text_structure.xml
163 KB
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79
80
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
98
99
100
101
102
103
104
105
106
107
108
109
110
111
112
113
114
115
116
117
118
119
120
121
122
123
124
125
126
127
128
129
130
131
132
133
134
135
136
137
138
139
140
141
142
143
144
145
146
147
148
149
150
151
152
153
154
155
156
157
158
159
160
161
162
163
164
165
166
167
168
169
170
171
172
<?xml version='1.0' encoding='utf-8'?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
<xi:include href="PPC_header.xml" />
<TEI>
<xi:include href="header.xml" />
<text>
<body>
<div xml:id="div-1">
<u xml:id="u-1.0" who="#ZenonGłodek">Jako gospodarz placówki, w której mamy zaszczyt gościć sejmową Komisję Edukacji, Nauki i Młodzieży, serdecznie witam posła Franciszka Potulskiego, przewodniczącego Komisji i wszystkich jej członków oraz gości Komisji. Witam parlamentarzystów ziemi lubuskiej, reprezentantów Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu z ministrem Andrzejem Jamrozem oraz reprezentantów urzędów centralnych. Witam też wojewodę lubuskiego, pana Andrzeja Korskiego, wicemarszałka województwa lubuskiego, pana Bogusława Bila, przedstawicieli administracji rządowej i samorządowej naszego województwa. Miło mi gościć przedstawicieli uczelni, szczególnie zaś serdecznie witam kolegów rektorów. Cieszę się, że to właśnie w naszej uczelni odbywa się posiedzenie wyjazdowe Komisji sejmowej. Życzę owocnych obrad.</u>
</div>
<div xml:id="div-2">
<u xml:id="u-2.0" who="#AndrzejKorski">Szanowni państwo, niezwykle mi miło, że Komisja, od której będzie zależeć los szkolnictwa wszystkich szczebli, w tym szkolnictwa zawodowego, ma okazję pracować właśnie w Gorzowie Wielkopolskim, w murach Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej, będącej jedną z pierwszych szkół tego typu, powołanych do życia przed kilku laty. Fakt powstania samodzielnej uczelni ma ogromne znaczenie dla miasta i regionu, w którym środowisko akademickie znajduje się dopiero w fazie tworzenia. Istnienie PWSZ przyczynia się niewątpliwie do rozwoju miasta. Ziemia lubuska dysponuje już jedną dużą uczelnią samodzielną, którą jest Uniwersytet Zielonogórski, lecz istnienie na terenie naszego województwa również dwóch państwowych wyższych szkół zawodowych jest bardzo ważne, zważywszy, że zubożenie społeczeństwa regionu jest niewątpliwe i że ludzi nie stać na wysyłanie młodzieży do odległych placówek akademickich. Wspomniane szkoły zwiększają dostępność studiów dla bardzo niekiedy biednych środowisk. Mam nadzieję, że obserwacje, jakie będą mieli państwo możliwość poczynić w czasie pobytu w Gorzowie, przyczynią się do jeszcze sprawniejszego funkcjonowania naszego państwa oraz szkolnictwa wyższego. Tego właśnie życzę wszystkim tu zebranym.</u>
</div>
<div xml:id="div-3">
<u xml:id="u-3.0" who="#FranciszekPotulski">Witam serdecznie. Otwieram posiedzenie Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży. Mamy dziś do rozpatrzenia dwa punkty porządku. Pierwszy to funkcjonowanie i rozwój wyższych szkół zawodowych, przy czym oceniać będziemy realizację ustawy z 26 czerwca 1997 roku - o wyższych szkołach zawodowych; w punkcie tym głos zabierze sekretarz stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej i Sportu Adam Jamróz oraz rektor PWSZ Zenon Głodek, po czym odbędziemy dyskusję. Punkt drugi jest ściśle związany z pierwszym i dotyczy kształcenia nauczycieli w wyższych szkołach zawodowych, ze szczególnym uwzględnieniem organizacji praktyk studenckich, a rozpoczniemy jego realizowanie od wystąpienia przedstawiciela Instytutu Nauczycielskiego PWSZ w Gorzowie Wielkopolskim. Przekazuję prowadzenie posiedzenia w punkcie pierwszym posłowi Kazimierzowi Marcinkiewiczowi.</u>
</div>
<div xml:id="div-4">
<u xml:id="u-4.0" who="#KazimierzMarcinkiewicz">Przystępujemy zatem do punktu poświęconego funkcjonowaniu i rozwojowi wyższych szkół zawodowych oraz ocenie realizacji ustawy o wyższych szkołach zawodowych. Zgodnie z zapowiedzią przewodniczącego Komisji, rozpoczniemy tę część posiedzenia od wystąpienia wiceministra edukacji, któremu oddaję głos. Witam panią senator Jolantę Danielak, która będzie nam towarzyszyć w niniejszym spotkaniu.</u>
</div>
<div xml:id="div-5">
<u xml:id="u-5.0" who="#AdamJamróz">Dziękuję za zaproszenie na posiedzenie sejmowej Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży i zapewniam, że podziękowanie to nie wynika jedynie z chęci spełnienia wymogów kurtuazji. Jesteśmy w ministerstwie urzędnikami i zdajemy sobie sprawę, że warto bezpośrednio w tzw. terenie zapoznawać się z sytuacją w dziedzinie stanowiącej przedmiot naszej pracy. Inaczej bowiem rzecz wygląda niekiedy od strony akt, a inaczej w praktyce. Dziś właśnie mam okazję poznać praktyczną stronę ustawy będącej tematem pierwszej części posiedzenia. Wszyscy uczestnicy spotkania otrzymali zaakceptowany przeze mnie dość obszerny materiał pisemny, przygotowany w Departamencie Szkolnictwa Wyższego MENiS, co pozwala mi skoncentrować się w niniejszej wypowiedzi na kilku najistotniejszych kwestiach. Zacznijmy od tego, że ustawa o wyższych szkołach zawodowych uchwalona została w roku 1997, a rozważania na temat jej zasadności odżywają do dziś. Jak jednak wiemy, w chwili gdy podejmowano tę decyzję, po kilkuletnich notabene dyskusjach, istniała potrzeba takiego kroku, ponieważ nieadekwatna do sytuacji okazała się ustawa z roku 1990. Niemożliwe było bowiem tworzenie filii uczelni, wydziałów zamiejscowych, a wskaźnik skolaryzacji w przedziale wiekowym 19–24 lata plasował Polskę na bardzo odległym od wskaźników europejskich miejscu. W związku z tym zaś nie funkcjonowała prawidłowo zasada dostępności do szkolnictwa wyższego. Dlatego też powstała koncepcja uchwalenia ustawy o wyższych szkołach zawodowych, w czym duży udział mieli niektórzy z obecnych tu państwa, z posłem Kazimierzem Marcinkiewiczem włącznie. Założono, że szkoły takie powstawać będą w miastach, które do tej pory nie były ośrodkami uniwersyteckimi, a dzięki realizowaniu ustawy zdecydowanie zwiększy się dostęp młodzieży do placówek szkolnictwa wyższego. Jednym z założeń była ponadto współpraca wyższych szkół zawodowych z dużymi ośrodkami akademickimi, co równoznaczne było z praktyką korzystania w nowo powoływanych szkołach z kadry naukowej owych ośrodków. W roku 1998 utworzono dziewięć uczelni: w Elblągu, Gorzowie Wielkopolskim, Jeleniej Górze, Koninie, Legnicy, Nowym Sączu, Jarosławiu, Tarnowie i Sulechowie. Rok później powstało kolejnych pięć uczelni: w Lesznie, Krośnie, Płocku, Wałbrzychu i Kaliszu, w roku 2000 dwie uczelnie: w Pile i Białej Podlaskiej, a w roku 2001 dalszych dziewięć: w Sanoku, Przemyślu, Tarnobrzegu, Nysie, Chełmie, Nowym Targu, Ciechanowie, Raciborzu i Włocławku, z tym że dwie ostatnie powołano z dniem 1 lutego 2002 roku. Istnieje więc dwadzieścia pięć państwowych wyższych szkół zawodowych, a wszystkie one utworzono w miastach pozbawionych dotąd samodzielnych instytucji szkolnictwa wyższego. Jeśli spojrzymy dziś na mapę naszego kraju z naniesionymi na nią państwowymi wyższymi szkołami zawodowymi, łatwo dostrzeżemy, że mamy do czynienia z sytuacją, w której występują niejakie dysproporcje w tym zakresie. Najwięcej placówek powstało bowiem na południu Polski, podczas gdy w innych rejonach dają się odczuć pewne braki, a przypomnijmy, że zamysł dotyczył tworzenia placówek w miastach w miarę do tego przygotowanych i leżących w pewnej bliskości dużych ośrodków uniwersyteckich.</u>
<u xml:id="u-5.1" who="#AdamJamróz">Według zamysłu miały to być też miasta, które straciły status miast wojewódzkich, co w zasadzie zostało spełnione. Warto dodać, że na koniec 2000 roku w państwowych wyższych szkołach zawodowych kształciło się 25.554 studentów, z czego 15.318 na studiach dziennych, 1374 w trybie wieczorowym, a 8862 w zaocznym. W związku z tymi liczbami trzeba zwrócić uwagę na jeszcze jedną sprawę. Otóż zarówno z przepisów prawnych, jak i z - bardzo trafnych przecież - dyrektyw Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego oraz Komisji Akredytacyjnej Wyższego Szkolnictwa Zawodowego jednoznacznie wynika, iż znacznie więcej studentów powinno pobierać wiedzę na nieodpłatnych studiach dziennych niż na studiach wieczorowych i zaocznych. Na podstawie przytoczonych danych można powiedzieć, że właśnie w wyższych szkołach zawodowych postulat ten został spełniony. Jeśli jest tak jeszcze w innych placówkach, to zapewne tylko w wyższych szkołach państwowych o charakterze akademickim. Najlepszym dowodem na to, że ustawa z czerwca 1997 roku spełniła pokładane w niej nadzieje i że dalsze tworzenie państwowych wyższych szkół zawodowych jest potrzebne, stanowi niesłabnące zainteresowanie władz lokalnych powoływaniem takich placówek. W ministerstwie, na różnych etapach opiniowania, znajduje się obecnie piętnaście wniosków o utworzenie uczelni. Trzy z nich dotyczą utworzenia uczelni o profilu medycznym w ośrodkach akademickich - Wrocław, Poznań i Opole, trzy kolejne - powstania uczelni na bazie kolegiów nauczycielskich we Wrocławiu, Koszalinie i Bielsku-Białej. Pozostałych dziewięć wniosków odnosi się do utworzenia uczelni w mniejszych ośrodkach miejskich, przy czym dwa są efektem inicjatyw środowisk lokalnych byłych miast wojewódzkich - Łomża i Suwalki. Chciałbym poinformować, że ministerstwo nie widzi potrzeby tworzenia państwowych wyższych szkół zawodowych w dużych miastach akademickich, w których są przecież inne możliwości kształcenia młodych ludzi. Stanowisko takie jest zresztą zgodne z założeniami, które przyjęto przy uchwalaniu ustawy o wyższych szkołach zawodowych. Ze względu na charakter niniejszego posiedzenia skoncentruję się w swej wypowiedzi na szkołach państwowych. Tak więc przypomnieć muszę od razu, że bardzo istotny aspekt omawianej sprawy to aspekt finansowy, bo przecież tworzenie państwowych uczelni jest ściśle związane z możliwościami budżetu państwa. W projekcie budżetu na rok 2002 przewidziano rezerwę celową na tworzenie i funkcjonowanie wyższych szkół zawodowych w wysokości 20.506.000 złotych, w tym 5.200.000 złotych na wydatki majątkowe. Dopiero po wyliczeniu skutków budżetowych nowo uruchamianych specjalności w istniejących uczelniach będzie można określić, ile nowych państwowych uczelni uda się utworzyć w bieżącym roku. Od razu jednak mogę powiedzieć, że będzie ich mniej, niż przewidywano w roku ubiegłym. Wiadomo, że uczelnie, o jakich mowa, trudno tworzyć wyłącznie przy założeniu, że pieniądze na ten cel pochodzić będą tylko od władz lokalnych, bo przynajmniej na początek niezbędne jest wsparcie ze środków budżetowych. W końcu ubiegłego roku mówiliśmy o utworzeniu czterech PWSZ, lecz obawiam się, że planów tych nie da się zrealizować. Jeśli chodzi o zasady, tryb tworzenia i funkcjonowania wyższych szkół zawodowych, to w wielkim skrócie odbywa się to w ten sposób, że wniosek od władz lokalnych wpływa do ministra edukacji, a rozporządzenie w sprawie utworzenia państwowej wyższej szkoły zawodowej wydaje Rada Ministrów.</u>
<u xml:id="u-5.2" who="#AdamJamróz">Uwagę państwa chciałbym zwrócić na tryb opiniowania wspomnianego wniosku. Opinie bowiem mają ogromne znaczenie na decyzję ministra edukacji, który w przedmiotowej sprawie występuje z wnioskiem do Rady Ministrów. Decyzja jest praktycznie konsekwencją uzyskanych opinii. W coraz większym stopniu zmierzamy do takiego właśnie trybu postępowania, który ma swoje dobre strony, co chciałbym podkreślić. Chodzi o to, że decyzja jest wówczas w pełni racjonalna i zupełnie jasna. A to niewątpliwy plus. Do końca roku 2001 obowiązywała praktyka, w myśl której szkoły zarówno państwowe, jak i niepaństwowe oraz nowe specjalności - przy czym dodać trzeba, że w wypadku państwowych wyższych szkół zawodowych chodziło w zasadzie jedynie o specjalności - tworzone były po uzyskaniu zaopiniowania przez Radę Główną Szkolnictwa Wyższego i Komisję Akredytacyjną Wyższego Szkolnictwa Zawodowego, które sporządzały niezależne opinie. Czuję się zobowiązany powiedzieć w tym miejscu, że serdeczne podziękowania należą się Radzie Głównej, która mimo licznych zadań ustawowych niezmiernie wnikliwie starała się opiniować tak tworzenie w uczelniach nowych kierunków oraz specjalności, jak i samych uczelni. Że nie zawsze z tym nadążała, to zupełnie oczywiste ze względu na mnogość wniosków. Jak wspomniałem, przedstawiony tryb, polegający na wydawaniu opinii przez Radę Główną Szkolnictwa Wyższego oraz Komisję Akredytacyjną Wyższego Szkolnictwa Zawodowego, został od stycznia roku bieżącego zaniechany. Obecnie funkcję opiniodawczą w zakresie uruchamiania nowych kierunków i specjalności sprawuje Państwowa Komisja Akredytacyjna, której przewodniczący, profesor Andrzej Jamiołkowski jest dziś z nami i który, być może, zechce powiedzieć kilka zdań o celach PKA, zadaniach i doświadczeniach, siłą rzeczy zapewne jeszcze niebogatych. Ze swej strony zaś mogę z całym przekonaniem stwierdzić, że sprawność w zakresie opiniowania wniosków od czasu przejęcia problematyki przez Państwową Komisję Akredytacyjną zwiększyła się wielokrotnie, a za stwierdzeniem tym przemawia najlepiej fakt, że w ciągu dwóch tygodni zaopiniowanych zostało czterdzieści spraw. Mieli, niestety, rację wszyscy ci, którzy żalili się wcześniej na powolny tryb rozpatrywania wniosków w ministerstwie, niemniej jednak tym właśnie charakteryzował się ów tryb, a bez opinii minister edukacji decyzji wydać nie może. Na szczególne podkreślenie zasługuje działalność Komisji Akredytacyjnej Wyższego Szkolnictwa Zawodowego w dziedzinie okresowej oceny jakości kształcenia. Od roku 1999 do końca swej działalności przeprowadziła ona 35 audytów w uczelniach niepaństwowych oraz 16 w państwowych. Efekty były bardzo różne. W pełni pozytywną ocenę uzyskało 5 uczelni, pozytywną z zastrzeżeniami - 2, pozytywną warunkową - 8. Jedna uczelnia uzyskała ocenę negatywną działalności dydaktycznej, ze względu m.in. na brak wymaganej kadry dydaktycznej do prowadzenia niektórych specjalności oraz realizowanie programów nauczania w mniejszym wymiarze godzinowym niż ustalony w ustawie. Nie będę wymieniać uczelni z poszczególnych grup, ponieważ znalazły się one w naszym materiale, chcę tu jedynie zasygnalizować tę kwestię. Podsumowując, chciałbym zwrócić uwagę na kilka spraw wiążących się m.in. z moją oceną praktyki funkcjonowania wyższych szkół zawodowych, przy czym zastrzegam, że moje doświadczenia są siłą rzeczy dość krótkotrwałe, ponieważ funkcję wiceministra sprawuję dopiero od kilku miesięcy. Niemniej jednak pragnę zwrócić uwagę słuchaczy na fakt, że państwowe wyższe szkoły zawodowe są niezbędnym i trwałym już elementem szkolnictwa wyższego w naszym kraju. Spełniają niewątpliwie swą rolę i ubolewać trzeba, że niedostatek środków finansowych nie pozwala na tworzenie kolejnych placówek. A dodać należy, iż samorządy nie zawsze są w stanie sprostać potrzebom finansowym związanym z funkcjonowaniem na ich terenie PWZS. Dlatego też brak pieniędzy poważnie rzutuje na funkcjonowanie owych placówek. Kolejna - niewykluczone, że ważniejsza nawet od poprzedniej - sprawa to problem współpracy PWSZ z dużymi ośrodkami akademickimi. Na tym tle powstaje pytanie: co dalej z państwowymi wyższymi szkołami zawodowymi? Tu właśnie kryje się jeden z powodów do ostrożnego podchodzenia do powoływania tych placówek. Jesteśmy zdania, że powinno się dążyć raczej do wzmacniania istniejących już szkół, tak by w przyszłości mogły przekształcić się w szkoły o charakterze akademickim. Obecnie tylko dwie uczelnie korzystają z finansowania badań, a przecież trudno sobie wyobrazić funkcjonowanie wyższej szkoły, również zawodowej, bez prowadzenia badań naukowych, ściśle związanych, jak wiadomo, z dydaktyką. Dlatego też jesteśmy przekonani, że przyszłość PWSZ łączy się ze współpracą z ośrodkami akademickimi. Być może nieco ryzykownie zabrzmi teza, że państwowe wyższe szkoły zawodowe -zwłaszcza te największe, najsilniejsze - staną się szkołami akademickimi, które będą mieć prawo nadawania tytułu magisterskiego, będą prowadzić badania naukowe, współpracować z placówkami zagranicznymi. Taki jednak jest kierunek, który należy obrać. Dlatego też należy bardzo ostrożnie podchodzić do koncepcji tworzenia kolejnych uczelni, by nie okazało się po latach, że część szkolnictwa wyższego w naszym kraju jest ułomna. Kolejna kwestia, na którą ministerstwo oraz podmioty współpracujące z nim powinny zwracać szczególną uwagę to problem drożności edukacyjnej. Chodzi o doprowadzenie do sytuacji, w której nie będzie tak, że wyższe szkoły zawodowe będą robić swoje, a uniwersytety coś zupełnie innego. Uważam, że dla dobra studentów konieczna jest pewnego rodzaju koordynacja tych działań. Na pytanie, czy mimo wszelkich zastrzeżeń ustawa o wyższych szkołach zawodowych była potrzebna, odpowiadam twierdząco. Po kilkuletnim okresie jej funkcjonowania nasuwają się pewne wnioski, a zatem dobrze, że dyskutuje się o nich, w związku z czym wyrażam uznanie Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży za podjęcie tego tematu. Myślę, że trzeba się zastanowić jeszcze nad strategią edukacyjną, odnoszącą się do wyższego szkolnictwa zawodowego na tle strategii edukacyjnej w ogóle.</u>
</div>
<div xml:id="div-6">
<u xml:id="u-6.0" who="#KazimierzMarcinkiewicz">Dziękuję, panie ministrze za pozytywną opinię w kwestii naszej przedmiotowej dyskusji i za przedstawienie bardzo interesujących perspektyw, odnoszących się do wyższych szkół zawodowych. Proszę o zabranie głosu profesora Zenona Głodka.</u>
</div>
<div xml:id="div-7">
<u xml:id="u-7.0" who="#ZenonGłodek">Zgodnie z tematyką obrad Komisji, pragnę podzielić się z państwem kilkoma uwagami dotyczącymi funkcjonowania PWSZ w świetle ustawy z czerwca 1997 roku - o wyższych szkołach zawodowych. Przygotowałem pięć punktów wystąpienia, z których pierwszy to informacje ogólne o naszej uczelni, drugi poświęcić chciałbym weryfikacji zasadności utworzenia uczelni, trzeci - realizacji ogólnych wymogów ustawowych, czwarty - informacji o mieniu uczelni, a w punkcie piątym pragnę przedstawić problemy, z jakimi mamy do czynienia w związku z rozwojem placówki. Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w Gorzowie Wielkopolskim jest jedną z dwudziestu pięciu szkół tego typu działających w Polsce. Powstała w 1998 roku na bazie kolegium nauczycielskiego oraz punktu konsultacyjnego Uniwersytetu Szczecińskiego. Ma ona organizację instytutową, a funkcjonują w jej ramach trzy instytuty: nauczycielski, zarządzania i finansów oraz administracji i turystyki. Prowadzą one działalność dydaktyczną na dziesięciu specjalnościach studiów zawodowych. Instytut Nauczycielski prowadzi cztery specjalności: edukacja opiekuńczo-wychowawcza, edukacja wczesnoszkolna, język polski oraz język niemiecki. Instytut ten prowadzi ponadto kolegium języka angielskiego. Instytut Zarządzania i Finansów prowadzi trzy specjalności: zarządzanie małym i średnim przedsiębiorstwem, finanse i rachunkowość, informatyka w zarządzaniu. Instytut Administracji i Turystyki prowadzi trzy specjalności: administracja publiczna, organizacja, obsługa rekreacji i turystyki, administracja europejska. Na koniec 2001 roku w uczelni studiowało 4115 osób. Warto dodać, że począwszy od powołania uczelni, corocznie przybywało około tysiąca studentów. Najwięcej, bo 43 procent ogółu studentów kształci się w Instytucie Administracji i Turystyki, 42 procent w Instytucie Zarządzania i Finansów, a 15 procent w Instytucie Nauczycielskim. Uczelnia zatrudnia 195 pracowników dydaktycznych. Posiada dom studenta na 300 osób. Współpracuje z trzema uczelniami niemieckimi, dwiema francuskimi, jedną austriacką i jedną włoską. We współpracy z władzami i organizacjami regionalnymi organizujemy przeciętnie dwie konferencje naukowe rocznie, jak też dwie imprezy sportowe o charakterze międzyuczelnianym. Działa przy niej AZS, m.in. z pierwszoligową sekcją koszykówki kobiet. Jeśli chodzi o sprawę zasygnalizowaną jako punkt drugi mojego wystąpienia, czyli o weryfikację zasadności utworzenia PWSZ w Gorzowie Wielkopolskim, pragnę przypomnieć, że uczelnia nasza funkcjonuje czwarty rok i jest jedyną PWSZ w 140-tysięcznym Gorzowie. Przed powołaniem uczelni w naszym mieście funkcjonowały punkty zamiejscowe uczelni poznańskich i szczecińskich: Instytut Zamiejscowy Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu, Punkt Konsultacyjny Uniwersytetu Szczecińskiego, Punkt Konsultacyjny Politechniki Szczecińskiej. Działała też prywatna Wyższa Szkoła Biznesu. W roku 2001 powstała druga uczelnia prywatna - Wyższa Szkoła Informatyczna. Jedynie Instytut Wychowania Fizycznego prowadzi studia nieodpłatne. Tak więc zanim powołana została PWSZ, mieszkańcy Gorzowa pragnący kształcić się w kierunku innym niż wychowanie fizyczne mieli do wyboru tylko dwie możliwości: albo studiować na miejscu i płacić czesne, albo wybrać się na studia poza miejscem zamieszkania, co nawet w wypadku studiów bezpłatnych wiązało się z relatywnie wysokimi kosztami bytowymi. Najbliższe ośrodki akademickie - w Poznaniu, Szczecinie, Zielonej Górze - oddalone są od Gorzowa o ponad 100 km, co praktycznie wyklucza możliwość codziennych dojazdów.</u>
<u xml:id="u-7.1" who="#ZenonGłodek">Problem dojazdów i kosztów utrzymania dotyczy zresztą nie tylko mieszkańców Gorzowa, ale i mieszkańców okolicznych miasteczek i wsi, których siłą rzeczy dotyczy w stopniu jeszcze większym, zważywszy, że społeczeństwo tamtejsze, ogólnie biorąc, znajduje się w cięższej sytuacji materialnej. Dlatego też PWSZ w Gorzowie Wielkopolskim od początku swego istnienia cieszyła się wielkim powodzeniem zarówno wśród mieszkańców naszego miasta, jak i wśród mieszkańców małych miejscowości, leżących w jego pobliżu. Obecnie uczelnia nasza, skupiająca prawie 50 procent osób studiujących w Gorzowie, jest największą jednostką szkolnictwa wyższego w mieście. Na każdą specjalność i na każdą formę studiów było dotychczas więcej kandydatów niż miejsc, a uwaga ta dotyczy wszystkich instytutów. Jak wspomniałem, uczelnia nasza daje możliwość kształcenia mieszkańcom niewielkich miejscowości leżących w północnej części województwa lubuskiego. W bieżącym roku akademickim 46,5 procenta studiujących to właśnie osoby pochodzące z tych miejscowości. W świetle przedstawionych faktów celowość powołania PWSZ w Gorzowie Wielkopolskim zdaje się bezsporna. W sprawie realizacji ogólnych wymogów ustawowych przypomnieć trzeba, iż podstawowym systemem studiów w wyższej szkole zawodowej są studia dzienne. Zapis ustawowy w tej kwestii interpretowany jest w ten sposób, że liczba studentów wieczorowych i zaocznych nie powinna przewyższać liczby osób studiujących w trybie studiów dziennych. Zasada ta przestrzegana jest również przy przyjmowaniu kandydatów do Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Gorzowie, mimo że na niektóre specjalności liczba kandydatów na studia zaoczne i wieczorowe jest znacznie większa niż kandydatów na studia dzienne. Tak dzieje się na przykład w wypadku specjalności administracja publiczna. Należy wszakże mieć na uwadze fakt, że w trakcie studiów relacja, o której mowa, może ulegać wahaniom ze względu na rezygnację niektórych osób z nauki bądź też skreślenia z listy studentów, jak również ze względu na różny czas trwania studiów. I tak na przykład w naszej uczelni studia dzienne trwają 3 lata, podczas gdy studia zaoczne 3,5 roku. Jak jednak powiedziałem, uczelnia zachowuje wymagane proporcje, choć, co również zasygnalizowałem, w czasie trwania roku akademickiego mogą one ulegać niejakim wahaniom. Podkreślam też, że podczas naboru na studia przestrzegamy omówionej zasady. Daje się zauważyć tendencja spadkowa, jeśli chodzi o liczbę studentów wieczorowych, podczas gdy nie notujemy tego zjawiska w odniesieniu do studiujących w systemie zaocznym. Uwarunkowane jest to liczbą kandydatów zgłaszających się na studia. Zgodnie z wymogiem ustawowym, studia w gorzowskiej PWSZ obejmują 6 semestrów zajęć dydaktycznych na studiach dziennych i wieczorowych oraz 7 semestrów na studiach zaocznych. W zgodzie z wymogiem ustawy studenci odbywają ponadto 15-tygodniową praktykę, przy czym zmagamy się z problemem zwolnień z tego obowiązku, ponieważ ustawa możliwość tę ogranicza wyłącznie do studentów zaocznych. W rzeczywistości jednak zawodowo pracują również studenci kształcący się w trybie wieczorowym oraz niektórzy studenci studiów dziennych.</u>
<u xml:id="u-7.2" who="#ZenonGłodek">Mamy w związku z tym do czynienia z licznymi nieporozumieniami. Uważam, że właściwsze, ze względu na istniejącą sytuację, byłoby zwalnianie z obowiązku odbycia praktyki wszystkich studentów spełniających określone przez senat wymogi, niezależnie od tego, jaką formę studiów obrali. Zgodnie z art. 5 ust. 3 ustawy, plan studiów dziennych przewiduje co najmniej 2200 godzin zajęć dydaktycznych. Trudniejszy w interpretacji i praktycznej realizacji jest, odnoszący się do studiów wieczorowych i zaocznych, dalszy zapis wspomnianego ustępu: „Plan studiów wieczorowych i zaocznych przewiduje nie mniej niż 80 procent godzin zajęć dydaktycznych planowanych dla studiów dziennych”. Wydaje się, że w odniesieniu do specjalności, które nie wymagają zajęć specjalistycznych w laboratoriach - jak na przykład w wypadku studiów administracyjnych czy ekonomicznych - wymóg ten jest nazbyt wygórowany. Aby sprostać wymaganiom, zajęcia na studiach zaocznych, zorganizowane w postaci codwutygodniowych zjazdów, prowadzone są już piątek po południu oraz przez całą sobotę i niedzielę. A trzeba powiedzieć sobie szczerze, iż efektywność nauczania na zajęciach odbywanych w późnych godzinach popołudniowych jest niewielka. Nie bez znaczenia jest też fakt, że 80 procent 2200 godzin to 1760 godzin, które należy zrealizować na studiach wieczorowych i zaocznych. Jeżeli wziąć pod uwagę, że programy studiów dziennych przewidują również takie przedmioty, które nie są realizowane na studiach wieczorowych i zaocznych, jak wychowanie fizyczne i języki obce, to w rzeczywistości wymóg ów procentowo jest jeszcze większy. A sytuacja taka jest w niezgodzie z istotą studiów wieczorowych i zaocznych. O ile za w pełni słuszny uważam wymóg odnoszący się do identyczności treści programowych przekazywanych w trakcie nauki niezależnie od trybu studiów, o tyle wymóg dotyczący liczby godzin na studiach wieczorowych i zaocznych budzi wątpliwości. Uważam też, że ewentualny wymóg obowiązującej liczby godzin zajęć powinien być określony przez Państwową Komisję Akredytacyjną w stosunku do danej formy studiów i specjalności, a nie na mocy ustawy - w stosunku do typu uczelni. Zgodnie z art. 6 ust. 1, uczelnia nasza nadaje absolwentom tytuł zawodowy licencjata. Dodać trzeba, że w społeczeństwie polskim tytuł licencjata nie jest uznawany za tytuł dokumentujący pełne wyższe wykształcenie. Na 453 naszych absolwentów specjalności ekonomicznej i administracji 386, czyli 85 procent, rozpoczęło uzupełniające studia magisterskie w uczelniach akademickich. Tytuł licencjata i identyczny dyplom nadawany jest również przez uczelnie państwowe i prywatne, funkcjonujące według ustawy o szkolnictwie wyższym. W uczelniach tych studia licencjackie traktowane są jako pierwszy, przejściowy stopień nauki, niezbędny do uzyskania pełnego wykształcenia wyższego. Ustawa o szkolnictwie wyższym, w przeciwieństwie do ustawy o wyższych szkołach zawodowych, nie nakłada na uczelnie żadnych wymogów odnoszących się do liczby godzin zajęć czy praktyk podczas studiów licencjackich. W praktyce więc można uzyskać - i wykorzystuje się tę możliwość - tytuł licencjata na przykład w zakresie specjalności ekonomicznych, kończąc studia obejmujące 500 czy 600 godzin zajęć, bez odbywania praktyki, ale tylko w uczelni działającej na podstawie ustawy o szkolnictwie wyższym. Można też uzyskać tytuł licencjata po studiach obejmujących godzin 2200 - na studiach dziennych - lub 1760 - na studiach wieczorowych i zaocznych - oraz po odbyciu 15-tygodniowej praktyki w uczelni działającej według ustawy o wyższych szkołach zawodowych.</u>
<u xml:id="u-7.3" who="#ZenonGłodek">W obydwu wypadkach dyplom i tytuł są identyczne. Sytuacja taka przemawia w moim przekonaniu za tym, by wymogi odnoszące się do wymiaru zajęć, praktyk, treści programowych określone były co do rodzaju dyplomu i tytułu uzyskiwanego przez absolwenta danej specjalności, a nie co do rodzaju uczelni. Jak już wspomniałem, normowaniem spraw z tym związanych powinna się w moim przekonaniu zajmować Państwowa Komisja Akredytacyjna, uwzględniając specyfikę poszczególnych kierunków i specjalności, nie powinno natomiast być to regulowane zapisami ustawy, odnoszącymi się w dodatku do podmiotów. W kolejnym punkcie swego wystąpienia chciałbym powiedzieć kilka zdań na temat mienia uczelni. Otóż Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w Gorzowie Wielkopolskim prowadzi działalność dydaktyczną w czterech punktach miasta, posiadając łącznie 9 obiektów, z których 6 to budynki przeznaczone na działalność dydaktyczną i pomieszczenia dla pracowników, jeden to biblioteka, jeden - dom studenta, a ponadto mamy halę sportową. Łączna powierzchnia naszych pomieszczeń to około 27.000 metrów kwadratowych. Budynki uczelni pochodzą z dwóch źródeł. Pierwsze z nich to zasoby mienia komunalnego, jak budynki po Kolegium Nauczycielskim oraz po Instytucie Hodowli Roślin Polskiej Akademii Nauk. Źródło drugie to zasoby Skarbu Państwa, czyli w naszym wypadku budynki po koszarach. W początkowej fazie istnienia uczelnia eksploatowała budynki na zasadzie użyczenia. Proces ich przekazywania na własność, mimo zrzeczenia się na rzecz uczelni tych obiektów przez dotychczasowych użytkowników, przebiegał długo, a towarzyszyły mu liczne trudności. Perturbacje wynikły m.in. z faktu, że ustawa w art. 21 reguluje sprawę przekazywania gruntu, nie regulując wszakże kwestii związanych z przekazywaniem budynków. Administracja państwowa stała zatem na stanowisku, że brak podstaw prawnych do nieodpłatnego ich przekazania PWSZ. Za jedyną możliwą formę przekazania owych obiektów uznano sprzedaż. Wystąpiliśmy w tej sytuacji z wnioskiem o możliwość dokonania kupna budynków z zastosowaniem 99-procentowej bonifikaty. Po długotrwałych pertraktacjach ówczesny wojewoda wyraził zgodę na bonifikatę 90-procentową. Tak więc uczelnia państwowa, której majątek w wypadku zniesienia przechodzi na własność Skarbu Państwa - o czym mowa w art. 21 ust. 3 - została z tytułu przekazania jej budynków obciążona kwotą w wysokości 3.534.835 złotych na rzecz Skarbu Państwa, ponieważ i następny wojewoda nie wyraził zgody na zmianę wysokości bonifikaty. Na szczęście kolejny, obecny tu z nami wojewoda decyzję poprzedników zmienił i wyraził zgodę na bonifikatę 98-procentową, co wprawdzie zamknęło tę sprawę dla naszej uczelni, ale przecież nie rozwiązało problemu generalnego. Paradoksem jest bowiem brak prawnej możliwości nieodpłatnego przekazywania budynków ze Skarbu Państwa na własność uczelni państwowych. Wszystkie budynki, które otrzymaliśmy, wymagały remontu, a większość z nich gruntownej modernizacji ze względu na konieczność przystosowania ich do celów dydaktycznych. Środki inwestycyjne otrzymaliśmy po części z ministerstwa, a po części wykorzystaliśmy pieniądze z innych źródeł, w tym ze środków własnych. Punkt ostatni z przygotowanych na niniejsze posiedzenie dotyczy problemu, jaki mamy z rozwojem uczelni.</u>
<u xml:id="u-7.4" who="#ZenonGłodek">Wiadomo, że rozwój uczelni jest bezpośrednio związany z rozwojem kadry dydaktycznej. Nasza kadra założycielska, posiadająca stopnie i tytuły naukowe, pochodzi w większości z ośrodków akademickich, podstawę piramidy kadrowej stanowi zaś kadra miejscowa, posiadająca tytuł magistra. W miarę upływu czasu i awansowania naukowego pracowników miejscowych również i oni będą obejmowali stanowiska, na których wymagane są wyższe stopnie i tytuły naukowe. Awans poszczególnych pracowników powinien wywoływać także awans uczelni, a awans uczelni zawodowej to jej przekształcenie w uczelnię działającą według ustawy o szkolnictwie wyższym, czyli w uczelnię, która może prowadzić studia magisterskie. Cieszę się, że pan minister widzi taką możliwość, ale zapis ustawowy przewiduje tę możliwość jedynie w odniesieniu do zawodowych uczelni niepaństwowych. W art. 11a ust. 1 czytamy bowiem: „Niepaństwowa uczelnia zawodowa spełniająca warunki do prowadzenia studiów na poziomie magisterskim określonych w przepisach ustawy o szkolnictwie wyższym może ubiegać się o przekształcenie w uczelnię działającą na podstawie ustawy o szkolnictwie wyższym”. Myślę, że każda uczelnia spełniająca określone kryteria merytoryczne powinna mieć prawo do awansu, niezależnie od formy własności, tymczasem interpretacja prawna nie budzi żadnych wątpliwości; skoro w zapisie mówi się tylko o uczelniach niepaństwowych, a nie ma w nim mowy o uczelniach państwowych, oznacza to, że te ostatnie nie mają prawa do przekształceń. Już na zakończenie chciałbym dodać, iż ustawa o wyższych szkołach zawodowych spełniła swe zadanie w początkowej fazie tworzenia uczelni, widzę w niej jednak nadmiar podejścia o charakterze podmiotowym, podczas gdy do wielu zagadnień powinno być w moim przekonaniu stosowane podejście przedmiotowe. Dzięki temu możliwe by było korzystanie z określonych uprawnień nie w zależności od tego, kto wchodzi w rachubę, ale od tego, co ten ktoś robi.</u>
</div>
<div xml:id="div-8">
<u xml:id="u-8.0" who="#KazimierzMarcinkiewicz">Dziękuję, panie rektorze za zaprezentowanie PWSZ w Gorzowie. Lepiej bowiem oceniać efekty regulacji prawnych na podstawie konkretnych przykładów niż na zasadzie spostrzeżeń ogólnych. Oddaję teraz głos profesorowi Andrzejowi Jamiołkowskiemu z prośbą o uzupełnienie oceny funkcjonowania wyższych szkół zawodowych w kontekście realizacji ustawy.</u>
</div>
<div xml:id="div-9">
<u xml:id="u-9.0" who="#AndrzejJamiołkowski">Myślę, że dobrze będzie, jeśli zacznę wypowiedź od krótkiej informacji na temat funkcjonowania Państwowej Komisji Akredytacyjnej, która powstała zaledwie kilka tygodni temu. Formalnie działa od 1 stycznia 2002 roku, lecz wręczenie nominacji odbyło się 11 stycznia, w związku z czym działamy praktycznie od pięciu tygodni. Sądzę, że warto, byśmy przedstawiali sposób działania PKA, który to sposób będzie mieć niewątpliwy wpływ na funkcjonowanie systemu szkolnictwa wyższego. Chciałbym więc powiedzieć przede wszystkim, iż w zakresie działań Państwowej Komisji Akredytacyjnej znajdują się dwa typy spraw. Pierwszy z nich wiąże się z tworzeniem nowych instytucji lub też rozszerzaniem instytucji już działających. Chodzi o wnioski dotyczące tworzenia nowych uczelni wyższych bądź o możliwość rozszerzenia istniejących uczelni za pomocą uruchamiania ich filii, bądź też o tworzenie nowego kierunku studiów. Jest to zakres działania, którym poprzednio zajmowała się przede wszystkim Rada Główna Szkolnictwa Wyższego. Drugi zakres spraw jest równie ważny, a może nawet dla przyszłości polskiego szkolnictwa wyższego nawet ważniejszy, a dotyczy analizy jakości kształcenia w szkołach już funkcjonujących. Myślę o wszystkich 350 wyższych uczelniach działających w Polsce - państwowych i niepaństwowych, w tym również o państwowych wyższych szkołach zawodowych. W tym to zakresie Państwowa Komisja Akredytacyjna przejęła zadania Komisji Akredytacyjnej Wyższego Szkolnictwa Zawodowego. Państwowa Komisja Akredytacyjna składa się obecnie z 65 osób, a nie będzie rozbudowywana powyżej 70, bo tak mówi ustawa. Oczywiste jest wszakże, iż przy 102 kierunkach studiów i przy prawie tysiącu specjalności, w których są prowadzone zajęcia, wspomniane 65 osób nie byłoby w stanie racjonalnie wykonywać swych obowiązków. Dlatego też dla każdego kierunku studiów, dla każdej dyscypliny, wybieramy grupę ekspertów, którzy w sposób ciągły będą działać na rzecz PKA.Zwróciliśmy się do około pięciuset samodzielnych pracowników naukowych z prośbą, by zechcieli w sposób ciągły współpracować z naszą Komisją. Osobom tym - oprócz znajomości spraw w danej dziedzinie - postawiliśmy jeden warunek: konieczność przygotowywania w ciągu trzech tygodni opinii dla Państwowej Komisji Akredytacyjnej. Tylko w ten bowiem sposób powstaje szansa na to, by Komisja zdołała w przewidzianym ustawowo czasie wywiązywać się ze swych zadań. Myślę, że w ramach przedstawionego systemu zdołamy rzetelnie ocenić funkcjonowanie systemu szkolnictwa wyższego w naszym kraju. Jeżeli jednak mamy w Polsce 350 szkół wyższych, a załóżmy, że w każdej jest 5 kierunków studiów - średnio, oczywiście, bo w niektórych jest tylko jeden kierunek, podczas gdy w innych trzydzieści kilka - to okaże się, że w uczelniach tych funkcjonuje łącznie blisko 2000 kierunków. Specjalności jest odpowiednio więcej, gdy zastosować podany sposób liczenia. Ocena więc całego systemu to sprawa kilku lat, niemniej jednak wszędzie tam, gdzie okaże się to szczególnie istotne, postaramy się być jak najwcześniej. Podkreślić chciałbym, że w części wypadków, gdy inicjatywa wychodzi od środowiska, gdy napływają prośby o utworzenie nowego kierunku czy filii bądź też uczelni, reagujemy na te sygnały. W części wszakże polegającej na działaniach kontrolnych Państwowej Komisji Akredytacyjnej będziemy działali w sposób, który przedstawię w zarysie.</u>
<u xml:id="u-9.1" who="#AndrzejJamiołkowski">Otóż na początku każdego roku kalendarzowego będziemy ustalać pewien zestaw kierunków i szkół, które poddane zostaną analizie. Poszczególne placówki będą powiadamiane i przygotują samoocenę. Na bazie tejże samooceny oraz wyników wizytacji ekspertów i przedstawicieli PKA dokonana zostanie ocena jakości kształcenia. Wyraźnie chciałbym zaznaczyć, iż nasze działania nie będą ukierunkowane bezpośrednimi sygnałami z jakiegoś miejsca, informacjami, że w tej czy innej placówce coś się dzieje. W ten bowiem sposób działalibyśmy niemal jak straż pożarna, pędząca do miejsca, z którego nadchodzi alarm. Jeśli jednak minister edukacji zleci nam określone działania, to poza szkołami umieszczonymi we wspomnianym zestawie z początku każdego roku będziemy przeprowadzali kontrole w innych placówkach. Napływają pytania, czy szkoły funkcjonujące na podstawie ustawy z czerwca 1997 roku mogą prowadzić kierunki. Otóż odpowiedź jest oczywista: tak. Tak przecież zapisane jest w ustawie. Problem polega jedynie na tym, że w takim wypadku musi być liczniejsza niż w wypadku specjalności kadra. Po spełnieniu wymogów odnoszących się do kadry szkoła może funkcjonować na zasadzie istnienia kierunków. Spotykamy się też z pytaniami o relacje między Państwową Komisją Akredytacyjną a komisjami akredytacyjnymi działającymi już w środowiskach akademickich. Odpowiedź jest stosunkowo prosta: Państwowa Komisja Akredytacyjna to ciało ustawowe, działające w całym systemie i nie można odmówić jej możliwości przeprowadzenia analizy sytuacji występującej w którejś ze szkół, gdy PKA wybierze tę szkołę czy jakiś jej kierunek do kontroli. Wszystkie natomiast działania środowiskowych komisji akredytacyjnych są dobrowolne. Jeżeli któraś placówka nawet w czasie działań prowadzonych w celu sporządzenia analizy dojdzie do wniosku, że nie jest już analizą tą zainteresowana, ma prawo do wycofania się, a cała społeczność akademicka nie jest o sprawie informowana. Mamy tu więc do czynienia z całkiem innym trybem działania. Czy powstaje wobec tego sytuacja, w której będą działać obok siebie dwa systemy, konkurujące niejako ze sobą? Cóż, uważam za zupełnie naturalne, by Państwowa Komisja Akredytacyjna po przeanalizowaniu, jak komisja środowiskowa wykonuje swoje zadania w danej uczelni, z którą współdziała, zaakceptowała efekty jej pracy, a nawet nadała najwyższy stopień akredytacji. Niewykluczone, że będziemy przyjmować dokonane już oceny, niemniej jednak nie może się to odbywać automatycznie; zawsze musimy sprawdzić, jak były prowadzone procedury akredytacyjne. Myślę, że to już wszystko, co w wielkim skrócie chciałem przekazać na temat Państwowej Komisji Akredytacyjnej i jej działania, przy czym dodam - o czym wspomniał już minister Adam Jamróz - że udało nam się do tej pory, mimo krótkiego okresu funkcjonowania, rozstrzygnąć kilkadziesiąt spraw. W równie szybkim tempie będziemy musieli podjąć się dokonania rozstrzygnięć w sprawach kolejnych, ponieważ mamy trzymiesięczny tryb działania, a przejęliśmy 140 spraw od Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego i nadeszło nowych 80 wniosków o utworzenie szkół bądź też kierunków.</u>
<u xml:id="u-9.2" who="#AndrzejJamiołkowski">Stoi więc przed nami ogrom zadań. W nawiązaniu do słów rektora Zenona Głodka należy zaznaczyć, że w swych ocenach nie będziemy się kierować takimi kryteriami jak rodzaj szkoły czy jej założyciel. Jedyne kryteria, jakimi będziemy się posługiwać to kryteria o charakterze merytorycznym. Naturalnie, będziemy brać pod uwagę, czy oceniamy kształcenie na poziomie licencjackim czy magisterskim, czy też oceniamy jakąś inną formę działania - jak na przykład prowadzenie studiów doktoranckich. Podstawą naszego działania będą wszakże sprawy związane z jakością, a nie z tym, kto jest założycielem danej szkoły.</u>
</div>
<div xml:id="div-10">
<u xml:id="u-10.0" who="#KazimierzMarcinkiewicz">Dziękuję, panie przewodniczący, za uzupełnienie informacji wprowadzających do dyskusji. Kolejni mówcy reprezentują szkolnictwo zawodowe. Bardzo proszę o zabranie głosu profesora Tomasza Winnickiego.</u>
</div>
<div xml:id="div-11">
<u xml:id="u-11.0" who="#TomaszWinnicki">Stanowimy niewielką społeczność 25 uczelni, sfederowanych w Konferencję Rektorów Państwowych Wyższych Szkół Zawodowych. Dobrowolny akces do tej struktury zgłosiło kolejnych 16 rektorów, a teraz czekamy na poszerzenie naszego grona o przedstawicieli nowych uczelni. Odbyliśmy już spotkanie robocze z panem ministrem, po którym to spotkaniu sformułowaliśmy pewne postulaty, ujęte w dwie grupy. W odniesieniu do problematyki niniejszego posiedzenia Komisji istotna jest zwłaszcza grupa pierwsza, dotycząca kwestii legislacyjnych. Zwróciliśmy się wówczas do pana ministra z prośbą o reprezentowanie nas w tej sprawie. Teraz natomiast mamy możliwość przedstawienia części tych postulatów na forum Komisji sejmowej. Najistotniejsza jest naszym zdaniem sprawa, podniesiona już przez profesora Andrzeja Jamiołkowskiego, relacji między kierunkami i specjalnościami studiów. Uważamy, że w odniesieniu do kształcenia zawodowego ustawodawstwo powinno utrzymać specjalność, pozostawiając uczelniom szansę aplikowania o kierunki w wypadkach, gdy istnieje taka możliwość kadrowa. Jak pamiętamy, istniało kilka wersji regulacji o szkołach wyższych, które z naszego punktu widzenia na szczęście nie zostały uchwalone. „Na szczęście”, ponieważ były to propozycje silnie dyskryminujące nasze grono uczelni. Chcielibyśmy natomiast, aby utrzymane zostały nasze uprawnienia do kształcenia podyplomowego. Zaznaczamy, że chodzi o coś, co już w naszych uprawnieniach istnieje, czyli kształcenie na poziomie licencjackim. Poza szkołami pedagogicznymi nasze uczelnie stale zwiększają zasięg kształcenia nauczycieli i już wkrótce staną się zapewne podstawowym miejscem ich nauczania. Przy próbach normowania zjawiska wieloetatowości nauczycieli akademickich stanowimy najbardziej zagrożoną grupę uczelni, ponieważ nasze możliwości pozyskiwania kadry są bardzo ograniczone, a to z tego względu, że dysponujemy mizernymi zasobami finansowymi. Kryje się tu poważna sprawa, gdyż jesteśmy przekonani, że właśnie za pomocą prawa ten typ szkół, które mocą ustawy są związane umowami o współpracę z uczelniami akademickimi, powinien utrzymać pewne uprawnienia wyróżniające, aby pozyskiwać niezbędną kadrę na trudnym rynku. Unormowania wymaga również status profesorów będących akademikami w innych szkołach, jak na przykład ja i moi koledzy. Chodzi o to, by będąc np. rektorami w zasadniczym miejscu pracy, mogli utrzymać swe prawa akademickie w radach czy to jednostek szkół wyższych, czy to akademii nauk, czy też innych instytucji, które rady naukowe mają. Obecne ustawodawstwo w ogóle sprawy tej nie normuje, a we wspomnianych szkołach jesteśmy tylko wtedy tolerowani, gdy mogą one wobec KBN przedstawić nas jako swoją kadrę naukową. Z samej ustawy działalność naukowa nie jest bowiem przypisana naszemu typowi szkół, dlatego też musimy mieć inne miejsce działalności naukowej. Kolejnym, bardzo kontrowersyjnym zresztą, elementem obecnej sytuacji jest kwestia uprawnienia państwowych wyższych szkół zawodowych do uczenia poza ścisłą siedzibą własną. Rozumiemy zapis różnicujący w tym względzie szkoły nasze i szkoły akademickie i nie chcielibyśmy bynajmniej na mocy uprawnienia naszego senatu decydować o tym, że na przykład Kolegium Karkonoskie w Jeleniej Górze może prowadzić naukę w Bolesławcu czy w Bogatyni.</u>
<u xml:id="u-11.1" who="#TomaszWinnicki">Pragnęlibyśmy jednak za zgodą ministerstwa mieć możliwość takiego kształcenia w nieodległych od stałej siedziby miejscowościach. Byłoby to działanie w pełni uzasadnione i spełniające główny postulat ideologiczny, zgodnie z którym PWSZ zostały powołane. Przecież u podstaw decyzji na ten temat leżało założenie, że skoro studenci nie mogą pobierać nauki w centrach oddalonych od ich stałego miejsca zamieszkania, to należy nauczanie to prowadzić jak najbliżej nich. Boli nas ponadto negatywne wyróżnienie typu szkół, który reprezentujemy, a chodzi o to, że nie są one jako jedyne podmioty zwolnione z opłat od podatku od nieruchomości. Na zasadzie, którą nazwałbym błagalno-żebraczą, uzyskujemy niekiedy to zwolnienie za zgodą lokalnych władz miejskich, ale to tylko sprawa dobrej woli władz. A że opłaty te stanowią bardzo duże obciążenie, nie muszę nikogo z państwa przekonywać. Uważamy, że powinno obowiązywać w tym względzie rozwiązanie ustawowe, tak jak jest w wypadku innych szkół państwowych. I jeszcze kilka moich własnych refleksji. Otóż myślę, że byłoby wskazane, aby członkowie Komisji sejmowej wiedzieli, czego dotyczą nasze rozmowy z ministerstwem. Wydaje się na przykład, że w obecnej sytuacji budżetu państwa należy wstrzymać definitywnie powoływanie do istnienia kolejnych PWSZ, a bardzo przecież ograniczone środki finansowe przeznaczyć na zapewnienie prawidłowego działania i rozwoju szkół już funkcjonujących. W przydzielaniu dotacji budżetowej powinno brać się pod uwagę nie datę powołania szkoły, lecz stopień jej rozwoju. W wypadku mojej rodzimej uczelni byłoby to jednoznaczne z przerwaniem jej rozwoju. W pierwszym etapie działania mieliśmy trzy specjalności, a obecnie jest ich sześć. Gdyby więc przyznana nam została w tym roku dotacja budżetowa na podstawie zamkniętego cyklu kształcenia w trzech specjalnościach, uniemożliwiłoby to zakończenie kształcenia w specjalnościach będących niejako w drodze rozwoju. Przechodzimy właśnie - co jest chyba tendencją popieraną przez Państwową Komisję Akredytacyjną - z cyklu ustawowego, obligatoryjnego kształcenia sześciosemestralnego do cyklu siedmio- lub ośmiosemestralnego, jak na przykład w wypadku studiów inżynierskich, ponieważ chcemy zbliżyć się do europejskich standardów minimum edukacyjnego. Bardzo ważna w moim przekonaniu jest potrzeba zastosowania vacatio legis do zarządzenia MENiS, które zupełnie nieoczekiwanie podniosło poprzeczkę wymagań kadrowych. Naturalnie, sami zdajemy sobie sprawę, że powinniśmy mieć coraz liczniejszą kadrę, ale nie da się tego osiągnąć niemal z dnia na dzień. Dlatego też chcielibyśmy uzyskać co najmniej trzyletnie przesunięcie tego rygorystycznego i zatrważającego wymogu, powstałego ponadto dość niespodziewanie. Obawiam się, że w razie nieodstąpienia na jakiś czas od tego nagle wprowadzonego wymogu możemy mieć do czynienia z powstawaniem sytuacji opierającej się na rozwiązaniach fikcyjnych, wykrywanych następnie w kontrolach. Chcielibyśmy uniknąć takich sytuacji. Kolejna niezmiernie istotna sprawa dla niektórych naszych uczelni, a niewykluczone, że dla większości z nich, polega na rozbieżności między deklaracjami władz miejscowych odnośnie do zapewnienia placówkom bytu materialnego, składanymi przy powoływaniu szkół a ich realizowaniem. Na własnym, mało krzepiącym, przykładzie mogę stwierdzić, że rzeczywistość bardzo daleko odbiega od deklaracji uzyskanych w chwili składania przez nas aplikacji o powołanie szkoły, do czego przecież w dużej mierze zostaliśmy zachęceni zobowiązaniami wziętymi na siebie przez władze miejscowe. Dodać należy, że w wypadku pierwszych sześciu szkół władze zmieniły się z wojewódzkich na powiatowe czy miejskie, które niekiedy nie poczuwają się do wywiązywania się ze zobowiązań nie przez siebie podjętych.</u>
<u xml:id="u-11.2" who="#TomaszWinnicki">Dlatego też bardzo dotkliwie odczuliśmy znaczne okrojenie inwestycji, znaczne zwłaszcza w sytuacji bardzo skromnych naszych środków ubiegłorocznych. Tym mocniej więc jesteśmy zaniepokojeni planami dalszego zmniejszenia inwestycji, które w pięćdziesięciu kilku procentach oznaczają dla nas koszty remontów adaptacyjnych, bo przecież nie koszty wznoszenia nowych obiektów. W ostatniej fazie zatwierdzania budżetu państwa prosimy o spojrzenie łaskawszym okiem na tę kwestię. Bardzo uciążliwy jest dla nas brak możliwości powoływania niezmiernie potrzebnych w naszych szkołach specjalizacji hybrydowych, znajdujących się na pograniczu dwóch specjalności zatwierdzonych dla danej szkoły - jak na przykład informatyka medyczna. Istnieją obydwie te specjalności, lecz brak form prawnych, na podstawie których można by było stworzyć z nich hybrydową specjalizację. Sądzę ponadto, że w wyjątkowych wypadkach prawo powinno zezwalać na powoływanie specjalności nastawionych wyłącznie na kształcenie zaoczne. To bardzo ważne w naszych szkołach i gdyby nie apel pana przewodniczącego o krótkie wypowiedzi, mógłbym odwołać się do konkretnych przykładów, uzasadniających tę potrzebę, a które dotyczą osób w 90 procentach pracujących, które chętnie skorzystałyby z możliwości dokształcania się na zasadach, o których mówię, a na które w tej chwili nie ma żadnych szans.</u>
</div>
<div xml:id="div-12">
<u xml:id="u-12.0" who="#KazimierzMarcinkiewicz">Przepraszam za prośby o ograniczanie wypowiedzi do najważniejszych spraw, lecz nie było jeszcze posiedzenia Komisji, na którym nie zabieraliby głosu posłowie, a wydaje się, że wszystko do takiej właśnie sytuacji dziś zmierza, w związku z czym przypadł mi niewdzięczny obowiązek zgłaszania apeli o krótkie wypowiedzi. Oddaję teraz głos reprezentantce uczelni niepaństwowych.</u>
</div>
<div xml:id="div-13">
<u xml:id="u-13.0" who="#BarbaraKubskaMaciejewicz">Mówiliśmy do tej pory o problemach, z jakimi przychodzi się zmagać szkołom państwowym, a ja pozwolę sobie na krótkie przedstawienie problemów przypadających w udziale szkołom niepaństwowym. Zarówno z zapisów ustawy o wyższych szkołach zawodowych, jak i z materiału dostarczonego przez Ministerstwo Edukacji Narodowej i Sportu wynika, iż niepaństwowe wyższe szkoły zawodowe powstały niejako przy okazji powoływania szkół państwowych. Jest ich jednak 91, co w zestawieniu z 25 szkołami państwowymi coś przecież mówi. Szkoły niepaństwowe finansują swoją działalność same, z dochodów pochodzących z czesnego, a zatem nie będę podnosić kwestii ekonomicznych. Pragnę natomiast wspomnieć o problemach, z którymi przyszło nam się uporać w związku z równoległym działaniem dwu ustaw o szkołach poziomu wyższego, czyli ustawy o szkolnictwie wyższym oraz ustawy o wyższych szkołach zawodowych. Profesor Zygmunt Głodek mówił już o szkołach, które dają studentom dyplom licencjata bez konieczności spełnienia wymogów obligatoryjnych w wypadku wyższych szkół zawodowych. Uczelnie, w których tytuł licencjacki stanowi pierwszy etap kształcenia, nie muszą realizować ani określonego wymiaru godzin - 2200 w trybie dziennym i 1760 w trybie wieczorowym i zaocznym - który to obowiązek nałożono ustawą na wyższe szkoły zawodowe, ani też 15 tygodni praktyki nieodzownej w tych ostatnich. A dyplom jest dokładnie taki sam i w pierwszym, i w drugim wypadku. Gdyby więc studenci kierowali się chęcią zdobycia wykształcenia na poziomie licencjatu jak najmniejszym wysiłkiem, powinni wybierać studia nie w szkole zawodowej. Nie wszyscy chyba uświadamiają sobie, że 1760 godzin dla trybu zaocznego oznacza 15 zjazdów w semestrze, czyli że zjazdy muszą odbywać się co tydzień, przy czym w sobotę i niedzielę zajęcia muszą trwać od 8.00 do 18.00. Nie zamierzam udowadniać, że mizerne są możliwości percepcji studentów w takich warunkach. W przypadku 3,5-rocznych studiów powinno się odbyć 13 zjazdów w semestrze, co nie stanowi wielkiego ułatwienia dla studiujących. Nie chodzi nam wszakże o zmniejszenie wymiaru godzin, lecz raczej o ustawowe zobligowanie uczelni do wydłużenia czasu trwania studiów zaocznych. Kolejny problem to 15-tygodniowe praktyki zawodowe, które nie obowiązują w wypadku szkół działających na podstawie ustawy o szkolnictwie wyższym. Proszę zwrócić uwagę na fakt, że 15 tygodni to więcej, niż wynosi czas należnego pracownikowi w ciągu trzech lat urlopu z tytułu kształcenia. W odniesieniu do studiów dziennych nie stanowi to w zasadzie większego problemu, ale prawdziwe komplikacje pojawiają się przy studiach zaocznych. Istnieje wprawdzie w ustawie zapis mówiący o możliwości zwolnienia z praktyki zawodowej, ale tylko wówczas, gdy dana osoba studiuje tę samą specjalność, w której pracuje. A przecież nie zdarza się to nazbyt często. Nie ma też możliwości zwolnienia z praktyki, jeśli pracownik przekwalifikowuje się i specjalność, którą wybrał na uczelni, nie pokrywa się z rodzajem wykonywanej przez niego pracy. Odbycie zaś przez studenta zaocznego bądź wieczorowego wymaganej ustawą 15-tygodniowej praktyki graniczy niemal z samobójstwem, ponieważ w obecnych uwarunkowaniach w grę wchodzi jedynie urlop bezpłatny.</u>
<u xml:id="u-13.1" who="#BarbaraKubskaMaciejewicz">A jak wiadomo, nie zawsze po jego wykorzystaniu można powrócić do pracy. W imieniu rektorów chciałabym podziękować przewodniczącemu Państwowej Komisji Akredytacyjnej za wzięcie pod uwagę możliwości wprowadzenia kierunków w wyższych szkołach zawodowych. To bardzo ważne, ponieważ specjalności powodują powstawanie ogromnych kosztów. Materiał przygotowany przez MENiS zawiera krótkie podsumowanie na temat oceny jakości kształcenia w wyższych szkołach zawodowych, przeprowadzanej przez Komisję Akredytacyjną Wyższego Szkolnictwa Zawodowego i wynika z niego, że szkoły niepaństwowe wypadły gorzej podczas kontroli. Większość z nich otrzymywała ocenę pozytywną warunkową. Pozwolę sobie zwrócić uwagę na fakt, że dwie w zasadzie przyczyny powodowały przyznawanie większości niepaństwowych szkół takiej oceny. Przyczyna pierwsza to fakt, że - ze względu na to, iż w szkołach niepaństwowych zarówno studia dzienne, jak i wieczorowe oraz zaoczne są odpłatne - trudno nam zachować proporcje 50:50, jakie powinny być utrzymane wobec liczby studentów dziennych oraz wieczorowych i zaocznych. To studenci, którzy sami na ogół finansują swą naukę, dokonują wyboru jej trybu. Ponieważ sami opłacają studia, muszą podjąć pracę, a wówczas trudno mówić o kształceniu w trybie dziennym. Drugi zarzut wobec uczelni niepaństwowych został następnie nieco złagodzony. Pierwotnie jednak Komisja Akredytacyjna wymagała, by na 15 studentów przypadał etatowy pracownik naukowo-dydaktyczny czy dydaktyczny. Ze względu na finanse oraz możliwości obciążenia pensum dydaktycznym po półtora roku działania Komisji Akredytacyjnej wymóg ów został złagodzony, tak że obecnie jeden etatowy pracownik naukowo-dydaktyczny musi przypadać na 20 studentów. Z podanych wyżej przyczyn ocena szkół niepaństwowych wypadła gorzej niż szkół państwowych. Podobnie jak przedmówca w imieniu reprezentantów szkół państwowych, ja w imieniu reprezentantów szkół niepaństwowych zwracam się z sugestią pozostawienia wyższym szkołom zawodowym możliwości kształcenia na studiach podyplomowych. Sugestia wywodzi się stąd, że studia podyplomowe w większości mają charakter zawodowy, a do kształcenia tego typu właśnie uczelnie, które reprezentujemy, są predysponowane z racji programów, kadry i doświadczenia, jakie zdobyły w tym zakresie.</u>
</div>
<div xml:id="div-14">
<u xml:id="u-14.0" who="#KazimierzMarcinkiewicz">Dziękuję, pani rektor. Oddaję głos kolejnym mówcom.</u>
</div>
<div xml:id="div-15">
<u xml:id="u-15.0" who="#AntoniStryjewski">Temat będący przedmiotem dzisiejszych obrad jest bardzo ważny. Otrzymaliśmy raport minister Krystyny Łybackiej w sprawie wyższych szkół zawodowych, poświęcony w dużej części szkołom państwowym, obejmujący jednak i szkoły niepaństwowe. Od tych ostatnich właśnie chciałbym rozpocząć swą wypowiedź. Otóż powiedzieć trzeba, że niepaństwowe wyższe szkoły zawodowe stanowią ewidentną konkurencję dla szkół państwowych, a konkurencji nie należy się ani bać, ani też jej zwalczać Uważam, że zarówno jedne, jak i drugie szkoły powinny funkcjonować, niemniej jednak należy mieć świadomość, że konkurencyjność ta niesie ze sobą pewne negatywne skutki dla całości szkolnictwa państwowego. Zacznijmy od lokalizacji. Z materiału ministerstwa wynika, że więcej niż połowa niepaństwowych wyższych szkół zawodowych zlokalizowana jest w silnych ośrodkach akademickich. Następna sprawa to kierunki - bardzo wyrafinowane niekiedy, zwłaszcza te aktualnie modne, jak: prawo, administracja, kierunki, które prowadzone są na uniwersytetach. W związku z brakiem miejsc w tych uczelniach studenci trafiają do szkół niepaństwowych. Sprawa kadry. Kadra niepaństwowych szkół zawodowych dzieli swój czas między uczelnie rodzime i szkoły niepaństwowe, co niesie wielorakie konsekwencje. Najważniejsze z nich to hamowanie w przyszłości prawidłowego rozwoju własnej kadry szkół niepaństwowych. Sytuacja, z jaką mamy do czynienia, wpływa też na obniżenie jakości kształcenia w jednych i drugich uczelniach. Osłabia również jakość pracy naukowej takiego pracownika, a niekiedy wręcz uniemożliwia prowadzenie badań naukowych w obrębie wyższej szkoły niepaństwowej. Dlaczego? Dlatego, że system przyznawania grantów na badania wymaga spełnienia pewnych warunków, których szkoły niepaństwowe nie spełniają. Przy całym szacunku dla niepaństwowych wyższych szkół zawodowych i przy aprobacie ich istnienia trzeba jednak wiedzieć, że mamy do czynienia z problemami wynikającymi z ich funkcjonowania. Jeśli chodzi o państwowe wyższe szkoły zawodowe, należy pamiętać, że mniej więcej jedna trzecia etatów nauczycielskich to etaty o niepełnym wymiarze zatrudnienia. Należy więc domniemywać, że w szkołach tych kadra profesorska pochodzi zapewne z innych uczelni, pracując w szkołach zawodowych dodatkowo. A to niewątpliwie rzutuje na jakość pracy, bo tak zwykle bywa, gdy dzieli się czas pomiędzy różne miejsca zatrudnienia. Z informacji pani minister członkowie Komisji wiedzą, że są i tacy profesorowie, którzy mają 8 czy nawet 10 miejsc zatrudnienia; była mowa nawet o 14 miejscach. Łatwo sobie wyobrazić, ile taki nauczyciel może dać z siebie w każdej z uczelni. Której z tych uczelni można przypisać jego sukcesy badawcze? Gdzie jest on postrzegany jako mistrz? Kolejny temat to studenci. Z danych ministerstwa wynika, że mniej więcej połowa studentów szkół zawodowych kształci się na studiach płatnych w trybie zaocznym i wieczorowym. Nie w pełni prawdziwy okazuje się więc argument, którym szermowano przy podejmowaniu decyzji o tworzeniu wyższych szkół zawodowych, argument polegający na podkreślaniu, że w ten sposób nauka zbliży się do rzesz chętnych do studiowania i umożliwi zdobycie kwalifikacji po niewysokich kosztach. Kilka słów trzeba też poświęcić programom nauczania.</u>
<u xml:id="u-15.1" who="#AntoniStryjewski">Mamy przecież do czynienia z uczelniami zawodowymi, przyjrzyjmy się zatem, choćby pobieżnie, jakie zawody są przez nie oferowane. Raport mówi o ekonomii, zarządzaniu, administracji, bankowości, kształceniu nauczycieli różnych przedmiotów. I to niemal wszystko. A wydawałoby się, że szkoły zawodowe powinny kształcić nie tylko kadrę, którą w przybliżeniu nazwać można menedżerską, ale szkolić ludzi w znacznie szerszym zakresie. Niewątpliwą ułomnością wyższych szkół zawodowych jest też ograniczenie kształcenia do poziomu licencjatu, ponieważ nie jest to pełne wykształcenie wyższe. Może skorzystajmy z faktu, że Komisja sejmowa ma wpływ na legislację i zastanówmy się, w jaki sposób można by podnieść prestiż uczelni, o których mówimy, zapewniając zarazem możliwość uzyskiwania w nich pełnego wykształcenia wyższego? Przecież nie jest przesądzone, że wykształcenie takie musi być zdobywane w wielkich ośrodkach akademickich; może dałoby się zagwarantować taką możliwość i w wypadku Gorzowa Wielkopolskiego, i Jeleniej Góry, i Pułtuska? Niewątpliwie bowiem brak tej możliwości jest ewidentną wadą szkolnictwa zawodowego. Myślę, że w gronie Komisji oraz w rozmowach z przedstawicielami ministerstwa należy rozważyć, czy słuszna jest praktyka, w której wyższe szkoły zawodowe powstają w ośrodkach akademickich. Czy istotnie powinny one powstawać w wielkich miastach, gdzie i tak funkcjonują inne uczelnie? Byłoby to może pożądane, ale pod warunkiem, że przez specyfikę kształcenia szkoły, o których mowa, uzupełniałyby w znaczący sposób kadrę dla regionów. Dziś jednak tego nie robią, w związku z czym istnieje problem, który niniejszym sygnalizuję.</u>
</div>
<div xml:id="div-16">
<u xml:id="u-16.0" who="#KazimierzMarcinkiewicz">Prosiłbym o zwrócenie uwagi na fakt, że teren, na którym odbywa się dzisiejsze posiedzenie, jest dość typowy, jeśli chodzi o tereny, na których powstały wyższe szkoły zawodowe, a doszło do tego dzięki współpracy środowisk naukowych, społecznych, politycznych. Dzięki tej współpracy mógł powstać Uniwersytet Zielonogórski, a przed ośmiu laty Collegium Polonicum, współpracujące z Uniwersytetem Europejskim Viadrina. Powstały też dwie PWSZ, od wielu lat działa Instytut AWF, który ma wszelkie dane po temu, by zostać samodzielnym wydziałem; działa też kilka wyższych szkół zawodowych niepublicznych. Myślę, że mogę zaryzykować stwierdzenie, że w ten sposób o dekadę mniej więcej wyprzedzamy rzeczywiste potrzeby w zakresie kształcenia młodzieży regionu.</u>
</div>
<div xml:id="div-17">
<u xml:id="u-17.0" who="#HenrykOstrowski">Przystępujemy do punktu drugiego posiedzenia, czyli do omawiania kwestii kształcenia nauczycieli w wyższych szkołach zawodowych, ze szczególnym uwzględnieniem organizacji praktyk studenckich oraz współpracy z wojewódzkim ośrodkiem metodycznym i wojewódzką biblioteką pedagogiczną. Zanim poproszę o zabranie głosu przedstawiciela Instytutu Nauczycielskiego Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Gorzowie Wielkopolskim, przypomnę, że na posiedzeniu odbytym 15 stycznia bieżącego roku Komisja Edukacji, Nauki i Młodzieży, po rozpatrzeniu informacji Najwyższej Izby Kontroli o wynikach kontroli kształcenia nauczycieli w państwowych szkołach wyższych, uchwaliła w tej sprawie opinię, skierowaną do ministra edukacji narodowej i sportu, w której postuluje m.in. opracowanie i wdrożenie jednolitej koncepcji systemu powszechnej akredytacji oraz jakości kształcenia nauczycieli, niezwłoczne wydanie przez ministra edukacji stosownego rozporządzenia w sprawie standardów kształcenia nauczycieli oraz opracowanie odpowiednich przepisów w projekcie ustawy - Prawo o szkolnictwie wyższym. Mamy dziś możliwość kontynuowania tego tematu na podstawie doświadczeń PWSZ w Gorzowie. Chciałbym poinformować państwa, że po wystąpieniu przedstawiciela Instytutu Nauczycielskiego PWSZ przewidziane są pytania i dyskusja. W imieniu prezydium Komisji proszę państwa o zwięzłe wypowiedzi. Teraz zaś oddaję głos panu Edwardowi Janiszewskiemu.</u>
</div>
<div xml:id="div-18">
<u xml:id="u-18.0" who="#EdwardJaniszewski">Znalazłem się dość niezręcznej sytuacji ze względu na apel o krótkie wypowiedzi, ponieważ przygotowałem dość obszerne wystąpienie, ale postaram się ująć w sposób lapidarny te kwestie, które zamierzałem poruszyć. A dotyczą one przede wszystkim kształcenia nauczycieli w wyższych szkołach zawodowych. Chciałbym też podzielić się z państwem doświadczeniami płynącymi z praktyk w Instytucie Pedagogicznym. Zacznę zaś od przypomnienia, że w roku 2000 odbyła się w Krakowie Konferencja Rektorów Uczelni Niepaństwowych, podczas której dyskutowano o jakości kształcenia. Ustalono wówczas pożądane cechy osobowościowe, które powinniśmy kształtować u studentów, a cechy te to: odpowiedzialność, kreatywność, profesjonalizm, umiejętność podejmowania szybkich decyzji, umiejętność pracy w zespole, umiejętność praktycznego rozwiązywania problemów, gotowość do podjęcia własnej działalności, umiejętność stałego rozwoju w koegzystencji ze zmieniającym się otoczeniem. Proszę zwrócić uwagę na fakt, że cechy te są bardzo „rynkowe”, mało związane z czystą dydaktyką, z wiedzą naukową; to po prostu cechy osobowościowe, co zasygnalizowałem wcześniej. A że absolwenci powinni się charakteryzować owymi cechami, wiedzą wszyscy; takich właśnie absolwentów potrzebują pracodawcy, tacy absolwenci pewniej poruszają się po rynku pracy. Umiejętności, które wymieniłem, są dziś częstokroć ważniejsze niż głęboka wiedza akademicka z danej dziedziny. To zresztą kwestia zauważana nie tylko w naszym kraju. Z rozmowy, którą przeprowadziłem z rektorem jednego z uniwersytetów brytyjskich, wynikało, że nie jest ważna dla nich pięknie napisana praca maturalna, za znacznie bowiem ważniejszą uważają osobowość młodego człowieka, którego będzie można kształcić w nowoczesny sposób, który, wykorzystując swą ambicję, zdoła wyrobić w sobie cechy wyżej zaprezentowane. Studenci państwowych wyższych szkół zawodowych - w liczbie 25.554 - stanowią blisko 3 procent studentów uczelni resortu edukacji, przy czym są to dane pochodzące z Informatora MENiS i dotyczą stanu z 31 grudnia 2000 roku, czyli po dwóch latach funkcjonowania PWSZ, które zaczęły działać w roku 1998. Interesują nas zwłaszcza studenci kierunków i specjalności nauczycielskich. I tak w uczelniach resortu edukacji na koniec grudnia 2000 roku na ogólną liczbę 1.022.173 studentów na kierunkach i specjalnościach pedagogicznych kształciło się 114.746 osób, co wynosi około 10 procent ogólnej liczby. Warto zauważyć, że 26 procent studentów państwowych wyższych szkół zawodowych oraz wyższych szkół pedagogicznych kształci się na studiach dziennych, przy czym PWSZ kształcą około 6 procent nauczycieli, a WSP - 94 procent. Interesująco wyglądają proporcje form kształcenia w WSP oraz PWSZ, przy czym z jednej strony powstaje pewien niepokój na tym tle, z drugiej wszakże sytuacja jest w pełni zrozumiała. Otóż w wyższych szkołach pedagogicznych prawie 60 procent studentów wybiera naukę w trybie zaocznym bądź wieczorowym, co powoduje zachwianie wymaganych proporcji 50:50, podczas gdy w państwowych wyższych szkołach zawodowych nauka zaoczna i wieczorowa dotyczy prawie 40 procent studentów. Jak wygląda od strony liczb kształcenie na specjalnościach nauczycielskich w PWSZ? Otóż w końcu grudnia 2000 roku w szkołach tych było ogółem ponad 25.500 studentów, a 22 procent z tego to studenci kierunków nauczycielskich, podczas gdy na innych specjalnościach studiowało 74 procent studentów. Korzystając z możliwości zabrania głosu w niniejszym gronie, chciałbym podzielić się z państwem refleksją co do jakości kształcenia nauczycieli w systemie polskiej edukacji.</u>
<u xml:id="u-18.1" who="#EdwardJaniszewski">Opinia w tej sprawie nie wymaga pogłębionych badań, analiz, studiów, tym bardziej że jest dość powszechna. Głosi zaś, iż szkoły pedagogiczne źle przygotowują przyszłych nauczycieli. Najlepszy dowód to aktualne od wielu lat powiedzenie, w myśl którego studenci są dobrze przygotowywani do zawodu, tyle że gdy kończą uczelnie i udają się na miejsce pracy, zdumiewa ich w szkołach obecność uczniów. To na pewno przesada, ale jakaś prawda kryje się niewątpliwie w tym powiedzeniu. Dlaczego bowiem w roku 1988 powołane zostały kolegia nauczycielskie? Co legło u podstaw tej decyzji? To mianowicie, że wyższe uczelnie pedagogiczne nie spełniały swych funkcji. Dlatego też utworzono kolegia, nad którymi bezpośrednią pieczę sprawował minister edukacji, mający w ten sposób wpływ na kierunki kształcenia. Powstały też kolegia językowe. A wszystkie te działania podjęto, ponieważ wyższe uczelnie nie odpowiadały na zapotrzebowanie na kadrę nauczycielską w szkołach. Potwierdza ten fakt także powstanie na początku lat dziewięćdziesiątych tzw. systemu stypendiów kuratora, dzięki któremu kurator mógł stymulować realizowanie kierunków deficytowych w kształceniu nauczycieli. Właśnie za pomocą owych stypendiów wymuszono niejako powstanie kierunków potrzebnych na rynku, ponieważ wyższe uczelnie nie wykazywały w tym zakresie pożądanej elastyczności. Stworzono również system grantów uczelnianych, wymuszający na uczelniach - w drodze proponowania pieniędzy na konkretne działania - takie, a nie inne kształcenie studentów. Po kilku kontrolach realizacji podyplomowych studiów grantowskich okazało się wszakże, iż programy są wprawdzie znakomite, spełniające zasady przyjęte w reformie, ale realizowane treści nie odbiegają od treści sprzed reformy. Fakt ten jednoznacznie przemawia za przyjęciem tezy, że uczelnie wyższe, zwłaszcza pedagogiczne czy uczelnie prowadzące kierunki pedagogiczne, popadły w głęboką inercję, która nie pozwala im na dostosowanie się do zmian, do dynamiki charakterystycznej dla placówek oświatowych, dynamiki niekoniecznie związanej z reformą, ale z innowatyką oraz innymi działaniami podejmowanymi przez środowiska nauczycielskie. O prawdziwości powyższej tezy świadczy chyba także fakt, który zaobserwowałem dość niedawno, kiedy pracowałem nad rozporządzeniem o innowacjach i eksperymentach pedagogicznych, co uznałem zresztą za zrządzenie losu. Zgłosiła się do mnie bowiem pani doktor z katedry innowatyki pedagogicznej, pisząca pracę habilitacyjną, prosząc o pewne informacje, potrzebne do tej pracy. Ponieważ pracowałem wówczas nad wspomnianym projektem, poprosiłem w zamian o pomoc, polegającą na podsunięciu sugestii, co należy uważać w dzisiejszej szkole za innowację, a co za eksperyment pedagogiczny. Po dwóch miesiącach okazało się, że cała katedra innowatyki pedagogicznej nie jest w stanie opracować tego tematu, gdyż w gąszczu przepisów oświatowych niezmiernie trudno znaleźć definicje, które mnie interesowały. Widzę w tym ewidentny dowód na to, że wyższe uczelnie tak bardzo zasklepiły się w swej akademickości, że trudno im zmierzyć się z otaczającą rzeczywistością. A przecież środowiska oświatowe cały czas oczekują podstaw teoretycznych do tworzenia programów nauczania, do własnych programów, do tego wszystkiego, co dziś dzieje się w szkole. To były tylko dwie dygresje, sądzę jednak, że potrzebne w kontekście tematu posiedzenia. Wrócę wszakże do kształcenia nauczycieli w wyższych szkołach zawodowych.</u>
<u xml:id="u-18.2" who="#EdwardJaniszewski">I tak jeśli chodzi o grupy specjalności nauczycielskich w państwowych wyższych szkołach zawodowych, to największą grupę w skali kraju stanowią studenci języków obcych - 31 procent, studenci nauk pedagogicznych to 29,7 procenta, język polski studiuje 13,3 procenta, edukację wczesnoszkolną 10,7 procenta, wychowanie fizyczne z gimnastyką korekcyjną 9 procent, nauki ścisłe 5,9 procenta, a edukację muzyczną niespełna 0,5 procenta. Jako interesujący fakt chciałbym podać, że kształci się w PWSZ studentów do nauczania dwóch przedmiotów. I tak na przykład osoby studiujące nauki ścisłe przyswajają też wiedzę z zakresu edukacji muzycznej czy wychowania fizycznego, co wynika z potrzeb zgłaszanych przez szkoły. Łączenie nie mających ze sobą związku przedmiotów może wydać się oryginalne, ale wiemy, że w szkołach brakuje nauczycieli niektórych przedmiotów, a za pomocą łączenia ich w ręku jednego nauczyciela znika problem szukania wyspecjalizowanego nauczyciela, co jest trudne zwłaszcza w wypadku małych szkół, gdzie nie zawsze liczba godzin danego przedmiotu wystarcza na pensum. Powstają ponadto podstawy formalnoprawne do nauczania przez jednego nauczyciela nie tylko jednego przedmiotu kierunkowego. Pamiętajmy zaś, że od piętnastu mniej więcej lat mówi się, że nauczyciel powinien nauczać co najmniej dwóch przedmiotów. Ogółem w PWSZ kształci się studentów na 26 kierunkach, a 46 procent z nich studiuje języki obce. Podane wyżej informacje miały za cel stworzenia tła dla informacji na temat Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Gorzowie Wielkopolskim, w murach której obradujemy i o kształceniu w której pragnę powiedzieć nieco więcej. Kształceniem nauczycieli zajmuje się w gorzowskiej PWSZ Instytut Nauczycielski, w którym w bieżącym roku akademickim studiuje 605 osób, stanowiących 17 procent ogółu studentów szkoły.32 procent studentów Instytutu Nauczycielskiego kształci się w specjalności edukacja opiekuńczo-wychowawcza, 21 procent w specjalności edukacja wczesnoszkolna, 19 procent - język polski, 15 procent - język angielski, 13 procent - język niemiecki. Na strukturę Instytutu Nauczycielskiego składają się zakłady, które pokrywają się z poszczególnymi specjalnościami, przy czym wyodrębnioną jednostką jest nadal Kolegium Języka Angielskiego, nad którym opiekę naukową sprawuje Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, a PWSZ jest dla niego organem prowadzącym. Wynikają z tego tytułu niejakie kłopoty, w tym finansowe, ale to tylko informacja marginesowa. Uczelnia kształcąca nauczycieli musi mieć rozeznanie w strukturze ich wykształcenia, bo pozwala to na planowanie kierunków kształcenia i zaspokajanie potrzeb kadrowych placówek oświatowych. Wiadomo, że uczelnie zawodowe muszą charakteryzować się elastycznością i nie mogą pozwolić sobie na kształcenie dla samego kształcenia, bez uwzględniania potrzeb rynkowych. Bierzemy też pod uwagę strukturę bezrobocia wśród osób z wyższym wykształceniem oraz wskaźniki zatrudniania nauczycieli poszczególnych przedmiotów. Jak zatem wyglądała struktura wykształcenia nauczycieli w województwie lubuskim w roku szkolnym 2000/2001? Ogólnie rzecz ujmując, nie odbiega ona od średniej krajowej, tak że 74 procent nauczycieli ma studia wyższe z tytułem magisterskim i praktykę pedagogiczną, studia magisterskie bez praktyki pedagogicznej dotyczą 0, 5 procenta nauczycieli; studia wyższe zawodowe ma 5,2 procenta nauczycieli; absolwenci SN to 12,6 procenta, absolwenci kolegiów 0,7 procenta, prawie 6 procent to nauczyciele z wykształceniem średnim, natomiast 0,2 procenta nauczycieli ma tytuł doktorski. Jeśli chodzi o pełnozatrudnionych nauczycieli w województwie lubuskim, to nauczaniem początkowym w roku szkolnym 2000/2001 zajmowało się 2245 osób, wychowaniem przedszkolnym 2176, nauczaniem języka polskiego 1280, wychowania fizycznego 1266, matematyki 983, historii 711, techniki 504 osoby, języka rosyjskiego 501, języka niemieckiego 242, fizyki z astronomią 308, biologii 264, geografii 264, chemii 192, muzyki 229, języka angielskiego 117, plastyki 80, języka francuskiego 57, informatyki 17, logopedią zajmowało się 7 osób, pedagogiką specjalną 250, pedagogiczną opiekę wychowawczą sprawowało 634 nauczycieli, a 269 nauczycieli zajmowało się bibliotekarstwem. Warto zauważyć, że w stosunku do roku szkolnego 1998/1999 w roku szkolnym 2000/2001 o 10 osób zmniejszyło się zatrudnienie nauczycieli nauczania początkowego, a o 336 osób nauczycieli wychowania przedszkolnego.</u>
<u xml:id="u-18.3" who="#EdwardJaniszewski">Wzrost zatrudnienia nastąpił natomiast w odniesieniu do nauczycieli języków obcych i chemii. Zatrudnienie zyskali też nauczyciele przedmiotów nowych, takich jak sztuka - 10 osób - czy terapia pedagogiczna - również 10 osób - oraz przyroda, której w roku szkolnym 2000/2001 nauczało 16 osób. W roku szkolnym 2000/2001 do pracy w województwie lubuskim przyjęto na pełne etaty 703 osoby, które przeszły z innych szkół, 335 osób zaliczonych ogólnie do „innych przyjęć”, 317 absolwentów, przy czym warto dodać, że 13 procent tych ostatnich to osoby, które ukończyły nauczycielskie kolegia języków obcych - 31 osób - oraz kolegia nauczycielskie - 9 osób. Uzyskaliśmy te dane na podstawie spisu EWIKAN, dokonywanego co dwa lata. Jeśli chodzi o absolwentów, to oprócz tych 317 przyjętych w roku szkolnym 2000/2001, do szkół naszego województwa trafiło ich 327 w roku szkolnym 1998/1999. Jak widać z podanej informacji, największy ruch kadrowy dotyczył przejść nauczycieli z innych szkół, co było zjawiskiem naturalnym w obliczu reorganizacji sieci szkół. W porządku dzisiejszych obrad podano, iż tematem części drugiej posiedzenia jest kształcenie nauczycieli w wyższych szkołach zawodowych, ze szczególnym uwzględnieniem organizacji praktyk studenckich. Myślę więc, że pora przejść do praktyk właśnie. Sprawę praktyk generalnie reguluje ustawa o szkolnictwie wyższym, zawierająca zapisy odnoszące się do praktyk zawodowych, jak też rozporządzenie w sprawie organizacji praktyk studenckich, z tym że rozporządzenie to ma delegację z ustawy o szkolnictwie wyższym, a nie z ustawy o wyższych szkołach zawodowych. W szkołach zawodowych praktyki stanowią niemal trzon wiedzy i odgrywają zupełnie inną rolę w przygotowaniu studentów do konkretnych potrzeb rynku niż praktyki określone wspomnianym rozporządzeniem Prezesa Rady Ministrów z 12 sierpnia 1991 roku. Z tego też względu czuję się zobowiązany do krótkiego komentarza w tej sprawie. Otóż rozporządzenie owo zobowiązuje uczelnie państwowe, by ze środków na działalność dydaktyczną pokrywały szereg kosztów związanych z organizacją praktyk studenckich, w tym: wyżywienie studentów odbywających praktykę poza miejscem stałego zamieszkania, zakwaterowanie, przejazd do miejsca odbywanej praktyki i z powrotem, ekwiwalent wypłacany z tytułu odbywania praktyk w warunkach szkodliwych dla zdrowia, ubezpieczenie uczestników praktyk od następstw nieszczęśliwych wypadków oraz dodatkowe wypłaty dla nauczycieli w szkołach i placówkach w rozumieniu ustawy o systemie oświaty z tytułu sprawowania opieki nad studentami odbywającymi w tych szkołach i placówkach studenckie praktyki nauczycielskie. Mogę tylko szczerze pogratulować uczelniom, którym udaje się pokryć wszystkie wymienione koszty, stanowiące bardzo duże obciążenie finansowe. Uczelnia zwolniona jest z obowiązku ponoszenia powyższych kosztów tylko wtedy, gdy studenci odbywają praktyki na podstawie umowy o pracę, bo siłą rzeczy wówczas wchodzą w grę zupełnie inne przepisy. Proszę zwrócić uwagę na ostatnią pozycję w kosztach studenckich praktyk w szkołach i placówkach w rozumieniu ustawy o systemie oświaty.</u>
<u xml:id="u-18.4" who="#EdwardJaniszewski">Chodzi o konieczność dodatkowych wypłat dla nauczycieli z tytułu sprawowania opieki nad praktykantami. Sprawa jest niejasna, ponieważ nie ma żadnych regulacji, które określałyby wysokość tych wypłat. Żenujący wprost jest u nas poziom opłat za godzinę praktyki asystenckiej czy obserwacyjnej, a przecież nauczyciel taki musi się specjalnie przygotować do pracy z praktykantem. Oczywiście, możemy założyć, że nauczyciel z natury rzeczy powinien być przygotowany do prowadzenia lekcji, ale przecież wiemy wszyscy, że odbywanie jej w warunkach obserwowania pracy przez osoby, które mają się uczyć na naszym przykładzie jest znacznie poważniejszym obciążeniem niż zajęcia odbywane w warunkach zwykłych. Istnieje też obowiązek omawiania lekcji, lecz nie będę przeciągać tego tematu, bo większość zgromadzonych zna go z własnego doświadczenia. Inna, równie ważna sprawa związana z rozporządzeniem Prezesa Rady Ministrów to nakładanie ośmiu czy dziewięciu różnego rodzaju obowiązków na zakład pracy, w którym studenci odbywają praktykę. Nie podważam bynajmniej zasadności tych obowiązków, ale konieczność wywiązywania się z nich przez zakład powoduje sytuację, w której uczelnia musi usilnie zabiegać o zgodę zakładu na przyjęcie praktykantów. W kontekście wysokiego bezrobocia i nasyconego rynku pracy załatwienie porządnych praktyk staje się niełatwym zadaniem. A przecież praktyki w wypadku szkół zawodowych miały być praktykami z prawdziwego zdarzenia, a nie „odbębnianiem” godzin. Miały w założeniu wyrabiać u studentów cechy, które we wcześniejszej fazie wystąpienia wyliczyłem. Jak zorganizowane są praktyki w Instytucie Nauczycielskim naszej uczelni? Najistotniejszym dokumentem w tym zakresie jest zarządzenie rektora powołujące regulamin organizacji praktyk, ponieważ regulamin ogólny nie spełnia wymogów niezbędnych w wypadku praktyk nauczycielskich. W odniesieniu więc do studentów kierunków nauczycielskich funkcjonuje odrębny regulamin, który opisuje nie tylko cele odbycia praktyki pedagogicznej, ale i formy jej realizacji w postaci 375 godzin lekcyjnych, z których 125 godzin - czyli 5 tygodni - to praktyka ogólnopedagogiczna, a 250 godzin - czyli 10 tygodni - praktyka metodyczna. Jak zasygnalizował już rektor Zenon Głodek, wymóg 15-tygodniowych praktyk, które należy odbyć w wypadku sześciosemestralnych studiów, jest elementem powodującym zmniejszenie konkurencyjności kształcenia w wyższych szkołach zawodowych. W tej sytuacji należałoby bowiem okres nauki w tych szkołach przedłużyć do siedmiu semestrów, co byłoby jednak kolejnym powodem zmniejszenia konkurencyjności studiów wobec kształcenia w uczelniach akademickich. Pan minister wspomniał o założeniu, które przyjęto przy podejmowaniu decyzji o powołaniu wyższych szkół zawodowych. Miały one być uczelniami elastycznie reagującymi na potrzeby rynku, ze skróconym cyklem kształcenia. Obciążenie studiów tak długotrwałą praktyką w sposób oczywisty wydłuża ów „skrócony cykl”, a organizacja praktyki śródrocznej napotyka na liczne kłopoty. Wracając jednak do samych praktyk, chciałbym poinformować, że 5-tygodniowa praktyka ogólnopedagogiczna odbywana jest w pięcio- sześcioosobowych grupach w takich placówkach oświatowowychowawczych, jak: przedszkola, szkoły podstawowe, gimnazja, szkoły ponadgimnazjalne, internaty, bursy, domy dziecka, pogotowia opiekuńcze, świetlice pozaszkolne, poradnie psychologiczno-pedagogiczne, szkoły i placówki kształcenia specjalnego. Ma też formę praktyki indywidualnej, odbywanej pod opieką pedagoga szkolnego w przedszkolach, szkołach podstawowych i gimnazjach, oraz praktyki wakacyjnej, którą student odbywa w roli wychowawcy lub pomocnika wychowawcy na koloniach i obozach letnich bądź zimowych dla dzieci i młodzieży, na półkoloniach, w świetlicach szkolnych i socjoterapeutycznych, w domach dziecka i domach pomocy społecznej. Praktyka metodyczna z kolei dzieli się na praktykę obserwacyjną i na praktykę asystencką. Pierwsza z nich trwa 150 godzin i polega na hospitacjach, odbywanych w grupach nie większych niż pięcioosobowe; druga natomiast ma 100-godzinny okres trwania i odbywana jest indywidualnie, a polega na samodzielnym prowadzeniu zajęć. Regulamin określa również obowiązki kierownika praktyk oraz opiekunów wyznaczanych spośród nauczycieli poszczególnych zakładów, jak też zasady zaliczania praktyk i ustalania oceny. W Instytucie Nauczycielskim naszej uczelni w roku 1998 organizacja praktyki wiązała się z kosztem w wysokości 3000 złotych, a pieniądze przekazywał wojewoda, gdyż był to okres przekazywania Kolegium Nauczycielskiego oraz Kolegium Języków Obcych do Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Gorzowie. Koszty ogólne wynosiły 11.922 złote. W roku 1999 dotacja z ministerstwa, czyli wyodrębnione środki przeznaczone wyłącznie na realizację praktyk, wynosiła 41.200 złotych, podczas gdy koszty rzeczywiste wyniosły 50.400 złotych. W 2000 roku dotacja wzrosła do 42.500 złotych, ale wzrosły też koszty rzeczywiste, które wyniosły 60.078 złotych.</u>
<u xml:id="u-18.5" who="#EdwardJaniszewski">W roku 2001 uznano natomiast, że praktyki mają być realizowane ze środków przeznaczonych na zajęcia dydaktyczne, w związku z czym nie otrzymaliśmy na nie wyodrębnionych pieniędzy, a koszt praktyk wyniósł 81.323 złote. Być może było to słuszne pociągnięcie, u podstawy którego legło założenie, że uczelnia samodzielnie powinna dzielić pieniądze otrzymywane na działalność dydaktyczną. Rzecz jest jednak szczególnie dokuczliwa w wypadku praktyk nauczycielskich, w związku z tym, że dochodzą tu koszty nie występujące przy organizowaniu praktyk dla studentów innych kierunków. Dlatego też wadą rozwiązania polegającego na niewyodrębnianiu środków na organizację praktyk jest kuszenie uczelni do oszczędzania na tym elemencie kształcenia. A to w moim przekonaniu poważne zagrożenie. Jeśli chodzi o ocenę praktyk, to pragnę zapoznać państwa z wynikami ankiety, którą przeprowadziłem wśród studentów nie dalej jak przedwczoraj. Zadałem im kilka pytań odnoszących się do praktyki ogólnopedagogicznej oraz do praktyki metodycznej. Zaznaczam, że nie było to badanie reprezentatywne, ale chciałem się dowiedzieć, jak z punktu widzenia studentów sprawa ta wygląda. W ankiecie uczestniczyło 23 studentów trzeciego roku, nie zdradzę, jakiej specjalności, ponieważ obiecałem respondentom, że ankieta będzie anonimowa. Poprosiłem, by w skali od 1 do 6 ocenili organizację praktyki, przy czym 1 to ocena zdecydowanie negatywna, a 6 celująca. Okazało się, że ocenę bardzo złą wystawiło organizacji praktyki dwie osoby, 2 nie postawił nikt, na 3 oceniło praktykę dziewięć osób, na 4 dziesięć, 5 postawiło dwie osoby, nikt natomiast nie uznał, że organizacja zasługuje na ocenę celującą. Wyjaśnić wypada, iż ankieta dotyczyła praktyki odbytej w jednej instytucji, w której zresztą będę interweniował, ponieważ wiem, dlaczego dwie osoby wystawiły oceny naganne. Otóż chodziło o to, że opiekun z ramienia zakładu pracy zachował się niestosownie, co studentów oburzyło. Spytałem respondentów m.in. o to, czy program praktyki został zrealizowany. Pytałem zresztą i o to, czy program układano z udziałem studentów, kto się tym zajmował, czy brał w tym udział opiekun z ramienia zakładu pracy itd., ale nie w tym rzecz. Jeżeli zaś chodzi o pytanie dotyczące zrealizowania programu, tylko 4 procent studentów odpowiedziało, że program zrealizowany został w całości. 83 procent uznało, że realizacja była częściowa, a 13 procent odpowiedziało, że w czasie praktyki wykonywało czynności nie związane z programem. Powyższe wyniki dotyczyły pytań związanych z organizacją praktyki. Teraz natomiast poinformuję państwa, jak 21 osób oceniło tę samą praktykę ogólnopedagogiczną, odpowiadając na proste pytanie ogólne: „Jak oceniasz praktykę”. Skala ocen była taka sama, przy czym 1 nie wystawił nikt, podobnie jak i 2. Na 3 oceniło ją pięć osób, na 4 - dziewięć, a na 5 - siedem. I już na zakończenie wypowiedzi kilka uwag. Otóż doświadczenie i tradycja organizacji praktyk nauczycielskich pozwalają na wysoką ogólnie ich ocenę pod względem jakości. Nie brakuje jednak i licznych mankamentów, ponieważ duży nakład pracy, zwłaszcza ze strony opiekunów praktyk, różnorodność form organizacyjnych, rozproszenie terenowe oraz różna jakość pracy poszczególnych placówek, przede wszystkim zaś niedostatki finansowe są często powodem nie tylko zaniżania jakości praktyk, lecz i nieporozumień. Za najpoważniejsze mankamenty trzeba uznać:- dodatkowe obciążenie godzinowe cyklu kształcenia piętnastoma tygodniami, które wydłuża cykl kształcenia do siedmiu semestrów, co nie tylko podwyższa koszt studiów, ale powoduje sytuację, w której studia te stają się niekonkurencyjne wobec pełnych studiów akademickich,- brak uregulowania prawnego precyzującego wynagradzanie opiekunów praktyk w Instytucie Nauczycielskim,- brak uregulowania prawnego precyzującego wynagradzanie nauczycieli z tytułu sprawowania opieki nad studentami odbywającymi praktykę,- ocena przebiegu i jakości praktyki dokonywana jest wyłącznie na podstawie analizy dokumentów w postaci dokumentacji studenta i arkusza opiekuna z ramienia placówki; uwaga ta wynika ze sprawozdań, które składają opiekunowie praktyk w poszczególnych zakładach,- niezadowolenie studentów budzi fakt organizacji praktyk we wrześniu, czyli w miesiącu wakacyjnym,- rezygnacja z wyodrębnionej w budżecie dotacji na organizację praktyk. Konieczne wydaje się ponadto zwrócenie większej uwagi na jakość merytoryczną i organizacyjną praktyk studenckich np. poprzez wprowadzenie monitorowania różnych standardów jakości praktyk. Sądzę bowiem, że dopracujemy się pewnych standardów jakościowych, przy czym standardy owe powinny być powszechnie znane, tak by można było dokonywać porównań z praktyką. Jeżeli zaś standard nie jest znany, trudno o obiektywne oceny. Myślę, że to już wszystko, co w wielkim skrócie można przekazać na przedmiotowy temat.</u>
</div>
<div xml:id="div-19">
<u xml:id="u-19.0" who="#HenrykOstrowski">Dziękuję za obszerną informację na temat PWSZ w Gorzowie. Przechodzimy do następnego etapu naszych obrad, czyli do dyskusji.</u>
</div>
<div xml:id="div-20">
<u xml:id="u-20.0" who="#RyszardHayn">Chciałbym się odnieść do tematu pierwszej części posiedzenia. Otóż jeśli chodzi o wyższe szkoły zawodowe, potwierdzić należy, że rozwiązania przyjęte w ustawie sprawdzają się w praktyce, bo przecież szkoły powstały i funkcjonują. Na tle wcześniejszych wypowiedzi rysuje się wszakże refleksja, że wszystkie szkoły wyższe powinno się traktować jednakowo, niezależnie od tego, czy są one państwowe, czy też niepaństwowe. Studia w takich szkołach, ulokowanych w miastach odległych od centrów akademickich, nawet w szkołach pobierających czesne, są tańsze dla okolicznej młodzieży niż kształcenie w bezpłatnych uczelniach państwowych w dużych ośrodkach, gdzie bardzo wysokie są koszty utrzymania. A wiemy wszyscy, jak ważny jest aspekt finansowy zdobywania wiedzy. Wszyscy też chyba żywimy obawę, czy poziom kształcenia jest zadowalający, a obawa ta powstaje po części w związku z faktem, że znaczna część kadry to osoby dojeżdżające na zajęcia z odległych niekiedy ośrodków, przez co być może lżej traktują obowiązki w uczelniach innych niż macierzyste. Być może to obawa nieco na wyrost, niemniej jestem przekonany, że kierownictwo uczelni zwraca baczną uwagę na ewentualne zagrożenia wynikające z tego faktu i pilnie przestrzega, by wszystkie zadania związane z procesem kształcenia wykonywane były odpowiednio. Podniesiono już bardzo ważną sprawę zapewnienia możliwości kontynuowania nauki przez absolwentów wyższych szkół zawodowych, możliwość odbywania przez nich studiów magisterskich. Na ogół jest tak, że wyższe szkoły zawodowe współpracują z uczelniami akademickimi, co stwierdzam na podstawie przykładu leszczyńskiego, gdzie funkcjonuje państwowa wyższa szkoła zawodowa oraz dwie szkoły niepaństwowe. Wszystkie one na zasadzie współpracy z ośrodkami akademickimi zapewniają swym absolwentom możliwość zyskiwania pełnego wykształcenia wyższego, wraz z tytułem magisterskim. Za równie istotną kwestię uważam kształcenie własnej kadry naukowej wyższych szkół zawodowych. Jeżeli bowiem szkoły tego rodzaju nie będą dysponować własną kadrą, poprzez uzyskiwanie coraz wyższych kwalifikacji obecnych magistrów, to uczelnie, o których mowa, zawsze będą funkcjonować na zasadzie kadry naukowej „dochodzącej”, a to nie najlepsze rozwiązanie - z powodów już wymienianych. Myślę zatem, że nawet kosztem wielkiego wysiłku władze uczelni zawodowych powinny dążyć do zapewnienia sobie własnej kadry naukowej. Poruszono we wcześniejszej fazie posiedzenia temat proporcji między liczbą studentów pobierających naukę w trybie studiów dziennych i studentów korzystających z możliwości uzyskiwania wykształcenia w trybie zaocznym oraz wieczorowym. Myślę, że najwyższa już pora na uporządkowanie tej sprawy. Czymże bowiem są studia wieczorowe? Tym samym w zasadzie, co studia dzienne, być może w nieco ograniczonym zakresie, ale przecież to ograniczenie jest niewielkie, tak że łatwo uzupełnić program studiów odbywanych w trybie wieczorowym o semestr, a wówczas zniknie problem skróconego cyklu kształcenia w tym trybie. Z własnego doświadczenia, pochodzącego z okresu moich studiów na polonistyce w Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza, wiem, że studia tego typu różnią się od dziennych jedynie godzinami, w których odbywają się zajęcia.</u>
<u xml:id="u-20.1" who="#RyszardHayn">Kończyliśmy je niekiedy o 22.30 czy nawet o 23.00, co wszakże nie zwalniało nas z konieczności przyswojenia obszernego materiału. Uważam, że istnieje poważna potrzeba znowelizowania ustawy obecnej bądź też nawet przygotowania nowej ustawy o systemie szkolnictwa wyższego, która uwzględniałaby nie tylko wspominane dziś aspekty omawianej sytuacji, ale i sprawy statusu doktorantów, wieloetatowości niektórych pracowników naukowych, stopni i tytułów naukowych itd. Zapisy ustawy powinny również regulować m.in. kwestię statusu licencjatów. Postulat w sprawie opracowania projektu nowej ustawy kieruję przede wszystkim pod adresem członków Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży, sugerując zarazem powołanie w jej ramach zespołu, który na bieżąco monitorowałby te sprawy i utrzymywał kontakt z właściwym przedstawicielem MENiS oraz z Państwową Komisją Akredytacyjną. Pozwoliłoby to przygotować projekt, który następnie przybrałby formę nowej regulacji ustawowej. I jeszcze kilka słów na temat drugiego punktu posiedzenia. Otóż pragnę podkreślić, że przygotowywanie przyszłych nauczycieli do nauczania dwóch przedmiotów jest w obecnych warunkach najwłaściwszym sposobem na zapewnienie zatrudnienia absolwentom kierunków nauczycielskich. W sytuacji zmniejszającej się liczby uczniów, przy braku możliwości zagwarantowania godzin potrzebnych do etatu - zwłaszcza w małych miejscowościach, gdzie nie wchodzi w rachubę możliwość odbywania zajęć w innej placówce - to niezmiernie istotne.</u>
</div>
<div xml:id="div-21">
<u xml:id="u-21.0" who="#HenrykOstrowski">Proszę teraz o zabranie głosu profesora Zbigniewa Walczyka.</u>
</div>
<div xml:id="div-22">
<u xml:id="u-22.0" who="#ZbigniewWalczyk">W odniesieniu do tematyki punktu pierwszego porządku obrad chciałbym zgłosić kilka uwag z punktu widzenia tzw. terenu. Przede wszystkim zaś pragnąłbym zwrócić uwagę państwa na sprawę wolnego rynku, który za pomocą swej „niewidzialnej ręki” wiele załatwia. Kwestia ta przewija się w dzisiejszych wypowiedziach, ujęta wprost bądź też wynikając z nich pośrednio. Wydaje się jednak, że ów wolny rynek nie istnieje, ponieważ nie mamy w tej chwili w zasadzie w Polsce bezrobotnych z wyższym wykształceniem, a jeżeli nawet, to dotknięci są bezrobociem chwilowym. Jeśli zaś chodzi o rynek pracowników akademickich, to nie dostrzegam większego problemu, gdyż nie ma nauczycieli akademickich, którzy poszukiwaliby pracy; wręcz przeciwnie, wielu z nich znajduje zatrudnienie w kilku miejscach. Jeśli więc mechanizm wolnego rynku w omawianym zakresie rzeczywiście ma się uruchomić, to dopiero za jakiś czas. Dopiero w przyszłości może się okazać, że ludzie z dyplomami wyższych uczelni staną wobec konieczności poszukiwania zatrudnienia, przy czym zjawisko to może mieć dość szeroki zakres. W tej chwili wszakże przedwczesne wydaje się oczekiwanie, że wolny rynek skoryguje sytuację. Cieszymy się z powstania Państwowej Komisji Akredytacyjnej. Chciałbym podzielić się z państwem opinią, że byłoby dobrze, gdyby przy ocenie wniosków o powołanie szkół wyższych, dokonać przedwstępnych audytów. Należałoby się przyjrzeć, czy na przykład deklarowana biblioteka rzeczywiście istnieje, czy istnieje deklarowane laboratorium, czy siedziba szkoły ma deklarowaną powierzchnię itd. Mówię o tym, ponieważ powołanie szkoły, której funkcjonowanie opiera się niekiedy na wirtualnej jedynie rzeczywistości, bywa niezmiernie trudne do odwrócenia, o czym mogliśmy się przekonać, gdy minister Mirosław Handke przegrał w Najwyższym Sądzie Administracyjnym dwie czy trzy sprawy o powstrzymanie uruchomienia szkoły. Jeszcze jednak uwaga na temat niektórych szkół prywatnych. Otóż na północy Polski można obserwować zjawisko odradzania się szkół prywatnych pod coraz to nowymi szyldami. Jest na przykład szkoła, która ma w tej chwili trzecią „skórę”, podczas gdy druga jej „skóra” znajduje się pod młotkiem syndyka. Chodzi o tę samą szkołę, z tego samego nadania, z tą samą kadrą itd. Trudno wierzyć, że wszystko jest tam w porządku. A przecież do jakiegoś stopnia stanowi ona konkurencję. W sprawie objętości programów kształcenia chciałbym podzielić się z państwem informacją, że widziałem programy studiów „markowej” szkoły akademickiej na poziomie licencjackim rozpisane na 1000–1200 godzin. Sądzę zatem, że byłoby pożądane, aby przy reformie szkolnictwa wyższego - kiedy dwie czy trzy ustawy przekształcą się w jedną, obowiązującą ogólnie regulację - jednoznacznie i wyraźnie określona została w niej ta kwestia. W ustawie o wyższych szkołach zawodowych jest to powiedziane wprost. Uważam, że działałoby na niekorzyść studentów i poziomu kształcenia w naszym kraju, gdyby decyzje w tej sprawie oddane zostały w ręce wąskiej komisji czy innego ciała, które mogłoby się przy podejmowaniu decyzji kierować chwilowymi tendencjami, modą, naciskami itp. Sprawa kolejna to dofinansowanie działalności uczelni przez samorząd. Myślę, że panuje dość zróżnicowana sytuacja w tym względzie, przy czym w wypadku naszej uczelni dofinansowanie istnieje, choć nie tyle w postaci gotówkowej, ile materialnej: darowizn, depozytów itp. Moim jednak zdaniem resort powinien mieć swój wkład np. w projektach rozwoju regionalnego, w grantach itd. W wypadku niemałych przecież kwot istnieje udział własny.</u>
<u xml:id="u-22.1" who="#ZbigniewWalczyk">Byłoby więc dobrze, gdyby Ministerstwo Edukacji Narodowej i Sportu mogło mieć rezerwę na tego typu potrzeby. Jeżeli istniałby dobry projekt wspólny, to można by liczyć na otrzymanie z takiej właśnie rezerwy 25 procent potrzebnych pieniędzy. W kwestii działalności Komisji Akredytacyjnej Wyższego Szkolnictwa Zawodowego i w nawiązaniu do wypowiedzi rektor Barbary Kubskiej-Maciejewicz pragnę dodać, że wszystkie osiem państwowe wyższe szkoły zawodowe, które powstały najwcześniej, otrzymały ocenę pozytywną warunkową. Mówiło się wówczas, że i Komisja Akredytacyjna, i PWSZ są w pierwszej fazie swej działalności, a zatem trzeba by się wstrzymać z przyznawaniem wysokich ocen. Nie protestowaliśmy przeciwko takiemu stanowisku, choć, nie ukrywam, że nieco nas dotknęło, gdyż bardzo staraliśmy się, aby szkoły spełniały wszelkie wymogi i reprezentowały dobry poziom.</u>
</div>
<div xml:id="div-23">
<u xml:id="u-23.0" who="#AdamJuszkiewicz">Zacząć swą wypowiedź chciałbym od tematu ustroju szkolnictwa wyższego w Polsce. Na studiach licencjackich w skali kraju studiuje obecnie w uczelniach państwowych i niepaństwowych około 500.000 osób. Można założyć, że 10–15 procent tej młodzieży to osoby wybitnie uzdolnione, którym w szczególności należałoby zapewnić możność dalszego kształcenia. Dlatego też jestem przekonany, że w stosunku do uczelni akademickich powinna zostać zastosowana jakaś zachęta, która skłoniłaby je do organizowania uzupełniających studiów magisterskich. Naturalną jest rzeczą, że najlepszą zachętą byłaby zachęta o charakterze ekonomicznym. Musimy bowiem zdawać sobie sprawę, że jeśli student przybywa do danej uczelni akademickiej na dwa ostatnie lata nauki, czyli na studia magisterskie, to kosztochłonność tych studiów jest niewątpliwie wyższa niż w wypadku nauki na pierwszym czy drugim roku. Z drugiej jednak strony uczelnie akademickie zyskują w ten sposób „materiał ludzki” już nieco przesiany. Gdyby można było do kosztochłonności dla tych uczelni wprowadzić współczynnik 2 w wypadku czwartego i piątego roku, to uczelnie owe na pewno podjęłyby trud organizowania uzupełniających studiów magisterskich, zarówno w trybie dziennym, jak i zaocznym. Jeśli o mnie chodzi, to nie mam problemów tego typu, ponieważ patronem naszej uczelni jest Uniwersytet Jagielloński, Akademia Górniczo Hutnicza oraz Akademia Wychowania Fizycznego, które to uczelnie powołały uzupełniające studia magisterskie. Nie ulega wszakże wątpliwości, że są w naszym kraju tereny stanowiące niemal pustynię naukową, w związku z czym absolwenci wyższych szkół zawodowych zlokalizowanych tamże mogą mieć kłopoty z kontynuowaniem nauki po uzyskaniu licencjatu. Dlatego też sądzę, że warto by się zastanowić nad koncepcją zachęt ekonomicznych, chociażby w postaci współczynnika 2. W odniesieniu do wymogu 15-tygodniowych praktyk i trudności z tym związanych, na co zwracali uwagę przedmówcy, jestem zdania, że taki okres praktyk w szkolnictwie zawodowym to dobro, które należy zachować. Znane mi są bowiem wypadki, że w uczelniach, których absolwenci otrzymują magisterski tytuł inżynierski, praktyka ograniczona jest do 2–3 tygodni. Inżynier z taką praktyką udaje się do zakładu przemysłowego, gdzie musi zmierzyć się z poważnymi zadaniami. Czy to w ogóle możliwe? Przekonany jestem, że długotrwała praktyka powinna zostać utrzymana. Na marginesie zaś chciałbym dodać, że reprezentujący Instytut Nauczycielski PWSZ w Gorzowie pan Edward Janiszewski chyba dość skromnie oblicza koszt praktyk. W przypadku bowiem naszej uczelni w pełnym cyklu 3-letniej nauki około 1500 studentów kosztochłonność praktyk nauczycielskich kształtuje się na poziomie 200.000 złotych. Jeśli można, podzielę się z państwem informacjami na temat praktyk odbywanych przez studentów specjalności innych niż nauczycielska, a zwłaszcza tych uruchomionych ostatnio w państwowych wyższych szkołach zawodowych, konkretnie zaś w specjalności pielęgniarstwo i fizjoterapia.</u>
<u xml:id="u-23.1" who="#AdamJuszkiewicz">Dodam też, iż powoływanie specjalności pielęgniarskiej w naszych szkołach to wymóg chwili, ponieważ - jak wszyscy państwo się orientują - od 2005 roku w opiece medycznej średni personel musi legitymować się wykształceniem na poziomie licencjackim. Z wyliczeń wynika, że koszt praktyk i tzw. zblokowanych zajęć klinicznych studentów tej specjalności to kolejnych 150.000 złotych rocznie, a na razie mówimy dopiero o pierwszym roku. W maju każdego roku studentki tej specjalności - bo wybrały ją przede wszystkim kobiety - udają się na wspomniane zblokowane zajęcia kliniczne, przy czym w ciągu miesiąca zobowiązane są do 160 godzin tych zajęć. Koszty są wysokie, ponieważ obejmują zarówno koszt opieki merytorycznej ze strony wykładowców i asystentów pielęgniarstwa, jak i koszt opieki ze strony pielęgniarek oddziałowych, które nie chcą bezpłatnie podjąć się tej opieki. Trudno się zresztą temu dziwić, bo przecież to dla nich dodatkowe obciążenie. Symulacja, jakiej dokonałem, biorąc pod uwagę 4000 studentów zobowiązanych do odbywania praktyk, wykazuje, że koszt ogólny musi wynieść około 600.000 złotych. Wniosek, jaki z tego płynie, jest zasadniczy: koszty funkcjonowania PWSZ muszą być brane pod uwagę przez MENiS.</u>
</div>
<div xml:id="div-24">
<u xml:id="u-24.0" who="#HenrykOstrowski">Dziękując panu rektorowi, zachęcam do udziału w dyskusji również państwa posłów, zważywszy, że odbywamy posiedzenie Komisji sejmowej.</u>
</div>
<div xml:id="div-25">
<u xml:id="u-25.0" who="#KazimierzMarcinkiewicz">W wypowiedziach reprezentantów gorzowskiej PWSZ zainteresował mnie najbardziej fakt, że prawie połowa studentów pochodzi z małych miast i wsi. Myślę, że dobrze by było, gdybyśmy mieli możliwość otrzymania kompleksowych danych na ten temat, zebranych ze wszystkich wyższych szkół zawodowych, co zależy przede wszystkim od zgromadzonych tu państwa rektorów. A dane byłyby o tyle interesujące, że uwidoczniłyby rolę uzupełniającą wyższych szkół zawodowych, zwłaszcza państwowych, choć nie tylko, w stosunku do uczelni akademickich. Myślę, że w pełni słuszne są postulaty jednolitego traktowania wszystkich uczelni - państwowych i niepaństwowych, zawodowych i niezawodowych - i jestem przekonany, że wcześniej czy później to nastąpi na podstawie odpowiedniej ustawy, która niejako skomasuje obowiązujące dziś w odniesieniu do szkolnictwa wyższego zapisy dwóch ustaw. Jest to bowiem oczekiwane i wielokrotnie postulowane. Niemniej jednak zachęcałbym jednocześnie do pozostawienia rozwiązania wypracowanego przez wyższe szkoły zawodowe, czyli kształcenia na poziomie licencjatu, z 15-tygodniową praktyką, z określoną liczbą godzin zajęć. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to rozwiązanie pozbawione wad, finansowych przede wszystkim, lecz ma przecież i niezaprzeczalne zalety, dotyczące jakości kształcenia. Jestem więc przekonany, że zaprzepaszczenie tego dorobku byłoby stratą nie do naprawienia przez długie lata. Gdyby nawet udało się doprowadzić do sytuacji, w której szkoły te powoływałyby studia magisterskie - do czego natabene powinniśmy dążyć, ponieważ w ten tylko sposób można zapewnić kadrze profesorskiej pełne możliwości pracy w owych uczelniach - to powinny być to jedynie studia uzupełniające, dla posiadaczy licencjatów zawodowych. Wyższe szkoły zawodowe pozostałyby nadal wyższymi szkołami zawodowymi, tyle że z możliwością odbycia przez absolwentów studiów magisterskich bez konieczności zmiany uczelni. Być może jednak warto zastanowić się również nad inną możliwością. Może szkoły te powinny kształcić niezbyt liczne grupy studentów, ale w licznych kierunkach czy specjalnościach? I tak na przykład, jeśli chodzi o kierunki ekonomiczne, niechby to było 150 absolwentów, przy czym 50 wyspecjalizowanych w dziedzinie rachunkowości, 50 w dziedzinie bankowości, a pozostałych 50 w dziedzinie finansów czy zarządzania itp. Lokalny rynek pracy potrzebuje bowiem raczej takiego podejścia niż dużych grup absolwentów z jednakowym przygotowaniem, z którą to sytuacją mamy do czynienia dziś. Na ile jest to realne w praktyce, nie wiem, lecz sądzę, że to myśl godna rozważenia. Kolejna sprawa dotyczy środków na badania naukowe. Są one konieczne, bo bez nich trudno mówić o rozwoju kadry własnej wyższych szkół zawodowych. Są wprawdzie jakieś próby, pojawiają się pierwsze doktoraty, ale wiadomo, że bez pieniędzy na badania, chociażby niewielkich, trudno będzie coś w tej sprawie zrobić. I kwestia audytu. Otóż jestem zdania, że już Komisja Akredytacyjna Wyższego Szkolnictwa Zawodowego spełniła swą rolę w tym zakresie, a mam nadzieję, że pełna Państwowa Komisja Akredytacyjna będzie się z tego zadania wywiązywać jeszcze lepiej, gdyż wiemy, jak ważna jest dbałość o jakość kształcenia. Naturalnie, każda uczelnia wykazuje tę dbałość we własnym zakresie, lecz PKA powołana została właśnie w tym celu.</u>
<u xml:id="u-25.1" who="#KazimierzMarcinkiewicz">Dlatego bardzo się cieszę, że przewodniczący tego ciała jest tu dziś z nami. Kolejna uwaga odnosi się do wyzwań stojących przed wyższym szkolnictwem zawodowym. Otóż wszyscy zdajemy sobie sprawę, że już niebawem w wiek kształcenia ponadmaturalnego wejdzie niż demograficzny. Na razie jednak mamy do czynienia z rocznikami wyżu - około 10.000.000 młodych ludzi od 15 do 30 lat. Część z nich kończy studia wyższe, część skończyła i wszyscy oni zaczynają trafiać na rynek pracy. Jest rzeczą łatwą do przewidzenia, że zatrudnienie nie wszyscy znajdą. Taka właśnie sytuacja czeka nas w najbliższych latach i nie ma możliwości jej uniknąć. Warto więc zapewne zastanowić się nad pewnymi procesami przyśpieszonymi. Takim przyśpieszonym procesem było np. na początku lat dziewięćdziesiątych kształcenie nauczycieli w kolegiach języków obcych. Po części przyniosło to oczekiwane rezultaty, ale tylko po części, bo nadal nie jesteśmy w stanie uczyć dzieci w szkołach podstawowych języków obcych, ponieważ wciąż brakuje nauczycieli języków. Na studiach zresztą ciągle mamy do czynienia z lektoratami zwykłymi zamiast lektoratów kierunkowych, branżowych. Nadal nauka języka polega na wpajaniu umiejętności posługiwania się nim. A przecież to za mało. Może zatem warto na jakiś czas - dajmy na to: pięć lat - w odniesieniu do języków obcych obniżyć wymagania dotyczące prowadzenia tych specjalności w wyższych szkołach zawodowych, co pozwoli części tej wielkiej, bo ponad 700-tysięcznej, grupy obecnych 18-latków, zdających w tym roku maturę, dać możliwość zdobycia wykształcenia wyższego. Jeżeli wykształcimy w ten sposób licznych nauczycieli języków obcych, to istnieje szansa, że jakaś ich część - może 30 procent, a może nawet 50 procent - trafi do szkół, przez co w efekcie specyfiki kształcenia w wyższych szkołach zawodowych znajdą się oni również w szkołach podstawowych oraz w gimnazjach wiejskich i małomiasteczkowych. Nie widzę na razie innej możliwości zapewnienia uczniom tych placówek nauki języków obcych, a dawno już przecież powinny zostać zapewnione możliwości wyrównywania szans edukacyjnych młodzieży wiejskiej i miejskiej.</u>
</div>
<div xml:id="div-26">
<u xml:id="u-26.0" who="#JózefBergier">Mam pytanie związane z toczącymi się pracami nad ustawą o szkolnictwie wyższym, o wyższych szkołach zawodowych, o czym była mowa w czasie poprzednich wystąpień. Prosiłbym mianowicie o informację, czy istnieją plany co do tworzenia innych niż wydziały zamiejscowe i filie jednostek zamiejscowych uczelni akademickich. To bardzo ważna informacja dla przedstawicieli wyższych szkół zawodowych.</u>
</div>
<div xml:id="div-27">
<u xml:id="u-27.0" who="#HenrykOstrowski">Proszę pana ministra o wyjaśnienie tej kwestii.</u>
</div>
<div xml:id="div-28">
<u xml:id="u-28.0" who="#AdamJamróz">Jeśli można, wolałbym zabrać głos później, ponieważ w dyskusji wyłoniły się sprawy, co do których chciałbym się również wypowiedzieć, a sądzę, że postawione zostaną jeszcze inne pytania.</u>
</div>
<div xml:id="div-29">
<u xml:id="u-29.0" who="#HenrykOstrowski">Proszę więc o kolejne wypowiedzi.</u>
</div>
<div xml:id="div-30">
<u xml:id="u-30.0" who="#AndrzejBałanda">Podniesionych dziś zostało wiele problemów ogólnych, a należy do nich problem pewnej dialektyki, czyli zmienności czasu i przewidywania tego, co się zdarzy w sferze edukacji. Wydaje się zaś, że zdarzy się bardzo wiele. Jednym ze zdarzeń przewidywanych jest nadejście niżu demograficznego, które to zjawisko sprawi, że wiele szkół będzie musiało przybrać profil elitarny, a co za tym idzie - zgromadzić kadrę naukową wysokiej jakości, urządzenia laboratoryjne, jak też kształcić w zupełnie odmienny niż obecnie sposób, niewykluczone, że tylko w trybie podyplomowym. Czeka nas wstąpienie do Unii Europejskiej, w związku z czym będziemy musieli zapewnić akredytację, bo w grę będzie wchodzić nauka polegająca na przykład na rozpoczynaniu kształcenia w kraju, a kończeniu go w uczelniach zagranicznych. Będziemy, oczywiście, starali się też ściągać do Polski studentów zagranicznych, co zresztą dzieje się już teraz na pograniczu zachodnim w kontaktach polsko-niemieckich. Generalnie jednak ujmując problem, zastanawiam się w ramach myślenia dialektycznego, jakie są zadania naszego szkolnictwa. A są one dość skomplikowane, poprzez fakt, że na absolwentów nikt w zasadzie nie czeka. Istnienie szkół, które reprezentujemy, nie jest więc potrzebne po to, by zaspokoić oczekiwania rynku, ale żeby możliwe było wypełnianie innych funkcji. Do najważniejszych z nich należy w moim przekonaniu proces wychowania młodzieży, straszliwie wprost w dzisiejszych czasach zagubionej i wydanej na wszelakie niebezpieczeństwa. Sądzę zatem, że w argumentacjach, w dyskusjach państwa posłów nad budżetem, w pracach nad ustawą niezmiernie ważna jest pamięć o tym, iż kształcenie w naszych szkołach równoznaczne jest z walką z bezrobociem. Jeżeli więc odmawia się nam środków budżetowych czy środków na reformy strukturalne w perspektywie wieloletniej, to pozbawia się w ten sposób społeczeństwo jednej z podstawowych metod nie tylko wychowywania młodzieży, ale często i ratowania jej. Naturalnie, chcemy walczyć o jakość kształcenia, chcemy upowszechniać nawyki akademickie w typie szkolnictwa, które reprezentujemy, ale - jak powiedziałem - stoi przed nami wcale nie mniej ważne zadanie wychowawcze w postaci zbierania młodzieży w niewielkich ośrodkach i stworzenia jej jakiejś szansy na przyszłość, nawet kosztem tolerowania z naszej strony słabszego przygotowania części tych młodych ludzi. Myślę, że i w taki sposób należy postrzegać szkolnictwo wyższe typu zawodowego. A stosunek taki do owego szkolnictwa najwyraźniej widoczny jest w państwach skandynawskich, gdzie istnieje kształcenie permanentne, tak że obywatele mogą pogłębiać swą wiedzę do końca życia. Sądzę, że to jedna z przyczyn, iż w krajach tych nie występuje w zasadzie bezrobocie. Można bowiem inwestować w pracodawcę, ale można i w szkolenia podyplomowe, które stanowią możliwość znalezienia przez kolejnych ludzi miejsca zatrudnienia. Wiemy, że bezrobocie to prawidłowość charakterystyczna dla naszych czasów; dziś jest to 20 procent, a za 20 lat może być to już 50 procent. Nie uda się zjawiska tego zwalczyć, w związku z czym musimy znaleźć jakąś formę pośrednią między zatrudnieniem a funkcją społeczną, która niekoniecznie na zatrudnieniu polega. Jeśli zaś chodzi o uwagi pod adresem problematyki stanowiącej przedmiot dzisiejszych obrad Komisji, to chciałbym zabrać głos w trzech sprawach. Pierwsza z nich dotyczy kadry. W dyskusji kilkakrotnie przewinęło się określenie „własna kadra”, w związku z czym chciałbym podzielić się z państwem spostrzeżeniem, że własnej kadry naukowej wyższe szkoły zawodowe długo jeszcze nie będą mieć.</u>
<u xml:id="u-30.1" who="#AndrzejBałanda">A to dlatego, że proces wychowania kadry, a więc osób ze stopniem co najmniej doktora, jest długotrwały, że nie wspomnę o zespołach badawczych, w wypadku których wymagani są pracownicy samodzielni. Niepokoi mnie więc, że w rozważaniach zarówno nad ustawą o szkolnictwie wyższym, jak i nad ustawą o wyższych szkołach zawodowych za niepożądaną uważa się sytuację, w której istnieją profesorowie dojeżdżający czy też ci tzw. drugoetatowi. Jestem zdania, że to właśnie jedyna szansa na stworzenie kadry naukowej, z tym że w dłuższej dopiero perspektywie. Na razie zatem trzeba zachęcać profesorów do podróży mających na celu kształcenie młodzieży w wyższych szkołach zawodowych. Standardem powinna być sytuacja, w której uczelnia akademicka wspomaga daną szkołę, i której kadra funkcjonuje w obydwu uczelniach. W ten sposób wokół profesora „na drugim etacie” ma szanse rozwijać się szkoła naukowa i tworzyć kadra własna szkoły. Nie wyobrażam sobie innej drogi, bo przecież od razu wiadomo, że osoby z tytułami naukowymi nie zrezygnują ze swych pierwszych etatów w uczelniach akademickich, by przenieść się do małych miejscowości, w których miałyby ewentualnie tworzyć „kadrę własną”. Nie ukrywam, iż zawsze dziwiły mnie opinie, że pracownik naukowy dojeżdżający do drugiego miejsca pracy siłą rzeczy staje się gorszym profesorem. Przecież tak samo wykładamy w uczelni macierzystej, jak i w uczelni zawodowej. Nie wyobrażam sobie, by można było mówić różnie do młodzieży, uzależniając swe słowa od miejsca, gdzie odbywa się wykład. Wszędzie niesiemy tę samą jakość dydaktyczną, potwierdzoną bieżącą działalnością naukową, stopniami itd. Prosiłbym więc, zwłaszcza państwa posłów i przedstawicieli ministerstwa o chronienie zasady dwuetatowości, a nie jej tępienie; słyszy się bowiem niejednokrotnie, że to sytuacja patologiczna. Nic podobnego. Skąd zresztą wziąć tę „kadrę własną”, skoro w miejscowości, w której stworzono wyższą szkołę zawodową brak często osób choćby z doktoratem, a żeby uzyskać doktorat, trzeba niekiedy 10 lat. Kwestia kolejna dotyczy struktury szkoły. W tej chwili struktura oscyluje wokół centralnych organów, w związku z czym odnoszę wrażenie, że to zbyt wielkie obciążenie i zbyt mała drożność przepływu informacji między centrum - czyli senatem - a instytutami. Zastanawialiśmy się wielokrotnie, czy możliwe jest w szkołach najbardziej rozwiniętych wprowadzenie struktury wydziałowej, na wzór uczelni akademickich. Skąd te zamierzenia? Stąd mianowicie, że struktura wydziałowa to struktura weryfikująca; wydział to organ bezpośredniego oceniania w ramach specjalności jakości wykładów, jest też to organ przedstawicielski dla młodzieży. Rady instytutów nie są w stanie moim zdaniem pełnić tej roli, ponieważ w przeciwieństwie do wydziału nie mają pewnej autonomii w ramach specjalności. W uczelniach akademickich sytuacja wygląda w ten sposób, że na wydział można przesunąć wiele zadań. Przygotowuje on niejako określone półprodukty dla senatu w zakresie regulaminów, statutów, programów. Rada instytutu zaś tego robić nie może ze względu na brak niezbędnego do tego statusu. Powstaje więc pytanie, czy możliwe jest zastosowanie w ramach obowiązującej ustawy struktury wydziałowej, czy też jest to niezgodne z przepisami. Myślę, że po kilkuletnim okresie funkcjonowania wyższych szkół zawodowych można by się pokusić o eksperyment tego rodzaju. I ostatnia już sprawa - tzw. kanonu. Rzecz w tym, że pojawia się ogromna rozmaitość specjalności w zasadzie nieporównywalnych.</u>
<u xml:id="u-30.2" who="#AndrzejBałanda">Wiadomo, skąd się biorą. Powstają niekiedy w efekcie starań o podniesienie atrakcyjności szkoły. Zażartowałem nawet kiedyś, że tylko patrzeć, jak pojawi się szkoła inteligencji czy też szkoła na przykład geniuszy europejskich, bo bez wątpienia placówki takie cieszyłyby się ogromną popularnością. Mówiąc jednak poważnie, uważam, że potrzebne jest jakieś odniesienie, które umożliwiłoby pewną porównywalność. Może wskazane byłoby rozwiązanie stosowane w praktyce uniwersyteckiej, w postaci tzw. kanonu. Polega ono na istnieniu na przykład 60 procent przedmiotów takich samych na wydziałach prawa wszystkich uczelni, na wszystkich wydziałach ekonomii itd. Jestem zdania, że podobnie być powinno w szkołach wyższych. Ustawowo nie da się tego przeprowadzić, ale są dwa organy, dla których opracowanie kanonu powinno chyba stać się zadaniem. Mam na myśli Państwową Komisję Akredytacyjną oraz Konferencję Rektorów. Któryś z tych organów powinien opracować kanon, między innymi ze względu na standardy Unii Europejskiej. Bez tego nie da się uniknąć różnych problemów. Załóżmy bowiem, że funkcjonuje filia uniwersytetu, a w niej studia magisterskie administracji. Kogo jednak na te studia możemy przyjąć? Czy absolwenta turystyki z dyplomem licencjackim, czy też raczej absolwenta zarządzania? A problem powstaje właśnie na tle braku porównywalności, który z kolei rodzi się na tle braku kanonu. W tej zaś sytuacji powstają trudności z ustaleniem, jaki zakres obejmuje licencjat, z którym mamy do czynienia w wypadku zgłoszenia się danego absolwenta na studia magisterskie. Podobne trudności występują w wypadku zmiany szkoły przez studenta. Czas więc chyba zastanowić się nad tym problemem.</u>
</div>
<div xml:id="div-31">
<u xml:id="u-31.0" who="#RyszardHayn">Czuję się zobowiązany do złożenia wyjaśnienia. Otóż o jakości pracy kadry dojeżdżającej mówiłem, nie generalizując problemu, ale na podstawie doświadczeń własnych, zebranych w ciągu kilkuletniej praktyki na stanowisku prorektora jednej z wyższych uczelni niepaństwowych. Musiałem wówczas kilku samodzielnym pracownikom nauki podziękować za dalszą współpracę, ponieważ w związku z dojazdami skracali zajęcia, usiłowali wymigiwać się od nich, przysyłając na zastępstwo swoich asystentów itp. Wszyscy rektorzy funkcjonujący w tym systemie wiedzą, na czym sprawa polega. Zaznaczam raz jeszcze, że nie jest moją intencją stwierdzenie, że to praktyka powszechna, niemniej jednak wypadki takie bywają. Jeżeli zaś chodzi o wieloetatowość kadry, podzielam pogląd, że dwa czy trzy etaty są jeszcze do przyjęcia, ale nie da się tego powiedzieć o ośmiu czy nawet kilkunastu etatach, a znane mi są i takie przykłady.</u>
</div>
<div xml:id="div-32">
<u xml:id="u-32.0" who="#StanisławDąbrowski">W pierwszej części posiedzenia usłyszeliśmy, iż przed wyższymi szkołami zawodowymi - i państwowymi, i niepaństwowymi - rysuje się jasna przyszłość w dziedzinie kierunków kształcenia, systemu kształcenia, „awansowania” absolwentów w związku z tym, że szerokie perspektywy zawarte są w zasadzie, przyjętej już za wartość społeczną, w myśl której zmierzać się będzie do tego, by były to szkoły wyższe z prawdziwego zdarzenia, o charakterze akademickim. Miałoby się tak stać, ponieważ takie są również oczekiwania rynku, czyli w ogromnej mierze pracodawców, którzy chętniej widzą u siebie pracowników z pełnym wykształceniem wyższym niż osoby, których wykształcenie ogranicza się do licencjatu. Na tym tle jednak powstaje niebagatelny problem w postaci konieczności uregulowania - myślę, że za pomocą jednolitej ustawy - pewnych uwarunkowań, dotyczących pracy kadry, jej płacy i pensum. Zrozumiałe jest przy tym, iż szkoły powinny prowadzić badania naukowe. Ustawa natomiast, na mocy której wyższe szkoły zawodowe funkcjonują, traktuje te kwestie dość dowolnie czy też po prostu fakultatywnie. Można badania prowadzić, ale nie ma takiego obowiązku, a skoro tak, to dla nauczyciela przewidziane jest o wiele wyższe pensum dydaktyczne, a więc siłą rzeczy niższe uposażenie, co ma związek zapewne z tym, że większość nauczycieli będących samodzielnymi pracownikami w szkołach tych nie pracuje na jedynym etacie. Sądzę, że zapisy ustawy powinny sprawy te regulować, lecz jeżeli ma to być ustawa jednolita dla całego szkolnictwa wyższego, będzie dokumentem bardzo trudnym do opracowania od strony prawnej, ponieważ nie będzie można zastosować głębokiego zróżnicowania między statusem nauczycieli i warunkami ich pracy w uczelniach jednego typu i w uczelniach typu innego. To tylko zasadnicza uwaga, bo z tematem powyższym wiąże się bardzo wiele innych kwestii. A dodam, że spoczywa na nas, niepisany wprawdzie, ale istniejący w praktyce obowiązek włączania się w procesy dotyczące szkolnictwa wyższego, a zatem i systemów edukacyjnych stosowanych przez uczelnie akademickie. Z tego też względu interesuje nas na przykład system punktów kredytowych, niezmiernie ważny, bo dający polskiej młodzieży możliwość kontaktów edukacyjnych z zagranicznymi ośrodkami akademickimi. Mówiąc szczerze, system ów w uczelniach akademickich nieco szwankuje, ale nie to jest istotą mojej wypowiedzi, choć z drugiej strony, jeśli i my przygotowujemy się do włączenia w ten system, to wolelibyśmy, aby nie budził żadnych wątpliwości. Odnoszę wrażenie, że i w tym zakresie powinny obowiązywać regulacje ustawowe. Dość ważna jest sprawa, dość zdawkowo tylko dziś poruszana, pewnej niejednolitości interpretacyjnej i wynikających z tej niejednolitości kłopotów związanych z pojęciem specjalności, kierunku, z dodanym jeszcze profilem kształcenia. Wiadomo, jaka była geneza tej sytuacji - kiedy powoływano pierwsze wyższe szkoły zawodowe było ich tylko kilka i starano się, by za pomocą nazewnictwa łatwo dało się odróżnić owe szkoły od szkół akademickich.</u>
<u xml:id="u-32.1" who="#StanisławDąbrowski">Przygotowując wniosek o powołanie szkoły, pisałem w nim wprawdzie o kierunkach, ale zmieniono je na specjalności, co wszakże nie ma żadnego znaczenia merytorycznego. W uczelni, którą prowadzę, są bowiem specjalności, które odpowiadają kierunkom, co zresztą w znakomity sposób ułatwia absolwentom przechodzenie do wyższego etapu kształcenia. Okazuje się, że młodzież na studiach uzupełniających w Uniwersytecie Wrocławskim oraz Uniwersytecie Warszawskim ma w ramach kierunków identyczny jak w naszych specjalnościach zakres kształcenia. O ile jednak szkoły akademickie mają ścisły rejestr kierunków, o tyle w wypadku wyższych szkół zawodowych panuje spora dowolność w zakresie specjalności. Tworzy się niekiedy specjalności konwencjonalne, w których wszakże na nieco sztucznej zasadzie łączy się materię z różnych kierunków. Być może, jest to postępowanie słuszne ze względu na koniunkturę, niemniej jednak jestem zdania, że powinna obowiązywać w tym zakresie jakaś prawidłowość, oparta na ogólnie obowiązujących ustaleniach. Dodatkowo komplikują sprawę profile kształcenia. Sam miewam do czynienia z sugestiami pracowników, by w ramach specjalności tworzyć bardzo wąsko specjalistyczne profile, co uzasadnione jest zapotrzebowaniem na niektóre tego typu specjalizacje. Cała ta sytuacja wymaga ujednolicenia i mam nadzieję, że przy opracowywaniu nowej ustawy zechcą państwo posłowie wziąć to pod uwagę, tym bardziej że to nie tylko ja wyrażam przekonanie o potrzebie dokonania zmian. Daje się ono zauważyć w wypowiedziach również innych dzisiejszych dyskutantów. Jak już wspomniałem, nie będzie to zadanie łatwe, wprost przeciwnie, bo dziedziny są bardzo różne i naprawdę trudno pogodzić je w jednym akcie prawnym, z drugiej wszakże strony konieczne jest pewnego rodzaju ujednolicenie systemu edukacji na poziomie wyższym.</u>
</div>
<div xml:id="div-33">
<u xml:id="u-33.0" who="#HenrykOstrowski">Ponieważ czas naszego posiedzenia dobiega powoli końca, proponuję zamknięcie listy mówców, zwłaszcza że pan minister będzie jeszcze odpowiadać na pytania zadane w dyskusji. Dlatego też osoby, które zgłosiły już wcześniej chęć zabrania głosu, proszę o zwięzłe wypowiedzi.</u>
</div>
<div xml:id="div-34">
<u xml:id="u-34.0" who="#TeresaJasztal">Z wykształcenia jestem nauczycielką i właśnie ten kierunek kształcenia jest mi najbliższy. Muszę zatem poinformować państwa, że kontrola przeprowadzona przez NIK w uczelniach państwowych, głównie uniwersytetach i wyższych szkołach pedagogicznych, dotycząca właśnie tego kierunku kształcenia, wypadła, niestety, zdecydowanie negatywnie. Dlatego też z wielkim zainteresowaniem wysłuchałam wypowiedzi przedstawiciela Instytutu Nauczycielskiego PWSZ w Gorzowie Wielkopolskim i gotowa jestem przyznać mu rację w wypadku uwag krytycznych na temat kierunku kształcenia nauczycieli, organizowania praktyk, tym bardziej że to sprawa niezmiernie ważna dla efektu końcowego, czyli przygotowania nauczycieli do wykonywania zawodu. Chciałabym ponadto zwrócić uwagę na dwie sprawy. I tak uważam, że wszystkie uczelnie - niezależnie od tego, czy są państwowe, czy niepaństwowe, akademickie czy o charakterze wyższych szkół zawodowych - powinny wykazywać się rzetelnością i uczciwością wobec studentów. Powinny kształcić ich w zakresie wymaganych godzin i nie stosować niepożądanych praktyk, o których otrzymujemy czasami informacje. W przeszłości zaocznie kierunki nauczycielskie studiowali na ogół tylko nauczyciele uczący, podnoszący w ten sposób swe kwalifikacje, którzy mieli już wiedzę praktyczną. Dziś jednak coraz częściej na studiach wieczorowych i zaocznych uczy się młodzież po ukończeniu liceów ogólnokształcących. Jeżeli więc zarówno w wypadku trybu zaocznego studiów, jak i trybu wieczorowego praktyki zawodowej w zasadzie nie ma, to trudno mówić o właściwym przygotowaniu tych młodych ludzi do zawodu. Myślę, że najwyższa pora zmienić tę sytuację, uwzględniając fakt zmieniającej się struktury osób studiujących. Właśnie w ustawie muszą zostać zapisane konkretne wymogi, które spełnione przez uczelnie przygotują absolwenta również od strony praktycznej do zajęć i wyzwań czekających go w pracy zawodowej. Cieszę się, że powstała Państwowa Komisja Akredytacyjna, która postawiła sobie za zadanie wywiązywanie się w swej działalności z trzymiesięcznego terminu ustawowo przysługującego na rozpatrzenie spraw do niej zgłaszanych. To bardzo ważne, ponieważ dotychczasowe przeciąganie się tych procedur nie służyło nikomu. I jeszcze uwaga ogólna. Otóż wszystko wskazuje na to, że uczelnie wyższe nie były przygotowane do wprowadzanej reformy edukacji. Wiemy przecież, że gdy rozpoczęła się reforma oświaty, nie było jeszcze programów, nie było więc wiadomo, jakich nauczycieli należy kształcić. Teraz wiadomo już, jak bardzo jest istotna sprawa przygotowywania nauczycieli do nauczania dwóch przedmiotów, zwłaszcza w szkołach podstawowych. W szkolnictwie średnim bowiem w grę wchodzą wykładowcy poszczególnych przedmiotów. Według informacji, jakich dzisiaj udzielili reprezentanci wyższych szkół zawodowych, uczelnie te dbają o zapełnienie luki w nauczaniu i przygotowują swych studentów w ten sposób, by mogli oni w przyszłości być nauczycielami dwóch przedmiotów. To bardzo cenne i sądzę, że powinno się tak postępować w znacznie szerszym zakresie.</u>
</div>
<div xml:id="div-35">
<u xml:id="u-35.0" who="#AntoniStryjewski">Pragnę zwrócić uwagę państwa na fakt, że bezrobocie nie omija ludzi wykształconych, lecz fakt ten jest częściowo maskowany tym, że gros ludzi z wyższym wykształceniem technicznym w ramach walki o przeżycie przyjmuje pracę niższego personelu technicznego. Na licznych stanowiskach techników znajdują się więc ludzie z dyplomami inżynierskimi. Wracając jeszcze do wieloetatowości niektórych nauczycieli akademickich, czuję się zobowiązany dodać, że zaniedbywanie przez nich obowiązków w drugim czy trzecim miejscu pracy nie jest czczym pomówieniem. Tak to właśnie wygląda w praktyce, co potwierdzają dowody w formie skarg, w formie audytów, raportów NIK. Faktem jest też, że różne uczelnie mają różny autorytet. Nie jest żadną tajemnicą, że innym autorytetem cieszy się Uniwersytet Jagielloński, a innym Państwowa Wyższa Szkoła w Gorzowie Wielkopolskim. Jest to po prostu fakt, z którym trzeba się pogodzić. Niemniej jednak PWSZ w Gorzowie musi zrobić coś, by systematycznie budować swój autorytet, przy czym wiadomo, że samym mówieniem niczego się nie dokona. Niewykluczone ponadto, że trzeba by się zastanowić, czy z mocy prawa nie należałoby wprowadzić mobilności kadry naukowej. W Niemczech na przykład jest tak, że w ramach awansu zawodowego obowiązuje wymóg pracy w kilku różnych ośrodkach. W efekcie zaś uczeni, badacze, znakomici nauczyciele akademiccy wędrują po uczelniach całego kraju, dzieląc się ze studentami swą wiedzą i doświadczeniem. Sądzę, że problem drugich, trzecich i kolejnych etatów mógłby zostać rozwiązany w sposób naturalny, gdyby dochody nauczycieli akademickich i profesorów w uczelni macierzystej były się na wyższym poziomie. Niewątpliwie bowiem „pościg za pieniądzem” skłania pracowników naukowych do podejmowania się licznych obowiązków dodatkowych, w związku z czym powstaje wadliwa struktura, o której była tu dzisiaj mowa. Na zakończenie już chciałbym się dowiedzieć, skąd ten pesymizm w kwestii integracji z Unią Europejską, dający się odczuć w wypowiedzi jednego z przedmówców. Przecież integracja ma być panaceum na wszelkie nasze bolączki, a tu naraz okazuje się, że bezrobocie w Polsce musi wynosić od 20 do 50 procent.</u>
</div>
<div xml:id="div-36">
<u xml:id="u-36.0" who="#JacekProtasiewicz">Chciałbym podzielić się z państwem kilkoma spostrzeżeniami, u podstawy których leży dokument przedstawiony przez Ministerstwo Edukacji Narodowej i Sportu. Bardzo dobrze się stało, że wyznaczony został określony, trzymiesięczny termin załatwiania wniosków przez Państwową Komisję Akredytacyjną, niemniej jednak chciałbym zwrócić uwagę na to, jak długo wnioski te będą leżały w ministerstwie przed skierowaniem ich do PKA oraz po uzyskaniu opinii PKA.Nie jest to bynajmniej uwaga złośliwa. Jeżeli jednak mówimy, iż wyższe szkoły zawodowe - niezależnie od tego, czy państwowe, czy niepaństwowe - powinny elastycznie reagować na potrzeby rynku pracy, to musi ulec diametralnej zmianie sytuacja obecna, kiedy to wnioski czekają na decyzję półtora roku czy nawet dwa lata. A przecież nie bez znaczenia jest też czas rozpoczęcia rekrutacji na dany kierunek nauczania. W sumie schodzi więc dużo czasu, zanim uczelnia rzeczywiście może zareagować na nowe potrzeby rynku. Z mojej praktyki wynika, że utworzenie nowego kierunku we Wrocławiu na przykład, z którego to miasta pochodzę, następuje po półtora roku czy po dwóch latach od chwili złożenia wniosku, a skutek jest taki, że gdy absolwent wchodzi na rynek pracy, zapotrzebowanie na jego specjalistyczne umiejętności jest już znacznie mniejsze niż przed dwoma laty. W dokumencie ministerialnym postawiono, bardzo słuszne zresztą pytanie o zasadność tworzenia nowych państwowych wyższych szkół zawodowych w ośrodkach akademickich. Uważam, że nie jest to działanie zasadne, a czasem polega na stosowaniu przymykania oczu na fakty. O co konkretnie chodzi? O działanie niejako w kierunku przeciwnym. Dzieje się bowiem tak, że w miejscowościach nieakademickich, w których funkcjonują już dobre wyższe szkoły zawodowe, uczelnie państwowe otwierają wydziały zamiejscowe, przeciwko czemu nie oponowałbym jednak, ponieważ czynią to z pewnością za zgodą ministerstwa. Nie jestem jednak pewien, czy zasadne jest otwieranie przez nie punktów konsultacyjnych w tych miejscowościach, uruchamianie jakichś ukrytych form kształcenia i edukacji. W ten to sposób stwarzają konkurencje dla dobrych działających już na danym terenie wyższych szkół zawodowych. Nie jestem przeciwny konkurencji, ale chciałbym się dowiedzieć, czy ma sens konkurencja podmiotu publicznego z dobrze działającym podmiotem niepublicznym, co w konsekwencji musi dodatkowo obciążać Skarb Państwa. Powiem więcej. Jestem zdania, że należy z wielką ostrożnością podchodzić do wyrażania zgody na utworzenie nowej państwowej wyższej szkoły zawodowej w miejscowości nieakademickiej, z której pochodzi inny wniosek, dający szansę na istnienie dobrej szkoły niepaństwowej. Jeśli bowiem uznajemy, że prowadzimy politykę edukacyjną nie tylko w stosunku do sektora publicznego, ale również w stosunku do sektora niepublicznego i obydwa te elementy usług publicznych stanowią część państwowej polityki edukacyjnej, to warto się zastanowić, gdzie dobre wyższe szkoły zawodowe niepubliczne nie powinny być zwalczane przez konkurencję ze strony szkół publicznych, które - jak wspomniałem - muszą z budżetu państwa dostać dodatkowe pieniądze na swą działalność. Niejednokrotnie na posiedzeniach Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży podejmuję temat szkół niepublicznych, ponieważ bez zastrzeżeń wierzę w sens ich tworzenia, funkcjonowania, wspierania i ułatwiania im działalności. Nie dlatego, że jestem z którąś z tych szkół związany, ale z tego względu, że jeśli publiczne szkoły i uczelnie cierpią na deficyt środków, to lepiej pieniądze przewidziane w budżecie na edukację przeznaczać na lepsze finansowanie dobrych uniwersytetów, dobrych innych uczelni, dobrych PWSZ niż na uruchamianie nowych w miejscowościach, w których luki edukacyjne mogą wypełnić uczelnie czy szkoły niepaństwowe. Kolejna propozycja, z którą chcę wystąpić, mogłaby, być może, wydawać się obrazoburcza, gdyby nie fakt, że kilka tygodni temu również wicepremier Marek Belka zabrał w tej sprawie głos.</u>
<u xml:id="u-36.1" who="#JacekProtasiewicz">Chodzi o pytanie, które, jak sądzę, skierowane jest i do nas, członków Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży: czy istnieje jakaś sfera usług publicznych, która choć po części powinna być objęta odpłatnością? Jestem zdania, iż warto się zastanowić, czy właśnie edukacja nie jest taką sferą, o której powinniśmy w kontekście tego pytania przede wszystkim porozmawiać. Dyskusja na ten temat toczyła się w prasie, m.in. na łamach „Gazety Wyborczej”, pragnąłbym zatem i ja powiedzieć kilka zdań w tej kwestii. Poseł Kazimierz Marcinkiewicz wspomniał, że dane statystyczne wskazują, iż studenci PWSZ w miejscowościach nieakademickich w większości pochodzą z małych miejscowości, w których istnienie tego typu uczelni stworzyło szansę zdobycia wykształcenia. Przeprowadziłem bardzo ogólne rozeznanie we wrocławskich wyższych szkołach zawodowych państwowych i niepaństwowych. Wyniki świadczą o tym, że w placówkach tych wcale nie studiują osoby zamożne. Przeciwnie, osoby niezamożne stanowią zdecydowaną większość, zaskakującą wprost większość. Myślę więc, że trzeba by się zastanowić nad ideą częściowej, choćby tylko minimalnej odpłatności za edukację w Polsce. W ten sposób ci niezamożni studenci mogliby w większym niż dotąd stopniu korzystać z pomocy socjalnej. Należałoby też rozważyć stworzenie systemu stypendiów naukowych, przyznawanych bez względu na stan materialny osobom inwestującym wielki wysiłek we własną naukę. I już uwaga ostatnia. Popieram przedmówców, którzy stwierdzili, że dążyć należy do ujednolicenia zasad działania obydwu typów uczelni - tych działających na podstawie odrębnych aktów prawnych. Być może, urażę teraz posłów związanych z Uniwersytetem Wrocławskim, choć pytanie, które chcę zadać, w żaden sposób nie jest ad personam. Otóż jeśli przyjmuje się ostre kryteria co do uczelni niepublicznych, określając nawet procent studentów zaocznych czy wieczorowych, i jeśli spełnianie tych kryteriów ma świadczyć o wysokim bądź też niewysokim poziomie danej uczelni, to nasuwa się pytanie: czy liczba studentów zaocznych i wieczorowych na Wydziale Prawa Uniwersytetu Wrocławskiego, kilkakrotnie przekraczająca liczbę studentów dziennych, dowodzi, że wydział ten odznacza się niskim poziomem kształcenia? Oczywiście, byłoby to wnioskowanie błędne. Jeżeli zatem przyjmujemy jakieś reguły, niechże one będą obowiązujące w wypadku wszystkich uczelni w kraju.</u>
</div>
<div xml:id="div-37">
<u xml:id="u-37.0" who="#HenrykOstrowski">Oddaję głos panu ministrowi.</u>
</div>
<div xml:id="div-38">
<u xml:id="u-38.0" who="#AdamJamróz">Ponieważ wypowiedzi państwa zawierały problemy wymagające wyjaśnienia, prosiłem o możliwość wystąpienia na zakończenie dyskusji, i myślę, że dobrze się stało, ponieważ mam możliwość ustosunkowania się do nich wszystkich. Jeżeli zatem chodzi o kwestię łącznego, systemowego odczytywania dwóch ustaw, na podstawie których funkcjonuje polskie szkolnictwo wyższe, zdaję sobie sprawę, że to niełatwe zadanie. Również i ministerstwo ma na tym tle pewne kłopoty. Zdajemy sobie więc sprawę, że istnieje potrzeba stworzenia integralnej ustawy o szkolnictwie wyższym. Na razie zaś postaram się niektóre sprawy wyjaśnić i mam nadzieję, że uda mi się rozwiać pewne wątpliwości, które wyłoniły się w dyskusji. I tak w wyższych szkołach zawodowych można, naturalnie, tworzyć nie tylko specjalności, ale i kierunki, choć jest też oczywiste, że wchodzą wówczas w grę inne uwarunkowania. Obwiązuje w takich wypadkach spełnianie większych wymogów. To zresztą sprawa do dyskusji. Zastanawiam się - przy czym zastrzegam, że mówię to na własną odpowiedzialność - czy przy założeniu rozwoju wyższych szkół zawodowych nie należałoby stworzyć innej niż obecna bariery, nieco niższej, przez co łatwiejszej do pokonania. Nie mógłby to być akt mianowania, ponieważ wtedy wybór jest taki, że pod względem kadrowym żadna uczelnia nie jest w stanie sprostać wymaganiom. Nie ma w ustawach żadnej bariery, która przeszkadzałaby w tworzeniu studiów podyplomowych przez wyższe szkoły zawodowe, co wyjaśniałem już zresztą podczas spotkania z rektorami. Był wprawdzie taki projekt, ale ustawa ta na szczęście nie została uchwalona. Zamiar wprowadzenia owych barier stanowił notabene jeden z głównych powodów bardzo zdecydowanych uwag krytycznych pod adresem projektu. Nie ma też przeszkód do tworzenia w ramach obowiązujących formuł jednostek zamiejscowych przez państwowe oraz niepaństwowe wyższe szkoły zawodowe. Jeden z mówców pytał natomiast, czy w nowej ustawie dozwolone będą również inne formuły, jak np. punkty konsultacyjne. Przyznam, że nie umiem na pytanie to odpowiedzieć. Mogę poinformować jedynie, że minister Krystyna Łybacka powołała zespół ekspertów, który ma przedstawić wnioski w tej m.in. sprawie. Posiedzenie zespołu ma się odbyć właśnie dzisiaj i pewnie jako wiceminister ds. szkolnictwa wyższego powinienem być tam obecny, lecz w takiej sytuacji nie mógłbym spotkać się z państwem na posiedzeniu Komisji sejmowej. Prosiłbym wszakże o zgłaszanie tego typu postulatów. Uważam, że kwestie takie powinny zostać poddane przynajmniej ogólnym wymogom prawnym. To zresztą poważny problem, dotyczący także innych kwestii zgłaszanych przez szkoły, propozycji bardzo swobodnych niekiedy, jak uruchamianie np. uniwersytetów otwartych, kształcenia na odległość itp. Jak poruszać się w tej problematyce na gruncie aktualnych przepisów prawnych? To swoistego rodzaju łamigłówka dla ministra, choć jeśli o mnie chodzi, to wszelkie takie propozycje wydają mi się dość interesujące. Ciekawy efekt mogłoby przynieść pogodzenie zasady otwartości z bardzo skostniałymi już ramami prawnymi. Być może dlatego efekt wydaje mi się interesujący, że jestem z zawodu prawnikiem. Uważam, że rozwój państwowych i niepaństwowych szkół zawodowych należy uznać za szansę pełniejszych możliwości kształcenia. Wszelkie postulaty, jakie padają w tym zakresie, spiszemy i przekażemy pani minister w formie pełnej notatki.</u>
<u xml:id="u-38.1" who="#AdamJamróz">Ze swej strony myślę, że żadna propozycja nie powinna być od razu odrzucana; wszystkie powinno się starannie przeanalizować, bo wiadomo, że nigdzie się nie zajdzie, stojąc w miejscu. Konieczne jest szukanie nowych dróg i nowych możliwości kształcenia. Jeśli chodzi o status pracowników wyższych szkół zawodowych, na co również zwracali państwo uwagę w dyskusji, to i tę kwestię można rozwiązać za pomocą regulacji nowej ustawy. Proszę zauważyć, iż pracownicy dydaktyczni, na których nie ciąży obowiązek prowadzenia prac naukowych, znajdują się również w uczelniach akademickich. Tym bardziej więc należałoby rzecz tę uregulować w zintegrowanej ustawie. Mają państwo rację, wskazując jako ewidentną wadę brak katalogu specjalności, lecz chciałbym zwrócić uwagę na fakt, że nie ma w tym zakresie dobrego rozwiązania. Chciałbym, aby państwo rektorzy wiedzieli, że od wielu lat między Radą Główną Szkolnictwa Wyższego, ministrem i Konferencją Rektorów toczył się spór na ten temat, co nie zmienia faktu, że sprawa ta wymaga pewnej kontroli. Jestem wszakże przeciwny takiemu skatalogowaniu specjalności, które umacniałoby jeszcze i tak skostniałe formy, uniemożliwiając praktycznie rozwój w zakresie kształcenia. Może jakimś rozwiązaniem byłoby stworzenie delegacji dla ministra, który po zasięgnięciu opinii Państwowej Komisji Akredytacyjnej mógłby materię tę modyfikować na bieżąco, dopisując nowe specjalności i skreślając takie, które nie spełniają już swej roli?Wspominali państwo o utrudniających orientację profilach kształcenia. Nie znamy w ministerstwie takiego pojęcia, a więc trudno mi się ustosunkować do tej sprawy. Sądzę, że nie umiałbym nawet powiedzieć, co się za pojęciem tym kryje w praktyce. Mówili też państwo o inercji wyższych szkół zawodowych, które nie potrafią się dostosować do wymogów chwili. Podzielam tę opinię. Proponuję jednak, byśmy się zastanowili, gdzie tkwi przyczyna takiego stanu rzeczy. Myślę, że powodem zasadniczym owej inercji jest demokratyczność funkcjonowania tych placówek. Nie tylko jako wiceminister, ale i jako były rektor, stwierdzam, że w tej dziedzinie dochodzi nieraz do sytuacji wprost paradoksalnych. Autonomia rad wydziałów jest tak duża, że nawet rektorzy nie mogą ingerować w sprawach wydawałoby się oczywistych, przez co wydziały mogą dowolnie ustalać programy kształcenia. W przypadku niektórych kierunków powstaje więc niebezpieczeństwo, że absolwenci nie będą w stanie porozumieć się w różnych kwestiach. Weźmy na przykład prawo - istnieje tam wprawdzie pewien kanon, ale tak bardzo wąski, że wspomniane niebezpieczeństwo staje się realne. Kiedy zapoznaję się z programami kształcenia poszczególnych uczelni, odnoszę niekiedy wrażenie, że mam do czynienia z zupełnie różnymi wydziałami. Zastanawiam się też, czy to rzeczywiście dobra sytuacja, że studenci pewnej renomowanej uczelni zdobędą wprawdzie wiedzę na temat prawa europejskiego, stosunków międzynarodowych, myśli politycznoprawnej, ale opuszczą mury uczelni bez znajomości procedury prawnej, procedury cywilnej, procedury administracyjnej. Zaznaczam, że opieram się na przykładzie autentycznym. Sądzę, że ustawa powinna i takie sprawy unormować, a możliwe to będzie jedynie wówczas, gdy będzie ona ramowa.</u>
<u xml:id="u-38.2" who="#AdamJamróz">Powinna zawierać delegacje do regulowania pewnych kwestii - w porozumieniu z Państwową Komisją Akredytacyjną, Konferencją Rektorów i innymi ciałami - przez ministra. Procedura ustawowa jest bowiem bardzo długa. Choć z drugiej strony jeszcze raz potwierdza się przysłowie: „Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”. Dlaczego? A dlatego mianowicie, że gdyby ustawa, o której tak długo już się mówi, istotnie weszła w życie, to dziś byłaby zupełnie nieaktualna. Apeluję więc do państwa o cierpliwość. Jeśli zaś chodzi o przygotowywaną ustawę, rzecz wygląda w ten sposób, że minister edukacji narodowej i sportu winien w bieżącym roku kalendarzowym przedstawić projekt na posiedzeniu Rady Ministrów. Pozycja ta wpisana jest w plan działania, a to już jest wiążące. Sądzę, że projekt zostanie przedstawiony po konsultacjach z wieloma podmiotami. Prosiłbym też, by wzięli państwo pod uwagę, że w omawianej dziedzinie istnieje dobry dorobek i Konferencji Rektorów, i Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego, co pozwala nie zaczynać wszystkiego od zera. Nie chciałbym się teraz rozwodzić na ten temat, dodam więc tylko, że istnieje jednak wiele sfer, w których zmian nie przewidywano we wcześniejszych projektach, a które również wymagają nowego uregulowania. Podnieśli państwo w dyskusji niezmiernie ważną sprawę kadry stabilnej w państwowych i niepaństwowych wyższych szkołach zawodowych. Otóż odnoszę wrażenie, że w odniesieniu do tych szkół powinna zostać stworzona pewna odrębność w traktowaniu tej kwestii, gdyż w przeciwnym wypadku uczelnie owe nie osiągną poziomu akademickiego. Może, oczywiście, powstać pytanie, czy powinny do tego dążyć. Nie mam jednak żadnych wątpliwości, że tak, ponieważ jeśli dążyć nie będą, po jakimś czasie pewna część szkolnictwa wyższego okaże się ułomna. Mogłem się o tym przekonać, przyglądając się z bliska niektórym kolegiom języków obcych tworzonym w uniwersytetach. Otóż część z nich stała się jednostkami ułomnymi, a to z tej przyczyny, że odnoszące się do nich wymogi były zgoła znikome. Apeluję o niepowtarzanie tego błędu w wypadku wyższych szkół zawodowych. W sprawie ewentualnej struktury wydziałowej szkół obiecuję sprawdzić, na ile jest to możliwe, choć od razu mogę poinformować, że nie ma przepisów prawnych, które zakazywałyby takiej struktury. Sądzę zatem, że możliwe jest zastosowanie takiego rozwiązania. Jeżeli chodzi o drożność edukacyjną, o zmiany w programach kształcenia, pozwolę sobie zwrócić uwagę na pewien aspekt tej sprawy. Otóż te różnice programowe rozwiązuje się w wypadkach indywidualnych na mocy decyzji dziekana. Pozostały mi jeszcze dwie kwestie. Pierwsza z nich dotyczy pieniędzy, choć nie pytali państwo o nie wprost, za co dziękuję. Gdyby bowiem stwierdzili państwo bez ogródek, że panuje w tej dziedzinie mizeria, jako wiceminister, mógłbym powiedzieć jedynie, iż mają państwo rację, ale przecież powszechnie znane są trudności finansowe państwa. Kwestia druga zazębia się ze sprawami natury doktrynalnej, a dotyczy propozycji posła Jacka Protasiewicza. Jak wiadomo, nie mamy już czasu na jej zgłębianie, ale przede wszystkim należy sobie odpowiedzieć na pytanie: jakiego państwa chcemy? Nie od rzeczy byłoby też zastanowienie się, jak rozumieć tę ustawę i w jakim kierunku sprawy mają się potoczyć. Wiem jednak z całą pewnością, że jeśli nie dojdzie do swoistego paktu między poszczególnymi opcjami politycznymi, jeśli nie będzie zgody narodowej co do edukacji i co do modelu kształcenia, to nieustająco będziemy się zmagać z różnymi koncepcjami, udowadniając wyższość jednych nad innymi. Jeśli nawet uchwalimy dobrą ustawę, to interpretacja przepisów może ulegać zmianie w razie zmiany opcji politycznej u władzy.</u>
<u xml:id="u-38.3" who="#AdamJamróz">A przecież nie o to chodzi. Chciałbym zastrzec, iż nie jest to bynajmniej apel do państwa posłów. Bardzo wiele mogłyby tu zdziałać na przykład media, jak sądzę. Uważam po prostu, że wszyscy powinniśmy podjąć wysiłek, w wyniku którego edukacja narodowa, stałaby się sprawą wspólną, zgodnie z istotą słowa „narodowa”. Nie powinna nabrać określonego charakteru zależnego od opcji doktrynalnej czy ideologicznej.</u>
</div>
<div xml:id="div-39">
<u xml:id="u-39.0" who="#HenrykOstrowski">Dziękuję, panie ministrze. Zakończyliśmy dyskusję nad tym punktem obrad. Przekazuję dalsze ich prowadzenie przewodniczącemu Komisji.</u>
</div>
<div xml:id="div-40">
<u xml:id="u-40.0" who="#FranciszekPotulski">Zanim poproszę posła Kazimierza Marcinkiewicza o przedstawienie projektu naszej opinii, pozwolę sobie zgłosić kilka uwag. Przede wszystkim mam nadzieję, że 50-procentowe bezrobocie nie stoi jeszcze u naszych drzwi i przypomnieć, że w czasie gdy wprowadzano maszynę parową, również głoszono opinie, że jej zastosowanie spowoduje gigantyczne bezrobocie, co jednak nie stało się faktem. Może kryje się w tym jakaś nadzieja i dla nas?Niepokoi mnie wyrażony w dyskusji pogląd, w myśl którego dobrze się dzieje, gdy szkoły niepaństwowe stanowią konkurencję dla szkół państwowych, a źle jest w wypadku przeciwnym - gdy szkoły państwowe stanowią konkurencję dla szkół prywatnych. Tak to w każdym razie zabrzmiało. Chciałbym dodać spostrzeżenie, że jeśli szkoły niepaństwowe nie dorobią się własnej kadry, skazane zostaną na zagładę. Wiadomo bowiem już dziś, że uczelnie państwowe będą strzec swoich wydatków na kształcenie kadry i trudno oczekiwać od nich filantropii. Przypuszczam, że długotrwałe dorabianie przez pracowników w innych uczelniach uznają w końcu za działanie niepożądane ze względu na swe interesy i położą temu kres. Już teraz dają się słyszeć sprzeciwy wobec takiego postępowania pracowników naukowych niektórych uczelni akademickich. Przypomina im się, że stopnie naukowe zdobyli w uczelni macierzystej, korzystając z jej laboratoriów i pieniędzy i nie jest wobec niej w porządku wykorzystywanie wiedzy w innych uczelniach. Możemy, oczywiście, mieć różne poglądy na zjawisko wieloetatowości, lecz sprawę tę należy potraktować poważnie, by nie okazało się nagle, że zabrakło kadry w wyższych szkołach zawodowych. Faktem jest, że wprost dramatycznie wzrasta bezrobocie wśród osób z wyższym wykształceniem, a zatem oczywiste się staje, że nowe kierunki i specjalności muszą uwzględniać przyszłe zapotrzebowanie na pracowników, bo gdy uwzględniają aktualne, absolwenci przychodzą na rynek pracy za późno. Na marginesie nasuwa mi się refleksja, że specjalność „inteligencja” czy „geniusz europejski”, o której, żartując, wspominał jeden z przedmówców, wcale nie cieszyłaby się chyba szczególnym zainteresowaniem, gdyż nie od dziś wiadomo, że zbyt inteligentnych pracowników pracodawcy niezbyt chętnie u siebie widzą. Warto też zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt dyskutowanej sprawy. Wiemy, że już za jakiś czas wiek studiów osiągną roczniki niżu demograficznego, co nieuchronnie zweryfikuje sieć dzisiejszych uczelni. Nie potrzeba posiąść wyższego wtajemniczenia, by odgadnąć, że w tej sytuacji przetrwają najlepsze, a do osiągnięcia wysokiego poziomu już teraz należy się przygotowywać. Zapowiedź rywalizacji słychać zresztą w wypowiedziach przedstawicieli szkół zarówno państwowych, jak i prywatnych. To dobrze. Jeśli chodzi o przygotowywanie nauczycieli do nauczania dwóch przedmiotów, to sądzę, że najlepszym wyjściem byłoby przyjęcie zasady, że jednym z tych przedmiotów jest zawsze język obcy, a drugim wybrany przez studenta. Uważam, że dopóty pobożnym życzeniem tylko będzie nauczanie w polskich szkołach języka obcego, dopóki w pokojach nauczycielskich nie będzie się można porozumieć w obcych językach. Podobnie wygląda sprawa ze znajomością komputerów - kształcenie nauczycieli nie może nadal być takie, że jeśli zepsuje się w szkole komputer, to wzywa się na pomoc ucznia. Mam nadzieję, że PWSZ w Gorzowie zmierzy się z problemem kształcenia nauczycieli do nauczania dwóch przedmiotów w myśl zaproponowanej zasady, że jednym z tych z przedmiotów obowiązkowo będzie język obcy. Rektora Adama Juszkiewicza z PWSZ w Tarnowie prosiłbym z kolei o rozważenie utworzenia specjalności pielęgniarka szkolna, a to dlatego, że higienistki szkolne przed kilku laty wypadły z systemu kształcenia, a nie zostały w żaden sposób zastąpione.</u>
<u xml:id="u-40.1" who="#FranciszekPotulski">Nikogo z obecnych nie muszę zaś przekonywać o potrzebie powrotu pielęgniarek do szkół. W wyniku alarmujących wiadomości o coraz liczniejszych wśród dzieci i młodzieży wadach postawy podjęliśmy decyzję o rozszerzeniu zakresu zajęć z wychowania fizycznego. Jak jednak ocenić, czy decyzja ta przyniosła pożądane rezultaty? Wiadomo o praktykach niektórych nauczycieli tego przedmiotu, którzy w obliczu hospitacji urządzają zajęcia w terenie, zdając sobie sprawę, że dyrektor nie pobiegnie za klasą, by obserwować przebieg zajęć. Komisja Edukacji, Nauki i Młodzieży przygotowuje się do pracy nad ustawą o szkolnictwie wyższym i dzisiejszą dyskusję uważamy za niezmiernie przydatną również w tym kontekście. Zyskaliśmy materiał do dyskusji na temat drożności edukacji, możliwości rozszerzenia kształcenia o uzupełniające studia magisterskie. Z drugiej jednak strony nie wyobrażam sobie, by można było przyznać prawo do organizowania studiów na poziomie magisterskim szkole, która nie prowadzi własnych badań naukowych. Magister to najniższy stopień naukowy, a skoro naukowy, to może go przyznać tylko szkoła, która wie, co kryje się za terminem „badania naukowe”. Czuję się zobowiązany do ustosunkowania się do wypowiedzi na temat odpłatności za studia. Jestem przekonany, iż zasadę tę można by ewentualnie wprowadzić, pod jednym wszakże niepodważalnym warunkiem: że wszyscy obywatele naszego państwa, którzy ukończyli w przeszłości bezpłatne studia, uiszczą teraz za nie opłatę. Zdecydowana większość obecnych w tej sali zyskała wyższe wykształcenie nieodpłatnie, a w takiej sytuacji nie mamy moralnego prawa opowiadać się za wprowadzeniem opłaty za studia w uczelniach państwowych. Takie jest przynajmniej moje zdanie. Proszę zastępcę przewodniczącego Komisji o przedstawienie projektu naszej opinii.</u>
</div>
<div xml:id="div-41">
<u xml:id="u-41.0" who="#KazimierzMarcinkiewicz">Oto treść projektu opinii Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży w sprawie funkcjonowania państwowych i niepaństwowych wyższych szkół zawodowych: „Powstanie w latach dziewięćdziesiątych państwowych i niepaństwowych wyższych szkół zawodowych jest dobrym uzupełnieniem oferty kształcenia na poziomie wyższym w naszym kraju. Do uczelni tych w przypadku szkół państwowych, utworzonych w mniejszych, dotychczas nieakademickich ośrodkach, trafia w dużej mierze młodzież z małych miast i miasteczek oraz z ośrodków wiejskich. Zaangażowanie władz lokalnych w tworzenie i rozwój wyższych szkół zawodowych daje szansę na przygotowanie absolwentów do pracy w zawodach na potrzeby lokalnych rynków pracy. Tendencje te wzmacnia integralnie połączona z kształceniem zawodowym 15-tygodniowa obowiązkowa praktyka zawodowa. W pierwszym okresie działalności wyższych szkół zawodowych ważną rolę spełniła Komisja Akredytacyjna Wyższego Szkolnictwa Zawodowego. Ilość działających i tworzonych wyższych szkół zawodowych, zwłaszcza niepaństwowych, wskazuje na konieczność wzmocnienia audytu prowadzonego obecnie przez Państwową Komisję Akredytacyjną w celu należytej dbałości o jakość kształcenia w uczelniach zawodowych. Przy pracy nad nowym prawem o szkolnictwie wyższym konieczne wydaje się zintegrowanie wyższego szkolnictwa zawodowego z całym systemem szkół wyższych, przy zachowaniu odrębności filozofii kształcenia. Niezbędne jest także wzmocnienie działań zmierzających do rozwoju kadry naukowej i dydaktycznej wyższych szkół zawodowych. Rozwój wyższego szkolnictwa zawodowego jest częścią pozytywnej odpowiedzi na wyzwania wynikające z wyżu demograficznego i bardzo trudnego rynku pracy. Komisja oczekuje od Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu szybkiego zakończenia prac nad kompleksową regulacją zasad działania szkolnictwa wyższego, z uwzględnieniem potrzeb rozwojowych kraju i poszczególnych regionów, konieczności podniesienia na wyższy poziom kształcenia, a także potrzeb i ambicji młodego pokolenia Polaków w ich drodze do zjednoczonej Europy”.</u>
</div>
<div xml:id="div-42">
<u xml:id="u-42.0" who="#FranciszekPotulski">Jak wiemy, jest to treść opinii, przeznaczonej dla ministra edukacji. Czy ktoś z państwa chciałby pod adresem tego projektu zgłosić uwagi?</u>
</div>
<div xml:id="div-43">
<u xml:id="u-43.0" who="#AntoniStryjewski">Jestem zdania, że tekst brzmiałby lepiej po usunięciu z niego sformułowania mówiącego o zjednoczonej Europie.</u>
</div>
<div xml:id="div-44">
<u xml:id="u-44.0" who="#FranciszekPotulski">Rozstrzygniemy w głosowaniu, czy chcemy, żeby wyższe uczelnie przygotowały naszą młodzież do zajęcia miejsca w zjednoczonej Europie, co oczywiście nie oznacza, że podejmujemy tu decyzję o wstąpieniu do zjednoczonej Europy. Przystępujemy do głosowania. Kto jest za przyjęciem przedstawionego tekstu projektu opinii Komisji? Kto jest przeciw? Kto wstrzymał się od głosu?Stwierdzam, że 16 głosami, przy 1 przeciw i przy 2 wstrzymujących się, opinię tę przyjęliśmy. Do członków Komisji chcę jeszcze skierować komunikat dotyczący wtorkowego posiedzenia. Otóż w skrytkach znajdą państwo druk sejmowy nr 261, odnoszący się do nowelizacji ustawy o systemie oświaty, zwierający cztery zmiany. Omówimy je na posiedzeniu o godzinie 10.30. Przypominam też, że również we wtorek, o 13.00, mamy drugie posiedzenie, wspólne z Komisją Polityki Społecznej i Rodziny. Porządek przewiduje dwa tematy, z których pierwszy poświęcony jest zasadom funkcjonowania placówek opiekuńczo wychowawczych. Wczoraj zresztą część członków naszej Komisji wizytowała niektóre z nich w Gorzowie. W punkcie drugim wysłuchamy informacji rządu na temat realizacji programu nazywanego w skrócie „szklanką mleka”. Czy w sprawach różnych ktoś chciałby zabrać głos? Nie ma zgłoszeń. Nasze wyjazdowe posiedzenie dobiegło zatem końca. Dziękuję gospodarzom, dziękuję wszystkim państwu przybyłym na obrady. Zamykam posiedzenie.</u>
</div>
</body>
</text>
</TEI>
</teiCorpus>