text_structure.xml 123 KB
<?xml version="1.0" encoding="UTF-8"?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
  <xi:include href="PPC_header.xml"/>
  <TEI>
    <xi:include href="header.xml"/>
    <text>
      <body>
        <div xml:id="div-1">
          <u xml:id="u-1.0" who="#PosełJerzyWenderlich">Otwieram posiedzenie Komisji. Witam wszystkich. Porządek dzienny obejmuje jeden punkt: rozpatrzenie sprawozdania podkomisji nadzwyczajnej o rządowym i poselskim projektach ustaw o kinematografii (druki nr 2055 i 2598). Rozmawiając przed rozpoczęciem posiedzenia razem z panem ministrem Waldemarem Dąbrowskim stwierdziliśmy, iż dawno polski Sejm nie gościł tak wielu zacnych i zasłużonych ludzi dla polskiej kultury. Z wielką satysfakcją witam na naszym posiedzeniu wybitnych twórców, nadawców radiofonii i telewizji publicznej oraz nadawców komercyjnych. Na początku wydawało się, że powołana przez nas podkomisja będzie pracować 2 lub 3 miesiące. Jednak okazało się, że ta ważna materia jest nie tylko skomplikowana, ale również niejednoznaczna. Prace podkomisji przedłużyły się, ale głęboko wierzę, że jej sprawozdanie jest rzetelne i będzie właściwą bazą do podjęcia dyskusji. Chciałbym państwu serdecznie podziękować za przyjęcie naszego zaproszenia. Uważam, że ustawy o kinematografii nie można ustanawiać bez wysłuchania opinii wybitnych twórców, znakomitych reżyserów i aktorów, a także nadawców, którzy związani są z materią tego przedłożenia. Proszę przewodniczącego podkomisji nadzwyczajnej - pana posła Piotra Gadzinowskiego - o przedstawienie jej sprawozdania.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-2">
          <u xml:id="u-2.0" who="#PosełPiotrGadzinowski">Podkomisja nadzwyczajna do rozpatrzenia rządowego projektu ustawy o kinematografii oraz poselskiego projektu ustawy o kinematografii pierwsze swoje posiedzenie odbyła 30 marca 2004 roku. Wówczas w skład podkomisji wchodzili posłowie: Bronisław Cieślak, Włodzimierz Czechowski, Elżbieta Jankowska, Zdzisław Podkański, Olgierd Poniźnik, Iwona Śledzińska-Katarasińka, Kazimierz Ujazdowski oraz Bogdan Zdrojewski. Skład podkomisji zmieniał się. Pan poseł Zdzisław Podkański został posłem Parlamentu Europejskiego i w imieniu wnioskodawców projektu poselskiego występował pan poseł Jan Bury. Pan poseł Kazimierz Ujazdowski został wicemarszałkiem Sejmu i w związku z tym musiał przerwać pracę w naszej podkomisji. Podkomisja zebrała się 21 razy. Pracowaliśmy długo i zdarzało się, że byliśmy nieco poganiani, ale rozpatrywaliśmy bardzo trudną materię projektu rządowego oraz projektu poselskiego. Choć były to projekty niewykluczające się, to jednak momentami były alternatywne. Niestety, były obszary nie obejmowane przez oba projekty. Chodzi zwłaszcza o finansowanie filmów, pomoc publiczną i przepisy przejściowe. Pracowaliśmy długo, ponieważ podczas pierwszego czytania obu projektów pojawiły się różne zarzuty, dotyczące istoty i treści projektów. Zdarzały się zarzuty natury politycznej, mówiące o tym, że np. projekt jest „skokiem na kasę”. Podkomisja uważnie analizowała różne kwestie, by nie powtarzały się tego typu zarzuty. Mam nadzieję, że nie będą już wysuwane, chociaż taki zarzut pojawił się w ciągu ostatnich dni w dyskusjach medialnych. Podkomisja pracowała z udziałem ekspertów i Biura Legislacyjnego. Chciałbym bardzo podziękować za pracę w naszej podkomisji. Wiele razy wracaliśmy do już przedyskutowanych rozwiązań, ponieważ nie chcieliśmy pozostawiać żadnych wątpliwości i usłyszeć zarzuty, że stworzyliśmy coś, co potocznie jest określane jako „kit legislacyjny”. Wszyscy państwo mieli okazję zapoznać się z przedłożonym drukiem. O wnikliwą lekturę proszę przedstawicieli mediów, ponieważ we wcześniejszych dyskusjach zdarzały się głosy, wskazujące na to, że wypowiadające się autorytatywnie osoby nie czytały tego projektu albo nie chciały go zrozumieć. Jednym z pierwszych problemów, przed jakimi stanęła podkomisja, była kwestia kształtu Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. W projekcie rządowym istniał zapis, mówiący o tym, że Instytut będzie instytucją, która zbiera pieniądze na rozwój polskiej kinematografii i jednocześnie będzie również podmiotem, działającym na rynku producenckim. Powstał dylemat: czy Instytut może prowadzić działalność producencką, czy w ogóle może prowadzić działalność gospodarczą? Wątpliwości wynikały z przyjętej przez podkomisję zasady, iż ta instytucja ma być czysta i transparentna. Polski Instytut Sztuki Filmowej, który będzie zbierał pieniądze, a następnie będzie je w różnych formach przyznawał, nie może być jednocześnie instytucją produkującą. Taka podwójna rola mogłaby doprowadzić do „sytuacji nieczystej” tej instytucji. Wykluczyliśmy sytuację, która właśnie była krytykowana w czasie pierwszego czytania projektu. Zastanawialiśmy się nad tym, czym Polski Instytut Sztuki Filmowej w ogóle może prowadzić działalność gospodarczą.</u>
          <u xml:id="u-2.1" who="#PosełPiotrGadzinowski">Najłatwiej byłoby przyjąć zasadę, która zabraniałaby prowadzenia takiej działalności. Trzeba jednak pamiętać o tym, że ta ustawa reguluje pewien okres przejściowy - przekształcania starego systemu w nowy system. Po wielu dyskusjach, po wsłuchaniu się w głos ekspertów, po wczytaniu się w zamówione ekspertyzy podkomisja doszła do wniosku, że Instytut może prowadzić działalność gospodarczą w postaci np. wynajmu jakichś pomieszczeń biurowych. W skład Instytutu będzie wchodził majątek obecnej instytucji. Instytut absolutnie nie może być podmiotem na rynku producenckim. W projekcie ustawy zawarto wiele zapisów, które wykluczają taką sytuację. Kolejna kwestia to organizacja Instytutu. Podkomisja stanęła tu przed dylematem: jak ma działać Instytut? Wiadomo, że będzie on nadzorowany przez ministra kultury. Przyjęliśmy zasadę mianowania przez ministra dyrektora Instytutu. Dyrektor będzie powoływany na pięcioletnią kadencję i powinien mieć stosunkowo silną pozycją. Wybierając poszczególne projekty filmowe musi przecież decydować, ale z drugiej strony musi być również niezależny od ministra i dlatego ma pięcioletnią kadencję. Trzeba pamiętać o tym, że w ciągu 5 lat częściej zmieniają się ministrowie niż dyrektor Instytutu. Być może to dobrze, ponieważ bywają różni ministrowie, a dyrektor Instytutu powinien stać na straży rozwoju polskiej kinematografii. Dyrektor Instytutu nie może być jednak osobą, która w woluntarystyczny sposób będzie prowadziła swoją politykę filmową. W projekcie ustawy dyrektor będzie ograniczony w swoich decyzjach przez Radę Instytutu i przez ekspertów. Trzeba było tu znaleźć jakiś „złoty środek”. W założeniu Rada Instytutu ma reprezentować wszystkie środowiska, które produkują filmy i uczestniczą w ich dystrybucji. Chodziło o określenie, na ile Rada ma być władna w stosunku do dyrektora Instytutu. Proponowany przez nas zapis spotkał się z pewną krytyką związków zawodowych, które opowiadały się za przyjęciem alternatywnego zapisu, znajdującego się w projekcie poselskim. Podkomisja uznała, że zapis art. 15 rozdziału 2 jest wystarczający i zrozumiały. Jednak pojawiły się uwagi krytyczne i dlatego myślę, że warto wrócić do tego zapisu i zastanowić się nad alternatywną propozycją, zawartą w projekcie poselskim. W propozycji tej są literalnie wymienione osoby z poszczególnych środowisk. Być może w okresie przejściowym taki zapis będzie lepszy, bardziej zrozumiały. Powtarzam, że sądziliśmy, iż proponowany przez podkomisję zapis będzie wystarczający dla zagwarantowania obecności reprezentantów wszystkich środowisk związanych z filmem. Instytut będzie quasi-bankiem, zbierającym pieniądze, które następnie będzie rozdzielał na poszczególne projekty filmowe. Przed dzisiejszym posiedzeniem Komisji pojawiły się w mediach krzywdzące i fałszywe opinie. Proszę obecnych na naszym spotkaniu przedstawicieli mediów o powtórzenie tych opinii. Nieprawdą jest stwierdzenie, że Instytut będzie „żył” ze zbieranych pieniędzy. Temu będzie służyła dotacja celowa budżetu państwa. Poza tym Instytut wchłonie dotychczasowe instytucje filmowe. Nieprawdą jest twierdzenie, że będzie on jakimś molochem, który powiększy etaty i będzie się zajmował „przejadaniem” tych pieniędzy. Ci, którzy naprawdę znają rynek filmowy i chcą jego dobra, wiedzą, że tak nie będzie. Nieprawdą jest, że Instytut będzie w 100 proc. finansował filmy. Przyjęty system mówi o projektach, o pewnym rodzaju gry rynkowej. Nieprawdziwe są zarzuty o jakimś powrocie do socjalizmu, do „ręcznego” sterowania. Odsyłam państwa do lektury rozdziału 3 „Dofinansowanie przedsięwzięć z zakresu przygotowania projektów filmowych, produkcji filmów, dystrybucji filmów i rozpowszechniania filmów, promocji polskiej twórczości filmowej i upowszechniania kultury filmowej”.</u>
          <u xml:id="u-2.2" who="#PosełPiotrGadzinowski">W rozdziale tym można znaleźć bardzo precyzyjne zapisy, mówiące o tym, że nie będzie to 100 proc., nie będą to wyłącznie dotacje, ale także pożyczki bądź gwarancje. Zapisy mówią o konkurencji wolnych podmiotów medialnych i każdy, np. jeszcze państwowe studio filmowe, niezależny producent, telewizja komercyjna, sieć telewizji kablowych, może złożyć taki projekt i zrealizować film - ku chwale i dobru naszej kultury narodowej. Wiele emocji wzbudzał, wzbudza i będzie wzbudzał problem źródeł finansowania polskiej kinematografii. Jest ona olbrzymim dobrem narodowym, rozpoznawalnym na całym świecie. Jest jednym z wyróżników marki polskiej. Bywając za granicą spotykamy się z ludźmi, którzy znają Polskę, ponieważ oglądali polskie filmy, zrealizowane w czasach peerelowskich, gdy funkcjonował państwowy system produkcji filmowej oraz filmy, zrealizowane w ciągu 15 lat istnienia Rzeczypospolitej, gdy ten system ulegał transformacji. Zdarza się, że spotykamy się z entuzjastami, pamiętającymi filmy przedwojenne, a więc zrealizowane w czasach, gdy polska kinematografia była bardzo skomercjalizowana. Przykładem jej osiągnięć jest film pt. „Młody las”, pokazujący zryw niepodległościowy. Po wielu dyskusjach podkomisja uznała, że polską kinematografię powinni finansować wszyscy, którzy korzystają z filmów - począwszy od obywateli. Art. 18 i 19 rozdziału 2 mówi o przychodach Instytutu i wskazuje wielorakie źródła finansowania kinematografii - od typowej dotacji budżetowej po wpływy z „Totolotka”, z biletów kinowych oraz wpływy z nośników, na których są zapisywane filmy. Dość nowatorskim przykładem w naszym prawodawstwie są wpływy z insertów. Dochodzą do tego jeszcze wpływy z reklam i audycji sponsorowanych, emitowanych przez nadawców telewizyjnych oraz wpływy od nadawców kablowych. W ostatnich tygodniach te dwa podmioty mocno oponowały przeciwko takiemu rozstrzygnięciu. Podkomisja otrzymała dokumenty w tej sprawie i zna podniesione argumenty. Oczywiście, dyskusja będzie trwała. Zawarty w projekcie ustawy rozdział 4 „Gromadzenie, ochrona i upowszechnianie zasobów sztuki filmowej” dotyczy ochrony Filmoteki Narodowej. Zapisy tego rozdziału wywoływały najmniej kontrowersji, ponieważ rzeczą oczywistą jest konieczność ochrony zasobów. Ostatnio spotkaliśmy się z pewnymi zarzutami ze strony Filmoteki Narodowej, która twierdzi, że jej interesy nie są należycie chronione. Tak nie jest. Odczytam brzmienie art. 29: „Filmoteka Narodowa otrzymuje na swoją działalność dotację budżetową. Przychodami Filmoteki Narodowej są także przychody z dystrybucji filmów, do których autorskie prawa majątkowe przysługują Filmotece oraz opłaty wynikające ze świadczonych usług”. Pojawiły się zarzuty, mówiące o zbytnim zawłaszczaniu przez Instytut zasobów Filmoteki Narodowej. Pojawiły się propozycje, by Instytut łożył na Filmotekę. Myślę, że podkomisja wróci do tego problemu, gdyż trzeba wziąć pod uwagę fakt, że budżet jest różny. Dotacja budżetowa w latach „chudych” może się okazać niewystarczająca. Być może trzeba będzie stworzyć dodatkowe, alternatywne źródło finansowania Filmoteki. Podkomisja rozważy i zajmie się tym problemem. W rozdziale 6 „Przepisy przejściowe i dostosowujące” można znaleźć odpowiedzi na pojawiające się, niesłuszne zarzuty mówiące o tym, że Instytut będzie jakimś postkomunistycznym czy też komunistycznym molochem, który naprodukuje więcej urzędników niż filmów. Art. 37 rozdziału 6 mówi: „Z dniem wejścia w życie ustawy państwowe instytucje filmowe: Agencja Scenariuszowa, Agencja Produkcji Filmowej oraz Film Polski - Agencja Promocji zostają włączone do Instytutu, ich pracownicy stają się pracownikami Instytutu, a ich mienie - mieniem Instytutu”. Nie jest to więc „produkcja” nowych etatów, lecz racjonalne zagospodarowanie tego, co jest. Pojawiły się zarzuty, mówiące o tym, że ustawa robi zamach na jeszcze funkcjonujące państwowe instytucje filmowe.</u>
          <u xml:id="u-2.3" who="#PosełPiotrGadzinowski">W projekcie rządowym istniał okres dwuletniej, forsownej prywatyzacji. Podkomisja nie zgodziła się z takim rozstrzygnięciem i uznała, że przez pewien czas powinna istnieć równość podmiotów. Jeśli istniejąca instytucja państwowa jest efektywna, to pod hasłem prywatyzacji nie należy tego prywatyzować. Zgłoszono różne propozycje określenia okresu przejściowego - 8 lat, 11 lat. Ostatecznie podkomisja zdecydowała, że 5 lat jest wystarczającym okresem na to, by te podmioty mogły się sprawdzić. Czas pokaże, czy będą to podmioty prywatne, skomercjalizowane, czy też państwowe, działające na zasadach rynkowych. Intencją ustawodawcy nie była chęć „ręcznego” dyrygowania i sterowania rynkiem kinematografii. Zostawmy to czasowi. Twórczość artystyczna to nie produkcja gwoździ. Tutaj wiele zależy od ludzi, od efektów, od talentu. Czasami zdarza się tak, że projekt scenariusza nie przedstawia się najlepiej, a później okazuje się dziełem wybitnym, ponieważ film realizuje dobry reżyser, wspaniały operator oraz grają w nim znani, dobrzy aktorzy. Dajmy więc szansę naszym twórcom i naszej kinematografii. Powtarzam, że w mediach pojawiły się bardzo krzywdzące zarzuty, mówiące o tym, że podkomisja opracowuje tę ustawę m.in. po to, by przygotować sobie „ciepłe posadki” i zrobić „skok na kasę”. Proszę zwrócić uwagę na brzmienie art. 4 rozdziału 7: „Ustawa wchodzi w życie z dniem 1 stycznia 2006 r.”. 1 stycznia 2006 roku na pewno już nie będzie tego Sejmu i prawdopodobnie obecnego ministra kultury.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-3">
          <u xml:id="u-3.0" who="#PosełJerzyWenderlich">Proszę sprawozdawcę podkomisji, by pominął w wypowiedzi tematykę polityki kadrowej.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-4">
          <u xml:id="u-4.0" who="#PosełPiotrGadzinowski">W składzie podkomisji pracowali posłowie, którzy na pewno znajdą się w Sejmie następnej kadencji - oczywiście, jeśli zechcą kandydować. Jeśli nie, to myślę, że będą mieli o wiele lepsze posady niż „chudy” etat w budżetowym Instytucie. Swoją wypowiedź zakończę elementem optymistycznym. W tej chwili w gmachu Sejmu obraduje komisja, która zajmuje się antykorupcją. W sali obok pracuje komisja, zajmująca się przepisami antypedofilskimi. Jedna z komisji pracuje nad obniżeniem kosztów sądowych. Myślę, że w takiej atmosferze tworzymy dobre prawo ku chwale polskiej kinematografii.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-5">
          <u xml:id="u-5.0" who="#PosełJerzyWenderlich">Chociaż wczoraj pan poseł Piotr Gadzinowski zapewniał, że nie zamieści w swym wystąpieniu ani jednego akcentu felietonowego, to jednak pointa wypowiedzi pana posła była felietonowa. Przy okazji pan poseł Piotr Gadzinowski wystąpił jeszcze w roli ośrodków badania opinii społecznej. Myślę, że taki akcent służy stworzeniu lepszej atmosfery dla dyskusji. Otwieram debatę. Na początek uwagi natury technicznej. Zwracam się z apelem do członków Komisji, byśmy powściągali się od zabierania głosu, gdyż dzisiejsze posiedzenie powinniśmy poświęcić wysłuchaniu opinii wybitnych twórców, znakomitych naszych gości. Jako pierwszy chęć zabrania głosu wyraził pan minister Waldemar Dąbrowski. Potem zabierze głos pan marszałek Kazimierz Kutz.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-6">
          <u xml:id="u-6.0" who="#MinisterkulturyWaldemarDąbrowski">Chciałbym pogratulować i podziękować podkomisji za pracę, której efektem jest prawdziwa szansa dla polskiej kinematografii, dla polskiej kultury. Jedynie dobrze skonstruowana ustawa pozwoli nam wyrwać się ze stanu utrwalonego kryzysu, który od wielu lat ma miejsce w polskim kinie, a mamy przecież do czynienia z niezwykłym potencjałem artystycznym i kulturowym, którego do tej pory nie potrafiliśmy właściwie zagospodarować. Polskie kino to nie tylko wielka tradycja i źródło naszej wspólnej dumy, powód do wielkiej chwały kultury polskiej, ale także nieustannie pojawiający się talent, który dzisiaj jest wartością najwyższą. Pojawia się pytanie: dlaczego talent filmowy w Polsce nie rozwija się na miarę swoich wielkich poprzedników? Odpowiedź jest prosta - dzieje się tak z uwagi na brak systematycznego wsparcia. Przyjechałem na posiedzenie Komisji bezpośrednio po rozmowie z ambasadorem Stanów Zjednoczonych, który złożył mi wizytę m.in. w sprawie ustawy o kinematografii. Pan ambasador wyraził swój niepokój o restrykcyjną politykę, jaką chcemy sformułować wobec kina amerykańskiego. Odpowiedziałem, że kino amerykańskie czuje się w Polsce bardzo dobrze, zaś dużo gorzej czują się polskie filmy na ekranach polskich kin. Ta przestrzeń nieustannie się zawęża. Stworzyliśmy systemy, które są sprawną cząstką systemów międzynarodowych, ale mają niewiele wspólnego z tym, co w Europie jest uznawane za istotny element tożsamości narodowej i co odwołuje się do podstawowego sensu wspólnoty europejskiej, jakim jest oparcie naszego istnienia w Europie na wartościach różnorodności kulturowej. W tej kreacji kino pełni podstawową rolę. Amerykanie produkują około 450 filmów rocznie, Europejczycy - 650. Jednak my siebie nie znamy poprzez komunikaty artystyczne wyrażane w kinie. Dzieje się tak, ponieważ kinematografie europejskie mają tylko jeden naturalny rynek - rynek narodowy. W wielu wypadkach jest on niewystarczający, by mogły się zwrócić koszty produkcji nawet udanych i popularnych filmów. Nie ma mowy o istnieniu narodowej kinematografii, jeśli nie ma sposobu uzupełniania luki, jaka pojawia się między rynkiem, ceną produkcji filmowej i wartością kultury, jaką staje się dzieło filmowe. Musieliśmy stworzyć taki system. Na swoją kinematografię Francuzi wydają 490 mln euro rocznie. W 2002 roku wydaliśmy na ten cel 7 mln zł. Jakie to są proporcje i jakie świadectwo kryzysu? Projekt ustawy w kształcie zaproponowanym przez podkomisję jest wielką i niepowtarzalną szansą na wyrwanie się z tego głębokiego kryzysu i na nawiązanie do niegdysiejszej chwały polskiej kinematografii. Wszyscy potrzebujemy dobrych filmów, chcemy, by Polska opowiadała światu o sobie poprzez dokonania artystyczne, które z pewnością powstaną. Musimy przywrócić polskiej kinematografii pozycję międzynarodową. Polski Instytut Sztuki Filmowej jest nie tylko urządzeniem do dzielenia pieniędzy. W trwającej od kilku dni debacie publicznej zawęża się pole rozważań na temat Instytutu do jakiegoś biurokratycznego modelu instytucji rodem z peerelu. Nie ma nic bardziej mylnego. Instytut ma być instytucją, która w sposób profesjonalny odpowie na wszystkie wyzwania, związane z kryzysem, o którym mówiłem przez chwilą. Pierwsza, zasadnicza sprawa to prace literackie na rzecz kina.</u>
          <u xml:id="u-6.1" who="#MinisterkulturyWaldemarDąbrowski">Scenariusz wciąż pozostaje najsłabszym fragmentem całości. Druga kwestia - to mądre dzielenie pieniędzy, tzn. kierowanie ich tam, gdzie jest wizja, pasja, talent i szansa na powstanie dobrego filmu. W punkcie wyjścia nikt nie wie, czy dany film będzie dziełem znaczącym, ale mając odpowiednie kompetencje można ocenić, jaka jest szansa na dobry film. W debacie publicznej podaje się przykłady, pokazujące absurdalność niektórych decyzji urzędowych czy ułamkową obecność w kinach polskich dzieła filmowego, wyprodukowanego za 7 mln zł. To właśnie jest argument na rzecz tej ustawy, ponieważ musimy się zmierzyć z tym, co jest patologią obecnego stanu rzeczy i znaleźć właściwe rozwiązanie. Instytut ma z powrotem budować ogniska głębokiej kultury filmowej społeczeństwa polskiego, która według mnie ekspiruje w system multipleksów. Obok tego niezwykle wartościowego dobrodziejstwa cywilizacji musi powstać system małych kin (Cinema Paradiso), ogniskujących intelektualne i emocjonalne napięcia ludzi, dla których kino oznacza nie tylko prostą rozrywkę. Trzeba to odbudować. Kolejna kwestia to potrzeba systematycznego, odwołującego się do najlepszych doświadczeń europejskich, działania na rzecz promocji polskiego filmu. Dzisiaj nawet dobry film nie zawsze znajduje się w podstawowych selekcjach festiwali międzynarodowych czy w dystrybucji. Trzeba wykonać określoną pracę, by tak się stało. Na razie jej nie wykonujemy. Z jednej strony ustawa gwarantuje poziom finansowania budżetowego, a z drugiej strony - odwołując się do modeli europejskich tworzy alternatywne źródła finansowania. Uważam, że taka ustawa jest właściwa, by zmienić tak bardzo niezadowalający stan rzeczy. Trzeba pamiętać, że mamy dobre europejskie przykłady i nie poruszamy się w jakiejś próżni, w teoretycznej sytuacji, którą sobie wyspekulowaliśmy. Kto pamięta duńskie kino sprzed 20 lat? A dzisiaj jest to potęga filmowa Europy. Duńczycy na swoje kino wydają 80 mln euro, a przecież zalążki wielkiej szkoły duńskiej tworzyli m.in. Kieślowski i Marczewski. Potrafimy to zrobić poza Polską, ale w ostatnich latach gorzej nam wyszło budowanie fundamentu dla wielkiej kultury filmowej.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-7">
          <u xml:id="u-7.0" who="#WicemarszałekSenatuKazimierzKutz">Pragnę złożyć wyrazy szacunku i podziwu panu posłowi Piotrowi Gadzinowskiemu i członkom podkomisji. Nie spodziewałem się, że projekt przybierze tak rozsądny i właściwy kształt. W dzisiejszym posiedzeniu uczestniczy kilka bardzo ważnych osób. W takim składzie przedstawiciele mojego pokolenia nie spotykają się już nawet na pogrzebach. Zanosi się na to, że będziemy świadkami „pogrzebu” tego, co od 14 lat do tej pory istniało w kinie polskim. Ustawa o kinematografii jest spóźniona o 10 lat. To, co jest, zawsze brzydko nazywam „szaletem postkomunistycznym”, z którym trzeba skończyć. Jednak środowisko nigdy nie było w stanie porozumieć się w kwestii tej ustawy. Fenomenem jest to, że dzięki temu projektowi, zostało całkowicie zjednoczone środowisko filmowe. To również jest zasługa autorów tej konstrukcji, ale jednocześnie jest gwarancją, że realizacja tej ustawy będzie głęboko zakotwiczona w środowisku filmowym. Nie odkrywa ona żadnej „Ameryki” i nie robi żadnej rewolucji. Umożliwia ona ochronę polskiej kinematografii. Państwa unijne przecież chronią swoją kulturę narodową. Nie chodzi jedynie o zwiększenie ilościowe produkcji filmowej. W projekcie ustawy zawarto zapis, mówiący o tym, że obowiązkiem Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej będzie szczególna dbałość o kino artystyczne. Taki zapis jest pewnym gwarantem dla środowiska, a zarazem zobowiązuje je do pilnowania tej sprawy. Polska ma wielkie tradycje w wynalazczości w zakresie twórczości filmowej. Zespoły filmowe to polski wynalazek o randze światowej. Dzięki temu polski mamy prawo mówić o kontynuacji kina narodowego, potrzebnego społeczeństwu zwłaszcza w momencie wejścia do Unii Europejskiej. To będzie „legitymacja” naszych możliwości duchowych. W szkole filmowej istnieje rozbudowany i sprawdzony system edukacji zawodowej. W Polsce mamy wielki twórczy potencjał filmowy. Niestety, jest on marnowany. Ustawa o kinematografii stwarza nowe możliwości prawne do tego, by ta energia twórcza mogła znaleźć ujście, nawiązać do chwalebnej przeszłości, służyć dzisiejszemu państwu, a wobec świata poświadczać, że jesteśmy krajem nie tylko dobrego przetwórstwa rolnego, ale także potrafimy inwestować w klasę twórczą. Moim zdaniem, klasa twórcza w środowisku filmowym jest wykorzystywana w znikomym stopniu. Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na dwa aspekty. Jeden to gwarancja strukturalna i prawna, która zapewnia rozwój kina społecznego i artystycznego. Dzień, w którym ta ustawa zostanie uchwalona przez Sejm, będzie tak samo ważny jak data bitwy pod Grunwaldem. Nie chodzi o honor Polaków i interesy filmowców, lecz o to, by znalazły ujście możliwości polskich filmowców i poświadczały, że jesteśmy światem europejskim. Ta ustawa, podobnie jak szereg innych przepisów prawnych, jest formą wymuszoną przez prawo unijne. W porównaniu z innymi krajami europejskimi owa dwuprocentowa wpłata na rzecz Instytutu to naprawdę minimum. Jest to efekt stłamszenia polskiego kina i nieprawdopodobnego „dzikiego” rozwoju kina merkantylnego, a ta ustawa stawia temu tamę. Po minionym okresie zostało 500 filmów. Jest to własność państwowa i wielki kapitał. Zawsze będziemy do niego wracać, ponieważ trudno sobie wyobrazić przyszłość społeczeństwa polskiego bez chęci przywiązania się do polskiego kina.</u>
          <u xml:id="u-7.1" who="#WicemarszałekSenatuKazimierzKutz">Wczoraj w publicznym wywiadzie powiedziałem, że sprzedaż owego dorobku 500 filmów jest traktowana jak mienie pożydowskie. Nie zasługuje na to dorobek polskiego kina. On musi być szlachetniej sprzedawany i lepiej pokazywany. Ci, którzy handlują tymi filmami, nie dbają o negatywy, kopie itd. Jest to po prostu straszny wyzysk, a ta ustawa porządkuje tę sprawę. Ja i obecni na posiedzeniu moi koledzy filmowcy pragniemy podkreślić wagę i powagę ustawy, burzącej istniejący „mur” bezprawia w „domu”, który chcemy budować z europejskiej jednolitości.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-8">
          <u xml:id="u-8.0" who="#PosełJerzyWenderlich">W tej chwili głos zabierze pan mecenas Józef Birka, a następnie pan prezes Jacek Bromski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-9">
          <u xml:id="u-9.0" who="#CzłonekradynadzorczejTelewizjiPolsatJózefBirka">Słuchając wystąpienia przewodniczącego podkomisji nadzwyczajnej odniosłem wrażenie, że pracujemy nad dwoma odrębnymi sprawozdaniami, nad dwoma odrębnymi projektami. Z wypowiedzi przewodniczącego podkomisji wynika, że mamy wspaniałą, nowoczesną ustawę, która jest receptą na bolączki i problemy polskiej kinematografii. Wysunięto zarzut mówiący o tym, że autorytatywnie wypowiadamy się. Odniosłem wrażenie, że to stwierdzenie było kierowane pod moim adresem i dlatego poczuwam się do wyjaśnienia przesłanek i myśli, jakie kierują nadawcami, którzy opowiadają się za współfinansowaniem i rozwojem kinematografii, ale mówią „nie” haraczowi podatkowemu. Pragnę się odnieść do konkretnych zapisów, a nie mówić o globalnej ocenie całej ustawy. Prawda tkwi w szczegółach i konkretach, a nie w ogólnikach. Z zapisanej w ustawie struktury wynika, że mamy do czynienia z rozdętym ponad potrzebę molochem biurokratycznym. Musimy się zastanowić nad tym, czy środki, które wpłyną na rozwój kinematografii, po prostu nie zostaną „zjedzone”. Proszę zwrócić uwagę na piękne określenia, w które to zostało „ubrane”: od mecenatu państwa nad działalnością kinematografii, poprzez finansowanie wspierania rozwoju kinematografii aż do decydenta, czyli dyrektora Instytutu, który może podejmować decyzje wyłącznie na podstawie opinii, którymi nie jest związany. Nie ma bowiem żadnych mechanizmów, które w sposób absolutnie pewny i bezpieczny mogłyby weryfikować te decyzje. Dyrektor może korzystać z opinii, ale nie jest nimi w żaden sposób związany. Chciałbym się odnieść do kwestii projektu statutu Instytutu. Taki projekt został załączony do rządowego projektu ustawy. W skład biura poza sekretariatem wchodzi aż 6 zespołów. Mogą także powstawać oddziały Instytutu, a więc jego struktura będzie powielona w oddziałach. W zakresie działalności gospodarczej Instytut może tworzyć poza oddziałami wyodrębnione jednostki organizacyjne. Proszę wziąć pod uwagę to, że ten rozdęty ponad potrzebę moloch musi z czegoś „żyć”, musi mieć na to środki. Słyszałem głosy, twierdzące, że na ten cel nie będą szły środki, przekazywane przez nadawców. Art. 18 brzmi: „Przychodami Instytutu są: (...) 7. wpłaty, o których mowa...”, czyli wpłaty od nadawców, operatorów, dystrybutorów filmowych itd. Nie ma tutaj żadnego rozróżnienia na jakieś fundusze celowe. Ust. 3 art.18 jednoznacznie mówi: „Koszty działalności Instytutu, w tym wynagrodzenia pracowników, pokrywane są z jego przychodów”. Tak formułuje to ustawa i nie można nam zarzucać złej interpretacji tych zapisów. Koszty działalności Instytutu pokrywane są ze wszystkich przychodów. Art. 37 brzmi: „Z dniem wejścia w życie ustawy państwowe instytucje filmowe: Agencja Scenariuszowa, Agencja Produkcji Filmowej oraz Film Polski - Agencja Promocji zostają włączone do Instytutu, ich pracownicy stają się pracownikami Instytutu”. Minister kultury może, w drodze zarządzenia, włączyć do Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej państwową instytucję filmową. Mówi o tym art. 31 pkt 14 projektu ustawy. Z dniem włączenia pracownicy państwowej instytucji filmowej stają się pracownikami Instytutu. Na podstawie tego projektu ustawy i statutu spróbujmy rozszyfrować schemat Instytutu. Zobaczymy wówczas, z jak gigantycznym tworem mamy do czynienia. Art. 19 mówi wyraźnie, że wpłaty od nadawców, dystrybutorów itd. wpływają nie na poszczególne fundusze, czy na poszczególną działalność, lecz na rzecz Instytutu, czyli do jednego „worka”.</u>
          <u xml:id="u-9.1" who="#CzłonekradynadzorczejTelewizjiPolsatJózefBirka">Nasuwa się więc pytanie: ile ze środków, które wpłyną do Instytutu, rzeczywiście zostanie na finansowanie kinematografii polskiej? Czy ktoś obliczył, ile zostanie na finansowanie kinematografii polskiej? Obawiam się, że do tej „resztówki” będą aspirować nie tylko polskie podmioty, lecz zgodnie z art. 23 każdy podmiot, prowadzący działalność w zakresie kinematografii na obszarze Unii Europejskiej bądź Europejskiego Obszaru Gospodarczego. Może się okazać, że z aplikacją wystąpi silniejszy ekonomicznie i organizacyjnie podmiot unijny (francuski, włoski bądź niemiecki) i pokaże środki, a dyrektorowi trudno będzie odmówić przyznania pieniędzy. Dyrektor może odmówić tylko w wypadku uzasadnionych wątpliwości. Jeśli odmowa będzie nieuzasadniona, to taka decyzja będzie zaskarżona na forum europejskim i musimy być tego świadomi. Jesteśmy państwem unijnym, więc polskie podmioty, prowadzące działalność kinematograficzną, mają dostęp do podobnych funduszy podobnych instytutów. Czy taką aplikację złożył chociaż jeden polski podmiot? Chcielibyśmy to wiedzieć, ale o tym nam się nie mówi. Nie wiemy również, jaki jest budżet Instytutu i na co zostaną skierowane jego środki. Powtarzam, że nie chcemy dezawuować tego projektu z przyczyn finansowych. W trakcie prac podkomisji spotkaliśmy się ze stanowiskiem Polskiej Akademii Filmowej, która mówi o bardzo rozsądnych rozwiązaniach. Jeśli nadawcy mają płacić określone środki na rozwój kinematografii, to trzeba „połączyć to z ograniczeniem wpływów z tantiem - do 3 proc.”. Ta propozycja Polskiej Akademii Filmowej jest bardzo rozsądna i otwiera możliwości dyskusji. Nie można ograniczać się do stwierdzenia, że są nieograniczone fundusze i instytucje organizacji zbiorowego zarządzania. Aby móc wyemitować film w telewizji prywatnej, nadawcy muszą zapłacić ogromne pieniądze za licencję. Trzeba od tego odprowadzić tantiemy autorskie i ponieść koszty techniczne. W działalności gospodarczej nie może być tak, że odbywa się to tylko na zasadzie odprowadzania wpłat - bez możliwości współdecydowania. Polska Akademia Filmowa stoi na stanowisku, że należy znaleźć systemowe rozwiązanie współfinansowania kinematografii polskiej, które musi być oparte na współdecydowaniu z nadawcami na zasadzie przejrzystych kryteriów. Takie propozycje były zgłaszane w toku prac podkomisji, ale nie zostały uwzględnione. Nie została również uwzględniona nasza argumentacja i nasza obecność. Nadawcy byli zaproszeni tylko na pierwsze posiedzenie Komisji, na którym był omawiany projekt rządowy. Nie dopuszczono nas do uczestnictwa w posiedzeniach podkomisji, a dopiero na tym etapie prac powstały zapisy obciążające nadawców i operatorów kablowych. Tym samym nie pozwolono nam na sformułowanie jakichkolwiek argumentów. Zabieramy głos nie po to, by powiedzieć, że nie będziemy płacić, że nie chcemy rozwoju kinematografii - wręcz przeciwnie, ale nie na zasadzie haraczu, nie na zasadzie podatku. Z raportu podkomisji z 14 lipca ub. roku wynika, że właściwie głównym źródłem finansowania kinematografii jest Totalizator Sportowy. W ubiegłym roku Totalizator Sportowy przekazał na rzecz kultury 121 mln zł.</u>
          <u xml:id="u-9.2" who="#CzłonekradynadzorczejTelewizjiPolsatJózefBirka">Z proponowanego zapisu wynika, że z tych środków co najmniej 5 proc. zostanie przekazane na kinematografię, czyli około 6 mln zł, a więc maleje tendencja udziału monopolu państwowego. W ubiegłym roku było 7 mln zł, a w tym roku - 6 mln zł. Dlaczego ma miejsce to ograniczenie? Na sport z dopłat do stawek Totalizatora idzie 80 proc., a na kulturę - 20 proc. Czy nie należy zastanowić się nad zmianą tych proporcji, by więcej środków z monopolu państwowego poszło na rozwój kinematografii? Nie ulega wątpliwości, że ten projekt nie powinien uzyskać akceptacji Komisji Europejskiej, gdyż mamy do czynienia z pomocą publiczną, która może zakłócać reguły konkurencji. W przedłożonych dokumentach nie dostrzegliśmy takiego stanowiska i nie wiemy, czy ono uwzględniało również nasze postulaty. Tego nam nie ujawniono. Mamy pretensję o to, że działa się w „podziemiu”. Chodzi o to, by nie można było przedkładać argumentów i racjonalnie przedstawiać własne poglądy. Chciałbym, aby nie przeszkadzano mi w wypowiedzi.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-10">
          <u xml:id="u-10.0" who="#PosełJerzyWenderlich">Przepraszam, ale jednak przeszkodzę panu prezesowi. Pragnę przypomnieć, że jest to Sejm RP a nie legislacyjne podziemie. Działamy tu pro publico bono. To, że pan prezes w tej chwili przemawia i mówi to, co chce powiedzieć, jest dodatkowym świadectwem na to, że wszystko dzieje się jawnie i nie ma tutaj żadnego „podziemia”. Nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej. Proszę pana mecenasa o ważenie wypowiadanych słów.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-11">
          <u xml:id="u-11.0" who="#CzłonekradynadzorczejTelewizjiPolsatJózefBirka">Niestety, podtrzymuję swoje zdanie, ponieważ takie odnosimy wrażenie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-12">
          <u xml:id="u-12.0" who="#PrezesStowarzyszeniaFilmowcówPolskichJacekBromski">Przede wszystkim chciałbym podziękować podkomisji za to, że przygotowała projekt ustawy o kinematografii zgodny z oczekiwaniami środowiska i w momencie, gdy znaleźliśmy się w Unii Europejskiej, czyli w ostatniej chwili. Projekt ustawy jest zgodny ze standardami europejskimi i wyrasta z ducha pewnej filozofii, mówiącej o tym, że w Europie wszyscy uczestnicy rynku audiowizualnego uczestniczą również w finansowaniu narodowych kinematografii. Unia Europejska przeznacza kilkaset milionów euro na dofinansowanie kinematografii narodowych. Wiadomo, że ta pomoc jest bezpośrednio uzależniona od możliwości jej uzyskania na poziomie krajowym. To, że będziemy mieli środki porównywalne (choć jeszcze znacznie mniejsze) do warunków dofinansowania w krajach unijnych, pozwoli nam ubiegać się o pieniądze unijne po uzyskaniu dofinansowania w kraju. Do tej pory było to rzadkością i nie było nam łatwo. Europejska filozofia wspólnego rynku audiowizualnego zawiera się w tym, że wszyscy uczestnicy tego rynku w jakimś sensie biorą odpowiedzialność za kulturę narodową, za kulturę audiowizualną, która być może jest wstępem do kultury wyższej, a która jest warunkiem jej istnienia i istnienia narodowej tożsamości. Naszych współpartnerów z rynku audiowizualnego (nadawców, dystrybutorów) chciałbym zapewnić, że jest to nasz wspólny interes. W tej chwili ustawa zmusi naszych partnerów do jakichś kontrybucji finansowych na rzecz kinematografii, ale w niedalekiej przyszłości powodem dumy nadawców i dystrybutorów być może będzie to, że będą mogli te filmy nadawać, pokazywać i z nimi się utożsamiać. Proszę na to spojrzeć właśnie w ten sposób, a jest to myślenie obywatela Unii Europejskiej. Nie można zastanawiać się jedynie nad własnym interesem, nad interesem czysto komercyjnym. Uwaga do wypowiedzi pana mecenasa Józefa Birki. W ostatnich „chudych” latach musieliśmy się utrzymać za kilka milionów złotych i to nauczyło nas ekonomicznego myślenia. Chciałbym zauważyć, że za owe parę milionów złotych zrobiliśmy kilka interesujących filmów. Proszę się nie martwić, damy sobie radę i na pewno nie zmarnujemy tych pieniędzy, obrócimy je na korzyść kinematografii, a tym samym na korzyść kultury narodowej. Kwestia opłat z tytułu praw autorskich. Pragnę zapewnić, że środowisko filmowe zawsze opowiadało się za ograniczeniem do 3 proc. obciążeń z tytułu praw autorskich i w dalszym ciągu jesteśmy sprzymierzeńcami nadawców w tym dążeniu. Chciałbym podziękować podkomisji, jej przewodniczącemu, ekspertom, a także ministrowi kultury oraz jego współpracownikom za determinację, która doprowadziła do dzisiejszej dyskusji nad projektem, który przywraca godność środowiskom filmowym.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-13">
          <u xml:id="u-13.0" who="#PosełJerzyWenderlich">Chęć zabrania głosu wyraziły następujące osoby: pan profesor Jerzy Woźniak, pani minister Agnieszka Odorowicz, pan prezes Marek Sowa, pan prezes Jerzy Hoffman, pan dyr. Andrzej Słodkowski, pan prezes Jerzy Straszewski, pan przewodniczący Konrad Szołajski, pan prezes Piotr Walter, pan prezes Jan Wejchert, pan mecenas Krzysztof Wojciechowski, pan Andrzej Wajda, pan prezes Olgierd Łukaszewicz, pan poseł Włodzimierz Czechowski, pan przewodniczący Jan Budkiewicz oraz pan prezes Zbigniew Żmudzki.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-14">
          <u xml:id="u-14.0" who="#SchilleraJerzyWoźniak">Swoim wystąpieniem pan mecenas Józef Birka sprowokował mnie do wypowiedzi. Chciałbym poruszyć bardzo ważną sprawę. Zacznę od zadania retorycznego pytania: kogo mamy kształcić w szkole filmowej o tak znaczących tradycjach? Kogo ma kształcić pan Andrzej Wajda? Czy mamy kształcić reżyserów kiepskich seriali czy też takich reżyserów jak sam pan Andrzej Wajda, jak „marszałek” polskiego kina - pan Kazimierz Kutz lub pan Jerzy Hoffman, Jerzy Kawalerowicz i Janusz Morgenstern? Pragnę oświadczyć, że będziemy kształcić takich reżyserów, operatorów i producentów, którzy będą rozumieli istotę kina artystycznego. Bez takiego kina nie ma w polskiej kulturze śladów naszych obyczajów i historii. Musimy się tego uczyć od „Zakazanych piosenek”, przez „Pokolenie”, „Kanał”, „Człowieka z marmuru”, „Człowieka z żelaza”, „Ogniem i mieczem” i „Faraona”. Słowo „haracz” jest ohydne. To nie jest haracz, to jest danina i usługa na rzecz tego, by polskie kino nie zginęło, które podobnie jak dobra literatura świadczy o trwałości naszych dziejów. Jeśli będziemy kształcili naszych studentów na kiepskich, byle jakich reżyserów, to na jakich wzorach będą się uczyli przyszli studenci, którzy uczą się na dziełach mistrzów? Protestuję przeciwko takim określeniom, jak: „haracz” i „moloch”. Są to prowokacyjne zwroty, ale wydaje mi się, że pan mecenas Józef Birka niedokładnie słyszał to, o czym mówił pan minister Waldemar Dąbrowski, czyli o sposobie finansowania kinematografii, zwanej dawniej „zachodnią”.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-15">
          <u xml:id="u-15.0" who="#SekretarzstanuwMinisterstwieKulturyAgnieszkaOdorowicz">Będę mówić krótko i podam jedynie same fakty. Mówimy o wysokości nakładów na kinematografie narodowe. Nie mówimy przecież o kinie, o którym z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że przyniesie zysk. Nieporozumieniem są słowa, mówiące o „haraczu” i „skoku na kasę”. Mówimy o filmie artystycznym. TVN (red. Grzegorz Miecugow) filmami artystycznymi nazywa film „Nigdy w życiu” i „Vinci” i podaje je jako przykład na to, dlaczego ma nie istnieć mecenat narodowy nad kinematografią. Producenci tych filmów zwrócili się z wnioskiem o dofinansowanie tych produkcji z budżetu państwa. Na film „Nigdy w życiu” dostali 500 tys. zł, a na film „Vinci” 750 tys. zł. Mecenat państwa w kinematografii jest dobry wtedy, gdy można pozyskać pieniądze. Jeśli jednak trzeba się do niego dołożyć, to natychmiast jest nazywany „haraczem”, „skokiem na kasę”. Przepraszam za emocje, ale dzisiaj poważny redaktor w poważnej telewizji dopuścił się pewnego nadużycia. Obciążenia, proponowane przez ekspertów i zaakceptowane przez podkomisję, są obciążeniami raczej symbolicznymi. Jeżeli we Francji jest jedenastoprocentowy odpis od biletów kinowych, pięcioprocentowy od obrotów (nie przychodów) z reklam w telewizji, pięcioprocentowy odpis od nagranych kaset i DVD, to czym są dwuprocentowe obciążenia, zapisane w art. 19? Chciałabym prosić państwa o pewną kulturę dyskusji. Te świadczenia nazywacie państwo „haraczem” i nie akceptujecie ich z zasady. Nie jest to argument dotyczący zapisu o Instytucie i jego organizacji. Gdyby państwo powiedzieli: tak, zgadzamy się na daninę na polskie kino, ale za niedoskonałe uważamy rozwiązanie dotyczące Instytutu lub gospodarki pieniężnej, to dyskusja byłaby zupełnie inna. Niestety, w mediach ciągle słyszymy: nie, nigdy się na to nie zgodzimy, będziemy z tym walczyć do ostatniej kropli krwi. Nie udawajmy więc, że rozmawiamy o meritum, o kulisach funkcjonowania Instytutu. Pan mecenas Józef Birka martwi się o to, że będą marnowane pieniądze. Mówi o tym, że nadawcy produkują filmy. Ja jednak nie mogę sobie przypomnieć jakiegoś arcydzieła filmowego, wyprodukowanego przez Telewizję Polsat. Być może się mylę, ale zapewniam, że filmy, którymi dzisiaj chwalił się pan redaktor Grzegorz Miecugow, powstały dzięki państwu. Jeśli tak nie jest, jeśli te filmy okazały się komercyjne, pokazują świetną gospodarkę finansową i dobrą samoorganizację, to bardzo proszę zwrócić dotację państwową. Skoro pieniądze nie zostały zwrócone, to znaczy, że mecenat państwa jest potrzebny. Pan mecenas Józef Birka podał nieprawdziwą informację mówiąc, że państwo wydaje na kinematografię około 40 mln zł. Państwo nie ucieka od tego obowiązku, jednak czym innym jest dotacja podmiotowa na Instytut, który ma połączyć trzy oddzielne instytucje w jeden, spójny kosztujący mniej system, a zupełnie czym innym jest produkcja, promocja i dbanie o jakość polskiego filmu artystycznego.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-16">
          <u xml:id="u-16.0" who="#PrezesPolskiejKonfederacjiPracodawcówPrywatnychLewiatanMarekSowa">Nasze stanowisko jest znane, zostało także przesłane do Komisji Kultury i Środków Przekazu. Chciałbym zwrócić uwagę na dość charakterystyczny element wypowiedzi pana posła Piotra Gadzinowskiego. Chodzi mi o stwierdzenie, że sieć telewizji kablowej również będzie mogła złożyć wniosek o dotację i wyprodukować film. Czy członkowie podkomisji wiedzą, czym w Europie zajmują się operatorzy komunikacji szerokopasmowej? W Polsce ciągle pokutuje określenie: „telewizja kablowa”. Pragnę powiedzieć, że inwestujemy w nowoczesną infrastrukturę telekomunikacyjną, w sieci światłowodowe, poprzez które świadczymy usługę reemisji sygnału telewizyjnego, szerokopasmowego dostępu do internetu i telefonii. Nie mamy żadnego wpływu na zawartość remitowanych programów telewizyjnych. Propozycja, abyśmy zostali producentami filmowymi i zgłosili się po dotację, niewątpliwie jest propozycją oryginalną, ale pozostającą w całkowitym oderwaniu od istoty naszej działalności. Jeżeli uzasadnieniem dla dwuprocentowego podatku obrotowego od naszej działalności ma być mniej lub bardziej symboliczny udział w procesie decyzyjnym odnośnie do tego, jakie scenariusze będą realizowane, to pragnę powiedzieć, że byłbym tym zainteresowany prywatnie. Mogę jedynie stwierdzić, że jest to karkołomna próba powiązania naszej działalności gospodarczej z kinematografią. Jesteśmy częścią europejskiej branży komunikacji szerokopasmowej. Mamy bardzo dobry przegląd rozwiązań europejskich i mogę powiedzieć, że taka propozycja jest niespotykana w Unii Europejskiej. Czy członkowie podkomisji zdają sobie sprawę z tego, że proponują wprowadzenie podatku, który ostatecznie obciąży około 5 milionów polskich rodzin, odbierających usługi świadczone przez operatorów kablowych i około 1 miliona rodzin, korzystających z usług telewizji satelitarnej? Mamy do czynienia z niezrozumiałą nonszalancją projektodawców ustawy oraz Ministerstwa Kultury, z dziwnie protekcjonalnym tonem w sytuacji, gdy jest mowa o pieniądzach nadawców i operatorów. Czy państwo zdajecie sobie sprawę z tego, że mówicie o zwiększeniu obciążeń podatkowych nie bogatych przedsiębiorców, lecz o dodatkowym obciążeniu kilku milionów obywateli? Z całą pewnością uświadomimy ten fakt naszym abonentom.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-17">
          <u xml:id="u-17.0" who="#PrezesStudiaFilmowegoZodiakJerzyHoffman">Nie dziwmy się oporowi ze strony nadawców, gdyż nie należało się spodziewać innej reakcji. Stoimy przed pewnym dylematem: mieć ustawę, niezbędną do istnienia polskiego kina albo jej nie mieć. Bardzo bym się cieszył, gdybym mógł zobaczyć piękne filmy, zrealizowane przez nadawców telewizyjnych w czasie, gdy nie było ustawy. Takich filmów nie było. Padają stwierdzenia o haraczu, widzę także, że posuwamy się do gróźb, do tego, że uświadomimy milionom odbiorców, iż będzie to więcej kosztować polskiego podatnika. Tak będzie, jeśli nie zechcemy zrezygnować z części naszych dochodów na rzecz kultury, a zechcemy pokryć tę dotację na kulturę z pieniędzy odbiorców naszych programów - oczywiście pod warunkiem, że widzowie dalej będą chcieli je oglądać. Uważamy, że znaleźliśmy się w wyjątkowej sytuacji, w której wreszcie możemy mieć ustawę, bez której polskie kino nie może istnieć, a to, co jeszcze istnieje, po prostu jest „cudem boskim”. Art. 31 ust. 16 pkt 5 projektu ustawy nakłada na Filmotekę Narodową ogromne obowiązki, natomiast nie ma żadnego zabezpieczenia jej bytu. Filmoteka Narodowa ma być dotowana z budżetu, czyli stan filmów będzie taki, jaki jest, tzn. będzie coraz gorszy. Sądzę, że ustawowe przeznaczenia 50 proc. od wszystkich dotychczas wyprodukowanych filmów zapewniłoby Filmotece możliwość bytu, co oczywiście nie zwalniałoby budżetu państwa od dotacji. Filmoteka musi mieć szansę na dalszy rozwój, ponieważ pełni taką samą rolę jak Biblioteka Narodowa. W ustawie trzeba znaleźć dla Filmoteki Narodowej pozabudżetowe finansowanie, ponieważ środki budżetowe zawsze są niewystarczające. Drugi wniosek dotyczy wytwórni filmowej przy ul. Chełmskiej i wytwórni „Czołówka”, która de facto jest wytwórnią filmów oświatowych. Sądzę, że Instytut powinien je otrzymać jako „wiano” i tam powinna się mieścić przyszła jego siedziba. Znając ułomność natury ludzkiej obawiam się, że prywatyzacja tych wytwórni może doprowadzić do powstania nowych dzielnic willowych, ponieważ są tam bardzo cenne grunty. W ustawie o kinematografii zagwarantowałbym byt wytwórni do czasu, gdy w walce z korupcją doprowadzimy do pełnego bezpieczeństwa istnienia wytwórni. Uwagi te dotyczą zapisów art. 31 ust. 16 pkt 3. Pragnę przyłączyć się do podziękowań za pracę nad projektem ustawy. Miejmy nadzieję, że tę ustawę uchwali Sejm obecnej kadencji.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-18">
          <u xml:id="u-18.0" who="#PrezeszarząduTelewizjiTVNPiotrWalter">Bardzo żałuję, że w swojej stacji nie mogłem wyświetlić „Perły w koronie”, a o to, dlaczego nie mogłem, proszę zapytać pana ministra Waldemara Dąbrowskiego. Tego i wielu innych filmów po prostu nie mogłem kupić. Chciałbym zadać przedstawicielom Ministerstwa Kultury kilka bardzo prostych pytań. Pozwoli to mi dokładnie sobie uzmysłowić, jak powstawała ta ustawa i jakie dla mnie będą jej skutki. Najpierw zadam najprostsze pytanie: dlaczego akurat 2 proc.? Chciałbym wiedzieć, jak państwo doszliście akurat do tej cyfry. Słyszę, że to pytanie powinienem skierować do podkomisji. W takim razie kieruję do niej także pozostałe pytania. Chciałbym się dowiedzieć, w jakiej perspektywie należy patrzeć na pozostałe projekty ustaw, tzn. ustawy o radiofonii i telewizji oraz o prawie autorskim. Nie mam żadnej wiedzy na ten temat i nie wiem, czy tam również czekają mnie kolejne obciążenia. Jeśli tak, to chciałbym móc je ocenić w kontekście rozpatrywanego dzisiaj projektu ustawy. Zgodnie z tym, co powiedział pan poseł Piotr Gadzinowski, rozumiem, że będzie możliwość udziału nadawców komercyjnych w Radzie Instytutu. Ostatnie pytanie dotyczy sposobu rozliczenia, kryterium oceny sukcesu Instytutu. Rozumiem, że Instytut będzie się rozliczał w okresach rocznych. Co jest podstawowym kryterium sukcesu Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej? Czy jest to liczba widzów, czy też liczba wyprodukowanych filmów? Jakie to jest kryterium i jak je można zweryfikować? Pani minister Agnieszka Odorowicz sformułowała zarzuty pod adresem dzisiejszego programu w TVN 24. Chciałbym powiedzieć, że pani minister również dopuściła się pewnego nadużycia. Chodzi mi o sformułowanie, mówiące o tym, że będę zainteresowany uczestniczeniem we współprodukcji z Instytutem kolejnych produkcji filmowych. Nie będę tym zainteresowany, ponieważ reprezentuję stację komercyjną i będę poszukiwał produktu, który ma charakter komercyjny a nie artystyczny. Pieniądze, które przeznaczę na Instytut są pieniędzmi, do których nie będę mógł sięgnąć ponownie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-19">
          <u xml:id="u-19.0" who="#PrezesITIJanWejchert">Czy pani minister Agnieszka Odorowicz wie, jak funkcjonuje agencja produkcji filmowej? Pani minister powiedziała, że nasz film dostał dotację. Aby ją otrzymać, musieliśmy podpisać umowę mówiącą, że zwracamy dotację w wypadku osiągnięcia przez film określonych obrotów. Ta dotacja została zwrócona i proszę nie wprowadzać w błąd uczestników dzisiejszego posiedzenia. Proszę zwrócić uwagę również na to, że w wypadku, gdy film przynosi zysk, to agencja partycypuje w nim do 10 proc. Zostały ustalone takie reguły gry, taką umowę podpisaliśmy i wywiążemy się z niej. Proszę panią minister o nieinsynuowanie pewnych rzeczy. Z mojej wiedzy wynika, że w ubiegłym roku był to jedyny film, gdy ta partycypacja zostanie zwrócona i jeszcze będzie zysk. Chciałbym zapytać przewodniczącego Komisji o to, dlaczego w dzisiejszym posiedzeniu nie bierze udziału przedstawiciel Ministerstwa Finansów. Czy jest ku temu jakiś szczególny powód? Sprawy, regulowane w ustawie, związane są z podatkami. Czy podkomisja dysponuje opinią i akceptacją Ministerstwa Finansów w kwestii stawek nakładanego opodatkowania? Chciałbym zapytać pana marszałka Kazimierza Kutza, czy zdaje sobie sprawę z tego, jak 2 proc. od obrotu przekłada się na podatek od zysku, który dla telewizji prowadzonej przez pana Piotra Waltera wynosi dzisiaj 19 proc.? Czy pan marszałek wie, ile zapłaci TVN w wypadku ustalenia owych 2 proc?</u>
        </div>
        <div xml:id="div-20">
          <u xml:id="u-20.0" who="#WicemarszałekSenatuKazimierzKutz">Ta wiedza jest mi niepotrzebna, gdyż zajmuję się reżyserią.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-21">
          <u xml:id="u-21.0" who="#PrezesITIJanWejchert">Po prostu to nie dotyczy „kieszeni” pana marszałka. Jeśli byłoby to przedsiębiorstwo pana marszałka i płaciłby pan 19 proc., a ja bym panu zaproponował stawkę 35 proc.? Dlaczego zakład produkujący buty ma płacić 19 proc., a przedsiębiorstwo zajmujące się telewizją ma płacić 35 proc.?</u>
        </div>
        <div xml:id="div-22">
          <u xml:id="u-22.0" who="#WicemarszałekSenatuKazimierzKutz">Na razie to jest...</u>
        </div>
        <div xml:id="div-23">
          <u xml:id="u-23.0" who="#PosełJerzyWenderlich">Przepraszam bardzo, ale proszę umożliwić panu prezesowi Janowi Wejchertowi dokończenie wypowiedzi. Będzie jeszcze możliwość odniesienia się do poruszanych kwestii.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-24">
          <u xml:id="u-24.0" who="#PrezesITIJanWejchert">Czy podkomisja, Ministerstwo Kultury i Ministerstwo Finansów dokonało obliczeń, które wskazywałyby na to, jak będą się przedstawiały dodatkowe obciążenia podmiotów, o których jest mowa w projekcie ustawy? 2 proc. od obrotu, a np. 20 proc. od zysku przy zyskowności 10 proc. to jest różnica. O biznesie można mówić różnie, ale biznes potrafi liczyć i dlatego bardzo dokładnie policzyliśmy konsekwencje wprowadzanych rozwiązań. Proszę wziąć pod uwagę ilość zainwestowanych pieniędzy w kina. Państwa filmy w ogóle nie byłyby pokazywane, gdyby nie było multipleksów. Operatorzy kin jednoekranowych nie mogą sobie pozwolić na pokazywanie ambitnych filmów, na które przychodzi kilku widzów. Na najdroższy film (7 mln zł) wyprodukowany w zeszłym roku poszło 13 tysięcy ludzi. Nie wiem, czy według kryteriów pana ministra Waldemara Dąbrowskiego jest to ambitny film i czy chodzi właśnie o takie filmy. Czy Komisja otrzymała z Ministerstwa Kultury projekcje finansowe na najbliższe lata? Myślę, że powinna tu mieć miejsce co najmniej pięcioletnia perspektywa. Chodzi mi o wpływy Instytutu oraz o to, jak zamierza wydać te pieniądze. Czy pan marszałek Kazimierz Kutz zdaje sobie sprawę z tego, o jakich pieniądzach mówimy? W czasie spotkania z panią minister Agnieszką Odorowicz dość szybko zgodziliśmy się w jednej sprawie. Jeśli miałaby zastosowanie ta ustawa, to wpływy wyłącznie od tych podmiotów (poza Totalizatorem, budżetem państwa itd.) wyniosłyby około 100 mln zł. Do tego dojdą pieniądze z budżetu, Totalizatora itd. Trzeba sobie zdać sprawę z tego, że tych pieniędzy nie można racjonalnie wydać. Można je jedynie wyrzucić i zmarnować, co łatwo mogę państwu udowodnić. Proszę pana posła Piotra Gadzinowskiego o udzielenie odpowiedzi na pytanie: czy ministerstwo przeprowadziło takie szczegółowe projekcje? Chodzi o wysokość wpływów i strukturę wydatków. Czy jest państwu znany rezultat działania podobnego instytutu w Wielkiej Brytanii w latach 2000–2002? Chętnie przekażę państwu artykuł z „Sunday Telegraph”. W ciągu 2 lat taki instytut dopłacił do produkcji 107 filmów i wydał na to 40 mln funtów. Ze 107 filmów na ekrany kinowe weszły 4 filmy i do dzisiaj wszyscy szukają tych pieniędzy. Zastanawiają się, co się z nimi stało, a państwo chcecie wyprodukować takiego „potworka” również w Polsce. Dokonujemy porównań z rynkami innych krajów Unii Europejskiej. Chciałbym zwrócić uwagę na wielkość rynku reklam telewizyjnych we Francji. Jest on co najmniej 6–7-krotnie większy niż rynek reklam telewizyjnych w Polsce. Przeciętnie Francuz chodzi do kina 4–5 razy w roku, co daje łącznie około 180 milionów sprzedanych biletów, a są one trzykrotnie droższe niż w Polsce. Rynek telewizji płatnej zapewne jest 8–10-krotnie większy. Proszę wziąć pod uwagę to, że czekają nas wielkie inwestycje - w telewizji kablowej, platformach cyfrowych, w telewizji naziemnej, w kinach. To są milionowe inwestycje, za chwilę będziemy musieli ponieść koszty wprowadzania technologii cyfrowej. Pieniądze na te cele możemy brać jedynie z zysku, który sami wypracujemy, a w tej chwili państwo chcecie go nam zmniejszyć z 19 proc. do 35 proc. i więcej. Proszę o skrupulatne przeliczenie i zdanie sobie sprawy ze skutków finansowych, jakie poniesiemy. Gdybyście państwo te skutki odnieśli do swojej „kieszeni”, do swoich przedsiębiorstw, to na pewno prezentowalibyście takie samo stanowisko, jakie my zajmujemy. Chcemy i będziemy popierać polskie kino. Jeśli jednak mamy łożyć dodatkowe pieniądze, to chcemy je kontrolować. Uważamy, że ich wielkość powinna być taka, jakiej rzeczywiście potrzebuje rynek, a nie pięcio, czy sześciokrotnie większa. Pan poseł Piotr Gadzinowski powiedział, że takie obawy są nieuzasadnione, ponieważ Instytut będzie jedynie dofinansowywał produkcję filmów. Załóżmy, że roczny budżet Instytutu to 150 mln zł i załóżmy, że połowa tej kwoty idzie na promocję, festiwale, administrację itd. Zostaje 75 mln zł i załóżmy, że ta kwota pójdzie na wspomaganie produkcji filmowej. Załóżmy, że z owych 75 mln zł kwota 25 mln zł w 100 proc. pójdzie na sfinansowanie produkcji, którą Instytut uważa za produkcję ambitną. Pozostałe 50 mln zł będzie do dyspozycji potencjalnych inwestorów - takich, jak my. Aby wydać owe 50 mln zł trzeba mieć kolejne 50 mln zł od inwestorów, czyli de facto kino otrzyma 100 mln zł. W odróżnieniu od Instytutu inwestor z powrotem musi dostać włożone 50 mln zł. Aby tak się stało, to w kinach trzeba sprzedać bilety za 150 mln zł, co oznacza około 16 milionów widzów. Nie wiem, czy były robione takie kalkulacje, a wynika z nich jakiś horror. Instytut powinien mieć pieniądze, ale powinny one pochodzić przede wszystkim z budżetu. Jak wszyscy, my również płacimy 19-procentowe podatki. Za zeszły rok TVN zapłaci 8 bądź 10 milionów dolarów. Wszystkie nasze kina i zyskowne przedsiębiorstwa płacą podatki. Od roku płacimy podatek VAT od biletów kinowych. W zeszłym roku była to kwota 30 mln zł. Dlaczego te pieniądze nie mogą być przeznaczane na zasilenie budżetu Instytutu? Oczekiwalibyśmy rozwiązania, które z jednej strony zachęca do produkcji filmowej, a z drugiej strony stworzy racjonalny sposób wydawania tych pieniędzy, a nie wytworzy sytuacji, w której Instytut będzie siedział „na górze” pieniędzy i wyrzucał je w błoto. Chodzi nam o to, by ta ustawa i jej konsekwencje finansowe były rzetelnie policzone. Nie wiem, czy Ministerstwo Finansów zdaje sobie sprawę z tego, że ta ustawa uszczupla wpływy z podatku dochodowego, gdyż zmniejsza podstawę podatku dochodowego o 2 proc. od obrotu. Jeśli mój zysk przed opodatkowaniem wynosi 10 proc. i do ministra finansów odprowadziłbym 1,9, to po odjęciu 2 proc. płaciłbym od 8 proc. Namawiam do naprawdę rzetelnej kalkulacji i do przygotowania dla Instytutu rzetelnego biznesplanu. Wydaje mi się, że jest to najważniejsza rzecz, jaką należy zrobić w tej sprawie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-25">
          <u xml:id="u-25.0" who="#PosełJerzyWenderlich">Pani posłanka Iwona Śledzińska-Katarasińska pragnie zabrać głos w kwestii formalnej.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-26">
          <u xml:id="u-26.0" who="#PosłankaIwonaŚledzińskaKatarasińska">Zgodnie z apelem pana przewodniczącego i zgodnie z własnym przekonaniem nie mam zamiaru zabierać głosu w sprawach merytorycznych. Być może powiem coś, co nie zostało na wstępie jasno sformułowane. Podkomisja pracowała nad dwoma projektami i starała się z nich skonstruować jakąś trzecią propozycję. Zarówno tym, którzy są zachwyceni tym rozwiązaniem, jak i jego przeciwnikom pragnę powiedzieć, że to jeszcze nie jest ustawa i proszę nie sądzić, iż będzie jutro uchwalona. Chciałabym uspokoić ton dyskusji. Dzisiejsze spotkanie jest po to, byśmy wysłuchali racji obu stron. Bez trudu można przewidzieć, że zachwyceni są ci, którzy mają dostać owe 150 mln zł takiego „łatwego” pieniądza, natomiast ci, którzy mają się na to złożyć - wręcz przeciwnie. Pragnę zwrócić uwagę na to, że Komisja będzie dyskutowała nad każdym artykułem. Pracowałam w podkomisji i mimo wszystkich pochwał pod jej adresem chciałabym powiedzieć, że nie jest dla mnie rozwiązaniem ostatecznym zaproponowana struktura Rady Instytutu, system kontroli tych pieniędzy, działalność gospodarcza Instytutu i wiele innych kwestii. Chciałabym, aby po obu stronach nie tworzyły się „barykady” i nie toczyła się walka. Prosimy państwa o przedstawianie argumentów. Dodam, że podczas prac podkomisji żądaliśmy od Ministerstwa Finansów pewnych opinii o zgodności projektowanych rozwiązań z prawem, ale rzeczywiście wyliczeń nie mamy. Bardzo proszę o przedstawianie argumentów i apeluję o spokój. Powtarzam, że to nie jest ustawa i do jej ostatecznego uchwalenia jest jeszcze bardzo daleka droga.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-27">
          <u xml:id="u-27.0" who="#PosełJerzyWenderlich">W podsumowaniu posiedzenia poinformują państwa o sposobie dalszego procedowania.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-28">
          <u xml:id="u-28.0" who="#PrzewodniczącyStowarzyszeniaAutorówFilmowychKonradSzołajski">Chciałbym zacząć od zgłoszenia bardzo prostej pretensji do Komisji Kultury i Środków Przekazu oraz do pana ministra Waldemara Dąbrowskiego. Dlaczego tak późno, dlaczego dopiero teraz? Bardzo ważne jest to, że dyskutujemy o projekcie, może niedoskonałym, ale takim, o którym możemy rozmawiać w sposób merytoryczny. Kilka dni temu pani minister Agnieszka Odorowicz bardzo kompetentnie przedstawiła nam symulację finansową tego, ile ta ustawa może przynieść pieniędzy na realizację filmów oraz dokonała przeglądu wszystkich podobnych ustaw w innych krajach europejskich. Dyskutujemy nad projektem, który jest podobny do regulacji, jakie mają wszystkie inne kraje Europy, produkujące filmy. Tocząca się dyskusja przypomina rozważania nad tym, czy warto w Polsce mieć powszechny system ochrony zdrowia, czy warto w Polsce mieć finansowanie teatrów, filharmonii, czy warto mieć Ministerstwo Obrony Narodowej i narodową armię. Myślę, że doszliśmy właśnie do takiego punktu. Jeśli państwo posłowie widzicie, co stało się w naszym środowisku, to zrozumiecie, że wreszcie doszło do takiego momentu, w którym drobne niuanse nie mają większego znaczenia. To jest dyskusja nad tym, czy szpital, który nie ma pieniędzy i w którym pacjenci umierają, powinien dostać dofinansowanie, czy też należy poczekać do momentu, w którym wszyscy umrą, ale dokument będzie doskonały. Liczba produkowanych przez nas filmów decyduje o tym, czy w ogóle będziemy mieli co pokazywać dzisiaj i za 10, 20 lub 30 lat. Niesłychanie ważne rzeczy powiedział pan marszałek Kazimierz Kutz. Za czasów poprzedniego systemu polska kinematografia wyprodukowała kilkaset filmów, będących zapisem obrazu polskiej rzeczywistości, stanu świadomości powszechnej, a komunistyczna cenzura nie miała na to wielkiego wpływu. Tak samo nie będzie miał na to wpływu dyrektor Instytutu. Jeśli nawet perfidnie będzie wybierał scenariusze, to filmowcy potrafią to obejść. Jeżeli jednak nie mają pieniędzy, to po prostu nie mają warsztatu pracy. Ostatnie lata, a zwłaszcza rok, w którym Ministerstwo Kultury w ogóle przestało dofinansowywać produkcję filmową, pokazał, że polskie filmy przestają istnieć. Przestały istnieć zarówno na ekranach polskich kin, jak i na międzynarodowych festiwalach. Wstydem jest to, że kraj, który stworzył „szkołę polską”, a w latach siedemdziesiątych potrafił stworzyć kino, opowiadające o prawdziwej Polsce, dzisiaj ma w zasadzie tylko filmy komercyjne. Apeluję do państwa o to, by nie „wylać dziecka z kąpielą”. Oczywiście, należy poprawić to, co trzeba. Zapewne ja również złożę drobne uwagi szczegółowe, ale to nie ma większego znaczenia. Chodzi o to, by nie stać w miejscu, ponieważ stanie w miejscu oznacza powolną śmierć kinematografii. Nie dziwię się nadawcom prywatnym, dystrybutorom, operatorom kablowym, że będą oponowali. Gdyby taka ustawa została opracowana i uchwalona na początku lat dziewięćdziesiątych, to w ogóle nie byłoby takiego oporu, ponieważ wtedy nie istniały prywatne stacje telewizyjne, nie istniała telewizja kablowa i tę przestrzeń medialną można było podzielić w nieco inny sposób. Uważam, że ustawodawca musi pomyśleć o kinematografii w kategoriach dobra narodowego.</u>
          <u xml:id="u-28.1" who="#PrzewodniczącyStowarzyszeniaAutorówFilmowychKonradSzołajski">Niestety, nadawcy prywatni powinni zapłacić za to, że mogą korzystać z polskiej przestrzeni medialnej. Nie chodzi tylko o opłaty z tytułu licencji, wnoszone do KRRiT, ale także o to, by „dokładali się” do istnienia polskiego kina, z którego również będą korzystali - jeśli nie dzisiaj, to za 10, 20, 30 lat. Gorąco dziękuję za to, że wreszcie mamy kompetentny, ciekawy i obiecujący projekt ustawy, który ja i moi koledzy bardzo popieramy.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-29">
          <u xml:id="u-29.0" who="#DyrektorWytwórniFilmówFabularnychweWrocławiuAndrzejSłodkowski">Muszę się odwołać do wystąpienia moich przedmówców. Pani posłance Iwonie Śledzińskiej-Katarasińskiej chciałbym powiedzieć, że nie ma tu żadnych dwóch stron. Wszyscy „gramy do tej samej bramki”. To nie jest kwestia tych, którzy płacą i beneficjentów. Beneficjentami są wszyscy, którzy będą oglądać te filmy. Wszyscy możemy skorzystać z szansy, jaką przyniosą nowe produkcje. Przyłączam się do głosu pana prezesa Piotra Waltera. Trzeba się zastanowić nad określeniem owych procentów opłat, gdyż zawsze „diabeł tkwi w szczegółach”. Nie wiem, czy akurat powinno być 2 proc. Być może powinno być 4 lub 5 proc. Pani profesor Elżbieta Traple dokonała pewnej symulacji kosztów i wydaje się, że jest ona dobra. Jeśli panowie z ITI twierdzą, że to jest za mało, to być może powinno być 5 proc. Skorzystajmy z dobrych rozwiązań europejskich, z dorobku starszych demokracji. W tych krajach te obciążenia są znacznie większe. Możemy także skorzystać z rozwiązań Gwinei Bissau, w której nie ma takich obciążeń. Wówczas będziemy robić kino na poziomie Estonii, nic nie umniejszając przy tym kolegom z Tallina. Telewizji, kina - w ogóle mediów - nie da się zrobić „patykiem”. Zawsze musi być historia do opowiedzenia, ludzie i sprzęt, a te dwa ostatnie czynniki kosztują. Rozumiem, że historii do opowiedzenia (o współczesności) mamy wiele. Nawiązując do wypowiedzi jednego z moich przedmówców pragnę powiedzieć, że nie jest to podatek od obrotu. To jest podatek z tytułu emisji reklam. Jeśli miałby to być podatek od obrotu, to w grę wchodziłyby znacznie większe kwoty. Cieszymy się, że wreszcie do kina będą docierać naprawdę duże kwoty i nie będziemy robić filmów „według Kiepskich”. Takie rzeczy się ogląda, ale to jest „papka”, to nie jest ambitne kino, które zostanie. Wydaje się, że wszyscy nadawcy stoją przed ogromną szansą, gdyż wreszcie powstanie oferta programowa i nowe filmy, które zasilą ramówki tych stacji. Nie będziemy zmuszeni do posiłkowania się rzeczami made in USA czy sprawdzonymi na rynkach zachodnich. Powstaną nowe filmy i ramówka będzie o wiele ciekawsza, a w związku z tym będzie więcej widzów i reklamodawców. Przepraszam, ale proszę o nieprzerywanie mi wypowiedzi.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-30">
          <u xml:id="u-30.0" who="#PosełTadeuszSamborski">Przepraszam, prosimy o wzajemne uszanowanie mówców.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-31">
          <u xml:id="u-31.0" who="#DyrektorWFFweWrocławiuAndrzejSłodkowski">Wszyscy będziemy korzystać z tych funduszy - prywatny producent i instytucja państwowa. Wszyscy korzystamy z możliwości, jakie dają nam pieniądze, o które możemy się ubiegać. Będzie to także stymulowało cały rynek koprodukcji zagranicznych. Na razie, w obecnym systemie prawnym, jesteśmy „ubogim krewnym” i produkujemy bardzo niewiele, choć mamy wspaniałych ludzi mediów. Jest to poziom krajów, dużo bardziej zacofanych niż Polska. Na kolejnych festiwalach zastanawiałem się nad tym, dlaczego kinematografia norweska, grecka może tak świetnie funkcjonować, mimo że ludzie nie chodzą do kina. To, że ludzie nie chodzą do kina, nie jest żadnym argumentem. Te filmy nie tylko są eksponowane na nośnikach typowych, ale także na DVD i VHS, a później są emitowane w telewizji. Dziękując podkomisji życzę wytrwałości, gdyż jest bardzo silne lobby. Tworzą je wpływowi ludzie, którzy mają w rękach media, czyli czwartą władzę. Mają pieniądze, a my „małe żuczki” po prostu będziemy czekać na uchwalenie tej ustawy i będziemy chcieć robić filmy, gdyż taki jest nasz cel.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-32">
          <u xml:id="u-32.0" who="#PosełTadeuszSamborski">Dziękuję za ten głos w imieniu „małych żuczków”.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-33">
          <u xml:id="u-33.0" who="#PrezesZarząduOgólnopolskiejIzbyGospodarczejKomunikacjiKablowejJerzyStraszewski">Dzisiaj reprezentuję nie tylko Ogólnopolską Izbę Gospodarczą Komunikacji Kablowej, ale także innych operatorów telekomunikacyjnych, których popularnie nazywamy operatorami telewizji kablowej. Chciałbym przedstawić nasze stanowisko odnośnie do tego projektu ustawy. Mam nadzieję, że jest ono państwu dobrze znane, ponieważ zostało skierowane do pana premiera, pana marszałka, do przewodniczących klubów poselskich, do przewodniczącego Komisji Kultury i Środków Przekazu. Skierowaliśmy je również do ministra kultury, a dzięki naszym staraniom od kilku dni znane jest także opinii publicznej. Dlaczego zdecydowaliśmy się upublicznić nasze stanowisko przed dzisiejszym posiedzeniem? Po prostu nie byliśmy dopuszczeni do prac podkomisji i nie wiedzieliśmy, jakie będą dalsze losy projektu ustawy. Słuchając wypowiedzi państwa widzę, że jest to jeszcze bardzo wczesny etap tworzenia tej ustawy, chociaż ze sprawozdania można było wnosić, że jest to już bardzo zaawansowany etap prac. Odniosę się do przedłożonego projektu jako do już pewnego, ukrystalizowanego poglądu Komisji, a więc czegoś, co szybko może przybrać formę ustawy. W swoim stanowisku protestujemy przeciwko zamiarowi obciążenia operatorów telewizji kablowej kolejnym podatkiem od przychodów. Będziemy już musieli płacić taki podatek (w wysokości 1 proc.), wynikający z zapisów prawa telekomunikacyjnego. W projekcie ustawy proponuje się kolejny podatek w wysokości 2 proc. Nasz protest skierowaliśmy również do ministra kultury, który odpowiedział, że nie jest to dla nas takie straszne, ponieważ mechanizm wprowadzenia tego podatku został tak sformułowany, że można go wliczyć w koszty, a zatem i tak zapłaci go ostatni, kto będzie od nas odbierał tę usługę, tzn. abonent telewizji kablowej. Przypomnę, że w Polsce telewizja kablowa dociera do 5 milionów rodzin, czyli do 15 milionów telewidzów - nie tylko skupionych w dużych aglomeracjach, gdzie mają inne możliwości dostępu do kultury, tzn. tam, gdzie jest kino, teatr, multikina. Są to także telewidzowie w małych miasteczkach powiatowych, w których nie ma teatru, a do najbliższego kina jest kilkanaście lub kilkadziesiąt kilometrów. Jesteśmy zatem pewnym nośnikiem, który traktujemy jako pełnienie ciążącej na nas misji kulturalnej. Jesteśmy „dostarczycielami” kultury do tych mas telewidzów. Jeżeli jest to podatek cenotwórczy, co wynikało z odpowiedzi pana ministra, to rzeczywiście będziemy zmuszeni podnieść wysokość abonamentów telewizyjnych. Jeżeli tak się stanie, to być może jakaś część z owych 15 milionów ludzi przestanie oglądać tę telewizję, a przy braku dostępu do kina i teatru w ogóle straci kontakt z kulturą, a także z informacją bieżącą. Czy właśnie do tego chcemy doprowadzić? Wydaje mi się, że nie. Nasz protest dotyczy nie tylko samego faktu wprowadzenia tego podatku, ale również powoływania się na to, że tego typu rozwiązania są stosowane w Europie. W Europie nie ma przypadku, by operator telewizji kablowej był obciążony podatkiem na rzecz kinematografii. Jest to ewenement w skali europejskiej. Śmiem wątpić w zgodność takiego rozwiązania z prawem europejskim.</u>
          <u xml:id="u-33.1" who="#PrezesZarząduOgólnopolskiejIzbyGospodarczejKomunikacjiKablowejJerzyStraszewski">Wydaje mi się, że mógłby osiągnąć sukces ktoś, kto wystąpiłby do Brukseli z zaskarżeniem tej ustawy w obecnym kształcie. Operatorzy telewizji kablowej byliby pierwszymi, którzy zaskarżyliby tę ustawę w przedłożonym kształcie - najpierw do Trybunału Konstytucyjnego. Śmiem twierdzić, że ma ona również wady konstytucyjne, ponieważ jest niezgodna z zasadą równości obywateli, podmiotów gospodarczych oraz narusza zasadę wolnego rynku i konkurencji. To nie jest groźba, przecież jest to dopiero wstępny etap prac, o czym powiedziała pani posłanka Iwona Śledzińska-Katarasińska. Jednak należy zwrócić uwagę na te sprawy już na obecnym etapie procedowania, byśmy później nie musieli prowadzić długich i kosztownych procesów. Uważam, że ta ustawa ma szereg wad, jest nietransparentna i jest trochę „kulawa” ze względu na to, że jest niesymetryczna. Jasno i precyzyjnie zostały określone obowiązki tych, którzy mają płacić, natomiast bardzo niejasno, nieprecyzyjnie i mgliście podane są prawa i obowiązki tych, którzy mają te pieniądze wydatkować. Operatorzy telewizji kablowej nie są przeciwni rozwojowi kinematografii. Pragnę zwrócić uwagę na to, że pół roku temu wspólnie z prezesem Jackiem Bromskim podpisaliśmy umowę, tzw. kontrakt generalny, na mocy którego operatorzy telewizji kablowej, płacą 2,7 proc. przychodów z reemisji programów audiowizualnych z tytułu praw autorskich. Szanownym luminarzom naszego kina pragnę powiedzieć, że to właśnie na ich konta spłyną te pieniądze - od operatorów telewizji kablowej. Obejmuje to również okres wcześniejszy, ostatnich 2 lub 3 lat. Owe 2,7 proc. to nie są małe pieniądze, to są dziesiątki milionów złotych. W projekcie ustawy próbuje się na nas nałożyć następne obciążenia w postaci podatku obrotowego. Moi przedmówcy zadali kilka pytań przewodniczącemu podkomisji oraz innym uczestnikom naszej debaty. Ja również chciałbym zapytać o kilka spraw. Czy w kontekście ustawy o finansach publicznych można tworzyć jednostki państwowe, finansowane de facto ze środków pozabudżetowych, z opłat o charakterze podatku obrotowego bez stwarzania chociażby budżetowego środka specjalnego, podlegającego kontroli Sejmu? Jaki charakter systemowy ma 2 proc. opłat na rzecz kinematografii? Czy zgodnie z orzecznictwem Trybunału Konstytucyjnego nie powinno to podlegać regułom i procedurom, charakterystycznym dla innych podatków - w tym odpowiedniemu terminowi vacatio legis, szacowaniu wpływów w budżecie, a w kontekście przeprowadzonych prac legislacyjnych przynajmniej opiniowaniu przez Sejmowe Komisje: Finansów Publicznych oraz Gospodarki? Jak ma się wypracowany przez podkomisję projekt ustawy do ustawy o swobodzie gospodarczej i do ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych i od osób fizycznych? Trzeba to sprawdzić, by nie narazić tej ustawy na zaskarżenie do Trybunału Konstytucyjnego. Jak się ma nakładanie opłat o charakterze podatku obrotowego do obowiązującego w Polsce systemu podatku dochodowego? Czy podatek obrotowy świadczony bezpośrednio i de facto poza budżetem państwa, przez jednych przedsiębiorców na rzecz innych przedsiębiorców jest w ogóle dopuszczalny w takiej formie w Unii Europejskiej? Znowu możemy się spotkać z taką sytuacją, jaka miała miejsce w wypadku podatku VAT.</u>
          <u xml:id="u-33.2" who="#PrezesZarząduOgólnopolskiejIzbyGospodarczejKomunikacjiKablowejJerzyStraszewski">Sejm chciał być dobry i uchwalił ustawę dotyczącą internetu, a potem wszyscy najedliśmy się wstydu i po pół roku wracamy do sytuacji gorszej niż była wcześniej. Było 7 proc. podatku VAT, a teraz będzie 22 proc. Czy rząd przeprowadził symulację wpływu ponoszenia 2-procentowej opłaty na rzecz kinematografii na sytuację poszczególnych podmiotów gospodarczych, obarczonych opłatami z tytułu praw autorskich i praw pokrewnych, a w odniesieniu do operatorów dostępu szerokopasmowego 1-procentowej opłaty z tytułu prawa telekomunikacyjnego? Czy w kontekście europejskich uregulowań o pomocy publicznej dla przedsiębiorców oraz przepisów o konkurencji możliwe jest pobieranie opłat na rzecz kinematografii z odległych obszarów działalności gospodarczej, niezwiązanych bezpośrednio z kinematografią? Przykładem tego jest właśnie telewizja kablowa. W jaki sposób będą dystrybuowane zebrane środki z opłat, skoro rząd nie przedstawił rozporządzeń wykonawczych do ustawy i nawet nie oszacował dochodów z tego tytułu? Dokonywane szacunki nie były prezentowane w sposób jasny i przejrzysty. Mogłyby być np. załącznikiem do projektu sprawozdania. Słyszymy o tym w telewizji, dzisiaj pani minister również powiedziała o pewnych kwotach, ale nie jest to udokumentowane w sposób jednoznaczny, o czym zresztą mówił pan prezes Jan Wejchert. Na ile rozwiązania zaproponowane w projekcie ustawy odbiegają od pierwotnych koncepcji, wypracowanych w projektach: rządowym oraz poselskim? W obu projektach nie było mowy o tak szerokim obłożeniu opłatami różnych dziedzin działalności gospodarczej. Dlaczego stanowisko rządu w tej sprawie uległo tak radykalnej zmianie? Czy jest to rzeczywiście stanowisko rządu, czy też stanowisko ministra kultury? Nie słyszałem, by rząd ponownie obradował nad tym stanowiskiem. Kończąc chciałbym poruszyć sprawę, która już była podniesiona.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-34">
          <u xml:id="u-34.0" who="#PosełJerzyWenderlich">Jeśli ta sprawa była już poruszana, to być może nie warto do niej wracać.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-35">
          <u xml:id="u-35.0" who="#PrezesZarząduOIGKKJerzyStraszewski">Chciałbym zadać tylko jedno pytanie. Dlaczego w toku prac legislacyjnych nie zwrócono się do poszczególnych środowisk o zaproponowanie ekspertów lub chociażby o przedłożenie stanowisk? To było powodem karykaturalnej sytuacji, jaka wczoraj miała miejsce w programie w TVP 3, w którym dyskusja o kinematografii była dyskusją „do jednej bramki”. Podejrzewam, że podobnie było na posiedzeniach podkomisji, która opracowała ten projekt. Była strona rządowa, a nie było środowisk.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-36">
          <u xml:id="u-36.0" who="#PosełJerzyWenderlich">Chęć zabrania głosu wyraziło jeszcze kilka osób. Wypowiedź pana prezesa Jerzego Straszewskiego, choć bardzo ważna, skłania mnie do prośby o kondensowanie wypowiedzi, gdyż o godz. 17.00 przewidziane są głosowania, a chciałbym, żeby wszyscy chętni mogli zabrać głos.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-37">
          <u xml:id="u-37.0" who="#PosełWłodzimierzCzechowski">Mam przyjemność wypowiedzenia się w tak zacnym gronie ludzi kultury. Polski Instytut Sztuki Filmowej ma budować i krzewić ogniska kultury narodowej na najwyższym poziomie. Mamy przykłady doskonałych, a bardzo tanich obrazów. Nie zawsze wydane pieniądze świadczą o wartości dzieła. Niech „masówki” - filmy gangsterskie, horrory itd. produkują wytwórnie zagraniczne. Na takich filmach uczą się nasi przestępcy. My róbmy swoje, nawiązujmy do tradycji II Rzeczypospolitej, do filmów powojennych, gdyż filmy z tamtych czasów oglądane są dzisiaj z „wypiekami na twarzy”. Zasygnalizuję kilka uwag, które zgłoszę do projektu ustawy. Chodzi mi o filmoteki regionalne, które musimy utrzymać i obronić. Złym przykładem jest likwidacja telewizji regionalnych i ich zamiana na Program 3 TVP. Stłamsiło to osiągnięcia regionalne w zakresie kultury i nie wolno nam tego powtórzyć w kinematografii. Będę dążył do zabezpieczenia majątku kinematografii przed różnego typu aferami, a twórcom życzę pięknych osiągnięć w najbliższej przyszłości.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-38">
          <u xml:id="u-38.0" who="#ReżyserAndrzejWajda">Myślę, że już się ujawniły główne stanowiska i pojawiły się duże namiętności. Mnie już pozostaje jedynie rola Rejtana, choć w tej sali są dwoje drzwi, ale myślę, że pan prezes rzuci się do drugich i zablokujemy je w tej sprawie. Jest już czwarta kadencja Sejmu i ktoś może powiedzieć, że należało to załatwić w pierwszej kadencji. Wtedy, gdy na czele rządu stał pan Tadeusz Mazowiecki, załatwiliśmy wiele innych spraw. Nam, twórcom filmowym, wydawało się, że nasza sprawa może jeszcze trochę poczekać. Jest już czwarta kadencja i myślę, że polskie kino dłużej nie powinno czekać. Tak licznie zgromadzeni dzisiaj twórcy filmowi nie chcą, by to był „pogrzeb” i dlatego „położymy się w drzwiach”, aby jakimś sposobem doprowadzić do uchwalenia tej ustawy. Kinematografia polska jest w sytuacji tragicznej. Nie dostałem Oskara dlatego, że robiłem amerykańskie filmy, lecz dlatego, że robiłem polskie filmy. Chciałbym, by moi młodsi koledzy mieli taką samą szansę, jaką ja miałem, by mogli realizować filmy. Powstaje wiele filmów, mających podbić ekrany, a realizowanych za środki telewizyjne. To powoduje, że te filmy w końcu „lądują” w telewizji, gdyż nie odgrywają tak znaczącej roli. Pamiętam, jak „cudowne dziecko telewizji” pan Mariusz Walter przyszedł do zespołu, by zrobić film. Chciał, by jego film był również pokazany na ekranie. Myślę, że jest ogromna różnica między wspieraniem wyłącznie produkcji telewizyjnej, która i tak będzie powstawać, a wspieraniem produkcji kinowej. Chciałbym jednak zobaczyć takie filmy kinowe, które wymagają większych środków - nawet w sytuacji, gdy są pokazywane na małych salach multipleksów, co zresztą uważam za bardzo szczęśliwe i słuszne. Pragnę wezwać do tego, by przy wszystkich zastrzeżeniach i mankamentach tego projektu ustawy ludzie kina natchnęli zebranych na tej sali świadomością, że w wypadku niedoprowadzenia do końca tej ustawy będziemy w jakiś sposób odpowiedzialni za niestworzenie szansy wyprodukowania filmów przez młodych, zdolnych ludzi. Trzeba pamiętać o tym, że przemysł filmowy nie jest zwykłym, normalnym przemysłem. Przemysł filmowy mówi po polsku, a po polsku nie mówi żadne inne kino na świecie. Jeżeli chcemy, by polskie sprawy były wyeksponowane polskim językiem, byśmy nie oglądali świata tylko w jednym, obcym języku, to trzeba znaleźć jakiś sposób porozumienia się i doprowadzić do tego, że polskie kino będzie istnieć i będzie mówić polskim językiem. Proszę zwrócić uwagę na ożywienie w kinematografiach narodowych, jakie ma miejsce w ostatnim czasie. Dania produkuje wiele wspaniałych filmów. Filmy powstają w dalekich krajach, które nie miały kina. Byłoby wielkim grzechem, gdybyśmy my, którzy kiedyś zaczynali robić polskie kino, nie potrafili go obronić dla naszych młodszych kolegów, którzy powinni je kontynuować.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-39">
          <u xml:id="u-39.0" who="#PrezesZwiązkuArtystówScenPolskichOlgierdŁukaszewicz">ZASP z wielkim uszanowaniem kłania się twórcom tego projektu. Dziękuję wszystkim, którzy wyczuli czas. Rwą się więzy pokoleniowe, zrywa się most pewnej świadomości i odczuwam to w swoim aktorskim środowisku. Muszę tłumaczyć, czym było kino artystyczne, czym była wyobraźnia wizjonerów, myślicieli polskiego kina. Kazimierz Kutz, Andrzej Wajda dali szansę wielu aktorom stać się inspiracją dla wyobraźni wielu Polaków. Instytut jest miejscem namysłu - tak to rozumiemy. Dzisiaj nie byłoby między nami sporu, gdyby istniał namysł. Zostaliśmy wyeliminowani z pola odpowiedzialności. Drobne sprawy ludzkie, pomiędzy herbatą a wkładaniem kapci, gromadzące miliony telewidzów nie są dla ducha Polaków, dla ich intelektu takimi inspiracjami, jakie chcemy budzić i które są jakąś wartością dla świata. Niedawno grałem w filmie o papieżu produkcji Berlusconiego. Grałem ojca Karola Wojtyły. Mogę powiedzieć, że w polskiej produkcji telewizyjnej nie widziałem takiej staranności, dbałości i czasu. W polskiej produkcji panuje pośpiech i norma pewnej średniej bylejakości. Wiem, że takie produkcje mają powodzenie, ale przecież chcemy powołać Instytut. A może każdy z prywatnych nadawców zbuduje swój instytut? Jednak do tej pory nikt tego nie zrobił. Jesteśmy przeciwni takiemu dialogowi polskiej inteligencji. Pan mecenas Józef Birka podsunął mi do przeczytania tekst pana Ernesta Skalskiego, który kończy się słowami: „Czy ktoś w USA domaga się publicznych pieniędzy dla obrony przed dotowanym filmem z Europy?”. Skończmy z tego rodzaju dowcipami. Ciąży na nas powaga, patos zmiany generacji. Ciąży na nas odpowiedzialność za kraj „rozszarpany” pomiędzy niejasności pokus i brak wartości. Niestety, to co jest w ofercie, adresowanej do milionów Polaków, nie przynosi tego typu wartości i siły rażenia, jaką miało kino polskie, filmowa „polska szkoła”. Przepraszam za patos moich słów, ale wielkim przeżyciem jest dla mnie - aktora znaleźć się w gmachu Sejmu. Apeluję do państwa posłów o zdecydowaną wolę w tej sprawie, co przed chwilą wyraził mój mistrz - Andrzej Wajda.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-40">
          <u xml:id="u-40.0" who="#PrezesKrajowejIzbyProducentówAudiowizualnychMaciejStrzembosz">Reprezentuję Krajową Izbę Producentów Audiowizualnych, a więc małych i drobnych przedsiębiorców, działających w obrębie rynku audiowizualnego. Jesteśmy samorządem gospodarczym, a więc jedyną, legalną reprezentacją tego typu podmiotów. Reprezentanci telewizji kablowej chętnie podkreślają, że mają swoją część telekomunikacyjną, więc pragnę państwa poinformować, iż do naszej Izby należą producenci audiowizualni, którzy nie produkują dla telewizji, a wyłącznie dla telefonii komórkowej, gdyż pojawił się taki nowy rynek. Zarząd Krajowej Izby Producentów Audiowizualnych podjął formalną uchwałę, popierającą tę ustawę. Uważamy, że wszystkie liczne niedoskonałości projektu można usunąć w trakcie prac w Senacie. Po to mamy dwuizbowy parlament, którego jestem wielkim zwolennikiem, by pewne rzeczy można dopracować w Senacie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-41">
          <u xml:id="u-41.0" who="#PosełJerzyWenderlich">Przepraszam, ale pan prezes wystraszył niektórych z naszych znakomitych gości. Sejm jeszcze nie zakończył prac nad tym projektem ustawy. Będziemy nad tym dalej pracować - rzetelnie i bardzo starannie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-42">
          <u xml:id="u-42.0" who="#PrezesKIPAMaciejStrzembosz">Wiem, co mówiłem i rozumiem reakcję. Chciałbym się odnieść do wypowiedzi środowisk telewizji kablowej. Rzeczywiście, w Europie opodatkowanie środowisk kablowych jest rzeczą wyjątkową. Co najmniej od 12 lat jestem zwolennikiem takiego opodatkowania, ponieważ w żadnym innym kraju europejskim telewizje kablowe nie płacą tak niskich tantiem na rzecz autorów. Pan prezes Jerzy Straszewski powiedział, że chce zapłacić 2,7 proc., a przecież w niektórych krajach europejskich opłaty na rzecz prawa autorskiego wyrażają się dwucyfrową liczbą procentową. Dzieje się tak, ponieważ operatorzy kablowi nie ponoszą nakładów na program, a korzystają z jego rozpowszechniania. Absolutną dwulicowością przedstawicieli środowisk kablowych jest stwierdzenie pana prezesa Marka Sowy, iż operatorzy kablowi są telekomunikacją a nie telewizją. Wystarczy jednak zajrzeć do jakiegokolwiek prospektu bankowego, by przeczytać, że są telewizją kablową i są wypłacalni, ponieważ mają stałe dochody z abonamentu kablowego. Dla pozyskania pieniędzy (np. na inwestycje w światłowody lub inne formy przesyłu) operatorzy kablowi są „rozpowszechniaczami” kultury narodowej, a są telekomunikacją w sytuacji płacenia na rzecz tej kultury. Chciałbym uspokoić pana prezesa Jerzego Straszewskiego i powiedzieć, iż w Europie, np. w Wielkiej Brytanii, są przykłady zintegrowania prawa telekomunikacyjnego z ustawami medialnymi, co wcale nie oznacza, że nie ma obowiązków telekomunikacyjnych i nadawczych na rzecz kultury brytyjskiej. Wręcz przeciwnie - są one dużo większe niż nam się wydaje. Jeśli pan prezes Jerzy Straszewski szuka jakiegoś przykładu europejskiego i prosi o to UKIE, Ministerstwo Finansów itd., to mogę panu prezesowi podać stronę internetową, na której można przeczytać o brytyjskim ofcomie. Padają stwierdzenia o ogromnych sumach, które w efekcie na końcu zapłaci użytkownik. Poprzedni prezes Izby, pan Andrzej Ostrowski, mówił, że opłaty kablowe wahają się w Polsce od 20 zł (w biednych obszarach) do 40 zł w obszarach bogatych, takich jak Warszawa. Opodatkowując te opłaty w wysokości 2 proc. podnosimy je o 40 gr w biednych obszarach, a o 80 gr w bogatych obszarach. Ile razy w ciągu ostatnich lat operatorzy kablowi podnosili opłaty abonamentowe, zwłaszcza w momencie konsolidacji i uzyskania przez kapitał zagraniczny monopolu na danym rynku? Jak podnoszenie tych opłat miało się np. do inflacji? Przepraszam, ale wówczas interes użytkownika był mało istotny. Nie przypominam sobie sytuacji, w której operatorzy kablowi pytaliby Sejmową Komisję Kultury i Środków Przekazu o to, czy mogą podnieść cenę swoich usług. W tej chwili „straszą” posłów swoją widownią i przerzucają na nich odpowiedzialność za podwyżkę o 40 gr. A wcześniej podwyższali cenę o kilka złotych rocznie. W dyskusji użyto argumentu mówiącego o tym, że brak teatru i kina w niektórych miejscach naszego kraju sprawia, że już nie może być mowy o żadnych podwyżkach. Ponieważ nie ma tam teatru ani kina, to w kanałach kablowych powinno być coś polskiego, wartościowe polskie filmy. Taka logika jest oczywista i nie można jej postawić „na głowie”.</u>
          <u xml:id="u-42.1" who="#PrezesKIPAMaciejStrzembosz">Zapewne słusznie uchodzę za człowieka aroganckiego. Po wypowiedzi pana prezesa Jana Wejcherta myślę, że wiele mi brakuje i w tej dziedzinie. Zacytuję pana prezesa Jana Wejcherta, mówiącego do posłów na Sejm RP: „państwo musicie wziąć pod uwagę to, że nas czekają wielkie inwestycje”. Dlaczego państwo polskie ma brać pod uwagę to, że rodzinę Wejchertów czekają wielkie inwestycje? Fortuna rodziny Wejchertów wzrosła na koncesji telewizyjnej, udzielonej w imieniu społeczeństwa polskiego. Jeszcze pamiętam, co w dokumentach programowych było napisane przez pana Mariusza Waltera, tzn. to, jaką będzie robił telewizję. Dziś słyszymy, że TVN na pewno nie nada niekomercyjnego filmu, zrobionego przez Instytut, gdyż nie interesuje się rzeczami niekomercyjnymi. Pomińmy fakt płynności granicy między rzeczami komercyjnymi i niekomercyjnymi. Przypomnę, że Piotr Dzięcioł z własnych pieniędzy płacił za film „Edi” i wydawało się, że jest to rzecz niekomercyjna, a potem wszyscy „bili się” o to, by móc ten film emitować. Z pieniędzy zarobionych na „Kilerze” studio filmowe „Zebra” finansowało filmy: „Dług”, „Tydzień z życia mężczyzny” i „Mój Nikifor”. Wydawało się, te filmy są niekomercyjne, a nagle okazuje się, że potrafi na nie pójść (przy niedobrej strukturze rozpowszechniania) ponad 200 tysięcy widzów i są nimi zainteresowane również stacje telewizyjne. Nie może być tak, że prezes ITI Film Ryszard Sybilski mówi o wspaniałych czasach, w których na niekomercyjnym filmie można zarobić 200–300 tys. zł z tytułu „wrzutek” do kolorowych pism, a potem stwierdzić, że nie będzie się finansować żadnych niekomercyjnych rzeczy. Chętnie się zarabia na tym, co zrobił ktoś inny, ale nie ma mowy o tym, by coś samemu zrobić. Trzeba wyraźnie powiedzieć, że ustawy: o radiofonii i telewizji, o kinematografii oraz o prawach autorskich są powiązane. Absolutnie zasadne jest pytanie o to, co dzieje się w tych ustawach. Zasadne jest także przestrzeganie ustaw medialnych. Może przedstawiciele organizacji telewizji kablowej powiedzieliby o tym, od kiedy zaczęli przestrzegać ustawy o prawie autorskim. A może pan prezes Jan Wejchert powiedziałby, jak się przestrzega ustawy o radiofonii i telewizji i definicji producenta? Myślę, że byłaby to ciekawa wiedza dla państwa posłów. Nie dajmy się zmylić. Stacje kablowe lubią udawać biedne, a w tej chwili jest to największy kapitał polskich mediach - bardzo scentralizowany i niestety bardzo zagraniczny. Z jednej strony udajemy biednych, a z drugiej strony korzystamy z luk polskiego prawa i uważamy, że polskiej kulturze nic się nie należy. Najpierw unika się jakichś zapisów w koncesjach, w ustawie o radiofonii i telewizji, a teraz mówi się, że to nie należy do materii ustawy o kinematografii. Pan prezes Jan Wejchert mówi, że podatki, jakie będzie płacić grupa TVN, wzrosną do 35 proc., a zaraz potem stwierdza, iż straci na tym Ministerstwo Finansów, ponieważ opłata na rzecz kultury polskiej jest odliczona od podstawy opodatkowania, czyli podatki będą mniejsze. Edukację matematyczną zakończyłem na maturze i dlatego proszę pana prezesa, by wytłumaczył mi, jak to może równocześnie działać w jedną i w drugą stronę. Rozmawiajmy poważnie. Środowisko producentów zawsze powtarza, że nadawcy są naszymi największymi sojusznikami, a my powinniśmy być sojusznikami nadawców. Nie udawajmy, że jesteśmy obywatelami jakiegoś kraju, który nie ma swojej historii, tradycji i nie mamy jakichś obowiązków wobec kultury narodowej.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-43">
          <u xml:id="u-43.0" who="#PrzewodniczącyFederacjiZwiązkówZawodowychPracownikówKulturyiSztukiJanBudkiewicz">W swojej wypowiedzi pan przewodniczący Konrad Szołajski bardzo trafnie zauważył, że stało się coś szczególnego dziwnego. W tej chwili skłócone środowisko filmowe stanowi pewien monolit. Uważam, że przy projektowaniu tej ustawy i przy toczących się wokół tego sporach stało się coś więcej. Przestał istnieć spór środowiska z Ministerstwem Kultury a ma miejsce zrozumienie wspólnoty interesów, by to, o co przez długi czas się kłóciliśmy, po prostu uzyskało najlepszy wymiar. Myślę, że to jest dobra wiadomość i dobrze rokuje. Zabieram głos w imieniu dwóch organizacji, które były współautorami projektu poselskiego, tzn. Krajowej Sekcji Filmowej NSZZ „Solidarność” i Federacji Związków Zawodowych Pracowników Kultury i Sztuki. W imieniu tych dwóch organizacji pragnę oświadczyć, że opowiadamy się za tym, by podkomisja dalej pracowała nad tą ustawą. Oczywiście, mamy pewne zastrzeżenia i uwagi. Złożyliśmy je na piśmie na ręce przewodniczącego podkomisji. Uważamy, że ta ustawa powinna być uchwalona w tej kadencji Sejmu i zacząć funkcjonować możliwie jak najszybciej. Ustawa dotyczy nie tylko instytucji, ale także ludzi kinematografii, którzy od wielu lat bardzo ofiarnie i czasami bezimiennie uczestniczą w wielkim sukcesie polskiego kina i myślę, że powinniśmy o nich pamiętać. Do osób które dzisiaj „licytowały się” w podawaniu procentów, tego, kto straci, a kto zyska i jak to jest w Europie, kieruję apel o przeczytanie ekspertyzy Kancelarii Sejmu: „Systemy finansowania kinematografii w krajach Unii Europejskiej”. Ekspertyza obejmuje 15 krajów tzw. starej Unii. Jeżeli ktoś się z nią zapozna, to na pewno będzie miał mniej uwag i pretensji, a więcej wiedzy, co stworzy szansę dobrego zakończenia prac nad ustawą oraz szansę rozwijania twórczej wyobraźni widzów.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-44">
          <u xml:id="u-44.0" who="#PrzedstawicielTelewizjiPolskiejSAKrzysztofWojciechowski">Zarząd TVP SA upoważnił mnie do przedstawienia stanowiska TVP SA wobec projektu ustawy o kinematografii, będącego owocem prac podkomisji nadzwyczajnej. Pragniemy mocno podkreślić, że TVP SA uważa, iż nowa ustawa o kinematografii jest niezbędna. Wypada przypomnieć, że obecnie obowiązująca ustawa pochodzi z 1987 roku i w związku z tym konstatujemy coś, co można by nazwać zaniechaniem legislacyjnym. Nowa ustawa jest niezwykle potrzebna. TVP SA wyraża głębokie zrozumienie dla idei projektu i jego zasadniczych rozwiązań szczegółowych. Uważamy, że bez mecenatu państwowego nie może być mowy o rozwoju kinematografii narodowej. Pan minister Waldemar Dąbrowski zwrócił uwagę na rzecz fundamentalną, a powszechnie zauważaną w Europie i na świecie. Chodzi o kwestię różnorodności kulturowej, która jest podstawowym wyróżnikiem kultury europejskiej. Na tę różnorodność składają się kultury poszczególnych krajów. Jeżeli poszczególne kraje nie dbają o swoją kulturę, to nikt inny nie wykona za nie tej pracy. W debacie na temat polskiej kinematografii chcielibyśmy podkreślić rolę TVP SA (w ciągu ostatnich lat) w zakresie produkcji kinematograficznej. Zdecydowana większość filmów kinowych została wyprodukowana z udziałem TVP SA. Nie ma chyba potrzeby wymieniania konkretnych tytułów. Jednak dostrzegamy tutaj pewną nierównowagę. Współtworzenie dziedzictwa polskiej kinematografii nadawca publiczny uważa za rzecz jak najbardziej naturalną i objętą naszymi obowiązkami ustawowymi. Z uwagi na brak znaczących inwestycji w rozwój polskiej kinematografii ze strony sektora nadawców niepublicznych czujemy się osamotnieni w wykonywaniu tej roli. Kwestia rozwiązań szczegółowych projektu ustawy. Nie jest żadnym zaskoczeniem, że pojawia się tutaj bardzo ostro zarysowana sprzeczność interesów. Z jednej strony mamy potencjalnych beneficjentów tych rozwiązań, a z drugiej strony podmioty, które publicznie deklarują, że są jedynymi obciążonymi podmiotami, ponieważ małe są szanse na to, by ambitne pozycje znalazły się w kręgu zainteresowania niektórych podmiotów. Wydawało się nam, że na wstępnym etapie prac Sejmu można zaproponować pewne elementy rozwiązań kompromisowych, które być może spowodują, iż projekt jako całość stanie się bardziej przyjazny dla kręgów gospodarczych. Wydaje się, że zaproponowana w projekcie danina publiczna mogłaby być pomniejszona o kwoty, efektywnie przeznaczone przez podmioty na polską produkcję filmową lub dokonywaną w języku polskim. Do utrzymania jest pewna autonomia uczestników rynku. Faktem jest, że w tej chwili tym aktywnym uczestnikiem jest przede wszystkim TVP SA oraz w pewnym zakresie „Canal +”. Aktywność innych podmiotów jest dużo mniejsza. Jeżeli podmioty gospodarcze same decydują o wzięciu na siebie tego ciężaru i o finansowaniu produkcji, to powstaje pytanie: czy zasadne jest obciążenie ich tego rodzaju daniną - niezależnie od ich wkładów? Widzimy tutaj pewne pole kompromisu. Szczegółowe propozycje do projektu ustawy przedstawimy na piśmie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-45">
          <u xml:id="u-45.0" who="#PrezesSpółkiSemaforZbigniewŻmudzki">Jestem przedstawicielem „gatunku”, który jest bardzo ceniony wtedy, gdy odnosi wielkie sukcesy na różnych festiwalach. Zapomina się o nim przy okazji takich rzeczy, jak ustawa. W 1910 roku powstał pierwszy polski film animowany, nakręcony w Kownie przez Władysława Starewicza - uważanego za twórcę animowanego filmu lalkowego. Niestety, w projekcie ustawy animacja jest dyskryminowana. Chyba już 1,5 roku temu pan minister Waldemar Dąbrowski obiecywał nam, że w definicji filmu będzie umieszczony zarówno film dokumentalny jak i film animowany. W definicji zawartej w projekcie nie ma jednak filmu animowanego. Być może państwu wydaje się to drobiazgiem, który można załatwić dzięki konsultacjom. Ja już o tym rozmawiałem z posłami. Mówiłem, że kinematografia to nie tylko film fabularny i film dokumentalny, ale także animacja. Przypomnę, że pierwszego i jedynego Oskara dla polskiego filmu zdobył film „Tango” z „Se-ma-fora”. W ostatnim czasie mieliśmy jeszcze jedynie „Katedrę”. Pragnę zaapelować do Komisji o to, by w definicji filmu znalazł się film animowany. Byłoby dobrze, gdyby ta definicja była spójna z definicją, zawartą w europejskiej konwencji, określającej zasady koprodukcji filmowej. Jest w niej mowa o tym, że utworami kinematograficznymi są utwory zrealizowane w konwencji fikcji, animowane i dokumentalne. Chciałbym również poruszyć sprawę filmu dla dzieci. Jeśli polskie dzieci będą oglądały polskie filmy, to jako dorośli będą oglądali polskie filmy w kinach. Byłoby bardzo dobrze, gdyby w ustawie znalazły się zapisy, które pomogą w utrzymaniu szczególnej pozycji filmu dla dzieci, np. przez wprowadzenie zapisu, który umożliwiłby filmowi dla dzieci otrzymanie wyższego dofinansowania niż film dla dorosłych. Gdy rozmawiałem o tych sprawach z posłami, prezesami, dyrektorami, redaktorami, to wszyscy mówią, że właśnie tak powinno być. Niestety, tego nie ma w projekcie ustawy.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-46">
          <u xml:id="u-46.0" who="#PrezesStowarzyszeniaKinaPolskieZbigniewŻmigrodzki">Jestem także dystrybutorem polskich filmów fabularnych. W Polsce jest 820 kin, z czego 500 w domach kultury, około 150 kin w instytucjach filmowych i właśnie te kina będą miały problemy z owymi dwuprocentowymi opłatami. Mam jednak nadzieję, że Komisja bierze pod uwagę to, że jest nie tylko rynek multipleksów. Wiem, że pan minister bardzo popiera formę kin studyjnych, których jest ponad 50. Mają one preferencje dla kina europejskiego oraz dla filmów polskich. W projekcie ustawy brakuje uregulowania 3 kwestii. Jedna - to podatek VAT, druga - zamówienia publiczne, trzecia - to promocja filmu polskiego. Podatek VAT w kinematografii pojawia się i niknie. Powstaje przy licencji, potem ginie w produkcji i dystrybucji, a ponownie się pojawia w cenie biletu. Podatek VAT powinien być podatkiem kroczącym, a w systemie europejskim ten podatek jest dla kinematografii bardzo preferencyjny. Jest on niski, ale istnieje przez cały okres funkcjonowania filmu. Chciałbym zwrócić uwagę na zapisy ustawy o zamówieniach publicznych. Chodzi mi o konieczność korzystania z zamówień publicznych przy produkcji fabularnej i przy dystrybucji filmowej. Myślę, że produkcja i dystrybucja filmowa powinna być wyłączona spod działania tej ustawy. Proszę wziąć pod uwagę to, że np. jakiś jeden aktor spełnia nasze wymogi, a więc nie możemy robić przetargu na aktora. Nie możemy także robić przetargu na reżysera, gdyż wiemy, że jakiś konkretny reżyser najlepiej zrealizuje dany film. Mówię o pewnych nonsensach, wynikających z powiązania tych dwóch ustaw. Uważam, że w ustawie o kinematografii powinien być artykuł, który mówiłby o tych kwestiach. Najistotniejszą dla mnie sprawą jest promocja filmu polskiego. Jeżeli film dostaje pieniądze z Instytutu, czyli ma wsparcie ministra kultury, to powinien mieć także wsparcie w jego dotarciu do odbiorcy. To jest najważniejsza rzecz, gdyż film powstaje dla odbiorcy. Moje środowisko wielokrotnie występowało z apelem o znalezienie specjalnego czasu promocyjnego dla filmu polskiego, finansowanego z budżetu. Chodzi o promocję w mediach, a zwłaszcza w telewizji. Rozumiem, że telewizje mają bardzo cenny czas reklamowy i nie wolno im tego zabierać. Jednak zaraz po czasie reklamowym jest czas promocyjny, w którym telewizje m.in. promują własne programy. Czy nie powinny robić czegoś także dla kultury polskiej? Czy nie powinny promować produktu narodowego, w tym również filmu polskiego? Apeluję o zastanowienie się nad tą sprawą, gdyż byłoby to wielkie wsparcie filmu polskiego. Proszę wziąć pod uwagę fakt, że przychodzące do nas produkcje zagraniczne mają znacznie niższe koszty wejścia filmu na ekran. Dystrybutorzy filmów zagranicznych dostają dwadzieścia kilka wersji gotowego plakatu, gdzie jedynie trzeba wymienić napisy na tekst w języku polskim. Dostają „film o filmie”, gdzie tylko trzeba zrobić dubbing albo podłożyć tekst, czytany przez lektora. Dostają także wszystkie materiały promocyjne, wymagające jedynie opracowania, a nie trzeba ich tworzyć od samego początku. Polski film musi wydać znacznie więcej pieniędzy niż film, który przychodzi z zewnątrz. Trzeba coś dać filmowi polskiemu, by miał równe szanse na rynku. Stąd mój apel o poszukanie rozwiązania, promującego polską kulturę i polski film. Należy dla niego znaleźć czas reklamowy w radiu, w telewizji, ale nie na koszt nadawcy. Dawałoby to większą szansę polskiemu produktowi, polskiej kulturze, temu, co chcemy oglądać.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-47">
          <u xml:id="u-47.0" who="#EkspertpodkomisjinadzwyczajnejElżbietaTraple">Moja wypowiedź będzie dotyczyła proponowanych rozwiązań, związanych ze strukturą Instytutu i z finansowaniem. Jako ekspert uczestniczyłam w pracach podkomisji, a z tą problematyką stykam się od wielu lat, gdyż poszczególne projekty pojawiały się w okresie ostatnich 10 lat. Dotychczas żaden z projektów nie był tak zaawansowany jak ostatni i nie wywołał tak zgodnego stanowiska niektórych środowisk. Kwestia źródeł finansowania. Nie ulega żadnej wątpliwości, że na gruncie obecnej struktury finansowania filmu w krajach europejskich Polska jest jednym z ostatnich krajów, który nie ma ustabilizowanej struktury finansowania filmu ze środków dodatkowych zewnętrznych, ze środków budżetowych i pozabudżetowych. To niewątpliwie wpłynie na znaczne utrudnienia w korzystaniu z programów europejskich, takich jak: Euroimage czy Media Plus. Znajdujemy się w ostatnim momencie, w którym należałoby doprowadzić do ustabilizowania, do stworzenia takiego systemu finansowania. Jeżeli porównawczo spojrzymy na źródło finansowania w poszczególnych krajach europejskich, to wszędzie uczestniczą w nim nadawcy. Nie ma kraju, w którym nadawcy nie uczestniczyliby w finansowaniu produkcji filmowej. Wydaje się, że w tym zakresie nie tworzymy żadnego wyłomu. Podkomisja zasięgnęła informacji z KRRiT odnośnie do kwot, uzyskiwanych z tytułu reklam, audycji sponsorowanych oraz z telezakupów. Wysokość tych kwot stanowiła podstawę do zaproponowania odpowiednich procentów, a więc te prace nie były prowadzone w próżni. 2 proc. od ceny biletów kinowych dało kwotę 9 mln 200 tys. zł. Podkomisja nie dysponowała dostatecznymi danymi na temat reklam kinowych. W przybliżeniu określono je na 105 tys. zł, wideo i DVD zostało ocenione na 2 mln 160 tys. zł, sprzedaż licencji od nośników (inserty do gazet) dała kwotę około 9 mln zł. Bardzo wyraźnie pragnę zaznaczyć, że 2 proc. od wszystkich nadawców, ale nie od obrotów lecz od reklam, audycji sponsorowanych i telezakupów dało łączną kwotę 56 mln zł. Obliczono, że 2 proc. od telewizji kablowej da kwotę 24 mln zł. Chciałabym się odnieść do stwierdzenia, że w tej chwili operatorzy kablowi zajmują się również telekomunikacją, dostępem do internetu itd. Podkomisja brała pod uwagę ten fakt, co m.in. było jednym z argumentów na rzecz przyjęcia rozwiązania, mówiącego o tym, że podstawą mają być przychody pochodzące tylko i wyłącznie z usługi reemisji, a nie z usług telekomunikacyjnych. Została wyodrębniona podstawa opłaty, łącząca się wyłącznie w przekazem pewnych treści, składających się na produkcję filmową. Oczywiście, można dyskutować nad tym, czy finansowanie powinno wyglądać w ten sposób czy też inaczej, ale ważne wydawało się to, że te opłaty będą wliczane w koszty przychodów, co jest jednak znacznym ułatwieniem i profitem. Pan mecenas Józef Birka poruszył dosyć zasadniczą kwestię, związaną ze strukturą działania Instytutu. Wyrażono obawy, mówiące o tym, że Instytut może się rozrosnąć w jakąś ogromną strukturę administracyjną, „przejadającą” środki. Powstała obawa, że pieniądze, płacone przez nadawców prywatnych, operatorów i właścicieli kin, zostaną „przejedzone” przez administrację.</u>
          <u xml:id="u-47.1" who="#EkspertpodkomisjinadzwyczajnejElżbietaTraple">Nie mogę ocenić takiego niebezpieczeństwa, choć podkomisja rozważała ten problem i wielokrotnie dyskutowała na ten temat. Część strukturalnych rozwiązań, dotyczących Instytutu, została przeniesiona do statutu, gdyż niemożliwe było szczegółowe ustalenie w samej ustawie funkcjonowania i kontroli ewentualnych wydatków. Z tego powodu pewne rzeczy zostały przesunięte do statutu Instytutu. Pewnym mechanizmem kontrolnym jest mechanizm w postaci Rady Instytutu, czyli pewnego ciała zewnętrznego, którego funkcje polegają na przyjmowaniu sprawozdań, planu finansowego, czyli wglądu w całą gospodarkę finansową Instytutu. Należy mieć nadzieję, że to społeczne, zewnętrzne ciało będzie w stanie przeprowadzić taką kontrolę. Zastanawiano się również nad inną formą Instytutu. W pewnym momencie prac rozważano przyjęcie wersji alternatywnej, zgodnie z którą Instytut byłby fundacją, której naturalna struktura prawna pozwala na większą niezależność od ministerstwa. Zasięgnięto opinii Ministerstwa Finansów w tej sprawie. O tym, że Instytut musi być państwową instytucją, przeważył argument, iż część środków na finansowanie jej działalności pochodzi z dotacji budżetowej oraz z dopłat do gier liczbowych. W związku z tym dość daleko jest posunięta podległość Instytutu ministrowi kultury. Taka struktura została wymuszona częściowym finansowaniem Instytutu przez środki budżetowe. Bezpośrednio ze środków budżetowych Instytut będzie wyposażony w pewne środki materialne oraz w mienie obecnych agencji filmowych. Fundusz początkowy Instytutu będzie pochodził ze środków zewnętrznych, zaś podmiotowa dotacja budżetowa jest przewidziana na administrację Instytutu, czyli na stałe finansowanie. Wydaje się, że taka struktura powinna zapewnić to, że środki na dofinansowanie produkcji filmowej rzeczywiście będą wydatkowane na ten cel. Projekt ustawy na pewno ma pewne wady, ale jeszcze raz pragnę podkreślić, że do tej pory nie było projektu tak daleko zaawansowanego. Ten projekt uzyskuje najwyższą akceptację w porównaniu z poprzednimi projektami. Kilka słów odnośnie do wymiany poglądów między panem prezesem Piotrem Walterem a panią minister Agnieszką Odorowicz na temat dofinansowania ostatnich filmów. Takie środki dofinansowania zakłada również projekt ustawy. Są nimi zarówno dotacje, jak i gwarancje oraz pożyczki zwrotne. Ustosunkowując się do tej dyskusji możemy stanąć na stanowisku, że w wypadku tych filmów chodziło o pewną zwrotną pożyczkę, która również jest formą dofinansowania i pewnej pomocy budżetowej. Kilka uwag do ostatnich wypowiedzi na temat kin i filmu animowanego. Podkomisja rozważa sytuację finansową kin znajdujących się w mniejszych ośrodkach. Wydaje mi się, że upadkowi tych kin powinien zapobiec mechanizm, tworzony w ramach Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, polegający na promowaniu ambitnych filmów i ich wyświetlania przy użyciu środków Instytutu. Środki Instytutu powinny być przeznaczone również na promocję i rozpowszechnianie filmów. Przyjęto założenie, że mające trudności finansowe ambitne kina w mniejszych ośrodkach otrzymają szansę uzyskania środków Instytutu na dystrybucję filmów. Kwestia pozycji filmu animowanego. Oczywiście, film animowany mieści się w generalnej definicji filmu, zawartej w projekcie ustawy - pod warunkiem, że nie będziemy stosować mogącego znaleźć zastosowanie do niektórych filmów animowanych zastrzeżenia mówiącego o tym, że filmem w rozumieniu ustawy jest film, którego pierwszym polem eksploatacji jest kino. Rozumiem, że część filmów animowanych jest przeznaczonych do wyświetlania w pierwszej kolejności w telewizji. Ten problem stanowił uzasadnienie do wyodrębnienia filmu dokumentalnego. Sądzę, że nie ma żadnych przeszkód, by również wyraźnie wymienić film animowany, aby rozwiać wątpliwości odnośnie do możliwości korzystania przez film animowany ze środków dofinansowania.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-48">
          <u xml:id="u-48.0" who="#PosełPiotrGadzinowski">Chciałbym ustosunkować się do kilku kwestii, poruszonych w dyskusji. Pojawił się m.in. problem podatku VAT w kinematografii. Zgłaszaliśmy różne zastrzeżenia i pytania do Ministerstwa Finansów. Mówiąc krótko, w kinematografii istnieją pewne „dziury VAT-owe”. Czekamy na ostateczne rozstrzygnięcie zgłoszonych wątpliwości. Wydaje się, że sprawa podatku VAT nie powinna być poruszana w ustawie o kinematografii. Powinno to się znaleźć w ustawie o podatku VAT. Kwestia pomocy publicznej. Jeszcze raz pochylimy się nad tą sprawą i spróbujemy znaleźć taki zapis, który rozwiąże ten problem. Zaznaczę, że staraliśmy się tak konstruować tę ustawę, by nie była „przeładowana”. W dyskusji padł zarzut mówiący o tym, że podkomisja pracowała „po partyzancku”, że na jej posiedzenia nie zapraszano przedstawicieli środowisk. Pamiętamy, że odbyło się pierwsze czytanie obu projektów. Następnie odbyło się podobne do dzisiejszego posiedzenie Komisji Kultury i Środków Przekazu, na które zostali zaproszeni przedstawiciele środowisk. Komisja zdecydowała o powołaniu podkomisji w tej sprawie. Przyjęliśmy założenie, że w pracach podkomisji uczestniczą jej członkowie, Biuro Legislacyjne, eksperci, przedstawiciele Ministerstwa Finansów, UKIE, przedstawiciele wnioskodawców, czyli Ministerstwo Kultury, przedstawiciele projektu poselskiego. Nie zapraszaliśmy przedstawicieli środowisk i zrobiliśmy to z pełną premedytacją, gdyż nie chcieliśmy, by nasze posiedzenia przypominały dzisiejsze posiedzenie Komisji. Pan mecenas Józef Birka jest doświadczonym prawnikiem i dlatego proszę, by porównał projekt rządowy i projekt poselski z tym, co powstało. Pan mecenas bez trudu dostrzeże, że kilkadziesiąt procent nowego projektu to rzeczy, które od nowa zostały napisane. Musieliśmy mieć spokój i czas, by to powstało. Pan prezes Jerzy Straszewski pytał, czy jest to zgodne z obowiązującym prawem. Wiele razy pytaliśmy przedstawicieli ministerstw o różne sprawy, sięgaliśmy do ekspertyz. Chodziło o to, by wszystko było zgodne z obowiązującym prawem. Pragnę powiedzieć, że choć podkomisja pracowała w warunkach trochę „klasztornych”, to każdy z członków podkomisji był do państwa dyspozycji. Państwo znacie członków podkomisji, znamy się jeszcze z poprzednich kadencji. Jeśli ktoś z państwa chciał się z nami spotkać, to pozostawaliśmy do państwa dyspozycji. Takie spotkanie odbyło się z przedstawicielami operatorów kablowych, było spotkaniem z panem prezesem Mariuszem Walterem, na którym również miał być pan prezes Jan Wejchert. Posłowie są jak księża, zawsze każdego przyjmą, pozostają do państwa dyspozycji. Numery naszych telefonów komórkowych są powszechnie znane, więc proszę dzwonić. Kwestia symulacji. Pani profesor Elżbieta Traple już powiedziała o tym, czym dysponowaliśmy. Mieliśmy symulacje lepsze i gorsze, niestety, nie dysponowaliśmy precyzyjną symulacją pięcioletnią. Jeśli pan prezes Jan Wejchert chciałby nam w tym pomóc, to chętnie z tego skorzystamy, gdyż chcemy uczciwie przygotować tę ustawę. Pan prezes Jan Wejchert jest wybitnym biznesmenem i dobrze wie, że film to nie kapusta i koszty nie muszą zwrócić się w ciągu roku.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-49">
          <u xml:id="u-49.0" who="#PosełJerzyWenderlich">Aby uniknąć sytuacji, w której ktoś jeszcze chciał coś powiedzieć, a nie mógł tego zrobić, proszę o zabranie głosu pana prezesa Jana Wejcherta oraz pana prezesa Piotra Waltera.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-50">
          <u xml:id="u-50.0" who="#PrezesITIJanWejchert">Jesteśmy w stanie policzyć, ile podmioty prywatne mają dokładać do budżetu Instytutu. Jednak nie wiem, jaka będzie dotacja z budżetu państwa, z Totalizatora itd. Myślę, że takie dane powinno podać Ministerstwo Kultury. Nie wiem, jakie zamierzenia i politykę będzie realizował Instytut w kwestii dystrybucji tych pieniędzy. Przedstawiłem pewną symulację, która pokazała, że w wypadku wydania 30–35 proc. na filmy z takim samym udziałem środków inwestorów, musi je obejrzeć w kinach 18 milionów ludzi, by inwestorowi zwróciły się włożone środki. Chodzi mi o to, by Komisja otrzymała z Ministerstwa Kultury dane na temat kosztów utrzymania administracji Instytutu (np. 10 mln zł), kosztów zagranicznych festiwali (np. 20 mln zł), kosztów promocji, dopłat do kin studyjnych, kosztów stuprocentowego finansowania filmów itd. Dopiero wtedy będziemy się mogli nad tym zastanowić. Symulację można rozłożyć na 5 lat, gdyż wiadomo, jak przypuszczalnie będzie się rozwijał rynek mediów prywatnych i co roku do tych wpływów można dodać 10 lub 15 proc. Powtarzam, że można sporządzić taką symulację pod warunkiem, że dysponuje się wszystkimi danymi. Chętnie w tym pomogę, ale muszę mieć wszystkie dane.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-51">
          <u xml:id="u-51.0" who="#PrezesTelewizjiTVNPiotrWalter">Nie otrzymałem odpowiedzi na pytanie o kryterium sukcesu Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Co za rok będzie tym kryterium?</u>
        </div>
        <div xml:id="div-52">
          <u xml:id="u-52.0" who="#MinisterkulturyWaldemarDąbrowski">Instytut ma być instytucją bardzo profesjonalną, działającą w 4 podstawowych obszarach. Jeden obszar to prace literackie na rzecz kina. Jeśli uda nam się zmienić proporcje między liczbą powstających scenariuszy a liczbą filmów, to znaczy, że osiągniemy sukces. Pierwszym kryterium jest więc jakość scenariuszy. Wiadomo, że z dobrego scenariusza może powstać zły film, ale nigdy ze złego scenariusza nie powstanie dobry film. Nie ma takiej możliwości. Proporcje istniejące w rzeczywistości polskiej kinematografii nie pozwalają na osiągnięcie pewności, że do prac produkcyjnych kierowane są dobre scenariusze. Bardzo często mamy do czynienia z sytuacją, w której autorem wszystkiego jest jeden człowiek. Gdy Andrzej Wajda zaczynał pracę w kinematografii jako bardzo młody, utalentowany artysta, to towarzyszyli mu wybitni ludzie polskiego kina i wprowadzili w sens tego, co się nazywa jakością produkcji. Utrwaliliśmy stan bardzo niskobudżetowych produkcji, które właściwie odeszły od wysokich standardów kultury produkowania filmów. Drugim warunkiem (obszarem) powodzenia tego przedsięwzięcia będzie więc liczba filmów i oczywiście liczba widzów, którzy je obejrzą. Trzeci obszar to na powrót uplasowanie polskiego kina na miejscu, które przez lata zajmowało w europejskiej i światowej kulturze filmowej. W tej chwili mamy do czynienia z bolesną nieobecnością polskich filmów na różnych festiwalach światowych. Co kilka lat zdarza nam się zaistnieć na festiwalu w Wenecji albo na peryferyjnych selekcjach Cannes lub Berlina, ale ludzie pytają o to, gdzie jest polskie kino na świecie, gdyż wciąż jeszcze pamiętają, że kiedyś tam było. Absolutnie fundamentalny jest dla mnie czwarty obszar, tzn. odbudowanie wysokiej kultury filmowej społeczeństwa polskiego. W defensywie są nieliczne środowiska żyjące kinem tak, jak kiedyś dość powszechnie żyło się polską kulturą filmową. Chodzi więc o zbudowanie równoległej sieci kin - według koncepcji Cinema Paradiso, o stworzenie intelektualnego i emocjonalnego ruchu wokół tej świątyni sztuki, jaką powinno być kino. Na tych czterech polach ustalimy sobie pomiary tego, co będzie rzeczywistym sukcesem lub nie. W dyskusji odwołano się do filmu, zrealizowanego w koprodukcji polsko-niemieckiej, a więc pieniędzy polskich było tam stosunkowo mało. Jeśli pokazujecie państwo, jak niewielu widzów obejrzało ten film, to ja muszę sobie zadać pytanie: czy ten film miał szansę zaistnienia w tych warunkach, w tej kulturze dystrybucji i organizacji całej przestrzeni filmowej? W opinii moich zagranicznych przyjaciół, np. dyrektora festiwalu w Berlinie, to był pierwszy tytuł, który nie wszedł do selekcji podstawowej i był lepszy od wielu innych filmów, które chciał widzieć na tym festiwalu. Dajmy szansę polskiemu kinu. Daję państwu słowo, że nie ma tu mowy o jakiejkolwiek koncepcji biurokratycznego molocha. Dzisiaj moim bólem jest to, że mam 5 sekund na podpisanie decyzji o produkcji filmowej, a zatem muszę się opierać na pewnym systemie uznaniowości urzędniczej, a nie na kompetentnym rozpoznaniu rzeczywistych walorów projektów, które do mnie przychodzą.</u>
          <u xml:id="u-52.1" who="#MinisterkulturyWaldemarDąbrowski">Trzeba się wzajemnie bardzo poważnie traktować - szczerze, ale serio i czasami boleśnie. Całkowicie zgadzam się ze stwierdzeniem, że nie może być sytuacji, w której 5 kolejnych filmów nie potwierdza żadnego sensu dawania szansy realizacji filmu szóstego, a jednak ten film powstaje. Nie chcę namawiać do przyjęcia kryteriów kinematografii amerykańskiej, która ma tylko jedną zasadę: jesteś dobry na tyle, na ile jest wysoki wpływ do kasy z twojego ostatniego filmu. Po krytyce hollywoodzkiej nawet Altman zbierał na swój film aż 12 lat. My nie będziemy Hollywood, bo nie o to nam chodzi. Jednak spróbujmy dać jakiś sens rynkowy, narysować tę linię, która oddziela to, co jest strefą kultury, od tego, co jest rynkiem. Rysowanie tej linii to polityka kulturalna, którą trzeba rysować nieustannie - z namysłem i jakąś głębszą refleksją. Serdecznie proszę panów „magnatów” polskich mediów o rozmowę, która pozwoli znaleźć wspólne pole działania na rzecz dobra kultury filmowej.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-53">
          <u xml:id="u-53.0" who="#PosełJerzyWenderlich">Dziękuję bardzo panu ministrowi. Oczywiście, rysuje się pewien obszar sporu. Jeśli nie uda się go wyeliminować, to z całą pewnością trzeba go pomniejszyć. A szansę na to widzę chociażby w wypowiedzi pana prezesa Jacka Bromskiego i pana prezesa Piotra Waltera. Z całą pewnością w swej pracy Komisja uwzględni przedstawione przez państwa racje. Będziemy pracować z udziałem UKIE oraz Ministerstwa Finansów. Myślę, że ten projekt ustawy musimy potraktować jako projekt, który będzie służył polskiej sztuce filmowej i uwzględniał, na ile to będzie możliwe, racje chociażby zabierających dzisiaj głos nadawców. Nie można zapominać o tym, że nadawcy komercyjni są wielką wartością polskiej demokracji. Zamykam posiedzenie Komisji.</u>
        </div>
      </body>
    </text>
  </TEI>
</teiCorpus>