text_structure.xml
127 KB
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79
80
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
98
99
100
101
102
103
104
105
106
107
108
109
110
111
112
113
114
115
116
117
118
119
120
121
122
123
124
125
126
127
128
129
130
131
132
133
134
135
136
137
138
139
140
141
142
143
144
145
146
147
148
149
150
151
152
153
154
155
156
157
158
159
160
161
162
163
164
165
166
167
168
169
170
171
172
173
174
175
176
177
178
179
180
181
<?xml version='1.0' encoding='utf-8'?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
<xi:include href="PPC_header.xml" />
<TEI>
<xi:include href="header.xml" />
<text>
<body>
<div xml:id="div-1">
<u xml:id="u-1.0" who="#MarekBorowski">Otwieram posiedzenie Komisji. Serdecznie witam na rozpoczynającym się seminarium państwa posłów, senatorów, naukowców i wszystkich zainteresowanych obecnością Polski zarówno w Unii Europejskiej w wymiarze parlamentarnym, jak i wykonawczym. Seminarium zostało zorganizowane z inicjatywy Komisji Europejskiej Sejmu. Pragnę podkreślić szerokie spektrum działań Sejmu i tej Komisji. Jest dobry czas na dyskusję o takich sprawach. Nie jest zbyt późno na zastanowienie się nad rozwiązaniami wielu kwestii. To czas na zajęcie się ważnymi dla Polski zagadnieniami. Po zakończeniu długiego procesu negocjacji warunków przystąpienia Polski do Unii Europejskiej zaczynamy dyskusję na temat wyboru i trybu powoływania reprezentantów krajowych do instytucji wspólnotowych. Zbliża się termin podpisania traktatu akcesyjnego, referendum i wybory do Parlamentu Europejskiego. Po raz pierwszy odbędą się one w Polsce. Prace polskiego parlamentu nad tworzeniem prawa regulującego obecność przedstawicieli Polski w Parlamencie Europejskim powinny zostać podjęte i zakończyć się najpóźniej do końca 2003 roku, ostatecznie w pierwszym kwartale 2004 roku. Mam nadzieję, że dzisiejsze seminarium, w którym uczestniczą wybitni specjaliści w tej dziedzinie, pozwoli zidentyfikować dylematy, posłuży wymianie opinii i ocen. Są potrzebne wszystkim przed przystąpieniem Sejmu do prac legislacyjnych. Rozpoczynająca się dyskusja będzie zapewne szersza, wyjdzie poza mury tego gmachu. Będzie szansą na pogłębienie wiedzy na temat Unii Europejskiej. Pokaże z pewnością złożoność problemów ustrojowych związanych z naszą akcesją. W tematyce dwóch paneli omówione zostaną dwa zagadnienia. Po pierwsze, będzie to dyskusja wokół ustawy o wyborze polskich członków Parlamentu Europejskiego. Po drugie, omówione zostaną zasady powoływania przedstawicieli do instytucji wspólnotowych. Parlament Europejski reprezentuje narody Unii, lecz nie funkcjonuje jako zespół reprezentacji narodowych. Skupia natomiast, podobnie jak parlamenty narodowe, przedstawicieli partii i ugrupowań politycznych, które tworzą partie europejskie zgodnie z pokrewnymi ideologiami i programami. Na przykładzie Parlamentu widać wyraźnie, że instytucje wspólnotowe mają własną specyfikę i stanowią samoistny czynnik integracji. Parlament Europejski, powołany jako zgromadzenie wspólnot europejskich, posiadał początkowo bardzo skromne uprawnienia konsultacyjne. Wzrost zakresu jego kompetencji i uprawnień to efekt dążeń Parlamentu Europejskiego do odgrywania roli analogicznej do roli parlamentów narodowych w systemach ustrojowych poszczególnych państw. Dotychczas nie zakończono prac zmierzających do wprowadzenia jednolitej ordynacji wyborczej, prawa wyborczego. Każdy kraj posiada własną specyfikę. Zapewne prace Konwentu UE wniosą wkład w tej kwestii. W czerwcu ubiegłego roku Rada Ministrów państw członkowskich Unii porozumiała się z Parlamentem w kwestii proporcjonalnego prawa wyborczego obowiązującego w całej Unii Europejskiej, zakazu łączenia mandatu narodowego z mandatem parlamentarzysty europejskiego oraz wyznaczenia na 2009 rok terminu wyborów przy zastosowaniu jednolitej ordynacji wyborczej. Otworzono więc perspektywę, czyniąc krok w kierunku stworzenia wspólnej, europejskiej przestrzeni politycznej.</u>
<u xml:id="u-1.1" who="#MarekBorowski">We wszystkich kwestiach nieuregulowanych przepisami wspólnotowymi Unia pozostawia państwom członkowskim pełną swobodę konstruowania przepisów dotyczących wyborów do Parlamentu Europejskiego, zgodnie z tradycją krajową i zwyczajami wyborczymi. Do problemów wymagających od nas szczególnej uwagi w trakcie prac nad ustawą o wyborach do Parlamentu Europejskiego należy struktura okręgów wyborczych, metoda obliczania wyników, przyjęcie progu wyborczego, określenie podmiotów zgłaszających listy kandydatów, ustalenie biernego prawa wyborczego, organizowanie głosowania za granicą i dopuszczenie obcokrajowców do wyborów organizowanych w Polsce, a także określenie zasad dostępu do radia i telewizji w okresie kampanii wyborczej i zasad jej finansowania. Wszystkie wymienione przeze mnie kwestie są wszystkim interesującym się ordynacjami wyborczymi znane. Stawiane są w tym zakresie pewne wymogi zapisane w dyrektywach europejskich. W moim przekonaniu niezwykle ważne jest rozstrzygnięcie dylematu związanego ze strukturą i wielkością okręgów wyborczych. Czy okręgi powinny być duże, czy małe? Duże odzwierciedlają lepiej naszą zróżnicowaną i pluralistyczną scenę polityczną. Mniejsze pozwalają wybranym posłom na utrzymanie ściślejszej więzi z wyborcami, ale dają szansę przeprowadzenia swoich kandydatów jedynie głównym partiom politycznym. Inną ważną sprawą jest fachowość, kompetencje osób kandydujących do Parlamentu Europejskiego w Polsce. Wszystkim nam zależy, aby polska reprezentacja była odbierana w Strasburgu jak najlepiej. Czy jednak partie polityczne dysponują wystarczającą liczbą kandydatów, którzy od razu byliby gotowi do podjęcia pracy w Parlamencie Europejskim? To pytanie kieruję nie tylko do partii politycznych, lecz także do ustawodawcy. Jest bardzo prawdopodobne, że na listach wyborczych znajdzie się duża liczba posłów i senatorów. Rozważenia wymaga kwestia przejściowego zastosowania możliwości łączenia do następnych wyborów parlamentarnych w Polsce, które nastąpią rok po wyborach do Parlamentu Europejskiego, mandatu narodowego z europejskim. Przejściowe prawo zastrzegły sobie Irlandia i Wielka Brytania. Jest to tym istotniejsze, że na zaproszenie Pata Coxa polscy parlamentarzyści już od kwietnia 2003 roku będą uczestniczyć w pracach Parlamentu Europejskiego, zdobywając doświadczenie. Wiem, że w tej sprawie opinie są podzielone. Warto tę kwestię starannie przedyskutować. Konstruowanie list do Parlamentu Europejskiego będzie wyjątkową szansą dla partii politycznych, aby „odświeżyć” zestaw polityków je reprezentujący. Ostatnio w mediach toczyła się dyskusja wywołana wywiadem prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, dotycząca „starzenia się” polskiej klasy politycznej i słabej wymiany elit. Parlament Europejski stawia wysokie wymagania parlamentarzystom w zakresie wykształcenia, przygotowania merytorycznego, znajomości języków obcych itp. Jest to szansa dla młodych polityków, ale od partii zależy, czy dadzą im taką szansę. Druga część seminarium poświęcona będzie zasadom powoływania polskich przedstawicieli do instytucji wspólnotowych, takich jak Komisja Europejska, Europejski Trybunał Sprawiedliwości, Trybunał Obrachunkowy, Komitet Gospodarczy i Społeczny oraz Komitet Regionów. Obecnie w państwach członkowskich powoływanie przedstawicieli do poszczególnych organów wspólnotowych należy do kompetencji rządów. Parlamenty narodowe formalnie nie uczestniczą w ich powoływaniu.</u>
<u xml:id="u-1.2" who="#MarekBorowski">W różnych krajach wywalczyły sobie jednak pewną rolę w tym procesie. Sytuacja ta odzwierciedla wczesne, pierwotne upośledzenie parlamentów narodowych w kształtowaniu polityki unijnej, gdzie pierwszorzędną rolę odgrywały i odgrywają rządy państw członkowskich. Od lat jest to przedmiotem dyskusji. Poszukuje się właściwej formuły dla roli parlamentów narodowych w procesie integracji. Miałem okazję mówić o tym szeroko na konferencji z udziałem szefów parlamentów unijnej Piętnastki i krajów stowarzyszonych w Madrycie. Opowiedziałem się tam za rozszerzeniem kompetencji parlamentów narodowych w kwestiach europejskich. Nie byłem w tej opinii osamotniony. Taka tendencja występuje dziś we wszystkich krajach Unii Europejskiej. Postuluje się wprowadzenie zasady opiniowania kandydatów w komisjach parlamentarnych. Wnioski z dzisiejszego seminarium zostaną wykorzystane w pracach Sejmu. Jesteśmy zainteresowani dyskusją na ten temat. Ta forma konsultacji przed rozpoczęciem prac ustawodawczych wielokrotnie się sprawdziła. „Diabeł tkwi w szczegółach”, więc należy zrobić wszystko, aby osiągnąć pozytywny efekt polskich wyborów do Parlamentu Europejskiego. Życzę państwu owocnych obrad, z których wnioski będą wykorzystane w pracach legislacyjnych. Przepraszam, że nie będę mógł zostać z państwem. Muszę udać się do innych zadań. Przekazuję głos przewodniczącemu Komisji Europejskiej Sejmu.</u>
</div>
<div xml:id="div-2">
<u xml:id="u-2.0" who="#JózefOleksy">Na wstępie witam serdecznie uczestniczących w naszym spotkaniu senatorów z marszałkiem Senatu Longinem Pastusiakiem na czele, wszystkich posłów i przedstawicieli rządu oraz dzisiejszych referentów. Pan marszałek Marek Borowski wskazał na wagę otwieranego dziś tematu prac nad obecnością przedstawicieli polskich w strukturach europejskich. Nie jest to jedynie dla Sejmu zagadnienie do przemyśleń. Takie zadanie stoi także przed rządem i Senatem. Kończy się proces przygotowań do akcesji i należy zastanowić się intensywnie, w jaki sposób Polska będzie uczestniczyć w pracach Unii Europejskiej, zakładając, że w referendum europejskim uzyskamy pozytywny wynik. Nie możemy czekać na moment wstąpienia do Unii, trzeba przygotować się teraz. Ordynacja wyborcza do Parlamentu Europejskiego jest szczególnie pilną sprawą. Nie można pozostawiać tego na ostatnią chwilę. Zwykle w takim przypadku przetarg polityczny przysłania znajomość tematu. Występujemy więc z inicjatywą rozpoczęcia pod auspicjami marszałków Sejmu i Senatu prac nad koncepcją obecności Polski w ogniwach unijnych. W pierwszej kolejności zajmiemy się wyborami do Parlamentu Europejskiego. Odrębną kwestią, jednak konieczną do rozstrzygnięcia już teraz, jest obecność polskich obserwatorów w Parlamencie Europejskim od chwili podpisania traktatu akcesyjnego do maja 2004 roku. Wszelkie uwagi, które dziś zechcą państwo wygłosić w tej sprawie, będą przez pilnie przeanalizowane. Przypomnę, że poprzednia reprezentacja była bardzo formalnie skompletowana. Tym razem wybór obserwatorów powinien przełożyć się na ich udział w wyborach parlamentarnych w Unii. Nie będzie łatwo znaleźć klucz, który pozwoli połączyć funkcję obserwatora przez ponad rok z funkcją parlamentarzysty, którego wybór następuje w drodze powszechnego głosowania. Dziękuję wszystkim naszym referentom za trud przygotowania wystąpień. Podkreślić chcę, że obecność Polski w Unii Europejskiej widzimy nie tylko przez pryzmat personalnych wyborów na poszczególne stanowiska. To punkt wyjścia do mierzenia siły reprezentacji Polski. W Parlamencie Europejskim mamy 50 miejsc, 27 miejsc w Radzie Unii Europejskiej, komisarz i dwóch dyrektorów generalnych, a łącznie 2400 osób, które Polska będzie posiadać we wszystkich instytucjach unijnych. Nie wyczerpuje to jednak istoty problemu. Przyszłe członkostwo Polski nie ogranicza się jednak do wzrostu możliwości realizacji interesów naszego kraju; ogromną wagę przywiązujemy do możliwości kształtowania całości spraw Unii Europejskiej. Często pamięta się w dyskusjach tylko o pierwszym członie - o korzyściach i obowiązkach Polski. Trzeba więc rozpocząć dyskusję na temat roli obecności Polski, największego kraju w Europie Środkowej, we Wspólnocie. Negocjacje miały wszechstronny charakter. Obok wymiaru gospodarczego istniał wymiar polityczny. Czasem jednak znika on z pola widzenia. Polska obecność została określona w deklaracji dotyczącej rozszerzenia Unii Europejskiej, deklaracji w sprawie progu większości kwalifikowanej oraz liczby głosów wymaganych dla mniejszości blokującej. Mowa jest o tym w protokole dołączonym do traktatu akcesyjnego. Ze wszystkich dokumentów wynika miejsce Polski w szóstce najsilniejszych krajów Unii Europejskiej. To wyjście do myślenia o drugim elemencie akcesji, o możliwym i potrzebnym wpływie Polski na funkcjonowanie Unii, na jej wpływ na życie kontynentu. Wpływ na politykę wspólnotową jest nie mniej ważny niż szanse, jakie wynikają z akcesji dla naszego kraju.</u>
<u xml:id="u-2.1" who="#JózefOleksy">Decyzje w sprawach unijnych nasi przedstawiciele będą podejmować w kontekście całokształtu spraw Europy, a nie tylko w kontekście własnych dążeń. Polska powinna być atrakcyjnym partnerem w osiąganiu kompromisów. Nie mamy jeszcze pełnej świadomości, do jak zmienionej Unii Polska wejdzie w maju 2004 roku. Zniesienie zasady jednomyślności i weta oznacza nową rzeczywistość, nie będzie bowiem możliwości automatycznego blokowania niewygodnej dla jednej ze stron decyzji poprzez weto. Każdą sprawę trzeba będzie „rozgrywać” przez swoiste koalicje, przez współdziałanie raz z jednymi, raz z drugimi, przez dobrą identyfikację tendencji i interesów wewnątrz Wspólnoty oraz umiejętne łączenie poglądów polskich z podobnymi dążeniami innych członków Unii. Wraz z wejściem do Unii, w której nie ma zasady jednomyślności i prawa weta, konieczne jest uwypuklenie się gry interesów. Sądzę, że będzie to wyraźna gra, która już w negocjacjach dawała znać o sobie. Kalkulacja własnych interesów, nieustępliwość w rezygnowaniu z czegoś na rzecz Wspólnoty jako całości itp. to umiejętności, które są wyzwaniem dla elit krajowych. Muszą się one dobrze orientować, że interesy Polski należy zabezpieczać także poza krajem. Stawia się więc duże wymagania wobec wszystkich, którzy pracować będą w Unii. Parlament Europejski, jak wspomniał pan marszałek Marek Borowski, będzie podlegać zmianom w zakresie funkcji i kompetencji. Rola parlamentaryzmu musi wzrosnąć. Fasadowa do niedawna rola Parlamentu to słabość Unii, to luka demokratyczna. Powstaną nowe relacje między Parlamentem a innymi instytucjami Unii Europejskiej. W pracach Konwentu UE budujemy takie relacje. Oznaczać to będzie nową rolę parlamentów narodowych wobec rządów narodowych w sprawach związanych ze Wspólnotą. Widać z tego, jak bardzo byliśmy skoncentrowani na negocjacjach. Nasza uwaga musi przestawić się teraz na sprawy aktywnego członkostwa Polski w strukturach unijnych. Pierwszym zagadnieniem z tym związanym jest przygotowanie ordynacji wyborczej do Parlamentu Europejskiego. Należy pamiętać, że nie jest to organ legislacyjny. Celem wyborów do Parlamentu Europejskiego nie będzie formowanie większości rządowej. W Konwencie UE toczy się spór na temat roli większości politycznej. Wybory mają bowiem charakter polityczny, istnieją w nim rodziny polityczne, frakcje. Jak dalece może być akceptowany polityczny wymiar rządów w ponadnarodowej Wspólnocie? Obraz wyłoni się w czasie prac Konwentu. Musimy pamiętać, że w wyborach do Parlamentu Europejskiego zastosowane jest kryterium partii politycznych. Zmiana Konstytucji RP jest zadaniem trudnym do przeprowadzenia. Niezbędne wydaje się więc obwarowanie szeregiem przepisów okołoakcesyjnych sprawy reprezentacji, kryteriów doboru itp. Ustawa o ordynacji wyborczej do Parlamentu Europejskiego powinna zawierać wszystkie te zagadnienia. Pan marszałek wspomniał już o różnorodności rozwiązań ordynacyjnych. Dodam, że wiele czasu potrzeba, aby w Unii obowiązywała jednolita ordynacja. Największym problemem nieformalnym jest kwestia więzi pomiędzy reprezentacją parlamentarną a społeczeństwem kraju, z którego wywodzą się parlamentarzyści. Zakaz łączenia mandatu europejskiego i krajowego oznacza pewną izolację reprezentacji. Jest to i słuszne, i niesłuszne. Więź jest zawsze potrzebna jako inspiracja i dlatego wydaje się to niesłuszne.</u>
<u xml:id="u-2.2" who="#JózefOleksy">Kontrola nie ma tu miejsca. Słuszne jest dlatego, że Parlament Europejski jest instytucją ponadnarodową i musi reprezentować wszystkie kwestie wspólnotowe, a nie krajowe. Granica trudna jest do nakreślenia, więc już teraz w Parlamencie istnieją z tego powodu problemy. Obsada niektórych stanowisk i proces wprowadzania Polski do struktur europejskich powinny podlegać szerokiej konsultacji społecznej. Pierwszy raz w historii kraju mamy do czynienia z takim zadaniem. Nie można potraktować go tylko jako spełnienie wymogu formalnego. To sprawa narodowa, gdyż po raz pierwszy przedstawiciele Polski zasiądą w organach Unii Europejskiej. Powinni mieć mocny mandat krajowy. Jest to szczególnie istotne w obliczu dyskusji na temat deficytu demokracji w instytucjach unijnych. We Wspólnocie można zauważyć niewypowiedziane oczekiwanie, co wniesie Polska, a kandydaci są de facto postrzegani w wielu sprawach przez pryzmat naszego kraju. Miejmy to na uwadze kreśląc reguły wyłaniania przedstawicieli polskich. Nie powinni oni jedynie istnieć w strukturach, lecz coś do nich wnieść. Mechanizm konsultacyjny musi dawać prawo głosu parlamentowi. Nie byłoby dobrze, gdyby tylko rząd wyłącznie posiadał prawo delegowania przedstawicieli krajowych na podstawie jedynie swojej decyzji. Wolą wszystkich powinno się stać, aby mechanizm ten objął obie izby parlamentu, był zastosowany przy wszystkich decyzjach dotyczących po raz pierwszy polskich reprezentantów do wszystkich szczebli instytucji unijnych. W krajach członkowskich jest różnie - od systemu pełnej kontroli każdego posunięcia rządowego do całkowitej niezależności rządu bez obowiązku informowania parlamentu krajowego o działaniach podejmowanych na niwie europejskiej. W Polsce mechanizm współpracy władzy wykonawczej i ustawodawczej musi być klarownie ustanowiony nie tylko z powodu nowej sytuacji, lecz również ze względu na fakt, iż zmienia się charakter parlamentaryzmu narodowego. Ponad 60% gestii legislacyjnej przechodzi z parlamentu krajowego na szczebel ogniw Wspólnoty. To bardzo poważna zmiana w ciężarze gatunkowym aktywności legislacyjnej państw członkowskich. Trzeba dziś już wziąć to pod uwagę w czasie rozważań nad zmianą roli Parlamentu Europejskiego i innych najwyższych organów Wspólnoty, ale również zmianą roli parlamentu polskiego. Wraz z uzyskaniem członkostwa dotychczasowe struktury krajowe będą posiadać nadal swoje zadania i kompetencje, ale na nowo trzeba będzie przyjrzeć się ich zakresowi. W Polsce toczy się dyskusja nad zmianami konstytucyjnymi. Większość wypowiadających się w tej sprawie twierdzi, iż należy jeszcze poczekać, nie podejmować zbyt wcześnie decyzji w tej kwestii. Jednak wcześniej lub później pewne zmiany będą konieczne. Zróbmy to wówczas, gdy inne decyzje zostaną już podjęte. Polska musi bowiem wpisać się efektywnie w reguły unijnego procesu podejmowania decyzji. Konferencja Międzyrządowa w 2004 roku lub wcześniej określi ostatecznie reformę systemu instytucjonalnego Unii Europejskiej. Konwent UE kończy pracę w czerwcu br. przedstawieniem projektu traktatu. Można uznać, że bez przeprowadzenia zmian w sposobie działania własnych organów Unia stanie się lub pozostanie niewydolna.</u>
<u xml:id="u-2.3" who="#JózefOleksy">Życzę wszystkim owocnych obrad i prac nad projektami ustaw ordynacyjnych. Zapewniam państwa, że będziemy upowszechniać zaprezentowane dziś kierunki myślenia, aby obie izby parlamentu kontynuowały dyskusję na ten temat. Liczymy na współpracę ogniw rządowych, zwłaszcza Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Nie mogę uczestniczyć w seminarium do końca spotkania, ponieważ mamy posiedzenie Konwentu w Brukseli. Wraz z panią senator Genowefą Grabowską będziemy musieli państwa za 3 godziny opuścić. Jestem jednak pewien, że spotkanie toczyć się będzie dłużej. Przystępujemy do pracy. Czy są uwagi lub propozycje dotyczące porządku spotkania?</u>
</div>
<div xml:id="div-3">
<u xml:id="u-3.0" who="#RomanGiertych">Składam wniosek o zamknięcie posiedzenia Komisji Europejskiej. Pan przewodniczący zwołał na dziś posiedzenie Komisji. Z treści i wystąpień otwierających wynika, że jest to seminarium naukowe, poświęcone pewnemu planowi politycznemu dotyczącemu przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Jest to ważny z punktu widzenia niektórych ugrupowań politycznych. My uważamy, że naród polski opowie się w referendum przeciwko wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej, więc nie widzimy potrzeby tracenia czasu na rozważenie tych kwestii. Proszę o zamknięcie posiedzenia Komisji, rozpoczęcie seminarium. Nasza obecność będzie wówczas zbędna. Jeśli pan przewodniczący nie ogłosi przerwy, będę zmuszony opuścić salę.</u>
</div>
<div xml:id="div-4">
<u xml:id="u-4.0" who="#JózefOleksy">Nie będę pana zapewniać, że z wielkim żalem przyjąłbym pańskie opuszczenie seminarium. Informuję pana posła, że sprawa referendum europejskiego, ordynacji wyborczej do Parlamentu Europejskiego oraz instytucjonalnych rozstrzygnięć w przyszłej Unii są zapisane w zatwierdzonym planie pracy Komisji Europejskiej. Jeśli nie zna pan jego treści, poproszę sekretariat Komisji o dostarczenie panu tego dokumentu. Oddalam wniosek pana posła. Od pana zależy, jak pan zachowa się w tej chwili.</u>
</div>
<div xml:id="div-5">
<u xml:id="u-5.0" who="#GabrielJanowskiniez">Temat jest na pewno ważny, jednak łączenie posiedzenia Komisji z seminarium jest w moim przekonaniu pewnym nadużyciem organizacyjno-regulaminowym. Sądzę, że dla czystości sprawy warto zakończyć posiedzenie Komisji i otworzyć seminarium. Nie można niejako zobowiązywać posłów do uczestnictwa w seminarium. Uważam, że temat jest bardzo ważny i należy go szeroko przedyskutować. Nie można jednak nadużywać formuły posiedzenia Komisji.</u>
</div>
<div xml:id="div-6">
<u xml:id="u-6.0" who="#JózefOleksy">Przechodzimy do głosowania nad wnioskiem panów posłów Romana Giertycha i Gabriela Janowskiego. Kto z członków Komisji opowiada się za kontynuacją posiedzenia rozszerzonego w związku z charakterem tematu? Stwierdzam, że w głosowaniu Komisja 10 głosami z przy 3 głosach przeciwnych i 2 głosach wstrzymujących się, przyjęła wniosek o kontynuację posiedzenia.</u>
</div>
<div xml:id="div-7">
<u xml:id="u-7.0" who="#AntoniMacierewicz">Proszę o rozszerzenie porządku obrad o sprawę, która wydaje się być o wiele pilniejsza. Chodzi o relacje przedstawiciela rządu w sprawie kształtu i formy wynegocjowanego traktatu akcesyjnego. Dowiadujemy się bowiem, że został on doprecyzowany, jednak w taki sposób, że istotnie go zmieniono. Opinia publiczna jest w tej sprawie okłamywana. Komisja Europejska Sejmu powinna wiedzieć, w jakim kształcie Polska ma przyjąć traktat akcesyjny, który decyduje o naszym bycie. Doceniam wagę spraw związanych z ordynacją wyborczą, ale wydaje się, że traktat akcesyjny jest dziś nieporównanie ważniejszy. W tym sensie można sądzić, że mamy do czynienia z „zamulaniem” prac Komisji tematami, które można omówić w późniejszym czasie. Odkłada się zaś sprawy najważniejsze w obecnym czasie. Proszę o przedstawienie nam szczegółów, formy i trybu przyjęcia traktatu akcesyjnego.</u>
</div>
<div xml:id="div-8">
<u xml:id="u-8.0" who="#JózefOleksy">Ma pan rację, że zapoznanie się z treścią przygotowywanego traktatu jest sprawą pierwszorzędną. Dlatego w dniu 23 stycznia br. odbędzie się posiedzenie Komisji Europejskiej poświęcone tej kwestii. Przechodzimy do tematu seminarium. Przekazuję głos przewodniczącej Komisji Spraw Zagranicznych i Integracji Europejskiej Senatu, pani senator Genowefie Grabowskiej, która będzie moderatorem w pierwszej części seminarium.</u>
</div>
<div xml:id="div-9">
<u xml:id="u-9.0" who="#GenowefaGrabowska">Spróbujmy zatrzeć wrażenie, które starano się wywrzeć. Senatorowie nie mają do czynienia z taką atmosferą podczas prac naszej Komisji. Witam gorąco zasiadającą po mojej lewej stronie „ławę mędrców”. Tak nazwę profesorów, którzy przybyli do nas, aby podzielić się wiedzą m.in. na temat Parlamentu Europejskiego. Witam serdecznie naszych referentów oraz wybitnych konstytucjonalistów, którzy służyć nam będą radą. Przechodzimy do realizacji programu seminarium. Przypomnę jeszcze, że wśród nas zasiadają osoby, które uczestniczyły pierwszy raz w posiedzeniu Parlamentu Europejskiego w dniach 17–18 listopada 2002 roku. Miały one okazję zobaczyć, jak funkcjonuje Parlament i zapoznać się z intensywnością prac parlamentarzystów europejskich. Są oderwani od spraw własnych i kraju, a ich kalendarz na pierwsze półrocze br. zawiera 4 wolne weekendy. Resztę czasu zajmuje praca w komisjach, wyjazdy i sesje plenarne. To dla nas pouczające, gdyż niekiedy zdarza się usłyszeć wyidealizowaną opinię o pracy Parlamentu Europejskiego. Chciałabym, abyśmy zaakceptowali zasadę funkcjonowania w Parlamencie i próbowali przenieść to na grunt polskiego parlamentu, zwłaszcza myślę o czasie zabierania głosu. Wiemy, że czas pracy tłumaczy w Parlamencie Europejskim jest sowicie opłacany, więc parlamentarzysta europejski musi być zwięzły, w jasny sposób zadawać pytania i formułować opinie. Przeznacza się tam na wypowiedź 3 minuty, na pytanie - 1 minutę. Spróbujmy przenieść tę formułę na dzisiejsze spotkanie. Polacy mają bowiem tendencję do długich wystąpień. Oddaję głos pierwszemu prelegentowi, panu profesorowi Stanisławowi Gebethnerowi.</u>
</div>
<div xml:id="div-10">
<u xml:id="u-10.0" who="#StanisławGebethner">Dziękuję za zaproszenie mnie na seminarium. Na wstępie przypomnę, że problematyka ustawy wyborczej do Parlamentu Europejskiego była przedmiotem debaty na konferencji konstytucjonalistów polskich w Polańczyku latem 2001 roku. Wraz z moim asystentem przedstawiłem tam referat, w którym proponowałem, aby w Polsce rozpoczęła się dyskusja na ten ważny temat. Przez 1,5 roku sprawa uszła jednak uwagi i dopiero teraz rozpoczyna się debata merytoryczna. Lepiej późno niż wcale. Mówię to bez złośliwości, ponieważ w październiku 2002 roku ukazał się dziennik urzędowy Wspólnot Europejskich, w którym ogłoszono akt modyfikujący procedurę wyboru członków Parlamentu Europejskiego w bezpośrednich i powszechnych wyborach. Opóźnienie jest więc uzasadnione. Pan marszałek wyspecyfikował główne problemy. Musimy przygotować się do uchwalenia ustawy o wyborze członków Parlamentu Europejskiego, ale - jak stwierdziliśmy w Polańczyku - nie ma podstawy prawnej do wniesienia takiej ustawy. Konstytucja RP ani żaden akt międzynarodowy nas obowiązujący nie przewidują takiego faktu. Najwcześniej - moim zdaniem - projekt takiej ustawy można będzie wnieść do parlamentu po 16 kwietnia br., po podpisaniu traktatu akcesyjnego. Wybory w państwach członkowskich odbywają się jednocześnie w okresie wyborczym trwającym od czwartku do niedzieli. Uwzględniono tu specyfikę poszczególnych krajów. W Wielkiej Brytanii czwartek jest właśnie dniem wyborów. Mają się one odbyć w trzeciej dekadzie czerwca 2004 roku. Mówi się konkretnie o 19–22 czerwca. Jednak w zmienionym przez Radę Unii Europejskiej akcie znalazł się przepis, który umożliwia przeprowadzenie wcześniej lub później wyborów do Parlamentu Europejskiego, lecz musi to nastąpić na rok przed upływem kadencji. Można się spodziewać, że w kwietniu może nastąpić przyspieszenie terminu wyborów o miesiąc. Parlament Europejski postulował bowiem, aby wybory odbywały się w maju, gdyż czerwiec jest w Europie miesiącem wakacyjnym. Jeżeli akcesja Polski nastąpi 1 maja 2004 roku, a na 3 miesiące przed wyborami ordynacja wyborcza powinna pojawić się w Dzienniku Ustaw, to ustawa musi wejść w życie przed przystąpieniem do Unii. Są to oczywiście założenia oparte na prognozie, że Polska stanie się członkiem Unii. W tej chwili nie istnieją konstytucyjne uwarunkowania dla ustawy wyborczej. Być może w międzyczasie zostanie przyjęta jakaś forma konstytucjonalizacji naszego członkostwa w Unii Europejskiej. Inaczej przedstawia się sprawa wyborów do samorządu terytorialnego na poziomie komunalnym, gdzie problem uprawnień obywateli Unii Europejskiej wymaga zabiegów konstytucyjnych. Przyznanie praw wyborczych obywatelom Unii w wyborach członków Parlamentu Europejskiego nie znajduje przeszkód konstytucyjnych. Należy więc mówić raczej o naszej praktyce, tradycji prawa wyborczego niż o konstytucyjnych uwarunkowaniach ustawy o wyborze członków Parlamentu Europejskiego. Znacznie ważniejsze są kwestie związane z wyborami, regulowane przez prawo Unii Europejskiej. Jest to traktat ustanawiający Wspólnotę Europejską, akt w sprawie wyboru członków Parlamentu Europejskiego w bezpośrednich i powszechnych wyborach i dyrektywa UE z 1993 roku, która w szczegółach reguluje udział w wyborach w państwach członkowskich osób, których nie są oni obywatelami. Zgodnie z art. 190 traktatu ustanawiającego Wspólnotę przedstawiciele narodów państw zjednoczonych są wybierani w wyborach bezpośrednich i powszechnych na 5 lat. Przyjęło się tłumaczyć, że są to przedstawiciele narodów, choć w niektórych językach, np. niemieckim, francuskim czy angielskim używa się słowa „lud”. Sądzę, że z przyczyn ideologicznych tłumaczy się je jako „naród”. W art. 190 znajduje się w ust. 4 postanowienie, że Parlament Europejski sporządza propozycję dotyczącą przeprowadzenia bezpośrednich powszechnych wyborów we wszystkich państwach członkowskich według jednolitej procedury albo zgodnie z pewnymi wspólnymi zasadami. Do tej pory Rada Unii Europejskiej i Parlament wykonują tę drugą opcję, a więc określają ogólne zasady wyborów bez wnikania w szczegóły, które określają same państwa członkowskie.</u>
<u xml:id="u-10.1" who="#StanisławGebethner">W moim pisemnym materiale wyrażam sceptycyzm co do przyszłej wspólnej ordynacji wyborczej w Europie, nawet po 2009 roku. Stany Zjednoczone mają 200 lat i nie mają wspólnej ordynacji wyborczej, a funkcjonują sprawnie. Liczba członków Parlamentu Europejskiego ma ulec zmianie w 2004 roku. W Traktacie nicejskim Polsce przyznano 50 mandatów, jednak w związku z oddaleniem w czasie akcesji Bułgarii i Rumunii ta liczba może być wyższa. Nikt nie powiedział, że wszystkie 10 państw kandydujących przystąpi do Unii. Np. Malta i Łotwa mogą uzyskać negatywny wynik referendum, więc liczba ta znów wzrośnie. Pewną liczbą jest 50, zaś o zmianach zdecyduje się w przyszłym roku, po referendach we wszystkich państwach kandydujących. Tekst ujednoliconego aktu o wyborze członków Parlamentu Europejskiego został państwu doręczony. Przyznam, że mieliśmy wiele problemów z jego sporządzeniem, gdyż w poszczególnych językach teksty różniły się. W dwóch przypadkach dla określenia terminu okresu wyborczego pojawiał się miesiąc, w innych - rok. W akcie, już po nowelizacji, zapisane są zasady powszechności i bezpośredniości wyborów, tajności głosowania w wolnych wyborach. Rada Unii Europejskiej nie przychyliła się natomiast do propozycji Parlamentu Europejskiego, aby wpisać tu zasadę równości, co ma swoje uzasadnienie. Istotny jest nakaz zbudowania systemu wyborczego na zasadzie proporcjonalności lub na odpowiedniku tej zasady, jak w przypadku Irlandii i Malty. Odstępstwa od tej zasady być nie może. Z zasady przeprowadzania wyborów w tym samym czasie wynikają pewne ograniczenia techniczne. Wyników wyborów nie można ogłaszać urzędowo przed zakończeniem ostatniej godziny wyborów w ostatnim kraju. Stąd prawdopodobnie o 20.00 nie będziemy mogli wywiesić wyników wyborów na lokalach wyborczych, gdyż wybory będą jeszcze trwać w Portugalii. Takich kwestii technicznych jest więcej, nie będę ich wymieniać. Wprowadzono zakaz łączenia mandatu członka Parlamentu Europejskiego z określonymi stanowiskami w instytucjach europejskich i rządach państw członkowskich. Zmieniono nieco listę tych stanowisk. Dopuszcza się możliwość ustanowienia progu wyborczego, ale najwyżej może to być 5%. Polskie przepisy dotyczące 8% dla koalicji wyborczych nie mogą mieć zastosowania. Dopuszcza się także ustanowienie limitu wydatków. Kwestia okręgów wyborczych była przedmiotem istotnego sporu między Parlamentem a Radą Unii Europejskiej. Parlament proponował, aby państwa członkowskie z liczbą powyżej 20 mln mieszkańców były dzielone na okręgi, zaś do 20 mln mieszkańców stanowiły jeden okręg wyborczy. Pojawiło się dziwne rozwiązanie kompromisowe, które trudno jest zrozumieć w poszczególnych językach. Istotą jednak jest założenie, że okręgi powinny być tak tworzone, aby nie naruszyć idei reprezentacji proporcjonalnej. Stąd mój wniosek, iż małe okręgi, po 2–5 mandatów, stanowiłyby naruszenie tej dyrektywy. Przy podziale mandatów, zwłaszcza metodą d'Hondta, nastąpiłoby poważne zdeformowanie reprezentacji proporcjonalnej. Nie można tu wprowadzać kryteriów politycznych, ważnych przy wyborach do parlamentu krajowego. W swoim autorskim projekcie systemu wyborczego proponuję, aby iść śladem Niemiec i dokonywać podziału mandatów globalnie, dla całej Polski, a następnie przydzielać je listom, które dostały w danym okręgu najwięcej głosów, a dalej mandaty przyznać tym, którzy na liście otrzymali najwięcej wskazań. Jeśli ten system nie zostanie zaakceptowany, opowiem się za podziałem Polki na 4 duże okręgi.</u>
<u xml:id="u-10.2" who="#StanisławGebethner">Wnioski płynące z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, aby stworzyć 16 okręgów wyborczych, są nie do przyjęcia. Trzy województwa - opolskie, lubuskie i świętokrzyskie - musiałyby wybierać po 1 parlamentarzyście, co narusza zasadę proporcjonalności. Nieuniknione jest łączenie województw w jednym okręgu wyborczym. Tu zacznie się na pewno ogromny spór, być może nawet przewyższający spór o kwoty mleczne. Rada Europejska definitywnie rozstrzygnęła, że łączenie mandatu krajowego i europejskiego jest niemożliwe. Ustępstwo uczyniono jedynie na rzecz Irlandii i Wielkiej Brytanii w tej kadencji, ale tylko do najbliższych wyborów krajowych w obu państwach. Chodzi tu głównie o lordów, którzy chcą zachować możliwość łączenia dwóch mandatów. Takim rozwiązaniom muszą być przyporządkowane przepisy polskiego prawa. Kolejna kwestia dotyczy przygotowywanego traktatu akcesyjnego. Polska zgodziła się w negocjacjach na przyjęcie dyrektywy o zasadach głosowania obywateli Unii. Nie uczyniono tu okresów przejściowych. Należy więc uregulować tę kwestię w ustawie wyborczej. Problem jest znacznie poważniejszy, niż się wydaje, choć zapewne sprawa okręgów wyborczych go przysłoni. Nie jest tylko kwestia określenia, że obywatel innego państwa członkowskiego, zamieszkały stale w Polsce, może głosować, podobnie jak polski obywatel w innym kraju. Problem polega na tym, iż musimy być przygotowani do szybkiej, sprawnej komunikacji między ministerstwami spraw wewnętrznych, ponieważ wprowadzanie do rejestru wyborców musi następować na podstawie wymianie informacji. Będą nas pytać, czy obywatel polski może zostać tam wciągnięty na listę wyborców i my będziemy pytać, czy obywatel innego państwa posiada prawa wyborcze. Ubolewam, że w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji istnieje tendencja do zrzucania sprawy na Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Byłoby to zupełnie nieuzasadnione. Zrzuca się też to zadanie na organy wyborcze, które nie mają nic wspólnego z rejestrami wyborców. Zadanie to zleca się administracji publicznej. Musi nastąpić usprawnienie działań, co wymaga szybkich przygotowań. Przy metodzie ręcznych kart ewidencyjnych system szybkiego komunikowania nie wytrzyma konfrontacji z rzeczywistością. Przy okazji powiem, iż w ramach tego zagadnienia pojawia się problem uprawnień do głosowania obywateli polskich za granicą Unii Europejskiej. Kolejna kwestia związana jest z relacją ustawy wyborczej do krajowej ordynacji wyborczej. Przygotowując kolejny projekt tej ustawy w Instytucie Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, przyjęliśmy formułę, iż odwołujemy się do konkretnych przepisów ordynacji wyborczej do Sejmu i Senatu, tam gdzie mogą one być wprost zastosowane. Zgodnie z zaleceniami dobrej techniki prawodawczej, sugerujemy niestosowanie formuły, że „w sprawach nieuregulowanych stosuje się odpowiednio ustawę wyborczą do Sejmu i Senatu”. To generalnie niewłaściwa formuła odesłań, a w tym przypadku nastąpiłoby wiele nieporozumień interpretacyjnych. Projekt powinien być możliwie rozbudowany, z odesłaniem do konkretnych przepisów ordynacji wyborczej do Sejmu i Senatu. Ustawa winna regulować kwestie określania terminu wyborów. Powinien je zarządzać prezydent w ramach ustalonych przepisów Rady Unii Europejskiej. Trzeba zmienić przepisy o rejestrach wyborców, ponieważ należy wprowadzić kategorię obywateli innych państw członkowskich.</u>
<u xml:id="u-10.3" who="#StanisławGebethner">Ważny jest sposób tworzenia okręgów wyborczych, dobór metody alokacji, zasady i tryb zgłaszania kandydatów. Tu można skopiować reguły stosowane w wyborach krajowych. Nie ma przeszkód, aby Państwowa Komisja Wyborcza i jej podległe komisje wyborcze przeprowadzały wybory członków Parlamentu Europejskiego. Następna sprawa dotyczy prowadzenia i finansowania kampanii wyborczej. Zasady można zastosować takie same, jak w przypadku parlamentu krajowego. Uważam jednak, że należy określić limit finansowy, ale nie widzę podstaw do odstępowania od zasady, że źródłem finansowania nie mogą być wpływy z funduszy zagranicznych. Gdyby dopuścić finansowanie kampanii wyborczej przez europejskie partie, rozhermetyzujemy system finansowania partii politycznych w kraju. Dyskusyjna jest kwestia zwrotu kosztów prowadzenia kampanii wyborczej. Osobiście wykluczam subwencje. Mają one rację bytu w przypadku wyborów do parlamentu krajowego. Dotacje są kwestią dyskusji. Widziałbym jedynie zwrot kosztów kampanii dla komitetów obywatelskich, a nie partyjnych. Partie mają w tej chwili dostateczne pieniądze, aby prowadzić kampanię wyborczą samodzielnie. Powstaje pytanie, czy w ustawie regulować status członka Parlamentu Europejskiego. Jest to sprawa poza materią ustawy wyborczej i nie należy komentować przepisów traktatu europejskiego i aktów wtórnych. Z drugiej strony, jeżeli akt unijny zakazuje mandatu imperatywnego, stanowiąc iż członek Parlamentu Europejskiego nie jest związany żadnymi instrukcjami, to trzeba napisać, kim on jest. W polskiej konstytucji napisano, że parlamentarzysta reprezentuje naród. Można dyskutować o konstrukcji, ale taka ona jest. Osobiście byłbym za sformułowaniem, że członkowie Parlamentu Europejskiego są przedstawicielami społeczeństwa obywatelskiego Unii Europejskiej. To pewne tłumaczenie posunięte o jeden krok dalej. Określenie „lud” lepiej bowiem oddaje istotę, niż nasze tłumaczenie „naród”. Nie można jednak zgodzić się z tezami, jakie wygłaszano po traktacie nicejskim, że członkowie Parlamentu Europejskiego są przedstawicielami parlamentu krajowego. Nie mogą nimi być. Podobnie, jak nie mogą być przedstawicielami państwa. Przepisy ustawy luksemburskiej lub niemieckiej mogą faktycznie wskazywać, że tak jest. Jednak parlamentarzyści europejscy są przedstawicielami narodów zjednoczonych. Można np. kandydować w każdym kraju i wybierać mogą obywatele innych państw członkowskich. W sprawie immunitetu i przywilejów nie ma pełnej jasności. Czy wystarczy odesłać do odpowiednich przepisów unijnych, czy też objąć parlamentarzystów europejskich przywilejami i ochroną prawną należną krajowym parlamentarzystom? Tu toczy się istotny spór między Parlamentem Europejskim a Radą Unii Europejskiej. Tłem sporu są kwestie finansowe, a więc kto i ile powinien płacić członkom Parlamentu. Jednak pojawiają się sprawy ochrony i warunków sprawowania mandatu. Dotyczy to m.in. emerytur, ubezpieczenia i zwolnienia od podatku. Choć można obronić tezę, że kwestie te stanowią materię ustawy wyborczej, trzeba to chyba odesłać do innej ustawy, dopóki te sprawy nie wyklarują się w Unii Europejskiej. Należy natomiast rozciągnąć przepisy ustawy o ordynacji krajowej dotyczące niełączenia określonych stanowisk z mandatem europejskim.</u>
<u xml:id="u-10.4" who="#StanisławGebethner">Konstytucja RP pozwala członkom rządu być jednocześnie parlamentarzystą krajowym, trzeba więc wprowadzić dodatkowy przepis dotyczący niełączenia tych stanowisk z mandatem europejskim. Pozostaje nadal dyskusyjna kwestia, czy Polacy mieszkający stale za granicą Unii Europejskiej mają mieć prawo głosowania w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Wypowiadam się za rezygnacją z organizacji wyborów za granicą i na statkach. Jestem przekonany, że organizacja wyborów za granicą Unii Europejskiej byłaby sprzeczna z dyrektywą europejską, ponieważ stawiałaby na uprzywilejowanej pozycji obywateli państwa polskiego. Zasadą jest bowiem, iż prawa wyborcze obywatela polskiego i obywatela innego państwa członkowskiego muszą być jednakowe. Są to najważniejsze kwestie do dyskusji. Nie wypowiadam się szczegółowo w sprawie okręgów wyborczych, choć wskazałem swoje preferencje. Nie wypowiadam się też w sprawie wyboru metody liczenia głosów. Zwracam jednak uwagę, że przy jednym okręgu pięćdziesięciomandatowym wybór metody d'Hondta lub Hare-Niemeyera nie ma większego znaczenia. Pragnę podkreślić, że jedynie w Szwecji obowiązuje metoda Sainte-Lague'a, Duńczycy stosują metodę d'Hondta, Włosi - metodę Here'a, w Grecji stosuje się metodę Hagen-Bischofa, która podobna jest do metody d'Hondta. W większości krajów członkowskich pojawia się metoda d'Hondta.</u>
</div>
<div xml:id="div-11">
<u xml:id="u-11.0" who="#PawełSarnecki">Szanując czas uczestników seminarium, nie będę powtarzać wywodów pana prof. Stanisława Gebethnera, zwłaszcza dotyczących analizy aktów prawnych Unii Europejskiej. Skupię się na wątkach pominiętych lub tych, z którymi nie w pełni się zgadzam. Pierwszym problemem jest podstawa konstytucyjna wyborów do Parlamentu Europejskiego oraz rozwiązań, które będą dotyczyć kompetencji poszczególnych organów w obsadzaniu stanowisk w organach Unii. Wiele problemów rozwiążą umowy międzynarodowe, którym Konstytucja RP zapewnia bezpośrednią stosowalność. Wówczas nie trzeba już tworzyć ustaw. Pozostaje jednak szereg kwestii związanych z wyborami. Bez rozwiązań konstytucyjnych wiele spraw pozostanie bez odpowiedniej podstawy w akcie najwyższej rangi. Nie trudno wyobrazić sobie sytuację, w której ktoś zaskarży ustawę o wyborach członków Parlamentu Europejskiego do Trybunału Konstytucyjnego. Jaka podstawa zostanie zastosowana do oceny przepisów? Nie wyobrażam sobie polskiej konstytucji, która całkiem pomijałaby fakt, iż Polska znajduje się w Unii Europejskiej, kiedy reguluje ona sprawę Rzecznika Praw Dziecka czy możliwość stawiania pytań w sprawach bieżących przez parlamentarzystów. Obywatele polscy będą przecież wybierać członków Parlamentu Europejskiego. Słusznie podchodzimy z ostrożnością do zmian konstytucyjnych, jednak tak poważnie zmienia się położenie prawno-polityczne Polski, że tę ostrożność powinniśmy przełamać. Należy przymierzyć się do zmiany konstytucji, a może uchwalić deklarację konstytucyjną, która na poziomie konstytucji rozstrzygałaby omawiane zagadnienia. Wydaje mi się, że urząd prezydenta byłby właściwym organem do wystąpienia z takim projektem. Przechodząc do kwestii szczegółowych, uważam, że uprawnienia obywateli innych państw Unii głosujących w Polsce nie powinny być ani większe, ani mniejsze od uprawnień obywateli polskich. Przepisy techniczne związane z listami wyborców itp. dotyczyć powinny wszystkich głosujących w naszym kraju. Łączy się to z pewnymi obowiązkami i podziałem ról między resort spraw wewnętrznych i inne organy oraz komunikacji z odpowiednimi organami innych państw Unii. Zdaje się, że prawo polskich sądów do orzekania poprawności sporządzenia spisu wyborców również powinno mieć zastosowanie do praw wyborczych obywateli państw unijnych. W przypadku biernych praw wyborczych, tzn. kandydowania w wyborach do Senatu i Sejmu dolną granicę wieku określa się odpowiednio na 30 i 21 lat. Być może właściwe będzie więc określenie granicy wieku dla kandydatów do Parlamentu Europejskiego, jak to jest we Włoszech, na poziomie 25 lat. Wprowadzony w dwóch państwach europejskich przymus głosowania w wyborach do Parlamentu Europejskiego nie powinien być wprowadzony do polskiej ordynacji. Nie mamy takich tradycji. Kolejna moja propozycja dotyczy wystawiania list kandydatów. Konstytucja zakłada, że przy wyborach do ciał parlamentarnych prawo takie mają partie polityczne i wyborcy. Prof. Stanisław Gebethner przyjął automatycznie, że zasada ta powinna odnosić się także do wyborów do Parlamentu Europejskiego. Nie jestem do tego przekonany. W Parlamencie działają wyraźne grupy polityczne. Parlamentarzyści nie zrzeszeni są o wiele bardziej marginalizowani niż w polskim Sejmie, a zwłaszcza Senacie. Poddaję pod zastanowienie propozycję monopolu partii politycznych do zgłaszania kandydatów.</u>
<u xml:id="u-11.1" who="#PawełSarnecki">Można przygotować koncepcję, iż zgłoszenie przez partię powinno mieć poparcie wyborców, np. 100 tysięcy osób. Celem zapobieżenia praktyce powoływania partii jedynie sub speciae wyborów do Parlamentu Europejskiego, ordynacja mogłaby wprowadzić klauzulę, ograniczającą prawo zgłaszania list kandydatów do tych tylko partii, które zostały wciągnięte do ewidencji najpóźniej rok przed datą wyborów. Uważam, że należy także zrezygnować z instytucji list krajowych. Porozumienia międzynarodowe dopuszczają takie rozwiązanie, ale niewielka liczba parlamentarzystów wybieranych w Polsce praktycznie na to nie pozwala. Wyodrębnianie spośród 50 osób grupy 10, które będą wybierane z listy krajowej wydaje się złą propozycją. Istniejący w kilku ordynacjach wyborczych do Parlamentu Europejskiego przymus złożenia kaucji przez partie nie powinien zostać wprowadzony w Polsce. Nie posiadamy takiej tradycji i nie byłoby wskazane wprowadzanie takiego rozwiązania począwszy właśnie od wyborów do Parlamentu Europejskiego. Zrobiłoby to złe wrażenie. Całkowicie zgadzam się z uwagami mojego przedmówcy co do celowości tworzenia rozległych terytorialnie okręgów wyborczych. Idea ta nawiązuje do wyraźnej tradycji funkcjonowania władz europejskich, a mianowicie traktowania Europy także jako Europy Regionów. Proszę pamiętać, że państwa unijne są bardzo zróżnicowane obszarowo i ludnościowo. Jeśli duże państwa traktować będziemy jako strukturę regionalną, to np. Normandia we Francji jest porównywalna z Belgią. Z uwagi na jednolity charakter społeczeństwa polskiego nie istnieje niebezpieczeństwo, dostrzegane zwłaszcza w Hiszpanii, aby struktura okręgów wyborczych umacniała tendencje separatystyczne. Wydaje się, że aktualne województwa w Polsce nie tworzą siatki silnych regionów. Zachowanie ich jako okręgów wyborczych do Parlamentu Europejskiego spowodowałoby ponadto, że byłyby to okręgi małe, np. trzymandatowe. Zastanawiałem się nad powołaniem 7 okręgów wyborczych, gdyż o tylu regionach w zasadzie można mówić w naszym kraju. Średnio wybierałoby się w każdym z nich 7–9 parlamentarzystów, co pozwala spełnić ideę proporcjonalnej reprezentacji. Okręgi należałoby tworzyć poprzez łączenie województw, ale po przeprowadzeniu wyborów ordynacja wyborcza nie powinna w żadnym wypadku regulować statusu takich tworów terytorialnych. W państwach członkowskich dostrzega się wyraźną tendencję do tworzenia dużych okręgów wyborczych. Aż w 9 państwach w ogóle nie występuje podział na okręgi. Członków Parlamentu Europejskiego wybiera się w skali całego państwa. Sposób głosowania winien być - moim zdaniem - ukształtowany jako system głosowania na listy zamknięte, bez możliwości wyrażania opcji personalnych w ramach wybranej listy. To klasyczny system głosowania silnie powiązany z ideą proporcjonalności. Praktyka wyrażania preferencji osobistych wobec kandydatów prowadzi do niezdrowych, w moim przekonaniu, zjawisk. Zgłasza się kandydatów spełniających rolę „lokomotywy wyborczej”, a zbierane przez niego głosy prowadzą do wyboru osób często mało popularnych, otrzymujących faktycznie znacznie mniej głosów od niewybranych kandydatów, kandydujących z innych list. Niepotrzebne frustracje społeczne można wyeliminować poprzez zaproponowany sposób. Najpopularniejsze kandydatury i tak w praktyce zdobędą mandat. Kompetencje Parlamentu Europejskiego nie są zbyt szerokie, a chodzi o wybory tylko grupy członków Parlamentu, reprezentacji społeczeństwa polskiego, więc myślę, iż można zrezygnować z kilku ograniczeń pełnej proporcjonalności. Stosuje się mając na względzie inną ideę, przyświecającą wyborom, tzn. ideę zapewnienia efektywności prac ciała parlamentarnego. Moim zdaniem efektywność może zostać przesunięta w tym przypadku na dalszy plan, a zasadnicza troska położona być winna na reprezentatywność. Opowiadam się przeciwko stosowaniu klauzuli zaporowej, eliminującej najmniejsze partie o lokalnych wpływach. Znacząca reprezentacja lokalnych sił politycznych w składzie polskiej „delegacji” raczej nam nie grozi. Odwrotnie, symboliczna reprezentacja mniejszości niemieckiej, na przykład, mogłaby nabrać nawet pozytywnego wydźwięku. Do ustalania wyników wyborów proponuję pozostanie przy systemie d'Hondta. To najczęściej stosowany w Polsce system proporcjonalny. Wprowadza on wystarczające korekty daleko posuniętej proporcjonalizacji wyborów. System d'Hondta wraz z głosowaniem na listy zamknięte rozwiązuje również zagadnienia obsadzania wygasłych w trakcie kadencji Parlamentu Europejskiego mandatów. Winni je zapełniać kolejni kandydaci z tej samej listy. Wybory do Parlamentu Europejskiego powinny być w marę możliwości przeprowadzane przez znane polskiemu prawu wyborczemu organy wyborcze. Należy je pozostawić w kompetencji Państwowej Komisji Wyborczej i Krajowego Biura Wyborczego. Obwodowe komisje wyborcze powinny być powoływane w sposób znany już dotychczasowym ordynacjom wyborczym. Natomiast komisje okręgowe dla proponowanych dużych okręgów mogłyby być np. powoływane przez Państwową Komisję Wyborczą na podstawie propozycji zgłoszonych przez sejmiki wojewódzkie. Ostatni problem to finansowanie wyborów do Parlamentu Europejskiego. Ostatnio w prasie pojawiły się doniesienia o wysokich zarobkach deputowanych, co budzi dodatkowe emocje w społeczeństwie. Wydaje się więc, że w trosce o frekwencję wyborczą do minimum należy ograniczyć finansowanie tych wyborów z budżetu państwa. Dla porządku wspomnę, że w niektórych państwach członkowskich nie finansuje się „z góry”, ani nie zwraca się partiom żadnych kosztów kampanii wyborczej. Tak daleko nie szedłbym. Poczynając od wyborów w 2004 roku będziemy zbierać doświadczenia społeczne w zakresie wyborów europejskich. Proponowany wymóg, aby listy kandydatów zyskały poparcie 100 tysięcy dorosłych obywateli w okręgu, sprawia, że będziemy mieć do czynienia z liczącymi się grupami społecznymi. W skrajnych sytuacjach, jeśli dana partia zgłosi listy w każdym okręgu, musi pozyskać poparcie 700 tysięcy obywateli. Ich aktywność polityczna zasługuje na pewne wsparcie finansowe ze środków publicznych. Proponuję najprostsze rozwiązanie, aby po zarejestrowaniu każdej listy wyborczej partia otrzymywała np. 10 zł za każdy wspierający ją podpis. Byłoby to maksymalnie 7 mln zł. W każdym okręgu byłby to maksymalnie 1 mln zł. Stosownie do tego należy przeprowadzić nowelizację ustawy o partiach politycznych, dopuszczającą wykorzystywanie funduszy partii na cele związane z wyborami do Parlamentu Europejskiego. Moje opracowanie ma konkretny charakter. Nie brałem czynnego udziału w opracowaniu kolejnych wersji projektów, stąd są to uwagi kibica, a nie osoby zaangażowanej.</u>
</div>
<div xml:id="div-12">
<u xml:id="u-12.0" who="#GenowefaGrabowska">Dziękuję za te ciekawe wystąpienia, które stanowią znakomite wprowadzenie do dyskusji. Postawione tezy generują zapewne nie tylko zainteresowanie, ale także pytania zebranych. Proponuję, aby nie oddzielali państwo dyskusji od zadawanych pytań. Proszę jednak spróbować koncentrować wypowiedzi do 3 minut.</u>
</div>
<div xml:id="div-13">
<u xml:id="u-13.0" who="#AdamJamróz">Podzielam pogląd, iż spotykamy się tu z bogactwem problemów, które powinny stać się przedmiotem bardzo szczegółowej dyskusji. Sądzę, że to dopiero początek debaty na ten temat. Trudno teraz omówić wszystkie zagadnienia. Zwróciłem uwagę na dwa z nich, ponieważ przewiduję, że będą to najbardziej kontrowersyjne problemy. Nie muszą być jednak oba przedmiotem tak intensywnej dyskusji. Pierwszy z nich dotyczy podstaw konstytucyjnych wyborów do Parlamentu Europejskiego. Przyznam, że w tej chwili, bez pogłębionej analizy nie odważyłbym się zająć stanowiska w tej kwestii. Analiza nie mogłaby się ograniczyć tylko do aktualnej konstytucji, lecz musiałaby wyjść z całościowej doktryny państwa demokratycznego. Druga sprawa dotyczy okręgów wyborczych. Na pewno nie ma tu idealnego rozwiązania. Sądzę, że opiniami będą się różnić nie tylko profesorowie prawa konstytucyjnego. Przyjęte rozwiązania dają określone, znane efekty. Nauka ustrojoznawstwa je kodyfikuje. Odniosę się więc do sprawy bardzo praktycznie. Nie wyobrażam sobie, aby przyjąć rozwiązanie pośrednie, w którym część województw jest regionami i stanowią okręg wyborczy, zaś inne zostają połączone. Klucz łączenia byłby bardzo dyskusyjny. Odżyłyby debaty związane z podziałem kraju na województwa. Problem prowadziłby do ponownego skłócenia społeczności lokalnych. Mamy dwa rozwiązania. W pierwszym okręgi wyborcze byłyby województwami, ale nie ma ono racji bytu, ponieważ przy systemie proporcjonalnym w niektórych z nich wybierano by bardzo słabą reprezentację. Trzeba skorzystać z doświadczeń państw, które przyjęły zintegrowany okręg wyborczy. Ma on swoje wady, na pewno pojawi się zarzut centralizacji. Jednak, gdy dostrzeże się zalety reprezentacji krajowej, bardziej konkurencyjnej listy kandydatów itp., powinno ich być więcej niż wad. Pojawią się wprawdzie problemy techniczne, gdyż wyborca dostanie sporą liczbę kartek, można zatracić czytelność. Byłbym więc zwolennikiem stworzenia klauzuli zaporowej. Po raz pierwszy uczestniczyć będziemy w wyborach do Parlamentu Europejskiego i dlatego, moim zdaniem, zintegrowany system należy początkowo wypróbować. W wielu krajach członkowskich taki system się sprawdza. Być może w przyszłości trzeba będzie go zmienić... Ze względów politycznych, społecznych i pewnych konsekwencji prawnych najlepszym wyjściem będzie przyjęcie wariantu zintegrowanego okręgu wyborczego.</u>
</div>
<div xml:id="div-14">
<u xml:id="u-14.0" who="#MariaKrukJarosz">Nie będę wdawać się w dyskusję, gdyż ta należy raczej do parlamentarzystów. Wydaje mi się, że rozważania nad takimi szczegółami są nieco przedwczesne, choć dobrze się stało, iż referaty były poświęcone tematyce szczegółowej. Mam jedną uwagę do wypowiedzi mojego przedmówcy. O ile wiem, w myśl najnowszej konwencji zintegrowane okręgi wyborcze nie będą dopuszczane. Nie jest to więc wariant możliwy do wyboru. Można jedynie żałować, że tak być nie może. Kwestia biernego prawa wyborczego jest bardzo kompleksowa i trzeba ją traktować całościowo. Mówimy, że obywatelom państw członkowskich chcemy dać takie same prawa jak Polakom, nie większe i nie mniejsze. Zasada ta dotyczy także biernego prawa wyborczego. Na ile musimy respektować zasady obowiązujące w macierzystych krajach takich obywateli? Na razie, zanim uda się ustalić wspólne prawo wyborcze, taki problem istnieje. Nie wydaje mi się, aby można było podnieść wiek wyborczy do 25 lat bez zmiany konstytucji. Nie jestem także pewna, czy można zapisać, iż kandydatów zgłaszają tylko partie polityczne. W Parlamencie Europejskim jest grupa niezależnych deputowanych. Mają swój sekretariat i określone uprawnienia. Prawdą jest, że w Parlamencie Europejskim najważniejszą rolę pełnią kluby i polityczne kluby są rzeczywiście uprzywilejowane. Trzeba więc przyjrzeć się mechanizmom działań Parlamentu Europejskiego i wyciągnąć wnioski w chwili kształtowania polskiego prawa wyborczego. Apeluję do państwa przy okazji, aby nie nazywać ich grupami, intergrupami itp. W Polsce zawsze określało się je jako kluby parlamentarne i będzie o wiele jaśniejsze stosowanie takiego nazewnictwa. Konsekwencją tworzenia klubów jest pewien trend w Parlamencie Europejskim do tworzenia ich „w poprzek” państw. Nie można założyć klubu, jeśli nie wchodzą do niego przedstawiciele co najmniej dwóch państw. Proszę pamiętać, że państwo w Parlamencie Europejskim nie ma pierwszeństwa, ma je ugrupowanie polityczne. To pociąga za sobą określone konsekwencje dla organizacji prawa wyborczego w Polsce. W ordynacji europejskiej powinno się także przewidzieć dalszą niepołączalność mandatów. Istnieje pewna kategoria funkcji, z którymi - według konwencji europejskiej - nie można łączyć mandatu. Powiada się jednak, że każde państwo może wprowadzić dalszą niepołączalność. Trzeba więc zastanowić się, co będzie z mandatem lokalnym itd. Zastanawiam się, czy koniecznie musimy formułować stwierdzenia, kogo reprezentuje deputowany europejski. Wydaje się ważniejsze określenie, kogo nie reprezentuje. Nie reprezentuje więc rządu, państwa członkowskiego itp. To wynika z traktatu. Być może warto tę materię pozostawić traktatom, ponieważ jest to płaszczyzna sporu i niejasności. Proszę pamiętać, że prawo krajowe dopasowujemy do prawa obowiązującego w Unii Europejskiej. Jednak nowy traktat konstytucyjny Unii może wprowadzić w tym zakresie daleko idące zmiany. Projekty zakładają zasady tworzenia okręgów europejskich, wybieranie 70 deputowanych w jednolitym okręgu europejskim itp. Dlatego trzeba przyjrzeć się także praktycznej stronie europeizacji partii politycznych. Dobrze byłoby, aby w wyborach w 2004 roku ten aspekt był brany pod uwagę.</u>
</div>
<div xml:id="div-15">
<u xml:id="u-15.0" who="#GenowefaGrabowska">Dziękuję za poruszenie tylu ciekawych zagadnień. Na marginesie uważam, że propozycja przypisania listom ogólnoeuropejskim 10% składu Parlamentu Europejskiego przywodzi mi na myśl listę krajową.</u>
</div>
<div xml:id="div-16">
<u xml:id="u-16.0" who="#AndrzejGawłowski">Jako obserwator dyskusji w Parlamencie Europejskim postaram się dostosować do zaleceń pani przewodniczącej i zmieścić się w 3 minutach. Mam trzy pytania. Pierwsze z nich wykracza nieco poza wygłoszone referaty, odwołuje się do wstępnego słowa wygłoszonego przez pana przewodniczącego Józefa Oleksego. Rzecz dotyczy zaproszenia wystosowanego przez Pata Coxa dla naszych przedstawicieli do uczestnictwa w pracach Parlamentu Europejskiego od kwietnia br. Jak mamy traktować tę pracę - czy będzie to „szkolenie” dla przyszłych kandydatów na deputowanych europejskich, czy okazja do wpływania na niektóre decyzje Parlamentu, czy też będzie to szansa na przeniesienie pewnej wiedzy z Parlamentu Europejskiego na grunt krajowy? Drugie pytanie kieruję do pana prof. Stanisława Gebethnera. Czy, mimo wszystko, nie widzi pan możliwości łączenia mandatu parlamentarzysty europejskiego i mandatem krajowym, choćby w okresie przejściowym od wyborów do Parlamentu Europejskiego do zakończenia bieżącej kadencji Sejmu i Senatu? To niewiele ponad rok, a sądzę, że byłoby to zdrowe zjawisko. Trzecie pytanie kieruję do pana prof. Pawła Sarneckiego. Pana propozycja skonstruowania okręgów wyborczych budzi pewne wątpliwości. Jeśli w okręgu będzie się wybierać 7–8 europarlamentarzystów, to ostatnie osoby mają nikłe szanse na dostanie się do Parlamentu Europejskiego. Będzie musiał czekać aż wygasną mandaty kolegów pełniących mandat. Partie polityczne musiałyby znaleźć „kozły ofiarne”, którzy wpiszą się na listę bez szans na wygraną. Każde rozwiązanie ma więc dobre i złe strony.</u>
</div>
<div xml:id="div-17">
<u xml:id="u-17.0" who="#BogdanKlich">Podczas prac nad ordynacją wyborczą do Parlamentu Europejskiego dobrze byłoby uniknąć kilku błędów, które popełniono w trakcie prac nad ustawą o referendum. Jednym z nich było zaskakiwanie projektem przed uruchomieniem szerokiej debaty publicznej. Dzisiejsze seminarium traktuję więc jako początek takiej debaty. Projekt ustawy o wyborach do Parlamentu Europejskiego powinien zostać poddany konsultacjom społecznym. Z tego, co wiem, projekt przygotowany przez pana prof. Stanisława Gebethnera został złożony w resorcie spraw wewnętrznych i do tej pory po prostu tam leży. Jeżeli miałby zostać w miarę szybko przekazany do laski marszałkowskiej, to czas od złożenia w resorcie do tej chwili należałoby wykorzystać na debatę publiczną. Zachęcam rząd do takiego postępowania. Zmiany konstytucyjne, a konkretnie uzupełnienie konstytucyjne dotyczące wyborów do Parlamentu Europejskiego, są niezbędne. Podzielam pogląd tych prawników, którzy uważają, iż konstytucję trzeba uzupełnić. M.in. delegacja dla ordynacji wyborczej powinna znaleźć się w akcie najwyższej rangi. To w nim musi zostać określony status deputowanego europejskiego, czyli treść jego mandatu. Ja i środowisko Platformy Obywatelskiej opowiadamy się wstępnie za jednym, zintegrowanym okręgiem wyborczym. Przy odpowiedniej metodzie liczenia głosów będzie to gwarantować największą proporcjonalność reprezentacji Polski. Unikamy w ten sposób również regionalizmów. Nie da się ukryć, że Polska dzieli się na 2–3 niehistoryczne części, których stan gospodarki lub charakter życia społecznego różnią je między sobą. Nie powinno się odzwierciedlać w Parlamencie Europejskim takich podziałów. Deputowany z Polski byłby wówczas przedstawicielem społeczności Unii Europejskiej, a jeśli miałby być związany, to już z całym krajem, a nie regionem. Jeden okręg wyborczy dawałby szansę na wyłonienie odpowiedniej reprezentacji krajowej. Warto pamiętać, że praca w Parlamencie odbywa się głównie w grupach politycznych. Tam ustala się stanowiska w kolejnych sprawach. Wydaje się, że wariantem alternatywnym jest wyodrębnienie 6–7 okręgów historycznych. Polska składała się z Małopolski, Wielkopolski, Mazowsza, Pomorza, Warmii i Mazur, dolnego i górnego Śląska. Wiem, że każdy taki podział budzi wątpliwości. Na podstawie poczucia tożsamości obywateli można jedynie alternatywnie podzielić kraj na okręgi wyborcze. Nie przekonuje mnie zaproponowana przez prof. Stanisława Gebethnera metoda liczenia głosów. Jest skomplikowana i oparta na niemieckim systemie wyborczym, a ten dopuszcza w poszczególnych landach istnienie list wyborczych regionalnych i listy ogólnokrajowej. W Polsce nasze doświadczenie doprowadziło do likwidacji takiej listy i warto się tego trzymać. Jeśli istniałyby okręgi wyborcze, to powinny w nich funkcjonować listy regionalne. Klasyczna w Polsce metoda d'Hondta byłaby bardziej przejrzysta.</u>
</div>
<div xml:id="div-18">
<u xml:id="u-18.0" who="#AndrzejWielowieyski">Wyjściowym problemem do dzisiejszej dyskusji jest poczucie tożsamości europejskiej Polaków, problem zaangażowania społecznego i akceptacji społecznej dla Unii Europejskiej i akcesji Polski. Patrzę na tabelę pokazującą frekwencję wyborczą w krajach członkowskich Unii w ciągu lat. Niepokojące jest, że w państwach o dużej tradycji demokratycznej, np. w Wielkiej Brytanii frekwencja kształtuje się na poziomie 20–30%. Przy naszej niechęci do stawania przy urnach wyborczych strach wyobrażać sobie, jaka frekwencja może być w Polsce. Nie można tej kwestii nawet na chwilę spuścić z oczu. Każde z przyjmowanych rozwiązań, dotyczących podziału na okręgi, metody liczenia głosów, statusu deputowanych itp., musi być oceniane przez pryzmat akceptacji społecznej. Zastanawiano się, kogo reprezentuje deputowany europejski. Uważam, że powinien być traktowany jako reprezentant mojego regionu, mojego kraju, ale równocześnie jako przedstawiciel społeczeństwa europejskiego. Czy takie publicystyczne potraktowanie sprawy nie wprowadza zamieszania? Dobrze byłoby, aby w świadomości społecznej deputowany był jednym i drugim. Opowiadam się za podziałem kraju na 5–8 okręgów wyborczych. Odrzucam metodę d'Hondta z powodu akceptacji społecznej. Ta metoda jest bardzo rygorystyczna. Zasada proporcjonalności powinna być jak najbardziej zastosowana. Trzeba jednak znaleźć szansę także dla mniejszych grup. Byłbym ostrożny z narzucaniem obowiązku zebrania 100 tysięcy podpisów. Akceptuję wysoką liczbę podpisów, gdyż poparcie powinno pochodzić od dużych, aktywnych grup społecznych, jednak wszyscy mamy praktykę w tak poważnych przedsięwzięciach. Zebranie kilkudziesięciu tysięcy podpisów jest olbrzymim wysiłkiem organizacyjnym. Jest to możliwe w Warszawie, Łodzi czy Poznaniu, ale w miejscowościach podlaskich czy warmińskich będzie to bardzo trudne zadanie. Proponuję rozważenie propozycji obniżenia tego progu do 50–80 tysięcy. Ostatnia kwestia dotyczy uposażenia deputowanych. Opowiadam się zdecydowanie za różnicowaniem uposażenia deputowanych Parlamentu Europejskiego. Chodzi o społeczną akceptację w kraju. Członkowie Rady Europy są uposażeni w różnym stopniu, zależnie od kraju. Nie sprawia to problemów. Nasz parlament ustala nasze warunki. Istnieje kwestia diet specjalnych przy wspólnych wyjazdach, np. monitoringu w innych krajach. Zróżnicowanie jest jednak możliwe i, w imię akceptacji społecznej, nie powinniśmy skandalizować wielkimi uposażeniami deputowanych europejskich.</u>
</div>
<div xml:id="div-19">
<u xml:id="u-19.0" who="#BogdanKlich">Ad vocem. Senator i poseł, którzy są członkami Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy nie mają uposażeń. Dostajemy jedynie diety. Są one różne, gdyż ustala je każdy kraj.</u>
</div>
<div xml:id="div-20">
<u xml:id="u-20.0" who="#KazimierzUjazdowski">Pierwsza uwaga dotyczy statusu parlamentarzysty europejskiego. Jest to związane z dyskusją na temat nowego kształtu Unii Europejskiej. Osobiście uważam, że nie ma czegoś takiego jak społeczeństwo cywilne Unii. Nie ma też społeczeństwa obywatelskiego Unii. Są społeczeństwa państw członkowskich. Sądzę, że sensowną formułą jest mandat narodowy w odniesieniu do materii unijnej. Parlamentarzysta europejski jest reprezentantem narodu w zakresie spraw Unii Europejskiej. Obawiam się budowy tożsamości regionalnej w Polsce. Uważam, że pierwsze kroki w Unii Europejskiej powinny być okresem silnego respektowania interesów całego kraju i dowartościowania tych rejonów Polski, które są reprezentowane słabiej politycznie, a mają największe potrzeby cywilizacyjne. Rzecznikom rozwiązań federalistycznych podpowiadałbym antyregionalizm w pierwszej fazie członkostwa w Unii. Jeżeli zaakceptujemy tożsamość regionalną, nastąpi ekonomizacja misji parlamentarzysty europejskiego. Będzie traktowany przez wyborców jako człowiek do załatwienia konkretnych interesów. Takie pole w działaniach deputowanego europejskiego istnieje, ale powinno być zależne od inwencji wybranego. Realne znaczenie Parlamentu Europejskiego jest znacznie mniejsze niż parlamentu narodowego i dlatego trzeba przeprowadzić wybory z uwzględnieniem zasad oszczędności. Obawiałbym się wydawania 7 mln zł na partię polityczną, to dziś zbyt dużo, szczególnie w odniesieniu do wyborów do Parlamentu Europejskiego. Powiązanie tego ze zbieraniem podpisów, a przy niskiej kulturze politycznej zdarza się zbieranie podpisów za pieniądze, jest szalenie niebezpiecznym zabiegiem. Grozi to frekwencją na poziomie 10%.</u>
</div>
<div xml:id="div-21">
<u xml:id="u-21.0" who="#GenowefaGrabowska">Nie chciałabym, aby pozostało wrażenie, że w Polsce zbiera się podpisy za pieniądze. To naganna praktyka. Nie chciałabym, aby ktoś wyniósł stąd taką fałszywą informację.</u>
</div>
<div xml:id="div-22">
<u xml:id="u-22.0" who="#RobertSmoleń">W kwestii sposobu oddawania głosów uważam, że nie byłoby właściwe odstępowanie od praktyki, do której przyzwyczailiśmy wyborców. Głosował on na listę i konkretnego polityka. Gdybyśmy odstąpili od tego, mogliśmy wywołać spadek zainteresowania udziałem w wyborach. Byłoby błędem stworzenie wrażenia, że głosowanie w tych wyborach odbywa się w bardzo scentralizowany, upartyjniony sposób. Nie można wywołać odczucia, że partie ustalają, kto będzie zasiadać w Parlamencie Europejskim, a wyborcy mogą tylko wyznaczyć partie, które będą mieć większy przywilej. Kolejna sprawa dotyczy okręgów wyborczych. Przeciwnie do panów posłów Kazimierza Ujazdowskiego i Bogdana Klicha sądzę, że powinniśmy zdobyć się na zagwarantowanie każdemu z polskich regionów, każdemu z województw obecności przynajmniej jednego parlamentarzysty z ich ziem. Nie obawiam się takiego rozwiązania. Regiony faktycznie odgrywają poważną rolę w Unii Europejskiej. Wyborcy w poszczególnych regionach powinni mieć świadomość, że wybierają polityka silnie związanego z ich obszarem. Czy można znaleźć taką konstrukcję, która połączy można połączyć dwa rozwiązania, tzn. aby każde województwo miało chociaż jednego parlamentarzystę, zaś pozostała grupa deputowanych byłaby wybierana z list partyjnych na zasadach proporcjonalności? Głosy dzielone byłyby generalnie na szczeblu ogólnopolskim, ale byłoby zapewnione, że każde województwo ma swojego reprezentanta.</u>
</div>
<div xml:id="div-23">
<u xml:id="u-23.0" who="#MirosławSekuła">Moje uwagi mają charakter techniczny, choć mogą oznaczać więcej. W dyskusjach używa się bardzo różnorodnego nazewnictwa dla poszczególnych instytucji. Zwróciłem uwagę na organ mi najbliższy, najwyższy organ kontroli Wspólnoty, który w tym samym materiale ma cztery różne nazwy. Mówi się o Europejskim Trybunale Obrachunkowym, Europejskim Trybunale Audytorów, Europejskim Trybunale Rewizyjnym, Izbie Obrachunkowej Wspólnot Europejskich. Chodzi tymczasem o tę samą instytucję. Jeżeli w przyszłości mamy prowadzić jednoznaczną dyskusję, istnieje pilna potrzeba stworzenia jednolitego nazewnictwa. Proponuję użycie najbardziej rozpowszechnionej w Europie nazwy, czyli Europejski Trybunał Audytorów.</u>
</div>
<div xml:id="div-24">
<u xml:id="u-24.0" who="#LonginPastusiak">Pierwsza moja uwaga odnosi się do powszechnie używanej definicji deficytu demokracji. Parlament Europejski trzeba traktować jako instytucję, która wciąż znajduje się w procesie ewolucji i rozwoju. Wprawdzie w Parlamencie istnieje poważna opozycja przeciwko tworzeniu drugiej izby, ale wiadomo, że takie dyskusje trwają. Pozytywnie wypowiedział się np. w tej kwestii kanclerz Gerhard Schröder czy premier Tony Blair. Sprawa jest otwarta. Nie wiem, czy uda nam się zapisać w ustawie, kogo reprezentuje parlamentarzysta europejski. Na pewno musi to być człowiek, który umiejętnie będzie łączył interesy swojej partii z interesami kraju, Wspólnoty i być może swojego regionu. W Konstytucji RP zapisano także, że poseł i senator nie są związani instrukcjami swoich wyborców, jednak marny byłby to poseł lub senator, gdyby nie umiał łączyć interesów narodu z interesami reprezentowanego okręgu. Wyborcy oczekiwać będą tego samego od deputowanego do Parlamentu Europejskiego. Uważam, że polscy parlamentarzyści europejscy powinni wyróżniać się intelektem, wiedzą i sprawnie połączą te trzy elementy. Sądzę jednak, że im mniej okręgów wyborczych, tym mniej partykularyzmu.</u>
</div>
<div xml:id="div-25">
<u xml:id="u-25.0" who="#GenowefaGrabowska">Konwent opowiedział się przeciwko tworzeniu drugiej izby w Parlamencie Europejskim. Słyszałam tyle krytycznych uwag wobec takiego pomysłu, że nie wierzę w powstanie nowej izby. Bruksela jest już wypełniona instytucjami wszelkiego rodzaju i dlatego nie widzi się potrzeby tworzenia nowej.</u>
</div>
<div xml:id="div-26">
<u xml:id="u-26.0" who="#LonginPastusiak">Nie jest powiedziane, że Konferencja Międzyrządowa zatwierdzi w tym zakresie decyzję Konwentu UE. Jest dziedzina, w której Parlament Europejski musi rozszerzyć działalność. Unia Europejska ewoluuje w kierunku ugrupowania ekonomiczno-polityczno-militarnego. W tym roku będzie budować filar militarny, powstanie korpus szybkiego reagowania. Parlament nie ma absolutnie żadnej kompetencji w dziedzinie obronności.</u>
</div>
<div xml:id="div-27">
<u xml:id="u-27.0" who="#BogusławLitwiniec">Podkreślić chcę tylko jeden problem, który pragnę związać z potrzebą potraktowania pierwszych wyborów do Parlamentu Europejskiego w taki sposób, aby nie rodziły one podziałów, lecz stanowiły akt jednoczenia społeczeństwa ku wspólnej Europie. Nie będę więc polemizować z panem posłem Kazimierzem Ujazdowskim. Tworzenie scalonych okręgów wyborczych może stanowić demoniczny problem. Przykład. Jestem dolnoślązakiem. Widzę już możliwość stworzenia okręgu wyborczego na Śląsku, od Katowic po Głogów lub do Nadodrza. Oba sposoby są uzasadnione, jednak można wywołać wiele niepotrzebnych sporów. Proszę o tym pamiętać.</u>
</div>
<div xml:id="div-28">
<u xml:id="u-28.0" who="#MarcinLibicki">Powinniśmy rzeczywiście traktować mandat parlamentarzysty europejskiego jako mandat krajowy. W Polsce nie ma w zasadzie tożsamości regionalnej, jak to bywa w niektórych krajach. Tam kieruje się nawet przeciwko państwu, jak w Hiszpanii. Deputowani z Katalonii programowo nie posługują się językiem hiszpańskim, lecz francuskim. Tendencja do regionalizmów jest dyktowana interesem politycznym lub ideologią antypaństwową, co nas chyba nie dotyczy. Podobnie nie istnieje tożsamość europejska. Organizowano na ten temat wiele seminariów. Nie wyciągnięto wniosku, iż istnieje poczucie społeczeństwa europejskiego. Jest się Europejczykiem, gdyż najpierw jest się Polakiem, Niemcem lub Francuzem. Ilość podpisów pod listami wyborczymi powinna być nieduża. Jeżeli okręgi będą 6–7 razy większe niż okręgi wyborcze do Sejmu, to maksymalnie tyle razy więcej trzeba zebrać podpisów, choć nie widzę takiej potrzeby. Rozumiem, że należy postawić próg dla osób przypadkowych, niepoważnych. Najlepszą liczbą byłoby 5 tysięcy podpisów. Sposób głosowania powinien być maksymalnie uproszczony. Ludziom, którzy mają dosyć wyborów, w czasie których trzeba w płachtach papieru szukać nazwisk i partii, należy zaproponować prosty, jasny sposób zagłosowania na swojego kandydata.</u>
</div>
<div xml:id="div-29">
<u xml:id="u-29.0" who="#JanuszMordwiłko">Reprezentuję Katedrę Prawa Konstytucyjnego Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Od lat jestem też związany z Biurem Studiów i Ekspertyz Kancelarii Sejmu. Niepokoi mnie ogromny stopień szczegółowości dzisiejszej dyskusji. Obawiam się, że jeśli prace rozpoczną się na takim poziomie, społeczeństwo niewiele zrozumie, będąc przekonane, że chodzi o podział Małopolski na części lub wysokość diet deputowanych. Powstaje pytanie, czy problemem powinny zająć się tylko elity polityczne, czy też partie zgrupowane w polskim parlamencie, a może jednak powinno się to odbywać z szerokim udziałem społeczeństwa. Unia Europejska ma stać się instytucją bliską i zrozumiałą dla ludzi i dlatego nieodzowne jest szersze spojrzenie na zagadnienie. Państwo zastanawiali się, jakie są ramy prawne prowadzenia prac nad ordynacją wyborczą i szukania szczegółowych rozwiązań prawnych. Poza konstytucją w sensie ogólnym, poza zapisaną w niej kulturą ustrojową nie ma faktycznie niczego więcej. Traktaty europejskie nie są społeczeństwu znane powszechnie. Moim zdaniem istnieje pilna potrzeba prowadzenia bardziej ogólnej debaty, w której podejmie się próbę sformułowania zasad ustrojowych przystąpienia i przynależności Polski do Unii Europejskiej. Formalnie powinny być one zapisane w konstytucji, ale na jej nowelizację nie ma - moim zdaniem - szans, o czym powiedział podczas uroczystości z okazji pięciolecia uchwalenia konstytucji pan prezydent. Próba wprowadzenia zmian w konstytucji może oznaczać otworzenie puszki Pandory. Konstytucja jest aktem, nad którym pracuje się bardzo długo przy szerokim konsensie społeczno-politycznym. Nie jest na razie dysfunkcjonalna. Nie wydaje mi się możliwa szybka jej nowelizacja. Trudno byłoby wypracować w krótkim czasie zapisy konstytucyjne, które bez oporów zostałyby wprowadzone do aktu najwyższej rangi. Nieodzowne jest rozpoczęcie prac nad ogólnymi zasadami, które roboczo można nazwać konstytucyjnymi podstawami przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, a może trzeba je nazwać fundamentalnymi. Stanowiłyby one punkt odniesienia do bardziej szczegółowych kwestii, jakimi są ordynacja wyborcza itd. Debata stanowiłaby podstawę do zaangażowania społeczeństwa w szeroką dyskusję nad fundamentalnymi kwestiami. Najbardziej powołany do podjęcia się tego zadania byłby parlament, ale przy jego atrofii politycznej i swarliwości nie jest w stanie zrealizować szybko tego przedsięwzięcia. Być może najbardziej trafnym wyborem byłby prezydent, który powinien zainicjować prace przy udziale członków parlamentu. Uważam, że taki fundamentalny akt prawny powinien być przyjęty w trybie art. 235 Konstytucji RP. Być może z powodu, iż dotyczy on także problemów ustrojowych, m.in. różne podmioty miałyby prawo inicjowania referendum w tej sprawie. Przyjęcie przez parlament fundamentalnych zasad ustrojowych stałoby się punktem odniesienia do społecznej debaty na tak szczegółowe tematy, o jakich dziś rozmawiamy.</u>
</div>
<div xml:id="div-30">
<u xml:id="u-30.0" who="#MirosławGranat">Podzielam pogląd, że akt stanowiący podstawę ustrojową procesu jest bardzo potrzebny. Popadamy jednak ze skrajności w skrajność, traktując konstytucję jako tabu, co grozi powrotem schematu marksowskiego, zgodnie z którym wyróżniano konstytucje fikcyjne i rzeczywiste. Jeśli w odpowiednim momencie nie przeprowadzimy zmian w ustawie zasadniczej, to grozić jej będzie fikcyjność. Niektóre narody środkowoeuropejskie, np. Czechy, przyjęły w listopadzie 2002 roku ustawę konstytucyjną o referendum ogólnonarodowym w sprawie członkostwa Czech w Unii Europejskiej. Być może jest to procedura, na podstawie której moglibyśmy kontynuować prace nad podstawami prawnymi dla ordynacji wyborczej. Konstytucja „rozwijałaby się” wówczas, byłaby wciąż aktualna, żywa. Brakuje w dalszym ciągu metodologii prac nad ordynacją wyborczą. Rozrzut propozycji jest niezwykle duży, od 100 do 5 tysięcy podpisów pod listami. Ośrodki naukowe powinny przyjąć więc pewną metodologię, a punktem wyjścia powinno być kierowanie się istniejącymi krajowymi regulacjami prawnymi, które wypraktykowano już w wyborach parlamentarnych.</u>
</div>
<div xml:id="div-31">
<u xml:id="u-31.0" who="#GenowefaGrabowska">Wyczerpaliśmy listę mówców. Proszę, aby referenci odnieśli się teraz do najistotniejszych kwestii.</u>
</div>
<div xml:id="div-32">
<u xml:id="u-32.0" who="#StanisławGebethner">Można było przewidzieć, że dyskusja skupi się przede wszystkim na kwestii okręgów wyborczych. Wywołałem też debatę pytaniem, kim ma być reprezentant w Parlamencie Europejskim. Wiemy, że ustawa nie jest miejscem definiowania aksjologii, ale warto zastanowić się nad tym problemem. Pani profesor ma rację mówiąc, że istnieje problem określenia biernego prawa wyborczego. Napisałem o tym w swoim materiale. Obywatel wnosi tu ze swojego państwa własne prawo wyborcze. Jeżeli w Belgii ma 5 lat domicylu, to po przeprowadzeniu się w trzecim roku do Polski, po 2 latach mija owe 5 lat. Nie możemy powiedzieć, że kandydatami mogą być tylko ci, którzy od 5 lat mieszkają w Polsce. Trzeba przyjąć, że taka osoba mieszkała od 3 lat we Francji. Każdy może kandydować w każdym z krajów unijnych. Zgadzam się z opinią, że być może trzeba będzie wycofać się z definiowania statusu posła w ordynacji wyborczej. Jednak pozostaje kwestia uposażeń. W tej chwili zmieniono zapis w tej sprawie w odniesieniu do członków Parlamentu Europejskiego. Nie mówi się o 5,5 tysiąca euro miesięcznie, lecz o 50% średniego uposażenia sędziego europejskiego. Wiem, że to dużo. Problemem jednak jest raczej fakt, iż przyjęto, że ma to być równe uposażenie dla wszystkich. Istnieje ogromna dysproporcja w dochodach w poszczególnych krajach członkowskich. Parlament Europejski chce oderwać deputowanego europejskiego od parlamentu krajowego. Dopóki ktoś jest delegatem, nie ma problemu. Kiedy zostaje niezależnym przedstawicielem narodu, nie jest związany z parlamentem narodowym i to się podkreśla. Pytano, czy można łączyć mandat krajowy z europejskim. Niestety nie. Sprawa została przesądzona w czasie negocjacji. Nie wnieśliśmy odpowiedniego zapisu o okresie przejściowym w tym zakresie do traktatu akcesyjnego. Nie proponuje pan chyba renegocjacji. Wiem, że ważniejsze były kwoty mleczne niż wybory parlamentarne i dlatego coś tu przeoczono. Można było zabezpieczyć to prawo w traktacie, podobnie jak Wielka Brytania. Moja propozycja w odniesieniu do okręgów wyborczych jest następująca: mandaty dzieli się stosownie do liczby głosów oddanych w całym kraju na poszczególne partie polityczne. Każda partia otrzymuje proporcjonalnie mandaty, a z którego okręgu pochodzić będą deputowani, decyduje głosowanie na daną listę w okręgu. Wyliczyłem, że gdyby frekwencja była podobna do tej w wyborach do Sejmu i Senatu, województwo kujawsko-pomorskie miałoby tylko 1 deputowanego. W pomorskim i podkarpackim uzyskano by o 2 mandaty więcej. Na tym polega system niemiecki. Mandaty są przydzielane okręgowi stosownie do siły głosów, liczby głosujących. Jeżeli kujawsko-pomorskie chce mieć 3 reprezentantów w Parlamencie Europejskim, nich na nich głosuje. To motywacja do aktywności. Uważam też, że najpierw trzeba ustalić okręgi i do tego dostosować liczbę podpisów popierających listę. Jestem przeciwko zamkniętym listom, ponieważ chodzi o zwyczaj i wybór ludzi. Nie można stwarzać zagrożenia dla frekwencji. W pełni popieram opinię pana prezesa Mirosława Sekuły. Podporządkuję się pana zdaniu i poprawię w swoim opracowaniu nazewnictwo. Jednocześnie dodam, że ombudsmana nie należy tłumaczyć: rzecznik praw obywatelskich, ponieważ jest to polska nazwa.</u>
<u xml:id="u-32.1" who="#StanisławGebethner">Podobnie jak nie ma marszałka Izby Gmin ani speakera Sejmu. Nie rozumiem straszących polityków, że zmieniając konstytucję otworzy się puszkę Pandory. Tryb zmiany konstytucji tego nie dopuszcza. Wolno zmienić tylko to, co zostało wniesione na 30 dni wcześniej. Jeżeli projekt nowelizacji zakłada tylko zapisy dotyczące wyborów do Parlamentu Europejskiego, to nie można dodać do tego w drugim czytaniu poprawki, że znosi się Senat. To jest sprzeczne przekonanie. Bardzo się cieszę, że wszyscy koledzy konstytucjonaliści powiedzieli, iż trzeba uzupełnić konstytucję o przepisy związane z wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej. Można tego dokonać w okresie do referendum akcesyjnego.</u>
</div>
<div xml:id="div-33">
<u xml:id="u-33.0" who="#PawełSarnecki">Niewiele mogę dodać do wystąpienia mojego przedmówcy. Wiele możemy wyjaśnić sobie podczas przerwy na kawę. Dyskusja utwierdziła mnie w przekonaniu, że należy rozpocząć rozmyślania i dalej konkretne kroki w kierunku zmiany konstytucji. Dojdziemy bowiem do sytuacji, w której rozmaite projekty ordynacji wyborczej rozpatrywać będziemy w świetle obowiązującej dziś konstytucji, a chodzi o zupełnie innego charakteru reprezentację. Nie można stawiać wymogów formułowanych w konstytucji wobec wyborów parlamentarnych w stosunku do reprezentacji Polski w Parlamencie Europejskim. Kwestia regionów jako podstawy tworzenia okręgów wyborczych nie była jednoznacznie oceniona przez uczestników debaty. Szereg osób widzi w tym rozwiązaniu pozytywne aspekty. Widzę tu rolę parlamentu w opracowywaniu ordynacji wyborczej. Sprawa zamkniętej czy otwartej listy również znajduje jednakowe poparcie. Oba rozwiązania mają plusy i minusy. Zgadzam się, że polskie społeczeństwo przyzwyczajone jest do głosowania personalnego. W tym samym społeczeństwie krytykowane są rezultaty wyników takiego sposobu głosowania. Zasadniczą rolą w Parlamencie Europejskim odgrywają frakcje polityczne i nie widzę powodu, aby od tego zwyczaju w wyborach europejskich odejść.</u>
</div>
<div xml:id="div-34">
<u xml:id="u-34.0" who="#JerzyCzepułkowski">Pani senator musiała nas opuścić kilka minut temu. Za chwilę wylatuje do Brukseli. Kończymy pierwszą część seminarium. Dziękuję referentom i wszystkim aktywnie biorącym udział w dyskusji. Ogłaszam przerwę.</u>
<u xml:id="u-34.1" who="#JerzyCzepułkowski">Druga część spotkania poświęcona będzie omówieniu trybu obsadzania pozostałych stanowisk przynależnych Polsce w organach Unii Europejskiej. Przystąpienie do Wspólnoty stwarza nam możliwość współdecydowania o życiu politycznym, gospodarczym i społecznym Europy. Przedstawiciele Polski w Radzie Unii Europejskiej, Komisji Europejskiej i innych instytucjach podejmować będą decyzje dotyczące nie tylko Polaków, ale wszystkich obywateli i państw członkowskich Unii. Współuczestnicząc w uchwalaniu wspólnotowych przepisów prawnych, Polska określać będzie kierunki rozwoju i sposób realizacji polityk unijnych zmierzających do osiągnięcia podstawowego celu Unii, jakim jest postęp gospodarczy i społeczny, wysoki poziom zatrudnienia oraz harmonijny, trwały, zrównoważony rozwój. Obok interesów niemieckich, francuskich, brytyjskich także polskie interesy uwzględniane będą w polityce rozszerzonej Unii. Będzie to możliwe dzięki naszej reprezentacji instytucjonalnej, analogicznej do reprezentacji Hiszpanii. W tej części seminarium głównymi referentami są panowie profesorowie Cezary Mik i Jan Barcz. Oddaję panom głos.</u>
</div>
<div xml:id="div-35">
<u xml:id="u-35.0" who="#CezaryMik">Przypadł mi w udziale referat na temat zasad obsadzania przez Polskę stanowisk w kilku organach Unii Europejskiej. Powiem o zasadach obsadzania funkcji członka Komisji Europejskiej, sędziów w Trybunale Sprawiedliwości i sądzie pierwszej instancji, a także członka Trybunału Obrachunkowego. Strukturę Unii Europejskiej tworzą główne organy, czyli Rada Europejska i pięć instytucji, których kompetencje, organizacja i finansowanie wynikają z Traktatu o ustanowieniu Wspólnoty Europejskiej. Budżet również podzielony jest według takiej specyfiki. Organami pomocniczymi są: Komitet Społeczno-Gospodarczy, Komitet Regionów, czy też działający w unii walutowej Komitet Gospodarczo-Finansowy. Organami wyspecjalizowanymi są: Europejski Bank Centralny, czy Ombudsman Europejski. Można wyróżnić cztery zasadnicze tryby wyłaniania kandydatów na te stanowiska. Po pierwsze są one obsadzane przez osoby, które sprawują określone funkcje w państwie członkowskim. Myślę o Radzie Europejskiej i Radzie Unii Europejskiej. W pierwszej z nich zasiadają szefowie państw i rządów. Przy polskim podziale uprawnień konstytucyjnych między premierem i prezydenta można by się zastanawiać, który z nich zasiądzie w Radzie Europejskiej. Dotychczasowa praktyka pokazuje, że będzie to premier. Prezydent mógłby się tam oczywiście pojawiać zamiast premiera. Rada Unii Europejskiej nie jest organem jednolitym. Składy zbierają się zależnie od omawianego przedmiotu. W Radzie UE zasiadają ministrowie, a wyjątkowo - przedstawiciele władz samorządowych. To jednak odnosi się raczej do państw o strukturze federalnej lub zregionalizowanej. W trybie delegowania obsadzane są stanowiska w kolejnych organach Unii. Kandydatów wyłania i deleguje rząd. Gdyby jednak spojrzeć dokładniej na tę procedurę, to wyboru dokonuje konkretny minister, często w porozumieniu w frakcjami politycznymi lub są to osoby delegowane przez organy lokalne, a jedynie formalnie wysuwane przez rząd. Innym trybem jest obsadzanie funkcji z wyboru. Była o tym mowa, chodzi o deputowanych do Parlamentu Europejskiego. Ostatnim trybem jest obsadzanie wewnątrz Unii osoby na dane stanowisko. Myślę o ombudsmanie, którego Parlament Europejski wybiera na 5 lat. Wiemy, że Polska będzie mogła wysuwać kandydata na tę funkcję. Zgodnie z przyjętymi w negocjacjach założeniami Polska będzie miała prawo do: 1 komisarza, 1 sędziego Trybunału Sprawiedliwości, co najmniej 1 sędziego sądu pierwszej instancji, co w praktyce będzie oznaczać właśnie 1 sędziego. Reforma nicejska zakłada możliwość tworzenia tzw. izb sądowych. To dodatkowe organy sądowe, których skład określi Rada Europejska. Jeżeli zasady konstruowania takiego organu zostaną zachowane, to Polska mogłaby mieć szansę na sędziego w takim organie sądowym. Chcąc przeanalizować zasady powoływania polskiego przedstawiciela do wymienionych organów, trzeba wziąć pod uwagę cztery czynniki. Po pierwsze, jakie wymogi stawiane są przed kandydatem, a te określa Traktat o ustanowieniu Wspólnoty Europejskiej, ale też niektóre wymogi związane są z pragmatyką pełnionej funkcji. Dotyczy to znajomości języka roboczego danego urzędu. Np. językiem roboczym Trybunału Sprawiedliwości jest język francuski, więc nieznajomość tego języka eliminuje kandydata automatycznie.</u>
<u xml:id="u-35.1" who="#CezaryMik">Po drugie, o czym wiele już powiedziano, ważne jest, czyje interesy reprezentuje taka osoba. To dość uproszczone postawienie sprawy. Generalnie mówi się o trzech rodzajach interesów: o interesie społeczeństw europejskich, o interesie wspólnotowym i interesie państw członkowskich. Pierwszy typ dotyczy deputowanych do Parlamentu Europejskiego, drugi - przedstawicieli zasiadających w organach, o których będę mówić, zaś trzeci - w Radzie Europejskiej czy w Radzie Unii Europejskiej. Trzecim czynnikiem jest charakter i zakres zadań, które są powierzone organowi, w którym zasiadać ma dana osoba. Czwarty czynnik to sposób wyboru. Określa to Traktat o ustanowieniu Wspólnoty Europejskiej. Przyjrzyjmy się, jak wygląda to w odniesieniu do każdego organu, a następnie dowiemy się, jak dokonywano wyboru w dotychczasowych państwach członkowskich. Zastrzegam jednak, że w przypadku Komisji Europejskiej przeprowadzono reformę, która sprawiła, że duże państwa, jak Niemcy, Włochy, Francja, Hiszpania i Wielka Brytania, miały po 2 komisarzy. Pozwalało im to na dochodzenie do kompromisu politycznego przy wyborze komisarzy. Teraz państwa te stracą jednego komisarza. Każde państwo członkowskie będzie mieć 1 komisarza w Komisji Europejskiej. To na pewno zaważy na sposobie wyboru takiej osoby. Wymogi stawiane komisarzom są ogólnie nakreślone. Mają mieć ogólne kwalifikacje. Mogą to być kwalifikacje polityczne, wiedza i doświadczenie itp. Niekiedy stronnictwa polityczne w danym kraju nie mogły się ze sobą porozumieć, więc doprowadzały do wyboru tzw. komisarza technicznego, czyli takiego, którego akceptowały wszystkie stronnictwa, nie był jednoznacznie związany z jednym z kierunków politycznych. Komisarz musi dawać gwarancję niezależności. Chodzi m.in. o niezależność od państw, od podmiotów prywatnych. Komisarz nie może prowadzić jakiejkolwiek działalności zarobkowej lub niezarobkowej. Musi być obywatelem państwa członkowskiego. Odróżnia to ten organ od Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, do którego nie można desygnować kandydata z państwa, które nie jest stroną Europejskiej konwencji praw człowieka. Komisarz ma pełnić swoje funkcje w całkowitej niezależności i w interesie ogólnym Wspólnoty. Oczywiste jest też, że funkcje mają charakter polityczny. Zgodnie z Traktatem nicejskim przewodniczący Komisji Europejskiej będzie dzielić obowiązki między poszczególnych komisarzy i przyporządkowywać im dyrekcje generalne. W trakcie pięcioletniej kadencji będzie on mógł dokonywać przesunięć. Przewodniczący będzie mógł zażądać dymisji komisarza, co jest nowym rozwiązaniem. Żądanie będzie skuteczne, jeśli kolegium komisarzy poprze stanowisko przewodniczącego. Istotnym zagadnieniem jest sposób wyłaniania przewodniczącego Komisji Europejskiej. Jest bardziej skomplikowany niż dotychczas. Dążono jednocześnie do większej demokratyzacji tego wyboru. Kandydata na przewodniczącego desygnuje większością kwalifikowaną głosów Rada w składzie szefów państw lub rządów. Jest on przesłuchiwany przez Parlament Europejski i musi zostać przez niego zatwierdzony. Mianowanie kandydata odbywa się także większością kwalifikowaną. Desygnowanie kandydatów na komisarzy odbywa się na podstawie listy przedstawionej przez państwa członkowskie.</u>
<u xml:id="u-35.2" who="#CezaryMik">Każdy kandydat musi uzyskać zgodę przewodniczącego Komisji. Tak ustalone kolegium w pełnym składzie jest zatwierdzane przez Parlament Europejski, a następnie przez Radę Europejską również większością kwalifikowaną głosów. Przewodniczący Komisji Europejskiej mianuje jeszcze wiceprzewodniczących spośród komisarzy. Postaram się pokazać państwu wzorzec wyborów komisarzy w państwach członkowskich. Jest to o tyle trudne zadanie, że procedura jest mało sformalizowana. Generalnie wybór ten ma charakter upolityczniony. Odbywa się to z udziałem frakcji politycznych, klubów parlamentarnych. Premier lub minister spraw zagranicznych konsultuje najczęściej kandydaturę z parlamentem, ale w większości państw nie ma żadnej formalnej procedury. Często komisarzem zostaje aktualny członek rządu. Z tą chwilą przestaje być członkiem Rady Ministrów. Drugą generalną zasadą jest konsens polityczny. Widać to zwłaszcza w Niemczech, choć dotyczyło to wyboru 2 komisarzy i dlatego jeden z nich wyłaniał się z opozycji, a drugi z większości parlamentarnej. Zdarzało się, że opozycja wysuwała swojego kandydata, ale kanclerz nie godził się na niego. Nie mógł więc kandydować. Komisarz ma odnawialny mandat, może pozostać w Komisji Europejskiej więcej niż jedną kadencję. Zdarzało się, że nie dopuszczano do ponownego wyboru, gdyż komisarz nie odpowiadał w swych poczynaniach linii rządu. Takie zdarzenia były powszechnie krytykowane. Kiedy każde państwo będzie mieć jednego komisarza, o wiele trudniej będzie uzyskać konsens polityczny. Zwycięży zapewne zasada większości parlamentarnej. Najczęściej nie istniały jasne kryteria wyboru komisarza. W Grecji np. główną rolę odegrały znajomości osobiste z premierem rządu. Kryteria są bardzo ogólne, nieformalne. We Włoszech czy Irlandii kandydat musiał być zaakceptowany przez całą Radę Ministrów. W innych państwach akceptował premier z ministrem spraw zagranicznych lub sam premier, czasami po konsultacji z większością parlamentarną. Zdarza się, że kandydata desygnują prezydent wraz z premierem, np. we Francji. Kolejnymi organami, do których następować będzie wybór reprezentantów, są organy sądownicze. Obecna struktura sądownictwa europejskiego dzieli się na dwa podmioty: Trybunał Sprawiedliwości i sąd pierwszej instancji. Izb sądowych może być więcej. W składzie Trybunału Sprawiedliwości zasiada 1 sędzia z każdego państwa. Jest też 8 adwokatów generalnych, których wybiera się na tych samych zasadach, lecz tylko z niektórych krajów. Milczy się na temat wyboru przez Polskę adwokata generalnego. Zwykle 5 dużych państw miało zawsze swojego reprezentanta zawsze, zaś 3 adwokatów wyznaczano rotacyjnie. Uważam, że błędem jest niezadbanie w trakcie negocjacji o przydział dla nas miejsca w gronie adwokatów generalnych lub rzeczników generalnych, jak się ich też nazywa. Być może zmieni się zasada ich wyboru lub ich liczba. Rzecznik generalny jest niezależny, choć bardziej identyfikowalny niż sędzia. Zawsze występuje jednoosobowo, a jego rola jest o tyle ciekawa, że przygotowuje rozwiązanie prawne dla Trybunału Sprawiedliwości, mając większą możliwość działania niż Trybunał, gdyż może analizować bardziej szczegółowo stan prawny i faktyczny, może sięgać do doktryny, analizować dotychczasową linię orzeczniczą, czego nie wolno robić sędziom.</u>
<u xml:id="u-35.3" who="#CezaryMik">Sędziom pomagają referendarze. Jest ich trzech dla każdego sędziego. Każdy z nich wybierany jest swobodnie przez sędziego. Nie przechodzą oni klasycznej procedury konkursowej dla urzędników. Wybiera ich sędzia. W sądzie pierwszej instancji nie ma rzeczników generalnych. Mogą tam powstać takie funkcje, jeśli tak zdecyduje Rada Europejska. W izbach sądowniczych będą też tylko sędziowie. Są oni wyznaczani na 6 lat, ale mogą być odnawiani aż do śmierci. Zdarza się, że jedni pełnią tę funkcję 20 lat, a inni jedynie jedną sześcioletnią kadencję. We Francji z zasady zmienia się co 6 lat sędziego. Pewne wymogi stawiane sędziom mają charakter ogólny. Wśród nich jest zasada gwarancji niezależności. Sędziowie muszą też spełniać warunki stawiane osobom zajmującym stanowiska sądowe. Traktat nicejski różnicuje charakter funkcji sądowych, do których kandydat musi być uprawniony. Do Trybunału Sprawiedliwości mogą trafić osoby, które są uprawnione do zasiadania w najwyższych organach sądowych lub prawnicy o uznanych kompetencjach. Chodzi o profesorów prawa. Najczęściej funkcje te pełnią profesorowie prawa międzynarodowego, wspólnotowego lub porównawczego. To samo dotyczy rzeczników generalnych. Sędziowie sądu pierwszej instancji muszą być osobami, które posiadają uprawnienia do zasiadania w wysokich organach sądowych. W naszym przypadku może to być Sąd Apelacyjny lub Naczelny Sąd Administracyjny. W izbach sądowych zasiadać będą mogli uprawnieni do zajmowania funkcji sądowych w państwie członkowskim. Podobnie jak w przypadku komisarzy, sędziowie i rzecznicy generalni nie mają prawa podejmować jakiejkolwiek działalności zarobkowej lub niezarobkowej. Nie mogą też piastować stanowisk politycznych i administracyjnych. Traktat nie mówi o tym wyraźnie, ale sędziowie działają w imieniu Wspólnoty Europejskiej. Wprawdzie wyroki nie są wydawane w takim imieniu, ale rolą sędziów jest zapewnienie przestrzegania traktatu, co rozumie się jako całość prawa wspólnotowego w wykładni i stosowaniu przepisów. Nie działają w interesie państwa, lecz prawa wspólnotowego. Trzeba zrozumieć, że sędziowie nie orzekają o prawie krajowym w żadnej z tych instancji. Wypowiadają się jedynie na temat prawa wspólnotowego, chyba że chodzi o uznanie, że państwo naruszyło zobowiązania członkowskie, ale wtedy częściej chodzi o naruszenia legislacyjne, np. parlament nie uchwala na czas ustawy wykonującej dyrektywę unijną lub uchwala ją w niewłaściwy sposób. Sądy wspólnotowe traktują treść prawa krajowego jako element stanu faktycznego. Bierze się je pod uwagę, ale nie jest podstawą orzekania. Sędziowie muszą posiadać przede wszystkim wiedzę w zakresie prawa wspólnotowego. Nie mogą tam trafić osoby, które zaczynają się uczyć prawa w chwili wyboru. Nie można nauczyć się tego prawa w 2 tygodnie. Sposób wyłaniania jest dość słabo sformalizowany. Sędziowie i rzecznicy generalni są mianowani za porozumieniem przez rządy państw członkowskich z listy kandydatów, które rządy przedstawiają. Te zwykle przedstawiają jednego kandydata. W toku reform Unii Europejskiej zdarzyło się, że Parlament Europejski starał się wymóc na Radzie Unii Europejskiej i rządach państwa członkowskich, aby mógł przesłuchiwać kandydatów na sędziów. Jednak rządy kategorycznie odrzuciły ten postulat. Należało uniknąć upolitycznienia tych wyborów. Deputowani nie zawsze orientują się, co jest prawem wspólnotowym, a co nie jest, więc mogliby oczekiwać, że sędziowie będą reprezentować określone interesy polityczne i grupy nacisku.</u>
<u xml:id="u-35.4" who="#CezaryMik">Tego starano się uniknąć. Trybunał Sprawiedliwości wypowiedział się także przeciwko takiej procedurze. Fakt posiadania przez każde państwo jednego sędziego daje Trybunałowi wiedzę i doświadczenie z różnych systemów prawnych. Sędziowie są wychowani i wykształceni w duchu różnych systemów prawnych. Przy wyborze kandydata w kraju bierze się pod uwagę kryterium fachowe, choć niekoniecznie chodzi o wiedzę akademicką. Nie są to zawsze profesorowie prawa, a sędziowie sądów krajowych. Znaczna część sędziów miała doktorat w dziedzinie prawa, ale proszę pamiętać o różnicach w nazewnictwie. Spora część miała wykształcenie ekonomiczne, które bywa potrzebne w praktyce. Wielu praktykowało, choć nie wszyscy byli sędziami, część to adwokaci. Czasem byli to wysocy urzędnicy sądowi, ale w gałęzi administracji sądowej. Świat polityki ma wpływ na wybór kandydatów na sędziów. Osoba taka pełni bowiem pewną ważną rolę w Unii Europejskiej, choć znacznie mniejszą niż komisarze. Nie prowadzi się konsultacji z grupami parlamentarnymi. Bywa, np. we Francji, że kandydaci są wybierani i opiniowani przez środowisko sądownicze. Powszechnie kandydata opiniuje Rada Ministrów lub minister spraw zagranicznych, bądź minister sprawiedliwości, lub prezydent po konsultacji z ministrem spraw zagranicznych czy sprawiedliwości, lub też nie było w ogóle jednoznacznej procedury, jak w Hiszpanii. Gabinet wysuwał po prostu kandydata na sędziego. Ostatnia kwestia to obsadzenie stanowiska w Trybunale Obrachunkowym. Członkiem może być wyłącznie obywatel państwa członkowskiego, który wchodzi lub wchodził w skład organów kontroli finansowej. Nie musi to być osoba urzędująca aktualnie ani też przewodniczący lub prezes takiego organu. Byłoby to wręcz niewskazane. Traktat nicejski stworzył specjalny komitet doradczy przy Trybunale Obrachunkowym, w skład którego wchodzą prezesi najwyższych izb kontroli w państwach członkowskich. Często ministrowie finansów faktycznie desygnują kandydata na stanowisko w Trybunale Obrachunkowym. Mogą to być profesorowie prawa, profesorowie finansów lub ekonomii. Muszą dawać gwarancję niezależności. Ich także dotyczy zasada niepołączalności funkcji z innymi zawodowymi obowiązkami. Członkowie Trybunału Obrachunkowego mają działać na zasadzie zupełnej niezależności i w interesie ogólnym Wspólnoty Europejskiej. Sposób wyłaniania jest najprostszy spośród omawianych organów. Państwa członkowskie przedstawiają kandydatów, wybiera ich Rada Europejska po konsultacji z Parlamentem Europejskim. Bardzo niejasna jest procedura wyboru kandydatów do Trybunału Obrachunkowego. Są to zwykle osoby bardziej upolitycznione niż sędziowie. Trudno wyobrazić sobie, że decyzję w kwestii wyboru podjęłaby jedna osoba. W Niemczech akceptuje kandydata Rada Ministrów. W większości państw czyni to minister spraw zagranicznych lub minister finansów. Powstaje pytanie, jak uregulować te kwestie w Polsce. Nie jestem zwolennikiem rozwiązania, które przedstawiał pan przewodniczący Józef Oleksy, zgodnie z którym parlament zaangażowano by w pełnym zakresie. Zdaję sobie sprawę z potrzeby zapewnienia kontroli parlamentu nad procesem wyboru. Rozróżniałbym zasadniczo dwa typy funkcji. Komisarzy i ewentualnie członków Trybunału Obrachunkowego mógłby zatwierdzać parlament po przedstawieniu ich przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych lub Ministerstwo Finansów. Izby wyraziłyby zgodę na wybór. W przypadku sędziów uważam, że co najwyżej w grę wchodzi opiniowanie kandydata, choć nie wiem, o co parlamentarzyści mieliby pytać kandydata na sędziego Trybunału Sprawiedliwości. Czy mieliby pytać o wiedzę, czy o jego kierunki aktywności? Często osoba taka nie wie, jakie zadania staną przed nią w pracy sędziowskiej. Obawiałbym się wprowadzenia procedury, zgodnie z którą parlament miałby wyrażać zgodę w przypadku sędziów.</u>
<u xml:id="u-35.5" who="#CezaryMik">Byłoby to zbyt daleko idące rozwiązanie. Na zakończenie chcę zaznaczyć, że zdaję sobie sprawę, iż temat seminarium mógłby być z powodzeniem ograniczony do deputowanych do Parlamentu Europejskiego i ordynacji wyborczej. Oprócz tego zagadnienia pozostałe zagadnienia są względnie marginalne. Uważam jednak, że wciąż za mało dyskutuje się nad kształtem formacji polskich decyzji w Unii Europejskiej, tu na miejscu. Jaką rolę ma odgrywać Komisja Europejska Sejmu, w jakim zakresie nie będzie mieć głosu itp.? Czy minister reprezentujący Polskę w Radzie Unii Europejskiej będzie działać swobodnie, czy zgodnie z zaleceniami Komisji Europejskiej Sejmu? Moim zdaniem Ministerstwo Spraw Zagranicznych jest kompletnie nieprzygotowane do pełnienia funkcji w realiach Unii Europejskiej. Departament Unii Europejskiej i Negocjacji Akcesyjnych spełnia w pewnym stopniu swoją rolę, jednak nie o to mi chodzi. Polska będzie częstym gościem przed sądami wspólnotowymi, zwłaszcza Trybunałem Sprawiedliwości, jak też jest coraz częstszym gościem przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. Mamy taką specyfikę i taką procedurę parlamentarną. Trzeba się porządnie przygotować, gdyż nie są to błahe sprawy. Jeśli przyjdzie nam zapłacić solidną grzywnę, jak w przypadku Grecji 20 tysięcy euro za każdy dzień naruszenia prawa z powodu braku implementacji dyrektywy o odpadach, przestaniemy myśleć, że łatwo sobie z tym poradzimy. Urzędników nie przygotuje się z dnia na dzień, w chwili akcesji.</u>
</div>
<div xml:id="div-36">
<u xml:id="u-36.0" who="#JerzyCzepułkowski">Wyrażam nieco odmienny pogląd na temat wartości drugiej części seminarium. Uważam, że powinniśmy rozmawiać nie tylko o Parlamencie Europejskim, lecz o wszystkich organach Unii. Kwestia obsady stanowisk w tych instytucjach budzi emocje, a dowodem na to jest czytanie na najbliższym posiedzeniu Sejmu dwóch poselskich projektów ustaw o zakazie podejmowania pracy w instytucjach UE dla osób, które aktywnie uczestniczyły w negocjacjach akcesyjnych. Projekty te pozostają w jawnej sprzeczności z zasadami delegowania przedstawicieli polskich do instytucji unijnych. Ważne jest więc podnoszenie poziomu wiedzy na ten temat. Proszę o zabranie głosu przez drugiego referenta.</u>
</div>
<div xml:id="div-37">
<u xml:id="u-37.0" who="#JanBarcz">Przygotowując nasze wystąpienia kierowaliśmy się obaj dwoma względami. Chcieliśmy zwrócić państwa uwagę na konieczność zapewnienia przejrzystości procesu desygnowania kandydatów na różne stanowiska w organach Unii Europejskiej. Konieczny jest także pewien stopień legitymacji demokratycznej. Wszyscy fascynują się wyborami do Parlamentu Europejskiego i konkursami na stanowiska urzędnicze. Natomiast między tymi dwoma biegunami istnieje olbrzymia strefa instytucji, komitetów itp. Będę o nich za chwilę mówić. Zapewniony jest także udział państwa w różnych organach roboczych. Ta strefa decyduje właśnie o wydolności państwa w procesie decyzyjnym. Tu powstają decyzje. Warto uświadomić sobie ten fakt. Zanim przejdę do właściwej części wystąpienia, mam kilka uwag do pierwszego tematu i dyskusji na ten temat. Dyskutujemy często o kwestiach, które mają już od kilkudziesięciu lat rozwiązanie zapisane w traktacie. Warto do nich sięgnąć. Wówczas wiele spraw wyda się łatwiejszych. Zastanawiano się, kogo reprezentuje deputowany europejski. Nie jest to nowy temat. Państwa członkowskie zastanawiały się nad tym dużo wcześniej. W Traktacie o Ustanowieniu Wspólnoty Europejskiej w art. 190 ust. 1 zawarto przemyślaną formułę, którą można zaakceptować. Mówi się, że deputowani do Parlamentu Europejskiego reprezentują narody państw członkowskich zebrane we Wspólnotach Europejskich. To jest formuła traktatowa. Można do niej nawiązać. Druga ważna, techniczna kwestia, która nie pojawiła się w porannej dyskusji, dotyczy okresów przejściowych. Pierwszy z nich zacznie się 16 kwietnia 2003 roku, jeśli się nic nie zmieni, czyli od podpisania traktatu akcesyjnego, a trwać będzie do akcesji, czyli 1 maja 2004 roku. W tym okresie polscy parlamentarzyści będą uczestniczyć w obradach Parlamentu Europejskiego na zasadach wzmocnionego statusu. Nie będą mogli jedynie uczestniczyć w procesie decyzyjnym. Drugi okres obejmuje kilka miesięcy, pomiędzy 1 maja a październikiem 2004 roku, czyli między dniem akcesji a chwilą, kiedy nowo wybrany Parlament rozpocznie obrady. Polska powinna mieć swoich deputowanych od 1 maja 2004 roku. W dotychczasowej praktyce parlamenty narodowe desygnowały na przejściowy okres swoich przedstawicieli lub przeprowadzano wybory przedterminowe. U nas należy zakładać, że na kilka miesięcy Sejm i Senat wydelegują swoich reprezentantów, a szczegóły powinien regulować traktat akcesyjny. Proszę pamiętać, iż konieczne jest stworzenie podstawy prawnej dla takiej sytuacji. Polscy deputowani będą mogli wówczas zasiadać w Parlamencie Europejskim przez okres przejściowy. Trzecia poruszona kwestia związana była ze stworzeniem podstawy prawnej dla ordynacji wyborczej. Niektórzy twierdzili, że w tej chwili nie ma dla niej odniesienia prawnego. Koledzy koncentrują się na prawie krajowym, tymczasem podstawą prawną jest dyrektywa regulująca ramowo działania państwa członkowskiego w tym zakresie. W dniu akcesji dyrektywa ta musi być transponowana, musi w tym dniu istnieć krajowa regulacja dotycząca wyboru parlamentarzystów do Parlamentu Europejskiego.</u>
<u xml:id="u-37.1" who="#JanBarcz">Państwa zobowiązane są do działania na rzecz implementacji traktatu międzynarodowego, który podpisały. Wymieniono dziś kilka liczb mandatów, jakie przypadną Polsce po akcesji. Przypominam, że według traktatu z Nicei docelową liczbą mandatów dla Polski jest 50. Założenie to obowiązuje przy liczbie 27 członków Unii, a więc prawdopodobnie po 2007 roku, kiedy przystąpią Bułgaria i Rumunia. Obecnie liczba przekraczać będzie 50 mandatów. Ciekawa sytuacja nastąpi w chwili, gdy rzeczywiście oba wymienione państwa przystąpią do Unii. Liczba deputowanych w Parlamencie Europejskim może wówczas przekroczyć 732, gdyż nikt nie może tracić mandatu. Tak może być przez 2 lata, do kolejnych wyborów. Zwracam państwu uwagę na fakt, iż dotychczasowe tłumaczenia traktatów są całkiem prywatne, stąd rozbieżności w nazewnictwie. Traktaty muszą jednak wejść w szerokie instrumentarium ratyfikacyjne, więc do 16 kwietnia br. trzeba zatwierdzić tekst oficjalny. Urząd Komitetu Integracji Europejskiej przybliża się do ostatecznej wersji tłumaczenia. Znajdzie się ono na pewno na stronie internetowej UKIE. Przechodzę teraz do podstawowej części mojego wystąpienia. Podzieliliśmy się istotnie z panem profesorem materią referatów. Zajmę się kwestią wyłaniania kandydatów do Komitetu Regionów i Komitetu Ekonomiczno-Społecznego. W krótkim zarysie odniosę się też do innych zagadnień. Interesuje mnie, jaki powinien być system wyłaniania kandydatów w Polsce, jaki winien być zakres demokratycznej kontroli procesu wyłaniania tych kandydatów. Istnieją instytucje, w przypadku których jasno określono w traktatach, kto ma reprezentować państwo. Jest to np. Rada Europejska i Rada Unii Europejskiej. W innych instytucjach członków wyłania się w określonej procedurze wyborczej i jest to Parlament Europejski. Pozostałe to instytucje i organy robocze, w których zasiadają osoby wyłaniane na drodze wskazania przez rząd lub jego członków. W państwie przystępującym problemem parlamentu narodowego jest, czy i na ile powinien „patrzeć rządowi na ręce”. Dotyczy to także innych instytucji zaufania publicznego. Czy powinny one kontrolować decyzje rządu co do wyboru kandydatów do takich ciał? Można wyróżnić kilka grup komitetów i instytucji na szczeblu wspólnotowym. Pierwsza grupa obejmuje instytucje, opisane jasno w traktatach, także jeśli chodzi o osoby w nich zasiadające. Jest to np. minister lub prezes instytucji centralnej, banku państwowego itd. Komisarz czy sędziowie są wskazywani także przez rząd. W mojej ocenie, ze względu na wagę tych stanowisk, wpływ parlamentu w procedurze wyłaniania powinien być zapewniony. Jeżeli parlament wpływa na obsadę stanowisk ambasadorskich, to tym bardziej powinien uczestniczyć w doborze takich osób. Samo przesłuchanie kandydata ma poważne znaczenie w procedurze. Zdarzało się, że kandydat budził tak ogromne wątpliwości organów przesłuchujących, że rząd wycofywał się z takiej kandydatury. Trzecia grupa obejmuje dwie struktury - Komitet Regionów i Komitet Ekonomiczno-Społeczny. To organy doradcze. Polska ma zapewnioną silną pozycję i reprezentację. Traktat nicejski zapewnia nam miejsce w gronie 5–6 największych państw członkowskich. Komitet Regionów jest młodym organem doradczym, ustanowionym na podstawie traktatu z Maastricht. Według decyzji podjętej w Nicei Polska będzie mieć 21 przedstawicieli i 21 zastępców. Na szczeblu wspólnotowym wyznaczani są oni przez Radę Europejską kwalifikowaną większością głosów na wniosek państw członkowskich. Ten wniosek przedstawia rząd. Postanowienia Traktatu z Nicei precyzują, kto może zostać zaproponowany przez rząd na te stanowiska.</u>
<u xml:id="u-37.2" who="#JanBarcz">Istnieją dwa kryteria doboru kandydatów. Musi on sprawować funkcję wybieralną na szczeblu lokalnym i regionalnym, a więc w strukturach samorządowych. Można wskazać osobę, która pełni funkcję politycznie podporządkowaną organowi wybieranemu na szczeblu regionu. To istotne zawężenie. Do tej pory rząd mógł wyznaczać kogoś, kto jest powiązany ze strukturami samorządowymi i zna się na sprawach regionów. Byli to czasami urzędnicy szczebla centralnego, którzy zajmowali się polityką regionalną. Przed Polską stoi zadanie zapewnienia przejrzystego systemu podziału owych 42 miejsc. Kandydaci powinni wywodzić się w naturalny sposób z każdego województwa, co daje 16 kandydatów. Dalsze 5 miejsc przeznaczyć się powinno dla reprezentantów struktur lokalnych, związków regionalnych, jak Związek Miast Polskich, Unia Metropolii Polskich, Związek Powiatów, Związek Gmin i Unia Miasteczek. Daje to podstawowy skład 21 członków. Powstaje problem, gdzie uregulować taki podział miejsc w Komitecie Regionów. W państwach członkowskich bywa różnie. W Austrii wyraźnie mówi się w konstytucji, skąd mają pochodzić kandydaci. Z udziałem Polski w Komitecie Regionów wiązać się będą wydatki finansowe. Ustawa będzie najlepszym instrumentem prawnym do określenia wyboru kandydatów i zasad finansowania. Najwłaściwszą metodą doboru kandydatów w województwach byłoby pozostawienie im samym drogi do wyłonienia kandydatów. Mogą to czynić sejmiki wojewódzkie. Podobnie własnymi zasadami powinny kierować się organizacje regionalne. Badamy obecnie, jak wygląda finansowanie udziału w organach doradczych. Spoczywające na państwie członkowskim obciążenia są dość istotne. Rząd powinien być zobowiązany do pokrywania wszelkich kosztów. Nie mogę sobie wyobrazić, aby koszty przerzucać na struktury samorządowe i organizacje regionalne. Komitet Ekonomiczno-Społeczny przypomina pod względem strukturalnym Komitet Regionów. Tu zasiądzie także 21 członków reprezentujących Polskę. Komitet spełnia bardzo istotną rolę doradczą w ramach organizacji rynku wewnętrznego. Sposób powoływania członków tego komitetu jest podobny, są desygnowani przez rząd, zaś mianuje ich Rada Europejska. Traktat nicejski zmienił nieco formułę wyłaniania kandydatów z państw członkowskich. Pozostawił jednak pełną paletę grup zawodowych. Powinni oni wywodzić się z grona: producentów, kupców, rolników, przewoźników, pracowników najemnych, rzemieślników, wolnych zawodów, konsumentów oraz opinii publicznej. Ujęto to ogólną klamrą, iż powinni być przedstawicielami zorganizowanego społeczeństwa obywatelskiego. Tworzy to miejsce dla przedstawicieli ważnych organizacji pozarządowych. Klucz rozdziału miejsc jest trudny. Nie mam jeszcze precyzyjnej odpowiedzi na pytanie w tej kwestii. Sprawa pozostaje otwarta. Nie ulega wątpliwości, że w tym przypadku także powinien istnieć akt rangi ustawowej, który będzie przekazywać określonym grupom prawo wyłaniania kandydatów. Można się zastanowić, czy lepsza byłaby jedna, czy dwie ustawy, dotyczące każdego z komitetów. Osobiście opowiadam się za dwoma aktami prawnymi. Nie byłoby dobrze, gdyby kontrowersje co do struktury jednego ciała odbijały się na drugiej strukturze.</u>
<u xml:id="u-37.3" who="#JanBarcz">W przypadku Komitetu Ekonomiczno-Społecznego konieczne będą także regulacje finansowe. Na zakończenie podkreślam ponownie, że - choć zostało jeszcze nieco czasu - trzeba pomyśleć już nad przejrzystymi regulacjami. Nie byłoby dobrze, gdyby zostawiono takie sprawy na koniec. Wówczas grozi to przypadkowym doborem kandydatów. Proszę pamiętać, że Komitet Regionów spełnia w państwach członkowskich bardzo istotną rolę, przybliżając regionom założenia ogólnounijne. Komitet Ekonomiczno-Społeczny powinien być obsadzony przez fachowców, gdyż spełnia bardzo ważną rolę w procesie decyzyjnym na rynku wewnętrznym.</u>
</div>
<div xml:id="div-38">
<u xml:id="u-38.0" who="#JerzyCzepułkowski">Dziękuję panom profesorom za obszerne prezentacje. Otwieram dyskusję.</u>
</div>
<div xml:id="div-39">
<u xml:id="u-39.0" who="#MirosławSekuła">Dziękuję za poruszenie w seminarium również tych kwestii, które były przedmiotem wystąpień panów profesorów. To bardzo ważny dla mnie temat. Najwyższa Izba Kontroli jest zainteresowana udziałem w procedurze wyłaniania polskiego członka Trybunału Obrachunkowego. To oczywiste i ma silne umocowanie prawne. Art. 202 Konstytucji RP mówi, że Najwyższa Izba Kontroli jest naczelnym kontroli państwowej. Wychodząc z tego przepisu, należy stwierdzić, że NIK jest uprawniona także do udziału w procedurze wyłaniania Trybunału Obrachunkowego. Jest to specyficzna sytuacja na tle państw członkowskich. Tam najwyższe organy kontroli mają węższy zakres zadań i słabszą rolę, niż w Polsce. W innych krajach uzasadnione jest, że minister finansów zajmuje się wyłonieniem członka Trybunału, ponieważ to on sprawuje kontrolę nad wydatkowaniem finansów publicznych. W Polsce można przyjąć prostą procedurę, zgodnie z którą o delegowaniu kandydata decyduje premier na wniosek prezesa NIK, po zasięgnięciu opinii komisji parlamentarnych. Sądzę, że byłaby to propozycja zgodna z zasadami przejrzystości organów i polską praktyką. W niektórych krajach członkowskich najwyższe organy kontroli pełnią rolę niejako organów sądowych. Mam na myśli rozwiązanie portugalskie i greckie. Najbardziej podobną do Najwyższej Izby Kontroli strukturą jest narodowy urząd kontroli Wielkiej Brytanii. Wykorzystując okazję pragnę wyrazić wobec państwa posłów i senatorów gotowość do ściślejszej współpracy w pracach nad wstępnym projektem traktatu konstytucyjnego, dotyczącego art. 21 Traktatu, który dotyczy Trybunału Obrachunkowego. Należy tej sprawie poświęcić więcej uwagi, ponieważ w pracach Trybunału Obrachunkowego mogą pojawić się nieprzewidziane trudności związane z rozszerzeniem Unii Europejskiej. Przypomnę, że Trybunał składał się początkowo z 7 audytorów, z których każdy był jak gdyby dyrektorem jednego z departamentów. W tej chwili składa się z 15 audytorów, z których każdy ma nadal swój departament. Konsekwencją poszerzenia jest zwiększenie składu do 25 członków, jeśli zamierzenia zostaną zrealizowane. Wówczas może to prowadzić do paraliżu prac Trybunału. Polska powinna uczestniczyć w dyskusji na temat nowego kształtu tej instytucji unijnej. Nasze kontakty i współpraca z europejskim Trybunałem Obrachunkowym układa się bardzo dobrze. Obustronnie oceniamy jej efekty jako korzystne dla wszystkich stron.</u>
</div>
<div xml:id="div-40">
<u xml:id="u-40.0" who="#StanisławGebethner">Projekt ordynacji wyborczej może zostać wniesiony do Sejmu 17 kwietnia br., jeśli 16 kwietnia zostanie podpisany traktat akcesyjny. To najwcześniejszy termin. Jeśli przystąpimy do Unii 1 maja 2004 roku, a wybory do Parlamentu Europejskiego odbędą się 19–22 czerwca tego samego roku, to ordynacja wyborcza powinna być prawem obowiązującym w połowie marca 2004 roku. Inaczej nie wejdzie w życie. Według mojej wiedzy Parlament Europejski zbiera się w miesiąc po zakończeniu okresu wyborczego, czyli ok. 22 lipca. Pan prof. Jan Barcz mówi zaś o październiku. Dlaczego?</u>
</div>
<div xml:id="div-41">
<u xml:id="u-41.0" who="#JanBarcz">Wybory są rzeczywiście w czerwcu. Organ krajowy, kompetentny do orzekania o ważności wyborów, czyli u nas Sąd Najwyższy, musi wypowiedzieć się w tej sprawie, rozpatrzyć skargi. Dopiero gdy we wszystkich krajach ta sprawa zostanie załatwiona, na podstawie decyzji organów krajowych zapada postanowienie na szczeblu Parlamentu Europejskiego o prawomocności wyborów. Dotychczas Parlament zbierał się na początku października.</u>
</div>
<div xml:id="div-42">
<u xml:id="u-42.0" who="#StanisławGebethner">Jednak z mocy prawa pierwsze posiedzenie odbywa się w pierwszy wtorek po upływie miesiąca od zakończenia okresu wyborczego.</u>
</div>
<div xml:id="div-43">
<u xml:id="u-43.0" who="#JerzyCzepułkowski">Sądzę, że kwestia ta może zostać rozstrzygnięta później. Jeśli jednak w tej chwili nie istnieje podstawa prawna do złożenia w Sejmie projektu ordynacji wyborczej, to jak traktować ustawę czeską, która została przyjęta przez parlament Czech?</u>
</div>
<div xml:id="div-44">
<u xml:id="u-44.0" who="#StanisławGebethner">Wszyscy konstytucjonaliści uważali, że nie należy uchwalać tej ustawy w tej chwili, jednak biurokraci i politycy zdecydowali inaczej. Ustawa nie jest jeszcze uchwalona, czeka na rozpatrzenie w Senacie. Moim zdaniem w tej chwili w Polsce nie ma potrzeby wnoszenia projektu do Sejmu. Można z tym poczekać.</u>
</div>
<div xml:id="div-45">
<u xml:id="u-45.0" who="#JerzyCzepułkowski">Praktyka jest różna. Możemy jednak przyjrzeć się ustawie czeskiej, przygotowując własną ordynację.</u>
</div>
<div xml:id="div-46">
<u xml:id="u-46.0" who="#StanisławGebethner">Odradzałbym bardzo porównania prowadzące do konkursu ordynacji wyborczych. Słyszę teraz, że projekt chce wnieść rząd, komisja sejmowa, Senat i prezydent. Nie będzie to efektywne rozwiązanie. Uważam, że pewne decyzje powinny zostać pojęte podczas prac w Komisji Europejskiej Sejmu, a następnie należy je sformalizować i kontynuować prace nad projektem.</u>
</div>
<div xml:id="div-47">
<u xml:id="u-47.0" who="#JerzyCzepułkowski">Sądzę, że seminarium jest okazją do wykrystalizowania się pewnych koncepcji politycznych. Jego efektem powinno być sprecyzowanie wizji ordynacji wyborczej. Być może uda się, aby do marszałka Sejmu trafił jeden projekt ustawy. Zapewne nasza Komisja zajmie się tą kwestią jeszcze raz. Czy ktoś z państwa chciałby jeszcze zabrać głos w dyskusji? Nie słyszę. Czy panowie referenci chcą odpowiedzieć na pytanie pana prezesa Mirosława Sekuły?</u>
</div>
<div xml:id="div-48">
<u xml:id="u-48.0" who="#CezaryMik">Podzielam prezentowany punkt widzenia, iż Najwyższa Izba Kontroli powinna mieć udział w wyborze kandydatów do Trybunału Obrachunkowego. Z trudnością wyobrażam sobie to w chwili, gdy prezes NIK jest z innej opcji politycznej niż rząd. Gdyby proponował on premierowi kandydaturę, mogłoby się okazać, że pojawi się spór. Wiem, że prezes NIK nie jest z żadnej opcji politycznej, ale bliższy jest którejś stronie sceny politycznej.</u>
</div>
<div xml:id="div-49">
<u xml:id="u-49.0" who="#JanBarcz">W wyjściowym akcie z 1976 roku w sprawie wyboru członków Parlamentu Europejskiego powiedziano, że kadencja Parlamentu Europejskiego rozpoczyna się z dniem pierwszej sesji następującej po wyborach. Zwykle sesja taka jest w październiku. Stąd mówiłem o tym miesiącu. Nie wyobrażam sobie, aby w ciągu miesiąca przeprowadzono pełną procedurę wyborczą. Trzeba o tym pamiętać i na 5 miesięcy znaleźć rozwiązanie przejściowe.</u>
</div>
<div xml:id="div-50">
<u xml:id="u-50.0" who="#JerzyCzepułkowski">Seminarium zbliża się ku końcowi. Stanowiło ono istotny wkład w dzieło przygotowań Polski do członkostwa w Unii Europejskiej. Otwiera faktycznie dyskusję poprzedzającą pracę Sejmu i Senatu nad ordynacją wyborczą do Parlamentu Europejskiego. Koncepcje i poglądy przedstawione w dyskusji będą z pewnością stanowić dobre podłoże intelektualne procesu legislacyjnego. Za niezwykle cenne należy uznać informacje przedstawione przez panów profesorów oraz dyskusję o zasadach, kryteriach i warunkach udziału przedstawicieli polskich w instytucjach Unii Europejskiej. Udział Polaków w tych organach stwarza możliwość współdecydowania o życiu politycznym, gospodarczym i społecznym Europy. Decydować będzie o pozycji Polski, jej prestiżu, możliwościach wykorzystania szans rozwojowych, jakie otworzą się przed naszym państwem z dniem akcesji. Dziękuję wszystkim zebranym za udział w dyskusji. Zamykam posiedzenie Komisji.</u>
</div>
</body>
</text>
</TEI>
</teiCorpus>