text_structure.xml 118 KB
<?xml version='1.0' encoding='utf-8'?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
  <xi:include href="PPC_header.xml" />
  <TEI>
    <xi:include href="header.xml" />
    <text>
      <body>
        <div xml:id="div-1">
          <u xml:id="u-1.0" who="#MieczysławCzerniawski">Otwieram posiedzenie Komisji Finansów Publicznych, którego tematem jest analiza sytuacji gospodarczej kraju po pierwszym kwartale 2002 r. Informuję, że w dzisiejszym posiedzeniu udział biorą przedstawiciele kierownictwa Narodowego Banku Polskiego oraz po raz pierwszy w działalności Komisji Finansów Publicznych mamy zaszczyt gościć przedstawicieli Rady Polityki Pieniężnej. Dzisiejsze posiedzenie Komisji jest niekonwencjonalne, gdyż po raz pierwszy jej członkowie zebrali się po to, aby w gronie trzech konstytucyjnych podmiotów, które odgrywają decydującą rolę w kreowaniu polityki gospodarcze kraju, zastanowić się nad tym, jak współdziałać - zsynchronizować wysiłki dla osiągnięcia pożądanych efektów. Chcę prosić członków Komisji, aby pozwolili mi na kilka refleksji. Zwracam się do przedstawicieli banku centralnego i Rady Polityki Pieniężnej. Nie jest naszym zamiarem czynienie jakichkolwiek nacisków na to, aby dokonana została obniżka stóp procentowych banku centralnego. To spotkanie ma na celu poznanie poglądów i stanowisk w kwestiach istotnych dla gospodarki i w związku z tym wyrażam ubolewanie, iż w posiedzeniu Komisji uczestniczy nieliczna reprezentacja Rady Polityki Pieniężnej. Wiem, gdyż poinformował mnie przewodniczący rady, pan Leszek Balcerowicz, że członkowie Rady nie byli jednomyślni co do tego, czy powinni brać udział w posiedzeniu komisji sejmowej. Prowadząc w imieniu prezydium Komisji rozmowy, mające na celu doprowadzenie do tego spotkania, wiedziałem, że nie będzie w nim uczestniczył prezes Narodowego Banku Polskiego, przewodniczący Rady Polityki Pieniężnej, pan Leszek Balcerowicz ze względu na zaplanowany wyjazd za granicę. Uzgodniliśmy jednak, że w dyskusji na temat stanu gospodarki po I kwartale br. wezmą udział przedstawiciele Rady Polityki Pieniężnej. Chcę poinformować przedstawicieli Rady, że art. 75 regulaminu Sejmu stanowi, iż komisje sejmowe pracują na swoich posiedzeniach z udziałem członków rządu, przedstawicieli różnych instytucji itd., natomiast spotkania z tymi osobami mogą odbywać prezydia komisji. Proponuję, abyśmy dzisiejsze posiedzenie Komisji Finansów Publicznych potraktowali jako posiedzenie w trybie regulaminowym, na którym odbywa się spotkanie z przedstawicielami Rady Polityki Pieniężnej. W ten sposób stanie się zadość wszystkim formalnym wymogom. Pamiętamy o tym, że konstytucja gwarantuje bankowi centralnemu oraz Radzie Polityki Pieniężnej niezależność. Zapewniam, że nie mamy zamiaru instruować ani banku centralnego, ani Rady Polityki Pieniężnej w zakresie polityki pieniężnej. Mam nadzieję, że to pierwsze spotkanie nie będzie zarazem ostatnim, gdyż chcielibyśmy, aby Komisja była forum dla merytorycznych rozmów, z udziałem pana wicepremiera Marka Belki oraz przedstawicieli Rady Polityki Pieniężnej, podczas których uzewnętrznią się przesłanki i argumenty mające decydujący wpływ na stanowisko rządu oraz banku centralnego i Rady Polityki Pieniężnej wobec istotnych dla gospodarki kwestii, np. wobec polityki stóp procentowych. Na razie o argumentach i motywach tych instytucji dowiadujemy się na ogół z mediów. Chcielibyśmy usłyszeć, czy sytuacja gospodarcza Polski i uwarunkowania zewnętrzne stwarzają przesłanki do dalszego obniżania stóp procentowych, czy może nie występuje taka sytuacja.</u>
          <u xml:id="u-1.1" who="#MieczysławCzerniawski">Dyskusja powinna być merytoryczna i oczekuję, że nie będzie ona przypominała debaty nad polityką stóp procentowych, która niedawno odbyła się na sali plenarnej. Zwracam się do wszystkich uczestników spotkania z prośbą, aby przebiegało ono w takiej atmosferze, która zachęci do dalszych spotkań. Często bywa tak, że wokół decyzji Rady Polityki Pieniężnej narastają różne mity. Dla niektórych polityków stają się one podstawą do głoszenia poglądu o potrzebie radykalnej obniżki stóp procentowych, np. o 5, a nawet o 7 punktów procentowych. Odnoszę wrażenie, że ci politycy nie zauważają negatywnych konsekwencji dla gospodarki takiej decyzji Rady Polityki Pieniężnej. Niemniej jednak aktualne jest pytanie, czy ze względu na obecną sytuację gospodarczą oraz stan realizacji budżetu nie odbiegający od planu można oczekiwać, iż Rada Polityki Pieniężnej podejmie decyzje o niewielkiej, stopniowej obniżce stóp procentowych? W ubiegłym roku konsumpcja wzrosła o 2 proc., ale w zakresie inwestycji nastąpił spadek aż o 11 proc. Czy to niekorzystne zjawisko zostało spowodowane wyłącznie złą polityką rządu? Czy winę ponosi Sejm, gdyż stanowione przez niego prawo utrudniło działalność inwestycyjną? A może bank centralny powinien był zrewidować swoją politykę pieniężną, aby przeciwdziałać niebezpiecznemu procesowi spadku inwestycji? Podzieliłem się z państwem kilkoma ogólnymi refleksjami. Celowo nie zarysowałem ram dyskusji, aby przebiegała ona w sposób niczym nie skrępowany. W pierwszej kolejności udzielę głosu panu premierowi Markowi Belce. Później wysłuchamy wystąpień przedstawicieli banku centralnego i Rady Polityki Pieniężnej, a następnie otworzę dyskusję.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-2">
          <u xml:id="u-2.0" who="#MarekBelka">Przedstawię opinię na temat aktualnej sytuacji gospodarczej i najbliższych perspektyw jej rozwoju. Niestety, nie mogę być obecny podczas całego posiedzenia Komisji, więc Ministerstwo Finansów będzie reprezentowała pani minister Halina Wasilewska-Trenkner. Rozpocznę od przypomnienia podstawowych wielkości statystycznych. Główny Urząd Statystyczny podał oficjalnie, że w IV kwartale 2001 r. wzrost PKB wniósł 0,3 proc., zaś roczny wzrost PKB osiągnął 1,1 proc. Według wstępnych szacunków, które sporządziliśmy w Ministerstwie Finansów, ten wskaźnik w I kwartale br. powinien ukształtować się w granicach 0,4–0,6 proc. Innymi słowy, powtórzy się sytuacja, która miała miejsce w IV kwartale 2001 r. Taka tendencja mieści się w naszych oficjalnych założeniach makroekonomicznych na 2002 r., iż wzrost gospodarczy będzie zaledwie 1-procentowy. Chcę zwrócić państwa uwagę na strukturę statystycznie zauważalnego wzrostu gospodarczego, który występuje obecnie. Otóż jedynym motorem wzrostu jest konsumpcja wewnętrzna, natomiast w ciągu pierwszych 3 miesięcy br. spadały wydatki inwestycyjne i eksport. Mówiąc krótko, gdyby nie było wzrostu wydatków społeczeństwa na konsumpcję, to gospodarka wpadłaby w większe tarapaty i mielibyśmy do czynienia z klasyczną recesją. Wzrost PKB o 0,5 czy nawet o 1 proc. nie spowoduje zahamowania, a tym bardziej odwrócenia niekorzystnych tendencji na rynku pracy i nadal dramatycznie rośnie bezrobocie. Można powiedzieć, że mamy do czynienia z obroną przez społeczeństwo poziomu konsumpcji. Jest to możliwe dlatego, że płace realnie nadal rosną, natomiast globalnie nie rosną dochody z pracy na skutek spadku zatrudnienia. Jednocześnie spada tempo wzrostu depozytów bankowych, ale chcę podkreślić, że nadal występuje skłonność do oszczędzania. Wzrost depozytów w ciągu dwóch pierwszy miesięcy br. - mogę się mylić, bo być może chodzi o drugi i trzeci miesiąc - był najwyższy od sierpnia 2001 r. Powtarzam, dzisiaj motorem koniunktury gospodarczej jest popyt konsumpcyjny. Gdybyśmy mieli gospodarkę przegrzaną, to byłoby to niebezpieczne zjawisko, natomiast w sytuacji, gdy gospodarka znajduje się co najwyżej w stagnacji, jeśli nie w recesji, to jest to zjawisko pozytywne, bowiem nie dopuszcza ono do popadnięcia gospodarki w głęboką recesję. Oceniamy, że inflacja gwałtownie spada. Przypomnę, że w październiku 2001 r. NBP prognozował, że na koniec roku inflacja wyniesie poniżej 6 proc. Pozarządowe instytuty spodziewały się inflacji na poziomie 4,5 proc. Ponadto wskazywano na możliwość ponownego wzrostu inflacji na początku 2002 r. Pamiętamy, że inflacja na koniec 2001 r. wyniosła 3,5 proc., a także nie sprawdziła się ocena, że tendencja spadkowa jest tylko przejściowa i po miesiącach jesiennych nastąpi wzrost inflacji. Szacujemy, że inflacja na koniec marca br. ukształtuje się w granicach 3,3–3,4 proc. Dodam, że chodzi o inflację mierzoną wskaźnikiem cen konsumpcyjnych, natomiast inflacja mierzona wskaźnikiem PPI już od dłuższego czasu kształtuje się na poziomie zero procent lub jej wskaźnik jest zbliżony do tego poziomu. Mamy więc do czynienia z ciągle następującymi po sobie rewizjami oczekiwań dotyczących kształtowania się wskaźników inflacyjnych. Takie rewizje dokonywane są także w Ministerstwie Finansów. Uważamy, że niebezpieczeństwo wzrostu inflacji ponad jej obecny poziom jest minimalne. Dzisiaj członkowie Rady Polityki Pieniężnej przyznają, że w maju br. inflacja może spaść do poziomu 2,5 proc., ale także tym razem do tej prognozy dodają zastrzeżenie: prawdopodobne później inflacja wzrośnie.</u>
          <u xml:id="u-2.1" who="#MarekBelka">Kiedyś prawdopodobnie inflacja wzrośnie, bo przecież nie może ona stale spadać, ale oceniając ogólny stan koniunktury gospodarczej sądzimy, że niebezpieczeństwo takiego odbicia inflacyjnego w następnych miesiącach tego roku jest coraz mniejsze. Postanowiliśmy skorygować in minus nasze prognozy dotyczące inflacji. Zakładaliśmy, że średnioroczny wskaźnik inflacji wyniesie 4,1 proc., a obecnie oceniamy, że ukształtuje się on na poziomie 3,4 proc. Sądzimy, że także w 2003 r. wystąpi tendencja spadkowa i ten wskaźnik wyniesie 3 proc. Nie sądzimy, aby istniały dzisiaj w gospodarce jakiekolwiek istotniejsze czynniki, które mogą doprowadzić do ożywienia inflacji. Co z deficytem na rachunku obrotów bieżących? Trzeba z uznaniem powiedzieć, że w ciągu ostatnich dwóch lat deficyt zmniejszył się z 8,3 proc. (luty 2000 r.) do poniżej 4 proc. na początku tego roku. Celowo nie określiłem precyzyjnie wysokości drugiego wskaźnika, gdyż na początku 2002 r. wystąpiły czynniki jednorazowe, które mogły zniekształcić konkretne dane. Jednakże większość prognoz wskazuje na to, że dalszy spadek deficytu na rachunku obrotów bieżących jest mało prawdopodobny. Raczej będziemy mieli do czynienia z niewielkim jego wzrostem. O wiele ważniejsza od dokładnego poziomu deficytu na rachunku obrotów bieżących jest jego struktura. Sytuacja, z jaką mamy ostatnio do czynienia, nie dziwi nas, aczkolwiek budzi poważne obawy. Mamy bowiem do czynienia zarówno z osłabieniem importu, co związane jest ze słabą koniunkturą gospodarczą, jak i po raz pierwszy od dłuższego czasu z osłabieniem eksportu. Oceniam to, że dotychczasowa polityka hamowania deficytu na rachunku obrotów bieżących osiągnęła swoje granice. Prowadzona nadal będzie już nieskuteczna z prostego powodu. Wysoki kurs złotego hamuje możliwości eksportowe, niezależnie od stanu koniunktury gospodarczej na Zachodzie, chociaż ten stan u naszych głównych partnerów handlowych nie jest bez znaczenia. Podsumowując, gospodarka znajduje się w stanie stagnacji i jednocześnie oceniam, że jest to stan głębokiej nierównowagi deflacyjnej. Stagnacja oznacza, że nadal utrzymuje się tzw. ujemna luka popytowa w Polsce, którą ocenia się w granicach 3–4 punktów procentowych PKB. Tak głęboka nierównowaga deflacyjna przejawia się w szybko rosnącym bezrobociu i spadku wydatków inwestycyjnych, a także jej odzwierciedleniem jest szybko spadająca inflacja. Z tego płynie bardzo jasny wniosek: widzimy przestrzeń dla poluzowania polityki pieniężnej, nie zagrażającej realizacji celów inflacyjnych. Co więcej, jesteśmy przekonaniu, że z kolei po raz piąty nie trafimy w cel inflacyjny określony w granicach plus minus 6 proc. Jesteśmy przekonani, że na koniec roku 2002 inflacja spadnie poniżej 4 proc. Wypowiadana jest opinia, że niebezpieczeństwo w kształtowaniu się sytuacji gospodarczej płynie ze spadku skłonności do oszczędzania, bo to zjawisko może zakłócić perspektywę utrzymania inflacji na niskim poziomie. Nie zgadzam się z tą opinią. To, z czym mamy obecnie do czynienia, oznacza co najwyżej pewne zwolnienie wzrostu depozytów.</u>
          <u xml:id="u-2.2" who="#MarekBelka">Poza tym nie uwzględnia się faktu, iż ludzie nauczyli się część swoich oszczędności lokować poza bankami. Przede wszystkim ludzie starają się utrzymać poziom konsumpcji, o czym mówiłem już poprzednio. Nie nastąpi wzrost depozytów bez ożywienia gospodarczego, wzrostu zatrudnienia i bez szybszego wzrostu dochodów ludności. Innymi słowy, jeśli będziemy liczyć na to, że gospodarstwa domowe zwiększą oszczędności i tylko wtedy powstanie przestrzeń do obniżki stóp procentowych, to tym samym będziemy liczyć na to, że recesja skończy się sama z siebie. Być może, ale przyjdzie nam długo na to czekać. Według mnie, argumentem przeciwko obniżce stóp procentowych nie jest wolniejsze tempo wzrostu depozytów bankowych. Jest to wyraz stagnacji gospodarczej. Jak przebiega realizacja budżetu. Otóż na razie nie widzimy zagrożeń dla realizacji budżetu. Dochody podatkowe płyną zgodnie z planem. Także wydatki są realizowane zgodnie z planem. Wielkość deficytu po trzech miesiącach jest niższa od tej, którą określiliśmy wyznaczając ścieżkę realizacji deficytu w 2002 r. Świadczy to o tym, że budżet został zbudowany na ostrożnych założeniach. Jednak zawsze musimy mieć na uwadze to, że przedłużający się stan stagnacji gospodarczej oraz bardzo niskie tempo inflacji nie są pozytywnymi zjawiskami z punktu widzenia wpływów budżetowych. Jesteśmy w stanie podać informacje dotyczące wielkości deficytu sektora finansów publicznych za rok 2001. Otóż deficyt budżetu państwa wyniósł 4,5 proc. PKB, natomiast deficyt kasowy sektora finansów publicznych - 5,3 proc. PKB. Deficyt ekonomiczny ukształtował się na poziomie 4,8 proc. PKB, tj. ponad dwukrotnie więcej niż w 2000 r. (2,1 proc. PKB). To skutkuje wzrostem długu publicznego. Dysponuję wstępnymi danymi, ale podam je, aby państwo orientowali się, jakie są tendencje w kształtowaniu się długu publicznego. Szacujemy, że na koniec 2001 r. dług Skarbu Państwa stanowił 39,3 PKB, czyli wzrósł o 0,3 punktu procentowego w stosunku do 2000 r. Dług publiczny łączny, powiększony o przewidywane wypłaty z tytułu poręczeń i gwarancji, ukształtował się na poziomie 43,3 proc. PKB, czyli był on wyższy o 1 punkt procentowy niż w poprzednim roku. Jest to także wielkość szacunkowa, ale korekta może być nieznaczna. W 2001 r. nastąpiło odwrócenie tendencji spadkowej, ale chcę także powiedzieć, że ten wskaźnik jest niższy o 2,5 punktu procentowego w porównaniu z 1999 r. Margines bezpieczeństwa, zanim dług publiczny sięgnie konstytucyjnej granicy 60 proc. PKB, ale także wcześniejszych granic 50 i 55 proc. PKB, gdy już trzeba uruchamiać procedury sanacyjne, jest jeszcze spory i jest większy od zakładanego kilka miesięcy temu. Dodam jeszcze, że stosowany przez nas sposób liczenia długu i deficytu jest bardziej restrykcyjny niż w krajach członkowskich Unii Europejskiej. Otóż deficyt sektora finansów publicznych w 2001 r., mierzony stosowaną w Unii Europejskiej metodą SA 95, wyniósł 3,7 proc. PKB. Tę informację kieruję ku pamięci tych wszystkich, którzy alarmują, iż oddalamy się niebezpiecznie i bezpowrotnie od możliwości spełnienia kryteriów członkostwa w unii walutowej. Oczywiście, sytuację można bardzo łatwo pogorszyć. Gdy zostanie zlekceważona dyscyplina finansów publicznych, wtedy bardzo łatwo będzie doprowadzić zarówno do znacznego zwiększenia deficytu budżetowego, jak i wielkości długu publicznego. Według mnie, przesłanie, które płynie z tych danych, jest następujące. Proszę nie wpadać w panikę, sytuacja finansów publicznych jest pod kontrolą. Pozostanie ona pod kontrolą wyłącznie wtedy, kiedy będziemy się trzymać zasady zdrowych finansów, które opierają się na umiarkowanym wzroście wydatków państwa. Z czym możemy się liczyć w 2002 r. Jest to rok trudny, w którym nie nastąpi znaczące ożywienie gospodarcze, ale w 2001 r. mieliśmy do czynienia z ciągłym zwalnianiem tempa wzrostu gospodarczego, natomiast w 2002 r. liczymy na to, że w 2002 r., z kwartału na kwartał będzie następowało pewne ożywienie gospodarcze. Trzeba jednak powiedzieć wyraźnie, że będzie ono zauważalne dla statystyków, ale nie dla przeciętnego Polaka, który nadal będzie spotykał się na rynku pracy z trudną sytuacją. Niewątpliwie dla gospodarki byłoby korzystne pewne osłabienie kursu złotego.</u>
          <u xml:id="u-2.3" who="#MarekBelka">Powtarzam, pewne osłabienie, gdyż gwałtowna dewaluacja złotego byłaby dla gospodarki równie, bądź bardziej niebezpieczna niż aprecjacja złotego. Świadczą o tym przykłady takich krajów, jak: Tajlandia, Indonezja i Meksyk. W tych krajach wystąpiły gwałtownie kryzysy walutowe, po których nastąpił głęboki kryzys w sferze realnej, czyli w produkcji. Na skutek znacznej dewaluacji złotego zwiększyłoby się zadłużenie - w wymiarze złotowym - przedsiębiorstw, które zaciągnęły kredyty w dolarach i euro. W przypadku przedsiębiorstw importujących surowce i komponenty, zwiększone koszty tego importu nie mogłyby być bezkarnie przerzucone na ceny. Zatem nie chodzi o jakąś destrukcyjną, znaczną deprecjację złotego. Ci wszyscy, którzy mówią o kursie złotego względem dolara w wysokości 5 zł, nie wiedzą, co mówią. Nie zdają sobie sprawy z konsekwencji takiej dewaluacji dla gospodarki.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-3">
          <u xml:id="u-3.0" who="#DariuszGrabowskiniez">Ja tak mówię, i wiem co mówię.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-4">
          <u xml:id="u-4.0" who="#MarekBelka">Prawdopodobnie pana interes na tym by zyskał, ale pan jest w mniejszości. Kurs złotego jest przewartościowany. Cena 1 dolara w granicach 4,25–4,30 zł nie zagrażałaby stabilności cen towarów i usług na rynku wewnętrznym i jednocześnie przedsiębiorcy eksportujący swoje produkty mogliby złapać więcej „oddechu”. Chciałbym jednak dodać do tego następującą informację. Dzisiaj przeciętna rentowność przedsiębiorstw eksportujących jest wyższa od przeciętnej rentowności przedsiębiorstw produkujących na rynek wewnętrzny, ale to nie znaczy, że sytuacja eksporterów jest dobra, lecz jeszcze trudniejsza jest tych, którzy sprzedają swoje towary i sługi wyłącznie na rynku wewnętrznym. To jest skala nierównowagi naszej gospodarki.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-5">
          <u xml:id="u-5.0" who="#MieczysławCzerniawski">Proszę wiceprezesa Narodowego Banku Polskiego, pana Andrzeja Bratkowskiego o zabranie głosu.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-6">
          <u xml:id="u-6.0" who="#AndrzejBratkowski">Swoje wystąpienie rozpocznę od syntetycznego ustosunkowania się do oceny dokonanej przez pana premiera Marka Belkę. Zgadzamy się z opinią, że sytuacja gospodarcza jest trudna, a przezwyciężenie tej sytuacji wymaga poniesienia wysiłku przez wszystkich, zarówno przez instytucje rządowe, jak i przez społeczeństwo. Zgadzamy się z tym, że głównym źródłem spowolnienia wzrostu gospodarczego w 2001 r. jest ujemna dynamika nakładów inwestycyjnych. Natomiast nie możemy się w pełni zgodzić ze stwierdzeniem, że mamy obecnie do czynienia z głęboką luką deflacyjną. Jest prawdą, że występuje pewna luka popytowa, związana z bardzo niską aktywnością inwestycyjną, ale nie jest to taka sytuacja, która nie stwarza w tym i przyszłym roku absolutnie żadnych zagrożeń inflacyjnych. One istnieją, niemniej jednak uważamy, że przy odpowiedzialnej polityce monetarnej i fiskalnej można zapobiec wzrostowi inflacji. Także my oczekujemy, że w tym roku inflacja będzie jeszcze nieco niższa. Jest to dobra wiadomość. Okazuje się bowiem, że nie poszły na marne wszystkie koszty, które zostały poniesione po to, aby zrównoważyć gospodarkę. Inflacja pomiędzy 2 i 3 proc. nie jest czymś szkodliwym dla gospodarki. Uważamy jednak, że aż taki spadek inflacji będzie przejściowy i spodziewamy się pewnego wzrostu inflacji. Zgodnie ze średniookresowym celem inflacyjnym Rady Polityki Pieniężnej, Narodowy Bank Polski nastawia się na stabilizację inflacji na poziomie zbliżonym do obecnego. Nie jesteśmy przekonani, że prognoza Ministerstwa Finansów, iż inflacja na koniec roku wyniesie około 3 proc., nie jest zbyt optymistyczna. Istotne jest to, jak ocenia się przyczyny, dla których gospodarka znalazła się w obecnej sytuacji, gdyż z takiej diagnozy wynikają wnioski, co można zrobić dla gospodarki, aby nastąpiła poprawa jej stanu. Jeżeli chcemy dokonać takiej oceny, to nie możemy ograniczać się wyłącznie do wskaźników makroekonomicznych, charakteryzujących gospodarkę w latach 2000–2001, bo to jest tylko krótki fragment pewnego procesu. Trzeba pamiętać o tym, że gospodarka polska rozwijała się w bardzo szybkim tempie od połowy lat dziewięćdziesiątych, przy bardzo wysokiej dodatniej dynamice inwestycji, ale jednocześnie szybko rósł deficyt na rachunku obrotów bieżących. Taka była w tym czasie ścieżka wzrostu gospodarki, którą nadal nie można było podążać. Nie można w nieskończoność powielać wzorca, według którego za 1 proc. wzrostu PKB „płaci się” wzrostem deficytu na rachunku obrotów bieżących o 1 proc. W którymś momencie trzeba było przestawić gospodarkę na nieco inny tor rozwoju - doprowadzić do innej proporcji czynników, które napędzają wzrost gospodarczy. Takie przestawienie nie jest możliwe bez pewnego spowolnienia gospodarczego. Jest to koszt, który trzeba było ponieść. Silne przyspieszenie rozwoju gospodarczego odbyło się kosztem równowagi gospodarczej, a teraz silne spowolnienie gospodarcze daje w efekcie poprawę równowagi makroekonomicznej. Wobec tego należałoby ocenić, jaki jest globalny bilans tych dwóch sytuacji. Dla zobrazowania tego posłużę się przykładem Czech i Węgier, ponieważ zwykle porównujemy się z tymi krajami, a zwłaszcza często zadawane jest pytanie, dlaczego w Polsce są wyższe stopy procentowe niż w Czechach i na Węgrzech. Jak rosły inwestycje w Polsce, w Czechach i na Węgrzech w latach 1995–2000 r. W Polsce inwestycje były ponad dwukrotnie większe niż w 1994 r., natomiast w Czechach wzrosły one zaledwie o około 30 proc., a na Węgrzech o 35 proc. W 2001 r. miało miejsce załamanie inwestycji w Polsce, natomiast wzrosły one w Czechach oraz na Węgrzech.</u>
          <u xml:id="u-6.1" who="#AndrzejBratkowski">Jednakże w Polsce inwestycje były w ubiegłym roku o 80 proc. większe niż w 1994 r., zaś w Czechach o około 35 proc., a na Węgrzech o około 40 proc. Oba te kraje przeszły kryzys - utraciły równowagę makroekonomiczną. Konsekwencją tego było spowolnienie gospodarcze. Gdy wystąpiła konieczność doprowadzenia do zrównoważenia gospodarki, m.in. przez bardziej restrykcyjną politykę fiskalną, to niższe były oczekiwania inflacyjne. Dotyczy to zwłaszcza Czech, które poprzez niskie tempo wzrostu gospodarczego, utrzymujące się przez wiele lat, doprowadziły do sytuacji, w której mogą być niskie stopy procentowe. Pamiętajmy jednak, że w dalszym ciągu Czechy plasują się daleko w tyle za Polską, gdyż u nas w pewnym okresie miał miejsce szybki wzrost gospodarczy, z tym że jego skutki są zarówno pozytywne, jak i negatywne. Nie mieliśmy kryzysu, ale oczekiwania inflacyjne są jeszcze wysokie. Zgadzam się z opinią pana premiera Marka Belki, że spowolnienie rozwoju gospodarczego będzie stopniowo przezwyciężane. Powstaje pytanie, w jakim będzie się to odbywało tempie i czy możemy je przyspieszyć. Natomiast wszystko wskazuje na to, że nie będziemy mieli kryzysu gospodarczego, m.in. dlatego, że łatwiej wychodzi się z okresowego spowolnienia rozwoju gospodarki, przy zachowanej równowadze makroekonomicznej, niż wtedy, gdy to spowolnienie nastąpiło na skutek załamania równowagi ekonomicznej. Nam się udało uniknąć załamania równowagi makroekonomicznej także dzięki temu, że nastąpiły dostosowania w zakresie polityki fiskalnej. Mamy świadomość tego, że były to trudne decyzje. Zdajemy sobie sprawę również z tego, że jeszcze nie jesteśmy na końcu tej drogi. Tak samo obecny poziom stóp procentowych nie oznacza, że jesteśmy na końcu drogi do zmian w polityce monetarnej. Chcemy być członkiem Unii Europejskiej i członkiem unii monetarnej, a to oznacza, że naszą aspiracją jest dążenie do konwergencji dotyczącej warunków, w jakich uprawia się politykę monetarną w Unii i parametrów tej polityki. Powstaje pytanie, w jakim tempie możemy osiągać porównywalne warunki. Jest niezmiernie ważne, aby pamiętać o tym, że nie jest kosztowne utrzymywanie inflacji na niskim poziomie, natomiast kosztowne jest jej obniżanie. Jeżeli jest niska inflacja, to metodą ekspansji monetarnej nie dużo można „kupić”, jeśli chodzi o wzrost gospodarczy. Można coś „kupić” w krótkim okresie, natomiast można bardzo dużo stracić. Poziom deficytu budżetowego, w znacznym stopniu zrozumiały w warunkach spowolnienia gospodarczego, nie jest tym poziomem, który jest satysfakcjonujący w kontekście integracji Polski z Unią Europejską. Nie jest to także taki poziom, który nie stwarza żadnych problemów dla polityki monetarnej. W związku z tym istnieje potrzeba stopniowego dochodzenia do pewnego stanu pożądanego, zarówno w polityce fiskalnej, jak i w polityce monetarnej. Co można poprawić polityką monetarną, a co można popsuć? Jakie są perspektywy? Nie chcę się wypowiadać na temat decyzji Rady Polityki Pieniężnej dotyczących stóp procentowych, ponieważ nie jest to mój zakres kompetencji. Natomiast zwrócę uwagę na uwarunkowania makroekonomiczne tych decyzji. Jednym z głównych powodów, dla których potrzebne było obniżenie inflacji oraz spowolnienie dynamiki popytu konsumpcyjnego, była chęć uzyskania poprawy salda rachunku obrotów bieżących.</u>
          <u xml:id="u-6.2" who="#AndrzejBratkowski">Czy polityka, która polegałaby na próbie bardzo gwałtownego pobudzania popytu konsumpcyjnego, byłaby z tego punktu widzenia dobrym rozwiązaniem na odejście od przejściowego spowolnienia wzrostu gospodarczego? Uważam, że taka polityka doprowadziłaby nas do punktu wyjścia, z którego odchodziliśmy w 1999 r. i na początku 2000 r., kiedy udało się osiągnąć 6 proc. wskaźnik wzrostu PKB, ale kosztem 8 proc. deficytu na rachunku obrotów bieżących i inflacji powyżej 10 proc. Istotna jest pewna sekwencja zdarzeń, która może mieć miejsce w gospodarce. Jeżeli ożywienie gospodarcze będzie wynikało przede wszystkim z silnego rynku konsumpcyjnego, to następstwem tego będzie pogorszenie się stanu na rachunku obrotów bieżących, które może doprowadzić do wyraźnego osłabienia złotego. Możliwy jest także inny wariant: wysoki deficyt na rachunku obrotów bieżących i silny złoty. Ta sytuacja jest porównywana do bomby, która może wybuchnąć w każdym momencie. Wystarczy, że zbiegnie się ze sobą kilka złych okoliczności wewnętrznych i zewnętrznych, a dojdzie do kryzysu walutowego. Niska inflacja jest warunkiem długofalowego, zrównoważonego wzrostu gospodarczego. Zawsze jest pokusa, aby kosztem nieco wyższej inflacji przyspieszyć wzrost gospodarczy. Jeżeli doprowadzimy do ponownego wzrostu inflacji, np. na poziomie 10 proc., to potem trzeba będzie znowu ponosić koszty obniżania inflacji. Powstaje pytanie: czy warto, mając na wadze pewną korzyść w postaci przyspieszenia o kilka miesięcy wejścia na ścieżkę wzrostu gospodarczego, narażać się na ryzyko konieczności przeprowadzenia od nowa procesu dezinflacji.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-7">
          <u xml:id="u-7.0" who="#MieczysławCzerniawski">Proszę odpowiedzieć na następujące pytanie. Według prognozy Rady Polityki Pieniężnej, inflacja w 2001 r. miała ukształtować się w granicach 6–8 proc. Czy nie należało poczynić takich kroków, które doprowadziłyby do inflacji na poziomie 6 proc., aby zatrzymać spadek wzrostu PKB na poziomie 3 proc.?</u>
        </div>
        <div xml:id="div-8">
          <u xml:id="u-8.0" who="#AndrzejBratkowski">Powrócę do kwestii czynników obniżających tempo wzrostu gospodarczego, ponieważ w pytaniu pana przewodniczącego jest zawarta sugestia, że znaczny spadek dynamiki wzrostu gospodarczego w 2001 r. był spowodowany prowadzoną wówczas polityką pieniężną. Nie był to jedyny czynnik. Wystąpiło wówczas, nie do przewidzenia wcześniej, wyraźne pogorszenie koniunktury na rynkach zewnętrznych, natomiast w kraju mieliśmy do czynienia, że spadkową fazą cyklu koniunkturalnego. Nie ma takiej gospodarki, która mogłaby utrzymać przez kilkanaście lat tempo wzrostu inwestycji oscylujące wokół 20 proc. Zbiegły się w czasie 3 czynniki, które spowodowały zmianę sytuacji gospodarczej. Rzeczywiście, nastąpiło zaostrzenie restrykcyjności polityki monetarnej, na którą nałożyła się spadkowa faza cyklu koniunkturalnego, związana z osłabieniem aktywności inwestycyjnej, przy czym było ono niezależne od warunków monetarnych. Do tego doszło pogorszenie sytuacji na rynkach zewnętrznych. Trudno było przewidzieć wszystkie te czynniki. Trudno było też jednoznacznie określić, jaka będzie sytuacja budżetowa ze względu na problemy z przekroczeniem deficytu na planowanym poziomie. Trzeba pamiętać, że gospodarka reaguje z pewnym opóźnieniem na decyzje dotyczące stóp procentowych. Pierwsze reakcje pojawiają się mniej więcej po upływie 2–3 kwartałów i są one stosunkowo niewielkie. Główny efekt pojawia się dopiero po upływie 6–8 kwartałów. Rada Polityki Pieniężnej działa w warunkach niepewności. Gdyby miała te informacje, które dzisiaj znamy, to prawdopodobnie polityka monetarna mogłaby być inna. Natomiast działając w warunkach niepewności, musiała brać pod uwagę ryzyka, i które z nich jest większe z punktu widzenia długofalowego. Wydaje mi się, że ryzyko niepowodzenia pewnego programu stabilizacyjnego - tak też należy patrzeć na politykę monetarną - zostało ocenione jako to, które stwarza większe zagrożenie. Co w tej sytuacji może się dziać dalej w polskiej gospodarce? Jeśli chodzi o tempo wzrostu gospodarczego w tym roku, to nasza ocena jest zbliżona do oceny Ministerstwa Finansów. Gdyby u naszych głównych partnerów handlowych szybciej przebiegało ożywienie gospodarcze, to wtedy także wzrost polskiej gospodarki mógłby być nieco wyższy od przewidywanego. Poprawa sytuacji gospodarczej na zewnątrz może poprawić nasze wyniki w eksporcie. Do tego niska inflacja stwarza potencjalnie szersze pole manewru dla polityki monetarnej, ale ważne jest także utrwalenie oczekiwań inflacyjnych na niskim poziomie. Jeżeli utrzymają się wysokie ceny ropy naftowej, to oczekiwanie, że inflacja ukształtuje się poniżej celu inflacyjnego, jest zbyt optymistyczne. Dotychczas polityka była nastawiona przede wszystkim na ocenę tych czynników inflacji, które są związane z polityką monetarną. Dlatego Narodowy Bank Polski często podkreśla, że jest duża różnica między inflacja rejestrowaną, a tzw. inflacją netto, w której nie uwzględnia się cen żywności i paliw. Trzeba jednak pamiętać, że szczególnie cena paliw jest czynnikiem powodującym wzrost oczekiwań inflacyjnych. Wzrost cen paliw powoduje wzrost kosztów w rolnictwie, czego konsekwencją jest presja na podnoszenie cen produktów rolnych.</u>
          <u xml:id="u-8.1" who="#AndrzejBratkowski">Jeżeli na skutek wzrostu cen ropy naftowej doszłoby do wzrostu oczekiwań inflacyjnych, to pole manewru dla polityki monetarnej będzie mniejsze. Jakie są uwarunkowania dla polityki fiskalnej i monetarnej? Fakt, że deficyt budżetowy jest stosunkowo wysoki i maleją wpływy z prywatyzacji, powoduje, iż większa część oszczędności krajowych jest absorbowana przez budżet. W związku z tym możliwości zwiększenia finansowania ze środków kredytowych rozwoju gospodarki w sektorze przedsiębiorstw, jest uwarunkowana tym, ile miejsca pozostawi budżet państwa. Jeżeli będzie następowało stopniowe równoważenie budżetu, zmniejszanie jego potrzeb pożyczkowych, to powstaną lepsze warunki finansowania inwestycji. Trudno zaprzeczyć, że silny złoty, szczególnie wobec euro, był jednym z czynników powodujących spowolnienie wzrostu gospodarczego. Jakie z kolei czynniki złożyły się na wysoki kurs złotego?Kiedy mamy do czynienia z polityką dezinflacji, a jednocześnie długookresowe perspektywy gospodarcze wskazują na możliwość aprecjacji złotego, to powstaje problem polegający na tym, że potrzeby, jeżeli chodzi o obniżanie oczekiwań inflacyjnych na rynku krajowym, różnią się od percepcji inwestorów zagranicznych. Aprecjacja waluty ma miejsce nie tylko w Polsce, ale także w Czechach i na Węgrzech, pomimo tego, że w tych krajach są znacznie niższe stopy procentowe. Te przykłady wskazują na to, że raczej nie należy liczyć na to, że obniżanie stóp procentowych może pomóc w rozwiązaniu problemu silnego złotego. Co najmniej tak samo ważne jest to, jakie inwestorzy zagraniczni mają możliwości kupowania skarbowych papierów wartościowych. Jest to bardzo komfortowa inwestycja, o wiele bardziej bezpieczna, niż inwestowanie w polską gospodarkę. Zatem wysokość deficytu budżetowego jest istotnym elementem mającym wpływ na kurs złotego. W pełni zgadzam się z opinią pana premiera Marka Belki, że gwałtowna obniżka stóp procentowych, stwarzająca wrażenie, że gospodarka może utracić równowagę makroekonomiczną, byłaby niekorzystna dla gospodarki i dla budżetu. Silna deprecjacja złotego oznaczałaby konieczność znacznego obniżenia popytu wewnętrznego, a wielu przedsiębiorstwom przysporzyłaby ona kłopotów z wypłacalnością. Z kolei budżet państwa miałby trudności z finansowaniem długu zagranicznego. Charakterystyczny jest przykład Czech, gdzie próbowano osłabić koronę poprzez interwencję na rynku walutowym. Efektem tego jest ujemny wynik finansowy banku centralnego, a korona się umacnia. Rozwiązanie nie polega na manewrowaniu stopami procentowymi bądź stosowaniu metod interwencyjnych. Wydaje się, że pewnym czynnikiem może być polityka fiskalna. Trzeba szukać rozwiązań po drugiej stronie reżimów kursowych, czyli można myśleć o pewnym usztywnieniu kursu, ale należy to zrobić w sposób wiarygodny, ponieważ taki ruch pociąga za sobą niebezpieczeństwo kryzysu walutowego. Ja też wolałbym, aby kurs złotego wobec dolara wynosił 4,20 zł, ale na gruncie istniejących rozwiązań, które są akceptowane przez rząd i Narodowy Bank Polski, nie można sobie zażyczyć, aby z dnia na dzień ukształtował się on na tym poziomie. Chcę także powiedzieć, że powodem, dla którego złoty się umacniał wobec euro, było osłabianie się euro wobec dolara.</u>
          <u xml:id="u-8.2" who="#AndrzejBratkowski">Wprawdzie w ostatnich dniach kurs złotego do euro wynosił ponad 4,10 zł, ale średni kurs w lutym tego roku był słabszy niż w połowie ubiegłego roku. Zatem nie jest prawdą, że cały czas mamy do czynienia z tendencją do umacniania się złotego wobec euro. Co można zrobić w obecnej sytuacji? Moim zdaniem polityka gwałtownego ożywiania popytu konsumpcyjnego doprowadziłaby nas do punktu wyjścia. Potrzebne jest stopniowe ożywianie konsumpcji, które byłoby równoległe z poprawą sytuacji zewnętrznej i z poprawą konkurencyjności polskich eksporterów. Dla firm, które chcą realizować inwestycje proeksportowe, barierą nie jest kredyt, gdyż mogą go zaciągnąć w walutach obcych, a taki kredyt jest nisko oprocentowany. Natomiast ci przedsiębiorcy są narażeni na ryzyko kursowe i m.in. dlatego potrzebna jest stabilna polityka kursowa. Wydaje się, że kluczem do trwałego przyspieszenia wzrostu gospodarczego jest utrzymanie równowagi monetarnej, poprawa równowagi fiskalnej i dalsze reformy strukturalne w gospodarce, które zwiększą jej konkurencyjność i sprawność. Często podkreśla się, że jednym z powodów osłabienia inwestycji jest duży spadek rentowności przedsiębiorstw. Jest to prawda, ale trzeba pamiętać, że spadek rentowności był spowodowany m.in. dużym wzrostem odpisów amortyzacyjnych, będących konsekwencją zrealizowanych w poprzednich latach programów inwestycyjnych. Zatem z punktu widzenia cash flow spadek rentowności nie był aż tak dotkliwy. Źródłem wzrostu kosztów przedsiębiorstw jest wzrost cen energii elektrycznej. W tym roku na całym świecie wystąpiła tendencja zniżkowa cen produktów przemysłowych. Taka sama tendencja wystąpiła w Polsce, ale nie w sektorze energetycznym. Jest to przykład na to, że w dalszym ciągu występują niekorzystne dla rozwoju gospodarczego czynniki strukturalne.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-9">
          <u xml:id="u-9.0" who="#MieczysławCzerniawski">Zwracam się do pana prof. Cezarego Józefiaka z pytaniem, czy zechce pan teraz zabrać głos?</u>
        </div>
        <div xml:id="div-10">
          <u xml:id="u-10.0" who="#CezaryJózefiak">Rozumiem, że sens tego spotkania polega na tym, aby lepiej zrozumieć wzajemnie nasze sposoby myślenia. Dlatego skoncentruje się na trzech kwestiach, które są ważne przynajmniej dla mojego sposobu myślenia. Tymi kwestiami są:</u>
          <u xml:id="u-10.1" who="#CezaryJózefiak">- stosunek do długości czasu, który bierzemy pod uwagę przy dokonywaniu ocen i analiz,</u>
          <u xml:id="u-10.2" who="#CezaryJózefiak">- stosunek do możliwości wpływania na koniunkturę poprzez politykę ekonomiczną,</u>
          <u xml:id="u-10.3" who="#CezaryJózefiak">- rola, jaka przywiązujemy do instrumentów polityki ekonomicznej.</u>
          <u xml:id="u-10.4" who="#CezaryJózefiak">Sądzę, że pod tymi trzema względami różnią się między sobą ekonomiści, politycy, publicyści itd. Dzisiejsze spotkanie jest poświęcone sprawom pierwszego kwartału bieżącego roku. Taka dyskusja jest potrzebna, lecz można dyskutować tylko nad tym, co z tych spraw, i z tego co zrobimy, wyniknie do końca roku i także można się zastanawiać nad tym, co z tego wyniknie dla następnych lat. Otóż mnie się wydaje, że za małą rolę przywiązujemy do późniejszych skutków gospodarczych tego, co robimy obecnie. Proszę zauważyć, że podczas tego spotkania mówimy tylko o 2002 r., podczas gdy różne instytucje finansowe krajowe i zagraniczne przestrzegają, że rok 2003 będzie dla sektora finansów publicznych jeszcze trudniejszy niż ten rok. W związku z tym podejmując dzisiaj decyzje i przedsięwzięcia należy brać pod uwagę, jakie będą tego skutki w 2003 i następnym roku. Podam inny przykład. Cieszy nas wzrost popytu konsumpcyjnego, ale to ma swoją drugą stronę, bo skoro tak się dzieje przy spadku dochodów konsumpcyjnych, to nie ulega wątpliwości, że wzrost popytu konsumpcyjnego pogarsza stan oszczędności i sytuację przyszłych inwestycji. Zatem to, co dzisiaj może zostać uznane za zjawisko korzystne - mówimy: poprawiło się - z punktu widzenia nieco dłuższego czasu wcale nie musi być takie radosne. Powinniśmy więc myśleć dodatkowo, co robić dziś, aby działać na rzecz lepszej przyszłości. W Polsce szczególnie potrzebne jest uwzględnianie dłuższego horyzontu czasu dlatego, że nasze dwa główne problemy dają się rozwiązać wyłącznie w długim okresie. Tymi problemami są: bezrobocie i stosunkowo niska konkurencyjność naszej gospodarki na rynkach zagranicznych, a ich rozwiązanie wymaga bardzo efektywnych inwestycji. Gdybyśmy wszelkimi możliwymi środkami usunęli szybko występującą obecnie lukę popytowa, to nie zlikwidujemy bezrobocia. Znaczna jego część nie wynika z luki popytowej, lecz z luki kapitałowej, tj. z braku odpowiedniej liczby miejsc pracy w stosunku do podaży pracy. Stosunkowo niska konkurencyjność polskiej gospodarki na rynkach zagranicznych wyraża się w deficycie na rachunku obrotów bieżących. Poza tym wiemy, że udział eksportu w PKB jest niski, nawet w porównaniu z Węgrami i Czechami. W związku z tym ta konkurencyjność musi ulegać poprawie, ale nie na zasadzie uzyskania doraźnie efektu przez doprowadzenie do osłabienia złotego. Dotąd będziemy w złej sytuacji, dopóki nie będziemy rozwijali efektywnych inwestycji. Skąd się wzięło silne osłabienie dynamiki wzrostu gospodarczego, które wystąpiło w ostatnich latach? Odwołam się do opinii instytucji krajowych i zagranicznych oraz niektórych ekspertów polskich - opinii, które mnie przekonują, iż wpływ na to miały 3 czynniki. Jednym z tych czynników było wyhamowanie reform strukturalnych. Nie chcę pytać, kto zawinił i dlaczego. Obecnie udział sektora publicznego jest nadal zbyt duży.</u>
          <u xml:id="u-10.5" who="#CezaryJózefiak">Warto prześledzić wyniki finansowe netto w przemyśle w latach 1995–2000. Otóż w 1995 r. sektor publiczny i sektor prywatny miały dodatni wynik finansowy netto. W latach 1998–2000 sektor prywatny osiągnął dodatni, a sektor publiczny miał ujemny wynik finansowy netto. Nawet jeśli ktoś się nie zgadza z tym, że rola reform strukturalnych jest duża, to jednak te dane powinien brać pod uwagę. Drugi czynnik, powszechnie znany, jest zewnętrzny, ale trzecim czynnikiem jest odpowiednia kompozycja polityki fiskalnej i polityki pieniężnej. Kolejne rządy miały pretensje do polityki pieniężnej, ale rządy decydują o polityce ekonomicznej, w tym o polityce fiskalnej. Decyzje banku centralnego są dostosowaniem się m.in. do tych warunków, jakie tworzy polityka fiskalna. W Polsce od wielu lat kompozycja polityki pieniężnej i polityki fiskalnej jest zła. Ma to zasadniczy związek ze stopami procentowymi. Otóż deficyt finansów publicznych powstaje - można powiedzieć - bez związku ze stopami procentowymi, natomiast popyt konsumpcyjny i inwestycyjny jest związany z dostępnością do kredytów. Jeżeli trzeba było cały czas kontrolować dynamikę globalnego popytu ze względu na nierównowagę zewnętrzną - w grę wchodziła także inflacja, ale nierównowaga zewnętrzna wysuwa się na czoło - to można tylko poprawiać politykę fiskalną i politykę pieniężną poprzez zacieśnianie fiskalnej i luzowanie pieniężnej. Osobiście żałuję, że do tego nie doszło. Była to bowiem droga do obniżania stóp procentowych w sposób zdrowy dla gospodarki, a nawet pobudzający gospodarkę. Obecnie stoimy przed takim samym problemem, tylko że jest on nieco trudniejszy, gdyż deficyt finansów publicznych jest większy. Natomiast kompozycja polityki fiskalnej i pieniężnej była i jest nadal zła. Różny jest także sposób myślenia o możliwości wpływania na koniunkturę za pomocą instrumentów ekonomicznych. Niektórzy sądzą, że wystarczy obniżyć stopy procentowe, a przeciwnicy wskazują kraje, w których jest stagnacja gospodarcza, choć stopy procentowe są relatywnie bardzo niskie. Chcę wyraźnie podkreślić, że ani stopy procentowe, ani kurs walutowy nie nadaje się do manipulacji w celu uzyskania poprawy sytuacji gospodarczej. Nie można tego robić. Skąd m.in. wzięły się wysokie stopy procentowe? Otóż gdy nie mieliśmy płynnego kursu złotego, a do kraju napływały inwestycje zagraniczne, to bank centralny musiał wykupywać od banków waluty obce, a potem wycofywać pieniądze, jeśli był ich nadmiar na rynku, emitując swoje papiery. Im więcej ich emitował, to musiał podnosić ceny, czyli stopy procentowe. Od tego czasu próbujemy obniżać stopy, ale wówczas bank centralny nie mógł inaczej postąpić. Często słyszy się opinię, że obniżenie stóp procentowych pobudzi inwestycje. Według rocznika statystycznego w 2001 r. głównym źródłem finansowania działalności inwestycyjnej przedsiębiorstw były środki własne (65 proc.). Udział kredytów złotowych wynosił 15 proc., a walutowych - 8 proc., ale od tego źródła można abstrahować, ponieważ kredyty walutowe są nisko oprocentowane. Te dane wskazują na to, że nasza uwaga powinna koncentrować się na rentowności przedsiębiorstw, aby miały one więcej środków na inwestowanie. Zawsze inwestuje się dopożyczając pieniądze.</u>
          <u xml:id="u-10.6" who="#CezaryJózefiak">Zostało sprawdzone, że ci, którzy chcą mieć duży udział środków zewnętrznych w nakładach inwestycyjnych, mają niską lub ujemną rentowność. Dlaczego stopa procentowa nie może zostać znacznie obniżona? Jaki czynnik stoi na przeszkodzie? Nie wiem, czy jest to najważniejszy czynnik, ale banki centralne biorą pod uwagę stopę inflacji netto. Otóż ta stopa, wynosząca powyżej 4 proc., jest ciągle wyższa od stopy inflacji rzeczywistej. Drugim czynnikiem są agregaty pieniężne. Niestety, występują niekorzystne zjawiska po stronie depozytów, a także obserwujemy wzrost podaży pieniądza powyżej tempa łącznego wzrostu produkcji. Jest jeszcze trzeci czynnik, nakazujący rozwagę w polityce pieniężnej, a mianowicie bardzo silnie rosnące potrzeby pożyczkowe rządu. Od 1999 r. wartość ujemną ma tzw. nadwyżka pierwotna, czyli różnica między dochodami i wydatkami, bez uwzględnienia kosztów obsługi długu publicznego, a potrzeby pożyczkowe ciągle rosną. Moim zdaniem, to zjawisko dlatego wymaga pilnej uwagi, bo może nas doprowadzić do pułapki zadłużenia: trzeba się zadłużać po to, żeby móc spłacać stare zobowiązania. To są powody, które przeważają przy podejmowaniu decyzji przez Radę Polityki Pieniężnej. Drugim instrumentem, który nie powinien podlegać doraźnym manipulacjom, jest kurs złotego wobec dolara i euro. Jak należy traktować role tego kursu? Informacje, które pochodzą ze wszystkich oficjalnych źródeł, wskazują na to, że należy się spodziewać zwiększonego napływu bezpośrednich inwestycji zagranicznych oraz środków Unii Europejskiej, czyli zwiększonego napływu walut obcych. Działać będzie tendencja aprecjacyjna. Czy mamy przeciwko temu procesowi stosować środki doraźne, np. tak kształtując parytet stóp procentowych, aby mniej z zewnątrz napływało kapitału portfelowego? Nie wiem jak to jest możliwe. Udział zagranicznego kapitału portfelowego w całości długu publicznego z tytułu zakupu papierów wartościowych jest mniej więcej stały, ale jest skorelowany z podażą - im większa podaż skarbowych papierów dłużnych, tym większy jest napływ zagranicznego kapitału portfelowego. Moja konkluzja jest następująca: prowadząc różne spory starajmy się patrzeć na gospodarkę w dłuższym horyzoncie czasowym. Nie wyizolowujmy z całości organizmu gospodarczego jednego lub dwóch czynników i bądźmy przekonani, że jak je uruchomimy, to wyleczymy wszystkie dolegliwości gospodarki. Poza tym nie liczmy na to, że pojedynczymi działaniami dokonamy jakiegoś przełomu. Wymaga to podejścia kompleksowego.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-11">
          <u xml:id="u-11.0" who="#MieczysławCzerniawski">Jeden ze znanych profesorów ekonomii często powtarzał podczas swoich wykładów dla studentów takie oto zdanie: ja wam gwarantuję, że w dalszej perspektywie gospodarka na pewno się poprawi, tylko że tej perspektywy można nie dożyć. Proszę o zabranie głosu pana Grzegorza Wójtowicza.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-12">
          <u xml:id="u-12.0" who="#GrzegorzWójtowicz">Pan przewodniczący wspomniał na wstępie, że źródłem informacji o pracy Rady Polityki Pieniężnej jest głównie prasa. Można na ten temat powiedzieć krótko, że generalnie wiadomości w prasie są „sprasowane”, a w związku z tym nie jest to najlepsze źródło informacji. Daleki jestem od tego, aby wskazywać jakie są inne źródła informacji o pracy Rady. Wymienię tylko komunikaty, które ukazują się po posiedzeniach Rad. Są także dokumenty bogatsze w informacje, np. kwartalne raporty o inflacji, które pokazują jakie dylematy występują w polityce gospodarczej i jak odbiera je polityka pieniężna. Pikanterii tym raportom dodaje to, że można dowiedzieć się, jak Rada kłóci się wewnątrz. Zachęcam do czytania tych raportów. O informacjach, którymi dysponujemy i dotyczy to nie tylko Rady Polityki Pieniężnej, można powiedzieć, że są słabe i nie jest to wina Głównego Urzędu Statystycznego, który robi, co może uzyskując niemałe postępy, ale brakuje mu pieniędzy na poszerzenie badań statystycznych. Wiemy, że np. w IV kwartale 2001 r. PKB wzrósł o 0,3 proc. w porównaniu z analogicznym okresem 2000 r., ale nie mamy informacji, o ile ten wskaźnik był wyższy w porównaniu z PKB w poprzednim kwartale. Informacje o inwestycjach w przedsiębiorstwach są nieporównywalne z informacjami, które otrzymywaliśmy w przeszłości. Nie muszę mówić, że informacje o danym okresie otrzymujemy z dużym opóźnieniem w stosunku do tego okresu. Chcę zwrócić uwagę na to, że ogrom wskaźników statystycznych nie uwzględnia właściwej podstawy do rozumowania. W związku z tym powstaje pytanie, czym kierujemy się w polityce pieniężnej? Dla polityki pieniężnej nie jest ważne, co było, a lecz ważna jest przyszłość. Oczywiście przyszłości nikt nie zna i trzeba sobie coś wyobrażać. Koronnym argumentem krytyków polityki pieniężnej jest to, że nie trafiamy w cel inflacyjny, który został określony na dany rok. Wziąwszy pod uwagę, że wykres wskaźników inflacji nie jest linią ciągłą, lecz przypomina zygzak - spada, rośnie, znów spada itd. - więc trudno o trafną prognozę. Dzisiaj pan premier Marek Belka słusznie powiedział, że nie ma zagrożeń dla inflacji. Inflacja ustabilizowała się i tym samym został osiągnięty cel polityki pieniężnej, gdyż celem nie jest X lub Y, lecz stabilizacja inflacji i obniżenie kosztu, zwanego podatkiem inflacyjnym. O inflacji, podobnie jak o sklerozie, można powiedzieć, że jest chorobą, która nie boli. Bywa, że te dwie choroby idą w parze. Rada Polityki Pieniężnej nie zapomniała jednak o tym, że w lutym 1999 r. inflacja wyniosła 5,6 proc. Niektórym wydawało się, że już inflacja została opanowana, gdy tymczasem wzrosła ona do ponad 11 proc. Teraz inflacja wynosi nieco ponad 3 proc. i uważa się, że ten poziom zostanie utrzymany w tym i następnym roku. Czy będzie tak na pewno? Kto będzie odpowiadał za to, gdy stanie się inaczej? Oczywiście, kładzenie akcentu na inflację zubaża pozycje Rady Polityki Pieniężnej, gdyż w gruncie rzeczy nie chodzi o inflację lecz o funkcjonowanie pieniądza - mówiąc w skrócie - chodzi o równowagę w gospodarce. Wszyscy się cieszymy, że zmniejszył się deficyt na rachunku obrotów bieżących.</u>
          <u xml:id="u-12.1" who="#GrzegorzWójtowicz">Czy zrobiliśmy coś nadzwyczajnego, że stanowi on obecnie 4 proc. PKB? Jest to głównie efekt zahamowania importu, a hamowanie nie jest sukcesem w gospodarce, aczkolwiek było ono uzasadnione, ze względu na duże tempo wzrostu inwestycji. Nie oczekujmy, że nagle wzrosną nakłady na inwestycje przy niewykorzystanym potencjale inwestycyjnym i czasowo ograniczonej wydajności. Nie oczekujmy, że wzrosną inwestycje i zatrudnienie. Gdybyśmy żyli w cudownym świecie i tempo wzrostu inwestycji byłoby takie, jak w połowie lat dziewięćdziesiątych, to - moim zdaniem - w Polsce bezrobotnych byłoby nie mniej niż 2800. Moja konkluzja jest następująca: nie ma wątpliwości, że w gospodarce powinno dziać się lepiej, ale chodzi o to, aby nie popsuć. Innymi słowy, powinno się wykonywać takie ruchy, w tym ceną pieniądza, żeby nie doprowadzić do tego, z czym mieliśmy do czynienia w przeszłości, a mianowicie: nietrwały efekt w postaci wzrostu gospodarczego, natomiast trwały efekt w postaci wyższych cen, a także trwały efekt w postaci wzrostu wynagrodzeń i nietrwały efekt w dziedzinie zatrudnienia. Problem polega na tym, że w Polsce jest dużo wszystkiego, ale nie ma kapitału. Obniżamy stopy procentowe, a w ślad za tym spadają ceny kredytu, aczkolwiek nie w takim stopniu, w jakim chcielibyśmy, ale nikt chyba nie sądzi, że hasło reklamowe „obligacje skarbowe, pewny zysk bez ryzyka”, trafia do wszystkich, ale nie do banków. Nie jest tylko problemem wysokość deficytu budżetowego 3 mld zł miesięcznie, bowiem większym problemem jest 10 mld zł z tytułu papierów skarbowych, z którymi występuje się na rynku. Jeśli trzeba było opodatkować odsetki od lokat bankowych, to dlaczego od razu stawką 20 proc? Tracą na tym przedsiębiorstwa rodzinne, gdzie pracuje dwa razy tyle osób, niż wynosi liczba bezrobotnych, a dla budżetu 1 mld zł to nie jest wiele. Moim zdaniem, było to rozwiązanie nierozsądne. Nie ma kapitału, więc tę lukę wypełnia kapitał zagraniczny, nazywany spekulacyjnym. Ciągle około 20 proc. papierów wartościowych kupują inwestorzy zagraniczni, a to jest dobre przejście do następnego zagadnienia, czyli do kursu złotego. Zwracam uwagę na to, że od początku transformacji mieliśmy do czynienia ze wzmacnianiem się złotego. Średnia stopa aprecjacji złotego rocznie wynosi 5,2 proc. Jedynie w 1999 r. po kryzysie rosyjskim złoty się osłabił o 4 proc. Niektórzy mówią, że procesowi aprecjacji sprzyja płynny kurs. Twierdzę, że jeśli zastosujemy inny kurs, to będziemy mieli znacznie większe kłopoty. Próbuje się „rozmawiać” z rynkiem. Robi to często pan premier Marek Belka. Pozwolę sobie powiedzieć publicznie, że daje to efekt odwrotny od oczekiwanego. Tym sposobem wprowadza się zamieszanie na rynku i wahania kursu, a ponieważ potem nic się nie spełniło, rynek czuje się pewniej. Na początku stycznia tego roku przedstawiciele Rady Polityki Pieniężnej spotkali się z przedstawicielami rządu. Ważną kwestią jest ustalenie pewnego pola współpracy, przy czym niezależnie od tego, jak ktoś patrzy na sprawy europejskie, to jednak należałoby przyjąć do wiadomości podstawowe kwestie, iż niezależność Rady jest wymogiem konstytucyjnym, a nie czczym gadaniem, oraz że nie jest tak, iż Rada pobiera od kogoś instrukcje.</u>
          <u xml:id="u-12.2" who="#GrzegorzWójtowicz">W tym polu współpracy mieszczą się takie zagadnienia jak: inflacja, stopy procentowe na rynku kapitałowym, a zwłaszcza stopy długoterminowe, deficyt budżetowy i dług publiczny. Jak wiadomo, każde pole jest ograniczone miedzą, a gdy toczy się spór o miedzę, to pola nikt nie uprawia. Jeśli będziemy tylko roztrząsać czy jest, czy nie ma sporu między Radą a rządem i dyskutować nad tym, czy rzeczywiście coś się poprawiło, czy nie, natomiast będziemy odkładać sprawy wiążące się z członkostwem Polski w Unii Europejskiej i przystąpieniem do unii walutowej, to ciągle będzie ten sam problem: Rada Polityki Pieniężnej walcząca z inflacją - nie wiadomo o co jej chodzi, a rząd będzie podążał swoją drogą.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-13">
          <u xml:id="u-13.0" who="#MieczysławCzerniawski">Otwieram dyskusję.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-14">
          <u xml:id="u-14.0" who="#ZytaGilowska">Jestem wdzięczna panu przewodniczącemu za zorganizowanie dzisiejszych obrad Komisji, w czasie których możemy prowadzić dyskusję merytoryczną. Nie zamierzam wygłosić przemówienia, gdyż nie czuję się kompetentna, zwłaszcza że nie mam dostępu do wielu informacji, którymi dysponują przedstawiciele Rady Polityki Pieniężnej, zarządu banku centralnego i Ministerstwa Finansów. Natomiast podzielę się z państwem pewnymi refleksjami i wątpliwościami. Konkluzja wystąpienia pana premiera Marka Belki jest następująca: sytuacja gospodarcza jest bardzo ciężka, ponieważ występuje głęboka nierównowaga deflacyjna, natomiast finanse publiczne są pod kontrolą. Mam wrażenie, że jest odwrotne. Z punktu widzenia podstawowych wskaźników makroekonomicznych, sytuacja gospodarcza jest zła, ale stabilna. Gdy lekarz mówi, że stan pacjenta jest stabilny, to uważa się przez to, że rokowania są dobre. Natomiast moim zdaniem, finanse nie są pod kontrolą. Sądzę, że znakomita większość napięć, które pojawiają się na rynku finansowym, wywodzi się z tego, że minister finansów pożycza dużo i z coraz większą częstotliwością. Zwracam uwagę państwa na fakt, iż w ustawie budżetowej na 2002 r. określiliśmy, że przychody z emisji papierów wartościowych wyniosą około 200 mld zł. Dla pozyskania tej kwoty, minister finansów musi częściej niż w poprzednim roku sprzedawać i wykupywać obligacje. Jest to przedsięwzięcie, które niewątpliwie zniechęca banki do pożyczania pieniędzy firmom. Dlaczego miałyby udzielać kredytów, narażając się na ryzyko, iż dłużnik nie zwróci pożyczonych pieniędzy, badać jego zdolność kredytową, oceniać na co zamierza przeznaczyć pieniądze itd., skoro ponoszą ryzyko najmniejsze z możliwych. Rozmiary krajowego długu publicznego są bardzo duże. Wprawdzie pan premier Marek Belka uspakajał nas, że pomiędzy obecnym wskaźnikiem udziału długu publicznego w PKB, a wskaźnikiem wymagającym procedur sanacyjnych, jest duży margines, ale ja podchodzę do tego nieufnie, ponieważ przypuszczam, że nie małe pieniądze są poza oficjalnym rachunkiem. Ponadto z punktu widzenia rozwoju gospodarczego oraz wolumenu PKB, a także PKB w przeliczeniu na jednego mieszkańca, jesteśmy zbyt biedni na taki wzrost tempa, z jakim sektor publiczny pożycza pieniądze na rynku. Proszę przedstawicieli Ministerstwa Finansów i Rady Polityki Pieniężnej o skomentowanie szacunkowych danych dotyczących wykonania budżetu państwa w styczniu i lutym 2002 r. Otóż w tym czasie wpływy z obydwu podatków dochodowych (5.305.800 tys. zł) były mniejsze od wpływów z lokaty walutowej przychodów z prywatyzacji oraz z pozostałych lokat (5.678.400 tys. zł). Dane te sugerują, że bardziej opłaca się prowadzić operacje pieniężne, niż ściągać podatki.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-15">
          <u xml:id="u-15.0" who="#MarekWikiński">Pytania kieruję do pana prezesa Andrzeja Bratkowskiego. Banki mają obecnie strukturalną nadpłynność. Czy Narodowy Bank Polski zamierza użyć jakichś instrumentów, aby zmniejszyć tę nadpłynność? Gdyby rząd pojął decyzje, że wszystkie wpływy w walutach obcych z prywatyzacji oraz środki pomocowe z Unii Europejskiej będą odprowadzane na rachunek Narodowego Banku Polskiego, to czy nie spowodowałoby to wzmocnienia złotego? Sądzę, że reakcją na informację, iż 1 lub 2 mld USD zostanie wymienione na złote na rynku finansowym, może być obniżenie kursu dolara do kwoty 3,60 zł. Obecnie analitycy giełdowi twierdzą, że między Radą Polityki Pieniężnej a rządem jest konflikt i cały czas liczą na obniżkę stóp procentowych. Czy gwoli przejrzystości działalności Rady Polityki Pieniężnej mogłaby ona stwierdzić, że nie będzie obniżki stóp procentowych, co powinno skutkować wzrostem kursu dolara nawet o 3 proc., czyli do poziomu 4,20 zł.?</u>
        </div>
        <div xml:id="div-16">
          <u xml:id="u-16.0" who="#KrystynaSkowrońska">Chcę także wyrazić zadowolenie, że doszło do takiego spotkania. Proszę, aby przedstawiciel Rady Polityki Pieniężnej ocenił, jaki może mieć wpływ na inflację i na działanie państwa kreowana długookresowa polityka stóp procentowych? Nawiązując do pytania pana posła Marka Wikińskiego w sprawie nadpłynności w sektorze bankowym, chcę zapytać przedstawiciela Narodowego Banku Polskiego, jak wielka jest ta nadpłynność, jeśli w ogóle taka występuje i jaka jest jej struktura? Jaką Narodowy Bank Polski wypracował kwotę zysku w 2001 r. i czy ta kwota jest zgodna z prognozowaną wielkością? Jaki jest wpływ - zdaniem Ministerstwa Finansów - zwiększenia obciążeń podatkowych, na inflację i na zwiększanie kapitału na rynku.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-17">
          <u xml:id="u-17.0" who="#WojciechJasiński">Jestem innego zdania niż pani posłanka Zyta Gilowska, bowiem uważam, że równie trudna jest sytuacja finansów publicznych, jak i sytuacja gospodarcza. Trudno powiedzieć, gdzie tkwią większe zagrożenia. Sytuację gospodarczą charakteryzują także wskaźniki stanu zatrudnienia i stanu bezrobocia, a te dwa wskaźniki napawają niepokojem. Pan Grzegorz Wójtowicz powiązał brak kapitału polskiego z takimi niekorzystnymi zjawiskami, jak spadek tempa inwestycji i aprecjacja złotego. Temu, co powiem można zarzucić, że dotyczy przeszłości, natomiast nie myślę o przyszłości, niemniej jednak przypomnę, że polityka nazywana nieprecyzyjnie polityką Balcerowicza, której nie zmienił pan Marek Belka, gdy po raz pierwszy był wicepremierem i zarazem ministrem finansów, a mianowicie polityka wysokiego kursu doprowadziła do tego, że z Polski zostało wyprowadzone wiele kapitału. Pan prezes Andrzej Bratkowski wspomniał, że w Polsce mieliśmy do czynienia z szybkim wzrostem gospodarczym, ale jeśli posłuchamy rady pana prof. Cezarego Józefiaka, aby procesy gospodarcze analizować biorąc pod uwagę dłuższy okres, to należy zauważyć, że w ciągu 10 lat wzrost gospodarczy per capita wyniósł 3,6 proc. Nie był więc wysoki, a jeszcze trzeba wziąć pod uwagę, że punktem wyjścia była recesja, którą oddziedziczyliśmy po realnym socjalizmie. Zgadzam się z oceną pana Grzegorza Wójtowicza, że opodatkowanie zysków od oszczędności było błędem, natomiast odnosząc się do tej części pana wypowiedzi, która dotyczyła wzajemnych relacji Rady Polityki Pieniężnej i rządu, chcę powiedzieć, że Rada, będąc organem państwa, powinna wykazywać pewną skłonność do współpracy. Rada często się myli - mam na myśli prognozowane wskaźniki inflacji - ale ciągle jest przedstawiana jako jedyna nosicielka „prawd objawionych”. Przynajmniej raz powinna spróbować iść za głosem jej krytyków. Skoro usłyszeliśmy, że kompozycja polityki fiskalnej i polityki pieniężnej jest zła, to radzi bylibyśmy także usłyszeć, jak do tego przyczyniła się Rada Polityki Pieniężnej, choć wina rządu jest też duża. Jeśli jednak tego się nie powie, nie wyczyści przedpola, to wszelkie dalsze dyskusje będą jałowe. Pan prezes Andrzej Bratkowski wspomniał o właściwej proporcji czynników rozwoju gospodarczego. Wiem, że bardzo trudno jest przypisać wagi poszczególnym czynnikom wzrostu gospodarczego, ale chciałbym prosić, aby pan prezes rozwinął ten temat.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-18">
          <u xml:id="u-18.0" who="#AldonaMichalak">Nawiążę do wypowiedzi pana prezesa Andrzeja Bratkowskiego, dotyczącej wysokiego poziomu inwestycji w połowie lat dziewięćdziesiątych, mając na uwadze to, co powiedział pan Grzegorz Wójtowicz o trudnościach w uzyskaniu wiarygodnych informacji. Czy wobec tego nie jest tak, że nie wiemy, co kryje się pod pojęciem „inwestycja” i nie wiemy jaka jest struktura zrealizowanych inwestycji? Chciałabym, aby pan prezes odpowiedział na to pytanie. Przeciwko znaczącej aprecjacji złotego używa się argumentu, że działałaby ona na szkodę przedsiębiorstw, które zaciągnęły kredyt w walutach obcych. Otóż uzyskanie takiego kredytu jest możliwe wówczas, gdy obroty przedsiębiorstwa są w walucie obcej, a w takim przypadku ryzyko kursowe jest minimalne. Poza tym, to nie polskie przedsiębiorstwa zaciągnęły kredyty w walutach obcych, lecz przedsiębiorstwa działające na terenie Polski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-19">
          <u xml:id="u-19.0" who="#BarbaraMarianowska">Szacuje się, że w I kwartale wzrost PKB wyniesie 0,5 proc. PKB. Ten wskaźnik mieści się w granicach błędu statystycznego. Jego realność wydaje się wątpliwa ze względu na ocenę, że siłą napędową był popyt wewnętrzny, a jakim sposobem mógł on wzrosnąć, skoro dochody ludności ogółem nie wzrosły nominalnie, a ich realną wartość pomniejszyła inflacja. Ponadto ci, którzy robią zakupy, mogli zaobserwować, że zostały obniżone ceny wielu towarów. Przedsiębiorstwa próbują sprzedawać swoje towary po kosztach własnych, broniąc się w ten sposób przed bankructwem. Pytanie kieruję do pani minister Haliny Wasilewskiej-Trenkner. Czy mając na względzie wypowiedzi przedstawicieli Rady Polityki Pieniężnej, Ministerstwo Finansów rozważa uelastycznienie polityki fiskalnej? Chcę prosić o potwierdzenie, że w czasie prowadzenia negocjacji nad stawką VAT na materiały i usługi budowlane, wolą rządu nie było podwyższenie stawki. Niewątpliwie 22 proc. stawki VAT nie przyczyni się do obniżenia inflacji.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-20">
          <u xml:id="u-20.0" who="#GrzegorzWoźny">Moje ograniczone zaufanie do polityki monetarnej wynika m.in. z tego, że prognozy Rady Polityki Pieniężnej są nietrafne. Zakładano, że inflacja na koniec 2001 r. ukształtuje się w granicach 6–8 proc., podczas gdy wskaźnik inflacji wynosił 3,5 proc. Optymistycznie zakładano wzrost PKB o 4 proc., a osiągnęliśmy tylko wzrost jednoprocentowy. Można powiedzieć, że Rada trafia „kulą w płot”. Chciałbym zapytać przedstawicieli Rady, czy gdyby wiedzieli jaki jest efekt końcowy decyzji, które podjęli w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy, bardziej obniżyliby stopy procentowe? Niedawno otrzymaliśmy od prezesa Leszka Balcerowicza materiał, w którym jest zamieszczona tabela informująca jak poszczególni członkowie Rady głosowali wówczas, gdy były podejmowane decyzje o obniżeniu stóp procentowych. Jest to niekompletna informacja, ponieważ nie zostały podane wyniki głosowań, gdy zapadały decyzje o nieobniżeniu stóp procentowych. Żałuję, że na posiedzenie nie przybył członek Rady Polityki Pieniężnej, pan Marek Dąbrowski, gdyż chciałbym go zapytać, jakimi merytorycznymi przesłankami kierował się głosując, jako jedyny, za każdym razem przeciwko obniżeniu stóp procentowych.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-21">
          <u xml:id="u-21.0" who="#MieczysławCzerniawski">Dzisiaj członkowie Komisji Finansów Publicznych otrzymali materiał zawierający odpowiedzi na pytania, które posłowie zadali panu prezesowi Leszkowi Balcerowiczowi podczas obrad plenarnych Sejmu. W tym materiale także brakuje informacji o tym, jak rozkładały się głosy członków Rady, przy podejmowaniu decyzji o niepodwyższaniu stóp procentowych, a byłaby to interesująca nas informacja.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-22">
          <u xml:id="u-22.0" who="#TadeuszFerenc">Z całą pewnością dobrze się stało, że pan przewodniczący zorganizował spotkanie z tymi, którzy „trzymają kasę”. Utkwiło mi w pamięci zdanie wypowiedziane przez pana Grzegorza Wójtowicza, że chodzi o to, aby nie psuć. Pytam, czego nie należy zepsuć? Czy tego, że jest coraz większy obszar nędzy? Czy rosnącego bezrobocia? Czy nie należy psuć tego, że padają firmy państwowe i prywatne? We wtorek przebywałem w Hucie Stalowa Wola, która nie ma zbytu na swoje wyroby, ponieważ nie opłaca się ich sprzedawać za granicą ze względu na niski kurs dolara. Czy tego nie zauważają ci, którzy decydują o funkcjonowaniu pieniądza w Polsce? Czy członkowie Rady przebywają wśród ludzi i wiedzą co się dzieje w kraju? Rada, aby na gospodarkę patrzeć w dłuższym horyzoncie czasowym, jest dobra dla tych, których zarobki są wysokie, ale nie dla tych, którzy stoją w kolejce po zasiłek i nie zawsze go dostają. Chciałbym się dowiedzieć, kiedy zdaniem banku centralnego i Rady Polityki Pieniężnej nastąpi wzrost gospodarczy i dobrobyt dzięki prowadzonej polityce monetarnej? Czy szybkie tempo wzrostu gospodarczego do 1998 r. było czymś złym i konieczne było „schładzanie” gospodarki? Jak duże środki lokowane są na polskim rynku kapitałowym przez podmioty zagraniczne i ile z tego tytułu wypływa z Polski kapitału? Wydaje mi się, że spór z rządem i posłami jest dlatego, że bank centralny pożyczając pieniądze rządowi chce uzyskać jak największe dochody. Mówił już pan poseł Wojciech Jasiński, że do Rady nie docierają argumenty rządu, posłów i menedżerów. Można odnieść wrażenie, że Rada odgrodziła się ścianą, od której odbija się wszystko to, co chcemy jej przekazać, natomiast wychodzi przed nią po podjętych decyzjach, uważając, że jest nieomylna. Mam nadzieję, że takie spotkania będą kontynuowane, aby rozmawiać o tym, co się dzieje w gospodarce, jakie są prognozy i czy ludzie będą mogli wytrzymać do czasu, aż te prognozy się ziszczą.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-23">
          <u xml:id="u-23.0" who="#WojciechJasiński">Powiedziałem kilka krytycznych uwag pod adresem Rady Polityki Pieniężnej, ale nie mówiłem, że nie docierają do niej głosy z zewnątrz.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-24">
          <u xml:id="u-24.0" who="#TadeuszFerenc">Pan poseł mówił o głosach rządu, a ja dodałem głosy posłów i menedżerów.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-25">
          <u xml:id="u-25.0" who="#MarekOlewiński">Wiemy o tym, że stan naszej gospodarki nie jest najlepszy i nie musimy się wzajemnie co do tego przekonywać, aczkolwiek pani posłanka Zyta Gilowska określa ten stan jako zły, ale stabilny. Trudno zrozumieć taką diagnozę. Z dotychczasowej dyskusji można wyciągnąć wniosek, że głównym sprawcą złej sytuacji gospodarczej jest rosnący deficyt budżetowy, bo konieczne staje się jego finansowanie przez sprzedaż skarbowych papierów dłużnych, co przy wysokich stopach procentowych powoduje bardzo duży napływ kapitału zagranicznego, a to z kolei powoduje umacnianie się złotego, przez co eksport staje się nieopłacalny. Z tej sekwencji wynika, że uzdrowieniu gospodarki służyć będą przede wszystkim działania zmierzające do minimalizacji deficytu budżetowego. Pan prof. Cezary Józefiak postulował, żeby podejmując działania myśleć o ich skutkach w przyszłości. Dla egzemplifikacji tego postulatu zadam pytanie, czy rok miniony i pierwsze miesiące tego roku nie był okresem zmarnowanym na skutek bardzo ostrożnych decyzji, np. dotyczących obniżki stóp procentowych, oraz ze względu na kierowanie się przy podejmowaniu decyzji nierealnymi prognozowanymi wskaźnikami inflacji i wzrostu PKB. Sądzę, że gdyby nastąpiło głębsze obniżenie stóp procentowych, to dzisiaj mielibyśmy nieco inną sytuację gospodarczą, bardziej korzystną. Dołączam się do prośby, aby publikowane były także wyniki głosowania, gdy Rada podjęła decyzje o nieobniżeniu stóp procentowych. Gdy przyjrzymy się tabelce, która jest zamieszczona w materiale, podpisanym przez pana prezesa Leszka Balcerowicza, to wyraźnie widać, że od października 2001 r. głosów przeciwnych obniżaniu stóp było zdecydowanie więcej, niż w poprzednich miesiącach. Nie twierdzę, że jest to nieprzypadkowa zbieżność ze zmianą rządu.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-26">
          <u xml:id="u-26.0" who="#AleksanderCzuż">To spotkanie z przedstawicielami Rady Polityki Pieniężnej jest bardzo pożyteczne i mam nadzieję, że będziemy częściej się spotykać, aby wymieniać poglądy. Nawiążę do poglądu wyrażonego przez pana prof. Cezarego Józefiaka, na temat znaczenia właściwej kompozycji polityki fiskalnej i polityki monetarnej. Odniosłem wrażenie, że pan profesor dlatego uważa, iż kompozycja tych polityk była i jest zła, ponieważ z budżetu za dużo pieniędzy wypływa na politykę społeczną. Warto więc skonfrontować nasze dyskusje gabinetowe z rzeczywistością, a jest nią m.in. duże bezrobocie i zasiłki z pomocy społecznej, np. 100 zł dla rodziny trzyosobowej, aby realnie podejść do rozwiązania problemu dalszego funkcjonowania państwa, w tym gospodarki i społeczeństwa. W prasie ukazują się różne wypowiedzi na temat polityki stóp procentowych. Przedstawiają swoje argumenty zwolennicy radykalnego obniżenia stóp procentowych o 5–6 punktów procentowych, jak również zwolennicy drugiego skrajnego poglądu, że dalsze obniżanie stóp spowoduje zachwianie równowagi w gospodarce. Sądzę, że trzeba szukać rozwiązań kompromisowych, przez co rozumiem rozwiązania służące rozwojowi gospodarki i społeczeństwu. Ma rację pan prof. Cezary Józefiak, że inwestycje są sposobem na zmniejszanie skali bezrobocia i na uczynienie naszej gospodarki bardziej konkurencyjną, natomiast nie podzielam poglądu, że kredyt bankowy - tak, jak to jest obecnie - powinien być tylko uzupełniającym źródłem finansowania inwestycji. Wobec tego na inwestycje modernizacyjne i rozwojowe stać będzie tylko przedsiębiorstwa o relatywnie wysokiej rentowności. Jeśli są takie przedsiębiorstwa, to tylko duże, podczas gdy nam zależy na rozwoju małych i średnich przedsiębiorstw, gdyż w tym sektorze powstaje najwięcej nowych miejsc pracy, a ci przedsiębiorcy nie mają środków własnych na inwestycje, natomiast obecna cena kredytu jest dla nich dużym finansowym obciążeniem. Proszę zauważyć, że w krajach członkowskich Unii Europejskiej wymaga się, aby minimum 25 proc. wartości kosztorysowanej inwestycji było sfinansowane z kredytu bankowego. Musimy być do tego przygotowani. Zwracam się do pana prezesa Andrzeja Bratkowskiego. Pan powiedział, że w okresie transformacji Czechy poniosły znacznie mniej nakładów na inwestycje niż Polska w tym samym czasie, ale zważywszy na to, że wyprzedzają nas pod względem eksportu w przeliczeniu na 1 mieszkańca, to nasuwa się wniosek, że czeska gospodarka była od początku bardziej konkurencyjna, niż polska gospodarka. Cieszy nas informacja, że deficyt na rachunku obrotów bieżących spadł do poziomu 4 proc. PKB. Chciałbym się jednak dowiedzieć, czy jest to spowodowane w większym stopniu zmniejszeniem wolumenu importu, czy eksportu. A jeśli chodzi o strukturę importu, to istotne znaczenie dla dalszego rozwoju gospodarki ma odpowiedź na pytanie, czy mniej kupujemy za granicą dóbr inwestycyjnych, czy wyrobów konsumpcyjnych?Banki komercyjne nie reagują adekwatnie do decyzji Rady Polityki Pieniężnej o obniżeniu stóp procentowych i realizują swoją politykę oprocentowania kredytów i lokat.</u>
          <u xml:id="u-26.1" who="#AleksanderCzuż">Chcę zapytać przedstawiciela Narodowego Baku Polskiego czy bank centralny dysponuje instrumentami, przy pomocy których mógłby doprowadzić do zgodności decyzji Rady z obniżkami oprocentowania kredytów bankowych?Rzeczywistość jest trudna, a wobec tego na pierwszy plan nie mogą wysuwać się animozje. Jesteśmy wdzięczni przedstawicielom Rady Polityki Pieniężnej, że mogliśmy wymienić bezpośrednio poglądy, ale jeszcze trzeba rozważyć, jaki należy uczynić krok, żeby można było osiągnąć pożądane cele dotyczące inflacji, wzrostu produkcji oraz wpływów do budżetu.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-27">
          <u xml:id="u-27.0" who="#JanuszLisak">Nasi goście, a zwłaszcza pan prezes Andrzej Bratkowski i pan prof. Cezary Józefiak przedstawili wiele argumentów, aby nas przekonać do tego, że obecna polityka, realizowana przez bank centralny, jest właściwa, ponieważ w długim horyzoncie przyniesie ona zamierzone efekty, a więc rozwój gospodarczy, spadek bezrobocia itd. Można byłoby tych zapewnień słuchać z umiarkowanym spokojem, gdyby nie fakt, że krótkookresowe prognozy Rady Polityki Pieniężnej i banku centralnego za każdym razem są nietrafne. W związku z tym wątpliwe są także gwarancje, że efekty realizowanej polityki będą zbawienne po upływie dłuższego czasu. Problem polega na tym, że skutki złych decyzji ponosi społeczeństwo. Chcąc, aby nastąpiły odpowiednie korekty w działaniu i podejmowanych decyzjach, nie robimy tego z przyczyn doktrynalnych, lecz z chęci uchronienia społeczeństwa przed skutkami stagnacyjnego stanu gospodarki, z którym obecnie mamy do czynienia. Przyznam szczerze, iż w wypowiedzi obu panów nie znalazłem żadnego racjonalnego argumentu, który by mnie przekonał, że prowadzona polityka monetarna stwarza przesłanki dla wzrostu gospodarki, spadku bezrobocia i do rozwiązania innych problemów. Ocena, że stan gospodarki jest zły, ale stabilny, odbiega od rzeczywistości. Stan gospodarki jest niestabilny, natomiast - niestety - stabilny jest wzrostowy trend bezrobocia i spadkowy trend dynamiki wzrostu gospodarczego. Są to sygnały, na które należy reagować, bo przecież celem działania Narodowego Banku Polskiego, wpisanym do polskiego prawa - aczkolwiek nie dość jednoznacznie - jest dbałość o rozwój gospodarczy. Przepis prawny zawiera zastrzeżenie, że bank centralny realizuje ten cel, jeśli nie koliduje on z celem inflacyjnym, ale wszyscy wiemy o tym, że ten przepis jest wadliwy, gdyż wiadomo, że te dwa cele zawsze ze sobą kolidują. Tych, którzy hołdują koncepcji petryfikowania stagnacji gospodarczej, bo w ten sposób kiedyś się polepszy, chcę zapytać, czy sądzą, że kredyt zaufania społecznego jest niewyczerpalny? Zakładając nawet, że w dłuższym okresie - nikt nie pokusił się o określenie, ile to lat - nastąpi poprawa, to czy autorzy tej koncepcji biorą pod uwagę, że społeczeństwo nie da na to swojego przyzwolenia. Co będzie wówczas? Mając świadomość tego, że poprawa konkurencyjności gospodarki i ograniczenie bezrobocia wymagają wzrostu nakładów na inwestycje, to miejmy również świadomość tego, że nie nastąpi on przy obecnej polityce stóp procentowych. Trudno jest wymyślić przedsięwzięcie gospodarcze o wyniku finansowym netto wyższym od zysku, jaki można mieć lokując taką samą ilość kapitału np. w obligacjach. Nawet gdy ktoś ma kapitał - jeśli mają go polskie firmy, to niewiele - i kieruje się podstawowymi zasadami ekonomii, to nie będzie go inwestował w działalność gospodarczą. Dzięki zwiększeniu popytu na rynku wewnętrznym gospodarka nie popadła w recesję, ale ożywienie konsumpcji ma związek ze spadkiem dynamiki przyrostu oszczędności. Nie trudno sobie wyobrazić do czego to doprowadzi. Wiem, że urealnienie wartości złotego nie jest sprawą prostą zważywszy na prognozy napływu kapitału zagranicznego do Polski. Sadzę jednak, że Bank centralny też zdaje sobie sprawę z tego, że im dłużej będzie utrzymywać się tak mocno przewartościowany złoty, tym większe jest potencjalne zagrożenie kryzysem takim, jaki przeżywa Argentyna. Aby to nie nastąpiło, konieczne jest podejmowanie działań, które pozwolą na stopniowe osłabianie pozycji złotego wobec dolara i euro.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-28">
          <u xml:id="u-28.0" who="#AndrzejUmiński">Mój przedmówca, jako jedyny w tej dyskusji, podjął wątek kryzysu w Argentynie, podczas gdy liczyłem na to, że nasi goście powiedzą nam, czy Polsce grozi taki sam kryzys, czy może nie występuje takie zagrożenie. Udając się na to posiedzenie miałem nadzieję, że będę mógł o to zapytać pana prezesa Leszka Balcerowicza, gdyż jest on autorem publikacji pt. „Wolność, rozwój, ekonomia wolnego rynku”, która ukazała się w 1995 r., a w tej publikacji zachwyca się on wprowadzonymi w Argentynie rozwiązaniami. Ciekaw jestem, jakie samopoczucie u pana prezesa Leszka Balcerowicza wywołała brutalna rzeczywistość, która dotknęła państwo argentyńskie. Nie wiem, czy jeszcze podążamy w tym samym kierunku, który chwalił autor wymienionej przeze mnie publikacji, czy już poszliśmy inną drogą, niemniej jednak wielkość wielu wskaźników makroekonomicznych, charakteryzujących gospodarkę polską, ukształtowało się na podobnym poziomie jak w Argentynie. Przedstawiciele banku centralnego i Rady Polityki Pieniężnej, którzy zabierali głos w dyskusji, potwierdzali, że złoty jest przewartościowany. Wobec tego powstaje pytanie, co panowie zamierzacie zrobić, aby urealnić kurs złotego wobec dolara i euro? Czy czekamy na „mannę z nieba”? Od dłuższego czasu przed każdym posiedzeniem Rady Polityki Pieniężnej na rynku finansowym i rynku papierów wartościowych spekuluje się - wtóruje temu prasa i telewizja - czy Rada obniży stopy procentowe, czy nie obniży. Nie służy to dobrze obrotom na tych rynkach i kursowi złotego. Bank centralny jest zadowolony z tego, że kurs złotego jest stabilny. Pytam, co takiego wydarzyło się w polskiej gospodarce, iż od momentu, w którym kurs złotego wobec dolara został urynkowiony, odchylenie in minus od parytetu kształtuje się w granicach 10–15 proc. Ja pojmuję stabilność kursu złotego, gdy odchylenie od parytetu in minus i in plus wynosi 3 proc. Co czeka nas w najbliższej przyszłości. Bezrobocie w lipcu wzrośnie do 4 mln osób, gdyż na rynek pracy trafią tegoroczni absolwenci. Trudno dzisiaj przewidzieć, ile z tych osób znajdzie pracę. Raczej należy się liczyć z dalszym spadkiem produkcji i ze spadkiem popytu na rynku wewnętrznym. Wprawdzie pan premier Marek Belka przekazał nam optymistyczną informację, że w ciągu I kwartału popyt konsumpcyjny nieco wzrósł, ale sądzę, że jest to optymizm na „glinianych nogach”. Mamy jeszcze jeden zły sygnał. Otóż spada eksport, a jeszcze do niedawna słyszeliśmy, że pomimo tego, iż gospodarka jest w złym stanie, to jednak polscy producenci sprzedają coraz więcej swoich wyrobów na rynkach zagranicznych. Już wtedy nie było powodów do zadowolenia, gdyż prawidłowością jest, że w gospodarce procesy adaptacyjne do określonych sytuacji następują z kilkumiesięcznym opóźnieniem. Należy się zastanowić, gdzie tkwi zasadnicza przyczyna obecnej sytuacji. Podejmowane przez ostatnie pół roku próby, aby polityka monetarna wspomagała politykę gospodarczą rządu, nie przyniosły żadnego rezultatu. Eksporter za 1 euro otrzymuje 3,50 zł, a jeszcze w październiku ubiegłego roku otrzymywał 3,80 zł.</u>
          <u xml:id="u-28.1" who="#AndrzejUmiński">Proszę sobie wyobrazić, ile stratny jest eksporter, który musi realizować kontrakt. Jestem wiceprezesem Związku Rzemiosła Polskiego i otrzymuję sygnały od rzemieślników, że firmy ze stuletnią tradycją mają problemy z uzyskaniem kredytu, gdyż utraciły płynność finansową. Chciałbym uzyskać odpowiedź na następujące pytanie. Czy gdyby oprocentowanie skarbowych papierów dłużnych było niższe, to powstałyby trudności z finansowaniem deficytu budżetowego?</u>
        </div>
        <div xml:id="div-29">
          <u xml:id="u-29.0" who="#KrystynaSkowrońska">W obradach Rady ministrów nie uczestniczy już przedstawiciel Narodowego Banku Polskiego. Dlatego chciałabym się dowiedzieć, czy mają miejsce spotkania rządu z przedstawicielami NBP i Rady Polityki Pieniężnej. Czy koszty projektowanych przez rząd rozwiązań, zawartych w programach dotyczących pierwszej pracy absolwentów szkół średnich i wyższych oraz przedsiębiorczości, będą obciążały budżet państwa?</u>
        </div>
        <div xml:id="div-30">
          <u xml:id="u-30.0" who="#EdwardWojtalik">Uważam, iż dobrze się stało, że dzisiaj doszło do spotkania Komisji z przedstawicielami Rady Polityki Pieniężnej. Żałuję tylko, że nie stało się to wcześniej, zwłaszcza ze względu na brak rozmów rządu z zarządem Narodowego Banku Polskiego, a „hepeningi” w wykonaniu niektórych posłów, które miały ostatnio miejsce w Sejmie też nie doprowadzą do symbiozy rządu z bankiem centralnym. Moim zdaniem, to, co robi NBP ma na celu zmniejszenie możliwości zadłużania się sektora finansów publicznych na rynku finansowym poprzez sprzedaż papierów dłużnych, przy czym NBP zdaje sobie sprawę z bardzo trudnej sytuacji gospodarczej, która przekłada się na coraz trudniejszą sytuację społeczną ze względu na rosnące bezrobocie. Tymczasem brakuje środków finansowych na zaspokojenie wielu potrzeb społecznych i zdrowotnych społeczeństwa. W pewnym sensie zrozumiała jest obawa banku centralnego, że obniżenie stóp procentowych może powodować jeszcze większe zadłużanie się sektora publicznego. Sądzę jednak, że społeczeństwo powinno otrzymać sygnał, że oto rząd i Narodowy Bank Polski zasiedli do stołu, a owocem tych obrad - zdaniem wielu specjalistów - może być obniżka stóp procentowych, ale nie na zasadzie - mówiąc kolokwialnie - cykania, czyli teraz troszkę obniżymy, potem zrobimy to samo troszkę i zobaczymy co z tego wyniknie. Potrzebne są bardziej zdecydowane ruchy.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-31">
          <u xml:id="u-31.0" who="#HalinaNowinaKonopka">Podzielę się z państwem pewną refleksją. Zastanawiam się czy Polska nie podzieli losu Irlandii, gdzie na przełomie IX i XX wieku nastąpiła masowa emigracja za chlebem. Obecnie Irlandia liczy 9 mln obywateli, natomiast 32 mln Irlandczyków mieszka poza granicami tego kraju. Czy takie samo zjawisko nie wystąpi w Polsce, jako skutek sytuacji, którą kreowały kolejne rządy? Twierdzę, oceniając działania tej i poprzedniej ekipy rządowej oraz analizując skutki ustaw uchwalanych przez Sejm, że nieuchronnie zmierzamy do katastrofy gospodarczej. Nie ma innej możliwości wyrwania się ze spirali degradującej polską gospodarkę niż przez zerwanie układu dotyczącego przystąpienia Polski do UE. Wobec tego zrozumiałe dla mnie jest działanie, które ma doprowadzić do odrodzenia się formacji, która w dawnych latach nosiła nazwę ZOMO. Rozumiem, że jest to przygotowanie się na wybuch niepokojów społecznych. Alternatywą dla obecnego rządu jest szybkie przystąpienie Polski do Unii Europejskiej. Niech inni uporają się z tym, co będzie działo się w Polsce. Ja wiem i wie o tym rząd, że pójdziemy tą drogą, bo taki jest logiczny ciąg następstw. Wobec tego może należałoby zastanowić się nad tym, żeby przerwać ten „chocholi taniec” i zacząć myśleć w interesie Polski. Nie patrząc na to jaki jest „kolor” przekonań, przejść ponad interesem grup. Wiem, że problemem jest jakiś rodzaj umowy ponad podziałami partyjnymi. Wiem, że wy wiecie, iż nie ma innej drogi niż przez krew i nie jest istotne, czy tę krew będą rozlewać „zomowcy”, czy formacje NATO będą musiały uśmierzać to, co w Polsce będzie się działo po akcesji. Polska nie stanie się pustynią lecz będzie obszarem przyszłej kolonizacji, prowadzonej przez naszych sąsiadów. Im potrzebna jest nasza czysta ziemia, nasze bogactwa i polscy znakomici robotnicy. Teza, że może nastąpić emigracja, jest uzasadniona. Nieprawdą jest, że Polacy nie znajdą na Zachodzie pracy, gdyż tam też jest bezrobocie. W Niemczech jest 3 tys. miejsc pracy, gdyż nawet ich kolorowi goście nie chcą wykonywać pewnych robót. Te miejsca pracy zajmą Polacy, gdy w swoim kraju nie będą mieli z czego żyć.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-32">
          <u xml:id="u-32.0" who="#ZytaGilowska">Pani posłanka powiedziała, że pani wie, iż rząd wie, że integracja z Unią Europejską grozi nam katastrofą. Czy mogłaby pani wskazać na dwa lub trzy wyznaczniki tej katastrofy.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-33">
          <u xml:id="u-33.0" who="#GrzegorzWoźny">Jest to temat do dyskusji na posiedzeniu Komisji, której przewodniczącym jest pan poseł Józef Oleksy.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-34">
          <u xml:id="u-34.0" who="#MieczysławCzerniawski">Pani posłanka Zyta Gilowska zareagowała na czarny scenariusz ubezwłasnowolnienia Polski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-35">
          <u xml:id="u-35.0" who="#ZytaGilowska">Oczywiście znam argumenty Ligi Polskich Rodzin i wiem dlaczego uważa, iż groźna dla Polski jest integracja z Unią Europejską, natomiast zaintrygował mnie ten fragment wypowiedzi, w którym pani posłanka stwierdziła, że pani posłanka wie, że rząd o tym wie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-36">
          <u xml:id="u-36.0" who="#HalinaNowinaKonopka">Chodziło mi o to, że rząd wie jaka jest sytuacja, bo nie posądzam go o brak inteligencji.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-37">
          <u xml:id="u-37.0" who="#MieczysławCzerniawski">Lista osób, które zgłosiły się do dyskusji, została już wyczerpana. Pytania zostały skierowane zarówno do przedstawicieli Narodowego Banku Polskiego, jak i Rady Polityki Pieniężnej. Proponuję rozpocząć od odpowiedzi na pierwszą grupę pytań.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-38">
          <u xml:id="u-38.0" who="#AndrzejBratkowski">Postaram się odpowiedzieć na pytania i skomentować wypowiedzi dotyczące zagadnień makroekonomicznych, natomiast pan prezes Jerzy Stopyra udzieli odpowiedzi na pytania dotyczące sektora bankowego.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-39">
          <u xml:id="u-39.0" who="#MieczysławCzerniawski">Proszę o syntetyczne odpowiedzi, ponieważ pierwsza część posiedzenia była bogata w informacje.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-40">
          <u xml:id="u-40.0" who="#AndrzejBratkowski">Polityka równowagi gospodarczej służy polityce wzrostu gospodarczego, a ta polityka służy polityce rozwoju społecznego. Nie jest tak, że wzrost gospodarczy jest „sobie a muzom”. Oczywiście służy on społeczeństwu lecz problem polega na tym, aby rozwiązując dzisiejsze problemy, nie tworzyć jeszcze większych problemów, które wystąpią w przyszłości. Jeżeli mówimy, że trzeba walczyć z inflacją, to nie dlatego, że uważamy, iż nie jest problemem to, iż część społeczeństwa musi korzystać z pomocy socjalnej państwa. Jesteśmy przekonani, że polityka, która doprowadziłaby do zachwiania równowagi ekonomicznej, spowodowałaby, że ludzi, którzy znaleźli się w tragicznej sytuacji, byłoby jeszcze więcej. Czy skoro Rada Polityki Pieniężnej nietrafnie określała cele inflacyjne, to czy nie myli się także co do skutków realizowanej polityki monetarnej w dłuższym horyzoncie czasowym. Jeżeli nie ma wątpliwości, że niska inflacja w długim okresie jest korzystna dla rozwoju gospodarczego, to łatwiej będzie się nam porozumieć. Chcę zauważyć, że w ciągu 3 lat udało się obniżyć inflację średniorocznie zaledwie o 2 punkty procentowe. W 1999 r. mieliśmy inflację o 2 punkty procentowe wyższą od obecnej. Nie jest nienormalna sytuacja, iż nie trafia się w cele inflacyjne. Rada Polityki Pieniężnej wyraźnie stwierdziła, że jeżeli spadku inflacji poniżej celu inflacyjnego nie można uzasadnić przyczynami o charakterze monetarnym, to nie będzie na niego reagowała. Prawie cała różnica między dolnym poziomem celu inflacyjnego, a obecnym poziomem inflacji jest efektem czynników, które nie miały nic wspólnego z polityką monetarną. Gdyby na takie sytuacje Rada reagowała obniżką stóp, a potem okazałoby się, że oddziaływanie tych czynników jest odwrotne, niż w poprzednim okresie, to musiałaby nastąpić podwyżka stóp procentowych, a takie wahania nie są korzystne dla gospodarki. Drugi wątek, który przewijał się w wypowiedziach posłów, dotyczył kursu złotego. Gdybyśmy potrafili ustalić jeden optymalny poziom kursu, to należałoby go wprowadzić, ale nie jest to możliwe. Gospodarka dostosowuje się do poziomu korsu. W związku z tym nie ma większego sensu odwoływanie się do kursu sprzed dwu lub trzech lat, ponieważ gospodarka poniosła już koszty dostosowania się i ewentualnie odniosła korzyści. Nie widzę żadnego uzasadnienia makroekonomicznego dla radykalnego osłabienia złotego, ani też dla systematycznego osłabiania złotego. Jeżeli chcemy mieć stabilną inflację, to musimy mieć także stabilny kurs. Czy jest możliwe jakieś przesunięcie in minus? Jeżeli jest ono potrzebne gospodarce, to rynek go wymusi. Czy można to zrobić w sposób administracyjny? Nie widzę możliwości administracyjnego ustalenia kursu na takim poziomie, jaki chcielibyśmy mieć. Chcę zwrócić uwagę na to, że gdy spojrzy się na siłę nabywczą złotego w relacji do kursu, to okaże się, że w dalszym ciągu siła nabywcza złotego jest większa niż jego kurs. Nie spotkałem ekonomisty, który nie przewidywałby realnej aprecjacji złotego w perspektywie iluś lat. Można w sztuczny sposób osłabić złotego przez jakiś czas, dając zły sygnał producentom co do alokacji zasobów.</u>
          <u xml:id="u-40.1" who="#AndrzejBratkowski">Wyobraźmy sobie, że podejmują oni przedsięwzięcia inwestycyjne, gdy dolar kosztuje 6 zł, ale gdy za dwa lata okaże się, że cena dolara spadła, to o ich inwestycjach można będzie powiedzieć, że te pieniądze zostały wyrzucone w błoto. Sztuczne osłabianie waluty jest marnotrawstwem środków. Płynny kurs zwiększa nasze bezpieczeństwo, ponieważ gospodarka sama dostosowuje się, bądź po stronie kursowej bądź po stronie realnej. Jeżeli kurs zostałby usztywniony, to należałoby spełnić wiele dodatkowych warunków. Czy grozi nam kryzys jaki ma miejsce w Argentynie? Nie jest prawdą, że został on spowodowany takimi samymi rozwiązaniami, jakie stosujemy w Polsce, bo np. Argentyna miała przez cały czas sztywny kurs. Nastąpiło załamanie zaufania do wypłacalności państwa. Był to przede wszystkim kryzys fiskalny. Inwestorzy przestali wierzyć, że ten kraj będzie płacił swoje długiNie będę rozwijał tego tematu, gdyż chcę powiedzieć o jeszcze jednej ważnej rzeczy, a mianowicie o czynnikach wzrostu gospodarczego. Nie możemy nastawiać się na wzrost gospodarczy, zakładając, że złoty będzie coraz słabszy. Trwały wzrost gospodarczy możemy osiągać tylko poprzez taką strukturę inwestycji, która skutkować będzie stałym podnoszeniem efektywności produkcji. Jednak w sytuacji, gdy deficyt na rachunku obrotów bieżących wynosi ponad 3 proc. PKB, a chcielibyśmy utrzymać się w bezpiecznych granicach, nie tylko inwestycje powinny być czynnikiem wzrostu gospodarczego, lecz także handel zagraniczny. Pamiętać trzeba także o tym, że producenci muszą mieć powody do inwestowania, czyli musi rosnąć eksport i popyt na rynku wewnętrznym. Ważne jest więc, aby czynniki popytowe i podażowe, które będą prowadziły do wzrostu gospodarczego, występowały w równej proporcji. Jeśli chodzi o czynniki podażowe, to istotne znaczenie ma obniżenie obciążeń podatkowych. Problem polega na tym, że ze względu na duże potrzeby społeczne nie możemy obniżać podatków, a ponieważ przez to firmy wolniej się rozwijają, więc rosną potrzeby społeczne. Z tego „zaklętego kręgu” nie uda się wyjść przy pomocy drukowania pustych pieniędzy. Jak zawsze w życiu, najpierw trzeba zacisnąć pasa, aby później coś mieć. Trzeba dostosować wydatki do dochodów, zamiast dostosowywać wydatki do miernych dochodów. Polityka monetarna może pomóc głównie przez ustabilizowanie ceny i kursu złotego, bo w takiej sytuacji można bardziej efektywnie wykorzystać zasoby. Pan prezes Jerzy Stopyra odpowie na pytanie dotyczące nadpłynności banków.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-41">
          <u xml:id="u-41.0" who="#JerzyStopyra">Nadpłynność definiujemy, jako tę część środków banków, której nie są one skłonne zainwestować w postaci kredytów dla podmiotów gospodarczych i lokują je w ramach operacji otwartego rynku w Narodowym Banku Polskim. Kwota tzw. nadpłynnych środków wynosi obecnie około 15 mld zł. Natomiast dwa lata temu kształtowała się w granicach 20–25 mld zł. Poziom nadpłynności byłby jeszcze niższy gdyby nie to, że w ramach operacji z PKO BP 7,5 mld zł, zaabsorbowanych w postaci umowy, wróciło na rynek. Bank ten gromadzi ponad 50 proc. nadpłynnych środków, a cała reszta jest w pozostałych bankach, co oznacza, że w tym sektorze sytuacja pod względem nadpłynności środków jest zróżnicowana. Zmniejszenie skali nadpłynności było możliwe dlatego, że od 2000 r. Narodowy Bank Polski przestał skupywać waluty obce, a było to główne źródło kreacji płynnych środków do sektora bankowego. Prowadzimy operacje sterylizujące pozostałą część nadpłynnych środków, ale robimy to w sposób ostrożny, bowiem mamy świadomość, że te operacje mogą wpływać na wysokość długoterminowych stóp procentowych. Pani Posłanka Krystyna Skowrońska pytała o wysokość zysku NBP za 2001 r. Według wstępnych szacunków kwota zysku będzie wyższa od przewidywanej przez nas pod koniec ubiegłego roku. Komisja finansowa kończy badanie bilansu NBP, a zatem do końca kwietnia br. będziemy mogli przekazać Radzie Ministrów sprawozdanie finansowe, natomiast wpłata zysku do budżetu nastąpi w czerwcu. Pani posłanka pytała również, czy rząd spotyka się z przedstawicielami Narodowego Banku Polskiego. Poinformuję Komisję, jak przedstawia się współpraca NBP z rządem. Otóż od 1994 r. funkcjonuje Komitet Zarządzania Długiem Publicznym i raz na miesiąc odbywają się spotkania zarządu NBP z wiceministrami finansów. Narodowy Bank Polski jest zapraszany na posiedzenia Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów i na tym forum ma możliwość przekazywania swoich opinii.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-42">
          <u xml:id="u-42.0" who="#MieczysławCzerniawski">Wysłuchamy teraz odpowiedzi na pytania, które były skierowane do przedstawicieli Rady Polityki Pieniężnej.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-43">
          <u xml:id="u-43.0" who="#CezaryJózefiak">Rozpocznę od odniesienia się do wypowiedzi pana posła Janusza Lisaka. Pan poseł powiedział, że chciałem państwa przekonać do realizowanej polityki monetarnej. Zaszło nieporozumienie, gdyż chciałem tylko przedstawić mój punkt widzenia i sposób myślenia, a ponieważ pan poseł nie kontrargumentował, lecz powtórzył to, co już miał okazję mówić podczas wystąpień publicznych, więc mogę tylko powiedzieć, że przyjmuję to do wiadomości. Sądzę, że nie zostałem zrozumiany także przez pana posła Marka Olewińskiego, gdyż napływu kapitału zagranicznego nie wiążę z deficytem budżetowym, lecz z tym, co jest zawarte w programie rządu. Z tego programu wynika jednoznacznie, że liczymy na duże strumienie finansowe, m.in. w postaci bezpośrednich inwestycji zagranicznych i stąd brać się będzie tendencja aprecjacyjna. Nie uważam, że rok 2001 został zmarnowany przez zbyt ostrożną politykę monetarną, natomiast jest faktem, że zaskoczyły nas pewne katastrofalne zmiany w sytuacji budżetowej. Jednak pomimo tego, Rada Polityki Pieniężnej ze względu na inne uwarunkowania zdecydowała się na obniżanie stóp procentowych. Poprzednio powiedziałem, że głównym źródłem nakładów inwestycyjnych są i będą nadal środki własne przedsiębiorców. Pan poseł Aleksander Czuż uznał, że taki sposób myślenia prowadzi do tego, że ci, którzy nie mają środków własnych, to nie będą mogli inwestować. Proszę zauważyć, że bank komercyjny też działa według określonych zasad i jeśli - jego zdaniem - potencjalny kredytobiorca nie ma szans na spłacenie kredytu, to mu go nie udzieli. Jest to zdrowa zasada. Nie chcę wyjaśniać polityki banków komercyjnych, ale zwracam uwagę na dużą różnicę między oprocentowaniem kredytów a depozytów oraz na różnicę między stopami procentowymi pobieranymi od kredytów a oficjalnymi stopami Narodowego Banku Polskiego. Ta różnica jest dla mnie zrozumiała, gdy z danych. dowiaduję się, że zwiększa się udział nieregularnych kredytów, nazywanych popularnie złymi kredytami. Jeśli dobrze pamiętam udział tych kredytów w kredytach ogółem zaciągniętych przez podmioty gospodarcze wynosi obecnie 18 proc. To powoduje, że niezależnie od polityki pieniężnej, cena kredytu będzie wysoka. Na pytania dotyczące trafności decyzji Rady Polityki Pieniężnej odpowiem w ten sposób. Sądzę, że żaden z jej członków nie ocenia każdej z podjętych dotąd decyzji jako najlepszej z możliwych, ale nie trudno być mądrym znając fakty. Rada działa w warunkach niepewności co do przyszłości. Proszę zauważyć, że nawet dane o przeszłości, podawane przez Główny Urząd Statystyczny, po kwartale ulegają korekcie. Członków Komisji interesuje, jakie stanowisko wyrażają w głosowaniach poszczególni członkowie Rady Polityki Pieniężnej. Mnie niepokoi takie zainteresowanie, bo po to został stworzony zespół, którego członkowie różnią się poglądami, aby była dyskusja merytoryczna.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-44">
          <u xml:id="u-44.0" who="#MieczysławCzerniawski">Posłowie są przyzwyczajeni do tego, że z wydrukami ich głosowań może zapoznać się każdy, kto jest tym zainteresowany.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-45">
          <u xml:id="u-45.0" who="#CezaryJózefiak">W raporcie o inflacji podajemy wszystkie głosowania, także te, w wyniku których zapadały decyzje o nieobniżeniu stóp procentowych.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-46">
          <u xml:id="u-46.0" who="#AndrzejUmiński">Mnie interesuje dlaczego jeden członek Rady zawsze głosuje przeciwko obniżeniu stóp procentowych.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-47">
          <u xml:id="u-47.0" who="#CezaryJózefiak">Pan prof. Marek Dąbrowski jest wybitnym specjalistą także w zakresie finansów. Czy z faktu, że głosuje on inaczej niż większość, która uznała, że są przesłanki do obniżenia stóp procentowych, wynika, że nie ma racji? Przedstawiał on swoje argumenty - obawiam się, że pan poseł ich nie zna - ale nie przekonał większości członków Rady. Tak bywa, gdy ciało jest zbiorowe. Rada Polityki Pieniężnej została utworzona z założenia jako ciało zbiorowe, niezależne od czynników politycznych. Czy rząd spotyka się z przedstawicielami banku centralnego. Na to pytanie odpowiedział Pan prezes Jerzy Stopyra. Nie ma przedstawicieli Narodowego Banku Polskiego w Radzie Ministrów, ale ja uważam, że z powodu przyjęcia takiego rozwiązania nie stało się nieszczęście, a poza tym jest ono zgodne z uregulowaniami unijnymi. Stosunkowo niedawno odbyło się spotkanie Rady z panem premierem Markiem Belką. Wcześniej doszło do spotkania przedstawicieli Rady Polityki Pieniężnej i Rady Ministrów. Po ukazaniu się programu rządowego Narodowy Bank Polski sformułował swoją opinię i przesłał ją na ręce pana premiera Leszka Millera. Prawdopodobnie jest jeszcze dużo kanałów takiej wymiany opinii.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-48">
          <u xml:id="u-48.0" who="#GrzegorzWójtowicz">Najłatwiej jest sporządzać prognozy na podstawie określonych modeli. My też posługujemy się modelami, ale to, co z nich wynika, jest w mniejszym stopniu trafne niż w innych dziedzinach. Według prognoz gospodarka amerykańska miała się szybko rozwijać. Tak się nie stało, a gdy zaczęto sprawdzać wyniki amerykańskich modeli, to okazało się, że po 2–3 latach wszystko jest na opak. My też natrafiamy na takie problemy, tym bardziej że w naszej gospodarce dokonuje się wiele zmian. Mówiąc najogólniej, wyników naszych ocen nie należy przykładać do każdej sytuacji, zwłaszcza gdy zmianie uległy podstawowe parametry. Według założeń modelowych zmiana stopy procentowej o jeden punkt, to zmiana stopy inflacji o 0,3 punktu w okresie 1,5 roku do 2 lat, ale gdyby przy pomocy modeli można było sterować polityką monetarną, to nie byłaby potrzebna Rada Polityki Pieniężnej. Sięgnę do przykładów z przeszłości, które znam z autopsji, więc sądzę, że dobrze zilustrują one decyzje dotyczące stóp procentowych. W lipcu 1990 r. „nerwy nie wytrzymały” i stopa procentowa została obniżona do 34 proc. Trzeba było poczekać pięć lat, aby stopa procentowa banku centralnego mogła odejść w dół od tego poziomu. W lutym 1999 r., tym razem już Rada Polityki Pieniężnej, obniżyła stopę procentową do poziomu 13 proc. i trzeba było prawie trzech lat, aby wrócić do tego poziomu. Stopa procentowa jest po to, aby nią sterować. Najlepiej byłoby, gdy można było nią sterować w jednym kierunku. Staraliśmy się z panem prof. Cezarym Józefiakiem wytłumaczyć, że nadmierne sterowanie w jednym kierunku powoduje to, że w pewnym momencie trzeba nieco zawrócić, czyli podwyższyć stopę procentową, a Rada stara się do tego nie dopuścić. Konkludując - każda decyzja Rady będzie kontrowersyjna. Kontrowersyjność tych decyzji odzwierciedla się także w wynikach głosowań Rady, bo nie zdarzają się sytuacje, iż wszyscy członkowie są za lub wszyscy przeciw. Co miałem na myśli, gdy podczas poprzedniego wystąpienia użyłem sformułowania „nie psuć”. Chodzi o to, aby zrobić coś porządnie i drugi raz nie ponosić kosztów naprawy. Innymi słowy, nie należy doprowadzać do takiej niestabilności, którą trzeba byłoby ponownie usuwać. Pan poseł Edward Wojtalik nazwał proces obniżania stóp procentowych „cykaniem”. Czy jest cykaniem obniżenie stopy procentowej z 24 do 23 proc. w pewnym czasie? Być może jest, ale czy można powiedzieć, że w to cykanie wpisuje się jednorazowe obniżenie stopy z 11,5 do 10 proc? Prawdopodobnie zanik ceny pieniądza o 10 procent, to już nie jest „cykanie”. Chciałbym zwrócić uwagę na relatywną siłę „cykania” przy określonym poziomie stopy procentowej. Można spotkać opinię, że gdy raz Rada obniży stopy o kilka punktów procentowych, to już przez dłuższy czas nie będzie musiała wykonywać podobnych ruchów. Otóż cały ten czas będą spekulacje i one wywołają sytuację, w której trzeba będzie wykonać jakiś ruch ze stopą procentową. W tej dziedzinie trzeba tworzyć nić porozumienia z tymi, którzy nas otaczają, a nie jest to sprawa prosta. Nie chcę kogokolwiek obrazić, zwracając uwagę na to, że między budżetem, a kredytem jest olbrzymia różnica. Budżet, pomijając część bezzwrotną, zasadza się na braniu i dawaniu. Natomiast banki udzielają kredytów i ściągają swoje należności. Mają one problem z odzyskaniem szóstej część udzielonych kredytów.</u>
          <u xml:id="u-48.1" who="#GrzegorzWójtowicz">Innymi słowy, źle ulokowały one nie jakieś pieniądze, ale pieniądze depozytariuszy, którzy we właściwym dla siebie czasie przyjdą je odebrać. Kredyty nieregularne, a de facto utracone pieniądze banków, zawyżają cenę kredytu dla nowych kredytobiorców. Jak wobec tego powinno się podejść do firm? Należy im pomagać, jak to jest tylko możliwe, aby banki oceniły swoje ryzyko na jak najniższym poziomie. Jedną z form pomocy są gwarancje i poręczenia Skarbu Państwa. Przeanalizowałem dokładnie całą tę akcję na podstawie jawnych dokumentów. Otóż są to w skali roku jednostkowe operacje dla bardzo dużych firm. Druga forma pomocy jest przedmiotem postulatów banków. Dopominają się one obniżania rezerw obowiązkowych, przy czym z tego powodu budżet państwa będzie stratny, gdyż wpłynie do niego mniejsza kwota zysku NBP. Bank centralny nie ma już dużego pola manewru, gdyż nie są to czasy, gdy rezerwy obowiązkowe uchwalało się na poziomie 30 proc. Dzisiaj wynoszą one 4,5 proc. i zostaje do obniżenia 2,5 proc. Jakby nie patrzeć na kwestię dostępności firm do kredytów, to jest to problem polityki strukturalnej i budżetowej, a nie pieniężnej. Przejdę teraz do sprawy kursu złotego wobec dolara i euro. Faktem jest, że siła nabywcza, czyli to, co możemy kupić za pieniądze, to jest 2 zł za dolara. Złożyło się na to wiele czynników. Pozwolę sobie powtórzyć, że od początku lat dziewięćdziesiątych złoty rocznie wzmacniał się 5 proc. Zasugerowałem jeden czynnik, który to powodował, a mianowicie napływ kapitału zagranicznego. Hołduję zasadzie, że jeśli te pieniądze nie muszą przechodzić przez rynek walutowy, to niech nie przechodzą, natomiast rynek powinien wiedzieć ile wpłynęło kapitału zagranicznego, aby nie spekulował, czy wpłynęło go więcej czy mniej. Innymi słowy, należy zrobić wszystko co służyć będzie zmniejszeniu skali wahań kursu, natomiast inną sprawą jest to, czy mniejsza skala wahań przełoży się na osłabienie złotego. Wynikać to będzie z oceny wykorzystania przez rynek pieniędzy, które napłynęły z zewnątrz, ryzyka gospodarki itd. Z niepokojem zauważam, że kryzys w Argentynie służy jako komentarz do polityki Rady Polityki Pieniężnej. Sądzę, że trzeba zorganizować jakieś seminarium, aby pokazać, że rozwiązania stosowane w Polsce odbiegają od tych, które doprowadziły do kryzysu w Argentynie. Jeśli chodzi o deficyt na rachunku obrotów bieżących, to wynosił on rocznie 12 mld USD, a obecnie obniżył się do 7 mld USD. Eksport w tym czasie wzrósł z 26 mld USD do 30 mld USD. Wzrósł także import, ale minimalnie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-49">
          <u xml:id="u-49.0" who="#MieczysławCzerniawski">Proszę panią minister Halinę Wasilewską-Trenkner o zabranie głosu.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-50">
          <u xml:id="u-50.0" who="#HalinaWasilewskaTrenkner">Jest kilka spraw, które chciałabym poruszyć. Pierwsza z nich dotyczy przesłanek, na których minister finansów opiera swoją ocenę o stabilnym stanie procesów gospodarczych. Takie przesłanki są 3. Najprawdopodobniej w pierwszym kwartale tego roku nie nastąpiło to, czego wszyscy się bardzo obawiali, a mianowicie dalsze załamanie tempa PKB. Wstępne dane wskazują na to, że trend spadkowy PKB został wyhamowany. Druga przesłanka to wzrost produkcji, a nawet zatrudnienia w działach usługowych. Kolejną przesłanką są przeprowadzone przez różne instytucje badania opinii przedsiębiorców. Wyniki tych badań wskazują na to, że przedsiębiorcy oceniają przyszłość z dużo mniejszą rezerwą niż jeszcze trzy miesiące temu. Jest to jeden zespół przesłanek, które pozwalają sądzić, że coś się zmienia w korzystnym kierunku. Potwierdzają to dane dotyczące wykonania budżetu. Komisja otrzymała informacje o wykonaniu budżetu po pierwszych dwu miesiącach bieżącego roku. Niebawem przekażemy państwu informacje dotyczące I kwartału, którymi już dysponujemy, ale pewne dane chcemy jeszcze sprawdzić. Z danych tych wynika, że wykonanie podatków pośrednich stanowi 22,2 proc. założonej kwoty wpływów z tego tytułu, podatku dochodowego od osób prawnych, czyli tego, który pokazuje jaka jest płynność finansowa przedsiębiorstw, stanowi 25,1 proc., co nas przyjemnie zaskoczyło, natomiast wykonanie podatku dochodowego od osób fizycznych - 17,9 proc. Ten poziom wykonania jest normalny, gdyż dokonywane są zwroty nadpłaconego podatku za 2001 r. Dochody państwowych jednostek budżetowych stanowią 25,8 proc. planowanej na ten rok kwoty wpływów i nie byłoby możliwe uzyskanie tak dobrego wykonania tych dochodów, gdyby w gospodarce nie działo się trochę lepiej. Negatywne aspekty ujawniły się po stronie wydatków. Zaawansowanie wydatków stanowi 25,8 proc., ale nie składa się na to obsługa długu krajowego, bowiem poniesione na te cele wydatki stanowią odpowiednio 26,3 proc. i 16,6 proc. wydatków przewidzianych w tegorocznym budżecie. Zaangażowanie dotacji dla Funduszu Pracy wynosi po I kwartale 33,8 proc., co ma związek z rosnącym bezrobociem. Kasa Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego otrzymała 25,1 proc. przewidzianej dla niej w budżecie kwoty dotacji, Fundusz Ubezpieczeń Społecznych - 26,7 proc., zaś wypłacone jednostkom samorządu terytorialnego subwencje ogólne stanowią 33,9 proc. kwoty zaplanowanej w budżecie. Są to najważniejsze pozycje struktury wydatków budżetu. Warto porównać wykonanie budżetu po 3 miesiącach tego roku z danymi charakteryzującymi analogiczny okres w 2001 r. W pierwszym kwartale 2001 r. dochody budżetu zostały zrealizowane w 20,7 proc., a w tym roku w 21,7 proc. Jeżeli doprowadzimy do sytuacji porównywalnej, to znaczy wyeliminujemy jednorazowe w 2001 r. przychody z tytułu sprzedaży części obligacji Brady'ego i wpływy z koncesji na UMTS, to sytuacja przedstawia się następująco: w ubiegłym roku mieliśmy 30,7 mld zł, natomiast w tym roku pozyskaliśmy 32,3 mld zł. Jest więc pewna poprawa, ale nieduża. Istotne znaczenie mają większe wpływy uzyskane z podatków pośrednich. Chcę to podkreślić, gdyż PIT i CIT są rozliczeniami okresowymi, natomiast wzrost przychodów z podatków pośrednich świadczy o pewnym ożywieniu w gospodarce. Pani posłanka Zyta Gilowska i inne osoby wyraziły pogląd, że budżet państwa rujnuje płynność systemu rynku kapitałowego finansując swoje zadłużenie. Gdybyśmy pochłaniali całą nadwyżkę płynności banków, to Narodowy Bank Polski nie musiałby prowadzić operacji otwartego rynku, o których mówił pan prezes Jerzy Stopyra. Jawne, otwarte i bardzo stabilne są nasze kontakty z rynkiem. W każdy poniedziałek wystawiamy na przetarg bony na kwotę od 1 do 1,5 mld zł. Przetargi są ogłaszane z wyprzedzeniem. Cena jest taka, jaką w danym momencie udaje się uzyskać, a ponieważ jest to przetarg, więc zawsze mamy możliwość wycofania części bonów, m.in. na skutek niezaakceptowania ceny. Część naszych potrzeb kredytowych realizujemy na rynku zagranicznym, korzystając z tego, że nasza wiarygodność jest przez ten rynek dobrze oceniana.</u>
          <u xml:id="u-50.1" who="#HalinaWasilewskaTrenkner">Minister Finansów ma w Narodowym Banku Polskim konto walutowe po to, aby nie burzyć ukształtowanego w danym momencie kursu złotego w relacji do dolara i euro. Na to konto są odprowadzane nie tylko pozyskiwane na rynku zagranicznym waluty, a także środki pomocowe i inne środki kredytowe otrzymywane od pożyczkodawców lub kredytodawców. Zgromadzone waluty są transferowane na złote wówczas, gdy dokonywane są wypłaty, ale nigdy ta wypłata nie jest równa sumie walut. Od lat podziwiam swadę oratorską pana Grzegorza Wójtowicza, niemniej jednak uważam, że niektóre pana sformułowania pod adresem rządu były zbyt ostre.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-51">
          <u xml:id="u-51.0" who="#BarbaraMarianowska">Nie otrzymałam odpowiedzi na dwa pytania. Przypomnę, że pytałam czy rząd ma zamiar uelastycznić politykę fiskalną. Chciałam się także dowiedzieć, czy wolą rządu podczas negocjacji w sprawie podatku VAT na materiały i usługi budowlane było podniesienie stawki do 22 proc.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-52">
          <u xml:id="u-52.0" who="#HalinaWasilewskaTrenkner">Rząd nie ma zamiaru uelastyczniać polityki fiskalnej w taki sposób, który oznaczałby rezygnację z części dochodów. Natomiast w niektórych sytuacjach, dopuszczanych ustawami, urzędy skarbowe oraz izby skarbowe mogą rozłożyć na raty zaległości podatkowe. Druga sprawa, o którą pytała pani posłanka, była wielokrotnie wyjaśniana. Rząd podtrzymał stanowisko negocjacyjne w sprawie bazowej stawki VAT w budownictwie, które zostało opracowane na przełomie 1998 i 1999 roku. Rząd także zapowiedział, że wróci do dyskusji na temat tego, jak ostatecznie zostanie sformułowane stanowisko w sprawie VAT na materiały i usługi budowlane. W Unii Europejskiej istnieje pojęcie budownictwa mieszkaniowego o charakterze socjalnym. Problem polega na tym, że w ubiegłych latach nie potrafiliśmy określić, jakie jest to budownictwo w naszych warunkach. Trzeba to zrobić, gdyż w ten sposób możemy uratować znaczną część budownictwa mieszkaniowego. Nie mniej ważną sprawą jest wystąpienie o derogację, czyli o liberalizację przepisów unijnych po to, aby można było realizować budownictwo mieszkaniowe i istotne dla kraju inwestycje infrastrukturalne. Pani posłanka pytała także o to, czy finansowanie rozwiązań, które są zawarte w programach rządowych, obciążą budżet państwa. Otóż do każdego rozwiązania przyporządkowane są źródła finansowania. Nie wszystkie potrzebne środki będą pochodzić z budżetu państwa.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-53">
          <u xml:id="u-53.0" who="#MieczysławCzerniawski">Zbliżamy się do końca posiedzenia na temat analizy sytuacji gospodarczej po pierwszym kwartale 2002 r. Nie uchybiliśmy przy tym zasadzie, którą lansował pan prof. Cezary Józefiak, bowiem wyniki uzyskane w tym krótkim okresie ocenialiśmy w kontekście zdarzeń, które już miały miejsce i tego, co może wydarzyć się w najbliższych latach. Mam nadzieję, że projekt ustawy budżetowej na rok 2003 będzie także precyzyjnie określał perspektywy roku 2004. Dla wielu podmiotów niezbędny jest dwuletni okres planowania, a posłowie przynajmniej w jakiejś mierze uwolnią się od nacisków różnych instytucji, aby zwiększyli ich wydatki, obawiając się, że w kolejnym roku mogą otrzymać mniej środków. Chcę podziękować przedstawicielom Narodowego Banku Polskiego, a zwłaszcza dwóm odważnym członkom Rady Polityki Pieniężnej za udział w posiedzeniu. Pozwolę sobie podzielić się z panami moją refleksją. Otóż czuję się w pewnym sensie ojcem chrzestnym ustawy o Radzie Polityki Pieniężnej. Mogliśmy prowadzić do tej ustawy wprowadzić zupełnie inne regulacje, np. o połowę okroić kompetencje Rady. Proszę, żeby pan prof. Cezary Józefiak i pan Grzegorz Wójtowicz przypomnieli pozostałym członkom Rady, że ówczesna koalicja SLDPSL, przy oporze PSL, przyjęła te rozwiązania, które ostatecznie znalazły się w ustawie. Dlatego zdziwiła mnie postawa tych członków Rady, którzy wręcz ostentacyjnie oświadczyli, że nie widzą „konstytucyjnej” możliwości spotkania się z Komisją Finansów Publicznych. Jestem wdzięczny panu prezesowi Leszkowi Balcerowiczowi za to, że zdecydowanie dążył do spotkania przedstawicieli Rady z Komisją. Sądzę, że ubiegło ono we właściwej atmosferze. Mamy zamiar ponawiać takie spotkania, gdy występować będą trudne sytuacje. Nie oznacza to, że chcemy, aby posiedzenia Komisji stały się forum do rozmów, które zastąpią dialog rządu z przedstawicielami banku centralnego oraz z Radą Polityki Pieniężnej, natomiast sądzę, że takie spotkania, jakie dzisiaj odbyliśmy, mogą przyczynić się do tworzenia lepszego klimatu dla roboczych spotkań przedstawicieli rządu, banku centralnego i Rady. Niedługo przystąpimy do nowelizacji ustawy o Narodowym Banku Polskim w celu dostosowania jej przepisów do prawa unijnego. Chcielibyśmy - zwracam się do przedstawicieli zarządu NBP - aby poprzez takie kontakty, jakie dzisiaj rozpoczęliśmy, została ukształtowana dobra atmosfera dla pracy nad tym aktem prawnym. Zamykam posiedzenie Komisji.</u>
        </div>
      </body>
    </text>
  </TEI>
</teiCorpus>