text_structure.xml 55.4 KB
<?xml version="1.0" encoding="UTF-8"?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
  <xi:include href="PPC_header.xml"/>
  <TEI>
    <xi:include href="header.xml"/>
    <text>
      <body>
        <div xml:id="div-1">
          <u xml:id="u-1.0" who="#PosłankaGenowefaWiśniowska">Otwieram posiedzenie Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych. Porządek dzisiejszego posiedzenia przewiduje zapoznanie się z informacją o procesach asymilacji mniejszości narodowych w świetle badań naukowych. Czy ktoś z państwa ma uwagi do porządku obrad? Nie widzę. Stwierdzam, że porządek obrad został przyjęty. Jest to bardzo ciekawy i rozległy temat i myślę, że zgodnie z prośbami członków Komisji jeszcze nie raz będziemy się nim zajmowali.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-2">
          <u xml:id="u-2.0" who="#ElżbietaCzykwin">Stanęłam wobec dylematu, czy mówić o wszystkich mniejszościach, czy tylko o jednej, którą znam naprawdę i której poświęciłam książkę „Białoruska mniejszość narodowa jako grupa stygmatyzowana”. Jestem z Białegostoku i na Uniwersytecie, na Wydziale Psychologii i Pedagogiki mamy Zakład Edukacji Międzykulturowej, który już od kilku lat prowadzi badania w tym zakresie i próbuje także zaradzić sytuacji, tzn. powstrzymać postępującą asymilację tej grupy mniejszościowej. Wydawało mi się, że lepiej będzie, jeśli poświęci się uwagę właśnie tej jednej grupie, tym bardziej że państwo wybierają się w białostockie strony. Otóż najpierw trzeba powiedzieć, że rozpatrywanie zagadnień mniejszości narodowych osobno, tzn. bez związku z większością narodową wydaje się już dzisiaj zabiegiem nieuzasadnionym. Począwszy od lat trzydziestych do lat sześćdziesiątych wielkie triumfy święcił kierunek zwany interakcjonizmem. Ten kierunek pokazuje nam, że istnieje wyraźna współzależność między obrazem siebie grupy mniejszościowej a stosunkiem większości do tejże grupy. Proszę państwa, wydaje się dosyć oczywiste, że nie ma grup mniejszościowych gorszych czy lepszych i wizerunek, jaki grupa posiada, jest pochodną tego, co na temat myśli większość. Ten obraz staje się faktem. Niemniej jednak badanie tego zagadnienia jest bardzo trudne, ponieważ nie jest łatwo uchwycić zmiany, jakie dokonują się w subtelnej grze między większością a mniejszością. Teoria stygmatyzacji, na którą chciałam się powołać, próbuje wychwycić problem interakcyjności. Tożsamość Białorusinów, o których tutaj mówię, wynika ze słabego etosu narodowego. Na ten temat sporo miejsca i wnikliwych uwag napisał prof. Włodzimierz Pawluczuk, który pokazał i porównał etos białoruski z etosem ukraińskim i na podstawie tego można zauważyć wiele istotnych cech, które powodują, że poczucie odrębności, siła etosu grupy własnej w przypadku omawianej mniejszości jest dużo słabsza niż w przypadku mniejszości ukraińskiej. W drugim przypadku mamy własną państwowość, w drugim w zasadzie jej brak, własną religię grekokatolicyzm, tutaj rozdzielenie między katolicyzmem i prawosławiem. Etos kozacki, jaki mają Ukraińcy i brak takiego w przypadku Białorusinów. Bojownicy na miarę Petlury po stronie ukraińskiej i ich brak po stronie białoruskiej. Można by mnożyć przyczyny, które odróżniają siłę etosu białoruskiego od ukraińskiego. Dzisiaj bardzo wyraźnie widać to zagadnienie. Dlatego fakt, że ktoś, kto rodzi się w rodzinie, gdzie mówi się po białorusku czy po swojemu - językiem miejscowym, innym niż polskim - i gdzie z pokolenia na pokolenie chodzi się do cerkwi i czuje się częścią prawosławia, wcale nie oznacza, iż powie o sobie, że jest Białorusinem. Przeciwnie - przytacza się przykład rodziny, gdzie z trzech braci z tych samych rodziców jeden uważa się za Białorusina, drugi za Ukraińca, a trzeci za Polaka. To wskazuje na zagadnienie słabości etosu. Białorusinem się człowiek nie rodzi, Białorusinem się człowiek staje. Może wybrać sobie tę narodowość lub nie. Bardzo często uważa się za Białorusinów działaczy białoruskich.</u>
          <u xml:id="u-2.1" who="#ElżbietaCzykwin">Kiedy pytam „kim ty jesteś”, prowadząc wywiady, słyszę odpowiedź „no, ja jestem prawosławny”. To jest poza kwestią, jakby podkreślenie swojej odmienności. Mówię: „Nie pytam o religię, lecz o narodowość”. Odpowiada: „Ja jestem tutejszy, miejscowy”. „Ale to nie jest określenie narodowości”. Mówi zatem: „No to jestem ruski”. Pytam: „Co to znaczy?”. Odpowiada: „Ja identyfikuję się z kulturą ruską, wschodnim odłamem słowiańszczyzny”. Pytam dalej: „To znaczy jest pan Rosjaninem?”. „No nie, jestem ruski”. „Niech pan powie, jakiej jest pan narodowości?”- przyciskam do muru respondenta. „A to, wie pani, w dowodzie mam napisane Polak”. I dopiero po dłuższej chwili pada stwierdzenie, że jest Białorusinem albo Ukraińcem. Ale jest to wymuszone i ma czasem charakter artefaktu. W celu pokazania istnienia słabego etosu podjęliśmy badanie. Nadarzyła się bardzo ciekawa sytuacja. W eliminacjach do mistrzostw świata w piłce nożnej w jednej grupie znaleźli się Ukraińcy, Białorusini i Polacy. Dla nas interesującą rzeczą było spytanie młodych ludzi w liceum ogólnokształcącym białoruskim w Hajnówce i w Bielsku Podlaskim, z kim trzymają i kto jest ich faworytem. Wydawało się nam się dosyć oczywiste, że będą wybierali Białorusinów. Podobne pytanie zadawaliśmy w Górowie Iłowieckim w szkole ukraińskiej. Ankietę przeprowadziliśmy także w dwóch polskich liceach w Białymstoku. Badania jednoznacznie pokazały, że mniejszość białoruska identyfikuje się z Polakami i trzyma za polską drużyną. Zupełnie inaczej niż to jest w przypadku Ukraińców, gdzie jednoznacznie wykazano sympatię po stronie drużyny ukraińskiej. Co więcej, mimo porażek Ukrainy okazało się, że Ukraińcy stali po stronie swojej reprezentacji. Zostały przeprowadzone jeszcze inne badania, które znajdują się w stadium podsumowania. Mianowicie przebadałam parafię prawosławną św. Mikołaja w Bielsku Podlaskim. Przeanalizowałam, na podstawie aktów chrztu, imiona dzieci urodzonych w okresie od 1944 r. do 2000 r. Podzieliłam je cztery grupy. Pierwsza z nich składa się z typowych imion prawosławnych, które występują w kalendarzu prawosławnym i nie ma ich w kalendarzu polskim. Druga grupa zawiera imiona występujące tylko w kalendarzu polskim. Trzecia składa się z imion uniwersalnych, które można znaleźć w obu kalendarzach. Czwarta zawiera pojedyncze imiona nadawane po 1989 r., które nie występują w żadnym ze wspomnianych kalendarzy. Sądzę, że były inspirowane przez seriale telewizyjne. Jednym z wniosków tych badań jest stwierdzenie faktu, iż mniej więcej do 1960 r. nie ma w ogóle imion nieprawosławnych. Potem zaczyna się stopniowy proces asymilacji i krzywa imion prawosławnych spada może nie gwałtownie, ale systematycznie. Od około 1975 r. jest zauważalna tendencja powrotu do tradycyjnych imion. Tak więc, proszę państwa, te dane i fakty wskazują na słaby etos białoruski. Można powiedzieć, że jest to grupa narodowa, która tonie bez krzyku. Nie domaga się zbyt wiele. Po prostu asymiluje się powoli, acz systematycznie. Drugim aspektem dotyczącym interakcyjności jest zagadnienie stosunku Polaków do Białorusinów. Możemy zauważyć, że jest on raczej niechętny. Na skali sympatii i antypatii ta grupa znajduje się zwykle po tej stronie minusowej. Bilans jest niechętny. W badaniach ogólnopolskich, reprezentatywnych przeprowadzonych przez Barbarę Wilską-Duszyńską i powtarzanych przez OBOP widać wyraźnie, że istnieje trójka nacji mniejszościowych, tzn. Białorusini, Ukraińcy i Rosjanie. Są zwykle koło siebie i przemieszczają się na tej skali trochę w górę lub w dół, ale zawsze pozostają na minusie. Stąd pani profesor sformułowała stwierdzenie, że są to tzw. Ruscy, których odbiera się bez różnicowania na grupy.</u>
          <u xml:id="u-2.2" who="#ElżbietaCzykwin">Przy czym Białorusini z tej trójki cieszą się nieco większą sympatią. Rosjanie mniejszą, a Ukraińcy najmniejszą. W badaniach socjologicznych można zauważyć także, że brak tych zróżnicowań jest uzależniony od odległości Podlasia, na którego terenie świadomość mniejszości jest jednak większa i zróżnicowanie występuje silniej niż np. we Wrocławiu czy w Poznaniu. Dosyć charakterystyczną i nową rzeczą, którą pokazują najnowsze badania, jest pojawianie się w świadomości pewnego rodzaju niekorzystnej alternatywy. Mianowicie media nagłaśniają alternatywny punkt widzenia w stosunku do Białorusina i białoruskości. Chodzi przede wszystkim o Białoruś po tamtej stronie Bugu. Często się słyszy stwierdzenie: „Albo idziemy do Europy, albo będzie u nas jak u Łukaszenki”, „Albo dołączymy do nowoczesnych państw, albo będziemy krajem takim jak Białoruś”. Taka alternatywa jest dosyć powszechna i rzeczywiście utrudnia poprawienie obrazu w świadomości większości Polaków. Zupełnie nowe badania profesora Andrzeja Sadowskiego wskazują, że zaledwie 17% z reprezentatywnej próby mieszkańców Podlasia uważa, że problemy mniejszości narodowych powinny znajdować się w miejscowej gazecie. Myślę, że te dane są bardzo ważne, ponieważ pokazują nie tyle dyskryminujący stosunek polskiej większości do tej grupy, co raczej obojętność lub niechęć. Podsumowaniem tego jest stwierdzenie użyte przez prof. Andrzeja Sadowskiego, iż kultura polska stanowi przedmiot aspiracji i pożądania zdecydowanej większości mniejszości białoruskiej w Polsce. Istnieje przeto wśród nich swoiste przyzwolenie społeczne na procesy asymilacyjne ku polskości. W sytuacji kiedy mamy do czynienia ze słabym etosem Białorusina i niechętną postawą większości polskiej, można powiedzieć, że ważne jest podejście poprzez sformułowaną w latach sześćdziesiątych przez Ervinga Goffmana teorię stygmatyzacji, która do dzisiaj jest rozwijana. Słowo stygmat nam Polakom kojarzy się z ojcem Pio i stygmatami Chrystusa. Jest to wersja rzymska. Wcześniejsza, grecka oznacza piętno czy też negatywne naznaczenie. Ta teoria mówi, że proces stygmatyzacji przebiega w sposób nieświadomy dla strony większościowej, która nie zauważa, że traktuje grupę mniejszościową w sposób niechętny czy uraża nieumyślnie. Jest to bardzo ważne rozróżnienie, ponieważ słowo dyskryminacja kładzie akcent na świadomy sposób naznaczania takiej grupy. Badanie stygmatyzacji może się dokonywać tylko od strony grupy mniejszościowej, a nie od strony większości. I widać, że grupa mniejszościowa cierpi w milczeniu, buduje poczucie krzywdy w relacjach z polską większością. Chcę jeszcze raz powtórzyć, że wszelkie analogie w rodzaju kat i ofiara są nie na miejscu, ponieważ mamy do czynienia z zachowaniami nie do końca świadomymi. Teoria stygmatyzacji jest rozwinięciem innej bardzo ważnej teorii dewiacji. Za dewianta uważa się kogoś, kto łamie społeczne normy i przez to jest społecznie karany. W przypadku stygmatyzacji nie tylko nie następuje łamanie norm, ale wręcz przeciwnie - osoby mogą przestrzegać tych norm, być wzorowymi obywatelami. Z taką sytuacją mamy do czynienia, jeśli chodzi o mniejszość białoruską. Białorusini czują się w sensie obywatelskim jak najbardziej częścią Polski. Nie identyfikują się z Białorusią po tamtej stronie Bugu. Teoria stygmatyzacji wchłania w siebie inną ważną teorię stereotypów, która wiele nas uczy na temat traktowania jednych grup przez drugie.</u>
          <u xml:id="u-2.3" who="#ElżbietaCzykwin">Jak mówi Erving Goffman, stereotypy stanowią serce stygmatyzacji. Badanie stereotypów Białorusina gubi interakcyjny charakter, który chciałabym jednak tutaj podkreślić. Stygmat przede wszystkim polega na tym, że kogoś nie odbiera się, ponieważ posiada takie czy inne cechy indywidualne. Ale stygmat występuje także jako logo osoby i następuje zamknięcie wszystkich egzemplarzy danej kategorii osób w jeden sposób oglądu. Jest to oczywiście bardzo niekorzystne i stąd mamy dwojakiego rodzaju obronę przed stygmatyzacją. Pierwszy sposób polega na ukrywaniu stygmatu. Drugi polega na tworzeniu enklaw społecznych. Są to dwie formy charakterystycznych zachowań grupy mniejszościowej. Obserwujemy więc chowanie stygmatu poprzez ukrywanie imion i nazwisk, swojej przynależności do prawosławia. Ogólnie rzecz biorąc proces ukrywania stygmatu nakłada się na procesy asymilacyjne. Najpierw wytraca się związki z ziemią, czyli tradycją wiejską, co następuje w pierwszym pokoleniu. Zapomina się o pracy rolnika i o wszystkich zachowaniach właściwych dla ludzi ze wsi. Później, w drugim pokoleniu wytraca się język. Dzieci na ogół już nie mówią po swojemu. Trzecią barierą najbardziej twardą, trudną do przełamania jest wiara, czyli prawosławie. Jesteśmy w tej chwili świadkami sanacji prawosławia, odrodzenia się myśli prawosławnej, jak i aktywności ludzi świeckich wokół cerkwi. Dowodem na to jest zwiększająca się z każdym rokiem liczba osób podczas uroczystości Przemienienia Pańskiego na świętej górze Grabarce, gdzie pobliskie miasto Siemiatycze pojawia się już prawie w komplecie. To dotyczy nie tylko strony prawosławnej, lecz także katolickiej. Tak więc ta bariera okazje się być bardzo ważna i jakby zmienia strukturę tożsamości badanej mniejszości narodowej z akcentowaniem raczej jej strony prawosławnej niż przynależności etnicznej. Dla państwa będzie także interesujące wskazanie na wybory, które pokazują wyraźnie, że ugrupowania, które występowały pod sztandarem narodowym, osiągały słabe wyniki. Dopiero te grupy, które jednoczyły się pod hasłami związanymi z prawosławiem i z cerkwią uzyskiwały wyniki jakkolwiek nie dające 5%, to jednak blisko się tego progu sytuujące. Można więc powiedzieć, że warto myśleć o obronie przed asymilacją, ponieważ ta grupa stanowi niezwykle wartościowego partnera do dialogu w naszych sprawach polskich. Jest to mniejszość, której punkt widzenia jest odmienny, niemniej ugruntowany, tradycyjny, w jakiś sposób świadomy. Jest to grupa bardzo związana z państwem polskim, bardzo lojalna w sensie obywatelskim, taka swoja i nieswoja, stosunkowa łatwa dla trenowania i ćwiczenia naszego stosunku do odmienności przed naszym wejściem do Unii Europejskiej. Jest to mniejszość, która jest odmienna, ale mówi po polsku, jest wśród nas. W Białymstoku w każdej klasie jest zwykle pięcioro dzieci pochodzenia prawosławnego. Jest więc ogromna szansa na to, żeby nie mówić tylko o Eskimosach i Afrykanach, przy całym szacunku dla tych grup, ale także o mniejszości, która jest wśród nas. Chcę przypomnieć, że 74% młodych chłopców - mówię o dzieciach polskich, z zawodówki mechanicznej, ogromnej szkoły, którą przebadałam - nigdy nie było w cerkwi. Tak więc to życie w enklawach, niestapianie się tych grup jest jakimś problemem.</u>
          <u xml:id="u-2.4" who="#ElżbietaCzykwin">Pewne nadzieje były wiązane z wprowadzeniem religii do przedszkoli i szkół. Niestety, one totalnie zawiodły. Religia katolicka i prawosławna są wykładane niezależnie od siebie, jakby bez dostrzegania faktu, że jest to jedno chrześcijaństwo. Zostało stwierdzone przez psychologów, przede wszystkim przez amerykańskich, którzy z racji tego, że Ameryka jest krajem wielonarodowym, iż nastąpiła zmiana myślenia na temat mniejszości, chociaż Stany Zjednoczone nie są dla nas najwłaściwszym wzorcem w rozwiązywaniu problemów mniejszości. Niemniej wskazuje się, że ludzie, którzy są dwukulturowi, dwujęzyczni dużo lepiej zachowują się w sytuacjach trudnych, nowych, w których trzeba zachować się w sposób bohaterski. Powrót do korzeni, podtrzymywanie tradycyjnych tożsamości ułatwia i wzbogaca poczucie humoru, umiejętność twórczego myślenia, niestereotypowego kojarzenia. Krótko mówiąc, ta mniejszość narodowa, aczkolwiek nie sprawia nam kłopotu, co może dla polityków rodzić lub nie niechęć do interesowania się nią. Wydaje mi się, że ze względu na nią i z uwagi na większość polską należy mieć na uwadze przechowywanie cennych tradycji, podtrzymywanie tożsamości i niedopuszczenie do całkowitej asymilacji. Na tym chciałabym zakończyć swoje wystąpienie, ale chętnie wrócę do tych wątków, które państwu wydadzą się interesujące.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-3">
          <u xml:id="u-3.0" who="#PosełJerzyCzerwiński">Jaki jest wpływ samoidentyfikacji poszczególnych narodów: ukraińskiego, białoruskiego i rosyjskiego na pozycję i etos mniejszości narodowych w Polsce związanych z tymi narodami?</u>
        </div>
        <div xml:id="div-4">
          <u xml:id="u-4.0" who="#ElżbietaCzykwin">Myślę, że jest to działanie pośrednie. Im głębsze jest poczucie samoidentyfikacji, tym chętniej manifestuje się swoją przynależność do grupy mniejszościowej. W ten sposób następuje rozwijanie tradycji, języka, religii, próby rozmawiania, komunikowania innym także swojego etosu w sytuacji, kiedy samoidentyfikacja jest silna. To sprawia, że pojawia się zainteresowanie grupy większościowej tą właśnie grupą mniejszościową. Taki proces obserwujemy w przypadku Ukrainy. Ukraińcy artykułują dosyć jasno swoje poglądy. Są dumni ze swojej przynależności narodowej. I to budzi pewien respekt, a przede wszystkim zainteresowanie. Chciałam także zwrócić uwagę, że wiedza jest niezwykle istotnym elementem w rozmowach stron. Poziom zaś wiedzy Polaków na temat bliskich sąsiadów białoruskich jest żenujący. W szkole zawodowej, o której już mówiłam, na pytanie, czy prawosławie jest religią chrześcijańską, tylko 40% uczniów odpowiedziało twierdząco, reszta zaś negatywnie. To są już bardzo elementarne rzeczy.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-5">
          <u xml:id="u-5.0" who="#WojciechBurszta">Nawiązując do wypowiedzi pani profesor, chciałem powiedzieć, że już Kolberg w materiałach dotyczących Białorusinów wskazywał na kłopoty identyfikacyjne, jakie miała ówczesna ludność. Jest to więc trwała cecha. Pani profesor powiedziała, że ta mniejszość tonie bez krzyku. Widać jednak, że nie do końca tonie, ponieważ po stu latach ten problem ma dość podobne oblicze. Jak to będzie w przyszłości, zobaczymy. Swoje wystąpienie przygotowałem trochę inaczej, bez konsultacji z moją przedmówczynią. Mianowicie chciałbym poruszyć najpierw kilka podstawowych kwestii poczynając od samego pojęcia asymilacji, które - wbrew pozorom - nie jest takie proste i często je się wadliwie albo zbyt jednostronnie rozumie. Potem chciałbym zająć się problemem wielokulturowości, który tylko pośrednio wiąże się z głównym tematem, tzn. informacją o asymilacji, oraz kwestią rodzenia się w tej części Europy mniejszości etnicznych o zupełnie innym charakterze niż dotychczasowe zakorzenione, znane historycznie mniejszości narodowe. Jak już wspomniałem, pojęcie asymilacji ma bardzo wiele znaczeń. Część z nich ma konotacje bardzo naukowe, część zaś jest rozumiana potocznie i w sumie dość negatywnie. Przede wszystkim cechuje je wielka niejednoznaczność. Wydaje się, że na podstawowym poziomie nie ma kłopotów z jej zdefiniowaniem. O asymilacji mówi się wówczas, kiedy ma się do czynienia z pewnym procesem przystosowywania się, który występuje w kontaktach zbiorowych czy jednostkowych. Są to kontakty polegające na konfrontacji różnych kultur. W rezultacie takiego kontaktu jedna z grup albo nawet poszczególne jednostki całkowicie rezygnują z własnej kultury i przyjmują cudzą. W takim rozumieniu pojęcia asymilacji mniejszość podporządkowuje się większości albo przyjmuje kulturę większości. Próbowano bliżej określić różne aspekty asymilacji. Zwracano uwagę, że ten proces nie jest ani jednoznaczny, ani jednostronny. Jeżeli zaś dochodzi do wzajemnych kontaktów między grupami mniejszościowymi a większościowymi, wówczas wytwarza się pewien nowy rodzaj może nie kultury, lecz pewnej świadomości. W polskiej literaturze teorię określaną mianem prawa asymilacji narodowej sformułował wybitny, przedwojenny badacz Leon Wasilewski, który wprowadził bardzo istotne rozróżnienie między asymilacją spontaniczną a asymilacją wymuszaną rozumianą jako wynaradawianie, denacjonalizacja. Na tym nie kończy się historia pojęcia asymilacji. Z czasem ulegało ono coraz większemu rozszerzeniu. Powiadano, że asymilacja dotyczy nie tylko procesów przystosowywania się występujących w grupach imigrantów, lecz występuje wszędzie tam, gdzie jednostki i grupy znajdują się w nowej sytuacji, w której dotychczas stosowane wzory działań, wzajemnych oddziaływań, kryteria ocen i modele kulturowe nie dają możliwości zaspokojenie potrzeb i uczestnictwa w życiu zbiorowym. Można więc powiedzieć, że asymilacja jest ujmowana dwojako. Jako proces jednokierunkowy polegający na upodobnianiu się mniejszości do większości albo jako proces wzajemnego przenikania się i zlewania.</u>
          <u xml:id="u-5.1" who="#WojciechBurszta">Zauważono, że poszczególne rodzaje asymilacji wzajemnie na siebie oddziałują, ale to wcale nie oznacza, iż przebiegają w tym samym czasie z analogicznym natężeniem. Wystarczy prześledzić historię prób asymilacji, z jaką mieliśmy do czynienia z jednej strony w dwudziestoleciu międzywojennym, z drugiej w okresie od 1945 do roku 1989. Jeśli mówi się o asymilacji, to bardzo często pojawia się drugie pojęcie, chociaż w odniesieniu do kontynentu europejskiego nie jest stosowane, jednak warto o nim wspomnieć. Mianowicie mówi się o akulturacji. To pojęcie wywodzi się przede wszystkim z badań nad rozmaitymi wspólnotami plemiennymi, zwłaszcza nad indiańskimi na kontynencie północnoamerykańskim i w Ameryce Południowej. Terminem akulturacji nazywano ostateczną asymilację kultur indiańskich do dominującej większości albo do kultury białych albo Metysów. Tak więc akulturacja oznaczałaby skuteczny, udany proces asymilacji. Należy pamiętać, posługując się pojęciem asymilacji i odnosząc je do warunków polskich, że nabiera ono zupełnie innego sensu w społeczeństwach nazywanych do niedawna pluralistycznymi, a dzisiaj nawet określanych wielokulturowymi czy wieloetnicznymi. Te trzy terminy zamiennie się pojawiają. W tych społeczeństwach we wzajemne kontakty wchodzi nie tylko jedna grupa dominująca i jedna czy kilka mniejszościowych, lecz wiele traktowanych, przynajmniej w punkcie wyjścia, jako równoprawne ugrupowania etniczne. I takim modelowym przykładem są Stany Zjednoczone Ameryki. Z podobną sytuacją mamy do czynienia w społeczeństwach imigranckich, takich jak australijskie, nowozelandzkie, również szwedzkie, o czym często się zapomina. A przecież Szwecja jest powszechnie uważana za modelowy przykład wielokulturowego społeczeństwa. W odniesieniu do Ameryki mieliśmy do czynienia z trzema wielkimi ideologiami asymilacji. Pierwsza, najbardziej podstawowa to była koncepcja anglokonformizmu, zgodnie z którą asymilacja dokonywała się na zasadzie przyjęcia narodowej kultury angielskiej; druga to koncepcja tygla znana pod nazwą melting-pot, zgodnie z którą rezultatem procesu asymilacji było powstanie zupełnie nowej kultury amerykańskiej. Jest to rezultat wymieszania się, czyli amalgamacji elementów wniesionych przez różne grupy etniczne. Nikt się wówczas nie zajmował Indianami i nie traktował ich poważnie. Nikt z emigrantów nie mógł sobie rościć prawa do pierwotności, jeśli chodzi o przybycie na kontynent amerykański. Dominowało kryterium ilościowe i najwięcej było przedstawicieli kultury angielskiej. Natomiast wszystkie kultury miały, tak jak metale szlachetne, stapiać się i tworzyć nową jakość. Zatem dobrowolna asymilacja wszystkich po to, aby powstała kultura amerykańska, nienaznaczona etnicznie, chociaż po latach się okazało, że jednak chodziło o kulturę spod znaku białych Amerykanów protestantów, którzy zdobyli przewagę. Druga fala asymilacji również była związana z pojęciem wrzącego tygla, ale kładziono nacisk na dobrowolność mieszania się kultur i brano pod uwagę jednak to, aby z tych tradycji etnicznych bardzo różnorodnych, które były na kontynencie amerykańskim, coś zachować, aby amalgamacja nie była całkowita. Z tej teorii w sposób logiczny narodziła się trzecia koncepcja pluralizmu kulturowego, zgodnie z którą asymilacja polega na tworzeniu jednego narodu poprzez wzajemne uznanie i zaakceptowanie kulturowej różnorodności grup etnicznych wchodzących w jego skład. Dzisiaj teorie asymilacyjne każdego z tych trzech rodzajów są akurat w Stanach Zjednoczonych w zdecydowanym odwrocie na rzecz ideologii multikulturalizmu. Ale jest to temat osobny i tylko go sygnalizuję. W każdym razie to są bardzo podstawowe uwagi dotyczące pojęcia asymilacji, ale już one wystarczą, aby powiedzieć, co następuje.</u>
          <u xml:id="u-5.2" who="#WojciechBurszta">Mianowicie te teorie asymilacyjne są traktowane w świecie nauki i w świecie polityki dość niechętnie. Z dużym podejrzeniem się na nie spogląda jako na procesy, w rezultacie których zatraca się coś niezwykle istotnego dla demokracji, a więc kulturową różnorodność na rzecz formy unifikacji, która jest może po części dobrowolna, ale też może być wymuszana odpowiednim systemem szkolnictwa, regulacjami prawnymi i stosowną polityką. Także na gruncie polskim, z zupełnie innych względów, pojęcie asymilacja kojarzy się współcześnie negatywnie, jako że to pojęcie jest związane z rządami komunistycznymi. Jest to również ogromny temat, o którym dzisiaj trudno byłoby mówić szczegółowo. Wspominam tylko, że różne były uwarunkowania asymilacji. Zupełnie odrębnie należałoby rozpatrywać sytuację w latach czterdziestych i pięćdziesiątych. Nieco inaczej to wyglądało w latach 1956–57, kiedy mieliśmy do czynienia z okresem odwilży, jeśli chodzi o stosunek do mniejszości narodowych. Wówczas powstało najwięcej stowarzyszeń kulturalnych, społecznych i innych. Zupełnie też inaczej wyglądała sytuacja w okresie gierkowskim. Lata osiemdziesiąte są początkiem nowej epoki w sprawach dotyczących asymilacji. Wówczas de facto zaczęto prawdziwie liczyć mniejszości. Do dzisiaj trudno jest ustalić ich liczebność. Dane są bardzo różnorodne. Jedynie co do jednego panuje zgoda. Mianowicie, że mniejszości stanowią od 2% do 3% populacji Polski. Ale te dane zmieniają się właściwie z każdym miesiącem. W swoim opracowaniu wskazałem na trzy argumenty, które z punktu widzenia polityki pokazują, że asymilacja nie jest być może najlepszym rozwiązaniem kwestii stosunku większości do mniejszości narodowych. Myślę, że w społeczeństwie demokratycznym o wiele istotniejszym elementem jest stosunek jako kategorii społeczno-kulturowej. A więc ten problem, który po roku 1989 w sposób zdecydowany pojawił się również w Polsce, oddolnie jako reakcja na to, co było wcześniej. Przypomnę, że pierwszy zjazd „Solidarności” bardzo silnie podkreślał kwestie uregulowania spraw mniejszościowych. Ponadto Polska podpisała szereg międzynarodowych umów, w których zobowiązała się do odpowiedniego kształtowania stosunku pomiędzy Polakami a mniejszościami narodowymi. Na Polskę należałoby spojrzeć jako na kategorię społeczną, która nazywa się zrzeszeniem, tzn. na społeczeństwo oparte na idei przynależności ludzi do wielu grup społecznych. Jest to niezwykle istotne. Dzisiaj ten pluralistyczny model funkcjonowania mniejszości w państwie wydaje się odpowiedzią na współczesne koncepcje, w których wyraża się przekonanie, że tożsamość kulturowa jednostek i grup w istotny sposób wyznacza, jak te jednostki i grupy uczestniczą w państwie i w społeczeństwie. Jest to rudymentarne założenie. Innymi słowy - uznaje się, że tożsamość kulturowa jest istotnym elementem tożsamości obywatelskiej. Stąd - rzecz jasna - nie może być mowy o jakiejkolwiek ideologii asymilacji, co wcale nie oznacza, że asymilacja dobrowolna się dokonuje. Bowiem ona się dokonuje w odniesieniu do Białorusinów, a także przenosząc się do innych warunków na terenie Stanów Zjednoczonych Ameryki, gdzie podstawową wartością, do której przypisują się Amerykanie, niezależnie od pochodzenia rasowego, etnicznego, wyznawanej religii, jest amerykańska kultura popularna. Jest ona podstawowym spoiwem tylko i wyłącznie, jak się wydaje, w warunkach amerykańskich.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-6">
          <u xml:id="u-6.0" who="#AndrzejWalicki">"Żeby zrozumieć, co mamy na myśli mówiąc o multikulturalizmie, trzeba najpierw zdać sobie sprawę, jakie jest dominujące pojęcie narodu na danym terenie. Jeśli jest to pojęcie narodu obywatelskiego, tzn. zjednoczonego przez konstytucję i prawo, jak na przykład w USA, to przy takim rozumieniu narodów - multikulturalizm znaczy oczywiście co innego niż w Europie.</u>
          <u xml:id="u-6.1" who="#AndrzejWalicki">W Europie mamy pojęcie mniejszości narodowych. W Ameryce nie możemy mieć tego pojęcia, ponieważ jeśli naród jest pojęciem konstytucyjnoprawnym, to przecież żaden Polak ani Ukrainiec nie powie, że jest narodem w narodzie. Naród jest z definicji tylko jeden. Dlatego mówimy o mniejszościach etnicznych. Tam używa się kategorii ethnicity; nikt nie użyje w tym kontekście nationality. W USA nikt nie powie, że jakaś grupa, np. Meksykanie czy Ukraińcy, jest mniejszością narodową. Oczywiście bywa, np. w Kanadzie, że mamy do czynienia z zagadnieniami bardziej skomplikowanymi, jak w sytuacji Quebec, ale czymś zupełnie innym jest mniejszość terytorialnie zakorzeniona, a czymś innym fala imigracyjna, która się rozpływa”. Zatem pojmowanie narodu jako albo naród polityczny, albo etniczny wyznacza w oczywisty sposób dwa odmienne konteksty zarówno pojawiania się, jak i konsekwencji pogłębiania się sytuacji wielokulturowości. W warunkach polskich odnosi się ona przede wszystkim do problemu osiadłych i historycznie zakorzenionych mniejszości narodowych, zarówno do tych, które w innej części Europy posiadają swoje państwa, jak i tych, które nie posiadają jak Tatarzy, Ormianie, Karaimowie, Romowie. Są to historycznie, od wielu setek lat rozpoznane mniejszości. Choć - jak znów słusznie zauważa prof. Andrzej Walicki i członkowie Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy - trzeba uwzględnić sytuację, „że do Polski przyjedzie, czego bym sobie życzył, tak wielu Chińczyków, że stworzą Chinatown w Warszawie. Do takiego multikulturalizmu należałoby się przygotować, by wytworzyć wokół niego jakieś pozytywne postawy społeczne”. Ten proces już się zaczął w Polsce. Mamy nowe mniejszości etniczne, w tym wietnamskie w Warszawie. Z podobnym zjawiskiem mamy do czynienia w Szczecinie. W każdym razie w ciągu najbliższych 10–15 lat Polska stanie się krajem docelowym dla tego typu mniejszości etnicznych, dzisiaj dla nas bardzo egzotycznych. To były najważniejsze fakty, jakie chciałem państwu przekazać. Mam nadzieję, że wskazałem na fascynującą różnorodność problemów, które dużej mierze do nas się odnoszą. Myślę, że byłoby warto poświęcać tym kwestiom coraz więcej czasu, zwłaszcza na posiedzeniach Komisji.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-7">
          <u xml:id="u-7.0" who="#PosłankaGenowefaWiśniowska">Myślę, że ostatnie zdanie pana profesora jest ważne, ponieważ jak do tej pory mieliśmy posiedzenia, na których zwykle poruszaliśmy problemy nurtujące mniejszości narodowe. Dzisiaj zaś wysłuchaliśmy wykładów przedstawicieli środowisk naukowych, które pozwalają nam lepiej zorientować się w problematyce mniejszości narodowych. Myślę, że powinniśmy częściej zapraszać jej znawców, ponieważ jako członkowie Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych jesteśmy zobowiązani do poszerzania swojej wiedzy na ten temat. Jak pani profesor zauważyła, media dosyć jednostronnie kształtują wizerunek mniejszości w Polsce. Sama dość często spotykam się z opinią: „Uważaj, bo będzie tak jak na Białorusi Łukaszenki”. Tak więc badania naukowe pozwalają nam na wyrobienie bardziej obiektywnego obrazu. A teraz chciałabym otworzyć dyskusję. Kto z państwa chciałby zabrać głos?</u>
        </div>
        <div xml:id="div-8">
          <u xml:id="u-8.0" who="#PosełEugeniuszCzykwin">Padło stwierdzenie, że mniejszość białoruska ginie bez krzyku. Jest to może określenie na wyrost, ponieważ próby takiego krzyku są podejmowane. Chciałem podziękować pani przewodniczącej, że Komisja podjęła taki temat. W historii Komisji, która pracuje już piątą kadencję, popełniono być może błąd, że w pierwszych latach po 1989 r. głos świata naukowego był mało słyszalny bądź w ogóle nie był brany pod uwagę. Wynikał on prawdopodobnie z faktu, iż w tym okresie przełomowym było wiele różnych ważnych spraw, których rozwiązanie uznano za priorytetowe. Mało też było, w przeciwieństwie do obecnej chwili, ośrodków naukowych, które by się zajmowały zagadnieniami dotyczącymi mniejszości. Dobrze więc się stało, że nasza Komisja próbuje zapoznać się z dorobkiem naukowym. Od dziesięciu lat, podczas których udzielam się publicznie, usiłuję się przeciwstawić się, niestety zbyt słabo, procesowi asymilacji. Czynię to może zbyt emocjonalnie, dlatego że mam pewien wyrzut sumienia wobec swojego śp. ojca, który też nie nazywał siebie Białorusinem, chociaż wiedział dokładnie, kim jest. Ale tak się potoczyły losy polityczne i społeczne białostocczyzny, że w zasadzie na życzenie polityków, którzy oczekiwali jasnego opowiedzenia się, znaczna część inteligencji z tej grupy zadeklarowała pochodzenie polskie, ponieważ uznała, że tak trzeba. Nie potrafiliśmy być dostatecznie twardzi w swoich oczekiwaniach jak Łemkowie, których przez dłuższy okres politycy nie chcieli uznać jako oddzielnej grupy. Chcieli ich za wszelką cenę łączyć z Ukraińcami. Była jednak wśród nich grupa działaczy świadomych i dzisiaj nie mamy pokusy, aby mówić o nich jako o Ukraińcach i traktujemy oddzielnie zgodnie z ich życzeniem. I tak w demokratycznym państwie powinno być. Na spotkaniu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji minister Zenon Kosiniak-Kamysz powiedział członkom naszej Komisji, że w odniesieniu do wschodniosłowiańskich mniejszości należy oddzielić sprawy wyznaniowe od narodowych. Taki pogląd, który do dzisiaj pokutuje, jest z gruntu nieprawdziwy, niedobry i niweczący wiele wysiłków i środków, jakie państwo polskie przeznacza na podtrzymanie tej grupy. Może to wyda się dziwne, ale na Białorusi pojawił się żart, iż prezydent i inne osoby zadeklarowały się prawosławnymi ateistami. Może to się wydaje nielogiczne, ale ktokolwiek stykał się ze wschodniosłowiańskimi narodami, szczególnie po tamtej stronie granicy, dotkniętymi procesem dechrystianizacji, wie dokładnie, o czym mówimy. Deklaracja człowieka na Podlasiu, który mówi w pierwszym swoim zdaniu, że jest prawosławny, chcąc określić swoją narodowość, jest bardzo częsta. Moim zdaniem, nasza Komisja powinna przerwać tę niedobrą ponaddziesięcioletnią tradycję rozdzielania. Bowiem prawosławie jako typ kultury odróżniającej się od zachodniej cywilizacji łacińskiej jest wartością osiową, podstawowym kryterium, który pozwala jeszcze tej grupie tak do końca nie utonąć, chociaż połowa z tej grupy zasymilowała się na naszych oczach w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat całkowicie. Zdarzyło się to na terenach wokół Sokółki, Janowa. Obszar na północny wschód od Białegostoku jest zamieszkały przez rdzennych Białorusinów w sensie językowym. Po wojnie białoruska mniejszość była w połowie podzielona pod względem wyznania, tamci wyznawali katolicyzm, a część północno-wschodnia prawosławie. Tamci spolonizowali się całkowicie i nawet jest niebezpiecznie powiedzieć ludziom, którzy mówią czystym, literackim językiem białoruskim, że są Białorusinami. Natomiast osoby, które były bardziej lub mniej związane z prawosławiem jeszcze bronią swojej odrębności i ją zachowują.</u>
          <u xml:id="u-8.1" who="#PosełEugeniuszCzykwin">Aczkolwiek blisko połowa młodych ludzi już deklaruje swoją narodowość jako polską, chociaż spełnia wszelkie kryteria dotyczące mniejszości. Chciałbym zaproponować prezydium Komisji, aby zwrócić się w formie dezyderatu do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji w celu podjęcia przez Ministerstwo działań wspólnie z Ministerstwem Kultury oraz Edukacji Narodowej i Sportu na rzecz powstrzymania procesu asymilacji mniejszości narodowych wschodniosłowiańskich zamieszkałych w Polsce. Oczywiście to nie jest proste ani łatwe i nasza Komisja powinna być ważnym elementem tych działań. Należałoby się zastanowić, co należy zrobić, aby te procesy asymilacyjne były powstrzymane. Oprócz tego ogólnego wniosku o podjęciu próby sformułowania programu, nazwijmy go antyasymilacyjnego, postuluję, aby MSWiA pokusiło się o przygotowanie propozycji prawnej, która zmierzałaby do ograniczenia procesu kurczenia się obszaru ziemi pozostającego jeszcze w rękach przedstawicieli tej mniejszości. Stało się tak, że tzw. ściana wschodnia opustoszała. Bardzo wiele wsi jest zamieszkałych tylko przez starsze osoby. Tak więc za 10–15 lat przestaną istnieć. Sądzę, że państwu polskiemu powinno zależeć, aby ten skrawek nie zmienił swojego etnicznego charakteru. Oczywiście nie jest łatwo rozwiązać ten problem pod względem prawnym. Ale sądzę, że przy niewielkich środkach udałoby się tę tendencję powstrzymać. Może samorządy miałyby prawo pierwokupu. Dzisiaj za cenę malucha można na Białostocczyźnie nabyć, aż wstyd mi powiedzieć, zagrodę ze znacznym obszarem ziemi. To jest sytuacja nienormalna. Tak więc może poprosilibyśmy ministerstwo, aby przygotowało poprzez swoje służby prawne jakąś propozycję w tej materii. Drugi dezyderat proponowałbym skierować do Ministerstwa Kultury, które dysponuje środkami na podtrzymanie kultury mniejszości narodowych. Powinien zawierać postulat, aby ministerstwo opracowało, na ile to możliwe, jasne kryteria wspomagania czy dotowania inicjatyw podejmowanych w tym zakresie. Ta mniejszość może się uratować, jeśli będzie wpisana w bardziej uniwersalną, szerszą kulturę. Niestety, kultura białoruska dla tej mniejszości na dziś nie będzie atrakcyjna dla młodego pokolenia. Mamy więc dwa wyjścia: albo kultura polska stanie się dominująca i proces asymilacji zakończy się podobnie jak wobec Białorusinów z okolic Sokółki i Janowa, albo nastąpi wzmocnienie kultury białoruskiej poprzez podjęcie działań, które nadadzą jej wyższą rangę. Gdyby to się udało, moglibyśmy zakończyć wytworzony przez polityków stan dzielenia tej grupy na świecką i wyznaniową, co nie ma sensu, ponieważ kultura, tak jak tożsamość człowieka, jest jednorodna. Dzielenie jej przynosi wymierne szkody temu środowisku.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-9">
          <u xml:id="u-9.0" who="#PosełJerzyCzerwiński">Nie otrzymałem, niestety, satysfakcjonującej odpowiedzi od pani profesor na temat samoidentyfikacji. Chodziło mi o wpływ samoidentyfikacji poza granicami Polski, tzn. na Białorusi, na Ukrainie na procesy asymilacyjne w naszym kraju. Na ile asymilacja np. Białorusinów w Polsce wynika z zewnętrznej presji czy z samoczynnych procesów dziejących się na styku mniejszości z większością, a na ile ze słabej samoidentyfikacji narodu białoruskiego w porównaniu z narodem ukraińskim?</u>
        </div>
        <div xml:id="div-10">
          <u xml:id="u-10.0" who="#ElżbietaCzykwin">Ponieważ naszym tematem są mniejszości w Polsce, proszę wybaczyć, że nie przeszłam do zagadnienia tożsamości Białorusinów na Białorusi. Mianowicie jest to pytanie o to, czy rzeczywiście społeczeństwo białoruskie będzie raczej ciążyło w kierunku kultury rosyjskiej, czy też w kierunku samodzielności, suwerenności narodowej. Jest to oczywiście bardzo ważny problem, nad którym zastanawiają się socjologowie i badania na ten temat są prowadzone. Można powiedzieć, że Białoruś, jak już powiedziałam, ma słaby etos narodowy z powodów niezawinionych. Należy to podkreślić, ponieważ te historyczne zaszłości rzutują na to, co dzieje się w tej chwili. Czy możemy powiedzieć, że rodzi się, jak prof. Wojciech Burszta zaznaczył, pewna swoistość, tożsamość, cechy centralne odróżniające Białorusinów od Rosjan? Otóż badania socjologiczne pokazują, że rzeczywiście tak jest. Np. wskazuje się na brak identyfikacji Białorusinów z tendencjami nacjonalistycznymi i podbojami ze strony Rosji. Białorusini sami o sobie mówią czasem: „my hreczkosieje, my bulby”. Jest to powiedzenie ludzi z prowincji. Wielu Białorusinów uważa, i chyba słusznie, że Białorusini nie cechują się ochotą do podbijania innych narodów. Tutaj wojna czeczeńska odgrywała i odgrywa szczególnie ważną rolę. Powraca pytanie, czy chcemy stanąć u boku Rosjan i walczyć z Czeczenami i załatwiać takie czy inne interesy rosyjskie? Większość matek i obywateli białoruskich negatywnie na nie odpowiada. Jest to wyraźne pęknięcie, które daje się zauważyć. Druga sprawa, na którą warto byłoby zwrócić uwagę w kwestii rodzenia się poczucia się odrębnego poczucia tożsamości i nieidentyfikowania się z Rosją, wiąże się ze sportem. Jak pokazują badania socjologiczne, Białorusini są bardzo dumni z osiągnięć sportowych sportowców białoruskich, w tym szczególnie z wyników w dyscyplinach zimowych. Dosyć powszechnie uważa się, że sytuacja gospodarcza Białorusi jest zła. Tymczasem jest to, jak wiadomo, ocena relatywna. Białorusini porównują się z Rosją i Ukrainą i na tym tle wypadają dobrze. Wszystkie wskaźniki gospodarcze wskazują postęp dokonujący się na Białorusi, która rzeczywiście nie ma długów i płaci regularnie pensje, czego nie można powiedzieć ani o Ukrainie, ani o Rosji. Ta sytuacja gospodarcza stwarza pewien klimat, którego może z perspektywy Polski nie widać, ale jest widoczny ze strony Białorusi, jak miałam okazję zobaczyć w Mińsku. Mianowicie Łukaszenka pełni funkcję osoby, która uspokaja tereny wiejskie, ludzi bardzo biednych. Jest jakby gwarantem tego, że wszystko tak naprawdę nie ulega radykalnej zmianie. Zmiany się dokonują stopniowo i dotyczą raczej Mińska niż terenów wiejskich. Widać wyraźnie, że następuje poczucie jedności, jak i tego, że nie są gorsi od innych. Odpowiedź na pytanie, jakie będą dalsze losy Białorusi i co będzie dalej przede wszystkim z językiem białoruskim, jest bardzo ważnym problemem. W Mińsku nikt nie mówi po białorusku, chociaż na tamtejszym Uniwersytecie, który ma niezły poziom, część profesorów w czasie konferencji przemawia po białorusku. Ale generalnie rzecz biorąc kwestia, czy mówić po białorusku, czy po rosyjsku, istnieje.</u>
          <u xml:id="u-10.1" who="#ElżbietaCzykwin">W parlamencie białoruskim mówi się po rosyjsku, chociaż zdarza się, że ktoś przemówi po białorusku. To wszystko niezbyt dobrze rokuje. Radio białoruskie, które zaraz po uzyskaniu niepodległości zaczęło działać, po prostu z natury rzeczy nadawało audycje słabe, nie porównywalnie słabsze od rosyjskich. To w jakiś sposób sugerowało potocznemu słuchaczowi, że język białoruski jest jednak „gorszy”. Myślę, że trudno byłoby powiedzieć, jak to wszystko się potoczy. Sądzę jednak, że Białoruś jakoś krzepnie w poczuciu samostanowienia, niezależności w stosunku do Rosji. Tak można byłoby ostrożnie odpowiedzieć.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-11">
          <u xml:id="u-11.0" who="#PosełJerzyCzerwiński">Chciałem zapytać pana profesora, które z mniejszości, jakimi się tutaj zajmujemy, narodowych i etnicznych są zagrożone największą asymilacją? Nie chodzi mi liczebność, lecz o stan grupy jako całości.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-12">
          <u xml:id="u-12.0" who="#WojciechBurszta">Nie będę chyba specjalnie odkrywczy. Wiadomo, że była mowa o Białorusinach. Są również bardzo niewielkie grupy jak Tatarzy, Ormianie, Karaimi, które zagrożone są asymilacją. W przypadku wszystkich innych zauważam zdecydowany renesans i to na głębszym poziomie tożsamości niż jakieś towarzystwa społeczno-kulturalne, tylko raczej odnowa więzi etnicznej, odwołania do tradycji czy wręcz jej rekonstruowania z myślą o tym, aby znaczenie tej mniejszości było w przyszłości większe. Chodzi przede wszystkim o proces edukacji i także kwestię odżywania tradycji. Wspomniałbym jeszcze o Łemkach. Ale to różnie wygląda i zależy od to od regionu. Mianowicie Łemkowie na tzw. ziemiach zachodnich mają o wiele lepsze warunki do tego, żeby sobie przypominać, skąd są, dlaczego tam się znaleźli. I w tych rejonach odnotowujemy renesans. W innych zaś częściach Polski bliżej tradycyjnie zamieszkałych terenów występuje w sposób wyraźny atrofia uczuć łemkowskich. Mieszkają tam ludzie starsi i nie ma więzi między jedną i drugą częścią tej wspólnoty.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-13">
          <u xml:id="u-13.0" who="#PosełEugeniuszCzykwin">Co by pan poradził urzędnikom państwowym w kwestii mniejszości białoruskiej na Białostocczyźnie? Gdyby jakaś grupa spełniająca kryteria mniejszości zwróciła się do władz o zarejestrowanie się, ale nie chciałaby nazywać się Białorusinami, lecz historycznie Rusinami, prawosławnymi, tutejszymi, co należałoby wobec takiej inicjatywy w sensie praktycznym zrobić, jak ich traktować?</u>
        </div>
        <div xml:id="div-14">
          <u xml:id="u-14.0" who="#WojciechBurszta">Myślę, że pewnego precedensu dostarczyła głośna kwestia narodowości śląskiej. Postępowanie jest zawsze identyczne. Dzisiaj wystarczy, że zbierze się elita danej mniejszości, czy wspólnoty etnicznej, która uważa, że istnieją przesłanki ku temu - a są nimi wykształcenie się elity, jakiejś formy języka i tradycji - aby wystąpić o rejestrację takiej mniejszości czy narodowości. Tak samo narodowość śląska nie miała żadnego precedensu wcześniej, jeśli chodzi o nazwę, chociaż wydaje mi się dość nieprawdopodobne, żeby występować akurat o narodowość rusińską, bowiem Rusini niezbyt dobrze się kojarzą, zwłaszcza że w międzywojniu władze uparcie mianowały ich Rusinami. I to, powiedzmy sobie szczerze, było negatywne oddziaływanie ze strony polityki międzywojennej w kwestii świadomości narodowej.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-15">
          <u xml:id="u-15.0" who="#PosełEugeniuszCzykwin">Jest to chyba nieadekwatne porównanie, ponieważ we wspólnych losach i we wspólnej historii bardzo często w dokumentach Wielkiego Księstwa Litewskiego Rzeczypospolitej czytamy: „Naród Ruski wiary greckiej”. Jest to jakby potwierdzone. Wcześniej wspomniałem o swoim ojcu, który o sobie mówił, że jest Ruski w sensie Wielkiego Księstwa Litewskiego, tej ruskości, którą my rozumiemy, a którą tak trudno Polakom nawet zaczynać tłumaczyć. Takie stwierdzenie natychmiast rodzi pytanie: „Czy ty jesteś Rosjaninem?”. Wiadomo, jak ono w tym historycznym kontekście jest interpretowane przez Polaków.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-16">
          <u xml:id="u-16.0" who="#WojciechBurszta">Określenie Rusin było bardzo szeroką kategorią i mieściło w sobie wiele odrębnych narodowości.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-17">
          <u xml:id="u-17.0" who="#PosełMarekKuchciński">Chciałem odnieść się do wypowiedzi pani profesor, w której przedstawiła optymistyczny obraz mniejszości białoruskiej i umacniania się samoświadomości białoruskiej jako odrębnego narodu. Oby tak było. Ale wydarzenia, jakie mają miejsce na Białorusi, związane z kwestią postępującej integracji z Rosją świadczą o czymś zupełnie innym. Toczy się wielka dyskusja miedzy prezydentami obu państw i obozami rządowymi na temat, jaką drogę ma przyjąć ta integracja. Czy poprzez przyłączenie Białorusi do Rosji, czy poprzez integrację na wzór europejski, czy też, jak na ostatniej trzygodzinnej konferencji transmitowanej bez przerwy przez telewizję białoruską Aleksander Łukaszenko wyjaśniał, według starej metody, tzn. najpierw dekrety, a potem państwo związkowe. Niemniej integracja trwa. Mówię o tym dlatego, że ta sytuacja ma jednak wpływ na stosunek opinii publicznej w Polsce względem mniejszości narodowych, w tym zaś przypadku białoruskiej odwołującej się do narodu białoruskiego czyli bliskiego sąsiada. Życząc, to jest mój pogląd, by ta integracja w ogóle nie nastąpiła i aby, jak pani profesor mówi, naród białoruski wzmocnił swoją narodowość, myślę, że trzeba być ostrożnym i spoglądać także z niepokojem na ten bliski kraj w kategoriach życia politycznego. W kwestii zaś pojęcia narodu chciałbym prosić pana profesora o wypowiedź na temat koncepcji narodu w myśli polskiej oraz o informacje na temat kształtowania się świadomości narodowej po drugiej wojnie światowej i w najbliższej przyszłości.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-18">
          <u xml:id="u-18.0" who="#WojciechBurszta">Jest to bardzo rozległy temat, ale postaram się odpowiedzieć w sposób syntetyczny. Rozpocznę od koncepcji Jacka Woronieckiego. Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu dotrze do Komisji „Antologia polskiej refleksji nad narodem” wydana przez zakład, który reprezentuję. Polskich koncepcji jest bardzo dużo i sięgają one XVIII wieku. Było wielu polskich myślicieli i intelektualistów, którzy mieli bardzo różne, frapujące koncepcje dotyczące dwóch sposobów rozumienia pojęcia narodu. Pierwsza to koncepcja narodu politycznego, która do czasów rozbiorów była dominująca. I dopiero okres 123 lat wymazania Polski z mapy Europy stał się jednym z ważnych czynników popularności koncepcji etnicznej wielokulturowej. Przechodząc do czasów po II wojnie światowej, udało się władzom polskim, jak sądzę, w bardzo umiejętny sposób wykorzystać z jednej strony konsekwencje II wojny światowej zwłaszcza w odniesieniu do mniejszości niemieckiej i ukraińskiej, z drugiej zaś walor zakładanej monoetniczności, co było oczywiste w porównaniu z Polską międzywojenną. Rzecz jasna myślenie o narodzie polskim wcale nie rozwinęło się w kierunku etnicznym, lecz w stronę świadomości internacjonalistycznej, socjalistycznej. Leonid Breżniew w swoim dziele „Mała Ziemia” wyłożył teorię, że wszystkie identyfikacje etniczne ustąpią miejsca nie tylko na terenie Związku Radzieckiego, lecz także w całym bratnim świecie, internacjonalistycznym identyfikacjom. Wydaje mi się, że ta polityka zostawiła wiele śladów w naszej mentalności i dlatego dzisiaj tak trudno dyskutować o mniejszościach narodowych. Cały czas przerzuca się pomost nad latami pięćdziesiątymi do przeszłości, do zasadniczo negatywnych doświadczeń z wieloetnicznością. Natomiast, wielokulturowość, z którą, jak sądzę, będziemy mieli do czynienia w przyszłości w ramach ustroju demokratycznego, obywatelskiego w Europie, stworzy nowe problemy. Przede wszystkim pojawią się nowe mniejszości w Polsce, chyba że zamkniemy się jak Białoruś. Trudno powiedzieć, w jakim natężeniu i liczebności, ale będą to mniejszości etniczne miejskie. Jest to zupełnie inny problem i nie wiadomo, jak sprawy się potoczą. Wraz z nimi pojawi się kwestia charakterystyczna dla wielokulturowych społeczeństw imigranckich, w tym zwłaszcza dla amerykańskiego. Jest to zupełnie inna sytuacja historyczna. Nie będzie mowy o żadnych dążeniach narodowych, lecz raczej o sprawach ekonomicznych. Sam z ciekawością będę obserwował, w jakim kierunku się to potoczy.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-19">
          <u xml:id="u-19.0" who="#PosełEugeniuszCzykwin">Pan profesor użył określenia, iż chyba zamkniemy się jak Białoruś. Chcę zwrócić uwagę, że Białoruś nie jest zamkniętym państwem i monoetnicznym.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-20">
          <u xml:id="u-20.0" who="#WojciechBurszta">Nie jest i mam przyjemność współpracować z Uniwersytetem im. Janka Kupały. Prowadzimy wspólne badania na temat postrzegania wzajemnej tożsamości narodowej Białorusinów i Polaków. Bardzo trudno to idzie, ponieważ trudno wykonywać badania za 5 dolarów, ale dzięki Internetowi jakoś sobie radzimy.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-21">
          <u xml:id="u-21.0" who="#PosłankaGenowefaWiśniowska">Na podstawie dotychczasowych wypowiedzi można stwierdzić, że jest to rozległy i wspaniały temat. Wydaje mi się, że, wyrażając wolę członków Komisji, powinna się odbyć konferencja poświęcona tym zagadnieniom.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-22">
          <u xml:id="u-22.0" who="#PosełEugeniuszCzykwin">Chciałbym przypomnieć o moich wnioskach w sprawie dezyderatów.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-23">
          <u xml:id="u-23.0" who="#PosłankaGenowefaWiśniowska">Proszę, aby pan poseł sformułował je na piśmie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-24">
          <u xml:id="u-24.0" who="#PrzedstawicielMinisterstwaSprawWewnętrznychiAdministracjiDobiesławRzemieniewski">W sprawie dezyderatów chciałem zauważyć, że jeżeli mówimy o kwestii asymilacji, to zarówno działania Komisji, jak i administracji rządowej w tej części, która zajmuje się sprawami mniejszości narodowych, zmierzają do ograniczenia tego zjawiska. Oczywiście jest to bardzo cenna uwaga ze strony pana posła, żeby nadać naszym pracom formę jakiegoś programu. Chciałem poinformować państwa, że myślimy o takim programie. Spotkania, jakie odbywamy w ramach zespołu ds. mniejszości narodowych, są okazją do gromadzenia materiałów, które posłużą nam do przygotowania programu zmierzającego do ustalenia polityki rządów wobec mniejszości narodowych. Podobne działania są prowadzone w Ministerstwie Kultury, w Ministerstwie Edukacji, Nauki i Sportu i w innych ministerstwach. W kwestii dotyczącej obrotu ziemią, nie wiem, czy w kontekście Kodeksu cywilnego i swobodnego obrotu ziemią, jaki jesteśmy zobowiązani przyjąć po odpowiednich okresach przejściowych w ramach przepisów unijnych, byłaby możliwość opracowania regulacji, które by ograniczały swobodny obrót ziemią. Namawiałbym do tego, aby zastanowić się nad inną kwestią. Problem poruszony przez pana posła jest realny. Należy rozważyć, jakie działania pozytywne prowadzić na terenach, o których pan poseł mówił, gdzie ich mieszkańcy są tak ściśle związani z ziemią, aby mogli tam pozostać i nie byli zainteresowani emigracją. Myślę, że planowane spotkanie w województwie podlaskim będzie poświęcone temu problemowi. Będzie to więc okazja, aby przyjrzeć się mu na miejscu i zastanowić się, jakie działania może podjąć Sejm i administracja rządowa.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-25">
          <u xml:id="u-25.0" who="#PosłankaGenowefaWiśniowska">Myślę, że nie ma potrzeby rozwijać tego tematu, ponieważ będzie rozpatrywany na posiedzeniu wyjazdowym Komisji. Czy są jeszcze jakieś pytania? Nie ma. Zamykam posiedzenie Komisji.</u>
        </div>
      </body>
    </text>
  </TEI>
</teiCorpus>