text_structure.xml 98.6 KB
<?xml version='1.0' encoding='utf-8'?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
  <xi:include href="PPC_header.xml" />
  <TEI>
    <xi:include href="header.xml" />
    <text>
      <body>
        <div xml:id="div-1">
          <u xml:id="u-1.0" who="#JerzyWenderlich">Otwieram posiedzenie Komisji. Witam wszystkich. Korzystając z okazji, że jest to pierwsze nasze posiedzenie w Nowym Roku, życzę państwu wszystkiego dobrego. Porządek dzienny obejmuje jeden punkt: dyskusję z udziałem zainteresowanych środowisk na temat rządowego projektu ustawy o kinematografii (druk nr 2055). Ponieważ nie jest to projekt pozbawiony kwestii spornych, zaprosiłem bardzo szerokie grono osób związanych z kinematografią, wielu znakomitych artystów. Głęboko wierzę w to, że państwa uwagi pomogą nam przygotować dobry projekt, który będzie służył kinematografii. Byłoby dobrze, gdyby znalazło się w nim odzwierciedlenie państwa wielkiego doświadczenia i byśmy mieli jak najmniej powodów do narzekań w momencie, gdy projekt przerodzi się w ustawę. Została podjęta kolejna próba przygotowania ustawy. Okazuje się, że nie jest to materia łatwa. W latach 1993–1997 próbowaliśmy przygotować ustawę o kinematografii. Niestety, próba ta się nie powiodła. Podobnie było w poprzedniej kadencji Sejmu. Być może tym razem prawdziwe okaże się powiedzenie: „do trzech razy sztuka”. Wiem, jak wiele jest opinii na temat tego, jak powinny się przedstawiać zapisy projektu. Aby powiodło nam się przyjęcie tej ustawy, każdy musi zgodzić się na mały obszar jakichś swoich niespełnień, aby mógł się spełnić duży obszar, czyli dobra ustawa, która służyć będzie całemu środowisku, pobudzi polski przemysł filmowy i rozszerzy źródła jego finansowania. Proszę pana ministra Waldemara Dąbrowskiego o omówienie przedłożonego projektu. W sprawie formalnej zgłasza się pan poseł Piotr Gadzinowski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-2">
          <u xml:id="u-2.0" who="#PiotrGadzinowski">Pragnę zgłosić wniosek formalny i zaapelować o to, aby ze względu na licznie przybyłe grono osób zainteresowanych tym zagadnieniem ograniczyć czas wypowiedzi do 5 minut. Da to możliwość wypowiedzenia się wszystkim chętnym. Nałożony rygor czasowy sprawi, że wypowiedzi będą skondensowane i merytoryczne, co także ułatwi pracę Komisji.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-3">
          <u xml:id="u-3.0" who="#JerzyWenderlich">Czy są uwagi bądź głosy sprzeciwu wobec wniosku formalnego pana posła Piotra Gadzinowskiego?</u>
        </div>
        <div xml:id="div-4">
          <u xml:id="u-4.0" who="#JanByra">Zgłaszam wniosek przeciwny, gdyż rzadko się zdarza, aby w posiedzeniu uczestniczyło tak znakomite grono osób. Powinniśmy wykorzystać wiedzę oraz doświadczenie naszych gości i dlatego proponuję odrzucić wniosek pana posła Piotra Gadzinowskiego.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-5">
          <u xml:id="u-5.0" who="#JerzyWenderlich">Proponuję odrzucenie wniosku, gdyż byłby on pewną niezręcznością wobec naszych znakomitych gości. Jednak zgodnie z intencją wniosku pana posła Piotra Gadzinowskiego chciałbym poprosić o podjęcie próby kondensacji swoich wypowiedzi, aby jak najwięcej osób mogło zabrać głos w dyskusji. Czy moja propozycja satysfakcjonuje pana posła?</u>
        </div>
        <div xml:id="div-6">
          <u xml:id="u-6.0" who="#PiotrGadzinowski">Oczywiście, czuję się usatysfakcjonowany. Myślę, że słowa pana przewodniczącego wpłyną na wypowiadających się w dyskusji.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-7">
          <u xml:id="u-7.0" who="#JerzyWenderlich">W tej chwili oddaję głos panu ministrowi Waldemarowi Dąbrowskiemu.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-8">
          <u xml:id="u-8.0" who="#WaldemarDąbrowski">Rządowy projekt ustawy o kinematografii ma zastąpić obowiązującą od 1987 roku ustawę o kinematografii, a więc prawo, które powstało w zupełnie innej epoce - w całkowicie innej rzeczywistości politycznej, gospodarczej. Trzeba dodać, że było ono zapowiedzią tego, co miało się zdarzyć w roku 1989. Polscy filmowcy jako pierwsi stworzyli formułę środowiskowego, czyli społecznego, samorządowego zarządzania tym fragmentem obszaru Rzeczypospolitej, jakim była polska kinematografia. Był to wielki tryumf środowiska filmowego, którego umocowanie społeczne było wówczas niezwykle silne. Pozwolił na dokonanie wyłomu w systemie obowiązującym na wschód od Łaby. Przyjęte wówczas rozwiązanie fantastycznie się sprawdziło, gdyż wkrótce przyszło to, co ono zapowiadało, czyli rzeczywistość gospodarki rynkowej i demokracji parlamentarnej. Na początku lat dziewięćdziesiątych było już oczywiste, że ta ustawa jest nieadekwatna do rzeczywistości, że nie pozwala na zaprojektowanie sensownej koncepcji rozwoju polskiej sztuki filmowej i osadzenie jej w realiach społecznych na miarę wyzwań, wobec których wszyscy wówczas staliśmy. Bardzo wyraźnie to widziałem w roku 1990, gdy obejmowałem urząd szefa kinematografii. Jednak praca nad kształtem państwa polskiego powodowała, że ustawa o kinematografii mogła być jedną tysiączną wśród spraw, którymi wówczas mógłby zająć się parlament. Po trzech latach zaczęliśmy prace nad tą ustawą i trwają one do dzisiaj. W roku 2004 nadal obowiązuje całkowicie nieadekwatna podstawa funkcjonowania polskiej kinematografii, chociaż już na początku lat dziewięćdziesiątych wiedzieliśmy, że nie spełnia ona swojej roli. Dobra legislacja nie jest gwarantem dobrego kina, dobrej rzeczywistości filmowej, głębokiej kultury filmowej społeczeństwa, ale niewątpliwie jest warunkiem koniecznym dla świadomego działania państwa i dla dysponowania publicznymi pieniędzmi w taki sposób, aby były kierowane tam, gdzie jest talent, wizja i pasja, gdzie jest szansa na dobry film, tam, gdzie są obszary niemal wykluczone z kultury filmowej, tam, gdzie pod flagą narodową powinniśmy pojawić się z bardzo silną kartą, jaką przez długie lata było polskie kino. Polskie kino umiało opowiedzieć o fenomenie roku 1956, o fenomenie wojny, o wspaniałym narodowym oporze wobec nowej powojennej rzeczywistości. Umiało opowiedzieć o niepokojach lat osiemdziesiątych, a okazało się zupełnie bezbronne w konfrontacji z czasem wielkich wyzwań, jakim były lata dziewięćdziesiąte. To Czesi, dzwoniąc kluczykami na placu Wacława i obywatele NRD przechodząc obok muru berlińskiego dokonali demontażu systemu. Tak by wynikało z oglądu kinematografii europejskiej. Dzisiaj polskie kino nie wygląda lepiej niż w połowie lat dziewięćdziesiątych. Zdarzają się dzieła wybitne, ale są one naznaczone wyłącznie wielkością talentu osób, które je tworzą. W znakomitej większości mamy jednak do czynienia z kinematografią nijaką - z bohaterem negatywnym, usytuowanym na marginesie życia, nie potrafiącym opowiadać o relacjach między dobrem a złem, między podłością a szlachetnością. Dlatego nie ma ono wymiaru uniwersalnego i dlatego świat przestał się interesować polskim filmem. Przedłożona ustawa oznacza uporządkowanie obszaru kinematografii w dwóch polach. Pierwsze z nich to utworzenie Instytutu Sztuki Filmowej. Jego nazwa wyraźnie określa adres, pod który powinny płynąć pieniądze. W założeniu jest to organizacja zdecydowanie mniejsza od dzisiaj istniejącej i decydującej o rozstrzygnięciu budżetowym, dotyczącym produkcji, popularyzacji i prac literackich. Dzisiaj istnieją trzy agencje, które fragmentarycznie (każda w swoim zakresie) przygotowują zagadnienia związane z decyzjami, jakie później w ułamkach sekund podejmuje minister. Obecny system jest systemem centralistycznym, gdyż jako minister kultury podejmuję te decyzje, zajmując się jeszcze wieloma różnymi sprawami.</u>
          <u xml:id="u-8.1" who="#WaldemarDąbrowski">Oczywiście staram się to czynić z największą rozwagą, ale doskonale wiem, że temu problemowi nie mogę poświęcić tyle czasu, ile powinienem. Podstawową sprawą jest więc uwolnienie polskiego kina od urzędniczej uznaniowości. Chodzi o to, by kilkadziesiąt osób o wysokich kompetencjach merytorycznych codziennie pracowało nad dobrem polskiego kina. Właśnie temu ma służyć Instytut Sztuki Filmowej. Jest to rozwiązanie europejskie, będące standardem we wszystkich krajach europejskich. W niektórych krajach w sposób szczególny przyczyniło się do wykreowania mocarstwowej pozycji kultur filmowych, np. w Danii. Jedynym krajem europejskim nie mającym takiego rozwiązania są Włochy, ale trzeba wziąć pod uwagę trochę inną sytuację tego kraju i inne uwarunkowania historyczne. Instytut jest więc formą sprawdzoną w Europie, która uwalnia kinematografię od urzędniczej uznaniowości i pozwala na rozszerzenie źródeł finansowania, na pozyskiwanie funduszy spoza budżetu państwa. Instytut Sztuki Filmowej będzie instytucją mniejszą i mniej kosztowną od 3 istniejących dzisiaj instytucji Departamentu Filmu w Ministerstwie Kultury. Nietrafne są więc zarzuty o molochu centralistycznym. W żadnej mierze nie odnoszą się one do rzeczywistości, do tego, co ma się zdarzyć. Instytut Sztuki Filmowej będzie się zajmować czterema podstawowymi obszarami. Pierwszy - to literatura tworzona dla kina. Od 10 lat podstawowym źródłem niedowładu w polskiej kinematografii jest jakość scenariuszy. W Polsce film powstaje z 2–3 scenariuszy, przedkładanych do systemu selekcji. Zupełnie inaczej wygląda to na świecie. Chodzi więc o popularyzację, animację prac literackich na rzecz kina, o tworzenie standardów scenariuszowych, o szukanie nowych talentów. Drugi obszar to świadome kierowanie pieniądza publicznego do produkcji filmowych poprzez kompetentne (uwolnione od uznaniowości urzędniczej) rozpoznanie waloru przedstawionego scenariusza. Film jest specyficzną dziedziną sztuki, która miesza się z rzeczywistością przemysłową. W Polsce nie ma takiej drugiej dyscypliny zawodowej, w której młody człowiek stający za kamerą miałby do dyspozycji 750 tysięcy złotych z budżetu państwa. Takich kwot nie dostają młodzi naukowcy, młodzi inżynierowie, nikt poza filmowcami. Oznacza to wielki obowiązek, nakładany także na tych, którzy selekcjonują projekty, na które przeznaczone są pieniądze publiczne. Musi być wykonana wielka, profesjonalna i niezwykle przejrzysta praca, której efektem jest decyzja o przyznaniu tego ogromnego (w polskich warunkach) dofinansowania. Oczywiście, jest ono niewystarczające do zrealizowania porządnego filmu. Jeśli jednak zostaje ono przyznane, to staje się punktem wyjścia, staje się pieniądzem twórczym, pozwalającym na skonstruowanie reszty budżetu. Trzeci obszar to promocja polskiego kina, które od pewnego czasu zniknęło z horyzontu europejskiego. Jeśli gdzieś się o nim dyskutuje, to wyłącznie w kategoriach historycznych. Jednak wciąż mamy do czynienia z pojawieniem się nowych talentów, z wielkimi postaciami polskiego kina, z pewną powagą historyczną polskiej kinematografii. Potrzebna jest więc dobra koncepcja pracy promocyjnej, koncepcja obecności na liczących się festiwalach w różnych miejscach Europy i świata.</u>
          <u xml:id="u-8.2" who="#WaldemarDąbrowski">Geografia owych miejsc znaczących bardzo się różni od tego, co np. obowiązywało 20 lat temu. Czwarty obszar to budowanie podstaw głębokiej kultury filmowej społeczeństwa. Kiedyś ona istniała. Mieliśmy do czynienia z siecią kin Dyskusyjnych Klubów Filmowych, z wielką infrastrukturą organizacyjną i zapleczem intelektualnym, które chłonęło sztukę filmową. Bolesny dla kinematografii był fakt nieprzygotowania do reformy samorządowej. Wielkie majątki, przynależne kinematografii od kilkudziesięciu lat, przeszły we władanie samorządów. W większości wypadków skończyło to się projektami komercyjnymi, które nie mają nic wspólnego z kinem lub sztuką filmową. Po rozmowach z większością marszałków mogę bardzo odpowiedzialnie stwierdzić, że wciąż istnieje szansa na odbudowanie sieci kin tzw. studyjnych, w których w porównaniu z innymi intensywniejsza byłaby obecność kina polskiego i europejskiego. Pozwalałoby to włączyć się w europejski projekt „Europa Cinema”, który przeznacza duże środki na rzecz popularyzacji europejskiej sztuki filmowej. Działanie Instytutu Sztuki Filmowej obejmowałoby wymienione przeze mnie cztery obszary, które wymagają zintensyfikowania i podniesienia standardów prac. Proponowane rozwiązania legislacyjne mają również na celu uporządkowanie tego, co jest w kinematografii własnością państwową. Wbrew temu, co powiedział pan Krzysztof Zanussi, w Europie nie ma państwowych producentów filmowych ani państwowych instytucji świadczących usługi technologiczne bądź produkcyjne. Polska kinematografia potrzebuje jednej wytwórni filmowej. Dzisiaj technologia zgromadzona w jednej wytwórni filmowej może obsłużyć nie 20 produkowanych przez nas filmów, ale 40. Istnieje więc potencjał produkcyjny - znajduje się na ul. Chełmskiej w Warszawie. Podkreślę, że zasadniczym wyborem roku 1989 była konstytucyjna koncepcja zamiany na własność prywatną własności państwowej tam, gdzie nie może być ona realizowana na warunkach równych z własnością prywatną. Państwo nie okazało się dobrym gospodarzem majątków w Bielsku - Białej, Krakowie lub Łodzi. Mamy tam do czynienia z serią upadłości. Po objęciu urzędu ministra kultury z wielkim bólem podpisywałem związane z procesem upadłości rachunki w wysokości 300–400 lub 700 tysięcy złotych. Stało się tak tylko z tego powodu, że w odpowiednim czasie nie zareagowano i nie doprowadzono do sensownej prywatyzacji. Prywatyzacja to nie jest proces, w którym oddaje się jakieś dobro komuś, kto jest prywatnym właścicielem. Prywatyzacja jest procesem, który prowadzi do wyższego standardu zarządzania i do lepszego wypełniania funkcji właścicielskich. Chodzi o to, by końcowy efekt był właściwy, W mającej się odbyć prywatyzacji „zdrowe” instytucje zmieniają swój status oczywiście z udziałem załóg, gdyż muszą być respektowane wszystkie przynależne im prawa. Tam, gdzie nie ma szansy na sanację, trzeba po prostu doprowadzić do upadłości i zrobić to możliwie jak najszybciej, gdyż przedłużanie takiego stanu oznacza marnotrawienie pieniądza publicznego. Przez 10 lat nie udało się przedstawić tej ustawy w formie przedłożenia rządowego, które mogłoby się stać podstawą pracy parlamentarnej. Podobnie jak każda ustawa przedłożony projekt jest polem gry sprzecznych interesów. Ponad rok trwały bardzo intensywne konsultacje ze środowiskami filmowymi. Wszyscy zainteresowani po wielokroć mieli możliwość wypowiedzenia się w tej sprawie. Ostatni, mający miejsce kilka dni temu, Zjazd Stowarzyszenia Filmowców Polskich zajmował się sprawą ustawy o kinematografii. Stowarzyszenie Filmowców Polskich jest największą i autentycznie reprezentatywną organizacją świata polskiej kultury filmowej.</u>
          <u xml:id="u-8.3" who="#WaldemarDąbrowski">Przytłaczającą większością głosów wybrano Jacka Bromskiego na prezesa Stowarzyszenia. Jacek Bromski jest jednym ze współautorów tego projektu, a więc wbrew dość powszechnym opiniom środowisko filmowe opowiedziało się za tym, aby praca w Sejmie nad projektem doprowadziła do optymalnego kształtu ustawy. Niemożliwe jest osiągnięcie stanu idealnego, gdyż zawsze zależy on od partykularnego interesu, który trzeba ograniczyć po to, by dojść do rozwiązania, gwarantującego dobro wspólne. Pragnę podziękować wszystkim, którzy brali udział w pracach nad tą ustawą. Jeszcze raz chciałbym podkreślić, że projekt ustawy był niezwykle intensywnie konsultowany z zainteresowanymi środowiskami. Zapraszam do dalszej pracy, liczę na jej dostatecznie szybkie tempo, abyśmy mogli rozpocząć pracę rzeczywistą, czyli kształtowanie nowej struktury polskiej kinematografii według zapisanego w ustawie schematu. A będzie to naprawdę wielka praca.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-9">
          <u xml:id="u-9.0" who="#JerzyWenderlich">Pragnę powiedzieć, że po zakończeniu dzisiejszego posiedzenia powołamy podkomisję, która będzie pracować nad projektem ustawy i po pewnym czasie przedstawi plon swojej pracy na forum Komisji. Myślę, że wtedy będzie pora na to, byśmy jeszcze raz skorzystali z państwa wiedzy i poprosili o ocenę efektów dwu, trzymiesięcznej pracy nad projektem. Otwieram dyskusję.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-10">
          <u xml:id="u-10.0" who="#JacekBromski">Jako jeden z współautorów projektu chciałbym ustosunkować się do ewentualnych zarzutów i dlatego nie chciałem wypowiadać się na początku dyskusji. Skoro jednak zabieram głos jako pierwszy, pragnę powiedzieć, że kilkanaście lat czekaliśmy na to, by ustawa o kinematografii znalazła się w komisji sejmowej, w której pokładamy całą swoją ufność. Rozumiemy, że pewne sformułowania nie mogły być zamieszczone w projekcie rządowym. Mamy jednak nadzieję, że zgodnie z naszymi postulatami znajdą się one w projekcie opracowanym przez podkomisję. W maju br. mamy być jednym z państw Unii Europejskiej, która kładzie olbrzymi nacisk na przemysł audiowizualny i na kinematografię narodową. W krajach Wspólnoty obowiązują struktury i prawa popierające i chroniące rodzimą kinematografię. Kinematografie narodowe mają zapewnioną pomoc finansową ze strony państwa. W Hiszpanii ta pomoc wynosi 120 milionów euro rocznie. Celowo nie podaję przykładu Francji, ponieważ tam ta pomoc jest olbrzymia - 400 milionów euro rocznie. Francuzi lubią swoją kulturę, lubią chodzić do kina itd. I być może jest to wzór niedościgniony. W Danii ta kwota wynosi 60 milionów euro rocznie a w Szwecji - 50 milionów. Jeśli Polska nie wystartuje z poziomu 30 milionów euro rocznie, to zginie. Wszystkie struktury pomocowe dla kinematografii europejskich są oparte na zasadzie, zgodnie z którą filmy i projekty uzyskują pomoc najpierw we własnych krajach. Jeśli nie będziemy mogli uzyskać takiej pomocy, to nie zaistniejemy na rynku europejskim - zarówno jako kinematografia narodowa oraz jako partner do europejskich koprodukcji. W imieniu Stowarzyszenia Filmowców Polskich oraz w swoim własnym wyrażam wielkie zadowolenie z faktu, że projekt ustawy znalazł się w Sejmie. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami z panem posłem Jerzym Wenderlichem liczymy na to, że jako np. doradcy będziemy brali udział w pracach podkomisji.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-11">
          <u xml:id="u-11.0" who="#AndrzejWajda">Ogromnie się cieszę, że mogę uczestniczyć w wydarzeniu, którego znaczenie dla polskiej kinematografii jest nie do przecenienia. Niestety, muszę potwierdzić to, co powiedział pan minister Waldemar Dąbrowski o trudnościach w doprowadzeniu do Sejmu poprzedniej ustawy o kinematografii. Myślę, że polska kinematografia nie może dłużej istnieć bez ustawy. Najważniejszą kwestią zawartą w ustawie jest wsparcie finansowe polskiej kinematografii z innych źródeł niż budżet państwa. Ta zasadnicza sprawa znalazła się w ustawie. Wydaje mi się, że obecne sformułowanie projektu sugeruje, że ustawa jest bardziej o Instytucie Sztuki Filmowej niż o kinematografii. Wolałbym, by w tej ustawie kinematografia była wyraźniej zaakcentowana. Myślę, że akurat w tej ustawie potrzebna jest preambuła mówiąca o tym, dlaczego państwo ma wspierać przemysł, który powinien żyć własnym życiem. Oczywiście, natychmiast może pojawić się argument, że amerykański przemysł filmowy zaraz po zbrojeniowym daje największe dochody. Niestety, my nie możemy tego zrobić. Nie mogą tego zrobić również inne kraje europejskie i dlatego wspierają swój przemysł filmowy. Aby go wspierać, muszą wiedzieć, dlaczego to robią. Wydaje mi się, że na początku ustawy potrzebne jest jakieś wezwanie i wytłumaczenie tej kwestii. Być może mogłoby być ujęte w takim duchu: „Nasza droga Ojczyzna Rzeczpospolita Polska w dążeniu do rozwoju narodowej kinematografii, która zmierzając do przedstawienia naszej rzeczywistości jak również historycznej przeszłości, otwiera przed polskim widzem świat doznań i przeżyć, możliwy tylko w języku ojczystym”. Właśnie to jest najważniejsze. Możemy kupić wszystkie filmy, ale nie możemy kupić filmów, które opowiadają o nas naszym ojczystym językiem. Myślę, że widownia czeka na takie filmy. Wiedzą o tym najlepiej ludzie telewizji. Polskie filmy z powodzeniem konkurują z najnowszymi produkcjami amerykańskimi, pokazywanymi w telewizji. W ustawie o kinematografii chciałbym zaakcentować trzy kwestie. Należy wyraźnie powiedzieć, z jakiego źródła będą pochodzić środki mające wspierać kinematografię. Można to streścić do pytań: komu zabrać i komu dać? Chodzi o określenie tego, kto ma prawo do środków zgromadzonych przez Instytut Sztuki Filmowej. Rozumiem, że te środki byłyby przeznaczane nie na samą produkcję, ale na powstawanie projektów kinematograficznych, obejmujących scenariusz, obsadę, kosztorys filmu, porozumienie z dystrybutorem. Na taki cel, czyli na wytworzenie projektu, nikt nigdy nie da pieniędzy. Ostatnia, bardzo ważna sprawa dotyczy tego, co zrobić, by do kina trafiał wyprodukowany polski film, który nam się podoba i uważamy go za ważny. Są różne pomysły na ten temat, m.in. i taki, by otworzyć sieć kin studyjnych, artystycznych. Trzeba by obliczyć koszt takiego przedsięwzięcia. Wolałbym, abyśmy powiedzieli, że w jakiś sposób dopłacamy do wchodzącego na ekrany filmu, ponieważ chcemy, by ten film zbliżył się do polskiej widowni. Jest wystarczająca ilość kin, a jeśli ludzie zaczną do nich chodzić, to powstanie ich więcej. Wolałbym, abyśmy mieli do czynienia z jakimś systemem - w tym wypadku należałoby raczej coś dać niż zabrać.</u>
          <u xml:id="u-11.1" who="#AndrzejWajda">Przed wojną funkcjonował bardzo prosty system. Pokazując polski film, płaciło się inne podatki. Być może uda się wypracować jakiś system umożliwiający oglądanie wyprodukowanych filmów, z których jesteśmy zadowoleni, które chcemy widzieć i które mają spotkać się z widzem. W tej chwili wiele takich filmów próbuje znaleźć swoje miejsce w kinie, ale niestety nie jest to możliwe bez szczególnych dopłat i szczególnego wsparcia. Takie filmy giną i to nie dlatego, że nie chce ich oglądać widownia. Wśród ogromnego natłoku różnych filmów na naszych ekranach mają one po prostu małe szanse zaistnienia. Przez ostatnie 12 lat prawdziwym finansistą polskich filmów jest telewizja, która wspiera ich produkcję w wysokości 50%, a może nawet i w większym wymiarze. Głównie robi to telewizja publiczna. Wydaje mi się, że dla dobra kinematografii należałoby wykonać jakieś zabiegi, by we wspieranie polskich filmów włączyły się także inne stacje telewizyjne istniejące na polskim rynku. Wzorem może być Canal+, który wielokrotnie wspierał polskie filmy i pomagał polskiej kinematografii. Chodzi o to, by inne stacje telewizyjne również miały jakieś zobowiązania wobec polskiej kinematografii, by w swoim programie i produkcji znalazły miejsce na polskie filmy. Obawiam się Instytutu Sztuki Filmowej nie dlatego, że nie rozumiem potrzeby jego istnienia. Podoba mi się desperacja pana ministra Waldemara Dąbrowskiego w dążeniu do powołania Instytutu. Kinematografia potrzebuje jakiś desperackich kroków, by wreszcie mogła uporządkować swoje sprawy. Trzeba jednak pamiętać o tym, że na razie polska kinematografia jest finansowana z trzech źródeł. Pierwszym z nich jest telewizja - przede wszystkim publiczna. Drugim są banki. Prywatna produkcja jest wspierana przez prywatne pieniądze. Trzecim źródłem są szaleńcy, którzy próbują zrobić film za własne pieniądze. Każdy więc uważa film za swoją własność i w związku z tym Instytut Sztuki Filmowej nie będzie mógł rozporządzać tymi wszystkimi filmami. Telewizja ma swoją komisję scenariuszową, produkuje takie filmy, jakie chce. Trzeba wziąć pod uwagę te sprawy, by nie doszło do sytuacji, w której będzie Instytut, ale nie będzie przedmiotu jego działania, ponieważ filmy są czyjąś własnością. Polskie kino istnieje tak długo, jak długo istnieje przemysł filmowy. Powołało go do życia wiele osób uczestniczących w dzisiejszym posiedzeniu. Przemysł filmowy jest potrzebny do tego, by nasi młodzi koledzy spotkali się z ludźmi, których my nauczyliśmy robić filmy. Tylko w ten sposób młodzi reżyserzy mogą robić profesjonalne, dojrzałe filmy. Myślę, że trzeba podjąć wszystkie możliwe kroki, aby mogli istnieć ludzie polskiej kinematografii. W tej chwili nie robimy filmów o dużych nakładach i ci ludzie rozpierzchli się po świecie. Byłoby dobrze, gdyby pracowali dla polskiej kinematografii. Pragnę powiedzieć, że całym sercem popieram ideę tej ustawy. Jest już ostatni moment na to, by umożliwić polskiej kinematografii spełnienie oczekiwań, o których we wstępie swojego wystąpienia przypomniał pan minister Waldemar Dąbrowski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-12">
          <u xml:id="u-12.0" who="#ZbigniewŻmigrodzki">Intencje projektodawców ustawy są mi znane i oczywiście je popieram. Uważam, że zmiany w kinematografii są potrzebne, ale chciałbym, by przy ich wprowadzaniu nie zostały pominięte pewne kwestie. Pierwsza sprawa to opodatkowanie biletów kinowych stawką 2 proc. Oczywiście, osłabi to podmioty ekonomicznie. Pamiętajmy o tym, że obecnie w Polsce funkcjonuje 200 kin w układzie kin samorządowych. Kiedyś te kina były kinami silnymi, a dzisiaj są bardzo słabe ekonomicznie - szczególnie w dużych miastach. W Polsce funkcjonuje ponad 400 kin w domach kultury, które również są bardzo słabe ekonomicznie. Będą musiały zapłacić ów dwuprocentowy podatek. Ten wydatek będzie jeszcze bardziej uciążliwy, gdyż należy pamiętać również o tym, że zostanie wprowadzony podatek VAT (prawdopodobnie w wysokości 7%) od ceny biletu kinowego. Podatek VAT spowoduje, że ów dwuprocentowy narzut będzie w części podatkiem od podatku. Pragnę zwrócić uwagę na to, że ustawa nie określa wyraźnie praw, które dotyczą instytucji samorządowych. Jest w niej bardzo dużo zapisów odnoszących się do instytucji państwowych. Trzeba jednak pamiętać o owych 200 podmiotach, o których mówiłem wcześniej. Przecież nie będzie innej ustawy o kinematografii, a więc warto, by kina samorządowe (o wartości kilku miliardów złotych) miały jasne prawa, wynikające z tej ustawy. Ustawa musi się także zająć np. kwestią prywatyzacji instytucji samorządowych. To druga bardzo ważna sprawa. Trzecia sprawa wiąże się z kinami, które może mnie mniej dotyczą, gdyż moje stowarzyszenie ma ograniczoną ilość multipleksów. Opodatkowanie biletu powoduje pewną płatność na rzecz funduszu. Czy zainwestowanie w polską produkcję kinematograficzną dokonane przez dystrybutora filmowego, kino czy sieć kin może być traktowane jako udział w finansowaniu polskiej kinematografii? Czy zapis tego typu nie powinien znaleźć się w ustawie? W przypadku dużych firm wchodziłyby w grę dość znaczne sumy.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-13">
          <u xml:id="u-13.0" who="#JanBudkiewicz">Dzisiaj jest dzień Trzech Króli, symbolu mądrości, szczerości i dobroci monarchów. Moim zdaniem, mimo radosnych i pełnych optymizmu słów pana ministra, dzisiejszego dnia nie da się zaliczyć do święta radosnego. Uważam, że panujący zaproponowali nam dar, który mimo szczerozłotych zapewnień jest erzacem wyobraźni, logiki i poczucia odpowiedzialności. Związkowcy, społecznicy kultury z całego kraju kilka razy wypowiadali się w trakcie tworzenia projektu ustawy. W naszych opiniach, przekazywanych zresztą Komisji Kultury i Środków Przekazu, odrzucaliśmy projekt ustawy w całości z powodu złej filozofii tej ustawy. Chodzi o centralistyczną koncepcję zarządzania - rodem z lat pięćdziesiątych. Udowadnialiśmy to, cytując ustawę z 1951 o Centralnym Urzędzie Kinematografii. Przyjęto filozofię władztwa decyzyjno-finansowego, formę burzenia dorobku i budowania nowej instytucji na gruzach innych. Tym samym zlekceważono twórczą inicjatywność istniejących i dobrze pracujących instytucji. Przez niejasne stwierdzenia stworzono podstawy do personalnych układów i możliwość korupcji. W projekcie nie ma promocji polskiej i europejskiej produkcji filmowej. Informowaliśmy o tym rząd, komisję sejmową i senacką. Nie akceptując kolejnego projektu resortu przygotowaliśmy projekt społeczno-związkowy. W końcu listopada ub. roku złożyliśmy go na ręce pana posła Zdzisława Podkańskiego - wiceprzewodniczącego Komisji Kultury i Środków Przekazu. Ten projekt jest bliski temu, co na początku ubiegłego roku chciało osiągnąć Stowarzyszenie Filmowców Polskich. Nie wiadomo, dlaczego Stowarzyszenie zrezygnowało ze swoich dążeń. W projekcie społecznym jest instytut, ale bez uprawnień władczych. Instytut ma być ważną (ale jedną z wielu) instytucją filmową w Polsce. Pragnę sprostować stwierdzenie, że przez wiele lat nie było rządowego projektu ustawy o kinematografii. W latach 1993–1997 debatowaliśmy nad projektem rządowym - zresztą z udziałem pana prezesa Jacka Bromskiego. Niestety, nie udało się zakończyć prac nad ustawą. W sensie myślowym warto wracać do wcześniejszych prób tej regulacji. Ustawa ma służyć nie tylko jednej instytucji czy poszczególnym osobom - lecz całej kinematografii. Osobiście wyrażam pogląd, że przedłożony projekt nie daje szansy polskiej kinematografii. Daje szansę jedynie instytucji, a w ten sposób nie przybędzie środków. Będą one na obecnym (lub podobnym) poziomie. Przed chwilą pan Andrzej Wajda mówił o podobnym stylu myślenia, tzn. o tym, że jest nam potrzebna ustawa o kinematografii. Zwracam się z wnioskiem o przyjęcie zapisów, zawartych w projekcie społecznym, rzetelnie przygotowanym przez wiele osób - także prawników i ekonomistów. Korzystaliśmy z doradztwa wybitnych osób, aby w ustawie zostały zachowane walory, które ma i powinna mieć polska kinematografia.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-14">
          <u xml:id="u-14.0" who="#JerzyWenderlich">Na razie nie widzę zgłoszeń, a na zasadzie ad vocem chęć zabrania głosu wyraża pan prezes Jacek Bromski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-15">
          <u xml:id="u-15.0" who="#JacekBromski">Stowarzyszenie Filmowców Polskich z niczego nie zrezygnowało. Po prostu uznaliśmy, że projekt rządowy powinien jak najszybciej znaleźć się w komisji sejmowej, aby przybrać kształt satysfakcjonujący wszystkich. Będziemy nad tym pracować. Pamiętam, że przeciwko projektowi rządowemu z 1992 lub 1993 roku z trybuny sejmowej bardzo mocno występował pan poseł Jan Budkiewicz.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-16">
          <u xml:id="u-16.0" who="#ZdzisławPodkański">Myślę, że historię tego znanego wszystkim tematu można zamknąć następująco. Zarówno wśród posłów jak i wśród ludzi związanych z kinematografią nie ma osoby, która uważałaby, że ustawa jest niepotrzebna. Wszyscy jesteśmy przekonani o tym, że mamy coraz mniej czasu na jej uchwalenie. Brak tej ustawy w konsekwencji przyniesie nieobliczalne, negatywne skutki nie tylko dla sztuki filmowej. Pan Andrzej Wajda powiedział, że jest to projekt ustawy bardziej o Instytucie Sztuki Filmowej niż o kinematografii. Podobnego stwierdzenia użyłem w trakcie debaty sejmowej przy pierwszy czytaniu projektu rządowego. Do obecnego ministra kultury - pana Waldemara Dąbrowskiego nikt nie ma pretensji o to, że ten projekt został przedłożony w takiej wersji. Po prostu powstała taka wizja rozwiązania. Poza tym rozmawiałem z panem ministrem w momencie ukazania się projektu rządowego. Wtedy pan minister powiedział mniej więcej to samo, co dzisiaj mówią osoby zabierające głos w dyskusji. Panu ministrowi zależy przede wszystkim na tym, aby jego koncepcja ustawy o kinematografii trafiła do Sejmu i by nie powtórzyło się to, co stało się z poprzednimi projektami. Był już taki moment, w którym mieliśmy kompletny zestaw projektów ustaw regulujących cały ustrój w kulturze. Niestety, nie udało nam się przeforsować w Sejmie niektórych ustaw. Ustawa o kinematografii była bardzo bliska uchwalenia. Zabrakło nam jedynie 2–3 miesięcy. W tym czasie byłem ministrem i wiem, jak przedstawiała się sytuacja. Był wtedy projekt rządowy i projekt społeczny. Niezależnie od tego, kto był ministrem kultury, zawsze istniał spór wokół tej ustawy. Nie jest to zatem ani nic dziwnego ani nowego. Różnego rodzaju napięcia i dyskusje miały miejsce także w innych środowiskach - np. wśród muzealników, bibliotekarzy. Dlaczego miałoby nie być dyskusji i różnicy zdań wśród ludzi związanych ze sztuką filmową? Projekt społeczny został złożony do laski marszałkowskiej przez klub parlamentarny PSL. Stało się tak dlatego, że zależało nam na czasie. Projekt społeczny jest szerszy i uważam, że znajdzie szereg zwolenników, a przynajmniej zwolenników niektórych zaproponowanych rozwiązań. Aby doprowadzić do uchwalenia ustawy, do osiągnięcia jakiegoś consensusu, potrzebujemy porozumienia, zgody i szybkiego tempa prac. Jeśli podkomisja przygotuje projekt, a wywoła on pewne niezadowolenie, to dyskusja z powrotem przeniesie się na forum Komisji. Jeśli i w tym gronie nie osiągniemy consensusu, to projekt ustawy przepadnie w drugim czytaniu. Swoje wystąpienie chciałbym zakończyć konkretnym wnioskiem. Pragnę prosić przewodniczącego Komisji oraz posłów o to, byśmy zwrócili się do pana marszałka Marka Borowskiego o przyśpieszenie wydrukowania i czytania projektu społecznego. Proponuję skierować oba projekty do podkomisji i szybko wziąć się do pracy. Do prac w podkomisji proponuję zaprosić także przedstawicieli tej grupy społecznej, która przedłożyła swoją wersję ustawy o kinematografii. Wiadomo, że w tych pracach będzie brać udział minister kultury i jego służby. Sądzę, że osiągniemy porozumienie, choć temat jest bardzo trudny.</u>
          <u xml:id="u-16.1" who="#ZdzisławPodkański">Łatwiej byłoby się nim nie zajmować, ale oficjalnie pragnę zgłosić gotowość pracy w podkomisji. Dobrze się składa, że w naszej Komisji mamy także innych ministrów. Może warto spróbować połączyć nasze doświadczenia, by wreszcie doprowadzić do oczekiwanego rezultatu.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-17">
          <u xml:id="u-17.0" who="#IgnacySzczepański">Jestem reżyserem-dokumentalistą i przewodniczę Sekcji Filmu Dokumentalnego Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Stowarzyszenie Filmowców Polskich to ogromna społeczność, w której jest również liczne środowisko twórców filmu dokumentalnego. Zdziwienie więc budzi fakt, że projekt ustawy odnosi się głównie do jednego gatunku, tzn. filmu fabularnego. O takim przekonaniu środowisk spoza filmu fabularnego świadczy fakt, że jedna z uchwał grudniowego Zjazdu Stowarzyszenia Filmowców Polskich zawiera następujący apel: „Zjazd uważa, że ustawa o kinematografii powinna też w większym stopniu uwzględniać interesy środowisk twórców filmów dokumentalnych, animowanych oraz innych form krótkometrażowych”. To właśnie z filmów dokumentalnych świat dowiadywał się o Polsce. Widzowie Europy (i nie tylko) o Warszawie roku 1945 dowiedzieli się z filmu pt. „Suita warszawska” Tadeusza Makarczyńskiego. „Wieliczka” Jarosława Brzozowskiego w 1946 roku zdobyła Grand Prix na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes. Była to pierwsza po wojnie nagroda dla polskiego filmu. Rok później, na tym samym festiwalu, pierwszą nagrodę otrzymała „Powódź” Jerzego Bossaka. Były to filmy robione w Warszawie przy ul. Chełmskiej i w Łodzi przy ul. Kilińskiego. Żaden inny gatunek nie zdobył tylu nagród dla polskiej kinematografii co właśnie film dokumentalny. Film Marcela Łozińskiego został nominowany do „Oskara”. Często film dokumentalny jako pierwszy obrazował i wyciągał wnioski z dramatu naszej rzeczywistości - w 1956 roku, w 1970 roku, w roku 1980 i 1981. Tematy z Polskiej Kroniki Filmowej funkcjonowały w krajach zagranicznych. Filmy dokumentalne tworzyli najwybitniejsi polscy reżyserzy, zanim objawili się jako twórcy filmów fabularnych. Mimo ogromnego dorobku fabularnego Stanisław Różewicz do dzisiaj realizuje dokumenty. Od tego gatunku zaczynał swoją twórczość Andrzej Munk i Krzysztof Kieślowski. To właśnie filmy dokumentalne rozsławiły tych twórców. W uzasadnieniu projektu znajduje się następujące sformułowanie: „Ustawa przewiduje, że w finansowaniu kinematografii znacząco zwiększy się rola prywatnych podmiotów gospodarczych, mających film za podmiot swojej działalności, i które z obrotu filmami czerpią poważną część swoich dochodów”. Prywatny podmiot gospodarczy będzie czerpał poważną część dochodów z produkcji filmów fabularnych i z obrotu nimi. Realizacja filmów dokumentalnych najczęściej wynika z pobudek innych niż zysk. W swojej pracy dyplomowej złożonej na wydziale reżyserii w 1968 roku Krzysztof Kieślowski napisał: „Współczesna sztuka coraz częściej posługuje się środkami audiowizualnymi, one doprowadzają do zmian w sposobie myślenia. Mimo to nie wierzę, że komiksy zastąpią książki”. Chciałoby się wierzyć, że ustawa i utworzony na jej podstawie Instytut Sztuki Filmowej, wcielając w życie politykę kulturalną państwa w dziedzinie kinematografii, nie pominą filmu dokumentalnego.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-18">
          <u xml:id="u-18.0" who="#KazimierzUjazdowski">Pragnę zadać tylko jedno pytanie dotyczące „Rozdziału 6” projektu ustawy. Sens tego rozdziału rozumiem w sposób następujący. Skoro rząd uważa, iż prawo powinno otwierać drogę wcieleniu państwowych instytucji filmowych do Instytutu, to myślę, że istnieje już jakaś wstępna ocena dotycząca tego, które państwowe instytucje filmowe powinny być wcielone. Prawa nie stanowi się przecież w zupełnej abstrakcji. Które instytucje filmowe, zdaniem pana ministra, na pewno powinny być inkorporowane do Instytutu Sztuki Filmowej? Ja również chciałbym brać udział w pracach podkomisji. Pragnę prosić, by Komisja oraz podkomisja otrzymała pełną, wnikliwą ocenę stanu majątkowego państwowych zespołów filmowych, wykraczającą poza 2–3 zdania zamieszczone w uzasadnieniu projektu ustawy.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-19">
          <u xml:id="u-19.0" who="#DariuszJabłoński">Krajowa Izba Producentów Audiowizualnych jest jedyną organizacją samorządu gospodarczego tej branży. Żałuję, że pan minister zapomina o tym, że kultura audiowizualna ma wymiar nie tylko twórczy, ale również i gospodarczy. Takie podejście do rzeczywistości filmowej znajduje odzwierciedlenie w przedłożonym projekcie. Jest ono zupełnie odmienne od podejścia krajów Unii Europejskiej. W 2001 roku Krajowa Izba Producentów Audiowizualnych sformułowała główne cele nowej ustawy o kinematografii. Próbowaliśmy dochodzić do tego przez kompromis środowiskowy. Wśród tych celów wymieniliśmy: zagwarantowanie wsparcia finansowego dla debiutów i filmów o szczególnym znaczeniu dla polskiej kultury, wprowadzenie systemu instrumentów podatkowych preferujących polską kinematografię, zagwarantowanie wpływu środowiska na zarządzanie kinematografią, zagwarantowanie wpływów z prywatyzacji instytucji filmowych dla kinematografii, stworzenie systemu współfinansowania projektów kinematograficznych przez stacje telewizyjne. Pod tak zarysowanym projektem podpisały się wszystkie organizacje środowiska filmowego - Stowarzyszenie Filmowców Polskich, ZASP, Stowarzyszenie Dystrybutorów Filmowych, Stowarzyszenie Niezależnych Dystrybutorów Polskich, Stowarzyszenie „Kina Polskie” i oczywiście Krajowa Izba Producentów Audiowizualnych. Przygotowany przez nas projekt ustawy o kinematografii został przekazany do ministra kultury, a nasi przedstawiciele uczestniczyli w programie konsultacji. Na początku bieżącego roku istniał projekt spełniający oczekiwania środowiska twórców, producentów, podmiotów prowadzących kina i zajmujących się dystrybucją filmową. Projekt był oparty nie na dominacji jakiegoś sposobu myślenia, lecz na wspólnym myśleniu o polskim filmie. W imieniu Izby muszę powiedzieć, że z ogromnym żalem stwierdzamy, iż po dokonaniu kolejnych zmian rozpatrywany w tej chwili projekt w bardzo nieznacznej części realizuje oczekiwania, potwierdzone przez wszystkie organizacje. Jeszcze gorsze jest to, że wprowadzone rozwiązania, których celem jest osiągnięcie rezultatów zgodnych z naszymi oczekiwaniami. Są jednak niejednoznaczne, a nawet niebezpieczne. W praktyce mogą przynieść efekty zupełnie odmienne od oczekiwanych. Od 15 lat żyjemy w rzeczywistości, w której nie ma twórczości filmowej bez małych i średnich przedsiębiorstw, bez tych, którzy biorą na siebie ryzyko tej twórczej drogi. Jest to również ryzyko gospodarcze, ponieważ ktoś musi odpowiadać za tak duże obciążenia i ogromne kwoty. Rzeczywiście, kraje Unii Europejskiej wspierają swoją kulturę audiowizualną. Moi przedmówcy przemilczeli jednak to, że to wsparcie jest realizowane wyłącznie przez małe i średnie przedsiębiorstwa. Dostępne w tej chwili środki dla polskich przedsiębiorstw dotyczą tylko małych i średnich przedsiębiorstw. Nie są one dostępne dla twórców. 1 maja br. polskie małe i średnie przedsiębiorstwa wejdą do wielkiego akwenu, w którym będą się ścigały z rekinami, czyli przedsiębiorstwami, które od wielu lat funkcjonują w tym systemie. Czy w przedłożonej ustawie jest chociaż cień myślenia o małych i średnich przedsiębiorstwach? Naszym zdaniem nie ma.</u>
          <u xml:id="u-19.1" who="#DariuszJabłoński">Instytut staje się centralną organizacją, która nie tylko ma dofinansowywać produkcję filmową. W ustawie natomiast nie jest zapisane, że Instytut nie może produkować, a o taki zapis wielokrotnie apelowaliśmy. Dla wszystkich zrozumiałe jest to, że instytucja mająca wspierać i dofinansowywać działania na rynku sama nie może na nim działać. Byłoby to zaprzeczeniem jakiejkolwiek konkurencji gospodarczej. Bardzo niepokoi nas brak ujęcia w ustawie spraw finansowania. Jest w niej mowa o środkach z budżetu państwa (w tej chwili pozostają one w dyspozycji ministra kultury), o środkach pochodzących z gier liczbowych oraz o niewielkich pieniądzach pobranych z kin, które borykają się z ogromnym zalewem obcego kapitału. Widzimy też bardzo niewielkie środki pochodzące z obrotu kasetami wideo, który praktycznie już nie istnieje. Tworzymy więc wielką instytucję bez zapewnienia jej finansowania. Naszym zdaniem, ciągle jeszcze istnieje możliwość kompromisu środowiskowego, w którym dystrybutorzy, kina oraz stacje telewizyjne partycypowałyby w tych obciążeniach, ale w zamian za to środowisko autorów ograniczyłoby swoje oczekiwania tantiemowe. Istnieje taka możliwość społecznego kompromisu i wielokrotnie o niej mówiliśmy. Wydaje nam się, że wszyscy uczestnicy rynku są gotowi o tym rozmawiać, ale niestety ministerstwo nie podjęło tego tematu. Mija się z celem budowanie takiej organizacji jak Instytut Sztuki Filmowej tylko po to, by wszystko było w rękach ministra. Prościej jest na Węgrzech. Minister daje duże pieniądze z budżetu i ma władzę. Nie widzimy sensu w budowaniu instytucji, która zbiera pieniądze z rynku, a władzę oddaje w ręce ministra. Środowisko jest w stanie podpowiedzieć, jak wydawać te pieniądze, by ich nie marnować. Z żalem muszę powiedzieć, że przedłożony projekt nie może być poparty przez Krajową Izbę Producentów Audiowizualnych. Wobec konieczności pilnego stworzenia aktu prawnego nadal jesteśmy gotowi uczestniczyć w pracach nad projektem ustawy i liczymy na to, że Komisja zechce uwzględnić w tych pracach zgłoszone przez nas uwagi i wnioski. Zwracam się z gorącą prośbą o możliwość wzięcia udziału w tych pracach jako organ doradczy, reprezentujący jedyny samorząd gospodarczy tej branży.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-20">
          <u xml:id="u-20.0" who="#KonradSzołajski">W dzisiejszym posiedzeniu uczestniczą także przedstawiciele innych organizacji reprezentujących nasze środowisko. Jest nam przykro, że pan minister odwołuje się do formuł, które trącą dawną epoką. Jedną z nich zacytuję: „jedyna prawdziwa reprezentacja środowiska - Stowarzyszenie Filmowców Polskich”. To po prostu nieprawda, gdyż jest kilka innych organizacji. Przed chwilą mówił pan Dariusz Jabłoński i mam nadzieję, że wypowiedzą się także inni koledzy. Dla dobra dyskusji, dobra ustawy i kinematografii musimy sobie mówić prawdę. Wydaje mi się, że pan minister Waldemar Dąbrowski wykazał ogromną energię w staraniach o to, by ustawa znalazła się w Sejmie. Mówię to z pełnym uznaniem. Po wielu miesiącach negocjacji, konsultacji itd. w końcu udało nam się spotkać w tej sali. Jednocześnie wyrażam żal z tego powodu, że negocjacje i konsultacje doprowadziły do takiego kształtu ustawy, który nie odpowiada większości z nas. W listopadzie ub. roku w lokalu Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich przy ul. Foksal odbyło się spotkanie, w którym poza Stowarzyszeniem Filmowców Polskich wzięli udział przedstawiciele wszystkich organizacji istniejących w kinematografii. Ministra kultury reprezentował pan minister Rafał Skąpski. Większość osób bardzo krytycznie odniosła się do kształtu ustawy. Zaledwie kilka mówiło o tym, że warto pracować nad tym projektem, ale nie w obecnym kształcie. Posłowie powinni wziąć pod uwagę ten głos społeczny. Nie chodzi przecież o to, by nas uszczęśliwić czymś, czego nie chcemy i co nie będzie działało. Chodzi o stworzenie ustawy, która rzeczywiście podniesie kinematografię i będzie współtworzyła istotny element kultury narodowej. Kilka słów na temat filozofii przedłożonej ustawy. Wcześniej odnosiłem wrażenie, że mam do czynienia ze złośliwymi komentarzami, nazywającymi tę ustawę „koreańską”. W ten sposób wypowiadał się przedstawiciel „Solidarności”, który powiedział, że ten projekt przypomina mu Kim Ir Sena. Były głosy mówiące o podobieństwie projektu do ustawy z lat pięćdziesiątych. Jeśli słyszę od pana ministra, że jedyną prawdziwą reprezentacją środowiska jest Stowarzyszenie Filmowców Polskich i pan Jacek Bromski, który był jedynym kandydatem na funkcję prezesa tej organizacji, to przypomina mi się zjazd w Wiśle, w którym oczywiście nie uczestniczyłem, ale o nim czytałem. Sytuacja wydaje mi się zabawna, gdyż trudno podchodzić poważnie do takich wypowiedzi. Przedstawiony projekt można by uzupełnić tylko o jeden zapis, mówiący o tym, że Stowarzyszenie Filmowców Polskich jest jedyną reprezentacją, która ma prawo wypowiadać się. I w zasadzie na tym można by zamknąć dyskusję. Myślę, że pan minister powinien traktować środowisko filmowe jak ludzi dorosłych. Naprawdę mam wielkie uznanie dla starań pana ministra o to, byśmy mieli pieniądze, byśmy mogli robić filmy. Trzeba powiedzieć, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy coś drgnęło w kinematografii. Pojawiły się środki i zaczęliśmy realizować filmy. Jednak myślę, że nasz głos powinien być uważnie wysłuchiwany i nieodbierany jako głos marudzących dzieci. Musimy być traktowani jak ludzie, którzy wiedzą, jak funkcjonuje kinematografia. Z wielkim zainteresowaniem wysłuchałem wypowiedzi pana Andrzeja Wajdy, który w niesłychanie delikatny sposób skrytykował ten projekt. Pan Andrzej Wajda wskazał na to, że projekt nie zawiera najważniejszych elementów. W tej chwili ograniczę swoją wypowiedź jedynie do kilku bardzo konkretnych i niesłychanie istotnych punktów, znajdujących się w projekcie ustawy. Uważamy, że nie powinny się one znaleźć w ustawie, uchwalonej przez ten Sejm. Nie może być tak, by ta ustawa oddawała w ręce ministra całą władzę nad kinematografią.</u>
          <u xml:id="u-20.1" who="#KonradSzołajski">Nie chodzi o to, czy mamy, czy nie mamy zaufanie do Ministerstwa Kultury lub do obecnego ministra. Z tego, co działo się z tym ministerstwem, łatwo wysnuć wniosek, że za kilkanaście miesięcy może być inny minister kultury, który będzie miał zupełnie inny pogląd na sprawy kinematografii. Pragnę państwu uświadomić, że był moment, w którym kinematografia w ogóle nie miała pieniędzy. Półtora roku temu na naszym koncie praktycznie nie było środków i nie robiliśmy filmów. W Polsce bez pomocy państwa właściwie nie powstają żadne filmy - zwłaszcza filmy dokumentalne, artystyczne, o które dopominał się pan dyrektor Ignacy Szczepański. Dodam, że kwotę 5 milionów złotych rocznie stanowią pieniądze, jakie pozyskują państwowe studia filmowe ze sprzedaży licencji na dystrybucję filmów. W tamtym czasie przeznaczano taką kwotę na całą kinematografię, czyli na sam „jałowy bieg” wydawano tyle samo, ile przeznaczano na wsparcie wszystkiego, co istnieje w kinematografii. Taki jest właśnie mechanizm działania państwowych organizmów w kinematografii. Przestrzegam przed sposobem myślenia, zgodnie z którym stworzona wielka i wspaniała struktura od razu wygeneruje film. Tak się nie stanie, gdyż owa struktura na „jałowym biegu” będzie zjadała wszystkie pieniądze, a nie będzie ich więcej. Zgodnie ze sporządzonymi symulacjami te środki będą wynosiły około kilkunastu milionów złotych i to tylko wtedy, gdy rzeczywiście zapłacą kina i dystrybutorzy. Obawiam się skutecznego lobbingu tego środowiska, które w efekcie może zablokować uchwalenie tej ustawy albo doprowadzić do wykreślenia niekorzystnych dla niego zapisów. Nie rozumiem, dlaczego ministerstwo wycofało się z rozwiązania problemu telewizji. We wszystkich ustawach krajów europejskich telewizja jest podstawowym współfinansistą produkcji filmowej. Licencji na nadawanie programu telewizyjnego na terenie każdego kraju europejskiego udziela się pod warunkiem współfinansowania kinematografii przez nadawców. Takie rozwiązanie funkcjonuje w całej Europie. Działało także w Polsce - w taki sposób funkcjonował Canal+. W wyniku nieszczęśliwych zbiegów okoliczności Canal+ zmienił swoje działanie i w tej chwili już nie finansuje produkcji filmowej. Nie musi tego robić żaden podmiot telewizyjny w Polsce - nawet telewizja publiczna. Teraz telewizja publiczna produkuje głównie telenowele, gdyż jest podmiotem gospodarczym, rozliczanym z tego, jaki przynosi zysk, a nie z tego, jak współfinansuje kulturę narodową. Zgodnie z prawem zarząd TVP S.A. finansuje tylko to, co przynosi krótkoterminowy zysk. Jeśli posłowie nie wezmą pod uwagę faktu, że bez telewizji nie da się robić filmów, to nie rozwiążemy owej kwadratury koła. W licencjach dla telewizji komercyjnych musi być wpisany warunek łożenia na kulturę narodową. W projekcie ustawy bardzo zawile sformułowano kwestię przekształcania obecnie istniejących podmiotów państwowych i wchłaniania ich przez Instytut Sztuki Filmowej. Dalsze funkcjonowanie tych instytucji przedstawia się bardzo tajemniczo. Obawiamy się, że cały projekt ustawy zmierza do tego, aby zrobić bardzo wiele po to, by nic się nie zmieniło. Pan minister chce nam dać skrzydło pałacu przy Krakowskim Przedmieściu, w którym w tej chwili jest Departament Filmu, a będzie Instytut Sztuki Filmowej.</u>
          <u xml:id="u-20.2" who="#KonradSzołajski">A więc dalej będą istniały instytucje, „zjadające” 5 milionów złotych rocznie, nadal będzie istniało skrzydło pałacu, w którym mieści się Departament Filmu, nie będzie więcej pieniędzy i będziemy stali dokładnie w tym samym miejscu co dzisiaj. Nie będzie jednak filmów, o których mówił pan Andrzej Wajda.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-21">
          <u xml:id="u-21.0" who="#MaciejSiatkiewicz">Ostatnio zajmuję się pisaniem scenariuszy, wcześniej przez prawie 20 lat pracowałem w strukturach polskiej kinematografii fabularnej. W ubiegłym roku wyprodukowano w Polsce fabularny film animowany. Aby nie robić kryptoreklamy, nie podam jego tytułu. Miałem szansę obserwować, jak powstaje ten film. Powstał w trzecim roku produkcji film pt. „Gdzie jest Nemo?”. Tak się stało, że oba filmy musiały spotkać się na ekranach kin. Film „Gdzie jest Nemo?” został zrealizowany za blisko 100 milionów dolarów przez 400 operatorów komputerów na 600 komputerach. Film, którego tytułu nie wymieniam, został wyprodukowany w ciągu roku a jego budżet wyniósł 1,2 miliona złotych, czyli 300 tysięcy dolarów. Tyle mniej więcej kosztowałyby napoje w filmie „Gdzie jest Nemo?”. Obydwa filmy musiały spełnić pewne podobne parametry, tzn. metraż, długość itd. Moje słowa może potwierdzić pan Cezary Pazura, który zgodził się użyczyć głosu jednemu z bohaterów. Film „Gdzie jest Nemo?” idzie przez ekrany, wysysając z kin nie tylko widzów, ale chyba nawet i krzesła. W ciągu miesiąca obejrzało go prawie milion widzów. Musiał się z nim zderzyć polski film, a jest to zderzenie z czymś większym od góry lodowej. Chociaż nasz film został bardzo życzliwie i ciepło przyjęty przez dzieci na premierze zorganizowanej przez dystrybutora, to niestety może jedynie „z honorem lec”. Dystrybutor na pewno nie wyłoży już żadnych pieniędzy na wsparcie polskiego filmu. Film, o którym mówię, naprawdę nie ma szansy obronić się, gdyż musi już konkurować z „Władcą pierścieni”, a za chwilę z filmem „Shrek II”. Taka zbitka nikomu nic dobrego nie wróży. Apeluję o to, by zrobić wszystko, aby pomóc panu ministrowi Waldemarowi Dąbrowskiemu w przeprowadzeniu przez Sejm tej ustawy. Jest to ostatni moment, w którym jeszcze możemy porzucić spory o to, czy Stowarzyszenie Filmowców Polskich jest właściwą reprezentacją czy też nie. Między innymi właśnie i takie spory sprawiły, że przez kilkanaście lat projekt ustawy nie mógł wejść do parlamentu. Zróbmy wszystko, aby uchwalić tę ustawę. Są w niej zapisy, które pozwolą żyć polskiemu filmowi - chociaż nie w tak luksusowych warunkach, jakie mają filmy amerykańskie. Pragnę jeszcze zwrócić się z gorącą prośbą do posłów, którzy będą pracowali w podkomisji. Chodzi o trudną sprawę podatków. Proszę zastanowić się nad tym, czy w procesie rozpowszechniania jest szansa na pomoc polskiemu filmowi poprzez zróżnicowanie opodatkowania podmiotów, które będą zajmowały się tym filmem.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-22">
          <u xml:id="u-22.0" who="#WaldemarDąbrowski">Bardzo dziękuję za wszystkie uwagi, także uwagi krytyczne i dotyczące fundamentalnych zagadnień - np. przyjętej filozofii tej ustawy. Wszystkie uwagi pokazują, że w dalszym ciągu istnieje ogromny obszar braku porozumienia w sprawie ustawy. Jestem przekonany, że w głównej mierze wynika to z faktu nieznajomości tekstu przedłożonego przez rząd. Powtarzam, że projekt jest wynikiem naszej rocznej pracy. Być może w grę wchodzi jakieś zaburzenie komunikacji, gdyż rozmawiamy ze sobą niemal nieustannie. Pan Andrzej Wajda z pewnością ma rację mówiąc, że projekt można zapisać językiem, który bardziej będzie mówił o kinematografii, a mniej koncentrował się na konkrecie, który jedynie zespala cztery podstawowe obszary, o których mówiłem. Czy nie mówimy o kinematografii, jeśli zapisujemy następujące słowa: „inspirowanie i wspieranie rozwoju wszystkich gatunków i rodzajów polskiej twórczości filmowej, przygotowania projektów filmowych, produkcji, dystrybucji, rozpowszechniania oraz upowszechniania kultury filmowej”? Czym jest kinematografia, jeśli nie sumą tego, co zawarto w cytowanym zdaniu? O czym mówi następujące zdanie: „wspieranie działań mających na celu tworzenie warunków powszechnego dostępu do dorobku polskiej i światowej, w tym zwłaszcza europejskiej sztuki filmowej”? Czym innym jest ten zapis, jeśli nie świadectwem woli działania na rzecz budowania kultury filmowej społeczeństwa poprzez zagwarantowanie mu dostępu do najświetniejszych dzieł kultury filmowej. Bez komentarza pozostawiam kolejny zapis: „wspieranie rozwoju artystycznego młodych twórców filmowych”. Długo mógłbym mówić o kolejnych zapisach:</u>
          <u xml:id="u-22.1" who="#WaldemarDąbrowski">„4) promocja polskiej twórczości filmowej;</u>
          <u xml:id="u-22.2" who="#WaldemarDąbrowski">5) tworzenie warunków do rozwoju polskiej produkcji filmowej”.</u>
          <u xml:id="u-22.3" who="#WaldemarDąbrowski">Pan Konrad Szołajski z niepokojem mówi o stanie finansów kinematografii polskiej, a co pan Konrad Szołajski mówił w roku 2002, gdy na polską kulturę filmową mieliśmy mniej środków niż Słowenia? Ostatnią dekadę w kinematografii można przedstawić jako linię dramatycznie biegnącą w dół. Kiedy odchodziłem ze stanowiska szefa kinematografii, dla polskiego filmu mieliśmy około 20 milionów dolarów, a w roku 2002 niecałe 2 miliony dolarów. Rozumiem subtelności, o których państwo mówicie, ale nie zgadzam się z nimi. Pan Dariusz Jabłoński mówi o pięciu podstawowych liniach działania. Oświadczam, że cztery z nich w pełni odpowiada projektowana ustawa. Panu Dariuszowi Jabłońskiemu po prostu nie odpowiada forma Instytutu jako państwowej osoby prawnej. Gdyby ta sama instytucja była fundacją, to odpowiadałaby panu prezesowi. Różnica między nami polega na tym, że ja ponoszę konstytucyjną odpowiedzialność za pieniądz publiczny. Pana Dariusza Jabłońskiego cechuje lęk przed kolejnym ministrem, który nie będzie miał tak dużego serca dla kina jak ja. Różnica tkwiła w tym, że ja musiałem podjąć decyzję. Jest ona taka, jaką przedkładam Sejmowi. Nadal mamy szansę na wspólną pracę. Nie przeciwstawię się żadnej wartościowej propozycji. Liczę na to, że przedłożony przez nas projekt ustawy będzie doskonalony w ramach kultury parlamentarnej. Chodzi mi jedynie o to, byśmy nie wyczerpywali swojej energii na rozmowy o lękach, gdyż było dużo czasu na ich rozwianie.</u>
          <u xml:id="u-22.4" who="#WaldemarDąbrowski">Nie chciałem nikogo urazić mówiąc, że Stowarzyszenie Filmowców Polskich jest dla mnie organizacją najbardziej reprezentatywną. Należy do niej również pan Konrad Szołajski, tak jak inni ludzie polskiego filmu. Pan Dariusz Jabłoński ma rację stwierdzając, że Krajowa Izba Producentów Audiowizualnych głębiej jest osadzona w rzeczywistości rynkowej. Film jest specyficzną dziedziną, w której należy wyważyć akcenty i niejasne granice między sztuką a rzeczywistością. Mamy jeszcze możliwość rozmowy o wszystkich nurtujących nas sprawach. Jak jednak można rozumieć stwierdzenie o centralistycznym molochu, którym dysponuje minister, jeśli na czele Instytutu stoi dziewięcioosobowa rada z sześcioma przedstawicielami środowiska filmowego? Jeśli przełożymy to na język kodeksu handlowego, to stojąca na czele Instytutu rada jest po prostu radą nadzorczą, która określa strategię działania, a zarząd operacyjny oczywiście musi być w rękach jednej osoby. Przecież jest to elementarz teorii zarządzania. Nie może więc być mowy o żadnych centralistycznych ciągotach. Mamy do czynienia z nowoczesną konstrukcją, która spowoduje, że 50 utalentowanych i wykształconych osób codziennie będzie pracowało na rzecz pomyślności polskiego kina. Proszę mi powiedzieć, kiedy ostatnio były poważne polskie koprodukcje? Oczywiście, wyłączmy z tego Romana Polańskiego. Kiedy jakiś poważny producent amerykański zrealizował film w Polsce? Z kim zbudowaliśmy więzi, które pozwolą „naoliwić” polski przemysł filmowy i dać szansę egzystencji ludziom z zawodem filmowym? Chciałbym odpowiedzieć na pytanie pana posła Kazimierza Ujazdowskiego. Chodzi o wszystkie, czyli 22 instytucje filmowe poza Filmoteką Narodową. Instytut Sztuki Filmowej nie będzie się zajmował zagadnieniem prywatyzacji. Chodziło nam o rozwiązanie, które zagwarantuje to, że środki z prywatyzacji wpłyną do kinematografii. Gdyby te instytucje były prywatyzowane w obowiązującym stanie rzeczy, to wpływy z prywatyzacji poszłyby do ministra Skarbu Państwa. Kinematografia nie dostałaby z tego nic, podobnie jak nie miała nic na skutek rozstrzygnięć ustawy samorządowej. A tutaj mówimy o dość poważnych pieniądzach. Moim zdaniem, można to różnie rozwiązać. Instytut Sztuki Filmowej może być mniejszościowym udziałowcem tego, co zostanie sprywatyzowane i mieć stały dopływ pieniądza. Chodzi o zagospodarowanie kompletnie uśpionego potencjału, zupełnie niesłużącego kinematografii. Nie ma tu żadnego niecnego zamysłu. Tworzymy pewną strukturalną sytuację, która dzisiaj pozwala spojrzeć na majątek kinematografii polskiej i zastanowić się nad najbardziej efektywnym sposobem jego zarządzania z punktu widzenia interesu polskiej kultury filmowej, a właściwie z punktu widzenia interesu polskiego obywatela, dla którego kino było, jest - i mam nadzieję, że będzie - ważne. Powiedziałem, że ta ustawa odpowiada na 4 z 5 postulatów sformułowanych przez pana Dariusza Jabłońskiego. Nie jest to możliwe w wypadku piątego postulatu. Ustawa o kinematografii nie jest polem do określenia powinności telewizji wobec środowiska filmowego. Ta kwestia musi być rozstrzygnięta w ustawie o radiofonii i telewizji.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-23">
          <u xml:id="u-23.0" who="#DariuszJabłoński">Pragnę zabrać głos w trybie ad vocem. Jeśli to, co powiedział pan minister jest jedynie zapisem kierunku, to można przypuszczać, jak duża praca czeka posłów, by te intencje wprowadzić w życie. Jeśli jednak pan minister mówi o zarządzaniu przez radę środowiskową, której rola kończy się na wydawaniu opinii, to oczywiście stwierdzę, że nie jest to rada nadzorcza. Rozumiem, że posłowie są w stanie pochylić się nad tą kwestią i znaleźć szczęśliwsze rozwiązania przekształcania majątku państwowego. Chodzi o rozwiązania, które nie każą wciągać wszystkich instytucji do Instytutu Sztuki Filmowej, który później np. będzie produkował.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-24">
          <u xml:id="u-24.0" who="#KonradSzołajski">Na półkach Komisji Kultury i Środków Przekazu prawdopodobnie znajduje się nasz list, w którym pod koniec lat dziewięćdziesiątych wyraziliśmy ogromne zaniepokojenie stanem polskiej kinematografii. Powołaliśmy się na osiągnięcia pana ministra Waldemara Dąbrowskiego w czasie, gdy kierował tym obszarem. W swym piśmie sformułowaliśmy tezę o bliskim upadku przemysłu filmowego w Polsce. Wówczas przewodniczącym Komitetu Kinematografii był pan Tadeusz Ścibor-Rylski i do niego zwróciła się Komisja Kultury i Środków Przekazu. Komisja przekazała nam list, który uspokajał i stwierdzał, że wszystko przedstawia się dobrze, a będzie jeszcze lepiej. Po naszych zabiegach u pana ministra Andrzeja Celińskiego o uzyskanie odpowiedzi na pytanie o dalsze losy kinematografii czerwiec roku 2002 zaowocował konferencją prasową, na której publicznie stwierdziliśmy, że fikcją jest reforma kinematografii, którą przeprowadza pan minister. Tydzień później był już nowy minister kultury - pan Waldemar Dąbrowski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-25">
          <u xml:id="u-25.0" who="#MaciejStrzembosz">Bardzo chciałbym przyłączyć się do zachwytów nad obecnym ministrem kultury, ale niestety nie mogę tego uczynić. Wydaje mi się, że najważniejszą rzeczą świadczącą o działalności ministra są akty prawne. Ilość słów pięknie wypowiedzianych po polsku nie zmieni faktu istnienia tego, co jest zapisane na papierze. Mam wrażenie, że pan minister nie czytał własnego projektu. Mówienie o tym, że rada Instytutu Sztuki Filmowej jest radą nadzorczą, jest po prostu nadużyciem. Dyrektor Instytutu jest odwoływalny jednoosobowo - przez ministra kultury. Mówi o tym art. 22 ust. 5 i 6 projektu ustawy. Bardzo proszę pana ministra o przypomnienie sobie tych zapisów. Pan minister stwierdził, że curiosum stanowi istnienie producentów państwowych. Jednak likwidując takich producentów, pan minister tworzy innego producenta. Instytut ma przecież zagwarantowaną możliwość prowadzenia działalności gospodarczej oraz przekazywania wpływów na własną strukturę. Mówi o tym art. 8 ust. 2 pkt 5 oraz art. 9 ust. 1 i 2. Jeśli ktoś umie czytać akty prawne, to wie, co znaczą te zapisy. Proszę nie traktować nas jak dzieci, które nie umieją czytać aktów prawnych. Zajmujemy się tymi sprawami i wiemy, co znaczą takie zapisy. Jaka będzie różnica? Wszyscy krytykują sytuację, w której istnieją różne podmioty gospodarcze o nierównym statusie. Na przykład wytwórnia filmów dokumentalnych jest usługodawcą i równocześnie producentem filmów, a obok niej istniały zespoły filmowe, które dostawały pieniądze od państwa w formie dotacji oraz producenci prywatni, którzy pieniądze od państwa dostawali w formie pożyczki. Powodowało to rosnącą nierówność między tymi podmiotami. Było ich jednak wiele, a więc było wiele dróg, którymi mogły krążyć projekty filmowe. W tej chwili proponuje się stworzenie sytuacji, w której ma być jeden podmiot. Jeśli nawet będzie najlepiej zarządzany przez osobę wyznaczoną przez najświatlejszego ministra, to jednak może istnieć zagrożenie w postaci monopolu gustu artystycznego, monopolu środowiskowego czy wreszcie monopolu artystycznego. Takie niebezpieczeństwa są prawdziwe i o nich się mówiło. Mówiło się o tym także na ostatnim Zjeździe Stowarzyszenia Filmowców Polskich, na którym projekt został poddany fundamentalnej krytyce. Pod presją sali pan prezes Jacek Bromski stwierdził, że właściwie nie popiera tego projektu. Dzisiaj, gdy nie ma osób wtedy krytykujących ten projekt, nagle się mówi, że Stowarzyszenie Filmowców Polskich go popiera. W jakich czasach żyjemy? Pewnych wydarzeń publicznych nie można traktować jako coś, co można reinterpretować w zależności od potrzeb. Środowisko filmowe jest zaniepokojone kształtem tej ustawy i ma do tego pełne prawo. Ma również prawo oceniać pana ministra - nawet w ostrych słowach. Jako minister kultury jest pan szczególnym ministrem - ministrem, który musi służyć kulturze. Mało mnie interesuje to, kto obecnie jest ministrem kultury i kto stanie na czele Instytutu Sztuki Filmowej. Zadajemy podstawowe pytanie o kształt instytucji państwowych, o to, czy proponowane prawo psuje państwo czy też nie psuje.</u>
          <u xml:id="u-25.1" who="#MaciejStrzembosz">Pytamy, czy to prawo otwiera nas na konkurencję z podmiotami europejskimi. Niestety, to prawo tego nie czyni. Pan minister ma rację mówiąc, że kwestie związane z telewizją powinny się znaleźć w ustawie o radiofonii i telewizji. Dlaczego więc pan minister w ogóle tym się nie zajął w momencie przedkładania projektu ustawy o radiofonii i telewizji? Nie można schizofrenicznie mówić, że teraz będziemy się wykazywać siłą i jednością, jeżeli pan minister tego nie zrobił, choć jest to konstytucyjny obowiązek pana ministra. To są po prostu kpiny. W tej chwili ważniejsze rzeczy dzieją się w KRRiT, która wprowadza do koncesji zapisy ratujące polskie kino. Nie twórzmy więc „wsi potiomkinowskich”, które mają stwierdzać, że odbyło się spotkanie, papugi się wygadały i wszyscy popierają jedynie słuszny projekt jedynie słusznego ministra. Tak nie jest. Grożą nam poważne niebezpieczeństwa. Jeśli łącznie potraktujemy ustawy: o radiofonii i telewizji, o kinematografii oraz ustawę o prawie autorskim, to okazuje się, że w każdej z nich są luki, „dziury”, które w efekcie dadzą „szwajcarski ser”. Przez te luki wejdą sprawne podmioty zagraniczne i całkowicie pochłoną polski rynek. Na posiedzeniu dotyczącym ustawy o radiofonii i telewizji mówiłem o niebezpieczeństwach tkwiących w przedłożonym projekcie. To samo dotyczy projektu ustawy o prawie autorskim oraz tego, o czym przed chwilą mówił pan Dariusz Jabłoński. System europejski jest tak skonstruowany, że popiera wyłącznie przedsięwzięcia podejmowane przez producentów, którzy prowadzą projekty i je wspierają. W większości wypadków prawo polskie decyduje o tym, że po prostu nie możemy otrzymać dofinansowania, gdyż nie spełniamy warunków. Współpracujący z telewizją producenci nie otrzymują jakiejkolwiek części praw do swoich produkcji, a to jest warunek sine qua non, pozwalający otrzymać dofinansowanie europejskie. Dlaczego pan minister nie zajął się tą sprawą? Dlaczego pan minister nie spojrzał łącznie na te trzy ustawy? Dlaczego zestaw definicji jest inny w każdej ustawie? Nie można zadowolić wszystkich i zadaniem ministra jest dokonywanie trudnych, ale spójnych, wyborów, pokazujących jakąś wizję, otwarcie na przyszłość. Przedłożony projekt nie jest ustawą o kinematografii. Trzeba jasno powiedzieć, że jest to ustawa o rozdysponowaniu majątku kinematografii. Przez najbliższe lata będzie dobrze, gdyż pozyskamy jakieś pieniądze z tytułu prywatyzacji i zrobimy kilka dodatkowych filmów. Jednak to w żaden sposób nie przygotuje nas do konkurencji z firmami europejskimi, które już są obecne na polskim rynku a od 1 maja br. będą miały te same prawa itd. Zacznijmy się traktować poważnie albo przystańmy na to, że bierzemy udział w jakimś teatrze cieni, który nie ma nic wspólnego z dobrem kultury narodowej a także z kulturą polityczną.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-26">
          <u xml:id="u-26.0" who="#ZdzisławPodkański">Zaczynamy wchodzić w niebezpieczny zaułek. Znamy się już kilka lat i dlatego chciałbym się zwrócić do państwa z pewną prośbą. Jest czas dyskusji i czas pracy. To, że nie udało nam się doprowadzić do końca prac nad poprzednią ustawą o kinematografii, było spowodowane zbyt długim dyskutowaniem. W związku z tym zabrakło nam czasu na pracę. Cenię zaangażowanie i dość emocjonalne wystąpienia naszych gości. W wypowiedziach pana Andrzeja Wajdy, Jacka Bromskiego i pana ministra Waldemara Dąbrowskiego nie dostrzegłem cechy, która by mnie zaniepokoiła. Wręcz przeciwnie - wszyscy mówią, że trzeba pracować, by wypracować ustawę o kinematografii. Jeśli w ciągu roku nie udało się osiągnąć consensusu, to każdy jest świadomy tego, że minister kultury sam musi dokonać wyboru i np. podjąć decyzję oznaczającą pokonanie kolejnego etapu. Osoby uczestniczące w procesie przygotowywania projektu rządowego miały prawo do przedstawienia własnej wizji i za to bardzo je cenię. Dzisiaj dysponujemy dwoma poglądami na tę sprawę - poglądem rządowym i poglądem społecznym. Komisja Kultury i Środków Przekazu oraz Sejm ma więc warunki do podjęcia odpowiedzialnej pracy. Powstaje pytanie: na ile potrafimy wykorzystać efekty dokonywanej już pracy i przygotować sensowną ustawę? Mam świadomość, że prowadzona dyskusja dotyczy nie tylko produkcji filmów. Kinematografia to przecież nie tylko produkcja, to również twórcy, dystrybutorzy, kina, wykonawcy, załogi pracownicze, ludzie różnych zawodów, związki zawodowe a także różne uwarunkowania. Istotną rolę w filmie odgrywa i będzie odgrywała telewizja. Jest to instytucja, która nie może być nam obojętna. Pan minister na pewno ma rację mówiąc, że do telewizji odnoszą się inne uregulowania prawne, tzn. ustawa o radiofonii i telewizji. Pracując nad tą ustawą, będziemy mieli prawo do ewentualnego poszukania jakichś odnośników w innej ustawie lub propozycji nowelizacji. Oczywiście, muszą być spełnione niezbędne ku temu warunki, tzn. akceptacja ekspercka. Bardzo proszę o przejście do innego etapu pracy. Zakończony jest już pierwszy etap - opracowanie projektu. Prace w rządzie zakończyły drugi etap. Został także zgłoszony projekt społeczny. Trzecim etapem było pierwsze czytanie w Sejmie. Czwartym etapem jest dzisiejsze posiedzenie Komisji. Chociaż mam świadomość wad tego projektu, to ciągle mam nadzieję, że Komisja nie przyjmie stanowiska, które dyskwalifikowałoby te prace. Proszę o nieskładanie wniosku o odrzucenie projektu ustawy. Uważam, że szkoda marnować włożonej pracy społecznej, rządowej i naszej wspólnej. Przed nami są jeszcze trzy etapy prac. Uważam, że należy łącznie rozpatrywać projekt rządowy oraz projekt społeczny. Pozwoli to nam wypracować taką wersję ustawy, która uzyska zdecydowane poparcie. Byłby to pierwszy etap prac. Drugim etapem będzie czytanie projektu w Sejmie, a trzecim - uchwalenie ustawy. Pozostanie nam tylko obawa przed jej ewentualnym zakwestionowaniem przez Prezydenta RP. Chodzi o to, by ustawa nie pozostawała w sprzeczności z konstytucją. Jeszcze raz proszę posłów o zwrócenie się do marszałka o przyśpieszenie czytania projektu społecznego.</u>
          <u xml:id="u-26.1" who="#ZdzisławPodkański">Oba projekty trzeba złożyć w jednej podkomisji i jak najszybciej przystąpić do prac nad nimi. Myślę, że właśnie na tym kończyłaby się nasza dzisiejsza praca. Jeśli z podkomisji nie wyjdzie dobry projekt, to wtedy wrócimy do ponownej dyskusji, a wszyscy chyba chcemy uchwalić tę ustawę jeszcze w tej kadencji Sejmu.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-27">
          <u xml:id="u-27.0" who="#IwonaŚledzińskaKatarasińska">Swoją opinię o projekcie ustawy miałam szansę przedstawić na sali plenarnej podczas pierwszego czytania. Chciałabym nawiązać do prowadzonej dyskusji. Jeśli rząd przedstawił taki projekt, to rozumiem, że uważa go za najlepszy. Nie możemy godzić się na rozumowanie, które pozwala stwierdzić, że choć projekt nie jest najlepszy, to jednak rząd go przedstawia ze względu na to, by był jakiś projekt. Jako poseł protestuję przeciwko takim tonacjom. Jeśli właśnie tak miałoby być, to bardzo proszę, by rząd wycofał ten projekt i przedstawił projekt, który uważa za dobry. Należy doprowadzić do tego, by przynajmniej oba te projekty były rozpatrywane łącznie. Rolą Komisji jest wystąpienie w tej sprawie do marszałka Sejmu.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-28">
          <u xml:id="u-28.0" who="#PiotrGadzinowski">Mam nadzieję, a właściwie wiem, że rząd nie zabierze sobie tego projektu. Właściwie jest to już nasz projekt. W tej chwili jego właścicielem jest Sejm. Prawo w Polsce stanowi Sejm, a nie ministerstwo. Od Sejmu będzie zależał kształt ustawy o kinematografii. Z wielką uwagą powinniśmy przeanalizować wszystkie wygłoszone dzisiaj opinie. Zgadzam się z opinią pana Macieja Strzembosza. Rzeczywiście powinien istnieć system, o czym zresztą wielokrotnie mówiliśmy. Takie same zapisy powinny być w prawie autorskim. Niestety, nie ma jeszcze projektu nowelizującego prawo autorskie. Takie zapisy powinny być również w ustawie o radiofonii i telewizji. Niestety, Sejm odrzucił poprzedni projekt ustawy. Uważam, że w fazie końcowej był to projekt bardzo dobry. Został odrzucony wyłącznie ze względów politycznych. Każdy z posłów może mieć inne zdanie na ten temat. Żyjemy przecież w wolnym kraju.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-29">
          <u xml:id="u-29.0" who="#JerzyWenderlich">Proszę pana posła o niepodejmowanie dyskusji z salą.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-30">
          <u xml:id="u-30.0" who="#PiotrGadzinowski">Mam nadzieję, że przy zgodnej woli, kompromisie i rzetelności uchwalimy ustawę o kinematografii, która będzie najlepsza i nie będzie to ustawa na 2 lub 3 lata, lecz rzeczywiście pomoże naszej kinematografii sprzyjać konkurencji w Unii Europejskiej.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-31">
          <u xml:id="u-31.0" who="#JerzyWenderlich">Czy ktoś z państwa chciałby jeszcze zabrać głos? Ustalmy, że będą to już ostatnie zgłoszenia do dyskusji. Następnie poproszę pana ministra Waldemara Dąbrowskiego o odniesienie się do zgłoszonych uwag. Do dyskusji zgłosił się pan Jerzy Hoffman, pan Włodzimierz Otulak, pan Jacek Bromski oraz pan poseł Antoni Stryjewski. Na tych osobach zamykam listę dyskutantów. Sprostowanie regulaminowe pragnie zgłosić pan poseł Jan Byra.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-32">
          <u xml:id="u-32.0" who="#JanByra">Poczuwam się do obowiązku przypomnieć panu posłowi Piotrowi Gadzinowskiemu zapis art. 36 regulaminu Sejmu. Artykuł ten mówi, że do czasu drugiego czytania wnioskodawca (w tym wypadku jest nim rząd) ma prawo wycofać wniesiony przez siebie projekt. W pewnym sensie dysponentem tego projektu nadal jest rząd, ale mam nadzieję, że w tym wypadku rząd nie skorzysta z tego przepisu.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-33">
          <u xml:id="u-33.0" who="#JerzyHoffman">Jest wreszcie nadzieja na to, że projekt ustawy stanie na forum Sejmu. Rzecz polega na tym, że przeważnie „diabeł tkwi w szczegółach”, w pozornych drobiazgach. Sądzę, że swoje miejsce znajdą zastrzeżenia wobec roli rady Instytutu i określenia jej rangi jako rzeczywiście rady nadzorczej. Bez czego polskie kino istnieć nie może? Nie może istnieć bez ustawowo zagwarantowanych i bardzo szczegółowo opisanych pozabudżetowych form finansowania, gdyż pieniędzy z budżetu państwa nie będzie więcej. Jeśli nie będzie wyraźnie innego opodatkowania filmu amerykańskiego oraz filmu europejskiego - w tym polskiego - to niczego nie zmienią 2 proc. od ceny biletu filmu amerykańskiego. Musi być wyraźnie inne opodatkowanie filmu amerykańskiego. Proszę wziąć pod uwagę to, że przy dzisiejszej frekwencji film polski ogląda około 2–3 milionów widzów, zaś film amerykański ogląda dwadzieścia kilka milionów osób. Takie są proporcje. To właśnie Sejm może wprowadzić inne opodatkowanie i pozyskane w ten sposób pieniądze skierować na kino polskie. Kolejna, pozornie szczegółowa kwestia. Wszystkie kopie filmów amerykańskich muszą być robione w Polsce. Jeśli tak się stanie, da to pracę polskiemu przemysłowi filmowemu. Amerykański dystrybutor zostanie zmuszony do zastanowienia się nad tym, czy będzie nam przysyłał każdy bezwartościowy produkt w postaci gotowych i często wyeksploatowanych kopii. Kolejna sprawa to konieczność istnienia licencjonodawcy. Może nim być Ministerstwo Kultury a później Instytut Sztuki Filmowej. Licencjonodawca musi mieć instrument, pozwalający zmusić właścicieli kin (dotyczy to zwłaszcza multipleksów) do rozliczania się z polskim producentem. Nie interesuje mnie sposób rozliczania się z filmem amerykańskim, choć na pewno jest to robione. Właściciele kin nie muszą się rozliczać z filmem polskim. W tej chwili należności multipleksów z tego tytułu wynoszą około 1,5 miliona złotych. Proszę o wzajemne szanowanie się. Nauczono mnie słuchać, gdy ktoś mówi.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-34">
          <u xml:id="u-34.0" who="#JerzyWenderlich">Proszę o natychmiastowe zaprzestanie wszelkich rozmów, które przecież można prowadzić w znajdującej się blisko nas kawiarni. Przepraszam pana Jerzego Hoffmana za to, że wcześniej nie zareagowałem.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-35">
          <u xml:id="u-35.0" who="#JerzyHoffman">Nie mamy ustawy o radiofonii i telewizji, ale Sejm może do ustawy o kinematografii wprowadzić zapisy, które potem będą obowiązywały w ustawie medialnej. Musi być określony ustawowo procent nadawania rodzimej produkcji filmowej. Musi on obowiązywać wszystkich - zarówno telewizję publiczną jak i telewizję prywatną. Jeśli nie odpowiada to telewizji prywatnej, to może przecież złożyć licencję. Myślę, że szybko znajdą się chętni do wzięcia tej licencji. Ustawowo musi być również określony procent zysków przeznaczanych na polskie kino, ale nie na seriale. Te szczegółowe sprawy należy dokładnie określić. Z doświadczenia wiemy, jak można omijać pewne sprawy i interpretować przepisy na własną korzyść, ponieważ pozwalają na to luki prawne. Uważam, że ustawowo powinny być opodatkowane takie nośniki jak wideo i DVD. Chodzi o wprowadzenie określonego podatku na rzecz polskiego kina. Chciałbym, aby w ustawie znalazł się zapis nie pozwalający wyłączyć z finansowania filmu dokumentalnego, oświatowego oraz animowanego. Minęły już czasy, w których te filmy były obowiązującymi dodatkami do projekcji filmowych. Dzisiaj nie mają szansy zaistnienia na ekranach kin. Bezwzględnie w ustawie musi się znaleźć zapis, stanowiący znak wielkiej nierówności między tym, co jest kinem, a tym, co jest serialem. W swej wypowiedzi wymieniłem najważniejsze punkty, których realizacja pozwoli zdobyć pieniądze na istnienie polskiego kina.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-36">
          <u xml:id="u-36.0" who="#WłodzimierzOtulak">Zgodnie z tym, co powiedział pan Andrzej Wajda, reprezentuję grupę prywatnych podmiotów, które wspierają polską kinematografię poprzez angażowanie się w produkcję filmów oraz grupę owych szaleńców, którzy również uważają, że kultura filmowa jest nam potrzebna. Dlatego nie mogę zgodzić się z wieloma moimi przedmówcami, m.in. z panem Jerzym Hoffmanem, który powiedział, że pieniędzy z budżetu państwa nie będzie więcej. Moim zdaniem, środków z budżetu musi być więcej. Jeśli czterdziestomilionowy naród startuje z jakiegoś miernego poziomu, to nigdy nie dorówna innym, a jeżeli chcemy dorównać, to pieniędzy z budżetu musi być więcej. Smutno wyglądają porównania z takimi krajami jak np. Szwecja lub Dania. Niektórzy stwierdzili, że dystrybutorzy poprzez lobbing będą dążyli do usunięcia zapisów obciążających ich przychody. W pełni rozumiemy te zapisy i je popieramy. Uważamy, że bez kultury filmowej nie można się obejść. Można natomiast dyskutować o kwestii proporcji, o tym, jak te pieniądze będą dystrybuowane i kto o nich będzie decydował oraz na co będą przeznaczane. Takich zapisów nie znajduję w projekcie ustawy. Podobnie jak wielu moich przedmówców nie uważam tego dokumentu za idealny. Sądzę, że w tej chwili jest odpowiedni moment na dopracowanie projektu. Nie zgadzam się z propozycją łączenia go z innymi projektami społecznymi. Wiemy, że w tej chwili powstaje jeszcze kilka innych. Stowarzyszenie Dystrybutorów Polskich pracuje nad własnym projektem, a za chwilę pojawią się kolejne. Może się okazać, że wkrótce będzie np. 10 projektów. Do niczego nie doprowadziła sytuacja z poprzednich kadencji Sejmu, gdy były 2 projekty. Skoncentrujmy naszą pracę i wysiłki na przedłożonym projekcie, w którym uwzględnimy wszystkie celowe i zasadne uwagi. Nie prowadźmy takich dyskusji, jakie dzisiaj miały miejsce. Pragnę powiedzieć, że byłem na Zjeździe Stowarzyszenia Filmowców Polskich i mogę potwierdzić, że Jacek Bromski dzisiaj mówił dokładnie to samo, co powiedział na Zjeździe, tzn. wyraził zadowolenie z faktu złożenia w Sejmie projektu ustawy, chociaż się do niego dystansował. W imieniu mojego Stowarzyszenia pragnę zgłosić kilka uwag wobec złożonego projektu. Jeśli wprowadzimy dwuprocentowe opodatkowanie biletów kinowych, to automatycznie „kiniarze” obciążą tym dystrybutorów. Jedyną grupą aktywnie łożącą na finansowanie polskiej kinematografii są dystrybutorzy i „kiniarze”. W krajach europejskich telewizje są znaczącym źródłem finansowania produkcji filmowej. W Europie dotacje nie są jedynym elementem wsparcia produkcji filmowej. Takim elementem są również ulgi podatkowe oraz różnego rodzaju fundusze. Nigdy nie udało się nam przeforsować takich rozwiązań, ponieważ zawsze minister finansów był przeciwny temu sposobowi dofinansowywania kinematografii. Proponuję, by pieniądze, przeznaczane przez dystrybutorów na produkcję filmową, były traktowane jako ich wpłaty jeszcze przed wpłatami na fundusz, który ma powstać w ramach Instytutu Sztuki Filmowej. Podejmując decyzję w kwestii własnych pieniędzy każdy myśli o ich najwłaściwszym wykorzystaniu. Robi to lepiej niż jakiś anonimowy podmiot z nieznanym dyrektorem. Nie mam nic przeciwko utworzeniu takiego Instytutu, ale pragnę powiedzieć, że prywatni producenci nie produkują wyłącznie filmów komercyjnych. Powstało również wiele atrakcyjnych i ważnych filmów artystycznych.</u>
          <u xml:id="u-36.1" who="#WłodzimierzOtulak">Kończąc, pragnę zaapelować o podjęcie pracy nad jednym projektem, w którym można uwzględnić wszystkie istotne uwagi, aby spełnił wymagania, które dzisiaj stoją przed nami.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-37">
          <u xml:id="u-37.0" who="#JacekBromski">Jestem optymistą i lubię, gdy z mojej pracy wynika coś konkretnego, co nie prowadzi do zniszczenia i dewastacji. Myślę, że mamy kilka powodów do radości. Ustawa jest w komisji sejmowej, a Komisja chce z nami współpracować. Pragnie ulepszyć projekt i doprowadzić do takiego kształtu, który będzie odpowiadał większości naszego środowiska. Kolejnym powodem do radości jest to, że środowisko filmowe dorobiło się jednego z najmądrzejszych przysłów XX wieku: „Na nie, to ja mam Marylin Monroe”. Jest to jednoznaczna krytyka postawy negatywnej. Jeszcze raz zachęcam środowisko filmowe do konstruktywnej pracy nad tą ustawą.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-38">
          <u xml:id="u-38.0" who="#AntoniStryjewski">Po wysłuchaniu głosów środowiska filmowego mam pewien żal do pana ministra. W momencie przedstawiania projektu ustawy w Sejmie pan minister zadeklarował, że projekt jest zaakceptowany przez środowisko filmowe. Okazuje się, że tak nie jest. W ustawie nie zostały opisane czy wręcz celowo pominięte różne interesy środowiskowe. Reprezentowałem środowisko, które intuicyjnie, po wstępnych rozmowach z niektórymi przedstawicielami świata filmu, odrzucało ten projekt w pierwszym czytaniu. W tej chwili przekonałem się, że było to słuszną postawą. Przedłożony projekt nie spełnia oczekiwań środowiska filmowego. Potwierdza to nawet bardzo łagodna opinia pana Andrzeja Wajdy. Rzeczywiście, ta ustawa nie jest o kinematografii, lecz o ministrze kultury i jego wizji świata filmu w Polsce. Przedłożony projekt ustawy w dalszym ciągu dekretuje monopol ministra kultury. Dziś jest nim pan Waldemar Dąbrowski, a jutro bądź pojutrze może być nim ktoś inny. Minister jest osobą polityczną i wnosi ze sobą również całą sieć powiązań personalnych, ideowych, instytucjonalnych, finansowych i środowiskowych. Poprzez tę ustawę minister będzie wprowadzał w świat filmu swoją politykę całościową - łącznie z reprezentowanymi przez siebie wartościami ideowymi, moralnymi. W pierwszym czytaniu podkreślałem to, że ta ustawa wspiera nie tyle film polski, ile twórczość zagraniczną. Odwołując się do zapisów mówiących o tym, jaki film uznaje się za film polski, pokazałem, że filmem polskim może być film, który nawet nie prezentuje treści w języku polskim - oczywiście w drodze wyjątku. Rządowi i parlamentarzystom powinno być wstyd z tego powodu, że twórcy wytykają nam brak systemowego myślenia. Nie ma powiązań przynajmniej kilku ustaw. Czy rzeczywiście jest to wina tylko Sejmu, że z powodów politycznych nie przyjął ustawy o radiofonii i telewizji? To nie jest prawdą. Po prostu Ministerstwo Kultury nie ma wizji, a pretenduje do bycia wyrocznią, ostatecznym decydentem w tak ważnych i delikatnych sprawach jak kultura, w tym wypadku - kultura filmowa. Art. 2 ust. 2 projektu ustawy określa pojęcie kinematografii. Kinematografia obejmuje m.in. twórczość filmową, produkcję, usługi filmowe, dystrybucję i rozpowszechnianie filmów, działalność kin itd., zatem minister rozumie to, czym jest kinematografia, a przedstawia projekt ustawy, mający kinematografię w nazwie, choć w rzeczywistości jest projektem ustawy o Instytucie Sztuki Filmowej. Praktycznie minister może zarządzać tym Instytutem tak, jak chce. Projekt pozwala ministrowi decydować o majątku wypracowanym przez polskie środowisko filmowe w przeszłości. Przedłożona ustawa nie jest ustawą o kinematografii. Już dzisiaj można zgłosić wniosek o to, by nazywała się ustawą o ministrze kultury i jego wpływie na Instytut Sztuki Filmowej.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-39">
          <u xml:id="u-39.0" who="#JerzyWenderlich">Myślę, że złośliwe tonacje nie przybliżają nas do tego, byśmy uchwalili dobry akt prawny, na który wszyscy czekają. Bardzo proszę o powściąganie się w swoich wypowiedziach od tego rodzaju zdobień. O zabranie głosu proszę pana ministra Waldemara Dąbrowskiego.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-40">
          <u xml:id="u-40.0" who="#WaldemarDąbrowski">Zebraliśmy się po to, by podzielić się swoimi opiniami na temat przedłożonego przez rząd projektu ustawy. W moim przekonaniu jest to projekt optymalny. Nie mówię, że jest on idealny. Przedstawiony projekt jest rezultatem trwającej ponad rok debaty i ponad dziesięcioletniej pracy. Myślę, że wszyscy wiemy, iż tę sprawę trzeba traktować bardzo poważnie, gdyż polskie kino jest niezwykle ważną kartą kultury polskiej. W dzisiejszej debacie pojawiły się różne opinie i zarysowało się szereg nieporozumień. Chciałbym sądzić, że nie stoi za nimi zła wola, chociaż nie można nie wiedzieć, że wnoszona do Sejmu nowelizacja ustawy o radiofonii i telewizji ma charakter dostosowawczy do regulacji europejskich i jest związana z ogólną kompozycją Polski w Unii Europejskiej. Wymaga to niezwykle pilnych działań. Myślę, że wypowiadająca się w tej sprawie osoba z pewnością wiedziała, iż zagadnienia dotyczące powinności nadawców wobec sztuki filmowej i środowisk twórczych będą regulowane w nowelizacji zasadniczej części ustawy o radiofonii i telewizji. Jeszcze raz pragnę podkreślić, że Instytut Sztuki Filmowej nie prowadzi działalności produkcyjnej, mimo że ma wpisane prawo prowadzenia działalności gospodarczej. Proszę mi pozwolić wyjaśnić tę kwestię. Tu nie ma żadnej sprzeczności.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-41">
          <u xml:id="u-41.0" who="#JerzyWenderlich">Proszę o zachowanie spokoju i o umożliwienie panu ministrowi dokończenia wypowiedzi.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-42">
          <u xml:id="u-42.0" who="#WaldemarDąbrowski">Mówimy o bardzo ważnym punkcie, wywołującym szereg nieporozumień. Instytut Sztuki Filmowej nie będzie prowadził działalności gospodarczej, a tym bardziej produkcyjnej - poza jedną formą. Chodzi o 2 lata, w ciągu których zostaną sprywatyzowane instytucje filmowe. Chodzi o to, by efekt tej prywatyzacji wpłynął do kasy polskiego kina a nie do budżetu ministra Skarbu Państwa. Uważam to za wielkie osiągnięcie, gdyż nie było łatwo przekonać mojego kolegę w rządzie, by wyraził zgodę na ten wyjątkowy zapis. Działalność gospodarcza Instytutu ogranicza się wyłącznie do zdolności przyjmowania pieniędzy z operacji, które będą wykonywane według zupełnie innego schematu i nie będą dotyczyły codziennej działalności tej instytucji. Są to dwa zupełnie rozdzielne obszary. Oczywiście może się zdarzyć, że np. Instytut obejmie 49 proc. udziałów w prywatyzacji jakiejś wytwórni. Nie może przejąć większej części, gdyż nie ma zdolności prowadzenia jakiej spółki akcyjnej. Ten zabieg będzie miał na celu pozyskanie stałego dopływu dochodu, o ile powstająca organizacja gospodarcza będzie dochodowa w przyszłości. Nie mówimy więc o „skoku na kasę” ani o jednorazowym skonsumowaniu pozyskanych środków. Mówimy o stworzeniu dodatkowych źródeł zasilania funduszu kinematografii. Im lepsza będzie prywatyzacja, tym więcej pochodzących z niej środków dotrze do polskiej kultury filmowej. Proszę zauważyć, że dzisiaj ten dopływ jest bliski zeru. Pan Maciej Strzembosz miał rację mówiąc, że trzeba podjąć dodatkową pracę nad konkretnym kształtem trzech ustaw, dotyczących interesujących nas zagadnień. Z całą pewnością energiczniej zajmę się tą sprawą. Pan Włodzimierz Otulak także miał rację stwierdzając, że środków z budżetu państwa musi być więcej. Poziom finansowania polskiej kinematografii jest żenujący. W 1990 roku środków pochodzących z budżetu było dwukrotnie więcej niż dzisiaj. Doprowadziliśmy do stanu utraty powagi, prestiżu tego środowiska, co w rezultacie przełożyło się na coroczne decyzje budżetowe, które finansowanie kinematografii sprowadziły do poziomu niższego niż w Słowenii. Założyłem, że w roku 2004 będą to środki na poziomie 40 mln zł, a więc o 8 razy większym niż w roku 2002. Jednak w dalszym ciągu będzie to bardzo mało. Zgadzam się z panem Jackiem Bromskim, że trzeba osiągnąć przynajmniej poziom 100 mln zł, by dać równe szanse polskiej kinematografii w niezwykle konkurencyjnej dyscyplinie, jaką jest kino europejskie. Pomijam uwagę o tym, że nie czytałem ustawy, nad którą pracowałem przez rok. Powiem jedynie, że przyjąłem ją ze smutkiem, ale widocznie dzisiaj takie wypowiedzi są w dobrym tonie, zwłaszcza wtedy, gdy kieruje się je do ministra. Chciałbym, aby dzisiejsza praca Komisji pozwoliła udoskonalić przedłożony projekt ustawy. Proszę jednak uwierzyć w to, że prawdziwa praca nad budowaniem na nowo rzeczywistości polskiego kina w Polsce i nad jego obecnością w Europie rozpocznie się dopiero wtedy, gdy Sejm pozwoli nam stanąć na gruncie solidnej legislacji.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-43">
          <u xml:id="u-43.0" who="#JerzyWenderlich">Za chwilę powołamy podkomisję, która będzie się zajmować projektem ustawy. Najpierw chciałbym podzielić się z państwem kilkoma zdaniami refleksji. We wszystkich wypowiedziach nikt nie kwestionował konieczności przyjęcia tej ustawy. Takie oczekiwania zawarte były w pracach, które nie tylko toczyły się od roku, a od 10 lat. Dwukrotnie te prace zakończyły się fiaskiem, choć muszę powiedzieć, że debaty w latach 1993–1997 oraz w latach 1997–2001 były bardziej spokojne i nie tak zróżnicowane jak dzisiejsza dyskusja. Być może z tych zróżnicowanych poglądów uda się wypracować akt prawny, który zostanie przyjęty jeszcze w tej kadencji Sejmu. Proszę o wzięcie pod uwagę tego, że wszelkie tonacje polityczne będą obciążeniem dla prac i dla projektu tej ustawy. Apeluję o wyzbywanie się takich akcentów. Gdy wsłuchiwałem się w wypowiedzi przedstawicieli instytucji związanych z kinematografią, to doszedłem również do takiej konstatacji, że państwo przede wszystkim powinniście rozmawiać ze sobą i próbować uzyskać jakieś wspólne stanowisko wobec tych kwestii, na które dzisiaj spoglądacie inaczej. W wypowiedziach często pojawiały się takie sformułowania jak: lęki, zagrożenia, zaniepokojenie, niebezpieczeństwo itd. Równocześnie na drugim biegunie pojawiło się słowo „nadzieja”. Starajmy się o to, by w toku dalszej pracy zostały wyeliminowane różne lęki i niepokoje, by nadzieja została przekuta w ustawę, która będzie służyć całej kinematografii, polskiemu filmowi. Przechodzimy do powołania podkomisji. Proponuję by w skład podkomisji weszli posłowie: Bronisław Cieślak (SLD), Elżbieta Jankowska (SLD), Zdzisław Podkański (PSL), Olgierd Poniźnik (SLD), Kazimierz Ujazdowski (PiS), Bogdan Zdrojewski (PO), Iwona Śledzińska-Katarasińska (PO). Kandydaci wyrażają zgodę na powołanie ich do składu podkomisji. Czy są uwagi?</u>
        </div>
        <div xml:id="div-44">
          <u xml:id="u-44.0" who="#ZdzisławPodkański">W związku z tym, że projekt społeczny formalnie będzie funkcjonował jako projekt PSL, proponuję by mój klub reprezentował jeszcze pan poseł Tadeusz Samborski (PSL).</u>
        </div>
        <div xml:id="div-45">
          <u xml:id="u-45.0" who="#JerzyWenderlich">W tej chwili rozmawiamy o podkomisji powoływanej w celu rozpatrzenia przedłożonego projektu rządowego.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-46">
          <u xml:id="u-46.0" who="#ZdzisławPodkański">Co pan przewodniczący ma zamiar zrobić z moim wnioskiem o wystąpienie do pana marszałka Marka Borowskiego z prośbą o przyśpieszenie prac związanych z projektem społecznym? Jeśli nie wystąpimy z takim wnioskiem, to po prostu nadal nie osiągniemy consensusu. Zależy mi na tym, aby projekt społeczny jak najszybciej trafił do Komisji, byśmy mogli wykonać naprawdę dobrą pracę.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-47">
          <u xml:id="u-47.0" who="#JerzyWenderlich">Wszystkie zgłoszone dzisiaj uwagi nie zostały wyartykułowane tylko po to, byśmy ze sobą przebywali przez kilka godzin. Jeśli pojawia się pewnego rodzaju projekt i trafia do komisji sejmowej, to nikt przecież nie myśli, że będzie ona jedynie „wyżymaczką”, która przepuści ten projekt bez żadnych zmian i bez dyskusji nad wyrażonymi opiniami i zgłoszonymi wnioskami. Zwrócę się do pana marszałka z pytaniem o to, jak i kiedy zamierza skierować projekt społeczny do dalszych prac. Rozumiem, że ten projekt wpłynął do Sejmu?</u>
        </div>
        <div xml:id="div-48">
          <u xml:id="u-48.0" who="#ZdzisławPodkański">Tak, ten projekt już został złożony w Sejmie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-49">
          <u xml:id="u-49.0" who="#JerzyWenderlich">Zgodnie z sugestią pana posła zapytam pana marszałka o to, w jakim terminie skieruje ten projekt do dalszych prac. Oczywiście, będę sugerował, by odbyło to się możliwie szybko.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-50">
          <u xml:id="u-50.0" who="#ZdzisławPodkański">Zadowala mnie taki sposób rozpatrzenia mojego wniosku.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-51">
          <u xml:id="u-51.0" who="#JerzyWenderlich">Nie słyszę już innych uwag. Przystępujemy do głosowania. Kto jest za powołaniem podkomisji do spraw rozpatrzenia rządowego projektu ustawy o kinematografii w zaproponowanym składzie? Stwierdzam, że Komisja, 17 głosami za, przy braku głosów przeciwnych i 1 wstrzymującym się, powołała podkomisję w zaproponowanym składzie. Dziękuję naszym gościom za cenne uwagi, które z całą pewnością staną się przedmiotem dyskusji. W trakcie posiedzenia Komisji od pana Juliusza Machulskiego - prezydenta Polskiej Akademii Filmowej otrzymałem uwagi do projektu ustawy. Proszę naszych gości, przedstawicieli wszystkich instytucji związanych z kinematografią o składanie swych uwag na piśmie w Sekretariacie Komisji w ciągu 2 tygodni. Będziemy je wykorzystywać w naszych dalszych pracach. Zamykam posiedzenie Komisji.</u>
        </div>
      </body>
    </text>
  </TEI>
</teiCorpus>