcznych postępuje pari pasu w miarę dwóch procesów: w miarę intensyfikacji samego rolnictwa i w miarę urbanizacji oraz industrializacji danego kraju, danego państwa. Najskuteczniejszym sposobem przyśpieszenia rozpadu gospodarstw folwarcznych na jednostki mniejsze, jest wzmacnianie intensyfikacji rolnictwa. W tym zakresie Państwo nasze nie zrobiło wiele, a w dobie dzisiejszej, oczywiście, stawianie tego zadania przed Państwem byłoby zupełną śmiesznością, bo jesteśmy świadkami procesu wręcz odwrotnego, procesu zamierania gospodarstw rolnych, ich ekstensyfikacji.</u>
<u xml:id="u-15.24" who="#JanStecki">Co się zaś tyczy rozwoju ludności miejskiej i uprzemysłowienia kraju, to w tym względzie, lubo w dzisiejszej chwili także niewiele można zrobić, należy zaznaczyć przecież, że mamy tu przykład doskonałej zbieżności interesów życia gospodarczego, bowiem industrializacja i urbanizacja kraju zarazem decydują o wzmocnieniu pojemności rynku wewnętrznego, a to jest też naturalną podstawą, na której każdy przemysł opierać może swoją kalkulację, swój dobrobyt i swój rozwój.</u>
<u xml:id="u-15.25" who="#JanStecki">Wydaje mi się, że poszliśmy w zakresie polityki agrarnej o wiele dalej, aniżeli nakazywały względy, które tutaj przytoczyłem. A chociaż jesteśmy świadkami w ostatnich czasach, że polityka agrarna zaczyna być rozumiana przez Rząd właściwie, czego najlepszym wyrazem jest złożony przez p. Ministra Rolnictwa i Reform Rolnych wniosek o niedotrzymaniu, przewidzianego w ustawie o wykonaniu reformy rolnej, kontynentu parcelacyjnego, to przecież należy, mówiąc o potrzebach rolnictwa, ostrzegać i nadal, iż lekkomyślne burzenie jego struktury musi się bezwarunkowo odbijać ujemnie na dobrobycie warsztatów rolnych, na pomyślności i rozwoju warsztatów rolnych, czy to dużych, czy to małych; albowiem te małe, jeżeli tworzenie ich postępuje szybciej, aniżeli wzmaganie się intensyfikacji pojemności rynku wewnętrznego dla zbytu płodów rolnych, nie mogą opierać egzystencji swojej na samym tylko domniemanym eksporcie, którego losy są niepewne, jak tego jesteśmy świadkami w ostatnich czasach.</u>
<u xml:id="u-15.26" who="#JanStecki">Tak więc, robiąc ten — jak powiedziałem — syntetyczny przegląd sytuacji i potrzeb rolnictwa, powiedzieć powinniśmy, że rolnictwo oceniać musi politykę państwową pod kątem widzenia swoich potrzeb, z których jedne polegają na dźwiganiu cen, drugie na obniżaniu kosztów produkcji i że rolnictwo musi uważać za usprawiedliwione wdzieranie się państwa do automatyzmu procesów gospodarczych o tyle tylko, o ile się tego automatyzmu procesów gospodarczych z gruntu nie burzy, lecz wprowadza go na właściwą drogę, potęgując te dodatnie momenty, które w rozwoju automatycznym istnieją i działają na korzyść przedsiębiorstw, a paraliżując lub neutralizując te momenty ujemne, które działają dla gospodarstwa rolniczego szkodliwie. Odnosi się to tyleż do polityki ściśle ekonomicznej co i do polityki agrarnej.</u>
<u xml:id="u-15.27" who="#komentarz">(Oklaski na ławach B. B.)</u>
</div>
<div xml:id="div-16">
<u xml:id="u-16.0" who="#WładysławRaczkiewicz">Głos ma s. Godlewski.</u>
</div>
<div xml:id="div-17">
<u xml:id="u-17.0" who="#StanisławAleksanderGodlewski">Wysoki Senacie! Skoro mówimy o katastrofie rolnictwa, bo ostatecznie z bardzo szczegółowych sprawozdań panów referentów i w Sejmie i Senacie wyraźnie wypływa, że obecnie już jest katastrofa rolnictwa, to musimy sobie uprzytomniać, że ta katastrof a nie spadła nagle, jak „deus eks machina”, ale że od dłuższego czasu, powoli rolnictwo staczało się po równi pochyłej do upadku. Już przed dwoma laty na posiedzeniu Sejmu w dn. 6 lutego 1931 r. poseł naszego stronnictwa, Czetwertyński, analizując sytuację rolnictwa, stwierdził, że zubożenie gospodarki narodowej i zubożenie płatników powstało iż chwilą nadmiernych wymiarów podatków, które nie odpowiadały sile płatniczej rolnictwa. To było mniej więcej w 1927 r. na 1928 r. i pomimo dobrej koniunktury, pomimo t. zw. lat tłustych podatki były jednak nadmiernym ciężarem dla rolnictwa i chociaż Skarb się zapełnia, niemniej jednak kieszenie płatników pustoszały. I najlepszym dowodem jest, że te tłuste lata nie przysporzyły rolnictwu zasobów, skoro w tym samym czasie, mniej więcej był to r. 1927–28, rozpoczęło się owe kredyty udzielać przez Bank Rolny rolnikom, pod różnemi nazwami: kredytów siewnych, żniwowych, nawozowych i t. p. I właśnie od tego czasu można uważać, że powstały niedomagania w rolnictwie. Pierwotnie ten stan był ukryty, był niejawny, lecz symptomy choroby tkwiły już w organizmie rolnictwa. I dopiero obecnie, gdy od dłuższego czasu ceny zboża załamały się, to katastrofa rolnictwa wystąpiła w pełnej ostrości. Do tego upadku rolnictwa przyczyniła się niewątpliwie także w swoim czasie fałszywie i szkodliwie stosowana polityka prokonsumencka, polityka niskich cen na ziemiopłody, która po zgubnych doświadczeniach ustąpiła. Panowie sprawozdawcy w Senacie, w Sejmie i jeszcze na Komisji Rolnej w obszernych i szczegółowych referatach wyjaśniali nam pod różnemi kątami widzenia obecny stan naszych gospodarstw, stan rolnictwa, wykazywali gwałtowne kurczenie się i upadek produkcji, walkę z piętrzącemi się trudnościami, nędzę wsi polskiej, ciemne horoskopy przyszłości i niedostateczność stosowanych środków zaradczych.</u>
<u xml:id="u-17.1" who="#StanisławAleksanderGodlewski">Do tego beznadziejnego, lecz, niestety, odpowiadającego rzeczywistemu stanowi rzeczy obrazu nie mam wiele do dodania. Chciałbym tylko uwypuklić niektóre momenty referatu dla ilustracji i dlatego, rzecz prosta, powtarzać muszę, co było powiedziane.</u>
<u xml:id="u-17.2" who="#StanisławAleksanderGodlewski">Więc przedewszystkiem dla zobrazowania stanu ekonomicznego drobnej i większej własności, z wyniku badań przeprowadzonych nad opłacalnością drobnych gospodarstw, na które się powoływał p. referent, badań przeprowadzonych przez p. Ministra Staniewicza, wypływa dokładnie, jak ta produkcja w szalony sposób spadała w ciągu 6 lat. Jeżeli w roku 1926/27 dochód surowy na 1 ha wynosił 542 zł, to już w roku 1931/32 tylko 283 zł. Dochód zaś czysty na 1 ha w tym samym okresie spadł ze 143 zł do minus 7, rozumie się jeszcze pomniejszony o procenty i czynsze dzierżawne, wynosi minus 72 zł. Miarą pogarszania się sytuacji drobnego rolnictwa jest zwiększenie się ilości gospodarstw, które wykazują ten ujemny przychód czysty, tak, że jeżeli w roku 1927/28 na 100 gospodarstw takich ujemnie pracujących było 3, to w roku 1931/32 ilość ta wzrosła już do 55. Ilustruje to stan opłakany mniejszej własności.</u>
<u xml:id="u-17.3" who="#StanisławAleksanderGodlewski">Ale nie lepiej dzieje się większej własności. Nie będę tu również powtarzał tego, co p. senator Rdułtowski bardzo szeroko wykazał. Nadmienię tylko, że za zaległości w instytucjach prywatnych kredytu długoterminowego w roku bieżącym wystawionych jest na licytację kilka tysięcy majątków ziemskich.</u>
<u xml:id="u-17.4" who="#StanisławAleksanderGodlewski">Zatrważającym objawem upadku gospodarstw rolnych jest stały spadek produkcji, który ma swój wyraz w bilansie handlowym. Bilans handlowy za rok 1930/31 wykazywał eksport na sumę zł 2.162.000.000, a w tem wywóz artykułów rolnych stanowi bardzo poważną pozycję, bo wynosi 1.062.000.000, to jest 50% całego eksportu. Zaś na rok 1931/32 bilans handlowy wykazuje zł 1.654.000.000, a eksport artykułów rolnych spadł do 656 milionów, co stanowi 45%. Za 11 miesięcy roku 1932 w porównaniu z tym samym okresem roku 1931 okazuje się, że spadek wywozu artykułów rolniczych wyniósł 375 milionów złotych, czyli 49,6%. Niewątpliwie niepoślednią rolę w tym spadku produkcji a więc i eksportu stanowi ogromny spadek użycia nawozów sztucznych. I tak, gdy w roku 1928 nawozy fosforytowe wynosiły zgórą 600.000 ton, w r. 1932 już tytko 130.000. Nawozy potasowe w 1928 r. — 426.000, w 1932 już tylko 115.000. Wreszcie nawozy azotowe w 1928 roku — 223.814 ton, w roku 1932 już tylko 120.000 ton. Takie zaoszczędzanie z konieczności wydatków na nawozy sztuczne nie może pozostać bezkarne i bez rezultatu — musi się odbić nad wyraz ujemnie w przyszłości na wydajności, na strukturze i wyjałowieniu gleby, a wobec tego i na zmniejszeniu produkcji na dłuższy okres czasu.</u>
<u xml:id="u-17.5" who="#StanisławAleksanderGodlewski">Ten obraz, ten szkic, który rzuciłem przed Panami, jest jednak przez swoją rzeczywistość przerażający. Napawa nas głęboką troską o dzień jutrzejszy, bo to nie są jakieś opowiadania przejaskrawione, fantastyczne, ad hoc spreparowane, lecz fakty, oparte na ścisłych danych, zimnych cyfrach.</u>
<u xml:id="u-17.6" who="#StanisławAleksanderGodlewski">Przed nami stoi widmo stałego upadku produkcji i możliwość, że Polska z państwa eksportowego stać się może państwem importowem, a w rezultacie — możliwość stałego deficytu w bilansie handlowym i wreszcie załamanie się waluty.</u>
<u xml:id="u-17.7" who="#StanisławAleksanderGodlewski">Czy Rząd — zwracam się nie tylko do p. Ministra Rolnictwa, ale do Rządu — Rząd jako całość sprawuje władzę, funkcjami swemi obejmuje całokształt zagadnień rolnictwa, więc zwracam się do Rządu i zapytuję, czy Rząd zdaje sobie istotnie sprawę z grozy położenia, czy Rząd poznał i zrozumiał istotne źródło tych niedomagań i czy przedsięwziął odpowiednie środki zaradcze? Sądząc z argumentów Rządu, wyłuszczonych w nocie, wręczonej rządowi amerykańskiemu w sprawie spłaty długu wojennego, należy przypuszczać, że właściwie stan rolnictwa jest Rządowi znany, bo w punkcie 6 tej noty podaję między innemi: „Kryzys obecny szczególnie ciężko dotknął Polskę, jako kraj o przeważającym charakterze rolniczym. Spadek cen produktów rolnych uczynił nierentowną gałęź produkcji, z której żyje przeszło 70% ludności polskiej, a katastrofalna sytuacja rolnictwa odbiła się niepomyślnie na wszystkich innych gałęziach wytwórczości krajowej”.</u>
<u xml:id="u-17.8" who="#StanisławAleksanderGodlewski">Tymczasem rzeczywistość bynajmniej nie wskazuje, by stan rolnictwa był Rządowi znany. Bo przecież nareszcie trzeba zrozumieć, że tu nie o pomoc rolnictwu, nie o obronę rolnictwa chodzi, ale że rolnictwo woła o ratunek natychmiastowy, a ratować rolnictwo — to przywrócić warsztatom rolnym ich opłacalność. Tego jednak, jak powiedziałem, wydaje się, że do tej pory Rząd dostatecznie nie rozumiał. Mamy wrażenie, że nie zdawał sobie sprawy z zagadnienia kryzysu, poprostu nie wierzył w kryzys, a najlepszym tego dowodem są te enuncjacje oficjalne, te niezdecydowane pociągnięcia, te zbyt małemi dawkami stosowane środki, które w rezultacie spodziewanego efektu dać nie mogły, te połowiczne zarządzenia, nieskoordynowane i niestety bardzo często spóźnione.</u>
<u xml:id="u-17.9" who="#StanisławAleksanderGodlewski">Na posiedzeniu Senatu w dniu 15 grudnia roku zeszłego p. Premier w swojem expose wyłożył plan pomocy dla rolnictwa i między innemi zaznaczył, „że należy w granicach dość ograniczonych możliwości dążyć do przeciwdziałania wahaniom zniżkowym cen artykułów rolnych”, a dalej: że „skoro cen rolniczych, decydujących o dochodzie 70% ludności kraju, podnieść się w najbliższym czasie nie da, to nie pozostaje inna droga, jak tylko zniżenie cen przemysłowych”. W takiem ujęciu sprawy tkwi błąd zasadniczy. Opłacalność warsztatów rolnych zależy od stosunku między kosztami produkcji a cenami uzyskiwanemi przy sprzedaży płodów rolnych. Należy więc doprowadzić do wyrównania tych dwóch czynników, a można do tego dojść albo przez podniesienie cen, albo przez obniżenie kosztów. Dlatego zapowiedź p. Premiera o zniżeniu cen przemysłowych — cytuję dosłownie „wobec niemożności podniesienia w najbliższej przyszłości cen rolniczych” bynajmniej nie rozwiązuje zagadnienia. Akcja wyrównania cen przemysłowych i rolniczych wzmogła się na jesieni roku zeszłego i celu jednak nie osiągnęła. Według oficjalnego wskaźnika cen hurtowych, rozpiętość cen przemysłowych i rolniczych szła crescendo. Rozpiętość ta wynosiła w grudniu 1931 r. 29,3%, a w listopadzie 1932 r. już 39,5%, zaś w grudniu roku zeszłego doszło aż do 43,3%. Nawiasem mówiąc, skutki tej akcji odczuliśmy bezpośrednio na naszych plecach, my rolnicy, plantatorzy buraków cukrowych, kiedy niespodziewanie na jesieni została obniżona cena cukru i zniżka ta pociągnęła za sobą bardzo dotkliwe obniżenie ceny buraków i to w chwili, kiedy w wykonaniu wiosennych umów z cukrowniami przystępowaliśmy w ramach poprzednio ułożonych budżetów do kopania buraków. Wszystkie nasze kalkulacje i wszystkie nasze budżety wywróciły się, stały się fikcyjnemu i otworzyły się niczem niezapełnione luki deficytowe. Przedewszystkiem artykuły przemysłowe w gospodarstwach rolnych, jeżeli zaliczyć remont budynków, narzędzi rolniczych i maszyn, wahają się w niewielkim procencie ogólnych kosztów. Następnie zniżka owych cen artykułów nie może być dla przystosowania do cen rolniczych doprowadzona do absurdu. Są przecież składniki cen przemysłowych sztywne, jak podatki, daniny, świadczenia, które redukcji żadnej ulec nie mogą, a robocizna w drobnym tylko procencie przeprowadzona być może, zważywszy niebezpieczeństwo powiększania się ilości bezrobotnych. Gdybyśmy chcieli dostosować ceny przemysłowe do cen rolniczych, to należałoby ceny przemysłowe obniżyć o kilkadziesiąt procent. Taka operacja jest nie do uskutecznienia, doprowadziłaby do upadku przemysł, położyłaby go na obie łopatki, tak jak już niestety leży rolnictwo. Widzimy więc, że zapowiedziana zniżka cen wytwórczości przemysłowej odpowiedniego efektu nie da, nie wyrówna kosztów produkcji, może być uskuteczniona tylko w pewnych granicach, przynosząc ulgę rolnictwu, lecz katastrofy nie zażegna. I nie zażegnają jej wszystkie inne zarządzenia rządowe. Mam tu na myśli ustawę konwersyjną kredytu długoterminowego. Ustawa ta budzi zasadniczo bardzo poważne zastrzeżenia. Z jedynej stromy cechuje ją brak poszanowania praw osób trzecich, t. j. właścicieli listów zastawnych i obligacyj, z drugiej strony wprowadza odmienny sposób traktowania pożyczek emisji instytucyj państwowych i prywatnych, stwarzając przywilej dopłaty ze Skarbu na rzecz barków państwowych i podcinając papiery kredytu instytucyj prywatnych. Niewątpliwie, że obniżka oprocentowania, przedłużenie terminu amortyzacyjnego jest pomocą doraźną, natychmiastową, ale głębiej oceniając tę ustawę jako nieczasową, lecz obejmującą kredyt długoterminowy na długie lata, nie wolno zlekceważyć tych skutków głęboko podważających kredyt długoterminowy. W przyszłości zresztą korzyści z konwersji nie są tak wielkie, aby mogły skutecznie wpłynąć na opłakany stan finansowy naszego rolnictwa. Obecnie rata roczna od wszystkich pożyczek kredytu długoterminowego obciążającego rolnictwo, wynosi około 64 miliony złotych, a po przeprowadzeniu konwersji rata roczna w okresie ulgowym, to jest bezamortyzacyjnym, wynosić będzie mniej więcej 34 miliony zł, zaś później po tym okresie mniej więcej 40 milionów rocznie. Konwersja więc, jak widzimy, jest tylko jednym ze środków pomocniczych, lecz nie jest środkiem rozstrzygającym, zwłaszcza, że przy nieopłacalności naszych gospodarstw rolnicy nie będą mogli uiszczać nawet tych rat zredukowanych.</u>
<u xml:id="u-17.10" who="#StanisławAleksanderGodlewski">To samo powiedzieć można o ulgach w zapłacie zaległości podatkowych. Nieopłacalność warsztatów rolnych nie pozwoli nie tylko na spłatę zaległości, ale i podatków bieżących, powiększając tylko sumę zaległości.</u>
<u xml:id="u-17.11" who="#StanisławAleksanderGodlewski">Wreszcie nadmienię tylko parę słów o interwencjonizmie w stosunku między właścicielami i dłużnikami rolnikami, który miał na względzie interes państwowy, a znalazł swój wyraz w szeregu przepisów. Interwencjonizm ten mógł być zastosowany tylko w niektórych poszczególnych wypadkach i na sytuację nie wpłynął.</u>
<u xml:id="u-17.12" who="#StanisławAleksanderGodlewski">Reasumując, co wyżej było powiedziane przez p. sprawozdawcę i przezemnie, przychodzę do wniosku kategorycznego, że środki już zarządzone, o których mówił p. Premier w swojem expose w Senacie, są tylko drugorzędnemi, pomocniczemi, że aczkolwiek mogą współdziałać łącznie z innemi w ulepszeniu doli rolnictwa, to jednak nie ujmują istoty zagadnienia, nie są tej miary, ażeby zdołały uratować rolnictwo z obecnej katastrofalnej depresji. Są zgoła niedostateczne, ażeby uzdrowić rolnictwo i przywrócić mu podstawy bytu, to jest opłacalność warsztatów rolnych. Jak już wspomniałem na wstępie, opłacalność warsztatu rolniczego zależy od stosunku między kosztami produkcji, a kosztami artykułów rolniczych i że dla uzgodnienia tych dwóch kardynalnych warunków należy, albo podwyższyć ceny płodów rolniczych, albo obniżyć koszta produkcji. Wyjaśnialiśmy już, że ten ostatni warunek odgrywa rolę podrzędną, że składniki kosztów produkcji są takie, że bez niebezpiecznych wstrząsów mogą tylko w stopniu nieznacznym być obniżone, że nigdy w obecnych warunkach do poziomu cen artykułów rolniczych dostosować się nie dadzą i kroczenie po tej drodze byłoby mrzonką nierealną, a co gorsze, byłoby zgubne nie tylko dla rolnictwa, ale dla całego życia gospodarczego Polski. W takim stanie rzeczy dla przywrócenia zburzonej równowagi gospodarczej rolnictwa pozostaje tylko ten drugi środek, podźwignięcie do właściwego poziomu cen na artykuły rolnicze. Jest to dla wycieńczonego i zniszczonego anemią organizmu rolnictwa przypływ zdrowych, świeżych soków, budzących go z marazmu i dających mu możność osiągnięcia warunku kardynalnego jego istnienia, to jest opłacalności warsztatów rolnych. Opłacalność warsztatów rolnych umożliwi rolnikowi wywiązanie się ze swoich obowiązków, przedewszystkiem wobec Skarbu, wzmoże wpływy Skarbu i uczyni rolnika nie tylko silnym producentem, lecz też poważnym konsumentem wytwórczości przemysłowej w kraju, uzdrowi słowem całe życie gospodarcze.</u>
<u xml:id="u-17.13" who="#StanisławAleksanderGodlewski">Otóż przechodząc do cen na artykuły rolne, wezmę naprzykład najważniejszą produkcję, produkcję główną — t. j. roślinną. I tutaj powstaje pytanie, jak kształtuje się u nas polityka zbożowa, jakie dała wyniki, do jakich doszliśmy wniosków po trzechletniem doświadczeniu i czy metody tej polityki, oparte na tem doświadczeniu, okazały się celowe i dają się usprawiedliwić?</u>
<u xml:id="u-17.14" who="#StanisławAleksanderGodlewski">Otóż z doświadczenia wiemy, że trzy czynniki polityki zbożowej, a mianowicie ochrona celna, kredyt zastawowy i premiowanie wywozu zasadniczo nie wywołały zastrzeżeń, lecz największą rozbieżność wytwarzał zawsze czwarty czynnik — tj. interwencja Polskich Zakładów Przemysłowo - Zbożowych, która nie była identyczna i ulegała ogromnym wahaniom. Chociaż sama zasada interwencji, jako uzupełnienie premiowania, nie wzbudzała żadnej wątpliwości, to jednak termin jej rozpoczęcia celem oderwania się od rynku światowego wywołał różnicę poglądów. Doświadczenie, oparte na materiale ścisłym i cyfrowym, wykazuje niezbicie, że tylko interwencja stosowana zaraz w okresie pożniwnym, wtedy właśnie, kiedy rolnicy zmuszeni są do realizowania plonów, t. j. w okresie największej podaży zboża, daje najwydatniejszy efekt dla rolnictwa i zysk dla gospodarki państwowej. Wymownem tego świadectwem jest akcja Polskich Zakładów Przemysłowo - Zbożowych w kampanii na rok 1931/32, rozpoczęta zaraz po żniwach, dzięki czemu oderwała się cena w kraju od cen światowych, dając pokaźną nadwyżkę, a mianowicie: gdy w Hamburgu przeciętna roczna cena za 100 kg żyta wynosiła 17 zł 80 gr, to u nas w kraju wynosiła 24 zł 74 gr, to znaczy ca 7 zł więcej, niż w Hamburgu. Natomiast w kampanii z r. 1929/30 i 1930/31 akcja interwencyjna była żadna. Cena leżała poniżej premiowanego eksportu, zaś koszty interwencji w r. 1931/32, znacznie skuteczniejszej, niż w poprzednim, wynosiły 18 milionów, a wydatki na premie 12.981.000 zł, czyli razem 30.981.000 zł. W kampanii w r. 1930/31 koszty akcji interwencyjnej, znacznie gorszej co do rezultatów, wynosiły 5.910.000 zł, a wydatki na premie 30.876.000 zł, czyli ogółem wynosiły 36.786.000 zł. Powstaje pytanie, dlaczego po zdobyciu trzyletniego doświadczenia, które jest poza nami, w bieżącym roku gospodarczym 1932/33 akcja interwencyjna Polskich Zakładów Przemysłowo — Zbożowych, tak już w skutkach wypróbowana, zupełnie prawie ustała? Dlaczego dopuszczono, ażeby ceny na zboże spadły do lak znikomego poziomu i nie zyskano pierwszej połowy kampanii bieżącej wtedy, kiedy podaż była najintensywniejsza i nie uchroniono rolnictwa od niepowetowanych strat, sprzedaży zboża prawie za bezcen, bo prawie za połowę tego, co było w roku ubiegłym? A jednak w tym okresie z Polski wyciekło dużo zboża. W kampanii 1931/32 r. w miesiącach od sierpnia do grudnia wywieziono łącznie cztery gatunki zboża, 153.690 ton, a w tym samym okresie 1932/33–256.049, samego zaś żyta trzy razy tyle, co w czasie analogicznym w ubiegłej kampanii.</u>
<u xml:id="u-17.15" who="#StanisławAleksanderGodlewski">Z powyższych zestawień i uwag jasno wypływają wnioski, że ażeby polityka rządowa w walce z zabójczym dla rolnictwa kryzysem była celowa i w skutkach swych pomyślna, to nie możemy ograniczać się wyłącznie do zniżki składników kosztów produkcji przemysłu i rolnictwa, ale powinniśmy równolegle i jednocześnie dążyć wszelkiemi rozporządzalnemi środkami do podźwignięcia cen na ziemiopłody. Innego wyjścia niema. Nasuwa się pytanie, jak wytłumaczyć tę niekonsekwencję w polityce zbożowej, jakiemu kierowano się pobudkami i co miano na celu?</u>
<u xml:id="u-17.16" who="#StanisławAleksanderGodlewski">Takie samo pytanie przychodzi na myśl i w innej dziedzinie, dziedzinie polityki celnej. Jak naprzykład wytłumaczyć fakt, że Rząd w trosce o przyjście z pomocą rolnictwu nie zwrócił uwagi na należytą jego ochronę i nie zapobiegł dostatecznie importowi z zagranicy do Polski różnych artykułów rolniczych lub artykułów o charakterze zastępczym. Mówiliśmy już o tem kilkakrotnie na komisjach Sejmu i Senatu, wzywając Rząd, ażeby drzwi naoścież importowi nie otwierał. Statystyka rządowa niektórych artykułów spożywczych stwierdza, że import wynosi, cytuję tylko parę artykułów: w r. 1931 proso 51.563 q, w r. 1932–9.135 q, kukurydza w r. 1931–212.643 q, w 1932–46.479, ryż w 1931 r. — 772.050 q, w r. 1932–463.213 q, t. j. zgórą 3.000 wagonów. Różnych makuchów w 1931 r. — 158.196, w 1932 r.—116.079. A owoce — melony, śliwki, jabłka, winogrona. Melonów w 1931 r. 50.000 q, w r. 1932–15.000, śliwek suszonych w r. 1931–72.788 q, w 1932 r. — 57.224 q.</u>
<u xml:id="u-17.17" who="#StanisławAleksanderGodlewski">Ogółem sprowadzono w 1931 r. — 3.391.554, a w 1932 r. — 2.402.487 q. Zmniejszenie importu w roku zeszłym wynikało w wysokim stopniu z powodu zubożenia społeczeństwa, ale ilość ryżu i kukurydzy (o pszenicy nie mówię), słodu i makuchów oraz niesłychana ilość owoców mają swoją wymowę i objaśniają nas, że sprowadzane do kraju rolniczego ryż i słód wypierają nasz jęczmień, kukurydzę, pszenicę, makuchy, rzepak, na który nabywców nie mamy i że owoce z naszych sadów musimy prawie za darmo marnować.</u>
<u xml:id="u-17.18" who="#StanisławAleksanderGodlewski">Wreszcie — czy wniesiony ostatnio do Sejmu projekt podatku majątkowego nie utwierdza nas w przekonaniu, że Rząd patrzy na naszą smutną rzeczywistość przez różowe szkiełka i że w istocie nie zdaje sobie sprawy z przerażającego stanu, w jakim kraj, w szczególności rolnictwo, się znajduje. Przecież nie zapominajmy, że podług ostatnich obliczeń Ministerstwa Skarbu na dzień 1 października 1932 r. zadłużenie rolnictwa wynosiło z górą 4½ miliarda złotych, a samo oprocentowanie tego zadłużenia wynosi pół miliarda złotych. Zapytuję skąd i z jakich wyschniętych źródeł może rolnictwo czerpać środki na pokrycie tego nowego podatku, kiedy wielkich miliardowych należności nie może zapłacić.</u>
<u xml:id="u-17.19" who="#StanisławAleksanderGodlewski">Podatek majątkowy bije w samą substancję. Więc jak likwidować tę substancję? Sprzedać? Nikt nie kupi. Korzystać z kredytu długoterminowego? Kredyt długoterminowy po dokonanej konwersji zamarł na długie lata. Korzystać z kredytu krótkoterminowego? Kredyt krótkoterminowy zawsze nieufny, teraz spłoszony skrył się i śpi w ukryciu. Któż rozwiąże te zagadnienia, któż odpowie na te liczne zapytania, kto zdoła przeniknąć i zgłębić zamierzenia i myśli przewodnie Rządu, skoro zarządzenia Rządu i jego pociągnięcia, no i same fakty są we wzajemnej ze sobą sprzeczności. Jakże często jesteśmy świadkami zjawiska, że nie wie prawica co czyni lewica. Wydaje się, że właściwie, jak to zaznaczył p. Minister Rolnictwa, niema między nami rozbieżności w ocenie sytuacji rolnictwa i w poglądach na metody zwalczania kryzysu, ale jest jedna zasadnicza różnica.</u>
<u xml:id="u-17.20" who="#StanisławAleksanderGodlewski">Może Panowie z Klubu Współpracy z Rządem żywią jeszcze nadzieję, może mają jeszcze wiarę i zaufanie, że Rząd obecny zechce i zdoła wyratować z tych ciężkich terminów rolnictwo, a z niem całe życie gospodarcze Polski, bo my tej wiary, tego zaufania bynajmniej nie mamy.</u>
</div>
<div xml:id="div-18">
<u xml:id="u-18.0" who="#WładysławRaczkiewicz">Głos ma s. Pawłykowski.</u>
</div>
<div xml:id="div-19">
<u xml:id="u-19.0" who="#JulianPawlikowski">Wysoka Izbo! Inaugurując dzisiejsze debaty nad preliminarzem Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych, był łaskaw p. senator Stecki dać ocenę pracy sprawozdawcy naszego, szanownego pana senatora Rdułtowskiego. Ja tylko w części tę ocenę podzielam. Wiem, że metoda opisowa, której użył p. sen. Rdułtowski, metoda epiczna, zagłuszyła możność syntetycznego ujęcia położenia rolnictwa. Pozatem epiczna metoda w omawianiu położenia rolnictwa jest tylko spokojnym szlakiem, wiodącym do stawiania diagnozy; nie widzę w niej jednakowoż zasobów terapji, nie widzę... chirurga, któryby, zadając ostre cięcia, jakich rolnictwo dzisiaj potrzebuje, operatywnie je uleczył.</u>
<u xml:id="u-19.1" who="#JulianPawlikowski">Wybaczy mi Szanowny Pan Referent, iż zaznaczę, że i w samym dziale, mówiącym o położeniu rolnictwa, jest pewna bolesna luka. Nie chcę tem zupełnie uwłaczać pracowitości Pana Sprawozdawcy, bo wiem, że uległ on sugestii tych materiałów, jakich mu dostarczono i jakie mógł zdobyć.</u>
<u xml:id="u-19.2" who="#JulianPawlikowski">Opierając się na materiałach wiejskich Państwowego Instytutu Naukowego Gospodarstwa Wiejskiego w Puławach, specjalnie na materiałach Wydziału ekonomiki drobnych gospodarstw, musiał Pan Referent mimowoli popełnić ten błąd, iż uważa, że rolnictwo nasze, to rolnictwo o warsztatach od dwóch hektarów wzwyż.</u>
<u xml:id="u-19.3" who="#JulianPawlikowski">Tymczasem rzeczywistość nasza przeczy temu. Jeżeli mówić o całokształcie naszego rolnictwa, to nie możemy pominąć tego bolesnego faktu, że rolnictwo nasze zaczyna się często, już od drobnych, chałupniczych i karłowatych gospodarstw, których niestety na terytorium ogólno-państwowem na 3.260.000 jednostek gospodarstw rolnych liczymy obecnie 1.108.000, to znaczy prawie 34% ogółu gospodarstw. Są to gospodarstwa poniżej 2 ha, są to okruchy gospodarcze, które, jeżeli weźmiemy stosunki na wschodzie, często są jedynemi warsztatami pracy i utrzymania ludności rolniczej.</u>
<u xml:id="u-19.4" who="#JulianPawlikowski">Jeżeli weźmiemy pod uwagę powierzchnię tych drobnych gospodarstw rolnych, chałupniczych i karłowatych, to widzimy, że, w stosunku ogólno - państwowym, powierzchnia ich nie sięga wyżej, niż do 1.075.000 ha, co stanowi 3,5% ogółu powierzchni. Natomiast, jeżeli weźmiemy ilość gospodarstw i ilość ludności rolniczej, osiadłej na drobnych warsztatach, to widzimy bardzo ostro zarysowujący się kryzys tych drobnych gospodarstw, gdyż na powierzchni, która stanowi 1/33 ogólnej powierzchni państwowej, osiadłych jest prawie że 5 milionów ludzi, a więc prawie 1/4 ogółu ludności rolniczej.</u>
<u xml:id="u-19.5" who="#JulianPawlikowski">Chociaż od lat 14 prowadzi się już akcję naprawy ustroju rolnego, to akcja ta, dyktowana przeważnie względami politycznemi, nie doprowadza do uzdrowienia istniejących drobnych warsztatów rolnych. Dziś mamy jeszcze, w przeciętnej państwowej, prawie że 1/3 tych drobnych gospodarstw. Idąc terytorialnie od zachodu na wschód, widzimy, że im bardziej na wschód, począwszy już od Galicji zachodniej, przez Galicję wschodnią, stosunki coraz bardziej się zaogniają. Na zachodzie drobne gospodarstwa rolne bardzo często są tylko dopełnieniem innych samoistnych warsztatów pracy ich właścicieli, natomiast na wschodzie są one jedynemi warsztatami. I w tem tkwi właśnie tragedia!</u>
<u xml:id="u-19.6" who="#JulianPawlikowski">Jeżeli weźmiemy pod uwagę stosunki agrarne ziem ukraińskich na terytorium narodowem ukraińskiem, to widzimy, że ta kwestia karłów gospodarczych jest tu nadzwyczaj zaogniona i bolesna. Na ogół gospodarstw naszych w ilości 1.261.000 jednostek, mamy 558.000 drobnych gospodarstw od ½ ha do 2 ha już w r. 1921, to znaczy jeszcze przed przeprowadzeniem pełnej kolonizacji naszych ziem, która w wyniku dała także karłowate gospodarstwa. Gospodarstwa karłowate i chałupnicze, stanowią tedy prawie że połowę ogółu naszych gospodarstw! Kiedy w roku minionym w ręku p. Ministra Rolnictwa znalazł się resort Ministerstwa Reform Rolnych, myślę, że dolą, a właściwie niedolą tych gospodarstw, a raczej temi urągowiskami gospodarczemi w obecnym czasie obowiązany jest zająć się p. Minister Rolnictwa i Reform Rolnych.</u>
<u xml:id="u-19.7" who="#JulianPawlikowski">P. Senator Sprawozdawca przedstawił nam obraz dochodu surowego i czystego, renty gospodarczej i zarobków ludności włościańskiej. Pewne cyfry przytoczył też p. sen. Godlewski. Ażeby się nie powtarzać pomijam tę dziedzinę. Smutny obraz powstaje, gdy przełożymy te cyfry na nasze terytorium, na nasze stosunki gospodarcze. Myślę, że obowiązkiem moim jest wypełnić lukę w obrazie położenia gospodarczego wszystkich kategoryj gospodarstw rolnych. Naszkicuję zatem położenie gospodarcze wsi ukraińskiej, która cierpi na przeludnienie agrarne, przy wielkiem rozpyleniu warsztatów rolnych i niedostatecznym dochodzie rolnym.</u>
<u xml:id="u-19.8" who="#JulianPawlikowski">Za podstawę do obliczenia weźmy cyfry, które odnoszą się do r. 1927/28, gdyż cyfry te, raz ustalone, łatwo przeliczyć na każdy okres późniejszy, przyjmując wskaźniki oficjalne dla cen również dziś przez p. referenta podane. Według zestawienia Curzytka, dochód surowy z gospodarstw rolnych na hektar ziemi użytkowej w r. 1927/28 kształtuje się, jak następuje: przeciętna ogólno - państwowa wynosiła na hektar użytków rolnych 610 zł, w województwach zachodnich przeciętna ta podnosi się ze względu na wysoki stan kultury rolnej do 731 zł. Województwa centralne mają już tylko 659 zł, województwa południowe, a więc Galicja — 657 zł, województwa wschodnie mają tylko 303 zł dochodu surowego z ha użytków rolnych. Ta przeciętna odnosi się do grupy gospodarstw, które prowadzą rachunkowość. Włodarz ich stoi zawsze na wyższym szczeblu kultury osobistej, a jego gospodarstwo stoi też na wyższym szczeblu kultury gospodarczej. Wyniki, ustalone przez Instytut Naukowy w Puławach twierdzą np., że przeciętna zbioru ziemiopłodów z hektara w takich gospodarstwach przewyższa przeciętną terytorialną danego terytorium o jakie 20%. Dlatego też musimy skorygować cyfrę dochodów brutto na hektar ziemi użytkowej na naszem narodowem terytorium i, skorygowawszy, dochodzimy do tego, że wynosi on mniejwięcej od 450 do 480 zł na hektar ziemi użytkowej na rok 1927/28.</u>
<u xml:id="u-19.9" who="#JulianPawlikowski">Biorąc za podstawę przeciętną powierzchnię użytków rolnych naszej wsi, widzimy, że dochód brutto jednej wsi galicyjskiej waha się między 500.000 do 600.000 złotych na rok 1927/28. Z tak wygospodarowanego dochodu brutto musi gospodarz opędzić potrzeby prowadzenia własnego gospodarstwa, tak polowego, jak i hodowlanego, musi wyżywić własną rodzinę, pokryć wydatki osobiste, a także wydatki na ciężary publiczne. Przeciętna wieś, idealna, statystyczna, skupia w sobie około 250 rodzin. Tych 250 rodzin rocznie rozporządza zatem dochodem surowym w kwocie między 500.000 a 600.000.</u>
<u xml:id="u-19.10" who="#JulianPawlikowski">Jeżeli jednakowoż przeprowadzimy głębszą analizę, odpowiadającą stosunkom agrarnym wsi, widzimy następujący obraz chałupniczych i karłowatych gospodarstw od 0,5 do 2 ha, przeciętnie we wsi naliczamy około 170 rodzin. Tych 170 rodzin partycypuje w dochodzie surowym tylko kwotą 70.000 do 100.000 zł. Grupa małorolna od 2 do 5 ha w jednej wsi, stanowi około 60 rodzin. Ona partycypuje prawie w połowie dochodu surowego, a więc w około 250.000 zł. Grupa średnich gospodarstw chłopskich od 5 do 20 ha równa się tylko jakimś 20 rodzinom przeciętnie, te skupiają u siebie znów 200.000 dochodu surowego. T. zw. wielko - chłopskie gospodarstwa, które w naszych stosunkach często nie są chłopskiemi gospodarstwami, są to albo resztki parcelacyjne, albo dawne tabularne, prowadzone dawniej w krajowej tabuli, które dzisiaj są wyłączone ze względów statystycznych, bo nie sięgają 50 ha lub gospodarstwa plebańskie — w jednej wsi wynoszą 1 do 2 jednostek i partycypują w surowym dochodzie sumą około 50.000 złotych. Wobec tego widzimy, że 68% rodzin wieśniaczych w jednej przeciętnej wsi partycypuje tylko w 1/6 ogólnego dochodu surowego, niespełna 25% małorolnych partycypuje w połowie dochodu, a reszta, średnio-chłopskie i wielko - chłopskie gospodarstwa, z temi zastrzeżeniami co do charakteru tych ostatnich, o których mówiłem, partycypują w reszcie, t. j. w 2/6 ogólnego dochodu surowego.</u>
<u xml:id="u-19.11" who="#JulianPawlikowski">Już tylko ta repartycja dochodu surowego otwiera kartę prawdziwej tragedii wsi. Już przed wojną była Galicja krajem o deficycie spożywczym. Ten deficyt spożywczy wynosił, według Obliczeń Witolda Lewickiego, około 70 milionów koron austriackich. Kryło się go w ten sposób, że około połowy pokrycia dostarczała nam emigracja sezonowa i zamorska — dzisiaj zupełnie nieistniejąca — dalej pokrywały go zarobki w gospodarstwach sąsiedzkich i pańskich, a także zarobki lasowe, zarobki przy drogach publicznych i inne, wreszcie dochody z przemysłu ludowego. Nie potrzebuję tracić stów na stwierdzenie, że wszystkie te źródła są dzisiaj wyschnięte.</u>
<u xml:id="u-19.12" who="#JulianPawlikowski">Walcząc z ciężkiem swem położeniem gospodarczem, zubożała wieś buduje aparaty kooperacyjne, szachując niemi lichwę towarową, tak w zakupie, jak w zbycie, a także lichwę kredytową już od pół wieku. Na domiar zła od roku 1929 jesteśmy świadkami stałego spadku cen na ziemiopłody, a później spadku cen na produkty hodowlane. Jeżeli spadek cen na ziemiopłody nie odbija się silną reperkusją na wynikach gospodarstw włościańskich, to spadek cen produktów hodowlanych poprostu niszczy włościańskie gospodarstwa rolne.</u>
<u xml:id="u-19.13" who="#JulianPawlikowski">Nędza wsi uwypukli się w całej grozie na tle cyfr gotówkowych wpływów wsi. Obliczenia moje ustalają, że samozaopatrzenie z dochodu surowego gospodarstw włościańskich wynosi na naszem terytorium nie 46, jak podaję p. Curzytek i nie 50, jak podaję p. minister Staniewicz, ale aż 55% dochodu surowego zużywa się na samozaopatrzenie, ponieważ bardzo poważną ilość stanowią w rolnictwie włościańskiem gospodarstwa ekonomicznie niesamoistne, chałupnicze i karłowate. Mając na uwadze, że tylko 45% z dochodu surowego pojawia się w formie gotówkowych wpływów na jedną wieś, widzimy, że w roku najlepszej koniunktury ukraińska wieś miała wpływu gotówki tylko 240.000 zł, w tem około 40.000 zł wpłynęło z gospodarstwa pniowego, zbożowego i paszy, a około 200.000 zł z gospodarstwa hodowlanego. Jeżeli jednakowoż dzisiaj za aplikujemy wskaźniki, podane przez p. s. Rdułtowskiego, to widzimy, że dopływ gotówkowy na jedną przeciętną wieś ukraińską w dobie obecnej nie wynosi więcej, niż 112.000 zł. Mając znowu na uwadze tylko średnio zaludnioną wieś o 1.200 mieszkańców, widzimy, że przeciętny wpływ gotówkowy na rok i na głowę w naszem rolnictwie nie sięga więcej, niż 9 zł. Wieś trzyma się tylko przez to, że zachowuje stopę życiową, niegodną człowieka. Oczywista, że przy takiej stopie życiowej, przy takiej nędzy, fizycznie wieś upada, zdrowie publiczne pozostawia bardzo wiele do życzenia; upada oświata i kultura wsi, upada też kultura rolna, gdyż nakłady gospodarcze przy tak skąpych wpływach gotówkowych na wsi są niemożliwe.</u>
<u xml:id="u-19.14" who="#JulianPawlikowski">Przechodząc do cyfr podanych przez p. referenta sen. Rdułtowskiego, widzimy, że zakupno wyrobów przemysłowych na wsi przy obecnych cenach płodów rolnych wymaga półtora raza wyższego nakładu, niż w roku 1927/28. Zakupno surowców i półsurowców skartelizowanych wymaga 2½ raza większego nakładu, niż w roku 1927/28.</u>
<u xml:id="u-19.15" who="#JulianPawlikowski">Obraz zatem tragiczny! 7/10 rodzin wieśniaczych wypracowuje na swoich warsztatach skąpą alimentację. Na wydatki osobistego gospodarstwa 7/10 rodzin rolniczych nie ma żadnej gotówki, tylko 3/10 gospodarstw może sobie pozwolić na skromne wydatki osobiste, często chodząc bez butów i bez całego odzienia. Cała wieś rozporządza gotówką tylko w sumie 112.000 zł rocznie i ponosi te same ciężary opłat publicznych, tak podatków państwowych, jak i opłat samorządowych, opłat asekuracyjnych, spłaty długów, a także opłat miejskich. Samorządy miejskie mądrze się urządziły, wprowadzając opłaty za wjazd, postój i, Bóg wie, jakie jeszcze opłaty, które razem, jak będzie to zresztą zilustrowane w debacie nad budżetem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, sięgają często 11% całego dopływu gotówki, jaki ma wieś, a który pobierają miasta w jednym powiecie od ogółu wsi powiatu.</u>
<u xml:id="u-19.16" who="#JulianPawlikowski">Mając tak szczupłe dochody, wieśniak nasz jednak jest płatnikiem podatków najlepszym, żyje natomiast już życiem prawie jaskiniowca, Odcina się zupełnie od miasta. Skutek jest ten, że upada przemysł i handel, bo jeśli upada wieś, to musi upaść i miasto.</u>
<u xml:id="u-19.17" who="#JulianPawlikowski">W imię więc ogólnych interesów chcielibyśmy w panu Ministrze Rolnictwa i Reform Rolnych widzieć naprawdę orędownika całokształtu spraw rolniczych. Chcielibyśmy w nim widzieć reformatora zaognionego ustroju agrarnego u podstaw, przez przeprowadzenie reformy agrarnej zgodnie z duchem ustawy i odpowiednio do potrzeb miejscowej ludności rolniczej. Chcielibyśmy w nim widzieć naprawdę już raz — bo cóż znaczą te rezolucje, uchwalone przez Senat jeszcze w 1930 r. — krzewiciela oświaty rolniczej. Przecież, zdaje mi się — nie chcę użyć za ostrego słowa — jest to zjawisko godne bogów, że 1/3 część rolnictwa w państwie — a jest nią rolnictwo ukraińskie — nie ma ani jednej państwowej szkoły rolniczej.</u>
<u xml:id="u-19.18" who="#JulianPawlikowski">A dalej, chcielibyśmy w nim widzieć tego, który do samopomocy rolniczej, jaką my rozwijamy, ustosunkowałby się przynajmniej neutralnie, gdyż polityka, przedewszystkiem podległego mu. Państwowego Banku Rolnego, pozostawia dzisiaj bardzo dużo do życzenia. Chcielibyśmy, ażeby prace nasze, prowadzone przez główna korporację rolniczą, Krajowe Towarzystwo Gospodarcze, „Silskyj Hospodar” i przez kooperatyzm rolniczy, zrzeszony w Związku Rewizyjnym Ukraińskich Kooperatyw, przynajmniej nie były hamowane. Mam tu na myśli przedewszystkiem postępowanie województwa wołyńskiego, które w zupełnie swoisty sposób przez interpretatorską, bo już nie fizyczną t. zw. pacyfikację niszczy dorobek kulturalny i gospodarczy naszej wsi. Chcielibyśmy w p. Ministrze widzieć energicznego obrońcę cen ziemiopłodów i spraw wywozu produktów rolnych, konsekwentnego szermierza o zmniejszenie ceny wyrobów monopolowych, przedewszystkiem ceny soli i zapałek i wyrobów skartelizowanych. Chciałbym, ażeby w stosunku do nas występował p. Minister tak samodzielnie, jak, prowadząc swój resort, występuje samodzielnie wobec rolnictwa polskiego. Nie chciałbym, ażeby pociągnięcia p. Ministra zależały od naszego „narodowego Ministerstwa”, którem jest Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. W końcu muszę przypomnieć, ze szanowny nasz prezes, p. senator Popławski, dając sprawozdanie bardzo przejrzyste, z prac Komisji Skarbowo - Budżetowej i omawiając sprawy budżetowe resortu Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych, był łaskaw zaznaczyć, że p. Minister swój „hiperkryzysowy budżet” — miał na myśli, budżet, który wynosi 0,9% ogólnego budżetu Państwa „znosi jako dopust Boży”, a my, jak powiedział p. s. Popławski, wobec tego mamy otuchę, że, wierząc w Boga, da sobie p. Minister radę... Mniemam, że Wysoka Izba podzieli i mój pogląd, że opatrzność Boska darzy swą łaską nie tylko biblijnego Hioba, który żył okruszynami, spadającemi ze stołu pańskiego, ale również i św. Jerzego, który łeb urwał hydrze. A hydra stugłowa grozi naszemu rolnictwu!</u>
</div>
<div xml:id="div-20">
<u xml:id="u-20.0" who="#WładysławRaczkiewicz">Głos ma s. Ciastek.</u>
</div>
<div xml:id="div-21">
<u xml:id="u-21.0" who="#FranciszekCiastek">Wysoka Izbo! Na porządku dziennym dzisiejszego posiedzenia skolei dyskutujemy nad budżetem Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych, więc dyskutujemy nad tym budżetem i nad sprawami tego ministerstwa, które w kraju o charakterze talk rolniczym, jak Polska, powinno być jednem z czołowych zagadnień i powinno, jak się to mówi, grać bodaj na pierwszych skrzypcach. Jeżeli ocenimy zupełnie obiektywnie stosunki panujące u nas i zupełnie obiektywnie podejdziemy do sprawy, to widzimy wręcz odwrotne zjawisko, że Ministerstwo Rolnictwa pozostało gdzieś na szarym końcu i ma się w pewnych wypadkach wrażenie, że jest raczej tylko cierpiane, aniżeli uznawane za potrzebne, za konieczne i za to ministerstwo, którego głos w sprawach tych mil jonowych rzesz, żyjących na roli na wsi, powinien mieć odpowiednie znaczenie w Państwie. I skutki tego są takie, że właśnie te milionowe rzesze, że 90% tych rolników, którymi w rzeczywistości ma się opiekować p. Minister Rolnictwa, oddawna już zapomniało, że Minister i Ministerstwo takie w Polsce istnieje. I jeżeli gdziekolwiek na jakimś zebraniu wspomnieć o Ministerstwie Rolnictwa, to ludzie się odżegnują od tego i wogóle słuchać nie chcą. Do takiego, niestety, stanu doszliśmy w Polsce, w kraju gdzie już uszy popuchły od słuchania tego, że to jest kraj rolniczy, o typie i charakterze rolniczym.</u>
<u xml:id="u-21.1" who="#FranciszekCiastek">Przy rozpatrywaniu budżetu, poruszają mówcy z tej trybuny nie tylko sprawy i cyfry ściśle budżetowe, ale i różne sprawy z budżetem danego resortu związane. Nie mam i ja zamiaru cytować różnych cyfr budżetowych, bo i tak cały budżet jest nierealny, w jego realność bodaj nikt w Polsce nie wierzy, a więc naszem zdaniem nie odgrywa to absolutnie żadnej roli, że takie, czy inne cyfry w takich czy innych pozycjach figurują, bo tu nie o poszczególne pozycje, nie o cyfry chodzi, lecz o głębokie zasady. Chodzi o nadanie pewnego wytkniętego kierunku całej sprawie.</u>
<u xml:id="u-21.2" who="#FranciszekCiastek">A więc pomijając cyfry budżetowe, nie będę też powtarzał tego, co tu już moi przedmówcy mówili, nie będę cytował tych różnych danych statystycznych, aczkolwiek mam ich sporo przed sobą, bo uważam, że na ten temat już tyle powiedziano i tutaj i w pismach i wogóle w całej Polsce, że powtarzanie tego już nie ma rzeczywiście sensu i zupełnie zbytecznemby było marnotrawieniem i zajmowaniem czasu.</u>
<u xml:id="u-21.3" who="#FranciszekCiastek">Chodzi mi raczej o co innego, żeby naprawdę podkreślić, żeby uwypuklić, żeby odtworzyć stan drobnego rolnictwa. Mówię drobnego, bo uważam, że jeżeli chodzi o rolnictwo większe, to ma ono tu swoich obrońców i potrafi się lepiej i skuteczniej bronić, więc nie mam czasu ani potrzeby o jego sprawach mówić.</u>
<u xml:id="u-21.4" who="#FranciszekCiastek">Jeżeli chodzi o rolnictwo drobne, o stan wsi i odtworzenie tego, co w rzeczywistości jest i jak się ono przedstawia, to ktoś, mówiąc o tem, powiedział, że wieś polska przedstawia się jak jedno wielkie cmentarzysko, po którem jak upiór nocny błądzi egzekutor podatkowy. I rzeczywiście, nie odbiegł daleko od prawdy, bo tak jest. Jeżeli nawet weźmiemy takie gospodarstwa, które, jakby się nazewnątrz wydawało, opędzają się biedzie i jeszcze wytrzymują dzisiejsze warunki — to, gdy wglądniemy wewnątrz, gdy przypatrzymy się, co tam wewnątrz jest, gdy się przekonamy, że tam się nie robi żadnych inwestycyj, żadnych nakładów, a cały wysiłek jest tylko, by jako tako wegetować i przetrzymać, to skonstatujemy ten smutny fakt, że ta groza jest w całej pełni i że rolnictwo nie tylko się chyli, ale i pochyliło się ku upadkowi. Był czas, proszę Panów, że rolnictwo za to że mu się lepiej powodziło, za to, że się starało dźwignąć swoje warsztaty i w dużej mierze dawało maximum swojej pracy na rzecz innych warstw ludności, na rzecz miast — było odsądzone od czci i wiary. I właśnie takie stawianie sprawy pomściło się dzisiaj i na rolnictwie i na miastach i dopiero dzisiaj przyszło uprzytomnienie na skutek tego załamania się w ośrodkach przemysłowych i na skutek załamania się w miastach, dopiero po nitce do kłębka społeczeństwo polskie doszło do tego i przyznało, że to zło jest na wsi i że naprawdę to rolnictwo nie zasłużyło na takie odsądzenie go od praw obywatelskich i na takie traktowanie, jak się je traktowało.</u>
<u xml:id="u-21.5" who="#FranciszekCiastek">Przed rozpoczęciem obrad w parlamencie mieliśmy tu możność wysłuchać expose p. Premiera. Moi przedmówcy już niektóre szczegóły z przemówienia p. Premiera cytowali, ja nie chciałbym ich powtarzać, ale jednakże ponieważ w expose p. Premiera było parę bądź co bądź uzasadnień, dotyczących szczególnie rolnictwa, chcę tu się nad niemi trochę zastanowić i chcę zrozumieć, chcę nareszcie wysnuć z tego coś, bo naprawdę, w rzeczywistości inaczej się zupełnie ta sprawa przedstawia, aniżeli p. Premier w swojem expose powiedział. Więc najpierw w znanem expose październikowem p. Premier mówił głośno, że musimy zrobić wysiłek i że musimy się oddzielić, musimy się odgrodzić od kryzysu ogólnoświatowego. W expose obecnem już tego nie było, a raczej było oświadczenie, że ugrzęźliśmy w tym kryzysie, że w nim tkwimy, że niema innej rady, tylko tak musi być, aż przyjdzie kiedyś skądś zmiłowanie i wyprowadzi nas z tej ciężkiej opresji. A więc jeżeli twierdzenie p. Premiera tak się gruntownie zmieniło, to wskazuje to jasno, że właściwie jakiegoś przemyślanego kierunku, jakiejś wytkniętej linii polityki gospodarczej w postępowaniu naszego Rządu dopatrzeć się trudno. Nie chcę twierdzić, że gdyby był inny Rząd, to byłby już raj w Polsce, ale wierzę mocno w to, że wiele rzeczy dałoby się jednak poprawić, tylko żeby naprawdę spojrzeć tej prawdzie w oczy i nie uspakajać sobie tem sumienia, że jeżeli jest źle na całym świecie, to i na kryzys w Polsce niema innej rady, tylko tak być musi.</u>
<u xml:id="u-21.6" who="#FranciszekCiastek">Jeżeli chodziło o te wskazania, jakie tutaj pod adresem rolnictwa, b. Premier w swojem expose powiedział, to niektórych rzeczy wprost trudno jest zrozumieć i trudno sobie wytłumaczyć, co one znaczą. Pan Premier np. powiedział pod adresem całego społeczeństwa, a tem samem i rolnictwa, że musi się społeczeństwo dopasować i zmniejszyć stopę życiową. Co, proszę Panów, może na wsi biedny chłopek w swojej stopie życiowej jeszcze zmniejszyć, jeżeli on już w swojem codziennem życiu wraca do hubki i krzesiwa, jeżeli kilku groszy nie ma na naftę, jeżeli dzieci nago i boso chodzą, jeżeli on rok okrągły pości o chlebie i wodzie, bo mu i soli brakuje, to co on może jeszcze w rzeczywistości zrobić, żeby zniżyć swoją stopę życiową! Naprawdę, proszę Panów, gdy to wyczytałem, to przypomniała mi się ta bajka, powtarzana na wsi, że jakiś taki filozof, który udawał rolnika, chciał zrobić taki eksperyment, aby zaoszczędzić tym sposobem, żeby swego konia, którego miał do pracy, odzwyczaić od jedzenia. I eksperyment udał mu się zupełnie, tylko mała rzecz, koń zdechł. No, więc chyba i tutaj nie można było nic więcej wymyślić, tylko jakiś podobny temu eksperyment.</u>
<u xml:id="u-21.7" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Bogucki.)</u>
<u xml:id="u-21.8" who="#FranciszekCiastek">Dalej p. Premier w swojem expose wskazał, że musi być wysiłek dążenia do zmniejszenia kosztów produkcji. Jak może rolnik na wsi zmniejszyć koszty produkcji, jeśli on już od trzech blisko lat darmo, zupełnie darmo swoją pracę daje! Co on może jeszcze zmniejszyć, w jaki sposób?</u>
<u xml:id="u-21.9" who="#FranciszekCiastek">Następnie, proszę Panów, p. Premier w swojem expose wskazywał na poczynania Rządu, że Rząd jednak robi pewne posunięcia, że Rząd jednak ma plan przemyślany i że to w dużej mierze wpłynie na uzdrowienie stosunków w rolnictwie, Jeżeli chodzi o te posunięcia rządowe — już niektóre widzieliśmy. Nie chcę tutaj mówić, żeby nie było dobrej chęci, ale, proszę Panów, wiele rzeczy albo przychodzi zapóźno, albo jest nieprzemyślanych, tak że w rzeczywistości z tego pożytku nie będzie.</u>
<u xml:id="u-21.10" who="#FranciszekCiastek">Mówił p. Premier i o tem, że Rząd myśli, że Rząd już zapoczątkował, i że zjawią się kredyty dla rolnictwa. Trudno jest naprawdę w dzisiejszych stosunkach uwierzyć i trudno jest, znając nasze stosunki, dojść do wniosku, skąd się ma wziąć ten kredyt dla rolnictwa. Dzisiaj jedną z tych przyczyn załamania się rolnictwa, jedną z tych wielkich bolączek, że rolnictwo się nie może dźwignąć, jest brak pieniądza na rynku. Znikł pieniądz. Dzisiaj jest ten stan, że bardzo dużo ludzi w Polsce, rozumie się nie rolników, bo rolnik tego nie mógł zrobić, urządziło się w ten sposób, że prawie cały swój majątek zamienili w brzęczącą monetę, schowali i za żadną cenę tego nie pokażą. I żaden rząd ich do tego nie zmusi, bo do tego może ich zmusić tylko okoliczność taka, że przyjdzie taki rząd, do którego oni będą mieli zaufanie. I nic na to nie pomoże, cokolwiek Panowie, stanowiący większość rządową, mówicie, cokolwiek pisma rządowe o tem napiszą, nic nie pomoże — ten stan jest, ten stan będzie trwał dotąd, póki Rząd obecny zaufania u tego społeczeństwa odpowiedniego nie zdobędzie i pieniądz się z ukrycia nie pokaże.</u>
<u xml:id="u-21.11" who="#komentarz">(S. Roman: A jaki ma być Rząd?)</u>
<u xml:id="u-21.12" who="#FranciszekCiastek">Taki, do którego społeczeństwo będzie miało zaufanie.</u>
<u xml:id="u-21.13" who="#komentarz">(S. Roman: Które społeczeństwo? S. Kłuszyńska: Jedno jest społeczeństwo.)</u>
<u xml:id="u-21.14" who="#FranciszekCiastek">Następnie, jeżelibyśmy się zastanowili nad temi posunięciami Rządu, to niektóre są bardzo śmiałe, ale śmiałe w tych wypadkach, gdy chodzi o ściąganie podatków z drobnego rolnika. Rząd naprzykład ostatnio, ani władze administracyjne na chwilę się nie zawachały z wysłaniem, jak w stepy afganistańskie, ekspedycji karnej z kulomiotami, z granatami ręcznemi dla ściągnięcia podatków ze zbiedzonych ludzi, ze zbiedzony drobnych rolników. Ale proszę Panów, nie zacytujecie mi Panowie ani jednego wypadku, żeby się Rząd zdobył na cywilną odwagę i żeby posłał taką ekspedycję karną do jakiegoś koncernu, do jakiegoś trustu, do jakiegoś jegomościa bogatego, który od X lat podatków nie płaci.</u>
<u xml:id="u-21.15" who="#FranciszekCiastek">Następnie, proszę Panów, jeżeli chodzi jeszcze o te posunięcia rządowe, to, żeby nie być gołosłownym, zacytuję choćby jedno, jakie Rząd zrobił w roku ubiegłym, w maju, czy w czerwcu, żeby niby zrównoważyć ceny nabiału na rynkach krajowych. Rząd dostarczył masło łotewskie, duńskie, i jeszcze jakieś inne. Skutki nie dały na siebie długo czekać: wytworzył się taki paradoks, że ceny masła w małych miasteczkach były wyższe niż w Warszawie, a skutek był ten, że 30% spółdzielni mleczarskich odrazu padło ofiarą i wszyscy hodowcy tak dostali w skórę, że nie prędko się z tego wyliżą.</u>
<u xml:id="u-21.16" who="#FranciszekCiastek">Jeżeli Rząd będzie robił takie eksperymenty, to choćby ktoś był najprzychylniej usposobiony do Rządu, trudno będzie wierzyć, żeby takie posunięcia przyniosły pożytek nie tylko rolnictwu, ale, żeby wogóle przyniosły pożytek Państwu.</u>
<u xml:id="u-21.17" who="#FranciszekCiastek">Następnie, proszę Panów, jeżeli jeszcze chodzi o sprawy podatkowe, jeden z moich przedmówców tu już na ten temat mówił, ja więc nie chciałbym powtarzać szczegółów, ale weźmy samą zasadę. Jeżeli dziś już takie warunki są, że ludność nie może płacić podatków, a Rząd co chwila, co jakieś parę tygodni, przychodzi do parlamentu z nowemi projektami podatków, a Panowie, stanowiący większość rządową, posłusznie je uchwalacie, to naprawdę nie można tego wprost zrozumieć, co za cel, jaki jest wogóle w tem sens, bo jeżeli tych podatków, co są, ściągnąć nie można, to jak będzie można ściągnąć jeszcze te, które przybędą?</u>
<u xml:id="u-21.18" who="#FranciszekCiastek">Następnie, jeżeli jeszcze chodzi o sprawę podatkową, to nikt nie kwestionuje, że podatki płacić trzeba, i że społeczeństwo w tej czy w innej formie płacić je musi. Ale jest druga rzecz, że są pewne jednakże obowiązujące rozumowo rzeczy, których przy tej sprawie przestrzegać trzeba. Na to, ażeby ściągać z kogoś podatek, trzeba mieć to głębokie przeświadczenie, trzeba mieć tę pewność, że jego warsztat jest w tym stanie, że on może płacić ten podatek. I Rząd, jeżeli się nawet posuwa do tych ostrych zarządzeń, to powinien mieć tę pewność. Czy Rząd dzisiejszy ją ma, czy miarodajnem jest dla Rządu to, że nazbierał po całej Polsce ludzi, nieraz najgorszego gatunku, wypuścił ich, ażeby wprost niszczyli warsztaty rolne, ażeby rujnowali ludzi i ci ludzie mają być...</u>
</div>
<div xml:id="div-22">
<u xml:id="u-22.0" who="#AntoniBogucki">Panie Senatorze, proszę w innej formie mówić.</u>
</div>
<div xml:id="div-23">
<u xml:id="u-23.0" who="#FranciszekCiastek">To trudno, co jest prawdą, to trzeba powiedzieć. Jeżeli Rząd chce ściągać podatki, dobrze, ja się zgadzam i sądzę, że wszyscy w Państwie obywatele na tem stanowisku stoją, że jeżeli u kogoś Rząd stwierdzi, że może, a nie chce płacić, niech go zrujnuje i niech podatki weźmie, ale niech to stwierdzi przez kogoś odpowiedniego, do tego powołanego, ale nie przez pierwszego lepszego, skądś wziętego człowieka, dla którego te sprawy są zupełnie obojętne, bo wiemy, jakiego to gatunku ludzie na te stanowiska idą, i żeby orzeczenie tego człowieka było miarodajne dla Rządu, że z kogoś można ściągać ten podatek. Proszę Panów śmiem twierdzić, że tylko w Polsce takie rzeczy się toleruje.</u>
<u xml:id="u-23.1" who="#FranciszekCiastek">Następnie, proszę Panów, jeżeliby chodziło o te jeszcze projekty rządowe, jakie się dzisiaj wysuwa, a więc te w różnej formie pomoce, oddłużenia, a ostatnio słyszymy i o nowym projekcie, który ma rzekomo przynieść rolnictwu pomoc, i że do zrealizowania tego projektu Rząd tworzy t. zw. bank akceptacyjny. Nie chcąc być prorokiem i nie chcąc naprzód tego przesądzać, powiem, że opinia rolników pod tym względem jest już ustalona, że rolnicy, którzy będą mieli nieszczęście dostać się pod opiekę tego banku akceptacyjnego, nie będą patrzyli na te kolumny różnych paragrafów; dla nich, którzy coś takiego już kilkakrotnie to na swojej skórze odczuli, będzie bardzo interesujące, ile to oni na koszta administracyjne, na koszta manipulacyjne i na wszelkie inne różne koszta tego banku akceptacyjnego zapłacą, bo próby, jakie przechodziło rolnictwo, same za siebie mówią i aż nadto tych wskazań jest, że im więcej tych instytucyj opiekuńczych, to kończy się na tem, że ten biedny rolnik w końcu ma tę rolę zająca między przyjaciółmi. Nikt nie będzie twierdził i ja nie powiem z tej mównicy tego, ażeby to dzisiejsze zagadnienie wyprowadzenia rolnictwa z tej ciężkiej sytuacji, tak łatwo dało się rozstrzygnąć, ażeby wystarczyło tak odwrócić kartę i żeby już odrazu zaczęło się dobrze robić. Ale śmiem twierdzić, że gdyby ten głos z dołu był jednak przez czynniki rządowe brany pod uwagę, gdyby Panowie, stojący tu u góry, zechcieli się zniżyć i wsłuchać się w ten praktyczny głos z dołu, to napewno wiele z tych bolączek, wiele tych niedomagań i zła nawet w dzisiejszych ciężkich warunkach usunąćby się dało.</u>
<u xml:id="u-23.2" who="#FranciszekCiastek">Proszę Panów! Panowie, biorący udział w Rządzie, nieraz tak daleko jesteście od tych spraw, że choćbyście nawet mieli maximum dobrych chęci, to, nie znając tych potrzeb, nie znając tych konieczności, jeżeli robicie posunięcia, to robicie posunięcia błędne nie ze złej woli, lecz właśnie z tego braku świadomości. Ażeby znowu nie być gołosłownym, zacytuję tu króciutkie przemówienie p. Wiceministra Spraw Wojskowych na komisji, co rzuca charakterystyczne światło na brak znajomości tego, co to jest wieś, co to jest rolnictwo i co się tam dzieje. Kiedy p. Wiceminister Spraw Wojskowych mówił o budżecie Spraw Wojskowych i kiedy doszedł do wyżywienia koni i odpowiadał na zarzuty, że wojskowość nie zakupuje owsa bezpośrednio u rolników, a tylko przez pośredników, wtedy rzucił takie oświadczenie, że on wprost musi kupować owies u pośredników, bo chłopi w Polsce owsa nie sieją i chłopi owsa nie sprzedają. Jabym nie śmiał wymagać od p. Wiceministra Spraw Wojskowych fachowej rolniczej znajomości rzeczy, nie chciałbym żądać od p. Ministra, ażeby odpowiedział, czy to, czy co innego, czy jakaś sieczka, czy wytłoki buraczane są paszą treściwą, czy nie. Ale, proszę Panów, jeżeli p. Minister nie wie, że w całej Polsce, jak długa i szeroka jest, że nawet na zboczach karpackich i tatrzańskich, gdzie już nic obrodzić nie chce, tam biedny hucuł jeszcze swój groniak sieje — jeżeli p. Minister tego nie wie, to może to dać miarę, że Panowie, pomimo dobrych chęci pomimo szczerych chęci, o wielu rzeczach mają takie wyobrażenie i takie pojęcie, że mimowoli z Waszych dobrych chęci wychodzi rzecz taka, która pożytku rolnictwu nie przynosi.</u>
<u xml:id="u-23.3" who="#FranciszekCiastek">Na zakończenie, proszę Panów, ponieważ nie chcę nudzić Was tutaj swojem gadaniem, chcę jeszcze poruszyć sprawę przebudowy ustroju rolnego, Mówiłem już o tem, bodaj ze dwa razy z tej mównicy, mówiłem to już na komisji, przytaczałem szereg potrzebnych konieczności, jakie my u dołu widzimy; nie chcę powtarzać tego, ale ograniczę się do apelu do p. Ministra, ażeby p. Minister raz nareszcie wziął tych biednych kolonistów w opiekę. Proszę Panów, pomijając wszystkie inne rzeczy, wszystkie uszczerbki takie czy inne, jest jedna rzecz, która wprost uniemożliwia życie tym osadnikom, kolonistom, osiadłym na koloniach, powstałych z reformy rolnej. Naskutek dawnej jakiejś ustawy rosyjskiej, czy klasyfikacji, pozostałej na skutek nieuporządkowania u nas stosunków, podatki z tych gruntów są o 50–60% wyższe aniżeli z gruntów okazowych. Jeżeli dziś ten gospodarz, siedzący na ziemi ukazowej, nie mający uciążliwych spłat, rat bankowych, wije się, nie może sobie poradzić, nie może końca z końcem związać, to co mówić o tym biednym koloniście, który jak obszył płaci ten podatek o 50–60% wyższy i nie ma możności wyciśnięcia znikąd na ratę. Przecież on tę ratę musi płacić, a jeżeli mu się policzy ten zwiększony podatek, to nieraz przekracza ta wysokość płaconej przez niego raty. Apeluję p. Ministrze, aby w imię jakiejś litości i miłosierdzia nad tymi ludźmi, ażeby pan Minister wziął do serca tę sprawę i żeby w jakiś sposób jaknajprędzej ją uporządkować i żeby tym biednym ludziom dać możność odetchnąć i wywiązać się z tego, ponieważ ich szczere chęci i szczere intencje w tym kierunku zawsze szły i zawsze idą. Bo, proszę Panów, każdy drobny rolnik wtedy czuje się szczęśliwym, wtedy się czuję dobrze, jeżeli jest w stanie wywiązać się ze wszystkich zobowiązań, ze wszystkich należności i mieć ten spokój, ażeby, mając ten spokój, oddać się z całem zamiłowaniem pracy na tym swoim warsztacie — z zamiłowaniem takiem, jakie ten drobny rolnik przez szereg wieków wykazywał.</u>
<u xml:id="u-23.4" who="#komentarz">(Oklaski na ławach Klubu Ludowego.)</u>
</div>
<div xml:id="div-24">
<u xml:id="u-24.0" who="#AntoniBogucki">Głos ma s. Utta.</u>
</div>
<div xml:id="div-25">
<u xml:id="u-25.0" who="#AugustUtta">Wysoka Izbo! Nie będę zajmował się cyframi omawianego budżetu, gdyż sprawa ta jest przez większość tej Wysokiej Izby przesądzona i stawianie jakichkolwiek poprawek byłoby bezcelowe. Chcę tylko w kilku słowach zwrócić uwagę na rozpaczliwy stan naszego rolnictwa i wskazać na te środki, jakie, zdaniem naszem, zastosować należy niezwłocznie dla uratowania naszego rolnictwa od grożącego mu zupełnego upadku.</u>
<u xml:id="u-25.1" who="#AugustUtta">Z wydrukowanego sprawozdania pana referenta można odnieść wrażenie, że na wsi wprawdzie jest źle, ale jeszcze znośnie, że Rząd robi wszystko, aby ulżyć ciężkiej doli rolnika. My zdania tego podzielić nie możemy i uważamy, że stan gospodarczy rolnictwa, a w szczególności biedniejszych rzesz chłopskich jest rozpaczliwy i że Rząd zbyt mało uwagi poświęca rolnictwu. Pomoc, jaką Rząd rzekomo rolnictwu okazuje, przynajmniej w bieżącym roku 1932/33 nie przyniosła szerszym masom chłopskim najmniejszej ulgi. W okresie jesiennym, kiedy ludność wiejska zadłużona w różnych instytucjach kredytowych, spółdzielniach, sklepikach, u handlarzy nawozami sztucznemi i u różnych rzemieślników, zalegająca w podatkach i trapiona przez sekwestratorów i wójtów gmin, musiała za wszelką cenę zdobyć grosz ze sprzedaży świeżo zebranych płodów rolnych, ceny żyta spadły do 13, 15, a nawet w niektórych dalej od centrów zbytu oddalonych miejscowościach do 11 złotych za kwintal. Ziemniaków zupełnie nie można było sprzedać. Cena bydła i nabiału spadła do granic niebywałych. Jedynie cena na nierogaciznę utrzymała się na znośnym poziomie, ale hodowla nierogacizny ze względu na nader niepomyślny okres poprzedni roku 1931/32 została w tym okresie nieco zaniedbana i dlatego i lepsze ceny na nierogaciznę większej pomocy rolnictwu przynieść nie mogły.</u>
<u xml:id="u-25.2" who="#AugustUtta">W tym ciężkim dla rolnictwa okresie Rząd, odstąpił od akcji interwencyjnej, która stosowana była jesienią r. 1931 i była zbyt kosztowną, a dała dość dobre wyniki, bo umożliwiła rolnictwu w najważniejszym okresie zbyt zboża po cenach, od 25 do 27 zł za kwintal. Już choćby doświadczenie z r. 1931/32 powinna było skłonić Rząd do znalezienia za wszelką cenę środków dla akcji interwencyjnej Państwowych Zakładów Przemysłowo-Zbożowych, gdyż chodziło tu przecież o pomoc w okresie najcięższym dla 70% ludności naszego Państwa, której zdolność konsumcyjna jest dziś w przeważającej części podporą naszego przemysłu, handlu i rzemiosła. I oto w tym decydującym okresie pomoc i interwencja rządowa zawiodły zupełnie. Pierwszy i to dla rolnictwa najważniejszy okres bieżącego roku gospodarczego został stracony. Rolnictwo dla zaspokojenia swych najniezbędniejszych potrzeb zmuszone było po cenach, daleko nie pokrywających kosztów produkcji, zbyć swoje zapasy zboża tak, iż żyto polskie było najtańsze na rynku światowym. Obecnie, choćby ceny zboża się nawet podniosły, przyniosą one pewną ulgę jednostkom silniejszym, które posiadają jeszcze zapasy zboża, te zaś szerokie masy małorolnych, którzy zapasów tych nie posiadają, skazane są na głód i nędzę przynajmniej do przyszłych zbiorów. Nie znaczy to, żeby Rząd zaniechał wszelkich interwencyj, gdyż zapasy zboża są jeszcze w kraju dość znaczne i od ich zbytu po cenach wyższych zależy przyszłość rolnictwa.</u>
<u xml:id="u-25.3" who="#AugustUtta">Pan Premier w swojem expose w Senacie zapowiedział energiczną walkę z rozpiętością cen artykułów przemysłowych i płodów rolnych, ale słowa jego pozostały słowami, czynów nie widzimy. Sytuacja w rolnictwie wymaga natomiast czynów i to czynów szybkich i energicznych. Nie możemy nawet marzyć o poprawie naszej sytuacji, a środki wydane na podtrzymanie przemysłu będą stracone, jeżeli nie podniesiemy siły nabywczej rolnika, a tem samem pojemności rynku wewnętrznego. Walkę z kryzysem należy rozpocząć od ratowania rolnictwa przez natychmiastowe podjęcie akcji interwencyjnej, jaka była stosowana w r. 1931/32, to jest: premiowany wywóz, skup zboża przez P. Z. P. Z. Następnie powinno przyjść obniżenie cen kartelowych, przedewszystkiem węgla, nafty, żelaza i artykułów monopolowych: soli, zapałek, ułatwienie spłaty wszelkich długów i zaległości podatkowych, wstrzymanie spłat pożyczek melioracyjnych dla spółek wodnych, zmiana systemu podatkowego i podjęcie na szerszą skalę robót publicznych, aby małorolna i bezrolna ludność wsi, która znajduje się w niemniej wielkiej nędzy, niż bezrobotni miasta, mogła znaleźć jakie takie zarobki. Tylko tą drogą Rząd może rozpocząć walkę z obecnym kryzysem i osiągnąć jaką taką poprawę ciężkiej nad wyraz sytuacji w rolnictwie.</u>
</div>
<div xml:id="div-26">
<u xml:id="u-26.0" who="#AntoniBogucki">Głos ma sprawozdawca s. Rdułtowski.</u>
</div>
<div xml:id="div-27">
<u xml:id="u-27.0" who="#KonstantyRdułtowski">P. sen. Pawłykowski w swojem przemówieniu był łaskaw, krytykując mój referat, zarzucić w nim brak syntezy, i o ile dobrze zrozumiałem jego przemówienie, brak wskazań chirurgicznych. Powiedział, że trzeba chirurga, któryby rzucił jakieś wskazania. Dalej w swojem przemówieniu wskazał Pan Senator na luki w opisie sytuacji naszego rolnictwa, mianowicie pominięcie mniejszych gospodarstw do 2 ha. Chciałbym na te zarzuty Pana Senatora odpowiedzieć.</u>
<u xml:id="u-27.1" who="#KonstantyRdułtowski">W referacie swoim poszedłem drogą przedstawienia sytuacji rolnictwa na podstawie danych i cyfr, zasięgniętych o ile możności z urzędowej statystyki albo z prac naukowych, któreby nie wzbudzały w nikim żadnej wątpliwości co do swego obiektywizmu. Dlatego też z natury rzeczy, co zresztą ujął i p. senator Pawłykowski, musiałem operować takiemi danemi, któremi w tej formie rozporządzałem, a nie miałem tych ścisłych danych o gospodarstwach mniejszych od 2 ha. Zresztą we wstępie do swojej pracy pan profesor Staniewicz i Curzytek wskazali, dlaczego właśnie operują danemi dotyczące mi tylko pewnych grup gospodarstw.</u>
<u xml:id="u-27.2" who="#KonstantyRdułtowski">Jeżeli chodzi o brak wskazań chirurgicznych i o brak syntezy, to muszę zaznaczyć, że starałem się w możliwie obiektywny sposób przedstawić wszystkie poczynania w dziedzinie polityki rolnej, w ostatnim okresie, jak również te drogi, które uważamy za najbardziej wskazane jako takie, po których polityka rolna w ostatnich czasach kroczyć powinna. Ma się rozumieć daleki byłem i jestem od tego, abym jakieś chirurgiczne wskazania dawał, ale przysłuchiwałem się przemówieniu p. senatora Pawłykowskiego i w jego przemówieniu również nie znalazłem tych cięć chirurgicznych, któreby mogły odrazu nas postawić na nogi. Zresztą jestem przekonany, że ich niema a gdyby ktokolwiek z nas je miał, to jestem głęboko przekonany, że i Rząd i wszyscy i cała Polska byłaby bardzo wdzięczna za wskazanie ich.</u>
<u xml:id="u-27.3" who="#KonstantyRdułtowski">Pozwolę sobie jeszcze w paru słowach dotknąć przemówienia p. sen. Ciastka. P. senator, powołując się na to, że sumy globalne budżetu Ministerstwa Rolnictwa są tak niezmiernie małe, mówił dalej o tem, że rolnicy drobni słyszeć już nawet nie chcą o Ministerstwie Rolnictwa, ponieważ ono nic nie robi. Na to chcę tylko jedno powiedzieć: przedewszystkiem dla nas, jako dla rolników, chociaż niezawodnie sprawa wysokości budżetu i poszczególnych pozycyj budżetu Ministerstwa Rolnictwa jest niezmiernie ważna, jednak stokroć ważniejszą jest w chwili kryzysu sprawa ogólnej polityki rolnej i ogólnego kierunku. Aczkolwiek wołałbym, aby budżet Ministerstwa był większy, wielkość jego nie stanowi jednak jeszcze o tem, jakie rezultaty dla rolnictwa mają dać prace Rządu. A jeżeli rolnicy w tej części Państwa, w tej dzielnicy naszej, gdzie p. senator Ciastek przebywa, nie interesują się sprawami polityki rolnej i sprawą poczynań Rządu, to jest to prawdopodobnie jakąś właściwością danej miejscowości. Bo ja z drobnymi rolnikami obcuję bardzo często i oni nigdy tak jak w roku bieżącym na różnych zebraniach swoich organizacyj nie interesowali się sprawami polityki rolnej, sprawami działalności Ministerstwa, sprawami całej akcji finansowo — rolnej, która w roku bieżącym została rozbudowana. I choć można tej akcji stawiać pewne zarzuty, bo zresztą bez zarzutu trudno jest coś znaleźć, to przecież ta akcja dała dla rolnictwa duże rezultaty.</u>
<u xml:id="u-27.4" who="#KonstantyRdułtowski">I tu nie można tego powiedzieć, co, powiedział w swojem przemówieniu p. sen. Utta i p. sen. Ciastek, że ze strony Państwa, ze strony Rządu żadnej pomocy rolnictwo nie widziało. Już choćby ta cała akcja finansowo - rolna, która, jak w referacie swoim wskazałem, jest właściwie tylko akcją, częściową, na krótką metę obliczoną, dodatkiem do ogólnej polityki rolnej, jednak ta akcja finansowo - rolna przyniosła dla rolnictwa duże odprężenie i dużą korzyść.</u>
<u xml:id="u-27.5" who="#KonstantyRdułtowski">Jeżeli chodzi o drobnych rolników, to chciałbym wspomnieć choćby tylko jedno rozporządzenie, dotyczące wprowadzenia urzędów rozjemczych, Przecież wiemy, że tysiące spraw, dotyczących wyłącznie drobnego rolnictwa, przez te urzędy już dotąd przeszło; tysiące, dziesiątki tysięcy mamy wypadków, w których sprawy ku pożytkowi i korzyści tego drobnego rolnictwa zostały załatwione. I te posunięcia należy uznać za celowe i śmiałe. Ale p. s. Ciastek uważał, że innych ważniejszych posunięć poza ściąganiem podatków ze strony Rządu nie było.</u>
<u xml:id="u-27.6" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Marszałek.)</u>
<u xml:id="u-27.7" who="#KonstantyRdułtowski">P. Ciastek również dziwił się, w jaki sposób rolnictwo ma zmniejszyć jeszcze koszta swej produkcji, jeżeli pracuje darmo. A jednak dlatego właśnie pracuje ono darmo, że część kosztów jego produkcji nie odpowiada tym cenom, które rolnik za swoją produkcję dostaje, i dopiero wówczas rolnik nie będzie pracował darmo, gdyby się dało z jednej strony podnieść cenę produktów przez niego wytwarzanych, z drugiej strony koszt produkcji obniżyć, bo przecież najbiedniejszy najdrobniejszy rolnik musi mieć pług, uprząż, bronę, parę butów czy ubranie do włożenia na siebie i cena tych produktów, nie mówiąc o innych, na koszcie jego życia, jego produkcji odbijać się musi.</u>
<u xml:id="u-27.8" who="#KonstantyRdułtowski">Na zakończenie chciałbym jeszcze tylko słówko jedno poświęcić pierwszemu przemówieniu s. Godlewskiego. Niezrozumiałe dla mnie było jedno zdanie Pana Senatora, że interwencjonizm nie może wpłynąć na sytuację, między wierzycielem a dłużnikiem. Jeżeli dobrze zrozumiałem przemówienie Pana Senatora, to muszę stwierdzić, że jednak tak nie jest, że od chwili wprowadzenia odpowiednich zarządzeń, zapomocą tych ustaw i rozporządzeń finansowo - rolnych, mamy już olbrzymi szereg faktów świadczących, że właśnie naskutek tej interwencji stosunki między wierzycielem a dłużnikiem, znacznie się poprawiły i że to znaczną ulgę rolnictwu przyniosło. Z temi rzeczami stykamy się w każdym komitecie finansowo - rolnym i wszędzie to stwierdzić możemy.</u>
<u xml:id="u-27.9" who="#KonstantyRdułtowski">Również jeżeli chodzi o użycie przez p. s. Godlewskiego zdania, iż poprawa sytuacji przez obniżenie kosztów produkcji jest mrzonką nierealną, gdyż jedynym środkiem jest podniesienie cen, uważam to zdanie również za niesłuszne, ponieważ tylko przez stosowania jednocześnie obu dróg można dojść dzisiaj do jakichś rezultatów. Byłoby błędem, gdybyśmy jedną z tych dróg zaniedbali, a szli tylko drugą. Zresztą, o ile uważnie słuchałem przemówienia Pana Senatora, to zaszła w jego przemówieniu pewna rozbieżność, bo przy końcu — zdaje mi się — użył zwrotu, że uważałby za właściwe, aby te obie drogi polityki rolnej były należycie wykorzystywane, bo nie ulega żadnej wątpliwości, że jedyny środek poprawy w sytuacji obecnej, to znaczy uzyskanie opłacalności rolnej, musi iść tak drogą podniesienia cen, jak też i drogą równomiernego obniżenia kosztów.</u>
</div>
<div xml:id="div-28">
<u xml:id="u-28.0" who="#WładysławRaczkiewicz">Wobec zakończenia rozprawy nad cz. 12 preliminarza budżetowego — Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych, przechodzimy do szczegółowej rozprawy nad cz. 10 preliminarza budżetowego — Ministerstwa Przemysłu i Handlu.</u>
<u xml:id="u-28.1" who="#WładysławRaczkiewicz">Głos ma sprawozdawca p. s. Evert.</u>
</div>
<div xml:id="div-29">
<u xml:id="u-29.0" who="#S">Evert:</u>
<u xml:id="u-29.1" who="#S">Wysoka Izbo! W drukowanem sprawozdaniu o preliminarzu budżetowym, cz. 10, Ministerstwo Przemysłu i Handlu, starałem się jak najobszerniej scharakteryzować zakres oraz wynik działalności tego resortu na tle przeżywanego obecnie kryzysu gospodarczego. W sprawozdaniu tem Panowie znajdą właściwe oświetlenie i wyjaśnienie szeregu wątpliwości, jakie nasuwać może bieg wydarzeń, oraz niektóre posunięcia tego resortu, powołanego do regulowania naszego życia gospodarczego. Wyjaśnieniem tem są również dane statystyczne, obrazujące z jednej strony obecny układ produkcji i konsumcji, jako podstawowych czynników równowagi i rozwoju życia gospodarczego, z drugiej zaś strony dane, uzasadniające całokształt polityki Ministerstwa Przemysłu i Handlu.</u>
<u xml:id="u-29.2" who="#S">Nie będę tutaj podawał tych wszystkich szczegółów, podać pragnę kilka zasadniczych uwag, niejako na marginesie preliminarza, dotyczących spraw ściśle związanych z działalnością Ministerstwa Przemysłu i Handlu jak też i z samym preliminarzem. Dla zorientowania się w czołowych zadaniach tego resortu, szczególniej w nadzwyczaj ciężkich obecnie warunkach gospodarczych, należy uprzytomnić sobie, że nad naszem życiem gospodarczem jak ciężka zmora zawisło zwichnięcie równowagi między produkcją a spożyciem. Te dwa czynniki, jak zaznaczyłem, są alfą i omegą w każdym organizmie gospodarczym, a stąd wyjaśnienia obecnej dekonjuktury w tem zjawisku szukać należy. Zjawisko to nie stanowi oderwanego przejawu w życiu gospodarczem świata. Spadło ono na nasz kraj jako następstwo analogicznego przejawu wszechświatowego, wywołanego nadmiarem produkcji w latach powojennych, acz i szeregiem przyczyn innej natury. Przesilenie, jakie nastąpiło w wyniku zbyt nieopatrznej produkcji, nie było więc uzależnione, jak twierdzą niektórzy, od naszej polityki gospodarczej, Od r. 1929 obserwujemy stale pogłębiającą się depresję gospodarczą. Spadek konsumcji, wywołany bezrobociem, znaczne obniżenie skali zarobków oraz zanikający obrót wymiany międzynarodowej wywołał jako zjawisko wtórne spadek produkcji. I tak w produkcji przemysłowej spadek ten wynosił dla półfabrykatów, przyjmując, jako wskaźnik w 1928 r. 100, w 1930 r. 88,8, 1931 r. 76,3, w 1932 r. 60,5. W wyrobach zaś gotowych, przyjmując jako wskaźnik w 1928 r. 100, w 1930 r. 95, w 1931 r. 81,9, w 1932 r. 70.</u>
<u xml:id="u-29.3" who="#S">W produkcji rolnej spadek nie wykazuje tak gwałtownych odchyleń, co w rezultacie w znacznym stopniu przyczyniło się do obecnego stanu rolnictwa. Następstwem spadku konsumcji przy nadmiarze produkcji jest zwykle spadek cen. Na naszym odcinku kształtowania się cen obserwujemy niezdrowe zjawisko nierównomiernego ich spadku. O ile bowiem ceny płodów rolnych w porównaniu z rokiem 1927, jako rokiem niezwykle dobrej koniunktury dla rolnictwa, spadły obecnie i utrzymują się poniżej połowy wskaźnika z roku 1927, o ile dalej ceny niektórych artykułów, przemysłów nieskartelizowanych w porównaniu z tymże wskaźnikiem z roku 1927, uplasowały się na poziomie 60/70, o tyle przemysł skartelizowany nie ustąpił nic ze swoich cen, ograniczając natomiast produkcję i zamykając warsztaty pracy.</u>
<u xml:id="u-29.4" who="#S">Toteż z uznaniem należy podnieść energiczną akcję Ministerstwa Przemysłu i Handlu na tym odcinku regulowania życia gospodarczego. Akcja ta, jak Panom Senatorom wiadomo, zmierza ku zrównoważeniu cen przy obniżeniu przedewszystkiem cen artykułów przemysłu skartelizowanego. Jeśli chodzi o zagraniczną wymianę produkcji, to na tym odcinku, mimo wielkich trudności, utrzymaliśmy bilans dodatni, wykorzystując wszelkie możliwości zbytu na rynkach państw wierzycielskich, zainteresowanych w rozwoju naszej gospodarki.</u>
<u xml:id="u-29.5" who="#S">W sprawozdaniu mojem na str. 7, podaję szczegółowy wykaz państw, z któremi nasz bilans handlowy jest dodatni oraz tych państw, z któremi bilans handlowy jest ujemny. W ogólnym wyniku bilans handlowy za r. 1932 wyniósł przeszło 220 milionów złotych przewyżki wywozu nad przywozem. Wprawdzie bilans ten w porównaniu z rokiem poprzednim zmniejszył się o około 200 milionów złotych. Przyczyny tego szukać należy w zaostrzeniu się stosunków politycznych międzynarodowych, a szczególnie w odwetowych w stosunku do Polski nastrojach niemieckich. Następstwem tego jest dalsze zmniejszenie kontyngentów na wywóz do Niemiec, Anglii i Austrii i szeregu innych państw europejskich, dalej uciążliwe bariery celne, a także i ograniczenia dewizowe, utrudniające dopływ waluty zagranicznej do naszych rynków kredytowych. Wreszcie na zmniejszenie naszego wywozu wpłynęło obniżenie funta angielskiego, które umożliwia przemysłowi angielskiemu zdobycie dla siebie rynków zagranicznych, zaopatrywanych od czasu strajku węglowego w Anglii przez nasz eksport węglowy.</u>
<u xml:id="u-29.6" who="#S">W tym ogólnym zarysie biegu wypadków, pomijam — rzecz jasna — wiele czynników innych, wpływających ujemnie na nasze życie gospodarcze.</u>
<u xml:id="u-29.7" who="#S">Stoimy wobec takich zjawisk w stosunkach gospodarczych i politycznych w całym świecie, że walka z niemi jest bezsprzecznie niezwykle trudna. Nie wolno nam jednak tylko czekać na zmianę koniunktur światowych. Uważam, że rozporządzamy też środkami, które mogą w znacznej mierze złagodzić ostrze kryzysu i zamierające życie gospodarcze podtrzymać i ożywić. Środki takie widzę w podniesieniu konsumpcji wewnątrz kraju, co dałoby się przeprowadzić przez otoczenie należytą opieką przedewszystkiem rzemiosła.</u>
<u xml:id="u-29.8" who="#S">Rzemiosło w strukturze gospodarczej Państwa naszego uwzględniane było wyjątkowo słabo jako czynnik zarówno społeczny, jakoteż jako czynnik produkcyjny. Tych 450.000 warsztatów, grupujących około 1.300.000 pracowników, stanowiących wraz z rodzinami zespół sięgający bezmała 10% ogółu ludności, jak dotąd traktowane były — jeśli się tak można wyrazić — nieco po macoszemu i przez rządy i przez ciała ustawodawcze.</u>
<u xml:id="u-29.9" who="#S">Wzrost sił świata rzemieślniczego w czasie przeszłym i względnie lepszy od przemysłu stan produkcji w dobie obecnego kryzysu, przypisać należy następującym warunkom:</u>
<u xml:id="u-29.10" who="#S">1) Momentowi ideologicznemu, wyrażającemu się w przywiązaniu do warsztatu pracy. Powoduje on kontynuowanie wytwórczości przy najniższem nawet obciążeniu warsztatu, co jest absolutnie niewykonalne w skali przemysłowej.</u>
<u xml:id="u-29.11" who="#S">2) Silniejszemu przystosowaniu do potrzeb szerokich mas ludności, przy jednoczesnem, znaczniejszem niż w przemyśle obniżeniu cen.</u>
<u xml:id="u-29.12" who="#S">3) Użytkowaniu w 90% rodzimego surowca i polskiego kapitału, co pozwala w znacznej mierze na oderwanie się od wpływów kryzysu światowego.</u>
<u xml:id="u-29.13" who="#S">Te zasadnicze przesłanki, na których opiera się życie rzemiosła, tworzą podstawę jego egzystencji, jego rozwoju i znaczenia w życiu gospodarczem i, miejmy nadzieję, dadzą mu nareszcie możność zajęcia odpowiedniego miejsca w zespole spraw gospodarczych Państwa. Dlatego też większe zainteresowanie Państwa zagadnieniami dotyczącemi rozwoju rękodzielnictwa i warunkami jego bytowania zdaje się być w chwili obecnej nakazem wielkiej wagi.</u>
<u xml:id="u-29.14" who="#S">Jako dezyderaty w tym względzie uważam:</u>
<u xml:id="u-29.15" who="#S">Ustalenie pewnych norm prawnych i ustawowych w zakresie prawodawstwa rzemieślniczego oraz pewna pomoc finansowa. Dezyderaty rzemiosła w tym zakresie dotyczą przedewszystkiem nowelizacji ustawy przemysłowej z r. 1927 w tej części, która tyczy się spraw rzemieślniczych. Przy opracowywaniu owej ustawy liczono się z tem, że dla pogodzenia wielu rozbieżności zwłaszcza co do rzemiosła, Spowodowanych różnorodnością niejednolitych przepisów, które istniały w trzech zaborach, trzeba wprowadzić okres przejściowy mocy tej ustawy. Ale okres ten zakończył się z grudniem 1932 r. To też z tego powodu, skoro nastała konieczność dopomożenia istnieniu i funkcjonowaniu warsztatów rzemieślniczych, wyłania się słuszny dezyderat, żeby prawo przemysłowe w tym zakresie uległo nowelizacji.</u>
<u xml:id="u-29.16" who="#S">Z uwagi na rację społeczną, wypływającą z obowiązku utrzymania i prawidłowego funkcjonowania kilkuset tysięcy warsztatów rzemieślniczych, będących jednym z poważnych składników równowagi gospodarczej, nowelizacja prawa rzemieślniczego iść — podług mnie — powinna: 1) po linii zaopatrzenia naczelnych władz administracyjnych w większe kompetencje prawodawcze z uwzględnieniem wszakże opinii samorządów gospodarczych; 2) po linii wprowadzenia przymusu organizacyjnego w rzemiośle, jak to ma miejsce w innych państwach, a więc w Niemczech, we Włoszech, Austrii i nawet w Rumunii. Jest to związane z koniecznością wzmożenia kompetencji Izb Rzemieślniczych, których dotychczasowe uprawnienia są niewystarczające, bo w niedostatecznej mierze uwzględniają zakres spraw gospodarczych. Twierdzenie to wyda się tem słuszniejsze, jeżeli je zestawimy z uprawnieniami udzielonemi Izbom Przemysłowo - Handlowym i Rolniczym.</u>
<u xml:id="u-29.17" who="#S">Wiąże się to ściśle z koniecznością konsekwentnego utrzymania dowodu uzdolnienia na prawo prowadzenia pracowni rzemieślniczej. Należy bowiem wziąć pod uwagę, że w przedsiębiorstwie rzemieślniczem czynniki fachowości dobrej organizacji i starannej produkcji — czynniki o podłożu ideologicznem znacznie przeważają nad czynnikami ściśle materialnemi. Główną więc podstawą w pracowni rzemieślniczej, podstawą ideologiczną jest uzdolnienie. Dlatego też tej specyficznej ideologii należy szczególnie strzec i dlatego też ustawodawca powinien wziąć w prawną, konsekwentną ochronę dowód uzdolnienia.</u>
<u xml:id="u-29.18" who="#S">Wreszcie nie mniej ważnym punktem przy nowelizacji ustawy winno być uwzględnienie okoliczności, że Izby Rzemieślnicze działać muszą przedewszystkiem w obejmowanych przez nie okręgach. Natomiast wobec konieczności wykonywania szeregu prac samorządu gospodarczego, dotyczących rzemiosła całego Państwa i w celu skoordynowania prac i opinii poszczególnych Izb Rzemieślniczych powstaje nieodzowna potrzeba ustawowego powołania Związku Izb Rzemieślniczych o charakterze publicznoprawnym.</u>
<u xml:id="u-29.19" who="#S">Drugim dezyderatem rzemiosła jest konieczność otrzymania od Państwa pomocy w postaci kredytów.</u>
<u xml:id="u-29.20" who="#S">Rzemiosło w Polsce wykazało żywotność i odporność większą, niż można się było spodziewać w okresie głębokiego kryzysu gospodarczego. To też należałoby otoczyć rzemiosło pewną pomocą w zakresie kredytów średnio i krótko terminowych, gdyż stosunkowo niewielka pomoc materialna może uratować tysiące warsztatów rzemieślniczych od upadku, a dziesiątki tysięcy pracowników od bezrobocia.</u>
<u xml:id="u-29.21" who="#S">Nie mogę, przemawiając z tej trybuny, pominąć milczeniem faktu projektowanego Funduszu Pracy, przeznaczonego na zorganizowanie robót publicznych i zatrudnienie bezrobotnych. Wspominam o tem dlatego, że zdaniem mojem Ministerstwo Przemysłu i Handlu winno wziąć udział w opracowywaniu planu tych robót ze względu na ich znaczenie w przemyśle, dla którego przez roboty publiczne mogą się otworzyć duże możliwości ożywienia produkcji. Odgrywać tu rolę będzie oczywiście rodzaj, plan techniczny robót, no i sposób wykonania całej ustawy.</u>
<u xml:id="u-29.22" who="#S">Sądzę, że uwagi, jakie wypowiedziałem, traktując je jako rozszerzenie i dopełnienie sprawozdania drukowanego, są wystarczające. W imieniu Komisji Skarbowo - Budżetowej wnoszę: Wysoki Senat zechce budżet Ministerstwa Przemysłu i Handlu uchwalić w redakcji, uchwalonej przez Sejm.</u>
<u xml:id="u-29.23" who="#komentarz">(Oklaski na ławach B.B.).</u>
</div>
<div xml:id="div-30">
<u xml:id="u-30.0" who="#WładysławRaczkiewicz">Do tej części budżetu nikt z pp. Senatorów do głosu nie jest zapisany. Z kolei mamy część 7 preliminarza — Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, z powodu jednak spóźnionej pory rozpoczniemy obrady w poniedziałek o godzinie 3 od budżetu tego Ministerstwa. W ten sposób porządek dzienny posiedzenia poniedziałkowego przedstawia się następująco: część 7 — Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, grupa C części 8 — Monopole, część 9 — Ministerstwo Sprawiedliwości.</u>
<u xml:id="u-30.1" who="#WładysławRaczkiewicz">Proszę p. Sekretarza o odczytanie interpelacji, wniesionej do laski marszałkowskiej.</u>
</div>
<div xml:id="div-31">
<u xml:id="u-31.0" who="#komentarz">(czyta)</u>
<u xml:id="u-31.1" who="#JerzyBarański">Interpelacja senatorów Klubu Narodowego do p. Ministra Spraw Wewnętrznych w sprawie zachowania się policji we Lwowie w niedzielę 19 lutego 1933 r. w czasie wiecu Stronnictwa Narodowego.</u>
</div>
<div xml:id="div-32">
<u xml:id="u-32.0" who="#WładysławRaczkiewicz">Interpelację tę prześlę p. Prezesowi Rady Ministrów.</u>
<u xml:id="u-32.1" who="#WładysławRaczkiewicz">Zamykam posiedzenie.</u>
<u xml:id="u-32.2" who="#komentarz">(Koniec posiedzenia o godz. 20 min. 45.)</u>
</div>
</body>
</text>
</TEI>
</teiCorpus>