text_structure.xml 72.6 KB
<?xml version='1.0' encoding='UTF-8'?>
<teiCorpus xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude" xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0">
  <xi:include href="PPC_header.xml"/>
  <TEI>
    <xi:include href="header.xml"/>
    <text>
      <body>
        <div xml:id="div-1">
          <u xml:id="u-1.0" who="#PoslankaIwonaSledzinskaKatarasinska">Otwieram posiedzenie Komisji. Witam wszystkich. Tematem dzisiejszej debaty jest aktualna sytuacja polskiego czasopiśmiennictwa kulturalnego. Wprowadzeniem do dyskusji będzie informacja Ministerstwa Kultury.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-2">
          <u xml:id="u-2.0" who="#PodsekretarzstanuwMinisterstwieKulturyMaciejKlimczak">Minister Kultury przedłożył Komisji informację na temat aktualnej sytuacji polskiego czasopiśmiennictwa kulturalnego. W dzisiejszym posiedzeniu uczestniczy dyrektor Departamentu Współpracy z Samorządami i Upowszechniania Kultury - pan Krzysztof Marszałek, oraz dyrektor Departamentu Kultury Mniejszości Narodowych - pan Jerzy Zawisza. Wśród zagadnień, które będziemy omawiali, mieszczą się również problemy związane ze wspieraniem czasopiśmiennictwa mniejszości narodowych. Nie chciałbym streszczać informacji ministra kultury, ale swoją wypowiedź pragnę zacząć od stwierdzenia, zawartego na str. 10 przedłożonego materiału: "Liczba pism kulturalnych jest polskim fenomenem - w żadnym innym europejskim kraju nie występuje taka ilość tytułów". Chciałbym, aby to stwierdzenie było przesłanką do naszej dyskusji. Od chwili transformacji, od momentu uwolnienia energii społecznych, w którym zaczęliśmy bardzo cenić swobodę wypowiedzi publicznej, sfera czasopiśmiennictwa społeczno-kulturalnego jest otaczana szczególną opieką. Choć zakres i możliwości państwa są zależne od wielu różnych czynników, to jednak bardzo wysoko w hierarchii jest lokowana uwaga, jaką powinniśmy poświęcać czasopiśmiennictwu społeczno-kulturalnemu. Polityka ministra kultury w tej dziedzinie jest w zasadzie pochodną trzech podstawowych czynników. Po pierwsze - w 1990 roku powstała koncepcja czasopism patronackich. Uznaliśmy, że są tytuły, które powinny być objęte bezwzględną opieką, a jej stronę organizacyjną przejęła Biblioteka Narodowa. W 1999 roku został przeprowadzony bardzo poważny sondaż, w którym brali udział przedstawiciele stowarzyszeń twórczych, luminarze polskiej kultury. Wspierani byliśmy opiniami Biblioteki Narodowej, Fundacji Kultury oraz Fundacji Batorego, która na bieżąco analizuje rynek czasopiśmiennictwa. Efektem tego sondażu było sporządzenie listy rekomendowanych tytułów, która z niewielkimi zmianami obowiązuje do dzisiaj. Kolejnym czynnikiem jest obowiązek zapewnienia mniejszościom narodowym i etnicznym wolności zachowania i rozwoju własnego języka, zachowania własnych obyczajów, tradycji i rozwoju własnej kultury. Wymienione trzy przesłanki to tylko i wyłącznie wpisanie się w zadania podejmowane przez ministra kultury. Sądzę, że sposób realizacji opieki nad czasopiśmiennictwem społeczno-kulturalnym dobrze wpisuje się we wszystko, co robi pan minister Waldemar Dąbrowski /a wcześniej pan minister Andrzej Celiński/ w dziedzinie ochrony oraz promocji czytelnictwa i rozwoju książki. Najkrócej rzecz ujmując, dotyczy to w ogóle upowszechniania spraw kultury, edukacji kulturalnej, a jest to właśnie domeną czasopism społeczno-kulturalnych. Czasopisma społeczno-kulturalne są wspierane w różny sposób. Jest 6 tytułów tzw. czasopism patronackich. Dotacja publiczna na ich funkcjonowanie w obiegu publicznym jest realizowana poprzez struktury Biblioteki Narodowej. Są to czasopisma o ogromnej tradycji i dobrze ugruntowanej pozycji na rynku wydawniczym, mające swoich tradycyjnych odbiorców. Treści tych czasopism dotyczą najistotniejszych dziedzin naszej kultury. Dotacja publiczna obejmuje również periodyki mniejszości narodowych i etnicznych. Należy tu powiedzieć o kwestiach społeczeństwa obywatelskiego, o obowiązku wspierania kultur mniejszości narodowych. Dofinansowujemy 39 różnego rodzaju periodyków, a nakłady na ten cel wynoszą około 2.297.000 zł. Czasopisma literackie, artystyczne, społeczno-kulturalne, edukacyjne wspieramy na mocy rozporządzenia ministra kultury w sprawie warunków promowania i wspierania zadań z zakresu kultury, finansowanych lub dofinansowywanych ze środków pochodzących z dopłat do stawek w grach stanowiących monopol państwa. Pragnę zwrócić uwagę na istotny fakt, który dokonał się w ciągu ostatniego roku.</u>
          <u xml:id="u-2.1" who="#PodsekretarzstanuwMinisterstwieKulturyMaciejKlimczak">Większość z finansowanych przez nas tytułów informację o dotacji na rok 2004 otrzymała już w styczniu br. Dotację udało się zwiększyć o około 30 proc. w stosunku do roku 2003. W 2003 roku dofinansowanie otrzymały 44 czasopisma, zajmujące się różnymi sferami opisu kultury narodowej. Ważnym zagadnieniem są nasze zamierzenia na najbliższe lata. Kontynuowane będzie wspieranie czasopism patronackich, wydawanych za pośrednictwem Biblioteki Narodowej oraz czasopism mniejszości narodowych. Bardzo głęboko zastanawiamy się nad ewentualnym rozszerzeniem listy czasopism patronackich. Podjęcie takiej decyzji wymaga przeprowadzenia konsultacji społecznych oraz konsultacji z sejmową Komisją Kultury i Środków Przekazu. Opieką ministra kultury chcielibyśmy objąć mniejszą liczbę czasopism, które wspieramy doraźnie - inną drogą niż czasopisma patronackie. Chcielibyśmy udzielić większej pomocy pismom, które reprezentują najwyższy poziom merytoryczny, edytorski i cieszą się zaufaniem odbiorców. Będzie to wymagało przeprowadzenia głębokiej analizy zarówno merytorycznej, jak i rynkowej. Chodzi o to, by wybrane przez nas czasopisma objąć kilkuletnimi programami, aby było wiadomo, który tytuł spokojnie może planować swoją działalność edytorską na czas dłuższy niż okres jednego roku. Będzie to stabilizowało pozycję ekonomiczną czasopisma i wpływało na jego usamodzielnienie. Chodzi o to, by taki mechanizm dotacyjny wpływał również na starania redakcji w zabieganiu o czytelnika. Chcielibyśmy wprowadzić mechanizm, który wiązałby przyznanie dotacji z zainteresowaniem czytelników, a więc z nakładem i sprzedażą danego tytułu. Chcielibyśmy mieć pewność, że wydawane pieniądze publiczne wiążą się nie tylko z wartością artystyczną bądź literacką danych periodyków, ale również z właściwym odbiorem społecznym. Pragnęlibyśmy stworzyć warunki premiujące wydawców, którzy potrafią pozyskiwać środki od sponsorów komercyjnych. Należy zabiegać również o to, by został stworzony mechanizm otwierający drogę dla nowych inicjatyw, pomysłów i nowych tytułów. Chodzi o to, by nasze wsparcie dla ugruntowanych już na rynku tytułów nie blokowało drogi dla nowych pomysłów i inicjatyw. Istotną kwestią jest także zagadnienie rozwoju nowych mediów - zwłaszcza czasopism w Internecie. W eseju pt. "Dlaczego książki przedłużają nam życie" Umberto Eco napisał, że nieuzasadniona jest obawa, iż urządzenia elektroniczne zdolne są zastąpić ludzką pamięć i zagrożą przyszłości ludzkiej inteligencji. Z większą uwagą przyglądamy się tytułom, które pojawiają się na ekranach komputerów. Uważamy, że powinny się cieszyć zainteresowaniem odbiorców. Działania ministra kultury w stosunku do ruchu czasopism społeczno-kulturalnych wpisują się w przygotowaną strategię rozwoju kultury, w to, co minister kultury przedkłada podczas prac rządu, a także w to, co jest już przedmiotem obrad zespołu pracującego nad narodowym planem rozwoju na lata 2007-2013. Niezwykle ważne jest to, byśmy operowali silnymi punktami odniesienia, pozwalającymi kreatorom, animatorom kultury /również w sferze piśmiennictwa/ planować działania w dłuższej perspektywie czasowej.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-3">
          <u xml:id="u-3.0" who="#PoslankaIwonaSledzinskaKatarasinska">Proponuję, byśmy najpierw wysłuchali opinii i uwag naszych gości.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-4">
          <u xml:id="u-4.0" who="#DyrektorBibliotekiNarodowejMichalJagiello">Jestem współautorem określenia "czasopisma patronackie". Na przełomie 1989/1990 roku kierownictwo Ministerstwa Kultury pod przewodnictwem pani minister Izabeli Cywińskiej doszło do oczywistego wniosku, że elitarne, niskonakładowe pisma nie mają szansy istnienia w warunkach wolnego rynku i muszą uzyskać wsparcie. Minister kultury wybrał 5 tytułów: "Dialog", "Literaturę na Świecie", "Nowe Książki", "Ruch Muzyczny" i "Twórczość". Wówczas wydawało się, że czasopismo "Teatr" ma absolutnie stabilny byt, gdyż zostało przejęte przez ZASP. Swojego wydawcę miało również "Kino". Doszliśmy do wniosku, że konieczne jest regularne, comiesięczne wsparcie finansowe, jeśli chcemy, by przetrwały te niezwykłe, narodowe instytucje kultury. Próbowano różnych form organizacyjnych. Ostatecznie, zgodnie z sugestią NIK, zobowiązano dyrektora Biblioteki Narodowej do tego, by był wydawcą 5 czasopism patronackich. Wówczas nie wiedziałem, że po pewnym czasie ten zaszczyt mnie przypadnie. Biblioteka Narodowa jest wydawcą 6 czasopism patronackich. Od trzech lat mamy nowy tytuł - miesięcznik "Nowaja Polsza". Twórcą i redaktorem naczelnym tego pisma jest uczestniczący w dzisiejszym posiedzeniu pan prof. Jerzy Pomianowski. Jest to jedyny miesięcznik o Polsce i polskiej kulturze docierający do rosyjskiej inteligencji. Mamy podstawy, by twierdzić, że ten tytuł spełnia niezwykle ważną rolę - kulturalną i polityczną. Fakt włączenia redakcji tych czasopism w strukturę Biblioteki Narodowej ma złe i dobre strony. Konstrukcja prawa budżetowego nie pozwala na wskazanie wysokości kwoty, jaką dyrektor Biblioteki Narodowej może przeznaczyć na te czasopisma. Jako dyrektor Biblioteki otrzymuję dotację na działalność tej instytucji i ode mnie zależy podział tych środków. Wolałbym, aby moi szefowie z ministerstwa wyraźnie określili wysokość kwoty, jaką mam przeznaczyć na te tytuły. Ze zrozumiałych względów mogę tym redakcjom dać tylko tyle, ile proporcjonalnie przeznaczam na inne działy - na konserwację zbiorów, na zakupy cennych pozycji, czyli na funkcjonowanie Biblioteki. Problem polega na tym, że każde "tąpnięcie" centralnego budżetu państwa przekłada się na "tąpnięcie" dotacji dla Biblioteki Narodowej, a to z kolei wpływa na sytuację czasopism patronackich. Dwukrotnie doszło do dramatycznych sytuacji, w których musiałem ograniczać liczbę etatowych redaktorów tych czasopism oraz łączyć numery, by zmieścić się w kwocie, którą realnie mogę przeznaczyć na te pisma. Pozytywną stroną funkcjonowania tych czasopism w strukturze Biblioteki Narodowej jest to, że ich redaktorzy naczelni mają wydawcę i są całkowicie niezależni w sensie merytorycznym i programowym. Nie muszą "antyszambrować" w Ministerstwie Kultury i drżeć o to, czy będzie dotacja i w jakiej wysokości. Mają jakieś stałe wynagrodzenie i bardzo niewielkie honoraria. Byt owych 6 czasopism jest zapewniony. Po zmianie ustroju zmieniło się nie tyle czytelnictwo czasopism patronackich, co stopień ich prenumerowania. Kiedyś bibliotekarki, bez większego namysłu, stawiały znaczki w arkuszu zamówień przy takich pozycjach, jak np. "Dialog", "Nowe Książki" i "Literatura na Świecie", gdyż to nic nie kosztowało - po prostu peerel zapłacił. W pewnym momencie 9 tysięcy bibliotek stało się organami kultury samorządów i w 100 proc.</u>
          <u xml:id="u-4.1" who="#DyrektorBibliotekiNarodowejMichalJagiello">są od nich zależne finansowo. W tej chwili bibliotekarka dziesięć razy zastanowi się, zanim postawi znaczek przy danej pozycji. Na początku przeżyliśmy szok, związany z dużym spadkiem nakładów tych czasopism. Po rozmowach z kolegami ze Stanów Zjednoczonych, Kanady i z całej Europy Zachodniej doszliśmy do wniosku, że właśnie tak jest w świecie. Czasopisma tego typu rozchodzą się realnie od 500 egzemplarzy wzwyż - do 1-2 tysięcy. W tej chwili "Dialog" rozchodzi się w nakładzie 1700 egzemplarzy - większość w prenumeracie, "Literatura na Świecie" w nakładzie 2400 egzemplarzy - 1800 egzemplarzy w prenumeracie, "Nowe Książki" w nakładzie 2750 egzemplarzy - prawie 2000 egzemplarzy w prenumeracie, dwutygodnik "Ruch Muzyczny" w nakładzie 1380 egzemplarzy - prawie 900 w prenumeracie, "Twórczość" w nakładzie 1035 egzemplarzy - 539 w prenumeracie. "Nowaja Polsza" wydawana jest w nakładzie 4800 egzemplarzy, a sprzedajemy 500 egzemplarzy, gdyż ponad 3500 egzemplarzy dociera do bibliotek i do opiniotwórczych gremiów rosyjskich. To jest decyzja polityczna. Uważam, że jest to decyzja słuszna. Kilkaset egzemplarzy tego czasopisma jest rozprowadzane w ośrodkach polonistycznych, slawistycznych i rusycystycznych Europy Zachodniej, Kanady i Stanów Zjednoczonych. Gdybyśmy w tym obszarze chcieli zaproponować gospodarkę rynkową, to jeden egzemplarz takiego czasopisma kosztowałby od 18 do 50 zł. Każde podwyższenie ceny /nawet o 2 zł/ skutkuje gwałtownym spadkiem odbiorców. Nie wyobrażam sobie, by nie była podtrzymana polityka ochrony tych czasopism. We wczesnych latach dziewięćdziesiątych pan minister Maciej Klimczak był znakomitym, merytorycznym pracownikiem Ministerstwa Kultury i w tej chwili pełni funkcję wiceministra kultury. Pan minister powiedział, że być może nastąpi rozszerzenie listy czasopism patronackich. Pragnę zadeklarować, że Biblioteka Narodowa jest gotowa przejąć 1-2 tytuły, być ich opiekunem i wydawcą. Nie ukrywam, że co miesiąc z obawą myślę o tym, czy ukaże się tak znakomity miesięcznik, jakim jest "Odra" - jedyny tego typu miesięcznik społeczno-kulturalny. Oczywiście, zależy to od pana ministra i od opinii publicznej.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-5">
          <u xml:id="u-5.0" who="#RedaktornaczelnymiesiecznikaSlaskTadeuszKijonka">Zacznę od dwóch stwierdzeń, które mogłyby być mottem dzisiejszej dyskusji: "Sami sobie zgotowaliśmy ten los" oraz "Dżentelmeni mówią teraz głównie o pieniądzach". Myślę, że obecna sytuacja jest następstwem bardzo źle przeprowadzonej likwidacji RSW "Prasa". Przepadł ogromny majątek, w różny sposób rozdysponowano /a w części także rozgrabiono/ dochodowe pisma. Wydawana przez ten koncern prasa kulturalna przestała mieć opiekuna. Nikt nie chciał tych tytułów, udało się uratować jedynie pisma, które dzisiaj nazywane są czasopismami patronackimi. Zapewne można to było zrobić inaczej, ale sprawa jest już zbyt odległa, by w tej chwili o tym dyskutować. Obecnie wydawcami tych tytułów są najczęściej wydawcy zagraniczni, co oczywiście ma wpływ na zainteresowanie tych pism stanem kultury. Przeznacza się na te zagadnienia coraz mniej miejsca - najczęściej likwiduje się właśnie działy kulturalne. Dla kultury jest coraz mniej miejsca i ten proces pogłębia się - m. in. w Katowicach, które kiedyś były dużym ośrodkiem prasowym. W prasie miejscowej doszło do "ruiny" działów kulturalnych i nie da się odtworzyć dawnej konstrukcji. Wydawca /Passauer/ nie jest zainteresowany poświęcaniem wydarzeniom kulturalnym, sprawom literatury, recenzjom tyle miejsca, ile jeszcze było do niedawna - 3-4 lata temu. W tej chwili rynek czasopism jest rynkiem bezwzględnym i zachłannym, na którym nie liczą się żadne sentymenty. Można powiedzieć, że jest to proces w pewien sposób patologiczny, nad którym nie zapanujemy, zwłaszcza że prasa codzienna nie jest w polskich rękach i również tam przede wszystkim liczy się zyski. Powtarzam, że mogło być inaczej. W odpowiednim momencie nie zastanowiliśmy się nad tym, jak to zrobić inaczej. Efektem tego stanu jest np. sytuacja w Katowicach, które kiedyś były ogromnym ośrodkiem prasowym. Polikwidowano drukarnie - nawet drukarnię założoną przez Wojciecha Korfantego, który był wydawcą "Polonii". Oczywiście ma to także swoje następstwa kulturowe. Pojawiające się dyskusje wykraczają poza kulturę, gdyż dotyczą także historii, polityki i kwestii tożsamości. Na Śląsku często mamy do czynienia z niepokojącymi zjawiskami, o czym świadczy dyskusja na temat tzw. wieży spadochronowej. Dla Katowic jest to miejsce symboliczne, związane z obroną we wrześniu 1939 roku. Rozpętana dyskusja na ten temat zmierza do rewizji wiedzy i opinii o tych wydarzeniach. Jest więc wiele zjawisk tworzących osnowę dla czasopiśmiennictwa kulturalnego. Niektóre pisma muszą zatem wychodzić poza powinności czysto kulturalne i podjąć się pełnienia innych misji. Wynika to z przymusu miejsca i czasu. Dotyczy to również miesięcznika "Śląsk". "Śląsk" jest pismem wydawanym przez stowarzyszenie, które nie ma ani jednego etatowego pracownika. Z przychodów musimy pokrywać część kosztów utrzymania lokalu, koszty energii, transportu oraz całą obsługę administracyjną. W budżecie musimy mieć 40 proc. przychodów własnych. Zdarza się, że numer jest w druku i staramy się pozyskać jeszcze jedną lub dwie reklamy. Powtarzam, że przychody muszą się kształtować na poziomie 40 proc. Udaje się nam tak działać już 9. rok. Przez ten czas nie wydaliśmy ani jednego numeru podwójnego i nie doszło do większego poślizgu. Przeciętny nakład pisma wynosi 4000 egzemplarzy.</u>
          <u xml:id="u-5.1" who="#RedaktornaczelnymiesiecznikaSlaskTadeuszKijonka">Z wydawaniem pisma wiążą się inne, nowe powinności, wynikające z jego sytuacji. W coraz większym stopniu musi ono reprezentować wiele innych środowisk, zadań, misji, gdyż kultura często jest obszarem porzucanych przez prasę codzienną, przez media. W tej chwili zajmowanie się kulturą nie przynosi korzyści. "Śląsk" jest pismem społeczno-kulturalnymi z tego faktu wynikają określone konieczności. Do redakcji docierają sprawy znajdujące się na styku kultury i historii, kultury i życia społecznego. Przypadło mi wydawać to pismo w najgorszym czasie dla Śląska. Poupadały kopalnie, wielkie zakłady i jest około 400 tysięcy bezrobotnych. Z życia zostały jakby wykluczone całe ośrodki i środowiska. Z powodów politycznych został np. zlikwidowany Instytut Śląski, nie prowadzi się szeroko pojętych badań śląskoznawczych, badań kulturowych, badań śląsko-niemieckich, a są to bardzo ważne sprawy. Od kilkunastu lat toczy się spór o narodowość śląską, o tożsamość, co jest następstwem bardzo złożonej sytuacji. Również z tego tytułu nasze pismo ma do spełnienia pewne, stale poszerzające się misje. Górnośląskie Towarzystwo Literackie podejmuje się pełnienia takich misji, choć dotacje /ze wszystkich źródeł/ pokrywają około 50-60 proc. wydatków, składających się na budżet pisma. Jesteśmy mocarstwem pod względem liczby tytułów czasopism kulturalnych, literackich, artystycznych. Myślę, że dzieje się to tak dlatego, iż w jakichś miejscach jest grupa ludzi, która decyduje się na podjęcie pewnej inicjatywy. Są to bardzo chwalebne inicjatywy i zarazem najmniej kosztowne. Nic nie kosztuje mniej niż prasa artystyczna, literacka i kulturalna. Nasza redakcja nie tylko nic nie kosztuje, ale wytwarza pewne przychody, które pozwalają pismu ukazywać się. Wszystkie takie tytuły w znacznej mierze są robione społecznymi siłami entuzjastów, zapaleńców, ludzi, którzy mają do wypełnienia jakąś lokalną misję. Liczba takich czasopism świadczy o tym, że sprawdził się przyjęty policentryczny model kultury polskiej. Taka była tradycja kultury polskiej, co znalazło wyraz w inicjatywach, które w tej chwili tworzą mozaikę polskiej prasy kulturalnej. Wszyscy zgadzamy się co do tego, że pieniędzy na wydawanie tych tytułów jest za mało. Zbyt mało środków przeznacza się na kulturę literacką. Niewiele korzyści przynosi przekazywanie zadań samorządom. Są one "przegryzione" partykularyzmami lokalnymi i tam też brakuje pieniędzy. Na dofinansowanie 44 czasopism kulturalnych przeznacza się rocznie 2 mln 123 tys. zł, a na taką kwotą opiewa roczny budżet niewielkiego teatru. Jest to więc kwota znikoma. Na 6 czasopism patronackich przeznacza się kwotę 4 mln 400 tys. zł i to również są niewielkie środki. Honoraria autorskie są zaniżone do poziomu wstydliwego. Tylko ludzie kultury mogą wytrzymać takie traktowanie ich uposażeń. Tradycją stało się już to, że tym obszarze nie trzeba nic dodawać. Pisma mniejszości narodowych otrzymują dotację w wysokości 2 mln 297 tys. zł. Choć ta kwota jest też niewielka, to jednak jest ona większa od pieniędzy przeznaczanych na wspomniane przeze mnie 44 czasopisma. Nie wiem, co należy zrobić, by wzmocnić te pisma, by zwiększyć środki na ich wydawanie. Przyznawane dotacje są zdecydowanie za małe w stosunku do potrzeb. Od dziewięciu lat prowadzę miesięcznik "Śląsk" i tylko pewien rodzaj honoru nie pozwala mi złożyć rezygnacji.</u>
          <u xml:id="u-5.2" who="#RedaktornaczelnymiesiecznikaSlaskTadeuszKijonka">Wydawanie każdego numeru wiąże się z poszukiwaniem sponsorów, z pozyskiwaniem reklam. Traktujemy te tytuły jako ważne ogniska, wymagające specjalnej opieki. Pamiętajmy, że wokół nich tworzą się środowiska, konstruujące pewne grupy twórcze. Każde takie pismo jest patronatem jakichś wydarzeń lub inicjatorem, współorganizatorem wielu inicjatyw artystycznych i kulturalnych. To, co mówię, jest oczywiste, gdyż wszyscy tak to czujemy. Jednak zmuszony jestem powiedzieć, że powinno być jeszcze więcej troski /nawet ponad możliwości/ i więcej możliwości na miarę troski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-6">
          <u xml:id="u-6.0" who="#PoslankaIwonaSledzinskaKatarasinska">Krótki komentarz do wypowiedzi pana red. Tadeusza Kijonki. Moim zdaniem - to, co powiedział pan redaktor, jest całkowicie sprzeczne z tym, co możemy przeczytać w egzemplarzu "Śląska". Miesięcznik wychodzi 10 rok i kosztuje 4 zł, co na polskie warunki jest bardzo przystępną ceną. Pismo uzyskuje wsparcie urzędu marszałkowskiego, urzędu miasta oraz Ministerstwa Kultury. Wydaje mi się, że to czasopismo jest przykładem modelowego rozwiązania problemu tego typu pism. Jeśli "Śląsk" ma być dowodem zupełnego upadku tego typu czasopiśmiennictwa, to nie zgadzam się z takim twierdzeniem. Uważam, że jest dowodem na to, że skrytykowana przez pana redaktora "rewolucja" przyniosła jednak pozytywne efekty.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-7">
          <u xml:id="u-7.0" who="#RedaktornaczelnymiesiecznikaSlaskTadeuszKijonka">Bardzo się cieszę, że pani przewodnicząca tak dobrze ocenia to pismo. Pragnę powiedzieć, że łącznie te dotacje nie tworzą budżetu pisma. Blisko 50 proc. przychodu musimy sami pozyskiwać.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-8">
          <u xml:id="u-8.0" who="#PoslankaIwonaSledzinskaKatarasinska">Bardzo dobrze, że tak się dzieje, gdyż właśnie tak ma być.</u>
          <u xml:id="u-8.1" who="#PoslankaIwonaSledzinskaKatarasinska">Redaktor naczelny czasopisma "Scena" Lech Śliwonik  : "Scena" należy do grupy czasopism bardzo mało dotowanych. W ubiegłym roku dostaliśmy 36 tys. zł. Staram się wydawać 6 numerów rocznie, jednak nie zawsze to się udaje, gdyż redakcja działa za darmo. W zeszłym roku dostałem honorarium w kwocie 3 tys. zł, które następnie wpłaciłem na konto pisma, aby móc zapłacić rachunki za energię elektryczną. Nie chciałbym narzekać, gdyż jeszcze odczuwam potrzebę wydawania tego pisma. Chciałbym ją odczuwać do 2008 roku, w którym czasopismo będzie obchodziło 100-lecie istnienia. Powstało w roku 1908 we Lwowie jako "Poradnik Teatrów i Chórów Włościańskich". Potem był "Teatr Ludowy", a w końcu "Scena". Przed dzisiejszym posiedzeniem przeprowadzałem ankietę wśród studentów. Zespół respondentów liczył 150 osób. Zapytałem ich o to, co sądzą o czasopiśmiennictwie kulturalnym. Była to opinia młodych, naprawdę czytających ludzi - studentów Wydziału Wiedzy o Teatrze w Akademii Teatralnej. 80 proc. moich respondentów czyta "Plus-minus" /dodatek do "Rzeczpospolitej"), uważając go za najlepsze pismo kulturalne w kraju. Prawie nikt nie czyta tygodników, które uzyskały bardzo niską ocenę studentów. Bardzo wysoko zostały ocenione miesięczniki: "Literatura", "Teatr", "Kino". Ministerstwo Kultury dotuje około 50 pism. Przeznacza na to kwotę 6 mln 600 tys. zł, która stanowi 0,5 proc. budżetu Ministerstwa Kultury. Efektem jest ogromny ruch społeczno-kulturalny i literacki, skupiony wokół tych pism. W ten sposób kilkadziesiąt tysięcy ludzi jest ratowanych od "odmóżdżania". W jaki sposób zajmują się kulturą wysokonakładowe tygodniki? Mówi o tym następujący fragment tekstu: "Publiczność tupała nogami i piszczała niczym na koncercie rockowym, a na sali siedzieli m. in. książę Kentu Edward, arystokraci, członkowie parlamentu. Uroczystą premierę "Strasznego dworu" zaszczyciła cała londyńska śmietanka. Wyśrubowane oczekiwania publiczności spełnił dowcipny spektakl Grabowskiego. Największy Moniuszkowski hit /.../ najbardziej się podobał "Ten zegar stary". W taki sposób o kulturze pisze jedno z pism o największym nakładzie, a więc kultura osiągnęła już dno rynkowe. Wszystko się sprzedaje jako towar, który trzeba jakoś zapakować: jakiś książę Kentu i czyjaś żona. Ma to świadczyć o największej zasłudze Opery Narodowej w Londynie. Podkreślam, że nasze biedne, niskonakładowe pisma powinny być hołubione przez Ministerstwo Kultury, ponieważ jesteśmy dla tych ludzi, którzy przy okazji spraw kultury chcą jeszcze myśleć i mieć jakiś system wartości. Moi studenci są ludźmi w wieku 18-21 lat i zazdroszczą mi przeszłości. Zazdroszczą mi tego, że w latach młodości miałem takie czasopisma, jak: "Przegląd Kulturalny", "Nowa Kultura", "Kultura", "Życie Literackie". Czytając "Nową Kulturę", a potem "Kulturę" miałem dostęp do informacji o całej kulturze w Polsce, tzn. do teatru, do muzyki i do literatury. Były bogate kolumny recenzyjne oraz materiały reportażowe. Jeżeli Ministerstwo Kultury chciałoby nie tylko wspomagać istniejącą biedę, ale prowadzić politykę kulturalną, to warto wrócić do pomysłu pana ministra Kazimierza Dejmka, aby wydawać tygodnik kulturalny.</u>
          <u xml:id="u-8.2" who="#PoslankaIwonaSledzinskaKatarasinska">Jest to pomysł czekający na realizację, gdyż kultura jest coraz bardziej zatomizowana. Każdy sięga do pisma dotyczącego jego dziedziny: do "Teatru", do "Sceny", do "Ruchu Muzycznego". Nie ma traktującego o kulturze pisma ogólnopolskiego, są za to biuletyny w nakładzie 700 egzemplarzy. Utworzenie takiego ogólnopolskiego tygodnika jest ogromnym wyzwaniem i bardzo proszę Ministerstwo Kultury o rozważenie tego pomysłu. Chodzi przecież o interes kultury, a nie np. czasopisma "Scena", "Didaskalia" bądź "Teatr".</u>
          <u xml:id="u-8.3" who="#PoslankaIwonaSledzinskaKatarasinska">Zazdroszczę panu redaktorowi studentów, którzy czytają "Rzeczpospolitą", a nie "Fakt".</u>
        </div>
        <div xml:id="div-9">
          <u xml:id="u-9.0" who="#RedaktornaczelnykwartalnikaBorussiaRobertTraba">Od pewnego czasu nasze pismo jest wydawane jako kwartalnik. Nie uzurpując sobie prawa do reprezentowania kogokolwiek, chciałbym wypowiedzieć się w imieniu czasopism, które funkcjonują na obrzeżach wielkiej kultury. Czasopisma są punktem finalnym tego, co robi się w takich miastach, jak Sejny, Rzeszów lub Szczecin. Są pasem transmisyjnym dla dalszych kręgów, są miejscem kulturotwórczym, w którym odbywa się wiele rozmaitych inicjatyw. Taką perspektywę należy przyjąć w rozmowie o sensie finansowania tych czasopism. One nie są jedynie produktem. Są finałem tego, co tworzy się w konkretnych miastach i środowiskach. Z doświadczeń mojej trzynastoletniej pracy w tym czasopiśmie wynika, że mankament działania takich pism nie tkwi w braku pieniędzy. Chodzi o to, by przy skromnych możliwościach budżetowych przyjąć jasne kryteria. Kryteria zmieniają się zbyt często i to właśnie jest duża wada. Wiem, że obowiązuje zasada roku budżetowego. Pragnę zauważyć, że istnieją np. formy grantów, wzajemnych umów, które pozwoliłyby mieć perspektywę pewnej stabilności. W ciągu roku żaden numer "Borussi" nie jest sponsorowany z jednego źródła. Maleńki stabilizator tworzy dotacja Ministerstwa Kultury, reszta środków jest zdobywana. Zapewne jest to dobrze, ale czasami dochodzi do przerostu socjotechniki zdobywania pieniędzy nad tworzeniem tego, co jest autentycznym tworzywem tego pisma. Zdarza się, że więcej wysiłku i energii poświęca się zdobyciu potrzebnych pieniędzy niż pracy merytorycznej. Ministerstwo może zapewnić przejrzystość finansowania i przejrzystość kryteriów. Zdarza się, że te kryteria zmieniają się wielokrotnie nawet w ciągu roku. Ważnym ogniwem w odbiorze tych czasopism są biblioteki. Jedną z możliwości sponsorowania czasopism jest danie bibliotekom takich funduszy, które pozwolą na zakup tych pism. Jeżeli biblioteki będą miały pieniądze, to bibliotekarz będzie mógł kupić nasze czasopisma. Myślę, że mogłaby to być jedna z form sponsorowania. Słyszę, że nie jest to możliwe, ale na pewno byłoby wskazane pobudzić inicjatywę samorządów.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-10">
          <u xml:id="u-10.0" who="#RedaktornaczelnyczasopismaAkcentBoguslawWroblewski">W wielu sprawach zgadzam się z moimi przedmówcami. Myślę, że nie ma istotnej różnicy między tym, co powiedziała pani przewodnicząca a wypowiedzią redaktora naczelnego "Śląska". Czasopisma, o których mówimy, są efektem pewnej pasji ich redaktorów i nie chodzi o to, by tę pasję wspomagać energiczniej niż dotychczas. Pan redaktor Robert Traba powiedział, że więcej energii pochłania nam zdobywanie pieniędzy na wydanie kolejnego numeru niż praca merytoryczna nad tym przedsięwzięciem. To całkowicie niszczy radość, która jest zapłatą za naszą pracę. Redaguję "Akcent" już prawie 25 lat. Dodam, że w redakcji nie ma żadnych etatów i nie jest to nasze źródło utrzymania. Robię to dlatego, by odpowiedzieć sobie i współredaktorom na kilka pytań, które chcemy formułować. Chcemy postawić problemy, które w kulturze nie zostały jeszcze do końca rozpoznane i wymagają takiego rozpoznania. Nagrodą jest satysfakcja z tego, że udało się dotknąć odpowiedzi, tzn. rozjaśnić pewne sprawy. Tę satysfakcję bardzo burzy konieczność codziennych zabiegów o przetrwanie. Mam przed sobą numer "Akcentu", w którym odkrywamy jakieś nieznane aspekty twórczości plastycznej Dudy Gracza, twórczości poetyckiej Józefa Czechowicza. W tomie poświęconym wielokulturowemu dziedzictwu regionu biłgorajskiego pokazujemy, że społeczność lokalna /gminna i powiatowa/ nie jest tak ksenofobiczna, jak w Polsce przyjęło się twierdzić. Region ten pokazujemy przez pryzmat twórczości rodzeństwa Singerów. Isaak Singer urodził się w Biłgoraju i temu regionowi poświęcił pewną część swojej twórczości. Chciałbym poruszyć trzy sprawy, jakie nasunęły mi się po lekturze informacji Ministerstwa Kultury. Porównanie z ubiegłym rokiem wykazuje, że nastąpiła zmiana, wynikająca m. in. z faktu, że już w styczniu br. ekipie pana ministra Macieja Klimczaka udało się zapewnić nas o wysokości dotacji na 2004 rok. Fatalne było trzymanie w niepewności do ostatniej chwili redaktorów np. kwartalników. Bardzo się cieszę, że decyzje Ministerstwa Kultury są teraz podejmowane sprawniej i umożliwiają jakieś planowanie. Oczywiście, byłoby dobrze, gdyby to planowanie mogło objąć okres 2-3 lat, gdyż w wypadku naszych czasopism najbardziej wskazany byłby właśnie taki horyzont czasowy. Z informacji Ministerstwa Kultury wynika, że po decyzjach podjętych w 1999-2000 roku miał miejsce okres trzyletniej stabilizacji. Z mojego punktu widzenia nie można mówić o takiej stabilizacji. Wysokość dotacji zmieniała się w sposób skokowy - np. od 60 do 25 tys. zł. Chcielibyśmy, aby ta stabilizacja była rzeczywiście poważna i kilkuletnia. Od zespołów redagujących czasopisma kulturalne oczekuje się, że w coraz większym stopniu będą pozyskiwały środki finansowe spoza budżetu centralnego i samorządowego. Oczywiście, pewną część środków trzeba pozyskiwać w taki sposób, tzn. korzystać z pomocy prywatnych sponsorów. Co jednak można zrobić w sytuacji dużej biedy, gdy już nie można liczyć na prywatnych sponsorów? Nasze czasopismo jest redagowane w mieście, w którym największymi dwoma pracodawcami są: szpital wojewódzki i uniwersytet. Jak więc możemy znaleźć sponsorów? Jeśli zwracam się do bogatych firm, np.</u>
          <u xml:id="u-10.1" who="#RedaktornaczelnyczasopismaAkcentBoguslawWroblewski">do telefonii komórkowej, to słyszę, że ich centrala jest w Warszawie i mogą służyć dotacją jedynie w wysokości 3 tys. zł. Jeśli chcę pozyskać 15 tys. zł, to powinienem zwrócić się do szefów w centrali, co w przypadku czasopisma redagowanego poniekąd na prowincji jest nieco utrudnione. Przestrzegałbym przed myśleniem, że wpływy do budżetów czasopism uda się radykalnie zwiększyć za pomocą dotacji prywatnych sponsorów. W niektórych miejscach kraju po prostu nie będzie to możliwe. Przyjęcie takiego założenia może doprowadzić do katastrofy budżetowej tych czasopism. Pragnę zauważyć, że wykaz czasopism kulturalnych dotowanych w 2003 roku jest wieloskładnikowy. Trzeba mieć świadomość, że prawie 30 proc. tej ponaddwumilionowej dotacji pochłaniają czasopisma konserwatorów dzieł sztuki i zabytków. Kwota 210 tys. zł przeznaczana jest dla czasopism teatralnych, a 315 tys. zł dla czasopism filmowych. Na czasopisma typowo literackie przeznacza się około 40 proc. ogólnej kwoty dotacji. Oczywiście, nie zmierzam do tego, by w jakikolwiek sposób rugować z tej listy czasopisma teatralne, wręcz przeciwnie - uważam, że należy im się jeszcze większe wsparcie. Swoją wypowiedź chciałbym zakończyć apelem o dodatkowe środki. Apeluję do członków sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu o podjęcie inicjatywy zmierzającej do tego, by były środki na wydawanie czasopism kulturalnych, które przecież są oznaką pewnej środowiskowej aktywności w postaci szeregu przedsięwzięć /imprez, spotkań, dyskusji/ koncentrujących się wokół takiego czasopisma. Nasze czasopisma są ośrodkami życia literackiego. Apeluję do członków Komisji o wspomożenie Ministerstwa Kultury w działaniach na rzecz czasopism kulturalnych. Ministerstwo Kultury nie jest w stanie dokonać przesunięcia środków z jednej "kieszeni" budżetowej do drugiej. Może udałoby się znaleźć środki spoza budżetu Ministerstwa Kultury, które mogłyby wspomóc wydawanie czasopism kulturalnych, w tym również czasopism patronackich.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-11">
          <u xml:id="u-11.0" who="#PoslankaIwonaSledzinskaKatarasinska">Chęć zabrania głosu wyrazili posłowie: Bogdan Zdrojewski, Jan Byra, Antoni Stryjewski, Kazimierz Zarzycki oraz Włodzimierz Czechowski.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-12">
          <u xml:id="u-12.0" who="#PoselKazimierzZarzycki">Bardzo proszę o udzielenie mi głosu w pierwszej kolejności, gdyż o godz. 15.00 odbywa się posiedzenia Zarządu Głównego Stowarzyszenia Dziennikarzy.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-13">
          <u xml:id="u-13.0" who="#PoslankaIwonaSledzinskaKatarasinska">Chęć zabrania głosu wyraził jeszcze pan poseł Stanisław Papież. Zapisani do głosu posłowie nie wyrażają sprzeciwu wobec prośby pana posła Kazimierza Zarzyckiego.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-14">
          <u xml:id="u-14.0" who="#PoselKazimierzZarzycki">Chciałbym poruszyć cztery kwestie. Po pierwsze - kultura rzeczywiście jest osamotniona. Nie tak dawno na posiedzeniu Komisji omawialiśmy sytuację prasy polskiej, opierając się na materiałach Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. W prasie polskiej jest bardzo niewielu polskich decydentów i właścicieli, a prawie wszyscy są obcy. Pragnę powiedzieć, że w tej chwili polskie czasopiśmiennictwo społeczno-kulturalne może liczyć głównie na własne siły. W dyskusji podano przykład "Rzeczpospolitej", która poświęca kulturze dużo miejsca. Możemy jeszcze wymienić takie dwa lub trzy tytuły centralne. Rola pism kulturalnych bądź społeczno-kulturalnych jest więc w dzisiejszej sytuacji Polski nie do przecenienia. Z podanych liczb wynika, że jest nieco lepiej, niż mogliśmy to sobie wyobrazić - np. lepsze są nakłady i większa jest liczba czasopism wspieranych przez Ministerstwo Kultury. Wydaje się jednak, że obszar niezagospodarowanych potrzeb jest dużo większy i nasza Komisja powinna z większą serdecznością podejść do tej dziedziny życia. Wspomniałem już o roli właścicieli zajmujących się prasą. Właściwie można mówić o trzech dużych koncernach. Niezależnie od różnych opinii i pretensji kierowanych pod adresem Śląska należy powiedzieć, że jest on szczególnym miejscem Polski. Śląsk liczy 5 mln mieszkańców, z czego około 1/3 stanowią Ślązacy. W tym miejscu przez 60 powojennych lat integruje się społeczeństwo. Są tam ludzie, którzy napłynęli zza Buga, zza wschodniej granicy, ludzie, którzy na Śląsku żyli od wielu pokoleń, a także ludzie, którzy się tutaj urodzili. Trzeba również pamiętać o wielkim napływie ludzi z Polski centralnej w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Gdyby uwzględnić jedynie Ślązaków i wobec nich wyrażać swoje powinności, to naprawdę ta część Polaków, śląskich Polaków, zasługuje na to, by podchodzić do nich z serdeczniejszą troską. Wspomniałem, że spieszę się na posiedzenie zarządu głównego stowarzyszenia dziennikarzy. Chcę tam m. in. podnieść temat zwolnień dziennikarzy w redakcjach, o których dzisiaj mówiliśmy. Zwalnia się dziennikarzy "leciwych", tzn. w wieku około 50 lat, a także dziennikarzy zajmujących się kulturą. Kultura nie rodzi przecież sensacji i nie wpływa na poczytność i sprzedaż pism. Uważam, że skuteczniej trzeba chronić dziennikarzy i publicystów, którzy wiele zrobili dla kultury. Trzeba pamiętać, że prasa, o której mówię, również podlega niekorzystnym procesom. W tej chwili nie jest najlepiej, ale będzie jeszcze gorzej. W myśl sentencji Kopernika: "pieniądz gorszy wypiera pieniądz lepszy" gorsza prasa wypiera lepszą. Nie jest przypadkiem, że "Fakt" zyskuje pole manewru i sprzedaje ogromne nakłady, a takie możliwości tracą wszystkie tzw. poważniejsze tytuły. Wiem, że są pewne procesy ponadczasowe, ale z powinności resortu kultury i działaczy kultury wynikać będzie troska o tych, którzy w poważny sposób chcą traktować sprawy kultury w wychodzących jeszcze czasopismach. Pani przewodnicząca zauważyła, że "Śląsk" jest wspierany również przez samorząd. Z wykształcenia jestem ekonomistą i merkantylny stosunek do prasy miałem wtedy, kiedy wydawaliśmy czasopismo społeczno-kulturalne pt. "Tak i nie", a przy nim również "Kwartalnik Kulturalny". Proszę jednak spojrzeć, na co często samorządy wydają pieniądze - na samochwalstwo, na artykuły zachwalające danego prezydenta, burmistrza, wojewodę. Trzeba poważnie zastanowić się nad jakimiś metodami skuteczniejszego zwracania uwagi na to, że sensowniej jest wspierać lokalną kulturę i pieniądze samorządowe w większym stopniu przeznaczać na kulturę.</u>
          <u xml:id="u-14.1" who="#PoselKazimierzZarzycki">Uważam, że czasopiśmiennictwo kulturalne warte jest zainteresowania i pomocy, gdyż jest "lokomotywą" kultury. To właśnie od tych czasopism w jakimś sensie zależą losy wszystkich dziedzin kultury.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-15">
          <u xml:id="u-15.0" who="#PoselBogdanZdrojewski">Chciałbym się podzielić trzema refleksjami. Wydaje mi się, że dofinansowywanie czasopism przez Ministerstwo Kultury jest bardzo istotne dlatego, że w pismach codziennych mamy do czynienia z dosyć głębokim upadkiem recenzji i krytyki - teatralnej, muzycznej, plastycznej. Nie ulega więc wątpliwości, że dofinansowywane przez Ministerstwo Kultury czasopisma w jakimś sensie wypełniają tę lukę. Przedstawione przez pana ministra dane świadczą o tym, że niewiele mamy dwutygodników, a w ogóle brakuje tygodników. Przeważają kwartalniki, a więc opisy i recenzje oraz próby promowania określonych wydarzeń artystycznych są zazwyczaj spóźnione albo stanowią jedynie pewne wypełnienie owej luki, o której przed chwilą powiedziałem. Krytyka praktycznie przestała istnieć i właśnie dlatego niezmiernie istotne jest wspomaganie czasopism kulturalnych. Aby móc w miarę dobrze wypełnić tę lukę, konieczne jest spełnienie czterech warunków. Bardzo istotna jest sprawa stabilności polityki dofinansowywania czasopism kulturalnych. Ta stabilność nie może obejmować roku czy 2 lat, musi obejmować dłuższy okres, zwłaszcza że kwartalniki i roczniki są przygotowywane w cyklach nieco dłuższych. Zebranie bardzo cennego materiału wymaga określonej pracy i nakładów. Z przedłożonego materiału wynika, że ta polityka nie jest stabilna. W jednym roku wsparcie otrzymuje 38 czasopism, a w następnym - 76, potem - 48 itd. Drugą ważną sprawą jest przejrzystość pewnych kryteriów. Jestem przeciwnikiem wydawania opinii na temat tego, czy dane czasopismo powinno dostać o 5 tys. więcej a inne o 2 tys. Uważam, że istota sprawy tkwi nie w ilościach lecz w polityce, która przy uwzględnieniu dość przejrzystych i stabilnych kryteriów daje szansę wykreowania pewnego zjawiska, wypełnienia pewnej luki, o której wcześniej powiedziałem. Trzecim istotnym elementem jest terminowość przekazywania dotacji. Są czasopisma, które leżą w drukarni i czekają na opóźniającą się dotację. Wydawca zaczyna mieć pretensję do nic niewinnego zespołu redakcyjnego. To opóźnienie wpływa na ukazanie się następnego numeru i zaczyna tworzyć się ciąg dość niekorzystnych wydarzeń, najczęściej skutkujących podwyższeniem kosztów. Podkreślam, że niezwykle istotna jest terminowość dokonywania wpisanych do budżetu przelewów. Na str. 9 materiału znajduje się krótka informacja o tym, że warto wspierać przedsięwzięcia internetowe i stymulować powstanie pomysłów na te miniprzedsięwzięcia wydawnicze. Korzystanie z Internetu upowszechniło się już na tyle, że trzeba na to zwrócić uwagę i doprowadzić do sytuacji wykorzystania tego medium technicznego. Cieszę się, że ta sprawa znalazła się w informacji Ministerstwa Kultury. Bardzo się ciszę, że zwraca się uwagę na czasopisma, które mają długą tradycję i są niezwykle istotne. Bardzo się cieszę, że w naszym posiedzeniu uczestniczy redaktor naczelny "Odry". Wypowiadał się już redaktor naczelny "Akcentu". Uważam, że tradycja wydawania pisma jest sprawą niezwykle ważną. Podkreślam, że trzeba chronić czasopisma o długiej tradycji. Trzeba jednak pamiętać o tym, że zarazem mają one wyższe koszty funkcjonowania i należy im pomóc. W materiale Ministerstwa Kultury zamieszczono wykaz czasopism wspieranych w 2003 roku. Decyzje dotyczące następnego roku noszą charakter sprawozdania, pojawiają się w grudniu danego roku lub w styczniu roku następnego. Byłoby dobrze, gdyby wykaz czasopism dotowanych np. w 2004 roku był gotowy w styczniu 2004 roku, a wykaz na 2005 rok - w grudniu 2004 roku.</u>
          <u xml:id="u-15.1" who="#PoselBogdanZdrojewski">Wtedy będziemy mieli do czynienia z postępem.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-16">
          <u xml:id="u-16.0" who="#PoselJanByra">Właściwie mogę jedynie powtórzyć to, co powiedział pan poseł Bogdan Zdrojewski w kwestii terminowości przekazywania dotacji. Dodam, że dotyczy to szczególnie pism mniejszości narodowych. Pismo powinno wychodzić co miesiąc i dlatego trzeba zaciągać kredyty bankowe, a pan dyrektor Jerzy Zawisza dzieli te pieniądze dopiero w połowie roku. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Myślę, że co miesiąc minister finansów przekazuje 1/12 dotacji. Do tej pory pisma mniejszości narodowych były pod tym względem dyskryminowane. Otrzymywały dotację dopiero w połowie roku, czyli musiały zaciągnąć kredyty na pół roku swej działalności. Oczywiście taka sytuacja podrażała koszty wydawania pisma. Czy Ministerstwo Kultury rozważa kwestię poszerzenia listy czasopism patronackich? Dałoby to większe gwarancje stabilności. Nie jest to jedynie kwestia budżetu ministra kultury. Może się zdarzyć, że minister kultury zwiększy nakłady na Bibliotekę Narodową, a pan dyrektor nie musi tych pieniędzy wydać akurat na czasopisma patronackie. Po prostu musi dojść do dżentelmeńskiej umowy między dyrektorem Biblioteki Narodowej a ministrem kultury, gdyż nie są to pieniądze "znaczone". Wzrost nakładów na wydatki Biblioteki Narodowej nie musi oznaczać wzrostu nakładów na czasopisma patronackie. Myślę, że warto było spróbować to ustalić już przy konstrukcji tegorocznego budżetu. Wszyscy dopominają się o minimum stabilizacji i dlatego warto poszerzyć listę czasopism patronackich. W końcowej części informacji Ministerstwo Kultury mówi o konieczności wprowadzenia pewnych zasad postępowania wobec czasopism o tematyce kulturalnej. W pkt 2 czytamy: "stworzenie mechanizmu wiążącego przyznawanie dotacji z zainteresowaniem czytelników, a więc z nakładem i sprzedażą czasopisma". Są jednak czasopisma, gdzie nie może być takiego związku. Na pewno są pisma, w wypadku których trzeba sprawdzić, jaki jest faktyczny nakład, jakie są zwroty i czy wydawcy starają się pozyskać jakieś środki niepubliczne. Czy pan minister rozważał pomysł stworzenia ogólnopolskiego tygodnika kulturalnego? Być może taki pomysł należy poprzedzić przeprowadzeniem jakichś badań wśród potencjalnych czytelników. Jeśli jest potencjalna klientela, to ten pomysł trzeba rozważyć. Swoją wypowiedź chciałbym zakończyć dwoma sprostowaniami. Wielu naszych gości podawało różne liczby i kwoty. Nakłady budżetu państwa na dofinansowanie czasopism stanowią około 9 mln zł. W rękach ministra kultury jest około 600 mln zł rocznie, co oznacza, że nakłady na czasopisma stanowią 1,5 proc. budżetu ministra kultury. Lubelski "Akcent" i pan red. Bogusław Wróblewski mają wielkie zasługi w promocji i prezentacji twórczości Isaaka Singera, ale Isaak Singer nie urodził się w Biłgoraju, lecz w Leoncinie koło Zakroczymia. W Biłgoraju spędził jedynie 3 lata. Z Biłgoraja pochodzi jego matka.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-17">
          <u xml:id="u-17.0" who="#PoselAntoniStryjewski">Trochę w inny sposób pragnę się ustosunkować do problemu czasopiśmiennictwa kulturalnego. Niestety, kilogram makulatury jest o wiele tańszy od oceny przeciętnego czasopisma kulturalnego. Osoby domagające się dofinansowania czasopism kulturalnych powinny sobie uświadomić, że gros tych pism jest po prostu makulaturą, która zalega biblioteki, jakieś kioski, a potem skupy makulatury. Być może taka konstatacja jest bulwersująca, ale nie chodzi o to, by państwo się na mnie obrażali. Pragnę podkreślić, że ludzie właśnie w ten sposób postrzegają czasopiśmiennictwo kulturalne. Nasi goście są przedstawicielami świata kultury, który ponoć cechuje się dużą antyksenofobią, więc bardzo proszę o wysłuchanie również mojej wypowiedzi. Jeżeli mamy państwo o wolnym rynku, to niewątpliwie każda dziedzina życia w jakiś sposób musi się z nim skonfrontować. Może to być modyfikowane przez politykę państwa, ale w taki sposób, by były z tego jakieś określone korzyści. Nie może być tak, że za pieniądze państwa wydaje się czasopisma, które nikomu i niczemu dobremu nie służą. Podam przykład czasopism mniejszości narodowych. Jeśli w nich szkaluje się państwo polskie, zakłamuje się historię i wytwarza różne presje antynarodowe, antypolskie, to należy zapytać: czy warto na to wydawać pieniądze? Ostatnio takie treści zamieścił opolski "Wochenblatt". Wielokrotnie robiło to ukraińskie "Nasze słowo". Bardzo często to pismo było miejscem prezentacji zakłamanych antypolskich opinii i wypowiedzi różnych przedstawicieli tej mniejszości. Czy na wolnym rynku państwo ma dopłacać do tego typu "działalności kulturalnej"? Uważam, że nie powinno tego robić. Pan dyrektor Michał Jagiełło pochwalił czasopismo "Odra". Jestem z Wrocławia, prawie od zawsze mieszkam na Dolnym Śląsku. Pragnę powiedzieć panu dyrektorowi, że "Odra" jest renegatem czasopisma, a nie czasopismem wybitnym. Redakcja tego pisma od wielu lat służy ludziom władzy. Gdy był peerel, służyła władzom peerelu. Dzisiaj redakcja służy innej władzy. Nie ma tam przepływu młodych talentów. "Odra" w ogóle nie jest czytana, a nazwa tego pisma jest dezinformująca. Miało to być czasopismo regionalne, a publikuje rzeczy "nie z tego świata". Jest zupełnie niepotrzebnym czasopismem, utrzymywanym przy życiu wyłącznie dzięki dotacji państwa. Pragnę powiedzieć, że redakcje prezentują poglądy antypolskie, opanowane są przez środowiska mniejszości narodowych i etnicznych. Czy w Polsce są potrzebne takie czasopisma i czy jest potrzeba ich dofinansowywania przez budżet państwa? Czasopiśmiennictwo kulturalne w niewielkim stopniu realizuje pokładane w nim nadzieje. Najlepszym na to dowodem jest to, że nie są czytane. To wcale nie oznacza, że w Polsce nie ma ludzi wykształconych. Jeśli jednak w tych pismach publikuje się teksty antycywilizacyjne, antypolskie, antyreligijne lub antykatolickie, to po prostu zraża się ludzi. Mogę przedstawić wiele różnych opinii wybitnych ludzi kultury, którzy np. we Wrocławiu odsunęli się od "Odry". Trzeba powiedzieć, że jest już najwyższy czas na przyjrzenie się temu, jak i na co wydaje się pieniądze. Wydaje mi się, że powoli dochodzimy do pewnego konsensusu.</u>
          <u xml:id="u-17.1" who="#PoselAntoniStryjewski">Władza, środowiska kultury oraz społeczeństwo muszą się umówić, że będziemy weryfikowali treści, które są zamieszczane w czasopismach kulturalnych. Tak, proponuję wprowadzić cenzurę na poziomie chociażby rządu amerykańskiego. Wydaje mi się, że poziom nieakceptowania przez społeczeństwo czasopiśmiennictwa kulturalnego jest na tyle duży, że to czasopiśmiennictwo nie może funkcjonować w obecnej, nikomu niepotrzebnej formule - ksenofobicznej, zamkniętej, eklektycznej. Jeśli to czasopiśmiennictwo będzie odzwierciedlać rzeczywiste pragnienia ludzi, to pojedyncze egzemplarze tych pism będą rozchwytywane, a nie wyrzucane. Czas peerelu się skończył i dzisiaj nie możemy powiedzieć, że z rozdzielnika każda biblioteka i dom kultury dostanie pełny zestaw tzw. kultury. Na to już naprawdę nie ma pieniędzy, pieniędzy państwa, które boryka się z różnymi problemami bardziej zasadniczej natury. Jeśli ma się ostać obszar czasopiśmiennictwa kulturalnego, to musi ono realizować społeczne potrzeby, gdyż degrengolady nikt już dzisiaj nie akceptuje. W Łodzi, Ełku, Poznaniu, Wrocławiu oraz w wielu innych miejscach następuje eksplozja brutalności, agresji i totalnej głupoty. Pokazuje to wyraźnie, że nie wypełniły się nadzieje pokładane w świecie kultury. Ostatnio w "Rzeczpospolitej" pojawiła się recenzja spektaklu wystawianego w jednym z teatrów warszawskich. Takich prymitywnych, wulgarnych i obscenicznych spektakli jest znacznie więcej. Z taką degrengoladą często mamy do czynienia również w czasopismach kulturalnych. Po raz kolejny proszę o to, by Ministerstwo Kultury zastanowiło się nad tym, jak prowadzić rzeczywistą politykę kulturalną państwa. W taką politykę powinno być wpisane czasopiśmiennictwo kulturalne.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-18">
          <u xml:id="u-18.0" who="#PoslankaIwonaSledzinskaKatarasinska">Pan poseł Antoni Stryjewski dokonał jednak jakiegoś postępu na drodze cenzurowania. Przychylam się do wniosku posłów, którzy postulują, by wypowiedzi ograniczać czasowo do 3-3,5 minuty.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-19">
          <u xml:id="u-19.0" who="#PoselWlodzimierzCzechowski">Podczas przysłuchiwania toczącej się dyskusji nasunęły mi się następujące spostrzeżenia. Oprócz niezbędnych nakładów na kształcenie młodzieży muszą się również znaleźć pieniądze na kulturę. Przypomniałem sobie piękne słowa Jerzego Waldorffa, wypowiedziane w czasie, gdy jeszcze marzyliśmy o znalezieniu się w Unii Europejskiej. Jerzy Waldorff powiedział wtedy Polakom, że po wejściu do Unii Europejskiej Polska będzie tam, gdzie będzie sięgać polska kultura. To naprawdę są piękne i prorocze słowa. Jeśli tutaj coś przegapimy, to może nas również spotkać tragedia natury kulturalnej. Proszę zwrócić uwagę na liczbę polskich tytułów prasy codziennej i porównać to z liczbą tytułów, będących własnością obcego kapitału. Kształtowanie opinii w Polsce coraz częściej odbywa się pod dyktando obcych stolic. Zaczyna to być coraz bardziej przerażające. Uważam, że minister kultury nie powinien dawać pieniędzy tym niskonakładowym czasopismom. Należy ustalić schemat docierania tych tytułów do środowisk, gdzie one powinny trafić. Chodzi przecież o upowszechnianie czytelnictwa. Trzeba ustalić nakład, który ma się rozejść, a dotacją powinna być cena czasopisma. Nie można przyznawać dotacji dla tytułu, który np. nie funkcjonowałby w sposób prawidłowy. Pogoń za pieniędzmi rzeczywiście może przyćmić jakość tych czasopism. Moim zdaniem słuszna jest uwaga o tym, że jest dużo tytułów czasopism, które być może mają zbyt niskie nakłady. Warto zastanowić się nad tą sprawą. Wywodzę się ze Śląska i mogę powiedzieć, że jest on regionem szczególnym dla kultury. Potrafił zachować polskość przez ponad 600 lat i jako region przygraniczny dzisiaj też nie ma łatwego życia. Poddany jest również straszliwej presji restrukturyzacji i likwidacji tradycyjnego śląskiego przemysłu. Walcząc o codzienny byt, o przetrwanie, ludzie tego regionu nie zapominają o kulturze. Uważam, że to również powinno podlegać specjalnej opiece ze strony Ministerstwa Kultury.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-20">
          <u xml:id="u-20.0" who="#PoselStanislawPapiez">Po lekturze wykazu czasopism dotowanych przez Ministerstwo Kultury nasuwają się następujące refleksje. Po pierwsze - widoczna jest wybitna jednostronność dofinansowywania owych tytułów. Większość dotowanych czasopism nie spełnia roli kulturotwórczej, a więc podstawowej roli kształtowania człowieka. Nie wiem, czy państwo czytacie te czasopisma. Ja je czytam bądź przeglądam i dlatego pragnę zapytać: jaka jest celowość utrzymywania takiego kanonu czasopism? Większość z tych periodyków świetnie tworzyło kulturę w peerelu, a później bardzo gładko przeszło na pozycje liberalne, postmodernistyczne. Dzisiaj te czasopisma często reprezentują kulturę, którą trudno nazwać tym słowem. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że to, co jest stale, musi być utrzymywane. W wypadku tych czasopism "zjadł je ząb czasu". Wiele ciekawych zjawisk dzieje się w nowej kulturze, która po 1990 roku wyszła z podziemia i przeszła pewną ewolucję intelektualną. Odczuwam brak dofinansowywania właśnie tych nowych czasopism. Dlaczego dofinansowywanie cechuje się jednostronnością? Czy te nowe czasopisma są w jakiś sposób banalizowane przez Ministerstwo Kultury, czy też są spychane na margines z powodów ideowych? Myślę o pismach dojrzałych intelektualnie, tworzących kulturę, która uczy człowieka bycia dobrym, wiernym prawdzie, ojczyźnie, swojej wierze. Takim pismem jest "Fronda", która odgrywa ważną rolę, gdyż w sposób istotny aktywizuje młode pokolenie. Być może takie czasopisma są państwu nieznane, choć już dzisiaj odgrywają ważną rolę i nie mają kłopotów ze sprzedażą, czasami dość dużych nakładów. Takim pismem jest "Cywilizacja", wydawana w Lublinie przez ojca profesora Krąpca. Jest ono przykładem kultury osadzonej w głębokiej antropologii ludzkiej i polskiej. Choć te czasopisma rozchodzą się, to, niestety, borykają się z kłopotami finansowymi. Dlaczego Ministerstwo Kultury nie zauważa tych pism i nie podejmuje żadnych działań na ich rzecz? Rozumiem, że są dość daleko idące różnice ideowe, gdyż te czasopisma prezentują inną wizję świata, inną szkołę myślenia i inną antropologię. Trzeba jednak pamiętać, że służą kulturze polskiej. Kolejnym ważnym pismem jest "Christianitas", które buduje pewną płaszczyznę duchową, intelektualną, a przede wszystkim pokazuje, że wiara katolicka jest głęboko osadzona w kulturze. Pokazuje jej przekładalność na dzisiejsze życie kulturowe i postawy ludzkie. Czasopisma, o których mówię, nie znajdują się w wykazie czasopism dofinansowywanych przez Ministerstwo Kultury. Uważam, że jest to bardzo wielka krzywda dla narodu polskiego. Ministerstwo Kultury zdaje sobie chyba sprawę z tego, że człowiek uformowany na lekturze zawartości tych pism nie będzie tworzył subkultury ani nie będzie prezentował postaw, z jakimi mamy do czynienia w ostatnich tygodniach i miesiącach. Taki człowiek po prostu będzie osadzony w rzeczywistej kulturze. Rozumiem, że państwo przyjęliście politykę poprawności /przynajmniej w dużej mierze/ za swoją wykładnię ideologiczną. Pozbądźmy się ideologii liberalnej, postmodernistycznej. Zacznijmy budować kulturę wyrastającą z ducha narodu polskiego.</u>
          <u xml:id="u-20.1" who="#PoselStanislawPapiez">Z podanych w informacji Ministerstwa Kultury liczb wynika przerażające dla mnie porównanie. Ministerstwo wspiera 39 periodyków mniejszości narodowych oraz 44 czasopisma nibypolskie. W dużej mierze są to pisma pseudopolskie lub po prostu polskojęzyczne. Ten fakt jest oczywistą niesprawiedliwością. Nie wiem, czy mniejszość w Polsce jest tak duża, że musi mieć dotowanych aż tyle czasopism. Jest to typowy przykład niespełniania przez Ministerstwo Kultury funkcji kulturotwórczej przede wszystkim wobec narodu polskiego. Później, w miarę możliwości, powinno pełnić taką funkcję wobec mniejszości narodowych. Chodzi o zachowanie zwykłej proporcji. Mówimy, że dzisiaj te czasopisma nie są kupowane. Myślę, iż główną przyczyną jest to, że człowiek nie znajduje w nich tego, co czyni go człowiekiem. W wykazie dofinansowywanych tytułów jest np. przerost czasopism o proweniencji teatralnej. A co dzisiaj dzieje się w teatrze? Pochodzę z Krakowa, w którym teatr zawsze reprezentował wysoki poziom, a dzisiaj możemy mówić o jego skrajnym postmodernizmie, komercji, merkantylizmie. Wsparcie finansowe ze strony Ministerstwa Kultury powinny otrzymać środowiska, które mają do zaproponowania młodym Polakom coś istotnego. Tutaj nie ma żadnych strat, za to pożytek jest wielki.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-21">
          <u xml:id="u-21.0" who="#PoslankaIwonaSledzinskaKatarasinska">Przysłuchując się dyskusji, zaczęłam myśleć o tym, że być może najlepszym wyjściem byłaby likwidacja tych dotacji. Jeśli dotyczą określonej grupy czasopism, to zawsze będą różne podejrzenia i pretensje o to, że dotację otrzymuje jakaś opcja, a inna jej nie dostaje. Pragnę zwrócić uwagę na to, że nie mamy pełnego materiału. Chciałabym wiedzieć, kto nie dostał dotacji, komu jej odmówiono. Mając taką wiedzę, byłabym przekonana o zasadności zgłaszanych dzisiaj uwag. Wtedy istniejącą sytuację należałoby uznać za błąd, gdyż kultura jest wielowymiarowa i nie wolno wskazywać jakichś kierunków. Kwestia kryteriów. Muszą być one na tyle przejrzyste i oczywiste, by nie podważano ich zasadności przy podejmowaniu decyzji o wspieraniu konkretnych tytułów. Myślę, że nie powinny być one zmieniane wraz ze zmianą np. rządu albo mody. Takie dotacje są próbą wspierania pewnej narodowej substancji kulturotwórczej, którą dostrzegam zarówno na stronach "Odry", jak i "Frondy". Bardzo ważna jest kwestia jasności kryteriów oraz pewność, że pieniądze przeznaczane na dofinansowanie czasopism kulturalnych nie są zmarnowane. Rzeczywiście istnieje pewien kryzys pism specjalistycznych, zawodowych. Kiedyś studentowi polonistyki nie wypadało się przyznać, że nie czytuje "Dialogu" lub "Twórczości". Dzisiaj student polonistyki sięga do Internetu po bryk, ściąga jakąś pracę magisterską i jest to akceptowane w jego środowisku. Pewien typ czasopism ma mniejszy krąg odbiorców, gdyż zmieniły się potrzeby, przyzwyczajenia i normy edukacji - także kulturalnej. Nie oznacza to, że te pisma należy wycofać. Zastanawiam się nad tym, czy rzeczywiście barierę stanowi kwestia ceny. Czy można powiedzieć, że 4-6 zł na miesiąc lub kwartał jest jakąś barierą? Bardzo przepraszam za trywialne określenie, ale trzeba czytelnika przyzwyczaić do tego, że takie pismo musi mieć cenę nie jednego piwa, lecz dwóch. Odbiorca powinien sobie cenić profesjonalne, zawodowe wydawnictwo. Pan red. Robert Traba zwrócił uwagę na to, że są czasopisma, które pełnią rolę kulturotwórczą także poza zamieszczonymi w nich tekstami. Chodzi o inicjatywy lokalne i regionalne, gdzie czasopismo jest ośrodkiem działalności kulturalnej. Tego typu inicjatywy powinny być przedmiotem szczególnej troski Ministerstwa Kultury. Jest to przecież coś więcej niż artykuł. Uważam, że formy dotacji mogłyby być różne. Bardzo często wspieranie pewnych imprez, festiwali, debat, dyskusji, których inicjatorem jest czasopismo, jest także pośrednim dotowaniem tego pisma. Takie kompleksowe spojrzenie byłoby bardzo pożądane w odniesieniu do wielu pism regionalnych.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-22">
          <u xml:id="u-22.0" who="#PoselKazimierzUjazdowski">Chciałbym uzyskać informację o tym, jak w ciągu ostatnich 10 lat przedstawiała się wysokość dotacji na czasopisma kulturalne. Jaki to był procent kwot znajdujących się w rękach ministra kultury? Takie informacje pozwolą nam decydować o budżecie na 2005 rok. Nie można tej części mecenatu państwa traktować w oderwaniu od innych wydatków Ministerstwa Kultury. Dodam, że w dziedzinie książki i promocji czytelnictwa doprowadzono /poza kontrolą parlamentu/ do wyprowadzenia tej funkcji mecenatu poza Ministerstwo Kultury. Nie twierdzę, że była to zła decyzja, ale przydałaby się jakaś informacja i dyskusja na ten temat, gdyż chodzi o dotowanie książek, a więc czegoś, co jest bardzo podobne do wspierania inicjatyw czasopism kulturalnych. Polskie życie umysłowe jest wielonurtowe i w żadnym wypadku nie mogę zgodzić się z osobami, które poddają krytyce finansowanie np. "Odry", choć z większą przyjemnością czytam "Arkana". Decyzja o drugim z rzędu skreśleniu z listy czasopism dotowanych "Arkanów" i "Frondy" jest decyzją poważną, z której trzeba się będzie wytłumaczyć. Proszę o przedstawienie na piśmie argumentów, które legły u podstaw tej decyzji. Chodzi przecież o pisma odgrywające poważną rolę w polskim życiu kulturalnym. Są to pisma omawiane poza własnymi łamami - częstokroć znacznie częściej niż wiele pism znajdujących się na liście czasopism dotowanych. Proszę o udzielenie przemyślanej odpowiedzi na piśmie, gdyż będziemy czuwali nad tą sprawą. Chciałbym również uzyskać informację na temat udziału samorządów w mecenacie państwa nad czasopismami. Powinniśmy wiedzieć, z jakiego wsparcia samorządowego korzystają czasopisma dotowane i czy są ważne pisma wydawane tylko przez samorządy miejskie. Znam np. dobre pismo literackie wydawane w Sopocie, które żyje tylko dzięki gminie Sopot i nie uzyskuje wsparcia władz państwowych. Poza wszystkimi sprawami pozostaje kwestia wzmocnienia mecenatu państwa w tej dziedzinie. Kwota 2 mln zł nie jest przecież żadnym dogmatem. Pragnę podkreślić, że nic tak nie szkodzi silnemu mecenatowi państwa jak powrót do peerelowskiego ustroju kultury. Nie odtworzy się typu organizacji polskiego życia kulturalnego, jaki funkcjonował przed 1989 rokiem. Jeśli w dyskusjach publicznych będzie dominował taki pogląd, to uważam, że raczej sprzyja on innej złej reakcji, tzn. prostej ekonomizacji polityki kulturalnej. Trzeba dążyć do zachowania silnego mecenatu państwa, ale nie odwołującego się do wzorców czysto socjalistycznych. Stanowczo odradzam realizację pomysłu założenia przez administrację rządową tygodnika kulturalnego.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-23">
          <u xml:id="u-23.0" who="#PoselEugeniuszCzykwin">Nie mogę nie odnieść się do słów panów posłów: Antoniego Stryjewskiego i Stanisława Papieża. Rozumiem, że kultura mniejszości narodowych i dofinansowywanie czasopiśmiennictwa tych środowisk może się komuś wydawać rzeczą zbędną. Pragnę powiedzieć, że chodzi o kwotę, która stanowi 0,2 lub 0,3 proc. budżetu ministra kultury. Oczywiście, można uznać, że kultura polskich Żydów, Białorusinów, Ukraińców itd. nie jest składnikiem ogólnonarodowej kultury. Nie zgadzam się z takim poglądem. Jeśli we wspomnianych przez pana posła Antoniego Stryjewskiego pismach są treści antypolskie, to pragnę przypomnieć, że te czasopisma również podlegają obowiązującemu w naszym państwie prawu. To jest właściwa droga postępowania w sytuacji, gdy dochodziło do naruszenia prawa. Tak się składa, że 19 lat redaguję i wydaję pismo, którego każdy numer związany jest z wykazaniem troski o zabezpieczenie finansów. Pragnę przypomnieć, że Sejm zabrał ministrowi kultury około 50 mln zł i przeznaczył je na wożenie "powietrza". Z zawodu jestem kolejarzem i dlatego pozwalam sobie użyć takiego sformułowania. Taka poprawka została przegłosowana pod pręgierzem stojącego na galerii lobby i opozycji, dla której w tym momencie ważna była walka polityczna. Taki sam efekt mógłby być w sytuacji, gdyby głosowanie dotyczyło np. 40 mln zł. Pozostawienie ministrowi kultury 10 mln zł oznaczałoby np. podwojenie budżetu, przeznaczonego na wspomaganie tej mizerii, z którą pan minister musi sobie radzić. Myślę, że przy okazji następnego budżetu część kolegów z Komisji Kultury i Środków Przekazu będzie wspierała wszystkie działania na rzecz powiększenia budżetu ministra kultury w tym zakresie. Podzielam głosy mówiące o potrzebie przejrzystości stosowanych ogólnych kryteriów. Myślę, że przydałaby się obszerniejsza informacja ministra kultury oraz dyskusja na ten temat.</u>
          <u xml:id="u-23.1" who="#PoselEugeniuszCzykwin">Redaktor naczelny czasopisma "Literatura na Świecie" Piotr Sommer  : Chciałem zabrać wcześniej głos, by krótko skomentować wypowiedź pana posła Antoniego Stryjewskiego. W tej chwili mogę jedynie powiedzieć, że bardzo dziękuję za zaproszenie na posiedzenie Komisji. Bardzo się cieszę, że mogłem wysłuchać kilku niezwykle kompetentnych głosów posłów - np. pana posła Bogdana Zdrojewskiego i Kazimierza Ujazdowskiego. Muszę jednak powiedzieć, że po raz pierwszy w gmachu Sejmu dojmująco egzotycznie zabrzmiały głosy posłów z klubu LPR i "Samoobrony". Dzisiaj o wiele lepiej rozumiem, na czym polega zasadniczy kłopot dzielących kulturę polską dokładnie na połowę.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-24">
          <u xml:id="u-24.0" who="#PoselJanByra">Słuchając wypowiedzi pana posła Kazimierza Ujazdowskiego, odniosłem wrażenie, że źle zrozumiał moje słowa. Pragnę powiedzieć, że nigdy by mi nie przyszedł do głowy pomysł, by wydawcą tygodnika kulturalnego było Ministerstwo Kultury.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-25">
          <u xml:id="u-25.0" who="#PodsekretarzstanuwMKMaciejKlimczak">Pragnę podziękować Komisji za dzisiejszą debatę oraz za konkluzję, mówiącą o tym, że taka dyskusja powinna mieć charakter ciągły. Rzeczywiście, największym problemem jest sprawa doboru kryteriów. Od długiego czasu borykamy się z tym problemem. Pan redaktor Piotr Sommer w krótkich słowach ujął to, co ja bardzo dojmująco odczułem. Być może te lęki rozprasza wypowiedź pana posła Kazimierza Ujazdowskiego. Głęboko wierzę w to, że nie będzie powrotu do bolszewizmu w myśleniu o kulturze. Jesteśmy po to, by kreować najszczytniejsze wartości i nikogo nie wykluczać. Odpowiadając na pytanie pana posła Kazimierza Ujazdowskiego, pragnę podkreślić, że nie byliśmy w stanie sfinansować 170 tytułów czasopism społeczno-kulturalnych, wśród nich również "Frondy" i "Arkanów". Chciałbym zwrócić uwagę na to, że selekcja zawsze ma charakter subiektywny. Przecież każdy z nas dokonuje innego wyboru. Innego wyboru dokonuje czytelnik, a innego redaktor, zamieszczając w piśmie poszczególne teksty. Subiektywizm jest rzeczą naturalną, związaną z naturą człowieka oraz z tym, że funkcjonujemy w obiegu kultury w konkretnym momencie historycznym. Oczywiście, pan poseł otrzyma odpowiedź na piśmie, wyjaśniającą przesłanki podjętych przez nas decyzji. Kierowaliśmy się różnorodnymi kryteriami. Myślę, że Komisja postanowi zająć się tą sprawą na oddzielnym posiedzeniu, abyśmy mogli głębiej zastanowić się nad sugestią zawartą w mojej wstępnej wypowiedzi. Być może warto finansować mniej tytułów, by móc skupić się na ich poziomie merytorycznym i edytorskim. Takie podejście w jakiś sposób zbiega się z sugestią pana posła Jana Byry, dotyczącą utworzenia tygodnika kulturalnego. Być może byłoby dobrze, gdyby w naszym życiu publicznym zaistniał periodyk, na którego łamach byłyby prezentowane recenzje, ogólnopolska informacja kulturalna oraz informacja o naszych kreacjach artystycznych poza granicami kraju. Takie pismo stanowiłoby kompendium wiedzy o kulturze. Nigdy jednak nie pomyślałem o tym, że siłą sprawczą wydawania takiego periodyku powinno być Ministerstwo Kultury. Przykłady takich rozwiązań z przeszłości są nie najlepsze. To nie minister powinien decydować o zawartości treściowej takiego pisma. Pragnę zapewnić, że przy dokonywaniu wyboru i dzieleniu skromnych środków z całą pewnością nie sugerujemy się względami politycznymi. Staramy się uwypuklać, akcentować to, co powinno być najistotniejsze dla rozwoju cywilizacyjnego współczesnego państwa polskiego. Oczywiście, może to być różnie oceniane, ale nie mogę zgodzić się z opinią pana posła Stanisława Papieża, zarzucającą nam jednostronność. Być może nasze niewielkie możliwości finansowe powodują, że nie jesteśmy w stanie pochylić się nad każdym periodykiem. Powtarzam, że jesteśmy otwarci i nie zamykamy się na wszelkiego rodzaju sugestie, na podpowiedzi. Jesteśmy urzędem władzy publicznej, otwartym na wszelkie sugestie - zwłaszcza Komisji Kultury i Środków Przekazu. Nie jestem w stanie odnieść się do wszystkich pytań i postulatów związanych np. ze sprecyzowaniem kryteriów i z przedstawieniem informacji na temat nakładów czasopism kulturalnych. Będzie to wymagało zorganizowania systematycznych badań i zebrania takich danych. W możliwie najszybszym czasie spróbuję przeprowadzić takie analizy prasoznawcze i poinformować o tym prezydium Komisji.</u>
          <u xml:id="u-25.1" who="#PodsekretarzstanuwMKMaciejKlimczak">Kwestią czasopism zacząłem zajmować się w październiku ub. roku. Ubiegłoroczne środki zostały podzielone w grudniu, a o decyzji dotyczącej roku 2004 redakcje zostały powiadomione już w styczniu. Był to pierwszy krok porządkujący. Pragnę podkreślić, że będzie zrealizowanych wiele postulatów zawartych w naszej informacji, a o których mówiłem w swojej wstępnej wypowiedzi. Chcemy lepiej przyjrzeć się wszystkiemu, co wiąże się z polityką wydawniczą. Z całą pewnością chcemy doprowadzić do przejrzystości kryteriów, rozumianej nie tylko jako ogłoszenie decyzji na stronie internetowej ministra kultury. Chodzi nam o przejrzystość, która respektowałaby możliwość innego punktu widzenia, o czym mówili posłowie Bogdan Zdrojewski i Stanisław Papież. Bardzo dobrze, że takie głosy są wypowiadane w publicznej dyskusji. Być może właśnie to nas różni od Polski sprzed 15 lat. W dyskusji publicznej możemy artykułować swoje wątpliwości po to, by doskonalić nasze życie publiczne. Właśnie w tym kierunku powinny zmierzać nasze refleksje. Uważam, że od Komisji Kultury i Środków Przekazu w znacznej mierze zależy to, jak w przyszłości będzie się przedstawiała sprawa czasopism. Komisja nie tylko uchwala budżet ministra kultury, ale przedkłada konkretne sugestie, odnoszące się do kształtowania polityki kulturalnej państwa.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-26">
          <u xml:id="u-26.0" who="#PoslankaIwonaSledzinskaKatarasinska">Dziękuję państwu. Zamykam posiedzenie Komisji.</u>
        </div>
      </body>
    </text>
  </TEI>
</teiCorpus>