text_structure.xml 119 KB
<?xml version='1.0' encoding='utf-8'?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
  <xi:include href="PPC_header.xml" />
  <TEI>
    <xi:include href="header.xml" />
    <text>
      <body>
        <div xml:id="div-1">
          <u xml:id="u-1.0" who="#RyszardHayn">Otwieram posiedzenie. Witam wszystkich przybyłych gości i państwa posłów. Dzisiejsze posiedzenie poświęcone jest zapoznaniu się z sytuacją wychowawczą w szkołach na tle szeroko opisywanych i dyskutowanych wydarzeń, jakie zaszły w Zespole Szkół Budowlanych i Elektrycznych w Toruniu. Apeluję do państwa posłów i do gości, abyśmy nie próbowali dzisiaj rozstrzygnąć wszystkiego do końca. Proszę, abyśmy skoncentrowali naszą uwagę na przypadku czy incydencie toruńskim. Prezydium Komisji proponuje, abyśmy po wysłuchaniu informacji oraz uwag o całej złożoności problemów wychowawczych w szkołach odbyli wymianę opinii i poglądów oraz w perspektywie najbliższych miesięcy zajęli się jako Komisja tym tematem głębiej, po odpowiednio wcześniejszym przygotowaniu materiału analitycznego przez poselski zespół roboczy. Do szerszego omówienia całej złożonej problematyki funkcji wychowawczej szkół przystąpimy w IV kwartale br. Sądzę, że państwo przyjmiecie tę propozycję, dlatego że dzisiaj, w warunkach pewnych emocji i powszechnego zainteresowania wydarzeniami w szkole toruńskiej, nie byłoby wskazane formułowanie ostatecznych wniosków. Powinniśmy nieco ochłonąć i spojrzeć na to chłodniejszym okiem. Jednocześnie należy ocenić to w szerszym kontekście i w dalszej perspektywie, nie ograniczając tego do jednego, chociaż bulwersującego, przypadku. Proszę o zabranie głosu pana ministra Franciszka Potulskiego, który omówi informację przygotowaną przez resort edukacji.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-2">
          <u xml:id="u-2.0" who="#FranciszekPotulski">Postaram się dodać kilka uwag do tego, co zawiera nasza informacja, po czym poproszę panią dyrektor Annę Zawiszę o przedstawienie kilku szczegółów. Trzeba na wstępie stwierdzić, że w oświacie nic nie dzieje się nagle. Dzisiejszy stan polskiej szkoły i tego, co się dzieje w oświacie, to jest efekt działań wszystkich nas i władz oświatowych sprzed pięciu czy sześciu lat. Chcę przypomnieć, że uczniowie, którzy są bohaterami filmu pokazującego, co działo się na lekcji, nakręconego przez nich samych, rozpoczynali swoją edukację szkolną na początku lat 90. Teraz mają za sobą 12 lat nauki w nowym systemie oświaty i oni przechodzili to wszystko, co myśmy im zgotowali, tzn. zmniejszenie liczby godzin zajęć lekcyjnych, zlikwidowanie wielu zajęć pozalekcyjnych, usunięcia z nazwy kuratorium słowa „wychowania”. Nic się nie dzieje w oświacie szybko. Skutki tego, za czym państwo głosowali przyjmując zaproponowane przez rząd zmiany w ustawie o systemie oświaty, będziemy mogli ocenić za cztery-pięć lat. Przyjęte rozwiązanie w zakresie wzmocnienia nadzoru pedagogicznego i kontroli kuratoryjnej, tak silnie nagłośnione, obowiązywało w 1991 roku, o czym nie wszyscy chcą pamiętać. Gdy do wszystkich dotarło, że odpowiedzialność za obecny stan oświaty ponosi nie ta władza, tylko poprzednia, nastąpiło osłabienie negatywnej oceny funkcjonowania nadzoru pedagogicznego. Trzeba uznać, że wszyscy za to odpowiadamy, i nie można przerzucać się odpowiedzialnością w zależności od poglądów politycznych. Tak postępować nie wolno. Chciałbym tu przypomnieć taką myśl, że kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-3">
          <u xml:id="u-3.0" who="#EwaKantor">Ale w kogo?</u>
        </div>
        <div xml:id="div-4">
          <u xml:id="u-4.0" who="#FranciszekPotulski">I to jest właśnie to. Zamiast odpowiedzi podam taki fakt, że w jednym z konkursów szkolnych pod tytułem „Głupota” spora liczba dzieci - nad czym ubolewam - przesyłała rysunki Sejmu. Mówiłem tym dzieciom, że ktoś wybrał tę głupotę do Sejmu, ale oni mają taki sam pogląd o nas, jaki my o nich. Szkoła nie jest enklawą, czymś, co jest wyodrębnione z całego społeczeństwa. To, co dzieje się w szkole, jest odzwierciedleniem tego, co dzieje się dookoła nas. Wszystko, co jest złe w szkole, w zasadzie przychodzi z zewnątrz, bo nie jest tak, że nauczyciele palą, klną, zażywają narkotyki, wyświetlają filmy ilustrujące przemoc czy nawołują do nieposłuszeństwa. To nie nauczyciele wymyślili wagary na „Dzień wiosny”. W świetle ostatniej manifestacji, jaka odbyła się w Warszawie, można powiedzieć, że młodzież kończąca technikum budowlane w Toruniu musi się jeszcze dużo nauczyć, aby jeszcze wyraźniej naruszać porządek. Nie można usprawiedliwiać jednych i mówić gwarą, że „wyszli z nerw”, co ma być usprawiedliwieniem, a innym powiedzieć, że oni usprawiedliwienia nie mają. Trzeba jednakowo traktować jednych i drugich. Bandytyzm jest do napiętnowania niezależnie od tego, kto to robi, i niezależnie od tego, co ma na swoje usprawiedliwienie. Bandytyzm jest bandytyzmem i najwyższy czas, abyśmy o tym mówili i nie stosowali innych miar w zależności od tego, kto występuje pod jakimi sztandarami. Jest taka tendencja, aby na szkołę zrzucić odpowiedzialność za wszystko - i to dotyczy nas wszystkich - oraz szukać jednego środka do zapobiegania całemu złu, jakie wynika z zachowania uczniów w szkole i poza nią. Ponieważ używa się narkotyków - niech się szkoła tym zajmie; zapewnić trzeba bezpieczeństwo na drogach - niech się szkoła tym zajmie; jest problem z wychowaniem seksualnym - niech się szkoła tym zajmie, szerzy się korupcja - niech się szkoła tym zajmie. Jest chyba za dużo tych zadań, które usiłuje się powierzyć wyłącznie szkole. Wszyscy starają się tłumaczyć i zrzucić z siebie odpowiedzialność na szkołę, jakoby to wszystko nikogo nie dotyczyło. MENiS jest w pełni świadome narastania w szkole problemów wychowawczych. Można wskazać na kilka przyczyn, które się na to składają. Dla jednych zaistniały one przed 5 laty, dla innych - przed 15 laty, a jeszcze dla innych - przed 30 czy 50 laty. Nie chciałbym odwoływać się do doświadczeń znacznej części tu siedzących, a mój przykład nie jest najlepszy z racji wieku, ale przypomnę, że były takie czasy, kiedy największą karą dla ucznia było to, gdy nauczyciel poskarżył się rodzicom na jego zachowanie czy lenistwo. To była największa kara dla ucznia, przynajmniej ja to tak pamiętam. W międzyczasie nastąpiło otwarcie Polski na świat i osłabienie formalnej dyscypliny społecznej nie tylko w szkole. Nastąpiło osłabienie więzi wychowawczych w rodzinie, spowodowane zaabsorbowaniem rodziców walką o byt materialny. Z jednej strony jest to walka o przetrwanie, a z drugiej strony walka o sukces zawodowy czy finansowy. Przypomnę, że na początku lat 90. decyzją wynikłą z woli czy ówczesnego przekonania społecznego wykreślono z zadań szkoły wychowanie, bo twierdzono, że szkoła nie jest od wychowania.</u>
          <u xml:id="u-4.1" who="#FranciszekPotulski">Byłem kuratorem oświaty wtedy, kiedy było to kuratorium oświaty i wychowania. I to słowo „wychowania” wykreślono z nazwy tego organu. Całe szczęście, że nauczyciele nie zawsze reagują na to, co władze oświatowe wymyślają, i na ogół, jak Polska długa i szeroka, wywiązują się ze swoich zadań wychowawczych. Przypomnę wszystkim, że na teren szkoły przeniesiono różnego rodzaju poglądy o walce i sprzeciwie, nawoływano uczniów do sprzeciwiania się szkole, do nieposłuszeństwa. M.in. „Dzień wiosny”, który ogłoszono, ma się odbyć w taki sposób, iż wszyscy uczniowie idą na wagary. I szkoła jest bezsilna, bo wszyscy są w tym momencie po stronie uczniów i głosi się powszechnie, że tak ma być. Uznaje się za „fajne” to, że uczniowie nie noszą już tarcz, nie mają mundurków, nie można zwracać uwagi na ich niestosowne zachowanie. Niestety, muszę powiedzieć i to, że nastąpiły znaczne zmiany także w samej oświacie, w tym również zmierzające do obniżenia wymagań wobec uczniów, przy czym zarówno wymagań programowych dotyczących nauki, jak i wymagań porządkowych. Ciągle przywołuję przykład, że dla celów politycznych na tydzień przed wyborami parlamentarnymi dano uczniom do rozwiązania na próbnej maturze prymitywne zadania z matematyki. To tylko jeden z przykładów obniżania wymagań i obniżania jakości nauki w szkołach. Przypomnę o wynikach badań OECD dotyczących jakości nauczania w polskich szkołach, które nie wypadły najlepiej. Trzeba też dodać, że wobec gwałtownych zmian w oświacie i rosnących wymagań edukacyjnych nastąpiło silne zaangażowanie nauczycieli w proces dokształcania się. Następuje to często ze szkodą dla szkoły, kosztem czasu przeznaczonego na pozadydaktyczną pracę z uczniami. Trzeba powiedzieć, że w pokoju nauczycielskim nie ma poczucia koleżeństwa, chociaż być może jest to za daleko idąca konstatacja. Faktem jest, że nauczyciele często zachowują się w pokoju nauczycielskim jak my w tramwaju. Na wszelki wypadek nie zwracamy na siebie uwagi i nic nas nie obchodzi ktoś, kto jest obok nas. Trwa walka o ucznia, bo jeśli nie będzie w szkole uczniów, to nie będzie też ani klas, ani szkoły. To także kładzie się cieniem na pracy nauczycielskiej. Przepraszam za to, co powiem w tej chwili, ale myślę, że niekiedy mamy do czynienia z nie do końca przemyślanymi reakcjami obrońców uczniów. W szkole musi panować coś w rodzaju dyscypliny i musi być coś w rodzaju autorytetu. Znam przypadki, że szef jednego ze stowarzyszeń przesyła list do dziecka z odpisem do resortu, w którym pisze: „Kochany syneczku, przepraszam, że tak Cię skrzywdzili w szkole...”, a chodzi o dziecko, które jest po prostu trudne wychowawczo. Wystarczy takie pismo, aby zrobić z tego sprawę, że szkoła krzywdzi ucznia. Może się coś takiego zdarzyć i trzeba temu przeciwdziałać, ale apelowałbym o to, aby te instytucje, które z definicji stają w obronie ucznia, zadawały takiemu uczniowi pytanie: dziecko drogie, a jak ty się zachowujesz w szkole? MENiS przygotowuje nowe standardy kształcenia nauczycieli w związku z nowelizacją ustawy o systemie oświaty. W tych standardach zostanie określony także zakres przygotowania nauczycieli do prowadzenia działań wychowawczych, do umiejętnego rozpoznawania zjawisk patologicznych, przeciwdziałania im oraz łagodzenia ich skutków.</u>
          <u xml:id="u-4.2" who="#FranciszekPotulski">Jestem przekonany, że ogromna większość siedzących tu na sali nie wie np., jak wygląda „działka”. Nauczycieli trzeba przygotować do tego, jak rozpoznawać ucznia po zażyciu takiej „działki” narkotyku, musimy być do tego przygotowani. Być może, należałoby sprawdzać warunki zdrowotne każdego, kto podejmuje się zawodu nauczyciela, w tym jego odporność psychiczną, ale ta sprawa jest bardzo kontrowersyjna. Stawianie takich wymagań może jednak przynieść więcej szkody niż korzyści. Przypominam, że dyplom nauczyciela przyznaje wyższa uczelnia i na dyplomie jest napisane „magister z przygotowaniem pedagogicznym”, co znaczy, że może pracować z uczniami. Chcę jednoznacznie powiedzieć, że to, iż nauczyciel jest słabszy psychicznie, nie jest żadnym usprawiedliwieniem. Faktem jest, że są w szkołach nauczyciele, którym można chodzić po głowie. Inaczej to wyglądało 50 lat temu, a inaczej to wygląda dzisiaj. Są oczywiście nauczyciele, którzy na to nie pozwolą. W standardach kształcenia nauczycieli będziemy próbowali ująć sprawy przygotowania nauczyciela do wykonania zadań wychowawczych i to nie na skutek „sprawy toruńskiej”. O tym myśleliśmy już od dawna i w znowelizowanym rozporządzeniu napisaliśmy o zadaniach wychowawczych szkoły. Na Konferencji Rektorów Szkół Pedagogicznych w dniu 12 października będziemy o tym mówili dosyć szeroko. Inne, może jeszcze bardziej dla nas bolesne wydarzenie miało miejsce w szkole w Kołobrzegu. W art. 9 ustawy Karta Nauczyciela jest mowa o tym, że nauczyciel ma mieć właściwą postawę moralną. Gdyby ten zapis był przestrzegany, zapewne przypadku kołobrzeskiego by nie było. Mamy jednak świadomość, że gdyby próbować rozwijać treść tego art. 9, to też może dojść do daleko idących nadużyć. Przykłady tego już były, nawet w wypowiedziach posłów. Poważnym nadużyciem jest twierdzenie, że zjawiska patologiczne występują w szkołach powszechnie, niemniej jednak fakt ich występowania, nawet marginalny, jest powodem troski i skłania do podejmowania kroków przeciwdziałających tym zjawiskom. Jeżeli chodzi o sytuację i wydarzenie w szkole toruńskiej, państwo otrzymali od nas stosowną informację, poza tym media o tym szeroko donosiły. Uczniowie, którzy dopuścili się przestępstwa, podlegają dochodzeniu prokuratorskiemu i zostaną ukarani zgodnie z wymogami prawa. Rada pedagogiczna tej szkoły musi dokonać analizy wydarzeń i oceny skali porażki pedagogicznej szkoły. Szkoła musi opracować program naprawy, którego realizację będziemy na bieżąco kontrolować. Komisja dyscyplinarna przy kuratorze kujawsko-pomorskim musi dokonać oceny zaniedbań ze strony nadzoru pedagogicznego i weryfikacji wyników swojej własnej kontroli sprzed dwóch lat. Prosiłbym, aby państwo nie podnosili tego, że ci sami ludzie pozostali w tym kuratorium, że należało po zmianie władzy wymienić wizytatorów, to wówczas takiej sytuacji by nie było. W zmianach kadrowych w kuratoriach nie należy upatrywać źródeł poprawy jakości pracy szkoły. I jeszcze jedna uwaga, którą proszę potraktować jako cierpką refleksję. Ministerstwo Edukacji Narodowej i Sportu chciało w jakimś momencie zaproponować wprowadzenie swego rodzaju pensum wychowawczego, aby nauczyciel, poza nauczaniem matematyki, biologii, chemii, dwie godziny w tygodniu poświęcał na działania i zajęcia opiekuńczo-wychowawcze z uczniami.</u>
          <u xml:id="u-4.3" who="#FranciszekPotulski">Może to była nieudolna propozycja, ale spotkała się ze sprzeciwem, silnie popartym również przez media. Powtórzę: kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem. Niech będzie - odpowiadam tu na pytanie pani posłanki Ewy Kantor - że i w resort, i w Potulskiego indywidualnie. Niech tak będzie, że tylko w tym kierunku. Jeśli nie uda się w naszym kraju stworzyć jednolitego frontu wszystkich, aby działali na rzecz tego, żeby szkoły wyłączyć z działań i przepychanek politycznych, pozwolić szkole normalnie i spokojnie z dnia na dzień pracować, a przy tym, jeżeli wszyscy nie będziemy mówili, że trzeba swoim własnym przykładem we właściwy sposób wychowywać tych, którzy od nas zależą, to nic z tego dobrego nie wyniknie. Szkoła, nawet najlepiej zarządzana, nawet pod najlepszym nadzorem pedagogicznym, nawet z najlepszymi władzami oświatowymi, sama, w pojedynkę nie upora się z problemami, które występują w procesach wychowawczych.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-5">
          <u xml:id="u-5.0" who="#RyszardHayn">Prosimy teraz o wypowiedź panią dyrektor.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-6">
          <u xml:id="u-6.0" who="#AnnaZawisza">Trudno jest mówić o tym, co wydarzyło się w Zespole Szkół Budowlanych i Elektronicznych w Toruniu, bo trudno jest przedrzeć się przez zewnętrzne okoliczności całej sprawy. Poza tymi 15 uczniami, którzy wywołali i byli uczestnikami tego opisanego zajścia, jest jeszcze ponad 700 innych uczniów uczących się w tym Zespole Szkół. Bardzo zależy pani kurator, która jest tu obecna, i nauczycielom z tej szkoły, a także wielu innym osobom, żeby pomóc otrząsnąć się szkole z tego, co się stało i powrócić do normalnego toku zajęć i życia w szkole. Są tu dwie odrębne sprawy. Jedna dotyczy potraktowania incydentu, jaki zdarzył się w szkole i którego skutki - niestety - jeszcze trwają. Niektórzy mówią, że nie był on przewidywany, a ja wyrażam przekonanie, które podziela pani kurator, iż z całą pewnością o całej sytuacji wiadomo było w szkole. Każdy, kto choć krótko pracował w szkole, wie, że nie da się ukryć tego typu ekstremalnych postaw i zachowań młodzieży. Z przygotowanej przez departament, którym kieruję, informacji wynikać może - gdyby podchodzić do niej beznamiętnie - iż była to do niedawna jedna z normalnych szkół, ze wszystkimi problemami, mająca także swoje osiągnięcia, które postaraliśmy się opisać. Jest to szkoła, w której zdarzyło się kilka niedobrych rzeczy. Przez ostatnie dwa lata swego funkcjonowania szkoła ta żyła w oczekiwaniu na likwidację bądź przeniesienie i włączenie do innej placówki. Taka sytuacja z całą pewnością nie służy normalnemu funkcjonowaniu placówki. Rada miasta Torunia podjęła wreszcie decyzję o utworzeniu na okres dwóch lat Zespołu Szkół Budowlanych i Elektrycznych. Nauczyciele z pewnością wiele czasu poświęcili na myślenie o swojej przyszłości - tj. czy znajdą miejsce w tej szkole, czy też będą musieli szukać pracy gdzie indziej. Szkoła ta, jak wiele innych szkół, w których na szczęście nie zdarzają się takie incydenty, jest szkołą, do której ponad połowa uczniów dojeżdża, i pochodzi z różnych środowisk. To w znacznym stopniu ogranicza możliwość oddziaływań wychowawczych. Jeżeli dodamy, że znaczna grupa uczniów dojeżdża spoza powiatu toruńskiego i z miejscowości bardzo odległych od szkoły, znaczy to, że zbyt wiele czasu spędza w autobusach i na przystankach - bez żadnego celu i w sposób całkowicie dowolny. Była jeszcze jedna istotna okoliczność. Sama jestem nauczycielką i nie występuję w żadnym przypadku przeciwko nauczycielowi, który był przedmiotem tego incydentu, który już i tak rozbudził powszechne zainteresowanie. Ogromnie ważne jest to, co trzeba zauważyć, że nauczyciel ten 10 lat swojego życia zawodowego spędził w ośmiu różnych szkołach. Chcę powiedzieć, że śpiewać może Irena Santor i śpiewać mogę także ja, ale to nie będzie to samo w sensie odbioru. Chcę powiedzieć, że nie każdy może i nie każdy powinien być nauczycielem. Podam przykład zachowania się młodej nauczycielki odbywającej staż w szkole w Opolu, która wiedziała, co ma zrobić w sytuacji, w jakiej się znalazła, a z którą nie mogła sobie poradzić. Za chwilę powiem, na co się zdecydowała. Nie chciałabym o nic obwiniać tego nauczyciela, ale podkreślam, że nauczyciele powinni być do tego zawodu odpowiednio przygotowani. Przywiązujemy dużą wagę do tego, żeby każdy kandydat do tego zawodu nie tylko odbywał roczny staż po przyjściu do szkoły pod opieką mentora, ale wcześniej przez pół roku podczas studiów był nadzorowany przez opiekuna i spędzał część czasu w pokoju nauczycielskim oraz w lasach wskazanej szkoły. To, być może, pozwoli niektórym kandydatom do tego zawodu przekonać się, czy rzeczywiście się nadają do jego wykonywania.</u>
          <u xml:id="u-6.1" who="#AnnaZawisza">Może skłoni to ich do wycofania się po stwierdzeniu, że jest to zawód za trudny psychicznie, nie do zaakceptowania. Pozwoli to także wielu dyrektorom szkół powiedzieć takiemu młodemu stażyście, żeby szukał sobie miejsca gdzie indziej, i przekonać go, że szkoła nie jest dla niego dobrym miejscem pracy. Proszę pamiętać, że nauczyciel podlega bardzo wnikliwej ocenie dokonywanej nie przez swojego dyrektora i nie przez kolegów z pokoju nauczycielskiego, i nie przez rodziców, ale co 45 minut przez inną grupę klasową uczniów, która wychwyci wszystkie jego słabości, śmiesznostki i niedoskonałości. Dlatego to jest taki trudny zawód. I to było podłożem czy tłem dla tego, co wydarzyło się w tej szkole. Dodajmy jeszcze do tego to, że w szkole opracowany był program wychowawczy i szkoła była przygotowana do różnych działań, tylko że te dobre plany włożono do szuflady. Nic z tego, co - jak uznano - należało czynić, nie zostało w tej szkole wdrożone. W tym Zespole Szkół, w skład którego wchodziła szkoła budowlana, która faktycznie działała jako samodzielna jednostka, ale miała przestać istnieć, ostatni okres był trudny dla młodzieży. Młodzież ta w różny sposób przygotowywała się do pożegnania z tą szkołą i swymi nauczycielami. I to w pewnym sensie doprowadziło do zaistniałej sytuacji. Wyrażam głębokie przekonanie, że z problemami wychowawczymi, jakie pojawiają się w szkole i jakie - niestety - zawsze się będą pojawiać, musi poradzić sobie sama szkoła. Nikt nie jest w stanie wyręczyć jej w realizacji tego zadania; żaden wizytator, żaden inspektor, żaden minister edukacji, choćby byli jak najlepiej przygotowani. To, w jaki sposób uda się stworzyć wraz z rodzicami wspólny i spójny system wychowywania młodych ludzi, na ile uda się pozyskać rodziców do tego, że będą mówić o tym samym tak samo w szkole i w domu, jest jedyną szansą. Jeżeli nadal będzie taka sytuacja, że rodzice w wielu przypadkach bagatelizować będą to, co dzieje się w szkole i jeżeli sama szkoła nie będzie chciała przyjąć do wiadomości tego, co się dzieje z uczniami i wśród uczniów, to programy wychowawcze z listy ponad 30 programów, które resort oferuje szkołom, nie będą miały żadnego znaczenia. W każdym z tych programów zawarte są moduły dotyczące przeciwdziałania przemocy i wskazania dotyczące działalności wychowawczej. Mimo to nadal będzie trwał taki stan, że nie będzie to przez rodziców, nauczycieli i młodych ludzi przyjęte w przekonaniu, że to co jest złe, występuje nie u nas, tylko u innych. Pamiętacie państwo, jak długo to trwało, zanim przyznano, że narkotyki są praktycznie w każdej szkole. Jako ostatni przyznali to nauczyciele, bo oni nie chcą mówić o swoich porażkach, a to są porażki pedagogiczne. Bardzo ciężko przeżywam to, co stało się w Toruniu. Byłam tam i słyszałam, co mówiła młodzież. Przerażona jestem nie tym, co zostało zarejestrowane na filmie nakręconym przez uczniów atakujących nauczyciela, tylko tym, co mówili na ten temat. Mówili m.in. tak: „On sobie na to pozwolił”. To był jakiś „on” - ich nauczyciel. To się skądś bierze. Wskażcie państwo autorytety w Polsce, o których nie mówi się „on” w sensie „jakiś tam”.</u>
          <u xml:id="u-6.2" who="#AnnaZawisza">To, co zademonstrowali ci uczniowie, oznacza, że można pastwić się nad słabszym od siebie. Uczniowie biorący udział w tym incydencie mówili coś jeszcze gorszego, a mianowicie, że winni są dziennikarze, ponieważ oni to ujawnili. Oznacza to, że można robić źle, byleby nie wyszło to poza cztery ściany klasy, poza szkołę i poza dom rodzinny. I to było przygnębiające. Rozmawialiśmy z panią kurator, aby coś z tym zrobić i za wszelką cenę próbować stworzyć w tej szkole jednolity front dzieci, a raczej młodych ludzi, już prawie dorosłych, którzy nie będą zgadzać się z taką postawą tych kilkunastu swoich kolegów. Wracam do przypadku z Opola. Tam też młoda nauczycielka, stażystka, przyszła do pierwszej klasy liceum ekonomicznego na swoją drugą lekcję i zetknęła się z sytuacją, która ją przerosła, mianowicie z grupą młodych ludzi przeklinających, próbujących wyrwać jej dziennik, zabierających notatki, mówiących do niej „ty”. Zachowywali się - jak ona to określiła - w sposób irracjonalny. Dziewczyna natychmiast i bez wahania poszukała pomocy u opiekuna stażu i u dyrektora szkoły. I zaważyła tu zdecydowana postawa dyrektorki Zespołu Szkół Ekonomicznych w Opolu. Doprowadziła do tego, że uczniowie przepraszali nauczycielkę z kwiatkami za swoje postępowanie i prosili o wybaczenie. Rodzice też potrafili się znaleźć wobec własnych dzieci i wreszcie udało się tej młodzieży przekonać nauczycielkę, aby zechciała z nimi dalej pracować. Oczywiście, zgodnie z tym, co przewiduje się w takich przypadkach, ci młodzi ludzie zostali za to ukarani. Osiągnięto niemal natychmiastowy efekt i jest szansa na to, że będzie to efekt trwały i będzie to dla nich wielka przestroga. Czy to oznacza, że tylko szkoła musi sobie sama z tym poradzić, a my niczego nie mamy robić? Nie da się z zewnątrz uzdrawiać sytuacji w szkole, ale trzeba szkołę bardzo wyraźnie wspomagać. W dni wolne od pracy miało nie być zajęć w szkołach, aby dzieci mogły dłużej przebywać z rodzicami. Tymczasem rodzice są często zabiegani i pracują intensywnie, nawet w dni wolne od pracy. Efekt jest taki, że dzieci nie są ani z rodzicami, ani w szkole. W wielu przypadkach ogranicza się liczbę zajęć pozalekcyjnych z powodu braku środków. Szkoła nie zawsze potrafi wyjść naprzeciw oczekiwaniom swoich uczniów. Zajęcia nie odpowiadają ich zainteresowaniom. Dopóki szkoła nie będzie miejscem otwartym dla młodych ludzi i dla rodziców, którzy wspólnie ze swymi dziećmi będą grać w siatkówkę lub w koszykówkę, czy zimą na wylanym woda boisku jeździć na łyżwach, dopóty nie wytworzy się w środowisku poczucia, że to jest moja czy nasza szkoła, gdzie uczą się moje dzieci, i to są moi nauczyciele. Nauczyciele nie powinni szukać dla zarobku innych zajęć poza szkołą, w której uczą, ale muszą być w niej lepiej opłacani. Wtedy uda się otoczyć lepszą opieką uczniów, bardziej związać ich ze szkołą. Za kilka dni spotykamy się z kuratorami oświaty i będziemy chcieli z nimi omówić problem naruszania obowiązujących przepisów w szkole z udziałem przedstawicieli Ministerstwa Sprawiedliwości i Policji, aby wskazać wszystkie miejsca zagrożenia. W październiku odbędzie się konferencja przedstawicieli zorganizowanych środowisk rodzicielskich, których jest w Polsce coraz więcej, aby łączyć starania nauczycieli, rodziców i szkoły jako instytucji, aby zawiązywać autentyczne partnerstwo.</u>
          <u xml:id="u-6.3" who="#AnnaZawisza">Będziemy zastanawiali się nad tym, co trzeba zrobić, aby rodzice nie musieli przedzierać się przez mur niechęci, jaki czasami, chociaż coraz rzadziej, napotykają w szkołach. Chciałabym jeszcze podkreślić, że uczniowie doskonale znają to, co zapisane jest w regulaminie szkolnym, i wiedzą, że „uczeń ma prawo do poszanowania jego godności”, ale przeważnie nie pamiętają, że muszą także szanować godność swojego nauczyciela i to jest ich obowiązek.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-7">
          <u xml:id="u-7.0" who="#RyszardHayn">Czy pani kurator chciałaby zabrać głos?</u>
        </div>
        <div xml:id="div-8">
          <u xml:id="u-8.0" who="#WiesławaTomasiakWyszyńska">Chciałabym wypowiedzieć kilka słów komentarza w związku z tym, co wydarzyło się u nas, w Toruniu, i przekazać państwu bieżące informacje o sytuacji uczniów i o aktualnej sytuacji w szkole, w której doszło do opisanego szeroko zajścia. Państwo zapewne wiele słyszeli o tym i myśleli, jak to się dzieje, że uczniowie ukarani za swój czyn uczęszczają nadal do tej szkoły. Chcę poinformować, że dzisiaj jest ich ostatni dzień pobytu w tej szkole. Trwało to stosunkowo długo dlatego, że podejmowane pośpiesznie uchwały rady pedagogicznej szkoły miały uchybienia formalnoprawne. Nie mogliśmy dopuścić do tego, aby na podstawie tych uchwał z uchybieniami dyrektor szkoły podjął decyzję administracyjną w sprawie skreślenia tych uczniów z listy uczęszczających do tej szkoły. Należało poprawić statut szkoły, usunąć wszystkie błędy formalne i po raz kolejny przygotować właściwą decyzję administracyjną w tej sprawie. W dniu jutrzejszym dyrektor szkoły spotyka się z rodzicami uczniów ukaranych i z młodzieżą i decyzja w tej sprawie zostanie przekazana uczniom z mocą natychmiastowego jej wykonania. Ośmiu uczniów tej szkoły, skreślonych z listy, otrzyma jutro tę decyzję i opuści mury szkoły. Chciałabym skomentować również inny fakt z dnia wczorajszego. Ponieważ media zadają takie pytania, informuję, że dyrektor szkoły podjęła decyzję o odwołaniu z funkcji wicedyrektorów dwóch pań, które kierowały byłą szkołą budowlaną stanowiącą część Zespołu Szkół. Pani dyrektor doszła do wniosku, że musi podjąć taką decyzję, aby nie powielać błędów, które zdarzyły się obu paniom w kierowaniu szkołą - wówczas technikum budowlanym. Nie mam zastrzeżeń do tej decyzji i uważam ją za słuszną. Moje stanowisko w tej sprawie umacniają informacje, jakie otrzymuję od pracowników nadzoru pedagogicznego, którzy wciąż prowadzą postępowanie w tej sprawie dwutorowo. Jeden kierunek - to badanie obszarów wychowawczych szkoły budowlanej, tzn. skuteczności działań wychowawczych, drugi kierunek - to prowadzenie postępowania wyjaśniającego przez rzecznika dyscyplinarnego kuratora oświaty, który bada tę sprawę pod względem formalnym. Chodzi o ustalenie, w jakim stopniu zostały naruszone przepisy prawa oświatowego i w jakim zakresie ówczesny dyrektor szkoły budowlanej nie realizował zaleceń nadzoru pedagogicznego.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-9">
          <u xml:id="u-9.0" who="#RyszardHayn">Otwieram dyskusję.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-10">
          <u xml:id="u-10.0" who="#KazimierzMarcinkiewicz">Gdybyśmy na naszej Komisji mieli zajmować się każdą tego typu sprawą, to pewnie musielibyśmy obradować stale, bo tych spraw w szkołach jest bardzo dużo. Sprawa toruńska różni się od innych tylko tym, że została udokumentowana na filmie i bardzo nagłośniona w mediach. Podobnych spraw jest dużo, na co wskazują także prowadzone badania. Np. otrzymaliśmy broszurę, gdzie opublikowane jest opracowanie pt. „Przemoc w szkole”, zawiera ono zatrważające dane o przypadkach agresji w szkołach ze strony uczniów wobec kolegów, a także wobec nauczycieli. Warto zastanowić się nad tym zjawiskiem i określić, co należałoby poprawić w obowiązującym prawie, aby takich przypadków było jak najmniej. Co tutaj jest źródłem i w jakim zakresie prawo jest bezsilne lub nawet ograniczające możliwości przeciwdziałania? To jest pierwsze nasze zadanie, aby po analizie tego stanu podjąć odpowiednie decyzje. Innym problemem jest stan polskiej szkoły i jakości kształcenia tylko w zakresie dydaktyki, ale także w zakresie wychowania i opieki nad uczniami. To, co podano nam w informacjach, mnie osobiście nie wystarcza. Moim zdaniem, uczniowie, o których mowa, naruszyli godność osoby nauczyciela także w sposób fizyczny, w związku z tym powinien się nimi zająć prokurator. Organy ścigania i wymiar sprawiedliwości powinny zajmować się także młodocianymi przestępcami w szkole, bo taka jest sytuacja. Najczęściej jest tak, że dyrektorzy szkół i nauczyciele boją się ujawniania takich spraw na zewnątrz i nie informują o tego typu przestępstwach. Być może, trzeba do statutu szkoły wpisać taki obowiązek dyrektora. Przypadkiem toruńskim zajęła się prokuratura, bo to oglądała cała Polska, ale takich przypadków jest więcej, tylko ich się nie ujawnia. Oczywiście więc dyrektorzy ponoszą odpowiedzialność za to, co stało się w tej szkole, i słusznie zostali odwołani. Szkoda tylko, że dopiero dzisiaj. Powinni być odwołani nazajutrz po ujawnieniu całego tego wydarzenia. Pytam: a co z nauczycielami? Czy na nich nie ciąży żadna wina? To też jest zatrważające, że postępowania dyscyplinarne wobec nauczycieli w naszych warunkach trwają bardzo długo. Skarżą się na to dyrektorzy szkół, a nawet kuratorzy. Bardzo często jest tak, że w pierwszej instancji zapada jakiś wyrok, a gdy trafia to do centrali, okazywane jest tam miękkie serce i nauczyciel wraca do zawodu, wraca do pracy, bo ma złagodzoną karę dyscyplinarną. Nie ma takiej możliwości, żeby nauczyciele w tej samej szkole przez cały rok nie wiedzieli, że jeden z ich kolegów jest stale maltretowany przez uczniów. Nauczyciele o tym wiedzieli i nie reagowali i dlatego uczniowie czuli się bezkarni, aż doprowadziło to do opisanego wydarzenia. Przerażające jest to, że uczniowie, którzy tak dotkliwie dokuczali nauczycielowi, mówią: „On na to pozwolił”. Gdy idzie się ulicą i widzi, że bije się dwóch ludzi, ale ich siły są mniej więcej równe, myśli się: pal go sześć, niech się biją. Gdy widzi się, jak kopie się słabszego i leżącego, który nie może się obronić, jest to wówczas całkowicie przerażające i skłania do udzielenia pomocy słabszemu.</u>
          <u xml:id="u-10.1" who="#KazimierzMarcinkiewicz">W odniesieniu do omawianego przypadku znęcania się uczniów nad nauczycielem mamy do czynienia z czymś takim. Oni nie wchodzili na głowę równorzędnemu sobie partnerowi, nauczycielowi, który sobie z nimi jako tako radzi. Oni się nad takim nie znęcali, ale nad tym, który nawet nie podniósł głowy znad biurka i który nie powiedział nawet słowa. Oni po prostu bili leżącego. Trzeba zastanowić się nad tym, jak zawiadamiać w takich przypadkach organy ścigania, a także nad takim wzmocnieniem roli kuratora, aby miał wpływ na odwoływanie dyrektorów szkół, którzy nie radzą sobie ze swoją funkcją. Jestem przekonany, że wielu nauczycieli z tej szkoły nie powinno pracować w oświacie i wykonywać swego zawodu, bo są współwinni tej sytuacji. Jeżeli wyrzucimy tych uczniów, to oni trafią do innej szkoły. Może przydałby się w tym przypadku „wilczy bilet”, aby oni nie mogli się uczyć w Toruniu, a każdy z nich musiałby chodzić do innej szkoły oddalonej od Torunia. To byłoby dla nich jakieś utrudnienie, ale przypominałoby im o winie. Brakuje mi jeszcze jednego, mianowicie skierowania na stałe spotkania do poradni psychologiczno-pedagogicznej. Ci uczniowie powinni być poddani swego rodzaju resocjalizacji. Moim zdaniem, jest to potrzebne. Trzeba przejrzeć ustawodawstwo oświatowe i dokonać jego uzupełnienia, aby szkoła i kurator oświaty mogli reagować na takie przypadki i aby ta reakcja była twarda. Uważam, że winę ponosi także wizytator, który nie dostrzegł w tej szkole zupełnie podstawowych błędów i faktycznie jej nie nadzorował. Wynika to wprost z materiału ministerialnego. To wydarzenie w Toruniu jest przyczynkiem do podjęcia szerszego problemu. Jakość polskiej szkoły nie jest najlepsza, zarówno jeśli chodzi o dydaktykę, jak i sprawy wychowania i opieki. Za taki stan na pewno winę ponosimy wszyscy, zapewne zmiany w oświacie począwszy od zmiany nazwy kuratoriów, gdy usunięto z ich nazwy słowo „wychowania”. Było to chyba w roku 1991. Ja to krytykowałem i nie zmieniłem zdania. Mam na to dowody. Jest jeszcze kwestia kształcenia i przygotowania nauczycieli do zawodu. Mówił o tym pan minister. Ja mówię o tym od sześciu lat. Rozporządzenie ministra edukacji, które opisuje kwalifikacje pedagogiczne, jakie powinni posiadać nauczyciele, jest niewystarczające. Przyznam się, że próbowałem 10 lat temu zwiększyć wymagania wobec nauczycieli kończących studia pedagogiczne, ale ówczesny mój szef nie chciał się na to zgodzić, dlatego że ministrowie nie chcą wtrącać się w sprawy, które są na linii oświata-szkolnictwo wyższe. Wiemy, że jeżeli nauczyciel nie przepracuje kilkunastu tygodni w szkole, nie odbędzie tam porządnej praktyki, to nie będzie dobrym nauczycielem. Tymczasem teraz wymaga się od kończącego studia tylko 150 godzin tzw. praktyki i 250 godzin na zajęciach teoretycznych. I to upoważnia do uzyskania uprawnień pedagogicznych. To jest bzdura i to trzeba zmienić. Jeżeli resort nie zdecyduje się na radykalną zmianę, to zgłoszę wniosek, aby wpisać do projektu nowelizacji ustawy o systemie oświaty wymagania w zakresie uprawnień pedagogicznych, nie zostawiając tego do decyzji ministra, bo - jak dowodzi dotychczasowa praktyka - ministrowie takiej zmiany nie chcą.</u>
          <u xml:id="u-10.2" who="#KazimierzMarcinkiewicz">To jest sprawa podstawowa. Sprawa następna - to dokształcanie nauczycieli. Dokształcanie się rozwija i dobrze się stało, że wprowadziliśmy zmiany i rozszerzyliśmy listę ośrodków, które to dokształcanie mogą prowadzić. Odbywa się to jeszcze nie na takim poziomie, jakiego oczekujemy. Jest tak dlatego, że dokształcanie i doskonalenie nauczycieli jest pochodną kształcenia. Jeżeli kształcenie jest na niskim poziomie, to nie ma możliwości, aby dokształcanie i doskonalenie mogło być prowadzone prawidłowo. Nie może być tak, że skoro uczelnie kształcą byle jak, to my w ośrodkach doskonalenia będziemy to naprawiali. Tego nie da się tak zrobić. Kolejna sprawa - to sposób kierowania szkołą. Powiem wprost - system konkursów na dyrektorów nie sprawdził się. Układ personalny, który wybiera dyrektora, jest układem politycznym i wewnątrzszkolnym. W związku z tym nie wybiera się najlepszych menadżerów, ale wybiera się „swojego”, spokojnego, nie mającego najwyższych aspiracji. To nie jest w moim przekonaniu dobry system. Gdyby szkołami kierowali dobrzy dyrektorzy, nie dochodziłoby do takich sytuacji, jak w Toruniu. Niestety, dyrektorzy nie są dobrzy, a jedną z przyczyn tego stanu rzeczy są już od lat źle prowadzone konkursy. I wreszcie: sprawa nadzoru pedagogicznego. Nie funkcjonuje on dobrze. Co zmiana ekipy ministerialnej to zmiana nadzoru. Nowi ludzie uczą się wszystkiego od nowa i w rezultacie nadzór jest bardzo słaby. Mamy oczywiście teraz egzaminy zewnętrzne, które w pewnej mierze wypełniają te luki wynikające ze słabości nadzoru. Tutaj jednak potrzebne są zmiany. Warto byłoby doprowadzić do tego, aby o szkole mówić rzeczywiście ponad podziałami politycznymi. Czasami tak się zdarza, ale bardzo rzadko. Edukacją generalnie zarządza, kieruje, steruje, koordynuje minister, a więc żeby rozmawiać o edukacji ponad podziałami, głównym inspiratorem takich rozmów i takich działań powinien być minister edukacji. Nie zawsze tak jest. Skoro mówiłem tu o winach, to i w tym zakresie mamy winowajcę.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-11">
          <u xml:id="u-11.0" who="#RyszardHayn">Sądzę, że mamy tu wielu winowajców innych, wcześniejszych, i można ich tą winą sprawiedliwie obdzielić. Chciałbym prosić państwa, abyśmy formułowali swoje poglądy nieco krócej - tak żeby wszyscy mogli się wypowiedzieć, zanim się zmęczymy.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-12">
          <u xml:id="u-12.0" who="#TeresaJasztal">Nie będę mówiła długo, ponieważ po tym, co się stało, i po tym, co pisali dziennikarze, oraz po tym, co dzisiaj usłyszeliśmy, chyba wyrobiliśmy już sobie pogląd na sprawę. Ogromnie się cieszę, że pan poseł Kazimierz Marcinkiewicz podziela moją opinię, którą reprezentuję od początku, że konkursy na dyrektorów są po prostu nieporozumieniem. Mówiłam o tym przy okazji zmiany ustawy o systemie oświaty, zwracając uwagę, że wszyscy mówią nie o konkursie, ale o powoływaniu dyrektora, bo to faktycznie jest powoływanie. Może więc powoływaliby dyrektora kurator i organ prowadzący szkołę i ponosiliby za to odpowiedzialność, bo komisja konkursowa nie ponosi żadnej odpowiedzialności za swoje decyzje. Sprawa jest bardzo ważna. Zawsze mówiłam, że jaki dyrektor, taka szkoła, i tego zdania nigdy nie zmienię. To jest pierwszy nauczyciel nadający szkole ton pracy, oceniający i reagujący na wszystko, co dzieje się w szkole. Ja także uważam, że jedną z kar, jakie należałoby wymierzyć uczniom, którzy dopuścili się haniebnego czynu w szkole wobec swojego nauczyciela, a także wcześniej ujawniono ich patologiczne zachowywanie się, powinno być skierowanie ich na przymusowe warsztaty lub trening i prowadzone przez terapeutów na zlecenie poradni psychologiczno-pedagogicznej. Można wówczas oczekiwać, że takie dziecko będzie umiało poradzić sobie z samym sobą, zmieni stosunek do otoczenia, bo nauczyciel nie zawsze może mu pomóc. W maju odbyła się konferencja na temat bezpieczeństwa w polskiej szkole pt. „Czy w polskiej szkole jest bezpiecznie?” z udziałem przedstawicieli Ministerstwa Sprawiedliwości, Policji, wybitnych specjalistów prowadzących badania w tym zakresie. Z badań tych wynika, że zlokalizowane są miejsca, gdzie odbywa się przemoc w szkole. Wymienia się toaletę, korytarz przy klasie, boiska przy szkole i teren przyszkolny. Czy nauczyciele znają te miejsca zagrożenia, czy tam są wzmożone dyżury, czy pedagodzy wypełniają wszystkie swoje funkcje, które powinni wypełniać? Jestem nauczycielką, a więc mówię jakby także do siebie. W każdej szkole powinny odbywać się szczere dyskusje na te tematy. Czy można wskazać taki przypadek, że nauczyciel-wychowawca na początku roku szkolnego spotyka się z rodzicami uczniów swojej klasy i ustala reguły postępowania dotyczące wychowania, a więc to, co piętnujemy, w czym współdziałamy, kiedy się komunikujemy i kiedy się wspomagamy. Nie znam takich przypadków organizowania wspólnego frontu nauczycieli i rodziców. Jeżeli takie współdziałanie jest, łatwiej jest i nauczycielowi, i rodzicom, bezpieczniej i spokojniej jest w szkole. Rodzice tych smarkaczy, którzy tak potraktowali swego nauczyciela, powinni zdawać sobie sprawę z tego, że w przyszłości ich dzieci mogą tak samo potraktować rodzica, gdy będzie stary i niedołężny i będzie wymagał pomocy. To są sprawy tak oczywiste, że nie wiem, dlaczego się o tym nie mówi. Apeluję po raz kolejny do pana ministra, aby wyprowadzić z kuratoriów i z organu prowadzącego komisje egzaminacyjne i te nadające tytuły stopni awansu zawodowego nauczycieli. Wizytatorzy zbyt dużo czasu poświęcają tym sprawom, które do nich faktycznie nie należą, zaniedbując swoje podstawowe obowiązki.</u>
          <u xml:id="u-12.1" who="#TeresaJasztal">Nie wiem, czy wizytatorzy współpracują z poradnią psychologiczno-pedagogiczną, gdy zetkną się w szkole z jakimiś nienormalnymi zachowaniami. Poradnie te opiekują się szkołami, ale samorządy je likwidują, uznając, że nie są potrzebne, a przecież są potrzebne. Odeszliśmy od tego, co było kiedyś normą w pracy szkoły z uczniami. Uważamy, że dziecko jest już takim podmiotem, iż nie można się nawet skrzywić, gdy ono się źle zachowuje. I mamy teraz tego efekty.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-13">
          <u xml:id="u-13.0" who="#MirosławaKątna">Należę do tzw. obrońców praw dziecka, o których był łaskaw wspomnieć pan minister. Nie zmieniam mojej postawy i uważam, że wychowanie z poszanowaniem praw jest podstawą wychowania. Do niedawna w naszym kraju tak się zdarzało, że gdy zaczynaliśmy mówić o prawach człowieka czy o prawach dziecka, to najwięcej oporu budziło to w środowisku pedagogów, którzy zadawali pytanie: kto będzie bronił naszych praw? Wynika to z niezrozumienia takiej sytuacji, że jeżeli się młodego człowieka, jeszcze prawie dziecko, wychowuje z poszanowaniem prawa, to mniej więcej według takiej zasady mówi się: masz prawo do tego, żeby być godnie wychowywanym, ale ja mam prawo jako rodzic do spokoju, do wypoczynku, do twojego szacunku, a ja jako nauczyciel mam również prawo do tego, żeby w moim miejscu pracy być dobrze i godnie przez ciebie, młody człowieku traktowanym. Całe lata trwały boje o to, żeby mówić głośno o prawach człowieka. Odbywało się to z różnym skutkiem. Faktem jest, że dzisiaj mamy mniej oponentów wobec uznania tych praw. Wychowanie dzieci i młodzieży z poszanowaniem praw człowieka opłaca się nam, dorosłym. Gdy szanujemy prawa młodego człowieka, to jest duża szansa, żeby były również przez nich szanowane nasze prawa, dorosłych. Nie bójmy się tego mówić i nie zasłaniajmy się teraz takim argumentem, jak to było przez całe lata, że od wychowania jest tylko rodzina. Nie, nie tylko rodzina. Od wychowania jest przede wszystkim rodzina, ale zaraz albo równorzędnie jest od tego również to miejsce, gdzie dziecko przebywa minimum osiem godzin dziennie, a więc szkoła. Od wychowania jest tzw. społeczeństwo, czyli my wszyscy również, ale może pozostańmy przy tych dwóch podmiotach: rodzina i szkoła. Co się dzieje, kiedy te dwa najważniejsze podmioty, oddziałujące na życie młodego człowieka, nie współgrają ze sobą? Od wielu lat nie ma u nas żadnej współpracy rodziny ze szkołą i szkoły z rodziną. Tymczasem to nie jest kwestia pozyskiwania rodziny dla współpracy ze szkołą czy skłonienia szkoły do współpracy z rodziną. To powinna być kwestia absolutnego obowiązku obu stron, a nie wzajemnego kokietowania się i udawania, że coś się robi dla tej sprawy. To nie może być sprowadzone do namawiania mamusi, aby uszyła firanki, a tatusia, żeby je zawiesił w klasie. To powinien być wymóg współudziału rodziców ze szkołą od momentu, gdy dziecko przychodzi do szkoły. Muszą być czytelnie określone i przestrzegane zasady tego, na czym ma polegać współpraca szkoły i rodziny. Odniosę się do konkretnego przypadku, jaki wydarzył się w szkole toruńskiej. Bardzo się cieszę z tego, co powiedział pan poseł Kazimierz Marcinkiewicz. Tam istotnie winnych tego zdarzenia jest bardzo wielu. Nie jest tak, że zawinili tylko ci młodzi ludzie. Zawiniło przede wszystkim grono pedagogiczne, które na pewno wiedziało o klimacie panującym w szkole. Zawiniła dyrekcja szkoły. Dlaczego powierzono prowadzenie lekcji komuś, kto osiem razy zmieniał szkołę w ciągu 10 lat, czyli w jednej szkole pracował średnio rok? Czy dyrektorowi nie nasunęło to żadnych wątpliwości? To był człowiek nienadający się do pracy nauczyciela, choć być może był to dobry anglista mogący prowadzić kursy językowe. Dyrekcja popełniła kolejny błąd, bo uczniowie winni owego incydentu zostają usunięci ze szkoły dopiero dzisiaj.</u>
          <u xml:id="u-13.1" who="#MirosławaKątna">Wszyscy wiemy, jak powinna obowiązywać zasada: kara powinna być szybka, sprawiedliwa i dolegliwa. W przypadku tych młodych ludzi żaden z tych wymogów nie został spełniony. Oni grali na nosie wszystkim: rówieśnikom, gronu nauczycielskiemu, swoim rodzicom, bo statut szkoły był źle opracowany. I z tego płynie wniosek, że tak długo, jak długo statut szkoły będzie pewnym fetyszem, którego nie wolno naruszyć, zmienić, gdy jest źle skonstruowany, takie sytuacje będą się powtarzać. Z wymierzeniem kary nie powinno się czekać aż tak długo. Czy wymierzona kara jest dolegliwa? Nie. Zgadzam się z panem posłem Kazimierzem Marcinkiewiczem, że cała tę sprawę należało od początku rozpatrywać w kategoriach przestępstwa, jakiego dopuścili się ci młodzi ludzie, i to nie tylko ci, którzy tego dokonali, ale także ci, którzy byli obserwatorami całego zdarzenia. Nieingerowanie czy niezareagowanie wobec przemocy jest również przestępstwem, jakkolwiek mniejszego kalibru. Jak potraktowano tych uczniów, którzy byli świadkami i biernymi obserwatorami tego zajścia? Nie jestem za tym, aby karać zbiorowo, bez ustalania indywidualnej winy czy odpowiedzialności. Ten przykład, upowszechniony przez media, musi być potraktowany jako lekcja wychowawcza i trzeba wyraźnie pokazać także to, że nie dajemy przyzwolenia na przemoc. Tymczasem mamy skłonność do dawania przyzwolenia na przemoc, rozdając dzieciom klapsy, sięgając po pas czy rózgę. Nie zdajemy sobie często sprawy z tego, że pierwsze lekcje przemocy dziecko otrzymuje w swoim domu rodzinnym, gdy jest bite, wyzywane, poniżane. Kolejną lekcję agresji dostaje w swojej szkole, a niekiedy już w przedszkolu, gdy pani wychowawczyni mówi do dzieci: „które będzie gadało, utnę język”. Dzieci wiedzą, że tak się nie stanie, ale jest to lekcja agresji, jaka dziecko dostaje od nieodpowiedzialnej pani wychowawczyni w przedszkolu. W szkole podstawowej dziecko się dowiaduje - często od swojego nauczyciela, że jest durniem, głąbem, idiotą. Gdy uczennica jest starsza, dowiaduje się od nauczycielki, że wygląda dzisiaj jak dziwka. Przepraszam za mocne słowo, ale to są fakty i znam je z praktyki, pracując od 20 lat w Komitecie Obrony Praw Dziecka. Następną lekcję agresji dostaje dziecko w domu rodzinnym, a kolejną - z telewizora. I tak możemy mnożyć przykłady. Mamy później nastolatków z rozbudzonymi hormonami, gdy zmienia się w ich życiu wszystko, gdzie jest model przyzwolenia na bycie twardzielem i szpanerem. Powstaje wtedy mieszanka piorunująca i wybuchowa. Z tym nie może poradzić sobie nauczyciel niezaradny, niewydolny. Nauczyciele powinni być zobowiązani do odbywania dodatkowych szkoleń z zakresu psychologii, zwalczania agresji, sposobów rozwiązywania konfliktów. Nauczyciel musi znać wszystkie miejsca szczególnego ryzyka w szkole, obserwować zachowania uczniów przy toaletach, w szatniach. Musi wiedzieć, w jaki sposób ma rozmawiać z rodzicami o przemocy rówieśniczej, jak angażować pozytywnych uczniów do tego, aby nie było przyzwolenia na przemoc i tej szpanerskiej postawy twardziela. Tego nauczyciele powinni dowiadywać się z praktyki, a nie z książek. To powinno wchodzić w zakres ich przygotowania do zawodu. Z wystąpienia pana ministra wynikało, że należy pomyśleć o potrzebie dokonywania lepszej selekcji grona pedagogicznego. Nie bójmy się tego powiedzieć...</u>
        </div>
        <div xml:id="div-14">
          <u xml:id="u-14.0" who="#FranciszekPotulski">Przepraszam, ja nie mówiłem o selekcji. Nie używałem tego słowa w ogóle i nawet nie miałem na myśli selekcji.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-15">
          <u xml:id="u-15.0" who="#MirosławaKątna">Ja to sobie tak zapisałam hasłowo. Chodzi o lepszy dobór kadry pedagogicznej, kadry lepiej przygotowanej. Zgadzam się z poglądem, że do tego zawodu powinni iść pasjonaci, ludzie z charyzmą. Jest tylko problem, jak ich rozpoznać już na studiach i jak zachęcić do podjęcia tego zawodu. Każdy młody absolwent kończący studia pedagogiczne powinien odbywać dłuższą praktykę w szkole, aby poznał warunki i sprawdził swoje możliwości. Wprowadzenie swoistego pensum wychowawczego jest według mnie absolutną koniecznością. Zawężanie obowiązków nauczyciela do dydaktyki jest nieporozumieniem. Polska szkoła jest szkołą dobrze przygotowującą młodzież w zakresie merytorycznym i są na to dowody. Natomiast nie wychowuje tej młodzieży w takim stopniu, w jakim powinna współwychowywać razem z rodziną. Jeżeli przyznajemy dyrektorowi szkoły dużą samodzielność i swobodę w kształtowaniu stylu pracy i metod kształcenia, to jednak musi się to odbywać przy starannym nadzorze pedagogicznym i według określonych standardów. Gdy mowa jest o przypadkach przemocy, agresji, narkomanii, większość dyrektorów mówi, że tego nie ma w ich szkole. Wiemy, dlaczego oni tak mówią. Walczą o dobre miejsce swojej szkoły w rankingu najlepszych, obawiają się krytyki czy wizytacji, nie chcą się z niczego tłumaczyć. A to jest zawsze wspólna sprawa dyrektora, rodziców i nas wszystkich, aby przyznawać się, że oto w szkole występuje problem przemocy, narkomanii. Tylko wtedy można się z tym skutecznie zmierzyć, a jest to wspólne zadanie dla szkoły, rodziców i nadzoru.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-16">
          <u xml:id="u-16.0" who="#HenrykOstrowski">Nie jestem pedagogiem, ale jestem rodzicem dzieci w różnym wieku i patrzę na pewne sprawy z innego nieco punktu widzenia. Dzieci mamy takie, jakie sobie wychowaliśmy, niezależnie od tego, kto je wychowuje: szkoła czy rodzice. Dzieci są również takie, jak państwo traktuje ich rodziców, którzy są bez pracy, nie mają środków do życia. Tymczasem dzieci oglądają telewizję i widzą kolorowy, szczęśliwy świat, który nie pasuje do rzeczywistości, jaką już dobrze znają. I szkoła jest także pewną zbitką tego kolorowego świata i szarej rzeczywistości z jej różnymi patologiami. Z tego tworzą się mieszanki wybuchowe, jak ta w Toruniu. Ja bym tej sprawy nie traktował w kategoriach występowania jakiegoś strasznego kryzysu szkoły. To był incydent naganny, wręcz kryminalny i należałoby wyciągnąć konsekwencje karne, bo to są już prawie dorośli ludzie. Uważam, że powinno się także ukarać grzywną rodziców. Zgadzam się z panią posłanką Mirosławą Kątną, że trzeba szanować prawa dzieci, ich godność, ale sądzę, że my w tym poszanowaniu poszliśmy nieco za daleko. To poszanowanie stało się pobłażaniem, dziecko staje się nadobywatelem, któremu więcej wolno. Dziecko rośnie i wychowuje się w takim społeczeństwie, jakie faktycznie jest, a nie w idealnym, które można sobie tylko wymarzyć. Ja wychowuję swoje dzieci tak, jak mnie na to stać intelektualnie i finansowo. Różnice w wychowaniu przez rodziców są jednak bardzo duże, bo znaczna ich część nie gwarantuje dobrego wychowania. Nie możemy się dziwić, że potem dochodzi do takich sytuacji jak w szkole budowlanej w Toruniu. Nie chciałbym, abyśmy z powodu tego incydentu zmieniali cały system oświaty i szkolnictwa w Polsce. Ciągłe wprowadzanie nowych reform bez przygotowania i aby jak najszybciej - niczemu dobremu nie służy. Tutaj też tkwi źródło zła, bo mamy z tym wiele problemów. W tym konkretnym przypadku najbardziej zawinił sam nauczyciel, a może te osoby, które przyjmowały go do pracy. Śmiem twierdzić, że jest to osoba bez przygotowania pedagogicznego, znająca tylko język, który wykładała - być może, nauczająca języka także poza szkołą - i wprawdzie robiła, co mogła, aby te dzieci czegoś nauczyć, ale nie miała kwalifikacji, żeby utrzymać dyscyplinę i porządek w klasie. Zawód nauczyciela przypomina trochę zawód tresera wpuszczonego do klatki z lwami. Jeżeli źle się potraktuje te zwierzęta, to one będą potem agresywne. Z dziećmi bywa podobnie. Nie rozdzierałbym szat z powodu tego, co wydarzyło się w szkole toruńskiej. Moim zdaniem, groźniejszy jest przypadek, jaki zdarzył się w szkole w Kołobrzegu, ale nie nadano mu takiego rozgłosu. Wiem, że te dzieci ze szkoły budowlanej w Toruniu sprzedały prawa autorskie do filmu, jaki nakręciły, „Gazecie Wyborczej” i dzięki temu gazeta zwiększyła nakład i osiągnęła sukces marketingowy, ale z tego powodu nie przewracajmy całego systemu oświaty.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-17">
          <u xml:id="u-17.0" who="#ZbigniewWesołowski">Jestem usatysfakcjonowany głęboką zadumą, jaka panuje podczas obrad Komisji, a także głęboką troską, z jaką tu się wypowiadamy. Zauważam też metamorfozę, jaką wszyscy przechodzimy. I z tego należy się cieszyć. Chciałbym skupić się na kilku sprawach wynikających z przeprowadzonych kontroli, nad którymi sejmowa Komisja już debatowała kilka lat temu. W 2000 r. przedstawiliśmy wyniki kontroli zapobiegania w szkołach i w placówkach opiekuńczo-wychowawczych zjawiskom patologii wśród dzieci i młodzieży. Jakie były wówczas nasze główne konkluzje? Stwierdziliśmy przede wszystkim, że nie ma dostatecznego rozpoznania tych zjawisk w szkołach i placówkach oświatowych i szkoły są właściwie bezradne. Jaka była reakcja kuratorów oświaty na takie stwierdzenia? Niemal wszyscy biegli do telewizji, żeby mówić, że to się dzieje nie na ich terenie, tylko gdzie indziej. Musieliśmy prezentować przykłady i przekonywać, że takie zjawiska występują, i to wcale nierzadko. Zgadzam się z panem przewodniczącym, że skala tych zjawisk nie jest duża i to nie jest jeszcze poważny problem. Jednak do tego trzeba podchodzić bardzo poważnie i odpowiedzialnie. Musimy wiedzieć, że to u nas, w naszych szkołach, zdarzają się takie zachowania z pogranicza patologii i przemocy. Nie tak dawno temu mówiliśmy o kształceniu nauczycieli pracujących w szkołach publicznych. Słyszę ciągle wiele zapowiedzi, jak to będziemy lepiej i wszechstronniej ich kształcić. Dzisiaj też słyszę, że będzie lepiej. Tymczasem ciągle stwierdzamy, że są poważne odstępstwa od programów przedmiotów i zajęć psychologicznych i pedagogicznych. Stwierdza się to aż w 57 uczelniach. W jednej ważnej sprawie nie ma dokładnych danych, bo nie prowadzi się takich badań, ale państwo możecie to potwierdzić. Rozwinęło się u nas bardzo szkolnictwo niepubliczne. Dziesiątki wyższych szkół niepublicznych kształcą nauczycieli. Teraz mówi się tam o standardach, jakie chce wprowadzić resort edukacji, o tym że będzie to ingerencja w programy kształcenia. Mówi się o tym jednak z punktu widzenia uposażeń kadry nauczającej, z obawą, aby te standardy nie narzucały określonej liczby godzin dydaktycznych. Nie mówi się natomiast o praktykach pedagogicznych, o efektywności prowadzonych zajęć, a to jest przeważnie kształcenie w formach zajęć zaocznych czy wieczorowych. Te szkoły kształcą dziesiątki tysięcy nauczycieli w sposób bardzo powierzchowny, a wydają dyplomy ukończenia studiów z godłem Rzeczypospolitej. Absolwenci tych uczelni trafiają do szkół nie przygotowani do zawodu i do pracy z młodzieżą. Najwyższy czas, aby zająć się tymi sprawami, bo stamtąd wychodzą ludzie, którzy potem przysparzają nam kłopotów. Praca nauczyciela jest ciężka i odpowiedzialna i wymaga właściwego przygotowania i odpowiednich predyspozycji. Pan poseł Kazimierz Marcinkiewicz mówił o pracy nadzoru pedagogicznego. Jaki on właściwie jest? Miękki, słaby i czy on w ogóle funkcjonuje w oświacie? Myśmy podczas naszych kontroli stwierdzili, że jest to bardzo kiepski nadzór. MENiS zgodziło się z wynikami naszej kontroli, jeżeli chodzi o nadzór pedagogiczny.</u>
          <u xml:id="u-17.1" who="#ZbigniewWesołowski">Nie można odkładać przyjęcia odpowiednich rozporządzeń w tej sprawie, bo jest to bardzo pilne. Chcę zapowiedzieć, że Najwyższa Izba Kontroli będzie wspomagać Komisję naszymi materiałami pokontrolnymi, aby poprawić stan naszej oświaty i poziom pracy szkół. Wszyscy jesteśmy porażeni tym, co się stało, i wszyscy współodpowiadamy za to, co dzieje się w szkołach i w placówkach opiekuńczo-wychowawczych. Diagnoza stanu jest niemal pełna. Jeżeli trzeba ją jeszcze uzupełnić, to jesteśmy gotowi tym się zająć. Wszyscy muszą się tym zająć. Nie pomijam tu rodziny, organizacji pozarządowych, a także Kościoła, które powinny nas wspierać.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-18">
          <u xml:id="u-18.0" who="#KrzysztofBaszczyński">Pan poseł Henryk Ostrowski powiedział, że nie należy rozdzierać szat z powodu tego opisanego incydentu. Nie zamierzam rozdzierać szat, aczkolwiek uważam, że przypadek toruński powinien jednak skłonić nas wszystkich do nieco głębszych refleksji nad tym, jak bardzo osamotniona jest polska szkoła, w tym nauczyciele i dzieci. Przypadek toruński powinien skłonić naszą Komisję do sformułowania wniosku skierowanego do marszałka Sejmu, aby na forum parlamentarnym nie rozmawiać tylko o sytuacji w górnictwie, w hutnictwie czy w rolnictwie, ale również o sytuacji w polskiej szkole. Potrzebne jest odbycie debaty sejmowej, w której udział wezmą wszystkie kluby parlamentarne. Przypadek toruński powinien nas zainspirować do poszukiwania, gdzie popełniono błąd czy błędy w pracy pedagogicznej i wychowawczej szkoły. Uważam, że jest nieporozumieniem poszukiwanie tego błędu tylko w szkole i tylko w postępowaniu nauczycieli czy zachowaniach dzieci. Przy okazji ubolewam nad tym, że do udziału w dzisiejszym posiedzeniu nie zostali zaproszeni przedstawiciele związków zawodowych. Prezes ZNP poinformował mnie, że oświadczono mu, iż przedstawiciel Związku jest niepotrzebny podczas tych obrad. Jeżeli ma to być dyskusja stron, chociaż faktycznie tutaj stron być nie powinno, to muszą brać w niej udział wszyscy zainteresowani. Niewiele mówimy o przyczynach, koncentrując uwagę tylko na skutkach. Uważam, że młodzież wystawia nam dzisiaj rachunek za to, co zgotowaliśmy jej kilka lat temu. Być może, jestem w tej sprawie nadmiernie monotematyczny, ale uważam, że zamykanie przedszkoli, likwidacja zajęć pozalekcyjnych, wyprowadzenie ze szkół organizacji harcerskich to jest cena, która dzisiaj nazywana jest przypadkiem toruńskim. Sądzę, że za kilka lat młodzież wystawi nam rachunek za reformę strukturalną w oświacie. Przecież odbyła się tutaj dyskusja o tym, co dzieje się w naszych gimnazjach. Nie znamy jeszcze wszystkich efektów reformy strukturalnej. Nie chcę powtarzać, że była źle przygotowana, że prowadzono ją bez potrzebnych środków, że dokonywano jej nie mając jeszcze odpowiedniej kadry, przygotowanej do tego merytorycznie. Przede wszystkim ta reforma zburzyła pewien system. Na ten temat powiedziano już wszystko. Pytanie jest tylko takie: kiedy młodzież wystawi nam za to rachunek? I taka jest prawda. Przypadek toruński nie musi oznaczać, że mamy wszystko przewartościować, ale musimy się zastanowić, czy rzeczywiście droga reform polskiej szkoły, jaką wybraliśmy, jest tym, na czym nam zależało. Pan prezes Zbigniew Wesołowski powiedział, że ta dzisiejsza dyskusja dowodzi, iż niektórzy z nas zmienili zdanie na ten temat. Powstaje pytanie, czy ta zmiana zdania przełoży się na konkretne decyzje. Dzisiaj potrzeba nie tylko zmiany zdania, ale potrzeba podjęcia decyzji w sprawie mechanizmów funkcjonowania polskiej szkoły. Nasza szkoła nie jest obecnie wolna od przemocy, od patologii, od przestępczości, od tzw. „fali”, czyli maltretowania młodszych i starszych. Czy dawniej mówiło się o „fali” w szkołach? Szkoła jest taka, jacy my jesteśmy jako społeczeństwo. Sprawa bezrobocia, braku perspektyw życiowych, niemal już masowej przestępczości, powszechnej pogoni za pieniądzem, braku autorytetów - to wszystko odbija się na życiu szkoły. Nie można twierdzić, że za wszystko winni są nauczyciele czy że winni są uczniowie.</u>
          <u xml:id="u-18.1" who="#KrzysztofBaszczyński">Faktycznie jesteśmy winni my wszyscy. To my zgotowaliśmy młodzieży ten los, a pytanie jest tylko takie, jak daleko to jeszcze pójdzie. Przywołam problem małych szkół, na których losie zaważyła siła pieniądza. Mówiliśmy tu na posiedzeniach o tym, żeby nie patrzeć na sprawy edukacji, tylko przez pryzmat środków. Tak się - niestety - stało. Tak postępują samorządy, bo nie mają pieniędzy na oświatę i ograniczają wszystko, co tylko można i czego nie można ograniczać w funkcjonowaniu szkół. Szkoła została pozbawiona możliwości rozwijania swoich funkcji. I teraz mamy tego skutki. Dzisiaj mamy domy i mieszkania zamienione w twierdze. Również i szkoły stają się twierdzami, do których nic nie ma docierać z zewnątrz i nic z nich nie ma wychodzić na zewnątrz. Uczestniczyłem w takiej dyskusji, w której mówiono, jak to jedna szkoła przed drugą szczyciła się tym, że ma u siebie ochronę, że odwiedza ją często policjant, że wprowadzono identyfikatory uczniów. Czy my mamy do tego zmierzać? Szkoła nie może się szczycić tym, że jest zamkniętą enklawą pozostającą pod specjalnym nadzorem wynajętych stróżów porządku. To jest nasza wspólna porażka. I słusznie mówił pan minister: niech pierwszy rzuci kamieniem, kto jest bez winy. Namawiam Komisję, aby wystąpiła o przeprowadzenie w Sejmie generalnej dyskusji o sytuacji oświaty i stanie polskiej szkoły, ale żeby było w tej debacie mniej polityki, a więcej refleksji nad tym, co sami sobie zgotowaliśmy. Kto sprawił to, że nauczyciel będzie musiał pracować do momentu, kiedy ukończy 65 lat? To też trzeba rozważyć, bo cenę za to zapłacimy my, nasze wnuki i prawnuki. Nie proponuję, aby dla tej grupy zawodowej stworzyć jakieś szczególne warunki, ale jest to grupa, od której zależy stan i poziom edukacji, a także wychowanie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-19">
          <u xml:id="u-19.0" who="#RyszardHayn">Chcę wyjaśnić, że prezydium podjęło decyzję, aby nie zapraszać wyjątkowo na to posiedzenie przedstawicieli związków zawodowych uznając, iż mamy mówić tylko o zdarzeniu, które zaszło w jednej ze szkół, a związki zawodowe powinny raczej zajmować się sprawami interesów pracowniczych. Gdy będziemy pracowali nad poszerzoną analizą sytuacji w szkołach, niewątpliwie zaprosimy przedstawicieli związków zawodowych.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-20">
          <u xml:id="u-20.0" who="#AntoniStryjewski">Omawiamy dzisiaj sytuację, jaka zaistniała w jednej ze szkół toruńskich, a gdzieś w tle jest sytuacja, jaka wystąpiła w jednej ze szkół kołobrzeskich. Ja ze swego regionu znam przypadek Sobótki, gdzie uczniowie doprowadzili swoich kolegów do samobójstwa. Znam przypadek wrocławski, gdzie dwie uczennice zamordowały nożem w biały dzień swoją koleżankę. Takich przypadków jest wiele i niewątpliwie potrzebne jest znacznie szersza dyskusja. Cieszę się, że mówimy tu o wielu sprawach, nie tylko dotyczących tego konkretnego przypadku w Toruniu, ale że ten przypadek staje się kanwą dla szerszego spojrzenia na sytuację w polskich szkołach. Nie wiem, czy państwo pamiętacie to, jak w pewnym momencie pojawiły się w naszych mediach audiowizualnych filmy amerykańskie pokazujące tamtejszą szkołę publiczną. Tym karmi się nas od wielu już lat. Te filmy powstały jako swoiste memento świata filmowego, ale i opinii społecznej, wobec tego, co dzieje się w szkole amerykańskiej, gdzie przemoc jest czymś elementarnym i osiągnęła już poziom niemożliwy do dalszego tolerowania przez społeczeństwo. Pada pytanie: czego mają się jeszcze uczyć nauczyciele, aby przeciwstawić się skutecznie różnym patologiom zagrażającym szkołom? Amerykanie mówią, że nauczyciel musi mieć opanowane zasady dżiu-dżitsu i judo i innych form walki obronnej przed uczniami. To jest efekt tego - i to kieruję pod rozwagę pani posłanki Mirosławy Kątnej - jak zadziałało poszanowanie praw - już nie tylko homoseksualistów, ale osobno praw rodziny, osobno kobiety w ciąży, osobno kobiety samotnie wychowującej dzieci, osobno dzieci itd. Tymczasem prawa człowieka, prawa ludzkie są integralne, ale coś, co zakiełkowało w główkach czy łbach - w zależności od osoby - spowodowało, że dokonano podziału tych praw i doprowadziło to do efektów, jakie widzimy. Następuje rozkład życia społecznego. Samoobrona obywateli amerykańskich idzie w dwóch kierunkach: jeden - to tworzenie elitarnych szkół przypominających twierdze dla dzieci bogatych i środowisk religijnych oraz wielkiego biznesu, a drugi - to organizowanie samopomocy społecznej w postaci edukacji domowej, mimo że państwo wprowadza przymus edukacji publicznej. W ramach edukacji domowej uczy się tam ponad 5 milionów dzieci. Czy mamy dążyć do takiego modelu? Uważam, że do tego właśnie zmierzamy, aby tak organizować edukację, i będzie powoli następowała jej destrukcja przy jednoczesnym rozwijaniu ruchu samoobrony rodziców. Obecnie powstał u nas ruch tworzenia szkół jako prywatnych twierdz dla ludzi bogatych i grup mafijnych. Powoli rodzi się ruch rodziców, którzy nie chcą posyłać swoich dzieci do szkoły, ponieważ uważają, że szkoła jest dla ich dzieci zwyczajnym zagrożeniem. Tworzy się taki system przewidziany dla ludzi, ale jestem przekonany, że za tym stoi diabeł, po prostu zło, które miesza ludziom w głowach, również niektórym posłom tej czy poprzedniej kadencji. Mówię tak potocznie o diable i złu, co wywołuje tu śmiech na sali, ale nie zamierzam twierdzić, że posłowie zasiadający w Sejmie przesiąknięci są do cna złem. Tak nie jest, bo gdzieś ten zalążek dobra istnieje.</u>
          <u xml:id="u-20.1" who="#AntoniStryjewski">Gdy nie tak dawno temu pracowaliśmy nad reformą oświaty, była podjęta próba wpisania w ten system obowiązków dla uczniów. Okazało się, że nie można na uczniów nakładać obowiązków; mają mieć tylko przywileje i prawa, które wpisuje się nawet do regulaminów szkolnych. Szkoła nie może normalnie funkcjonować bez reprezentacji uczniowskiej w postaci samorządu. W szkole panuje swego rodzaju pajdokracja, a więc jest to sytuacja absurdalna, pomieszanie różnych funkcji i roli nauczających i uczących się. Nasza młodzież na razie cytuje i powołuje się na regulaminy, a młodzież amerykańska cytuje praw konstytucyjne i inne prawa ustawowe. Tam policjant nie może zatrzymać siła młodocianego ewidentnego przestępcy ani nim potrząsnąć, bo on mu cytuje, jakie to ma prawa. Amerykanie próbują przez system samoobrony to opanować, ale jest to bardzo trudne. Zło wprowadzić łatwo, wprowadzić dobro jest znacznie trudniej. Pan poseł Kazimierz Marcinkiewicz słusznie zauważył, że trzeba w takich sytuacjach, jaka powstała w szkole w Toruniu, wzywać do pomocy prokuraturę, a może także oddziały prewencji. Chyba dojdziemy do tego, co jest praktykowane od wielu wieków w systemie brytyjskim, gdzie surowej karze podlega nie tylko ten przestępca, który ma już 18 lat, ale także 12-letni i 13-letni. Zło jest wszędzie i należy z nim walczyć. Tam akurat obrano metodę prawną obrony przed przemocą. Musimy się nad tym zastanowić. Jednak dopóki młode dziewczyny będą występowały roznegliżowane w różnych reklamach gumy do żucia, mydła, kosmetyków i nie będzie to prawnie zabronione, nie liczymy na to, że nauczyciele nie będą molestować uczennic albo nie będą organizować orgii. A co dzieje się w gimnazjach i liceach? Odbywa się tam w ubikacjach współżycie jako rzecz normalna. Mówimy o stosunkach nauczycieli i uczniów, a także między uczniami, ale nie wiemy wszystkiego. Przejdźcie się państwo po gimnazjach i liceach i sprawdźcie, co się tam dzieje. Wynika to z pewnej mentalności, która jest lansowana. Przypomnę państwu, że niejaki pan Aleksander Kwaśniewski jako prezydent zawetował kodeks karny...</u>
        </div>
        <div xml:id="div-21">
          <u xml:id="u-21.0" who="#RyszardHayn">Proszę państwa o spokój. Ja to skomentuję po zakończeniu wypowiedzi, bo to jest nieprzyzwoitość.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-22">
          <u xml:id="u-22.0" who="#AntoniStryjewski">Prezydent Aleksander Kwaśniewski, gdy była szansa ochrony polskiej młodzieży przed narkotykami i przed pornografią, zawetował propozycje ustawowe dotyczące tych spraw. Przyłożył swoją rękę do budowy systemu destrukcji. Pomysł dokonania zmian systemowych w polskiej szkole był istotnie nieprzygotowany organizacyjnie, programowo i kadrowo, ale był doskonale przygotowany i przetestowany z punktu widzenia celu. Cel ten jest taki sam, jak w USA czy w Wielkiej Brytanii. Chodzi o rozbicie istniejącej struktury wychowawczej. I dokonano tego, a teraz mamy efekty. Nie trzeba czekać na kolejny rachunek, jaki wystawi nam młodzież, panie pośle Baszczyński. Ten rachunek już dzisiaj płacimy, tylko wielkość ceny do zapłacenia będzie rosła. Była mowa o polityce w szkole. Nie chcę podawać zbyt wielu przykładów, ale przypomnijcie sobie państwo chociażby okres referendum unijnego. Ileż było w szkołach propagandy! Przypomnę, ilu to dyrektorów szkół i kuratorów powoływano z listy politycznej, ile samorządów, które decydują o polskiej szkole, podejmuje w tej sprawie decyzje polityczne, a nie merytoryczne. Nie jest to takie proste, aby szkoły uwolnić od tego balastu politycznego, aczkolwiek słuszna jest uwaga pana ministra Franciszka Potulskiego i wielu posłów, że nadszedł już czas, aby szkołę odpolitycznić. Odbywać się będą wybory do Parlamentu Europejskiego. Projekt ustawy rządowej przewiduje, że w liceach odbywać się będzie propaganda przedwyborcza. Oponowaliśmy przeciwko temu, ale czy uda się obronić polską szkołę przed polityką, i to kłamliwą? Można wskazać wiele innych negatywnych skutków, np. działalności pana Jerzego Owsiaka czy pani Nieznalskiej. Jak młody człowiek może prawidłowo reagować, kiedy spotyka się z tek wieloma sprzecznościami? Państwo popiera działalność dobroczynną lansowaną przez jednego człowieka, a z drugiej strony przyzwala na destrukcję, gdy całe tabuny zdziczałych młodych ludzi jadą do Żar, niszcząc w drodze i na miejscu niemal wszystko. Pan Jerzy Owsiak pokazywany jest jako doskonały organizator koncertów czy imprez masowych, a równocześnie stosuje bezwzględną przemoc wobec sklepikarzy, którzy przy okazji takiej imprezy chcą zarobić...</u>
        </div>
        <div xml:id="div-23">
          <u xml:id="u-23.0" who="#RyszardHayn">Przepraszam, że panu posłowi przerywam, ale myśmy się umówili, że wypowiedzi będą krótkie, a poza tym mieliśmy się dzisiaj skoncentrować na jednym przypadku, zaś uogólnień, o jakich pan mówi, mamy dokonać na innym posiedzeniu, przy analizie większej ilości materiałów i danych pod koniec IV kwartału. Pan poseł usiłuje opowiedzieć o wszystkim. Rozumiem, że jest to okazja do indywidualnych wypowiedzi, także odbiegających od zasadniczego tematu, ale siedzimy tutaj już dość długo, a jeszcze jest wiele osób zgłoszonych do dyskusji. Proszę więc sformułować wnioski czy konkluzje i zakończyć wystąpienie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-24">
          <u xml:id="u-24.0" who="#AntoniStryjewski">Dokończę tylko rozpoczęty wątek. Prezentuje się i popularyzuje wśród młodych Polaków wadliwy system czy model działania. Casus pani Nieznalskiej świadczy o jakimś zwyrodnieniu kulturowym. Gdy sąd zaczyna działać prawidłowo, rozpatrując uzasadnione skargi, to napada się na sędziów, zamiast piętnować owo zdziczenie kulturowe. Co osiągniemy, gdy będziemy upowszechniać wśród młodzieży takie modele wychowawcze? Osiągniemy tylko zdziczenie i zwyrodnienie...</u>
        </div>
        <div xml:id="div-25">
          <u xml:id="u-25.0" who="#RyszardHayn">Panie pośle, proszę skończyć już swoją wypowiedź.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-26">
          <u xml:id="u-26.0" who="#AntoniStryjewski">Już kończę. Prosiłbym posłów koalicji rządzącej, aby zastanowili się i podjęli działania naprawcze w zakresie systemu edukacji. Prosiłem, aby zastanowić się nad sensem istnienia gimnazjów oraz nad rozbiciem potężnych zespołów szkół - molochów, gdzie kształci się młodzież w sposób wadliwy...</u>
        </div>
        <div xml:id="div-27">
          <u xml:id="u-27.0" who="#RyszardHayn">Proszę kończyć.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-28">
          <u xml:id="u-28.0" who="#AntoniStryjewski">Zobaczymy, czy znajdę zrozumienie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-29">
          <u xml:id="u-29.0" who="#RyszardHayn">Prosił o głos pan minister.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-30">
          <u xml:id="u-30.0" who="#FranciszekPotulski">Prosiłem o głos nie po to, żeby się do czegokolwiek ustosunkowywać. Proszę tylko o umożliwienie mi podzielenia się taką opinią, że jestem nieco rozczarowany naszą dyskusją. Prawie każdy z wypowiadających się wskazywał przyczyny, które są jak gdyby niezależne od niego. Mam głębokie przekonanie, że jeżeli my w MENiS nie posypiemy głów popiołem, także nie zrobią tego wszyscy inni, którzy działają w oświacie i mają wpływ na funkcjonowanie szkół - niczego nie osiągniemy. Szkoda, że nie ma wśród nas przedstawicieli związków zawodowych, bo wiele kwestii jest adresowanych także do związkowców działających wśród nauczycieli. Możemy uznać, że o czymś ważnym tu rozmawialiśmy, coś sobie wzajemnie wytykając, ale na tym koniec, bo nic się nie zmieni, skoro występują rozbieżności w ocenach i tylko szukamy winnych. Tymczasem trzeba podejmować konkretne decyzje. Proszę np. o podjęcie uchwały o wycofaniu poselskiego projektu ustawy o przekształceniu Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Częstochowie w Akademię Pedagogiczną, ponieważ ta uczelnia nie spełnia warunków. Tak to oceniła Państwowa Komisja Akredytacyjna, bo tam po prostu źle kształcą na podstawowych wydziałach. Poczekajmy, aż ta uczelnia będzie się dobrze wywiązywać z nałożonych na nią obowiązków. Rozporządzenie o nadzorze pedagogicznym jest w ostatniej fazie przygotowań. Jeżeli będzie to potrzebne, przedstawi treść tego rozporządzenia, tzn. proponowane zmiany i rozszerzenie uprawnień nadzoru pani dyrektor Anna Zawisza. Propozycja skierowania kandydatów do zawodu nauczycielskiego na badania psychiatryczne jest trudna do przyjęcia. Realizacja takiego przedsięwzięcia może służyć różnym nadużyciom.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-31">
          <u xml:id="u-31.0" who="#RyszardHayn">Przepraszam, panie ministrze, ale mowa o badaniach psychologicznych.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-32">
          <u xml:id="u-32.0" who="#FranciszekPotulski">To dobrze. Sprawa uznania funkcji dyrektora szkoły za zawód jest godna podjęcia. Powinniśmy się zastanowić, jak to ewentualnie wprowadzić. Jak na razie dyrektor jest tym, na którego nakłada się różne i coraz większe obowiązki, nie przyznając mu praktycznie żadnych praw, choćby takiego, aby miał do dyspozycji własny fundusz i mógł motywować finansowo nauczycieli. Ciągle jest tak, że to nie dyrektor szkoły, tylko minister ma ustalać stawki dodatku motywacyjnego dla nauczycieli. W ramach nowelizacji Karty Nauczyciela będziemy niedługo dyskutowali o wydłużeniu stażu nauczycielskiego i wszyscy ci z państwa, którzy mówili o tym, aby kandydatów do zawodu nauczycielskiego dobierać staranniej, uwiarygodnią to swoją postawą podczas dyskusji o zmianach Karty nauczyciela. Wówczas przekonamy się, czy jest to tylko teza głoszona chwilowo, czy też wynika to ze zrozumienia takiej potrzeby. Jeżeli chodzi o gimnazja i występujące tam trudności wychowawcze, to w standardach kształcenia nauczycieli zamierzamy wprowadzić przedmiot - Problemy okresu dojrzewania. Istotnie, powstały szkoły dla uczniów przeżywających najtrudniejszy okres w życiu, gdzie występują bardzo skomplikowane sytuacje wychowawcze. To się jednak już stało, te szkoły są i nie można pozwolić na to, aby uczniowie wystawiali nam za to rachunek. Być może nie powinienem tego mówić, ale zwracam się do koleżanek posłanek i kolegów posłów. Powiedziałem na tej sali: kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem. Usłyszałem głos jednej z pań posłanek: w kogo mamy rzucić? Proszę mi powiedzieć, jaka jest różnica między takim odezwaniem się a włożeniem przez ucznia kosza na głowę nauczycielowi. Moim zdaniem - moralnie żadna. Jeżeli nie będziemy zwracać na to uwagi w rozmowach między sobą tutaj i uznamy, że możemy sami sobie pozwolić tak mówić, nawet jeżeli ktoś odezwał się nieporadnie albo nie zgadzamy się z jego opinią, to jednak obowiązuje nas trochę kultury. Jeżeli na to sobie pozwalamy, to czego mamy oczekiwać od uczniów? Nie było żadnej reakcji. Moim zdaniem, musimy zacząć od siebie i od sali sejmowej.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-33">
          <u xml:id="u-33.0" who="#RyszardHayn">Niejeden raz mówiłem o tym, że oczekuję również od państwa kulturalnego zachowania mieszczącego się w normach kultury osobistej. Moim zdaniem, takie przygadywania pod adresem mówiącego są bardzo niestosowne. Mam nadzieję, że o tym wszyscy wiemy. Pana ministra chciałem zapewnić, że wszystkie wnioski, jakie tu zgłaszano, zostaną wykorzystane przez zespół, który dalej będzie pracował, żeby przygotować konkretne postulaty w omawianych tu kwestiach.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-34">
          <u xml:id="u-34.0" who="#EwaKantor">Tym komentarzem, na jaki teraz pozwolił sobie pan minister, dał pan świadectwo temu, że postępuje tak samo, jak ci uczniowie w Toruniu. To pan mówił o rzucaniu kamieniem. Dlatego zapytałam: w kogo, aby pan zakończył tę swoją myśl. Pan tą swoją wypowiedzią i wieloma innymi wcześniejszymi skierowanymi do posłów w taki sposób się zachowuje. Ja sobie wypraszam robienie takiej uwagi. Ponadto nie wyobrażam sobie, aby pan mógł wyjść z posiedzenia Komisji, aby udać się na inne posiedzenie, wtedy, gdy tutaj mówi się o nadzorze pedagogicznym sprawowanym przez kuratora i przez resort, a to panu właśnie podlega. Bardzo proszę, aby pan pozostał na sali, ponieważ nie wypowiedzieli się jeszcze w tej sprawie wszyscy posłowie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-35">
          <u xml:id="u-35.0" who="#FranciszekPotulski">Mam obowiązek być w tej chwili na posiedzeniu innej Komisji sejmowej, ale wrócę za 10 minut, skoro jestem tu potrzebny.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-36">
          <u xml:id="u-36.0" who="#RyszardHayn">Moim zdaniem, pani posłanka traktuje to zbyt emocjonalnie. Pan minister wcześniej się już usprawiedliwił, że nie będzie obecny do końca naszych obrad.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-37">
          <u xml:id="u-37.0" who="#BogusławWontor">Pan poseł Kazimierz Marcinkiewicz postawił pytanie, czy kuratorium spełnia rolę wychowawczą, czy tylko interesuje się stroną dydaktyczną działalności szkół. Sądzę, że mamy pewien określony stan, wyrażający się m.in. w nazwie kuratorium, i należy doprowadzić do tego, aby uznać za równoważne funkcję wychowawczą i funkcje dydaktyczną - zarówno szkoły, jak i kuratorium. Gdy rozmawiam z nauczycielami, to często słyszę, że nie do nich należy wychowywanie uczniów czy prowadzenie zajęć pozalekcyjnych, a niektórzy z nich popierają to powiedzeniem: jaka płaca, taka praca. Należałoby się nad tym zastanowić. W nowoczesnej szkole - takiej, jaka funkcjonuje w krajach rozwiniętych - nie brakuje wychowawców, pedagogów i psychologów. Powinniśmy się zastanowić nad stanem kadrowym naszych szkół i możliwościami rozszerzenia działalności wychowawczej. Mówiono już o braku zainteresowania szkół zagospodarowaniem wolnego czasu uczniów. Należałoby się zastanowić nad organizowaniem zajęć pozalekcyjnych. Wspomniano o potrzebie przywrócenia na terenie szkoły działalności organizacji harcerskich, a także innych organizacji, które mogłyby wspomagać wychowawczą funkcję szkoły. Obecnie zapisy ustawowe nie do końca umożliwiają funkcjonowanie organizacji młodzieżowych w szkołach. Jeżeli taka organizacja zgodnie ze statutem i regulaminem szkoły, powinna mieć prawo prowadzenia swojej działalności w szkole. Pani dyrektor wspomniała o 30 programach edukacyjnych, w ramach których można pozyskiwać środki finansowe. Chciałbym wiedzieć, ile na realizację tych 30 programów przeznacza się środków finansowych. Może lepiej jest realizować trzy programy, a w miarę dobrze, zamiast 30 - tylko powierzchownie. Nie możemy tylko bić piany. Jesteśmy dobrzy w tworzeniu różnych programów, ale nie troszczymy się o ich faktyczną realizację. Podczas posiedzeń podkomisji stałej do spraw młodzieży rozmawialiśmy wielokrotnie o programach zwalczania patologii w szkołach. Programy te są piękne i nie można mieć do nich zastrzeżeń. Nikt do nich nie zgłaszał uwag. Pytanie tylko, jaka jest skala ich realizacji i jakie to przynosi efekty. Przypomnę, że delegacja naszej Komisji, która przebywała w Bundestagu, interesowała się tym, ile przeznacza się środków finansowych na prowadzenie działalności wychowawczej wśród młodzieży. Dowiedzieliśmy się, że jest to kwota 112 mln euro, ale zaraz dodawano, że wychowanie młodzieży nie jest zadaniem rządu federalnego, tylko poszczególnych landów, i tam kierowane są pieniądze, a rząd federalny tylko to monitoruje i wspiera. Uważa się, że ta kwota nie jest jeszcze zbyt duża. Możemy to porównać ze skalą przyznawania u nas środków finansowych na te zadania. Dodać trzeba, że dotychczas nie wiadomo było, ile i kto dostaje te środki. Teraz zaczyna funkcjonować Biuro Młodzieży. Nie wiem, czy państwo wiecie, że niedawno rząd przyjął strategię pracy wśród młodzieży. Jest to dla nas swego rodzaju zaskoczenie. Kto z nas wie, który z dotychczasowych programów czego dotyczy, do kogo jest adresowany, i jak jest realizowany? Tematów i problemów dotyczących młodzieży jest bardzo wiele i dlatego Komisja powinna częściej się nimi zajmować, a nie tylko incydentalnie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-38">
          <u xml:id="u-38.0" who="#DorotaKwaśniewska">Pracuję jako nauczycielka osiem lat; wielu z państwa ma więcej doświadczenia w pracy z młodzieżą. Nie chciałabym mówić o winach czyichkolwiek, ale odnoszę wrażenie, że mało uwagi poświęcamy rodzicom uczniów. Z moich doświadczeń wynika, że dziecko, gdy przychodzi do szkoły, zachowuje się tak, jak pozwalają mu na to rodzice i jak mu na to pozwala wychowawca i nauczyciel. Ostatnio spotkałam się z następującą sytuacją. Chłopcy z trzeciej klasy podpalili psa i wrzucili go do stawu. Wezwano w związku z tym do szkoły ich rodziców. Większość zachowała się tak, jak oczekiwali nauczyciele, ale jedna z matek oświadczyła, że winni są właściciele psa, bo gdyby pies nie włóczył się po boisku, to by się nic nie stało. Mnie czasami szokują postawy rodziców i to, jak wychowują swoje dzieci. Wczoraj przyszedł do mnie do biura mężczyzna ponad trzydziestoletni i pyta, jak to się mogło stać, bo „gdy ja chodziłem do szkoły, było nas w szkole trzynastu i gdyby mój ojciec, który był prostym chłopem, miał jechać do szkoły, bo został tam wezwany z mojego powodu, byłby to wstyd na całą wieś. Ja nie mogłem się nigdy tak zachować”. Istotnie, kiedyś największą karą dla ucznia było wezwanie do szkoły rodziców. Obecnie nie jest to żadna kara dla dziecka. Dziecko mówi do nauczyciela, że „jeśli pani napisze mi do dzienniczka uwagę, to jutro przyjdzie moja matka i będzie się pani musiała tłumaczyć”. Nie wiem, co nauczyciel może robić w takiej sytuacji. Ostatnio panuje taki trend w szkołach, że musi być świetnie i wszyscy uczniowie mają być promowani. W szkole właściwie nie trzeba się uczyć, bo wszystko jest super. Wszyscy uczniowie są teraz promowani, przy czym 20 proc. ma ocenę mierną, nazywaną także „dopuszczającą”, a jest ona faktycznie niedostateczna. Stawia się takie oceny po to, aby była dobra statystyka wyników dydaktycznych szkoły i żeby nauczyciele byli dobrze postrzegani w środowisku. Nie umiem powiedzieć, kto ponosi za to winę. Być może, jak tu mówiono, wszyscy jesteśmy trochę winni.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-39">
          <u xml:id="u-39.0" who="#EwaKantor">Informacja o Zespole Szkół Budowlanych i Elektrycznych w Toruniu jest dowodem na to, w jaki sposób wykonywana jest praca nadzoru ze strony resortu i ze strony kuratorium, a także ze strony dyrekcji szkoły, nad tym, co dzieje się w polskiej oświacie. Dotykamy ważnych spraw wychowawczych, badamy je i czego się dowiadujemy? Dowiadujemy się, że mamy nieuregulowany status szkoły i nie ma na to żadnego wpływu nadzór pedagogiczny, chociaż taki stan trwa od dwóch lat. Nie podejmowano żadnych działań ze strony nadzoru. W informacji o zespole szkół czytamy, że jest tam opracowany program wychowawczy i trwają przygotowania do opracowania planu rozwoju szkoły. Takie dokumenty w szkole powinny być już od roku 1999. Pytam, co robił przez cztery lata nadzór pedagogiczny sprawowany nad tą szkołą. W informacji zawarte są slogany wypisane z dokumentów ministerialnych - bez faktów. Myśmy powinni dowiedzieć się, ile odbyło się zebrań rad pedagogicznych w tej szkole, ile spotkań z rodzicami, jak wygląda proces kształcenia i doskonalenia pracujących tam nauczycieli. Jak resort ma odwagę przekazać taką ułomną informację, w której nie jest opisana w sposób rzetelny praca szkoły, posłom, którzy mają pojęcie o szkole, bo większość z nas pracuje lub pracowała w szkole? Z tego dokumentu nie wynika, czy i jak byli hospitowani nauczyciele, jaki był nadzór nad prowadzeniem lekcji. Nie ma tam informacji o pracy wychowawczej szkoły. Jeżeli resort i kuratorium mają odwagę przekazać nam taki dokument, oznacza to, że nas się po prostu lekceważy, że lekceważy się rodziców, lekceważy się prasę. Wszystko już zostało powiedziane, jeżeli chodzi o diagnozę sytuacji. Problem jest tylko taki, że to uczniowie powiedzieli prawdę i oni sobie na to pozwolili, oni stworzyli określoną sytuację i zmusili nas do takiego zachowania. Winni są dziennikarze, bo posunęli się do tego, że kupili od uczniów wideokasety z całego zajścia. Stworzyli popyt na takie zachowanie w szkole. Popyt na takie zachowanie robi Jerzy Owsiak, popyt ten robi prasa. Został u nas zniszczony system wartości i to jest źródło tych niepowodzeń w pracy wychowawczej. Przez ileś już lat niszczymy człowieka, jego osobowość, robiąc sobie także tutaj nawzajem uwagi i złośliwości, a także niestosowne komentarze. Winą za deformowanie szkoły i rodziny trzeba obarczyć prasę, radio i telewizję. Działania destrukcyjne i demoralizujące środków masowego przekazu doskonale wspomagało Ministerstwo Edukacji Narodowej. Co chwila mamy nowy program resortowy, co chwilę jakąś nową próbę ideologizacji szkoły. Będziemy niedługo mówić o szkole, o korupcji, o etyce, ale brakuje nam nauczyciela - człowieka uformowanego, który realizuje program wychowawczy w szkole, jest przewodnikiem uczniów, współdziała z rodzicami i ze środowiskiem. Dzieje się tak dlatego, że straciliśmy te wartości, według których byliśmy wychowani. Musimy teraz powrócić do właściwego systemu wartości i nazywać rzeczy w kategoriach białe i czarne, dobro i zło, prawda i kłamstwo, brzydota i piękno. W przeciwnym razie niczego nie zrobimy i niczego nie osiągniemy.</u>
          <u xml:id="u-39.1" who="#EwaKantor">Resort sam określił taki obowiązek, aby co pięć lat dokonywać gruntownej i wszechstronnej oceny pracy szkoły. Ile jest takich szkół, w których dokonano takiej oceny w ramach nadzoru ministerialnego i w których stwierdzono to, co dzisiaj wiemy o szkole toruńskiej? Proszę podać, ile raportów kuratoria sporządziły z wizytacji szkół, w których stwierdzono zasadnicze uchybienia i w których wszystkich nauczycieli należy postawić przed komisją dyscyplinarną, a w skrajnych przypadkach rozwiązać szkołę. Takich szkół średnich, korzystających z pobłażania i tolerancji nadzoru, jest według mnie 70 proc. Przez działania organów prowadzących albo organów nadzoru, przez tzw. doradztwo i opiekuńczość wprowadzamy tolerowanie bylejakości, brzydoty, kłamstwa. I jest przyzwolenie resortu na to, aby tak było. Występuję do resortu o sprawdzenie kwalifikacji nauczyciela i co się dzieje? Giną potrzebne dokumenty. Odbywa się sąd rady pedagogicznej nad nauczycielem za to, że śmiał zwrócić uwagę na występujące w szkole nieprawidłowości. Jest przyzwolenie na bezprawie resortu edukacji. Tak się dzieje teraz i tak się działo poprzednio. Uczniowie ujawnili prawdę o tym, co dzieje się w szkołach, a my teraz chcemy oddać ich w ręce prokuratury, domagamy się osądzenia ich czynu. Wcześniej nie można było nic zrobić, bo nam nie wolno złamać paznokcia żadnemu z uczniów, a im wolno zniszczyć życie przez nieodpowiedzialne działania dorosłych.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-40">
          <u xml:id="u-40.0" who="#RyszardHayn">Chciałbym wnieść zastrzeżenie do wypowiedzi pani posłanki albo raczej zapytać, na jakiej podstawie pani twierdzi, że aż 70 proc. szkół w Polsce ma podobne sytuacje jak ta w Toruniu. Wydaje mi się to znaczącą przesadą. Rozumiem emocję, rozumiem emfazę i zacięcie polemiczne, ale wydaje mi się, że tu jest duża przesada, chyba że pani ma jakieś udokumentowane obserwacje.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-41">
          <u xml:id="u-41.0" who="#KrystynaSzumilas">Szkoda, że ta dyskusja nie potoczyła się w kierunku poszukiwania rozwiązania problemów i że nie dyskutujemy ponad podziałami, o czym mówił pan minister, aby ustalić, co trzeba zrobić w polskiej szkole. Natomiast pan minister sam sobie - niestety - zaprzeczył, bo zaczął politycznie, od krytyki zmian w szkolnictwie dokonanych przez poprzednie rządy od początku lat 90. Skierowano dyskusję na tory polityczne, a nie na poszukiwanie sposobów rozwiązywania problemów. Chciałam zwrócić uwagę na to, że istotnie uczniowie szkoły w Toruniu, którzy dopuścili się działań, o których tu mówimy, rozpoczęli naukę na początku lat 90., ale wychowują ich rodzice, którzy chodzili do szkoły w innym systemie. Pytam w związku z tym, dlaczego, skoro tamta szkoła była lepsza, ci rodzice, którzy ją ukończyli, w taki sposób reagują na zachowanie ich dzieci, o czym mówiła pani posłanka Dorota Kwaśniewska. Może trzeba zastanowić się całościowo nad systemem edukacji, a nie krytykować wybiórczo jednej szkoły, nie dostrzegając innych problemów występujących w edukacji. Mówimy o tym, że trzeba zwrócić uwagę na kształcenie nauczycieli. Zgadzam się z tym całkowicie. Rzeczywiście to jest bardzo ważne, aby nauczyciele, którzy będą podejmowali pracę w zawodzie, byli dobrze przygotowani do jego wykonywania. Już na starcie trzeba im powiedzieć, czy zastanowili się nad swoimi predyspozycjami i możliwościami wykonywania tego zawodu. Jest to oczywiście bardzo trudne, bo czasami dopiero po roku czy dwóch latach pracy w szkole człowiek odnajduje w sobie siłę i możliwości i potem jest świetnym nauczycielem. Chcę zwrócić uwagę na problem, który nie jest dostrzegany. Średnia stażu nauczycieli wynosi obecnie ok. 17–20 lat. Mamy w szkołach mało nauczycieli, którzy dopiero wchodzą do zawodu, a jest bardzo wielu nauczycieli z długim stażem pracy, którzy studia kończyli w latach 70. i 80. To oni uczą i wychowują naszą młodzież. Sama byłam studentką wydziału pedagogicznego i po 15 latach pracy w szkole podjęłam studia podyplomowe. W programie tych studiów był przedmiot „pedagogika i psychologia”. Gdy poszłam do wykładowcy ze swoim indeksem, aby zaliczył mi ten przedmiot, powiedział mi, że gdybym kończyła szkołę wyższą pięć lat przed rozpoczęciem studiów podyplomowych, to on by mi to uznał, ale skoro zgłaszam się po 15 latach, to nie może tego zrobić, ponieważ w psychologii i w pedagogice bardzo dużo się zmieniło. Zmusił mnie do tego, abym chodziła na te zajęcia, i jestem mu za to wdzięczna, bo rzeczywiście to, czego uczyliśmy się w latach 70. czy 80., nie przystaje do obecnej rzeczywistości. Zmieniły się niektóre zjawiska, zmieniły się warunki, zmieniło się społeczeństwo. Przerzucanie winy z jednych na drugich niczego tu nie zmieni. Może rozpoczniemy dyskusję o tym, jak pomóc teraz temu wykształconemu nauczycielowi, ale nie 10 czy 20 lat temu. Podczas dyskusji o zmianach w Karcie Nauczyciela proponowałam taki zapis, aby dyrektor szkoły był zobowiązany do obligatoryjnego kształcenia się, chociażby przez 10 dni w czasie roku szkolnego. Może należałoby rozszerzyć to także na nauczycieli i zobowiązać ich do tego, aby stale uzupełniali swoją wiedzę.</u>
          <u xml:id="u-41.1" who="#KrystynaSzumilas">Oni teraz robią to częściowo, zdobywając stopnie awansu zawodowego. Mówiliśmy jednak już o tym, że w momencie uzyskania stopnia awansu zawodowego nauczyciel nie ma motywacji do dalszego uzupełniania wiedzy. Sygnalizuję taki problem i podaję go pod rozwagę zespołowi, który będzie dalej pracował nad tym, o czym tu mówimy. W wystąpieniach przedstawicieli MENiS brakuje mi spojrzenia w przyszłość. Skupiliśmy się na tym jednym problemie wydarzeń w szkole toruńskiej i taka była intencja. Moim zdaniem, zajęliśmy się tym dlatego, aby się zastanowić, co zrobić aby w przyszłości nie dochodziło do takich sytuacji. Nie sadzę, aby skreślenie słowa „wychowania” z nazwy kuratoriów oświaty było takim ważącym momentem, od którego szkoła przestała wychowywać. Jeżeli spojrzymy na obecnie obowiązujące przepisy, to przecież szkoła ma obowiązek przygotowania i realizacji programu wychowawczego, dostosowanego do danej sytuacji w szkole, do swoich uczniów. Tragiczne jest to, że szkoła ma często taki dokument, ale w ogóle nie respektuje zawartych tam ustaleń czy wskazań. Gdyby nawet szkoła miała w nazwie słowo „wychowująca”, niczego by to nie zmieniło. Może należałoby się zastanowić, co zrobić, żeby te programy wychowawcze, przygotowane w szkołach, nie leżały w szufladzie, tylko były realizowane. Czy w resorcie po tym incydencie w Toruniu zastanawiano się, jakie zagrożenia mogą wystąpić jeszcze w polskiej szkole? Co się może wydarzyć? Jakie dać wskazówki autorom programów wychowawczych w szkołach, aby zapobiegać w przyszłości tym zagrożeniom, które są już znane i które zaistniały? Te zagrożenia są. Dzieci nie przestaną oglądać telewizji, nie przestaną grać w gry komputerowe inspirujące do zachowań agresywnych, nie przestaną naśladować różnych negatywnych postaci. Powinniśmy zastanowić się nad tym, jak te niekorzystne wpływy na mentalność i zachowania dzieci zminimalizować. Czy takie działania strategiczne dotyczące przyszłości zostały już w resorcie podjęte? I jeszcze jedna uwaga w sprawie przygotowania i kształcenia dyrektorów szkół i nauczycieli. Przy okazji rozpatrywania tego incydentu w Toruniu ujawniła się żenująco mała znajomość prawa przez nauczycieli. Kilka lat temu ukazało się rozporządzenie, że każda szkoła ma przygotować swój statut, i resort dał do tego wytyczne. Byłam w takiej sytuacji, że jako przedstawiciel organu prowadzącego miałam obowiązek nadzorowania i sprawdzania zgodności statutów szkół z prawem i czytałam te statuty, mimo że nie miałam uprawnień nadzoru pedagogicznego. Wielokrotnie zwracałam uwagę dyrektorom na brak zapisów dotyczących np. praw ucznia, ale również dotyczących obowiązków ucznia i ich egzekwowania. Te braki były niemal powszechne. I w tym zakresie chyba niewiele się zmieniło i trzeba coś zrobić, aby statut szkoły nie był martwym dokumentem, ale był powszechnie znany i realizowany, zanim zdarzą się takie sytuacje jak w szkole toruńskiej, i aby nie trzeba było czekać kilkunastu tygodni na wyegzekwowanie obowiązków ucznia czy też wymierzenia mu kary za wykroczenia. Ciągle powtarzam i dzisiaj robię to znowu, aby patrząc na działalność szkoły nie zastanawiać się tylko i wyłącznie nad zwiększeniem roli nadzoru pedagogicznego, bo w ten sposób antagonizuje się strony i stawia się bariery tym, który mogliby szkole pomóc. Nadzór pedagogiczny musi działać zgodnie z przyznanymi mu uprawnieniami, ale niestety nie zawsze z nich korzysta.</u>
          <u xml:id="u-41.2" who="#KrystynaSzumilas">Trzeba zastanowić się nad tym, co zrobić, aby w szkole w sytuacjach konfliktowych dotyczących wychowania pomagał samorząd i rodzice. Dyskusja nie powinna dotyczyć tylko zwiększania nadzoru pedagogicznego, bo jeden organ, nawet najlepszy, niczego w polskiej szkole nie zmieni. Dyskusja powinna iść w kierunku szukania metod pozyskiwania instytucji i osób, które mogłyby wpłynąć na poprawę sytuacji w polskiej szkole.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-42">
          <u xml:id="u-42.0" who="#MariaNowak">Zgadzam się z wieloma sformułowanymi tu stwierdzeniami, z wieloma chętnie bym polemizowała, ale myślę, że na to przyjdzie czas, gdy ten temat będzie jeszcze omawiany przez Komisję, co obiecał pan przewodniczący, a jest taka potrzeba. Zgadzam się z panem ministrem, że w wychowaniu nic nie dzieje się nagle. Proces zmian w oświacie i w zachowaniu się uczniów, czego efektem było wydarzenie w szkole toruńskiej, trwa już kilka lat, a może znacznie dłużej. Mając ponad 30-letnie doświadczenie pedagogiczne nauczyciela, a potem dyrektora szkoły, stwierdzam, że ten proces zaczął się w momencie wprowadzenia Kodeksu ucznia. Nastąpił wówczas poważny zwrot, a dobre z pewnością cele i chęci nie wystarczały, ponieważ równocześnie ujawniła się tendencja do kwestionowania pracy nauczycieli i nadmiernego eksponowania zasady, że uczeń ma prawa. Pamiętam taki przypadek, kiedy wizytator rozmawiał na osobności z uczniami, wypytując ich o metody pracy nauczycieli, i próbował stanąć po drugiej stronie barykady. Proces ten nabrał przyspieszenia i następowały szybkie zmiany, zwłaszcza w stosunku uczniów do nauczycieli. Kiedyś uczniowie nosili tarcze, mieli odpowiednie ubrania wyróżniające ich także poza szkołą. Młodzież identyfikowała się z daną szkołą, do czego próbuje się teraz wrócić, a w autobusie i na ulicy młodzież czuła, że jest obserwowana z zainteresowaniem i życzliwością. Dzisiaj uznaje się to za coś archaicznego. Pani dyrektor Anna Zawisza mówiła, że szkoła musi sobie poradzić sama ze swoimi problemami. Szkoła mogłaby sobie poradzić, gdyby działała w jakiejś próżni, ale ona działa w określonym systemie społecznym, w którym wielki wpływ na młodego człowieka mają media, zwłaszcza telewizja i filmy, oddziałuje silniej niż różne przedsięwzięcia wychowawcze szkoły. Proces wychowywania jest jakby podzielony między szkołę i rodzinę, ale jednak silny jest wpływ otoczenia środowiskowego. Hasła w rodzaju „róbta co chceta”, mimo że od tego odstąpiono, pozostawiły ślad na zachowaniach młodzieży. Imprezy w rodzaju „Dnia Wagarowicza” uzyskały niemal przez rząd powszechną akceptację, także dorosłych. Przeciwstawiałam się temu jako dyrektorka szkoły. Mamy Dzień Górnika, Dzień Hutnika, ale mamy i Dzień Wagarowicza, a więc nobilitujemy wszystkich tych, którzy opuszczają swój warsztat pracy, jakim jest dla nich szkoła. Teraz zbieramy tego owoce. Pozycja nauczyciela i pozycja szkoły w mediach jest prezentowana raczej negatywnie, a to przenosi się na rodzinę. W telewizji słyszałam takie stwierdzenie, że nauczyciele są sami sobie winni, jeśli uczniowie ich nie szanują. I tak nas ocenia społeczeństwo. Dawniej nauczyciel to był mistrz i my staramy się przywrócić mu taką pozycję, ale tego nie da się osiągnąć z dnia na dzień. Trzeba intensywnie pracować nad odbudową pozycji szkoły i nauczyciela w naszym społeczeństwie. To także będzie proces długi. Pan minister mówił, że mamy posypać głowy popiołem i uznać winy, jakie popełniliśmy. Oczywiście, że powinniśmy się bić w piersi także my, członkowie Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży. Gdy dokonywaliśmy zmian w ustawie o systemie oświaty, nie zrobiliśmy nic, aby poprawić pozycję dyrektora szkoły i zmienić sposób jego powoływania. Wiadomo, że najważniejszą osobą w szkole jest jej dyrektor. To jest pierwszy nauczyciel i pierwszy wychowawca, a dla nauczycieli ma być mistrzem, który potrafi coś pokazać, czegoś nauczyć i podtrzymać na duchu.</u>
          <u xml:id="u-42.1" who="#MariaNowak">Gdy dowiedziałam się o zdarzeniu w szkole toruńskiej, zastanawiałam się, co tam robił dyrektor szkoły, dlaczego niczego nie wiedział i niczego nie przewidywał, znając uczniów, którzy przecież nie z dnia na dzień zdecydowali się na taki karygodny wybryk. Jeżeli dyrektor nic nie wiedział, to znaczy, że nie nadawał się na to stanowisko. Zastanówmy się nad tym, w jaki sposób dochodzi do powoływania dyrektorów szkół, kto o tym decyduje i jakie stawia się kandydatom wymagania. I jeszcze słowo o Karcie Nauczyciela. Byłam dyrektorem szkoły i wiem, jak przepisy tej Karty wiążą ręce dyrektorowi. Od dyrektora szkoły musimy wymagać, ale też stworzyć mu warunki do pracy. Dyrektor często wie, że zatrudniony u niego nauczyciel jest słaby, ale nie ma możliwości zwolnienia z pracy takiego nauczyciela. Rodzice wskazują na słabość szkoły wobec uczniów, którzy zachowują się w sposób niewłaściwy. Jeżeli w statucie szkoły jest nawet taki zapis o możliwości skreślenia ucznia z listy uczniów szkoły, to też nie zawsze jest stosowany. Taki zapis powinien być w każdym statucie szkoły, ale nie może to być zapis martwy, bo uczeń nie może czuć się bezkarny. Zdarza się, że decyzję rady pedagogicznej o usunięciu ucznia ze szkoły zmienia się w kuratorium i taki uczeń wraca na lekcje jako bohater. Dlatego rady pedagogiczne nie chcą podejmować takich ostatecznych decyzji, bo nie chcą stwarzać takich sytuacji, które szczególnie szkodzą szkole. Jeżeli nie zaczniemy wspólnie pracować nad umocnieniem pozycji polskiej szkoły i pozycji nauczyciela, to nie wejdziemy na właściwą drogę doskonalenia systemu oświaty i wychowania młodzieży. Temu powinny sprzyjać działania wielu innych czynników, bo to jest zadanie i dla mediów, i dla organizacji społecznych, samorządowych i związkowych interesujących się pracą szkół i rozwojem edukacji w naszym kraju. Do tego powinna przyczyniać się także telewizja i inne media publiczne. Wówczas zmienią się także relacje między nauczycielami i rodzicami, które teraz nie zawsze są dobre. Powinniśmy śmielej czerpać z wzorów innych krajów, gdzie osiągnięto poprawę w organizacji i funkcjonowaniu systemu oświaty.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-43">
          <u xml:id="u-43.0" who="#BożenaKizińska">Każdy z wypowiadających się kierował swoje uwagi do różnych instytucji czy osób zaangażowanych w organizowanie, kierowanie i nadzorowanie szkół, nauczycieli, uczniów, rodziców. Wszyscy mówią z głęboka troską o tym, co wydarzyło się w szkole budowlanej w Toruniu. Jestem też nauczycielką z blisko 30-letnim stażem i pewne procesy, które wynikły w oświacie w związku z transformacją ustrojową, są mi znane. Niektórzy uważali, że demokracja może równać się anarchii, i to przełożyło się na wychowanie dzieci i młodzieży. Takie jest moje zdanie. Stało się dobrze, że sprawa szkoły w Toruniu została tak silnie nagłośniona. Do niedawna w sprawach przemocy i agresji szerzących się w niektórych szkołach wszyscy jak strusie starali się chować głowy w piasek. Docierały do nas informacje o tym, że nauczyciele w niektórych szkołach nie mogą sobie poradzić z uczniami. Teraz wszyscy starają się to dostrzec i wnieść coś do dyskusji o sprawach pedagogicznych i wychowawczych. Chcę podzielić się z państwem pewnymi informacjami o tym, co ja i współpracujący ze mną ludzie robili w tym zakresie. Gdy pracowałam w samorządzie, opracowaliśmy program zwalczania przemocy i zawarte w nim zapisy przedstawiliśmy uczniom. Włączyliśmy do współpracy w realizacji tego programu psychologów i policjantów. Odbywały się zajęcia psychologów i policjantów. Odbywały się zajęcia warsztatowe z uczniami, a tam, gdzie pojawiły się poważne problemy, dzieci były kierowane do centrum profilaktyki i edukacji. Program realizowany był przez trzy lata i teraz przeprowadzane są badania jego skutków. Założyliśmy stowarzyszenie przeciwdziałania wykluczeniu społecznemu, które też reaguje na pewne zjawiska niekorzystne społecznie. Zaprosiliśmy grupę uczniów z pewnymi przejściami z rodzin trudnych na obóz prowadzony przez psychologów i terapeutów. Celem tego obozu było wyłonienie z tej młodzieży pierwszych klas licealnych grupy liderów, którzy pomogą nam w pracy z ich rówieśnikami i będą inicjatorami pewnych działań. Byłam niemal codziennym gościem na tym obozie i byłam pod wrażeniem tego, co tam się dzieje. Uważamy jednak, że nie tylko sama młodzież i szkoła mają angażować się w prace wychowawcze, ale także studenci studiów pedagogicznych. I teraz, w listopadzie, podejmuję realizację takiego programu współdziałania ze studentami pedagogiki Akademii Świętokrzyskiej na rzecz szkół regionu kieleckiego. Będą oni mogli z młodzieżą, z rodzicami, starszymi nauczycielami uczestniczyć w pracach wychowawczych i przygotowywać się w ten sposób do zawodu nauczycielskiego. Jestem zdania, że najgorzej jest wtedy, gdy tkwi się w wielkiej niemożności i bierności wobec różnych niekorzystnych zdarzeń w szkołach. I nad tym powinniśmy wspólnie pracować, aby uaktywnić szkoły i zespoły nauczycielskie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-44">
          <u xml:id="u-44.0" who="#BarbaraHylaMakowska">Chciałabym się także podzielić kilkoma spostrzeżeniami, zwłaszcza że szkoła, o której mówimy, jest na terenie regionu, z którego jestem posłanką. Chciałabym podziękować pani kurator, która na razie pełni tę funkcję, bo zaczęła pracę niedawno. Cenię panią kurator za odwagę, za działania zrównoważone i skuteczne. Tak oceniają panią nauczyciele. Pokazywanie nakręconego przez uczniów filmu ze scenami maltretowania nauczyciela uważam za oburzające. Trudno to inaczej oceniać, jak tylko jako instrukcję dla innych, co można robić wobec nauczyciela i jeszcze korzystać z możliwości popularyzowania takich zachowań. Uważam, że był to wielki błąd ze strony telewizji. Druga sprawa, która mnie dziwi, to opieszałość rady pedagogicznej w tej szkole. Uważam, że karę należało wymierzyć szybko, bo zgadzam się z tym, co mówiła pani posłanka Mirosława Kątna, że kara musi być szybka, dotkliwa i znacząca. Tymczasem tu za długo się zastanawiano, jak postąpić. Ponadto nic się nie mówi o uczniach, którzy byli świadkami wybryku kilku swoich kolegów i to akceptowali. Oni po prostu brali w tym udział, chociaż w sposób bierny. Nie wierzę, żeby tej nagonki na nauczyciela nie przygotowano, bo świadczy o tym wniesienie do klasy kamery, a nikt z uczniów na to nie reagował, zanim dojdzie do zajścia. Moim zdaniem, należałoby w zasadzie wszystkich uczniów tej klasy ukarać, chociaż nie w takim samym stopniu i tak samo dotkliwie. Słuszne jest wyciągnięcie konsekwencji wobec nadzoru pedagogicznego i wobec członków dyrekcji szkoły, którzy nie zauważyli narastania i pewnej eskalacji agresji wobec nauczyciela. Nie można tego tłumaczyć pobłażliwym stosunkiem do nauczyciela, który sobie nie radzi z uczniami. Obowiązkiem kolegów jest mu pomóc, a obowiązkiem dyrekcji szkoły jest zachęcenie takiego nauczyciela do zmiany zawodu, skoro się do niego nie nadaje. Nadzór nad tą szkołą sprawował wizytator i powinien mieć uwagi o tym, co się tam dzieje i jakie występują problemy. Tymczasem wizytator wyraził zgodę, żeby były dyrektor został wicedyrektorem w tej szkole po połączeniu szkół w Zespół. Dziękuję pani kurator za akcję, którą prowadzi, ale trzeba ją dokończyć, dlatego że młodzież całej Polski patrzy na to, jakie będą wyciągnięte konsekwencje wobec wszystkich, którzy tu zawinili.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-45">
          <u xml:id="u-45.0" who="#KrzysztofBrzeziński">Wypowiem się tylko w jednej kwestii szczegółowej w nawiązaniu do tego, o czym mówiła pani posłanka Krystyna Szumilas, tj. o statutach szkół. W wielu szkołach jest tak, że statuty te zawierają jako jedną z najcięższych kar zawieszenie w prawach ucznia. Jest to jednak rozmaicie interpretowane. W niektórych szkołach rozumie się to w taki sposób, że jest to odebranie przywilejów, jakie dany uczeń posiada, np. nie może brać udziału w życiu szkoły, pozbawiony jest tzw. szczęśliwego losu, że w danym dniu nie jest pytany, nie może pełnić funkcji w samorządzie szkolnym. W innych szkołach jest to traktowane w taki sposób, że jest to zakaz przychodzenia na lekcje. Jeżeli to dotyczy nieletniego, to jest to jednak ograniczenie jego prawa do nauki. To jest oczywiste. Takie zawieszenie w prawach ucznia może trwać tydzień, dwa tygodnie i dłużej, a także w nieskończoność. Takie przypadki są zgłaszane do naszego Biura. Proszę zwrócić uwagę na to, że w statutach jest to wpisane jako kara, ale nie karze się przecież przez odebranie prawa. Prawa można ograniczyć i wszyscy wiedzą w imię czego, natomiast to ma być środek, który służy do czegoś. Np. podejmie się decyzję o zakazie uczęszczania na lekcje przez tydzień, ale do tego nie można się ograniczyć, jakaś kara musi być wymierzona. Zawieszenie w prawach ucznia nie może być karą. Chciałbym prosić o ujednolicenie prawne określenia „zawieszenie w prawach ucznia”. Mówimy oczywiście o uczniach niepełnoletnich.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-46">
          <u xml:id="u-46.0" who="#RyszardHayn">Pozwolicie państwo, że dodam tu jedno spostrzeżenie z autopsji, bo tak się składa, że sytuację w szkole toruńskiej poznałem od strony środowiska nauczycielskiego Torunia. Powiem tylko tyle, że skandalem jest to, że wszyscy wiedzieli, iż jest to nauczyciel, który sobie w szkole nie radzi, a jak wiemy - uczy już dziesiąty rok w ósmej z kolei szkole. Nie chcę dalej tego komentować. Uczniowie zachowali się oczywiście skandalicznie i zasługuje to na jak najsurowsze potępienie. Jednak zastanawiam się, jak mogło dojść do tego, że nauczyciel, o którym wszyscy wiedzą, że nie umie poradzić sobie z uczniami, nie ma umiejętności pedagogicznych, był jednak dopuszczony do prowadzenia lekcji. To jest coś, co źle świadczy o jego kolegach i o środowisku, i oczywiście o nadzorze. Okazuje się, że na lekcjach prowadzonych przez tego nauczyciela zdarzały się już wielokrotnie różne wybryki, wszyscy o tym wiedzieli i nikt nie reagował.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-47">
          <u xml:id="u-47.0" who="#FranciszekPotulski">Przepraszam, że użyłem tego klasycznego zdania: „kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem”. Myślałem, że jest to zrozumiałe w kontekście spraw, o których mówimy, uznając, że wszyscy jesteśmy winni. Dopiero po wypowiedzi pani posłanki Ewy Kantor zorientowałem się, że można różnie odczytywać czy rozumieć. W związku z tym jeszcze raz przepraszam. Mam jednak prośbę do koleżanek i kolegów posłów, że jeżeli już rozmawiamy o poważnych problemach oświaty i wychowania, to proszę ani mnie, ani nikomu innemu nie przypisywać jakichś ukrytych intencji. Niczego nie zmienimy w oświacie, jeśli mój osobisty stosunek do beznadziejnego, skandalicznie niskiego poziomu egzaminu maturalnego z matematyki będzie oceniany jako polityka i przypinanie komuś łatki. W tym przypadku chodzi o byłego ministra edukacji. Chciałbym oświadczyć pani posłance Krystynie Szumilas, że ja się w zasadzie przyjaźnię z ministrem Edmundem Wittbrodtem, ale tej jednej rzeczy nigdy mu nie wybaczę i on o tym wie. Prosiłbym, żeby pani posłanka uwierzyła, że moje stosunki z senatorem Edmundem Wittbrodtem, który zresztą był kiedyś moim studentem i mieszkamy w tym samym mieście, są bardziej przyjazne, niżby się to pani wydawało. Mam krytyczny stosunek do wielu zmian, jakie nastąpiły w oświacie, ale wiem, że one zostały wprowadzone w dobrej wierze. Ja cały czas byłem przeciwnikiem powoływania gimnazjów, ale gdy powstały, to chcę powiedzieć państwu i pani posłance, że w woj. pomorskim dwa lata temu, kiedy pojawili się pierwsi gimnazjaliści, zorganizowaliśmy - jako jedyni w Polsce - konkurs o tytuł najlepszego gimnazjalisty w gminie wiejskiej. Te gimnazja już są i musimy sobie teraz z tym poradzić. Nie można mówić, że myśmy się nie zgadzali i teraz wszystko ponownie burzymy i robimy coś od nowa, co czasami sugeruje pan poseł Antoni Stryjewski. To nie jest metoda. Jeżeli jest prawdą, że „Gazeta Wyborcza” miała u siebie tę kasetę ilustrującą zachowanie się uczniów wobec nauczyciela od maja, pomijając już fakt jej uzyskania, to muszę powiedzieć, że to jest skandal. Państwo mieli uwagi, jak to się stało, że ci uczniowie nie od razu, tylko dopiero po jakimś czasie, zostali ukarani. Chodziło o dopełnienie pewnych formalności, aby nikt, kto występuje w obronie praw dziecka, nie zarzucił, że te prawa naruszamy. Tymczasem w maju ktoś już wiedział o przestępstwie w szkole i nie zrobił z tego użytku przez kilka miesięcy. Tych uczniów należało ukarać w maju, zaraz po całym zdarzeniu. Miałbym apel do nas wszystkich, żeby próbować sobie odpowiedzieć na pytanie, czy to jest w porządku. Wszyscy razem musimy patrzyć na pracę szkoły bardzo krytycznie, ale jeżeli wszyscy razem nie zaczniemy starać się o przywrócenie autorytetu szkole, to nie spodziewajmy się poprawy. Teraz nikt albo prawie nikt nie jest w Polsce autorytetem, także w sprawach wychowania, i nie ma do kogo się odwoływać. Musimy w tym dziele wszyscy razem współpracować: i nauczyciele, i rodzice, i Rzecznik Praw Dziecka, i władze oświatowe, i jednostki samorządowe.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-48">
          <u xml:id="u-48.0" who="#RyszardHayn">Kończymy naszą dyskusję. Jutro prezydium Komisji podejmie decyzję w sprawie powołania zespołu, który zajmie się analizą materiałów posiadanych już przez Komisję i materiałów dodatkowych w sprawie wydarzeń w szkole toruńskiej. Ta analiza powinna zapoczątkować nasze dalsze rozważania prowadzące do wniosków pod adresem wszystkich tych, którzy mają wpływ na to, co dzieje się w szkołach. Na następnym posiedzeniu zaproponujemy powołanie takiego zespołu roboczego i jego skład. Pan poseł Krzysztof Baszczyński zgłosił wniosek, aby Komisja zwróciła się do marszałka Sejmu o odbycie debaty sejmowej na temat szkoły i jej problemów, głównie wychowawczych. Sprawa ta wydaje się dosyć kontrowersyjna, o czym powie pani wiceprzewodnicząca.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-49">
          <u xml:id="u-49.0" who="#TeresaJasztal">Jestem przeciwna odbywaniu takiej debaty. Nasza dzisiejsza rozmowa wykazała, że my - po pierwsze - nie umiemy się trzymać tematu, a po drugie - wszystkiemu, o czym mówimy, nadaje się charakter polityczny. Taka debata sejmowa nie przyniesie niczego dobrego ani szkole, ani nauczycielom, ani nam. Proszę pana posła o wycofanie swego wniosku. Sądzę, że lepszym sposobem na rozwinięcie wielu kwestii i nadanie im konkretnych wymiarów będzie powołanie zespołu, któremu powierzymy zadanie przygotowania zbiorczej analizy do szerokiej dyskusji na posiedzeniu Komisji.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-50">
          <u xml:id="u-50.0" who="#KrzysztofBaszczyński">Jestem trochę zasmucony tym, że nie będziemy mogli naszych rozważań sprowadzić do wspólnego mianownika. Przemyślę swój wniosek i ewentualnie ponowię go na kolejnym posiedzeniu Komisji.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-51">
          <u xml:id="u-51.0" who="#RyszardHayn">Czy są jeszcze jakieś sprawy? Nie ma. Jutro zwrócę się do prezydium o przyznanie mi prawa do tego, aby od następnego posiedzenia Komisji można było udzielać głosu każdemu, kto się zgłosi, pod warunkiem że nie będzie mówił dłużej niż 5 minut. Musimy to wspólnie ustalić i uznać za niepodlegającą dyskusji zasadę. Wszystkie dzisiejsze wypowiedzi mogły być co najmniej o połowę krótsze. To zmusi nas wszystkich do narzucenia sobie pewnej dyscypliny i usprawni nasze obrady. To zmusi do zgłaszania wniosków krótko uzasadnionych, a nie do opowiadania wszystkiego, co tylko przychodzi do głowy. Przepraszam, że oceniam to tak ostro, ale wszyscy, którzy pozostali do końca posiedzenia, odczuli to dotkliwie, a ci najbardziej zagorzali i wypowiadający się najdłużej już opuścili posiedzenie. Wysłuchali siebie, powiedzieli co chcieli i uznali, że niczego się nie dowiedzą, dając dowód swojego jednak niewielkiego zainteresowania omawianą sprawą. Nasze posiedzenia muszą być krótsze i bardziej konkretne. Dziękuję wszystkim, którzy dotrwali do końca. Zamykam posiedzenie.</u>
        </div>
      </body>
    </text>
  </TEI>
</teiCorpus>