text_structure.xml
33.8 KB
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
58
59
60
<?xml version='1.0' encoding='UTF-8'?>
<teiCorpus xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude" xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0">
<xi:include href="PPC_header.xml"/>
<TEI>
<xi:include href="header.xml"/>
<text>
<body>
<div xml:id="div-1">
<u xml:id="u-1.0" who="#KomisjaLacznoscizPolakamizaGranicaobradujacapodprzewodnictwemposlaAntoniegoKobielusza">- zapoznała się z sytuacją Polaków w Australii,</u>
<u xml:id="u-1.1" who="#KomisjaLacznoscizPolakamizaGranicaobradujacapodprzewodnictwemposlaAntoniegoKobielusza">- omówiła sprawy bieżące.</u>
<u xml:id="u-1.2" who="#KomisjaLacznoscizPolakamizaGranicaobradujacapodprzewodnictwemposlaAntoniegoKobielusza">W posiedzeniu udział wzięli przedstawiciele: Ministerstwa Spraw Zagranicznych z zastępcą dyrektora departamentu Wiesławem Osuchowskim oraz Stowarzyszenia "Wspólnota Polska" z prezesem Andrzejem Stelmachowskim.</u>
</div>
<div xml:id="div-2">
<u xml:id="u-2.0" who="#PoselAntoniKobielusz">Otwieram posiedzenie Komisji. Zapoznamy się dzisiaj z sytuacją Polaków w Australii. Jednocześnie w innych Komisjach toczą się ważne prace i głosowania, stąd dość kiepska frekwencja posłów na posiedzeniu. Proponuję, abyśmy wysłuchali wystąpienia przedstawicieli Ministerstwa Spraw Zagranicznych na temat Polonii w Australii. Następnie w ramach drugiego punktu porządku dziennego, pan poseł Franciszek Stefaniuk poinformuje nas o wizycie i otwarciu Domu Polskiego w Witebsku na Białorusi oraz omówimy kwestie związane z planem prac Komisji w pierwszym półroczu 2003 r. Czy do przedstawionego przeze mnie porządku dziennego są uwagi? Nie widzę. Stwierdzam, że porządek dzienny został przyjęty. Przystępujemy do procedowania. Pan dyrektor Wiesław Osuchowski omówi sytuację naszych rodaków w Australii.</u>
</div>
<div xml:id="div-3">
<u xml:id="u-3.0" who="#ZastepcadyrektoradepartamentuKonsularnegoiPoloniiwMinisterstwieSprawZagranicznychWieslawOsuchowski">Nie jest łatwo krótko poinformować państwa o sytuacji Polaków zamieszkujących w Australii, ale moje wystąpienie ułatwiają mi dwa bardzo dobrze opracowane materiały, które zostały państwu dostarczone. Chodzi mi o "Notatkę na temat Polonii w Australii", przedstawioną przez Departament Konsularny i Polonii w MSZ, oraz opinię pana Jana Jackowskiego, zatytułowaną "Model integracji Polonii ze społecznością Związku Australijskiego". Obrazują one wszystkie kwestie dotyczące zamieszkujących tam Polaków, ich problemy, prawa i sukcesy. Chcę zwrócić uwagę na kilka spraw, chociaż niektóre będą powtórzeniem informacji zawartych w materiałach. Omawiamy dziś sytuację Polonii australijskiej, oddalonej ponad 20 tys. km od Polski, z niezwykle bogatą historią i przepięknymi tradycjami. Historia osadnictwa w Australii sięga początków XIX w., czyli ma ponad 150 lat. Pierwszymi osadnikami byli chłopi pochodzący z Wielkopolski. Założyli oni pierwszą osadę Polish Hill River. Jest to jedyny polski zabytek kultury materialnej w Australii. Niezmiernie cieszę się, że kiedy byłem konsulem w Australii, miałem niewielki wkład w zachowanie tego muzeum, czyli kościoła, przeznaczając na ten cel skromne środki, które mieliśmy do dyspozycji. Przy okazji chcę wspomnieć, że przez 5 lat byłem w Sydney konsulem generalnym. Zakończyłem sprawowanie tej funkcji w 2001 r. Z tego względu łatwiej mi mówić o poruszanej dziś tematyce. Przyjmuje się, że Polonia australijska liczy około 150 tys. osób. Niestety, z szacunkami zawsze jest pewien kłopot, który wynika z różnych przyjmowanych metod badawczych. Szacunki konsulatu i Ministerstwa Spraw Zagranicznych często są rozbieżne z oficjalnymi, australijskimi sporządzanymi po przeprowadzeniu spisu ludności. Z ostatniego takiego spisu przeprowadzonego w Australii wynika inna liczba Polaków. Oceniana jest one na około 61 tys. osób. Jednakże te dane nie są prawdziwe, gdyż w sondażu zapytano o język, który jest używany w domu. Gdzieś w naszej naturze tkwi przekonanie, że ktoś może wykorzystać takie informacje przeciwko nam, istnieje jakaś obawa, strach i stąd te zaniżone wskaźniki. Zwracamy uwagę, również środowiskom polonijnym, aby jednak podkreślać swoją narodowość, ponieważ jest to niezwykle ważne dla wysokości uzyskiwanych dotacji na poszczególne grupy etniczne. Stanowimy w Australii jedną z ważniejszych grup i te zaniżenia są dla nas niekorzystne finansowo. Największym skupiskiem Polaków są: Wiktoria, w tym Melbourne, w którym mieszka około 50 tys. osób, oraz Nowa Południowa Walia, w tym Sydney - 34 tys. osób. Nie przywiązywałbym jednak zbyt wielkiej wagi do tych statystyk. Według naszych ocen w Australii mieszka ponad 30 tys. osób, które posiadają polski paszport. To jest bardzo ważne, ponieważ oznacza bezpośrednie utożsamianie się z naszym krajem. Nie chcę oczywiście przez to powiedzieć, że pozostałe osoby nieposiadające tego paszportu, nie mają sympatycznego i patriotycznego stosunku do Polski. Na terenie Australii działa około 300 organizacji, które skupiają zaledwie 10% społeczności polonijnej. Najważniejszą organizacją, działającą od 1950 r., jest Rada Naczelna Polonii Australijskiej, na czele z prezesem panem dr Januszem Rygielskim, który został we wrześniu wybrany na członka Prezydium Rady Polonii Świata. Wszyscy ubolewamy, że tak mało jest zorganizowanej Polonii. Składa się na to bardzo wiele przyczyn. Zapewne państwo wiecie, że w emigracji Polaków do Australii można wyróżnić trzy podstawowe fale emigracyjne. Pierwsza, tuż po wojnie, to fala żołnierska.</u>
<u xml:id="u-3.1" who="#ZastepcadyrektoradepartamentuKonsularnegoiPoloniiwMinisterstwieSprawZagranicznychWieslawOsuchowski">Fantastyczni, wspaniali ludzie, niezwykle patriotyczni, zbudowali podstawy materialne do działalności organizacji i zorganizowanego życia. W pewien sposób określili oni także warunki polityczne, które upraszczając mój wywód, składały się na wartości niepodległościowe. Oddalenie o ponad 20 tys. km od ojczyzny zadziałało również pozytywnie. Wymusiło na Polonii żołnierskiej samoorganizację, a musimy pamiętać, że początki były tragiczne. Byli wyrzucani z obozów żołnierskich lub kierowani do pracy na najtrudniejszych odcinakach w Australii. Rozdzielane były rodziny, mężowie od żon, w buszu budowali elektrownie lub linie kolejowe. Często to podkreślam, ponieważ zapominamy o historii Polonii w tym kraju. Był to straszny dramat pokolenia, do którego mam niesamowity sentyment. Warunki były szalenie trudne. Odwilż nastąpiła dopiero w początkach lat 70., zniesiono zakaz używania języka polskiego w miejscach publicznych. Odległość od ojczyzny i sytuacja Polonii spowodowały, że powstały liczne polskie domy kultury. W Australii działa ich obecnie ponad 20 i są to potężne ośrodki. W Sydney istnieją 3 wielkie kluby, w Melbourne także 3, w Adelaide - 2. Mogą pomieścić po tysiąc osób, dysponują doskonałymi salami i biurami. To wszystko jest ogromnym dorobkiem żołnierskiej emigracji, o której wspominałem. Spora grupa Polaków trafiła do Tasmanii. Jako ciekawostkę powiem państwu, że najczęściej byli to prości ludzie, chłopi. Charakteryzowali się oni fantastyczną zaradnością, która m.in. przejawiała się świadomością wagi wykształcenia. Kładli duży nacisk na dobre wykształcenie swoich dzieci. Dzisiaj w Tasmanii mamy bardzo wielu urzędników polskiego pochodzenia na średnim szczeblu. Właściwie większość tego pokolenia ma wyższe wykształcenie, jest to ewenement w Australii. Ci młodzi ludzie są świetnie wykształceni, skończyli studia wyższe, zajmują bardzo poważne i odpowiedzialne stanowiska. Troska o wykształcenie swoich dzieci bardzo pozytywnie wpływa na obraz naszej tasmańskiej Polonii. Następna fala emigracji to lata 70. i tzw. "emigracja za chlebem". W Polsce było wtedy łatwiej zdobyć paszport i przyjechało wielu Polaków, zasilając środowiska polonijne w Australii. Najpoważniejszą emigracją była jednak emigracja postsolidarnościowa. Było to ponad 20 tys. dobrze przygotowanych ludzi, najczęściej po studiach, ze znajomością podstaw języka angielskiego. Dość często starsze pokolenie obarcza różnymi grzechami tę najmłodszą emigrację, stawiając im zarzut zaniechania brania udziału w życiu organizacyjnym, publicznym Polonii. Osobiście trochę to pokolenie usprawiedliwiam. Przybycie do Australii wiązało się z szybkim uzyskaniem statusu i znalezieniem swojego miejsca, zbudowania sobie podstaw materialnych. Ci ludzie nie chcieli zostać zepchnięci, jak starsza Polonia, do najgorszych prac. Uważali, że mają lepsze kwalifikacje, że należy szybko nauczyć się języka, znaleźć sobie dobrą pracę, ułożyć życie i temu była podporządkowana ich aktywność w pierwszych latach. Uważam, że nie należy ich mocno krytykować. Obserwujemy obecnie bardzo pozytywne zjawisko, polegające na powrocie tych ludzi do aktywniejszego życia, czego najlepszym dowodem było powodzenie mojej inicjatywy powołania przed Igrzyskami Olimpijskimi Sydney 2000 Polonijnej Rady Sportowej "Olimpol". Około 100 młodych, wykształconych ludzi fantastycznie przygotowywało wszystkie imprezy związane z olimpiadą.</u>
<u xml:id="u-3.2" who="#ZastepcadyrektoradepartamentuKonsularnegoiPoloniiwMinisterstwieSprawZagranicznychWieslawOsuchowski">Pomagali sportowcom, sprawdzili się znakomicie. Sądzę, że powoli ta tendencja, przy mądrym działaniu naszych palcówek konsularnych czy dyplomatycznych w Australii i na świecie, będzie się utrzymywać, czy nawet rozwijać. Ten proces nie dotyczy wyłącznie Australii, wymaga on jednak rozsądnej inspiracji ze strony naszych placówek, pracujących tam dyplomatów, należy się tym bardzo opiekować i wspierać inspirującymi inicjatywami. To środowisko może odegrać bardzo pozytywną rolę w przyszłości. Ludzie, którzy mieli do czynienia z Polonią mieszkającą w Australii, mówią często, że jest ona skłócona. Odrzucam ten argument, jest to powtarzany stereotyp. Polonia australijska nie jest bardziej skłócona niż inne Polonie na świecie lub my w Polsce. Traktuję to jako całkiem naturalne zjawisko. Niewątpliwie istnieje pewna specyfika, może jest ona spowodowana olbrzymimi odległościami między miastami w tym kraju, a także oddaleniem od ojczyzny. Jednak pewne odmiany sporów mają pozytywny charakter. Jeśli występują w programach, w inicjatywach, powodują rywalizację, to mogą mieć tylko dobre skutki. Jedynym minusem jest to, że rzeczywiście zdarzają się uwagi personalne. Jest to duży kłopot. Mam nadzieję, że mogę być z państwem całkowicie szczery. Ten problem natury psychologicznej dotyczy nie tylko Australii, tylko wielu naszych dyplomatów i placówek dyplomatycznych rozsianych po całym świecie. Od paru lat polscy dyplomaci przyjęli zasadę niewtrącania się w sprawy środowisk polonijnych. Ich rola sprowadza się tylko do obserwowania. Myślę, że taką postawę spowodowało to, iż dość częste spory doprowadzały do kontrolowania dyplomatów przez Polonię. Jednakże patrząc na to zjawisko jako praktyk, uważam, że rola dyplomatów nie może się sprowadzać jedynie do obserwowania. Musi być to także bardzo mądra aktywność, chociaż nie może być to brutalne wtrącanie się. Wszystko to wymaga niezwykłej zręczności naszych konsulów generalnych i konsulów odpowiedzialnych za sprawy polonijne. Należy wypracować sposób na pogodzenie tych dwóch spraw, czyli niewtrącania się, a zarazem inicjowania, inspirowania i zachęcania do działań, które są w interesie Polski. Za takie uważam m.in. zachowanie kultury, a więc wspieranie wszelkich inicjatyw kulturalnych, rozwijanie języka polskiego itp. Odnośnie do inicjatyw kulturalnych, to chcę państwu powiedzieć, że Polonia australijska jest niezwykle ciekawym środowiskiem. Mamy tam ponad 100 artystów, plastyków, muzyków, aktorów i rzeźbiarzy. Polak jest także dyrygentem opery w Sydney, istnieje kilka teatrów polskich na całkiem dobrym poziomie. "Teatr Stary" w Adelaide, "Teatr Ottoway", prowadzony przez księdza dr Mariana Szablewskiego, fantastycznego człowieka, który zajmuje się tym od ponad 30 lat. Istnieje także teatr Jolanty Juszkiewicz, który wystawia sztuki w języku angielskim. Mają one niezwykle ciekawą misję. Otóż próbują transferować wielką polską literaturę do anglosaskiego środowiska, które słynie ze swej szczelności, zamknięcia. Ostatnio grali np. Witkiewicza. Tak jak wspominałem, istnieje w Australii 20 dużych zespołów folklorystycznych. W Polsce wśród dziennikarzy dość modne jest mówienie, że Polonia właściwie żyje wyłącznie zespołami folklorystycznymi. Ostatnio z panem profesorem Andrzejem Stelmachowskim byliśmy na festiwalu w Rzeszowie. Obserwowaliśmy to zdarzenie kulturalne. Nie sprowadzało się ono wyłącznie do prezentowania tańców i kultury ludowej.</u>
<u xml:id="u-3.3" who="#ZastepcadyrektoradepartamentuKonsularnegoiPoloniiwMinisterstwieSprawZagranicznychWieslawOsuchowski">Niesamowita była atmosfera towarzysząca temu spotkaniu. Dzieci wprowadziły zakaz porozumiewania się w jakimkolwiek innym języku niż polski. Oczywiście niektóre z nich nie znają go perfekcyjnie, co powodowało czasem dość śmieszne sytuacje, ale jest to tym bardziej wspaniałe. Dzięki temu zacząłem się zastanawiać nad tym, że my w ogóle nie potrafimy trafiać do młodzieży. Jest to główny problem Polonii na całym świecie, także w Australii. Młodzież nie uczestniczy w zorganizowanym życiu publicznym. Zdałem sobie sprawę z tego, że doskonałym miejscem, które przyciąga i bawi młodych ludzi, są właśnie zespoły folklorystyczne. Jest to przykry obraz, ale prawdziwy i praktyczny. Wydaje mi się, że w przyszłości należy baczniej obserwować te zespoły i w nich szukać przyszłych liderów życia polonijnego. W Australii, dzięki mojej inicjatywie, powstały w Melbourne zaczątki organizacji skupiającej młodzież. Jeśli będą państwo mieli dodatkowe pytania, to chętnie na nie odpowiem.</u>
</div>
<div xml:id="div-4">
<u xml:id="u-4.0" who="#PoselAntoniKobielusz">Czy ktoś z gości chce zabrać głos?</u>
</div>
<div xml:id="div-5">
<u xml:id="u-5.0" who="#PrezesStowarzyszeniaWspolnotaPolskaAndrzejStelmachowski">Chcę dodać do wystąpienia pana dyrektora Wiesława Osuchowskiego parę uwag. Wśród fal emigracyjnych, należy wymienić także falę polsko-żydowską po 1968 r. Na szczęście nie występują w Australii antagonizmy między Polakami a Żydami. Warto to zaznaczyć. Jeśli chodzi o inne elementy, to Polonia australijska miała szczęście z dwóch powodów. Przede wszystkim dużą rolę odegrali niektórzy profesorowie, jak Jerzy Zubrzycki czy Jerzy Smolicz. Pierwszy z nich przekonał władze australijskie, że trzeba dążyć do polityki wielokulturowości. Zaowocowało to pozytywnym stosunkiem władz państwowych do Polaków i zmianą polityki. Dzięki temu mieliśmy i mamy radio etniczne czy dostęp do telewizji publicznej. Spotykamy się z życzliwym podejściem do Polaków, a pan prof. Jerzy Zubrzycki przez pewien czas przewodniczył odpowiedniej komisji do spraw mniejszości narodowych. Moim zdaniem odegrało to dużą rolę. Po drugie, tu ukłon w stronę pana dyrektora Wiesława Osuchowskiego, Australia miała szczęście do wielu bardzo dobrych polskich konsulów. Nie mówię o ambasadorach, o tym można by dyskutować, natomiast jeśli chodzi o konsulów, to kilku z rzędu potrafiło zdobyć autorytet w środowisku. Solidaryzuję się z panem dyrektorem, także uważam, że lepsza jest mądra aktywność, mimo że jest to trudne zadanie. Mądra w tym sensie, aby nie dać się sprowadzić do roli rzecznika jednej grupy, zwłaszcza gdy występują sytuacje konfliktowe. Ponadto w Australii prowadzona była dość ciekawa polityka duszpasterstwa polonijnego. Najliczniejsi są tam księża z Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej, a więc zakon wyspecjalizowany. Jeszcze za rządów rektora Wrony wprowadzono dość ciekawą zasadę. Mianowicie nie tworzono polskich parafii terytorialnych, jak np. w Stanach Zjednoczonych, tylko wysyłano księży na prawach kapelanów tam, gdzie byli wierni. Jeśli wierni wędrowali, to duszpasterze podążali za nimi. Ksiądz rektor wprowadził także drugą zasadę: wszystkie datki zebrane w niedzielę na tacę oddawane były australijskiemu proboszczowi. Niektórzy księża buntowali się, ale nakaz był mocniejszy. Polacy częściej chodzili na msze niż miejscowi Australijczycy i ze względów finansowych proboszczowie byli do nich bardzo pozytywnie ustosunkowani. W związku z tym obecnie nie ma problemu z wynajęciem sali parafialnej lub uzyskaniem poparcia od kościoła australijskiego itp. Uzyskano poparcie dla Polaków. Uważam, że Polonia australijska jest jedną z najlepiej funkcjonujących na świecie. Istnieje tam kilkaset organizacji polonijnych. W naszym banku danych mamy ich zapisanych bardzo wiele. Polacy odgrywają dużą rolę w życiu kulturalnym, uniwersyteckim. Na uniwersytetach w Australii pracuje wielu profesorów polskiego pochodzenia. Jest to zatem jedna z najlepiej zorganizowanych Polonii na świecie. Widzę jej przyszłość w jasnych barwach.</u>
</div>
<div xml:id="div-6">
<u xml:id="u-6.0" who="#PoselAntoniKobielusz">Otwieram dyskusję. Chcę zadać pytanie panu dyrektorowi Wiesławowi Osuchowskiemu. Poszczególne fale emigracji, które zostały wymienione, miały trochę inny charakter. Polacy przybywali na miejsce stałego zamieszkania w odmiennych warunkach, często wcześniej wędrowali różnymi drogami, nie zawsze bezpośrednio z Polski do Australii. Emigranci trafiali do bardzo specyficznych miejsc, ze względu na wielkość kraju, odosobnionego kontynentu. Dlatego też osiedlanie się miało wyspowy charakter. Nie przypadkowo wymieniono tu dziś dwa skupiska Polonii, czyli Wiktoria i Melbourne oraz Nowa Południowa Walia i Sydney. Wielu Polaków rozsianych jest także po terytorium całego kraju. Uważam, że wielość organizacji polonijnych może świadczyć wyłącznie dobrze o naszych rodakach. Przecież często nie mają oni nawet możliwości kontaktu, przepływu informacji, ale zakładają małe, odosobnione organizacje, działające lokalnie. Daje to możliwość wymiany doświadczeń i poczucia wspólnoty na obczyźnie. Moim zdaniem, biorąc pod uwagę tę konkretną sytuację i warunki, należy stwierdzić, że 10% społeczności należącej do organizacji polonijnych to bardzo dobry wynik. Powinniśmy sami przezwyciężać stereotyp, że Polonia jest skłócona mówiąc, że czasami jest zróżnicowana, ale na pewno nie ma to nic wspólnego z konfliktami. Ostatnia sprawa. Wiem, że w Australii nauczanie odbywa się często za pomocą sieci komputerów i Internetu. Dotyczy to nie tylko Polonii i Polaków, ale także wielu innych mieszkańców ze względu na odległości. Poruszany był już dziś niejednokrotnie temat problemów z aktywnością młodzieży w życiu polonijnym. Trzeba wychować liderów, którzy w przyszłości będą dbali o działalność podobnych stowarzyszeń. Uważam, że należy czerpać z doświadczeń Szwecji, która znalazła na to wspaniały sposób. Ma doskonałe wyniki dzięki sportowemu wychowaniu młodzieży. Młodzież polska przychodzi na spotkania, aby uprawiać sport. W czasie jednej z wizyt sprawdziłem, że w jednym z domów polskich była świetna biblioteka polska, ale księgozbiór był wyłącznie przedwojenny. Oczywiście jest on bardzo cenny, ale szkoda, że nie kontynuuje się tego i nie sprowadza nowych pozycji. Sądzę, że należy łączyć nowoczesność z tradycjami, czyli Internet, kluby sportowe i folklorystyczne. Tylko w ten sposób mamy szansę zainteresować młodzież, zwłaszcza w Australii, gdzie przy dużych odległościach nie jest łatwo pobudzić aktywności młodzieży, ewentualnie nie ma do tego sposobności poza dużymi skupiskami Polonii. Trzeba pozytywnie ocenić dokonania organizacji polonijnych działających w Australii.</u>
</div>
<div xml:id="div-7">
<u xml:id="u-7.0" who="#PoselFranciszekStefaniuk">Informację przedstawioną pana dyrektora Wiesława Osuchowskiego uważam za bardzo pełną i pożyteczną. Z doświadczenia wiemy, że prawdziwe problemy spostrzegamy na miejscu, kiedy osobiście stykamy się z Polakami mieszkającymi za granicą. Dziś mogliśmy wysłuchać bardzo dokładnej i wnikliwej analizy przedstawicieli Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz pana prezesa Andrzeja Stelmachowskiego. Temat Australii był bardzo rzadko poruszany w czasie naszych dotychczasowych prac.</u>
</div>
<div xml:id="div-8">
<u xml:id="u-8.0" who="#WicedyrektordepartamentuwMSZWieslawOsuchowski">Chcę jeszcze zwrócić uwagę na pewien bolesny problem, który jest, niestety jak zawsze, związany z Telewizją Polską. Jest to kolejny kraj, w którym borykamy się z pewnymi problemami spowodowanymi przez tę instytucję. TVP znowu podpisała dość niekorzystną umowę z telewizją australijską, próbując wprowadzić polskie programy na antenę. Niefortunność zapisów umowy polega na tym, że prywatna firma TARBS uzyskała wyłączność na produkcję telewizyjną tych programów. Od początku 2000 r. nadawany był w niedzielę, w najlepszym czasie antenowym, niezwykle popularny trzydziestominutowy program "Oto Polska" w telewizji państwowej SBS. Powtarzano go w poniedziałek. Jego popularność wynikała m.in. z tego, że był bezpłatny i dobrze przygotowany. Firma TARBS uzyskując monopol, zlikwidowała ten program. Znalazłem się w rozpaczliwej sytuacji. Strata 30 minut w telewizji państwowej jest bardzo bolesna, tym bardziej że mieliśmy ten czas zarezerwowany i nie mieliśmy go czym wypełnić. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że na rozmowy przyjechał ówczesny dyrektor TVP i powiedziałem mu, że dam mu najlepszych prawników, profesorów, kogo tylko chce, aby dobrze przygotować umowę. Nikt się nie zgłosił, podpisano dokument, który krzywdzi Polonię w Australii. W tej rozpaczliwej sytuacji jedyne, co udało nam się zrobić, to wypełnić czas antenowy prywatnymi kontaktami, nadając nowy magazyn informacyjny "Kalejdoskop". Niestety, nie jest to już to samo, jest to kronika wypadków. Niestety, to nie jest także program adresowany do Polonii. Całe szczęście, że otrzymaliśmy go bezpłatnie. Na pewien czas załatwiliśmy problem. Program taki najczęściej ogląda biedniejsza część Polonii: emeryci, renciści, ludzie, których nie stać na wykupienie programu w Telewizji POLONIA za ponad 60 dolarów miesięcznie. Ponadto w Australii istnieją dość specyficzne problemy natury techniczno-prawnej, albowiem wiele zarządów mieszkań własnościowych czy komunalnych, a nawet administracji domów jednorodzinnych nie wyraża zgody na montaż anten satelitarnych, tłumacząc to "wizualnym zanieczyszczaniem środowiska". Większość ludzi mieszka w wielorodzinnych apartamentach. Przeprowadziłem wiele rozmów na ten temat, ale jesteśmy bezsilni, ponieważ tak została podpisana umowa. Temat nieszczęść, które spotykają Polonię ze strony TVP, która od lat wadliwie podpisuje umowy, jest więc wciąż aktualny. To jedyna gorzka uwaga w całym moim wystąpieniu.</u>
</div>
<div xml:id="div-9">
<u xml:id="u-9.0" who="#PoselAntoniKobielusz">Czy ktoś z państwa chce zabrać głos?</u>
<u xml:id="u-9.1" who="#PoselAntoniKobielusz">Przedstawicielka Sekretariatu Komisji Łączności z Polakami za Granicą : Chcę zapytać o starsze pokolenie żołnierskie. Czy w jakiś sposób zostało ono uhonorowane, tak jak żołnierze ze Wschodu? Nie myślę o pieniądzach, tylko o jakimkolwiek sposobie. Czy dostrzeżono w ogóle ten problem? Druga sprawa: czy ktoś zajął się zbiorem archiwalnych dokumentów, które znajdują się w Australii? Jest to bardzo istotne dla historyków. To jest problem Polonii w wielu miejscach świata, najbardziej jest to nasilone w Londynie. Boję się, aby nie przepadły prywatne zbiory.</u>
</div>
<div xml:id="div-10">
<u xml:id="u-10.0" who="#WicedyrektordepartamentuwMSZWieslawOsuchowski">Jest to niezwykle interesujące pytanie, dobrze, że jest obecny pan profesor Andrzej Stelmachowski, ponieważ ja jestem troszeczkę rozdarty. Jestem zwolennikiem pozostawiania na miejscu wszystkich pamiątek. Zaistniało pewne niebezpieczne zjawisko, obserwuję je w świecie, a kierując działalnością polonijną, otrzymywałem bardzo dużo dotyczących tego propozycji, a mianowicie przekazywania wszelkich pamiątek do Polski. Podchodzę do tego z dużym dystansem, ponieważ - jak już mówiliśmy - mieszkają tam kolejne pokolenia. Nie możemy dopuścić do tego, aby pozostali oni bez żadnego świadectwa historii Polaków w Australii. Nie dopuszczajmy do ogołocenia nas ze wszystkiego, co świadczy o naszej przeszłości. Środowiska polonijne same próbują zająć się gromadzeniem i dbaniem o pamiątki, ale ze względu na koszty nie jest to raczej możliwe. Powstało muzeum w Sydney, które gromadzi eksponaty i próbuje je wszystkie uratować, ale mieści się to wszystko w małym pokoiku i istnieje wyłącznie dzięki inicjatywie ludzi dobrego serca, zapaleńców, hobbystów. W Kanberze działa także Towarzystwo Historyczne, które opiekuje się archiwaliami. Istnieją zatem inicjatywy lokalne próbujące uratować tyle, ile się da. Sądzę jednak, że tym problemem powinny się zająć władze. Przygotowywaliśmy program rządowy, zawierający pewne propozycje i gotowe rozwiązania. Muszą się tam znaleźć chociaż minimalne środki finansowe, które pomogą w realizacji lokalnych czy regionalnych działań. To jest niezwykle ważne. Mówiłem wcześniej np. o funduszach, które w czasie mojej pracy w Australii przeznaczyłem na zabytkowy kościół w pierwszej polskiej osadzie Polish Hill River. Te symboliczne gesty są niezwykle ważne, ponieważ pociągają one za sobą aktywność innych instytucji i darczyńców. Państwo musi czasem wykonać takie gesty. Przeznaczyłem wówczas kilka tysięcy dolarów na ten kościółek, dowiedział się o tym premier i także wpłacił pewną kwotę. Jeśli konsul daje jakieś pieniądze, to premier także, inaczej nie wypada. Pobudza to inicjatywę lokalną i instytucje rządowe. Odnotujmy także wspaniałe i naprawdę wyjątkowe zachowanie Polonii australijskiej w czasie dwóch powodzi w Polsce. Tylko do konsulatów wpłacono 70 tys. dolarów. Australia przekazała Polsce ponad 300 tys. dolarów. Była to spontaniczna i fantastyczna akcja.</u>
</div>
<div xml:id="div-11">
<u xml:id="u-11.0" who="#PoselAntoniKobielusz">Myślę, że Prezydium Komisji przedyskutuje problemy związane z TVP. Być może zostanie zwołane osobne posiedzenie Komisji na ten temat, ponieważ co pewien czas mamy problem z powodu działań tej instytucji. Poprzednim razem dotyczyło to np. Stanów Zjednoczonych. Sadzę, że należy spojrzeć na tę kwestię inaczej niż dotychczas. Uważam, że jest to sprawa warta omówienia, być może wspólnie z Komisją Kultury i Środków Przekazu. Mam wrażenie, że stan jest bardzo zły. Pewne sprawy z przeszłości skutkują negatywnie obecnie. Zamykam rozpatrywanie pierwszego punktu porządku dziennego. Przystępujemy do realizacji drugiego punktu, czyli omówienia spraw bieżących. Proszę pana posła Franciszka Stefaniuka o poinformowanie członków Komisji o ostatniej wizycie w Witebsku.</u>
</div>
<div xml:id="div-12">
<u xml:id="u-12.0" who="#PoselFranciszekStefaniuk">Informacja będzie bardzo krótka. Skorzystałem z zaproszenia na uroczystość otwarcia Domu Polskiego w Witebsku. Odbyło się ono w niedzielę, 17 listopada. Poprzedzone było mszą świętą z udziałem Polaków o godzinie 12.00 w katedrze. Na otwarciu było obecnych około 100 osób, m.in. wicewojewoda witebski. Wystąpiło 5 różnych polskich zespołów folklorystycznych. Były to zespoły dziecięce, młodzieżowe, a nawet gitarowe. Uważam, że kwestie kultury są bardzo wysoko postawione na tym terenie. Wystąpił jeden zasadniczy problem z rozliczeniem finansowania placówki, ale myślę, że na ten temat najlepiej wypowie się pan prezes Andrzej Stelmachowski, ponieważ jest to problem w ramach Stowarzyszenia "Wspólnota Polska". Zauważyłem pewne problemy tego stowarzyszenia. Jeśli się finansuje obiekty poza granicami, to trudniej jest z ich rozliczeniem i kontrolowaniem niż wewnątrz kraju. Często występują próby zawyżania kosztów czy innych nadużyć. Jest to problem typowo merytoryczny, ponieważ sprawa Domu Polskiego w Witebsku jest nierozliczona. Jest to najstarszy budynek, który miał zawalony dach i jest zaliczany do kategorii zabytków. Z tego względu władze nie pozwalają zmienić czegokolwiek na zewnątrz. Wewnątrz jest on bardzo ładnie wykończony, ma salę widowiskową, tętni życiem.</u>
</div>
<div xml:id="div-13">
<u xml:id="u-13.0" who="#PrezesStowarzyszeniaWspolnotaPolskaAndrzejStelmachowski">Jestem niezwykle wdzięczny, że pan poseł Franciszek Stefaniuk pojechał na otwarcie tej placówki. Ja wybierałem się, ale ostatecznie rozmyślnie nie pojechałem. Po deliberacjach w ramach zarządu stowarzyszenia doszliśmy do wniosku, że tak będzie lepiej. Rzeczywiście wystąpiła sytuacja konfliktowa z panią Gaustową, która jest tam prezesem. Niestety, i tym razem spotkaliśmy się z bardzo częstym na Wschodzie zjawiskiem, czyli z dobrymi inicjatywami ludzi przy ich absolutnej beztrosce w sprawach finansowych. Co zrobiła pani prezes? Za naszymi plecami, jako inwestora, porozumiała się z wykonawcą remontu i zleciła mu wykonanie dodatkowych usług, jak np. kolejne wejście i inne, na łączną kwotę ponad 25 tys. dolarów. Nie mogliśmy oczywiście tego zaakceptować. Powiedzieliśmy wykonawcy, że umowa została podpisana na wyraźnie określonych warunkach i że wszelkie tego rodzaju przekroczenia planu finansowego muszą być uzgodnione z inwestorem. Jeśli oni zrobili to bez uzgodnienia, to już nie nasza wina. W rezultacie odmówiliśmy zapłacenia 25 tys. dolarów, które były zupełnie niepotrzebnym wydatkiem. To, co dało się usprawiedliwić, zostało zapłacone, ale to, co było czystą fantazją pani Gaustowej, niestety nie. Wykonawca orzekł, że jeśli nie zapłacimy, to on odbierze sobie należność, zajmując część powierzchni domu polskiego. Rzeczywiście, zajął jedną kondygnację. Przyznacie państwo, że nie była to dla mnie najsympatyczniejsza sytuacja. Pani prezes miała także inne wyskoki, ale pominę te sprawy. Z tych względów podjęliśmy decyzję, że wyślemy na tę uroczystość pracownicę, która w biurze zajmuje się kontaktami z Białorusią, ale nikt z członków zarządu tam nie pojedzie. Przykry incydent, ale miał miejsce. Pani prezes dopiero teraz jest przerażona nie na żarty, ponieważ 3 dni temu wyszedł nowy dekret prezydenta Łukaszenki, że organizacje społeczne nie tylko nie mogą prowadzić działalności gospodarczej, ale nie mogą także wynajmować pomieszczeń w swoich budynkach. Jest to absurdalne. Są to pewne pośrednie sposoby na tłamszenie m.in. organizacji polskich. Nie można utrzymać domu polskiego bez wynajmowania powierzchni czy prowadzenia działalności gospodarczej, jak np. sklepik czy kawiarnia. Na Białorusi borykamy się z wieloma trudnościami. Mamy obecnie trzy zapalne punkty, to jest Witebsk, którego sprawę już omówiłem, oraz Iwieniec, gdzie pod koniec budowy zażądano łapówki. Nagle powiedziano, że straż pożarna, aby złożyć podpis na pokwitowaniu odbioru budynku, musi uzyskać 2% wartości obiektu. Przecież to są zbójeckie roszczenia. Mamy też problemy z Oszmianą, gdzie wykupiliśmy bardzo ładny dom do wykończenia. Następnie białoruskie władze powiedziały, że dom miał być mieszkalny i nie zgadzają się na zmianę jego przeznaczenia. Tego rodzaju złośliwości pod naszym adresem są stałym elementem w tym kraju. Prawdziwy problem dotyczy szkół. Rozmawiałem niedawno z gubernatorem grodzieńskim, że chcielibyśmy wybudować w tym mieście kolejne trzy szkoły. Odpowiedział mi na to, że ich dzieci są już tak nasiąknięte rosyjskością, że nie należy im mącić w głowie i wprowadzać innych języków w szkole.</u>
<u xml:id="u-13.1" who="#PrezesStowarzyszeniaWspolnotaPolskaAndrzejStelmachowski">Muszę powiedzieć, że zmieniłem się w słup soli, ponieważ wszystkiego mogłem się spodziewać, tylko nie takiej argumentacji. Skończyło się na tym, na czym mi zależało, czyli na złożeniu obietnicy, że przedstawi on sprawę w Mińsku, w odpowiednim ministerstwie. Chodziło mi o to, żeby zebrać kilku skłóconych prezesów organizacji polskich, aby było widać, że powstał jednolity front i że domagamy się powstania tych trzech szkół.</u>
</div>
<div xml:id="div-14">
<u xml:id="u-14.0" who="#PoselAntoniKobielusz">Jeszcze dwie króciutkie informacje. Chcę poinformować, że odział Stowarzyszenia "Wspólnota Polska" z Bielska wysyła dwa duże samochody, z pomocą materialną na Ukrainę. Sprowadził także do Polski piętnastoletnią dziewczynę, której ratują w ten sposób życie, ponieważ tam nie było warunków do leczenia jej schorzenia. Apeluję do państwa w związku ze zbliżaniem się okresu świątecznego i zimowego o pomoc, szczególnie potrzebną w tym czasie. Druga sprawa to prośba do państwa posłów - jeśli macie państwo jakieś sugestie do projektu planu pracy Komisji na pierwsze półrocze 2003 r., który będziemy omawiali na przyszłym posiedzeniu Komisji, to proszę je jak najszybciej zgłosić w Sekretariacie Komisji. Prezydium Komisji musi przygotować wstępną wersję planu pracy. Czy ktoś chce jeszcze zabrać głos? Nie widzę. Wyczerpaliśmy porządek dzienny. Zamykam posiedzenie Komisji.</u>
</div>
</body>
</text>
</TEI>
</teiCorpus>