text_structure.xml
134 KB
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79
80
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
98
99
100
101
102
103
104
105
106
107
108
109
110
111
112
113
114
115
116
117
118
119
120
121
122
123
124
125
<?xml version='1.0' encoding='utf-8'?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
<xi:include href="PPC_header.xml" />
<TEI>
<xi:include href="header.xml" />
<text>
<body>
<div xml:id="div-1">
<u xml:id="u-1.0" who="#JerzyJaskiernia">Otwieram posiedzenie Komisji Spraw Zagranicznych. Witam posłów i zaproszonych gości. Na dzisiejszym posiedzeniu gościmy ministra spraw zagranicznych Włodzimierza Cimoszewicza. Porządek dzienny został państwu przedstawiony na piśmie. Czy są uwagi do porządku obrad? Nie ma zgłoszeń, zatem stwierdzam, że porządek dzienny został przyjęty. Przypominam, że w pkt I i II minister spraw zagranicznych będzie przedstawiał sprawozdanie z realizacji zadań polskiej polityki zagranicznej w 2003 r. oraz główne założenia polityki zagranicznej RP w 2004 r. Minister spraw zagranicznych wygłosi w dniu jutrzejszym exposé na forum Sejmu. Jest jednak dobrą tradycją, że Komisja Spraw Zagranicznych, jako pierwsza, zapoznaje się z tymi tezami, aby pan minister mógł wysłuchać pytań i komentarzy członków Komisji i ułatwić przygotowanie do jutrzejszej debaty. Proszę o zabranie głosu ministra Włodzimierza Cimoszewicza.</u>
</div>
<div xml:id="div-2">
<u xml:id="u-2.0" who="#WłodzimierzCimoszewicz">Chciałbym zacząć od dwóch uwag. Po pierwsze, o godz. 11.00. rozpoczyna się posiedzenie rządu. Gdyby udało nam się tak poprowadzić posiedzenie Komisji, abym mógł uczestniczyć w posiedzeniu rządu, byłbym zobowiązany. Druga uwaga jest następująca. Przedstawię państwu kilka komentarzy dotyczących sprawozdania z realizacji zadań polityki zagranicznej w ub.r., wychodząc z założenia, że państwo otrzymali tekst sprawozdania. Jeśli państwo nie otrzymali sprawozdania, to przepraszam. Było to moją intencją. Chciałbym prosić dyrektora generalnego o natychmiastowe ustalenie, czy istnieje możliwość pilnego dostarczenia tego tekstu. W sposób ogólny przedstawię podstawowe założenia swojego jutrzejszego wystąpienia. Rok 2003 w polskiej polityce zagranicznej był dosyć szczególny. Co najmniej trzy rodzaje przyczyn złożyły się na to, że tak pozwalam sobie ocenić ubiegłe 12 miesięcy. Po pierwsze, zmienił się rodzaj naszych relacji i nasz status w Unii Europejskiej. Po podpisaniu traktatu akcesyjnego w połowie kwietnia ub.r., jako tzw. aktywny obserwator uzyskaliśmy możliwość pełnego udziału we wszystkich pracach Unii Europejskiej, a w szczególności w pracach Rady do spraw Stosunków Zewnętrznych, we wszystkich debatach dotyczących wspólnej polityki zagranicznej, także nowych inicjatyw, jak choćby opracowywanie Europejskiej Strategii Bezpieczeństwa. Po drugie, były to nasze własne działania i inicjatywy, m.in. wcześniej zgłoszona idea podjęcia dyskusji na temat przyszłości Organizacji Narodów Zjednoczonych, niezbędnych zmian, reform. Jak wiadomo, ten pomysł został szerzej zaakceptowany i przybrał formę inicjatywy sekretarza generalnego ONZ. Z naszego punktu widzenia, jako inicjatorów tej idei, ubiegły rok był właściwym czasem do tego, by ją promować i przeprowadzać liczne konsultacje z wieloma państwami. Mam na myśli również takie inicjatywy naszego kraju, które wiążą się z przyszłością stosunków rozszerzonej Unii Europejskimi ze wschodnimi sąsiadami. Podjęliśmy także szereg działań związanych ze wzmacnianiem naszej współpracy z państwami, z którymi w ostatnich kilku czy kilkunastu latach intensywność współpracy była mniejsza. Chodzi o państwa pozaeuropejskie, z jednej strony azjatyckie, ale także państwa Ameryki Łacińskiej i regionu Zatoki Perskiej. Wiąże się to z trzecią kategorią powodów, dla których był to szczególny rok dla naszej polityki zagranicznej. Chodzi o rozmaite ważne wydarzenia międzynarodowe, nieprzewidziane i niezaplanowane, do których musieliśmy się odnieść. W szczególności mam na myśli operację wojskową, a także późniejszy udział w operacji stabilizacyjnej w Iraku. Wszystkie te przyczyny złożyły się na konieczność większej aktywności politycznej i dyplomatycznej naszego kraju, ale także pozwoliły wielu komentatorom stwierdzić, że rola Polski w stosunkach międzynarodowych uległa wzmocnieniu. Oczywiście, kiedy pojawiają się większe wyzwania i szanse, wiąże się to z większymi zobowiązaniami, obowiązkami. Był to czas, w którym naczelne organy władzy państwowej upoważnione konstytucyjnie do reprezentowania naszego państwa, angażowania się w politykę zagraniczną, współdziałały ze sobą bardzo harmonijnie. Mam na myśli zarówno działalność międzynarodową prezydenta, premiera, jak i wsparcie parlamentu w szczególnie istotnych, często dyskusyjnych kwestiach, chociażby takich, jak nasze zaangażowanie w Iraku czy stanowisko, jakie Polska prezentowała i prezentuje w dyskusji nad traktatem konstytucyjnym, będącym przedmiotem prac konferencji międzyrządowej.</u>
<u xml:id="u-2.1" who="#WłodzimierzCimoszewicz">Kiedy otrzymacie państwo tekst sprawozdania, będziecie mogli zapoznać się także z załącznikami zawierającymi szczegółowe informacje o kontaktach, wizytach, wyjazdach, przyjazdach rozmaitych naszych partnerów. Te bardzo zwięzłe informacje obrazują ogromną skalę i intensywność naszej działalności. Pragnę zwrócić uwagę na to, że wielkich zabiegów wymagało z naszej strony działanie na rzecz niezakłóconego przebiegu procedur ratyfikacyjnych w odniesieniu do traktatu akcesyjnego w państwach członkowskich Unii Europejskiej. Jak wiadomo, w większości z tych państw perspektywa ratyfikacji traktatu akcesyjnego nie budziła większych wątpliwości, jednak były od tego wyjątki. Dyskusje w niektórych parlamentach narodowych wskazywały na to, że przynajmniej część posłów w tych krajach ma wątpliwości co do rozszerzenia Unii Europejskiej w ogóle, a w szczególności co do przygotowania naszego kraju do członkostwa. Wymagało to skoordynowanej aktywności różnych przedstawicieli naszego kraju, w tym także parlamentu. Dzięki licznym kontaktom, dzięki zapraszaniu do składania wizyt w Polsce, dzięki naszej otwartości informacyjnej i akcji promocji, udało się, jak dotąd, uniknąć jakichkolwiek zahamowań procesu ratyfikacyjnego i zakładam, że nic złego w tym względzie w nadchodzących miesiącach nie powinno się wydarzyć, aby nic nie zakłóciło perspektywy ostatecznego przystąpienia 10 nowych państw do Unii Europejskiej 1 maja br. Wiele uwagi i wysiłku wiązało się z naszą decyzją o wzięciu udziału w operacji wojskowej w Iraku, a także w działaniach podjętych po zakończeniu operacji wojskowej. Jak wiadomo, wymagało to z jednej strony rozwinięcia tzw. dyplomacji osłonowej w wielu krajach, zwłaszcza w krajach sąsiadujących z Irakiem czy szerzej w krajach muzułmańskich, ale także w związku z kontrowersjami, do jakich doszło na tle sprawy Iraku w relacjach transatlantyckich, wymagało od nas dużej aktywności wynikającej z naszego głębokiego i niezmiennego przekonania o potrzebie utrzymywania możliwie najlepszej współpracy między Europą i Stanami Zjednoczonymi. Również w Europie doszło na tle tego wydarzenia do różnic zdań, stanowisk. Był to więc czas niełatwych, chwilami zaskakujących wyzwań. Ponieważ byliśmy i pozostajemy zainteresowani utrzymywaniem dobrych stosunków nie tylko z USA, ale również z innymi naszymi partnerami, w tym ważnymi partnerami europejskimi, musieliśmy wysoko na liście priorytetów umieścić wszystko, co było niezbędne dla wyjaśnienia przyczyn różnic stanowisk, ograniczania skali skutków tych różnic, zapobiegania temu, aby stosunki między naszym krajem a innymi partnerami nie uległy trwałemu skomplikowaniu, żeby nie powiedzieć - pogorszeniu. Mówiąc o problemach o charakterze globalnym czy kontynentalnym, trzeba to sprawozdanie odnieść również do stosunków bilateralnych. Tekst, który państwo otrzymają, bardzo szczegółowo to opisuje. Był to czas wyraźnego umocnienia współpracy, zwłaszcza na poziomie polityczno-wojskowym, ze Stanami Zjednoczonymi, ale zarazem okres rozmaitych kontrowersji w relacjach między Polską a Niemcami i Francją. Stąd nasze wysiłki na rzecz ożywienia współpracy w formule Trójkąta Weimarskiego. Przypomnę, że kilka miesięcy temu, z inicjatywy prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, odbyło się spotkanie na szczycie.</u>
<u xml:id="u-2.2" who="#WłodzimierzCimoszewicz">W ubiegłym tygodniu odbyło się spotkanie ministrów spraw zagranicznych. Doszło także do spotkań innych przedstawicieli naszego kraju, w tym ministrów obrony. Ich celem było nie tylko zachowanie współpracy Polski, Francji i Niemiec, ale wręcz w dyskursie dojście do wspólnego wniosku o ważnej roli, jaką ta formuła współpracy może i powinna odgrywać w nowych warunkach, także po rozszerzeniu Unii Europejskiej. Ubiegły rok to okres dyskusji o przyszłości Sojuszu Północnoatlantyckiego, jego nowej roli, zadaniach. We wszystkich tych przedsięwzięciach działaliśmy z dużym zaangażowaniem, uważając, że od wyniku zależy szansa NATO na zachowanie swojej bardzo ważnej roli jako gwaranta bezpieczeństwa w Europie i szerzej, w związku z nową naturą zagrożeń dla bezpieczeństwa międzynarodowego. Był to również rok, w którym służba zagraniczna próbowała realizować swoje zadania w zakresie reprezentowania interesów ekonomicznych naszego kraju. Musieliśmy czynić to w dotychczasowych warunkach prawno-organizacyjnych, co nie ułatwiało nam pracy. Chcę poinformować Komisję, że w ubiegłym tygodniu rząd zatwierdzając dokument „Zadania polskiej polityki zagranicznej w 2004 r.” przyjął, tym razem bez kontrowersji, tezę ministra spraw zagranicznych o potrzebie przeprowadzenia stosownych zmian organizacyjnych w celu zespolenia polskiej służby zagranicznej w br., aby te jej elementy, które odpowiadają za problematykę gospodarczą, stały się w pełni składnikiem służby podlegającej ministrowi spraw zagranicznych, żebyśmy mogli znacznie skuteczniej wykorzystywać wszystkie instrumenty, jakimi dysponujemy, dla właściwego reprezentowania interesów gospodarczych Polski. Mimo to warto zwrócić uwagę, że w stosunkach z niektórymi krajami, m.in. dzięki wyraźnej kampanii polityczno-dyplomatycznej udało nam się osiągnąć wręcz spektakularne sukcesy. Oczywiście nie są to zjawiska, które wywarły bardzo wyraźne piętno na skali naszej współpracy gospodarczej ze światem, ale są zachęcające. Warto wiedzieć, że wielkość wymiany handlowej Polski z krajami takimi jak Kazachstan czy Iran w ciągu jednego roku uległa potrojeniu i w sposób oczywisty wiedza o tym, jakie projekty są wypracowywane, dyskutowane, pozwala przewidzieć, że ta dynamika będzie miała swój ciąg dalszy. Pojawiają się zatem nowi istotni partnerzy ekonomiczni naszego kraju. W 2003 r. odgrywaliśmy szczególną rolę w niektórych strukturach międzynarodowych. Wspomnę o naszym przewodnictwie w Inicjatywie Środkowoeuropejskiej. Pozwoliło nam ono nie tylko na zorganizowanie szeregu ważnych politycznych spotkań, ale także na wysuniecie pewnych nowych inicjatyw, zwłaszcza zmierzających do nadania Inicjatywie Środkowoeuropejskiej nowej agendy koncentrującej się na zapobieganiu ewentualnym negatywnym skutkom takich procesów, jak rozszerzenie Unii Europejskiej czy Sojuszu Północnoatlantyckiego. Polskie propozycje są akceptowane przez partnerów. Mamy więc nadzieję, że w ten sposób zostanie ukierunkowana aktywność tego mechanizmu współpracy regionalnej. W 2003 r. zrealizowaliśmy też szereg projektów związanych z promocją naszego kraju. Za szczególnie interesujący warto uznać program „Roku Polskiego” w Szwecji. Było to o tyle nowym przedsięwzięciem, że nie ograniczało się wyłącznie do płaszczyzny gospodarczej.</u>
<u xml:id="u-2.3" who="#WłodzimierzCimoszewicz">Był to program niezwykle wszechstronny, zarówno w tradycyjnej formule programu kulturalnego, ale także gospodarczego, politycznego. Jego ważnym elementem składowym była aktywność polskich województw, a więc na poziomie kontaktów i współpracy regionalnej było to znaczące przedsięwzięcie. Oczywiście na terenie innych krajów realizowaliśmy podobne projekty. Był to ważny rok dla polskich służb konsularnych co najmniej w dwóch obszarach. Pierwszy był związany z naszymi zobowiązaniami wobec rodaków za granicą, współpracą z Polonią, realizacją rządowego programu współpracy z Polonią i Polakami za granicą. Po drugie, był to rok nowych wyzwań związanych z koniecznością wprowadzenia reżimu wizowego w kontaktach między Polską i wschodnimi sąsiadami. Mimo dosyć alarmistycznych doniesień medialnych z października ub.r., zgodnie z tym, co przewidywaliśmy, po kilku miesiącach można stwierdzić, że całe to przedsięwzięcie zostało właściwie przygotowane i po pierwszej fali aplikacji wizowych dziś możemy mówić o pełnym znormalizowaniu sytuacji. Do tej pory, w ciągu trzech i pół miesiąca wydaliśmy 400 tys. wiz, a więc tyle, ile wszystkie polskie konsulaty wydały na całym świecie w 2002 r. Obecnie nie ma kolejek przed konsulatami, nie ma skarg na sposób obsługi interesantów. Wielkie znaczenie przywiązywaliśmy do współpracy z partnerami pozarządowymi, zarówno z organizacjami pozarządowymi, które są aktywne w płaszczyźnie międzynarodowej, jak i z władzami lokalnymi, samorządowymi, które rozwijają coraz większą aktywność zagraniczną. Minister spraw zagranicznych zaakceptował do tej pory ok. 150 projektów współpracy polskich władz lokalnych z partnerami zagranicznymi. Utrzymujemy bezpośredni kontakt z reprezentacjami władz lokalnych. Ostatnio uzgodniliśmy, że wzorem rady konsultacyjnej organizacji pozarządowych przy ministrze spraw zagranicznych zostanie powołane podobne gremium umożliwiające bezpośrednią współpracę MSZ ze strukturami władzy lokalnej, aby wzajemnie można było sobie w tych działaniach pomagać. Uważamy, że partnerstwo, wsparcie, uwzględnienie polskiej racji stanu, założeń polskiej polityki zagranicznej w kontaktach pozarządowych ma istotne znaczenie. Realizowaliśmy swoje zadania w ramach ubiegłorocznego budżetu, który nie stwarzał bardzo poważnych napięć, choć warto wiedzieć, że jak co roku finansowy los MSZ zależy nie tylko od decyzji rządu i parlamentu, ale także od kursu walutowego. W ubiegłym roku kształtował się on w taki sposób, w związku z proporcjami naszych zobowiązań wyrażanych w euro i w dolarach, że poradziliśmy sobie. Jako państwo mamy jedną poważną zaległość. Mam na myśli nieopłacone składki do organizacji międzynarodowych. Zaległości z tego tytułu na koniec 2003 r. sięgnęły 100 tys. mln zł. Udało nam się w pełni pokryć nasze zobowiązania w niektórych ważnych organizacjach - w Radzie Państw Morza Bałtyckiego, wobec Funduszu Wyszehradzkiego i w UNESCO, ale w innych przypadkach, także wobec Organizacji Narodów Zjednoczonych nasze zaległości są poważne. Mimo przeznaczenia w budżecie na 2004 r. znaczących środków na ten cel, niestety nie możemy mówić ani o zrealizowaniu zobowiązań, ani o zahamowaniu trendu narastania zaległości.</u>
<u xml:id="u-2.4" who="#WłodzimierzCimoszewicz">Wprost przeciwnie, w tych realiach budżetowych koniec 2004 r. przyniesie nam większą kwotę zaległości składkowych, co w naszym przekonaniu jest sytuacją bardzo złą. W ubiegłym roku zakończyliśmy pierwszy cykl kształcenia w Akademii Dyplomatycznej. Mamy pierwszych absolwentów. Jesteśmy bardzo usatysfakcjonowani zarówno przebiegiem tego programu, jak też jakością absolwentów, którzy stali się w ten sposób pracownikami służby zagranicznej. Zostali skierowani na różne praktyki zagraniczne. Z mojego punktu widzenia jest to niezwykle ważny czynnik polityki kadrowej w służbie zagranicznej. Obecnie Akademia Dyplomatyczna jest niemal jedynym mechanizmem dochodzenia do pracy w służbie zagranicznej, pozwala na odmładzanie, podnoszenie profesjonalnego poziomu służby zagranicznej. Przyjęliśmy nową grupę słuchaczy w tej samej liczbie co rok wcześniej. Tyle uwag dotyczących roku ubiegłego. Chciałbym przedstawić teraz kilka uwag na temat tego, co nas czeka w 2004 r. Nie zapowiadam żadnej rewolucji. Będziemy kontynuowali te same kierunki, przy czym mamy świadomość, że 1 maja br. nastąpi symboliczne zakończenie realizacji pewnych fundamentalnych celów polskiej polityki zagranicznej, zdefiniowanych na początku lat 90. To oczywiście nie oznacza końca polityki zagranicznej, tylko potrzebę precyzyjnego redefiniowania jej celów. W tej chwili chodzi o to, aby jak najumiejętniej wykorzystać nowe szanse, jakie Polska uzyskuje, stając się członkiem struktur międzynarodowych, zarówno NATO, jak i Unii Europejskiej. Będziemy realizowali tę politykę w warunkach podobnych do ubiegłorocznych, a więc w warunkach występowania zagrożeń dla bezpieczeństwa międzynarodowego, i to zagrożeń nowego typu, wymagających także nowych zdolności obronnych, zdolności zapobiegania spełnieniu tych zagrożeń. Stąd konieczność np. dokończenia prac nad Europejską Strategią Bezpieczeństwa i sprecyzowania oraz wzmocnienia zasad i samej współpracy między Unią Europejską i Sojuszem Północnoatlantyckim, aby optymalnie wykorzystywać potencjały tych struktur i unikać nie tylko dublowania wysiłków, ale także nieporozumień czy napięć występujących między nimi, biorąc pod uwagę to, że w zasadniczej części ich skład członkowski stanowią te same państwa europejskie. W związku z naszym członkostwem w Unii Europejskiej musimy być perfekcyjnie przygotowani do tego, aby odgrywać w debatach europejskich, dotyczących problemów międzynarodowych wiarygodną i aktywną rolę. Często oznacza to konieczność pogłębienia naszej refleksji, budowania bardziej precyzyjnych planów, propozycji w odniesieniu do spraw, które tradycyjnie odgrywały w naszej polityce podporządkowanej w dużym stopniu wymiarowi dwustronnemu mniejszą rolę niż w chwili, gdy stajemy się partnerem w problematyce nie tylko regionalnej, kontynentalnej, ale także globalnej. Bardziej szczegółowo o problemach, które będą występowały w stosunkach dwustronnych, powiem w dniu jutrzejszym w swoim wystąpieniu wobec Sejmu. Pragnę zwrócić państwa uwagę, że w 2004 r. obejmujemy przewodnictwo w trzech ważnych strukturach regionalnych. Mam na myśli Grupę Wyszehradzką, Radę Państw Morza Bałtyckiego i Radę Europy. To nie tylko nowe zadania, ale także nowe możliwości. We wszystkich przypadkach, zwłaszcza w odniesieniu do Grupy Wyszehradzkiej i Rady Europy należałoby się zastanowić nad rolą tych struktur w nowych warunkach. W przypadku Grupy Wyszehradzkiej, na tle niewyłącznie pozytywnych doświadczeń, musimy skłonić naszych partnerów do głębszej i bardziej wiarygodnej refleksji na temat tego, co wspólnie powinniśmy chcieć osiągać zarówno z relacjach między sobą, jak i jako grupa państw przystępujących do Unii Europejskiej. W przypadku Rady Europy w br. będziemy prowadzili bardzo poważną debatę związaną z naszym zamiarem zorganizowania trzeciego w historii tej organizacji szczytu w maju 2005 r. w Polsce. Chcemy wykorzystać okres przewodnictwa w Radzie Europy do odpowiedniego, nie tylko organizacyjnego, ale zwłaszcza politycznego przygotowania tego wydarzenia, które mogłoby mieć niezwykle ważny wymiar. Jest to czas, w którym Rada Europy powinna bardzo poważnie zastanowić się nad metodami skuteczniejszego egzekwowania standardów w zakresie demokracji, praw człowieka, swobód i wolności demokratycznych we wszystkich państwach należących do tej organizacji, zwłaszcza jeżeli uważnie obserwujemy wydarzenia dotychczasowe, a także dające się prognozować procesy w państwach na Wschód od Polski.</u>
<u xml:id="u-2.5" who="#WłodzimierzCimoszewicz">Niewątpliwie Rada Europy może i powinna być mechanizmem podnoszenia poziomu gwarancji, że rozwój tych wydarzeń będzie bliższy optymistycznemu scenariuszowi, niż odleglejszy. Będzie to rok, w którym nadal do priorytetowych obowiązków będzie należało wszystko, co się wiąże z bezpieczeństwem międzynarodowym, z naszą obecnością w Iraku. Zgodnie z tym, co czyniliśmy i głosiliśmy od wielu miesięcy, będziemy próbowali uczynić wszystko, co możliwe, aby zwiększyć zaangażowanie Organizacji Narodów Zjednoczonych w przebieg procesu politycznego w Iraku. Jesteśmy przekonani, że wiarygodność nowych władz irackich, a tym samym ich legitymizm, skuteczność oraz pozycja jako partnera dla innych państw i instytucji międzynarodowych w dużym stopniu będzie zależała od tego, jaką rolę odegra ONZ w przebiegu procesu politycznego. Wiemy, że najprawdopodobniej może to mieć istotny wpływ na realizm propozycji zwiększenia zaangażowania NATO w realizowaniu wszystkich procesów mających na celu stabilizowanie bezpieczeństwa i sytuacji politycznej w Iraku. Z naszego punktu widzenia byłoby to bardzo istotne jako perspektywa umożliwiająca ograniczanie naszego zaangażowania wojskowego w tym kraju. Te zjawiska są ze sobą ściśle powiązane i tak należy je postrzegać. Skorzystam z okazji, żeby powiedzieć, iż znana mi inicjatywa jednego z klubów poselskich przyjęcia rezolucji Sejmu wzywającej do zakończenia naszej obecności wojskowej w Iraku w najbliższym czasie, w drodze działań jednostronnych, jest propozycją niedobrą. Gdyby została zrealizowana, podważałaby wiarygodność Polski jako partnera w tego typu niezwykle trudnych i ważnych przedsięwzięciach. Przy znanych nam zarówno plusach, jak i minusach, bilansie kosztów i korzyści wynikającym z podjęcia takiej, a nie innej decyzji, miałaby katastrofalny wpływ na ten bilans, zarówno w oczach tych, którzy nasze zaangażowanie w Iraku postrzegali pozytywnie, jak i tych, którzy nas za to krytykowali. Chciałbym, żebyśmy mieli świadomość złożoności kwestii naszego zaangażowania w Iraku. W 2004 r. chcemy, w zgodzie z naszymi interesami, dążyć do poprawy stosunków i wzmocnienia współpracy z Niemcami i Francją. Jak doskonale wiemy, doszło do rozmaitych kontrowersji w relacjach z tymi krajami. Nie chcę uprawiać naiwnego optymizmu, jednak także moje osobiste kontakty i rozmowy w ostatnich kilkunastu dniach z partnerami z tych krajów pozwalają wyrazić przekonanie, że również rządy i politycy tych państw są zainteresowani poprawą atmosfery stosunków z Polską i bliższą współpracą. W czasie wizyty w Paryżu uzgodniłem z moim francuskim partnerem długą listę rozmaitych wspólnych działań, przedsięwzięć i konsultacji o charakterze stałym między resortami spraw zagranicznych Francji i Polski w różnych obszarach, obejmujących nie tylko kwestie dwustronne, ale także europejskie, globalne, jak chociażby przyszłość ONZ oraz przyszłą perspektywę finansową Unii Europejskiej. Podobnie, moje rozmowy z ministrem spraw zagranicznych Niemiec doprowadziły do szeregu konkretnych ustaleń mających na celu zbliżenie naszych społeczeństw, stworzenie jeszcze lepszych warunków do bardzo otwartego dialogu między naszymi społeczeństwami, także na temat tych spraw, które w ostatnich miesiącach wywoływały wiele zaniepokojenia, kontrowersji i wpływały niekorzystnie na klimat naszych stosunków. Na tle zbieżności stanowisk w różnych ważnych kwestiach obserwowanej w ostatnich miesiącach będziemy przywiązywali istotną wagę do stosunków i współpracy z Wielką Brytanią i Hiszpanią.</u>
<u xml:id="u-2.6" who="#WłodzimierzCimoszewicz">Będzie to czas naszego wielkiego zainteresowania losem, sytuacją i współpracą z naszymi wschodnimi sąsiadami. Z ogromną uwagą obserwujemy procesy polityczne zachodzące w Rosji. Z jednej strony jesteśmy przekonani, że Rosja ma warunki, aby w jeszcze bardziej zdecydowany sposób iść w kierunku autentycznych głębokich przekształceń ekonomicznych, ale także jeśli chodzi o sposób postrzegania siebie samej i świata. Nie możemy jednak wykluczyć pojawienia się, zwłaszcza w polityce zagranicznej Rosji, zjawisk niejednoznacznie korzystnych z punktu widzenia Polski i innych partnerów tego kraju. Niezwykle ważne wydarzenia oczekują Ukrainę. Od tego, w jaki sposób w tym kraju zostaną przeprowadzone wybory prezydenckie, może zależeć wręcz los Ukrainy w przyszłości, a na pewno sposób postrzegania standardów demokratycznych respektowanych w tym kraju, ze wszystkimi konsekwencjami dla popieranego przez nas procesu zbliżenia Ukrainy do struktur europejskich i transatlantyckich. Udzielaliśmy i udzielamy poparcia deklaracjom takiego zainteresowania ze strony Ukrainy, a jednocześnie wiemy, że w największym stopniu w nadchodzących kilkunastu miesiącach możliwość realizowania tych deklaracji będzie zależała od samej Ukrainy, od tego, co się w tym kraju wydarzy. Będziemy kontynuowali dotychczasową politykę wobec Białorusi, w której są z jednej strony elementy zdecydowanego krytycyzmu wobec sytuacji politycznej w tym kraju, ale jest także wyciągnięta ręka do współpracy w rozmaitych sferach: gospodarczej, społecznej, pozarządowej, władz lokalnych. Nastąpi kontynuacja naszych wysiłków zmierzających do rozwijania współpracy z nowymi partnerami pozaeuropejskimi. Wyrazem tego nastawienia będzie lutowa wizyta prezydenta w szeregu krajów azjatyckich, marcowa wizyta ministra spraw zagranicznych w niektórych krajach afrykańskich. Składam wizyty w Republice Południowej Afryki, Namibii, Angoli, Nigerii. Oczywiście cele wizyt będą różne, nie będą sprowadzały się do jednego przesłania, ale nie ukrywam, że wszystko, co się wiąże z naszymi interesami gospodarczymi, będzie miało szczególnie istotne znaczenie. Pragnę zwrócić uwagę, że w najbliższych miesiącach powinno dojść do ostatecznego wypracowania i przyjęcia koncepcji szerszej Europy w Unii Europejskiej i opracowania tzw. nowego instrumentu sąsiedztwa opisującego, przy pomocy jakich instrumentów i programów ta koncepcja miałaby być realizowana. Dla nas jest to wyzwanie, ale i wielka szansa przekonania partnerów europejskich o potrzebie podejmowania wszelkich możliwych wysiłków dla wzmacniania elementów społeczeństwa obywatelskiego, a więc wszystkiego, co służyłoby demokratyzowaniu bądź utrzymywaniu rozwiązań demokratycznych we wszystkich państwach na wschód od Polski. W związku z zapowiadanymi zmianami dotyczącymi organizacji dyplomacji gospodarczej będzie to czas, w którym MSZ przejmie znacząco większą odpowiedzialność, co będzie oznaczało konieczność bardzo precyzyjnego porozumienia między Ministerstwem Spraw Zagranicznych, Ministerstwem Gospodarki, Pracy i Polityki Społecznej oraz innymi instytucjami i partnerami w zakresie definiowania naszej polityki gospodarczej wobec zagranicy i mechanizmów współpracy w realizacji tych założeń.</u>
<u xml:id="u-2.7" who="#WłodzimierzCimoszewicz">Będziemy kontynuowali nasze zaangażowanie w inicjatywie na rzecz reformowania, umacniania Organizacji Narodów Zjednoczonych. Za miesiąc zorganizujemy w Polsce regionalne seminarium pod hasłem „Nowe zagrożenia - nowe odpowiedzi”. Jego przebieg i wyniki mają wspomóc prace panelu powołanego przez sekretarza generalnego ONZ, który przed kolejną sesją Zgromadzenia Ogólnego miałby przedstawić raport pozwalający na zaprezentowanie nowych sugestii, idei, inicjatyw dotyczących przyszłości ONZ. Gdybym miał wskazać coś szczególnego w zadaniach polskiej służby konsularnej, to poza wątkami do tej pory podejmowanymi chcę zasygnalizować chęć podjęcia rozmów na temat standardu, poziomu respektowania praw polskiej grupy narodowej, polskiej mniejszości narodowej w rozmaitych krajach. Z jednej strony będziemy nadal rozmawiali na ten temat np. z naszymi litewskimi partnerami, z drugiej uzgodniliśmy także z partnerami niemieckimi, że rocznica podpisania traktatu polsko-niemieckiego powinna nas skłaniać do zastanowienia się, w jakim stopniu władze publiczne obu państw realizują swoje zobowiązania wobec własnych obywateli o narodowości sąsiada. Jeśli chodzi o politykę kadrową MSZ, jej zasady nie ulegną zmianie. Przywiązujemy wielkie znaczenie do planowania kadrowego, do merytorycznych kryteriów oceny naszych pracowników. Po dwóch latach sprawowania tego urzędu mogę powiedzieć, że nieomal bardzo dobrze funkcjonuje już mechanizm wewnętrznej systematycznej kontroli placówek, pozwalający nam na formułowanie ocen systemowych wobec placówek i ich szefów. Będzie to miało podstawowe znaczenie przy podejmowaniu decyzji kadrowych. Będziemy kontynuowali otwarty konkurencyjny nabór kadr do służby zagranicznej w ramach konkursu na aplikację dyplomatyczno-konsularną. Akademia Dyplomatyczna podejmie kolejny krok polegający na fundowaniu stypendiów dla obcokrajowców. W tej chwili w Polsce przebywa już trzech Irakijczyków wskazanych przez iracki zalążek ministerstwa spraw zagranicznych. Będą oni słuchaczami Akademii Dyplomatycznej. Chcemy z podobną ofertą wystąpić wobec innych krajów, m.in. Gruzji. Ponadto Akademia Dyplomatyczna będzie przejmowała w coraz większym stopniu odpowiedzialność za dokształcanie pracowników służby zagranicznej, niezależnie od ich stażu, czasu pracy itd. Budżet tegoroczny oceniamy jako umożliwiający nam funkcjonowanie na dotychczasowych zasadach, z zastrzeżeniem, które już zasygnalizowałem, dotyczącym składek do organizacji międzynarodowych. Jednocześnie chcę powiedzieć, że w związku z rosnącą rolą Polski w świecie, ze zwiększającymi się zadaniami polskiej służby zagranicznej czas chyba na podjęcie myślenia o stopniowym zwiększaniu środków, jakimi ta służba powinna dysponować, i to w rozmaitym wymiarze. Potrzeba nam znacznie silniejszego wsparcia o charakterze eksperckim. Trzeba wzmacniać instytucje potencjalnego zaplecza intelektualnego, uruchamiać rozmaite programy badawcze. Odbyłem rozmowy z ministrem nauki o potrzebie ustanowienia grantów na rozwój badań dotyczących rozmaitych procesów, zjawisk, zachodzących w niektórych państwach sąsiednich zarówno na wschód, jak i na zachód od Polski. Nasza polityka zagraniczna musi być w jeszcze większym stopniu oparta na bardzo głębokiej refleksji i znajomości realiów świata i poszczególnych krajów. Stopniowo czas zacząć myśleć o powiększaniu służby zagranicznej w celu lepszego przygotowywania ludzi przed kierowaniem ich na placówki zagraniczne, co wymagałoby wyłączania ich na pewien czas od bieżących obowiązków i umożliwienie im skupienia się na jak najlepszym przygotowaniu do nowych zadań. Chodzi o stworzenie bardziej elastycznej struktury służby. To są zadania, które - w moim przekonaniu - stają się coraz bardziej oczywiste, ale będą realizowane, o ile zapanuje szerokie zrozumienie takich potrzeb i wyrażona będzie na to zgoda.</u>
</div>
<div xml:id="div-3">
<u xml:id="u-3.0" who="#JerzyJaskiernia">Otwieram dyskusję.</u>
</div>
<div xml:id="div-4">
<u xml:id="u-4.0" who="#MarianPiłka">Myślę, że 2003 r. był dla polskiej polityki zagranicznej dobrym okresem w tym sensie, że po raz pierwszy w sposób zasadniczy zaznaczyliśmy swoją odrębną, suwerenną postawę w stosunku do naszych silniejszych partnerów. Nie jest trudno współpracować, gdy prezentuje się podobne stanowisko jak nasi silniejsi partnerzy. Jest to bardziej skomplikowane, gdy trzeba się im przeciwstawić. Sądzę, że zarówno kwestia Iraku, jak i traktatu konstytucyjnego były wyrazem tej podmiotowej pozycji Polski. Doprowadziło to do wzmocnienia naszej pozycji międzynarodowej. Jako przedstawiciel opozycji chciałbym jednak skoncentrować się na słabych stronach. Jest kilka obszarów, które w ostatnim roku źle funkcjonowały bądź funkcjonowały, ale nie wynikały z tego istotne korzyści dla Polski. Jeśli chodzi o Trójkąt Weimarski, mamy do czynienia z zasadniczymi sprzecznościami między interesami Polski a interesami Francji i Niemiec. Dotyczą one nie tylko kwestii Iraku, ale także traktatu konstytucyjnego oraz szerzej - kształtu porządku międzynarodowego i miejsca Polski w Unii Europejskiej. W ubiegłym roku zarysowała się także bezużyteczność współpracy w ramach Grupy Wyszehradzkiej, do której w ostatnich kilkunastu latach Polska przywiązywała dużą wagę. Gdy doszło do istotnych decyzji, okazało się, że ten układ nie sprawdził się. Pomimo zapowiadanej przez pana ekonomizacji służby zagranicznej do tej pory efekty są mało widoczne. Kolejna kwestia dotyczy słabego wykorzystania w wymiarze ekonomicznym, wizowym, kontaktów naukowych naszego sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi. W tych dziedzinach należy zastanowić się nad pewnymi zmianami. Jeśli chodzi o kwestię traktatu konstytucyjnego, pragnę powiedzieć, że podzielaliśmy stanowisko, jakie rząd zajął w Brukseli. Przypominam, że Klub Parlamentarny Prawa i Sprawiedliwości przedstawił jeszcze w czerwcu 2003 r. projekt rezolucji dotyczącej negocjacji w trakcie konferencji międzyrządowej. W rezultacie rząd po 2–3 miesiącach przyjął stanowisko, które było prezentowane w tej rezolucji, wbrew pierwszym komentarzom, jakie po zakończeniu prac Konwentu Europejskiego wypowiadali polscy przedstawiciele w Konwencie - minister Danuta Hübner i poseł Józef Oleksy. To stanowisko - w moim przekonaniu - należy utrzymać. Szczerze mówiąc, jestem zaniepokojony nadmiernym „zmiękczeniem” naszego stanowiska. Sądzę, że powinniśmy dążyć do stworzenia znacznie silniejszego układu z Madrytem, Londynem, ewentualnie rozpocząć rozmowy sondażowe z Rzymem. Współpraca z Niemcami i Francją oczywiście ma pewne znaczenie, natomiast nie należy się łudzić, że przy tak istotnych rozbieżnościach w wielu kwestiach możemy uzyskać dalej idące ustępstwa. Uważam, że nie należy przyspieszać negocjacji w sprawie traktatu konstytucyjnego. Ta sprawa powinna poczekać. Wejście Polski do Unii Europejskiej tworzy nową jakość w polskiej polityce. Do tej pory nasza polityka miała wymiar europejski, wschodni, amerykański. Nasze przystąpienie do Unii powoduje, że Polska będzie współodpowiedzialna i będzie miała większe możliwości działania na kontynentach afrykańskim, południowoamerykańskim, azjatyckim.</u>
<u xml:id="u-4.1" who="#MarianPiłka">Powinniśmy być do tego znacznie lepiej przygotowani. Do tej pory nie mamy azjatyckich połączeń lotniczych. Nie obserwuję aktywności Ministerstwa Spraw Zagranicznych w doprowadzeniu do zwiększenia liczby połączeń z tymi obszarami, które będą miały dla Polski znaczenie. Mam na myśli zwłaszcza połączenia azjatyckie. Kilka zdań na temat polityki wschodniej, które wypowiedział pan minister, nieco mnie rozczarowuje. Polska polityka wobec Wschodu powinna być bardziej ofensywna. Pojawia się również pytanie o polski wkład w europejski wymiar polityki wschodniej. Powinniśmy pokusić się o większą aktywność. Polska oferuje szereg stypendiów dla Polaków ze Wschodu. Powinniśmy również pomyśleć o stypendiach dla Białorusinów, Ukraińców, Rosjan, głównie na kierunkach biznesowych, aby móc bliżej współpracować z tymi krajami na płaszczyźnie gospodarczej. Na podstawie skrótowej wypowiedzi pana ministra stwierdzam, że nie rysuje się koncepcja naszej aktywności wobec partnerów wschodnich. Dostrzegam brak obrony praw chrześcijan w Sudanie, Arabii Saudyjskiej, ale także w Turcji. Jest kwestia przywrócenia Instytutu Teologicznego, która przeciąga się od wielu lat. Myślę, że w kontekście aspiracji europejskich Turcji udałoby uzyskać większe prawa dla chrześcijan w tym kraju. Myślę, że kierunki, które zostały zarysowane, należy utrzymać, choć będziemy mieli do czynienia z nowymi zjawiskami, co wymaga większego fachowego przygotowania i znacznie większych nakładów finansowych.</u>
</div>
<div xml:id="div-5">
<u xml:id="u-5.0" who="#JerzyJaskiernia">Pan minister będzie odpowiadał bezpośrednio po wystąpieniach państwa posłów.</u>
</div>
<div xml:id="div-6">
<u xml:id="u-6.0" who="#WłodzimierzCimoszewicz">Nie zgadzam się z tezą, że w relacjach z Niemcami i Francją dzielą nas zasadnicze sprzeczności interesów. Mam odmienny pogląd, choć nie lekceważę różnic, jakie między Polską i tymi krajami pojawiły się i mogą zaistnieć w przyszłości. Jestem przekonany, że w przypadku Niemiec zasadnicze interesy nas łączą. Mam na myśli te, które wiążą się m.in. z perspektywą rozwoju polskiej gospodarki. Prawdą jest, że w Europie ciągle trwa i zapewne nigdy się nie zakończy dyskusja na temat modelu integracji europejskiej. Często pojawiają się różne wizje zjednoczonej Europy. Albo mają one charakter autentyczny, wiarygodny, to znaczy ktoś głęboko w coś wierzy i to przedstawia, jak J. Fischer kilka lat temu, albo mają charakter instrumentalnego nacisku związanego z bieżącymi wydarzeniami. Należy to oddzielać, nie ulegać sugestii. Jeśli występują jakieś różnice, sprzeczności, to - w moim przekonaniu - zadaniem dyplomacji jest aktywne zapobieganie ich umacnianiu czy niekontrolowanemu rozwojowi wydarzeń i stąd potrzeba demonstrowania otwartości i porozumienia. Poruszyłem w swoim wystąpieniu wątek wyszehradzki. Nie ukrywam swojego rozczarowania efektami rozmaitych deklaracji, także składanych w ostatnich miesiącach. Wierząc, że ta współpraca ma sens i powinna mieć realny charakter, przedstawiłem określone zapowiedzi. Nie zgadzam się z tezą o braku skutków ekonomizacji polskiej służby zagranicznej, choć łatwo mi zgodzić się z opinią, że te efekty są niedostateczne. Stąd konsekwencja w składaniu propozycji wniosków, które do tej pory nie zostały zrealizowane przez żaden rząd w dotychczasowej historii, od czasu, kiedy taki, a nie inny model reprezentacji naszych interesów został ukształtowany dziesięciolecia temu. Pan poseł sformułował zarzut słabego wykorzystania sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi. Z jednej strony powinniśmy mieć zdolność zachowania proporcji w ocenach, rangi rozmaitych problemów, interesów, potrzeb. Z tego punktu widzenia nie popadajmy w przesadę, zwłaszcza dyktowaną pewnymi emocjami. Z drugiej strony jest prawdą, że także na poziomie rządu, prezydenta wyrażamy pewne rozczarowanie. Stąd tematyka rozmaitych kontaktów, rozmów, m.in. publicznie prezentowane zapowiedzi treści rozmów prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego z prezydentem G. Bushem, które odbędą się w przyszłym tygodniu w Waszyngtonie. W niektórych przypadkach rozumiemy, że spełnienie naszych postulatów jest trudniejsze, i to z rozmaitych powodów, w tym także prawnych. W innych wykazujemy mniejsze zrozumienie dla nierealizowania tych postulatów. Wiele ważnych przedsięwzięć jest w toku i chciałbym nas wszystkich zachęcić do nieco spokojniejszego oceniania sytuacji. Kiedy pan poseł mówi o potrzebie zmian, nie wiem, czy ma pan akurat to na myśli, ale znane są nam w rozmaitych publicznie prezentowanych propozycjach koncepcje swoistych retorsji. Jedna z komisji sejmowych kilka miesięcy temu uchwaliła dezyderat adresowany do ministra spraw zagranicznych, aby wprowadzić wizy dla obywateli amerykańskich. Byłoby to rozwiązanie pozbawione sensu. Z jednej strony pamiętajmy, że w większości obywatele Stanów Zjednoczonych przyjeżdżający do Polski to Polacy. Po drugie, miejmy na uwadze, że jeśli Polska wprowadziłaby system wizowy, to powinna zapomnieć o domaganiu się zniesienia obowiązku wizowego wobec polskich obywateli udających się do Stanów Zjednoczonych.</u>
<u xml:id="u-6.1" who="#WłodzimierzCimoszewicz">Jeśli zaakceptowalibyśmy taką logikę regulacji ruchu osobowego, pozbawilibyśmy się argumentów na rzecz zniesienia wiz dla Polaków. Przywiązuję ogromne znaczenie do inicjowania rozmaitych mechanizmów dochodzenia do liberalizacji ruchu osobowego i do wszystkiego, co się wiąże ze sferą współpracy gospodarczej. Nie jesteśmy w pełni usatysfakcjonowani realizacją procesu offsetowego związanego z zakupem F 16, ale byłoby sporą przesadą, gdybyśmy teraz wyciągali jakieś definitywne wnioski. Jest powód do tego, żeby sprawą się głębiej zainteresować, głębiej przeanalizować, gdzie występują przyczyny, i interweniować. Pan poseł poruszył sprawę traktatu konstytucyjnego, mówiąc, że zaniepokojenie wywołuje „zmiękczenie” polskiego stanowiska. Wiem, że takie głosy zaczynają się pojawiać, nawet prowadzą niektórych do bardzo radykalnych ocen i wniosków. Nie rozumiem, na jakiej podstawie do takich wniosków ktokolwiek może dojść. Fakt, że demonstrujemy otwartość i gotowość prowadzenia rozmowy na ten temat, nie pozwala się przełożyć na wnioski dotyczące meritum naszego stanowiska. Jeżeli wychodzimy z założenia, podobnie jak deklarują to wszystkie rządy europejskie, że traktat konstytucyjny jest Unii Europejskiej potrzebny, że w wielu obszarach wprowadza lepsze rozwiązania, to musimy przyjąć do wiadomości, że aby się porozumieć, trzeba rozmawiać. Jednocześnie nie zgadzam się z tezą, że nie należy przyspieszać, a w szczególności, że nie należy podjąć próby przyspieszenia. Czy uda się przyspieszyć ten proces - nie potrafię przewidzieć, natomiast taką próbę trzeba podjąć, ponieważ klimat polityczny w Europie ma kolosalne znaczenie, a ponadto powinniśmy mieć spokojną głowę, gdy przystąpimy do bardzo trudnej dyskusji na temat nowej perspektywy budżetowej. Nie chodzi o to, co najczęściej w rozmaitych komentarzach, nie tylko zresztą w Polsce, jest sugerowane, że może istnieć merytoryczna zależność między debatą konstytucyjną i budżetową. Tego nie przewiduję, natomiast chodzi o zwykłą racjonalność zachowania. Dyskusja budżetowa będzie dostatecznie trudna i poważna, żeby nie łączyć jej w czasie z debatą konstytucyjną. Dlatego też uważam, że lepiej byłoby osiągnąć porozumienie, zanim na poważnie rozpoczniemy dyskusję budżetową. Wypowiadałem się i w Paryżu, i w Berlinie i proszę traktować to z pełną powagą - polski rząd zachowuje polskie argumenty, racje, postulaty. Trzeba poszukiwać rozwiązania, być może niekoniecznie polegającego na jakiejś kombinacji dotyczącej systemu głosowania, tylko sprowadzającego się do wspólnego określenia mechanizmu zajmowania się tą sprawą w przyszłości, przy założeniu, że w listopadzie br. wchodzi w życie nicejski system głosowania w Radzie Europejskiej. Ta praktyka, co zawsze twierdziliśmy, dostarczy nam bardzo sugestywnych dowodów na to, czy ten system jest - jak my o tym przekonujemy - efektywny, czy też - jak twierdzą jego krytycy - paraliżuje funkcjonowanie Unii Europejskiej. Panie pośle, rząd określił swoje stanowisko wobec projektu traktatu przyjętego przez konwent, o ile pamiętam, pod koniec maja, bo przygotowywaliśmy to stanowisko w związku ze zbliżającym się posiedzeniem Rady Europejskiej w Salonikach. Po raz pierwszy stanowisko polskiego rządu zostało przedstawione w Salonikach przez premiera Leszka Millera.</u>
<u xml:id="u-6.2" who="#WłodzimierzCimoszewicz">Żenują mnie stwierdzenia, że oto ktoś zmusił rząd do czegoś. Jestem bardzo zadowolony, że Sejm i rząd zajęły w tej sprawie, w zasadniczych jej elementach, takie samo stanowisko, ale proszę nie zmieniać faktów. To rząd wyszedł z propozycją tego stanowiska, przedstawił je we wrześniu Sejmowi i był usatysfakcjonowany, że myślał tak samo jak większość sejmowa, która udzieliła temu poparcia. Jeśli chodzi o kwestię połączeń lotniczych, byłbym bardzo zadowolony, gdyby były rozmaite połączenia, nie tylko z Azją, przy czym MSZ nie ma w tej sprawie nic do zrobienia. Resort może i powinien tworzyć warunki prawne do ustanawiania połączeń lotniczych. Robiliśmy to i robimy. Problem polega na tym, że ostateczną decyzję, na podstawie kryteriów komercyjnych, podejmuje przewoźnik. Mogę panu podać szereg przykładów, gdy MSZ wynegocjowało umowy lotnicze bądź warunki do osiągnięcia odpowiednich porozumień, ale one nie są wykorzystywane, bo przewoźnik z różnych powodów dochodzi do wniosku, że to go nie interesuje. Rząd nie ma żadnej możliwości narzucenia przewoźnikowi decyzji w tym zakresie. Jest pan rozczarowany brakiem pełniejszej wypowiedzi na temat polityki wschodniej. Polska przedstawiła całościową koncepcję polityki wschodniej w styczniu ub.r. w naszym non-paper zaprezentowanym partnerom w Unii Europejskiej, ale także naszym wschodnim sąsiadom oraz Stanom Zjednoczonym i Kanadzie. Później, w maju i czerwcu uzupełniliśmy to o nowe kwestie, a jesienią 2003 r., wraz z Litwą, przedstawiliśmy bardziej szczegółowe propozycje, np. dotyczące polityki unijnej wobec Białorusi. Polska ma koncepcję polityki wschodniej i ją przedstawia. Wspomina pan o potrzebie stypendiów dla Białorusinów, Rosjan i Ukraińców. W ubiegłym roku po raz pierwszy realizowany był z inicjatywy MSZ nowy polski program stypendialny właśnie dla młodych ludzi z tych krajów, a jedną z polskich propozycji adresowanych wobec Unii Europejskiej jest europejski program stypendialny dla młodych ludzi z tych krajów. Wychodzimy z przekonania, że to jest jedna z najrozsądniejszych propozycji, jakie przy długofalowym planowaniu polityki wschodniej Unii Europejskiej możemy podjąć.</u>
</div>
<div xml:id="div-7">
<u xml:id="u-7.0" who="#MarekJurek">Jak pan wie, Klub Parlamentarny Prawa i Sprawiedliwości należał do krytyków pana polityki, szczególnie w 2002 r. Zgłaszaliśmy wtedy wotum nieufności w trakcie debaty europejskiej. Natomiast czas historyczny biegnie nie tylko w kalendarzu astronomicznym, ale w czasoprzestrzeni i to jest rok, który dla nas zaczyna się od Kopenhagi, a kończy w Brukseli. Oceniamy ten rok zasadniczo dobrze, ponieważ zwrot - w naszym odczuciu - w polityce zagranicznej nastąpił już przed Kopenhagą. Nastąpił to trochę za późno, gdyż pewnych spraw nie dało się załatwić, ale wydarzenia, które potem nastąpiły, były generalnie oparte na realistycznych przesłankach, to znaczy na zdefiniowaniu interesu narodowego i różnic z krajami, wobec których musieliśmy w tym czasie prowadzić politykę. Zawsze powstaje pytanie, na ile zaznaczające się tendencje są trwałe i dlatego chcę omówić kilka problemów wiążących się z kwestiami, które polityka zagraniczna będzie musiała kontynuować w najbliższych miesiącach. Pierwsza sprawa dotyczy traktatu konstytucyjnego. Poszerzając problematykę, o której mówił poseł Marian Piłka, chciałbym zwrócić uwagę na bardzo ważną kwestię dla Prawa i Sprawiedliwości, dla tej części opinii, którą reprezentujemy, ale także dla dużej części opinii europejskiej, mianowicie kwestię wstępu do konstytucji. To nie jest sprawa marginalna, symboliczna. Fakt, że bywa traktowana jako taka, świadczy o niezrozumieniu ze strony części opinii, która traktuje to jako symbole. Wielu z nas doskonale wie, w jaki sposób prowadzi swoją pracę interpretacyjną amerykański Sąd Najwyższy. Często w zasadniczych sporach moralno-ustrojowych argumentem interpretacyjnym pomagającym rozumieć konstytucję jest odwołanie się do faktu, że ojcowie-założyciele pisali ją w kontekście moralności chrześcijańskiej czy judeochrześcijańskiej, moralności Dekalogu. To pozwala definiować, przynajmniej części sędziów, treść konstytucji i rozumieć pojęcia. Jeśli mamy tworzyć traktat konstytucyjny, który będzie pomagał porządkować, interpretować, kontrolować proces legislacyjny, tworzenie norm międzynarodowych itd., musimy mieć jasność, w kontekście jakich pojęć cywilizacyjnych on jest tworzony. Czy to jest cywilizacja chrześcijańska, czy cywilizacja określana przez niektórych socjologów jako postchrześcijańska? Dla nas to nie jest spór o słowa i dlatego uczulamy na wagę tego problemu. Sytuację można określić jako patową, gdyż znane są wypowiedzi prezydenta Niemiec i pewien fundamentalizm stanowiska francuskiego, które coś, co jest francuskim wyjątkiem, chce zaprojektować na całą Europę. Powstaje kwestia, jak to zestroić ze stanowiskiem Polski i krajów o tak mocno ugruntowanym chrześcijańskim porządku konstytucyjnym jak Irlandia czy Grecja. Być może rozwiązaniem jest odłożenie tej kwestii do protokołu rozbieżności, z bardzo wyraźnie zaznaczoną polską rozbieżnością, równie wyraźnie jak stanowisko francuskie, które dotychczas pozostaje tylko jednym z biegunów tej dyskusji. Może jest jakieś lepsze wyjście? To jest problem do rozwiązania, którego w żadnym wypadku, oceniając ostateczny efekt traktatu, nie będziemy pomijać.</u>
<u xml:id="u-7.1" who="#MarekJurek">Wręcz przeciwnie, ma on zasadnicze znaczenie. Pisaliśmy o tym w liście do premiera. Druga sprawa dotyczy całości traktatu konstytucyjnego. Zgadzam się z wielokrotnie wypowiadaną przez pana ministra opinię, że hasło o śmierci za Niceę było tyleż efektowne, co redukujące i zawężające dyskusję europejską. Chodzi o to, jak żyć, a nie o to, żeby umierać, o charakter Unii Europejskiej, a nie tylko o status Polski. Sądzę, że wielu obserwatorów nie zauważyło, iż Polska nie spiera się o swój status, gdyż arytmetycznie nas status był podobny w obu rozwiązaniach, lecz o charakter Unii Europejskiej. Pragnę poprzeć stanowisko posła Mariana Piłki, że kwestia konstytucji europejskiej jest sprawą problematyczną. Sama nazwa jest dla wielu środowisk w Europie problematyczna. Formułowany jest argument - jest naród, jest konstytucja. Są narody, są między nimi traktaty. Również nasze środowisko nie przyjmuje pojęcia konstytucji europejskiej do swojego języka. Nie traktujemy go jako oczywiste, pożądane czy dobre. Na temat tego, czy Unia Europejska będzie organizmem państw, wyposażonym we wspólną konstytucję, nie prowadziliśmy debaty przed referendum europejskim. W związku z tym jest to kwestia wobec faktu akcesji nowa, odrębna i jako taką należy ją traktować. My traktujemy ją jako problematyczną, nie redukując jej ani do wstępu, ani do norm nicejskich, choćby z tego względu, że powstaje pytanie, jaki charakter będzie miała polityka zagraniczna Unii Europejskiej. Wiadomo, że ona jest obwarowana szeregiem warunków, które mają z niej czynić politykę nienaruszającą suwerenności państw. Pamiętajmy jednak, iż w tym projekcie są np. takie normy, że skoro przyjmie się pewną politykę, to poszczególne państwa nie powinny od niej odchodzić. Cóż to oznacza? Suwerenność państwa polega m.in. na tym, że w ramach prawa i traktatów dokonuje zmiany swojej polityki. Demokracja polega na tym, że zmieniają się rządy. Tymczasem okazuje się, że polityka europejska aprobowana przez jeden rząd danego państwa narodowego w zasadzie nie powinna być zmieniana przez następny, ponieważ jest norma w projekcie konstytucji, że poszczególne kraje nie powinny kwestionować wspólnej polityki. Wyposażenie Unii Europejskiej w komisarza, który będzie zajmował się jako minister spraw zagranicznych koordynacją tej polityki, prowadzi do tych samych skutków. My nie reprezentujemy stanowiska fundamentalistycznego, opierającego się na przekonaniu, że państwa czy narody nie mogą zestroić swoich interesów bądź zawierać unii politycznych. Wręcz przeciwnie, nawet ci z naszego grona, którzy głosowali przeciwko traktatowi, mówili, że możliwość zawarcia unii politycznej jest jednym z elementów suwerenności państwa. Unię polityczną należy oceniać z punktu widzenia interesów państwa, narodu, a nie jako coś, co jest samoograniczaniem suwerenności. Powstaje jednak pytanie sformułowane przed chwilą przez posła Mariana Piłkę, czy państwa Europy mają tak zbieżne interesy, są gotowe prowadzić tak spójną politykę, że integracja europejska powinna iść tak daleko. W naszym przekonaniu - nie. Jeżeli popieraliśmy politykę podjętą przez rząd w sprawie Iraku, to nie na podstawie przesłanek koniunkturalnych, chwilowych, ale na podstawie dwóch przesłanek zasadniczych.</u>
<u xml:id="u-7.2" who="#MarekJurek">Po pierwsze, działania podjęte przez rząd z pana udziałem pokazały, że Polska prowadząc pewien spór w Unii Europejskiej nie jest krajem izolowanym. Mamy dobrych przyjaciół. Potrafimy znaleźć dobry kontekst międzynarodowy i przyjaciół cieszących się autorytetem. Po drugie, posłużę się wyjątkowo celnym sformułowaniem Stefana Kisielewskiego, jesteśmy przekonani, że walka o świat była i nie skończyła się po 1989 r. Wynik tej walki, to znaczy pozycja Stanów Zjednoczonych nie jest sprawą obojętną dla polskiego interesu narodowego. Wręcz przeciwnie, jest rzeczą bardzo zasadniczą. Dlatego w tej kwestii jest między nami pełna zgoda. Zupełnie nie rozumiemy ludzi, którzy postulują wspólnie z polityką rosyjską tzw. świat multipolarny, to znaczy awans polityczny Rosji, radykalnych państw islamu, Chin, kogo jeszcze? Nie rozumiemy takiego stanowiska, podobnie jak nie uważamy, że Unia Europejska i Stany Zjednoczone powinny być przeciwnymi sobie biegunami polityki międzynarodowej. Sądzimy, że powinny tworzyć solidarną współpracę państw Zachodu. W tej sprawie może się zgadzać rząd i zasadnicza część opozycji, ale w naszym przekonaniu w tej sprawie nie ma zgody wewnątrz Unii Europejskiej. To, do czego ostatnio doszło na forum Rady Bezpieczeństwa Narodów Zjednoczonych, mianowicie do współpracy między Francją, Rosją, Niemcami, wychylenie tego bloku kontynentalnego w stronę Chin, jest przykładem zupełnie różnej tendencji polityki międzynarodowej niż polityka polska, tak jak ją postulujemy i jak rozumiemy działania rządu, którym udzielaliśmy poparcia. Dlatego powstaje pytanie, czy przy tak zasadniczej różnicy wyobrażeń o ewolucji polityki międzynarodowej, powinniśmy dążyć do budowy wspólnej polityki zagranicznej Unii Europejskiej. Czy wspólne są pojęcia na temat polityki warunkującej utrwalanie niepodległości Polski z postulatami Niemiec i Francji? Nie mówiliśmy o szantażu budżetowym, który może być poważny, niepoważny, ale jest. Znana jest wypowiedź kanclerza Schroedera w komisji budżetowej Bundestagu. Znane są argumenty wiążące nasze zachowanie w sprawie traktatu konstytucyjnego z kwestią przyszłego budżetu Unii Europejskiej. Jeżeli konstytucja dla Europy od wspólnego rynku przechodzi do wspólnej polityki gospodarczej, to powstaje pytanie, jak wspólna polityka gospodarcza będzie się odnosić do interesów Polski. Do tej pory słyszymy wypowiedzi wskazujące na zupełny brak zrozumienia dla politycznych, moralnych racji awansu materialnego, cywilizacyjnego Europy Środkowej. Jesteśmy traktowani tak, jakby Europa Zachodnia nie miała w stosunku do nas długu, nie miała pracy cywilizacyjnej do wspólnego odrobienia. Nie opowiadamy się ani za rozwojem sponsorowanym, ani za rozwojem kontrolowanym. Hasło o wspólnej polityce gospodarczej może oznaczać tak naprawdę kontrolę tempa rozwoju państw Europy Środkowej, a ten rozwój powinien być bardzo wysoki, jeżeli mamy dojść do zatarcia niezawinionych różnic materialnych między tymi dwiema częściami Unii Europejskiej. Wyjaśniam, że nasze stanowisko wobec traktatu konstytucyjnego pozostaje bardzo sceptyczne. W związku z tym zwracamy uwagę na znaczenie spraw takich jak wstęp i postulujemy wielką rozwagę w prowadzeniu negocjacji oraz nietraktowanie konieczności powstania traktatu jako aksjomatu politycznego. Lepiej, żebyśmy nie mieli złych traktatów, krępujących naszą politykę, niż mamy mieć pozorną zgodę i obciążenia dla możliwości realizacji naszych interesów. Z tego punktu widzenia pojawia się pytanie o spójność, konsekwencję naszej polityki zagranicznej.</u>
<u xml:id="u-7.3" who="#MarekJurek">Jak się ma do naszej racji stanu delegowanie do Komisji Europejskiej minister Danuty Hübner w kontekście jej zaangażowania w podważanie norm nicejskich? Przecież pani minister jest jednym z sygnatariuszy projektu traktatu konstytucyjnego. Nie rozumiemy partii rządzących ani partii opozycyjnych, które są gotowe oddawać życie za obronę norm nicejskich, a nie są gotowe powiedzieć, że do Komisji Europejskiej powinni być delegowani ci politycy, którzy nigdy ich nie kwestionowali. Takich decyzji oczekujemy. W ciągu najbliższych miesięcy istotna będzie kwestia reintegracji Europy. Europa kresów nie powinna być traktowana jako peryferium polityczne. Kraje Południa, Wielka Brytania, kraje Europy Środkowej i Polska mają takie samo prawo do definiowania tego, czym jest Europa, jak Niemcy i Francja. Naszym zdaniem koncentracja na współpracy z Niemcami i Francją o tyle jest sygnałem niepokojącym, że są to akurat państwa, z którymi w wielu kwestiach mamy różnice interesów. Szukajmy przyjaciół, z którymi mamy zbieżne interesy i współpracy tam, gdzie możemy wspólnie coś zrobić. Jeśli chodzi o stosunki polsko-niemieckie, dobrze byłoby w traktacie polsko-niemieckim wprowadzić pojęcie mniejszości polskiej w Niemczech. O tej sprawie dyskutujemy od zawarcia traktatu. Przeciwnicy mówili, że mniejszość polska nie ma charakteru terytorialnego. Nie jest to prawda, gdyż terytorium państwa niemieckiego zmieniło się po drugiej wojnie światowej, zachowując obywatelstwo dla wszystkich obywateli państwa niemieckiego mieszkających na jego terytorium przed wojną. Przed wojną była terytorialna mniejszość w Niemczech, która się przeniosła. Nie ma powodu, żeby niemieccy obywatele - Polacy ze Śląska Opolskiego czy z tzw. pogranicza, chcący zachować poczucie narodowe mieli obowiązek wyrzekać się polskiej kultury czy polskiej przynależności narodowej tylko dlatego, że przyjęli zgodnie z prawem obywatelstwo niemieckie. Wchodzimy do Unii Europejskiej, w której obowiązuje zasada swobodnego przepływu osób. To prowadzi do rewizji pojęcia terytorialności mniejszości narodowych. Obecnie tworzymy organizm, który będzie wspólnym terytorium dla narodów Europy. Będą one miały suwerenność w swoich państwach, ale w sensie społecznym będzie to wspólne terytorium. Jest wiele argumentów ku temu, żeby pojęciu mniejszości niemieckiej w Polsce odpowiadało pojęcie mniejszości polskiej w Niemczech. Chciałbym również poruszyć kwestię polityki kadrowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Jest to polityka w ogromnym stopniu zdominowana przez dziedzictwo PRL. Gdyby to była ciągłość personalna, to byłoby „pół biedy”, natomiast w jaki sposób tę ciągłość personalną można interpretować, to pokazują często dokumenty, które otrzymujemy z Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Znajdują się tam np. sformułowania, że ktoś miał dobre stosunki z Polską aż do 1989 r. W momencie, kiedy Polska odzyskała niepodległość, rzekomo popsuły się jej stosunki z określonymi krajami. Pojawiają się też stwierdzenia, że ktoś prowadził politykę życzliwą Polsce, ponieważ w 1945 czy w 1946 r. uznał rząd komunistyczny. Posłowie z Komisji Łączności z Polakami za Granicą poinformowali mnie, że o Polonii w jednym z krajów napisano, iż prowadziła działania wrogie Polsce, ponieważ była niepodległościowa. Cieszę się, że do Akademii Dyplomatycznej będą przyjeżdżać adepci dyplomacji z innych krajów, ale ci ludzie powinni wywieźć od nas etos polskiego dyplomaty.</u>
<u xml:id="u-7.4" who="#MarekJurek">Powstaje pytanie, jaki będzie ten etos. Czy to będzie etos niepodległego państwa, który mogą podjąć wszystkie siły polityczne, gdyż wszystkie to państwo budują? Czy będzie to etos pseudozawodowstwa, to znaczy służenia władzy niezależnie od koniunktury politycznej? Pamiętajmy, że niepodległość nie jest dana raz na zawsze i powinniśmy tworzyć etos dyplomaty odpowiadający doświadczeniu tych dyplomatów polskich, czechosłowackich, rumuńskich, którzy w sytuacjach kryzysu w 1945 r. czy w 1948 r. wiedzieli, na czym polega prawo, interes, godność ich kraju. Przecież to jest zapisane w historii tej Europy, do której należymy, Europy skrzywdzonej, poniżonej itd. Możemy się spierać o przeszłość, ale nie powinniśmy spierać się o przyszłość. Polski dyplomata powinien wiedzieć, że służy się przede wszystkim interesom Polski, a nie interesom każdej władzy i powinien odróżniać niepodległą Polskę od Polski, o której mówi wstęp do obowiązującej konstytucji.</u>
</div>
<div xml:id="div-8">
<u xml:id="u-8.0" who="#WłodzimierzCimoszewicz">Jeżeli polemizowałem z posłem Marianem Piłką, gdy chodzi o ocenę rozbieżności interesów Polski, Francji i Niemiec, to nie zgadzałem się z tezą o zasadniczej sprzeczności. Nie polemizowałem z opinią o istnieniu sprzeczności, ponieważ rozbieżności interesów w różnym zakresie występują i łatwo byłoby mi to udowodnić na podstawie przykładów w relacjach naszego kraju z każdym dowolnie wybranym, włącznie z tymi, z którymi łączą nas szczególne więzi i z którymi relacje oceniamy generalnie bardzo pozytywnie. Jeśli chodzi o wstęp do konstytucji europejskiej, konsekwentnie traktujemy to jako kwestię bardzo ważną. Jednocześnie mamy świadomość, że dotychczasowy przebieg dyskusji nie rokuje wielkiej nadziei na porozumienie w logice sporu, jaki do tej pory trwał. Chciałbym uczynić pewne sprostowanie, gdyż wedle mojego silnego przekonania Niemcy nie były przeciwne polskiej propozycji uzupełnienia tekstu wstępu. Rzeczywiście stanowczo sprzeciwiała się temu Francja, ale także niektóre inne kraje. Bardzo pryncypialne stanowisko zajmuje w tej kwestii np. Szwecja. Grupa państw, które nie akceptowały propozycji uzupełnienia tekstu o odwołanie do tradycji chrześcijańskiej, była większa. Wydaje mi się, że w Neapolu, w czasie spotkania ministrów spraw zagranicznych pojawiło się najszersze poparcie dla tej propozycji i sięgało 10 państw uczestniczących w konferencji. Musimy więc mieć świadomość realiów. Być może ułatwieniem rozwiązania byłyby nowe inicjatywy, np. pozarządowe, dotyczące preambuły do traktatu konstytucyjnego. Osobiście nie byłbym zmartwiony, gdyby grupa ludzi cieszących się w Europie poważnym autorytetem wystąpiła z jakimiś propozycjami, które by tę logikę sporu zaktualizowały i pozwoliły na osiągnięcie mądrego porozumienia, prawdziwie definiującego europejską tożsamość i tradycje. Prawdą jest, że wstęp do każdego aktu prawnego miewa istotne znaczenie jako podstawa interpretacji, ponieważ zawiera pewne aksjologiczne przesłania, które stanowią punkt wyjścia do interpretacji konkretnych norm zawartych w tym akcie. Gdyby jednak spojrzeć na problem z punktu widzenia miejsca, roli religii i kościołów w funkcjonowaniu Unii Europejskiej, to należy pamiętać o istnieniu art. 51, który m.in. przez Stolicę Apostolską został przyjęty z dużym uznaniem. Z pańskich uwag dotyczących traktatu konstytucyjnego chciałbym odnieść się tylko do jednej dotyczącej polityki zagranicznej. Nie myślmy o tym w kategoriach abstrakcyjnych. Precyzyjniej należałoby mówić o elementach polityki zagranicznej, a o wspólnej polityce zagranicznej być może za bardzo długi czas, kiedy w toku zbliżania się myślenia, interesów itd. powstałyby do tego warunki. Wierzę, że praca nad wytwarzaniem elementów wspólnej polityki zagranicznej Europy ma sens. Jestem o tym przekonany. Jest wiele sytuacji, w których Europa, jeśli chce mieć wpływ na bieg wydarzeń, powinna próbować występować wspólnie. Dzisiaj problemem w stosunkach z niektórymi partnerami nienależącymi do Unii Europejskiej są ogromne rozbieżności koncepcji prezentowanych przez poszczególne państwa europejskie. Nie mam wątpliwości, że potrafiłbym wskazać takie przykłady szalenie ważne dla Polski, w których z naszego punktu widzenia byłoby znacznie lepiej, gdyby państwa unijne miały wspólną koncepcję i wspólną politykę, niż kontynuowały to, co obecnie robią.</u>
<u xml:id="u-8.1" who="#WłodzimierzCimoszewicz">Mówiąc o polityce zagranicznej, pamiętajmy o tym, w jakich okolicznościach, w jaki sposób, w jakim mechanizmie jej elementy mają być definiowane i jak mają być realizowane. Należy także wziąć pod uwagę, że projekt traktatu przewiduje możliwość niepodporządkowania się stanowisku w tym zakresie, jeżeli państwo uzna, że z punktu widzenia jego istotnych interesów nie może tego zrobić. Są więc przewidziane rozmaite elementy uelastycznienia tego procesu wypracowywania wspólnej polityki zagranicznej. Czy można tutaj liczyć, mimo zrozumiałych rozbieżności, na możliwość osiągania zgody? Moim zdaniem tak. Przykład niezwykle ważnego dokumentu, jakim jest opracowana przez J. Solanę koncepcja Europejskiej Strategii Bezpieczeństwa, jest bardzo wymowny. W jednej z najbardziej istotnych, delikatnych i kontrowersyjnych kwestii udało się wypracować stanowisko akceptowalne przez wszystkich, początkowo co do zasadniczych elementów, obecnie w zasadzie w całości. Pan poseł poruszył problem tzw. szantażu budżetowego. Nie czuję się odpowiedzialny za interpretowanie czyichkolwiek wypowiedzi, w tym także kanclerza Schroedera, ale w moim przekonaniu wypowiedzi niektórych niemieckich polityków na ten temat można interpretować dwojako. U nas dominuje tylko jeden sposób rozumienia, to znaczy tezę o zależności między debatą konstytucyjną a budżetową traktuje się jako pogróżki wobec tych, którzy mają inne zdanie. Można to rozumieć inaczej. Wielu Niemców jest przekonanych, że Polska walcząc o zachowanie nicejskiego systemu głosowania działa przeciwko sobie, bo gdy w toku debaty budżetowej ujawnią się interesy między Polską a np. Hiszpanią, to okaże się, że nicejski system głosowania nie służy dobrze obronie naszych interesów przy rozstrzyganiu rozmaitych kwestii. Nawiasem mówiąc, o perspektywie budżetowej będzie się rozstrzygało w trybie jednomyślności. Wtedy system głosowania nie jest istotny. Wydaje mi się, że kwestię tę można różnie rozumieć. Nigdy nie odczytywałem tego jako presji czy pogróżki. Jesteśmy przekonani, że właśnie w tym przypadku będzie się ujawniała strategiczna wręcz, perspektywiczna zbieżność interesów Polski i Niemiec. Wyraził to J. Fischer w jednej z wypowiedzi, mówiąc, że w głębokim przekonaniu rządu niemieckiego środki europejskie, środki na wsparcie rozwoju, na ograniczanie luki ekonomicznej, warunków życia, powinny być kierowane przede wszystkim do państw przystępujących do Unii. To jest oficjalne stanowisko prezentowane przez rząd niemiecki. Zapewne w najbliższych dniach będziecie państwo mieli okazję do wypowiedzi na temat kandydatur na polskiego komisarza. Respektuję to prawo, ale nie zgadzam się z niesprawiedliwymi ocenami. Minister Danuta Hübner, jako nasz przedstawiciel w Konwencie Europejskim, była inicjatorką wystąpienia 18 państw do Prezydium Konwentu, sprzeciwiającego się zmianom systemu głosowania w Radzie Europejskiej. Bezpośrednio przed posiedzeniem Rady Europejskiej w Salonikach miała - podobnie jak wszyscy inni - do wyboru - albo z tym zastrzeżeniem zgłoszonym na piśmie wyrazić zgodę na zakończenie prac, umożliwiając przewodniczącemu Konwentu przedstawienie Radzie Europejskiej projektu, albo oprotestowywać to w zasadniczy sposób. Wyszła z przekonania, że skoro zastrzeżenia zostały już wyrażone, to mają one swoje znaczenie. Nawiasem mówiąc odwołujemy się dziś właśnie do tego naszego zachowania w Konwencie.</u>
<u xml:id="u-8.2" who="#WłodzimierzCimoszewicz">Wielokrotnie polemizując z krytykami Polski stwierdzam, że to błędy popełnione przez Prezydium Konwentu leżą u podstaw obecnych nieporozumień, także politycznych, w debacie nad traktatem konstytucyjnym. To Prezydium Konwentu i jego przewodniczący popełnili kardynalny błąd, gdy wprowadzał do tekstu traktatu rozwiązanie nieakceptowane przez większość członków Konwentu, która ujawniła swój sprzeciw z polskiej inicjatywy, w tym osobistej inicjatywy minister Danuty Hübner. Poseł Marek Jurek wyraził wątpliwości dotyczące akcentowania współpracy z Niemcami i Francją, postulując, abyśmy szukali przyjaciół wśród krajów, z którymi mamy bardziej zbieżne interesy. Nie zgadzam się z tezą o zasadniczej sprzeczności interesów, ale gdyby nawet uznać, że poziom kontrowersji, różnic, zwłaszcza w ostatnich miesiącach, był wysoki, to wyciągam z tego odmienne wnioski. Uważam, że trzeba rozmawiać, eliminować subiektywne źródła rozmaitych napięć i kontrowersji i najlepiej to czynić, ustanawiając systematyczne i systemowe mechanizmy współpracy. Nie jesteśmy zainteresowani tym, żeby klasyfikować naszych partnerów w sposób trwały. Staramy się przekonywać ich i pozyskiwać do rozmaitych racji możliwie najszerzej. Pamiętajmy, że i dziś, i w przyszłości Polska będzie miała wiele spraw do załatwienia, będzie występować z wieloma postulatami i od jakości naszych stosunków ze wszystkimi partnerami będzie zależała nasza skuteczność. W ostatnich dniach rząd wystąpił z oficjalnym wnioskiem o zlokalizowanie w Polsce unijnej agencji do spraw granic zewnętrznych. Zależy nam na tym, ale trzeba uzyskać zgodę wszystkich pozostałych partnerów. Już teraz widzę, jak się rysuje geografia poparcia dla polskiego wniosku i konkurencyjnego wniosku węgierskiego. Ta mapa nie pokrywa się z pewnym schematem, jaki byśmy nałożyli na stosunki w obrębie 25 państw. Musimy patrzeć przestrzennie na to wszystko, czym się zajmujemy. Jeśli chodzi o traktat polsko-niemiecki, propozycja wprowadzania do niego zmian wywołałaby więcej komplikacji niż stworzyła nadziei na rozwiązanie problemu, który istnieje. Doświadczenia ostatnich lat wskazują na ewidentną dysproporcję w stopniu zaangażowania władz publicznych i finansów publicznych we wsparcie mniejszości narodowych - polskiej w Niemczech i niemieckiej w Polsce w ich aspiracjach, prawie do rozwoju edukacji, kultywowania kultury itd. Chcemy przede wszystkim zmienić praktykę i sądzę, że z punktu widzenia samych zainteresowanych ma to zasadnicze znaczenie. Mam nadzieję, że osiągniemy postęp w tym zakresie. Jeśli chodzi o politykę kadrową MSZ, pozostaję na stanowisku, że musi być ona podporządkowana wyłącznie kryteriom merytorycznym. W zakresie propozycji kandydatur na polskich ambasadorów, choć znam krytyczne opinie posła Marka Jurka, twierdzę, że bez wyjątku udaje się tę regułę spełniać, o czym świadczą chociażby wyniki głosowania w Komisji. Od bardzo dawna nie było przypadku, aby kandydatura wzbudzała jakieś szczególne kontrowersje. Często zdarza się, że są przyjmowane bez sprzeciwu. Służba zagraniczna, o której generalnie myślę dobrze, biorąc pod uwagę jej poziom, to oczywiście duży zespół ludzi. Chciałbym pana zapewnić, że coś takiego jak głupota ma charakter ponadsystemowy, ponadczasowy i można się z nią spotkać wszędzie.</u>
<u xml:id="u-8.3" who="#WłodzimierzCimoszewicz">W ubiegłym roku podjęliśmy ok. 800 decyzji związanych z rotacją, bo taki jest mechanizm funkcjonowania służby zagranicznej. Później czytałem w gazetach zastrzeżenia dotyczące konkretnych osób. Nie neguję, że tak jest, ale trzeba funkcjonować w ramach pewnego zespołu ludzi. Kiedy w ubiegłej kadencji Sejmu pracowaliśmy nad projektem ustawy o służbie zagranicznej, w czym odegrałem pewną rolę, trzeba było rozstrzygnąć między dwiema wartościami. Z jednej strony bardzo istotną wartością jest stabilizacja i stabilność zawodowa, stworzenie prawnych gwarancji bezpieczeństwa zawodowego, bo to zwiększa prawdopodobieństwo, że ludzie będą służyli sprawie, a nie partii. Z drugiej strony to utrudnia prowadzenie polityki kadrowej w tym sensie, że jest trudno zrezygnować z ludzi, którzy nie mają wystarczających kwalifikacji, którzy popełniają błędy częściej niż inni. Takie przypadki mogą się zdarzać. Jest mi przykro, jeżeli w naszym trybie wypracowywania, kontroli rozmaitych dokumentów, zwłaszcza prezentowanych na zewnątrz, nie jesteśmy do końca perfekcyjni. Z tego należy wyciągać wnioski dotyczące praktyki codziennego działania.</u>
</div>
<div xml:id="div-9">
<u xml:id="u-9.0" who="#BogdanKlich">Nie ma wątpliwości, że 2003 r. był bardzo ważny dla polskiej polityki zagranicznej. Przed 14 laty uzyskała ona podmiotowość, natomiast teraz samodzielność. Moje środowisko polityczne podziela opinię pana ministra, że odpowiedzi, których polska polityka zagraniczna udzieliła na te najważniejsze i najtrudniejsze wyzwania, to znaczy w kwestii irackiej oraz traktatu konstytucyjnego, były prawidłowe. Co więcej, ujawniły one ważną, choć rzadko ujawniającą się cechę, mianowicie zgodność pomiędzy koalicją rządzącą a opozycją w tych dwóch najważniejszych, strategicznych dla Polski sprawach. Z drugiej strony można odnieść wrażenie, że osiągnęliśmy wiele, ale wykorzystaliśmy mało. Zgadzam się, że takie sprawy, jak zaangażowanie w Iraku, dyskusja na temat traktatu konstytucyjnego nie przynoszą efektów od razu, zatem będziemy musieli na nie poczekać. Jestem jednak głęboko przekonany, że mogliśmy osiągnąć więcej dzięki naszemu zaangażowaniu irackiemu już w ubiegłym roku i więcej dzięki naszemu stanowisku w sprawie traktatu konstytucyjnego. Proszę to traktować jako przestrogę, to znaczy, żeby polityka zagraniczna Polski w 2004 r. nie była na wskroś romantyczna, sprowadzająca się do tego, że osiągamy założone cele, ale z nich tak naprawdę niewiele wynika. Proszę zwrócić uwagę, że wchodząc do Unii Europejskiej finalizujemy cele strategiczne, które postawiliśmy sobie przed 14 laty. Tymczasem nie dysponujemy żadną strategią długoterminową, która by pozwalała na zdefiniowanie celów strategicznych na następne dziesięciolecie czy dwudziestolecie. Taka strategia powinna być wypracowana. Przy użyciu takiej strategii przedyskutowanej publicznie i pomiędzy głównymi siłami politycznymi łatwiej byłoby się odnosić do takich zagadnień, jak np. kwestia naszego zaangażowania wojskowego w różnych częściach świata, nasz stosunek do współpracy między Europą a Ameryką, z kim „trzymamy” w polityce, czy stosujemy bardziej model niemiecki sprzed lat, który potrafił łączyć lojalność polityczną w stosunku do Ameryki i lojalność wobec partnerów europejskich. Te kwestie powinny być przedyskutowane. To nie jest odpowiedzialność prasy, lecz Ministerstwa Spraw Zagranicznych, które powinno było zainicjować debatę na ten temat. Druga uwaga krytyczna odnosi się do nieumiejętności polskiej dyplomacji pokazania naszych racji uzasadniających sprzeciw wobec nowej metody liczenia głosów w projekcie traktatu konstytucyjnego. I w Brukseli, i tuż po Brukseli powszechna była opinia: „Ci oporni Hiszpanie i krnąbrni Polacy”. Byliśmy traktowani jako ci, którzy spowodowali fiasko szczytu brukselskiego i przysłużyli się do podważenia traktatu konstytucyjnego, który daje Europie szansę na to, żeby była bardziej zjednoczona politycznie i sprawniejsza. Nawet pański tekst opublikowany w „Le Monde” i w „Frankfurten Allgemeine Zeitung” oraz w trzech innych pismach, łącznie z „Gazetą Wyborczą” nie pokazuje wystarczająco naszych racji. Bardzo wnikliwie wczytałem się w jego treść. Pan zatrzymuje swoje rozumowanie na stwierdzeniu, że Polska opowiada się za pewnym modelem integracji europejskiej, ale nie mówi, za jakim. Chyba że stwierdzenie, iż Europa powinna być spójna, to wszystko, co mamy na ten temat do powiedzenia.</u>
<u xml:id="u-9.1" who="#BogdanKlich">Powinniśmy przedstawić jak najwięcej naszych racji i mówić o kształcie Unii Europejskiej - jaki sobie wyobrażamy i jakiego chcemy. Tymczasem Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie przedstawia wizji Unii Europejskiej. Uważam, że jest to kolejne zaniedbanie, i to zarówno w promocji naszego stanowiska, jak i w pewnej doktrynie. Powinniśmy już dysponować nie tylko strategią członkostwa w Unii Europejskiej, ale pewnym wyobrażeniem o modelu Unii, który nam jest bliski. Uważam, że taki model powinien składać się z trzech elementów zgodnych z polskim interesem narodowym. Po pierwsze, opowiadamy się za unią polityczną, czyli za unią, która ma nie tylko wymiar ekonomiczny, ale jest wspólnotą polityczną. Po drugie, opowiadamy się za Unią, która ma rozwinięty wymiar polityki zagranicznej i która ma własną, sprawną politykę zagraniczną. Po trzecie, opowiadamy się za Unią solidarną. Te trzy elementy leżą - w moim przekonaniu - w polskim interesie narodowym. Za mało jest dyskusji na ten temat i niedostateczne jest prezentowanie polskiego stanowiska. Słuszna była nasza decyzja odnośnie do zaangażowania wojskowego i na etapie operacji, i na etapie działań stabilizacyjnych, ale odnotowujemy brak skonsumowania wyników. Nie szliśmy do Iraku jako najemnicy i nie szliśmy po łupy, wbrew temu, co niektórzy uważają. Zaangażowaliśmy się ze względu na naszą wspólnotę interesów bezpieczeństwa ze Stanami Zjednoczonymi, choć pan minister na dzisiejszym posiedzeniu nieco inaczej uzasadniał nasze uczestnictwo w operacji irackiej. W moim przekonaniu zaangażowaliśmy się ze względu na sojusz bezpieczeństwa ze Stanami Zjednoczonymi. Jeżeli tak, to można liczyć, że osiągnęliśmy skutek, to znaczy w sytuacji zagrożenia bezpieczeństwa Polski Stany Zjednoczone również zaangażują się w obronę naszego bezpieczeństwa. Chcielibyśmy jednak osiągnąć jeszcze coś więcej, chociażby to, żeby nasze firmy, jako subkontraktorzy, były traktowane w Waszyngtonie przynajmniej tak, jak firmy czeskie i węgierskie. Proszę zwrócić uwagę, że jedna z firm węgierskich otrzymała już podwykonawstwo kontraktu na kwotę 34 mln dolarów, a jedna z firm czeskich otrzymała podwykonawstwo jednego z kontraktów na ponad 90 mln dolarów, Siemens na ponad 200 mln dolarów. Co udało się osiągnąć stronie polskiej? W moim przekonaniu należy zmienić mechanizmy promocji naszych interesów gospodarczych. To nie jest tylko kwestia rozmowy między prezydentami obu krajów. Z pewnością nieco inaczej powinna funkcjonować nasza specjalna misja dyplomatyczna pod przewodnictwem ministra Sławomira Cytryckiego. Na podstawie przebiegu ostatniego posiedzenia Komisji, po wyjaśnieniach wiceministra spraw zagranicznych nie wiem, jakie są efekty działań ambasadora Cytryckiego w Waszyngtonie. Albo są poważne, ale poufne i wtedy powinniśmy rozmawiać przy zamkniętych drzwiach, albo są niewielkie i trzeba to powiedzieć otwarcie. Stosunki polsko-amerykańskie pozostawiają wiele do życzenia. To nie jest tylko kwestia rozczarowania elit politycznych, ale również społeczeństwa. Jest to związane z brakiem rewanżu ze strony Stanów Zjednoczonych w takich kwestiach, jak wizy, offset, kontrakty irackie. Niewątpliwie trzeba zmienić metodę rozmów z Waszyngtonem i jak najwcześniej mówić o wspólnym interesie, to znaczy co otrzymamy w zamian za nasze zaangażowanie. Kolejna kwestia dotyczy stosunków polsko-niemieckich. Uważam, że Polska ma z Niemcami wiele wspólnych spraw do zrobienia.</u>
<u xml:id="u-9.2" who="#BogdanKlich">Ogromnie istotna jest polsko-niemiecka wspólnota interesów, która istniała przez ostatnie kilkanaście lat i dzięki której mamy to, co mamy. Uważam, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych w pewnych aspektach stosunków polsko-niemieckich wykazuje niepotrzebną bierność. W zasadniczych sprawach wykazujemy aktywność. Mam na myśli różnice zdań w kwestii traktatu konstytucyjnego czy w kwestii stosunku do Stanów Zjednoczonych. Obserwuję natomiast bierność np. w takich sprawach, które niepokoją polskie społeczeństwo, jak kwestie ładu własnościowego na naszych ziemiach północnych i zachodnich czy oczekiwania wobec Niemiec co do reparacji wojennych. Gdyby Ministerstwo Spraw Zagranicznych było w tych sprawach aktywniejsze za granicą oraz w kraju, także na forum Komisji, to nie mielibyśmy takich problemów, jak te, które ujawniły się w ciągu ostatnich miesięcy. Na pewno nie byłoby problemów w Komisji Spraw Zagranicznych. Pamiętamy burzliwą dyskusję, w której Ministerstwo zachowywało bierność i nie przedstawiało wystarczających argumentów, aby nasze ustalenia były inne. Zasadnicze zastrzeżenia mam natomiast do kwestii polityki wschodniej. Mówiąc szczerze, polska polityka wschodnia „leży odłogiem”. Pan minister poinformował, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych z uwagą obserwuje rozwój wydarzeń w Rosji i na Ukrainie. Nie ma wątpliwości, że tam się dokonują niezwykle znaczące procesy, ale polska dyplomacja nie wypracowała nowego podejścia do tego, co się dzieje w Kijowie czy Moskwie. Jeżeli Anatolij Czubajs pisze w swojej książce, że Rosja powinna być imperium demokratycznym, to pytam - jaka jest reakcja ze strony Ministerstwa Spraw Zagranicznych? To nie jest człowiek z kręgów populistycznych, nacjonalistycznych czy imperialnych. To demokrata i liberał mówi o tym, że Rosja powinna stać się mocarstwem liberalnym. Czy to oznacza, że ma być reintegrowana przestrzeń poradziecka, a może są jakieś plany co do tzw. bliższej zagranicy? Tam się dzieją procesy, które najlepiej określił w grudniu ub.r. jeden z komentatorów radiowych, mówiąc, że Rosja została przywrócona Rosji. To jest niezmiernie niebezpieczne stwierdzenie, ale bardzo precyzyjnie określające, co się tam dzieje, a więc szybki wzrost ekonomiczny, szansa na to, że w ciągu 10–12 lat Rosja osiągnie poziom rozwoju gospodarczego na głowę mieszkańca taki, jak w krajach Europy Środkowej, a z drugiej strony centralizacja polityczna oraz - tak naprawdę - fikcyjna demokracja. Jak reagujemy na te zjawiska? Tak naprawdę od wizyty prezydenta Putina przed dwoma laty w Polsce nie osiągnęliśmy żadnych pozytywnych, politycznych i ekonomicznych efektów tego otwarcia, pomimo że było ono bardzo szumne i mówiło się o nowym etapie w stosunkach polsko-rosyjskich. Nie będę rozwijał wątku ukraińskiego. Wydaje mi się, że największym zaniedbaniem ze strony Ministerstwa Spraw Zagranicznych jest to, że polska dyplomacja nie wypracowała równoległych kanałów komunikacyjnych, poza tym zasadniczym funkcjonującym przez całe lata między prezydentami obu krajów. Sieć powiązań między różnymi środowiskami politycznymi jest zbyt słaba, żeby mogła skutecznie reagować na to, co się dzieje obecnie na Ukrainie. Kilka uwag odnośnie do kwestii naszego zaangażowania wojskowo-politycznego w Iraku i rozmów w sprawie traktatu konstytucyjnego. Po pierwsze, podzielam pańską opinię, że redukcja naszego zaangażowania wojskowego musi być stopniowa, nie może być jednostronna, ponieważ stawką jest nasza wiarygodność polityczna.</u>
<u xml:id="u-9.3" who="#BogdanKlich">Niewątpliwie można zastosować w Iraku model afgański i dobrze się dzieje, że polska dyplomacja o tym mówi. Mam na myśli przejęcie przez NATO dowodzenia polską strefą. Klub Parlamentarny Platformy Obywatelskiej będzie wspierał takie podejście. Jeśli chodzi o traktat konstytucyjny, to wbrew opinii wyrażonej przez posła Mariana Piłkę uważam, że należy rozmawiać, i to bardzo intensywnie, ponieważ w naszym interesie jest zakończenie rozmów na temat traktatu konstytucyjnego w pierwszej połowie br. To jest trudne wyzwanie, ale nałożenie się debaty budżetowej w przyszłym roku oraz rozmów o traktacie byłoby bardzo niekorzystne z punktu widzenia polskiego interesu narodowego. Pamiętajmy, że przynajmniej jeden kraj w Unii Europejskiej jest zainteresowany tym, żeby czas przedłużających się decyzji wykorzystać na to, aby stworzyć fakty dokonane i reintegrować tylko część przestrzeni Unii, nadając w ten sposób Unii Europejskiej dwie różne szybkości. To jest bardzo poważne zagrożenie, przed którym stoimy. W związku z tym rozmawiać trzeba intensywnie, podtrzymując sojusz z Hiszpanią i partnerstwo z Wielką Brytanią.</u>
</div>
<div xml:id="div-10">
<u xml:id="u-10.0" who="#WłodzimierzCimoszewicz">Zgadzam się z pierwszą pańską uwagą, z pozostałymi już nie do końca. Oczywiście jesteśmy w momencie, gdy dopełnia się bardzo ważny etap w polityce zagranicznej naszego państwa. Z naturalnych powodów powinniśmy wyposażyć się w wizję na przyszłość, i to na wiele lat. Doceniam rolę, jaką ma do odegrania MSZ, choć nie wyłącznie MSZ. Na pewno trzeba się tym zająć, ale przestrzegam przed przecenianiem możliwości resortu, nawet przy mojej generalnie pozytywnej ocenie służby zagranicznej, jej zdolności i potencjału. Nie dysponujemy możliwościami porównywalnymi z innymi państwami prowadzącymi wielką politykę zagraniczną, która wymaga ogromnego zaplecza, kadr itd. Miejmy świadomość pewnych uwarunkowań, także bardzo elementarnych. Kiedy we wrześniu ub.r. odbywały się w Gelsenkirchen rządowe konsultacje polsko-niemieckie, tak się złożyło, że następnego dnia rano rozpoczynała się sesja Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych. Nie miałem żadnej innej możliwości dotarcia na czas na tę sesję niż skorzystanie z gościnności rządu niemieckiego. Delegacja niemiecka leciała samolotem rządowym, ja oczywiście nie miałem do dyspozycji żadnego samolotu rządowego, a żaden rejsowy nie pozwalał mi na dotarcie na czas. Lecieliśmy potężnym airbusem wraz z delegacją niemiecką na sesję Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Kiedy polski minister spraw zagranicznych udaje się na sesję, leci zwykle w otoczeniu 3–4 współpracowników. Często mam wiele dowodów na to, czym dysponujemy w kategoriach możliwości swojego działania. Jeżeli jedzie pan do Waszyngtonu, Nowego Jorku czy Berlina i bierze pan udział w rozmaitych dyskusjach na tematy międzynarodowe, to po drugiej stronie ma pan do wyboru dziesiątki albo setki rozmaitych instytucji, gdzie spotyka pan ludzi o najwyższym poziomie wiedzy, profesjonalizmu, zawodowo zajmujących się rozmaitymi zagadnieniami. Łatwo jest tam zainicjować wielką dyskusję, także publiczną i osiągać w odpowiednim czasie efekty. My musimy dzielić swoje siły na te zadania, których w żaden sposób odsunąć od siebie nie możemy. Generalnie zgadzam się z pańską myślą, że nadchodzi czas na tego typu refleksje i debatę, bo wizja przyszłej Unii i naszego w niej miejsca będzie nam niezbędna. Tezę o nieumiejętności pokazywania polskich racji w sporze o traktat konstytucyjny uważam za niesprawiedliwą. Sądzę, że sam pan zrozumie, jak niesprawiedliwa jest ta ocena, kiedy mój rzecznik prasowy prześle panu precyzyjny spis wszystkich wystąpień, publikacji, wywiadów, wypowiedzi moich i moich współpracowników w ostatnich 4–5 miesiącach na ten temat. Wątpię, żeby kiedykolwiek Polska przeprowadziła tak aktywną akcję wyjaśniania i promowania swoich racji i argumentów. Problem polega na tym, że nie jesteśmy w stanie, przy takim charakterze sporu, zrównoważyć dziesięciokrotnie liczniejszych komentarzy, wypowiedzi polityków bądź komentatorów mających inny pogląd. Ostateczny efekt jest skutkiem słyszalności wszystkich argumentów. Większość polskiej opinii publicznej wie tyle o polskiej aktywności, ile polskie media na ten temat coś powiedzą. Jeśli ukazuje się wiele tekstów w europejskich mediach, ale polskie media o tym nie informują, można odnieść wrażenie, że nic się nie dzieje.</u>
<u xml:id="u-10.1" who="#WłodzimierzCimoszewicz">Zwłaszcza elity polityczne Europy nie mogą mieć wątpliwości co do polskich racji, argumentów i naszej wizji Unii Europejskiej, gdyż były one wielokrotnie prezentowane. Jeżeli nadal zachowują się tak, jak gdyby o tym wiedziały, to zachowują się nierzetelnie, ponieważ świadomie pomijają rozmaite argumenty, które są im dobrze znane. Mówił pan o braku efektów naszego zaangażowania w Iraku. Przypominam sobie wywiad Jana Nowaka-Jeziorańskiego pod tytułem „Z Amerykanami trzeba twardo”. Ilekroć dziennikarz przeprowadzający wywiad z człowiekiem tak doskonale znającym Stany Zjednoczone i wzywającym do twardszego rozmawiania z tym partnerem zadawał pytanie o któryś z tych elementów, także wymienionych przez pana, jako budzący zrozumiałe rozczarowanie w polskim społeczeństwie, to Nowak-Jeziorański bardzo szczegółowo wyjaśniał, dlaczego stanowisko amerykańskie jest słuszne i dlaczego tej sprawy nie dało się załatwić. To jest pewien paradoks. Podzielam opinię o pewnym rozczarowaniu, niezadowoleniu. Wielokrotnie prezentujemy to naszym amerykańskim partnerom, ale skutek zależy od gotowości obu stron do dobrowolnego dojścia do takiego skutku. Nikt nikomu niczego nie jest w stanie i nie chce narzucić. Wspominał pan, że polskie firmy nie uzyskały żadnych kontraktów czy subkontraktów. Dostrzegamy ten problem i poruszamy go. Kiedy pan wymienia konkretne przykłady, można by już dojść do innego komentarza. Zainteresowałem się kontraktem Siemensa, bo byłem zaskoczony, dlaczego ta firma otrzymała subkontrakt. Otóż dlatego, że jest jedyną na świecie firmą wytwarzającą urządzenia, które na północy Iraku były potrzebne do modernizacji pewnych systemów telekomunikacyjnych. Nie było zatem alternatywy. Jakie pretensje możemy mieć, jeżeli nie wytwarzamy konkurencyjnego sprzętu i w związku z tym nie możemy żadnej konkurencyjnej oferty w tym konkretnym przypadku przedstawić? Jest problem i rozmawiamy o tym z Amerykanami, ale jednocześnie polskie firmy nie wykorzystują istniejących możliwości. Poza ogólną deklaracją zainteresowania, w ogromnej większości nie robią praktycznie nic, żeby osiągnąć jakieś porozumienie. Jeżeli pan pyta o misję m.in. ambasadora Sławomira Cytryckiego, proszę zapamiętać, że pierwotnie został wysłany do Waszyngtonu i tam jest podstawowe miejsce jego działania, ale on jest bardzo aktywny w państwach Zatoki Perskiej. Doprowadził do misji gospodarczych w szeregu krajów tego regionu. Rolą dyplomacji czy polityki jest stworzenie sprzyjających warunków, natomiast nikt nie załatwi za polską firmę kontraktu. Przedsiębiorca musi rozmawiać o tym z konkretnymi partnerami. Stale mamy wiele deklaracji poważnego zainteresowania ze strony biznesu tureckiego, egipskiego, kuwejckiego współpracą z polskimi przedsiębiorstwami na terenie Iraku. Organizujemy misje, kontaktujemy przedstawicieli naszego biznesu czy samorządu biznesowego z politykami tych krajów mającymi wpływ na rozmaite decyzje w wymiarze ekonomicznym, ale później przedsiębiorcy sami muszą to kontynuować. Jeśli tego nie czynią, pretensje mogą mieć wyłącznie do siebie. Rząd nie załatwi im kontraktów. Oczywiście udzielamy poparcia, zwłaszcza w przypadku największych projektów, będących przedmiotem przetargów ogłaszanych przez Tymczasową Iracką Radę Zarządzającą bądź przez Tymczasowe Władze Koalicyjne. Mam nadzieję, że odniesiemy w tym zakresie sukcesy, choć nie mogę wykluczyć przypadków rozczarowań. Zanim zdecydowałem się wysłać ze szczególną misją ambasadora Sławomira Cytryckiego do Waszyngtonu, nasza reprezentacja ekonomiczna w Waszyngtonie ograniczała się do radcy handlowego, który jest zresztą dobrym pracownikiem, aktywnym, doświadczonym, ale nie jest w stanie w takich szczególnych okolicznościach niczego nadzwyczajnego zrobić.</u>
<u xml:id="u-10.2" who="#WłodzimierzCimoszewicz">Proszę też przyjąć do wiadomości, że niektóre z naszych planów wysłania większej liczby osób do zajmowania się tego rodzaju zagadnieniami w Iraku musiały być ograniczone i zrezygnowaliśmy z nich. W tej chwili w Iraku mamy w sumie siedmioro przedstawicieli odpowiedzialnych za sprawy gospodarcze, poza pracownikami placówki w Bagdadzie. Nasze plany musiały ulec ograniczeniu, ponieważ raptem ludzie stracili zainteresowanie. To nie jest wojsko. Nie można człowieka wysłać na rozkaz, jeśli uważa, że poziom ryzyka osobistego jest na tyle wysoki, iż przestaje go to interesować albo jeżeli nie jesteśmy w stanie zaoferować warunków płacowych typowych tam na miejscu. Proszę formułować oceny z pełną świadomością tych wszystkich uwarunkowań. Jeśli chodzi o problem kwestionowania ładu własnościowego na polskich ziemiach północnych i zachodnich przez niektóre środowiska niemieckie, pan doskonale wie, że po stronie tych, którzy reprezentują oficjalnie państwo niemieckie, po stronie rządu Niemiec, nie wydarzyło się nic, co moglibyśmy interpretować jako dwuznaczność wobec kwestii ładu własnościowego, co wymagałoby reakcji w relacjach międzyrządowych. Wprost przeciwnie, i rząd, i prezydent Niemiec zawsze zajmowali takie stanowisko, jakiego Polska ma prawo od nich oczekiwać. Oczywiście rozmaite dyskusje, inicjatywy, jakie się ujawniają w Niemczech, wymagały reagowania. Reakcje były - w moim przekonaniu - stosowne, włącznie z tym, że w czasie mojej ubiegłotygodniowej wizyty w Berlinie przekazałem ministrowi J. Fischerowi projekt rezolucji Sejmu przygotowany przez Komisję Spraw Zagranicznych. Zwróciłem uwagę ministra na poziom zaniepokojenia w polskim parlamencie i na potrzebę odpowiednich działań rządu niemieckiego w Niemczech, aby nie pojawiały się nowe fakty, które mogłyby wzmocnić zaniepokojenie po polskiej stronie. Wspomniał pan o reparacjach wojennych. Być może wygodniej byłoby mi w ogóle się do tego nie odnosić. Do tej pory nie przybrało to formy konkretnego stanowiska, ale powiem otwarcie, że z prawnego punktu widzenia uważam to za inicjatywę bezsensowną, bezpodstawną, nie mającą najmniejszych szans, a z politycznego punktu widzenia tworzącą kolejną okazję do pozornej - bo nie mogącej przynieść żadnego konkretnego rezultatu - ostrej, spornej dyskusji między Polską i Niemcami. Zapoznałem się uważnie z ekspertyzami przygotowanymi przez Biuro Studiów i Ekspertyz Kancelarii Sejmu w tej kwestii i cieszę się, że prawnicy nie ulegają emocjom i piszą to, co im każe w takim przypadku wiedza prawnicza. Wykazują oni, że pomysł z prawnego punktu widzenia jest zupełnie bezpodstawny. Pańskie wątpliwości budzi moje stwierdzenie, że obserwujemy sytuację w Rosji i na Ukrainie. Przede wszystkim obserwujemy. Odnoszę wrażenie, że nie tak wiele krajów na świecie jest przekonanych o praktycznej zdolności do skutecznego oddziaływania na to, co się dzieje w samej Rosji, więc zachęcałbym do realizmu. Zapewniam, że uważna obserwacja, prognozowanie rozwoju wydarzeń, mają podstawowe znaczenie. Przede wszystkim powinniśmy wiedzieć, czego się spodziewać. Jeśli coś nas niepokoi w rozwoju tych wydarzeń, jest to dobry powód, żeby o tym rozmawiać z innymi partnerami Polski i to czynimy, przedstawiając polski punkt widzenia i polskie przestrogi.</u>
<u xml:id="u-10.3" who="#WłodzimierzCimoszewicz">Czynimy to, ale nie odbywa się to poprzez teksty prasowe czy szumne zapowiedzi.</u>
</div>
<div xml:id="div-11">
<u xml:id="u-11.0" who="#MarianCuryło">Klub Samoobrony w sprawach polityki zagranicznej rozmawia odpowiedzialnie i merytorycznie. Wsłuchując się w pańskie wypowiedzi, dochodzę do wniosku, że udziela pan odpowiedzi na formułowane przez posłów pytania. Nie będę wygłaszał płomiennych mów ani monologów, bo nie miejsce po temu i nie czas. Chciałbym natomiast skierować do pana kilka pytań. Pierwsza kwestia dotyczy zasadności dalszego stacjonowania polskich wojsk w Iraku. Czy tamtejsza sytuacja nie stwarza możliwości do powstania państwa wyznaniowego, co byłoby wielkim nieszczęściem? Nasza polityka zagraniczna, która odwołuje się do korzeni chrześcijańskich, też zakrawa na swego rodzaju fundamentalizm, tylko katolicki i sytuuje nas w grupie państw ideologicznych. W obecnej sytuacji już nie ma miejsca na ideologów, demagogów czy nieudaczników. Trzeba liczyć się z realiami i okrutną grą interesów. Druga kwestia, która budzi zaniepokojenie mojego klubu, to sprawa traktowania naszych rodaków wyjeżdżających do Stanów Zjednoczonych. Praktykę zawracania Polaków już z lotnisk w USA uważamy za nieetyczną i krzywdzącą. Czy Ministerstwo Spraw Zagranicznych potrafi skutecznie temu zaradzić? Należy dołożyć wszelkich starań, żeby tę sprawę pomyślnie załatwić. Trzecia sprawa dotyczy Trójkąta Weimarskiego, który można traktować jako pomost pomiędzy Wschodem i Zachodem. Przystąpienie Polski do Unii Europejskiej, które postrzegamy jako zło przesądzone, oznacza wstąpienie do skostniałych struktur, które trzeba ciągle reformować. Z pewnością będzie to źródłem niezadowolenia wyrażanego przez państwa przystępujące do Unii. Czy Trójkąt Weimarski może zainicjować współpracę skierowaną na Wschód? Wschodnia część Unii Europejskiej będzie kończyć się na Polsce, ale Europa rozciąga się do Uralu i nie można marginalizować Rosji. Jest to nasz sąsiad, z którym łączy nas wiele doświadczeń. Ukraina swoim potencjałem ludnościowym i obszarowym odpowiada Francji. Dlaczego zatem w polskiej polityce zagranicznej obserwujemy tak wielkie adorowanie Francji, a niezwracanie uwagi na Ukrainę, która jest krajem bardzo nam bliskim? Kolejna kwestia dotyczy reformowania NATO. Czy zreformowane NATO pod francuskim dyktatem odpowiada naszym interesom? Jeżeli nie odpowiada interesom Stanów Zjednoczonych, to nie będzie w zgodzie także z naszymi interesami. Dobrze się dzieje, że Stany Zjednoczone stają się naszym sojusznikiem. W stosunku do tego kraju mamy ogromne zobowiązania. Nasze dążenia niepodległościowe mogły być zrealizowane dzięki pomocy Stanów Zjednoczonych.</u>
</div>
<div xml:id="div-12">
<u xml:id="u-12.0" who="#WłodzimierzCimoszewicz">Panie pośle, przedstawiłem już swój pogląd na temat tego, w jaki sposób i w jakim scenariuszu możemy ograniczać nasze zaangażowanie militarne w Iraku. Rozmawiamy tam z tymi, którzy mają coś do powiedzenia, mają pozycję i są respektowani przez swoich rodaków. Gdybyśmy nie prowadzili rozmów z lokalnymi przywódcami, w tym przywódcami religijnymi, gdybyśmy nie zademonstrowali swojego zrozumienia dla praw i swobód religijnych miejscowej ludności, w tym np. ludności szyickiej, gdybyśmy nie rozmawiali na ten temat np. z władzami Iranu, to pielgrzymka do Karbali, w której wzięło udział łącznie 6 mln ludzi bez najmniejszego incydentu, nie byłaby możliwa. To jest z jednej strony niezbędne z punktu widzenia bezpieczeństwa naszego personelu, a z drugiej właśnie o to chodzi, żeby w Iraku były respektowane rozmaite prawa, wolności, żeby to było w przyszłości państwo praworządne. Jaki będzie przyszły los Iraku, jaki będzie wpływ religii, zwłaszcza fundamentalizmu religijnego, na funkcjonowanie tego państwa, o tym ostatecznie rozstrzygną Irakijczycy. Świat nie jest zainteresowany tym, żeby powstało tam państwo o fundamentalistycznym religijnym charakterze w związku z oczywistymi zagrożeniami, jakie z tego mogą wynikać nie tylko dla sąsiadów tego kraju. To jest trudny proces polityczny. Warto pamiętać, że to społeczeństwo, choć z jednej strony bardzo religijne, było powściągliwe, gdy chodzi o czynnik religijny w funkcjonowaniu państwa. Poruszył pan również problem Polaków w USA i incydentów związanych z zawracaniem z lotnisk. Poruszałem tę kwestię od półtora roku w moich kontaktach z partnerami amerykańskimi. Po pierwsze, zwracałem uwagę na to, że zachowanie służby imigracyjnej, zwłaszcza na lotnisku w Nowym Jorku, wielokrotnie bywa niewłaściwe i nie do zaakceptowania. Wystąpiłem z propozycją dokonywania kontroli imigracyjnej w Polsce, aby Polacy udający się do tego kraju nie przeżywali traumy związanej z odmową wjazdu na terytorium, deportacją itd. W pierwszej sprawie, mam wrażenie, że w wyniku obecności dyrektora Departamentu Konsularnego i Polonii MSZ wraz z delegacją resortu w Stanach Zjednoczonych wczesną jesienią ub.r. wszystko zostało wyjaśnione. Od tej pory nie słyszałem o kolejnych incydentach tego rodzaju. Z żadnego źródła nie docierały do mnie informacje, aby powtórzyły się przypadki niewłaściwego traktowania naszych obywateli. Obecnie Stany Zjednoczone w zasadzie wyraziły już zgodę, choć nie ma ona charakteru oficjalnego, na zastosowanie wstępnej kontroli imigracyjnej w Polsce. Rozmawiamy o szczegółach technicznych rozwiązania, które by pozwoliło na utworzenie w Polsce przedstawicielstwa i zaaranżowanie tego w taki sposób, żeby jeśli ktoś nie może być wpuszczony - wedle dyskrecjonalnej decyzji Amerykanów - na terytorium Stanów Zjednoczonych, nie leciał do USA. Wszyscy pozostali, którzy w Warszawie czy Krakowie dowiedzą się, że nie ma przeszkód, aby zostali wpuszczeni na terytorium USA, będą mogli lecieć bez emocji, ze spokojem. Mam nadzieję, że jest kwestią miesięcy, kiedy rozwiążemy ten problem praktycznie. Pan poseł sformułował pytanie, czy Trójkąt Weimarski może odgrywać rolę w stosunku do wschodnich sąsiadów. Uważam, że zdecydowanie powinien. Jest to jedna z istotnych funkcji, które chcielibyśmy przypisywać Trójkątowi Weimarskiemu. Widzę takie zainteresowanie ze strony naszych partnerów, choć wydaje się nam, że z punktu widzenia interesów i oczekiwań Polski Trójkąt Weimarski powinien być także mechanizmem konsultacji, ewentualnych uzgodnień obejmujących znacznie szersze obszary wspólnych spraw europejskich.</u>
<u xml:id="u-12.1" who="#WłodzimierzCimoszewicz">Kiedy pan porównuje potencjał demograficzny i terytorialny Ukrainy i Francji, to przy całym naszym niemal natrętnym podkreślaniu znaczenia Ukrainy, potrzeby respektu, udzielania pomocy, proszę nie zapominać o innych jeszcze czynnikach określających miejsce i rolę, jaką odgrywają rozmaite państwa w stosunkach międzynarodowych, także o efektywnie demonstrowanym potencjale gospodarczym, o rozmaitych elementach uzależnienia tego kraju itd. Niewątpliwie w naszym fundamentalnym interesie leży udzielanie pomocy Ukrainie w niezawracaniu z drogi demokracji, reform gospodarczych, z drogi ku Europie i ku strukturom transatlantyckim. Czynimy tyle, ile potrafimy, ile możemy. Zupełnie nie zrozumiałem pańskiej tezy o reformowaniu NATO pod francuskim dyktatem, więc nie potrafię się do tego odnieść.</u>
</div>
<div xml:id="div-13">
<u xml:id="u-13.0" who="#MaciejGiertych">Wsłuchując się w wypowiedzi na terenie Parlamentu Europejskiego odnośnie do sytuacji, jaka powstała po 13 grudnia, słyszę uwagi, że Polska jest poddawana naciskom przy użyciu argumentów ekonomicznych i „zmiękcza” swoje stanowisko w sprawie traktatu konstytucyjnego, czego wyrazem są m.in. pańskie wizyty w Paryżu i Berlinie oraz pana artykuł w „Le Monde”, a także wypowiedzi minister Danuty Hübner. Sprawa przedstawia się tak, jakby stanowisko premiera Leszka Millera wyrażane w Brukseli było teraz osłabiane przez podejmowane próby poszukiwania kompromisu. Działania te osłabiają także stanowisko, które zajął Sejm w postaci uchwały zobowiązującej rząd do obrony nicejskiego systemu głosowania. Oczywiście chodzi nie tylko o nicejski system głosowania. Strona polska obstaje przy kwestii głosowania, natomiast w innych sprawach nie zajmujemy tak stanowczego stanowiska i zamierzamy ustąpić. Słyszałem głosy, że Polska broniąc nicejskiego systemu głosowania, chroni interesy krajów małych, średnich i dużych, bo nawet Anglii i Francji. Francja, zgodnie z propozycjami nicejskimi, miała równą siłę w Unii z Niemcami, a propozycja Konwentu Europejskiego osłabia jej pozycję w stosunku do Niemiec. W związku z tym wydawałoby się logiczne, gdyby po 13 grudnia 2003 r. Ministerstwo Spraw Zagranicznych prowadziło rozmowy właśnie z krajami małymi i średnimi, które tracą na skutek propozycji Konwentu. Wśród tych krajów powinniśmy szukać wsparcia. Może nie potrafiły stawiać sprawy tak stanowczo, jak strona polska, ale po 13 grudnia 2003 r. była ku temu okazja. Tymczasem pan minister kieruje swoją aktywność przede wszystkim do Niemiec. To jest stały wyznacznik pana polityki - podejmowanie rozmów z Niemcami w nadziei, że da się ich „zagłaskać”. W minionym roku kilkakrotnie interweniował pan na posiedzeniach Komisji Spraw Zagranicznych, żebyśmy nie reagowali ostro w sprawie niemieckich wypowiedzi w odniesieniu do Czech, żebyśmy nie interweniowali w sprawie Serbołużyczan, żebyśmy nie drażnili Niemiec, ponieważ jest to nasz główny przyjaciel i partner, dzięki któremu nasza pozycja w Unii będzie znacząca. Okazuje się, że jest to nieprawda. Powinniśmy szukać partnerów gdzie indziej, a wobec Niemców zajmować twarde stanowisko. Chciałbym również powrócić do tematu polityki wschodniej. Poruszona była kwestia Ukrainy, natomiast ja upominam się o Białoruś. Obecnie następuje proces „popychania” Białorusi w stronę Rosji. Jest to efekt polityki izolacji. Białoruś traktowana jest jako kraj, który nie spełnia standardów europejskich, a czy Rosja i Ukraina spełniają? Przecież nie ma między tymi krajami wielkich różnic. W naszym interesie jest włączanie Białorusi we współpracę z krajami zachodnimi, a nie „popychanie” jej w kierunku Rosji. Moim zdaniem brakuje wyraźnej polskiej polityki w tym obszarze.</u>
</div>
<div xml:id="div-14">
<u xml:id="u-14.0" who="#WłodzimierzCimoszewicz">Panie pośle, nie ponoszę odpowiedzialności za komentarze, które pan słyszy w Parlamencie Europejskim. Zachęcałbym do odrobinę większego zaufania wobec tego, co mówi przedstawiciel polskiego rządu, nawet jeśli pan tego rządu nie popiera, niż wobec wypowiedzi polityków, których pan spotyka gdzieś w Europie. Z przykrością odnotowuję fakt, że mimo ogromnej konsekwencji w reprezentowaniu polskich interesów, w wykonywaniu polskiej polityki zagranicznej, czego wiele dowodów rząd i ja osobiście daliśmy, tak łatwo pojawiają się tego typu zarzuty, opinie czy wątpliwości. Polska demonstruje swoje przekonanie o potrzebie porozumiewania się w Europie i tą demonstracją zaprzecza przypisywanemu nam wrogiemu stereotypowi kraju niczego nierozumiejącego, nastawionego wyłącznie na blokowanie. Jednocześnie interpretowanie tego jako ustępowanie ze swojego stanowiska jest niczym nieuzasadnione. Jeśli rozmawiam z moim francuskim czy niemieckim partnerem, to mówimy o wspólnym europejskim, w tym polsko-niemieckim i polsko-francuskim problemie, jakim jest spór o kształt traktatu konstytucyjnego i o tym, jakie znaleźć wyjście z tej sytuacji. Mówię, że musimy szukać takiego rozwiązania, które jest akceptowalne przez wszystkich, z pełną świadomością stanowisk, racji, argumentów, jakie były prezentowane. Proszę nie rozpowszechniać opinii o mięknącym stanowisku i nie tworzyć atmosfery podejrzliwości. Robimy to, o czym jesteśmy głęboko przekonani, że służy fundamentalnym interesom naszego kraju, bez zmiany naszego stanowiska w najbardziej istotnych kwestiach, które były w ostatnich miesiącach dyskutowane. Proszę oceniać nas na podstawie osiągniętych rezultatów i końcowych wyników. Proszę również nie zmuszać mnie do komentowania w sposób szczegółowy metody postępowania, każdej inicjatywy itd. Jestem głęboko przekonany, że taka właśnie aktywność jest niezbędna. Oczywiście staramy się być w kontakcie ze wszystkimi partnerami, dlatego tez rozmawiamy nie tylko z Niemcami i Francuzami. Nie jest kwestią przypadku, że w ostatnich dniach odbywały się konsultacje polsko-hiszpańskie. Nie będą dziełem przypadku rozmaite spotkania, do których dojdzie w najbliższych dniach. Będziemy rozmawiali także z państwami, które pan poseł określa jako małe i średnie, które tracą na odejściu od nicejskiego systemu głosowania. Problem polega na tym, że rozmawialiśmy z nimi wielokrotnie i czasami z rezultatem, a niekiedy bez rezultatu. Zdarzało się, ku naszemu zaskoczeniu, że państwa te zmieniały swoje stanowisko. Każdy ponosi odpowiedzialność za politykę własnego państwa, za reprezentowanie interesów tego państwa i dokonuje rozmaitych analiz, dochodząc do różnorakich wniosków, niekoniecznie zgodnych z tym, co postrzegamy jako ich obiektywny interes. Oczywiście musimy się z tym liczyć. Ponadto rozumiem, że w tym przekonywaniu do racji bierzemy udział nie tylko my i w związku z tym wyniki bywają różne. Nigdy nie twierdziłem, że „nie należy drażnić Niemiec” bądź, że „Niemcy uda się zagłaskać”. Zupełnie inaczej na to patrzę. Nie należy zajmować stanowisk nieproporcjonalnych w stosunku do przyczyn, chociażby ze względu na powagę tego, kto takie stanowisko zajmuje, ale także po to, aby nie tworzyć problemów tam, gdzie nie istnieją. Trzeba szukać właściwych metod rozwiązywania istniejących problemów. Oczywiście zajmowanie przez parlament stanowiska w niektórych przypadkach jest potrzebne, niezbędne, słuszne, ale zawsze powinno być traktowane z wielką powściągliwością, zarówno ze względu na rangę, ale także ze względu na rolę. Mamy konstytucyjny podział władzy i rząd jest politycznie oceniany przez parlament, a także rozliczany z wykonywania swojego konstytucyjnego uprawnienia w zakresie definiowania i prowadzenia polityki zagranicznej. Niech parlament kontroluje rząd, ale niech parlament nie prowadzi własnej polityki zagranicznej. Ta zasada powinna być uznana przez nas wszystkich, niezależnie od różnic politycznych.</u>
<u xml:id="u-14.1" who="#WłodzimierzCimoszewicz">Ku mojego zaskoczeniu przedstawiciele różnych środowisk politycznych formułują ten sam zarzut braku wyraźnej polityki wobec Wschodu. Pan poseł wspominał o Białorusi. Być może był pan nieobecny, kiedy wypowiedziałem się na ten temat. Pragnę państwa poinformować, że kiedy byłem w Paryżu i Berlinie, Białoruś i Ukraina były jednymi z głównych tematów, które pojawiały się w rozmowie z mojej inicjatywy. Staramy się przedstawiać swój punkt widzenia, przekonywać do naszych prognoz, przekonywać do określonej koncepcji polityki, także taktyki w relacjach z tymi państwami.</u>
</div>
<div xml:id="div-15">
<u xml:id="u-15.0" who="#TadeuszSamborski">Formułę dialogu, który pan minister prowadzi w dniu dzisiejszym z Komisją, oceniam jako nowy element w naszych kontaktach. Dostrzegam większą szczerość w pańskich wypowiedziach. Przyznał pan, że możliwości działania resortu są uwarunkowane ograniczeniami finansowymi. Musimy liczyć się z realiami, również z faktem, że dyplomacja państw silniejszych niż Polska ma większe możliwości oddziaływania. Cieszę się, że w ocenie kadr także dominuje podejście zdroworozsądkowe. Powiada pan, że dyplomaci wywodzą się ze społeczeństwa i zdarzają się różni ludzie. Do tej pory dominowało przekonanie, że kto znalazł się w resorcie, ten jest bez zarzutu. O pozytywach będziemy mówili w dniu jutrzejszym w wystąpieniu klubowym. Niewątpliwie prowadzona przez pana ministra polityka zagraniczna w 2003 r. spowodowała, że Polska zaistniała mocniej na arenie międzynarodowej i że staliśmy się w większym stopniu upodmiotowieni jako państwo, nawet jeśli straciliśmy nieco energii w sporach o ważne sprawy. Chciałbym wyrazić uznanie dla pana ministra i kierowanej przez pana dyplomacji, że w kwestii traktatu konstytucyjnego byliście konsekwentni, mimo że pojawiały się inicjatywy np. intelektualistów, którzy podważali zasadność prowadzonej przez rząd polityki. Dziwiło nas również, że działania takie podejmowała część środowiska dyplomatycznego. Odnoszę wrażenie, że pana stanowiska nie podzielał rektor Akademii Dyplomatycznej, ale może się mylę, czy np. jeden z byłych ambasadorów, który wypowiadał się publicznie w innym duchu. Co prawda jest on byłym ambasadorem, więc może nie obowiązują go pewne reguły? Solidaryzujemy się z konsekwencją, którą pan minister prezentował. To jest bardzo poważny pozytywny czynnik, który niezwykle sobie cenimy. Wśród pozytywów należy wymienić starania o upodmiotowienie polskiej grupy narodowościowej w Niemczech. O ile wiem, jest to pierwsza próba podjęta w oficjalnych konsultacjach między resortami od czasu podpisania traktatu polsko-niemieckiego. Jest to niezwykle poważne wyzwanie. Z pewnością coś musi się w tej materii wydarzyć. Wzrosła rola Polski na arenie międzynarodowej, zatem istnieją szanse na pozytywne rozstrzygnięcia. Mamy wątpliwości, czy metoda, którą stosujemy np. wobec Litwy i Ukrainy, jest skuteczna. Dodam, że w działaniu praktycznym jestem wybitnie filoukraiński, robię wszystko, żeby zbliżać nasze narody. Czy pan minister nie odnosi wrażenia, że robimy znacznie więcej na rzecz Ukrainy niż ekwiwalentnie uzyskujemy w pewnych aktywach politycznych bądź ludzkich? Inwestujemy wiele - moralnie, politycznie. Pan minister podkreślił, że nadal będziemy popierali Ukrainę i wskazywali na jej europejskość, a zupełnie nieprzystające do tych europejskich zasad są problemy np. z grobami Polaków na Ukrainie. W świecie obowiązują cywilizowane formuły załatwiania tych spraw, a nam się to nie udaje w relacjach z Ukrainą. Mamy problemy z polskimi szkołami, nawet jeśli mają funkcjonować za polskie pieniądze. Zgadzam się, że Polska niemal natrętnie akcentuje fakt partnerstwa strategicznego z Ukrainą. Jeśli jest to partner strategiczny, to dlaczego nie można załatwić elementarnych spraw? Istotny wydaje się również problem stereotypu Polaka.</u>
<u xml:id="u-15.1" who="#TadeuszSamborski">Martwimy się, że ten stereotyp jest negatywny w Stanach Zjednoczonych, ale jest bardzo bolesne, gdy taki stereotyp kształtuje się u naszych bliskich sąsiadów. Dostrzegam tu pewną sprzeczność. Podobnie kształtuje się sytuacja na Litwie. Powiedzmy wprost - tam następuje proces wynaradawiania narodu polskiego, poczynając od sprawy własności, ziemi, poprzez problemy szkolnictwa, a na pisowni nazwisk skończywszy. Każda wizyta premiera, prezydenta zawiera ten wątek, natomiast jest on nieobecny w sferze wykonawczej. Jeśli następują jakieś zmiany, są one znikome, nie wprowadzają nowej jakości do tych spraw. Jestem realistą i nie oczekuję rzeczy niemożliwych, ale musimy porozmawiać z partnerami litewskimi poważnie, bo na naszych oczach polska grupa etniczna traci elementarne prawa, które w Europie są gwarantowane prawnie. Litwa była kiedyś związana unią z Polską, jesteśmy bliskimi sąsiadami, a polska ambasada mieści się na przedmieściach Wilna, podczas gdy ambasady krajów, które ten kraj najeżdżały, paliły, grabiły, jak Turcja, Niemcy, Rosja, znajdują się w prestiżowych miejscach w centrum miasta. To są drobiazgi, ale trudno ich nie dostrzegać. Pan minister nie przedstawił postulatu wzmocnienia koordynacyjnej roli Ministerstwa Spraw Zagranicznej w prowadzeniu polityki zagranicznej. Problem ten pojawił się w relacjach z Ministerstwem Gospodarki, Pracy i Polityki Społecznej i uważam, że postulat podporządkowania służb ekonomicznych ministrowi spraw zagranicznych jest słuszny. Życie dowiodło, że takie rozwiązanie jest skuteczniejsze. Trzeba mieć świadomość, że w sferze polityki zagranicznej działają różne podmioty i ich działania powinny być koordynowane. W sprawozdaniu, które przed chwilą otrzymaliśmy, znajduje się informacja o pobycie premiera pod Lenino. Blisko niego był premier Białorusi, ale zdaje się, że nie doszło do rozmowy?</u>
</div>
<div xml:id="div-16">
<u xml:id="u-16.0" who="#WłodzimierzCimoszewicz">Doszło do rozmowy.</u>
</div>
<div xml:id="div-17">
<u xml:id="u-17.0" who="#TadeuszSamborski">Podejrzewałem, że gdyby Ministerstwo Spraw Zagranicznych wystąpiło z taką sugestią, to doszłoby do rozmowy. Dobrze, że tak się stało, choć słyszałem, że niektórzy byli temu przeciwni. Przecież takie sytuacje trzeba wykorzystywać. Uważam, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych powinno spełniać większą rolę koordynacyjną w sferze polityki zagranicznej. Pragnę podkreślić nową jakość w obszarze współpracy z organizacjami pozarządowymi, które świadczą pomoc na rzecz Polonii i Polaków. Rola Ministerstwa w ostatnim roku wyraźnie wzrosła. Resort bardzo wnikliwie dokonuje rozpoznania działalności tych organizacji na podstawie uzyskiwanych informacji. Kieruję jedną z takich organizacji i stwierdzam, że wymogi MSZ co do przekazywanych informacji stwarzają szansę na to, że minister ma pełną jasność, do kogo pomoc jest adresowana, w jakiej formie itd. Jest to wielki postęp. Jeśli chodzi o sposób powołania rady działającej przy ministrze spraw zagranicznych, koordynującej współpracę z organizacjami pozarządowymi, muszę stwierdzić, że sposób jej powołania jest dla mnie niejasny. Sygnalizowałem już tę kwestię na posiedzeniu Komisji Spraw Zagranicznych. Wielka organizacja Stowarzyszenie Współpracy Polska - Wschód w ogóle nie jest reprezentowana w tym gremium. Według mojej wiedzy rada ma w swoich kompetencjach również podział środków pomiędzy poszczególne organizacje. Chodzi o to, żeby nie pozbawiać podmiotów, które mają pewne tradycje, możliwości uczestniczenia w pracach rady. Interesuje mnie także kwestia, czy zaległość w opłacaniu składek do organizacji międzynarodowych, zwłaszcza do ONZ obniża skuteczność naszych działań. Na zakończenie muszę polemizować z jednym z posłów, który sformułował zarzut, że MSZ przedstawia kandydatury osób z rodowodem PRL. Nie dzieliłbym ludzi w taki sposób. Zasadniczą przesłanką doboru kadr do MSZ powinno być kryterium merytoryczne. Trudno jest dyskredytować kogoś tylko dlatego, że urodził się, działał i pracował w danym okresie. Przecież był fachowcem. Wiem, że ktoś może wysunąć argument, iż był „skażony ideowo”. Mogę na to odpowiedzieć w następujący sposób. W MSZ było kilka przypadków kadrowych wstydliwych, ale żaden nie odnosił się do osoby z rodowodem PRL-u. Pan minister niekiedy dla dobra sprawy, dla zachowania jedności etosu polskiego dyplomaty bierze na siebie „cięgi”. Cóż można powiedzieć o dyplomacie, który narobił wielkich długów w Berlinie i jest ambasadorem? Czy to jest przyjemne dla ministra i dla nas wszystkich? Nie. Dodam, że nie chodzi o człowieka z pokolenia PRL. Jeden z moich przedmówców stwierdził, że każdy dyplomata powinien mieć zakodowany etos niepodległego państwa. Zgadzam się z tą opinią. Uważam, że trzeba tak kształcić dyplomatów i takich ludzi dobierać do służby, ale to przecież nie z pokolenia PRL wywodzą się dyrektorzy instytutów polskich, którzy zanim dotrą na miejsce urzędowania, ogłaszają publicznie, że nie chcą współpracować z organizacjami polskimi i lekceważą polskość tych, do których jadą. Uważam, że należy ukrócić zapędy klasyfikowania pracowników służby zagranicznej według rodowodów politycznych. Gdybyśmy walczyli na takie argumenty, doprowadziliśmy do dezintegracji służby. Można działać dyskrecjonalnie i przeprowadzać pewne korekty, natomiast nie można czynić zarzutu, że MSZ przedstawia kandydatury ambasadorskie, które są niestosowne. Moim zdaniem są to wysoko kwalifikowane osoby, które uzyskują wysokie poparcie Komisji i rzadko się zdarza, żeby nie sprawdzały się na placówkach. Oceniam spotkanie z panem ministrem jako nową jakość rozmowy z Komisją Spraw Zagranicznych i parlamentem.</u>
</div>
<div xml:id="div-18">
<u xml:id="u-18.0" who="#WłodzimierzCimoszewicz">Jeśli chodzi o stosunki z Litwą i Ukrainą, istotne jest, jak będziemy postrzegać bilans tych stosunków i wedle jakich przesłanek, a także co będziemy uznawali za swój, a co za interes sąsiada. Jeżeli udzielaliśmy Liwie pomocy w jej dążeniu do NATO, to czy robiliśmy to wyłącznie w interesie Litwy, żeby wzrosły jej gwarancje bezpieczeństwa, czy też członkostwo Litwy w NATO leżało także w naszym interesie? Jeśli udzielamy Ukrainie wsparcia, kiedy deklaruje swoją proeuropejską i proatlantycką orientację, to czy robimy to wyłącznie dla Ukrainy, czy także dla siebie? Nawet jeśli są powody do krytycznych ocen czy rozczarowania tym, co się dzieje czy co się nie dzieje w obu tych krajach w sprawach ważnych dla Polski i Polaków, należy zastanowić się, czy zmiana podejścia do tych krajów zwiększy prawdopodobieństwo pozytywnego rozwiązania spraw, na których nam zależy, czy nie. Naturalne reakcje, które często występują w zachowaniu ludzi, w codziennym życiu, niekoniecznie muszą być najlepszą receptą dla polityki zagranicznej państwa. Nie zgodziłbym się z określeniem, którego pan poseł użył w odniesieniu do sytuacji na Litwie, mianowicie z określeniem „wynaradawianie”. Z Litwy w ostatnich latach odbieraliśmy niejednoznaczne sygnały. Między innymi w wyniku współpracy, wyjaśniania, dyskusji, obecna ustawa o szkolnictwie jest z punktu widzenia interesów Polaków tam mieszkających korzystniejsza od wcześniejszych rozwiązań, a w rachubę wchodziły rozwiązania pogarszające sytuację. Z drugiej strony prawdą jest, że w wielu kwestiach nie udało się osiągnąć tego, co wydaje się być zupełnie oczywistym oczekiwaniem, np. w kwestii pisowni nazwisk. Miejmy jednak świadomość, że ci, którzy mają mandat do wypowiadania się w imieniu Polaków mieszkających na Litwie, bo np. uzyskują ich poparcie w wyborach, niekiedy twierdzili, że sprawa pisowni nazwisk nie ma charakteru priorytetowego. Jak to wpływa na skuteczność konsekwentnej postawy polskiego rządu i MSZ w tej kwestii, możecie państwo ocenić. W br. mija 10. rocznica podpisania traktatu polsko-litewskiego. Obie strony chciałyby nadać temu pewien wymiar, ale nasi przyjaciele litewscy dobrze wiedzą, że z naszego punktu widzenia przygotowania do obchodów tej rocznicy to być może najlepszy czas na załatwienie rozmaitych spraw, które do tej pory nie zostały sfinalizowane. Wspominał pan o potrzebie wzmocnienia koordynacyjnej roli ministra spraw zagranicznych w obszarze polityki zagranicznej. Zgadzam się z tym postulatem. Nie mówiłem o tym w dniu dzisiejszym, choć jest to jedna z tez zawartych w przyjętym w ubiegłym tygodniu dokumencie na temat założeń polskiej polityki zagranicznej. Premier, podsumowując dyskusję na posiedzeniu rządu, zwrócił na to silnie uwagę. Ponieważ zdarzają się przypadki, na które muszę reagować, niedawno wystosowałem do premiera, z odpisem do wszystkich ministrów, list wyraźnie poruszający tę kwestię i zawierający przykłady pokazujące, jak zapewne nie ze złej woli, tylko z niedostatecznej rozwagi, pomija się rolę ministra spraw zagranicznych. Ta rola jest istotna nie ze względów prestiżowych, tylko ze względu na spójność polskich zachowań za granicą.</u>
<u xml:id="u-18.1" who="#WłodzimierzCimoszewicz">Jeśli chodzi o radę konsultacyjną organizacji pozarządowych, ma ona wyłącznie konsultacyjny charakter. Nie ma kompetencji do podziału środków. Jej skład jest kwestią do rozmowy. Zostali tam zaproszeni ci, którzy w odpowiednim czasie zgłosili takie zainteresowanie. Zaległości składkowe do organizacji międzynarodowych to istotny problem. W różnych organizacjach międzynarodowych sygnalizuje nam się, że mamy zaległości z opłacaniu składek. Do tej pory nie przyjęło to drastycznej formy. Nigdzie nie odwołano się do przewidzianych w niektórych organizacjach sposobów zareagowania na taki stan rzeczy, ale tego nie można wykluczyć. Mam wrażenie, że w niektórych ważnych organizacjach nasza nieskuteczność w promowaniu polskich kandydatów do zajmowania rozmaitych funkcji w tych organizacjach prawdopodobnie ma związek z długo utrzymującym się nieterminowym opłacaniem składek. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że z każdego punktu widzenia znacznie lepiej byłoby, gdybyśmy nie zalegali z opłacaniem składek albo nie zalegali w takim wymiarze. Okazuje się jednak, że dla nas wszystkich ciągle inne cele okazują się ważniejsze. Kiedy Sejm postanawia wprowadzić poprawki do projektu ustawy budżetowej i określa, na co mają być przeznaczone pieniądze zaoszczędzone w danym obszarze, pomija się kwestię składek do organizacji międzynarodowych. Jest to zatem problem wynikający z jednej strony z naszych obiektywnych możliwości, a z drugiej świadomości nas wszystkich, którzy ostatecznie mamy na to wpływ.</u>
</div>
<div xml:id="div-19">
<u xml:id="u-19.0" who="#AntoniKobielusz">Rok 2003 r. był dobrym okresem dla polskiej polityki zagranicznej. Myślę, że taką wymowę będzie miała debata w dniu jutrzejszym. Jest to związane ze wzrostem roli i znaczenia Polski na arenie międzynarodowej, co wynikało z konsekwencji naszego stanowiska wobec traktatu konstytucyjnego. Jeśli gdzieś w Europie napisano o krnąbrnym partnerze, panie pośle Klich, to przyczyn trzeba szukać we własnym klubie parlamentarnym, ponieważ hasło umierania za Niceę jest przykładem takiego myślenia. W tej sprawie partnerzy muszą się porozumieć, a jeżeli ktoś jest gotów umrzeć bez rozmowy i próby porozumienia, jest to postawa nieracjonalna. Sądzę, że sukcesami w polityce zagranicznej rząd koalicyjny dzieli się również z opozycją i to dobrze, bo naszym atutem jest konsens w ważnych sprawach. Potknięciami też powinniśmy się podzielić, jak wynika z tego przykładu. Chcę zwrócić uwagę na sukces naszego przewodnictwa w Inicjatywie Środkowoeuropejskiej. Działam w tej organizacji od 9 lat i m.in. tam rodziły się obawy co do tego, jakie mogą pojawić się negatywne zjawiska w przypadku rozszerzenia Unii Europejskiej. Inicjatywa wielokrotnie próbowała podjąć ten temat i trzeba stwierdzić, że dopiero pod naszym przewodnictwem wypracowano właściwe stanowisko w tej sprawie. Polska przedstawiła również inicjatywę nowej koncepcji działania Organizacji Narodów Zjednoczonych. Odnoszę wrażenie, że wśród parlamentarzystów europejskich ta inicjatywa nie jest dostatecznie znana. Wydaje się, że powinien być położony większy nacisk na promowanie tej idei wśród parlamentarzystów, tym bardziej że wymiar parlamentarny Unii Zachodnioeuropejskiej podjął w grudniu ub.r. debatę na temat roli ONZ w sytuacjach kryzysowych, w sytuacjach ataków terrorystycznych itd. W dyskusji posłowie zwrócili uwagę na nową jakość w działalności placówek zagranicznych, zwłaszcza konsularnych, w odniesieniu do Polonii i Polaków żyjących za granicą. Jesteśmy niejako w pół drogi. W październiku 2002 r. rząd przyjął program współpracy z Polonią i Polakami za granicą. Zaznaczono wówczas, że program będzie miał szansę pełnej realizacji, kiedy MSZ uzyska na ten cel odpowiednie środki. Ani w poprzednim, ani w obecnym budżecie nie ma środków przeznaczonych specjalnie na ten cel. Sądzę, że do tej debaty trzeba wrócić, ponieważ - jak się okazuje - program jest skuteczny i powoduje, że zajmujemy się nie tylko tymi, którzy powracają do kraju, ale również pozycją Polaków w kraju ich zamieszkania. Sądzę, że jest mała szansa, aby polska grupa w Niemczech uzyskała w krótkim czasie status mniejszości narodowej. W listopadzie ub.r. delegacja Komisji Łączności z Polakami za Granicą była w Niemczech. W ciągu tygodnia pobytu spotkaliśmy się z przede wszystkim z przedstawicielami Polaków tam żyjących, ale również z wiceministrem spraw zagranicznych. Okazuje się, że traktat polsko-niemiecki całkiem nieźle sytuuje polską grupę w Niemczech i daje jej de facto prawa porównywalne z prawami mniejszości niemieckiej w Polsce. Problem tkwi nie w traktacie, lecz w praktyce. Wynika to m.in. z faktu, że Niemcy są państwem federalnym i niektóre kompetencje, np. oświatowe, są na szczeblu landów, a zobowiązania są na szczeblu federalnym. Może polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych powinno ponowić propozycję spotkania strony niemieckiej i polskiej, również z udziałem Polaków tam żyjących albo zaproponować seminarium, na którym można by przedyskutować sytuację grupy Polaków w Niemczech. Sądzę, że dużo większe szanse powodzenia mają starania o status mniejszości Polaków w Austrii.</u>
</div>
<div xml:id="div-20">
<u xml:id="u-20.0" who="#WłodzimierzCimoszewicz">To jest dla mnie nowa informacja, że wiedza o naszej inicjatywie dotyczącej przyszłości ONZ jest tak słabo znana wśród parlamentarzystów europejskich. Przesyłaliśmy odpowiednie dokumenty do resortów spraw zagranicznych. Wyciągniemy odpowiednie wnioski z informacji pana posła. Poruszył pan kwestię programu w odniesieniu do Polonii i warunków jego realizacji. Precyzyjnie rzecz biorąc, w ubiegłym roku mieliśmy przyrost środków na własne działania w odniesieniu do Polonii i Polaków rzędu 1,3 mln zł, a w br. na poziomie 1 mln zł. Pewien postęp jest, ale MSZ dysponuje środkami stanowiącymi poniżej 10% kwoty, jaką dysponuje Senat. To określa skalę możliwości działania. Wydaje mi się, że środki, którymi dysponujemy, wykorzystujemy bardzo precyzyjnie i efektywnie. Kiedy 2 lata temu zaproponowałem pewne zmiany, okazało się, że to zbulwersowało nie tylko senatorów, ale także wiele środowisk polonijnych. Nic, co jest adresowane wobec naszych rodaków za granicą, nie będzie realizowane bez ich zgody, nawet jeśli rozwiązania obecnie obowiązujące nie są optymalne. Jeśli chodzi o Polonię w Niemczech, uzgodniliśmy konsultacje międzyresortowe i wszystkimi tymi kwestiami będziemy się wkrótce zajmowali bardzo szczegółowo.</u>
</div>
<div xml:id="div-21">
<u xml:id="u-21.0" who="#JerzyJaskiernia">Dziękuję panu ministrowi za spotkanie z Komisją. Sądzę, że to był przedsmak tego, co nas czeka w dniu jutrzejszym. Ważne, że członkowie Komisji Spraw Zagranicznych uzyskali od pana ministra szereg ważnych informacji i ocen. Do wielu wątków będziemy nawiązywali na kolejnych posiedzeniach Komisji, m.in. do kwestii stosunków polsko-rosyjskich, polsko-ukraińskich, polsko-niemieckich, sytuacji ONZ i Rady Europy. Przechodzimy do pkt III porządku obrad, który obejmuje rozpatrzenie zawiadomienia Prezesa Rady Ministrów o zamiarze przedłożenia Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej do ratyfikacji, bez zgody wyrażonej w ustawie, Międzynarodowej konwencji w sprawie kontroli szkodliwych systemów przeciwporostowych na statkach, 2001 r., podpisanej w Londynie dnia 5 października 2001 r. (druk nr 2376). Informuję państwa, że zwróciliśmy się w tej sprawie do Biura Studiów i Ekspertyz Kancelarii Sejmu z prośbą o ekspertyzę. Konkluzja opinii jest następująca: „Analiza materiału normatywnego zawartego w przedmiotowej umowie międzynarodowej potwierdza słuszność zaproponowanego trybu. Przedmiotowa Konwencja nie spełnia bowiem przesłanek stypizowanych w art. 89 ust. 1 Konstytucji RP, a przystąpienie do niej nie wiąże się ze znacznym obciążeniem dla budżetu państwa. Powyższe względy uzasadniają zastosowanie art. 89 ust. 2 Konstytucji RP”. Czy do Sekretariatu Komisji zostały zgłoszone zastrzeżenia ze strony członków Sejmu, stosownie do obowiązującego trybu?</u>
</div>
<div xml:id="div-22">
<u xml:id="u-22.0" who="#PiotrBabiński">Żadne zastrzeżenia do Sekretariatu nie wpłynęły.</u>
</div>
<div xml:id="div-23">
<u xml:id="u-23.0" who="#JerzyJaskiernia">Czy państwo macie jakieś pytania do ministra spraw zagranicznych? Nie ma zgłoszeń. Jeśli nie usłyszę sprzeciwu, stwierdzę, że Komisja uznała tryb ratyfikacji za prawidłowy. Nie ma sprzeciwu. Stwierdzam, że Komisja Spraw Zagranicznych uznała tryb zastosowany przez prezesa Rady Ministrów za prawidłowy. Czy w sprawach różnych ktoś z państwa chciałby zabrać głos?</u>
</div>
<div xml:id="div-24">
<u xml:id="u-24.0" who="#MarekJurek">Na wspólnym posiedzeniu z Komisją Gospodarki o Komisją Obrony Narodowej zgłosiłem wniosek, żeby powołać wspólną podkomisję do spraw zaangażowania polskiego w Iraku. Nie wiem, czy ta sprawa miała jakiś dalszy bieg.</u>
</div>
<div xml:id="div-25">
<u xml:id="u-25.0" who="#JerzyJaskiernia">Proszę sekretarza Komisji o informację.</u>
</div>
<div xml:id="div-26">
<u xml:id="u-26.0" who="#PiotrBabiński">Przewodniczący Komisji Gospodarki skierował w tej sprawie pismo zarówno do Komisji Spraw Zagranicznych, jak i do Komisji Obrony Narodowej. W tym tygodniu zbiera się prezydium Komisji Obrony Narodowej, żeby odpowiedzieć na pismo skierowane przez przewodniczącego Komisji Gospodarki. Będziemy dysponowali stanowiskami trzech prezydiów i najprawdopodobniej taka podkomisja zostanie powołana, bo nie ma przeciwwskazań.</u>
</div>
<div xml:id="div-27">
<u xml:id="u-27.0" who="#JerzyJaskiernia">Nasze stanowisko jest pozytywne. Teraz prowadzimy konsultacje. Kiedy zostaną sfinalizowane, przystąpimy do ustalenia, kto będzie reprezentował naszą Komisję.</u>
</div>
<div xml:id="div-28">
<u xml:id="u-28.0" who="#MarekJurek">Uważam, że podkomisja mogłaby składać się z 3–4-osobowych delegacji poszczególnych komisji, z uwzględnieniem odpowiedniej reprezentacji klubów i kół poselskich.</u>
</div>
<div xml:id="div-29">
<u xml:id="u-29.0" who="#JerzyJaskiernia">Możemy przyjąć wyjściowo, żeby były to delegacje 4-osobowe z poszczególnych komisji. Prosiłbym pana sekretarza, żeby w trybie negocjacji między sekretariatami ta propozycja została przedstawiona. Należałoby zadbać o pewną reprezentatywność polityczną. Pragnę przypomnieć, że kolejne posiedzenia Komisji przewidziane są 22 stycznia o godz. 12.30 z Komisją Gospodarki, a o godz. 13.00 samodzielne posiedzenie. Proszę o przeanalizowanie planu pracy Komisji, ponieważ zaszły pewne zmiany dotyczące dat i tematów. Czy są inne sprawy różne? Skoro nie ma, dziękuję za udział w obradach. Zamykam posiedzenie Komisji.</u>
</div>
</body>
</text>
</TEI>
</teiCorpus>