text_structure.xml
419 KB
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79
80
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
98
99
100
101
102
103
104
105
106
107
108
109
110
111
112
113
114
115
116
117
118
119
120
121
122
123
124
125
126
127
128
129
130
131
132
133
134
135
136
137
138
139
140
141
142
143
144
145
146
147
148
149
150
151
152
153
154
155
156
157
158
159
160
161
162
163
164
165
166
167
168
169
170
171
172
173
174
175
176
177
178
179
180
181
182
183
184
185
186
187
188
189
190
191
192
193
194
195
196
197
198
199
200
201
202
203
204
205
206
207
208
209
210
211
212
213
214
215
216
217
218
219
220
221
222
223
224
225
226
227
228
229
230
231
232
233
234
235
236
237
238
239
240
241
242
243
244
245
246
247
248
249
250
251
252
253
254
255
256
257
258
259
260
261
262
263
264
265
266
267
268
269
270
271
272
273
274
275
276
277
278
279
280
281
282
283
284
285
286
287
288
289
290
291
292
293
294
295
296
297
298
299
300
301
302
303
304
305
306
307
308
309
310
311
312
313
314
315
316
317
318
319
320
321
322
323
324
325
326
327
328
329
330
331
332
333
334
335
336
337
338
339
340
341
342
343
344
345
346
347
348
349
350
351
352
353
354
355
356
357
358
359
360
361
362
363
364
365
366
367
368
369
370
371
372
373
374
375
376
377
378
379
380
381
382
383
384
385
386
387
388
389
390
391
392
393
394
395
396
397
398
399
400
401
402
403
404
405
406
407
408
409
410
411
412
413
414
415
416
417
418
419
420
421
422
423
424
425
426
427
428
429
430
431
432
433
434
435
436
437
438
439
440
441
442
443
444
445
446
447
448
449
450
451
452
453
454
455
456
457
458
459
460
461
462
463
464
465
466
467
468
469
470
471
472
473
474
475
476
477
478
479
480
481
482
483
484
485
486
487
488
489
490
491
492
493
494
495
496
497
498
499
500
501
502
503
504
505
506
507
508
509
510
511
512
513
514
515
516
517
518
519
520
521
522
523
524
525
526
527
528
529
530
531
532
533
534
535
536
537
538
539
540
541
542
543
544
545
546
547
548
549
550
551
552
553
554
555
556
557
558
559
560
561
562
563
564
565
566
567
568
569
570
571
572
573
574
575
576
577
578
579
580
581
582
583
584
585
586
587
588
589
590
591
592
593
594
595
596
597
598
599
600
601
602
603
604
605
606
607
608
609
610
611
612
613
614
615
616
617
618
619
620
621
622
623
624
625
626
627
628
629
630
631
632
633
634
635
636
637
638
639
640
641
642
643
644
645
646
647
648
649
650
651
652
653
654
655
656
657
658
659
660
661
662
663
664
665
666
667
668
669
670
671
672
673
674
675
676
677
678
679
680
681
682
683
684
685
686
687
688
689
690
691
692
693
694
695
696
697
698
699
700
701
702
703
704
705
706
707
708
709
710
711
712
713
714
715
716
717
718
719
720
721
722
723
724
725
726
727
728
729
730
731
732
733
734
735
736
737
738
739
740
741
742
743
744
745
746
747
748
749
750
751
752
753
754
755
756
757
758
759
760
761
762
763
764
765
766
767
768
769
770
771
772
773
774
775
776
777
778
779
<?xml version='1.0' encoding='utf-8'?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
<xi:include href="PPC_header.xml" />
<TEI>
<xi:include href="header.xml" />
<text>
<body>
<div xml:id="div-1">
<u xml:id="u-1.0" who="#komentarz">(Początek posiedzenia o godz. 10 min. 19.)</u>
<u xml:id="u-1.1" who="#komentarz">(Przewodniczący Marszałek Sejmu Stanisław Car.)</u>
</div>
<div xml:id="div-2">
<u xml:id="u-2.0" who="#StanisławCar">Otwieram posiedzenie. Jako sekretarze zasiadają pp. Sosiński i Skrypnyk.</u>
<u xml:id="u-2.1" who="#StanisławCar">Proszę Panów Sekretarzy o zajęcie miejsc przy stole prezydialnym.</u>
<u xml:id="u-2.2" who="#StanisławCar">Protokół i listę mówców prowadzi p. Sosiński.</u>
<u xml:id="u-2.3" who="#StanisławCar">Protokół 43 posiedzenia uważam za przyjęty, gdyż nie wniesiono przeciw niemu zarzutów.</u>
<u xml:id="u-2.4" who="#StanisławCar">Usprawiedliwiają nieobecność w Sejmie posłowie: Bartczak, Boluch, Dąbrowski, Dębicki, Donimirski, Dudziński, Gdula, Gorczyca, Hoffman, Hoppe, Hyla, Jabłoński, Jahoda-Źółtowski, Jasiński, Jozanis, Kociuba, Kolbusz, Kozicki, Kozłowski, Kuźmowycz, Ligoń, Maleszewski, Marchlewski, Martynowski, Mincberg, Mudryj, Pełeński, Smoczkiewicz, Sowiński, Suchorzewski, Swiatopełk-Mirski, Terszakowec, Traczewski, Trojan, Widhorski, Witwicki, Wojciechowski, Wolański i Wymysłowski.</u>
<u xml:id="u-2.5" who="#StanisławCar">Udzieliłem urlopu posłom: Trojanowi na 1 dzień, Choińskiemu-Dzieduszyckiemu, Długoszowi, Gromadzie i Sobczykowi na 2 dni, Michałowskiemu na 4 dni, Strońskiemu na 5 dni, Sikorskiemu zaś na 6 dni.</u>
<u xml:id="u-2.6" who="#StanisławCar">Prosi Izbę o udzielenie urlopu na 2 tygodnie poseł Ostrowski. Jeżeli nie usłyszę sprzeciwu, będę uważał, że Izba tego urlopu udzieliła. Sprzeciwu nie słyszę.</u>
<u xml:id="u-2.7" who="#StanisławCar">Przystępujemy do punktu 1 porządku dziennego: Pierwsze czytania projektów ustaw, złożonych przez posłów:</u>
<u xml:id="u-2.8" who="#StanisławCar">a) Franciszka Bartczaka o niepodzielnych gospodarstwach wiejskich (druk nr 343) — proponuję odesłanie tej sprawy do Komisji Rolnej;</u>
<u xml:id="u-2.9" who="#StanisławCar">b) Józefa Głowackiego okręgowych przysięgłych i ich asystentach (druk nr 344) — proponuję odesłanie tej sprawy do Komisji Przemysłowo-Handlowej;</u>
<u xml:id="u-2.10" who="#StanisławCar">c) Eugeniusza Jurkowskiego o częściowej zmianie ustawy z dnia 11 grudnia 1923 r. o zaopatrzeniu emerytalnym funkcjonariuszów państwowych i zawodowych wojskowych (Dz. U. R. P. Nr 20 z r. 1934, poz. 160) (druk nr 345);</u>
<u xml:id="u-2.11" who="#StanisławCar">d) Eugeniusza Jurkowskiego o częściowej zmianie rozporządzenia Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 9 czerwca 1934 r. o prawie wyboru zaopatrzenia emerytalnego funkcjonariuszów państwowych i zawodowych wojskowych (Dz. U. R. P. Nr 51, poz. 474) (druk nr 346);</u>
<u xml:id="u-2.12" who="#StanisławCar">e) Antoniego Snopczyńskiego w sprawie zmiany dekretu P. Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 14 listopada 1935 r. o specjalnym podatku od wynagrodzeń, wypłacanych z funduszów publicznych (druk nr 349);</u>
<u xml:id="u-2.13" who="#StanisławCar">Proponuję odesłanie tych trzech projektów do Komisji Budżetowej.</u>
<u xml:id="u-2.14" who="#StanisławCar">f) Stanisława Michałowskiego o zmianie ustawy z dnia 28 marca 1933 r. o ubezpieczeniu społecznym (druk nr 350) — proponuję odesłanie tej sprawy do Komisji Zdrowia Publicznego i Opieki Społecznej;</u>
<u xml:id="u-2.15" who="#StanisławCar">g) Antoniego Snopczyńskiego w przedmiocie utworzenia Rzemieślniczego Zakładu Inwestycyjnego (druk nr 358) — proponuję odesłanie tej sprawy do Komisji Przemysłowo-Handlowej;</u>
<u xml:id="u-2.16" who="#StanisławCar">h) Jana Hołyńskiego w sprawie zmiany rozporządzenia Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 24 września 1934 r. o wywłaszczaniu na cele kolejowe (druk nr 364) — proponuję odesłanie tej sprawy do Komisji Komunikacyjnej.</u>
<u xml:id="u-2.17" who="#StanisławCar">Jeżeli nie usłyszę innych propozycyj, będę uważał, że propozycje moje zostały przez Izbę przyjęte.</u>
<u xml:id="u-2.18" who="#StanisławCar">Propozycyj innych nie słyszę, przeto sprawy te przekażę przewodniczącym odpowiednich komisyj.</u>
<u xml:id="u-2.19" who="#StanisławCar">Przystępujemy do punktu 2 porządku dziennego: Sprawozdanie Komisji Budżetowej o projekcie ustawy skarbowej z preliminarzem budżetowym na rok 1937/38 (druk nr 300). Dokończenie rozprawy szczegółowej nad częścią 13 — Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Sprawozdawca p. Pochmarski.</u>
<u xml:id="u-2.20" who="#StanisławCar">Proszę Pana Przewodniczącego komisji i Pana Sprawozdawcę o zajęcie miejsc przy stole prezydialnym.</u>
<u xml:id="u-2.21" who="#StanisławCar">Głos ma p. Ekert.</u>
</div>
<div xml:id="div-3">
<u xml:id="u-3.0" who="#EdwardLudwikEkert">Wysoka Izbo! Przy debacie budżetowej została dotknięta między innymi w dziale Ministerstwa Oświaty sprawa szkolnictwa mniejszościowego. Jest to sprawa niewątpliwie bardzo ważna, do której tło polityczne odpowiednio musi być podmalowane. Ponieważ mówcy parlamentami frakcji ukraińskiej na ten temat wypowiedzieli swoje zdanie, wypada, aby ze strony polskiej ktoś wyszedł z przedstawieniem zagadnienia szkolnictwa na terenie Małopolski wschodniej, aby w ten sposób odtworzyć całość zagadnienia. Muszę tutaj nadmienić, że polityka szkolna ministerialna od czasów najdawniejszych — od czasów powstania Polski raczej — szła zygzakiem zależnie ód kierunków politycznych, jakie panowały w Sejmie, co bynajmniej nie mogło się przyczynić do należytego załatwienia sprawy szkolnictwa. Należy przypuszczać, że dziś, kiedy przy nowej Konstytucji, przy nowym systemie rządów, możemy liczyć na linię więcej ciągłą i jednolitą, to zagadnienie będzie właściwie postawione i rozwiązane.</u>
<u xml:id="u-3.1" who="#EdwardLudwikEkert">Jeżeli mówi się o zagadnieniu jakimkolwiek, które jest związane z kwestią narodowościową, to musimy mieć pewne silne założenia, na których można by się oprzeć i od których odstąpić nie wolno. A więc takim założeniem będzie przede wszystkim to, że przynależność ziem Małopolski wschodniej jest rzeczą, której nie wolno kwestionować i że te ziemie tak, jak od dawnych wieków należały do Polski, tak będą dalej należały. Naruszenie tej zasady nie jest w żadnym wypadku możliwe. To jest jedna rzecz. Niewątpliwie jest z tym złączona inna okoliczność uboczna. A z chwilą, kiedy Państwo, kiedy żywioł polski ma większość ziemi w tej części kraju, to warunkiem przynależności w przyszłości tej ziemi do Polski jest to, ażeby większość polskiego posiadania utrzymać, że jest racją stanu Państwa Polskiego, żeby ten stan posiadania nie został naruszony ze szkodą dla żywiołu polskiego i Państwa Polskiego. A zarazem i konsekwencją tego jest jedna okoliczność. Można powiedzieć, że jeżeli w tej Izbie przedstawiciele ukraińskiej reprezentacji występują z powiedzeniem: nasze ziemie, czy ukraińskie ziemie, mówiąc o Małopolsce wschodniej, to wyrażenie to należy uważać za nierzeczowe i nieistotne.</u>
<u xml:id="u-3.2" who="#EdwardLudwikEkert">Jeżeli chodzi o podejście do mniejszości narodowych w Państwie, to są trzy formy tego podejścia. Pierwsza z nich polega na tym, że tę mniejszość włącza się w narodowość panującą z umniejszeniem jej praw wszelakiego rodzaju i wytwarza się stan taki, jaki istnieje w większości państw europejskich, które mniejszości narodowe posiadają. Polska za tym wzorem nie idzie, nie leży to w jej tradycji i w naturze narodu polskiego. Druga forma współżycia, a raczej nie współżycia polega na tym, aby te mniejszości narodowe wyodrębnić w każdym dziale życia państwowego, czy to chodzi o życie gospodarcze, czy o życie szkolne, czy wreszcie życie samorządowe i administracyjne. Jest to tendencja, idąca w tym kierunku, aby obie narodowości osobno zbierać, aby te narodowości żyły poza sobą, mimo tego, że żyją na jednej ziemi. Ta zasada ma tę złą stronę, że pozwala na powstawanie antagonizmów narodowościowych, hoduje je i przez to samo działa szkodliwie dla jedności Państwa. Tej zasady stosować nie należy.</u>
<u xml:id="u-3.3" who="#EdwardLudwikEkert">Najwłaściwszą zasadą, zdaniem wielu i moim, jest zasada przeprowadzenia współżycia obywateli obok siebie i z sobą, czy to chodzi o organizacje gospodarcze, jak powiedziałem, czy o życie samorządowe, czy chodzi o należenie do stronnictw. Państwo ma być tym czynnikiem, który ma powodować, aby obywatele, którzy znaleźli się obok siebie, żyli razem i z sobą pracowali. I dlatego tę zasadę należy stosować i w zakresie szkolnictwa, ponieważ szkolnictwo jest tego rodzaju działem życia państwowego, który w wysokim stopniu wpływa na pożycie obu narodowości. Dlatego mówić będę o szkołach utrakwistycznych.</u>
<u xml:id="u-3.4" who="#EdwardLudwikEkert">Szkoły utrakwistyczne są to szkoły, w których część przedmiotów jest nauczana w języku polskim państwowym, a część w języku danej mniejszości. Wyniki tego są takie, że młodzież szkolna, siedząc na ławach obok siebie, poznaje się, jedna część młodzieży zna język drugiej części, w ten sposób stępia się ostrze nienawiści, jaka jest szerzona przez starszych czy przez politykę, mimo że są nieporozumienia. Jednak w przyszłości młodzież ta, dorastając, wspomina sobie te czasy i w ten sposób szkoła jest czynnikiem zgody i łączności, a nie nienawiści. Następnie w szkołach średnich utrakwistycznych objawiać się to będzie w ten sposób, że zostanie stępione ostrze wzajemnych niechęci. Jest rzeczą zrozumiałą, że szkoły średnie muszą dać młodzieży ukraińskiej czy ruskiej sposobność uczenia się w wyższym stopniu kultury swojej, jednak trzeba również żądać, alby ta młodzież na tyle znała język polski i kulturę polską, aby mogła z pożytkiem dla siebie i dla Państwa w tym Państwie żyć.</u>
<u xml:id="u-3.5" who="#EdwardLudwikEkert">Jeżeli chodzi o szkolnictwo utrakwistyczne, to trzeba powiedzieć, że charakter społeczeństwa jednego, jak i drugiego w Małopolsce wschodniej jest specjalny. Ponieważ ziemie te należały od najdawniejszych czasów do Polski, ponieważ ludność jednej narodowości i drugiej żyła koło siebie, wytworzyło się w dawnych czasach współżycie. Trzeba powiedzieć jeszcze więcej — ta mniejszość była upaństwowiona, myślała państwowo; ta szlachta z Małopolski wschodniej była szlachtą polską, aczkolwiek obrządku greckiego i niejednokrotnie mówiąca po rusku, jednakże znała język polski, brała udział w urządzeniach polskich, w elekcjach, w głosowaniu na sejmikach, była czynnikiem tym, który Polskę bronił w chwilach niebezpieczeństwa. I dlatego też, jeśli dziś podniesiono tu z tej trybuny sprawę szlachty i pracy szlacheckiej, jako dla Państwa szkodliwą, to muszę stwierdzić, że zarzuty te są nieuzasadnione. Przecież ta szlachta zagrodowa mówi dziś w ten sposób: Nasi przodkowie byli szlachtą polską przez szereg wieków o przynależności polskiej; mamy dyplomy naszego szlachectwa, nadane przez królów polskich; mamy w historii naszej zapisany udział w wojnach i czyny bohaterskie dla Państwa spełnione, nie możemy więc tych dokumentów i naszej przeszłości wyrzucić od siebie precz, musimy raczej te tradycje podjąć, i nadal będziemy szlachtą, stojącą na gruncie obrony Państwa, na gruncie polskim, będziemy takimi, jakimi byli nasi przodkowie. Moim zdaniem, nie można tej koncepcji czynić żadnych zarzutów, jak i tym, którzy dla niej pracowali — koncepcji zupełnie słusznej i zupełnie uczciwej.</u>
<u xml:id="u-3.6" who="#EdwardLudwikEkert">Jeśli chodzi o rozbudowę szkolnictwa utrakwistycznego, to względy materialne naszego Państwa nie pozwalają na podwójne szkolnictwo. Z natury rzeczy i jedna i druga młodzież musi być koło siebie.</u>
<u xml:id="u-3.7" who="#EdwardLudwikEkert">Gdy się mówi o zagadnieniu mniejszościowym Małopolski wschodniej, występuje pewna kontrowersja w używaniu wyrazów „Ukraina”, „Ukrainiec” czy „Rusin”. Daleki jestem od tego, ażeby urazić kogokolwiek, rozumiem jednak, że pewne koncepcje przyjęte, ożywione pewnym sentymentem narodowym, nie są obowiązkowe dla innych, którzy tym sentymentem nie potrzebują być owiani, którzy będą rozumowali na podstawie kryteriów historycznych. Daleki jestem od tego. Jednak muszę stwierdzić, kiedy panuje spór o pewne wyrażenia, że koncepcja „Ukraina” w naszym rozumieniu nie może obejmować Małopolski wschodniej, gdyż przez jednych jest to inaczej rozumiane, przez innych inaczej, także używaniem wyrazu „Ukrainiec” nie może być określana całość ludności, mieszkającej w południowych częściach krajów rusińskich. Z chwilą, gdy są obywatele, którzy nazywają się Rusinami, to nie można wszystkich nazywać Ukraińcami. Wyraz „Ukrainiec” jest terminem bardziej politycznym, aniżeli etnograficznym, bo historia nas uczy, że te ziemie, Kijowszczyzna i inne, nazywały się dawniej Rusią. Tak nazywały się do niedawna, nazwa ta wyzyskana została przez carów moskiewskich, także Moskwa używała tego terminu i jedna część Ukraińców z tego wyrazu zrezygnowała.</u>
<u xml:id="u-3.8" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Mudryj.)</u>
<u xml:id="u-3.9" who="#EdwardLudwikEkert">Jeżeli chodzi o używanie języka, to trudno się zdecydować na używanie jednej nazwy mowy ukraińskiej choćby z tego powodu, że są tacy, którzy mówią, że to jest język ruski. Trudno nam być rozjemcą w tej sprawie. Musimy się oprzeć na kryteriach historycznych. Jeżeli jedni nazywają się Rusinami, to będziemy tak ich nazywać; inni zowią się Ukraińcami. Pamiętajmy jednak, że język nie jest czynnikiem politycznym, nie bierze udziału w polityce, w polityce udział biorą ludzie i pewne ugrupowania.</u>
<u xml:id="u-3.10" who="#EdwardLudwikEkert">Wspomniałem krótko o wartości wychowawczej wspólnego wychowania, mówiłem o przeszłości historycznej, która łączy oba narody i dziś w postaci ruchu utrakwistycznego występuje z powrotem. Muszę wspomnieć również o dalszej rzeczy, o pewnej utrakwizacji charakteru ludności, mieszkającej w Małopolsce wschodniej. Ponieważ oba obrządki są równorzędne, obrządek łaciński i obrządek grecki, dlatego to mieszanie się obu narodowości odbywało się bez żadnych przeszkód, i dlatego można powiedzieć, że przynajmniej w 50% typ ludnościowy w Małopolsce wschodniej jest typem mieszanym, nie jednolitym. Z tego powodu i poczucie kryteriów narodowościowych doznaje pewnych utrudnień. Muszę wspomnieć, że mamy w Małopolsce wschodniej wsie, które na skutek tego, iż szlachta budowała cerkwie, stały się grecko-katolickimi i w ten sposób zrusyfikowały się. Dlatego muszę powiedzieć, że jeżeli chodzi o typ narodowy i fizyczny w Małopolsce wschodniej, to nie jest on jednolity i ustalony. Stąd też pochodzi pewna chwiejność w ustosunkowaniu się. Mianowicie człowiek w Małopolsce wschodniej posiada cechy mieszane. Pochodzi to też i stąd, że dzisiaj i przedtem były praktykowane małżeństwa mieszane, że ci obywatele nie zawsze mogą dokładnie powiedzieć, czy psychicznie i fizycznie należą do jednej czy drugiej narodowości. I dlatego też nie ma tam tego silnego napięcia narodowościowego. Stąd też pochodzi, że w kwestii, jaką drogą ma postępować polityka na terenie Małopolski wschodniej, system drugi, mianowicie współżycie obok siebie i współpraca, jest bardziej miarodajny.</u>
</div>
<div xml:id="div-4">
<u xml:id="u-4.0" who="#WasylMudryj">Panie Pośle, miał Pan przemawiać 5 minut, a przemawia już Pan 10.</u>
</div>
<div xml:id="div-5">
<u xml:id="u-5.0" who="#EdwardLudwikEkert">Wywody moje mają ten sens, że tylko ta druga metoda jest w naszym Państwie najwłaściwsza.</u>
<u xml:id="u-5.1" who="#EdwardLudwikEkert">Jeżeli chodzi o sprawy personalne, wysunięte tutaj, to jeżeli chodzi o nauczycielstwo, muszę stwierdzić, że jednak ci, którzy byli usuwani z posad, ponoszą winę.</u>
<u xml:id="u-5.2" who="#EdwardLudwikEkert">Muszę powiedzieć, że konkordat nasz, jeżeli chodzi o wyznanie greckie, nie jest należycie postawiony. Musi on być tak postawiony, ażeby dozwalał Państwu ingerować tam, gdzie duchowieństwo ze szkodą dla interesu Państwa postępuje.</u>
<u xml:id="u-5.3" who="#EdwardLudwikEkert">Proszę Państwa, ponieważ czas mój upłynął, w dwóch słowach dotknę jeszcze sprawy uniwersytetów. Uniwersytety mają dziś kilka dezyderatów. Jednym z dezyderatów jest sprawa młodzieży. Trzeba bezwarunkowo sprawę opłat akademickich postawić na zasadzie odroczeń. Tych odroczeń dotąd jest za mało. Pomijam już to, że sprawa opłat akademickich jest postawiona niewłaściwie i tak jak w szkole średniej jest dziś czynnikiem politycznym, budzącym niezadowolenie w Państwie przeciwko administracji szkolnej. Trzeba tę sprawę zreformować. Poruszę inną sprawę — dziś w Polsce nie ma obserwatorium astronomicznego. Jest możność uzyskania lunet z Niemiec drogą rekompensaty, drogą uruchomienia kredytu zamrożonego. Jeżelibyśmy postawili tak sprawę, byłyby szanse stworzenia na terenie Polski obserwatorium astronomicznego, jakiego dziś nie posiadamy.</u>
<u xml:id="u-5.4" who="#EdwardLudwikEkert">Istnieją duże potrzeby naukowe uniwersytetów, polegające na tym, że młodzież, szczególnie biedna, która ma drukować swoje prace, nie może otrzymać pieniędzy na druk; było by rzeczą wskazaną, żeby Ministerstwo te sumy w wyższym stopniu dawało, ponieważ młodzież biedna, lecz zdolna nie może kontynuować kariery naukowej. Inny brak — uniwersytety otrzymują ryczałt na asystentów. Ten ryczałt jest dziś za mały i dlatego młodzież nie mając zapewnionego bytu w tej dziedzinie, ustępuje z kariery naukowej i idzie do życia praktycznego. Konieczną jest restauracja budynków uniwersytetu we Lwowie.</u>
</div>
<div xml:id="div-6">
<u xml:id="u-6.0" who="#WasylMudryj">Głos ma p. Jahoda-Żółtowski.</u>
</div>
<div xml:id="div-7">
<u xml:id="u-7.0" who="#RobertJahodaŻółtowski">Wysoki Sejmiel Nie chcąc przeciągać za długo i tak wyczerpującej dyskusji, pragnę poruszyć tylko dwa zagadnienia.</u>
<u xml:id="u-7.1" who="#RobertJahodaŻółtowski">Pierwsze — to dziedzina szczególnie ważna, a stanowiąca dzisiaj jeden z głównych odcinków pracy Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Jest to szkolnictwo zawodowe, które wprawdzie w tej chwili znajduje się w stanie niezupełnie rozwiniętym, reprezentuje jednak szczególnie ważną dynamikę życia gospodarczego nie tylko dla miast, lecz i dla wsi. Rozwój szkolnictwa zawodowego, sieć tychże szkół we wszystkich jej stopniach i rodzajach, to siec przyszłej naszej energia gospodarczej; dlatego też już dziś należy ją troskliwie rozważyć i budować w skali potrzeb zarówno ogólnopaństwowych, jako też i regionalnych.</u>
<u xml:id="u-7.2" who="#RobertJahodaŻółtowski">Jestem przekonany, że w planowaniu tej sieci departament szkolnictwa zawodowego przystosuje się do warunków i elementów terenowych odnośnych ośrodków gospodarczych. Nawiązując do poruszonych przez referenta p. Pochmarskiego myśli, podkreślam, że przedłożony przez Rząd program gospodarczej odbudowy, stworzenia nowych centrów przemysłowych, powinien być oparty już dziś o planową podbudowę przede wszystkim kulturalno-oświatową i zawodowo kształcącą przez odpowiednią sieć szkół na danych terenach. Jednym z najpilniejszych uzupełnień tej sieci będzie szkolnictwo dokształcające zawodowe, gdy nie stać nas jeszcze na pełną rozbudowę szkół zawodowych średnich. Sprawa tego szkolnictwa, jego ustawowego ugruntowania będzie niedługo przedmiotem plenarnych obrad Sejmu i wówczas szczegółowiej do zagadnienia tego powrócę. Dzisiaj natomiast przy plenarnej dyskusji nad budżetem Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego tylko zaznaczę, że niezależnie od zastrzeżeń co do niektórych artykułów projektowanej ustawy, chcę dać wyraz zadowoleniu ze strony świata gospodarczego, iż nareszcie sprawa ta, tak niezmiernie doniosła szczególnie dla rzemiosła, będzie uregulowana jednolicie w całej Polsce. Jest to ważne tym więcej, że niski stan dotychczasowy tego szkolnictwa, szczególnie w województwach centralnych i wschodnich, był również jednym z elementów pogłębiających różnice układu stosunków społecznych między Polską A i B, a brak podstaw finansowych dla tego typu szkół stawał się przyczyną niedorozwoju kulturalnego i gospodarczego naszych wschodnich ziem.</u>
<u xml:id="u-7.3" who="#RobertJahodaŻółtowski">Więc dziś, gdy padło w polityce państwowej nie tylko hasło, ale i zapowiedź podciągnięcia gospodarczego wzwyż, usunięcia martwych pól w naszej strukturze gospodarczo-społecznej, wydaje mi się, że przy realizacji tych kapitalnych zagadnień urastają sprawy oświatowe do rzędu nie tylko aktualnych, ale i planowych. Sądzę więc, że stanowisko moje będzie się pokrywać i ze zdaniem kolegów, reprezentujących szczególnie tereny centralne i wschodnie, jak niemniej i reprezentujących rolnictwo, które przecież w uprzemysłowieniu wsi i oddaniu swej nadwyżki młodzieży do miast i rzemiosła widzi jeden z ważnych środków usunięcia dzisiejszego kryzysu ludności wiejskiej. Ponadto sprawa ta jest jeszcze nader doniosła pod względem społecznym, wszak chodzi tu o blisko dwa i pół miliona młodzieży, która w wieku lat czternaście, opuszczając szkolnictwo powszechne, nie miała możności dalej się kształcić. Dzisiejsza ilość tej szczęśliwej młodzieży, która biorąc naukę w warsztatach rzemieślniczych, korzystała z tych szkół dokształcających, wynosi zaledwie około 90.000. Oby więc danym było Panu Ministrowi liczbę tych szkół jak najprędzej rozszerzyć co najmniej do tysiąca, zapewniając im podstawy materialne jak i dalsze warunki rozwoju, gdyż tylko w ten sposób ta dziś poza szkołą stojąca młodzież będzie mogła korzystać z dobrodziejstwa nauki i wpływów wychowawczych szkoły. Jako przedstawiciel rzemiosła cenię bowiem bardzo wysoko ten dobroczynny wpływ, którego przecież twardy żywot warsztatu nie jest niejednokrotnie w stanie w codziennym życiu dać.</u>
<u xml:id="u-7.4" who="#RobertJahodaŻółtowski">Trudności budżetowe nie pozwolą może w pierwszej fazie na rozbudowę tak licznych ognisk szkolnych, jakby tego życie już wymagało, dlatego też było by może korzystnym, aby Ministerstwo powróciło tymczasem do tej polityki, którą przed paru laty z wielką korzyścią przeprowadziło. Mam tu na myśli organizację krótkoterminowych kursów dokształcających dla tej młodzieży, która do szkół dokształcających albo z braku miejsca w tychże, albo z braku szkoły w miejscu zamieszkania uczęszczać nie może. Jest to bardzo ważnym, szczególnie dla terenów znowu wschodnich, ale niemniej i podgórskich lub też okolic, gdzie zbyt małe zgęszczenie warsztatów rzemieślniczych nie pozwoliło na otworzenie takiej placówki. W latach 1930–33 Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego przeznaczyło pewne fundusze na specjalne takie kursa, które organizowały izby rzemieślnicze w okresie wakacyjnym, a które wydały wówczas świetne rezultaty przy bardzo skromnych kosztach. Dziś byłyby potrzebne kursa co najmniej 4 tygodniowe w tych ośrodkach miejskich, które dysponują odpowiednimi siłami pedagogicznymi, urządzeniami szkolnymi, jak i bursami. W ten sposób umożliwiano by tysiącznym rzeszom uzyskanie tych warunków, które są jednym z podstawowych wymogów do egzaminu czeladniczego.</u>
<u xml:id="u-7.5" who="#RobertJahodaŻółtowski">W równej mierze jak szkoły dokształcające zawodowe, wielką troską dla rzemiosła jest sprawa szkól mistrzowskich, jak niemniej jest ona ważna dla wielkiego przemysłu. Naszym jednak postulatem jest, aby już do dziś istniejących przyjmowani byli tylko istotnie wyszkoleni i wyzwoleni czeladnicy, a natomiast, aby szkoły te nie stawały się ubocznymi drogami do uzyskiwania uprawnień. Jeśli selekcja młodzieży do szkół będzie należyta i będą odpowiednio zorganizowane egzaminy końcowe, to może nic nie stanie na przeszkodzie, by przy odpowiednej praktyce absolwenci tacy mogli uzyskać tytuł mistrzów. Ujednostajnienie poziomu tych szkół i ich uprawnień jest nakazem chwili, gdyż dzisiaj absolwenci szkół mistrzów maszynowych w Bielsku i Grudziądzu uzyskują taki stopień, a taka sama szkoła przemysłowa w Krakowie nie może uprawnień tych osiągnąć od kilku lat.</u>
<u xml:id="u-7.6" who="#RobertJahodaŻółtowski">Przy tej sposobności podnieść jeszcze muszę niepokojący objaw odpływu wysoko kwalifikowanych sił nauczycielskich ze szkolnictwa zawodowego z powodu zbyt niskiego wynagrodzenia, nie zabezpieczającego niejednokrotnie minimum egzystencji. Rozumiemy dobrze wszyscy, że o wartości szkoły nie stanowi ani budynek, ani wyposażenie, ale głównie nauczyciel i dlatego rzemiosło nasze w szkołach swych pragnie widzieć jak najlepszy zespół nie tylko ofiarnego, ale i wysoko kwalifikowanego nauczycielstwa; wówczas też kontakt szkoły ze sferami gospodarczymi, jak i rodzicielskimi, będzie niewątpliwie jeszcze silniejszy.</u>
<u xml:id="u-7.7" who="#RobertJahodaŻółtowski">Przy tej sposobności dotknę jeszcze tematu, co do którego wczoraj wprawdzie dawał nam pewne uspokajające wyjaśnienia p. Minister, a który jednak dla szerokich mas rodziców jest wciąż bardzo wielką troską. Mam tu na myśli uprawnienia absolwentów jednego stopnia szkoły do przejścia na wyższy szczebel szkolny danego działu szkolnictwa. Wprawdzie uregulowana jest w ostatnim czasie sprawa t. zw. „ślepych ulicę w trzechletnich wydziałach zawodowych, opartych na podbudowie sześciu klas gimnazjalnych, niemniej piekącą wręcz jest sprawa uprawnień i możliwości dalszego biegu studiów absolwentów gimnazjów zawodowych. I tu społeczeństwo oczekuje od władz decydujących wyjaśnień.</u>
<u xml:id="u-7.8" who="#RobertJahodaŻółtowski">A teraz na zakończenie przejdę do sprawy szczególnie interesującej mnie, jako przedstawiciela rzemiosła, ale która jest częścią zagadnienia ogólniejszego, interesującego nie tylko tych, którym leży na sercu podniesienie oświaty i szkolenia zawodowego, ale tych wszystkich, którzy jako jeden z najważniejszych czynników oświaty i nauki w ogóle uważają książkę i bibliotekę. Występuję tu także jako bibliofil. Z radością powitać należy rozwój i rozbudowę Instytutu Naukowego Rzemieślniczego im. Marszałka Piłsudskiego w Warszawie oraz Wojewódzkiego Instytutu dla popierania rzemiosł i przemysłu im. Baranieckiego w Krakowie. Niewątpliwie ważną rolę odgrywają i wielką pomoc w działalności tych instytutów stanowią właśnie ich biblioteki. Chodzi tu nie tylko o odpowiednią ilość i dobór książek, lecz także i przede wszystkim o celową politykę Państwa w tym zakresie. Chodzi o poparcie ze strony Rządu wysiłków społeczeństwa i zarządów miast, zdążających do szerzenia oświaty i zawodowego szkolenia pracowników rzemiosł i przemysłu. Powołane do tego jest Ministerstwo Oświaty, które w swym budżecie powinno mieć odpowiednie kredyty na popieranie tego rodzaju bibliotek, a w swej organizacji odpowiednią komórkę, w której skupiałyby się sprawy biblioteczne. Tymczasem w preliminarzu budżetowym na rok 1937/38 nie widzę żadnej kwoty, przeznaczonej wyraźnie na te cele, jedynie w dziale VI § 11 jest mowa ogólnie o subwencjach na biblioteki, lecz bez wyodrębnienia odnośnej sumy i bez określenia, dla jakich mianowicie bibliotek te subwencje są przeznaczone. Nie wiadomo też, czy z kredytów działu 3 §13, przewidzianych na oświatę pozaszkolną, można spodziewać się zasiłków na tego rodzaju biblioteczki. Nie wiadomo, do jakiej komórki organizacyjnej Ministerstwa Oświaty sprawy te należą, gdyż nowy statut organizacyjny tegoż Ministerstwa, uchwalony przez Radę Ministrów 2 lipca 1936 r. (Dz. Urz. Min. W.R. i O. P. Nr 5, poz. 111), wyrazu „biblioteka” w ogóle nie zawiera, a w § 5 mówi jedynie o „Opiece nad zabytkami bibliotecznymi” przez Departament Nauki i Szkół Wyższych. Również w zarządzeniu Ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego z dnia 15 lipca 1936 roku o organizacji tegoż Ministerstwa, ustanawiającym podział departamentów na wydziały i referaty oraz zakres czynności jednostek organizacyjnych tegoż Ministerstwa, nie znajduję osobnego wyodrębnionego wydziału czy bodaj referatu bibliotecznego, do którego można by się zwracać we wszelkich sprawach dotyczących bibliotek. A przecież biblioteki są bodaj że tak samo ważnym czynnikiem nauki, kształcenia czy oświaty, jak szkoły różnego typu i poziomu, i Państwo musi wykonywać w stosunku do nich racjonalną politykę. W interesie Państwa leży rozwój bibliotek, gdyż prowadzi on do podnoszenia się nauki i oświaty, dlatego musi ono sobie zapewnić wpływ na nie, nadawać kierunek ich działalności i kontrolować ją. Obowiązkiem Państwa zaś jest opieka nad bibliotekami i bibliotekarstwem, popieranie ich moralne i przydzielanie funduszów publicznych na ich potrzeby. Do prowadzenia polityki bibliotecznej powołane jest Ministerstwo Oświaty, w którym też przez szereg lat (1919–1928) istniał osobny wydział bibliotek. Z jakich powodów został on zwinięty, nie wiem, jestem jednak przekonany, że stało się to ze szkodą dla rozwoju naszych bibliotek, a w każdym razie dla ich organizacji i koordynacji współpracy. Mam często sposobność stykania się ze sprawami bibliotecznymi, choćby w Bibliotece Jagiellońskiej i znana mi jest niejedna z ich bolączek.</u>
<u xml:id="u-7.9" who="#RobertJahodaŻółtowski">Dla przykładu wspomnę bodaj o dwóch. Jedna związana jest z budową nowego gmachu Biblioteki Jagiellońskiej i jej komisji. Czyż nie tu miejsce dla przedstawiciela wydziału bibliotecznego Ministerstwa Oświaty? Z budową gmachu łączy się konieczność przygotowania się Biblioteki Jagiellońskiej do przeniesienia zbiorów. Trzeba przecież te zbiory oczyścić z toczących je w starym gmachu szkodliwych insektów, aby nie zarazić nimi nowych magazynów, trzeba by poprawić i uzupełnić katalogi, powiększyć księgozbiory podręczne czytelń i pracowni specjalnych i t. d. Są to prace nieodzowne, które muszą być dokonane przed przeprowadzką i które wymagają nadzwyczajnych przejściowych funduszów. Niestety, w preliminarzu budżetowym na przyszły rok nie znajduję na ten cel kredytów. Należało by wstawić dodatkowo dotację nadzwyczajną w kwocie nie mniejszej jak 50.000 zł, którą należy wprowadzać i do budżetów następnych trzech — czterech lat, gdyż nie można wymagać, aby potrzeby te pokrywane były z normalnych funduszów tej biblioteki, czerpanych zresztą głównie z opłat studenckich. Druga bolączka to konieczność opieki nie tylko finansowej, lecz także naukowej i technicznej nad wszystkimi bibliotekami, będącymi własnością Państwa, jak również nad bibliotekami nie państwowymi, udostępnionymi publicznie. I tu znowu wyłania się potrzeba stworzenia, a właściwie przywrócenia wydziału bibliotek, który rozporządzałby odpowiednimi funduszami i odpowiednim fachowym personelem.</u>
<u xml:id="u-7.10" who="#RobertJahodaŻółtowski">Kończę więc gorącym apelem do Pana Ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, by zechciał rozważyć możliwość uzupełnienia swego zarządzenia z dnia 15 lipca 1936 r., restytuując wydział bibliotek jako komórkę organizacyjną, która sprawowałaby zarząd bibliotek państwowych, opiekę nad zabytkami bibliotecznymi oraz opiekę naukową i techniczną nad bibliotekami nie państwowymi. Przyczyną, dla której poruszam ten temat, były słowa, które z przykrością usłyszałem w tej sali, gdy jeden z kolegów, mówiąc przy szczegółowym rozważaniu budżetu, wyraził się, iż wołałby milion złotych, przeznaczony na Bibliotekę Jagiellońską, widzieć raczej przeznaczony na budowę szkół. Tymczasem wszakże gmach, na którego wykończenie czekamy z tak wielką niecierpliwością, oby mógł w najbliższych miesiącach dać już pomieszczenie w swoich murach dla tych bezcennych i najdroższych dla nas zabytków kultury i piśmiennictwa naszego, oby w tych murach, które dzisiaj są mokre i może nawet walące się, starej Biblioteki Jagiellońskiej, oby w tych murach pozostało tylko wspomnienie tego stanu, w jakim te zbiory dzisiaj się jeszcze znajdują.</u>
</div>
<div xml:id="div-8">
<u xml:id="u-8.0" who="#WasylMudryj">Głos ma p. Wojtowicz.</u>
</div>
<div xml:id="div-9">
<u xml:id="u-9.0" who="#WładysławWojtowicz">Wysoki Sejmie! Jeżeli zabieram głos w dyskusji nad budżetem Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, to dlatego, że chciałbym się zająć pewnymi zagadnieniami i zaznaczyć swoje stanowisko wobec tych zagadnień.</u>
<u xml:id="u-9.1" who="#WładysławWojtowicz">Zacznę od t. zw. ataku kleru na Związek Nauczycielstwa Polskiego.</u>
<u xml:id="u-9.2" who="#komentarz">(Głos: Lepiej nie zaczepiać.)</u>
<u xml:id="u-9.3" who="#WładysławWojtowicz">Sprawa ta jest dziś głośna w całym kraju. Sprawą tą dotknięte jest i zainteresowane przeszło 50.000 nauczycielstwa i nikt nie może obojętnie patrzyć, jak na tak wielką masę wychowawców przyszłych pokoleń naszych rzuca się podejrzenia o bezbożnictwo czy o komunizm. Czynię to nie jako obrońca Związku Nauczycielstwa Polskiego, bo nie mam do tego tytułu, ale chcę mówić jako obywatel, który się tymi zagadnieniami interesuje i który widzi tę dziką nagonkę, jaką się robiło przez cały rok ubiegły. Stworzyła się naprawdę w szkolnictwie atmosfera, której nie można nazwać — tak jak to określił p. Minister Oświaty — dobrą atmosferą. Twierdzę, że dziś w szkole jest zatruta atmosfera, że wkradły się tam czynniki obce, które zakłócają spokój tak potrzebny nauczycielowi i które mają widocznie inne cele na oku, niżeli dobro szkoły czy wychowanie religijno-moralne naszej młodzieży. Nie będę mówił o tych wszystkich metodach, jakimi ta uboczna polityka wkrada się do naszej szkoły. Doskonale to niektórzy Panowie scharakteryzowali. Będę mówił tylko o metodach, które również wspaniale naszkicowała tutaj na poprzednim posiedzeniu p. posłanka Pełczyńska. Dla ilustracji tego wszystkiego, żeby Wysoki Sejm zrozumiał tę atmosferę, pozwolę sobie odczytać pewne dokumenty, wskażę pod jaką to obserwacją i czyją znajduje się nauczycielstwo, gdzie są powody tej walki między duchownymi nauczycielami a świeckimi, albowiem to dla oczyszczenia atmosfery, dla zaprowadzenia spokoju w szkole i dla uspokojenia opinii w kraju jest konieczne.</u>
<u xml:id="u-9.4" who="#WładysławWojtowicz">Przypadkowo wpadł mi w ręce dokument, który pewna organizacja rozsyłała do księży katechetów w szkołach średnich i powszechnych.</u>
<u xml:id="u-9.5" who="#komentarz">(Głos: Jaka to organizacja, czy może Pan powiedzieć?)</u>
<u xml:id="u-9.6" who="#WładysławWojtowicz">Zaraz się Pan dowie, niech Pan słucha. Mam tu w ręku kwestionariusz zatytułowany „poufne”. Ankieta informacyjna w sprawach szkolnych. Dalej jest około 24 pytań, nie ma żadnego podpisu, żadnej pieczęci, jest tylko podaną miejscowość i podpis tego, który tę ankietę wypełnił. Ale treść każę się domyślać, kto tę ankietę rozesłał, zresztą jeżeli chodzi o moje informacje, to źródło, z którego je otrzymałem, jest niezawodne. Wiem, ale nie chcę z tej trybuny mówić, która to organizacja. Koledzy Posłowie się dowiedzą. Przytoczę tylko niektóre pytania. Po nazwie szkoły, następnie jakiego jest charakteru ta szkoła, jest pytanie 10-te następującej treści: „O ile szkoła sama przyczynia się do demoralizacji młodzieży (nierówność psychiczno-moralna dzieci, program nauczania, wychowawcy); pytanie 12: „Czy rodzice zgłaszają jakieś życzenia o charakterze wychowawczym”; pytanie 13: „Czy rodzice są zorientowani w programach nauczania, w ideologii nauczycielstwa; ...</u>
<u xml:id="u-9.7" who="#komentarz">(Głos: Zupełnie słusznie.)</u>
<u xml:id="u-9.8" who="#WładysławWojtowicz">...pytanie 15: „Jakie jest praktyczne nastawienie nauczycielstwa do Kościoła i religii”;...</u>
<u xml:id="u-9.9" who="#komentarz">(Głos: Wszystko w porządku.)</u>
<u xml:id="u-9.10" who="#WładysławWojtowicz">...niech Pan zatrzyma się jeszcze chwilę — pytanie 16: „Czy i jak starają się nauczyciele poderwać zasady religijne u dzieci”;...</u>
<u xml:id="u-9.11" who="#komentarz">(Głos: Bardzo dobrze.)</u>
<u xml:id="u-9.12" who="#WładysławWojtowicz">...pytanie 17: „Czy na terenie szkoły dają się zauważyć objawy bezbożnictwa”;...</u>
<u xml:id="u-9.13" who="#komentarz">(Głos: Słusznie.)</u>
<u xml:id="u-9.14" who="#WładysławWojtowicz">...pytanie 18: „Czy silna jest propaganda za „Płomykiem” i „Młodym Zawodowcem”; ...</u>
<u xml:id="u-9.15" who="#komentarz">(Głos: Świetnie.)</u>
<u xml:id="u-9.16" who="#WładysławWojtowicz">...pytanie 20: „Jakie jest obecnie nastawienie ideowo-programowe organizacji młodzieżowych (Orlęta, Straż Przednia).</u>
<u xml:id="u-9.17" who="#komentarz">(Głos: Bardzo dobrze.)</u>
<u xml:id="u-9.18" who="#WładysławWojtowicz">Następnie jest powiedziane pod jakim adresem należy ankietę tę odesłać.</u>
<u xml:id="u-9.19" who="#komentarz">(Głos: Gdzie?)</u>
<u xml:id="u-9.20" who="#WładysławWojtowicz">Jest powiedziane: „Niniejszy arkusz zawiera tylko punkty orientacyjne dla obszerniejszych odpowiedzi i uwag, które uprasza się zamieścić osobno. Arkusza ankietowego nie ma potrzeby zwracać”. To znaczy, że adresat wie doskonale komu ma doręczyć.</u>
<u xml:id="u-9.21" who="#komentarz">(Głos: Doskonale.)</u>
<u xml:id="u-9.22" who="#WładysławWojtowicz">Doskonale to ze stanowiska Pańskiego. Pan także jest zwolennikiem wprowadzania polityki do szkoły.</u>
<u xml:id="u-9.23" who="#komentarz">(Głos: Tam nie ma mowy o polityce.)</u>
<u xml:id="u-9.24" who="#WładysławWojtowicz">Organizacje, które zajmują się badaniem ideologii nauczania, które badają; jakie jest nastawienie nauczycielstwa do Kościoła i do religii, te organizacje, które na terenie szkoły pragną zauważyć jakie są objawy bezbożnictwa...</u>
<u xml:id="u-9.25" who="#komentarz">(Głos: Brawo.)</u>
<u xml:id="u-9.26" who="#WładysławWojtowicz">...— to wszystko nakładają na katechetę szkolnego, ażeby on był obserwatorem swoich kolegów szkolnych. Że tej roli, którą Panowie pochwalacie, niektórzy katecheci nie chcąc się podjąć i brzydzą się jej, to dowód jest w tym, że ten kwestionariusz, który widzicie Panowie, jest naddarty w dwóch miejscach, co pochodzi z irytacji tego człowieka, kiedy mu kazano spełniać tę rolę.</u>
<u xml:id="u-9.27" who="#komentarz">(Głos: Od tego jest Państwo.)</u>
<u xml:id="u-9.28" who="#WładysławWojtowicz">Szkoła podlegać winna jednemu czynnikowi — wychować dobrych obywateli dla Państwa. Szkoła nie może wychowywać ani dla partii endeckiej, ani dla partii komunistycznej, ani dla Akcji Katolickiej, ani w ogóle dla żadnej organizacji, która ma jakieś cele inne, aniżeli szkolne. My na tym stanowisku staliśmy i stoimy i pragniemy, ażeby w szkole był spokój, ażeby nie było tajnej inwigilacji nauczyciela i szkoły, bo z tego rodzą się artykuły w „Małym Dzienniku” i w innych dziennikach, które atakują nauczycielstwo.</u>
<u xml:id="u-9.29" who="#WładysławWojtowicz">Tego rodzaju metody doprowadziły do tego, że nawet pewni katolicy wierzący, przyzwoici ludzie potępili te metody i piszą to publicznie, otwarcie w gazetach. Mam pismo, które się nazywa „Bunt Młodych”. Ciekawe jest, jak to pismo oświetla informacje, które dostaje t. zw. prasa katolicka o nauczycielstwie i szkole. Już p. Minister z tej trybuny przygwoździł „Mały Dziennik”, który kłamie jak najęty, wtedy, kiedy w szkole przeprowadza się badania naukowe nad młodzieżą. Oto p. Jan Frankowski, znany publicysta katolicki, w numerze z dnia 10 stycznia 1937 r. pisze o tym jedynym źródle prasy katolickiej, o t. zw. KAP — Katolickiej Agencji Prasowej.</u>
<u xml:id="u-9.30" who="#komentarz">(P. Marchlewski: Czy to ma być atak na prasę katolicką?)</u>
<u xml:id="u-9.31" who="#WładysławWojtowicz">Gdyby Pan śledził moje przemówienie, to by Pan zrozumiał. Widocznie Pan o tym nie myśli.</u>
<u xml:id="u-9.32" who="#komentarz">(P. Marchlewski: Właśnie wyczułem, że Pan atakuje prasę katolicką.)</u>
<u xml:id="u-9.33" who="#WładysławWojtowicz">„W poczuciu pełnej odpowiedzialności pragnę stwierdzić, że działalność) Katolickiej Agencji Prasowej, prowadzonej przez ks. dyrektora Zygmunta Kaczyńskiego, jest jednym z poważniejszych źródeł antyklerykalizmu. Wygląda to na pozór na paradoks, ale, niestety, jest gorzką prawdą naszej polskiej, katolickiej rzeczywistości. Katolicka Agencja Prasowa pod kierunkiem ks. Kaczyńskiego wyspecjalizowała się w jednym: w tropieniu wrogów religii katolickiej i w tropieniu komunizmu. Tego rodzaju działalność byłaby niewątpliwie bardzo pożyteczna i wskazana, gdyby była prowadzona z należytą oględnością, celowością i przede wszystkim dokładnością. Ponieważ KAP przejął się bardzo swą misją, więc uważa za swój obowiązek, aby zdemaskować w opinii jak największą ilość wojujących ateistów i bolszewików; szafując doprawdy bez większego zastanowienia tą terminologią. Powiesz, czy napiszesz, że nie podoba ci się to lub tamto wśród kleru, uderzysz w silniejsze tony, wołając o sprawiedliwość społeczną, wyjdzie komunikat i zrobią z ciebie wojującego bezbożnika i emisariusza Kominternu, przyjaciela samego Dmitriewa, byleby tylko mógł jaki Aston-Oraczewski, czy inny współpracownik KAP-a zameldować księdzu dyrektorowi: jest jeszcze jeden”. Czesław Lechicki — jeden z publicystów katolickich napisał publicznie o komunikatach KAP-a, że są „kłamliwe”. Proszę Panów, nie chcę tu mnożyć przykładów…</u>
<u xml:id="u-9.34" who="#komentarz">(P. Marchlewski przerywa.)</u>
<u xml:id="u-9.35" who="#WładysławWojtowicz">Niech Pan posłucha.</u>
<u xml:id="u-9.36" who="#komentarz">(P. Marchlewski: Tak samo pisze prasa komunistyczna.)</u>
<u xml:id="u-9.37" who="#WładysławWojtowicz">Ale Pan nie czyta, gdyby Pan więcej czytał, to by Pan wiedział.</u>
<u xml:id="u-9.38" who="#komentarz">(P. Marchlewski: Bardzo dużo czytam, może więcej od Pana.)</u>
<u xml:id="u-9.39" who="#WładysławWojtowicz">I to pisze wierzący katolik, to jest jego stosunek do tych informacyj, którymi zasilana jest prasa katolicka. A teraz, jeżeli chodzi o informacje o Związku Nauczycielstwa Polskiego, to powiada dalej: „Obowiązkiem opinii katolickiej jest, aby co najważniejsze, obiektywnie informowała o pracach Związku Nauczycielstwa Polskiego, a ponadto nie robiła zbyt wielkiego „huczku” i nie polowała na sensację. Cała ta wymiana strzałów prasowych, uchwalenie protestów i rezolucji jakoś nie daje efektów dla katolicyzmu pożądanych”.</u>
<u xml:id="u-9.40" who="#komentarz">(Przerywania.)</u>
<u xml:id="u-9.41" who="#WładysławWojtowicz">Jednak akcja protestów najrozmaitszych robi swoje, jest wielu ludzi, którzy wierzą, że nauczycielstwo niczym się nie zajmuje, jak tylko szerzeniem bolszewizmu i komunizmu.</u>
<u xml:id="u-9.42" who="#komentarz">(P. Marchlewski: Nie, umieją rozróżniać.)</u>
<u xml:id="u-9.43" who="#WładysławWojtowicz">Pan nawet nie wie, co to jest komunizm. Ta mam Pana uczyć? Pan jest za stary.</u>
<u xml:id="u-9.44" who="#WładysławWojtowicz">Co się tyczy pewnych ludzi, co do których chodzi nam o to, żeby nie byli źle poinformowani, to musimy jako obywatele czuć pewien żal do nich, że zostali źle poinformowani, i niestety, wykorzystali to nawet na trybunie sejmowej. Mam tu na myśli to, co powiedziała o nauczycielstwie okręgu święciańskiego wielce szanowna p. posłanka Prystorowa. Nie wierzę, aby p. posłanka Prystorowa zbadała te wszystkie rzeczy, bo powiedziała, że niektórzy z nauczycieli okręgu święciańskiego szerzą komunizm i bezbożnictwo.</u>
<u xml:id="u-9.45" who="#komentarz">(P. Prystorowa: Zdaje mi się, że przywilejem Pana jest fałszować fakty.)</u>
<u xml:id="u-9.46" who="#WładysławWojtowicz">Otóż nauczycielstwo czuje do Pani żal. Nauczycielstwo bardzo ceni, że Pani Posłanka z tak wielkim sercem walczyła przy ustawie ubojowej, ale bez litości obeszła się z nauczycielstwem swego okręgu,...</u>
<u xml:id="u-9.47" who="#komentarz">(Wesołość.)</u>
<u xml:id="u-9.48" who="#WładysławWojtowicz">...które pracuje w ciężkich warunkach na kresach, które uczy w lepiankach.</u>
<u xml:id="u-9.49" who="#komentarz">(Głos: Całe nauczycielstwo.)</u>
<u xml:id="u-9.50" who="#WładysławWojtowicz">Ja wierzę w dobrą wolę Pani Posłanki i w to, że Pani Posłanka była źle poinformowana…</u>
<u xml:id="u-9.51" who="#komentarz">(P. Marchlewski przerywa.)</u>
<u xml:id="u-9.52" who="#WładysławWojtowicz">Potem Pan się zapisze do głosu, Panie gadatliwy.</u>
<u xml:id="u-9.53" who="#WładysławWojtowicz">Proszę Panów, nie chciałbym dalej mnożyć faktów, natomiast poprzestanę na stwierdzeniu, że ten atak całoroczny nie udał się. Dziś atakujący wycofują się i trąbią do odwrotu.</u>
<u xml:id="u-9.54" who="#komentarz">(Wrzawa.)</u>
<u xml:id="u-9.55" who="#WładysławWojtowicz">Rzecz naturalna, tu nie obchodzi mnie zarząd główny, chodzi mi o masy nauczycielskie. W moim okręgu wyborczym na 100 nauczycieli 90 należy do Związku Nauczycielstwa Polskiego. Jeżeli więc ktoś bije w Związek Nauczycielstwa Polskiego, niesłusznie go zwalcza i obrzuca oszczerstwami, to znaczy, że walczy prawie z całym nauczycielstwem.</u>
<u xml:id="u-9.56" who="#komentarz">(Wrzawa. Oklaski. Głosy: Nieprawda, nie walczy z całym nauczycielstwem.)</u>
<u xml:id="u-9.57" who="#WładysławWojtowicz">I dlatego musimy stać na tym stanowisku…</u>
<u xml:id="u-9.58" who="#komentarz">(Głos: Nie walczy z całym nauczycielstwem.)</u>
<u xml:id="u-9.59" who="#WładysławWojtowicz">Prawie całe nauczycielstwo, bo 80% jest zorganizowane w tym związku. A czy Panowie zainteresowali się kiedy i śledzili, jakie zasługi dla Państwa i dla narodu ma ta organizacja nauczycielska? Czy Panowie zdają sobie sprawę z tego, co ta organizacja robi, jeżeli chodzi o oświatę pozaszkolną, o kulturę? Czy Panowie się zainteresowali, co ci ludzie robią? Panowie interesują się tylko wtedy, kiedy atakują nauczycielstwo. Ale kiedy ono pracuje, kiedy ono naprawdę tworzy podstawowe rzeczy, jeżeli chodzi o budowę naszej państwowości, to Panowie wtedy tego nauczycielstwa nie znacie. Ja Panom powiem, że to nauczycielstwo, które jest zorganizowane w Związku, to jest trzon tego nauczycielstwa, które ma piękną i chlubną kartę, nie tylko teraz po wojnie światowej, ale i przed wojną.</u>
<u xml:id="u-9.60" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-9.61" who="#WładysławWojtowicz">To nie byli nauczyciele ugodowcy, karierowicze, ale to byli nauczyciele, którzy tam w tej szkole przygotowali dusze naszych bojowników o niepodległość. Dlatego ten, kto bije w Związek Nauczycielstwa Polskiego czy w jego organizację, wystawia sobie świadectwo, że nie zna tej pięknej karty jego dorobku.</u>
<u xml:id="u-9.62" who="#komentarz">(Głos: Ale ma wykolejeńców.)</u>
<u xml:id="u-9.63" who="#WładysławWojtowicz">Powiem Panom tylko jedno: atak się nie udał i nie uda. Szeregi nauczycielstwa stoją mocno i niezachwianie. Ta cała agitacja czy atak nie zdał się na nic, bo nie macie ani jednego wypadku, żeby otwarcie zorganizowani nauczyciele przeszli do tych organizacji lilipucich, które niektórzy panowie tu tak popierają. I dlatego z tej trybuny wypowiadam temu nauczycielstwu pracującemu i walczącemu cześć, jako tym ludziom, którzy naprawdę nie zachwiali się i wykazali dużo charakteru.</u>
<u xml:id="u-9.64" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-9.65" who="#WładysławWojtowicz">Pragnę teraz parę słów poświęcić zaburzeniom na wyższych uczelniach. Parę dni temu, przeglądając jedno z pism urzędniczych, przeczytałem w tym piśmie bardzo piękne zdanie, umieszczone jako motto na czele numeru: „Kto znieważa prawo, znieważa naród, rozbraja Państwo”. Uważam, że to piękne zdanie da się wspaniale zastosować do tego stanu, jaki istnieje na naszych wyższych uczelniach. Burdy, awantury, kastety, pałki, bicie kolegów i koleżanek kobiet w przybytku nauki — to jest znieważanie prawa, to jest gwałcenie prawa, to jest wyrabianie nam złej reputacji narodowej za granicą, to jest wreszcie szerzenie anarchii. P. Minister z tej trybuny powiedział, że to jest psychiczne rozbrajanie narodu. Należy się pod tym obiema rękami podpisać. Tak jest, to, co się dzieje na naszych uniwersytetach, dzieje się równocześnie przy bardzo cichym jakimś pobłażaniu, powiem nawet przy zbytniej pobłażliwości ze strony władz uniwersyteckich, i przy karygodnej życzliwości ze strony pewnego odłamu społeczeństwa naszego. Niedawno w gazecie pewnej czytałem, jak jakiś inżynier 10 zł deklarował miesięcznie na pewnego chłopca, który został wydalony ze wszystkich szkół w Polsce za to, że urządzał blokadę na Uniwersytecie Józefa Piłsudskiego.</u>
<u xml:id="u-9.66" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Marszałek.)</u>
<u xml:id="u-9.67" who="#WładysławWojtowicz">Ten pan inżynier nazwał w liście do redakcji tego chłopca „dzielnym chłopakiem”, ale ów pan inżynier zapomina, że ten dzielny chłopak i ci inni dzielni chłopcy, jego starsi koledzy, kiedyś po latach zajmą stanowiska jako urzędnicy państwowi, jako stróże prawa. I dlatego, proszę Panów, uważam, że tworzenie bohaterów z tych, którzy wojują pałkami czy kijami, czy laskami, to nie jest zgodne z naszą tradycją narodową i nie jest w interesie naszym obecnym, bo nas kompromituje.</u>
<u xml:id="u-9.68" who="#WładysławWojtowicz">Ks. p. Lubelski na jednym z ostatnich posiedzeń Sejmu powiedział, że młodzież ta kieruje się patriotyzmem i zasadami Chrystusowymi. Pragnę zapytać Księdza Prałata, czy Ksiądz Prałat mówił to jako polityk, czy jako kapłan chrześcijański?</u>
<u xml:id="u-9.69" who="#komentarz">(P. ks. Lubelski: Przekręcone, Fanie Kolego.)</u>
<u xml:id="u-9.70" who="#WładysławWojtowicz">Wyjaśnienie to przyjmuję do wiadomości z ochotą, bo uważam, że tam nie ma patriotyzmu ani zasad Chrystusowych.</u>
<u xml:id="u-9.71" who="#komentarz">(P. ks. Lubelski przerywa.)</u>
<u xml:id="u-9.72" who="#WładysławWojtowicz">Ja uczyłem się w szkole o zasadach Chrystusowych i nie są one zgodne z tym, co się tam dzieje. I dlatego te wszystkie osobistości poważne, często czcigodne, które pertraktują z blokującymi, które idą i starają się ich rozgrzeszyć, uważam, że źle się przyczyniają do uspokojenia tej sprawy, a raczej przyczyniają się do tego, że anarchia będzie się w dalszym ciągu szerzyła.</u>
</div>
<div xml:id="div-10">
<u xml:id="u-10.0" who="#StanisławCar">Panie Pośle, czy Pan kończy swoje przemówienie? Pan przekroczył swój czas o 10 minut, a kontyngent, przeznaczony na rozprawę nad tą częścią budżetu, jest już wyczerpany.</u>
</div>
<div xml:id="div-11">
<u xml:id="u-11.0" who="#WładysławWojtowicz">Przepraszam, kończę. Pragnę jeszcze parę słów powiedzieć.</u>
</div>
<div xml:id="div-12">
<u xml:id="u-12.0" who="#StanisławCar">Ile Pan czasu jeszcze potrzebuje?</u>
</div>
<div xml:id="div-13">
<u xml:id="u-13.0" who="#WładysławWojtowicz">5 minut.</u>
</div>
<div xml:id="div-14">
<u xml:id="u-14.0" who="#StanisławCar">Czy Wysoka Izba zgadza się na to?</u>
<u xml:id="u-14.1" who="#komentarz">(Głosy: Zgadzamy się.)</u>
<u xml:id="u-14.2" who="#StanisławCar">Kto jest za tym, ażeby Panu Posłowi udzielić jeszcze 5 minut, zechce wstać. Muszę zarządzić próbę przeciwną. Kto jest przeciw temu? Stoi mniejszość. A zatem Pan Poseł ma jeszcze 5 minut czasu.</u>
</div>
<div xml:id="div-15">
<u xml:id="u-15.0" who="#WładysławWojtowicz">Proszę Wysokiej Izby! Każdy, kto miał możność pojechać do Lwowa, przy wjeździe do miasta widział po stronie północnej wspaniały kopiec Unii Lubelskiej, który dominuje nad całym miastem. Kopiec ten jest symbolem tej Unii, którą nasz naród zawarł z Rusią i Litwą w r. 1569; na pamiątkę tej Unii wielki demokrata polski XIX wieku, więzień stanu, przywódca rewolucji w Wiedniu, Franciszek Smolka dał inicjatywę do usypania lego kopca. W sypaniu tego kopca przez społeczeństwo polskie brali udział również Rusini. Razem sypali tę mogiłę, ażeby była symbolem tej zgody polsko-ruskiej.</u>
<u xml:id="u-15.1" who="#WładysławWojtowicz">W r. 1935 między społeczeństwem ukraińskim i naszym nastąpiło zacieśnienie stosunków sąsiedzkich, t. zw. normalizacja, która objawiła się w tym, że w czasie wyborów chłop ukraiński i obywatel polski razem głosowali na wspólną listę, na której byli Polacy i Ukraińcy. To było zapoczątkowaniem tych stosunków sąsiedzkich, nawiązaniem do tej tradycji Unii Lubelskiej.</u>
<u xml:id="u-15.2" who="#WładysławWojtowicz">Ludność, mieszkająca na terenie Małopolski wschodniej, nie zna linii podziału, dlatego że oba narody się tak zmieszały, że kto by chciał linię taką przeprowadzić między Polakami i Ukraińcami, musiałby ją przeprowadzić przez łoże małżeńskie. Jakkolwiek ta normalizacja została zapoczątkowana, widzimy, że tak jakoś powoli, tak niedobrze się ta rzecz rozwija. Nie ma woli, tej woli, o której myśleli ci wszyscy. którzy chcieli, ażeby tę normalizację wprowadzić w życie. A przecież nic łatwiejszego, jak na odcinku szkolnym się porozumieć, na tym odcinku, gdzie możemy mówić o rzeczach oświatowych i kulturalnych. Tej dobrej woli potrzeba też ze strony Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, względnie odpowiednich władz na terenie województw, żeby te władze należycie zrozumiały doniosłość tego aktu, żeby ci ludzie z jednej i z drugie strony chcieli ze sobą mówić, chcieli się razem schodzić, żeby chcieli naprawdę na serio te rzeczy poprowadzić. Nie widzę dziś tej woli. Muszę dzisiaj to stwierdzić, że, niestety, tak jest że nie ma tej woli.</u>
<u xml:id="u-15.3" who="#WładysławWojtowicz">Ta normalizacja nie powinna ani uszczuplać stanu posiadania polskiego, ani ukraińskiego Trzeba powiedzieć sobie, że w tej pracy, jaki mamy tam prowadzić, musimy sobie zgodnie podać ręce i musimy rozpocząć robotę, która by nie tylko, jak niektórzy powiadają, miała by prowadzona dlatego, że grozi nam wojna światowa, ale ja bym uważał, że ona powinna wojnę światową przetrwać, że oba te bratnie narody po winny się złączyć razem w pracy dla dobra Państwa, że ten mur, o którym mówił wczoraj p. płk Koc, ten mur chiński nie powinien się przedłużać i podwyższać, lecz powinien być zupełnie zniesiony. W miejsce nienawiści powinno nastąpić wzajemne zaufanie i miłość, bo uważam, że interes Państwa, że polska racja stanu tego wymaga, ażeby te oba narody, mieszkając wspólnie pod jednym dachem, dążyły do tego ażeby Państwo — ten wspólny dom byk jak najsilniejsze i jak najmocniejsze.</u>
<u xml:id="u-15.4" who="#WładysławWojtowicz">W imię tego właśnie pozwoliłem sobie po wiedzieć tych kilka słów i stwierdzić, że jeśli by była dobra wola po obu stronach, można by dokonać wielkich rzeczy, które by były rzeczą mi epokowymi, które by przetrwały lata tak, jak Unia Lubelska, która do dzisiaj przetrwała w historii jako wielki i potężny akt woli trzech narodów. I my z tego terenu jesteśmy powołani do tego, abyśmy w tym duchu i w tym kierunku pracowali dla dobra całej Rzeczypospolitej.</u>
<u xml:id="u-15.5" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-16">
<u xml:id="u-16.0" who="#StanisławCar">Głos ma p. Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego.</u>
<u xml:id="u-16.1" who="#StanisławCar">Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego p. Swiętosławski: Wysoka Izbo! Odpowiedź moją chcę rozpocząć od wyjaśnienia p. Drozd-Gierymskiemu w sprawie p. kuratora lubelskiego. Oczywiście nie moje być mowy, aby kuratorium mogło kiedykolwiek stosować specjalną tolerancję w stosunku do tych, którzy prowadzili akcję komunistyczną. Muszę też podkreślić wysoce obywatelskie stanowisko kuratora Lewickiego, który nie chciał, aby mogło ucierpieć szkolnictwo dlatego, że około jego osoby rozpętała się burza niesprawiedliwych i krzywdzących go podejrzeń.</u>
<u xml:id="u-16.2" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-16.3" who="#StanisławCar">Oto wyjątek z pisma, które otrzymałem od kuratora Lewickiego: „Zaostrzenie sytuacji w ostatnich czasach utrudnia mi w wysokim stopniu wykonywanie obowiązków służbowych i budzi wątpliwości, czy moja osoba związana ze stanowiskiem kuratora, wzięta za cel nieprzebierających w środkach ataków, nie angażuje zbytnio interesów szkolnictwa w okręgu lubelskim. Ataki prasowe, kierowane z całą bezwzględnością przeciw mnie osobiście, wciągają i osoby moich przełożonych. Różne czynniki, kolportujące szereg złośliwych insynuacyj pod moim adresem, dążą do zaniepokojenia opinii publicznej i poderwania zaufania nie tylko do mnie, ale i do stanowiska, które zajmuję”. Wobec tego kurator Lewicki prosił mnie o zwolnienie go z zajmowanego stanowiska w poczuciu, że w ten sposób ułatwia uspokojenie na tym terenie. Przyjąłem rezygnację p. Lewickiego, będąc przekonany, że dane mu będzie oczyścić się z niesprawiedliwych zarzutów, wysuwanych przeciwko niemu z nieliczeniem się z krzywdą, wyrządzaną nie tylko człowiekowi, ale całemu szkolnictwu na Lubelszczyźnie.</u>
<u xml:id="u-16.4" who="#StanisławCar">W toku dyskusji zanotowałem ponad 150 rozmaitych pytań i zagadnień. Oczywiście jest rzeczą niemożliwą, abym mógł na wszystkie szczegółowo odpowiedzieć, dlatego też podzieliłem wszystkie zagadnienia na grupy i w miarę możności odpowiem na najważniejsze.</u>
<u xml:id="u-16.5" who="#StanisławCar">Pierwszym pytaniem, bardzo poważnym, jest, czy Rząd i społeczeństwo potrafi doprowadzić w tym roku do wybudowania 5.000 izb szkolnych. Nie mam prawa być pesymistą ani optymistą w tej sprawie. Wybudowanie 5.000 izb wymaga kapitału około 25 milionów złotych. Suma ta może być mała lub bardzo duża; zależy to od tempa, w jakim rozwijać się będzie życie gospodarcze Polski, i jak oddziała polepszająca się koniunktura na zwiększenie sum, którymi będą mogły dysponować gminy. Jeżeli jednak w roku największej walki z kryzysem, z przechodzeniem przez jego dno, można było wybudować 2.500 izb, wnoszę, że w roku następnym są widoki podwojenia tej akcji.</u>
<u xml:id="u-16.6" who="#StanisławCar">Oświadczam, że Ministerstwo W. R. i O. P. czynić będzie wszystkie wysiłki, aby optymistyczne przewidywania nasze mogły być zrealizowane. Wszak 25 mil. zł w skali państwowej nie jest sumą wielką, a udzielanie pomocy kredytowej może sprawie bardzo dopomóc.</u>
<u xml:id="u-16.7" who="#StanisławCar">Chciałbym tu odpowiedzieć łącznie kilku pp. posłom na ich pesymistyczne poglądy na stan szkolnictwa powszechnego. Przede wszystkim; nie trzeba mniemać, że konieczność kompensowania przyrostu ludności wymaga corocznego powiększania etatów nauczycielskich. Przeciwnie, przechodzimy obecnie przez maksimum liczby dzieci w wieku szkolnym i lata najbliższe zaznaczać się będą jej spadkiem o jakie 30–40 tysięcy rocznie, aż do r. 1943.</u>
<u xml:id="u-16.8" who="#StanisławCar">Sprawa olbrzymiej liczby szkół jednoklasowych i obniżania się poziomu nauczania pobudza Ministerstwo W. R. i O. P. do nieustannej pracy, aby na tym odcinku dojść do zdecydowanie lepszych wyników. Nie mogę obecnie wystąpić z żadnym konkretnym projektem, mogę jednak oświadczyć, że w tym kierunku rozwija się intensywna praca odpowiednich komórek Ministerstwa, a osobiście śledzę jej wyniki i ponaglam jej rozwiązanie. Dość wspomnieć, że przed godziną czy dwiema otworzyłem zjazd naczelników wydziałów szkół powszechnych w kuratoriach, który nad tą sprawą już opracowaną przez Ministerstwo obraduje.</u>
<u xml:id="u-16.9" who="#StanisławCar">Muszę również kategorycznie wystąpić przeciwko dopuszczaniu myśli, że nauczyciele należący do różnych organizacji poza Związkiem Nauczycielstwa Polskiego są omijani przy obsadzaniu stanowisk kierowniczych. Zapewniam, że wiele stanowisk kierowników szkół obsadzonych jest przez członków Stowarzyszenia Chrześcijańsko-Narodowego Nauczycielstwa Szkół Powszechnych i Towarzystwa Nauczycieli Szkół Średnich i Wyższych. Najlepszym tego dowodem jest fakt, że ani do mnie, ani do dyrektora biura personalnego nikt w tej sprawie się nie zwracał.</u>
<u xml:id="u-16.10" who="#StanisławCar">Ministerstwo W. R. i O. P. ma istotne trudności ze wzrastającą liczbą godzin nadliczbowych, przeznaczoną na wykład religii. Przed kilku dniami miałem szczegółowe sprawozdanie, z którego wynika, że na opłacanie godzin nauki religii zużywa się od 2/3 do 3/5 ogółu rozporządzalnych kredytów. Zmuszony też jestem zaprzeczyć kategorycznie temu, aby gdziekolwiek uszczuplane były godziny na naukę religii.</u>
<u xml:id="u-16.11" who="#StanisławCar">Przechodzę do zarzutów p. posłanki Pełczyńskiej i p. posła Ligonia, dotyczących pewnych usterek w podręcznikach szkolnych. Oświadczam, że zarzuty te przyjmuję w całości, że do zarzutów tych dołączyłbym wiele innych i to nie tylko w zakresie czytanek, poezji lub opisów tych czy innych ziem. Fakty, że w podręcznikach naszych tu i owdzie znajdują się usterki, świadczą wymownie o tym, jak trudną jest sprawa stworzenia literatury podręcznikowej w ciągu kilku lat. Drukowałem i drukuję prace naukowe zarówno w języku polskim, jak i w obcych, znam technikę wykrywania przez specjalistów błędów językowych, stylowych, korektorskich. Wiem, jak mimo najlepszych chęci, niejako ukradkiem, przedostają się do książki nieraz całe ustępy nieudolnych lub wadliwych sformułowań myśli ludzkiej. Mogłem się zapoznać z techniką pracy pierwszorzędnych wydawnictw zagranicznych i muszę stwierdzić, że technikę uzyskuje się nie z dnia na dzień, ale w wyniku systematycznej, długoletniej pracy fachowej. Usiłuję udoskonalić w tej dziedzinie technikę pracy i wydatnie zmniejszyć prawdopodobieństwo występowania tych lub innych usterek. W dążeniu tym trzeba mnie raczej powstrzymywać, aniżeli pobudzać, gdyż w tępieniu niedociągnięć jestem często bezwzględnym i surowym przełożonym. W związku z tym zmieniono bardzo znacznie rozporządzenie i regulamin prac Komisji Podręcznikowej.</u>
<u xml:id="u-16.12" who="#StanisławCar">Przechodzę do zagadnienia wychowania młodzieży. Mam tu zanotowane wiele poważnych myśli i uwag, na czoło których wysuwają się myśli rzucone przez pp. Hoffmana i Bogusza.</u>
<u xml:id="u-16.13" who="#StanisławCar">W sformułowaniu przeze mnie podstaw wychowawczych p. Hoffman podkreślił brak wzmianki o elementarnej zasadzie poszanowania braterstwa ludzi i wzajemnej miłości. Panie Pośle, zgadzam się z Panem całkowicie. Element ten jest naczelnym w wychowaniu młodzieży. Mówiąc jednak o wychowaniu, nie poruszałem zagadnienia w całości, jeno podkreślałem, jakie podstawy wychowawcze wnieść trzeba i rozwijać w obliczu aktualnych zagadnień przeżywanego okresu rozwojowego państw i narodów. Jeżeli zaś chodzi o zagadnienie wychowania religijnego, poruszone przez p. Bogusza, to chciałbym zauważyć, że stanowisko swoje podkreśliłem wyraźnie na plenum Sejmu, odpowiadając na interpelację p. posłanki Prystorowej. Wszak Konstytucja i ustawy, których pilnie przestrzegam, nakazują wyraźnie Ministrowi W. R. i O. P., aby zapewnił młodzieży wychowanie religijne.</u>
<u xml:id="u-16.14" who="#StanisławCar">Nawołując całe nauczycielstwo świeckie i duchowne do harmonijnej współpracy, nie mogę tego rozumieć inaczej, jak w warunkach, w których by prefekci szkolni działalność swą w duchu wychowania religijnego swobodnie mogli rozwijać.</u>
<u xml:id="u-16.15" who="#StanisławCar">Przechodzę doi sprawy ustępów mojej mowy, dotyczących szkolnictwa mniejszościowego. Pp. posłowie ukraińscy uważali, że każdy ustęp w mowie mojej skierowany jest wyłącznie do Ukraińców. Mogę jednak zapewnić, że miałem na myśli całość szkolnictwa mniejszościowego, w którym przejawiają się różne tendencje nie zawsze zbiegające się z interesami Państwa Polskiego.</u>
<u xml:id="u-16.16" who="#StanisławCar">W związku jednak z szeregiem żądań i zażaleń, wysuniętych przez pp. posłów Kuźmowycza i Wełykanowicza, a także w związku z zagadnieniami poruszanymi na Komisji Budżetowej przez p. posła Celewicza, chciałbym na najważniejsze poruszone przez nich sprawy dać możliwie wyczerpującą odpowiedź.</u>
<u xml:id="u-16.17" who="#StanisławCar">Zacznę od spraw personalnych. Przytoczono wiele spraw, rozwiązanych zdaniem pp. posłów źle, stronniczo lub niewłaściwie. Chcę zareagować na ten zarzut żywo, chcę dokładnie zbadać wszystkie te sprawy i każdą z nich potraktować sprawiedliwie. Szczególnie żywo dotknęła mnie treść odpowiedzi udzielonej jednemu z kandydatów ubiegających się o posadę w szkole powszechnej. Poleciłem telefonicznie zebrać informacje i gdyby okazało się, że odpowiedź brzmiała w formie niedopuszczalnej, winny będzie pociągnięty do odpowiedzialności. Chcę zaznaczyć, że jeśli chodzi o zatrudnianie nauczycieli ukraińskich, to liczby są znacznie bardziej optymistyczne, aniżeli te, które były podawane. Mianowicie w szkolnictwie powszechnym przyjęto w tym roku 117 nauczycieli Ukraińców. Udzielono praktyk t. zw. bezpłatnych, które jednak w granicach możliwości opłacamy wtedy, gdy nauczyciel zastępuje innego chorego nauczyciela — 64. W szkolnictwie średnim i zawodowym przyjęto 17 oraz udzielono praktyk 38 osobom.</u>
<u xml:id="u-16.18" who="#StanisławCar">Jeśli chodzi o małżeństwa, to połączono w tym roku w kuratorium lwowskim 32 małżeństwa. Liczbę ogólną podawałem w swoim czasie; pamiętam, że połączono 1088 małżeństw, pozostaje coś ponad 600. Poza tym istnieje jeszcze dość znaczna liczba małżeństw niepołączonych, tam, gdzie bądź to mąż, bądź żona zajmuje inną posadę i gdzie jest znacznie trudniej to małżeństwo połączyć.</u>
<u xml:id="u-16.19" who="#StanisławCar">Co do przeniesień, które tak barwnie były tu omawiane przez p. Wełykanowicza, to w roku bieżącym było takich przeniesień 36, co nie jest rzeczą dużą na bardzo wielką liczbę nauczycieli w okręgu lwowskim.</u>
<u xml:id="u-16.20" who="#StanisławCar">Chciałbym jednak zaznaczyć, że usterki w działalności administracji szkolnej powtarzają się sporadycznie na tym lub innym odcinku w całym Państwie. Gdyby inni posłowie uważali za właściwe podawać do wiadomości Sejmu wszystkie sprawy personalne, co do których istniały wątpliwości o słuszności ich załatwienia, mielibyśmy zawsze przy 68.000 nauczycieli, pracujących w terenie, sporą liczbę spraw tego rodzaju. Jest to nieunikniona konsekwencja, z którą Ministerstwo zawsze liczyć się musi.</u>
<u xml:id="u-16.21" who="#StanisławCar">Druga sprawa wymagająca wyczerpującej odpowiedzi jest to sprawa podręczników dla szkół ukraińskich. Wyjaśniałem niejednokrotnie, że Ministerstwo od chwili wprowadzenia nowego ustroju szkolnego jest przeciążone pracą nad przygotowaniem reorganizacji szkolnictwa. Pochłania to czas całego personelu wciągniętego w te sprawy.</u>
<u xml:id="u-16.22" who="#StanisławCar">Po wykonaniu tego trudnego i odpowiedzialnego zadania będzie można przystąpić do opracowywania programów i podręczników dla szkół mniejszościowych. Czekać na to trzeba będzie stosunkowo niedługo, ale koniecznością jest, aby w pracy tej wzięli udział specjaliści, którzy opracowują programy i podręczniki dla szkół polskich, inaczej nie dojdziemy do należytego uzgodnienia programu. Oczywiście, specjaliści ukraińscy będą pociągnięci do tej pracy.</u>
<u xml:id="u-16.23" who="#StanisławCar">Zmuszony jestem jednak sprostować twierdzenie, że na odcinku podręczników nie robi się prawie nic, oraz iż nie wykonano polecenia oddania do druku podręczników ukraińskich w drukarni Tow. im. Szewczenki. P. poseł Celewicz twierdził, że Tow. im. Szewczenki dostało do druku jedną małą książeczkę, według moich jednak informacji wydrukowano tam w roku bieżącym 4 podręczniki i zamówiono 2 inne, czego wobec wyżej wymienionych trudności jednoczesnego opracowywania podręczników polskich i niepolskich nie można uważać za rzecz małą.</u>
<u xml:id="u-16.24" who="#StanisławCar">Zaznaczam również, że wydział humanistyczny Uniwersytetu Jana Kazimierza rozpisał ankietę na obsadzenie katedry ukraińskiej, a przepisy regulują ściśle terminy dalszego postępowania przy obsadzie stanowisk profesorskich.</u>
<u xml:id="u-16.25" who="#StanisławCar">Do zagadnień pierwszorzędnej wagi, poruszonych przez dwóch pp. posłów, należą sprawy przysposobienia wojskowego i rozwoju sportu w Polsce. Nie poruszałem tych spraw ze względu na to, że na komisji sejmowej nie mógł być wskutek choroby p. gen. Olszyna-Wilczyński i udzielić sam szczegółowej odpowiedzi.</u>
<u xml:id="u-16.26" who="#StanisławCar">Odpowiem tu na kilka spraw najbardziej ważnych z tego zakresu. Na wstępie muszę wyjaśnić, że w myśl obowiązującej dotychczas organizacji ogólne kierownictwo wychowania fizycznego i przysposobienia wojskowego w Państwie należy do Ministra Spraw Wojskowych, który działa w porozumieniu z Ministrem Spraw Wewnętrznych i Ministrem W. R. i O. P. Do kierownictwa zaś bezpośredniego pracami powszechnego wychowania fizycznego oraz przysposobienia wojskowego został z woli Marszałka Józefa Piłsudskiego uchwałą Rady Ministrów w styczniu 1927 r. utworzony przy Ministrze Spraw Wojskowych Państwowy Urząd Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego.</u>
<u xml:id="u-16.27" who="#StanisławCar">Jedynie budżet państwowy na cele wychowania fizycznego i przysposobienia wojskowego ze względów ogólno-państwowych jest wcielony do budżetu Ministerstwa W. R. i O. P., lecz w znacznej część administruje nim również Ministerstwo Spraw Wojskowych.</u>
<u xml:id="u-16.28" who="#StanisławCar">Obciążanie Ministra W. R. i O. P. odpowiedzialnością za pracę wychowania fizycznego i przysposobienia wojskowego i sportową w społeczeństwie jest tylko w części słuszne. Istotnie Minister W. R. i O. P. odpowiedzialny jest za wychowanie fizyczne i przysposobienie wojskowe w szkolnictwie. Zaś P. U. W. F. i P. W. w tych sprawach na terenie szkolnictwa ma jedynie prawo przedstawiania Ministrowi W. R. i O. P. wniosków i opinij. Odpowiednie wnioski co do podniesienia wychowania fizycznego i przysposobienia wojskowego w szkołach średnich i akademickich P. U. W. F. i P. W. przedstawił już Ministerstwu W. R. i O. P., które je obecnie rozpatruje.</u>
<u xml:id="u-16.29" who="#StanisławCar">P. U. W. F. i P. W. nie osłania tajemnicą prac wychowania fizycznego i sportu. Ogłasza sprawozdania z działalności, a p. gen. Olszyna. Wilczyński wygłosił w jesieni ub. r. referat na tematy przysposobienia wojskowego przedsejmową senacką grupą oświatową. Wyjaśnień tych udzieliłby również obecnie, gdyby był do tego wezwany.</u>
<u xml:id="u-16.30" who="#StanisławCar">Żale z powodu rzekomo słabych wyników na Olimpiadzie i przytaczane przyczyny nie są słuszne. Wyczerpująco sprawy te przedstawili p. Minister Ulrych, jako prezes Polskich Związków Sportowych, i płk dypl. Glabisz, jako prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego, w Polskim Radio i prasie.</u>
<u xml:id="u-16.31" who="#StanisławCar">Tutaj odpowiem na najważniejsze zarzuty: Sport społeczny uzyskał od P. U. W. F. i P. W. całkowitą pomoc dla przygotowania i przeprowadzenia Olimpiady, pomoc, jakiej sobie tylko życzył — udział w Olimpiadzie musi opierać się na powszechnej kulturze fizycznej i na względnym choćby dobrobycie, czego u nas nie ma. Dzisiejsze wyśrubowane wyniki olimpijskie są w dużej mierze udziałem fenomenów natury, na co nie ma wpływu ani Minister Oświaty, ani Urząd W. F. i P. W. Można by dojść do lepszych wyników w krótkiej drodze, gdyby dostarczyć środków finansowych wybitnym naszym zawodnikom i zawodniczkom.</u>
<u xml:id="u-16.32" who="#StanisławCar">Czy jednak wówczas ambicje narodowe będą zaspokojone, czy nie szkoda pieniędzy państwowych?</u>
<u xml:id="u-16.33" who="#StanisławCar">Wszystkie zainteresowane urzędy i organizacje przystąpiły do energicznej pracy, aby sprawę przygotowania sił sportowych postawić na wyżynie.</u>
<u xml:id="u-16.34" who="#StanisławCar">P. poseł Krupa zarzuca brak programów. Oświadczam, że we wszystkich dziedzinach działalności P. U. W. F. i P. W. programy istnieją od dawna. Programy przysposobienia wojskowego z każdym rokiem doskonalone pod względem metody przedewszystkim były wzorem dla państw ościennych.</u>
<u xml:id="u-16.35" who="#StanisławCar">Programy wychowania fizycznego dla szkół, dla wojska, dla wszystkich kategorii wieku, począwszy od dziecka, dla obu płci, od lat istnieją. Są ujęte w szczegółowe instrukcje. P. U. W. F. i P. W. wydał sam, czy też pomógł w wydaniu wielu podręczników metodycznych. W badaniach swoich nad pogłębieniem zasad uwspółcześnienia metod oparł się na wynikach prac Rady Naukowej W. F. i C. I. W. F. oraz na licznych studiach zagranicznych.</u>
<u xml:id="u-16.36" who="#StanisławCar">Również w dziedzinie sportu P. U. W. F. i P. W. urządza i subwencjonuje kursy instruktorskie i trenerskie we wszystkich dyscyplinach sportowych. Dawniej sprowadzał trenerów za. granicznych, dzisiaj posługuje się przeważnie siłami własnymi.</u>
<u xml:id="u-16.37" who="#StanisławCar">Cele P. U. W. F. i P. W. i jego organów oraz drogi wiodące do tych celów są jasne.</u>
<u xml:id="u-16.38" who="#StanisławCar">Potrzeba jedynie dobrej woli i zrozumienia całego społeczeństwa, które by zdołało zastąpić brak środków do wykonania całego programu. Pomoce P. U. W. F. i P. W. są w ramach przyznanego budżetu i wobec mnogości i ważności innych zadań bardzo poważne.</u>
<u xml:id="u-16.39" who="#StanisławCar">Jest też ideą p. Krupy utworzenie podsekretariatu stanu wychowania fizycznego. Owszem, taki wniosek przedstawił P. U. W. F. i P. W. jeszcze w roku 1933 Biuru Usprawnień Administracji Państwowej. Ale z tym się wiąże budżet i nowe koszty. Przy harmonijnej współpracy wszystkich resortów, jednoczących się w P. U. W. F. i P. W., jest to zbędne na razie, przynajmniej do chwili poważnego powiększę, nie budżetu na cele wychowania fizycznego.</u>
<u xml:id="u-16.40" who="#StanisławCar">Nie wiem, jakie ośrodki ma na myśli p. Krupa, mówiąc, że poderwały one ideowość sportu polskiego. Jeśli chodzi o okręgowe ośrodki wychowania fizycznego, to nie są one powołane do tego celu, bowiem nastawione są przede wszystkim na pracę w kierunku produkowania instruktorów ćwiczeń ruchowych dla związków, klubów i stowarzyszeń i w tej pracy są na właściwym poziomie. To samo dotyczy C. I. W. F.</u>
<u xml:id="u-16.41" who="#StanisławCar">P. Krupa porusza sprawy organizacji, program mów i powszechności przysposobienia wojskowego w Polsce. Ten dział pracy Państwowego Urzędu W. F. i P. W. przedstawił pp. senatorom i posłom we wspomnianym już odczycie gen. Olszyna-Wilczyński tu w Sejmie przed grupą oświatową w ub. r. Przede wszystkim muszę stwierdzić, że właśnie Polska jedna z pierwszych wprowadziła przysposobienie wojskowe sporo lat temu na dobrych podstawach i na nas wzorowały się i wzorują różne narody.</u>
<u xml:id="u-16.42" who="#StanisławCar">Programy dla przysposobienia wojskowego przedpoborowego krystalizowały się przez kilka lat, a ostatnio opracowano i wydano podręczniki „Szkoła Junaka”, które do dziś dnia oceniane są jako dobre nie tylko przez czynniki odpowiednie w kraju, ale i za granicą.</u>
<u xml:id="u-16.43" who="#StanisławCar">W kilku słowach scharakteryzuję nasze przy, sposobienie wojskowe dla podkreślenia, że nie ma w nim żadnej przypadkowości lub bezplanowości. Przysposobienie w liceach i gimnazjach jest obowiązkowe.</u>
<u xml:id="u-16.44" who="#StanisławCar">Tu przypomnę dla porównania budżety na. szych sąsiadów (na ogół Panom znane) na cele szkolenia w przysposobieniu wojskowym wielkich mas.</u>
<u xml:id="u-16.45" who="#StanisławCar">Rada p. Krupy, by wybierać najlepszych oficerów do przysposobienia wojskowego, nie jest nowością. P. Minister Spraw Wojskowych od samego początku uregulował tę sprawę, podkreślając ważność tej pracy. Ci natomiast, którzy bezpośrednio wyznaczają oficerów do tych zagadnień, zdają sobie sprawę z tego, jak ciężką jest ta praca i jakich zalet i walorów wymaga.</u>
<u xml:id="u-16.46" who="#StanisławCar">Znaczenie wychowania fizycznego nie tylko dla obronności Państwa, ale i dla pokojowego jego rozwoju, nie budzi już w nikim żadnych zastrzeżeń. Cały więc wysiłek P. U. W. F. i P.</u>
<u xml:id="u-16.47" who="#StanisławCar">W. idzie właśnie w kierunku powszechności wychowania fizycznego, w kierunku objęcia tym ruchem możliwie najszerszych warstw społeczeństwa, a przede wszystkim wsi.</u>
<u xml:id="u-16.48" who="#StanisławCar">Do zrealizowania tego zagadnienia są potrzebne: 1) urządzenia wychowania fizycznego, 2) sprzęt wychowania fizycznego do wypełnienia tych urządzeń, 3) instruktorzy wychowania fizycznego. Pod względem urządzeń i sprzętu, nawet przy naszych stale malejących budżetach, zrobiło się bardzo dużo, gdyż zwiększyliśmy nasz stan posiadania od r. 1927 o 300% (odpowiedni wykres demonstrował p. pos. Pochmarski na Komisji Budżetowej), lecz, niestety, stanowi to zaledwie 16–33% potrzebnej ilości urządzeń. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie dalszej intensywnej rozbudowie. Jesteśmy przygotowani do wykonania tego zadania pod względem fachowym, organizacyjnym i programowym — brak jedynie pieniędzy.</u>
<u xml:id="u-16.49" who="#StanisławCar">Co zaś do instruktorów wychowania fizycznego, to w 15 okręgowych ośrodkach od 1930 r. wyprodukowaliśmy na koszt P. U. W. F. i P. W. 17.200 instruktorów spośród członków związków, stowarzyszeń wychowania fizycznego i przysposobienia wojskowego i klubów sportowych, z czego większość z ośrodków wiejskich i małomiasteczkowych.</u>
<u xml:id="u-16.50" who="#StanisławCar">Muszę tu zastrzec się przed zarzutami, które p. poseł postawił naszemu żołnierzowi pod względem wychowania fizycznego, twierdząc, że jest on mało wytrzymały na trudy fizyczne, mało odporny na zmęczenie fizyczne. Żołnierz nasz jest pod tym względem jednym z najlepszych na świecie. Dowiódł tego w Legionach, na Murmanie, w Syberii, potem jako surowa a niewyszkolona masa poborowa w wojnie polsko-bolszewickiej. I dziś, czy to jako żołnierz służby czynnej, czy rezerwista nawet starszych roczników, daje dowody swojej wyjątkowej wytrzymałości tak fizycznej, jak i moralnej, na manewrach i większych ćwiczeniach. Właśnie pod tym względem żołnierz nasz uzyskał uznanie całego świata wojskowego.</u>
<u xml:id="u-16.51" who="#StanisławCar">Sprawa naszego sportu społecznego weszła na właściwą drogę już z końcem 1934 r. przez t. zw. umowę P. U. W. F. i P. W. ze Związkiem Polskich Związków Sportowych, która określiła dokładne ramy i wytyczne, którymi ma się kierować wysiłek w tej dziedzinie życia narodowego. Ponadto nic więcej dać nie możemy i jeżeli całe społeczeństwo, cały 33 milionowy naród nie weźmie się do tej roboty, sami nie zrobimy więcej nad to, co robimy.</u>
<u xml:id="u-16.52" who="#StanisławCar">Wychowanie fizyczne i sport jest zajęciem ochotniczym; nie mamy żadnej egzekutywy, aby przymusić młodzież do uprawiania sportu. Odwoływanie się więc do przykładów niemieckich, gdzie 15.000 płatnych przez państwo czy też partię „Sport-Fuhrerów” stanęło na czele sportu, jest w naszych warunkach nierealne tak długo, jak długo nie znajdziemy na to kredytów.</u>
<u xml:id="u-16.53" who="#StanisławCar">P. U. W. F. i P.. W. przesłał również Ministerstwu W. R. i O. P. w marcu 1936 r. projekt organizacji wychowania fizycznego w szkołach wyższych i reorganizacji A. Z. S. Statut A. Z. S. złożono już do zatwierdzenia przez Ministerstwo W. R. i O. P. Projekt P. U. W. F. i P. W. idzie w kierunku ścisłego odgraniczenia wychowania fizycznego w szkołach akademickich, jako zagadnienia natury państwowej i programowo-szkolnej, od sprawy sportu młodzieży akademickiej, jako zagadnienia pracy społecznej samej młodzieży. W ramach A. Z. S. ujętych jest 5.000 ćwiczących. Subwencje na A. Z. S. w roku 1936 z funduszów Towarzystwa Przyjaciół Młodzieży Akademickiej i P. U. W. F. i P. W. wynosiły 86.300 złotych.</u>
<u xml:id="u-16.54" who="#StanisławCar">Podstawowym wychowaniem fizycznym akademików zajmowały się komisje uczelniane (międzyuczelniane). Z powodu szczupłych środków finansowych frekwencja nie wynosiła ponad 1.000 młodzieży.</u>
<u xml:id="u-16.55" who="#StanisławCar">P. U. W. F. i P. W. w bieżącym miesiącu zakończył prace badawcze związane z projektem wprowadzenia obowiązku wychowania fizycznego na pierwszym roczniku studiów i z odpowiednimi wnioskami wystąpi do Ministerstwa W. R. i O. P.</u>
<u xml:id="u-16.56" who="#StanisławCar">Defetyzm społeczeństwa, jaki towarzyszył polskiej opinii publicznej z racji udziału naszego w igrzyskach olimpijskich, wywołany został propagandowym nastawieniem Niemców w kierunku „medalowym”, tzn. pędem do zdobycia największej ilości medali, których nasi olimpijczycy za mało przywieźli do kraju. W rzeczywistości nie jest tak źle, jakby się zdawało. Na 14 działów, któreśmy reprezentowali, tylko 3 wypadły dla nas niefortunnie. Prezes Zw. Pol. Związków Sportowych, p. Minister Ulrych, oświadczył w przemówieniu radiowym, że wynik igrzysk uważa za pozytywny, chociaż nie zdobyliśmy złotych medali. Pozwolę też sobie zauważyć, że wyczyny sportowe na Olimpiadzie nie są żadnym sprawdzianem powszechności czy też wysokości ogólnego poziomu sportowego narodu i P. U. W. F. i P. W. nie opiera swej działalności na długościach, wysokościach i sekundach osiągniętych przez rekordzistów.</u>
<u xml:id="u-16.57" who="#StanisławCar">Aczkolwiek nikt z pp. posłów nie poruszył sprawy t. z w. wilczych biletów, prasa interesuje się tlą kwestią tak żywo, że korzystam ze sposobności, aby ją wyświetlić. Ani polskie ustawodawstwo, ani życie praktyczne nie zna takich „biletów”. Zdarzają się przypadki wyjątkowe wydalenia ze szkoły z tym, że wydalony nie może być przyjęty do żadnej szkoły bez zezwolenia Ministra Oświaty.</u>
<u xml:id="u-16.58" who="#StanisławCar">Niektórzy z pp. posłów poruszyli sprawę Akademii Stomatologicznej, wypowiadając przypuszczenie, że Ministerstwo nieprawnie cofa uprawnienia, które posiadali słuchacze Akademii. Twierdzenie, że jakiekolwiek prawo lub uprawnienie zostały naruszone, polega na nieporozumieniu. Ostatnie zarządzenie Ministerstwa Oświaty sprowadziło kwestię na grunt rzeczowy i prawny. W rzeczywistości nigdy Ministerstwo nie ustanowiło tytułu lekarza stomatologa. Przeciwnie, gdy Akademia Stomatologiczna rozdała przed dwoma laty pewną liczbę dyplomów z tytułem lekarza stomatologa, Ministerstwo pismem z dn. 16.1. 1936 r. zarządziło, aby dyplomy zostały wymienione na inne, z tytułem lekarza dentysty, zgodnie zresztą z żądaniem Ministerstwa Opieki Społecznej, opartym na ustawie ogłoszonej w r. 1934, a więc po przemianowaniu Państwowego Instytutu Dentystycznego na Akademię Stomatologiczną. Ustawa ta zna tylko jeden tytuł lekarza-dentysty. Nie ulega więc wątpliwości, że nadawanie innego tytułu niż tytuł lekarza-dentysty nie ma żadnej podstawy prawnej. Stwierdzam, że po wspomnianym przemianowaniu tej uczelni akademickiej wydała ona w 1933 r. dyplomy z tytułem lekarza-dentysty.</u>
<u xml:id="u-16.59" who="#StanisławCar">Zwracam również uwagę, że w całym szeregu państw istnieją nazwy odpowiadające ściśle terminowi lekarza-dentysty, wreszcie, że lekarze-dentyści będą mogli w drodze normalnej uzyskiwać stopień doktorski, jak na innych uczelniach akademickich.</u>
<u xml:id="u-16.60" who="#StanisławCar">Wydaje mi się, że wyczerpałem główne zagadnienia z zakresu szkolnictwa, poruszone przez pp. posłów na debacie. Pozostaje mi jeszcze zwrócić się ze słowami podziękowania do ks. posła Wolkowa za udzielone przez niego wyjaśnienie, że Kościół prawosławny dopuszcza odprawienie nabożeństwa w dowolnym języku. Chciałbym jednak uzupełnić podane przez niego informacje zaznaczeniem, że istnieją przykłady liturgii prawosławnej, uznane przez odpowiednie autorytety duchowne, na język niemiecki, francuski i angielski. Było by dziwne, gdyby w tych warunkach wobec znacznej liczby Polaków wyznania prawosławnego nie było przekładu liturgii na język polski.</u>
<u xml:id="u-16.61" who="#StanisławCar">Ministerstwo W. R. i O. P. stoi na stanowisku, że użycie tego lub innego języka w nabożeństwie należy wyłącznie do wyznawców tego kościoła i jest dalekie od narzucania języka w obrzędach; Ministerstwo stoi również na stanowisku, że wykład religii powinien się odbywać w języku ojczystym. Chcę jednak, aby pod tym względem brano również pod uwagę żądania rodziców — Polaków wyznania prawosławnego.</u>
<u xml:id="u-16.62" who="#StanisławCar">Kończąc swoje uwagi, chciałbym zaznaczyć wielką wagę wszystkich poruszonych w dyskusji zagadnień. Jednakże wszystkie te sprawy nabierają znaczenia drugorzędnego wobec wczorajszej deklaracji płk. Koca. W związku z mą pozwolę sobie zacytować ustęp z przemówienia mego do młodzieży akademickiej na uroczystej inauguracji roku szkolnego w Poznaniu:</u>
<u xml:id="u-16.63" who="#StanisławCar">„Wierzymy wszyscy, że zbliża się chwila, gdy cały Naród, powołany do spełniania wielkich, historycznych przeznaczeń, otrząśnie się z waśni wzajemnych, wzajemnych zadrażnień. Nadejść powinna już chwila, gdy nie setki i tysiące, ale miliony obywateli przeniknie jedna wspólna wielka myśl i jedno pragnienie dokonania maksymalnego wysiłku wspólnej pracy nad największym rozwojem sił duchowych i materialnych Narodu i jego siły obronnej”. Oby te myśli ziściły się jak najprędzej.</u>
<u xml:id="u-16.64" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-16.65" who="#StanisławCar">Głos ma p. sprawozdawca.</u>
</div>
<div xml:id="div-17">
<u xml:id="u-17.0" who="#BolesławPochmarski">Wysoka Izbo! Mam się wypowiedzieć w sprawie zgłoszonych rezolucyj, ale przede wszystkim w związku z dyskusją pragnę uczynić parę uwag. Dyskusja, tak żywa i obszerna w sprawie oświaty, była zupełnie zrozumiała ze względu na ważkość tematu, ze względu na to, że przecież to jest dziedzina, która wchodzi w życie każdej rodziny, w życie całego niemal społeczeństwa. Dyskusja ta — chcę to podkreślić — jeżeli zawierała krytykę co do różnych momentów szkolnictwa i pracy kulturalno oświatowej, była daleką od krytyki pod adresem kierownictwa Ministerstwa, do którego wszyscy mówcy, jak i referent, odnoszą się z pełnym zaufaniem, zdając sobie dobrze sprawę z olbrzymich trudności, jakie p. Minister ze swymi najbliższymi współpracownikami ma w tej dziedzinie. Jest tych działów bardzo wiele i to tak różnorodnych, a każda dziedzina, można powiedzieć, jeży się wprost od skomplikowanych zagadnień, których echem była właśnie ta dyskusja.</u>
<u xml:id="u-17.1" who="#BolesławPochmarski">Tak się składa, że Panowie, kierujący pracą Ministerstwa Oświaty, musicie iść naprzód, tworzyć nowe rzeczy, lecz równocześnie musicie oglądać się za siebie, naprawiać to, co oczywiście w tym całym trudnym dziale pracy nie mogło być doskonale zrobione, a co musi być naprawione. Chodzi między innymi o to okienko, przez które na dokonane prace spojrzała tak trafnie p. Pełczyńska, mówiąc o podręcznikach, a które to słowa krytyczne zaakceptował p. Minister.</u>
<u xml:id="u-17.2" who="#BolesławPochmarski">Należy tutaj także poruszona przez p. Pełczyńska sprawa t. zw. obchodomanii. Chcę zwrócić uwagę i oczywiście prosić Pana Ministra, by łaskaw był przedstawić Rządowi tę sprawę do uregulowania. Mamy jedno święto ustawowo ustalone, to jest Święto 3-go Maja. Sięga ono w przeszłości i ma związek z dawną Polską. Ale ustawowo nie mamy ustalonego święta nowej Polski. Świętym tym powinien być 11 listopada, dzień, który może łączyć w sobie wszystkie nasze drogie uczucia i dla Józefa Piłsudskiego i dla Głowy Państwa i dla Armji i jej nowego Wodza. Te dwa święta, oczywiście, mogłyby skupić całą naszą treść uczuciową, a inne powinny być zostawione wewnętrznej pracy i skupieniu wewnętrznemu w obrębie szkoły.</u>
<u xml:id="u-17.3" who="#BolesławPochmarski">Zagadnienia takie, jak wychowanie ogólne, obywatelskie, religijne, przysposobienie wojskowe, poszczególni koledzy posłowie omówili bardzo dokładnie, a p. Minister dał odpowiedź.</u>
<u xml:id="u-17.4" who="#BolesławPochmarski">Zagadnienia mniejszościowe również znalazły odpowiedź. Tu nawiasowo dodam, że zgłoszona jest rezolucja kolegi Pimonowa w sprawie szkolnictwa mniejszościowego rosyjskiego. Oświadczam się za przyjęciem tej rezolucji.</u>
<u xml:id="u-17.5" who="#BolesławPochmarski">W dziedzinie budownictwa szkolnego również jest rezolucja, zgłoszona już jako wniosek mniejszości w Komisji Budżetowej. Oświadczam się za tą rezolucją. Inne wnioski i rezolucje, gdy już jestem przy tym, tutaj nie należą. Jedna z rezolucji należy do działu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, dlatego nie mogę się za nią oświadczyć, a inna raczej jest apelem do P. Ministra w sprawie uzyskania jeszcze jednego miliona na budownictwo szkolne w razie nadwyżki w budżecie.</u>
<u xml:id="u-17.6" who="#BolesławPochmarski">Natomiast kończąc, chcę zwrócić jeszcze uwagę na jedno, a mianowicie, że jednak taka dyskusja, którą tutaj prowadzimy, powinna doprowadzić do pewnych ustaleń i do pewnej syntezy, o ile to jest możliwe w zespole ludzi o tak różnorodnych przekonaniach. Sprawa nauczycielstwa jednak, uważam, pomimo akcentów ostrych, tak z jednej jak i z drugiej strony, znalazła pewną platformę porozumienia, gdyż tak ks. p. Lubelski, jak i p. Zubrzycki, jak wszyscy inni koledzy oświadczyli zgodnie, że stoją na stanowisku spacyfikowania tej sytuacji, na stanowisku porozumienia i rzetelnej współpracy na gruncie zasadniczym — wychowywania, a nie kłócenia się, bo ofiarą tego pada młodzież. Ale musimy istotny stan rzeczy wyrażać, bo nie może być tak. jak np. to, że obecnie prasa, w myśl naszej dyskusji powiada tak: A więc kto broni „Płomyka”, ten broni wszystkich nauczycieli, a więc broni także komunistów, jest w takim razie komunistą. To uogólnianie, jako sprzeczne z istotnym stanem rzeczy, jest szkodliwe. Należy przyznać wprawdzie, że dany numer „Płomyka” był zły, ale również należy przyznać, że ta cała kampania, która z tego „Płomyka” wyrosła, była zła, i że młodzież szkolna dopiero o tym wszystkim się dowiedziała, gdy się rozpoczęła wielka kampania prasowa.</u>
<u xml:id="u-17.7" who="#BolesławPochmarski">Jeżeli chodzi o ścieranie się różnych kierunków, to my wszyscy zgodzimy się na to, co powiedział p. Bogusz i p. ks. Downar, że Polska — dodajmy — przy uznaniu pełnej tolerancji dla wszystkich wyznań — w swej olbrzymiej większości Polska była i będzie chrześcijańską i katolicką, ale oddając Bogu co boskie, oddając wychowanie religijne, t. zn. naukę religii, przede wszystkim pod opiekę księży, nie może my stanąć na stanowisku, aby dwie władze równocześnie były w szkole. Musi być jedna władza — władza Państwa dla sprawowania całości kontroli i opieki nad szkołą. W tym jednym może rozchodzimy się, względnie może tutaj jest jakieś nieporozumienie.</u>
<u xml:id="u-17.8" who="#BolesławPochmarski">Jeśli chodzi o sprawę młodzieżową, to należę do tych, którzy chcą oddzielić sprawę ekscesów od sprawy młodzieży. Prasa, oczywiście, przekręcając nasze słowa, pisze nawet w sprawozdaniu z mojego przemówienia, że oświadczyłem się przeciwko młodzieży. O nie, nie przeciw młodzieży! — Tylko przeciw ekscesom, przeciw temu, co szkodzi samej młodzieży. Natomiast podkreśliłem, że młodzież polska w zasadzie niewątpliwie jest dobra, pracowita, patriotyczna, ale bardzo biedna, że w tej młodzieży fermentują nurty nowych idei, z których rodzi się nowe życie, że te idee mogą i mają prawo przeciwstawiać się naszym poglądom, tak, jak my, gdy byliśmy młodzi, tworzyliśmy Legiony i walczyliśmy o niepodległość, przeciwstawiając się starszemu społeczeństwu. I dziś wierzymy, że jak my pod wodzą Marszałka Józefa Piłsudskiego mogliśmy budować niepodległość Polski, tak oni pod wodzą następcy Marszałka Piłsudskiego, stojąc na gruncie Państwa i Narodu, budować będą to, co jest konieczne — wielkość tej Polski, ale w tej wielkości i sprawiedliwość, bo inną Polska być nie może. Do tego ma prawo i obowiązek zmierzać szkoła, jednak na drodze spokojnej i opanowanej pracy. Dlatego też sądzę, że zamykając dyskusję powinniśmy podkreślić apel Pana Ministra, zwracający się o spokój nie tylko do nas oczywiście, ale także i do społeczeństwa i życzliwej prasy.</u>
<u xml:id="u-17.9" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-18">
<u xml:id="u-18.0" who="#StanisławCar">Opierając się na oświadczeniu, złożonym przez p. sprawozdawcę w końcowym jego przemówieniu, przyjmuję do laski marszałkowskiej tylko rezolucję p. Pimonowa, wszystkie inne rezolucje do laski marszałkowskiej przyjęte nie będą.</u>
<u xml:id="u-18.1" who="#StanisławCar">Debata nad tą częścią budżetu została zakończona.</u>
<u xml:id="u-18.2" who="#StanisławCar">Przystępujemy do rozprawy szczegółowej nad częścią 10 — Ministerstwo Przemysłu i Handlu. Sprawozdawca p. Sowiński.</u>
<u xml:id="u-18.3" who="#StanisławCar">Udzielam głosu p. sprawozdawcy.</u>
</div>
<div xml:id="div-19">
<u xml:id="u-19.0" who="#ZygmuntAdamSowiński">Wysoki Sejmie! W rozesłanym Wysokiej Izbie sprawozdaniu, naszkicowawszy na tle wskaźników gospodarczych przebieg koniunktury w Polsce, starałem się na podstawie podanych w sprawozdaniu rozważań odpowiedzieć na pytanie, czy i w jakim stopniu życie gospodarcze naszego Państwa sprosta zwiększonym wskutek poprawy koniunktury potrzebom. Szerzej omówiłem problem ten w zakres się produkcji podstawowych przemysłów surowcowych, jak węgiel, nafta, żelazo, jak również zanalizowałem drugi ważny obok produkcji element — dystrybucję i to zarówno w zakresie wymiany towarowej zewnętrznej, jak i wewnętrznej. Nie będę więc nużył Wysokiej Izby powtarzaniem wywodów, które zamieściłem w swym drukowanym sprawozdaniu. Postaram się krótko naszkicować przebieg dyskusji na Komisji Budżetowej w odniesieniu do główniejszych problemów, które były tam poruszone.</u>
<u xml:id="u-19.1" who="#ZygmuntAdamSowiński">Jak co roku spośród rozważanych w dyskusji zagadnień wysunęły się następujące problemy: sprawa uprzemysłowienia kraju, problem etatyzmu, zagadnienie kartelowe, problem cen, problem kapitałowy. Konstatację p. Ministra Przemysłu i Handlu Antoniego Romana w jego przemówieniu na Komisji Budżetowej, iż jako najbardziej zasadniczą sprawę w naszej rzeczywistości gospodarczej uważa kwestię uprzemysłowienia kraju, przyjęła cala komisja jako słuszny i najsilniejszy atut w walce z klęską przeludnienia i pauperyzacji wsi z jednej strony i potrzebami wzmożenia potencjału obronnego z drugiej strony. Nie było tu rozbieżności, a co ważniejsze, postulat konieczności uprzemysłowienia kraju znajduje już zrozumienie wśród całego narodu, stając się postulatem nie jednej grupki czy klasy, a ogólnonarodowym. Należy również dążyć do ujednostajnienia poglądów i Rządu i społeczeństwa — przynajmniej w zasadniczych elementach akcji uprzemysłowienia kraju, by można było skoordynować i sharmonizować energię potencjalną i dynamiczną całego narodu w jeden zgodny ruch, wzmacniający stale i konsekwentnie tempo uprzemysłowienia kraju. Trudno nam dziś jeszcze marzyć o takim. jak w Niemczech, stosunku ludności rolnej do ludności miast 1:2, co w przeliczeniu na liczbę ludności w Polsce dałoby 11 milionów mieszkańców wsi i około 22 milionów mieszkańców miast, ale postawienie sobie jako pierwszy cel stosunku 1:1 i konsekwentne zmierzanie przemyślanymi etapami do takiej przebudowy struktury ludności w Polsce nie jest niemożliwe. Przykład Japonii, na którą się powoływał w swym ciekawym przemówieniu sejmowym p. Wierzbicki, jest dla nas żywą ilustracją.</u>
<u xml:id="u-19.2" who="#ZygmuntAdamSowiński">Podzielam najzupełniej pogląd senatora Everta wypowiedziany w dniu 16 lutego b. r. na Komisji Budżetowej Senatu, że Polska od długiego szeregu lat jest w ciągłym kryzysie i tylko napięcie tego kryzysu ulega wahaniom. Przypomnijmy sobie tę wielomilionową masę wychodźtwa polskiego jeszcze z przed czasów wojny europejskiej lub owe kilkusettysięczne rzesze corocznego wychodźtwa sezonowego z owych czasów: przecież tylko bieda i twarda konieczność pędziła je z kraju. Trzy odrębne tory polityki gospodarczej, wykonywane przemocą przez zaborców nad naszym narodem, oczywiście nie poprawiały sytuacji, nie leżało to zresztą w ich interesie. Dziś w 19 lat po odzyskaniu niepodległości — w momencie, gdy koło koniunktury toczy się w pomyślnym dla nas kierunku i nasilenie kryzysu łagodnieje, możemy i powinniśmy zdobyć się na skoordynowany, długofalowy plan przebudowy struktury ludnościowej naszego Państwa w kierunku jego uprzemysłowienia, urbanizacji. Walczymy o wysoką stawkę. Słusznie na Komisji Budżetowej powiedział p. Dudziński, że „chociaż odzyskaliśmy niepodległość państwową w roku 1918, walczymy o nią do ostatniej chwil”, że „znajdujemy się obecnie w okresie walki o niepodległość gospodarczą”. Na pewno walka ta da lepsze i szybsze rezultaty, jeśli jej szczegóły i poszczególne etapy będą sztabowo przemyślane, znajda zrozumienie i posłuch w całym społeczeństwie tak, jak powszechne już dziś jest w Polsce zrozumienie konieczności uprzemysłowienia Państwa. Nie ma rzeczy niemożliwych — za wzór niech nam służą osiągnięcia Japonii.</u>
<u xml:id="u-19.3" who="#ZygmuntAdamSowiński">Chciałbym widzieć w 4-letnim planie inwestycyjnym p. Wicepremiera Kwiatkowskiego początek planowego marszu ku uprzemysłowieniu Państwa, ku budowie jego potęgi gospodarczej. Jakież są najważniejsze elementy rozbudowy przemysłowej Państwa? Człowiek, konsumcja, produkcja i kapitał. Dotąd, niestety, nie znaleźliśmy zgodnego rozwiązania w powiązaniu tych czterech elementów tak, by skoordynowany ruch naprzód mógł się zacząć bez niepotrzebnej straty energii na nieprzemyślane czy rozstrzelone działania. Rozbieżność w poglądach na te elementy znalazła swój wyraz również na Komisji Budżetowej.</u>
<u xml:id="u-19.4" who="#ZygmuntAdamSowiński">Problemy etatyzmu, interwencjonizmu i liberalizmu naświetlane były niejednolicie. P. Sikorski mówiąc o kartelach i etatyzmie powiedział, iż są to obcęgi, gniotące polskie życie gospodarcze. P. Wojciechowski w czasie swego przemówienia na komisji wysunął 5 tez: 1) najwyższym celem działalności gospodarczej wszystkich Polaków jest unarodowienie przemysłu, 2) osiągnięcie tego celu może nastąpić przez współpracę gospodarki państwowej i inicjatywy prywatnej, 3) w dziedzinach, związanych bezpośrednio z obronnością Państwa, pierwszeństwo musi być zapewnione gospodarce państwowej, 4) w działach, należących do gospodarki ogólnej, inicjatywa prywatna musi być równouprawniona z gospodarką państwową i 5) w dziedzinach gospodarki, nastawionych wyłącznie na zaspokojenie potrzeb społeczeństwa, inicjatywa prywatna musi mieć pełna swobodę działania. Referent generalny p. Duch tak precyzuje między innymi swój pogląd na omawiany problem: „Siłą rzeczy narzuca się system planowej gospodarki narodowej zastosowany praktycznie przez wszystkie państwa współczesne w skali, jak już powiedziałem, rozmaitej, od łagodnego protekcjonizmu do ścisłej autarkii, od nieznacznych ograniczeń swobody gospodarki indywidualistycznej do skrajnego etatyzmu”. W dalszych rozważaniach p. Duch mówi: „Znaczy to wszystko, iż ingerencja Państwa w procesy gospodarcze winna być stosowana ostrożnie i tylko tam, gdzie zachodzi potrzeba. Miejsca dla niej jest dosyć w naszych warunkach, ale wykonywanie jej musi się odbywać bez szkody gospodarstwa narodowego”. Wreszcie generalny referent konkluduje swe rozważania następującym wnioskiem: „Kapitalizm wolny, jak i zorganizowany musi być w swej funkcji, jako producent i jako dystrybuent kapitału, kontrolowany i regulowany przez Państwo. Kontrola nad nowymi inwestycjami, ich celowością i narodowo państwową użytecznością, kontrola nad kosztami produkcji i cenami, zwłaszcza skartelizowanymi, nad relacją cen, opieka nad rozwojem siły nabywczej szerokich warstw ludności, nad równomiernym rozwojem sił produkcyjnych i konsumcyjnych, nad importem i eksportem itd. to są nieodzowne dziś żądania wszelkiej polityki gospodarczej. Idą w tym kierunku wszystkie kraje, musimy iść i my”.</u>
<u xml:id="u-19.5" who="#ZygmuntAdamSowiński">Nie będę nużył „Wysokiej Izby przytaczaniem opinii, ujawnionej w dyskusjach sejmowych, innych posłówna rozważany temat. Skala poglądów i zapatrywań jest dość bogata i niejednolita. Jej różnolitość jest jakby odbiciem różnolitości poglądów społeczeństwa. Wypośrodkowanie, ustalenie i wprowadzenie w życie przynajmniej przez wszystkie komórki państwowe i samorządowe jednolitego nastawienia jest oczywistą koniecznością. Osobiście uważam sformułowanie p. Wojciechowskiego, z małą zresztą korekturą redakcyjną, za najszczęśliwsze. Wypowiada się on za umiarkowanym interwencjonizmem państwowym — w najniezbędniejszych koniecznościach państwowych.</u>
<u xml:id="u-19.6" who="#ZygmuntAdamSowiński">Żywą dyskusję wywołał na Komisji Budżetowej problem cen, O ile naturalna poprawa cen — zwłaszcza w rolnictwie — związana nieodzownie z poprawa koniunktury nie spotkała się z zastrzeżeniami, na tyle słusznie ruch spekulacyjny cen wywołał ostrą reakcję. Gwałtowny wzrost cen drzewa z lasów państwowych wywołał słuszne zastrzeżenia. którym w umotywowany sposób dał wyraz rolnik — p. Długosz. Z problemem tym wiąże się ściśle problem kosztów produkcji. I tu musze nie tylko jako poseł, ale i jako obywatel, któremu szczerze leży na sercu problem realizacji uprzemysłowienia kraju jako najskuteczniejszej broni w walce z bezrobociem, omówić szczerze i bez ogródek zagadnienie skrócenia czasu pracy. Było by lekkomyślnością twierdzić, że zagadnienie to ostatnio mocno przez robotnicze związki zawodowe, zwłaszcza na Śląsku forsowane nie istnieje czy też jest sztucznie aktualizowane. Problem skrócenia czasu pracy niewątpliwie wymaga pozytywnego załatwienia ale w sposób. który by najistotniejszej zdobyczy socjalnej warstw pracujących w Polsce, jaką jest możność pracy, nie naruszył. Największym naszym bogactwem narodowym jest praca i dlatego do zagadnień pracy trzeba podchodzić specjalnie ostrożnie. Nie można tego zagadnienia załatwić w oderwaniu od tego, co się dzieje u konkurujących z nami sąsiadów. Takżeż to zagadnienie skrócenia czasu pracy przedstawia się w szeregu państw? Podam kilka przykładów.</u>
<u xml:id="u-19.7" who="#ZygmuntAdamSowiński">Stany Zjednoczone A. P. Tu i ówdzie argumentuje się, iż „kody” Roosevelta wprowadziły jakoby powszechnie 40-godzinny tydzień pracy.</u>
<u xml:id="u-19.8" who="#ZygmuntAdamSowiński">Przede wszystkim nie można zapominać, iż pod wpływem kryzysu w Stanach Zjednoczonych na długo przed wprowadzeniem „kodów” został czas pracy skrócony przez ograniczenie liczby dni pracy w tygodniu. I mimo, że „kody” zawierały dyspozycje elastyczne, że przewidywały w większości wypadków stosowanie 40-godzinnego tygodnia pracy tylko w granicach możliwości, w roku 1935 Kongres przyjął rezolucję, którą Międzynarodowe Biuro Pracy streszcza następująco: „Postanowienia, zmierzające do zapewnienia wykonania „kodów”, zostały uchylone i przypadł Federalnej Komisji Handlu obowiązek czuwania nad dobrowolnymi układami, zawartymi w przedmiocie płac, czasu pracy i pracy dzieci… Komisja miała prawo narzucić wykonywanie układu, dotyczącego zwyczajów handlowych, lecz zachowanie postanowień nowych „kodów”, dotyczących warunków pracy, jest całkowicie swobodne”. W księdze zażaleń, złożonej w roku ubiegłym Prezydentowi Rooseveltowi przez przewodniczącego amerykańskiej Federacji Pracy, znajdują się następujące konstatacje: „Liczba godzin przepracowanych przez ogół pracowników zwiększyła się w porównaniu do czasu maksymalnego, przewidzianego przez „kody” N. I. R. A., o 35.240743 godzino-robotników (od czerwca 1935 r. do marca 1936 r.); 4.073.901 robotnikom przedłużono czas pracy. Oceniają na 1.762.373.650 robotniko-godzin przedłużenie dla całego roku w porównaniu do pełnego poprzedniego czasu pracy… Powiększenie czasu pracy tygodniowej do robotników objętych zaszłymi zmianami jest oceniane średnio na 8 g. 42 m”.</u>
<u xml:id="u-19.9" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Podoski.)</u>
<u xml:id="u-19.10" who="#ZygmuntAdamSowiński">We Włoszech Dnia 11 listopada 1934 r. wielkie konfederacje faszystowskich syndykatów pracodawców i robotników zawarły ugodę prowizoryczną. utrwaloną w lutym 1935 r. przez Wielką Radę Faszystowską, w której art. 1 był zredagowany jak następuje: „Przedsiębiorstwa, które stosują obecnie czas pracy dłuższy niż 40 godzin na tydzień, powinny w zasadzie dla kategorii wskazanych zmniejszyć go aż do tych granic za pomocą rozkładu pracy, jaki uważać będą za najsłusznieiszy. Federacje narodowe określą dla każdej gałęzi przemysłu te kategorie robotników, dla których z punktu widzenia technicznego i gospodarczego jest możliwe skrócenie czasu pracy”. Art. 3 umowy międzykonfederalnej zawiera postanowienie: „Płace będą proporcjonalne do zredukowanego czasu”. Takież osiagnięto rezultaty? Według ostatnich statystyk oficjalnych, ogłoszonych przez Międzynarodowe Biuro Pracy, robotnicy włoscy dzielili się w sierpniu 1935 r. jak następuje: 27,1% pracowało mniej niż 40 godzin na tydzień, 39.8% od 40 do 45 godzin, 22,4% od 45 do 48 godzin, 10,7% powyżej 48 godzin.</u>
<u xml:id="u-19.11" who="#ZygmuntAdamSowiński">Czechosłowacja. Ministerstwo Opieki Społecznej przygotowało projekt ustawy o 40-godzinnym tygodniu jeszcze przed 1935 r. Projekt ten do tej chwili nie został przez parlament uchwalony. Z braku prawa ogólnego, kilka układów, zawartych w 1935 r. wskutek interwencji rządu, wprowadza w niektórych przemysłach czechosłowackich zasadę skróconego czasu pracy”. Międzynarodowe Biuro Pracy podaje następującą listę: W butelkowych hutach szklanych tydzień 40 godzin lub 42 godziny, z płacami odpowiadającymi 43 albo 45 godzinom. W drożdżowniach tydzień 42-godzinny dla robót ciągłych z płacą 44-godzinną. W przemyśle sztucznego jedwabiu 40 godzin pracy z płacą za 43 godziny. W destylarniach i rafineriach wódek tydzień 40 lub 42-godzinny z płacami odpowiadającymi 42 lub 44 godzinom. W przemyśle metalurgicznym umowa, podpisana w r. 1936 przez organizacje pracodawców i robotników, przewiduje tylko, że każdy zakład pracy może skrócić czas pracy zależnie od sytuacji gospodarczej i stanu rynku pracy i to w granicach od 44 do 48 godzin na tydzień. W konkluzji więc w Czechosłowacji w wypadkach bardzo ograniczonych i głównie dla robót ciągłych został wprowadzony tydzień 40, 42 lub 44 godzinny z powiększeniem zarobków odpowiadającym 2 lub 3 godzinom pracy.</u>
<u xml:id="u-19.12" who="#ZygmuntAdamSowiński">W Niemczech praca trwa w pełni. Skrócenie czasu pracy nie znajduje się w ich programie. Prof. Raucker pisał: „Zawsze widzieliśmy w zagadnieniu bezrobocia nie problem podziału istniejących możliwości pracy, lecz problem tworzenia nowych możliwości. Rezultaty rzeczywiście ujemne polityki skracania czasu pracy we Włoszech wskazują, iż nasze metody polityki społecznej były i są dotąd dobre”. Rząd hitlerowski utrzymał więc system legalny 48 godzin (z ewentualnymi godzinami dodatkowymi). Dwa tam spotykamy wyjątki, ale o szczególnym charakterze: 35-godzinny tydzień pracy dla obowiązkowej służby pracy oraz 36-godzinny tydzień pracy w przemyśle włókienniczym — dla zaoszczędzenia importowanych surowców.</u>
<u xml:id="u-19.13" who="#ZygmuntAdamSowiński">Najbardziej uderzający jest zdrowy rozsądek socjalistów szwedzkich. „L'Armée Sociale” z 1935/36, wydawana przez Międzynarodowe Biuro Pracy, podaje: „Rząd szwedzki złożył 9 stycznia 1936 r. projekt prawa, zmierzający do ratyfikacji przez parlament międzynarodowej konwencji, ustanawiającej zasadę 40-godzinnego tygodnia. Projekt ratyfikacji został odrzucony przez obydwie Izby”. A co o tej sprawie myślą szwedzkie związki zawodowe? Odbyły one kongres i oto co na ten temat pisze „Peuple de Bruxelles” z dnia 6 października 1936 r. : „Co dotyczy niektórych wniosków, domagających się 40-godzinego tygodnia, dyrekcja C.G.T. oświadczyła, że jest niemożliwe wprowadzenie częściowej redukcji godzin pracy w przemysłach eksportowych, jak również w przemysłach pracujących dla rynku wewnętrznego, bez równoległej redukcji czasu pracy w innych państwach.</u>
<u xml:id="u-19.14" who="#ZygmuntAdamSowiński">Kongres przyłączył się do tego punktu widzenia”.</u>
<u xml:id="u-19.15" who="#ZygmuntAdamSowiński">A więc widzimy, że sprawa skrócenia czasu pracy nie jest jeszcze w płaszczyźnie między narodowej załatwiona jakimś wiążącym porozumieniem, że wprowadzone tu i ówdzie skrócenie czasu pracy dla niektórych gałęzi pracy w żadnym wypadku nie objęło przemysłów eksportujących.</u>
<u xml:id="u-19.16" who="#ZygmuntAdamSowiński">Przejdziemy teraz na grunt polski. W Komisji Pracy na warsztacie jest projekt rządowy ustawy o skróceniu czasu pracy w górnictwie.</u>
<u xml:id="u-19.17" who="#ZygmuntAdamSowiński">Według zdania związków zawodowych jednym z argumentów, przemawiających za skróceniem czasu pracy w górnictwie polskim, są zarządzenia francuskie i belgijskie: we Francji wprowadzono 5 dni po 7 godzin 45 min., w Belgii dla robotników zatrudnionych na dole 6 dni po 7 godz. 30 min. Analogie są w porównaniu z Polską o tyle nieuzasadnione, że obydwa te kraje importują węgiel (Francja do 40% swego zapotrzebowania), Polska zaś eksportuje ponad 30% swego wydobycia. Dla górnictwa Francji i Belgii omawiane zagadnienie sprowadza się w dużej mierze do zagadnienia cen węgla na rynku krajowym, my nie mamy żadnej możliwości do wpływania na ceny węgła na rynkach eksportowych, na których spotykamy się głównie z konkurencją niemiecką i angielską, dla których problem skrócenia czasu pracy jest nieaktualny.</u>
<u xml:id="u-19.18" who="#ZygmuntAdamSowiński">Według obliczeń, przeprowadzonych z udziałem izb przemysłowo-handlowych katowickiej i sosnowieckiej, skrócenie czasu pracy np. z 8 na 6 godzin dziennie — przy zachowaniu dotychczasowych zarobków i przy uwzględnieniu okoliczności, iż wliczony do czasu pracy czas zjazdu i wyjazdu całej załogi wynosi średnio około 26 minut, czas potrzebny na dojście do miejsca pracy i powrót z miejsca pracy średnio 2 razy po 34 min., przerwy podczas pracy średnio 40 min. — podniesie koszt robocizny na 1 tonę wydobycia o około 53,8%, co będzie wymagało podwyżki przeciętnego utargu o 25%. Ponieważ ceny eksportowe nie są od nas zależne, trzeba było by obciążyć nadwyżką tylko rynek krajom wy, co z kolei wywołałoby konieczność podniesienia ceny węgla krajowego o około 40% i to w momencie, gdy koło koniunktury zaczyna w Polsce dopiero ruszać z miejsca i węgiel jako kluczowy artykuł surowcowy, niezbędny dla wszystkich przemysłów, musi być dostępny w cenie. Już ten jeden argument wystarcza, by myśl skrócenia czasu pracy w górnictwie w sposób, żądany przez związki robotnicze, w obecnych naszych warunkach gospodarczych uznać za niebezpieczną dla całości gospodarstwa narodowego.</u>
<u xml:id="u-19.19" who="#ZygmuntAdamSowiński">A może za skróceniem czasu pracy w górnictwie u nas przemawia argument zwiększenia stanu zatrudnienia? We Francji i Belgii rzeczywiście skrócenie czasu pracy w górnictwie wywołało nieznaczny zresztą wzrost zapotrzebowania robotników, ale wywołany wzrostem zapotrzebowania węgla w związku z poprawą koniunktury, a co najważniejsze, że przeciętny czas pracy na robotnika i tydzień był w tych krajach wyższy od czasu wprowadzonego ustawą. A więc ustawa zmniejszyła liczbę godzin pracy.</u>
<u xml:id="u-19.20" who="#ZygmuntAdamSowiński">A jak jest u nas? Przez stosowanie elastycznego sposobu dzielenia pracy na możliwie jak największą ilość robotników przy pomocy świętówek i turnusów, przemysł węglowy daje dziś zatrudnienie około 71 tysięcy robotnikom zamiast 53 tysiącom, zatrudnionym przez wszystkie dni robocze roku. Na podstawie więc uzgodnionej inicjatywy władz państwowych i przemysłu górniczego ponad 18 tysięcy robotników znalazło pracę ponad stan podyktowany istotnymi potrzebami ruchu. Koszt dodatkowych świadczeń zależny od ilości robotników, a nie od sumy zarobków (deputaty węglowe, urlopy, dodatki rodzinne) podniósł się na skutek tego o około 9 milionów złotych rocznie, co stanowi około 8% zarobku w gotówce za pracę wykonaną. Jeśli uwzględnimy w naszych rozważaniach, że przeciętna ilość godzin, wykorzystanych w górnictwie wynosiła w r. 1935 – 35,7 godzin tygodniowo, zaś w r. 1936 – 36,3 godziny tygodniowo, to jasną jest rzeczą, że wprowadzenie ustawowe skróconego czasu pracy np. do 40 czy 36 godzin tygodniowo nie zmieni istniejącego stanu rzeczy i nie zwiększy zatrudnienia, a wprowadzi normy sztywne o kosztownych dla rynku krajowego konsekwencjach. Naruszenie naszej zdolności konkurencyjnej na rynkach eksportowych zagrozi utratą pracy około 20.000 górników pracujących na eksport, gdyż tempa wzrostu konsumcji krajowej, hamowane nieuchronną zwyżką ceny węgla, nie wyrówna spadku produkcji, wywołanego kurczeniem się zbytu eksportowego. Dotychczasowe świętówki i przez świat pracy i przez przemysł uważane są za zło konieczne. Każdy dzień świętowania kosztuje polski przemysł węgłowy 350–400.000 zł (tyle wynoszą koszty stałe). Petryfikowanie świętówek w drodze ustawowego przymusu świętowania byłoby utrwaleniem nieproduktywnych wielomilionowych kosztów na czas nieograniczony.</u>
<u xml:id="u-19.21" who="#ZygmuntAdamSowiński">Wysoki Sejmie! Po odzyskaniu niepodległości bardzo często zapominaliśmy o rachunku w najbardziej podstawowych sprawach. Jako ubogie Państwo, o bardzo słabym stopniu uprzemysłowienia, prowadziliśmy politykę gospodarczą, na którą nie pozwoliły sobie znacznie od nas bogatsze i potężnie uprzemysłowione państwa.</u>
<u xml:id="u-19.22" who="#ZygmuntAdamSowiński">Mamy liczniejsze niż nasza konkurencja święta, dłuższe urlopy, większe, a więc droższe świadczenia, gorsze na ogół, a więc droższe w eksploatacji urządzenia techniczne, droższy kapitał i próbujemy, — wprawdzie narazie tylko dla jednej, ale podstawowej dla przemysłu gałęzi — wprowadzić najkrótszy na świecie ustawowy tydzień pracy. Problem skrócenia czasu pracy to nie jest zagadnienie na tydzień czy miesiąc. Zdrowy rozsądek nakazuje obydwu stronom — i przemysłowi i robotnikom — kierować się wyczuciem kupieckim. Idzie koniunktura. W Belgii i Francji po skróceniu w podanych przez mnie rozmiarach czasu pracy powstały duże kłopoty, trzeba było powiększyć liczbę godzin nadobowiązkowych i otworzyć szerzej dla importu węgla granice. Szanse zwiększenia naszej sprzedaży eksportowej do tych krajów wzrosły. Nadarzającą się koniunkturę trzeba chwycić w lot, bo stracona okazja nie prędko może się powtórzyć, tym bardziej, że mamy czujnych konkurentów w Anglii i Niemczech, nie marnujących żadnych okazji. Wystarczy tu przytoczyć, że niemiecki eksport węgla wzrósł z 18,4 milionów ton w roku 1933 na 26,8 milionów ton w roku 1935, a więc o 40%. Wierzę, że szerokie rzesze robotnicze i reprezentujące je związki z całą dobrą wolą i poczuciem odpowiedzialności szukać będą rozwiązania, które pogodzi interes gospodarstwa narodowego ze słusznymi postulatami robotniczymi — rozwiązania, które nie utrudni akcji uprzemysłowienia kraju.</u>
<u xml:id="u-19.23" who="#ZygmuntAdamSowiński">Sądzę, że decyzja kongresu szwedzkich związków socjalistycznych, uzależniająca wprowadzenie w Szwecji skróconego czasu pracy od redukcji czasu pracy w państwach konkurujących, jest decyzją logiczną i zdrową. Odnosząc się zasadniczo pozytywnie do problemu skrócenia czasu pracy, uważam, iż Rząd nasz w jak najkrótszym czasie winien zaktualizować ten problem na terenie międzynarodowym, gdzie szereg państw zaangażowanych w tym problemie, między innymi Włochy, Belgia, a zwłaszcza Francja, niewątpliwie nas poprą.</u>
<u xml:id="u-19.24" who="#ZygmuntAdamSowiński">Problem kapitałowy. Na Komisji Budżetowej problem ten również wywołał żywą wymianę zdań, zwłaszcza w odniesieniu do roli kapitału obcego. Przeważył pogląd, że Polska uboga w kapitały potrzebuje w tym względzie alimentowania, że lojalnie pracujący obcy kapitał znajdzie dość pola w Polsce do pracy. Uważam, że pogląd ten jest słuszny. Potrzeby kapitałowe Polski są tak olbrzymie, tempo wzmacniania się pogotowia gospodarczego naszych sąsiadów tak duże, że było by rzeczą nierozumną, nawet samobójczą, nie wykorzystać każdej nadarzającej się okazji do możliwie trwałego angażowania obcego kapitału w gospodarstwie narodowym. Słusznie powiedział na Komisji Budżetowej Senatu senator Pawelec, że import kapitału zmniejsza eksport ludzi. Od nas zależy, by afery Boussac'ow czy Warszawskiej Elektrowni nie powtórzyły się.</u>
<u xml:id="u-19.25" who="#ZygmuntAdamSowiński">Długotrwały kryzys w i tak już ubogim naszym Państwie porobił wielkie spustoszenia. W latach t. zw. koniunktury dochód społeczny w Polsce, obliczony na głowę mieszkańca, należał do najniższych w Europie. W roku 1929 dochód ten wynosił 28,3 miliarda złotych, obecnie spadł do około 18,5 miliardów złotych, a więc zmniejszył się o około 10 miliardów. Obrót handlowy zagraniczny zmniejszył się w tym czasie o 4 miliardy złotych. W ubogim naszym gospodarstwie straciliśmy więc olbrzymie sumy, które grały setkami efektów u producentów, odbiorców, dostawców, pośredników, w przewozach kolejowych, w podatkach, świadczeniach socjalnych itd. itd. A przecież, jak o tym już wspomniałem, w czasie t. zw. koniunktury dochód społeczny był u nas niezmiernie niski. Ciekawe w tym względzie cyfry podał na Komisji Budżetowej w Senacie senator Evert. Oto one: roczny dochód społeczny na głowę mieszkańca w latach koniunktury wynosił: w Stanach Zjednoczonych około 6.540 zł, w Niemczech około 2.260 zł, w Polsce około 660 zł, a więc 10 razy mniej niż w Stanach Zjednoczonych i blisko 4 razy mniej niż w Niemczech. Jeszcze bardziej frapującą jest analiza tego dochodu. W Stanach Zjednoczonych na 6.540 zł dochodu 35%, tj. 2.290 zł idzie na wyżywienie, 13,6% — na podatki, 51,4%, t. j. 3.360 zł — na inne wydatki. W Niemczech na 2.260 zł 50%, t. j. 1.130 zł — na wyżywienie, 19,9% — na podatki, 30,1%, t. j. 680 zł — na wszystkie inne wydatki. W Polsce na 660 zł 70%, t. j. 462 zł — na wyżywienie, 16% — na podatki i świadczenia, 14%, t. j. około 92 zł — na inne wydatki. A więc obywatel polski wydając przeciętnie 70% swego dochodu na wyżywienie, nie dojada, wydając na jadło 5 razy mniej od Amerykanina i 2% razy mniej od Niemca. Poza wyżywieniem i podatkami pozostaje mu na wszystkie inne wydatki 7 razy mniej niż Niemcowi. Nic też dziwnego, że roczny wydatek mieszkańca Polski na podróże wynosi, jak podaje w swym referacie p. Sikorski, 6 zł, a więc okrągło 170 razy mniej niż wydaje na podróże mieszkaniec Stanów Zjednoczonych. Jakże w takich warunkach można myśleć o szybkim postępie motoryzacji kraju, który jest przecież końcowym efektem dochodu na głowę obywatela.</u>
<u xml:id="u-19.26" who="#ZygmuntAdamSowiński">Problem więc podniesienia dochodu społecznego w Polsce jest problemem najdonioślejszym, jest problemem kluczowym. Nie można żadnej wyzbywać się okazji, która może przyśpieszyć proces przyrastania dochodu społecznego. Powtarzam, iż samobójstwem było by w naszych warunkach wyrzekać się lojalnej współpracy obcych kapitałów. Angażowanie się tych kapitałów, zwłaszcza w przedsiębiorstwa nowe, wymagające dużego nakładu inwestycyjnego, jest ze wszech miar wskazane i pożądane.</u>
<u xml:id="u-19.27" who="#komentarz">(Głos: Tanich kapitałów.)</u>
<u xml:id="u-19.28" who="#ZygmuntAdamSowiński">Kredytów kalkulujących się, oczywiście. Jestem więc za rozszerzeniem pracy kapitałowej bez uszczuplania polskiego stanu posiadania. Dlatego mówię o nowych przedsiębiorstwach i o nowych inwestycjach.</u>
<u xml:id="u-19.29" who="#ZygmuntAdamSowiński">Wnioski moje na Komisji Budżetowej z okazji dyskusji nad ustawą inwestycyjną właśnie te momenty miały na uwadze. Podobnie, jak i poprzedniej sesji budżetowej, zwracam się z apelem do Rządu, by przeprowadził zasadę zwolnienia na lat 15 z wszelkich podatków nowych przedsiębiorstw, zakładanych dla produkcji artykułów dotąd w Polsce nieprodukowanych, a częściowego zwolnienia nowych przedsiębiorstw również na lat 15 dla artykułów produkowanych dotąd w niedostatecznych ilościach. Zagra to potężniej, niż się ogólnie przypuszcza. Mamy żywy przykład na ulgach budowlanych, a działanie proponowanych przeze mnie ulg będzie znacznie szersze. Nie ma żadnego dla Skarbu ryzyka, a więc szkoda każdej chwili. Niech skrupuły Ministerstwa Skarbu rozgrzeszą podatki osobisto-dochodowe pracowników nowych przedsiębiorstw, zmniejszone wydatki Funduszu Pracy, świadczenia podatkowe dostawców, odbiorców i pośredników tych nowych przedsiębiorstw, świadczenia frachtowe i pocztowe. Nie można z uporem stać na stanowisku — albo wszystko, albo nic, bo często jest wtedy nic.</u>
<u xml:id="u-19.30" who="#ZygmuntAdamSowiński">Sprawy rzemiosła. Zagadnienia rzemiosła znalazły, jak zawsze zresztą, w Komisji Budżetowej przychylny oddźwięk. Rola i znaczenie polskiego rzemiosła, jako najważniejszego trzonu w rozbudowie tak potrzebnego Polsce stanu średniego, znajduje i w Rządzie i w społeczeństwie coraz powszechniejsze zrozumienie. Rzemiosłu został poświęcony w Ministerstwie Przemysłu i Handlu specjalny dział pracy. W zakresie referatu prawnego Ministerstwo Przemysłu i Handlu w roku sprawozdawczym opracowało i wydało szereg rozporządzeń, usprawniających pracę rzemieślniczą. Ustalono zasady budżetowania izb rzemieślniczych, ustalając wysokość opłat za egzaminy, wysokość diet i kosztów podróży, zasady zużytkowania kredytów na subwencje i t. p. W roku ubiegłym słusznie Ministerstwo Przemysłu i Handlu położyło szczególny nacisk na działalność biur organizacji handlowej rzemiosła przy izbach rzemieślniczych celem wzmożenia i usprawnienia ich działalności. Również w ubiegłym roku biura organizacji handlowej rzemiosła organizowały wzorownie wyrobów rzemieślniczych oraz zapoczątkowały systematyczne zbieranie w terenie danych o stanie warsztatów i ich produkcji. Wreszcie przy poparciu Ministerstwa zastała powołana do życia Centrala Handlowa Rzemiosła, której celem jest organizowanie oraz prowadzenie w Polsce i za granicą zarówno na rachunek osób trzecich, jak i na swój rachunek lub też na wspólny rachunek udziałowców spółki i osób trzecich działalności handlowej w zakresie: 1) sprzedaży na rynek krajowy oraz eksportu na rynki zagraniczne polskich wyrobów rzemieślniczych, 2) zaopatrywania zakładów rzemieślniczych we wszelkie surówce, półfabrykaty, materiały i środki pomocnicze, maszyny i urządzenia. W wykonaniu powyższych celów za pośrednictwem Centrali Handlowej Rzemiosła zdołano w roku ubiegłym uzyskać zagranicznych zamówień na wyroby rzemieślnicze, stolarskie, tokarskie, szewskie, cukiernicze i rękawicznicze na sumę 111.428 zł. Nawiązano kontakt z rynkami: angielskim, amerykańskim, francuskim, holenderskim, argentyńskim, marokańskim, płd. afrykańskim i skandynawskim. Na ukończeniu są pertraktacje o dalsze zamówienia na ogólną sumę ca 577.000 zł.</u>
<u xml:id="u-19.31" who="#ZygmuntAdamSowiński">Przewidywane jest objęcie w najbliższym czasie eksportem rzemiosł: wędliniarskiego i krawieckiego. Jeśli chodzi o działalność na rynku wewnętrznym Centrali Handlowej Rzemiosła, reprezentowała ona rzemiosło w przetargach na dostawy dla instytucji publicznych, a mianowicie na kożuszki kawaleryjskie dla policji i wojska, rękawice skórzane, torby narzędziowe, pokrowce skórzane do narzędzi, mundury i płaszcze sukienne, czapki, pochewki do rewolwerów i pałek, ubrania ochronne i skrzynki dla celów specjalnych. Ponadto Centrala Handlowa Rzemiosła podejmuje dostawy dla przedsiębiorstw prywatnych oraz przeprowadza dostawę surowców dla warsztatów rzemieślniczych na warunkach dogodniejszych dla rzemieślników, niż to czyniły dotychczas hurtownie. W tym zakresie obroty w roku ubiegłym przekroczyły kwotę 300.000 zł. Zamierzone jest utworzenie stałych własnych punktów sprzedaży wyrobów rzemieślniczych oraz wszczęcie intensywnej akcji reklamowej. W akcji surowcowej Centrala Handlowa Rzemiosła będzie dostarczać: stolarzom — drzewo, dykty, gwoździe, szerlak i spirytus skażony; cukiernikom — ziarno i masło kakaowe, migdały, orzechy, rodzynki itp. oraz cukier; tapicerom — trawę morską; szczotkarzom — fiber, korzeń ryżowy, piasawę itp.; powroźnikom — sisal; garbarzom — skóry surowe; wędliniarzom — jelita; zegarmistrzom — części zegarkowe oraz dla rzemiosł metalowych — różne metale.</u>
<u xml:id="u-19.32" who="#ZygmuntAdamSowiński">Przekazany Ministrowi Przemysłu i Handlu rozporządzeniem Rady Ministrów z dn. 24 sierpnia 1931 r. „stały fundusz przemysłowy”, ustanowiony uchwałą b. galicyjskiego sejmu krajowego z dn. 22 stycznia 1887 r. z przeznaczeniem wspierania przedsięwzięć pożytecznych dla roz. woju przemysłu krajowego, został uruchomiony w roku ubiegłym pod nazwą „Małopolski Fundusz Przemysłowy”. Zadaniem Funduszu jest zasilanie kredytem obrotowym rzemiosła, pracy chałupniczej, przemysłu domowego i ludowego na terenie województw lwowskiego i tarnopolskiego, stanisławowskiego i krakowskiego proporcjonalnie do ilości mieszkańców w poszczególnych województwach. Aktywa płynne Funduszu w listopadzie 1936 r., t. j. w chwili uruchomienia, wynosiły 290.000 zł. Administrację Funduszu sprawuje Bank Gospodarstwa Krajowego. Przewidziane jest rozszerzenie Funduszu przez dołączenie do niego szeregu innych funduszów, będących w zarządzie Tymczasowego Wydziału Samorządowego.</u>
<u xml:id="u-19.33" who="#ZygmuntAdamSowiński">Jak widzimy, w zagadnieniach rzemiosła nastąpił bardzo korzystny zwrot. Za słuszny i celowy uważam wniesiony do Sejmu przez p. Snopczyńskiego projekt ustawy w przedmiocie stworzenia rzemieślniczego zakładu inwestycyjnego. Potrzeby kredytowe rzemiosła są duże. Mówił o nich na Komisji Budżetowej Sejmu p. Snopczyński, na Komisji Budżetowej Senatu s. Petrażycki. Każda inicjatywa, rozszerzająca możliwości kredytowe rzemiosła, zasługuje na uznanie i pełne poparcie. Słusznie również Komisja Budżetowa przyjęła wniosek p. Hyli o przeznaczeniu z budżetu wydatków Ministerstwa Przemysłu i Handlu z Dz. I § 10 kwoty 300.000 zł na popieranie przemysłu ludowego. Każde działanie, idące w kierunku lepszego, szerszego wykorzystania rąk ludzkich na wsi, sprzyja podniesieniu się dochodu społecznego, o którego niskim poziomie poprzednio mówiłem.</u>
<u xml:id="u-19.34" who="#ZygmuntAdamSowiński">Pełne zrozumienie znalazły w Komisji Budżetowej potrzeby Gdyni, zagadnienia handlu zagranicznego i potrzeby handlu wewnętrznego.</u>
<u xml:id="u-19.35" who="#ZygmuntAdamSowiński">Wywody referenta na temat konieczności stworzenia w Ministerstwie Przemysłu i Handlu specjalnie dla spraw handlu wewnętrznego ośrodka dyspozycji spotkały się z pełną aprobatą Komisji Budżetowej.</u>
<u xml:id="u-19.36" who="#ZygmuntAdamSowiński">Wnoszę o przyjęcie preliminarza budżetowego Ministerstwa Przemysłu i Handlu w brzmieniu, uchwalonym przez Komisję Budżetową.</u>
<u xml:id="u-19.37" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-20">
<u xml:id="u-20.0" who="#BohdanPodoski">Proszę Pana Sprawozdawcę o zajęcie miejsca przy stole prezydialnym.</u>
<u xml:id="u-20.1" who="#BohdanPodoski">Zarządzam krótkie zapytania do p. sprawozdawcy.</u>
</div>
<div xml:id="div-21">
<u xml:id="u-21.0" who="#AndrzejZubrzycki">Chciałbym zapytać Pana Sprawozdawcę, czy widzi jakieś możliwości poprawienia sytuacji w prywatnych zakładach przemysłowych w Państwie z udziałem kapitałów obcych, tak jak to np. jest w Zakładach Ostrowieckich, gdzie produkcja opiera się na jednostronnej tylko kalkulacji, wskutek czego niejednokrotnie rezygnuje się z zamówień t. zw. niekalkulujących się, a w konsekwencji takiego postanowienia redukuje się robotników, redukuje się dni pracy do 2 dni w tygodniu, co ogromnie ujemnie wpływa na miejscowe stosunki i w ogóle na nastroje w rzeszach robotniczych. Czy w tych wypadkach nie byłaby możliwa ingerencja Ministerstwa Przemysłu i Handlu, jeżeli się zważy, że interwencje przedstawicieli związków robotniczych, a nawet inspektora pracy nie odnoszą skutku.</u>
</div>
<div xml:id="div-22">
<u xml:id="u-22.0" who="#KazimierzDublasiewicz">Ja bym chciał zapytać Pana Sprawozdawcę o następującą sprawę: Posłowie Sikorski i Hyla, a także i p. Wicemarszałek Senatu Kwaśniewski poruszyli już w toku obrad Komisji Budżetowej sprawę unieruchomienia kopalni „Jawiszowice” i jej nierówną walkę z kapitałem prywatnym. Ze strony tych samych czynników, zwłaszcza w konwencji węglowej, podobno, czemu wierzyć się nie chce, sabotuje się zamierzenia Rządu spłaty ceny kupna „Wspólnoty Interesów” eksportem węgla polskiego do Niemiec. Czy zależność Rządu od obcego i prywatnego kapitału byłaby aż tak poważna, że racjonalne zarządzenia finansowe, dyktowane względami oszczędności dewizowych i zwalczania bezrobocia, nie mogą być realizowane? Konwencja węglowa przeszkadza podobno również w rozprowadzaniu węgla do ośrodków rolniczych. Na skutek celowej propagandy Rządu zgłaszają się np. w Brzeszczach rolnicy z furmankami po węgiel, którego kopalnia państwowa sprzedać nie może pomimo, że rolnik widzi olbrzymie ilości zapasów węgla na zwałach, który się psuje i nie może służyć do zaspokojenia doraźnych potrzeb marznącej ludności, bo tak się podoba konwencji węglowej, która dała pewien kontyngent kopalni „Brzeszcze”, i dalej nie chce zezwolić na sprzedaż węgla rolnikom.</u>
</div>
<div xml:id="div-23">
<u xml:id="u-23.0" who="#BohdanPodoski">Czy Pan Sprawozdawca życzy sobie udzielić teraz odpowiedzi?</u>
<u xml:id="u-23.1" who="#komentarz">(P. Sowiński: Tak.)</u>
<u xml:id="u-23.2" who="#BohdanPodoski">Głos ma p. sprawozdawca.</u>
</div>
<div xml:id="div-24">
<u xml:id="u-24.0" who="#ZygmuntAdamSowiński">Proszę Panów! Na pytania te nie będę mógł odpowiedzieć jako na krótkie zapytania, bo poruszyliście Panowie problemy, które wymagają obszerniejszego omówienia. Pod koniec dyskusji może znajdę materiały, bo jeżeli chodzi o sprawy poruszone przez p. Dublasiewicza, nie mam materiału do odpowiedzi, jeżeli zaś chodzi o kwestię poruszoną przez p. Zubrzyckiego, to ona się nie da ująć w krótkiej odpowiedzi. To są sprawy poważne, które wymagają obszernego omówienia.</u>
</div>
<div xml:id="div-25">
<u xml:id="u-25.0" who="#BohdanPodoski">Czy są jeszcze jakie zapytania z miejsca? Zapytań nie ma. Zarządzam szczegółową rozprawę.</u>
<u xml:id="u-25.1" who="#BohdanPodoski">Głos ma p. Minister Przemysłu i Handlu.</u>
<u xml:id="u-25.2" who="#komentarz">(P. Wagner: Ja chciałbym jeszcze zadać pytanie.)</u>
<u xml:id="u-25.3" who="#BohdanPodoski">Zgłaszanie krótkich zapytań zostało zamknięte, zarządziłem już rozprawę i udzieliłem głosu p. Ministrowi.</u>
<u xml:id="u-25.4" who="#BohdanPodoski">Minister Przemysłu i Handlu p. Roman:</u>
<u xml:id="u-25.5" who="#BohdanPodoski">Wysoka Izbo! Podczas obrad Komisji Budżetowej przedstawiłem w skrócie przegląd najważniej szych problemów, nad rozwiązaniem których Ministerstwo Przemysłu i Handlu w chwili obecnej pracuje. Dziś, stosownie do zapowiedzi uczynionej na Komisji Budżetowej, pragnąłbym przedstawić w najogólniejszym zarysie te wytyczne, którymi mój resort, zdaniem moim, w pracy swej kierować się winien. Chciałbym zatem w ogólnej syntetycznej formie przedstawić przesłanki i cele naszej polityki gospodarczej na odcinku przemysłu i handlu.</u>
<u xml:id="u-25.6" who="#BohdanPodoski">Podobnie jak we wszystkich przejawach życia publicznego, tak samo w dziedzinie materialnych poczynań nasze Państwo i społeczeństwo mają szereg zasadniczych zadań do spełnienia, które w sumie składają się na ich politykę gospodarczą.</u>
<u xml:id="u-25.7" who="#BohdanPodoski">Jestem przekonany, że wyrażę opinię niemal powszechną, gdy zaznaczę na wstępie, iż nasza polityka gospodarcza w ogóle, w szczególności zaś polityka przemysłowo-handlowa winna szukać przede wszystkim własnych dróg, dróg właściwych naszemu narodowi, opartych na naszych specyficznych potrzebach i na strukturze naszego kraju, czerpiąc przy tym doświadczenie z naszej przeszłości historycznej i to zarówno z popełnionych błędów jak i pozytywnych poczynań.</u>
<u xml:id="u-25.8" who="#BohdanPodoski">Nie znaczy to oczywiście, byśmy nie mieli korzystać z wzorów i doświadczeń innych. Wprost przeciwnie, jestem przekonany, iż powinniśmy wszyscy bezustannie śledzić poczynania szeregu społeczeństw bogatszych od nas i doświadczeńszych i uczyć się od nich zarówno metod pracy, jak poglądów na zagadnienia gospodarcze i ich realizację. Przeciwny jestem jedynie ślepemu i doktrynerskiemu naśladownictwu obcych wzorów, naśladownictwu starającemu się wtłoczyć w nasze ramy społeczne metody słuszne może gdzie indziej i dobre na obcych terenach, lecz nie liczące się z naszymi warunkami, potrzebami i charakterem ludzi.</u>
<u xml:id="u-25.9" who="#BohdanPodoski">Nasza własna rzeczywistość wskazuje nam niezbicie dwa zasadnicze i proste cele, które stanowią drogowskazy dla naszych poczynań w dziedzinie gospodarczej. Są to już tyle razy wymienione z tej wysokiej trybuny: 1) podniesienie potencjału obronności Państwa i 2) danie zatrudnienia bezrobotnym oraz z roku na rok powiększającej się ludności.</u>
<u xml:id="u-25.10" who="#BohdanPodoski">Pierwszy z tych celów nie wymaga komentarzy. Błędów XVIII wieku nie powtórzymy i Polski po raz drugi bezbronne i nie pozostawimy. Mówiąc jednak o postulacie obronności, pamiętać trzeba, że w XX wieku nie wystarczy mieć armię, lecz trzeba stworzyć w kraju podstawy dla jej uzbrojenia i zaopatrzenia we wszystko to, czego wymaga nowoczesna technika wojskowa. Tu postulat obronności zbiega się z postulatem uprzymysłowienia, pojętym jako jedyny realny środek rozwiązania trudności, wynikających z bezrobocia i z przeludnienia wsi. Armia wymaga rozwoju niemal wszystkich gałęzi wytwórczości przemysłowej, a rolnictwo wymaga, żeby zdjęto z niego ciężar tej części ludności, której ono zatrudnić nie może. Uprzemysłowienie kraju wysuwa się tym samym jako wspólny i naczelny nakaz naszej racji stanu tak polityczno-wojskowej, jak i społeczno-gospodarczej. Stanowi ono najistotniejsze zadania, przed którymi stanęło odrodzone Państwo. Inne środki, skądinąd najzupełniej uzasadnione, jak reforma ustroju rolnego lub roboty publiczne mogą wprawdzie w sprawie bezrobocia przynieść dużą nawet ulgę, nie są jednak w stanie zasadniczo i na stałe go rozwiązać. Również i emigracja nie może tego dokonać i to nie tylko dlatego, że realne możliwości w tej mierze nie są dziś duże. Myślę mianowicie, że nawet gdyby istniał na świecie zupełny liberalizm w odniesieniu do ruchów migracyjnych, to nie byłoby słusznym z naszej strony pozbywanie się całej nadwyżki rodzimego elementu ludzkiego i to, jak wiemy z praktyki z ubiegłych czasów, elementu najpracowitszego i najdzielniejszego.</u>
<u xml:id="u-25.11" who="#BohdanPodoski">W tym stanie rzeczy polityka przemysłowa, a ściślej mówiąc polityka uprzemysłowienia kraju winna być centralnym punktem naszych wysiłków. Mówiąc to rozumiem, iż odnosi się to również do rozwoju warsztatów rzemieślniczych. Polityka ta oczywiście ściśle zależy od innych poczynań gospodarczych, posiadających własne, może niezawsze zupełnie zbieżne z polityką przemysłową zadania, ośmielam się jednak twierdzić, iż uprzemysłowienie kraju winno stanowić oś naszych działań w dobie dzisiejszej, dobie nadzwyczaj silnych zbrojeń na świecie i w obliczu wzrastającego przeludnienia kraju.</u>
<u xml:id="u-25.12" who="#BohdanPodoski">Od czego zależy realizacja powyższego postulatu? Czy można spodziewać się, że nastąpi ona przy stosowaniu metod, które w innych warunkach i w innych czasach dawały wspaniałe nieraz wyniki w zakresie uprzemysłowienia? Istnieją głosy przemawiające za tym, że realizacja hasła integralnego liberalizmu zapewnić może najlepsze rezultaty. Myślę, że teza ta polega na głębokim nieporozumieniu. Liberalizmu nie można stosować w jednym państwie i na jednym odcinku, lecz musi on być doktryną powszechnie obowiązującą w zakresie wymiany towarowej, kapitałów i rąk roboczych. 100 lat temu doktryna ta zapanowała istotnie niemal powszechnie i zapewniła ludzkości nieznany dawniej dobrobyt. Było to w okresie, w którym procesy kapitalizacyjne wyprzedzały potrzebę nowych inwestycyj i gdy nieznane były coraz to nowe środki ograniczania indywidualnej przedsiębiorczości. Z tego wszystkiego nie pozostało dzisiaj nic. Liberalizm stał się nieraz parawanem dla gospodarki ściśle regulowanej przez międzynarodowe lub narodowe kartele. Polityka celna, polityka reglamentacyjna, polityka ochrony własnych rynków pracy, polityka kontroli obrotów kapitałowych — wszystko to zniweczyło najistotniejsze cechy gospodarki liberalnej i pozostawiło z niej strzępy. Można mówić o korzyściach stosowania integralnego liberalizmu tak samo, jak można mówić o korzyściach powszechnego rozbrojenia, lecz stosować zasady liberalne w jednym kraju w dobie powszechnego prohibicjonizmu byłoby równie szaleńcze, jak rozbrojenie jednego państwa w dobie powszechnych zbrojeń. Niebezpieczeństwa gospodarki zupełnie nie kierowanej zaznaczają się w szczególności w Polsce, w której odrobić trzeba w krótkim czasie to, co zaniedbano nieraz w ciągu okresu długiego, gdzie obronność Państwa wymaga nadania produkcji właściwych kierunków i gdzie nie ma rezerw kapitałowych umożliwiających bezplanową gospodarkę, opartą tylko na automatyzmie, nie zastanawiającą się nad racjonalnością inwestycyj i nad kierunkiem procesów kapitalizacyjnych.</u>
<u xml:id="u-25.13" who="#BohdanPodoski">Czy można jednak na zasadzie powyższych uwag wpaść w drugą krańcowość i twierdzić, że tylko skrajny interwencjonizm i etatyzm zapewnić mogą rozwój gospodarstwa narodowego i dobrobyt w Polsce? Myślę, że teza ta jest równie błędna, jak pierwsza. Państwo nie może się nie interesować kierunkiem rozwoju gospodarczego, musi wytknąć dla niego linię rozwojową, winno zapewnić ramy odpowiednie dla pożądanego rozwoju, winno nawet nieraz wypełnić rolę prywatnej inicjatywy tam, gdzie ona z jakichkolwiek powodów zawodzi, nie może i nie powinno jednak inicjatywy tej hamować ani przez nadmierny interwencjonizm, ani przez nieracjonalną własną przedsiębiorczość. Musimy bowiem pamiętać, że w chwili, gdy konieczne jest zrobienie wielkiego wysiłku, nie wolno się jest opierać na jednym czynniku, chociażby tak potężnym, jakim jest Państwo. Oznaczało by to wielkie marnotrawstwo sił, gdybyśmy nie wykorzystywali możliwości leżących poza bezpośrednią dyspozycją gospodarczą Państwa i nie wciągnęli do współpracy wielkich sił materialnych oraz moralnych, mogących współdziałać w formie zdrowej inicjatywy prywatnej.</u>
<u xml:id="u-25.14" who="#BohdanPodoski">Jaką więc drogą należy kroczyć, by najszybciej i najlepiej dojść do wytkniętego celu? Łatwo jest się domyśleć, że właściwe dobie obecnej rozstrzygnięcie znajduje się w Polsce na przecięciu skrajnych kierunków. Leży ono w osiągnięciu maksimum harmonijnego współdziałania Państwa jako kierownika i regulatora gospodarki a także i jako przedsiębiorcy — z inicjatywą i przedsiębiorczością prywatną. Jasną jest rzeczą, że najlepsze wykorzystanie tych dwóch sił da się osiągnąć przez wyraźne dla obu stron ustalenie ram i dróg działania. Państwo oczywiście musi mieć wpływ na harmonijny rozwój całości.</u>
<u xml:id="u-25.15" who="#BohdanPodoski">Powracając do sprawy uprzemysłowienia twierdzić pragnę, że przede wszystkim trzeba wytworzyć w społeczeństwie odpowiednie dla rozwoju przemysłu warunki moralne czyli atmosferę psychiczną, trzeba wytworzyć należyty klimat i należyte nastawienie opinii publicznej. Mówiłem o tej sprawie już w Komisji Budżetowej, lecz pragnę raz jeszcze ją poruszyć, bo przywiązuję do niej podstawowe znaczenie. Życie gospodarcze nie może się pomyślnie rozwijać, gdy nie stworzymy dla rozwoju gospodarczego szczerej, przyjaznej atmosfery. Czyż nie niechęć i pogarda stanu szlacheckiego w dawnej Rzeczypospolitej do rzemiosła, handlu i żeglugi była jedną z wielu zresztą przyczyn gospodarczego zacofania naszego narodu?</u>
<u xml:id="u-25.16" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Marszałek.)</u>
<u xml:id="u-25.17" who="#BohdanPodoski">Czyż mamy błąd ten znowu popełnić, nie doceniając znaczenia świata przemysłowo-handlowego i doszukując się wciąż tylko ujemnych, a nawet niemoralnych cech w jego poczynaniach? Tą drogą nadal zniechęcać będziemy najlepsze jednostki naszego narodu do poświęcania się zawodom przemysłowym, kupieckim i rzemieślniczym. Czy w takich warunkach nie spaczy się zdrowa polska inicjatywa, szukająca nie tylko należnego jej zysku, ale pragnąca również posiadać poczucie, iż przyczynia się ona do budowania podstaw dla lepszego jutra naszego Państwa.</u>
<u xml:id="u-25.18" who="#BohdanPodoski">Propagując stworzenie pozytywnej atmosfery dla gospodarczych poczynań, nie mogę pominąć oczywistego zresztą faktu, że do wytworzenia jej walnie może się przyczynić sama postawa świata przemysłowo-handlowego. Musi on przyczynić się do tego przez własne swoje poczynania, przez swój rzetelny wysiłek w pełnieniu obowiązków wobec jednostek i ogółu. Niech mi wolno będzie w związku z tym przypomnieć, co mówi „Przestroga dla uczniów stanu kupieckiego”, wydana w połowie ubiegłego stulecia przez Starszych Zgromadzenia Kupców m. Warszawy. „Stan handlujący od najdawniejszych czasów posiadał u znakomitych ludzi poważanie, gdyż łącząc wszystkie stosunki towarzyskie, nie tylko do pomyślności kraju, ale nawet do rozszerzenia powszechnego uobyczajnienia niemało przyczynił się. Dlatego nie brakowało nigdy na ludziach, którzy mu się z zapałem i godnością poświęcali, i nie tylko powołaniu swojemu, ale i społeczeństwu zaszczyt przynosili. Młodzieniec zatem, zamierzający sposobić się do tego ważnego stanu, powinien mieć to przekonanie, iż tylko przez pilne władz umysłowych rozwijanie, jako też przez ścisłe stosowanie się do przepisów moralności, zdoła powołaniu swemu godnie odpowiedzieć”.</u>
<u xml:id="u-25.19" who="#BohdanPodoski">Drugim, obok wytworzenia właściwej atmosfery, warunkiem, bez którego myśleć nie można o szybkim uprzemysłowieniu kraju, jest wytworzenie możliwie stałych ram dla wytwórczości przemysłowej. Życie gospodarcze, i to nie tylko to, które jest oparte na inicjatywie prywatnej, nie znosi niepewności i przypadkowości. Musi ono bowiem mieć możność planowania i kalkulowania na dłuższą metę. Nie mając tego oparcia zdrowa przedsiębiorczość łatwo przeradza się w spekulacyjne poszukiwanie doraźnych interes sów, korzystnych jedynie dla kieszeni danych jednostek. Postulat stałości warunków uważam za tak ważny, iż zaryzykowałbym twierdzenie, że lepszą jest nawet mierna polityka przemysłowa, posiadająca cechy stałości, niż zasadniczo dążące do udoskonalenia, lecz wciąż zmieniające istotne podstawy gospodarowania — posunięcia organów polityki gospodarczej.</u>
<u xml:id="u-25.20" who="#BohdanPodoski">Przechodząc po tych rozważaniach ogólnych do ściśle materialnych warunków, od których uzależniony jest rozwój produkcji, stwierdzić muszę, że najważniejszą i posiadającą nieraz decydujące znaczenie w dziele podciągnięcia wzwyż naszego przemysłu, a z nim również ożywienia handlu jest koniunktura gospodarcza.</u>
<u xml:id="u-25.21" who="#BohdanPodoski">Możemy śmiało stwierdzić, że już zdecydować nie wyrwaliśmy się z kryzysu i wchodzimy w orbitę pomyślnej koniunktury.</u>
<u xml:id="u-25.22" who="#BohdanPodoski">Sytuacja światowa, głównie pod wpływem wydatków na zbrojenia, weszła w okres znacznej poprawy. Rozmiary handlu światowego, wyrażone w ilościach, były już tylko o 15% niższe, niż w roku 1929, co prawda w zlocie nie osiągnęły one jeszcze nawet połowy wartości z tegoż okresu. Rozmiary produkcji były wszędzie wyższe niż w 1929 r., prócz krajów byłego bloku złotego, gdzie poziom produkcji nie osiągnął jeszcze punktu ostatniego ożywienia, ale gdzie tendencja jest zwyżkowa. Sytuacja poprawiła się również w krajach rolniczo-surowcowych ze względu na rosnące zapotrzebowanie na surowce oraz zdecydowaną haussę na światowym rynku surowców.</u>
<u xml:id="u-25.23" who="#BohdanPodoski">Wzrost produkcji w poszczególnych krajach odbywa się znacznie szybciej, niż rozwój handlu międzynarodowego, co świadczy o pewnego rodzaju „wyspowości” poszczególnych koniunktur narodowych.</u>
<u xml:id="u-25.24" who="#BohdanPodoski">Ponieważ jednak stopa procentowa na światowych rynkach pieniężnych jest w dalszym ciągu niska, a rozmiary produkcji są przystosowane do zapotrzebowania i na rynku nie ciążą nadmierne zapasy, dalszy rozwój koniunktury jest nadal możliwy w szerokich rozmiarach, które wyznaczone będą głównie przez finansowanie zbrojeń oraz ewentualny wzrost wymiany międzynarodowej. Bardziej racjonalny rozkład złota w świecie przez większy dopływ złota do dłużniczych krajów surowcowo-rolniczych stworzyć może dalszą podstawę dla wzrostu produkcji w skali światowej, rozszerzając rynki zbytu. Tego rodzaju sytuacja może powstać jedynie przez osłabienie ochrony celnej i przeszkód handlowych w wierzycielskich krajach przemysłowych, przy większej swobodzie w cyrkulacji kredytów.</u>
<u xml:id="u-25.25" who="#BohdanPodoski">Polska należy do krajów, gdzie tempo poprawy sytuacji gospodarczej było dotychczas słabsze niż w państwach, gdzie nakręca się koniunkturę przy pomocy najróżniejszych metod, lub w krajach, które znajdują się w uprzywilejowanej sytuacji gospodarczej, jak np. Anglia, kraje skandynawskie itp. Wyjaśnić to można między innymi rolniczym charakterem kraju, w którym natężenie kryzysu rolnego było wyjątkowo ostre i w którym moment wyraźniejszej poprawy mógł się zaznaczyć dopiero w chwili otrząśnięcia się rolnictwa z depresji.</u>
<u xml:id="u-25.26" who="#BohdanPodoski">Tym niemniej tempo sił wytwórczych u nas zaczyna silnie wzrastać i rośnie, zdaje się, szybciej, niż to można wyczytać z cyfr statystycznych. Procentowy przyrost wskaźnika produkcji wynosił każdorazowo w porównaniu z rokiem poprzednim: 1934 – 13,4; 1935 – 5,7; 1936 – 8,4. W ciągu zaś 1936 r., od stycznia do grudnia, wskaźnik zwiększył się o 15%.</u>
<u xml:id="u-25.27" who="#BohdanPodoski">W rzeczywistości cyfry te są nieco większe, jeżeli uwzględnimy, że statystyka produkcji opiera się głównie na liczbach przepracowanych robotniko-godzin, a w ciągu lat ostatnich odbył się w niektórych gałęziach wytwórczości bardzo znaczny wzrost sprawności technicznej produkcji i wzrosła wydajność pracy na głowę zatrudnionego robotnika. Ponadto powstały nowe działy produkcji, np. przemysł radiowy, którego znaczenie we wskaźniku nie jest dość ściśle uwydatnione.</u>
<u xml:id="u-25.28" who="#BohdanPodoski">Koniunktura stanowi naturalny czynnik rozwoju gospodarczego. Zadaniem polityki gospodarczej jest takie przystosowanie się do niej, aby wyciągnąć maksimum korzyści dla gospodarstwa narodowego. Pomyślnie rozwijająca się koniunktura sprzyja przy tym dokonywaniu niezbędnych przeobrażeń strukturalnych.</u>
<u xml:id="u-25.29" who="#BohdanPodoski">Obrane przez nas kierunki gospodarki zarówno jak obecna struktura gospodarcza kraju wskazują niezbicie, że wysiłek musi być uczyniony przede wszystkim dla osiągnięcia większej chłonności rynku wewnętrznego.</u>
<u xml:id="u-25.30" who="#BohdanPodoski">Fakt ten potwierdza również nasze doświadczenie historyczne.</u>
<u xml:id="u-25.31" who="#BohdanPodoski">Spotykamy się np. do dziś dnia z rozpowszechnionym dosyć swojego czasu zdaniem, że znaczny rozwój gospodarczoprzemysłowy Królestwa Kongresowego w początku drugiej połowy ubiegłego stulecia zawdzięczaliśmy dokonanemu przez zaborcę zupełnemu skasowaniu granicy celnej z Cesarstwem Rosyjskim. Pomijając to, że pogląd powyższy, równający się wyrzeczeniu niezależnej polityki gospodarczej, nie powinien był mieć miejsca nawet w czasach niewoli, pragnę podkreślić, iż był on błędny ze stanowiska ściśle gospodarczego. Muszę bowiem zaznaczyć, iż nie ułatwienie eksportu do Rosji stało się głównym bodźcem gospodarczego ożywienia, ale przede wszystkim wpłynęły na to także czynniki wewnętrzne, zwiększające chłonność rynku wewnętrznego. Złożyły się na to przede wszystkim reforma włościańska, która, zwalniając od pańszczyzny i uwłaszczając włościan, spowodowała przejście od gospodarki naturalnej do pieniężnej, od domowego wytwarzania do gospodarki wymiennej i do zwiększenia potrzeb rynku rolniczego. Podobnie wybudowanie nowych arteryj kolejowych ułatwiło zbliżenie konsumenta z producentem, usprawniając i potaniając wymianę na rynku wewnętrznym.</u>
<u xml:id="u-25.32" who="#BohdanPodoski">Dzisiejsze potrzeby rynku wewnętrznego są znacznie większe i bardziej skomplikowane. Nie zmienia to jednak zasady, że celowe przeobrażenia gospodarcze wraz z planową akcją inwestycyjną mogą w tym względzie niewątpliwie bardzo wiele zdziałać.</u>
<u xml:id="u-25.33" who="#BohdanPodoski">W świetle powyższych rozważań akcja Rządu, zmierzająca do uaktywnienia gospodarczego t. zw. Polski B, nabiera szczególnego wyrazu, stając się nie tylko zwykłym dążeniem do dopomożenia naszym współobywatelom, którym gorzej się dzieje niż innym, lecz akcją mającą podstawowe ogólnogospodarcze znaczenie.</u>
<u xml:id="u-25.34" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-25.35" who="#BohdanPodoski">Niestety, dotychczas chłonność naszego rynku jest wyjątkowo chwiejna, skoro na przykład konsumcja maszyn rolniczych zmniejszyć się mogła w ciągu kilku lat trzydziestokrotnie. Pewną stabilizację chłonności rynku uzyskać można i dziś jeszcze przez przeprowadzenie najniezbędniejszych prac związanych z naprawą struktury rolnej, nadto ważnym jest, aby w przyszłości utrzymywać na odpowiednim poziomie procesy inwestycyjne. Stan rzeczy, w którym równocześnie zahamowane zostały i prywatne i publiczne inwestycje, nie może się powtórzyć, gdyż skazuje on na natychmiastową bezczynność przemysły inwestycyjne w Polsce, których rola jest tak wielka, że automatycznie nastąpić by musiało załamanie się życia gospodarczego. Utrzymanie pewnego minimum procesów inwestycyjnych jest zatem równoznaczne z postulatem minimum chłonności rynku wewnętrznego. Nie będę tu w szczegółach analizował zagadnienia, jakie inwestycje prowadzić należy z pieniędzy publicznych, gdyż sprawa ta omówioną była szczegółowo w Wysokiej Izbie z okazji debat nad przedłożonym przez Rząd 4-letnim planem inwestycyjnym.</u>
<u xml:id="u-25.36" who="#BohdanPodoski">Mówiąc o rozszerzeniu chłonności rynku wewnętrznego, nie można pominąć milczeniem zagadnienia handlu, dokładniej mówiąc handlu wewnętrznego. Intensywna bowiem i racjonalna wymiana dóbr jest niezbędnym warunkiem powiększenia wytwórczości, a zarazem zapewnienia jej stałości, możliwie najbardziej niezależnej od czynników natury zewnętrznej.</u>
<u xml:id="u-25.37" who="#BohdanPodoski">Celowe rozstrzygnięcie zagadnień handlu wewnętrznego i usunięcie piętrzących się na tej drodze trudności możliwym będzie, w moim rozumieniu, jedynie w drodze ścisłej współpracy czynników państwowych i prywatnych, każdego w swoim właściwym zakresie działania.</u>
<u xml:id="u-25.38" who="#BohdanPodoski">Znane wszystkim niedomagania naszego rynku wewnętrznego zależą nie od przerostu, tylko od wadliwej struktury naszego handlu, na dowód czego przytoczyłem już szereg liczb na Komisji Budżetowej. W naszej polityce gospodarczej będzie więc chodziło o rozbudowę handlu wewnętrznego, a jednocześnie o usunięcie jego licznych wad strukturalnych powodujących nienależyte funkcjonowanie wymiany i wywołujących słuszne nieraz narzekania producentów względnie konsumentów. Wspomnę przy tej okazji, że sprawy handlu nie ograniczają się w moim rozumieniu do spraw i interesów klasy kupieckiej. Handel pojmuję jako pierwszorzędną funkcję gospodarczą o znaczeniu decydującym dla dobrobytu całego organizmu gospodarczego kraju. Celem handlu jest połączenie produkcji z konsumcją i połączenie to nastąpić może w zależności od okoliczności dzięki działalności kupiectwa prywatnego, organizacyj spółdzielczych lub też własnych organizacyj dystrybucyjnych przemysłowców lub rolników. Ważnym jest natomiast, by dana jednostka handlująca dawała życiu gospodarczemu istotne usługi, wnosząc przez to nowe wartości do gospodarki narodowej. Handel bowiem powinien być w swej najgłębszej istocie służbą gospodarczą i racjonalnym uzupełnieniem produkcji, a nie zbędnym i szkodliwym ogniwem na drodze pomiędzy producentem a konsumentem.</u>
<u xml:id="u-25.39" who="#komentarz">(Głos: Słusznie.)</u>
<u xml:id="u-25.40" who="#BohdanPodoski">Najlepszą przy tym jest ta forma handlu, która wspomnianą służbę najracjonalniej i najsprawniej wykonywuje w danej dziedzinie.</u>
<u xml:id="u-25.41" who="#BohdanPodoski">Należy pamiętać wreszcie, że istotnym warunkiem rozwoju handlu jest inicjatywa, przedsiębiorczość i gotowość ponoszenia ryzyka, a tym samym i gotowość do własnej bezpośredniej odpowiedzialności. Państwo w zasadzie handlem zajmować się nie powinno i nie powinno narzucać handlowi skrępowań, które by pomniejszały ducha przedsiębiorczości i odpowiedzialności indywidualnej. Szukanie więc w tym zakresie właściwych rozstrzygnięć winno, odbywać się przy ścisłej współpracy i w oparciu się o opinię i dezyderaty zorganizowanego w samorządzie i wolnych organizacjach świata handlowego.</u>
<u xml:id="u-25.42" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-25.43" who="#BohdanPodoski">W tym stanie rzeczy specjalną wagę przywiązuję do wyników badań i prac Komisji Handlu Wewnętrznego samorządu gospodarczego i wykorzystam je dla praktycznych posunięć mojego resortu tak w dziedzinie ustawodawczej lub organizacyjnej, jak też przy szukaniu środków zaradczych na najtrudniejszą niewątpliwie do usunięcia bolączkę naszego handlu — brak kapitałów obrotowych.</u>
<u xml:id="u-25.44" who="#BohdanPodoski">Postulat zapewnienia minimum chłonności rynku wewnętrznego łączy się ściśle z drugim postulatem, bez którego przemysł rozwijać się nie może, to jest z postulatem zapewnienia mu rentowności, czyli odpowiednich cen. Pod tym względem istnieje w Polsce daleko idący chaos pojęć. Trzeba sobie powiedzieć wyraźnie, że produkcja przemysłowa jest zjawiskiem kapitalistycznym i że niemal wszelka praca produkcyjna w przemyśle wymaga efektywnego nakładu pieniężnego. Teza ta jest słuszna nie tylko w przemyśle przetwórczym, lecz również w podstawowych przemysłach surowcowych posiadających u nas szczególnie ważne znaczenie. W tym stanie rzeczy przemysł nie może obniżać ceny równolegle do cen artykułów rolnych, jeżeli obniżka tych ostatnich wynika z par excellence kryzysowego zjawiska, polegającego na tym, że rolnictwo powraca do gospodarki naturalnej. Jeśli cena płodów rolnych spadnie w ciągu krótkiego okresu trzykrotnie, to wieś oczywiście ulegnie zupełnej pauperyzacji, lecz produkcja rolna zasadniczo nie ustanie. W przemyśle natomiast ceny nierentowne i nie pokrywające niezbędnego nakładu kapitałowego prowadzą bezpośrednio do zaniku produkcji. Zjawisko polegające na tym, że nie tylko nie było nowych procesów inwestycyjnych w przemyśle, lecz że zanikała i istniejąca zdolność wytwórcza, istniało w Polsce przez szereg lat. Poruszam sprawę należytych cen artykułów przemysłowych, bo ma ona kapitalne znaczenie dla problemu uprzemysłowienia. Mylnie traktują ją często przemysłowcy, dążąc do zapewnienia sobie w drodze nadmiernej ochrony celnej lub innych środków cen wyraźnie zbyt wysokich. Ale niemniej błądzą ci, którzy sprawę racjonalnego poziomu cen artykułów przemysłowych traktują w sposób powierzchowny, nie doceniając stosunku, który zachodzi między ceną, rentownością i tempem uprzemysłowienia. Sprawę tę traktować można racjonalnie, stosując się do reguły pozornie skomplikowanej, a w gruncie rzeczy prostej.</u>
<u xml:id="u-25.45" who="#BohdanPodoski">Każda zwyżka cen — pomijając sztuczne hamowanie wytwórczości — pobudza produkcję i wywołuje szereg wtórnych pozytywnych procesów gospodarczych, wzmagając w szczególności produkcyjne inwestycje w przemyśle. Każda zwyżka cen hamuje równocześnie procesy konsumcyjne, co z kolei może hamująco oddziałać na produkcję. Każda natomiast zniżka cen pobudza konsumcję, lecz bez równoczesnego rozszerzenia produkcji, może, obniżając rentowność, zahamować także wytwórczość. Dlatego też polityka cen, mając na względzie właściwy stosunek cen do kosztów produkcji, musi zmierzać do zapewnienia takiego poziomu cen, w wyniku którego nastąpiłaby maksymalna ilość procesów produkcyjnych i konsumcyjnych, a tym samym pozwalającego na obniżkę kosztów tejże produkcji, aby osiągnięty został maksymalny dochód społeczny. Myślę, iż tylko tak pojęta polityka cen doprowadzić może do celów zgodnych z najistotniejszymi założeniami naszej polityki gospodarczej.</u>
<u xml:id="u-25.46" who="#BohdanPodoski">Bardzo ważną grupę materialnych czynników w dziele uprzemysłowienia stanowi dostosowanie rynku pieniężnego do potrzeb przemysłu oraz posiadanie odpowiednich warunków do tworzenia procesów kapitalizacyjnych.</u>
<u xml:id="u-25.47" who="#BohdanPodoski">Zagadnienia tego nie będę analizował, nie leży ono bowiem, ściśle biorąc, w kompetencji Ministra Przemysłu i Handlu; zresztą było ono omawiane kilkakrotnie w Wysokich Izbach ustawodawczych w toku bieżącej sesji.</u>
<u xml:id="u-25.48" who="#BohdanPodoski">Uważam za właściwe jedynie stwierdzić, że centralne miejsce w kompleksie tych zagadnień posiada problem kapitalizacji wewnętrznej. Na problem ten składa się w tej samej mierze pogłębianie istniejących warunków dla oszczędzania, jak też tworzenie metod dla kierowania tych oszczędności we właściwym kierunku. Nie trzeba jednak zapominać, że przy naszym obecnym dochodzie społecznym nie jesteśmy w stanie skapitalizować takich sum, by podążyć za niezbędnym dla naszych celów tempem uprzemysłowienia. Otwiera się zatem u nas duże i wdzięczne pole dla współpracy kapitałów zagranicznych. Sprawę tę omówiłem na Komisji Budżetowej, nie potrzebuję przeto zajmować się nią obecnie.</u>
<u xml:id="u-25.49" who="#BohdanPodoski">Mówiąc o tak podstawowych dla uprzemysłowienia kraju zagadnieniach, jak chłonność rynku wewnętrznego, jak problem cen oraz problem dostosowania rynku kapitałowego do potrzeb przemysłowych, powinienbym mówić jako o dalszym i bodaj najważniejszym warunku o właściwej polityce świata przemysłowego. Sprawie tej poświęciłem jednak tyle miejsca w przemówieniu mym, wygłoszonym na Komisji Budżetowej, że tylko w kilku słowach podkreślić pragnę, że polityka ta wymaga ciągłej opieki nie tylko ze strony władz, ale również ze strony organizacyj przemysłowych. Tendencje do wytworzenia monopoloidów są w Polsce wyjątkowo mocne, a sztywność polityki poszczególnych karteli nieraz w niczym nie ustępuje najgorszym wzorom biurokratyzmu. Dlatego też politykę karteli, w założeniu swym niejednokrotnie nawet niezbędnych, należało by uelastycznić i dostosować do potrzeb życia. Mam nadzieję, że poważne rezultaty uda się w tym zakresie uzyskać na odcinku węglowym przy odnowieniu konwencji węglowej. W chwili obecnej jest w szczególności rzeczą przesądzoną, że przy konwencji powstanie specjalne wspólne biuro sprzedaży dla zaopatrywania w węgiel rolnictwa przy pomocy aparatu rolniczo-handlowego,...</u>
<u xml:id="u-25.50" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-25.51" who="#BohdanPodoski">...po cenie umożliwiającej poważny wzrost spożycia na wsi. Tak samo, jak sądzę, sprawa Wspólnoty Interesów będzie pozytywnie załatwioną. Mam nadzieję, że środek ten obok dodatnich innych skutków przyczyni się również do wzmocnienia podstaw finansowych aparatu rolniczo+handlowego, który rozwinąć się może tylko wówczas, o ile uczestniczyć będzie równocześnie przy sprzedaży artykułów rolnych, jak również przy zaopatrywaniu rolników w główne artykuły przemysłowe. Fakt, że w latach kryzysu rolnicy skurczyć musieli katastrofalnie zakupy artykułów przemysłowych, stał się jedną z przyczyn załamania aparatu rolniczo-handlowego, choć rozwój jego stanowi jeden z podstawowych czynników poprawy sytuacji na wsi.</u>
<u xml:id="u-25.52" who="#BohdanPodoski">Choć niewątpliwie wiele problemów da się załatwić w ramach istniejącego systemu organizacyjnego w przemyśle, to jednak pamiętać trzeba, że dzisiejsza organizacja przemysłu nie może w całej rozciągłości zapewnić dobrych warunków rozwoju. Szukać nam zatem trzeba nowych form, dostosowanych do istniejącego u nas stanu potrzeb i możliwości. Dążyć będę do tego, aby tej podstawowej myśli — właściwego zorganizowania przemysłu w Polsce, a co również podkreśliłem już podczas obrad Komisji Budżetowej, wkrótce poświęcić więcej uwagi. Obecnie zaznaczam myśl tę jedynie w tym celu, aby podkreślić, że w naszej rzeczywistości zdrowe porozumienia producentów są rzeczą wskazaną a nieraz konieczną.</u>
<u xml:id="u-25.53" who="#BohdanPodoski">Wysoka Izbo! Zwrócenie głównej uwagi na problemy rynku wewnętrznego nie powinno czynić wrażenia, że naczelnym postulatem naszej polityki przemysłowo-handlowej jest dążenie do autarkii. Posiadając strukturę państwa, w której klucz zagadnienia gospodarczego znajduje się niewątpliwie w ożywieniu wewnętrznym, nie możemy tym niemniej nie doceniać wielkiej wagi, jaką posiada dla nas wymiana z zagranicą. Muszę z naciskiem zaznaczyć, iż bezwzględnie mylą się wszyscy ci, którym wydaje się, że uprzemysłowienie naszego kraju będzie pociągało za sobą tendencję ku zmniejszaniu naszych obrotów z zagranicą. Często słyszy się mniemanie, że nowe gałęzie powstającego przemysłu w kraju odcinają z jednej strony potrzebę przywozu z zagranicy odpowiedniej ilości towarów, z drugiej zaś strony zmniejszają również eksport własny, powodując większą konsumcję wewnątrz kraju surowców krajowych i artykułów pierwszej potrzeby. Jest to formułka ogromnie upraszczająca zagadnienie i nie licząca się z dynamiką życia gospodarczego. Wiadomym bowiem jest, że proces uprzemysłowienia powoduje tak wielkie przeobrażenia oraz powstanie tylu nowych potrzeb, iż wynikiem jego musi być silne zwiększenie obrotów z zagranicą, a nie ich zmniejszenie względnie nawet pozostanie na dawnym poziomie. Wszystkie badania istotnych rezultatów procesów uprzemysłowienia współczesnych państw wskazują niezbicie tę podstawową prawdę ekonomiczną. Wskazują te badania poza tym, że wymiana pomiędzy państwami wysoko uprzemysłowionymi znacznie jest wyższa, niż pomiędzy państwami t. zw. uzupełniającymi się strukturalnie, a więc rolniczo-przeprzemysłowymi.</u>
<u xml:id="u-25.54" who="#BohdanPodoski">W naszej rzeczywistości i to nawet już w początkach ożywienia działalności przemysłowej kapitalne zagadnienie stanowi problem zaopatrzenia przemysłu w surowce zagraniczne. Wiadomym jest Wysokiej Izbie, że na gruncie międzynarodowym problem ten postawiony został na porządku dziennym. Pragnę podkreślić, iż od właściwego potraktowania istotnych potrzeb przez eksporterów surowcowych w znacznym stopniu będzie zależał dalszy pomyślny rozwój światowej koniunktury gospodarczej. Rzeczą przy tym zupełnie zasadniczą jest dla nas, by znalezione były sposoby ułatwiające spłatę zobowiązań za import surowców przy pomocy eksportu i to eksportu rentownego.</u>
<u xml:id="u-25.55" who="#BohdanPodoski">Pragnę zaznaczyć, że poruszona tu kwestia nie stoi w żadnej sprzeczności z omówioną przeze mnie na Komisji Budżetowej podstawową dla naszej rzeczywistości kwestią wykorzystania surowców krajowych i podniesienia ich produkcji. Chodzi bowiem w danym wypadku jedynie o import surowców przez nas nie posiadanych względnie nie mogących być racjonalnie zastąpionymi przez wytwórczość krajową.</u>
<u xml:id="u-25.56" who="#BohdanPodoski">Biorąc za podstawę powyższe przesłanki uważam za swój obowiązek stwierdzić, iż dążymy do zwiększenia naszych obrotów z zagranicą przy zachowaniu korzystnych tendencyj rozwojowych, które zaznaczyły się ubiegłego roku i o których mówiłem na Komisji Budżetowej. Liczne kontakty osobiste z naszymi kontrahentami zagranicznymi pozwalają mi stwierdzić, iż zwiększenie obrotów z naszym krajem jest również ich życzeniem oraz niech mi wolno będzie również dziś powtórzyć, iż nie wątpię, że kontrahenci nasi zrozumieli realność i obopólną korzyść dawania Polsce, jako państwu dłużniczemu, możliwości do tworzenia dodatnich sald we wzajemnych obrotach handlowych.</u>
<u xml:id="u-25.57" who="#BohdanPodoski">Realizację postulatu zwiększenia obrotów wyobrażam sobie przede wszystkim przy pomocy dwustronnych umów i porozumień handlowych, dających w dzisiejszych niezmiernie skomplikowanych pod względem handlowo-politycznym czasach największą możność uwzględnienia istotnych cech i potrzeb obrotów zagranicznych.</u>
<u xml:id="u-25.58" who="#BohdanPodoski">Jednocześnie jednak nie neguję myśli o możliwości rozwoju pewnych wielostronnych koncepcyj, o ile do opracowania ich zainteresowani podejdą z należytym obiektywizmem. Być może, że sytuacja w chwili obecnej jest bardziej sprzyjająca dla tego rodzaju koncepcyj niż przed paru laty, gdyż poprawiająca się koniunktura ułatwia w zasadzie ich realizację. Polska dziś, podobnie jak dawniej, tym bardziej jest gotowa współpracować w dziele odbudowy szeroko pojętej wymiany międzynarodowej, albowiem nasz system reglamentacyjny powstał wyraźnie dla celów defensywnych.</u>
<u xml:id="u-25.59" who="#BohdanPodoski">Wysoka Izbo! Kończąc moje uwagi, dotyczące ogólnych wytycznych polskiej polityki przemysłowo-handlowej, pragnę zaznaczyć, iż mogą wydać się one niejednemu z nas zbyt blade, pozbawione wyraźniejszych akcentów względnie modnych dziś na świecie haseł lub doktryn. Jestem jednak przekonany, iż wkraczając na drogę wysiłku organizacyjnego, mającego doprowadzić nas szybko do większej prężności materialnej, nie możemy eksperymentować, lecz musimy oprzeć się na naszych żywotnych czynnikach, wprząc do roboty wszystkie siły twórcze, starając się je wzmocnić i skierować na właściwą drogę. Polska musi rozwijać się bez wstrząsów i gwałtów.</u>
<u xml:id="u-25.60" who="#BohdanPodoski">Jakakolwiek zatem oderwana od życia lub też jednej grupie, a nie całości społeczeństwa służąca doktryna gospodarcza czy społeczna nie może być dla nas odpowiednia ani pożyteczna.</u>
<u xml:id="u-25.61" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-26">
<u xml:id="u-26.0" who="#StanisławCar">Na liście mówców zapisanych jest 24 panów posłów. Na podstawie art. 72 regulaminu proszę Panów Posłów, którzy zapisali się na liście mówców, ażeby zebrali się niezwłocznie w sali obrad Komisji Budżetowej celem ustalenia kolejności i czasu przemówień.</u>
<u xml:id="u-26.1" who="#StanisławCar">Jednocześnie zarządzam przerwę obiadową do godz. 16.</u>
<u xml:id="u-26.2" who="#komentarz">(Przerwa od godz. 13 do godz. 16 m. 10.)</u>
</div>
<div xml:id="div-27">
<u xml:id="u-27.0" who="#BohdanPodoski">Wznawiam posiedzenie.</u>
<u xml:id="u-27.1" who="#BohdanPodoski">Głos ma p. Hyla.</u>
</div>
<div xml:id="div-28">
<u xml:id="u-28.0" who="#WincentyHyla">Wysoka Izbo! Zagadnienie zwiększenia konsumcji krajowej, rozszerzenie rynku wewnętrznego, które podkreślił p. Minister Roman, jest dla rolników bardzo ważne i stanowi zagadnienie, któremu stale musimy poświęcać uwagę. Dotychczasowe bowiem doświadczenia dały rezultaty dla nas ujemne.</u>
<u xml:id="u-28.1" who="#WincentyHyla">Dzisiaj p. Minister powtórzył z tej mównicy opinię, że są kartele dobre i złe. Jakież to są te dobre? Dobrze by było wyjaśnić, czy kartel wytwórców cementu należy dziś do złych, tak jak to było przy rozwiązaniu kartelu przez Rząd. Olbrzymi wzrost konsumcji cementu ponad 30% ma swoją wymowę. Dzisiaj mówi się znów o zwyżce cen cementu, należało by to wyjaśnić, czy Rząd ma dostateczne przepisy prawne, by cichą zmowę, jeśli nie jest kartelem otwartym, znieść. Sprawa jest bardzo ważna i ze względu na bezrobocie, i ze względu na intensyfikację gospodarstw rolnych. Proszę Pana Ministra o wyjaśnienie tej sprawy.</u>
<u xml:id="u-28.2" who="#WincentyHyla">Druga sprawa, to sprawa cukrowa. Widzimy przy obniżce cen cukru rozwój konsumcji cukru, a przez to powiększenie obszaru uprawy buraka cukrowego. I tu też tak, jak przy cemencie, zarabiają bezrobotni i konsument otrzymuje tańszy cukier, a nic nie traci Skarb Państwa, bo przy wyższym spożyciu opłaty zwiększają się automatycznie.</u>
<u xml:id="u-28.3" who="#WincentyHyla">Trzecia sprawa — to zbyt węgla. Otóż z węglem zagadnienie jest bardzo skomplikowane. Spotykaliśmy się stale z zagadnieniem węgla i na komisji i tu na plenum została ta sprawa poruszona w interpelacji p. Eugeniusza Jurkowskiego, zapytującej Rząd, jak sprawa wygląda z „Brzeszczarni”. W „Brzeszczach” zainwestował Skarb Państwa prawie 15 milionów złotych, w ostatnich latach wydobycie węgla w tych „Brzeszczach” nie dopisuje, uzyskuje się produkcję 1/3 tego, co można by było uzyskać. Jeżeli zainwestowało się tak poważne kapitały, to siłą rzeczy należało by wyzyskać możliwości produkcyjne, tym bardziej, że urządzenia techniczne w Jawiszowicach są pierwszorzędne. Jakość tego węgla, według oceny czynników miarodajnych, jest bardzo dobra. Dlaczego zatem do dziś dnia sytuacja w „Brzeszczach” i Jawiszowicach wygląda w ten sposób, że nie wykorzystuje się tych możliwości, jakie tam istnieją? A przecież Państwo jest olbrzymim odbiorcą węgla, który jeśli by tylko część swego zapotrzebowania wraz z samorządami pokrył, to już „Brzeszcze” szłyby pełną parą. Jednak nie robi się tego i jesteśmy dziś w tej sytuacji, że zamiast 1 1/2 miliona ton wydobywa się około 450 tysięcy ton rocznie. Otóż ten stan rzeczy wymaga odpowiedzi i zasadniczej zmiany. N. I. K., która zajmowała się tym zagadnieniem, w ostatnim swym sprawozdaniu rocznym piętnuje ostro ten niezdrowy stan rzeczy, to marnotrawstwo funduszów publicznych. Interpelant jest podobno w posiadaniu dokumentów, że kapitał zagraniczny już w r. 1929 na jednym z posiedzeń ustalił, że należy dążyć do zmiany sytuacji, aby decyzje Rządu poszły w tym kierunku, by Skarb nie wykorzystywał możliwości zakupu w „Brzeszczach” odpowiedniej ilości węgla, bo to szkodziłoby prywatnemu przemysłowi węglowemu, i za wszelką cenę należało by temu przeszkodzić. Sądzę, że ten stan rzeczy nie może istnieć nadal i że tu powinna nastąpić bardzo poważna zmiana. Niedawno odbyło się, jak dzienniki donoszą, zebranie, na którym p. dyr. Peche stwierdził, że sytuacja przemysłu węglowego jest bardzo krytyczna. Winę tego stanu rzeczy przypisuje p. dyr. Peche częściowo długotrwałemu kryzysowi, częściowo zaś samemu przemysłowi. Z różnych środków zaradczych prelegent odrzucił: wolną konkurencję, państwowy monopol węglowy, prywatny syndykat węglowy, jako środki w obecnej chwili nieaktualne. Najwłaściwszą natomiast drogę ratunku widzi w utworzeniu nowej konwencji węglowej, uzależnionej w znacznie większym stopniu od Ministerstwa Przemysłu i Handlu niż obecnie. Ta nowa konwencja o statucie, narzuconym całkowicie przez Departament Górniczo-Hutniczy, miałaby zapewnić: usprawnienie kopalń drogą wykonywania wielkich robót przygotowawczych, usprawnienie aparatu sprzedaży w kierunku większego zbliżenia konsumenta z producentem, usprawnienie organizacji eksportowej i powiększenie eksportu przez odpowiednią zmianę polskoangielskiej umowy węglowej, przystosowanie przemysłu węglowego do potrzeb obrony Państwa. P. dyr. Peche zrzucił odpowiedzialność za obecny stan przemysłu węglowego na samych przemysłowców i częściowo złożył ją na kryzys. Uważam, że ten stan rzeczy, jeśli porównamy to z tym, co powiedział referent budżetu p. inż. Sowiński, że możliwości produkcyjne w gospodarstwie węglowym wynoszą 40%, że grozi to brakiem węgla, że ten stan rzeczy jest wysoce nienormalny, to ktoś za to musi ponieść odpowiedzialność. Twierdzą tutaj zainteresowani przemysłowcy, że winien jest Rząd. Chciałbym usłyszeć od Rządu odpowiedź, czy jest wina czynników rządowych? Jeśli winien przemysł, to jaką poniesie karę za ten stan rzeczy, bo przemysł który ciągnął wielkie zyski, a nie inwestował, i z tego tytułu dziś mamy trudności i dewastację kopalń, winien za to zapłacić.</u>
<u xml:id="u-28.4" who="#WincentyHyla">Węgiel stanowi jeden z głównych surowców, od którego zależy cena żelaza, wapna i szeregu innych artykułów, potrzebnych dziś rolnictwu. Jeżeli na konwencje zgodził się Rząd, to dlaczego ten stan rzeczy dziś wygląda tak smutno i dlaczego mówi się dziś, że potrzeba specjalnych opłat i specjalnych podatków, aby dopiero ratować te kopalnie. Uważam, że czynnik rządowy jest tym, który ponosi odpowiedzialność za kierownictwo tej roboty. Proszę Pana Ministra Przemysłu i Handlu o odpowiedź na to ważne zagadnienie.</u>
<u xml:id="u-28.5" who="#WincentyHyla">Wspomnę tutaj jeszcze o jednym zagadnieniu bardzo istotnym dla tej sprawy. Nad górnym biegiem Wisły są duże siedliska flisaków, o których uczy się piosenek w szkole, których się z Wisłą łączy, ludzi żyjących na wodzie, którzy w przeszłości naszej byli czynnikiem gospodarczo bardzo cennym i którzy są nim i dzisiaj, a jest ich z rodzinami około 7.000 osób siedzących na ziemi w górnym biegu Wisły. Są czynnikiem bardzo pracowitym, czynnikiem, który bardzo dużo daje, jeśli chodzi o podatki i robotę społeczną. Otóż ci flisacy, którzy przed wojną posiadali w górnym biegu Wisły 1.000 galarów, dzisiaj posiadają ich tylko 250. Przy tym są oni tak skrępowani, że nie mogą zakupywać węgla w kopalniach. Muszą oni iść do dużych firm kupieckich w Krakowie i tam opłacać ogromny haracz od 3–5 zł na tonie, żeby mogli zakupywać węgiel. Jeśli w tych warunkach mówimy o powiększeniu konsumcji i jeśli chcemy, żeby wieś kupowała węgiel (a oni jadą z węglem aż pod Sandomierz i dalej), to trudno, żeby w tych warunkach, przy takich trudnościach węgiel rozwozili. Równocześnie przeszkadza się im w wyciąganiu w górę galarów. Statki prywatne pobierają celowo zbyt wysokie opłaty, żeby ich zniszczyć i przeszkadzać im w rozwożeniu węgla. Statki są własnością firm, które posiadają wielkie składy węgla w Krakowie czy gdzie indziej, i same detalicznie chcą zarabiać sprzedając węgiel, a flisacy giną z galarami w swoim kraju.</u>
<u xml:id="u-28.6" who="#WincentyHyla">Moim zdaniem, konsumcja węgla wzrośnie w dużym stopniu, gdy zniesiemy te hamulce w sprzedaży. „Wspólnota Interesów” zrobiła dobre posunięcia i nie można tego nie doceniać.</u>
<u xml:id="u-28.7" who="#WincentyHyla">Jeżeli chodzi o sprawy związane z morzem, nie będę o nich obszernie mówił, podkreślam tylko to, że słusznie w budżecie, jak i w planie inwestycyjnym przeznaczone są na ten cel poważniejsze kwoty, które jednakże w stosunku do potrzeb, jakie istnieją, są za niskie i szczupłe, gdyż zagadnienie jest bardzo ważne.</u>
<u xml:id="u-28.8" who="#WincentyHyla">P. referent był łaskaw wspomnieć o uruchomieniu funduszów na przemysł ludowy. O tym zagadnieniu mówiłem w Komisji Budżetowej i teraz wspomnę parę słów. P. dyrektor Poniatowski wyliczył w swoim wydawnictwie, że na wsi jest około 8 milionów ludzi, którzy nie mają dostatecznego zajęcia. Wiemy, że jest 1 milion gospodarstw poniżej 2 ha, że są to gospodarstwa karłowate, że są to wielokrotnie gospodarstwa morgowe i półmorgowe, na których żyją całe rodziny i ci ludzie, nie mając zarobków, borykają się, ażeby wytrwać. Otóż dla tych ludzi jest bardzo ważną rzeczą, ażeby mieli możność pracować w t. zw. przemyśle ludowym. Cóż, kiedy nie mówi się o uruchomieniu tego przemysłu ludowego. Jeżeli wziąć całe Karpaty, Tatry, podgórze, Wileńszczyznę, gdzie jest bieda wielka, to widzimy, że tam ten przemysł ludowy jest, lecz boryka się z trudnościami, nie ma kapitału obrotowego, ani odpowiedniego przygotowania, ani też kursów specjalnych, ażeby produkcję uszlachetnić, żeby ją skupić i zracjonalizować. Na komisji zgłosiłem wniosek, żeby w § 10 Dz. 1 — Subwencje — 15.113.160 zł, pozycję przeznaczoną na dotacje, w tym na przemysł ludowy 25.000 zł, podnieść o sumę 300.000 zł. Uzgodniłem tę rzecz nawet z p. Wicepremierem, lecz później p. Wicepremier oświadczył, że p. Minister Przemysłu i Handlu nie zgadza się na to, żeby tę pozycję zmienić. Przewodniczący zarządził głosowanie, w głosowaniu wniosek ten przeszedł, jednak jeszcze dziś istnieją pewne obawy, jak do tego zagadnienia ustosunkuje się Ministerstwo. Ażeby więc nie było niedomówień i takich czy innych przykrości, proponuję, żeby w dz. 1 § 10 — Subwencje — z sumy 15.113.160 zł przenieść na nowy paragraf 10-a kwotę 325.000 zł na przemysł ludowy i domowy.</u>
<u xml:id="u-28.9" who="#komentarz">(Minister Przemysłu i Handlu p. Roman: Panie Pośle, to jest niesłuszne, ja się nie sprzeciwiłem.)</u>
<u xml:id="u-28.10" who="#WincentyHyla">Może to nieporozumienie. Następnie chciałbym tutaj wspomnieć jeszcze, że ta kwota jest bardzo skromna. W latach dobrej koniunktury mieliśmy 300.000 zł. Nie była to suma wielka, lecz i ta suma malała, aż doszła do 25.000 zł. Uważam, że to jest suma bardzo skromna. Jednak te 325.000 zł wraz z tym funduszem, który uruchomiono po b. Wydziale Krajowym we Lwowie, dadzą sumę, która będzie stanowić pewien kapitał, z którym tę akcję tak ważną i interesującą olbrzymie rzesze biednych karłowatych gospodarzy i bezrobotnych wiejskich będzie można choć skromnie ruszyć na tym odcinku.</u>
<u xml:id="u-28.11" who="#WincentyHyla">Wysoki Sejmie! Wczoraj ogłoszona deklaracja ideowo-polityczna p. płk. Koca ujmuje zagadnienie pracy dla Państwa w punkty wytyczne, które, realizowane konsekwentnie, dadzą Państwu te wartości, które wskazał p. Marszałek Śmigły Rydz w dniu 24 maja ub. r. P. Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego podkreślił przed chwilą z tego miejsca wielką wagę tej deklaracji. Uważam wytyczne zawarte w deklaracji p. płk. Koca za celowe i słuszne, a pracę nad ich realizacją za potrzebną dla Narodu i Państwa.</u>
<u xml:id="u-28.12" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-29">
<u xml:id="u-29.0" who="#BohdanPodoski">Głos ma p. Marchlewski.</u>
</div>
<div xml:id="div-30">
<u xml:id="u-30.0" who="#TadeuszWiktorMarchlewski">Wysoka Izbo! Debata nad budżetem Ministerstwa Przemysłu i Handlu nasuwa nam, przedstawicielom życia gospodarz czego, szereg bardzo poważnych refleksyj. Zdajemy sobie przede wszystkim z tego sprawę, że resort Ministerstwa Przemysłu i Handlu jest resortem wielkiej przyszłości. Spoczywa na nim poniekąd odpowiedzialność za to, czy zagadnienie przeludnienia kraju zdołamy należycie rozwiązać przez odpowiednio szybkie zmontowanie warsztatów pracy po miastach. Pod tym kątem widzenia należy oceniać rolę, jaką Ministerstwo Przemysłu i Handlu w rozwoju gospodarczym Polski odegrać winno. Musimy sobie bowiem zdawać jasno sprawę z tego, że jakąkolwiek będzie przebudowa ustroju rolnego, to w pewnej chwili, po okresie lat zawsze staniemy przed faktem, że ziemi jest dla wszystkich za mało, albowiem przyrost ludności w Polsce jest większy, niż do dyspozycji stojące ilości ziemi dla narastającej ludności. Siłą rzeczy cała ta nadwyżka musi więc, wzorem państw zachodnich, znaleźć prędzej czy później pracę w naszych miastach. W miastach, t. zn. w przemyśle, handlu i rzemiośle, t. zn. tylko wówczas, jeżeli działy te będą się rozwijać i rozkwitać. Jednym słowem, to dla przyszłości Polski kapitalne zagadnienie zależy od stworzenia silnego stanu średniego.</u>
<u xml:id="u-30.1" who="#TadeuszWiktorMarchlewski">P. referent, kol. Sowiński, poddał bardzo wnikliwej analizie położenie przemysłu i postulaty rzemiosła, natomiast stosunkowo mało uwagi poświęcił handlowi. Wierzę, iż nie stało się to z niedoceniania tego działu, ale nie chciałbym jednak, aby na zewnątrz robiło to takie właśnie wrażenie, jakobyśmy handel w ocenie zjawisk gospodarczych gdzieś głęboko, na szary koniec spychali. Na szczęście podkreślił p. Minister w dzisiejszym swym przemówieniu bardzo mocno, że uważa handel za jedną z dominujących form w procesie gospodarczym. Tak jest istotnie. Można by tu trawestować zdanie Forda, który mówił, że dobre drogi powodują w następstwie motoryzację kraju. Pozwolę sobie stwierdzić, że dobrze zmontowany aparat dystrybucyjny i dobrze pracujący handel w skutkach swych spowodują wzrost produkcji rolniczej, przemysłowej i rzemieślniczej. Wydaje mi się, że pod tym względem znaczenie handlu dla równowagi całego życia gospodarczego zostało w referacie niedostatecznie silnie podkreślone.</u>
<u xml:id="u-30.2" who="#TadeuszWiktorMarchlewski">Wysoka Izbo, jestem przekonany, że łatwiej damy sobie radę z odbudową przemysłu, łatwiej uporamy się z odbudową rzemiosła, chociażby ze względu na to, że rzemiosło tradycjami swoimi zakotwiczyło się głęboko w narodzie, aniżeli z handlem, w którym naród polski tworzy, niestety, mniejszość. Proszę zwrócić uwagę: Polacy, synowie tej ziemi, w tej wielkiej dziedzinie gospodarczej, której na imię handel, są mniejszością. Dopóki ten stan anormalny trwać będzie, dopóty nie może być mowy o tym, abyśmy mogli naprawdę dojść do równowagi społecznej. Niewątpliwie tłumaczy się tym niedocenianie kupca i animozja do handlu, tak do niedawna w narodzie polskim ustalone. Stało się to dlatego, że na odcinku handlu ta mniejszość tworzyła to, co jest dobre, ale ta ogromna większość elementu obcego w handlu stworzyła najgorsze tradycje handlu polskiego.</u>
<u xml:id="u-30.3" who="#TadeuszWiktorMarchlewski">Położenie handlu jest mimo wszystkie objawy poprawy zawsze jeszcze niedobra. Dowodem tego jest fakt, że jeszcze w roku 1936 obserwujemy na Pomorzu przesuwanie się świadectw przemysłowych w kierunku na IV kat., a więc proces rozproszkowania, t. j. upadku handlu jeszcze trwa. I tak: I i II kat. świadectw przemysłowych dla przedsiębiorstw handlowych, reprezentująca istotny warsztat kupiecki, nie wykazuje żadnej zwyżki, a więc żadnej poprawy, w III kat., a więc już w stosunkowo drobnym handlu stwierdzamy jeszcze w 1936 r. spadek 10%, dopiero IV kat., a więc najdrobniejsze warsztaty wykazują wzrost 12%. Ze statystyki tej wyłączam Gdynię, jako pracującą w odrębnych warunkach. To rozproszkowanie handlu jest o tyle niebezpieczne, że eliminuje ono coraz więcej ludzi, zamiast ich przyciągać. Śmiem twierdzić że gdybyśmy mieli zjawisko odwrotne, zjawisko podciągania handlu wzwyż, przyrost większych warsztatów, to moglibyśmy w pierwszych trzech kategoriach ulokować przeciętnie po jednym pracowniku dodatkowo. W cyfrze daje to 150.000 ludzi, których zdjęlibyśmy z rynku pracy. Widzimy więc, że nawet dla kwestii rozwiązania bezrobocia rozwój handlu ma kapitalne znaczenie. Przy tym obliczenia moje są bardzo skromne, raczej pesymistyczne.</u>
<u xml:id="u-30.4" who="#TadeuszWiktorMarchlewski">Wysoka Izbo! W swoim przemówieniu na Komisji Budżetowej zobrazował nam p. Minister całokształt sytuacji gospodarczej. Pragnę podkreślić następujące punkty: P. Minister stwierdził: 1) że uprzemysłowienie kraju staje się nakazem nieodzownym z uwagi na problem bezrobocia — politykę pro przemysłową akceptuję w całości, 2) że docenia w zupełności potrzebę opieki nad rzemiosłem i że jakkolwiek nie ma jeszcze właściwego programu, to z wagi tego zagadnienia zdaje sobie sprawę — pragnę stwierdzić, że rozwój rzemiosła łączy się tu ściśle również z postulatem stworzenia silnego stanu mieszczańskiego, 3) wspomniał o pomyślnej koniunkturze w handlu zagranicznym i o konieczności usprawnienia systemów w obrocie zagranicznym, a przede wszystkim w sposobie wiązania transakcyj eksportowych i importowych, na który to system strasznie skomplikowany sfery kupieckie narzekają, przy tym wyraźnie stwierdził absolutną konieczność dalszej rozbudowy portu w Gdyni, — teza ta odpowiada całkowicie poglądowi naszych sfer gospodarczych, 4) p. Minister podkreślił, że należy odbudować rynek wewnętrzny i że istnieje potrzeba wielkiego wysiłku na odcinku uporządkowania naszej dystrybucji, a więc handlu i kupiectwa.</u>
<u xml:id="u-30.5" who="#TadeuszWiktorMarchlewski">Nawet ten lapidarny skrót przytoczonych wyżej wytycznych Ministerstwa uzmysławia nam ogrom pracy spoczywającej na tym resorcie, a równocześnie poważną dysproporcję między zadaniem, jakie ma do spełnienia, a środkami, jakimi rozporządza. Weźmy np. departament handlu, gdzie obok dobrze rozbudowanego działu handlu zagranicznego mamy bardzo skromnie wyposażony dział handlu wewnętrznego, składający się z jednego wydziału. Można na dobro tego wydziału powiedzieć, że w tych niepomyślnych warunkach zrobił duży wysiłek, szczególnie w ostatnim czasie widzimy właściwe podejście do szarego człowieka, jakim jest kupiec i rzemieślnik. Odczuwamy lepszy kontakt z terenem. Wszystko to jednak nie może zmienić faktu, że nie robimy na odcinku handlu wewnętrznego takich postępów, jakich wymaga chwila, bo po prostu ośrodek dyspozycyjny samego Ministerstwa jest za słaby w stosunku do zadań, jakie winien spełnić. W krajach Europy zachodniej, w Ameryce zagadnienie właściwej dystrybucji dóbr stało się od dawna problemem, gdyż przekonano się, iż w tej właśnie dziedzinie gospodarczej szukać należy środków złagodzenia ostrości przesileń. U nas natomiast panuje raczej platoniczne zainteresowanie się tymi sprawami. Wprawdzie powołano do życia w myśl uchwały narady gospodarczej Międzysamorządową Komisję Handlu Wewnętrznego, która ma opracować program reorganizacji rynku wewnętrznego, lecz nie wyposażono tej komisji w odpowiednie środki, skutkiem czego praca jej postępuje nader wolno. Stało się niedobrze, że Ministerstwo Przemysłu i Handlu pozostało tylko w roli widza w stosunku do tej komisji, pozbawiając tym samym komisję możliwości natychmiastowego uregulowania szeregu spraw w zakresie handlu wewnętrznego i nadając jej w ten sposób charakter ciała poniekąd naukowo-badawczego. W obecnym stanie rzeczy jednym z pierwszych kroków ku zmianie wyżej przedstawionych niepomyślnych zjawisk winno być stworzenie w Ministerstwie Przemysłu i Handlu silniejszego niż dotychczas ośrodka dyspozycji w dziedzinie handlu wewnętrznego. Należało by ewentualnie utworzyć oddzielny departament handlu wewnętrznego, jak w ogóle ustalić zakres spraw koniecznych dla pozostawienia innym resortom, a w zasadzie skoncentrować dyspozycję nad całością handlu wyłącznie w Ministerstwie Przemysłu i Handlu.</u>
<u xml:id="u-30.6" who="#TadeuszWiktorMarchlewski">P. Minister podkreślił na komisji w swym przemówieniu pewną słabość organizacyjną, jaką okazuje kupiectwo. Tak jest, Panie Ministrze, w stosunku do całości handlu istnieje niewątpliwie słabość organizacyjna, ale jest to następstwo niepomyślnych warunków, w których handel się w Polsce rozwijał. Podniósł Pan następnie, że jakość pracy zawodowej nie stoi na wysokości zadania. Śmiem twierdzić, że istnieje tu pewne nieporozumienie. Słabość organizacyjna tłumaczy się tym, że organizacje zawodowe kupiectwa nie zdołały, mimo długoletnich wysiłków, trwających od zarania Państwa stworzyć tych sprzyjających warunków pracy dla kupca. Nikłe rezultaty, mimo bardzo wielkiego nakładu energii ze strony organizacyj, są w dużej mierze przyczyną pewnej apatii wśród kupiectwa, nie doceniającego wysiłków ludzi dobrej woli, którzy na czele tych organizacyj stoją. — Należy natomiast wyraźnie podkreślić, że mimo wszystko rejestrujemy nawet w tych niepomyślnych warunkach postęp organizacyjny. Rok 1936 był nawet rokiem przełomowym. W związku z coraz przychylniejszym ustosunkowaniem się społeczeństwa polskiego do handlu chrześcijańskiego organizacje kupieckie, w szczególności na terenie b. Kongresówki, kresów wschodnich i Małopolski wykazały wyjątkowo dobre rezultaty. Liczebność organizacyj prowincjonalnych na terenie Kongresówki wzrosła w ostatnim czasie bardzo poważnie, w wielu wypadkach o przeszło 100%. Oto przykład: zdobycie własnymi siłami specjalnego kredytu, planowa akcja organizowania rejonowych placówek hurtu i półhurtu polskiego (przeszkody stawiane są, rzecz dziwna, ze strony Państwowej Rady Spółdzielczej w związku z organizowaniem spółdzielnych hurtowni zbiorowych zakupów), obsługa informacyjna o racjonalnych źródłach zakupu dla kupiectwa detalicznego, realizowanie kolonizacji kupiectwa poznańskiego i pomorskiego na teren województw centralnych i wschodnich. Przykłady te są dowodem, że organizacje kupiectwa chrześcijańskiego nie ograniczają się w swej działalności do ustalania i przedkładania czynnikom rządowym swoich postulatów, lecz główny wysiłek skierowany jest na wykonanie programu ustalonego w ramach wewnętrzno-organizacyjnych. Jeżeli chodzi o zachód, to nie ma ani jednego powiatowego miasta, gdzie by nie było organizacji zawodowej kupieckiej. Natomiast środki, którymi organizacje dysponują są bardzo skromne, 90% pracy spełniane jest honorowo. Czyż w tych warunkach może być mowa o tym, że zwraca się zbytnią uwagę na stronę reprezentacyjną? Nie mogę nie podkreślić wydatnego zrozumienia, jakie zarówno kupiectwo, jak wolne organizacje zawodowe znajdują w samorządzie gospodarczym. Należy podnieść ogromny wysiłek izb przemysłowo-handlowych na odcinku handlu wewnętrznego, gdzie w harmonijnej współpracy z wolnymi organizacjami dokonuje się żmudnych badań rynku wewnętrznego. Zdaje się, że weszliśmy już w pozytywny okres dźwigania handlu wewnętrznego w górę.</u>
<u xml:id="u-30.7" who="#TadeuszWiktorMarchlewski">Muszę jeszcze w kilku słowach poruszyć zagadnienie spółdzielczości. Przez pryzmat Polski zachodniej patrzymy na spółdzielczość nieco inaczej, niż ją się widzi na innych terenach. Widzimy w spółdzielczości niewątpliwie twórczy organ pracy handlowej na tych wszystkich odcinkach, gdzie zawodzi inicjatywa prywatna lub gdzie jest ona zbyt słaba. Mało tego, na Pomorzu niemal cały handel bławatniczy, dziś silny i dobrze zorganizowany, handel indywidualny, powstał przez spółdzielczość. Spółdzielczość była na zachodzie środkiem tworzenia polskiego stanu kupieckiego, była celem, a nie doktryną, była nastawiona do kupca przychylnie, a nie wrogo. Tego zrozumienia nie widzimy dziś w Państwowej Radzie Spółdzielczej, stwarzającej stałe utrudnienia przy rejestracji powstających ostatnio dość licznie spółdzielni zbiorowych zakupów, organizowanych przez kupiectwo chrześcijańskie. Widzimy, poza Polską zachodnią, fanatyzm kierowników najpoważniejszych organizacyj spółdzielczych i niewłaściwe metody zwalczania konkurencji indywidualnego handlu chrześcijańskiego, jak wypuszczanie bonów, którymi uskutecznia się wypłaty i zmusza w ten sposób do zakupu, np. w Pucku, Hajnówce itd. Celem przywrócenia właściwego kierunku polityki organizacyj spółdzielczych Państwowa Rada Spółdzielcza winna podlegać resortowi Ministerstwa Przemysłu i Handlu, które jedynie jest powołane do tego, aby być arbitrem i usuwać niepotrzebne ostrości. Wytworzony został stan zapalny, którego skutki są dla gospodarstwa narodowego zgubne, a kierunek nastawienia może być błędny. Wówczas nie miałby miejsca wypadek, że w Toruniu sprawozdawca radiowy rynku rolniczego twierdzi, że w zwyżce cen rolniczych producent wykorzystał tylko 13%, a marża do 40% pozostała w kieszeniach pośredników. Już to dyskwalifikowanie kupca, w tym wypadku zbożowego, który w Polsce zachodniej tworzy typ wyjątkowo dobrze kwalifikowany, jako „pośrednika”, jest znamienne dla tego rodzaju „ekonomistów”. Że całe obliczenie jest błędne i zakrawa na niewczesny żart, nie potrzebuję udowadniać, jeżeli weźmie się pod uwagę, że mamy w Polsce zachodniej doskonale funkcjonujące giełdy, których notowania są znane wszystkim producentom rolnym. Zysk normalny kupca zbożowego obraca się w granicach od 1 i 1/2 do 3%. Na jakiej więc podstawie i na jakiej zasadzie sprawozdawca radiowy mógł twierdzić, że jakaś olbrzymia różnica pozostaje w kieszeniach „pośredników”, jest dla mnie niezrozumiałe. Ale zrozumiała jest chęć uderzenia w kupca.</u>
<u xml:id="u-30.8" who="#TadeuszWiktorMarchlewski">Wysoka Izbo! Wprost beznadziejnie wygląda w tej chwili zagadnienie średnio i długoterminowego kredytu dla handlu. Wskutek oddłużenia rolnictwa, do którego ustosunkowało się kupiectwo życzliwie, kupiec znalazł się w położeniu katastrofalnym, nie będąc sam oddłużony w stosunku do swego wierzyciela, nawet należytego zrozumienia w bankach kupiec nie znalazł, domagając się bodaj obniżenia odsetek od swoich długów. Kiedy zwróciliśmy się do władz Komunalnego Związku Kredytowego z wnioskiem, ażeby banki komunalne, pobierające stopę od 8 do 9, a z ubocznymi kosztami do 10 a nawet 11%, obniżyły wysokość stopy, otrzymaliśmy odpowiedź negatywną. Dosłownie napisano, że wskutek przymusowej ustawowej redukcji odsetek od długów rolniczych i komunalnych, większość komunalnych kas oszczędności na terenie województwa pomorskiego nie może na razie przystąpić do redukcji procentów od innych wierzytelności. Komunalny Związek docenia konieczność ulżenia sytuacji kupiectwa w tych wypadkach, w których finanse K. K. O. na to zezwalają, a poza tym oczekuje rezultatu swych zabiegów w Ministerstwie Skarbu. Widzimy więc tu namacalnie, że jednostronne oddłużenie bije inną gałąź gospodarczą i że nawet tak skromny postulat już nie oddłużenia, ale ulgowej stawki procentowej nie może być realizowany. A cóż dopiero mówić o kredycie, którego nawet pod dobry zastaw hipoteczny otrzymać nie można. Wielu kupców ma wartości nieruchome, ale warsztaty martwe dlatego, że nie ma kredytu średnio i długoterminowego; gdyby był, wiele warsztatów kupieckich ruszyłoby pełną parą, dając pracę szerokim rzeszom pracowników handlowych.</u>
<u xml:id="u-30.9" who="#TadeuszWiktorMarchlewski">Z dziedziny etatyzmu w obrocie handlowym przytoczyć muszę przykłady następujące: nakaz dla komorników, dotyczący obowiązku zakupywania w drukarni więzienia w Rawiczu wszystkich potrzebnych druków i ksiąg, albo ostatnie zarządzenie Ministra Poczt i Telegrafów w sprawie wydawania gratis koperty i papieru listowego przy zakupie znaczków pocztowych za 25 gr. Przecież to jest uprawianie handlu przez czynnik rządowy, który pozbawia pracy kupca-papiernika.</u>
<u xml:id="u-30.10" who="#TadeuszWiktorMarchlewski">Mówiąc o całokształcie zagadnień handlowych, nie mogę nie poruszyć problemu gdańskiego, jako że Gdańsk znajduje się w granicach polskiego obszaru celnego. Kiedy na Komisji Spraw Zagranicznych poruszono zagadnienie kontyngentów importowych dla Gdańska, odpowiedziano, że stosunkowo większe kontyngenty, jakie otrzymuje Gdańsk, stanowią ekwiwalent za odbiór produktów rolnych Pomorza. Ekwiwalent ten wydaje mi się być niewspółmierny. Przede wszystkim Gdańsk otrzymuje za tę skromną stosunkowo dostawę zapłatę trzykrotną: 1) uprzywilejowaniem kontyngentów, 2) przeładunkiem, 3) zakupem towarów przemysłowych Gdańska. A wystarczałby już ten punkt trzeci, gdyż, jak wykazują sprawozdania samego Gdańska, produkcja przemysłowa wzrasta bardzo poważnie. Ale żebyśmy przynajmniej za to wszystko spotykali się z odpowiednim zrozumieniem samego Gdańska. Mimo idylli politycznej, jaka istnieje między Gdańskiem a Polską, współpraca gospodarcza pozostawia jeszcze dużo do życzenia. Nie chcę już powtarzać, jak ciężkie jest położenie polskiego kupca i przemysłowca w Gdańsku, którego musimy otoczyć specjalną opieką, natomiast ciekawym jest, że nieznajomość polskiej produkcji w Gdańsku była do niedawna jeszcze tak wielka, że nawet zbyt towarów polskich na rynku gdańskim napotykał na poważne trudności, a fakt ten odzwierciadlał się w żądaniach przyznawania Gdańskowi poważniejszych kontyngentów importowych zagranicę na towary, które również dobrze dostarczyć może przemysł polski. Drugim przykładem jest fakt istnienia zmowy gdańsko-angielskiej pozwalającej na korzystniejszych warunkach sprowadzać śledzie z Anglii członkom tego układu. Kiedy ostatnio staraliśmy się wprowadzić drogą rozmowy z Gdańskiem do tego układu chociażby jedną firmę chrześcijańskiego handlu śledziowego z Polski, spotkaliśmy się z kategoryczną odmową i dziś import przez Gdynię dla kupiectwa Polski zachodniej odbywa się na warunkach mniej korzystnych niż te, jakie mają członkowie układu. Sprawę tę przedłożymy niebawem p. Ministrowi z prośbą o użyczenie swego całkowitego wpływu na usunięcie przeszkody, jaka istnieje, albo na stworzenie takich warunków, ażeby powstający handel śledziowy polski mógł z Anglii importować śledzie na warunkach równych z handlem gdańskim. O nastrojach pewnych kół gdańskich do kupiectwa naszego świadczy fakt, że kiedy korporacja kupców w Gdyni powzięła uchwałę o bojkocie kasyna gry w Sopotach, prezes korporacji p. Nowacki otrzymał z zarządu kasyna list, który mam tu zaszczyt Wysokiej Izbie przedłożyć. W liście tym przestrzega się adresata przed wejściem do kasyna w jego własnym interesie. Jest to więc ukryta groźba skierowana przeciwko przedstawicielowi kupiectwa polskiego.</u>
<u xml:id="u-30.11" who="#TadeuszWiktorMarchlewski">Wysoka Izbo! Na zakończenie pragnę wyrazić podziękowanie p. Ministrowi za mocne podkreślenie konieczności dalszych inwestycyj i rozbudowy portu Gdyni. Pojawiające się obawy, że wskutek zwrócenia uwagi na powstające nowe ośrodki przemysłowe może ucierpieć Gdynia, tak p. Minister, jak ostatnio p. Dyrektor departamentu, podczas pobytu w Gdyni rozwiali w zupełności ku ogólnemu zadowoleniu. Pocieszającym jest fakt, że znalazły się chociaż skromne środki na rozbudowę floty handlowej, która ma jeszcze ogromne zadania przed sobą, gdyż na razie przewozimy pod polską banderą 10% tonażu, podczas kiedy 90% przewożą jeszcze bandery obce. Musimy dojść do ideału, ażeby przynajmniej połowa transportów do Polski przewożona była pod polską banderą. Zresztą do zagadnienia Gdyni powrócimy niebawem kiedy w tej Wysokiej Izbie uchwalać będziemy nowelę do ustawy o ulgach dla m. Gdyni. Proszę Pana Ministra, ażeby szereg poprawek, które zgłaszam jako referent ustawy, a które leżą w interesie Gdyni i zaplecza, zechciał życzliwie poprzeć, gdyż zmierzają one do tego, ażeby na odcinku morza i wybrzeża panował nieustanny prąd tworzenia nowych wartości.</u>
<u xml:id="u-30.12" who="#TadeuszWiktorMarchlewski">Na zakończenie apeluję gorąco do całego parlamentu: otoczcie handel narodowy opieką i prawdziwą życzliwością, pamiętajcie, Panowie Posłowie, o tym, że przyszłość młodego pokolenia, nie wykluczając rolników, leży właśnie w handlu. Już dziś obserwujemy, że wśród praktykantów handlowych przeważa element rolniczy i urzędniczy, dlatego liczę na poparcie i zrozumienie właśnie tych warstw społecznych. Pragnąłbym, ażebyście dopomogli nam zmienić fatalną, straszliwą dysproporcję, że jako gospodarze kraju jesteśmy w handlu mniejszością. Musimy zdobyć większość, musimy unarodowić handel.</u>
<u xml:id="u-30.13" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-31">
<u xml:id="u-31.0" who="#BohdanPodoski">Głos ma p. Matusiak.</u>
</div>
<div xml:id="div-32">
<u xml:id="u-32.0" who="#StefanMatusiak">Wysoka Izbo! W budżecie Ministerstwa Przemysłu i Handlu mieści się pozycja po stronie dochodów Urzędu Morskiego w wysokości 8 milionów złotych. Świadczy to o tym, że w sprawach morskich, chociaż powoli, ale systematycznie posuwamy się naprzód. Mam wrażenie, że doczekamy się tego, że powstanie silna flota morska, a być może i resort ministerstwa marynarki. Aczkolwiek nie jesteśmy państwem morskim, lecz kontynentalnym, to jednak stanowisko Polski musi być wzmocnione na odcinku morskim.</u>
<u xml:id="u-32.1" who="#StefanMatusiak">A teraz chciałbym powiedzieć słów kilka o zapalniczkach. Nie wiem, do jakiego resortu należy ta sprawa.</u>
<u xml:id="u-32.2" who="#komentarz">(P. Hołyński: Do Ministerstwa Skarbu.)</u>
<u xml:id="u-32.3" who="#StefanMatusiak">Jestem zdania, że powinna należeć do Ministerstwa Przemysłu i Handlu, a ono uporządkowałoby sprawę stemplowania zapalniczek. Tyle o tym przedmiocie.</u>
<u xml:id="u-32.4" who="#StefanMatusiak">Powszechnie się twierdzi, że rolnictwo jest podstawą Państwa. Ja śmiem dodać, że przemysł jest jego ostoją. Połączony z handlem tworzy źródło wzbogacenia się Państwa. Oto kiedyś wyczytałem w książce, że w czasie rewolucji francuskiej jeden z przemysłowców, który już umierał, poraniony w walce, zostawił testament swemu synowi: starajcie się odbudować przemysł, podnieść go, bo to jest wzbogacenie kraju. Nie zapominajcie o robotnikach tego przemysłu, bo myśmy wiele błędów wobec nich porobili. Wówczas Francja, aczkolwiek zniszczona wojną domową, zaprzestała politykowania, wzięła się do pracy i dzięki temu szybko się dorobiła; dziś Francja stoi w pierwszym rzędzie państw bogatych w Europie.</u>
<u xml:id="u-32.5" who="#StefanMatusiak">Jeżeli chodzi o przemysł nasz, to jego nastawienie musi ulec zmianie. Wprawdzie dotychczas znajduje się w przemyśle dużo obcego kapitału. Nasz przemysłowiec, który jednocześnie jest w tym również zaangażowany, ma na to niewielki wpływ. A jeśli chodzi o nastawienie, to przemysł nasz idzie w tym kierunku, ażeby produkować tylko tyle, ile jest potrzebne na dziś, — o jutro nikt się nie troszczy. Tak samo jeśli chodzi o produkcję rolniczą, ciągle powstają pewne walki o podział produktów, ale nie ma hasła, które by wołało o zwiększenie produkcji. Śmiem twierdzić, że u nas jest za małe zatrudnienie, za mała produkcja, dlatego ceny nasze są wysokie. Sądzę, że jeśli chodzi o przemysł i o rolnictwo, to dwa te procesy będą się musiały rozwijać równocześnie i gdzieś znaleźć linię styczną, ażeby nie było tej rozbieżności, tej dysproporcji w cenach. Na tym najwięcej później cierpi świat pracy. Kiedyś, w roku ubiegłym, kiedy omawialiśmy zagadnienie bezrobocia w Grupie Pracy, p. Sowiński postawił tezę: to zależy od tego, w jakim kierunku Państwo nasze pójdzie — czy pójdzie w kierunku uprzemysłowienia, czy urolnienia kraju. Trudno było wówczas na to odpowiedzieć, ale dziś trzeba sobie powiedzieć, że jedno i drugie musi iść w parze, jedno i drugie musi zwiększyć produkcję, inaczej nie wybrniemy z sytuacji, nie rozładujemy naszego bezrobocia. Zatrudnienie wszystkich, to walka z komunizmem, czy anarchizmem, bo tu tkwi podłoże. Trzeba zwalczać źródło zła, a nie jego skutki. Możemy tworzyć takie czy inne organizacje, lecz jeśli nie stworzymy zasady, jeśli nie będziemy dążyli do celu, to żadne środki nam nie pomogą.</u>
<u xml:id="u-32.6" who="#StefanMatusiak">Śmiem stwierdzić, że jeśli chodzi o produkcję w Polsce, to u nas jedna trzecia społeczeństwa pracuje produktywnie, natomiast 40% pracuje nieproduktywnie, a 30% to zupełne nieroby. Tak to określam i tak niestety się dzieje. Ekonomiści również to potwierdzają. Nasuwa się pytanie — gdzie leży tego przyczyna. Otóż mnie się wydaje, że mamy za mało warsztatów pracy, przemysł obecny i rolnictwo są przeludnione, mamy za mało warsztatów pracy, a narastanie ludności jest coraz większe. A jak oświadczył p. Minister Kościałkowski, od czasu powstania niepodległego Państwa Polskiego przybyło nam 8.000.000 ludności, a od czasu powstania kryzysu — 3.500.000. A zatem mamy kolosalną armię do pracy, której nie możemy i nie mamy gdzie umieścić. Moim zdaniem, trzeba wszystkich środków użyć, ażeby rozszerzyć warsztaty pracy, jeśli dotychczasowy przemysł nie jest w stanie ludzi wchłonąć. Rząd wysuwa koncepcję, ażeby ożywić inicjatywę prywatną. To mnie ogromnie zainteresowało, w jaki sposób można stworzyć chociażby jeden warsztat pracy, ażeby kilku ludzi zatrudnić, którzy chodzą i szukają pracy. Otóż zwróciła się do mnie grupa rzemieślników z prośbą, ażeby im pomóc w zorganizowaniu warsztatu pracy. Jeden człowiek zorganizować nie może, gdyż nie ma na to kapitału, tworzą się przeto grupy i zbiorowo sobie pomagają. Ażeby sobie pomóc, trzeba się podporządkować ustawom. Okazało się, że trzeba było najpierw skonstruować statut, statut należy dać do zaopiniowania, a wreszcie zarejestrować w sądzie. Gdy rozpocząłem ten statut rejestrować, to najpierw wysłano mnie do Rady Spółdzielczej przy Ministerstwie Skarbu. Rada Spółdzielcza oświadczyła, że jej to nic nie obchodzi, trzeba iść do Związku Spółdzielni, a Związek Spółdzielni przetrzymał ten statut dwa czy trzy tygodnie, następnie odesłał do Towarzystwa Kooperacji Pracy i tam dopiero doczekał się zaopiniowania. Tak wygląda położenie zespolonych warsztatów pracy. Gdy się przechodzi ten cały alembik, to obywatel, który na własną rękę chciałby coś organizować, nie jest w stanie tego zrobić, bo nie może uiścić różnych opłat stemplowych. Sprzykrzy mu się chodzić i wydeptywać chodniki w urzędach, macha na wszystko ręką i czeka aż przyjdzie zbawienie. W takich warunkach człowiek woli zrezygnować ze wszystkiego.</u>
<u xml:id="u-32.7" who="#StefanMatusiak">Jeżeli chodzi o rozładowanie bezrobocia, to obok przemysłu ciężkiego, który wszędzie powstać nie może, rozwijać się musi przemysł rękodzielniczy, jak w tym wypadku na Pomorzu. Ale i rękodzielnictwo wegetuje i ma trudne warunki rozwoju, gdyż jest obciążone dużym haraczem. Pomimo ciężkich warunków egzystencji, to jednak niezależnie od inicjatywy rządowej musi powstać inicjatywa prywatna, trzeba tworzyć nowe warsztaty pracy, które by wchłonęły masy bezrobotnych, czekających na pracę. Trzeba poprostu stworzyć przymus pracy, ale nie stwarzać przypadkiem stada niewolników wyzyskiwanych, tylko wolnych obywateli, którzy by mogli mieć zatrudnienie i tyle zarabiali, aby starczyło na utrzymanie. Śmiem twierdzić, że dla każdego człowieka pracy jest obojętne, czy zarabia 5 czy 100 złotych, ale nie może być obojętne ile za swą pracę może nabyć produktów potrzebnych do utrzymania się. Należało by stworzyć przymus pracy, a następnie wprowadzić powszechny podatek. Jeżeli mamy winnicę Pańską, i czerpiemy z niej, to musimy część dochodu oddać. Chodzi tylko o to, żeby nie było tak, jak historia wykazuje. Kiedy rada koronna jednego z królów postanowiła uchwalić podatek, aby mieć cośkolwiek na wzmocnienie swego wojska, i uchwaliła podatek od kominów, to W pewnej okolicy szlachta, aby tego podatku nie płacić, obaliła wszystkie kominy. Należy przeto ciężary rozłożyć proporcjonalnie, stosownie do dochodu, niech wszyscy ponoszą ciężary, a nie tylko człowiek pracy. Wzmoże się ruch, zwiększy konsumcja i będzie rozładowane bezrobocie. Zniknie wtedy obawa o komunizm czy anarchię.</u>
</div>
<div xml:id="div-33">
<u xml:id="u-33.0" who="#BohdanPodoski">Głos ma p. Stamm.</u>
</div>
<div xml:id="div-34">
<u xml:id="u-34.0" who="#RomanStamm">Wysoki Sejmie! Jako kupiec samodzielny muszę zabrać głos przy budżecie Ministerstwa Przemysłu i Handlu, by zwrócić uwagę na ciężkie położenie kupiectwa. Kupiectwo jest zawsze jeszcze przez pewną część społeczeństwa Polski uważane jako niepotrzebny pośrednik i jako ten czynnik, który przyczynia się do niepotrzebnego podrożenia towarów. Jak atoli jest w rzeczywistości? Kupiec jest niezbędnym ogniwem w gospodarce każdego państwa, gdyż kupiec jest tym czynnikiem, który fabrykantowi daje wskazówki, jakie towary w danej miejscowości są potrzebne. Kupiec zamawia towar na pewien czas przed rzeczywistym jego zapotrzebowaniem i tym samym daje pracę szerokim masom robotników. Kupiec bierze na siebie ryzyko sprzedaży danego towaru i bardzo często musi potem część danych artykułów sprzedać ze stratą, lub ich wcale nie sprzeda.</u>
<u xml:id="u-34.1" who="#RomanStamm">Jest to okoliczność, której na ogół nie bierze się wcale w rachubę, a jednak zdarza się stale w handlu.</u>
<u xml:id="u-34.2" who="#RomanStamm">A jak jest z podrożeniem towarów. Stwierdzam, że właśnie kupiectwo jest regulatorem cen, bo kupiec, mając pewien zapas towaru na składzie, hamuje nagłe zwyżki cen, które tak niespodziewanie nieraz powstają w cenach surowców i u fabrykantów. Mam dane z Warszawy, gdzie w grudniu 1936 r. ceny detaliczne artykułów, stanowiących podstawę do obliczenia kosztów utrzymania, były najdokładniej takie same, jak w grudniu 1935 r., mimo że ceny hurtowe podniosły się o 8%. W ciągu roku 1936 mąka i kasza podrożały w hurcie o 38%, w detalu o 18%; mleko i masło w hurcie o 10–15%, w detalu o 7%; jaja w hurcie o 23%, w detalu o 14%, odzież i obuwie w hurcie o 0.6%, a w detalu obniżono o 1,6%, i tak jest także jeszcze w większym stopniu we wszystkich innych gałęziach handlu. Jest zatem niczym nieuzasadniony zarzut, że handel przyczynia się do podwyżki cen. W dzisiejszych czasach nadmiernej konkurencji można kupiectwu prędzej zrobić zarzut, że sprzedaje z za małym zyskiem. Widocznym to zresztą jest i z tego, że stale zmniejsza się ilość świadectw przemysłowych na wyższe kategorie, z czego dowód, że kupiectwo traci na swej substancji, gdyż zamiast iść wzwyż, idzie na dół. Następuje stała pauperyzacja handlu. Pizy czyny tego są różnego rodzaju i to po pierwsze nadmierne obciążenie najrozmaitszymi podatkami i świadczeniami. Podwyższony podatek od obrotu, który przy niektórych artykułach wynosi do 30% zysku, świadczenia socjalne, które wynoszą do 25% wypłacanych zarobków, podatek od lokali itp. Jeżeli do tego doliczymy wysokie opłaty za świadectwa przemysłowe i akcyzowe i karty rejestracyjne i dodatki na rzecz samorządu, to trzeba przyznać, że obciążenie kupiectwa jest za duże. Ale oprócz tych wszystkich podatków i świadczeń przymusowych, ile jest jeszcze świadczeń niby dobrowolnych, a jednakowoż przymusowych, gdyż ile musi kupiec dawać na najróżniejsze zbiórki. Te składki nie ominą przecież żadnego kupca, bo do otwartego składu trafi każda organizacja, a biada temu, który odmówi. Reasumując wszystko, co już powiedziałem, stwierdzam, że kupiectwo jest czynnikiem bardzo pożytecznym i źle będzie w Polsce, o ile nie uda się podciągnąć stanu kupieckiego wzwyż.</u>
<u xml:id="u-34.3" who="#RomanStamm">Jakie są jeszcze prócz już wymienionych przyczyny pauperyzacji kupiectwa? Składają się na ten stan różne przyczyny. Jedną z przyczyn jest centralizacja zakupów całego aparatu państwowego. Nakłada się na kupca podatki i świadczenia bez końca, ale broń Boże, by od niego coś kupić. Wszelkie zakupy czy to w kolejach państwowych, czy w sądownictwie, czy w administracji ogólnej, muszą być załatwione przez centralę zakupu u fabrykanta lub hurtownika. Kupiec miejscowy nie może prócz kilku drobiazgów nic dostarczyć, a jeżeli porównamy ceny, to mimo tych centralnych dużych zakupów nie są one tańsze, lub przynajmniej nie ma dużej różnicy. W dużej mierze jest natomiast różnica w jakości towaru. Jest to jeden z postulatów kupiectwa i proszę Pana Ministra, by jako opiekun kupiectwa wywarł swój wpływ, aby ten tak ważny postulat, tak często w rezolucjach kupiectwa polskiego wysuwany, został zrealizowany. Kupiectwo w średnich i małych ośrodkach, które musi także płacić podatki i świadczenia, powinno z tych dostaw państwowych choć częściowo coś uzyskać.</u>
<u xml:id="u-34.4" who="#RomanStamm">Chciałbym teraz jeszcze poruszyć jedną bardzo dużą bolączkę, a to dostawę węgla, koksu i brykietów. Mamy w Polsce setki tysięcy bezrobotnych, dla których trzeba urządzić pomoc zimową, bo niby nie ma dla tych biedaków pracy i zarobków. Jak wygląda to w rzeczywistości? W grudniu przeszłego roku, mając skład artykułów opałowych i budowlanych, zamówiłem na dostawę na styczeń tego roku węgiel, koks i brykiety. Węgiel dostarczono jeszcze jako tako, ale koksu już nic, dosłownie ani jednego wagonu, a gdy moje zapasy z grudnia się skończyły, to mimo że pisałem, telegrafowałem i telefonowałem, nie było można osiągnąć ani jednego wagonu, Odpowiedź była: Koksu nie ma. Ale nie tylko ja nie miałem, w całym mieście nikt go nie dostał. I ten sam stan był prawie we wszystkich miastach Pomorza. Brykietów także nie dostarczono, gdyż, jak mi doniesiono, brykietarnia z dniem 18 stycznia została zamknięta z powodu wyczerpania kontyngentów. Więc mimo zapotrzebowania i mimo silnych mrozów w tym czasie, gdy się wyznaczone kontyngenty wyczerpią, to się zamyka fabrykę, robotnika się zwalnia, a ludność może marznąć. Przy tym stanie rzeczy byłem ja i kupcy w innych miastach zmuszeni szukać innych dostawców i znaleźliśmy ich, ale w Gdańsku. Gdańsk, który sprowadza węgiel i koks angielski, miał go pod dostatkiem. W przeciągu 3 dni miałem koks. Zapytuję Pana Ministra, czy jest w porządku, że zmusza się kupca polskiego do sprowadzania takiego artykułu z zagranicy, którego mamy dostatecznie w kraju i który by dał robotę i pracę polskiemu robotnikowi? A jak wygląda ta rzecz obecnie? Otóż na miesiąc luty dostarczono mi z zamówień grudniowych kilka wagonów, ale już na marzec znów nie ma koksu, gdyż na moje monity o dostawę dostałem taką wiadomość. Jest to pismo nie kierowane wprost osobiście do mnie, a jest pisane okólnie, brzmi ono: „Powołując się uprzejmie na udzielone nam zamówienie koksowe, niestety WP. donieść musimy, iż przy obecnej katastrofalnej sytuacji wysyłka ulegnie zwłoce o 4–6 tygodni. T. zn., że dostawa koksu może nastąpić najrychlej na koniec marca lub w kwietniu”. Więc w marcu znów będziemy kupowali koks z Gdańska. Proszę zatem Pana Ministra, by tą sprawą się zaopiekował i przyczynił do radykalnej zmiany. Społeczeństwo nie rozumie i nie może zrozumieć takiego postępowania. Mamy płacić na bezrobotnych, a jeżeli praca jest, to się im jej nie daje. Zarządza się zakaz wywozu dewiz, a zmusza się kupców do kupowania towaru zagranicznego i do wysyłania pieniędzy za granicę. Nie mam danych, ile wagonów i ile samochodów ciężarowych z koksem przyszło na Pomorze z Gdańska, ale będzie to bardzo pokaźna ilość i tylko dzięki temu, że z początkiem lutego ustały duże mrozy, nie podwoiły się te dostawy. Przez takie manipulacje daje się prócz tego możność różnym spekulantom do sztucznego, tajnego podwyższania cen i do wyzysku klienteli, jak to w ostatnim czasie miało miejsce nawet tutaj w Warszawie. Spodziewam się więc, że p. Minister będzie łaskaw się tą sprawą zająć i pomyślnie ją załatwić dla dobra polskiego robotnika i Państwa.</u>
<u xml:id="u-34.5" who="#RomanStamm">Jeszcze jedną ważną sprawę i dużą bolączkę kupiectwa polskiego muszę poruszyć. Jest to sprawa kredytu dla kupiectwa. Rolnikom udzielono bardzo poważnych kredytów i dano ulgi, które częściowo bardzo poważnie trafiły w kupiectwo, gdyż przez rozłożenie długów rolniczych na szereg lat ma kupiectwo u rolników bardzo poważne sumy zamrożone i to na długi szereg lat. Mimo to dla kupiectwa nie uczyniono nic. Istnieją wprawdzie kredyty dla kupiectwa z P. K. O., ale kwoty są zbyt małe i to tylko dla drobnego kupiectwa, dla średniego kupca nie ma prawie żadnej pomocy. Na Pomorzu istnieje kredyt z P. K. O. jeszcze niewyczerpany w Banku Związku Spółek Zarobkowych w Toruniu. Ma to być kredyt średnioterminowy na 2 i 1/2 lat. Ale jakie warunki stawia się przy udzielaniu tego kredytu. wyświetli następujący fakt. Kupiec, który ma za około 180.000 zł towaru na składzie, na tym około 80.000 zł długów, prócz tego dom przy głównej ulicy wartości ca 70.000 zł, obciążony hipoteką 15.000 zł, stawia wniosek o udzielenie tego kredytu średnioterminowego, by część długów wekslowych spłacić. Na zabezpieczenie ofiaruje zapisanie hipoteki na nieruchomości i weksle gwarancyjne i stawia do wyboru pięciu żyrantów. Bank zamiast żądanych 25.000 zł chce udzielić tylko 17.000 zł pod zastaw hipoteczny, zarazem żądając podpisów wszystkich pięciu żyrantów i to nie jako weksle gwarancyjne lecz obiegowe. Jest to więc zwykła pożyczka krótkoterminowa, a nie ma mowy o średnioterminowej pożyczce. Tego rodzaju kredyty są zgubą kupiectwa, gdyż są za drogie. Proszę zatem Pana Ministra, by był łaskaw się przyczynić do tego, by kupiectwu na możliwych warunkach przyznać kredyty na czasokres do pięciu lat przy oprocentowaniu nie wyżej jak 5%. Przy średniej zyskowności kupiectwa, która wynosi 8–10% nie może kupiectwo wyższych odsetek płacić, jeżeli ma się rzetelnie wywiązać ze swych zobowiązań i rzetelnie płacić podatki.</u>
<u xml:id="u-34.6" who="#RomanStamm">I jeszcze o jedną pomoc prosiłbym Pana Ministra, a to dla młodego kupiectwa, które ma zamiar się usamodzielnić. Mamy w Polsce zachodniej dużo dobrych kupców Polaków, zdolnych, rzetelnych i pracowitych, którzy by się chętnie usamodzielnili, lecz brak im potrzebnych kapitałów. Kredyt chętnie oprocentują i gwarancję dadzą, lecz muszą mieć możliwe warunki. Proszę więc Pana Ministra, aby i tą sprawą się zajął, a uzyskamy na pewno dużą ilość rzetelnych kupców, którzy przyczynią się do podciągnięcia Polski, a specjalnie t. zw. Polski B, wzwyż.</u>
<u xml:id="u-34.7" who="#RomanStamm">Niestety, muszę ze zdziwieniem stwierdzić, że referent p. Sowiński w swoim obszernym referacie wcale nie wspomina o położeniu handlu średniego i drobnego, t. j. tych kupców, których się tak obficie obdarza wszelkiego rodzaju podatkami i świadczeniami. A jednak ten kupiec mały i średni to płatnik 2/3 wszystkich podatków i świadczeń handlowych, to płatnik takich sum podatków, jak cały duży przemysł. Mamy zatem prawo żądać, by i tą szarą masą drobnych i średnich kupców się opiekowano, a tym opiekunem musi być w pierwszym rzędzie p. Minister Przemysłu i Handlu.</u>
<u xml:id="u-34.8" who="#RomanStamm">W końcu chciałbym Pana Ministra prosić, by się jako Minister Przemysłu i Handlu zainteresował także postulatami tegoż handlu. Na rocznych zebraniach kupiectwa wysuwa się rokrocznie całą ilość słusznych postulatów, wysyła się w różnych sprawach rezolucje ogólne i miejscowe, ale, niestety, nie mają one żadnego skutku. Proszę zatem, by Pan Minister był łaskaw zarządzić, by na te sprawy zwrócono uwagę i dano chociażby negatywną odpowiedź. Petenci będą w tym wypadku wiedzieli, że nie mają na co czekać. Kupiectwo polskie, którego obecne położenie jest bardzo ciężkie, oczekuje od Pana Ministra, że bardziej, niż to było dawniej, zaopiekuje się sprawami kupiectwa i że Pan Minister będzie opiekunem nie tylko przemysłu, ale i handlu dla dobra kupiectwa i tym samym dla dobra Państwa Polskiego.</u>
<u xml:id="u-34.9" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-35">
<u xml:id="u-35.0" who="#BohdanPodoski">Głos ma p. Jahoda-Żółtowski.</u>
</div>
<div xml:id="div-36">
<u xml:id="u-36.0" who="#RobertJahodaŻółtowski">Wysoka Izbo! Panowie referenci, zarówno p. referent generalny budżetu jak i p. referent budżetu Ministerstwa Przemysłu i Handlu, w referatach swoich starali się w sposób zwięzły przedstawić najistotniejsze potrzeby rzemiosła. Do laski marszałkowskiej poza tym złożył mój kolega, p. Snopczyński, wniosek ustawodawczy w przedmiocie powołania do życia Rzemieślniczego Zakładu Inwestycyjnego.</u>
<u xml:id="u-36.1" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Mudryj.)</u>
<u xml:id="u-36.2" who="#RobertJahodaŻółtowski">Rzemiosło przywiązuje wagę do inicjatywy ustawodawczej kolegi Snopczyńskiego, gdyż projekt ten stara się rozwiązać jedną z najistotniejszych bolączek. Tym niemniej nie chcę, aby pozostało wrażenie, że powołanie do życia Rzemieślniczego Zakładu Inwestycyjnego rozwiąże całkowicie i bez reszty potrzeby kredytowe rzemiosła.</u>
<u xml:id="u-36.3" who="#RobertJahodaŻółtowski">Tymczasem właśnie na tym rynku kredytowym, a w szczególności kredytów krótkoterminowych istnieje zupełny chaos, jeżeli już nie użyć mocniejszego wyrażenia. Potrzeby rzemiosła w Polsce na kredyt pieniężny krótkoterminowy zamykają się cyfrą nie mniejszą od 160 milionów złotych. Tymczasem ankieta, przeprowadzona przez Związek Izb Rzemieślniczych, wykazała, że rzemiosło korzysta zaledwie z około 80 milionów złotych, brakuje zatem około 100 milionów i aczkolwiek nie można twierdzić, że brak ten powinien być natychmiast wyrównany, tym niemniej trzeba skonstatować zbyt małą obsługę kredytową w chwili obecnej, tym więcej, że 4% kredyt z Banku Gospodarstwa Krajowego stanowi jedynie dziesiątą część ogólnej sumy kredytów, z jakich korzysta rzemiosło, a nie jest on jeszcze w całości wykorzystany nie dla braku chętnych kredytoodbiorców, lecz wskutek niechętnego stanowiska instytucyj rozprowadzających, którymi są przeważnie komunalne kasy oszczędności. To stwierdzenie pozwala na wysunięcie wniosku, że obecna polityka kredytowa w odniesieniu do rzemiosła winna ulec zasadniczej zmianie. Brak jest bowiem instytucji kredytowej, która by potrafiła prowadzić racjonalną politykę kredytową na odcinku rzemieślniczym, a pozostaje poza tym niemniej ważny problem do uregulowania, jak rozprowadzenie kredytów w terenie. Faktem jest, że komunalne kasy oszczędności, które głównie rozprowadzają tani kredyt rzemieślniczy, pragną się od tej funkcji uchylić. Wynika z tego konieczność ustanowienia specjalnej instytucji kredytowej dla rzemiosła, która by w terenie posługiwała się bankami-korespondentami, nie obarczonymi obowiązkiem udzielania pełnego del credere. Głównym zadaniem tej instytucji powinno być powiększenie globalnej kwoty udzielanych rzemiosłu kredytów pieniężnych, a przede wszystkim powiększenie liczby kredytobiorców, przy czym obok działu dyskontowego musiałby być silnie rozbudowany dział zaliczkowania inkasa.</u>
<u xml:id="u-36.4" who="#RobertJahodaŻółtowski">Pozostaje również otwartą sprawa udziału rzemiosła w dostawach i robotach. Główną przeszkodą, jaka istnieje, by rzemiosło mogło w tych dostawach i robotach uczestniczyć, jest sprawa wadium i kaucji. Kapitały obrotowe poszczególnego warsztatu rzemieślniczego, a tym bardziej powstających spółek celowych, w ogromnej większości nie pozwalają na złożenie wadium albo też kaucji, a to tym bardziej, że w naszej rzeczywistości nierzadkie są fakty, że kaucje leżą w kasach skarbowych po 18 i więcej miesięcy. Rozumiem doskonale, że nie można generalnie zwolnić rzemieślnika od obowiązku składania wadium i kaucji, ale uważam, że należało by stworzyć jakiś fundusz gwarancyjny, który by właśnie mógł obsługiwać rzemiosło w tym zakresie. Samorząd gospodarczy rzemiosła zadaje sobie dużo trudu, by organizować spółki celowe rzemieślników dla podejmowania się dostaw i robót. Praca ta nie daje spodziewanych wyników i to nie z winy ani rzemieślników samych, ani tym bardziej z winy samorządu gospodarczego rzemiosła. Powstaje bowiem błędne koło — że większość dostaw i robót otrzymują nie faktyczni wykonawcy, lecz pośrednicy, którzy górują nad prawdziwymi wykonawcami właśnie tym, że mają środki na złożenie wadium i kaucji. I tutaj, chociaż rozporządzenie Rady Ministrów o dostawach i robotach idzie na rękę rzemiosłu, to jednak pożytek z tych przepisów dla rzemiosła będzie tak długo żaden, dopóki nie znajdą się środki na stworzenie specjalnego funduszu gwarancyjnego.</u>
<u xml:id="u-36.5" who="#RobertJahodaŻółtowski">W przemówieniu moim przy obradach nad projektem ustawy o inwestycjach poruszyłem zagadnienie właściwego współżycia przemysłu fabrycznego z drobnym rzemieślniczym warsztatem przetwórczym. Zagadnienie to ma w naszej rzeczywistości specjalnie wysoki ciężar gatunkowy. Z przykrością muszę stwierdzić, że temu zagadnieniu nie poświęcono dotąd należytej uwagi. Tymczasem za granicą w szeregu krajów zachodnio-europejskich, posiadających wysoki potencjał przemysłowy, to zagadnienie jest troskliwie realizowane i to najciekawsze, że realizowane jest tam, gdzie istnieje gospodarka planowa, jak również i tam, gdzie obowiązuje liberalizm gospodarczy. Z tego wynika, że do tej sprawy nie należy odnosić się jako do egoistycznego dezyderatu rzemieślników, lecz że jest to sprawa ogólnego znaczenia. Szczególnie dzisiaj, gdy stoimy w obliczu powołania do życia całego szeregu nowych wielkich zakładów przemysłowych, powinniśmy dbać o to, by od razu realizować właściwe współżycie fabryki z drobnym warsztatem. Zasada, że fabryka ma objąć wszystkie fazy produkcji, i to nie tylko produkcji, ale, jak to się często u nas dzieje, że produkuje ona we własnym zarządzie nawet opakowanie czy etykietę, jest już stanowczo niewłaściwa i bynajmniej nie przyczynia się w gruncie rzeczy do obniżenia kosztów stałych wielkiego zakładu przemysłowego. Tego rodzaju formy są niezbędne tam, gdzie nie ma dostatecznie rozwiniętego średniego i drobnego przemysłu przetwórczego, ale są one szkodliwe w Polsce, gdzie średni i drobny przemysł przetwórczy stanowi w najgorszym razie połowę naszego potencjału przemysłowego. Przyznaję, że na przeszkodzie wytworzenia się racjonalnego współżycia przemysłu fabrycznego z rzemiosłem stoi również polityka taryfowa Ministerstwa Komunikacji. I tutaj pozwalam sobie zaapelować do Pana Ministra Przemysłu i Handlu, by zechciał nakłonić swojego kolegę z resortu komunikacji, aby wprowadził specjalnie uprzywilejowane taryfy przewozowe na wymianę półfabrykatów w obrocie pomiędzy fabryką a pomocniczym zakładem rzemieślniczym i odwrotnie. Zacieśnienie takich węzłów współpracy spowoduje w przyszłości niewątpliwie grupowanie się odpowiednich zespołów warsztatowych w pewnych określonych rejonach.</u>
<u xml:id="u-36.6" who="#RobertJahodaŻółtowski">Jeżeli bowiem rzucimy okiem na mapy nasilenia warsztatów rzemieślniczych nie u nas w Polsce, ale właśnie na zachodzie Europy, to przekonamy się, że w okręgach przemysłowych to nasilenie jest znacznie wyższe, a jeżeli zanalizujemy, z jakich branż rekrutuje się zwiększona liczba warsztatów rzemieślniczych, to przekonamy się, że to zwiększone nasilenie nie jest jedynie wynikiem zamożności danego rejonu gospodarczego, choć naturalnie i to nie pozostaje bez wpływu, lecz że jest również wynikiem zapotrzebowania przemysłu fabrycznego na produkcję pomocniczą. Dlatego też w planach tworzenia nowego ośrodka przemysłowego należało by z góry przewidzieć miejsce dla takiej produkcji pomocniczej, wykonywanej przez drobne i średnie zakłady przetwórcze. Dobrze by było, gdyby od razu przewidzieć preferencje dla rzemieślników, osiedlających się w nowym ośrodku przemysłowym, i to preferencje wyraźne, jak umożliwienie pobudowania się na tańszych gruntach, wydzielenia specjalnych kredytów budowlanych na ten cel, stworzenia zróżniczkowanej taryfy od energii, a nawet pewne ulgi podatkowe.</u>
<u xml:id="u-36.7" who="#RobertJahodaŻółtowski">Wreszcie przechodzę do najboleśniejszego zagadnienia. Jesteśmy w tej chwili świadkami strajku, jaki wybuchł w szewstwie, a ściślej mówiąc wśród najwięcej spauperyzowanych pracowników szewskich, t. j. chałupników. Strajk, który objął już kilkanaście tysięcy warsztatów chałupniczych w największych ośrodkach na terenie województw centralnych, ma objąć — jak sygnalizuje prasa — całe chałupnictwo szewskie w Polsce, które szacuje się na kilkadziesiąt tysięcy warsztatów. Strajk ma charakter wybitnie ekonomiczny, a podłożem jego jest niesłychany wyzysk, jaki stosuje w tej gałęzi rzemiosła t. zw. sweating-system, system nakładczy. Sweatingsystem, „system potowy”, uprawiany w całym szeregu rzemiosł i drobnego przemysłu, że wspomnę tylko koszykarstwo rudnickie, meblarstwo kalwaryjskie, kłódkarstwo świątnickie, szczególnie silnie zaawansowany jest w produkcji szewskiej i krawieckiej. Nie tylko wyniszcza organizm gospodarczy naszego skromnego przemysłu, ale w wysokim stopniu podważa nasz ustrój społeczno gospodarczy stanowiąc źródło ustawicznych konfliktów socjalnych. Wspomnę tylko Wysokiej Izbie, że w roku ubiegłym przeżywaliśmy strajk drugiego najliczniejszego po szewstwie chałupnictwa krawieckiego, następnie strajk chałupników koszykarzy w ośrodku rudnickim, strajk stolarzy w Kalwarii itd.</u>
<u xml:id="u-36.8" who="#RobertJahodaŻółtowski">Jako przedstawiciel samorządu gospodarczego rzemiosła stwierdzam z całą stanowczością z tego wysokiego miejsca, że w czasie, gdy Rząd i całe społeczeństwo dąży do konsolidacji w imię najwyższych interesów państwowych, potężny anonimowy przemysł nakładczy w najwyższym stopniu radykalizuje szerokie masy społeczeństwa — chałupników pchając ich na drogę walk socjalnych. Sprawy chałupnicze o tyle nie są mi obce, że po pamiętnych przykrych wypadkach, jakie miały miejsce w Krakowie w roku ubiegłym, a których zarzewiem, jak oświadczyły mi organa inspekcji pracy, był strajk chałupników szewskich, brałem osobiście udział tak jako poseł krakowski i jako prezes Izby Rzemieślniczej w Krakowie w pertraktacjach, jakie toczyły się w Inspektoracie Pracy między chałupnikami a nakładcami, celem zlikwidowania tego tak burzliwego strajku. A najboleśniejszym był udział w strajkach tych, jak i innych zawodów, uczniów rzemieślniczych, których związki robotnicze nie dopuszczały do pracy i do szkół.</u>
<u xml:id="u-36.9" who="#RobertJahodaŻółtowski">Jeżeli zabieram dziś głos w tej sprawie przy budżecie Ministerstwa Przemysłu i Handlu, to czynię to w tym głębokim przeświadczeniu, iż zagadnienie chałupnictwa i wynikające stąd zaburzenia socjalne muszą interesować nie tylko Ministerstwo Opieki Społecznej, ale także Ministerstwo Przemysłu i Handlu. Jak mi wiadomo, Ministerstwo Przemysłu i Handlu jest w trakcie studiów problemu chałupnictwa, specjalna komisja z ramienia tegoż Ministerstwa, której i ja towarzyszyłem, bawiła w roku ubiegłym w ośrodkach chałupniczych na terenie woj. krakowskiego i obecnie na tym terenie przeprowadza się badanie struktury chałupnictwa przy współudziale samorządów gospodarczych. Sprawą chałupnictwa, wydaje mi się, winien się interesować nie tylko p. Minister Przemysłu i Handlu, ale także i cały Rząd, który — jak to słusznie kilka dni temu podniósł p. Wicepremier — musi dbać, aby ludziom się dobrze działo. Poza tym chałupnictwo stanowi jeden z bardzo ważnych elementów w kompleksie jednego z najważniejszych zagadnień Państwa, jakim jest przebudowa struktury zawodowej społeczeństwa.</u>
<u xml:id="u-36.10" who="#RobertJahodaŻółtowski">Mówiąc o strukturze zawodowej społeczeństwa, pragnę zwrócić uwagę Pana Ministra Przemysłu i Handlu na anormalne niezdrowe zjawisko, jakie się daje zauważyć na odcinku rzemiosła. Faktem jest, że rzemiosło przeżywa ostry kryzys strukturalny, który nie da się uzdrowić bez dokonania zasadniczych pociągnięć w państwowej polityce przemysłowej. Ekonomiści i socjolodzy, interesujący się rzemiosłem, od dawna zwracają uwagę, że jedną z przyczyn kryzysu w rzemiośle jest jego nieracjonalna struktura liczebno-zawodowa. Na podstawie materiałów statystycznych, publikowanych przez izby rzemieślnicze, stwierdzam, że w jednych rzemiosłach dokonuje się niczym nieuzasadniony, nadmierny przyrost warsztatów rzemieślniczych, podczas gdy w całym szeregu rzemiosł innych występuje niedorozwój liczebny. Według tych zestawień izb rzemieślniczych mamy 329.500 warsztatów rzemieślniczych. Z tej liczby szewstwo samo liczy 53.500, krawiectwo 51.900, stanowiąc dwa najliczniejsze zawody rzemieślnicze. Z cyfr tych wynika niezbicie, że rzemiosło szewskie i krawieckie stanowi 1/3 wszystkich warsztatów rzemieślniczych, że stanowią one podstawę rzemiosła. Czy tego rodzaju stan rzeczy nie jest jedną z przyczyn zaburzeń społeczno-gospodarczych, jakie występują w szewstwie i krawiectwie? Czy ilość przeszło 100.000 warsztatów szewskich rzemieślniczych i chałupniczych w Polsce nie jest za wysoka w stosunku do potrzeb konsumcyjnych, które w naszej rzeczywistości wyrażają się skromną cyfrą 10–12 milionów par obuwia? Czy w tym stanie rzeczy rozbudowa koncernu Bata w Polsce nie grozi dalszymi ciężkimi powikłaniami i leży w interesie Państwa? Wydaje mi się, że gwałtowny przyrost, nie spotykany w innych państwach, w szewstwie i krawiectwie przy stwierdzonym niedorozwoju szeregu rzemiosł, mających często decydujące znaczenie dla akcji uprzemysłowienia kraju dla celów obronnych, przy najniższym spośród wszystkich niemal państw procentowym nasileniu rzemiosła nie jest normalnym i nie leży w interesie Państwa. Państwo może i musi się interesować przyszłością rzemiosła w ramach przyszłości gospodarstwa narodowego.</u>
<u xml:id="u-36.11" who="#RobertJahodaŻółtowski">Musi usunąć jego wady strukturalne, mając na uwadze i przepis konstytucyjny, który powiada, że w ramach Państwa i oparciu się o nie kształtuje się życie społeczeństwa.</u>
<u xml:id="u-36.12" who="#RobertJahodaŻółtowski">Jednym z najpilniejszych zagadnień w dziedzinie przebudowy struktury zawodowej rzemiosła jest ustawowe unormowanie przyrostu warsztatów rzemieślniczych, przy czym dobro Państwa i obrona kraju jest tu podstawowym kryterium. Obowiązująca ustawa przemysłowa kładzie duży nacisk na wykonawstwo rzemiosła, mniej na poziom nauki zawodu, a niemal w zupełności nie reguluje dopływu młodzieży do rzemiosła. Wydane na podstawie ustawy przemysłowej zarządzenia władz przemysłowych wojewódzkich, regulujących stosunek liczebny uczniów do czeladników, nie mogą i nie stanowią skutecznego i jedynego środka. Wydaje mi się konieczne, aby dotychczasowy stan rzeczy, polegający na tym, że wybór zawodu rzemieślniczego pozostawia się upodobaniu ucznia, jego rodziców czy opiekunów, czy też najczęściej elementom przypadkowym, nie pozostającym w żadnym związku z państwową polityką społeczno-przemysłową, uległ zasadniczej zmianie, jeżeli w najbliższej już przyszłości nie będziemy zmuszeni uciekać się do sprowadzania fachowych rzemieślników w poszczególnych rzemiosłach z zagranicy i być świadkami dalszego ubożenia rzemiosła i jego, że się tak wyrażę, dekompozycji. Z tych przyczyn uważam za rzecz niecierpiącą zwłoki wydanie zarządzeń ustawowych, mocą których, nie ograniczając bynajmniej napływu młodzieży do rzemiosła, dopływ do poszczególnych zawodów byłby normowany według rokrocznie ustalonego przez samorząd gospodarczy planu, zatwierdzanego przez p. Ministra Przemysłu i Handlu, planu, który by harmonizował poczynania na tym terenie z ogólną polityką Państwa. Moim zdaniem, podstawę ku temu daje art. 116 prawa przemysłowego, który upoważnia Ministra Przemysłu i Handlu do ustalania w drodze rozporządzeń wykonawczych organizacji nauki zawodu. W związku z tym pragnę również powiadomić Pana Ministra Przemysłu i Handlu, że w najbliższym już czasie pozwolę sobie zgłosić projekt tego rozporządzenia.</u>
<u xml:id="u-36.13" who="#RobertJahodaŻółtowski">I dlatego też udział przedstawicieli rzemiosł w komitecie dyspozycyjnym rozbudowy gospodarczej i inwestycji, którego powołanie do życia zapowiedział p. Wicepremier, jest nakazem chwili i o poparcie tego przedstawicielstwa proszę Pana Ministra Przemysłu i Handlu imieniem rzemiosła.</u>
<u xml:id="u-36.14" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-37">
<u xml:id="u-37.0" who="#WasylMudryj">Głos ma p. Götz-Okocimski.</u>
<u xml:id="u-37.1" who="#WasylMudryj">P. Götz-Okocimski: Wysoki Sejmie 1 W życiu gospodarczym Polski postawił nasz Rząd między swoimi naczelnymi zadaniami także i organizację eksportu. Ponieważ jesteśmy krajem przede wszystkim rolniczym, przeto słuszną jest teza organizacji handlu zagranicznego także i artykułami rolniczymi. Należy jak najbardziej usprawniać ten rynek zbytu, baczyć na rolę, jaką posiada handel zagraniczny dla bilansu płatniczego Polski i jaką rolę odgrywa dla producenta-rolnika.</u>
<u xml:id="u-37.2" who="#WasylMudryj">Opierając się na cyfrach statystycznych, dochodzimy jednak do przekonania, że głównym konsumentem naszych produktów rolniczych z małymi tylko wyjątkami, to rynek wewnętrzny, a ten, jeśli chodzi o handel towarami rolniczymi, ciążącego na nim zadania nie wykonywa. Należy zatem, moim zdaniem, wglądnąć w cyfry dotyczące producenta, dystrybuenta i konsumenta w odniesieniu do produktów rolniczych i w zależności od rezultatów stwierdzić, czy dany stan ma swoje gospodarcze uzasadnienie, czy jest słuszny i sprawiedliwy.</u>
<u xml:id="u-37.3" who="#WasylMudryj">Przykłady, które mam zaszczyt Wysokiej Izbie przytoczyć, odnosić się będą do stosunków, panujących na rynku wewnętrznym handlu produktami rolnymi. Tyczyć się one będą r. 1935, gdyż za wcześniejszy czas nie miałem możności zebrać danych statystycznych. I tak np. w województwie warszawskim producent otrzymywał za 1 kwintal żyta w roku 1935 zł 12,04. To samo żyto w formie mąki po ukazaniu się na rynku detalicznym przedstawiało wartość zł 23,23. Sprzedaż żyta na rynek wewnętrzny w roku sprawozdawczym wynosiła dla większej i mniejszej własności 9.261.000 q, a rolnictwo otrzymało za żyto zł 111.502.000, podczas gdy żyto to w formie mąki na rynku detalicznym zostało sprzedane za zł 215.133.000. Powstała zatem różnica zł 103.631.000. Na rynku handlu pszenicą istniały podobne stosunki, z tą tylko różnicą, że efekt końcowy wyrażał się cyfrą złotych 94.345.000, jako nadwyżka pomiędzy tym, co otrzymali producenci, a tym co otrzymano za pszenicę na rym ku detalicznym. Co się tyczy mleka i handlu tym artykułem, to szacuję produkcję mleka w Polsce na 8.978 milionów litrów rocznie. Cena u producenta za 1 litr mleka wynosiła 12 gr, a cena detaliczna 26 gr. Przerób mleka na masło przez spółdzielnie mleczarskie wynosił 13% produkcji mleka. Podobne stosunki panowały w r. 1935 na rynku handlu mięsem. I tak np., jeśli chodzi o cyfry statystyczne, dotyczące bydła, to producentowi płacono 37,09 zł za 100 kg żywej wagi. W przerachowaniu do relacji owych 100 kg żywej wagi konsument płacił za odpowiednią ilość mięsa, a więc 50 kg mięsa i 8 kg skóry, 78,82 zł i stąd powstała w ogólnej globalnej cyfrze między ceną, osiąganą w handlu, a ceną, otrzymywaną przez producenta, różnica 131.366.000 zł. Cyfry dotyczące trzody chlewnej są podobne. W roku 1935 producent otrzymywał za 100 kg żywej wagi wieprza w Warszawie od 75 do 98 zł, podczas gdy w detalu w rozdzieleniu na poszczególne sortymenty mięsa względnie tłuszczów płacił konsument 104,11 zł. W ten sposób powstała różnica 197.013.000 zł.</u>
<u xml:id="u-37.4" who="#WasylMudryj">Jest jeden artykuł produkcji rolniczej, który jest niedoceniany pod względem swojej wartości i wagi. Są to skóry surowe. Otóż na podstawie statystyki stwierdzić można, że w gospodarce skór surowych panuje duże marnotrawstwo. Kiedy bowiem w dziedzinie tej osiągnąć można 70% wydajności, otrzymywaliśmy w roku 1935 tylko 50% wydajności. Wskutek tego rynek nasz poniósł straty wyrażające się kwotą 1.037.000 zł. Dodać trzeba, że w roku 1935 importowaliśmy równocześnie 233.150 q skór surowych o wartości 25.479.000 zł.</u>
<u xml:id="u-37.5" who="#WasylMudryj">Na podstawie tych przykładów stwierdzam, że w życiu gospodarczym Polski potrzebna jest organizacja handlu na wewnętrznym rynku produktami rolniczymi. W konsekwencji pozwalam sobie podziękować Panu Ministrowi Przemysłu i Handlu, że zechciał obiecać otoczyć troskliwą opieką zapoczątkowaną pracę, mającą wielkie znaczenie i skutki dla handlu wewnętrznego i obrotu towarami rolniczymi Polski. Na skutek bowiem uchwał wielkiej narady gospodarczej powstała dzięki inicjatywie i myśli organizacyjnej p. Ministra Przemysłu i Handlu międzysamorządowa komisja dla badań organizacji handlu wewnętrznego. Sądzę, że w ramach obecnego budżetu zdoła p. Minister znaleźć fundusze celem uruchomienia, względnie skompletowania biura, które by musiało przepracować to tak kapitalne zagadnienie, nadając tym samym tempo pracy, która jest wstępem do ujęcia w pewną myśl gospodarczą całości handlu wewnętrznego Polski rolniczej.</u>
<u xml:id="u-37.6" who="#WasylMudryj">Obecny rynek wewnętrzny Polski ulega ogromnie łatwo wstrząsom tak sezonowym, jak i przypadkowym, wstrząsom odbijającym się zabójczo przede wszystkim na kieszeni producenta-rolnika. Zła struktura organizacyjna aparatu pośredniczącego, oparta przede wszystkim na dużej ilości drobnych kupców, jest przyczyną wysokich kosztów oraz złego wyposażenia technicznego naszej organizacji handlowej. Kupcy ci mając do pokonania ryzyko wahań koniunkturalnych i duże ryzyko kredytowe, kalkulują oczywiście ceny detaliczne ogromnie wysoko w porównaniu do wypłacanych, nie spełniając tym samym podstawowego zadania, które im nakłada ekonomia. Tym samym stwierdzić, niestety, należy, że wewnętrzny handel artykułami rolniczymi Polski tworzy w łańcuchu gospodarczym przeszkodę a nie pomoc między producentem a konsumentem. Mija się więc ze swoim istotnym celem. Jeżeli stwierdzimy, że taki prosty, a jakże ważny instrument na rynku handlowym wsi, jakim jest waga, jest wypierany w praktycznym życiu w pewnych okolicach Polski przez oczywiście niesprawiedliwy system sprzedaży żywych zwierząt na oko, jeżeli nasze organizacje rolnicze nie usprawnią w całej Polsce spędów bydła i trzody i to w ten sposób, by zachęcić producenta płaconą ceną do hodowli, jeżeli wreszcie rynek sprzedaży zbóż będzie wy okazywać w dalszym ciągu niczym nieuzasadnione wahania, to podstawy poprawy gospodarczej Państwa, stworzone przez ostrożną i przewidującą politykę p. Ministra Skarbu, mogą się okazać dla budżetu pojedynczego obywatela iluzorycznymi.</u>
<u xml:id="u-37.7" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-37.8" who="#WasylMudryj">Głos ma p. Dąbrowski.</u>
</div>
<div xml:id="div-38">
<u xml:id="u-38.0" who="#StefanDąbrowski">Krytyka etatyzmu nie wynika bezpośrednio z tego, iż Państwo występuje jako właściciel danej placówki gospodarczej, lecz opiera się na szkodliwości różnicy warunków pracy. Przedsiębiorstwo, za którym stoi Państwo ze wszystkimi swoimi środkami i możliwościami, żyje w warunkach cieplarnianych w porównaniu z warunkami pracy wolnych prywatnych przedsiębiorstw i na tym cierpi inicjatywa prywatna. Nierówny start, jak mówi p. Sikorski. Argumentacja p. Wierzbickiego, jej głęboka logika, efektowna i piękna forma powinny trafić do przekonania. Zgadzam się z p. Wierzbickim co do ujemnych skutków gospodarczych etatyzmu, wyłączając z pod krytyki angażowanie się Państwa w produkcję, związaną z zaopatrzeniem armii.</u>
<u xml:id="u-38.1" who="#StefanDąbrowski">Znam jeszcze inną formę produkcji, w której też występują te ujemne cechy, do tej formy p. pos. Wierzbicki obiekcji nie zgłasza, są to kartele. Kartele, to jaskrawy przykład pracy w sztucznych cieplarnianych warunkach, przykład niszczenia inicjatywy prywatnej i bezwzględnej walki, prowadzącej do zniszczenia warsztatu stojącego poza kartelem. Zagadnienie karteli żywo zajmowało opinię w roku zeszłym, ostra wymiana zdań miała miejsce w tej Izbie, praktyczne rezultaty były minimalne. Podejmując znowu dyskusję w tej sprawie stwierdzam, iż zagadnienie to nie straciło dla rolnictwa nic ze swej aktualności.</u>
<u xml:id="u-38.2" who="#StefanDąbrowski">Z całym obiektywizmem postaram się podsumować argumenty obu stron oraz rezultaty dyskusji. Krytyka karteli polegała na stwierdzeniu 1) że sztywne, sztuczne ceny ustalane przez zmowy dla własnej korzyści wpływają niesprawiedliwie na podział dochodu społecznego, opóźniają likwidację przerostów, działają hamująco i na unormowanie życia gospodarczego, 2) opłacalność przemysłu jest zdobywana dzięki ustalaniu cen, w których są wliczone nadmierne wynagrodzenia, niewspółmierne do warunków życia Polski i do włożonej pracy, 3) wysokie sztywne ceny rujnują konsumenta, zmniejszają pojemność rynku wewnętrznego, uniemożliwiając milionom nabywanie potrzebnych produktów, a przez to ujemnie wpływają na ilościową produkcję pozbawiając pracy polskiego robotnika. Na powyższe zarzuty obrońcy karteli odpowiadali, iż forma karteli pozwala utrzymać przez okres kryzysu sprawność i siłę przemysłu broniąc go przed rujnującą konkurencją, oraz że kartele regulują zatrudnienie rozkładając ciężar na całe gospodarstwo narodowe. Rząd nie zdobył się na radykalne posunięcia, dokonane cięcia były zbyt powierzchowne, rozwiązanie pewnej ilości drobnych karteli nie załatwia tak ważnej sprawy. Trzeba podejść do tego zagadnienia zasadniczo i poddać głębokiej analizie elementy naszej polityki gospodarczej.</u>
<u xml:id="u-38.3" who="#StefanDąbrowski">Upłynął rok, dużo zmian zaszło, weszliśmy bezspornie w okres poprawy gospodarczej, która rzuca nowe światło na zagadnienie karteli. W tym nowym oświetleniu zbladły bardzo argumenty, wysuwane w obronie karteli. Zarzuty nabrały wagi. Wysuwa się na pierwszy plan sprawa hamującej roli karteli w ilościowej produkcji. Regulowanie — zmniejszanie podaży dla utrzymania wysokich cen lub uzasadniania konieczności podwyższania ich nie wytrzymuje krytyki. Poprawę gospodarczą odczują wszyscy nie wtedy, gdy ceny kartelowe pójdą w górę, lecz przez wzrost produkcji. Z chwilą powiększenia zapotrzebowania, gdy fabryki ruszą, rentowność przy dzisiejszych cenach dla przemysłu będzie się poprawiać. Znana jest nam rola stałych kosztów w przemyśle, nie ma żadnych podstaw do podwyższania cen, a niestety, istnieją przykłady, iż w tym kierunku idziemy.</u>
<u xml:id="u-38.4" who="#StefanDąbrowski">Wymowny obraz daje nam przykład cementu. Po rozwiązaniu karteli ceny spadły o 50% do zł 2,50, produkcja zaś zwiększyła się prawie dwukrotnie. Ostatnie zawarte porozumienie ustala cenę ze zł 2.50 na zł 3.70. Pozwolę sobie zadać pytanie, dlaczego cementownia w Roście, wykorzystując swoje bezkonkurencyjne położenie, utrzymuje cenę na swej bliższej stacji Wołkowysk zł 4.25 a dalszej Brasław 3.90? Podobnie cementownia Wołyń i Rejowiec ustalają ceny zł 3 — zł 4.25. Gdyby przemysł skartelizowany był w posiadaniu kapitałów krajowych, gdyby decydujące czynniki dawały gwarancję, że pracują zgodnie z gospodarczą racją stanu Polski, było by mniej obaw. Niestety, tak nie jest. Kartel często jest zmową międzynarodową kapitału anonimowego. Proszę posłuchać, co pisze p. Berger w „Gospodarce Narodowej”. W streszczeniu podaję: W okresie gdy nie było przeszkód traktatowych, handlowych nie wysyłaliśmy żelaza do Węgier, Jugosławii, Bułgarii, Estonii, gdyż kartel żelaza w Polsce wszedł w układy z kartelami innych państw, oddał im w pacht naturalne rynki zbytu w zamian za niewkraczanie tych karteli na rynek Polski. Drugi przykład. Z Polski importowały Niemcy cynk surowy i nie walcowany; niemiecki kapitał, właściciel większości akcyj polskich hut, potrafił wyeliminować konkurencję czysto polskich fabryk i zawrzeć umowę z kartelem polskim o eksporcie cynku surowego. Polski cynk odwalcowany w Niemczech zabijał zdolności eksportowe Polski.</u>
<u xml:id="u-38.5" who="#StefanDąbrowski">Pragnę omówić jeszcze stosunek przemysłu do rynku wewnętrznego, a przede wszystkim do wsi. Jedna z instytucyj, pracująca z rolnictwem, na zamówienie 30 ton kostki dała odpowiedź, iż nie może przyjąć zamówienia, gdyż musi dzielić węgiel sprawiedliwie pomiędzy wszystkich tych, którzy odbierali węgiel latem. Chłop za karę, że nie pali w lecie węglem, nie dostaje węgla w zimie. Możność rozprowadzenia węgla była większa aniżeli obsługa. Zamówienia dokonane 15 stycznia 1937 r. były wykonane 9 lutego, zamówienia z 18 stycznia nie wykonano do dzisiaj. Rynek wiejski odczuwa duży brak koksu. Podział rynku wewnętrznego na rejony, oddanie tych rejonów w monopol hurtownikom stwarza duże trudności.</u>
<u xml:id="u-38.6" who="#StefanDąbrowski">Stosunek przemysłu do rynku wewnętrznego określił wyraźnie p. Wierzbicki w dyskusji nad budżetem rolnictwa: „wydaje mi się, — słowa p. Wierzbickiego ze stenogramu — że nie należy zapominać, iż jeżeli konsumcja wsi jest dzisiaj mała i pochłania przypuszczalnie około 10% naszej produkcji, to powiększenie jej stosunkowo znaczne o 30% dałoby w stosunku do produkcji krajowej przemysłu wzrost właściwie mały”. Szkoda, że nie otrzymaliśmy cyfr, ile na małym wzroście produkcji a dużym konsumcji wewnętrznej zarobiłby przemysł. W tych warunkach dziwnym mi się wydaje, iż przemysł kartelowy zwrócił łaskawie uwagę na konsumenta krajowego rolnika, gdy chodziło o przerzucenie na niego pokrycia strat na eksporcie. Wysokie ceny płacone przez rynek wewnętrzny za surowce podnoszą ceny przemysłu przetwórczego, zabijają Jego możliwości konkurencyjne. A więc jesteśmy świadkami takiego zjawiska, iż produkt krajowy z krajowego surowca drogiego nie może konkurować z tanim produktem zagranicznym wytworzonym z naszego taniego surowca. Polski robotnik nie ma pracy, a wieś polska płaci drogo za to, żeby obcy robotnik miał utrzymanie w swoim kraju.</u>
<u xml:id="u-38.7" who="#StefanDąbrowski">Wiele spraw jest trudnych do zrozumienia. Panie Ministrze, świadomość krzywdy na wsi jest pełna. Haracz płacony przez rolnictwo w formie renty kartelowej jest niesprawiedliwością. Płacenie postojowych, płacenie za to, że ktoś nie pracuje, nigdy nie trafi do naszego przekonania. Trzeba podejść do wsi nie tylko propagandą oświaty i kultury. Poetyczne malowanie biedy na wsi, ubolewanie nad niskim poziomem życia nie wystarczy, trzeba czynami dowieść, iż się rozumie dolę i warunki życia na wsi.</u>
<u xml:id="u-38.8" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-39">
<u xml:id="u-39.0" who="#WasylMudryj">Głos ma p. Ostafin.</u>
</div>
<div xml:id="div-40">
<u xml:id="u-40.0" who="#JózefOstafin">Wysoka Izbo! Chciałbym tylko parę słów powiedzieć na temat polityki gazowej i ropnej przedsiębiorstwa państwowego „Polmin”, działającego na naszym terenie, tzn. zachodnio-małopolskim, w Zagłębiu Krośnieńskim. Jakie znaczenie ma ropa naftowa i jej produkty, łącznie z gazem ziemnym w sprawie obrony Państwa, jaką ma wartość, zwłaszcza w dzisiejszym okresie, kiedy każde państwo myślące o obronie własnej prowadzi do jak najintensywniejszej motoryzacji, przy której bez produktów naftowych absolutnie obejść się nie można nie potrzebuję dowodzić.</u>
<u xml:id="u-40.1" who="#JózefOstafin">Na Komisji Budżetowej, na której rozpatrywano inwestycje na rok bieżący i na dalsze 3 lata, przy omawianiu sprawy dalekobieżnego gazociągu do nowotworzącego się okręgu przemysłowego p. Kozicki poruszył potrzebę zbudowania gazociągu dalekobieżnego na Podkarpaciu, który by miał charakter zbiorczy i który by z szeregu kopalń rozsianych od Gorlic aż po Peczeniżyn mógł zbierać gaz, zwłaszcza z tych terenów gdzie ten gaz jest bardzo obfity i gdzie się znajduje w postaci suchej. Czynił zarzut, że cała budowa dalekobieżnego gazociągu prowadzona jest z naszego zachodnio-małopolskiego zagłębia. Czynił zarzut z tego, że to zagłębie zachodnie, to jasielsko-krośnieńskie siodło, nie posiada gazów suchych, że te otwory wyczerpują się z gazów, a w ich miejsce występuje ropa. Chcę podnieść, że nawet w tym zachodnio-małopolskim siodle jasielsko-krośnieńskim, na tym szczupłym terenie gospodarka pozostawia wiele do życzenia. Mówię jako laik, bo nie jestem nafciarzem, ale mówię dlatego, że o moje uszy obijają się żale tamtejszych miast, które swoją gospodarkę przemysłową opierają na gazie. Specjalne żale wywodzi miasto Sanok — przedsiębiorstwa przemysłowe mniejsze i większe. Dlatego z obowiązku poselskiego, jako poseł z tamtejszej ziemi, muszę te rzeczy podnieść.</u>
<u xml:id="u-40.2" who="#JózefOstafin">Gazociągi państwowe należą do przedsiębiorstwa naftowego, któremu na imię „Polmin”. Było to rzeczą słuszną w dawniejszych czasach, kiedy te gazociągi miały krótki odcinek, kiedy wynosiły 65 km i kiedy samodzielna administracja tego gazociągu mogła się nie opłacać. Przedsiębiorstwo „Polmin” ma w naszych warunkach bardzo uzasadnioną egzystencję, bo przecież, jeżeli mamy kopalnictwo naftowe w 75% w obcych rękach — to bardzo ważne kopalnictwo — to słuszną rzeczą było, aby powstało przedsiębiorstwo państwowe, które by regulować mogło produkcję ropy i obroty produktami ropnymi. W związku z tym słuszną było rzeczą przydzielenie i gazociągów państwowych również temu państwowemu przedsiębiorstwu. Z biegiem czasu jednak, kiedy te gazociągi rozbudowały się do tego stopnia, że obecnie liczą 182 km długości — a w przyszłości po wybudowaniu zaprojektowanego dalekobieżnego gazociągu w sandomierskim rejonie przemysłowym będą wynosiły aż 422 km — pozostawienie w tym stanie rzeczy gazociągów państwowych nie uważałbym za rzecz właściwą, a dlaczego, to sprawę przedstawię. „Polmin” zyski z gazociągów ciągnie na równi jak z innych swoich przedsiębiorstw, to jest olejów mineralnych oraz kopalnictwa naftowego i wykazuje je w bilansie łącznie, jak to na komisji p. Kozicki wspominał. Jakżeż wygląda zysk z gazociągów?</u>
<u xml:id="u-40.3" who="#JózefOstafin">Otóż, proszę Wysokiej Izby, „Polmin”, który jest sam głównym dostawcą gazu ze swojej kopalni na Roztokach pod Jasłem, obecnie, kiedy konsumcja gazu zwiększyła się, musi zakupywać gaz i od producentów prywatnych. Więc zakupuje gaz z firmy „Galicja” pod Sanokiem i dostarcza ten gaz miastu Sanok i przedsiębiorstwom fabrycznym, w Sanoku, i to po jakiej cenie? Za gaz płaci w Strachocinie, wobec tego, że się wyczerpał szyb „Górki”, który był własnością „Polminu”, 1 grosz, za przewód półtora grosza, a w gruncie rzeczy fabryce gumowej w Sanoku liczy 3,3 gr za m3, a miastu Sanokowi 5 gr, A więc, powiedzmy krótko i węzłowato, zarobek oprócz zarobku, na przewodzie wynosi 2,5 gr na. Sanoku, a na fabryce gumowej 0,8 gr. To jest jeden odcinek.</u>
<u xml:id="u-40.4" who="#JózefOstafin">Miasto Jasło mogłoby sprowadzić gaz z szybu odległego o 3 km w Sobniowie, ale z powodu tzw. lex Diamand nie może tego robić, bo wszystkie przewody należą do Państwa. Musi więc kupować od „Polminu”. Sobniów otrzymuje od „Polminu” za gaz 1,25 gr, a za przewód niedaleki 0,7, zaś miasto Jasło płaci 4,2 gr. Więc znów ogromny zarobek oprócz zysku na przewodzie.</u>
<u xml:id="u-40.5" who="#JózefOstafin">Mościce płacą za gaz „Polminowi” razem z tłoczniowym 2,5 gr. Widzimy więc tu, że przewód gazu jest różnie skalkulowany, cena gazu jest również różnie skalkulowana, a niezależnie od tego na odcinku sanockim zbytnio się ją podwyższa. Dlaczego „Polmin” tak kalkuluje? Otóż oczywiście chodzi o to, że za przewód gazowy również „Polmin” zbiera zyski i jeżeli będzie liczyć za surowiec, to znaczy za sam gaz na kopalni, niską cenę — to tym samym uniemożliwi produkowanie tego gazu prywatnym przedsiębiorstwom i poprostu zmusi ich do tego, że nie będą mogły otwierać nowych szybów. I taki stań jest u nas. Na naszym terenie dokonywa się wierceń szybów do głębokości 250 metrów. Cały szereg przedsiębiorstw włościańskich, gdzie jest kapitał drobny, włościański czy urzędniczy, zainteresowany w nafciarstwie, wstrzymuje się od wierceń dlatego, bo sprzedaż gazu po groszu za 1 m3 nikomu się nie kalkuluje.</u>
<u xml:id="u-40.6" who="#JózefOstafin">Moje miasto Krosno kupuje gaz od firmy „Waterkeyn” po 2,5 gr., a płaci „Polminowi” za tłoczniowe 0,7. Razem kosztuje nas gaz 3,2 grosza, więc tanio, ale firma „Waterkeyn” nowych gazowych szybów już nie wierci, bo po tej cenie „Polmin” od niej gazu nie kupi, a zechce płacić po 1 groszu za 1 m3. Jest to po prostu zmonopolizowanie całej produkcji naftowej w ręku „Polminu” i stosowanie prohibicji w stosunku do wierceń na nowych terenach, w stosunku do wierceń, prowadzonych przez przedsiębiorstwa prywatne. I taka gospodarka jest z punktu widzenia obronności Państwa, z punktu widzenia rozszerzenia pojemności kopalnictwa gazowego bezwzględnie szkodliwa, pomimo tego, że ją prowadzi firma państwowa. Jestem daleki od krytykowania gospodarki „Polminuę, ale jednak na odcinku gazowym, wydaje mi się, że ta gospodarka jest niewłaściwa, i że na tym odcinku wymaga ona pewnej rewizji i ulepszenia.</u>
<u xml:id="u-40.7" who="#JózefOstafin">I dlatego też, podobnie jak p. Kozicki podniósł na komisji, ja podnoszę imieniem tamtejszych obywateli i jako obywatel występujący w interesie ogólno-państwowym, że gazociągi państwowe należało by obecnie od Polminu wyłączyć, uniezależnić i traktować jako zupełnie samodzielną jednostkę.</u>
</div>
<div xml:id="div-41">
<u xml:id="u-41.0" who="#WasylMudryj">Czas Pana przemówienia minął.</u>
</div>
<div xml:id="div-42">
<u xml:id="u-42.0" who="#JózefOstafin">Panie Marszałku, proszę jeszcze o 3 minuty.</u>
<u xml:id="u-42.1" who="#JózefOstafin">Wspomnę jeszcze parę słów o gospodarce „Polminu” i na innym odcinku, mianowicie na odcinku kopalnianym. Wychodzi pismo „Depesza”, nie wiem, kto je wydaje. W numerze z dnia 15 lutego b. r. gospodarka „Polminu” jest tam stosunkowo dokładnie przedstawiona, mniej więcej w ten sam sposób jak ja, jako obywatel mieszkający na tym terenie na tę gospodarkę patrzę. „Polmin” sam jako firma nie prowadzi wierceń, natomiast wiercenia te prowadzi firma „Pollon” — towarzystwo akcyjne. Tak się nazywa. Kiedyś pytałem się, co to takiego jest, pytałem się dlatego, gdyż bardzo wielu legionistów, należących do oddziału, któremu prezesuję, pracuje w tym „Pollonie”. Odpowiedziano mi, że jest to firma, w której 100% akcyj należy do „Polminu”. Dowiedziałem się jeszcze dalszych szczegółów, mianowicie, że „Polmin” pożyczył tej firmie 3 i pół miliona złotych na wiercenia. Nie rozumiałem tego i wyjaśnienie znalazłem dopiero w „Depeszy”. W „Depeszy” jest podane, że ze względu na to, że statut „Polminu” krępuje jego bezpośrednią akcję inwestycyjną, stworzono dwie spółki, których właścicielem w 100% jest „Polmin”, i znaleziono tego rodzaju dowcipne wyjście, że finansowano te spółki drogą pożyczek, przy czym koszty tych spółek figurują w bilansie „Polminu”, jako aktywa. Spółki te są: „Pollon” — przeznaczona do akcji kopalnianej, i „Polminpoz”, przeznaczona do inwestycyj handlowych.</u>
<u xml:id="u-42.2" who="#komentarz">(Głos: Co N. I. K. na to?)</u>
<u xml:id="u-42.3" who="#JózefOstafin">„Pollon” nie podlega N. I. K. Mam wrażenie, że po to to zrobiono, aby N. I. K. nie wglądała w gospodarkę „Pollonu”. Co się okazało? „Pollon” przewiercił w ciągu 2 i pół lat za 3 i pół miliona złotych, a wyników żadnych nie ma. Zakontraktowano — jak podaje „Depesza” — 100.000 ha. Jak zapytałem fachowca: gdzie są te tereny naftowe, powiedziano mi, że zakupiono je od ks. Sanguszki w Tarnowie, od hr. Tarnowskiego w Dzikowie, od ks. Lubomirskiego, od hr. Potockiego w Łańcucie, od hr. Krasickiego. Z mapy geologicznej widzianej w „Polminie” znam linie naftowe. Pytam się, czy to są dobre tereny naftowe? Powiedziano mi, jako laikowi, tak: Dużo z tych terenów budziło wiele nadziei, ale są to mniej więcej tereny — jak mi złośliwie powiedziano — które mają znaczenie większe dla zjazdów towarzyskich, dla gry w bridged, względnie jako tereny łowieckie.</u>
<u xml:id="u-42.4" who="#komentarz">(P. Hyla: Słuchajcie!)</u>
<u xml:id="u-42.5" who="#JózefOstafin">Ta gospodarka na odcinku „Pollonu” również wymaga pewnej rewizji i kontroli. O „Polminpoz” nie będę w tym wypadku mówił. Pozwolę sobie zwrócić się do Pana Ministra z prośbą, ażeby jednak w gospodarce gazowej Ministerstwa Przemysłu i Handlu dążył do wydzielenia w osobne przedsiębiorstwo państwowe państwowych gazociągów i uniezależnienia zupełnego od „Polminu”, a odcinek gospodarki tyczący się „Pollonu” na terenie „Polminu” dokładnie zrewidował.</u>
<u xml:id="u-42.6" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-43">
<u xml:id="u-43.0" who="#WasylMudryj">Głos ma p. Tomaszkiewicz.</u>
</div>
<div xml:id="div-44">
<u xml:id="u-44.0" who="#LeopoldTomaszkiewicz">Jesteśmy u progu tworzenia programu gospodarczego, programu, który nie tylko stwarza warunki dla podniesienia linii naszego życia gospodarczego, lecz winien zmobilizować opinię publiczną, wysunąć hasła i sprawy, które wiążą w jedno wszystkie wysiłki twórcze, każą wierzyć i z wiary czyn tworzyć w imię dobra wspólnego, jakim jest sprawa niezależności i wielkości gospodarczej, będącej jednym z podstawowych warunków wielkości i niezależności politycznej. Podstawowe założenia tego programu uwypuklił p. Wicepremier w następujących słowach: „Zabezpieczyć i utrwalić pokój, pogłębić, zjednoczyć i rozszerzyć Polskę gospodarczo i społecznie tak, by mogła zabezpieczyć pracę dla ludzi i udźwignąć poważne koszty, które z tej przebudowy powstaną”. „Pierwszym zatem założeniem tego programu to wzmożenie obronności, drugim — stwarzanie warunków dla systematycznego uprzemysłowienia kraju, jako praktycznie jedynej wielkiej i trwałej możliwości dla absorbcji przyrostu ludnościowego, dla trwałego rozładowania bezrobocia, zarazem dla otwarcia możliwości przetworzenia surowców polskich na wartości wyższego rzędu”.</u>
<u xml:id="u-44.1" who="#LeopoldTomaszkiewicz">Na tle tych oświadczeń miarodajnych dla naszej polityki przemysłowej chcę wypowiedzieć kilka uwag, aby wskazać na ogromne dysproporcje, jakie istnieją między mieszczącymi się w słowach kierownika gospodarczych resortów wskazaniami, a rzeczywistymi możliwościami ich realizacji, dysproporcje, które łatwo zamierzenia te pozostawić mogą w sferze życzeń. Jedną z tych dysproporcyj i może główną stanowią różnice, jakie istnieją między istotnymi potrzebami interesu społeczno-gospodarczego, a wytycznymi, które stwarza sobie t. zw. wielki przemysł. Nie można nie zauważyć, że kartelizowanie przemysłów kluczowych to balsamowanie form przemysłowych, odziedziczonych po zaborach, form, działających w interesie nie polskiego życia gospodarczego i nie Polski. Stwierdzić należy, że nigdzie w żadnej dzielnicy nie przyświecała polityce gospodarczej zaborców wśród założeń przemysłu kluczowego idea rozwoju i postępu. Wyrosłe w ten sposób przemysły kluczowe Polski, oparte zresztą na obcych kapitałach, nie chciały i nie umiały zrozumieć nowej sytuacji polityczno-gospodarczej, jaka wytworzyła się dla nich z chwilą odrodzenia Polski. Interesy kapitałów obcych nie zawsze też leżały na linii rozbudowy przemysłu polskiego, szczególnie przemysłu przetwórczego. W ten sposób do dziś zasady organizacyjne niektórych naszych karteli surowcowych są wyraźnie nastawione na zabicie przemysłu przetwórczego, mającego wszelkie szanse rozwoju, i choć skompromitowane, potępione, obowiązują i działają dalej. Działają więc klauzule, dla których nie ma przykładu w żadnych surowcowych organizacjach przemysłowych za granicą. A więc: sztuczne stacje parytetowe, sztuczne ceny na zapotrzebowanie własne i zapotrzebowanie klienta, karne ceny wobec nieprzynależnych do koncernów kartelowych przemysłów wolnych i sztuczne wewnętrzno-kartelowe zakazy rozbudowywania się poszczególnych warsztatów surowcowych i ich technicznego ulepszania. Jakżeż wytłumaczyć np. fakt, że w czasie, gdy największe skartelizowane przedsiębiorstwa surowcowe Polski rezygnowały bez żalu na rzecz niemieckich banków z różnicy kursowej przy spadku funta angielskiego i w ten sposób „odrentowiały” swoje bilanse no i bilans gospodarczo-społeczny Polski, w tym samym czasie naciskały na Rząd, by przyznawał podwyższone premie wywozowe, gdyż jak twierdziły, spadek funta pogarszał ich sytuację na rynkach wywozowych, a więc upoważniał je do pomocy Skarbu?</u>
<u xml:id="u-44.2" who="#LeopoldTomaszkiewicz">Przemysły surowcowe opierały swą działalność stale na przywilejach i koncesjach, przywilejach wysokich cen, wysokich premij, przywilejach sprzedawania produktów tylko wyjątkowo uprzywilejowanym przez nie kupcom czy koncernom, a każdą próbę kontroli uważały za naruszenie praw nabytych. Dla ochrony tych przywilejów przywłaszczyły sobie uzasadnienie ochrony interesu socjalnego robotników. Zawsze przy próbie rewizji złych obyczajów kartelowych występuje wykazywanie, nieledwie groźba zatrzymania tylu a tylu warsztatów pracy i pozbawienia pracy tylu a tylu robotników. Natomiast przemilcza się, ilu robotników pozostaje bez pracy na skutek zabijania przemysłu przetwórczego i poziomu cen surowcowych oraz polityki przemysłu surowcowego. Nie chcę mówić o szczegółach ani ilustrować nazbyt bogatym materiałem dowodowym, jak dalece polityka karteli surowcowych dewastowała sam przemysł i zabijała przetwórstwo, wydzierając z rynku maksymalne nadwyżki cen i parcelując je na różnych szczeblach zgoła zbędnego pośrednictwa wymiany. Chcę się zatrzymać na uwagach ogólnych.</u>
<u xml:id="u-44.3" who="#LeopoldTomaszkiewicz">Wady i błędy polityki surowcowej są tematem obrad od szeregu lat w ciałach parlamentarnych i bez skutku, skoro w r. 1935 – 31% naszego przywozu stanowiły wyroby gotowe a 88% wywozu stanowiły surowce i półfabrykaty. A przecież przywóz gotowego wyrobu, to opłacanie przemysłom zagranicznym procentów od ich kapitałów, dawanie zysków, opłacanie ich środków transportu, amortyzowanie zagranicznych środków produkcji i przewozu, wypłacanie zagranicznym robotnikom płac i zasilanie zagranicznych banków w dewizy, nie mówiąc już o zniżaniu dochodu społecznego przez zaniedbanie przetwórstwa w kraju. Trzeba zatem głośno i natarczywie wołać o przełamanie oporów, hamujących rozwój przetwórstwa, a więc rozbicie umów karteli surowcowych. Przemysł przetwórczy, średni i drobny me może być dłużej kopciuszkiem naszego gospodarstwa. Są kraje o wielkich bogactwach przyrodzonych, które są przedmiotem obcej eksploatacji i są kraje pozbawione ich, które w hierarchii zamożności zajmują przodujące miejsce. Można szukać przyczyn tego stanu rzeczy, ale jedno jest pewne: czynnikiem bogactwa czy biedy jest przede wszystkim sam człowiek. Bez przesady stwierdzić można, że suma twórczych jednostek gospodarczych stanowi istotną wartość gospodarczą Państwa.</u>
<u xml:id="u-44.4" who="#LeopoldTomaszkiewicz">Na czym polega twórczość naszych gospodarczych czynników? Na czym polega wyraz postępu ich pracy? Bez obawy przesady możemy postawić tezę, że zdolności te wyrażają się w zabiegach o ulgi, pomoc, ułatwienia, ochronę, słowem o wytworzenie sztucznych warunków powodzenia. Na tym kończy się twórczość w gospodarstwie. Wywozimy drzewo, ale nie wywozimy setek artykułów przemysłu drzewnego, choć nas do tego zachęcają. Produkujemy chmiel na eksport, ale gatunek jego jest coraz gorszy, rozwijamy propagandę lnu, ale ten len jest nieszczególny i wyrób z niego jest tańszy w Belgii, która nie ma surowca, niż u nas. Więcej znacznie kładzie się nacisku, by zapewnić zbyt produkcji, niż aby produkcja była dobrą. To samo dzieje się w przemyśle. A handel? Czy w Polsce jest handel w znaczeniu europejskim? Handel u nas — to kupiec, który czeka na klienta i przedstawiciela produkcji. To samo w finansach. Nasz świat bankowy jest filią, refleksem zagranicy. Wszędzie panuje lęk przed ryzykiem. Ideałem jest upodobnić się do urzędu i obcinać kupony.</u>
<u xml:id="u-44.5" who="#LeopoldTomaszkiewicz">Toteż bez zmiany charakteru człowieka nie może nastąpić stała poprawa. Nie może być za dużo ludzi, którzy czekają, aż coś lepszego się stanie, aż ktoś komuś pomoże. Szerokie masy bezsilne gospodarczo oglądają się stale na Rząd jako odpowiedzialny za interes powszechny.</u>
<u xml:id="u-44.6" who="#LeopoldTomaszkiewicz">Państwa ma prawo i obowiązek wychowania obywatela, powinno stwarzać takie warunki, które rozwijają dodatnie cechy charakteru, a niszczą ujemne. W procesie lat ostatnich obserwujemy wiele zmian w charakterze narodowym, osiągniętych w krótkim czasie, są one zatem możliwe. Potrzebne jest do tego zrozumienie, że przemysły surowcowe, a szczególnie źródła energii muszą być podporządkowane przede wszystkim interesom rozwoju uprzemysłowienia kraju i rozbudowy warsztatów przetwórczych, a nie interesom kapitału. Wyeliminowany lub wytępiony z życia gospodarczego musi być czynnik spekulacji, który powoduje, że powszechnie stosunek przeciętnego Polaka do działalności t. zw. sfer gospodarczych jest podejrzliwy i co najmniej krytyczny. Muszą być zarzucone metody, polegające na wyzyskiwaniu sytuacji społecznej lub nieświadomości konsumenta. Tajemniczość gospodarki wielkokapitalistycznych koncernów z jej metodami ukrywania dochodu, rabunkowej eksploatacji, dewastowania przemysłu musi ustąpić jawnej i kontrolowanej przez Państwo oraz czynniki społeczne działalności. Kontrola ta musi być tak długo wzmagana i usprawniana, jak długo służba na rzecz dobra powszechnego nie stanie się w przemyśle zwyczajem. Spełnianie wreszcie rzetelne obowiązków socjalnych przez sfery przemysłowe winno być równie oceniane jak płacenie podatków.</u>
<u xml:id="u-44.7" who="#LeopoldTomaszkiewicz">W kierownictwo życiem gospodarczym wstąpić musi duch entuzjazmu, wiary, oraz służby interesom przyszłości i mocy Polski, duch zdobywczej młodości, zdolność ryzyka i umiejętność wytrwałego a nieustannego wysiłku. Wówczas człowiek w Polsce przystąpi do czynnej i niezawodnej współpracy, a nawet do ofiar, jeśli ofiary będą potrzebne dla wzmożenia sił przemysłu. Ale musi mieć pewność, nie domniemanie, gwarancję, nie zapewnienie, że oddając wysiłek, oddaje go nie prywatnemu zyskowi spekulującego przedsiębiorcy, lecz Polsce.</u>
<u xml:id="u-44.8" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-45">
<u xml:id="u-45.0" who="#WasylMudryj">Głos ma p. Jedynak.</u>
</div>
<div xml:id="div-46">
<u xml:id="u-46.0" who="#JanHenrykJedynak">Wysoka Izbo! P. Minister na komisji oraz dziś w Sejmie nakreślił nam generalne linie Ministerstwa Przemysłu i Handlu. Mam prawo wierzyć, że linie, nakreślone w dzisiejszych czasach wzmagającej się koniuktury, rozpoczną nowy okres w naszym życiu gospodarczym, że dojdziemy zapewne do tej dobrej symbiozy pomiędzy Ministerstwem Przemysłu i Handlu i Ministerstwem Rolnictwa, a w szerszym znaczeniu pomiędzy przemysłem i handlem a rolnictwem. Do tego czasu, niestety, tej równowagi w traktowaniu zagadnień nie było. Mam prawo wierzyć choćby dlatego, że oto najbliższy współpracownik p. Ministra p. Wiceminister Rase, znakomity znawca stosunków rolniczych może tej równowagi przypilnować, zwłaszcza na odcinku t. zw. traktatowym.</u>
<u xml:id="u-46.1" who="#JanHenrykJedynak">Jeżeli chodzi o dotychczasowe zagadnienie polityki traktatowej, to muszę powiedzieć, że ta linia była niesłychanie zygzakowata. Ale mam prawo dziś sądzić, że w tej ogólnej koniunkturze zarysowujące się linie działalności p. Ministra wytworzą naturalne dobre przyjazne warunki do symbiozy, która musi prowadzić do tego, żebyśmy sprężyli życie gospodarcze Polski. Mam prawo również wierzyć, że p. Minister rozpocznie nowy okres w Ministerstwie Przemysłu i Handlu, polegający na tym, że mając tak zarysowane własne linie, nie ulegnie wyższej biurokracji, która ma tak często własną politykę. Jeżeli chodzi o Ministerstwo Przemysłu i Handlu, to sądzę, że tutaj nie będzie niedyskrecją z tej wysokiej trybuny powiedzieć, że na to Ministerstwo Przemysłu i Handlu, na tych wyższych urzędników wskazywano, że częstokroć, słusznie czy niesłusznie są ambasadorami takiego czy innego przemysłu. Chwała Bogu, że ten okres zarządzeniem p. Premiera, no i sądzę, że p. Ministra skończy się i że opinia publiczna w Polsce nie będzie już miała powodów do interesowania się bliżej tą sprawą.</u>
<u xml:id="u-46.2" who="#JanHenrykJedynak">P. Minister w swym przemówieniu również poruszając ogólne problemy powiedział i o Wspólnocie Interesów, że i to zagadnienie zostanie wreszcie należycie rozwiązane. Ale jak zostanie rozwiązane, tegośmy od p. Ministra, niestety, nie usłyszeli. Dochodziło do mojej wiadomości w ostatnich czasach, Panie Ministrze, że Wspólnota Interesów, jeśli chodzi o prokurentów, podobno ma ich o 6 więcej. Było ich 3 przedtem, dziś podano 9, z pewnością z płacą od 3.000 zł wzwyż. Zapytuję, czy to jest prawdą, Panie Ministrze?</u>
<u xml:id="u-46.3" who="#JanHenrykJedynak">Nie chcąc nadużywać czasu pragnę poświęcić końcowy ustęp swojego przemówienia sprawie, którą tutaj już od 2 lat poruszałem, a mianowicie działalności Związku Bekonowego. W dniu 22 grudnia r. ub. wniosłem interpelację w sprawie działalności Związku Bekonowego na rynku amerykańskim. Otrzymałem na to odpowiedź p. Ministra. Odpowiedź ta przyszła troszkę później niż pismo, wystosowane przez Związek Bekonowy do p. Marszałka w sprawie mojej interpelacji. W piśmie, które p. Marszałek był łaskaw dać mi do wglądu, Związek Bekonowy próbuje czynić zamach na uprawnienia posła. Nie wolno w tym Sejmie, według niektórych grup dotychczas uprzywilejowanych, poruszać zagadnień, które są dla życia gospodarczego Polski, dla uspokojenia opinii publicznej polskiej tak niesłychanie ważne. W tym piśmie p. prezes Związku Bekonowego niczego innego się nie domagał, tylko ażeby za tę interpelację wydać mnie sądom.</u>
<u xml:id="u-46.4" who="#komentarz">(Wesołość.)</u>
<u xml:id="u-46.5" who="#JanHenrykJedynak">Nie chcę się zasłaniać art. 31, ani 41 ustawy konstytucyjnej.</u>
<u xml:id="u-46.6" who="#komentarz">(Głos: Może do Berezy wysłać!)</u>
<u xml:id="u-46.7" who="#JanHenrykJedynak">Wszystko jest możliwe. Była to, mam wrażenie, próba zastraszenia mnie. Ale sprawa jest zbyt poważna. Obejmuje ona całokształt stosunków handlowych, organizacyjnych i produkcyjnych, dotyczących tego tak ważnego zagadnienia szerokich mas producentów jednego z podstawowych i kluczowych przemysłów, opartych o rodzimy surowiec. Dlatego wszelkie osobiste groźby i próby zastraszenia mnie są tylko dla mnie bodźcem dla wyświetlenia całokształtu zagadnień przemysłu mięsnego. W imię interesów Państwa, w poczuciu własnej odpowiedzialności, po zaznajomieniu się z całokształtem zagadnień, związanych z eksportem przemysłu mięsnego, składam dziś do laski marszałkowskiej wniosek o zawieszenie władz Związku Bekonowego.</u>
<u xml:id="u-46.8" who="#komentarz">(Głos: Brawo.)</u>
<u xml:id="u-46.9" who="#JanHenrykJedynak">Zmuszony byłem to uczynić nie dlatego, aby niszczyć jakąś rzecz, wprost przeciwnie — aby naprawić. Związek Bekonowy zbyt głęboko wrzyna się w życie gospodarcze i w organizacje gospodarcze nasze w Polsce, aby tak łatwo przejść nad tym do porządku dziennego. Go więcej, organizacja Związku Bekonowego ciąży także pośrednio nad organizacją rynku wewnętrznego, nad którą się Ministerstwo Przemysłu i Handlu biedzi. A przecież to dotyczy olbrzymiego obrotu, bo to jest obrót sięgający w miliardy.</u>
<u xml:id="u-46.10" who="#JanHenrykJedynak">Nie będę dziś nużył Wysokiej Izby omawianiem tej sprawy…</u>
<u xml:id="u-46.11" who="#komentarz">(Głos: Prosimy o fakty.)</u>
<u xml:id="u-46.12" who="#JanHenrykJedynak">Przy końcu powiem. O strukturze organizacyjnej, o refleksach i wpływach na życie gospodarcze, na organizację przemysłu mięsnego będę mówił przy omawianiu owego wniosku, który będzie zapewne przedmiotem obrad tej Wysokiej Izby. Dzisiaj poruszę to zagadnienie, a raczej fragmenty tego zagadnienia, zawarte w mojej interpelacji. Dzisiaj pragnę tylko omówić zagadnienie organizacji sprzedaży na rynku amerykańskim, które było istotą mojej interpelacji.</u>
<u xml:id="u-46.13" who="#JanHenrykJedynak">Odpowiedź p. Ministra Przemysłu i Handlu pokrywała się w większości swojej z pismem p. prezesa Związku Bekonowego do p. Marszałka. Mam prawo sądzić, że oświadczenie p. Ministra nie mogło polegać na jednostronnej informacji, udzielonej mu przez Związek Bekonowy, i że prawdopodobnie p. Minister sprawę tę wszechstronnie zbadał. W odpowiedzi swej p. Minister Przemysłu i Handlu, podobnie jak i Związek Bekonowy, przechodzi nad najważniejszą i zasadniczą sprawą, poruszoną w mojej interpelacji, a mianowicie nad systemem i organizacją sprzedaży, zaliczając ową sprawę do katogorii spraw handlowych prywatnego przedsiębiorstwa. Natomiast obie odpowiedzi zaprzeczają podanym przeze mnie wiadomościom odnośnie do ustąpienia niejakiego p. Augustynowicza jako też nieporządków zaistniałych na składach szynek w Ameryce, jak zaginięcie 3.670 skrzyń wartości około 0,5 miliona złotych. Wiadomości podane przeze mnie we wspomnianej interpelacji podobno były nieprawdziwe. Rad jestem, jeżeli p. Minister twierdzi, że żadnych nieporządków nie było. Zważywszy jednak, że owe wiadomości, dotyczące nieporządków, jakie zostały mi zakomunikowane, są tylko epizodem stosunkowo nieznacznym, mogą być albo nieprawdziwe, albo w razie ich ujawnienia należycie załatwione przez odpowiedzialne czynniki, to jednak nie mogę się zgodzić, że krytyka systemu sprzedaży szynek, decydującego o efekcie pieniężnym, oraz eksportu o takich rozmiarach i znaczeniu może być uważana jako sprawa firmy handlowej prywatnej. Związek Bekonowy bowiem nie jest firmą prywatną, ale zrzeszeniem, korzystającym z szerokich przywilejów instytucyj o charakterze publicznym, które narzuca swoje zasady w drodze przymusu przemysłowi bekonowemu, ciąży nad całą organizacją i strukturą przemysłu mięsnego, a więc ma charakter klasycznego kartelu. Dlatego uważam, że nie ma formalnych przeszkód dla omawiania fragmentów czy całokształtu zagadnień dotyczących organizacji sprzedaży. Jak ten system organizacji sprzedaży na rynku amerykańskim wygląda? W interpelacji zaatakowałem ten system. Polega on na stworzeniu uprzywilejowanego klanu pośredników, co jest tym niebezpieczniejsze i dla przyszłości polskiego eksportu szynek szkodliwsze, że na wypadek załamania się zamkniętego koła pośredników, względnie porozumienia się ich ze sobą i wystawienia specjalnych żądań, szynka może łatwo stracić odbiorcę mając przeciw sobie wielkie firmy. Jest rzeczą powszechnie znaną, że w Ameryce występować będzie stałe niebezpieczeństwo konkurencji czynników amerykańskich. Mieliśmy już tego dowody w prasie amerykańskiej, która w tym kraju odgrywa wyjątkowo wielką rolę. Zrozumiałym jest, że przeciw temu importowi występować będą potężne firmy przemysłowe amerykańskie przy pomocy niemniej potężnych związków rolniczych i pracowniczych. W tym stanie rzeczy obowiązkiem Związku było i jest uzyskanie naturalnych sojuszników, abyśmy mogli być wielkim importerem, obsługującym setki tysięcy rozrzuconych po Stanach Zjednoczonych sklepów, niezależnych, wielkich dystrybutorów, posiadających setki tysięcy swoich sklepów.</u>
<u xml:id="u-46.14" who="#JanHenrykJedynak">W interpelacji wspomniałem dla przykładu o jednej z takich firm: „Atlantic Pacific” znanej w Ameryce pod skrótem A. P. Związek w odpowiedzi próbuje mi imputować narzucanie protekcji z tej Wysokiej Trybuny na rzecz owej firmy, co jest już niesłychaną złośliwością Związku i jakżeż niepoważną metodą polemizowania z człowiekiem. Z tej Wysokiej Trybuny stwierdzam, że nie polecałem nikogo i nie zamierzam na przyszłość polecać, a tego rodzaju zarzut Związku uważam za śmieszny i -odwracający uwagę od istoty zagadnienia. Śmiesznie również brzmi odpowiedź Związku, która da się streścić w tym, że Związku nic nie obchodzi i tego nie kontroluje, ile ów klan w Ameryce na szynce zarabia. Wystarcza dla Związku, że sprzedaje szynkę po dobrej cenie i że ciągnie zyski i bez pomocy Skarbu Państwa. Prawdą jest jednak, że delegatury czy eksporterzy mięśni, spółki przywiązane do tego Związku Bekonowego, nie sprzedawały towaru firmom, nie należącym do tego zamkniętego klanu, wyznaczającego dużą i różnorodną skalę zysku; zysku tego nie tylko nie kontrolowano, ale wykluczano każdego z członków tego klanu, który chce mniej zarobić i taniej sprzedać, bo oczywiście psuje to dobry business. Związek był zadowolony z tego, że klijenci jego dobrze zarabiają, ale powstaje pytanie czy zadowolony był z tego producent? Bo, niestety, jeżeli mówimy o producentach, zrzeszonych w Związku Bekonowym, to są dwie kategorie producentów: jedni potężni, uprzywilejowani, stawiający iks domów, przed kilku laty biedni ludzie, dziś potężni, operujący milionami panowie. A drudzy to są ci mali, którzy dopiero dochodzą do łask wysokiej protekcji. Że z organizacją sprzedaży na rynku amerykańskim działy się dziwne rzeczy, to dowodem, iż odnośne czynniki uważały za celowe i pożądane zrobić na terenie amerykańskim należyte przesunięcia personalne.</u>
<u xml:id="u-46.15" who="#JanHenrykJedynak">Proszę Wysokiej Izby, jeżeli chodzi o rynek amerykański, to stan organizacji dla nas, dla producentów, nie jest obojętną rzeczą. Państwo liczy na ten eksport. Przecie dochodzimy już na rynku amerykańskim do wielkich osiągnięć, do wielkich sum. I, proszę Panów, wszelkie załamanie i wszelkie zahamowanie byłoby katastrofą niepowetowaną. Wszystkie te okoliczności odnośnie organizacji sprzedaży Związek w swojej odpowiedzi wołał przemilczeć pokrywając je wielkimi cyframi eksportu, które obejmują także eksport bekonów do Anglii i innych krajów. Związek Bekonowy, co więcej, przypisuje sobie zasługę zbytu polskiej szynki w Ameryce. Muszę w tym miejscu małe sprostowanie uczynić. Jeżeli chodzi o wprowadzenie szynki polskiej na rynek amerykański, to zasługa należy się przede wszystkim Związkowi Wędliniarzy, który opracował pewne zasady standartu i pionierską drogą utorował zbyt tej szynce; można przyznać również tę zasługę firmie polsko amerykańskiej „Ampol”, która wprowadziła tę szynkę wśród licznej Polonii amerykańskiej, należy część zasług zapisać również na rzecz patriotycznego ducha naszej emigracji. Niech te słowa moje będą choć w części odpowiedzią na krzywdzące zarzuty Związku Bekonowego, jakobym atakował polskie firmy w Ameryce.</u>
<u xml:id="u-46.16" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Wicemarszałek Schaetzel.)</u>
<u xml:id="u-46.17" who="#JanHenrykJedynak">A już niesprawiedliwością było by nie uznać w tej chwili zasług polskiego hodowcy trzody, który specjalną troską otacza jakość produktu i bije inne kraje smakiem, wskutek tego oczywiście smak polskiej szynki pobija inne szynki w Ameryce.</u>
<u xml:id="u-46.18" who="#JanHenrykJedynak">Dowiedziałem się z prasy, że Związek Bekonowy nie tylko zamierza w swej działalności zagarnąć cały eksport wyrobów mięsnych, ale zabiega także o monopol na wywóz konserw rybnych, a jak się dopiero z prasy łódzkiej dowiedziałem, władze Związku Bekonowego zabiegają o uzyskanie wyłącznego monopolu wywozowego do Ameryki.</u>
<u xml:id="u-46.19" who="#komentarz">(P. Tomaszkiewicz: Taki omnibus przemysłowy.)</u>
<u xml:id="u-46.20" who="#JanHenrykJedynak">Miał być stworzony rodzaj polskiego „wniesztorgu” dla handlu ze Stanami Zjednoczonymi, połączony do pewnego stopnia z eksportem naszych szynek. Wydaje mi się, że jeśli mamy takie osiągnięcia na rynku amerykańskim z szynką, że bezkonkurencyjnie zmonopolizowaliśmy dziś eksport szynek, nie może on być zależny od innych dziedzin polskiego eksportu i musi być rozwijany nadal bez żadnej specjalnej nowej machiny biurokratycznej, która wielkimi pensjami spadnie na barki niby producenta, a de facto rolnika-hodowcy. Sądząc z charakteru zamierzonej organizacji monopolowej, miałaby ona wymienić eksport szynek importem amerykańskich surowców i wyrobów przemysłowych, co byłoby dla Polski wyjątkowo nierentowne, chyba tylko dla twórców tego projektu. Czyż przy takim systemie mamy realizować ideę pięcia się Polski wzwyż? Jeśli zastosuje się nowe zasady organizacji sprzedaży na rynku amerykańskim, szynka i odpowiednie inne przeroby mają nieograniczone możliwości zbytu. Tyle w odpowiedzi na pismo prezesa Związku Bekonowego w sprawie mojej interpelacji.</u>
<u xml:id="u-46.21" who="#JanHenrykJedynak">W końcu mego przemówienia niech mi wolno będzie stwierdzić, że nie miałem i nie mam żadnego osobistego interesu lub zysku na względzie, nie zajmuję się ani pośrednio, ani bezpośrednio handlem, ani przemysłem czy eksportem. Jeżeli poruszyłem z tej Wysokiej Trybuny oba zagadnienia, to tylko w poczuciu wysokiego interesu Państwa.</u>
<u xml:id="u-46.22" who="#JanHenrykJedynak">A teraz, Panie Ministrze, niech mi wolno będzie zadać parę pytań. Czy Panu Ministrowi jest wiadome, że niejaka firma „Mitexport” prowadzi t. zw. uszlachetniający przerób, uszlachetniający obrót, polegający na tym, że polskie świnie dla tego przerobu wysyła się na rynek niemiecki i że zyski wynikające z tej operacji nie wpływają do Polski, ale zyski te płynące z eksportu do Ameryki z Niemiec zostają odprowadzone do firmy znajdującej się w Holandii, do firmy „Olea”? Czy to jest zgodne z prawdą, jeżeliby to było prawdą, to byłby to niesłychany skandal, że pod egidą Związku Bekonowego, nadzorowanego przez Rząd, może być dopuszczalna podobna transakcja, trwająca już od paru miesięcy i to wówczas, kiedy obowiązuje zarządzenie o powołaniu Centrali Dewiz. Byłbym bardzo wdzięczny, gdyby Pan Minister był łaskaw tym zagadnieniem się zająć i odpowiedzieć, o ile moje informacje są prawdziwe.</u>
<u xml:id="u-46.23" who="#JanHenrykJedynak">Drugą sprawą, którą chciałbym zająć uwagę Pana Ministra, jest sprawa reeksportu na rynki pionierskie. Na rynki te daje się wysokie premie, jednakże eksporterzy, wysyłając rzekomo na te rynki pionierskie, odprowadzają swój towar właśnie do Stanów Zjednoczonych. Ponieważ za eksport na rynki pionierskie przewidział na jest duża premia wywozowa, podobno niektóre firmy, pracujące właśnie w Związku Bekonowym, korzystają z tego rodzaju uprawnień i, według moich informacyj, zarabiają na każdym kilogramie szynki 1.20 zł do 1.50 zł nadwyżki. A więc te pieniądze nie wchodzą z powrotem do kraju, tylko zostają za granicą, i tu znowu jest to ominięcie zarządzeń Ministra Skarbu.</u>
<u xml:id="u-46.24" who="#JanHenrykJedynak">Kończę już, Panie Marszałku, tym, że struktura organizacyjna Związku Bekonowego, która w tych warunkach i przy tej atmosferze, sprzyjającej dla tego Związku, jest taka, iż ze względu na samego człowieka, który stoi na czele tego związku, który ma do dyspozycji niemal wszystkie momenty, może czasem nawet decyzję mieć w swoich rękach do dyspozycji, że jeśli działalność tego związku tu omawiam, to nie po to, aby p. Ministrowi psuć bilans handlowy, żeby niszczyć to, co zostało z trudem zrobione, ale po to, ażebyśmy to, co jest z punktu widzenia struktury gospodarczej szkodliwe — a wiele rzeczy jest tam szkodliwych — naprawili.</u>
<u xml:id="u-46.25" who="#JanHenrykJedynak">Dlatego pozwalam sobie złożyć wniosek do laski marszałkowskiej, ażeby całokształt tych zagadnień z punktu widzenia struktury, organizacji eksportu oraz rynku wewnętrznego omówić po to, ażebyśmy istotnie uczciwie, mądrze umieli organizować nasze życie gospodarcze oparte na surowcach rodzimych. Sądzę, że to jest najlepsza i najwłaściwsza droga.</u>
<u xml:id="u-46.26" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-47">
<u xml:id="u-47.0" who="#TadeuszSchaetzel">Głos ma p. Sapieha.</u>
</div>
<div xml:id="div-48">
<u xml:id="u-48.0" who="#LeonAleksanderSapieha">Wysoka Izbo! Jest rzeczą nie do pomyślenia, aby przemysł i handel polski w obecnych ograniczonych warunkach pomyślnie się dalej rozwijał. Kraj nasz bowiem należy do państw pokrzywdzonych pod względem możności rozwoju gospodarczego, tak że już w niedalekiej przyszłości nastąpić musi stagnacja. A będzie ona zgubną. Każdy bowiem zastój podczas postępu narodu musi być jego cofaniem. Powodem upośledzenia naszego Państwa jest brak terenów ekspansji. Jeśli sytuacja radykalnie się nie zmieni, to będziemy niedługo zepchnięci do roli biernego, w wiecznym konflikcie z samym sobą, narodu kontynentalnego. Kraje takie, jak my, stłoczone przez mocarstwa, które opanowały morza i wielkie lądy, wegetują w ciasnocie i wewnętrznych gospodarczych trudnościach.</u>
<u xml:id="u-48.1" who="#LeonAleksanderSapieha">Czytamy w publikacji Ministerstwa Spraw Zagranicznych „Problem emigracyjno-surowcowy w Polsce”: „o rozwoju przemysłu decydują 3 czynniki: surowce, praca, kapitał i rynki zbytu dla przemysłu. Jednym z powodów naszego ubóstwa jest brak surowców, dla naszego przemysłu potrzebnych. Kupując je u obcych, odpływa od nas złoto i dewizy. Odpływ ich osłabia finansową odporność Państwa, redukuje możność zakupu maszyn. Następstwem tego jest surowcowy, a w najlepszym razie pół-fabrykatowy charakter naszej wytwórczości i naszego wywozu. Ubóstwo Polski w surowce oraz import towarów kolonialnych kierują zatem wewnętrzną dystrybucję pieniądza na tory przeciwdziałające uprzemysłowieniu”. Czy można przypuszczać, aby przy dzisiejszym braku surowców i braku rynków zbytu przemysł nasz kiedykolwiek się podniósł? Bez tych dwóch zasadniczych podstaw dla rozwoju przemysłu, czy zwolnimy się kiedykolwiek od zależności od zagranicy? W naszych arcyskromnych stosunkach finansowych importowaliśmy w 1935 r. surowców za 468 milionów złotych. Przeciętny roczny import surowców wyraża się 51% całkowitego przywozu. Od 1926 r. do 1935 r. w ciągu 10 lat zapłaciliśmy za same surowce 9 miliardów złotych. Taka suma decyduje o naszym ujemnym bilansie handlowym i płatniczym. Handel z krajami zamorskimi daje nam saldo ujemne, wyrażające się w 1935 r. kwotą 168 milionów złotych. Jesteśmy krajem, w którym wytwórczość przemysłowa w 60% zależna jest od obcych surowców. Powyższe dane widzimy w publikacjach Ligi Morskiej i Kolonialnej.</u>
<u xml:id="u-48.2" who="#LeonAleksanderSapieha">Obecnie w każdym razie wypada nawiązać bezpośredni kontakt z krajami zamorskimi, przynajmniej tymi, które dostarczają nam najniezbędniejszych surowców, jak bawełna, kauczuk, nasiona oleiste, garbniki. Unikać bowiem powinniśmy bardzo kosztownego pośrednictwa krajów europejskich. Gdybyśmy zakupywali surowce z własnych kolonij i za własną walutę, bezgraniczny import byłby możliwy. Dziś dla otrzymania na to potrzebnych dewiz sprzedajemy produkty poniżej kosztów produkcji. Jest najbardziej naglącą potrzebą naszego kraju, aby pieniądze te były zainwestowane we własnych terenach, gdzie Polacy będą surowce wytwarzać i polskim fabrykom je dostarczać. Autorytet kolonialny Anglik L. Barns pisze: „Osią, dokoła której obracać się będą międzynarodowe stosunki stu lat następnych, jest problem zorganizowania surowcowych rynków i pustych terenów do wspólnego użytku wszystkich państw świata”. Przemysł nasz, który nie będzie mieć zapewnionych stałych rynków zbytu, jest z góry skazany na nędzę wegetowania. Dlatego też koniecznym jest dla zapewnienia przyszłości naszym fabrykom, aby we własnych terenach ekspansji mieć stałe rynki zbytu. A od nas samych zależeć będzie, aby przez intensywne zagospodarowanie, przez podniesienie poziomu życia w naszych koloniach chłonność tego rynku zbytu wzrastała. Bez załatwienia tych zasadniczych zagadnień, obym był fałszywym prorokiem, gdy twierdzę, że Państwo nasze nie ma potrzebnych warunków rozwoju w przyszłości. Bo twórczą siłę Narodu, dla której potrzeba przestrzeni, zużytkują wtedy obce mocarstwa, lecz my będziemy u nich jedynie na wysługach.</u>
<u xml:id="u-48.3" who="#LeonAleksanderSapieha">Z pewnością położenie wewnętrzne naszej Ojczyzny jest bardzo ciężkie i z dniem każdym pogarszać się musi. Potężny przyrost ludności jest siłą, wzbierającą potęgą narodu, jeśli Państwo zapewni mu ujście i możność życia wartościowym jednostkom. Lecz przeludnienie musi zrobić z narodu znędzniałe rojowisko ludności, proletariat na niskiej stopie gospodarczej i kulturalnej, kiedy tłoczy się naród w ciasnocie i wydziera sobie wzajemnie możności życiowe. Problem przeludnienia będzie przybierać u nas coraz to ostrzejszą formę i nie rozwiąże się go tak dziś popularnym niszczeniem klasy ziemiańskiej. Możności emigracyjne do obcych państw są dziś bardzo już ograniczone i wątpliwe, czy do dawnych rozmiarów powrócą. Przez emigrację do obcych państw ludzie nasi i praca ich po większej części dla Polski przepada. Dlatego konieczne są nam własne tereny, gdzie kolonizator prócz osobistych zysków, mieć będzie pewność, że dla swojej pracuje ojczyzny. Anglik Sir A. Salter pisze: „Każdy kraj mógłby mieć tak gęste zaludnienie, jak w miejscach najbardziej uprzemysłowionych, gdyby mógł używać dowolnie zasobów reszty świata”. U nas w Polsce przeludzenie jest relatywne w stosunku do niskiego uprzemysłowienia kraju. Objawem bardzo niezdrowym jest 8 do 9 milionów bez — i małorolnych, zbytecznych w organizmie rolnym kraju. Gdybyśmy mieli przemysł na zdrowych zasadach oparty, byłby to ogromny rezerwuar ludzki naszych robotników, których wielki przemysłowiec amerykański Ford w swej książce tak chwali. Obecnie jednak naturalny przyrost ludności, niestety, ciąży na naszym rynku wewnętrznym i w dalszym ciągu ciążyć będzie. W cyfrach sprawa tak się przedstawia: roczny przyrost ludności w Polsce wynosi około 400 tysięcy. Przyrost ten w ciągu 4 do 5 lat równy jest ilości ogólnej mieszkańców Łotwy, Litwy i Estonii razem wziętych, a w ostatnim dziesięcioleciu przybyło u nas więcej ludności niż ogół mieszkańców w Chile. Od chwili odzyskania niepodległości wzrosła ludność w Polsce o 7 milionów mieszkańców, co jest równe ogółowi ludności Portugalii. Ciekawe to zestawienie danych podaje nam Ministerstwo Spraw Zagranicznych w swych opracowaniach.</u>
<u xml:id="u-48.4" who="#LeonAleksanderSapieha">Tylko posiadaniem kolonii załatwimy to zagadnienie, odciążymy przeludnienie wsi, umorzymy bezrobocie, dzięki normalnemu funkcjonowaniu i rozwojowi przemysłu. Uprzemysłowienie bowiem kraju ściśle jest związane z zagadnieniem surowców. Chwilowo starać się musimy popierać nawet nieznaczną obecnie emigrację, choć daleko do tego, by to było idealnym rozwiązaniem zagadnienia. Koniecznym więc jest, żeby nasze linie okrętowe dostosowały się do możności emigrantów i czyniły im pod każdym względem jak najdalej idące udogodnienia.</u>
<u xml:id="u-48.5" who="#LeonAleksanderSapieha">Polska ma prawo żądania, aby Europa zaspokoiła jej postulat kolonialny. Od wieków, ostatnio w 1920 r., broniliśmy Europy od podboju przez wschodnie, azjatyckie mocarstwa, jesteśmy więc ważnym czynnikiem w strukturze Europy. Wszystkim państwom naszego kontynentu powinno na tym zależeć, żeby Polska była silna, aby ład, porządek i równowaga gospodarcza u nas panowała. Nie zapominajmy też, że od dawnych czasów byli Polacy pionierami kolonialnymi i w dużej mierze się przyczynili do poznania i ułatwienia zdobyczy zamorskich krajów dla rodów Europy. Wspomnę tylko kilku z nich: Arciszewski Krzysztof, herbu Prawdzie, walczył już w XVII wieku w Brazylii, a pomnik jego zdobi Pernambuco; Beniowski Maurycy August, zdobywca Madagaskaru w 1776 r., opiewany przez Słowackiego; Domeyko Ignacy, badacz Chile; Rogoziński Stefan, pionier Kamerunu, Strzelecki Edmund Paweł, odkrywca najwyższego szczytu Australii, który nazwał górą Kościuszki. Od chwili odzyskania niepodległości zogniskowała się nasza ekspansja kolonialna w wybitnej osobistości, jaką był gen. Orlicz-Dreszer. W 1930 r. stanął on na czele Zarządu Głównego Ł. M. K. Z. organizacji, liczącej około 20 tysięcy członków i nie mającej większego znaczenia w życiu społecznym, uczynił instrument, którego głos rozchodzi się obecnie na cały świat. W 1930 r. zreorganizował Ligę, dał nowy program w pracy nad problemem kolonialnym. Podczas swych podróży do Ameryki Północnej odwiedził ośrodki naszej emigracji, głosił konieczność patriotyzmu i współpracy gospodarczej z krajem macierzystym. Propaganda ta zaczyna dawać obecnie pierwsze owoce. W 1932 r. stworzył Fundusz Akcji Kolonialnej, który umożliwił finansowanie programowych prac Ligi w dziedzinie kolonialnej. W tym samym roku na miejsce zlikwidowanego komitetu floty narodowej zorganizował Fundusz Obrony Morskiej, na który zebrano dotychczas przeszło 5 milionów złotych. Wygłosił w kraju setki odczytów i przemówień, które budząc zrozumienie konieczności zmiany programu gospodarczego, szukania dróg dostępu do krajów surowcowych i rynków zbytu zjednały dla Ligi 1/2 miliona członków. Rozumiejąc, że praca na każdym polu dla Polski nie może ograniczyć się do jednego pokolenia, położył gen. Dreszer szczególny nacisk na wciągnięcie młodzieży w orbitę zainteresowań morskich i kolonialnych. Liga Morska skupiła w swoich szeregach 63.000 uczącej się młodzieży i kontynuuje obecnie wykonanie wielkiego programu, wytkniętego jej przez nieodżałowanej pamięci gen. Gustawa Orlicz-Dreszera.</u>
<u xml:id="u-48.6" who="#LeonAleksanderSapieha">Uprawnienie Polski do kolonij jest też fundowane na tych milionach dzielnych pracowników, którzy z odwagą ogrom roboty wykonywują w krajach zamorskich, niestety, nie dla swej Ojczyzny. Kolonie się Polsce należą, sprawiedliwość tego wymaga, gdyż nie wolno dopuścić, aby narodowi zamknąć możności rozwoju. Wszystkie wielkie narody w czasach swojego rozkwitu zdobywały tereny ekspansji. Wierzymy, że chwila wielkości dla naszego narodu przychodzi, łącznie więc z narodami Europy, które przez przemoc innych mocarstw pokrzywdzone zostały przy rozdziale kolonij, kategorycznie ten postulat postawmy. Coraz częściej odzywają się głosy znawców spraw kolonialnych, że rozdział kolonij wśród państw europejskich jest niesprawiedliwy i że wszystkim narodom trzeba je udostępnić. W swym artykule „Przyszłość kolonij” pisze Barns, że państwa imperialne powinny poczynić starania, by wciągnąć swe kolonie pod system mandatów. Mandatami tymi miałaby zarządzać Liga Narodów, która by się zajęła sprawami podaży materiałów surowcowych i zaspokoiłaby żądania równości kolonialnej. Przewiduje Barns słusznie, że żądania kolonij stają się tak piekące, że obecnie pokój da się okupić jedynie drogą znacznych ustępstw ze strony państw przesyconych terytoriami kolonialnymi. Również w Belgii wybitni politycy podobnie sprawę stawiają. Nie łudźmy się jednak, że bez bardzo stanowczego ustosunkowania się do tego niezmiernie dla nas żywotnego zagadnienia ktoś inny je za nas korzystnie załatwić zechce.</u>
<u xml:id="u-48.7" who="#LeonAleksanderSapieha">Europa naturalnie grawituje do Afryki. Znam ten kontynent. Olbrzymi „Czarny ląd” kryje w swych pięknych wnętrzach rozległe, niezamieszkałe, urodzajne tereny. Warunki są tam bardzo wszechstronne. Uprawa ziemiopłodów, od roślin wyłącznie tropikalnych aż do naszych zbóż, okopowych i jarzyn jest możliwa. I tak uwzględniwszy w każdym wypadku jakość ziemi, podzielić można dziedziny rolnej produkcji wedle wysokości nad poziomem morza. Do 500 m. wysokości są kraje, gdzie rosną palmy, dające w swych owocach obficie oleje, dalej sisal, kakao i drzewo kawy t. zw. „Robusta”. Rola europejczyka ograniczyć się musi tu jedynie do organizacji i nadzoru, ponieważ są to kraje na ogół najbardziej niezdrowe. Od 500–1000 m możliwa jest poza tym uprawa bawełny, orzecha ziemnego. Od 1000 m w górę zaczyna się strefa najbardziej odpowiadająca osiedleniu się europejczyków. Ponad 1500 m wysoko są już krainy przeważnie zdrowe, gdzie europejczyk może częściowo pracować fizycznie. Rośnie tam kawa szlachetna „Arabica”, zaczyna być możliwa hodowla bydła, a w wyższych regionach udają się nasze warzywa, zboża, kartofle. Afryka jest wyżyną, urodzajnych krain ponad 1.000 m. wysoko jest wiele, znalazłoby się miejsce dla wszystkich, możność współpracy i pokojowej rywalizacji będzie zapewniona na długie wieki dla ludów Europy.</u>
<u xml:id="u-48.8" who="#LeonAleksanderSapieha">Często się mówi, że Polska jest za nędzna, za biedna, aby zagospodarować kolonie. Tak mówi pesymizm i brak inicjatywy, bo na rentowne przedsiębiorstwo zawsze w Polsce pieniądze się znajdą. Musimy sobie zdać jasno sprawę, że jednym z największych zagadnień jest wydostanie Polski z przymusowej sytuacji upośledzenia, w której obecnie się znajduje, zapewnienie i zaspokojenie jej świętego prawa do ekspansji na równi z innymi mocarstwami Europy. Powinniśmy żądać zaszeregowania Polski wśród państw, wyposażonych w tereny kolonialne, a stanowczość tych żądań powinna być dostosowana do ciężkiego wewnętrznego położenia naszego kraju. Wnet staną przed nami zastępy młodzieży z żądaniem miejsca dla siebie i pracy. Jest naszym obowiązkiem móc wskazać przyszłemu pokoleniu bogatą część świata otwartą dla Polski.</u>
<u xml:id="u-48.9" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-49">
<u xml:id="u-49.0" who="#TadeuszSchaetzel">Głos ma p. Nowicki.</u>
</div>
<div xml:id="div-50">
<u xml:id="u-50.0" who="#WitoldNowicki">Wysoki Sejmie! Nie jest właściwą rzeczą powtarzać z tej trybuny sprawy i zagadnienia, które przez kogo innego już dzisiaj były omawiane. Jednak zagadnienie nasycenia rynku wewnętrznego jest sprawą tak ważną, że muszę doń jeszcze raz powrócić.</u>
<u xml:id="u-50.1" who="#WitoldNowicki">W zeszłorocznej dyskusji nad budżetem z tej trybuny padały bardzo mocne słowa, piętnujące politykę karteli, ściślej — cen kartelowych. Stwierdzić trzeba, że w dyskusji tegorocznej siła ataku na kartele zupełnie osłabła. Czy ten stan rzeczy usprawiedliwia dzisiejsza rzeczywistość gospodarcza? Niewątpliwie planowa i konsekwentna polityka Rządu i jego kierownika gospodarczego przyniosła zdecydowaną poprawę. Ceny artykułów rolnych zbliżają się do norm opłacalności, wzrosły obroty i zwiększyło się zatrudnienie. Przez kraj idzie szeroka fala optymizmu, która skutecznie współdziałać może w ostatecznym pokonaniu kryzysu gospodarczego. Ale obok niewątpliwych zjawisk poprawy istnieją nie usunięte pozostałości wad i przerostów, rodzą się nowe groźne, nieusprawiedliwione gospodarczo, tendencje wzrostu cen przemysłowych i handlowych. Ta nowa ofensywa spekulacji może pogrzebać całkowicie nikłą dotychczas poprawę sytuacji gospodarczej i pogrążyć kraj w nędzę powrotnego kryzysu. Oceniając w pełni wolę p. Premiera i Rządu do przeciwstawienia się szkodliwej spekulacji, stwierdzić muszę, że nie wystarczą kary i represje, stosowane względem drobnych płotek handlu u dołu, zdecydowana akcja Rządu sięgnąć musi do źródeł produkcji i wymiany towarowej — do wielkich warsztatów przemysłu i handlu.</u>
<u xml:id="u-50.2" who="#WitoldNowicki">I tutaj powracamy do wiecznie żywego zagadnienia karteli i cen kartelowych. P. Minister Przemysłu i Handlu w dzisiejszym swoim przemówieniu zwrócił się do nas z wezwaniem o przychylne nastroje dla przemysłu. Do spraw przemysłu podchodzę ze stanowiska drobnego rolnika. Stanowisko to nie może być wrogie ani niechętne. Mam pełną świadomość, że rozwój przemysłu — to bogactwo kraju, to zwiększony potencjał obronności Państwa, to wreszcie możność odprowadzenia mas bezrobotnych z zubożałej, przeludnionej wsi. Ale zadania te spełnić może jedynie przemysł zdrowy. Przemysł w Polsce, w ogromnej swej większości obcy, odbierający rozkazy z obcych stolic, jest często wrogi interesom Państwa i polskiej racji stanu lub też uznaje własne tylko ciasne i egoistyczne interesy. Słyszeliśmy nieraz, że kartele są wyższą formą organizacji, powołaną do regulowania warunków produkcji, specjalizacji zakładów i organizacji eksportu. Życie wykazało, że organizacje kartelowe w Polsce powstały i istnieją dla zgoła innych celów. Są nimi: utrzymywanie wysokich i sztywnych cen, osiąganie nie współmiernie wielkich zysków przy wymuszanym i opłacanym często ograniczeniu produkcji.</u>
<u xml:id="u-50.3" who="#WitoldNowicki">Przemysł skartelizowany ignoruje istnienie olbrzymiego i pojemnego rynku wewnętrznego. Miliony narodu, żyjące w prymitywie, pozbawione są wskutek wysokich cen możności udziału w procesach wymiany gospodarczej.</u>
<u xml:id="u-50.4" who="#WitoldNowicki">Obracamy się w błędnym kole. P. Minister Górecki mówił w Sejmie przed rokiem „Bezprzykładnie niska stopa życiowa ludności i szczupłe rozmiary konsumcji wpływają na wysokość cen”. Śmiem twierdzić, że jest wprost odwrotne: wysokość cen kartelowych wywołuje niską skalę konsumcji w Polsce. Nie chcę utrudzać Wysokiej Izby statystyką. Wystarczą dwa przykłady. Rozwiązanie kartelu cementowego w r. 1934 zwiększyło wielokrotnie zużycie cementu i ożywiło ruch budowlany w kraju; drobne i niedostateczne obniżenie ceny cukru przed rokiem zwiększyło spożycie o 13% niosąc radość i zdrowie milionom biednych dzieci.</u>
<u xml:id="u-50.5" who="#WitoldNowicki">Przed przemysłem stoi wielkie i wspaniałe zadanie — odrodzenia gospodarczego kraju, zwiększenia zatrudnienia przez radykalną zmianę swych dotychczasowych metod, podjęcia masowej i taniej produkcji, przystosowanej do możliwości nabywczych rynku wewnętrznego. Apelujemy do Pana Ministra Przemysłu i Handlu, aby wyzyskując uprawnienia, dane przez Sejm przed rokiem, doprowadził do obniżenia cen kartelowych i monopolowych: żelaza, węgla, nafty, cukru, nawozów sztucznych, zapałek i soli do skali, umożliwiającej ich nabycie.</u>
<u xml:id="u-50.6" who="#WitoldNowicki">Wysoki Sejmie! Jeszcze jedno ważne zagadnienie — sprawa bezrobocia. Wadliwa struktura społeczno-gospodarcza kraju, coroczny półmilionowy przyrost ludności, zamknięcie granic dla wychodźtwa zarobkowego i długotrwały kryzys podniosły zagadnienie bezrobocia do rozmiarów groźnej klęski społecznej! Opinia kraju wypowiada się jednomyślnie przeciw doraźnym i nieskutecznym metodom zaradczym i żąda rozpoczęcia likwidacji bezrobocia w sposób całkom wity i ostateczny. Zadanie jest olbrzymie i wymaga wielostronnych środków zaradczych. Sądzę, że może być ono rozwiązywane skutecznie tylko na podstawie szerokiego planu państwowego przy użyciu potężnych i celowo stosowanych środków. Współdziałać tu winny: realizacja wielkiego planu budowy ośrodka przemysłowego inwestycji prywatnej, podnoszenie kultury duchowej i materialnej szerokich mas ludności, przebudowa ustroju agrarnego, kolonizacja kresów, polityka populacyjna, zmierzająca do prawidłowego rozmieszczenia ludności, tworzenie nowych dziedzin pracy itp. Przeludnienie wsi i miast, nędza i bezrobocie występowały nieraz w postaci zjawisk ujemnych, jak ekscesy i zaburzenia, a trwają stale w kraju w postaci niezadowolenia, fermentu i niechętnego stosunku do własnego Państwa, co sprzyja działalności czynników wywrotowych i stwarza podatne żerowisko dla demagogii opozycyjnej. Ale obok nieuchronnych zjawisk ujemnych występują coraz częściej zjawiska dodatnie i twórcze: powstaje zdrowy pęd do tworzenia nowych warsztatów pracy, do zajęcia miejsca w handlu, rzemiośle i drobnym przemyśle domowym. To naturalne i pożądane dążenie ludności do szukania własnych źródeł pracy i zarobku w handlu spotyka się z namiętnym i głośnym sprzeciwem ze strony elementu, który handel w Polsce uznał za swą wyłączną dziedzinę władania.</u>
<u xml:id="u-50.7" who="#WitoldNowicki">A jednak słyszymy w Sejmie, czytamy w prasie głośne skargi na rzekomy ucisk, apel do Rządu o interwencję i obronę zagrożonych interesów ludności żydowskiej. Najzupełniej godzimy się w żądaniu istotnej ingerencji Państwa i Rządu w dziedzinę budzącego się handlu, który przyczyni się nam do częściowego złagodzenia skutków bezrobocia. Przyjść ona winna w postaci szeregu szkół zawodowych, sposobiących do pracy w dziale rękodzieł i drobnego przemysłu domowego. Powstać powinien szereg szkół handlowych, które by przygotowały zawodowo kadry pracowników. Szkoły handlowe winny przejść do właściwości Ministerstwa Przemysłu i Handlu. Jest to nie tylko mój pogląd własny, ale także postulat łódzkiej Izby Przemysłowo Handlowej. Nowopowstający handel drobny, podejmowany przez bezrobotnych, winien uzyskać na 2–3 lata zupełne zwolnienie od podatku przemysłowego, podobnie jak korzysta z 15-letniego zwolnienia z opłat podatków państwowych budownictwo mieszkaniowe. Słuszność tych żądań stwierdzają fakty. W Wieluniu istniała przed paru laty szkoła handlowa, utrzymywana przez Polską Macierz Szkolną. Wskutek braku środków szkoła została zamknięta, ale z murów jej wyszedł szereg dzielnych pracowników na polu handlu prywatnego i spółdzielczości. Powstające dość licznie słabe komórki handlu wiejskiego spotykają się na wstępie z bezdusznym często automatyzmem władz skarbowych. Przytoczę przykład: nędzny sklepik wiejski na pustkowiu, utrzymujący zapas towaru na kwotę nie wyższą ponad 100 zł, otrzymał wymiar podatku, ustalający obrót roczny na sumę ponad trzydzieści tysięcy złotych. Oczywiście, bezradny i bezbronny przodownik handlu traci od razu całą swą substancję majątkową i wyleczony z marzeń o własnej inicjatywie zwiększa szeregi bezrobocia. Taka sama praktyka ujawnia się i na innych polach.</u>
<u xml:id="u-50.8" who="#WitoldNowicki">Gorąco poprzemy wniosek p. Snopczyńskiego o stworzeniu instytucji kredytowej dla rzemiosła. Stan rzemieślniczy w Polsce jest przecież tym wysoce wartościowym elementem, którego praca, ofiarność i patriotyzm stanowią o żywotności i polskim charakterze miast. Potrzeby rzemiosła, wyniszczonego kryzysem, wymagają wydatnej pomocy w postaci taniego długoterminowego kredytu inwestycyjnego i ulg podatkowych.</u>
<u xml:id="u-50.9" who="#WitoldNowicki">Tych kilka uwag kieruję do Pana Ministra, ufny, że znajdą one uwzględnienie w pracach jego resortu.</u>
<u xml:id="u-50.10" who="#WitoldNowicki">Kończąc, pragnę wypowiedzieć jeszcze kilka uwag, na temat zadrażnienia, jakiego widownią była Wysoka Izba. Sądzę, że złą przysługę Polsce i swym współobywatelom oddaje przedstawicielstwo i prasa żydowska, generalizując, godne zresztą pożałowania, ekscesy i nie doceniając właściwego znaczenia i charakteru rodzących się tarć na polu walki ekonomicznej. Tu jest coś więcej nad rzekomy antysemityzm, więcej nawet niż walka konkurencyjna o warsztat pracy i prawo do życia. Nie, tu w grę wchodzą sprawy najwyższej wagi i największego znaczenia.</u>
<u xml:id="u-50.11" who="#WitoldNowicki">Naród Polski w bohaterskim wysiłku osiągnął wolność polityczną. Ale wolność polityczna bez niezależności gospodarczej jest tylko niebezpiecznym złudzeniem, które załamać się musi w obliczu próby. Kol. Bakon, mówiąc przedwczoraj w Sejmie, dojrzał zalew elementu obcego tylko w kąpieliskach, w wytwornych lokalach zabaw, rozkoszy i użycia. W tym nie widziałbym jeszcze nic strasznego. Ale sprawa, niestety, jest głębsza i groźniejsza wiele. U źródeł potęgi, stanowiącej o istnieniu, o zdolności obronnej Państwa, w dziedzinie produkcji, wymiany, obrotu pieniężnego i towarowego w Polsce stoi w olbrzymiej przewadze żywioł obcy, często wrogi ideałom naszym, dążeniom i celom. I tutaj budzi się zdrowy odruch i obronny instynkt narodu.</u>
<u xml:id="u-50.12" who="#WitoldNowicki">Zamknięty został okres walki zbrojnej o wolność i okres pracy ustrojowej. Stają dziś przed nami jako warunek istnienia dwa wielkie cele: zjednoczenie narodu, które zapoczątkował historyczny dzień wczorajszy, oraz konieczność wytworzenia olbrzymiego potencjału przemysłowego i gospodarczego, wyzwolonego z rąk obcych. Dokonanie tych prac, podjęte we wspólnym twardym wysiłku całego narodu, zakończyć i uwieńczyć musi ostateczny i najwyższy cel: wielkość i potęga Rzeczypospolitej.</u>
<u xml:id="u-50.13" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-51">
<u xml:id="u-51.0" who="#TadeuszSchaetzel">Głos ma p. Pietrzak.</u>
</div>
<div xml:id="div-52">
<u xml:id="u-52.0" who="#JanPietrzak">Wysoki Sejmie! Nie będę omawiał spraw, które poruszyli poprzedni moi koledzy mówcy. Chciałbym zatrzymać się częściowo na nadzwyczaj ważnej sprawie, którą poruszył sprawozdawca p. Sowiński. Jest to ciężki przemysł.</u>
<u xml:id="u-52.1" who="#JanPietrzak">P. sprawozdawca oparł się na pewnym sprawozdaniu Unii Górniczo-Hutniczej katowickiej i przedstawił nam położenie, w jakim się znajduje nasz przemysł. Ja, który patrzę na ten przemysł z bliska, z trwogą przyjąłem do wiadomości, że tak wielkie zaniedbania mamy w naszym przemyśle, w tym przemyśle, w którym nie tylko świat pracy, ale i cała Polska jest zainteresowana. Przemysł nasz winien być tym, który daje ludowi spokój wewnątrz, a równocześnie ustala na zewnątrz naszą potęgę. Zaniedbania te sięgają — według sprawozdania sprawozdawcy — około 180 milionów złotych, a według prasy codziennej — 260 milionów złotych. Suma bardzo poważna, suma, która ma być uzyskana według wysuniętej tezy przez p. sprawozdawcę obciążeniem społeczeństwa, obciążeniem ceny za węgiel. Zachodzi dla mnie pytanie, czy te zaniedbania czyli zaległości powstały w czasie kryzysu, czy datują się z dawniejszych lat? Przyszedłem do przekonania, że pochodzą one nie z ostatnich 3, czy nawet 5 lat, ale datują się od przeszło lat 10, że sumy ściągnięte na amortyzację zostały zużytkowane, ponieważ ich nie ma, ale nie wiemy, w jakim celu zostały zużytkowane. Gdy Unia HutniczoGórnicza przychodzi i podaje te zaniedbania, to znaczy przyznaje się do tego, co zaszło, i woła głośno przez swój memoriał do p. Ministra Przemysłu i Handlu: Panie Ministrze, ratuj, bo giniemy. Przyszedłem do tego przekonania, że p. Minister z swoim całym sztabem winien wmaszerować do tego przemysłu i stwierdzić przyczyny i powody tego zaniedbania. Jeżeli są takie rzeczy, to trzeba ten stan zbadać. Proszę Panów, nadszedł czas, ażeby Ministerstwo tu weszło, zbadało i wykazało, co było tego powodem. To wszystko stało się nie tylko dlatego, że się zapomniało o amortyzacji, a również dlatego, że się zapomniało pogłębić szyby, niskie pokłady węgla, nie wydobywano z nich, bo rzekomo są one nierentowne, kotłownie przestarzałe, sięgające lat 32, koksownie zaniedbane, nierozbudowane. I dziś, kiedy nadchodzi chwila, że moglibyśmy wykorzystać koniunkturę, to nie można tego dokonać, w szczególności jeżeli chodzi o koks, to przy tym napięciu naszej koniunktury trzeba będzie również sprowadzać z zagranicy i drogo go opłacać. Ten stan anormalny potrzebuje koniecznie rewizji i dlatego trzeba będzie się starać, aby to zostało uzupełnione. Dziś się tą sprawą zajmujmy.</u>
<u xml:id="u-52.2" who="#JanPietrzak">Zachodzi dla mnie drugie zapytanie, dlaczego się tym dziś zajmujemy? Dlaczego Unia Górniczo Hutnicza i Izba Przemysłowa sosnowiecka nie wystąpiły z tym problemem przed rokiem? Pozwolę sobie moje przypuszczenie tu, z tej Wysokiej Trybuny, zgłosić. Gdyby wniosek p. Premiera Składkowskiego o skróceniu czasu pracy do tej Izby nie był zgłoszony, nie byłoby tego oskarżenia, ale ponieważ p. Premier wystąpił do Wysokiej Izby z wnioskiem o uregulowanie czasu pracy, więc trzeba było znowu znaleźć wielki dzwon i zadzwonić na alarm, że to groźne. Mam wrażenie, że to wystąpienie nie całkowicie jest uzasadnione, ale gdyby nawet przyjąć, że tylko 73 tych zaległości jest prawdziwa, to znowu zachodzi drugie pytanie dla mnie — przecież ten przemysł znajduje się w rękach naszych inżynierów Polaków, w rękach ludzi doborowych, wybranych, zaufanych, których Polska posłała po to, ażeby dopilnowali dobra przemysłu i dobra Polski. Czy ci Panowie spełnili całkowicie swój obowiązek, nie do mnie należy, bym ja tę ocenę z tej Wysokiej trybuny wyrażał, ale zwracam się z prośbą do Pana Ministra. Panie Ministrze! Twoim zadaniem jest ten stan zbadać. Tych ludzi znam bardzo blisko. Są to ludzie szlachetnego charakteru, ale z drugiej strony mają gołębie serca, nie są dosyć odporni, ażeby mogli powiedzieć nie, gdy chodzi o nowe posady, posady dość dobre i dość dobrze opłacane. Przez to podnosi się koszty administracyjne i wskutek tego przemysł nie mógł dokonać tych amortyzacyj, jakie w ciągu swojej działalności wykonać powinien, i to jest powodem naszej zaległości.</u>
<u xml:id="u-52.3" who="#JanPietrzak">Kierownictwo nasze nie powinno iść tą drogą, jak to cytował generalny referent p. Duch. Kierownicy w przedsiębiorstwach państwowych nie są zainteresowani, dlatego kładą mniejszą wagę na dobro prowadzonego przedsiębiorstwa, ponieważ w każdej chwili mogą być odwołani. W prywatnym przedsiębiorstwie jest przecież odmiennie, bo każdy kierownik, znajdujący się na wyższym stanowisku, ma zapewnioną pracę na pewien przeciąg czasu i ma ustalone pobory. Oprócz tego jest zainteresowany w produkcji przez t. zw. premie. Jego szczególnym zadaniem powinno być, ażeby objęte przedsiębiorstwo prowadził w myśl zasad dobra przemysłu i dobra Państwa. Jedno pozostaje, jeszcze do stwierdzenia — czy wszyscy kierownicy ten obowiązek spełniają. Są ludzie dobrej woli, którzy czynią wszystko i dają z siebie wszystko co mogą, ale i ci napotykają na pewne trudności i wtenczas idą w odstawkę, w odstawkę bardzo drogą, bo raz płaci się im odszkodowanie, a drugi raz otrzymują pobory w myśl umowy, jaka została zawarta przez dane przedsiębiorstwo. A więc znów poważne obciążenie. Z takimi obciążeniami należało by również skończyć, bo to nie może prowadzić do rentowności.</u>
<u xml:id="u-52.4" who="#JanPietrzak">Wydajność naszej pracy. P. Sikorski, w jednym ze swoich przemówień stwierdza, że Polska nastawiona jest, żeby pracować za 1/4 człowieka, a zjadać za połówkę. Nie wiem do kogo się to odnosiło, bo jeśli chodzi o świat pracy, to jestem zgodny z p. Ministrem, który raczył dzisiaj powiedzieć, że pracowitość obywatela polskiego stoi na pierwszym miejscu. Jeśli chodzi o przemysł, o pracownika fizycznego i umysłowego z dołu, to stwierdzić pragnę, że zjada za jednego, a pracuje za trzech. Nie potrzeba daleko sięgać, wystarczy zajrzeć do Małego Rocznika Statystycznego i przeliczyć produkcję na przepracowane dni, nie dni w roku, a dni przepracowane, trzeba odliczyć świętówki, żeby otrzymać dokładną statystykę. Więc stan ten jest prawdziwy, że pracownicy ciężkiego przemysłu pracują za trzech, a zjadają za jednego. Może przemówienie p. Sikorskiego odnosiło się do handlu, do pośredników ciężkiego przemysłu, do tych pośredników którzy odbierają produkcję od przemysłu i odstawiają do konsumenta — tam taki stan jest: zjadają za trzech a pracują za jednego. Niestety, stwierdzić mi z tej Wysokiej Trybuny wypada, że nie wszyscy, którzy w tym udział biorą, są Polakami, procent Polaków jest bardzo minimalny.</u>
<u xml:id="u-52.5" who="#JanPietrzak">Przemysł nasz, według oświadczenia p. prezesa Wierzbickiego, którego dziś tu na sali nie ma, zracjonalizował swoją produkcję. Na podstawie moich bliższych obserwacji i doświadczenia, przekonałem się, że racjonalizacja ta szła w tym kierunku, że skartelizował ceny i na tym poziomie je utrzymuje. Panie Ministrze, jest jeszcze czas, ażebyśmy spojrzeli również na skartelizowane ceny, aby i rozpiętość pomiędzy warsztatem pracy a konsumentem została usunięta. Przemysł musi się starać, aby ze swymi produktami docierał wprost do konsumenta, a przez to umożliwiał konsumentowi nabywanie tego produktu po tańszych cenach.</u>
<u xml:id="u-52.6" who="#JanPietrzak">Przemysł nasz poczynił bardzo poważne spustoszenia, zamykając kilkanaście kopalń i niektóre huty. Nieczynne kopalnie kosztują nas olbrzymie sumy. Za utrzymanie tych kopalń, by nie zostały zatopione, płaci się olbrzymie sumy, za które można by zatrudnić tysiące robotników. Niestety, tak jest, że mamy konwencję węglową, która daje pewien przydział, uzgodniony z Ministerstwem Przemysłu i Handlu, i poza tym nie można więcej produkować. A przecież jesteśmy świadkami, że w r. 1928/29 mimo dobrej koniunktury, mimo wielkiego eksportu, na zwałach śląskich leżało do 4 milionów ton węgla. Dziś są one puste. Gdyby tak się stało, że jutro lub pojutrze moglibyśmy znaleźć się w takim położeniu, w jakim znajdowaliśmy się w czasie strajku angielskiego, to pytam, skąd węgiel brać będziemy. I znowu koniunktura dobra przejdzie nad Polską bez echa, nie da nam tego, czego byśmy się po niej spodziewać powinni. Uważam za potrzebne, aby ilość wydobywanego węgla na powierzchnię została powiększona, bo ze wszystkim liczyć się trzeba.</u>
<u xml:id="u-52.7" who="#JanPietrzak">Jeszcze jedna sprawa, która na zewnątrz wydaje się małą sprawą, a która jednak dla sprawy polskiej, a szczególnie dla przemysłu i dla armii polskiej ma pierwszorzędne znaczenie. Dlaczego przemysł śląski nie zdobył się na to, aby założyć rafinerię miedzi? Dlaczego ten tak drogocenny towar sprowadzamy z zagranicy i musimy opłacać zań wysokie cło. Przecież założenie tego przemysłu nie wymaga tak wielkiego nakładu, bo mamy taki typ pieca, który przy drobnym wydatku mógłby być przerobiony w ten sposób, że dla naszych potrzeb krajowych byłby wystarczający. Ale u nas jest raczej tendencja do zamykania. Mieliśmy jedną jedyną hutę srebrną w Strzybnicy, która przerabiała ołów i srebro. Dlaczego ona została zamknięta? Bo rzekomo była nierentowna. A ja, który w obronie tej fabryki przez dwa lata stawałem, stwierdzam, że ona była nierentowna, bo kierownictwo znajdowało się do połowy w rękach polskich, do połowy w rękach nie polskich, a przedstawiciel, czyli inżynier, który wtenczas równocześnie urzędował ze strony polskiej, mam wrażenie, nie dopilnował swych obowiązków. Takie jest moje uczucie. Daleki jestem od tego, żebym sobie pozwalał wydawać ocenę kwalifikacji inżyniera, ale jeżeli praktycznie konferencje wykażą, że są pod tym względem braki, prosiłbym, aby w przyszłości — bo rzekomo ta huta ma być znowu uruchomiona — p. Minister raczył posłać człowieka odpowiedniego, który ten warsztat pracy utrzyma, bo on jest koniecznie potrzebny dla naszej gospodarki.</u>
<u xml:id="u-52.8" who="#JanPietrzak">Jedną nader ważną sprawę chciałbym jeszcze poruszyć — dowóz do naszych cynkowi t. zw. galmanu. Za kruszec ten płacimy wielkie sumy i w bilansie naszym handlowym dają się nam one poważnie we znaki. A jakkolwiek mamy dwie hałdy galmanu, które przeszły już raz przez piec, to będą one zwracane zagranicy i tam dopiero wyciąga się z nich jeszcze około 4% cynku. Nawet przy najlepszej koniunkturze, jaką mieliśmy, nie mogliśmy się zdobyć na ten wysiłek i sprowadzić takiej płóczki, która by te zwały przerobiła ponownie i tam ten cynk chwyciła, ażeby produkcja została w kraju, zamiast sprowadzać drogi kruszec i równocześnie działać ujemnie na nasz bilans.</u>
<u xml:id="u-52.9" who="#JanPietrzak">Wszystkie rzeczy postawione w tej Wysokiej Izbie przeze mnie polecam, Panie Ministrze, gruntownemu zbadaniu. Pytam także — dlaczego nasze koksownie znajdują się w tak opłakanym stanie w tej chwili, gdy koks zagraniczny będziemy zniewoleni sprowadzać.</u>
<u xml:id="u-52.10" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-53">
<u xml:id="u-53.0" who="#TadeuszSchaetzel">Głos ma p. Dębicki.</u>
</div>
<div xml:id="div-54">
<u xml:id="u-54.0" who="#CzesławDębicki">Wysoka Izbo! Bardzo częste przy ocenie przebiegu zjawisk życia gospodarczego popełniamy ten błąd, że ograniczamy się do ogólnych konstatacyj. Patrząc na ostateczny wynik naszego gospodarstwa, którego odbicie szukamy w układzie takim lub innym bilanse handlowego, bardzo często ograniczamy się tylko do wysuwania końcowego wniosku: biłam dodatni lub bilans ujemny. A jednak koniecznym jest poddanie szczegółowej analizie, szczegółowym rozważaniom właściwego przebiegi tych zjawisk gospodarczych, które na taki lut inny układ bilansu handlowego wpływają. Rozczłonkowanie, rozdzielenie wszystkich tych zjawisk na poszczególne składowe elementy daje nam dopiero możność doszukania się właściwego obrazu cyfrowego. I im dłuższy okres czasu będziemy porównywać, tym ten obraz będzie prawidłowszy, tym wniosek będzie dokładniejszy i tym jaśniej uwypuklać się nam będą te zjawiska gospodarcze, które taką lub inną rolę w życiu i układzie naszych stosunków gospodarczych odgrywają.</u>
<u xml:id="u-54.1" who="#CzesławDębicki">Jeżeli podchodzę pod takim kątem widzenia do oceny bilansu handlowego, to muszę skonstatować pewną stałość niektórych zjawisk. I tak, jako cechę stałą naszego bilansu w obrocie z poszczególnymi krajami można by było z grubsza scharakteryzować w ten sposób, że z krajami europejskimi mamy stale od dłuższego czasu bilans dodatni, z krajami pozaeuropejskimi bilans ten układa się ujemnie. Bilans z krajami europejskimi dał nam 194 miliony złotych (podaję tylko okrągłe cyfry) w 1935 r., a w 1936 roku 198 milionów złotych salda dodatniego.</u>
<u xml:id="u-54.2" who="#CzesławDębicki">Oczywiście w obrotach z poszczególnymi krajami z jednymi mieliśmy dodatni, z innymi ujemny. Jeżeli zaś chodzi o kraje pozaeuropejskie, to Azja daje nam w 1935 r. 19 milionów złotych, a w 1936 r. — 37 milionów złotych salda ujemnego, Afryka w 1935 r. daje 13 milionów złotych salda ujemnego, w 1936 r. — 25 milionów złotych, Ameryka daje nam największe saldo ujemne, w 1935 r. — 98 milionów złotych, a w 1936 r. — 87 milionów złotych, tak zwana Oceania (Australia i Nowa Zelandia) saldo ujemne w 1935 r. — 21 milionów złotych, a w 1936 r. — aż 43 miliony złotych. Jeżelibyśmy poddawali te cyfry bliższej analizie, to bez specjalnego błędu można było by z grubsza określić to w ten sposób, że na układ tego salda ujemnego w głównej mierze wpływa nadmierny import surowców, w pierwszym rzędzie surowców włókienniczych, a następnie tłuszczowych. Muszę stwierdzić, że stanowisko, zajęte przez p. Ministra Przemysłu i Handlu, które oficjalnie po raz pierwszy mówi o wyraźnej preferencji dla surowców krajowych, nie wzbudza we mnie obaw, że linia Ministerstwa Przemysłu i Handlu w tej dziedzinie może pójść drogą niewłaściwą.</u>
<u xml:id="u-54.3" who="#CzesławDębicki">Jeżeli poruszam te momenty, to dlatego, żeby dać wyraz, jak głęboko rolnictwo te dziedziny obchodzą, jak dużą wagę przywiązujemy do polityki Ministerstwa Przemysłu i Handlu w dziedzinie preferencyj surowców krajowych. Dziedzinę tę dzielę zasadniczo na dwie wielkie grupy: grupę surowców włókienniczych i grupę surowców tłuszczowych. Obie te grupy stanowią wielką troskę całego kraju ze względu na to, że zapotrzebowanie dewiz na import tych surowców jest wciąż bardzo wielkie, a z drugiej strony ze względu na troskę rolnictwa na wyrównanie produkcji przez zastąpienie surowcami krajowymi tego importu.</u>
<u xml:id="u-54.4" who="#CzesławDębicki">I tutaj nasuwa mi się pewna uwaga w związku z tym postulatem, który był wypowiedziany przez p. referenta, gdzie p. referent zwrócił uwagę na to, że potrzebną i korzystną jest współpraca lojalna z kapitałami obcymi w dziedzinie tych przemysłów, które należycie nie są rozbudowane, względnie powstają jako nowe. I tutaj na odcinku tłuszczowym mamy w tej dziedzinie przykład, którego by w przyszłości należało unikać. Właśnie z tych a nie innych przesłanek prawdopodobnie powołana była przed laty do życia jedna z większych i placówek przemysłu tłuszczowego „Union” w Gdyni. Nie chcę negować takiej czy innej roli, jaką odgrywa ta placówka w naszym układzie gospodarczym, chcę jednak stwierdzić na tym przykładzie, że nie dobrze jest do rzeczy kluczowej, rzeczy podstawowej dopuszczać kapitał obcy i w dodatku stwarzać mu warunki uprzywilejowane. Sam fakt powstania tej placówki wielkim ciężarem legł na rolnictwie i, mając niejednokrotnie możność brania udziału i w tych lub innych konferencjach, dotyczących preferencji tłuszczów krajowych, stwierdzić muszę, że wielkim ciężarem na takie, a nie inne po stawienie sprawy kładło się właśnie stanowisko placówki powstałej w wyjątkowo uprzywilejowanych warunkach, w warunkach technicznych takich, w których z nią żadna inna placówka konkurować nie mogła, a w dodatku opartej całkowicie na surowcu obcym. Przykład ten nasuwa mi uwagę, że jednak gdybyśmy w przyszłości do wskazań p. referenta mieli się dostosowywać, to prosiłbym Pana Ministra, aby do kluczowych przemysłów tej sugestii p. referenta nie przyjmował do realizowania. Jeżeli wkraczamy na drogę preferencji w dziedzinie surowców tłuszczowych, to zarządzenia te, które dotychczas Ministerstwo Przemysłu i Handlu wydało, dają pewne rezultaty. Rezultaty te są całkiem wyraźne, o ile chodzi o zmniejszenie na przestrzeni kilku lat globalnej sumy importu tłuszczów. Jednak stwierdzić należy, że w tej dziedzinie jest jeszcze dużo do zrobienia, i rolnictwo oczekuje dalszych posunięć, umożliwiających przede wszystkim zastąpienie tłuszczów importowanych przez tłuszcze, wyprodukowane w kraju. Chcę tu Wysokiej Izbie dla przykładu podać, że tylko tłuszczów zwierzęcych przywieźliśmy w 1933 r. 24.883 ton, w 1934 – 22.294 ton, w 1935 – 19.961 ton, a za 11 miesięcy 1936 r. — 23.176 ton. Wydaje nam się, że jednak w dziedzinie tłuszczów, zwłaszcza tłuszczów zwierzęcych, tłuszczów technicznych całkowicie rolnictwo może dostosować się do tej produkcji. I jeżeli w tej dziedzinie odpowiednio będzie skierowana polityka Ministerstwa Przemysłu i Handlu, to sądzę, że tak jak w dziedzinie olei, tłuszczów pochodzenia roślinnego rolnictwo duży, bardzo duży postęp w ciągu bardzo krótkiego czasu zrobiło, tak i w dziedzinie tłuszczów zwierzęcych może bardzo poważną rolę w szybkim czasie odegrać. Wydaje nam się nieodzowne ukazanie się ustawy o stałej preferencji surowców tłuszczowych pochodzenia krajowego. Taka ramowa ustawa powinna stworzyć wyraźne warunki do pomyślnego stałego rozwoju tej dziedziny produkcji.</u>
<u xml:id="u-54.5" who="#CzesławDębicki">Również oczekujemy ramowej ustawy i w dziedzinie stworzenia stałych podstaw dla rozwoju produkcji włókienniczej. Jak poważną rolę odgrywa import surowców włókienniczych w kraju, pozwolę sobie przytoczyć, że w roku 1933 importowaliśmy bawełny za 94 miliony złotych, w 1934 r. — za 111 milionów złotych, w 1935 r. — za 112 milionów złotych i za 10 miesięcy 1936 r. — 102 miliony złotych, w tej chwili cyfra ta dochodzi, zdaje się, do 140 milionów złotych. Juty w 1933 r. importowaliśmy za 5 milionów złotych, w 1934 r. — za 4 miliony złotych, w 1935 r. — za 6,7 miliona złotych i za około 7 milionów złotych w 1936 r. Są to pozycje, które nie mogą pozostać bez śladu na wyniku bilansu handlowego. Troska o sam bilans i o stworzenie warunków dla rozwoju krajowego surowca włókienniczego każę nam tutaj wołać o taką ramową ustawę o preferencji surowców włókienniczych i szerokiego zastosowania ich w przemyśle. Poza rolą bilansową należyty rozwój surowców włókienniczych ma ogromne znaczenie jako czynnik Wzmożenia siły obronnej pod względem gospodarczym kraju. Dzisiaj przy tym, rozwoju techniki, jaki zarysowuje się w ostatnim okresie, zjawiają się duże możliwości dla konsumcji surowców włókienniczych pochodzenia krajowego i zastąpienia przez nie surowca importowanego.</u>
<u xml:id="u-54.6" who="#CzesławDębicki">Konferencje, które odbyły się w Ministerstwie Przemysłu i Handlu, wykazują, że nie ma dziś żadnych obaw, żeby nie można było technicznie już w pierwszym roku zastąpić 10% importowanej bawełny, w następnych latach dojść do 30, a nawet 40%. I tutaj to nastawienie, ten kurs, który wzięło Ministerstwo Przemysłu i Handlu, wydaje się nam prawidłowy i ze strony rolnictwa prosiłbym tylko, żeby w dalszym ciągu wytrwale w tym kierunku iść.</u>
<u xml:id="u-54.7" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-55">
<u xml:id="u-55.0" who="#TadeuszSchaetzel">Głos ma p. Gdula.</u>
</div>
<div xml:id="div-56">
<u xml:id="u-56.0" who="#TadeuszGdula">Wysoka Izbo! W deklaracji politycznej p. Koca czytamy jedną z tez: „Rola pozytywna inicjatywy prywatnej i działalności kapitału kończy się tam, gdzie zaczyna się naruszenie równowagi społecznej lub zubożenie majątku narodowego”. Jeżeli przypatrzymy się naszemu przemysłowi, jego polityce i jego stosunkowi do bardzo zasadniczych interesów Państwa, musimy stwierdzić, że na tym polu jest ze strony przemysłu cały szereg przewinień. Nie ma się czemu dziwić, wszak to w wielu przemysłach, zwłaszcza kluczowych, surowcowych jest kapitał w przeważającej ilości obcy. Jeżeli popatrzymy, jak ten przemysł narusza równowagę społeczną, to możemy wyliczyć cały szereg przewinień, które się nazywają dla przemysłu odciążeniem życia gospodarczego, a w języku robotniczym nazywają się wyzyskiem. Naruszeniem tej równowagi gospodarczo-społecznej musimy nazwać ustawiczne domaganie się od Rządu i Państwa ulg kolejowych, podatkowych, celnych. Widzimy, jak tu przemysł doprowadził do tego, że za godziny nadliczbowe są niższe wynagrodzenia, widzimy, że i czas pracy został przedłużony, widzimy również jako rzekomą pomoc dla życia gospodarczego — tak mówi przemysł — obcinanie ustawiczne ustawodawstwa ochronnego pracy. Gdy popatrzymy na warunki bezpieczeństwa np. w przemyśle węglowym, to musimy powiedzieć sobie wyraźnie, że tam bezpieczeństwo z, roku na rok jest gorsze, co stwierdzają ostatnie wypadki na kopalniach. Na Śląsku w r. 1934 były 94 wypadki śmierci, w r. 1935 – 113 wypadków, które spowodowały niezdolność do pracy więcej niż w 10% na całe życie, w r. 1934 było 266 wypadków, w 1935 – 340, a wypadków niezagrażających życiu danego górnika w 1934 r. było 6.805, w obecnym roku ta liczba spadła nieco, do 5.258.</u>
<u xml:id="u-56.1" who="#TadeuszGdula">Z tej trybuny sejmowej kolega p. Pietrzak stwierdził, że zaległości ubezpieczeniowe sięgają około 320.000.000 złotych. Nazwijmy to skromnie i delikatnie przywłaszczeniem grosza robotniczego, bo robotnicy składali się na te sumy, ale trudno, ażeby ręka sprawiedliwości dosięgła tych panów, bo ich jest dużo, dlatego też trudno się wziąć do nich, aby te olbrzymie zaległości, które by pozwoliły ubezpieczenia chorobowe na 3 lata naprzód zapłacić, ściągnąć.</u>
<u xml:id="u-56.2" who="#TadeuszGdula">Zarobki robotników w Polsce w bardzo rozsądny sposób określa Mały Rocznik Statystyczny, przytoczył je i kol. Tomaszkiewicz w swoim przemówieniu. Zwłaszcza, o ile chodzi o węgiel, to tu zarobki coraz bardziej spadają w stosunku do lat poprzednich. Nie będę tu wyliczał procentowo, albowiem to jest bezsprzecznie stwierdzone, że zarobki te spadły ponad 52%. ostatnich czasach miałem sposobność stwierdzić z tej trybuny, że ceny zasadniczych produktów spożywczych wzrastają codziennie w niemożliwy sposób. Oto ze swego terenu mogę stwierdzić, że za 20 dni lutego żyto poszło w górę o 2 zł, pszenica o 7 zł, jęczmień o 3 zł, owies o 2 zł, kartofle o 1 zł, mąka żytnia o 4 zł, pszenna o 3 zł — i inne mąki też. Jest więc tendencja do tego, aby ceny szły w górę, a jest znów i będzie zawsze tendencją panów przemysłowców, aby zarobki obniżały się właśnie w imię dobra życia gospodarczego. A jak się przypatrujemy sytuacji w przemyśle węglowym, to tam dzięki mechanizacji i zracjonalizowaniu pracy wydajność wzrosła tak, jak nigdzie w Europie.</u>
<u xml:id="u-56.3" who="#TadeuszGdula">Mam przed sobą cyfry, wzięte ze statystyki Ministerstwa Przemysłu i Handlu. Jeżeli rok 1913 weźmiemy za 100, to było robotników 123.367, wydobycie na jednego górnika wynosiło 143, to w 1935 roku, prawie że przy połowie, bo przy 69.000 robotników wydajność wynosi w stosunku do r. 1913 – 155,21. Takiej wydajności pracy naprawdę trudno znaleść w Europie. O czym ona jeszcze świadczy? Świadczy nie tylko o tym, że z górnika wydobywa się wszystko, co jest możliwe, i że jego zdolność produkcyjna razem z warsztatem pracy doszła już do maksimum, a jeżeli, jak stwierdził p. sprawozdawca Sowiński, zdolność produkcyjna kopalń spadła, to świadczy o tym, że robót inwestycyjnych wcale a wcale nie przeprowadzało się, ponieważ to się nie kalkulowało, ponieważ trzeba było zyski coraz to większe ciągnąć. Mówiłem już o tych wszystkich niebezpieczeństwach, które są na kopalniach. Kto był na dole i kto doszedł tam, do tych ostatnich przodków, z których węgiel się wydobywa, to musiał stwierdzić, jak w wielu kopalniach bezpieczeństwo pracy pozostaje pod wielkim znakiem zapytania, a jedną z wielu przyczyn tego — jest niewymienianie podstemplowania, bo to podwyższa koszty produkcji i wskutek tego byłyby, oczywiście, mniejsze zyski.</u>
<u xml:id="u-56.4" who="#TadeuszGdula">Jeżeli przejdę do polskiej konwencji węglowej i przypomnimy sobie żądanie, które stawiali już nieraz górnicy, ażeby konwencja w swojej sprzedaży sięgnęła dalej i szerzej, ażeby nie czekała przy okienku, aż się zjawi kupiec, czy też nawet na kopalni chłop po węgiel, to z całą radością muszę stwierdzić, że jednym z warunków, które stawia Ministerstwo Przemysłu i Handlu mającej się odrodzić konwencji, jest nawiązanie tego kontaktu między kopalnią a rolnikiem, między producentem a konsumentem. Ta konsumcja jest bardzo niska, na ziemiach wschodnich wynosi 26 kg na rok, nawet i w południowych województwach czyni to 190 kg bez zużycia kopalń, deputatów i kolei. Jeżeli chodzi o tę stronę handlową, to tutaj są wielkie grzechy. Naturalnie, polska konwencja węglowa wcale się do tego nie miesza. Na Górnym Śląsku są trzy wielkie koncerny handlowe węglowe, które wzajemnie sobie sprzedają węgiel, nim on dojdzie do konsumenta. Sprzedaje koncern swemu przedstawicielowi albo swojemu biuru, to biuro hurtowe sprzedaje jeszcze jakiemuś pośrednikowi i wreszcie dochodzi ten węgiel do konsumenta, ale już droższy o 100% i więcej. Prawdą jest, na co przemysłowcy się żalą, że kopalnie są deficytowe. Tak jest, są deficytowe, ale ten deficyt z nawiązką pokrywa się przy sprzedaży węgla we własnych przedsiębiorstwach, w których bardzo często są i ci sami przedstawiciele. Jeśli mamy omówić zagadnienie skrócenia czasu pracy, to i tu trzeba sięgnąć w tę dziedzinę, przypatrzyć się bliżej tej organizacji. Organizacja sprzedaży ma wiele ciemnych stron, jeśli chodzi o eksport, nie mówiąc już o wewnętrznej sprzedaży węgla w kraju. I słuszne jest żądanie od konwencji ze strony czynników rządowych, aby i tam za granicą organizacja sprzedaży węgla przybrała te normalne, zdrowe podstawy, jakie winna mieć. Trudno nam się domagać, ażeby Państwo wzięło w swoje ręce i wytworzyło monopol sprzedaży węgla za granicą. Dużo się mówiło i będzie się mówiło o eksporcie, jednak naprawdę są i głosy przeciwne — tyle ofiar idzie dla tego eksportu, tyle ofiar ze strony Państwa, ze strony społeczeństwa. Jeśli porównamy ten eksport sprzed laty, kiedy otrzymaliśmy zań trzysta kilkadziesiąt milionów złotych, a za ubiegły rok nie wiem, czy będzie wart ten eksport sto milionów złotych, to naprawdę przed nami stoi bardzo poważne zagadnienie, czy też nie zbyt wiele ofiar poświęca się na rzecz eksportu węglowego. Nie mówię już tu o zagadnieniu kosztów administracyjnych. Tyle było z tej trybuny sejmowej rzuconych prawdziwych oskarżeń pod ich adresem, że nie będę tego powtarzał, bo to, zdaje się, nieraz jest rzucaniem grochu o ścianę.</u>
<u xml:id="u-56.5" who="#TadeuszGdula">Kiedy jestem przy węglu, chciałbym zainteresować Wysoką Izbę Zagłębiem Krakowskim, które jest kopciuszkiem. I naprawdę dziwnym wydawało by się, że bronię Zagłębia Krakowskiego, ale czynię to ze względu na dobro warsztatów pracy, jak i świata pracy. Przy ustalaniu klucza inwestycyjnego produkcji węgla wzięto pod uwagę rok 1913, a potem rok 1923/24. Na tej podstawie przydzielono temu zagłębiu znikomą ilość produkcji, podczas kiedy może ono bardzo wiele produkować. Była tu mowa i o Jawiszowicach, gdzie szyb jest gotów produkować, jak powiadają, milion ton rocznie. Zapasy węgla w Zagłębiu Krakowskim sięgają, jak obliczają uczeni geolodzy, na 600 lat, a jednak temu zagłębiu się bardzo kiepsko powodzi. Dlaczego? Ponieważ licząc się z tak dużą produkcją, robiono roboty inwestycyjne przygotowawcze, gdyż ma ono dużo wody, robotnik jest licho opłacany, a natomiast powiada się, że i węgiel jest gorszy, aniżeli śląski czy nawet dąbrowski. Nic dziwnego, że od 1929 r. czy później ustawiczne ataki w tym kierunku idą, aby się pozbyć tego Zagłębia Krakowskiego. Jednym z głównych powodów utrzymywania polskiej konwencji węglowej jest zagadnienie społeczne, aby utrzymać na pewnej wysokości zatrudnienie. A zatrudnienie to przedstawia się nie wesoło. Muszę stwierdzić, że w Zagłębiu Krakowskim od roku 1929 do dnia dzisiejszego zostało zredukowanych około 4.500 górników, którzy daremnie czekają na pełne otwarcie kopalń.</u>
<u xml:id="u-56.6" who="#TadeuszGdula">Skoro jestem przy głosie, chcę jeszcze zwrócić uwagę na zagadnienie, któremu więcej poświęcę czasu, t. j. kwestia skrócenia czasu pracy. Świat pracy, zwłaszcza górnicy przywiązują do tego zagadnienia ogromną wagę. Spodziewają się oni przede wszystkim, że powiększy się ilość górników na kopalniach a tym samym powiększy się ich zdolność konsumcyjna i odpadnie z ich bark dosyć dużo krewnych i najbliższej rodziny, których pracujący górnicy muszą utrzymywać ze swych bardzo małych zarobków. Nie mogę się tu jednakowoż zgodzić z kol. referentem. Mianowicie odniosłem wrażenie, jakoby kol. referent sugerował Izbie, że nie ma mowy o skróceniu czasu pracy obecnie w Polsce, że to zagadnienie należy przenieść na teren międzynarodowy. Wiemy, jak to przeniesienie na teren międzynarodowy wygląda. Ciągnie się ono szereg lat i do dnia dzisiejszego nie można go rozwiązać. Słyszeliśmy od kol. referenta, że koszt robocizny na 1 tonie podwyższy się o około 53,8%, tymczasem czytam w „Depeszy”, organie Centralnego Związku Przemysłowców, że koszt robocizny podniesie się zaledwie o 47%, a więc jest tu różnica bądź co bądź 6%. Nie wiem, czemu tę różnicę można przypisać.</u>
<u xml:id="u-56.7" who="#komentarz">(P. Sowiński: Wyjaśnię to Koledze.)</u>
<u xml:id="u-56.8" who="#TadeuszGdula">Miło mi, że Kolega to wyjaśni. Otóż jak powiedziałem, skrócenie czasu pracy jest dla świata pracy zagadnieniem niezwykłej wagi, które czeka na jak najszybsze i pozytywne rozstrzygnięcie.</u>
<u xml:id="u-56.9" who="#TadeuszGdula">Jeszcze chciałbym zwrócić uwagę na jedno.</u>
<u xml:id="u-56.10" who="#TadeuszGdula">Przy wszystkich ministerstwach mówi się o człowieku. Nie należy pominąć tego człowieka i przy przemyśle i handlu jako przy warsztacie pracy. A jednak przecież podstawową kwestią tego warsztatu pracy jest człowiek, jest jego mózg, są jego mięśnie, jego wysiłek, jego wydajność pracy, którą widzimy tak wielką w Polsce. I dlatego też temu zagadnieniu człowieka, jego warsztatu pracy, bezpieczeństwa i ochrony jego pracy, jego wartościom kapitałowym dla Państwa, jego wartościom społecznym należy poświęcić dużo miejsca. Nie można traktować człowieka, robotnika, czy pracownika umysłowego jako tylko jeden z elementów produkcji, bo przecież jest on elementem najważniejszym, ważniejszym aniżeli kapitał, aniżeli warsztat pracy. Jakżeż można przykuć tego robotnika czy górnika do jego warsztatu pracy, jeżeli wspominając najbardziej wspaniałe chwile przeszłości, czy to będą myśli o niepodległości gospodarczej, czy politycznej, myśli kute tam w podziemiach kopalń w Zagłębiu Dąbrowskim czy Krakowskim, myśli kute o przyłączeniu Śląska Cieszyńskiego, czy Górnego, tam w dołach kopalni Górnego Śląska, ten robotnik i górnik widzi, że nie jest traktowany, jak powinien być. Jakże często deptana jest jego ambicja i jego honor, jak często nie znajduje on zrozumienia u tego właśnie kierownika Polaka, a przecież robotnik powinien by być traktowany tak, jak obywatel ma prawo tego żądać. Jeżeli od tego robotnika żąda się wiele, to tak samo trzeba uznać jego żądania, a jakżeż często jest naruszana ta właśnie równowaga społeczna w przemyśle i nie ma mowy o tym, aby przemysł szedł normalnym krokiem, aby przemysł służył ogólnemu dobru Państwa, jeżeli nie będzie zwrócona uwaga i na honor pracy, jaką daje robotnik, który o niczym innym przecież nie myśli, jak tylko, aby Państwu było coraz lepiej, aby jemu, jego rodzinie i następnym pokoleniom było lepiej, żeby ta przyszłość była inna niż teraźniejszość. I dlatego zwrócenie uwagi na ten najważniejszy element produkcji, na robotnika, na jego wartość społeczną, produkcyjną jest jednym z tych ważnych zagadnień, które powinny przeniknąć również do Ministerstwa Przemysłu i Handlu, żeby Ministerstwo to nie dało się uwodzić czarodziejom z przemysłu, którzy są tylko kalkulatorami, którzy na zimno kalkulują rachunki zysków i strat, a pomijają to, co jest podstawą bytu Rzeczypospolitej, to jest człowieka i robotnika.</u>
<u xml:id="u-56.11" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-57">
<u xml:id="u-57.0" who="#TadeuszSchaetzel">Głos ma p. Gotlieb.</u>
</div>
<div xml:id="div-58">
<u xml:id="u-58.0" who="#JoszuaHeszelGottlieb">Wysoka Izbo! Gdy omawiamy zagadnienia przemysłu i handlu, warto zastanowić się nad zmianami, które zaszły w stosunku psychicznym do handlu. Mam na myśli t. zw. nobilitację handlu. Jeszcze nasza generacja pamięta, kiedy zajęcie handlem było uważane za niezaszczytne, stosunek był w pełni negatywny. Kapitalizm wstydził się go, a socjalizm gardził nim. Dlaczego zaszła ta zmiana? Otóż prawdopodobnie dlatego, że eksperymenty, które zostały dokonane w tych krajach, gdzie próbowano wyeliminować handel ze struktury gospodarczej, nie udały się. W tej chwili każdy wie, iż to nie jest taka prosta rzecz, kiedy człowiek wstaje rano i dostaje od razu herbatę lub kawę, chociaż liście herbaty rosną gdzieś na Ceylonie a kawa w Brazylii to się nie dzieje tak wprost, to jest rezultat ciężkiej pracy i wysiłku energii. I teraz także uchodzi za pewnik, że o wiele łatwiej jest wyrobić miliony igieł, ale trudniej jest sprawić, aby paczka igieł znajdowała się w ręku gospodyni. To jest właśnie sprawa handlu, pośrednictwa, dystrybucji. Produkcja bez odpowiedniego podziału, bez rozpowszechnienia, bez pobudzenia konsumcji nie osiągnęłaby swojego gospodarczego celu. I jeżeli dzisiaj jeszcze ktoś mówi, zdaje się nawet przez radio, że należy handel usunąć lub zredukować, że to jest pośrednictwo zbędne zupełnie w życiu gospodarczym, to jest to anachronizm. Anachronizmem również jest zaliczanie handlu do zajęć nieprodukcyjnych. W obecnym ustroju gospodarczym kupiec nie jest ani spekulantem, ani lichwiarzem. Jest on człowiekiem pracy, który wkłada w swój zawód wysiłek nie tylko fizyczny, ale i umysłowy. Znajomość rzeczy i inicjatywa są niezbędne dla prowadzenia najmniejszego nawet przedsiębiorstwa handlowego. Uznali i podkreślili to referent p. Sowiński, jak również p. Minister Roman w swoim przemówieniu na plenum.</u>
<u xml:id="u-58.1" who="#JoszuaHeszelGottlieb">Muszę jednakże stwierdzić, że p. Minister nie wyciągnął wszystkich konsekwencyj z postawionej tezy. P. Minister popiera punkt widzenia, że trzeba wprowadzić do handlu czynniki, które niewątpliwie są korzystne dla społeczeństwa, ale w handlu odgrywają rolę albo dyletancką, albo też wnoszą dysonans, zamęt. Mógłbym przytoczyć wiele przykładów, ilustrujących skutki handlu, nieopartego na zasadach komercjalnych. Dyrekcja Lasów Państwowych zwraca wadium firmie, która zaofiarowała najwyższą cenę za stare żelazo w Hajnówce, aby odstąpić je jakiejś instytucji, która wcale nie brała udziału w przetargu. Skutkiem tego transakcja nie dochodzi do skutku. Albo też sprzedaż węgla na wsi po tanich cenach, która byłaby niewątpliwie pożytecznym czynem, gdyby ten węgiel nie uciekł ze wsi Konsorcin do miasteczka Pułtusk, zaraz po przybyciu do wsi. Dyrekcja kolei państwowych przyjęłaby ofertę na szkło kolorowe od najsolidniejszej firmy krajowej, gdyby nie zajrzała do jej metryki.</u>
<u xml:id="u-58.2" who="#JoszuaHeszelGottlieb">Wciąż jeszcze czynniki miarodajne nie wykazują dostatecznego zrozumienia dla spraw handlu, tej gałęzi gospodarczej, na którą nałożono największy ciężar podatków, jak gdyby kupiec był najbardziej grzesznym człowiekiem w Państwie, który musi się okupić za najwyższą cenę. Szczególnie utrudnia się warunki egzystencji tego handlu, który — a to też podkreślili p. referent i p. Minister — jest powołany do wprowadzenia produkcji w bezpośredni kontakt z konsumentem i którego działalność i obroty są barometrem gospodarczej sytuacji kraju. Mówię o handlu detalicznym. Obliczono, że gdy rano otwierają się drzwi sklepu spożywczego w Warszawie, podpada on pod nadzór niemniej niż 12 urzędów państwowych, administracyjnych i samorządowych, a mianowicie: Urząd Skarbowy, Wydział Przemysłowy przy Magistracie, Wydział Zdrowia przy Magistracie (analizy), Państwowy Urząd Badania Żywności (analizy), Komisja Sanitarna (analizy), Wydział Finansowy przy Magistracie (szyldy), Policja Państwowa, Urząd Akcyz i Monopoli (kontrola centrali drożdży), Urząd Miar i Wag, Ubezpieczalnia Społeczna, Starostwo Grodzkie (sprawy sanitarne i administracyjne), Wydział Przemysłowy Komisariatu Rządu. Oczywiście, przepisy czystości muszą być zachowywane, godziny handlu muszą być przestrzegane, a podatki trzeba z pewnością płacić. Ale władze nie liczą się wcale z obecną sytuacją i stosując przepisy z przesadnym rygorem przyczyniają się do uszczuplenia działalności handlu detalicznego.</u>
<u xml:id="u-58.3" who="#JoszuaHeszelGottlieb">W parze z nadmierną ingerencją Państwa w funkcje handlu detalicznego idzie etatyzm. Państwo w roli kupca detalicznego, który sprzedaje jedną deskę i wystawia rachunek na jeden złoty lub 1 złoty i 10 groszy, albo dodaje kopertę i papier listowy do znaczka — nie może przyczyniać się do rozwoju handlu. Takim samym anachronizmem jest propaganda za wyeliminowaniem pośrednictwa w ogóle, albo sztuczne tworzenie placówek, nie nadających się do tego fachu. Tak samo ciąży na handlu system koncesyjny. Posiadanie koncesji to narkotyk, który usypia czujność, hamuje impet i paraliżuje siłę, będącą głównym motorem przy rozpowszechnianiu produkcji i pobudzaniu konsumcji. Handel detaliczny cierpi również wskutek braku dostępu do źródeł kredytu, szczególniej taniego kredytu. Gdy się mówi o kredytach dla handlu i przemysłu, to ma się na myśli przede wszystkim przemysł i handel na wielką skalę. Zapomina się jednak o drobnym handlu.</u>
<u xml:id="u-58.4" who="#JoszuaHeszelGottlieb">Interesujące jest jednak, że drobny kupiec jest nie tylko pośrednikiem przy wymianie produktów, lecz także wierzycielem konsumenta. Faktem jest, że z powodu kryzysu i szczególnie wskutek oddłużenia nastąpił zastój w kredytowaniu konsumenta, to zaś ma fatalny wpływ na konsumcję. Ale żeby robotnik mógł nabyć palto na kredyt i aby chłop mógł kupić buty, nie mając gotówki, musi również i drobny kupiec korzystać z instytucyj kredytowych. Nie wystarczą tu procentowe lub nisko procentowe kasy pożyczkowe, które albo nie wykraczają poza ramy organizacji filantropijnych, albo nie mogą udzielać więcej kredytu, niż potrafi spółdzielnia. Te właśnie i wiele innych trudności, piętrzących się na drodze drobnego handlu, sprawiły, że p. referent był zmuszony w swym drukowanym sprawozdaniu stwierdzić to dziwne zjawisko: iż mimo dość znacznego wzrostu produkcji, a zatem i realnej sumy zarobków robotniczych, spożycie podniosło się nieznacznie — zaledwie o 3%, przy czym rozmiary spożycia na wsi nie uległy zwyżce, mimo że sytuacja rolnictwa polepszyła się. Jest to bardzo słuszne zjawisko. Nad tym należy się poważnie zastanowić, 8 gdyż zanim pomyślimy o własnym samochodzie dla każdego urzędnika, musimy postarać się, aby w każdym mieszkaniu znalazło się to, co najpotrzebniejsze, a może także i aparat radiowy.</u>
<u xml:id="u-58.5" who="#JoszuaHeszelGottlieb">Rzemiosło, do którego z kolei przechodzę, nie może narzekać na brak popularności, jak to ma miejsce z handlem, lecz owszem — ma często za dużo opiekunów. Nie znaczy to jednak, by jego żywotne interesy i postulaty doznały realizacji i by stan gospodarczy rzemiosła był dobry. Rzemiosło nie korzysta na ogół z taniego i dogodnego kredytu publicznego, a jeżeli tak — to w niedostatecznej mierze i przy nałożeniu całego szeregu bardzo uciążliwych warunków i zastrzeżeń. Odczuwa to rzemiosło tym boleśniej, gdyż jest wystawione na niszczącą konkurencję ze strony wielkiej produkcji. I przy dostawach publicznych i samorządowych rzemieślnik nie otrzymuje należnego mu miejsca. Pod pozorem, że firmy większe, bardziej uposażone w kapitał, dają lepszą gwarancję należytego wykonania dostawy czy roboty — oferta rzemieślników zostaje odrzucona. Te wszystkie ujemne objawy w życiu gospodarczym rzemiosła obciążają tym bardziej rzemiosło żydowskie. Wielkie rzesze żydowskich chałupników — mimo iż dziesiątki lat wykonywały swój zawód — nie mogą uzyskać legalizacji dla braku papierów z epoki zaborczej, są oni prześladowani i nie mogą uczciwie zarobkować, skazani bądź na karę za nieprawne wykonywanie rzemiosła, bądź na śmierć głodową, bo do innego zawodu dostać się nie mogą Te wszystkie zjawiska krępują handel i rzemiosło. Jesteśmy również świadkami procesu, który szerzy spustoszenie w handlu i rzemiośle krajowym. Bojkot antyżydowski w kraju jest szczególnym czynnikiem w gospodarce, nie przewidzianym przez żadnego teoretyka ekonomii politycznej. Panowie mogą przeczytać wszystkie dzieła ekonomiczne, znajdujące się w bibliotece Sejmu, i nie znajdą tam ani słowa o tym, że bojkot jednego odłamu ludności przez drugi jest skutecznym środkiem prowadzącym do podniesienia produkcji i dobrobytu kraju. Jakkolwiek by nie próbowano wyjaśnić, uzasadnić i argumentować, człowiek o zdrowym rozsądku nie potrafi zrozumieć, że pod nadzorem pikiet będzie się sprzedawać więcej łódzkiej manufaktury, niż bez niej. Chrześcijański klient, odpędzony od żydowskiego sklepu czy warsztatu, w 90 wypadkach na 100 powraca do domu bez towaru, jaki miał zamiar kupić. Ostateczny rezultat tego zamętu w handlu uwidocznił się w znikomym wzroście konsumcji, o którym wspomniał p. referent. Naczelnicy urzędów skarbowych mogliby dużo powiedzieć o tym, jak wygląda wykres graficzny obrotów w Przytyku, Mińsku, Wysokiem-Mazowieckiem i w Czyżewie. Wyliczyłem uprzednio 12 urzędów, pod których nadzorem znajduje się warszawski sklepik spożywczy. Kto się przypatrywał temu, co się dzieje wokoło żydowskich sklepów w miasteczku, do którego przybyła na gościnne występy trupa aktorów, wystawiająca sztukę „Parada antysemityzmu”, ten mógł stwierdzić, że pikietowcy zachowują się jak urzędnicy jakiegoś specjalnego, trzynastego urzędu. Spacerują oni po rynku, jakby byli do tego upoważnieni, co więcej — koncesjonowani, jakby go wzięli w arendę. W ogóle jest to nowy zawód, nowa gałęź gospodarcza. Gdyby nie było przy tym tak markotnie na sercu, to chciałoby się zaspokoić ciekawość i zapytać się, czy zaliczają się oni do pracowników fizycznych, czy umysłowych, czy też do rękodzielników, czy opłaca się za nich ubezpieczenia społeczne i t. d. To nie są żarty. Jeżeli bowiem przyjmuje się, że jest to praca konstruktywna, wnosząca ożywienie do gospodarki w takim razie należy wykonawców wciągnąć do zorganizowanych szeregów pracy. Jeżeli jednak nie ma się o nich tak wysokiego mniemania, to należy ingerować w ich funkcje i ograniczyć ich działalność. Mówimy tu otwarcie: nie wierzymy, aby akcja bojkotowa przyniosła komukolwiek korzyści. Przypuszczalnie zrujnuje ona pewną ilość żydowskich rodzin. Już teraz posiadamy przerażające cyfry co do wzrostu pauperyzacji u Żydów, która jest rezultatem zarówno bojkotu, jak i dyskryminacyj, uprawianych przeciwko Żydom. Ta pauperyzacja na pewno nie jest szczęściem dla kraju. Niszczy ona, ale nie buduje. Czyni ona ze stu ludzi nędzarzy, ale ani jednego nie wzbogaca.</u>
<u xml:id="u-58.6" who="#JoszuaHeszelGottlieb">Być może, że nie jest to moim zadaniem, ale nie mogę przejść do porządku dziennego, nie wskazawszy na demoralizujący wpływ, jaki wywiera na młodzież zawód pikieciarza. Znane nam są wypadki, w których pikieciarze proponowali sklepikarzom żydowskim, aby się wykupili za cenę kilku paczek papierosów lub czegoś podobnego: „Daj, Moszek, parę złotych, to dziś zostawimy cię w spokoju. I zakrawa na paradoks, gdy ci sami młodzieńcy występują jako obrońcy chrześcijaństwa, wzywając do kupowania tylko u chrześcijan. Cała ich działalność i etyka mało mają wspólnego z Kazaniem na Górze. W ogóle należy się dziwić, czemu to w czasie, gdy z jednej strony Polski propaguje się bezbożnictwo, a z drugiej strony wznawia się pogaństwo — w samej Polsce szczególnie pogłębia się antagonizm między wyznawcami Nowego i Starego Testamentu. Obrońca katolicyzmu w Trzeciej Rzeszy, monachijski kardynał Faulhaber jest zupełnie innego zdania i nie udzieliłby swego błogosławieństwa pikietom bojkotowym, tak, jak nie udzielił go rasizmowi w ogóle.</u>
<u xml:id="u-58.7" who="#komentarz">(Przerywania.)</u>
<u xml:id="u-58.8" who="#JoszuaHeszelGottlieb">Monachium, obawiam się, przyjdzie tutaj, jak będziecie prowadzili taką politykę.</u>
<u xml:id="u-58.9" who="#JoszuaHeszelGottlieb">Nie mogę pójść dalej nie zatrzymując się nad problemem, w którym najdokładniej odzwierciedlają się skutki akcji bojkotowej. Mam na myśli wykonanie ustawy o uboju. P. Prystorowa wspomniała tu, że w prasie żydowskiej krąży wiele dowcipów na temat tej ustawy. Prawdą jest, że wiele pobożnych rodzin żydowskich karmi się obecnie dowcipami o mięsie zamiast mięsem, które z każdym dniem jest dla nich mniej przystępne, gdyż obecnie kosztuje zł 2.20 zamiast zł 1.20 za kilo. Największy jednak komizm sytuacji leży w tym, że władze zmuszone są zmniejszać konsumcję środków żywności, należących do najważniejszych produktów w kraju. Często wspominany chaos na rynku mięsnym wynika mianowicie z tego, że żydzi spożywają coraz mniej mięsa, a chrześcijanie zmuszeni są do konsumowania takich gatunków mięsa, jakich od dziesiątków lat nie brali do ust.</u>
<u xml:id="u-58.10" who="#komentarz">(Głos: Ale smakuje.)</u>
<u xml:id="u-58.11" who="#JoszuaHeszelGottlieb">Jeszcze nie. Pan też pewno kupuje tamto mięso. Śmieszne jest zarzucanie Żydom sabotażu ustawy. Czy p. Prystorowa nie rozumie, że jeżeli moi rodzice nie będą mogli spożywać mięsa, to i ja również powstrzymam się od tego? Kto zaś nie ma szacunku dla tego sentymentu, może mnie śmiało o sabotaż oskarżyć. Nie ma nic fałszywego nad łączenie brutalnej akcji antyżydowskiej z problemem podniesienia handlu w kraju i przyciągnięcia do gospodarki miejskiej elementów ze wsi. Słusznie wskazał p. Minister Roman, że w Polsce handlem zajmuje się zaledwie 6% ludności, podczas gdy w innych krajach odsetek ten sięga 19%. Aby wypełnić połowę tego dystansu, mogą powstać nie tylko nowe sklepy, ale całe miasteczka i miasta. Nikomu nie broni się dostępu do tych 13% pozycyj handlowych, które powinny zostać stworzone. Myli się jednak ten, kto przypuszcza, że stanie się to wtedy, gdy zniszczone zostaną żydowskie stragany i sklepiki, że stanie się to wtedy, gdy do miasta przybędą elementy wiejskie i przyniosą swoją wrodzoną chęć do pracy. Dla tego typu uczciwego i silnego chłopa pikieciarze zbawienia nie przyniosą. Na drodze Przytyka i Czyżewa problem przeludnienia wsi na pewno nie znajdzie rozwiązania. Epilogi tej „parady antysemityzmu” odbywają się nie w gospodarce, ale w sądzie i znacznie więcej zostaje przelanych łez, niż przybywa czegoś w gospodarce.</u>
<u xml:id="u-58.12" who="#JoszuaHeszelGottlieb">Wysoka Izbo! Nam, Żydom, nie sprawia przyjemności mówienie o tych rzeczach. Nie uważam, że jesteśmy zobowiązani do uzasadniania naszego równouprawnienia jakimkolwiek innym argumentem poza odpowiednimi paragrafami Konstytucji i podstawowymi prawami człowieka i obywatela. O naszym prawie do życia w Polsce nie dyskutujemy z nikim. Nasi robotnicy mają takie same prawo do pracy, jak i wszyscy inni robotnicy. Również, jak i inni, mają prawo do wykonywania swego zawodu nasi rzemieślnicy, nasi kupcy i nasza inteligencja. Tego prawa domagać się będziemy bezustannie. W wyścigu pracy chcemy wziąć udział razem ze wszystkimi. Słusznie p. Minister Przemysłu i Handlu wskazał, że emigracja nie prowadzi do usunięcia trudności gospodarczych. To stwierdzenie jest tym bardziej cenne dla nas, Żydów, albowiem w planowym ruchu emigracyjnym ze wzruszającą uprzejmością odstąpiono nam pierwsze miejsce. Zakończę tym, co powiedział stary, mądry Żyd: „Niech Polska stanie się silną, niech dostanie kolonie, niech zdobędzie bogate środki do urządzenia emigrantów w dalekich krajach, wtedy nikomu nie wpadnie do głowy emigrować samemu lub radzić innym, by kraj opuścili”.</u>
</div>
<div xml:id="div-59">
<u xml:id="u-59.0" who="#TadeuszSchaetzel">Głos ma p. Głowacki.</u>
</div>
<div xml:id="div-60">
<u xml:id="u-60.0" who="#JózefGłowacki">Rozpatrując budżet Ministerstwa Przemysłu i Handlu, zamierzam w kilku słowach zwrócić uwagę na zagadnienie stanu średniego. Wśród dyskusyj sejmowych przeważała troska o podniesienie poziomu gospodarczego i kulturalnego wsi i wydaje mi się, że za mało zwracano uwagę na nasze miasta. Bardzo często słyszeliśmy z ust przedstawicieli Rządu oraz z ław poselskich o pogłębieniu konsumcji wsi. Konsumcja dzisiejsza wsi jest oczywiście niedostateczna. Ale nie wierzę, aby jedynym czynnikiem i jedynym motorem poprawy było podniesienie cen na produkty rolne. Na poprawę szerszego zbytu produktów przemysłowych działa także cały szereg innych elementów.</u>
<u xml:id="u-60.1" who="#JózefGłowacki">Znamy przecież wszyscy naszą tradycyjną samowystarczalność wsi, w szczególności wsi naszych wschodnich, kresowych województw. Do przełamania tej ogromnej inercji gospodarczej, wyrwania z letargu naszej wsi mogą walnie się przyczynić nasze miasta, ich głębsza konsumcja produktów rolnych, ich żywsza wymiana towarowa oraz ulepszone środki komunikacyjne.</u>
<u xml:id="u-60.2" who="#JózefGłowacki">Poprawa wsi więc jest w dużym stopniu uzależniona od stopnia dobrobytu naszych miast. Im więcej dobrobytu w mieście, tym lepszym jest ono konsumentem. Jest to wypróbowana kardynalna prawda ekonomiczna. Nie chciałbym, oczywiście, negować, że i dobrobyt wsi ma swoje wielkie znaczenie dla sytuacji w miastach, ale zawsze w tych stosunkach istnieje przewaga miasta, które posiada swoją specyficzną atmosferę łatwiejszego wydawania pieniędzy i naturalną prężność gospodarczą.</u>
<u xml:id="u-60.3" who="#JózefGłowacki">Podnosząc wagę interesów miasta dla całokształtu gospodarki narodowej, chciałbym zatrzymać się przy jednej bardzo ważnej sferze naszych sił produkcyjnych, a mianowicie przy rzemiośle. P. referent zwrócił w dzisiejszym rannym przemówieniu uwagę na to zagadnienie, podkreślając, że stanowi ono bardzo ważną pozycję w naszym bilansie gospodarczym. Jest to przecież ta dziedzina przemysłu, która mimo kryzysu, mimo długoletniej i ciężkiej walki z przemysłem fabrycznym wyszła dotąd obronną ręką z różnych perturbacyj i wykazała swoją niespożytą siłę. Stosunki, jakie w tej dziedzinie się utworzyły, zadały nawet kłam klasycznej teorii ekonomii politycznej, według której w okresie kryzysu i depresji gospodarczej następuje ucieczka z rynku przedsiębiorstw najsłabszych. Tymczasem w rzemiośle obserwujemy proces wręcz odwrotny. W latach kryzysowych szacuje się przyrost nowych warsztatów rzemieślniczych na 15.000. Rzemiosło odgrywa przy słabo rozwiniętym naszym życiu gospodarczym rolę doniosłą. Liczebność jego (łącznie z nielegalizowanymi) wynosi około 400.000 warsztatów. W tych warsztatach pracuje około 600.000 ludzi, dając utrzymanie 3-milionowej ludności. Nie potrzebuję tutaj zwracać uwagi na niekorzystną strukturę narodowościową w rzemiośle, gdyż rzeczy te są aż nadto znane. W województwach centralnych i wschodnich dominuje dotychczas nad życiem polskim rzemiosło żydowskie. Wśród np. cholewkarzy stanowią żydowscy rzemieślnicy przeszło 90%. Połowa wszystkich warsztatów rzemieślniczych składa się na szewstwo, krawiectwo, rzeźnictwo i kowalstwo. Są to cztery podstawowe rzemiosła w Polsce. Jedna czwarta warsztatów skupia się w stolarstwie, piekarstwie, fryzjerstwie, mularstwie i wędliniarstwie. Pozostała liczba (około 87.500 warsztatów) przedstawia drobne zawody i pozostałe 54 rzemiosła.</u>
<u xml:id="u-60.4" who="#JózefGłowacki">Najdotkliwszą klęską społeczną Polski współczesnej jest niewątpliwie jego przeludnienie.</u>
<u xml:id="u-60.5" who="#JózefGłowacki">W okresie 1921–1932 wynosił przeciętny dopływ ludności wiejskiej do miast około 130.000 głów rocznie. Widzimy więc, że miasta nawet w lepszej koniunkturze nie były w stanie wchłonąć naszego naturalnego półmilionowego przyrostu. Tutaj więc naturalną drogę odpływu ludności wiejskiej można znaleźć w rozbudowaniu i rozszerzeniu produkcji rzemieślniczej oraz drobnego przemysłu. Jeżeli uwzględnimy, że (według obliczeń inż. Hauszylda) liczba zatrudnionych w rzemiośle w innych krajach europejskich przewyższa bardzo znacznie liczbę zatrudnionych w Polsce (średnio wynosi ona 2% czynnych zawodowo), np. w takiej Szwajcarii wynosi ona 20%, na Węgrzech 17%, w Czechosłowacji 16%, w Italii 12%, we Francji 10%, w Niemczech 6%, to widzimy, ile jeszcze dotąd możliwości, niewykorzystanych przez pracę, tkwi w naszym rzemiośle. Obserwując niedomagania rzemiosła, wydaje mi się, że w pierwszym rzędzie niedostateczna jest pomoc kredytowa dla rzemiosła. Jestem pewien, że dobra organizacja kredytowa przy tanim kredycie mogłaby się wydatnie przyczynić do poprawy gospodarczej tego ważnego działu naszego gospodarstwa i wydźwignąć go z prymitywizmu produkcji. Dotąd mimo różnych prób obsługa kredytowa rzemiosła jest niedostatecznie rozwiązana z ogromną szkodą dla podniesienia naszej wytwórczości.</u>
<u xml:id="u-60.6" who="#JózefGłowacki">W ostatnim czasie obserwujemy na zachodzie, a w szczególności w Wielkopolsce, tendencje do przesunięcia istniejącego tamże nadmiaru kwalifikowanych rzemieślników i kupców do miast województw centralnych i wschodnich. Ruch ten trzeba zaliczyć do zdrowych objawów gospodarczego pionierstwa. W okresie, kiedy mamy wzmóc naszą prężność gospodarczą, winny wszystkie dzielnice uzupełniać drogą wymiany swe wartości regionalne. Stan średni Wielkopolski, to emanacja ludu wielkopolskiego, który swe bogate doświadczenia gospodarcze zdobył w twardej szkole i w walce z zaborcą. Wartości te winny być skutecznie wyzyskane dla podniesienia poziomu naszej wytwórczości w innych województwach polskich. Władze polskie winny ten zdrowy ruch emigracyjny otoczyć troskliwą opieką.</u>
<u xml:id="u-60.7" who="#JózefGłowacki">Mówiąc o rzemiośle chciałbym również poczynić kilka uwag odnośnie do polskiej ustawy przemysłowej. Polska ustawa przemysłowa z dn. 7 czerwca 1927 r. uległa znowelizowaniu ustawą z dn. 10 marca 1934 r. Ustawa przemysłowa należy niewątpliwie do najważniejszych ustaw w naszym życiu państwowym. Reguluje ona bowiem działalność sfer przemysłowych w Polsce, a tym samym oddziaływa wybitnie na życie gospodarcze kraju. Od ustawy przemysłowej, regulującej należycie zakres produkcji rzemieślniczej i przemysłowej, zależy w wielkiej mierze, czy tryb ogólnej gospodarki funkcjonować będzie z korzyścią dla Państwa i jego obywateli; Zastanowić się należy, czy ta znowelizowana obecnie obowiązująca ustawa przemysłowa działa z korzyścią dla gospodarki kraju. Pragnąc na to odpowiedzieć, należy przede wszystkim stwierdzić, że sam fakt ujęcia w jednym kompleksie przepisów całości sfer produkcyjnych, bez względu na rozmiary ich produkcji, sposoby produkcji i podstawy finansowe, uważam za błędne. Mamy bowiem poza rolnictwem dwie gałęzie produkcyjne: rzemiosło i drobny przemysł oraz przemysł fabryczny. Zbędnym było by wskazywać na te ogromne różnice, jakie dzielą te sfery produkcyjne, gdyż są to rzeczy znane. Te różnice wskazują, że obie sfery gospodarcze winny być pod względem prawnym odmiennie traktowane, że w szczególności obowiązywać winna osobna ustawa przemysłowa i osobna ustawa rzemieślnicza, regulująca zakres działania i uprawnienia rzemiosła i t. zw. drobnego przemysłu. W ustawie przemysłowej poświęcono rzemiosłu jedynie osobny rozdział, do którego jednak również mają zastosowanie przepisy działu przemysłowego. Ten fakt oddziaływa nader krzywdząco na rzemiosło, wymazując granice między rzemiosłem a przemysłem fabrycznym. Skutki tego wykazuje nam praktyka. Jesteśmy w ostatnich latach nieustannie świadkami wzmożonej działalności przemysłu fabrycznego w kierunku zepchnięcia z płaszczyzny gospodarczej drobnych i średnich warsztatów pracy. Dochodzi mianowicie nieustannie do rozpaczliwej walki między drobnym, finansowo nader szczupło wyposażonym warsztatem rękodzielniczym, a zasobnym w środki materialne przemysłem fabrycznym. I tak np. na rynku mięsnym przemysł bekonowy wykorzystując ogromne ulgi i przywileje, z jakich korzysta z racji działalności eksportowej, otwiera po miastach i miasteczkach detaliczne sklepy rzeźnicko-wędliniarskie, w których po cenach celowo niższych od przedsiębiorstw rzemieślniczych sprzedaje wszelkiego rodzaju i gatunku mięso i przetwory mięsne. Na rynku fabrykatów skórnych obcokrajowa firma Bata otwiera po miastach i miasteczkach fiijne warsztaty i sklepy sprzedażne, dokonywując reperacji i sprzedaży obuwia po cenach niższych od rzemiosła szewskiego. Na rynkach metalowych daje się również silnie we znaki inwazja przemysłu fabrycznego, zakładającego drobne warsztaty metalurgiczne dla celów konkurowania z rzemiosłem metalurgicznym. Przykładów takich można by więcej namnożyć, a świadczą one wszystkie o braku należytego rozgraniczenia rzemiosła od przemysłu fabrycznego. Na jedną anomalię w tym względzie szczególną warto zwrócić uwagę. Ustawa przemysłowa w art. 5, pkt III, zawiera postanowienie, że prawo do samoistnego wykonywania rzemiosła przysługuje osobom prawnym, w których skład zarządu wchodzą rzemieślnicy, posiadający uzdolnienie zawodowe do samoistnego prowadzenia rzemiosła. Wyjaśnienia ministerialne do Ł go przepisu głoszą jednak, że wystarcza połowa rzemieślników — fachowców w zarządzie osoby prawnej, by ona mogła produkować wyroby rzemieślnicze. Ten fakt powoduje w praktyce, że czynniki niefachowe, a przede wszystkim wielcy przemysłowcy mogą dla formy lokować w zarządach spółek rzemieślników z kartami rzemieślniczymi i w ten sposób obchodzić intencję przepisu.</u>
<u xml:id="u-60.8" who="#JózefGłowacki">Zatem należyte rozgraniczenie rzemiosła i drobnego przemysłu od przemysłu fabrycznego uważam za konieczne. Nieżyciowy okazał się również przepis, aby wyłączać przemysł ludowy, przemysł domowy i pracę chałupniczą spod przepisów ustawy przemysłowej. Rzemiosło wielkopolskie domaga się również rewizji przepisów, odnoszących się do organizacyj rzemieślniczych, a mianowicie przywrócenia praw gospodarczych dla cechów.</u>
<u xml:id="u-60.9" who="#JózefGłowacki">Regestrując tylko te odgłosy, wydaje mi się koniecznym podkreślić, że nowelizacja prawa przemysłowego dojrzała, czemu zresztą dało wyraz rzemiosło na licznych zjazdach, wysuwając tę sprawę jako palącą.</u>
<u xml:id="u-60.10" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-61">
<u xml:id="u-61.0" who="#TadeuszSchaetzel">Głos ma p. Jasiński.</u>
</div>
<div xml:id="div-62">
<u xml:id="u-62.0" who="#AleksanderBolesławJasiński">Wysoka Izbo! Chciałbym omówić problem handlu wewnętrznego i niedomagania z tym związane. Warunkiem rozwoju handlu wewnętrznego jest przystępna cena oraz możliwość dostawy towarów w najdalsze zakątki kraju. Jednym z najważniejszych u nas w Polsce towarów codziennego użytku jest węgiel, produkty rolne i materiały budowlane. Towary te dochodzą w głąb kraju za pośrednictwem dróg kolejowych, dróg kołowych lub dróg wodnych. Najbardziej rozwiniętą siecią w dziale handlu wodnego jest Wisła wraz z dopływami, a podstawowym artykułem, przewożonym W jej górnym biegu, jest węgiel. Na tym artykule z natury rzeczy musi się oprzeć rozwój żeglugi na górnej Wiśle. Rozwój ten jest zależny przede wszystkim od inicjatywy prywatnej, wkładającej w żeglugę swe kapitały, oraz od ludzi, którzy w handlu drogą wodną zdobywają warsztat swej pracy.</u>
<u xml:id="u-62.1" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje Marszałek.)</u>
<u xml:id="u-62.2" who="#AleksanderBolesławJasiński">Nie można tutaj pominąć bardzo ważnej kwestii ogólnopaństwowej, jaką jest podniesienie stopnia obronności Państwa przez intensywny rozwój żeglugi. W latach 1928–1934 transporty węglowe, nie ograniczone w możności nabywania tego towaru przez przedstawicielstwa handlowe i poszczególnych flisaków, spowodowały silne zwiększenie się ilości galarów, wybudowanych głównie przez okolicznych włościan.</u>
<u xml:id="u-62.3" who="#AleksanderBolesławJasiński">Cyfra galarów, wynosząca w roku 1927 – 250 sztuk o tonażu 10.000 ton, wzrosła w r. 1934 do 440 sztuk o tonażu 17.600 ton, zwiększenie tej ilości galarów pociągnęło za sobą popyt na holowniki i w ostatnich latach sprowadzono szereg holowników na górną Wisłę. W r. 1934 przedłużono trasę tak pasażerską, jak i towarową aż do Sandomierza, rozszerzając tym samym tereny zbytu. Flisacy, pracujący na własnych galarach i sami je obsługujący, mając możność swobodnego zakupywania węgla do transportu wodą, poczęli zaopatrywać w tani węgiel osiedla nadwiślańskie między Niepołomicami a Sandomierzem, pozbawione zupełnie komunikacji kolejowej na przestrzeni 160 km. Flisacy stali się niejako agentami handlowymi, przyzwyczajając ludność Powiśla do używania węgla. Większe dostawy węgla przeprowadzały w tym czasie przedsiębiorstwa żeglugowe, zaopatrując w węgiel miejscowości: Opatowiec, Nowy Korczyn, Połaniec, Sandomierz, docierając nawet do Puław. W roku 1934 było zatrudnionych przeszło 1.000 flisaków, a żegluga dawała w tym czasie utrzymanie przeszło 7.000 ludzi. Ten rozwój żeglugi spowodował postulaty różnych przedsiębiorstw i towarzystw żeglugowych, mające na celu uregulowanie Wisły dla jej uspławnienia.</u>
<u xml:id="u-62.4" who="#AleksanderBolesławJasiński">Statystyka wykazuje, że transport węgla, wynoszący w roku 1924 zaledwie 5.024 ton, wzrósł w 1934 roku do sumy 120.000 ton, dając tym samym najlepsze nadzieje na przyszłość. Niestety, konwencja węglowa w roku 1934 ograniczyła ten tak pomyślnie rozwijający się wolny handel węglem, przyznając na r. 1935 kontyngent węgla na drogę wodną do sumy 90.000 ton jedynie 6 kopalniom, a w roku 1936 – 95.000 ton dla 8 kopalń. Równocześnie uniemożliwiono nabywanie węgla przez drobnych kupców, t. j. flisaków, a tym samym zahamowano handel węglem wśród ludności dalekich wsi nadwiślańskich. Skutki tych ograniczeń węglowych ujawniły się wkrótce, bo gdy w roku 1934 wybudowano 148 galarów 50-tonowych, to W roku 1935 wybudowano tylko 2, a w roku 1936 – 6 galarów. Równocześnie zaczęli flisacy wyprzedawać stare galary, zmuszeni do tego koniecznością, wynikłą z przymusowego zahamowania drobnego handlu węglem, a ilość kursujących galarów w r. 1934 wynosząca 440 sztuk spadła w r.</u>
<u xml:id="u-62.5" who="#AleksanderBolesławJasiński">1936 do 200 galarów. Liczba galarników, wykupujących patenty retmańskie i wykonujących swój zawód od r. 1935, zaczęła gwałtownie spadać, tak że w r. 1936 żaden z flisaków patentu żeglugowego nie wykupił. Następstwa tego upadku drobnego handlu węglem dały w rezultacie społeczeństwu do utrzymania pokaźną liczbę bezrobotnych, a statki, które nie otrzymywały od r. 1935 prawie żadnego zamówienia na holowanie galarów, przeniosły się na dolną Wisłę. Jedyną żywotność handlową wykazały przedsiębiorstwa finansowo związane silnie z kopalniami.</u>
<u xml:id="u-62.6" who="#AleksanderBolesławJasiński">Konwencja Węglowa sprzeciwia się w swych zamierzeniach zasadom ustawy wodnej, która przewiduje swobodny i nieograniczony ruch żeglugowy na drogach wodnych. Mylnym byłoby mniemanie, że ograniczenie transportów wodnych daje jakiekolwiek korzyści materialne kolejom, bowiem na transporty kolejowe idzie tylko węgiel lepszy, wysokokaloryczny, t. zw. przemysłowy, a węgiel gorszy oraz grys i miał był transportowany jedynie drogą wodną. Aby zapobiec temu katastrofalnemu wprost obniżaniu się stanu żeglugi na Wiśle, należy znieść wszelkie ograniczenia sprzedaży węgla drogą wodna oraz przyznać jak najdalej idące ulgi dla tych, którzy pragną podjąć się budowy galarów i statków i trudnić się transportem węgla do najdalszych osiedli nadwiślańskich. Dowiedzieliśmy się właśnie z ust p. Ministra, że Rząd zamierzą częściowo znieść konwencję węglową dla włościaństwo, dla rolników i dla flisaków.</u>
<u xml:id="u-62.7" who="#AleksanderBolesławJasiński">W ubiegłej sesji sejmowej mocnym akcentem zaznaczyła się kwestia karteli, kwestia, mająca na celu ich rozwiązanie. Wprowadzona ustawa o rozwiązywaniu karteli przez Rząd dała możność częściowego ich zlikwidowania, jednakże dotyczyło to tylko drobnych, małoznacznych karteli, a większe koncerny nie zostały tą ustawą objęte w zrozumieniu trudności socjalnych, jakie by wynikły z tego posunięcia. Do większych karteli, objętych tą ustawą, należy kartel cementowy. Jednakże likwidacja tego koncernu nie dała skutków tak pomyślnych, jakich by się wskutek tego posunięcia należało spodziewać, bowiem zawiązany cichy układ między cementowniami dał w efekcie podniesienie trzykrotne cen cementu, mimo wielkiego ruchu budowlanego, a tym samym wzmożonego zapotrzebowania cementu. Wiadomym jest, iż wielkie cementownie, będące w ruchu, zobowiązane tajnym układem, płacą dyrektorom i właścicielom innych bezczynnych cementowni specjalne wynagrodzenia jako ekwiwalent za ich bezczynność i tutaj ujawnia się powód zwyżki cen cementu. Charakterystyczną cechą wszystkich wielkich karteli jest niezdrowy objaw niszczenia wytwórczości drobnych przedsiębiorstw, niewspółmierne podnoszenie cen w stosunku do podaży towarów, powodujące stopniowo obniżanie konsumcji i powolne zamieranie żywotności handlu wewnętrznego. Rząd, mający oparcie w ustawie wyżej wspomnianej, nie mogąc zlikwidować wszystkich karteli z powodu trudności natury socjalnej, może i winien drogą kontroli mieć wgląd w nieracjonalną gospodarkę finansową koncernów przemysłowo-handlowych i dążyć planowo i intensywnie do usunięcia niezdrowych objawów, panujących w tych koncernach w postaci chociażby olbrzymich wprost nieproporcjonalnych pensji i tantiem panów dyrektorów w stosunku do głodowych zarobków robotników, narażonych prawie stale w tej pracy na kalectwo lub niebezpieczeństwo utraty życia.</u>
<u xml:id="u-62.8" who="#AleksanderBolesławJasiński">Zrozumiałym jest, że zupełna likwidacja karteli nie może nastąpić szybko, jednak stosunki w tej mierze muszą ulec w przyszłości przy pomocy Rządu istotnej zmianie i znacznej poprawie, aby dać możność wszystkim polskim warstwom, szczególnie warstwom średnim przemysłowo-handlowym do rozwinięcia produktywnej działalności na rynku wewnętrznym.</u>
</div>
<div xml:id="div-63">
<u xml:id="u-63.0" who="#StanisławCar">Głos ma p. Madeyski.</u>
</div>
<div xml:id="div-64">
<u xml:id="u-64.0" who="#ZbigniewMadeyski">Wysoka Izbo! Zarówno spóźniona pora, jak i moralny obowiązek ostatniego mówcy szybkiego zakończenia dyskusji, zmusza mnie do tego, że krótko tylko naszkicuję temat, który zamierzałem szerzej omówić.</u>
<u xml:id="u-64.1" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
<u xml:id="u-64.2" who="#ZbigniewMadeyski">Chodzi mi bowiem o rzecz, która może nie wszystkich jednakowo interesuje, ale dla mnie jako przedstawiciela bardzo żywotnego ośrodka przemysłowego, jakim jest Zagłębie Dąbrowskie, ma charakter poważny.</u>
<u xml:id="u-64.3" who="#ZbigniewMadeyski">W procesie uprzemysłowienia kraju, który jest zagadnieniem chwili, każdy ośrodek przemysłowy jest przeznaczony do odgrywania ważnej roli. Wynika to chociażby z tego, że właśnie w tych ośrodkach przemysłowych istnieje pewna suma doświadczeń, istnieją wypracowane w ciągu dziesiątków lat metody działania i wreszcie istnieje rezerwuar ludzi, którzy mogą współdziałać w rozwoju nowych ośrodków przemysłowych tam, gdzie z dyrektywy Państwa są one wskazane, bądź rozwijać nowe warsztaty pracy w ośrodkach przemysłowych, które już istnieją. Zagłębie Dąbrowskie przez swoją strukturę gospodarczą, przez powiązanie administracyjne z projektowanym rejonem centralnym, o którym słyszeliśmy, i wreszcie może dlatego, że w historii rozwoju przemysłu polskiego miało ono poważny udział i swoją specyficzną rolę — ma szczególne w tej mierze ambicje. Atmosfera, w Zagłębiu Dąbrowskim panująca, jest ponad wszystko przychylna, ponad wszystko dominuje tendencja, by w procesie aktywizacji życia gospodarczego, a szczególnie w dziedzinie uprzemysłowienia kraju, wziąć jak najintensywniejszy udział, pośredni czy bezpośredni. Zagłębie Dąbrowskie, ośrodek przemysłowy przeszło stuletni, miało możność wypracować specjalny typ człowieka i specjalną metodę gospodarowania. W tym najbardziej wszechstronnym pod względem gospodarczym ośrodku administracyjnym, jakim jest województwo kieleckie, Zagłębie odgrywa w procesie rozwikłania trudności gospodarczych poważną rolę. Dzięki temu, że w Zagłębiu Dąbrowskim znajduje się siedziba samorządu gospodarczego przemysłowo-handlowego, istnieje możność panowania nad całym terenem województwa kieleckiego. Pomimo peryferyjnego położenia Sosnowca, pomimo trudności technicznych, jednak izba przemysłowo handlowa doprowadziła do tego, że w jej ręku znajdują się główne nici, które stanowią istotę życia gospodarczego województwa kieleckiego. Wytworzyło tez Zagłębie specyficzny typ obywatela. Nie powiem, aby był on lepszy niż gdzie indziej, ale w każdym razie cechą dominującą jego jest nastawienie wyraźnie państwowe, to znaczy, że jest skłonny do myślenia kategoriami unitarnymi, a nie partykularnymi. Województwo kieleckie a z nim Zagłębie Dąbrowskie ma w tym procesie uprzemysłowienia kraju szczególną wartość przez to także, że jest to rejon najbardziej z wszystkich województw pod względem gospodarczym wyposażony i że w porównaniu z innymi reprezentuje wysoki stan zatrudnienia w zakresie przemysłu, wyższy nawet, niż na Śląsku. Jeżeli bowiem wyeliminujemy ilość zatrudnionych w górnictwie, na Śląsku stan zatrudnienia wykazuje ponad 64.000 ludzi, w województwie zaś kieleckim cyfra dotycząca przekracza 76.000. Jest to wreszcie jeden z ośrodków polskiego przemysłu, który reprezentuje specyficzną rodzimą kulturę gospodarczą. Jako bardzo charakterystyczny przykład chciałbym przytoczyć rzecz, mającą niewątpliwie posmak aktualności. Z Zagłębiem Dąbrowskim bowiem związana jest specyficzna polska forma organizacyjna produkcji pod nazwą „Korpusu Górniczego”, który w 1817 r. z inicjatywy Staszyca został wprowadzony i w sprawach społeczno-gospodarczych do dziś dnia pozostawił ślady. Gdy przeglądamy poszczególne artykuły ustawy o Korpusie Górniczym, to znajdujemy tam cytaty, jakby czerpane z niektórych postanowień dekalogu obowiązującej dzisiaj Konstytucji. W artykułach tych, których z uwagi na brak czasu nie chciałbym cytować, znajduje się szereg pojęć natury socjalnej, natury etycznej, związanej z honorem i t. p., które były podstawą narastania specjalnych rodzimych wartości socjalnych, współżycia łudzi, współtwórców tych procesów, jakie w górnictwie były aktualne.</u>
<u xml:id="u-64.4" who="#ZbigniewMadeyski">Jeżeli mówiąc o tych rzeczach dzisiaj, w ten sposób starałem się, bardzo pobieżnie naszkicować funkcję gospodarczą Zagłębia Dąbrowskiego, to czyniłem to w tym zamiarze, aby w rezultacie wyprowadzić pewne wnioski, które bym skierował do Pana Ministra Przemysłu i Handlu z prośbą o rozpatrzenie ich przy dalszych pracach, związanych z jego resortowym zadaniem.</u>
<u xml:id="u-64.5" who="#ZbigniewMadeyski">Zagłębie Dąbrowskie z natury opiera się głównie na produkcji węglowej. Aktualne dzisiaj zagadnienie odnowienia konwencji węglowej musi wzbudzić obawy względnie nadzieje. Pod tym względem Zagłębie Dąbrowskie jest w sytuacji zawsze słabszej. Wynika to z układu sił gospodarczych. Chciałbym się podzielić tutaj obawą, by nowa konwencja nie przeszła do porządku dziennego nad istotnymi i życiem uzasadnionymi potrzebami gospodarczymi Zagłębia Dąbrowskiego.</u>
<u xml:id="u-64.6" who="#ZbigniewMadeyski">Na marginesie sprawy węglowej pozwałam sobie zwrócić uwagę Pana Ministra na zagadnienie reaktywowania zamkniętych czy zatopionych kopalń. W wysiłku, zmierzającym do podniesienia potencjału wytwórczego w węglu, wydaje mi się, że to zagadnienie może być najaktualniejszym. Zagłębie Dąbrowskie, posiadające w swych granicach najbardziej, bo prawie w 70%, bezrobociem dotknięty ośrodek, jakim jest gmina Zagórze — opierająca swój byt na dwóch smutnie wsławionych kopalniach Mortimer i Klimontów, dzisiaj zamkniętych — jest w zaktualizowaniu tego zagadnienia pierwszorzędnie zainteresowane. Z problemem węglowym łączy się bowiem ściśle zagadnienie przemysłu przetwórczego. Przemysł przetwórczy, który narósł na tej naturalnej sile energetycznej, którą był węgiel, stanowi, jak wykazałem cyfrowo, wielką siłę w województwie kieleckim, a w szczególności w Zagłębiu Dąbrowskim. Chciałbym się zwrócić do Pana Ministra, ażeby był łaskaw przed ostateczną decyzją postanowień konwencji węglowej uwzględnić ten fakt, że przemysł przetwórczy Zagłębia jest dostatecznie ważnym czynnikiem, który powinien znaleźć swoje właściwe uwzględnienie. Ze względu na brak czasu w szczegóły nie chcę wchodzić.</u>
<u xml:id="u-64.7" who="#ZbigniewMadeyski">Nie mniej ważną rzeczą i niezbędnym współczynnikiem rozwoju czy aktywizacji gospodarczej Zagłębia Dąbrowskiego jest uaktywnienie północnej części Zagłębia, która znajduje się, do pewnego stopnia, poza nawiasem normalnych linii komunikacyjnych. Zwłaszcza dziś, kiedy istnieje jako sprawa aktualna eksploatacja znajdujących się w północnej części Zagłębia rud i glinek, w szczególności glinki szamotowej, z natury rzeczy staje przed nami zagadnienie — w jaki sposób, jakimi środkami otworzyć dla wymiany gospodarczej tę północną część Zagłębia Dąbrowskiego, w której te kopaliny zalegają. Na tle tego wyrasta postulat rozbudowy sieci komunikacyjnej: sieć drogowa o twardej nawierzchni, jako zagadnienie ogólne, i wykończenie kolei Ząbkowice — Andaluzja, jako zagadnienie szczegółowe. Sprawy te oczywiście są może drobne, niemniej jednak w ogólnym procesie aktywizacji Zagłębia Dąbrowskiego i jego udziału w rozwiązaniu dalszych problemów gospodarczych zagadnienia te mają znaczenie istotne.</u>
<u xml:id="u-64.8" who="#ZbigniewMadeyski">Wreszcie, proszę Panów, są pewne czynniki, które współdziałają w osłabieniu gospodarczym Zagłębia Dąbrowskiego. Jest ich wiele. Z aktualnych chcę wymienić przykładowo tylko kilka. Np. ujawnione tendencje osłabienia szkolnictwa Zagłębia Dąbrowskiego. Mam tu na myśli specjalnie szkolnictwo zawodowe, osłabienie pozycji Szkoły Górniczo-Hutniczej w Dąbrowie Górniczej na rzecz innej szkoły, położonej w sąsiednim województwie.</u>
<u xml:id="u-64.9" who="#ZbigniewMadeyski">Albo np. sprawa przemysłu włókienniczego wiąże się ściśle z problemem zatrudnienia w zagłębiowskim przemyśle włókienniczym. Według cyfr, które mam przed sobą, gdy sprzedaż w zakresie produkcji wełny w kraju wzrosła w r.</u>
<u xml:id="u-64.10" who="#ZbigniewMadeyski">1936 w porównaniu z 1934 o 4,3%, w województwie kieleckim wzrosła o 18%. Gdy eksport w r. 1935 w stosunku do r. 1934 w całej Polsce wzrósł o prawie 14%, w województwie kieleckim wzrósł o 46%, w tym jedna z fabryk zagłębiowskich wykazała wzrost o 55%, a nawet w r. 1936 ponad 300%. Cyfry te, ilustrujące specjalnie silne dyspozycje przemysłu włókienniczego kieleckiego — a dwie z tych fabryk znajdują się na terenie Zagłębia Dąbrowskiego — powinny spowodować w konsekwencji bliższe zainteresowanie się tymi siłami gospodarczymi, które na terenie województwa kieleckiego wykazują żywotność z powodzeniem konkurującą z osiągnięciami przemysłu łódzkiego. W ślad za tym winnoby pójść zaopatrzenie fabryk włókienniczych w niezbędne surowce zagraniczne. Zagadnienie to bardzo skomplikowane, zdaję sobie z tego sprawę, niemniej jednak chciałbym tę rzecz podkreślić, ażeby zdrowo rozwijający się przemysł włókienniczy województwa kieleckiego, w szczególności Zagłębia, nie był z krzywdą dla całości produkcji traktowany gorzej w porównaniu z innymi ośrodkami przemysłu włókienniczego.</u>
<u xml:id="u-64.11" who="#ZbigniewMadeyski">Proszę Panów! Ostatnie zagadnienie, które chcę naszkicować, to jest omawiane wielokrotnie zagadnienie przyłączenia Zagłębia Dąbrowskiego do województwa śląskiego. Chciałbym dać wyraz przekonaniu, że zdaniem moim Polska w chwili obecnej ma wiele ważniejszych i pilniejszych zadań aniżeli ta właśnie zmiana. Z dzisiejszego przemówienia p. Ministra Przemysłu i Handlu zanotowałem w pamięci jego niezłomną wolę współdziałania w stworzeniu w kraju jak najdalej idącej stabilizacji warunków w życiu gospodarczym w ogóle, w szczególności w życiu przemysłowym. Test to jeden z kapitalnych warunków, który p. Minister wymienił jako niezbędny element dla aktywizacji gospodarczej. Zdaje mi się, że w chwili, gdy tendencją Rządu jest pomnożenie elementów stałych, wprowadzenie takiego zaburzenia, jak odseparowanie Zagłębia Dąbrowskiego z dzisiejszego jego organizmu i zawrócenie go w normalnej drogi rozwojowej, która wskazuje wyraźną tendencję skierowaną na wschód, a odwrócenie go twarzą ku zachodowi, mogłoby spowodować daleko idące pertrubacje, które nie byłyby ułatwieniem w rozwiązaniu dzisiejszych i przyszłych zadań życia gospodarczego.</u>
<u xml:id="u-64.12" who="#ZbigniewMadeyski">Wreszcie na zakończenie zatrzymam się nad jednym jeszcze zagadnieniem. Wydaje mi się, że o. Minister Przemysłu i Handlu będzie miał zawsze o jeden atut w ręku mniej, gdy w ramach samorządu gospodarczego nie zostaną powołane do życia izby pracy. Wielokrotnie już w tej Izbie miałem sposobność mówić o tym. Raz jeszcze chciałbym powtórzyć to przy dzisiejszej sposobności, gdy jest mowa o uaktywnieniu wszystkich sił produktywnych w Państwie. Podkreślam. że izby pracy w zasadzie w wypowiedzeniach różnych przedstawicieli Rządu zostały uznane jako potrzebny, a nawet konieczny instrument, poprzez który siły wytwórcze polskiego świata pracy będą mogły bezpośrednie posłużyć Rządowi i całemu społeczeństwu w rozwiązywaniu trudności gospodarczych. Nie wiem z jakiego powodu sprawa ta mimo zapowiedzi nie została do dzisiejszego dnia zaktualizowana na terenie Sejmu. Dlatego ją w tej formie dziś notuję.</u>
<u xml:id="u-64.13" who="#komentarz">(Oklaski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-65">
<u xml:id="u-65.0" who="#StanisławCar">Lista mówców została wyczerpana.</u>
<u xml:id="u-65.1" who="#StanisławCar">Głos ma p. sprawozdawca.</u>
</div>
<div xml:id="div-66">
<u xml:id="u-66.0" who="#ZygmuntAdamSowiński">Wysoki Sejmie! Wobec obszernej dyskusji nie będę się silił na to, ażeby odpowiadać wszystkim Panom Kolegom na zgłoszone tu zastrzeżenia, uwagi czy wątpliwości. Postaram się odpowiedzieć na niektóre tylko.</u>
<u xml:id="u-66.1" who="#ZygmuntAdamSowiński">Więc jeżeli chodzi o hutę Strzybnica, jest ona nieczynna z tego powodu, że nie mamy w kraju rud cynkowych i muszą one być sprowadzane z Rosji i Szwecji. W drukowanym sprawozdaniu powołałem się na stronicy 6, że posiadamy w Bolesławiu kopalnię rudy cynkowej zarzuconą.</u>
<u xml:id="u-66.2" who="#komentarz">(Głos: I ołowiu.)</u>
<u xml:id="u-66.3" who="#ZygmuntAdamSowiński">Ołowiu też, z drobną domieszką srebra. W tej chwili koniunktura na cynk się poprawia, ceny rosną. Uważam, że jest sprawą aktualną powrócenie do sprawy uruchomienia tych kopalń, bo mamy niewielką kopalnię w Szarleju tuż nad granicą niemiecką, która dostatecznej ilości tej rudy nie może dostarczyć i zależymy w dużym stopniu od importu zagranicznego.</u>
<u xml:id="u-66.4" who="#ZygmuntAdamSowiński">Z W sprawie Brzeszcza i Jawiszowic prawdą (jest, że wydobycie wynosi 450.000 ton na tej kopalni, ale po pracach przygotowawczych można by to wydobycie powiększyć nawet do 1 1/2 miliona ton. O ile by jednak Brzeszcze podwoiło swoje wydobycie, to musiałyby inne kopalnie swoje wydobycie zmniejszyć, co ogromnie skomplikowałoby przydziały licencyjne i ustalenie stanu zatrudnienia na tych kopalniach stanęłoby pod znakiem zapytania. Dlatego tę kwestię należy załatwić przy nowej organizacji konwencji w sposób, który by nie wywołał trudności socjalnych.</u>
<u xml:id="u-66.5" who="#ZygmuntAdamSowiński">W sprawie braku koksu. Otóż w związku ze Wzmożonym ruchem, który z poprawą koniunktury dał się zaobserwować, nasze huty żelazne pracują bardzo intensywnie i rzeczywiście jesteśmy świadkami braku koksu. Trzeba czekać na koks. Właśnie dlatego, referując preliminarz budżetowy Ministerstwa Przemysłu i Handlu na Komisji Budżetowej, również zwróciłem uwagę na niedostateczną rozbudowę koksowni i mówiąc o hutnictwie żelaza, uważam, że największe sumy trzeba będzie zainwestować w rozbudowę koksowni. Mówiłem, że z sumy 24 milionów złotych, koniecznych dla hutnictwa żelaznego, co najmniej 17 milionów złotych, a więc gros tych kredytów na inwestycje, trzeba będzie przeznaczyć na rozbudowę koksowni. Dzisiaj stan się trochę poprawił i jeszcze w tym roku sytuację opanujemy, bo „Wspólnota Interesów” pomnoży swoje koksownie. Na przyszły rok trzeba będzie pomyśleć o dalszym wysiłku, bo prawdą jest, że szereg firm musi importować koks z zagranicy. Znam firmy żelazne, które z Czechosłowacji koks sprowadzają.</u>
<u xml:id="u-66.6" who="#ZygmuntAdamSowiński">Jeżeli chodzi o reorganizację konwencji węglowej, to niewątpliwie te uwagi, które padły w czasie dyskusji, ułatwią p. Ministrowi odpowiednie nastawienie się do ty ch zagadnień. Zagadnienia są bardzo skomplikowane. Po uzgodnieniu z p. Ministrem materiału w tej sprawie mogę oświadczyć, że przy układaniu nowego klucza konwencji będą wzięte pod uwagę zastrzeżenia i wątpliwości Wysokiej Izby, w szczególności będzie zwrócona uwaga na rozszerzenie możliwości sprzedaży węgla rolnikom, na udostępnienie go rolnikom; następnie ułatwienie spławu węgla, wszczęcie gruntownych badań nad reorganizacją handlu węglem. Od siebie dodam, że przy podziale licencyjnym trzeba będzie uwzględnić nie tylko własne spożycie, ale także rozróżnić kopalnie nowe od starych, które już wyczerpują swoje pokłady, ale jeszcze historycznie otrzymują wysoki przydział licencyjny. Kopalnie stare muszą być inaczej traktowane jak nowe, które się rozwijają, których zdolność wydobycia węgla znacznie się podnosi, żeby nie było martwych dusz, które są przy obecnym przydziale. Obecnie mamy kopalnie, które są już tylko małymi szybikami, a mają wielkie przydziały licencyjne węgla. Sądzę, że przy reorganizacji konwencji węglowej będzie można i tę słabą stronę obecnego przydziału poprawić.</u>
<u xml:id="u-66.7" who="#ZygmuntAdamSowiński">Pewne nieporozumienie wywołała sprawa tzw. i ambasadorów prywatnego przemysłu. Stwierdzam, że w Ministerstwie nie było i nie ma urzędników, otrzymujących pieniądze z przemysłu prywatnego. Przejściowo wobec szybkiego wzrostu prac, szczególnie w Departamencie Handlowym w związku z komplikującymi się zagadnieniami handlu zagranicznego, trzeba się było postarać o zwiększenie etatów, nie można było tego w ramach budżetu, uczynić, przeto z pewną grupą urzędników zawarto kontrakt i na zasadzie kontraktu prywatnego opłacało ich Ministerstwo. Ten stan został już w tegorocznym budżecie zmieniony, bo rzeczywiście pewne zarzuty co do jego nieformalności można było czynić. W tym roku został stan osobowy Ministerstwa podniesiony o 67 osób i sprawa ta już została, według mego zdania, zupełnie formalnie załatwiona, tak że w budżecie na rok 1937/38 ta nieformalność całkowicie z budżetu zniknęła.</u>
<u xml:id="u-66.8" who="#ZygmuntAdamSowiński">Jeżeli chodzi o obawy czy też o uwagi panów posłów, reprezentujących rzemiosło, a zwłaszcza uwagi p. Jahody-Żółtowskiego, to największa bolączka rzemiosła sprowadza się w ich oświetleniu do potrzeb kredytowych tego rzemiosła. Ja też w swoim referacie zwróciłem uwagę na konieczność mocniejszego alimentowania rzemiosła kredytem. I ta sprawa również jest na warsztacie prac Ministerstwa. Pewne konkretne poczynania zostały już uczynione, mówiłem o nich i nie będę się powtarzał, sądzę, że w dalszym ciągu rozszerzenie kredytowania rzemiosła w roku przyszłym może liczyć na powodzenie.</u>
<u xml:id="u-66.9" who="#ZygmuntAdamSowiński">P. Ostafin mówił o Polminie. Informowałem się w Ministerstwie i otrzymałem informacje, że Polmin wierci sam w poszukiwaniu ropy i gazu w Roztokach i Daszewie. Poza tym wierci też przez Pollon, który należy w stu procentach do Polminu. Wiercenia Pollonu dały wynik pozytywny przede wszystkim w Lipiu, gdzie obecnie jest jeszcze 20 wagonów produkcji miesięcznej. Polmin wcale nie unika kontroli Najwyższej Izby Kontroli, czego dowodem jest ostatnie sprawozdanie tej Izby. Tereny naftowe, o których wspominał p. Ostafin, nie są zakupywane. Tereny te o stosunkowo dużym obszarze Polmin zakontraktował w formie opcji do poszukiwań i z nich dopiero wybiera odpowiednie tereny.</u>
<u xml:id="u-66.10" who="#ZygmuntAdamSowiński">Sprawa reeksportu z rynków stratnych na rynki zyskowne, sprawa, o której mówił p. Jedynak. Według posiadanych przeze mnie informacyj tego rodzaju sprawy nie tylko nie są przedmiotem uprawnień niektórych firm, ale są wręcz ścigane jako nadużycia. Podejrzenia w tym względzie, jeżeli zachodzą w stosunku do poszczególnych firm, są badane, i o ileby się okazały prawdziwe, wobec tych firm wyciągane są odpowiednie konsekwencje.</u>
<u xml:id="u-66.11" who="#ZygmuntAdamSowiński">P. Jedynak poruszył jeszcze sprawę Związku Bekonowego. Trudno mi w tej sprawie dać jakąś konkretną odpowiedź, bo jego zarzuty były w takiej formie i w takiej płaszczyźnie przedstawiane, że odpowiedź na to jest trudna. Chciałbym tylko skierować pod adresem tych zarzutów jedną uwagę, że stawianie sprawy w takiej płaszczyźnie na pewno nie polepszy sytuacji. Wierzę, że p. Jedynak zmierza do tego, żeby według swej najlepszej woli poprawić sytuację, o której sądzi, że jest zła. Ale sądzę, że właściwszą drogą byłoby skontaktowanie się z Ministerstwem Przemysłu i Handlu, które na pewno, gdyby znalazło materiał, który by je upoważniał do wkroczenia, wyciągnęłoby wszystkie konsekwencje.</u>
<u xml:id="u-66.12" who="#ZygmuntAdamSowiński">P. Pietrzak wyraził przypuszczenie co do izb przemysłowo-handlowych. W swym przemówieniu o czasie pracy akurat teraz poruszyłem sprawę bolączek przemysłu górniczego, tych zacofań, niedostatecznych renowacyj po to tylko właśnie, że przewidywaliśmy, iż będzie ta ustawa o czasie pracy i że to jest jakby kontratak — tak to zrozumiałem. Wiem, że Pan Poseł w najlepszej intencji, powodowany troską o dobro warsztatów pracy, tę obawę wypowiedział. Panie Pośle, to nie to jest powodem, że ustawa o czasie pracy miała się ukazać. Moje zastrzeżenie tu w Wysokiej Izbie pojawiło się w związku z wystąpieniem izb przemysłowo-handlowych dlatego, że w tym roku koniunktura dopiero się ożywiła i w tym roku dopiero czujemy te niedomagania; w okresie zastoju, w okresie kryzysu, tego się nie odczuwało, te zaniedbania narastały latami i w tej chwili stały się one aktualne. Zwróciłem uwagę, że w tym roku nie opanowaliśmy wysyłki węgla, ale pewien wzrost konsumcji będzie, tak samo, jak zwiększenie zamówień w hutach żelaznych. Mówiłem na komisji, że huty mają moc zamówień, prawie do końca roku, więc jeżeli przewiduje się, że wzrost produkcji stali w tym roku będzie wynosił 15%, a następnego roku — następne 15%, to w związku z tym wyjdą na jaw te wszystkie niedomagania i te przez lata całe zaniedbane konserwacje konieczne i z tego powodu jako rzecz aktualną tę rzecz poruszyłem na Komisji Budżetowej.</u>
<u xml:id="u-66.13" who="#ZygmuntAdamSowiński">P. Gdula zwrócił uwagę na pewną jakby sprzeczność w cyfrach. W związku ze skróceniem czasu pracy wybrałem jako przykład skrócenie czasu pracy do 36 godzin tygodniowo, że to odbije się podwyżką robocizny o 53%. P. Gdula przytoczył „Depeszę”, w której to podniesienie było szacowane na 47%. Nie ma tu sprzeczności. Jest tylko inne podejście. Ja zsumowałem wszystko i nie tylko przeliczyłem podwyżkę robocizny wskutek tego, że płace zostaną te same, jak było przy 48 godzinach przy 36, a jeszcze przerachowałem ten stosunek, jaki będzie w czasie pracy i wydajności wskutek tej okoliczności, że przerwy w pracy wskutek zjazdu do kopalni i dojścia…</u>
<u xml:id="u-66.14" who="#komentarz">(P. Gdula: Za dużo kolega policzył.)</u>
<u xml:id="u-66.15" who="#ZygmuntAdamSowiński">Ja brałem wszystkie czynniki i uwzględniłem, a tam nie było wszystkich. Ja brałem całą załogę, nie wiem, czy tę samą ilość godzin brała „Depesza”. Na komisji, kiedy będzie mowa o czasie pracy, postaram się to udokumentować. Nie mogłem tu tych wszystkich cyfr przedstawić. Mam te cyfry i obliczenia i jeżeli Kolegę to interesuje, to za chwilę służę tymi materiałami, teraz jednak nie chciałbym przedłużać odpowiedzi. Twierdzę, że jest tylko różnica w sumowaniu, dlatego że czas pracy stracony obliczam na dwie godziny, czyli 25% przy 8 godzinnym dniu pracy. Wówczas na samą pracę pozostaje 75%. Jeżeli zaś ten czas stracony obliczyć przy 6 godzinnym dniu pracy, na pracę pozostanie 67%. Jak widzimy, pewien współczynnik podwyżki będzie na skutek ustosunkowania się tych cyfr. Będę służyć Koledze Gduli dokładnymi cyframi, kiedy będziemy mówili o czasie pracy w komisji.</u>
<u xml:id="u-66.16" who="#komentarz">(P. Zubrzycki: Proszę o głos.)</u>
</div>
<div xml:id="div-67">
<u xml:id="u-67.0" who="#StanisławCar">Głos ma p. Zubrzycki.</u>
</div>
<div xml:id="div-68">
<u xml:id="u-68.0" who="#AndrzejZubrzycki">Na początku rozprawy postawiłem zapytanie p. referentowi w sprawie ciężkiej sytuacji w prywatnych zakładach przemysłowych w Polsce i p. referent przyrzekł mi odpowiedź po rozprawie. To jest zagadnienie bardzo istotne.</u>
<u xml:id="u-68.1" who="#komentarz">(P. Sowiński: Jakie to było pytanie?)</u>
<u xml:id="u-68.2" who="#AndrzejZubrzycki">Pytanie było tej treści, że w zakładach prywatnych przemysłowych z udziałem kapitału obcego cała produkcja opiera się na kalkulacji jednostronnej, skutkiem tego nieraz poszczególne zakłady rezygnują z zamówień nie kalkulujących się, co powoduje taki stan, że następują redukcje robotników oraz godzin i dni pracy do dwóch, a nawet jednego w tygodniu, jak to było np. w Zakładach Ostrowieckich. Chodziło by o to, czy Ministerstwo Przemysłu i Handlu nie miałoby możności ingerować w takich sprawach, bo to wprowadza duże rozgoryczenie w rzeszach robotniczych tym bardziej że interwencje związków robotniczych i inspektorów pracy nie odnoszą skutku.</u>
<u xml:id="u-68.3" who="#AndrzejZubrzycki">Chciałbym zwrócić na to uwagę p. sprawozdawcy i uzyskać konkretną odpowiedź.</u>
</div>
<div xml:id="div-69">
<u xml:id="u-69.0" who="#StanisławCar">Głos ma p. sprawozdawca.</u>
</div>
<div xml:id="div-70">
<u xml:id="u-70.0" who="#ZygmuntAdamSowiński">Każda fabryka, nie tylko z obcym kapitałem, ale i ze swoim, powinna kalkulować. Nie może być innej podstawy prowadzenia fabryki, jak ścisła kalkulacja. Jeśli są tego rodzaju zamówienia, że przedsiębiorstwo przyjmując je poniosłoby stratę, to nie powinno go przyjmować. I tu ingerencja Ministerstwa nie mogłaby być inna, jak pokrycie tych strat. Oczywiście Ministerstwo w ten sposób ingerować nie może i trzeba do tego zagadnienia podejść z innej strony. Nie chcę przedłużać odpowiedzi, bo trudno dłużej to zagadnienie omawiać w szerszym gronie. Teraz mogę tylko krótko powiedzieć, że kalkulacja obowiązuje nie tylko przedsiębiorstwa i placówki handlowe, ale i w życiu prywatnym każdego człowieka też powinna obowiązywać.</u>
<u xml:id="u-70.1" who="#komentarz">(P. Zubrzycki: To jest zagadnienie społeczne wielkiej wagi.)</u>
</div>
<div xml:id="div-71">
<u xml:id="u-71.0" who="#StanisławCar">Rozprawa nad tą częścią budżetu wyczerpana.</u>
<u xml:id="u-71.1" who="#StanisławCar">Zwracam się do Pana Sprawozdawcy z zapytaniem, czy poprawka, zgłoszona przez p. Hylę, została uzgodniona w trybie art. 64 Regulaminu?</u>
</div>
<div xml:id="div-72">
<u xml:id="u-72.0" who="#ZygmuntAdamSowiński">Merytorycznie przeciwko wzięciu 300.000 zł nie mam nic tym bardziej, że p. Minister zgodził się przeznaczyć z § 10 sumę 300.000 zł na subwencjonowanie przemysłu ludowego i domowego. Ze względów formalnych wypowiadam się jednak przeciwko poprawce.</u>
</div>
<div xml:id="div-73">
<u xml:id="u-73.0" who="#StanisławCar">Na podstawie art. 64 Regulaminu poprawki tej jako nieuzgodnionej z p. sprawozdawcą nie przyjmuję do laski marszałkowskiej.</u>
<u xml:id="u-73.1" who="#StanisławCar">Protokół dzisiejszego posiedzenia będzie wyłożony do przejrzenia w Biurze Sejmu.</u>
<u xml:id="u-73.2" who="#StanisławCar">Następne posiedzenie odbędzie się jutro, w czwartek dnia 23 lutego o godzinie 10 z następującym porządkiem dziennym:</u>
<u xml:id="u-73.3" who="#StanisławCar">Sprawozdanie Komisji Budżetowej o projekcie ustawy skarbowej z preliminarzem budżetowym na r. 1937/38 (druk nr 300) — rozprawa szczegółowa nad częściami:</u>
<u xml:id="u-73.4" who="#StanisławCar">16 — Emerytury i zaopatrzenia — sprawozdawca poseł J. Ostafin.</u>
<u xml:id="u-73.5" who="#StanisławCar">17 — Renty inwalidzkie i pensje — sprawozdawca poseł E. Wagner.</u>
<u xml:id="u-73.6" who="#StanisławCar">18 — Długi państwowe — sprawozdawca poseł E. Hutten-Czapski.</u>
<u xml:id="u-73.7" who="#StanisławCar">Grupą C. — Monopole — sprawozdawca poseł E. Hutten-Czapski.</u>
<u xml:id="u-73.8" who="#StanisławCar">Zwracam uwagę, że według poprzedniego planu „Monopole” miały być przedmiotem rozprawy szczegółowej w środę, tymczasem przenoszę je obecnie na dzień jutrzejszy.</u>
<u xml:id="u-73.9" who="#StanisławCar">Zamykam posiedzenie.</u>
<u xml:id="u-73.10" who="#komentarz">(Koniec posiedzenia o godz. 21 min. 56.)</u>
</div>
</body>
</text>
</TEI>
</teiCorpus>