text_structure.xml 40.7 KB
<?xml version="1.0" encoding="UTF-8"?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
  <xi:include href="PPC_header.xml"/>
  <TEI>
    <xi:include href="header.xml"/>
    <text>
      <body>
        <div xml:id="div-1">
          <u xml:id="u-1.0" who="#PosłankaIwonaŚledzińskaKatarasińska">Otwieram posiedzenie Komisji. Witam wszystkich. Tematem dzisiejszego posiedzenia jest dyskusja z udziałem zainteresowanych środowisk, dotycząca poselskiego projektu ustawy o kinematografii. Od dłuższego czasu Komisja pracuje nad rządowym projektem ustawy. W tej chwili znajduje się on w podkomisji, która już omówiła pierwszy rozdział dotyczący definicji. Rozdział II projektu rządowego mówi o Instytucie Sztuki Filmowej. Odbyło się już pierwsze czytanie projektu poselskiego i podkomisja uznała, że lepiej będzie pracować łącznie nad dwoma projektami, o ile oczywiście taka będzie wola Komisji. Chcielibyśmy usłyszeć uwagi i opinie zainteresowanych środowisk na temat proponowanych rozwiązań. Jutro odbędzie się kolejne posiedzenie podkomisji, na którym zaczniemy pracować nad dwoma tekstami, wykorzystując uwagi posłów i środowisk. Trudno jest mi omawiać projekt poselski, gdyż do tego jest upoważniony wyłącznie przedstawiciel wnioskodawców, którego, niestety, nie ma. Jest to jednak projekt znany - nawet w fazie, gdy nie miał jeszcze postaci druku sejmowego. Myślę, że nie będzie więc problemów z odniesieniem się do jego treści. Znamy opinie środowisk odnoszące się do projektu rządowego. W tej chwili oczekujemy na uwagi odnośnie do projektu poselskiego. Otwieram dyskusję.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-2">
          <u xml:id="u-2.0" who="#DyrektorStudiaFilmowegoWirIgnacySzczepański">Mam zasadnicze uwagi do definicji, zawartych w rozdziale 1. Zawarta w art. 4 definicja filmu właściwie wyrzuca poza ustawę i kinematografię wszystkie gatunki. Znajdujący się w tym artykule zapis mówi, że pierwszym polem eksploatacji utworu filmowego jest kino. W obecnych warunkach w kinach nie istnieje film dokumentalny, animowany oraz oświatowy. Funkcjonuje tylko jeden gatunek - film fabularny. Dla dobra wszystkich gatunków kinematograficznych proponuję usunąć zapis, mówiący o kinie jako pierwszym polu eksploatacji. Druga uwaga dotyczy art. 3, w którym można by dopisać sformułowanie, mówiące o tym, że kinematografia zajmuje się także wykonywaniem notacji. Należałoby również zmienić zapis art. 22 pkt 2, tzn. dodać podpunkt w następującym brzmieniu: „wykonywanie dokumentalnych notacji życia kulturalnego, społecznego i politycznego”, co oczywiście wiązałoby się ze zmianą kolejności podpunktów, wymienionych w pkt 2. Chodzi o to, że niczemu nie będzie służyć wypracowanie norm metodycznych, gromadzenie i archiwizacja (ppkt 2 i 3 pkt 2 art. 22), jeśli nie będzie czego archiwizować.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-3">
          <u xml:id="u-3.0" who="#PosłankaIwonaŚledzińskaKatarasińska">Prosimy o przekazanie zgłaszanych uwag na piśmie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-4">
          <u xml:id="u-4.0" who="#PrezesStowarzyszeniaFilmowcówPolskichJacekBromski">Słyszę, że koledzy zagłębiają się w bardzo szczegółowe dywagacje na temat kształtu tej ustawy, a my raczej chcielibyśmy pozostawić to podkomisji. Wierzymy, że jej członkowie będą to robić w najlepszej wierze. W imieniu naszego środowiska chciałbym powiedzieć, że najważniejszą dla nas sprawą jest sam fakt istnienia tej ustawy. Gdy znajdziemy się w Unii Europejskiej, to może się okazać, iż nie będziemy mieli systemowego, dobrego rozwiązania współfinansowania kinematografii przez państwo. Polska kinematografia będzie „chorą sierotką” w porównaniu z kinematografiami innych krajów. Przypominam, że wszystkie europejskie systemy dotowania i subsydiowania kinematografii opierają się przede wszystkim na rodzajach subsydiów istniejących w krajach, w których powstają oryginalne projekty filmowe. Od ponad 10 lat czekamy na system, który ma nam przynieść nowa ustawa o kinematografii. Bez takiego systemu nie będziemy mogli na równych prawach ubiegać się o jakąkolwiek pomoc ze strony mechanizmów unijnych, a więc ta sprawa jest dla nas bardzo pilna. Chodzi o to, byśmy przede wszystkim mieli instytut filmowy taki, jaki jest w większości krajów europejskich, by był wyposażony w odpowiednie środki budżetowe i pozabudżetowe do finansowania filmów. Złożyliśmy bardzo szczegółowe uwagi odnoszące się do rządowego projektu ustawy. Rozumiemy, że Ministerstwo Kultury nie mogło zamieścić pewnych rozwiązań ze względów politycznych. Dodaliśmy te rozwiązania po to, by ta ustawa nie odbiegała od ustaw innych krajów europejskich. W tej chwili liczymy na życzliwość posłów i na to, że projekt ustawy wyjdzie z podkomisji najszybciej jak tylko jest to możliwe. Uważamy, że posłowie powinni wybierać z obu projektów to, co jest najlepsze dla kinematografii. Chodzi jedynie o to, by fakt istnienia dwóch projektów w żaden sposób nie opóźniał prac nad ustawą. Powtarzam, że dla nas najważniejsza jest sprawa istnienia Instytutu Filmowego i kwestia środków finansowych dla kinematografii. Pozostałe kwestie są mniej ważne i być może nigdy nie osiągniemy tutaj consensusu, gdyż różne środowiska mają do tych spraw różny stosunek.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-5">
          <u xml:id="u-5.0" who="#SenatorKazimierzKutz">Nawiązując do wypowiedzi pana Jacka Bromskiego chciałbym powiedzieć, że kwestia szybkiego załatwienia sprawy ze względu na jakieś terminy, związane z Unią Europejską, nie może być głównym powodem, dla którego ma powstać ta ustawa. Jest to zbyt poważna ustawa, na którą czeka się prawie 14 lat. Wszyscy widzieliśmy, co w tym czasie stało się z polskim kinem. Sposób myślenia, zaprezentowany przez mojego przedmówcę, oznaczałby zaaprobowanie istniejącego stanu rzeczy. Uważam, że są dwie najważniejsze sprawy. W projekcie poselskim całkowicie jest zakamuflowany problem 500 filmów wyprodukowanych w latach 1945–1990. Aby w projekcie dotrzeć do tej kwestii, trzeba wykonać niemal archeologiczne prace. W momencie zmiany ustroju dokonano w kinematografii małej transformacji. Zlikwidowano państwowe przedsiębiorstwo - Zespoły Filmowe, które było właścicielem tego majątku. Na zasadzie tymczasowości podzielono owe 500 filmów między istniejące wówczas zespoły filmowe. De facto stały się właścicielami tego mienia państwowego i do dzisiaj obracają tymi filmami. Nie wiemy, w jaki sposób to się odbywa - co, komu, jak i za ile. Nikt się z tego nie rozlicza. W poprzednim projekcie chodziło m.in. o to, by uregulować bardzo ważny problem związany z uwłaszczeniem mienia państwowego. Instytut Sztuki Filmowej miał być powołany po to, by przejąć ten majątek, a pieniądze pozyskane z dystrybucji tych filmów byłyby wykorzystywane na produkcję filmową. Wczytując się wnikliwie w rozpatrywany dzisiaj projekt można stwierdzić, że zespoły nadal zachowują swoje wcześniejsze uprawnienia. Nie wiadomo, jakie to są zespoły i jaka ustawa daje takie uprawnienia. Zostało to całkowicie pominięte. Dalej jest powiedziane, że istniejące zespoły mają oddawać Instytutowi 50 proc. przychodów. Oznacza to również, że 50 proc. przychodów nadal oddaje się tym zespołom, a tymczasem nie wiadomo, co się z tym wszystkim dzieje, nikt się z tego nie rozlicza. W dalszym ciągu nieuregulowana jest sprawa majątku w postaci owych 500 filmów. Nie wiadomo, kto jest ich właścicielem i czy przynosi to dochody. Uważam, że projektowana ustawa jest krypto status quo tego, co było i co przez 14 lat się zdegenerowało. Druga sprawa związana jest z rozdziałem 2, mówiącym o organach właściwych do spraw kinematografii. Art. 6 ust. 2 pkt 1 mówi, że do obowiązków Instytutu będzie należało: „projektowanie kierunków realizacji polityki kulturalnej państwa w dziedzinie kinematografii”. Wydaje mi się, że jest to niewiele znaczący ogólnik. Polityka kulturalna musi być nazwana, a nie jest ona nazwana w skali państwowej. Nie istnieje coś takiego jak polityka kulturalna państwa. Dzisiaj państwo nie wie, co to jest polityka kulturalna, a zwłaszcza wspierania twórczości rodzimej. Warunki „buszu” doprowadziły polską twórczość do obecnego stanu, a polskie kino jest tego znakomitym przykładem. Projekt nie mówi, o jakie kino by chodziło. Ogólnie mówi się o kinie artystycznym, o kinematografii, o produkcji. Potrzebne są jakieś kryteria. Jeśli w projekcie nie zawarto rozstrzygnięcia prawnego dotyczącego powstawania twórczości filmowej, to przedłożona propozycja przypomina danie, złożone z bardzo wielu jarzyn, które jednak wcale nie służą powstaniu dobrego kina artystycznego.</u>
          <u xml:id="u-5.1" who="#SenatorKazimierzKutz">Nie będę mówił o kinie komercyjnym, gdyż ono daje sobie radę i nie trzeba dla niego konstruować ustawy. W projekcie jest mowa o Radzie Instytutu. Problematyczne jest również dawanie tak dużej władzy jednemu człowiekowi. Znamy polskie warunki, ogromne upartyjnienie, walki toczone o stanowiska i można domniemywać, że decydujący wpływ będzie miało aktualne wahadło polityczne. Dziewięcioosobowa Rada Instytutu będzie czymś w rodzaju Frontu Jedności Narodowej - będą w niej reprezentowane wszystkie branże. Rada będzie wyznaczała to, co w obszarze kinematografii będzie się nazywało polityką kulturalną. Będzie decydowała o tym, co i dlaczego trzeba popierać. W skład Rady ma wchodzić dwóch przedstawicieli środowisk twórczych, co w tej chwili nie ma specjalnego znaczenia. Są przecież twórcy, którzy w ogóle nie zajmują się kinem artystycznym, a nie ma żadnych kryteriów mówiących o tym, jacy twórcy będą wchodzić w skład Rady Instytutu. Niezależnie od tej kwestii głos środowiska twórczego w Radzie będzie zawsze wielką przegraną w walce o kino artystyczne. Można to porównać do wyniku meczu hokejowego. W projekcie ustawy nie ma mowy o tym, czym powinno zająć się państwo. Mamy w tym względzie haniebne zaniedbania. Państwo musi się zająć opieką nad twórczością. Do Europy idziemy z kartoflami, a nie z mogącymi zaistnieć talentami. Powtarzam, że projekt określa tylko to, co jest w tej chwili. Konsekwencją tej ustawy będzie dokładnie to, co mamy dzisiaj, a co jest wynikiem 14 lat zaniedbania i braku jakiejkolwiek troski o inny poziom polskiego kina.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-6">
          <u xml:id="u-6.0" who="#PrzedstawicielStowarzyszeniaFilmowcówPolskichJanuszKijowski">Będę nieco polemizował z moim przedmówcą - moim przyjacielem i wielkim mentorem. Myślę, że żadna ustawa nie jest w stanie zagwarantować poziomu artystycznego filmu i nie po to ją się tworzy. Nie ma takich przepisów, które mogłyby sprawić, że będziemy robić filmy lepsze, bardziej artystyczne i mniej komercyjne. Zgadzam się z opinią, że ustawa nie jest potrzebna filmowi komercyjnemu. Gdyby ta ustawa była uchwalona 10 lat temu, miałaby zupełnie inne znaczenie i być może zapobiegłaby powstaniu tylu niegodziwości i nadużyć, jakich byliśmy i jesteśmy świadkami. Jednak w pewnym momencie trzeba położyć temu kres i zacząć myśleć w kategoriach przyszłości. Nie chcę cytować polityków, posługujących się hasłami, mówiących o grubej kresce lub patrzeniu w przód. Myślę, że większość moich kolegów jest zmęczona tym, że w momencie rozpatrywania jednego projektu ustawy pojawia się drugi. Może się także pojawić trzeci projekt, a za chwilę dojdziemy do dwudziestolecia pracy nad ustawą o kinematografii, której wtedy już nie będzie, bo wszystko pochłonie telewizja. Popieram stanowisko moich przyjaciół dokumentalistów. Jeśli jednak film dokumentalny potraktujemy tak szeroko, jak proponuje środowisko dokumentalistów, to ustawie o kinematografii będzie podlegał reportaż telewizyjny i jakakolwiek notacja do dziennika telewizyjnego, a ich twórcy będą ubiegać się o taki sam status i dostęp do subwencji jak twórcy filmu dokumentalnego. Tę kwestię trzeba jakoś zapisać, ale nie w taki sposób, by stworzyć pole do nadinterpretacji i nadużyć. Nie znam przepisu prawnego, który służyłby zabezpieczeniu interesów dokumentalistów, twórców filmu animowanego, twórców filmów oświatowych. Trzeba pracować nad takimi zapisami i liczymy tutaj na mądrość Sejmu i jego doradców prawnych. Odnosząc się do kwestii owych 500 filmów chciałbym zwrócić uwagę na ich bardzo różny status. Trzeba inaczej spojrzeć np. na pewną ciągłość zespołu „Tor”, kierowanego obecnie przez Krzysztofa Zanussiego. Temu zespołowi trudno jest rozstać się z produkcjami, robionymi przed 1990 rokiem. Mówimy, że te produkcje powstały za państwowe pieniądze, a za jakie środki realizowane są filmy po roku 1990? Są produkowane ze środków budżetowych - ze środków Ministerstwa Kultury, połączonych ze środkami TVP SA i sporadycznie ze środkami Canal+. Czasami są w to włączone pieniądze prywatnych sponsorów. Krzysztof Zanussi ma prawo mówić, że są to jego filmy, przez niego wypracowane. Przecież włożono w nie jakiś kapitał intelektualny. Producent przed rokiem 1990 był takim samym jak dzisiaj producentem. W tej chwili producent filmowy również nie ma grubego portfela i nie wkłada w produkcję własnych pieniędzy - nawet wtedy, gdy nazywa się Lew Rywin. Producenci są ludźmi, którzy przez swoją pracę, znajomości, koneksje i z notatnikiem telefonicznym w ręku zabezpieczają finansowo produkcję filmów. Tak samo działaliśmy przed 1990 rokiem. Oczywiście, niektóre zespoły przestały już istnieć. Rozumiem rozgoryczenie twórców, których filmami ktoś obraca. Sądzę, że tą materią raczej powinny zająć się sądy powszechne a nie ustawa o kinematografii. Uważam, że należy położyć kres sytuacjom, w których dzieje się jakaś rażąca niesprawiedliwość. Być może należałoby złożyć pozew do sądu, by tymi filmami nie obracali ludzie, którzy robią to we własnym interesie i bez dokonywania rozliczeń. Wątpię w to, że tę kwestię potrafimy zapisać w ustawie. W imieniu naszego stowarzyszenia apeluję o uchwalenie tej ustawy.</u>
          <u xml:id="u-6.1" who="#PrzedstawicielStowarzyszeniaFilmowcówPolskichJanuszKijowski">Jeśli tak się nie stanie, to Instytut Sztuki Filmowej nie będzie w stanie konkurować w staraniach o pieniądze unijne. Rozliczymy czas przeszły, niegodziwości czasu transformacji, moralnie poczujemy się lepiej, natomiast całkowicie oddamy pole i przestaniemy produkować polskie filmy. Jest tylko jedno rozwiązanie, służące wsparciu kina artystycznego - duży strumień pieniędzy na twórczość kinematograficzną. Jeżeli będzie powstawało 60 filmów, to być może 5, 6 czy 10 z nich będzie zasługiwać na miano filmów artystycznych. Dzisiaj produkuje się 10 filmów rocznie i być może pojawią się ciekawe artystycznie propozycje, ale nie powstanie żadna profesjonalna produkcja artystyczna.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-7">
          <u xml:id="u-7.0" who="#PosłankaIwonaŚledzińskaKatarasińska">Spróbuję wyjaśnić problemy związane z definicją filmu. Chodzi o film, który może być wyświetlany w kinie, a więc w grę nie wchodzi reportaż czy jakaś notacja dla dziennika telewizyjnego. Zupełnie innym problemem jest kwestia dystrybutora lub sieci kin. W myśl zaproponowanej definicji filmami będą również filmy dokumentalne.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-8">
          <u xml:id="u-8.0" who="#PrzewodniczącyStowarzyszeniaAutorówFilmowychKonradSzołajski">Chciałbym sprostować kilka nieścisłych informacji. Pan senator Kazimierz Kutz mówił o 500 filmach wyprodukowanych do roku 1990. Pan minister Rafał Skąpski sporządził symulację, przedłożoną w uzasadnieniu projektu rządowego. Z tytułu sprzedaży tych filmów uzyskuje się 5 mln zł rocznie. W skali budżetu państwa ta kwota plasuje się poniżej błędu statystycznego, zaś w skali kinematografii te środki stanowią dość dużą sumę. Taką kwotę państwo dokłada do produkcji 7 filmów fabularnych. W tej chwili te środki są użytkowane przez kilka państwowych studiów filmowych, dosłownie przez kilka osób. Choć jestem młodszy od pana Kazimierza Kutza, to jednak doskonale rozumiem jego gorycz i gniew. Chodzi o dorobek kilkuset polskich twórców filmowych, który w tej chwili jest konsumowany przez bardzo wąskie grono osób. Wydaje mi się, że mamy do czynienia z jakimś rodzajem zawłaszczenia majątku państwowego. Myślę, że to, o co dopomina się pan senator Kazimierz Kutz, ma wymiar zarówno moralny jak i praktyczny, gdyż moglibyśmy mieć rocznie o 7 filmów więcej. Chciałbym zapytać o to, jaki mamy horyzont czasowy, jeśli nasza dyskusja ma dotyczyć generaliów. Niewątpliwie, nie będzie tej ustawy w momencie naszego wejścia do Unii Europejskiej. Termin jest tak bliski, że nie ma żadnych szans na pojawienie się nowego prawa filmowego. Możemy więc zapomnieć o ściganiu się z czasem i o staraniach się o to, by za 5–6 tygodni mieć pospiesznie zredagowane nowe przepisy. Takie działanie po prostu nie ma sensu. Poprzednia ustawa działała przez kilkanaście lat i przez przynajmniej kilkanaście lat będzie funkcjonowała ustawa opracowywana w tej chwili. Nie ma więc sensu pośpiech tylko po to, by zdążyć ją przygotować w terminie, którego absolutnie nie da się dotrzymać. Sądzę, że warto zastanowić się nad tym, co w tej chwili można zrobić nie tylko w zakresie tej ustawy, ale w ogóle w zakresie działania Ministerstwa Kultury i dofinansowywania polskiej twórczości filmowej. Istnieje szereg środków, niewykorzystywanych przez Ministerstwo Kultury czy też władze państwowe. Mająca miejsce od 15 lat sytuacja istnieje legalnie dzięki starej ustawie o kinematografii z 1987 roku. W tej chwili większość polskiej kinematografii jest kinematografią prywatną, mimo że w 1987 roku w ogóle nie przewidywano produkcji filmów ze składek telewizyjno-budżetowo-prywatnych. Zostało to wprowadzone przez prawo „powielaczowe”. O ile wiem, pozostaje ono w kompetencji ministra kultury. Wyścig z czasem, o którym mówił pan Janusz Kijowski, można spokojnie zastąpić ewolucyjnym, spokojnym zmienianiem obecnej sytuacji przy wykorzystaniu instrumentów, posiadanych przez władzę państwową. Płynący na kinematografię strumień pieniędzy może się powiększyć bez ustawy. Nie oznacza to, że ma jej nie być. Chcemy mieć tę ustawę i pragniemy, by polska kinematografia działała według prawa europejskiego. Nic się nie stanie, jeśli nie będziemy jej mieć za 5 tygodni lub nawet za pół roku - pod warunkiem, że władze państwowe będą myślały o kinematografii, o kinie jako części kultury i starały się o to, by były pieniądze na kinematografię i by były dzielone w sensowny sposób.</u>
          <u xml:id="u-8.1" who="#PrzewodniczącyStowarzyszeniaAutorówFilmowychKonradSzołajski">W instytucjach zajmujących się państwem z ramienia państwa panuje atmosfera czekania na ustawę i bezczynność. Dzisiejsze spotkanie wyraźnie świadczy o tym, że nadal są sprzeczne opinie wobec ustawy. W środowisku filmowym różne grupy mają różne interesy. Ustawy nie zdążymy przygotować również wtedy, gdy nie będziemy próbować wykorzystać istniejących instrumentów. Jeżeli tego nie zrobimy, to po prostu kinematografia upadnie jeszcze niżej niż w tej chwili. Apeluję do prezydium Komisji i kierownictwa Ministerstwa Kultury, by robić te rzeczy, które mogą być robione w tej chwili. Wiemy przecież, że za kilka tygodni może nie być tego Sejmu. Czy wtedy przestanie istnieć kinematografia? Próbujmy działać tak, aby filmy w Polsce nadal powstawały. Chciałbym wyjaśnić kwestię definicji filmu. Czym innym jest definicja filmu, która określa, co ewentualnie mogłoby być dofinansowane, a czym innym są projekty, na które płyną realne środki. Mam przyjemność być ekspertem komisji oceniającej projekty dokumentalne. Zapewniam, że napływa do nas bardzo dużo różnych projektów i bardzo wiele z nich spełnia formalnie kryteria projektów artystycznych. Jednak tylko nieliczne uzyskują naszą pozytywną opinię, a więc nie ma niebezpieczeństwa, że będziemy chcieli dofinansowywać np. projekt pt. „Powtórka wiadomości z telewizji”. Byłby to jakiś absurd. Komisje eksperckie i oceniający projekty fachowcy istnieją właśnie po to, by odrzucać wszystko, co po prostu jest szmirą bądź komercją. Definicja filmu powinna być możliwie szeroka, aby mogły być dofinansowywane rozmaite formy filmowe, potrzebne np. dla archiwizacji tego, co widać na ulicy. Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że w polskim filmie nie najgorzej są opisane lata 60-te i 70-te, natomiast lata 90-te są praktycznie „czarną dziurą”. Jeśli za kilka lat będziemy chcieli zrobić film, opisujący lata 90-te, to będzie bardzo trudno sięgnąć po jakiekolwiek archiwalia, gdyż po prostu ich nie ma. Stało się tak, ponieważ przestano myśleć w sposób, który zaprezentował pan Ignacy Szczepański. Gorąco popieram postulat szerokiej definicji filmu i apeluję o myślenie w kategoriach wizji tego, czemu służyć ma ta ustawa. Bardzo dobrze się stało, że w projekcie poselskim jest mowa o jakimś sposobie opodatkowania telewizji. Art. 13 ust. 2 pkt 9 przewiduje jakiś odpis na podstawie ustawy o radiofonii i telewizji. Takiego zapisu nie było w projekcie rządowym. Bez jakiegoś rodzaju opodatkowania telewizji, bez instrumentu w postaci przedłużenia licencji stacjom telewizyjnym pod warunkiem wnoszenia opłat na kinematografię, nowe prawo filmowe nie będzie miało żadnego sensu. We wszystkich krajach europejskich jest to podstawa jej finansowania. Bardzo dobrze, że w projekcie poselskim expressis verbis jest powiedziane to, że Polski Instytut Filmowy nie prowadzi działalności w zakresie produkcji filmowej. Gdyby to robił, to sam sobie przyznawałby pieniądze. Przecież szef każdej instytucji będzie wolał włożyć pieniądze do własnej kieszeni i kieszeni pracowników niż wypuścić je na zewnątrz. Właśnie dlatego gorąco popieramy proponowane rozwiązanie. W rozpatrywanym projekcie niezbyt jasno określony jest sposób i tryb wybierania przedstawicieli środowisk do Rady Instytutu.</u>
          <u xml:id="u-8.2" who="#PrzewodniczącyStowarzyszeniaAutorówFilmowychKonradSzołajski">W tej kwestii pragnę poprzeć opinię pana senatora Kazimierza Kutza. Jeśli nie będzie wyraźnego nacisku na głos środowiska twórczego, to po prostu zawsze przeważać będą głosy reprezentantów rozmaitych (bardzo potrzebnych) zawodów filmowych, którzy będą dbali o istnienie zaplecza socjalnego, o instytucje zapewniające etaty. Będzie natomiast brakowało wizji kinematografii, która w efekcie przyniesie produkcję takich filmów, jakie powstawały w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Projekt nie kładzie nacisku na twórczość filmową. Jest to ustawa o przemyśle filmowym. Kwestia mniejszego niż 30 proc. udziału własnego producenta. W omawianym projekcie znalazł się przepis, mówiący o tym, że projekty filmowe mogą być dofinansowywane wtedy, gdy udział własny producenta będzie nie mniejszy niż 30 proc. Nie rozumiem tego zapisu. Czy chodzi o to, że do budżetu filmu wynoszącego 3 mln zł producent ma dołożyć z własnych środków 30 proc., a więc prawie 1 mln zł? A może chodzi o to, że owe 30 proc. stanowią środki pozyskane z innych źródeł - np. z telewizji bądź od dystrybutora. W praktyce żaden producent nie wkłada w produkcję filmu dużych środków własnych. Producent jest osobą lub instytucją, która ma wiedzę, ale nie posiada kapitału. Gdyby proponowany zapis potraktować dosłownie, to praktycznie z rynku wypadliby prawie wszyscy producenci. Proszę o wyjaśnienie tej kwestii i o ewentualne sprostowanie. Nie jest dla mnie jasny dalszy los instytucji filmowych, wcześniej nazywały się zespołami filmowymi, a obecnie są to studia filmowe. Dysponują one prawami do sprzedawania licencji na dystrybucję polskich filmów. Z tekstu projektu nie wynika jasno, co dalej będzie z tymi instytucjami. Obecna sytuacja jest niejako petryfikacją sytuacji, zastanej pod koniec lat osiemdziesiątych. Kiedyś system studiów filmowych opierał się na zasadzie następujących co pewien czas zmian kadrowych, wchodzenia nowych generacji filmowców. Była to swego rodzaju kuźnia talentów, a potem nastąpił okres „zlodowacenia”, w którym żyjemy do dzisiaj. Należy się zastanowić, co trzeba z tym zrobić, gdyż państwo nie powinno utrzymywać 5, 6 lub 7 bytów, które zamarły w 1989 roku. Oczywiście, są studia działające sensownie. W dyskusji przywołano osobę Krzysztofa Zanussiego i nikt nie mówił, że pan Krzysztof Zanussi źle prowadzi swoje studio. Chodzi o to, by np. powstały nowe studia, by istniejące studia musiały spełniać kryteria zawarte w ustawie z 1987 roku. Ustawa z 1987 roku wcale nie jest zła. Problem polega na tym, że nikt nie respektuje jej zapisów. Powtarzam, że konieczna jest szeroka definicja filmu. Anachronizmem jest definiowanie filmu jako czegoś, co jest przeznaczone do eksploatowania w kinie jako pierwszym polu eksploatacji na nośniku fotochemicznym. W przedłożonym projekcie kopia wzorcowa jest definiowana jako coś, co jest obrabiane fotochemicznie i jest kolorowe albo czarno-białe. Brzmi to tak, jakby było zaczerpnięte z humoru zeszytów szkolnych. Dzisiaj duża część produkcji jest realizowana na innych nośnikach. Masowo wkroczyła technika cyfrowa i niebawem nie będzie kin, wyświetlających filmy z kopii na kliszy. Jest to już powszechne w Ameryce, a w Europie powstaje sieć, która dystrybuuje filmy nie na nośniku perforowanym. W roku 2004 dziwactwem jest zamieszczanie w ustawie takiej definicji kopii wzorcowej. Nie rozumiem, dlaczego opisy od przychodów kin i dystrybutorów są ograniczone tylko do filmów pozaeuropejskich.</u>
          <u xml:id="u-8.3" who="#PrzewodniczącyStowarzyszeniaAutorówFilmowychKonradSzołajski">Czy chodzi o dopasowanie do jakiegoś prawa unijnego czy też po prostu jest to pomyłka? Nie rozumiem, dlaczego akurat mamy gnębić tylko Amerykanów. Bardzo dobrze, że projekt poselski wzmacnia pozycję Rady Instytutu. Do jej obowiązków ma np. należeć zatwierdzanie planu finansowego i jego realizacji. Co się będzie działo w sytuacji, gdy Rada tego nie zrobi? Uważam, że nowy projekt jest bardziej pluralistyczny, gdyż nie tworzy molocha w postaci Instytutu, który ma zrobić wszystko, a jeśli to się nie uda, to kinematografia upadnie. Byłoby dobrze, gdyby posłowie byli w stanie zsyntetyzować oba projekty i wziąć pod uwagę zgłaszane opinie. Mielibyśmy wtedy szansę na wypracowanie lepszego prawa.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-9">
          <u xml:id="u-9.0" who="#PosłankaIwonaŚledzińskaKatarasińska">Nie mogę odpowiedzieć na większość pytań pana Konrada Szołajskiego. Pragnę zauważyć, że art. 4 mówi o utrwaleniu „na jakimkolwiek nośniku”.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-10">
          <u xml:id="u-10.0" who="#PrzewodniczącySAFKonradSzołajski">Chodzi mi o sposób opisania kopii wzorcowej.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-11">
          <u xml:id="u-11.0" who="#PosłankaIwonaŚledzińskaKatarasińska">Jeśli chodzi o odpisy z tytułu wyświetlania filmów pozaeuropejskich, to autorzy projektu podobno powołali się na doświadczenia hiszpańskie. Nie rozpatrywaliśmy jeszcze tej kwestii. Członkowie podkomisji będą pamiętali o tych uwagach.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-12">
          <u xml:id="u-12.0" who="#PrzedstawicielFederacjiZwiązkówZawodowychPracownikówKulturyiSztukiGrzegorzPieńkowski">Pan przewodniczący Jan Budkiewicz poprosił mnie o przekazanie przeprosin za jego nieobecność na dzisiejszym posiedzeniu z powodu zagranicznego wyjazdu służbowego. Omawiany dzisiaj projekt powstał głównie w Federacji Związków Zawodowych Pracowników Kultury i Sztuki. Jest on opozycyjny wobec projektu rządowego, gdyż chcieliśmy zaprotestować przeciwko wprowadzaniu centralizacji kinematografii. Chodziło nam o stworzenie obrazu pluralistycznego, zapewniającego równość podmiotów wobec prawa ekonomicznego, w którym jakieś przywileje mają nie tylko przedsiębiorstwa państwowe, jednostki finansów publicznych. Taki sam dostęp do finansów powinny mieć również przedsiębiorstwa prywatne. W sytuacji powstania jednej centrali nie byłoby mowy o tej równości, ponieważ byłaby jakby emanacją poczynań rządowych. Byłaby ponad ministerstwem i zastępowałaby je w pewnych momentach. Jeśli istniejące studia filmowe utrzymują się bez dotacji i znajdują swoje miejsce w rynkowej grze ekonomicznej, to mają pełne prawo do współistnienia z jednostkami, nazwanymi jednostkami prywatnymi. Zwracam uwagę na to, że nie chcieliśmy ustawy pomijającej ochronę zawodów filmowych. Tych kwestii w ogóle nie ma w projekcie rządowym. Kuriozalne jest wymienienie przez ministerstwo tylko jednego zawodu - kaskaderów. Wszystkie pozostałe zawody filmowe pominięto absolutnym milczeniem. Nie chcieliśmy ustawy rezygnującej z ochrony rynku polskiego. Gdy mówimy o antyamerykańskości tej ustawy, czyli o ochronie produkcji powstałej w Unii Europejskiej, to musimy mieć również świadomość, że obecny stan prawny, w którym żaden dystrybutor nie ma nałożonego na siebie żadnego obowiązku wobec rynku, jest tylko i wyłącznie drenażem rynku polskiego na rzecz dystrybutorów, którzy wyprowadzają pieniądze poza granice Polski. Uznaliśmy, że wobec kinematografii Instytut powinien spełniać rolę służebną a nie nadrzędną. Właśnie dlatego w naszej wizji wprowadziliśmy szeroką reprezentację do Rady, jednocześnie nie mówiąc o tym, w jaki sposób swoich przedstawicieli mają wybierać organizacje reprezentatywne dla danego środowiska. Jest to sprawa tych organizacji. Nikomu nie możemy narzucać tego, kogo będzie wysyłał jako swojego przedstawiciela. Jeżeli będziemy mówili o dwóch projektach, o dwóch wizjach funkcjonowania kinematografii, to w dalszym ciągu nie będziemy mieli żadnej gwarancji na to, że włożone w nią pieniądze obrócą się w arcydzieła. Będziemy mieli do czynienia wyłącznie z dwiema koncepcjami funkcjonowania. Nie można mówić o zachowaniu status quo w sytuacji, gdy proponujemy następujące rozwiązanie: niech na rynku utrzymają się ci, którzy mogą się utrzymać i potrafią to zrobić. W dyskusji poruszono sprawę filmów wyprodukowanych w latach 1945–1987. Tak jak powiedział pan Konrad Szołajski, wszystkie wyliczenia są do sprawdzenia, gdyż zawierane są umowy i w każdym studiu filmowym można sprawdzić, za jaką kwotę sprzedano film i gdzie są pieniądze pozyskane z tego tytułu. Nie można pominąć faktu, że kinematografia to nie jest wyłącznie produkcja. Na kinematografię składa się produkcja, dystrybucja, archiwizacja i edukacja. Do tej pory zauważano przede wszystkim problemy środowiska twórczego i właśnie dlatego chcemy zwrócić uwagę na to, że kinematografia jest pewną całością i nie można forsować wysokiego stopnia dofinansowania jednego elementu kinematografii kosztem innych. Dotychczas i przed wejściem w życie obowiązującej obecnie ustawy w pełnych „reflektorach” była twórczość, dystrybucja jakoś sobie radziła, natomiast milczeniem była pomijana edukacja i archiwizacja. Proponujemy, by ze środków pozyskanych ze sprzedaży licencji dystrybucyjnych filmów, wyprodukowanych całkowicie z budżetu państwa w latach 1945–1989, utrzymywać m.in. archiwizację. W tej chwili jest tak, że Filmoteka Narodowa czasami nie ma już czego przejmować.</u>
          <u xml:id="u-12.1" who="#PrzedstawicielFederacjiZwiązkówZawodowychPracownikówKulturyiSztukiGrzegorzPieńkowski">Swoistym kuriozum stał się fakt, mający miejsce przy przejmowaniu negatywów filmowych ze zlikwidowanego Łódzkiego Centrum Filmowego. Okazało się, że z negatywu wzorcowego „Potopu” robiono kopie seryjne w związku z tym została zdarta perforacja na około 40 proc. negatywu. Potrzebne są pieniądze na rekonstrukcję tych materiałów. Jeśli tej kwestii nie uregulujemy w formie ustawowej, to w ogóle nie ma sensu mówić o dziedzictwie kulturowym. Jeżeli za kilka lat nie będziemy mieli o czym mówić, to nie będziemy mieli również produkcji. W ramach moich codziennych obowiązków stykam się również z młodymi ludźmi, którzy mają poświęcić się twórczości filmowej. Ci młodzi ludzie nie mają dostępu do tego, co było dziedzictwem kulturowym, nie mają dostępu edukacyjnego. Jeżeli obecnie istniejące studia filmowe wypracowują jakieś fundusze i jeśli uruchomiona w tej chwili możliwość zostanie zlikwidowana przez projekt rządowy, to proponujemy, by scalanie praw odbywało się w tym samym miejscu, w którym znajdują się materiały, czyli w Filmotece Narodowej. Nie można doprowadzić do sytuacji, w której jedna instytucja (Instytut Filmowy) będzie obracała prawami i czerpała korzyści, a druga instytucja (państwowe archiwum filmowe o statusie zbioru narodowego) będzie łożyła na utrzymanie archiwum i jednocześnie nie miała z tego żadnych korzyści. Nie może być tak, że kosztem jednego pola kinematografii będzie finansowane inne. Kinematografia musi funkcjonować jako całość. Mamy świadomość, że rozpatrywany dzisiaj projekt nie jest doskonały, że można mieć do niego wiele zastrzeżeń. Cieszymy się, że funkcjonuje on jako oficjalny projekt, gdyż jest oficjalna możliwość wyboru między dwiema koncepcjami. Mamy nadzieję, że te dwa projekty staną się podstawą do dyskusji nie tylko w środowiskach, ale również w Komisji o przyszłym kształcie kinematografii, o tym, jak ma funkcjonować jako całość. Całkowicie zgadzam się z opinią pana Konrada Szołajskiego w kwestii tempa prac. Do 1 maja br. nie można podejmować zobowiązania uchwalenia prawa o kinematografii. Pamiętamy np. zobowiązania związane z budową Dworca Centralnego, który w tydzień po otwarciu był remontowany. Zamiast się spieszyć, powinniśmy myśleć o skonstruowaniu dobrego prawa, które będzie funkcjonowało w długim horyzoncie czasowym. Deklarujemy współpracę z każdym, kto będzie chciał z nami rozmawiać o przyszłym kształcie kinematografii. Nie może to być rozmowa, odbywająca się na takiej zasadzie, że mamy swoje zastrzeżenia i opinie, które następnie zostaną pominięte milczeniem.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-13">
          <u xml:id="u-13.0" who="#PrezesKrajowejIzbyProducentówAudiowizualnychAleksanderWalczak">Formalne stanowisko Izby zostało przekazane do projektu rządowego. Zawarte w nim uwagi w pewnej części odnoszą się również do projektu poselskiego. Omawiany projekt przewiduje, że Instytut jest państwową osobą prawną. Nasza Izba w dalszym ciągu zwraca uwagę na to, że najlepszą formułą prawną byłaby fundacja, a więc osoba prawna, dająca szansę na większą niezależność od organów państwa, od administracji. Myślę, że byłoby to korzystne dla środowiska. Kwestia możliwości prowadzenia działalności gospodarczej przez Instytut. Projekt rządowy w sposób szczególny akcentuje to, że Instytut jest wielkim organizmem, który właśnie jest uczestnikiem rynku. W projekcie poselskim mamy wyłączenie produkcji, natomiast przewidziana jest możliwość prowadzenia działalności gospodarczej w innych sferach. Sugerujemy, by wprowadzić zasadę mówiącą, że Instytut nie prowadzi żadnej działalności gospodarczej, ponieważ jest szczególnym rodzajem podmiotu, który wspiera działalność gospodarczą. Kolejną istotną sprawą są przychody Instytutu pochodzące z kin. Krajowa Izba z dużym wysiłkiem próbowała doprowadzić do porozumienia ze stowarzyszeniami kinowymi i dystrybucyjnymi. Te stowarzyszenia będą akceptowały wprowadzenie przychodów od biletów kinowych jako przychodów Instytutu pod warunkiem zwolnienia z tantiem. Wydawało się, że osiągnięcie takiego porozumienia jest bliskie, gdyż Stowarzyszenie Filmowców Polskich proponowało rozwiązanie mówiące, że zwolnione z tantiem jest pierwsze pole eksploatacji, czyli kino. Jeżeli posłowie nie zaakceptują zaproponowanego rozwiązania, to kina i dystrybutorzy będą przeciwni takim obciążeniom. Odmienne zdanie na ten temat będą mieli producenci oraz twórcy i oczywiście nic z tego nie wyjdzie. Powtarzam, że jest rozsądny kompromis i trzeba jedynie go zaakceptować. Takie rozwiązanie aprobował również ZASP. Kolejna kwestia dotyczy państwowych instytucji filmowych. Jeżeli zostaną, to będą działały w obszarze finansów publicznych. Takie rozwiązanie jest zgubne dla prowadzenia przez nie działalności. Uważam, że takie instytucje powinny być wyłączone z obszaru finansów publicznych.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-14">
          <u xml:id="u-14.0" who="#PrzedstawicielPolskiegoStowarzyszeniaNoweKinaEdytaŁasicka">Chciałabym się odnieść do kwestii opisów z biletów. Nie mamy nic przeciwko temu, aby dofinansowywać Instytut poprzez odpisy z biletu lub jakieś inne finansowe obciążenia, np. 10 gr od każdego sprzedanego biletu. W uzasadnieniu do projektu ustawy zawarto mądre i kluczowe zdanie: „obciążenia nałożone w postaci odpisów na wpływy z dystrybucji kinowej i nośników z nagranymi filmami nie muszą mieć wpływu na podwyższenie kosztów utrzymania kin i dystrybucji wideo/DVD, pod warunkiem rozsądnego zbilansowania wysokości opodatkowania i tantiem autorskich”. Właśnie o tym mówiliśmy już przy okazji projektu rządowego i projektach licznych ustaw zmieniających prawo autorskie. W tej chwili kina są bardzo obciążone tantiemami autorskimi. Od razu płacimy dystrybutorom około 50 proc. za prawo wyświetlania filmu, oprócz tego musimy płacić ponad 3 proc. tantiem za tzw. dodatkowe wynagrodzenie dla twórców. W ustawie o prawie autorskim katalog tych uprawnionych twórców jest niezwykle szeroki. Wymienia się w nim również artystów wykonawców, co jest ewenementem w skali światowej. Opowiadamy się za dofinansowaniem polskiej kinematografii przez kina, ale pod warunkiem dokładnego, rozsądnego zbilansowania z obciążeniami podatkowymi i obciążeniami z tytułu tantiem. Kwestia 7 proc. stawki podatku VAT jest już obecnie faktem. Myślę, że powinniśmy zmienić ustawę o prawie autorskim oraz doprowadzić do uchwalenia ustawy o kinematografii. W omawianym dzisiaj projekcie pojawiła się propozycja utworzenia krajowej bazy informatycznej, do której kina miałyby wprowadzać informację o każdym sprzedanym bilecie. Obawiam się, że mogłoby to stwarzać możliwość naruszenia prawnie chronionej tajemnicy przedsiębiorstwa. Poza tym nie mogę sobie wyobrazić kosztów stworzenia, wprowadzenia i utrzymania tego systemu oraz jego uszczelnienia w taki sposób, aby osoby nieuprawnione nie miały dostępu do zgromadzonych w bazie informacji.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-15">
          <u xml:id="u-15.0" who="#PosłankaIwonaŚledzińskaKatarasińska">Czy ktoś jeszcze chciałby zabrać głos?</u>
        </div>
        <div xml:id="div-16">
          <u xml:id="u-16.0" who="#PosełPiotrGadzinowski">Chciałbym podziękować za wszystkie głosu, które zwróciły uwagę na pewne słabości projektów. Właściwie od początku podkomisja uwzględnia w swojej pracy oba projekty. Rozpoczynając prace znaliśmy projekt poselski, choć wtedy nie był jeszcze oficjalnym drukiem sejmowym. Traktowaliśmy go jako materiał pomocniczy, a teraz oba projekty będą przez nas traktowane jako dwa źródła. Postaramy się wybrać rozwiązania najlepsze i na pewno nie będziemy się spieszyć, gdyż i tak nie zdążymy ukończyć prac do 1 maja br. Chcielibyśmy uchwalić tę ustawę jeszcze w tej kadencji Sejmu, ponieważ będzie to już trzecia próba jej uchwalenia.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-17">
          <u xml:id="u-17.0" who="#PosłankaIwonaŚledzińskaKatarasińska">Komisja kieruje projekt poselski do dalszych prac w podkomisji. Od tej chwili podkomisja oficjalnie będzie pracowała z dwoma projektami. Prosimy o przekazywanie uwag na piśmie do Sekretariatu Komisji. Pragnę wzmocnić wypowiedź pana posła Piotra Gadzinowskiego i zapewnić, że nie mieliśmy zamiaru uchwalenia ustawy w tempie ekspresowym - do 1 maja br., gdyż nie pozwala na to tematyka projektów. Choć mamy dwa projekty, to wydaje się, że byłoby najlepiej wtedy, gdyby był jakiś trzeci projekt. Oba projekty mają bardzo dużo mankamentów i kwestii nierozstrzygniętych. To, czy uchwalimy ustawę w tej kadencji Sejmu, zależy od tego, jak długa ona będzie. Zamykam posiedzenie Komisji.</u>
        </div>
      </body>
    </text>
  </TEI>
</teiCorpus>