text_structure.xml
195 KB
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79
80
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
98
99
100
101
102
103
104
105
106
107
108
109
110
111
112
113
114
115
116
117
118
119
120
121
122
123
124
125
126
127
128
129
130
131
132
133
134
135
136
137
138
139
140
141
142
143
144
145
146
147
148
149
150
151
152
153
154
155
156
157
158
159
160
161
162
163
164
165
166
167
168
169
170
171
172
173
174
175
176
177
178
179
180
181
182
183
184
185
186
187
188
189
190
191
192
193
194
195
196
197
198
199
200
201
202
203
204
205
206
207
208
209
210
211
212
213
214
215
216
217
218
219
220
221
222
223
224
225
226
227
228
229
230
231
232
233
234
235
236
237
238
239
240
241
242
243
244
245
246
247
248
249
250
251
252
253
254
255
256
257
258
259
260
261
262
263
264
265
266
267
268
269
270
271
272
273
274
275
276
277
278
279
280
281
282
283
284
285
286
287
288
289
290
291
292
293
294
295
296
297
298
299
300
301
302
303
304
305
306
307
308
309
310
311
312
313
314
315
316
317
318
319
320
321
322
323
324
325
326
327
328
329
330
331
332
333
334
335
336
337
338
339
340
341
342
343
344
345
346
347
348
349
350
351
352
353
354
355
356
357
358
359
360
361
362
363
364
365
366
367
368
369
370
371
372
373
374
375
376
377
378
379
380
381
382
383
384
385
386
387
388
389
390
391
392
393
394
395
396
397
398
399
400
401
402
403
404
405
406
407
408
409
410
411
412
413
414
415
416
417
418
419
420
421
422
423
424
425
426
427
428
429
430
431
432
433
434
435
436
437
438
439
440
441
442
443
444
445
446
447
448
449
450
451
452
453
454
455
456
457
458
459
460
461
462
463
464
465
466
467
<?xml version="1.0" encoding="UTF-8"?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
<xi:include href="PPC_header.xml"/>
<TEI>
<xi:include href="header.xml"/>
<text>
<body>
<div xml:id="div-1">
<u xml:id="u-1.0" who="#komentarz">(Początek posiedzenia o godz. 4 po południu).</u>
<u xml:id="u-1.1" who="#komentarz">(Przedstawiciele Rządu: Wiceprezydent Ministrów Ignacy Daszyński, Minister Spraw Zagranicznych Eustachy Sapieha, Minister Skarbu Jan Kanty Steczkowski, Minister Sprawiedliwości Stanisław Nowodworski, Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego Maciej Rataj, Minister Rolnictwa i Dóbr Państwowych Juljusz Poniatowski, Minister Przemysłu i Handlu Stefan Przanowski, Minister Robót Publicznych Gabrjel Narutowicz, Minister Pracy i Opieki Społecznej Edward Pepłowski, Minister Poczt i Telegrafów Władysław Stesłowicz, Kierownik Ministerstwa Zdrowia Publicznego Witold Chodźko, Prezes Najwyższej Izby Kontroli Państwa Józef Higersberger, Prezes Głównego Urzędu Ziemskiego Tomasz Wilkoński.)</u>
<u xml:id="u-1.2" who="#komentarz">(Podsekretarze Stanu: W Ministerstwie Sprawiedliwości Jan Morawski, w Prezydjum Rady Ministrów Władysław Wróblewski.)</u>
</div>
<div xml:id="div-2">
<u xml:id="u-2.0" who="#Marszałek">Otwieram posiedzenie. Protokół 189, posiedzenia jest przyjęty, gdyż nie wniesiono przeciw niemu zarzutów. Protokół 190 posiedzenia znajduje się w biurze sejmowem do przejrzenia. Jako sekretarze zasiadają dziś posłowie Sołtyk i Waszkiewicz. Listę mówców prowadzi p. Sołtyk.</u>
<u xml:id="u-2.1" who="#Marszałek">Proszę p. Sekretarza o odczytanie interpelacji.</u>
</div>
<div xml:id="div-3">
<u xml:id="u-3.0" who="#komentarz">(Czyta:)</u>
<u xml:id="u-3.1" who="#SekretarzpWaszkiewicz">Interpelacja p. Rajcy i tow. do p. p. Ministrów Spraw Zagranicznych i Kolei w sprawie szykan, czynionych kolejarzom-Polakom przez Czechów.</u>
<u xml:id="u-3.2" who="#SekretarzpWaszkiewicz">Interpelacja p. Fiołki z N. Ch. K. R. do p. Ministra Spraw Wojskowych w sprawie niedostatecznego wyekwipowania - żołnierzy, zwalnianych z frontu i garnizonów.</u>
<u xml:id="u-3.3" who="#SekretarzpWaszkiewicz">Interpelacja p. Matusza i tow. do p. Ministra Spraw Wojskowych w sprawie zwrotu pieniędzy po Sebastjanie Smoleń, zmarłym w szpitalu polowym nr. 202.</u>
<u xml:id="u-3.4" who="#SekretarzpWaszkiewicz">Interpelacja p. Staniszkisa i tow. do p. Ministra Spraw Wojskowych i do p. Ministra Rolnictwa w sprawie karygodnej niedbałości przy wysyłaniu przez władze wojskowe koni, przeznaczonych na potrzeby rolnictwa, rezultatem czego jest masowe zdychanie koni w drodze.</u>
<u xml:id="u-3.5" who="#SekretarzpWaszkiewicz">Interpelacja Zw. L. N. do p. Ministra Spraw Zagranicznych w sprawie listu pasterskiego ks. kardynała Bertrama na Górnym Śląsku.</u>
<u xml:id="u-3.6" who="#SekretarzpWaszkiewicz">Marszałek.</u>
<u xml:id="u-3.7" who="#SekretarzpWaszkiewicz">Interpelacje te prześlę p. Prezydentowi Ministrów na drodze regulaminem przepisanej.</u>
<u xml:id="u-3.8" who="#SekretarzpWaszkiewicz">Poseł Kieski prosi o udzielenie mu czterotygodniowego urlopu z powodu choroby. Przypuszczam, że przeciw temu nikt nie protestuje.</u>
<u xml:id="u-3.9" who="#SekretarzpWaszkiewicz">Przystępujemy do porządku dziennego. Nr. 1: sprawozdanie Komisji Oświatowej i Skarbowo-Budżetowej o wniosku p. Sokolnickiej w sprawie pomocy państwowej dla ludzi nauki (druk nr. 2288).</u>
<u xml:id="u-3.10" who="#SekretarzpWaszkiewicz">Głos ma p. Sokolnicka.</u>
</div>
<div xml:id="div-4">
<u xml:id="u-4.0" who="#PSokolnicka">Wniosek mój, wzywający Rząd do wydatnego popierania nauki i pracujących w jej dziedzinie, podałam do laski marszałkowskiej już w marcu r. b. Referat odnośny w Komisjach Oświatowej i Skarbowo-Budżetowej oraz w Plenum Sejmu odłożyłam jednak do czasów spokojniejszych, aby zwrócić baczniejszą uwagę Rządu, Sejmu i społeczeństwa na sprawę tak bardzo ważną i podstawową, a dotąd niestety, zbyt lekceważoną przez te czynniki. Wśród huku armat tym mniejszy byłaby ona znalazła oddźwięk.</u>
<u xml:id="u-4.1" who="#PSokolnicka">W imię prawdy i dla przestrogi winnam stwierdzić, że z trybuny Sejmowej nad nauką prawie wcale dotąd nie radzono.</u>
<u xml:id="u-4.2" who="#PSokolnicka">Tem większe mam prawo spodziewać się, że Wysoki Sejm zechce wysłuchać cierpliwie i ze spokojem szczegółowszego sprawozdania referentki Komisji Oświatowej i Skarbowo-Budżetowej. Jeśli wiele czasu i cierpliwości poświęca się na długie, powtarzające się często rozprawy nad kwestjami mniejszej lub zgoła małej wagi, przedmiot obecny nie zasługuje na to, abyśmy dotknęli go tylko powierzchownie.</u>
<u xml:id="u-4.3" who="#PSokolnicka">Przechodzę do tematu:</u>
<u xml:id="u-4.4" who="#PSokolnicka">Nauka jest źródłem twórczej myśli i inicjatywy, podstawą wszelkiej pozytywnej pracy i działalności, stanowi więc nieodzowny warunek stałego i wszechstronnego postępu narodów i państw i jest zarazem jednym z regulatorów stanowiska ich w ludzkości. Nauka potrafiłaby nadać kierunek ideologji i twórczości odradzającego się narodu i odbudowującego się państwa polskiego oraz zapewnić nam ciągłość postępu w kulturze duchowej i materjalnej. Z rozwojem nauki ściśle wiąże się rozwój powszechnej oświaty w Polsce. Bezpośrednio z nauką złączone są i od niej uzależnione sprawy, w których czynnikiem rozstrzygającym jest rozum. Na wiedzy opiera się umiejętność rządzenia państwem i organizowania go podług nowoczesnych wymagań i wzorów państw praworządnych, równowaga zarówno społeczna jak i odpowiednio ustosunkowany ustrój życia gospodarczego kraju. Bez wydatnej pomocy uczonych nie potrafilibyśmy przeprowadzić gospodarki prawidłowej na roli i w przemyśle, ani zbadać bogactw ziemi polskiej w celu ich racjonalnego zużytkowania i unormowania zbytu na potrzeby własne i handlu wymiennego. Międzynarodowy handel, polityka zarówno wewnętrzna jak i zewnętrzna i sztuka wojenna — oto ważne dla istnienia państwa, dla jego siły i rozwoju dziedziny, w których przewodnikiem nie do zastąpienia przez inne czynniki jest Wiedza.</u>
<u xml:id="u-4.5" who="#PSokolnicka">Żyjemy obecnie z dorobku naukowego minionych pokoleń. Cóż stanie się, jeżeli wyczerpiemy ów dorobek zanim zdążymy przygotować zasoby nowe? A przecież czasy nowe, nowe warunki i potrzeby życia wymagają świeżych źródeł myśli i inicjatywy, nowych badań i wskazań, nowych doświadczeń i zastosowań.</u>
<u xml:id="u-4.6" who="#PSokolnicka">Piękne mamy tradycje przeszłości polskiej, że stworzyliśmy pierwsi w Europie Ministerjum Wychowania Publicznego i w różnych okresach dziejów naszych mieliśmy uczonych o znaczeniu epokowym i wszechświatowym. Pomimo to, w Polsce wskrzeszonej do upośledzonych materjalnie ministerstw należy Ministerstwo Oświaty, którego budżet w porównaniu z innemi ministerstwami stoi bliżej szarego końca, a w tym skromnym budżecie Ministerstwa Oświaty popieranie nauki bodaj znów najskromniejsze zajmuje miejsce. Kiedy sztuka słusznie specjalną cieszy się już u nas opieką i ma nawet osobnego przedstawiciela w Radzie Ministrów, nie wykazano dbałości o naukę. Nietylko jest ona „zależną prowincją”, jak powiada jeden z uczonych, — jest pominięta nawet w nagłówku Ministerstwa, które powinno nosić nazwę: „Min. wyznań religijnych, nauki i oświecenia publicznego”, bo oświata płynie z nauki. Nietylko ma za mało pracowników, gdy w różnych sekcjach i wydziałach innych ministerstw panuje wprost przeludnienie, lecz co gorsza, od żadnego z 6-ciu ministrów oświaty w Polsce odbudowanej nie posłyszeliśmy planu, nie dowiedzieliśmy się kierunku polityki państwowej co do nauki.</u>
<u xml:id="u-4.7" who="#PSokolnicka">Czas choć dzisiaj o tem pomyśleć, gdy zagłębiać się zaczynamy w zagadnienia „polskości wewnętrznej”. Jeśli nawet wszystkie możliwe wojny pokończymy, to zawsze i stale będziemy z sąsiadami w wojnie „na kulturę”. O tem nigdy zapominać nie możemy, że Polska buduje się z „mieczem w jednym ręku, zaś kielnią w drugim” i zasięgiem kultury polskiej wytyczamy granice państwa naszego. Kielnia nasza zbyt długo była bezczynną… Gdy mamy odbudowywać naszą kulturę, zacznijmy od jej podstaw, od nauki, aby do nas nie stosowano wiersza Mickiewicza:</u>
<u xml:id="u-4.8" who="#PSokolnicka">… niech wyschnie źródło w górach aby mi tylko płynęła woda w miejskich rurach.</u>
<u xml:id="u-4.9" who="#PSokolnicka">„Zapominamy, (jak pisze F. Brodowski, w 36 numerze Samorządu w artykule pod tytułem „Kasa Mianowskiego a społeczna samopomoc naukowa”) że szkoły są to tylko te krwionośne naczynia, przez które ciecz odżywcza dochodzi do wszystkich tkanek organizmu. Krwią zaś jest nauka. Nauka własna. Karmieni obcą, pewniej i prędzej stracilibyśmy odrębność, indywidualność narodową, niż w niewoli politycznej. Mówimy, że Polski broni i Polskę obroni jej bohaterski żołnierz. Tak, lecz skąd jego bohaterstwo, skąd ten szlachetny męski poryw, skąd jego hart duszy. Takim, jakim jest, uczyniła go bohaterska jego Ojczyzna, dusza polska, dostojna kultura narodowa polska. Podetnijmy tę kulturę, nasyćmy ją obcym jadem, a jutro zabraknie nam obrońców: nie u granic, lecz we wnętrzu naszem wróg rozsiądzie się, w sercu będziemy go mieli, w umysłowości go naszej wyhodujemy…” A jak zaniedbani jesteśmy w nauce naszej, mówi nam głos 100 uczonych polskich, którzy w 2 grubych tomach wydawnictwa „Nauka Polska” wypowiedzieli się o naszych pilnych potrzebach naukowych.</u>
<u xml:id="u-4.10" who="#PSokolnicka">Długą listę potrzeb i żądań wypowiedział polski zjazd naukowy w kwietniu r. b.</u>
<u xml:id="u-4.11" who="#PSokolnicka">Słusznie mówi uczony paryski Roux w odpowiedzi na ankietę w „Temps”: „Narodem, który po wojnie podniesie się najszybciej, będzie mianowicie ten, który odda się z największym zapałem pracy naukowej”.</u>
<u xml:id="u-4.12" who="#PSokolnicka">Wszędzie na Zachodzie zrozumiano, że nauka nie jest artykułem zbytkownym. Bez nauki niepodobna organizować życia nowoczesnego, tak bardzo skomplikowanego, odpowiednio do potrzeb własnego narodu i państwa, ani utrzymać niezależności gospodarczej, która jest warunkiem i podstawą ich niepodległości politycznej. Gdzie głębiej nauka weszła w życie — tam wyższa kultura.</u>
<u xml:id="u-4.13" who="#PSokolnicka">Pamiętajmy o odpowiedzialności przed przyszłym pokoleniem.</u>
<u xml:id="u-4.14" who="#PSokolnicka">Dziś błogosławimy naszych przodków za to, że zakładali akademję, tworzyli naukę, której dorobkiem obecnie jeszcze żyjemy. Co to będzie już za lat kilkanaście, jak już mówiłam, gdy dziś tworzyć przestaniemy, lub będziemy tworzyli w mierze niedostatecznej? Jak ostoimy się śród mądrych sąsiadów, szczególnie wobec Niemców, którzy konsekwentnie i stale postępują naprzód w każdym kierunku?</u>
<u xml:id="u-4.15" who="#PSokolnicka">A przecież tu idzie w stosunku do ważności sprawy o tak małe sumy, że rozrzutnością byłoby dziś je oszczędzać. Wobec miljardowych, hojnie zaopatrywanych i nieraz zbyt hojnie wydatkowanych budżetów innych ministerjów, wydatki na naukę są wprost znikome: Roczny ich budżet wynosi nieomal tyle co wydano na wojnę w dwie godziny. Koszt roczny utrzymania tylko 10-ciu z pośród tylu zbytecznych, a więc zbytkownych automobilów, równa się rocznym wydatkom na naukę. Zatwierdzanie budżetów nauki metodą targów o każdą pozycję, prowadzonych w dodatku przez niedostatecznie do tych spraw kompetentnych i urzędników niższych — (wyżsi nie mają czasu) doszło do absurdu. Ministerstwo Skarbu zastrzegało się w Ministerstwie Oświecenia, aby z powodu niskiego kursu marki polskiej nie wysyłać zagranicę ludzi dla celów naukowych, gdy tak często i licznie, tłumnie wprost jeżdżą delegaci Ministerstwa Spraw Zagranicznych i innych ministerstw, może często gorzej reprezentujący Polskę niżby to zrobili uczeni.</u>
<u xml:id="u-4.16" who="#PSokolnicka">Z dorobku naukowego innych narodów, z ich instytutów badawczych i wyższych uczelni bezwzględnie korzystać musimy. Stała, nieprzerywana łączność naukowa Polski z zagranicą niezbędna jest zasadniczo, i to nie dopiero w dalszej perspektywie czasu, abyśmy nie stali się w przyszłości małą prowincją czy powiatem Europy w dziedzinie nauki. Już współcześnie uczeni polscy winni stykać się bezpośrednio i osobiście z nauką wszechświatową, gdyż życie nie dopuszcza przerw ani zastoju i straconego czasu powetować byśmy nie mogli.</u>
<u xml:id="u-4.17" who="#PSokolnicka">Tej bezzwłocznej łączności z zagranicą domaga się nawet doraźna konieczność jak najprędszego zasilenia naszych uczelni wyższych nowym zastępem profesorów wykształconych w stosunkach i warunkach korzystniejszych, bo normalniejszych, niż te, jakie panują obecnie na terenie polskich zakładów naukowych. Nie mają one ani dostatecznej ilości profesorów i sił pomocniczych, ani pracowni naukowych. Są katedry nieobsadzone, a nowych, bardzo potrzebnych tworzyć nie można. Niektóre z pracowni są unieruchomione dla braku odczynników, z powodu czego na martwym nieomal punkcie stanęły u nas w niektórych środowiskach wiedzy tak ważne jej gałęzie jak np. fizyka i chemja, której wysoki rozwój w Niemczech przyczynił się w okresie wojny światowej do znacznego przedłużenia niezwyciężalności państw centralnych. Nie zapominajmy o tem.</u>
<u xml:id="u-4.18" who="#PSokolnicka">W pełni sprostać swym zadaniom obecnie nie mogą nasze szkoły akademickie powstałe w warunkach wojennych, ani dawniejsze pozbawione na dobro tamtych znacznej części swych dotychczasowych pracowników, gdy nowych sił prawie wcale nie przybyło. Społeczeństwa o wysokim poziomie naukowym i kulturalnym uzupełniają swoją wiedzę zagranicą w naukach szczególnie tam uprawianych i rozwiniętych. Tak np. na politechnikach niemieckich dokształcali się Amerykanie i Anglicy w umiejętnościach przyrodniczych i technicznych. Cały dochód z wszechświatowej wystawy londyńskiej w 1851 r. przeznaczyła Anglja na stypendja zagraniczne dla młodzieży w okresie, kiedy wszechnice angielskie dawały wykształcenie wyłącznie ogólne. Siłami naukowemi tą drogą otrzymanemi, utworzono w W. Brytanji, już w bieżącym stuleciu 20 nowych szkół akademickich, dostosowanych do celów zawodowych, 10 w metropolji i 10 w kolonjach. W ten również sposób zreformowali Amerykanie swoje uniwersytety, które poprzednio były wprost osławione z powodu niskiego poziomu naukowego. Redukcja zbędnych dla dobra Polski delegacji i propagand za granicą umożliwi częstsze wyjazdy naszych uczonych oraz najzdolniejszych z pośród absolwentów i słuchaczy polskich uniwersytetów i politechnik. Ministerstwo Spraw Zagranicznych winno poczynić starania u rządów państw koalicyjnych w kierunku uprzystępnienia polskim stypendystom warunków życia i pracy, aby mogli oni w pełni wyzyskać pobyt za granicą. Z wysokiej trybuny sejmowej należy wyrazić naszym sprzymierzeńcom serdeczną wdzięczność za zapoczątkowaną pomoc z ich strony w postaci stypendjów dla kształcącej się młodzieży polskiej. Czyż jednak nie trzeba i pod tym względem działać własnemi siłami? Możemy być pewni, że uczeni nasi potrafią zgromadzić za granicą bogate zasoby wartości dla polskiej kultury duchowej i materjalnej. Oszczędność kosztem nauki zatamowałaby ich rozwój jako też rozwój samego życia, a do tego dopuścić nie możemy. Rada Ministrów i Sejm winny wejrzeć w stosunek wzajemny budżetów różnych ministerstw, niedpowiadający potrzebom narodu i państwa.</u>
<u xml:id="u-4.19" who="#PSokolnicka">Ale wróćmy do szczegółowych potrzeb nauki polskiej. Zacznijmy od człowieka, który naukę tworzy. Zarówno pobudki utylitarne jak i idealne domagają się, abyśmy szczególną i wszechstronną opieką otoczyli w Polsce twórcze talenty naukowe i wytworzyli dla nich takie warunki życia i pracy, któreby umożliwiły swobodny i pełny ich rozwój w kierunku im właściwym, wydatną sprawność na metę jak najdalszą i niezależność od względów ubocznych. Wielkie dzieła naukowe powstawać mogą w odpowiednich środowiskach atmosfery kulturalnej i naukowej. Dążności twórczej nie powinna stać na przeszkodzie konieczność pracy zarobkowej, dziennikarsko-literackiej, lub co gorsza, biurowej. Stanowczo oddzielić trzeba pracę w kierunku czystej wiedzy od stałego nauczania z katedr uniwersyteckich czy gimnazjalnych. Ideałem jest zupełnie wolna praca naukowo-twórcza, niezależna od zobowiązań zarobkowo-zawodowych.</u>
<u xml:id="u-4.20" who="#PSokolnicka">W wypadkach, w których urzeczywistnienie tego ideału jest niemożliwe, należałoby stosować zajęcia zarobkowe, najmniej absorbujące i rozpraszające umysł uczonego, np. w archiwach i pracowniach danej gałęzi wiedzy. Obok wewnętrznych potrzeby tworzenia, ważną jest dla uczonego zachęta z zewnątrz, nietylko w postaci słusznej oceny i należytego uznania ze strony fachowej krytyki naukowej, lecz również czci dla dostojeństwa wiedzy ze strony społeczeństwa.</u>
<u xml:id="u-4.21" who="#PSokolnicka">Jeśli dziś inteligencja jest upośledzona, to już uczeni są na szarym jej końcu… Kwestjonowano nawet konieczność konstytucyjnego zagwarantowania udziału uczonych w organie doradczym dla izby prawodawczej. A czyż to nie oni właśnie potrafją być tym istotnie twórczym czynnikiem rozumu, rozwagi i umiejętności? Wszakże już Platon w swej „Rzeczypospolitej” wyznaczył mędrcom to stanowisko w senacie. Trzeba wprost bohaterstwa, aby w dzisiejszych czasach zajmować się nauką. Są uczeni, ale nie mają warunków do pracy. Profesorowie wyższych uczelni mają wprawdzie zapewnione utrzymanie, (skromniejsze od zarobków np. zecera), ale nie mają warsztatu pracy, ani czasu na pracę z powodu nadmiaru zajęć pedagogicznych, a nawet administracyjnych w okresie zbyt może pospiesznego organizowania nowych wszechnic. A cóż dopiero docenci i asystenci, którzy są wprost ofiarami wadliwego systemu i podziału pracy, wynikających z braku sił naukowych na uniwersytetach i niedostatecznego ich uposażenia materjalnego. Pensje dla profesorów wyższych uczelni powinien Rząd normować odpowiednio do warunków gospodarczych w kraju, lecz uwzględniając w dostatecznej mierze wymogi stanowiska i kulturalne potrzeby ludzi, którzy mają nieść na całą Polskę kaganiec oświaty i kultury. Doszło do tego, że profesorów nie stać nie tylko na zakup książek, ale nawet na prenumeratę czasopism, nie już zagranicznych ale krajowych. Docentom i asystentom uniwersyteckim trzeba zostawić więcej wolnego czasu na pracę naukową, wyzwolić ich od przymusu zarobkowania na terenie szkolnictwa średniego czy innym i trzeba zapewnić im stały, a dostateczny dochód i zupełnie niezależny od czesnego: nic może ono stanowić podstawy ich materjalnego utrzymania z powodu nieustalonej wysokości wpływów z tego źródła, oraz słusznej tendencji do zwalniania słuchaczy niezamożnych od opłaty za wykłady. Należy stworzyć osobny znaczny fundusz dyspozycyjny dla młodych adeptów nauki, aby mogli czerpać środki na dalsze kształcenie się w kraju i za granicą, na specjalizację i swobodną pracę naukową, co uchroniłoby ich od przymusu przedwczesnej pracy dla zarobku, która stanowi ważną przeszkodę w wyszkoleniu i rozwijaniu młodych talentów, a niekiedy całkiem je marnuje. Na ławach uniwersyteckich i już gimnazjalnych winniśmy wyszukiwać talenty, torować im pochód ku pełni rozwoju i konsekwentnie poprowadzić do celu drogami, na których przyświeca im Boża iskra powołania. Wyznaczenie większych funduszów na stypendja naukowe krajowe i zagraniczne wzmoże twórczość uczonych w prawidłowszym stosunku do potrzeb nauki w Polsce. O ile tego nie uczynimy, doprowadzimy Ojczyznę do zbyt wielkiej również i w tej dziedzinie zależności od obcych i następstw tej zależności, sięgających w głąb życia narodu i państwa.</u>
<u xml:id="u-4.22" who="#PSokolnicka">Słów kilka o weteranach nauki polskiej. Winniśmy ich otoczyć czcią i wdzięcznością oraz zapewnić im w dostatecznej mierze byt materjalny u schyłku pracowitego życia, gdyż jedną z najznamienitszych cech człowieczeństwa i prawdziwej polskości — to uczucie wdzięczności i pamięć o dobroczyńcach. Weterani nauki są dobroczyńcami narodu. Bliżsi tradycji naukowej naszych przodków, byli oni arką przymierza między dawnymi a nowymi czasy. Oni to potrafili przeprowadzić przez najcięższy okres niewoli polską umysłowość i doprowadzić ją do niepodległych już źródeł kuźnic twórczości. Jak wobec tego osądzić fakty, że ludzi zasłużonych dla nauki usunięto z urzędów przez nich zaszczytnie i owocnie zajmowanych w najcięższych czasach niewoli i skazano na stan przedwczesnej bezczynności w wolnej Polsce, dając im emeryturę absolutnie nawet na życie niewystarczającą, lub że obsadza się archiwa ludźmi bardzo młodymi, początkującymi, pomijając doświadczonych w tej dziedzinie w prywatnych instytucjach niekiedy przez okres przeszło lat trzydziestu pracowników, których nieraz wyłączną zasługą jest podtrzymanie owych placówek naukowych, jako ośrodków życia kulturalnego w byłych zaborach.</u>
<u xml:id="u-4.23" who="#PSokolnicka">Trzeba wreszcie stworzyć emerytury dla prywatnych pracowników w dziedzinie nauki dla uczonych, nic pozostających w służbie państwowej, aby ze spokojem mogli oddawać się wiedzy, bez troski o chleb powszedni na wypadek choroby i w starości, i aby nie dokonywali życia w nędzy, jak to nieraz bywało. Trzeba przed parcelacją dóbr koronnych stworzyć w nich choć kilka letnisk i miejscowości odpowiednich do dłuższego odpoczynku i pracy dla uczonych. Umysłowi człowieka należy się szczególnie troskliwa opieka i ochrona. Nie zapominajmy, że umysł ludzki to najprzedniejsza z wytwórni w świecie materji i ducha najbardziej zróżniczkowana, o najsubtelniejszym ustroju, dla którego warsztaty naprawy nie istnieją. Słusznie skarżymy się na fakt zaniedbywania wytwórni przemysłowych, technicznych. A czyż nie zapomniano już całkowicie o potrzebach umysłowości uczonych, która jest wiedzy źródłem i zbiornikiem, pobudką jej zastosowań, motorem jej działań i wpływów?</u>
<u xml:id="u-4.24" who="#PSokolnicka">Przechodząc z kolei do narzędzi pracy, zatrzymajmy się nad książką naukową. Nie posiadamy w całej Polsce ani jednej bibljoteki pedagogicznej naukowej. Brak książek naukowych dotkliwie upośledza wszystkie gałęzie wiedzy. Dziś druk jednego większego tomu kosztuje kilkaset tysięcy marek. Pomoc więc państwa niezbędna jest w pierwszym rzędzie w postaci zasiłków dla wydawniczych inicjatyw prywatnych, a także jako wydawniczy fundusz państwowy. Jak wielkim fundusz ten być powinien, dość wskazać że wydanie anatomii profesora Bochenka z ilustrjacjami, kosztuje 3.000.000 mar. Wspominano już tutaj, że wydanie dzieł Mickiewicza w 30.000 egzemplarzy kosztuje dziś kilka miljonów marek. Papieru, drukarni oraz pieniędzy na cele wydawnictwa naukowych książek, podręczników i czasopism nie powinno zabraknąć w Polsce, skoro było i jeszcze jest ich dosyć na druki bezcelowe, często nieużyteczne, a nawet szkodliwe.</u>
<u xml:id="u-4.25" who="#PSokolnicka">Uprawiano i uprawia się różne propagandy za pieniądze państwowe, lecz nic pomyślano o propagandzie na rzecz nauki, aby należycie zaspokoić jej potrzeby najpilniejsze. Pracownie naukowe uniwersyteckie mają takie dotacje, że, jak powiedział jeden z profesorów, starczą zaledwie na zakup korków do naczyń chemicznych. Czyli odbywa się „zabijanie gwoździ zegarkiem”, stałe dezorganizowanie nauki. Instytuty badawcze, organizacje naukowe i wyższe uczelnie należy zaopatrywać w odpowiednie budynki i środki pomocnicze, stale uzupełniane w miarę postępu badań naukowych i rozwoju instytucji. Uniwersytet Poznański potrzebuje na urządzenie i uruchomienie zakładów dla medycyny teoretycznej i klinicznej, co najmniej 100.000.000 mk. Wobec wielkiego braku lekarzy Polaków w Wielkopolsce, na Górnym Śląsku i Pomorzu, i niebezpieczeństwa ze strony lekarzy Niemców i Żydów, będących tam rozsadnikami niemieckości, nie można odraczać należytego uposażenia wydziału lekarskiego na uniwersytecie Poznańskim, ani też rozwiązania kwestji budynków niezbędnych dla rozwoju i wogóle istnienia wszechnicy Poznańskiej, skąd na zachodnie ziemie Rzeczypospolitej, graniczące z odwiecznym jej wrogiem i jego kulturą, ma promieniować światło polskiego ducha.</u>
<u xml:id="u-4.26" who="#PSokolnicka">Wskazanem byłoby również utworzenie w Poznaniu zakładu dla fizyki teoretycznej i stosowanej, gdyż zapotrzebowanie specjalistów w tej dziedzinie, zwłaszcza dla badań z wysokiemi temperaturami, jest bardzo wielkie, a o ile wiadomo, specjalistów takich w Polsce niema. Ze względu na liczne zgłoszenia słuchaczy i obecność w Poznaniu siły naukowej w specjalności wymienionej, zalecałoby się przystąpić natychmiast do pracy nad budową gmachu dla zakładu, jakoteż sprowadzenia aparatów. Na urządzenie zakładu przewidziane są koszta w wysokości 9.900.090 mk. Szczegółowy kosztorys jest do dyspozycji Ministerstw Oświecenia i Skarbu. Skutkiem odkładania tego dzieła na później wzmogłyby się jego koszta przy ciągłym spadku naszej waluty.</u>
<u xml:id="u-4.27" who="#PSokolnicka">Do najpilniejszych dalej spraw należy dziś niewątpliwie badanie naukowe Polski, jej kultury i przyrody, do czego są potrzebne pracownie naukowe. Uniwersyteckie nie wystarczają, bo są nauki, które nie wchodzą do programów uniwersyteckich czy politechnicznych. Zresztą uczelnie wyższe przystosowane są głównie do celów pedagogicznych i zawodowych, a przy natłoku studentów nie są miejscem do spokojnej pracy naukowej. Do tej pracy muszą być oddzielne instytuty jak za granicą i to nietylko dla nauk czy zagadnień, które wiążą się z życiem praktycznem, lecz również do badań idealnych, teoretycznych, bo nigdy nie wiadomo, kiedy nieoczekiwanie nauka może być w praktyce stosowana. W każdym razie tylko wysoki poziom nauki może dać pełne jej zastosowanie. A nauka wogóle bez względu na jej zastosowanie staje się potrzebą duchową człowieka jak religja i sztuka. Bez niej niema pełni życia i szczęścia. Nie hamujmy więc rozwoju nauki naginaniem jej do życia codziennego, gdyż ona patrzy dalej, w nieskończoność…. Przez zakładanie państwowych pracowni naukowych i popieranie społecznych, pchniemy naprzód naukę polską.</u>
<u xml:id="u-4.28" who="#PSokolnicka">Hojne poparcie należy się tak zasłużonym instytucjom naukowym, jak Akademja Umiejętności w Krakowie, Tow. Przyjaciół Nauk w Wilnie, Poznaniu i Toruniu, Tow. Nauk. Warszawskie i Lwowskie, i wielu innym mniejszym, których liczba dosięga 100. Na szczególne uwzględnienie zasługuje Kasa im. Mianowskiego, jako centrala dla spraw związanych z popieraniem nauki w Polsce. Instytucja ta przez 40-lecie swego istnienia potrafiła rozwinąć na terenie b. Królestwa Kongresowego, mimo trudnych warunków pracy, w niewoli, bardzo ruchliwą i owocną działalność w kierunku pomocy naukowej dla jednostek i instytucji, oraz w dziedzinie wydawnictw naukowych, których 1000 przysporzyła społeczeństwu. Ogółem wydatkowała 2.000.000 rb. Przed Kasą im. Mianowskiego, przekształconą w Związek instytucji naukowych całego kraju, otwiera się obecnie w wolnej Polsce szerokie pole działania, które wymaga olbrzymich funduszów. Komitet Kasy im. Mianowskiego powinien otrzymać subwencję państwową w kwocie conajmniej 100.000.000 mk. Za to wszakże można wydać zaledwie tylko 200 książek. Rząd angielski zadekretował obecnie na popieranie nauki w Anglji pól miljarda funtów szterlingów, wychodząc ze słusznego założenia, że żaden naród bez nauki obejść się nie może. Państwo polskie w początkach swego istnienia nie może podołać wszystkim zadaniom, które ma do spełnienia, ani zaspokoić wszystkich potrzeb narodu. Z tem większą pomocą winno przyjść społeczeństwo.</u>
<u xml:id="u-4.29" who="#PSokolnicka">Z wysokiej trybuny sejmowej odzywa się gorący apel do sejmików powiatowych, zarządów miejskich, innych instytucji samorządnych oraz współdzielczych, i t. p. aby zechciały uchwalić stały, o ile możności podatek na cele naukowe, a otrzymywane tą drogą fundusze przekazywały komitetowi Kasy im. Mianowskiego, względnie lokalnym instytucjom naukowym.</u>
<u xml:id="u-4.30" who="#PSokolnicka">Spodziewać się należy, że w tym kierunku popłynie również ofiarność bogatszych jednostek w społeczeństwie tak z kraju jak i z zagranicy, a mianowicie ludzi, którzy w okresie straszliwej wojny dorobili się znacznego majątku, kiedy rzeszom ich rodaków przypadły w udziale niedostatek, nędza i bezdomność. Jeśli jedni spłacili Ojczyźnie święty podatek z krwi, łez i sieroctwa, z wszelkiego rodzaju cierpień i nieszczęścia, sprawiedliwą będzie rzeczą, że drudzy spłacą go tem obficiej z mienia materjalnego. Trzeba stworzyć „Pogotowie Ratunkowe” dla ratowania nauki polskiej, pogotowie w postaci stałego i ogólnego podatku oraz współdzielni naukowej. W Anglji w r. 1850 parlament uchwalił tak zwany „bil biblioteczny W. Ewarta” na mocy którego obywatele gmin miejskich z liczbą mieszkańców od 10.000 mogą podnieść większością ⅔ głosów podatek o 1½ pensa na każdym funcie szterlingów podatków gminnych z przeznaczeniem tej podwyżki na urządzenie bibliotek i muzeów. Wkrótce podatek ten powiększono dwukrotnie. Przykład do naśladowania dla nas.</u>
<u xml:id="u-4.31" who="#PSokolnicka">Obowiązek materjalnego popierania nauki winno spełniać w równej mierze państwo i społeczeństwo, nietylko w obecnym okresie krytycznym dla finansów państwa, lecz stale i zasadniczo. Działalność ich w tym kierunku należy uzgodnić, tak aby była ona jak najbardziej celowa i skuteczna i mogła objąć zakres jak najszerszy. Scentralizowanie i usystematyzowanie tej pomocy naukowej pozwoli wyszkolić i zużytkować znaczny zastęp sił nowych a współczesne pokolenie pracowników w dziedzinie czystej wiedzy, badaczy naukowych, profesorów wyższych uczelni i pisarzy uchroni nietylko od nędzy materjalnej, której wypadki stają się wśród nich coraz liczniejsze, lecz nawet od powszedniej troski o byt, gdyż i ona obniża jakościowo i i ilościowo twórczość umysłową, lub zgoła ją paraliżuje. Racjonalna gospodarka stypendjalna obroni twórców nauki i jej krzewicieli przed przymusem pracy zarobkowej w kierunku rozbieżnym z ich powołaniem, a umożliwi im swobodną pracę naukową i wypoczynek w warunkach zdrowotnych, wśród ciszy i piękna przyrody. W ten sposób zabezpieczymy już współczesnych uczonych od zastoju w talencie, przedwczesnej niemocy fizycznej, przymusowego bezrobocia w dziedzinie twórczości naukowej, od umysłowej martwoty, których codziennymi jesteśmy świadkami.</u>
<u xml:id="u-4.32" who="#PSokolnicka">Konieczne jest jak najśpieszniejsze urzeczywistnienie tych postulatów, gdyż wojna opóźnia dopływ sił nowych, mogących zająć opróżnione posterunki.</u>
<u xml:id="u-4.33" who="#PSokolnicka">Komisja Oświatowa i Skarbowo-Budżetowa przyjęły jednomyślnie przedstawione im przezemnie wnioski i jako swoje rezolucje podają je Wysokiemu Sejmowi do uchwały:</u>
<u xml:id="u-4.34" who="#PSokolnicka">Sejm wzywa Rząd:</u>
<u xml:id="u-4.35" who="#PSokolnicka">I. Aby w budżecie państwowym powiększył stosownie do potrzeb dotychczas zbyt małe w porównaniu z innemi pozycje, przeznaczone na popieranie polskiej twórczości naukowej.</u>
<u xml:id="u-4.36" who="#PSokolnicka">II. Aby za pośrednictwem Ministerstwa Ośw. i jego organów wyspecjalizowanych otoczył większą, niż dotychczas szczególniejszą opieką ten dziś tak zaniedbany dział życia narodowego przez:</u>
<u xml:id="u-4.37" who="#PSokolnicka">a) popieranie społecznych i prywatnych instytucji naukowych (jak Akademja Umiejętności w Krakowie, Tow. Przyjaciół Nauk w Wilnie, Poznaniu i Toruniu, Tow. nauk. Lwowskie i Warszawskie i inne oraz Kasa im. Mianowskiego w Warszawie), oraz zakładanie niezbędnych instytucji naukowych państwowych;</u>
<u xml:id="u-4.38" who="#PSokolnicka">b) popieranie społecznych i prywatnych wydawnictw naukowych, lub też wydawanie z inicjatywy Państwa dziel i materjałów naukowych;</u>
<u xml:id="u-4.39" who="#PSokolnicka">c) popieranie ludzi pracujących naukowo, stwarzając im odpowiednie do ich pracy warunki, a w szczególności:</u>
<u xml:id="u-4.40" who="#PSokolnicka">Dostateczne uposażenie materjalne uczonych i pracowni do badań, opiekę troskliwą nad zapowiadającemi się młodemi talentami naukowemi;</u>
<u xml:id="u-4.41" who="#PSokolnicka">stworzenie funduszu na stypendja krajowe i zagraniczne oraz opracowanie ustawy stypendjalnej;</u>
<u xml:id="u-4.42" who="#PSokolnicka">Opracowanie ustawy emerytalnej dla uczonych prywatnych, nie pozostających w służbie państwowej;</u>
<u xml:id="u-4.43" who="#PSokolnicka">Zarezerwowanie przed parcelacją z dóbr koronnych kilku zdrowych miejscowości — pięknie położonych (w górach, nad morzem, nad Wisłą) celem urządzenia w nich pod opieką Min. Ośw. miejsc odpoczynku i pracy dla uczonych („Stypendja w naturze”).</u>
<u xml:id="u-4.44" who="#PSokolnicka">111. Aby działalnością swą budził i popierał inicjatywę społeczną w ogólności, w szczególności zaś przygotował projekt ustawy, zapewniającej zasiłki państwowe gminom, które przeznaczą dodatki do podatków gminnych lub inne fundusze gminne na potrzeby naukowe danej miejscowości (muzea, bibljoteki, stypendja, badania fizjograficzne, wydawnictwa i t. p.).</u>
</div>
<div xml:id="div-5">
<u xml:id="u-5.0" who="#Marszałek">Do głosu nikt się nie zgłosił, mogę przypuszczać bez głosowania, że wnioski Komisji Oświatowej i Skarbowo-Budżetowej zostają przyjęte.</u>
<u xml:id="u-5.1" who="#Marszałek">Przechodzimy do nr. 2 porządku dziennego: sprawozdanie Komisji Zdrowia Publicznego o wnioskach p. Bobrowskiego i tow. i p. Gdyka i tow. w sprawie lokautu pracowników aptekarskich (druk nr. 2293). Głos ma poseł Reger.</u>
</div>
<div xml:id="div-6">
<u xml:id="u-6.0" who="#PReger">Wysoki Sejmie! W Warszawie już od 1905 r. panował ten system, że apteki publicznie były otwarte od godz. 8 rano do 10 wieczór bez przerwy, zarówno w niedziele i święta, jak i w dni powszednie. A praca na podstawie umowy która wtedy została zawarta między pracownikami aptek i właścicielami, zmieniała się na dwie szychty: jedna pracowała od godz. 8 rano do 3 po południu, a druga od godz. 3 do 10 wieczór w dni powszednie, niedziele i święta, czyli że postanowienie art. 84 ustawy z roku 1844 o urządzeniu aptek, obowiązującej w Królestwie, było w ten sposób w całości wykonywane.</u>
<u xml:id="u-6.1" who="#PReger">Ten stan rzeczy był nadzwyczaj korzystny i wygodny także dla publiczności. Trzeba bowiem na to zwrócić uwagę, że Warszawa, jako miasto duże, a teraz już stołeczne, ma zupełnie inne warunki życia, niż jakieś małe miasto prowincjonalne. Tutaj nie można zamykać apteki, jako instytucji dobra publicznego, która ma służyć interesom chorych cięgle i zawsze. Art 84 ustawy z 1844 r. zakazuje zamykania aptek. W godzinach południowych i wieczorem nie można zwłaszcza w Warszawie ograniczać czasu pracy w aptekach ze względu na ogromny obecnie stan jej ludności. Według norm przyjętych na zachodzie powinna być w mieście na każde 3.000 mieszkańców jedna apteka. Według ustawy niby to obowiązującej powinna być przynajmniej jedna apteka na 12.000 ludności. Tymczasem w Warszawie jedna apteka przypada na 40, 50 i może więcej tysięcy ludności, wskutek tego, oczywista rzecz, jest w każdej aptece nadmierny nawał pracy, co jest pod wielu względami szkodliwe. Prócz tego każde duże miasto a zwłaszcza Warszawa, jako stolica, obecnie ma wielu ludzi przyjezdnych, takich, którzy specjalnie przyjeżdżają do Warszawy po to, aby się poradzić lekarza, a, jak stwierdziłem, lekarze ordynują w Warszawie normalnie do godziny 8 wieczorem.</u>
<u xml:id="u-6.2" who="#PReger">Jeśli się aptekę zamyka o 7 wieczorem, a lekarze ordynują do 8 wieczór, to z tego powstaje wielkie zamieszanie.</u>
<u xml:id="u-6.3" who="#PReger">Aptekarze tymczasem już od dawna dążyli do tego, ażeby ustalony od 1905 r. stan rzeczy zmienić pod rozmaitemi pozorami. A więc twierdzili oni, że 2 zmiany zmuszają ich do trzymania niepotrzebnie dużej liczby pracowników, i że skutkiem tego koszta utrzymania aptek, oraz koszta lekarstw są znacznie wyższe. Utrzymują nadto, że wskutek tego zbyt wielka liczba pracowników zgromadza się w Warszawie, a powstaje brak pracowników na prowincji. A w końcu w ostatnich czasach jeszcze schronili się poza bardzo ciekawym parawanikiem, mianowicie poza uchwałą senatu akademickiego, który twierdzi, że studenci farmacji powinni studjować, a nie mają zarobkować, że zatem w interesie studjów farmaceutycznych młodzież studjująca powinna siedzieć na ławach szkolnych i w laboratoriach uniwersyteckich, o nie pracować w aptekach. To są przyczyny, dla których rzekomo aptekarze dążą do skrócenia czasu pracy w aptekach.</u>
<u xml:id="u-6.4" who="#PReger">Tymczasem całkiem bezstronni ludzie stwierdzili, że te wszystkie argumenty mają służyć do zamaskowania usiłowania aptekarzy, ażeby skasować dwie zmiany i zmniejszyć przez to liczbę pracowników w swoich aptekach, że mają jedynie na celu pomnożyć i tak już zbyt wysoką rentę dochodową. Nie ulega bowiem najmniejszej wątpliwości, że apteka jest jednym z najlepszych przedsiębiorstw, to jest mało powiedzieć kopalnia złota, gdyż bywa bardzo często kopalnią djamentów.</u>
<u xml:id="u-6.5" who="#PReger">Że opowiadania panów aptekarzy, iż, gdyby chcieli teraz zatrzymać dłużej 2 zmiany, to byliby zmuszeni podwyższyć ceny lekarstw, że musiałaby być podwyższona taksa aptekarska, zwłaszcza co się tyczy taksy laborum, te opowiadania powtarzam, są bajkami; najlepszym przykładem jest porównanie stosunków, panujących np. w Łodzi i w Warszawie. W Łodzi dotychczas pracują w aptekach na 2 zmiany. Młodszy pracownik aptekarski zarabia tam 7.600 mk., podczas kiedy w Warszawie zarabia tylko 4890 mk., czyli że łódzcy aptekarze płacą swoim pracownikom o 2809 mk. więcej aniżeli warszawscy, a pomimo to jeszcze nie zbankrutowali. Zresztą mimo wszystko dzisiaj jeszcze tu w Warszawie, jest 12 aptek, które pracują na dwie zmiany i żaden z tych panów aptekarzy dotychczas nie zdecydował się, aby dobre przedsiębiorstwo apteczne zamienić na torbę dziadowską.</u>
<u xml:id="u-6.6" who="#PReger">Podczas najazdu bolszewickiego, w chwili tego wielkiego niebezpieczeństwa dla Ojczyzny Ministerstwo Zdrowia Publicznego wydało dn. 15 lipca r. b. okólnik, który wyjątkowo na czas tej potrzeby wojennej, na ten czas, kiedy część pracowników została zmobilizowana i powołana do służby wojskowej, dopuszczał ograniczenie czasu pracy w aptekach tak, ażeby apteki były otwarte tylko od godziny 9 rano do 7 wieczór z pewną przerwą południową. Z tego skorzystali panowie aptekarze i chcieli ten jednozmianowy system wprowadzić na stałe. 27 lipca współpracownicy apteczni spotkali się nagle z gotowym faktem, że muszą pracować tylko na jedną zmianę. I dlatego trzeba powiedzieć, że Ministerstwo Zdrowia Publicznego popełniło wówczas nieostrożność, że nie porozumiało się z organizacją współpracowników, którzy byliby prawdopodobnie wynaleźli jakiś lepszy dla siebie i dla interesów publicznych korzystniejszy sposób załatwienia tej kwestji. Ale dobrze, było to zarządzenie na czas wojny, z góry zastrzeżono w niem, że jest ono krótkotrwale na czas potrzeby, że będzie w odpowiedniej chwili odwołane albo zmienione. Tymczasem panowie aptekarze zabiegali od siebie koło własnego interesu, i jak czas potrzeby minął i pracownicy wrócili z pola walki, znaleźli drzwi zamknięte. Muszę też tutaj publicznie podkreślić, że jest nieprawdą, co niektóre pisma, stojące na usługach właścicieli aptek a zwłaszcza własny organ zawodowy farmaceutów ośmielił się twierdzić, że współpracownicy aptek nie chcieli wcale pójść do wojska. Stwierdzam, że poszli oni do wojska ochotnie, bardzo wielu zapisało się na ochotnika i pełniło służbę wojskową na froncie. A gdy wrócili, zastali lokaut a właściciele aptek oświadczyli: „My z wami wogóle mówić nie będziemy, o przyjęciu z powrotem do roboty niema mowy. Możemy z wami wogóle rozmawiać wtedy dopiero, gdy zgóry się zgodzicie na to, ażeby zapoczątkowane ograniczenie czasu pracy w aptekach było utrwalone na zawsze, ażeby taka a taka ilość kolegów zawodowych była na stałe pracy pozbawiona”. Ale, ponieważ współpracownicy na walnem zgromadzeniu nie zgodzili się na takie postawienie rzeczy, przeto od dn. 4 listopada rozpoczął się lokaut.</u>
<u xml:id="u-6.7" who="#PReger">Panowie aptekarze w jednej z gazet warszawskich powiedzieli, że ta przemiana z dwóch zmian na jedną miała na celu dobro współpracowników, gdyż chciano im przez to podwyższyć pobory. Do dziś dnia podwyższenia poborów nie przeprowadzono; a zresztą uchwała podwyższenia nie nastąpiła wcale wskutek przemiany z dwóch zmian na jedną, tylko była omawiana już, zdaje mi się, w maju lub w czerwcu, ale ta obietnica do dziś dnia nie jest dotrzymana. Jest to więc wymówka tak samo nic nie warta, jak i te wymówki, że musi być podwyższona taksa laborum.</u>
<u xml:id="u-6.8" who="#PReger">Fakt jest, że od dn. 4 listopada więcej niż 300 pracowników aptekarskich jest wyrzuconych na bruk. Mamy całkiem niezwykłe zjawisko lokautu w zawodzie takim, który, zdawałoby się, nigdy do podobnego stanu doprowadzonym być nie może. Apteka jest instytucją zdrowia publicznego i nie może być zamknięta tak długo, zwłaszcza dopóki pod tym względem stosunki nie są uregulowane, jak to obecnie jest w Warszawie. Jeśli będzie dostateczna liczba aptek, jeśli będzie tak, że istotnie na każde trzy lub cztery tysiące mieszkańców będzie apteka, gdy będą otwarte apteki szpitalne, apteki kas chorych i t. d., gdy wogóle będą w całym kraju pomnożone apteki i gdy ta rzecz będzie całkiem inaczej uregulowaną, kiedyś w przyszłości, wówczas będzie można mówić o ograniczeniu czasu otwarcia aptek. Dzisiaj o tem mowy być nie może i należy się domagać, żeby apteki, jak to ustawa z r. 1844 nakazuje w art. 84, były rzeczywiście bez przerwy dostępne dla publiczności.</u>
<u xml:id="u-6.9" who="#PReger">Szanowni Panowie! Ale tutaj nie tylko o to chodzi, tu chodzi o to, że wiele innych kwestji, związanych ze stanem aptekarskim, wygląda nadzwyczaj smutno. Obowiązująca obecnie w Królestwie Polskiem ustawa z r. 1844 powiada, np., między innemi, że nie wolno, żeby było w aptece więcej uczni, niż tylu, ilu jest i egzaminowanych i do prowadzenia apteki uprawnionych pracowników. Tymczasem mamy w samej Warszawie apteki takie, gdzie jest jeden pracownik i kilku uczniów, gdzie niema wogóle wyszkolonych i odpowiednich pracowników ale całą robotę wykonywują rozmaite siły techniczne, jakieś kucharki, jacyś laboranci, jakieś kasjerki albo jakieś panny, które tylko mieszkają obok apteki i nauczyły się patrzeć, jak apteka wygląda.</u>
<u xml:id="u-6.10" who="#PReger">Ustawa powiada, że nie wolno jednemu człowiekowi zawiadywać dwiema aptekami. Tymczasem mamy w Warszawie i poza Warszawą szereg takich wypadków, że jeden człowiek jest właścicielem i zawiadowcą więcej niż jednej, dwóch lub trzech aptek.</u>
<u xml:id="u-6.11" who="#PReger">Ustawa nakazuje, że nie wolno, żeby jedna apteka miała dwóch właścicieli, a tymczasem tu w Warszawie mamy takich aptek dużo, ja sam narachowałem 13, gdzie jest dwóch lub trzech właścicieli.</u>
<u xml:id="u-6.12" who="#PReger">Jeśli się powiada, że no otwarcie apteki potrzebny jest bardzo duży kapitał, to przecie ten kapitał jest, skoro jedna apteka ma dwóch lub trzech właścicieli, to są ludzie zamożni, którzy tę drugą aptekę mogli kupić, trzeba tedy taką aptekę rozdzielić na dwie, trzy mniejsze, a potrzebny kapitał jest w tej jednej.</u>
<u xml:id="u-6.13" who="#PReger">Proszę Panów! Komisja Zdrowia Publicznego zajmowała się tą sprawą przez szereg posiedzeń i po dosyć dokładnem rozważeniu jej przyszła do przekonania, że należy dążyć do tego, ażeby przedewszystkiem całe aptekarstwo jako stan i jako przedsiębiorstwo było zreformowane, i dlatego w rezolucji, którą Panom przedkładamy, domagamy się, aby Ministerstwo Zdrowia Publicznego czemprędzej wystąpiło z odpowiednimi wnioskami reformy aptekarstwa.</u>
<u xml:id="u-6.14" who="#PReger">Jest tu powiedziane w punkcie e) aby ministerstwo najdalej w ciągu dwóch miesięcy przedstawiło Sejmowi projekt ustawy aptekarskiej, uwzględniając konieczność zasadniczych reform w obecnie istniejących stosunkach. Komisja Zdrowia Publicznego zastanawiała się także nad tem, jakie by to były owe konieczne reformy. Rozmyślnie jednak nie chcąc nikogo w niczem krępować, a przeciwnie chcąc dać możność, aby ta ustawa zaspakajała wszystkie potrzeby i życzenia, Komisja Zdrowia Publicznego nie wypowiada się w swoich uchwałach, jakie to mają być reformy. Mnie tylko, jako sprawozdawcy, pozwolono wyrazić ogólnie niektóre życzenia. Jednem z tych życzeń, i to najważniejszem, jest, aby liczba aptek była zastosowana odpowiednio do ilości mieszkańców, a zatem aby aptek było znacznie więcej niż jest teraz, i aby rozkład ich odpowiadał rzeczywistym potrzebom ludności. Trzeba byłoby postarać się o to, aby w aptekach wszystkie przepisy ustawy były istotnie dotrzymywane. Ustawa z roku 1844 jest pod tym względem rzeczywiście dosyć dobra, nie można powiedzieć postępowa, ale jest wcale dobra, i gdyby tylko jej przepisy w całej pełni chciano stosować, to już mielibyśmy stan rzeczy znacznie znośniejszy niż jest obecnie w Warszawie i w Królestwie Polskiem.</u>
<u xml:id="u-6.15" who="#PReger">Pod literą f) powiedziano: „Wzywa się Ministerstwo, aby do czasu zatwierdzenia przez Sejm nowego projektu ustawy aptekarskiej, zgodnie z dotąd istniejącemi przepisami, natychmiast nakazało odnośnym swym urzędom wydawanie w przyśpieszonem tempie w myśl rozporządzenia Ministra Zdrowia Publicznego z dn. 10 lipca 1920 r. i instrukcji z dn. 23 sierpnia 1920 r. koncesji na nowe apteki; wszelkie zaś nieusprawiedliwione utrudnienia ze strony podwładnych mu urzędów, o ile ujawnione zostaną, surowo ukarało”. A więc nie czekając już nawet na nową ustawę, należy przyspieszyć otwarcie jak największej ilości aptek w Warszawie, w większych miastach, a także na prowincji; nie dopuścić do tego, ażeby jeden aptekarz posiadał albo zarządzał więcej aniżeli jedną apteką, zabronić, ażeby aptekami zarządzali niewykwalifikowani ludzie, i wreszcie, ażeby w aptekach trzymano więcej uczniów, aniżeli ustawa na to pozwala. Ministerstwo Zdrowia Publicznego musi bezwzględnie czemprędzej to przeprowadzić.</u>
<u xml:id="u-6.16" who="#PReger">Ale przez to jeszcze tego sporu, jaki istnieje w zawodzie aptekarskim, nie usunęlibyśmy. Spór jest, lokaut jest.</u>
<u xml:id="u-6.17" who="#PReger">I trzeba koniecznie ten spór w jakiś sposób usunąć. Komisja Zdrowia Publicznego po bardzo dokładnem naradzeniu się nad tą sprawą przyszła do przekonania, że należy uniknąć wszelkiego stronniczego rozstrzygnięcia czy to przez Sejm, czy przez władze poszczególne, zarówno na korzyść pracowników, jak też aptekarzy, bo naszym obowiązkiem jest stać tylko na straży interesów publicznych. Spór pomiędzy pracownikami a aptekarzami jest klasowy, niech więc rozstrzygną siły ich organizacji, niech rozstrzygnie porozumienie między jedną organizacją a drugą.</u>
<u xml:id="u-6.18" who="#PReger">Ten spór prawdopodobnie nie byłby się tak zaostrzył, a może nie byłby się wcale ujawnił, gdyby nie było owego nieszczęsnego rozporządzenia z dn. 15 lipca b. r. Że Ministerstwo Zdrowia Publicznego takie rozporządzenie wydało, to Uznajemy i niema co narzekać. Wówczas Ojczyzna była w potrzebie, Ministerstwo Zdrowia Publicznego uczyniło więc, co mogło w interesie publicznym, wydając swój okólnik. Ale ten okólnik należało cofnąć, gdy czas potrzeby minął. No i rzeczywiście ten okólnik cofnięto 22 października r. b. w tej właśnie najistotniejszej części, gdzie jest mowa o ograniczeniu pracy w aptekach. Cofnięto go jednak niedostatecznie, niedość wyraźnie, albowiem w okólniku z dnia 22 października jest tylko powiedziane, że „może” być napowrót zaprowadzony czas pracy w południe i t. d., „o ile inne warunki na to pozwolą”.</u>
<u xml:id="u-6.19" who="#PReger">Otóż Komisja Zdrowia Publicznego domagała się, ażeby nie było tam słowa „może”, tylko „musi”, t. zn. że apteki muszą być napowrót otwarte w południe.</u>
<u xml:id="u-6.20" who="#PReger">Proszę Panów jest jeszcze jedna sprawa. Podczas gdy okólnik z dn. 15 lipca stał się podstawą nowych stosunków pracy, nowych stosunków umownych pomiędzy pracownikami a aptekarzami, to cofający okólnik z dn. 22 października nigdzie nie został ogłoszony. Jeżeli mam ścisłe informacje, to nawet w „Monitorze” nie był ogłoszony. Nawet stowarzyszenie farmaceutów do tej chwili o tym cofającym okólniku nie było powiadomione i aptekarze z tego cofnięcia nic sobie nie robili. Dlatego właśnie Komisja Zdrowia proponuje uchwalić rezolucję, w której jest powiedziane: „Wzywa się Ministerstwo Zdrowia Publicznego, aby a) natychmiast podało do publicznej wiadomości treść rozporządzenia z dn. 22 października 1920 r., odwołującego pierwszą część okólnika Ministerstwa Zdrowia Publicznego z dn. 15 lipca 1920 r. za nr. XI 25928 2245”. Zaznaczam raz jeszcze, że w myśl uchwał Komisji Zdrowia Publicznego w tym cofającym okólniku nie powinien być użyty wyraz „może” tylko „musi”, zgodnie z drugim ustępem rezolucji, który brzmi:</u>
<u xml:id="u-6.21" who="#komentarz">(czyta)</u>
<u xml:id="u-6.22" who="#PReger">„Wzywa się Ministerstwo, aby treść rozporządzenia z dnia 22 października r. b. rozszerzyło przez obowiązkowe, a nie względne polecenie okręgowym urzędom zdrowia skasowania przerw dziennej pracy w aptekach”.</u>
<u xml:id="u-6.23" who="#PReger">Przechodzę do rezolucji pod lit. c). I tu proszę Panów zaszedł nowy fakt, o którym zaraz powiem.</u>
<u xml:id="u-6.24" who="#komentarz">(Czyta:)</u>
<u xml:id="u-6.25" who="#PReger">c) „Wzywa się Ministerstwo, ażeby po wysłuchaniu opinii odnośnych organizacji fachowych w porozumieniu z Ministerstwem Pracy i Opieki Społecznej wydało rozporządzenie, nie dopuszczające zupełnego zamykania aptek o godzinie 7-ej wieczorem; zgodnie z potrzebami ludności, która musi mieć możność otrzymania lekarstw przed godziną 7 wieczorem, zgłoszonych, oraz nabycia środków leczniczych, wydawanych odręcznie, zarządziło, iż wszystkie apteki, zwłaszcza w Warszawie, jako mieście uniwersyteckiem, wprowadziły wieczorne dyżury od 7–9 wieczorem, tak, iżby wszystkie apteki tamże były dostępne ludności, przynajmniej od 9 rano do 9 wieczór”.</u>
<u xml:id="u-6.26" who="#PReger">Cały ten ustęp od słowa „ażeby”, aż do słowa „do 9 wieczorem” stanowi całość, zatem nowe rozporządzenie, o którem w tym ustępie jest mowa, ma być przedmiotem narad. Intencje i żądania Komisji Zdrowia były takie, ażeby odbyła się najpierw ankieta, względnie konferencja Ministerstwa Zdrowia Publicznego oraz Ministerstwa Ochrony Pracy z pracownikami i właścicielami aptek, i aby tam ustalono nowy porządek rzeczy. A ten nowy porządek rzeczy nie śmie uregulować stosunków in minus, to jest gorzej niż to jest tutaj napisane, t. zn., że jeśli ugoda, która stanie pomiędzy pracownikami i aptekarzami przy pomocy Ministerstwa Ochrony Pracy i Ministerstwa Zdrowia Publicznego postanowi, ażeby apteki były może jeszcze dłużej otwarte lub, ażeby usunąć jeszcze jakieś niedostępne postanowienia, przez co pomoże się pracownikom do uzyskania ich celu to dobrze, ale w każdym razie nie śmie być gorzej, aniżeli jest tutaj napisane.</u>
<u xml:id="u-6.27" who="#PReger">Tymczasem co się stało? Proszę Panów czytałem w ostatnim n-rze „Monitora” okólnik z dn. 27 listopada do wojewódzkich okręgowych urzędników zdrowia, którym Ministerstwo Zdrowia Publicznego normuje nowe stosunki. Wydany jest okólnik, który te stosunki na nowo już teraz jakby na stałe reguluje bez porozumienia się z Ministerstwem Ochrony Pracy, organizacją pracowników i organizacją aptekarzy.</u>
<u xml:id="u-6.28" who="#PReger">Rozumiem intencję Ministerstwa Zdrowia Publicznego, chciało ono w interesie publicznym jak najprędzej te stosunki uregulować, ale przez to nam wszystkim stanowisko trochę utrudniało, a zwłaszcza mnie jako referentowi. Przypuszczam, że postąpimy tak, jakby ten nowy okólnik z dn. 27 listopada 1920 r. wcale nie istniał.</u>
<u xml:id="u-6.29" who="#PReger">Uchwalimy po prostu rezolucję proponowaną przez Komisję Zdrowia Publicznego z wezwaniem, ażeby corychlej odbyła się owa konferencja, na której stosunki mają być nanowo ostatecznie uregulowane.</u>
<u xml:id="u-6.30" who="#PReger">Chciałbym powiedzieć jeszcze o rzekomym braku pracowników w aptekach. Tego braku pracowników w Królestwie Polskiem, a zwłaszcza w Warszawie, niema. W Warszawie w tej chwili jest z górą 300 pracowników aptekarskich bez chleba i bez pracy skutkiem lokautu. Ale gdyby nawet lokautu nie było, nawet przed wydaniem owego nieszczęśliwego okólnika lipcowego w urzędowem biurze pośrednictwa pracy przy organizacji pracowników zawsze było około 100 pracowników bez pracy. Tak samo w Krakowie, Lublinie, Częstochowie, Łodzi w tamtejszych lokalnych biurach są zgłoszeni pracownicy bez pracy, którzy daremnie jej szukają. Prawda, że i panowie aptekarze i okręgowe wojewódzkie urzędy zdrowia żalą się na brak pracowników. Muszę podziękować Ministerstwu Zdrowia Publicznego, które udzieliło mi z całą ochotą mnóstwa dokumentów, odnoszących się do tego, że istotnie w rozmaitych aptekach brak pracowników. Ale spytajmy się dlaczego?</u>
<u xml:id="u-6.31" who="#PReger">Nie chcę z publicznej trybuny parlamentarnej nikogo piętnować, nie będę wymieniać nazwisk ani miejscowości. Niejeden aptekarz, stary warjat, siedzi w aptece sam jeden w nigdy nieopalanym lokalu, pali śmierdzące papierosy po ½ kopiejki, jada trzy razy na dzień, a gdy przyjdzie doń pracownik, wita go: „Panie kolego, czekałem na pana przez 5 lat nie miałem urlopu; gdy jednak przyjdzie do omówienia warunków, to okazuje się, że tam niema mieszkania, że apteka nie jest nigdy opalana, dach dziurawy, woda się leje; że pracownik musi mieszkać za szafą, gdzie się woda leje, że jeść mu nie dają i mówią mu, że ma się żywić gdzie i jak sam chce; gdy się zaś spyta o zapłatę, to aptekarz mówi: „mam służącą, która bierze 200 mk. i pomaga mi w aptece, ja panu dam 250 mk.”. Oczywiście wtedy pracownik kłania mu się nizko i odchodzi.</u>
<u xml:id="u-6.32" who="#PReger">Wskutek tego w aptece w Przasnyszu np. w ostatnich 4 miesiącach było już 5 pracowników, lecz ani jeden zajęcia nie przyjął, bo warunki są tam niemożliwe. Tam gdzie są takie warunki, rzecz prosta, aptekarz pracownika dostać nie może, i to nie jest winą braku pracowników, tylko jest winą aptekarza, który marnie płaci, nie dając swym pracownikom gdzie spać i co jeść. Jeżeli aptekarze zachowują się wobec swoich pracowników gorzej, — nie mówię już niż wobec parobka, — ale tak, jak parobek wobec swoich wołów i bydląt, to trudno, ażeby ktoś mógł u nich wytrzymać. A urząd zdrowia regestruje tyle a tyle aptek bez pracowników, ale urząd zdrowia nie chce zaregestrować, że ci aptekarze bez pracowników to są warjaci, wyzyskiwacze, nieludzkie istoty, które naturalnie pracowników nie mogą dostać, bo są tego nie warte. 1 dlatego dla takich aptekarzy byłaby jedna rada: gdy który aptekarz nie ma pracowników, nie z powodu ich braku, ale ponieważ sam jest temu winien, że jest niezdolny do trzymania pracowników, to należy odebrać mu koncesję i dać ją innemu mądrzejszemu, godniejszemu, albo otworzyć drugą aptekę, która te stosunki uzdrowi. Tak te rzeczy wyglądają i nie można tu brać w obronę pp. aptekarzy. Jest brak sił roboczych i ten brak sił roboczych może się zjawić niedługo jeszcze większy, ale dlatego trzeba tak rzeczy urządzić, ażeby można było ilość pracowników wykwalifikowanych ze skończonemi studjami pomnożyć, me pomnoży ich się jednak przez to, że skasuje się dwie zmiany w Warszawie i przez to, że utrudnia się młodzieży studjującej zarabianie na kawałek chleba.</u>
<u xml:id="u-6.33" who="#komentarz">(Przewodnictwo obejmuje wicemarszałek ks. Styche)</u>
<u xml:id="u-6.34" who="#PReger">Proszę Panów! Tu siedzi na sali wielu ludzi z dyplomami uniwersyteckiemi, tu są tacy, którzy są nietylko doktorami prawa, medycyny albo filozofji, ale tu są profesorowie uniwersytetu, palcem nie pokazując, którzy studja skończyli o suchym kawałku chleba, ciężko pracując na ten suchy kawałek chleba. Już jako uczniowie gimnazjów musieli ciężko pracować lekcjami, pisaniem u adwokatów, przepisywaniem aktów, tłumaczeniem i t. d.</u>
<u xml:id="u-6.35" who="#PReger">Co wolno studentowi filozofji, medykowi lub prawnikowi, to musi być także dozwolone studentom farmacji, jeśli ten student pracuje w aptece, jako laborant, albo przy recepturze, to nie znaczy wcale, żeby miał tracić prawo i możność chodzenia na uniwersytet. Jeśli jest możność przez jakieś urządzenia ułatwić tej młodzieży ukończenie studjów, to należy to uczynić i w Warszawie i we wszystkich miastach uniwersyteckich, gdzie jest fakultet farmaceutyczny, utworzyć dwie zmiany, żeby młodzież studjująca mogła znaleźć kawałek chleba. Oni przez to nie muszą wcale studjów zaniedbywać, ale jednocześnie praktycznie lepiej się kształcą W ten sposób powiększymy liczbę pracowników wykształconych.</u>
<u xml:id="u-6.36" who="#PReger">Dlatego proszę, żeby Wysoki Sejm raczył uchwalić rezolucję przedłożoną i przez Komisję Zdrowia Publicznego, którą ustępami przed tem przeczytałem, a którą Szanowni Koledzy mają w druku nr. 2293.</u>
<u xml:id="u-6.37" who="#PReger">Wicemarszałek ks. Stychel:</u>
<u xml:id="u-6.38" who="#PReger">Głos ma p. Roj.</u>
</div>
<div xml:id="div-7">
<u xml:id="u-7.0" who="#PRoj">Wysoki Sejmie! Do sprawozdania Komisji Zdrowia Publicznego o wnioskach nagłych pp. Gdyka, Bobrowskiego i tow. w sprawie lokautu aptekarzy w Warszawie i rezolucji, przedłożonej przez sprawozdawcę p. Regera, klub nasz, w którego imieniu mam zaszczyt przemawiać, zgłasza małą poprawkę. Proponujemy, aby punkt c) rezolucji brzmiał jak następuje: „ażeby po wysłuchaniu opinji odnośnych organizacji fachowych w porozumieniu z Ministerstwem Pracy i Opieki Społecznej wydało rozporządzenie, niedopuszczające zamykania aptek, zgodnie z potrzebami ludności, która musi mieć możność otrzymania lekarstw zgłoszonych oraz nabycia środków leczniczych, wydawanych odręcznie, zarządziło tak, iżby wszystkie apteki były dostępne ludności przynajmniej od 9 rano do 10 wieczorem”.</u>
<u xml:id="u-7.1" who="#PRoj">Na uzasadnienie tych poprawek nadmieniam, że dopóki nie wyjdzie ustawa o aptekarstwie, która ma być opracowana przez Ministerstwo Zdrowia Publicznego w okresie dwumiesięcznym, nietylko w Warszawie, lecz w całem naszem Państwie należy przez ten czas stosunki aptekarskie uzdrowić. Ludność, która tak w miastach większych, jak w miastach powiatowych i na wsi potrzebuje lekarstw, w nagłych wypadkach, przyjeżdża czasem z odległych stron po te lekarstwa dla człowieka chorego i chce je dostać jak najprędzej, tymczasem apteki są zamknięte, a ludność narażona jest na czekanie podczas tej przerwy, a czasem zdarza się, że gdy przyjeżdża po lekarstwo za receptą, to dopiero na drugi dzień to lekarstwo i receptę odebrać może. Pożądanem jest tedy, żeby apteki były udostępnione tak w dzień, jak i w nocy i rezolucja, zgłoszona przez Komisję Zdrowia Publicznego właśnie to przewiduje. Otóż my sądzimy, że na tyle sił farmaceutycznych się znajdzie, żeby na zmiany, o ile będzie potrzeba, mogli pracować, tek, by pod tym względem absolutnie nie było już żadnych przeszkód w wydawaniu leków i sądzimy, że to jest potrzebnem nietylko w Warszawie, lecz i w całem państwie. Z tych względów upraszam Wysoki Sejm, by uchwalić raczył nasze poprawki i brzmienie tej rezolucji pod literą c) przyjąć tak w całości jak to przedstawiłem.</u>
<u xml:id="u-7.2" who="#PRoj">Wicemarszałek ks. Stychel.</u>
<u xml:id="u-7.3" who="#PRoj">Głos ma poseł Gdyk.</u>
</div>
<div xml:id="div-8">
<u xml:id="u-8.0" who="#PGdyk">Wysoki Sejmie! Sposób, w jaki właściciele aptek skorzystali z cyrkularza, wydanego przez P. Ministra Zdrowia Publicznego dnia 15 lipca i urządzenie lokautu w chwili, kiedy pracownicy aptekarscy, spełniwszy swój obowiązek obywatelski, wracali z nadzieją, że znowu znajdą warsztat pracy, pozbawienie ich w nagrodę za ofiarę krwi, za wysiłek i poświęcenie kęsa chleba, jest godnem potępienia. Bardzo dosadnie kol. Reger w swojem wyjaśnieniu wskazał, że uciekano się nawet pod płaszcz senatu uniwersyteckiego, który to senat rzekomo miał wyrazić zdanie, że niedopuszczalne jest, żeby student uniwersytetu mógł pracować w aptece i wskutek tego opuszczać wykłady.</u>
<u xml:id="u-8.1" who="#PGdyk">Proszę Panów, ja nie chcę wkraczać w kompetencje senatu uniwersyteckiego. Nie byłem tak szczęśliwym, żebym miał możność uczenia się w murach uniwersyteckich, przeciwnie, losy zrządziły, że mogłem zaledwie przechodzić koło murów uniwersytetu, a będąc jeszcze dzieckiem widziałem na nich wypisany złotemi literami napis rosyjski: „Warszawskij Uniwersitet”. Ale znam doskonale życie studenckie. Jeżeli student nie może pracować w aptece, to tak samo nie powinien zarobkować za pomocą udzielania korepetycji. Jeżeli senat uniwersytecki w swej pieczołowitości dla studentów pragnie, ażeby niezamożna młodzież mogła korzystać z tej wysokiej wiedzy, tak niezbędnej, to jednakże pieczołowitość ta powinna się ujawnić i w stosunku do tych studentów, którzy, opuściwszy mury uniwersyteckie do godz. 1-ej i 2-ej w nocy muszą uczyć innych, ażeby zarobić na swoje utrzymanie i swoje studja.</u>
<u xml:id="u-8.2" who="#PGdyk">Ale, proszę Panów, to są tylko wybiegi. Chciałbym stać na stanowisku zupełnie bezinteresownem, ale mimo nadzwyczajnych wysiłków zrobić tego nie mogę. Bo właśnie w chwili, kiedy społeczeństwo jest najsłabsze, kiedy najwięcej jest chorych, wtedy wynajduje się sposoby skorzystania z cyrkularza p. Ministra w celu zamykania aptek, ażeby pracowników aptekarskich zmusić do stosowania się do woli, jaką im zakomunikują właściciele aptek. Widzimy w szeregu aptek zamkniętych wycięte bardzo skrzętnie lufciki z napisem, że czynną jest apteka ta lub tamta. Proszę Panów, na ileż to mąk jest narażony ten, kto musi zdobyć lekarstwo, kto ma chorą żonę, matkę, lub dziecko! Każda minuta jest dla niego drogą, a jednak skazany jest na to, żeby przejrzeć mnóstwo napisów na zamkniętych aptekach. Całe też społeczeństwo jest niezmiernie niezadowolone z tego stanowiska, jakie zajęli właściciele aptek Wiele artykułów w pismach, Których nie można posądzić o stronniczość, domaga się, ażeby nareszcie zaniechano tego nieobywatelskiego postępowania. Właściciele aptek zapowiadają nam, że lekarstwa podrożeją, a lekarstwa pomimo istniejącej taksy są już w wielu aptekach znacznie droższe. Sam to sprawdziłem. Gdy chciałem odnowić lekarstwo, które było zrobione przed dwoma tygodniami, dowiedziałem się, że podrożało w ciągu kilku dni o 15 marek. Słusznem jest, żeby aptekarze swoich interesów bronili na właściwym terenie, w Ministerstwie Pracy i Opieki Społecznej, przy udziale Ministerstwa Zdrowia, ale nie powinni wydawać wojny społeczeństwu wtedy, gdy ono jest najsłabsze, najwięcej wyczerpane. Dzisiaj w wielu aptekach otwartych są ogonki jak po węgiel lub chleb i zależy to tylko od nadzwyczajnej uprzejmości aptekarza czy lekarstwo się prędzej wydaje. Jeżeli p. Marszałek pozwoli odczytam charakterystyczną notatkę, która się pojawiła w dzisiejszym „Kurjerze Porannym” pod tyt. „W aptekach”.</u>
<u xml:id="u-8.3" who="#komentarz">(Czyta:)</u>
<u xml:id="u-8.4" who="#PGdyk">„Co się dzieje obecnie z chorymi wskutek strejku aptekarskiego, świadczy fakt następujący, opowiedziany przez osobę zainteresowaną. W niedzielę o godzinie 3-ej po południu lekarz zapisał choremu lekarstwo bardzo pilne. Na recepcie był też napis łaciński: „Cito” (prędko). Udano się więc na poszukiwanie apteki. Dwie były zamknięte bez żadnej informacji. Na trzeciej był napis: Ponieważ pracownicy nie są czynni, a właściciele są niezdrowi, przeto apteka jest zamknięta. Czwarta była też zamknięta, lecz na drzwiach umieszczono wskazówkę, gdzie jest otwarta apteka. Przed tą piątą apteką stał ogromny sznur ludzi, tak, że nie było nadziei dostać się do niej. Szósta też zamknięta. Dopiero przed siódmą nie było ogonka na ulicy. Wewnątrz jednak był tłok oczekujących. Pomimo, że lekarstwo było pilne aptekarz oświadczył, że zrobi je na drugi dzień na godz 3-ą po poł. i dopiero po wielkiem błaganiu zgodził się wydać lekarstwo na godzinę 10 wieczorem. Gdy przyniesiono jednak lekarstwo do domu, okazało się, że zaszła niebezpieczna omyłka, bo „w pośpiechu” aptekarz dał zupełnie co innego”.</u>
<u xml:id="u-8.5" who="#komentarz">(Mówi)</u>
<u xml:id="u-8.6" who="#PGdyk">P. Minister Zdrowia będzie łaskaw sprawdzić, czy rzeczywiście ten fakt się zdarzył, i jeśli tak było, srogo ukarać winnych. Rzeczywiście, to jest rzecz niesłychana.</u>
<u xml:id="u-8.7" who="#PGdyk">Za poprawkami do punktu c) zgłoszonemi przez kolegę Roja, lub nasz głosować będzie. Chcielibyśmy prosić, ażeby P. Minister wejrzał w to, by najpierw otworzyć apteki, żeby przywrócić pierwotny stan jaki istniał do czasu wydania okólnika przez P. Ministra. Co później, to — jak jest w rezolucji, powiedziane — będzie uskutecznione przy wspólnem porozumieniu się.</u>
<u xml:id="u-8.8" who="#PGdyk">Wicemarszałek ks. Stychel.</u>
<u xml:id="u-8.9" who="#PGdyk">Głos ma poseł Woźnicki.</u>
</div>
<div xml:id="div-9">
<u xml:id="u-9.0" who="#PWoźnicki">Wysoka Izbo! Sprawozdawca Komisji Zdrowia Publicznego p. Reger stwierdził, że pracowników do aptek, nawet kiedy będą pracowali na dwie zmiany, starczy zupełnie. Więc nic nie stoi na przeszkodzie, ażeby sprawę tę uregulować według potrzeb ludności, a potrzeby ludności wymagają, ażeby apteki były otwarte od 9 rano do 10 wieczorem conajmniej. Wiemy, że niektórzy lekarze, ci, którzy są zajęci w szpitalach, ordynują nieraz do 8-ej wieczorem. Lekarstwo jest nieraz pilne, lecz jeśli ktoś z niem pójdzie do apteki po 8-mej, to musi na lekarstwo czekać do rana, albo pójść do dyżurującej apteki, gdzie niezawsze może być obsłużony w należyty sposób. Dlatego przyłączam się do poprawki kol. Roja, jednak zmieniam ją stylistycznie, tak, że po wykreśleniu słów, które kol Roj proponuje, poprawka ta brzmiałaby tak:</u>
<u xml:id="u-9.1" who="#komentarz">(czyta)</u>
<u xml:id="u-9.2" who="#PWoźnicki">c) ażeby w porozumieniu z Ministerstwem Pracy i Opieki Społecznej i po wysłuchaniu opinji odnośnych organizacji fachowych wydało rozporządzenie, nie dopuszczające zamykania aptek o godzinie 7 wieczorem; apteki mają być otwarte przynajmniej od 9 rano do 10 wieczorem zgodnie z potrzebami ludności, która w tej porze musi mieć nieograniczoną możność otrzymania lekarstw oraz nabycia środków leczniczych wydawanych odręcznie.</u>
<u xml:id="u-9.3" who="#PWoźnicki">Na resztę rezoluzcji klub mój zgadza się w zupełności.</u>
<u xml:id="u-9.4" who="#PWoźnicki">Wicemarszałek ks. Stychel.</u>
<u xml:id="u-9.5" who="#PWoźnicki">Głos ma referent.</u>
</div>
<div xml:id="div-10">
<u xml:id="u-10.0" who="#PReger">Ja zupełnie się przyłączam do poprawek postawionych przez moich przedmówców i proszę tylko, ażeby tę rezolucję z temi poprawkami uchwalić.</u>
<u xml:id="u-10.1" who="#PReger">Wicemarszałek ks. Stychel: Dyskusja jest wyczerpana. Mamy dwie poprawki, a raczej rezolucję, poprawkę i poprawkę do poprawki. Czy poseł Roj podtrzymuje swoją poprawkę?</u>
</div>
<div xml:id="div-11">
<u xml:id="u-11.0" who="#PRoj">Ponieważ poprawka, którą ja zgłosiłem pokrywa się co do treści z poprawką kol. Woźnickiego, więc zgadzam się na poprawkę p. Woźnickiego.</u>
<u xml:id="u-11.1" who="#PRoj">Wicemarszałek ks. Stychel: Pozostaje więc poprawka p. Woźnickiego. Referent ją przyjmuje. Wobec tego, że nikt nie protestował przypuszczam, że Sejm się na tę zmianę zgadza. Równocześnie bez głosowania mogę przypuścić, że cała rezolucja z tę poprawkę jest przyjęta. Nikt nie protestuje, zatem uważam rezolucję za przyjętą.</u>
<u xml:id="u-11.2" who="#PRoj">Przechodzimy do następnego numeru porządku dziennego: Dalszy ciąg dyskusji nad ustawę o Konstytucji Rzeczypospolitej, począwszy od art. 122.</u>
<u xml:id="u-11.3" who="#PRoj">Głos ma p. Bobek.</u>
</div>
<div xml:id="div-12">
<u xml:id="u-12.0" who="#PBobek">Wysoki Sejmie! Artykuły, nad któremi obecnie dyskusję rozpoczęto traktuję o ważnej bardzo kwestji — szkolnej. Już w ogólnej dyskusji nad rozdziałem V mieliśmy zaszczyt wypowiedzieć nasze ramowe poglądy na sprawę szkolną. Chcielibyśmy jednakże skorzystać ze sposobności, ażeby niektóre sprawy, bardzo ważne, jeszcze trochę oświetlić z tego stanowiska, jakie uważamy za wskazane, ażeby szkoła była czynnikiem, wyrabiającym siły narodu, podnoszącym byt narodu do coraz wyższego poziomu.</u>
<u xml:id="u-12.1" who="#PBobek">Przedewszystkiem zwraca uwagę naszą art. 123, który mówi o bezpłatności nauki w szkołach początkowych. Wydaje się nam, że w interesie społeczeństwa całego leży, ażeby masy ludu szybko dojrzały, ażeby wydawały z siebie to maximum energji, jaka w nich znajdować się może. I dlatego sądzimy że całe społeczeństwo powinno wziąć na siebie ciężar nauki, koszta kształcenia, i stąd też wysnuwamy wniosek, że nauka w szkołach publicznych powinna być bezpłatna.</u>
<u xml:id="u-12.2" who="#PBobek">Przyłączamy się więc do poprawki klubu P. P. S., która do tego właśnie zdąża. Ale z tego właśnie stanowiska wypływa inna konsekwencja. Jeśli nauka w szkołach ma być bezpłatna, to oczywiście zdąża się pośrednio do tego, ażeby w życiu narodu przeważała szkoła o charakterze publicznym. Tu właśnie dotykamy rzeczy niezwykle ważnej, która w tem ujęciu, jak ją proponuje ks. Lutosławski, byłaby dla państwa niezmiernie szkodliwą. Tej to sprawie chciałbym poświęcić trochę więcej uwagi.</u>
<u xml:id="u-12.3" who="#PBobek">System szkolny to nie jest coś, coby się dało odkopjować na wzorze jakiegoś zagranicznego państwa. Jaki jest duch narodu, taki musi być jego system szkolny, i tu nadaremne byłoby błądzić po różnych państwach sąsiednich i szukać cytat w wielkich dziełach wybitnych zagranicznych pedagogów, bo trzeba zajrzeć w duszę narodu własnego, w tradycje narodu i według tego pociągnąć linję szkoły ducha.</u>
<u xml:id="u-12.4" who="#PBobek">Ale z drugiej strony nie można także lekceważyć tego, co inne narody już zdobyły i utrwaliły, co doświadczenie już przyniosło i wyjaśniło. Gdy na poprzedniem posiedzeniu Sejmu kol. Nowicki przytoczył szereg cytat z autorów niemieckich, spostrzegłem dość żywe poruszenie, które może jest nam wszystkim instynktowne. Boimy się wszyscy tego, co z Niemiec idzie, bo na własnej skórze odczuliśmy system niemiecki. Wypływa on z ducha narodu niemieckiego. System niemiecki to bardzo skrupulatnie zbudowana maszyna, która poruszona być może aż do najdrobniejszych kółek przez jednego człowieka u góry, ale służyć może tylko narodowi niemieckiemu.</u>
<u xml:id="u-12.5" who="#PBobek">Przeciwstawieniem do systemu niemieckiego jest system wychowania w Anglji, gdzie warunki narodowe i naturalne zmuszają człowieka przeciętnego do walki i stąd wytworzyły w nim wybitną indywidualność. Tam też linja ducha narodu szła inaczej, szła w kierunku indywidualizowania, w przeciwstawieniu do Niemiec. Może więc właśnie na wzorze angielskim należałoby się narodowi polskiemu wzorować, bo i on miał w swej historji coś podobnego. I on żył wprawdzie nie otoczony morzem, lecz w sąsiedztwie wielkich i chciwych imperjalizmów, bez granic naturalnych geograficznych, musiał się także wysilać, żeby znaleźć jednostki wielkie, któreby w danej chwili dziejowej zdobyły się na twórczą działalność.</u>
<u xml:id="u-12.6" who="#PBobek">Jednakże nie zupełnie niewolniczo moglibyśmy pójść za narodem angielskim, raczej powiedziałbym, że to, co ks. Lutosławski proponuje, i co zdawałoby się leżeć na tej linji, nie w całej pełni odpowiadałoby narodowi polskiemu. Jesteśmy niewątpliwie narodem o bardzo wybitnej tendencji indywidualistycznej, ale z drugiej strony prawdą jest, że nasze i wyjątkowe położenie geograficzne wymaga bardzo silnego zespolenia i że wreszcie ta długa bardzo przerwa w regularnem życiu duchowem narodu, podczas niewoli — wykoleiła nas pod niejednym względem. Nie pozwoliła nam ona na wcielenie tych wspaniałych myśli, jakie już wiek XVIII-ty przyniósł nam w zakresie wychowania, i potrzeba bodaj dziesiątków lat, aby stworzyć jednolity system szkolnictwa i według tego systemu prowadzić młodzież w szkole.</u>
<u xml:id="u-12.7" who="#PBobek">Powiedziałbym, że coś z systemu niemieckiego, co dla narodu niemieckiego dobrem było, trzebaby przenieść do nas bodaj na czas przejściowy, ażeby naród nasz wreszcie odczuł, że chodzi po ziemi: aby nauczył się patrzeć na rzeczywistość, żeby obok bujania po obłokach, obok śmiałych i wspaniałych myśli, w narodzie było zrozumienie dla szarego codziennego życia. Pewnej kombinacji tego dążenia indywidualistycznego z tą drobiazgowością państwową potrzeba także szkolnictwu polskiemu. Obserwując przeciętnego angielskiego gentlemana, spostrzeżemy, że oprócz fantazji, samodzielności, wybitności indywidualnej, ma on także dość gruntowności. A Jeżelibyśmy chcieli, by nasz przeciętny obywatel temu odpowiadał, to system proponowany przez ks. Lutosławskiego, system, który się kryje w jego poprawce do art. 123, do tego rezultatu nas nie doprowadzi.</u>
<u xml:id="u-12.8" who="#PBobek">Gdyby ktoś zupełnie obcy przysłuchiwał się przemówieniu ks. Lutosławskiego, to, przypuszczam, miałby wrażenie, że ma przed sobą człowieka o bardzo wybitnie szlachetnych dążnościach indywidualistycznych; kto wie, czy nawet nie powiedziałby, że tam się kryją zarodki pewnej szlachetnej anarchji na polu szkolnictwa. My wiemy, że tak nie jest, i że aczkolwiek ks. Lutosławski sam z tego wysokiego miejsca przy dyskusji ogólnej nad rozdziałem V wypowiedział zasadę, ażeby prawa obywatelskie do maximum rozwinąć i tam dopiero tamę położyć, gdzieby się zaczynała szkoda państwa, to jednakże widzimy, że gdzieindziej niejednokrotnie bardzo silnie obstaję przy prawach Państwa. I właśnie dziwne, że przy tym artykule, gdzie chodzi o ustalenie podstaw jasnych i celów jasnych w wychowaniu chce przelać wszystko na rodziców. To też chcielibyśmy te linję, którą proponuje ks. Lutosławski, zachować w rzeczywistości, i dlatego na jego poprawkę godzić się nie możemy, bo uważamy, że wprowadzenie poprawki w życie stanowczo wkroczyłoby w tę dziedzinę, gdzie interes Państwa byłby już zagrożony. Nam się wydaje, że naród polski potrzebuje jednolitej szkoły. To nie jest kopjowanie systemu niemieckiego, to jest tylko pewien ład, pewne ugruntowanie, którego szkolnictwo nasze potrzebuje. I dopiero połączenie tych dwóch sił narodu t. j. induwidualnej zdolności do lotu z tą szarą pracą tysięcy, miljonów, przygotowanych do codziennego życia, da tę wielkość, z której i nasz naród będzie mógł słynąć w przyszłości.</u>
<u xml:id="u-12.9" who="#PBobek">Jeżeli chodzi o tę zasadę, to naturalnie wynikną z niej konsekwencje bardzo dalekie dla szkolnictwa prywatnego. Jeżeli nauka ma być bezpłatna i jeżeli system ma być jednolity, to szkoła prywatna w tem znaczeniu jak ją ks. Lutosławski proponuje, istnieć by nie mogła na wielką skalę. Trzeba się zastanowić jakie znaczenie wogóle może mieć w państwie szkoła prywatna. Proszę Panów, albo ona jest szkołą, która służy do odkrywania nowych dróg, a więc jest ogniskiem nowych myśli wychowawczych, wtedy ona ma swoją rację bytu i takiej szkole państwo powinno przyjść z pomocą, albo jest zwykłą uczelnią, zastępującą szkoły obowiązkowe, wtedy jednak moim zdaniem wolno obywatelom zakładać takie szkoły, ale powinni także pokrywać koszty stąd wynikłe. Uważam, że na szkoły prywatne takie, jakie dzisiaj istnieją, gdy są zwykłemi uczelniami, są — boję się użyć tego wyrazu, ale powiedzieć muszę — instytucjami zarobkowemi, na takie szkoły miejsca w Polsce niema. Jeżeli mamy poruszyć naród i wzbudzić siły, które w nim są, musimy zaprowadzić szkolnictwo publiczne i skończyć z systemem szkół prywatnych na wielką skalę.</u>
<u xml:id="u-12.10" who="#PBobek">Przejdę jeszcze do jednej kwestji, również bardzo ważnej, którą porusza art. 125. Jest to sprawa nauki religji, a w związku z tem oczywiście traktować trzeba sprawę szkoły wyznaniowej. Jest to może jedyna kwestja szkolna, która w tej Wysokiej Izbie pobudziła do trochę żywszej dyskusji, mam jednak wrażenie, że w całości jej również nie wyczerpano.</u>
<u xml:id="u-12.11" who="#PBobek">Niewątpliwie tkwi pewna słuszność w twierdzeniu posła Chudego, że przymuszanie do nauki religji, przymuszanie do praktyk religijnych wogóle jest środkiem, który nieraz pobudza wychowanków do bezreligijności. Ale słusznem jest tylko wtedy, jeżeli głębiej sprawy nie traktujemy. Dotykamy tu najdelikatniejszej kwestji dydaktycznej, kwestji wychowania etycznego. Wprawdzie już w wieku XIX niemiecki system Herberta, polegający na jednostronnym intelektualiźmie, zaczął bankrutować, a wiek XX to bankructwo potwierdza; spostrzega się, że sama wiedza moralności nie prowadzi jeszcze do charakteru moralnego. Otóż zdajemy sobie sprawę z tego, że samemi naukowemi wiadomościami nie wywoła się jeszcze uczuć głębokich, pełnych, ale z drugiej strony kolega, jako pedagog musi sam uznać, że wiadomości z zakresu religji jednak z sobą w części te uczucia przynoszą i że mogą być między innemi tym właśnie współczynnikiem, który motywuje moralnie dobre czyny. I dlatego tak zupełnie negować znaczenia nauki religji nie można.</u>
<u xml:id="u-12.12" who="#PBobek">Ale jest jeszcze kwestja inna, kwestja czysto dydaktyczna. Nauka religji należy do tych przedmiotów nieco zaniedbanych pod względem pedagogicznym, jest najgorszym u nas przedmiotem pod względem poziomu nauczania. Zazwyczaj zajmują się nią ludzie, którzy dokładnie nie zdołali zgłębić problemu wychowania, którzy sprawę elementarnego nauczania znają tylko powierzchownie i nie umieją z tego przymusu, że tak powiem, prawnego, zrobić czegoś, czegoby dziecko jako przymus nie odczuwało, i w tym leży powód, dlaczego niejednokrotnie nauka religji jest czemś nieprzyjemnem dla dziecka. Ale to jest kwestja czysto dydaktyczna, której nie chcę omawiać szczegółowo.</u>
<u xml:id="u-12.13" who="#PBobek">Nie wiemy co przyniosą przyszłe pokolenia. Być może, że one będą miały nowe poglądy lepsze i mędrsze. Może przyjdą ludzie z wielkiemi myślami na polu wychowania, których poglądy jednak byłyby dziś jeszcze zbyt niebezpieczne i na razie wychowania dzieci puścić nie możemy na niezbadane jeszcze i niepewne fale szkoły bez nauki religji. Ale o ile stoimy na stanowisku obowiązkowej nauki religji, bo uważamy ją jako czynnik potrzebny do wychowania etycznego, bo sądzimy, że przy budowie światopoglądu u dziecka bądź co bądź może ta wiedza pewną rolę odegrać, uzupełnia rzeczywistość nieznaną dziecku, o tyle jesteśmy stanowczo przeciwni temu, ażeby w tej części szkoły, gdzie chodzi o poznanie rzeczywistości, w tej części, która pokazuje te uznane przez ludzkość prawdy, chociaż by one były nawet tylko względne, jak twierdzą niektórzy filozofowie, nauka powinna być wolną od wszelkich wpływów. Tu właśnie wkraczamy na teren już omawiany.</u>
<u xml:id="u-12.14" who="#PBobek">Chodzi mi o szkołę wyznaniową. Jeżelibyśmy pod względem stosunku wyznania do szkoły mieli pewną klasyfikację przeprowadzić, to mamy trzy szkoły: szkołę wyznaniową, szkołę symultanną, międzywyznaniową i szkołę świecką czyli bezwyznaniową. Poprzednio mówiłem o szkole symultannej czyli międzywyznaniowej, wspomniałem również o szkole bezwyznaniowej, obecnie chciałbym oświetlić szkołę wyznaniową. Art. 126 do niej właśnie zdąża. Już w ogólnej dyskusji na ten temat się wypowiedziałem, chciałbym dziś jeszcze trochę uzupełnić tamte wywody. Szkoła wyznaniowa pragnie nietylko nauki religji, nietylko wychowania w duchu religijnym, lecz pragnie także zabarwić pewną tendencją, materiał naukowy, a to jest niewskazane. Jeśli chcemy, ażeby nasz obywatel umiał zrozumieć życie, umiał ocenić rzeczywistość, to musi ta nauka o rzeczywistości być wolną od wszelkich wpływów, które z nauką nie mają nic wspólnego.</u>
<u xml:id="u-12.15" who="#PBobek">Dlatego my tu stanowczo się zastrzegamy przeciwko takiemu sformułowaniu art. 126, które dąży do zachowania szkoły wyznaniowej. Jeśli rozważymy dodatek do art. 126, postawiony przez ks. Lutosławskiego, a następnie poprawkę Związku Ludowo-Narodowego do art. 124, to widzimy, że jest tam ukryta pewna myśl, że nie chodzi o anarchję, nie chodzi o to, ażeby rodzice mieli wpływ bezgraniczny, lecz jest tam zawarta tendencja do tworzenia szkół prywatnych na wielką skalę, na któreby Państwo miało wpływ o ile możności jak najmniejszy. I na te szkoły miałoby się także przeznaczać z funduszów państwowych dochody i tu jest właśnie początek tego, co ostatecznie w art. 126 ujawnia się w całej pełni, gdzie wnioskodawca chce, ażeby to wszystko stało pod dyktatem wyznania.</u>
<u xml:id="u-12.16" who="#PBobek">Już w ogólnej dyskusji kwestję tę przedstawiłem ze stanowiska państwowego. Nie jest wskazane, ażeby nauczyciela polskiego odcinać od różnych mniejszości wyznaniowych, które także są polskiemi. Także i z innej przyczyny byłoby błędem wprowadzać takie stosunki w szkolnictwie, mianowicie z tej, że większość państwa nie ma wcale powodu obawiać się mniejszości. Wogóle jest to zjawiskiem niespotykanem, ażeby większość uciekała przed mniejszością; przeciwnie, mniejszości mogłyby mieć interes w odgradzaniu się od wyznania większości, one mogłyby się obawiać, że ta większość może im zaszkodzić. A jednak rzecz dziwna: nie te mniejszości, lecz przeciwnie większość chce się otoczyć barykadami, obawia się, ażeby tę mniejszości nie wniosły do nich jakiegoś zabarwienia szkodliwego. Jeżeli mamy iść po linji ducha narodu i spełnić tę misję, którę się narodowi przeznacza na wschodzie i wewnątrz państwa, jeśli mamy ten naród jednolicie wychować i zrobić z niego zgraną materję duchową, to nie możemy już w szkole odcinać większości od mniejszości wyznaniowych, ażeby się nie sprzeniewierzyć tej właśnie wielkiej myśli, którą zdaje się, tkwi w sensie dziejowym Polski.</u>
<u xml:id="u-12.17" who="#PBobek">Z tych pobudek wypowiadamy się przeciw takiemu postawieniu sprawy. Stoimy na stanowisku obowiązkowej szkoły, o ile chodzi o szkoły powszechne, na stanowisku szkoły bezpłatnej, na stanowisku szkoły jednolitej, kierowanej przez fachowe siły a zakładanej przez państwo, względnie przez organy samorządowe przy dużym wpływie obywateli...</u>
<u xml:id="u-12.18" who="#komentarz">(P. Chudy: I za przymusem religijnym?)</u>
<u xml:id="u-12.19" who="#PBobek">... oprócz tego stoimy także na stanowisku obowiązkowej nauki religji.</u>
<u xml:id="u-12.20" who="#PBobek">Zupełnie otwarcie powiadam, że to jest nasz program i jesteśmy przekonani, że nie czynimy tego dla powierzchownych względów, lecz dlatego, że to jest rzecz dobra i wskazana ze względów wychowania.</u>
<u xml:id="u-12.21" who="#PBobek">Wicemarszałek ks. Stychel:</u>
<u xml:id="u-12.22" who="#PBobek">Głos ma p. Czapiński:</u>
<u xml:id="u-12.23" who="#PBobek">P. Czapiński (Wchodzi na trybunę z dużym plikiem książek i czasopism. Głos: Ciężkie armaty). Na ciężkie umysły potrzebne są ciężkie armaty.</u>
<u xml:id="u-12.24" who="#komentarz">(Głos: Ciężki dowcip)</u>
<u xml:id="u-12.25" who="#PBobek">Wysoka Izbo! Oczywista rzecz, że nie jest w intencji niczyjej zbytnie przedłużanie dyskusji szkolnej i kościelnej w państwie bez budżetu i waluty, ale stoimy wobec zagadnienia szkolnictwa i wychowania, które to zagadnienie jest wprost natury zasadniczej dla dnia dzisiejszego i jutrzejszego Państwa Polskiego. Kiedyś w epoce renesansu polskiego Frycz Modrzewski (Modrevius) w swojej książce „O naprawie Rzeczypospolitej” mówił, że szkoła wychowuje te cnoty, na których ma oprzeć się Rzeczpospolita Polska. Otóż sądzimy wraz z Modrzewskim, że z natury rzeczy szkoła daje naturalne podstawy dla wychowania obywateli polskich i dlatego z całą uwagą musimy obszernie omówić i zastanowić się nad tą kwestję. W nawiasie dodam, że ten sam Modrzewski, którego dzieło między innemi traktuje o szkolnictwie i o Kościele katolickim w Polsce, do dzisiejszego dnia nie doczekał się przekładu całkowitego na język polski. Istnieją, jeśli się nie mylę, tylko częściowe przekłady dzieł Modrzewskiego. Abstrahuję od tego, że to dzieło jednego z najwybitniejszych pedagogów i statystów polskich znajduje się na indeksie książek zakazanych, tak, że bez grzechu poniekąd nie możemy nawiązać tradycji szkolnej do dzieła wielkiego naszego statysty i pedagoga.</u>
<u xml:id="u-12.26" who="#PBobek">Przechodząc teraz do stanowiska projektu naszej konstytucji wobec szkoły polskiej, stwierdzam, że niewiele jest tam artykułów poświęconych szkole polskiej, lecz niestety znaczna część tych artykułów poświęcona jest zawarowaniu wpływu Kościoła i kleru polskiego na szkołę w Polsce. W art. 123, w poprawce ks. Lutosławskiego, mówi się o prawie do zwrotu kosztów wyłożonych przez klasztory lub jakiekolwiek instytucje prywatne na prowadzenie szkoły. W art. 125 jest mowa o przymusowej nauce religji, w art. 126 mówi się o prawie wyboru przez rodziców nauczycieli tego samego wyznania, czyli o szkole wyznaniowej. W tych trzech artykułach waruje się klerykalny charakter szkoły polskiej.</u>
<u xml:id="u-12.27" who="#PBobek">Należy stwierdzić, że nic podobnego niema w żadnej konstytucji świata. Ostrzegano tu, że nie należy wstępować na nowe drogi w polityce szkolnej, ale to, co proponuje nam Komisja, jest zupełnie nową drogą w tem znaczeniu, że się nam proponuje wstąpienie na drogę najdawniejszą. Jeżeli weźmiemy szkołę np. francuską, to w 1882 r. utworzono we Francji szkołę neutralną, jeżeli weźmiemy szkołę belgijską, to pomimo reform rządów klerykalnych w latach 1884 i 1895, zawarowane jest dla rodziców prawo nie posyłania dziecka na naukę religji. Jeżeli weźmiemy Amerykę, to doszło tam tak daleko w tej sprawie, że w niektórych szkołach i w niektórych stanach istnieje zakaz czytania biblji w szkole, aby nie urażać poglądów religijnych jakichkolwiek wyznań lub sekt. Jeszcze najbardziej w Anglji możnaby się doszukać wpływów klerykalnych na szkołę, ale o tej szkole piszę pewien klerykalny pedagog niemiecki, że szkolnictwo ludowe angielskie bynajmniej nie jest „vorbildlich”, bynajmniej nie jest wzorowe. Natomiast nowe konstytucje, nowe ustawodawstwa stawiają tę sprawę na zupełnie innym gruncie. Jeżeli weźmiemy najnowszą konstytucję czeską, to mamy w art. 119 postanowienie, że wykłady w szkole mają być prowadzone w zgodzie z duchem badań naukowych. Weźmy konstytucję niemiecką, która nie jest ułożona przez socjalistów, jak to mylnie sądzi ks. Teodorowicz, lecz jest wynikiem kompromisu klerykałów niemieckich z socjalistami i demokratami, a więc i potężnej partji centrowej. Otóż czytamy tam, że nauka ma być prowadzona w duchu narodowym, a jednocześnie w duchu zgody międzynarodowej (Volkerversohnung). Czytamy tam, że mogą być powołane do życia szkoły także bezwyznianowe, a jest to wynik kompromisu między innemi z potężną i wpływową partją niemieckich klerykałów. Tak przedstawia się sprawa w ustawodawstwach i konstytucjach zagranicznych.</u>
<u xml:id="u-12.28" who="#PBobek">U nas zaś w dziwnej zresztą zasadniczej sprzeczności z sobą wspomniane trzy artykuły statuują supremację kleru w Polsce. Ks. Lutosławski powiada, że musi być szkoła wyznaniowa, ho nikt nie może odmawiać rodzicom prawa posyłania dzieci do takiej szkoły i takiego nauczyciela, który jest tego samego wyznania co rodzice. Niechże więc będzie dane rodzicom najszersze prawo w zakresie wyboru szkół i nauczycieli. Więc stawia się na miejscu naczelnem prawo rodziców, a gdy przechodzimy do kwestji przymusu religijnego, to tutaj ten zasadniczy punkt widzenia i indywidualizacja prawa rodziców znika i tu powiada się, że musi być przymus; tu religja występuje jako coś bezwzględnego, tu rodzice nie mają nic do gadania, a jeżeli by i mieli, to będzie tak jak z temi rodzicami z Warszawy, o których czytamy z listu do katechety, że dziecko zostało wyrzucone ze szkoły dlatego, że zgodnie z wolą rodziców nie chciało pójść do spowiedzi. Ks. Lutosławski musi ustalić swój punkt wodzenia. Otóż owe prawo rodziców, do wyboru nauczyciela nie jest zgodne z przymusem, który wodzimy w art. 125. Trzeba się zdecydować na jedno; albo na upaństwowienie, czy powiem lepiej sklerykalizowanie, ukościelnienie uczucia o którem mówił kolega ks. Teodorowicz, albo na zasadę indywidualizacji, o której tak pięknie mówił kolega ks. Lutosławski.</u>
<u xml:id="u-12.29" who="#PBobek">Zasadnicza tendencja tych trzech artykułów, mówiących o klerykalizacji szkoły, sprowadza się do tego, żeby wnieść do szkoły zarzewie walk religijnych, żeby wzniecić między uczniami czy uczennicami już w najwcześniejszym wieku walkę religijną, a tam, gdzie jest prowadzona ta walka, gdzie są prowadzone te spory nietolerancyjne, wygrywa ten trzeci tertius gaudens, którym jest kler i w ten sposób uzyskujemy to, o co chodzi, t. zn. supremację kleru w szkole, a co zatem idzie i w społeczeństwie. Naturalna tendencja w tych trzech artykułach sprowadza się do kierunku, który wypowiedziany jest w Sylabusie papieskim, że mianowicie nie państwo lecz kościół ma decydować w społeczeństwie. Kościół powinien być słońcem, ku któremu winni się zwracać cesarze. A to można przenieść i do państwa republikańskiego, bo cesarz w tem powiedzeniu jest reprezentantem państwa świeckiego. Jeżeli Pius IX mówi w encyklice „Quanta Cura” że władza świecka nie na to jest ustanowiona, żeby światem rządzić, lecz przedewszystkiem, żeby nieść pomoc Kościołowi, to wszystko to i szereg innych enuncjacji, których przytaczać nie chcę, sprowadza się do rej zasadniczej tendencji, którą widzimy bardzo dobrze w społeczeństwie i Państwie Polskiem, do osiągnięcia owej supremacji. I jakiekolwiek weźmiemy cytaty, jakiekolwiek szersze enuncjacje wybitnych reprezentantów kleru naszego, wszędzie zobaczymy tę tendencję zasadniczą.</u>
<u xml:id="u-12.30" who="#PBobek">Jeżeli w swojej pseudo-naukowej rozprawie ks. Kantak „Kościół i Państwo” powiada na 67, że Państwu nie wolno się zgodzić na swobodne szerzenie herezji, to jest ta sama zasada nietolerancji, która tyle złego uczyniła. Tę samą zasadę nietolerancji widzimy tu w artykułach szkolnych naszej konstytucji.</u>
<u xml:id="u-12.31" who="#PBobek">To jest zasadnicze nasze stanowisko przeciw tej supremacji, temu podporządkowaniu Państwa widokom i celom kościelnym. Nie uważamy za stosowne, żeby szkoła w naszem Państwie odradzającem się stała się drogą do uzyskania przez kler supremacji nad Państwem polskiem. Szczegółowo tej sprawy omawiać tu niepodobna, dlatego tylko schematycznie spróbuję w krótkości przedstawić, dla jakich zasadniczych pedagogicznych, narodowych względów nie może być kler reprezantentem narodowego szkolnictwa.</u>
<u xml:id="u-12.32" who="#PBobek">Po pierwsze, wchodzi w grę metoda naukowa kleru, która jest w sprzeczności z zasadami pedagogiki nowoczesnej. Albowiem główną cechą pedagogiki nowoczesnej, jest kształcenie w uczniach i uczenicach ducha inicjatywy, ducha przedsiębiorczości, ducha samodzielności i dlatego widzimy, że pedagogika nowoczesna, krocząc od jednej zdobyczy do drugiej, wprowadza takie nowości pedagogiczne, jak szkoła pracy, ażeby postawić ucznia twarz w twarz z tą materją, z którą spotka się w życiu, którą będzie musiał przetwarzać i t. d. Dlatego nowoczesna szkoła wprowadza gminy szkolne, ażeby w nich dojrzała samodzielność uczniów, która im będzie tak potrzebna w życiu nowoczesnej demokracji. Dlatego, jeśli jest prawda, co mówił ks. Lutosławski, iż ma takie zaufanie do natury dziecka — chociaż, mojem zdaniem, nie powinien jako ksiądz katolicki mieć takiego zaufania, bo natura dziecka skażona jest przez grzech pierworodny...</u>
<u xml:id="u-12.33" who="#komentarz">(Wesołość)</u>
<u xml:id="u-12.34" who="#PBobek">- jednak jeśli ma takie zaufanie, to powinien się oprzeć na pedagogice zgodnej ze staremi zasadami francuskiemi Montaigne'a z XVI stulecia, czy Rousseau'a z XVIII stulecia, z zasadami, opierającemu się jako o swoją podstawę, o zaufanie do rozwoju dziecka jako przyszłego obywatela. Dlatego, jeśli jest prawdą, co mówił niegdyś Montaigne, że nie tyle jest ważne, żeby umeblować nasz umysł nowemi wiadomościami, ile jest ważne, żeby wykuć nasz charakter na rzetelny, obowiązkowy i zahartowany, musimy urządzić nasze szkoły tak, żeby w nich swobodnie wśród wiatrów i burz, wyrastało to dziecko na swobodnego obywatela swobodnej Rzeczypospolitej.</u>
<u xml:id="u-12.35" who="#PBobek">Ale jeśli weźmiemy jakiekolwiek studjum, czy jakikolwiek odczyt lub broszurę ze strony klerykalnej, jak np. oto tutaj mam przed sobą odczyt ks. Lisowskiego o szkołach świeckich, symultannych czy wyznaniowych, to znajdziemy szereg sprzeczności, z których nie może wybrnąć sam autor. Ks. Lisowski powiada tak: „Nauczanie niech najwięcej szanuje i pobudza swobodę i samodzielność w dziecku, a zarazem niech mu nadaje charakter pewności”. To jest ta sprzeczność w założeniu, o której mówiłem, nie może być samodzielności, jeśli z góry daje się dziecku pewność jako dogmat. Dalej czytamy, że nauczanie, zwłaszcza początkowe, musi być dogmatyczne, bo inaczej ludzkość nie ruszyłaby z miejsca. Właśnie jeśli ludzkość chce ruszyć z miejsca, to oczywiście, nie dotykając zasadniczych kwestji religijnych, przedewszystkiem metoda powinna być adogmatyczna, żeby był swobodny wybór i doświadczenie. To jest jedyna droga, na której szkoła może być sharmonizowana z zasadniczemi ideami postępu ludzkiego.</u>
<u xml:id="u-12.36" who="#PBobek">Dlatego zdaje się, że miał słuszność wielki pedagog polski Stanisław Szczepanowski, który przestrzegał, żebyśmy, tworząc przyszłych obywateli Rzeczypospolitej, nie zapomnieli o tej wielkiej alternatywie, jak on mówi: naśladownictwo czy twórczość, tresura, czy genjusz. Otóż w założeniu metody scholastycznej i dogmatycznej metody kościelnej tkwi tresura i naśladownictwo, gdy dla nas twórczość, genjusz, to są zasadnicze cele, do których ma zmierzać pedagogika nowoczesna. Tak w zakresie metody już dla nas supremacja klerykalna w szkołach jest niemożliwa.</u>
<u xml:id="u-12.37" who="#PBobek">Ale są i inne względy. Weźmy zasadniczy postulat etyki: wychowanie dziecka w duchu etycznym. Wydawałoby się na pierwszy rzut oka, że naturalnym nosicielem, przedstawicielem etyki chrześcijańskiej byłby ten reprezentant kleru, ale praktyka wykazuje, że sprawa przedstawia się inaczej. Weźmy np. kwestję szczerości dziecka. Tam, gdzie się z jednej struny dziecku narzuca i to nie w formie symbolu albo legendy, bo to jest modernizm i herezja, ale w formie prawdy niezbitej, rzeczy, które stoją w sprzeczności z założeniami i poglądami przyrodoznawstwa, z któremi się spotyka zaraz na sąsiedniej lekcji, z tego wyjdzie z natury rzeczy albo ta dusza niezupełna, dusza, która się sama w sobie nie umie połapać, albo też wyjdzie obłudnik, który jedno udaje, a o drugiem myśli. Socjalista austrjacki Leuthner podczas dyskusji szkolnej w konstytuancie austrjackiej mówił, jeśli o godz. 9 opowiada reprezentant kleru o tem, jak proroka Jonasza połknął wieloryb, a w godzinę później nauczyciel przyrodoznawstwa opowiada o tem, że wieloryb jest tak skonstruowany, że nie jest w stanie połknąć większej takiej figury, jaką był niezawodnie prorok Jonasz, to co się dzieje w duszy tego ucznia? Powstaje, oczywista rzecz, ta sprzeczność duchowa, która wytwarza w końcu nieszczerość całego usposobienia. Dlatego, ażeby nie budzić przedwcześnie tych sprzeczności, ażeby nie tworzyć tej nieszczerości, która z natury rzeczy powstać musi, już dlatego ten przedwczesny dogmatyzm nie może mieć miejsca.</u>
<u xml:id="u-12.38" who="#PBobek">Albo weźmy na gruncie polskim: jeśli w takiej Białej galicyjskiej, w której byłem niedawno, każde dziecko, mieszkające na wsi, musi przynieść w poniedziałek karteczkę, że było na mszy w swoim kościele, to ta biurokratyzacja uczucia religijnego z natury rzeczy musi prowadzić do tej samej nieszczerości, o której mówiłem przed chwilę i w końcu powstaje ten dziwny typ klerykała niewierzącego, który może jest najbardziej klasycznym typem klerykała. Bo przecież widzimy wśród rojalistów francuskich i klerykałów francuskich ludzi, którzy otwarcie mówią, że są klerykałami, ale wierzącymi nie są. To jest ten typ, który był niegdyś wyśmiany przez polskiego satyryka Opalińskiego w słowach następujących:</u>
<u xml:id="u-12.39" who="#komentarz">(czyta)</u>
<u xml:id="u-12.40" who="#PBobek">„Nie wierzę ani ufam takowej twarzyczce,</u>
<u xml:id="u-12.41" who="#PBobek">W której to postać święta, hajduckie sumienie!</u>
<u xml:id="u-12.42" who="#PBobek">Wszystko o Panu Bogu, pacioreczki w ręku</u>
<u xml:id="u-12.43" who="#PBobek">Ustawicznie i książka i żywoty Świętych,</u>
<u xml:id="u-12.44" who="#PBobek">Z których o jako mało tych przykładów biorą,</u>
<u xml:id="u-12.45" who="#PBobek">Które świętemi czynią”.</u>
<u xml:id="u-12.46" who="#PBobek">Otóż, żeby nie tworzyć typu wyśmianego przed wiekami, musimy urządzić taką szkołę, żeby światopogląd religijny swobodnie dojrzewał w dziecku w miarę tego jak dziecko podrasta i staje się mężem dojrzałym, żeby nie głuszyć swobodnego rozwoju dziecka scholastyką narzuconą.</u>
<u xml:id="u-12.47" who="#PBobek">Co widzimy na Zachodzie? Tyle nam się mówi, że świecka szkoła to bandytyzm, to epidemja samobójstw, jak powiedział pewien ksiądz w pewnej dyskusji i t. d. Ale we Francji po r. 1882, po zaprowadzeniu szkoły świeckiej widzimy raczej zwrot ku religji, jakkolwiek kler francuski wszelkiemi siłami starał się zahamować rozwój szkoły świeckiej. W swej książce o ruchu religijnym we Francji Sabatier opowiada, jak bojkotowano nauczycieli świeckich, jak namawiano piekarzy czy mleczarzy, żeby nie dostarczali nauczycielom świeckim mleka czy bułek, ale rzeczy się utarły i w rezultacie nie widzimy upadku religji, lecz raczej wzrost jej, dla bardzo zrozumiałej przyczyny, bo to co nie jest narzucone, co organicznie wyrasta, to jest silniejsze.</u>
<u xml:id="u-12.48" who="#PBobek">A teraz druga cecha, jeżeli wolno się zatrzymać jeszcze przy etyce, mianowicie ta nietolerancyjność, która z natury rzeczy jest wprowadzona do szkoły. Tutaj kolega ks. arcybiskup Teodorowicz mówił nam o tem, wychwalając znaczenie Kościoła katolickiego dla narodu i Państwa polskiego, jak to Kościół katolicki stanie się zaporą przeciw protestantyzmowi. Ja zapytuję: przeciw jakiemu protestantyzmowi może stać się zaporą Kościół w Polsce? Czy przeciw koledze Buzkowi, czy przeciw koledze Świdzie, czy koledze Bobkowi, którzy są wszyscy protestantami? Więc widocznie nie przeciw protestantom Polakom. W takim razie może przeciw protestantom Niemcom? Bardzo dobrze, ale wszak wiemy, że Niemcy to nie są tylko protestanci, wiemy, że jedną z najpotężniejszych partji w Niemczech, stojącą właśnie obecnie u steru, jest partja klerykalna, partja papieska i nie wiem, czy wolno ks. arcyb. Teodorowiczowi tutaj wypowiadać wojnę Teodorowiczom niemieckim, wszakże jednego mają Ojca w Rzymie. I oto świeżo jeden z bardzo wybitnych przedstawicieli katolickiego kleru niemieckiego, kardynał Bertram świeżo wezwał proboszczów na Górnym Śląsku, aby nie pozwalali księżom polskim brać udziału w agitacji plebiscytowej, a przedtem inny znowu kardynał, Kopp, odegrał tak samo rolę błogosławioną germanizacyjną wśród ludu górnośląskiego. Doszło do tego, że w dzisiejszym numerze Rzeczypospolitej, organie ks. Teodorowicza, wstępny artykuł jest zatytułowany: „I ty Rzymie przeciw mnie?” „Et tu Roma contra me?” W ten sposób więc widzimy, że to są tylko słowa puste, że może być Kościół katolicki oparciem dla narodu polskiego, jeżeli zaraz nasz wróg ksiądz katolicki litewski, czy nasz drugi wróg ksiądz katolicki niemiecki w imię tych samych zasad, w imię tego samego Rzymu, tej samej drogi i celów, tam u siebie znowu staje się ostoją akcji litwinizacyjnej czy germanizacyjnej.</u>
<u xml:id="u-12.49" who="#komentarz">(P. ks. Lutosławski: Tak, jak towarzysze podczas wojny)</u>
<u xml:id="u-12.50" who="#PBobek">W ten sposób widzimy, że tak łatwo mówić o stworzeniu z Polski przy pomocy Kościoła katolickiego zapory przeciw protestantyzmowi niepodobna, bo tam, gdzie jest ta zapora potrzebna wobec Niemców, tam jej zbraknie, bo tam kardynał Kopp czy kardynał Bertram na to nie pozwolą.</u>
<u xml:id="u-12.51" who="#PBobek">Bywały czasy w Polsce, kiedy tworzono zaporę przeciw protestantyzmowi, ale to była zapora przeciw protestantyzmowi wewnętrznemu. To było w roku, jak opowiada w swojej pracy Sobieski, człowiek nie mego obozu tylko raczej obozu kolegi ks. Lutosławskiego, to było wtedy, gdy w roku 1596 jezuiccy uczniowie wypędzali Braci Czeskich z ich siedzib, to było w roku 1597, kiedy wykopywano trupy ewangieliczek na cmentarzach polskich. Wtenczas rozgorzała ta sprawa dyssydencka, o której dziś nie będę szczegółowo mówić, a która tyle złego zrobiła w historji polskiej. Dlatego tylko pustemi słowami — powtarzam raz jeszcze pozostają wynurzenia ks. Teodorowicza w sprawie zapory przeciw protestantyzmowi. Właśnie widzimy, że w tej najtrudniejszej dla Polski chwili raczej pod sztandarem ks. Teodorowicza idą wrogowie niemieccy przeciw nam.</u>
<u xml:id="u-12.52" who="#PBobek">Jeżeli wolno mi zatrzymać się przy tym moim opponencie, to pozwolę sobie wskazać na pewną rzecz ciekawą zaiste. Otóż, proszę Panów, nie tak dawno, przed paru dniami chciałem zaznajomić się dokładniej z przemówieniem ks. Teodorowicza, czytałem bowiem w „Rzecypospolitej” to przemówienie i skonstatowałem, że to jest jakieś inne przemówienie, nie to, które wszyscy słyszeliśmy. Gdy zażądałem z biura stenograficznego sprawozdania, pokazano mi pierwiastkowe sprawozdanie, zupełnie dokładne. Byłem niezmiernie zdziwiony i zapylałem czem się tłumaczy różnica między początkowem oryginalnem sprawozdaniem a tem późniejszem, drukowanem w „Rzeczypospolitej”. Wtedy na moje żądanie pokazano mi egzemplarz z poprawkami ks. Teodorowicza. To nie są poprawki, to jest zupełnie inna mowa. Koledzy zechcą przekonać się, że to jest rękopis zupełnie nowy, (pokazuje papiery) to nie jest mowa kol. ks. Teodorowicza w Sejmie wygłoszona, lecz to jest „sonata quasi una fantasia” to jest fantasmagorja, którą za taką podawać należy. Wolno drukować, co się komu podoba, ale nie wolno podawać tego za stenogram, bo można wykazać, że nazwy, zdania i fakty podane są w przemówieniu w „Rzeczypospolitej” inaczej, niż brzmią wedle pierwiastkowego protokułu stenograficznego.</u>
<u xml:id="u-12.53" who="#PBobek">A zatem jeżeli mówi się tu o tym starym argumencie co do protestantyzmu — nie chcę mnożyć cytowanych dokumentów i faktów, ale pozwolę sobie wskazać, ponieważ na ten argument tak wielki nacisk kładą moi oponenci, że w czasach najtrudniejszych dla imperjum niemieckiego jedną z głównych jego podstąp była właśnie organizacja hierarchji niemieckiej, katolickiej za Wilhelma II. Oto proszę wziąć numer „Katolickich listów niemieckich” wydawnictwo ks. D-ra Mansbacha, ks. D-ra Krebsa, gdzie na podstawie szeregu listów żołnierzy wyklarowuje się bardzo dobitnie, że nie było silniejszego oparcia dla rządów Wilhelma II od tego, którą znalazł dla siebie w niemieckiej hierarchji katolickiej. Czytamy tam wiele listów żołnierzy katolików, pisanych na froncie, jeden z nich brzmi:</u>
<u xml:id="u-12.54" who="#komentarz">(czyta)</u>
<u xml:id="u-12.55" who="#PBobek">„ Z lekkiem sercem wyruszam pole, ufam Bogu, że pokieruje wszyskiem dobrze, nie wierzę, żeby Bóg opuścił takiego cesarza podczas bitwy”.</u>
<u xml:id="u-12.56" who="#komentarz">(Mówi)</u>
<u xml:id="u-12.57" who="#PBobek">I nad tem wszystkiem rozczulają się ci księża i prałaci katoliccy niemieccy, czem stwierdzają — tak jak u nas to robi ks. Teodorowicz dla Polski, tak tamci dla Niemiec, — że niema większej i lepszej podstawy właśnie dla prądów germanizacyjnych, dla ducha niemieckiego, I niż hierarchja katolicka niemiecka.</u>
<u xml:id="u-12.58" who="#PBobek">Wydaje mi się, że jeżeli preponderancja kleru w szkole pod względem etycznym nie prowadzi ani do szczerości, ani do tolerancji, ani do ducha człowieczeństwa, to nie powinno jej być w szkole polskiej. Powiadam — preponderancja, bo nigdy i nigdzie nie stanęliśmy na stanowisku, jakoby całkowicie religja miała być ze szkoły wykluczona. Tego nigdzie nie powiedzieliśmy, chodzi tylko o to, żeby uznać prawo do swobody sumienia dla tych rodziców, którzy chcą innego wychowania religijnego dziecka, niż to, które mu przymusowa daje szkoła.</u>
<u xml:id="u-12.59" who="#PBobek">Nie będę mówił o bardzo wielu innych najrozmaitszych cechach t. zw. etyki szkolnej, tak jak ją pojmują klerykalni katecheci. Niegdyś nauka religijna, etyczna katechety przynajmniej polegała na tem, że wychowywano dziecko w pokorze i uległości. Choć dzisiaj dla nowoczesnej demokracji nie nadaje się to zgoła, ale gdyby przynajmniej to było szczere, to możnaby powiedzieć, że wychowuje się to dziecko w bojaźni Bożej i w pokorze wobec przełożonych i t. d. Ale i tego nawet dziecko nie otrzyma, bo zaledwie podrośnie, zapewne ktoś mu wetknie do ręki artykuł ks. Lutosławskiego w jednym z numerów „Gazety Porannej” i z tego artykułu dziecko nauczy się, co to jest pokora i miłość chrześcijańska, bo pod adresem lewicy urzędowy reprezentant pokory chrześcijańskiej nie znalazł wyrazów bardziej miłość wyrażających, jak: miedziane czoła, pretorjańskie oblicza, anarchiści, Judasze.</u>
<u xml:id="u-12.60" who="#komentarz">(P. ks. Lutosławski: Bardzo łagodnie. Wesołość)</u>
<u xml:id="u-12.61" who="#PBobek">Bardzo to ładne wszystko, ale Panowie muszą się zdecydować na jedno z dwojga: albo chcą być reprezentantami etyki chrześcijańskiej i ducha Ewangelji, albo też reprezentantami najbardziej rozpolitykowanej partji. Jeżeli Panowie myślicie, że rano o godz. 9 będziecie wykładać ducha chrześcijańskiego i pokory, a za dwie godziny o godz. 11 będziecie pisać artykuły, tchnące nienawiścią i zemstą, to nie sądźcie, że doprowadzicie do czegoś innego, jak do demoralizacji dziecka i demoralizacji społeczeństwa.</u>
<u xml:id="u-12.62" who="#PBobek">Proszę Panów, teraz w punkcie trzecim — do pewnego stopnia to było zawarte już w drugim - także pod względem narodowym kler, wychowujący dziecko na obywatela rzymskiego a nie na obywatela polskiego, nie może być bezwzględnie kierownikiem szkoły. Tysiąc faktów w dyskusji przytoczono, ale jeżeli byście chcieli, mogę jeszcze drugi tysiąc przytoczyć. Przypomnę np. choćby taki ciekawy fakt, że gdy nie tak dawno pod zaborem rosyjskim toczono walkę o szkołę polską, to wszakże wszyscy przypominamy sobie, że właśnie takimi reprezentantami represji rosyjskiej w tym kierunku byli reprezentanci hierarchji; wszak nikt inny, jak arcyb. Popiel d. 23 lipca 1905 roku rozkazał, ażeby w kościołach warszawskich odczytano odezwę jego, wzywającą do powrotu do szkoły rosyjskiej. Wszakże wiemy, jak w r. 1908 Związek Katolicki wytoczył walkę przeciw Macierzy Szkolnej. Dlatego mi się zdaje, że mają rację ci autorzy, bez względu na swoje stanowisko partyjne, którzy uważają, że kler i jego polityka obecna przyczyniły się, jak wyrażają się ci autorzy, do zdezorganizowania instynktu narodowego.</u>
<u xml:id="u-12.63" who="#PBobek">Panowie z prawicy prawdopodobnie będą się oburzać na takie powiedzenie, ale niech Panowie będą łaskawi wysłuchać dwóch, trzech zdań z pewnej książki w spokoju i odpowiedzieć na zapytanie, — jeśli Panowie dadzą radę — jak autor mógł podobne słowa powiedzieć.</u>
<u xml:id="u-12.64" who="#PBobek">Mój autor powiada, jak następuje:</u>
<u xml:id="u-12.65" who="#komentarz">(czyta)</u>
<u xml:id="u-12.66" who="#PBobek">„W dziejach naszej części świata polityka kościelna często błądziła, usiłując przeciwstawić się prawowitemu państwu i narodowej idei lub sprowadzając je z właściwej drogi dla celów swojej organizacji. Był to błąd, bo Kościół, mający na celu, moralne podniesienie ludzkości, nie zdawał sobie w tych rzeczach sprawy, że osłabiając ideę narodową i silę moralną narodowego państwa, podkopywał najsilniejszą podstawę organizacji moralnej. Błąd ten odsłonił dziś jaknajjaskrawszy fakt i jeśli w krajach łacińskich antyreligijny i kosmopolityczny radykalizm największe dziś czyni zdobycze, to dlatego, że tam duchowieństwo zanadto rzymskie, moralnie zbyt ciążące na zewnątrz narodu, zbyt obojętne było na sprawy narodowe, na obowiązki obywatelskie. Wina za to spada na politykę kościelną i na miejscowe duchowieństwo, które tyle zrobiło usiłowań, by Państwo i narodową ideę zupełnie podporządkować widokom Kościoła i tem przyczyniło się do zdezorganizowania instynktów narodowych”.</u>
<u xml:id="u-12.67" who="#PBobek">(Mówi): Panie kolego Lutosławski, czy Pan wie, kto napisał te słowa?</u>
<u xml:id="u-12.68" who="#komentarz">(Głos na prawicy: Niech Pan czyta zakończenie)</u>
<u xml:id="u-12.69" who="#PBobek">Jeśli Panowie Koledzy chcecie się przekonać, że to jest całkiem ścisłe, bez żadnych zmian, charakterystyczny ustęp, to Panom służę. Otóż napisał te słowa Roman Dmowski...</u>
<u xml:id="u-12.70" who="#komentarz">(Wesołość)</u>
<u xml:id="u-12.71" who="#PBobek">... w artykule „Podstawy polityki polskiej”, w książce p. n. „Dziesięciolecie Przeglądu Wszechpolskiego”, na str. 26. Tak Panie Kolego, Pański przywódca zwraca się przeciwko pańskiej polityce.</u>
<u xml:id="u-12.72" who="#PBobek">Nie będę się zatrzymywał przy kwestji narodowej, bo ona była wyświetlona w innych przemówieniach.</u>
<u xml:id="u-12.73" who="#PBobek">Jeszcze jeden punkt: kwestja stosunku hierarchji kościelnej do istoty rzeczy, do nauki jako takiej; do badania jako takiego. Przejdźmy wzdłuż całą Golgotę myśli polskiej, cały rozwój kultury polskiej, a przekonamy się, że nawet w chwilach, kiedy myśl polska wznosiła się najwyżej, nawet w tych momentach kajdanami dla tej myśli były kajdany nałożone przez hierarchję katolicką. Przeczytajmy z książki prof. Smoleńskiego „O przewrocie umysłowym w Polsce w połowie wieku XVIII”, jak to już wówczas, kiedy działała Komisja Edukacyjna, kiedy dawno na zachodzie pisali tacy jak Buffon, Voltaire i inni, a Newton położył podwaliny nowoczesnej fizyki, wówczas Bernardyn Tyszkowski wykładał o tem, jak to upiory tworzą się wtenczas, kiedy umiera ciężarna żydówka i w mogile zrodzi się płód. Wówczas wykładano w szkołach — opowiada objektywnie historyk Smoleński — i rozstrzygano taką sprawę, „czy kobieta jest człowiekiem, czy nie?” I jedni dowodzili, że jest człowiekiem, albowiem podczas gdy Adam został stworzony z gliny, kobieta została stworzona z czegoś szlachetniejszego, bo z żebra Adama, a inni utrzymywali, że kobieta nie jest człowiekiem, bo Adam został stworzony na podobieństwo Boskie, a kobieta została stworzona na podobieństwo męskie i t. d. Smoleński przytacza fakt, poprostu zdumiewający, jak w zakładach naukowych już na pierwszym stopniu nauki w Kaliszu i Płocku przedstawiano zasadę fizyczną rozszerzalności ciał a podstawie Pisma Św., jak wykładano, że czarny pies jest lepszy do strzeżenia domu, a biały z powodu pewnych właściwości symptomatycznych lepszy do strzeżenia owiec na łące i t. d. i t. d. I w końcu ta nauka, tworzona w wielkim stopniu pod wpływem właśnie kleru, doprowadziła do tego typu Polaka, który stał się pośmiewiskiem kulturalnej Europy i był wyśmiany przez Zabłockiego w jego utworze „Zabobon”, gdzie przedstawia typ człowieka, dla którego każde zdarzenie albo djabeł nosił, albo przeznaczenie. Otóż my dzisiaj, Szanowni Panowie, wznowienia tego typu człowieka nie chcemy. Wprawdzie słyszymy oddźwięki tych smutnych czasów na tej trybunie. Wyszedł np. kolega Brownsford i dowodził, jak to będzie dla płodności małżeńskiej wskazane, jeśli duch katolicki u nas się rozkrzewi. Uważam, że jest niżej godności mówcy sejmowego polemizować z takiemi wywodami, wyrażam tylko szczery żal, że nieszczęsny celibat nie pozwala ks. Lutosławskiemu i Teodorowiczowi puścić całą siłą pary swego ducha katolickiego w służbę narodu.</u>
<u xml:id="u-12.74" who="#komentarz">(Śmiech na lewicy. Głos na prawicy. Głupstwa Pan mówi.)</u>
<u xml:id="u-12.75" who="#PBobek">Niestety do dzisiejszego dnia na kulturze, na piśmiennictwie narodu naszego ciąży ten wpływ kleru. Z ubolewaniem stwierdzić należy, że jakkolwiek jest piękne i słuszne, to wszystko co tu mówiła koleżanka Sokolnicka, ale my wiemy doskonale, że nie wydaje się szeregu autorów polskich starej daty tylko dlatego, że mieli zaszczyt niepodobać się tym kryterjom klerykalnym. Wiemy, doskonale że „Klątwa”, arcydzieło Wyspiańskiego, w Krakowie nie mogła być wystawiona tylko dlatego, że zaszedł fakt interwencji biskupa. Wiemy doskonale, że w tłumaczeniu dzieła rosyjskiego autora Dostojewskiego „Bracia Karamazowy” jakie 390 najważniejszych najbardziej filozoficznych, ale traktujących o kwestji religijnej wierszy, zostało wyprutych przez pobożną tłumaczkę panią Barbarę Beauprés ad maiorem Ewangelii gloriam i nie widzimy do dziś wydawnictwa takich utworów jak Stanisława Potockiego „Podróż do Ciemnogrodu”, jak dzieło Modrzewskiego, dlatego, że ciąży ta obawa przed hierarchją.</u>
<u xml:id="u-12.76" who="#PBobek">Nie chciałbym nadto nużyć uwagi Szanownych Panów Kolegów temi kwestjami, ale oto np. dzieło oryginalne, do sprawdzenia kolegom z prawicy „Nowe Ateny” albo „Akademja wszelkiej sciencji”, wydane przez grono księży Societatis Jesu, za aprobatą biskupa. Otóż czytamy np. na stronie 252 co następuje:</u>
<u xml:id="u-12.77" who="#komentarz">(czyta)</u>
<u xml:id="u-12.78" who="#PBobek">„wstępuje czart w bestje, wieprze, drzewo, a czemu niema wstąpić w trupa? Co w tym będzie przeszkodą, chyba Relikwie przy trupie będące albo exorcism, zaklęcie, albo Bóg nie pozwoli. Za Pogaństwa jeszcze przyuczony czart do trupów.</u>
<u xml:id="u-12.79" who="#PBobek">Simon ów Czarnoksiężnik dokazał tego przez czarta, że w oczach Św. Piotra trup się ruszał, toć może dokazać każda czarownica przez tegoż piekielnego Ministra, że trup chodzić może po nocy”. Otóż to jest jedna z najbardziej łagodnych cytat z tej książki, wydanej przez całą wysoką hierarchję od biskupa począwszy, a na kolegach ks. Lutosławskiego „Societas Jesu” skończywszy. Niestety, normy przyzwoitości nie pozwalają mi zacytować niektórych ustępów publicznie z trybuny Sejmowej, ale jeśli koledzy z prawicy są ciekawi, to w drodze poufnej przeczytam im ciekawe ustępy, które publicznie zacytowane być nie mogą, a które rzucają jeszcze bardziej dziwne światło na poziom umysłowy kleru polskiego wieńczonego przez głowy biskupie.</u>
<u xml:id="u-12.80" who="#PBobek">Proszę Panów! Kończąc te wywody, pozwolę sobie zwrócić uwagę, że w całej mojej argumentacji niema nietylko nic takiego co by było skierowane przeciw religji jako takiej, lecz koledzy z prawicy mogą wierzyć lub nie wierzyć, twierdzę oczywiście w mojem własnem imieniu, że osobiście mam najgłębszy szacunek dla religji, jako sumienia i wewnętrznego wierzenia każdego człowieka.</u>
<u xml:id="u-12.81" who="#PBobek">Ale im więcej mam szacunku dla tych wszystkich rzeczy, tembardziej wydaje mi się niesłusznem, żeby narzucać przedwcześnie dziecku w formie scholastyki czy dogmatyki to, co zrozumieć może podrastając.</u>
<u xml:id="u-12.82" who="#PBobek">Każdy z nas wie, że jest wiele tragedji w życiu człowieka: tragedja śmierci, tragedja nieśmiertelności, tragedja poznania i niech dziecko, podrastając stopniowo zaczyna rozumieć ograniczoność poznania ludzkiego, i niech stopniowo powstaje, jeżeli ma powstać w nim zmysł do kwestji metafizycznych i religijnych. To nie ma nic wspólnego z tem zabijaniem umysłowości dziecka przez przedwczesne narzucanie scholastyki.</u>
<u xml:id="u-12.83" who="#PBobek">Dzisiejsza filozofja, jak to każdy kto ją zna, może stwierdzić, ma w sobie niejeden pierwiastek religijny. Kto wie, może ma słuszność francuski filozof Bergson, który u źródła wszelkiego życia, u źródła wszystkiego bytowania stawia pierwotny fakt tchnienia duchowego, tchnienia życiowego, który tworzy rozwój dalszy: „elan vital”. Być może, że ma słuszność ten drugi współczesny filozof francuski Loisy, który mówił, że religja to jest obowiązek, a obowiązek, to jest religja, i widzi w obowiązku najszczytniejsze posłannictwo religji. Ale będąc jednocześnie przeciwnikiem papiestwa, powiada on, wskazując na politykę Benedykta XV w okresie wojny, że w tym momencie papiestwo moralnie zbankrutowało, bo kiedy świat cały powstał, jedna połowa na drugą, to papiestwo albo zachowywało się neutralnie, albo stanęło po stronie państw centralnych. Neutralność zaś w tym momencie największego kryzysu moralnego, powiada Loisy, to jest raczej abdykacja z moralności. A może ma rację ten filozof niemiecki Sprengler, który mówi, że oto widzimy jak współczesne teorje przyrodnicze są w gruncie rzeczy niczem innem, jak tylko odbiciem najgłębszego odczuwania człowieka. Teorja fizyczna, powiada Sprengler, „Untergang des Abendlandes”, nie jest niczem innem, jak tylko mytem umysłowym i oto dzisiejsze teorje chemiczne i fizyczne to tylko odbicie tej tęsknoty faustowskiej współczesnego człowieka. Ale tym więcej może ma rację ta cała plejada nowoczesnych filozofów, ale im głębsza jest treść zawarta w religji, tem z większym szacunkiem i z mniejszym dogmatyzmem należy dochodzić do zawikłanych problematów i uczuć dziecka w szkole, gdyż dopiero później dziecko, rozwijając się duchowo, dojdzie do poznania tych naturalnych granic, które może są zakreślone umysłowi ludzkiemu.</u>
<u xml:id="u-12.84" who="#komentarz">(Marszałek obejmuje przewodnictwo.)</u>
<u xml:id="u-12.85" who="#PBobek">Panowie pozwolą, że na zakończenie przytoczę jeszcze jednego autora, również nie z mego obozu. Autor to jest bardzo ciekawy, jest to wielki patrjota i człowiek gorąco religijny przytem religji katolickiej. Jest to Stanisław Szczepanowski, współpracownik „Słowa Polskiego”. I oto Stanisław Szczepanowski powiada, że gdy badamy te czasy, największego poniżenia narodu, to wykaże się, że to są czasy największego panowania katolicyzmu i Jezuitów. Jest to koniec XVIII wieku, i proszę mi pokazać, powiada Szczepanowski, choć jeden naród katolicki jęczący pod Jezuitami, któryby nie był godny litości, wstrętu lub pogardy, i powiada dalej tak, że wychowanie przez Jezubów w Polsce oznaczałoby zgubę Polski, a tymczasem znowu zagraża nam ta zguba, bo znowu wyłaniają się daleko idące projekty w tym przedmiocie.</u>
<u xml:id="u-12.86" who="#PBobek">Co to jest wychowanie Jezuitów? Jest to scholastyka. A scholastyka to nie jest droga do religji, posiadania wiary — powiada — lecz raczej do niestrawności.</u>
<u xml:id="u-12.87" who="#PBobek">Popatrzmy na Amerykę gdzie jeden protestant amerykański ma trzech katolików do posługi: Irlandczyka, Włocha i Polaka. Dlatego też Szczepanowski gorący patrjota i gorący katolik przestrzega Polskę przed tą drogą jezuicką i powiada tak: (tom I utworu Szczepanowskiego str. 32) „Świat Katolicki przez te trzy wieki posiadał tylko tyle wiedzy, ile się mogło przedostać przez sito jezuickie, ile mogło przejść pod jarzmem kaudyńskiem klerykalizmu. I dzisiaj nie brak usiłowań, za często skutecznych, żeby nasze uniwersytety i szkoły ograniczyć do tej samej mizerii. Stąd niezaprzeczona i do dziś niezłamana przewaga uzbrojenia duchowego świata protestantów i sceptyków. Stąd nieprzerwane i zasłużone klęski kościoła katolickiego i narodów katolickich od przeszło trzech wieków. Bicz dziejowy smaga i ten kościół i te narody, ażeby dać dotkliwą naukę, że gnuśność umysłowa jest także grzechem śmiertelnym”.</u>
<u xml:id="u-12.88" who="#PBobek">Zaprawdę, gdybym we własnem imieniu powiedział to tutaj, to zapewne zerwałaby się burza na prawicy, teraz jednak panowie z prawicy milczą, bo to jest ostatnia konieczność klasowa, rzucając nie jednego prawicowca pod jarzmo klerykalizmu, jakkolwiek jest czasem niechętny, ale to tylko celem uratowania przywilejów. Dmowski, Szczepanowski pisali to w tym okresie, kiedy prawica nie potrzebowała szukać poparcia we wpływie klerykalizmu.</u>
<u xml:id="u-12.89" who="#PBobek">I dlatego, gdy widzimy w projekcie konstytucji polskiej znowu tendencję do zawarowania szalonej przewagi kleru, to ze wstrętem odwracamy się od tego.</u>
<u xml:id="u-12.90" who="#PBobek">Przypomnę jeszcze jednego autora, o którym dzisiaj nie głośno i którego mało znają. Prosiłbym koleżankę Sokolnicką, ażeby przy wydawaniu rozmaitych dzieł nauki nie zapomniała o nim. Jest to tembardziej wskazane, że książka ta obchodzi swoją rocznicę setną, swój jubileusz, wydana bowiem została w 1820 r.</u>
<u xml:id="u-12.91" who="#PBobek">To jest znakomita, bardzo ciekawa książka Stanisława Potockiego „Podróż do Ciemnogrodu”. W tej książce czytamy o podróży do tej fantastycznej krainy, gdzie prawie nie maję bibliotek, bo biblioteki składają się z kalendarzy i edyktów inkwizycji.</u>
<u xml:id="u-12.92" who="#PBobek">Tam się skarżą, zwłaszcza kler, na upadek moralności, bo przed tem wspaniałe spalanie heretyków odbywało się co tydzień, teraz odbywa się co miesiąc. Tam też widzimy pod bardzo przejrzystym pseudonimem t. zw. „zakon smorgoński”, który postawił sobie za cel wychowanie młodzieży, ale wychowanie takie ażeby utrzymać młodzież w całkowitej ciemnocie.</u>
<u xml:id="u-12.93" who="#PBobek">Otóż czytamy, w tej książce (str. 151 tom. II:)</u>
<u xml:id="u-12.94" who="#komentarz">(czyta)</u>
<u xml:id="u-12.95" who="#PBobek">„Ta mądrość całą swoją potęgą powinna usiłować, ażeby nauka na dawnej swej nieruchawości stopień zwrócona została, a to również dla tych zaszczytów, jak dla dobra i szczęścia ludzkiego”.</u>
<u xml:id="u-12.96" who="#PBobek">Takie są zasady owego „zakonu smorgońskiego”: ażeby utrzymać naukę na stopniu dawnej nieruchawości.</u>
<u xml:id="u-12.97" who="#PBobek">Otóż widzę, że autorzy konstytucji polskiej dążyli do utrzymania umysłowości polskiej także na dawnym stopniu „nieruchawości”.</u>
<u xml:id="u-12.98" who="#PBobek">Demokracja jednak polska dziś ma inne cele i inne ideały przez sobą i dlatego zakonowi smorgońskiemu, czyli jezuickiemu my swoich szkół powierzyć nie możemy.</u>
<u xml:id="u-12.99" who="#komentarz">(Głos na lewicy: Słusznie)</u>
<u xml:id="u-12.100" who="#PBobek">Jednym z najwybitniejszych działaczy uniwersytetu Batorego w Wilnie był Jan Śniadecki, o którym też nie jest głośno, bo te imiona i ci autorzy nie są dziś łubiani w tych kołach, które niestety ton nadają „oświeconym” towarzystwom polskim. Śniadecki, który był w pewnym stopniu racjonalistą, a który jednak z głębokiem uszanowaniem chylił czoła przed nauką chrześcijańską, i mówił, że naturalną etyką, powinna być właśnie dla obywateli polskich nauka chrześcijańska, ten sam Śniadecki powiada, że teologja więcej wyrządziła szkody dla ducha chrześcijańskiego, niż wszyscy niedowiarkowie w Polsce razem wzięci.</u>
<u xml:id="u-12.101" who="#PBobek">I dlatego na pastwę teologji i jej reprezentantów my oddać dzisiaj szkoły nie możemy. Naszym ideałem jest wychować takich obywateli, którzyby śmiało i niezłomnie bronili praw własnych, praw swojej klasy i praw Rzeczypospolitej.</u>
<u xml:id="u-12.102" who="#PBobek">Niegdyś Modrzewski w swojem dziele (niestety po łacinie istniejącem w starem wydaniu), mówił: że powinniśmy powołać do życia takich obywateli Rzeczypospolitej Polskiej, ażeby śmiało sprzeciwiali się nawet władzy królewskiej. Tacy powinni być dumni i silni, tacy powinni być niezależni.</u>
<u xml:id="u-12.103" who="#PBobek">To jest ideał wychowawczy renesansu, a nas chcą przekonać do ideałów średniowiecza i scholastyki. My, reprezentanci ludu pracującego na tę drogę nie wstąpimy i potrafimy zmusić, ażeby naszą wolę uznano! (poruszenie na prawicy).</u>
<u xml:id="u-12.104" who="#PBobek">Niegdyś, podczas wielkiej francuskiej rewolucji, gdy zapalono pochodnie demokracji, odrazu przyklaśnięto nowej zasadzie oświaty i w swoich wskazówkach t. zw. „cahiers”, obywatele francuscy polecają posłom w konstytuancie francuskiej, ażeby jak najpilniej baczyli na losy oświaty. Francuski filozof i publicysta Condorcet mówi, że oświata jest największą „bronią demokracji”.</u>
<u xml:id="u-12.105" who="#PBobek">Jesteśmy dzisiaj na przełomie także w Polsce, a każdy przełom polityczny i społeczny rodzi niejako z siebie nowe ideały w dziedzinie oświaty. I my stoimy na przełomie politycznym w Polsce i nie możemy pozwolić, kiedy tworzy się nowa Polska, żebyśmy poszli staremi drogami, temi, o których pisał Lelewel, że prowadzą Polskę do zguby.</u>
<u xml:id="u-12.106" who="#PBobek">Tutaj nam powiedział kolega Teodorowicz, mówiąc to o sobie i o swoich ludziach: „My jesteśmy wczorajsi, a wy jesteście dzisiejsi!” Na to odpowiem szanownemu koledze, tak jest: my jesteśmy dzisiejsi i jutrzejsi, a wy tylko wczorajsi.</u>
<u xml:id="u-12.107" who="#komentarz">(Brawa na lewicy. Głos na prawicy: Dziękujemy za wykład.)</u>
<u xml:id="u-12.108" who="#PBobek">Koledze przydałoby się kilka takich wykładów.</u>
</div>
<div xml:id="div-13">
<u xml:id="u-13.0" who="#Marszałek">Głos ma p. Nowicki.</u>
</div>
<div xml:id="div-14">
<u xml:id="u-14.0" who="#PNowicki">Wysoki Sejmie! Jeżeli jaka sprawa w Konstytucji polskiej nie jest dość wyświetlona, to przedewszystkiem sprawa szkolnictwa. Dowodem są liczne poprawki, teraz dopiero zgłaszane. Aczkolwiek jestem zwolennikiem szybkiego załatwienia Konstytucji, nie mogę dopuścić, aby sprawę szkolnictwa traktowano po macoszemu.</u>
<u xml:id="u-14.1" who="#PNowicki">Chcę mówić najpierw do art. 125 i dalej do art. 126. to jest o kwestji obowiązkowego nauczania religji i o charakterze szkolnictwa polskiego, o dwóch rzeczach ściśle ze sobą związanych, ponieważ przyjęcie lub odrzucenie pierwszej sprawy, to znaczy art 125, przesądza w znacznej mierze charakter szkolnictwa polskiego.</u>
<u xml:id="u-14.2" who="#PNowicki">Jaki charakter ma mieć nasze szkolnictwo polskie? Mamy cztery koncepcje, cztery możności teoretyczne: 1) szkoła bezreligijna, 2) szkoła symultanna czyli międzywyznaniowa i to ze wspólnem udzielaniem religji, 3) szkoła symultanna z odzielnem udzielaniem religji, 4) szkoła wyznaniowa. Pozwolę sobie te cztery koncepcje oświetlić, zbadać ich podstawy i żywotność i poddać je bezstronnej krytyce bez wszelkiego uprzedzenia.</u>
<u xml:id="u-14.3" who="#PNowicki">Pierwszą koncepcją jest szkoła bezreligijna. Nie chcę posługiwać się argumentami idealnemi, uczuciowemi, historycznemi, tylko ponieważ chodzi o sprawę szkolnictwa, chcę przytoczyć argumenty psychologiczne. Nauka o kojarzeniu wyobrażeń mówi, że wyobrażenia nowe będą tem gruntowniej związane, im więcej podobnych silnych, trwalszych wyobrażeń już spoczywa w duszy dziecka, tak że nauczyciel na samym wstępie musi pobudzić, odnowić te już istniejące wyobrażenia potem nawiązywać do istniejących już wyobrażeń a na końcu w streszczeniu wiązać do wielkich działowych grup wyobrażeń. Proszę Panów! Naród polski jest ściśle związany z religją, tak że dziecko polskie od kolebki aż do szkoły i później aż nawet do trumny jest przesycone wyobrażeniami religijnemi. Otóż dziecko polskie, przychodząc do szkoły, przynosi już z sobą wielki zasób uczuć, wyobrażeń i pojęć religijnych. Jeśliby teraz nauczyciel zupełnie ignorował te już istniejące wyobrażenia, to z punktu widzenia psychologicznego i pedagogicznego popełniłby najkardynalniejszy błąd. Byłoby to psychologicznym absurdem, nawet powiedziałbym zbrodnią gwałcącą duszę i charakter dziecka polskiego. Są jeszcze rozmaite inne dowody psychologiczne i pedagogiczne, których jednak nie chcę tu przytaczać. Chciałbym tylko podkreślić, że według naszego przekonania ten, ktoby chciał wyrzucić ze szkoły polskiej religję, wyrzuciłby ze szkoły polskiej słońce, światło i życie.</u>
<u xml:id="u-14.4" who="#PNowicki">Zresztą argumentować dalej nie potrzebuję. Koncepcja szkoły bezwyznaniowej, bezreligijnej zupełnie upada. Przypominam, że nawet, o ile ich dobrze zrozumiałem, koledzy Smulikowski, Czapiński i t. d. nie życzą sobie wykluczyć zupełnie religji ze szkoły.</u>
<u xml:id="u-14.5" who="#PNowicki">Przechodzimy więc do dalszej koncepcji, do szkoły symultannej, do szkoły międzywyznaniowej z nauką religji wspólną. To znaczy: wszystkie dzieci wszystkich wyznań i wierzeń przychodzą do jednej szkoły i uczą się wszystkich przedmiotów i nawet religji wspólnie, tak jak to się dzieje mniej więcej we Francji.</u>
<u xml:id="u-14.6" who="#PNowicki">Kol. Czapiński w dyskusji ogólnej nad rozdziałem V Konstytucji mówi tak: „Żądanie szkoły świeckiej, to me walka z religją, tu nie chodzi o wyrzucenie Boga ze szkoły”. Kol. Smulikowski na posiedzeniu plenarnem 151 Sejmu uzasadnia to stanowisko cokolwiek już konkretniej, mówi on tak:</u>
<u xml:id="u-14.7" who="#PNowicki">„Jeśli o tem mówimy, to nie wykluczam ani ja, ani mój klub potrzeby wychowania moralnego w Wysokiem tego słowa znaczenia. Uważamy, że ten czynnik uczuciowy, moralny odgrywa rolę decydującą. Absolutnie tego nie wykluczamy”. Kolega Smulikowski mówił dwa razy o „wychowaniu moralnem”, o „czynniku moralnym”, nie mówił nic o religji i o wyznaniu. Przypuszczam, że podług jego idei mają dzieci wszystkich wierzeń uczyć się jakiejś wspólnej religji, czy jakiegoś moralizowania.</u>
<u xml:id="u-14.8" who="#PNowicki">Pedagog niemiecki Penzig (cytat z „Pädagogische Woche” z dn. 30 września 1911 r.) też mówi o tem samem, porusza te same tematy, te same kwestję co kol. Smulikowski. Mówi tak: „Musimy i do tego dążyć, żeby udzielano nauki ogólno-pospolito-chrześcijańskiej zarówno dla żydów, pogan i mahometan, przy której jest obojętne zarówno (tu wychodzi szydło z worka) czy się wierzy czy się nie wierzy w Chrystusa i t. d. a ja muszę dodać: „czy też w Buddę, Mahometa i t. d.”. Jest to nawet zasada dość przysłowiowa w Grudziądzu, bo niedawno jeszcze mogli nasi poprzednicy w Grudziądzu czytać na bramie kościelnej:</u>
<u xml:id="u-14.9" who="#PNowicki">„Wir glauben alle an einen Gott” i t.d.: „Wierzymy wszyscy w jednego Boga czy żyd, czy chrześcijan, czy hotentota, a miłość łączy nas wszystkich”. Proszę Panów, więc chodziłoby o wyszukanie jakiegoś elaboratu ogólnie moralizującego. Zresztą myśli kol. Czapińskiego i in. nie są zupełnie nowe, bo i inni pedagogowie zajmowali się tą samą sprawą. Np. parlamentarzysta i pedagog niemiecki Henryk Schulz z niemieckiej też frakcji socjalistycznej chciał znaleźć teki i elaborat religijny, lecz przyszedł do przekonania, że „niema żadnej wspólnej, pospolitej religji”. Tak samo pedagog Natorp chciał też wynaleźć wspólną pospolitą religję, taką „zupę”, którąby się mogli nasycić wszyscy, t. zn. wszystkie wyznania. Nareszcie Stadler stwierdził:</u>
<u xml:id="u-14.10" who="#PNowicki">„Natorp chciałby włączyć religję w pedagogikę socjalną, lecz nie udało mu się to!” Te zagadnienia pozostają dla kol. Czapińskiego, Smulikowskiego, a ja śmiem wątpić, żeby oni mieli więcej zręczności, więcej świadomości, więcej sprytu, niż Penzig, Natorp, Szulz i inni, więc chyba i im me uda się znaleźć takowego elaboratu. Tem samem, proszę Panów, upada druga koncepcja szkoły symultannej, gdzieby się udzielało religji wspólnej.</u>
<u xml:id="u-14.11" who="#PNowicki">Przystępujemy teraz do omówienia trzeciej możliwości, to jest szkoły międzywyznaniowej, gdzieby się udzielało religji osobno. Nauczycielstwo pomorskie jak wogóle z b. dzielnicy pruskiej ma wielkie doświadczenie na tem polu, bo zna naocznie praktykę rządu pruskiego. Jak wygląda ta praktyka rządu pruskiego u nas w dzielnicy polskiej na Pomorzu, w Poznańskiem, na Śląsku i t. d.? Proszę Panów! W inspekcji szkolnej w Sulęczynie na Pomorzu założył rząd niemiecki szkołę np. w Sikorzynie, gdzie uczęszczało 5 dzieci luterskich, zaś katolików Polaków 67. Naturalnie była to szkoła luterska. W Borowym Lesie uczęszczało 14 dzieci luterskich, katolickich 87. Też szkoła luterska! W Szlannie dzieci luterskich uczęszczało 13, katolickich 67 i t. d. Były to więc szkoły luterskie. Rząd niemiecki w ubogich gminach na Pomorzu, gdzie nie mógł już założyć szkół luterskich, zakładał szkoły symultanne, parytetyczne, i tak np. w Barczu uczęszczało 16 ewangielików i 81 katolików do szkoły symultannej, w Krzyszowie 16 ewangielików i 169 katolików: również szkoła symultanna!</u>
<u xml:id="u-14.12" who="#PNowicki">Mógłbym przytoczyć szereg dalszych podobnych cyfr. Jednakowoż możemy już wyciągnąć wniosek, że rządowi niemieckiemu chodziło o pewne wytknięte cele. Ignacy Żniński w swojem dziele „Nauka i języka polskiego w szkołach pruskich” (podług dzieła naukowego prof. Józefa Buzka „Historja polityki narodowościowej rządu pruskiego wobec Polaków”) piszę na stronie 19:</u>
<u xml:id="u-14.13" who="#PNowicki">„W roku 1848 było w Prusach Zachodnich 76 parafji protestanckich, 170 parafji katolickich, czyli parafji katolickich 2½ raza tyle, atoli szkół protestanckich 727, szkół katolickich tylko 414. Poza i tem istniała większość szkół symultannych”.</u>
<u xml:id="u-14.14" who="#PNowicki">Z tych przytoczonych tu cyfr możemy wyciągnąć wniosek, że rządowi niemieckiemu chodziło o zniemczenie, o zgermanizowanie i wynarodowienie młodzieży polskiej. I tu chodziło nietylko o zgwałcenie narodowości, lecz także o zgwałcenie wyznania katolickiego; niemczenie było połączone z protestantyzowaniem. Taka praktyka rządu niemieckiego musiała przynosić dla nas nauczycieli katolików wielką krzywdę, bo przy obsadzaniu stanowisk kierowniczych uwzględniano przedewszystkiem lutrów, a największa część sił nauczycielskich w szkołach symultannych składała się z nauczycieli lutrów. Dlatego „Związek nauczycieli Polaków Województwa Pomorskiego w licznych swoich rezolucjach, na wszystkich zjazdach wypowiedział się przeciwko szkole międzywyznaniowej, symultannej, w której udzielałoby się religji oddzielnie. Nauczycielstwo pomorskie przyszło do tego wniosku z przyczyn następujących: 1) na mocy przykrego doświadczenia, 2) niechcąc odpłacać wet za wet, 3) z przekonania, że szkoła międzywyznaniowa, symultanna jest tylko przejściem do szkoły bezwyznaniowi ej bezreligijnej. Przypominam uchwałę Związku Wolnego nauczycieli w Niemczech. W r. 1909 żądał ów związek niemiecki najpierw szkoły symultannej, a potem po rewolucji niemieckiej na zjeździe w roku 1919 żądał szkoły bezreligijnej. Z tego wynika, że szkołę symultanną trzeba uważać jako przejście do szkoły bezreligijnej. — Dalej przyszli nauczyciele pomorscy do wypowiedzenia tego wniosku, 4) z przyczyn pedagogicznych, psychologicznych, statystycznych i narodowych.</u>
<u xml:id="u-14.15" who="#PNowicki">Chcę najpierw przytoczyć względy pedagogiczne. Niemiecki minister Altenstein — proszę się nie zrażać, że cytuję argumenty niemieckie — otóż minister Altenstein powiada: „Doświadczenie uczy, że w szkołach symultannych głównego przedmiotu szkolnego religji nie pielęgnuje się ostatecznie, a tkwi to w naturze rzeczy”. Dlaczego — to zaraz wyjaśnię.</u>
<u xml:id="u-14.16" who="#PNowicki">Nowoczesna pedagogika naukowa żąda, by nauka szkolna była koncentracyjna; należy w miarę możności połączyć większą ilość przedmiotów tak, że nie udziela się geografji n. p. tylko w wyznaczonych godzinach, lecz łączy się geografję z historją, śpiewem i innemi przedmiotami. Tak samo należy też nauki religji udzielać nietylko w tych kilku lekcjach, ale też uwzględniać ją i przy innych przedmiotach, przy geografji, historji, a nawet przy nauce o przyrodzie i t. d., tak, że nauka religji musi się ciągnąć jak myśl przewodnia, jak czerwona nić przez szereg innych przedmiotów. Tej koncentracji nauki żąda nowoczesna pedagogika naukowa. Żąda tego także Komisja Edukacyjna, dalej żąda jej pedagog Fries i i. Spasowski w swem dziele pedagogicznem odrzuca myśl specjalizacji i podkreśla konieczność koncentracji nauki. Szkoła ma nietylko wpajać pewne wiadomości, lecz ma się także zajmować wychowaniem dziatwy. Dlatego żąda, jeśli się nie mylę, Rząd polski, żeby nauczyciel ludowy nie był tylko specjalistą, który udziela tylko pewnych przedmiotów, lecz, żeby był raczej wychowawcą. Jeśli więc podług koncentracji nauki ma się udzielać religji w ten sposób, że nauczyciel powinien także i na innych lekcjach nawiązywać do nauki religji, jest możność i obawa obrazy uczuć uczniów innego wyznania podczas nauki. Wiemy przecież z doświadczenia własnego w naszych szkołach polskich, w b. zaborze pruskim, jak nauczyciele luterscy podczas nauki innych przedmiotów np. historji, geografji, zawsze obrażali uczucia dzieci mniejszości, t. j. katolików. A my w naszej szkole, w szkole symultannej nie chcemy iść tą samą drogą, na którą byśmy weszli przez udzielanie nauki religji osobno.</u>
<u xml:id="u-14.17" who="#komentarz">(Głosy: Jakto wspólnie? Dla wszystkich dzieci razem?)</u>
<u xml:id="u-14.18" who="#PNowicki">Proszę kolegi, ja tę drugą koncepcję objaśniłem i odrzuciłem koncepcję szkoły symultannej, gdzie wszystkie dzieci mają uczyć się wspólnie nauki moralności. Teraz mówię o szkole symultannej, gdzie wszystkie dzieci mają się uczyć wspólnie wszystkich innych przedmiotów, ale religji oddzielnie, jak to się działo u nas na Pomorzu, w Poznańskiem i t. d.</u>
<u xml:id="u-14.19" who="#PNowicki">Fryderyk Paulsen mówi tak: „Nikt nie może żądać szkoły symultannej dla niej samej; można żądać tylko jednolitości wyznania uczniów i nauczycieli. Jesteśmy przekonani, że obecność uczniów innego wyznania przysparza nauczycielowi trudności i jest hamulcem. A dalej mówi: „Jak zubożeje książka czytanek szkolnych, jeżeli się z niej wyrzuci wszystko to, co byłoby ubliżającem dla mniejszości wyznaniowych”.</u>
<u xml:id="u-14.20" who="#PNowicki">Dalej chcę mówić o względach statystycznych. Kolega Smulikowski twierdził:</u>
<u xml:id="u-14.21" who="#PNowicki">„Z punktu widzenia ogólnego należy wyznaniowość szkoły potępić i odrzucić jako nieuzasadniony postulat, a przyjąć program ten, jaki istnieje w całej zachodniej Europie”. Jak ma się sprawa w rzeczywistości na zachodzie Europy? W Belgji np. uczęszczało 514,000 dzieci do elementarnych szkół symultannych, a 40,000 do szkół wyznaniowych elementarnych, 8,000 dzieci do gimnazjów symultannych, a 19,000 do gimnazjów wyznaniowych, 26,000 do szkół średnich symultannych, a 49,000 do szkół średnich wyznaniowych, tak więc razem do szkół symultannych 548,000, a do szkół wyznaniowych 468,000. Spisałem sobie statystykę uczęszczania dzieci w Holandji, Szwaj- carji, Anglji i t. d. Ale ponieważ sprawa byłaby za nudna, nie będę z tego wysokiego miejsca przytaczał i cytował poszczególnych danych; chcę tylko zwrócić specjalną uwagę na szkolnictwo na Pomorzu. U nas szkolnictwo jest powszechne w całem szerokiem tego słowa znaczeniu, tak, że prawie każde dziecko w wieku szkolnym uczęszcza do szkoły. A jednak przeprowadzono tam zupełnie ściśle szkołę wyznaniową. Tym przykładem chcę odeprzeć zarzut kolegi Smulikowskiego, który twierdzi, że „powszechność szkoły wyklucza jej wyznaniowość”. Właśnie przykład Pomorza jest dowodem, że powszechność nie wyklucza wyznaniowości, tylko, że te dwa pojęcia można bardzo dobrze razem przeprowadzić.</u>
<u xml:id="u-14.22" who="#PNowicki">Dalej względy narodowe. Kolega Smuligowski mówi:</u>
<u xml:id="u-14.23" who="#PNowicki">„Z punktu widzenia państwowego uważam stanowisko szkoły wyznaniowej za szkodliwe, powiedziałbym wręcz antypaństwowe… Dzisiaj sytuacja jest wprost inna i każdy, kto wprowadza wyznaniowość szkoły, wprowadza idee separastyczne, odśrodkowe, niepaństwowe, a nawet antipaństwowe. Choćby z tego punktu widzenia szkoła wyznaniowa dziś jest nie do utrzymania”.</u>
<u xml:id="u-14.24" who="#PNowicki">Oprócz tego jeden z poprzednich mówców twierdził, że trzeba wprowadzić szkołę symultanną choćby dlatego, żeby dzieci w młodości zetknęły się z dziećmi innych wyznań, ażeby nauczyły się tolerancji i t. p.</u>
<u xml:id="u-14.25" who="#komentarz">(Głos z ław Narodowego Chrześcijańskiego Stronnictwa Robotniczego: Pan w poprzednim swoim przemówieniu jednak domagał się tego! Dokładny stenogram tak mówi)</u>
<u xml:id="u-14.26" who="#PNowicki">Kolega się myli. Ja żądałem szkoły jednolitej, o czem będę mówił, jednakowoż, choć żądałem szkoły jednolitej, powszechnej, nie wyeliminowałem szkoły wyznaniowej. W poprzedniem swojem przemówieniu nie mówiłem wcale o szkołach wyznaniowych, niewyznaniowych, ani symultannych.</u>
<u xml:id="u-14.27" who="#PNowicki">Powtarzam więc, że jeden z kolegów, zwolennik szkoły symultannej, żądał szkoły tej na to, ażeby dzieci zetknęły się w młodości z dziećmi innych wyznań, ażeby nauczyły się tolerancji i t. d. Owszem, koledze, jeśli się nie mylę, był to kolega Bobek, — odpowiem na to:</u>
<u xml:id="u-14.28" who="#PNowicki">Pruski minister Altenstein, który musiał mieć dużo na tem polu doświadczenia, przyznał: „Nie osiągnie się nigdy tego zamiaru, by zapomocą szkoły symultannej przyczynić się do większej zgody pomiędzy różnemi wyznaniami”. Powiedział to niemiecki minister. Dalej były minister oświaty Gosler powiedział tak: „Tam, gdzie zniesiono szkołę symultanną, spokój zapanował pomiędzy poszczególnemi wyznaniami”. Dalej minister Miquel powiada: że „w Holandji bezreligijne szkoły spowodowały bezdenną nienawiść pomiędzy wyznaniami”. A w Austrji, gdzie mieliśmy szkoły symultanne, ludzie przecież nie nauczyli się tolerancji Powracam do twierdzenia kolegi Smuligowskiego, który powiedział, że szkoły symultanne trzeba podtrzymać, a szkoły wyznaniowe odrzucić, a to z punktu widzenia państwowego. Jako Pomorzanin chciałbym odpowiedzieć i wyjaśnić, jakby przedstawiała się taka szkoła u nas na Pomorzu, w szczególności na Kaszubach. Więc dzielilibyśmy, przypuszczam, u nas na Kaszubach szkoły podług narodowości, nie podług wyznań. Istnieje obawa, że Kaszubi, uważając jeszcze niestety wyszkolenie i szkoły niemieckie za lepsze od polskich, nie posyłaliby dzieci swoich do szkół polskich, tylko po większej części, — mam na to dowody, — do szkół niemieckich, tak że do spolszczenia i odniemczenie byłaby bardzo daleka droga. Z tych przyczyn u nas na Pomorzu, w szczególności na Kaszubach jest tylko możliwa szkoła wyznaniowa. Np. w Tczewie mamy szkołę luterską, co jest równoznaczne z niemiecką. Oprócz tego jest szkoła katolicka, to jest polska szkoła pomocnicza, czyli wstępna i szkoła polska postępowa. W Starogardzie istnieje szkoła luterska, co jest równoznaczne z niemiecką i szkoła katolicka, to znaczy polska.</u>
<u xml:id="u-14.29" who="#PNowicki">Z tych dopiero co przytoczonych przyczyn musimy odrzucić także trzecią koncepcję: szkołę międzywyznaniową czyli symultanną z oddzielnem udzielaniem religji.</u>
<u xml:id="u-14.30" who="#PNowicki">Pozostaje więc tylko czwarta możliwość t. j. szkoła wyznaniowa. Nie chcę oświetlać korzyści tej szkoły, uczynili to i uczynią mówcy wymowniejsi odemnie, ale chcę odpowiedzieć poprzedniemu mówcy, który obawiał się klerykalizacji naszej szkoły. Przecież w szkołach nie potrzebują udzielać religji koniecznie tylko księża. Bo przecież u nas na Pomorzu mamy szkoły nie tylko w wioskach parafialnych, ale i w najmniejszych, w najbardziej odległych wioskach. Gdyby ksiądz chciał udzielać religji we wszystkich szkołach swej parafji, nie mógłby mieć innego zatrudnienia jak tylko objeżdżać poszczególne szkoły i udzielać religji. Dlatego nauczyciel otrzymuje u nas przy składaniu egzaminu nauczycielskiego aprobatę od władzy biskupiej, upoważniającą do udzielania nauki religji w szkole. Dlatego nie trzeba się wcale klerykalizacji szkół obawiać.</u>
<u xml:id="u-14.31" who="#PNowicki">Proszę Panów, stanowisko, które miałem zaszczyt zająć i omówić, jest stanowiskiem całego nauczycielstwa Pomorza i oprócz tego przyłącza się do niego także nasz klub N. P. R. Z tych wiec przyczyn będziemy glosować za art 126 według propozycji większości Komisji jako też za art. 125 także w brzmieniu I większości Komisji.</u>
<u xml:id="u-14.32" who="#PNowicki">Kilka słów chcę jeszcze powiedzieć do art. 123, gdzie jest mowa o bezpłatności nauki szkolnej. Art. 123 proponuje, ażeby tylko nauka początkowa była bezpłatna. Dalsze poprawki proponują, ażeby także i nauka w szkolnictwie średniem i wyższem państwowem, a potem także prywatnem, była bezpłatna. Proszę Panów, N. P. R. z zasady wypowiada się za bezpłatnością nauki we wszystkich kategorjach szkół, to znaczy nietylko w szkolnictwie powszechnem, ale i średniem i wyższem. Program N. P. R. powiada tak: „Dlatego wszystkie źródła oświatowe powinny być dostępne dla wszystkich obywateli. Koszta te powinno ponosić państwo, ale nietylko szkół elementarnych, lecz także i gimnazjów, szkół realnych, wszechnic i t. d.”. Jednakże trzeba uwzględnić stan finansowy państwa. Już bezpłatność nauczania w szkole powszechnej połączona jest z wielkiemi wydatkami. Dlatego stoimy na tem stanowisku, że w latach najbliższych przejściowych nie możemy uprzystępnić źródła oświaty bezpłatnie także w szkolnictwie średniem i wyższem.</u>
<u xml:id="u-14.33" who="#PNowicki">Przy omawianiu art. 120 i 121 mówiłem o jednolitości szkolnictwa powszechnego. Ks. kolega Dziennicki dorzucił, że zapomniałem o Polsce. Proszę Panów, ja nie zapomniałem o Polsce. Wiemy przecież, że każdy zna najlepiej szkolnictwo swego zaboru, szkoły, które sam przechodził. I ponieważ Polska w czasie niewoli 150 letniej nie miała doświadczenia praktycznego w szkolnictwie, trzeba oglądać się też na państwa zachodnie, abyśmy po skrupulotrem zbadaniu go, mogli niektóre rzeczy, które uważamy za korzystne i dodatnie uwzględnić przy omawianiu projektów szkolnictwa polskiego. Naturalnie należy to robić z pełną, skrupulatnością, bo gdy jesteśmy z owem szkolnictwem nieomal zrośnięci, możemy popełnić wielki błąd, i polecać i uważać za dobre to, co jest złe. Ja bardzo sumiennie zastanawiałem się nad tą kwestją i przyszedłem do przekonania, że jeżeli przyjmieny art. 125 i 126 w brzmieniu większości Komisji, znaczy, że nauka religji będzie obowiązkową, i jeżeli przyjmiemy szkołę wyznaniową, to możemy zupełnie śmiało przyjąć i zaprowadzić także szkolnictwo powszechne, jednolite, państwowe. Chcielibyśmy bowiem uniknąć pewnego chaosu, dezorganizacji.</u>
<u xml:id="u-14.34" who="#PNowicki">U nas w b. zaborze pruskim, jak już przedtem powiedziałem, mieliśmy i mamy szkolnictwo powszechne, jednak chaos i dezorganizacja już zaczyna się wkradać w nasze szkolnictwo pomorskie. Np. Niemiec posiadacz dóbr w Celbowie, pow. puckiego zakłada sobie szkołę niemiecką, chociaż w wiosce Celbowie i w Brudzewie jest tylko 8 dzieci niemieckich, a 32 dzieci polskich, katolickich. Zakłada on szkołę niemiecką i podług brzmienia art. 120 miałby do tego zupełne prawo.</u>
<u xml:id="u-14.35" who="#komentarz">(Głos: Musi mieć odpowiednią ilość dzieci.)</u>
<u xml:id="u-14.36" who="#PNowicki">Jeżeli rodzice mają utrzymywać własnym kosztem szkołę albo płacić wielkie sumy, to będą uważali za dobrodziejstwo jeżeli jakiś majętny Niemiec, czy inny cudzoziemiec założy im szkołę, zdejmie z nich koszta, i chętnie będą posyłali dzieci, jak się w danym wypadku dzieje, do szkoły niemieckiej. Jeszcze raz powtarzam: 32 dzieci polskich katolickich, a tylko 8 dzieci niemieckich uczęszcza do szkoły niemieckiej, gdzie uczy jakaś panienka Neunert bez egzaminu nauczycielskiego i bez aprobaty rządu. Więc z tego przykładu wynika, że grozi nam pewna dezorganizacja gdybyśmy przyjęli art. 120 w brzmieniu, jak proponuje większość Komisji. Właśnie, ażeby tego uniknąć, proponujemy szkolnictwo jednolite i usuwamy wszelkie zarzuty, jakobyśmy chcieli szkolnictwo niemieckie żywcem przenieść na szkolnictwo polskie.</u>
<u xml:id="u-14.37" who="#PNowicki">Do art. 123 w myśl moich poprzednich wywodów proponuję, ażeby skreślić wyrazy „utrzymywanych przez Państwo i ciała samorządowe” tak, że ten artykuł brzmiałby: „Nauczanie w szkołach początkowych powszechnych jest bezpłatne”, ponieważ szkoły powszechne według mojej propozycji mogą być tylko jednolite i to państwowe.</u>
</div>
<div xml:id="div-15">
<u xml:id="u-15.0" who="#Marszałek">Proponuję odroczenie dalszej dyskusji. Nadeszły następujące wnioski nagłe:</u>
<u xml:id="u-15.1" who="#komentarz">(Czyta)</u>
<u xml:id="u-15.2" who="#Marszałek">Wniosek nagły p. ks. Kotuli i tow. o przyznanie Śląskowi Górnemu na wypadek przyłączenia go do Polski ulg w ustawie o reformie rolnej — odsyłam do Komisji Rolnej i Spraw Zagranicznych.</u>
<u xml:id="u-15.3" who="#Marszałek">Wniosek nagły Zw. L.-N. o ułatwienie opłat na rzecz Skarbu przez pośrednictwo Państwowej Kasy Oszczędności — odsyłam do Komisji Skarbowo-Budżetowej.</u>
<u xml:id="u-15.4" who="#Marszałek">Wniosek nagły pp. Gdyka, ks. Kaczyńskiego i towarzyszy w sprawie działalności P. U. Z. A. P. odsyłam do Komisji Aprowizacyjnej.</u>
<u xml:id="u-15.5" who="#Marszałek">Wniosek nagły p. Godka i tow. ze Zw. L.-N. o odbudowę zniszczonych przez wojnę wsi, miast i miasteczek, położonych w nadgranicznych powiatach wschodniej Małopolski — odsyłam do Komisji Odbudowy Kraju.</u>
<u xml:id="u-15.6" who="#Marszałek">Wniosek nagły p. Balickiej i tow. ze Zw. L.-N. w sprawie upośledzenia kobiety-urzędniczki w rozporządzeniu Rady Ministrów z 5 sierpnia 1920 r. — odsyłam do Komisji Administracyjnej i Skarbowo-Budżetowej.</u>
<u xml:id="u-15.7" who="#Marszałek">Wniosek nagły p. Rajcy i tow. z klubu N. P. R. w sprawie kas emerytalnych — odsyłam do Komisji Administracyjnej i Skarbowo-Budżetowej.</u>
<u xml:id="u-15.8" who="#Marszałek">Wniosek nagły p. Gdyka i tow. z N. Ch. K. R. o założenie politechniki w b. dzielnicy pruskiej — odsyłam do Komisji Oświatowej i Skarbowo-Budżetowej.</u>
<u xml:id="u-15.9" who="#Marszałek">Wniosek nagły p. Rosseta i tow. o rozbudowę miast — odsyłam do Komisji dla Spraw Miejskich i Skarbowo-Budżetowej.</u>
<u xml:id="u-15.10" who="#Marszałek">Wniosek nagły pp. Moraczewskiego i tow. o odbudowanie fabryki tytoniu w Winnikach — odsyłam do Komisji Skarbowo-Budżetowej.</u>
<u xml:id="u-15.11" who="#Marszałek">Wniosek nagły pp. Smulikowskiego i tow. w sprawie ustawy emerytalnej dla urzędników, nauczycieli, funkcjonarjuszy państwowych — odsyłam do Komisji Administracyjnej i Skarbowo-Budżetowej.</u>
<u xml:id="u-15.12" who="#Marszałek">Trzy wnioski nagłe pp. Dubanowicza, Buzka i Barlickiego, dotyczące tej samej sprawy, mianowicie, rozporządzenia ks. kardynała Bertrama, mają być co do nagłości swojej dyskutowane.</u>
<u xml:id="u-15.13" who="#Marszałek">Głos ma p. Dubanowicz.</u>
</div>
<div xml:id="div-16">
<u xml:id="u-16.0" who="#PDubanowicz">Wysoki Sejmie! W imieniu klubu N. Z. L. mam zaszczyt przedstawić Wysokiemu Sejmowi następujący wniosek nagły w sprawie jurysdykcji biskupa Bertrams na terenie plebiscytowym Górnego Śląska.</u>
<u xml:id="u-16.1" who="#PDubanowicz">Wobec tego: 1) że pozostawienie ludności Górnego Śląska pod kościelnym zarządem niemieckiego biskupstwa we Wrocławiu jest sprzeczne z postanowieniami Traktatu Wersalskiego, że 2) Stolica Apostolska w innym wypadku, mianowicie w Rjece, wydzieliła obszar sporny z djecezji jugo-słowiańskiej i dała mu osobnego Administratora Apostolskiego, 3) że zabiegi kardynała Bertrama na rzecz Niemiec wystawiają na ciężką próbę wierne uczucia narodu Polskiego dla Stolicy Apostolskiej. Sejm wzywa Rząd, aby zarządził potrzebne kroki, iżby załatwienie spraw między Polską a Stolicą Apostolską złożone było w przyszłości z obu stron w odpowiednie ręce, aby uzyskać bezwzględne wydzielenie Górnego Śląska z zarządu niemieckiego djecezji Wrocławskiej i mianowanie dlań osobnego administratora apostolskiego.</u>
<u xml:id="u-16.2" who="#PDubanowicz">Wysoki Sejmie! Skoro jako wierzący katolik, jako przedstawiciel klubu katolickiego poruszam tę sprawę, to czynię to nie bez głębokiej przykrości. Jednakże czynię to w interesie narodu polskiego, a przedewszystkiem Kościoła Katolickiego.</u>
<u xml:id="u-16.3" who="#komentarz">(Głos: Słusznie)</u>
<u xml:id="u-16.4" who="#PDubanowicz">Mówiąc o tej sprawie, nie zwracamy się przeciw Stolicy Apostolskiej, a raczej przeciw świeckiej polityce Watykanu w tej kwestji. Mamy głębokie zrozumienie, iż ta najwyższa placówka posiada mężów, którzy znajdą w sobie należyte zrozumienie tych istotnych spraw, o które w tym wypadku idzie. Mam pełne zaufanie, że Kościół katolicki w Polsce ma na swoim czele mężów wypróbowanego patrjotyzmu i mądrości, którzy z pewnością uczynią wszystko, ażeby sprawa ta była szybko rozpatrzona i stanowczo załatwiona. Leży to, jak powiadam, w interesie całego naszego ludu, głęboko wierzącego i przywiązanego do Stolicy Apostolskiej; leży w interesie samego Kościoła, ażeby chwilowy błąd popełniony — musimy to przyznać z ubolewaniem — z powodu nieuwagi naszego przedstawiciela w Rzymie profesora Kowalskiego, człowieka dobrej woli, ale niestety nieudolnego, został naprawiony, a możemy mieć pewność, że Stolica Apostolska znajdzie zrozumienie tej sprawy i postąpi w należyty sposób, ażeby te błędy naprawić.</u>
</div>
<div xml:id="div-17">
<u xml:id="u-17.0" who="#Marszałek">Przeciw nagłości nikt głosu nie żąda.</u>
<u xml:id="u-17.1" who="#Marszałek">Dla umotywowania nagłości następnego wniosku głos ma poseł Buzek.</u>
</div>
<div xml:id="div-18">
<u xml:id="u-18.0" who="#PBuzek">Wysoki Sejmie! Bawiłem przed kilku tygodniami na Górnym Śląsku i miałem sposobność przypatrzeć się tam naszym pracom plebiscytowym. Otóż serca nasze napełnia otuchą fakt, że ogromna większość ludu polskiego na Śląsku stanowczo oświadcza się za przyłączeniem do Polski. Jest rzeczą pewną, że wiele powiatów, zwłaszcza graniczących ze Śląskiem Cieszyńskim, oświadczają się za Polską.</u>
<u xml:id="u-18.1" who="#PBuzek">Co więcej, możemy na podstawie obserwacji stwierdzić, że także w powiatach i nadodrzańskich szanse nasze znacznie się poprawiły. Dowodem tego choćby fakt, że w powiecie prudnickim, położonym i za Odrą najdalej na zachód, z 58 przełożonych gmin zaproszonych w zeszłym tygodniu na zebranie, 54 oświadczyło się za Polską, a tylko 4 za Niemcami, a 5 gmin nie było reprezentowanych. To są ci przełożeni gmin, którzy na podstawie powszechnego głosowania byli wybrani w zeszłym roku, więc dają odpowiednie wyobrażenie o nastrojach tam panujących. Należy stwierdzić, że im więcej wola samego ludu górnośląskiego przechyla się na naszą stronę, tem większe usiłowania robi strona przeciwna, aby sfałszować wolę tejże ludności.</u>
<u xml:id="u-18.2" who="#PBuzek">Przedewszystkiem należy przytoczyć sprawę bardzo bolesną, mianowicie sprawę prawa głosowania emigrantów. Tę sprawę porusza wniosek p. Głąbińskiego, więc nie będę się nią zajmować. Muszę przejść do drugiej sprawy, mianowicie rozporządzenia ks. biskupa wrocławskiego z 25 listopada. Otóż, ażeby zrozumieć dokładnie znaczenie tego rozporządzenia, trzeba sobie uprzytomnieć stosunki, jakie panują na Górnym Śląsku. Inteligencji polskiej na Górnym Śląsku jest niezmiernie mało, inteligencji niemieckiej bardzo dużo. To jest naturalnie w walce plebiscytowej strona ujemna, nasza słaba strona. Największą częścią tej naszej inteligencji jest nasze polskie duchowieństwo, ale tego polskiego duchowieństwa jest mało, ponieważ polityka obu ostatnich księży biskupów wrocławskich, tak ks. kardynała Koppa, jak i obecnego ks. biskupa, dążyła do tego, aby księży, umiejących dobrze po polsku i poczuwających się do polskości przenosić do Brandenburgii w okolice szczerze niemieckie, a na Górny Śląsk nasyłać tylko Niemców, bardzo często po polsku nieumiejących. Ułatwił tę politykę ks. biskupowi fakt, że bardzo wiele probostw jest w kollacji rządowej i rząd przedstawiał na probostwa tylko takich księży, którzy się wyraźnie zobowiązali, że będą popierali politykę germanizacyjną rządu. Rezultat tego jest ten, że conajmniej 4/5 proboszczów, według obliczeń komisarjatu polskiego w Bytomiu, — obliczeń bardzo optymistycznych, gdyż zdaje się że słuszność mają inni, którzy twierdzą, że stosunki są jeszcze gorsze, — należy do stronnictwa niemieckiego, są więc przychylni i agitują ze wszystkich sił za przyłączeniem Śląska do Niemiec.</u>
<u xml:id="u-18.3" who="#PBuzek">Rozporządzenie ks. biskupa wrocławskiego, o którem mówi mój wniosek, zawiera dwa bardzo ważne przepisy. Pierwszy uniemożliwia jakąkolwiek akcję duchowieństwa polskiego z poza djecezji na Górnym Śląsku. W ciągu ostatnich tygodni wyjechało na Śląsk Górny kilkunastu księży misjonarzy z Galicji. W nielicznych zresztą parafjach, gdzie jest proboszcz Polak, odbywali oni misje, a potem mieli przemówienia. Na te przemówienia lud uczęszczał masowo, tak z danej parafji, jak i sąsiednich i to było solą w oku księżom germanizatorom. I dlatego ks. biskup wrocławski wydał zakaz, że bezwarunkowo księżom z poza Górnego Śląska nie wolno na Śląsku jakiejkolwiek działalności natury politycznej rozwijać. To jest pierwszy zakaz.</u>
<u xml:id="u-18.4" who="#PBuzek">Drugi zakaz stanowi co następuje, iż bez zgody proboszczów jakiemukolwiek duchownemu, więc nawet górno-ślązakowi nie wolno w danej parafji rozwijać działalności natury politycznej. Nie wolno więc proboszczowi Polakowi w sąsiedniej parafji, gdzie jest proboszcz Niemiec mieć przemówienie do ludności polskiej, ażeby głosowała za Polską. Ponieważ 4/5 probostw obsadzonych jest Niemcami, rezultat tego drugiego zakazu będzie ten, że 4/5 probostw będzie wolno agitować Niemcom, zaś Polakom nie będzie wolno. Ten zakaz w wysokim stopniu stronniczy pogarsza warunki naszej konkurencyjnej walki z Niemcami w ostatnich tygodniach plebiscytowych. Dlatego Sejm nasz musi sobie zadać dwa pytania: 1) jak mogło dojść do tego rozporządzenia i 2) czy nasze organy rządowe uczyniły wszystko co do nich należy, ażeby zapobiec wydaniu takiego rozporządzenia.</u>
<u xml:id="u-18.5" who="#komentarz">(Głosy: Co robi poseł Kowalski?)</u>
<u xml:id="u-18.6" who="#PBuzek">Dane rozporządzenie zostało wydane w porozumieniu ze Stolicą Apostolską i to po długich pertraktacjach, jak we wstępie tego rozporządzenia jest podane. Nasz poseł powinien o tem wiedzieć, powinien był poczynić wszystko, co było w jego mocy, aby obronić interes narodowy Polski, wobec zakusów niemieckich.</u>
<u xml:id="u-18.7" who="#PBuzek">Otóż pragniemy, ażeby Rząd zdał sprawozdanie co do czynności, jaką poseł nasz przy Watykanie w tej sprawie rozwinął, czy wogóle jakąkolwiek czynność rozwinął i jeżeli rozwinął, jaką i dlaczego bez skutku.</u>
<u xml:id="u-18.8" who="#PBuzek">A teraz druga rzecz: Chcielibyśmy, ażeby Rząd poczynił wszelkie starania u Stolicy Apostolskiej w celu jak najprędszego odwołania tego rozporządzenia i to i naturalnie w czasie najbliższym. Plebiscyt jest tuż za pasem, odbędzie się prawdopodobnie około 30 stycznia. Sprawa jest palącą, bo te ostatnie tygodnie rozstrzygają ostatecznie. Nie wolno pozostawić naszego duchowieństwa ze związanemi rękami, podczas gdy duchowieństwo niemieckie ma ręce rozwiązane. Zdaje się, że ten blizki termin plebiscytu i uzasadnia nagłość wniosków, z któremi pozwoliłem sobie wystąpić przed Wysoką Izbę.</u>
<u xml:id="u-18.9" who="#PBuzek">Prosiłbym o uchwalenie najpierw nagłości, a potem meritum naszych wniosków.</u>
</div>
<div xml:id="div-19">
<u xml:id="u-19.0" who="#Marszałek">Przeciw nagłości nikt głosu nie żąda: Do ostatniego wniosku głos ma poseł Reger.</u>
</div>
<div xml:id="div-20">
<u xml:id="u-20.0" who="#PReger">Wysoki Sejmie! W ostatnich tygodniach w dyskusji nad konstytucją wielokrotnie mieli sposobność moi towarzysze wykazywać szkodliwą dla Polski i niebezpieczną działalność kleru. Niesłusznie wtedy czyniono nam zarzuty, że występujemy przeciw Kościołowi, albo wierze katolickiej. Ze zdziwieniem w końcu spostrzegliście Panowie, że zwalczamy nie tylko klerykaryzm katolicki, ale z równą i siłą klerykalizm np. żydowski.</u>
<u xml:id="u-20.1" who="#komentarz">(Śmiech na prawicy)</u>
<u xml:id="u-20.2" who="#PReger">My nie występujemy przeciw Kościołowi, jako organizacji religijnej, nie występujemy przeciw żadnej wierze, ale występujemy z największą siłą i energją przeciw jego uroszczeniom i będziemy to tak długo czynili, aż cały naród polski zrozumie, że stanowisko nasze jest słuszne i pójdzie za nami. I dzisiaj już widzimy, że znaczna większość narodu polskiego, w Małopolsce ogromna większość, na Śląsku prawie cały ogół — piętnuje politykę klerykalizmu, wrogą interesom narodu polskiego. Nie występujemy przeciw Panu Bogu, nie przeciw wierze, nie przeciw Kościołowi, ale przeciw klerykalizmowi watykańskiemu, rzymskiemu, wrogiej narodowi polskiemu polityce kościelnej i hierarchji kościelnej.</u>
<u xml:id="u-20.3" who="#PReger">Kiedy ks. Teodorowicz przed kilku dniami w tak wymownych słowach bronił tutaj polityki kościoła katolickiego, mało brakowało, żeby osięgnął z wyjątkiem bardzo wąskiego skrawka lewicy ogólny sukces, ale ten sukces gruntownie zepsuł mu jego koleżka z Wrocławia. Myślę, że po tej ostatniej tak szkodliwej dla narodu polskiego akcji księcia biskupa wrocławskiego Bertrama nie znajdzie się na tej sali ani jeden Polak, któryby się odważył podnieść rękę w obronie polityki kurji rzymskiej.</u>
<u xml:id="u-20.4" who="#komentarz">(Głos: To jest biskup niemiecki)</u>
<u xml:id="u-20.5" who="#PReger">I dlatego widzimy, że wszystkie stronnictwa są jednomyślne w proteście przeciw tej szkodliwej polityce i wszyscy domagają się odwołania ambasadora polskiego z Watykanu. Jest tam całkiem niepotrzebny, chyba tylko po to, by całował pantofel, na to brak pieniędzy, ażeby go tam utrzymywać, nie trzeba godności narodu polskiego w ten sposób poniżać. Odwołać go stamtąd.</u>
<u xml:id="u-20.6" who="#komentarz">(Głos: odwołać go i zastąpić przez innego)</u>
<u xml:id="u-20.7" who="#PReger">Lepszy, ani mądrzejszy nie pójdzie całować pantofla, tam mógł pójść tylko taki Kowalski. Odwołać go stamtąd, jest on tam zbyteczny, a jak widzimy, działalność jego jest szkodliwą, tembardziej, że taki Bertram może powoływać się, że po szczegółowych dokładnych kilkakrotnych pertraktacjach z Watykanem wydaje to katowskie rozporządzenie, które jest zabójcze dla narodu polskiego na Górnym Śląsku.</u>
<u xml:id="u-20.8" who="#PReger">Proszę Panów, polityka biskupów wrocławskich oddawna była taka sama, nie od dzisiaj i dlatego polski lud śląski dawno domagał się, ażeby przynajmniej księstwo Cieszyńskie było odłączone od biskupstwa Wrocławskiego i zawsze w Watykanie spotykaliśmy opór przeciw temu.</u>
<u xml:id="u-20.9" who="#PReger">Tylko polityka watykańska, a nie religja, czysto polityczne interesy Watykanu stały temu na przeszkodzie.</u>
<u xml:id="u-20.10" who="#PReger">Widzę tutaj przed sobą czcigodnego naszego posła ze Śląska Cieszyńskiego ks. Londzina, jednego z męczenników tej polityki antypolskiej na Śląsku Cieszyńskim, długoletniego męczennika tej roboty, która była skierowana ku temu, ażeby lud polski na Śląsku Cieszyńskim zgnębić i zniszczyć.</u>
<u xml:id="u-20.11" who="#PReger">W Cieszynie wychodziło od 65 lat dobre, czysto katolickie, pobożne pisemko, redagowane przez ks. Londzina, p. t. „Gwiazdka Cieszyńska „Gwiazdka Cieszyńska” po tych rozmaitych zmianach politycznych, jakie przed 30 laty nastąpiły, zaczęła się finansowo chwiać, ale „Gwiazdka Cieszyńska” jest pożyteczna dla ludu katolickiego. To czcigodne stare pisemko podtrzymywało założone w Cieszynie katolickie towarzystwo prasowe. Ks. biskup wrocławski kazał to katolickie towarzystwo prasowe rozwiązać, ks. Londzina ścigać, probostwa mu nie dał, zakazał redagowania tej gazety i gdyby nie gimnazjum polskie, które go uczyniło swoim profesorem, kto wie w jaką biedę za obronę interesów katolickiego ludu, byłby popadł. Niema takiego, ktoby się znalazł, i ktoby się odważył bronić tej polityki.</u>
<u xml:id="u-20.12" who="#komentarz">(P. Dubanowicz: A Pan nie uznaje patrjotyzmu naszych księży?)</u>
<u xml:id="u-20.13" who="#PReger">Co to znaczy nie uznaje? Przytoczyłem ten przykład i chwalę ten wysoki patrjotyzm ks. Londzina, ale potępiam tę łajdacką i szkodliwą politykę biskupa wrocławskiego.</u>
<u xml:id="u-20.14" who="#PReger">I dlatego trzeba koniecznie, abyśmy nagłość tych trzech wniosków uchwalili. Ale nietylko nagłość sama, lecz i meritum tych wniosków trzeba uchwalić, odwołać ambasadora polskiego Kowalskiego z Rzymu, bo on tam niema nic do roboty i nic tam faktycznie nie robi, tylko szkodzi nam, należy oddać papiery uwierzytelniające monsignorowi Rattie'mu, który przyjechał, jako wysoki komisarz plebiscytowy, — jeszcze jeden jakiś komisarz nad nami z Rzymu, — a siedzi tu tylko po to, aby razem z Niemcami, hakatystami uprawiać politykę przeciw Polakom.</u>
<u xml:id="u-20.15" who="#PReger">Dlatego proszę, żeby nietylko nagłość, ale i meritum tych wniosków przyjąć.</u>
</div>
<div xml:id="div-21">
<u xml:id="u-21.0" who="#Marszałek">Głos ma p. Minister Spraw Zagranicznych.</u>
</div>
<div xml:id="div-22">
<u xml:id="u-22.0" who="#MinisterSprawZagranicznychSapieha">Wysoki Sejmie! Rząd, jak tylko otrzymał wiadomość o rozporządzeniu ks. kardynała Bertrama, natychmiast zajął w tej sprawie stanowisko.</u>
<u xml:id="u-22.1" who="#komentarz">(Głosy: Jakie?)</u>
<u xml:id="u-22.2" who="#MinisterSprawZagranicznychSapieha">Należy najpierw wyjaśnić pewne rzeczy, które się stały przed tem rozporządzeniem, mianowicie: ze strony Polski szły do Rzymu liczne skargi na księży niemieckich za to, że nadużywali ambony, nadużywali władzy kapłańskiej do agitacji przeciw Polsce. My sami do pewnego stopnia sprowokowaliśmy wtrącenie się Stolicy Apostolskiej w tę sprawę, a sprowokowaliśmy ze słusznych powodów, gdyż księża niemieccy na Śląsku, korzystając ze stanowiska jakie zajmują, co było zresztą panom posłom wyjaśnione, nadużywali swego stanowiska i kościoła na to, ażeby w niedopuszczalny sposób propagandę prowadzić. Ze swej strony Niemcy zanosili skargi na naszych księży, którzy w gorliwości patrjotycznej brali wielki udział w tej walce plebiscytowej.</u>
<u xml:id="u-22.3" who="#MinisterSprawZagranicznychSapieha">Nie należy zatem dziwne się i przed wyjaśnieniem sprawy bezkrytycznie potępiać Stolicy Apostolskiej. Stolica Apostolska mogła wydać pewne rozporządzenia, które nie były skierowane przeciw Polakom, ale miały za zadanie do pewnego stopnia regulowanie tej sprawy i usuwania pewnych nadużyć. Nie mamy żadnych powodów do przypuszczania, ażeby Stolica Apostolska…</u>
<u xml:id="u-22.4" who="#komentarz">(Głos: Stolica Apostolska wydała rozporządzenia tylko przeciw księżom polskim a nie niemieckim)</u>
<u xml:id="u-22.5" who="#MinisterSprawZagranicznychSapieha">Jeśli Panowie pozwolą, to ja tę sprawę zaraz wyjaśnię. Otóż nie mamy powodu myśleć, żeby rozporządzenie takie było wydane przez Stolicę Apostolską, a przeciwnie, mam bardzo poważne powody do sądzenia, że ta rzecz odbyła się zupełnie bez zgody Stolicy Apostolskiej. Jak tylko wiadomość ta przyszła, zainterpelowano oficjalnie Nuncjusza Papieskiego Msgr. Ratti, który kategorycznie wyparł się, żeby o tej rzeczy wiedział, i twierdzi kategorycznie, że Watykan takiego rozporządzenia wydać nie mógł. Nim ta rzecz będzie sprawdzona uważałbym za bezwarunkowo niedopuszczalne, ażeby wobec Stolicy Apostolskiej jakiekolwiek kroki robić. Należy poczekać aż sprawdzimy, jak się ta rzecz rzeczywiście ma.</u>
<u xml:id="u-22.6" who="#komentarz">(Głos: A plebiscyt?)</u>
<u xml:id="u-22.7" who="#MinisterSprawZagranicznychSapieha">Rząd natychmiast poczynił co następuje: Oprócz protestu u Msgr. Ratti, zaprotestował przed Komisją Plebiscytową i natychmiast posłał polecenie do posła Kowalskiego do Rzymu, aby zażądał kategorycznie zarówno odwołania tego rozporządzenia, jak i tego, aby teren plebiscytowy został wydzielony z pod jurysdykcji ks. biskupa Bertrama i aby został nominowany administrator Stolicy Apostolskiej.</u>
<u xml:id="u-22.8" who="#komentarz">(Głos: Trochę późno)</u>
<u xml:id="u-22.9" who="#MinisterSprawZagranicznychSapieha">Staraliśmy się przedtem, ale bezskutecznie.</u>
<u xml:id="u-22.10" who="#komentarz">(Głos: Słuchajcie)</u>
<u xml:id="u-22.11" who="#MinisterSprawZagranicznychSapieha">I kto wie, czy ks. Bertram nie oddał nam przysługi, czy obecnie nie dadzą nam tego, czego nam przedtem Stolica Apostolska dać nie chciała.</u>
<u xml:id="u-22.12" who="#komentarz">(Głos: Słuchajcie)</u>
<u xml:id="u-22.13" who="#MinisterSprawZagranicznychSapieha">W każdym razie rząd zrobił, co mógł, żeby sprawę zakończyć pomyślnie i proszę bardzo, aby kroków zbyt pochopnych nie robić, zanim sprawa nie zostanie należycie wyświetlona.</u>
</div>
<div xml:id="div-23">
<u xml:id="u-23.0" who="#Marszałek">Głos ma p. ks. Maciejewicz.</u>
</div>
<div xml:id="div-24">
<u xml:id="u-24.0" who="#PksMaciejewicz">Proszę Panów! Godzę się całkowicie na pierwszy i drugi wniosek, które uzasadniali tu przedmówcy i które świadczą wyraźnie o krzywdach naszych na Górnym Śląsku. Nie mogę się zgodzić z trzecim wnioskiem. Praktyka nasza jest taka, że nic rozdają nam tekstu nagłego wniosku i nie wiemy, co zawiera, ale wnoszę z tego, co mówił jego obrońca, że nie wskazane jest, abyśmy za nagłością głosowali, przedewszystkiem dlatego, że rzucano się z gniewem przeciw Rzymowi, poplątano i pomieszano sprawy niemieckich ludzi i biskupów ze sprawą biskupa wielce szanowanego u nas i naszego kolegi ks. arc. Teodorowicza i przedstawiano sprawy w ten sposób, że nie Niemcy są winni, ale przedewszystkiem katoliccy i biskupi i księża, a potem wskutek tego winni Polacy. Jakkolwiek mówca starał się po tych zapędach okrasić tę sprawę historją ks. Lonck-ina, to jednak przypuszczam, że ks. Londzin jak dotychczas się bronił sam, tak i nadal potrafi się bronić. Ale nam chodzi o to, żeby nie plątać sprawy i nie wywoływać konfliktu międzynarodowego. Wykrzykniki o pantoflu i o ks. Rattim nie ułatwią naszej sytuacji wobec zagranicy i tylko poniżą nasze stanowisko wobec międzynarodowych stosunków.</u>
<u xml:id="u-24.1" who="#PksMaciejewicz">I dlatego wypowiadam się przeciw nagłości tego wniosku.</u>
</div>
<div xml:id="div-25">
<u xml:id="u-25.0" who="#Marszałek">Przeciw nagłości dwóch pierwszych wniosków nikt nie oponował: Proszę tych Posłów, którzy są za nagłością dwóch pierwszych wniosków, żeby powstali z miejsc. Nagłość wniosków jednomyślnie przyjęta.</u>
<u xml:id="u-25.1" who="#Marszałek">W sprawie głosowania trzeciego wniosku głos ma p. Reger.</u>
</div>
<div xml:id="div-26">
<u xml:id="u-26.0" who="#PReger">Całkiem słusznie powiedział mój przedmówca, że trzeba znać treść tego, nad czem się głosuje, i dlatego proszę P. Marszałka, żeby był łaskaw pozwolić na odczytanie całego wniosku:</u>
<u xml:id="u-26.1" who="#komentarz">(czyta)</u>
<u xml:id="u-26.2" who="#PReger">WNIOSEK NAGŁY</u>
<u xml:id="u-26.3" who="#PReger">Związku P.P.S. w sprawie zarządzeń ks. kardynała Bertrama co do zachowania się kleru na górno-śląskim terenie plebiscytowym.</u>
<u xml:id="u-26.4" who="#PReger">Dnia 21 listopada 1920 r. ks. kard. Bertram, biskup wrocławski wydał, a dnia 25 listopada ogłosił w piśmie urzędowym „Verordnungen des Fiirst. Gen.- Vik.-Amtes zu Breslau” (Nr. 682) zarządzenie, które w polskiem tłómaczeniu brzmi, jak następuje:</u>
<u xml:id="u-26.5" who="#PReger">„Rozporządzenie arcypasterskie w sprawie zachowania się kleru na terenie głosowania.</u>
<u xml:id="u-26.6" who="#PReger">Wobec licznych skarg i gorszących zajść na górno-śląskim terenie głosowania, nawiązując do moich uprzednich zarządzeń, upomnień i ogłoszeń, jestem zmuszony po szczegółowych pertraktacjach ze Świętą Stolicą Apostolską w celu obrony stanu duchownego, jako też żywotnych interesów kościoła, kleru i gmin wydać mocą me władzy biskupiej i przy aprobacie Stolicy Świętej, następujące zarządzenie:</u>
<u xml:id="u-26.7" who="#PReger">1) Na górno-śląskim terenie głosowania najsurowiej zakazuje się wszystkim księżom i klerykom bez różnicy narodowości i języka brania udziału w politycznych demonstracjach lub wygłaszania jakichkolwiek politycznych lub innych mów, bez wyraźnego zezwolenia miejscowego proboszcza.</u>
<u xml:id="u-26.8" who="#PReger">2) Wszystkim, niepodlegającym djecezji wrocławskiej, księżom prócz tego najsurowiej i zakazuje się prowadzenia jakiejkolwiek agitacji politycznej na górnośląskim terenie głosowania, czy to przez przemawianie, czy też branie udziału w demonstracjach niezależnie od tego, czy to się odbywa za zgodą, czy też bez zgody proboszcza.</u>
<u xml:id="u-26.9" who="#PReger">Za przekroczenie każdego z osobna dwóch powyższych zakazów rozciągam niniejszem mocą swej władzy biskupiej i mocą szczególnego papieskiego upoważnienia ipso facto suppensio, która jest zastrzeżona biskupowi. Ta okoliczność, iż Stolica Apostolska samorzutnie postanowiła w osobnym reskrypcie uznać mnie za upoważnionego do udzielania usilnego poparcia przez cenzurę latae sententiae obydwu przepisom, odnoszącym się do djecezyjnych i obcych księży jest uderzającym dowodem tego znaczenia, jakie przypisuje najwyższy autorytet kościelny powyższym normom. O przekroczeniach miejscowi proboszczowie winni niezwłocznie mi donieść.</u>
<u xml:id="u-26.10" who="#PReger">3) Niestety, widzę się zmuszonym ponownie podkreślić obowiązki świadomego unikania w kościele i podczas wykonywania duchownych obowiązków wszelkiej pośredniej i bezpośredniej agitacji politycznej.</u>
<u xml:id="u-26.11" who="#PReger">4) Księża, którzy nie posiadają od ordynarjatu we Wrocławiu jurisdictio fori confessionalis, nie posiadają też licentiam praedicandi.</u>
<u xml:id="u-26.12" who="#PReger">Nikomu nie wolno robić użytku z udzielonej mu licentiae praedicandi w pewnej parafji bez zezwolenia odpowiedniego proboszcza, o wykroczeniach należy mi natychmiast donieść.</u>
<u xml:id="u-26.13" who="#PReger">5) Rozporządzenie niniejsze winni proboszczowie doręczyć natychmiast wszystkim księżom, tak znajdującym się obecnie w parafji, jako też tym, którzy w przyszłości przybędą.</u>
<u xml:id="u-26.14" who="#PReger">( — ) Kard. Bertram, ks. biskup”.</u>
<u xml:id="u-26.15" who="#PReger">Zważywszy, iż 75–80% proboszczów na Górnym Śląsku stanowią Niemcy, uprawiający z rozkazu wyższego hakatystyczną politykę, zarządzenie powyższe skierowuje się głównie przeciw księżom Polakom i paraliżuje agitację polską, pozostawiając niemieckim proboszczom wolną rękę. Że biskup Bertram w tej, a nie innej intencji wydał swe zarządzenie widocznem jest z faktu, iż ten znany agitator hakatystyczny na stolcu biskupim wezwał listownie niemieckie zakonnice Boromeuszki z Cieszyna do przybycie na Górny Śląsk w celu głosowania za Niemcami. Zarządzenie powyższe nie mogło być wydane bez porozumienia z nuncjuszem papieskim Rattim w Warszawie, który jest komisarzem plebiscytowym na Górnym Śląsku z ramienia Watykanu.</u>
<u xml:id="u-26.16" who="#PReger">Zaznaczamy, że biskup wrocławski do tej chwili roztacza swe wpływy hakatystyczne i na Śląsku Cieszyńskim, należącym do djecezji wrocławskiej.</u>
<u xml:id="u-26.17" who="#PReger">Wobec powyższego podpisani stawiają wniosek następujący:</u>
<u xml:id="u-26.18" who="#PReger">1) Rząd polski natychmiast odwoła posła swego przy Watykanie p. Kowalskiego i zwróci papiery uwierzytelniające nuncjuszowi papieskiemu w Warszawie p. Rattiemu.</u>
<u xml:id="u-26.19" who="#PReger">2) Rząd Polski natychmiast poczyni odpowiednie stanowcze kroki w celu wyłączenia pod względem kościelnym śląska Cieszyńskiego z djecezji wrocławskiej i przyłączenia go do innej djecezji np. Krakowskiej.</u>
<u xml:id="u-26.20" who="#PReger">Jak Panowie widzicie, są to wnioski, które nie mówią o niczem innem, jak tylko o p. Bertramie i jego hakatystycznej polityce. Jestem ciekaw, czy będzie ktoś taki, któryby miał odwagę głosować przeciw nagłości tych wniosków.</u>
<u xml:id="u-26.21" who="#komentarz">(Sprzeciwy na prawicy)</u>
<u xml:id="u-26.22" who="#PReger">Marszałek.</u>
<u xml:id="u-26.23" who="#PReger">Proszę tych Posłów, którzy są za nagłością wniosku posła Regera, ażeby powstali z miejsc. Stoi mniejszość.</u>
<u xml:id="u-26.24" who="#komentarz">(Głos na lewicy: A to patrjoci polscy!)</u>
<u xml:id="u-26.25" who="#PReger">Nagłość odrzucona.</u>
<u xml:id="u-26.26" who="#komentarz">(Głosy: Prosimy o sprawdzenie głosowania przez drzwi)</u>
<u xml:id="u-26.27" who="#PReger">Biuro jest zgodne, więc nie potrzeba sprawdzać. Proponuję odesłanie tych trzech wniosków do Komisji Spraw Zagranicznych, ponieważ każdy krok w tej sprawie musi być dobrze obmyślony.</u>
<u xml:id="u-26.28" who="#komentarz">(Głosy: słusznie)</u>
<u xml:id="u-26.29" who="#PReger">Jeszcze jest nagły wniosek mający znaczenie dla zagranicznej polityki, mianowicie, wniosek posłów Zw. L. N. o niedopuszczenie do plebiscytu na Górnym Śląsku osób nieuprawnionych.</u>
<u xml:id="u-26.30" who="#PReger">Marszałek;</u>
<u xml:id="u-26.31" who="#PReger">Głos ma poseł Głąbiński.</u>
</div>
<div xml:id="div-27">
<u xml:id="u-27.0" who="#PGłąbiński">Wysoka Izbo! Sprawa ta jest w związku ze sprawą, którą dopiero co uchwaliliśmy. Mianowicie wczoraj nadeszła telegraficzna wiadomość, jakoby rządy francuski i angielski zgodziły się dopuścić do głosowania przy plebiscycie na Górnym Śląsku nietylko osoby zamieszkałe na Górnym Śląsku, ale także osoby, które tam się urodziły, a znajdują się gdzieindziej, mianowicie w Niemczech, a nawet miano się zgodzić, ażeby te osoby nie głosowały w gminach na Górnym Śląsku, ale żeby były dopuszczone do głosowania poza Górnym Śląskiem w różnych miejscowościach w Niemczech. Według art. 88 Traktatu Wersalskiego, zawartego z Niemcami wyraźnie było postanowione, że mieszkańcy Górnego śląska, którzy ukończyli 20 lat mają być dopuszczeni do głosowania. Prawda, że aneks do tego artykułu wprowadził pod tym względem pewną wątpliwość, ponieważ w aneksie w § 4 jest powiedziane, że będą głosowały wszystkie osoby, które ukończyły lat 20 i to zarówno stale zamieszkałe na Górnym Śląsku, jak i urodzone tam, wreszcie tę, które zostały wydalone z Górnego Śląska przez władze niemieckie. Te wszystkie osoby mają prawo głosowania.</u>
<u xml:id="u-27.1" who="#PGłąbiński">Oczywiście ze stanowiska prawnego może powstać wątpliwość, czy art. 88 mógł być zmieniony w ten sposób przez aneks. Co prawda, analogiczne postanowienia znajdują się w aneksach, do wszystkich postanowień plebiscytowych. W każdym jednak razie obowiązującem jest postanowienie, tak w aneksie jak i w samym art. 88, że wszystkie osoby, które nie są stale zamieszkałe, mają obowiązek głosować w gminie swojego urodzenia, więc Jeśliby nawet dopuścić tę interpretację, — według mojego zdania za daleko idącą, — że osoby niezamieszkałe na Górnym Ślązku, ale tam urodzone mogą głosować, to i w tym wypadku jest jasne postanowienie i tu i tam, że mogą głosować tylko w tej gminie, w której się urodziły.</u>
<u xml:id="u-27.2" who="#PGłąbiński">Oczywiście dopuszczenie do głosowania osób, które się urodziły na Górnym Śląsku, ale tam nie mieszkają, jest wymierzone przeciw Polsce i Polakom. Rozmaici wędrowni żołnierze, oficerowie, czy urzędnicy niemieccy, którzy mogli tam mieszkać na Górnym Śląsku bardzo krótki czas, mogli tam mieć dzieci, a te dorosłszy i mając obecnie po 20 lat, mogą już być dopuszczone do głosowania. Co gorsze jednak, magistraty miast niemieckich mogą wydawać karty sfałszowane rozmaitym ludziom, którzy się tam nie urodzili co do których nie mamy żadnej kontroli i ewidencji.</u>
<u xml:id="u-27.3" who="#PGłąbiński">Wobec tego, że ta rzecz była traktowana od dawna, że pracowano od dawna nad tem w magistratach jest rzeczą możliwą, a nawet pewną, że moc takich kartek sfałszowanych wydano, ażeby zwiększyć ilość niemieckich głosów na Górnym Śląsku. Oczywiście więc takie postępowanie jest krzywdzące. Słusznie przeciw temu postępowaniu ludność polska zawsze protestowała, i Komisarz generalny na Górnym Śląsku robił wszystko możliwe, ażeby do tego nie dopuścić. Nie wiem na pewno, czy rzeczywiście ta wiadomość jest autentyczna, a jeśli jest, to dowodzi, że tendencje antypolskie wzięły górę, zwłaszcza jeśli to porównamy z orędziem ks. Bertrama, o którem dopiero co słyszeliśmy. W każdym razie jest obowiązkiem naszego Rządu podjąć jak najenergiczniejsze kroki przeciw temu, ażeby dopuszczono do głosowania ludzi, którzy tam urodzili się, ale faktycznie tam nie mieszkają. Tem więcej, że jest wielu Polaków urodzonych na Górnym Śląsku, tam nie mieszkających, a mieszkających w Ameryce lub gdzieś w dalekich miejscowościach. Rząd niemiecki z pewnością nie da im funduszów i darmo kolei, ażeby mogli wykonać swoje prawo głosowania. Takie postępowanie jest więc wydane jednostronnie na korzyść ludności niemieckiej i plebiscytu na rzecz Niemiec.</u>
<u xml:id="u-27.4" who="#PGłąbiński">A oczywiście, jeżeliby się prawdą okazało, że tych ludzi jest 300.000, a inne wiadomości telegraficzne podają tę cyfrę nawet na 360.000 to wynik głosowania byłby tem spaczony. Oczywiście ta cyfra wydaje mi się za wysoką, ale widocznie są usiłowania, ażeby dojść do tej cyfry za pomocą fałszywych kart. Jeżeli przyjmiemy, że na całem terenie będzie miljon głosujących, a dwie trzecie głosów oświadczą się za Polską to znaczy 660.000 to jeżeli do tej mniejszości niemieckiej przyłączy się jakich 300.000 lub więcej to może być osiągnięta równość, albo nawet przewaga głosów przeciw Polsce. Jest to wprost sprzeczne z postanowieniami art. 88 i aneksu, ażeby można głosować gdzieś w jakiejś miejscowości niemieckiej poza Górnym Śląskiem bez żadnej ewidencji i kontroli i dlatego nasz wniosek nagły zmierza do tego, ażeby wezwać Rząd do podjęcia najenergiczniejszych kroków przeciw takiemu dopuszczeniu do głosowania ludzi, którzy się tam tylko urodzili ale nie mieszkali, a w każdym razie do stanowczego nie dopuszczenia, żeby ci ludzie którzy nie zjawią się w tych gminach, mogli głosować w miejscowościach niemieckich, poza gminami swego rzeczywistego czy też rzekomego urodzenia. Proszę o przyjęcie nagłości.</u>
</div>
<div xml:id="div-28">
<u xml:id="u-28.0" who="#Marszałek">Przeciwko nagłości nikt się nie zgłosił. Głos ma pan Minister Spraw Zagranicznych.</u>
</div>
<div xml:id="div-29">
<u xml:id="u-29.0" who="#MinisterSprawZagranicznychSapieha">Wysoki Sejmie! Chcę dać parę wyjaśnień w tej sprawie. Od wielu miesięcy pracuje nasza delegacja i Rząd nad tem, ażeby ten pogląd jakoby emigranci urodzeni na Górnym Śląsku mieli prawo głosowania nie został przyjęty do regulaminu plebiscytowego. Mam w ręku nawet bardzo obszerny i bardzo dobrze napisany memorjał, który użyto do tego, ażeby wykazać całą niesłuszność tego dopuszczenia. Rząd zrobił wszystko, cośmy mogli, ażeby temu przeszkodzić. Po długich pertraktacjach Rada Ambasadorów odesłała tę sprawę do komisji plebiscytowej, ale komisja plebiscytowa nie doszła do żadnego rezultatu i odesłała to znowu do Rady Ambasadorów, która się odniosła do poszczególnych rządów. Sprawa więc zależy obecnie od opinji poszczególnych rządów i Ministerstwo Spraw Zagranicznych robi co może, ażeby te rządy nakłonić do tego, ażeby zajęły stanowisko dla nas przychylne. Jednakowoż w ostatnich dniach przy spotkaniu się premjerów francuskiego i angielskiego w Londynie zapadło postanowienie, że emigranci powinni być dopuszczeni do głosu, ale ponieważ niebezpiecznem jest, żeby przyjeżdżali na Górny Śląsk, gdyż toby wzburzyło całą ludność, więc wymyślono taki sposób, żeby oni mogli głosować np. w Kolonji.</u>
<u xml:id="u-29.1" who="#MinisterSprawZagranicznychSapieha">Otóż, proszę Panów, ta rzecz jednak nie może być zrobiona bez zgody obu stron, jest to tylko propozycja zwrócona do rządów polskiego i niemieckiego, czy one zgodzą się na to, ażeby to głosowanie odbyło się w Kolonji. Oczywista rzecz, że Rząd natychmiast odpowiedział że pod żadnym pozorem zgodzić się na to nie może, i jeszcze raz stanowczo zaprotestował przeciwko temu, jakoby emigranci wogóle mogli być dopuszczeni do głosu.</u>
<u xml:id="u-29.2" who="#MinisterSprawZagranicznychSapieha">Marszałek. Przystępujemy do głosowania. Proszę tych Posłów, którzy są za nagłością tego wniosku, ażeby powstali z miejsc. Wniosek jednomyślnie przyjęty, sprawa idzie do Komisji Spraw Zagranicznych.</u>
<u xml:id="u-29.3" who="#MinisterSprawZagranicznychSapieha">Zanim przystąpię do ustalenia porządku dziennego przyszłego posiedzenia, daję jeszcze głos p. ks. arc. Teodorowiczowi.</u>
<u xml:id="u-29.4" who="#MinisterSprawZagranicznychSapieha">P. ks. arc. Teodorowicz.</u>
<u xml:id="u-29.5" who="#MinisterSprawZagranicznychSapieha">Chcę Wysokiej Izbie oświadczyć, że zebrany dzisiaj na konferencji Komitet Biskupów w imieniu całego polskiego episkopatu wysłał do Ojca Św. telegram, w którym piętnuje akt polityczny kardynała Bertrama, jako wdzierający się w kompetencję obywatelską, jako akt, który chce przesądzić plebiscyt oddaniem go w ręce księży niemieckich, zajmujących dzięki pruskiemu systemowi w 70 przeszło procentach probostwa niemieckie, słowem jako akt wysoce krzywdzący Polskę. Przypuszczamy z góry, że powołanie się kard. Bertrama na papieża, nie odpowiada ani intencjom papieża ani faktycznemu stanowi rzeczy i prosimy, ażeby papież autorytetem swoim najwyższym tę krzywdę Polski odwrócił.</u>
<u xml:id="u-29.6" who="#komentarz">(Brawa na prawicy)</u>
<u xml:id="u-29.7" who="#MinisterSprawZagranicznychSapieha">Marszałek.</u>
<u xml:id="u-29.8" who="#MinisterSprawZagranicznychSapieha">Następne posiedzenie odbędzie się we czwartek o godz. 3 min. 30 z następującym porządkiem dziennym:</u>
<u xml:id="u-29.9" who="#komentarz">(czyta)</u>
<u xml:id="u-29.10" who="#MinisterSprawZagranicznychSapieha">1) Pierwsze czytanie ustawy w przedmiocie ustalenia zasad, normujących stan prawny na ziemiach, przyłączonych do obszaru Rzeczypospolitej na podstawie umowy o preliminaryjnym pokoju i rozejmie, podpisanej w Rydze 12 października 1920 r. (druk Nr 2287).</u>
<u xml:id="u-29.11" who="#MinisterSprawZagranicznychSapieha">2) Pierwsze czytanie ustawy w sprawie poboru należytości ekwiwalentowej na obszarze b. dzielnicy austrjackiej za rok 1921 (druk Nr 2281).</u>
<u xml:id="u-29.12" who="#MinisterSprawZagranicznychSapieha">3) Dalszy ciąg dyskusji (począwszy od art. 122) nad ustawą o Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej (druk Nr 1883) i sprawozdanie Komisji Konstytucyjnej o poprawkach do art. 35 i 36 ustawy.</u>
<u xml:id="u-29.13" who="#MinisterSprawZagranicznychSapieha">4) Dyskusja nad nagłością wniosku Zw. Lud. Nar. w sprawie przekroczenia przez komisję weryfikacyjną Ministerstwa Spraw Wojskowych jej uprawnień.</u>
<u xml:id="u-29.14" who="#MinisterSprawZagranicznychSapieha">Nie słyszę protestu, uważam porządek dzienny za przyjęty. Zamykam posiedzenie.</u>
<u xml:id="u-29.15" who="#komentarz">(Koniec posiedzenia o godz. 8 minut 50 wieczorem)</u>
</div>
</body>
</text>
</TEI>
</teiCorpus>