text_structure.xml 46.6 KB
<?xml version="1.0" encoding="UTF-8"?>
<teiCorpus xmlns="http://www.tei-c.org/ns/1.0" xmlns:xi="http://www.w3.org/2001/XInclude">
  <xi:include href="PPC_header.xml"/>
  <TEI>
    <xi:include href="header.xml"/>
    <text>
      <body>
        <div xml:id="div-1">
          <u xml:id="u-1.0" who="#PosełGrzegorzKurczuk">Otwieram posiedzenie Komisji. Porządek dzienny obejmuje rozpatrzenie sprawozdań z działalności Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych: od 1 stycznia do 31 grudnia 2000 roku (druk nr 54) oraz od 1 stycznia do 31 grudnia 2001 roku (druk nr 322). Poseł Bohdan Kopczyński, który w imieniu połączonych Komisji miał dokonać wprowadzenia do tematu dzisiejszych obrad przekazał mi informację, że nie będzie mógł uczestniczyć w naszym posiedzeniu. Po uzgodnieniu z posłem Andrzejem Brachmańskim proponuję, aby poprosić panią inspektor Ewę Kuleszę o przybliżenie najistotniejszych elementów obu sprawozdań, które przecież w jakimś stopniu się powtarzają. Od tego rozpoczęlibyśmy prace, w drugiej części byłyby pytania, komentarze, wypowiedzi, a na końcu - podjęcie decyzji.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-2">
          <u xml:id="u-2.0" who="#GeneralnainspektorochronydanychosobowychEwaKulesza">Zagadnienia poruszane w obydwu sprawozdaniach - za 2000 i 2001 rok - są zbliżone, podobna jest bowiem tematyka skarg, co wynika zresztą z zakresu działania Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych. Chciałabym przypomnieć, że ustawa o ochronie danych osobowych jest ustawą stosunkowo „nową” w naszym systemie prawnym. Uchwalona 29 sierpnia 1997 roku weszła w życie 30 kwietnia 1998 roku i była rozwiązaniem zupełnie nowym, dotychczas nieznanym w polskim systemie prawnym. Z tego względu od początku zajmowałam się nie tylko tym, co wynika z ustawy - rozpatrywaniem skarg, odpowiedziami na pytania tudzież innymi działaniami. Moim zadaniem, jako generalnego inspektora było także przybliżanie samej ustawy, trafianie do świadomości obywateli, zresztą nie tylko ich, ale także instytucji publicznych i prywatnych, które mają wdrażać ustawę. Z perspektywy trzech lat pracy muszę powiedzieć, że niestety w dalszym ciągu ustawa o ochronie danych osobowych jest traktowana jako swego rodzaju dobry pretekst czy parawan do odmowy udzielania informacji, jest nadużywana i nadinterpretowana. To swego rodzaju paradoks, że wbrew swojej nazwie obecnie generalny inspektor ochrony danych osobowych w dalszym ciągu zajmuje się przełamywaniem barier, czy też inaczej mówiąc udrażnianiem dostępu do informacji, właśnie wskazując, że odmowa udzielania informacji w bardzo wielu przypadkach jest nadinterpretacją ustawy. Może wyprzedzając państwa pytania powiem, że na pewno nie ułatwiło sprawy wejście w życie od 1 stycznia br. ustawy o dostępie do informacji publicznej. W dalszym ciągu ustawa ta nie jest realizowana, bowiem blokuje się ją pod pretekstem ochrony danych osobowych i w związku z tym musimy zaczynać naszą pracę od początku. Wrócę do samej działalności generalnego inspektora ochrony danych osobowych. Najwięcej problemów z wdrażaniem ustawy przysparzają podmioty z sektora prywatnego, szczególnie firmy marketingowe, które - jak mi się wydaje - często świadomie naruszają ustawę. Obok oszustw często sygnalizowanych przez nas Urzędowi Ochrony Konkurencji i Konsumentów, są to jawne naruszenia ustawy o ochronie danych osobowych: niedopełnianie obowiązku informacyjnego, podawanie nieprawdziwego źródła pochodzenia danych osobowych, nierespektowanie żądań osoby, której dane są wykorzystywane, aby usunąć je ze zbiorów. Niestety, nie pomagają zawiadomienia do organów ścigania, nie mamy tu wsparcia. W bardzo wielu przypadkach nie wszczyna się postępowania karnego w związku z naruszeniem ustawy o ochronie danych osobowych, a wszczęte umarza pod pretekstem znikomej szkodliwości społecznej czynu. W 2000 roku skierowaliśmy do prokuratury 46 zawiadomień, w sumie dalszy ciąg przed sądem znalazły 3 sprawy. W 2001 roku skierowaliśmy do prokuratury 53 zawiadomienia i nie mamy jeszcze informacji o ich efektach. Być może skuteczność działania ustawy o ochronie danych osobowych osłabia brak instrumentów, którymi powinien dysponować generalny inspektor. Po pierwszym okresie pewnej obawy wynikającej z istnienia w ustawie przepisów karnych i odpowiedzialności karnej za jej naruszenie, w tej chwili, po tych licznych umorzeniach postępowania podmioty naruszające ustawę już nie obawiają się tak bardzo odpowiedzialności karnej. Chcę powiedzieć, że w innych krajach organy ochrony danych osobowych dysponują skuteczniejszymi instrumentami prawnymi, na przykład w postaci możliwości nakładania kar grzywny w trybie administracyjnym. Świadomość, że organ ochrony danych osobowych może nałożyć karę, jest argumentem branym pod uwagę przez podmioty, w szczególności z sektora prywatnego. Może znów wyprzedzając państwa pytania powiem, że takim instrumentem dysponuje czeski rzecznik ochrony danych osobowych, wymierzane przez niego kary są dość wysokie, mogą wynosić nawet do 20 mln koron, a także rzecznik hiszpański i francuski. Ten instrument prawny egzekwowania przepisów prawa jest znany w ustawodawstwie innych krajów i przy nowelizacji ustawy będę prosić o ewentualne jego uwzględnienie. W roku 2001 do typowych spraw, którymi się zajmowaliśmy, należało rozpatrywanie skarg.</u>
          <u xml:id="u-2.1" who="#GeneralnainspektorochronydanychosobowychEwaKulesza">Nie wszystkie skargi były uzasadnione, jest cechą charakterystyczną, nie tylko w przypadku generalnego inspektora, ale także rzecznika praw obywatelskich i UOKiK, że nasze urzędy, zresztą wszystkie inne też, traktuje się po trosze jako jeszcze jeden organ, do którego można „naskarżyć” i który musi sprawę rozpatrzyć, bez względu na to, czy skarga jest trafna. Obok skarg w wielu przypadkach zadawano nam zupełnie zbędne pytania, wiele odpowiedzi na nie było już publikowanych na stronach internetowych, w prasie, mimo to podmioty sektora prywatnego ciągle zadają nam podobne pytania i sprawy te ciągle się powtarzają. W sumie daje to bardzo dużą liczbę spraw - tysiące odpowiedzi na pytania, setki pytań, skarg w bardzo podobnych sprawach, które musimy prowadzić i na które odpowiadamy, że są niezasadne. Chciałbym w tym momencie zasygnalizować bardzo ważny problem. Mianowicie duże firmy sektora prywatnego starają się bardzo starannie wdrażać ustawodawstwo. Jest rzeczą oczywistą, że w pracy dużych firm, banków, firm ubezpieczeniowych zdarzają się pewne uchybienia, często wynika to ze zwykłego błędu pracownika. Przy bardzo dobrych zabezpieczeniach systemów informatycznych najczęściej zawodzi to najniższe ogniwo w postaci pracownika lub przysłowiowej sprzątaczki, która zamiast wrzucić je do niszczarki, wyrzuca wydruki ze stanami kont na śmietnik. Potem otrzymujemy dramatyczne informacje o tym, że wydruki, całe zbiory danych trafiają w niepowołane ręce, traktujemy to jednak jako swego rodzaju przypadek wynikający z błędu. Natomiast nasila się pewien proceder, pewne lekceważenie małych firm, zwłaszcza marketingowych, które nie dopuszczają do wykonania kontroli. Polega to na tym, że jeśli jest skarga na firmę, powinniśmy przeprowadzić inspekcję, aby sprawdzić, czy jest ona zasadna. Inspektorzy umawiają się z przedstawicielem firmy, a o umówionej godzinie, w umówionym dniu nie ma osoby upoważnionej do dopuszczenia ich do zbioru danych. Po prostu w biurze jest sekretarka i nie ma nikogo więcej, w tym prezesa. Jest to typowe niedopuszczenie do wykonania kontroli. Zdarzają się sytuacje trudniejsze, mianowicie rejestry publiczne nie dysponują aktualnymi adresami małych firm. Są to typowe firmy „krzaki”, które pojawiają się i znikają. W tym krótkim czasie działalności obracają zbiorami danych osobowych, odsprzedają je, kupują, handlują nimi, wysyłają dane za granicę. Nie sposób sprawdzić, czy taka firma działa prawidłowo, z tego względu, że kiedy inspektorzy udają się pod wskazany wymieniony w rejestrze gospodarczym adres, jej tam nie ma. Próbujemy ustalić adres firmy przez policję, która korzystając z rejestru gospodarczego wskazuje nam dokładnie to samo miejsce. Pojawia się ona nagle, z nieco zmienioną nazwą i w zupełnie innym miejscu, ale w zarządzie są dokładnie te same osoby. To jest nadużycie i naruszenie prawa, ale niestety w ten sposób działa bardzo dużo firm marketingowych. Zawiadomienia do prokuratury także niewiele dają, ponieważ firmy przewlekają postępowania, ich przedstawiciele nie zgłaszają się na wezwania do prokuratury, sprawy ciągną się latami. To tyle, jeśli chodzi o ogólne informacje, jeżeli będą ze strony państwa pytania, chętnie na nie odpowiem.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-3">
          <u xml:id="u-3.0" who="#PosełAndrzejBrachmański">Dość uważnie przeczytałem sprawozdanie za ubiegły rok i dla mnie wynika z niego jeden generalny wniosek. W moim przekonaniu z całego sprawozdania przebijają dwie sprawy. Po pierwsze, i to uważam za duży plus, w większości wypadków sprawy są rozstrzygane według kryterium, które sobie prywatnie ustanawiam, a jest to kryterium zdrowego rozsądku. Tu nie mam większych zastrzeżeń, chociaż znalazłem taki drobiazg, pani stanowisko, że uczelnia nie musi udostępniać rodzicom studentów informacji o ich postępach w nauce, ale to drobiazg, powiedzmy, kwestia „kawiarnianego sporu”. Natomiast, co bardziej przebija z tego grubego tomu, nie wiem, czy dobrze to odczytuję, ale widzę poczucie bezradności wobec organów ścigania. Wynotowałem tu sobie kilka spraw, za każdym razem pisząc na boku: „no i co?” Sprawę skierowano do prokuratury i za każdym razem pisze pani o tym, że prokuratura lub sąd umorzyły ją ze względu na znikomą szkodliwość czynu bądź brak znamion przestępstwa. Takich spraw sprawozdaniu jest dużo, nie chcę tu podawać przykładów, ale w związku z tym chciałbym zadać następujące pytanie. Czy pani zdaniem to, co się dzieje, wynika z braku świadomości prawnej sędziów i prokuratorów, czy też, być może, złej konstrukcji ustawy? Czy w sytuacji takiej bezradności nie należy podjąć nowelizacji ustawy? Napisała pani, że w 2000 r. skierowano do prokuratury 53 sprawy, z tego 3 stanęły przed sądem, a w 2001 r. - 46 spraw, praktycznie żadna z nich nie skończyła się wyrokiem skazującym. Można domniemywać, że ustawa jest źle skonstruowana, coś z tym trzeba zrobić. Moim zdaniem tak nie może być. Chciałbym poruszyć tu również drugi problem. W sprawozdaniu zostały wymienione nazwy kilku mało znanych firm, na przykład „XXL”, ale znalazła się tu również bardziej znana paniom i panom posłom firma Riders Digest. Ze sprawozdania wynika, że firmy te notorycznie łamią ustawę o ochronie danych osobowych i w związku z tym chciałem zapytać, jaki ma pani pomysł na to, żeby nie trzeba było pisać w kolejnym sprawozdaniu, że jakaś firma od trzech lat łamie ustawę? Czy jest na to jakiś sposób? Co pani zdaniem powinien zrobić parlament w zakresie zmian legislacyjnych? Na końcu sprawozdania znalazły się bardzo ostre słowa pod adresem ministra sprawiedliwości, pisze pani, że organy wymiaru sprawiedliwości wręcz bagatelizują tą dziedzinę. W związku z tym, czy pani zdaniem potrzebna jest w tej materii nowelizacja ustawy?</u>
        </div>
        <div xml:id="div-4">
          <u xml:id="u-4.0" who="#PosełJózefKubica">Chciałbym zapytać panią o sprawę służby zdrowia, w sprawozdaniu przeczytałem, że w zasadzie sytuacja została opanowana, ale jest dużo przypadków łamania przepisów przez kasy chorych. Czy uważa pani, że należy coś uczynić, na przykład znowelizować ustawę?</u>
        </div>
        <div xml:id="div-5">
          <u xml:id="u-5.0" who="#PosełKrzysztofRutkowskiniez">Chciałbym podjąć sprawę środków masowego przekazu i podawania przez nie do informacji publicznej danych osobowych. Wielokrotnie spotkałem się z takim przypadkiem, mogę przytoczyć przykład funkcjonariusza policji, którego dane osobowe - imię i nazwisko - zostały podane w „Trybunie”. Funkcjonariusz ten wystąpił do prokuratury z wnioskiem o ściganie dziennikarza, ale sprawa została umorzona. Jak pani inspektor zapatruje się na tego rodzaju problem? Jeżeli pani pozwoli, będę chciał osobiście szczegółowo przedstawić pani problem, z którym zgłosił się do mnie policjant. Ogólnie można stwierdzić, że media, które niejednokrotnie „szastają” nazwiskami podejrzanych w jakiejś sprawie osób, rujnując ich życie zawodowe, rodzinne, osobiste, praktycznie nie ponoszą w związku z tym żadnych konsekwencji. Jak możemy rozwiązać ten problem?</u>
        </div>
        <div xml:id="div-6">
          <u xml:id="u-6.0" who="#PosełAndrzejGałażewski">W sprawozdaniu przedstawiła pani obraz bezsilności wobec bagatelizowania przyjętej nie tak dawno temu ustawy. Jednocześnie podała pani dobry przykład rozwiązań czeskich. Jak w takim razie wygląda sytuacja ochrony danych osobowych w innych krajach, czy Polska jest nietypowym przykładem złego podejścia do tych spraw, czy też tak wygląda „średnia europejska”?</u>
        </div>
        <div xml:id="div-7">
          <u xml:id="u-7.0" who="#GeneralnainspektorEwaKulesza">Może najpierw odpowiem na pytanie posła Krzysztofa Rutkowskiego. Otóż w 2001 roku po raz pierwszy było tyle skarg na media, że w sprawozdaniu umieściliśmy osobną poświęconą im część. Skargi, które do nas wpływają, są czasem przerażające. Na przykład dwie skargi dotyczyły opublikowania w prasie aktu oskarżenia ze wszystkimi danymi, jakie znajdują się w takich aktach. W jednym przypadku cały akt oskarżenia opublikował dziennikarz będący radnym, w drugim - pokazano taki akt bez zaczernienia danych osobowych w telewizji publicznej. Są też inne skargi na dziennikarzy, którzy, może z braku profesjonalizmu - nie potrafię wytłumaczyć tego zjawiska - naruszają przede wszystkim prawo prasowe. Nie chodzi o naruszenie ustawy o ochronie danych osobowych, ale naruszenie wprost przepisów prawa prasowego, które ustalają pewne zasady publikowania informacji, chociażby z postępowania przygotowawczego. Ze skarg tych wynika, że czują się bezkarni zwłaszcza dziennikarze małych lokalnych mediów. Kiedy przychodzi taka skarga, my nie wiemy, jaki charakter ma publikator - jest gazetą, czyli prasą czy jakimkolwiek pisemkiem, którego zgodnie z prawem prasowym nie można określić jako prasa. Wszyscy powołują się na tajemnicę dziennikarską i odpowiadają nam bardzo arogancko. Natomiast, o ile duże media o ogólnopolskim zasięgu respektują pewne zasady, o tyle małe lokalne pisma są rzeczywiście źródłem nieustannych ataków, ze wskazaniem dokładnych danych osobowych, wyciąganiem informacji ze sfery głębokiej prywatności. Jest to jednak kwestia prawa prasowego i wydaje mi się, że drogą do zmiany powinna być nowelizacja tej ustawy. Pozwolę sobie przypomnieć, że prawo prasowe jest aktem stosunkowo starym, pochodzi z 1984 roku i nie do końca odpowiada obecnym realiom działania prasy, warunkom rynkowym, w jakich funkcjonuje. Wydaje mi się, że polskie prawo prasowe nie do końca odpowiada pewnym standardom przyjętym w innych krajach europejskich, bo przy nieporadności organów ścigania, bardzo odległych terminach rozpatrywania spraw ochrona sądowa jest iluzoryczna i w rzeczywistości nic nie daje. Doświadczyłam tego osobiście, kiedy zgodnie prawem prasowym próbowałam wyegzekwować w dużym dzienniku ogólnopolskim zamieszczenie sprostowania - dwukrotnie go nie umieszczono. Ale kiedy miałam świadomość, że w Warszawie sprawa mojego sprostowania zostanie rozpatrzona za trzy albo cztery lata, przyznam, że nie chciało mi się kierować jej do sądu. Wydaje mi się, że środkiem zapobiegawczym wobec naruszeń przez dziennikarzy dóbr osobistych i w ogóle prawa prasowego może być, tak jak w ordynacji wyborczej, skrócenie terminów rozpatrywania spraw, na przykład do miesiąca lub dwóch. Rzeczywiście, przypadków naruszeń przez dziennikarzy dóbr osobistych jest dużo. Jeśli chodzi o pytanie dotyczące służby zdrowia muszę powiedzieć, że faktycznie kasy chorych żądają od zakładów opieki zdrowotnej coraz większej ilości danych. Do tej pory miały w tym wsparcie ze strony Ministerstwa Zdrowia, a reakcje resortu na moje wystąpienia były dziwne. Na przykład kiedy sygnalizowałam nieuprawnione żądania kas chorych do dołączenia do oferty składanej przy ubieganiu się przez zakład opieki zdrowotnej o podpisanie umowy wykazów pacjentów, czego nie było w żadnych przepisach, Ministerstwo Zdrowia natychmiast wydało przepis legalizujący tego typu praktykę. Ostatnio sygnalizowałam zupełnie niezrozumiałą dla mnie i nieuprawnioną praktykę. Otóż kasy chorych kontrolują zakłady opieki zdrowotnej - zgodnie z ustawą o ubezpieczeniach zdrowotnych mają do tego prawo - i kopiują dokumentację medyczną pacjentów. W ten sposób dokumentacja jest w zakładzie opieki zdrowotnej i w kasie chorych. Kasa ma prawo kontrolować zakład opieki zdrowotnej, w szczególności, jak wykonywane są świadczenia zdrowotne, natomiast ten fakt nie oznacza prawa do przenoszenia dokumentacji zdrowotnej do kasy chorych. Sygnalizowałam mój niepokój w związku z tą sprawą, z prośbą o wyjaśnienie do Urzędu Nadzoru Ubezpieczeń Zdrowotnych i o dziwo urząd podzielił stanowisko kas chorych, co więcej, nie informując mnie o tym rozesłał to stanowisko do wszystkich kas. Urząd dał kasom legitymację do takich działań, a ja w dalszym ciągu nie wiem, bo nikt mi na to pytanie nie odpowiedział, czy rzeczywiście dokumentacja medyczna każdego pacjenta zakładu opieki zdrowotnej jest potrzebna kasie chorych. Być może ktoś mi odpowie na to pytanie teraz, przy okazji reorganizacji urzędów, ja nie znajduję w ustawie o ubezpieczeniach zdrowotnych podstawy do takich działań. W sumie, poza wszystkim, jest to praktyka niebezpieczna, ponieważ dokumentację medyczną chroni tajemnica lekarska, a osobom zainteresowanym, czyli leczącym się jest wydawana „jak na lekarstwo”, często pacjenci spotykają się z odmową wydania kserokopii dokumentacji. Ten bardzo niepokojący stan trwał bardzo długo, nie było chociażby rozporządzenia dotyczącego dokumentacji lekarskiej.</u>
          <u xml:id="u-7.1" who="#GeneralnainspektorEwaKulesza">Kasy chorych traktują dokumentację jako zwykły dokument i przenoszą jej kserokopie do własnych zasobów, zjawisko to jest ciągle powszechne i odbywa się „z błogosławieństwem” Urzędu Nadzoru Ubezpieczeń Zdrowotnych. Jeżeli chodzi o pytania dotyczące wymiaru sprawiedliwości, rzeczywiście z mojego sprawozdania bije poczucie bezradności. Sprawy są załatwiane dwoma torami. Po pierwsze, jest prowadzone sprawozdanie administracyjne i wydawana decyzja administracyjna i to jest to, co mogę zrobić ja. Potem mogę jeszcze sprawdzić, czy i w jakim zakresie decyzja administracyjna została wykonana. Druga niezależna droga to zawiadomienie organów ścigania. Jak zauważył pan poseł, w bardzo niewielu przypadkach organy ścigania rzeczywiście uznały, że nasze zawiadomienie jest zasadne. Przyznam, że czasami to zawiadomienie miało na celu działanie prewencyjne, to znaczy, jeżeli sprawą zainteresuje się prokuratura, być może będzie to jakaś nauczka dla samego administratora zbiorów danych. Natomiast w niektórych przypadkach - przynajmniej dla mnie - naruszenia ustawy były tak rażące, że autentycznie chciałam - być może wynika to z mojego złego charakteru - żeby osoby odpowiedzialne za naruszenie przepisów stanęły przed sądem i zostały ukarane. Pozwolę sobie powołać się tu na przykład rażącego dla mnie naruszenia przepisów. Mianowicie było to w roku 2000, dziennikarze znaleźli na wysypisku śmieci wyroki sądowe, dowody w sprawach karnych, z dokładnym opisem, wskazanymi osobami, z sygnaturą spraw. Okazało się, że były to niezniszczone dokumenty archiwum jednego z sądów. W dodatku, co mnie szczególnie oburzyło, były to dowody w sprawach wyrzucone na śmietnik przez nieświadomą niczego sprzątaczkę, mimo, że komisja likwidacyjna potwierdziła, że zostały one zniszczone. Komisja likwidacyjna była złożona z sędziów, jej przewodniczącym był również sędzia. Wszyscy członkowie komisji potwierdzili na protokole zniszczenia, że zostały one zniszczone. Okazało się, że nie było tak do końca, mianowicie ponieważ nadeszła godzina 16, a po 16 nikt nie pracuje, wobec tego nie zniszczono tych dokumentów i przeniesiono je do pokoju sprzątaczek. Przyszła sprzątaczka i wyrzuciła je na śmietnik, po czym zostały znalezione tam przez dziennikarzy i zrobiła się afera. Dla mnie było to podwójne naruszenie, po pierwsze - ustawy o ochronie danych osobowych, a po drugie - przepisów o potwierdzeniu prawdy w dokumentacji urzędowej, ponieważ komisja poświadczyła nieprawdę. Prokuratura umorzyła postępowanie w sposób dziwaczny, w związku z niestwierdzeniem przestępstwa, chyba powinno się pokazywać uzasadnienie umorzenia tego postępowania studentom prawa. W ogóle nie ścigano przewodniczącego komisji likwidacyjnej i nie postawiono mu żadnego zarzutu. Nie można było postawić żadnego zarzutu również sprzątaczce, ponieważ prokuratura nie była w stanie dojść, która z dwóch sprzątaczek wyrzuciła dokumenty na śmietnik i wobec tego postępowanie umorzono. Przyznam szczerze, że w takich rażących sprawach „nie odpuszczam”, to znaczy piszę pismo do ministra sprawiedliwości z prośbą o podjęcie na nowo umorzonego postępowania.</u>
          <u xml:id="u-7.2" who="#GeneralnainspektorEwaKulesza">Bardzo często, choć nie zawsze, to działa, czasem prokurator krajowy odpisuje mi w imieniu prokuratora generalnego, że w ich ocenie czyn miał znikomą szkodliwość społeczną. Ale w bardzo wielu przypadkach pismo do prokuratora generalnego ministra sprawiedliwości działa i rzeczywiście postępowanie jest wznawiane. Mam wrażenie, że prokuratury „nie czują” tego zagadnienia, ono nie trafiło jeszcze do świadomości prokuratorów. Zdaję sobie sprawę z tego, że jeżeli mamy na przykład zabójstwo, jakiś napad, wymuszenie rozbójnicze, to w rozumieniu prokuratury jest to czyn bardziej zasługujący na uwagę aniżeli naruszenie ustawy o ochronie danych osobowych, niedopełnienie obowiązku informacyjnego czy nawet wyrzucenie dokumentów na śmietnik. Myślę, że być może z czasem ta postawa się zmieni. Z drugiej strony mam w ogóle takie wrażenie i mówię o tym z dużą przykrością, że w Polsce łatwiej jest uchwalić przepis prawa niż potem go egzekwować. Poczytuję sobie za swoją zasługę to, że staram się wdrożyć ustawę o ochronie danych osobowych, że ona trafia do świadomości, że staram się egzekwować od urzędów publicznych i prywatnych jej przestrzeganie. Niestety, jest bardzo dużo ustaw, które w ogóle nie są egzekwowane i tak nie powinno być. Żeby trafić do świadomości prokuratury i prokuratorów uczestniczę w różnego rodzaju szkoleniach. Biorę udział w spotkaniach z sędziami, prokuratorami, żeby po prostu wytłumaczyć im różne sprawy, ale jak mówiłam, ciągle są one traktowane bardzo marginalnie i stąd bierze się moje poczucie bezradności. We wnioskach końcowych sprawozdania za 2000 rok znalazł się postulat, żeby w odpowiedzi na tę sytuację odstąpić od tak bardzo surowych przepisów karnych w ustawie o ochronie danych osobowych i od ścigania z oskarżenia publicznego. Jak napisałam w sprawozdaniu, bardzo często osoby pokrzywdzone są bardzo uporczywe w dochodzeniu swoich praw. W postępowaniu administracyjnym wielokrotnie dostarczają nam nowych dowodów - prawdziwych lub fikcyjnych, to jest zupełnie inna sprawa - a jeżeli nie są usatysfakcjonowane, kierują sprawę do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Jeśli w tej samej sprawie zawiadomimy organy ścigania, stwierdzają, nie są zainteresowane, wycofują się, składają oświadczenia, że nie chcą być świadkami. Wobec tego może należy odwrócić sytuację - ktoś, kto czuje się pokrzywdzony i naprawdę chce ścigania, powinien sam złożyć wniosek w prokuraturze. Jest jeszcze druga sprawa, a mianowicie wydaje mi się, że przewidując karę pozbawienia wolności, która nigdy nie będzie stosowana, ustawodawca poszedł trochę za daleko. Sądzę, że lepszym instrumentem byłaby jednak możliwość wymierzania grzywien w postępowaniu administracyjnym, to chyba bardziej przemówi do przekonania administratorów danych aniżeli „mityczne” postępowanie karne, które zakończy się w taki lub inny sposób, a najczęściej zostanie umorzone. Do tej pory tylko jedna sprawa znalazła finał przed Sądem Najwyższym. Była ona bardzo ciekawa, ale zupełnie marginesowa Sąd Najwyższy wypowiedział się co do zakresu ochrony danych osobowych. Oznacza to, że spośród już kilkuset spraw kierowanych do prokuratury tylko jedna znalazła jakiś oddźwięk przed Sądem Najwyższym. Sprawy zakończone przed sądem stanowią kilka procent ogółu. Padło pytanie, czy polskie ustawodawstwo jest dobre, czy złe i jak ono wygląda na tle ustawodawstwa w innych państwach.</u>
          <u xml:id="u-7.3" who="#GeneralnainspektorEwaKulesza">Po pierwsze, polskie ustawodawstwo w tej materii jest stosunkowo nowe. Ustawodawstwo z zakresu ochrony danych osobowych funkcjonuje w państwach Europy Zachodniej od kilkudziesięciu lat. Pierwsza ustawa regulująca działania organów ochrony danych osobowych została przyjęta w Niemczech w 1971 roku, a więc to już ponad trzydzieści lat trafiania do świadomości, uczenia podmiotów sektora publicznego i prywatnego, jak mają się zachować, przestrzegać tych przepisów. W Polsce czas działania ustawy jest stosunkowo krótki, a wiadomo, że nowe instytucje prawne wchodzą u nas z dużymi oporami. Druga sprawa, o której mówili posłowie i o której ja wspominałam, to że organy państwa działają w tamtych krajach jednak inaczej aniżeli u nas. Zawsze powołuję się na przykład z Węgier, tam również ustawodawstwo z zakresu ochrony danych osobowych jest stosunkowo nowe, ustawa węgierska pochodzi z 1992 roku i była niedawno nowelizowana. Sprawozdanie rzecznika węgierskiego wydało mi się ciekawe, ponieważ jest to nowa instytucja prawna w państwie postkomunistycznym, w którym sektor publiczny i prywatny działa podobnie jak w Polsce. Korzystałam z tego sprawozdania w części, która dotyczyła działań rzecznika węgierskiego w stosunku do telefonii komórkowych. Tak jak w Polsce, również na Węgrzech telefonie stosowały praktykę kserowania dokumentów tożsamości. Tam wystarczyło stanowisko rzecznika węgierskiego, który sprzeciwił się tej praktyce, a telefonie i inne podmioty odstąpiły od niej. Oczywiście zdarzają się przypadki naruszenia prawa, wszyscy sobie zdają sprawę z tego, że takie rzeczy mogą się zdarzyć na zasadzie jednostkowej, ale nie jest to powszechna praktyka. Natomiast ja jako generalna inspektor również wyraziłam pogląd, że kserowanie dokumentów tożsamości jest nieadekwatne do celu zbierania danych potrzebnych do zawarcia umowy. W ten sposób administrator danych, na przykład przykładowa telefonia komórkowa lub jakikolwiek inny podmiot zbiera wszystkie informacje, które są zawarte w dowodzie osobistym, paszporcie. Telefonie praktykowały na przykład kserowanie książeczek inwalidzkich, książeczek zdrowia i innych, bo do podpisania umowy zawsze były potrzebne dwa dokumenty tożsamości. Mówiąc szczerze, nikt się tym stanowiskiem generalnego inspektora zbytnio nie przejął, to znaczy była reakcja, ale bardzo ostrożna. Po dwóch latach walk z tego typu praktyką, publikowania informacji na żółtych stronach „Rzeczypospolitej”, w Internecie, jakie jest stanowisko generalnego inspektora i uzasadnienia sprzeciwu wobec takiej praktyki, dwie sprawy trafiły do Naczelnego Sądu Administracyjnego. W jednej sprawie przeciwko telefonii NSA wydał orzeczenie, że można kserować dokumenty tożsamości, a przeciwko PZU, że nie można, w obydwu przypadkach powołując się na te same przepisy. W tym, mimo sprzeciwów, mimo decyzji podmioty sektora prywatnego niestety nie odstąpiły od tej praktyki. To chyba jest najlepszym wskaźnikiem słabości organów państwa w egzekwowaniu przepisów prawa. Na marginesie tej sprawy chciałam powiedzieć, że postępowanie przed NSA, które zakończyło się przyznaniem racji telefoniom komórkowym, było bardzo dziwne. Sprawa trafiła do NSA w lipcu, we wrześniu sąd w formie postanowienia oddalił wniosek strony, czyli telefonii o zawieszenie wykonania decyzji administracyjnej, bo przecież skarga do NSA nie wstrzymuje wykonania decyzji. My w decyzji nakazaliśmy usunięcie danych nieadekwatnych do celu, czyli zawarcia umowy. Po czym po trzech miesiącach, kiedy została wyznaczona inspekcja dla sprawdzenia, jak jest wykonywana decyzja, przyszło postanowienie NSA o reasumpcji postanowienia z września.</u>
          <u xml:id="u-7.4" who="#GeneralnainspektorEwaKulesza">Jest to bardzo ciekawa konstrukcja - reasumpcja postanowienia, które powinno już być wykonanie dwa miesiące wcześniej, ale fakt pozostaje faktem, telefonie komórkowe do tej pory kserują dokumenty. Na zakończenie chcę powiedzieć jeszcze jedno. Przyznam szczerze, że mój opór przeciwko kserowaniu dokumentów wzmocnił się nie po drugim orzeczeniu NSA, chociaż sąd potwierdził moje stanowisko, ale po skardze, która trafiła do mnie w styczniu bieżącego roku. Otóż osoba skarżąca zawierała umowę z telefonią komórkową i w formularzu wpisała dość niewyraźnie swoje nazwisko tak, że zostało ono źle odczytane przez ajentkę sprzedającą telefon i zawierającą umowę. Ta osoba, klient telefonii zorientował się, że nastąpił błąd, dopiero wtedy, kiedy dostał pierwszy rachunek za korzystanie z telefonu komórkowego i tam pojawiło źle napisane nazwisko. Prawie równocześnie z rachunkiem pojawiła się u niego oferta z firmy Riders Digest z tak samo źle napisanym nazwiskiem. Jako źródło informacji o jego danych osobowych firma podała firmę brytyjską działającą na terenie Wielkiej Brytanii. Teraz prowadzimy postępowanie, bo jest dla nas ciekawe, czy telefonia bądź ajent sprzedali dane klienta bezpośrednio do firmy Riders Digest, która z kolei błędnie informuje klienta, że źródłem jego danych osobowych jest firma brytyjska, czy te dane powędrowały do Riders Digest przez Wielką Brytanię. Ta druga ewentualność jest bardzo niepokojąca, gdyż jeżeli jakieś dane wędrują za granicę poza naszymi plecami, to tak do końca nie wiemy, co, może również na przykład kserokopie dokumentów tożsamości. Wystąpiłam do rzeczniczki brytyjskiej z prośbą o sprawdzenie tej firmy, danych i w ogóle danych o obywatelach polskich, teraz czekam na jej odpowiedź. Jak mówiłam, jest to sygnał niepokojący, on pokazuje, że dane klientów telefonii komórkowych, a także - być może - innych firm trafiają do innych podmiotów bez wiedzy i zgody klientów, a w dodatku ci klienci są źle informowani. Boję się tego, bo nie wiadomo, co może w rzeczywistości trafiać za granicę: „gołe dane”, czyli imię, nazwisko, adres, czy być może jeszcze jakieś kserokopie dokumentów, co byłoby bardzo niebezpieczne. Przepraszam za tak długie wystąpienie, o ochronie danych osobowych mogę mówić godzinami, ale naprawdę jest nam sygnalizowanych tyle trudnych spraw i mam to poczucie bezradności, ponieważ organy ścigania działają tak, a nie inaczej, sprawy są rozpatrywane bardzo długo. Jeśli sprawa trafia do NSA, także jest rozpatrywana bardzo długo, sprawa telefonii komórkowej była w NSA ponad dwa lata i przez ten czas decyzja nie była wykonywana.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-8">
          <u xml:id="u-8.0" who="#PosełZbigniewWasserman">Chciałem zapytać, czy nie byłoby właściwe wniesienie pewnej inicjatywy ustawodawczej. Kodeks postępowania karnego przewiduje pewne uprawnienia dla instytucji kontrolnej, jaką jest NIK. Czy nie byłoby właściwe znowelizowanie procedury i przyznanie generalnemu inspektorowi uprawnień w zakresie zaskarżania takich decyzji? Jest to środek o zupełnie innej skuteczności niż prośby do tego, kto podjął wadliwą decyzję o to, aby zechciał przychylić się do sugestii kogoś, kto wnosi o podjęcie na nowo postępowania. To jest rozwiązanie sprawdzone już w procedurze polskiej.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-9">
          <u xml:id="u-9.0" who="#GeneralnainspektorEwaKulesza">Ja już występowałam z takim wnioskiem przy poprzedniej nowelizacji przepisów, ale on nie został uwzględniony. Mam prośbę o zmianę art. 225 Kodeksu karnego, bowiem inspektorzy generalnego inspektora jako jedyni nie są chronieni przepisami w przypadku niedopuszczenia do wykonania kontroli. W art. 225 jest zapis o inspektorach ochrony środowiska i inspekcji pracy, natomiast ani przepisy Kodeksu wykroczeń, ani przepisy Kodeksu karnego nie chronią inspektorów ochrony danych osobowych w takich sytuacjach, o jakich mówiłam, kiedy różnymi metodami nie dopuszcza się do przeprowadzenia kontroli, dlatego zwróciłam się z prośbą o zmianę. Występowałam już z propozycją, o której mówił poseł Zbigniew Wasserman, jeżeli byłaby możliwość powrotu do tej sprawy, oczywiście napiszę odpowiednie pismo.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-10">
          <u xml:id="u-10.0" who="#PosełZbigniewWasserman">Czy znana jest argumentacja, która legła u podstaw niezrozumienia tej inicjatywy?</u>
        </div>
        <div xml:id="div-11">
          <u xml:id="u-11.0" who="#GeneralnainspektorEwaKulesza">W ogóle nie otrzymałam odpowiedzi.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-12">
          <u xml:id="u-12.0" who="#PosełZbigniewWasserman">Idąc dalej, ale z bardziej teoretycznego punktu widzenia, tego typu porównywalne organy dysponują również uprawnieniami do prowadzenia postępowań we własnym zakresie, nie tylko policja, UOP czy prokuratura mogą prowadzić postępowanie. Jak widzi pani taką możliwość, aby generalny inspektor w pewnym zakresie mógł prowadzić tego typu postępowania? Czy to jest w ogóle realne, porównywalne z tym, co jest na świecie? Z pani wypowiedzi wynika pewna bezradność. Natomiast są pewne instrumenty prawne, których się nie wykorzystuje, stąd moje pytanie.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-13">
          <u xml:id="u-13.0" who="#PosełTadeuszMaćkała">Osobiście obserwuję pewne zachowania prokuratorów różnego szczebla. Otóż występują do nich organy powołane do nadzoru przestrzegania prawa w jakiejś konkretnej dziedzinie nie posiadające samodzielnych uprawnień w zakresie procedury karnej, tak jak w przypadku pani instytucji. Prokuratorzy dokonują interpretacji przepisu, z którym na bieżąco w sensie materialnym nie wiele mają wspólnego i na ogół umarzają to postępowanie z uwagi na znikomą społeczną szkodliwość czynu. Chcę zapytać, czy wspomniane przez panią 95% umorzeń było właśnie z takiej podstawy prawnej?</u>
        </div>
        <div xml:id="div-14">
          <u xml:id="u-14.0" who="#PosełKrzysztofRutkowskiniez">Wprowadzona ustawa o ochronie danych osobowych z początku poważnie blokowała pracę policji. Powoływali się na nią urzędnicy, odmawiając szybkiego udzielenia informacji, od czego niejednokrotnie zależało bezpieczeństwo czy szybkość wykonania czynności policyjnych. Ci ludzie w wielu przypadkach do dziś nie są na tyle przeszkoleni, żeby wiedzieć, czy mogą udzielić szybko takiej informacji policjantowi, od czego, jak powiedziałem, niejednokrotnie zależy rozwój dalszego przebiegu sprawy prowadzonej na szczeblu operacyjnym. Nie zawsze postanowienie prokuratora jest tak szybkim elementem czynności policyjnych, aby można było ujawnić dane osoby podejrzanej, czy zamieszanej w jakieś przestępstwo i tu jest pierwszy problem - blokada. Wielu urzędników po prostu nie wie, tak jak pani powiedziała, czy może udzielić takiej informacji i „zasłania się” ustawą. Jak to usprawnić? Chodzi o bardzo ważny element pracy policji. Wielokrotnie również urzędniczki w informacji telefonicznej zasłaniają się ustawą o ochronie danych osobowych. Następna kwestia dotyczy samego zabezpieczenia informacji osobowych w różnych dziedzinach, które nas dotyczą, czy to jest służba zdrowia, czy inne instytucje, które posiadają nasze dane. Te dane niejednokrotnie giną, ponieważ giną całe komputery z danymi osobowymi. Jakie konsekwencje prawne są wyciągane w stosunku do osób, które dysponują danymi? W zasadzie mamy do czynienia z kradzieżą. To również jest bardzo ważny element ochrony danych osobowych, które dostają się w ręce osób niepowołanych.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-15">
          <u xml:id="u-15.0" who="#GeneralnainspektorEwaKulesza">Jeżeli chodzi o kwestię blokowania dostępu do danych osobowych policji, bardzo często przyczyną takiego postępowania były źle skonstruowane przepisy prawa. Niestety, jest pewną praktyką naszego ustawodawcy, że umieszcza zamknięte katalogi podmiotów uprawnionych do korzystania z określonych informacji i nie wszystkie podmioty są w takim katalogu wymienione. Wtedy, nie znajdując w katalogu określonego podmiotu, na przykład policji, urzędnicy odmawiają dostępu do danych. W ostatnim sprawozdaniu zwróciłam uwagę na źle skonstruowany art. 50 ustawy o powszechnym ubezpieczeniu społecznym, w którym wymienione są podmioty, ale katalog nie zawiera tak ważnego podmiotu jak ośrodek pomocy społecznej, który powinien mieć informacje z ZUS. To wszystko sprawia, że dostęp do informacji jest blokowany. Wydaje mi się, że w tej chwili policja już nie ma takich problemów, dlatego że przeprowadziliśmy szeroko zakrojoną kampanię informacyjną, wskazując na niezbędność dostępu do informacji. Jeżeli są jakieś problemy, to dotyczą one tylko formy, w jakiej policja ma się zwrócić o informację. To jest biurokratyczna bariera, która często staje na przeszkodzie uzyskania informacji odpowiednio szybko. Jednak w przepisach, co jak mi się wydaje jest także pewnym wynikiem ponoszenia świadomości, jak to powinno działać, coraz częściej jest zapis o bezpośrednim dostępie do informacji za pomocą systemów teleinformatycznych. Na pewno to ułatwia pracę policji. Natomiast jeśli chodzi o policję, mam zupełnie inny rodzaj problemów, a mianowicie to policja odmawia udzielenia informacji. Ostatnia lawina pytań i skarg, które do mnie wpłynęły dotyczyła kategorycznej odmowy policji udzielenia informacji o uczestnikach „zdarzenia na drodze”. Tak to się nazywa w ustawie - Prawo o ruchu drogowym, gdzie przepis stanowi wprost, że te informacje powinny być udostępniane wszystkim uczestnikom zdarzenia. Policja zasłania się ustawą o ochronie danych osobowych. Sprawa była przedmiotem wystąpienia do obecnego ministra spraw wewnętrznych, poprzedniego i obecnego komendanta głównego Policji, ta interpretacja nie jest w stanie „spłynąć w dół” dostatecznie skutecznie, żeby uczestnik wypadku drogowego mógł się dowiedzieć o tym, kto był na przykład jego sprawcą.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-16">
          <u xml:id="u-16.0" who="#PosełKrzysztofRutkowskiniez">Tu nie ma spójności pomiędzy ministerstwem sprawiedliwości i ministerstwem spraw wewnętrznych, jak również inspektorem ochrony danych osobowych, w takim stopniu, aby ludzie posiadający wiedzę mogli pomóc policji, czy też poszkodowanemu w wypadku, który potrzebuje świadków. To brak doinformowania wielu osób, które ciągle zasłaniają się ustawą. W tym momencie musimy się zastanowić, na ile ta ustawa jest dla nas przydatna. Organy ścigania i wymiar sprawiedliwości nie są w stanie zagwarantować nam prawidłowej egzekucji prawa wobec tych, którzy w jakikolwiek sposób je złamią - udzielą informacji, czy jak niektórzy dziennikarze, o czym mówiliśmy, opublikują nazwiska, i praktycznie nie ponoszą żadnych konsekwencji, a jednocześnie zasłaniają się wciąż tą ustawą. Wobec tego zastanówmy się - na ile ta ustawa jest dla nas wszystkich przydatna.</u>
          <u xml:id="u-16.1" who="#PosełKrzysztofRutkowskiniez">Mówimy tu o pewnych nieprawidłowościach, patologiach, które może są nadmiernie nagłaśniane, ale ja bym nie postawiła pytania, na ile ta ustawa jest przydatna lub nie. Ona jest przydatna i w 80% przypadków rzeczywiście się sprawdza - dobrze zabezpiecza się systemy informatyczne, dane są dobrze chronione. Natomiast cały problem polega na tym, żeby uświadomić, w sumie już nielicznym, że ustawa o ochronie danych osobowych nie oznacza totalnej blokady informacji. Wzorowana na dyrektywie europejskiej ustawa oznacza tylko ucywilizowanie przepływu informacji, przyznanie pewnych uprawnień osobom, których dane dotyczą, przede wszystkim do kontroli, jak są zabezpieczone i z jakiego źródła pozyskiwane, komu udostępniane. Sądzę jednak, że jeśli chodzi o funkcjonowanie instytucji publicznych i prywatnych, jest coraz lepiej. To nie jest ten pierwszy okres, kiedy wydziały urzędu wojewódzkiego w Białymstoku pytały mnie, czy mogą przekazywać między sobą informacje w prowadzonej przez siebie sprawie administracyjnej. Takie pytania były na początku, potem pytano, czy w ogóle jakiekolwiek informacje mogą być udostępniane komukolwiek, w tej chwili mamy już opracowane pewne procedury. Natomiast na pewno, tak jak przy każdym przepisie, będą zdarzać się nadużycia. To tak, jakby mieć pretensje, że obowiązuje Kodeks karny, a ciągle zdarzają się zabójstwa. Jest ustawa o ochronie danych osobowych, nadużywa się jej, i zadaniem mediów, bo z ich pomocy korzystam, mimo wielu zastrzeżeń wobec nich, ale także generalnego inspektora, jest po prostu przekazanie pewnej filozofii ustawy, udrożnienie dróg informacyjnych i doprowadzenie do lepszego funkcjonowania tych instytucji, które jeszcze ustawy nie przestrzegają. Tu padło pytanie, jaka jest polska ustawa o ochronie danych osobowych na tle ustawodawstwa innych krajów. Nie miejmy pretensji o to, że wchodzi ona w życie z takim trudem, jest zupełnie „nowa”, a jak już mówiłam, w innych państwach zachodnich takie ustawodawstwo funkcjonuje od kilkudziesięciu lat. Natomiast sama ustawa jest dość dobrze skonstruowana, są jeszcze pewne zastrzeżenia co do niektórych jej przepisów, ale one wynikają z już nabytych doświadczeń. W momencie, kiedy ją pisano, w gruncie rzeczy nie było żadnych doświadczeń, a jedynie pewna ogólna znajomość pewnej idei wyrażonej w konwencji nr 108 przez Radę Europy i w dyrektywie z 1995 roku przez Unię Europejską. Nie wiadomo było, jak przełożyć tę ideę na język prawny w polskim ustawodawstwie. To, co stworzono - ustawa o ochronie danych osobowych, w sposób zupełnie niezły przeniosła tę ideę na grunt prawodawstwa. Zastrzeżenia do ustawy wynikają z niedopracowania jej przepisów. Jest art. 29, do tej pory trudny do zinterpretowania, dotyczy on udostępniania danych osobowych, ustawodawca użył sformułowań „w celu włączenia do zbioru” i „nie w celu włączenia do zbioru”, ten przepis jest nieczytelny i powinien zostać zmieniony. Niedopracowane są przepisy dotyczące rejestracji zbiorów danych, w tym zakresie zgłosiła zastrzeżenia Komisja Europejska, z tego względu, że ustawodawca nie rozróżnił w procesie rejestracji dwóch kategorii zbiorów danych.</u>
          <u xml:id="u-16.2" who="#PosełKrzysztofRutkowskiniez">Nie uwarunkował rejestracji decyzją generalnego inspektora zezwalającą na przetwarzanie danych, czyli ich wykorzystywanie, jeżeli chodzi o dane szczególnie chronione. Polski ustawodawca zrównał wszystkie zbiory danych osobowych, zastosował ten wobec nich tę samą procedurę rejestracyjną. W tej chwili Komisja Europejska ma do nas pretensje, bo jeżeli chodzi o dane szczególnie chronione, dotyczące na przykład stanu zdrowia, powinno się dopuszczać do ich zbierania dopiero decyzją generalnego inspektora. Nie może być tak, że samo zgłoszenie zbioru uprawnia do zbierania tych danych. Są do ustawy pewne zastrzeżenia, one wynikają z nabytego doświadczenia, praktyki. Także z praktyki, z pewnej niedoskonałości funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości wynika mój postulat złagodzenia przepisów karnych i przeniesienia wniosku z oskarżenia publicznego na rzecz osoby, która czuje się pokrzywdzona. Być może wtedy tych spraw będzie mniej, może te osoby same będą bardziej dbać o to, żeby były prowadzone postępowania. Jeżeli chodzi o podstawy umorzeń, to w 50% podstawą jest znikoma społeczna szkodliwość czynu. Tego przepisu się nadużywa, co jest to o tyle rażące, że chodzi o zapisane w konstytucji prawo do ochrony danych osobowych. Odmowa wszczęcia postępowania lub jego umarzanie z taką łatwością ze względu na znikomą społeczną szkodliwość czynu jest po prostu rażące. W połowie spraw prokuratorzy w ogóle nie widzą naruszenia przepisów prawa, ale jeśli ścigają nie te osoby, to nic dziwnego, że łatwo nie znaleźć podstaw do postępowania karnego.</u>
        </div>
        <div xml:id="div-17">
          <u xml:id="u-17.0" who="#PosełGrzegorzKurczuk">Dziękuję pani inspektor za ciekawą wypowiedź. Widzę, że już nikt nie zgłasza się do dyskusji. Oba tomy sprawozdań są obszerne, problemów, nawet poruszanych w dzisiejszej dyskusji jest wiele. Myślę, że pewne kwestie zostaną podniesione ze strony klubów, czy posłanek i posłów w czasie dyskusji nad sprawozdaniem. W porozumieniu z kolegami z prezydiów Komisji pozwolę sobie zaproponować dwuzdaniowe stanowisko połączonych Komisji, brzmiałoby ono mniej więcej w ten sposób: „Marszałek Sejmu po zasięgnięciu opinii Prezydium Sejmu skierował powyższe sprawozdania do Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych oraz Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka. Komisje po rozpatrzeniu tych sprawozdań na posiedzeniu w dniu 2 kwietnia oraz przeprowadzonej dyskusji wnoszą o przyjęcie sprawozdań z druków nr 54 i 322”. Nikt w dyskusji nie podważał sprawozdań, przeciwnie, pewne ich elementy zostały podtrzymane, rozumiem, że możemy je przyjąć. Jeśli nie usłyszę sprzeciwu, uznam, że połączone Komisje przyjęły to stanowisko. Nie ma sprzeciwu. Sprawozdania zostały przyjęte. Pozostaje kwestia sprawozdawcy. Proponuję własną kandydaturę w zastępstwie nieobecnego posła Bohdana Kopczyńskiego, który się tym zajmuje. Nie ma sprzeciwu, rozumiem, że moja kandydatura została przyjęta. Wyczerpaliśmy porządek obrad, zamykam posiedzenie Komisji.</u>
        </div>
      </body>
    </text>
  </TEI>
</teiCorpus>